Rzymski Nos nie był pokojowym wodzem Czejenów i mimo iż George Bent typował go do brania udziału w różnych naradach, pozostawał on stojącym na uboczu wojownikiem plemienia. Mimo to, będąc idolem czejeńskiej młodzieży, stał się symbolem czejeńskiego wojownika, którego imię jest dzisiaj odzwierciedleniem butności i dumnej wewnętrzej siły duchowej tego plemienia.
W zasadzie to było wielu Indian wśród plemion preryjnych, których orli wyraz twarzy przyczynił się do nadania im przez białych imienia - Rzymski Nos. Nie jest pewnym np. Czy ten słynny wojownik Czejenów był owym mężczyzną, którego spotkał w Denver, w listopadzie 1863r., gubernator John Evans. Evans identyfikuje tego mężczyznę jako Północnego Arapaho, lecz z powodu łączenia się tych plemion, mógł on zostać wprowadzony w błąd.
George Bent i Rzymski Nos należąc do tego samego Stowarzyszenia Krzywej Lancy, znali się dobrze nawzajem. Bent twierdzi, że jako mały chłopiec Rzymski Nos nazywany był imieniem Sautie, czyli Nietoperz /Bat/, a gdy stał się wojownikiem, jego imię zmieniono na Waquini, czyli Zakrzywiony Nos /Hook Nose/. Bent opisywał również tego wojownika jako „silnego jak byk, wysokiego jak przystało na Czejena, szerokobarczystego o wydatnej klatce piersiowej.” Powiedział też, że w chwili gdy go zabito nad Arickaree, był on w wieku pełnego swego rozkwitu.
Wojownicy plemienia Dakota wzburzeni karnymi ekspedycjami generała Alfreda Sully'ego w 1863r. I 1864r., przybywali gromadnie z północy, by napadać na karawany wozów, stacje dyliżansów i osadników, wzdłuż szlaku Platte River. Dużą część winy za te napady przypisywano Czejenom Południowym i Arapahom, na nich też zwróciło uwagę wojsko, stacjonujące w Colorado. George Bent, który w lipcu przybył z-dużą grupą Czejenów nad Solomon River, powiedział, że byli oni nieustannie atakowani przez wojsko bez żadnego powodu, aż w końcu zaczęli sami brać odwet w jedyny znany sobie sposób - palili stacje, ścigali dyliżanse, rozpędzali bydło i zmuszali załogi karawan transportowych do walki obronnej.
Czarny Kocioł i starsi wodzowie próbowali powstrzymać te napady, lecz wpływ ich słabł wobec popularności młodszych wodzów takich jak Rzymski Nos i członków Hotamitanio, czyli grupy Żołnierzy Psów.
Nastał styczeń 1865r., Miesiąc Wielkiego Chłodu : Indianie z Równin tradycyjnie utrzymywali niegasnący ogień w swych tipi. Były to jednak złe czasy. Wiadomość o masakrze nad Sand Creek /29 listopad 1864r./ rozeszła się po całej równinie a Czejenowie, Arapahowie i Dakoci rozsyłali posłańców nawołujących do wojny w odwet za morderstwa, jakich dopuścili się biali.
W obozie nad Republican River wraz z Czejenami zebrało się 1000 ich sprzymierzeńców : Dakoci Brule i Oglala, duże grupy Arapahów Północnych. Żołnierze Psy spośród Czejenów, obecnie dowodzeni przez Wysokiego Byka, którzy odmówili pójścia do Sand Creek oraz młodsi wojownicy dowodzeni przez Rzymskiego Nosa również znajdowali się na równinie. Wiosną zaś Czejenowie przeprowadzili swe konie nad Tongue River, gdzie były lepsze pastwiska i rozbili obóz w pobliżu plemienia Dakotów Oglala pod wodzą Czerwonej Chmury.
Przez całą wiosnę Indianie wysyłali grupy zwiadowców, aby obserwować żołnierzy, którzy pilnowali dróg i linii telegraficznych wzdłuż Platte River. Zwiadowcy meldowali o większej niż zwykle liczbie żołnierzy, których grupy zapuszczały się na północ wzdłuż Szlaku Bozemana, poprzez krainę Powder River. Czerwona Chmura i inni wodzowie zdecydowali, że nadszedł czas, by dać wojsku nauczkę ; postanowili uderzyć w miejscu, gdzie posiłki wojskowe były najbardziej wysunięte na północ, a które zostało nazwane przez białych stanicą Platte Bridge.
Ponieważ wojownicy Czejenów Południowych chcieli wziąć odwet za swych krewnych zmasakrowanych w Sand Creek, wielu z nich zostało zaproszonych do udziału w tej wyprawie. Dowództwo objął Rzymski Nos będący członkiem Stowarzyszenia Krzywej Lancy, a u jego boku znajdowali się : Czerwona Chmura, Tępy Nóż i Stary Człowiek Bojący się Swych Koni. Wyprawa ta liczyła prawie 3 000 wojowników.
24 lipca wojownicy dotarli do wzgórz, z których widać było most na North Platte River. Na przeciwległym końcu mostu mieścił się posterunek wojskowy - umocnienie ze stacją dyliżansu i biurem telegrafu. Placówki tej broniło ok. 100 żołnierzy. Spojrzenie przez lornetkę wojskową pozwoliło wodzom na szybkie podjęcie decyzji : spalą most, przeprawią się przez rzekę poniżej umocnień, w miejscu gdzie była ona najpłytsza i przystąpią do oblężenia posterunku. Najpierw jednak postarają się wywabić żołnierzy na zewnątrz i pozabijać ich jak najwięcej.
Po południu dziesięciu wojowników zeszło ze wzgórza w pobliżu umocnień, lecz żołnierze nie kwapili się do opuszczenia twierdzy. Następnego ranka wysiłki Indian znów okazały się bezowocne. Wprawdzie biali wyszli na most, lecz nie zrobili ani kroku dalej. Jednak na trzeci dzień, ku ogromnemu zdziwieniu Indian, pluton kawalerii opuścił fort, przeszedł przez most i kłusem ruszył na zachód. W ciągu zaledwie paru sekund kilkuset Czejenów i Dakotów dosiadło koni i ruszyło w pogoń za Niebieskimi Kurtkami. Dwudziestoma pięcioma żołnierzami dowodził porucznik Caspar Collins.
Rzymski Nos będąc tam jednym z przywódców, którzy prowadzili szarżę Indian, ubrany -był w swój czepiec wojenny a z broni w którą był uzbrojony używał przede wszystkim łuku i strzał.
