Ziemkiewicz Rafał A Kwitko Worczyk, nornik z Dnoworek Nowa Fantastyka 1997

Ziemkiewicz Rafał A.: Kwitko Worczyk, nornik z Dnoworek. Nowa Fantastyka 1997 nr 7 s. 77


Rzecznicy spolszczania nazwisk i nazw u Tokiena szermują argumentem, że to właśnie sam Mistrz kazał, by owe imiona i nazwiska brzmiały w każdym języku swojsko. Ich przeciwnicy, podobnie, powołują się na osobiste przykazanie Mistrza, by hobbici w każdym języku przypominali Anglików, a więc pozostawali przy oryginalnych nazwiskach i nazwach. Sam Mistrz, z przyczyn obiektywnych, zachowuje milczenie. I bądź tu, człowieku, mądry.

Myślę jednak, że to, co miał on na ten temat do powiedzenia, nie jest najważniejsze. Argumentem rozstrzygającym powinno być rychłe wejście w życie przygotowywanej w sejmie ustawy o ochronie języka polskiego. Fakt, że projekt nie idzie tak daleko, jak prawo francuskie (gdzie nawet "komputer" przerobiono na "l'ordinateur" - ale to kompleksy uwiędłego imperium) i nie narzuca zmian w utworach literackich. Jeszcze nie narzuca; ale roztropność każe się załapywać z duchem czasu, gdy tylko rzeczony duch daje się uchwycić - i fakt, że wydawca i tłumacz już teraz wyszli mu, być może nieświadomie, naprzeciw, może tylko cieszyć.

Szkoda tylko, że wyszli tak słabo i niekonsekwentnie. Przyznam bowiem, że nowy przekład "Władcy Pierścieni" p. Łozińskiego, opublikowany przez Zyska i S-kę, budzi głęboki niedosyt. Po prostu jest nie dość jeszcze swojski. Bilbo Baggins to na przykład u Łozińskiego Bilbo Bagosz. Przepraszam, Bagosz brzmi dla mnie równie obco, jak Baggins; cząstka "bag" kojarzy się, jeśli już z czymś, to z bagnem, a powinna z workiem. A więc, jeśli już, to nie "Bagosz", tylko "Worczyk". Imię Bilbo również wymaga spolszczenia - zawarta w nim bowiem cząstka "bil" brzmi dla Anglika bardzo znajomo, winna zatem zabrzmieć podobnie i dla nas. "Bill" to w angielskim albo zdrobnienie imienia William (które nie ma polskiego odpowiednika, niestety), albo słowo oznaczające rachunek, a bardziej po naszemu: kwit. Jestem zatem przekonany, że będzie doskonałym spełnieniem intencji autora zamiana tego dziwacznego dla Polaków imienia na polskie "Kwitko". Kwitko Worczyk - oto nasza swojska odpowiedź na sługusa językowego imperializmu anglosasów, Bilba Bagginsa!

Gdzie mieszka Kwitko Worczyk? Oczywiście, nie może to być Bagoszno. Ta nazwa też nie kojarzy się z wyraźnie zaznaczonym w oryginale workiem (chyba, że przez brzmieniowe skojarzenie z moszną - ale to dość odległa asocjacja). W oryginale jest "Bag End", co można przetłumaczyć bardzo ładnie i tak swojsko, że nawet minister Podkański będzie uradowany: Dnoworki (kogo czego: Dnoworek, komu czemu: Dnoworkom, etc, to jest, tfu, przepraszam, itd.) Dnoworki zaś, jak wiemy, są częścią miejsca, które w angielskim nazwane zostało "Hobbitonem", a w przekładzie pana Łozińskiego "Hobbitowem". Nie, nie, nie, panie spolszczaczu! Znowu popełnia pan ten sam błąd, co przy przy "Bagoszu" - ogranicza się pan do spolszczenia końcówki, a obco brzmiący źródłosłów pozostawia bez zmian. Tak nie można! A ponieważ słowo "hobbit", ewidentnie (tfu, tfu - chciałem powiedzieć, że jak w pysk) angielskie należy do kluczowych w całej opowieści, nie ma co robić uników, tylko trzeba chwycić byka za rogi.

Sprawa, przyznaję, nie była łatwa, bo choć "hobbit" brzmi bardzo angielsko, to nic po angielsku nie znaczy. Na szczęście w załącznikach, w trzecim tomie trylogii, autor wyjaśnia jego pochodzenie. Pisze Tolkien, że jego bohaterowie sami nazywali swoją rasę "kudukami", co z kolei pochodziło od "kud-dukan", czyli "mieszkaniec nor". "Przetłumaczyłem tę nazwę jako holbytla i utworzyłem jej skróconą formę hobbit - bo tak zapewne przekształciłby się ten wyraz, gdyby był istniał w naszym starym języku". "Nasz język" oznacza oczywiście u Tolkiena angielski, nie ma zatem najmniejszego powodu, by z jego tłumaczenia korzystać. Na polski "kud-dukan", mieszkaniec nor, przekłada się krótko jako "nornik". A miasteczko norników to oczywiście Nornikowo. Przy okazji wiemy już, jaki tytuł nadać nowemu przekładowi pierwszej z wydanych drukiem książek Tolkiena, której też przecież nie można zostawić tak jak teraz, zachwaszczonej angielszczyzną.

