Zdenerwowany?
- Zdenerwowany? - zapytał Malfoy.
- Nie - padła bezbarwna odpowiedź, choć zielone oczy piorunowały go
wzrokiem pełnym tej samej nienawiści, jaką Draco widywał w ciągu
ostatnich siedmiu lat.
- A powinieneś być - warknął. Zdenerwowało go, że Potter mówi prawdę.
Widział to. Gdyby odwrócić sytuację, on, Malfoy, byłby zdenerwowany. Do
diabła, pewnie byłby przerażony.
Harry Potter znajdował się w przestronnym pomieszczeniu pod
opuszczonym, szkockim zamczyskiem - kwaterze głównej Śmierciożerców,
przykuty do potężnego filaru. Jego ramiona zostały szeroko rozsunięte nad
głową, a żelazne kajdany, przymocowane do łańcuchów, biegnących aż do
kolumny, skuwały nadgarstki. Stopy również zostały rozciągnięte, co więcej
- żelazo ściskało go za kostki tak, że pięty naciskały o podstawę filaru.
Był całkowicie nagi. miercio ercy zabawili si , utrzymuj c Harry'egŚ ż ę ą o
Pottera w poczuciu bezsilnej bezbronności, na co szczególnie nalegał Fenrir
Greyback, chociaż zabroniono mu pojawiać się w pobliżu więźnia. Do teraz.
- Ojciec przysłał mnie tu, na dół, żebym cię wypróbował - kontynuował
Draco.
- Spadaj - odpowiedział Harry ze znudzeniem w głosie. Malfoy niechętnie
przyznał, że jest pod wrażeniem - gryfońska brawura nie opuściła Pottera.
Różni Śmierciożercy torturowali go przez całą noc. Oczywiście na próżno.
Jedna porcja Veritaserum i Potter wyjawił swą znikomą wiedzą o Zakonie
Feniksa, jego działalności i wszystkim, co tam jeszcze wiedział.
Śmierciożercy chcieli po prostu go zmiękczyć przed przybyciem Czarnego
Pana, który miał pojawić się później tego samego dnia.
- Bardzo dobrze - odpowiedział Draco. - Co powiesz na Crucio? - I rzucił je
na Pottera, którego ciało natychmiast zesztywniało. Harry uniósł się na
czubki palców i odgiął do tyłu; pochłaniał go ból. Nie krzyczał, ale
zaciskając szczęki, przymknął oczy i odrzucił do tyłu głowę tak mocno, że
uderzył o filar.
Draco uznał ten widok za dziwnie zniewalający. Cofnął zaklęcie, a Potter
osunął się nieco, tyle, na ile pozwoliły łańcuchy, zwieszając się na
ramionach. Nim minęła chwila, ostrożnie znalazł oparcie dla stóp i
ponownie stanął.
Spiorunował spojrzeniem Draco. Okulary Pottera gdzieś zginęły, więc
Malfoy nie był przekonany, jak wyraźnie go widzi, ale jadowite spojrzenie
trafiło dokładnie tam, gdzie trzeba. Draco zdał sobie sprawę, że Cruciatus
nigdy nie podziała należycie na więźnia - mogli go torturować nim do czasu,
aż oszaleje, ale nigdy nie złamią.
Malfoy ustał przed Harrym, wystarczająco blisko, by czuć na swojej twarzy
jego oddech i wbił różdżkę w bliznę na czole.
- Zdenerwowany, Potter?
- Nie. - Szmaragdowe oczy rozbłysły.
Draco obrysował kształt blizny i przesun ł ró d k na czoło Harry'egoą ż ż ę .
Zanurzył ją w ciemnych włosach, a następnie, sunąc wzdłuż linii,
wyznaczanej przez czuprynę, kontynuował wędrówkę, aż do skroni.
Zatrzymał się tam na moment, by po chwili, musnąwszy policzek Harry'ego,
delikatnie dotknąć małżowiny. Ich spojrzenia się skrzyżowały - zielone oczy
były niezgłębione.
Draco kontynuował wędrówkę, obniżając różdżkę na szczupłą szyję Pottera.
Przerwał dopiero, gdy dotarł do miękkiego wgłębienia blisko gardła, gdzie
wbił ją głęboko w rowek nad obojczykiem, sprawiając nagły ból Harry'emu,
który szarpnął ramieniem.
Ponownie łagodnym gestem przesunął różdżkę na klatkę piersiową i niżej,
aż do mostka. Dalej zsuwał ją wzdłuż ciemnych włosów, póki nie dotarł do
pępka - powoli obrysował jego kształt czubkiem różdżki.
- Zdenerwowany? - Malfoy nie ukrywał szyderstwa w swoim głosie.
- Nie - odparował Harry, ale jego oczy nabrały niezwykłej głębi. Draco
uśmiechnął się z wyższością. Może i teraz jest Śmierciożercą, ale zdążył
nauczyć się od ojca co nieco o subtelności.
Odsunął różdżkę od skóry Harry'ego i przełożył ją do lewej ręki. Prawą zaś
musnął palcem wskazującym bliznę Pottera. Powoli, podążając tą samą
drogą, wyznaczoną wcześniej przez swoją różdżkę, przesuwał dłonią po
czole Harry'ego; miękkie włosy muskały jego skórę. Draco wbił wzrok w
zielone oczy.
Rozsunął lekko palce i delikatnie przesunął nimi po policzku Pottera,
pieszcząc delikatną skórę. Wyczuł pragnienie Pottera, by wyrwać się spod
nienawistnego dotyku, lecz gryfońska duma nie pozwoliła na to. Draco
przesunął dłoń na ucho Harry'ego, musnął je zaledwie i kontynuując
wędrówkę, zsuwał palce powoli wzdłuż szyi. Gdy dotarł do miękkiego
wgłębienia koło gardła, zatrzymał się na chwilę, póki nie wyczuł pulsu, który
nie był tak całkowicie spokojny i równy, jak - bez wątpienia - życzyłby sobie
Potter.
Draco metodycznie pod ał ladem, jaki wcze niej wyznaczył swoj ró ąż ś ś ą żdżką
- minął obojczyk i zmierzał do klatki piersiowej, unoszącej się rytmicznie.
Pozwolił, by na usta wkradł mu się uśmiech, gdy jego dłoń zsuwały się w dół
po miękkich włoskach. Zatrzymał się na chwilę, zanurzając w nich palce.
- Zdenerwowany? - zapytał chrapliwie.
- Nie - padła odpowiedź, ale głos był trochę zniekształcony. Draco dostrzegł,
jak Potter zaciska szczękę.
Pochylił się do przodu i unosząc trochę na palcach, musnął językiem bliznę
Harry'ego. Czuł na sobie oddech Pottera i niemal zadrżał - Salazarze! - ale
zdołał się opanować. Przez ułamek sekundy widział oczami wyobraźni
Harry'ego w łóżku, pieszczącego jego szyję tym gorącym oddechem, ale
pośpiesznie wyrzucił ten obraz z myśli, nim Potter otrząśnie się z szoku i
wpadnie na genialny pomysł zaatakowania pochylonego nad sobą
mężczyzny zębami.
Draco, nie odrywając języka od czoła Harry'ego, podążał śladami swojej
różdżki i ręki. Miękkie włosy Pottera dotykały go w pieszczocie równie
delikatnej jak pajęczyna.
Malfoy przylgnął wargami do skroni Harry'ego i usłyszał, jak oddech
mężczyzny - i tak nieregularny - nieznacznie przyspiesza. Przesunął usta z
kształtnych kości policzkowych na małżowinę i delikatnie ugryzł go w ucho,
łagodnie pieszcząc skórę wydychanym powietrzem.
Potter ponownie odchylił głowę do tyłu, nieświadomie zwiększając pole
manewru Malfoya - wyeksponowała szyja skusiła Draco do dalszych
igraszek. Muskając językiem skórę, powoli zmierzał do celu - kuszącego
wgłębienia blisko gardła.
Teraz Harry niemal dyszał; podmuchy powietrza mierzwiły włosy Malfoya,
gdy pochylał się nad obojczykiem mężczyzny, liżąc gładką skórę. Niech to
wszyscy Gryfoni, smakował zniewalająco! Malfoy, zostawiając wilgotny ślad,
przesuwał się wzdłuż wystającej kości, aż do końca obojczyka.
Usłyszał pobrz kiwanie ła cuchów i u miechn ł si lekko, tr caj c noseę ń ś ą ę ą ą m
pokrytą kurzem klatkę piersiową mężczyzny. Zsuwał się coraz niżej, póki nie
zatrzymał się przy pępku Pottera, w który wsunął język.
Harry wydał z siebie dźwięk niepokojąco przypominający odgłos duszenia
się i Malfoy rzucił na niego okiem, by zobaczyć, jak Potter ponownie odrzuca
głowę do tyłu. Niech to, wyglądał niesamowicie pociągająco! Przez chwilę
Draco miał ochotę wstać i rzucić się na niego… ale najpierw musiał jeszcze
coś zrobić.
Porzuciwszy pępek Harry'ego, wsunął język w ciemne włosy i zsunął się
jeszcze niżej. Czuł podniecenie Pottera; Draco zamknął oczy, zmuszając się
do wyrównania oddechu.
Poderwał się do góry i spojrzał wprost w półprzymknięte oczy Harry'ego, po
czym przylgnął do jego ciała. Naparł lekko biodrami na Pottera, tak, by
mężczyzna mógł poczuć jego własne podniecenie.
- Zdenerwowany? - zapytał ochryple.
Triumf Draco zawarł się w jednym, ledwie słyszalnym słowie:
- Tak.
Tytuł tłumaczenia: Też się denerwujesz?
Tytuł oryginału: Nervous, Too
Autor: Cheryl Dyson
Tłumaczenie: Nerejda
Fandom: Harry Potter
Gatunek: dramat/romans
Rating: NC-17
Ostrze enia: erotykż a
Parring: Draco/Harry
Liczba słów: 2 086 (w części) 6 020 (całość)
Beta: aileen_ana
Prequel: Zdenerwowany?
Sequel: Nervous, Thrice
Podsumowanie: Co będzie dalaj? O traceniu i odzyskiwaniu
Draco wyczuł drżenie, jakie przebiegło przez ciało Harry'ego i uśmiechnął
się łobuzersko z podniecającym uczuciem władzy. Inni Śmierciożercy
torturowali go przez całą noc, ale tylko jemu udało się pokonać wspaniałego
Gryfona. A wszystko dzięki delikatnej pieszczocie rąk, warg i języka.
Draco był skłonny przypuszczać, że Potter nienawidzi go teraz bardziej niż
kiedykolwiek przedtem. Ale to jeszcze nie koniec. Ponownie naparł biodrami
na Harry'ego, przypierając go do filaru. Potter był nagi, przykuty
łańcuchami do ogromnej kolumny w lochach porzuconego, szkockiego
zamku, a on, Draco, całkowicie ubrany, co nie przeszkadzało mu wyczuć
każdego drżenia przebiegającego przez ciało Pottera.
Przylgnął wargami do szyi Harry'ego i wplótł palce w gęste, czarne włosy.
Na razie zmusił go do jednego słowa. Teraz pora na coś trudniejszego.
- Powiedz, że mnie pragniesz, Potter - wyszeptał Draco i musnął językiem
miękką skórę od obojczyka do ucha. Harry zadrżał.
- Nie - powiedział wyzywająco. Draco uśmiechnął się pobłażliwie i chwycił
zębami jego ucho. Wysunął jedną dłoń z włosów i zaczął przesuwać ją po
ciele Pottera, przez ramiona, klatk piersiow i brzuch. Złapał za członek ę ą i
bardziej wyczuł, niż usłyszał okrzyk, który został stłumiony, zanim zdążył
zdradzić Gryfona.
- Czyż to nie oczywiste, Potter? - zapytał łagodnie, kciukiem gładząc twardy
trzon i sunąc delikatnie po całej długości. - Przyznaj to.
- Nie - westchnął Harry, tłumiąc jęknięcie.
- Tak bardzo uparty - mruknął Draco; jego dłoń cały czas gładziła miękką
skórę. - Powiedz.
Harry wysapał coś, co zabrzmiało jak szloch.
- Pragnę cię - szepnął ochryple. Draco zamarł. Oczekiwał dreszczu
zwycięstwa, które miało towarzyszyć tym słowom; nie spodziewał się
pragnienia, gwałtownego niczym pchnięcie mieczem. Na chwilę stracił
oddech.
Nagle gra się skończyła.
Draco puścił Harry'ego i cofnął się, wstrząśnięty. Policzki Pottera były
zarumienione, a oczy mocno zamknięte. Nadgarstki, skute łańcuchami, miał
tak poranione, że przyczyna takiego stanu rzeczy mogła być tylko jedna -
rozpaczliwa chęć uwolnienia. Draco z przerażeniem dostrzegł, że każdy
ruch wzmaga krwawienie.
- Nie rób tego - poprosił cicho i nagle zielone oczy otworzyły się, piorunując
go wzrokiem. Wargi Harry'ego wygięły się w drwiący uśmieszek, gdy
zobaczył, co zwróciło uwagę Draco.
- Zmartwił cię widok krwi, Malfoy? Ironia, której nie dostrzega twój
pokręcony umysł. Przecież cholernie dobrze wiesz, że oni tną głębiej niż te
pieprzone łańcuchy. - Harry drgnął gniewnie, a czerwona plama pod
kajdanami powiększyła się.
Draco poczerwieniał pod wpływem dziwnego poł czenia gniewu i wstyduą .
Przyszedł, chcąc pokonać potężnego Pottera - dlaczego, do diabła, powinien
żałować swojego sukcesu? Słabość Harry'ego wydawała się chwilowa. Teraz
Potter płonął dobrze znaną gryfońską wściekłością.
- Dlaczego nie wyjdziesz z tego piekła, Malfoy? Idź na górę i czekaj razem z
innymi pozbawionymi charakteru mętami na powrót swojego mistrza!
Jestem pewien, że zapewni ci miejsce we właściwym rzędzie, żebyś miał
lepszą zabawę! - Łańcuch zabrzęczał, gdy Harry ruszył się gwałtownie. - I
lepiej przygotuj się na większe piekło niż te tutaj, bo wątpię, czy Voldemort
skorzysta z prostej Avada Kedavry, skoro tak ładnie przygotowano mnie na
jego przybycie.
Draco wiedział, że każde słowo, wszystko, co wykrzyczał Harry, w którego
żyłach nadal krążył veritaserum, to prawda. Obgryzając paznokcie, myślał.
Nagle nadciągająca klęska Pottera wydała mu się czymś niewłaściwym.
