Boy-Żeleński Tadeusz
Tadeusz Boy-Żeleński tak naprawdę nazywał się Tadeusz Kamil Marcjan Żeleński, a Boy to tylko jego literacki pseudonim.
Polski pisarz, poeta-satyryk, kronikarz, eseista, tłumacz literatury francuskiej, krytyk literacki i teatralny, działacz społeczny przyszedł na świat w szlacheckiej rodzinie herbu Ciołek 21 grudnia 1874 roku w Warszawie, a zmarł 4 lipca 1941 we Lwowie. Jego matką była Wanda z Grafowskich, a ojcem kompozytor Władysław Żeleński.
Ukończywszy gimnazjum, w 1892 roku rozpoczął ośmioletnie studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po ich ukończeniu, został zatrudniony na stanowisku lekarza pediatry w Szpitalu św. Ludwika w Krakowie. Choć wszystko wskazywało na to, że rozsławi nazwisko na gruncie medycznym (rozpoczął nawet pisanie pracy habilitacyjnej), to jednak stało się inaczej. Gdy wysłano go na stypendium do Paryża, stolica Francji zachwyciła go nie tylko nowinkami lekarskimi, lecz także atmosferą zadymionych kawiarni, stylem ubioru artystów-cyganów oraz literaturą francuską.
Po powrocie do kraju, od 1906 roku współtworzył krakowski kabaret „Zielony Balonik”, w którym dawał upust swym satyrycznym ciągotom. Pierwszy na ziemiach polskich wieczór kabaretowy odbył się jesienią 1905 roku w „Cukierni Lwowskiej” należącej do Jana Michalina (…) Balonik skupiał artystyczną elitę ówczesnego Krakowa: konferansjerem był początkowo Jan August Kisielewski, później Stanisław Sierosławki (…) oprawę graficzną tworzyli Kazimierz Sichulski i Witold Wojtkiewicz, występowali (w nietypowym dla siebie repertuarze) Arnold Szyfman, Juliusz Osteria i młodziutki Leon Schiller. Teksty pisali między innymi Adolf Nowaczyński, Witold Noskowski i Karol Hubert Rostworowski. Już w drugim sezonie duszą „Balonika” stał się Tadeusz Żeleński, który dla kabaretu i literatury zwichnął sobie świetnie zapowiadającą się karierę naukową w dziedzinie pediatrii. [/c](J. Tomkowski, Młoda Polska, s. 54).
Mimo ogromnej popularności kabaretu, o której zdawała sobie sprawę, pisząc ironicznie: [c](...) Ewangelia Zielonego Balonika obiegła cały kraj; wszędzie rozpleniły się kabarety: od stowarzyszeń robotniczych do artystycznych salonów, od stolic aż do głębokiej prowincji, gdzie zwykle kończyły się kwasami, ponieważ poruszały, nie zawsze dyskretnie, prywatne sprawy znanych figur w miasteczku,[/c] nie porzucił jednak praktyki medycznej, służąc na przykład podczas I wojny światowej jako lekarz kolejowy w armii austriackiej.
Na
miejsce pobytu wybrał Warszawę, w której zamieszkał na stałe w
1922 roku.
To jemu zawdzięczamy podział
Młodej Polskę na „tatrzańską” i „szatańską”
i wskazanie w ten sposób dwóch najważniejszych obszarów
skupiających zainteresowanie artystów epoki.
O sobie myślał
z ironią: Nie jestem ani satyrykiem, ani humorystą, te etykietki są
mi bardzo niemiłe, jestem (...) czystej krwi błaznem i nie widzę
innego odcienia na wyrażenie swego temperamentu literackiego.
Mimo takiego podejścia, jego aktywność artystyczna, twórczość satyryczno-eseistyczna często przysparzała mu zagorzałych przeciwników, zorganizowanych nie tylko wokół środowisk konserwatywnych (chadecja, endecja itp.), lecz także w środowisku literackim (był krytykowany przez Karola Irzykowskiego, m.in. w książce Beniaminek). Oskarżano go o szarganie świętości narodowych, widząc w liberalnym światopoglądzie zagrożenie dla praworządności kraju i tradycji literackiej. On z kolei także nie pozostawał dłużny, zwłaszcza środowisku kościelnemu. W Dziewicach konsystorskich pisał: Kler, który, uporawszy się z 'heretykami' położył w dawnej Polsce rękę na wszystkim, przyczynił się do pogrążenia narodu w owej straszliwej ciemnocie, w jakiej tkwiliśmy przez cały wiek siedemnasty i trzy czwarte ośmnastego, wówczas gdy inne narody spełniały największą pracę myśli.
