Gabriela Zapolska
Zapolska Gabriela, właściwie Maria Gabriela Śnieżko-Błocka, z Korwin-Piotrowskich, 2° voto Janowska, pseudonimy: Józef Maskoff, Walery Tomicki (1857-1921), dramatopisarka, prozaik, publicystka. 1882, po zerwaniu z rodziną i mężem, została aktorką, występując w Krakowie, Lwowie, Poznaniu i w galicyjskich zespołach wędrownych. 1889 wyjechała do Paryża, gdzie grywała drobne role w teatrzykach bulwarowych, od 1892 w Théâtre Libre A. Antoine'a, od 1895 także w modernistycznym Théâtre de l'Oeuvre. Po powrocie do kraju występowała m.in. w teatrach Krakowa i Lwowa. Od 1904 we Lwowie, zorganizowała wraz z drugim mężem, malarzem S. Janowskim, zespół teatralny, z którym objeżdżała Galicję.
Związana z naturalizmem, ukazywała bez osłonek drastyczne strony obyczajowości, głównie drobnomieszczańskiej, narażając się na ataki kół konserwatywnych i katolickich.
Opublikowała m.in.: zbiory opowiadań - Akwarele (1885), Z dziejów boleści (1890), cykl Menażeria ludzka (1893). Powieści społeczno-obyczajowe, np.: Kaśka Kariatyda (Przegląd Tygodniowy 1885-1886, wydanie książkowe 1888), Zaszumi las (1899), głośna Sezonowa miłość (tom 1-3, 1905) i jej kontynuacja Córka Tuśki (1907).
Do najwybitniejszych utworów scenicznych Zapolskiej należą komedie obyczajowe atakujące mieszczańską moralność: Żabusia (1897), Moralność pani Dulskiej (1906), Ich czworo (1907), Skiz (1908), Panna Maliczewska (1910).
Wg utworów Zapolskiej zrealizowano m.in. filmy: Carewicz M. Fuchsa (1918), Tamten W. Lenczewskiego (1921), O czym się nie mówi E. Puchalskiego (1924) i M. Krawicza (1939), Policmajster Tagiejew J. Gardana (1929), Moralność pani Dulskiej B. Niewolina (1930, pierwszy polski film z nagraniem dźwięku na płytach gramofonowych). W Czechosłowacji Moralność pani Dulskiej zrealizował J. Krejčik (1958).
Wydania zbiorowe: Dzieła (tom 1-26, 1922-1927), Dzieła wybrane (tom 1-16, 1957-1958), Publicystyka (tom 1-3, 1958-1963), Dramaty (tom 1-2, 1960-1961), Listy (tom 1-2, 1970).
Do najważniejszych dzieł Zapolskiej zaliczamy:
„Jeden dzień z życia róży”,
„Menażeria ludzka”,
„Żabusia”,
„Moralnośc pani Dulskiej”,
„Panna Maliczewska”,
„Ich czworo”,
„Kobieta bez skazy”,
„Z pamiętników młodej mężatki”.
Menażeria ludzka
MENAŻERIA LUDZKA (12 różnorodnych nowel, będących zwierciadłem ludzkiej zdrady, obłudy, wyuzdania, naiwności i niesprawiedliwości społecznej). Menażeria-pomieszczenie lub miejsce, w którym zgrupowane są głównie egzotyczne zwierzęta, udostępniane dla zwiedzających lub biorące udział w pokazach cyrkowych. Także część przedstawienia cyrkowego. "Menażeria ludzka", tom opowiadań Gabrieli Zapolskiej, pierwodruk w „Przeglądzie Tygodniowym" w latach 1889-92., wydany osobno w Warszawie w 1893. Zawiera utwory: "Żabusia", "Koteczek", "Kozioł ofiarny", "Kundel", "Oślica", "Kukułka", "Lewek", "Małpa", "Szakale", "Papuzia", "Bydlę", "Gołąbki". Oparty na typologii chętnie stosowanej przez naturalistów cykl 12 portretów „ludzi-zwierząt", celnie demaskuje moralność mieszczańską i należy do najlepszych artystycznie utworów Zapolskiej (zwarta konstrukcja, wyrazista charakterystyka postaci i sytuacji, doskonała technika point). Tom został przemilczany przez krytykę, wyjąwszy aprobującą ocenę „Przeglądu Tygodniowego". Przekład na język czeski - całości w 1901 roku, nadto przekład poszczególnych opowiadań na różne języki: rosyjski, angielski, perski (Bydlę).
