VII. JĘZYK SYMBOLICZNY W MICIE, BAŚNI, RYTUALE ORAZ POWIEŚCI
Mit, podobnie jak sen, przedstawia jakąś historię dziejącą się w przestrzeni i czasie, fabułę, wyrażającą językiem symbolicznym religijne oraz filozoficzne idee i przeżycia duszy, w nich tkwi istotne znaczenie mitu. Jeśli nie uchwycimy jego prawdziwego sensu, staniemy w obliczu następującej alternatywy: albo mit jest przednaukowym naiwnym obrazem świata i dziejów, a w najlepszym razie wytworem świetnej poetyckiej wyobraźni, albo też - a jest to stanowisko wierzącego ortodoksa - jawna fabuł mitu jest prawdziwa i trzeba dawać jej wiarę jak poprawnej relacji z wydarzeń, które w rzeczywistość się rozgrywały. Chociaż alternatywa ta w dziewiętnastym i na początku dwudziestego stulecia w obrębi kultury Zachodu wydawała się nie do odrzucenia, stopniowo w dziedzinie tej nastąpiły zmiany. Obecnie kładzie się nacisk na religijne i filozoficzne znaczenie mitu, a jego fabule nadaje się symboliczny sens. Zrozumiano nawet, że te jawne treści mitów nie są po prostu wytworem fantastycznych wyobrażeń ludów pierwotnych, lecz zawierają pielęgnowane pieczołowicie wspomnienia z przeszłości. Prawdę historyczną niektórych z nich potwierdziły w ciągu ostatnich dziesięcioleci liczne wykopaliska. Do tych, którzy utorowali drogę do nowego rozumienia mitu, należą przede wszystkim Bachofen i Freud. Ten pierwszy z niezrównaną przenikliwością i jasnością widzenia pojął mit, zarówno w jego religijnym i psychologicznym, jak też historycznym znaczeniu. Ten drugi wspomógł rozumienie mitu, zapoczątkowując znajomość języka symbolicznego przy okazji interpretacji snów. Było to bardziej pośrednie niż bezpośrednie wsparcie udzielone mitologii, ponieważ Freud skłonny był raczej widzieć w micie - jak i w marzeniu sennym - jedynie wyraz irracjonalnych, antyspołecznych popędów niż mądrość minionych wieków, wyrażoną szczególnym językiem - mową symboli.
1. MIT O EDYPIE
Opowieść o Edypie jest znakomitą ilustracją Freudowskiej metody interpretacji mitów, równocześnie zaś daje doskonałą sposobność do odmiennego jej ujęcia, zgodnie z którym nie pragnienia seksualne, lecz jeden z zasadniczych aspektów związków międzyludzkich, postawa wobec autorytetu, staje się głównym motywem mitu. Ilustruje zarazem deformacje i zmiany, jakim ulegają wspomnienia dawnych społecznych form wyobrażeń podczas formułowania się powszechnie znanych mitów. 1
Freud pisze:
“Jeśli Król Edyp wzrusza współczesnego czytelnika czy miłośnika teatru z równą mocą, jak wzruszał współczesnych mu Greków, jedynym możliwym wyjaśnieniem tego jest fakt, że efekt greckiej tragedii nie polega na konflikcie między przeznaczeniem a wolą ludzką, lecz na szczególnej naturze materiału, za którego pośrednictwem ujawnia się ten konflikt. Musi w nas tkwić jakiś głos, który uznaje nieodpartą potęgę losu w Edypie, gdy ten sam problem występujący w Die Ahnfrau czy innych tragediach odrzuca jako dowolny wymysł. I rzeczywiście, w opowieści o królu Edypie przewija się motyw, który wyjaśnia ów werdykt wewnętrznego głosu. Los Edypa wzrusza wyłącznie dlatego, że mógłby być naszym własnym, ponieważ wyrocznia jeszcze przed naszym urodzeniem obciążyła nas tą samą klątwą, która zaciążyła na nim. Być może, iż wszystkim nam jest pisane, że skierujemy swoje pierwsze popędy seksualne ku matkom, a swoje pierwsze popędy nienawiści i przemocy obrócimy przeciw ojcom; sny zaś przekonują nas, że jest to naszym przeznaczeniem. Król Edyp, który zabił swego ojca Lajosa i poślubił swą matkę Jokastę, oznacza ni mniej, ni więcej tylko spełnienie pragnień, spełnienie życzeń z naszego dzieciństwa. My jednak, mając większe szczęście niż on, jeśli nie staliśmy się psychoneurotykami, zdołaliśmy oderwać swoje popędy seksualne od naszych matek oraz puścić w niepamięć swoją zazdrość o naszych ojców. Z całą mocą stłumienia, jakiemu od czasu dzieciństwa uległy w naszych umysłach te życzenia, wzdragamy się przed osobą, która to pierwotne życzenie z naszego dzieciństwa spełniła. Gdy poeta wydobywa na jaw winę Edypa, zmusza nas do uświadomienia sobie naszego własnego wewnętrznego “ja”, w którym te same impulsy nadal jeszcze istnieją, chociażby nawet w stanie stłumienia. Antyteza, z którą odchodzi towarzysząc Edypowi chór:
