Dzwonnice i minarety
Drago Janear* 28-04-2006, ostatnia aktualizacja 26-04-2006 19:20
Kto czuje, że istnieje coś takiego jak świat ducha, ten nie może odrzucać islamu. A już na pewno nie chrześcijanie
Kiedy w 1978 roku rozpocząłem pracę jako kierownik literacki Viba Filmu w Lublanie, najpierw pokazano mi studio filmowe, które mieściło się w dawnym kościele św. Józefa, świątyni z potężną dzwonnicą, a zaraz potem opowiedziano mi anegdotę, zapewne tylko dowcip, który krążył wówczas w biurach Viby mieszczących się w byłym jezuickim klasztorze. Otóż przyjeżdża do Viby delegacja filmowców jednego z państw niezaangażowanych, pokazują im studio, po czym gościnni gospodarze zabierają ich na wycieczkę po Dolenjskiej. A wtedy któryś z gości mówi ze szczerym podziwem: "Ach, jak dużo macie tu studiów filmowych! Stoją na każdym pagórku!".
Z czasem przyzwyczaiłem się, że pracuję na poddaszu dawnego klasztoru jezuitów, gdzie swoje pomieszczenia miało kierownictwo artystyczne wytwórni, i przyglądam się kręceniu scen filmowych w byłym kościele. Właściwie - myślałem - kościół św. Józefa i tak nieźle wyszedł z opresji, mógłby zostać zaadaptowany na halę sportową, jak to się przytrafiało kościołom katolickim i meczetom w Albanii, mógłby zostać po prostu wysadzony w powietrze, jak to się stało z tysiącami kościołów w Związku Radzieckim.
Wtedy nie wiedziałem, że i u nas. Gdyby delegacja z tamtego dowcipu odwiedziła okolice Koeevja (region przy dzisiejszej granicy słoweńsko-chorwackiej, gdzie w latach 1945-63 komunistyczne władze zburzyły lub spaliły dziesiątki świątyń), goście na widok osmalonych ogniem murów i wysadzonych dzwonnic może by i westchnęli: "Dlaczego palicie i burzycie dziesiątki studiów filmowych? Czy ich nie szkoda?".
***
Chcę powiedzieć, że w naszym kraju brak tolerancji dla ludzi wierzących, inaczej wierzących i dla religii w ogóle ma dużą tradycję. Tutaj nie tylko prześladowano protestantów i palono ich księgi w XVI stuleciu, co zostało zapisane w naszej kulturowej pamięci, ale i, jak wszędzie w ówczesnej Austrii, na podstawie dekretów Józefa II likwidowano klasztory, które były kwitnącymi ośrodkami kultury, niszczono wspaniałe biblioteki, a zakonników rozpędzano po całym świecie. Tutaj, i to pozostało w świeżej pamięci, po II wojnie światowej oprócz kościołów próbowano też spalić pewnego biskupa, w więzieniach osadzono setki księży, a ludziom wierzącym na każdym kroku zatruwano życie.
To wszystko nie było rewanżem za kolaborację kurii biskupiej w Lublanie, jak nas uczono przez długie lata; religię, to »opium dla mas «, czego nas również uczono, prześladowano wszędzie - w Styrii, w Prekmurju i w antyfaszystowskim Primorju, gdzie zły los w postaci długoletnich kar więzienia dosięgnął wielu katolickich duchownych, którzy współpracowali z ruchem oporu.
Dlatego dzisiaj, gdy upłynęło już ponad dziesięć lat od narodzin demokracji, można by się jedynie cieszyć z nowego ducha tolerancji, który zagościł u nas dzięki ateistom i liberałom, dzięki ich wzniosłym tyradom o prawach człowieka i tolerancji religijnej wygłaszanym w debatach na temat budowy islamskiego centrum kulturalnego i religijnego w Lublanie.
Jeszcze bardziej można by się cieszyć, gdyby taką samą tolerancję wykazano także w stosunku do wierzących współobywateli chrześcijan - katolików, prawosławnych i protestantów. A tak, przynajmniej katolicy i ich Kościół, są nieustannie obiektem ataków na forum publicznym, każde prostackie "malowidło" na murach kościoła spotyka się jeśli nie z aprobatą, to przynajmniej z usprawiedliwieniem. Ci, którzy z największym zapałem bronią praw muzułmanów w Słowenii, co jest godne pochwały, jednocześnie zaciekle walczą o ponowne ustawienie przed katedrą w Lublanie pręgierza będącego jawnym historycznym falsyfikatem sfabrykowanym w laboratoriach niegdysiejszego wydziału agitacji i propagandy KC.
Również naszych prawosławnych obywateli, Serbów, jak to ostatnio słyszałem w jakieś telewizyjnej debacie, utożsamia się ze zbrodniami, których dopuścili się ich współwyznawcy w Bośni. Już sama ta paralela jest nie do przyjęcia, a w dodatku spokojnie zapomina się o tym, że przynajmniej w drugiej fazie bośniackiej wojny także muzułmanie i katolicy nie byli niewinnymi owieczkami, że wielu spośród nich dopuściło się okrutnych zbrodni.
