O PRAWDZIWOŚCI RELIGII KATOLICKIEJ
Św. Augustyn Biskup, Doktor Kościoła
Jeśli znajdą się tacy, którzy w Boga nie wierzą, przeto wszelkiej przeciwni są religii, z takimi rozprawiać nie warto. Ale którym konieczność religii jest oczywistą, oczywistym też być musi, że prawdziwej trzymać się należy. Gdzież znajdujemy prawdziwą? Nie u tych, którzy się w tak ważnym przedmiocie zgodzić nie mogą, ani pomiędzy sobą, ani nawet sami w sobie; którzy, mówię, ani wspólnego wyrazu wiary nie mają, ani wierze własnej przyznać najwyższą powagę nie śmieli. Jedna tylko religia katolicka łączy swoich zwolenników w jedno niezmienne wyznanie prawdy, i wierząc, iż prawda jest prawdą, powątpiewać o niej zabrania. Zaiste, gdyby religia katolicka nie była innej przysługi ludziom oddała, jak tylko tę, iż wszelkie spory o istnieniu Boga i o najwyższym dobru udaremniła, już by się niezmiernie była światu przysłużyła, utwierdzając jedność wiary i spokojność umysłów. Nieugiętość Kościoła jest spokoju podstawą.
O tej zbawiennej nieugiętości świadczy niezmienne Kościoła postępowanie z tymi, którzy się zasadom jego nie poddawali. Niezmierna liczba kacerstw zapełniających karty dziejów, lub ćmiących obecnie widnokrąg wiary, są dowodem, iż Kościół żadnego w łonie swym nie ścierpi, który by zdaniem lub słowami odstępował od prawej nauki o Bogu Ojcu; o wiekuistej mądrości, która jest Synem; o Duchu Świętym, który nas oświeca. Zasadę swoją: iż filozofia, czyli miłość i poszukiwanie mądrości w niczym się od religii prawdziwej nie różni, tę utwierdza w umysłach najskuteczniej, kiedy tych, którzy naukę jego odrzucili, odrzuca od tajemnic swego miłowania. Nie tylko tych odpycha, którzy targnęli się na Sakramenty, lecz i tych którzy z nauką nie są w zgodzie.
Jeśli napomnieni nie zechcą poprawić się, lecz wytrwają uporczywie w błędzie, wnet zostaną oddzieleni od obcowania z Kościołem. Tak stało się w starożytności Arianom, Photynianom i innym, nie mówiąc o nowszych kacerstwach, których właściwe imiona są cechami obłędności i środkiem rozróżnienia pomiędzy sobą. Schizmatycy przecie byliby pozostali na łonie Kościoła, gdyby nie byli uniesieni opodal, falami własnej pychy.
Co do żydów, tych wyniosło wysoko nad pogan poznanie bytu Boga prawdziwego wszechmogącego, choć istoty Jego nie poznali. Zostali jednak pogrążeni w zakale cielesności, spodziewając się od Boga tylko dóbr widzialnych i marnych, a własnego zakonu [(prawa)] nie rozumieli, obejmującego zarysy nowego ludu, którego pokora wynosi na szczyt chwały.
U ciemnych i krnąbrnych żydów, nie możemy znaleźć prawdziwej religii: szukać jej nie możemy w zabobonach rozlicznej pogańszczyzny, ani w niedorzecznych poprawkach heretyckich, ani w kłamliwych nabożeństwach dumnej schizmy. Prawą wiarę zachowali ci, których czyste i pokorne zostały obyczaje, których nauka jedna i niezmienna, a których zna świat od wieków, pod nazwą chrześcijan katolików prawowiernych.
Katolickiemu Kościołowi "wszystko dopomaga ku dobremu", służą nawet nieprzyjaciele i odszczepieńcy. Służą poganie, jako pole podbojów; kacerze, jako kamień probierczy czystości wyznania, i dowód niewzruszonej mocy; żydzi, jako świadkowie podania [(tradycji)] i przeciwieństwo wykazujące świetność nowego zakonu. Poganom otwiera Kościół ramiona, w miłosnym upragnieniu rozszerzenia Królestwa Chrystusowego; odpędza kacerzy w obronie czystości swej. Zaniedbuje schizmatyków, bo nieposłuszni jego powadze, przestali być jego dziećmi; upokarza żydów blaskiem wielkości swej, przy której gaśnie światło synagogi, i którą bunty zakamieniałego ludu w nowe stroją świetności. Jednocześnie otwiera wszystkim bramy zbawienia i łaski; gotów oświecać pogan światłem wiary, poprawić kacerzy prawością nauki, przyjmować do łona swego schizmatyków, jak tylko do jedności zatęsknią, objąć w miłości żydów wyleczonych ze ślepoty.
