4. Stanisław Brzozowski Sam wśród ludzi
(Jest to zdecydowanie najnudniejsza książka z tej epoki, którą przyszło mi przeczytać… W zasadzie nie ma tu żadnych ekscytujących wydarzeń, większą część zajmują opisy przemyśleń bohatera, ciężko je scharakteryzować, bo on mówi o wszystkim i o niczym. Krytykuje wiele postaw, i cała ta książka jest bardzo rozwleczona. Narrator w 3 os, wszechwiedzący. Ktoś zaczyna coś opowiadać, nie wiadomo kto to mówi i nagle zaczyna mówić ktoś inny itd., np. Marek zna Kasię, która lubi czekoladę. Czekoladę lubi także Zosia, która zna Adama, który lubi porzeczki, a porzeczki lubi tez ktoś tam… Generalnie nie czyta się tego dobrze, jest dużo przynudzania.
SAM WŚRÓD LUDZI, powieść S. Brzozowskiego, fragm. ogł. w „Gazecie Wieczornej" 1911, wyd. całości we Lwowie t.r. Stanowi jedną z części planowanej przez Brzozowskiego wielkiej powieści Dębina. Początkowo Dębina miała składać się z 4 ksiąg (nie ma wśród nich tytułu S.w.l.), ostatecznie zaś z dwóch części: 1. S.w.l., 2. Ląd nie znany. Brzozowski ukończył tylko cz. 1. Zamierzał napisać powieść - panoramę, historię inteligencji eur. i pol., poczynając od schyłku XVIII w. aż po epokę ruchów robotn. i rozwoju międzynar. socjalizmu. Powieść miała więc objąć losy co najmniej trzech pokoleń. Powstała tylko historia przedstawiciela pokolenia pierwszego - Romana Ołuckiego. Jego dzieciństwo i wczesna młodość przypada na przełom XVIII i XIX w., a więc styka się on jeszcze z tradycją stanisławowską. Natomiast lata umysłowego dojrzewania (aż po założenie rodziny) należą już do czasów ideologii romant. w nar.-szlach. wydaniu. Zaściankowość tej ideologii zaczyna ciązyć bohaterowi, opuszcza Polskę, wędruje po Europie, szukając swojego miejsca wśród nowych prądów filoz. (lewica młodoheglowska w Niemczech), a także próbując określić pozycję Polski i Polaka wobec Europy. S.w.l., pisany jednocześnie z —> Legendą Młodej Polski, jest fabularnym rozrachunkiem z pol. psychiką romant., jej słabościami i wadami.
Największe przedsięwzięcie powieściowe - "Sam wśród ludzi" - to ważna próba fabularnego zderzenia najważniejszych idei czasów Brzozowskiego, mało tego: eksperyment, w którym miała wyżywać się cała teoretyczna wiedza autora. Powieść ukazała się w miesiącu śmierci autora. Została zaprojektowana jako seria starć, w której ważne są nie tylko dyskusje ideowe. Chodzi o zderzenie różnych wrażliwości i wizji świata, co śledzimy zresztą już na pierwszych kartach książki: biografia Romana Ołuckiego nie powtórzy wrażliwości listu kasztelana Ogieńskiego, to oczywiste. Irzykowski zaproponował czytanie "Dębiny" (pierwszą częścią tego projektu powieściowego jest "Sam wśród ludzi") jako powieści rozwojowej: " 'Dębina' należy do typu tzw. romansów rozwojowych, w których się pokazuje, jak bohatera - tu Romana Ołuckiego - wychowuje życie"
KSIĘGA PIERWSZA
Początek: poznajemy Marcina Ogieńskiego- kasztelana, który pisze list do swojego przyjaciela. Miał wnuka, jego matka zmarła ( czyli córka tego Marcina). Przyjaciel, do którego pisze list jest w Paryżu. Marcin rozpisuje się na różne tematy, krytykuje historię, mówi o różnych władcach. Mówi też o swoim zięciu Auguście, Poniatowskim, Bonaparte i Marii Antoninie. Martwi się o swojego wnuka, który będzie żył w strasznych czasach. Ogieński mieszka w starym zamku. Jego wnuk Roman Ołucki ( główny bohater, jeśli można tak powiedzieć, nie wierzy w Boga) jest sierotą, jego matka zmarła gdy miał 3 lata. Od 4 roku życia był bardzo silny fizycznie. Całe swoje dzieciństwo przebywał z dorosłymi i mówił tak, jak oni. Chłopca edukował ks. Rotuła (starszy pan) i Ptyś. Roman bardzo lubił przyrodę i zwierzęta. Jego ulubionym zajęciem była jazda konno, a jego ulubiony koń nazywał się Wezyr.