I. Żabusia
Rozpoczyna się opisem Zofii, zwanej „Żabusią” (`blondi', promiennie uśmiechnięta, zmysłowa, woniejąca i do tego pobożna-co dzień prawie biegała do kościoła…). Miała męża, zwanego pieszczotliwie „Rakiem” i córeczkę zwaną nie mniej nadobnie-„Nabuchodonozorem”. Była bożyszczem całego domu, kochana przez wszystkich (tyranizowała męża i wyrywała zabawki 2-letniej córeczce),uosobieniem kobiecości, wzorem wszelkich możliwych cnót i doskonałości. Jednakże, ten chodzący kobiecy ideał nie był do końca idealny Żabusia miała bowiem kochanka...
II. Koteczek
Historia pewnego małżeństwa. On- nazywany przez żonę „koteczkiem”- blond cudo, świeży i pachnący; ona biedna żonusia, służyła mu niczym pies przy nodze, ślepo zakochana i naiwna. Rezygnowała dla niego z jedzenia, gdyż on ciągle nalegał, żeby oszczędzali (sam przechowywał w ukryciu ok. 50 rubli…). Co dzień wychodził z domu, zostawiając kobitkę samą. Nie poświęcał jej czasu, a swoje małżeńskie obowiązki ograniczał do drobnych prezentów (kupił jej razu pewnego skórzaną broszeczkę...bo miał „przecież anielskie serce”). Wychodzić z nim na spacery po mieście nie śmiała, bo „zawsze jej coś do stroju brakowało”. Wypatrując pewnego wieczoru powrotu swego „koteczka”, Józia spostrzegła w przejeżdżającej pod oknami karecie mężczyznę podobnego do jej męża. Była jednak do tego stopnia naiwna, że poprzestała tylko na domysłach („by mąż ją zdradzał-nie przeszło jej nawet przez głowę, jej koteczek, skądże znowu?”). Prawda była inna. Mąż mknął w karecie z piękną Leną przy boku…a Józia? - „czeka nań i zimą, i latem skurczona przy szybie, pełna niewytłumaczonej chęci ujrzenia go powracającego”.
III. Kozioł ofiarny
Pan Wentzel- tytułowy „kozioł ofiarny”- jest nauczycielem w zamożnej rodzinie. Jego podopiecznymi są dwaj `cudowni' chłopcy: Marian i Juliusiek. Szydzą oni z pana W. na wszystkie możliwe sposoby, a on nie ma na ich zachowanie żadnego wpływu. Np. śmiali się z jego białych skarpetek zafarbowanych czarnym atramentem (żeby nie przeświecały zanadto wśród czarnej skóry butów), gdy opowiadał im historię biblijnego Samsona, bagatelizowali jego słowa i nie pozwalali mu dokończyć tematu. Pod gradem dziecięcych słów, nauczyciel zawsze „siedział przybity, bezsilny- z głową na piersi zwieszoną”. Aliści w przekonaniu matki Marianka i Juliusza, pani Szymczyńskiej, dzieci jej były tylko troszkę rozpieszczone, bo przecież to „są dzieci wyjątkowe, należy więc z nimi postępować w wyjątkowy sposób”. A pan W. tylko przytakiwał, „Tak! tak! wyjątkowe dzieci!” I żeby tych przykrości nie było zbyt mało, siostra `wyjątkowych' podrywała biednego `koziołka', mając przy tym spory ubaw. Tylko ubodzy, prości rodzice, nieświadomi przykrości syna, pisali w liście: „I ftobie jednym czała nasza nadzieja...”. A on męczyć się będzie nadal, aby z jego zarobionego grosza biedni rodzice mogli żyć.
