background image

 

...Et arceo 
 
Odi profanum vulgus. Kościół czy kawiarnia, 
Republika czy koni, wiec szewców czy armia, 
Naród, gmina, rodzina, uczelnia, czytelnia - 
Wszystko chaos i zgroza, i pustka śmiertelna. 
 
I w tym hucznym stuleciu tyrańskiej wspólnoty, 
Śród głupich wielkorządców i tępej hołoty, 
Gdzie patos lwi rozdyma mrówczą krzątaninę, 
Gromadząc ludzkość w nudną, mieszczańską rodzinę, 
Gdzie pustego kościoła krzykliwi papieże 
Na gruzach Babilonu - babilońskie wieże 
Wznoszą pośród szwargotu wyszczekanych maszyn, 
A chciwa czerń szpieguje samotność serc naszych, 
W tym wieku rozjątrzonym, wydętym, okrutnym - 
Przechodzę, mijam, milczę: obcy, zimny, smutny. 
 
 
 
A ja tak sobie wieczorem 
 
A ja tak sobie wieczorem po ulicy chodzę, 
Z podniesionym kołnierzem przy wytartym palcie 
Ja wiem, ze nie masz celu mej codziennej drodze 
Chyba, podeszwy zdzierać na szorstkim asfalcie. 
 
Jak sobie naprzód idę młody i wspaniały 
Jak wsadze do kieszeni twarde, suche pięście 
To jakbym brzemię dźwigał, przewalam się cały: 
We mnie się przewala me pijane szczęście 
 
 
 
Apokalipsa 
 
Ciosami świateł ciemności rozciął 
Blask stutysięczny, nożowy zamach. 
I noc, podźgana elektrycznością, 
W oślepiających stanęła ranach. 
 
Zorzo zbrodnicza, tęczo pożarna, 
O, fajerwerku bożka Philipsa! 
Jakich objawień pali się barwna 
Amerykańska apokalipsa? 
 
Kto idzie? Bokser. W kułakach - ołów, 
Zęby na wierzchu: zbawiciel nowy. 
I chwali Pana wrzask apostołów 

 

background image

Z krwawo rozdartych szczęk kwadratowych. 
 
 
 
Bal w operze 
 
I zrzucony jest smok wielki, wąż on starodawny, którego zowią diabłem i 
szatanem, który zwodzi wszystek okrąg świata. Zrzucony jest na ziemię i 
aniołowie jego z nim są zrzuceni... (XII) 
 
Chodź, okażęć osądzenie onej wielkiej wszetecznicy, która siedzi nad 
wodami wielkimi. Z którą wszeteczeństwo płodzili królowie ziemi i upili się 
winem wszeteczeństwa jej obywatele ziemi. I odniósł mię na puszczę w 
duchu. I widziałem niewiastę, siedzącą na szkarłatno-czerwonej bestii 
pełnej imion bluźnierstwa... A ona niewiasta przyobleczona była w purpurę 
i szkarłat, i uzłocona złotem i drogim i perłami, mając kubek złoty w swej 
ręce, pełnej obrzydliwości i nieczystości wszeteczeństwa swego... I 
widziałem niewiastę onę pijaną krwią świętych i krwią męczenników 
Jezusowych. A widząc ją, dziwowałem się wielkim przedstawieniem... 
(XVII) 
 
Potem słyszałem głos wielkiego ludu na niebie, mówiącego: Alleluja! 
Zbawienie i chwała, i cześć i moc Panu, Bogu naszemu. Ba prawdziwe i 
wielkie są sądy Jego, iż osądził wszetecznicę onę wielką, która kaziła 
ziemię wszeteczeństwem swoim, i pomścił się krwi sług swoich z ręki jej. 
(XIX) 
 

 
Dzisiaj wielki bal w Operze! 
Sam Potężny Archikrator 
Dał najwyższy protektorat, 
Wszelka dziwka majtki pierze 
I na kredyt kiecki bierze, 
Na ulicach ścisk i zator, 
Ustawili się żołnierze, 
Błyszczą kaski kirasjerskie, 
Błyszczą buty oficerskie, 
Konie pienią się i rżą, 
Ryczą auta, tłumy prą, 
W kordegardzie wojska mrowie, 
Wszędzie ostre pogotowie, 
Niecierpliwe wina wrą, 
U fryzjerów ludzie mdleją, 
Czekający za koleją, 
Dziwkom łydki słodko drżą. 
 
Na afiszu - Archikrator, 
Więc na schodach marmurowych 
Leży chodnik purpurowy, 

 

background image

Ustawiono oleandry, 
Ochrypł szef-organizator, 
Wfraczony krepy mandryl, 
Klamki, zamki lśnią na glanc, 
W blasku las ułańskich lanc, 
Szef policji pierś wysadza 
I spod marsa sypiąc skry, 
Prężnym krokiem się przechadza... 
Co za gracja! Co za władza! 
Co za pompa! Jezu Chry...! 
Zajeżdżają futra, fraki, 
Lśniące laki, szapoklaki, 
Uwijają się tajniaki 
W paltocikach Burberry. 
 
Szofer szofra macią ruga, 
Na tajniaka tajniak mruga... 
- No jadź, jadź! Będziesz tu stać? 
Caf się, frrruwa twoja mać! 
Zajeżdżają gronostaje 
I brajtszwance, 
Barbarossy, oxensterny 
I braganze, 
Zajeżdżają Buicki, Royce'y 
I Hispany, 
Wielkie wstęgi, śnieżne gorsy, 
Szambelany, 
I buldogi pełnomocne 
I terriery 
I burbony i szynszyle 
I ordery 
I sobole i grand-diuki 
I goeringi, 
Akselbanty i lampasy 
I wikingi, 
Admirały, generały, 
Bojarowie, 
Bambirały, grubasowie, 
Am! 
Ba! 
Sado! 
Rowie! 
Hurra, panowie! 
Hurra, panowie! 
Hurra, panowie! 
W szatni tłok, 
W lustrach - setki, 
Potrzaskuja damskie torebki, 
Każda poprawia, każda zerka - 
I boty! Numerek! Bez numerka! 

 

background image

I jeszcze pudrem 
I jeszcze usta 
I lustro lustrem 
I znów lustra 
I już - do loży - która? druga... 
Na tajniaka tajniak mruga, 
Na lewo, na prawo, na le, na pra, 
A w środku już orkiestra gra, 
Orkiestra gra! Orkiestra gra! 
 
Ostro gra orkiestra-kiestra, 
Z czterech rogów, czterech estrad 
Pryska extra bluzgi grzmiące, 
Miedzią pluska i mosiądzem - 
I bac! w blask, w oklaski, brawo, 
W drgawki metalową lawą 
I jazz w blask brzmiąc furioso 
- I nagle duszną tuberozą 
W krew, w nozdrza placadiutanta 
(Tempo: szampan, szatan, szantan) 
I już - wziąć, i już - udami 
I już - da mi! da mi! da mi! 
I chuć - wskok, i wzrok - kastetem 
I pod żyrandol piruetem - 
solo! solo! małpa! nie po...! 
buch magnezja foto ślepo 
uda uda da mi da mi 
gene orde dzwoni rami 
zęby śmiechem do maestra 
i gra orkiestra, gra orkiestra!... 
 

 
Ze swych wież astronomowie, 
Zapatrzeni w gwiezdne mrowie, 
W teleskopach cud ujrzeli: 
Małpy biegły przez firmament! 
W zodiakalnej karuzeli 
Apokaliptyczny zamęt 
Na przystankach dawnych zwierzat 
Siadło szpetnych małp dwanaście 
I zaczęły małpi nierząd 
W planetarne siać przepaście. 
Obręcz niebios w pęd szalony 
Złe puscily małpiszony, 
Skaczą, kręcą się, iskają, 
Jak za kratą swojej klatki, 
I czerwone pulchne zadki 
Ziemi, krążąc, wystawiają. 
Nie ma już niebieskich znaków! 

 

background image

Małpa toczy się w zodiaku! 
I wisząca ciężką zmorą 
Nad tą groźną nocą gwiezdną, 
Każe tańczyć gwiazdozbiorom, 
Gdy małpiarzy diabli biorą, 
Diabli biorą, diabli wezmą! 
 

 
A na scenie Satanella 
Chwyta gwiazdy w tamburino, 
Tarantella, tarantella 
Meteorów serpentyną, 
Satanella - młynek rtęci, 
Satanellę niebo kręci 
Mgławicową pienną plamą, 
Satanella - blasku smuga 
I oblana srebrną lamą 
Bystrych bioder centryfuga! 
...Z satyrycznym erotyzmem 
Na tajniaka tajniak mruga. 
Satanellę księżyc porwał, 
Wzniósł ze sceny w niebo sine 
I nad placem teatralnym 
Znowu zawisł tamburinem. 
A tu dalej wrą w zabawie, 
I na scenie, rosnąc w blaski, 
Wybuchają białe pawie 
Ogniomiotem zórz bengalskich, 
Rozigraną wbiega swora 
Tłum różowych ąwiń z maciorą 
I kakuczą i macziczą 
I jak zarzynane kwiczą, 
Aż tancerzy diabli biorą 
diabli biorą 
diabli biorą! 
Patem księżyc nad Taiti 
I gitary nad Haiti, 
Potem śpiewa Włoch Tęsknotti 
Zakochane totti-frotti, 
Potem duo Pitt and Kitty, 
Klowny się po pyskach piorą 
I śpiewają: 
I am Pitty 
I am Pitt 
I love you Kitty, 
Aż tancerzy diabli biorą 
diabli biorą 
diabli biorą! 
"Patrz go, jak wariata struga", 

 

background image

Na tajniaka tajniak mruga. 
 
Brzuchem do czarnego gacha 
Babilońska trzęsie swacha, 
Chrzęszcząc w drgawkach, z małpim krzykiem, 
Bananowym nabiodrnikiem, 
Centaur wlazł na Centaurzycę, 
Dęba stanął koń w muzyce 
I oderżał arię końską, 
Mierząc w swachę babilońską, 
A wbasenie pełnym syren 
Kozłonogi pływa Sylen. 
Brawo! brawo! brawo! brawo! 
Jazz - zamiecią, dym - kurzawą, 
Sześć tysięcy w jedno ciało 
Zrosło sięi oszalało! 
Hucznie, tłusto, płciowo, krwawo, 
Brawo! brawo! brawo! brawo! 
Płciowo, hucznie, tłusto, biało, 
Mało! mało! mało! mało! 
I po piętrach, i przez schody 
Opętanym korowodem, 
Piekłem, żarem, pląsem, tanem, 
Gąsienicą - Lewiatanem, 
Pterofiksem, Kikimorą, 
Archimałpą, Zadozmorą, 
Szampankanem, Pankankanem 
grzmocą w tempie obłąkanem, 
Tak że wszystkich diabli biorą 
diabli biorą 
diabli biorą! 
 

 
Przy bufecie - żłopanina, 
Parskanina, mlaskanina, 
Burbon z młodym Rastakowskim 
Serpentynę flaków wcina, 
Na talerzu Donny Diany 
Ryczy wół zamordowany, 
Dżawachadze, prync gruziński, 
Rwie zębami tyłek świński, 
Szach Kaukazu, po butelce 
Rumu cum spiritu vini, 
Przez pomyłkę tknął widelcem 
W cyc grafini Macabrini, 
Rozdzierane kaczki wrzeszczą, 
Tłuszczem ciekną, w zębach trzeszczą, 
A najgorzej przy kawiorze: 
Tam - na zbój, tam - na noże, 

 

background image

A jak złapią - szczerzą zęby 
I smarują głodne gęby 
Czarną mazią jesiotrową, 
A bieługi białe kłęby 
Żrą od razu na surowo, 
Bo to dobrze, bo to zdrowo! 
("Bycza, bracie, rzecz bieługa!" 
Na tajniaka tajniak mruga.) 
Ćwierciomirski z Podhajańca 
Sarni udziec wziął do tańca, 
Esterhazy, w sztok zalany, 
Zrobił z wędlin przekładańca 
I na wszystkie strony pchany 
Klaps go w talerz Donny Diany, 
W ostry sos - więc ryk pijany, 
Śmiech prezesów i burbonów -- 
A nad wszystkim - pułk garsonów 
Fruwa zmotoryzowany. 
 
W okolicznych hotelikach 
Całą noc robota dzika, 
Seksualny kontredansik: 
Na momencik, na kwadransik, 
Na portiera tajniak mruga: 
Portier - owszem, portier - sługa, 
Ta w woalu, tamta w szalu, 
Na kwadransik, prosto z balu, 
Na momencik, ot przelotem, 
Szybko - i na bal z powrotem: 
Rotmistrz Rewski z miss Lenorą, 
Oxenstierna z panną Fiorą, 
Borys Silber z księżną Korą 
Na kwadransik, szofer! wio! 
Potem znów ich diabli biorą 
diabli biorą 
diabli biorą. 
W wir tej nocy diabli biorą, 
Roztańczeni diabli bio ---! 
Rąbią w ziemię Buicki, Royce'y, 
Akslebanty, śnieżne gorsy 
I buldogi i terriery, 
I szynszyle i ordery, 
Generały i wikingi, 
Admirały i goeringi, 
Bambirały, bojarowie 
Deteringi - 
Am! 
Ba! 
Sado! 
Rowie! 

 

background image

Raz! 
Dwa! 
Hurra, panowie! 
Brawo, panowie! 
Mało, panowie! 
...Raz...Dwa...Druga, panowie... 
 

 
Na ratuszu bije druga, 
Na tajniaka tajniak mruga, 
Na widowni i w sznurowni, 
I pod dachem i w kotłowni, 
I pod sceną i w bufecie, 
Na galerii i w klozecie, 
W kancelarii i w malarni, 
W garderobach i w palarni, 
I w dyżurce u strażaka 
Mruga tajniak na tajniaka... 
Poziewując, siedzą w szatni 
Czterej z gliny, dwaj prywatni, 
Poziewują, pogadują, 
Przechadzają się, pogwizdują, 
Pogwizdują, przechadzają się, 
Swym kamaszkom przyglądają się. 
Słowikowski z trzeciej śledczej 
Mówi, że mu w żółtych letczej, 
Czarne palą jak cholery, 
A najgorzej - to lakiery. 
Macukiewicz z jedenastki 
Patrzy w szpice, widzi gwiazdki: 
Dobra pasta, połysk śliczny, 
Całkowicie elekstryczny. 
Szulc z ósemki ma giemzowe: 
"Powiedz, Czesiek, nie jak nowe? 
Drugi rok na co dzień noszę 
A raz fleki dałem - proszę!" 
Wańczak z piątki, zwany Blindzia, 
Chwali pastę marki "India", 
Popatruje, pogwizduje: 
Udibidibindia, udibindia. 
Krukman (karniak) nosi nowe 
Stebanowe, orzechowe. 
Ziewa - "daj płaskiego, Blidzia..." 
Udibidibindia, udibindia. 
 

 
Już z ratusza bije trzecia, 
Senne pola dreszcz obleciał, 

 

background image

Dzień się rodzi. 
Brzask przez szarość się przedziera, 
Owoc słońca krwi nabiera, 
Zaszeptały wiewem brzozy, 
W zagajniku ptaszek gwizdnął... 
Do stolicy jadą wozy 
Z zielenizną. 
Jadą wozy, poskrzypują, 
Ludzie drzemią, poziewują, 
Brzozy błyszczą białą korą, 
Wiatr przez owies przeszeleścił, 
Jadą wozy wczesną porą 
Do przedmieści. 
 
Trąbi auto ciężarowe, 
Wozy mija 
I na długo kurz różowy 
Z szosy wzbija. 
 
Chłopki suche i dostojne 
Idą szosą. 
Idą boso i na przedaj 
Masło niosą. 
 
Zapiał kogut, za nim drugi, 
Potem trzeci, 
Na pastwiska bydło gnają 
Małe dzieci. 
 
Przetrąbiło drugie auto 
Ciężarowe, 
Chłop prowadzi kulejącą 
Krowę. 
 
Skrzypią wozy, przewalają się 
Z boku na bok, 
Ludzie w chatach przewracają się 
Z boku na bok. 
 
Chrapie w rowie, twarzą w trawę, 
Ktoś pijany, 
Na pastwisku podryguje 
Koń spętany. 
 
Na kościele niebijące 
Wiszą dzwony, 
Suche pęki ziół pod krzyżem 
Ogrodzonym. 
 
Jakiś duży wyszedł w gaciach 

 

background image

Przed zagrodę, 
Mruży oczy i tarmosi 
Ostrą brodę. 
 
A tam dalej stoi szkoła 
Murowana, 
W szkole mapa, bardzo pięknie 
Malowana. 
 