Roman ma już 12 lat, narracja z 3 osoby, narrator wszechwiedzący. Chłopiec uczestniczy w wielu wydarzeniach. Zmarła Pani podsękowa ( chyba opiekowała się nim kiedy był mały). Ojciec ( Konstanty) Romana starał się zdobyć jego zaufanie i sympatię. Romek przyjaźnił się z Olesiem Koseckim, który był bardzo chorowity. Romanowi bardzo spodobała się siostra Olesia- Jadwiga. Ród Koseckich był bardzo znany i jest dokładnie opisany. Roman za prośbą Jadwigi umówił ją z jej ukochanym – Kurbskim. Okazało się, że Jadwiga uciekła z nim, wszyscy oskarżyli o to biednego Romka. Oleś też się na niego zdenerwował, ale w końcu mu wybaczył. Cała rodzina tęskniła za Jadwigą. Kurbski był Moskalem i dlatego oni tak się zdenerwowali. W międzyczasie zmarł ks. Rotuła, który przed samą śmiercią zrobił retrospekcję całego swojego życia.
Nagle ni z gruszki ni z pietruszki pojawia się historia o cudownym obrazie, który uzdrawiał. Władze jakiegoś innego miasta chcieli go zabrać, ale ludzie z wioski, w której przebywał, nie chcieli im go oddać. W akcie złości zabili jakiegoś wysoko postawionego mężczyznę, który miał dostarczyć obraz. Cała wieś ( razem z jakimiś okolicznymi) wyruszyli na procesję z tym obrazem. Niestety on w jakichś niewytłumaczonych okolicznościach zaginął. Złapali jakichś podejrzanych, torturowano ich i jeden z podejrzanych dał cynk. Okazało się, że cała akcja została zaplanowana, a obraz jest u jakiegoś starego mężczyzny. Ruszono z odsieczą i zarąbano tego mężczyznę siekierami. Obraz znajdował się na jego piersiach pod ubraniem. Został porąbany jak ten mężczyzna i do niczego się nie nadawał, ale ludzie i tak rozkradli to, co z niego zostało.
W tym czasie Romek związał się ze służącą Margot. Gdy pewnego razu byli na spacerze, spotkali matkę tego zarąbanego faceta od obrazu. Romek dał jej pieniądze, a ona je rzuciła na ziemię, zdeptała, opluła i wyzwała wszystkich. Margot w końcu opuściła Romana i poszła na jakąś pielgrzymkę.
Teraz pojawiają się wywody jakiegoś filozofa. Filozof miał na imię Ewaryst i miał żonę Klotyldę, która nim rządziła i manipulowała. On się zaczyna skarżyć na wszystko. Klotylda miała romans z ojcem Romana.
Roman zaręczył się z Elżbietą Komierowską – 1 z 3 rodzeństwa, miała 2 braci. Roman będzie miał z nią dziecko. Roman musi uciekać, bo zabił jakąś służącą na oczach wielu ludzi. Będą prowadzić dochodzenie. W tym czasie urodził mu się syn Konrad.
I znowu pojawia się jakaś „fascynująca” historia. Emisariusz Trawka jest bardzo chory, praktycznie umiera. Nigdy więcej nie zobaczy żony i córki Alinki. Jest w Szwajcarii, opowiada swoją historię ( tzn narrator w 3 os, wszechwiedzący). Żona go opuściła. Poznajemy historię jego życia, tego jak spotkał żonę Natalię. Pojawia się pan Ratyński ( 60 lat), który kocha się w Natalii, do tego przyjaźnił się z jej ojcem. Chciał mieć z nią romans, ale ona nie chciała, więc on popełnił samobójstwo. Dalej opisane są losy Natalii i Trawki. W końcu on umiera.
KSIĘGA DRUGA
Roman jest za granicą ( chyba w Niemczech). Oswald Truth – poznajemy go, jest filozofem, wykładowcą. Mieszkał jednocześnie ze swoją żoną i kochanką, w końcu ta druga go zostawiła. Roman zna Oswalda.
