Poszukiwania legendarnej
Shambhalli-Agharty
W kręgach ludzi wtajemniczonych cieszy się popularnością hipoteza o tym, że nasza Ziemia jest
pusta w środku. Stronnicy tej hipotezy już stracili (i nadal tracą) mnóstwo czasu i energii na
poszukiwania wejść do tych podziemnych przestrzeni. Jedni sądzą, że takie wejścia powinny
znajdować się w pobliżu obu Biegunów Ziemi, głównie za północnym Kręgiem Polarnym, inni
mają nadzieję znaleźć je w masywach górskich Azji Środkowej, a w szczególności w Tybecie.
Aktualnie poszukiwania „ukrytych drzwi” prowadzone są rozlicznymi sposobami, w tym przy
pomocy najnowocześniejszych metod naukowych zbierania i przetwarzania informacji – od
fotografii do teledetekcji satelitarnej i sondaży sejsmicznych.
A w czasach dawniejszych podstawowymi źródłami informacji do poszukiwań, wraz z rezulta-
tami polarnych badań, były stare manuskrypty i przekazy ustne. W jednej ze świętych ksiąg
hinduizmu – „Bhagavat Puranie” – mówi się o legendarnym maharadży Sagharze – mitycznym
cesarzu Hindusów, którego niezliczeni synowie znani byli z wielu przedsięwzięć. Takim przed-
sięwzięciem były także poszukiwania kobyły ofiarnej, poświęconej jednemu z najpotężniejszych
hinduistycznych bóstw – gromowładnemu Indrze. Na rozkaz swego ojca wybrali się poszukać tego
konia, i przeszukali całe cesarstwo i całą Ziemię. Nie znalazłszy jej, udali się na północ i tam weszli
do wnętrza Ziemi, gdzie znaleźli tę kobyłę i mędrca imieniem Kapila, któremu – nie bacząc na jego
boskość – synowie maharadży spuścili manto...
W innych „Puranach” dowiadujemy się nieco więcej szczegółów o tej podziemnej ekspedycji.
Mówi się w nich, że synowie maharadży dostali się nad brzegi Północnego Oceanu, minęli je i tym
sposobem dostali się do środka Ziemi...
Z tym dawnym podaniem współbrzmi jedna z najbardziej zachwycających i jednocześnie naj-
bardziej tajemniczych legend Wschodu – legenda o państwie Agharty (Agharti, Agarti). Rozpo-
ściera się ono ponoć w głębinach Ziemi, zaś wejście (czy nawet kilka wejść) do niego znajduje się
gdzieś tam na terytorium Tybetu. Jak pisze się w dawnych indyjskich tekstach i przekazywanych z
pokolenia na pokolenie opowieści tybetańskich lamów, Aghartę zasiedlają potomkowie dawnej
ziemskiej cywilizacji – o wiele starszej i o wiele bardziej zaawansowanej technicznie, niż nasza
współczesna, a szczególnie dotyczy to jej rozwoju duchowego. Mieszkańcy Agharty żyją w pokoju
i obserwują losy naszego świata, do którego nieubłaganie zbliża się groźba katastrofy. Krytyczny
moment nastąpi w roku 2425, kiedy to może wybuchnąć Trzecia Wojna Światowa, aliści jeżeli
wierzyć przekazom, Ziemianie mają szansę uniknąć niebezpieczeństwa. Dzięki pomocy Aghartyj-
czyków i ich władcy, który włada najstraszliwszą bronią w historii Ludzkości – energią Vril – siły
Dobra zwyciężą Zło i w rezultacie tego na Ziemi zapanuje taki dobrobyt, jaki istnieje w Agharcie.
Legenda o cudownej krainie pobudzała ludzką wyobraźnię na przełomie XIX i XX wieku. Któż to
nie chciałby już za życia znaleźć się w Raju!?
