Biografia Adama Mickiewicza
Dzieciństwo i młodość
Adam Mickiewicz przyszedł na świat w dzień wigilijny, 24 grudnia 1798 r. jako drugi syn Barbary z Majewskich i Mikołaja Mickiewiczów i - jak podaje rodzinna legenda - „przyniósł” sobie imię Adam. Co do miejsca urodzenia poety nie ma jednak pewności, nie wiadomo, czy był to litewski Nowogródek, czy Zaosie.
Adam urodził się w niezamożnej rodzinie szlacheckiej: ojciec pracował w Nowogródku jako adwokat, matka zajmowała się domem. Ich życie podzielone było między dwa gospodarstwa: wiejskie w Zaosiu i miejskie w Nowogródku. W Nowogródku zamieszkali na stałe kilka lat po urodzeniu Adama. Dość szybko - w 1812 r., zmarł Mikołaj Mickiewicz, co zdecydowanie pogorszyło sytuację finansową rodziny i niewątpliwie silnie wpłynęło na niespełna czternastoletniego wówczas Adama.
Lata spędzone w rodzinnych stronach pozbawione były dostatków, dla przyszłego poety okazały się jednak bezcenne. Zarówno pochodzenie, jaki i region ofiarowały mu bogactwo duchowych bodźców, kontakt z różnorodnością kulturową, którą jako dziecko chłonął i z której czerpał później przez całe życie. Już od najmłodszych lat poznawał baśnie i podania ludowe tkwiące głęboko w świadomości ludu litewskiego, białoruskiego i polskiego, który zamieszkiwał okolice Zaosia. Legendy, tajemnicze i straszne historie o zjawach z okolicznych lasów i jezior opowiadał chłopcu stary sługa Błażej, a ludowe pieśni śpiewała mu służąca Gąsiewska. Kresowe wymieszanie kultur, wyznań, odrębności etnicznych - cała ta wielogłosowość kultury, w której wyrósł Mickiewicz, zadecydowała o jego otwartości i literackim nowatorstwie. To z tej kultury naturalnej stworzy przecież system estetyki i poezji romantycznej.
Swoją edukację Adam Mickiewicz rozpoczął w 1807 r. w Nowogródku, w szkole powiatowej prowadzonej przez dominikanów. Po jej ukończeniu we wrześniu 1815 r. opuścił rodzinne strony, udając się do Wilna, by tam studiować na uniwersytecie. Uniwersytet Wileński reprezentował wówczas bardzo wysoki poziom intelektualny - wśród jego profesorów byli najznakomitsi uczeni: Jan i Jędrzej Śniadeccy, historyk Joachim Lelewel, filolog klasyczny Ernest Godfryd Groddek. Wykładali tam również Euzebiusz Słowacki, ojciec Juliusza oraz doktor August Bécu, jego ojczym. W samym Wilnie, które było wówczas częścią cesarstwa rosyjskiego (nie weszło bowiem do utworzonego w 1815 r. Królestwa Polskiego) kwitło nie tylko życie naukowe, ale i kulturalne: działał teatr, wydawano gazety, książki, czasopisma naukowe. W tym właśnie niezwykłym miejscu Mickiewicz spędził swoje lata studenckie. Niestety, nie mogąc liczyć na wsparcie finansowe rodziny znajdującej się w trudnej sytuacji po śmieci ojca, wstąpił do seminarium nauczycielskiego, które dawało stypendia, jednocześnie jednak zmuszając studentów do wyrażenia zgody na przyszłe podjęcie pracy pedagogicznej. Wybór ten ograniczył później znacznie swobodę decyzji życiowych poety. Na pierwszym roku studiów Mickiewicz musiał opanować przedmioty niezbędne do pracy w szkole, ale już na roku drugim skoncentrował się na filologii klasycznej i literaturze polskiej.
Filomaci i filareci
Na trzecim roku studiów, jesienią 1817 r., założył wraz z przyjaciółmi stowarzyszenie, które nazwane zostało Towarzystwem Filomatów, czyli „miłośników wiedzy”. Prezesem stowarzyszenia był Tomasz Zan, inni członkowie tego tajnego związku to - oprócz Mickiewicza - Jan Czeczot, Józef Jeżowski, Franciszek Malewski, Onufry Pietraszkiewicz i inni. Filomaci opracowali system ustaw, w których wyznaczali swoje cele. Przede wszystkim był to cel samokształceniowy, chęć zdobycia szerokiej i nowoczesnej wiedzy oraz doskonalenie moralne (etyka obowiązku, powinności społecznych, walka z egoizmem). Z czasem dołączyli do swego programu także hasła polityczne i wolnościowe. Filomaci na odbywanych regularnie spotkaniach odczytywali swoje prace literackie, referaty naukowe, a później o nich dyskutowali. Nie skupiali się jednak wyłącznie na nauce - listy i okolicznościowe wierszyki świadczą o tym, jak w radosnej i beztroskiej atmosferze znakomicie się razem bawili i jak ważna w ich życiu była ta wspólnota przyjacielska.
Wyjazd z Wilna i uczucie do Maryli
Pamiętając o tym nietrudno zrozumieć nastrój smutku i osamotnienia, w jaki popadł Mickiewicz po wyjeździe z Wilna. Po ukończeniu studiów w 1819 r. musiał bowiem objąć stanowisko nauczyciela w szkole i został wówczas skierowany do Kowna. Znalazł się teraz w małym mieście, ubogim w życie kulturalne, zmuszony do pracy nauczycielskiej, która nie przynosiła mu satysfakcji. Ucieczką stały się dla niego lektury. Czytał Schillera, Goethego, Byrona, a więc książki, których bohaterami byli ludzie samotni, cierpiący, odizolowani od otoczenia, przeżywający nieszczęśliwą miłość.
Mickiewicz znalazł się podobnych okolicznościach życiowych, także ze względu na odrzucone uczucie. Latem 1820 r. przeżył wielką młodzieńczą miłość do Marii Wereszczakówny, już wówczas narzeczonej hrabiego Wawrzyńca Puttkamera. Poeta bywał w jej rodzinnym majątku w Tuhanowiczach i pokochał dziewczynę miłością idealną. Ta jednak w lutym 1821 r. wyszła za mąż za arystokratę i bogacza, z którym trudno było konkurować biednemu nauczycielowi kowieńskiemu. Nieszczęśliwe uczucie Mickiewicza do Maryli znalazło odbicie w wielu utworach, między innymi w wierszach Do M***, Do ***. Na Alpach w Splügen czy w IV części Dziadów. Trudną emocjonalnie sytuację poety pogorszyła bolesna wieść o śmierci matki. W tym ciężkim okresie powstały pierwsze ballady, Mickiewicz zaczął też pracę nad II częścią Dziadów. W Kownie przeżył jeszcze zauroczenie Karoliną Kowalską, żoną tamtejszego lekarza. Wydarzenia związane z tą znajomością mogły okazać się tragiczne, gdyż doszło niemalże do pojedynku z szambelanem Nortowskim, który również podkochiwał się w urodziwej doktorowej.
Kolejne wakacje (1821 r.) spędził poeta w Nowogródku, pisząc i oddając się bolesnym wspomnieniom. Wziął roczny urlop od pracy w szkole, aby pojechać na pogłębienie studiów do Warszawy. Nie dostał jednak na to pozwolenia i spędzał czas w Wilnie, często widując mieszkającą nieopodal Wilna Marylę. Ciężki stan psychiczny poety poprawił się pod koniec roku. Wiosną 1822 r. ukazał się pierwszy zbiór wierszy Mickiewicza zatytułowany Poezje, w którym znalazły się Ballady i romanse oraz programowa przedmowa O poezji romantycznej. Pięćset egzemplarzy okazało się nakładem niewystarczającym, wkrótce też dodrukowano kolejne. Rok później wydany został drugi tom Poezji, w skład którego weszły powieść poetycka Grażyna oraz II i IV część Dziadów.
Proces filomatów i emigracja
Wkrótce potem nastąpiły dramatyczne wypadki - poeta stał się ofiarą politycznych prześladowań. Został aresztowany za przynależność do tajnego związku filomatów i wraz z innymi członkami stowarzyszenia znalazł się w zamienionym na więzienie klasztorze ojców bazylianów w Wilnie. Spędził tam pół roku, a w procesie, który się odbył, został skazany na zesłanie w głąb Rosji. W październiku 1824 r. opuścił Litwę, aby już nigdy tam nie powrócić.
Podróż do Rosji zapadła mu głęboko w pamięć, jak i trzy miesiące spędzone w Petersburgu, gdzie nawiązał kontakt z rewolucyjnie nastawioną inteligencją rosyjską, zwłaszcza z pisarzami Konradem Rylejewem i Aleksandrem Bestużewem. Ministerstwo oświaty na miejsce stałego zamieszkania wyznaczyło Mickiewiczowi Odessę, gdzie miał być nauczycielem w liceum, tam w lutym 1825 r. poeta podjął swoje obowiązki. W Odessie spędził osiem miesięcy, bywał w tym czasie w arystokratycznych salonach i romansował z kobietami. Chętnie przyjmowany był przez Sariusza Bonawenturę Zalewskiego i jego żonę Joannę, która obdarzyła Mickiewicza głębokim uczuciem. Duże znaczenie miała również znajomość poety z Karoliną Sobańską. Echa tego romansu dopatrywano się Sonetach odeskich - cyklu powstałych wówczas erotyków. W lipcu i sierpniu Mickiewicz odbył podróż po Krymie (m.in. w towarzystwie Karoliny i jej kochanka gen. Witta, obojga zaangażowanych w działalność szpiegowską), która była wtajemniczeniem poety w świat Południa i zaowocowała cyklem Sonetów krymskich.
Wkrótce nastąpiła zmiana decyzji władz - nakazano poecie wybór podług własnego uznania nowego miejsca pobytu i pracy. Mickiewicz zdecydował się udać do Moskwy i przyjąć stanowisko urzędnika w biurze. Tu dotarła do niego tragiczna wiadomość: Rylejew i Bestużew jako członkowie spisku dekabrystów zostali skazani na śmierć (wyrok Bestużewa później złagodzono). W Moskwie Mickiewicz wydaje Sonety (1826 r.). Spotyka także Puszkina. Kolejny rok spędza w Petersburgu, gdzie w 1828 r. zostaje wydany Konrad Wallenrod.
Mickiewicz bierze udział w życiu kulturalnym miasta, jest ceniony za swoją twórczość i podziwiany za słynne improwizacje. W tym okresie życia ważne relacje łączą go z pisarką Karolina Jaenisch, której nawet się oświadczył, choć do ślubu ostatecznie nie doszło. Przyjaźnił się czy może nawet romansował z Marią Szymanowską, czterdziestoletnią znaną pianistką, której córkę w przyszłości poślubi, i malarzem Józefem Oleszkiewiczem, wtajemniczającym go w zagadnienia religii czy nawet przeżycia mistyczne. W 1829 r. udało się wreszcie Mickiewiczowi otrzymać pozwolenie na wyjazd z Rosji. Petersburg opuścił dosłownie w ostatniej chwili (groziło mu niebezpieczeństwo związane z wydaniem Konrada Wallenroda), dzięki pomocy przyjaciół, którzy wstrzymali rozkaz cofnięcia paszportu w tekach kancelarii ministerialnej. Tak kończy się etap rosyjski w życiu poety
Autorka biografii Mickiewicza, Alina Witkowska, o przymusowym pobycie poety w Rosji mówi jako o wielkim paradoksie: kara ta stała się bowiem dla Mickiewicza osobliwym darem losu. Była brutalną lekcją życia, czasem dojrzewania i zdobywania doświadczeń, jakich w Wilnie czy Kownie nie zdobyłby poeta najprawdopodobniej nigdy. Poznał wielonarodową kulturę Rosji i jej obyczaje, wyzbywając się stereotypowych wyobrażeń o tym kraju i jego mieszkańcach (obraz Rosji w III części Dziadów), nawiązał też stosunki z intelektualnym środowiskiem ówczesnej Rosji, ze spiskującymi dekabrystami i wybitnym środowiskiem literackim. Mickiewicz który opuszczał Rosję był już twórcą ogromnej miary i człowiekiem dojrzałym wewnętrznie
Podróże Mickiewicza
Teraz rozpoczyna się ponad dwuletni okres podróży. Mickiewicz najpierw udaje się do Niemiec. W Berlinie słucha wykładów Hegla, w Weimarze spotyka się z Goethem, który daje mu gęsie pióro i napisany dla niego wiersz. W towarzystwie poety Antoniego Odyńca przez Szwajcarię udaje się do Włoch. Zachwycony jest pięknem alpejskiego pejzażu, czemu da wyraz w swojej poezji (Do ***. Na Alpach w Splügen). Pół roku spędza w Rzymie, obcuje z dawną kulturą południa Europy i stara się o rękę Ewy Ankwiczówny, ojciec dziewczyny sprzeciwia się jednak temu związkowi. Ewa, podobnie jak wcześniej Oleszkiewicz, odgrywa ważną rolę w przełomie religijnym Mickiewicza - w Rzymie powstaje liryka religijna (Arcy-mistrz, Rozmowa wieczorna, Mędrcy).
Poeta dużo podróżuje po Włoszech (Neapol, Pompeje, Sycylia, Asyż, Mediolan), kiedy wraca znów do Rzymu dowiaduje się o wybuchu powstania listopadowego. Z niejasnych do końca powodów Mickiewicz nie wziął w nim udziału. Na tę opieszałość poety złożyło się wiele przyczyn: był już wówczas bardziej sceptycznie nastawiony do takiej otwartej walki z potężnym wrogiem (był wtedy zwolennikiem działania wallenrodycznego), zajechał do Paryża, licząc na interwencję Francji, co jednak okazało się niemożliwe. Rozdarty wewnętrznie postanowił walczyć, dotarł do Wielkopolski, ale droga do Warszawy była odcięta, zresztą powstanie już dogasało. Mickiewicz spotkał się z wielką krytyką współczesnych z powodu niewzięcia udziału w powstaniu, zarzucano mu egoizm czy wręcz tchórzostwo (np. wiersz Maurycego Gosławskiego, Do Adama Mickiewicza bawiącego w Rzymie podczas wojny narodowej), samego poetę również dręczyło ogromne poczucie winy (myślał podobno nawet o samobójstwie).
Badacze biografii i twórczości Mickiewicza często etapy drogi jego życia określają imionami Mickiewiczowskich postaci: Gustawa i Konrada, uznając, że odegrały one zasadniczą rolę w kształtowaniu się osobowości poety. Dzieje Gustawa to przede wszystkim bolesne doświadczenia osobiste kochanka Maryli, z biegiem lat Gustaw przeradza się jednak w Konrada żyjącego życiem pełniejszym, odczuwającego gehennę narodu i działającego w imię wolności. Od momentu upadku powstania Mickiewicz jest już w pełni Konradem. Najważniejsza staje się dla niego rola poety narodowego, a w swoim pisarstwie widzi przede wszystkim obowiązek i służbę. Pisze III część Dziadów, Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego oraz Pana Tadeusza - utwory, w których podejmuje walkę o przyszłość swego narodu.
Wraz z Wielką Emigracją dociera poeta do Drezna. Tam powstaje III część Dziadów. Kolejnym etapem wędrówki był Paryż - główny ośrodek życia emigracyjnego Polaków, dla których Mickiewicz staje się wielkim moralnym autorytetem, duchowym przywódcą. To właśnie z myślą o Polakach, którzy zmuszeni byli opuścić ojczyznę, pisze Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, które ukazują się w Paryżu w 1832 r. W tym samym roku drukuje także napisaną w Dreźnie III część Dziadów. W lipcu 1834 r. żeni się z Celiną Szymanowską, z którą będzie miał sześcioro dzieci. Małżeństwo to było jednak dla obojga pasmem cierpienia i męki i niewątpliwie wpłynęło na poetę destrukcyjnie, zwłaszcza rolę taką odegrała choroba psychiczna Mickiewiczowej. W tym samym roku ukazał się w Paryżu Pan Tadeusz - ostatnie opublikowane przez Mickiewicza dzieło poetyckie. Pisze po francusku jeszcze dwie sztuki dramatyczne: Konfederaci barscy i Jakub Jasiński, czyli dwie Polski, które jednak nie odnoszą sukcesu. Później powstają już tylko drobne wiersze, nieukończone teksty filozoficzne, utwory publicystyczne.
W 1839 r. poeta otrzymał propozycję wyjazdu do Szwajcarii, do Lozanny, gdzie obejmuje stanowisko profesora literatury łacińskiej na tamtejszym uniwersytecie. Tam powstają ostatnie wiersze Mickiewicza - tzw. liryki lozańskie. Wkrótce zaproponowano poecie objęcie katedry literatur słowiańskich w Collège de France w Paryżu. Mickiewicz wyraża zgodę i wraz z rodziną wraca do Paryża.
W Collège de France wykłada w latach 1840-1844. Zostaje stamtąd usunięty za głoszenie idei Andrzeja Towiańskiego. Towiański stworzył system filozoficzno-religijny oparty na koncepcjach mistycznych i idei polskiego mesjanizmu narodowego, który zafascynował Mickiewicza. Poeta stał się członkiem założonego przez Towiańskiego Koła Sprawy Bożej. Pozostawał pod całkowitym wpływem tego człowieka, zwłaszcza po tym, jak pomógł on wyleczyć coraz bardziej chorą Celinę. Mickiewicz uważał, że Towiański ma do wypełnienia Bożą misję, że ma przewodzić emigracji i wskazać drogę do odrodzenia ojczyzny. W 1848 r. próbował przekonać do tych idei papieża Piusa IX i namówić go, aby poparł ogarniającą Europę Wiosnę Ludów. Gdy to mu się nie udało, sam próbował utworzyć legion polski, z którym przemaszerował przez Włochy.
Po powrocie do Paryża współtworzy rewolucyjne czasopismo „Trybuna Ludów” i przez pewien czas pracuje w Bibliotece Arsenału. W marcu 1855 r. umiera Celina Mickiewiczowa. W październiku, na wieść o wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej, Mickiewicz wyrusza do Konstantynopola. Chce zorganizować legion, który walczyłby przeciwko Rosji. W Konstantynopolu mieszka w fatalnych warunkach, zapada prawdopodobnie na cholerę i umiera 26 listopada 1855 r. Rok później prochy Mickiewicza zostają sprowadzone do Paryża, a stamtąd w 1890 r. do Krakowa, gdzie złożone zostają w podziemiach katedry wawelskiej. Tam spoczywają do dzisiaj.
DZIADY
Znaczenie tytułu
Pochodzi od nazwy uroczystości w powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, która pochodzi jeszcze z czasów pogańskich, zwana uczta kozła. Przewodniczył jej guślarz
Obrzęd ten łączy części ze sobą: dokładnie przedstawiony w części II, wspominany przez Gustawa w cz. IV i odbywający się w scenie IX cz. III.
Upiór
Ballada powstała pod koniec pracy nad cyklem utworów, miała być czymś w rodzaju prologu i w pewnym momencie miała zastąpić I część Dziadów
To swego rodzaju komentarz czy wyjaśnienie Dziadów kowieńsko-wileńskich. Dzieje nieszczęśliwej miłości, o których opowiada Upiór, stanowią bowiem jeden z wątków części II i zasadniczą treść części IV Dziadów.
Wiersz Upiór ma charakter zbliżony do utworów, które znalazły się w zbiorze Ballady i romanse. Odnajdujemy w nim wiele balladowych cech: przekonanie o współistnieniu dwóch światów (żywych i umarłych), wiarę w pośmiertną sprawiedliwość (kara za samobójstwo), postać upiora, tajemniczy nastrój, synkretyzm gatunkowy (liryczny początek i narracyjna, epicka część opowiadająca o losach nieszczęśliwie zakochanego). Mickiewicz znów czerpie ze sfery ludowych wierzeń, rozwija podjętą już wcześniej problematykę, by pogłębić ją w Dziadach.
Upiora można potraktować jako utwór, który jest łącznikiem pomiędzy II a IV częścią Dziadów. Nieszczęśliwy kochanek, samobójca, duch-powrotnik kojarzy się z Widmem, które niewzywane pojawia się na obrzędzie Dziadów i swoim zachowaniem wskazuje na identyczne koleje losu. Może także wyjaśniać status Gustawa z IV części, bardzo niejasny i trudny do wytłumaczenia, ale dużo bardziej zrozumiały w kontekście postaci upiora z wiersza wstępnego.
Wiersz Upiór powstał w zasadzie już po napisaniu obu części Dziadów, możliwe zatem, że poeta obawiał się, że utwór nie będzie dostatecznie zrozumiały i podsunął czytelnikowi takie dopowiedzenie.
Bohaterem jest zmarły, który powraca z zaświatów po to, by odnaleźć swoją ukochaną
Zostaje nazwany Upiorem
Ludzie, którzy mieszkają przy cmentarzu wiedzą, że budzi się co rok w dniu zadusznych, by wyjść pomiędzy ludzi
Wraca do grobu, gdy „zadzwonią na niedzielę czwartą” (czyli chodzi o adwent), ma zakrwawioną pierś i brakuje mu siły
Popełnił samobójstwo w młodym wieku
Cierpi teraz bardzo „Bo smutnie jęczał i płomieniem buchał”- widział to stary zakrystian
Nie chce już wracać do życia, choć to jest jego kara za samobójstwo, które zamknęło mu drogę do nieba
Znowu zobaczy ukochaną, ale wie, że będzie musiał po raz kolejny się z nią rozstać i cierpieć
Nie obchodzi go to, jak będą go przyjmować ludzie, bo w końcu upokorzenia i dziwny wzrok innych przeżywał już za życia
Nie może przemówić do swojej ukochanej, patrzeć na nią
Ludzie nie rozumieli jego miłości- nazywali go dziwakiem, współczuli mu, udzielali pustych rad, ale teraz podchodził do wszystkiego z dystansem i żałuje, że ich nie słuchał
Odpokutowanie grzechu samobójstwa polega na ponownym spotkaniu kobiety, którą kochał i przeżyciu wszystkich dawnych cierpień. Pragnie, aby ukochana powitała go tak, jak dawniej, przeprasza jednak, że zakłóca jej szczęście
Dziady część I
W pokoju siedzi samotnie Dziewica, czytając romans „Valerie”. Wstaje od stołu, mówiąc, że nadeszła pora, by przerwać lekturę, lecz jest pewna, że nie będzie mogła zasnąć, nie znając dalszych losów bohaterów książki. Wzruszają ją dzieje pary. Przypuszcza jednak, że zakończenie będzie smutne. Cóż może bowiem czekać tak idealnych kochanków za ziemi?
Zazdrości głównej bohaterce, Walerii tego, że była ubóstwiana przez ukochanego, o jakim marzy każda dziewczyna, wypatrując jego cech w każdym napotkanym mężczyźnie.
Dziewica jest znudzona życiem, dlatego ucieka do książek i marzeń. Według niej ludzie stają się więźniami własnych pragnień. Wierzy, że każdy człowiek ma „istotę bliźnią”, harmonijnie zespoloną z drugą osobą. Pewnego dnia te bliźniacze dusze muszą się odnaleźć i zaznać szczęścia.
Czuje się samotna, jej serce jest stęsknione, wyczekuje tego, z którym ma zostać połączona. Jest przekonana, że gdzieś istnieje osoba, która ma podobne myśli do jej pragnień. Marzy, że kiedyś spotkają się przynajmniej na chwilę, że ich spojrzenie odszuka się w tłumie.
Guślarz wzywa ludzi na obrzęd dziadów. Mają się spotkać w tajemnicy, gdyż ksiądz zakazuje wiary w zabobony. Zmarli również spieszą na magiczny rytuał.
Chór młodzieńców zwraca się do Dziewczyny (utożsamianej z Karusią z ballady „Romantyczność”), płaczącej po śmierci ukochanego.
Młodzieńcy proszą, żeby nie rozpaczała, ponieważ wkrótce jej oczy zabłysną miłością ku innemu mężczyźnie, a jej ręce splotą się z nim w uścisku. Porównują jej sytuację do pary gołąbków, które zostały rozdzielone przez orła, lecz już pojawił się nowy gołąb, który zastąpi ukochanego.
Dziewczyna jest jak róża spleciona z fiołkiem, którego na łące ściął chłop. Zwraca się ku niej piękny narcyz. Wynika z tego, iż nie należy opłakiwać zmarłego wybranka serca, albowiem on już jest w niebie i nie może kochać. Dziewczyna może dać na mszę, ale dla żywych ma mieć piękne słowo.
Chór młodzieńców następne słowa kieruje do Starca, który tęskni za zmarłymi bliskimi. Prosi, żeby tego nie robił, ponieważ tęsknota szkodzi myślom i sercu. Jego życiowe doświadczenie może być przykładem i służyć innym.