Na ćwiczenia idą żołnierze 
Z karabinami... 
"...że na tobie giną, że na tobie giną 
chłopcy malowani..." 
 
Skrzypią wozy, przelewają się, 
Pozgrzytują... 
"...W mieście tera rymbarbarum 
Dużo kupujom". 
 
Skubią trawę białe kozy 
Wymioniaste. 
W sinym dymie, w złotym pyle 
Dzień nad miastem. 
 
Owoc pękł - i mokrym świtem 
Oróżowił miejską ziemię. 
Zawieszony pod sufitem 
W żyrandolu tajniak drzemie. 
 

 
Przez ul. Zdobywców, 
Przez Annasza, Kajfasza, 
Przez Siwą, przez św. Tekli 
I Proroka Ezdrasza, 
 
Przez Krymską, Kociołebską, 
Przez Gnomów i przez Dziewic, 
Przez Mysią, Addis-Abebską 
I Łukasza z Błażewic, 
 
Przez Czterdziestego Kwietnia, 
Przez Bulwary Misyjne - 
Jadą za miasto wizy 
Asenizacyjne. 
 
Z facjatki budy drewnianej 
Tłusta panna wygląda: 
- Która godzina gówniarzu? 
- Piąta, kurwo, piąta... 

10 

 

background image

 
I przez puste ulice 
Jadą dalej i dalej. 
Panna przed siebie patrzy 
I papierosa pali. 
 
Widzi dom czerwony, 
Nowo zbudowany, 
Ludzie już mieszkają 
W nieotynkowanym. 
 
W jednym oknie gąsiory 
Z wiśniakiem i jagodnikiem, 
Za oknem wietrzyk igra 
Różowym balonikiem. 
 
Na żelaznym balkonie 
Łbem na dół wisi zając, 
Łąkę przewróconą 
Jeszcze oglądając. 
 
Pan w spodniach, ale boso, 
Na drugi balkon wyszedł, 
Ziewa, patrzy na niebo, 
Szelki mu z tyłu wiszą. 
 
Chaplin, z dykty wycięty, 
Krzywo stoi przed kinem. 
Przejechał na rowerze 
Policjant z karabinem. 
 
Na potłuczonej szybie 
Sklepu z konfekcją "Lolo" 
Widać kawałek gazety: 
Litery IDEOLO... 
 
Widać blachę z napisem: 
Golenie 20 gr. 
Strzyżenie 40 gr. 
Manikir 60 gr. 
 
Przeleciała taksówka, 
Podskakując w pędzie, 
Jedzie gruby z wędką, 
Ryby łowić będzie. 
 
Z piwnicy wędliniarza 
Gorąca para wali. 
Panna patrzy przed siebie 
I papierosa pali. 

11 

 

background image

 

 
Nocą - tylko w kasach kolejowych 
Beznamiętnie 
Ciurkające, 
Zaspane, 
A szulerniach gejzerem gorączkowym, 
A w burdelach - nieodżałowane, 
Na dancingach - syczące szampanem, 
Wytrysnęły z brzaskiem dnia - kipiące, 
Zapienione, robaczywe pieniądze. 
Z portmonetek, szuflad, kieszeni 
Do kieszeni, szuflad, portmonetek, 
Za chleb, za tramwaj, za gazetę, 
Za lekarstwo, za szpinak, za siennik, 
Do kas i z kas, 
Za wóz i przewóz, 
Do miasteczka z miasteczka, 
Do województw z województw, 
Za mleko, za gaz, 
Za zwierzęta, za las, 
Do banków, straganów, sklepików i kas 
I z kas, i z banków, straganów, sklepików, 
Do kelnerów, lekarzy, oficerów, rzeźników 
I znów do lekarzy, rzeźników, kelnerów, 
Od zdunów, monterów, do stolarzy, szoferów, 
Za kurs, za stół, za golenie, za drut, 
Za sól, za ząb, za cegłę, za but, 
Od ślusarza do księdza, od księdza do szklarza, 
Od szklarza do szewca i znów do ślusarza, 
I znów 
I znów 
I jeszcze raz, 
Za bilet, za nóż, za wodę, za gaz, 
Za armatę, musztardę, podkowę, protekcję, 
Za ślub, za grób, za schab, za lekcję, 
Za klej, za klamkę, za klops, za kliszę, 
Za papier, na którym te wiersze piszę, 
Za pióro, atrament, za czcionki, za druk, 
Za bombę, za śledzia, za radio, za bruk, 
I poecie - za dar, za nazwisko, za czas, 
I wszystkim za wszystko, z kieszeni do kas 
I z kas do kieszeni, na wszystkie strony, 
Rozdrobnione na grosze, spęczniałe w miliony, 
Labiryntem i mrowiem, kołowrotem splątanym, 
Chaosem kierunków i linii pijanych, 
Buchające i schnące, znikające, rosnące 
Zakrążyły diabelsko robaczywe pieniądze. 
 

12 

 

background image

Adiutanci poczynań i działań, i dziejów, 
Atakują Verdun, atakują Pociejów, 
Płyną na Celebes transatlantykiem 
I płyną rynsztokiem ulicy Dzikiej. 
Bułka - grosz, 
Wojna - miliard: 
Cyk! 
Buch! 
Zgierz: 
Asyria. 
"Silni jednością, 
Silni wolą 
Czuj 
Duch" 
IDE 
OLO 
Wije się Lewiatan zły, 
W srebrne szczury, wijąc się zmienia, 
Drobnieje w bilon pcheł i wszy, 
I znowu w szczury zrastają się pchły, 
Grosze i wszy srebrzeją w kieszeniach 
I znów wypełzają szczurami szaremi, 
Za nami, przed nami, biegają po ziemi, 
I jak papier wyschnięty, szeleszczą, szurają 
I znów się w złotego potwora zlewają, 
Co płodzi się, ciekąc przez siła i miasta, 
Rozłazi się w pędzie, rozpada i zrasta, 
I krąży, miliardząc, od biesa do czorta, 
Od czorta do diabła, rozpłodem łapczywym, 
I ciągnie, i wre trędowata eskorta, 
Skacze i plącze się konwój parszywy. 
 

 
Jadą ze wsi wozy 
Aprowizacyjne, 
Jadą na wieś wozy 
Asenizacyjne. 
Przy rogatce się minęły 
Pod szlabanem, 
Jak kareta ślubna z karawanem. 
Przyjechała na targ zielenina, 
Przyjechał nawóz na pole, 
I zaczęła nowy dzień ojczyzna, 
Zeby pełnić posłannictwo dziejowe 
I odegrać historyczną 
Rolę. 
 
10 
 

13 

 

background image

Rozmyślając głęboko nad rolą 
Dziennikarze szybko pisali: 
- ideolo - ideolo - ideolo - 
A tancerzy w hucznej sali 
Jeszcze ciągle diabli brali 
diabli brali 
diabli brali 
A już ludzie pracy wstali: 
W rzeźniach bydło zabijali, 
Karabiny nabijali, 
Interesy ubijali, 
Wrogom zęby wybijali, 
Wrogom czaszki rozbijali 
I do krzyża przybijali, 
Na stalowy pal wbijali 
I do grosza grosz zbijali 
I banknoty odbijali, 
Odbijali, odbijali - 
Precz z niedolą! Precz z niewolą! 
Nad poziomy! W lot i w polot! 
Czas uderzyć w czynów stal! 
Ideolo - ideolo - 
Udał się ten piękny bal! 
Ideolo - ideolo - 
Czynem! duchem! wiarą! wolą! 
Hej do walki! zniszczyć nędzę! 
Kupą, kupą ku potędze! 
Czynu! czynu! nic po słowie! 
Ducha! ducha! więc po głowie! 
I kolbami, i salwami 
Ka 
Ra 
Bino 
Wymi! 
Hurra, panowie! 
Ducha, panowie! 
Czynu, panowie! 
Raz! Dwa! Solo! Solo! 
Z panną Tiutką graf Ramolo! 
Hop! siup! W dziejowej skali, 
- ali, - ali, - ali, - ali, 
I zecerzy w całym państwie 
Czcionki gigant układali 
IDEOLO, IDEOLO 
Ideolo ideali 
Lari fari lafilindia 
Udibidibindia, udibindia! 
Da mi! da mi! Z Olą Tolo 
Barszczyk piją, wódę golą, 
A maszyna wali, wali: 

14 

 

background image

IDEOLO, IDEOLO 
malo malo solo solo 
malo solo malo brawo! 
Kawa z rumem, koniak z kawą, 
Piękny Dusio z panną Violą 
Pod schodami się certolą 
I wesoło na bulwarze 
Pokrzykują gazeciarze: 
"Wielki bal z dziejową rolą!" 
"Dzisiaj strrraszne ideolo!" 
"Kurrr Stołeczny Fioletowy" 
"Kurrr dzisiejszy; Kurrr dziejowy!" 
"Ideoo za dziesięć groo!..." 
"Bal w Operze! Katastroooo!" 
"Kurrr Poranny z opisami!" 
Kurdesz grzmi nad kurdeszami! 
 
11 
 
Płynie na czcionki drukarska farba: 
IDE 
OLO 
"Ile 
rebarbar?" 
Karna 
Kadra 
Ducha 
Czynu 
"Poproszę za dziesięć groszy kminu" 
Miecz 
Krzyż 
Duch 
Dziejów 
"Proszę za dziesięć groszy kleju" 
Ducha 
Dziejów 
Karne 
Kadry 
"Proszę za dziesięć groszy musztardy" 
Czerep rubaszny 
Paw narodów 
"Proszę za dziesięć groszy lodów" 
Jeden 
Tylko 
Jeden 
Cud - 
"Ober, jeszcze butelkę na lód!" 
I bac! bac! 
I plac opustoszał, 
I do bramy wloką truposza. 

15 

 

background image

I bac, bac zza rogu, z sieni, 
I w bruk, w bruk tętniącemi 
Kopytami bac po głowie 
Ka 
Wa 
Le 
Ryjskiemi! 
Raz! 
Dwa! 
Hurra, panowie! 
Mało, panowie! 
Brawo, panowie! 
I bac, bac! 
Słońce na ziemi! 
Człowiek na ziemi! 
I krew na ziemi! 
I bac jazz! 
I gra orkiestra 
Z czterech rogów 
Z czterech estrad 
Z czterech rogów 
IDE 
OLO 
A tancerzy diabli biorą! 
 
Bo patrzcie! patrzcie, jaka sensacja! 
Brawo dyrekcja! Co za atrakcja! 
Gąsienicą hipopotamową, 
Glistą, na miarę przedpotopową, 
Na salę wpełza tłusty Jaszczur, 
Czołg złotociekły, forsiasty praszczur: 
Szczurząc i wsząc, i pchląc wspaniale, 
Książę Karnawał wjeżdża na salę! 
Tajniaki z tyłu, tajniaki na przedzie, 
Mlaskiem, człapem, wijąc się jedzie, 
Pełznie smoczysko - a na nim okrakiem 
Goła, w pończochach, w cylinderku na bakier, 
Z paznokciami purpurowymi, 
Z wymionami malowanymi, 
Z szmaragdowym monoklem w oku, 
Z neonową reklamą w kroku, 
Skrzecząc szlagiera: 
"Komu dziś dać? 
Komu dziś dać? 
Komu dziś dać!" 
Wierzga na gęstym pieniężnym potoku 
Promieniejąca Kurwa Mać! 
I nagle - kotłującym ściskiem 
Rzuciła się sala z piskiem, wizgiem! 
Pianą zieloną pryska z pyska, 

16 

 

background image

Kopie, szarpie, krzesłami ciska, 
Tratuje, gryzie wściekłymi kłami, 
Nożami błyska, tłucze pałkami, 
Na zakrwawionym śliskim parkiecie 
Tarza się, tapla się, dusi i gniecie, 
Mordem i smrodem pozycje zdobywa 
I z cielska potwora łapami wyrywa 
Złotą juchą ociekające 
Wrące szczurami i wszami pieniądze. 
I żre, i chłepce wydarte kawały, 
Aż ryczy ze śmiechu Odwłok Wspaniały, 
Kipiący bezmiarem metalu, 
I dalej się wije i tłuszczem obrasta, 
I nonszalancko ogonem chlasta 
Największa atrakcja Balu! 
I przyśpiewuje "Komu dziś dać? 
Komu dziś dać? 
Komu dziś dać?" 
Promieniejąca Kurwa - Mać 
Kurwa - Mieć 
Kurwa - Brać! 
"Jak bal, to bal! Maestro, wal! 
Grubasku, teraz solo! 
O, IDEOL! O, IDEAL! 
Takie małe słodkie IDEOLO!" 
 
I gdy w strop szampitrem strzelił 
Metaliczny tusz kapeli, 
Ani się nie obejrzeli, 
Ani zdążył z żyrandziaka 
Mrugnąć tajniak na tajniaka - 
Jak błyskawicowym zdjęciem, 
Foto-ciosem, blasku cięciem 
Wszystkich wszyscy diabli wzięli 
diabli wzięli 
diabli wzięli 
Aż ze śmiechu małpy spadły 
Z zodiakalnej karuzeli. 
 
12 
 
TAK MÓWI TEN, KTÓRY ŚWIADECTWO DAJE O TYCH RZECZACH: 
"ZAISTE, PRZYJDĘ RYCHŁO". AMEN. 
 
I OWSZEM, PRZYJDŹ, PANIE JEZUSIE 
 
(Objawienie św. Jana XXII, 20) 
 
 
 

17 

 

background image

 
Biologia 
 
Baby latem biodrzeją. 
Soki w babach się grzeją, 
Owoc żywy dojrzewa, 
Lep żywiczny wre w drzewach. 
 
Płeć się pławi płodziwa, 
Buchaj ciołę pokrywa, 
Mleczem tłustym się klei 
W rozjuszonej nadziei. 
 
Dyszy ziemia - kobyła, 
Wymion dwoje w świat wzbiła, 
Byk wiecznego żywota 
Białym ślepiem żar miota. 
 
Roztopiły się pola, 
Rozstąpiła się rola 
I w czarnoziem tętniący 
Trysnął białun gorący. 
 
 
 
Brzózka kwietniowa 
 
To nie liście i nie listki, 
Nie listeczki jeszcze nawet - 
To obłoczek przezroczysty, 
Pozłociście zielonawy. 
 
Jeśli jest gdzieś leśne niebo, 
On z leśnego nieba spłynął, 
Śród ogrodu zdziwionego 
Tuż nad ziemią się zatrzymał. 
 
Ale żeby mógł zzielenieć, 
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć, 
Ściemnieć, smugę traw ocienić - 
- Nie, nie mogę w to uwierzyć 
 
 
 
 
Chrystus miasta 
 
Tańczyli na moście, 
Tańczyli noc całą. 
 

18 

 

background image

Zbiry, katy, wyrzutki, 
Wisielce, prostytutki, 
Syfilitycy, nozownicy, 
Łotry, złodzieje, chlacze wódki. 
 
Tańczyli na moście, 
Tańczyli do rana. 
 
Żebracy, ladacznice, 
Wariaci, chytre szpicle, 
Tańczyły tan ulice, 
Latarnie, szubienice, 
Hycle. 
 
Tańczyli na moście 
Dostojni goście: 
Psubraty: 
 
Starcy rozpustni, stręczyciele, 
Wstydliwi samogwałciciele, 
Wzięli się za ręce, 
Przytupywali, 
Grały harmonie, harmoniki, 
Do świtu grali, 
Tańczyli swój taniec dziki: 
Dalej, Dalej! 
Żarli. Pili. Tańczyli. 
 
A był jeden obcy, 
Był jeden nieznany, 
Patrzyli nań spode łba, 
Ramionami wzruszali, 
Spluwali. 
 
Wzięli go na stronę: 
Mówili, mówili, pytali. 
Milczał. 
 
Podszedł Rudy, czerwony: 
- Coś za jeden? 
Milczał. 
 
Podszedł drugi, bez nosa, 
Krościasty: 
- Coś za jeden? 
Milczał. 
 
Podszedł pijus, wycedził: 
- Coś za jeden? 
Milczał. 

19 

 

background image

 
Podeszła Magdalena: 
Poznała, powiedziała... 
Płakał... 
 
Ucichło. Coś szeptali. 
Na ziemię padli. Płakali. 
 
 
 
Chrystusie... 
 
Jeszcze się kiedyś rozsmucę, 
Jeszcze do Ciebie powrócę, 
Chrystusie... 
 
Jeszcze tak strasznie zapłaczę, 
Że przez łzy Ciebie zobaczę, 
Chrystusie... 
 
