Nie tylko praca...
Od poniedziałku do piątku wszystko jest proste. Pobudka, śniadanie, praca, zakupy, powrót do domu. Obiad przeważnie łączony z kolacją, jakaś gazeta, może jeszcze film?
Zasypiamy, budzimy się i od nowa. Nie mamy czasu na refleksję, a tym bardziej mniej lub bardziej poważne rozmowy.
Aż przychodzi weekend. Wydawałoby się idealny czas na nadrobienie całotygodniowych zaległości. I nie chodzi tu bynajmniej o domowe porządki. Coś jednak nie gra. Rozmowy się nie kleją, a najmniejsza błahostka powoduje natychmiastową irytację. Dlaczego? Bo popełniamy podstawowy błąd. Postawiliśmy na pracę, karierę wychodząc z założenia, że prywatne sprawy są mniej istotne.
Z biegiem czasu nie potrafimy cieszyć się bliskością ukochanej osoby, wspólnie wypitą kawą czy głupim filmem obejrzanym razem w łóżku. Zresztą w tym łóżku jest coraz nudniej i ciszej. Zaczynamy go traktować przede wszystkim jako wspólne miejsce do spania.
To już ostatni dzwonek, by dokonać przewartościowania naszego wspólnego życia. Praca jest ważna. Daje możliwość (poza oczywistym zarabianiem pieniędzy) samorealizacji. Ale nie jest najważniejsza. Nauczmy się na nowo, jak kiedyś, na samym początku naszej znajomości, czerpać radość z drobiazgów. Na przykład wspólnego śniadania. Nie jedzmy go w pośpiechu, patrząc nerwowo na zegarek, bo już trzeba pędzić. Do pracy oczywiście.
Wstańmy kwadrans wcześniej. Porozmawiajmy przy stole. Uśmiechnijmy się do siebie. Pocałujmy na do widzenia. Po takim śniadaniu dzień naprawdę będzie łatwiejszy. Spróbujmy wieczorem znaleźć choć chwilę na rozmowę. Wyrzucenie z siebie tego, co nas dziś zirytowało. To oczyszcza. I zaraz się okaże, że łóżko nie jest tylko miejscem do spania. Tylko nie zapomnijmy nastawić budzika. Tak kwadrans wcześniej. Żeby znowu był czas na wspólne śniadanie. Z kawą, rogalikami i uśmiechem.
Bo praca nie jest najważniejsza.