Starzec narzeka, wspominając dawne czasy, które młodym ludziom są obce. Chór młodzieńców radzi, by Starzec, który stracił wiele bliskich osób, skupił się na żyjących znajomych.
Dziecię prosi Starca, by wrócili do chaty. Dostrzega coś na cmentarzu, co wzbudza w nim przerażenie. Błaga, żeby dopiero następnego dnia wrócili, ponieważ tej nocy mogą tam spotkać dusze.
Dziecko jest zbyt młode, by znać duchy zmarłych i nie pamięta nawet matki, która zmarła przed laty. Starzec pragnie ujrzeć dawnych znajomych, ma jednak słaby wzrok i słuch.
Dwa tygodnie wcześniej na jego urodzinach zebrali się krewni i sąsiedzi, których nie rozpoznał. Mężczyzna mówi, że dla niego życie nie ma już znaczenia. Ludzie, których kochał od dziecka, zmarli. Zastanawia się, czy on nadal żyje. Kiedy odejdzie, zostawi świat różny od tego, w którym się urodził. Wnuk jest jego ostatnią pociechą, lecz teraz również kierowany strachem go opuszcza.
Starzec idzie na cmentarz sam. Ma świadomość, że nie zabłądzi, gdyż co roku przebywa tę samą drogę i już jako dziecko uczestniczył w obrzędzie Dziadów. Błaga Boga, by pozwolił chłopcu wcześnie umrzeć i sądzi, że zostanie wysłuchany, ponieważ cierpliwie przyjmował gorycz życia. Żegna chłopca, prosząc, żeby zaśpiewał ulubioną piosenkę o zaklętym młodzieńcu przemienionym w głaz.
Dziecię śpiewa. Jest to historia młodzieńca, przykutego łańcuchem i stojącego przed zwierciadłem. Powoli zamienia się w kamień. Pewnego dnia odnajduje go Twardowski. Młodzieniec nie wie, jak długo jest przykuty i pyta, czy Olgierd nadal walczy z Niemcami. Twardowski wyjaśnia, że minęło już dwieście lat od tamtych zdarzeń. Młodzieniec zapytuje wówczas, czy rycerz był na brzegach Świtezi i słyszał o Poraju i nadobnej Maryli. Twardowski nie słyszał nic o ich miłości. Pragnie uwolnić Młodzieńca, rozbijając lustro, ale ten go powstrzymuje. Prosi, żeby podał mu zwierciadło, całuje je i zamienia się cały w kamień.
Chór młodzieży mówi, że Guślarz nakazał im stanąć na wzgórzu, w połowie drogi między wioską a cmentarzem. Tu będą świętować noc Dziadów, witać idących na obrzęd, a zbłąkanym wskazywać drogę. Młodzi nie powinni nucić pieśni żałoby, ani nie powinni odwiedzać grobów, ponieważ mogliby stamtąd już nie wrócić. Tam podążają wyłącznie dzieci i ojcowie. Słychać Pieśń Strzelca o radosnym życiu myśliwego, który jest panem zwierząt i królem lasów.
Pojawia się Gustaw, zastanawiając się, gdzie doszedł w pogoni za natchnieniem. Stwierdza, że zamiast zwierzęcia upolował piosenkę, którą będzie mógł zaśpiewać, kiedy wróci do domu. Rozpala ognisko w nadziei, że któryś z towarzyszy odnajdzie go. Mówi do Strzelca, że nie ma wielu takich myśliwych jak on. Inni pragną jedynie tropić zwierzę, by potem szczycić się swoją zdobyczą przy stole. Kiedy nudzą ich łowy, zwracają swoje myśli ku kobietom, by u nich szukać miłości.
Gustaw rozmyśla, dlaczego nie jest taki, jak ci myśliwi. Wyjechał na polowanie, uciekając od znużenia i szukając samotności, by nikt nie przeszkadzał mu w snuciu marzeń, nie widział jego łez, ani nie słyszał westchnień. Wydaje mu się, że dostrzega jakiś cień, który zawsze mu towarzyszy.
Jest to zwiewna postać dziewczyny, o której myśli nocami i do której wzdycha. Czasami ma wrażenie, że tuż przy swoim sercu słyszy bicie drugiego serca. Szuka tej tajemniczej postaci, pragnie, żeby stała się realna, lecz nie wie, gdzie mógłby ją odnaleźć. W momencie, gdy ją odszuka, ucieknie od ludzi i wyrzeknie się świata.
Gustaw życzy Strzelcowi szczęśliwej drogi. Mężczyzna zarzuca mu, że tak szybko się z nim żegna. Słyszał westchnienia Gustawa i prosi go o szczerą rozmowę, ponieważ on kiedyś również był młody i zna pragnienia młodego serca.
Gustaw dziękuje, mówiąc, że nie żąda pomocy od nieznajomych i nie zawiera przyjaźni. Strzelec wyznaje, że będzie z nim szczery i dodaje, że gdziekolwiek Gustaw nie pójdzie, jest śledzony przez pewną istotę, która zamierza go odnaleźć w ludzkiej postaci. Słowa Strzelca przerażają Gustawa. Nie pozwala mu się zbliżać do siebie.
[tu rękopis się urywa]
Dziady część II
Osoby: Guślarz, starzec pierwszy z chóru, chór wieśniaków i wieśniaczek, potem pojawiają się duchy
Miejsce akcji: kaplica, ludzie zebrani dookoła trumny
Czas akcji: noc zadusznych w listopadzie
Motto pochodzące z utworu Szekspira, które nawiązuje do zjawisk nadprzyrodzonych w Dziadach przedstawionych
W kaplicy zbiera się chór wieśniaków wraz z Guślarzem i przewodnikiem chóru
Chór ciągle powtarza „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,/ Co to będzie, co to będzie?”- może to oznaczać niepokój w związku z tym, że nie wiadomo, jakie duchy przybędą i czego będą oczekiwały
Guślarz nakazuje zamknięcie drzwi do kaplicy, zgaszenie świec i zasłonięcie okien, by do środka nie wpadała poświata księżyca. Wszyscy mają zebrać się wokół trumny. Kiedy zebrani spełniają wolę Guślarza, mężczyzna zaczyna wzywać dusze z czyśćca, by przybyły na obrzęd Dziadów. Przywołuje dusze, płonące w smole, marznące na dnie rzeki, palone w żarze. Mają zjawić się w świętym miejscu, gdzie znajdą jałmużnę, jedzenie, napitek oraz pacierze.
Zapalenie garści kądzieli wzywa duchy lekkie, które jeszcze nie znalazły się za bramami nieba i są unoszone przez wiatr.
Chór pyta dusz, czego im brakuje. Dostrzegają pod sklepieniem kaplicy dwa aniołki ze złocistymi piórami. To Józio i Rózia.
Aniołek zwraca się do jednej z wieśniaczek, która była ich matką, z zapytaniem, czy nie poznaje swoich dzieci. Oboje są w raju i jest im tam lepiej niż u matki. W niebie mają wszystko, a każdy dzień mija im na innej zabawie. Lecz pomimo tego, dręczy ich trwoga, ponieważ mają zamkniętą drogę do pełni niebiańskiego szczęścia.
Guślarz pyta, o co proszą duszyczki dzieci, aby mogły dostać się do nieba. Czy potrzebują jakiegoś słodkiego ciastka, czy też owocu lub modlitwy do Boga. Aniołek odpowiada, że właśnie przez ich szczęśliwe życie na ziemi są nieszczęśliwi w niebie. Przez krótkie dzieciństwo nie zaznały goryczy. Były rozpieszczone przez matkę i zawsze chwalone. Józio nie robił nic poza zabawą, śpiewaniem i zrywaniem kwiatków dla siostry. Rózia bawiła się jedynie lalkami. Dlatego też proszą o dwa ziarna gorczycy. Wedle Bożego prawa „ten kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”.
Chór powtarza słowa Bożego prawa, a Guślarz daje aniołkom dwa ziarna gorczycy i każe im odejść w pokoju.
Gdy nadchodzi północ, Guślarz każe zamknąć drzwi na kłódki, zapalić łuczywa, a na środku kaplicy postawić gar z wódką, która na jego znak ma być zapalona. Starzec informuje go, że wszystko jest już gotowe. Wódka płonie, a Guślarz wzywa najcięższe duchy, nadal powiązane z ziemią „łańcuchami” ich zbrodni i przewinień.
Za oknem słychać głos, odganiający kruki, sowy i orły. Wzywający je, by pozwoliły mu wejść do kaplicy. Guślarz dostrzega upiora. Postać przeraża go świecącymi oczami i iskrami, trzaskającymi wokół głowy.
Widmo Złego Pana pyta zebranych w kaplicy, czy go nie rozpoznają. Jest właścicielem wioski, który zmarł trzy lata temu. Żali się, że cierpi męki, tułając się po świecie, trawiony przez wieczny głód, dręczony i szarpany przez ptaki. Guślarz zwraca się do niego z pytaniem, czego potrzebuje, by uniknąć cierpień i dostać się do nieba. Widmo nie chce iść do nieba. Pragnie, aby potępiona dusza jak najszybciej mogła opuścić ciało. Może dostać się do piekła i znosić wszystkie męki, byle tylko dłużej nie tułać się po ziemi z innymi nieczystymi duszami. Każdego dnia widzi ślady swojego dawnego, pełnego przepychu życia, jest dręczony głodem i pragnieniem. Nie odkupi swoich win, dopóki choć jedna osoba z jego poddanych nie nakarmi go i nie napoi. Prosi o wodę i dwa ziarna pszenicy.
Odzywa się chór ptaków nocnych. Są to dawni poddani pana, którzy zmarli zagłodzeni przez niego. Wyrywają mu jedzenie i nie litują się nad nim, ponieważ nigdy nie okazał im miłosierdzia. Kiedy już nie ma jedzenia, rozrywają na strzępy jego ciało.
Przemawia Kruk. Za życia ukradł z ogrodu pana kilka jabłek, ponieważ od trzech dni nic nie jadł. Został schwytany przez ogrodnika, który spuścił za nim psy. Właściciel nakazał chłostę, na którą patrzyli mieszkańcy wsi.
Odzywa się Sowa. Za życia była kobietą, która z dzieckiem na rękach, w Wigilię prosiła o zapomogę. Żaliła się, że jej mąż zmarł, córka została zabrana do dworu, a w domu leżała chora matka. Pijany pan nakazał wygnanie kobiety, by nie przeszkadzała jego gościom w zabawie. Nie mogła znaleźć schronienia i zamarzła na drodze razem z dzieckiem.
Widmo nie może się posilić, ponieważ stado ptaków wyrywa mu jedzenie. Stwierdza, że będzie potępiony na wieki, bo „kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże”. Guślarz nakazuje mu odejść, skoro nie może mu pomóc. Widmo znika.
Guślarz bierze wianek i zapala święcone zioła. Przyzywa duchy średnie, które żyjąc na ziemi, wolne były od wad i trosk.
Dostrzega postać dziewczyny w białej szacie, ze łzami w oczach. Zjawa ma wianek na głowie. Przed nią biegnie baranek, a nad nią unosi się motyl, który zawsze wymyka się z jej rąk, gdy dziewczę chce go schwytać.
Duch mówi, że ma na imię Zosia i za życia była najpiękniejszą dziewczyną we wsi. Pasła baranki. Wyśmiała Olesia, który chciał za pocałunek dać jej parę gołąbków. Odrzuciła również Józia, dającego wstążkę i Antosia, który ofiarowywał swoją miłość. Znali ją wszyscy i mawiano, że nie chce wyjść za mąż. Zmarła mając dziewiętnaście lat, a życie jej minęło bez trosk i prawdziwego szczęścia. Nie potrafiła zakochać się w żadnym mężczyźnie, choć wielu zwracało na nią uwagę. Po śmierci czuje, że płonie w niej ogień i jest samotna. Unoszona przez wiatr, nie wie, do jakiego świata należy - żywych czy umarłych. Nie może dostać się do nieba, ale nie może też dotknąć stopami ziemi.
Guślarz pyta, czego potrzebuje, by dostać się do nieba. Dziewczyna prosi, by podbiegli do niej młodzi mężczyźni i przyciągnęli do ziemi. Według prawa Bożego: „Kto nie dotknął ziemi ni razu, Ten nigdy nie może być w niebie”. Młodzieńcy spełniają wolę zjawy, lecz nie mogą jej dotknąć, gdyż ręce ducha są jedynie cieniami, a Zosia jest unoszona przez wiatr. Guślarz pociesza ją, mówiąc, że za dwa lata dostanie się do nieba. Prosi ją, by odeszła w pokoju.
Następnie przyzywa po raz ostatni wszystkie dusze, by posiliły się makiem i soczewicą, które rzuca w kąt kaplicy. Nakazuje, aby otworzono drzwi i zapalono świece. Minęła północ i zakończył się obrzęd Dziadów.
Niespodziewanie dostrzega jeszcze jedną zjawę. Zwraca się do Pasterki w żałobnej sukni, która siedzi na grobie. Zapada się podłoga i wyłania się widmo o bladym licu. Mara patrzy na pasterkę i bez słowa wskazuje na serce, z którego niczym wstęga wypływa krew.
Guślarz pyta zjawę, czego potrzebuje, by dostać się do nieba. Widmo milczy, a mężczyzna nakazuje mu odejść, skoro nie potrzebuje modlitwy ani jadła. Kiedy zaklęcia nie skutkują, bierze kropidło, lecz i to nie przepędza Widma. Zwraca się z pytaniem do pasterki, czy wie, kim jest mara i dlaczego nosi żałobę, skoro mąż i wszyscy z jej rodziny są zdrowi. Kobieta uśmiecha się i nic nie mówi. Guślarz zapala gromnicę i nakazuje, żeby wyprowadzono pasterkę przed kaplicę. Widmo rusza za nimi.
Ludowość w tym utworze
Głównym wątkiem dzieła jest pogański obrzęd, podczas którego do życia zostaje powołana nadzmysłowa rzeczywistość. Rzeczywistość ta jest podporządkowana prawom moralnym, jakie obowiązują człowieka na ziemi. Człowiek jest jednocześnie przedstawicielem rodzaju ludzkiego i członkiem danej społeczności.
Według wierzeń ludowych istniały zaświaty, będące miejscem pobytu dusz, które po opuszczeniu ziemskiego padołu nie dotarły jeszcze ani do nieba ani do piekła. Dla żyjących ludzi, uczestniczących w magicznym rytuale, duchy są zjawiskiem zupełnie naturalnym, zgodnym z ich wierzeniami. Noc Dziadów to czas wspólnoty żywych i umarłych. Żywi zjawiają się na obrzędzie, by pomóc umarłym, a duchy zmarłych udzielają im przestróg i nauk, jakie wyniosły z własnego życia i losów duszy na tamtym świecie.
Prawdy moralne, wygłaszane kolejno przez trzy kategorie duchów: lekkie, średnie i ciężkie, podejmują istotną problematykę winy i kary. W myśl ludowej sprawiedliwości kara spotyka nie tylko tych, którzy zgrzeszyli przeciwko drugiemu człowiekowi. Zbawieni nie mogą być również ci, którzy w swoim życiu grzeszyli przeciwko naturze ludzkiej. Człowiek musi zaznać wszystkich uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Taki właśnie grzech popełniły za życia dzieci: Józio i Rózia oraz pasterka Zosia. Dusze dzieci nie mogą być zbawione, gdyż nie doświadczyły niezbędnego do pełni człowieczeństwa cierpienia. Zosia, unoszona przez wiatr, nie może opuścić zaświatów, ponieważ za życia nie potrafiła nikogo pokochać. Widmo Złego Pana należy do kategorii przestępców, dla których nie ma ułaskawienia. Dopuścił się on najcięższego grzechu i dlatego nie może zaznać ulgi w cierpieniach. Jego pojawienie się na Dziadach przynosi naukę moralną, skierowaną do konkretnego adresata - do właścicieli pańszczyźnianych. W ten sposób ludowość Dziadów cz. II staje się również ludowością zaangażowaną społecznie, broniącą ludu - cierpiącego i krzywdzonego przez właścicieli majątków.
|
Ludowość w dramacie to jedność świata żywych i umarłych, pozostających nieustannie w ścisłym związku. Ludzie żywi potrzebni są do obdarowania duchów pokarmem, modlitwą lub przebaczeniem, co może skrócić ich pokutę i ułatwić zbawienie. Natomiast zmarli są obecni w życiu wioski i niosą ze sobą nauki dla żyjących. Mickiewicz z folkloru zaczerpnął także śpiewy obrzędowe, gusła i inkantacje, które niekiedy są przez niego wiernie odtworzone z gminnej poezji, o czym informuje czytelnika w krótkim wstępie, poprzedzającym dramat.
Dziady część II- połączenie dramatu antycznego z romantycznym
Romantycy, odrzucający ideowe założenia oświecenia i klasyczną poetykę, dążyli do stworzenia własnych, oryginalnych koncepcji dzieł i form literackich. Dziady cz. II łączą cechy charakterystyczne dla kształtującego się dramatu romantycznego oraz cechy charakterystyczne dla dramatu antycznego.
Zgodnie z duchem romantycznego światopoglądu Mickiewicz wprowadził do dzieła elementy fantastyki i ludowości, tworząc w ten sposób dwie płaszczyzny świata przedstawionego: realną i metafizyczną. Głównym bohaterem tej części Dziadów autor uczynił prosty lud - mieszkańców wsi, którzy zgodnie z tradycją przodków, zbierają się w kaplicy, aby uczestniczyć w pradawnym zwyczaju. Z folkloru zaczerpnął wierzenia w zaświaty i prawdy moralne, głoszone przez duchy.
Struktura dramatu nie odbiega od założeń dramatu antycznego. Mickiewicz zastosował zasadę trzech jedności: miejsca, akcji i czasu. Akcja dzieła obejmuje obrzęd dziadów, obchodzony w ciągu jednej nocy i w jednym miejscu - w cmentarnej kaplicy. W budowie Dziadów części II można wyróżnić elementy, charakterystyczne dla dramatu antycznego. Utwór rozpoczyna prolog monologowy, zarysowujący sytuację i wprowadzający w temat dzieła. Dalej następują parodos - pierwsza pieśń chóru, i przeplatające się epeisodia, czyli sceny dialogowe oraz monologi postaci i stasima, czyli pieśni chóru. Całość wieńczy exodos - końcowa pieśń chóru. Z dramatu antycznego poeta zaczerpnął także postać koryfeusza - przodownika chóru, osoby dyrygującej i intonującej pieśni chóru. Tę funkcję w Dziadach pełni Guślarz. Również chór wywodzi się z tragedii antycznej. W dziele spełnia bardzo ważną rolę. Zapowiada przybycie kolejnych duchów, komentuje wydarzenia i powtarza najważniejsze kwestie. Chór buduje ponadto romantyczną atmosferę grozy i tajemniczości.
Funkcja obrzędu Dziadów w utworze
W dramacie Mickiewicza obrzęd dziadów umożliwia wejście w świat ludowych wierzeń, w obręb fantastyki i metafizycznych bytów. W rytuale uczestniczą zarówno żywi, jak i zmarli, którzy tego dnia mogą się zmaterializować i uzyskać pomoc w drodze ku zbawieniu. Te dwa światy nierozerwalnie istnieją obok siebie i nawzajem się przenikają. Żywi są potrzebni umarłym. Służą im podczas obrzędu pokarmem, modlitwą lub przebaczeniem, które skraca karę duchów. Zmarli z kolei są obecni w ich wspomnieniach, a pojawiając się na ceremonii pouczają żywych, aby mogli wyciągnąć wnioski z ich błędów i umożliwić sobie zbawienie po śmierci.
Sam obrzęd dziadów jest również elementem wspólnym dla poszczególnych części cyklu dramatycznego. W części II jest tematem utworu. W części IV Gustaw - główny bohater dzieła - żąda od księdza przywrócenia prastarej tradycji. W Dziadach Widowisku są fragmenty scen, opisujące ludzi idących na dziady. Z kolei III część kończy się Nocą Dziadów.
Rytuał dziadów powołuje także do życia tajemnicze Widmo, które pojawia się na koniec ceremonii w kaplicy. Widmo nie jest uczestnikiem obrzędu, nie odzywa się, a tym samym nie głosi żadnej nauki dla żyjących. Nie prosi też o pomoc, patrząc w milczeniu na uczestniczącą w dziadach Pasterkę. Wykonuje jedynie symboliczny gest, wskazując na zakrwawione serce, co świadczyło o jego cierpieniu. Postać ta, według badaczy Dziadów Mickiewicza, jest elementem łączącym wszystkie części i pojawia się w nich w różnych kontekstach.
Dziady część III
Dziady cz. III składają się z dziewięciu scen, z których każda ma odrębną tematykę. Akcja dzieła trwa ponad rok, lecz pomiędzy poszczególnymi scenami są wyraźne odstępy czasowe.
Rozpoczyna się 1 listopada 1823 roku w celi więziennej Konrada. Miejscem akcji jest klasztor Bazylianów w Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej, zmieniony na więzienie stanowe. Scena pierwsza dramatu rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia w celi Konrada. Scena druga - Wielka Improwizacja - kończy się w pierwszy dzień Bożego Narodzenia - słychać pieśni bożonarodzeniowe w pobliskim kościele. W tym samym dniu rozgrywa się scena trzecia. Akcja sceny czwartej rozgrywa się w domku wiejskim pod Lwowem, gdzie mieszka z rodzicami Ewa. Jest wówczas wiosna, ponieważ dziewczyna zbierała w ogrodzie kwiaty. Scena piąta rozgrywa się w celi Księdza Piotra, w okresie świąt Wielkiej Nocy - po widzeniu bernardyna słychać pieśń wielkanocną. Scena szósta dzieje się w sypialni Senatora, nocą. Scena siódma przenosi akcję dramatu do Warszawy, do salonu, w którym odbywa się spotkanie towarzyskie elity. Akcja sceny ósmej rozgrywa się w apartamentach Senatora w Wilnie, około godziny piątej, wiosną. Scena dziewiąta rozgrywa się w noc zaduszną na cmentarzu w pobliżu kaplicy. Akcja scen dramatycznych rozgrywa się najczęściej w nocy. Wyjątkiem są dwie sceny: siódma i ósma, których akcja toczy się w dzień. Są to jedyne realistyczne sceny w dramacie, bez udziału świata nadprzyrodzonego.
Prolog: Cela więzienna w Wilnie w klasztorze księży Bazylianów, przy ulicy Ostrobramskiej, przerobionym na więzienie stanowe. Jest noc, wsparty na oknie śpi więzień.
Pojawia się Anioł Stróż i nazywa mężczyznę „niedobrym, nieczułym dziecięciem”. Mówi, że więźnia strzegą przed złymi przygodami i pokusą, zasługi i prośby jego zmarłej matki. Anioł na jej prośbę i za pozwoleniem Boga, często zstępował do chaty młodzieńca i w nocy stawał nad jego łóżkiem, pilnując sennych marzeń. Niekiedy dusza więźnia mu brzydła, lecz starał się zawsze, w natłoku jego myśli, odnaleźć te dobre. Wówczas ujmował duszę za rękę i wiódł ją ku wieczności, śpiewając pieśń, o której młodzieniec po przebudzeniu nie pamiętał. Anioł głosił w niej przyszłe szczęście. Czasami przybierał postać ohydnej larwy, by straszyć mężczyznę, ale pomimo tego dusza jego budziła się z dumą i zapominała o wszystkim, czego doświadczała w snach. Wtedy Anioł płakał i nie chciał iść do matki mężczyzny, która zawsze pytała o syna.
Jest już ranek, więzień budzi się zmęczony. Zastanawia się, czym jest noc i nie pojmuje wyjaśnień astrologów, którzy nie odpowiadają, dlaczego słońce zachodzi. Żaden z uczonych nie zbadał również, dlaczego ludzie śpią. Według niego należy także zając się życiem duszy. Dla młodzieńca sen jest światem cichym i tajemniczym. Uważa, że potrafi odróżnić marzenia senne od pamięci. Twierdzi, że poznał, co znaczy wyobraźnia, a marzenie leży przecież poza jej granicami. Mędrcy mówią, że sen jest jedynie wspomnieniem, uważają także, że marzenia senne są jedynie grą wyobraźni. Młodzieniec nie może odpocząć, gdyż sny straszą go i łudzą, powodując zmęczenie. Zasypia ponownie.
Z prawej strony pojawiają się Duchy. Pragną podłożyć „miękki puch” pod głowę więźnia, śpiewać i nie straszyć. Duchy z lewej strony mówią, że noc w więzieniu jest smutna, a w mieście odbywa się w tym czasie wesele, słychać huczną muzykę i widać komety na niebie. Ten, kto skieruje swoją łódź na drogę komety, może pogrążyć się w sennych marzeniach.
