Futorologia całkiem inaczej
„Dlaczego electronicus waży się na tak karkołomne rozumowanie? Ponieważ ma pod tym względem wspaniałe wzory przeszłości. Ukazuje nowe możliwości badawcze życia i człowieka. Bioelektronika jest zresztą teorią, teoria zaś bez programu to starzec już w momencie narodzin. Jest to poznawczy nonsens. Jeszcze większym nonsensem może być tylko brak teorii dla zespołu zdarzeń”.
Życiem rządzą prawa fizyki i chemii, ściślej - prawa geofizyki i geochemii. Mówiąc bardziej ogólnie życiem rządzi środowisko. Człowiek wprowadził nowy czynnik. Lecz nie, człowiek nie może wprowadzić niczego, co by nie mieściło się w jego naturze. Człowiek tylko udowodnił, że życiem sterują również procesy jego świadomości. Wyrzekając się antropomorfizmu, należałoby mówić o autokatalitycznym działaniu życia na rozwój życia. Znaczy to, że prawa biologiczne stanowią czynnik rozwojowy nie mniejszej wagi niż prawa geofizyki i geochemii.
Życie nie jest bowiem tylko biernym elementem przyrody wytrzymującym presję środowiska, które zmusza je do nowych odpowiedzi gatunkowych. Człowiek nie jest wyjątkiem w narzucaniu środowisku swych upodobań, jednakże owo narzucanie zaznacza się u niego w sposób krańcowy, gdyż stanowi on ostatnie ogniwo ewolucyjne. Pewne cechy życia winny więc w nim wystąpić w sposób najbardziej charakterystyczny. Jednym z praw biologicznych jest zajmowanie w miarę rozwoju coraz czynniejszej pozycji wobec środowiska. Pod tym względem człowiek zachowuje się szczególnie: modyfikuje warunki nawet z biologiczną szkodą dla siebie. Dynamika człowieka przerasta jego logikę, przynajmniej logikę biologiczną.
Konflikt człowieka ze środowiskiem nie jest wynikiem losowych zmian tego ostatniego, lecz efektem świadomej działalności ludzi. Spirala ewolucyjna przybrała kształt dosyć pomysłowy: z jednej strony następuje przyspieszenie rozwoju świadomości u człowieka i brak kontroli nad skutkami tego przyspieszenia, z drugiej znów strony środowisko nie wytrzymuje ciśnienia ludzkiej świadomości. Efekty są obustronne. Stosunek człowieka do środowiska nabiera charakteru coraz bardziej agresywnego i bezwzględnego, środowisko natomiast, przekształcane bez oglądania się na jego równowagę, trafia w podstawy ludzkiej egzystencji. Ta sytuacja nie zmieni się, gdyż kierunku działalności człowieka nie odwróci nawet groźba następstw. Po prostu musiałby stworzyć zupełnie nowy styl zaangażowania świadomości. Na to jest za późno w rozwoju gatunku Homo sapiens. Może on, stosując inżynieryjną sztukę łatania wyrw, tylko opóźnić niebezpieczeństwo. Ewolucja człowieka, rozpatrywana od strony mechanizmów świadomości, zmierza ku przeznaczeniu tak charakterystycznemu dla ewolucji biosfery w ogóle - ortogonalności głównych kierunków rozwojowych w połączeniu z niemożnością powstrzymania jej biegu.
Ekstrawertyzm produkcyjny człowieka, wyrażający się w nastawieniu na wydajność wypełniającą środowisko, według wszelkiego prawdopodobieństwa winien dać dwa skutki: spłycenie wartości wewnętrznych człowieka i "uduszenie się" biotycznego środowiska na skutek przeładowania nienaturalnymi dla niego tworami.
Dla środowiska wszystkie, nawet najpiękniejsze i największe, dzieła ludzkie są tylko zanieczyszczeniem wyprodukowanym przez świadomość człowieka. Dla naturalnego środowiska zanieczyszczające je dzieła ludzkie są niczym więcej, jak tylko produktem katabolizmu myślowego.
