Patrick J. Buchanan to jedna z najbardziej wyjątkowych postaci obecnej sceny politycznej w Stanach Zjednoczonych AP. Konserwatysta, a raczej tradycjonalista, nie zwykle mocno krytykujący politykę zagraniczną USA po 1989 roku oraz, co już nie powoduje takiego zaskoczenia, nieprzejednany wróg wszelkiej politycznej poprawności i zmian obyczajowych, mających miejsce po rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych XX wieku.
Autor omawianej książki to tradycjonalista katolicki, absolwent Uniwersytetu Georgetown i Uniwersytetu Columbia, do 2000 roku związany z Partią Republikańską. W czasie Zimnej Wojny doradzał prezydentom: Nixonowi, Fordowi i Reaganowi. W latach 1992, 1996 i 2000 bezskutecznie próbował ubiegać się o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. W 2002 roku, sprzeciwiając się planowanej wojnie w Irakiem , został współzałożycielem periodyku ,,The American Conservative". Omawiana książka jest trzecią jego autorstwa, która jest dostępna polskiemu czytelnikowi. Dwie poprzednie (Śmierć Zachodu i Prawica na manowcach), jak i Dzień sądu ukazały się nakładem wrocławskiego wydawnictwa ,,Wektory".
Punktem wyjścia książki Patricka Buchanan jest przekonanie o tym, że ,,Pax Amiericana się skończył. Wszelka, pełna przechwałek i pychy paplanina o Amerykańskim Imperium również jest sprawa przeszłości" (s. 17). Sytuację, w której obecnie się znalazły Stany Zjednoczone, porównuje do sytuacji Wielkiej Brytanii pod koniec XIX wieku, kiedy to Imperium Brytyjskie, zachowując pozory mocarstwowości, chyliło się ku upadkowi i musiało zmagać się z rodzącymi się potęgami na kontynencie azjatyckim, europejskim czy też północnoamerykańskim. Jak zauważa autor, istnieje coraz więcej oznak, świadczących o tym, że Stany Zjednoczone tracą swoją hegemoniczną pozycję na arenie światowej m.in. na organizowanych konferencjach w Davos czy Doha uczestnicy tych spotkań coraz mniejszą uwagę zwracają na problemy USA. Ponadto według wszelkich badań społecznych Stany Zjednoczone są najbardziej znienawidzonym krajem przez wszystkie państwa arabskie, a ich przywódcy posuwają się do coraz bardziej radykalnych wystąpień np. w 2007 roku na Szczycie Arabskim król Arabii Saudyjskiej Abdullah otwarcie potępił wojnę w Iraku. Jak zauważa amerykański konserwatysta: ,,Odkąd w 1945 r. Franklin Delano Roosevelt spotkał się z królem Abdullem Azizem ibu Saud na pokładzie zakotwiczonego w Kanale Sueskim krążownika Quincy, na którym przypieczętowano przyjaźń amerykańsko-saudyjską, żaden władca Arabii Saudyjskiej nie posunął się do takiej obrazy Stanów Zjednoczonych" (s. 19).
Według Patricka Buchanana, początkiem końca amerykańskiego panowania w świecie był rok 2006, kiedy to w oficjalnych deklaracjach, raportach administracji Busha pojawiały się wzmianki o tym, że sytuacja w Iraku przybrała niekorzystny dla Stanów Zjednoczonych kształt. Ponadto to w tym roku fundamentaliści islamscy wygrali wybory w Egipcie, Iranie Palestynie, Libanie. Z kolei w Ameryce Łacińskiej swoje wpływy umocnili komunizujący populiści tacy jak Hugo Chavez czy Andres Manuel Lopez Obrador w Meksyku, którzy za głównego wroga uznają USA. Z kolei rok później prezydent Władimir Putin na konferencji bezpieczeństwa w Monachium otwarcie zarzucił Ameryce budowanie jednobiegunowego świata. Dodatkowo antyamerykanizm, jak nigdy dotąd, nie był tak rozpowszechniony jak obecnie w efekcie, czego USA są izolowane na arenie międzynarodowej.
Polityka zagraniczna jednak to nie jedyne problemy, z którymi przyszło borykać się współczesnej Ameryce. Równie niebezpiecznie przedstawiają się zagrożenia wewnętrzne, do których autor zalicza: spadek produkcji, wzrost bezrobocia, dyslokacja przedsiębiorstw z USA do krajów Trzeciego Świata, rosnące zadłużenie amerykańskich przedsiębiorstw, zwiększający się deficyt handlu zagranicznego. Oprócz problemów ekonomicznych zagrożeniem stają się także zagadnienia związane z nielegalną emigracją, które stanowią niebezpieczeństwo dla wewnętrznej spoistości kraju i jego bezpieczeństwa wewnętrznego oraz wojująca ideologia poprawności politycznej.