Anioł wyznaje, że uprosił Boga, by oddał młodzieńca w ręce wroga i pozwolił mu w samotności dumać nad swoim przeznaczeniem.
Odzywa się Chór duchów nocnych. W dzień dokucza im Bóg, dlatego też noc jest ich porą. Ciemność wyciąga pobożną myśl z głowy człowieka i zatruwa jego poczciwość. Duchy chcą śpiewać nad więźniem, aby stał się ich sługą, chcą zawładnąć jego myślami i sercem.
Anioł mówi, że w intencji młodzieńca modlą się na ziemi i w niebie. Wkrótce ma on opuścić więzienie. Więzień budzi się. Anioł pyta, czy rozumie swoje sny i oznajmia, że znów będzie wolny. Mężczyzna pamięta jego słowa, ale nie wie, czy był to sen, czy objawił mu się Bóg. Ponownie zasypia, a Aniołowie pilnują jego myśli. Rozpoczyna się walka o duszę młodzieńca między dobrymi a złymi mocami. Duch z prawej strony mówi, że następnego dnia okaże się, które siły zwyciężyły w ciągu tej jednej chwili, decydującej o losach człowieka i wpływającej na całe jego życie. Duchy z lewej strony chcą podwoić swój wpływ na więźnia.
Młodzieniec po raz kolejny się budzi. Wie, że będzie wolny, ale nie rozumie skąd przyszła ta nowina. Jest świadomy, że chociaż opuści więzienie, to grozi mu wygnanie i życie wśród cudzoziemców. On - poeta nie będzie zrozumiany, gdyż nikt nie odczyta sensu jego wierszy, które dla obcych ludzi będą jedynie dźwiękami. Zostanie co prawda żywy, ale będzie się czuł martwy dla ojczyzny. Ci, którzy go aresztowali, tej jednej broni - mocy twórczej - nie zdołali mu wydrzeć. Wstaje i pisze węglem na ścianie:
D.O.M
GUSTAVUS OBIIT M.D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
HIC NATUS SET
CONRADUS
M.D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
[Bogu Najlepszem Najwyższemu. Gustaw zmarł 1823 1 listopada. Tu narodził się Konrad 1823 1 listopada]
Następnie zasypia, a nad nim przemawia Duch. Zwraca się do więźnia, który nie wie, jaką siłę i władzę posiadają jego myśli. Na razie młodzieniec nie zdaje sobie sprawy z tych mocy. Posiadł ten dar, przebywając w samotności i uwięzieniu. Myślą i wiarą może przywołać zarówno anioły, jak i diabły oraz „obalić i podźwignąć trony”.
AKT I
SCENA I
Dochodzi północ i kilku młodych więźniów ze świecami wychodzi ze swoich cel. Na korytarzu stoją strażnicy. Jakub i Adolf, młodzi więźniowie, zastanawiają się, czy uda im się zobaczyć z innymi towarzyszami. Adolf uspokaja przyjaciela, mówiąc, że kapral jest Polakiem i ich stronnikiem, a strażnicy piją gorzałkę. Zanim pilnujący dojdą do nich, uda im się rozbiec do cel. Więźniowie witają się, zaskoczeni, ile znajomych osób spotykają. Jest tam również Konrad, Ksiądz Lwowicz, Jan Sobolewski, Frejend, który wspomina, że w więzieniu pojawił się nowy aresztowany, Żegota.
Udają się do celi Konrada, która mieści się najdalej i nikt ich tam nie usłyszy. Jest dzień przed Bożym Narodzeniem. Za zgodą Kaprala, Polaka i dawnego legionisty, siłą wcielonego do wojsk cara, mogą spędzić razem Wigilię.
Żegota wyjaśnia, dlaczego znalazł się w więzieniu. Został pochwycony tego dnia z domu, ze stodoły. Wcześniej słyszał o śledztwach, przeprowadzanych w Wilnie i widział przejeżdżające w pobliżu jego gospodarstwa kibitki, ale nie wiedział, kogo szukają i za co. Nie należy do żadnego spisku i przypuszcza, że rząd chce wyłudzić pieniądze od aresztowanych w zamian za zwolnienia z więzienia. Jest przekonany, że nie zostaną zesłani na Sybir, skoro są niewinni. Prosi towarzyszy o wyjaśnienie, co tak naprawdę się dzieje.
Tomasz opowiada, że Nowosilcow, który przybył z Warszawy do Wilna, od jakiegoś czasu jest w niełasce u cara i roztrwonił swój majątek. Nie wyśledził żadnego spisku w Polsce, więc postanowił przenieść się na Litwę, żeby pozyskać względy władcy, poświęcając mu jak najwięcej ofiar. Na nic zdaje się obrona, gdyż całe śledztwo i sądy odbywają się w tajemnicy, nikt nie wie, o co jest oskarżony i nikt nie chce słuchać ich wyjaśnień. Nowosilcow chce wyłącznie karać, dlatego też więźniowie postanowili, aby kilku z nich przyznało się do winy, poświęcając się w ten sposób dla dobra innych. Tomasz zdecydował się wziąć winę na siebie i prosi, by zgłosili się inni, starsi i bez rodzin, którym ich zguba nie przysporzy cierpienia. Wówczas uratują młodszych, którzy mają jeszcze wiele do zrobienia.
Żegota pyta, jak długo siedzą w więzieniu, ale nikt nie potrafi udzielić mu konkretnej odpowiedzi. Nie wiedzą również, jak długo jeszcze będą przetrzymywani. Frejend radzi, żeby o wszystko pytać Tomasza, który został aresztowany jako pierwszy i prawdopodobnie jako ostatni opuści więzienie. On bowiem wszystkich zna, witał każdego z nich w więziennych murach i wie wszystko. Suzin pragnie uściskać jego dłoń, wyjaśniając, że znał go wcześniej z widzenia i wie, czego dokonał, aby ocalić znajomych. Frejend mówi, że więzienie jest prawdziwym żywiołem Tomasza, który czuje się tu jak w domu, tyje, choć był morzony głodem. Stwierdza, że już się przyzwyczaili do więziennego życia.
Jakub mówi, że siedzi tu już od ośmiu miesięcy i nadal tęskni za rodziną. Tomasz z kolei tak bardzo przyzwyczaił się do życia w murach klasztornych, że szkodzi mu świeże powietrze. Wolałby być zamknięty pod ziemią o głodzie i chorobie, niż widzieć przyjaciół w jednej celi.
Frejend wyznaje, że na wojnie czuł się przydatny, ale podczas pokoju może jedynie kląć na Moskali. Chciałby znów służyć ojczyźnie, dać się zabić za Tomasza czy Konrada. Zwraca się bezpośrednio do młodzieńca mówiąc, że słyszał o nim, jako o wielkim poecie, który układa pieśni, oddycha zapałem, lecz usycha, kiedy inni delektują się jego twórczością. Jakub chce wiedzieć, czy nie ma jakichś nowin z miasta. Okazuje się, że Jan Sobolewski był tego dnia na śledztwie, lecz od chwili powrotu jest dziwnie smutny i pogrążony w milczeniu.
Sobolewski opowiada, że widział jak wywożono na Sybir dwadzieścia kibitek ze studentami ze Żmudzi. Kapral zgodził się, by mógł przez chwilę patrzeć na to, ukryty za kolumną przed kościołem, gdzie akurat była odprawiana msza. Nagle wszyscy ludzie wyszli na zewnątrz przed więzienie, gdzie stało wojsko i kibitki, do których zapędzano młodych chłopców. Najmłodszy z nich miał około dziesięciu lat i nie mógł dźwigać łańcucha. Wywozili również Janczewskiego, który przez rok pobytu w więzieniu zmienił się tak bardzo, że w niczym nie przypominał dawnego wesołego chłopaka. Skazaniec pocieszał towarzyszy niedoli, żegnał z uśmiechem zebranych ludzi. Dostrzegł także Jana i sądząc, że jest wolny, pozdrowił go. Na kibitce zakrzyknął trzy razy „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Ludzie płakali, lecz słysząc ten okrzyk ucichli, a żołnierze pobledli. Wyprowadzono Wasilewskiego, który z trudem schodził po schodach słaniając się. W pewnym momencie upadł. Był bity podczas śledztwa. Jeden z żołnierzy zaniósł go litościwie na kibitkę, ocierając łzy. Nieprzytomny mężczyzna przypominał ukrzyżowanego człowieka. Kibitki ruszyły. Na jednej wieziono niewidomego człowieka, który leżąc na słomie, wyciągał ku ludziom dłoń. Jan modlił się do Boga, żeby przyjął niewinnie wylaną krew jako ofiarę.
Żegota opowiada bajkę Goreckiego. Pan Bóg wygnał Adama z rajskiego ogrodu, lecz nie chciał, by człowiek głodował, więc rozkazał aniołom rozsypać ziarno zbóż na drodze grzesznika. Adam nie wiedział jednak, co zrobić z ziarnami. W nocy pojawił się diabeł i uznał, że w zesłanym przez Boga życie musi być jakaś potężna siła. Postanowił schować ziarna, zanim człowiek zrozumie, do czego mają służyć. Zasypał zboże ziemią i zadowolony z siebie zniknął. Wiosną zaskoczony diabeł zobaczył, że z ziarna wyrastają kłosy. Zrozumiał, że chciał oszukać Boga, ale w rzeczywistości oszukał siebie.
Frejend prosi Feliksa, by rozbawił towarzystwo piosenkami. Jankowski śpiewa pieśń Lwowiczowi, powtarzając jako refren słowa „Jezus Maryja”. Przerywa mu Konrad mówiąc, że nie pozwoli, by bluźnił i szydził z imienia Matki Boskiej. Podchodzi do niego Kapral i opowiada, że przed laty, zanim został oszpecony carskim mundurem, służył w legionach Dąbrowskiego, a później w pułku Sobolewskiego, brata Jana. Z jego rozkazu pojechał do miasteczka Lamego i w gospodzie słyszał, jak Francuzi bluźnią na Matkę Boską. Stanął w obronie imienia Maryi, a w nocy Francuzi zostali zamordowani przez właściciela karczmy. Kapral znalazł kartkę ze słowami: „Niech żyje Polak, jedyny obrońca Maryi”.
Więźniowie proszą Feliksa o piosenkę. Mężczyzna wesoło, lecz z ciężkim sercem, śpiewa o losie więźniów, którzy na Sybirze pomszczą krzywdy i wówczas zwycięży sprawiedliwość.
Suzin zauważa, że Konrad siedzi zamyślony i blady. Feliks wyjaśnia, że poznali już przyzwyczajenia poety i północ jest jego godziną. Teraz zapewne usłyszą inną pieśń niż Feliksa. Prosi Frejenda, aby grał na flecie. Józef stwierdza, że duch młodzieńca błądzi daleko, może czyta przyszłość z gwiazd lub spotkał właśnie znajome duchy, które wyjaśniają mu tajemnicę jutra.
Konrad zaczyna śpiewać. Jego pieśń powstaje z grobu niczym upiór, który żąda krwi i zemsty na wrogu, „z Bogiem i choćby bez Boga”. Chce najpierw wgryźć się w dusze rodaków, by, jak on, zapragnęli zemsty i stali się upiorami. Potem razem zabiją wroga, wypiją jego krew, a ciało porąbią toporami. Przybiją ręce i nogi wroga, aby nie powstał i nie mógł zostać upiorem. Z jego duszą polecą do piekła i będą siedzieć na niej dopóty, dopóki nie wyduszą z niej nieśmiertelności. Lwowicz chce go powstrzymać mówiąc, że jest to pieśń pogańska. Kapral dodaje, że jest to pieśń szatańska. Konrad zaczyna mówić. Wznosi się ponad ludzi, by znaleźć się między prorokami i dojrzeć przyszłość. Z lotu ptaka stara się dostrzec przyszłe zdarzenia, lecz one umykają przed nim niczym stadko drobnych ptaków. Pragnie je wypatrzyć swoim sokolim okiem, pochwycić w szpony, lecz nagle zauważa innego ptaka, który wszystko zasłania skrzydłami i patrzy na Konrada - orła. Poeta chce się dowiedzieć, kim jest kruk, ale wrogi mu ptak patrzy na niego w milczeniu, plącząc myśli.
Więźniowie dostrzegają, że Konrad jest blady i słania się na nogach. Nie rozumieją jego słów, starając się go uspokoić. Młodzieniec powstrzymuje ich, wołając, że właśnie mierzy się z krukiem, że chce rozplątać myśli i dokończyć swą pieśń.
Kapral słyszy sygnał do zmiany warty. Każe więźniom rozejść się do swoich cel. Wszyscy uciekają, zostawiając Konrada samego.
Scena II
Improwizacja
Konrad odzywa się po długim milczeniu. Czuje się samotny, ponieważ nic nie znaczy dla ludzi jako poeta i śpiewak. Inni nie rozumieją jego twórczości, nie starają się doszukać w niej „wszystkich promieni”. Według niego poeta jest nieszczęśliwy, gdyż dla ludzi trudzi głos i język. Myśli są bystre, stając się słowami, które pochłaniają myśl, drżąc, czy ludzie zrozumieją głębsze nurty poezji i domyślą się, co utwór ze sobą niesie. Ludzie jednak nie dostrzegają w pieśniach emocji, oprócz tych, które mogą odczytać z twarzy poety.
Zaczyna rozmowę z Bogiem i naturą, pragnąc by go wysłuchali. W jego przekonaniu tylko Bóg i natura są godni słuchania pieśni, których twórcą jest on - mistrz.
Wyciąga dłonie aż po niebiosa i kładzie na gwiazdach, wprowadzając je w ruch mocą swego ducha. Gwiazdy wydają tony, które z nich wydobywa. Wie o każdym dźwięku, dzieli je i łączy w tęczę, w akordy, rozlewa je w błyskawice. Następnie wznosi ręce na krawędzie świata, zatrzymując w pędzie kręgi gwiazd. Śpiewa i słyszy swoją pieśń, godną Boga i natury. Jest to w jego przekonaniu wielka pieśń, pieśń tworzenia, nieśmiertelna. Konrad czuje nieśmiertelność i sam ją tworzy. Pyta Boga, czy On mógłby zrobić coś większego od jego dzieła. Swoje myśli wciela w słowa, które wzlatują i rozsypują się na niebie. Zachwyca się ich pięknem, czuje je pod palcami, odgaduje ich ruch. Nazywa te myśli dziećmi, które kocha. Jego są rozważania, uczucia, gwiazdy i wichry, a on stoi pośród nich niczym ojciec.
Czuje swoją wyższość, depcze poetów, mędrców i proroków, wielbionych przez świat. Jest lepszy od nich, gdyż oni nie poczują nigdy takiego szczęścia i siły, jakie on odczuwa tej nocy, choćby chwalono ich i oklaskiwano. Ma moc, choć śpiewa sam sobie i dla siebie. Jest silny, rozumny i czuje, że jego siła osiąga pełnię właśnie tej nocy. Dziś pozna, czy naprawdę posiadł moc, czy też kieruje się tylko dumą. Ta chwila jest jego przeznaczeniem. Pragnie wytężyć ramiona swojej duszy, porzucić ciało, aby wznieść się do lotu, ponad planety i gwiazdy, gdzie mieści się granica Stwórcy i natury.
Jego ramiona są niczym skrzydła. Lewym obejmuje przeszłość, a prawym - przyszłość. Pragnie dojść po promieniach uczucia do Boga, by zajrzeć w jego serce, o którym mówią, że czuje na niebie. Przybył do Stwórcy niesiony potęgą, duszą, ponieważ jako człowiek musiał pozostawić ciało na ziemi. W ojczyźnie porzucił serce. Miłość Konrada jest tak wielka, że ogarnia nią cały naród, obejmując ramionami wszystkie przeszłe i przyszłe pokolenia. Jest dla nich ojcem, przyjacielem, kochankiem i małżonkiem. Pragnie uszczęśliwić ludzi, zadziwić cały świat, ale nie wie, jak to zrobić i szuka pomocy u Boga.
Przychodzi do Niego, uzbrojony we władzę myśli, która była w stanie wydrzeć gromy Stwórcy niebiosom i śledziła ruch planet. Konrad posiada znacznie więcej - zyskał moc, która nie została nadana mu przez ludzi, uczucie niczym wulkan dymiące słowami. Nie pochodzi ona z rajskiego drzewa, z owocu wiadomości złego i dobrego, gdyż urodził się twórcą, a jego siły mają takie samo źródło, co siły Boga. Konrad tak jak Stwórca nie starał się o nie i nie boi się ich stracić. Jego oko jest równie bystre i potężne, jak oko Wszechmocnego, którym potrafi powstrzymać niczym w sidłach wędrowne ptaki. Ma moc tak potężną, że ulegnie przed nią nawet siła Boga. Potęgą duszy potrafi powstrzymać komety. Jedynie ludzie, którzy pozostają nieczyści i marni, choć nieśmiertelni, nie służą mu, nie znają tak naprawdę ani jego, ani Boga.
Dlatego właśnie postanawia poszukać sposobu na zawładnięcie rodzajem ludzkim w niebie.
Ma już władzę nad światem i pragnie uzyskać podobną władzę nad ludzkimi duszami. Chce, aby byli na każde jego skinienie, jak ptaki i gwiazdy. Nie szuka broni, którą by mógł zniszczyć ludzi, pieśń, nauki czy cudu. Pragnie rządzić czuciem, które jest w nim, rządzić tak, jak Bóg - wszystkim, zawsze i potajemnie. Marzy, aby inni odgadywali jego pragnienia, by spełniali je i aby to ich uszczęśliwiało. Jeśli natomiast odważą mu się sprzeciwić, niech cierpią i przepadną. Ludzkość ma być dla niego niczym słowa i myśli, z których będzie tworzył pieśni, bo tak właśnie rządzi Bóg.
Zapewnia Stwórcę, że nie „popsuł myśli, nie umorzył mowy”. Obiecuje, że jeżeli Bóg da mu podobną władzę nad ludzkimi duszami, to stworzy na podobieństwo pieśni cały naród, stworzy dzieło większe niż boskie, gdyż zanuci pieśń szczęśliwą.
Konrad żąda od Boga władzy nad duszami: „Daj mi rząd dusz!”. Gardzi światem, który nazywa „martwą budową”, tak bardzo, że do tej pory nie próbował zniszczyć go słowem. Czuje jednak, że jego wola ma ogromną moc, że mógłby gasić gwiazdy i na nowo je rozpalać, bo jest nieśmiertelny. Inni ludzie również są nieśmiertelni, ale on szuka kogoś, kto mógłby mu dorównać potęgą. Sądzi, że jest najważniejszym z czujących na ziemskim padole i to daje mu prawo szukania Boga. Do tej pory jednak Go nie odnalazł, lecz przecież wie o istnieniu Stwórcy. Żąda władzy, chce, by Bóg dał mu ją lub wskazał drogę. Słyszał o prorokach, władcach dusz, wierzy w to, że istnieli, więc może tak jak oni rządzić duszami. Marzy o sile równiej potędze Wszechmocnego, aby móc władać duszami tak, jak Bóg.
Zapada długie milczenie, które przerywa Konrad, zarzucając Stwórcy, że nie odezwał się do niego ani słowem. Teraz już wie, czym tak naprawdę jest Bóg i zrozumiał jak rządzi ludźmi. Nazywa kłamcami tych, którzy określali Boga jako miłość. Dla niego Stwórca jest jedynie mądrością. Zarzuca Mu, że pozwolił tym, którzy czytali księgi, przywłaszczyć część boskiej potęgi. Ludzie nie sercem, a myślą poznają drogi Wszechmocnego. Stwórca dał uczonym możliwość rządzenia światem, a jego obdarzył krótkim życiem i najmocniejszym uczuciem.
Znów zapada milczenie. Konrad zadaje szereg pytań retorycznych, na które sam odpowiada. Jego życie jest jedną chwilą, a uczucia są iskrą. Lecz z iskry wywodzą się gromy, ludzie, Bóg, a z jednej chwili są złożone wieki, dzieje. Jedną chwilą jest także śmierć i wieczność świata, którą pochłonie w końcu Stwórca.
Z lewej strony słychać głosy, które chcą wsiąść na duszę Konrada jak na rumaka. Głosy z prawej starają się go chronić.
Konrad wyzywa Boga na pojedynek, twierdząc, że niczym przyjaciel odkrył przed Nim swoją duszę. Lecz Bóg milczy - ten Bóg, który walczył z szatanem. Poeta pragnie, aby Stwórca nim nie gardził. Nie jest sam, chociaż wzniósł się samotnie ku niebu, na ziemi jest połączony sercem z ludem, ma za sobą wojska, trony. Jeżeli ma być bluźniercą, to wyda Bogu bardziej krwawą bitwę niż Szatan, który walczył z Stwórcą na rozumy. Konrad pragnie walki na serca, gdyż cierpiał, wzrósł w mękach i miłości. Bóg odebrał mu szczęście osobiste, lecz on nie wzniósł pięści ku Niebu, zaciskając ją na własnej piersi.
Ponownie słychać głosy. Jeden z nich pragnie zamienić rumaka w orła, aby wzniósł się do góry. Drugi mówi, że szał strąca gwiazdę w otchłań.
Konrad czuje się wcielony duszą w ojczyznę, połknął ciałem jej duszę i teraz stanowią jedność. Nazywa siebie „Milijon, bo za miliony kocha i cierpi katusze”. Patrzy na biedną ojczyznę, czuje cierpienia całego narodu. Zarzuca Bogu, że rządzi i sądzi wesoło i mądrze, a ludzie mówią, że Bóg nigdy nie błądzi. Zastanawia się, kim jest Wszechmogący. Czy prawdą jest to, że Stwórca kocha, jeśli kochał, tworząc świat, zamykając zwierzęta w arce przed zagładą, jeśli Jego serce nie jest potworem, który rodzi się przypadkiem, jeżeli nie patrzy na miliony ludzi, proszących o ratunek jak na matematyczny rachunek, jeśli miłość jest po coś na tym świecie potrzebna i nie jest pomyłką. Bóg jednak milczy, a Konrad zaklina Go, aby dał mu władzę, właśnie jemu, który otworzył przed nim serce. Prosi chociaż o cząstkę władzy równą temu, co na ziemi osiągnęła pycha, bo on dzięki tej małej cząsteczce stworzy wiele szczęścia. Bóg milczy. Konrad mówi, że skoro nie chciał dać tej władzy dla serca, to niech da dla rozumu. Jest pierwszym z ludzi i aniołów, który zna Stwórcę, dlatego jest wart tego, by podzielił się z nim władzą. Jeżeli nie zgadł, Bóg ma mu odpowiedzieć.
Konrad pragnie zniszczyć Wszechmocnego siłą uczucia, które zamyka jak nabój w żelaznym okuciu woli. Wzywa Boga, aby się do niego odezwał, a jeżeli tego nie uczyni, to strzeli przeciwko jego naturze i skoro nie zamieni jej w gruzy, to przynajmniej wstrząśnie całym światem. Nazwie Stwórcę tak, że jego głos będzie przekazywany z pokolenia na pokolenie. Chce krzyknąć, że Bóg nie jest ojcem świata, ale…
Głos diabła kończy zdanie Konrada słowem „carem”. Młodzieniec słania się i upada.
Duchy z prawej modlą się za jego duszę, odpędzając duchy z lewej. Duchy z lewej strony pragną pognębić Konrada zanim odzyska świadomość. Duch z lewej oskarża diabła o to, że nie pomógł Konradowi wykrzyknąć ostatniego słowa, które podźwignęłoby jego dumę na kolejny stopień, a kończąc za niego zdanie wypuścił go w połowie drogi. Przegania go. Duchy z lewej uciekają po chwili, słysząc kroki nadchodzącego księdza.
SCENA III
Do celi Konrada wchodzą Kapral, Ksiądz Piotr i jeden z więźniów. Bernardyn modli się, a więzień wyraźnie zaniepokojony dostrzega stan, w jakim pogrążył się poeta. Stwierdza, że to epilepsja. Prosi, by pomogli mu położyć młodzieńca na łóżku. Konrad czasami już wpadał w taki nastrój - najpierw zazwyczaj śpiewa, potem dużo mówi, a kolejnego dnia jest zdrowy.
Kapral uspokaja więźnia i nalega, żeby Ksiądz Piotr pomodlił się nad młodzieńcem. Podczas obchodu strażników słyszał hałas, dobiegający z celi Konrada. Zerknął przez dziurkę od klucza i to, co ujrzał, tak go wystraszyło, że pobiegł po zakonnika. Słyszał również pieśń poety, ale nie zrozumiał jej sensu. W oczach młodzieńca i nad jego czołem było coś, co zaniepokoiło Kaprala. Jako żołnierz widział wiele razy jak ludzie umierali, lecz nigdy nie zauważył takiego wyrazu twarzy i oczu jak u młodzieńca. Prosi, aby przyjaciel poety odszedł do swojej celi, a on i Bernardyn zajmą się odpowiednio chorym.
