Duda: Polski mesjanizm i nowa lewica |
Sebastian Duda* |
21.04.2010 |
Stało się. Nastąpiła kolejna odsłona polskiego mesjanizmu. Kilka lat po śmierci Jana Pawła II niewielu już wierzyło, że stare klisze znów staną się użyteczne w ogólnonarodowych celebracjach. Być może są i tacy, którzy dalej w to nie chcą wierzyć. Zbyt pobożne to jednak życzenie.
Półtora roku temu poproszono mnie o tekst o mesjanizmie do zbioru pod redakcją Marii Janion, Moniki Rudaś-Grodzkiej i Agnieszki Zawadowskiej (książka ta ukazała się właśnie pt.: Żebro Mesjasza wraz z towarzyszącym jej tomem Honor, Bóg,Ojczyzna). Dziś mnie samego dziwią zapisane wtedy przeze mnie słowa:
Mesjanizm w Polsce po roku 1989 (do niedawna przynajmniej) nie miał dobrej prasy. Powszechnie odżegnywano się od romantycznej spuścizny.Nastały czasy, w których zbiorowe podnoszenie ducha przez mesjanistyczne prawdy zdawało się już zbędne. Twierdzenia, iż w historii nic nie dzieje się bez wyższego celu, że narody noszą w sobie transcendentne powołania, że krzywdy cierpiących narodów zawsze liczą się w bożym rachunku, mało kogo w III Rzeczpospolitej obchodziły. Mesjanizm kojarzył się nie tylko z nacjonalizmem i martyrologią, ale także z celebracją pustego cierpiętnictwa, które nijak się miało do retoryki modernizacji,pragmatyzmu, radosnego bogacenia się przy okazji budowy nowej Polski w postnarodowej Europie. Do czasu. U progu nowego wieku mesjanizmem na nowo zaczęli się w Polsce interesować młodzi inteligenci,szczególnie o prawicowej proweniencji. Pojawiły się hasła„odrodzenia mesjanizmu” i „neomesjanizmu”, których - dość mgliste - formy zaczęto pod koniec pierwszej dekady XXI stulecia głosić i opisywać na łamach „Teologii politycznej” oraz „Czterdzieści i Cztery”.
Czy owe ponowne pojawienie się mesjanistycznej refleksji powinno dziwić?Raczej nie. Mesjanizm to bowiem jeden z najtrwalszych tropów europejskiej myśli. Ma tendencję do nagłego odradzania się w najróżniejszych czasowych i społecznych kontekstach. I pewnie nawet powszechna sekularyzacja nie jest w stanie utrącić mu mocy.Co nie znaczy, że mesjanizmy postsekularne wolne będą od znany nam z historii szczególnych mesjanistycznych perwersji. […]Mesjanizm jest zatem być może bardziej trwałą formą mentalną polskości niż się to wielu wydaje. Pytanie tylko, jaka będzie jego następna historyczna odsłona.
Nie mogłem przewidzieć, że mesjanizm po raz kolejny odsłoni się w polskich dziejach w sposób tak spektakularny. Po katastrofie samolotu prezydenckiego i najdłuższej żałobie narodowej w historii nowoczesnej Polski jego formy nie wydają się już tak mgliste, jak jeszcze miesiąc temu. Weszliśmy ponownie w stare,dobrze wyżłobione koleiny.
Kaczyński męczennikiem?