Wielu szukało wejścia do Agharty, w tej liczbie mieszkający w Indiach w XIX wieku francuski
dyplomata i pisarz Louis Jacquliere, rosyjski podróżnik i badacz Azji Centralnej Mikołaj Michaj-
łowicz Przewalski (1839-1888), malarz, pisarz i podróżnik Mikołaj Konstantynowicz Roerich
(1874-1947) i jego syn Jurij – orientalista i filozof, który przeżył w Indiach 20 lat, a także polski
podróżnik i pisarz Ferdynand Antoni Ossendowski, a także – na rozkaz samego Adolfa Hitlera –
SS-Standartenführer Schauffer – członek kierownictwa hitlerowskiego Instytutu Badań Historii
Ducha.
Obszerne i dokładne przekazy o Shambhalli (Śambhalli, Szambali) – Agharcie zebrali w czasie
lat życia w Indiach Mikołaj i Jurij Roerichowie.
W buddyjskich wierzeniach mówi się o „Ośmiu Nieśmiertelnych” – ośmiu Mistrzach, którzy
zamieszkują wnętrze góry na pograniczu Chin i Tybetu. Miejsce to w jednych legendach nazywa
się Aghartą, zaś w innych Hsi Uong Mu, wedle relacji wielu ludzi także znajduje się pod ziemią,
niedaleko od stolicy Tybetu – Lhassy.
O Ośmiu Nieśmiertelnych i ich rezydencji w łonie gór Mikołaj Roerich usłyszał w czasie swej
ekspedycji do Azji w pierwszej dekadzie XX wieku. Od przewodnika, który był tutejszym miesz-
kańcem tej krainy, dowiedział się, że wewnątrz górskiego masywu Kunlun znajduje się ogromna
jaskinia z wysokimi sklepieniami, gdzie znajdują się do dziś dnia nieprzebrane skarby. Przewodnik
ten wspomniał także o jakichś tajemniczych „szarych ludziach”.
Natomiast lama-przeor jednego z buddyjskich klasztorów opowiedział Roerichowi dawne tajskie
podanie o tym, jak to Nieśmiertelni zostali stworzeni z gliny i powietrza przez Mu Kunga – władcy
powietrza Wschodu i Uong (Wong) Mu – władcy powietrza Zachodu. Jednakże – według
późniejszych przekazów – Niesmiertelni zjawili się na Ziemi z planety, znajdującej się w systemie
gwiezdnym Syriusza i właśnie w górach Tybetu założyli swoją forpocztę w celu dokonywania
eksperymentów genetycznej hybrydyzacji.
W jednej z książek o ekspedycjach do Tybetu, Roerich oznajmia, że widział na niebie latający
dysk – to jest według współczesnego nazewnictwa – NOL. Przewodnik powiedział mu, że takie
dyski przylatują właśnie z Agharty...
Zgodnie z wierzeniami tybetańskich buddystów, mającymi wielowiekowe tradycje, wewnątrz
Agharty znajduje się drugie – jeszcze bardziej tajemnicze miasto – Szamballa – podobnie jak
Watykan znajduje się wewnątrz Rzymu.
W czasie swych wypraw do Tybetu, Mikołaj Konstantynowicz Roerich i jego żona Jelena
Iwanowa niejednokrotnie rozmawiali z przedstawicielami buddyjskiego duchowieństwa na powyż-
sze tematy. Niektóre z tych rozmów są cytowane w książkach Roericha, jak „Ałtaj – Himalaje”
(1927), „Serce Azji” (1929) i „Szambala” (1930).
„Pamiętam – pisze on – jak w czasie naszego przejścia przez przełęcz w górach Karakorum,
mój przewodnik i pomocnik Ładaki zapytał mnie:
– Czy pan wie, dlaczego – ot, tam – przed nami rozpościera się taka niezwykła, górzysta
kraina? Czy pan wie, że tam w podziemnych pieczarach znajdują się ogromne skarby, i że w
tych jaskiniach mieszka zadziwiający naród, który odrzuca wszystko, co grzeszne na tej Ziemi?