IV. Kundel
Dyńdzio, nazywany przez domowników „kundlem”, „był postrachem matki i sióstr...”. Miał 20 lat, skończył dwie klasy, korzystał z nocnych hulanek, był smakoszem piwa i...”czepiał się spódnic kobiecych, pełen przewrotnej żądzy, z której sobie doskonałą sprawę zdawał”. Matka jego każdą przez syna „wysłuchaną mszę, każdą spowiedź, otrzymane rozgrzeszenie, odprawioną pokutę, każdą bytność na kazaniu- opłacała pewną umówioną kwotą pieniędzy”. Ale, jak się potem okazało, Dyńdzio wyzyskiwał tym sposobem swoją matkę, a otrzymywaną przez nią kasę wykorzystywał do coraz większego pogrążania się w rozpuście… Kundel był kochliwy, jednak szukał swego ideału. Gardził kobietami dobrze ubranymi i wychowanymi. Lubił te rozczochrane, „naturalne”, takie w małoruskich haftowanych koszulach I taka właśnie była jego największa miłość- Resia, dla której podczas nieobecności rodziców w domu, powynosił z mieszkania wszystkie meble i kosztowności, aby urządzić i udekorować mieszkanie ukochanej( która narzekała, że nic nie ma a pragnęła zrobić karierę i poczuć się jak księżna). W trzy tyg. później powrócili rodzice, którzy w celu odzyskania sprzętów musieli z synem „parlamentować”. Skończyło się na tym, że Dyńdzio mebli nie oddał, lecz zakomunikował bliskim, iż się z Resią ożeni.
V. Oślica
Historia sieroty Honorki (zwanej od maleńkiego „oślicą”), która wdawszy się niegdyś w związek z niejakim subiektem Teodorem, została przez niego wykorzystana i porzucona. Po miłosnej przygodzie pozostało jednak (jak to w życiu bywa) dziecko… Młodą matką i maleństwem zajęła się kuma Kazimierzowa, która zaczęła namawiać Honorkę, aby ta upomniała się o swoje prawa. Okazją ku temu miał być ślub Teodora ze Stanisławą, a ona miała tam pójść z dzieckiem i wywołać „gruby skandal”. I w rzeczy samej wybrała się z Kazimierzową do kościoła, ale na widok pana młodego wchodzącego w orszaku weselnym wszystkie jej żale i złości opadły, a pojawił się strach i Honorka stchórzyła (rozczarowując przy tym wiernych obecnych w kościele, którzy z lubością oczekiwali afery…)
VI. Kukułka
Seweryn, 35- letni `lowelas', którego jedynym zajęciem było cudzołożenie z mężatkami (które, nota bene, zmieniał jak rękawiczki). Żenić się i ustatkować? Nie dla Sewercia taka „instytucja”, bo i „po co? na co?” Wolał za to godzinami przyglądać się w lustrze „rysunkowi łydek, które pod miękką tkaniną flaneli wyraźnie się zaznaczały”, pomacać się po udach, poruszyć torsem, wypróbowując „solidności bioder”. Klasyczny męski narcyz Wśród licznie `podbitych' mężatek na szczególną uwagę zasługuje Anna- z „dziwnym spojrzeniem bladych błękitnych oczu i twarzyczką Madonny”. Romans ich trwał parę miesięcy, „wprędce znudziła go brakiem elegancji i cienkiej bielizny, a zraziła zbytkiem uczucia, w którym dopatrywał się przesady”. Zakochana w nim po uszy, została `grzecznie zwrócona' mężowi, gdy okazała się brzemienną. Po 7 latach spotykają się ponownie (gdy przechadzała się z ich córeczką przez Ogród Saski), znowu dochodzi do schadzki (jak się pod koniec opowiadania dowiadujemy- to spotkanie również będzie owocne: syn). Między czasie pojawia się wątek z poszukiwaniem nowego lokum dla `pana kochliwego' (takiego, co by to ustronne było i nie rzucało się w oczy, gdy przyjdą panie `z wizytą'). Ale znaleźć nie było rzeczą łatwą (pomagał mu w tym lokaj Paul). Wreszcie po długich poszukiwaniach Seweryn trafia do mieszkania, po którym oprowadza go mały chłopiec, egoista, gdyż na oczach pana S. przegania z wściekłością młodszego brata bujającego się na jego koniu, potem wyrywa siostrze książkę. Sewercio zwiedza mieszkanko, chłopiec pokazuje mu wszystkie pokoje, gdy nagle w drzwiach jednego z nich pojawia się…Anna. „Teraz stali przed sobą, oboje bladzi- mając pomiędzy swymi ciałami całą przeszłość pieszczot, zmysłowych porywów i chwilę rozstania gorzką i gwałtowną, z początkiem brzemienności kobiety”. Ona wygania go natychmiast („Precz!”), ale przed wyjściem Seweryn rzuca spojrzenie na syna: „I był to on! On sam w zmniejszonym formacie, on- egoista, on- samolub, on- brutalny samiec, tyranizujący wszystko! Kukułcze pisklę zagarnęło gniazdo dla siebie, rozpierając się w nim z zuchwałością bękarta…”
VII. Lewek
„Ireneusz należy do tych wybrańców, którzy mają szczęście do kobiet! Już w czwartej klasie miał taką reputację, gdy za brązowymi spódniczkami pensjonarek gonił, spocony, czerwony, kroplami potu na krótkiej, niekształtnej szyi okryty”. Stylizował się na `lwa salonowego', wydymał namiętnie dolną wargę, powlekał się zapachem chypru, i był w swoim mniemaniu „demoniczny i szczęśliwy dla kobiet” (lecz kobiety w większości mijały go szybko, nie zwracając na niego uwagi). Iruś, gdy aplikował u jednego z adwokatów, zwrócił swą uwagę na adwokatową (która „posiadała tylko jedną namiętność, to jest…rurki czekoladowe napełnione kremem”) . Kobieta ta nie cieszyła się dobrą opinią. Koledzy- aplikanci przestrzegali Ireneusza, że to „taka, co przez całą kancelarię męża przeszła”…Ale lewek „rozzuchwalał się coraz więcej”. „Tu i ówdzie jakaś pokojówka rozuzdana, sklepikarka lub dystrybutorka [handlarka tytoniem], spragniona miłosnych wrażeń- zsuwała mu się w objęcia”. Był i majętna wdowa, i Franusia z drugiego piętra „cuchnąca mydlinami” („z bardzo przyzwoitej rodziny”). Oj szalał on ci, szalał Irek był jednak bardzo honorowy względem kobiet, i gdy koledzy wypytywali go o nazwiska swoich kochanek (np. „Strzelecka czy Jacksohn?”) uśmiechał się dwuznacznie, oczami demonicznie błyskając: „Proszę, zaprzestańcie tych domysłów. Gdyby nawet tak było…honor milczeć mi nakazuje”. Z czasem wzrosła w nim zaciekłość udawania kochanka każdej, wybitniejszej i bardziej znanej kobiety (chciał imponować wśród kolegów). Poczynał snuć coraz bardziej wyfantazjowane historie miłosne, zmyślając, że np. sypia z aktorkami („ileż legend opromieniło demoniczną postać lewka!”), że Wiedenki są `w tych sprawach' najlepsze. Historia Irusia kończy się na tym, że opowiadając jedną z zmyślonych miłosnych opowiastek (że niby poznał kochankę, która tragicznie skończyła umierając w Nicei), koledzy proszą go o pokazanie chociaż jej zdjęcia. No więc skombinował zdjęcie u pierwszego lepszego fotografa i pokazał, a kumple w brecht, bo była to fotografia Wikci z Grand Hotel w Łodzi, znanej im dobrze, gdyż prowadziła w Warszawie rozwiązłe życie.
