Już od urodzenia dzieci w Polsce wiedzą, że pod Monte Cassino zwyciężyli nasi i to oni są bohaterami. Jak się jednak okazuje, odkąd pieśń Feliksa Konarskiego o czerwonych makach przestała być modna, prawda o tym kto, z kim, przeciwko komu i po co się tłukł zaczyna się w społeczeństwie rozwadniać.
Dowodem Uchwała Rady Miasta Siemiatycze, opublikowana w Dzienniku Urzędowym Województwa Podlaskiego nr 66, z 2 lipca 2003 roku. Czytamy w niej, że w Siemiatyczach znajduje się ulica… Obrońców Monte Cassino. Tymczasem - co wiadomo już po podstawówce - obroną Monte Cassino zajmowała się niemiecka 10. Armia, a atakiem 2. Korpus Polski pod dowództwem generała Władysława Andersa. Nie odwrotnie! Oni siedzieli w klasztorze, my napieraliśmy.
Ta urzędowo poświadczona lata temu głupota podsunęła nam pomysł. Postanowiliśmy powołać do życia fikcyjne Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino - czyli tych nazistowskich żołnierzy, którzy byli naszymi, Polaków, wrogami - i zasiać nieco zamieszania w nudnej kampanii wyborczej.
Jak przystało na rzetelną organizację, stworzyliśmy jej witrynę internetową (do wglądu pod adresem http://www.somc.org.pl ), z której można było się dowiedzieć o charakterze, celach i zasadach Stowarzyszenia Obrońców Monte Cassino. Widnieje na niej autograf Führera, krzyż w hitlerowskiej kolorystyce i niemiecki hełm, a także zdjęcia niemieckich czołgów i równie niemieckich żołnierzy. Jej treści w sposób jednoznaczny dowodzą, że Stowarzyszenie jest organizacją kryptonazistowską. I tak po oczach bije np. motto: "Pewnego dnia kłamstwa zawalą się pod własnym ciężarem, a prawda powstanie" - którego autorstwo przypisaliśmy papieżowi Janowi Pawłowi II, a w istocie zostało ono wypowiedziane przez ministra propagandy III Rzeszy dr. Josepha Goebbelsa.
Również nazwisko Wacława Krzeptowskiego, rzekomego obecnego prezesa Stowarzyszenia Obrońców Monte Cassino - który jest następcą poprzedniego prezesa Józefa Cukiera - nie powinno pozostawiać wątpliwości, że mamy do czynienia z jakąś piramidalną hucpą. Wacław Krzeptowski i Józef Cukier kolaborowali bowiem z Hitlerem. Obaj byli inicjatorami tak zwanego Goralisches Komitee - Komitetu Góralskiego - namiastki autonomicznego samorządu góralskiego. Zabiegali u gubernatora Hansa Franka o stworzenie samodzielnego państwa góralskiego, utrzymując, że tatrzańscy górale są jakoby pochodzenia germańskiego. Krzeptowskiego powieszono. Cukier po wojnie został skazany na 15 lat więzienia. I tak dalej, i dalej… Przeciętnie rozgarnięty człowiek po obejrzeniu naszej strony parsknąłby śmiechem, a może nawet napisał donos do prokuratury.
Umyśliliśmy, że przeciętnie rozgarnięci ludzie nie startują w wyborach. W imieniu swoich członków Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino wystąpiło więc do władz partii, a także poszczególnych kandydatów, z propozycją udzielenia im oficjalnego poparcia. Wykonaliśmy kilkadziesiąt telefonów z tym samym tekstem:
Dzień dobry!
Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino jest organizacją kombatancką, zrzesza obrońców Monte Cassino, ich rodziny i sympatyków. Chcielibyśmy poprzeć Pana/Panią i Waszą opcję polityczną. W tym celu wystosujemy odezwę do naszych członków, aby na Was głosowali. Ponieważ uczynienie tego bez zgody Pani/Pana wydaje się nietaktem, zwracamy się z prośbą o opinię i akceptację takiego naszego działania.
Oto, co usłyszeliśmy w odpowiedzi:
Biuro szefa sztabu wyborczego PO, Jacka Protasiewicza: Bardzo chętnie, oczywiście. Proszę przysłać treść odezwy, to umieścimy na naszej witrynie.
Dr Joanna Mucha, dwójka z Lublina: To wy się jeszcze pytacie? Pewnie, że tak. Jeszcze na stronie informację umieszczę, pochwalę się waszym poparciem.
Julia Pitera, chodząca antykorupcja: No, wspaniale, cudownie! Absolutnie!
Bartosz Arłukowicz, jedynka ze Szczecina: Oczywiście, że tak. Jestem wdzięczny, to jest cenna inicjatywa. Gdzie macie siedzibę i ilu członków? Aha. W walce o ideały liczy się każdy głos!
Izabela Mrzygłocka, jedynka w Wałbrzychu: To będzie dla mnie zaszczyt.
Joanna Kluzik-Rostkowska, jedynka w Rybniku: Jestem zaszczycona! Yyy... W zasadzie zaskoczona. Obrońcy Monte Cassino? Chyba atakujący?