Konrad płacze, mówiąc, że modlitwa nic nie da, gdyż dostrzegł przepaść. Nie chce tam być, ale wytrzyma wszystko. Ksiądz Piotr stara się go uspokoić i nakazuje, żeby Kapral również odszedł.
Niespodziewanie Konrad zrywa się z łóżka, krzycząc, że widzi Rollisona, który również został aresztowany i leży we krwi, pobity w trakcie przesłuchania. Nie został wysłuchany przez Boga, u którego szukał ratunku. Konrad chce dać Rollisonowi to, czego chłopak nie dostał od Stwórcy, lecz może jedynie wskazać mu drogę do śmierci. Każe mu skoczyć w przepaść, ponieważ otchłań jest lepsza niż ziemski padół. Tam nie ma bowiem braci, matek, ale nie ma także narodów i tyranów.
Ksiądz Piotr rozpoznaje nieczystego ducha, który opętał Konrada. Zaczyna odmawiać egzorcyzmy i chce, aby Duch przemówił ustami więźnia. Diabeł odpowiada mu w kilku językach, każąc, aby Ksiądz rozmawiał z nim po francusku. Kapłan pyta, kim jest. Demon wyjaśnia, że nazywa się legion i dodaje, że widział zwierza w Rzymie. Ksiądz Piotr zaczyna się modlić. Diabeł wyznaje, że źle zrobił, wchodząc w duszę poety. Nazywa bernardyna majstrem i uważa, że powinien zostać wybrany na papieża. Naśmiewa się z modlitwy kapłana. Chce opowiedzieć o tym, co mówią o Księdzu na mieście i zdradzić przyszłość. Jest prostym diabłem i zjawił się tu na rozkaz Szatana, aby zawładnąć duszą Konrada. Stał się jedynie ślepym narzędziem. Przepowiada, że następnego dnia Ksiądz Piotr będzie bity. Bernardyn rozpoczyna egzorcyzmy, a Diabeł stara się go wciąż powstrzymywać. Ksiądz Piotr pyta, gdzie jest więzień, którego duszę chce zgubić demon. Duch odpowiada, że w drugim klasztorze Dominikanów, ale według prawa należy już do niego, gdyż jest grzesznikiem. Kapłan zadaje kolejne pytanie - w jaki sposób może uratować nieszczęśnika? Wymusza odpowiedź Diabła: „wina i chleba”. Po tym ostatecznie przepędza Ducha.
Konrad budzi się, pytając, kim jest ten, który mu pomaga i ostrzega, że i on może upaść. Człowiek podaje mu rękę, a on przecież gardził ludźmi i aniołami. Ksiądz Piotr prosi go, aby się modlił, gdyż obraził majestat Boga i został opętany przez złego ducha. Zwraca się do Wszechmocnego z prośbą, by potraktował bluźniercze słowa jak głupstwo, aby Konrad mógł odpokutować swoje winy. Pada krzyżem na ziemię i przemawia do Stwórcy jako jego sługa, błagając, aby pozwolił mu przyjąć karę za przewinienia młodzieńca, który jest młody i będzie mógł się zmienić, zostając sługą wiary i wysławiając imię Boga. Wierzy, że Wszechmogący jest dobry i miłosiernie przyjmie tę ofiarę.
W pobliskim kościele słychać pieśń Bożego Narodzenia. Nad bernardynem pojawia się chór aniołów, śpiewający o tym, że Piotr, sługa pokorny i cichy, wniósł pokój w dom pychy. Archanioł Pierwszy śpiewa, że Konrad bardzo zgrzeszył przeciwko Bogu. Archanioł Drugi dodaje, że nad młodzieńcem płaczą anioły i modlą się za niego. Anioł śpiewa pieśń o narodzeniu Jezusa, którego nie dostrzegli mędrcy ani królowie, lecz zauważyli jego przyjście na świat pastuszkowie. Chór aniołów obwieszcza, że Bóg objawia maluczkim to, czego odmawia wielkim. Archanioły bronią Konrada, tłumacząc, że nie badał sądów Stwórcy ani dla mądrości ludzkiej ani dla sławy. Nie poznał Boga, lecz uszanował imię Matki Boskiej. Kochając naród, kochał wielu. Archaniołowie proszą Stwórcę, aby przebaczył poecie by ten mógł czcić krzyż, sławiąc sprawiedliwość i litość Boga.
Ewa, młoda panienka, poprawia kwiaty przed obrazem Najświętszej Panny, klęka i modli się. Do sypialni wchodzi jej siostra, Marcelina, która każe dziewczynie iść spać, ponieważ już minęła północ.
Ewa mówi, że pomodliła się już za ojczyznę i rodziców. Chce jeszcze odmówić modlitwę za skazańców, którzy są dziećmi jednej matki - ojczyzny Polski. Słyszała opowieść Litwina, uciekiniera, o tym, jak car nakazał aresztowanych wtrącać do ciemnicy i chce, niczym Herod, zniszczyć całe pokolenie. Relacje Litwina tak bardzo zasmuciły jej ojca, że wyszedł na przechadzkę i do tej pory nie wrócił do domu. Matka zamówiła mszę i żałobny obchód za zmarłych więźniów. Ewa pragnie odmówić pacierz za aresztowanego poetę, którego wiersze czytała. Marcelina wychodzi, a Ewa modli się i zasypia.
Chór aniołów pragnie rozweselić sen dziewczyny piosenkami, unosząc się nad nią wiankiem, nad „czystym i cichym kochankiem”.
Ewa we śnie widzi deszczyk, lecz nie wie, skąd się wziął, skoro niebo jest bezchmurne. Dostrzega także kwiaty, czuje ich zapach, rozpoznając te, którymi poprzedniego dnia przystroiła obraz Najświętszej Panienki. Dostrzega Matkę Boską, otoczoną cudownym blaskiem, która spogląda na nią i bierze wianek w dłonie, podając go Jezusowi, a ten rzuca kwiaty w stronę Ewy. Kwiaty w locie splatają się w wianki. Dziewczyna czuje się dobrze w tym miejscu. Chce, aby wianek otoczył ją na zawsze, by mogła umrzeć, patrząc na róże i narcyzy.
Nagle dostrzega, że jedna z róż żyje, jak gdyby wstąpiła w nią dusza i bije z niej dziwny ogień. Róża śmieje się, rozwijając liście, rozchyla między nimi „usta z koralu” i coś cicho mówi. Ewa wyjaśnia jej, że nie zerwała kwiatu dla zabawy, ale chciała przyozdobić obraz Matki Boskiej. Z „ust koralu” Róży wydobywają się promienie. Ewa pyta ją, czego chce, Róża pragnie, aby wzięła ją na serce.
Aniołowie odlatują wesoło do nieba. Róża mówi, że będzie bawiła Ewę nim zabłyśnie ranek, a na jej sennym sercu złoży skronie tak, jak święty apostoł, „Pański kochanek”, położył swoją głowę na piersi Chrystusa.
SCENA V
CELA KSIĘDZA PIOTRA
Ksiądz Piotr modli się w swojej celi, leżąc krzyżem na ziemi. Nazywa siebie prochem i niczym przed obliczem Boga, lecz po spowiedzi pragnie rozmawiać ze Stwórcą.
Widzi tyrana, który niczym Herod powstał, a cała Polska została wydana w jego ręce. Dostrzega drogi, wiodące na północ przez puszczę i śniegi, którymi jadą kibitki, wiozące skazańców na wygnanie. Pyta Boga, czy zamierza zgubić i zatracić całe pokolenie. Nagle widzi dziecko, które zdołało uciec przed aresztowaniami i wie, że wyrośnie z niego obrońca, wskrzesiciel narodu. Będzie wywodził się z obcej matki i nosił w sobie krew bohaterów, a jego imię będzie brzmiało „czterdzieści i cztery”.
Zadaje Stwórcy pytanie, czy nie mógłby przyspieszyć nadejścia obrońcy, aby pocieszyć cierpiących ludzi. Sam na nie odpowiada, mówiąc, że nie, ponieważ lud musi wycierpieć. Widzi tyranów, całą Europę, która wlecze związany Naród i urąga nad nim, wciągając na trybunał, gdzie siedzą „gęby bez serc, bez rąk” - sędziowie. Jako pierwszy osądza Francuz, lecz nie znajduje w Narodzie win i umywa ręce. Inni królowie krzyczą, aby potępił skazańca i wydał na męki, bo znieważa cesarza. Jeżeli tego nie uczyni, to zostanie uznany za wroga cara. Gal wydaje Naród, który zostaje porwany przez tłum, wciskający na skronie udręczonego skazańca koronę cierniową. Cały świat się zbiega, a Gal krzyczy: „Oto naród wolny, niepodległy”.
Ksiądz Piotr dostrzega krzyż i prosi Boga o litość, by dał Narodowi siłę, bo w drodze upadnie i skona. Krzyż ma długie na całą Europę ramiona, jest wyrzeźbiony z trzech drzew. Naród zostaje wciągnięty na tron pokuty. Austriak poi go octem, a Prusak żółcią. U stóp Narodu stoi zapłakana matka Wolność. Nagle jeden z żołdaków Moskali przyskakuje z kopią i przelewa niewinną krew Narodu, który kona, wołając: „Panie! Panie! Za coś mnie opuścił”.
Słychać chóry aniołów, śpiewające pieśń wielkanocną. Naród wznosi się ku niebu. Zsuwa się z niego biała szata, którą okrywa się cały świat. Pokazuje przebitą pierś.
Ksiądz zauważa namiestnika na ziemskim padole, którego znał jako dziecko. Prowadzi go anioł. Ma trzy oblicza, a nad jego głową jest rozłożona księga tajemnic. Jego podnóżkiem są trzy stolice. To człowiek, który jest wysłannikiem wolności. Na sławie zbuduje ogrom swojego kościoła i zostanie podniesiony nad ludy i nad króle. Stanie na trzech koronach, ale sam będzie bez korony.
Ksiądz Piotr zasypia, a wówczas pojawiają się nad nim Anioły. Pragną wyjąć z ciała bernardyna duszę, ubrać ją w światło jutrzenki i złożyć Bogu na kolanach niczym dziecię, które pobłogosławi ojcowską pieszczotą. Nad ranem, przed modlitwą, zwrócą duszę ciału.
SCENA VI
Sypialnia Senatora, który leży na łóżku, śpiąc niespokojnie. Nad jego głową stoją dwa diabły, rozmawiając o pijanym Namiestniku. Chcą jak najszybciej porwać jego duszę do piekła. Pojawia się Belzebub i odganiając diabły, tłumaczy, że dusza mężczyzny nie może zostać zawleczona na męki piekielne, ponieważ może przypomnieć sobie sen i poprawić swoje postępowanie. Pozwala, aby diabliki oszukały go pychą, a później pognębiły, nie pokazując mu jednak piekła.
Senator we śnie widzi, jak dostaje zarządzenie od cara, sto tysięcy rubli, order i tytuł Wielkiego Marszałka. Idąc do cesarza, odczuwa nienawiść i zawiść innych osób, które kłaniają mu się, chociaż się go boją. Znów znalazł się w łasce cara. Jest duszą towarzystwa, a wszyscy mu zazdroszczą. To uczucie samozadowolenia jest dla Senatora niczym rozkosz.
Wchodzi Cesarz, patrzy, marszcząc groźnie brwi, a Senatorowi głos zamiera w gardle, poci się i drży. Car odwraca się od niego. Senator ma wrażenie, że we śnie umiera, a jego ciało toczą robaki szyderstwa. Wszyscy od niego się odsuwają, słyszy jakieś szepty i szmery, które drażnią go i są natarczywe. Stracił przychylność Cesarza. We śnie spada z łóżka na ziemię.
Pojawiają się Diabły. Wydzierają duszę Senatora, nakładają na nią kaganiec, zostawiając część duszy w ciele, by mężczyzna czuł wszystkie męczarnie. Drugą część wloką na kraniec świata, aż po granice wieczności. Przywiązują go jak psa na brzegu piekielnej czeluści, gdzie dręczą i zanim kur trzeci raz zapieje zwrócą umęczoną duszę i zamkną ponownie w ciele.
Przy stoliku siedzi kilku wielkich dostojników, urzędników, literatów, generałów, oficerów sztabowych i kilka dam z towarzystwa. Piją herbatę i rozmawiają po francusku. Bliżej drzwi siedzi grupa młodych ludzi i dwóch starszych Polaków, rozmawiających w ojczystym języku.
Zenon Niemojewski pyta Adolfa, czy na Litwie dzieje się to samo, co w Polsce. Adolf wyjaśnia, że jest tam jeszcze gorzej, ponieważ pod ręką kata leje się krew bitych więźniów.
Towarzystwo przy stoliku rozmawia o balu, na którym zebrała się liczna grupa osób, lecz przyjęcie było źle zorganizowane, służba nie wywiązywała się ze swoich obowiązków, a podczas tańca był taki ścisk, że pary deptały sobie po nogach. Dama żali się, że odkąd z Warszawy wyjechał Nowosilcow, nikt nie potrafi urządzić gustownego balu tak, jak to robił Rosjanin i dodaje, że jego obecność jest potrzebna w mieście.
Młodzi wspominają o uwolnieniu Cichowskiego, który wytrzymał w więzieniu okropne męczarnie. Niemojewski stwierdza, że powinni się łączyć, bo razem mają siłę, a rozdzieleni są skazani na zatracenie.
Jeden z generałów prosi literata, by przeczytał swoje wiersze. Dama mówi, że nie rozumie polskich dzieł, a generał dodaje, że te utwory są nudne. Nalega jednak, by literat odczytał to, co napisał. Pisarz wyjaśnia, że jego wiersze są długie. Zbliża się do nich Młoda Dama, prosząc, aby posłuchali opowieści Adolfa o Cichowskim, bo to ważna sprawa narodowa. Według Szambelana słuchanie takich historii jest niebezpieczne. Hrabia wyjaśnia, że Cichowski przesiedział w więzieniu wiele lat. Adolf tłumaczy, że nie udowodniono mu żadnej winy. Mistrz Ceremonii uważa, że nie chodzi tu o jakiekolwiek winy, ale o to, co więzień mógł widzieć i o czym słyszał w areszcie.
Stary Polak mówi, że znał Cichowskich. Była to poczciwa rodzina z Galicji, której odebrano syna. Dodaje, że już trzy pokolenia przeszły, odkąd przemoc dręczy rodaków. Adolf zaczyna opowieść o Cichowskim, którego znał od dziecka. Był wówczas młodym, wesołym i przystojnym mężczyzną. Wszyscy go lubili, był duszą towarzystwa. Ożenił się i wkrótce po tym zniknął. Mówiono, że uciekł po kryjomu, ścigany przez rząd. Wreszcie znaleziono jego płaszcz nad brzegiem Wisły i poinformowano rodzinę, że popełnił samobójstwo. Po jakimś czasie zapomniano o nim. Minęły dwa lata. Pewnego dnia przewożono więźniów z klasztoru do Belwederu. Ktoś zapytał ich o nazwiska i wśród nich usłyszano nazwisko Cichowskiego. Poinformowano o tym jego żonę, która miesiącami pisała listy i błagała o uwolnienie męża. Nie odnalazła go przez trzy lata, lecz w Warszawie mówiono, że Cichowski żyje, jest męczony, nie składa zeznań i nie chce się do niczego przyznać.
Nie pozwalano mu spać przez wiele nocy, karmiono go śledziami i nie podawano wody do picia, odurzano opium. Wkrótce nastąpiły aresztowania innych i ponownie zapomniano o sprawie Cichowskiego. Jakiś czas temu, w nocy, w domu jego żony pojawili się żołnierze, wraz ze skazańcem. Kazali podpisać dokumenty i milczeć. Przez wiele dni Cichowski był śledzony i chorował. Niedawno Adolf spotkał go przypadkowo za miastem i nie poznał. Cichowski utył, miał pożółkłą cerę i postarzał się. Jego oczy odzwierciedlały całą męczarnię, przez jaką przeszedł i straciły dawny blask Nie rozpoznał dawnego znajomego, patrząc na Adolfa nieprzytomnie.
Po miesiącu chłopak odwiedził go w domu, mając nadzieję, że tym razem Cichowski przypomni sobie ich znajomość. Okazało się, że lata, spędzone w więzieniu, tak bardzo zmieniły naturę mężczyzny, że nie potrafił być taki, jak dawniej. Samotność, przesłuchania i milczenie, które było jedyną jego obroną, sprawiły, że stał się podejrzliwy, nieufny, zalękniony, uciekał przed ludźmi i bał się pytań. Adolf miał nadzieję, że Cichowski opowie mu o życiu w więzieniu, o tym, co tak naprawdę tam się dzieje, bo teraz Polska żyje w twierdzach, więzieniach i na Sybirze. Cichowski odparł, że o to kiedyś zapyta Boga.
Młoda Dama pyta Literata, dlaczego nie chce pisać o tych sprawach. Mężczyzna odpowiada, że ludzie owszem słuchają takich historii, ale nie czytaliby o tym i należy odczekać jakiś czas, aż „sprawa się uleży”. Inny Literat dodaję, że nie jest istotne, że sprawa jest świeża, ponieważ nie jest ona wyłącznie narodowa. Polacy, z natury prości i gościnni, nie zechcą czytać o drastycznych scenach i wolą wiejskie sielanki. Literat I twierdzi, że poezja w Polsce upada, ponieważ nie ma już dworu w Warszawie. Hrabia wyjaśnia, że Polacy nie mogą zajmować wysokich urzędów, jedynie arystokracja ma względy. Zaczynają dyskutować o polityce, a Młodzież wychodzi.
Ludwik Nabielak ironicznie stwierdza, że nic nie zdziałają, skoro tacy ludzie, jak towarzystwo przy stoliku, stoją na czele narodu. Wysocki mówi, że naród polski jest jak lawa, z wierzchu zimny, suchy i plugawy, płonie w rzeczywistości wewnętrznym ogniem, który nie zgaśnie choćby przez sto lat. Radzi, by pluć na skorupę i zstąpić do głębi.
SCENAVIII
PAN SENATOR
Apartamenty Nowisilcowa w Wilnie. Na prawo widoczne są drzwi do sali komisji śledczej, dokąd prowadzeni są więźniowie. W głębi widać drzwi do pokoju Senatora, za którymi słychać muzykę. Pod oknem siedzi Sekretarz, wypełniający dokumenty. Po lewej stronie, przy stoliku, siedzą Nowosilcow, Bajkow, Pelikan i Doktor.
Senator zwraca się do Bajkowa, mówiąc, że księżna tego dnia ich zwiodła i nie przyjdzie. Uważa, że kobiety są albo stare albo głupie, a rozmowa przy obiedzie o skazańcach bardzo go rozgniewała. Postanawia zakończyć sprawy i uciec z Wilna do Warszawy, gdyż dostał list z prośbą o jak najszybszy powrót. Doktor wyjaśnia, że mnóstwo młodzieży siedzi w więzieniach, lecz nadal nie znaleziono wymaganych dowodów, a jedynie doszukano się jakiś wierszyków. Cały spisek pozostaje tajemnicą. Senator wybucha gniewem, jest urażony, ponieważ sam przeprowadza śledztwo i nie widzi w nim niczego niewskazanego. Pokazuje spisane dobrowolne zeznania, skargi i świadectwa, świadczące o sprzysiężeniu.
Doktor mówi, że nikt nie wątpi w istnienie spisku. Lokaj informuje Senatora, że czeka na niego jakiś człowiek od kupca Konissyna, który przypomina o towarach wziętych na kredyt. Sekretarz dodaje, że kupiec grozi sprawą sądową, jeśli Senator nie spłaci długu. Namiestnik nakazuje aresztować młodego Konissyna, doszukując się udziału w spisku, choć chłopiec od wielu lat nie mieszka w Wilnie, służąc u kadetów w Moskwie. Każe go zmusić, by dobrowolnie przyznał się do winy. Doktor twierdzi, że to niebezpieczne dla sprawy, że wśród więźniów znajdują się ludzie różnego wieku i stanu. Pragnie przypodobać się Senatorowi, twierdząc, że to on wszystko odkrył.
Pelikan pyta Senatora, co mają zrobić z Rollisonem, który poważnie choruje po przesłuchaniach i biciu. Bajkow dodaje, że Rollison był przesłuchiwany przez Botwinko, który jest srogi i nie poprzestaje na wymierzeniu trzystu kijów. Zaskakuje to Namiestnika, który dziwi się, że chłopak po takiej karze jeszcze żyje. Żartuje, że Polacy z tak twardą skórą odbiorą Rosji handel i że uczciwy żołnierz rosyjski już dawno by umarł po takiej chłoście. Pelikan wyznaje, że Rollison do niczego się nie przyznał, aby nie oskarżać swoich przyjaciół.
Doktor wtrąca się do rozmowy, mówiąc, że młodzież zarażona jest szałem, bo uczy się starożytnych dziejów. Senator wyśmiewa jego słowa, twierdząc, że najwyraźniej boi się on zostać postacią historyczną. Doktor wyjaśnia, że młodych należy uczyć o tym, co robili królowie i wielcy ministrowie, lecz nie należy mówić o republikach. Pelikan nazywa go pochlebcą, który stara się wkraść w łaski Senatora.
Zjawia się Lokaj z pytaniem, czy ma wpuścić dwie kobiety, które każdego dnia zjawiają się z prośbą o widzenie. Jedna z nich, ślepa staruszka, jest matką Rollisona. Senator nazywa je bydłem i każe odprawić. Lokaj wyjaśnia, że to nic nie daje, bo staruszka siada pod progiem i płacze. Pewnego dnia chcieli nawet aresztować ją, lecz ludzie na ulicy nie pozwolili na to. Senator sugeruje, że mają wpuścić matkę więźnia do połowy schodów i potem ją zepchnąć, by mu się już więcej nie naprzykrzała. Lokaj wnosi list, a Bajkow wyjaśnia, że to pismo od księżnej, która wstawia się za matką Rollisona.
Wchodzą kobiety i Ksiądz Piotr. Senator pyta, kim jest druga kobieta. Ta odpowiada, że towarzyszy ślepej Rollisonowej i przywozi ją pod dom Senatora. Nazywa się Kmitowa. Senator informuje ją, że powinna siedzieć w domu i pilnować synów, bo są podejrzani. Rollisonowa błaga o łaskę dla syna. Jest wdową, a chłopak jest jej jedyną pociechą i opiekunem, bez jego pomocy grozi jej śmierć z głodu. Od Księdza wie, że został skatowany, ale nadal żyje. Namiestnik udaje zaskoczenie. Chce, by staruszka wyjawiła mu, kto jej powiedział o tym, że syn jest bity. Kobieta odpowiada, że słyszała jego głos, kiedy był wieziony na przesłuchania do ratusza. Sercem matki słyszała krzyki syna, gdy go męczono. Senator nie chce w to wierzyć i wyjaśnia, że w więzieniu siedzi wiele osób. Rollisonowa upada na kolana i błaga o miłosierdzie, licząc na to, że mężczyzna ma ludzkie serce.
Z sali balowej wybiega Panna, strojnie ubrana. Mówi, że już grają muzykę z „Don Juana”. Senator obiecuje, że za chwilę przyjdzie do gości. Rollisonowa błaga Pannę o pomoc, a dziewczyna prosi o łaskę dla staruszki. Senator wyjaśnia, że Cesarz nie pozwala, by matka spotkała się z synem. Staruszka prosi, aby do syna posłano księdza, o spotkanie z którym chłopak już kilka razy prosił. Mówi, że obecny tu ksiądz starał się wiele razy dostać do więźnia, lecz zawsze mu odmawiano. Namiestnik zgadza się, odpowiadając, że Cesarz jest sprawiedliwy i nie zabrania wizyt księży, licząc, że wpłyną pozytywnie na moralność młodzieży. Żegna się z kobietami. Rollisonowa ponownie prosi Pannę, aby wstawiła się także za jej synem, który od roku jest więziony. Senator jest po raz kolejny zaskoczony. Twierdzi, że o niczym nie wiedział. Nakazuje Pelikanowi, by jak najszybciej rozpatrzył tę sprawę, a Rollisonowej każe przyjść o siódmej. Kmitowa pociesza staruszkę, mówiąc, że przecież Senator nic nie wiedział o jej synu. Matka więźnia cieszy się, mówiąc, że nie wierzyła ludziom, którzy opowiadali o okrucieństwach Namiestnika. Sądzi, że wszystko jest przed nim tajone i nie zna całej prawdy o przesłuchaniach.
