Miłosierdzie gminy
Wstęp
Stary nędzarz zostaje „wystawiony” na licytację. Ten kto przyjmie schorowanego człowieka zdoła na tym zarobić. Zanim to nastąpi czytelnika czeka spektakl pełen brutalności, zakłamania i obłudy - nazywany przez bohaterów „miłosierdziem”. Właściwie wydaje się, że wszyscy tu dobrze się bawią... no może oprócz głównego bohatera, który, jak stwierdza Alina Brodzka przystał na rolę clowna w okrutnym widowisku.
Miłosierdzie gminy - plan wydarzeń
1. Mieszkańcy Hottingen gromadzą się pod gmachem kancelarii. Przedstawienie postaci.
2. Przybycie radcy Storcha.
3. W gmachu kancelarii. Podział mieszkańców na „interesownych” i „ciekawych”.
4. Oczekiwanie na licytację. Przedstawienie sposobu myślenia mieszkańców gminy.
5. Przemówienie radcy Storcha. Fałszywe miłosierdzie.
6. Zasady licytacji. Gmina dopłaca pewna sumę pieniędzy osobie, która zgodzi się przyjąć do swojego gospodarstwa starego lub niedołężnego człowieka.
7. Pierwszy kandydat - Kuntz Wunderli.
8. Prezentacja: Kuntza.
- Kuntz próbuje pokazać się z jak najlepszej strony.
- Mieszkańcy demonstrują swoją odrazę i pogardę wobec starca.
- Kolejne, żenujące pytania mieszkańców: o wiek, stan uzębienie, sprawność rąk i nóg.
- Kuntz próbuje przejść kilka kroków. Chory starzec wystawiony na pośmiewisko.
- Kuntz zauważa swojego syna. Możliwość mieszkania wśród bliskich.
9. Licytacja.
- Pierwsza oferta - 200 franków.
- Fałszywe oskarżenia wysuwane wobec Kuntza.
- Kolejne oferty. Warunek przeżycia zimy w swoim ubraniu.
- Syn Kuntza włącza się do licytacji. Wnuk rozpoznaje dziadka.
- Syn starca zostaje przelicytowany. Odchodzi z gmachu kancelarii.
- Mieszkańcy odkrywają, że rzeczy, które ma na sobie Kuntz nie należą do niego.
- Kpiny zgromadzonych mieszkańców. Ecce homo.
- Na licytację przybywa Probst.
- Probst żąda najniższej dopłaty za przyjęcie Kuntza.
- Kuntz przywiązany do wózka mleczarskiego Probsta obok jego psa. Krańcowe upokorzenie
Wunderlego.
Miłosierdzie gminy - streszczenie
Zegar gminy lada moment pokaże godzinę dziewiątą. Gromadka ludzi czeka przed kancelarią na przybycie radcy Storcha. Widzą już jego filcowy kapelusz i laskę ze srebrną gałką. Obserwują, jak rozmawia z sędzią przy kawiarni Gehra. Ludzie, wciąż czekając, nawiązują rozmowy, pozdrawiają się wzajemnie. Jedni wchodzą wprost do kancelarii, inni siadają na słupkach przed nowym budynkiem i podziwiają go. Jest to szary, prosty, niemal kwadratowy gmach ma na płaskim dachu niską, żelazną balustradę o złoconych gałkach, a na fasadzie cztery pilastry i pamiątkową tablicę z napisem. Napis ten; błyszczący wesoło złoceniem swych liter, przyciąga oczy ludzkie. Każdy prawie z przybyłych podnosi głowę i odczytuje go z powagą . Każdy z mieszkańców jest dumny z kancelarii, ponieważ ofiarował jakąś sumę na jej budowę, a dom stanowi wspólną własność mieszkańców i gminy. Uwagę przyciąga też zegar.
Nikt się zbytnio nie śpieszy. Każdy czuje się tu dobrze, dlatego przyszedł w stroju, w jakim pracuje: rzeźnik Wallauer przyszedł w różowym dymkowym kaftanie, Jan Blanc, rymarz z Hösehli, w zielonym kitajkowym fartuchu, spiętymi na mosiężną haftkę z łańcuszkiem; wielu mimo rannego chłodu stawiło się na zebranie w kamizelkach tylko; wdowa Knaus, jak szła z targu, tak wstąpiła z koszykiem ogrodowizny i z nową szczotką pod pachą. A cóż? Wszak tu wszyscy swoi. Gdy zegar wieży Nowego Münsteru wybija trzy kwadranse, pojawia się radca razem ze swoim psem, seterem. Za radcą do kancelarii wchodzą czekające gromadki ludzi.