...patrzcie teraz na Edypa,
Który słynne zgłębił tajnie i był z ludzi najprzedniejszy, Z wyżyn swoich na nikogo on z zawiścią nie spoglądał. W jakiej nędzy go odmętach srogie losy pogrążyły. 2
porusza nas i naszą dumę, nas, którzy od lat dziecinnych staliśmy się we własnym mniemaniu tak mądrzy i tak potężni. Podobnie jak Edyp, żyjemy w nieświadomości pragnień, które obrażają moralność, pragnień, które narzuciła nam natura, a kiedy się ujawniają, wolimy - co łatwo stwierdzić - odwrócić wzrok od tych obrazków z naszego dzieciństwa." 3
Pojęcie kompleksu Edypa, tak świetnie przedstawione przez Freuda, stało się jednym z kamieni węgielnych jego systemu psychologicznego. Freud wierzył, iż pojęcie to stanowi klucz do zrozumienia historii i ewolucji religii oraz moralności. Był przekonany, że ten właśnie kompleks jest podstawowym mechanizmem rozwoju dziecka, i utrzymywał, iż kompleks Edypa jest przyczyną wywiązywania się stanów psychopatologicznych i “jądrem neurozy".
Freud powoływał się na mit o Edypie w wersji, jaką nadał mu Sofokles w tragedii Król Edyp. W tragedii tej opisana jest wyrocznia, jaką otrzymał Lajos, król Teb, i jego małżonka Jokasta; wyrocznia ta głosiła, że jeśli będą mieli syna, zabije on ojca i poślubi matkę. Kiedy się narodził Edyp, Jokasta postanawia uniknąć losu przepowiedzianego przez wyrocznię i uśmiercić niemowlę. Oddaje więc Edypa pewnemu pasterzowi, aby ten związawszy dziecku stopy porzucił je w lesie na niechybną śmierć. Pasterz, zdjęty litością nad dzieckiem, powierza niemowlę pewnemu poddanemu króla Koryntu, ten zaś zanosi je do swego pana. Król adoptuje chłopca i młody książę dorasta w Koryncie, nie wiedząc, że nie jest synem tamtejszego króla. Wyrocznia delficka oznajmia mu, że zabije swego ojca i poślubi matkę. Edyp postanawia tedy uniknąć przeznaczenia i nie powrócić do rzekomych rodziców. W drodze powrotnej z Delf wplątuje się w gwałtowny spór z jakimś starcem jadącym na wozie, wpada w gniew i zabija go, nieświadomy, iż uśmiercił swego ojca, króla Teb.
Błąkając się dociera do Teb, w których Sfinks porywa młodych mężczyzn i kobiety. Aby tego zaprzestał, trzeba było rozwiązać zadaną przez niego zagadkę. Zagadka ta brzmiała: “Co to za istota, która najpierw chodzi na czterech nogach, potem na dwóch, wreszcie na trzech?" Miasto Teby przyrzekło, że ten, kto wyjaśni zagadkę i w ten sposób uwolni miasto od Sfinksa, będzie obrany królem i poślubi wdową po zmarłym władcy. Edyp podjął ryzyko. Znalazł odpowiedź na zagadkę: jest to człowiek, który jako dziecko chodzi na czworakach, jako dorosły na dwóch nogach, a w podeszłym wieku na trzech (podpierając się laską). Sfinks rzuca się w przepaść, miasto jest ocalone od zagłady, Edyp zostaje królem i bierze za żonę Jokastę, swą matkę.
Po pewnym czasie szczęśliwego panowania Edypa na miasto spada zaraza, zabijając wielu jego mieszkańców. Wróżbita Tyrezjasz wyjawia, że mór stanowi karę za popełnioną przez Edypa podwójną zbrodnię: ojcobójstwo i kazirodczy związek z matką. Edyp, po rozpaczliwych próbach niedostrzegania prawdy, oślepia się, gdy ją sobie uświadomił, Jokasta zaś popełnia samobójstwo. Tragedia kończy się w momencie, gdy Edyp ponosi karę za popełnioną bezwiednie zbrodnię, której świadomie starał się uniknąć, by nie wejść na drogę przestępstwa.
