Różewicz Kartoteka


Tadeusz Różewicz

Kartoteka

Od wydawcy:

Tadeusz Różewicz i krytyka o "Kartotece.

Rozmowy o dramacie. Wokół dramaturgii otwartej. (Stenogram rozmowy odbytej w redakcji "Dialogu" w dniu 23 IV 1969 z udziałem Tadeusza Różewicza i Konstantego Puzyny).

PUZYNA: Porozmawiajmy trochę o teatrze, dawno już tego nie robiliśmy. O teatrze w ogóle i o pana teatrze. O koncepcji teatru zawartej w pana sztukach już napisanych i o tej, którą chciałby pan realizować i rozwijać. I jeszcze - o relacji między tekstem i sceną. Bo wiemy obaj, że teatry nie zawsze robią z pana sztuk to, co można by z nich wyczytać. Zacznijmy może tak: czy pisząc, widzi pan w wyobraźni konkretną realizację?

RÓŻEWICZ: Sam fakt realizacji jest dla mnie sprawą drugorzędną. Sprawą najważniejszą jest rozegranie dramatu "na papierze". Co będzie z tym robione w teatrze, a nawet kto będzie to robił, nie jest dla mnie sprawą istotną. Chociaż na swój sposób interesuje mnie to również.

PUZYNA: Ale pisząc sztukę jakoś ją pan sobie przecież wyobraża rozegraną przez aktorów w przestrzeni scenicznej?

RÓŻEWICZ: Gdy cofnę się pamięcią do Kartoteki, sztuki, którą uważam za swój debiut sceniczny - nie miałem tego uczucia oczekiwania na realizację. Był pan wtedy kierownikiem literackim Teatru Dramatycznego i rozmawialiśmy o tej sztuce, mówiłem, że nie wiem czy to kończyć, czy to pisać dalej. Pan wtedy powiedział, że to by wasz teatr interesowało. Ten fakt wpłynął w jakiejś mierze na to, że wKartotece znalazły się jakby ustępstwa, dodatki dla teatru, dla reżysera, jakby przekształcenia ważnego dla mnie, czysto literackiego tekstu, w tekst dla reżysera...

PUZYNA: Owszem, pamiętam, że Wanda Laskowska, która przedstawienie reżyserowała w Teatrze Dramatycznym, dodała tekstowi jakby ramę z dwu pana wierszy, którymi rozpoczynała

i kończyła spektakl. Natomiast w znakomitym włoskim spektaklu studentów z Genui, o którym panu kiedyś opowiadałem -była to chyba najlepsza realizacja Kartoteki - otóż tam ramy takiej nie było. Była po prostu formą otwartą bez wyraźnego początku i końca. Jak gdyby sztuka była tylko częścią jakiegoś szerszego, ciągłego nurtu twórczości, której poszczególne dramaty są tylko wycinkami, fragmentami, a nie zamkniętą całością.

RÓŻEWICZ: Oczywiście tak nie jest, że sztuka się w ogóle nie zaczyna i nie kończy, przynajmniej na papierze. Niezależnie od tego, jak sobie wyobrażamy domniemany początek i koniec sztuki. Niemniej na przykład w Kartotece realizatorzy warszawscy czuli widocznie brak i potrzebę wyraźniej szego początku i końca.

PUZYNA: W bardziej konwencjonalnym sensie, niż to leżało w pana zamyśle?

RÓŻEWICZ: Użył pan tutaj sformułowania: dramaturgia otwarta, sztuka otwarta. To dla mnie sprawa istotna. Wywodzi się ona z moich wcześniejszych doświadczeń poetyckich: poematu otwartego, który się właśnie tak nazywał - Poemat otwarty. Gdzie każdy mógł niejako wejść w środek ze swymi sprawami. Coś podobnego było także w Kartotece: tam też każdy mógł wejść w środek, dopisać jakiś fragment czy koniec, rozszerzyć czy uzupełnić jakąś scenę. Czym jest koniec sztuki? To oczywiście koniec fabuły, akcji, jakichś dziejów. W Grupie Laokoona też początkowo teks był jakby nie zakończony, potem na prośbę reżysera dopisałem kwestie dziadka, które jakoś pointują, zamykają sztukę, stawiają kropkę nad i.

PUZYNA: Czy należałoby jednak traktować pana sztuki jako pewien ciąg wspólny, gdzie żadna sztuka nie jest zamknięta, ale jedna wynika z drugiej, albo wręcz w nią przechodzi? I to nawet bez "łączników", które były, ale gdzieś wypadły?

RÓŻEWICZ: Oczywiście, pewne elementy mogłyby być w tej dramaturgii przenoszone z jednej sztuki do drugiej nawet zmieszane w nową całość, ale nie jest to dla mnie sprawa dowolna. Muszą one być bardzo skrupulatnie łączone na zasadzie, nazwałbym to, kontrapunktu obrazów poetyckich, gdzie wszystko ma pewną ścisłą logikę. Jest to także logika pewnego rytmu wewnętrznego, rzeczy utajonych, przeczuć nawet, intencji.

PUZYNA: Jeśli jednak jest to logika obrazów, to są one także obrazami wizualnymi. A więc ich realizacja sceniczna...? Niektórych przecież nie rozpisuje pan nawet na dialog, markuje je tylko w didaskaliach, pozostawiając reżyserowi zupełną swobodę konkretyzacji scenicznej, a nawet poszerzania czy rozbudowania. W obraz bez słów. To przeplatanie się obrazów bezsłownych z obrazami już skonkretyzowanymi w słowie, w dialogu, daje także pewien kontrapunkt, pewien rytm wewnętrzny utworu, budowany nie poprzez logikę akcji, ale poprzez logikę skojarzeń czy myśli, rządzących takim czy innym następstwem obrazów. Ale, jak z tego wynika, nie wszystko jednak rozgrywa pan na papierze. Całe duże partie, to białe plamy.

RÓŻEWICZ: Zasada jest tu zbliżona do budowy niektórych moich poematów, np. Et in Arcadia ego. Poemat ten mógłby, moim zdaniem, być wystawiony prawie w tej formie, w jakiej został napisany. Myślę, że elementy pewnych sztuk mogłyby wychodzić z innych elementów w innych sztukach. Na przykład prolog do Śmiesznego staruszka, publikowany zresztą w "Dialogu" później niż sztuka, był właściwie początkiem sztuki Przyrost naturalny.

"Dużo czystego powietrza". (Z Tadeuszem Różewiczem rozmawia Krystana Nastulanka). "Polityka" 1965.

N.: A jak Pan widzi linię rozwojową swojej dramaturgii począwszy od Kartoteki aż po ostatnie sztuki bliskie grotesce?

R.: Moje sztuki nie mają nic wspólnego z groteską. Groteskę uważam za ułatwienie. - A siebie za realistę, co zresztą podkreślam wielokrotnie w Akcie przerywanym... Bardzo mi brak współpracy z reżyserem i z zespołem, który mógłbym uważać za swój zespół. Dotychczasowa moja praktyka to przypadkowe spotkania. A praca w teatrze powinna być kolegialna.

N.: Nazwał Pan siebie realistą... Ale przecież Pana realizm jest jednak czymś innym niż realizm Zapolskiej?

R.: Wówczas teatr był chyba po prostu lustrem.

N.: A dzisiaj - proszę mi darować banał - czym? Krzywym zwierciadłem?

R.: (śmiejąc się) Nie. Rozbitym, roztrzaskanym lustrem. Nie twierdzę, że to się nie zmieni. Może znajdą się autorowie, którzy pokażą nam nowe lustra, w których odbity świat będzie identyczny ze światem realnym. Mnie na przykład interesuje bardziej takie zagadnienie: punkt, w którym dramat staje się komedią, a komedia dramatem.

N.: To bardzo trudne zagadnienie. Na naszych oczach mieszają się gatunki, formy, języki różnych gałęzi sztuk...

R.: To ciekawe. Montaż może wywołać napięcie dramatyczne. Klasycznym przykładem jest pop-art. Wszystko oczywiście zależy od kąta widzenia. Mnie na przykład ogromna pusta tuba po paście napawa optymizmem, uśmiechałem się do niej. Promieniowała z niej na mnie higiena i aseptyka. Kogoś innego ten sam przedmiot mógł napawać na przykład przerażeniem. Czego jeszcze chciałaby się Pani ode mnie dowiedzieć?

Marta Piwińska: "Różewicz, romantyzm, awangarda." "Dialog" 1969 nr 7.

W dramatach Różewicza oglądamy dwie prawdy. Jedna, to codzienność, powszedniość, zwykłość, stabilizacja: sceny rodzinne, jedzenie zupy, jazda pociągiem, zabiegi toaletowe, przestawianie mebli, spadanie, długie pauzy, w których "nic się nie dzieje". Bohaterowie są anonimowi, zwykli, zawieszeni między typową przeciętnością a moralitetowym uogólnieniem. Na scenę wchodzą i ze sceny schodzą postacie bez żadnej konsekwencji, nic się nie rozwija, nie ma porządkującej fabuły, a jednak jest w tym jakiś porządek. Porządek codziennego życia, porządek jego konieczności i przyziemności, przymus stereotypów, przymus narzucony przez formy i instytucje: rodzinę, szkołę, uniwersytet, kolej, biuro. Wszystko w utartych koleinach. Nawet słowo ulega temu schematowi - alfabet. Automatyzm życia, terror stereotypów, rygor cywilizacji, rygor kultury, owego "ducha", który dokonawszy wielu operationes spirituales uznał wreszcie terror i brak ducha za najlepszy porządek i zamienił ludzi w automaty (po pierwszej wojnie zapowiadał to już pewien duchowny w szwajcarskim sanatorium).

I druga prawda, która czasem zresztą prowadzi Różewicza na artystyczne manowce: prawda wyzwolonego instynktu, prawda "darwinowska". Prawda mówiąca, że strach i terror zmienia człowieka w bestię, ale że w nim samym kryje się zwierzę okrutne i bezwzględne w zaspokajaniu swoich potrzeb: mordowanie kota przez chłopca w Naszej malej stabilizacji, balet "samców" i balet "bufetu" w Wyszedł z domu, zwierzęcość ludzka ledwie ukryta w akcji "za drzwiami" w Akcie przerywanym. Erotyczne perwersje i strach Śmiesznego staruszka, dwaj ludzie wynurzający się z piasku i rzucający się na siebie - z miłości? z nienawiści? - w Starej kobiecie. Osaczenie człowieka przez naturę, która każe mu jeść, pić, spać i to samo w kółko coraz zachłanniej i więcej. Koszmar owego ukrytego w każdym człowieku "psa", człowieka zdegradowanego po wojnie w swoim człowieczeństwie, który wie już o tym, że nosi w sobie zwierzę ścigane, zdychające lub gotowe zagryźć inne zwierzę ludzkie i nie może o tym zapomnieć, nawet ukrywszy tę prawdę pod drugą i trzecią skórą, nawet na "ustabilizowanym" fotelu.

Także w Kartotece przedstawiciel współczesnej literatury, "Pan z przedziałkiem", zachowuje się jak pies, "obchodzi na czworakach cały pokój, obwąchuje nogi stołu, krzesło, zagląda pod łóżko, zaczyna gadać podnosząc pysk". Jego właściciel charakteryzuje go: "powie mu pan cierp, cierpi, pawie mu pan skacz, skacze, a nawet potrafi czytać i pisać... dostał medal na wystawie psów w Paryżu... jest inteligentny, dobrze ułożony... ułożenie nie jest trudne... wystarczy umiejętne postępowanie, nieco cierpliwości... w pracy psa działają cztery czynniki: pasja łowiecka, wiatr, chody i inteligencja". A kiedy "Pan z przedziałkiem" ukazuje się przed "Bohaterem", ten go wita: "Czuję wazelinę, lakier, bździnę i literaturę", i podaje mu do picia wodę z miednicy: "W tej wodzie moczył nogi uczciwy, prosty człowiek. Pij. To lekarstwo dla takich jak ty! Jak my..." Ów "uczciwy, prosty człowiek" to kilkakroć już spotykany "wuj" i w ten sposób znowu dostajemy się w krąg rodziny i domu. Motyw tęsknoty do powrotu pojawia się z całą wyrazistością. Wuj mówi: "Czekamy na ciebie wszyscy.

I mama i siostry... Nie chcesz jeszcze wracać ze świata do domu?" Na co otrzymuje odpowiedź: "Mam dużo spraw do załatwienia, różne sprawy, trudno się od tego oderwać, trudno połapać. Może później".

[..J

Wspominałem już o Chaplinie. Ten stary, śmieszny człowiek w zmiętym, znoszonym ubraniu, z opuchłymi stopami, wychodzący z anonimowych mroków jakiegoś małego miasta czy getta i wędrujący przez wielki świat "dzisiejszych czasów", zarazem ironicznie groteskowy i melancholijnie sentymentalny - to właśnie bohater (lub lepiej - aby trzymać się terminologii jego twórcy - "bohater") Różewicza. Ten człowiek jest jednocześnie małą, ale oddzielną, odrębną osobowością, z uporem przeciwstawiającą się uniwersalizującemu potokowi "świateł wielkiego miasta" i zarazem uosabia powszechność, przeciętność, jest ukryty, nierozpo-znawalny w gromadzie podobnych.

Tę dwoistość akcentuje szczególnie Kartoteka, na której "Bohatera" (tak właśnie określona została w sztuce główna postać) stara się autor rzucić pełne światło. "Bohater" cierpi i przeżywa w dumnym wyizolowaniu, prawie jak w sztuce romantycznej, ale równocześnie nie posiada imienia, wieku, zawodu, a raczej dane te zmieniają się co chwila, czyniąc zeń jakby postać syntetyczną, zbiorową, przedstawiciela pokolenia, narodu, wieku. Sam tytuł sztuki zresztą sugeruje, że chodzi tu o wielkość statystyczną, jakość buchalteryjną, cały współczesny świat indywidualnych cierpień, przeżyć i buntów mieści się w jednolitych regałach, kartotekach, rejestrach urzędniczych. Narrator Śmierci w starych dekoracjach tęskni do Wielkości, z lubością wylicza najwybitniejszych ludzi z rozmaitych dziedzin, sam marzy o tym, aby zostać Napoleonem (Napoleon zresztą wspominany jest przez Różewicza często; Bohater z Kartoteki opowiada z przejęciem, że widział w Paryżu "naturalnej wielkości Napoleona"). Ale przecież do końca, do śmierci nie dowiadujemy się nawet jego imienia ani nazwiska, nie mają one żadnego znaczenia, to ktoś obojętny, wymienny. Tego rodzaju contradictio in adiecto znajduje wyraz na przykład w zdaniu wypowiedzianym w Kartotece: "Czasy są niby duże, ludzie trochę mali".

Stanisław Gębala: "Teatr Różewicza". Wrocław 1978.

Jeszcze jeden fragment wypowiedzi Marty Piwińskiej zasługuje na wnikliwą uwagę. Autorka pisze o elementach komicznych w przedstawieniu: ^Kartoteka była napisana bez odprężeń, jako jednolita zmora przerażenia i nonsensu. Jedynym uspokojeniem było odwołanie się do «dobrego, obojętnego stworzenia Natury», która w postaci Wujka [...] umarł, może nam się zresztą - przy pewnym kącie widzenia - też przedstawić makabrycznie: wystarczy podstawić pod dom - ziemię. Ale to tylko taka luźna propozycja interpretacji -Kartoteka nie jest dramatem symbolicznym. Elementy komiczne były w niej, ale wplecione w drażniącą karykaturę absurdu świata, w brutalną groteskę, odprężenia przynosić nie miały"

[...]

Wróćmy jednak do problemu uniwersalizacji treści utworu. Najdobitniej stwierdziła ten fakt Wanda Karczewska w recenzji łódzkiego przedstawienia na Małej Scenie Teatru Nowego, które reżyserował Jan Skotnicki. "Pozornie [...] oddramatyzowaniu Kartoteki sprzyja czas. Pewne obsesyjne motywy tej sztuki, jak na przykład ów zabarwiający klimat utworu, niesmak Bohatera do samego siebie, wynikający ze świadomości własnego konformizmu («klaskania») powoli, zwłaszcza dla młodego pokolenia, staje się raczej oznaką neurastenicznego usposobienia współczesnego człowieka niż samooskarżeniem ugruntowanym psychologicznie pamięcią konkretnego czasu i konkretnego zachowania, pamięcią tego, że się było co najmniej niemym (choćby tylko «klaskającym») współtwórcą «minionego okre-su». W istocie jednak czas uniwersalizuje Kartotekę. Owo wyparowywanie, usuwanie się z pamięci czy świadomości widza konkretnej przyczyny samowstrętu Bohatera przesuwa problematykę Kartotek i w stronę zagadnień egzystencjalnych, ku nieodłącznym od tej filozofii kategoriom lęku i samoobrzy-dzeniajako cech kondycji ludzkiej".

Lech Sokół: "Kartoteka". Posłowie. P. I. W 1981.