Gdy latach 30. wspólnie ze swą współpracowniczką, Ireną Krzywicką, feministyczną pisarką, publicystką i tłumaczką, podjął się funkcji kierownika prywatnej warszawskiej kliniki, w której bezpłatnie promowali świadome macierzyństwo, nazwano go wysłannikiem Szatana i grzesznikiem. Żeleński tymczasem, nie przejmując się głosami krytyki, dołożył oliwy do ognia i założył "Życie Świadome" - dodatek do "Wiadomości Literackich", w którym z perspektywy lekarza, podpierając się naukowymi doniesieniami i wiedzą wyniesioną ze studiów i wieloletniej praktyki, propagował antykoncepcję i edukację seksualną, domagał się legalizacji aborcji i oddania kobietom prawa do decydowania, czy i kiedy chcą zostać matkami. Nie postrzegał kobiet jako bezwolnych inkubatorów, lecz jako istoty obdarzone wolną wolą i mogące decydować o sobie. W "Życiu Świadomym" publikowali także Zofia Nałkowska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.
Nie
zawsze jednak jego twórczość spotykała się z głosami krytyki.
Ze względu na swe poglądy i charyzmę, w 1933 roku został na
przykład wybrany do Polskiej
Akademii Literatury.
Gdy
wybuchła II wojna światowa, podobnie jak duża część literatów,
ewakuował się do Lwowa, które od tej chwili miało stać się
ważnym przystankiem na mapie jego życia. Zamieszkawszy u szwagra
żony - prof. w Klinice Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Jana
Kazimierza Jana Greka, w bardzo krótkim czasie, bo już w
październiku 1939 roku otrzymał propozycję pracy. Otóż sowieckie
władze Uniwersytetu zaproponowały mu posadę kierownika katedry
historii literatury francuskiej na lwowskim uniwersytecie. Żeleński,
jak to czynił dotychczas, z ochotą przyjął nowe wyzwanie.
W czasie okupacji sowieckiej Lwowa powiększył grono swych wrogów. Jego aktywne działanie we władzach Związku Literatów Polskich, dziennikarska pasja, z jaką pracował w kolegium redakcyjnym pisma Związku Pisarzy Sowieckich Nowe Widnokręgi, publikowanie artykułów w "Czerwonym Sztandarze" – piśmie o czterdziestotysięcznym nakładzie, uczestnictwo w propagandowych imprezach spowodowało, że wielu Polaków nazwało go kolaborantem i zdrajcą.
Gdy Lwów został zajęty przez Niemców, Żeleński wraz z prof. Grekiem i jego żoną Marią Pareńską-Grekową zostali w nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku wraz z grupą lwowskich profesorów aresztowani przez batalion hitlerowski Nachtigall, a w kilka godzin później zamordowani pod osłoną nocy na Wzgórzach Wóleckich. Ciało satyrycznego poety zostało pochowane w nieznanym miejscu.
Ciekawostką związaną z okresem tuż przed jego śmiercią jest fakt, iż na dwa tygodnie przed śmiercią złożył we lwowskim Wydawnictwie Mniejszości Narodowych maszynopis, na podstawie którego w 2006 roku wydawnictwo Iskry wydało niepublikowaną wcześniej książkę W perspektywie czasu.
Twórczość Boy-Żeleńskiego jest bardzo bogata i różnorodna. Zawdzięczamy mu wiele doskonałych przekładów dzieł literatury francuskiej, m.in:
-
Średniowieczne dzieło o zacnym rycerzu Pieśń
o Rolandzie,
-
Wielki
Testament François
Villona,
- niezapomniane Dzieje
Tristana i Izoldy
Bédiera,
Wszystkie
sztuki:
Moliera (np. Skąpiec;
Świętoszek),
Pierre Corneille'a (np. Cyd),
Pierre Beaumarchais'go (Cyrulik
sewilski, Wesele Figara),
Woltera (np. Kandyd,
czyli optymizm),
Kartezjusza (np. Eseje
filozoficzne; Rozprawa o metodzie),
Pascala (np. Myśli;
Prowincjałki),
część
wierszy:
Verlaine'a (Elegie),
Monteskiusza (m.in. Listy
perskie),
Kubusia
Fatalistę i jego Pana
Diderota, Michel de Montaigne'a (Próby),
François Rabelais'go (Gargantua
i Pantagruel),
Wyznania
Rousseau, Ojca
Goriot
Balzaka, W
poszukiwaniu straconego czasu
Prousta, Stendhala (m.in. Czerwone
i czarne, Pustelnię parmeńską),
Musseta, Flauberta (Pani
Bovary, Salammbo),
Gide'a, François-René de Chateaubrianda, Pierre Choderlos de
Laclosa (np. Niebezpieczne
związki).