„- Gdy wpadliśmy w szeregi wojska - relacjonował George Bent - ujrzałem jednego oficera, który w chmurze dymu i kurzu przejechał koło mnie na gniadym koniu. Nie panował już nad wierzchowcem ; w jego czole tkwiła strzała, a twarz zalana była krwią.”
Tym śmiertelnie rannym oficerem okazał się Collins. Kilku oficerom udało się umknąć i dołączyć do plutonu piechoty znajdującego się na moście. Działo z fortu położyło kres dalszemu pościgowi.
Gdy walka jeszcze trwała, Indianie, którzy znajdowali się na wzgórzach zorientowali się co było przyczyną wymarszu wojska z fortu. Mieli oni wyjść naprzeciw karawanie wozów zbliżających się od zachodu. W ciągu kilku minut Indianie otoczyli transport, lecz jego załoga bezpiecznie ukryta za wozami otworzyła ogień. Już w pierwszej chwili walki został zabity brat Rzymskiego Nosa. Gdy Rzymski Nos dowiedział się o tym, zapałał żądzą zemsty. Zebrał więc wszystkich Czejenów, by przystąpić do natarcia. „Opróżnimy karabiny żołnierzy” - krzyknął. Rzymski Nos miał na głowie ochronny pióropusz a u boku tarczę i wiedział, że żadna kula go nie dosięgnie. Ustawił Czejenów wokół wozów, którzy następnie zacinając ostro konie, galopem okrążyli wozy. W miarę jak krąg zacieśniał się wokół karawany, żołnierze jednocześnie oddawali salwy opróżniając karabiny i wtedy Indianie natarli na wozy zabijając wszystkich żołnierzy. Zawartość wozów rozczarowała atakujących - były one pełne pościeli dla wojska i kufrów z bezwartościowymi drobiazgami.
Latem 1865r. Rzymski Nos odbył wiele postów, aby uzyskać od Wielkiego Ducha specjalną ochronę przed wrogiem. Podobnie jak Czerwona Chmura i Siedzący Byk, był zdecydowany nie tylko walczyć o swój kraj, ale także tę walkę wygrać. Biały Byk, stary szaman Czejenów, poradził mu, aby udał się nad pobliskie jeziorko i tam nawiązał kontakt z duchami wody. Przez cztery dni Rzymski Nos leżał na trawie na jeziorze, bez jedzenia i picia, cierpliwie znosząc żar słoneczny w dzień i burze w nocy. Modlił się do Wielkiego Szamana i do Duchów Wody. Gdy powrócił do obozu, Biały Byk zrobił mu pióropusz wojenny na głowę z jednym rogiem bizonim i o tak wielkiej ilości orlich piór, że gdy Rzymski Nos dosiadał konia, jego pióropusz sięgał niemal ziemi.
We wrześniu, gdy wiadomość o żołnierzach uciekających na południe w górę Powder River po raz pierwszy dotarła do obozu Czejenów, Rzymski Nos poprosił o przywilej poprowadzenia ataku na Niebieskie Kurtki. Dzień lub dwa później żołnierze obozowali w zakolu rzeki, otoczeni wysokimi urwiskami i gęstymi lasami. Wodzowie zdecydowali, że miejsce to znakomicie nadaje się do przeprowadzenia ataku. Ustawili więc kilkuset wojowników wokół obozu i zaczęli wysyłać małe grupki Indian w celu ściągnięcia na nie uwagi znajdujących się za wozami żołnierzy, lecz żołnierze nie chcieli wyjść zza zasłony.
Do wojowników podjechał Rzymski Nos na swym siwym koniu. Twarz miał pomalowaną w barwy wojenne, a jego pióropusz powiewał na wietrze. Wzywał wojowników by nie walczyli pojedyńczo, jak to na ogół czynili, lecz by trzymali się razem na wzór wojska. Rozkazał im uformować szyk na otwartej przestrzeni między rzeką a urwiskiem. Wojownicy ustawili swe konie w szyku frontem do żołnierzy, którzy stali przed wozami. Rzymski Nos przejechał przed linią wojowników, nakazując im czekać aż do chwili, gdy sprowokuje żołnierzy do wystrzelenia całej amunicji. Następnie uderzył swego konia i pogalopował jak strzała w kierunku jednego skrzydła żołnierzy, a z ust jego wydobywały się pieśni wojenne. Gdy podjechał dość blisko, aby ujrzeć wyraźnie ich twarze, skręcił i pognał wzdłuż linii wojska, a żołnierze całą drogę strzelali za nim opróżniając swe karabiny. Gdy podjechał do końca linii, zawrócił i ponownie przegalopował przed frontem wojska.
„- Przejechał trzy lub cztery razy przed frontem wojska - opowiadał George Bent. - Następnie jego koń został trafiony i upadł. Widząc to, wojownicy wydali okrzyk i ruszyli do szturmu. Zaatakowali żołnierzy wzdłuż całej linii, ale nie mogli jej przełamać.”
Rzymski Nos stracił konia, lecz posiadany przez niego ochronny amulet - pióropusz, uratował mu życie. W czasie tej bitwy on, Czerwona Chmura, Siedzący Byk, Tępy Nóż i inni wodzowie zdali sobie sprawę, że w walce z wojskiem w niebieskich kurtkach odwaga, liczebność i grupowe ataki nie liczyły się, jeśli wojownicy byli uzbrojeni jedynie w łuki, włócznie, pałki drewniane i stare karabiny, pochodzące z czasów gdy sprzedawali skóry traperom.
„- Byliśmy teraz atakowani ze wszystkich stron, od fortu, z tyłu i z boków - relacjonował pułkownik Walker - lecz wyglądało na to, że Indianie mieli zaledwie kilka sztuk broni palnej.”
Wojsko uzbrojone było w nowoczesne karabiny używane w czasie wojny secesyjnej i wspierane haubicami.
Przez kilka dni po walce, która przetrwała w pamięci Indian jako walka Rzymskiego Nosa, Czejenowie i Dakoci bez przerwy niepokoili żołnierzy.
Na wiosnę 1866r., gdy Czerwona Chmura przygotowywał się do walki w obronie Powder River, znaczna liczba Czejenów Południowych, którzy byli razem z nim, gnana tęsknotą za krajem ojczystym, zdecydowała się udać na południe na okres lata. Chcieli oni znów zapolować na bizony wzdłuż ukochanej rzeki Smoky Hill i mieli nadzieję spotkać się ze swymi krewnymi i przyjaciółmi, którzy wraz z Czarnym Kotłem udali się na południe, w dół rzeki Arkansas. W grupie tej znajdowali się : Wysoki -Byk, Biały Koń, Siwa Broda, Byk Niedźwiedź, Rzymski Nos i inni wodzowie Żołnierzy Psów, a także dwóch metysów, braci Bent.