VIII. Małpa
Olka i Wicek byli półsierotami. Mieszkali z ojcem na przedmieściu. Ona zwana była przez wszystkich „małpą” (z rudym warkoczem i w kaftaniku w kratkę). Będąc jeszcze podlotkiem uciekła (ojciec odcierpiał to ciężko do samego zgonu) i stała się uliczną prostytutką. Tęskniła jednak za domem. Pewnego razu wybrała się w rodzinne okolice. Ojca już jednak nie zastała. Spotkała tylko brata, który nie ucieszył się zbytnio jej widokiem (wiedział bowiem jakie życie prowadziła siostra). Poza tym Wicek starał się wtedy o rękę Kazi, córki Jana Burby, stolarza u którego pracował i wstydził się siostry- ladacznicy. Po ślubie spotkali się znowu (Olka kręciła się często niedaleko miejsca, gdzie pracował; zawsze ukryta za belkami). Chciała dać bratu zarobione pieniądze, ale nie wziął, bo mówił, że na razie nie trzeba. Ale Olka zachowała je dla niego w nadziei, że kiedyś je przyjmie. I nadszedł taki moment. Zbliżały się chrzciny jego córki i brakowało gotówki (bo jak się okazało „trzysta papierków posagu Wickowej były bajką i tylko przynętą na lep dla złapania męża”). Wtedy znowu spotkał się Wicek z Olką i przyjął te pieniądze. Był wtedy bardzo wzruszony i nawet ośmielił się zaprosić siostrę na przyjęcie, ale wymówiła się brakiem kiecki. Przyszła jednak pod okno mieszkania i zapłakana, nędzna przyglądała się sytej i radosnej zabawie. Wypatrzyła ją Kazia, która siedziała z dzieckiem i zawołała męża, aby przegonił „jakąś małpę, co się pod oknami słania!”. Wicek przechylił się do okna i wzruszonym głosem rzucił: „Odejdź…siostro!”
IX. Szakale
Akcja rozgrywa się w kamienicy, której właścicielką jest „tłusta, żółta, cała rozlana w swej włóczkowej halce” Żydówka. W mieszkaniu pod nr 17 powiesiła się młoda kobieta („Widać ją przez okno. Ma nogi o deskę oparte (…), a ręce dyndają po bokach”). Żydówka idzie do tego mieszkania z kelnerem Marcińskim i dokonuje `przeglądu' zwłok samobójczyni. Wcześniej rozpacza kelnerowi z powodu długów pozostawionych przez ową kobietę i zaczyna przeszukiwać jej kuferek w celu znalezienia jakichś pieniędzy. Odnajduje tam jednak tylko mnóstwo ubrań teatralnych (zmarła była prawdopodobnie statystką w teatrze), jakiś krawat (zapewne pozostałość po bolesnym dramacie miłosnym). Przyglądając się powieszonej kobiecie zauważa śliczne buciki na jej stopach. Odsyłając Marcińskiego po duże nożyce do przecięcia sznura, zdejmuje obuwie i chowa w serwetę. Potem kelner powraca, odcina wiszącą kobietę i obydwoje wychodzą.
X. Papuzia
„Poznał ją w Łodzi, w sali Selina, gdy złym akcentem francuskim śpiewała jakąś piosnkę”. Historia miłości Minuśki, zwanej „Papuzią” i `jego'- bezimiennego, smutnego, wiecznie nienasyconego w pogoni za kobietami. O nim wiemy niewiele. Zapolska dokonuje naturalistycznego opisu ich ciał, zwracając szczególną uwagę na zmysłowość i zwierzęcą niemal instynktowność. Romans tych dwojga jest bardzo trywialny, banalny: „Minuśka nie zajęła go więcej od innych”. Jednakże to jemu wyjawiła swoją największą tajemnicę- miała kiedyś córeczkę Marysię. Dziecko to jednak zmarło bardzo wcześnie na nieuleczalną chorobę, a ze wspomnień po niej pozostało matce częste zawoływanie dziecka, aby matka pogwizdała jej trochę. Minuśka i jej kochanek zamieszkali razem, „w cmentarnej atmosferze”, a „wszystko naokoło nich było martwe, trupie, wystygłe”. Tylko mężczyzna wciąż „leniwym głosem sentymentalnie powtarzał: „Zagwizdaj, Papuziu!...”