Różewicz pokazuje w Kartotece nie tylko rozkład tradycyjnego bohatera, ale rozkład akcji. Akcja rozumiana jako przyczynowo-skutkowy łańcuch wydarzeń, ciąg chronologiczny losów bohaterów, u niego nie istnieje. Akcja nie rozwija się, bo nic nie rozwija się w Kartotece. Czasem akcji jest teraźniejszość Bohatera, w której obecne są w formie wspomnień i doświadczeń jego przeżycia reprezentatywne dla pokolenia, dla narodu. W następujących po sobie scenach mamy do czynienia z widzianymi i przeżytymi przez Bohatera strzępami dziejów Polski współczesnej, od dzieciństwa i wczesnej młodości, poprzez wojnę i okupację, tak zwany "okres miniony", po teraźniejszość Bohatera, czyli schyłek lat pięćdziesiątych. Różewicz jest tego całkowicie świadomy i już w objaśnieniach wstępnych do swej sztuki pisze o opowiadaniu historii, a nie o akcji sztuki. Miejsce akcji jest realistyczne, autorowi zależy tylko na pewnej wyrazistości urządzenia pokoju Bohatera i dlatego zaznacza, że wszystkie przedmioty i meble mają być prawdziwe, a jedynie "ich rozmiary są trochę większe od normalnych". Natomiast akcja jest "wewnętrzna", nie "zewnętrzna", zgodnie z określeniami "teatr wewnętrzny" i "zewnętrzny", używanymi przez autora. "Dzielę teatr na «teatr zewnętrz-ny» (w tym teatrze najważniejsza jest akcja, to, co się dzieje na scenie, i to jest teatr klasyczny, i jeszcze teatr romantyczny aż do teatru współczesnego, do Dlirrenmatta, Witkacego, dopiero u Becketta jesteśmy świadkami nie tylko pozornej akcji, ale i rozkładu tej akcji na scenie... ten rozkład jest u niego akcją. Żeby jeszcze dokładniej określić: teatr «zewnętrzny» jest już teatrem «historycznym»; teatrem, którego proces zakończył się [...]. Do tego teatru «wewnętrznego» idę po śladach i znakach, które dają:

Dostojewski, Czechów, Conrad..." W tym teatrze "wewnętrzn-sym" wchodzimy w myśli, przeżycia, doświadczenia bohatera, podobnie jak dzieje się w Kartotece. Częstokroć chwila milczenia, gest, słowo znaczy w takim teatrze więcej niż niejeden tasiemcowy monolog, niekiedy zresztą nie pozbawiony nawet wielkich wartości literackich, w dawnym dramacie. Wyjaśniając swoją myśl Różewicz odwołuje się do powieści Conrada Lord Jim. Ma

10

rozegrać się proces bohatera tytułowego, w zgiełku, w tłumie, ktoś krzyknął na psa przybłędę: "Niech pan spojrzy na tego nędznego psa...", a Jim pomyślał, że to chodzi o niego: "Czy pan do mnie mówił? - spytał Jim bardzo cicho". Dla Różewiczajest to najtragiczniejszy moment w życiu Lorda Jima: "W tym, w tej scenie, są elementy teatru «wewnętrznego», o którym myślę i mówię".

[...]

Główna postać Kartoteki nie jest bliżej określona, nie ma imienia, a raczej ma ich wiele. Innych, licznych postaci Różewicz również nie opisuje, nie wymienia występującego w jego sztuce chóru, który - jak w tragedii greckiej - komentuje akcję, ale również bierze w niej bezpośredni udział. W ważnych dla zrozumienia sztuki objaśnieniach wstępnych pisze: "Spisu osób nie podaję. «Bohaterem» sztuki jest człowiek bez określonego dokładniej wieku, zajęcia i wyglądu. «Bohater» nasz często przestaje być bohaterem opowiadania i zastępują go inni ludzie, którzy są również «bohaterami»."

Zauważmy, że słowo "bohater" jest wzięte w cudzysłów. Bo też dziwny to bohater, który niekiedy przestaje być bohaterem, nie posiada na pierwszy rzut oka niczego własnego: nawet języka, który tak często wyróżniał i indywidualizował postacie literackie. W sztuce Różewicza nie mamy do czynienia z indywidualizacją, przeciwnie: bohater jest anonimem, jednym z wielu, upostaciowaniem zbiorowości. Dotykamy tutaj zagadnienia bardzo ważnego dla całej twórczości Różewicza.

Jego bohaterowie oscylują między dwoma biegunami: są zarówno wyrazicielami anonimowej masy ludzkiej, jak samotnych, co najmniej odosobnionych jednostek. Bohater Kartoteki jest Jedermannem, czyli Każdym, jak w średniowiecznym moralitecie, i jego los jest jakby ekranem, na którym oglądamy losy pokolenia. Zachowując swoją anonimowość, posiada los indywidualny, jakieś szczególne i własne przeżycia, a przecież załamuję się w jego losie zbiorowości. Będąc anonimem, czyli bezimiennym nikim, jest jednocześnie każdym, reprezentantem wszystkich. Jego życie jednostkowe kształtowały wypadki od niego niezależne, inni ludzie, którzy - jak pisze autor - "wspólnymi siłami

11

układali kartotekę jego życia". Jego myśli są "myślami anonimowego mieszkańca wielkiego miasta, anonima żyjącego w metropolii, anonima, którego życie rozwijało się między gigantycznym nekropolom i ciągle rosnącym polis". Poezja Różewicza udziela głosu takim bohaterom, jeden z tomów jego wierszy nosi tytuł Glos anonima, wydany został w tym samym roku co Kartoteka.

Cierpiąc w "dumnym wyizolowaniu" Bohater Kartoteki wyraża naród, społeczeństwo, zbiorowość. Wyraża wszystkich, to znaczy kogo? Padło już tutaj słowo "pokolenie". Wyrazicielem jakiego pokolenia jest więc Bohater? W sztuce mówi się o tym wyraźnie. W jednej ze scen Gość w Cyklistówce wyjmuje z zaciśniętej dłoni śpiącego Bohatera jakiś papier. Jest to groteskowy życiorys przedstawiciela pokolenia, o które chodzi: "Urodziłem się w roku 1920 [...]. Przystąpiłem do egzaminu dojrzałości. Nie zdążyłem jednak ukończyć, gdy l września 1939 roku wybuchła wojna światowa... ten straszliwy kataklizm, który pochłonął..." rocznik 20, to pokolenie Baczyńskiego, Borowskiego, Trzebińskiego, Gaj-cego, Bojarskiego, to pokolenie Różewicza, który urodził się w 1921 r., inni wymienieni pisarze w 1921 lub 1922. Młodość tego pokolenia przypadła na wojnę i okupację, to oni walczyli, to oni -jeśli udało im się przeżyć - wnieśli do literatury, jak Różewicz, straszliwe doświadczenie i "zarażenie śmiercią". Różewicz angażuje się w walkę z okupantem w szeregach Armii Krajowej, gdy ma dwadzieścia jeden lat.

Ten motyw losu pokolenia jest kontynuowany w dalszych scenach sztuki: Pan z Przedziałkiem - uosobienie konformizmu i lakiernictwa fałszywej literatury, zna smak "wódy, wody, śliny i atramentu", nie zna smaku krwi. "Jak przeżyłeś wojnę? Okupację? Nie miałeś w ręku broni?" - krzyczy do niego Bohater. Ten Bohater, który jest przedstawicielem pokolenia nie rozumianego przez starszych, gdyż ich ukształtował świat solidny, świat sprzed kataklizmu; nie zrozumianego przez młodszych, którzy nie widzieli, nie przeżyli: "Bracia moi, moje pokolenie! Do was mówię. Nie mogą nas zrozumieć, młodzi i starzy!" Ilustracją tych słów Bohatera jest następująca tuż po nich rozmowa z młodą dziewczyną, Niemką. Bohater zdobywa się na słowa i gesty wzniosłe, które zawisają w próżni, stają się śmieszne i zawsty-

12

dzające: "Wszystko to wyszło jakoś śmiesznie. Jak głupio, jak strasznie głupio. Czy nie można nic powiedzieć, wyjaśnić drugiemu człowiekowi. Nie można przekazać tego, co jest najważniejsze... O Boże! Bohatera osaczają wspomnienia wojenne, słyszy niemieckie komendy i przekleństwa; dziewczyna wychodzi nic nie rozumiejąc. Dawne lęki powracają, te lęki we śnie i na jawie, o których poeta nieraz pisze w swoich wierszach.

Przeżycia Bohatera są tyleż jego prywatnymi przeżyciami, co przeżyciami pokolenia; Kartoteka jest jego kartoteką osobową i kartoteką jego rówieśników. To również sztuka o losie polskim, o tym , co się nazywa "polskością". Bohater nie ma własnego imienia, ale odnosi się do niego wiele imion, jak z jakiegoś spisu, jak z kartoteki. Wiele z tych imion akceptuje, inne prostuje, ale sam siebie nazywa raz Wiktorem, raz Wacławem. Wujek nazywa go Stasiom, Władziom, Kaziem, Piotrusiem i Dzidkiem. Sprawia to wrażenie, jakby Bohater był coraz to kimś innym, jakby także zmieniał się Wujek. Tłusta Kobieta określa go jako Wacka, Jurka, Dzidka, Zbycha; dziewczyna pisząc do niego list -jako Janka;

dla własnego ojca jest raz Zdzisławom, innym razem Władkiem, Tadkiem i Wackiem. Dla jednych postaci jest dorosłym mężczyzną, dla innych - dzieckiem (rodzice) czy maturzystą (Nauczyciel). Mając wiele imion - wyraża zbiorowość; nie mając określonego wieku - odbywa wędrówkę w czasie do okresu dzieciństwa, kiedy ukradł ojcu złotówkę i zjadł cukier, do wczesnej młodości, kiedy przeżywał pierwszą miłość; do dzieciństwa i młodości tyleż własnej, co powszechnej, tak dalece jego przeżycia są typowe.

Stanisław Burkot: "Tadeusz Róźewicz". W.S i P 1987.

Z tej perspektywy patrząc, dramaty Różewicza, podobnie jak jego poezja, dążą do przedstawienia uwikłań człowieka współczesnego w zespół dawnych i nowych mitów, dążeń i niespełnień, idei, które nie pobudzają do życia, wartości, które się na jego oczach rozpadają i kompromitują. Człowiek współczesny utracił wpływ na bieg rzeczy i zdarzeń, przestał kształtować swój świat. Odwrotnie: to świat właśnie kształtuje go na własne, psychicznie obce mu podobieństwo. Taki punkt widzenia zmienić musiał

13

gruntownie strukturę dramatu. Dramat dawny cały zbudowany był z działań bohaterów, którzy do czegoś dążyli (wyrażała to akcja dramatyczna), zmierzali do określonego celu.

Różewicz buduje bohaterów w swych dramatach na innej, odwrotnej, zasadzie ontologicznej: znajdują się oni stale w niewoli świata, są skrępowani tysiącem więzów - nakazów obyczajowych, konwencji społecznych, wreszcie własną pamięcią i biologią. Są totalnie bierni, bezwolni. Każdy z nich mógłby za bohaterem lirycznym wiersza Zi życiorysu powtórzyć:

pytasz o ważniejsze wydarzenia daty z mojego życiorysu spytaj o to innych

To nie my kształtujemy siebie, to świat nas stwarza. U podstaw tego stwierdzenia leżą, w przypadku Różewicza, doświadczenia wojenne, a także doświadczenia z lat 1949-1955. Ale przekonanie takie, przeniesione na teren dramatu, pociąga za sobą niezwykłe wręcz konsekwencje artystyczne. Czy w ogóle możliwy jest dramat niedziałania? Bohater Kartoteki wypełnia ten plan ogólny życia ludzkiego z niezwykłą, w sensie artystycznym, wyrazistością i precyzją, ma zresztą pełną świadomość swej bezsilności. Niedziałanie wybiera jako swój sposób bycia. W rzeczywistości społecznej jest to możliwe. Ale w "rzeczywistości" artystycznej, w dramacie? Jakim musi on ulec przekształceniom, aby formą, samym sobą wyrażał tę ogólniejszą prawdę?

Przede wszystkim zawiesić trzeba w dramacie wszystko to, co stwarzało pozory działań celowych, ukierunkowanych, zmierzających do rozwiązania konfliktów. Zawiesić trzeba akcję (z jej dążeniem do rozwiązania, do osiągnięcia celu), zawiesić trzeba także czas jako nieuchronny porządek biegu zdarzeń, jako konieczne następstwo zdarzeń. W życiu ludzkim nie ma ładu, nie ma celowości, jest chaos i przypadek, jest czekanie. Jak można scalić biografię ludzką? Tytuł pierwszego dramatu Różewicza podpowiada: na zasadzie sumy zdarzeń, sumy przypadków, na zasadzie mechanicznej "kartoteki". Ale nie wyczerpuje to proble-

14

mu. Bohater Kartoteki nie działa (leży w łóżku), znajduje się w stanie pół snu, pół jawy. Postaci, które przesuwają się przez jego mieszkanie (postaci z różnego czasu, różnych momentów z jego "życiorysu"), mogą być traktowane jako "zjawy", majaki senne. W marzeniach sennych rozluźnieniu ulegają związki czasowe między zdarzeniami, a także związki przestrzenne. "Kartotekowy" porządek ma więc swe uzasadnienie inne, naturalne, rzec by się chciało - realistyczne. Czym jest więc sama "kartoteka"? Jej najwłaściwszym synonimem w planie sztuki byłaby pamięć ludzka. To ona właśnie odnotowuje nie wszystko z przebiegu naszego życia, lecz tylko pojedyncze, izolowane wydarzenia -szczególnie ważne czy też tylko uderzające swą odrębnością. "Kartoteka" więc to pamięć bohatera: w pamięci naszej zdarzenia dawne uwalniają się od związków przyczynowo-skutkowych, uwalniają się od czasu, istnieją jako suma, która jednak wpływa na całość jednostkowych zachowań. Kartoteka (w dosłownym znaczeniu), sen czy pamięć? Autor świadomie nie daje rozstrzygnięć jasnych i ostatecznych: jednakowo ważne są wszystkie konkretyzacje. Otwiera się tu dość szerokie pole do możliwości interpretacji teatralnych.

Ale Bohater nieprzypadkowo jest wicedyrektorem operetki (wprawdzie tylko administracyjnym): jego życie (w pamięci, we śnie?) nabiera cech widowiska teatralnego. Oczywiście widowiska w nie najlepszym guście, bez ładu i składu, ale takie jest życie. Chór Starców, rodem z tragedii antycznej, przeznaczony do komentowania działań bohaterów, objaśniania ukrytych w nich sensów, jest bezradny wobec faktu, że Bohater nie chce działać. Od czasu do czasu próbuje go zachęcić do działania argumentami wynikającymi z zasad sztuki teatralnej:

Toć nawet u Becketta ktoś gada, czeka, cierpi, śni, ktoś płacze, kona, pada, bździ. Rusz się, inaczej teatr zgubisz.

Chór mówi czasem wierszem. Nie jest to jednak wiersz Róże-wiczowski, o szczególnym porządku formalnym, lecz operetkowa

15

rymowanka, jak w kiepskich librettach. Chór wobec podstawy Bohatera ("nic mi się nie chce") jest bezradny: rezygnuje z zachęcenia do działań, zajmuje się grą towarzyską - wyliczaniem słów zaczynających się na tę samą literę alfabetu. W tekście dramatu zjawia się w ten sposób odrębna płaszczyzna dyskusji o teatralnych skutkach innego, w sensie ontologicznym, statusu bohatera. Płaszczyzna ta, choć jakościowo odrębna w stosunku do zdarzeń pomieszczonych w "kartotece", jest jednak umotywowana "realistycznie": Bohater jest przecież "człowiekiem teatru", nic więc dziwnego, że życie własne widzi jako szczególny spektakl teatralny. Chór Starców mógłby mu nadać wymiar tragedii, ale materiału (gestów, zachowań) starcza zaledwie na operetkę.

Tadeusz Drewnowski: "Walka o oddech". Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe 1990.

Pierwszą próbą własną była, o czym napomykałem, napisana w 1948 r. w celach zarobkowych i to nie wykorzystana sztuka o Marianie Buczku pt. Będą się bili. Drugą, nie znaną mi - Ujawnienie, odrzucone w 1949 r. przez wydawnictwo "Czytelnik". Po tych dwóch dorywczych i nieudanych, zdaniem autora, próbach - świadomość i doświadczenie dramatopisarskie zdobywał więc Różewicz dopiero w miarę podjętej w latach 1958-59 pracy nad Kartoteką. O ile się nie mylę, jej sukces, czy raczej szeroki rozgłos przeszedł oczekiwania gliwickiego autora.

W ciągu następnych dziesięciu lat, poczynając od Kartoteki, Różewicz napisał jedenaście sztuk, z tego w pierwszym pięcioleciu - osiem. Jeśli mówiłem o boomie twórczym Różewicza w latach sześćdziesiątych, to dramatopisarstwo stanowiło jego magna pars. Ale przy takim opętanym, nie dającym wytchnienia bombardowaniu (wszystkie były drukowane w "Dialogu"), wdzierające się na scenę utwory dramatyczne Różewicza budziły i w teatrach, i wśród krytyków, tych nie uprzedzonych, w zasadzie mu przychylnych, jeśli nie pewne rozczarowanie, to konsternację. Od zbuntowanego dramatopisarza, który rozpoczął z takim hukiem, spodziewano się kampanii bardziej przemyślanej, spójnej i co tu gadać, poważniejszej, a tymczasem sypały się sztuczki

16

wciąż inne, od sasa do łasa, i to przeważnie jakieś komedie czy farsy, jakieś zgrywy. U reżyserów dochodził jeszcze wzgląd praktyczny: że był to drobiazg, jednoaktówki, nie wypełniające tradycyjnego wieczoru teatralnego (co prawda i Kartotekę dopełniano poezjami). W porównaniu z już tak przyziemną i zwięzłą Kartoteką, przy której jednak bądź co bądź potrącano o Dziady i Wyzwolenie, dalszą twórczość dramaturgiczną odczuwano jako obniżenie diapazonu.