I taką wielką żałobą 
Będę się żalił przed Tobą, 
Chrystusie... 
 
Że duch mój przed Tobą klęknie 
I wtedy serce mi pęknie, 
Chrystusie... 
 
 
 
Ciemna noc 
 
Człowieku dźwigający, 
Usiądź ze mną. 
Pomilczymy, popatrzymy 
W tę noc ciemną. 
 
Zdejm ze siebie 
Kufer dębowy 
I odpocznij. 
W ciemną noc wlepimy razem 
Ludzkie oczy. 
 
Mówić trudno. Nosza ciężka. 
Chleb kamienny. 
Mówić na nic. Dwa kamienie 
W nocy ciemnej. 
 
 
 

20 

 

background image

Do krytyków 
 
A w maju 
Zwykłem jezdzić, szanowni panowie, 
Na przedniej platformie tramwaju! 
Miasto na wskroś mnie przeszywa! 
Co się tam dzieje w mej głowie: 
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa, 
Wesoło w czubie i w piętach, 
A najweselej na skrętach! 
Na skrętach - koliście 
Zagarniam zachwytem ramienia, 
A drzewa w porywie natchnienia 
Szaleją wiosenną wonią, 
Z radości pęka pąkowie, 
Ulice na alarm dzwonią, 
Maju, maju! - - 
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju, 
Wielce szanowni panowie!... 
 
 
 
Do Losu 
 
Do Losu 
 
Miłość mi dałeś, młodość górną, 
Dar ładu i wysokie żądze. 
I jeszcze na uciechę durniom, 
Raczyłeś dać mi i pieniądze. 
 
Płonącą kroplą obłąkania 
W mózg szary mój sączyłeś tęczę. 
Miraże wstają wśród mieszkania, 
Palcami w stół na lutni dźwięczę. 
 
I gdy poniosło, to już niesie, 
Roztrącam dni i rwę na części, 
I w zgiełku wieku, i w rwetesie 
Ubrdało mi się jakieś szczęście: 
 
Rytmowi przebieg chwil powierzać, 
Apollinowym drżąc rozmysłem, 
Surowo składać i odmierzać 
Wysokim kunsztem słowa ścisłe. 
 
I wtedy kształt żywego ciała 
W nieład rozpadnie się plugawy, 
Ta strofa, zwarta, zwięzła, cała, 
Nieporuszona będzie stała 

21 

 

background image

W zimnym, okrutnym blasku sławy. 
 
Smutku! Uśmiechu! Melancholio! 
W bęben żałobny bije gloria... 
I smutnie brzmi: "Dum Capitolium ..." 
I śmieszne jest: " Non omnis moriar" 
 
 
 
Do prostego człowieka 
 
Gdy znów do murów klajstrem świeżym 
Przylepiać zaczną obwieszczenia, 
Gdy "do ludności", "do żołnierzy" 
Na alarm czarny druk uderzy 
I byle drab, i byle szczeniak 
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy, 
Że trzeba iść i z armat walić, 
Mordować, grabić, truć i palić; 
Gdy zaczną na tysięczną modłę 
Ojczyznę szarpać deklinacją 
I łudzić kolorowym godłem, 
I judzić "historyczną racją", 
O piędzi, chwale i rubieży, 
O ojcach, dziadach i sztandarach, 
O bohaterach i ofiarach; 
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin 
Pobłogosławić twój karabin, 
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba, 
Że za ojczyznę - bić się trzeba; 
Kiedy rozścierwi się, rozchami 
Wrzask liter pierwszych stron dzienników, 
A stado dzikich bab - kwiatami 
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". - 
- O, przyjacielu nieuczony, 
Mój bliźni z tej czy innej ziemi! 
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony 
Króle z pannami brzuchatemi; 
Wiedz, że to bujda, granda zwykła, 
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!", 
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła 
I obrodziła dolarami; 
Że coś im w bankach nie sztymuje, 
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne 
Lub upatrzyły tłuste szuje 
Cło jakieś grubsze na bawełnę. 
Rżnij karabinem w bruk ulicy! 
Twoja jest krew, a ich jest nafta! 
I od stolicy do stolicy 
Zawołaj broniąc swej krwawicy: 

22 

 

background image

"Bujać - to my, panowie szlachta!" 
 
 
 
 
Erotyk 
 
Już się o grzechy noce proszą, 
Już z wiosny znów jak z bólu krzyczę, 
Nieubłaganą mnie rozkoszą 
Zakuj w ramiona ratownicze! 
A jeśli zacznę się na nowo 
Wyrywać zbuntowanym ciałem, 
Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo, 
Którego nigdy nie słyszałem. 
Bo znów pogański samum wieje 
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach! 
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję, 
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj! 
 
 
 
Exegi monumentum... 
 
Smutek mnie obrósł kamieniem 
I trwam, wspaniale żałobny. 
Kto ja jestem? Kamień nagrobny 
Z wyrytym Twoim imieniem. 
 
 
Erotyk 
 
Już się o grzechy noce proszą, 
Już z wiosny znów jak z bólu krzyczę, 
Nieubłaganą mnie rozkoszą 
Zakuj w ramiona ratownicze! 
A jeśli zacznę się na nowo 
Wyrywać zbuntowanym ciałem, 
Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo, 
Którego nigdy nie słyszałem. 
Bo znów pogański samum wieje 
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach! 
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję, 
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj! 
 
 
Falliczna pieśń 
 
Dwudziestoletni bracia moi! 
Dwudziestoletnie moje siostry! 

23 

 

background image

Młodzi! Silni! Zdrowi! 
Którzy czujecie w sobie krew czerwoną, 
Gorącą, dumną, świeżą, pulsującą! 
Którzy czujecie rozkosz rozprężenia 
Muskułów twardych! 
Którzy stąpacie po ogromnej kuli: 
Po ziemi starej, mądrej i okrągłej! 
Którzy czujecie rozkosz słowa: żyję! 
Którym zalewa serca boskim szczęściem 
Myśl o rozkosznej fizjologii Życia! - 
- Hej, wam dziś śpiewam, piękni, mądrzy, moi! 
- Hej, wam dziś śpiewam, silni, zdrowi, młodzi! 
Pieśń, której niech się dziewczyna nie wstydzi! 
Pieśń, która młodzieńcowi skrycie 
Niechlujnych, głupich myśli nie nasuwa! 
Dwudziestoletni bracia moi! 
Dwudziestoletnie moje siostry! 
Śpiewam falliczną, tryumfalną Pieśń! 
 
Bo święte jesteś, Życie, w każdym calu! 
Bo cudne jesteś, rozkoszne i boskie, 
Kto jeno umie drżeć na myśl o tobie, 
Kto jeno umie nazwać cię wszędzie, 
Gdzie jesteś z Boga: pierwotne i ciepłe, 
Gdzie wytryskujesz jak nasienie ludzkie 
W ostatniej drgawce spełnionej rozkoszy! 
Gdzie jesteś świetlną, olbrzymią potęgą, 
Z którą się trzeba w Jedność mądrą stopić, 
Gdzie jest nad glebą wilgotną, zoraną, 
Ciepłe, łaskawe, miłościwe Słońce! 
O, chwała, chwała wszystkiemu, co żyje! 
Pójdźmy z Miłością w życie, pójdźmy z sercem, 
Co umie kochać! Co umie się cieszyć! 
Pójdźmy - "bezwstydni" dla sobaczej zgrai 
Kretynów, błaznów, chamów i kramarzy! 
Lecz czyści, święci, cudni i radośni 
Dla każdej młodej, kochającej duszy... 
 
Oto w południa skwarze, pod prostopadłymi 
Słońca promieńmi, w gorącu upalnym, 
W najbielszym, świętym słonecznym ognisku, 
Na polu złotym, cichym rozpalonym 
Leży Kobieta - naga, biała, silna, 
Leży Kobieta - jędrna, żądna, młoda, 
Leży Kobieta! Kobieta!! Kobieta!!! 
I oto idzie ku niej Mąż Ogromny, 
Silny i piękny, zagorzały zdrowy, 
Grzany słonecznym upałem południa, 
Idzie Mężczyzna! Mężczyzna!! Mężczyzna!!! 
I wyciągają się kobiece ręce, 

24 

 

background image

I rozwierają się kobiece nogi, 
Wznoszą się piersi głębokim oddechem 
I rozszerzają się okrągłe biodra, 
I patrzy w słońce Łono Kobiecości... 
 
Serce mężowi młotem tłuc poczyna, 
Święte wzruszenie ogarnia mu duszę 
I szybko kroczy, i ciężko oddycha, 
Jak Bóg radosny... 
I oto wznosi się w nim Duch Świetlisty, 
I oto żądza cudna go ogarnia, 
I zwierzę chutne, i instynkt odwieczny 
Ku niej go ciągnie... 
I pięknie, potężnie wznosi się do góry 
Fallus, męskości święta doskonałość! 
(- Precz, tępogłowe chamy! 
Precz, sobaki! 
Ani mnie chichot wasz podły przerazi, 
Ani zamglone oczy, ani wargi, 
Cuchnącą pianą sprośności zalane!) 
I oto łączy się ciało mężczyzny 
Z ciałem kobiety... Oto się splatają 
Ręce i nogi, a kobiece mleko 
Z zduszonych piersi tryska... Oto wargi 
Zwarły się w długi, słodki pocałunek... 
I drgają ciała, i w pośpiechu, w szale 
Czekają Przyjścia, czekają Spełnienia, 
I oto czują, jak się rozkosz zbliża, 
Jak się tumanią krwią zalane mózgi, 
Jak biją serca pod rytm ciał drgających, 
Jak dziko palą ciała razem zwarte, 
Jak się splecione zacieśniają więzy, 
Jak wargi wilgne szepcą urywane 
Słowa miłości... 
 
Aż wreszcie chwila okropna przychodzi, 
Kiedy ich rozkosz przeszywa jak strzała, 
Jak błyskawica, jasne szczęście bije 
I wytryskuje nasienie mężczyzny 
W kobiece łono... 
 
O, chwała, chwała wszystkiemu, co żyje! 
O, bądźmy czyści, mądrzy i radośni! 
O, idźmy w życie z miłością słoneczną, 
Z którą się trzeba w Jedność mądrą stopić, 
Gdzie jest nad glebą wilgotną, zoraną, 
Ciepłe łaskawe, miłościwe Słońce! 
 
 
 

25 

 

background image

Gdybym był krzakiem świeżych, 
 
Gdybym był krzakiem świeżych, najczerwieńszych róż, 
A umieją one świeże być! czerwone! 
Ty - oczy tylko (tak jak umiesz) zmruż, 
A na ten rozkaz twój - spłonę. 
 
I choćby szary, martwy, stał się ze mnie proch, 
I beznadziejna gruda z mogilnego dołu, 
Ty - znowu przyćmij tym zmrużeniem wzrok, 
A róże trysną z popiołu. 
 
 
 
Giętko, żywo splatają się moje myśli... 
 
Giętko, żywo splatają się moje myśli, 
Jak dziewczynie koszyk z wikliny młodej. 
Sen leśny, sen powikłany tej nocy jej się przyśni, 
A rankiem wczesnym - 
Patrz! Już wraca - już w koszyku lepkie czerwone jagody. 
Idzie - śpiewa szczęśliwa, ale ciągle urywa, 
Poziomka za poziomką w jej ustach się rozpływa; 
Idzie - przystaje, ogląda się, 
To z uśmiechem, to z żalem! 
Co też w tym sercu się dzieje! 
A las czerni się coraz dalej, 
A coraz bliżej bieleje 
Chata, w której się śniło, 
A przedtem się splatało, 
A teraz się spełniło. 
 
 
 
Hołdy 
 
A to co za makabryczna kolejka? 
Kto do Cienia z hołdami się tłoczy? 
Dobrze cieniu, że masz martwe oczy, 
Jeszcze lepiej, że i usta twoje 
Śmierć wieczystym zamknęła spokojem, 
Miłosierna Śmierć Dobrodziejka. 
A najlepiej, że już nie masz siły, 
 
 
 
Humoreska 
 
Noc czarna, krucza, 
Na ogród spadła, 

26 

 

background image

Śmierć mi dokucza, 
podła, zajadła, 
z chichotem czarta, 
z pychą papieża, 
patrzy uparta, 
zęby wyszczerza. 
 
Mózg mi zamroczy, 
czerwonym strachem, 
zasypie oczy, 
drobniutkim piachem. 
Potem jak glista 
gruba i tłusta, 
okrągła, śliska, 
zatak mi usta. 
 
Krwi tętna skrzepną 
dusznością sparte 
oczy oślepną, 
strasznie otwarte. 
Oniemieć, zgłuchnąć 
Zmartwieć mi przyjdzie 
pachnąć i cuchnąć 
w nagim bezwstydzie. 
 
Kadłub mój zmarły 
opłaczą płaczki 
będą mnie żarły 
małe robaczki. 
Tak się zaroją 
jak czarne mrowie, 
zeżrą pierś moją 
zgniły mózg w głowie 
głodem się wdłubią 
w oczy nabrzekłe, 
chciwie wyskubią 
mięso romiękłe 
Zeżrą wnętrzności, 
stoczą je całe 
Zostaną kości 
suche i białe 
 
Teraz dziewczyno 
Niech twe ramiona 
ciepłe ramiona 
oplotą szyję 
Teraz niech w usta 
twoje się wpiję 
Błogosławiona 
Błogosławiona! 

27 

 

background image

 
 
 
Intymny wiersz 
 
Warto, warto żyć, 
Wtedy pachniałaś bzami, 
 
Dziś znowu kupiłem flakonik, 
Roztarłem kroplę na dłoni 
I przeszłość wieje nad nami 
Bzami. 
Warto, warto żyć. 
Mgławo jes""t za oknami, 
Zaraz listonosz zadzwoni, 
Ustami przypadam do dłoni, 
Całuje cień twojej woni... 
Przyjdziesz - będziemy sami, 
Jedyni i zakochani, 
Chłonąc z czułością perfumy 
W miłym uśmiechy intymnej zadumy: 
"To my? Ja - i ty?" 
Wiesz? Wzdycham... I przez łzy 
Powtarzam: warto, warto żyć... 
 
 
 
Ja do ciebie nie mogę, nie mogę... 
 
Ja do ciebie nie mogę, nie mogę... 
Przyjdź ty, lesie, do mnie, do kaleki. 
Lub choć jedno drzewo wyślij w drogę, 
Inowłodzki lesie daleki! 
 
To, pod którym chwyciłem w objęcia 
Szczęście, szczęście, inowłodzki lesie! 
To, na którym - ze sczęścia, ze szczęścia! - 
Wtedym się zawczasu nie powiesił 
 
 
 
Jesteś znowu 
 
Jesteś znowu! Mój Boże! Jak mi serce bije! 
Jak mi sie wzrok owiośnił! Jak świat rozradował! 
Tylem nocy Cię w snach, nazbyt krótkich, całował! 
Tylem dni dzień ten tęsknił, ""co przyszedł i żyje! 
 
I jest! O teraz właśnie! Jest ten dzień powrotny, 
Wypłakany, kochany nowy dzień spotkania. 

28 

 

background image

Dzień wszystkiej mej nadziei, całego czekania, 
Gdym Cię piastował w sercu, stęskniony, samotny! 
 
I jakże to wypowiem? I jakiemu słowu 
Powierzę ową radość, drżącą, niespodzianą, 
Że obudzę się jutro z duszą rozkochaną, 
Z uśmiechem szczęścia w ustach: "Jesteś! jesteś znowu!" 
 
 
 
Jeżeli 
 
A jeżeli nic? A jeżeli nie? 
Trułem ja się myślą złudną, 
Tobą jasną, tobą cudną, 
I zatruty śnię: 
A jeżeli nie? 
No to ... trudno. 
 
A jeżeli coś? A jeżeli tak? 
Rozgołębią mi się zorze, 
Ogniem cały świat zagorze 
Jak czerwony mak, 
Bo jeżeli tak, 
No to... - Boże!!! 
 
 
 
Karta z dziejów ludzkości 
 
Spotkali się w święto o piątej przed kinem 
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem. 
 
Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy - 
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy? 
 
Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą, 
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto. 
 
Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko 
I poszedł do kina z tutejsza idiotką. 
 
Na miłym macaniu spłynęła godzinka 
I była szczęśliwa miejscowa kretynka. 
 
Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy! 
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy. 
 
Więc poszli na sznycel, na melbe, na winko, 
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką. 

29 

 

background image

 
Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym 
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym. 
 
W ten sposób dorobią się córki lub syna: 
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna. 
 
By znowu się mogli spotykać przed kinem 
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem. 
 