Czy Freud miał prawo szukać w owym micie potwierdzenia swych poglądów, iż nieświadome dążności kazirodcze oraz wynikłą z nich nienawiść do ojca--rywala można odnaleźć u każdego chłopca? Mogłoby się wydawać, że mit potwierdza teorię Freuda, że słusznie przyjęto termin: kompleks Edypa.
Jeśli jednak zbadamy ów mit dokładniej, wyłonią się wątpliwości, które rzucą pewien cień na poprawność tego poglądu. Najtrafniejsze zastrzeżenie brzmi: jeśli Freudowska interpretacja jest słuszna, powinniśmy oczekiwać, że mit opowie nam, jak to Edyp spotkał Jokastę i nie wiedząc, iż jest jego matką, zakochał się w niej, potem zaś zabił swego ojca, znowu nieświadomie. Ale mit w ogóle nie wskazuje na to, że Edyp ulega wdziękom Jokasty bądź też się w niej zakochuje. Jedyny podany powód, dla którego Edyp poślubia Jokastę, sprowadza się do tego, iż towarzyszy to niejako objęciu tronu. Czyż można sądzić, że mit, którego jednym z głównych motywów jest kazirodczy związek matki z synem, pominąłby całkowicie element ich wzajemnych skłonności? To zastrzeżenie jest tym bardziej przekonywające, jeśli zważymy fakt, że w dawniejszych wersjach wyroczni o przepowiedni małżeństwa Edypa z matką wspomina się tylko jeden raz w tekście Mikołaja z Damaszku, który według Carla Roberta czerpie ze stosunkowo nowego źródła. 4
Edyp jest przedstawiony jako mężny i mądry bohater, który staje się dobroczyńcą Teb. Jak należy zrozumieć, że tego samego Edypa określa się jednocześnie jako człowieka, który w opinii współczesnych popełnił najstraszliwszą zbrodnię? Na to pytanie odpowiadano czasami, że istota greckiego pojęcia tragedii tkwi w tym, iż możni i mocarze tego świata nagle padają powaleni nieszczęściem. Czy taka odpowiedź wystarczy, czy inny pogląd udzieli nam bardziej zadowalającej odpowiedzi, to jeszcze się okaże.
Powyższe problemy nasuwają się w wyniku rozważań nad Królem Edypem. Jeśli rozpatrujemy jedynie tę tragedię, nie biorąc pod uwagę dwu innych części trylogii: Edypa w Kolonos oraz Antygony, nie możemy dać żadnej wyraźnej odpowiedzi. Ale jesteśmy przynajmniej w stanie sformułować pewną hipotezę: ów mit można pojmować nie jako symbol kazirodczej miłości między matką a synem, lecz jako bunt syna przeciw władzy ojca w rodzinie patriarchalnej; małżeństwo Edypa i Jokasty jest jedynie drugorzędnym elementem, stanowi tylko jeden z symboli zwycięstwa syna, który zajmuje pozycję ojca, a wraz z nią przechwytuje wszystkie jego przywileje.
Słuszność tej hipotezy można sprawdzić rozpatrując cały mit o Edypie, szczególnie w postaci przedstawionej przez Sofoklesa w dwu innych częściach jego trylogii, w Edypie w Kolonos oraz Antygonie. 5
W Edypie w Kolonos spotykamy Edypa opodal Aten w gaju Eumenid na krótko przed śmiercią. Po wydarciu sobie oczu Edyp pozostał w Tebach rządzonych przez Kreona, jego wuja, który po pewnym czasie go wygnał. Obie córki Edypa, Antygona i Ismena, towarzyszyły mu w tej tułaczce, lecz dwaj synowie, Eteokl i Polinik, odmówili pomocy ślepemu ojcu. Po odejściu Edypa obaj bracia wszczęli ze sobą walkę o objęcie tronu. Eteokl odniósł zwycięstwo, lecz Polinik, nie chcąc mu się podporządkować, usiłował zdobyć miasto przy pomocy sprzymierzeńców z zewnątrz i wydrzeć władzę bratu. W Edypie w Kolonos widzimy go, jak przystępuje do ojca błagając o wybaczenie i prosząc o poparcie. Edyp jednak w swej nienawiści do synów pozostaje nieubłagany. Pomimo żarliwego usprawiedliwiania się Polinika, popartego wstawiennictwem Antygony, odmawia mu przebaczenia. Ostatnie słowa, jakie kieruje do syna, brzmią:
Idź tedy wzgardzon sprzed ojca oblicza,
Łotrze, bierz klątwy, którem ja ci rzucił,
Byś nigdy ziemią ojczystą nie władał
I do Argosu nizin już nie wrócił,
Byś z ręki bratniej sam życie postradał
I temu, co cię w świat wygnał, śmierć zadał.