Tak więc ludzkość stanęła wobec problemu wypierania naturalnego środowiska na rzecz wytworzonego przez siebie. Środowisko będzie więc coraz bardziej "ludzkie" i w tym samym stopniu coraz mniej biologiczne. Czynniki adaptacyjne wprawdzie działają na rzecz samoobrony organizmu przed szkodliwością czynników zewnętrznych, ale nie można zapominać, że ewolucyjne przyspieszenie człowieka znacznie wyprzedza zdolności samoregulacyjne organizmu. Wydaje się to paradoksem ewolucyjnym, ale człowiek psychicznie przeskoczył swe biologiczne możliwości w najprawdziwszym salto mortale. Byłoby to samobójstwo dokonywane z udziałem świadomości, choć bez żadnego zamiaru. Paradoks nieświadomej świadomości nie jest aż tak paradoksalny. Już znacznie wcześniej, przy określaniu nie tyle różnic, co analogii między życiem i świadomością, stwierdzono, że psychologiczne pojęcie świadomości, wyprowadzone zresztą z fizjologii zmysłów, jest bardzo mylące w odniesieniu do kwantowych podstaw życia. W nich świadomość i życie zbiegają się i razem noszą cechy energetyki.
Konstrukcja i wydajność człowieka, określane w bliżej nieznany sposób - jako siła woli, wskazują, że bilans energetyczny organizmu przewiduje znacznie większe zapasy energii, niż są one potrzebne do uruchomienia wszystkich jego czynności biologicznych. Nie wiadomo, jakimi rezerwami dysponuje układ żywy, skoro jego wytrzymałość na zmęczenie, ból i psychiczne znużenie może bardzo daleko przekraczać standardowe wielkości i możliwości. Na podstawie prawa Wiena obliczono temperaturę T dla pracującego mięśnia, emitującego - według obliczeń Mamedowa, Popowa i Konewa - 50-60 fotonów o energii wynoszącej średnio 2,5 elektronowolta z centymetra kwadratowego powierzchni w ciągu sekundy. Należy przy tym przyjąć nierealne założenia: mięsień jest ciałem doskonale czarnym, emitowana energia jest pochodzenia termicznego, wszystkie kwanty pochodzą z maksimum rozkładu promieniowania. Przy takich założeniach temperatura T wynosiłaby w przybliżeniu kilkaset stopni Kelvina.
Mimo wszystko byłoby to klasyczne księgowanie energetycznej puli człowieka. Czy nie lepiej wziąć pod uwagę nieprzeliczalny potencjał dzieł dokonanych w stosunkowo krótkiej historii gatunku, wyłączywszy w to kulturę, naukę, cywilizację techniczną, zdobywczą ekspansję? Z fizyki pracy umysłowej wiadomo, że zużycie energii jest w niej niewielkie. Czyżby więc człowiek różnił się od zwierząt umiejętnością dokonywania wielkich rzeczy małym nakładem energetycznym? Jeśli tak, znaczyłaby to, że przyroda skonstruowała jedyną w swoim rodzaju maszynę, wykonującą przy minimalnym nakładzie siły olbrzymią pracę. System odpowiednich przekładni energetycznych, zwłaszcza przekładających procesy chemiczne na elektroniczne i odwrotnie, oraz ewolucyjne wytworzenie świadomości refleksyjnej dały mechanizm nie mający precedensu w dziejach: mechanizm o superwydajności podziwianej u człowieka.
Jest rzeczą zrozumiałą, że wszyscy cierpiący na fobię przed redukcjonizmem potraktują to ostatnie zdanie jako wyraz chęci sprowadzenia człowieka do poziomu maszyny, a więc jako którąś tam już z rzędu nieudaną próbę. A przecież o takiej "kwantowej maszynie", jak życie, i z takim "adapterem", jak refleksyjna świadomość, nie wykłada się na żadnej jeszcze politechnice, gdyż maszyna ta została skonstruowana według niebywale zazdrośnie strzeżonej licencji przyrody. Skoro więc elektroniczny układ organizmu zbudowanego z półprzewodników wymaga minimalnej energii do sterowania nim, można by z nakładem niewielkich energii wyliczonych na podstawie promieniowania organizmu sterować całkiem skutecznie. Wydaje się, że takim rodzajem sterowania u człowieka jest wpływ świadomości i stanów decyzyjnych. Do tego celu wystarczy rezerwa reprezentowana przez świadomość i stany decyzyjne, jeśli w myśl postulatów bioelektroniki przypisze się im cechy elektromagnetyczne.