W dolinie rzeki Smoky Hill napotkali kilka grup młodych Czejenów i Arapahów, które wymknęły się z obozów Czarnego Kotła i Małego Kruka w dole rzeki Arkansas. Przybyli oni na teren Kansas na polowanie wbrew woli swych wodzów, którzy podpisując układ w 1865r. Zrzekli się praw plemiennych do swych dawnych terenów łowieckich. Rzymski Nos i inni wodzowie Żołnierzy Psów szydzili z tego traktatu ; żaden z nich go nie podpisał ani nie zaakceptował. Przybywszy prosto z wolnej i niezależnej krainy nad Powder River nie darzyli szacunkiem wodzów, którzy podpisali rezygnację z ziem plemiennych.
Gdy stary przyjaciel Czejenów Południowych, Edward Wynkoop /który był obecnie agentem plemienia/ dowiedział się, że Żołnierze Psy polowali w okolicy Smoky Hill, udał się na spotkanie z wodzami, aby przekonać ich do podpisania traktatu i połączenia się z Czarnym Kotłem. Spotkał się z odmową wodzów, którzy oświadczyli, że nic ich nie zmusi do ponownego opuszczenia własnego kraju. Wynkoop ostrzegł ich, że żołnierze uderzą na nich, jeżeli pozostaną w Kansas, lecz w odpowiedzi usłyszał, że mają zamiar „żyć tam lub umrzeć.” Jedyną obietnicą jaką otrzymał od wodzów, było to, że będą poskramiać swych młodych wojowników. Narada odbyła się w forcie Ellsworth a Wynkoop donosił też o Rzymskim Nosie, jako o „głównym wodzu północnej grupy Czejenów.” Biorąc zaś udział w tej naradzie generał Rodenbough, pozostawił taki oto opis tego wojownika :
„ Rzymski Nos wszedł uroczyście i majestacyjnie do środka izby. Był on jednym z ostatnich przykładów nieokiełznanego dzikusa. Trudno jest opisać jego wspaniałą psychikę. Prawdziwy człowiek wojny, porywczy w walce a zajadłość i okrucieństwo biły z niego jak oddech z nozdrzy; około trzydziestoletni o sześciu stopach i trzech calach wysokości, wznosił się ponad swymi kompanami niby gigant. Wielka głowa z ostrymi rysami twarzy, rozjaśniona błyskającą parą czarnych oczu. Długie usta o cienkich wargach spod których jednak połyskiwały dwa rzędy silnych, białych zębów; Rzymski Nos mając delikatne nozdrza podobne do tych jakie mają rasowe konie, od razy zwracał na siebie uwagę swą szeroką klatką piersiową o symetrycznych ramionach, na których znajdowały się muskuły schowane pod brązową skórą i podobne do poskręcanych drutów upodabniając się do mięśni jakiegoś wspaniałego zwierza. Ubrany był w leginy i mokasyny zrobione z jeleniej skóry i pokryte wyszukanymi haftami z koralików i piór, a w jego kosmyk skalpowy wetknięte było orle pióro. Okryty był przywdziewaną na szczególne okazje skórą - białego- bizona, pięknie wygarbowaną i spadającą z jego ramion. Stał na przodzie jako wojenny wódz Czejenów.”
Narada w forcie Ellsworth odbyła się w sierpniu a Wynkoop rozdzielił też wtedy roczną rentę należną Iniadnom. Przed koncem lata wiadomość o sukcesach czerwonej Chmury w walkach z żołnierzami w krainie Powder River dotarła do Żołnierzy Psów. Jeżeli Dakoci i Czejenowie Północni mogli prowadzić zwycięską wojnę w obronie swego kraju, dlaczego Czejenowie Południowi i Arapahowie nie mogliby uczynić tego samego w celu utrzymania swych ziem między rzekami Smoky Hill i Republican?
Wybierając Rzymskiego Nosa na wspólnego przywódcę, wiele grup indiańskich połączyło się i wodzowie ich postanowili zatrzymać cały ruch na trasie wzdłuż rzeki Smoky Hill. Gdy Czejenowie byli na północy, została uruchomiona nowa linia dyliżansu, która przechodziła przez sam środek krainy obfitującej w bizony. Wzdłuż biegu Smoky Hill powstały jeden po drugiej stacje dyliżansu i Indianie byli zgodni co do tego, że muszą znieść je z powierzchni ziemi aby zatrzymać ruch dyliżansów i karawan wozów.
W tym czasie rozeszły się drogi George'a i Charlie'ego Bentów. George zdecydował się połączyć z Czarnym Kotłem, podczas gdy Charlie należał do zagorzałych zwolenników Rzymskiego Nosa.
10 listopada 1866r. na terenie Kansasu, Rzymski Nos wziął udział w naradzie odbytej z kapitanem Charlesem Bogy przy forcie Zarah. Bogy powiedział, że znalazł się tam w celu zrobienia poprawki do traktatu z Little Arkansas i wysłuchania skarg Indian. Rzymski Nos był negatywnie ustosunkowany do wszelkich ustaleń, rozumując tak :
„Ja mam zawrzeć pokój z oddziałem wojskowym z północy /czyli fort Laramie/ i nie przybyłem tu po odzież czy coś do zjedzenia. Przyszedłem tu wysłuchać co masz do powiedzenia na temat mordowania białych ludzi /Meksykanów/. Rozmawiałem już wiele razy z białymi, którzy jednak nie dotrzymują danego słowa. Ja nie wierzę białym. Nie czuję do nich miłości. Mając wielu wojowników mógłbym utrzymać ten kraj, lecz my jesteśmy za słabi. Biali są silni. Nie możemy ich zliczyć. Musimy wysłuchać to, co oni nam mówią. W traktacie zawartym na Północy, komisarze nic nie mówili o wypadach nad Smoky Hill. Naród nasz jest tu niewłaściwie reprezentowany, dlatego też nie powinniśmy wypowiadać się na ten temat.
My zawarlismy pokój w North Fork nad Platte. Chcemy go utrzymać. Codziennie spotykamy nowych, nieznanych ludzi, którzy prowadzą z nami rozmowy. Oni chcą aby utworzyć nowe szlaki. My nie zgadzamy się na to. Ja nie przyszedłem tu jako wódz, lecz jako żołnierz.”
Późną jesienią 1866r. Rzymski Nos wraz z grupą wojowników przybył do Fortu Wallace i poinformował agenta Dyliżansowego Towarzystwa Przewozowego, że jeśli w ciągu 15 dni nie zostanie zamknięty ruch dyliżansów
Przez ich kraj, Indianie zaczną je atakować. Wczesne burze śnieżne sparaliżowały jednak komunikację, zanim Rzymski Nos spełnił swą groźbę, a Żołnierze Psy musieli się zadowolić kilkoma napadami na stada bydła w zagrodach przy stacjach dyliżansów. Aby przetrwać długą zimę, Żołnierze Psy zdecydowali się na rozbicie swego stałego obozu w Big Timbers nad rzeką Republican i tam oczekiwali nadejścia wiosny 1867r.
