Autor: Ib Melchior
Tytul: Zwycięzca, a zarazem...
(The Winner and New...)
Z "NF" 6/95
- Witam - witam - witam państwa! Ja, Bob May, życzę
wszystkim niezapomnianych wrażeń oraz dobrej zabawy podczas
naszego wspaniałego Wieczoru z Teleturniejem!
Rozemocjonowany młodzieniec wpadł jak burza na oświetloną
rzęsiście estradę ogromnego Capitol Coloseum. Z przystojnej
twarzy nie schodził mu uśmiech, a kiedy wypowiadał następne
słowa, jego głos zabrzmiał wystudiowaną szczerością:
- Ja i cały zespół serdecznie witamy zgromadzoną tu
publiczność, a także siedzących przed telewizorami ponad sto
tysięcy widzów. Tak, kochani, oto i nadszedł wielki finał!
Wreszcie nadszedł ów dzień, na który czekaliście tak
niecierpliwie. Nim jednak przejdziemy do najważniejszego,
mam tu pewien drobiazg, który na pewno was zainteresuje.
Światła skupione na młodym Mistrzu Ceremonii przygasły,
jednocześnie pojaśniała sąsiednia część wielkiej estrady.
Zapłonęły czerwone lampki kontrolne nakierowanej tam kamery.
Do jej obiektywu uśmiechała się bajecznie piękna dziewczyna.
Gdy ucichła fanfara, dziewczyna zwróciła się do ogromnej,
niewidocznej publiczności telewizyjnej melodyjnym,
ociekającym seksem i słodyczą głosem:
- Cześć! Oto znów ja, wasza Barrie Rose, chcę wam
powiedzieć o nowym, fantastycznym wprost wynalazku
znakomitej firmy ODMŁODZENIE! Pamiętajcie, prawdziwe są
tylko oryginalne produkty. ODMŁODZENIE - wystrzegajcie się
podróbek! ODMŁODZENIE wprowadziło w tych dniach na rynek
coś, czego jeszcze nie było... Jest to...
Gruchnęła efektowna fanfara.
- ...nowy, niezrównanej jakości spray "Plastiform". Można
go kupić w ośmiu cudownych, tęczowych kolorach i
konsystencjach. Twardy jak stal "Plastiform" dla panów i
delikatny, jedwabisty dla pań. Nie jesteś zadowolony ze
swego ciała? Widzisz, że jesteś gorzej zbudowany od innych?
Jeśli pragniesz mięśni gladiatora albo ponętnych kształtów,
kup nowy spray "Plastiform" firmy ODMŁODZENIE! Potrafi się
nim posłużyć nawet pięcioletnie dziecko. Ja, Barrie Rose,
daję wam na to słowo honoru. Spray "Plastiform" firmy
ODMŁODZENIE. Coś wspaniałego! A teraz, kochani, wracamy do
Boba Maya i teleturnieju, na który tak czekacie.
Na Mistrza Ceremonii ponownie spłynęły potoki światła.
Tym razem młodzieniec nie był sam. U jego boku stali dwaj
mężczyźni - pierwszy dość otyły, łysiejący, w staromodnych
okularach o drucianej oprawce; drugi młodszy, mocniej
zbudowany, z grzywą szpakowatych włosów.
- No cóż, a więc znów się spotykamy! Panie i panowie, oto
uczestnicy. Nie muszę chyba przedstawiać naszego czempiona -
czterdzieści dziewięć tygodni bez porażki. Oto on - Charles
Monroe!
Niewysoki grubasek postąpił krok do przodu i skłonił się.
Ogromna sala wybuchnęła owacją. Obróciwszy nerwowo w palcach
okulary, Monroe cofnął się.
- A oto, panie i panowie, ten, który w tym tygodniu
wyzwał mistrza - przed wami James Burton!
Aplauz był niemal równie ogłuszający. Burton także
wystąpił naprzód i bez śladu tremy pomachał do
nieprzeliczonej widowni.
Wkroczył pośpiesznie Bob May:
- Drodzy państwo! Wszyscy znacie zasady naszego
teleturnieju - i dobrze wiecie, jak wielkie ma on znaczenie.
Pamiętacie też, że pan Monroe startuje w kategorii
"filatelistyka" - udowodnił nam dotychczas, iż o znaczkach
pocztowych wie niemal wszystko!
Teatralnym ruchem odwrócił się do Burtona. Wśród nagłej
ciszy zabrzmiał drżący z emocji głos.
- Panie Burton, czy zdradzi pan nam swoją kategorię?
Z tyłu estrady nagle zabłysnęła setką jaskrawych barw
tablica z listą kategorii. Burton odwrócił się powoli i
zaczął się przyglądać. Na potężnej widowni zapadła cisza jak
makiem zasiał. Wreszcie padły słowa:
- Planeta Mars.
Rozentuzjazmowany Bob May niemal zeskoczył ze sceny.