Pisałem w tekście w Żebrze Mesjasza:
W popularnym dyskursie w Polsce mesjanizm przyjęło się łączyć z narodową egzaltacją. Przekonanie o szczególnej misji - wyznaczonej przez Opatrzność - jaką pełnić ma naród polski pośród narodów świata, organicznie splecione jest z kultem polskiego męczeństwa,z apologią hekatomby krwi. Kult ten ma oczywiście charakter quasi-religijny. Maria Janion w rozmowie z Jarosławem Kurskim ujęła to w następujący sposób:
Ma się interesy do Boga. To mogą być interesy bardzo wzniosłe,interesy narodowe, ale jednak Bóg nie jest od załatwiania interesów. To właśnie staje się podstawą naszego mesjanizmu,polskiej teodycei narodowej. Dlaczego takie nieszczęścia nas spotykają? Dlatego, że Bóg nas wybrał na ofiarę. To jest swoista angelizacja Polski.11
Tak pojmowany mesjanizm często spotykał się od końca wieku XIX z krytyką w środowiskach inteligencji radykalnej. Nie tylko dlatego,że był silnie nacechowany religijnie. Nie dlatego też, iż, jak twierdził Czesław Miłosz, była to szpetna chrześcijańska herezja, w której unikalną ofiarę jedynego prawdziwego Mesjasza -Jezusa Chrystusa zastępowano wiarą w powołanie i ofiarę polskiego Mesjasza zbiorowego. Dla inteligencji radykalnej, gdy o mesjanizmie myślała, ważne były przede wszystkim jego odniesienia do idei narodowej. Zdawał się on nie tylko usypiać zdrowy rozsądek Polaków, ale prowadził ich bezwiednie w stronę ideologii nowożytnego nacjonalizmu - co pewnie było słusznym domniemaniem,choć Dmowski i inni prominentni endecy często od mesjanicznych polskich egzaltacji się odżegnywali.
Dziś współcześni spadkobiercy Dmowskiego nacjonalizmu radykalnego z mesjanistycznymi tropami nie mają oczywiście już żadnego problemu. Zginął prezydent wraz z towarzyszącymi mu pasażerami,których szybko uznano z reprezentantów „Polski w pigułce”.Czyż w ten sposób wszyscy raz jeszcze nie uzyskaliśmy potwierdzenia, iż Bóg nas wybrał na ofiarę? Dlatego śmierć Lecha Kaczyńskiego trudno byłoby odczytywać przez pryzmat jego życia czy nieudolnej prezydentury. Chcąc nie chcąc, w ujawnionym właśnie na nowo schemacie mesjanistycznej historiozofii zyskuje ona treść symboliczną podobną do tej, którą nadawano męczeństwu chrześcijańskich męczenników.
Nie twierdzę, że prezydent Kaczyński był męczennikiem. Sądzę tylko, że powinniśmy pamiętać, iż wielu chrześcijańskich męczenników nigdy nie ogłoszono by świętymi, gdyby umarli w naturalny sposób. Taka jest już natura chrześcijańskiego męczeństwa. Tę zaś natomiast dość łatwo można wszczepić, jak się wielokrotnie w historii okazywało, w polski mesjanizm narodowy.Tym bardziej pamiętać teraz trzeba, iż temu mesjanizmowi niekoniecznie z chrześcijaństwem zawsze jest po drodze.
Bezgrzeszni i niewinni Polacy?
Co może z mesjanistycznym przekazem zrobić chrześcijanin, który nie chce popadać w quasi-heretyckie pięknosłowia, od jakich zaroiło się ostatnio nie tylko w tekstach Tomasza Terlikowskiego? Moim zdaniem powinien przede wszystkim pamiętać o stałej perwersji wszelkich świeckich mesjanizmów. A jest nią ukazywanie bezgrzeszności i niewinności tam, gdzie jej nie ma. Dlatego traktujący poważnie swą wiarę chrześcijanie mają obowiązek zastanawiania się nad zdaniami typu: „ich śmierć nie może pójść na marne”, które w dniach po katastrofie prezydenckiego samolotu powtarzano jak mantrę.
Trzeba tu powiedzieć wyraźnie, że męczeństwo rozumiane jako „ofiara dla Chrystusa” nie jest tym samym, co śmierć przybrana w cierpiętniczo-mesjanistyczne rysy. Nie bez powodu Chrystus mówił,co znamiennie przypomniała w swym tekście Totem i tabu. Polskiej tanatologii ciąg dalszy Agata Bielik-Robson, by „grzebanie umarłych pozostawiać ich umarłym” (por. Łk 9,60).