Nie ulega wątpliwości, że przy początkach dramaturgicznych Różewicz znalazł się w innej fazie przygotowania fachowego niż w początkach poezji. Gotowość, dojrzałość, przysłowiowa zbroj-nośćjego debiutu poetyckiego po wojnie polegała na tym, że całą wielką robotę na rzecz rewolucji poetyckiej przygotowywał Różewicz latami, na uboczu, w ciszy. Odkrycie teatralne - Kartoteka

- dokonało się niespodziewanie, w olśnieniu, intuicyjnie. Opanowywanie teatru, wypróbowywanie arsenału środków, zdobywanie wiedzy scenicznej, czyli cała robota wstępna, eksperymenta-torska odbywała się w dalszych kolejnych publikacjach i premierach, na oczach wszystkich. Można by modnie powiedzieć: przy otwartej kurtynie, gdyby Różewicz wszelkich jej odmian (por. wiersz Kurtyny w moich sztukach, P2, 197) kolejno nie usuwał. Bowiem, jak niegdyś w poezji, tak i w tej dziedzinie Różewicz przeprowadzał gruntowną, systematyczną pracę, docierał do podstawowych form i struktur, do granic gatunków i rodzajów i

-rewolucyjnie j e zmieniał. Naturalnie, doświadczenia wybitnego poety, pisarza liczyły się w tej pracy, ale coś z eksperymentator-stwa, poszukiwania przez dojrzałego pisarza możliwości i kształtów własnego teatru zawiera się w pierwszym dziesięcioleciu dramaturgii Różewicza. Zwłaszcza że w ogóle jest to dziesięciolecie znów poszukujące, neoawangardowe.

[...]

Dziś w Polsce Różewicz jest jednym z niewielu, a przynajmniej jednym z niewielu tego kalibru pisarzy tak programowo obstających przy laickości kultury XX wieku. I wyciągających ze swego stanowiska wszelkie konsekwencje myślowe. Współczesny świat, nie mający odwrotu w mityczno-dogmatyczną przeszłość, nie podźwignie się i nie będzie zdolny do rozwoju, jeśli nie stworzy

17

własnej hierarchii wartości, własnego sacrum. Po wiekach panowania religii z ich dogmatem opatrzności i perspektywą życia wiecznego, ludzie stają wobec konieczności, by, jak to określił Nietzsche, "przewartościować wszystkie wartości". Wymaga to z ich strony kolosalnego duchowego wysiłku i podobnie wielkiego wysiłku praktycznego, by przewartościowanym wartościom moralnym zapewnić ziemskie sankcje.

Różewiczowski człowiek pusty, bez środka, bez świeckiej również duszy to współczesna wersja Eliotowskich ludzi jałowych, wydrążonych. Samotnie nie potrafi on stawić czoła życiu, toteż jego upadki są stokroć bogatsze niż przewidział dekalog, różno-kierunkowe (poemat Spadanie). Człowiek zdany jest na własną, lecz wspólnie tworzoną hierarchię wartości, świecką moralność, a nasz wiek XX dowodzi, jak zawodna jest pod tym względem wiara w człowieka, w społeczeństwo, państwo, organizacje polityczne. Nic w tym sensie jest stanem zerowym na skali uduchowienia świata i człowieka po utracie Boga i religii objawionej, stanem alarmowym świeckiej moralności. Ta pesymistyczna diagnoza nie ma nic wspólnego z wyznawaniem, a także praktykowaniem mihilizmu. Jest jego zaprzeczeniem, podjęciem z nim walki, czym zajmę się osobno.

Nie znaczy to, aby współczesny człowiek, zwłaszcza świadomy jak wątły jest status wszelkich ludzkich wartości i jak nagminnie są one podważane i gwałcone, nie podlegał zwątpieniom co do możliwości w ogóle ich sformułowania, a co dopiero rozpowszechnienia i praktykowania. Aby nie był wystawiany na pokusy nicości, nihilizmu.

Kartoteka

Spisu osób nie podaję. "Bohaterem" sztuki jest człowiek bez określonego dokładnie wieku, zajęcia i wyglądu. "Bohater" nasz często przestaje być bohaterem opowiadania i zastępują go inni ludzie, którzy są również "bohaterami".] Wiele osób biorących udzial w tej historii nie odgrywa tu większej roli, te, które mogą odgrywać główne role, często nie dochodzą do głosu lub mają mato do powiedzenia. Miejsce jest jedno. Dekoracja jedna. Wystarczy, jeśli w ciągu tych godzin przestawi się krzesło. Czas?

Sztuka ta jest realistyczna i współczesna. Krzesło prawdziwe. Wszystkie przedmioty i meble są prawdziwe. Ich rozmiary są trochę większe od normalnych. Zwykły, przeciętny pokój.

Stół. Etażerka z książkami. Dwa krzesła. Zlew itd. Łóżko na wysokich nóżkach. W pokoju nie ma okna. W ścianach naprzeciwległych są drzwi; jedne i drugie są stale otwarte. Łóżko stoi pod ścianą. Przez cały czas światło w pokoju jest jednakowe. Dzienne, jarzeniowe", dosyć mocne światło. Światło nie gaśnie, nawet kiedy opowiadanie jest skończone. Kurtyna nie zapada. Być może opowiadanie jest tylko przerwane2 Na godzinę, na rok...

Jeszcze jedna uwaga. Ludzie występują w swoich codziennych, zwykłych ubraniach. Nie wolno ich stroić w żadne efektowne kostiumy, kolorowe szmatki itp. akcesoria. Oprawa plastyczna jest tu bez znaczenia. Jak najmniej barw i efektów.

Przez otwarte drzwi przechodzą spiesznie lub wolno różni ludzie. Czasem słychać urywki rozmów. Czasem stoją i czytają gazetę... Wygląda to tak, jakby przez pokój Bohatera przechodziła ulica. Niektórzy przysłuchują się przez chwilę temu, co mówi się w pokoju Bohatera. Czasem wtrącają kilka stów. Przechodzą dalej. Akcja trwa od początku do końca bez przerwy.

19

BOHATER leży z rękami złożonymi pod głową. Wyciąga rękę,

trzymają przed oczyma.

To jest moja ręka. Ruszam ręką. Moja ręka. (porusza palcami) Moje palce. Moja żywa ręka jest taka posłuszna. Robi wszystko, co pomyślę.

Odwraca się do ściany. Może zasypia.

Wchodzą rodzice Bohatera. Zatroskani. Ojciec spogląda na

zegarek.

MATKA

Nie trzymaj rąk pod kołdrą, to brzydko i niezdrowo.

OJCIEC

Co z niego wyrośnie, jak będzie się tak długo wylegiwał. Wstawaj! Chłopcze!

MATKA

Ma czterdzieści lat i jest dopiero dyrektorem administracyjnym operetki.

OJCIEC

Ręczę ci, że on się brzydko pod kołdrą bawi. Sam ze sobą.

MATKA

Pleciesz! Przecież tam jeszcze ktoś leży pod kołdrą. Zdaje się, że kobieta.

OJCIEC

Oszalałaś! Siedmioletni chłopiec... Wczoraj wyciągnął mi złotówkę. .. Zerżnę mu skórę! Przy tym wyjada cukier z cukiernicy.

MATKA

Ależ on ma kolegium! Referat i koreferat!

OJCIEC

Ukradł mi złotówkę. Gdyby powiedział: "tatusiu, proszę cię o złotówkę, chcę sobie coś kupić", dałbym. To musi być ukarane!

MATKA

Ciszej! Śpi.

OJCIEC

W kogo on się wdał?

20

Wchodzi Chór Starców. Jest ich trzech. W wymiętych, trochę znoszonych garniturach. Jeden z nich w kapeluszu. Siadają pod ścianą na rozkładanych krzesełkach, które przynieśli ze sobą. Starcy poruszają się niemrawo. Tekst natomiast recytują bardzo wyraźnie, dźwięcznie, młodzieńczymi glosami. Chór wygłasza tekst bez zbędnej mimiki.

Chór Starców wykorzystuje przerwy w akcji; udziela nauk, daje przestrogi, budzi otuchę.

CHÓR

Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze, Ten młody zdusi Centaury, Piekłu ofiarę wydrze, Do nieba pójdzie po laury,

OJCIEC pochyla się nad łóżkiem. Bierze w dwa palce ucho Bohatera, pociąga

Nie udawaj, że śpisz. Wstań, kiedy ojciec do ciebie mówi!

BOHATER

Stój! Stój! Kto idzie? Stój, bo strzelam! Halt!

MATKA

Mówi przez sen. Ach, ta straszna wojna.

OJCIEC

Chcę z tobą porozmawiać, łapserdaku.

BOHATER siada na łóżku Słucham

OJCIEC

Dlaczego wyjadłeś cukier z cukiernicy?

BOHATER

To Władek.

OJCIEC

Nie kłam, opowiedz dokładnie, jak to było.

BOHATER

Coś mnie podkusiło, tatusiu. Jakiś diabeł, tatusiu!

21

OJCIEC

Gdybyś mi powiedział: "tatusiu, daj cukru"...

BOHATER

A tatuś dłubał w nosie, podejrzałem tatusia...

OJCIEC

Wyrodku! Co z ciebie wyrośnie? Bóg świadkiem...

MATKA

Jak śmiesz do ojca... Nie poznaję cię, dziecko.

KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY

Panie dyrektorze, czas na posiedzenie.

BOHATER

Zrozumiałem po trzydziestu latach ogrom swych win, a właściwie mych win. Tatusiu. Mamusiu. Tak, to ja zjadłem kiełbasę w Wielki Piątek dnia piętnastego kwietnia 1926 roku. Wstydzę się swego czynu. Zjedzenie kiełbasy uplanowałem o wiele wcześniej wraz z Jasiem i Pawełkiem. Mój niski postępek, kochany tatusiu, nie może być usprawiedliwiony. Zjadłem kiełbasę z łakomstwa. Nie byłem głodny. Dzięki twej trosce, tatusiu, miałem w dzieciństwie do syta chleba. Często otrzymywałem drobne pieniądze na łakocie. Mimo to zbłądziłem.

MATKA

Ależ ojciec pyta o cukier, nie o kiełbasę.

BOHATER

Mamusiu. Nie broń mnie. Wyrzeknij się syna. Cukier zjadłem i kiełbasę. Pamiętam, że koło godziny piętnastej minut pięć zaczęliśmy jeść kiełbasę. Ja zjadłem część największą. Również nasza kochana babunia, zgładzona dzięki mojej intrydze...

MATKA

Babunia przecież śmiercią naturalną...

BOHATER

Biedni rodzice. Spłodziliście potwora. Przez dziesięć lat z premedytacją podawałem babci strychninę w biszkoptach. Pamiętam również dobrze niecne praktyki z zapałkami. Ze wstrętem myślę o tym, że planowałem również zgładzenie tatusia.

23

OJCIEC

Ładne rzeczy.

BOHATER

Te myśli i plany wylęgły się w mojej głowie, gdy ukończyłem piąty roczek życia. Pamiętam te pięć świeczek, które paliły się na torciku...

KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY niecierpliwie Panie dyrektorze. Już czas.

BOHATER

Chciałbym się również przyznać do...

KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY

Najwyższy czas...

BOHATER

Kochani, mam konferencję, słyszycie? Rodzice wychodzą.

GŁOS SPOD KOŁDRY

Konferencja dopiero za dwie godziny, ale trzeba się przygotować. Ja zaraz pana przygotuję na wszystko.

CHÓR STARCÓW

Aaa, kotki dwa,

szare-bure obydwa,

nic nie będą robiły,

tylko dziecko bawiły.

Bohater zasypia. Budzi go wystrzał armatni (detonacja winna być potężna! Tak żeby wystraszyć widownię).

BOHATER

Idioci. Znów wojna?

GŁOS SPOD KOŁDRY

Nie, panie dyrektorze, to księżna Monako powiła ośmioraczki! W związku z tym w całej ojczyźnie urządza się żakinady, dziecinady i tak dalej. Od szczytów Tatr do sinego Bałtyku.

BOHATER

Ale dlaczego u nas? Księżna w Monako żyje!

24

GŁOS SPOD KOŁDRY

To jest bez znaczenia. Stu naszych młodych działaczy dla uczczenia wybiera się na hulajnogach do Konga. Inni składają ślubowanie czystości przedmałżeńskiej.

BOHATER patrząc w sufit

Matołki. Chwila ciszy.

Idioci. Chwila ciszy.

Kretyni, pawiany, gnojki, złodzieje, oszuści, pederaści, astro-

nauci, onaniści, sportowcy, felietoniści, moraliści, krytycy, bi-

gamiści. Chwila ciszy. Bohater zapala papierosa, patrzy w sufit.

Leżę. Leżę! Szefowie rządów i sztabów pozwolili mi leżeć i

patrzeć w sufit. Sufit. Piękny, czysty, biały sufit. Kochani są ci

szefowie. Można spędzić spokojnie niedzielę. Do pokoju wchodzi Olga. Kobieta w średnim wieku. Staje w "nogach" łóżka. Zdejmuje płaszcz. Płaszcz, torbę, szal itp. składa na łóżku.

OLGA

Przechodziłam i usłyszałam, że mnie wołasz...

BOHATER

Ja, ciebie?

OLGA

Minęło piętnaście lat, jak wyszedłeś z domu. Nie dałeś znaku życia.

BOHATER

Tak.

OLGA

Nie zostawiłeś adresu.

BOHATER

Nie miałem.

25

OLGA

Mówiłeś, że idziesz po papierosy.

BOHATER

Papierosy kupiłem.

OLGA

Piętnaście lat cię nie było! Co u ciebie? Co z tobą? Wytłumacz się, powiedz coś.

BOHATER

Opowiem ci dowcip.

OLGA

Dowcip. W takiej chwili! To jest okropne. On mi powie dowcip, po piętnastu latach...

BOHATER

Napiłbym się herbaty.

OLGA

Herbata w takiej chwili, kiedy ja pragnę rachunku z całego twego życia... Zawiodłam się na tobie, Henryku!

BOHATER

Ja mam na imię Wiktor!

OLGA

Wiktorze, zawiodłam się na tobie. Jesteś świnią i oszustem.

BOHATER ziewa Już mi się nie chce gadać.

CHÓR STARCÓW każdy Starzec do siebie Gadać mu się nie chce... Przecież on jest głównym bohaterem... A kto ma gadać.

OLGA tupie nogą na Chór Starców

Cicho tam... Żebyś choć jedno słówko... Nic!

BOHATER

W tych warunkach nic nie osiągnę.

OLGA

Głaskałeś mnie po piersiach, łasiłeś się jak wąż, uwodziłeś mnie pięknymi słówkami.

26

BOHATER

Pięknymi słówkami?

OLGA

Mówiłeś, że będziemy mieli domek z ogródkiem, parkę dzieci:

synka i córeczkę... Świat się kończył, a ty kłamałeś! Złamałeś mi...

BAHATER

Świat się nie skończył. Przeżyliśmy. Nie masz pojęcia. Olu, jak się cieszę, że mogę leżeć. Mogę leżeć, obcinać paznokcie, słuchać muzyki. Szefowie ofiarowali mi całą niedzielę. Może wejdziesz do łóżka. Porozmawiamy.

OLGA

Śpieszę się do operetki. Mam już bilet... Nigdy ci nie przebaczę. Wychodzi.

BOHATER

Zostaw gazetę. Myślałem, że wszyscy umrzemy, więc mówiłem ci o dzieciach, kwiatach, o życiu. Proste, {otwiera gazetę. Przegląda, czyta na glos) "Butelki przed nalaniem piwa muszą być dokładnie wymyte. Pracownicy rozlewni często nie zadają sobie trudu, aby skontrolować, czy butelki są czyste. Rezultat jest taki, że spotyka się w napełnionych butelkach różne «ciała obce», zdarza się nawet, że w piwku pływają muchy. Pisaliśmy już w poprzednim naszym artykuliku na temat piwa o barbarzyńskim niemal stosunku do tego napoju pracowników detalu. Handel piwem dostarcza nie lada okazji do oszustw. W jaki sposób np. ze stulitrowej beczki piwa zrobić studwudziestoli-trową?"

CHÓR STARCÓW

W bardzo prosty.

BOHATER

"Trzeba klientom pijącym piwo w kuflach zaaplikować większą porcję piany. Klienci, zamiast pełnego kufla piwa, otrzymują kufel napełniony tylko w jednej drugiej albo w jednej trzeciej. (glos Bohatera nabiera mocy, staje się patetyczny) Owszem, piwo powinno posiadać tzw. kołnierz piany. Chodzi jednak o to,

27

aby zawartość kufla odpowiadała normie. Dlatego też wszystkie kufle czy szklanki powinny być cechowane. Powinny posiadać kreseczkę oznaczającą 250 czy 500 cm sześciennych napoju... Niestety, nie myje się nawet dokładnie kufli od piwa. Wnętrze wielu kufli pokryte jest warstwą tłuszczu, a tłuszcz to wróg nr l złocistego napoju. W handlu piwem występuje karygodny brak odpowiedzialności. Z tym trzeba skończyć. Trzeba karać..." Chór Starców dzieli się.

STARZEC I przykłada dłoń zwiniętą w trąbkę do ucha O czym on mówi?

STARZEC II

O piwie!

STARZEC III

Czy w tym piwie są aluzje do władzy, podteksty, symbole, alegorie, czy nasz bohater jest szermierzem?

STARZEC I

O piwie mówi!

STARZEC II

W tym piwie musi się coś kryć!

STARZEC III

Mówi, że w piwku pływają muchy.

