Hitler
wierzył, że Vril, niewyobrażalnie potężna siła, pomoże mu w
jeden dzień rzucić świat na kolana
W
POSZUKIWANIU ZAGINIONEJ KRAINY AGHARTY
Według
tybetańskiej legendy w 2425 roku zło osiągnie taką moc, że na
Ziemi wybuchnie wielka wojna. Dzięki pomocy potężnych ludzi
mieszkających w tajemniczej podziemnej krainie siły dobra pokonają
zło i na naszej planecie zapanuje wreszcie pokój i szczęście. Od
wielu setek lat ludzie szukają wejścia do tej krainy, marząc o
wiedzy, szczęściu, bogactwie i potędze. Czy Agharta istnieje, czy
jest tylko mitem zrodzonym z ludzkiej tęsknoty za doskonałością?
Poszukiwacze
Agharty wierzyli, że jedno z wejść do podziemnej krainy
znajduje się w Potali - siedzibie Dalajlamy w Lhasie (Tybet).
|
Koniec lat
trzydziestych XX wieku. Niemcy powoli zmierzają ku wojnie, lecz w
ciemnych zaułkach Berlina trwają przygotowania do niezwykłej
wyprawy. Standartenfźhrer SS Schafer, członek władz nazistowskiego
Instytutu Studiów Nad Historią Ducha, wybiera się na poszukiwania
tajemniczej krainy Agharta, o której się mówi, że istnieje gdzieś
ukryta w połaciach śnieżnych Tybetu. Chłodne oczy Schafera grzeje
wewnętrzny żar. Ma odnaleźć zapisy tantrycznych rytuałów, które
pozwalają wojownikowi dostać się po śmierci do rajskiej krainy
Szambala.
Elity nazistowskie wierzą, że do tej odległej
krainy udało się w czasie wojen religijnych 72 różokrzyżowców,
którzy odtąd spod ziemi kierują losami świata. Dysponują oni
mocą o niezwykłym potencjale tworzenia i niszczenia.
Energia
ta, nazywana Vril, może zarówno uzdrawiać, jak i zadawać śmierć;
może poruszać skały i niszczyć całe miasta.
Hitler wierzy,
że gdy będzie ją miał, losy świata spoczną w jego rękach. Siła
Vril pozwoli mu zawładnąć światem w ciągu jednego dnia.
Mimo
trwającej kilka miesięcy wyprawy, Schaferowi nie udaje się jednak
odnaleźć Agharty. Przywozi z Tybetu jedynie kamień z wyrytą
tysiąc lat temu swastyką. Hitler jest zły. W kilka lat później
morduje większość uczestników wyprawy, a czego nie może osiągnąć
za pomocą siły Vril, dokonuje bezwzględnością i potęgą
militarną Niemiec. W ciągu sześciu lat jego wojska plądrują
Europę.
Na tym jednak nie koniec. Gdy koszmar wojny przemija,
pojawiają się plotki, iż Schafer tak naprawdę Aghartę odnalazł,
a faszystowskie kreatury z Hitlerem na czele wciąż ją zamieszkują,
wysyłając tylko od czasu do czasu Niezidentyfikowane Obiekty
Latające dla zorientowania się w sytuacji na Ziemi. Zwolennicy tej
teorii powołują się na tzw. koncepcję pustej Ziemi, zgodnie z
którą na biegunie północnym znajduje się wejście do środka
naszej planety. Wewnątrz jest całkiem przyjemnie - to Raj
wypełniony niespotykanymi bogactwami. Raj plądrowany przez
wspomniane faszystowskie kreatury. Hitler nadal tam siedzi i tylko
czeka na odpowiedni moment, by potomstwo byłych SS-manów wyszło na
świat i zaprowadziło na świecie Nowy Porządek.
Ziemia
jest w środku pusta!
Autorstwo koncepcji pustej Ziemi
przypisywane jest niesłusznie XIX-wiecznej teozofce Helenie
Bławatskiej, która faktycznie, jako nastolatka, przyznała się w
swoim pamiętniku do wiary w istnienie tajemniczej grupy przywódców
świata, kierujących z ukrycia losem ludzkości. Bławatska pisała:
"Istnieją i zawsze istnieli mędrcy posiadający wszelką
wiedzę świata. Panują oni całkowicie nad siłami natury i dają
się poznać jedynie osobom, które uznają za godne tego, aby ich
poznać i ujrzeć. Zanim jednak można będzie ich zobaczyć, trzeba
w nich uwierzyć". Jak widać, zdrowy rozsądek i poczucie
humoru nie opuszczało tej przyszłej twórczyni teozofii. Z biegiem
czasu Bławatska zaczęła jednak wierzyć, że tajemni przywódcy
świata zamieszkują krainę ukrytą pod ziemią, a wejście do niej
znajduje się w Tybecie. Kraina ta, choć położona pod ziemią,
pełna jest bogactw, a jej mieszkańcami włada Król Świata.