Według Patricka Buchanana, przyczyną imperialnej polityki zagranicznej prowadzonej przez USA za czasów Georga W. Busha było kierowanie się przez jego administrację ideologią neokonserwatystów, którzy w okresie Zimnej Wojny przeszli ewolucję z pozycji skrajnie lewicowych, niemalże trockistowskich na pozycje antykomunistyczne, karzące wspierać wszelkie działania, które przyczyniały się do walki z Związkiem Sowieckim. Z kolei po upadku komunizmu stali się ideologami głoszącymi konieczność rozprzestrzenia demokracji na całym świecie. Wykonawcą ich ideologicznych założeń stał się prezydent Georg Bush, który otwarcie w swoich publicznych wystąpieniach deklarował, że celem Stanów Zjednoczonych jest zaprowadzenie na całym świecie demokracji liberalnej, gdyż jak twierdził była to jedyna możliwość zagwarantowania USA wolności. W ten sposób, jak zauważa autor omawianej książki, wrogiem Ameryki stały się wszelkie państwa, które utrzymują niedemokratyczne reżimy. Jak trafnie zauważa Patrick Buchanan: ,,Na Ziemi jest 190 państw. Pięćdziesiąt krajów afrykańskich i arabskich oraz Chiny można z czystym sumieniem uznać za autokratyczne, despotyczne, zniewolone albo dyktatorskie. Bush natomiast przypisał sobie prawo mieszania się w ich wewnętrzne sprawy poprzez dążenie do rozwoju demokratycznych ruchów i instytucji oraz wspieranie ich w każdym kraju i kulturze. Wciągnął tym samym na listę wrogów Ameryki niedemokratyczne państwa na ziemi - od Azerbejdżanu po Zimbabwe" (s. 82). Według amerykańskiego konserwatysty demokracja w ujęciu neokonserwatystów stała się swoistego rodzaju substytutem religii, która przybiera charakter gnozy manichejskiej, gdyż wszystko definiuje się jedynie w opozycji dobro-zło, gdzie stroną uosabiającą dobro jest system demoliberalny. W imię owego "dobra" dokonuje się oczywistych oszustw ,polegających chociażby na twierdzeniu, że państwa demokratyczne nie prowadzą lub unikają prowadzenia ze sobą konfliktów oraz, że reżim demoliberalny zapewnia społeczeństwu wolność i chroni go przed powstaniem totalitaryzmu. Jak trafnie zauważa Patrick Buchanan ludowładztwo staje się ideolatrią, swoistego rodzaju państwowym kultem w imię, którego należy wszczynać światowe krucjaty.
Jednak cele Busha miały jeszcze bardziej ekspansywny charakter, gdyż nie ograniczały się jedynie do rozprzestrzeniania demokracji, ale także zamierzał ,,również monitorować postępy przywódców państw zaprzyjaźnionych w ich wysiłkach zmierzających ku temu, aby sprostać amerykańskim standardom demokracji" (s. 82). Założenie neokonserwatystów, że wolność USA jest zależna od jej istnienia w innych państwach według autora Dnia sądu jest fałszywe i wynika jedynie z ideologicznych założeń: ,,Łotwa utraciła niepodległości w 1940 r. i odzyskała ją dopiero w roku 1991. Czy w tamtym okresie wolność Stanów Zjednoczonych została w jakiś uszczuplona? Po tym, jak Bush powiedział w Rydze, że nasza wolność jest uzależniona od wolności innych narodów, w Tajlandii miał miejsce przewrót wojskowy. Siły zbrojne przejęły władzę w Bangladeszu i na Fidżi, a władcy Malezjii, Singapuru, Sri Lanki, Pakistanu i Filipin podjęli działania w celu zablokowania demokratycznych reform. (...) W dziewiętnastym wieku koegzystowaliśmy z brytyjskim, francuskim, rosyjskim i japońskim imperium, które sprawowały władzę nad większością obszaru świata, a setki milionów mężczyzn i kobiet trzymały w kolonialnej niewoli. W pierwszej wojnie światowej walczyliśmy jako ,,mocarstwo stowarzyszone" ze wszystkimi czterema imperiami. Czy nasza wolność na tym ucierpiała? W jakim momencie naszych dziejów wolność innych narodów stała się nierozerwalne związane z naszą?" (84-85).