Od początku dzielą się na dwie grupy: zainteresowanych - tłoczących się przy żółtych drewnianych balaskach oddzielających część urzędową od nieurzędowej oraz ciekawych, którzy zajmują miejsce na ławkach rozmieszczonych dookoła sali. Taki podział nie jest jednak ostateczny, każdy może się namyślić i zabrać głos. Ważniejsi zawsze są „zainteresowani”, choć zazwyczaj jest ich mniej.
Obecni są: powroźnik Sprüngli, który się niedawno z wdową ożenił i warsztat chciał rozwinąć; jest Kägi Tobiasz, właściciel piwiarni "Pod Zieloną Różą"; jest piekarz Lorche; jest oberżysta z Mainau; jest Dödöli, właściciel winnic; jest Wetlinger Ürban, słodownik; jest Tödi Mayer, ślusarz; jest kotlarz Kissling; jest ogrodnik Dörfli, jest stolarz Leu Peter i kilku innych jeszcze . Każdy z nich potrzebuje pomocy przy codziennej pracy i każdy ma świadomość, że tu mogą zdobyć najtańszą siłę roboczą. Do owej grupy dołączyła jeszcze wdowa Knaus. Od czasu, gdy jej syn się ożenił potrzebuje pomocy; chętnie „z dobrego serca” wzięłaby do siebie jakiegoś biedaka, ale przecież „niedołęgi” za darmo w domu trzymać nie będzie, a zresztą nie na darmo gmina ma fundusze przeznaczone na pomoc ubogim.
Brakuje oczekiwanego przez wszystkich Probsta. W końcu radca - młody jeszcze, okazały szatyn z niewielką łysiną, mięsistą twarzą, rudawym wąsem, otwartym, jasnym spojrzeniem -jest gotowy do rozpoczęcia posiedzenia sekcji dobroczynności. Rozpoczyna licytację płomiennym przemówieniem, wychwalającym opiekuńczość ustaw gminy wynikającą z niezwykłego miłosierdzia jej mieszkańców. Jest to powód do chluby, bowiem często niesprawiedliwe, krzywdzące prawo w tej właśnie gminie zostało zastąpione przez miłosierdzie, które wyraża się w przygarnianiu nędzarzy, opuszczonych i dawaniu im szansy na lepsze życie.
Radca kończy swoje przemówienie słowami: - Tak jest, moi panowie! piękne nasze ustawy wygnały z ziemi naszej żebraninę, a wprowadziły do niej miłosierdzie. Nie ma już opuszczonych! Nie ma już nędzarzy! Gmina jest ich matką, gmina jest ich żywicielką. Oto jest starzec niezdolny do pracy. Kto z panów chce go wziąć do siebie? Niejedną posługę mieć można jeszcze z niego. Gmina nie wymaga, by jej członkowie czynili to darmo. Gmina gotową jest, podług ustaw swoich, przyczynić się do utrzymania tego starca . Potem nakazuje woźnemu wprowadzić kandydata, przebywającego do tej pory w małym, ciasnym pomieszczeniu służącym niegdyś za kozę. Zebranym ukazuje się postać dobrze znanego, starego tragarza Kuntza Wunderli. Pojawienie się mężczyzny wywołuje falę niezadowolenia, ponieważ jego kiepski wygląd zdaje się sugerować, że z tego człowieka nie będzie już pożytku. Kuntz jest niesamowicie wychudły, z trzęsącą się głową, zgiętymi ku przodowi kolanami, grzbietem zgiętym w pół, drżącymi, zgrabiałymi rękami kurczowo trzymającymi się uchwytów, by nogom pomóc stawiać kroki.