Zawsze był w jego życiu stałym punktem… Co z nim będzie, gdy jego
nemezis zginie?
Obrzucił Harry'ego zamyślonym spojrzeniem. Slytherinie, ten Gryfon
okropnie go wkurzał. Od początku był przebrzydłym cierniem jego życia.
Nawet teraz, nagi, skuty łańcuchem i upokorzony, wciąż emanował tą
cholerną pewnością siebie. Zielone oczy płonęły wściekłością spod strzechy
wiecznie nieporządnych ciemnych włosów. Ta cholernie niechlujna
czupryna. Draco chciał jeszcze raz zanurzyć w niej dłonie. Ich miękkość go
zdumiewała - były niemal równie miękkie jak jego włosy, tyle że gęstsze i z
kuszącymi kosmykami opadającymi na kark.
Draco przeklął w duchu. Niezależnie od tego, jak bardzo nie cierpiał
Gryfona, Potter był cholernie pociągający i myśl o jego skatowanym ciele
wydawała się obrzydliwa. Tak samo Quiddditch - doskonałość zmiażdżona i
rozbita z powodu szalonej ideologii jakiegoś wariata, który bał się śmierci?
Potter uniósł jeszcze wyżej brodę i patrzył na niego zwężonymi oczami.
Malfoy warkn ł i przysun ł si do Harry'ego. Przylgn ł do niegoą ą ę ą ,
rozbawiony sposobem, w jaki ciało Pottera zesztywniało i nagłym oddechem
zareagowało na bliskość. O, on naprawdę, naprawdę nienawidzi, jak Draco
go dotyka. Malfoy uśmiechnął się i ulegając podszeptom swoich
wcześniejszych myśli, wsunął dłonie w ciemne włosy. Przesunął nimi w
bezlitosnej pieszczocie i napotkał spojrzeniem wzrok Pottera.
- Nie jestem gotowy na twoją śmierć, Potter - przyznał się Draco. Harry
milczał. Malfoy miękkim gestem odgarnął mu włosy za ucho. - To po prostu
nie w porządku, wiesz? - spokojnie kontynuował. - Jesteś mój, nie jego.
Uczyniłem cię tym, kim teraz jesteś. Nie on. Ja. Nauczyłem cię latać.
Udzieliłem ci lekcji, jak być ode mnie lepszym. Deptałem ci po piętach.
Udaremniałem każdy twój plan, zawsze o krok za tobą. Nie Voldemort z
swoimi głupimi, zawiłymi planami i śmiesznymi intrygami. Obserwowałem
cię i byłem zawsze, w każdym momencie niczym twój cień. Nauczyłem cię
ostrożności i nieufności. To ja przyczyniłem się do tego, że jesteś teraz
wystarczająco silny, by stanąć o własnych siłach i patrzeć śmierci prosto w
twarz. Do diabła, on nie ma do tego prawa, ponieważ to jedynie ja żyłem dla
ciebie i z tobą, Potter. Jesteś mój i nie pozwolę ci odejść.
Z każdym wypowiedzianym przez Draco słowem oczy Harry'ego otwierały
się coraz szerzej.
- Co masz na myśli? - zapytał.
- Mam na myśli, że pomogę ci się stąd wydostać. Ale pod kilkoma
warunkami.
Oczy Harry'ego zwęziły się podejrzliwie i Draco poczuł dziwny przypływ
dumy. Tak, doskonale nauczył go nigdy nie ufać Ślizgonom.
- Moje szanse wydają się jeszcze mniejsze niż przed chwilą - przyznał Harry.
- Jakie warunki?
- Po pierwsze - robisz dokładnie to, co mówi . Bez adnych dyskusji. ę ż Jeśli
mamy wyjść z tego żywi, to zajmę się precyzyjną koordynacją i perfekcyjnym
planowaniem. Ślizgońskim planowaniem - uściślił Draco.
- Zgoda - potulnie zgodził się Harry.
- Po drugie - składasz Przysięgę Wieczystą, że będziesz wobec mnie lojalny.
Nigdy mnie nie skrzywdzisz ani nie pozwolisz na moją krzywdę, jeśli
będziesz mógł temu zapobiec.
Potter wyglądał na ogłuszonego, zgodnie z planem. Draco prosił o wiele. Do
diabła, on żądał wszystkiego. Potter tylko jeszcze tym nie wie.
- Kto będzie Gwarantem? - zapytał Harry.
- Na razie wystarczy twoje słowo. Później załatwimy to oficjalnie -
powiedział Draco, wiedząc, że mógłby wziąć gryfoński honor i udać się z
nim do banku, by wymienić go na złoto. Harry łyknął to.
- Przysięgam.
Draco uśmiechnął się.
- I nim wyjdziesz z tego zamku, pozwolisz mi się ze sobą kochać. - Zbolałe
oblicze Harry'ego wyraźnie świadczyło, że ten warunek przebił wszystkie
inne. Draco niemal roześmiał się głośno. Mały idiota powinien być bardziej
zaniepokojony przyrzeczeniami, które właśnie złożył.
- Dlaczego? - zapytał Harry, przerażony.
- Nazwijmy to przypieczętowaniem naszej umowy - lekko rzucił Draco.
Zaznaczam moją własność, przyznał się przed sobą. - Ponadto, skoro już
wyznałeś, że mnie pragniesz, to wątpię, czy będziesz uważać te
doświadczenie za aż takie złe. I, jak sam to stwierdziłeś, jesteś w
rozpaczliwej sytuacji.
- Jeste niewyobra alnie złyś ż .
- Tak, tak, moja nienawiść do ciebie nie zna granic - skwitował znudzonym
tonem Draco, przeciągając samogłoski. - Więc jak będzie?
- Boże, czuję się, jakbym sprzedawał duszę diabłu.
Draco uśmiechnął się łobuzersko.
- Dziękuję, Potter. Bardzo mi pochlebiasz. Teraz mów: „Obiecuję”.
- Obiecuję - powtórzył pokonany Harry. Draco poczuł, jakby właśnie
wykopał zakopany skarb.
Draco cofnął się i wyciągnął z kieszeni różdżkę. Wyszeptał zaklęcie
otwierające kajdany na nadgarstkach Pottera i zaskoczony ledwie złapał
osuwającego się Harry'ego.
- Mogłeś najpierw uwolnić moje kostki - poniewczasie zasugerował Potter.
Draco objął go i przesunął różdżkę na niższe łańcuchy, które po chwili
puściły. Bezwolne ciało Harry'ego zaciążyło mu w ramionach.
- Moje ręce… chyba straciłem w nich władzę - stwierdził Potter. - I wcale
nie czuję palców.
Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że były skrępowane całą noc nad jego
głową. Draco opuścił go na ziemię.
- Poczekaj. Zobaczę, czy nie zostawili gdzieś twoich rzeczy.
Na solidnym, brzydkim stoliku znajdującym się w kącie pomieszczenia leżała
skórzana torba. Draco pogrzebał w niej chwilę, nieuważnie przerzucając
odzież i jakieś jedzenie. Nagle coś wpadło mu w oko i gdy uświadomił sobie,
co takiego zwróciło jego uwagę, jęknął.
- Salazarze! To wstyd nazywać się śmierciożercą - wymamrotał i wyciągnął
pelerynkę-niewidkę z torby. Crabbe (albo Goyle) pewnie ją przeszukiwał i
nie uznał za stosowne nikogo poinformować o swoim znalezisku, uznaj c, ą że
nie ma żadnej wartości. Draco miał niesamowite szczęście. Okulary Pottera
leżały na stole.
Różdżka Harry'ego oczywiście została zabrana i teraz leżała gdzieś w
posiadłości Lucjusza Malfoya. Potter próbował rozmasować sobie stopy,
chcąc przywrócić prawidłowe krążenie w nogach.
- Mam szczęście, że te pozbawione charakteru męty to idioci - wyznał mu
Draco. Włożył Potterowi okulary na nos z lekką ulgą, że przystojna twarz
znów została oszpecona okrągłymi szkłami. Nie, żeby to robiło jakąś wielką
różnicę. Poddał Harry'emu spodnie, które ten bezskutecznie szarpał,
próbując na siebie wciągnąć. Malfoy westchnął, zirytowany i pomógł mu w
tym, w duchu przyznając, że ciszy się z rumieńców na jego twarzy.
Chwyciwszy zimną dłoń Harryego, pocierał ją energicznie. To samo zrobił z
drugą ręką.
- Ok. Czas jest po naszej stronie - dziarsko oświadczył Draco. - Nie
mówiłem, jak długo będę na dole. Na szczęście ojciec i ja jesteśmy jedynymi
rannymi ptaszkami w zamku i myślę, że przez najbliższy czas nie będzie
chciał mnie sprawdzać.
Draco przykrył ich obu pelerynką-niewidką, która ledwie zakryła im kolana.
Szybko zdjął buty i uniósł je do góry.
- Jeśli kogoś zobaczymy, kucamy i modlimy się, by ta cholerna rzecz zakryła
nas dokładnie. - co powiedziawszy, Draco objął w pasie półnagiego Pottera i
skierował go w stronę drzwi. Ciemny korytarz i klatka schodowa były
opuszczone niczym wieża z bajek.
Komplikacje pojawiły się, gdy zbliżyli się do kuchni - jedynego
pomieszczenia, które niemal zawsze było zajęte. Draco i Harry skradali się
cicho do drzwi. Malfoy zajrzał do rodka. Przy du ym stole siedziałś ż a
ogromna postać, na szczęście odwrócona do nich plecami. Avery.
Draco ponaglił cicho Pottera i wskazał mu kolejne drzwi. Bose stopy
Harry'ego nie robiły żadnego hałasu, gdy ostrożnie zmierzali w stronę
dawno nieużywanych pokoi, których kiedyś używano do ćwiczeń, a gdzie
obecnie znajdowała się tymczasowa sypialnia Draco. Pokój był maleńki i
skromny, bo lepsze pokoje na górze pozajmowali inni śmierciożercy. Zaś
Draco wolałby raczej żyć w brudzie i nędzy, niż dzielić z kimkolwiek
sypialnię.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, oparł się o drzwi i zdjął z nich pelerynę.
Zamknął drzwi kluczykiem, a później dla pewności rzucił jeszcze zaklęcie.
- Teraz pora na zabawniejszą część - mruknął oschle Draco i uśmiechnął się,
gdy zielone oczy Pottera skierowały się na łóżko z wyrazem skrajnego
przerażenia, całkiem nieodpowiedniego dla Gryfona.
- Zabawna dla ciebie - wyjaśnił Draco. - Rzuć na mnie Obliviate.
- Co takiego? - zapytał zdumiony Harry.
- Rzecz jasna nie na stałe - Draco przemyślał szybko swój plan, a następnie
biorąc głęboki oddech i zdając sobie sprawę, że to może być najgłupsza
rzecz w jego życiu, zaczął wprowadzać go w czyn.
Oddał swoją różdżkę Harry'emu.
Potter przypatrywał się czarnemu kawałkowi głogu, zaciskając szczękę. To
byłoby bardzo łatwe, Draco wiedział o tym. Przeklnij mnie i uciekaj, Potter,
myślał. Olej przyrzeczenie i zapomnij o mnie. Ucieknij.
Harry usiadł na łóżku.
- Wygodniej będzie na łóżku. To może zająć chwilę - wyjaśnił.
Draco powstrzymał westchnienie ulgi i doł czył do Harry'ego. Pierwszą a
przeszkoda za nimi. Teraz pozostało tylko pozwolić Potterowi na dostęp do
swoich wspomnień i umysłu. Dłoń Harry'ego łagodnie musnęła skroń Draco.
- W porządku… pogrążysz się w białym świetle…
Mówił cichym głosem, a świadomość Draco powoli odpływała.
Wrócił do rzeczywistości, w której Potter wpatrywał się w niego uważnie.
Draco poderwał się chwiejnie do góry i powrócił myślami do wspomnień z
dzisiejszego poranka. Wyglądało na to, że były nietknięte.
- Nie czuję żadnej różnicy. No i wszystko pamiętam. - W jego głosie
brzęczały oskarżycielskie nuty.
- Użyłem słowa-klucza - wyjaśnił Harry. Wyczarował pióro i poszarpany
kawałek pergaminu, i używając różdżki Draco ze swobodną poufałością,
nagryzmolił coś na nim, a potem poddał Draco. Sezon Quidditcha. Blatch. -
Wątpię, czy jacyś śmierciożercy rzucą je podczas rozmowy. Blokada zostanie
zdjęta, gdy zobaczysz moją twarz - na wypadek, gdybyś wolał mnie
przekląć, niż wydobyć jakieś informacje. Chcesz wypróbować?
- Ile czasu to zajęło?
- Gdzieś około piętnastu minut.
Draco potrząsnął głową i wstał.
- Nie mam czasu. Muszę już wracać. Mamy szczęście, że jeszcze nikogo nie
zaalarmowaliśmy. Połóż się na łóżko, a ja przykryję cię peleryną. Możesz
odpocząć, jak mnie nie będzie.
Harry powstrzymał się od pożyczenia sobie poduszki. Nie wolno było
zostawić równie oczywistych śladów czyjejś obecności.
- Idź spać. Nie wiem, ile to zajmie.
Rzucił na niego jeszcze Pełne Pora enie Ciała. Na wszelki wypadek. Gdybż y
Potter chciał się wymknąć, jak tylko on wyjdzie, czy też śpiąc, będzie się
wiercił i zerwie z siebie pelerynę, zaklęcie mu w tym przeszkodzi.
Teraz trudniejsza część. Draco bezszelestnie przemknął przez korytarz i
zszedł w dół, wdzięczny za wrodzoną grację, która pozwoliła mu poruszać
się cicho.
Wrócił do lochu, gdzie wcześniej przebywał Potter i szybko wsunął buty.
Wziąwszy głęboki oddech i wmówiwszy sobie, że Harry Potter jako
posłuszny niewolnik jest całkowicie wart wszystkich kłopotów, Draco rzucił
zaklęcie oszałamiające na filar i krzyknął słowo podane przez Pottera.
Czerwony promień odbił się od marmury i uderzył go z pełną mocą.
Tytuł tłumaczenia: Też się denerwujesz?
Tytuł oryginału: Nervous, Too
Autor: Cheryl Dyson
Tłumaczenie: Nerejda
Fandom: Harry Potter
Gatunek: dramat/romans
Rating: NC-17
Ostrzeżenia: erotyka
Parring: Draco/Harry
Liczba słów: 3 931; całość 6 016
Beta: aileen_ana
Prequel: Zdenerwowany?