Według autora omawianej książki przyczyną terroryzmu islamskiego skierowanego przeciw Ameryce jest nienawiść Arabów wobec USA, które jest postrzegane jako państwo ingerujące w suwerenność państw muzułmańskich i okupujących cześć ich terytoriów. Na potwierdzenie swojej tezy przytacza dane statystyczne, z których wynika, że większość osób, które dokonały zamachów terrorystycznych pochodziła z krajów arabskich, w których Stany Zjednoczone utrzymywały lub utrzymują swoje bazy wojskowe. Trafnie zauważa, że samo zaprowadzenie demokracji, która w zdecydowanej większości krajów muzułmańskich nigdy nie miała miejsca nie spowoduje, że zniknie problem terroryzmu lub nienawiści islamistów do Zachodu, gdyż: ,,To nie forma rządów decyduje o charakterze kraju. To, jakim on będzie, zależy od mentalności jego ludności" (s. 95). Jedynym możliwym wyjściem z tej niekorzystnej sytuacji dla USA, w opinii autora omawianej książki, jest wycofanie wojsk amerykańskich z terytoriów newralgicznych dla muzułmanów jak przede wszystkim Półwysep Arabski.
Powyższe wskazanie to nie jedyna wskazówka, której udziela Patrick Buchanan, w celu zmiany amerykańskiej polityki zagranicznej. Przede wszystkim zauważa za amerykańską konserwatystką Jeane Kirkpartick, że samo skoncentrowanie przez państwo nadmiernej uwagi na polityce zagranicznej jest nienaturalnym objawem, gdyż znaczy to, że państwo to albo prowadzi wojnę (lub jest nią zagrożone) albo prowadzi politykę ekspansjonistyczną. Ponadto konstytucja Stanów Zjednoczonych praktycznie nie porusza kwestii dotyczących polityki zagranicznej i nie nakłada na USA prowadzenia "misji" szerzenia demokracji. Dlatego według autora Dnia sądu politycy amerykańscy powinni kierować się wskazaniem Georga Waszyngtona, który zalecał nie wiązaniem się przez Stany Zjednoczone żadnymi, poza wyjątkowymi sytuacjami, wiążącymi sojuszami militarno-politycznymi oraz odsunięcie się od spraw dziejących się na kontynencie europejskim, jako potencjalnie zagrażającym interesom amerykańskim. Jak wskazuje autor powyższe wytyczne przez blisko półtora wieku zostały złamane tylko trzykrotnie, kiedy to USA prowadziły wojnę z którymś z krajów europejskich. Tym samym przestrzeganie ich umożliwiło osiągnięcie przez Stany Zjednoczone pozycji mocarstwa. Według Patricka Buchanana, wraz z zakończeniem Zimnej Wojny, która była sytuacją wyjątkową, powinno w amerykańskiej polityce zagranicznej dojść do zerwania z poczuciem realizowania "misji". Dlatego też postuluje wycofanie się Stanów Zjednoczonych z zobowiązań zawartych z poszczególnymi państwami w okresie Zimnej Wojny, gdyż jak wskazuje ilość zawartych dwustronnych zobowiązań (z ponad sześćdziesięcioma krajami) powoduje, że USA nie są w stanie z nich się wywiązać, a kraje, które posiadają takie gwarancje same nie podejmują wysiłków by sobie zabezpieczyć bezpieczeństwo. Ponadto podstawowym wskazaniem polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych powinno być nie podejmowanie interwencji zbrojnych przeciw państwom ze względu na ich formę ustrojową, o ile nie stanowią one bezpośredniego zagrożenia dla Ameryki. Jak pisze autor omawianej książki: ,,Na świecie istniej dwieście państw. Które z wojen, jakie ze sobą toczyły one lub toczą, naprawdę zagrażają naszemu bezpieczeństwu i interesom? Jeżeli państwa te nie zagrażają nam, nie atakują nas ani nie wystawiają na szwank naszych żywotnych interesów, dlaczego, na litość Boską, ma nas interesować, czy rządzą nimi autokraci, demokraci, ajatollahowie, islamiści, generałowie czy prezydenci? Polityka wewnętrzna innych krajów nie powinna być naszą sprawą, chyba, że, tak jak w czasach Zimnej Wojny, rządy tych krajów kierują się ideologią zakładającą wejście z nami w wojenny konflikt" (s. 219).