Kandydat jest bardzo wzruszony. Ponieważ nie wie, kto zostanie jego panem chce zachęcić wszystkich do licytacji. Chociaż jego oczy są stroskane, próbuje im nadać filuterny wygląd; chce pokazać, że jeszcze do czegoś się nadaje, nie stracił wszystkich sił, nie będzie darmo jadł chleba. Mimo tych wysiłków głowa trzęsie mu się coraz mocniej, ręce szukają podpory, a oczy zachodzą łzami; ale na twarzy wciąż pozostaje uśmiech. Zaczyna przekonywać do siebie przypatrujących mu się ludzi. Rzeczywiście wygląda nienajgorzej z ogoloną twarzą (dzięki brzytwie woźnego), w pożyczonym od woźnego kubraku i niebieskiej chustce. Co prawda będzie musiał oddać te przedmioty zaraz po licytacji, ale przecież gminie zależy na tym, aby kandydat zrobił jak najlepsze wrażenie, w przeciwnym razie mógłby nie znaleźć się „amator” na przyjęcie pod swój dach kogoś takiego.
Zaczyna się dyskusja. Kissling zwraca uwagę, że stary ledwo się trzyma. Tödi Mayer pyta Kuntza ile ma lat. Wunderli odpowiada szybko, że ma siedemdziesiąt cztery, dobrze wiedząc, że skończył już osiemdziesiąt dwa. Oberżysta nakazuje pokazać mu zęby, co wywołuje śmiech publiczności - te akurat ma zdrowe. Następnie każą mu machać pięścią; podczas tego ruchu słychać trzask stawów. W końcu, zwracając uwagę, że największym jego problemem są chore nogi polecają mu maszerować; wszystkich bawi ogromny wysiłek staruszka. Pomimo usilnych prób, nogi odmawiają posłuszeństwa, co wywołuje jeszcze większe salwy śmiechu wśród zgromadzonych; nawet siedzący w ławkach podeszli do balasek i śmieją się do rozpuku. Kuntz stara się bardzo, patrzy przed siebie i nagle w końcu sali dostrzega twarz syna, patrzy na swe dziecko jak urzeczony. To niespodziewane spotkanie zawstydza go jeszcze bardziej. Nie chce, by syn brał udział w licytacji. Zaczyna się trząść niczym liść na wietrze. Dobrze, że woźny pcha go i podtrzymuje jednocześnie. W końcu Wunderli zbiera się w sobie i staje na poprzednim miejscu; tu wygląda najbardziej korzystnie. Myśli Kuntza krążą wokół syna - przeraża go trochę zła synowa, ale umarłby wśród swoich i codziennie widziałby wnuki… W tej samej chwili zebrani dyskutują o jego wartości.
Radca wyczekuje na dobry moment i zaczyna licytację. Zachwala, że staruszek posłuży przy lżejszych pracach. Pierwszy zgłasza się powroźnik Sprüngli, żądając dopłaty dwustu franków. Jednak to zbyt wygórowane żądanie. Znów wywiązuje się krótka dyskusja na temat wad i zalet kandydata. W trakcie rozmowy oberżysta przywołuje nazwisko Probsta. Jest on znany w gminie z okrutnego traktowania pracowników. Kissling i Lorche zaczynają rozmawiać o Hänzlim- człowieku, którego Probst „wygrał” na licytacji.
Starzec powiesił się po kilku miesiącach pracy - prawdopodobnie z powodu upokorzeń, jakich doznał w domu gospodarza. Zebranie toczy się dalej. Po dłuższym namyśle sumę stu osiemdziesięciu pięciu franków proponuje piekarz Lorche, ale stawia warunek, że przynajmniej przez najbliższą zimę staruszek ma chodzić w swoim ubraniu. Propozycja ta przeraziła Kuntza, który posiada jedynie łataną, płócienną bluzę. Cenę przebija o pięć franków właściciel winnicy, podtrzymując warunek poprzednika. O następne pięć obniża Mayer pilnie potrzebujący parobka. Wtem z kąta pada suma stu sześćdziesięciu franków. Taka stawka wywołuje zdziwienie i zaciekawienie obecnych. Zebrani na licytacji zastanawiają się, kto ją zaproponował. Okazuje się, że do pierwszego rzędu przeciska się syn kandydata wraz z wnuczkiem starego. W Wunderlim strach miesza się z nadzieją. Wszyscy rozumieją zachowanie syna - za darmo nie stać go na utrzymanie ojca, ale z pomocą gminy z pewnością będzie mu łatwiej.