STARZEC II

Muchy? To już coś jest.

STARZEC I

Bzdura! U niego piwo znaczy piwo, mucha to tylko mucha. Nic więcej.

STARZEC III

Zlitujcie się, to nie bohater. To po prostu śmieć! Gdzie się podziały dawne bohatery, Orfeusze, woje, proroki. Mucha w "piwku"! Nawet nie w piwie, ale w piwku! Co to jest?

STARZEC II wykrzywiając się ironicznie To jest teatr na miarę naszych wielkich czasów.

28

STARZEC III

Czasy są niby duże, ludzie trochę mali.

STARZEC I

Jak zwykle, jak zwykle.

STARZEC III

W piwku pływają muchy? W tym się coś kryje! Chór zgodnie kiwa głowami.

Jest cicho jakby makiem zasiał. W tej ciszy rozlega się śpiew ptaka. Kanarka. Po minucie do pokoju wchodzi stary człowiek z długimi wąsami, w starym kapeluszu.

BOHATER

Wujek!

WUJEK

Byłem z pielgrzymką w klasztorze... Zajrzałem po drodze do dębie:

"wstąpił do piekieł, po drodze mu było". A co u ciebie, Stasiu?

BOHATER

Nic, nic, wujku. Kopę lat. Nie widzieliśmy się dwadzieścia pięć lat, wujku! {Bohater siada na łóżku, wciąga skarpetki) Pewnie wujka nogi bolą. Przecież to sto kilometrów. Niechże wujek siada. Jak to dobrze, że wujek mnie odwiedził. Zaraz wujkowi wodę do nóg przygotuję i wodę na herbatę przegotuję! Niech się wujek położy! Wie wujek, niech wujek sobie wymoczy nogi. (Bohater wyciąga spod łóżka miednicę, nalewa wodę. Nalewa prawdziwą wodę do prawdziwej miednicy z prawdziwego dzbanka) Niechże wuj, proszę wuja... Zaraz wujkowi... (Bohater uradowany krząta się żywo koło Wujka) wujek... wujka... wujkowi... wujka... wujkiem... o! wujku... w wujku...

WUJEK

Poczciwy chłopiec. Dziękuję ci, dziecko, za te owację. (Wuj zdejmuje kamasze i skarpetki. Moczy nogi w miednicy.) A co u ciebie, Władziu?

BOHATER

Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale Zosia mówiła, że wujek chory, więc myślałem, że wujek umarł, (kładzie ręce na ramiona Wujka) Strasznie się cieszę, że wujka widzę. Nie ma wujek pojęcia. Co u wujka?

29

WUJEK

Jakoś się tę taczkę żywota pcha. Masz się z czego cieszyć.

BOHATER

Wujek jest prawdziwy! I kapelusz prawdziwy, (.zdejmuje Wujkowi kapelusz) I wąsy prawdziwe, i nogi prawdziwe, i spodnie prawdziwe, i serce prawdziwe, i uczucia, i myśli prawdziwe. Cały prawdziwy wujek. Nawet kamaszki u wujka są prawdziwe, i guziki, i słowa. Prawdziwe słowa! Bohater mówi ze wzrastającym wzruszeniem i uniesieniem.

WUJEK

A co u ciebie, Władziu, mówiła mi Helenka, że w Paryżu byłeś.

BOHATER

Byłem.

WUJEK

No i co tam, jak tam, powiedziałbyć coś o tym Paryżu. Ja to już go w życiu nie zobaczę... I ciotka ciekawa.

BOHATER

Z przyjemnością wujku.

WUJEK

Czasu chyba nie traciłeś, co?

BOHATER

Chyba.

WUJEK

A jak tam ludziska żyją?

BOHATER

Jakoś żyją... różnie, (wyciąga papierosy) Może wujek zapali, francuskie.

WUJEK

Jak francuskie, to dwa wezmę.

BOHATER

Kupiłem trochę zapałek w Paryżu, mydełko toaletowe w Paryżu, szczoteczkę, żyletki, koszule, perfumy, pantofle, pinezki, szpilki, igły.

30

Chór Starców ogląda jakieś fotografie, śmieją się, opowiadają sobie anegdotki, których urywki można usłyszeć.

WUJEK

A jak tam w sztukach pięknych, w literaturze?... polityce?

BOHATER

Tak i siak, różnie. Niełatwo objąć. Wie wujek, widziałem naturalnej wielkości Napoleona, papieża, królową, wszyscy różowi i z wosku. Jedzą dużo sałaty, sera i piją wino, oczywiście kuchnia francuska.

WUJEK

To się trochę przewietrzyłeć, i okupiłeś się.

BOHATER

Miasto, wie wujek, w takiej błękitnej mgiełce jak w spirytusie.

WUJEK po chwili milczenia

Ale... coś mi się wydajesz markotny. Ej, Kaziu, Kaziu! I czego ty się gryziesz?

BOHATER

Bo widzi wujek... Szkoda mówić... Klaskałem. Okrzyki wydawałem.

WUJEK

Jakże to "klaskałem"?

BOHATER

Właśnie klaskałem.

WUJEK

Wszyscy klaskali.

BOHATER

Co mnie wszyscy obchodzą. Myślę o sobie. Klaskałem.

WUJEK

Dzieciuch z ciebie, Piotrusiu! Picasso też klaskał.

BOHATER

Wujku, wujku...

WUJEK

No, co powiesz, Kaziu?

31

BOHATER

Ja wiem, że wielu klaskało, ale oni już zapomnieli. Teraz zajmują się markami samochodów albo bawią się na balach maskowych, a ja ciągle jeszcze składam ręce i tamto klaskanie klaszcze we mnie. We mnie jest czasem takie ogromne klaskanie. Jestem pusty jak bazylika w nocy. Klaskanie, wujku, klaskanie... Cisza

WUJEK

A w ogóle to zdechlaki z was, słabeusze. Łysy i dzieli włos na czworo. A co ja mam powiedzieć? Co tam to wasze klaskanie. Pamiętam, w czasie zaburzeń wrzuciliśmy do pomidorowej zupy naszego dowódcę. Czekaj, jak on się nazywał?

BOHATER

Do zupy?

WUJEK

Akurat w kotle gotowała się zupa pomidorowa... Czas był niespokojny, różne zamieszki, bunty, jednym słowem gotowało się... Przyszedł sprawdzić do kuchni. Zupa się gotowała dla całej kompanii, my go tam wrzucili i kocioł przykryli pokrywką. I ugotował się razem z wąsami. Ostrogi się ugotowały i ordery. Jeszcze teraz nie mogę się wstrzymać od śmiechu, jak sobie to wspomnę. (Wujek klepie po ramieniu Bohatera) Sumienie masz delikatne. Ja ciebie rozgrzeszam!

BOHATER

Smutny jestem, wujku. Wie wujek, kiedy byłem małym chłopcem, bawiłem się w konie. Zamieniałem się w konia i z rozwianą grzywą pędziłem przez podwórko i ulice. A teraz, wujku, nie mogę się zamienić w człowieka, choć jestem dyrektorem instytutu. Chciałbym rozkopać ziemię, wygrzebać kilka ziemniaków i upiec wujkowi. Ziemniaki mają szarą, szorstką łupinę. Są w środku białe, sypkie i gorące. Chciałbym mieć w życiu swoją jabłonkę z gałązkami, listkami, kwiatkami, jabłkami... Już tak dawno nie siedziałem w cieniu. Jabłko jest powleczone przezroczystą warstewką wosku, odciski palców widać bardzo wyraźnie na takim jabłku. Jabłka wiszą na gałązkach. Czekają na moją rękę. Tak jak dziewczęta...

32

WUJEK

Co, Kaziu, wrócisz już? Czekamy na ciebie wszyscy. I mama, i siostry.

BOHATER

Nie mogę, wujku.

WUJEK

Nie chcesz jeszcze wracać ze świata do domu?

BOHATER

Nie.

WUJEK

Jeszcze się nie najadłeś, nie nałykałeś?

BOHATER

Jeszcze, wujku, apetyt rośnie, jak otworzę usta, tobym łykał całe miasta, i ludzi, i budynki, i obrazy, i biusty, telewizory, motory, gwiazdy, odaliski, skarpetki, zegarki, tytuły, medale, gruszki, pigułki, gazety, banany, arcydzieła...

WUJEK

A może się spakujesz i pójdziesz ze mną, jutro będziesz na miejscu.

BOHATER

Nie, wujku, nie mogę już wracać.

WUJEK

Chodź, chodź, ptaszki śpiewają, wiosna idzie.

BOHATER

Mam dużo spraw do załatwienia, różne sprawy, trudno się od tego oderwać, trudno się połapać. Może później.

WUJEK wyciera nogi w koc. Zakłada buty, miednicę z wodą wsuwa pod łóżko

Dzidek! To ja już sobie pójdę. Zostań z Bogiem! Bohater milczy. Leży z zamkniętymi oczami. Do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn. Jeden w cyklistówce, drugi w kapeluszu. Są ubrani w długie jesionki (Stary fason), jeden z nich wyciąga papiery z teczki, drugi rozwija metalowy metr. Zaczynają mierzyć pokój Bohatera. Czynią to bardzo skrupulatnie.

33

GOŚĆ W CYKLISTÓWCE

Trzy metry czterdzieści osiem centymetrów.

Gość w Kapeluszu zapisuje. Gość w Cyklistówce mierzy drzwi,

potem mierzy tóżko, podaje cyfry. Gość w Kapeluszu zapisuje, dodaje, mnoży i dzieli. Gość w Cyklistówce podchodzi do Bohatera,

mierzy jego długość i szerokość, stopy, obwód głowy i szyję, rozpiętość ramion itd. Gość w Cyklistówce pochyla się nad Bohaterem.

GOŚĆ W CYKLISTÓWCE

Co on tak ściska w ręce?

GOŚĆ W KAPELUSZU

Papier.

GOŚĆ W CYKLISTÓWCE

Trzeba mu palce odgiąć. Odgina powoli palec za palcem, wyjmuje z ręki Bohatera papiery.

GOŚĆ W KAPELUSZU

Co tam jest?

GOŚĆ W CYKLISTÓWCE

Jakieś papiery. Życiorysy... {czyta na glos} "Urodziłem się w roku 1920, po ukończeniu szkoły ludowej... zapomniałem, że w szkole ludowej miałem kolegę, który mi dawał ser, ten kolega był ze wsi. Po ukończeniu. Po otrzymaniu świadectwa dojrzałości starałem się o przyjęcie do magistratu. W roku 1938 w hotelu wyczyściłem buty kapą z łóżka... Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpiłem do gimnazjum. Po ukończeniu szkoły średniej starałem się... {Gość kręci gtową, czyta dalej) Ludzie, chodźcie do mnie wszyscy!"

GOŚĆ W KAPELUSZU

A co, on śpi? Może udaje?

GOŚĆ W CYKLISTÓWCE czyta dalej "W roku 1938 wyczyściłem w hotelu buty dywanem i przeciąłem ręcznik przy wycieraniu żyletki. Następnie po ukończeniu lat osiemnastu przystąpiłem do egzaminu dojrzałości. Nie zdążyłem jednak ukończyć, gdy l września 1939 roku wybuchła wojna światowa... ten straszliwy kataklizm, który pochłonął..."

35

Gość w Cyklisłówce chowa papiery do teczki i wychodzą. Do pokoju włazi na czworakach eleganckipan w średnim wieku. Jest idealnie uczesany, ulizany. Wyraźny przedziałek nagłowię. Można powiedzieć, że uczesany jest od wewnątrz. Pan ten obchodzi na czworakach cały pokój. Obwąchuje nogi stołu, krzesło, zagląda pod łóżko... zaczyna gadać, podnosząc pysk w stronę Bohatera.

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

Pan wie, kto ja jestem? Kto pan jest, kto on jest, co on jest? Ja mam swoją dumę. Nie, panie, pan jest za mały, żeby tak do mnie mówić. Nie chciałem wiedzieć, gdybym wiedział, nie mógłbym oszukiwać. Ale cierpię. Ja jestem... jam...

Bohater poruszył się. Pociąga nosem. Pan z Przedziałkiem

ucieszył, się.

BOHATER

Czuję obcego... czuję wazelinę, lakier, bździnę i literaturę. Kto tu?

Pan z Przedziałkiem łapą poprawia włosy i krawat. A. to ty, Bobik.

Przechodzi przez pokój grubas w okularach. Czyta gazetę, rozgląda się. Stoi na środku chodnika. Wota na Pana z Przedziałkiem.

GRUBY

Bobik, do nogi! Pan z Przedziałkiem ociera pysk o nogawkę Grubego.

Bobik, leżeć! Pan z Przedziałkiem kładzie się.

Zdechł pies!

Pan z Przedziałkiem udaje zdechłego. Gruby uśmiechnięty, wyciąga kość z kieszeni i rzuca ją pod stoi. Pan z Przedziałkiem "aportuje" kość.

Służyć, Bobik, no...

Pan z Przedziałkiem pięknie "śluzy". Przechyla głowę raz na prawe, raz na lewe ramię, uśmiecha się. Gruby wyciąga rękę.

Łapę, Bobik!

36

Pan z Przedziałkiem wyciąga rękę lewą. Otrzymuje klapsa w lewą łapę.

Prawą.

Pan z Przedziałkiem poprawia się. Podaje prawą łapę. Gruby do Bohatera

Dobrze ułożony, prawda?

BOHATER siada na łóżku Nie wiem.

GRUBY

Powie mu pan: cierp, cierpi, powie mu pan: skacz, skacze, a nawet potrafi czytać i pisać...dostał medal na wystawie psów w Paryżu... jest inteligentny, dobrze ułożony... ułożenie nie jest trudne... wystarczy umiejętne postępowanie, nieco cierpliwości... w pracy psa działają cztery czynniki: pasja łowiecka, wiatr, chody i inteligencja... Bobik ma chody i dobrze czuje wiatr... Bierze go pan?

BOHATER

Nie mam pieniędzy... a on nie gryzie?

GRUBY śmieje się Nie ma zębów, ma tylko język. Liże.

BOHATER

Dam panu skarpetki...

GRUBY

Dobrze.

Bohater zdejmuje skarpetki i daje Grubemu. Ten chowa je do kieszeni. Odchodzi czytając gazetę. O Bobiku zapomniał.

BOHATER wyciąga rękę, gładzi po głowie Pana z Przedziałkiem

Napijesz się?

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM ciągle na czworakach Pół czarnej i koniak.

BOHATER

Piłeś czarną kawę na poprzednim etapie, i co? Lepiej napij się wody. {wyciąga spod łóżka miednicę z wodą) W tej wodzie

37

moczył nogi uczciwy, prosty człowiek. Pij. To lekarstwo dla takich jak ty! Jak my...

Pan z Przedziałkiem wysuwa "po psiemu" język i zamierza pić wodę z miednicy. Bohater śmieje się.

Dość! Naprawdę jesteś uprzejmy. Nie wygłupiaj się. Siadaj. Zaraz zrobimy kawę. Wprawdzie nie mam kawy, filiżanek i pieniędzy, ale od czego jest nadrealizm, metafizyka, poetyka snów. (wota) Dwie duże kawy!

Do pokoju wchodzi Kelnerka. Ubrana w czepek, fartuszek itp., stawia srebrną tacę na stole, pyta: "czy mam się rozebrać?"

BOHATER

Nie trzeba. Nie znoszę kabaretu. Kelnerka wybiega.

CHÓR STARCÓW

Trąd

trądzik

trefl

trele

Trembowla

trębacz

trener

tresura

Bohater i Pan z Przedziałkiem w skupieniu popijają kawę. Przerywają picie i oglądają uważnie swoje ręce. Potem pokazują sobie ręce. Prawą i lewą. Oglądają uważnie.

BOHATER trzyma lewą rękę Pana z Przedziałkiem

O! Jaka plamka! Czarna.

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

To atrament!

BOHATER

Atrament! To można zmyć śliną.

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

O! I u pana plamka! Dwie plamki! Dwie czerwone plamki!

38

BOHATER

To krew.

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

Prawdziwa krew?

BOHATER

Krew wroga.

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

Znam tylko smak wódy, wody, śliny i atramentu, jaki smak ma krew?

BOHATER wyjmuje szpilkę i kłuje palec Pana z Przedziałkiem, ten ssie palec

Kropla krwi! Jak przeżyłeś wojnę? Okupację? Nie miałeś w

ręku broni?

PAN Z PRZEDZIAŁKIEM

Dzięki żonie! Żona, żonie, w żonie, z żoną, o, żono... na żonie... pod żoną.

BOHATER

Won! Krzyczy.

Pan z Przedziałkiem opada na cztery tapy, sięga tapą po filiżankę i na czworakach wypija resztę kawy. Wchodzą dwie dobrze utrzymane panie w średnim wieku. Prowadzą ożywioną rozmowę przerywaną wybuchami śmiechu.

PANI

Ja jego, on mnie, on tobie, ona jemu, wiesz, jaki on, kiedy mu,

muuuuu (ryczy i rży, śmieje się. Rozgląda się) O, kochanie.

Jesteś!... Pan z Przedziałkiem wstaje na dwie nogi.

Mój mąż, moja złota. Moja przyjaciółka, kochany. Pan z Przedziałkiem całuje w rękę drugą panią. Uśmiechnięty, pełen radości życia wychodzi z paniami. Panie mają paznokcie pokryte lakierem.

CHÓR STARCÓW

Kordebalet, kordegarda, kosmetyka, kosmiczny, kopulacja, marmolada, marmur, martyrologia...