Bławatska pisała: "Jest on tajemniczą (dla niewtajemniczonych
zawsze niewidzialną), a jednak zawsze obecną postacią, o której
na Wschodzie krąży mnóstwo legend, szczególnie między
okultystami oraz studentami Świętej Nauki. On to utrzymuje duchowy
wpływ na wtajemniczonych adeptów na całym świecie. To pod
bezpośrednim, milczącym przewodnictwem owego Maha (Wielkiego) Guru
wszyscy inni, mniej boscy nauczyciele rodzaju ludzkiego stali się
przewodnikami dawnej ludzkości. Oni to położyli podwaliny pod
fundamenty owych starożytnych cywilizacji, będących taką zagadką
dla dzisiejszych naukowców".
Prawdziwym twórcą koncepcji
pustej Ziemi był Cyrus Teed, zwariowany naukowiec, który w trakcie
swoich badań doszedł do wniosku, że Ziemia jest pustą kulą, w
której żyjemy. Innymi słowy, według Teeda, cały nasz świat,
łącznie ze słońcem, księżycem i gwiazdami, zawiera się w
Ziemi. Takie zaś zjawisko, jak grawitacja, jest po prostu siłą
odśrodkową planety. Cyrus Teed w 1870 roku zmienił nazwisko na
Koresh i założył kult, który w swoim szczytowym okresie
popularności w latach 90. ubiegłego stulecia skupiał 4000 osób.
Członkowie tego kultu założyli w amerykańskim stanie Floryda
miasteczko Estero, gdzie prowadzili badania, mające udowodnić
hipotezę Teeda. Wszystkie ich próby spaliły jednak na panewce, a
środowisko naukowe wyśmiało koncepcję "pustej
Ziemi".
Równocześnie jednak, wraz z rozwojem
zainteresowania ezoteryką, zaczęły się pojawiać inne koncepcje
mówiące o tym, że gdzieś pod ziemią kryje się inny świat,
zamieszkany przez istoty przypominające ludzi, lecz znacznie
bardziej od nich rozwinięte. Jednym z twórców tych koncepcji był
Louis Jacolliot, francuski urzędnik kulturalny, przez wiele lat
pracujący w Indiach.
Raj
pełen bogactw duchowych i materialnych
Louis
Jacolliot, francuski pisarz i podróżnik przewędrował tysiące
kilometrów, próbując znaleźć Szambalę.
|
Ferdynand
Ossendowski, polski badacz, przywiózł ze swojej wyprawy do Azji
wiadomości o Agharcie.
|
Louis
Jacolliot urodził się w roku 1837 jako syn małomiasteczkowego
urzędnika. Ten niepozorny, małomówny człowiek, mimo skromnego
wykształcenia, ciężką pracą zapewnił sobie miejsce w
dyplomacji. Podczas swoich licznych azjatyckich podróży był
świadkiem wielu rytuałów i ceremonii okultystycznych, a nawet
został przyjęty w szeregi wielu tajnych stowarzyszeń. Jacolliot
pasjonował się historią, z wielką namiętnością wertując stare
dokumenty w indyjskich archiwach oraz zakupione na targach spleśniałe
księgi. Nic więc dziwnego, że wielkie wrażenie zrobiła na nim
opowieść o podziemnym królestwie położonym gdzieś za
Himalajami, którą usłyszał w świątyni Wilenor. Jak pisze w
jednej ze swoich książek:
"Jedna z najstarszych legend
Indii, pielęgnowana w świątyniach na mocy ustnego i pisemnego
przekazu, relacjonuje, iż kilka tysięcy lat temu istniał olbrzymi
kontynent, który został zniszczony przez procesy górotwórcze.
Według wierzeń braminów, kraj ten osiągnął wysoki stopień
cywilizacji", znacznie wyższy od dostępnego współczesnej
ludzkości.