Sequel: Po trzykroć zdenerwowany
~~^~~
Kto poklepywał go po policzku. Draco odepchn ł czyje dłonie, zirytowanyś ą ś .
- Draco, obudź się! - Głos Goyle'a. Draco niechętnie uchylił powieki. Kurwa,
jego głowa! I co do diabła robił na podłodze? Uniósł się trochę.
- Potter zniknął! - powiedział Goyle i nagle Draco przypomniał sobie, gdzie
jest. W lochach, torturując Pottera. Poderwał się na nogi, zły i spojrzał na
puste łańcuchy przytwierdzone do filara. Pamiętał Crucio rzucone na
Pottera… i nic więcej.
- Co we mnie uderzyło? - zapytał.
- Nie wiem. Coś mocnego, prawdopodobnie. Może Potter?
Draco potrzasnął głową.
- To nie mógł być on. Związany i pod klątwą Cruciatusa nie mógłby. - Draco
zauważył swoją różdżkę na ziemi i podniósł ją, nieco zaskoczony faktem, że
Potter nie zabrał jej ze sobą. - To musiał być ktoś z Zakonu. Jak udało im się
go znaleźć?
- Pieprzyć to. Ważniejsze pytanie brzmi: jakim cudem weszli i wyszli
niezauważeni? Cholera, Lucjusz urwie mi za to głowę.
- Tobie? Ja byłem tu sam jeden, torturując Pottera i nie widziałem niczego.
- Gniew Lucjusza jest niczym w porównaniu z w ciekło ci Czarnego Panaś ś ą .
Obaj spojrzeli na siebie w nieukrywanym przerażeniu.
- Nic nas nie uratuje. Idę powiadomić o wszystkim ojca - zdecydował Draco,
westchnąwszy. Goyle nie ukrywał ulgi.
Draco wrócił do swojego pokoju i oparł się o drzwi, gdy tylko się za nim
zamknęły. Głowa bolała go jeszcze mocniej niż przedtem, zupełnie jakby
nundu obgryzało mu czaszkę. Nikt nie potrafił tak wypatroszyć człowieka
jak Lucjusz Malfoy. Wszystko bez podnoszenia głosu, tylko ten syczący
szept. Draco liczył, że i on kiedyś odziedziczy ten talent.
Teraz miał ochotę leżeć i gapić się w sufit, przekonując samego siebie, iż
zniknięcie Pottera nie było jego winą. I mając nadzieję, że uda mu się o tym
przekonać Czarnego Pana, gdy ten wreszcie przybędzie.
Draco oderwał się od drzwi i rzucił się na łóżko, by chwilę potem poderwać
się nr równe nogi z okrzykiem: Co do diabła? Niepewnie wyciągnął dłoń i
napotkał niekształtne ciało stałe. Niewidoczne. Pokaleczone palce wsunęły
się pod miękki materiał i Draco zerwał go jednym spokojnym ruchem.
Wstrząśnięty wpatrywał się w leżące obok ciało, wreszcie odkryte. Dżinsy,
naga pierś, czarne włosy… Salazarze! Toż to Harry Potter! Gdy obrzucił
poruszonym spojrzeniem uśpioną twarz, bariery w jego pamięci znikły.
Cholera jasna… Draco ułożył się na łóżku i przyswajał sobie utracone
wspomnienia. Do diabła, Potter wykonał doskonałą robotę. Jak na mało
rozgarniętego ucznia, rzecz jasna. Tym razem się przyłożył.
Draco stuknął Pottera końcem różdżki, odwołując Pełne Porażenie Ciała, ale
Potter nawet nie drgnął. Musiał być wykończony. Draco zasłonił peleryną
śpiącego bohatera i udał się na dół po coś do jedzenia. Głód mu nie
doskwierał, ale podejrzewał, że Potterowi to i owszem będzie, jak się obudzi.
W kuchni nikogo nie było, ponieważ wszyscy śmierciożercy przeszukiwali
zamek od góry do dołu, próbuj c ustalić, w jaki sposób złoty chłopiec im ą się
wymknął. Draco był oburzony i zły tak samo jak inni, a jednocześnie czuł się
trochę zdezorientowany, bo znał prawdę. Jakby w jego ciele zadomowiły się
dwie różne osoby.
Na szczęście, złość szybko została złagodzona przez radosną myśl, że
Wybawca ma u niego wieczny dług. To było warte każdego ze słownych
napaści Lucjusza Malfoya.
Prawdę mówiąc, jego ojciec pewnie pękłby z dumy, gdyby dowiedział się o
potajemnej umowie Draco. Czyż nie uczył go jak manipulować innymi od
chwili, gdy nauczył się chodzić?
Draco założył podwójne zabezpieczenia na drzwi i umieścił tacę pełną
jedzenia na nocnym stoliku, zdjął koszulę i położył się koło Pottera. Łóżko
nie zaliczało się do dużych; we dwóch ledwie się mieścili. Ponownie odsłonił
nagą klatkę piersiową Harry'ego. Nieświadomie wyciągnął dłoń i dotknął
miękkich kosmyków pod wgłębieniem szyi Pottera. Harry westchnął przez
sen i przesunął rękę; jego palce intuicyjnie zsunęły się na przeponę Draco i
tam się zatrzymały, wciąż dotykając skóry. Malfoy zastanawiał się, dlaczego
nagle ma takie trudności w oddychaniu.
Zignorował jego dłoń i położył własną na ramieniu Pottera. Wciąż leżał i
przypatrywał się uśpionemu Wybawcy.
Ogłuszające łomotanie w drzwi obudziło ich obu. Draco z trudem otworzył
oczy i zaskoczeniem napotkał zdziwione spojrzenie zielonych tęczówek
Pottera, którego twarz znajdowała się tak blisko, że dzielili te same
powietrze.
- Draco! - wrzeszczał głos za drzwiami.
Poderwał się szybko do góry.
- Już wstałem, Goyle! - powiedział głośno.
- Czarny Pan ju tu jest. On… yczy sobie twojej obecno ż ż ści.
- W porządku. Już idę.
Draco ponownie spojrzał na Harry'ego z kpiarskim uśmiechem.
- Twój Czar Zapomnienia wytrzymał test mojego ojca. Sprawdźmy, czy da
radę legilimencji Voldemorta.
Potter wstał.
- Muszę skorygować kilka twoich ostatnich wspomnień.
Draco z ociąganiem podał Potterowi różdżkę i spróbował się odprężyć. Czas
mijał. Nikt nie każe Czarnemu Panu czekać. Potter objął twarz Draco swoimi
długimi, rozgrzanymi palcami i szybko rzucił zaklęcie, mrucząc je łagodnie.
Malfoy uśmiechnął się leniwie, kiedy Harry zwlekał z zabraniem dłoni.
Potter oderwał rękę, a Draco z rozbawieniem spostrzegł rumieniec barwiący
policzki Gryfona. Harry przełknął.
- Powodzenia.
- To słodkie, Potter - powiedział Draco, przeciągając samogłoski. Harry
zmarszczył brwi.
- Po prostu instynkt. Jeśli zaklęcie nie zadziała, umrę. Ty też.
- Miejmy nadzieję, że twoje gryfońskie szczęście dopisze ci i tym razem -
skwitował Draco, szarpiąc koszulę i zapinając guziki - Mam twoje słowo, że
poczekasz na mój powrót? Nie będę musiał cię paraliżować
- Tak - obiecał Harry, a jego oczy rozbłysły niebezpiecznie. Malfoy miał
świetną zabawę na wymuszaniu obietnic od Pottera. Ulegając impulsowi,
pochylił się i obdarzył wstrząśniętego Harry'ego niewinnym pocałunkiem.
- Wróc , Potter - zapowiedział złowrogo i wyszedł. Harry zablokował za ę nim
drzwi, wypuścił powoli powietrze i wyszeptał słowo wymazujące część
pamięci Malfoya.
Wężowe oczy Voldemorta wwiercały się mu w mózg i Draco praktycznie był
w stanie wyczuć wścibskie myśli wślizgujące mu się do umysłu w
poszukiwaniu kłamstwa i oszustwa.
- Czy wiesz, jak Harry Potter wymknął ci się spod nosa, Draco? - wysyczał
Voldemort.
Draco przełknął ślinę, naprawdę zadowolony z swojej nieprzytomności
podczas odbicia Pottera, chociaż mogliby darować mu z jedno albo dwa
przekleństwa, tyle, by zauważył, kto go zabrał.
- Nie, ale nie mógł zrobić tego w pojedynkę.
- To prawda. I nikogo nie widziałeś? - Nacisk na umysł Draco zwiększył się.
- Jedynie Pottera, skutego łańcuchem.
- Twoim zdaniem, kto go uwolnił?
- Nie mam pojęcia.
- Bardzo wygodne te twoje ogłuszenie - zauważył Voldemort. Draco poczuł
nagły przypływ gniewu.
- Wygodne - wysyczał. - Interesujący dobór słów.
- Wygląda na to, że któryś ze śmierciożerców pomógł Potterowi. Zakon
Feniksa nie bawiłby się w takie subtelności. Sądzę, że mamy zdrajcę wśród
nas, Draco i zdepczę go jak robaka.
Nagle gardło wydało mu si wyschni te na wiór, wi c przełkn ł. Voldemorę ę ę ą t
nie miał litości dla zdrajców, co było jedną z cen utrzymywania porządku w
szeregach. Strach i terror.
- Kto odniósłby największą korzyść z utrzymywania Pottera przy życiu,
Draco? - Pytanie zostało zadane swobodnym tonem towarzyskiej
konwersacji.
Wszyscy?, przemknęło mu przez głowę i zaraz skulił się psychicznie. Walczył
o kontrolę i modlił się, by Czarny Pan uznał to za sarkazm.
- Nie wiem.
- Naprawdę? Na poczekaniu mógłbym wymienić twojego ojca.
- Ojciec? - Draco uniósł ze zdziwieniem brew.
Zimna ręka uniosła się w górę i klepnęła policzek Draco. Lodowate
dotknięcie, które niemal paliło. Gest w przedziwny sposób przywołał coś, co
zatrzepotało w pamięci Draco niczym delikatny szept.
- Wyglądasz na naprawdę wstrząśniętego, Draco. Na szczęście dla ciebie,
nawet jeśli twój ojciec spiskuje przeciwko mnie, to mądrze powstrzymał się
od dzielenia się z tobą tą informacją.
- Mój ojciec jest lojalny! - zapewnił gorąco Draco.
Voldemort jeszcze raz poklepał go po policzku i odsunął się, pozornie
zadowolony.
- Bardzo dobrze, Draco. Możesz iść.
Co też bezzwłocznie zrobił Malfoy, nie marnując czasu. Zatrzymał się w Sali
Potęgi, gdzie reszta śmierciożerców oczekiwała w napięciu. Lucjusz
przyjrzał mu się w ten swój zwykły pozbawiony emocji sposób. Draco ustał
blisko niego i zauwa ył cierpko - nie po raz pierwszy - e ojciec wci jesż ż ąż t
od niego trochę wyższy i prawdopodobnie zawsze będzie.
- Podejrzewa cię o zdradę - ostrzegł Draco.
- Wszystkich podejrzewa - odpowiedział Lucjusz, przeciągając samogłoski. -
Potrzebuje ofiary.
- Dobrze, ale niech szuka jej gdzie indziej - warknął Draco. - Cholera,
gdybym tylko zobaczył, kto zabrał Pottera…
- Cierpliwości, Draco. Jeśli ktokolwiek poniesie konsekwencje, to będę to ja.
Niewystarczająco upilnowałem maskotkę Gryffindoru.
Draco zbladł i Lucjusz pozwolił sobie na cień uśmiechu.
- Nie bój się. On wciąż mnie potrzebuje. Nie zniszczy w ataku furii. Kto,
prócz mnie, poprowadziłby tę hałastrę? Avery? Nott?
Draco zamaskował uśmiech, ukrywając ulgę, choć nie do końca dzielił
przekonanie ojca do racjonalnego postępowania Lorda. Westchnął.
- Wracam do pokoju, jak sobie pójdzie - zakomunikował Draco. - Męczy
mnie przyglądanie, jak inni przed nim się płaszczą.
Lucjusz szorstko skinął głową i gdy Draco ruszył z miejsca, skierował się w
stronę Crabbe'a
Draco zatrzymał się w kuchni, żeby zabrać tacę z jedzeniem i butelkę wina.
Gdy próbował otworzyć drzwi do swojego pokoju, z zaskoczeniem stwierdził,
że są zamknięte. Co niby miałby chronić? Nawet jego ulubiony srebrny
grzebień został w rodowej rezydencji Malfoyów.
Przesunął tacę i użył różdżki do otworzenia drzwi. Zrobił ze cztery kroki i
postawił drewnianą tacę na stoliku… obok innej drewnianej tacy, na której
stał pusty talerz i filiżanka. Draco nie pamiętał, żeby ją przynosił.
Złapał ró d k i obrócił si , wci trzymaj c butelk w lewej dłoniż ż ę ę ąż ą ę .
Obserwował cały pokój uważnie, wypatrując czegoś podejrzanego. W małym
pokoju nie było żadnego miejsce dobrego na kryjówkę.
Draco rozluźnił się trochę i opuścił różdżkę na ułamek sekundy. Katem oka
dostrzegł jakieś ruch i skwapliwie skierował się w tamtą stronę. Dwa
uderzenia serca i już szeptał zaklęcie, gdy jego zaskoczony wzrok padł na
Harry'ego Pottera i wróciła mu pamięć.
- Cholera, nieprzyjemne uczucie - powiedział, gdy Potter zsuwał z nagich
ramion pelerynę. Chwilę trwało nim wróciły do niego wszystkie
wspomnienia. Draco zmarszczył brwi, tknięty nagłą podejrzeniem. -
Myślałeś o tym, by wymknąć się stąd i zostawić mnie z zablokowaną
pamięcią, co, Potter?
- Tak - otwarcie przyznał Harry, nie patrząc Draco w oczy, a jego policzki
zalał nagły rumieniec. Malfoy zrozumiał, dlaczego Potter zaryglował drzwi.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - zapytał łagodnie.
- Dałem ci słowo. Dzień, w którym przekręcę jego znaczenie, będzie tym
dniem, w którym zmienię się w Voldemorta.
- To jedyny powód? - upewnił się Draco. Harry ponowienie odwrócił wzrok,
a jego grdyka drgnęła nerwowo, gdy przełknął.
- Nie. Zostałem, ponieważ byłem ci to winny. Bez ciebie, próbowałbym
ostatni raz zaczerpnąć tchu albo żebrałbym o śmierć. Nie zapomnę tego.