 
 
Lilia 
 
Rozchyliłem stulone płatki i pokazałem jej wstydliwe wnętrze kwiatu. 
- Niech pan przestanie. 
 
Jeszcze nie wiedząc, lecz już przeczuwając widocznie, zaśmiałem się nagle 
i nagle urwałem... 
- Bo?... 
 
Podniecające i sekretne były jej oczy, zmrużone niezdecydowaną 
odpowiedzią... 
 
Wtedy rozwarłem szeroko na cztery strony świata białe ciało lilii i 
wilgotnymi wargami upieściłem wnętrze... 
 
A gdy podniosłem oczy - ona stała w pąsach, z rozfalowaną piersią i 
błyszczącymi źrenicami. 
 
I uśmiechnąwszy się nikle (pewno z warg moich, ufarbowanych żółtym 
pyłkiem) - jakimś specyficznie wzruszonym i drżącym głosem 
powiedziała: 
- Pan jest wy-ra-fi-no-wa-nie nieprzyzwoity!... 
 
 
 
List zza oceanu 
 
Najukochańsza moja, wieczna i jedyna, 
Zza oceanu ślę tę garstkę smutnych słów 
O tym, że kocham cię, że tęsknię, że wspominam 
I jedną myślą żyję: że cię ujrzę znów. 
 
Zbolałe serce moje znajdziesz w każdym słowie, 
Ty, która stałaś się marzeniem mym i snem! 
Najukochańsza moja! Ty jesteś jak zdrowie! 
Ile cię cenić trzeba - dziś najstraszniej wiem. 
 
Jest tyle innych i piękniejszych, i gorętszych 

30 

 

background image

W pachnące noce nad brzegami ciepłych fal, 
I tyle gwiazd nad głową, bliższych gwiazd i większych, 
I wielkich kwiatów, i w księżycu srebrnych palm. 
 
Lecz że się wiernym pozostanie tylko Tobie 
I gwiazdom oczu twych, i kwiatom twoich słów, 
Najukochańsza moja, tylko ten się dowie, 
Kto cię utracił i kto pragnie ciebie znów. 
 
A gdy powrócę w cień miłosnej naszej nocy, 
Gwiaździstej nocy, co przez sen mnie ciągle zwie, 
Niczego nie chcę - tylko spojrzeć w twoje oczy, 
W smutniejsze stokroć, lecz te same gwiazdy dwie. 
 
A jeśli umrzeć mamy, w jednym bądźmy grobie, 
A w jednym szczęściu, jeśli dalej mamy żyć, 
Najukochańsza moja! byle być przy tobie, 
Bez twej miłości nawet, ale z tobą być! 
 
 
 
Los 
 
Taki to już los mój będzie, 
Takie to już miłowanie: 
Przywitanie, pożegnanie, 
Pożegnania, wspominanie.... 
Oczy twoje widzę wszędzie, 
Oczy twoje mnie całują 
Z dali, z dali mnie miłują, 
Z dali, z dali mnie żałują, 
Nie przychodzą na wyzwanie, 
Jeno błyszczą, jak w legendzie, 
W dali, w dali, zewsząd, wszędzie, 
- Takie to już los mój będzie, 
takie to już miłowanie: 
Przywitane.... pożegnanie.... 
 
 
 
 
Melodia 
 
Wczesna jesień - oto moja pora. 
Siwy ranek - kolor mego wzroku. 
Siedzę w miłej kawiarni jak w obłoku, 
Mogłbym tak do wieczora. 
 
Za oknami tyle pośpiechu, 
Ale ja nie wiem i nie słyszę, 

31 

 

background image

I zamilkły w jesiennym uśmiechu, 
Zapatrzeniem dalekim się kołysze. 
 
Tak najlepiej: siąść w cukierni rankiem 
I patrzeć, jak ulica chodzi. 
W takie ranki jest się kochankiem, 
I smutniej człowiekowi, i młodziej. 
 
Od miłosci, od czułych wspomnień 
Dzień zacząłem senny i pusty. 
Z twoich słów, nie pisanych do mnie 
Wiersz układam uśmiechniętymi usty. 
 
A to wszystko razem jest melodią, 
I melodii chwile są rade. 
Cudzoziemka w palcie kraciastym 
Śpiewnie, ślicznie zamawia "szokolade". 
 
Jaka wiotka, matowa kobieta! 
Jak nas mało na świecie! Jak mało! 
I jakimi perfumami zawiało! 
I jaki poeta!... 
 
 
 
Mieszkańcy 
 
Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach 
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie. 
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach 
Zgroza zimowa, ciemne konanie. 
 
Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą, 
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto. 
Trochę pochodzą, trochę posiedzą, 
I wszystko widmo. I wszystko fantom. 
 
Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie, 
Krawacik musną, klapy obciągną 
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię, 
Taką wiadomą, taką okrągłą. 
 
I oto idą, zapięci szczelnie, 
Patrzą na prawo, patrzą na lewo. 
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie 
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo... 
 
Jak ciasto biorą gazety w palce 
I żują, żują na papkę pulchną, 
Aż papierowym wzdęte zakalcem, 

32 

 

background image

Wypchane głowy grubo im puchną. 
 
I znowu mówią, że Ford... że kino... 
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna... 
Warstwami rośnie brednia potworna, 
I w dżungli zdarzeń widmami płyną. 
 
Głowę rozdętą i coraz cięższą 
Ku wieczorowi ślepo zwieszają. 
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą, 
Łbem o nocniki chłodne trącając. 
 
I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki, 
Spodnie na tyłkach zacerowane, 
Własność wielebną, święte nabytki, 
Swoje, wyłączne, zapracowane. 
 
Potem się modlą: "od nagłej śmierci... 
...od wojny... głodu... odpoczywanie" 
I zasypiają z mordą na piersi 
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie. 
 
 
 
 
Milcząc 
 
Zakochanemu tak szczęśliwie, 
Tak nieszczęśliwie, jak ja umiem, 
Najlepiej spędzić noc w zadumie. 
Nad czym? Nad niczym. Ale tkliwie. 
Między zachodem a jutrzenką 
Wdać się w milczenie, jak w rozmowę, 
I powtarzać w myśli Norwidowe: 
"Nic od ciebie nie chcę, śliczna panienko"... 
 
 
 
 
Mna zbytnie a niepowściągliwe dziwkochwalstwo naszego wieku 
 
Zanadto się z damą cacka 
Szarmancka brać literacka. 
 
Szmatławce i szewaliery 
Prawią jej same dusery. 
 
Dochodzą już do pzresady 
Te kąplemęty, lansady. 
 

33 

 

background image

Te sętymęty, czułości 
Przyprawić mogą o mdłości. 
 
Mizdrzy się w gracji i szyku 
Cicibey przy wersalczyku. 
 
Dla byle kapryśnej idiotki 
Madrygał ułoży słodki. 
 
Dla paru od wiersza groszy 
Płaszczy się mdleje z rozkoszy. 
 
Wpadają w achy i ochy 
Na widok pończochy pieszczochy. 
 
Piszczą "sylwuple, żewupry!" 
Bałwany i wiercikupry. 
 
Na widok pyjamy damy 
Piszczą te chamy reklamy. 
 
Dlaczego chwycił szał cię, 
Gdyś ujrzał kretynkę w aucie? 
 
Czego się cieszysz, Mojsie, 
Że dziwka siedzi w rolls-roysie? 
 
"Urocza Bebi Pipi 
w yahcie na Missisipi". 
 
"Zmysłowa Dudu Papa 
Jej uśmiech, pies i kanapa". 
 
"Feteryczna Elli Belli 
Pije kawę w kąpieli". 
 
Czego migdalisz się, chłopie, 
Że dziwka kawsko żłopie? 
 
Że w wannie niby? To o to 
Tak się wygłupiasz idioto? 
 
Sam lepiej idź do łaźni 
I już się więcej nie błaźnij. 
 
 
 
 
 
 

34 

 

background image

Mój dzionek 
 
Ledwo słoneczko uderzy 
W okno złocistym promykiem, 
Budzę się hoży i świeży 
Z antypaństwowym okrzykiem. 
 
Zanurzam się aż po uszy 
W miłej moralnej zgniliźnie 
I najserdeczniej uwłaczam 
Bogu, ludzkości, ojczyźnie. 
 
Komunizuję godzinkę, 
Zatruwam ducha, a później 
Albo szkaluję troszeczkę, 
Albo, gdy święto jest, bluźnię 
 
Zaśmiecam język z lubością, 
Znieprawiam, do złego kuszę, 
Zakusy mam bolszewickie 
I sączę jad w młode dusze. 
 
Czasem mnie wujcio odwiedza, 
Miły, niechlujny staruszek, 
Czytamy sobie, czytamy 
Talmudzik, Szulchan-Aruszek. 
 
Z wujciem, jewrejem brodatym, 
Emisariuszem sowietów, 
Śpiewamy pierwszą brygadę, 
Chodzimy do kabaretów. 
 
Od oficerów znajomych 
Wyłudzam w czasie kolacji 
Sekrecik jakiś sztabowy 
Lub planik mobilizacji. 
 
Często mam misje specjalne 
To w Druskiennikach, to w Kielcach 
I wywrotowców werbuję 
Na rozkaz Moskwy do Strzelca. 
 
Do domu wracam pogodny, 
Lekki jak mała ptaszyna, 
W cichym mieszkaniu na Chłodnej, 
Czeka drukarska maszyna. 
 
Odbijam sobie, odbijam 
Zielone dolarki śliczne, 
Komunistyczną bibułę, 

35 

 

background image

Broszurki pornograficzne. 
 
A potem mała orgijka 
W ramionach płomiennej Chajki! 
(Mam w domu taką sadystkę 
Z odsskiej czerezwyczajki.) 
 
I choć mam milion rozkoszy 
Od Chajki krwawej i ryżej, 
To ciężko mi! Nie na sercu, 
Lecz wprost przeciwnie i niżej. 
 
Niech się ciężarem tym ze mną 
Podzieli któryś z rodaków! 
Mój Boże ile tam siedzi 
Głupich endeckich pismaków. 
 
 
 
Na noże 
 
Dzika gra! Straszna gra! 
Oczy płoną! Serce gorze! 
Który? Dwóch nas być nie może! 
Albo ty - albo ja. 
Raz-dwa, raz-dwa! 
Na noże!! 
 
Krwi! krwi! Tak jak zwierz, 
Żarem tchnę, wzrokiem palę! 
Bez litości! W męce, w szale 
Wyje żądza, wyje chuć! 
Celnie gódź! 
Dobrze dźgniesz - 
- Sam pochwalę! 
Stań wprost - nie jak tchórz, 
Lub ci sam bod żebro nóż 
Wwalę! 
 
Dzika gra, straszna gra: 
Albo ty - albo ja! 
Miękkie ciało - twarda stal, 
Tu się zaczaj, tam się skryj, 
Po rękojeść w serce wbij, 
Po rękojeść w serce wwal, 
W miękkie ciało twardą stal, 
Dźgnij! 
 
A ja też, a ja też, 
Chytrze, skrycie niby zwierz, 

36 

 

background image

Póki krwią się nie obroczę, 
Naprzód skoczę! 
Jedna chwila, jeden ruch: 
Raz-dwa! Prosto w brzuch! 
Wbiję nagle, szybko wtłoczę 
I rozpruję i zawiercę, 
I bić będzie jedno serce 
Jedno z dwóch! 
 
Dumna sprawa, ciężka sprawa, 
Chuć czerwona, krwawa sława, 
Harda gra! Piękna gra! 
Albo ty - albo ja! 
Płonę! Dwóch nas być nie może! 
Raz-dwa! Raz-dwa! 
Na noże! 
 
Lecz nim błysną z nożów skry, 
Poprzysięgniem, ja i ty, 
Że będziemy strzec najświęciej, 
My uparci, my zawzięci, 
By strumienie naszej krwi, 
Boże broń, nie pobluzgały 
Jej - lilijnej, cichej, białej, 
Kiedy w strasznej naszej walce 
Rękojeście ścisną palce, 
Kiedy wielki gniew rozgorze, 
Gdy będziemy życiu mścić, 
Gdy się zaczniem strasznie bić 
Na noże! 
 
 
 
 
Nasza mądrość 
 
Jakże ja cię będę uczył tej mądrości? 
Myśmy ludzie cisi, myśmy ludzie prości. 
 
Myśmy ludzie prości, ludzie nieuczeni, 
Słowem-ogniem wszczęci, słowem-ogniem chrzczeni. 
 
Splotem słów chwytamy tajnię w śpiewnym rymie, 
U nas kwiatu - słońce, słońcu - kwiat na imię. 
 
Lecz w naszej mowie, w tym przedziwnym dziwie, 
Świat się tak nazywa, jakim jest prawdziwie 
 
Bez ksiąg i bez nauk, lecz w zadumie niemej 
My jedyni jeszcze coś-niecoś tu wiemy: 

37 

 

background image

 
O tych chwilach nocnych, co w bezkresy biegną, 
Gdy widzimy cienie nie wiadomo czego. 
 
Zawsześmy na ziemi jednakowo młodzi, 
U nas po ogrodzie jasny Zwiastun chodzi. 
 
I do samej śmierci oddajem w pokorze 
Bogu co cesarskie i Bogu co boże. 
 
 
 
 
Nie poradzi tu żaden Protokół surowy... 
 
Nie poradzi tu żaden Protokół surowy, 
Żadne ceremoniału rygory niezłomne: 
Protokół serca głosi, że w ten dzień kwietniowy 
Dozwolony jest spacer samotny - kraj wspomnień. 
 
 
 
 
Nie śmiej się z nich... 
 
Nie śmiej się z nich. Nie wolno. Nie drwij. Bo to boli. 
To przecież tacy biedni, tacy mali ludzie... 
To kąkole i chwasty na bezpłodnej roli. 
Nie wiń ich. Mają dusze. I też żyją w trudzie. 
 
A czyś widział ich dumę? Każdy z nich wszak sądzi, 
Że jest wyższy od ciebie. Nie masz w nich pokory. 
Ale niech sobie myśli. Pokój z nimi. Niech błądzi. 
To człowiek biedny, mały. Może zły i chory. 
 
Och, nie śmiej się z biedoty! Bo serce mi ranisz! 
Bo mi twa każda drwinka, jak im, w duszę wrasta. 
Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz: 
Przyjdzie do nich - pić z nimi - smutny Chrystus Miasta. 
 
 
 
 
Nieznane drzewo 
 
Gdzie jesteś, drzewo mocne i dumne, 
Rozgałęzione, liściami szumne, 
Węzłem korzeni zarosłe w ziemi, 
Drzewo, z którego będę miał trumnę? 
 

38 

 

background image

Muszę cię poznać, w korę zastukać, 
Po lasach wołać, po borach hukać: 
Gdzieżeś, tajemne drzewo trumienne? 
Twój narzeczony przyszedł cię szukać! 
 
Błądzi strapiony po całym borze, 
Drzewa swojego znaleźć nie może, 
Zaszum mi, zaszum na wieczność naszą, 
Zanim się z tobą do snu ułożę. 
 
Trzeba się przecież umówić wprzódy 
Na owe ciężkie, śmiertelne trudy, 
Gdy nam sądzono po nieskończoność 
Zmieniać się w popiół, w bezpłodne grudy. 
 
Może na tratwach po sinej fali 
Przypłyniesz do mnie z ogromnej dali, 
I wstyd nam będzie wieczny sąsiedzie, 
Żeśmy do śmierci się nie poznali!... 
 
A może rośniesz przed moim domem, 
Co dzień witane a nieznajome, 
I ktoś ci może wyrzezał w korze 
Małe litery, serce wiadome? 
 
Długo, serdecznie gadałbym z tobą, 
Wzruszyłbym wierszem, wymógł żałobą, 
Żebyś rozparło tę ziemię czarną 
I znów zakwitło, na dziwo grobom. 
 
Żebyś mnie w siebie jakoś wszczepiło, 
Wydarło z ziemi ukrytą siłą! 
Coś może złączy nerw jakiś z kłączem 
I zadrzewimy się nad mogiłą! 
 
Może ogromnym westchnieniem z łona 
W górę nas wzniesie ziemia zielona, 
Ziemia jedyna, ziemia rodzima, 
Tym grobem w samo serce zraniona. 
 
 
 
 
Noc 
 
Przyjdziesz nocą. Zostaniesz do rana 
I otulisz mnie lekko ramiony. 
Ja ci powiem: o, moja nieznana. 
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony. 
 

39 

 

background image

Będziesz moja. Ustami się wpije 
W wargi twoje, od nocnych róż krwawsze, 
Obłąkany szał szczęścia przeżyję, 
Ale umrze coś we mnie na zawsze. 
 