Zastanówmy się, czy przypadkiem niebywały potencjał wytwórczy ludzkiej świadomości nie stanowi dowodu właśnie na jej elektromagnetyczną naturę i na bioelektroniczną konstrukcję życia, a nie na wyłączanie biochemiczną. Zgodność zadań, możliwości, wariantów jest dziwnie duża, jeśli porównamy elektroniczne urządzenia techniczne i mózg łącznie ze świadomością refleksyjną.
Wprawdzie w najbliższym czasie nie będzie można jeszcze wyliczyć dokładnej energii psychicznej, czyli energii zamkniętej w dziełach człowieka, jednak zdaje się, że ten potencjał myślowy jest wielki i ciągle rośnie. Nie potrafimy jeszcze ściśle określić energii wiązanej przez biosferę w ogóle, tym bardziej - zamkniętej w myśli ludzkiej. Jednak życie jest na pewno niezwykłym konwertorem i kondensatorem energii na Ziemi.
Bioenergetyki nie można jeszcze potraktować jako problemu już rozwiązanego na poziomie indywidualnego organizmu. Organizmy nie przebywają w izolacji, lecz żyją w zespołach. Jeśli każdy organizm jest elektronicznym oscylatorem emitującym promieniowanie elektromagnetyczne, to moc wypadkowa musi stanowić o gęstości nasycenia w biocenozach. Jest to także rezerwa energetyczna przestrzeni wypełnionej przez populację ludzką. Moc nasycenia jest wielkością realną i mierzalną, wobec tego - ze stanowiska bioenergetyki - populacja jest w pomyślniejszej sytuacji niż osobnik izolowany. Środowisko przy tym nie stanowi jedynie przestrzeni, na której przebywa średnia statystycznie liczba osobników, lecz jest również potencjałem energetycznym generowanym przez żywe układy i przez nie odbieranym. Organizm może więc być zasilany energią zespołu, sam natomiast stanowi zasilacz biologiczny o małej mocy. Techniczne odbieranie tej mocy przez odpowiednie urządzenia o wysokim oparze nie powinno być zadaniem niewykonalnym.
Moc bioenergetyczną można zapewne skondensować, a co więcej - dowolnie nią potem sterować. Prawdopodobnie tę rolę spełnia uwaga, rozumiana jako koncentracja świadomości. Nie jest wykluczona możliwość ogniskowania energii bioukładu w odpowiednim miejscu organizmu, po nabyciu pewnej wprawy. W normalnym stanie rzeczy do dyspozycji całego układu stoi tylko średnia wielkość energii. Bliżej jeszcze nieokreślony czynnik uwagi jako koncentracji świadomości może, poza efektami psychologicznymi, dać również energetyczne .następstwa w postaci lokalizacji mocy.
Organizm człowieka jest w tym samym stopniu generatorem, co detektorem emisji elektromagnetycznej. Na biologicznym detektorze nie ma jednak skali świadomościowej, odbiór dokonuje się bowiem jedynie w kwantowych stanach półprzewodzącego układu białkowego, poza świadomością w jej sensie psychologicznym. Bioelektroniczne urządzenie jest subtelnym detektorem nawet minimalnych natężeń pól elektromagnetycznych. Przekaz więc informacji na fali nośnej bioukładu może być niebywale dokładny, połączony z minimalnymi jedynie szumami własnymi. W tej skali zjawisk należy rozpatrywać telepatię i hipnozę, znane już od dawna, a ostatnio określone jako biotelekomunikacja. Rozpatrywany od strony biochemii taki proces jest nie tylko niezrozumiały, ale i całkowicie niemożliwy, gdy chodzi w nim o przenoszenie informacji biologicznej - lub, jak kto woli, psychicznej od układu do układu w sytuacji braku kontaktu między nimi. Winien więc istnieć nośnik informacji, a może nim być tylko fala elektromagnetyczna. Czynnik sugestii werbalnej, znany z hipnozy medycznej, czy nawet towarzyszący mu czynnik chemiczny mogą pełnić rolę wzmacniacza sygnału, lecz zasada przenoszenia informacji musi pozostać bez zmian. Zanim przyjęto bioelektroniczną orientację w sferze życia, biotelekomunikacja musiała być zjawiskiem paranormalnym, ponieważ i pojęcia o życiu były jeszcze niezbyt normalne, to znaczy nie wyszły poza krąg chemii. Tu dygresja: ostatnie stwierdzenie może być rozumiane tak, jak to rozumie psychopata, według którego najczęściej nienormalny bywa lekarz, nie zaś on sam. A w strategii nazywa się to podobno obroną przez atak.