Trudno jednak zapomnieć, że refleksja nad śmiercią stoi w centrum chrześcijańskiej teologii. Wedle niej jednak tylko śmierć Chrystusa ma wartość zbawczą, bo tylko On był bez grzechu.Wszyscy inni, jak mówi św. Paweł, „zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23). Wśród ludzi nie ma zatem takich,których można by nazwać ofiarami absolutnie bezgrzesznymi. Dlatego mówienie o Polakach jako wybranych przez Boga do bycia niewinnie skrzywdzonymi może się stawać (i w istocie - bardzo często się staje) karykaturą jednej z najbardziej podstawowych prawd chrześcijańskiej wiary.
Co może tedy powiedzieć chrześcijanin o śmierci nagłej, która w szczególny sposób poruszyła narodową zbiorowość, by nie popaść od razu w taką mesjanistyczną perwersję? W tych dniach w opiniach hierarchów polskiego Kościoła dawał się przecież od czasu do czasu (czy dziwi to kogokolwiek?) zauważyć charakterystyczny patos.Polscy katoliccy biskupi wciąż ze wszystkich teologicznych szkół największe upodobanie mają w „teologii narodu” prymasa Wyszyńskiego, która raz jeszcze okazała się nie tak znów poczciwa, jak się niektórym zdawało. Zamiast więc mówić radośnie o zmartwychwstaniu Chrystusa (jego wspomnieniu jest bowiem poświęcony aktualny liturgiczny okres Kościoła), snuto często refleksje na temat sensu „narodowej ofiary”, nieporadnie próbując łączyć ją czasem z wezwaniami do wzajemnego przebaczenia z narodem rosyjskim.
Jednak zaskoczyło mnie bardzo, iż na mszę pogrzebową w Bazylice Mariackiej wybrano lekcję z Wigilii Paschalnej - najważniejszej liturgii w katolickim roku kościelnym. Nie zdziwiło mnie przy tym wcale, iż nie dodano do niej żadnego aktualizującego komentarza. Były to następujące słowa św. Pawła z Listu do Rzymian:
My wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć. Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to,abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiecie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu.Otóż jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje,żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie (Rz6, 3-11).
Dla św. Pawła ludzka śmierć - przez analogię ze śmiercią Chrystusa - oznacza również „śmierć dla grzechu”. Należy to rozumieć i dosłownie, i metaforycznie (człowiek doświadcza śmierci fizycznej; wciąż żyjący chrześcijanin doświadcza natomiast „śmierci dla grzechu”, gdyż jego wiara wyznaczona jest przez perspektywę zmartwychwstania).
Nieco wcześniej, w tym samym Liście do Rzymian, mówi św. Paweł, że„zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć jego Syna” (Rz5,10). Tak właśnie Apostoł przedstawił wartość ludzkiej śmierci, jeśli ma ona znaleźć sens w zmartwychwstaniu Chrystusa.Śmierć dla grzechu i pojednanie. Jedno i drugie możliwe jest do spełnienia już tu - na ziemi: przez wyznanie win własnych i nieustanne próby otwierania się na innych. Tylko wtedy, wedle Apostoła, śmierć zyskać może tak pożądany przez cierpiętniczych mesjanistów wszelkiej maści transcendentny wymiar.
Słowa Pawła, gdyby potraktować je naprawdę serio, mogłyby stanowić antidotum na mesjanistyczne polskie perwersje. Jeśli już ten nasz mesjanizm objawiać się musi, dobrze byłoby go nieustannie,autentycznie, wciąż na nowo chrystianizować. Inaczej nie będziemy w stanie uniknąć pułapki angelizacji, o której wspominała Maria Janion. Wiecznego trwania w okowach wieszczącego polską bezgrzeszność i niewinność martyrologium, w którym chrześcijaństwo instrumentalizowane jest w imię egzaltowanych, narodowych bajań oraz bieżących, politycznych interesów.