Tak klnę i wzywam Tartaru, niech w ciemnie
Straszne cię strąci daleko ode mnie!
Boginie zemsty, Aresa poruszę,
Co straszną zawiść tchnął w twych braci dusze.
Z tym słowem idź stąd i obwieść z kolei
Zarówno wszystkim mieszkańcom Kadmei,
Jak i drużynie, co tobie oddana,
Że Edyp takie swym synom śle wiana. 6
W Antygonie odkrywamy inny konflikt ojca z synem jako jeden z głównych motywów tej tragedii. Tu Kreonowi, przedstawicielowi zasady autorytatywnych rządów w państwie i rodzinie, przeciwstawia się jego syn, Hajmon, który wyrzuca mu bezlitosny despotyzm oraz okrucieństwo wobec Antygony. Hajmon usiłuje zabić ojca i, nie spełniając swego czynu, sam sobie śmierć zadaje.
Stwierdzamy, że motywem przewijającym się przez te trzy tragedie jest konflikt między ojcem a synem. W Królu Edypie Edyp zabija swego ojca Lajosa, który zamierzał odebrać mu życie jako niemowlęciu. W Edypie w Kolonos Edyp daje upust swej głębokiej nienawiści do synów, a w Antygonie odnajdujemy znowu tę samą nienawiść między Kreonem a Hajmonem. Problem kazirodztwa nie występuje ani w kontaktach synów Edypa z ich matką, ani też w związku wzajemnym między Hajmonem a jego matką, Eurydyką. Jeśli interpretujemy Króla Edypa w świetle całej trylogii, wydaje się prawdopodobne założenie, iż moment rozstrzygający w Królu Edypie także leży w konflikcie między ojcem a synem, nie zaś w kwestii kazirodztwa.
Freud interpretował antagonizm między Edypem a jego ojcem jako nieświadomą rywalizację wywołaną kazirodczymi dążeniami Edypa. Jeśli nie zgodzimy się na to wyjaśnienie, staniemy wobec problemu: jak inaczej można by wyjaśnić konflikt między ojcem a synem, który znajdujemy we wszystkich trzech tragediach. Na pewien trop naprowadza nas wątek Antygony. Bunt, jaki Hajmon podniósł przeciw Kreonowi, tkwi korzeniami w szczególnym układzie pokrewieństwa łączącego Kreona z Hajmonem.
Kreon reprezentuje ściśle autorytatywną zasadę rządzenia, zarówno rodziną, jak i państwem, i właśnie przeciw tego typu władzy buntuje się Hajmon. Analiza całej obracającej się w kręgu Edypa trylogii wykaże, iż walka z władzą ojcowską stanowi jej główny temat i że korzenie tej walki sięgają aż do starodawnych zmagań między patriarchalnym a matriarchalnym systemem społeczeństwa. Edyp, jak również Hajmon i Antygona są przedstawicielami zasady matriarchalnej; wszyscy oni atakują społeczny i religijny porządek oparty na uprawnieniach i przywilejach ojca, reprezentowany przez Lajosa oraz Kreona.
Ponieważ ta interpretacja opiera się na dokonanej przez Bachofena analizie greckiej mitologii, należy zaznajomić pokrótce czytelnika z zasadami jego teorii.
W swej pracy Mutterrecht, opublikowanej w 1861 r., Bachofen sugerował, iż w zaraniu dziejów ludzkości stosunki seksualne miały charakter swobodny, przeto jedynie rodzicielstwo matki nie budziło wątpliwości, od niej tylko można było wywodzić więzy krwi i ona jedna miała władzę i dyktowała prawa - zarówno jako władczyni w grupie rodzinnej, jak i społeczeństwie. Na podstawie przeprowadzonej przez siebie analizy religijnych dokumentów starożytności greckiej i rzymskiej Bachofen doszedł do wniosku, że supremacja kobiet wyrażała się nie tylko w sferze organizacji społecznej i rodzinnej, lecz także w religii. Natrafił na oznaki świadczące o tym, iż religię bogów olimpijskich poprzedziła religia, w której boginie, wzorowane na postaciach matek, były najwyższymi bóstwami.