39

Bohater szuka czegoś gorączkowo. Wchodzi pod łóżko. Otwiera szuflady. Zagląda do wszystkich kątów. Chór Starców wychodzi. Bohater jest sam. Szuka po kieszeniach. Wreszcie wyciąga mocny sznur. Zakłada go na szyję, próbuje sznur. Rozgląda się po pokoju. Szuka gwoździa. Podchodzi do wieszaka. Wreszcie otwiera szafę i wchodzi do szafy. Zamyka drzwi. Szafa zamknięta. Dopiero po dłuższej chwili drzwi do szafy otwierają się.

BOHATER

Sami się wieszajcie. Wolę swój mały palec lewej nogi niż was wszystkich razem. Co? Wieszajcie się! Nie! Wy siebie tak bardzo kochacie. Ta baba bardziej kocha swojego pieska niż mnie, człowieka. Bo to jej piesek. Ona swoją ślepą kiszkę kocha bardziej od całej ludzkości.

Bohater siada na łóżku. Wyciąga z kieszeni śniadanie, odwija z papieru, zaczyna jeść. Do pokoju wchodzi Tłusta Kobieta.

TŁUSTA KOBIETA

Wstyd! Taki mały i podgląda.

BOHATER przerywa jedzenie

Co pani tu robi? To jest mieszkanie prywatne! Kto pani pozwolił tu wejść?!

TŁUSTA KOBIETA

Cha! cha! cha! cha! (zaśmiewa się) Mieszkanie prywatne!

BOHATER

Ja pani nie znam.

TŁUSTA KOBIETA

Pan mnie podglądał w kąpieli, panie Wacku!

BOHATER

Ćwierć wieku minęło od tej chwili! Tak, przypominam sobie. Ale widzę, że pani już wyszła z wody. Niech pani idzie dalej! Nie mam teraz czasu, muszę przeczytać listy.

TŁUSTA KOBIETA

Ja poczekam. Siada na krzesełku i siedzi. Może robić na drutach sweterek.

40

BOHATER bierze ze stołu kilka kopert. Otwiera różową kopertę.

Czyta wyraźnie.

"Mój Janku! Jestem rozrzewniona dowodem Twojej pamięci. Przybywaj, ażebym własnymi paluszkami mogła Ci włożyć do buzi najsłodszą pralinkę z nadesłanej bombonierki. Twoja Zosia" (otwiera drugą kopertę. Czyta) "Kochany Zdzisławie! Do-chadzą mnie bardzo niepożądane wieści o Tobie i Twoich nad wyraz lekkomyślnych postępkach. Tak to odpłacasz mi za troski, starania i wydatki, jakie łożyłem na Twoje nauki i wychowanie? Widziano Cię na sali bilardowej w jakimś zajściu z człowiekiem ordynaryjnym, na wykłady nie chodzisz, zajmują Cię gry, zabawy, miłostki... Tegom więc dożył na stare lata! Popraw się, popraw, kochany Zdzisławie, bo jeszcze jedna zła wiadomość, a zerwę z Tobą i nie dość, że Ci odmówię wszelkiego zasiłku, ale nadto zabronię komukolwiek wspominać, że jesteś moim synem. Zasyłam Ci ojcowskie błogosławieństwo. Niech Ci ono sił doda do nawrócenia się na dobrą drogę. Matka płacze! Serdecznie rozżalony Ojciec. {Bohater zniechęcony gniecie kopertę i chowa ją do kieszeni. Wyciąga nową kopertę. Czyta.) "Drodzy Kuzyni! Uroczystość Waszego srebrnego wesela szczerą napawa mnie radością. Jako świadek sprzed dwudziestu pięciu lat Waszych zaślubin, dziś wiary dać nie mogę, że to już całe ćwierć wieku ubiegło od tej chwili, gdyście sobie zaprzysięgli prowadzić wspólnie taczkę żywota, pod wzniosłym godłem miłości! Dwadzieścia pięć lat ubiegło jak krótki moment! Obyż i nadal po samych różach Warn się życie słało, odrodzeni w dzieciach, wnukach i prawnukach, stali się dla nich patriarchami tych zasad, jakie tak Szczytnie przyjęliście sami! Stary przyjaciel NN. Warszawa, 24 stycznia 1902 r."

Po przeczytaniu ostatniego listu Bohater zakłada na nogi pantofle i wy chodzi z pokoju. Po chwili wychodzi za nim Tłusta Kobieta. Teraz na scenie nic się nie dzieje. Można zrobić 5-10 minutową przerwę. Można opuścić kurtynę, można nie opuszczać kurtyny. Po tej przerwie do pokoju wchodzi Bohater. Wyciąga z kieszeni śniadanie, odwija z papieru, zaczyna jeść. Po chwili do pokoju wchodzi Tłusta Kobieta. Rozgląda się.

41

TŁUSTA KOBIETA

Wstyd! Taki młody chłopiec i podgląda kobietę.

BOHATER przerywa jedzenie

Kto pani pozwolił tu wejść? To jest prywatne mieszkanie.

TŁUSTA KOBIETA śmieje się

Prywatne mieszkanie? Mieszkanie prywatne!!

BOHATER

Ja pani nie znam.

TŁUSTA KOBIETA

Pan mnie w kąpieli podglądał, panie Jurku.

BOHATER

Wieki minęły od tej chwili... Tak, przypominam sobie. Widzę, że pani już wyszła z wody.

TŁUSTA KOBIETA

Panie Dzidku, ja pana pamiętam chłopczykiem w marynarskim ubranku z kołnierzykiem.

Bohater kładzie się na łóżku. Wypięty na widownię, tyłem do

Tłustej Kobiety. Ona siada teraz na łóżku...

BOHATER

Minęły wieki.

TŁUSTA KOBIETA

No to co? To cio?

BOHATER podrywa się

Ty stara krowo, ty połciu słoniny, beczko sadła. Pamiętam. Miałem piętnaście lat. Był lipiec. Blask zachodzącego słońca na wodzie. Czerwona rzeka pod koronami czarnych olch. Byłaś wtedy biała i tłusta. Byłaś młoda, gruba dziewucha. Biała jak śnieg. Wchodziłaś powoli do ciemnej wody. Czarne olchy stały nad wodą. W koronach czerwone słońce. Oddałbym wtedy pół życia, całe życie, całe miasto, cały świat za dotknięcie twoich piersi. Gdybym mógł położyć rękę na twoim udzie, wzgórku Wenery.

TŁUSTA KOBIETA

Ny czym?

43

BOHATER

Na wzgórku Wenery. Idiotko, krowo, mogłaś być dla mnie królową. Mogłaś być muzyką, ogrodem, owocem, mogłaś być Drogą Mleczną, krowo. Ale ty chowałaś to dla jakiegoś cwaniaka, łobuza, cynika, bałwana, złodzieja. Teraz ryczysz. Mogłaś być dla mnie ogniem, źródłem i radością. Jak ja wtedy cierpiałem. Chciałem wyskoczyć z własnej skóry.

Tłusta Kobieta robi na drutach sweterek! Przez ciebie o mało nie zostałem sodomitą. Twój brzuch był dla mnie większym objawieniem niż Ameryka dla Kowalskiego. Twój zadek był gwiazdą. Ty idiotko, beczko peklowanego mięsa. Wynoś się, bo cię tu rozwalę na miejscu.

Bohater milknie. W tej chwili wchodzi do pokoju bardzo Żywa

Pani w średnim wieku. Podbiega do Tłustej Kobiety, całuje ją

z egzaltacją i zaczyna gadać.

ŻYWA PANI

Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia z wełny w pepitkę. Na przedzie stanika nałożony karczek przechodzący na plecy, krojony z długimi wyłogami. Lekko poszerzona spódnica. Do stanika - długa biała pikowa kamizelka ze stojącym kołnierzykiem i kokardą. Spódnica ułożona w przedzie w głębokie kontrafałdy. Szew na całej długości pleców. W przodach skośnie wpuszczone kieszenie z patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami z białej piki. Fałda w tyle spódnicy. (Żywa Pani zrywa się z łóżka. Całuje Tłustą) Pa! Pa! Zadzwoń koniecznie. Koniecznie zadzwoń. Pa! Dzwoń! zadzwoń, pamiętaj... pa! pa! Wychodzi.

TŁUSTA KOBIETA zwija robótkę Więc pan umywa ręce, panie Dzidku!

BOHATER

Umywam.

TŁUSTA KOBIETA

Wiązałam z wizytą u pana tyle nadziei! Myślałam, że pomnąc na dawną znajomość zechce pan podać rękę samotnej kobiecie.

44

Cóż to pana obchodzi, że wzrasta we mnie wydzielanie hormonu gonadotropowego. Tak, panie Zbychu...

BOHATER

Mówiłem tyle razy, że mam na imię Wacław.

TŁUSTA KOBIETA

Tak, panie Wacku, miewam coraz częstsze bóle głowy, gorące uderzenia krwi do głowy, zawroty głowy, bóle stawowe. Zauważyłam, że ostatnio występują u mnie nieznaczne zaburzenia trawienne, zmiany w elektrokardiogramie. Doktor uważa, że zupełnie wystarczy doustne podawanie estradiolu, równie skutecznym środkiem jest dwuetylostyłbestrol, lek ten powoduje u mnie nudności i bóle brzucha... A co pan, panie Wacku, radzi mi w tej sytuacji? Gdyby nie to, że znam pana od "tyciego", {Tłusta Kobieta pokazuje) nie zwróciłabym się z taką intymną sprawą do obcego mężczyzny.

BOHATER czyta gazetę.

"Jako pierwsza z tegorocznej kampanii ruszyła w Polsce cukrownia «Strzyżów» w powiecie hrubieszowskim."

TŁUSTA KOBIETA

Jakże świat się zmienił. Ludzie są zupełnie obojętni na cierpienia swych bliźnich.

Słychać głosiki dzieci: »Mamo, mamo. Mamusiu." Tłusta Kobieta wychodzi. Bohater wyciągnięty na łóżku czyta gazetę. Wchodzi Chór Starców. Siadają na swoich miejscach.

CHÓR STARCÓW

Rób coś, ruszaj się, myśl.

On sobie leży, a czas leci. Bohater nakrywa twarz gazetą.

Mów coś, rób coś,

posuwaj akcję,

w uchu chociaż dłub! Bohater milczy.

Nic się nie dzieje.

Co to znaczy?

45

BOHATER

Dajcie mi spokój.

CHÓR STARCÓW

Dzięki Bogu, nie śpi.

BOHATER

Mówicie, że muszę coś robić? Nie wiem... (ziewa) może...

CHÓR STARCÓW

On znów zasypia, wielkie nieba! Bez mąki przecież nie ma chleba. W teatrze trzeba grać, tu musi się coś dziać!

BOHATER

A czy wystarczy, gdy bohater drapie się w głowę, patrzy w ścianę?

CHÓR STARCÓW

To już coś jest.

BOHATER

Nic mi się nie chce.

CHÓR STARCÓW

Toć nawet u Becketta ktoś gada, czeka, cierpi, śni, ktoś płacze, kona, pada, bździ. Rusz się, inaczej teatr zgubisz.

BOHATER

Cyrk pcheł wystawia dziś "Hamleta", dajcie mi spokój, j a odchodzę...

CHÓR STARCÓW

Stój!

BOHATER

Odchodzę.

CHÓR STARCÓW

Gdzie?

46

BOHATER

Na stronę.

CHÓR STARCÓW

On się upił.

BOHATER

Głupi, dajcie mi spać.

CHÓR STARCÓW

Ty znów zasypiasz. Co to znaczy?

BOHATER

Ja z nimi skończę!

Bierze ze stołu ostry kuchenny nóż, podchodzi do Starców, którzy siedzą nieruchomo. Bohater przebija dwóch Starców, trzeciemu urzyna głowę. Układa teraz Chór na podłodze. Bohater siada na łóżku. Uśmiecha się do widowni. Myje ręce. Chodzi wzburzony po pokoju. Zaczyna nawet biegać. Przystaje. Uderza siebie dłonią w prawy i lewy policzek. Podchodzi do ściany. Opiera ręce o ścianę.

Widzisz głupcze! No, przebij głową. Wal. Gdzie ty właściwie idziesz? Gdzie? Do tej idiotki? Do szpitala, do ludzkości, do lodówki, do łososi, do wódeczki, do udka, do nóżki dwudziestoletniej, do cycuszka. Widzisz, no! Na, gryź, gryź własne palce. To dobry pokarm. Wszystko umiera pod twoją ręką, bo nie wierzysz. Osiołku, gdzie leziesz? Leziesz już 38 lat. Do słońca? Do prawdy? Do ściany. Stoję pod ścianą. Bracia moi, moje pokolenie! Do was mówię. Nie mogą nas zrozumieć, młodzi i starzy! (Bohater odwraca się do widowni) Jak to się stało?! Nie mogę zrozumieć. Byłem przecież i we mnie było dużo różnych rzeczy, a teraz tu nic nie ma. Tu, tu! Nie trzeba! Nie zawiązywać! Nie trzeba zawiązywać oczu! (cisza) Chcę patrzeć do końca.

Do pokoju wchodzi młoda, ładna dziewczyna. Sweterek. Obcisłe spodnie. Jakaś torebka, pismo, książka, jabłko. Dziewczyna przechodzi raz i drugi. Jest to tak zwana "babka na medal". Siada przy stole. Przegląda gazetę. Czesze się. Wyciąga lusterko itd., itp. Zwraca się do Bohatera.

47

DZIEWCZYNA

Proszę ptysia.

BOHATER jakby zawstydzony. Mówi do siebie No, tak. Co tam. Można i tak.

DZIEWCZYNA

Ptysia proszę...

BOHATER do widowni

Kiedy jeszcze żyłem... doprawdy, będziecie zgorszeni... będziecie znudzeni, ubawieni tym opowiadaniem.

DZIEWCZYNA

Proszę ptysia i pół czarnej.

BOHATER

Dlaczego pół?

DZIEWCZYNA

Pan nie rozumie, czyja źle mówię po polsku?

BOHATER

Pani nie jest Polką?...

DZIEWCZYNA

Meine Hobbies: Reisen, Biicher, Theater, Kunstgewerbe... ich suche auf diesem Wege einen frohmutigen und charakterfe-sten Lebensgefahrten... ich bin vollschlank, keine Modepup-pe...

BOHATER

Pani jest Niemką?

DZIEWCZYNA

Tak.

BOHATER

Bardzo mi przyjemnie, widzi pani, muszę pani wyjaśnić, że zaszła pomyłka.

DZIEWCZYNA

Ah, so?!

BOHATER

To jest prywatne mieszkanie. Ja tu mieszkam... Oczywiście

48

bardzo mi miło... proszę się nie krępować. Muszę pani powiedzieć... du bist wie eine Blume...

DZIEWCZYNA

Więc to nie jest "Krokodii"?

BOHATER

Wy młodzi nie zdajecie sobie sprawy... ile pani ma lat?

DZIEWCZYNA

Osiemnaście... ale tu było otwarte... widziałam różnych panów, panie; rozmawiali, pili kawę...

BOHATER siada przy stole obok Dziewczyny, bierze ją za ręce. Patrzy długo w jej twarz. Dziewczyna uśmiecha się do niego. Bardzo proszę. Wy młodzi wszystko potraficie wyśmiać... może zresztą tylko tak was przedstawiają skretyniali żurnaliści... ja mam do was zaufanie... proszę się nie śmiać. Mam do pani prośbę. Proszę o kilka minut... Chcę pani powiedzieć... Słyszałem, że pani mówiła po niemiecku. Czy pani jest Niemką? Tak. Właściwie nic ciekawego nie mam do powiedzenia. Proszę nie myśleć, że chcę panią uwieść, wpakować do łóżka...

DZIEWCZYNA

Rzeczywiście tu stoi łóżko, naprawdę przepraszam, me zauważyłam.

BOHATER

Boże! Żeby tylko pani mnie zrozumiała. To wszystko jest takie proste. Zabiorę pani kilka minut i odejdę, ale mam obowiązek coś pani powiedzieć, a pani ma obowiązek mnie wysłuchać. Chcę powiedzieć, że to dobrze, że pani jest. Że pani jest na tym naszym świecie, taka właśnie, że ma pani osiemnaście lat, takie oczy, usta, włosy i że pani się uśmiecha. Tak powinno być. Tak właśnie powinno być. Młoda z czystą, jasną twarzą, z oczyma, które nie widziały... nie widziały. Chcę tylko jedno powiedzieć: nie czuję do pani nienawiści i życzę szczęścia. Życzę, aby pani tak się uśmiechała i była szczęśliwa. Widzi pani, ja jestem uwalany w błocie, we krwi... pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach.

DZIEWCZYNA

Polowali? Na co?...

49

BOHATER

Na siebie. Z karabinami, ze strzelbami... nie, nie będę opowiadał... taraz lasy stoją ciche, prawda? Cicho jest w lasach. Proszę, niech pani się uśmiechnie... W tobie jest cała nadzieja i radość świata. Musisz być dobra, czysta, wesoła. Musisz nas kochać. My wszyscy byliśmy w strasznej ciemności pod ziemią. Chciałem jeszcze raz powiedzieć, ja, dawny polski partyzant, życzę pani szczęścia. Życzę szczęścia waszej młodzieży, tak jak naszej. Proszę się ze mną pożegnać. Już się nie zobaczymy. Wszystko to wyszło jakoś śmiesznie. Jak głupio, jak strasznie głupio. Czy nie można nic powiedzieć, wyjaśnić drugiemu człowiekowi. Nie można przekazać tego, co jest najważniejsze... o Boże!