Biotelekomunikacja należy do spraw otwartych w nauce o życiu. Niestety, w technice operujemy urządzeniami o dużej mocy, niezbyt się więc orientujemy, gdy w grę wchodzą minimalne moce i olbrzymie opory elektryczne, nie znamy również działania fal o infraniskiej częstotliwości. Prawdopodobnie układ biologiczny jest zdolny do odbioru "świadomego", czyli do reaktywności na fale elektromagnetyczne o energii kwantu wynoszącej 5x10do minus 6 potęgi elektronowolta i jeszcze mniejszej. Cały electronicus jest jednym wielkim, subtelnym receptorem zmysłowym dla odbioru wszelkiej, lecz przede wszystkim elektromagnetycznej informacji. Zamknięcie się w kręgu wyłącznie receptorowego odbioru traktuje jako fizjologiczne nieporozumienie, jako odgrodzenie się od wielu istotnych informacji.
Synchronizacja nastrojów w wieloosobowej grupie nie jest wynikiem jedynie psychozy, a więc bliżej nieokreślonego czynnika, noszącego znamiona niebiologicznej infekcji. Mimo niezwykłego zróżnicowania człowieczych indywidualności, obserwuje się również zjawisko odwrotne, czyli ujednolicenie, jak gdyby działały tryby przemielające populację na jednorodną statystycznie papkę; odnosi się to nie tylko do mody, stylu odbioru rzeczywistości, przyjętych ideałów, ale również do kierunków w nauce i sztuce oraz do zbiorowych psychoz, epidemii schizofrenii, histerii czy apatii. Istnieje klimat, niemożliwy do opisania, lecz mimo wszystko wyczuwalny, który sprzyja koncentracji myśli i twórczej pracy lub przeciwnie - beznadziejności, banałowi i płytkości. Wyczuwały go dotychczas natury bardzo wrażliwe, zanotowała jego istnienie historia, gdyż to on decydował o charakterze epok. Psychiatria wskazuje na istnienie jakiegoś czynnika "udzielania się" psychoz. Wyjaśnianie ich instynktem naśladowczym wydaje się dużym przybliżeniem. W zestawie nieliniowo pracujących oscylatorów winno następować samorzutne zsynchronizowanie ich biegu. Można wtedy mówić o możliwościach wytworzenia gatunkowego uniformizmu, czyli o czynnikach zbiorowej samoregulacji. Żywy ustrój jako elektroniczny oscylator dysponuje więc dodatkową możnością funkcjonalnego samoprzestrojenia przy użyciu pól elektromagnetycznych, charakteryzujących jego pracę. Ze stanowiska bioelektroniki nie jest to nieoczekiwanym wnioskiem, zwłaszcza jeśli przyjmiemy elektromagnetyczny charakter świadomości. Człowiek w bioelektronicznej interpretacji nie staje się bynajmniej uboższy w zakresie przejawiania działalności, natomiast zyskuje nowe możliwości interpretacji jej mechanizmów.
Można sobie wyobrazić "wypompowanie" człowieka z jego podświadomości onto- i filogenetycznej do stanu pozbawienia go osobowości, jak to się w psychologii obecnie rozumie. Jednak pozbawiany swoistej informacji stanie się ludzką amebą, przelewającą się masą biologiczną. Chodziłoby więc o proces psychologicznego odkształcenia nie za cenę nerwic doświadczalnych typu nerwic wywoływanych w badaniach przez Pawłowa. "Odwirowany" informacyjnie układ bioelektroniczny przyjmie każdą informację będącą w rezonansie z jego konstrukcją.