Co do synów swoich, którzy by dali się powodować wpływami światowymi w osądzeniu wiary, a nie zasadami świętości, tych cierpi Kościół jako słomę żniwa Pańskiego, pożyteczną przecie ku zachowaniu dobrego ziarna, aż nadejdzie pora oczyszczenia. Wszakże od woli każdego zawisło, zostać słomą lub ziarnem; przeto Kościół cierpliwym jest dopóty, dopóki jawne nie nastąpiło zaskarzenie, lub otwarta zuchwałość. Wtenczas ich wyrzuca i wrota łaski przed nimi zapiera. Cóż się staje z wykluczonymi?
Otóż wykluczeni za nieprawość obyczajów, albo powrócą na łono Matki przez pokutę - albo porwani niepohamowanym pociągiem, wpadną w ostateczności zepsucia i zgubą swoją staną się zbawiennym przykładem. Wykluczeni dla błędu, albo rozpoczną schizmę doświadczającą cierpliwości Kościoła, albo zapędzą się aż do kacerstwa wsławiającego moc i światło naszej wiary, i nastręczającego nam sposobność własnego wydoskonalenia. Ten bywa zwyczajnie koniec chrześcijan cielesnych, uniesionych błędami i uporem.
Wszakże dozwala niekiedy Opatrzność, żeby chwilowo, ci ludzie złego serca, wzięli górę nad dobrymi, i poburzywszy kościół, wygnali z niego cnotliwych. Ale słudzy Boga, miłownicy pokoju, zachowują się cierpliwie: schizmy ni kacerstw nie wszczynają, a świat od nich bierze naukę, jak daleko powinna być posunięta czystość i poświęcenie prawdziwych naśladowców Jezusa Chrystusa. Oczekują wytrwale, żeby za uśmierzeniem niepokojów, mogli powrócić na swe miejsca w kościele, a jeśli powrócić nie będą mogli, czy to z powodu trwającej burzy, czy dla niebezpieczeństwa niezgody większej, wtenczas zachowują się w cichości, życząc zbawienia prześladowcom swoim, nie kupiąc się w buncie, lecz utwierdzając do śmierci świadectwem i czynem, naukę Kościoła katolickiego. Ojciec zaś, widząc skrytości ich serca, czystego i pałającego wiernością, gotuje im niewidzialną koronę wiekuistej zasługi. Rzadko znajdują się tacy, jednakże częściej aniżeli się przypuszcza.
Tak więc nie ma ludzi, wypadków, ani zdarzeń, których by ku zbawieniu dusz i ku wyniesieniu ludu swego duchowego, Boska Opatrzność nie raczyła używać.
O prawdziwości Religii katolickiej podług św. Augustyna wolnym przekładem napisał L. R., Kraków 1853, ss. 23-30.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Gdy Rękopis pod nazwą "O prawdziwości Religii katolickiej" podług św. Augustyna "de vera Religione"wolnym przekładem sporządzony, nie zawiera w sobie nic przeciwnego ani wierze św., ani dobrym obyczajom; przeto dla pożytku szukających rzetelnej prawdy, drukiem ogłoszony być może.
Kraków 18 stycznia 1853 roku.
X. KAROL TELIGA S. T. Dr.
Kan. kat. Krak. Ksiąg treści religijnej Cenzor, mpr.
IMPRIMATUR
MATTHAEUS GŁADYSZEWICZ,
U. J. D. Administrator Gnlis Dioec. Cracoviensis mppr.
Dziełko "O prawdziwości Religii chrześcijańskiej" , według myśli i po większej części według tekstu księgi św. Augustyna "de vera Religione"w polskim narzeczu skreślone, z wielkiem przeczytałem zajęciem. - Nie znalazłem w niem nic przeciwnego zasadom wiary lub obyczajom katolicko - chrześcijańskiego kościoła, a nadto spostrzegałem w całym jego rozwoju szczytne chrześcijańsko-filozoficzne prawd religijnych zrozumienie, i do potrzeb dusz wznioślejszą pobożnością i oświatą namaszczonych, zastósowanie. Przeto uważam to pismo za wielce pożyteczne, i mianowicie do czytań świątecznych dla ludzi wyższej oświaty bardzo przydatne i korzystne. Z wyrażeniem głębokiego poważania, mam zaszczyt etc. etc.