- Panie i panowie! Nasz pretendent wybrał kategorię
"planeta Mars"!
Publiczność ryknęła.
- Znakomicie! Znacie, panowie, reguły gry. Pytania układa
nasz superkomputer Univac. Nikt nie będzie ich znać - aż do
chwili, gdy je zadam! Panowie, czy jesteście gotowi?
Monroe przełknął nerwowo ślinę i poprawił na nosie
śmieszne okularki. Skinął głową.
- Tak jest, panie May - potwierdził Burton.
- Świetnie! Jak panowie wiecie, każdy z was będzie teraz
odpowiadać na pytania o rosnącym stopniu trudności - aż do
pierwszej błędnej odpowiedzi. Ten, który jej udzieli odpada
z gry, a zwycięzcą teleturnieju zostaje jego przeciwnik!
Żeby jednak nikt panom nie przeszkadzał - i nie pomagał -
May żartobliwie pogroził palcem - każdy z was zostanie
otoczony specjalnym polem siłowym. Nic go nie przeniknie:
światło, dźwięk, telepatyczne podpowiedzi! Będziemy panów
widzieli, ale panowie nas - nie. Komfortowa sytuacja,
nieprawdaż?
Roześmiał się gromko z własnego dowcipu.
- Tylko ja będę mógł mówić do panów poprzez specjalny
komunikator. Wszyscy jednak usłyszymy odpowiedzi. Czy
jesteście gotowi?
Obaj skinęli głowami.
- Zatem zaczynamy! Ale przedtem...
Gdy przerywnik reklamowy w wykonaniu Barrie Rose dobiegł
końca, kamery ponownie skierowały się na Boba Maya i dwóch
zawodników. Czempiona i pretendenta otoczyła dziwaczna,
migotliwa, całkowicie przeźroczysta zasłona. Kamery
pokazały, jak z podłogi wysuwają się przed nimi dwie
metalowe antenki, każda zakończona niewielką walcowatą
głowicą przekaźnika.
May poprawił umieszczony na krtani komunikator.
- Czy słyszycie mnie, panowie?
- Tak - zachrypiał Monroe, któremu dolegał ból gardła.
- Słyszę świetnie - rzekł Burton.
- Proszę zatem przygotować się do odpowiedzi na pierwsze
pytanie, panie Burton. Panno Barrie - zwrócił się drżącym z
emocji głosem do stojącej obok dziewczyny - proszę o
pierwsze pytanie z Univaca.
Barrie Rose nacisnęła guzik. Płonące żaróweczki wielkiej
tablicy utworzyły natychmiast skomplikowany, pulsujący wzór.
Nie minęła sekunda, gdy rozległ się wyraźny trzask, po czym
Barrie Rose wyjęła z maszyny zadrukowaną kartkę z pierwszym
pytaniem dla Burtona. Bob May odczytał je, nawet nie
mrugnąwszy powieką.
- Panie Burton - zaczął złowróżbnie poważnym głosem - oto
pańskie pytanie: "Jeden z najbardziej zdumiewających
przypadków czystego zbiegu okoliczności znany historykom
astronomii miał miejsce, gdy pewien średniowieczny autor
podał w swej powieści, iż Mars ma dwa księżyce! Jak brzmi
tytuł tej książki? Kto ją napisał? Kiedy została wydana?"
Burton zmarszczył brwi. Publiczność wstrzymała oddech.
Pytanie nie było łatwe. Czyżby pretendent miał polec już na
starcie? Jednak Burton wyprostował się.
- Tytuł książki: "Podróże Guliwera", rok wydania 1726, a
autorem był niejaki Jonathan Quick - nie, przepraszam, Swift
- Jonathan Swift!
- Dobra odpowiedź! - krzyknął Bob May.
Zachwycona publiczność odpowiedziała potężnym aplauzem.
- Panno Rose, teraz proszę o pierwsze pytanie dla naszego
czempiona!
- Oto i ono! - Bob May czytał z przejęciem. - "Jeden z
prezydentów Stanów Zjednoczonych był znanym filatelistą.
Podczas wojny toczącej się za jego kadencji doradził zajęcie
przez Amerykę małej wysepki, ponieważ dzięki swojemu hobby
wiedział o jej istnieniu. Jak się nazywał ten prezydent? Jak
się nazywała wysepka? Do którego okręgu pocztowego należy?"
May jeszcze nie skończył, gdy Monroe odpowiedział:
- Franklin Delano Roosevelt, wysepka nazywała się
Mangareva i należała do okręgu Tahiti!
- Tak jest, panie Monroe! Doskonała odpowiedź! - wrzasnął
Mistrz Ceremonii; publiczność klaskała, gwizdała i tupała.
