Muzeum czasu szaleństwa
Prof. Paweł Machcewicz (z lewej) i dr Janusz Marszalec tworzą Muzeum II Wojny Światowej. Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
Za pięć lat zostanie otwarte Muzeum II Wojny Światowej. Ma przyciągnąć do Gdańska turystów z całej Europy.
Zanim powstanie jego ogromny gmach przy ulicy Wałowej, Muzeum II Wojny będzie organizować różne wystawy. Pierwsza już jest gotowa: to 50 dużych gablot ze zdjęciami, rozstawionych w czterech miejscach na Westerplatte. 1 września przejdą obok nich Angela Merkel i Władimir Putin. Być może rosyjski premier zwróci uwagę na fotografię sowieckich czołgów wjeżdżających do Polski. A może zauważy zdjęcie witających się serdecznie żołnierzy niemieckich i sowieckich, zrobione na nowej granicy niemiecko--sowieckiej w pokonanej Polsce, prawdopodobnie w Brześciu nad Bugiem.
Westerplatte broni się
Jednak wystawa pokazuje nie tylko wojnę. Na starych zdjęciach widać, jak wyglądało Westerplatte np. w końcu XIX wieku, kiedy był tu... kurort. Są też zdjęcia z roku 1987, kiedy Westerplatte ponownie otoczyła chwała, ale tym razem nie z powodu wylanej krwi. Wystawa przypomina porywające przemówienie, które właśnie tu wygłosił do młodzieży Jan Paweł II. Papież powiedział wtedy: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować” — przemawiał silnym, młodym jeszcze głosem.
Do obrońców Westerplatte 1 września przed 70 laty o godz. 4.45 Niemcy otwarli ogień z potężnych dział pancernika Schleswig--Holstein. Jednak gdy niemieccy żołnierze próbowali wedrzeć się szturmem na Westerplatte, pod ogniem polskich ciężkich karabinów maszynowych ponosili straty. Nie pomogły niszczące bombardowania lotnictwa. Teren broniony przez Polaków został usiany lejami po eksplozjach, a z rosnących tu drzew zostały kikuty. Mimo to 3 tys. doskonale uzbrojonych niemieckich żołnierzy przez tydzień nie było w stanie złamać zaledwie 200 obrońców. — Według założeń Niemców, Westerplatte miało zostać zajęte w kilkadziesiąt minut. Polacy z kolei mieli rozkaz bronić się przez 12 godzin — mówi prof. Paweł Machcewicz, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej. — Tymczasem okazało się, że obrona trwała przez 7 dni. To nie przynosiło chwały orężowi niemieckiemu — dodaje.
We wrześniu 1939 r. Polacy wiele razy okazywali heroizm, ale właśnie Westerplatte przeszło do legendy. Nawet Hitler chciał osobiście zobaczyć tę wielką twierdzę, która przez 7 dni opierała się lotnictwu i ciężkiej artylerii. Niemcy spodziewali się tam wielkich bunkrów, połączonych systemem podziemnych przejść, a nawet nazywali Westerplatte „Małym Verdun”. Kiedy więc Hitler zobaczył porządnie wykonane, ale jednak skromne umocnienia, był zaskoczony i wściekły. Okazał swoim żołnierzom niezadowolenie, nie wchodząc na pokład pancernika Schleswig-Holstein.
Zaszyfruj Enigmą
Choć na Westerplatte znajdzie się w przyszłości filia Muzeum II Wojny, jego główny gmach powstanie obok Poczty Polskiej w Gdańsku. Muzeum będzie olbrzymie, niespełna dwa razy obszerniejsze od największego dziś w Polsce Muzeum Powstania Warszawskiego. Wystawy zajmą aż 5 tys. metrów kwadratowych powierzchni. To wielkość porównywalna ze słynnym Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie.
Otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego przyniosło dużą popularność Lechowi Kaczyńskiemu przed wyborami prezydenckimi. Donald Tusk, promując Muzeum II Wojny, próbuje pójść tą samą ścieżką. Ludzi, którzy interesują się historią, rywalizacja polityków na dobre projekty może tylko cieszyć. Zwłaszcza że Muzeum II Wojny może pokazać Europejczykom, oprócz wielu ciekawych dla nich ekspozycji, także polski punkt widzenia na wojnę. Gdyby takie muzeum powstało w jakimkolwiek innym kraju, pewnie nie byłoby tam mowy, że właśnie Polska jako pierwsza przeciwstawiła się Hitlerowi i poniosła w wojnie procentowo największe straty. Raczej skończyłoby się na standardowych wzmiankach o Polsce jako kraju zagłady Żydów. — Głośna na świecie niemiecka wystawa o zbrodniach Wehrmachtu zaczynała się na roku 1941. O zbrodniach Wehrmachtu popełnionych wcześniej w Polsce nie było nic — mówi prof. Machcewicz.