Draco nigdy nie byłby w stanie wyobrazić sobie, że usłyszy takie słowa z ust
Wybrańca. Z trudem przychodziło mu to teraz. Przez jego ciało przebiegł
dreszcz, który mało miał wspólnego ze słowami, a dużo więcej ze sposobem
w jaki Potter bawił się nerwowo peleryną w swoich dłoniach i słodko
zaróżowionymi policzkami. Gryfon nadal tkwiłby tam, gnębiony przez
Voldemorta, gdyby nie on, Draco. Podniecające uczucie.
Przeszedł te kilkana cie centymetrów, dziel cych ich od siebie, wsuwaj ś ą ąc
różdżkę do kieszeni i wrzucając butelkę winna do maleńkiej umywali koło
Harry'ego. Ujął w dłonie
twarz Pottera, którego oczy powiększyły się w przerażeniu. Nie mógł jednak
zaprotestować, bo wargi Malfoya właśnie mu to uniemożliwiały. Przez całą
tę karę Pottera w lochach, Draco
nie pocałował go. Przyszła pora, by zrekompensować te niedopatrzenie.
Draco zawłaszczył usta Harry'ego. Postawiłby całą swoją fortunę, że Potter
nigdy dotąd nie był tak całowany. Językiem sforsował zaciśnięte wargi,
uchylając je na tyle, by sprawnie wtargnąć do środka. Muskał wrażliwe
brzegi języka, zarabiając cichy okrzyk zdumienia, stłumiony przez swoje
wargi.
Dłonie wsunął w włosy Potter i odchylił trochę głowę Gryfona, by zyskać
lepszy dostęp. Głaskał, ssał i podgryzywał usta Harry'ego, tak, że ten nie
mógł prawie oddychać. Ręce zacisnął na koszuli Draco, trzymając go za
talię.
Dłonie powoli wysunął z włosów Pottera i ześlizgnął je w dół, do klatki
piersiowej i żeber, by objąć Harry'ego. Pieścił gładkie ciało, zadowolony, że
nie zadbał o odzyskanie koszuli dla Pottera. Przylgnął do Harry'ego, a
następnie kilkoma szybkimi krokami przesunął ich obu w stronę łóżka.
Gryfon opadł na materac, z przygniatającym go blondynem. Pocałunek
został przerwany tylko na chwilę; Draco nie miał zamiaru pozwolić
Potterowi zebrać myśli. Ponownie przylgnął do Harry'ego. Nie fatygował się
rozpinaniem swojej koszuli, rozdarł ją jednym szybkim szarpnięciem. Draco
mruknął z niczym niezmąconą przyjemnością, gdy nagą skórą otarł się o
Harry'ego. Potter był równie pobudzony jak on; świadczył o tym twardy
kształt wbijający mu się w pachwinę.
Draco uniósł si troch i przesun ł r ce w stron paska d insów Harry'egoę ę ą ę ę ż .
Potter szybkim, przestraszonym ruchem chwycił go za nadgarstki. Malfoy
zmienił taktykę. Oderwał usta od Harry'ego i obrzucił zadowolonym
spojrzeniem jego twarz. Okulary przekrzywiły się, więc Draco chwycił je
zębami i odrzucił na poduszki.
Oczy Harry'ego były szeroko otwarte i tak niepewne, ale wilgotne i
opuchnięte wargi rozchylił w nieświadomym zaproszeniu. Draco jęknął i
skubnął je łagodnie. Palce delikatnie przesuwał po brzuchu Harry'ego, nie
dotykając nawet dżinsów. Harry nadal trzymał w mocnym uścisku jego
nadgarstki, ale już spokojniej, bez żadnego nacisku.
Draco zostawił usta Pottera w spokoju i pocałował jego szczękę, językiem
muskając miękką skórę szyi. Zaznaczył linią mokrych pocałunków kształt
obojczyka i liznął wgłębienie nad kością.
Całował całą drogę wzdłuż kuszącego ciała i zatrzymał się przy jednym z
sutków Harry'ego, wywołując gwałtowny wdech i niemal powstrzymane
drżenie Pottera. Draco poczuł przypływ grzesznego zadowolenia, gdy
odkrył, że sutki są niezwykle wrażliwe. Ssał, aż Potter wplótł dłonie w jasne
włosy.
Mając wreszcie wolną rękę, dosłownie, Malfoy szybko rozpiął dżinsy
Harry'ego i zsunął je naglącym ruchem z bioder Gryfona. Kontynuował
lizanie żywo reagujących sutek, raz jedną, raz drugą. Chwilę zajęło mu
zdjęcie własnych spodni, ale zrobił to tak szybko, jak się dało i ponownie
chwycił biodra Pottera.
Przylgnął do niego i jeszcze raz zanurzył się w słodyczy jego ust. Potter
jęknął cicho, kiedy jawny dowód podniecenia Malfoya otarł się o jego ciało.
Draco szybko zdarł z siebie resztki koszuli, chcąc czuć każdą komórką skóry
Harry'ego. Oderwał się od jego ust na moment, by chuchnąć gorącym
powietrzem w ucho Pottera, gdy szepnął:
- Jeste tak cholernie gor cy, Potter. - Harry zadr ał. Draco kontynuował: ś ą ż -
Myślisz o Voldemorcie za każdym razem, gdy spojrzysz na bliznę, prawda?
Cóż, po tym, co z tobą zrobię, ilekroć zobaczysz bliznę, za każdym razem
patrząc w lustro, pomyślisz o mnie.
Dłoń Draco odnalazła pobudzony członek Harry'ego i pogłaskała go
badawczo. Ręce Pottera, nadal w jego włosach, ścisnęły się prawie boleśnie.
Dyszał, gdy Malfoy rytmicznie poruszał dłonią, ale Draco nie chciał pozwolić
mu dojść tak łatwo. Uwolnił go i zsunął dłoń w dół, pieszcząc jądra i
muskając odbyt dwoma palcami. Harry drgnął, zelektryzowany. Natychmiast
się spiął.
- Wiesz, że to będzie o wiele mniej bolesne, jeśli się odprężysz - sucho
pouczył go Draco.
- Malfoy, ty… - zaczął Harry, ale głos mu się załamał, więc spróbował
jeszcze raz: - ta umowa
- Wyksztuś to z siebie, Potter.
Harry zaczerwienił się.
- Powiedziałeś, że będziemy „się kochać”, a nie…
- Pieprzyć? - dokończył Draco.
Rumieniec się pogłębił.
- Tak.
- Nie martw się, Potter, nie mam zamiaru sprawiać ci bólu - zapewnił cicho
Draco i uśmiechnął się. - O ile się odprężysz.
Harry próbował, ale czuł się śmiesznie spięty. Draco wiedział, że mają
jeszcze czas na tą cholerną penetrację, ale nie miał ochoty czekać. Zsunął
się w dół i wziął członek Harry'ego w usta. Atak paniki Pottera wyraźnie
złagodniał, ale Draco jeszcze nie do ko ca uporał si z tym problem, ń ę więc
pieścił go łagodnie językiem.
Harry pochłonięty przyjemnością wygiął się w łuk i nagle Draco stracił
oddech. Cholera, Potter naprawdę był zachwycający. Malfoy sięgnął po
swoją różdżkę. Liznął jeszcze dwukrotnie twardy członek i odsunął się nieco.
Potter jęknął, sfrustrowany. Palcami, wokół których nadal owinięte były
jasne włosy, gładził bladą skroń. Draco ustawił różdżkę w odpowiedniej
pozycji i wyszeptał zaklęcie. Potter wydał z siebie gardłowy, stłumiony
okrzyk zdziwienia, ale Draco odrzucił już różdżkę i szybko wsunął palec, a
później drugi.
Harry próbował protestować, ale z jego gardła wydobył się tylko słaby
dźwięk, który Malfoy zignorował. Teraz był nieubłagany. Zaklęcie pomogło
Potterowi rozluźnić mięśnie i odpowiednio nawilżyło; Gryfon był gotowy, jak
nigdy przedtem.
Draco cofnął palce i szybko zastąpił je czymś innym, bliski zachwytu jak
ciasny i gorący jest Harry. Początkowo każdy jego ruch był powolny i
ostrożny. Cały czas uważnie obserwował Pottera, którego szeroko otwarte
oczy i zaciśnięte wokół ramion zachęcały do całkowitej penetracji. Draco
uległ tej kuszącej wizji, wsuwając się do końca. Zdumiewające uczucie.
Niech to diabli, gdyby Potter poruszył się teraz, Draco przepadłby na pewno.
Wziął uspokajający oddech w skazanej na klęskę próbie odzyskania kontroli.
Ledwo opanował się przed gwałtownym pchnięciem. Wtedy Potter poruszył
się trochę, wyginając się do tyłu. Draco powtórzył ruch.
- Boli? - zapytał.
- Tak - mruknął Harry przez zaciśnięte zęby.
- Mam przestać? - wymruczał Draco i pchnął biodrami do przodu z
przekorą.
- Tylko spróbuj - achn ł si Harry i Draco poczuł nagł rado ć. Poruszał ż ą ę ą ś się
wolniej, niżby sobie tego życzył, ale Potter był tak gorący i ciasny -
Salazarze! - że kiedy jego biodra odpowiedziały, Draco ostatkiem sił
powstrzymał się od orgazmu. Pamiętał, by gładzić erekcję Harry'ego, jednak
ledwo się na tym koncentrował, rosnąca fala namiętności zbytnio go
pochłaniała.
Dotyk najwyraźniej przepełnił czarę, bo Harry zacisnął mocno szczęki,
powstrzymując się od krzyku, co sprawiło, że Draco zaczął się zastanawiać,
jaka byłaby jego reakcja, gdyby nie znajdowali się w zamku pełnym
śmierciożerców. Gwałtowne skurcze wstrząsające Harrym, to zbyt wiele dla
Draco, który wbił zęby w jego ramię, powstrzymując się od głośnego krzyku
wywołanego niesamowitym punktem kulminacyjnym - pierwszy raz zobaczył
cholerne gwiazdy. Dreszcze zdawały się nie mieć końca, aż Draco w końcu
opadł bezwładnie na klatkę Pottera. Oderwał twarz od jego ramienia i ukrył
ją w zgłębieniu szyi Gryfona, który objął go i trzymał mocno, rozkoszując się
sytuacją. Draco zawsze czuł leniwe zadowolenie i coś bliskiego wrażliwości
po seksie. Szczególnie po cholernie fantastycznym seksie.
Draco spostrzegł, że gładzi miękką skórę, rysując przypadkowe esy floresy i
zmusił się do zaprzestania tej czynności. Sięgnął po ciepłą i wilgotną
tkaninę, której użył do wyczyszczenia ich obu delikatnymi ruchami.
Odłożył materiał na bok i położył się koło Pottera, zaborczo kładąc ramię
nad brzuchem Harry'ego. Potter przyglądał mu się rozmarzonymi, zielonymi
oczami. Czarne włosy były w większym nieładzie niż zwykle, kilka
wilgotnych kosmyków przykleiło mu się do czoło, przysłaniając bliznę.
- Dlaczego? - zapytał kuriozalnym tonem Harry.
- Co dlaczego?
- Dlaczego… chciałeś mnie?
Draco zamy lił si . Istniało tyle odpowiedzi, lecz udzielaj c wi kszo ś ę ą ę ści,
dałby Gryfonowi kolejną broń do ręki. Zadowolił się swoim zwykłym
ironicznym humorem.
- Czy to nie oczywiste, Potter? Jesteś gorącym towarem.
Cierpki uśmiech.
- Ty również - przyznał, zdumiewając Draco, który nigdy nie uwierzyłby, że
Gryfon mógłby ujawnić coś takiego, nawet gdyby za zatajenie groziła mu
śmierć. Harry sięgnął w dół i podniósł ramię Malfoya ze swojego brzucha.
Mroczny Znak był doskonale widoczny i Harry obrysował krawędź tatuażu.
- Teraz jesteś pełnoprawnym śmierciożercą, co? - zapytał. Draco milczał. -
Jesteś jedynym, na którym prezentuje się on całkiem nieźle. - Harry nagle
dotknął go z napięciem, jakby oczekiwał szarpnięcia. Draco nieznacznie się
odprężył i Gryfon ponownie śledził czarne linie.
Harry nagle przekręcił się, nadal trzymając nieruchomo ramię Draco. Oparł
głowę nad tatuażem i spokojnie przylgnął do niego wargami. Potter śledził
ciemne linie językiem, zmysłowo ssąc lekko skórę przy otworze czaszki.
Brwi Malfoya uniosły się w zdumieniu na ten erotyczny gest.
Harry podniósł głowę i uśmiechnął się do Draco z błyskiem satysfakcji w
szmaragdowych oczach.
- Za każdym razem, gdy spojrzysz na Mroczny Znak, pomyślisz o mnie -
wyjaśnił spokojnie, wywołując uśmiech na twarzy Draco.
- Czarny Pan czułby się zawstydzony.
- To dobrze. - Szelmowski uśmiech wykrzywił wargi Harry'ego.
Draco jęknął i impulsywnie przyciągnął go do pocałunku. Harry nie odsunął
się, gdy ich języki zawirowały zachwycająco. Malfoy skubnął jego wargi, nim
go puścił.
- Mój trzeci warunek nie był tak przera aj cy, jak przewidywałe ż ą ś, co,
Potter?
Harry zarumienił się, ale potrząsnął w zdenerwowaniu głową.
- Teraz rozumiem, że chciałeś tylko rozproszyć mnie po drugim warunku -
przyznał Potter. - Zdajesz sobie sprawę, że muszę cię chronić przed obiema
stronami?
Twarz Draco rozjaśnił uśmiech.
- Żadne wyzwanie nie jest zbyt trudne dla Wybrańca. Jakim cudem udało ci
się wpaść?
Potter zmarszczył brwi.
- Rażąca głupota. Nic nie jadłem, mógłbyś…?
- Nie zmieniaj tematu - ostrzegł go Draco, ale wylewitował tacę i umieścił ją
na pościeli. Posmarował kawałek niemal zeschniętego chleba masłem i
dżemem, zanim ugryzł.
- W porządku - z westchnieniem zdecydował Harry. - Złapali mnie w
Londynie. Miałem spotkanie w Ministerstwie Magii i zaatakowali, gdy byłem
wewnątrz… zaraz po kłótni z ministrem…
- Typowe zachowanie dla Pottera - wymamrotał z pełnymi ustami Draco
- …tak. - Harry wyciągnął dłoń i kciukiem wytarł górną wargę Draco. -
Masło. - Na twarzy Malfoya pojawił się uśmiech, ale powstrzymał się od
pocałowanie Pottera, bo chciał usłyszeć resztę historii. - W każdym razie
opuściłem biuro, rozdrażniony i wpakowałem się wprost na śmierciożerców.