Posłannicy Wynkoopa znaleźli większość wodzów Żołnierzy Psów i 14 z nich zgodziło się przybyć do fortu Larned, aby wysłuchać co ma im do powiedzenia generał Winifield Scott Hancock. Wśród wodzów byli : Wysoki Byk, Biały Koń, Siwa Broda i Byk Niedźwiedź.
W czasie rozmów generał Hancock powstał przybierając postawę pełną wyższości. „Dlaczego Rzymski Nos nie jest tu obecny?” - zapytał. Wodzowie starali się go przekonać, że choć Rzymski Nos jest wielkim wojownikiem, nie jest jednak wodzem, a tylko wodzowie byli zaproszeni do udziału naradzie.
„-Jeżeli Rzymski Nos nie przybędzie do mnie, sam pójdę na spotkanie z nim - oświadczył Hancock - Jutro pomaszeruję ze swym wojskiem do waszej wioski.”
„Narada” ta odbyła się przed namiotem Hancocka dnia 12 kwietnia 1867r. a wojsko generała składało się z grupy Indian, myśliwych, piechoty, artylerii i Siódmego Pułku Kawalerii dowodzonego przez porucznika-pułkownika George Armstronga Custera.
Tymczasem wieść o zbliżaniu się kolumny wojska dotarła do Czejenów. Wysłannicy zameldowali, że Stary Człowiek Piorun, czyli Hancock jest zły ponieważ Rzymski Nos nie przybył na spotkanie z nim do fortu Larned. Choć próżność Rzymskiego Nosa została połechtana, ani on, ani też Zabójca Paunisów z plemienia Dakotów /które obozowało w pobliżu/ nie mieli zamiaru pozwolić Staremu Człowiekowi Pioruna na wprowadzenie wojska do swych bezbronnych wiosek. Wysłali ok. 300 wojowników, by śledzili zbliżającą się kolumnę wojska, a następnie podpalili trawę na prerii wokół wiosek, by uniemożliwić żołnierzom rozbicie obozu blisko osad indiańskich.
W ciągu dnia Zabójca Paunisów wyjechał naprzeciw wojska, aby porozmawiać z Hancockiem. Powiedział generałowi, że jeżeli żołnierze nie będą obozowali zbyt blisko Indian, nazajutrz rano on i Rzymski Nos spotkają się z nim na naradzie. Gdy słońce zbliżało się ku zachodowi, żołnierze zatrzymali się i rozbili obóz. Znajdowali się kilka mil od osad nad Pawnee Fork. Działo się to trzynastego dnia kwietnia, Miesiąca Pojawienia się Czerwonych Traw.
Tej samej nocy Zabójca Paunisów i kilku wodzów Czejenów opuściło obóz żołnierzy i udało się do swych wiosek, aby odbyć naradę i zdecydować co robić dalej. Stanowiska poszczególnych wodzów znacznie się różniły, nie osiągnięto więc porozumienia. Rzymski Nos chciał zwinąć tipi i rozpocząć marsz na północ rozpraszając plemię tak, aby żołnierze nie schwytali Indian, ale wodzowie którzy poznali siłę wojska Hancocka, nie chcieli prowokować bezlitosnej pogoni.
Następnego ranka wodzowie starali się przekonać Rzymskiego Nosa, by wraz z nimi udał się na naradę z Hancockiem, lecz przywódca wojowników obawiał się pułapki. Czyż Stary Człowiek Pioruna nie wybrał jego właśnie spośród wszystkich wojowników i nie ruszył na czele swego wojska przez równinę, poszukując Rzymskiego Nosa? Ponieważ robiło się późno, Byk Niedźwiedź zdecydował, że lepiej będzie, gdy uda się z powrotem do obozu żołnierzy. Zastał Hancocka w butnym nastroju - żądał on wskazania miejsca pobytu Rzymskiego Nosa. Byk Niedźwiedź dyplomatycznie oświadczył, że Rzymskiego Nosa i innych wodzów zatrzymało polowanie na bizony. To jeszcze bardziej rozgniewało Hancocka. Odpowiedział on Bykowi Niedźwiedziowi, że ma zamiar wejść ze swym wojskiem do wioski i rozbić tam obóz do czasu aż spotka się z Rzymskim Nosem. Byk Niedźwiedź nic nie odpowiedział. Bez pośpiechu dosiadł konia i wolno odjechał z obozu, a gdy znikł żołnierzom z oczu, pogalopował do wioski co koń wyskoczy.
Wiadomość o zbliżaniu się żołnierzy wywołała w obozie indiańskim wielki zamęt. Nie było już czasu na zwijanie obozu i spakowania czegokolwiek, część kobiet i dzieci dosiadłszy koni pogalopowała na północ. Następnie wszyscy wojownicy uzbroili się w łuki, włócznie, noże i drewniane pałki. Wodzowie mianowali Rzymskiego Nosa wodzem wojennym, lecz przydzielili mu Byka Niedźwiedzia, który miał mu towarzyszyć i pilnować, aby w gniewie nie popełnił jakiegoś głupstwa.
Rzymski Nos przywdział swą wojskową bluzę ze złotymi epoletami błyszczącymi tak samo jak epolety Hancocka. Karabin umieścił na olstrze, dwa pistolety za pasem, a ponieważ miał mało amunicji, zabrał również łuk i kołczan ze strzałami. W ostatniej chwili zdecydował się wziąć także flagę parlamentariusza. Swych trzystu wojowników ustawił w milową tyralierę, przecinającą równinę. Z podniesionymi włóczniami, napiętymi łukami, karabinami i pistoletami gotowymi do strzału, poprowadził ich wolno na spotkanie 1 400 żołnierzy wraz z ich grzmiącymi działami.
„-Ten oficer - powiedział Rzymski Nos do Byka Niedźwiedzia myśląc o Hancocku - rwie się do walki. Zabiję go na oczach jego własnych żołnierzy, dostarczając im w ten sposób powodu do walki.”
Kilka minut później wojownicy ujrzeli zbliżającą się kolumnę wojska. Wiedzieli, że i oni zostali zauważeni, ponieważ żołnierze uformowali szyk bojowy. Twarde Pośladki Custer rozwinął kolumnę kawalerii w tyralierę, która z wyciągniętymi szablami ruszyła galopem w kierunku przeciwnika.