Najlepiej powodzi się właściwie protestantom z ich zasługami dla kultury słoweńskiej w XVI wieku, ale i w tym przypadku skandaliczne jest to, że nikt z ich ateistycznych piewców nie próbuje zgłębić ani różnic między katolicyzmem i protestantyzmem, ani - co dopiero - ich życia duchowego, które jest wiarą w Boga, a nie wiarą w Naród albo Kulturę.
***
I można jedynie żałować, że strach przed islamem i postawę oporu przeciw niemu najżywiej okazuje wielu chrześcijan, którzy przecież mają za sobą gorzkie doświadczenie zakazu wyznawania religii, często wprowadzanego w czyn siłą, i już choćby dlatego powinni wykazać większą tolerancję i zrozumienie dla inaczej wierzących współobywateli.
W imię kultury słoweńskiej albo nawet odległego wspomnienia o tureckich najazdach na nasze kraje nie można odrzucać współczesnego islamu. Kultura słoweńska, która wiele zawdzięcza chrześcijaństwu - zarówno katolicyzmowi, jak i protestantyzmowi - nie jest bowiem kulturą zakazu i braku akceptacji. Gdyby taka była, nie byłaby kulturą. To prawda, że sztuka oznacza często przełamywanie tradycji i poszukiwanie tego, co nowe, ale kultura jest zawsze otwieraniem się na innych, jest ciekawością, twórczym przenikaniem. Dlatego walka o kulturę to nie kultura, lecz polityka, to bezowocna ideologiczna walka o władzę w społeczeństwie.
Kto ma choć w niewielkim stopniu świadomość, że istnieje coś takiego, jak świat ducha, ten nie może odrzucać islamu. A już najmniej praw do takiego zachowania mają chrześcijanie, którzy powinni wiedzieć, że pomiędzy chrześcijaństwem a islamem, poza głębokimi różnicami, istnieją także duże podobieństwa. Islamu nie można odrzucać ani w imię kultury, ani w imię chrześcijaństwa. Każdy kulturalny, to znaczy ciekawy świata, wykształcony człowiek Zachodu może odkryć w sztuce islamu, a zwłaszcza w jego literaturze i architekturze, niezmierzone bogactwo, tak jak i muzułmanom nie są obce wartości kultury świata chrześcijańskiego. A także wiary: w końcu jesteśmy - chrześcijanie, żydzi i muzułmanie - zgodnie z ich fundamentalnymi pojęciami "ludami Księgi".
Aby narodziła się w tym kraju autentyczna tolerancja, trzeba by zrobić znacznie więcej, niż tylko dyskutować, jak to się dzieje obecnie. Trzeba byłoby przynajmniej trochę otworzyć się na tajemnice wiary, jeśli już nie poważnie zagłębić się w nie, bo jeśliby się tak stało, to może na wielu z grzmiących dyskutantów, którzy szermują frazesami o prawach człowieka z jednej strony, a o zagrożeniach słoweńskiej kultury z drugiej, padłby promień chrześcijańskiej Ewangelii albo duchowej tradycji Koranu, i może by wówczas ktoś spośród nich stwierdził, że tajemnice wiary mają głęboki sens, którego dziełem jest wzajemna - jednostkowa i zbiorowa - tolerancja. Ale na razie nic na to nie wskazuje. Uwikłani w ideologiczne i historyczne przesądy jesteśmy daleko od debat toczących się na ten temat w niektórych środowiskach Europy. Nasza dyskusja o tolerancji religijnej jest typową dyskusją społecznej nietolerancji.
Czy rzeczywiście każdego, kto z punktu widzenia urbanistyki wyrazi wątpliwość co do sensu wzniesienia islamskiego centrum w jakiejś okolicy, trzeba uznać za ksenofoba? A tu pojawiły się nawet najbardziej niedorzeczne analogie do narodowego socjalizmu. Dlaczego architekci, którzy nie dają wiary urbanistycznym kwalifikacjom miejskich urzędników, muszą przełykać takie obelgi? I czy rzeczywiście cały czas musimy wysłuchiwać "chrześcijańskich lamentów" z powodu terroryzmu, który importujemy wraz z islamem? Jakbyśmy naprawdę coś importowali, jakby islamu nie było pośród nas. Dlatego właśnie, że on tu jest, powinniśmy na jego temat otwarcie dyskutować, jak tego wymagają zasady liberalnej demokracji, w której chcielibyśmy żyć.
Gdyby doszło do takich dyskusji, już wkrótce by się okazało to, co się okazało w wyniku podobnych debat w innych krajach Europy - że islam, jeśli wyłączymy fundamentalistów z kręgu ben Ladena, nie pozostaje w konflikcie z chrześcijaństwem, lecz przeżywa kryzys właśnie w zetknięciu z liberalnymi wartościami zachodnich demokracji.