Ciekawą opinię na temat wartości tłumaczeń Boya ma Tomasz Stróżyński, autor książki Pracowite błazeństwo. O przekładach Tadeusza Żeleńskiego (Boya): Książką niechlujną i sprośną tak, że najśmielsze nowele Boccaccia są wobec niej ideałem czystości, uraczył nas Boy w swoim ordynarnym przekładzie. Ordynarnym – nie możemy cofnąć tego słowa. Tłumaczył bowiem polszczyzną XVI w. istotnie wdzięczną i poprawną, dopóki nie natrafił na jakiś termin skatologiczny. Lecz wtedy, wbrew nawet prawdzie historyczno – językowej, pomagał sobie najbardziej wstrętnymi nowotworami, pomagał zuchwale, by uwypuklić pornografię brantomową.
Prócz przekładów, napisał wiele interesujących i ważnych książek. Wszystkie wstępy, popełnione do utworów, które tłumaczył, zostały wydane w trzech tomach pod tytułem Mózg i płeć i są niezastąpioną lekturą dla studentów literatury francuskiej (tak samo jak dzieła zebrane wydane po wojnie w serii PIW-u pod redakcją Henryka Markiewicza, a zatytułowane Antologia literatury francuskiej). On sam zdawał sobie sprawę nie tylko z ogromnego artystycznego poziomu literatury francuskiej, lecz także odnosił się do niej ze zdrowym dystansem: [c]Pisarz francuski to dla wielu blagier, dla którego nie ma nic świętego, który ze wszystkiego się śmieje i mówi sprośności.(...) Skoro przeznaczeniem naszym jest poznawać Francję z owej śmiejącej strony, nauczmyż się bodaj rozumieć ten francuski uśmiech. Wieki nieprzerwanej pracy i kultury są poza tym uśmiechem. Trzeba było zdeptać we wszystkich kierunkach wszystkie ścieżki, wszystkie dziedziny ducha, aby w świecie myśli stworzyć sobie ogródek intelektualnej zabawy, aby skrót mądrości pokoleń umieć podawać w żartobliwej formie
Z jego dziennikarskiej aktywności na uwagę zasługują liczne felietony o charakterze społeczno-obyczajowym, teksty krytyczne na temat teatru, artykuły dotyczące historii literatury, zebrane potem w takich książkach, jak Ludzie żywi, Marysieńka Sobieska, Murzyn zrobił swoje, Obrachunki fredrowskie, Salon literacki, Słowa grube i cienkie, Stendhal i Balzac, Znaszli ten kraj itd.
Tak ogromna aktywność, stanowcza osobowość i dzieje życia mogące posłużyć za scenariusz filmowy spowodowały, że ten pisarz stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla współczesnych badaczy literatury. Tadeusz Nyczek, autor artykułu Słówka, Boy-Żeleński, Tadeusz, opublikowanego w 2005 roku w „Gazecie Wyborczej”, zafascynowany osobowością pisarza, a jednocześnie obawiający się marginalizowania twórczości i znaczenia twórcy kabaretu „Zielony Balonik”, w pierwszych słowach tekstu stara się przybliżyć styl życia Boya, nazwanego jednoosobową boyówką obyczajowo-kulturalną: Był fenomenem absolutnym, cudem natury przytrafiającym się ludzkiej kulturze raz na jakąś erę, i możemy sobie pogratulować, że kiedyś ktoś taki chodził po krakowskich Plantach i pił wiśniówkę u Jana Michalika na Floriańskiej. Dziś, kiedy wszystkie autorytety, od obyczajowych po estetyczne, zostały już potłuczone na proszek i rozsypane po ulicach i oceanach, dzieje działalności Boya mogą się wydawać zapisem początków tej dewastacji, jakże typowej dla ledwo co minionego stulecia. Jakże jednak miłe i rozumne złego początki...
Słówka – opracowanie
Humor Słówek nie starzeje się z upływem lat, choć odchodzą w niepamięć ówczesne realia i kolejne wydania książki trzeba opatrywać starannymi przypisami – oto opinia Jana Tomkowskiego. Zgadzam się z nią w pełni.