Rzymski Nos spokojnie zasygnalizował swoim ludziom, aby się zatrzymali. Widząc to żołnierze zwolnili i również się zatrzymali w odległości około 150 jardów od Indian. Flagi i proporce łopotały na silnym wietrze. Siódmy Pułk Kawalerii rozwinął swe skrzydła a przed nim ustawiła się piechota i oddział artylerii, zwracając się szybko frontem do Indian. W jakiś czas potem Indianie zobaczyli Wysokiego Wodza Wynkoopa samotnie jadącego w ich stronę.
„-Otoczyli mego konia - opowiadał później Wynkoop - wyrażając swą radość ze spotkania ze mną i mówiąc, że wierzą w o, że teraz wszystko będzie dobrze i nie zostaną skrzywdzeni...Zabrałem wodzów i poprowadziłem ich na spotkanie z generałem Hancockiem i jego sztabem oficerskim w połowie drogi między obu liniami.”
Hancock wysoki i przystojny mężczyzna, doczekawszy się wyróżnienia na kartach Wojny Secesyjnej nic praktycznie nie wiedział o Indianach. Myślał, że najwyższym wodzem jest stojący między wojownikami Rzymski Nos, który teraz przybył razem z delegacją wodzów. Generał podjechał do niego na swym koniu pytając przez tłumacza :
„-Chcecie wojny czy pokoju?
-Jeśli chcielibyśmy wojny - odpowiedział Rzymski Nos - nie podeszlibyśmy tak blisko pod twe długie strzelby /armaty/.
-Dlaczego nie przybyłeś na naradę do fortu Larned? - spytał Hancock.
-Moje konie są wynędzniałe - odpowiedział Rzymski Nos - a każdy inaczej przedstawiał twoje zamiary.”
Wysoki Byk, Siwa Broda i Byk Niedźwiedź zbliżali się do rozmawiających. Spokojne zachowanie Rzymskiego Nosa napełniło ich obawą. Byk Niedźwiedź włączył się do rozmowy prosząc generała aby nie zbliżał się z żołnierzami do obozu Indian.
„-Nie bylismy w stanie zatrzymać naszych kobiet i dzieci - powiedział. - Wystraszyły się i uciekły a teraz nie chcą wrócić, gdyż obawiają się żołnierzy.
-Musicie sprowadzić je z powrotem - rozkazał szorstko generał Hancock - i spodziewam się, że to zrobicie.”
Hancock przerwał spotkanie stwierdziwszy, że Indianie migają się od rozmowy w szczerości i podtrzymał swój zamiar rozbicia obozu w pobliżu wioski indiańskiej.
Gdy Byk Niedźwiedź odwrócił się, gestem wyrażając zawiedzione nadzieje, Rzymski Nos po cichu rozkazał, aby zabrał wszystkich wodzów z powrotem na linię Indian.
-Zamierzam zabić Hancocka - powiedział.
Zgodnie z Edmondem Guernierem, którego więzy krwi łączyły z Rzymskim Nosem poprzez pewne małżeństwo, uchronił Hancocka od śmierci jedynie Byk Niedźwiedź, który złapał za uzdę konia Rzymskiego Nosa, odprowadził go na ubocze. Byk Niedźwiedź i inni wodzowie domyślali się, że rezultatem takiego czynu będzie niewątpliwie zniszczenie wioski.
Wiatr wzmagał się coraz bardziej, niosąc tumany piachu i uniemożliwiając dalszą rozmowę. Rozkazując wodzom natychmiastowy wymarsz w celu sprowadzenia kobiet i dzieci Hancock ogłosił koniec narady.
Świadkiem powyższego spotkania był m. in. Theodore Davis, reporter wydawanego przez Harpera „Tygodnika”, który to tak opisał Rzymskiego Nosa :
„Nigdy już później nie widziałem takiego przykładu rasy indiańskiej, jak tego osobnika o 6 stopach wzrostu i o pięknych kształtach...Pojechał do Hancocka na swym dobrej maści kucyku będąc ubranym w mundur Stanów Zjednoczonych i w pełnym uzbrojeniu, zaproponował mu rozmowę. Z jego sposobu zachowania jasno wynikało, że jest mu wszystko jedno czy będzie rozmawiał, czy też walczył. Na boku kucyka wisiał jego spencer, za pas miał wetknięte cztery ciężkie rewolwery, podczas gdy w lewej ręce trzymał łuk i kilka strzał - łuk był napięty i gotowy do natychmiastowego użycia.”
Po zakończeniu rozmów przez Hancocka, Indianie wrócili natychmiast do swojej osady, będąc bardziej niż kiedykolwiek przekonani, że Hancock zamierza otoczyć i zaatakować tak jak to zrobił Chivington nad Sand Creek. Chociaż więc wodzowie i wojownicy posłusznie odjechali w kierunku uprzednio obranym przez kobiety, nie mieli zamiaru ich sprowadzać. Pozostawili oni swą wioskę ze stojącymi tipi i zgodnie ze zwyczajem, Rzymski Nos i inni przywódcy rozdzielili się uciekając przed Custerem i jego kawalerią, rozpraszając się po szlakach i znikając na bezkresnych preriach Kansasu.
Hancock czekał coraz bardziej zły na powrót Indian do wioski przez dzień czy dwa. Następnie wbrew uwagom Wynkoopa, rozkazał Custerowi aby na czele kawalerii wyruszył w pogoń za Indianami a sam swą piechotę wprowadził do opuszczonego obozu, który całkowicie -spalili.
Niepohamowany gniew Żołnierzy Psów i ich sprzymierzeńców Dakotów, wywołany spaleniem ich wiosek, dał się odczuć na całej Równinie. Wybuch wojny, któremu przybycie Hancocka miało zapobiec, został w wyniku jego bezmyślności przyspieszony. Również i Rzymski Nos daleki był od zakończenia tej sprawy. Mylnie jednak obwiniał on za to wszystko Wynkoopa, który to namówił wodzów do odbycia rozmów z Hancockiem i którego Rzymski Nos prosił o wyjaśnienie zamiarów z jakimi nosił się generał.
Latem 1867r. Rzymski Nos wykazał się dużą aktywnością biorąc udział w napadach wzdłuż rzeki Smoky Hill i zabijając przy lada okazji. Tymczasem wysokie władze urzędowe przekonały Shermana, aby spróbował przy komisji pokojowej zmusić Indian do odejścia z ich ziem. Komisję taką utworzono tego lata a Hancocka odwołano z Równin. Z chwilą rozpoczęcia wstępnych rozmów nad Medicine Lodge Creek z Czejenami i nadzorcą Indian, Thomasem Murphy, Rzymski Nos pohamował swą butność.