Bachofen zakłada, że w trakcie długotrwałego procesu dziejowego mężczyźni pokonali kobiety, ujarzmili je i w społecznej hierarchii zdołali podnieść się do godności władców. Ustanowiony w ten sposób system patriarchalny charakteryzuje się monogamią (przynajmniej jeśli chodzi o kobiety), władzą ojca w rodzinie oraz dominującą rolą mężczyzn w hierarchicznie zorganizowanym społeczeństwie. Religia tej kultury patriarchalnej odpowiadała jej społecznej organizacji. Zamiast matek-bogiń najwyższymi władcami ludzi stały się bóstwa męskie, tak jak ojciec był najwyższym panującym w rodzinie.
Jedną z najbardziej uderzających i świetnych ilustracji Bachofenowskiej interpretacji mitów greckich jest dokonana przez niego analiza Orestei Ajschylosa, w której - jak twierdzi - symbolicznie przedstawiono ostateczny bój między boginiami maternalnymi a zwycięskimi bogami paternalnymi. Klitajmestra zabiła swojego męża Agamemnona, nie chcąc porzucić swego kochanka Ajgistosa. Orestes, jej syn, mści się za śmierć ojca, mordując swą matkę oraz jej kochanka. Erynie, przedstawicielki dawnych matek-bogiń i zasady matriarchalnej, prześladują Orestesa i domagają się jego ukarania. Natomiast Apollo i Atena (ta ostatnia nie urodziła się z kobiety, lecz wyskoczyła z głowy Zeusa), przedstawiciele nowej religii patriarchalnej, stają po stronie Orestesa. Spór ześrodkowuje się odpowiednio wokół zasad religii patriarchalnej i matriarchalnej. Dla świata matriarchalnego istnieje tylko jeden święty węzeł, więź łączącą matkę z dzieckiem, a matkobójstwo stanowi ostateczną i niewybaczalną zbrodnię. Z patriarchalnego punktu widzenia miłość i poszanowanie, jakie syn żywi wobec ojca, są jego fundamentalnym obowiązkiem, tym samym zaś ojcobójstwo jest głównym przestępstwem. Zabójstwo męża, dokonane przez Klitajmestrę, a stanowiące ze stanowiska patriarchalnego główną zbrodnię z racji wyższej pozycji męża, rozważa się dla odmiany z matriarchalnego punktu widzenia, ponieważ “nie łączyła jej więź krwi z mężczyzną, którego zabiła". Morderstwo dokonane na mężu nie obchodzi Erynii, jako że liczy się dla nich jedynie więź krwi oraz świętość matki. Dla olimpijskich bogów natomiast zabójstwo matki nie jest żadną zbrodnią, jeśli dokonano go w odwet za śmierć ojca. W Orestei Ajschylosa Orestes zostaje uniewinniony, lecz to zwycięstwo zasady patriarchalnej ulega pewnemu złagodzeniu dzięki kompromisowi zawartemu z pokonanymi boginiami. Zgadzają się one na uznanie nowego porządku, zadowalając się skromniejszą rolą opiekunek ziemi, i występują jako boginie roli i urodzajów.
Bachofen wykazał, iż różnica między porządkiem patriarchalnym a matriarchalnym znacznie wykroczyła poza społeczną supremację tak mężczyzn, jak i kobiet, stając się jedną ze społecznych i moralnych zasad. Kultura matriarchalna charakteryzuje się akcentowaniem więzi krwi, przywiązania do gleby oraz biernej akceptacji wszystkich zjawisk przyrody. Społeczeństwo patriarchalne, na odwrót, cechuje poszanowanie dla ustanowionego przez człowieka prawa, przewaga myśli racjonalnej oraz podejmowane przez ludzkość starania, aby przeobrazić zjawiska przyrody. O tyle, o ile w grę wchodzą te zasady, kultura patriarchalna oznacza wyraźny postęp w stosunku do świata matriarchalnego. Pod innymi względami zasady matriarchalne przewyższały zwycięskie normy patriarchalne. W pojęciu matriarchalnym wszyscy ludzie są równi, ponieważ wszyscy są dziećmi matek, a każdy z osobna dzieckiem Matki-Ziemi. Matka kocha wszystkie swoje dzieci jednakowo i bez zastrzeżeń, ponieważ miłość swą wyprowadza z faktu, iż są one jej dziećmi, niezależnie od zasług i osiągnięć; celem życia jest szczęście ludzi i nie istnieje nic ważniejszego ani godniejszego niż ludzkie istnienie oraz sam proces życia. System patriarchalny natomiast poczytuje posłuszeństwo wobec autorytetu za główną cnotę. Zamiast zasady równości znajdujemy tu pojęcie ulubionego syna oraz hierarchiczny porządek społeczny.