Trzeba jednak podejść do sprawy odważnie: jeśli ma być swojsko, samo spolszczenie nazw, nazwisk i imion nie wystarczy. Będzie bowiem poważnym zgrzytem, gdy pozwolimy naszemu Kwitko Worczykowi mieszkać dalej w Pagórku przypominającym jako żywo angielską rezydencję, zamiast w czymś podobniejszym do swojskiej chałupy. Mniejsza już nawet o drzwi, okrągłe "jak okienko okrętowe", zielone i z mosiężną klamką "sterczącą dokładnie pośrodku". Ale za tymi drzwiami, jak czytamy we wspomnianej już powieści "Nornik", rozciąga się - przepraszam za to słowo - "hall", i to "z boazerią na ścianach i chodnikiem na kafelkowej podłodze". Na dodatek czytamy o kilku garderobach i o otaczającym Pagórek typowo angielskim ogrodzie, w którym bohater, z "porządnie wyszczotkowanymi" stopami (swojski, rodzimy Kwitko nie ma prawa szczotkować sobie czegokolwiek!) ćmi sobie fajkę.

Czy muszę dowodzić, że w porządnym, swojskim przekładzie fajkę musi zastąpić "sport", ewentualnie "klubowy", a o żadnych kafelkach, garderobach i boazeriach po prostu nie może być mowy? Wysoki status Kwitka i bogactwo jego siedziby podkreślić należy w taki sposób, jak to się rzeczywiście robi na polskiej prowincji - okładając Pagórek lusterkami i montując na nim wielki, wielki talerz anteny satelitarnej. A wewnątrz domu oznakę zamożności stanowić będzie nie mnóstwo pokojów "przeznaczonych wyłącznie na ubrania", tylko ustawiony w każdym pomieszczeniu kolorowy telewizor i wideo, to jest, mówiąc swojsko, "widziaj". I jest jasne, że w swojej luksusowej willi Kwitko nie będzie podejmował Gandalfa "kropelką czerwonego wina" i szarlotką, tylko...

Ohoho, zapędziłem się i omal nie wpadłem w lukę prawną, na którą niniejszym zwracam Wysokiemu Sejmowi uwagę - chcąc pozostać konsekwentnie wiernym duchowi ustawy o ochronie języka trzeba by naruszyć ustawę o wychowaniu w trzeźwości. Poprzestańmy na stwierdzeniu, że czym Kwitko będzie podejmował czarodzieja, to i tak każde polskie dziecko, wychowane w ustawowej trzeźwości, dobrze wie. Zresztą nie zamierzam w tym felietonie odwalać całej roboty za przyszłych tłumaczy, którzy pójdą szlakiem wytyczonym przez p. Łozińskiego. Chciałem tylko uświadomić im, jak wiele trzeba będzie jeszcze zmienić, aby w duchu konsekwentnie swojskim i ustawowym przedstawić polskiemu czytelnikowi przekład "Czerwonej Księgi".

"Czerwona Księga"... Przynajmniej to brzmi niezwykle we wspomnianym duchu, bez żadnych dodatkowych zabiegów tłumaczy.

 




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ziemkiewicz Rafal A okolice fantastyki
Ziemkiewicz Rafał A okolice fantastyki
Ziemkiewicz Rafal A okolice fantastyki
ziemkiewicz+rafa%b3+ +ta%f1cz%b9cy+mnich H6EVSFFHPXK5Y4NDJGC73JM5N3ZOBSLXV2R52YI
nowa fantastyka 1993 01 (osloskop net) MN5QCT4BEL5GY4KG2DLMHYXUO3JS7HB2PS5EN7I
ziemkiewicz+rafa%b3+ +godzina+przed+%9cwitem YXASAMZEZSIQJ3JSVKHR2UMHF3X734SS2ZFSUEI
Chińska paradyzja, Dokumenty- Różności, Nowa Fantastyka
Kolejność spraw, e BUKA, Ziemkiewicz Rafal A - Felietony, Rafał Ziemkiewicz - felietony
Ziemkiewicz Rafał Pajęczyna
Ziemkiewicz Rafał Godzina przed świtem
Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza
Ziemkiewicz Rafał A Czerwone dywany odmierzony krok
Ziemkiewicz Rafał A Godzina przed świtem
Ziemkiewicz Rafał A Pieprzony los Kataryniarza
Ziemkiewicz Rafał Stosy kłamstw o św Inkwizycji
Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony Los Kataryniarza scr
Ziemkiewicz Rafał A Czerwone dywany, Odmierzony krok
Ziemkiewicz Rafał A Tańczący Mnich
Ziemkiewicz Rafal Tanczacy Mnich

więcej podobnych podstron