Senator zatrzymuje Księdza Piotra i karci służbę. Jednemu z lokajów każe śledzić kobiety. Pelikanowi rozkazuje po wizycie u księżnej zamknąć staruszkę pod pretekstem spotkania z synem. Wyładowuje złość na Lokaju, który wpuścił do niego kobiety i każe mu wymierzyć sto kijów. Pelikan zwraca uwagę Senatora, że na mieście mówią o biciu Rollisona i że ktoś może oczernić go przed Cesarzem, jeżeli jak najszybciej nie zakończą śledztwa. Doktor opowiada, że chłopak od wielu dni zachowuje się jak szalony i chce popełnić samobójstwo, rzucając się na zamknięte okna. Pelikan stwierdza, że więzień jest chory na płuca i dlatego należy zalecić, by otwierano okna w jego celi. Chcą w ten sposób umożliwić samobójstwo Rollisonowi.
Senator jest nadal rozgniewany, bo wizyta kobiet przerwała mu popołudniowe picie kawy. Doktor stwierdza, że powinien lepiej dbać o swoje zdrowie, jednak dla Namiestnika na pierwszym miejscu liczy się służba i obowiązek. Senator żartuje z Bajkowa, że jest trupio blady, a powinien dbać o siebie, skoro wkrótce ma zamiar się ożenić. Pokazuje mężczyznom pannę, ubraną na biało-czerwono i dziwi się, w jaki sposób została zmuszona do zgody na ślub z Bajkowem.
Senator przyzywa do siebie Księdza Piotra. Chce go poczęstować kieliszkiem rumu, ale bernardyn odpowiada, że nie pije. Namiestnik pyta, skąd wie, co się dzieje w więzieniach i dlaczego informuje matki oskarżonych o wszystkim. Każe Sekretarzowi, by zapisywał każde słowo zakonnika. Ksiądz nie odpowiada na żadne pytania. Senator straszy go batami i powieszeniem. Bernardyn mówi, że Bóg czasami daje władzę w ręce złego ducha. Namiestnik ironicznie pyta, skąd wiedział o biciu Rollisona, czy to Bóg mu o tym powiedział, a może anioł lub diabeł. Ksiądz Piotr zwraca się do Senatora bezpośrednio „ty mi powiedziałeś”, co oburza Namiestnika. Pelikan z rozkazu Doktora uderza bernardyna w twarz. Zakonnik zwraca się wprost do Doktora, mówiąc, że nie wie, co uczynił i jeszcze tego dnia stanie przed Bogiem. Bajkow uderza go. Wówczas bernardyn przepowiada, że dni Bajkowa są policzone.
Doktor informuje, że zebrał nowe dowody wskazujące na udział księcia Czartoryskiego w spisku. Senator nie jest zaskoczony, ponieważ od dawna przypuszczał, że książę jest we wszystko zamieszany. Obiecuje Doktorowi, że zwiększy mu pensję i dostanie order od cara, jeśli faktycznie posiada dowody, o których wspominał. Doktor wyjaśnia, że opłacał szpiega z własnych pieniędzy, mając na względnie wyłącznie dobro Cesarza. Senator każe, by zaniósł dokumenty do Sekretarza, a Sekretarzowi mówi cicho, żeby aresztował mężczyznę. Doktor zerka na zegarek i zauważa, że wskazówki zatrzymały się na godzinie dwunastej. Senator dodaje, że jest już piąta.
Ksiądz Piotr przepowiada śmierć Doktora, mówiąc, by myślał o swojej duszy, że to ostrzeżenie Boga. Pelikan uznaje, że bernardyn jest szpiegiem.
Otwierają się drzwi po lewej stronie. Wychodzą nimi strojnie ubrane damy i urzędnicy. Senator przeprasza gości, tłumacząc, że był do tej pory zajęty. Zaczynają tańczyć, Senator prowadzi do menueta narzeczoną Bajkowa, Bajkow tańczy z Księżną.
BAL
Dama obserwuje tańczącego Nowosilcowa i mówi, że sapie przy każdym kroku. Gdy Senator zbliża się do niej, zachwala lekkość jego ruchów. Towarzystwo ironicznie wypowiada się o zachowaniu Namiestnika.
Stojąca po prawej stronie młodzież rozmawia z niechęcią o Senatorze. Pol mówi, że najchętniej zamordowałby Namiestnika. Bestużew wyjaśnia mu, że gdyby tak się stało, to władze zlikwidowałyby uniwersytety i zniszczyły Polaków. Śmierć Senatora nie poprawi sytuacji, ponieważ cesarz ma swoich ludzi, którzy zastąpią Nowosilcowa. Pol pyta, czy nikt nie pomści gnębionych ludzi. Odpowiada mu Ksiądz Piotr jednym słowem „Bóg”.
Niespodziewanie zmienia się muzyka. Jeden z gości dostrzega, że za oknem zrobiło się ciemno i nadciągnęły chmury. Za drzwiami słychać krzyk Rollisonowej, która chce wedrzeć się siłą do domu Senatora, powstrzymywana przez lokajów. Staruszka krzyczy, że jej syn został wyrzucony z okna więzienia i nazywa Senatora tyranem.
Ksiądz Piotr uspokaja kobietę, mówiąc, że chłopak żyje. Matka więźnia protestuje, nie widziała zwłok syna, lecz czuła jego krew na bruku. Krwią zbrukany jest również kat jej syna, Nowosilcow. Zbliża się do Senatora, który ucieka przed nią w popłochu. Kobieta mdleje, podchodzą do niej bernardyn i Starosta. Za oknem słychać grzmot piorunu.
Zebrani goście są przerażeni. Ktoś mówi, że grom uderzył w róg domu uniwersytetu, w okno Doktora. Wbiega Pelikan z wiadomością, że Doktor zginął rażony piorunem. Senator gani damy, że pomyliły krok tańca. Nakazuje wynieść Rollisonową i pomóc jej. Uspokaja gości, wyjaśniając, że piorun jest zwykłym zjawiskiem natury. Ksiądz Piotr mówi, że młody Rollison jeszcze żyje.
Słychać kolejny grzmot, po którym goście uciekają. W salonie zostają Senator, Pelikan i Ksiądz Piotr. Namiestnik przeklina Doktora, który zanudzał go za życia, a po śmierci rozpędził mu gości. Pyta bernardyna, w jaki sposób udało mu się przewidzieć śmierć mężczyzny. Ksiądz nie odpowiada. Senator uznaje, że wypuści zakonnika.
Ksiądz Piotr opowiada dwie przypowieści. Jedna to historia o ludziach, którzy zapragnęli odpocząć w cieniu muru. Wśród nich był także zbójca. Kiedy inni spali, zbójcę obudził Anioł Pański, mówiąc, żeby wstał i uciekał, bo mur za chwilę się zawali. Mężczyzna uciekł, a inni ludzie zginęli. Gdy dziękował Bogu za ocalone życie, ponownie pojawił się przed nim Anioł oznajmiając mu, że najbardziej zgrzeszył i nie ominie go kara, lecz zginie śmiercią haniebną.
Druga przypowieść opowiada o wodzu rzymskim, który podbił potężnego króla i rozkazał wymordować prawie wszystkich ludzi, pozostawiając przy życiu jedynie władcę, pułkowników i starostów. Uwięzieni mężczyźni dziękowali mu za życie, lecz jeden z rzymskich żołnierzy wyjaśnił im, że wódz zachował ich przy życiu, ponieważ zamierza przykuć ich łańcuchami do wozów i triumfalnie wprowadzić do Rzymu, aby ludzie podziwiali jego waleczność. Później odda ich w ręce kata i zostaną osadzeni w lochach. Król wyśmiewa słowa żołnierza, mówiąc, że nie może on znać zamiarów wodza, ponieważ nie zna jego myśli.
Senator jest znudzony i każe bernardynowi odejść, dodając, że jeśli kiedykolwiek go pochwyci, to każe go obić. Ksiądz Piotr idzie do drzwi, gdzie spotyka prowadzonego na śledztwo Konrada. Młodzieniec przygląda mu się z uwagą i zastanawia się, skąd zna twarz zakonnika. Przypomina sobie, że widział go we śnie, że to chyba on wyrwał go z otchłani. Dziękuje mu za pomoc, dając pierścionek i prosząc, by go sprzedał. Część pieniędzy ma ofiarować ubogim, a resztę dać na mszę za dusze, które cierpią w Czyśćcu.
Ksiądz zapewnia poetę, że będzie jeszcze uczestniczył w mszach. Przepowiada, że Konrad wyjedzie w daleką i nieznaną drogę. W tłumie ludzi ma wypatrywać mężczyzny, który jako pierwszy powita go w imię Boga. Młodzieniec chce zatrzymać zakonnika, lecz Ksiądz Piotr mówi, że nie może nic więcej powiedzieć.
SCENA IX
NOC DZIADÓW
Na cmentarzu Guślarz rozmawia z Kobietą w żałobie. Mówi, że wkrótce zacznie się obrzęd i należy iść do kaplicy.
Kobieta wyjaśnia, że nie będzie uczestniczyła w Dziadach i zostanie na cmentarzu. Chce zobaczyć tylko jednego ducha, który przed laty zjawił się na jej weselu i patrzył na nią w milczeniu. Guślarz mówi jej, że oczekiwana przez nią zjawa jest zapewne duszą człowieka, który jeszcze żyje. Zdarzało się już, że na Nocy Dziadów pojawiały się dusze ludzi żyjących, wezwane imiennie. Takie duchy nie mogą mówić ani uczestniczyć w pełni w pradawnym rytuale. Kobieta pyta mężczyznę, co mogła oznaczać rana na piersi widma. Guślarz wyjaśnia, że musiała to być rana zadana duszy młodzieńca.
Mężczyzna proponuje, że zostanie z kobietą. Słyszy, że już ktoś inny zaczął odprawiać obrzęd. Wzywają właśnie pierwsze duchy klątwą wianka i kądzieli. Później zaklinają duchy, wezwane magią ognia. Guślarz mówi, że muszą ukryć się w starym drzewie. Obserwują dusze potępieńców, wychodzące z grobów. Mężczyzna dostrzega trupa, który zamiast źrenic ma diabliki w oczach. Widmo szuka kościoła. W ręce ma wtopione srebro, które go pali. Ucieka, kiedy okazuje się, że Guślarz nie może mu pomóc.
Pojawia się kolejny zmarły, ubrany jak na wesele, którego diabeł pod postacią pięknej dziewczyny zwodzi i odciąga od kaplicy. Trup zostaje rozszarpany przez psy na strzępy, które zrastają się w całość.
Zbliża się koniec obrzędu, pieje trzeci kur. Guślarz mówi, że wszelkie zaklęcia tracą powoli moc. Każe wymówić Kobiecie imię oczekiwanego mężczyzny, by zjawił się przed nią, sprowadzony mocą magii. Duch jednak nie zjawia się. Starzec wyjaśnia, że kochanek musiał zmienić imię lub wiarę. Nadchodzi ranek. Nagle dostrzegają wozy, ciągnące od zachodu na północ. Na jednym z nich widzą mężczyznę w czarnym stroju. Kobieta rozpoznaje w nim dawnego kochanka.
Guślarz mówi, że zauważył na piersi młodzieńca rany, zbroczone krwią. Najwyraźniej mężczyzna musi cierpieć straszne katusze. Rany te zostały zadane przez nieprzyjaciół narodu i jedynie śmierć może go od nich uwolnić. Kobieta mówi, że miał on również niewielką ranę na czole. Starzec wyjaśnia, że jest to rana zadana sobie, której nie uleczy nawet śmierć. Kobieta prosi Boga, by uzdrowił jej ukochanego.
DZIADÓW CZĘŚCI III USTĘP
Droga do Rosji
Opis krajobrazu, pokrytego śniegiem i poprzecinanego drogami, wiodącymi na północ. W tamtą stronę jadą kibitki z więźniami. Kraina ta zdaje się być dzika i bezludna, lecz jest „matką niejednego narodu”. Domy mają tam dziwaczne kształty, a ludzie są zdrowi i silni. Prosto do stolicy tego kraju jadą wozy z młodymi chłopcami o dumnym spojrzeniu.
Przedmieścia stolicy
Z dala widać stolicę z przepięknymi pałacami, wybudowanymi przez skazańców i za zagrabione pieniądze. Zimą dwór jest pusty, ponieważ car przebywa wówczas w mieście. Więźniowie są wypuszczani z kibitek.
Petersburg
Historia stolicy, wybudowanej na terenach bagnistych na rozkaz cara Piotra I.. Miasto łączy w sobie style architektoniczne wielu stolic Europy, którymi władca się zachwycał. Ludzie wychodzą z domów, aby podziwiać paradny przejazd cara i jego świty. Wśród nich stoi grupka więźniów. Jeden z nich, Pielgrzym, dostrzega po drugiej stronie ulicy tajemniczego człowieka, który najwyraźniej od dawna mieszka w mieście. Rozdaje on jałmużnę biedakom. Podchodzi do Pielgrzyma i wita go w imię Boże. Młodzieniec jest zaskoczony i odchodzi, lecz później zastanawia się, że w głosie i osobie tamtego mężczyzny było coś znajomego.
Pomnik Piotra Wielkiego
Opis pomnika cara, który kazała postawić caryca Katarzyna II.. Pielgrzym podziwia posąg, przypominający statuę Marka Aureliusza w Rzymie. Obydwa pomniki ukazują władcę na koniu, lecz rzymski spokojnie prowadzi rumaka, pozdrawiając ręką witający go lud. Natomiast koń z figury cara stoi z uniesionymi przednimi kopytami, jakby zatrzymał się na chwilę w szalonym pędzie.
Przegląd wojska
Opis placu, na którym każdego dnia odbywa się prowadzony przez cara przegląd wojska. O dziesiątej rano pojawiają się żołnierze, ubrani w zielone mundury i stoją w szyku, gotowi do musztry. Żołnierze są tak oddani władcy, że bez słowa skargi spełniają jego rozkazy. Po przeglądzie na placu zostają zwłoki mężczyzn, stratowanych przez konie. Rannych ucisza się, by nie jęczeli. Następnego dnia znaleziono zwłoki młodego chłopca, Litwina, który czekał na rozkazy swego pana. Siedział na jego futrze, lecz nie przykrył się nim i zamarzł w nocy.
Dzień przed powodzią petersburską 1824. Oleszkiewicz
Opis odwilży. Nad brzegiem Newy wieczorem zbierają się młodzi podróżni. Niespodziewanie dostrzegają człowieka, który z latarką wyciąga powróz, którym mierzy głębokość wody. Jeden z podróżnych rozpoznaje w nim polskiego malarza, Oleszkiewicza, który od dawna zajmuje się sprawami tajemnymi i podobno rozmawia z duchami. Pielgrzym idzie za malarzem. Widzi, jak na placu przed pałacem cara, Oleszkiewicz mówi o tym, że łaskawy Bóg posłał do władcy anioła, aby się zmienił. Dawniej był dobrym człowiekiem, lecz stał się tyranem. Mężczyzna zapowiada powódź.
Do Przyjaciół Moskali
Utwór poświęcony przyjaciołom z Rosji. Autor zastanawia się, czy nadal go wspominają. Przywołuje nazwisko Rylejewa, który został powieszony z rozkazu cara. Bestużew, żołnierz i wieszcz, został skazany na ciężkie roboty. Inni być może zaprzedali swoje dusze carowi. Poeta posyła ku nim pieśń, która niesie słowa nadziei i wolności.
Martyrologia narodu polskiego w utworze
W Dziadach cz. III męczeństwo narodu polskiego ukazane zostało w różnych kontekstach. Adam Mickiewicz w krótkim wstępie, poprzedzającym tę część dramatu, zarysował sytuację Polaków po rozbiorach i objęciu urzędu w Wilnie przez Nowosilcowa. Polska od pięćdziesięciu lat poddawana była niezmordowanym okrucieństwom tyranów, a jednocześnie uwidaczniało się poświęcenie i wytrwałość ludu. Męczeństwo Polaków obejmowało wiele pokoleń i pociągnęło za sobą niezliczoną liczbę ofiar. W 1822 roku car Aleksander, określany przez autora jako imperator, zaostrzył politykę, zarządzając powszechne prześladowania Polaków. Szczególnie dotkliwa była nienawiść rządu rosyjskiego wobec narodu polskiego.
Nowosilcow za cel postawił sobie zniszczenie Polaków. Najpierw skierował atak na dzieci i młodzież, aby w zarodku zdusić nadzieję w przyszłych pokoleniach. Zaczęły się prześladowania młodzieży uniwersyteckiej, która zakładała różne towarzystwa literackie, aby pielęgnować język i narodowość polską. Towarzystwa z czasem rozwiązały się, ale Nowosilcow po przybyciu do Wilna uznał, że nadal działają i potraktował ich istnienie jako bunt przeciwko rządowi. Uwięziono wówczas kilkuset młodych ludzi, odbierając im prawo do obrony. Nowosilcow był ich oskarżycielem, sędzią i katem. Zlikwidował wiele szkół na Litwie. Młodzież zsyłano w głąb Rosji.
Mickiewicz dodaje w przedmowie, że okrucieństwo tamtych lat jest niczym w porównaniu do tego, jak Polacy cierpią po upadku powstania listopadowego. Podkreśla, że Europa patrzy na to obojętnie.
Utwór swój dedykował „narodowej sprawy męczennikom”.
Istotny rys martyrologii polskiej w Dziadach cz. III stanowią przede wszystkim prześladowania. Scena I dramatu jest w całości poświęcona więźniom - ofiarom męczeństwa. W celi więziennej spotykają się przyjaciele, dzielący wspólny los. Opowiadają nowemu aresztowanemu o tym, co się dzieje za murami klasztorów, zamienionych na więzienia i podczas przesłuchań. Żaden z nich nie zna prawdziwego powodu oskarżeń, nie wie, jak długo przebywa w więzieniu ani kiedy odzyska wolność. Okazuje się, że Nowosilcow stara się odzyskać względy cara i dlatego zamierza poświęcić mu jak najwięcej ofiar. W trakcie śledztwa więźniowie są bici i zmuszani do przyznania się i wydania wspólników. Są tyranizowani, zastraszani, a ich oprawcy stosują różnorodne metody, by złapać ich upór. Oni jednak pozostają nieugięci wobec tortur. Próby złamania psychiki więźniów przybierają różne formy. Są głodzeni lub karmieni słonymi potrawami, po zjedzeniu których nie dostają wody do picia. Są odurzani narkotykami. W całej tragedii młodych mężczyzn i dzieci, widoczna jest wspólnota i siła przyjaźni - kilku z nich pragnie się poświęcić dla dobra pozostałych i dobrowolnie przyznać się do winy. Ironicznie twierdzą, że przyzwyczaili się do nowych warunków życia.
W scenie I dramatu szczególnie drastyczne jest opowiadanie Jana Sobolewskiego, który widział wywożonych kibitkami uczniów ze Żmudzi. Na wozy wpędzani byli mali chłopcy, wynędzniali, z ogolonymi głowami. Na nogach mieli łańcuchy. Jeden z nich, dziesięcioletni, nie był w stanie dźwigać kajdan, które raniły mu nogi. Wśród więźniów był oszpecony pobytem w więzieniu, lecz dziwnie wyszlachetniały Janczewski. Potrafił żegnać się z ludźmi, obserwującymi zdarzenie. Na wozie zakrzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Sobolewski widział również Wasilewskiego, o którym wiedział, że został okrutnie pobity w czasie śledztwa. Mężczyzna nie miał siły iść do kibitki, przewrócił się, a jakiś żołnierz zaniósł go na rękach na wóz. Wasilewski wyglądał jak zdjęty z krzyża - miał rozpostarte ramiona, oczy szeroko otwarte, straszne. Nawet żołnierz carski uronił łzę nad ofiarą prześladowań. Inny więzień leżał na słomie i wyciągał w górę rękę do ludu.
W scenie VII Adolf, przybysz z Litwy, opowiada historię Cichowskiego, na przykładzie którego możemy obserwować załamanie psychiki tych, którzy padli ofiarą przesłuchań. Mężczyzna zniknął wkrótce po ślubie i przez wiele lat uznany był za zmarłego. Niespodziewanie, w nocy, został przyprowadzony do domu przez strażników. Długie więzienie, które nie złamało go, bo nie wydał żadnego z przyjaciół, uczyniło z niego człowieka zastraszonego, bojącego się odzywać. Całe jego cierpienie odzwierciedlały oczy - szklane, jakby martwe, bez dawnego blasku.
Tragedię rodzin więźniów ukazuje historia pani Rollisonowej, niewidomej staruszki, której odebrano jedynego syna, wówczas ucznia gimnazjum. Chłopiec, katowany podczas przesłuchań, załamał się psychicznie i wielokrotnie próbował popełnić samobójstwo. Senator nakazał aresztowanie matki Rollisona, pod pretekstem wizyty u syna w więzieniu. Każe również otworzyć okno w jego celi, aby mógł się zabić.
Zasady działania Senatora i carskich urzędników było bardzo elastyczne i najczęściej dostosowano je do własnych potrzeb. Wyraźnie zaznacza się to w scenie VIII dramatu. Namiestnik każe aresztować syna kupca, który domaga się od niego spłaty zaciągniętego kredytu. Oznaczało to, że każdy mógł stać się ofiarą prześladowań i na każdego można było coś znaleźć. Co więcej, aresztowany mógł być każdy Polak, ponieważ u podstaw prześladowań tkwił proces wymierzony przeciw polskiej narodowości.
Charakterystyczny dla dramatu Mickiewicza jest wybór na ofiary ofiar carskiego aparatu policyjnego ludzi bardzo młodych, co pomniejszało ich możliwe winy. Przedstawienie młodocianych więźniów, którzy jednocześnie stanowią osoby w pełni dojrzałe pod względem ideologicznym, podkreśla symboliczność ich męczeństwa w dziejach Polski.
Interpretacja Wielkiej Improwizacji
Wielka Improwizacja stanowi „serce” Dziadów cz. III. To wielki wybuch sił imaginacji głównego bohatera. Sił, za pomocą których pragnie zmierzyć się z mocą Boga. Jest jednocześnie buntem jednostki w obliczu niesprawiedliwości i cierpiącego narodu, zmieniającym się w przypływie gniewu w bunt przeciwko Stwórcy.
W początkowych wersach Konrad występuje jako poeta - pieśniarz. Mówi o mocy myśli i słowa, posiadających zdolność kreowania świata fizykalnego. Wprawia w stan najwyższego napięcia uczucia, które „krążą w duszy”. Dopiero wówczas, wewnętrznie skoncentrowany, podejmuje próbę wielkiej magii - staje się budowniczym i kreatorem wszechświata. Przemawia przed audytorium, która uważa za godne jego pieśni:
„Ty Boże, ty naturo! Dajcie posłuchanie”.
Wówczas też przybiera nową, gigantyczną postać. Nazywa siebie „mistrzem” i dokonuje aktu twórczego - mocą myśli buduje ciała niebieskie, rozmieszcza je jako gwiazdy i planety, nadaje im bieg na orbitach, wsłuchując się w muzykę harmonii. Nie odrywa się jednak od ziemi. Wznosi tylko ramiona. Staje się człowiekiem kosmicznym, stojącym na ziemi, sięgającym gwiazd, przez co zyskuje wielkość całego świata. Jednocześnie staje się magiem natury. Z tej pozycji wysuwa swoje żądania pod adresem Boga. Nie ukrywa, że ma poczucie własnej wartości i sił, które mu przysługują jako człowiekowi kosmicznemu. Uważa, że ma przewagę swojej mocy, przynajmniej w dziedzinie uczuć. Chce wymóc na Stwórcy zmianę sytuacji swojego narodu i ojczyzny, gdzie zostało jego ludzkie serce.
Pragnie przeniknąć mechanikę sił rządzącym światem ludzi, aby uzyskać realną władzę nad ich duszami i dzięki temu stworzyć naród szczęśliwy. Uformować go tak, jak tworzy pieśni. Spodziewa się uzyskać moc od Boga, bowiem „kocha cały naród”. Śpiewa pieśń tworzenia, przekonany, że wykreuje coś potężniejszego niż Bóg, ponieważ wszystkie swoje dzieła, którymi się zachwyca, obdarza miłością i wszystko jest „jego i przez niego stworzone”. Odczuwa swoją moc i potęgę. „Jest silny, rozumny i czuły”. W akcie kreacyjnym chce się wzbić ponad wszechświat, aby dotrzeć do Stwórcy, by zajrzeć w jego uczucia. Szczyci się swoją siłą i tym, że miłością zdołał objąć cały naród. Ma jeszcze jedno pragnienie - chce podźwignąć naród, uszczęśliwić i zadziwić nim cały świat. Staje przed Bogiem, uzbrojony myślą władzy, którą posiadł rodząc się jako twórca. Jest tak potężny, że potrafi zatrzymać wzrokiem ruch komety. Nie ma jeszcze władzy nad ludźmi, dlatego sposobu na to szuka u Boga.