***
Kiedy w czasie oblężenia Sarajewa, w trakcie obrad okrągłego stołu, które odbywały się w Pradze, mówiłem o trudnej sytuacji muzułmanów w Bośni, polemizował ze mną nikt inny, tylko Günter Grass, pisarz o zdecydowanie lewicowych poglądach. Powiedział, że także w Bośni umacnia się islamski fundamentalizm, który on, Grass, bardzo zdecydowanie odrzuca.
Wówczas byłem w nie najlepszym nastroju do dyskusji, właśnie wróciłem ze zniszczonego Sarajewa, ale mój interlokutor w Kaplicy Betlejemskiej, gdzie toczyła się debata w obecności około pięciuset słuchaczy, najwyraźniej chciał powiedzieć, że w imię współczucia i tolerancji nie wolno nam zamykać oczu na problem fundamentalizmu. To znaczy, że nie możemy być głusi i ślepi na teokracje, które dzierżą władzę w dużej części muzułmańskiego świata, i dyktatury, które w imię wiary łamią prawa człowieka, na zabójstwa i całkowity brak równouprawnienia, na publiczne bicie kobiet w Kabulu.
To oczywiście nie jest ten radosny, głośny i malowniczy islam, który, przynajmniej jako turyści, znamy z krajów przyjaznych obcokrajowcom, jak Tunezja czy Egipt, to jest islam kontrolowanego purytanizmu z małymi teokratami i religijnymi komisarzami. Jednym z filarów islamu jest współczucie i pomoc ubogim, ale... jak się to ma do tych arabskich społeczeństw, w których cały majątek pozostaje w rękach kilku szejków i ich rodzin, kąpiących się w zatykającym dech w piersiach bogactwie i spokojnie patrzących na nędzę wokół siebie?
Ile właściwie pieniędzy arabscy multimilionerzy, którzy budują meczety po całym świecie, przekazali dla afgańskich i innych islamskich uchodźców bytujących na granicy życia i śmierci? Jeśli wierzyć Salmanowi Rushdiemu, który mówi o paranoi fundamentalistów islamskich (w artykule "Yes, this is about Islam") obarczających winą cudzoziemców, niewiernych, "Żydów" i w końcu umiarkowanych muzułmanów za wszystkie niepowodzenia swoich społeczeństw, pozostaje jedynie nadzieja, że islam znajdzie wspólny punkt z zachodnimi ustrojami społecznymi, że wchłonie wpływy globalizacji i jej technologii i że - po definitywnym krachu społecznego eksperymentu talibów - umocni się jego umiarkowana, otwarta wersja, która mimo wszystko ma dzisiaj nadal przewagę w świecie.
O ile wiem, z takim właśnie islamem mamy do czynienia w Słowenii. Islamem, który zna również demokratyczna i laicka Turcja. Gdyby fundamentalizm ujawnił się także u nas, trzeba by go było odrzucić właśnie z punktu widzenia liberalnej demokracji, z punktu widzenia sekularyzacji, na którą już od dawna przyzwoliły chrześcijańskie kościoły. Ale na razie nie widać żadnych oznak takiej postawy. Sądzę, że życie, radość życia są w kulturze muzułmańskiej silniejsze od radykalnych, niosących śmierć teologicznych dogmatów talibów i wynikających z nich represji.
Kiedy więc stajemy oko w oko z islamem, który jest dziś fragmentem słoweńskiej rzeczywistości, a jutro będzie wśród nas obecny także pod postacią minaretów, trzeba by, krótko mówiąc, trochę lepiej poznać zarówno jego duchowość i kulturę, jak i kryzysy, które przeżywają związane z nim społeczeństwa, konfrontując się ze współczesnym światem. Jak najmniej frazesów, a jak najwięcej autentycznej wiedzy.
Ale z pewnością trzeba najpierw mieć świadomość istnienia tajemnic wiary. Autor tych słów niezwykle piękne i poruszające chwile przeżył na Galacie, wysokiej wieży w starej części Stambułu. Nad Złotym Rogiem lśniły ostatnie promienie wieczornego słońca, a ze szczytów minaretów, ze wszystkich stron, przez głośniki rozlegały się śpiewy muezinów wzywających do wieczornej modlitwy. To były chwile, w których powietrze drżało od metafizyki, a jednocześnie radości życia. Chwile, których można doświadczyć także w barokowych kościółkach stojących na słoweńskich pagórkach i w biciu ich dzwonów.
Kto rozumie, że chodzi tu o tę samą tajemnicę, nie będzie miał problemów ani z islamem, ani z chrześcijaństwem.
przełożyła Joanna Pomorska
* Drago Janear (ur. 1948) - znany słoweński prozaik i eseista; mieszka w Lublanie. W Polsce ukazały się m.in. zbiór esejów "Terra incognita", powieść "Galernik" i tom opowiadań "Spojrzenie anioła"
|