Za Wielką Wodą


ZA WIELKĄ WODĄ
    Łukasz



    Z wielką radością skorzystałem z zaproszenia do kanadyjskiego Toronto, które skierowała do nas zaprzyjaźniona z nami, mieszkająca tam polska rodzina. Z ich córką chodziłem tu do liceum. Niestety, nikt więcej z nas nie mógł pojechać, nie tylko ze względu na koszty.
    Czas w Toronto mijał mi bardzo przyjemnie. Gospodarze zadbali o to. Odwiedzałem kina, teatry, lokale rozrywkowe…
    Czytając pewnego dnia miejscową gazetę, natknąłem się na anons-zaproszenie. Że Polonijne Towarzystwo Kulturalne zaprasza na koncert odbywającej tournée po Kanadzie i USA, Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej w Warszawie. W programie przeczytałem, że wykonywany będzie II Koncert Fortepianowy f-moll Fryderyka Chopina oraz orkiestrowe utwory Mieczysława Karłowicza i Karola Szymanowskiego, a solistą wieczoru będzie młody utalentowany polski pianista... Jakub Rojecki.
    Gazeta wypadła mi z rąk. Jakub Rojecki? Ten Jakub? Ten sam, z którym wówczas... Natychmiast wróciły wspomnienia tamtych chwil, tamtego mojego spotkania z nim i tego, co nas wówczas nieoczekiwanie połączyło. On, początkujący, dobrze się zapowiadający pianista - i ja, miłośnik Chopina. I nasza nieoczekiwana wspólna noc, gdy obaj robiliśmy „to”  pierwszy raz. Żywiej zabiło mi serce. Czy on w ogóle jeszcze mnie pamięta?  
    Jeszcze raz przeczytałem ten anons-zaproszenie. Pomyślałem: takiej okazji nie mogę stracić! Nie tylko uczty duchowej, ale przede wszystkim... Muszę go zobaczyć! Muszę zobaczyć Jakuba. Jakuba Rojeckiego!
    Ponieważ moi gospodarze nie gustowali w muzyce symfonicznej, poprzez to samo polonijne biuro zamówiłem tylko jeden bilet.
    Wreszcie nadszedł ten długo przeze mnie wyczekiwany dzień. To był sobotni wieczór. Ubrałem się z należytą elegancją i pojechałem do sali Towarzystwa Polskiego „Orzeł Biały”. Po drodze zakupiłem ogromny bukiet biało-czerwonych róż. Może będzie okazja, żeby po koncercie mu go wręczyć?
    Krzesła nie były numerowane, więc wybrałem sobie miejsce, z którego wszystko doskonale widziałem.
    Wszedłszy na scenę, Jakub rozejrzał się po widowni. Zauważył mnie... Dłużej pozostał w tym ukłonie, jakby nie dowierzał. Poznał mnie! W jego oczach dostrzegłem najpierw ogromne zaskoczenie, a potem wielką radość. Od naszego pierwszego, a zarazem ostatniego spotkania w Roskoszy minęło parę lat, ale on niewiele się zmienił. Zapuścił jedynie hiszpańską bródkę i zawadiacki wąsik. W czarnym fraku i lakierkach, w śnieżnobiałej koszuli i takiejże muszce, wyglądał po prostu cudownie!
    Zasiadł do fortepianu. Uniósł dłonie w górę i... Wraz z pierwszymi dźwiękami Chopinowskiego koncertu po prostu „odpłynąłem”. Słuchając przewspaniałej muzyki i patrząc na pochyloną nad instrumentem sylwetkę Jakuba, byłem w istnym transie.
    Z tego transu wyrwała mnie ogromna burza oklasków, do której i ja się dołączyłem. Teraz owacja na stojąco. Wykorzystałem to, wbiegłem na scenę i wręczyłem Jakubowi zakupiony wcześniej bukiet. Przyjął go, ale jakby się wzbraniał, że wcale na niego nie zasłużył. Wykorzystał jednak ten moment i pochylając się w ukłonie do widowni, do mnie szepnął:
    - To naprawdę ty...? Wpadnij do mojej garderoby. Obsługa powie ci, gdzie mnie szukać.
    - Będę na pewno.
    - Pewnie jeszcze będę bisował...  
    Zrozumiałem. Powoli, w świetle jupiterów zszedłem ze sceny.
    Na bis Jakub wykonał wiązankę mazurków, ballad i nokturnów - oczywiście Fryderyka Chopina.
    Kilka minut po koncercie znalazłem się za kulisami. Jakub łapczywie pił wodę mineralną, a jego czoło było zlane potem.
    - Byłeś wspaniały - powiedziałem, ściskając mu dłoń. Mimowolnie zacząłem nucić Poloneza As-dur, którego tak niesamowicie zagrał w Roskoszy.