Po dłuższej chwili ciszy radca zaczyna kończyć licytację, gdy sumę zaproponowana przez syna przebija Mayer. Syn powoli cofa się z pierwszego rzędu, ale wnuczek spostrzega Kuntza i woła go. Syn zniża swoje żądanie do stu pięćdziesięciu franków. Ale Mayer nie ustępuje, proponując cenę niższą o kolejną piątkę. Usłyszawszy to, syn rezygnuje. Zasmucony jest i stary i - co dziwne - Mayer. Próbując jeszcze jakoś się wybronić pyta, czy jopa też należy do staruszka. Ten nie słyszy, o co go pytają, wpatrzony jest w oddalających się syna i wnuczka. Zaciska z całej siły powieki, coś mu żre oczy; słonego coś, gorzkiego.... W końcu usłyszał. Pokazuje wzrokiem na kąt, w którym stoi woźny. Oburzenie udziela się wszystkim. Każą mu ściągać kubrak. Czynność ta przerasta staruszka, potrzebuje pomocy woźnego, który wyzywa go ze złością. Kuntz niezdarnie próbuje rozwiązać chustkę. Fakt, iż nie należy ona do mężczyzny jeszcze bardziej rozsierdza Mayera.
Wunderli stoi przed gminą zawstydzony, zgnębiony, odarty z uroku. Szyja jego wydaje się tak cienka, że znów wzbudza powszechny śmiech. - Ecce homo! - odzywa się kotlarz Kissling, który ma brata dozorcę w kantonalnej bibliotece i darmo czytuje książki.Szeroki wybuch śmiechu przyjmuje to porównanie. Większość mniema, iż jest to przymówka do szczytu wznoszącego się poza Mythenami, Dużym i Małym, który się "Esse liomo" zowie, w przeciwieństwie do sękatego Pilatusa; w zgromadzeniu są tacy, którzy górę tę widzieli z bliska: Stary nie ma wprawdzie żadnego podobieństwa do jakiegokolwiek szczytu, ale jest to tym śmieszniejsze! W końcu Mayer cofa słowo, nie zważając na protest radcy argumentuje, że woźny nie przybił jeszcze, więc transakcja nie uprawomocniła się.
Urzędnik próbował udobruchać Mayera, ale w tej chwili tryumfalnie wszedł oczekiwany przez wszystkich Probst. Spóźnienie tłumaczy tym, że zachorował jego parobek, w związku z czym sam musiał rozwieźć mleko. Zza okna odzywa się pies zaprzężony do wózka pełnego blaszanek z mlekiem. Probst budzi uznanie zgromadzonych. Obejrzawszy kandydata podaje swoją cenę: sto dwadzieścia pięć franków. Zapada cisza. Radca jest zachwycony, upewniwszy się, że nikt nie przebije tej ceny sprzedaje Kuntza Probstowi.
Chwilę później Wunderli stoi obok psa u dyszla mleczarskiego wózka, trzęsąc głową i drżącymi rękami próbując przełożyć przez siebie parcianą szleję.
Miłosierdzie gminy - opracowanie
Czas i miejsce akcji
Akcja utworu rozgrywa się gminie Hottingen w Szwajcarii. Licytacje odbywają się w nowym, luksusowym budynku kancelarii. Akcja rozgrywa się w II połowie XIX wieku, a więc w czasach współczesnych autorce.
Miłosierdzie gminy - znaczenie tytułu
Tytułowe miłosierdzie gminy w kontekście całego utworu nabiera ironicznego znaczenia. Wielokrotnie pojawia się w ustach mieszkańców. Wdowa Knaus przywołuje boskie miłosierdzie, gdy rozmyśla o pieniądzach, jakie można zarobić na przyjmowaniu starców. Radca w swojej mowie nazywa ustawy wprowadzone w mieście wyrazem chrześcijańskiego miłosierdzia, wzburzony Tödi Mayer, kiedy odkrywa oszustwo podczas licytacji wykrzykuje: -Człowiek ma miłosierdzie (...) bierze sobie za marny grosz taki ciężar na kark, ale chce żeby interes rzetelnie był robiony.