Uważa, że jest lepszy od Boga. On, który wzniósł się do nieba, ale również zstąpił na ziemię i pod ziemię ku ojczyźnie, bo „żyje ona już w grobie niewoli”. W ten sposób połączył wiedzę o górnym i dolnym świecie, osiągając wiedzę niedostępną Bogu, dla którego część wiedzy ziemskiej, zawartej w ludzkich uczuciach, jest niedostępna. Ludzie jednak okazują się „skazitelni, marni” i nie chcą mu służyć. Twórcza moc Konrada, potężna na wysokościach niebieskich, okazuje się nikła na ziemi. Na niebie był w stanie stworzyć gwiazdy, ale okazuje się, że nie potrafi rozniecić uczuć w swoim narodzie. W końcu rezygnuje z mocy rozniecania uczuć w sercach ludzi i zamiast niej żąda od Boga, który ma zostać jego sojusznikiem, mocy władania nad ludzkimi duszami.
Pragnie mocy narzucania własnej woli ludowi swojej ojczyzny. Jest przekonany, że po twórczym akcie na nieboskłonie, potęga jego możliwości jest odpowiednia, aby kierować ludzkimi myślami i uczuciami. Wierzy w swój geniusz, przeceniając rolę woli. Już rządził ruchem gwiazd, teraz pragnie sięgnąć ku ludziom, by służyli jego geniuszowi. Tym samym oczekuje od Boga, by dał mu nieograniczoną władzę nad istotami ludzkimi, moc oddziaływania na nich i myślenia za nich. Początkowo Konrad kieruje się szlachetnymi pobudkami i pragnienie ulżenia ciemiężonemu narodowi. Następnie decyduje się na drogę, na której jego szlachetne działania tracą wartość i zmieniają się w egoizm geniuszu. Żąda od Boga władzy absolutnej, władzy obejmującej dusze ludzkie: „Daj mi rząd dusz!”
W ten sposób chce w każdego człowieka przelać własne myśli, które jego zdaniem powinny uszczęśliwiać jego podwładnych. Sięga jeszcze dalej - chce posiadać taką władzę, jaką ma Stwórca:
„Ja chcę duszami władać, jak ty nimi władasz”
Po sformułowaniu żądań władzy nad ludźmi, nad całym narodem, Konrad już nie prosi Boga, lecz zaczyna wymuszać na Nim swoje potrzeby, rozzłoszczony tym, że Stwórca przez cały czas mu nie odpowiada. Pragnie walki na uczucia, zaślepiony własną gigantomanią. Staje się uzurpatorem swojej woli, grozi, że stanie przeciwko, podobnie jak Szatan i wypowie Stwórcy krwawszą bitwę. Nie będzie to walka na rozumy, lecz bitwa na uczucia, którą niewątpliwie zwycięży, albowiem:
„cierpiał, kochał, w mękach i miłości wzrósł".
Zawiedziony dalszym milczeniem Stwórcy, Konrad odwołuje się do wyższych uczuć. Już nie pomstuje na ludzi, lecz dostrzega ich nieszczęście, widzi, że są biedni i cierpiący. Utożsamia się z cierpiącą ojczyzną: „Ja i ojczyzna to jedno”, wchłaniając ciałem jej duszę, integrując się z nią. Zmienia taktykę, znajdując dla siebie odpowiednie imię:
„Nazywam się Milijon - bo za miliony
Kocham i cierpię katusze”.
Konrad - uzurpator chce cierpieć za miliony! Nie rozumie jednak, że mechanizm ofiary nie polega na tym, by cierpieć „za” coś czy kogoś. Ofiara powinna wypłynąć z niego samego, by miała swoją siłę. W tej chwili Konrad popełnia błąd. Pragnie przypisać sobie możność rozegrania dziejów za naród, przyjąć na siebie jego ofiarę. Najwyraźniej swoista reinkarnacja, którą przeszedł w Prologu, kiedy narodził się z Gustawa, nie wystarczyła. Bohater musi dojrzeć do kolejnej przemiany, aby zrozumieć, że cierpienie narodu i jego swoista śmierć, jest koniecznością w drodze ku ostatecznemu celowi - wolności. Próbuje jeszcze wymóc władzę nad ludźmi od Boga, próbuje dostać choćby jej cząstkę, lecz Stwórca mu nie odpowiada.
Upadek i odtrącenie Konrada poprzedza groźba zburzenia natury Stwórcy, który nie odpowiedział „pierwszemu z ludzi i z aniołów tłumu”. Rzuca w stronę Boga słowa, które brzmią niczym bluźnierstwo, lecz nie jest w stanie wypowiedzieć ostatniego słowa. Mdleje, a wtedy szatan kończy za niego zdanie.
Anonimowa moc, często utożsamiana z Bogiem, strąca bohatera w otchłań. Stwórca nie przemówił do niego, ponieważ Konrad, pełen pychy i wiary w swoją wielkość, nie zasłużył, aby wejrzeć w oblicze Wszechmocnego. Nie oznacza to, że opuszcza On całkowicie poetę. Wróci do niego, gdy młodzieniec osiągnie odpowiedni stan duszy, lecz zanim to nastąpi musi zejść z wyżyn, na które sam się wzniósł. Zamiast dumy i wiary w swoją potęgę będzie musiał poznać, czym jest pokora i odrodzić się po raz kolejny z nowym posłannictwem.
Interpretacja Małej Improwizacji
Według badaczy literatury Mała Improwizacja, obok Wielkiej Improwizacji i Widzenia Księdza Piotra, stanowi ideologiczny trzon Dziadów cz. III.
Wprowadzeniem do Małej Improwizacji jest „pieśń zemsty” w wykonaniu Konrada. Stanowi ona swoisty przedśpiew inkantacyjny do właściwej treści Małej Improwizacji. Ma charakter pieśni tyrtejskiej, wzywającej do walki na śmierć i życie. Jednocześnie jest wybuchem szału i zatraceniem w nienawiści, pragnieniem wyzwolenia dzikości w ludziach. Dzikości, która poprowadzi ich ku krwawej zemście. Konrad, pełen goryczy, pragnie odwetu na wrogu, ciemiężycielu narodu polskiego. Chce swą nienawiść wlać w serca innych ludzi. Szatańską treścią poraża pieśni towarzyszy w celi.
Mała Improwizacja rozpoczyna się od słów: „Wznoszę się!”, wypowiadanych przy akompaniamencie fletu. Jest próbą przejrzenia przyszłości jedynym sposobem, jak zna Konrad - duchem geniuszu. Jest to jedynie próba, ponieważ poeta nie dosięga zamierzonego celu.
Zapowiada, co prawda, przeniknięcie przyszłości i ukazanie jej w formie proroctwa. Mała Improwizacja miała być według jego założeń wieszczym objawieniem. Konrad pragnie ujrzeć w przyszłości spełnienie narodowej zemsty, o której śpiewał w „pieśni zemsty”.
Konrad przemawia podczas wizji kwiecistym językiem. Subiektywnie opisuje bohaterstwo w walce z każdą przeszkodą na drodze do przyszłości. W pewnej chwili udaje mu się nawet dostrzec zdarzenia, które mają nadejść.
W swojej wizji przeobraża się w orła, który wznosi się ponad ludzkość, pragnąc rozedrzeć zasłonę tajemnic przyszłości. Staje się prorokiem, wieszczącym, co ma nastąpić. Jako orzeł spada na przyszłe wydarzenia, by je pochwycić w szpony, pewien, że nie ukryją się przed jego sokolim okiem. Zdarzenia jednak uciekają przed nim niczym stadko małych ptaków. Wizja urywa się, gdy pojawia się wielki czarny ptak, który po chwili okazuje się krukiem. Starcie Konrada - orła ze złowieszczym ptakiem jest jedynie pozorną walką. Kruk nie atakuje Konrada - patrzy na niego w milczeniu.
Poeta obwinia czarnego ptaka za swoją klęskę. Kruk zasłania cały obraz przed jego wzrokiem i patrzy na niego w sposób, który „plącze mu myśli”, niszcząc właściwą moc wizji. Broni tajemnic przyszłości, zakrywając całą swoją postacią niebo i zyskuje przewagę nad poetą.
Pojawienie się kruka ma znaczenie metaforyczne. Ptak najpierw zasłania przyszłe zdarzenia, a więc Konrad nie jest w stanie ich zobaczyć. Ponownie stają się dla niego tajemnicą, po którą sięgał, czyniąc z siebie samozwańczego proroka. Następnie czarny ptak okrywa niebo, stanowiące źródło wszelkiej tajemnicy bytu, w tym także źródło wszelkiej wiedzy o tym, co ma nastąpić. Plącze myśli Konrada, co może oznaczać, że poeta myślał fałszywie i kierował się chęcią poznania przyszłości z niewłaściwych pobudek. Ptak zamyka w ten sposób drogę wieszczej improwizacji, gdyż nie była ona właściwa. Konrad - orzeł okazuje się intruzem, przekraczającym granice ustalone porządkiem świata. W takim kontekście kruk jest strażnikiem obszaru tajemnic i taką spełnia rolę w symbolice wszystkich ludów i kultur świata.
Konrad - prorok chciał przekroczyć próg tajemnic. Nie przypuszczał jednak, że istnieje ich opiekun. Poeta za bardzo ufał siłom swojego geniuszu, lecz one okazały się zbyt słabe wobec potęgi czarnego ptaka. Pojawienie się kruka to jednocześnie sygnał, że młodzieniec stanął wobec rzędu tajemnic, którym lot naiwnego umysłu i przyjęta rola indywidualisty nie były w stanie sprostać. Uzurpował sobie prawo, którego nie potrafił w pełni wyegzekwować.
Kruk z Małej Improwizacji jest symbolem z obszaru mistyki. Badacze literatury skupili się przede wszystkim na znaczeniu symboliki orła i kruka w tym fragmencie Dziadów cz. III.. w postaci kruka dostrzegali podobieństwo do szatana, nastającego na porażkę i zgubę głównego bohatera. Innym tropem podążył Juliusz Kleiner. W walce Konrada - orła z krukiem doszukał się podobieństwa do uporczywego sprzeciwiania się dobru, tak jak było to w przypadku walki Jakuba z Aniołem. Mieczysław Giergielewicz określił kruka jako symbol klęski narodowej i upadku powstania listopadowego. Najpełniejszej interpretacji znaczenia kruka dokonał Wacław Kubacki. Odczytał on czarnego ptaka jako groźnego ptaka Simurga z mitologii perskiej i rozpoznał w nim „ptaka - górę”, skrzydlatego olbrzyma z sonetu krymskiego Góra Kikineis. W takim odniesieniu kruk jest złowieszczą zapowiedzią klęski romantycznego nadczłowieczeństwa i jednocześnie zwiastunem przemiany światopoglądowej i narodowego programu. Kruk byłby więc nie tylko mitycznym ptakiem, ale również „carskim orłem”.
Przedmiotem Małej Improwizacji jest klęska sposobu przewidywania biegu narodowych zdarzeń i klęska głównego bohatera. Z założenia miała być buntem przeciwko niewinnej ofierze. Konrad - indywidualista ufający w swój geniusz, wierzący w siłę swojej osobowości - nie dostrzegał jeszcze mistycznych racji cierpienia.
Interpretacja widzenia Księdza Piotra
Widzenie Księdza Piotra jest rozbudowanym porównaniem - przebieg historii polskiego narodu zostaje porównany do losów Chrystusa, znanych z Ewangelii. W całości wizji można wyróżnić grupy obrazów, stanowiących niezwykle plastyczne i wizualne odpowiedzi na kolejno stawiane kwestie przez bernardyna. Cechą szczególną tej sceny będzie pytajna forma zwrotów, rozpoczynających każdą z trzech grup obrazów, składających się na Widzenie Księdza Piotra. Budowa wizji jest zadziwiająco zdyscyplinowana i logiczna, rozwija się w jednym kierunku, przynoszącym wzrost skali znaczenia zbiorowości narodowej.
Wstępem do wizji jest krótki czterowiersz, kończący prawdopodobnie cichą i długą modlitwę Księdza Piotra, który pokornie leży krzyżem przed obliczem Stwórcy. Świadomość nikłości istnienia zostaje potwierdzona słowami „jestem prochem i niczem”. Dopiero po tym zwraca się do Boga, jeszcze raz podkreślając swoją znikomość: „Ja, proch, będę z Panem gadał”.Już w pierwszych słowach wizji następuje bezpośrednia konfrontacja ostatniego okresu Polski - z obrazem króla Heroda, przywołującym czas odległy, wyznaczający początki nowej ery po narodzinach Jezusa. W ten sposób nastąpiło wejście w okres wspólny wszystkim czasom historycznym.
Ksiądz Piotr zadaje pierwsze pytanie: „Co widzę”. Opisuje obraz dróg, którymi ciągną kibitki z więźniami, otwierając jednocześnie długą i dalekosiężną drogę rozwoju perspektywy wizyjnej. Owe „długie, białe, drogi krzyżowe” mają charakter symboliczny. Świadczą o moralnej czystości i przeczuciu, że wszystkie są jedyną możliwą drogą - drogą niesienia krzyża na miejsce kaźni. Oznaczają również proces dezintegracji materii narodowej. Ten obraz wizji bernardyna zaczyna się od wizji generalnie, bo jeszcze nie indywidualnie i bez wzmianki o Polakach i Polsce, scharakteryzowanego procesu rozpadu narodu. Dotychczasowy byt popada w stan śmierci, by odrodzić się na nowo, bowiem śmierć jest konieczna do zmartwychwstania. Po tym następuje swoista aluzja do rozproszenia polskich skazańców: „Patrz! Po drogach tłum leci wozów […] to nasze dzieci”. Pojawia się kolejne pytanie:
„I dasz ich wszystkich wygubić za młodu,
I pokolenie nasze zatracisz do końca?”
Obraz ten to metafora męczeństwa polskiego jako męczeństwa Chrystusowego. Narodziny Zbawiciela wiązały się z rzezią dzieci z rozkazu Heroda, który pragnął unicestwić nowonarodzonego Mesjasza. Jest to także przygotowanie narodu do ofiarnej śmierci i odrodzenia. Bernardyn składa naród w ofierze Bogu. Dostrzega jedno dziecię, które uszło z rąk oprawców i to właśnie ono jest poszukiwanym przyszłym obrońcą i wskrzesicielem narodu. Ponownie następuje tu analogia do Jezusa. W przypadku wizji Księdza Piotra dziecię ma znaczenie bardziej rozbudowane. To duch materii narodowej, której nie zdołał zniszczyć Herod - car. Jej aktywna moc nazywana zostaje „geniuszem narodu”.
Kapłan zadaje trzecie pytanie. W sytuacji, kiedy pojawił się „wskrzesiciel narodu”, co zawierało w sobie optymistyczny znak, ale zarazem pełną goryczy ukrytą zapowiedź nieuchronnej śmierci przed wskrzeszeniem, prosi on o przyspieszenie nadejścia oczekiwanego zbawiciela:
„Panie! Czy przyjścia jego nie raczysz przyspieszyć?
Lud mój pocieszyć?”.
Wizję nadejścia wskrzesiciela, którego imię ukryte pod postacią tajemniczej cyfry „czterdzieści i cztery”, otwierają znamienne słowa: „Nie! Lud wycierpi!”. Jest to jednocześnie znak tego, co nastąpi, ale też potwierdzenie konieczności cierpienia dla uzyskania zbawienia. Następuje kolejny obraz. Motłoch, składający się z tyranów, rzuca się na naród i chwyta go. Areną pojmania jest Europa, która staje się trybunałem. Przed nim zostaje postawiona Polska tak, jak przed wiekami Jezus został postawiony przed Piłatem.
Od momentu, gdy Gal nie odnajduje w narodzie winy i umywa ręce, zaczyna się paralelna opowieść o męczeństwie Chrystusa i Polski. Zanim naród zostanie ukrzyżowany za ludzkość, padają znamienne słowa Gala: „Oto naród wolny, niepodległy!”, będące parafrazą słów Piłata: „Oto człowiek”. W tej krótkiej formule następuje mistyczne utożsamienie Polski i Chrystusa. Później ma miejsce męczeńska droga krzyżowa narodu, zakończona przybiciem go do krzyża „z trzech twardych drzew ukutego” - symbolizującego trzy państwa, które dokonały rozbiorów Polski. Po śmierci narodu następuje jego podniesienie - wzlot ku niebu po zmartwychwstaniu. Pod jego stopami ukazuje się ziemia i spływa na nią dobroczynna i oczyszczająca moc:
„I od stóp jego wionęła
Biała jak śnieg szata
Spadła, - szeroko - cały świat się nią obwinął”.
Mickiewicz wykorzystuje tu liturgiczne właściwości białej, lnianej tkaniny. Oznacza ona mistyczne oczyszczenie globu ziemskiego.
Wzniósłszy się na wysokość nieba, naród nie znika z oczu. Nie traci kontaktu z ludźmi, pokazując mu przebitą pierś. W ten sposób wolność odrodziła się pod alegoryczną postacią nowej Polski.
Bohater Widzenia Księdza Piotra, owe dziecię, które zdołało uciec przed Herodem, pojawia się ponownie po obrazie ukrzyżowania narodu. Tym razem ma postać mężczyzny w dojrzałym wieku. Bernardyn rozpoznaje go, lecz nie wyjawia skąd go zna ani kogo w nim widzi. Zauważa tylko zmianę w jego wyglądzie, zaszłą z wiekiem:
„Znałem go - był dzieckiem, znałem,
Jak urósł duszą i ciałem”.
Dziecię osiągnęło dojrzałość. Ślepy olbrzym, wiedziony przez anioła - pacholę, jest w rzeczywistości alegorią ludu. Jest to mąż straszny o trzech czołach, podkreślających groźne oblicze zbiorowości. Czyta księgę, rozpostartą nad jego głową na niebie i najwyraźniej tylko on został obdarzony tą zdolnością. Jest to Liber Mundi (Księga Świata), która symbolizuje świat jako materializację zapisu boskich praw. Zmartwychwstały naród posiada możliwość widzenia wszystkich zakresów bytu.
Cechą zewnętrzną postaci olbrzyma jest wyraźna troistość: ma on trzy oblicza, trzy czoła, trzy stolice stanowią jego podnóżek. Cyfra trzy zaczerpnięta jest z mistyki chrześcijańskiej i oznaczała troistość składników alchemicznego bytu idealnego, jakim był kamień filozoficzny. Jak wynika z Widzenia Księdza Piotra, wskrzesiciel narodu, określony mianem lud - ludów, zrealizuje swoje istnienie w realnej materii świata, łącząc w sobie niebo z ziemią, poznając tajemnicze wszelkiego stworzenia. Zbuduje również ogromy „swego kościoła”, którego fundamentami będzie sława. W ten sposób odniesie pełne zwycięstwo idei wolności ducha. Bowiem kościół wolności, a nie kościół teologiczny, ma na myśli Mickiewicz.
Widzenie Księdza Piotra jest objawioną przez Boga drogą odrodzenia poprzez śmierć. Stanowi nierozerwalną jedność pod względem ideologicznym utworu z Wielką Improwizacją.
Interpretacja widzenia Ewy
Badacze i interpretatorzy Dziadów cz. III dostrzegali w scenie Widzenia Ewy wprowadzenie w wizję Księdza Piotra poprzez ostatni obraz - Ostatniej Wieczerzy Chrystusa przed pojmaniem i męką. Jest jeszcze jedna, bardziej doniosła rola tej sceny dramatu - Mickiewicz, wykorzystując szereg symbolicznych odwołań przeniósł akcję dzieła na plan mistyczny, w którym dokonała się pełna przemiana głównego bohatera, Konrada. W ten sposób Widzenie Ewy staje się ogniwem, łączącym ideowy tok III części Dziadów, zajmującym szczególne miejsce między upadkiem Konrada po Wielkiej Improwizacji, a podniesieniem krzyża z ukrzyżowaną Ojczyzną w scenie następnej.
W scenie IV charakterystyczny jest kontrast do Wielkiej Improwizacji. Aniołowie śpiewają nad śpiącą Ewą, „nad prostaczkiem cichym i czystym”. Już tu można dostrzec kolejną funkcję Widzenia Ewy - ma ona wskazać prawidłową postawę i właściwą drogę do wejrzenia w oblicze Boga. Jest to zupełnie inna droga niż ta, którą obrał Konrad. Pyszny i wznoszący się ponad innych poeta nie dotarł przez oblicze Stwórcy, choć wzbił się ku Niemu. Natomiast do małej, cichej Ewy Bóg sam zstąpił z niebiańskich wysokości.
Ewa jest przeciwieństwem pełnego pychy i indywidualizmu Konrada. Jest prostoduszna i niewinna, a aniołowie nazywają ją „braciszkiem miłym” i „czystym i cichym kochankiem”. W jej przypadku zło, tak bardzo zaznaczające swoją obecność w wypowiedzi nieprzytomnego buntownika, milczy.
Widzenie Ewy rozpoczyna się od symbolicznego obrazu, w którym dziewczyna rozpoznaje kwiaty ze swojego ogródka. Zerwała je poprzedniego dnia, aby przystroić nimi wizerunek Najświętszej Panienki. Z ozdobionego obrazu zstępuje Matka Boska, a Jezus, odwzajemniając prezent Ewy, także podarowuje jej wianek. W wielu kulturach wianek jest znakiem o magicznej mocy - ma charakter obrzędu, podczas którego następują zaślubiny pary kochanków. W przypadku Ewy i Jezusa symbol wieńczenia jest obustronny - dziewczyna wcześniej ozdobiła obraz wiankiem z kwiatów, a teraz Chrystus ofiarował jej swój wianek. W tym obrazie z Widzenia Ewy następują swoiste i mistyczne zaślubiny nieba i ziemi, a niewinna dziewczyna zostaje wybrana na oblubienicę Pana.
W kolejnej odsłonie - ożywającej Róży - następuje akt odrodzenia Konrada - poety, a jego kulminacyjny moment odbywa się na sercu dziewczyny. Zdumiona Ewa zauważa, że z Róży bije dziwny ogień. Gdy ta zwraca się do niej słowami „Weź mnie na serce”, aniołowie odlatują do nieba. Jest to znak, że kończy się pewien proces - proces odrodzenia duszy Konrada.
Buntowniczy poeta dojrzewa do zrozumienia prawdy poza sceną dramatyczną utworu, znikając z oczu odbiorcy. Właśnie wtedy odbywa się proces w jego duszy. Mickiewicz jednak nie usunął głównego bohatera całkowicie z akcji dramatu. Przenosi Konrada na plan metaforyczny i ukazuje go jako Różę. Róża w wielu kulturach jest symbolem osiągającej dojrzałość duszy. Pod postacią Róży Konrad odradza się jako zupełnie nowy człowiek. To odrodzenie zapowiadają słowa aniołów, skierowane do Księdza Piotra: „Wniosłeś pokój w dom pychy”. Konrad po klęsce Wielkiej Improwizacji pozostaje zawieszony między dwoma światami: realnym i metafizycznym. Ponownie pojawia się w ostatniej scenie dzieła, lecz jest już osobą o zupełnie innej naturze.
Dopiero analiza Widzenia Ewy, sceny najczęściej pomijanej, uświadamia, że cała przemiana bohatera odbywa się na oczach odbiorcy dzieła. Wymaga jednak odczytania wielu symboli i metafor. Róża przemawia do Ewy jako mężczyzna, jako Konrad, zapowiadając, że złoży skronie na sercu dziewczyny. W tym momencie następuje swoista personifikacja Ewy - Ewa poprzez odwołanie do obrazu Ostatniej Wieczerzy staje się Polską. Polską, zaślubioną wcześniej Jezusowi.
W takiej interpretacji scena IV jest wskazaniem właściwej drogi Konradowi. Nie ma być dyktatorem dziejów narodowych, czego żądał w Wielkiej Improwizacji. Od tej pory stanie się cichym robotnikiem historii, pracującym wśród ludów Europy nad generalną przebudową świata, przy wykorzystaniu ofiarnej misji Polski.
Znamienne jest również to, że Konrad pojawia się w tej scenie anonimowo, ukryty pod postacią Róży. W ten sposób następuje wyrzeczenie się indywidualizmu i mocy, którą chciał posiąść.
Odwołanie do świętego Jana Ewangelisty zarysowuje nową postawę Konrada i charakter jego misji. Zostanie on głosicielem sensu tajemnicy dziejów. Akt złożenia głowy Róży na sercu Ewy jest najdonioślejszym momentem tej sceny. Dokonuje się ostateczna i pełna przemiana młodzieńca. Z buntownika staje się on osobą skromną i poddaną Panu. Konrad w ten sposób godzi się z posłannictwem dziejowym Polski.