Jacolliot, prowadząc dalsze poszukiwania, odkrył
dokładny opis tej krainy w księdze pod tytułem "Agrouchada
Parikshai" (Księga Duchów). Mówiła ona, że przed wiekami w
podziemnych krainach znajdował się raj zamieszkiwany przez
Wtajemniczonych, czyli dużą grupę potomków wcześniejszej
cywilizacji. Krainą tą władał Brahma-atma, arcykapłan, który
jako jedyny znał magiczne zaklęcie stanowiące "symbol
wszelkich sekretów nauk okultystycznych". Zaklęcie to znane
jest powszechnie jako AUM, lecz Brahma-atma objaśniał jego ukryte
znaczenie tylko wtajemniczonym trzeciego, najwyższego
stopnia.
Według Jacolliota: "Ten nieznany świat, którego
otwarcia nie była w stanie spowodować żadna ludzka moc nawet
wtedy, gdy kraj ponad nim został zmiażdżony przez najazdy
mongolskie i europejskie, znany jest jako świątynia Asgartha. Ci,
którzy tam przebywają, władają wielkimi mocami i posiadają
wiedzę o wszystkich sprawach świata. Mogą oni podróżować z
miejsca na miejsce korytarzami starymi jak samo królestwo".
Tunele,
które opasują całą planetę
Niektórzy
poszukiwacze Agharty twierdzą, że korytarze te opasują całą
ziemię. Alec Maclellan dowodzi, że sieć korytarzy ciągnie się od
Brazylii poprzez Amerykę Środkową, zachodnie wybrzeże Meksyku,
Stanów Zjednoczonych i Kanady, dalej przez Alaskę, Syberię,
Mongolię, Chiny, Tybet, Azję Mniejszą, Egipt, Czad aż po Wybrzeże
Niewolnicze. Niegdyś główne skupisko życia w tunelu znajdowało
się pod Atlantydą, kontynentem leżącym między Afryką a Ameryką
Południową. Niestety, na skutek katastrofy Atlantydy połączenie
to zostało zerwane, lecz nawet do dziś można zauważyć przejawy
życia w tunelu. Maclellan powołuje się tutaj na liczne podania
ludowe mówiące o podziemnym królestwie zamieszkiwanym przez
wysokich, szczupłych ludzi o blond włosach, którzy czasami
wychodzą na powierzchnię, by nawiązać kontakt z wybranymi przez
siebie mieszkańcami świata naziemnego, lecz zwykle siedzą pod
ziemią, oddając się nauce, pokojowemu współżyciu i
medytacji.
Trudno jest tutaj nie zgodzić się z Maclellanem,
albowiem podania o królestwie podziemnym rzeczywiście występują
prawie we wszystkich kulturach świata. Istnieją wszakże między
nimi poważne różnice. Opowieści o cudownej krainie Szambali mają
się bowiem nijak np. do strasznych chrześcijańskich wizerunków
piekła. Maclellan powołuje się również na opowieści ludzi,
którzy chodząc po podziemnych korytarzach lub szybach górniczych,
nieraz napotykali zielonkawe światło i słyszeli odgłosy śpiewów
dobiegające z czeluści. Jedna z walijskich opowieści przedstawia
historię Ojca Konrada, spowiednika św. Elżbiety turyngijskiej,
który był słynny z zaciekłości i okrucieństwa w tępieniu
heretyków. W roku 1231 ów nieprzyjemny kaznodzieja wdał się w
spór z heretykiem, który, pokonany w dyskusji, zgodził się
pokazać mu osobiście Chrystusa i Marię. Mieli oni własnymi ustami
potwierdzić głoszoną przez niego doktrynę, która była sprzeczna
z dogmatami wiary. Ojciec Konrad przystał na to i poszedł z
heretykiem do jaskini w górach. Po długim schodzeniu w dół obaj
weszli do jaskrawo oświetlonej sali, w której na złotym tronie
siedział król. Heretyk upadł wtedy twarzą do ziemi w podziwie i
nakazał Konradowi uczynić to samo. Ten jednak wyjął poświęconą
hostię i przeklął zjawę, która w jednej chwili zniknęła.
Z
podobnie niezwykłym zjawiskiem spotkał się rosyjski malarz i
podróżnik, Mikołaj Roerich, który spisywał ludowe podania o
Szambali w rejonie gór Karakorum. Oto fragment jego dziennika z 1926
roku: "Bezchmurny słoneczny poranek. Jaskrawobłękitne,
lśniące niebo. Nad naszym obozem przemyka jak strzała czarny
jastrząb. Razem z naszymi przewodnikami śledzimy jego lot. I nagle
jeden z buriackich lamów unosi rękę, wskazując błękit nieba.