Miłosierdziem mieszkańcy nazywają swoje okrucieństwo, upokarzanie osób starych i schorowanych, handel ludźmi, traktowanymi jak tania siła robocza. Haniebne czyny, ubrane w piękne słowa, mają wydać się mniej odrażające. Działaniami bohaterów kieruje jedynie chęć zysku, choć może niektórzy nadal wmawiają sobie rzekome „miłosierdzie”. Pieniądz stanowi tu wartość nadrzędną. Radca Storch, oburzony zbyt wysoką, jego zdaniem, stawką, jaką miałaby dopłacić gmina, mówi: Miłosierdzie, moi panowie, jest dla niej rzeczą świętą, ale i w miłosierdziu miarę zachować należy. W kontekście bezmyślnej brutalności mieszkańców gminy tytuł zamienia się w szyderstwo.
Bohaterowie
Radca Storch
Młody, przystojny, wykształcony i bogaty człowiek. Twarz ma mięsistą, okrągłą, wąs rudawy, spojrzenie otwarte, jasne. Prawnik, pracujący na stanowisku urzędnika w gminie Hottingen. Biegły w sztuce krasomówstwa. Niezmiernie lubi być w centrum zainteresowania, zależy mu na podziwie słuchaczy. Mówi o miłosierdziu i poszanowaniu dla starszych, ubogich i niedołężnych osób, ale na pustych słowach poprzestaje. W rzeczywistości jest hipokrytą. Podczas licytacji stawia sobie jeden cel: maksymalne obniżenie kwoty dopłaty, jaką przekaże gmina zwycięzcy licytacji.
Kuntz Wunderli
Osiemdziesięciodwuletni, schorowany starzec, który całe życie przepracował, jako tragarz. Ma syna i wnuki, jednak rodziny nie stać na jego utrzymanie. Jest niski, zgarbiony, niedowidzi, prawie unieruchomiony przez reumatyzm - jego ciało jest całkowicie wyniszczone przez chorobę i nędzę. Zdaje sobie sprawę ze swojego położenia i stara się pokazać z jak najlepszej strony. Skromny, pracowity i uczciwy - od gospodarzy, którzy go przyjmą nie chce nic za darmo. Pragnie podjąć każdą pracę, jeśli tylko nie będzie przekraczała jego możliwości. Kuntz liczy na odrobinę współczucia, a nikłą nadzieję budzi w nim pojawienie się syna. Ten jednak zostaje przelicytowany, a ze strony mieszkańców gminy bohater spotyka się tylko z upokorzeniem i okrucieństwem. Obrzucony kpinami i drwinami trafia w ręce bezlitosnego Probsta, który zaprzęga go do wózka mleczarskiego, obok wielkiego psa.
Woźny
Przed licytacją przygotowuje „kandydata”. Pożycza Kuntzowi swoją apaszkę, żeby poprawić jego prezentację. Jednak, kiedy oszustwo ten wychodzi na jaw. jest zły na siebie, a gniew wyładowuje na Wunderlim. Obrzuca go wyzwiskami, szarpie i na wszelkie sposoby okazuje swoją wzgardę.
Hänzli
Probst wygrał go na jednej z licytacji w gminie. Po trzech miesiącach Hanzli powiesił się, gdyż nie mógł wytrzymać upokarzających warunków i nieludzko ciężkiej pracy u mleczarza.
Mieszkańcy obecni na licytacji
Tödi Mayer
Jest ślusarzem. Bierze czynny udział w licytacji. Proponuje niższą stawkę niż syn Kuntza, odbierając w ten sposób starcowi możliwość mieszkania z rodziną. Bardzo potrzebuje parobka, ale robi to też ze względu na czystą chęć zwycięstwa. To on podsuwa kolejne pomysły na sprawdzenie kandydata: pyta go o wiek i każe maszerować, by sprawdzić sprawność nóg. Kiedy odkrywa, że ubrania które ma na sobie „kandydat” nie należą do niego, awanturuje się, próbując wycofać się z licytacji lub wyłudzić od gminy jak największą sumę pieniędzy. Jego zachłanność sprawia, że przegrywa z Probstem, który wzbudza w nim strach i respekt.
Sprüngli
Powroźnik, który prowadzi własny warsztat. Niedawno ożenił się z pewną wdową. Rozpoczyna licytację jednak szybko zostaje z niej wyłączony.
oberżysta z Mainau
Bierze znikomy udział w licytacji. Ma jednak okrutne pomysły i traktuje Kuntza jak zwierzę wystawione na sprzedaż, m.in. chce zobaczyć stan jego uzębienia.