Scena IV, pełna symbolicznych obrazów, staje się potężnym symbolem wejścia Polski w nową rolę - Zbawiciela i Odkupiciela ludzkości, co w pełni zostanie ukazane w profetycznym Widzeniu Księdza Piotra.
Obraz społeczeństwa rosyjskiego w utworze
|
Adam Mickiewicz w Dziadach cz. III przedstawia również obraz społeczeństwa rosyjskiego. Choć na plan pierwszy wysuwa się okrucieństwo wobec prześladowanych Polaków, to jednak poeta stara się pokazać, że wśród Rosjan znajdowali się również „ci dobrzy”.
Na pierwszy plan wysuwa się postać Senatora Nowosilcowa, człowieka, który roztrwonił swój majątek, stracił względy cara i stara się za wszelką cenę je odzyskać. Jest postacią okrutną, zakłamaną i dwulicową. W oczach towarzystwa stolikowego z Salonu Warszawskiego, jawi się jako mistrz dobrego smaku i wspaniały organizator balów. Bez niego Warszawa nie jest już takim samym miastem jak za czasów jego bytności. Scena VIII ujawnia, że w rzeczywistości Senator pod przykrywką śledztwa, prowadzi swoje interesy. Nakazuje aresztować syna kupca, ponieważ musi spłacić zaciągnięty u niego dług. Postępowanie wobec Rollisonowej ukazuje jego bezduszność. Każe staruszkę zepchnąć ze schodów, aby więcej mu nie przeszkadzała. Zgadza się na ułatwienie popełnienia samobójstwa przez młodego Rollisona, żeby jego sprawa zakończyła się jak najszybciej. Pragnie przypisać sobie jak najwięcej zasług w trakcie prześladowań Polaków i kiedy dowiaduje się, że Doktor ma jakieś ważne dowody, chce je sobie przywłaszczyć i usunąć swojego poplecznika.
Bajkow ma ożenić się z młodą dziewczyną, która prawdopodobnie została zmuszona do zaręczyn, lecz stwierdza, że za rok i tak się z nią rozwiedzie, by poślubić inną, młodą pannę. Wśród osób przesłuchujących więźniów znajduje się Botwinko, słynący ze swojego okrucieństwa i z tego, że „nie poprzestaje na trzystu kijach” wymierzanych ofiarom.
Wśród towarzystwa, które bawi się na balu Senatora, są obecni młodzi studenci, dostrzegający niesprawiedliwość wobec aresztowanych Polaków. Są ich przyjaciółmi i równie mocno jak oni nienawidzą cara, dostrzegając niesprawiedliwość carskich rządów. Ich przedstawicielem jest Bestużew, który uspokaja porywczego Pola, by nie popełnił głupstwa, atakując Namiestnika, ponieważ pogorszy tym sytuację młodzieży, a niczego nie zmieni.
Społeczeństwu rosyjskiemu poświęca autor końcowy fragment dramatu, Dziadów części III Ustęp. W cyklu utworów opisuje obraz Rosji widziany oczami Pielgrzyma, skazanego na zesłanie. Obserwuje życie ludzi w Petersburgu, stolicy wybudowanej z rozkazu cara Piotra I, stanowiącej symbol tyranii. Ukazuje zaślepienie rosyjskiej społeczności miasta, którzy stoją w mrozie, by podziwiać przejazd dworu cara, a potem cieszą się jak dzieci, że nisko mu się kłaniali i rozmawiali z jego paziem. Opisuje bezduszną musztrę wojsk, podczas której giną żołnierze, a ranni są uciszani, aby car nie słyszał ich jęków.
Swoiste złagodzenie ostrej krytyki społeczeństwa rosyjskiego wnosi ostatni wiersz Ustępu - Do przyjaciół Moskali. Jest to jednocześnie hołd złożony przyjaciołom poety, którzy choć byli Rosjanami, nie uniknęli kary ze strony cara. Wspomina o nich, myśląc o Polakach, którzy zginęli za sprawę narodową. Rylejew został powieszony z rozkazu cara, a Bestużewa skazano na roboty na Sybirze. Wśród nich byli również tacy, którzy zostali zmuszeni do zaprzedania się cesarzowi.
Obraz społeczeństwa rosyjskiego w dramacie nie jest jednoznaczny. Założenia ideologicznie dzieła narzuciły sposób ukazania Rosjan jako okrutników i ciemiężców narodu polskiego. Jednak w wierszu Do przyjaciół Moskali, Mickiewicz przedstawił także tych, którzy byli szlachetni i nie uniknęli kar ze strony cara.
Obraz społeczeństwa polskiego w utworze
Społeczeństwo polskie, przedstawione w dramacie, można najpełniej scharakteryzować słowami jednego z bohaterów dzieła, Wysockiego:
„[…] Nasz naród jest jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”.
Warstwę zimną i plugawą stanowią ci, którzy nie interesują się losami narodu, wyrzekają się polskości w imię szeroko pojętego kosmopolityzmu. Płonące wnętrze uosabiają prawdziwi patrioci, którym nie są obojętne sprawy Polski i wykazują się ogromnym zaangażowaniem w obronie języka ojczystego. To rozwarstwienie społeczeństwa widoczne jest w scenie VII dramatu „Salon Warszawski”. Już w pierwszej chwili można dostrzec podział zebranego tam towarzystwa na dwie grupy: towarzystwo siedzące przy stolikach i kilka osób, stojących przy drzwiach. Drugą cechą odróżniającą ich od siebie jest język, w którym rozmawiają - towarzystwo stolikowe rozmawia po francusku, grupa przy drzwiach - po polsku.
Towarzystwo stolikowe składa się z osób wysoko postawionych: urzędników, dam, generałów, literatów i oficerów. Rozmawiają o tematach nieistotnych, przyziemnych, jak bale, które już nie są tak wspaniałe jak za czasów bytności Nowosilcowa w Warszawie. Uważają, że tylko on potrafił z prawdziwym rozmachem organizować zabawy, na „kształt obrazu”. Wymieniają uwagi na temat jakiegoś źle zorganizowanego i nudnego przyjęcia. Jedna z Dam stwierdza, że Rosjanin był potrzebny w mieście.
Mówią również o polskich wierszach, które uważają za nudne i nie rozumieją ich, choć znają polską mowę. Zachwalają modę francuską. Wysłuchują historii o uwolnieniu Cichowskiego, lecz tak naprawdę nie pojmują jej sensu. Szambelan uważa takie opowieści za niebezpieczne i opuszcza towarzystwo. Gdy Młoda Dama pyta, dlaczego nikt nie pisze o sprawach narodowych, Hrabia nazywa je „szpargałami”. Literaci wyjaśniają, że to wszystko jest zbyt świeże, by znalazło się na kartach dzieł. Ponadto Polacy, chlubiący się prostotą i gościnnością, nie lubią scen drastycznych i okropnych. Z żalem stwierdzają, że Polska ginie, ponieważ nie ma dworu w Warszawie, który by „sądził o smaku, piękności i sławie”. Zaczynają kłótnię polityczną, lecz nie dotyczy ona spraw narodowych.
Towarzystwo przy drzwiach, złożone z młodzieży i dwóch Starych Polaków, stanowi przeciwieństwo towarzystwa stolikowego. Rozmawiają o sprawach aktualnych, ważnych dla kraju. Poruszają temat prześladowań na Litwie, gdzie sytuacja przedstawia się gorzej niż w Polsce, ponieważ „tam krew się leje, od pałki i bata”. Krytykują zachowanie obecnej w salonie elity towarzyskiej, ich bezmyślność i z żalem stwierdzają, że tacy, jak tamci stoją na czele narodu. Są świadomi tego, że muszą trzymać się razem, łączyć, gdyż rozdzieleni zginą marnie.
Patriotami są również więźniowie, przetrzymywani przez Senatora, ofiary prześladowań i nieudowodnionego spisku. Są solidarni i niezłomni wobec swoich oprawców, pełni nienawiści do cara. W obliczu męczeństwa podczas przesłuchań wykazują się odwagą i ogromną przyjaźnią - wolą być katowani, niż wydać przyjaciół. Czasami decydują się na ostateczny krok - samobójstwo, jak wspomniany przez Adolfa Ksawery czy młodziutki Rollison. Są dumni ze swojej narodowości, bronią jej i nie dają się zniszczyć.
Scena VIII ukazuje jeszcze jedną grupę Polaków. Są to zdrajcy narodu, poplecznicy Senatora, którzy, żerując na ludzkim nieszczęściu, starają się mu przypodobać. To chyba najgorsza forma zdrady, jaką może przybrać społeczeństwo w obliczu klęski. Osoby takie, jak Pelikan i Doktor, wyrzekły się swojej narodowości poprzez zaprzedanie się rządowi carskiemu. Rywalizują o względy Nowosilcowa, są fałszywi i zakłamani. Każdy chce być pierwszy, byle tylko Senator zauważył ich starania i docenił je.
Doktor jest jak pies, łaszący się do ręki Namiestnika, lecz nie wie, że nudzi go. Pelikan, okrutny i podły, podsuwa pomysł ułatwienia Rollisonowi samobójstwa. Cały fałsz sprzedawczyków ujawnia się podczas sceny balu. Za plecami Senatora szydzą z jego pijaństwa. Dostrzegają jego okrucieństwo, lecz prawią mu komplementy, zachwalając lekkość ruchów, świetność i przepych zorganizowanego przez niego przyjęcia. Wśród nich można odnaleźć nielicznych patriotów polskich, którzy są zmuszeni do uczestniczenia w zabawie. Starosta nie przyprowadza ze sobą córki, aby nie spodobała się Namiestnikowi, który lubi otaczać się pięknymi kobietami. Stwierdza ze smutkiem, że młodzież polska siedzi w więzieniach, a oni muszą uczestniczyć w balu. Jest też grupa młodych studentów, którzy najchętniej zabiliby Senatora, lecz wiedzą, że na jego miejscu pojawi się ktoś inny, równie oddany carowi, a ten czyn pogorszyłby i tak złą sytuację polskiej młodzieży.
Wśród Polaków są również tacy, którzy zostali zmuszeni do zaprzedania własnej narodowości. Taką osobą jest Kapral, stary legionista, który siłą został - jak sam mawia - oszpecony carskim mundurem. Społeczeństwo polskie można więc podzielić na trzy grupy. Jedną stanowią ludzie obojętni na losy państwa, żyjący balami i modą francuską. Drugą grupę tworzą prawdziwi patrioci, oddani sprawie narodowej, ponoszący ofiarę swojego oddania ojczyźnie. Do trzeciej grupy należy zaliczyć tych, którzy wyrzekli się polskości i zostali sprzedawczykami w imię własnych interesów.
Koncepcje mesjanizmu w utworze
Mesjanizm jest zespołem koncepcji filozoficzno-moralnych, wywodzących się z judaizmu. Opiera się na przekonaniu, związanym z oczekiwaniem na przyjście Bożego posłannika - Mesjasza, który miał oswobodzić z niewoli Izrael i przywrócić mu panowanie nad światem. Judaistyczna koncepcja mesjanizmu stała się wzorem dla założeń historiozoficznych. Zgodnie z nimi wyjątkowe jednostki lub narody miały do spełnienia szczególną misję - zbawienia albo odrodzenia ludzkości w drodze cierpienia.
Mesjanizm historiozoficzny przyswoili i dostosowali do realiów przełomu XVIII i XIX wieku romantycy polscy, wyrażając przeświadczenie o szczególnej opiece Boga nad upadającym narodem, który po odpokutowaniu za winy zostanie wskrzeszony w dawnej świetności. Najpełniejszą formę mesjanizm polski przybrał po upadku powstania listopadowego u pisarzy Wielkiej Emigracji.
Romantyzm polski był piewcą cierpienia oraz jego odkupicielskiego i zbawczego sensu w kontekście rzeczywistości historycznej. W obręb świata historycznego przeniesiono wnioski ze śmierci i zmartwychwstania Chrystusa oraz z metafizycznego odkupienia ludzi przez męczeństwo Syna Bożego. W dziejach Polski dostrzegano swoistą analogię do symbolicznego życia Jezusa z trzema podstawowymi etapami: niewinnej ofiary, cierpienia i zbawienia.
Chrystus stał się dla romantyków wzorem dla Polski, która została zamordowana podczas rozbiorów i ponosiła kolejne męczeńskie ofiary. Wiązał się z tym również kult cierpienia i sakralizacja ofiary. Udręczony naród, cierpienia Polaków podwyższały wartość Polski i jej losów. Dawało to nie tylko pewność zmartwychwstania, ale stawiało naród na piedestale jako wybrany, który ma szczególną misję zbawczą wobec innych narodów i idei wolności. W pokonanej Polsce upatrywano Mesjasza, czyniąc z niej wybrane narzędzie Boga do walki ze złem historycznym.
Najpełniejszą koncepcję polskiego mesjanizmu wyłożył Adam Mickiewicz w Dziadach cz. III. W dziele tym podjął etyczny problem pokory i mesjanizmu, w którym widział sposób podporządkowania refleksji historycznej i profetycznej , dotyczącej przyszłości narodu.
Mickiewiczowska wizja mesjanizmu, której założenia zostały przedstawione w Widzeniu Księdza Piotra, stanowiła jednocześnie optymistyczną prognozę przyszłości. Oto naród polski, który niczym Chrystus zostaje związany i wleczony przez całą Europę, wydającą nad nim sąd, odbywa w cierniowej koronie swoją drogę krzyżową. Ukrzyżowany, umiera i wznosi się ku niebu, by później odrodzić się i stanąć na „trzech koronach”. Była to również zapowiedź nadejścia wskrzesiciela narodu, który będzie Bożym namiestnikiem na ziemi. Analogia z ofiarą Jezusa wydobywała ponadto ogólnoludzkie znaczenie polskiej walki i męczeństwa.
Odmienną koncepcję mesjanizmu przedstawił Juliusz Słowacki, który podobnie jak Mickiewicz osiadł na emigracji. W 1832 roku opublikował dwa tomiki Poezji, lecz oczekiwana przez niego sława nie nadeszła. Sytuację poety pogorszyło zjawienie się w Paryżu Mickiewicza i ukazanie się Dziadów cz. III, które szybko zyskały rozgłos i wyznaczyły nowe drogi, obowiązujące ambitną poezję narodową.
Słowacki w obliczu szerzącego się „kultu Mickiewicza”, zdecydował się na opuszczenie Paryża. Okolicznością uzasadniającą ten krok była również obrona matki, noszącej nazwisko człowieka, który w III części Dziadów został przedstawiony pod postacią Doktora jako nikczemnik i sługus Nowosilcowa. Wyjazd do Genewy i podróż na Wschód rozwinęły talent Słowackiego. Ukształtował się wówczas jego w pełni oryginalny i dojrzały styl pisarski. Podróż przygotowała również poetę do otwartej polemiki z Adamem Mickiewiczem.
Słowacki uparcie dążył do ukształtowania własnej wersji mesjanizmu, w którym zbawczy sens przypisywał aktywności i czynowi, a terenem starcia ze złem miała być historia. Pierwsze założenia mesjanizmu pojawiły się w Kordianie, lecz poeta rozwinął je później w Anhellim i Grobie Agamemnona.
Losy Kordiana i etyczna problematyka dramatu stanowiły polemikę z mesjanistyczną interpretacją przeznaczenia Polski. Mickiewicz w podobieństwie życia Chrystusa widział uniwersalny sens polskiej ofiary, złożonej dla zbawienia innych - „Polska - Chrystusem narodów”. Słowacki zwrócił mesjanizm ku innej legendarnej postaci - Winkelrieda, szwajcarskiego średniowiecznego bohatera, który w czasie walki we własną pierś wbił dzidy wrogów. Był to gest pełen ofiarności, heroizmu walki i czynu. Kordian zakrzyknął: „Polska - Winkelriedem narodów!”, wyznaczając inną misję Polski, odległą od ponowienia ofiary Chrystusa. Mesjanizm Słowackiego podważał znaczenie cierpienia i biernej męki jako najwyższej wartości etycznej. Wskazywał jednocześnie sens czynnej walki ze złem historycznym.
Dziady część III jako dramat romantyczny i arcydramat polski
Dramat romantyczny ukształtował się w epoce romantyzmu w opozycji do reguł dramaturgii klasycystycznej. Dziady cz. III posiadają cechy charakterystyczne dla tego gatunku:
- Odrzucenie zasady trzech jedności: akcji, miejsca i czasu.
- Fabuła dramatyczna o luźnej kompozycji, składająca się z dziewięciu scen o odrębnej tematyce.
- Swoboda łączenia elementów dramatycznych z epickimi i lirycznymi.
- Sceny zbiorowe.
- Splatające się wątki realistyczne z fantastycznymi.
- Łączenie tragedii z komedią, patosu z groteską.
- W jednym utworze wykorzystywano różnorodne techniki dramaturgiczne, zasady gatunkowe i koncepcje stylistyczne.
- Wiele utworów było niescenicznych ze względu na nieliczenie się twórców z konwencjami widowiskowymi.
- Dominował typ kompozycji otwartej, w której opisywane zjawiska były wieloznaczne, uniemożliwiając tym samym rozstrzygnięcie sytuacji.
- W dramatach wykorzystywano elementy fantastyki i cudowności oraz inspiracje folklorem i ludowością.
- Cechą charakterystyczną był mocno zindywidualizowany bohater.
Dziady cz. III nazywane są arcydramatem. Adam Mickiewicz w mistrzowski sposób połączył założenia dramatu romantycznego z problematyką polityczno - historyczną oraz metafizyką. Dramat wyróżniał się artystycznie ukształtowanym realizmem scenicznym i konkretem sytuacyjnym. Bohaterem dzieła uczynił zbiorowość polską, zaangażowaną w sprawy państwa, przeciwstawiając jej tych, którym ojczyzna była obojętna.
W szczególny sposób zadbał o prawdopodobieństwo i charakterystyczność postaci i zdarzeń - wiele osób ukazał pod prawdziwymi nazwiskami, inne ukrył za maską satyry bądź groteski, uwypuklając najważniejsze wady lub zalety osoby, która stanowiła pierwowzór bohatera. Poruszył również ważną kwestię ideologiczną - Boga i jego wpływu na losy i działanie postaci. Ujął również, tak istotną dla ówczesnych Polaków, historię państwa i proroctwa dotyczące przyszłości. Kompozycja dramatu - otwarta i swobodna - czyniła tekst dzieła wieloznacznym i tajemniczym.
Dziady część IV
Akcja Dziadów cz. IV rozgrywa się w domu Księdza w noc zaduszną, w listopadzie. Trwa trzy godziny - od 21 do północy, odmierzane gaśnięciem kolejnych świec, biciem zegara i pianiem koguta.
Noc w Zaduszki. Mieszkanie Księdza greckokatolickiego, po wieczornym posiłku. Przy stole, na którym stoją dwie zapalone świece, siedzą Ksiądz i dzieci. Przed obrazem Najświętszej Marii Panny pali się lampka.
Ksiądz nakazuje dzieciom, żeby wstały od stołu i pomodliły się za dusze, cierpiące w Czyśćcu.
Rozlega się stukanie do drzwi i wchodzi ubrany dziwacznie Pustelnik. Mężczyzna wywołuje przerażenie dzieci, Ksiądz pyta, kim jest niespodziewany gość. Przybysz odpowiada, że nie jest trupem, choć dla świata jest jak umarły. Ksiądz sądzi, że wcześniej widział go w okolicy. Pustelnik potwierdza, że był tu trzy lata temu, przed śmiercią.
Patrzy na zegar i mówi, że jeszcze nie może powiedzieć, kim jest. Przybywa z daleka i prosi o wskazanie „drogi śmierci”. Ksiądz nie chce tego uczynić, ponieważ jego powinnością jest nawracanie ludzi z błędnie obranego kierunku. Pustelnik zarzuca mu, że wiedzie błogie życie w domu z dziećmi i nie wie, że na świecie trwają zamieszki, upadają narody i giną kochankowie. Jednakże życie w małym domku jest błogosławione. Za oknem słychać odgłosy burzy. Tajemniczy młodzieniec śpiewa piosenkę ludową: „Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy”.
Ksiądz zaprasza go, by usiadł przy stole i odpoczął. Pustelnik wskazuje na swoją pierś i wyznaje, że płonie w niej żar, przy którym topnieją lód i śnieg. Kapłan stwierdza, że gość nie słucha go i mówi, że zapewne przebył daleką drogę, bo jest przemoknięty. Gość ponownie chce, by wskazano mu „drogę śmierci”. Ksiądz odpowiada, że jest za młody, by umrzeć, stara się go uspokoić, widzi, że mężczyzna jest chory i zmęczony. Obiecuje, że wskaże mu drogę, lecz najpierw musi się do tego przygotować. Prosi, by dzieci zajęły się gościem i odchodzi.
Jedno z dzieci pyta Pustelnika o jego strój, złożony z różnych kawałków materiału i dostrzega sztylet, który mężczyzna chowa. Młodzieniec prosi, aby dzieci nie śmiały się z niego. Wyznaje, że znał kobietę, która była równie nieszczęśliwa jak on. Kiedy zjawiła się we wsi, wszyscy naśmiewali się z jej biednej sukni. On także się zaśmiał. Wtedy był szczęśliwy i nie przypuszczał, że pewnego dnia również założy na siebie nędzną szatę.
Wraca Ksiądz z winem i jedzeniem. Pustelnik pyta go, czy lubi smutne piosenki i śpiewa: „A odjechać od niej nudno, A przyjechać do niej trudno!”. Bierze książki z szafy i zwraca się do kleryka z pytaniem, czy zna żywot Heloisy i losy Wertera. Śpiewa, że pragnie zaznać śmierci i odkupić wszystko krwią. Wydobywa sztylet. Ksiądz powstrzymuje go, mówiąc, że jeśli jest chrześcijaninem, nie powinien mieć bezbożnych myśli.
Pustelnik patrzy na zegar, jest godzina dziewiąta. Pyta, czy kleryk wie, czym jest nieszczęście. Przegląda książki i mówi, że są zdradzieckie. To właśnie po przeczytaniu utworów Goethego, postanowił szukać „boskiej kochanki”, którą wyidealizował w marzeniach, odnalazł, lecz ostatecznie nie mogli być razem. Ksiądz chce się dowiedzieć, czy od dawna płacze po stracie ukochanej. Mężczyzna wychodzi po towarzysza podroży, a duchowny upomina swe dzieci, by nie śmiały się z wyglądu chorego człowieka.
Pustelnik wraca, ciągnąc za sobą gałąź jedliny, przemawia do niej jak do człowieka. Podnosi ją, by przywitała się z panem domu. Ksiądz pyta, po co mu jodła i mówi do dzieci, że ten człowiek jest szalony. Mężczyzna odpowiada, że jest to cyprys, pamiątka rozstania. Ponownie sięga po książki i mówi, że u Greków były dwa drzewa, które symbolizowały miłość: mirt i cyprys. Gałąź, którą nosi, zerwała ukochana i przypomina mu ona ostatnie słowa, skierowane do kobiety. Ten kawałek drzewa jest lepszy niż ludzie, naśmiewający się z niego. Pozostała mu jako jedyna z wielu przyjaciół. Przed laty ukochana zerwała małą gałązkę, którą posadził i podlewał łzami. Wspomina, że kolor włosów dziewczyny był podobny do barwy cyprysu. Na szyi nosi kosmyk z warkocza kochanki. Czuje jak włosy przenikają jego ciało niczym włosiennica.
Opowiada o swojej niewinnej miłości, która związała go na wieki z ukochaną niczym łańcuchem. Choć zostali rozdzieleni przez złych ludzi, nikt nie potrafi zniszczyć ich uczuć. Nie mogą być razem, dopiero śmierć ich połączy. Przypomina sobie dzień rozstania. Był jesienny wieczór, chodził po ogrodzie, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, kiedy przy altanie dostrzegł ukochaną. Nie patrzyła mu w oczy, gdy powiadomił ją o wyjeździe, prosiła, żeby zapomniał. Chwycił jej dłonie i pocałował ją. Nie rozumie, dlaczego odeszła, czym ją wystraszył. Pożegnał dziewczynę słowami „bądź zdrowa!”, a ona zerwała dla niego gałązkę.