Twórcza biologia, która osiągnęła znaczne postępy w tworzeniu hybryd z pominięciem bariery immunologicznej, doprowadziła do hybrydyzacji komórek myszy z komórkami człowieka. Z punktu widzenia bioelektroniki interesujące byłoby przekroczenie bariery informacyjnej i zastąpienie poprzednich informacji zupełnie nowym ich zestawem.
Czy będzie możliwe tworzenie elektronicznych braci syjamskich technicznie, trudno przewidzieć, natomiast nie wydaje się niedorzecznością energetyczna transfuzja zasilająca gasnące życie. Wzmocnienie bioukładu elektronami dostarczonymi chemicznie lub po umieszczeniu tego układu w polu biologicznym drugiego organizmu, wzmocnionego technicznymi generatorami - to jeszcze jeden wariant przyszłości. Przeszczep tkanki lub całego narządu nie byłby tylko immunologicznym uzgodnieniem i funkcjonalnym włączeniem narządu pod względem fizjologicznym, lecz również elektroniczną inkorporacją w układ.
"Przeszczep informacyjny", bo tak można roboczo przedsięwzięcie określić, wydaje się najbardziej obiecujący przy próbie włączenia guza nowotworowego w normalną koordynację organizmu, z której anarchicznie wypadł, dając niesterowane podziały komórkowe. Skądinąd wiadomo, że z punktu widzenia biochemii guz nowotworowy można uważać za lokalnie odmłodzoną tkankę, niestety nieposłuszną odgórnym zasadom sterowania całością organizmu. Między innymi anomaliami, tkanki guzu nowotworowego "wyławiają" krzem i gromadzą ten pierwiastek w sobie, ze stratą dla całego organizmu. Gdyby nadana informacja elektromagnetyczna przełamała anarchistyczne tendencje guza i potrafiła ponownie włączyć tę zwyrodniałą tkankę, lecz mającą pożądane cechy odmłodzenia, w organizm, znaleźlibyśmy się na dobrej drodze do odkrycia, na czym polega to patologiczne odmłodzenie tkanki w nowotworze, i, być może, do wykorzystania tego odkrycia z ogólnym pożytkiem dla organizmu. Electronicus pełen nadziei czeka na wprowadzenie nowego wariantu ataku na patologię nowotworzenia, i to ataku na jego ostatnią redutę, bo umieszczoną na kwantowej płaszczyźnie życia.
Najbardziej obiecujące wydają się teoretyczne perspektywy wzmacniania organizmu zbieżną wiązką świadomości w akcie uwagi. Nie należy wykluczyć dodatkowego zasilania elektromagnetycznego w rezonansowym przedziale. Jeśli słuszna jest myśl o ewolucyjnej roli świadomości w powstaniu hominidów, to świadomość winna również normować współczesny rozwój gatunku Homo sapiens. Autogenny trening jest dla electronicusa sprawą oczywistą, a transcendentalna medytacja z jej wszystkimi normującymi skutkami dla organizmu, dotychczas notowanymi, leżała by w kręgu elektromagnetycznych oddziaływań świadomości na bioukład.
Przy całym radosnym pędzie ewolucyjnym i nabieraniu przyspieszenia, przy bezsprzecznie młodzieńczym dynamizmie ludzkości jako gatunku, w indywidualnym życiu stwierdza się inwazję starości. Echo pradawnego procesu rozwojowego odezwało się jeszcze raz. Praktycznie starzenie się organizmu rozpoczęło się jednocześnie z powstaniem wielokomórkowców, a według niektórych badaczy nawet śmierć osobnicza zjawiła się wówczas. Nie można szybko jechać ewolucyjnie bez opłaty pobranej z puli życia. Cywilizowana populacja gromadzi coraz więcej "żywych skamieniałości", co jest nie tylko wynikiem zorganizowanej służby zdrowia i znacznego przesunięcia górnej granicy życia. Wydłuża się coraz bardziej nie tyle życie człowieka, ile okres starości.