- Wysłanych zapewne przez mojego ojca.
- Najwyraźniej Lucjusz nadal ma bliskie kontakty z ministerstwem.
- My l , e wsz dzie ma swoje wtyczki. Twoje gryfo skie cienie s pewniś ę ż ę ń ą e
oszalały ze zmartwienia.
- Dziwię się, że Hermiona jeszcze mnie nie zlokalizowała.
- A ja jestem zdziwiony, iż nie rzucono na ciebie Zaklęcia Lokalizującego.
Harry zagapił się na niego.
- Jest coś takiego?
- Chcesz, żebym rzucił je na ciebie? - zaoferował się Draco.
- Zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie. To boli, prawda?
- Prawie wcale - zapewnił go Draco ze śmiechem. Krótkie Accio i już
trzymał butelkę w dłoni. Zdjął korek. - Wina?
Harry pokręcił głową i Draco nalał do filiżanki.
- Nie jestem entuzjastą alkoholu.
- Plebejusz. Choć ten gatunek jest niewiele lepszy od pomyj - przyznał
Draco i odstawił butelkę. Wypił łyk i skrzywił się. - Proszę, spróbuj. - Wziął
kolejny łyk i nachylił się do pocałunku.
Harry niemal się udusił i ciągle kaszląc, wystękał:
- Masz rację. Okropne. Co zrobi Voldemort… po mojej ucieczce?
- Nadal mi nie ufasz? - zapytał Draco i ugryzł kolejny kęs, obserwowany
przez zafascynowanego Pottera, który przyglądał mu się, jak je. Draco
powoli oblizał dolną wargę, a Harry zaczerwienił się i odwrócił wzrok.
- Jaką korzyść wyciągniesz z tego dla siebie, Malfoy? Jeśli teraz ujawnisz
moją obecność, zostaniesz bohaterem śmierciożerców.
- Wolę mieć Wybrańca, który przysiągł mi ochronę. Od śmierciożerców
uratuje mnie ojciec, o ile zajdzie taka konieczność, a ty obronisz przed
Zakonem Feniksa. Szczerze, to nie widz adnych minusów tej sytuacji. ę ż . -
Draco uśmiechnął się łobuzersko. - No i te dodatkowe korzyści są co
najmniej zadowalające
Rumieniec Harry'ego pogłębił się. Draco wybuchnął śmiechem i zmysłowo
possał ubrudzony masłem palec.
- Sposób w jaki jesz… to nieprzyzwoite - wyznał Harry
- Co masz na myśli?
- Jakbyś kochał się z jedzeniem. Nie mogę uwierzyć, że nigdy tego nie
zauważyłem.
- Zarumieniłeś się, Potter. Czy jesteś pewien, że nigdy tego nie
spostrzegłeś? Wydawało mi się, że obserwowałeś moje posiłki w Hogwarcie.
- Nawet jeśli, to i tak nigdy tego przyznam - warknął Harry.
Draco zachichotał.
- Znów mnie pragniesz, prawda, Potter?
Harry westchnął ciężko i przyciągnął do siebie Malfoya, który zdecydował,
że jedzenie może poczekać. Odsunął tacę i radośnie wciągnął Harry'ego
Pottera do dracoutopii
Później, wiele westchnień później, Draco owinął się wokół Harry'ego,
przytulając się do rozgrzanego ciała. Ostatni pocałunek w szyję Pottera.
- Złoty Chłopcze, idź spać. Obudzę cię, jak się ściemni.
I chociaż Harry ze względów praktycznych nadal mu nie ufał, to sen
zadziwiająco szybko pochwycił go w swoje objęcia.
Draco, nios c w dłoni ukradzion jakiemu przypadkowemu miercio ercą ą ś ś ż y
miotłę, prowadził Harry'ego ukrytego pod pelerynką-niewidką na najwyższe
piętro. Voldemort wyjechał wcześniej, co rozluźniło trochę zasady
bezpieczeństwa, nawet biorąc pod uwagę „ucieczkę” Pottera i fakt, że
wszyscy oczekiwali ataku albo Zakonu albo Ministerstwa. Draco i Harry z
łatwością uniknęli Goyle'a, nudzącego się na warcie i wspięli się po
schodach, prowadzących do pokoju z widokiem na jałową, szkocką ziemię.
- Poradzisz sobie bez różdżki? - zapytał cicho Draco, gdy Potter stanął koło
niego, nadal niewidzialny.
- Cieszę się, że mam miotłę - odpowiedział Harry. - Gdybyś miał oczy
szeroko otwarte, może udałoby się ją odzyskać.
Draco znał dokładne miejsce pobytu różdżki Potter - zamkniętej w żelaznej
skrzynce w sypialni ojca. Gdyby znikła, nie byłoby wątpliwości, że zdrajcą
jest śmierciożerca. Potter musi zdobyć nową.
- Jak mi się to uda, wisisz mi dwa kolejne przysługi - powiedział Draco, a
Potter roześmiał się.
- Miło wiedzieć, że nadal jesteś zły.
- Trafiłeś w dziesiątkę, Potter.
Nagle Potter chwycił go za koszulkę i przyciągnął do namiętnego pocałunku.
Draco pozwolił sobie na chwilę zapomnienia, to mógł być ich ostatni raz,
gdyby szczęście zdecydowało się do nich uśmiechnąć. Krzywo. Obaj ciężko
dyszeli, gdy w końcu oderwali się od siebie.
- Dziękuję. Za wszystko - powiedział poważnie Harry. - Nie zapomnę.
- Mniej gadania, więcej odlatywania, Potter - szorstko mruknął Draco.
Miotła uniosła się w powietrzu, ale nadal nie odlatywała.
- Jeszcze jedno, Malfoy. - W ciemności rozległ się głos Pottera. - Blatch.
Draco próbował przypomnieć sobie, co on , u diabła, robi na pi trze ę w
środku nocy. Lunatykuje? Salazarze! Najpierw zamyka się w pokoju, a
potem to! Schodząc w dół po schodach, uważnie patrząc pod nogi, nie
pamiętał już nic więcej o Harrym Potterze prócz tego, że Gryfon rano w
niezwykłych okolicznościach wymknął się z zamku.
Tytuł tłumaczenia: Po trzykroć zdenerwowany
Tytuł orginalny, Nervous, Thrince
Autor: Cheryl Dyson
Tłumacz: Nerejda
Fandom: Harry Potter
Gatunek: romans
Rating: NC-17
Ostrzeżenia: slash, erotyka
Parring: Draco/Harry
Liczba słów: 3 970 (w części); 5 752 (całość)
Beta: aileen_ana
Prequel: Zdenerwowany?
Też się denerwujesz?(część 1)
Też się denerwujesz? (część 2)
Podsumowanie: O odkrywaniu prawdy i siebie.
Draco przedzierał si przez zaro la z ró d k trzyman cały czas ę ś ż ż ą ą w
pogotowiu. Prawie przydeptał stopy Goyle'a, gdy ten nagle się zatrzymał.
- Do diabła, o co znowu, Goyle?
Goyle uciszył go, co wstrząsnęło Draco na tyle, by przez chwilę zachował
milczenie, na szczęście, ponieważ nagle usłyszał zbliżające się skądś głosy.
Draco nasłuchiwał. Śmierciożercy, czy może ktoś inny? Widoczność byłaby o
wiele lepsza, gdyby nie ta cholerna mgła. Kto wpadł na genialny pomysł
atakowania głupiej mugolskiej stacji kolejowej oddalonej od cywilizowanego
świata?
Rzecz jasna, mistrz strategii, Voldemort. Salazarze, Draco miał już
serdecznie dość tego wariata. Westchnął i złapał Goyle'a za ramię,
rozpoznając szorstki głos, który zabrzmiał o wiele za blisko.
- Goyle, to Szalonooki Moody - szepnął. - Zakon Feniksa jest tutaj!
Popchnął przyjaciela, próbując przesunąć go nieco w lewo, ale
niedźwiedziowaty Goyle, ubrany w futro z norek i puszyste kapcie bardziej
odpowiednie do wyścielanego poduszkami pokoju niż leśnego poszycia, nie
potrafił zrobić tego dość cicho. Moddy ostro nakazał im się zatrzymać.
Draco popędził towarzysza.
- Uciekaj! - krzyknął. Goyle wystartował, niszcząc wszystko wokół niczym
szarżujący nosorożec. Draco skoczył za nim, ale nie zrobił nawet sześciu
kroków, gdy gwiazdki bólu wywołane gwałtownym ciosem tuż obok jego
prawej nerki pojawiły się przed oczami, i obalił się na wilgotną ziemię,
całkowicie znieruchomiały. Głupi Goyle pędził dalej przed siebie,
nieświadom tego, że Draco został trafiony.
Czuł, e kto podnosi go za kark i wyrywa z bezwładnej dłoni ró d k . Dracż ś ż ż ę o
spojrzał wprost na ruchome oko Moody'ego, który obrócił jego bezwładne
ciało i oparł o pobliskie drzewo.
- Ktoś cię szukał, chłopcze - stwierdził Moody, chuchając Draco w twarz
oddechem, który sugerował pieczone kiełbaski obficie popijane ognistą
whisky. - Osobiście wolałbym cię wyeliminować, ale, do diabła, rozkazy to
rozkazy.
Z jego różdżki wystrzeliło coś srebrzystego i po chwili cicho zbliżała się do
nich zamaskowana postać. Twarz miała ukrytą, ale Draco natychmiast
rozpoznał głos.
- Dziękuję, Alastorze. Teraz ja się nim zajmę.
Potter.
Moody nie poruszył się. Harry westchnął pod ciemnym kapturem
ukrywającym jego twarz.
- Jest unieruchomiony, a ty masz jego różdżkę, którą, tak przy okazji, ja
wezmę. - Harry wyszarpnął różdżkę Draco z dłoni Moody'ego. - Upewnij się,
proszę, że nikt nie będzie nam przeszkadzał, a ja... porozmawiam z
Malfoyem. - Schował jego różdżkę do kieszeni.
Draco, gdyby tylko mógł, uśmiechnąłby się szyderczo. Porozmawiać. Jasne.
Jakby ten gryfoński drań nie potrafił wymyślić czegoś lepszego. Mimo
wszystko Draco był ostatnią osobą, która rzucała na niego Crucio, zanim
Potter uciekł z kryjówki Śmierciożerców w Szkocji. Prawdopodobnie chciał
odwdzięczyć się podobną przysługą.
Moody coś wymamrotał pod nosem, ale puścił Draco i szybko odszedł,
zagłębiając się we mgle. Potter zajął jego miejsce, podtrzymując go obiema
dłońmi. Draco chciał, żeby zdjął kaptur i pokazał swoją twarz - w czerni
wyglądał jak następca Voldemorta.
Harry wymamrotał przeciwzakl cie, tak, by Malfoy mógł si ju ruszać - ę ę ż ale
nie mógł, bo Potter przycisnął się do niego i - co u diabła? - całował go. To
nie było muśnięcie, szyderczy całus, żadne takie, ale pełen, ze
smakowaniem migdałków i roztapiającymi się zmysłami, tak-bardzo-cię-
potrzebuję pocałunek. Język Harry'ego rozkoszował się ustami Draco, jakby
nic lepszego nigdy wcześniej mu się nie trafiło i Malfoy ku swojemu
zawstydzeniu odkrył, że odpowiada na namiętną niespodziankę.
Draco uniósł ręce, dobrze wiedząc, że powinien odepchnąć Pottera, ale...
jasna cholera, czuł się tak dobrze. Harry jęknął coś, co zabrzmiało jak
niczym niezmącona przyjemność i Malfoy poczuł ostre niczym sztylet
pragnienie. Zacisnął dłonie na szacie Gryfona i w końcu spowolnił jego
napaść. Potter cofnął się o krok, skradł jeszcze kilka pocałunków i zdjął
kaptur z twarzy.
Jak tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, Draco głośno sapnął. Blokada jego
pamięci stopiła się i wreszcie pamiętał - pieprzone cholerstwo! Tyle
straconych wspomnień! Dręczenie Harry'ego w lochach, potrójna obietnica,
blokada wspomnień, przesłuchanie Voldemorta... i przede wszystkim -
obezwładniający widok rozgorączkowanego Harry'ego Pottera w jego
łóżku... Wstrząśnięty Draco odepchnął od siebie wspomnienia, starając
pogodzić się je z tymi z miesiąca, kiedy całkowicie normalnie darzył Pottera
niechęcią.
- To jakaś sztuczka? - zapytał bezradnie, nagle wątpiąc we własne zdrowe
zmysły. Dłonie Harry'ego nadal opierały się o jego klatkę piersiową, ale ich
zadaniem nie było utrzymać go w miejscu, raczej trzymały go jak kochanka.
- Szukałem cię prawie miesiąc - oznajmił Harry, ignorując pytanie. - Z
innymi Śmierciożercami opuściłeś szkocki zamek, w którym mnie
przetrzymywaliście, o czym dowiedziałem się po doleceniu do domu.
Mogłem mieć tylko nadzieję, że nic złego ci nie zagraża.
Wyja nienia Harry'ego zabrzmiały naprawd powa nie - Draco zacz ś ę ż ął
wierzyć, że te nowe wspomnienia są prawdziwe. A skoro tak, Potter jest mu
winien Wieczystą Przysięgę. Postanowił sprawdzić swoją teorię. Pochylił się
lekko do przodu i polizał jego szyję. Oddech Harry'ego gwałtownie
przyspieszył, a dłonie zacisnęły się konwulsyjnie.
- Niech cię diabli! - wymruczał. - Nie mogłem przestać o tobie myśleć.
Draco gwałtownie wciągnął powietrze, gdy nagle przypomniało mu się
upiorne wspomnienie, męczące go od tygodni. Mroczny Znak - za każdym
razem, gdy na niego spojrzał, miał wrażenie, że nad ramieniem pochyla się
ciemna głowa i delikatnie liże tatuaż. Teraz pamiętał już słowa Harry'ego:
„Za każdym razem, gdy spojrzysz na Mroczny Znak, pomyślisz o mnie.”.
Salazarze, to musiała być prawda!
Draco nagle odsunął się od Harry'ego, rozzłoszczony.
- Draniu! Gdy odchodziłeś, zablokowałeś moje wspomnienia!
Harry uśmiechnął się cierpko.
- Obiecałem, że będę cię chronić. Jedynym sposobem, żeby to zrobić, było
usunięcie wspomnień o tych wydarzeniach.