Pierwszy punkt dla partii rządzącej. Ogólna ocena z historii: 1+.
Eugeniusz Grzeszczak, szef sztabu wyborczego: Jestem zdecydowanie na tak i dziękuję za życzliwość, gdyż jest to inicjatywa, której bym się nie spodziewał. Oczywiście, Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino, jako popierające PSL, jest pożądanym elektoratem.
Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski w skakaniu na kiju, jedynka PSL w Warszawie: Oczywiście, zdecydowanie się zgadzam. To było by antypolskie, gdybym odmówił. Od małego znam historię, byłem parę razy pod Monte Cassino, składałem kwiaty. Mój wujek tam nawet walczył. Dziękuję.
Sławomir Świerzyński, kandydat PSL z okręgu płockiego, lider zespołu Bayer Full: Oczywiście, jestem na tak. Rozmawiałem nawet ostatnio z księżmi na temat Monte Cassino. Jestem bardzo zaszczycony i nie wiem, co powiedzieć. Podczas ostatniej wizyty we Włoszech zamierzałem odwiedzić Monte Cassino oraz Castel Gandolfo. Niestety, brakło czasu.
Tomasz Poręba, szef sztabu: O! Proszę na mejla przesłać i ja to prześlę dalej.
Antoni Macierewicz, historyk: Bardzo się cieszę, oczywiście się zgadzam i dziękuję za poparcie oraz zaufanie. Taką inicjatywę oczywiście aprobuję i nie mam nic przeciwko temu.
Zbigniew Girzyński, historyk, wykładowca akademicki: Bardzo dziękuję, naturalnie się zgadzam, bo w obecnych czasach każde poparcie jest ważne i nie można go lekceważyć. Bardzo dziękuję i niezmiernie się cieszę.
Małgorzata Gosiewska, wdowa po Edgarze, trójka w Warszawie: Wspaniale! Może jutro się spotkamy i omówimy szczegóły?
Stanisław Wziątek, szef sztabu wyborczego: Chciałbym wiedzieć jednak coś więcej. Proszę o adres strony internetowej oraz treść odezwy. Po 2 minutach oddzwonił oburzony: Co?! Jakie to stowarzyszenie?
Punkt wędruje do Sojuszu.
Marek Wikiński, wiceprzewodniczący klubu: Bardzo nam będzie miło. Proszę o szczegóły na e-mail. Dziękuję.
Paweł Poncyljusz, studiował historię, nie ukończył: Tak ja, jak i PJN jesteśmy zainteresowani. Te poparcie, choć nieznaczne liczebnie, w ogólnej wyborczej rozgrywce ma przecież znaczenie wielce symboliczne.
Jak widać, o wstawiennictwo neonazistowskiego stowarzyszenia skłonnych była zabiegać większość polityków, z którymi się kontaktowaliśmy. Nie wnikano, co to za stowarzyszenie, kogo reprezentuje, jakie stawia sobie cele. Pragnący jego poparcia w większości nie życzyli sobie nawet podania adresu witryny internetowej ani nie pokusili się o przeanalizowanie jej treści.
Powstaje pytanie, co - oprócz niedokładnej znajomości historii - wpłynęło na naszych drogich kandydatów, że przystali tak bezkrytycznie na ośmieszającą ich propozycję? Niewątpliwie nad zdrowym oglądem faktów wzięły górę przyzwyczajenia przesądzające o polskiej bezmyślności. Na ogół czcimy Bohaterów Monte Cassino, milcząco przyjmując, że byli nimi Polacy. W istocie w bitwie o klasztor alianci (Amerykanie, Brytyjczycy, Hindusi, Nowozelandczycy i in.) stracili ogółem 54 tysiące ludzi. Nie bez kozery trzeba też wytknąć, że niemiecka armia, która straciła w tych zmaganiach ponad 20 tys. głów, nie była palcem robiona. Do takiego wyczynu trzeba było niemałego bohaterstwa, zawziętości i siły charakteru, tyle że made in Germany.
Drugim powodem, dla którego nasi rozmówcy tak łatwo poddali się mylącej sugestii, jest fakt, iż Polacy na ogół w każdej wojnie zbierali srogi wpierdol i musieli się bronić. Dlatego też najczęściej czcimy obrońców: Obrońców Westerplatte, Obrońców Tobruku, Obrońców Warszawy, Obrońców Częstochowy, Obrońców Modlina, Obrońców Poczty Gdańskiej, Obrońców Helu, Obrońców Bydgoszczy.
Muszą być zatem też jacyś dzielni Polscy Obrońcy Monte Cassino! - podświadomie podpowiadał każdemu kandydatowi jego mózg. Dzielne Wojsko Polskie na ogół bowiem bohatersko nie atakuje - tylko przed czymś się bohatersko broni. Tłumaczy to naszych przyszłych posłów, ale nie usprawiedliwia. Prący do władzy powinien mieć umysł jasny, trzeźwy, krytyczny i niczym niezmącony. Nawet pies nie zawsze macha ogonem.