Zacałuję się sobą! W pierścieni 
Splot drgający zakłuje twe ciało, 
I uśniemy rozkoszą zmęczeni 
I niepomni, że wszystko się stało. 
 
Obudzimy się. Ciężką nienawiść 
W głuchych duszach bez słów poczujemy 
Zło nam w oczach zaświeci, jak zawiść, 
I jak głaz będzie smutek nasz niemy. 
 
Ale nocą znów przyjdziesz. Do rana 
Będziesz słodko mnie tulić ramiony. 
Ja ci powiem: o, moja nieznana! 
Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony! 
 
 
 
 
O Gazecie warszawskiej 
 
Dość dużo rozumiem i wiem jak na "wieszcza", 
Lecz jedno wyjaśnić mi proszę: 
Dlaczego "Gazeta Warszawska" zamieszcza 
Tak dużo żydowskich ogłoszeń? 
 
Dlaczego na wszystkich stronicach "Gazety" 
Są Żydzi złodzieje i dranie, 
A na osiemnastej - już mają zalety 
I w miłej gazetce mieszkanie? 
 
I jaka jest tego ukryta przyczyna, 
I co z tego faktu wynika, 
Że pismo ogłasza Gelbfisza, Fajncyna 
I nawet Szynllera-Szklonika? 
 
Gelbfisza, Fajncyna, Szyllera-Szkolnika, 
Bursztyna, Cajtlina i Katza, 
I (Żyd!) Dobrzyńskiego, Zyberta, Grosglika - 
- To pewno się dobrze opłaca. 
 
I Muszkatblit jest, gdy ktoś chce Muszkatblita, 
I Edelman - gdy Edelmana, 
Gazetka nie pyta, kto swój, kto zrajlita, 
Bo forsa to forsa, prosz' pana. 
 

40 

 

background image

Wiadomo: non olet, więc olens i volens, 
W żydowskiej niewoli cierpiąca, 
Gazetka złączyła żydowską niewolę z 
Gudłajską miłością pieniądza. 
 
Więc miesza się w głowie: Kozicki z Dobrzyńskim, 
A Grosglik i Stroński z Zybertem, 
I Gelbfisz z Rybarskim, i Katz z Rembielińskim, 
A Szkolnik po prostu z Neuwetem. 
 
Heil Adolf! Pod twoją aryjską opiekę 
Oddaję kochanych gelbfiszów, 
Neuwert erwache! Juda verrecke! 
A giten cześć! Pisz na Berdyczów. 
 
 
 
 
O St. P. 
 
Jadem i pianą z pyska 
Pluje, parska i pryska, 
Pisze, że jestem rzeźnikiem, 
Gudłajem i bolszewikiem, 
Judokokiem, bakcylem, 
Pawianem i skamandrylem, 
Że sprzedaję ojczyznę, 
Że koślawię polszczyznę, 
Że znieważam, bezczeszczę 
I diabli wiedzą co jeszcze. 
 
I pomyśleć, że z tej całej 
Działalności wspaniałej 
Tego pana - więc z plwocin, 
Charczeń, wrzasków, wypocin, 
Rzygań, kopnięć i wycia, 
Na co stracił pół życia, 
Z książek, zdań i tytułów, 
Z recenzji, wzmianek szyderczych, 
Słowem, z tego całego 
Kramu dziennikarskiego 
Zostanie... jeden wierszyk, 
I to - mój, a nie jego. 
Ten właśnie wierszyk... O, sroga, 
Przez żydowskiego Boga 
Natchniona zemsto! Ot, fraszką, 
Paru słówek igraszką 
Unieśmiertelnić wroga!... 
 
 

41 

 

background image

 
O suficie 
 
Odkąd płyniesz po tym mieszkaniu, 
Tym więzieniu moim dozgonnym, 
Odkąd pachniesz, cienista 
Lasem, rzeką i cieniem wonnym - 
 
Dziwy u mnie: ten sufit płaski 
Jeszcze nie wgiął się, nie zbłękitniał, 
Nie rozbłysnął wiosennym blaskiem 
I mieszkania mi nie rozwidnia. 
 
Co dziwniejsze: że się nie chmurzy, 
Nie czernieje kłębami gniewu, 
Nie rozdziera się gromem burzy, 
Jak przystało takiemu niebu! 
 
Ale dziwem już nad dziwami 
I zniewagą dla mej tęsknoty 
Jest mrok jego, kiedy nocami 
Wypatruję swej gwiazdy złotej! 
 
 
 
 
O wielki Boże et cetera, 
 
O wielki Boże et cetera, 
Cóż to się ze mną stało nagle, 
Że "duch" "sam siebie" już nie"zbiera", 
Że opuściłem nagle żagle. 
 
Tak mi coś...psiakrew, braknie słowa, 
Tak mi się "poziom" duszy zsunął... 
Że gdybym wiedział, gdzie się chowa, 
Tobym jej w pysk z przekleństwem plunął... 
 
 
 
Ofiarowując serce 
 
Posyłam ci bezdomne moje serce. 
Co chcesz z nim zrób. 
Na swoje zamień to bezdomne serce 
Lub zatrać, zgub. 
Wdzięczne ci będzie to bezdomne serce 
Nawet za grób. 
 
 

42 

 

background image

 
 
Ona 
 
Kiełkował w duszy dziwny niepokój. (Przeczucia). 
Ktoś grał (z moderatorem) fantazję Szopena. 
- Drgnęła nagle, jak gdyby od szpilki ukłucia. 
Przyszła zła zmora dziewczyn: trapiąca migrena. 
 
I przyłożyła ręce do tłukącej skroni, 
I przymrużyła oczy. I cała pobladła. 
A w uszach monotonnie, natrętnie coś dzwoni. 
I podeszła powoli (śmierć... śmierć...) do zwierciadła. 
 
Obejrzała się. Potem na chwilę stanęła. 
Spojrzenie. Uśmiech nikły. (A głowę coś toczy). 
Pięknym kobiecym ruchem stanik swój opięła. 
(Uwypuklone piersi drażniły mi oczy). 
 
Potem - podeszła do mnie. Blisko. Strasznie blisko. 
(Słuchałem...) Szła woń słodka od włosów kasztanu; 
Za rękę mnie ujęła... (zawrót!... pada wszystko!...) 
I rzekła wolno: "Chciałam coś powiedzieć panu" 
 
 
 
Paulinka kretynka 
 
Pięcioletnia Paulinka uprzejma i miła 
mimo innych przymiotów bardzo skromną była. 
Raz, gdy ślicznie z pamięci wierszyk powiedziała, 
chciał ją ktoś pocałować, lecz buzi nie dała. 
Dlaczego? bo się cienia nieskromności lęka: 
Ten ktoś, był to mężczyzna, a ona panienka. 
"Wolno ci - rzecze ojciec - to przyjaciel domu." 
"Ależ tato! buzi się nie daje nikomu." 
"On już w podeszłym wieku, któż ci płochość przyzna?" 
Na to skromna panienka: "Przecież to mężczyzna." 
Anioł czuwa nad tobą, niewinna dziecino, 
Wszystkie wdzięki przygasną, ozdoby przeminą, 
Ten powab przetrwa wieki, strzeż go całe życie, 
Bo skromność najpiękniejszą zaletą w kobiecie. 
 
 
 
 
 
 
 
 

43 

 

background image

Piotr Płaksin 
 
Wiliamowi Horzycy 
 

 
Na stacji Chandra Unyńska 
Gdzieś w mordobijskim powiecie, 
Telegrafista Piotr Płaksin 
Nie umiał grać na klarnecie. 
 
Zdarzenie błahe na pozór, 
Niewarte aż poematu, 
Lecz w konsekwencjach się stało 
Główną przyczyną dramatu. 
 
Smutne jest życie... Zdradliwe... 
Czasem z najbłahszej przyczyny 
Splata się w cichą tragedię, 
W ciężkie cierpienie - bez winy. 
 
Splata się tak niespodzianie, 
Jak szare szyny kolei, 
W rozpacz bezsilną, w tęsknotę, 
W bezbrzeżny ból beznadziei. 
 
Jak odchodzące pociągi, 
Jest jednostajne, codzienne, 
Jak dzwonki trzy, wybijane 
W słotne zmierzchania jesienne... 
 
Przez okno spojrzy się czasem 
W szlak dróg żelaznych daleki, 
Dłońmi się czoło podeprze 
I łzami zajdą powieki 
 

 
Otóż przy jednym z tych okien, 
Przy aparacie Morsego, 
Siedział Piotr Płaksin i - tęsknił, 
A nikt nie wiedział, dlaczego. 
 
Ani Iwan Paragrafow, 
Kasjer na stacji, chłop z duszą 
(Ten co się zeszłej jesieni 
Żenić miał z panną Katiuszą). 
 
Ani Włas Fomycz Zapojkin, 
Technik, co ma już miesięcznie 

44 

 

background image

Przeszło sto rubli (bo umie 
Naczalstwu kłaniać się wdzięcznie). 
 
Ani Ilja Słonomośkin, 
Młodszy kontroler na stacji, 
Co gwałtem chce do miejscowej 
Wcisnąć się arystokracji. 
 
Ani nareszcie nie wiedział 
Sam pan naczelnik Rubleńko, 
Prokofij Aleksandrowicz, 
Co wypić lubił "maleńko". 
 
A jeśli sam zawiadowca 
- Figura znana w powiecie - 
Nie wie, to chyba nikt więcej 
Nie może wiedzieć na świecie! 
 

 
A jednak były osoby, 
Które wiedziały co nieco: 
"Szersze lia fam" powiadały, 
Czyli za sprawką kobiecą. 
 
Wierzyć po prostu nie chciałem, 
Choć ni Warwara Pawłówna 
(Konduktorowa) mówiła, 
Że to przyczyna jest główna. 
 
Mówiła w wielkim sekrecie, 
Że to jest oczywista: 
Że się w kimś kocha na stacji 
Piotr Płaksin, telegrafista. 
 
Święte ugodniki boże! 
Batiuszki! Co za zdarzenie?! 
Kogóż to kocha Piotr Płaksin? 
Tanie, Anisję czy Żenię? 
 
Olgę? Awdojtę? Nastazję? 
Wierę? Aniutę? Nataszę? 
Może Maryję Pawłównę? 
Może Siemionową Maszę? 
 
- Kogo? Tę Polkę z bufetu?! 
Hospodi! Świat się przekręcił! 
... A Płaksin siedział przy oknie 
I tak jak zwykle się smęcił. 
 

45 

 

background image


 
Na stacji Chandra Unyńska, 
Gdzieś w mordobijskim powiecie, 
Technik, Włas Fomycz Zapojkin, 
Przepięknie grał na klarnecie. 
 
Czasem tak smętnie, jak gdyby 
Trafił go żal najstraszniejszy... 
A wtedy grywał przeciągle: 
"Ostatni dzionek dzisiejszy..." 
 
Czasem prześlicznie i słodko, 
Jakoś łagodnie i czule; 
A czasem dziko, wesoło: 
O samowarach i Tule. 
 
A pannie Jadzi z bufetu 
Serce z wzruszenia aż mięknie, 
Szeptał często: "Włas Fomycz, 
Pan gra tak cudnie... tak pięknie..." 
 
A techni wąsa podkręca 
I oczkiem zdradnie jej miga: 
"Jej-Bogu, głupstwo zupełne, 
To dla was, panna Jadwiga!" 
 
Ach, wzdycha Jadzia do grajka, 
A grajek zwodnie jej kadzi, 
I wzdycha jeszcze Piotr Płaksin 
Do Jadzi ślicznej, do Jadzi... 
 

 
Wicher po polu się tłucze, 
Huczy za oknem zawieja, 
Włas Fomycz gra żałośliwie: 
Och, żal mi ciebie, Rassieja! 
 
Śnieg pada gęsty i gruby, 
Wiatr w szpary okien zawiewa, 
Panna Jadwiga, jak co dzień, 
Podróżnym wódkę nalewa. 
 
Sroży się mróz trzaskający, 
Dreszczem przejmuje do kości, 
Siedzi Piotr Płaksin i pisze, 
List pisze o swej miłości. 
 
Pisze Piotr Płaksin do Jadzi, 

46 

 

background image

Że jej powiedzieć nie umie, 
Więc błaga w liście chociażby: 
Niechaj go Jadzia zrozumie! 
 
Pisze, że kocha ją dawno, 
Jeno powiedzieć jej nie śmiał, 
O tajemnicę ją prosi, 
Aby Włas Fomycz się nie śmiał. 
 
Pisze serdecznie, miłośnie, 
Że kocha, marzy, wspomina! 
I łzy spadają na papier 
Telegrafisty Płaksina. 
 

 
Jest smutne okno na stacji, 
Skąd widać pola dalekie, 
Skąd widać szyny, pociągi 
I trzy drzewiny kalekie. 
 
Skąd widać ludzi, co jadą 
W dalekie smutne podróże, 
Skąd widać jesień rosyjską 
I szare niebo - hen, w górze... 
 
I jest niezmierna tęsknota, 
I żale stare, banalne, 
I oczy bardzo dalekie, 
I słowa, słowa żegnalne... 
 
Ach, serce biedne, wzgardzone! 
Ach, oczy śmiesznie płaczące! 
O, łkania w noce bezsenne! 
O, łzy miłości gorące! 
 
"Nie dla mnie pan, panie Płaksin, 
Dla mnie Włas Fomycz, artysta 
Z duszą poety marzącą. 
A pan co? - Telegrafista!" 
 
Czyta Piotr Płaksin i myśli: 
"Po co ja komu na świecie!" 
I myśli jeszcze: "Jak ślicznie 
Włas Fomycz gra na klarnecie..." 
 

 
Na stacji Chandra Unyńska, 
Przy samym płocie cmentarnym, 

47 

 

background image

Jest grób z tabliczką drewnianą, 
Z krzyżykiem małym i czarnym... 
 
A na tabliczce jest napis: 
"Duszo pobozna i czysta, 
Pomódl się... Leży w tym grobie 
Piotr Płaksin, telegrafista" 
 
 
 
 
Pocałunek 
 
Całowałem usta Twoje, całowałem je w ciemności, w czarnym aksamicie miłosnej 
nocy...Całowałem usta Twoje i wyczuwałem wargami czerwień ich... 
W białych, gorących oplotach Twoich zamknąłem oczy. Zamknięte oczy widzą 
nieskończoność, ogromną, ogromna dal... Chwile stały się melodią, w rytm której tańczyła 
purpura i czerń, niby dwa szale jedwabne, wiewne, gasnące... tańczyły daleko, w 
nieskończoności oczu zamknietych... 
A potem była mroźna noc, jasnoniebieska cicha noc zimowa. Szedłem - lekko upojony, jakby 
odurzony błękitnym aromatycznym likierem, zaprawionym brylantową kroplą mroxnej, 
mlecznej jaśni księżycowej, która kapnęła do smukłego kieliszka, opalizując i skrząc się 
fantastycznie... 
I idąc tak naprzód w upojeniu, przymykałem oczy i znów widziałem daleki gasnący taniec... 
Byłem tak nieziemsko szczęśliwy,  że uczułem, iż staję się czymś bezcielesnym i płynę jak 
światło... Uczucie to było tak rzeczywiste, że poslizgnąwszy się, miałem wrażenie,  że się 
potknąłem o cień gałęzi, zwieszającej się zza parkanu ogrodu... 
A teraz usnę - z usmiechem szczęścia na zmęczonych wargach, szpcząc słodkie Twoje imię. 
Dobranoc. 
 
 
 
Pokaż się z daleka... 
 
Pokaż się z daleka, 
Choćby z najdalszego, 
(Choćby - o sto kroków...) - 
Jakoś się dowlokę, 
Widmo i kaleka, 
Do witania twego! 
 
Pokaż się! Dopełznę 
Przez ten bezmiar ziemi, 
Trawy się czepiając, 
Wiatru i kamieni. 
Dale wy bezbrzeżne! 
Dale niebosiężne! 
Krzyczeć będę z trwogi, 
Modlić się śród drogi, 
Konać - a dopełznę! 

48 

 

background image

 
Tak dopełza żołnierz 
Do figury świętej... 
Za żołnierzem - ciurkiem 
Krwawy strumyk kręty... 
Blisko już, bliziutko, 
Zaraz koniec męce: 
Już Madonna Polna 
Wyciągnęła ręce. 
 
 
 
 
Potężny dzień! Na dobrych dziesięć burz pamiętnych... 
 