Wdowa Knaus
Na licytację przyszła z ciekawości. Autorka zobrazowała jej sposób myślenia, który można uznać za charakterystyczny dla innych mieszkańców gminy. W pierwszym momencie wydawać się może, że wdowa ma rzeczywiście miłosierne serce. Jednak po chwili widać, że zależy jej wyłącznie na dopłacie, którą może otrzymać, a z przyjętego człowieka zamierza „wycisnąć” maksymalną ilość pracy. Przywołuje wspomnienie takich sytuacji, w której starcy zmarli, zanim gospodarz zdążył wydać wszystkie przekazane dla nich fundusze. Taki obrót sprawy wydaje się wdowie świetnym interesem.
Probst
Jest mleczarzem. Znany z okrucieństwa i nieludzkiego traktowania ludzi „wygranych” na licytacji. Mieszkańcy gminy wiedzą, że jeden z jego pracowników Hänzli popełnił samobójstwo, prawdopodobnie ze względu na warunki, w jakich przyszło mu żyć u Probsta. U obecnych na licytacji ten tęgi, silny mężczyzna, o ponurym i zuchwałym spojrzeniu budzi respekt. Uważają go za swego rodzaju znawcę w sprawach oceny licytowanych starców. Tylko on potrafi zmusić nędzarzy do nieludzkiej pracy. Probst wie, że nazywany jest „katem”, ale zupełnie nie liczy się z tym faktem. Najważniejsza jest zimna kalkulacja zysków. Probst nakazuje Kuntzowi założyć uprząż, z którą, wraz z jego psem, będzie ciągnął mleczarski wózek.
Syn Kuntza Wunderlego
Na licytację przybywa wraz z synem. Ma żonę i gromadkę dzieci. Ciężko pracuje, a i to starcza jedynie, by uniknąć skrajnej nędzy i głodu. Znacząco obniża proponowaną stawkę, jednak zostaje przelicytowany. Zrezygnowany odchodzi z gmachu kancelarii.
I inni: Kägi Tobiasz - właściciel piwiarni „Pod Zieloną Różą”, piekarz Lorche, Dödöli - właściciel winnicy, słodownik Wetliger Urban, kotlarz Kissling, Dörfli - ogrodnik, stolarz Leu Peter, rzeźnik Wallauer, Jan Blanc - rymarz z Höschli.
Obraz poniżenia starego człowieka ukazany w utworze
Licytacja nędzarza stanowi centrum dramatycznych wydarzeń Miłosierdzia gminy.
Gmina Hottingen należy do bogatych szwajcarskich miejscowości. Istotnie obywatele z profesją czują się tu swobodnie. Tylko ci, którzy nie są w stanie sprostać stawianym wymaganiom, okazują się wyłączeni ze strefy dobrobytu. Nie należą do prawdziwego społeczeństwa. Funkcjonują w nim na innych zasadach. Żebracy przeszkadzają „szacownym” mieszkańcom, dlatego gmina wprowadziła zwyczaj przekazywania pewnej sumy na ich utrzymanie gospodarzom, którzy przyjmą ich pod swój dach. Kwota ustalana jest podczas upokarzającej licytacji.
Takim licytowanym kandydatem, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa jest Kuntz Wunderli. Mieszkańcom gminy, zebranym w kancelarii, ukazuje się:
(...)naprzód głowa, dygocąca na cienkiej, wychudłej szyi, potem kolana ku przodowi zgięte, potem stopy resztką obuwia ozute, potem ręce zgrabiałe i drżące, które się uszaków drzwi z obu stron chwytają, żeby dopomóc nogom przez próg, a wreszcie. grzbiet w pałąk zgięty. |
. Jakie wrażenie wywołuje jego osoba wśród zebranych?
- To kandydat? Na miłosierdzie boskie, cóż to za kandydat? Któż to weźmie do siebie takiego trupa? Co za pomoc z tego komu? Co za wyręka? No, no! Ciekawa rzecz, co też gmina dać myśli za wzięcie tego próchna! A toć to skóra i kości! Nic więcej! |
Człowiek jest od początku traktowany jak rzecz, trup, próchno.