I pamiętam także, że kiedy przybliżyliśmy się do miasta Hotan, to uderzenia kopyt naszych
koni o ziemię stały się głuche, jakby dosłownie pod nami znajdowały się jakieś jaskinie czy inne
puste przestrzenie podziemne. Także inni ludzie, którzy podróżowali w naszej karawanie, także
zwrócili na to naszą uwagę. A kiedy ujrzeliśmy wejścia do jaskiń, nasi przewodnicy karawany
powiedzieli:
– Kiedyś tam, dawno temu, mieszkali tutaj ludzie, ale teraz wszyscy oni odeszli do wnętrza
Ziemi. Oni znaleźli wejście do podziemnego cesarstwa”.
A oto fragment dialogu, który przebiegł pomiędzy Roerichem a jednym z tybetańskich lamów, w
roku 1928:
Roerich: Lamo, opowiedzcie mi o Szambali.
Lama: To przecież wy, ludzie Zachodu, nie tylko niczego nie wiecie o Szambali, i nie
chcecie niczego wiedzieć. Na pewno ty pytasz mnie po prostu z ciekawości i nie zrozumiesz
tego świętego słowa.
Po długich namowach i rozmowach, wybadaniu i zaprzysiężeniu Roericha lama zgodził się
kontynuować tą rozmowę:
Lama: Wielka Szambala leży daleko za oceanem. Jest to wielkie cesarstwo bogów. Nie ma
ono nic wspólnego z Ziemią. Dlaczego ludzie przejawiają nią zainteresowanie? Tylko daleko na
północy, i tylko w niektórych miejscach, ty mógłbyś zobaczyć świecące promienie Szambali.
Sekrety Szambali są dobrze ukryte przed osobami postronnymi.
Roerich: Lamo, my wiemy o wielkości Szambali i wiemy, że to nieopisanie piękne cesarstwo
istnieje. Wiemy także, że niektórzy lamowie wyższych stopni przebywali w Szambali... Znam
opowiadanie o cudownej podróży lamy z Buriacji, o tym, jak jego przeprowadzano przez
wąskie, tajne przejście... Dlatego też nie opowiadaj mi tylko o niebiańskiej Szambali, ale opo-
wiedz o tej, która istnieje na Ziemi... – bowiem wiem, że znajduje się tu także ziemska
Szambala... Powiedz mi lamo, jak to się stało, że ta ziemska Szambala nie została odkryta przez
żadnego z ziemskich podróżników? Jak się patrzy na mapy, to na nich praktycznie nie ma
białych plam. Podobno wszystkie pasma górskie zostały naniesione na mapy, wszystkie doliny i
rzeki przebadano.
Lama: ...No, jak długo ci ludzie, których ty nazywasz podróżnikami, jeszcze wiele nie
znaleźli na Ziemi. Ot, niech któryś spróbuje dostać się do Szambali bez zaproszenia! Ty
zapewne słyszałeś o tym, że z wysokogórskich plateau płyną strumienie i rzeki, których woda
jest nasycona trucizną, śmiercionośną dla człowieka. Być może widziałeś ludzi, którzy ginęli po
nawdychaniu się trujących wyziewów przy próbach przeprawienia się przez te rzeki i potoki...
Wielu śmiertelników próbowało dojść do Szambali, bez zaproszenia. Niektórzy z nich znikają
bez śladu na zawsze. Tylko nielicznym udaje się dojść do Świętego Miasta, i tylko w tym
wypadku, kiedy zezwala im na to ich karma...
Wiele sił i czasu poświęcił poszukiwaniom Agharty w czasie swego przebywania w Azji
Środkowej na początku XX wieku, polski podróżnik i pisarz Ferdynand Antoni Ossendowski
(1878-1945). W książce „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” (Poznań 1923) opisuje on swe
wielokrotne spotkania i rozmowy z lamami – buddyjskimi mnichami – różnych rang, a także z
prostymi mieszkańcami tych miejsc, a także przygody związane z tymi poszukiwaniami. [...]
