Julian
Tuwim
Mąż i ja
Jesteś
z mężem w Zakopanem,
A
ja z Łodzi listy piszę,
Listy
czarne, umęczone.
Mąż
twój słynny jest poeta,
A
ja, śmieszny, chudy chłopak,
Piszę
czarne, ciężkie zdania.
Mąż
twój świetnie jest ubrany,
Uczesany,
wygolony,
I
co dzień bielizną zmienia.
A
ja, czarny i nerwowy,
Wykrzywione
mam obcasy
I
zacerowane spodnie.
Mąż
twój w jasnym garniturze,
Leżąc
w cieniu na fotelu,
Pije
zimną limoniadę —
I
artykuł długi czyta
O
tym, że jest mądry, słynny,
Znakomity
i genialny.
A
ja, nędzny i spieczony,
Chodzę
czarny w skwarnym mieście,
Ścieram
kurz i pot, i troskę
Z
ostrej twarzy nie golonej.
W
domu kładę się gorący
Na
kanapę ceratową
I
rozmyślam, jak tu zacząć
Sto
dwudziesty list do ciebie.
Leżę
czarny i zmęczony,
Aż
mnie ciężki sen zabija,
A
gdy budzę się — jest wieczór
Różowawo-popielaty.
Wiec
wychodzę, chodzę, chodzę
I
wrykuję się w kamienie,
Płaczę,
lecz udaję katar
Przed
znajomym napotkanym.
A
ty z mężem po kolacji
Pijesz
wino przy stoliku,
Uwerturę
z "Orfeusza"
Gra
orkiestra uśmiechnięta.
Wszyscy
wam się przyglądają,
Podziwiają
twą urodę,
O
talencie twego męża
Szepcą
z wielką rewerencją.
Mąż
twój, rzewnie podchmielony,
Mówi
wreszcie: czas do domu ...
Wychodzicie
roziskrzeni
I
mąż trzyma cię pod ramię.
A
ja, czarny, na ulicy
Kombinuję,
kombinuję:
"Jeśli
w czwartek list wysłałem,
To
już mogła być odpowiedź".
Słuchaj
— uderz męża w mordę
I
wybiegnij w noc pod gwiazdy,
Pomyśl
o mnie, przedstaw sobie
Mnie,
strasznego chłopca z Łodzi!
Bo
ja krzyczę tam z tęsknoty
I
wytężam senne oczy,
I
zgarbiony siedzę, piszę,
Piszę
groźny list do ciebie!