Amerykański konserwatysta największe zagrożenie dla suwerenności Stanów Zjednoczonych upatruje nie w zagrożeniu terrorystycznym, ale w procesach globalizacyjnych, a zwłaszcza w perspektywie utworzenia Unii Północnoamerykańskiej wzorowanej na Unii Europejskiej, która gospodarczo i politycznie złączyłaby Kanadę, USA i Meksyk. Podstawą dla tego projektu stało się zawarcie między wymienionymi wyżej państwami układu o wolnym handlu (NAFTA). W ramach budowy nowego superpaństwa realizowany jest projekt budowy superautostrady NAFTA, która ma zintegrować pod względem komunikacyjnym trzy wspomniane kraje. Ponadto tworzone są podstawy międzynarodowego sądownictwo arbitrażowego dla państw NAFTY, które będzie nadrzędne wobec sądów USA. Według Patricka Buchanana wspomniany proces jest realizowany w interesie wielkich, międzynarodowych korporacji, które nie uwzględniają interesu państwa lub narodu, lecz jedynie swój własny. Dlatego, między innymi, domagają się zniesienia granic między wspomnianymi państwami, czy też sprzeciwiają się wszelkim próbom ochrony rynku wewnętrznego przed importem w zamian za to propagują ideę wolnego handlu, od której takie kraje jak Chiny, Japonia, Rosja czy też UE de facto odstąpiły stosując różnego rodzaju formy protekcjonizmu wewnętrznego rynku. Już obserwowanym skutkiem powyższego projektu jest masowy napływ nielegalnych imigrantów z krajów Ameryki Łacińskiej. Zdaniem autora Śmierci Zachodu wzrastająca liczba imigrantów zagraża społecznej homeostazie, gdyż powołując się na badania Roberta Putnama stwierdza, że wzrost imigrantów powoduje zwiększanie się nieufności społecznej, dezintegracji społecznej, wzrost przestępczości oraz separację kulturową imigrantów od pozostałej części wspólnoty. Taka sytuacja oznacza jedynie rozpad państwa.
Jak zauważa amerykański tradycjonalista, sytuacja, w której mieszkańcy Stanów Zjednoczonych nie podzielają tych samych wartości wyrosłych z dziedzictwa chrześcijańskiego powoduje, że propaguje się w sposób nachalny ideą państwa sekularnego, mającą spajać wewnętrznie rozbitą wspólnotę, w którym wszelkie opinie, wyznania są równorzędne, a więc nie ma miejsca na uprzywilejowaną pozycję chrześcijaństwa: ,,Zdając sobie sprawę, że dzielą nas rzeczy konstytuujące prawdziwe państwo (...) intelektualiści starają się dać nam w zamian abstrakcyjną koncepcję, państwo sztuczne i pozbawione treści, państwo wymyślone, ideologiczne, na swój sposób ,,wyznaniowe", którego dogmatem jest nowa trójca: różnorodności, demokracja i równość. Chrześcijaństwo jest rugowane ze szkół, a na jego miejsce wprowadza się nową obywatelską religię. Dylematem liberałów i neokonserwatystów, którzy propagują ową nową religię i nowe wyznaniowe państwo, jest niewygodny dla nich fakt, że nie mają one żadnych korzeni w historii i tradycji. Amerykanie nie będą skłonni wysyłać swoich synów, aby walczyli i ginęli za tak wydumane koncepcje" (s. 164).
Dla Patricka Buchanana jedyną możliwością wyjścia USA z kryzysu, w którym się znalazły, jest także, oprócz odejścia od dotychczasowej polityki zagranicznej, ograniczenie ilości imigrantów przez budowę płotu granicznego wzdłuż granicy między USA a Meksykiem; wprowadzenie restrykcyjnych przepisów dotyczących nielegalnej imigracji; wprowadzenie tzw. podatku granicznego, na importowane towary; odebranie Sądowi Najwyższemu kompetencji dotyczących spraw obyczajowych i przekazanie ich do legislatur stanowych i Kongresu.
Rozwiązania, które proponuje Patrick Buchanan niekiedy mogą wzbudzać zastrzeżenia wśród polskiego czytelnika jak np. jego negatywny stosunek do przyjęcia w skład NATO krajów Europy Środkowo-Wschodniej czy ograniczenie imigracji, jednak, jak zauważa w posłowi do książki wybitny wrocławski naukowiec i publicysta Damian Leszczyński, mamy do czynienia z książką amerykańskiego, konserwatywnego patrioty, który na pierwszym miejscu stawia interes własnego państwa, narodu, a nie dobro abstrakcyjnych, będących wytworem ideologicznym, wspólnot ponadnarodowych.
Arkadiusz Meller
Patrick J. Buchanan - Dzień sądu, czyli jak pycha, ideologia i chciwość niszczą Amerykę,