Ferdynand Ossendowski próbował rozwikłać tajemnicę Agharty ponad 80 lat temu. O 10 lat
młodsza jest informacja, którą przekazał Mikołaj Konstantynowicz Roerich. No, a co wiedzą i
sądzą o Agharcie współcześni badacze tego legendarnego podziemnego świata wszelkiego
dobrobytu?
Do liczby dzisiejszych badaczy problemu należy Ian Lamprecht, który w swej książce pt.
„Wydrążone planety” (1998) opisuje, że w amerykańskim mieście San José, CA, prowadził
wykłady pewien lama, lekarz tybetańskiej medycyny, uczony i nauczyciel jednego z kierunków
buddyzmu – Wadźrajana. Jego imie i tytuł brzmi następująco: Jego Świątobliwość Orgen Kusum
Lingpa. Istnieją pewne wskazówki, by sądzić, że Jego Świątobliwość należy do bardzo wąskiego
kręgu ludzi mających wiele do powiedzenia na tematy ezoteryki Wschodu, w tym poruszonym tutaj
tematem.
A oto, co pisze na ten temat w swej książce Lamprecht:
„W czasie jednego z odczytów, wygłoszonych w San José, ów lama twierdził, że do Agharty
można się dostać lecąc z Indii na północ w czasie siedmiu dni. Jestem pewien, że lamie chodziło
o podróż ze średnią prędkością lotu ptaka, a jeżeli tak – to siedmiodniowy lot z taką prędkością
zawiedzie nas w samo centrum Arktyki”.
Siedemdziesiąt z okładem lat temu, Mikołaj Roerich rozmawiając z innym lamą usłyszał od
niego, że Szambala leży daleko na północy. A zatem być może, że ów lama miał na myśli Północny
Ocean Lodowaty?
Współcześnie usiłują rozwiązać zagadkę Shambhalli-Agharty dziennikarze, pisarze, ufolodzy,
badacze zjawisk anomalnych i zagadek historycznych: Polak – Robert K. Leśniakiewicz i Słowak –
dr Miloš Jesenský. A oto co piszą oni o Agharcie w swej monografii pt. „Półksiężycowy szyb o
ścianach z metali – czyli rzecz o tajemnicach słowackich gór i jaskiń” (Jordanów – Krásno n.
Kysucou 2003, na prawach rękopisu), przygotowanej do druku w tym roku:
„Wspominają o tym także ci, którzy otarli się o tajemnice Orientu. Roreichowie,
Ossendowski i Eliade wspominają o cudownej krainie wiecznej szczęśliwości i mądrości:
Szamballi-Agarcie, stworzonej jeszcze w czasach przedludzkich, której wysłannicy poruszają się
swymi świetlistymi pojazdami pod powierzchnia Ziemi, w długich tunelach.
Tunele te oplatają misterną siecią całą naszą planetę i wysłannicy „goro” mogą pojawić się
wszędzie, kierowani wolą Brahytmy, Mahytmy i Mahyngi – trzech imperatorów Szamballi-
Agarty. Rzecz w tym, że owa „Trójca” porozumiewa się przy pomocy urządzeń
przypominających nasze urządzenia sieci łączności TV z Kimś, kogo nazywają Bogiem, a
umożliwia im to Marzy – Książę Śmierci – osobnik przypominający jako żywo...
humanoidalnego robota! Według innych, „centrala” tego świata miałaby znajdować się w
szamballijskiej wieży, która liczy sobie – bagatela – niemal cztery miliardy lat, tyle niemal, co
nasza kochana staruszka Ziemia...
I tak dalej. Łańcuch zagadek rośnie i istnieje możliwość, że w najbliższym czasie odkryta
zostanie wreszcie Księżycowa Jaskinia. Czy będzie ona wejściem do Agarty czy też może
tymczasowej bazy Obcych na (a raczej pod) ziemią? Wszystko na to wskazuje jako, że
kontaktowcy wspominają o Ich bazach pod ziemią i na dnie Wszechoceanu – wszak legendarne
R'lyeh jest niczym innym, jak właśnie taką bazą...
