Nasi żołnierze są bardziej odporni na stres niż ich zachodni koledzy
Nasi żołnierze są bardziej odporni na stres niż ich zachodni koledzy
(© Krzysztof Szymczak/POLSKA)
2010-01-06 11:53:53, aktualizacja: 2010-01-06 11:54:48
- Każdy żołnierz, który podczas zagranicznej misji doświadczył stresu pourazowego lub innego zaburzenia psychicznego, może dostać od armii specjalistyczną opiekę - deklaruje gen. brygady Andrzej Wiśniewski, szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia.
W ciężkich przypadkach będzie to leczenie w klinikach, dla lżejszych przewidziano dwutygodniowe turnusy terapeutyczne w szpitalach uzdrowiskowo-rehabilitacyjnych. - Są na to środki, są fachowcy. Tyle tylko, że żołnierze wciąż niechętnie sięgają po taką pomoc. Trochę się wstydzą, trochę boją stygmatyzacji - tłumaczy gen. Wiśniewski.
Jak walczyć ze stresem pourazowym pola bitwy i jak pomóc cierpiącym na niego żołnierzom - dyskusja na ten temat wróciła w ostatnich dniach, kiedy tuż przed Wigilią kamery TVN pokazały dowódcę Four Corners, polskiej bazy w Afganistanie, jak płacze po swoim zabitym żołnierzu. Ta scena bardziej niż uczone opracowania uświadomiła opinii publicznej, że mężczyźni w zielonych mundurach to nie tylko dzielni obrońcy granic, twardzi faceci, ale także ludzie o wrażliwej psychice, reagujący na ekstremalny stres.
Posypały się też słowa krytyki w stosunku do dowódców wojskowych, że nie zapewniają naszym żołnierzom wystarczającej opieki psychologicznej i warunków do tego, aby odprężyli się po niebezpiecznej służbie.
- Amerykanie mają świetnie wyposażone bazy. Mają boiska, bilard i alkohol. Mogą się zrelaksować i nabrać sił do następnej służby. My mamy tylko kaplice i kapelanów. Nawet do psychologa pod koniec misji są takie kolejki, że trudno się dostać. Można zwariować - skarżył się "Polsce" jeden z żołnierzy.
I - wbrew temu, co może pomyśleć ktoś, kto nigdy nie doświadczył potwornego stresu, lęku i bezradności, jaki często towarzyszy żołnierzom w warunkach bojowych - nie są to wymysły rozpieszczonego maminsynka.
- Kiedy się ocknąłem, usłyszałem chrzęst. Po chwili zrozumialem, że przejechał po mnie transporter opancerzony. Sięgnąłem ręką w stronę nóg, ale zamiast nich wyczułem kałużę krwi. Zrozumiałem, że mogę umrzeć. Zacząłem wołać do Boga i mojego nieżyjącego już ojca: Pomóżcie, nie pozwólcie, aby to się stało - tak wspominał jeden z polskich żołnierzy, który został ranny podczas działań bojowych. Prócz poważnych urazów ciała doznał potężnego szoku psychicznego, który przekształcił się w tzw. PTSD (posttraumatic stress disorder), czyli zespół stresu pourazowego.
- PTSD może dotknąć osoby, które doświadczyły stresu związanego z groźbą utraty życia, ciężkiego zranienia lub były choćby świadkiem takiego zdarzenia - tłumaczy komandor Andrzej Zabielski, szef pionu medycznego w Inspektoracie Wojskowej Służby Zdrowia, jeden z twórców systemu opieki psychologicznej nad żołnierzami wracającymi z zagranicznych misji wojskowych.
Może się on objawiać na wiele sposobów - poczynając od silnego niepokoju, nadpobudliwości i towarzyszącym im objawom fizjologicznym, poprzez powracające natrętnie wspomnienia i obrazy, tzw. flashbacki, koszmary senne, na zmianach osobowości kończąc. Może wystąpić zaraz po zdarzeniu, ale równie dobrze kilka, kilkanaście miesięcy później.
- Człowiek śpi, ale się nie wysypia, bo ma koszmary i budzi się z krzykiem. Ciągle się poci, boi się głośnych dźwięków. Staje się agresywny, pobudzony albo przeciwnie - wycofany i płaczliwy. I ani on, ani jego rodzina nie wiedzą, co się dzieje, bo przecież z misji wrócił "już" pół roku temu lub dawniej - opowiada komandor Zabielski.
- Każdy żołnierz, który podczas zagranicznej misji doświadczył stresu pourazowego lub innego zaburzenia psychicznego, może dostać od armii specjalistyczną opiekę - deklaruje gen. brygady Andrzej Wiśniewski, szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia.
W ciężkich przypadkach będzie to leczenie w klinikach, dla lżejszych przewidziano dwutygodniowe turnusy terapeutyczne w szpitalach uzdrowiskowo-rehabilitacyjnych. - Są na to środki, są fachowcy. Tyle tylko, że żołnierze wciąż niechętnie sięgają po taką pomoc. Trochę się wstydzą, trochę boją stygmatyzacji - tłumaczy gen. Wiśniewski.
Jak walczyć ze stresem pourazowym pola bitwy i jak pomóc cierpiącym na niego żołnierzom - dyskusja na ten temat wróciła w ostatnich dniach, kiedy tuż przed Wigilią kamery TVN pokazały dowódcę Four Corners, polskiej bazy w Afganistanie, jak płacze po swoim zabitym żołnierzu. Ta scena bardziej niż uczone opracowania uświadomiła opinii publicznej, że mężczyźni w zielonych mundurach to nie tylko dzielni obrońcy granic, twardzi faceci, ale także ludzie o wrażliwej psychice, reagujący na ekstremalny stres.