Człowiek się jak każda rzecz zużywa, a zużyty cięży |
. Kuntz stara się dobrze sprzedać, uśmiecha się, usiłuje wyprostować, pokazać, że „może być jeszcze dobrym narzędziem pracy”. Staje przed swoimi panami upokorzony, wycieńczony, w zbyt dużym ubraniu, nikt nie zwraca uwagi na łzy płynące z oczu starca.
Ale przedstawienie dopiero się rozpoczęło. Kuntz już wie, że jest tylko „przedmiotem na sprzedaż”, że jest przeliczany na pracę, którą jeszcze może wykonać. Rozpoczyna się sprawdzanie kandydata. Obecni mieszkańcy traktują starca jak zwierzę: dopytują się o wiek, sprawdzają uzębienie i sprawność. Schorowane ciało odmawia Kuntzowi posłuszeństwa. Z trudem wykonuje każdy ruch, ręką opada mu za każdym razem jak złamana gałąź, potrafi przejść tylko kilka kroków, trzymając w dłoniach obolałe kolana. Jego niedołęstwo to kolejny powód do śmiechu, kpin i szyderstwa. Wydawałoby się, że trudno o większe upokorzenie. A jednak... Starzec zauważa, że na sali obecny jest, wraz z wnukiem, jego syn. On również będzie brał udział w tej haniebnej licytacji. To wydaje się ponad siły starego ojca:
Nie słyszy śmiechu ludzkiego, nie słyszy nawet głosu pana radcy(...).Widzi tylko syna.(...) i zaczyna drżeć jak na wielkim, wielkim zimnie(...). Nie, nie on nie chce, żeby syn licytował w gminie... On nie chce! |
Kuntz jest oceniany jako „marny towar”, jednak nie ma w tym dniu innego kandydata: -Anibym na to chuchro nie spojrzał, gdyby tu był inny- mówi jeden z bohaterów. Jeden z jego kolegów ripostuje: W domu i to się przyda. Teraz mieszkańcy starają się przedstawić Kuntza w jak najgorszym świetle: padają oskarżenia o pijaństwo. Wszystko po to, by wyłudzić jak największą dopłatę z gminy. W pewnym momencie do licytacji włącza się syn - jedyna nikła nadzieja staruszka, na spędzenie ostatnich lat życia wśród bliskich. Jednak młody człowiek zostaje przelicytowany i zostawia ojca, którego teraz może kupić każdy. Mieszkańcy zorientowali się, że Kuntz ma na sobie pożyczone ubranie. Rozkazują mu rozebrać się i staruszek staje w cienkiej, żebraczej koszuli.
Teraz dopiero zebranym ukazuje się cała wyjątkowa nędza zapadłych piersi i wychudzonych żeber kandydata. Wśród wyzwisk rozdrażnionego woźnego stoi przed publicznością zawstydzony, zgnębiony, odarty z uroku. Ciało makabrycznie wyniszczone nędzą i pracą ponad siły budzi w zgromadzonych obrzydzenie i śmiech. Kotlarz Kissling krzyczy: Ecce homo. Zebrani nie wiedzą skąd pochodzi zwrot, ale śmieją się mimo to. To skojarzenie z umęczonym Chrystusem jeszcze głębiej oddaje wielkość doznanego przez Kuntza upokorzenia. Teraz starzec nie ma szans wywrzeć dobrego wrażenia. Jego niedoszły właściciel jest zawiedziony i próbuje wycofać się z licytacji. Stary Wunderli czuje się odrzucony i poniżony.
słucha tego i dusza w nim truchleje. Co to będzie? Co to jeszcze z nim będzie? A może nikt i wziąć nie zechce? |
. Został zdegradowany do „niepotrzebnego śmiecia”, ciężaru, który zawadza i którego trudno się pozbyć, jest częścią tej „hołoty”, jak nazywa starców wdowa Knaus. Wtedy na salę wchodzi znany z okrucieństwa wobec starców Probst. Patrzy na Kuntza i ocenia ile może na nim zarobić. Wygrywa licytację.
Stary Kuntz słucha kolejnych uderzeń laski, które przypieczętują licytację, jakby kij przybijający dzieło miłosierdzia gminy w niego miał uderzyć.. Zostaje zaprzęgnięty do mleczarskiego wózka, obok psa Probsta. Zupełnie odarty z człowieczeństwa.