Płytki miażdżycowe stwierdzono u żołnierzy amerykańskich poległych w Korei, a więc u dwudziestolatków. Niektóre choroby stanowiące "przywilej" starszego wieku, np. nowotwory, pojawiają się u coraz młodszych ludzi. Inwazją starości zajęło się wiele akademii nauk na świecie; przedstawia ona sobą również problem ekonomiczny, okres kształcenia wybitnego specjalisty trwa bowiem coraz dłużej, natomiast najlepszy wiek produktywności społecznej przypada na czterdzieste lata życia. Skraca się również dzieciństwo, obniża dolna granica dojrzałości fizycznej i psychicznej. Indywidualne życie kondensuje się, pogłębia, wzbogaca i szybciej się kończy jego pełna faza; człowiek przedwcześnie wchodzi w stadium "żywej skamieniałości".
Przypisywanie całego zła reakcjom stresowym jest najprostszym wyjściem. Każde pokolenie ludzkie miało swoje stresory, kiedyś były nimi epidemie dżumy i cholery, głód, wojny, niski poziom medycyny itp. Niewykluczone, że część przyczyn leży w zmianie środowiska i sposobie odżywiania. W ostatecznym jednak rozliczeniu zmianie uległ biologiczny układ, jak gdyby za niebywały napęd ewolucyjny musiał człowiek uiścić należność w postaci swojej młodości. Ponieważ jedną ze szczególnych sił napędowych rozwoju człowieka wydaje się świadomość, ona jest kosztowna. Z kręgu przyczyn nie można też wykluczyć nadmiaru informacji, a więc należy przyjąć istnienie pewnego optimum informacyjnego, poza którym widać już krytyczną kreskę. Stwierdzamy fakt przyspieszania starości. My kończymy proces, który zaczęły Metazoa w odległym prekambrze wkraczając w złożoność struktur tkankowych i, jednocześnie, w cień starości oraz śmierci. Epigon wszystkich gatunków biosfery musi to stwierdzić na sobie, jest bowiem spadkobiercą najpełniejszego wymiaru filogenezy. Życie postawiło człowieka przed wyborem: z rozmachem, fantazją, dynamicznie i krótko, czy byle jak i długo. Bez wahania wybiera on pierwszą możliwość.
A może udałoby się coś zrobić, by organizm człowieka nieco wolniej się amortyzował? Czy byłoby to po prostu oszukaniem ewolucji? No tak. Można opóźnić starzenie się organizmu przez utrzymanie pewnego poziomu krzemu w tkance łącznej, zapewne związanego w kompleksach organicznych z mukopolisacharydami. Jednym z objawów starzenia się żywego układu jest ubytek krzemu. Można by to określić jako przeciwieństwo procesu zwapnienia; czyżby krzem był czynnikiem antymiażdżycowym? To chemiczna droga zapobiegania przedwczesnemu starzeniu organizmu. Ponieważ relacja krzem-wapń w symbolicznym zapisie Si-Ca jest uwarunkowana ewolucyjnie, jak to wykazał Sedlak (1959-1967), wydaje się, że badania w tym kierunku trafiają w same biochemiczne podstawy zjawiska starzenia.
Pozostała mało zbadana frakcja bioelektroniczna i jej zmiany związane z wiekiem. W każdym razie można już stwierdzić, że gęstość bioplazmy z wiekiem osobniczym maleje, jeśli za podstawę obliczeń weźmie się liczbę elektronów transportowanych w oddychaniu komórkowym (Zon, 1977). Zabiegiem kosmetycznym młodości byłoby utrzymanie elektronicznych właściwości związków organicznych i tą drogą mobilizowanie metabolizmu. W szczegółach nie potrafimy jeszcze wskazać kierunku ingerencji. Niewykluczone jest pozytywne działanie pewnego pasma elektromagnetycznego oraz ujemnego aerozolu. Wskazane jest utrzymanie w powietrzu optymalnego stosunku ujemnych jonów do liczby jonów dodatnich, wyciszenie pewnego pasma elektromagnetycznego wyjątkowo niekorzystnego dla organizmu. Badania w tym kierunku czekają na realizację.