Jest chwila ciszy. Znów cisza. Z megafonu wydobywa się nieartykułowany krzyk. Potem wyraźniej słowa: ^Aufstehen! Aufstehen!" Bohater wstaje. Stoi przy krześle "na baczność". Dziewczyna, jakby nie słyszała tego wrzasku, patrzy ze zdziwieniem na Bohatera. Raus! Alles raus!

Mauł halten, Klappe zu, Schnabel halten! Wilist du noch quatschen? Du hast aber Mist gemacht! Du Arschloch, Schweinehund, du Drecksack! Bohater staje pod ścianą. Przyciska twarz do ściany. Megafon milknie. Cisza. Dziewczyna wstaje i wychodzi na palcach z pokoju. Zostawia na stole czerwone jabłko. I minuta ciszy.

CHÓR STARCÓW deklamuje Nie bój się to jest twój pokój o widzisz stół a tu szafa jabłuszko na stole boisz się mebli głuptasku ten pan już nie przyjdzie

Ty boisz się krzesła starej gazety stukania

50

głosów za ścianą

dziwaczysz

a może

chcesz się wyróżnić

Uśmiechnij się ten pan już nie przyjdzie spójrz nam w oczy nie kryj się po kątach nie stój pod ścianą przecież nikt ci nie każe stać pod ścianą

odezwij się

Do pokoju w chodzi Nauczyciel z teczką. Siada przy stole. Wyciąga papiery z teczki. Zakłada okulary. Nie zwraca na nic i na nikogo uwagi. Mówi. Zadaje pytania. Nauczy cielą może grać ten sam aktor, który byt Wujkiem. Zamiast wąsów ma okulary.

NAUCZYCIEL

Proszę się nie denerwować. Proszę pomyśleć.

STARZEC I

Co pan tu robi?

NAUCZYCIEL

On ma dzisiaj maturę. Egzamin dojrzałości.

STARZEC I

Dobrze, ale dlaczego dzisiaj?

NAUCZYCIEL

Jest już spóźniony dwadzieścia lat. Dłużej czekać nie mogę.

STARZEC I

Cóż tam macie?

NAUCZYCIEL cały czas patrzy w papiery Różne takie. Niech pan siada. Niech pan się przygotuje.

STARZEC I

Pan doprawdy nie w porę.

51

NAUCZYCIEL

Co mi pan powie na temat przyłączenia Rusi Czerwonej? Starzec II podaje Bohaterowi filiżankę kawy. Odprowadza go do łóżka, kładzie i okrywa kocem.

STARZEC I

Ze śmiercią króla Daniela rozpoczął się okres upadku Rusi Czerwonej. Wprawdzie jeden z jego synów, SzwamoJako zięć Mendoga zasiadł krótko na tronie litewskim, ale o drugim, Lwie I, wyrażają się kroniki niepochlebnie. Po nim panował krótko jego syn, Jerzy I, który połączył księstwo włodzimier-skie i halickie w swoim ręku. Synowie jego, Andrzej Włodzi-mierski i Lew II halicki, utracili na rzecz Giedymina Podlasie i Polesie, ale następnie zawarli z nim przyjaźń, a jeden z synów Giedymina, Lubart, ożenił się z Buszą, córką Andrzeja. Siostrzeńcem obu książąt był Bolesław, syn Trojdena, księcia mazowieckiego, który poślubił jedną z córek Giedymina, a więc siostrę Aldony, żony Kazimierza Wielkiego...

NAUCZYCIEL patrząc w papiery

Świetnie, doskonale. Brawo, młodzieńcze, jest pan doskonale przygotowany do życia. Właściwie zdał pan swój egzamin dojrzałości - ale dla świętego spokoju muszę panu zadać jeszcze kilka pytań, rozumie pan, czcza formalność... Niech mi pan powie, co pan ostatnio czytał?

STARZEC I

Gazetę.

NAUCZYCIEL

A w tej gazecie?

STARZEC I

Porady.

NAUCZYCIEL

Proszę mi opowiedzieć swoimi słowami.

STARZEC I

Jedna Marysia zakochała się na wczasach w Wacku, potem ze sobą chodzili, ale przedtem Wacek, którego Marysia pokochała pierwszą gorącą miłością, chodził z Jadzią, co jednak ukrył

52

przed Marysią i został posłany do wojska. Kiedy napisałam list do Wacka, że spodziewam się dziecka, które poczęło się wcześniej, Wacek nie odpowiadał, lecz mi napisał później, że on się spodziewa dziecka z Jadzią, która chodziła z Tadkiem. Rodzice nie pozwalali mi chodzić z Jackiem, bo Wacek był młodszy ode mnie o 50 lat. Ja mam teraz, "Przyjaciółko", lat 16, a gdy poznałam Gienka, miałam zaledwie 8 lat i wierzyłam w ludzi. Teraz straciłam wiarę w Wacka i jestem w naszym miasteczku wytykana palcami. Poradź, kochana "Przyjaciółko", co robić. Jestem w tym gorszym położeniu, gdyż moja mamusia, która przez 70 lat bezpłodna, wyleczyła się i spodziewa się teraz również dziecka. Czy może być dla mnie jeszcze życie?

NAUCZYCIEL

Wy młodzi jesteście jednak nastawieni wyłącznie na używanie żyda... fakt, smutny fakt... a któż będzie cierpiał ny tym świecie...

STARZEC I

Właśnie, panie profesorze.

NAUCZYCIEL

Jakie ma pan plany na przyszłość?

STARZEC I

Zabieram się do nauki języka chińskiego.

NAUCZYCIEL

Pięknie... a ile sobie pan lat liczy?

STARZEC I

Osiemdziesiąt...

NAUCZYCIEL

Pięknie, młody człowieku, pamiętaj, że "czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci". Dziękuję. Więcej pytań nie mam.

Starzec I zajmuje swoje miejsce obok towarzyszy. Chór Starców

znów siedzi w komplecie pod ścianą.

NAUCZYCIEL

Aa {przypomniał sobie) powiedz mi jeszcze, za co kochasz Chopina.

53

STARZEC I

Chopin ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze, i spopularyzował imię Polski na świecie.

NAUCZYCIEL

Tak, lecz cóż odczuwasz, słuchając jego muzyki jak rok długi?

STARZEC I

Odczuwam głęboką wdzięczność dla kompozytora.

NAUCZYCIEL kręci głową

Jakże można mówić o tym, że nasza młodzież jest cyniczna i

obojętna. Bohater podnosi się. Kiwa palcem na Nauczy cielą.

BOHATER

Panie profesorze! Proszę do mnie. Nauczyciel siada na łóżku obok Bohatera. Bohater wyciąga w stronę Nauczyciela rękę z rozstawionymi palcami.

Co to jest, panie profesorze?

NAUCZYCIEL

Ręka.

BOHATER zaciska palce A to?

NAUCZYCIEL

Pięść.

BOHATER zaciska i rozkłada palce

Ręka, pięść, ręka, pięść, ręka, pięść. Ręką można zabić, udusić, napisać wiersz albo receptę, można pieścić, (gładzi Nauczyciela po policzku. Bierze jabłko do ręki) Co to jest?

NAUCZYCIEL

Jabłko.

BOHATER pokazuje guzik A to?

NAUCZYCIEL

Guzik

54

CHÓR STARCÓW

Guano guma guślarz Guatemala gumienny gutaperka gulasz gumno guz gulden Gustaw guzik Chór Starców przerwał nagle... Zamilkł jak "gromem rażony". Do pokoju weszła Sekretarka. Jest to ta sama osóbka, która grata na początku Glos spod Kołdry. Przez opięte "suknie" lub spodnie widać okrągłe pośladki. Chór Starców gapi się... Sekretarka siada na łóżku. Otwiera teczkę z dokumentami.

SEKRETARKA

Do podpisu, panie dyrektorze.

Bohater w milczeniu podpisuje, palcem wskazującym, szereg dokumentów.

CHÓR STARCÓW

Day, czegoć nie ubędzie, byś nawięcey dała, Day, czego próżno dawać potym będziesz chciała, Kiedyś zmarski twarz zorzą, a gładkie zwierciadło Okaże to na oko, że cię siła spadło...

SEKRETARKA śmieje się Uwielbiam Kochanowskiego.

CHÓR STARCÓW

Nie uciekay, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy, Tym, pospolicie mówią, ogon jego twardszy. I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy, Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.

SEKRETARKA

Jakiś dziennikarz stoi pod oknami, prosi o wywiad.

BOHATER

Jutro.

SEKRETARKA

Czeka od zeszłego roku, pan rozumie, panie dyrektorze, że w naszych czasach przede wszystkim szybkość informacji, agencje czekają na najnowsze wiadomości, nowiny, ciekawostki...

55

BOHATER do Nauczyciela

Pan wybaczy, jestem bardzo zajęty. Nauczyciel wstaje. W drzwiach jeszcze odwraca się.

NAUCZYCIEL

Jeszcze jedno małe pytanie. Czy nie mógłby mi pan pożyczyć sto złotych? Nie... "Ciao! Bambina" Wychodzi z teczką i brodą.

SEKRETARKA ziewa, przeciąga się

Jestem taka zmęczona, senna. Wejdę do łóżka. Wchodzi do łóżka i układa się do snu. Przez pokój chodnikiem przechodzi kilka osób. Jegomość z teczką. Para młodych. Chłopak i dziewczyna. Zatrzymują się, rozglądają, całują długo i mocno. Dwie panie w średnim wieku idąc mówią szybko: »mięso, mięsa, w mięsie, z mięsa, o mięso, z mięsem, bezmięsny". Przechodzą.

Wchodzą rodzice Bohatera. Matka przykłada palec do ust. Stoją nad łóżkiem. Ojciec zerka na zegarek.

OJCIEC

Tak, już najwyższy czas! Matka spogląda porozumiewawczo na Ojca.

Widzisz, Władku... musimy pomówić o pewnych...

MATKA

Tadku...

OJCIEC

Widzisz, Tadziu, chcę z tobą pomówić dzisiaj jak z mężczyzną. Cóż, lata lecą... Zapewne zauważyłeś w swym organizmie pewne niepokojące zmiany. Broda ci twardnieje i gęstnieje, włosy na głowie wypadają, głos grubieje... Czasem miewasz zapewne sny, przebudzony myślisz o różnych rzeczach...

MATKA z rozrzewnieniem

Pamiętasz, Kornelu, jeszcze nie tak dawno pokazywałeś mu okienko, przez które go bociek wrzucił do naszego mieszkania... biedne my, matki...

56

OJCIEC

Widzisz, dziecko, celem życia jest utrzymanie życia. Najpierwotniejszym sposobem życia jest rozmnażanie bezpłciowe. Rozmnażanie następuje przez dzielenie lub pączkowanie. Osobnik dzieli się zazwyczaj na dwie części lub też rozwija się na nim rodzaj pączka, który po pewnym czasie odpada, tworząc nowe indywiduum.

MATKA

Nigdy mi o tym nie mówiłeś...

OJCIEC

Słynne jest dzieworództwo mszyc. Nie mniej ciekawą jest par-tenogeneza wirczyków...

CHÓR STARCÓW

Kozioł

koziołek

koziorożec

kozodój

kupa

kupała

kuper

OJCIEC spogląda na zegarek

Nie należy tu oczekiwać drobiazgowego opisu zewnętrznej mechaniki miłości u wszystkich gatunków zwierząt. Zajęłoby to dużo miejsca i zresztą byłoby uciążliwe i nieciekawe. Wśród świerszczyków samiec posiada aparat muzyczny, samica zaś obdarzona jest organem słuchu, który mieści się na tylnych nogach. Tak samo u koników polnych jedynie samiec może wydawać dźwięki. Czy dźwięki te to wołania miłości?

MATKA

Nie wiem.

OJCIEC spogląda na zegarek

Komu w drogę, temu czas... Najlepiej, Wacku, nie myśl o

głupstwach.

Ojciec pochyla się nad śpiącym Bohaterem, całuje go w czoło. Rodzice wychodzą.

57

BOHATER

Szkoda, że spałaś. Ojciec tu ciekawe rzeczy opowiadał.

SEKRETARKA

Więc ty masz ojca? Jakie to dziwne.

BOHATER

I matkę.

SEKRETARKA

Cha,cha,cha,cha! Tzn. śmieje się.

BOHATER

Z czego się śmiejesz?

SEKRETARKA

Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w kształcie embriona. Więc byłeś tyci jak mój paluszek?!

BOHATER

Tyci...

SEKRETARKA

A potem ssałeś pierś?

BOHATER

Byłem karmiony z butelki.

SEKRETARKA

I kupki robiłeś, maleńkie złote kupeczki, w pieluszki... A włosy? Kiedy ci wyrosły wąsy, broda...

BOHATER

W poniedziałek.

SEKRETARKA

O, jakim to grubym głosem mój kogucik mówi...

BOHATER

Biedny ojciec...

SEKRETARKA

Biedny?! Opowiedz mi o twoim starym.

58

BOHATER

Gdyby mój ojciec

był kapitanem okrętu

biskupem

gdyby miał szablę gwiazdę wstęgę stolec koronę

gdyby odkrył Amerykę

zdobył szczyt

gdyby jednym słowem

różnił się choć trochę

od zwykłych szarych ludzi

SEKRETARKA

Mój złoty, ludzie nie są szarzy!

BOHATER

...gdyby się różnił

od tych zwykłych szarych ludzi

gdyby był ludożercą

Lollobrigidą

astronautą

Ale on był małym urzędnikiem w powiatowej mieścinie Takim jak ja jak ty

jak my wszyscy

Tacy ludzie odchodzą szybko. Zapomina się o nich. Wyjdziecie stąd i zapomnicie o mnie. Prawda? Już zapominacie. Sekretarka bierze do ręki jabłko.

Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem o tym, żeby zostać strażakiem. Chciałem mieć błyszczący hełm, pas, toporek. Zdawało mi się, że z płonącego domu wynoszę znajomą dziewczynkę, że wszyscy mnie podziwiają, dziękują, przypinają medal. Biegałem po podwórku z rozwartymi ramionami {Bohater rozkłada ramiona i buczy jak motor) i wtedy zdawało mi się, że jestem samolotem i lotnikiem. Byłem też małym źrebaczkiem... Kiedy zacząłem chodzić do szkoły, zmieniły się moje marzenia, chciałem być podróżnikiem, milionerem, poetą albo świętym.

59

SEKRETARKA

A teraz?

BOHATER

Teraz zawsze jestem sobą. Tak długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.

SEKRETARKA

Do siebie? Jak tam wygląda? Co tam jest?

BOHATER

Nic. Wszystko jest na zewnątrz. A tam są jakieś twarze, drzewa, obłoki, umarli... ale to wszystko tylko przepływa przeze mnie. Widnokrąg jest coraz mniejszy. Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy. Z zamkniętymi oczyma widzę miłość, wiarę, prawdę...

SEKRETARKA

Nie znam się na tym.

BOHATER

Tak, to tak jest...

SEKRETARKA podaje Bohaterowi jabtko

Zjedz... skuś się... Zasnął... Mężczyźni są strasznie dziecinni. Ciągle dążą, a jak już dotrą do celu, rozpaczają. Śpieszą się, morduj ą. Nigdy by w nich nie dojrzał płód. Są nieuważni. Żaden z nich nie uchroni przez dziewięć miesięcy owocu. Jak to dobrze, że my dźwigamy i rodzimy życie... Oni są urodzonymi abstrakcjonistami. W tym jest śmierć.

Sekretarka siada na tóżku. Uśmiechnęła się, napoczęta jabtko.

CHÓR STARCÓW głośno

Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze.

SEKRETARKA

Ciii... ciszej...

CHÓR STARCÓW deklamuje szeptem Ten młody zdusi Centaury, Piekłu ofiarę wydrze, Do nieba pójdzie po laury.

60

SEKRETARKA

Zostawcie go!

Chór Starców składa krzesełka i opuszcza na palcach pokój. Sekretarka przegląda się w lusterku. Przez pokój przechodzą różni ludzie. Jedni się śpieszą, inni idą wolno. Rozmawiają z ożywieniem, czytają gazety, wołają na dzieci, wymieniają ukłony. Młody chłopiec i dziewczyna całują się, idą dalej. Wchodzi Dziennikarz. Przechodzi przez pokój, wraca. Rozgląda się, jakby szukał mieszkania, nieznanego domu. Wchodzi w głąb pokoju, zatrzymuje się koło łóżka, w którym śpi Bohater. Sekretarka nie zwraca na Dziennikarza uwagi. Bierze pod rękę jakiegoś przypadkowego przechodnia i wychodzi z pokoju.

DZIENNIKARZ zapalił papierosa, chodzi po pokoju, gasi papierosa, chwyta Bohatera za ramię

Panie! panie! Bohater wydaje nieartykułowane dźwięki.

Niech się pan zbudzi, to ja.

BOHATER siada na łóżku Co? Kto?

DZIENNIKARZ

To ja, muszę zadać panu kilka pytań.

BOHATER

Pan, mnie?

DZIENNIKARZ wyciąga notes z kieszeni Sekretarka zapewne wspomniała...

BOHATER

Pan z prasy? Czy pan nie widział tu jabłka?

DZIENNIKARZ

Nie.

BOHATER

A może pan zjadł to jabłko... Z drzewa wiadomości złego i dobrego.

DZIENNIKARZ śmieje się Nie, nie zjadłem.

61

BOHATER zamyśla się Jesteście zdolni nie do takich rzeczy...

DZIENNIKARZ

Chcę z panem porozmawiać poważnie. W związku z Nowym Rokiem nasza agencja pragnie przeprowadzić kilka rozmów z różnymi znakomitościami, a także ze zwykłymi...