-
Co to? - pytamy - balon powietrzny?
- A może
aeroplan?
Zdumieni, widzimy nad sobą błyszczący obiekt, który
leci na olbrzymiej wysokości z północy na południe. Przyniesiono
z namiotów trzy najsilniejsze lornetki. Obserwujemy dość duże
sferoidalne ciało, lśniące w słońcu i wyraźnie widoczne na
błękitnym niebie. Porusza się bardzo szybko. Następnie widzimy,
jak zmienia kierunek - bardziej na południowy zachód - i znika za
ośnieżonym łańcuchem Himalajów. Cały obóz śledzi niezwykłe
zjawisko, lamowie szepcą: To znak Szambali".
Mikołaj
Roerich, artysta i mistyk, często malował Aghartę. Powyżej
fragment obrazu pt. "Skarb świata - Chintamani". Tym
skarbem jest kamień ze świętym ogniem - Vrilem.
|
Czyżby
mieszkańcy podziemnego świata poruszali się w "latających
spodkach"?
Jakkolwiek dziwnie brzmiałby ten pomysł,
zwolennicy koncepcji "pustej Ziemi" uważają go za całkiem
prawdopodobny. Twierdzą oni, że Aghartę zamieszkuje lud pochodzący
ze starożytnej Atlantydy, który dzięki tajemniczej mocy Vril
dysponuje technologią znacznie przewyższającą nasze techniczne
osiągnięcia. Jest to moc telepatyczna, która w poważnym stopniu
może wpływać na zmiany materii. Warto tu raz jeszcze powołać się
na panią Bławatską, która pisze: "Istnieje straszliwa moc
astralna, znana Atlantom i nazwana przez nich Masz-mak. (...) Jest to
właśnie moc Vril, której używa Nadchodząca Rasa. (...) nazwa
Vril jest być może fikcyjna, jednak w istnienie samej tej siły
nikt w Indiach nie wątpi. (...) ta siła wibracji była wycelowana w
armię wroga z działa umieszczonego w maszynie latającej, na
przykład w balonie. Zmieniała w popiół sto tysięcy ludzi i słoni
tak łatwo, jak zdechłego szczura. Siłę tę przedstawiono w Wisznu
Puranie, w Ramajanie i innych dziełach... Co by było, gdyby tę
siłę pozwolono naszej generacji dodać do jej zestawu anarchicznych
zabawek - bomb zegarowych, wybuchających pomarańczy, "koszy
kwiatów" i innych morderczych cacek pod niewinnie brzmiącymi
nazwami? Czy ta siła ma się kiedyś stać własnością wszystkich
bez wyjątku?"
Kiedy słyszymy te niepokojące pytania
Bławatskiej, nie możemy uciec od myśli o energii atomowej i
spustoszeniach, jakich już zdążyła dokonać.
Kiedy więc
śmiejemy się z legend o podziemnym królestwie Agharta oraz
tajemniczej mocy Vril znajdującej się w rękach jej mieszkańców,
którymi rządzi Król Świata w mieście Szambala, przypomnijmy
sobie tybetańską przepowiednię, która głosi, że w 2327 roku na
tronie Szambali zasiądzie ostatni król o imieniu Rydraczakrin.
Wtedy to, w 98 roku jego panowania, czyli w roku 2425, koncentracja
zła na świecie sięgnie szczytu i na całej Ziemi wybuchnie wielka
wojna, w wyniku której siły dobra pokonają zło, a lud Szambali na
wieki się połączy z ludem Ziemi, ostatecznie wychodząc z
podziemia.
HUDUN
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Poszukiwania legendarnej Shambhalli AghartyAtlantyda - w poszukiwaniu zaginionego świata, PARAPSYCHOLOGIA, UFO, KOSMOS, Zachować pamięć, AtlantMacLellan Alec Zaginiony Å›wiat AghartiPoszukiwania legendarnej Shambhalli Agharty2010 SP Kat poszukiwanie osob zaginionychid2010 SP Kat poszukiwanie osób zaginionychFORMULARZ POSZUKIANIA OSÓB ZAGINIONYCH W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH(1) 2Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 10 Wyroki losuNARZĘDZIA POSZUKIWACZY PLANETwięcej podobnych podstron