“Stosunkiem, dzięki któremu rodzaj ludzki rozrósł się po raz pierwszy w cywilizację, będącą początkiem rozwoju wszelkich cnót oraz tworzenia się szlachetniejszych aspektów ludzkiego istnienia, jest zasada matriarchalna, która wchodzi w życie jako zasada miłości, jedności i pokoju. W trosce o niemowlę kobieta łatwiej niż mężczyzna uczy się rozszerzać swą miłość poza własne “ja” obejmując nią także inne istoty ludzkie, oraz kierować wszystkie swe talenty i całą wyobraźnię na zachowanie i upiększenie egzystencji innego człowieka. Cały rozwój cywilizacji, gotowość do poświęceń, opieki oraz opłakiwania zmarłych mają w niej swe źródło." 7
“Miłość macierzyńska jest nie tylko tkliwsza, lecz także ogólniejsza i powszechniejsza... Jej zasada jest zasadą uniwersalności, podczas gdy zasada patriarchalna wyrasta z ograniczeń... Idea powszechnego braterstwa ludzi tkwi korzeniami w zasadzie macierzyństwa i ta właśnie idea zanika wraz z rozwojem społeczeństwa patriarchalnego. Rodzina patriarchalna tworzy zamknięty i odosobniony organizm. Rodzina matriarchalna natomiast ma ten uniwersalny charakter, od którego rozpoczyna się wszelki rozwój i który jest znamienny dla życia materialnego w przeciwieństwie do życia duchowego, dla wizerunku Matki-Ziemi, Demeter. Każde łono kobiece będzie wydawać na świat braci i siostry wszystkich istot ludzkich, dopóki wytworzenie się zasady patriarchalnej jedności tej nie rozerwie, zastępując ją zasadą hierarchii. W społeczeństwach matriarchalnych były to zasady rozpowszechnione, dawano im wyraz nawet w sformułowaniach prawnych. I tę właśnie normę, tkwiącą u podstaw powszechnej wolności i równości, znajdujemy jako jedną z podstawowych cech w kulturach matriarchalnych... Brak wewnętrznej dysharmonii, pragnienie pokoju... wrażliwość uczuć ludzkich, które można jeszcze dostrzec w wyrazie twarzy posągów egipskich, przenikają cały świat matriarchalny..." 8
Odkrycie Bachofena znalazło potwierdzenie w Badaniach amerykańskiego uczonego L. Morgana, który zupełnie niezależnie doszedł do wniosku 9 że system pokrewieństwa u Indian północnoamerykańskich - podobny do tego, jaki znajdujemy w Azji, Afryce i Australii - opiera się na zasadzie matriarchalnej i że najważniejsza instytucja w takich kulturach, ród, jest zorganizowana zgodnie z zasadą matriarchalną. Wnioski Morgana, dotyczące charakteru norm moralnych w społeczeństwie matriarchalnym, były całkowicie zbieżne z wnioskami Bachofena. Wystąpił on mianowicie z twierdzeniem, że wyższa forma cywilizacji “będzie pewnym powtórzeniem - ale na wyższym szczeblu - zasad wolności, równości i braterstwa, które charakteryzowały ród starożytny". Za-równo teorię matriarchatu Bachofena, jak i Morgana, zakwestionowała - lub nawet zupełnie zignorowała - większość antropologów. Tak też przytrafiło się w przypadku dzieła Roberta Briffault, który w The Mothers 10 kontynuował badania Bachofena, potwierdzając je przez świetną analizę nowych danych antropologicznych. Gwałtowny antagonizm, jaki zrodziła teoria matriarchatu, nasuwa podejrzenie, że krytyka ta nie była wolna od emocjonalnych uprzedzeń wobec założeń obcych myślom i uczuciom naszej kultury patriarchalnej. Nie ulega wątpliwości, że wiele zarzutów wysuwanych przeciw teorii matriarchatu ma uzasadnienie. Niemniej główna teza Bachofena, głosząca, iż u podstaw bliższej naszym czasom patriarchalnej religii Grecji znajdujemy dawniejszą warstwę religii matriarchalnej, wydaje mi się dowiedziona ponad wszelką wątpliwość.