Draco spiorunował go wzrokiem, ale jak przypuszczał, Harry mógł mieć
rację... przynajmniej z jego wspaniałego gryfońskiego punktu widzenia.
- Pssst! Potter, pośpiesz się - wracają! - głos Moddy'ego rozległ się całkiem
blisko. Draco zastanawiał się, czy auror widział ich pocałunki, ale po chwili
uznał, że go to nie obchodzi.
- Musisz coś dla mnie zrobić - z grymasem stwierdził Potter. - Nie rób tego,
jeśli ma cię to narazić na niebezpieczeństwo.
Oczy Draco zwęziły się podejrzliwie.
- Co takiego?
Harry pogrzebał w swojej szacie.
- Po pierwsze, we to. Opowiedziałe mi o Zakl ciu Lokalizuj cymź ś ę ą .
Szukaliśmy go i Hermiona zrobiła to dla mnie.
Przełożył przez głowę długi, delikatny łańcuszek i zawiesił go na szyi Draco.
Złoty medalion zadyndał, rozbłyskując na chwilę światłem.
- Jeśli będziesz w niebezpieczeństwie, znajdę cię.
Draco uśmiechnął się szyderczo.
- Śmierciożercy również. Jak miło.
- To go nie noś! - warknął Harry. - To ty zażądałeś Wieczystej Przysięgi. Jak
u diabła mam cię znaleźć, skoro nie będę wiedzieć, gdzie jesteś?
Malfoy zmarszczył brwi i schował medalion pod szatą. Zajmie się tym
później.
- Jest mi potrzebna moja różdżka - z powagą kontynuował Harry. Draco, nie
wierząc własnym uszom, potrafił tylko wpatrywać się w niego w osłupieniu.
Harry szedł za ciosem: - Tak, mam zastępczą, ale potrzebuję tej. Jest jakoś
połączoną z różdżką Voldemorta. Myślę, że bez niej nie będę mógł go zabić.
Zapomnij, na Godryka, wiem, że bez niej nie mogę go zabić.
Różdżka Harry'ego Pottera była zamknięta w specjalnie przygotowanej do
tego celu skrzynce gdzieś na terenie posiadłości Lucjusza Malfoya.
- Ojciec zauważy, jak zniknie.
- Nie zauważy, jeśli zastąpisz ją tym - zapewnił Harry i wyjął za pazuchy
jakąś różdżkę. - To kopia mojej. Hermiona i McGonagall ją zrobiły. Tylko się
nie pomyl podczas zamiany. - Zanim Malfoy zdążył zaprotestować, Harry
powiedział: - Tutaj jest nacięcie, zobacz... - Harry złapał dłoń Draco i
przytkn ł j do drewna, Malfoy próbował sobie wmówić, e wcale nie ą ą ż drży
od tego nieuważnego dotyku.
- Nie zamieniaj ich, jeśli nie będziesz mógł tego zrobić. Jeśli ryzyko będzie
za duże, zrezygnuj.
Moody przestąpił z nogi na nogę i spiorunował Draco wzrokiem; dłoń
Harry'ego nadal otaczała rękę Malfoya.
- Chodźmy już, Potter - szorstko rzucił Moddy, po czym odszedł. Harry
puścił dłoń Malfoya i kiedy po chwili Ślizgon zabrał kopię różdżki, westchnął
pod nosem.
- W porządku. - Chwycił kaptur od szaty Draco i założył go na głowę
Ślizgona. - Do diabła, postaraj się być choć trochę mniej widoczny. Twoje
włosy lśnią bardziej niż księżyc.
- Świetnie harmonizują się z mgłą, Potter - sucho stwierdził Draco, dziwnie
dotknięty. Harry przysunął się i pocałował go kolejny raz. Rozluźniając się,
Draco chłonął zarówno smak jak i zapach Pottera, choć nadal czuł się nieco
onieśmielony niezwykłym obrotem sprawy.
Harry zniknął we mgle, a on opierał się o drzewo w zamyśleniu, póki koło
niego nie pojawił się Goyle. Wtedy Malfoy schował replikę różdżki do szaty.
- Na skarpetki Salazara, Draco! Myślałem, że udało im się cię złapać!
Znikajmy stąd - wszędzie są ci z Zakonu!
Są naprawdę wszędzie?, pomyślał i podążył za Goyle'em. Nie miał pojęcia,
czy ich misja skończyła się sukcesem, czy nie... i prawdę mówiąc, wcale go
to nie obchodziło. Jego myśli zaprzątał tylko jeden problem: jak położyć ręce
na różdżce Pottera - i na nim samym.
Draco le ał na łó ku, z jedna r k swobodnie wło on pod głow , drug ż ż ę ą ż ą ę ą zaś
wymachiwał złotym naszyjnikiem i rozleniwiony, obserwował obroty
medalionu.
Powinien się go pozbyć. Ale, u diabła, ta pięknie, ręcznie wykonana
biżuteria wyglądała na niezwykle kosztowną. Z przodu duże „S” stylizowane
na napis „Slytherin”, otoczony przez węża gryzącego własny ogon -
Ouroborosa - symbol wieczności. W oku węża zachwycał wspaniały
szmaragd.
Natomiast z tyłu napis: - bez wątpienia próbka poczucia humoru Potttera -
„Pamiętaj o mnie”. Draco zastanawiał się, jak udało im się połączyć Zaklęcie
Lokalizujące z medalionem. Wiedział, jak czar działał na połączonych nim
ludzi - zupełnie jak tatuaż Śmierciożerców. Mroczny Znak był pewną jego
odmianą, z tym, że bardziej wzywającą niż lokalizującą. Najpewniej to
właśnie w napisie umieszczono całą moc tego celtyckiego zaklęcia.
Zaklęcie Lokalizujące, czy też nie, Potter w żaden sposób nie próbował się
skontaktować z Draco. Minął już tydzień, odkąd Ślizgon odzyskał utracone
wspomnienia. Śmierciożercy nie próżnowali w tym czasie, ciągle zmieniając
miejsce pobytu i wymieniając członków.
Obecnie Draco odpoczywał w izdebce kornwalijskiej gospody, czekając na
następne rozkazy. Reszta siedziała na dole, ostro pijąc i próbując zapomnieć,
jak bardzo tęsknią za normalnym życiem i jak mocno nienawidzą łajdaka,
któremu teraz służą. Draco został w swoim pokoju i wspominał. Po długim
namyśle uznał, że Obliviate w pewnym sensie było dla niego
błogosławieństwem. Teraz, gdy wszystko tak dobrze pamiętał, jego umysł
ciągle atakowały wspomnienia związane z Potterem: przywiązany do filaru
odsuwający się przed zachłannym językiem Draco; kurczowo ściskający
pelerynę; na łóżku, wyginający się pod nim; jego dłonie wplecione we włosy
Draco; całujący go na parapecie....
Draco j kn ł, czuj c kłopotliwe skutki swoich my li. To nieuczciwe, e Harrę ą ą ś ż y
Potter zapewnił mu najlepszy seks w życiu. Samo myślenie o tym cholernym
Potterze wywoływało ciepłe uczucia w dole brzucha.
Sklął pod nosem i, zanim przełożył medalion przez szyję i wsunął pod
koszulę, zsunął stopy z łóżka. Wzruszył ramionami i nagryzmolił szybko
wiadomość dla Goyle'a. Chwycił wiszącą tuż obok drzwi miotłę i otworzył
okno. Zbliżała się dwudziesta druga; Potter już prawdopodobnie spał... albo
chociaż leży już w łóżku - imaginacja, która zmusiła Draco do porzucenia
ciepłego pokoju i wędrówki po niebie. Wzleciał tak wysoko jak tylko się dało,
póki w płuca nie wżarło mu się lodowato mroźne powietrze, a palce nie
przymarzły do miotły.
Zanurkował. Kryształki lodu na jego rzęsach całkowicie stopniały, gdy
wylądował na ziemi, niedaleko małego potoku, żłobiąc w gruncie niewielką
dziurę. Zdjął wierzchnią szatę i rozłożył ją na miękkiej trawie, gdzie
zamierzał się położyć, spędzając czas na patrzeniu w gwiazdy - przynajmniej
tak sobie wmówił, zanim podjął jakiekolwiek działanie. Chociaż i tak znał
prawdę.
Pośpiesznym zaklęciem poprawił zmierzwione przez wiatr włosy i stanął
niedaleko potoku, słuchając spienionego bulgotania.
Niech to, Potter pozwolił się wzywać tylko w razie niebezpieczeństwa, a nie
roznoszącej po czterech ścianach frustracji. Wymruczał przekleństwo i
przycisnął palce do medalionu, niepewnym, czy to w ogóle zadziała.
Potter, powiedział po prostu. Nic się nie stało. Draco niecierpliwie zaczął
chodzić w kółko, zastanawiając się, czy konieczne było jakieś konkretne
zaklęcie albo słowo, o którym rzecz jasna Gryfon zapomniał wspomnieć.
Nagły hałas gdzieś w pobliżu przystopował jego wędrówkę. Draco wyciągnął
różdżkę i z napiętymi mięśniami czekał, gotowy, by jej użyć. Wzrokiem
przeszukiwał drzewa, wypatrując czegoś niezwykłego. Nikogo nie zobaczył.
Niespodziewanie co ciepłego przylgn ło do jego pleców, a czyjś ę eś
niecierpliwe dłonie zatrzymały się na pasie. Nieco chropowaty głos szepnął
mu do ucha:
- Jesteś w niebezpieczeństwie, Malfoy?
- Nie - przyznał.
- W śmiertelnym zagrożeniu?
- Obawiam się, że jednak nie.
- Grozi ci jakiś uraz?
- Ostatnio nie.
- A może ktoś ci groził?
- Nie. - Draco nie był pewien, czy podoba mu się ten nowy Potter. Co się
stało z tym przestraszonym Gryfonem, któremu Draco okazał łaskę w
Szkocji?
- Zraniłeś się? - kontynuował Harry. - Czy też nie mogłeś oprzeć się chęci
pocałowania mnie?
Draco zdecydował się wybaczyć mu ten sarkazm, gdy słowom zaczęło
towarzyszyć działanie - Harry składał delikatne pocałunki z boku jego szyi.
- Mógłbym postarać się o kilka z tych niebezpieczeństw - przyznał Draco.
Ręce Pottera opuściły jego pas i otoczyły klatkę piersiową ciasnym
uściskiem.
- Zjawiłem się więc w odpowiedniej chwili - stwierdził poważnie Harry i
jęknął. - Mam tylko nadzieję, że specjalnie nie wplączesz się w kłopoty po
to, by...
- Nie zdawałem sobie sprawy, że mogę cię wezwać za pomocą medalionu. -
Draco powiedział coś, co było jedynie półprawdą, a co, jak podejrzewał,
rozwi e spraw . Zrobił to po to, by.... po co? By udowodnić sobie, e ąż ę ż nie
potrzebuje Pottera?
- Zaklęcie jest podłączone do mnie. Możesz mnie wzywać, ilekroć zechcesz -
pozwolił Harry, trącając nosem jego szyję. - A tak przy okazji, na co masz
ochotę?
- Czego chcę? Rzucić cię na ziemię i zerżnąć tak mocno, że obudzisz się w
Chinach.
Harry jęknął, gdy ich usta się spotkały. Jakby upijali się namiętnością. Draco
odwrócił się i wsunął dłonie pod pelerynkę-niewidkę. Potter miał na sobie
tylko spodnie i addidasy.
- Spałeś? - Draco uśmiechnął się tuż przy ustach Harry'ego.
- Nie. Właśnie leżałem w łóżku. Nie mogę spać - wyznał i bez wahania
zaatakował kuszące usta. Jego dłonie szarpały koszulkę Malfoya.
- Myślałeś o mnie? - upewnił się Draco, rozpinając jego rozporek.
- Tak - przyznał Harry z westchnieniem. - Każdej cholernej nocy każdego
cholernego tygodnia. - Pomógł Draco ściągnąć koszulkę i - z krótką przerwą
na pocałunek - objął go mocno. Jego spragnione dłonie gładziły obnażoną
skórę Malfoya.
- Tygodniami? - westchnął Draco. - Zaskoczyłeś mnie. Nie znalazłeś sobie
nikogo?
Popchnął Harry'ego na rozłożone na ziemi szaty, lądując bardziej
gwałtownie niż planował, ale myśl, że Potter mógłby być z kimkolwiek
innym, zdenerwowała go.
Harry zaśmiał się, gdy ściągał z niego spodnie.
- Nikt nie jest w stanie cię zastąpić, Malfoy. Jesteś niepowtarzalny.
Draco naprawd próbował nie odczuć ulgi. Dlaczego niby miałoby ę go
obchodzić, że Potter pieprzy się z połową Anglii? Wycisnął na szyi Harry'ego
kilka żarliwych pocałunków, gryząc prawie tak mocno, jak chciał. Na jasnej
skórze zabłysł złoty medalion - bliźniaczo podobny do tego zawieszonego na
jego szyi.
- Dobrze. Zapamiętaj: jesteś mój, Potter - apodyktycznie oznajmił
Harry'emu. Nagle Potter otoczył nogami jego biodra i przeturlał go tak, że
teraz to Malfoy leżał pod nim. Zielone tęczówki przeszywały go wzrokiem,
podczas gdy dłonie rozpinały spodnie.
- Mogę to samo powiedzieć o tobie, Malfoy - mruknął. Oddech zamarł Draco
w gardle, gdy Harry pośpiesznie go rozbierał, odrzucając niepotrzebną
odzież gdzieś za nich. Po chwili Potter przylgnął do niego, wplatając dłonie
w jasne włosy i delikatnie pieszcząc kark, jednocześnie obdarzał
pocałunkami bladą szyję.
Dłonie Malfoya przesuwały się wzdłuż jego pleców, co i rusz ściskając
twarde pośladki Harry'ego, który pchnął nieco biodra do przodu, ocierając
się o erekcję Draco z niezwykle satysfakcjonującym tarciem.
- Pamiętasz, kiedy mi to zrobiłeś? - zapytał Harry i unosząc się nieznacznie,
pocałunkami wyznaczał wygłodniałą ścieżkę od jego czoła aż do szczęki.
Gorącym oddechem parząc jego ucho, chwycił delikatnie w zęby wrażliwą
skórę małżowiny. Malfoy zdecydował, że jeśli kiedykolwiek miałby umrzeć,
zaproponowałby posadę kata Potterowi... zwłaszcza, gdy powolnymi
muśnięciami warg drażnił jego gardło.
Językiem zahaczając o medalion, powoli przemieszczał się po skórze. Zaczął
od wgłębienie tuż obok gardła, po czym mijając łańcuszek - oczywiście nie
darował sobie kilku liźnięć - pocałunkami wyznaczał wilgotny ślad do pępka.