Jako miejsce narady pokojowej, która miała odbyć się na początku października wybrano właśnie położone 60 mil na południe od fortu Larned - Święte Miejsce Nad Strumieniem.
Biuro do Spraw Indian zgromadziło w forcie Larned dużą ilość prezentów i rozsyłało starannie wybranych wysłanników. Jednym z nich był Georgę Bent. Udało mu się skłonić do przybycia na naradę grupy Czarnego Kotła, Małego kruka i Dziesięciu Niedźwiedzi. Ale gdy Bent przybył do obozu Żołnierzy Psów, przekonał się, że ich przywódcy niechętnie go słuchają, Stary Człowiek Pioruna nauczył ich wystrzegania się spotkań z dowódcami. Rzymski Nos powiedział kategorycznie, że nie pójdzie do Świętego Miejsca Nad Strumieniem, jeżeli będzie tam obecny Wielki Wojownik Sherman.
Zarówno Bent jak i członkowie komisji pokojowej zdawali sobie sprawę, że Rzymski Nos jest postacią kluczową w sprawie zawarcia pokoju z plemieniem Czejenów. Stał on obecnie na czele kilkuset sprzymierzonych wojowników ze wszystkich odłamów tego plemienia. Jeżeli Rzymski Nos nie podpisze traktatu, nie będzie on miał żadnego znaczenia dla sprawy pokoju w Kansas. Prawdopodobnie za podszeptem Benta misję udania się do Rzymskiego Nosa i przekonania go, aby przybył do Świętego Miejsca Nad Strumieniem co najmniej na wstępne rozmowy, powierzono Edmundowi Guerrierowi. Guerrier przeżył masakrę nad Sand Creek, był żonaty z siostrą Benta, a żona Rzymskiego Nosa była jego kuzynką. Przy takich powiązaniach rodzinnych misja dyplomatyczna nie przedstawiała żadnych trudności.
27 września Guerrier przybył do Świętego Miejsca Nad Strumieniem wraz z Rzymskim Nosem i Siwą Brodą. Rzymski Nos nalegał, aby Siwa Broda towarzyszył mu jako rzecznik, gdyż znal on trochę język angielski, dzięki czemu tłumaczowi nie łatwo było go oszukać. Komisarz Thomas Murphy, do którego należało przygotowanie spotkania przed przyjazdem członków komisji, gorąco powitał wodzów Czejenów. Następnie powiedział im, że zbliżające się obrady będą dla niego bardzo ważne, oraz obiecał, że członkowie komisji zagwarantują im dostawy żywności i „biorąc ich za rękę powiodą drogą pokoju”.
Murphy spytał się dlaczego niektórzy członkowie plemienia Czejenów są tak wrodzy, że nie zaprzestali napadów.
„-Ponieważ Hancock spalił nasze wioski - odpowiedzieli obaj, Rzymski Nos i Siwa Broda. - My się jedynie mścimy za to.”
Murphy zapewnił ich, że Wielki Ojciec nie zaaprobował spalenia wiosek. Za uczynienie tego zła usunął on Hancocka z Równin. Jeśli chodzi o Wielkiego Wojownika Shermana, którego obecności sprzeciwił się Rzymski Nos, Wielki Ojciec również odwołał go do Waszyngtonu. W końcu Rzymski Nos zgodził się na kompromis. Wraz ze swymi ludźmi rozbije obóz nad rzeką Cimarron, 60 mil dalej i stamtąd będzie obserwował przebieg narady : jeżeli będzie z niej zadowolony weźmie w niej udział.
Narada rozpoczęła się 16 października w Miesiącu Zmian Pór Roku. W Świętym Miejscu Nad Strumieniem zebrali się przedstawiciele Arapahów, Komanczów, Kiowów i Apaczów z Prerii ; obozowali oni wzdłuż lesistego brzegu strumienia opodal miejsca obrad. Czarny Kocioł wybrał na swój obóz przeciwległy brzeg strumienia. Uważał, że na wypadek jakichkolwiek klopotów będzie oddzielony od 200 kawalerzystów, którzy stanowili ochronę komisji, przynajmniej szerokością strumienia. Rzymski Nos i wodzowie Żołnierzy Psów mieli swych łączników w jego obozie, którzy informowali o przebiegu rozmów. Łącznicy ci tak samo uważnie obserwowali Czarnego Kotła, jak i członków komisji, gdyż nie chcieli dopuścić do tego, by w imieniu plemienia Czejenów podpisał on zły traktat.
Chociaż w Świętym Miejscu zebrało się 4 000 Indian, plemię Czejenów było tak nielicznie reprezentowane, że do chwili rozpoczęcia narady wyglądało na to, że dotyczy ona wyłącznie plemion Kiowów, Komanczów i Arapahów. Fakt ten zaniepokoił członków komisji, których głównym celem było osiągnięcie pokoju z wrogo usposobionymi Żołnierzami Psami i przekonanie ich, że we własnym najlepiej pojętym interesie powinni się udać do proponowanego rezerwatu na południe od rzeki Arkansas.
21 października plemiona Kiowów i Komanczów podpisały traktat godząc się na życie w rezerwacie. Jednakże Czarny Kocioł nie zgodził się na podpisanie traktatu, dopóki więcej wodzów Czejenów nie przybędzie do Świętego Miejsca, a Arapahowie, dopóki nie uczynią tego Czejenowie. Zawiedzeni członkowie komisji zgodzili się czekać tydzień, podczas gdy Czarny Kocioł i Mała Szata udali się do obozu Żołnierzy Psów, aby spróbować perswazji. Późnym popołudniem 26 października, Mała Szata powrócił z obozu Żołnierzy Psów. Zawiadomił on o zbliżaniu się wodzów Czejenów z 500 wojownikami, którzy przybyli w południe następnego dnia.
Rano, 28 października, Czejenowie i Arapahowie podpisali traktat w myśl którego mieli udać się na południe za rzekę Arkansas. Traktat ten przewidywał również budowę kolei żelaznej przez tereny indiańskie. Byli jednak tacy, którzy na to się nie zgodzili. Trzystu czy czterystu wojowników wyruszyło z Cimarron w kierunku północnym na teren łowieckie, które właśnie zgodnie z traktatem przeszły w ręce białych, łącząc swe losy z losem tego który się nie poddał. Imię Rzymskiego Nosa nie znalazło się pod traktatem.
Podczas zimy 1867 -1868 większość Czejenów i Arapahów obozowała na południe od rzeki Arkansas w pobliżu fortu Larned. Brak żywności i odzieży doprowadził do tego, że od wiosny małe grupki zaczęły udawać się na północ w kierunku starych terenów łowieckich, łącząc się z niezależnymi Żołnierzami Psami, z których wielu napadało i zabijało białych, gdziekolwiek ich spotkali.