XI. Bydlę
Tytułowe `bydlę' to Janek, lokaj w sędziowskim dworze w Horodyszczu, mąż Warki, kolekcjoner „Tygodnika Ilustrowanego” i…niepohamowany miłośnik mocnych trunków Potrafił nie pić całe miesiące, ale gdy tylko gość się zjawił „wnet do karczmy pędził i za siwuchę chwytał”. I właśnie nadarzyła się taka okazja, bo do państwa przyjechało hrabiostwo z Hati. Gdy tylko poczuł w sobie kolejną `chrapkę na kielicha', „wyskoczył przez okno, wpadł w grządkę nasturcji, zaklął i jak zając poprzez trawniki pomykać zaczął”. Lecz państwo sędziowie mieli po dziurki w nosie jego pijackich skandali i wreszcie zwolniono Janka. Mieszkający przez 30 lat w ciemnych ścianach kredensu pachnącego razowym chlebem i wonią „stygnących na półmiskach tłuszczów”, z żalem w sercu opuszczał to miejsce i próbował wrócić do żony ( „Chata, w której mieszkała jego żona, nie była mu domem, chodził tam w gościnę w chwilach wolnych, nie pamiętając i nie wiedząc nawet, jakie imiona miały jego dzieci”), jednak „machinalnie do stawu się skierował”, wypłynął, „łódka zachybotała, Janek w ścianę czółna kopnął...Nie dokończył, bo czółno gwałtownie się przechyliło, a on z dziką radością w wodę skoczył, waląc się głową naprzód, tak jak zwyczajnie na swój tapczan w kredensie się walił”. I już nie wypłynął…
XII. Gołąbki
„Gołębnikiem nazywał się kąt pod piecem (…) W kącie tym gromadziły się zwykle panienki i panny (…) Były to trzy Minuśki, dwie Lole, jedna Gilda, jedna Lili, jedna Nini, dwie czy trzy Niusie”. „Gołębnik” zaś znajdował się w domu księżnej ukraińskiej, która, jak to w arystokracji bywa, organizowała wytworne „fixy”, na które przybywała cała okoliczna śmietanka towarzyska. Wróćmy jednak do „gołąbków” Na wstępie mamy dokładny opis ich wdzięków, „niewinności”, strojnych sukien; informacje na temat znajomości francuszczyzny (z przerażającym i dziwnie aroganckim akcentem). Panienki oczekiwały z niecierpliwością na pojawienie się trójki bardzo specyficznych gości- barona Mak von Maken [czyli po naszemu `Maka nad Makami':P], jego żony i towarzyszącego im kochanka pani Makenowej, Heldinga. Romans ten trwa już od 15 lat, akceptowany przez towarzystwo salonowe i pod pełną świadomością pana Makena. „Gołąbki” uknuły spisek, jakoby poderwać zacnego Heldinga na oczach jego zazdrosnej kochanki. Uwiodły go zatem i uprowadziły do swego „gołębnika”. I czego on tam nie przeżywał!! („Helding, na wpół pijany tym zapachem blondynek, brunetek naokoło niego zebranych, cały zgorączkowany widokiem biustu Nini, błękitnych oczu Lili i dołków naokoło ust księżniczki, odmładzał się w tej atmosferze młodości i nie zwiędniętego ciała, jaką nagle poczuł dokoła siebie”). Efekt tak `oszałamiającej kuracji' był natychmiastowy, bowiem „w kilka godzin później Helding w ciszy swego błękitnego pokoju stał przed lustrem i z uśmiechem zadowolenia spoglądał na swą twarz rozjaśnioną. Tak…bez wątpienia, nie jest jeszcze starym i byłoby szaleństwem z jego strony nie korzystać z tych warunków, które pozwalają mu spędzać od czasu do czasu tak miłe chwile”. A „gołąbki”?- „Doskonałe w swym okrucieństwie, spokojne w tej zbrodni, jaką wyrządziły, rozrywając silne jak śmierć uczucie, zasypiają jedna po drugiej, gołąbki białe, niewinne, łagodne w mdławych światełkach…”
3