Kraków 11 stycznia 1853 r.
X. WALERY SERWATOWSKI
Święty Augustyn |
|
O nauce chrześcijańskiej
(fragmenty)
XXXV 39. Podsumowanie wszystkiego, cośmy powiedzieli, odkąd rozprawiamy o rzeczach, jest zrozumienie, że celem i pełnią Prawa, jak i wszystkich ksiąg świętych, jest miłość Bytu, którym mamy się radować, oraz bytu, którym razem z nami może radować się tamtym. Nie zachodzi bowiem potrzeba nakazywania miłości siebie samego. Otóż celem umożliwienia nam poznania tej miłości, jak i wprowadzenia jej w życie, Opatrzność Boża raczyła stworzyć cały doczesny porządek rzeczy dla naszego zbawienia. Powinniśmy posługiwać się nimi jako czymś przejściowym (a nie jakby miłością i rozkoszą trwałą), tak jak w drodze posługujemy się pojazdem albo narzędziem, lub by to trafniej wyrazić, byśmy miłowali to, co nas niesie, ze względu na to, do czego nas zbliża.
XXXVI 40. Komu zatem wydaje się, że zrozumiał Pismo Święte, całe labo jego część, lecz nie wprowadza w życie owej podwójnej miłości Boga i bliźniego, ten jeszcze niczego nie pojął. Kto natomiast wysnułby stąd wniosek pożyteczny dla budowania tej miłości, lecz nie powiedziałby tego, co w danym miejscu pragnął wyrazić jego autor, ten nie popełniłby zgubnego błędu ani w ogóle nie skłamałby. U kłamcy bowiem występuje chęć powiedzenia nieprawdy. Stąd tak wielu dobrowolnych kłamców, lecz nikt nie chce być w błąd wprowadzonym. W związku z tym skoro człowiek świadomie dopuszcza się kłamstwa, w błąd zaś zostaje wprowadzony nieświadomie, to jednocześnie i w tej samej materii dość wyraźnie widać, że ten, kto się myli, jest lepszy od tego, kto kłamie. Każdy, kto kłamie, dopuszcza się niegodziwości. Otóż jeśli komuś czasami kłamstwo wydaje się pożyteczne, to tak jakby mu się zdawało, że czasami nieprawość jest pożyteczna. Żaden kłamca nie dochowuje wiary w danej sprawie, chce jednak, żeby jego słowom dał wiarę ten, wobec kogo kłamie, choć on sam w to nie wierzy. Każdy wiarołomca jest niegodziwy. A zatem albo nieprawość czasami jest pożyteczna, co jest niemożliwe, albo też kłamstwo jest zawsze bezużyteczne.
41. W każdym razie, ktokolwiek w Piśmie dopatruje się czegoś innego niż autor, myli się ,podczas gdy księgi święte nie kłamią. Jednak, jak już zacząłem na ten temat mówić, myli się podając interpretację służącą zbudowaniu miłości, owego celu każdego przykazania. Taki postępuje podobnie jak ktoś, kto nieostrożnie zszedł z właściwej drogi i przez pola zdąża tam, dokąd prowadzi owa droga. Trzeba go pouczyć i pokazać mu, że dobrze jest trzymać się drogi, gdyż przyzwyczaiwszy się do schodzenia z niej musiałby iść na przełaj, a nawet może zejść na manowce.
