Temida po stronie poszukiwacza
Dodane przez: Aleksander Majewski Kategoria: Polska
31 sierpnia prokuratura zadecydowała o zwrocie przedmiotów historycznych i wykrywacza metali, który poszukiwaczowi z Sieradza zarekwirowała policja stawiając przy tym zarzuty karne.
Piotr Adamkiewicz, pasjonata
historii, poszukiwacz, a zwłaszcza ceniony w Polsce i zagranicą
ekspert od ceramiki i numizmatyk został nie tylko uniewinniony, ale
po wielomiesięcznych bojach z wymiarem sprawiedliwości odzyskał
zarekwirowane przedmioty oraz wykrywacz metali. Droga do całkowitego
uniewinnienia i zwrócenia zarekwirowanych skorup i monet była
zwieńczeniem pasma upokorzeń: rewizji, kajdanek, izby zatrzymań,
szkalujących artykułów prasowych.
W lutym
2011 "Rzeczpospolita" za źródłem policyjnym
poinformowała, że "Policja zatrzymała 50-letniego mężczyznę,
który prowadził nielegalne wykopaliska. Część znalezionych
przedmiotów sprzedawał przez internet. Grozi mu kara do 10 lat
więzienia". - W jego mieszkaniu znaleziono wykrywacz metali
wraz ze słuchawkami, 86 fragmentów ceramiki m.in. z okresu
wczesnego i późnego średniowiecza oraz dwie monety - brzmiał
policyjny zarzut. Oczywiście zatrzymany miał bez zezwoleń
eksplorować stanowiska archeologiczne. Szybko okazało się, że
część przedmiotów zatrzymany otrzymał od archeologów, z którymi
dzielił się swoją wiedzą i jako wolontariusz pomagał przy
wykopaliskach. Za pomoc otrzymywał podziękowania zarówno z
polskich jak i zagranicznych ośrodków akademickich (np. z Czech czy
Peru). W obronę wzięli go również polscy archeolodzy. Adamkiewicz
wydawał też własne oszczędności, aby nabywać zabytki, które
bezinteresownie przekazywał muzeom w Polsce. Nie przeszkodziło to
policji w aresztowaniu pasjonaty i postawieniu ciężkich zarzutów z
Kodeksu Karnego.
Po 10 miesiącach śledztwa
prokuratura umorzyła sprawę, jednak dopiero 31 sierpnia 2012 r. ta
sama prokuratura stwierdziła pisemnie, że "Z uwagi na zapadłe
rozstrzygnięcie wszelkie rzeczy ruchome zatrzymane należy zwrócić
(Piotrowi Adamkiewiczowi - dop. Redakcji). Podobnie w kwestii
wykrywacza metalu, bowiem posiadanie tego przedmiotu nie stanowi
wykroczenia, co za tym idzie także winien być zwrócony." -
Czyli od zabrania do zwrócenia mi zabranych przedmiotów minęło
przeszło 18 miesięcy. Dobrze jednak ,że sprawiedliwości stało
się zadość - puentuje Adamkiewicz.
Poprosiliśmy
poszkodowanego o przypomnienie całej sprawy. - Koszmar zaczął się
dla mnie w lutym 2011 r., kiedy policja zarekwirowała posiadana
przeze mnie ceramikę, którą otrzymałem od archeologów. Nie
pozwolono mi nic wytłumaczyć. Wykrywacz metali potraktowano jako
dowód w sprawie i narzędzie zbrodni. Osadzono w policyjnej izbie
zatrzymań. W mieście zszargano mi opinię, poprzez zakucie w
kajdanki i postawienie absurdalnych zarzutów: "„Adamkiewiczowi
podejrzanemu ,że od 05.IX.2005r do 06.IX.2010r w Sieradzu i innych
nieustalonych miejscach (….) zniszczył zabytki archeologiczne (…),
prowadząc nielegalne wykopaliska rabunkowe, czym spowodował szkodę
w kwocie 576,80 zł”. - mówi Archeolog.pl Piotr Adamkiewicz. - Po
10 miesiącach, 22 grudnia 2011 r. prokuratura umorzyła sprawę z
braku jakichkolwiek dowodów - dodaje.