Została jeszcze świadomość - główny winowajca przyspieszenia ewolucji hominidów i jego niepożądanych skutków - starości i śmierci. Czy nie udałoby się odpowiednio potrząsnąć świadomością i odwrócić biegu fatalnej i błogosławionej jednocześnie taśmy ewolucyjnej, która wyprodukowała człowieka i przywołała jego starość, przyspieszając jej drobne kroki prowadzące w jednym kierunku? Elektronika bioukładów... malejąca gęstość bioplazmy. Z zapomnienia wydobyć trzeba właściwy bieg świadomości. Uczyniliśmy z niej informacyjny bazar prezentujący poznanie. Świadomość nie wniknęła w głąb ludzkiej natury, a jeśli tak, to wyłącznie ujemnie, w postaci nękających stresorów. A gdzie elektromagnetyczne mieszanie półprzewodzących białek i kwasów nukleinowych? A gdzie normujące działanie przez kwantowomechaniczne sprzężenie bioelektroniki z przemianą materii? Czy choćby elektromagnetyczna koordynacja integrująca harmonijną działalność bioukładu? Świadomość stała się kapitałem energetycznym nie wprzęgniętym w psychosomatyczną osnowę życia. Nic tak skutecznie nie działa, jak naturalne czynniki zdeponowane w konstrukcji i funkcji organizmu.
Techniczna zabawa z elektromagnetycznym polem jest hazardem lub niezbyt kontrolowaną biologicznie igraszką. Przypomina pierwszy okres badań nad reakcjami łańcuchowymi: "chwytanie smoka za ogon" podczas ręcznego zbliżania dwóch kawałków cyrkonu aż do momentu otrzymania masy krytycznej wyzwalającej samorzutną reakcję łańcuchową. Znalezienie rezonansowej częstotliwości z bioukładem ludzkim będzie prawdziwym szczęściem racjonalnej gospodarki pasmem elektromagnetycznym i jednocześnie największym nieszczęściem - gdy będzie dowolnym graniem na elektronicznych organach bioukładu. Elektroniczny bioukład można bowiem nagrać polami elektromagnetycznymi w jedynej i swoistej muzykoterapii przyszłości. Piezoelektryczne tkanki można będzie pobudzić do własnej kwantowej melodii narzuconej zmiennymi polami elektrycznymi. A może już się ,;nagrywamy", procesy elektroniczne bowiem nie pytają, czy mamy świadomość ich istnienia, czy też nie. Działają na mocy samej natury bioukładu, obojętne na to, jak nazwiemy ich skutki: chorobami cywilizacyjnymi, osłabieniem układu nerwowego, rozkojarzeniem więzi psychosomatycznej, zmiennością nastrojów, zaburzeniem koordynacji tkankowej w procesie nowotworzenia czy jeszcze inaczej.
Homo electronicus wie, że znajduje się w gęstniejącej przestrzeni elektromagnetycznego środowiska. Bynajmniej nie powoli, bo dopiero od 50 lat, przeinacza elektromagnetyczny ekosystem coraz wyraźniej, coraz bardziej. O biologicznym działaniu fal elektromagnetycznych nie wiemy niczego, tak jak producenci tarcz świecących w zegarkach nie wiedzieli nic o szkodliwej promieniotwórczości blendy uranowej, jak chemicy pozwalający przez dziesiątki lat stosować żółcień masłową (P-dwumetyloaminoazobenzen) do barwienia margaryny lub siarczyn sadu do wzmożenia smakowych wartości chleba, jak ostatnio firma produkująca coca-colę z barwnikiem w postaci amonifikowanego karmelu - wszyscy nieświadomi, że skazują użytkowników na kancerogenne kontakty. Talidomid też wycofano z farmakologii po urodzeniu się kilku tysięcy potwornie zniekształconych dzieci. W poznawaniu życia i człowieka stawiamy dopiero pierwsze kroki, mimo niezwykłych wyników biologii.
Interesowała się ona na skutek tendencji biochemicznych gęstwiną reakcji i powinowactwa, wspaniałym zestawem związków organicznych i biokatalizatorów, sięgała do molekularnych struktur, ale wyraźnie zaniedbała stronę energetyczną życia. Stawia tam dopiero pierwsze, i nie wiadomo czy najważniejsze, kroki. Dynamika życia i jej granice, energetyczne rezerwy działania ludzkiego i perspektywy stanowią zupełnie nowe pole badań.