Do końca sierpnia większość Czejenów na północy znajdowała się w swych fortecach rozproszonych w dzikim kraju rzeki Upper Republican na obszarze północno - zachodniego stanu Kansas i północno - wschodniego Terytorium Kolorado. Byli tam wraz z około 300 wojownikami i ich rodzinami Wysoki Byk, Biały Koń i Rzymski Nos. Niedaleko nich obozowało kilku Arapahów i Dakotów pod wodzą Zabójcy Paunisów. Dowiedzieli się oni od Byka Niedźwiedzia, który ze swą grupą obozował nad Solomon River, że generał Philip Sheridan zorganizował oddział zwiadowców, który miał wyśledzić obozy indiańskie, lecz Indianie byli zbyt zajęci gromadzeniem mięsa na zimę, aby sie tym przejmować.
Już w sierpniu narwany major George Forsyth wprowadził na ten niebezpieczny region swój mały oddział liczący 53 skautów /zwiadowców/ cywilnych. Zapuszczając się coraz głębiej w kraj Indian, przeszli granicę Kansasu i weszli na indiański szlak wzdłuż Arickaree, dopływu rzeki Republican. Indianie dawali im do zrozumienia aby zawrócili. Forsyth nie chciał jednak słuchać tych ostrzeżeń swego zastępcy porucznika Freda Beechera, czy też uwag przywódcy zwiadowców, Sharpa Grovera. Pochód Forsytha skierował się w stronę rozległego obozowiska Żołnierzy Psów, Dakotów i kilku Arapahów. Był tam również Rzymski Nos.
W południe, 16 września, Miesiąca Jelenich Godów, wyprawa łowiecka Dakotów z obozu Zabójcy Paunisów zauważyła grupę zwiadowców Forsytha rozbijającą obóz nad Arickaree, dwadzieścia mil na południe od obozu Indian.
Gdy tylko myśliwi Dakotów zaalarmowali swych ludzi, Zabójca Paunisów wysłał gońców do obozu Czejenów, aby zapytać czy wezmą udział w ataku na białych zwiadowców, którzy najechali tereny ich polowań. Wysoki Byk i Biały Koń natychmiast posłali obwoływaczy, aby przeszli przez obóz i zawiadomili wojowników, że mają przygotować sprzęt bitewny i umalować się barwami wojennymi. Udali się oni też -do Rzymskiego Nosa, który w swym tipi poddawał się zabiegom oczyszczającym. Kilka dni wcześniej, gdy Czejenowie wydali ucztę na cześć Dakotów, jedna z kobiet gości posłużyła się metalowym widelcem przy opiekaniu chleba. Dotknięcie pokarmu jakimkolwiek metalem było sprzeczne z jego ochronną magią. Gdy Rzymski Nos dowiedział się o tym po posiłku, poczuł jak słabnie jego magiczna moc i wiedział, że jego siła zostanie zabita, jeśli weźmie udział w najbliższych dniach w jakiejkolwiek walce. Żadna też magiczna siła nie mogła go obecnie uchronić przed kulami białych.
Wodzowie przyjęli to w sposób naturalny, lecz Wysoki Byk zwrócił się do Rzymskiego Nosa, by przyspieszył ceremonię mającą na celu przywrócenie mu mocy. Wysoki Byk był przekonany, że Czejenowie i Dakoci są w stanie pobić pięćdziesięciu zwiadowców, lecz w pobliżu mogły się znajdować oddziały Niebieskich Kurtek, a w takiej sytuacji Indianie potrzebowali Rzymskiego Nosa, by pokierował ich atakiem. Rzymski Nos powiedział im by zaczynali, a gdy będzie gotowy przyłączy się do nich. Ze względu na dużą odległość od obozu zwiadowców, wodzowie zdecydowali się zaczekać z atakiem do następnego dnia.
Atak Indian nastąpił w chwili, gdy zwiadowcy zaczęli zwijać obóz. Głównym siłom Dakotów i Czejenów nie udało się jednak zaskoczyć oddziału białych, gdyż ci ostrzeżeni przez brawurę i bezmyślność ośmiu młodych Indian zdążyli przenieść się na małą wyspę w wyschniętym korycie Arickaree. Pozostawili oni swoje muły z których zabrali jedynie kilka racji żywnościowych. Razem z końmi ukryli się wśród krzaków i wierzb na wyspie, obejmując wokół niej pozycje obronne.
Około godziny 9 rano Indianie przypuścili szturm na wyspę, jednak celny ogień skautów zatrzymał ich w połowie strumienia. Podczas ostrzału indiańskie pociski zalały fortyfikację, raniąc oficerów. Forsyth został ranny w prawe udo a inny pocisk trafił go w lewą nogę. Porucznik Beecher został również dwa razy postrzelony, a jedna z kul raniąc go w kręgosłup okazała się śmiertelną. Będący wśród zwiadowców chirurg J. H. Mooers został postrzelony w głowę i zmarł po trzech dniach nie odzyskując przytomności.
O godzinie 11 Indianie zaatakowali po raz drugi, lecz mężczyźni na wyspie zdążyli się już okopać i mając dogodniejszą pozycję do strzelania, odpowiedzieli jeszcze bardziej skutecznym kontratakiem. Atak Indian ponownie się załamał i posmutniali wojownicy wycofali się z pola rażenia karabinów. Jednak prawie natychmiast zaatakowali po raz trzeci ; ogień był teraz bardziej celny i skuteczny. Celowano teraz do koni otaczających zwiadowców, zabijając je jednego po drugim aż do ustania rżenia ostatniego konającego konia.
Podczas względnego spokoju między walczącymi stronami zauważono na wzniesieniu w pobliżu wyspy stojącego wodza do którego jeden z wojowników powiedział : „Młody wojowniku, nas jest dużo a białych mało. Biali wystrzelali prawie wszystką amunicję. Potrzebujemy teraz wszystkich aby wykonać jedno wielkie natarcie na białych.” Byli tacy, co rozumieli słowa skierowane do wodza a Grover, przywódca zwiadowców, krzyknął do niego : „Hallo, stary przyjacielu, czyty już składasz dzięki? Może i to ładnie z twojej strony, ale czy słuszne?”. Wódz prawdopodobnie spojrzał w stronę wyspy i odpowiedział : „Masz słuszną rację.” Był to prawdopodobnie wódz Dakotów a Grover dobrze znał język tego plemienia.
W tym też mniej więcej czasie pewien młody wojownik zgodził się za namową Byka Niedźwiedzia i Białego Konia zanieść wiadomość do obozu Żołnierzy Psów skierowaną do Rzymskiego Nosa, prosząc go o pomoc w prowadzeniu do kolejnego ataku zdesperowanych, młodych wojowników. Mimo iż nadal brakowało mu świętej mocy, mogącej uchronić go przed śmiercią, Rzymski Nos nie odrzucił wzywającej go do walki prośby.