    - Jeszcze to pamiętasz? - spytał. Wiedziałem, że sprawiłem mu tym przyjemność.
    - Tak. I nigdy nie zapomnę - odpowiedziałem.
    - A tego, co było potem? - spytał ciszej.
    - Tego nigdy nie zapomnę.
    - Czy... - podjął po chwili, częstując mnie bombonierką - odwiedzisz mnie w hotelu? Tak dawno się nie widzieliśmy…
    - To wspaniały pomysł!
    Podszedłem do siedzącego Jakuba .
    Wtedy zwróciłem uwagę na pamiętną miniaturę, reprodukcję portretu Fryderyka Chopina pędzla Eugeniusza Delacroix z 1838 roku, oprawioną w ramkę z czarnego drewna, którą wówczas w Roskoszy chciał mi podarować, a której nie mogłem od niego przyjąć. Była zbyt cenna.  
    - Frycek wszędzie ze mną jeździ - odpowiedział, wyprzedzając moje pytanie i sięgnął po niego. Pocałował lśniące szkiełko. - Przynosi mi szczęście - powiedział. - A ty... pokonałeś kilka tysięcy kilometrów, żeby się ze mną spotkać, więc…
    - Tak. Żeby znów się z tobą spotkać.
    - ...Więc teraz nie możesz mi odmówić - dokończył zdanie. - To był mój talizman. Niech teraz będzie twój. Kiedy znów się spotkamy, ponownie mi go podarujesz.
    - Nie mogę. Kuba, nie mogę tego zrobić - odpowiedziałem, ale on wsunął mi obrazek w dłoń.
    - To z twojej strony wspaniały gest! - stwierdziłem. - Jak mam ci dziękować?
    - Niech będzie tak, jak wtedy… Tam… W Roskoszy…
    - Naprawdę tego pragniesz? - zapytałem.
    - Jak niczego na świecie - odpowiedział Jakub.
    Pochyliłem się nad Kubą, jednocześnie obsypując jego twarz pocałunkami. Konterfekt najwybitniejszego polskiego kompozytora wypadł mi z ręki.
    - Twoje usta są tak samo miękkie, cudowne, wspaniałe, jak wtedy… - szepnął.
    - Czekały na ciebie… - odpowiedziałem prawie niesłyszalnym głosem, a on sięgnął mi pod koszulę.
    - Na więcej musimy poczekać, nie tutaj... - przytrzymałem jego dłoń
    - Tak. Masz rację. Wiem... Jeszcze ta konferencja prasowa i kilka nikomu niepotrzebnych spotkań. Wiesz, jakie to męczące?
    Teraz pospiesznie na kartce wyrwanej z notesu napisał mi adres hotelu. Zdążył w porę, bo już do drzwi rozległo się pukanie jego impresaria.
    - Mr Jakob?
    - Już idę! - odpowiedział po polsku.
    - Bądź przed północą, wtedy już będę wolny - szepnął i pocałował mnie.
    Wyszedłem pół kroku przed nim. On tylko zmienił frak na lśniącą czarną marynarkę.  
Te godziny ciągnęły mi się jak wieczność. Oczywiście zaraz pojechałem pod wskazany adres i wałęsałem się w pobliżu, wyczekując jego przyjazdu. Moich gospodarzy uprzedziłem telefonicznie, że mogę wrócić bardzo późno, bo będę na spotkaniu z naszymi artystami w Domu Polskim.
    Jest! Przyjechał! Wyczekałem jeszcze kilka minut, a czas ciągnął mi się w nieskończoność. Nie mogę wejść tak zaraz za nim.
    Wreszcie wszedłem.
    Swoją niedokładną francuszczyzną spytałem o pana Rojeckiego. Recepcjonistka natychmiast mnie poinformowała, że pan pianista mnie oczekuje, jest tu jego odręczna adnotacja. Mimo to zadzwoniła do pokoju.
    Po chwili jechałem windą na górę.
    Jakub czekał na mnie w otwartych drzwiach pokoju.
    Długo staliśmy w objęciach, patrząc sobie głęboko w oczy. Dokładnie tak samo, jak wtedy w Roskoszy.
    Zaczęliśmy się namiętnie całować.
    - Czy miałeś kogoś... od tamtej pory? - spytałem łapiąc oddech.
    - Kobietę - odpowiedział. - A ty?
    Dotknęła mnie ta wiadomość. Ale niczego nie dałem po sobie poznać. Ma do tego prawo.
    - A ja nikogo - wyznałem...
    Zdziwił się. Nie uwierzył? Ale to była prawda.
    - Bo nie mogę o tobie zapomnieć - powiedziałem, a wtedy on z całych sił przytulił mnie w objęciach.
    - Ja też nie mogę zapomnieć o tobie. Kobietę miałem tylko raz. Ale to była pomyłka. Później nie miałem nikogo więcej. Rozbierzmy siebie wzajemnie, dobrze? -  zaproponował:
    - Oczywiście! - radośnie wyraziłem zgodę.