-
Wówczas zaczął się proces odzyskiwania przedmiotów, których
przetrzymywanie (zwłaszcza wykrywacza metali, przy stwierdzeniu, że
jestem nie winien zarzucanych mi czynów) było czystym bezprawiem -
mówi nam pan Piotr. Na szczęście polski wymiar sprawiedliwości
wycofał się z wcześniejszych postanowień o przepadku dowodów
rzeczowych na skarb państwa i kierując się literą prawa zwrócił
wszystko co zostało mi zabrane - informuje nas Adamkiewicz.
-
Chciałbym tylko jeszcze usłyszeć słowo "przepraszam" ze
strony policji, która na swojej stronie ogłosiła, że ujęto
szabrownika stanowisk archeologicznych, i od autora artykułu ,gdzie
jako ilustrację pokazano jakiś gigantyczny wykop zrobiony zapewne
przez koparkę, co było manipulacją rodem z najczarniejszych czasów
Milicji Obywatelskiej i PRL-u - wspomina Adamkiewicz. - Nie zapomnę
tego do końca życia jak zakuty w kajdanki zostałem wyprowadzony z
domu, przewieziony do aresztu i zamknięty jak groźny bandyta, gdzie
spędziłem noc, a na następny dzień w konwoju w więźniarce i w
kajdankach przewieziony zostałem pod strażą do prokuratury, gdzie
po kolejnym przesłuchaniu i wpłaceniu 1500 zł kaucji zostałem
wypuszczony. Zastosowano też wobec mnie dozór policyjny. Dwa razy w
tygodniu musiałem meldować się na komisariacie - dodaje pasjonat
historii.
- Jednak teraz, po wszystkim, nie
chce wciąż o tym myśleć. Dziękuję wielu archeologom z kraju i
zagranicy za wstawienie się za mną. O niektórych wypowiedziach
ludzi ze świata nauki chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
Dziękuję setkom poszukiwaczy, którzy przekazywali mi wiadomości o
wsparciu. Dziękuję miesięcznikowi "Odkrywca" i portalowi
"Archeolog.pl" za relacjonowanie całej sprawy. I trzymam
kciuki za inicjatywę zmiany prawa w Polsce. Może zapowiadana debata
prezydencka na temat nowelizacji "Ustawy o zabytkach i opiece
nad zabytkami" przyniesie zmiany, której efektem będzie prawo
dla obywatela, a nie obywatel dla prawa. Jestem realistą, więc
podchodzę do tego z duża ostrożnością, ale mimo wszystko mam
nadzieję na zmiany, bo już teraz współczuję przyszłym
zatrzymanym pasjonatom historii, którzy zamiast dyplomów od
ministra kultury dostaną kajdany i zarzuty z Kodeksu Karnego. W
Wielkiej Brytanii minister kultury nazywa poszukiwaczy "bohaterami
dziedzictwa kulturowego". W Polsce wciąż pasjonatów historii,
poszukiwaczy, kolekcjonerów traktuje się jak przestępców, a prym
wiedzie w tym niestety łódzka policja, która w odróżnieniu od
innych komend wojewódzkich wciąż tropi fikcyjnych szabrowników,
upokarza tych, którzy np. pasjonują się guzikami z okresu
Powstania Listopadowego lub odznaczeniami z okresu II wojny, lecz na
szczęście przegrywa z prokuraturą i sądami, które kierując się
nie tylko literą prawa, ale i zdrowym rozsądkiem nie chcą wydawać
wyroków skazujących w oparciu o obecną, niedoskonałą , źle
sformułowaną ustawę o zabytkach.
Robert Wit Wyrostkiewicz