Roman chodził na spotkania do kawiarni „Pod Skarabeuszem” Wymieniano kawiarnię Feista „Pod Skarabeuszem", w której zbierać się mieli ludzie wyznający zasady najstraszniejsze. By zostać członkiem klubu — mówiono — trzeba złożyć czynne dowody, że się uważa małżeństwa za urządzenie niemoralne, i wykazać, że się czyni wszystko w celu zrujnowania prywatnej własności oraz wszystkich przyzwoitych poglądów. Wychodzić zaczęły pisma, w których te potworności dzięki cenzurze nie mogły jasno się wypowiadać. Po tych spotkaniach został aresztowany. W celi poznaje Karla – lokaja, który zabił swojego Pana, bo miał dług karciany i potrzebował $. Romanowi podawało w więzieniu jakieś lekarstwa ( nie jest to powiedziane jasno, ale to chyba jakieś psychotropy, bo Roman od tej pory dziwnie się zachowywał, miał jakieś halucynacje i dziwne myśli. Karl popełnił samobójstwo poprzez połknięcie potłuczonej buteleczki po lekarstwie, które również dostawał. Oskarżali jeszcze jednego więźnia o to, że tego nie dopilnował. W końcu Romek wyszedł z więzienia. Podarł wszystkie listy ( m.in. od żony) nawet ich nie czytając. Zamieszkał w pewnym domu/ pokoju/ budynku – nie sprecyzowane. W międzyczasie kochanka Oswalda się powiesiła. Pisze list do żony Elżbiety: „Przejdą lata — pisał gdzieś już ku końcowi listu — i to, co dzisiaj ci się wydaje niemożliwym, będzie może rzeczywistością. Syn mój rosnąć będzie i pytać o mnie; powiedz mu, że jego ojciec jest tułaczem, że poszedł szukać ziemi obiecanej. Wszyscy my dzisiaj — wszyscy, a nie tylko Polacy, tułaczami jesteśmy i zły to duch, to jest upadek własnego ducha, uwodzi naszych rodaków, gdy myślą, że cierpią oni i błądzą pośród zadomowionych i osiadłych ludów. Miasta i kraje, potężne armie i pyszne dwory monarchów, to wszystko miraż tylko, jaki uwodzi błąkających się po pustyni i męczonych przez pragnienie. Narody nie mieszkają dziś w swych ojczyznach, bo to fata morgana tylko, która nikogo nie gości, a rodzi się w niej tylko gorzki chleb szaleństwa i nie ma innej wody prócz tej, którą czerpie słabość z źródła śmierci. Przez te miesiące zajrzałem tak głęboko w dusze, jakie dzisiaj żyją, że nie zdołam już nigdy powrócić do poprzedniego stanu i zapomnieć. Powiesz mi: skąd mam tę pewność, że to właśnie mnie powołał czas, że to moje jest zadanie budować świat człowiekowi; budować świat, bo to jest prawdą w twojej książce, że wszystko, co jest dla człowieka, jest ze słowa. Mickiewicz pisał o posłannictwie pielgrzyma, ale nam nie Polskę tylko budować potrzeba, lecz ziemię całą; kulę naszą, glob ziemski i jej ojczyznę, w której się trzyma ona, sam byt budować musim. Jeżeli chciałbym, jak to Polacy chętnie czynią, z przeszłości czerpać analogię, mógłbym na Kopernika się powołać, który wytknął nam płaszczyznę polskiego ducha, a światu zapowiedział, że Polski będzie posłannictwem głęboki, korzeniami istnienia i samym kosmosem wstrząsający uniwersalizm. Tego nam potrzeba i nic już innego nie wystarczy. A pewnie, że trzeba będzie, by wielkie zaszły i w codziennym ziemskim biegu spraw ludzkich zmiany. Ziemia i światy są w słowie: tj. w naturze ludzkiej, która jest nim i inaczej nie może być nazwana. Zresztą uwodzą mię moje porównania, bo, jak zrozumiesz, po chorobie i wstrząsających całą budową moralną i jakby nawet naturą umysłu zdarzeniach nie jestem spokojny i łatwo daję się unosić myślom. Nie jest to jednak związane z moimi poglądami, przeciwnie, nowym w myśli naszej jest to właśnie, że dalej idąc niż jacykolwiek bądź entuzjaści i nie poznawać, lecz tworzyć samą istotę rzeczy według ducha naszego zmierzając, ufamy tylko myśli samowiednej, która siebie poznaje, waży, szacuje