Konkurs na projekt ekspozycji muzeum zostanie rozstrzygnięty w październiku. Jeszcze nie wiadomo, co znajdzie się na wystawie. Dyrektor chciałby jednak ustawić tam na przykład oryginalny egzemplarz maszyny szyfrującej Enigma. — Problem w tym, że Enigma wygląda niemal jak zwyczajna maszyna do pisania. Być może zrobimy więc symulację: zwiedzający usiądzie i samodzielnie zakoduje albo odkoduje wiadomość — zapowiada prof. Machcewicz. — Może zrekonstruujemy konspiracyjną drukarnię AK, w której będzie można samodzielnie wydrukować ulotkę. Może umożliwimy gościom „postukanie” kluczem tajnej radiostacji — dodaje.
Głód z Leningradu
— Jednak czy muzeum będzie atrakcyjne także dla Greków, Belgów czy Włochów? — pytamy. — Wystawa nie będzie ułożona według krajów, ale według problemów. Porównamy, czym różniło się życie w okupowanym Paryżu, Warszawie czy Amsterdamie. A Grecy pojawią się przy ekspozycji o ruchu oporu. I będzie tam o nich całkiem sporo — mówi prof. Machcewicz.
Koncepcja muzeum spotykała się jednak z zarzutami, że ekspozycja zrówna ze sobą bombardowania Warszawy i niemieckiego Drezna. Paweł Machcewicz ostro temu zaprzecza. — To Niemcy rozpoczęli dywanowe bombardowania miast. Pokażemy, jak najpierw znieśli z powierzchni ziemi Wieluń, barbarzyńsko bombardowali Rotterdam, Coventry, Belgrad. W Belgradzie w ciągu dwóch dni w kwietniu 1941 roku zginęło w bombardowaniu niemal 20 tys. ludzi, o czym mało kto wie. Bombardowanie Drezna było dramatem Niemców. Jednak na wystawie jasno pokażemy, że alianci sięgnęli po broń, którą wynaleźli właśnie Niemcy — podkreśla.
Podobnie mają zostać pokazane w Gdańsku dramatyczne ucieczki i wysiedlenia Niemców ze środkowej Europy. W koncepcji programowej muzeum profesorowie Machcewicz i Majewski napisali, że przesiedlenia Niemców były „przede wszystkim kontynuacją przymusowych migracji, które rozpoczęły na niespotykaną wcześniej skalę III Rzesza i ZSRR”.
Niemcy chętnie dziś przypominają swoje wojenne tragedie, jak zatopienie przez Sowietów wypełnionego uciekinierami statku „Wilhelm Gustloff”. Pokazując siebie jako ofiarę wojny, zdaniem niektórych, próbują pomniejszać własną odpowiedzialność. Koncepcja programowa muzeum odpowiada na to w ten sposób: „W tej części wystawy należy też zaznaczyć, że nawet w najtragiczniejszym momencie dla niemieckiej ludności cywilnej, ucieczek przed Armią Czerwoną, kontynuowane były niemieckie zbrodnie: marsze śmierci z Auschwitz i innych obozów. Dzień po tym, gdy zatopiony został »Gustloff«, koło Piławy wymordowano 3 tysiące więźniów”.
A goście z Rosji? Wielu nie będzie zachwyconych, że muzeum przypomni początkowy sojusz Stalina z Hitlerem. Jednak gigantyczny wysiłek Rosjan w późniejszej walce z Niemcami zostanie doceniony. — Muzeum może przywrócić samym Rosjanom pamięć o wojennych cierpieniach obywateli ZSRR. Przecież Niemcy zagłodzili i zabili 3 mln radzieckich jeńców. Także wśród miast, których wojenne losy zostaną w muzeum pokazane, obok Warszawy czy Londynu powinien też znaleźć się Leningrad, gdzie podczas oblężenia zginęło i zmarło z głodu około miliona ludzi — zapowiada Machcewicz.
Muzeum opowie także o losach kilkudziesięciu ludzi różnych narodowości. Jednym z nich może być niemiecki oficer Wilm Hosenfeld, który ratował Polaków i Żydów, m.in. pianistę Władysława Szpilmana. — Chciałbym, żeby wśród tych postaci znaleźli się polscy bohaterowie Irena Sendlerowa i Witold Pilecki — mówi prof. Machcewicz.