Za hipotezą Agarty przemawia jeszcze jeden fakt. Otóż Obcy na powierzchni Ziemi pokazują
się w skafandrach – vide figurki „gangu” czy „dogu”, rysunki naskalne w jaskiniach i wąwozach
Tassilli-en-Dżer, Kotliny Fergańskiej czy Val Camonica, itd., itp. Nie trzeba było aż wojny
atomowej bogów, o której przejmująco pisał Aleksander Mora – wystarczyło, by ludzie tacy jak
my przebywali pod ziemią przez kilka tysięcy lat, a przecież Agarta istnieje już ponoć 61.000 lat
– sic!, a więc jej mieszkańcy od dawna byliby przystosowani do warunków jakie tam panują, do
stałej temperatury, wilgotności, braku światła naturalnego, itd. Dla takich istot ludzkich wyjście
na powierzchnię Ziemi stanowiłoby już poważny problem; musieli by się chronić przed promie-
niowaniem Słońca, szerokim diapazonem temperatur dnia i nocy rzędu nawet 50°C, zjawiskami
atmosferycznymi, itd., używając w tym celu skafandrów oraz okularów.
Napisałem „musieli”, bo – i tu pozwolę sobie już na całkowite science-fiction – jakieś 10.000
lat temu, wyprodukowali oni biocybernetyczne istoty, które służą im jako narzędzia Kontaktu z
nami i w ogóle – z Kosmosem. Stąd właśnie NOL-e i LGM, a także MIB-owie. Tym
szczególnym Ich położeniem można wytłumaczyć zainteresowanie naszymi testami jądrowymi,
szczególnie tymi jakie przeprowadza się pod ziemią! Stąd to wręcz „uprzykrzające
napominanie” naszych ziomków-kontaktowców o zaprzestanie prób atomowych, które zagrażają
naszej egzystencji – ale o wiele groźniejsze są dla Nich... Dlatego też nie dziwi mnie mroczne
proroctwo podane przez F. A. Ossendowskiego w zakończeniu jego bestselleru „Przez kraj ludzi,
zwierząt i bogów”, a głoszące, że przyjdzie dzień, kiedy ludzie z Agarty wyjdą spod ziemi i
podbiją świat...
Będzie to dla Nich jedyne wyjście z sytuacji, w którą sami ich zapędziliśmy – zrobić z nami
porządek. Kto wie, czy już się do tego nie zabrali – jak na razie w białych rękawiczkach –
rozpylając te wszystkie wirusy HIV, EBOLA, SARS czy choćby zwykłej grypy, której jakoś nie
można zwalczyć? Perspektywa paskudna – nieprawdaż?
Co nam pozostało? Jedynie mieć nadzieję, że Oni nam pomogą przezwyciężyć kryzys cywi-
lizacyjny, w którym tkwimy po uszy. Co mamy do stracenia? – tylko naszą egzystencję, a stoimy
przed alternatywą – Era Wodnika z nami albo bez nas. Jeżeli nie przepadniemy z kretesem, to –
o ile wierzyć Tybetańczykom – po ujawnieniu się Agartyjczyków, na Ziemi z czasem zapanuje
Złoty Wiek!
Oby stało się to jak najszybciej, choć historia zdaje się dowodzić, że przed nami droga jeszcze
daleka... Mam nadzieję, że relacje o Nich nie są humbugiem na jaki wyglądają, bo w
przeciwnym razie na kogo możemy liczyć?
Tyle Leśniakiewicz i Jesenský. Jeśli to tak wygląda, jak to oni przedstawiają, to w takim razie
staje się całkowicie jasnym pochodzenie i natura UFO i innych Nieznanych Obiektów Latających
należących do Przybyszów w postaci Szaraków i innych człekokształtnych Obcych, a także wielu
zagadkowych zjawisk i fenomenów, nie dających się wyjaśnić z punktu widzenia naszej współ-
czesnej nauki i ziemskiego „zdrowego rozsądku”.
Autor: Wadim K. Ilin
Źródło: „Kalejdoskop NLO” nr 31(298) z 28.07.2003 r.
Opracował: Robert K. Leśniakiewicz