Po tym krótkim przeglądzie teorii Bachofena możemy skuteczniej podjąć rozważania nad naszą hipotezą, iż wrogość między ojcem a synem, która jest motywem przewijającym się przez całą trylogię Sofoklesa, trzeba pojmować jako atak przypuszczony przeciw zwycięskiemu porządkowi patriarchalnemu przez przedstawicieli pokonanego systemu matriarchalnego.
Król Edyp nie daje w tym względzie bezpośrednich wskazówek, poza paroma punktami, o których niebawem będzie mowa. Ale oryginalny mit o Edypie w swych różnych wersjach, które istniały w Grecji i na których Sofokles zbudował swą tragedię, naprowadza na ważny trop. W rozmaitych sformułowaniach mitu postać Edypa wiązała się zawsze z kultem bogiń ziemi, przedstawicielek religii matriarchalnej. We wszystkich niemal wersjach mitu o Edypie, od partii traktujących o jego porzuceniu jako niemowlęcia do fragmentów, które ześrodkowują się wokół jego śmierci, można wykryć ślady tego powiązania. 11 Na przykład Eteonos, jedyne miasto beockie, w którym znajdował się przybytek kultu Edypa i gdzie prawdopodobnie zrodził się mit, ma także świątynię bogini Ziemi, Demeter.12 W Kolonos (opodal Aten), gdzie Edyp znalazł ostatnie miejsce spoczynku, wznosiła się stara świątynia Demeter i Erynii, która prawdopodobnie istniała tam przed powstaniem mitu o Edypie.13 Jak zobaczymy później, Sofokles położył nacisk na to powiązanie między Edypem a boginiami chtonicznymi w Edypie w Kolonos.
Inny aspekt mitu o Edypie - związek Edypa ze Sfinksem - wydaje się także wskazywać na powiązanie Edypa z zasadą matriarchalną, jak ją opisał Bachofen. Sfinks zapowiedział, że ten, kto potrafi rozwiązać jego zagadkę, uchroni miasto przed jego gniewem. Edyp dokonał tego z powodzeniem, którego nie mieli inni przed nim, i stał się w ten sposób zbawcą Teb. Jeśli wnikliwie spojrzymy na zagadkę, uderzy nas jej niepokaźność w porównaniu z nagrodą przewidzianą za jej rozwiązanie. Pierwszy lepszy bystry dwunastoletni chłopak mógłby odgadnąć, że istota, która najpierw chodzi na czterech nogach, potem na dwóch, wreszcie na trzech - to człowiek. Czemuż to prawidłowe jej rozwiązanie miałoby być dowodem tak nadzwyczajnych uzdolnień, podnoszących właściciela do godności zbawcy miasta? Odpowiedź na to pytanie uzyskać można poprzez analizę prawdziwego znaczenia zagadki, analizę, którą należy przeprowadzić zgodnie z zasadami interpretacji snów i mitów, tak jak je rozwinęli Bachofen i Freud. 12 Wykazali oni, że często najważniejsze elementy, jakie zawierają marzenia senne czy mity, występują jako mało ważne, a nawet nieistotne składniki powszechnie znanych tekstów, podczas gdy ich podstawowe wartości uchodzą za drugorzędne.
Odnosząc to rozumowanie do mitu o Sfinksie, wydawałoby się, że doniosłym elementem owej zagadki nie jest ta jej część, na którą kładzie się nacisk w znanej wersji mitu, mianowicie sama zagadka, lecz jej rozwiązanie: człowiek. Jeśli przekładamy słowa Sfinksa z języka symbolicznego na język codziennego doświadczenia, słyszymy, jak mówi: zbawić ludzkość może ten, kto wie, iż najważniejszą odpowiedzią, jakiej człowiek może udzielić na najtrudniejsze pytanie, przed którym go stawiam, jest sam człowiek. Zagadka, której rozwiązanie wymaga tylko pomysłowości, służy jedynie jako zasłona utajonego znaczenia tego pytania, ważności człowieka. To akcentowanie ważności człowieka jest właśnie częścią zasady tkwiącej u podstaw świata matriarchalnego, tak jak przedstawił ją Bachofen. Sofokles w Antygonie zasadę tę zawarł w postawie Antygony, przeciwstawiając ją postawie Kreona. Sprawy, które mają wielką wagę dla Kreona i reprezentowanego przez niego patriarchalnego porządku - to państwo, ustanowione przez człowieka prawa oraz posłuszeństwo wobec nich. Dla Antygony zaś liczy się sam człowiek, prawo naturalne i miłość. Edyp staje się zbawcą Teb, przekonując odpowiedzią daną Sfinksowi, iż należy do tego samego świata, którego przedstawicielką jest Antygona; wyraża on porządek matriarchalny.