siły i rodowód sprawdza. Jeżeli bowiem jest coś naszym powołaniem, a niczego prócz samego natchnienia i jego niespójnych, nie znających swego źródła ani własnej powagi nakazów nie ma za sobą, to przecież jawnym jest, że te nakazy, skoro w nas są, z nas są także. Ale niezbadana to i może przeto nie nasza lub z niskich przyczyn rodząca się myśl i wola ją tworzy i przez nie mówi. Nie mam więc innego powołania prócz mojej tylko własnej zimnej i jasnej jak światło w noc mroźną i tak samotnej woli.Sam sobie w tej chwili kawalera z Manszy przypominam, pewnie też nie omieszka mię drogi nasz Zygmunt do niego porównać. Dużo niskich myśli o was przewinęło mi się przez głowę, ale teraz dopiero zrozumiałem, że chociaż nie mogę żyć inaczej, jak w ten sposób, który myśl moja nakreśliła, przecież mogę was kochać. Elżbieto moja, ludzie nie mogą być sobie obcy, choćby chcieli, i ty także tego samego chcesz, i to samo, co ja, czynisz, lecz w inny sposób. Nie wiem jeszcze, gdyż tak mię pewne straszliwe i okropne zdarzenie wykoleiło, że nie umiem, wstrząśnięty przez nie, myśli swych o powołaniu kobiety uporządkować. Więc może kobieta tylko tak żyć może i pewno tylko tak, bo teraz ja, zbudziwszy się jakby ze snu i rannymi, górskimi oczami wszystko widząc, znowu widzę, a nawet teraz dopiero poznaję, że w tobie wszystko jest prawem i zdrowiem. Dziecko moje drogie, cała tajemnica w tym, że świat nasz jest prawem tylko naszej woli i natury i gdy zastajemy naokoło siebie dom nasz i jego przedmioty, dziecinę, domowników, wszystko to, same nawet cegły i ściany, powała i dach trzyma się na tej wewnętrznej podstawie poddanego prawu serca. Samowar, który teraz pewno śpiewa u was na stole, miłe światło świec w waszych lichtarzach, ogień w piecu, wszystko to są sprzymierzeńcy woli naszej, wraz z nami prawa przez nią i przez nich ustanowione, prawa rzeczypospolitej świata tego, przez nas powołanego, szanujący. Żyjemy w magicznym kole. Rozczula mię ta myśl, że nie na podstawie zdatnej do deptania tylko materii trzymamy się w istnieniu, lecz nie moglibyśmy dnia przeżyć, gdybyśmy nie byli współobywatelami porozumiewających się z nami ciężarem, oporem, chemicznym powinowactwem i nieskończonością języków — tworów. Teraz może poczujesz się, Elżuniu, że jest znowu łączność i bliskość między nami, i potrafisz nie rumieniąc się powiedzieć dziecku, że jego ojciec jak jego przodkowie, co wyprawiali się z Kozakami czajkami do Konstantynopola lub na Wołoszczyznę, wyruszył w dzikie pola, gdzie prawo nie rządzi, gdzie naga śmiała wola sam na sam pozostaje z nieokiełznanymi jeszcze współtworami istnienia. Może wróci kiedyś zwiastując zdobycze nowych królestw lub braterstwa nowych porozumień, a może, jeżeli inaczej los rozrządzi, tylko w przyszłości na bezludziu nowa jakaś odwaga odnajdzie ślad, że na tym pustkowiu był już ktoś i bił pale w nurty wartkiej rzeki, w rozsypiska piasków, głuchotę kamienia. Przeminął czas, kiedy tron i władza przez miecz i siłę olśniewała. Jeżeli chcesz, inna mię bardziej zachwyca potęga, i ten z Sykstusów któryś, co z pastucha wdrapał się na szczyt człowieczeństwa, na wierzchołek jego samotności w duchu, większym mi się wydaje niż Buonaparte wzorem. Lecz ta moja myśl niemile może w twych uszach zaważyła, a ja teraz urażać ciebie nie chcę. Jedno tylko jeszcze spojrzenie: w milczeniu stoję teraz na waszym progu, na progu wszystkich rzeczy; nie myślałem jeszcze wczoraj, że tak mi się dusza rozrzewni. Czy dziecko moje nie płacze? Może teraz czuje mój cień nad kołyską. Dalej przecież właściwie idę, niżbym w śmierć tylko się od was oddalał".
Mniej więcej w takim stylu jest cała książka.
KONIEC
|