Potężny dzień! Na dobrych dziesięć burz pamiętnych 
Starczyłoby tych zderzeń wichury ze słońcem, 
Chmur z wichurą, a słońca z niebem, szalejącem 
Od rozblasków i zmroków - nagłych, niepojętych 
A szelest po ulicach sławetnego śmiecia: 
Rudozłotych preludiów liryki liściastej! 
A szum wiersza, wzmożony nie najmniejszym haustem! 
 
 
 
 
Powiedzieć ci nie mogę 
 
Powiedzieć ci nie mogę, jaki to żal bezbrzeżny: 
dzień dzisiaj taki biały i taki bardzo śnieżny 
 
Powiedzieć ci nie mogę, jak mi ogromnie smutno: 
ale ty pewno nie wiesz, co znaczy słowo "smutno". 
 
Ach, pewno nie wiesz także, co znaczy żal bezbrzeżny: 
to nic....to nic nie znaczy....dzień tki cichy, śnieżny. 
 
To takie moje słowa, co ciebie mi zabrały... 
a może i przyniosły....dzień cichy dzisiaj, biały. 
 
 
 
 
 
 
Przy okrągłym stole 
 
Du holde Kunst, 
in wieviel grauen Stunden 
pieśń Szuberta 

49 

 

background image

 
A może byśmy tak, jedyna, 
Wpadli na dzień do Tomaszowa? 
Może tam jeszcze zmierzchem złotym 
Ta sama cisza trwa wrześniowa... 
 
W tym białym domu, w tym pokoju, 
Gdzie cudze meble postawiono, 
Musimy skończyć naszą dawną 
Rozmowę smutnie nie skończoną. 
 
Do dzisiaj przy okrągłym stole 
Siedzimy martwo jak zaklęci! 
Kto odczaruje nas? Kto wyrwie 
Z nieubłaganej niepamięci? 
 
Jeszcze mi ciągle z jasnych oczu 
Spływa do warg kropelka słona, 
A ty mi nic nie odpowiadasz 
I jesz zielone winogrona. 
 
Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam: 
"Du holde Kunst"... i serce pęka! 
I muszę jechać... więc mnie żegnasz, 
Lecz nie drży w dłoni mej twa ręka. 
 
I wyjechałem, zostawiłem, 
Jak sen urwała się rozmowa, 
Błogosławiłem, przeklinałem: 
"Du holde Kunst! Więc tak bez słowa?" 
 
Ten biały dom, ten pokój martwy 
Do dziś się dziwi, nie rozumie... 
Wstawili ludzie cudze meble 
I wychodzili stąd w zadumie... 
 
A przecież wszystko - tam zostało! 
Nawet ta cisza trwa wrześniowa... 
Więc może byśmy tak, najmilsza, 
Wpadli na dzień do Tomaszowa?... 
 
 
 
 
Ptak 
 
Na gałązce usiadł ptak: 
Zaszczebiotał, zatrzepotał 
Ostry dzióbek w piórka otarł, 
Rozkołysał cały krzak. 

50 

 

background image

 
Potem z świstem frunął w lot! 
A gałązka rozhuśtana 
Jescze drży, uradowana, 
Że ją tak rozpląsał trzpiot 
 
 
 
 
Raport 
 
O film, panie ministrze, 
Obrazili się wachmistrze; 
O wiersz, panie generale, 
Obrazili się kaprale; 
O artykuł w tygodniku - 
Ordynansi, panie pułkowniku; 
O piosenkę, panie majorze, 
Żony sierżantów w Samborze; 
W radio była audycja: 
Obraziła się policja. 
Dalej - studenci 
Są do żywego dotknięci; 
Dalej, księża z Płockiego 
Dotknięci są do żywego. 
Następnie - związek akuszerek 
Ma ciężkich zarzutów szereg: 
Że to swawolność, frywolność, 
Bezczelność, moralna trucizna, 
Że w ten sposób ginie ojczyzna!... 
...A po za tym - jest w Polsce wolność. 
 
 
 
 
 
Rodowód 
 
Po co się ciskasz, mój Wuerze, 
Po co wymyślasz mi od żydka? 
Żydem aż śmierdzi w twym "Kurierze", 
Żona waćpana - też semitka, 
Karmiona z żydowskiego dydka, 
Ciocia Hortensja, mój Wuerze 
(Dama a Paulo czy wizytka), 
Od Chai swój początek bierze, 
Wuj zaś Salezy (mówmy szczerze: 
Syn Mośka, Szmulka czy Dawidka) 
Kiwał się mrucząc przy sajderze 
I jako Saluś był w chederze, 

51 

 

background image

Studiując (o, przeszłości brzydka) 
Alef bej gimel na syderze. 
 
Kędy tej szlachty jest początek, 
Skąd ród swój bierze Wuerzyna? 
I gdzie twych własnych wuerzątek 
Ród po kądzieli się zaczyna? 
Jakież to herby i sztadary 
Miały twej żony antenaty, 
Owe L...aury i Kr...ary 
Z miszpuchy cycełesowatej? 
Ku wiadomości potomności 
Niechaj czytają ludzie prości, 
Jaki rodowód jest rodziny 
Żony Wuera - Wuerzyny. 
 
Rodzinnych kronik idąc śladem. 
Opowiadają ludzie starzy, 
Że B..son R..skiej był pradziadem 
Zasię wywodził sięz karczmarzy; 
Miał karczmarz B..son wuja Szmula, 
A Szmul Pinkusa miał i Srula, 
Którego żona Cypa Łaja 
Na mendle sprzedawała jaja. 
Mendel był nawet synem Łai, 
Złośliwi mówią, że od Szai, 
Ten Szaja ze swym szwagrem Joskiem 
Handlował rybą tudzież czosnkiem. 
Kuzynką Joska była Jenta, 
Żona Chaima, konkurenta, 
Chaima siostra zasię, Pesa, 
Tańczyła w purym majufesa, 
Tańczył z nią Mordka, tańczył Chaim, 
Chill, Hennoch, Lejba i Efraim; 
Majufes Pesy z Efraimem 
Zakończył się pod baldachimem. 
Z tej pary była dzieci fura: 
Abramek, Boruch, Rojza, Sura, 
Cywia i Brajndla i Gedali, 
Ryfka i Chaskiel i tak dalej. 
Wziął potem Brajndlę Ber z przeciwka, 
A za Szulima wyszła Ryfka; 
Syn Fajwla, Aron, wnuk Chaskiela, 
Wziął Taubę z Perli i Jankiela, 
Majer wziął Surę, Symcha Cywię, 
A rudą Rojzę dali Kiwie, 
Ta Rojza miała właśnie stryja, 
Co zwał się Symacha-Ajzyk-Szyja, 
Którego babka, Fajga-Bina, 
Potrzebowała mieć kuzyna. 

52 

 

background image

Ten kuzyn Nuta z żoną Chawą 
Miał sklep z śledziami pod Warszawą, 
A Fiszel, brat owego Nuty, 
Tuwimom w Łodzi czyścił buty. 
 
 
 
 
Rozwiązują się nagle i lekko... 
 
Rozwiązują się nagle i lekko, 
Opadają, jak płatki kwiatów, 
Groźnie supły zamówione przez piekło 
U najgorszych supłomanów-wariatów. 
 
Pętle słów kołtuniastych plątali, 
Fanatycznie, na amen skręcone, 
I na mokro zaciskali ze snami 
W guzy, w gruzła, w garbate miliony. 
 
I przez gardło sękatym powrozem, 
I przez oczy - warkoczami czarownic... 
Młode pędy tylu naszych wiosen 
Uwikłali w szatańskiej sznurowni! 
 
 
 
 
Rzeź brzóz 
 
Brzozom siekierą żyły otworzę, 
Ciachnę przez ciało, rąbnę przez korzeń, 
Lepkim osoczem brzozy ubroczę, 
Na rany białe wargami wskoczę. 
 
Zęby chwytliwe w trzony brzóz wbiję, 
Ustami chciwie soki wypiję, 
Żywcem spod kory wyrwę wargami 
Rdzeń umęczony pocałunkami. 
 
Może te leki z żywego drzewa 
Słów mnie nauczą, których mi trzeba: 
Na chwałę brzozom, na chwałę latu, 
Ustom obłędnym, bożemu światu! 
 
 
 
 
 
 

53 

 

background image

Scherzo 
 
Śpiewała wesoło- i nagle w śmiech, 
Sam śpiew ją rozśmieszył: że śpiewa. 
I śmiech zaczął sypać ze śmiechem jak śnieg, 
I śmieje się, śmieje, zaśmiewa. 
 
Bo jak tu się nie śmiać? Wydłuża się głos 
I dżwięki, i dzwonki nawija 
Na nuty, na nitki, na strunki, jak włos, 
I piankę ze srebra ubija. 
 
Wesoło się śmiała- i nagle w płacz, 
Sam śmiech ją rozpłakał i trzęsie, 
I łka, i zanosi się łzami: "No patrz! 
No patrz! rozpłakało się szczęście!" 
 
Ucichła powoli. I rękę na pierś, 
Jak lilię na grobie składa. 
I patrzy daleko- i widzi śmierć, 
Bezmyślna, zastyga i blada 
 
 
 
 
 
Skwar 
 
Było raz bardzo gorąco. Nieruchome, nagrzane powietrze. W najsroższy 
upał leżałem na słońcu, lubując się okrucieństwem żaru. Pustka. 
 
Przybiegła do mnie zdyszana. Widziałem, jak bije serce jej pod białą 
bluzką. Widziałem wspaniałą szerokość biódr, spływających półokrągłą 
linią w kształtne, krzepkie nogi. Gorąca, gorąco, moja Ty młoda, 
zagorzała, kochana! 
 
- Ci się stało? - Co robisz? - Uspokój się... Słuchaj... przecież! Och! 
upalne, straszliwe pieszczoty. Obłędne, skwarne oddanie! Stepy w oczach 
zamgławionych! Dyszące szybko piersi! Niesprawiedliwa wściekłość, co 
żąda nazbyt już wiele rozkoszy od naszych rozkochanych w sobie ciał w 
ten upał lipcowy. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

54 

 

background image

Słopiewnie 
 
Karolowi Szymanowskiemu 
 

ZIELONE SŁOWA 
 
A gdzie pod lasem podlasina, 
Tam gęsta wiklina-szeleścina. 
 
Na prawo bór, na lewo trawy, 
Oj da i te szerokie, śpiewane morawy. 
 
Iści woda, uści woda na murawie, 
Szumi-strumni dunajewo po niekławie. 
 
Na prawo bór czarnolas dąbrowiany. 
Na lewo ziel jasnoziel liści wodziany. 
 
A po szepcinie wiją, a na murawie dzwionie, 
A i tam tżną wesoło te morowiańskie konie. 
 

SŁOWISIEŃ 
 
W białodrzewiu jaśnie dźni słoneczko, 
Miodzie złoci białopałem żyśnie, 
Drzewia pełni pszczelą i pasieczną, 
A przez liście kraśnie pęk słowiśnie. 
 
A gdy sierpiec na niebłoczu łyście, 
W cieniem ciemnie jeno niedośpiewy 
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście 
Słowik słowi słowisienkie ciewy. 
 

KALINOWE DWORY 
 
Kalinowe dwory 
Jarzeń na jawory, 
Jarzębiec surowy, 
Czerwoń do zawory! 
 
Czerwoń jagodzico 
Ładnie do dziewanny! 
Borem nie da rady, 
Jaworowe panny! 
 
Dziewierz borem łazi, 
Łyśnie na spiekory: 

55 

 

background image

Hej, kraśnie zagorzewią 
Kalinowe dwory! 
 

WANDA 
 
Woda Wanda wiślana 
głaź głębica srebliwa 
po ciemnurzu pazurem 
wodzi jaskro księżawiec 
 
sino płynie dno śpiewa 
woda wanda ruślana 
czesze włosy świetłodzie 
topiel dziewny kniaziewny. 
 

O MOWIE ROSYJSKIEJ 
 
Tiewnaja piewunnica 
Miłoj ni raduny! 
Zwoniestie, zagoriste 
Swietoładi struny! 
 
Wjarkoti żurczałowo, 
Wjunica płaczewna, 
Grustiwie pieczałowo 
Tiewnaja słopiewna 
 

ŚWIĘTY FRANCISZEK 
 
Ptakowie kwiatowie 
łanie weseli 
alleluja, lelija 
ewangieli. 
 
Ewangieli angieli 
światu wołali: 
niewiemo! chwalemo! 
płakali. 
 
Niebianie polanie 
słodkiej światłości 
Jezusie gołąbku 
miłości! 
 
 
 
 

56 

 

background image

Słowisień 
 
W białodrzewiu jaśnie dzni słoneczko, 
Miodzie złoci białopałem żyśnie, 
Drzewia pełni pszczelą i pasieczną, 
A przez liście kraśnie pęk słowiśnie. 
 
A gdy sierpiec na nabłoczu łyście, 
W cieniem ciemnie jeno niedośpiewy: 
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście 
Słodzik słowi słowisieńskie ciewy. 
 
 
 
 
Słowo i ciało 
 

 
Słowo ciałem się stało 
I mieszka między nami, 
Karmię zgłodniałe ciało 
Słowami jak owocami; 
Pije jak zimną wodę 
Słowa ustami, haustami, 
Wdycham je jak pogodę, 
Gniotę jak listki młode, 
Rozcieram zapachami. 
 
Słowo jest winem i miodem, 
Słowo jest mięsem i chlebem, 
Słowami oczy wiodę 
Po ścieżkach gwiezdnych niebem. 
Radości daru świętego, 
O! wieczne umiłowanie! 
Słowa mojego powszedniego 
Daj mi dziś, Panie! 
 
II 
 
Nie ma żadnego zajęcia: 
Jestem tylko łowcą słów. 
Czujny i zasłuchany 
Wyszedłem w świat na łów. 
 
Słowami fruwają chwile, 
I wszystko, com kochał i czuł, 
Brzęczy całymi dniami 
Rojem słonecznych pszczół. 
 

57 

 

background image

Muskają mnie słowa skrzydłami, 
Żądłami tną do krwi, 
Skłutemu, strutemu słowami 
Tak słodko mi! 
 
W sercu zamknięte 
Trzepocą słowa, 
Dlatego tak serce drży. 
Miodem zaklętym 
Pijana głowa, 
Dlatego - sny. 
 
III 
 
Każde słowo ma korzeń w czarnej głębi ziemi, 
A gdy na wierzch wytryska - to zielenią śliską, 
A drugie się z nim splata włóknami świerzemi 
I rosną w górę razem gałęzią roślistą. 
 
Krew z ziemi słowotryskiem do ramion i głowy: 
Ramiona nam rozwiera, głowę światłem zlewa. 
Ach, w trzepocie wiosennym, jak w gęstwinie dąbrowy, 
Na dwugałęzi ptakiem pełne serce śpiewa! 
 
Dzień, jak z łona rodzącej, wyłazi z ciemności 
I co dzień żyć zaczyna, młody i wysoki! 
I chwyta nas w godziny, jak w uścisk miłości, 
I całując wyciska słowa z ust jak soki. 
 
Tak w męce, w rozkoszy krzycząc rozedrgane, 
Krwawiące ciosem bożym jak cesarskim cieciem: 
Głowy, ostrym tasakiem słońca rozpłatan, 
Łona, rozdarte słowem jak matka dziecięciem. 
 
IV 
 
Ty jesteś moja czerwień, 
Ty jesteś moja zieleń, 
Mózg w gałązkach unerwień: 
Rośliny żywych wcieleń. 
 
Świata groźnego ucisk 
Boga strasznego rozpędy, 
W mózgu szumy trucizn, 
Słów, skroplonych obłędem. 
 
Krew moja - moja mowa, 
Gorąca miazga ziemi. 
- Czerwieńcie, zieleńcie się, słowa, 
Hymnami buntowniczemi! 

58 

 

background image

 

 
Nie darmo z śpiewem rymuje się krew, 
Nie darmo krwi oddzwania gniew. 
Słowo wie, jakiem brzmieniem nabrzmiewa! 
Krew - gniewem - śpiewa. 
 
Nasz gniew rozdziera niebiosów strop, 
Przetapia słowa w płomienny stop, 
A światłem, które nam świeci, 
Bóg cieleśnieje, poeci! 
 
 
 
 
Staruszkowie 
 
Patrzymy sobie na ulice 
Przez wpółrozwarte okiennice 
W czółka całujem cudze dziadki 
I podlewamy w oknach kwiatki 
Żyjemy sobie jak Bóg zdarzy 
Zrywamy kartki z kalendarzy 
 
 
 
 
Ślusarz 
 
W łazience cos sie zatkało, rura chrapała przeraźliwie, aż do przeciągłego 
wycia, woda zaś kapała ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych 
środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką do zębów, dmuchanie 
w otwór, ustna perswazja etc.) - sprowadziłem ślusarza. 
 