Słówka to najtrwalsze dzieło satyryczne okresu Młodej Polski. Dlaczego? Ponieważ wciąż bawi, zadziwia trafnością spostrzeżeń, intryguje swą niepodważalną aktualnością, wzrusza i pobudza do refleksji zarówno o kabaretowym talencie Żeleńskiego, jak i o nieśmiertelności naszych polskich przywar, jest czytane przez nowe pokolenia od prawie stu lat. Chyba żaden utwór tak jak ten nie jest wypełniony tak ogromną porcją afirmacji życia.
Na popularność dzieła wpływ bez wątpienia ma też osoba twórcy, który, według Tadeusza Nyczka był fenomenem absolutnym, cudem natury przytrafiającym się ludzkiej kulturze raz na jakąś erę, i możemy sobie pogratulować, że kiedyś ktoś taki chodził po krakowskich Plantach i pił wiśniówkę u Jana Michalika na Floriańskiej.
Dzieło, napisane językiem jakże różnym od młodopolskiego, manierycznego, dostojnego do przesady, patetycznego tonu, wypełnione słownictwem potocznym, prozaizmami, a nawet wulgaryzmami powstało w 1913 roku. Jan Tomkowski przyznaje mu tytuł podstawowego dokumentu dla każdego, kto chciałby się zająć dziejami kabaretu „Zielony Balonik” (J. Tomkowski, Młoda Polska, s. 77). W skład zbioru wchodzą humorystyczne wiersze, ostre satyry, piosenki, kuplety, skecze, scenki dramatyczne, prześmiewcze aluzje literackie i
obyczajowe, a nawet polityczne. Wszystko to napisał prawdziwy mistrz.Utwory są (…) lekkie, czasem frywolne, a nawet pikantne, ośmieszają pruderyjną moralność mieszczańską, parodiują rozmaite style literackie (w tym konwencje Młodej Polski, poezję romantycznych wieszczów, a także Asnyka.)
Powstały dla „Zielonego Balonika” - najsłynniejszego polskiego kabaretu, działającego na początku XX wieku w krakowskiej kawiarni Jama Michalika. Były tam recytowane i śpiewane.
Głównym bohaterem, nacechowanym negatywnie, jest w Słówkach hrabia Tarnowski - polski historyk literatury, krytyk literacki, publicysta polityczny, nieformalny przywódca konserwatystów krakowskich, który przede wszystkim słynął jako zagorzały przeciwnik Młodej Polski. Jest autorem wielu utworów satyrycznych, skierowanych przeciwko modernistycznym ikonom. Wystarczy chociażby wymienić takie utwory, jak parodia twórczości Stanisława Wyspiańskiego, zatytułowana Czyściec Słowackiego (1903) czy ostre opracowanie O literaturze polskiej XIX wieku (1907). Tarnowski nazywany jest przez Boya-Żeleńskiego …starą ciotką!"
Kolejnym artystycznym popisem talentu autora Słówek jest jego próba dopisania dalszych losów bohaterów sagi obyczajowej Henryka Sienkiewicza Rodzina Połanieckich, surowo potraktowanej przez krytykę literacką epoki, lecz cieszącej się popularnością zarówno wśród czytelników, jak i specjalistów od parodii, pamfletów oraz polemik.
Boy-Żeleński, odznaczający się zdroworozsądkową postawą wobec najbardziej drażliwych kwestii, zajął także stanowisko w dosyć obrazoburczej, acz ważnej sprawie. W Pieśni o mowie naszej wyraził swą negatywną opinię na temat ubóstwa polskiego języka erotycznego. Wiele sformułowań i cennych powiedzonek obecnych w dziele weszło na stałe do polskiego języka codziennego, zyskując sobie nawet miano żartobliwych złotych myśli, np.: W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.
Sam autor o swym dziele wypowiadał się często. Twierdził, że podczas pracy przyświecała mu idea oczyszczenia atmosfery panującej wówczas w Krakowie. Kultowi narodowej tradycji towarzyszył bowiem nieznośny patos, obyczajowy konserwatyzm i ciasny prowincjonalizm. W tej sytuacji najskuteczniejszą bronią stawał się śmiech.
Pisarz, przywiązujący ogromną wagę do roli kabaretu i jego wytworów, chciał pokazać rodakom, że czas rozpamiętywania narodowych klęsk, borykania się z zaborcami już odszedł. Jego humor nie ma pierwiastków zjadliwości czy nienawiści. Ustąpiły one miejsca mądrej refleksji nad samym sobą i rodakami, którzy według autora byli najdoskonalszymi obiektami dobrodusznych kpin i żartów.