Misjonizm amerykański a mesjanizm polski
Co jednak ma zrobić ten z kolei, kto wierzącym chrześcijaninem nie jest, a z perwersją polskiego mesjanizmu - czy chce, czy nie -mierzyć się teraz musi? Czy można zaklinać wciąż rzeczywistości mówić, że to wszystko zaraz wygaśnie? Że nic z tego niezostanie? Przecież gołym okiem widać, że w znanej od epoki porozbiorowej formie ujawnił się raz jeszcze podskórny a trwały nurt życia polskiego. Nie można zatem mierzyć się sensownie z mesjanistycznym idiomem, mówiąc, że go po prostu nie ma albo że lada moment się wypali, bo Polacy ponoć „już wybrali«normalność»”? Dziwi mnie, że inteligentni skądinąd ludzie głoszą dziś coś z takiego z pewnością, która za nic ma fakty. Chociaż, z drugiej strony dobrze rozumiem „bojaźń i drżenie” przed kolejną erupcją polskiego nacjonalizmu; lęk przed tym, że powielając archaiczne wzory, przestalibyśmy się modernizować. Tyle że naprawdę nie o pochówek prezydenckiej pary w wawelskiej krypcie tu chodzi. Pytanie jest poważniejsze: czy opartą na mesjanistycznych wzorcach więź wolno dziś w poczuciu bezsiły zostawiać do wyłącznej interpretacyjnej obróbki tym, którzy mienić się chcą jedynymi słusznymi strażnikami rodzimego etosu?
W tych dniach kontaktowałem się z moim przyjacielem, który na kilka tygodni udał się do Waszyngtonu i nie mógł z bliska obserwować tego, co się dzieje w Polsce. Przyjaciel wierzącym chrześcijaninem nie jest. Deklaruje się jako zwolennik społecznej modernizacji w duchu lewicowym. Nie tak dawno jeszcze rozmawialiśmy o neomesjanistycznym programie grupy skupionej wokół pisma„Czterdzieści i Cztery”. Ich głos zdawał się wtedy dobiegać do nas obu, choć z różnych powodów, jakby z innego świata. Teraz to się zmieniło. Zapytałem przyjaciela, czy modernizację można łączyć z mesjanizmem. Napisał mi coś takiego:
Powiedziałbym, że mesjanizmu nie można wprząść w modernizację. Modernizacja w klasycznym sensie słowa zakłada przejście od tradycji, wiary i autorytetów moralnych w stronę nauki, rozumu i autorytetów epistemicznych. W tym sensie wiara w przyrodzona misje narodu nie mieści się w scenariuszu: bo nie da się jej wywieść z żadnych racjonalnych przesłanek. Czemu właściwie narody mają mieć przeznaczenie? Nie sposób tego uzasadnić, musisz w to uwierzyć.
Z drugiej jednak strony można to poczucie misji traktować utylitarnie: np. „misją Polaków jest mieć najlepiej wykształconych obywateli na świecie”. Wtedy ma to jakiś sens. Ale w przypadku polskiego posłannictwa - jakieś mętne jęczenie o cierpieniu i przedmurzu - uważam, że to wybitnie antymodernizacyjne. Zaprząta ludziom głowę i odwraca uwagę od realnych problemów nowoczesności: podatków, dróg, szkół, handlu itd. Potem tak to się kończy - zbierają się do kupy tylko wtedy,kiedy ktoś umiera, a i wtedy to wygląda groteskowo, przynajmniej z pewnego dystansu.
Amerykanie mają poczucie misji. I bardzo mnie to w nich przeraza. Tyle że u nich jest imperialno-racjonalistyczno-demokratyczne (z zastrzeżeniem,że demokracja obejmuje tylko swoich). „Shining city on the hill”. Spadek po purytanach, dość paskudny i ciążący: patrz Irak.