Ślusarz był chudy, wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na 
ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkimi niebieskimi oczyma, jakimś 
załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na wszystkie 
strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział: 
- Ferszlus trzeba roztrajbować. 
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i 
zapytałem: 
- A dlaczego? 
Ślusarz był zaskoczony moja ciekawością, ale po pierwszym odruchu 
zdziwienia, które wyraziło się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i 
rzekł: 
- Bo droselklapa tandetnie blindowana i ryksztosuje. 
- Aha - powiedziałem - rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim 
czasie solidnie zablindowana, nie ryksztosowałaby teraz i roztrajbowanie 
ferszlusu byłoby zbyteczne? 

59 

 

background image

- Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby 
śtender udychtować. 
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową i stwierdziłem: 
- Nawet słychać. 
Ślusarz spojrzał dość zdumiony: 
- Co słychać? 
- Słychać, że śtender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy 
pan mu da odpowiedni szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa 
zostanie zablindowana, nie będzie już więcej ryksztosować i, co za tym 
idzie, ferszlus będzie roztrajbowany. 
I zmierzyłem ślusarza zimnym, bezczelnym wzrokiem. 
Moja fachowa wymowa oraz nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanymi 
po raz pierwszy w życiu terminami, zbiła z tropu ślusarza. Poczuł, że musi 
mi czyms zaimponować. 
- Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie 
reperacja - wyczekał chwilę, by zmiażdżyć mnie efektem ceny - kosztować 
będzie... 7 złotych i 85 groszy. 
To niedużo - odrzekłem spokojnie. - Myślałem, że conajmniej dwa razy 
tyle. Co zaś się tyczy holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan 
miał fatygować się po nią. Spróbujemy bez holajzy. 
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedzał: 
- Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel krypować? Żeby trychter 
był na szoner robiony, to tak. Ale on jest krajcowany i we flanszy 
culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię. 
- No wie pan - zawołałame, rozkładając ręce - czegos podobnego nie 
spodziewałem się po panu! Więc ten trychetr według pana nie jest robiony 
na szoner? Ha, ha, ha! Pusty śmiech mnie bierze! Gdzież on na litość 
Boga jest krajcowany? 
- Jak to gdzie? - warknął ślusarz. - Przecież ma kajlę na iberlaufie! 
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie: 
- Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na iberlaufie jest kajla. W takim 
razie - zwracam honor: bez holajzy ani rusz. 
 
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na iberlaufie trychter 
rzeczywiście był robiony na szoner, nie zaś krajcowany, i bez holajzy w 
żaden spoób nie udadłoby się zakrypować lochbajtla w celu udychtowania 
śtendra, aby rostrajbować ferszlus, który dlatego żle działa, że 
droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje. 
 
 
 
 
Tak i nie 
 
Już mi jest wszystko jedno, 
Czy powiesz "nie" czy "tak", 
Jeno mi Ciebie bardzo brak, 
Jeno mi Ciebie strasznie brak! 
...Żal gnębi duszę mą biedną. 
 

60 

 

background image

Ach przyznam Ci się - muszę! - 
Że wolę "nie" niż "tak"!... 
Ale mi Ciebie bardzo brak, 
Ale mi Ciebie strasznie brak!!! 
...Żal gnębi biedną mą duszę. 
 
A w serce coraz głębiej 
Wpija się rdzawy hak - 
I tak mi Ciebie bardzo brak!!! 
I tak mi Ciebie strasznie brak!!! 
...Żal biedną duszę mą gnębi. 
 
 
 
 
 
Trawa 
 
Trawo, trawo do kolan! 
Podnieś mi się do czoła, 
Żeby myślom nie było 
Ani mnie, ani pola. 
 
Żebym ja się uzielił, 
Przekwiecił do rdzenia kości 
I już się nie oddzielił 
Słowami od twej świeżości. 
 
Abym tobie i sobie 
Jednym imieniem mówił: 
Albo obojgu - trawa, 
Albo obojgu – Tuwim 
 
 
 
Ty 
 
Ty trzymasz mnie na ziemi, 
Ty wznosisz mnie do nieba, 
Tyś jest mi tutaj wszystkiem, 
Po co aż tam iść trzeba. 
 
O tobie wiem jedynie 
I tylko Ciebie umiem. 
Na świat machnąłem ręką: 
I tak nic nie zrozumiem! 
 
Co krok to nowa droga! 
Co myśl to otchłań wrząca. 
Ty jedna odpowiadasz, 

61 

 

background image

Mówiąca czy milcząca. 
 
Krwi słucham twego serca, 
Bijącej w białej piersi 
I trwam miłością błędną 
W tym życiu, pełnem śmierci. 
Bo 
Kwiat kwiatem na gałęzi nie pogardzi, 
Bo gdy 
Burza burząc się swoje miasto zburzy 
Zła już nie będzie. 
Słońce znów świeci na niebie, 
Ptaki się garną do siebie. 
Ja Ciebie wybrałem, 
My mamy tylko siebie... 
 
 
 
Ty jesteś moją żoną, to we krwi mojej tłucze 
 
Ty jesteś moją żoną, to we krwi mojej tłucze 
Popłochem, szczęściem, strachem, radością i wyskokiem! 
Zamieram i wybucham, tryumfem wrę i huczę, 
I płynę w dal obłokiem, i pędzę w dal potokiem. 
 
I myślę, i wspominam, i przypominam sobie, 
I modlę się, i płaczę, i ludziom ściskam dłonie, 
I śmieję się do siebie, i nie wiem sam, co robię, 
I ze wzruszeniem mówię: ja z żoną, żona, żonie... 
 
Błękitno-złota moja! Wiosenna i jesienna! 
Ty, co dzień po raz pierwszy ujrzana i kochana! 
Spójrz, proszę, w oczy moje; ta sama moc niezmienna, 
ta moc, co jeno rzuca w pokorze na kolana! 
 
 
 
 
Umarł 
 
Jak gdyby nigdy nic: 
Wieźli 
Pospiesznie przez ulicę, 
Tak szybko, tak prędko, 
Doprawdy - prawie kłusa, 
Czarny krzyż nieśli, 
I ksiądz szedł zamaszyście, 
Jak gdyby zwykłą szedł drogą. 
 
A za karawanem 

62 

 

background image

(Pomyślcie, pomyślcie!) 
Nikogo nie było, nikogo... 
 
Zawieźli go do ziemi i do Pana Jezusa. 
 
A nie wiadomo gdzie - wdali - 
Jak gdyby nigdy nic, 
Kiedyś tam, rano, 
List dostaną. 
Ach jakże będą płakali, 
Krzyczeli, rozpaczali, 
(Nie wiem gdzie - w dali). 
Postawią woskowe świeczki 
Postawią woskowe świeczki 
W zżółkłych matowych świecznikach 
I będą zbierali 
Po szufladkach, kącikach, 
Najświętsze pamiąteczki. 
 
 
 
 
Wieczorny wiersz 
 
Czasem u szczytu ulic zachód żółtym blaskiem 
Mury niebios rozwala na złomy płomienne. 
Wtedy listopadowe wieczory warszawskie 
Wieją wiosną i płyną, młodością wiosenne. 
 
Ile łez we mnie było i ile miłości, 
Ile westchnień i szczęścia w majowej ulewie, 
I moich słów dla ciebie, i wielkiej czułości: 
Wszystko z nieba powraca w dawnym, ciepłym wiewie. 
 
I znowu idę lekki i nocą wezbrany, 
Jakbym niósł liść wilgotny na sercu otwartem, 
Wtedy w twoim miasteczku ciemniały kasztany, 
Pachniał groszek pachnący na sercu pod paltem. 
 
Płakać, jedyna moja, mogę tylko Tobie. 
Ty zrozumiesz. Rozgrzeszysz spojrzeniem pokornym. 
I wiosnę zakochanych znajdziesz w skromnym słowie, 
I ciężką gorycz moją w tym wierszu wieczornym. 
 
 
 
 
 
 
 

63 

 

background image

Wiosna 
 
Gromadę dziś się pochwali, 
Pochwali się zbiegowisko 
I miasto. 
Na rynkach się stosy zapali 
I buchnie wielkie ognisko, 
I tłum na ulicę wylegnie 
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie 
Świętować wiosnę w mieście, 
Świętować jurne święto. 
I Ciebie się pochwali, 
Brzuchu w biodrach szerokich, 
Niewiasto! 
 
Zachybotało! Buchnęło i płynie 
Szurają nóżki, kołyszą się biodra, 
Gwar, gwar, gwar, chichoty, 
Gwar, gwar, gwar, piski, 
Wyglancowane dowcipkują pyski, 
Wyległo miliard pstrokatej hołoty, 
Szurają nóżki, kołyszą się biodra, 
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar, 
Suną tysiące rozwydrzonych par, 
- A dalej! A dalej! A dalej! 
W ciemne zieleńce, do alej, 
Na ławce, psiekrwie, na trawce, 
Naróbcie Polsce bachorów, 
Wijcie się, psiekrwie, wijcie, 
W szynkach narożnych pijcie, 
Rozrzućcie więcej "kawalerskich chorób"! 
A!! będą później ze wstydu się wiły 
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły, 
Krzywych pędraków sromne nosicielki! 
Gwałćcie! Poleci każda na kolację! 
Na kolorowe wasze kamizelki, 
Na papierowe wasze kołnierzyki! 
Tłumie, bądź dziki! 
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!! 
 
O, ty zbrodniarzu cudowny i prosty, 
Elementarny, pierwotnie wspaniały! 
Ty gnoju miasta tytanicznej krosty, 
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały! 
Faluj, straszliwa maso, po ulicach, 
Wracaj od rogu, śmiej się, wariuj, szalej! 
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach, 
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej! 
 
Powietrza! Z swych zatęchłych i nudnych facjatek 

64 

 

background image

Wyległ potwór porubczy! Hej, czternastolatki, 
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek, 
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki! 
 
Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki, 
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą! 
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki, 
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom! 
 
Hej w dryndy! Do hotelów! Na wiedeński sznycel! 
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką! 
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel, 
Niejedna taką widział, niejedna serdeńko... 
 
A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy 
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną, 
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy, 
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną 
 
Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto! 
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła! 
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą! 
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła... 
 
Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę 
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę! 
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile! 
I poczną sobą samców częstować samice! 
 
Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu! 
Do szpitali gromadnie, tłuszczo rozwydrzona! 
Do kloak swe bastrzęta ciskaj po kryjomu, 
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!! 
 
Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie! Bezkreśnie! 
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić! 
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie, 
By, gdy je w dół wrzucicie nie mogły już kwilić! 
 
Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami! 
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi! 
- Och, sławię ja cię, tłumie, wzniosłymi słowami 
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi! 
 
 
 
 
 
 
 

65 

 

background image

Wspomnienie 
 
Mimozami jesień się zaczyna, 
złotawa, krucha i miła, 
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna, 
która do mnie na ulicę wychodziła. 
 
Od twoich listów pachniało w sieni, 
gdym wracał zdyszany ze szkoły, 
a po ulicach w lekkiej jesieni 
fruwały za mną jasne anioły. 
 
Mimozami zwiędłość przypomina 
nieśmiertelnik żółty - październik. 
To ty, to ty, moja jedyna, 
przychodziłaś wieczorem do cukierni. 
 
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny, 
w parku płakałem szeptanymi słowy. 
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny, 
od mimozy złotej majowy. 
 
Ach czułymi, przemiłymi snami 
zasypialem z nim gasnącym o poranku, 
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami, 
jak ta złota, jak ta wonna wiązanka. 
 
 
 
 
Wszystko 
 
Oddać ci wszystko: każdy sen i drgnienie, 
Każdy nerw ciała, każdy ruch i krok! 
Przeszłość - to tylko o tobie wspomnienie, 
Przyszłość - to tylko twój najświętszy wzrok! 
 
""Oddać ci wszystko, każde pulsu tętno 
I grosz ostatni, i ostatek sił, 
Trwonić dla ciebie swą młodość namiętną 
Znaczyć ci drogę - krwią serdeczną z żył! 
 
Zaprzeć się! Bluźnić! Z Judaszem paktować! 
Żwir na twej drodze w miękki piasek gryźć! 
Natchnioną wiarą zakrzyczeć: "Ach prowadź!" 
Gdy mi na własną zgubę każesz iść! 
 
A potem - oddać ci ostatnie tchnienie 
Skonać spokojnie, wiernie u twych nóg 
I wstecz spojrzawszy wierzyć niewzruszenie, 

66 

 

background image

Że tak - za Ciebiem tylko umrzeć mógł. 
 
 
 
 
Z wierszy o Małgorzatce 

 
"Za górami" to co? "Za lasami" to jak? 
Że to góry, myślicie, że lasy? 
Za górami - to dzwon, 
Zaśpiew pieśni i ton 
Zaraz zagra zagóramizalasmi, 
Hołubcami, podkutymi obcasami 
W ziemię wyrżnie step-topot żelazny. 
Tańcowała" to co? Tańcowała, no tak... 
Ale tańce cygańcami gędą, 
Wywijała od Tater, od Beskid ku Węgrom, 
Zapadał w ramiona tańcującym łazęgom, 
Przefruwała cyganiącym od siebie do siebie, 
Gwiazdowała ogniem oczu po łące, po niebie, 
Za morawą, za madziarą tańcowała 
Małgorzatka gorejąca, zagorzała. 
Trawą łęgiem węgrowała kołokregiem 
Po murawach, po dolinach gnała cięgiem, 
Cięgiem kołem, górą dołem, za górami, 
Za lasami Morawianka z Cyganami. 
Wichrowały gwiazdy w głowie i gorzałka, 
Aż huknęła, ogłosiła Małgorzatka: 
 

 
ja w góry ja od gór 
na hory na wierhy 
hornym jarem w czarny bór 
z boru ja na czehry 
 
na czehry na urhy 
na hongry na huzary 
na wichry na wędry 
na żebry na hungary 
 
na wędry na udry 
na hory na hongrowiany 
a ganiaj do doganiago 
naj smiga da na cygany! 
 
w báłgary w báłkany 
w istambuł w pustynie 
w araby w mazuwary 

67 

 

background image

da na hindackie stepynie 
 
stepynie stepiany 
prastare istukany 
na gangi na gandziary 
gań ganiaj go na cygany! 
 
step-zastep 
step-topot 
step-potop kopytary 
top stepem 
 
top trawami 
trawy kopcem za mazuwary!" 
 

 
Pracował najpierw w KIPie 
W Katowicach, 
Niezbyt długo była w KIPie 
W Katowicach; 
Zamiast kwity KIPu 
Rejestrować w biurze 
"...Zakwitały pęki białych róż" 
W rejestraturze 
I na ulicach, 
I na księżycach 
Wszędzie róże, 
W całych na świecie Katowicach. 
 
W KIPie robiono takie rzeczy: 
L. Dz. 2813/BP/36 Katowice dnia 
w związku z 
powołując się na 
z wys. poważ. 
i pieczęć. 
 
Albo takie w KIPie mieli troski: 
L. Dz. 4702/MK/77-a 
Katowice dnia 
w odpowiedzi na 
mamy zaszczyt za 
Nacz. Wydz. (-)ściskowski. 
 
I dlatego 
wielki był KIP 
ważny był KIP 
groźny był KIP 
dom-blok 
nikiel i szkło 

68 

 

background image

99 
lustrzanych szyb - 
a było - STO! 
 
Lecz pewnego dnia, 
(Katowice dnia, 
jerum, jerum! 
Katowice dnia 
i bez numeru!!!) 
miała zaszczyt zaśpiewać nagle przed dygnitarzem: 
"Siedziała na lipie 
pracował w KIPie" 
i w szybę KIPu kałamarzem! 
I więcej nic. 
Wyrzucona za 
 
(-)Nacz. Wydz. 
 

 
Taki jest początek opowieści 
O Indyjskim Jarmarku 
Który się odbył w mieście... w mieście: 
Cieszynie, Kieżmarku, 
Bagdadzie, Nowym Targu, 
W Rzymie, Jerusalimie, 
Pod Bieszczadem, gdzie nie Bieszczad, nie Beskid, 
Ale polski Hindukusz niebieski, 
W onej Persji, gwiazdami dzierganej, 
Gdzie Śpiewanie i gdzie Cygany, 
I gdzie Ona - zamaszysta, kraciasta, kwiaciasta - 
Cyganeczka, naczynie żądz, 
Idzie szybko ulicami pstrokatego miasta, 
Papirosku, papirosku ćmiąc... 
 