XXXVII. Przyjmując bezpodstawnie jakąś myśl, której nie podawał autor świętych ksiąg, najczęściej napotyka i inne podobne opinie, których nie potrafi pogodzić z powyższą sentencją. Otóż jeśli uzna je za prawdziwe i pewne, to jego sposób oceny nie będzie mógł być prawdziwy. W ten sposób (nie mogę nawet opowiedzieć jak) dochodzi do znajdywania upodobania w danej myśli i dopuszcza się wtedy raczej sprzeciwu wobec Pisma Świętego, aniżeli opiera się sobie samemu. Otóż gdy pozwoli zadomowić się tego rodzaju złu, doprowadza go ono do zguby. "Albowiem według wiary a nie dzięki widzeniu postępujemy", wiara zaś ustanie, jeśli zachwiany będzie autorytet Pisma Świętego. A kiedy wiara się zachwieje, to i sama miłość osłabnie. Kto bowiem odstąpi od wiary, siłą rzeczy utraci miłość, gdyż nie może miłować tego, w co nie wierzy. Natomiast jeśli wierzy i miłuje czyniąc dobrze, to zachowanie przykazań oraz dobrych obyczajów pobudzi nadzieję osiągnięcia tego, co miłuje. Wszelka wiedza i proroctwo posługuje się tymi trzema: wiarą, nadzieją i miłością.
XXXVIII 42. Wiarę zastąpi ujrzana rzeczywistość, nadzieję zaś sama szczęśliwość, jaką osiągniemy, natomiast gdy tamte ustaną, miłość raczej umocni się. Gdy bowiem miłujemy wierząc w to, czego jeszcze nie widzimy, to o ile mocniej, gdy ujrzymy? A jeśli mając nadzieję kochamy to, czego nie osiągniemy jeszcze, to o ileż bardziej gdy to zdobędziemy? Bo między rzeczami doczesnymi a wiecznymi zachodzi ta różnica, że doczesne kocha się więcej, zanim się je zdobędzie, a gdy się je osiągnie, tracą na wartości, nie nasycając duszy, dla której prawdziwym i pewnym domem jest wieczność. Dobra zaś wieczne goręcej kocha się osiągnięte niżeli upragnione. Nikt bowiem, kto pragnie dóbr wiecznych, nie może ich wyżej ocenić, niż to jest w rzeczywistości, bo gdy je ujrzy, musiałby się rozczarować i nimi wzgardzić. Jakkolwiek bowiem mógłby je sobie w tym życiu wyobrażać, okaże się to niczym, kiedy je zdobędzie.
XXXIX 43. Tak więc człowiek, który opiera się na wierze, nadziei i miłości i który niezłomnie się nimi kieruje, potrzebuje Pisma Świętego jedynie do nauczenia innych. Dlatego też wielu, żyjących w odosobnieniu, nawet bez ksiąg zachowuje te trzy cnoty. Sądzę też, że na nich spełniły się słowa: "proroctwa się skończą, zniknie dar języków i wiedzy zabraknie". Dary te jednak stanowią niby rusztowanie i pomoc w powstaniu wielkiej budowli wiary, nadziei i miłości. Dzięki nim bowiem osiąga się to, co doskonałe, pomijając to, co cząstkowe. Rzecz jasna, o ile w tym życiu można osiągnąć doskonałość, gdyż w porównaniu z przyszłym życie doczesne żadnego świętego czy sprawiedliwego nie jest doskonałe. "Trwają zatem - powiada Apostoł - wiara, nadzieja, miłość: te trzy, a z nich największa jest miłość." Bo kiedy nawet osiągnie się dobra wieczne, kiedy tamte dwa ustaną, miłość trwać będzie pewniejsza i silniejsza.
XL 44. Tak tedy, skoro ktoś poznał, że "celem przykazania jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej", ten dostosowując do tych trzech zrozumienie Pisma Świętego niechaj bez obawy przystępuje do badania jego ksiąg. Kiedy powiedział: "miłość", dodał: "z czystego serca", żeby nie miłować niczego innego niżeli to, co należy. Dodał też: "z dobrego sumienia" ze względu na nadzieję. Ten zaś tylko wątpi, że osiągnie to, w co wierzy i co miłuje, w kim tkwi kamień złego sumienia. Po trzecie rzekł: "z wiary nieobłudnej". Bo jeśli w wierze naszej nie ma kłamstwa, wtedy nie kochamy tego, czego miłować nie należy, żyjąc zaś zbożnie spodziewamy się, że nadzieja nasza nigdy nie zawiedzie. Oto dlaczego zapragnąłem powiedzieć o tym, co dotyczy wiary, tyle, ile moim zdaniem w tym miejscu wystarczy. O niej bowiem napisano wiele w innych dziełach, zarówno moich własnych jak i innych autorów. W ten sposób zakończymy tę księgę. [...]
*Wg wyd. Święty Augustyn, De doctrina christiana (O nauce chrześcijańskiej), tłum. J. Sulowski Warszawa 1989, s. 45-49.