BOHATER

...prostymi.

DZIENNIKARZ

...a jakże, prostymi obywatelami.

BOHATER

No?

DZIENNIKARZ

Czy można wiedzieć, jaki ma pan cel w życiu?

BOHATER

Ja już osiągnąłem i teraz raczej trudno mi powiedzieć...

DZIENNIKARZ

A czy pan jest zadowolony z tego, że żyje?

BOHATER

Tak... nie... tak... właściwie tak.

DZIENNIKARZ

A dlaczego?

BOHATER

Czyja wiem...

DZIENNIKARZ

A któż to ma wiedzieć?

BOHATER

Nie wiem.

DZIENNIKARZ

A czego pan chce dokonać jeszcze?

BOHATER

Noo... mam różne plany, chciałbym oczywiście... wprawdzie...

62

DZIENNIKARZ notuje. Namyśla się, rzuca nagle pytanie Jakie są pana poglądy polityczne?

BOHATER

Kto ma o piątej rano poglądy polityczne? Oszalał. Chce, żebym miał o świcie poglądy! Trzeba się umyć, ubrać, załatwić, wyczyścić zęby, zmienić koszulę, założyć krawat, wciągnąć spodnie i dopiero poglądy.

DZIENNIKARZ

Rozumiem... Czy pan wierzy w zbawienie?

BOHATER

Tak... nie... raczej... do pewnego stopnia... śmieszne pytanie.

DZIENNIKARZ

Jeśli się nie mylę, pan jest prostym człowiekiem?

BOHATER

Tak.

DZIENNIKARZ

Pan wie, że w pana rękach leżą losy świata?

BOHATER

Do pewnego stopnia

DZIENNIKARZ

Co pan zamierza uczynić, aby zachować pokój na świecie?

BOHATER

Nie wiem.

DZIENNIKARZ

Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że w wypadku wojny wodorowej zginie ludzkość?

BOHATER pranie wesoło Oczywiście, oczywiście.

DZIENNIKARZ

I co pan robi, żeby nie dopuścić do wybuchu?

BOHATER śmieje się

Nic.

63

DZIENNIKARZ

Ale przecież pan kocha ludzkość?

BOHATER

Oczywiście.

DZIENNIKARZ

A dlaczego?

BOHATER

Jeszcze nie wiem. Trudno mi odpowiedzieć, jest dopiero piąta rano, niech pan wpadnie koło południa, może już będę wiedział.

DZIENNIKARZ chowa notes do kieszeni Niewiele się tu dowiedziałem.

BOHATER

Za późno pan przyszedł.

DZIENNIKARZ

Do widzenia. Bohater milczy

64

DODATEK

(1)

Do pokoju wchodzi chłopiec w harcerskim ubraniu. Ma długie włosy. (Mówi raz grubym, raz cienkim głosem. Przechodzi mutację)

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

Serwus, Dzidku, śpisz? Zapomniałeś, że dziś spowiedź u Franciszkanów.

BOHATER

Jeszcze nie zrobiłem rachunku sumienia.

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

Jakie masz grzechy? Skwarki jadłeś w piątek? Frajerze. Nanek tak podobno trzepał kapucyna, że zemdlał. No, wyłaź, nie gnij.

BOHATER nie podnosi się Słyszałeś, że nasz "Burdel" w Ameryce?

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

To prefekt nie uczy w naszej szkole?

BOHATER

Nie, zaraz na początku wojny zwiał nasz "Burdelik"...

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

O wojnie nic nie wiem, umarłem w trzydziestym szóstym roku. Utopiłem się.

BOHATER

Więc nic nie wiesz? Była druga wojna światowa.

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA siada na krześle Opowiedz, jak to było?

BOHATER

Dużo masz czasu?

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

Dwie, trzy minuty.

65

BOHATER

Wystarczy. Pamiętasz fabrykę drutu? W piątek l września 1939 roku rano tam spadły pierwsze bomby. Szedłem po gazetę. Jakiś chłopak krzyczał, że wybuchła wojna. Drugi kopnął go w tyłek: "nie pieprz, gówniarzu", ale za godzinę zbombardowali miasto. Nasza ulica się spaliła. Później to wszystko trwało jeszcze kilka lat. Była okupacja. W maju 45 roku wojna się skończyła. Zginęło podobno 33 miliony ludzi.

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

A co było t tobą?

BOHATER

Tak jak ze wszystkimi, różnie.

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

To co, nie pójdziesz do Franciszkanów? Rekolekcje!

BOHATER

Sam nie wiem.

PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA

Wpadnij jutro, po mszy, do Kazika.

BOHATER

Dobra! serwus! Przyjaciel wychodzi. Do pokoju wchodzi bardzo tłusta kobieta. Starsza.

TŁUSTA KOBIETA

Pan mnie podglądał. Wstyd. Taki młody i podgląda...

BOHATER

Dwadzieścia trzy lata minęło od tego dnia, kiedy panią zobaczyłem w wodzie, ale widzę, że pani już wyszła z wody.

TŁUSTA KOBIETA zaczyna płakać, płacząc trzęsie się i płaczliwie przez nos mówi

Wziął motocykl, wizytowy garnitur, co mu do ślubu kupiłam,

trzy tysiące złotych gotówką i uciekł.

BOHATER

Kto pani uciekł?

66

TŁUSTA KOBIETA

Mąż, (plącze) a ja mu to przez całe życie chroniłam przed chłopami. Wziął mnie taką, jaką mnie mamusia urodziła. I taka zapłata za wszystko. Poleciał jak pies za jakąś suką do Zakopanego.

BOHATER

Pani mi przeszkadza w lekturze, widzi pani, że czytam, prawda? Widzi pani. Niech pani cicho siedzi. Czyta głośno i wyraźnie.

(2)

Pokój ten sam. Bohater ten sam. Gęsty, ciemny zarost na jego twarzy wskazuje, że czas mija. Bohater siedzi na krześle. Twarz ukryta w dłoniach. Kołysze głową i mówi coś do siebie. Słychać pojedyncze słowa.

BOHATER

...Boga... Boże... nożem... ptaki... nie... nie... nie... strachy...

osioł.

Do pokoju wchodzi Kelner, staje przy stole. Zachowuje się jak w restauracji.

KELNER

Pan życzy?

BOHATER podnosi głowę. Kelner odwraca się do niego tyłem

Karta!

Kelner podaje przez ramię kartę, dłubie wykałaczką w uchu. Bohater czyta

Kaviar citrommal. Kaviar mit Zitrone.

Husleves tojassal. Fleischbriihe mit Eier.

Kacsapecsenye. Entenbraten.

A salatan nincs olaj es ecet.

Pincer, fizetek. Keliner, zahien.

KELNER

Pan mówi dobrze po węgiersku.

67

BOHATER

Troszkę

KELNER

Jak się panu u nas podoba?

BOHATER

Budapeszt jest piękny. Pięknie położony nad Dunajem.

KELNER cały czas plecami do Bohatera Pan jest służbowo? Inżynier?

BOHATER

Nie. Ja właściwie mam inne zajęcie. Przez pokój przechodzą dwie młode dziewczyny w kostiumach kąpielowych. Jedna w czarnym, druga w biatym. W siatkach ręczniki, mydło, książki. Śmieją się.

KELNER

U nas dużo ładnych kobiet.

BOHATER

A gdzie one idą?

KELNER

Przez restaurację można przejść na basen. Dwadzieścia kroków. Wspaniały basen. Czy pan widział?

BOHATER

Zgrabne dziewczyny.

KELNER

Nie powiedział mi pan nic o swoim zawodzie, czym się pan tu zajmuje, u nas?

BOHATER

Widzi pan, ja się zajmuję czasem pisaniem.

KELNER

Dziennikarz.

BOHATER

Czemu mi pan dokucza. Mówiłem, że czasem pisuję do gazet. Raz na rok... jestem...

69

KELNER

No, odważnie!

BOHATER z rozpaczą w głosie. Krzyczy

Jestem poetą, jestem poetą! jestem poetą!! {Bohater śmieje się)

jestem poetą, jestem poetą, jestem... Bohater plącze.

KELNER odwraca się. Patrzy na Bohatera. Pokazuje na niego palcem i mówi dobitnie

On jest poetą. Wszystko się wydało. Do pokoju wchodzą znów dziewczyny w kostiumach kąpielowych. Rozkładają kolorowy koc na podłodze. Ktadą się na nim i opalają. Fikają nóżkami, nucą, "zaśmiewają się".

BOHATER patrzy na nie tak długo, aż wreszcie dziewczęta cichną

Gdyby pan wiedział, jak trudno być poetą w naszych czasach.

KELNER

A kelnerem.

BOHATER

Co to za oknem, co to stoi za oknem?

KELNER

Znów pan coś wymyślił.

BOHATER

Zdaje mi się, że to szubienica.

KELNER

Ale gdzie tam. To jest karuzela, nie widzi pan, że się kręci. Muzyka przygrywa.

BOHATER

Ale przecież tam wiszą.

KELNER

Owszem, ludzie na wygodnych krzesełkach tam wiszą.

BOHATER

Rzeczywiście.

70

KELNER

Pan jest uprzejmy.

BOHATER

Jestem strasznie ciężki i otumaniony po tym żarciu.

KELNER

Muszę się przyznać, że ja też...

BOHATER

Wiem.

KELNER

Ja też piszę wiersze i nie wstydzę się tego.

(3)

Bohater milczy.

CHŁOP

Pan podchorąży mnie nie poznaje?

BOHATER

Nie.

CHŁOP

W oddziale partyzanckim wołali na mnie Wrona.

BOHATER

Ludzie, dajcie mi spokój z tą przeszłością.

CHŁOP

Pan się na ludzi gniewa?

BOHATER

Nie wiem, nie chce mi się gadać. Muszę tu w teatrze gadać bez przerwy.

CHŁOP

Pan podchorąży mnie już zabył.

BOHATER

Zostawmy te stare historie.

CHŁOP

Ano, to już pójdę, śnapsa by tu gdzie kapki nie było?

71

BOHATER

W szafce stoi butelka i szklanka.

Chłop nalewa sobie pot szklanki wódki. Wypił. Wziąt z łóżka czerwone jabiko.

Był rolmops, ale go zjadł ojciec.

CHŁOP

Pewnie, co śledź, to nie jabłko. To ma pan ojca?

BOHATER

Właśnie.

CHŁOP

To pan podchorąży co teraz piastuje? Pewnie jakąś wysoką godność.

BOHATER

Jestem zastępcą wicedyrektora operetki narodowej.

CHŁOP

Pamięta pan chorąży, jak my śpiewali... (śpiewa) "My nie my nie my nie my Niemców nie boimy się"...

BOHATER

Darujcie, Wrona, ale nie mam czasu. Muszę to wszystko uporządkować, sprawdzić, podsumować, wyciągnąć wnioski. Nie czas teraz na wspomnienia.

CHŁOP

Pan podchorąży to już nie pamięta, jak mnie rozwalił?

BOHATER

Nie mam czasu na wspomnienia, przyjdźcie w środę, (kładzie się obok Sekretarki) Najgorsze jest to, że nie mam już nic do załatwienia. Nie mam ważnych spraw. Bardzo często stoję w kolejce przed okienkiem, ale w pewnej chwili odchodzę i idę dalej. Czy stoję na początku, czy na końcu kolejki, to nie ma większego znaczenia. Wszystko już zostało załatwione. Pewnie, że mogę się ubiegać o lepszy przydział albo pojazd, albo podróż do Casablanki. I nie czuję już do ludzi nienawiści.

72

Wchodzi młoda, mila Dziewczyna. Siada przy stole. Czyta gazetę. Zapala papierosa. Po chwili zwraca się do Bohatera.

DZIEWCZYNA

Proszę pół czarnej i ptysia.

BOHATER

Ptysia? Pani prosi o ptysia. Ptyś! Czy pani wie, co to jest samotność?

DZIEWCZYNA

Że też w tym kraju każdy kelner jest filozofem i każdy filozof kelnerem.

BOHATER

Ile pani ma lat?

DZIEWCZYNA

Mam szesnaście albo osiemnaście wiosen. Rozlega się dzwonek.

BOHATER

Pani nie widzi człowieka, co? Nie widzi pani, że tu obok umiera człowiek.

DZIEWCZYNA

Pan?

BOHATER

Pewnie, że nie pani

Bohater odwraca się twarzą do ściany. Jest chwila ciszy. Może to trwać 1-2 minuty. Wchodzi Chłop. Jest nie ogolony. Ciemny zarost. Cyklistówka na gtowie. Nogawki spodni zawinięte. W rękach trzyma kamaszki.

CHŁOP zwraca się do Bohatera

Panie! Bohater nie odwraca się, milczy.

Panie podchorąży! Bohater milczy.

Pan się pogniewał na ludzi. Bohater milczy.

73

Pan się rozzłościł na cały świat pewnie.

BOHATER nie odwracając się od ściany Wrona! Jak się masz

CHŁOP

Pomalutku, panie podchorąży. Zdjąłem buty. Szkoda butów. Ale żeście mnie wtedy, chłopcy, nabrali. Nie trzeba z ludźmi takich żartów robić.

Bohater nie odwraca się teraz przez kilka odsłon. Może będzie leżał już do końca tego opowiadania odwrócony twarzą do ściany.

CHŁOP

Zmęczyłem się.

Siada na krześle i zapala papierosa. Do pokoju wchodzi dwóch urzędników. Jeden w cyklistówce, drugi w kapeluszu. Obaj w długich jesionkach, mocno wywatowanych w ramionach. Jesionki te to popularny wzór "w jodełkę". Jeden z urzędników wyciąga z kieszeni krawiecki "centy metr". Klęka pod ścianą. Kładzie miarę na podłodze. Kredą robi kreskę. Od kreski znów przykłada miarę. Drugi idzie za nim i zapisuje w notesie.

URZĘDNIK W CYKLISTÓWCE

Trzy metry, czterdzieści osiem centymetrów. Urzędnik w Kapeluszu mruczy pod nosem i zapisuje w notesie. Urzędnik w Cyklistówce mierzy lokal wzdłuż, w poprzek, tak i owak.

Sześć metrów i jeden milimetr!

URZĘDNIK W KAPELUSZU idąc przydeptuje poły jesionki. Sześć metrów i jeden mikrometr.

URZĘDNIK W CYKLISTÓWCE wstaje z podłogi

Jeszcze tylko sufit! Urzędnicy naradzają się. Rachują, mnożą i dzielą. Wychodzą.

CHŁOP stawia buty na podłodze

Pan, panie podchorąży, niby czyścił wtedy "parabelkę". Nie wiedział pan, że w lufie była kula?

BOHATER

Stare historie. Na co to wygrzebujecie, Wrona?

74

CHŁOP

Tego dnia miałem odejść z oddziału. Dostałem nawet od kucharza kilo słoniny i świartkę spirytusu na drogę. A pan mi strzelił w brzuch.

BOHATER

Czyściłem pistolet.

CHŁOP

Pan był wykształcony, ale głupszy pan był ode mnie. Choć miałem tylko siedem oddziałów. Politycznie pan był głupszy. Nabrali pana.

BOHATER

Rozkaz to rozkaz...

CHŁOP

I teraz pan te głupoty jeszcze powtarza.

BOHATER

A jak się wam wytłumaczę? Niech to wszystko raz przepadnie! Wchodzi młoda, subtelna i prawdopodobnie inteligentna dziewczyna. Ubrana sportowo. Uczesana nowocześnie. 'Wyjmuje z torby notesik i ołówek. Chłop pali ^skręta" i patrzy na pannę.

DZIENNIKARKA

Dziękuję panu, że pan się zgodził.

BOHATER nie odwracając się od ściany

Proszę bardzo. Niech pani pyta. Powtarzam się...

DZIENNIKARKA przysiada na łóżku

Czy mógłby pan powiedzieć, jakie były początki? Jak doszło do spotkania z muzą?

BOHATER

Dosyć wcześnie, bo już w szkole zorientowałem się, że nie nadaję się do niczego.

DZIENNIKARKA

Czy chciałby pan nam powiedzieć coś o dzieciństwie?

BOHATER

A pani mi o swoim opowie?

75

DZIENNIKARKA śmieje się Nie wiem

BOHATER

Kiedy pani dowiedziała się, jak powstaje człowiek? Co to jest akt?

DZIENNIKARKA

Na poprzednim etapie wierzyłam w bociana. Dopiero odwilż...

CHŁOP chichocze Taka panienka pewnie myśli, że "to" jest ino do siusiania.

DZIENNIKARKA dopiero teraz zauważyła Chłopa Przepraszam, nie zauważyłam, że pan ma gościa.

CHŁOP

Pan podchorąży mnie zabił przez omyłkę. W lesie.

BOHATER

Ze wszystkich szpar wychodzą pokrzywdzeni, zabici... Ale wróćmy do rzeczy! Widzi pani, ja pani powiem wszystko. Powiem więcej, niż pani potrzebuje do swojego wywiadu. Niech pani to wszystko wydrukuje. Wszystko. Nie będę opowiadał o przeszłości ani o zamiarach na przyszłość. To właściwie nie istnieje. Ale najważniejsze jest to, co dzieje się ze mną w tej chwili. W tym wypadku interesuje panią chyba moja osoba, co?

DZIENNIKARKA

Oczywiście, pan jest najważniejszą osobą, jeśli chodzi o ten wywiad, przecież ten wywiad jest właśnie o panu.