Pomyślałem, że misjonizm amerykański zwykle bywa nacechowany religijnie i staje się wtedy mesjanizmem, który, podobnie jak polski, od prawdziwej chrześcijańskiej chrystologii znów stoi daleko. Ale mimo to amerykański mesjanizm modernizacji nie wyklucza - czyli, wbrew temu, co sądzi mój przyjaciel, w jakiś sposób wprzęgnięta weń została oświeceniowa racjonalność. Czy tak samo nie mogłoby być w Polsce?
***
Od lat marzy mi się w moim kraju sprzężenie chrześcijańskiej postsekularnej teologii z nową, lewicową myślą. Póki co jednak coraz bardziej okopujemy się na swoich szańcach. Czy słusznie?
Przyszła mi właśnie do głowy szaleńcza myśl, że narodowa żałoba po katastrofie prezydenckiego samolotu mogłaby stać się dla nowych lewicowców wydarzeniem w takim sensie, w jakim o„wydarzeniach” pisał w swej książce o św. Pawle Alain Badiou. By tak się jednak stało, uznać by trzeba, iż mesjanizm wciąż jest trwałym, choć zwykle podskórnym nurtem polskiego życia zbiorowego. Że nic tak naprawdę nie dają gniewliwe nad nim lamentacje. Że proste odwrócenie się od niego plecami jest wyrazem niedojrzałości. Jedyne, co można w takiej sytuacji sensownego zrobić, to próbować polski mesjanizm kształtować, by wyzbył on się swoich stałych perwersji: wiecznej wiktymizacji, poczucia bezgrzeszności i niewinności, zamknięcia na pojednanie z innymi w imię kompensacji za realne czy wyimaginowane krzywdy. Właśnie tych perwersji, bo nie wierzę, by mesjanizm polski przyczyniał się do wstrzymywania modernizacji mego kraju.
By takie „wydarzenie” jednak w Polsce zaistniało, potrzebna jest również refleksja oparta na chrześcijańskiej teologii. Nigdy dość przypominania, że dla wierzących chrześcijan tylko Chrystus uznany być może za ofiarę bezgrzeszną. Męczeństwo i ofiara powinny być zatem wpisywane w chrześcijańską perspektywę jedynie w kontekście śmierci dla grzechu i pojednania. Nacjonalistyczny solidaryzm, szczególnie gdy powiązać go z ideą wykluczenia innych, niewiele z jednym i drugim ma wspólnego. O tym nieustannie przypominać trzeba.
Bezsensu jednak wydaje mi się - szczególnie teraz! - wołanie„ciszej nad tą trumną!”. Czyż poza wszystkim nie słychać w nim ironicznego a przeraźliwego chichotu historii? Mówić w takich warunkach o „wiecznopolskim kulcie trumien” nie tylko jest nieprzystojne. Jest głupotą. Nie usprawiedliwia jej przecież strach przed nacjonalizmem czy rzekomym wstrzymywaniem modernizacji. Doprawdy - słownym postponowaniem polskiego mesjanizmu zmienić go niepodobna. Wiadomo to nie od dziś. Rzecz w tym, powtarzam raz jeszcze, by go sensownie kształtować na nowo. Nie miałbym nic przeciwko temu, by Polacy mogli stać się - i to w imię bliskiej im, zbiorowej, mesjanistycznej skłonności - świadkami pojednania, w którym nie tylko poczucie krzywdy, ale i wyznanie własnych win znajdzie swoje miejsce. I, by mając poczucie swego wybrania, potrafili „bronią sprawiedliwości” (znów ten św.Paweł! - por. Rz 6,15) uczynić ten kraj nowocześniejszym,lepszym i sprawiedliwszym.
Mesjanizm polski, w którym stare, perwersyjne formy dekonstruowane byłyby pospołu przez chrześcijańską teologię i lewicową, modernizacyjną refleksję, jest w stanie, moim zdaniem, Polskę przemienić. Dlatego nie warto go zostawiać prawicowym radykałom. |