Salarze, tylko się nie zatrzymuj, pomyślał Draco. Cholera, nic dziwnego, że
Potter był tak poruszony, gdy on fundował mu takie tortury. Harry podniósł
głowę i czekał, póki Malfoy na niego nie spojrzał.
- Czekasz, aż zacznę cię błagać? - warknął Draco.
- Nie, czekam, a przyznasz, e mog sprawić, e b dziesz mnie błagał ż ż ę ż ę -
powiadomił go Harry z nieprzyzwoitym uśmiechem.
- Salazarze, nienawidzę cię - warknął Draco i niemal natychmiast musiał
zmienić zdanie, gdy Harry z śmiertelnie niebezpieczną powolnością
przesunął językiem wzdłuż całej długości członka. I zrobił to jeszcze raz.
Draco wydał z siebie całkowicie niemalfoyowski dźwięk, który przypominał
przedśmiertelne rzężenie.
- Jesteś całkowicie pewien, że mnie nienawidzisz? - zapytał Harry
przebiegle. Po czym poczekał na odpowiedź wystarczająco długo, by Draco
był gotów przysiąc, że kocha Harry'ego, szlamy, Dolores Umbridge... o ile
tylko Potter właściwie wykorzysta swój język. Malfoy zaczął pojękiwać, gdy
Harry usłużnie zastosował się do tej prośby. Jego słowa mieszały się z
jękami.
Zanotował sobie w pamięci, że nie wolno nigdy więcej pozwolić Potterowi na
miesiąc celibatu - ta jego bezwzględna agresja była... rozpraszająca. Gryfon
wydał z siebie coś, co bardzo przypominało warknięcie i objął dłonią członek
Draco, co bezwzględnie wpłynęło na zmianę zdania Malfoya, ponieważ ten
nowy, agresywny Potter był - Salazarze, o tak, Merlinie - dokonały.
Potter kontynuował swój niesamowity pokaz głaskania, lizania i ssania. W
końcu musiał oburącz przytrzymać biodra Malfoya, zanim ten wepchnie mu
migdałki do przełyku.
Dłonie zaciśnięte na skórze Harry'ego i wymruczane słowa, które z
trudnością mógł sobie przypomnieć, składające się głównie z mówienia
Potterowi, że jest niesamowicie, wspaniale, cholernie piękny - a które,
gdyby tylko myślał racjonalne, wprawiłyby go w nieliche zakłopotanie.
Draco doszedł, widząc nie gwiazdy, a prawdziwą supernową, z tak głośnym
krzykiem, że przestraszone ptactwo siedzące na pobliskich drzewach
odleciało. Gdy dreszcze min ły, Draco, czuj c si jak roztopiony wosk, złapaę ą ę ł
się na marzycielskim uśmiechaniu do Pottera.
- Będę cię pieprzył, Malfoy - rzeczowo poinformował go Gryfon. - Draco
westchnął z zadowoleniem i stwierdził, że pozwoli Potterowi mówić. -
Wycisnę każdy sok z twoich trzewi, Malfoy. - Draco pomyślał, że to wielki
pomysł.
Różdżka Harry'ego musnęła jego odbyt i Potter wymruczał zaklęcie, którym
kiedyś posłużył się Malfoy. Draco natychmiast rozluźnił się.
- Ćwiczyłem - wymamrotał Harry.
- Na kim? - warknął Draco, czując przebłysk czegoś przebijającego się przez
rozkoszne rozleniwienie.
- Na sobie - przyznał Potter. - Kilka razy nie wyszło, co było, no cóż, trochę
nieprzyjemne. Chcesz posłuchać?
Draco roześmiał się, ale dźwięk ten zamarł, gdy penis Harry'ego powoli
wślizgiwał się w jego wnętrze. Palce Malfoya zacisnęły się na ramionach
Pottera. Draco... on nigdy nikomu nie pozwolił w siebie wejść. Wydał z
siebie stłumiony protest - cholera, to wcale nie było przyjemne - i Potter
zamarł. Draco wziął głęboki oddech i spróbował się odprężyć, podczas gdy
usta Harry'ego składały na jego szyi miękkie, mokre pocałunki.
- Malfoy, jesteś tak ciasny, tak gorący, tak cholernie niesamowicie
wspaniały...
Głos Harry'ego był zachrypnięty w tak niezwykle seksowny sposób, że Draco
poczuł, jak jego ciało reaguje na ten dźwięk - nawet jeśli myślał, że tak
szybko stwardnieje.
Potter wsunął się do samego końca; Draco krzyknął, zaskoczony
niespodziewany uczuciem wypełnienia, ale nim zdołał powiedzieć
Harry'emu, żeby się zatrzymał, ten prawie całkowicie się z niego wysunął,
po czym znów wszedł - i to choć cholernie bolało, jednocze nie dra niło jegś ż o
ciało, wysyłając pobudzające impulsy, i tak, z pewnością jego penis znów był
twardy.
Draco wygiął się nieco, otaczając nogami biodra Harry'ego, by przyspieszyć
ich kolejne spotkanie. Potter wydał z siebie jękliwy dźwięk, sprawiając, że
krew szybciej zaczęła krążyć w żyłach Malfoya.
- Doskonały, doskonały, tak cholernie doskonały - szepnął Potter swoim
rozgorączkowanym głosem i Draco powtórzył jego słowa, choć nie rozumiał
już ich znaczenia; Harry wsuwał w niego coś, co sprawiało, że mógł tylko
myśleć o zaspokojeniu ich pragnień. Salazarze, nie pozwól mu się
zatrzymać. Jego palce zacisnęły się na ramionach Pottera - drapiąc miękką
skórę - a nagła potrzeba by coś ugryźć, cokolwiek, co powstrzyma krzyk,
była zniewalająca. Tam, tak, cholera, tam w prawo, i Draco drugi raz tej
nocy nie powstrzymał się od głośnego okrzyku, tak samo jak Potter, który
zesztywniał i krzyknął jego imię - nie, Malfoy, a właśnie Draco, co wywołało
jakąś niesprecyzowaną, radosną emocję w jego żyłach.
Potter opadł na Draco i delikatnie przycisnął usta do szyi. Malfoy przytulił
go, niepewny, czy stać go na coś więcej niż tylko ten ruch.
- Na Godryka, naprawdę warto było czekać - wymruczał Harry. Otoczył
ramionami Draco, a dłonie wsunął pod jego głowę, delikatnie pieszcząc
kciukami gardło. Malfoy nie był w stanie nic powiedzieć. Poza tym,
naprawdę nie chciał, by Potter wiedział, że był najbardziej niewiarygodną
rzeczą, jaka spotkała go w życiu. Nie widział potrzeby, żeby wbijać Gryfona
w jeszcze większą dumę.
Przekręcił głowę i pocałował Harry'ego. Zrobił to, bo tego właśnie chciał, a
nie dlatego, że Potter ma nad nim jakąś szczególną uwodzicielską moc.
Harry odwzajemniał pieszczoty, póki Draco nie poczuł nagłego przypływu
gorąca w swoich jądrach i nie zmusił go do przystopowania. Harry'emu
musiało być zimno, leżąc nago na Draco, który prawie wcale - nie licząc
zmarzni tych stóp - nie odczuwał chłodu z gor cym kocem w postacę ą i
Gryfona.
- Muszę wracać - szepnął Draco i ostatni raz pocałował miękkie usta.
- Ja też - przyznał Harry i ponownie zaatakował jego dolną wargę,
wykorzystując do tego swój język. Draco naprawdę chciałby już normalnie
oddychać.
- Nie zapytasz, gdzie jesteśmy? - zapytał między kolejnymi pocałunkami.
Draco wiedział, że jest w stanie przerwać te igraszki, kiedy tylko zechce, ale
wyglądało na to, że Potter nie ma takiej samokontroli.
- Nie - padła krótka odpowiedź i Harry zaczął skubać jego górną wargę, w
zadziwiający sposób dekoncentrując Draco.
- Dlaczego nie? - zainteresował się Draco, oddychając głęboko.
- Wezwałeś mnie, więc jestem - oznajmił i zachichotał. - Dosłownie. - Draco
poczuł, jak jego własne usta odpowiadają.
- Nie jest ci zimno? - zapytał i przesunął dłońmi po plecach Harry'ego. Tam,
gdzie pot już wysechł, skóra była chłodna.
- Nie. Czuję się dobrze. Mógłbym zostać tak przez całą noc - wymruczał
sennie Potter i wtulił się w Draco. Przynajmniej przestał go całować. Draco
postanowił, że będzie musiał coś zrobić z tym dziwnym, serdecznym
Gryfonem. Gdyby tylko nie był tak cholernie... atrakcyjny, jak jest. Draco
westchnął i po omacku zaczął szukać różdżki, w końcu wzywając ją, jeśli nie
jest pod ręką. Wyczarował gruby koc i przykrył ich obu. Zaraz zrobiło im się
cieplej.
Harry westchnął z zadowoleniem i cmoknął raz jeszcze szyję Draco,
pozornie zapadając w sen. Malfoy zdecydował, że nie zaszkodzi im trochę
się przespać, tym bardziej, że Potter nie wydawał się skłonny wstać, a poza
tym to raczej miłe uczucie czuć ciepły oddech Harry;ego na swoim gardle...
Wybawca i miercio erca zasn li w swoich ramionachŚ ż ę .
- Potter, obudź się.
Harry mocniej przytulił się do Draco; leżał na boku, ciasno przylegając do
skóry Malfoya, z głową wtuloną w jego ramiona, jedną ręką przerzuconą
przez jego pas i nogami owiniętymi wokół Ślizgona.
Nigdy nie przypuszczałby, że z Pottera taki pieszczoch. Ani że śpi tak
solidnie.
- Potter, obudź się - Draco westchnął i przesunął dłonią wzdłuż ramienia
Pottera, podążając wzdłuż wyrzeźbionych mięśni. Ciemne włosy Gryfona
połaskotały go w brodę. Zostawił w spokoju jego ramię i pogładził plecy. -
Wstawaj, Wybrańcze - zanucił. - Pora wstać i walczyć z Czarnym Panem.
Harry zaprotestował i naprał na pas Draco. Mruczał coś niezrozumiałego do
klatki piersiowej Malfoya, który ponownie westchnął, ale nieznacznie się
uśmiechnął. Jakby spał z olbrzymim, wypchanym zwierzęciem. Bardzo
przytulaśnym.
- Potter, jeśli za sekundę nie wstaniesz, wyczaruję wiadro lodowatej wody i
zrobię ci milutką pobudkę.
Ciemnowłosa głowa uniosła się nieco i nim leniwy uśmiech nie rozjaśnił
doskonałych warg, Harry go nie widział.
- Cześć - łagodnie przywitał się Potter. Draco nie był pewien, czy zasłużył na
pocałunek, czy lanie. Drań nie powinien być tak zachwycający. Powinien być
cierniem życia Draco, zmorą Czarnego Pana, królem prawości. A nie takim
milutkim, słodkim, zmierzwionym...
- Jest druga rano. Musimy wracać, zanim zorientują się, że nas nie ma -
powiedział, przerywając kierunek, w jakim pobiegły jego myśli. Harry wziął
głęboki oddech.
- Pewnie masz racj ę.
Zanim Draco zdołał odpowiedzieć, Potter uniósł się nieco i przywarł do jego
warg. Kiedy Malfoy zaczął nawet cieszyć się z tego, Harry odsunął się i
wysunął spod koca. Wezwał swoje okulary i założył na nos.
Draco założył ręce za głowę i przypatrywał się, jak Gryfon wciąga na siebie
spodnie. Zanim założył pelerynę, wsunął stopy w buty. Draco zdążył
pomyśleć, że Potter już zniknął, gdy ten wrócił do niego, podpierając się na
dłoniach i kolanach.
Pocałował go zachłannie i Draco poczuł niewygodne ściskanie w piersi, gdy
zastanowił się, kiedy znów zobaczy Pottera; mentalnie skopał się za takie
głupie myśli. Przez chwilę medalion Harry'ego zahaczył o jego szyję, więc
Draco, korzystając z okazji, ujął go w dłonie. Potter cofnął się nieco, tak, że
Malfoy mógł spojrzeć na biżuterię. Ustawił go w taki sposób, by padało na
niego światło księżyca i przyjrzał mu się uważnie. Zamiast litery „S”, jak na
jego, był „G”, głowa lwa wymagała jeszcze dopracowania, a szmaragd
zastąpiono jakimś czerwonym kamieniem - prawdopodobnie rubinem.
Opuszkami palców wyczuł inskrypcję z tyłu medalionu, ale nim zdołał się jej
przyjrzeć bliżej, dłoń Potter przykryła jego i Harry cmoknął jego kłykcie.
- Pora już iść. Nie będę cię martwił, mówiąc coś głupiego, ale proszę,
uważaj na siebie - poprosił Harry. Odsunął dłoń Draco z łańcuszka, lekko
ścisnął jego palce, po czym delikatnie go pocałował.
I zniknął.
Po trzykroć zdenerwowany
Podsumowanie: O odkrywaniu prawdy i siebie.
Nikt nie wchodzi do sypialni Lucjusza Malfoya bez zaproszenia, nawet
gdyby rzeczone pomieszczenie mieściło się w namiocie gdzieś na
peryferiach cywilizacji. Draco kilkakrotnie przeszedł tuż obok zamkniętych
drzwi, mierzwiąc sobie włosy ręką. Zamarł, jak tylko sobie to uświadomił.
Salazarze, kiedyż to nabawił się tego irytującego zwyczaju?
Drzwi otworzyły się, a na progu stanął Lucjusz Malfoy, z ciekawością
patrząc na syna.
- Wyglądasz jak straszydło. Coś się stało? - zapytał.
Draco zmarszczył brwi.
- Zawieruszyłem gdzie mój grzebie . Po yczysz mi swójś ń ż ?
Lucjusz odsunął się na bok i eleganckim skinieniem dał znak synowi, by
wszedł do środka. Co też Draco bezzwłocznie uczynił. Pokój był w
nienagannym porządku, jak wszystko u jego ojca, urządzony w ciemnych
kolorach - tym razem czekoladowym. Tylko Draco i Narcyza wiedzieli, że
Lucjusz woli pastelowe kolory Morza Śródziemnego - chłodne odcienie
zieleni i błękitu, jakie przybiera tamtejsza woda... co prawdopodobnie było
główną przyczyną, dlaczego spędzali wakacje w Grecji albo na
południowych wybrzeżach Włoch. Nawet Lucjusz Malfoy musiał chować się
za pozorami.