BOHATER

No, jeśli to naprawdę jest wywiad o mnie, to ja powiem prawdę. Powiem, co czuję i co myślę. Co się ze mną dzieje. Ja, widzi pani, leżę. Chłop kręci gtową i śmieje się.

DZIENNIKARKA

Słucham pana.

BOHATER

Niech pani notuje.

76

Do pokoju wchodzi Miody Mężczyzna. Rozgląda się. Spostrzega odwróconego do ściany Bohatera.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Serwus, stary. Opowiem ci historię, że pękniesz ze śmiechu. Czekaj, albo ci przeczytam. Zresztą. Słuchaj, mam do ciebie taki romans...

BOHATER

Gadaj.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Pożycz mi sto złotych, oddam w przyszłym tygodniu.

BOHATER odwraca się od ściany Weź sobie sto złotych, są w portfelu na stole.

MŁODY MĘŻCZYZNA zaskoczony

Przepraszam. Strasznie przepraszam. To omyłka. Myślałem, że jestem u Ryszarda. Przepraszam pana. Pomyliłem numery (śmieje się) Wie pan, jestem w głupiej sytuacji, moja teściowa chciała jechać do swojej córki i obiecałem jej zapłacić podróż. Ale przed pierwszym... Strasznie pana przepraszam.

Bierze sto ztotych z portfela i wychodzi. Wraca, jeszcze patrzy na Dziennikarkę i mówi do siebie: "co za nóżki, a piersi!", wychodzi.

BOHATER do Dziennikarki

Widzi pani, jestem zbyt prymitywny. Wszystkie nieporozumienia między mną i światem wywodzą się z tego, że jestem prymitywny i chcę poważnie traktować życie. Taki byłem, bo teraz to nie wiem, jaki jestem. Podobnie jak większość ludzi. A już najgorsi są ci, co o tym myślą. Przeklęta gadanina, gdyby ludzkość razem ze mną zamknęła na wieki olbrzymią jadaczkę. Niech te dwa miliardy umilkną na jeden dzień i wszystko odzyska swój blask. Ze słowami jest o wiele gorzej, niż nam się wydaje. Język kłamie myślom, rozumie pani. Pozwoli pani, że zacytuję zagranicznego pisarza, filozofa. Nasi miejscowi w tygodnikach gadają tak zawile i mądrze, to znaczy oczywiście tak głupio i zawile, że nie sposób ich cytować. Uwaga! Cytuję:

"Jakaż przepaść pomiędzy impresją a ekspresją! Taki już jest nasz ironiczny los - żywić szekspirowskie uczucia, a mówić o

77

nich językiem sprzedawcy samochodów, wyrostka lub gimnazjalnego profesora..." Koniec cytatu!

Do pokoju wchodzi znów Miody Mężczyzna. Siada przy stole w

kapeluszu.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Posiedzę trochę. Jestem zmęczony, (opiera gtowę na dtoni) Wiecie, u mnie w środku nic nie ma. Trochę złości na Wacka, że wczoraj powiedział personalnemu, że dostałem spadek po ciotce. Wacek, idiota, nie wie, że musiałem pożyczyć na kupienie wieńca. Jaki tam wieniec. Z papierowych kwiatów. Co miałem o tym w biurze opowiadać. Ciotka zostawiła trochę papierowych rubli z czasów Mikołaja II. Wacek niby najlepszy przyjaciel. Idiota. Co go obchodzą moje stosunki rodzinne. Zresztą wuj nie był pułkownikiem gwardii cesarza, tylko urzędnikiem akcyzy. To wszystko tłumaczyć od początku? A mojego cierpienia to się już nie liczy. Spójrzcie na moją rękę, na te moje palce!

BOHATER ziewa potężnie

Pewnie zacznie się martyrologia.

CHŁOP

Co, panie podchorąży?

BOHATER

Gadanie o cierpieniach i torturach.

CHŁOP

To nawet nie wiem, że to się tak nazywa... jak to... marynata?

BOHATER

Martyrologia, męczeństwo... rozumiecie, Mewa?

CHŁOP

Moje przezwisko było Wrona...

DZIENNIKARKA

Przepraszam, chciałam... Proszę pana, gdzie tu jest łazienka? Toaleta.

BOHATER

Załatwiam się do nocnika.

78

DZIENNIKARKA chichocze Coś takiego! No wie pan.

BOHATER

Jestem koprofagiem.

CHŁOP

Pan podchorąży nic się nie zmienił, zawsze coś wymyśli.

DZIENNIKARKA

Przepraszam, ale już muszę wyjść. Mam ważne spotkanie.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Zaraz. Zwykła przyzwoitość każe wysłuchać, bodaj nieuważnie, kiedy człowiek pragnie opowiedzieć o swoich mękach.

BOHATER

Namnożyło się różnych nudziarzy. Nie widzi pan, że ta pani chciała usłyszeć coś ciekawego, coś dla czytelników tego słynnego kolorowego tygodnika... o tajnikach warsztatu twórcy. To są bardzo skomplikowane sprawy. Trudne do zdefiniowania. Jeśli chodzi o mnie, to motorem mej pracy była miłość do prostego człowieka. Podnieść go, podzielić się, połączyć i podnieść, uszlachetnić przez łzy lub śmiech. Przezwyciężyć samotność.

CHŁOP

Ja tam myślę, że pan był gorszy śmieć ode mnie, i co pan chce podnosić prostego człowieka. Pan jest wygadany, ale bojący się. Niech pan podchorąży się na mnie nie gniewa, znam jeszcze gorszych od pana. Jeden taki to przemawia ciągle przez radio i pisze. Dawniej to się na tego Żdanowa powoływał w swoich rozprawach, a teraz cytuje pannę Pipczyńską i Janka Kiziora. Smrodził ze strachu i powiadał, że przełamywał swoją świadomość czy też nawyki drobnomieszczańskie. Niech pan, panie podchorąży, o prostych ludziach ani o masach czytelniczych nie gada. Prostych ludzi już nie ma w naszym kraju.

BOHATER

Dziękuję wam. Wrona! Ale musicie zrozumieć, od wielu lat obracam się między ludźmi pewnego gatunku...

79

CHŁOP

To za karę, panie podchorąży, za karę.

BOHATER

Chodźcie tu, Wrona, podajcie mi rękę! Wrona wstaje z krzesła i podchodzi do łóżka. Bohater całuje go w rękę.

MŁODY MĘŻCZYZNA

Więc to już nikogo nie obchodzi. Oni mi kazali rękę w rękawiczce wkładać w imadło. I skręcali to imadło...

CHŁOP macha ręką

Niech się pan uspokoi. Wszyscy cierpieli, a ci, co nie cierpieli, to będą cierpieli. Muszą cierpieć. Taki, co nie cierpiał w naszych czasach, to najgorszy bydlak wszechświata. Mnie się zdaje, że nawet jakaś Kim Novak też musiała cierpieć... albo będzie cierpiała. To tylko w dawnych czasach szczęśliwi żyli obok nieszczęśliwych. W naszych czasach wszyscy muszą cierpieć. Wszyscy równo.

DZIENNIKARKA

Są szczęśliwe kraje...

CHŁOP

Niech no pani z gazety nie gada byle czego! Miody Mężczyzna wychodzi.

BOHATER

Całą pustkę, cały strach współczesnej ludzkości noszę w brzuchu. Czy myślicie, że żołądek normalnego człowieka to wytrzymuje? Nie, dostaje się rozstroju. Z Kierkegaardem sprawa była dziecinnie prosta. Jego ojciec, stary Kierkegaard, ciemny chłop z Jutlandii, straszył ciągle syna piekłem. Ten stary dureń zmarnował chłopcu młodość. Nic dziwnego, że Kierkegaard wspominał później z żalem o swej młodości, której nigdy nie użył. Później jeszcze jakaś Regina Olsen puściła w trąbę naszego myśliciela. Gdyby mu się wtedy trafiła jakaś dobra dziewczyna, wszystko by poszło inaczej. Przespaliby się. Przy tym naszego filozofa strasznie wyśmiewali w jakimś "Kocyndrze" czy też "Korsarzu". Zmarnował się. Przez Reginę Olsen.

80

DZIENNIKARKA rozbiera się Wejdę do łóżka, jestem strasznie zmęczona.

Rozebrana wchodzi do łóżka i okrywa się kołdrą. Po chwili zasypia.

BOHATER wstaje, chodzi po pokoju

Prosiliście, Wrona, żeby wam opowiedzieć o Paryżu. Rozumiecie, Wrona, że to trudno w kilku słowach. Miasto duże, ładne. Murzyni chodzą elegancko ubrani. Czarni. Ale języki mają różowe, języki i dłonie.

CHŁOP

Ja już pójdę, panie podchorąży. To niby u nas jest już po rewolucji?

BOHATER

Tak, Wrona, zwyciężyłeś.

CHŁOP

To ta panienka, co śpi, i ten, co te sto złotych pożyczył, to oni są już nowi ludzie? Socjalistyczni.

BOHATER

To są sprawy złożone.

CHŁOP

Pan podchorąży zawsze się wymigiwał.

BOHATER

Właściwie to nie wiem, co dalej robić. Jak się żyje, to trzeba

jeszcze grać. Trzeba prowadzić kartotekę. Do pokoju wchodzi stary człowiek w starym kapeluszu i starym, czarnym, ale czystym ubraniu. Ma długie wąsy.

Wujek!!

WUJEK

Byłem z pielgrzymką w Częstochowie i po drodze zajrzałem do ciebie. A co tu u pana?

BOHATER

Niech wujek siada. Pewnie wujka nogi bolą. Przecież to przeszło sto kilometrów. Niech wujek siada. Dobrze, że wujek mnie odwiedził. Zaraz wujkowi dam wo,dę do nóg.

81

Bohater wyciąga spod łóżka miednicę, nalewa wodę. Prawdziwą do prawdziwej miednicy, z prawdziwego dzbanka, który stoi na stole. Niechże wuj, proszę wuja... Zaraz wujkowi...

WUJEK

Dziękuję ci, dziecko.

Wuj zdejmuje kamasze, skarpetki i moczy nogi. Moczy nogi w ciągu całej rozmowy.

BOHATER

Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale mówiła Isia, że wujek chory, więc pomyślałem, że wujek umarł, {kładzie rękę na ramieniu starego) Strasznie się cieszę, ze wujka widzę.

WUJEK

Ze starego grata mała pociecha! Z czego się tu cieszyć?

BOHATER

Wujek jest prawdziwy. I kapelusz prawdziwy, (zdejmuje Wujkowi kapelusz i kładzie na stole) I wąsy prawdziwe, i serce prawdziwe, i myśli prawdziwe. Cały prawdziwy wujek. Nawet kamaszki u wujka są prawdziwe. I słowa prawdziwe. I skarpetki prawdziwe. Bohater mówi to wszystko z coraz większym uniesieniem.

WUJEK

A ty, Dzidku?

BOHATER

Ja? Wujku! Niech wujek posłucha. Może to wujkowi coś wyjaśni...

Do pokoju wchodzi Stary Górnik. Stawia na stole lampkę. Bohater zaskoczony wejściem Starego Górnika udaje, że go nie widzi. Zwraca się wyłącznie do Wujka. Mówi dużo, ale chyba nie to, co zamierzał powiedzieć.

Niech wujek siada! Proszę, może się wujek coś napije. Przekąsimy. Wujku. Zapomniałem! Mam w domu ćwiartkę. Niech wujek moczy nogi, wody jest dużo. Niechże wujek w tej miednicy czuje się jak w domu. Mam już wszystkiego dosyć. Wujek nie wie. Wujek nic nie wie, wujku.

82

STARY GÓRNIK zwraca się do Wujka Niech pan tego oszusta nie słucha.

WUJEK

Dajcie mu spokój. Chłopak ma za swoje. Słuchaj, Dzidek, ty się

połóż lepiej i prześpij. Jak się dobrze wyśpisz, to wiele rzeczy

zrozumiesz. Kładź się.

Bohater w milczeniu kładzie się do lóżka. Okrywa głowę marynarką. Może zasypia.

Gadaj, człowieku.

STARY GÓRNIK

Waszego siostrzeńca spotkałem na dole. To było latem 1951 roku. Albo jesienią 1950 roku. Ten młody przyjechał do nas i opisywał później różne fajerwerki, iluminacje, sztuczne ognie, fontanny kolorowych ogni nad wesołym miastem, pewnie, że to była prawda. Te fajerwerki były. Ale on odwiedził naszą kopalnię. Zjechali na dół z panienką ze Związku Zawodowego. Ja wtedy ze starego chodnika wyciągałem stemple, takie już zgniłe. Trzeba było na czworakach łazić i wlec te klocki. Przyszli oni i pytają: Jak się wam powodzi, baczi Janosz?" A ja nie odezwałem się ani słowa. Odwróciłem się do nich zadkiem i pokazałem ręką na podarte portki. Potem się do roboty zabrałem. Ta siusiumajtka zaczęła coś mu tam klarować i gadać, bardzo prędko gadała, pewnie ze strachu. Młody zaśmiał się i krzyknął: "szczęść Boże". Poszli dalej.

WUJEK

Mówicie, że on się roześmiał?

STARY GÓRNIK

Tak.

WUJEK

To o nim dobrze świadczy.

STARY GÓRNIK wyciąga z kieszeni,^imne ognie" choinkowe, zapala je. Trzyma w obu rękach po jednym. "Zimne ognie" palą się do końca Opisał to, co się świeciło. Jak jakie dziecko albo sroka. (Stary odwraca się do Wujka i pokazuje mu podarte na zadku portki, na drugim pośladku jest łata) Tego to on nie opisał.

83

WUJEK

Nie udawajcie dziecka! Dobrze wiecie, jak było. Potraficie tylko komuś przysrywać. Nie pamiętacie, jakeście klaskali? Aż wam ręce puchły? Klaskaliście?

STARY GÓRNIK

Klaskałem. Bom się bał.

WUJEK podaje Staremu papierosa

Zapalimy? Starzy zaciągają się w milczeniu.

STARY GÓRNIK macha ręką

Niech śpi... młody, to głupi.

Wychodzi. Pokój jest pusty. Później przechodzą przez niego różni ludzie. Tak jak przez ulicę. Wchodzą jednymi drzwiami, wychodzą drugimi. Idą wolno lub szybko. Czytają gazetę. Niosą teczki, siatki, torby. Śmieją się, milczą lub rozmawiają. Między nimi mogą (ale nie muszą) być również ludzie, którzy występowali w tej sztuce. Troje z tych przechodniów zostaje w pokoju. Kobieta w średnim wieku, mężczyzna w średnim wieku i wysportowany miody chłopak (może ma dwadzieścia lat).

KOBIETA

Jaka to zarozumiałość w takim człowieku! Gadałby i gadał. Musi wytłumaczyć, porachować się. A kto ma czas słuchać. Tak jakby on był jeden na świecie. Ważne sprawy! Gada, że ważne. Dla mnie ważne.

CHŁOPAK

Trawa mowa.

MĘŻCZYZNA

Gdyby każdy chciał opowiadać historie swojego życia! Przecież i tak jest tylko ograniczona ilość modeli życia przeznaczona dla człowieka.

Dziennikarka, która do tej pory spala, odrzuca kołdrę. Siada

na łóżku. Kobieta obejmuje ją. Całują się.

KOBIETA

Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia z wełny w pepitkę.

84

Na przedzie stanika nałożony skośny karczek przechodzący na plecy, krojony z długimi wyłogami. Lekko poszerzona spódnica. Do stanika - długa, biała pikowana kamizelka ze stojącym kołnierzykiem i kokardą. Spódnica ułożona w przedzie w głębokie kontrafałdy. Szew na całej długości pleców. W przodach skośnie wpuszczone kieszenie z patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami z białej piki. Fałda w tyle spódnicy.

DZIENNIKARKA maluje wargi

Kochanie, to moda z roku 1954! (.wyciąga notes, zwraca się do przypadkowego mężczyzny) Może więc coś o swej lekturze? (uśmiecha się i kokietuje chłopaka) To chyba ta najnowsza poezja? Jak to powiedział ten nasz sławny laureat w Paryżu, "ludzie to kupa zwierząt, pełzająca po gównie. Ja zakochałem się w samochodzie."

Co pięć minut bez względu na scenę, sytuację dramatyczną wchodzi wstrętna baba -jakaś mieszczanka w średnim wieku, i poirytowanym głosem mówi: "Wacuś, ubrudziłeś sobie rączki. Masz majteczki, spodenki ubrudzone. Usiądź na słoneczku. Nie nudź babci. Masz brudne rączki."



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Różewicz - Kartoteka
38. Różewicz, Kartoteka
T. Różewicz - Kartoteka, Filologia polska, III rok
rozewicz kartoteka
T. Różewicz - Kartoteka, filologia polska i do poczytania, Różewicz
Tadeusz Różewicz Kartoteka
Różewicz Kartoteka
3 Różewicz Kartoteka opracowanie
Tadeusz Różewicz Kartoteka streszczenie
Różewicz Kartoteka
Bohater Kartoteki Tadeusza Różewicza jako przedstawiciel pokolenia
kartoteka tadeusza różewicza - nowoczesna forma dramatu
Kartoteka Tadeusza Różewicza - nowoczesna forma dramatu, Język polski
Kartoteka - Różewicz - oprac, Polonistyka, oprac i streszcz
'Kartoteka' Tadeusza Różewicza jako antydramat związek między kształtem dramatu a wizją świata i c
Kartoteka Różewicza
Kartoteka Tadeusza Różewicza jako antydramat
Bohater Kartoteki Tadeusza Różewicza jako przedstawiciel pokolenia

więcej podobnych podstron