Wczesnym popołudniem Rzymski Nos zjawił się na polu walki i zajął pozycję na wzgórzu z widokiem na wyspę. Większość wojowników przerwała atak i czekała, żeby zobaczyć co zrobi. Wysoki Byk i Biały Koń podjechali by z nim porozmawiać, lecz nie zaproponowali mu przyjęcia dowództwa. Następnie zbliżył się Stary Wojownik Białe Przeciwieństwo i rzekł :
„-Oto Rzymski Nos, człowiek na którym polegamy, stoi tu ukryty za wzgórzem.”
Rzymski Nos roześmiał się. Podjął on już decyzję, co ma zamiar zrobić tego dnia i choć wiedział, że umrze śmiał się z tego co mówił starzec.
„-Wszyscy, którzy tam walczą, czują, że należą do ciebie - powiedział Białe Przeciwieństwo - i zrobią wszystko, co im powiesz, a ty stoisz tu kryjąc się za wzgórzem.”
Pojawienie się Rzymskiego Nosa spowodowało wielkie poruszenie wśród młodych wojowników i jeszcze na ten sam dzień zaplanowano jeden wielki atak, który miał się odbyć późnym popołudniem.
Rzymski Nos odszedł na bok i zaczął przygotowywać się do walki. Pomalował sobie czoło na żółto, noc na czerwono, brodę na czarno. Następnie przywdział swój pióropusz z czterdziestoma piórami i jednym rogiem bizona. Gdy był już gotowy dosiadł konia i zjechał w wyschnięte koryto strumienia, gdzie czekali już na niego ustawieni w szyku wojownicy, aby poprowadził ich do zwycięskiego ataku.
Wraz z zachodem słońca Rzymski Nos rozpoczął atak. Gdy spiął swego konia zabrzęczał grad czejeńskich kul i Indianie ruszyli w dół koryta strumienia. Początkowo puścili się kłusem, z wolna przechodząc w galop a następnie bez litości gnali swe konie, tak że nic nie mogło ich powstrzymać od przejechania wyspy. Lecz raz jeszcze ogień zwiadowców Forsytha ściął pierwsze szeregi atakujących, zmniejszając siłę tej desperackiej szarży. Rzymski Nos nie wiedział, że jeden ze zwiadowców znajduje się na wysuniętej pozycji, wśród wysokiej trawy na jednym końcu wyspy.
Rzymski Nos wśród krzyżowego ognia zwiadowców dojechał do pierwszych drzew, minął główny oddział zwiadowców a jedna z kul, wystrzelona najprawdopodobniej przez wyżej wspomnianego snajpera przeszyła mu kręgosłup powyżej bioder.
Istnieją dwie wersje tego, co nastąpiło dalej
1/ Dee Brown podaje : że Rzymski Nos spadł z konia i leżał w zaroślach aż do zmierzchu i dopiero wtedy udało mu się doczołgać do brzegu strumienia. Była tam kilku młodych wojowników, którzy go szukali. Zanieśli go na wzgórze, gdzie kobiety z plemienia Czejenów i Dakotów doglądały rannych. W nocy Rzymski Nos umarł.
2/ Natomiast autor „The Peace Chiefs of Cheyennes” pisze, że wojownik ten zginął padając z konia, lecz zawrócił tam, gdzie była reszta Indian i dopiero wtedy osunął się na ziemię ze swego wojennego rumaka. Kiedy podeszli do niego Byk Niedźwiedź i Biały Koń, powiedział im, że został zabity. Później pewna kobieta zawiozła go do głównej wioski, gdzie zmarł następnego ranka.
Biali nie wiedzieli kogo zabili w czasie walki. Teraz już ani Czejenowie ani Dakoci nie mieli serca do dalszej walki, mimo tego oblegali zwiadowców Forsytha ukrytych w zaroślach do 25 września. Oblężeni jedli swe zabite konie i kopali dziury w piasku, żeby zdobyć wodę. Ósmego dnia, gdy kolumna wojska przybyła im na odsiecz, Indianie byli już gotowi odstąpić od oblężenia cuchnącej wyspy.
Biali nadali tej bitwie ogromny rozgłos. Nazwali ją Bitwą o Wyspę Beechera na pamiątkę poległego tam młodego porucznika Fredericka Beechera. Ci, którzy przetrwali, chwalili się, że zabili „setki czerwonoskórych” i choć Indianie doliczyli się nie więcej niż trzydziestu zabitych, smierć Rzymskiego Nosa była niepowetowaną stratą. Dlatego zawsze nazywali tę walkę Bitwą w Której Zginął Rzymski Nos.
Znaleziono kolumnę reliefową wyżłobioną ku czci kilkunastu Indian, których ciała w tradycyjny sposób pozostawiono na rusztowaniach. Jeden z opisów głosi : „odziany w skórę jelenia pokrytą pięknymi ozdobami paciorkowymi, w górnej części błyszczał bizoni róg a orle pióra dosięgały stóp.” George Bent zwracał później uwagę, że tym Indianinem nie był Rzymski Nos lecz pewien Dakota. Zmarł on jednak nie wskazawszy miejsca gdzie pochowany został Rzymski Nos.
Dla młodych wojowników z plemienia Czejenów śmierć Rzymskiego Nosa była jak zachód wielkiego Słońca na niebie. Wierzył on - i wiarą swą zarażał innych - że jeśli będzie walczyć o swój kraj, jak czynił to Czerwona Chmura, muszą w końcu zwyciężyć.
Gdy minęła zima 1868r., Czejenowie nadal byli zabijani przez żołnierzy podległych generałowi Sheridanowi.
Dee Brown w swojej książce prezentuje zdjęcie z podpisem : „Rzymski Nos z plemienia Czejenów Południowych. Zdjęcie lub kopia wykonana prze A. Zeno Shindlera w Waszyngtonie w 1868r., za zgodą Smithsonian Institution.”
Najprawdopodobniej jednak na tym zdjęciu nie jest uwieczniona postać tego jednego z najwspanialszych ludzi świata, lecz Indianina o tym samym imieniu z plemienia Mdewkanton.
Opracował : Marek Cichomski
Źródła :
Dee Brown - Pochowaj me serce w Wounded Knee
Stan Hoig - The Peace Chiefs of Cheyennes
Roman Nose - artykuł Jamesa Brennera i Stefani Antoniewicz drukowany w „Świecie Młodych”
________________________________________________________________________________ ________________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________ ________________________________________________________________________________