Mimo wielu eksperymentów i kilkakrotnego obwieszczania śmierci klasycznej powieści tradycyjna formuła, przetestowana na pokoleniach czytelników, nadal znakomicie zaspokaja potrzeby słuchania opowieści. Ale Ty wcale nie musisz pisać takiej książki! Proponuję Ci dzisiaj… powieść-worek.
Termin wprowadził do użytku Witkacy. Jak wiadomo licealistom, ten genialny wariat nie uważał powieści za dzieło sztuki, a to ze względu na specyficzną definicję sztuki, którą sam sobie ukuł i do której powieść mu się nie zmieściła. Dla Witkacego, który był malarzem, istotą sztuki była forma – konstrukcja dowolnych elementów: barw, słów, dźwięków, działań (to w teatrze), złożonych bez użycia intelektu, tzn. bezpośrednio. Odbiór tej konstrukcji również jest bezpośredni, a odbiór powieści jest zapośredniczony przez słowa, poza tym sztuka, swoiście przez Witkacego rozumiana, powinna być odbierana „na raz”, na co powieść jest za długa – nie można przytrzymać jej całej w pamięci i jednocześnie obracać w myślach jej różnorodnych elementów.
Pisząc powieść-worek, nie trzeba się oglądać na wyznaczniki gatunku, bo do worka wolno wrzucić wszystko: elementy epickie, liryczne, dramatyczne, nawet traktat filozoficzny – sam Witkacy robił to namiętnie. Nie trzeba przejmować się trzymaniem jednej estetyki, bo erudycyjność może być przeplatana wulgarnością, zdania lirycznie mogą sąsiadować z żargonem naukowym. Odpada nam jeden z większych problemów prozaika: wyraziści/życiowo prawdopodobni/psychologicznie pogłębieni bohaterowie – bo bohater powieści-worka nie jest po to, żeby odzwierciedlał jakąś prawdę o rzeczywistości (a już na pewno nie po to, żeby się z nim utożsamiać), ale jest wehikułem dla prawdy wyższego rzędu, idei, którą przekazuje autor.
O, właśnie – autor: nie musi się on chować za swoim światem, może i powinien zwracać się do czytelnika, „pukać w ekran”. Skoro pisze powieść, w której – jak w worku – może znajdować się wszystko, wrzucane według klucza jego zainteresowań, to nie ma powodu, żeby miał się chować przed odbiorcą.
Powieści wolno wszystko, pisał Witkacy. Na długo przed Anything goes Feyerabenda. To, że powieść „nie jest sztuką”, daje jej wolność od reguł, których sztuka winna przestrzegać – Witkacy wymyślił ją jako rodzaj artystycznego karnawału.
Jak zatem upichcić ten literacki Eintopf?
Najpierw narracja. Stanisław Ignacy posługiwał się trzecioosobową i miał ku temu powody. Można – naturalnie – napisać swój „worek” przy użyciu dowolnej techniki narracyjnej, ale użycie pierwszej osoby może zasugerować czytelnikowi istnienie jakiegoś porte-parole autora, podczas gdy przesłanie całości powinno wynikać z interakcji między bohaterami, ich działaniami i wypowiedziami. Stawiamy się więc na pozycji tradycyjnego narratora – by od czasu do czasu zejść z niej, bo czytelnik nie może się zapomnieć i zanurzyć w świat powieści; od tego ma literaturę popularną. Ma pamiętać, że obcuje z konstruktem intelektualnym.
Następna rzecz to zapomnieć, czego uczyli nas spece od „powieści w stylu Kinga/Grishama/kogotamjeszcze”, gdy kładli nam do głów drobiazgowe dbanie o prawdopodobieństwo zdarzeń i spójność świata. W powieści-worku można, a nawet trzeba zaburzać standardowy obraz świata czytelnika, wytrącać go z odbiorczej inercji, zmuszać do myślenia. Najzupełniej w porządku będzie, jeśli kloszard bełkoczący trzy słowa na krzyż zacznie przemawiać żargonem filozoficznym. Zresztą nie tylko pod względem językowym może okazać się niespójny – charakterologicznie i psychologicznie również można go w miarę rozwoju fabuły „nicować”. Czytający ma zostać sprowokowany do myślenia – na temat głównych tez powieści (te wymyślasz najpierw i obudowujesz je tekstem) albo sposobu istnienia powieści jako zjawiska.
Wzoruj się na Witkacym: nie przejmuj się, czy czytelnik zrozumie. Autor Pożegnania Jesieni i Nienasycenia buńczucznie twierdził, że odbiorca ma zaakceptować lub nie, a nie zrozumieć lub nie. Chodziło naturalnie o to, że nie będzie naginał swojej twórczości do potrzeb intelektualnych odbiorcy, bo jak każdy z pewnością chciał być zrozumiany.
Zdaje się, że wspominałem coś o „tezach powieści”. No tak, jeśli chcesz rozrywać konwencje, musisz wiedzieć, po co to robisz, a stylistyczna i konstrukcyjna wieża Babel w powieści-worku ma służyć kompleksowemu przedstawieniu systemu poglądów autora. To znaczy, że trzeba go mieć, a także dysponować odpowiednią erudycją, aby kompetentny czytelnik mógł się zorientować, że reguły połamane są celowo, a nie przez pisarską indolencję.
Powodzenia!
Autor: Piotr Ołowiak