Padały pytania. Zawodnicy szli łeb w łeb. Jednak widać
już było pierwsze oznaki napięcia. Okulary Monroe'a -
zapomniane - zsunęły mu się na koniec nosa, szopa włosów
Burtona jeszcze bardziej się zmierzwiła. Teleturniej trwał
ponad dwie godziny, po każdej turze pytań przerywały go
tylko reklamy ODMŁODZENIA.
Podniecenie publiczności oraz telewidzów narastało. Bob
May pracował w pocie czoła.
- Pańskie siedemnaste pytanie, panie Burton: "Ile stóp
mierzy najwyższe wzniesienie na Marsie? Kto i kiedy go
odkrył?"
- Mount Kepler! Mierzy niewiele ponad osiemnaście tysięcy
stóp nad poziomem kanałów. Odkrył go kapitan Peter Eriksen
podczas trzeciej wyprawy marsjańskiej w roku 2017.
- Znakomicie!
- Panie Monroe, pytanie numer siedemnaście. "Na jakich
dwudziestowiecznych znaczkach widnieje nadruk "Z.A."? Od
jakiej nazwy jest to skrót?"
- Na znaczkach dawnej Armenii. "Z.A." to "Zapadnaja
Armia", czyli "Armia Zachodnia"!
- Dobra odpowiedź!
- Panie Burton, teraz pytanie numer osiemnaście, ale
uprzedzam, że nie należy ono do łatwych! "Spośród ponad
dziewięciu tysięcy roślin marsjańskich osiem tysięcy pięć to
mchy i porosty. Która z pozostałych roślin jest najrzadsza i
w jaki sposób się rozmnaża?"
Burton przesunął palcami po potarganych włosach. Z jego
głosu już dawno zniknęła pewność siebie. Myśląc intensywnie
zawahał się przez moment, po czym odpowiedział:
- Moim zdaniem to kaktus jaszczurczy. Jego igły
zaopatrzone w spory przedostają się pod łuski jaszczurki z
gatunku Lessei Canali i zatruwają zwierzę. Spory
wykorzystują następnie wilgotne środowisko padliny i dają
początek nowej roślinie.
- Świetnie! Doskonale!
- Teraz pan, panie Monroe, oto osiemnaste pytanie -
również uprzedzam, że trudne! "W trzecim
dwudziestopięcioleciu dwudziestego wieku wydano w Stanach
Zjednoczonych serię tak zwanych znaczków prezydenckich,
Jakiego koloru był znaczek o nominale trzy centy? Czyja
podobizna się na nim znajduje?"
Monroe oblizał wargi. W roztargnieniu poprawił na nosie
okulary. W wielkiej sali zapadła grobowa cisza. Po
czempionie widać już było ogromne zmęczenie!
- Ten trzycentowy znaczek był - eee... - ciemnofioletowy
i nosił podobiznę... podobiznę Jerzego Waszyngtona!
Bob May wstrzymał na sekundę oddech.
- Nie! - huknął. - Nie! To był Thomas Jefferson! Błędna
odpowiedź!
Publiczności zaparło dech.
Błędna odpowiedź!
Twarz stojącego w polu siłowym Monroe'a poszarzała. Na
jego czole pokazały się małe kropelki potu, na skroni
zaczęła mu pulsować niewielka żyłka... pulsowała tak...
pulsowała...
Czempion milczał.
- Tak mi przykro - powiedział ponuro smutny Bob May. -
Naprawdę, niewymownie mi przykro!
Antenki komunikatora przed Monroem szybko wsunęły się w
podłogę. Przez chwilę wydawało się, że otaczająca zawodnika
migotliwa powłoka nabiera wyrazistości. Potem, w mgnieniu
oka, pole siłowe zapadło się w sobie i zniknęło w
oślepiającym, bezgłośnym wybuchu - a wraz z nim zniknął
Charles Monroe.
Ludzie siedzieli jakby zahipnotyzowani. Bob May okręcił
się na pięcie i wrzasnął ekstatycznie:
- Przedstawiam państwu Jamesa Burtona - zwycięzcę
teleturnieju, a zarazem nowego prezydenta Stanów
Zjednoczonych!
Ogromna publiczność wprost szalała!
Przełożył Bartłomiej Zborski
IB MELCHIOR
Amerykański pisarz duńskiego pochodzenia, językoznawca,
były aktor, agent służb specjalnych i kontrwywiadu US Army,
u schyłku II wojny światowej zajmujący się w okupowanych
Niemczech ściganiem hitlerowskich zbrodniarzy wojennych.
Autor licznych powieści dotyczących ich losów po roku 1945.
Para się również SF, m.in. napisał scenariusz do znanego u
nas filmu "Robinson Crusoe na Marsie", wydał kilka zbiorów
opowiadań tego gatunku, reżyserował seriale TV, m.in. "Men
Into Space" i "The Outer Limits". W 1976 otrzymał Golden
Scroll - nagrodę amerykańskiej Akademii Science Fiction.
Jest również popularnym w USA dramaturgiem. Mieszka w
Hollywood.
B.Z.