 
"Czego ty u Cyganów szukasz? 
Źle ci to w domu? 
Kocha się w tobie dependent, pan Łukasz, 
I pan Jan z PKO, 
I pan Paweł, perukarz, 
A ojciec w rynku ma sklep z galanterią, 
A matka z domu Różniecka, 
A wuj Różniecki był uczestnikiem, 
A stryj Kościński jest kanonikiem, 
A uczyłam cię przecież od dziecka: 
Dajże ty pokój tym breweriom, 
Życie trzeba na serio, 
Wuj uczestnik przewróci się w grobie, 

69 

 

background image

Stryj kanonik pozbawi cię spadku! 
Zmiłuj się, przestań, zaszkodzisz sobie! 
Chodź do domu, chodź do domu, Małgorzatko!" 
 

 
Pijanemu targ, pijanemu jarmark, 
Kaszkiecik na bakier, a biczysko kamrat, 
Jak z bicza wystrzeli, to jak z piąci armat. 
Targ na rynku, 
W rynku szynk, 
A w tym szynku 
Ciosek dzyng, 
A w tym szynku dymno, piwno, 
Nic nie mówił, tylko kiwnął. 
Znaczy: śpyrt. 
Szklanka, dwie, 
Tylko kiwnąć, Żyd już wie. 
Na czterdziestkę toby mrugnął, 
Ale co czterdziestka? G... 
Dzisiaj - śpryt. 
Zagryzł trzecią korniszonem. 
Zamknął oczy. Czeka. Już. 
Już mu gra, już pnie się wzgórz 
Ulubione, upragnione. 
Ciągnie z brzucha aż po kark 
I w gorących wzbiera wargach 
I: 
"Pi-ja-nemu targ, 
Pijanemu jarmark!" 
Aż po oczy wypuczone, 
Aż po czub! A w czubie - fyrt! 
Niesie szumne i spiętrzone... 
Znaczy: śpyrt. 
 

 
A ten jej tancerz, Dżuli imieniem, 
Twardy w ramionach, pierś - łuk, 
Kámienie, kámienie, o-oj kámienie, 
Kámienie, kámienie, ná szosie tłukł. 
 
Patrzy dziewczyna: 
wrząca smołą czupryna, 
oczy - arabia, 
tors - brąz, 
pot 
z torsu 
miedzią 
spływa, 

70 

 

background image

oczy - arabia, smolista oliwa, 
a każdy cios - wstrząs, 
a każdy cios: tors - brąz. 
 
"Cygan, Cygan, gdzieś ty bywał? 
Ze mną tańcował, ze mną śpiwał. 
Czegoś uciekł? Kamienie tłuczesz. 
Widzisz? Ręka. Włosy nią uczesz, 
Uczesz włosy żywym grzebieniem, 
Żebyś był ładny - i chodź w pląs! 
Kámienie, kámienie, tors-brąz! 
A na mnie - dotknij - tylko ta kiecka, 
Cieniuśka - czujesz - nie!!! grzech! 
A moja mama z domu Różniecka, 
A ojciec..." - prysła, i w śmiech, w śmiech! 
Kámienie, kámienie, o-oj kamienie, 
A w lesie mięciutki mech... mech... 
I zerwała kłos jęczmienia wąsaty, 
Niedaleko stanęła - o kłos, 
I łaskocze go kłosem włochatym, 
Kłośnym włosem łaskoce mu nos... 
"Cygan, Cygan, gdzie masz wąs?" 
I chichoce chutliwie, tkliwie, 
Aż - rozbłysło pełganiem w hebanowej oliwie 
I pod brązem wystąpił - pąs, 
Ale jeszcze wali uporczywie: 
Tors - brąz, tors - brąz, 
A ta bliżej, bliżej, o włos, 
Coraz chytrzej, coraz urodziwiej... 
. . . . . . . . . . . 
. . . . . . . . . . . 
 
Wiesz, jak pachną w upał pokrzywy? 
Tak pachniała. 
I jeszcze mlekiem gorącym, 
I macierzanką, gdy nieomal 
Ogniem liliowym pełga, palona 
Przepiorunowym słońcem. 
I nie myrrhą, ambrą i nardem, 
Ale łożem żarkim i twardym 
Z tłuczonego kamienia, 
I nie górnym cedrem libańskim, 
Ale sinym dymem cygańskim, 
Pachnącym jak sama ziemia 
 

 
Popatrzyła. Uśmiechnęła się, 
"Daj się sztachnąć" ..Zaciągnęła się. 
Dymek puściła mu w twarz: 

71 

 

background image

"Cygan, Cygan, co mi dasz?" 
 
Inni, o! nie żałowaliby, 
Jak nic pięćset złotych daliby. 
W Katowicach jeden szwab 
To mi tysiąc złotych kładł. 
 
Nawet ładny, nawet młody, 
Ja w cukierni jadłam lody: 
Malinowe, ananasowe 
(Bo ja lubię owocowe). 
 
On pochodzi, grzecznie wita się, 
Ja go nie znam, a on pyta się: 
"Ist der Platz - powiada - frei?" 
(Jeszcze raz się sztachnąć daj.) 
 
Zaciągnęła się. Uśmiechnęła się. 
Jak kot w miękki kłąb zwinęła się. 
Mówię: "Frei". Bo czemu nie? 
Siadł i zaczął kusić mnie. 
 
Że on dobry, że ożeni się, 
Że on stały, nie odmieni się, 
Że on w banku krocie ma 
I w Cieszynie ciocię ma. 
 
A ta ciocia... No jednym słowem 
Dwie piećsetki seledynowe 
Kładł mi na stół, żebym w holu 
Dziś czekała w "Metropolu". 
 
Ja go słucham, bo on miły, 
A mnie lody się roztopiły: 
Malinowe, ananasowe 
(Bo ja lubię owocowe). 
 
Roztopiły się w mleczko chłodne, 
Seledynowo-złoto-miodne 
Z pasemkami różowymi 
Mali-mali-malinowymi. 
 
Czasem tak na niebie bywa. 
Kiedy obłok w obłok wpływa: 
Różowieńki, malinowy 
W złoty, złoty, ananasowy... 
 
Uśmiechnęła się. Popatrzyła. 
Spał jak ciemna w polu mogiła. 
Wstała, śliczna i nieszczęśliwa, 

72 

 

background image

Idzie ścieżką i chabry zrywa. 
 
Idzie - naga i sprawiedliwa. 
Pamiętajcie: SPRAWIEDLIWA. 
 
 
 
Zakochany bibliofil 
 
Ballada Tragiczna 
 
Na co mam przysiąc, Piękna, że z żądzy umieram? 
Że mi się na Twój widok serce w pieśń rozdzwania? 
Na komplety Kolberga, "Wisły", Estreichera! 
Na dziadowskich kantyczek groszowe wydania! 
Na "Bandytę z miłości" (a miałem go, drania!) 
Na "Kwiaty" Rozbickiego - z r y c i n ą! Rzecz drobna, 
Ale nie do zbobycia - jak ty do kochania... 
- Przysięgam na te książki, na każdą z osobna! 
 
Jakże cię mam przekonać, że mi sen odbiera 
Wspomnienie o twych oczach i świat mi przesłania? 
Klnę się na Syreniusza, Siennika, Kirchera 
("Mundus Subterraneus"), na "Podróże Frania", 
Na obscoenum sprzed wieku "Hrabina Melania", 
Na pangegrik "Muza weselnie- żałobna 
W dźwięczno-wdzięcznych melodiach tkliwego gruchania"- 
-Przysięgam na te książki, na każdą z osobna! 
 
Ginę, Pani! Jak pragnę zdobyć Guliwera 
W edycji M.Glucksberga! Przysięgam na "Zdania 
I uwagi moralne Starego Fryzjera", 
Na "Młot na czarownice", na traktat "De mania 
Scribendi in latrinis"...Ginę z miłowania 
Zapomnieć? Nie! Zapomnieć Ciebie nie podobna! 
A że kocham - przysięgam Ci w chwili rozstania 
Na wszystkie książki razem i każdą z osobna. 
 
Przesłanie 
 
Pani! Żegnam raz jeszcze i pięknie się kłaniam... 
Gdy nie chcesz bibliofila - niech Cię jakiś snob ma... 
Jedno wiedz : dziesięć takich oddam bez wachania 
Za każdą z owych książek, za każdą z osobna. 
 
 
 
 
 
 

73 

 

background image

Zapach szczęścia 
 
Wtedy paloną kawą pachniało w kredensie 
A zimne, świeże mleko, jak lody, wanilią. 
Kiedy się, mrużąc oczy, orzeszynę trzęsie, 
Po gałęziach w olśnieniu pędzi liści milion. 
 
 
Żywiołem zachłyśnięty, zziajany w rozpędzie, 
Ileś pokrzyw posiekał, ile traw stratował! 
A kijem obtłukując szyszki i żołędzie 
Ileżeś mil po drzewach małpio przecwałował! 
 
 
I wszystko to w ognistej pamięci dziś błyska. 
Ciska się małe, szybkie, gorąco, daleko... 
I szczęście pachnie kawą. I chłoniesz je z bliska. 
A chłód w pokoju sączy waniliowe mleko. 
 
"Rzecz czarnoleska" 1929 
 
 
 
 
Zawsze mi się w życiu szczęściło i szczęści... 
 
Zawsze mi się w życiu szczęściło i szczęści, 
Los mi nie pożałował ni darów, ni pieszczot... 
...Tylko śnieg pod stopami nigdy mi nie chrzęści 
Ani jesienne liście nie szeleszczą. 
 
 
 
 
Zdarzyło mi się to pierwszy raz... 
 
Zdarzyło mi się to pierwszy raz - 
Na palcach chodzić po ogrodzie. 
Z tętniącym sercem, z latarką z gwiazd, 
Skradałem się jak złodziej. 
 
Godzinę dobrą, a może i dwie, 
Siedziałem przedtem zdumiony, 
Że taki w nim upór! I kogo on zwie? 
I czemu tak kwili? I kto on, i gdzie, 
Ten głupi ptak uprzykrzony? 
 
Godzinę, półtorej, zanudzał na śmierć 
Upartym, króciutkim wyćwierkiem, 
Bez przerwy, co chwila, co pół i co ćwierć. 

74 

 

background image

Zmęczony burz szaleństwem, jak statek pijany, 
 
Zmęczony burz szaleństwem, jak statek pijany, 
Już niczego nie pragnę, jeno wielkiej ciszy 
I kogoś, kto zrozumie mój żal nienazwany, 
Kogoś, kto mą bezsłowną tęsknotę usłyszy; 
 
Kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi, 
Iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce, 
Kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi, 
Kładąc na moje oczy miłosierne ręce. 
 
Idę po szczęście swoje. Po ciszę. Do kogo? 
Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie - przed siebie. 
I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą, 
Bo wszystkie moje drogi prowadzą do Ciebie. 
 
 
 
 
Znów to szuranie... 
 
"Wznoszą się prostaczkowie i osiągają niebo - a my ze swoją wiedzą 
pogrążamy się w piekle." 
Św. Augustyn 
 
Znów to szuranie, bełkotu chór, 
Znów na ulice wylazło z nór 
Dwieście tysięcy, trzysta tysięcy 
Poprzebieranych świątecznych zmór. 
 
Zieje pustynią zeszklały wzrok, 
W otchłań zapada każdy ich krok, 
W ultra-kolorach, w meta ubiorach 
Łażą rozwlekle przez cały rok. 
 
To oni - sprawcy brzuchatych bab, 
Sznycla, gazety, tryumfów, klap, 
Skrótów, paszportów, forsy i sportów, 
Słowa "gustowny" i słowa "schab". 
 
To oni - naród, społeczność, wiek, 
Styl i epoka, i dziejów bieg, 
Ten sam odwieczny wróg niebezpieczny, 
Podsłuch powszechny, masowy szpieg. 
 
Rozstąp się, bruku upiornych miast! 
Rozstąp się, niebo, zbrojownio łask! 
Biesa tępego, biesa głupiego 
Oświeć i przeraź gradem swych gwiazd! 

75 

 

background image

 
 
 
 
Zupełnie nieznajomej, raz widzianej 
 
...I podejde na ulicy. 
I coś powiem, jak to zwykle... 
Ach, to będzie wyglądało 
Tak banalnie i tak nikle! 
 
Powiesz pewno : "Proszę odejść! 
To bezczelność z strony pana" ... 
Ach, i coż na takie dictum 
Ja odpowiem ci kochana? 
 
Ale w końcu się przedstawię 
(i pozwolisz, naturalnie!) 
Iznów powiem coś, co będzie 
Brzmiało głupio i banalnie 
 
Później może się okazać, 
Żem omylił się troszenkę, 
Może przecież tak się zdarzyć, 
Że przeceni się panienkę. 
 
Może jesteś (nie daj Boże!) 
Litwoczynką lub husytką, 
Ale to by z twojej strony 
Było brzydko, strasznie brzydko! 
 
Może jednak jesteś cudną, 
Co w mych oczach miłość zgadnie, 
Ukochaną, smętną, słodką... 
- Ach, jak to by było ładnie! 
 
No i zacznie się rozmowa, 
Słowa coraz bardziej szczersze, 
Wreszcie powiem, patrząc w oczy: 
-"A czy Pani lubi wiersze?" 
 
Strasznie tedy ciekaw jestem, 
Co odpowiesz mi , gdy spytam... 
Albo : "Wiersze - to me życie" 
Albo : "Wierszy... to nie czytam". 
 
I bezstronnym będąc całkiem, 
Powiem na to obojętnie: 
"Ja tak samo proszę Pani" 
I...na niebo spojrzę smętnie. 

76 

 

background image

 
A nazajutrz przyślę kwiaty 
Z kartką: "Tobie ukochana", 
Wnet domyślisz się, od kogo, 
Później spytasz : "To od Pana?" 
 
Ja zaś będę pogwizdywał 
Scherzo-bemol przenajsmętniej, 
Powiem: "może"... i umilknę, 
I znów spojrzę (lecz namiętniej)... 
 
Potem"może do cukierni?" 
Potem "(może) na kolację?" 
Bedą "achy" i wahania, 
Wreszcie przyznasz, że mam rację. 
 
Przy kolacji, jak wiadomo, 
Trwałe się zawiera pakta, 
Pocałuję (daję słowo!) 
Trudno. Alea est iacta. 
 
Zarumienisz się banalnie 
I banalnie spuścisz oczy, 
Gdy twą kibić gibkobrzozą 
Drżące ramię me otoczy. 
 
Jak na pierwszy raz - to dosyć 
Cmoknę w rączkę na podziękę. 
Będziesz mi już "Ty" mówiła 
I będziemy szli pod rękę. 
 
Odprowadzę cię do domu, 
Milczeć będzie się po drodze. 
Będziesz na mnie spoglądała 
W niewysłownej, słodkiej trwodze. 
 
Później...kilka słów zwyczajnych, 
Później znowu scena niema. 
"A czy mieszkasz sama?"...Rzekniesz: 
"Nie , u cioci...Lecz jej nie ma". 
 
Moja cudna moja słodka! 
Śnie serdecznej mej tęsknicy! 
 
Żeby jasne gromy biły!!! 
Muszę podejść na ulicy!! 
 
 
 
 

77 

 

background image

78 

 

Życie 
 
Do krwi rozdrapię życie, 
Do szczętu je wyżyję, 
Zębami w dni się wpiję, 
Wychłeptam je żarłocznie 
I zacznę święte wycie. 
Rozbyczę się, rozjuszę, 
Wycharknę z siebie duszę, 
Ten pęcherz pełen strachu, 
I będę ryczał wolny, 
Tarzając się w piachu. 
 
 
 
 
Życie moje 
 
Krwi, snów, mknień, żądz, 
Gór, chmur, drżeń, zórz, 
Łez, chwil, róż, słońc, 
Łkań, gwiazd, gróz, mróz! 
O, życie moje! 
O, życie moje! 
Bierz, gub, trwoń, trać, 
W lot, w śmiech, w gniew, w szał! 
Żyć! śnić! drżeć! łkać! 
Mknij, leć, pędź, w cwał! 
O - życie moje!! 
O życie moje!! 
Ból? Śmierć? Tak, tak! 
Wiem, wiem: czar złud! 
Nic, nic! Dzień - ptak! 
W pęd! w lot! w wir! w cud! 
O życie, życie moje 
 
 
 
Życie? 
 
Życie? 
Rozprężę szeroko ramiona, 
Nabiorę w płuca porannego wiewu, 
W ziemię się skłonię błękitnemu niebu 
I krzyknę, radośnie krzyknę: 
- Jakie to szczęście, że krew jest czerwona!