Świadomość była niezamierzonym czynnikiem napędowym ewolucji hominidów. Powinna więc nastąpić faza celowego sterowania ewolucją człowieka przez jego świadomość. Zanim to nastąpi, należy się otrząsnąć z chemicznej obsesji w stosowaniu środków psychotropowych i narkotyków. Natura stworzyła własne sposoby regulujące sprawne działanie układu nerwowego. Świadomość obejmująca niewielki wycinek rzeczywistości otaczającej człowieka pozostała w znacznej części poza praktycznym wykorzystaniem przez układ.
Rozpoznawanie otoczenia przez świadomą recepcję zmysłową pozostawiło całkiem na uboczu wpływ świadomości na somę. Zresztą tak niewiele przecież potrzeba, aby spotęgować świadomość lub ja utracić, albo wywołać na drodze chemicznej czy elektrycznej. Wszak jesteśmy przy futurologii i jej bliżej nieprzewidzianych możliwościach, choć zasadniczy kierunek poczynań wydaje się rysować dosyć wyraźnie.
Zmieni się całkowicie podłoże radości i apatii, smutków i parkosyzmów śmiechu. Drogę wskazały już badania nad sterowaniem emocjami przy użyciu prądu elektrycznego. Profesor Delgado zatrzymywał rozwścieczonego byka na corridzie sygnałem radiowym, odebranym przez malutki odbiorniczek wszczepiony pod skórę zwierzęcia i połączony z elektrodami implantowanymi do mózgu. Była to kwestia jedynie bardzo małych antenek podłączonych do elektrod implantowanych w podwzgórze, w układ limbiczny lub w ciało migdałowate znajdujące się w układzie limbicznym. Radiowy sygnał wzbudzi zbiorową radość wcale nie na skutek skocznej melodii, lecz właśnie elektromagnetycznie, amelodyjnie. Roztrzepańców będzie można skupić, furiatów uspokoić, apatycznych zdynamizować, impotentów uczynić sprawnymi, hiperseksualnych okiełznać, szaleńców zamienić w potulne baranki, z ludzkiej ameby wykrzesać decyzję i zryw. I to wszystko w biochemicznym modelu życia. A czym jest prąd elektryczny? Przecież jest to strumień elektronów. Czy zmieniają one metabolizm? Z całą pewnością odmieniają wzorce zachowania. A jeśli mikroelektroda będzie z elektretu i wystarczy miniaturowy zasilacz na dwa lata wesołości? Do następnej wymiany?
Stop! Dość! Czy Homo electronicus nie fantazjuje? Lecz co to jest fantazjowanie? Jest to puszczenie wodzy wyobraźni nie kontrolowanej realnymi trudnościami w aktualnej sytuacji i w określonym przedziale czasu. Jeśli sam Homo electronicus jest niecałkowitą fantazją, lecz raczej wnioskiem z bioelektroniki przerzuconym do antropologii, to cała rzekoma fantastyka jest wyłącznie konsekwencją myślenia.
W tym miejscu zaczyna się system dedukcyjny, choć Homo electronicus odkrył własną elektroniczną naturę dzięki empirii i poszerzonej indukcji. Ale i on ma prawo tworzyć system dedukcyjny, w którym swą elektroniczną naturę przyjmuje za aksjomat. Właśnie futurologia, nieco inaczej widziana, znalazła się w tym przedziale przyjętych systemów dedukcyjnych, choć niepospolitość stanowi bioelektroniczne założenie dla natury człowieka. Skoro wszystkie najbardziej fantastyczne wnioski i projekty sprowadzają się do bioelektronicznej natury przyjętej na określenie kwantowej konstrukcji człowieka, to, niezależnie od technicznych w tej kwestii możliwości ich potwierdzenia, są one mimo wszystko logiczne, o ile nie wykazują sprzeczności z tym założeniem.
Dlaczego electronicus waży się na tak karkołomne rozumowanie? Ponieważ ma pod tym względem wspaniałe wzory przeszłości. Ukazuje nowe możliwości badawcze życia i człowieka. Bioelektronika jest zresztą teorią, teoria zaś bez programu to starzec już w momencie narodzin. Jest to poznawczy nonsens. Jeszcze większym nonsensem może być tylko brak teorii dla zespołu zdarzeń.
Autor: Włodzimierz Sedlak