    Po chwili nasze ubrania leżały porozrzucane po pokoju, a my chłonęliśmy wzrokiem nasze nagie ciała.
    - Jesteś piękny... - cicho powiedział Kuba.
    - Ty też... - odrzekłem. - Po prostu cudowny...
    - Tęskniłem za tobą.
    - Ja też... Bardzo. Nigdy o tobie nie zampomniałem.
    Kuba wziął mnie za rękę i poprowadził do swego łóżka. Pchnął mnie bardzo delikatnie, a ja opadłem na posłanie.
    - Chcę ci się odwdzięczyć za to, co spotkało mnie w Roskoszy... - powiedział. - To było cudowne!
    Zaczął całować całe moje ciało - najpierw delikatnie, a potem coraz namiętniej. Gdy dotarł do penisa i moszny, przerwał i zapytał:
    - Czy wpuścisz mnie do środka? Bardzo chciałbym tam wejść.
    - Oczywiście, Kuba, oczywiście... - odpowiedziałem z ogromnym drżeniem.
    Mój towarzysz najpierw pomasował moje pośladki i okolice zwieracza, a następnie włożył do środka jeden palec, drugi… Zamknąłem oczy. Nie znałem tego uczucia. A za chwilę go poznam. Chciałem je poznać. Czy będzie bolało? Niech już nie zwleka. Niech zaczyna...
    Powiedziałem:
    - Jestem gotowy. Wchodź.
    Wprzódy poczułem, że gorące prącie Kuby wsuwa się między moje pośladki, a potem -  delikatnie, łagodnym pchnięciem - wchodzi do środka. Czułem każdy ten ruch. Zatrzymał się.
    - Już jesteś - powiedziałem zdziwiony i zaskoczony.
    - Tak... Nie boli? - zapytał Kuba z troską w głosie. Widział moje zaciśnięte wargi.
    - Zupełnie nie - odrzekłem. - Nie mogę uwierzyć...
    Kuba jeszcze raz wycofał penisa i jeszcze raz go włożył. Tak samo lekko i delikatnie. Wchodził coraz głębiej, by po chwili znowu lekko się cofnąć. Jednocześnie palcami i ustami pieścił moją szyję, klatę i brzuch.
    - Jest mi cudownie - wyszeptałem.
    - Mnie też...
Zaczął się poruszać. Najpierw powoli i tak samo łagodnie, ale stopniowo przechodził w coraz szybszy rytm. To wszystko sprawiło, że moje erotyczne napięcie zaczęło gwałtownie narastać. Kuba też był coraz bardziej podniecony, widziałem to w jego twarzy.
    Moje zaczęło domagać się rozładowania.
    - Za chwilę wybuchnę! - powiedziałem.
    Kuba momentalnie zacisnął wargi na moim członku, a ja już po kilku sekundach eksplodowałem ogromnym strumieniem spermy, którą mój towarzysz przełknął co do kropli.
    Tuż po chwili i ja poczułem w swoim wnętrzu lawinę jego nasienia.
    - Jest mi cudownie… - powiedział chłopak. wciąż leżąc na mnie.
    - Mnie również. Nie wychodź jeszcze, proszę…
   - Dobrze, kochanie, dobrze…
    Mocno do siebie przytuleni - usnęliśmy po kilku minutach.
    Gdy rano wychodziłem z jego pokoju, zabrałem ze sobą wspomnienia przecudownej nocy i miniaturkę portretu Fryderyka Chopina. To dowód, że kiedyś ponownie znów gdzieś się spotkamy.
                                                                                               Łukasz



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Za wielką wodą projekty
Za wielką wodą
Wardasówna [Maryśka za WIELKĄ WODĄ] (USA)
WIELKA WODA
Scenariusz Wyprawa za Wielką Górę, Świetlica, Scenariusze
Wielka woda, Teksty
Wielka woda
maryla rodowicz wielka woda
Co to za wyprawa - D. Gellner (na Wielkanoc), PRZEDSZKOLE, Inscenizacje
Na granicy czasu i przestrzeni z Mickiewiczem [Nad wodą wielką i czystą…]
Ty za wodą
Brzezinska Anna, Wiśniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garść złota doc
Kaddafi został zabity przez Wielką Lichwę za pomysł złotego dinara (2017)
09 Od krzaczka do krzaczka walczyk, Gęsi za wodą kujawiak
Jajek na Wielkanoc nigdy za wiele
Hej za wodą partytura
Adam Mickiewicz Nad wodą wielką i czystą
A Mickiewicz Nad wodą wielką i czystą
Na granicy czasu i przestrzeni z Mickiewiczem [Nad wodą wielką i czystą…]

więcej podobnych podstron