Ironia, kontrast i stopniowanie napięcia w utworze
Tragedia Kuntza nie jest przedstawiona od razu. Autorka zastosowała chwyt stopniowania napięcia i, za pomocą kunsztownej kompozycji, wprowadzała czytelnika w zawiłości akcji. Dla uwypuklenia wszystkich jej niuansów posłużyła się ironią i kontrastem, a z czasem ujawnia się obecność szyderczego narratora.
W ekspozycji odmalowana została atmosfera powszedniego dnia szwajcarskiej mieściny, pełna pogody i spokoju. Jej mieszkańcy, sprawiają wrażenie zadowolonych z siebie i z życia. Czują się swobodnie, są „wśród swoich”. Pogawędki, wymiana uśmiechów, brak zabiegania i stresujących sytuacji Zwyczajna mieścina. Kiedy czytelnik dowiaduje się o zbliżającym zebraniu, w którym nie ma nic uroczystego(...). Zwyczajnie, za interesem., nie przeczuwa nawet zbliżającego się dramatu.
Konopnicka używa chwytu częściowego zaskoczenia - zamiast od razu określić prawdziwy cel zebrania, prezentuje reakcje i myśli uczestniczących w nim osób. Określenia użyte w ich charakterystyce, w kontekście dalszych wydarzeń, nabierają ironicznego znaczenia. Przyjrzyjmy się, w jaki sposób scharakteryzowana została wdowa Knaus. Najpierw wydaje się być kobietą o „miłosiernym sercu”, jednak w kontekście jej dalszych rozmyślań o opłacalności miłosierdzia (Takiego dobrze docisnąć, to i za młodego obstanie od nagłego razu. A i to błogie co tam gmina doda. Nie raz, nie dwa jeszcze taki swego nie przeje, a już go śmierć ciśnie (...) Pan Bóg miłosierny niczyjej krzywdy nie chce! słowa te nabierają szyderczej wymowy. Mistrzostwo w posługiwaniu się ironią i kontrastem widoczne jest również w układzie scen. Z zestawienia przywołanej wcześniej sceny z jednocześnie toczącą się przemową radcy (-Ustawy gminy są ustawami chrześcijańskiego miłosierdzia, są one nie tylko naszą zdobyczą cywilizacyjną, ale naszą chlubą.) wyłania się rzeczywisty cel zebrania: licytacja schorowanego, niedołężnego starca. Dopiero to wydarzenie nadaje prawdziwy sens wypowiedzianym wcześniej słowom - zarówno samego urzędnika, jak też wdowy. W następującym potem fragmencie przed czytelnikiem staje makabryczny obraz nędzarza. Jego wygląd, jak też przeżycia wewnętrzne (strach, upokarzająca konieczność „sprzedania się”, nadzieja na wzbudzenie litości) zestawione są kontrastowo z brutalną, wulgarną reakcją otoczenia oraz trwającą wciąż patetyczną przemową radcy Storcha.
Opis zachowania Kuntza, utrzymany jest w groteskowym, ironicznym stylu. Padają takie określenia, jak: pocieszny chód starca, jego szyja sprawia najzabawniejsze wrażenie, Kuntz uśmiech ma zachęcający, wesoły prawie, które wyraziście kontrastują z opisami jego koszmarnych przeżyć wewnętrznych i stanów psychicznych. Analogiczny chwyt zastosowany jest w dalszych opisach. Farsa odbywa się jednak tylko na zewnątrz, a satyryczne komentarze stają się szydercze i ironiczne - służą uwypukleniu okrucieństwa „miłosiernych mieszkańców”.
Licytacja kilkakrotnie wydaje się być przesądzona, jednak nieoczekiwane zwroty zmieniają bieg akcji i sprawiają, że czytelnik w napięciu oczekuje na finałowe rozwiązanie. Nadzieję wzbudza wystąpienie syna starca, jednak szybko przegrywa i wychodzi z gmachu kancelarii. Następny licytator również wydaje się być bliski zwycięstwa. Jednak oszustwo, dotyczące ubrań Kuntza, przynosi kolejną „zmianę układu sił”. Zapowiedzią finału jest pojawienie się Probsta. Moment wzmożonego napięcia uwydatnia narracja główna. Końcowa scena - Kuntz zaprzęgnięty do wozu mleczarskiego obok psa mleczarza, jaskrawo kontrastuje z ekspozycją utworu - obrazem radcy z jego pięknym seterem.