Posypały się też słowa krytyki w stosunku do dowódców wojskowych, że nie zapewniają naszym żołnierzom wystarczającej opieki psychologicznej i warunków do tego, aby odprężyli się po niebezpiecznej służbie.
- Amerykanie mają świetnie wyposażone bazy. Mają boiska, bilard i alkohol. Mogą się zrelaksować i nabrać sił do następnej służby. My mamy tylko kaplice i kapelanów. Nawet do psychologa pod koniec misji są takie kolejki, że trudno się dostać. Można zwariować - skarżył się "Polsce" jeden z żołnierzy.
I - wbrew temu, co może pomyśleć ktoś, kto nigdy nie doświadczył potwornego stresu, lęku i bezradności, jaki często towarzyszy żołnierzom w warunkach bojowych - nie są to wymysły rozpieszczonego maminsynka.
- Kiedy się ocknąłem, usłyszałem chrzęst. Po chwili zrozumialem, że przejechał po mnie transporter opancerzony. Sięgnąłem ręką w stronę nóg, ale zamiast nich wyczułem kałużę krwi. Zrozumiałem, że mogę umrzeć. Zacząłem wołać do Boga i mojego nieżyjącego już ojca: Pomóżcie, nie pozwólcie, aby to się stało - tak wspominał jeden z polskich żołnierzy, który został ranny podczas działań bojowych. Prócz poważnych urazów ciała doznał potężnego szoku psychicznego, który przekształcił się w tzw. PTSD (posttraumatic stress disorder), czyli zespół stresu pourazowego.
- PTSD może dotknąć osoby, które doświadczyły stresu związanego z groźbą utraty życia, ciężkiego zranienia lub były choćby świadkiem takiego zdarzenia - tłumaczy komandor Andrzej Zabielski, szef pionu medycznego w Inspektoracie Wojskowej Służby Zdrowia, jeden z twórców systemu opieki psychologicznej nad żołnierzami wracającymi z zagranicznych misji wojskowych.
Może się on objawiać na wiele sposobów - poczynając od silnego niepokoju, nadpobudliwości i towarzyszącym im objawom fizjologicznym, poprzez powracające natrętnie wspomnienia i obrazy, tzw. flashbacki, koszmary senne, na zmianach osobowości kończąc. Może wystąpić zaraz po zdarzeniu, ale równie dobrze kilka, kilkanaście miesięcy później.
- Człowiek śpi, ale się nie wysypia, bo ma koszmary i budzi się z krzykiem. Ciągle się poci, boi się głośnych dźwięków. Staje się agresywny, pobudzony albo przeciwnie - wycofany i płaczliwy. I ani on, ani jego rodzina nie wiedzą, co się dzieje, bo przecież z misji wrócił "już" pół roku temu lub dawniej - opowiada komandor Zabielski.
Wojskowi pracują teraz nad uszczelnieniem sita przy wysyłaniu żołnierzy na misje, aby wyeliminować osoby szczególnie podatne na stres. A jednocześnie nad stworzeniem specjalnych oddziałów psychologicznych szybkiego reagowania, które w razie potrzeby służyłyby pomocą żołnierzom będącym w warunkach bojowych.
Jest to o tyle ważne, że jeśli żołnierz po traumatycznym wydarzeniu na polu bitwy nie otrzyma specjalistycznej pomocy, jego stan będzie się pogarszał, może szukać pociechy w używkach, posypie się jego rodzina. - Ważne jest też to, że fachowcy, szkoleni dużym nakładem sił i środków, przestają być przydatni do służby. Dlatego pomoc im to nie tylko moralny obowiązek, ale i działanie w interesie armii - komentuje gen. Wiśniewski. Jak sam jednak przyznaje, na pewno mniej osób zwraca się po pomoc psychologiczną do wojskowej służby zdrowia, niż by jej potrzebowało.
Począwszy od 2004 roku, kiedy opierając się na wzorcach amerykańskich uruchomiono u nas kompleksową pomoc psychologiczną dla weteranów misji zagranicznych, rocznie nie korzystało z niej więcej niż 15 proc. wracających żołnierzy. - W 2004 roku na 2,5 tys. z turnusów terapeutycznych skorzystało tylko 51 osób - wspomina komandor Zabielski.
W ubiegłym roku było ich 1551. W ciągu ostatnich trzech lat leczeniu na oddziałach psychiatrycznych poddano niespełna 200 osób, a tylko dwie trzeba było ewakuować z misji z powodu złego stanu psychicznego. Tymczasem, według raportu Centrum Medycznego Departamentu ds. Weteranów i Uniwersytetu Kalifornijskiego, aż 37 proc. amerykańskich weteranów ma po odejściu z wojska kłopoty z psyche, z czego u 22 proc. zdiagnozowano PTSD.
Ale też, jak mówi płk Olaf Truszczyński, konsultant wojskowej służby zdrowia w dziedzinie psychologii klinicznej i dyrektor Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, różne nacje różnie reagują na stres. I wydaje się, że odporność Polaków jest wyższa niż ich kolegów z Zachodu.
Niemniej pole bitwy jest też dobrym polem doświadczalnym do badań nad reakcjami ludzkimi na stres i sposobami walki z PTSD. Ich wyniki są wykorzystywane także w cywilu - w terapii ofiar przestępstw, wypadków drogowych, a także psychicznego wsparcia służb, które śpieszą im z pomocą.