Walter von der Vogelweide
* *
Kędy szeleszcze
Lipa w kwiecie,
Gdzie z miłym swym siedziałam wraz,
Miejsce to jeszcze odnajdziecie,
Bo zmięte kwiaty pomną nas.
Z lasku płynął słodki śpiew
Tan-da-ra-daj!
Słowik nucił pośród drzew.
Gdym porą nocną
W to ustronie
Przyszła, mój miły już tam był.
Tulił mnie mocno
Na swym łonie,
Dotąd mam słodycz w głębi żył.
Czy całował? Rozdział z chust?
Tan-da-ra-daj!
Patrz na czerwień moich ust!
I poszedł łoże
Popod lasem
Z przeróżnych kwiatów usłać nam.
Śmiałby się może,
Kto by czasem
Przechodził i przystanął tam.
Zaraz by po różach zgadł
Tan-da-ra-daj!
Mej leżącej głowy ślad.
Gdyby obwieścił
Kto te śluby,
Broń Boże, gdzież przed wstydem schron?
Lecz jak mnie pieścił
Miły, luby,
Wiemy jedynie ja i on.
A słowiczek spośród róż
Tan-da-ra-daj!
Pewnie milczeć będzie już.