Ksiądz mówi, że rozumie ból mężczyzny, ale inni również tracą bliskich na zawsze. On pochował ukochaną żonę i pogodził się z jej stratą, uznając, że taka była wola Boga. Przybysz stwierdza, że żona duchownego była umarłą jeszcze przed śmiercią, w momencie, gdy dla męża wyrzekła się rodziny i przyjaciół. Oznajmia, że są różne rodzaje śmierci. Jedna jest pospolita i zabiera każdego człowieka. Mówi, że jest druga śmierć, łącząca dwoje zakochanych, straszniejsza od poprzedniej, ponieważ jest długa, bolesna i powolna. Taka właśnie śmierć ugodziła jego serce, zabijając marzenia o ukochanej. Jego wybranka, Maryla, żyje, cieszy się zdrowiem i tylko czasami, wspominając go, uroni kilka łez. Następnie dodaje, że jest jeszcze śmierć wieczna i być może on taką umrze. Ksiądz upomina Pustelnika, mówiąc, że jego grzechy dotyczą bardziej świata niż Boga. Dodaje, że człowiek jest stworzony dla dobra bliźniego i nie powinien popełniać samobójstwa. Młodzieniec przypomina sobie, że podobnymi słowami przemawiała do niego ukochana w dniu pożegnania. Ksiądz zarzuca mu, że nie stara się myśleć podobnie jak Maryla, która najwyraźniej ma także piękną duszę. Nadejdzie czas, kiedy będą mogli połączyć się na wieki, a Bóg wybaczy im namiętność.
Pustelnik jest zaskoczony, że Ksiądz domyślił się tajemnicy łączącej ich miłości, o której nie powiedzieli nawet najbliższym przyjaciołom. Pan domu wyjaśnia, że sam domyślił się wszystkiego, ponieważ jego zmysły są wyczulone na uczucia drugiej osoby.
Pustelnik opowiada o pierwszej nocy po poznaniu ukochanej. Nikomu nie wspomniał o spotkaniu. Na drugi dzień matka zapytała, co się z nim dzieje, bo przez sen wzdychał i modlił się do Najświętszej Panny. Wyznaje, że często teraz mówi przez sen, bo jego myśli są niespokojne. Wieczorami marzy o Maryli i dzięki tym myślom jest przy niej, lecz ma świadomość, że nie mogą być razem. Czasami głośno wymawia jej imię, kiedy ukochana pojawia się w wyobraźni. Obawia się, że źli ludzie podsłuchają go.
Wybija godzina dziesiąta, gaśnie jedna ze świec na stoliku. Młodzieniec mówi, że mają jeszcze dwie godziny. Powoli uspokaja się i patrzy przytomniej. Przeprasza, że zjawił się tak późno i wystraszył innych. Wyjaśnia wygląd swojego ubioru - został napadnięty na gościńcu i okradziony. Ksiądz dopytuje się, kto zgasił świecę. Pustelnik mówi, że Ksiądz stara się wszystko wytłumaczyć rozumem, lecz natura kieruje się swoimi prawami i ma tajemnice, których nie zrozumie nawet mędrzec.
Rozpoznaje, w czyim jest domu. Niegdyś był on dla niego niczym dom rodzinny, a duchownego traktował jak ojca. Zdziwiony Ksiądz przypatruje się przybyszowi i rozpoznaje w nim dawnego ucznia, Gustawa. Stara się dowiedzieć, gdzie do tej pory przebywał młodzieniec, dlaczego się nie odzywał po tym, jak nieoczekiwanie i bez wyjaśnień zniknął. Niegdyś był najlepszym uczniem, z którym wiązano spore nadzieje. Gustaw zarzuca, że to dawny nauczyciel go zabił, ponieważ nauczył go czytać, a on dzięki temu mógł poznać „piękne księgi”. To sprawiło, że ziemia stała się dla niego piekłem i rajem. Ksiądz nie dostrzega swojej winy i dodaje, że prosił Boga, by pozwolił mu przed śmiercią zobaczyć Gustawa, którego pokochał jak syna. Pragnie, aby młodzieniec odpoczął w jego domu. Gość wspomina o wizycie w domu matki nieboszczki. Z trudem rozpoznał to miejsce, zniszczone i puste. Dawniej był witany przez życzliwych ludzi z miasta, a matka zawsze czekała na niego w progu z błogosławieństwem. Po jej śmierci wszystko się zmieniło. W ruinach znalazł tylko starego psa, Kruka, który nadal pilnował „wrót bez zamku i bez panów chaty”. Nagle dostrzegł w oknie światło. Okazało się, że złodziej odrywał cegły w miejscu, gdzie stało łóżko matki. Gustaw usiadł osamotniony na ziemi i rozpłakał się. Wtedy weszła stara kobieta, bardziej podobna do zjawy niż do człowieka. Była to ich służąca, która powiedziała, że wszyscy domownicy zmarli, a o paniczu, który wyjechał, od dawna nic nie słyszano.
Gustaw mówi, że mają jeszcze czas, ale wkrótce odejdzie w „kraj daleki”, dokąd będzie musiał udać się za jakiś czas i Ksiądz. Wspomina czasy, kiedy przebywał w domu nauczyciela. To tutaj spędzał każdą chwilę z innymi uczniami, czytał Homera i Tassa w pobliskim gaju. Tu również po raz pierwszy ujrzał ukochaną, gdy przyszła popatrzeć na bawiące się dzieci. Od tamtego momentu stracił zainteresowanie nauką, a Maryla stała się panią jego myśli. Razem czytali książki Rousseau. Przynosił jej kwiaty i jagody z lasu. To wszystko już minęło. Jesienią był w ogrodzie, w którym przed laty spotykał się z ukochaną, lecz nie znalazł tam kobiety. Zatrzymał się przy altanie, gdzie żegnał Marylę, a na ławce znalazł liść, który zerwała tamtego dnia. Wypytywał go jak człowieka, co robi ukochana, czy nadal o nim pamięta.
Gustaw przerywa opowieść i razem z dziećmi śpiewa piosenkę o dziewczynie, która coraz rzadziej myśli o ukochanym mężczyźnie. Wyciąga liść i kontynuuje swoja opowieść. Maryla, zostawiając liść, odrzuciła ostatnią pamiątkę ich wspólnej przeszłości. Po wyjściu z ogrodu udał się pod pałac, w którym mieszkała. Odbywało się tam przyjęcie i wznoszono toasty. Domyślił się, że uroczystość to ślub jego ukochanej. Ogarnęła go złość, lecz, kiedy chciał przerwać przyjęcie, padł zemdlony. Przebudził się nad ranem.
Ksiądz prosi, by pogodził się z wolą Boga. Gustaw protestuje, mówiąc, że Bóg stworzył jego i Marylę, przeznaczając ich dla siebie. Już w chwili narodzin świeciła im jedna gwiazda. Wywodzili się z tej samej klasy społecznej, równi byli sobie wiekiem i we wszystkim zgodni. Bóg chciał, żeby byli razem, ale Maryla zdecydowała inaczej. Zagniewany, wypowiada znamienne słowa: „Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!”.
Stwierdza, że Marylę zaślepiło bogactwo drugiego mężczyzny i jego znane nazwisko. Gustaw jest przekonany, że wszystko poświęciłby za jedno jej spojrzenie. Wie, że nie pokocha innej, na zawsze pozostając wiernym pierwszemu uczuciu. Maryla jest przyczyną jego zguby. Młodzieniec wydobywa sztylet i w gniewie grozi, że zabije ukochaną. Po chwili stwierdza, że największą karą dla kobiety nie będzie śmierć, lecz wyrzuty sumienia i wspomnienie o nim.
Opowiada, że poszedł do pałacu, w którym odbywało się rocznicowe przyjęcie Maryli i jej męża. Stanął przy stole, w podartych szatach, z liściem na czole. Zaskoczeni goście prosili, żeby usiadł z nimi, on jednak stał w milczeniu. Ukochana nie rozpoznała go. Gustaw wspomina, że dawniej rozumieli się bez słów, nawzajem odgadywali swoje uczucia i nastroje. Kobieta zapomniała już o składanych mu przysięgach, które sprawiły, że marzył o wspólnej przyszłościz kobietą. Nie ma jednak żadnego prawa do niej, ponieważ nigdy nie prosił o odwzajemnienie miłości. Pragnął jedynie, żeby była blisko niego, by mógł widywać ją każdego dnia. Bez niej umiera jak pustelnik: samotny i odrzucony. Wie, że Maryla nie będzie nosiła po nim żałoby. Wszystko stracił oprócz dumy i nie ma zamiaru błagać o litość. Pragnie zapomnieć o ukochanej, wciąż jednak myśli o kobiecie i w pewnej chwili zdaje mu się, że stoi ona obok i płacze.
Ponownie wyciąga sztylet. Mówi, że wszystkie rozkosze życia zostawia Maryli. Pojawia się Ksiądz ze służącymi. Gustaw zwraca się do niego z prośbą, by, zapytany przez ukochaną o przyczynę jego śmierci, nie wyjawił prawdy. Przebija się nożem, a Ksiądz próbuje go powstrzymać. Wybija jedenasta i gaśnie druga świeca. Gustaw mówi, że nastąpił koniec boleści i minęły już dwie godziny: miłości i rozpaczy. Kolejna godzina jest godziną przestrogi. Opowiada, że dwukrotnie zadano mu cios, który przeniknął jego duszę. Za życia było to spojrzenie kobiety, a po śmierci skrucha grzesznika. Ksiądz dostrzega, że stoi przed nim upiór człowieka, lodowaty i bez pulsu. Przywołuje dzieci, by pomodliły się za duszę zmarłego.
Gustaw pyta go, czy wierzy w piekło i dlaczego zakazał odprawiania Dziadów. Ksiądz broni się, mówiąc, że jest to pogański obyczaj i kazano mu tępić zabobon. Młodzieniec prosi w imieniu zmarłych, żeby przywrócono dawny rytuał, ponieważ dusze potrzebują tego bardziej niż modlitwy. Ksiądz protestuje, według niego dawne obrzędy utwierdzają ludzi w ciemnocie i wierze w istnienie duchów. Gustaw ironicznie zapytuje, czy na pewno nie ma duchów, każe mu się wstydzić, że wyrzekł się wiary i rozumu, którymi zawsze się kierował. W kantorku rozlega się głos duszy, która prosi o modlitwę. Ksiądz jest przerażony i dopytuje się, czego zjawa pragnie. Młodzieniec odpowiada, że nie potrzebuje niczego, lecz są inne dusze, za którymi trzeba się wstawić. Chwyta ćmę, mówiąc, że to dusza bogatego pana, który za życia walczył z oświatą i zakazywał nauki. Za takich zmarłych nie warto się jednak modlić. Są inne dusze, zmarłych uczniów Księdza, które bardziej zasługują na słowa modlitwy.
Gustaw prosi jedynie o wspominanie go. Dla niego życie było wystarczającą karą za to, że pokochał i zatracił się w miłości. Po śmierci jest cieniem dawnego uczucia, błądzi po świecie, a kiedy ukochana myśli o nim, chociaż przez chwilę, staje obok niej. Ma wówczas wrażenie, że przekroczył bramy raju. Będzie tak długo na tym świecie, dopóki Maryla nie umrze i nie połączy się z nim na wieki. Wtedy dopiero razem dostaną się do nieba.
Wybija północ, Gustaw śpiewa: „Bo słuchajcie i zważcie u siebie, Że według Bożego rozkazu: Kto za życia choć raz był w niebie, Ten po śmierci nie trafi od razu”. Przed obrazem Matki Boskiej gaśnie lampa, upiór mężczyzny znika. Chór powtarza jego ostatnie słowa.
Biografia romantycznego kochanka, zamknięta w trzech godzinach: miłości, rozpaczy i przestrogi
To właśnie Bóg stworzył ich dla siebie, sprawił, że urodzili się pod jedną gwiazdą, równie wiekiem, postawą. Nazywa Marylę „puchem marnym, wietrzną istotą”, którą złudziło bogactwo i honory. Wyrzekł Liryczny monolog Gustawa o „niebie i piekle miłości” to jednocześnie pełna luk biografia młodego mężczyzny, który zbyt szybko zakończył swoje życie. Zamknął historię swojego życia w trzech krótkich i symbolicznych godzinach: miłości, rozpaczy i przestrogi.
Światopogląd Gustawa ukształtowały „książki zbójeckie”, takie jak Nowa Heloiza czy Cierpienia młodego Wertera. Stały się dla niego „niebem i torturą młodości”, wyznaczając temu najzdolniejszemu z uczniów Księdza, nowy horyzont pragnień. Młodzieniec, znudzony ziemskim życiem, zaczął gardzić ludźmi, którzy według niego mieli zbyt „powszechną naturę”. Stworzył świat, który był jedynie iluzją, wytworem wzniosłych marzeń i miał nad sobą „zmyślone od poetów niebo”. Szukał boskiej kochanki, którą wykreował w wyobraźni, o której śnił i marzył. Okazało się, że taka kobieta istnieje.
Godzina miłości to opowieść o rodzącym się w jego sercu uczuciu, o chwilach szczęścia u boku ukochanej Maryli, wreszcie o rozstaniu i cierpieniu. Gustawowi zdawało się, że odnalazł istotę, z którą Bóg połączył go już przed narodzeniem, która była jego bliźniaczą duszą i zwierciadlanym odbiciem. Połączyło ich wiele - wspólne zainteresowania, współodczuwanie emocji. Ukochana stała się dla niego symbolem doskonałości, kobietą uwzniośloną, uświęconą. Była „nadludzką dziewicą” i „boską istotą”, idealnym dopełnieniem jego osobowości. Połączeni zostali łańcuchem, którego zerwanie nie było możliwe, lecz okazało się, że można było przeciąć jego ziemskie ogniwa i zostali rozdzielenie prawami, którymi rządził się świat ziemski. Maryla poślubiła innego mężczyznę, bogatego i usytuowanego, dla którego wyrzekła się miłości idealnej.
To zdarzenie sprawiło, że Gustaw zrozumiał jak kruche były podwaliny świata wyobraźni, w którym żył. Chociaż zostali rozłączeni w jego sercu nadal palił się żar miłości do kobiety. Godzina miłości to także wspomnienie pożegnania z ukochaną, kiedy prosiła go, aby o wszystkim zapomniał i skupił się na innych rzeczach, na nauce, sławie, ojczyźnie i przyjaciołach. Łączący ich łańcuch nie pękł, lecz został zniszczony rękami złych ludzi. Gustaw jednak wierzył, że połączą się po śmierci, skoro na ziemi nie było już dla nich nadziei. Po utraconej miłości nosił dwie pamiątki: małą zawiązkę z warkocza Maryli i gałąź jodły, wyhodowaną z listka, który dała mu kobieta w chwili rozstania i który podlewał gorącymi łzami. Wspomina pożegnalny pocałunek, podczas którego nastąpiło zespolenie ich dusz, a niebo i ziemia przestały istnieć. Życie bez ukochanej to śmierć powolna, bolesna i długa. Dziewczyna, zostając żoną innego, zabiła nadzieje Gustawa. Kiedy on cierpiał, ona żyła, kwitnąca i zdrowa, czasami tylko wspominając minione szczęście. On natomiast rozpamiętuje każdą chwilę z ukochaną, wzywa ją podczas snu, rozmawia z jej wyobrażeniem. Nosi przy sobie portret Maryli, który sam narysował, mając wrażenie, że jest ona zawsze przy nim, lecz nie z nim. Jest pewien, że dopóki żyje iskra jego miłości nie zgaśnie.
Po godzinie miłości następuje godzina rozpaczy, która jest swoistą mieszaniną różnorodnych emocji: rozpaczy, miłości, uwielbienia, żalu, gniewu, ironii i czułości, oburzenia i tkliwości. Gustaw rozpamiętuje swoje przeżycia po rozstaniu z ukochaną. To dni pełne udręki rozpaczy, miłosnego cierpienia, egzaltacji uczuć i zazdrości.
Po szaleństwie, związanym ze wspomnieniami dni szczęśliwych, Gustaw uspokaja się i odzyskuje świadomość. Wspomina dni spędzone w szkole, kiedy to uczył się historii i czytał Homera. Opowiada również o wizycie w domu rodzinnym, zapomnianym i zniszczonym po śmierci matki. Dawniej witano go wszędzie z radością, teraz, zapomniany przez wszystkich, wiedzie żywot samotnika. Powraca myślami do pierwszego spotkania z Marylą, ich pierwszej rozmowy i wspólnie spędzonych chwil na czytaniu „Russa”, spacerach i łowieniu ryb. Po latach miejsca jego radości są już inne, ponieważ on powrócił odmieniony i smutny. Udał się do altany, „kolebki jego szczęścia i grobu”, gdzie poznał i pożegnał ukochaną. Odnalazł liść, który jej dał i zrozumiał, że ukochana odrzuciła ostatnią pamiątkę po nim. Potem poszedł pod pałac, gdzie mieszkała i usłyszał odgłosy przyjęcia, rozpoznał jej głos. Wściekłość i zazdrość zaślepiła go tak bardzo, że chciał powybijać okna, lecz padł zemdlony, tracąc rozum.
Przeklinał ukochaną, która zniszczyła swoim wyborem decyzje Bogasię dla niej wszystkiego, a ona zabiła go, zwiodła czułymi słówkami, spojrzeniami. Pragnie ją zabić, lecz po chwili uznaje, że większą karą będzie dla dziewczyny wspomnienie o nim i wyrzuty sumienia. Zjawił się u niej na przyjęciu, stanął wśród gości, lecz nie rozpoznała go. Chciał, by była przy nim niczym siostra. Dawałoby to mu poczucie szczęścia. Samotność i rozpacz popchnęły go ku samobójstwu, które było jednocześnie brakiem zgody na kompromis z życiem. Gustaw nie potrafił pogodzić się z samotnością, z udręką miłości. W godzinie rozpaczy okazuje się, że jest zjawą, przebija swoją pierś sztyletem, lecz nie krwawi.
W godzinie przestrogi Gustaw prosi Księdza o przywrócenie starego obrzędu Dziadów, który dla zmarłych znaczy bardzo wiele i jest pomocą w ich drodze do. Ubolewa nad tym, że ludzie zapomnieli o starych zwyczajach i nie dostrzegają istnienia świata ponadzmysłowego. Pozostawia również przestrogę, która stanowi jego naukę dla żywych:
„Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu:
Kto za życia choć raz był w niebie,
Ten po śmierci nie trafi od razu”.
Studium miłości w utworze
Monolog Gustawa o miłości i cierpieniu to wspaniałe studium psychologiczne osoby owładniętej szaleństwem miłosnej pasji. Jednocześnie to studium wielkiej miłości romantycznej, która stała się głównym tematem dzieła Mickiewicza.
Dla romantyków miłość była uprzywilejowanym tematem literackim i częścią romantycznej filozofii życia. Najwyższą wartością było samo przeżywanie miłości, niezależnie od tego, czy przynosiła ona szczęście, czy też unieszczęśliwiała. Według założeń romantyczna miłość musiała być po prostu nieszczęśliwa i prowadzić do katastrofy: rozstania na wieki, obłędu lub śmierci. Była wyrazem buntu przeciwko wszelkim stylom życia i nie mogło być dla niej miejsca na ziemi.
Romantycy szczególną uwagą poświęcali zagadnieniu miłości doskonałej, harmonijnej, która polegała na absolutnej zgodzie dwóch dusz stopionych w jednym uczuciu. Była czymś niezwykłym, jedynym i szalonym, jednocześnie skazanym na tragiczny koniec. To anielskie uczucie było doskonałe, dopóki nie zostało wyjawione - wówczas stawała się miłością fatalną, prowadzącą ku nieuchronnej katastrofie. Najczęściej kochankowie wyznawali sobie miłość w chwili rozstania, a idealna kochanka umierała dla romantyka za życia, ponieważ poślubiała innego. Zostawał on wówczas wygnany z raju miłości i do końca życia nosił w sercu tajemną ranę - ślad po niespełnionych i odrzuconych uczuciach.
Miłość dla romantyków była przede wszystkim ideą, tęsknotą do miłości idealnej i doskonałej, której przedmiotem stawała się postać wymarzonej i wyidealizowanej kochanki. Było to raczej szukanie „nieba na ziemi” niż próba ziemskiej realizacji tego uczucia. Najczęściej pozostawała uczuciem platonicznym i doprowadzała nieszczęśliwego i porzuconego kochanka do samobójstwa.
Adam Mickiewicz przeżył taką miłość. W 1820 roku poznał Marylę Wereszczakównę, z którą połączyło go wiele: wspólne zamiłowania i podobieństwo emocji. Poeta dostrzegał w dziewczynie ideał kobiety, ową bliźniaczą duszę, o której spotkaniu marzył każdy romantyk. Stała się dla niego muzą, a jej imię często pojawiało się w późniejszych dziełach pisarza. Ich znajomość rozwijała się w duchu sentymentalnych gestów, w atmosferze uroku wiejskiej natury. Wereszczakówna była jednak zaręczona z hrabią Wawrzyńcem Puttkamerem i pozostawała mu wierna. Z młodym Adamem łączyła ją czysta i ckliwa przyjaźń. Wkrótce panna wyszła za mąż, a Mickiewicz stał się tym trzecim, przeżywając „miłosne piekło”, które było tak różne od „niebiańskiego szczęścia”, doświadczanego wcześniej. Wyróżniony i odtrącony, obwiniał za swoje nieszczęście zasady panujące w społeczeństwie. Tak silne emocje i przeżycie tragicznej miłości znalazły swoje odbicie w losach Gustawa, bohatera IV części Dziadów.
Mickiewicz stworzył niepowtarzalne studium wielkiej, nieszczęśliwej miłości, w której można było odnaleźć jego osobiste przeżycia i odczucia, co nadawało dziełu swoistą siłę wyrazu i jednostkową moc przeżywania.
Gustaw również odnalazł swój ideał miłości - „błyszczący jak księżyc odbity w wodzie”. Choć umarł dla świata, jego serce żyło, wypełnione uczuciem do ukochanej Maryli. Przeżywał szczęście, męki i katusze duszy. Przeżył wielką miłość romantyczną, która porażała intensywnością i cierpieniem. Skończył tragicznie, decydując się na samobójstwo, ponieważ był to sposób na ucieczkę ze świata, w którym zabrakło jego bliźniaczej duszy.
Spór światopoglądowy Księdza i Gustawa
Z liryczno - emocjonalnego monologu Gustawa - nieszczęśliwego kochanka wyłania się także inne oblicze - polemisty wobec racjonalnych poglądów Księdza. Cierpiący Gustaw jest również obrońcą romantycznych ideałów, spirytualizmu i dziwów natury, które nie są znane filozofom.
Jako człowiek zmarły posiadł dar przenikania tajemnic bytu, których nie może dostrzec „mędrca oko”. Atakuje argumenty Księdza, który stara się wyjaśnić każdy cud. Gustaw jest zajadłym i namiętnym polemistą, niepotrafiącym się pogodzić z poglądami zdroworozsądkowego Księdza. Historia młodzieńca zaprzecza teoriom mędrców, którzy radzili pogodzić się z życiem i wyrokami losu. Gustaw uosabia emocjonalną wrażliwość młodego pokolenia. Jest człowiekiem nieszczęśliwym i pogrążonym we wspomnieniach. Zarzuca Księdzu brak zainteresowania tym, co się dzieje na świecie, tym, że narody upadają, a on gnuśnieje w „błogosławionym, małym domku” wśród dzieci. Według Gustawa Ksiądz myśli wyłącznie o boskiej chwale, skupiając się wyłącznie na swoich obowiązkach. Przez swój skostniały sposób postrzegania świata ma „serce skamieniałe na głosy duszy”. Gustaw obwinia swego dawnego nauczyciela, że to on nauczył go czytać i pokazał mu książki, które zniszczyły jego normalne postrzeganie świata. Jest również gorliwym obrońcą prastarego obrzędu Dziadów, w którym widzi pomoc dla udręczonych dusz czyśćcowych.
Ksiądz nie rozumie cierpienia Gustawa, który rozpacza po stracie ukochanej, choć ona nadal żyje. Stracił rodziców, dwoje dzieci i małżonkę, lecz potrafił się z tym pogodzić, gdyż było to najwyraźniej wolą Boga. Miłość ucznia jest dla niego czymś niepojętym. Według Księdza człowiek został stworzony nie dla łez i śmiechu, ale dla dobra innych ludzi. Próbuje w racjonalny sposób szukać wyjaśnienia dla gasnących nieoczekiwanie świec. Uważa Gustawa za szaleńca i nieszczęśnika, który dobrowolnie skazał się na przeżywane udręki. Dla niego Dziady są jedynie zabobonem, z którym należy walczyć.
Ostatecznie Gustaw jako polemista odnosi zwycięstwo nad Księdzem. Przebija się sztyletem, lecz nie umiera. Z kantorka słychać tajemniczy głos, który jest prawdopodobnie głosem pokutującej duszy. Te niezwykłe zjawiska sprawiają, że załamują się zdroworozsądkowe zasady, które dla Księdza stanowiły wykładnik praw rządzących światem.
Źródło klp.pl
Klp.pl
A bynajmniej Majka tak to interpretuje :D
Radosna twórczość Majki podczas tworzenia notatek, nie musicie się tym sugerować :P