Draco podniósł z umywalki ciężki, srebrny grzebień i wygładził nim włosy,
rzucając szybkie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. Cholera,
przypominał Pottera. Zanotował sobie w pamięci, że musi trzymać dłonie z
daleka od swojej fryzury.
Odruchowo jego spojrzenie powędrowało na małą skrzyneczkę, stojącą na
stoliku nocnym, po czym napotkał oczy ojca odbijające się w lustrze.
- Pottera? - zapytał, a Lucjusz skinął głową. - Mogę zobaczyć?
- Nie widziałeś jej wcześniej? - indagował ojciec, ale Draco stanął już tuż
koło stolika, plecami do niego.
Tak, gdy nie groziło mi niebezpieczeństwo, oschle stwierdził Draco w
myślach, po czym wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne. - Pewnie
tak.
Mimo że Draco miał niemal osiemnaście lat, Lucjusz nadal nie potrafił
niczego odmówić swojemu jedynemu synowi. Rzucił zaklęcie i skrzynka
otworzyła się z trzaskiem. Draco zrobił krok do przodu i uniósł ją nieco. Była
piękna, jak wszystkie różdżki wykonane przez Ollivandera, ale miała mało
ozdób - zupełnie w stylu Pottera.
Machn ł r k ; była tylko troch gibsza ni jego. U miechn ł si cierpkoą ę ą ę ż ś ą ę .
Taka sama jak Potter. Szybkim ruchem wsunął ją za szatę i zastąpił imitacją,
którą włożył do skrzynki z westchnieniem.
- Nic szczególnego - stwierdził tylko. Lucjusz stanął tuż obok niego. Draco
miał nadzieję, że ojciec nie zdecyduje się podnieść różdżki, choć nawet
gdyby to zrobił, wykrycie różnicy było mało prawdopodobne.
- Nie było cię tam. Na cmentarzu. W jakiś sposób połączyła się z różdżką
Czarnego Pana. Nie jestem przekonany, czy bez niej Potter jest w stanie
zwyciężyć. - Lucjusz zamknął skrzynkę i spojrzał na Draco z namysłem.
Cisza rozciągała się i rozciągała, aż w końcu Lucjusz zdecydował się rzucić
zaklęcie zamykające.
Draco odwrócił się i wyszedł ze zmarszczonymi brwiami. Nie lubił takich
chwil, gdy ojciec oczekiwał, że będzie czytał mu w myślach. Byłoby
cholernie miło, gdyby choć raz zdecydowałby się coś powiedzieć.
To było jakieś dwa tygodnie przed tym, jak Draco ponownie wezwał Pottera.
Voldemort wysyłał wszystkich Śmierciożerców na przeróżne misje, których
głównym celem było destabilizowanie pracy Ministerstwa. Draco myślał
nawet o kilkakrotnym ostrzeżeniu Pottera przed atakami, ale po wybuchu w
jakimś mugolskim magazynie, gdzie Malfoy złamał kość udową i doznał
okropnego wstrząśnięcia mózgu, Lucjusz odkrył w sobie nowe pokłady
opiekuńczości i nie spuszczał go z oka. Przynajmniej do czasu, gdy pewnego
popołudnia Voldemort wezwał go przed swoje oblicze.
Jak tylko Lucjusz zniknął, Draco wyszedł na zewnątrz porozmawiać z
Averym.
- Idę się zabawić - rzucił krótko. Avery spojrzał na niego z zakłopotaniem
wypisanym na twarzy.
- Zabawić?
- Sex, Avery. Marnuj tu swój czas w towarzystwie starych, nieatrakcyjnycę h
facetów, gdy mogę mieć pierwszorzędne pieprzenie.
- O kim mówisz „starzy”? - Avery szalał ze złości, że mógłby być posądzony
o starość, choć nie mógł zaprzeczyć, że części o „nieatrakcyjnych facetach”
do niego pasuje. Draco uśmiechnął się bezlitośnie. Avery pomachał mu ręką.
- Dobrze, ale lepiej wróć przed swoim ojcem. Nie mam zamiaru znosić jego
piekielnej wściekłości, bo ty musisz wsadzić gdzieś swojego fiuta.
- Wrócę przed świtem.
- I lepiej bądź...!
- Tak, tak, będę ostrożny. Nie jestem idiotą - syknął, zbliżając się do
zagajnika, skąd się aportował. Nie musiał odchodzić daleko. Obecnie
rozbijali obóz w pobliżu klifów koło Dover - Draco po cichu zastanawiał się,
czy Voldemort ma zamiar zniszczyć białe klify tylko po to, by zdenerwować
mugoli i Ministerstwo. Poprzedniego dnia Malfoy zauważył maleńki domek
ukryty w uroczej dolinie, gdzie skierował swe kroki.
Doszedł do drzwi i zapukał. Blado wyglądający mugol z szeroką przerwą
między zębami otworzył i zmierzył Draco podejrzliwym spojrzeniem.
Malfoy rzucił Imperio i nakazał:
- Idź na spacer. Spędź ten wieczór z przyjaciółmi czy coś.
- Nie mam przyjaciół - szorstko powiedział człowiek. Draco, patrząc na
niego, nie czuł się zaskoczony.
- To prześpij się w stodole, koło owiec. Nie obchodzi mnie, co zrobisz,
bylebyś nie wracał tu przed świtem.
Mugol posłusznie skierował się w stronę stodoły, ledwie widocznej z tej
odległości. Draco zignorował go, zadowolony, że wszystko odbyło się bez
najmniejszego problemu. Wszedł do środka.
Na szcz cie mugol nale ał do stosunkowo czystych i Draco był zadowolonyęś ż ,
choć zapach kwaszonej kapusty nie należał do najprzyjemniejszych. Malfoy
sprawnie posprzątał pomieszczenie i przyczynił się do nieco znośniejszego
wyglądu pomieszczenia, poza tym pozbył się nieprzyjemnej woni
gotowanych warzyw. Dwuizbowy domek, z zagospodarowaną kuchnią i
sypialnią nie był aż taki zły, jednak nad drugim pomieszczeniem musiał
jeszcze popracować. Przetransmutował łóżko na wygodniejsze, wyczarował
nową pościel i rozpylił w powietrzu letni zapach przytuli wonnej.
Uśmiechnął się łobuzersko.
Wrócił do kuchni i uaktywnił medalion.
Po dwóch uderzeniach serca Potter się pojawił. Tym razem nie miał na sobie
pelerynki-niewidki i wyglądał na bardziej opalonego niż kiedykolwiek. Jego
zielone oczy bacznym spojrzeniem przeszukały otoczenie, nim wyraźnie się
odprężył.
- Wiesz, to niebezpieczne pojawiać się tak bez peleryny. Nie pomyślałeś, że
przydałoby się ją założyć? - skomentował Draco.
- Nie miałem jej ze sobą, poza tym nie byłem do końca przekonany, czy
jesteś w niebezpieczeństwie.
- Nie jestem.
Harry westchnął i wplótł dłoń we włosy.
- Nie mogę zostać. Mam do załatwienia coś ważnego.
- Wyglądasz, jakbyś od dawna nie spał - stwierdził Draco.
- Masz rację. Twoi popieprzeni Śmierciożercy bez przerwy atakują i nie ma
czasu odetchnąć, nie wspominając już o szukaniu przeklętych ho...
Nieważne.
- Có , w ka dym razie to nie s moi miercio ercy - lodowato zauwa ż ż ą Ś ż żył
Draco. Przyjacielski Potter sprzed dwóch tygodni został zastąpiony przez
gburowatego, zestresowanego, wyczerpanego Pottera. Harry zacisnął
szczęki i przyciągnął go do siebie. Draco stał sztywno, ze zwieszonymi
ramionami.
- Wiem, przepraszam. - Mocno trzymał w ramionach Ślizgona, jakby czerpał
od niego siłę. Trącił nosem szyję Draco, który ustąpił z lekkim
westchnieniem, otaczając go ramionami. - Nie mogę zostać - powtórzył
Harry.
- W porządku - łagodnie zgodził się Draco, ale Harry nie zrobił nic, by sobie
pójść. Przylgnął do niego, a Malfoy zaczął rozmasowywać napięte mięśnie.
Potter mruknął z przyjemnością.
- Ładnie pachniesz - zamruczał, nadal cmokając szyję Draco.
- Ty też - padła odpowiedź i Ślizgon delikatnie językiem musnął jego gardło.
- Szkoda, że nie możesz zostać. - Cofnął się nieco i wreszcie ich usta mogły
się spotkać z trudnym do ukrycia pragnieniem. Pocałunek był zachłanny,
dotkliwy i bezwzględny. Przez chwilę Draco czuł smak swojej własnej krwi, a
Harry nieco się wycofał. Wytarł usta wierzchem dłoni i spojrzeniem zdawał
się wwiercać w czaszkę Malfoya, który językiem musnął przeoczoną plamę
krwi.
- Pieprzyć to - warknął Harry. - Przeżyją beze mnie jeden wieczór. -
Wyciągnął różdżkę i prawie nie wymawiając słów, wyczarował Patronusa.
Srebrny kształt zamigotał i znikł. Draco uśmiechnął się niemal złośliwie.
- To było łatwe. Jakieś sugestie, Potter?
- Ty. Nago. Skąpany w księżycowej poświecie - w skrócie przybliżył mu
swoją wizję. - Ledwie Draco zdążył zarejestrować jego słowa, a już Potter
zrobił krok i przylgn ł do jego ust. Malfoy j kn ł, gdy r ce Harry'ego - teraą ę ą ę z
już całkowicie zdecydowanego - szarpały zapięcie szaty.
- Zanim zapomnę - wysapał Draco, odrywając się na moment od ust
Harry'ego. - Mam coś dla ciebie.
- Tak, na Godryka, masz - przyznał Harry, całując jego szyję.
- Nie. Mam na myśli to - sprostował Draco, szarpiąc się, by wydostać się ze
spragnionych kończyn Pottera. Na chwilę przycisną się do zwariowanegopożądliwego
Gryfona, po czym podał mu różdżkę. Oczy Harry'ego
rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Zrobiłeś to.
Draco wzruszył ramionami.
- Bułka z masłem.
Harry wyraźnie przełknął, wciąż wyglądając na nieco zaskoczonego.
- Już nigdy cię o nic nie poproszę.
Draco uśmiechnął się leniwie i przeciągając samogłoski, upewnił się:
- Naprawdę? Nigdy to bardzo długo, Potter. - Zrobił krok do przodu i prawie
niedostrzegalnym ruchem różdżki przeciągnął nią wzdłuż koszuli Harry'ego,
rozpinając guziki. Draco zanurzył dłoń w rozchełstany materiał i kolistymi
ruchami zaczął pieścić skórę. Oczy Harry'ego zdawały się tracić ostrość
widzenia, gdy zsunął rękę w dół, jednocześnie różdżką rozpinając jego
dżinsy.
Palce wsunął jeszcze głębiej, póki nie znalazł tego, czego szukał i tak, był
twardy - tak bardzo twardy - i drżący. Harry w niekontrolowanym odruchu
naparł na dłoń Malfoya. Draco pieścił go przez materiał, zastanawiając się,
kiedy Potter zrezygnował z bawełny na rzecz jedwabiu. Ręce Harry'ego
zaciskały si kurczowo na jego ramionach, a oczy zasnuła mgła, podczas ę gdy
głowa kusząco odchyliła się do tyłu. Salazarze, jego rozchylone wargi były
piękne, gdy wydobywały się z nich te zdyszane oddechy.
Draco już wcześniej był twardy, ale teraz spokojnie może pokonać diament
w skali Mosha. Przerwał pieszczoty, co wywołało jęk protestu Harry'ego.
- Co to było, Potter? - zapytał. - Chcesz mnie o coś prosić?
- Jesteś nikczemnym, nikczemnym człowiekiem - szepnął Harry,
przesuwając się do przodu, by ponownie wywołać to cudowne tarcie.
- Jak brzmi pytanie? - zaatakował Draco, odsuwając nieco dłoń. Potter był
nieskończenie uparty, ale na pewno nie zaliczał się do głupców.
- Pieprz mnie, Draco - poprosił zachrypniętym głosem, obserwując go spod
wpółprzymkniętych powiek. Draco uśmiechnął się triumfalnie.
- Dobrze, że nie przyrzekłeś, co, Potter? Nigdy, faktycznie.
Zanim Potter zdążył odparować, Draco poruszył dłonią i Harry był jedynie w
stanie jęknąć i jeszcze mocniej zacisnąć palce na ramionach mężczyzny.
Malfoy osunął się na kolana, tak by głowa zatrzymała się na wysokości
bioder Gryfona i powolnym, gorącym oddechem chuchnął na materiał, na co
Harry poruszył się niczym zelektryzowany.
- Godryku... ja... już nie mogę... ! - wydyszał. Draco opuścił jedwab i
przylgnął do pulsującej męskości. To było za wiele jak na Harry'ego, który
doszedł natychmiast wprost do ust Malfoya. Draco poderwał się i pocałował
go. Potter odsunął się na ułamek sekundy, ale zaraz odprężył się, pogrążając
w czułej pieszczocie pocałunku o nieco dziwnym smaku.
- Sypialnia - po dłuższej chwili całowania rzucił Draco. Rzucił okiem na
oszołomioną twarz Harry'ego. Teraz mógłby zaprowadzić Pottera bez
najmniejszego zamieszania do Czarnego Pana.
Wygodne i zach caj ce łó ko zaskrzypiało ostrzegawczo, gdy splecione ciałę ą ż a
opadły na materac. Usta i język Draco swobodnie wędrował po całym ciele
Harry'ego.
- Jesteś mój - mruczał. - Mój, mój, mój. - Harry był jedynie w stanie jęczęć
jego imię.
Później, porządnie wypieprzony i całkowicie oczyszczony, Wybraniec zapadł
w sen tak głęboki, że Draco musiał sprawdzić i upewnić się, że jeszcze
oddycha. Draco mgliście zastanawiał się, czy Harry w ogóle spał, gdy nie był
w jego ramionach. Nagła zaborczość niemal całkowicie go opanowała. To
nie tylko mącące w głowie, ale również niepokojące. Draco wygładził
nieporządne ciemne kosmyki na czole Harry'ego i palcem obrysował kształt
blizny.
Słońce zachodziło, rozlewając ostatnie promienie na łóżko. Coś błysnęło i
Draco, zainteresowany, ujął w dłoń medalion Harry'ego. Kciukiem musnął
lwa, po czym obrócił go na drugą stronę.
Przeczytał inskrypcję. Twój.
31