Zarówno w tym micie, jak i w Królu Edypie Sofoklesa hipotezie tej wydaje się zaprzeczać postać Jokasty. Jeśli przyjmiemy, że symbolizuje ona pierwiastek macierzyństwa i że założenie to jest poprawne - staniemy wobec problemu, dlaczego matka ponosi klęskę zamiast triumfować. Odpowiedź na to pytanie wykaże, iż rola Jokasty nie tylko nie jest sprzeczna z naszą hipotezą, lecz ją potwierdza. Przestępstwo popełnione przez Jokastę polega na tym, że nie wypełniła swej powinności jako matka; chciała zabić własne dziecko, aby ocalić męża. Jest to z punktu widzenia społeczeństwa patriarchalnego decyzja uzasadniona, lecz z punktu widzenia społeczeństwa matriarchalnego i matriarchalnej etyki stanowi niewybaczalną zbrodnię. To właśnie Jokasta, popełniając tę zbrodnię, wywołuje łańcuch wydarzeń, które ostatecznie prowadzą do zagłady tak jej własnej, jak jej męża i syna. Ażeby zrozumieć tę tezę, nie wolno nam stracić z oczu faktu, iż ów mit, w postaci, w jakiej znał go Sofokles, uległ już był zmianie, stosownie do wzoru patriarchalnego, że jawnym i świadomym układem odniesienia jest tu system patriarchalny oraz że utajone i starsze znaczenie pojawia się jedynie w zamaskowanej i często zniekształconej formie. Ustrój patriarchalny odniósł zwycięstwo i mit wyjaśnia powody, dla których upadł matriarchat. Sugeruje on, że matka przez pogwałcenie swego zasadniczego obowiązku doprowadziła do własnej zguby. Z ostatecznym jednak orzeczeniem, czy ta interpretacja Króla Edypa i roli Jokasty jest poprawna, musimy się wstrzymać, póki nie zanalizujemy Edypa w Kolonos i Antygony.
W Edypie w Kolonos widzimy, jak oślepły Edyp w towarzystwie dwu swoich córek przybywa do miejsca opodal Aten, w którego bliskości rozciąga się gaj bogini Ziemi. Wyrocznia przepowiedziała, że gdyby pogrzebano Edypa w tym gaju, osłaniałby on Ateny przed najazdem nieprzyjaciół. W toku tragedii Edyp wyjawia Tezeuszowi słowa wyroczni. Tezeusz z radością wita propozycję, by Edyp został pośmiertnym dobroczyńcą Aten. Edyp usuwa się do gaju bogiń i umiera w tajemniczy sposób, znany jedynie Tezeuszowi.
Kim są te boginie? Dlaczego ofiarują one azyl Edypowi? Co ma na myśli wyrocznia, gdy mówi, iż Edyp znajdując w tym gaju swe ostatnie schronienie powróci do roli zbawcy i dobroczyńcy?
W Edypie w Kolonos Edyp zwraca się błagalnie do bogiń, mówiąc:
Ze wasz przybytek, groźnookie dziewy,
Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,
Niech mnie ni Feba nie sięgną stąd gniewy,
Tego, co - kiedy nawał kląsk mi wróżył -
W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie
Znajdę przytułek i dokonam biegu,
I głowę moją zgnębioną tam skłonię,
Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,
A tym na klątwę, co gnali mnie z domu. 13
Edyp zwraca się do bogiń jako do “groźnookich dziew" 14 i “strasznych bóstw". Dlaczego są one przerażające i straszne, skoro okazują się boginiami miejsca jego ostatniego spoczynku i tymi, które obdarzą go w końcu spokojem? Czemu chór mówi:
Chyba on nie zrodzon tu,
Lecz stary był to włóczęga,
Inaczej nie śmiałby chyba
Wtargnąć w dziewic siedzibą,
Których niezłomna potęga,
Których imię wspomnieć lęk,
Lęk podnieść ku nim czoła,
Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,
Duch w ciszy do nich woła. 15
Odpowiedź na to pytanie można znaleźć jedynie w zasadach interpretacji, ważnej zarówno dla mitów, jak i snów, przyjętych przez Bachofena i Freuda. Jeśli jakiś element pojawiający się w micie lub w marzeniu sennym należy do wcześniejszej fazy rozwoju i nie jest częścią świadomego układu odniesienia, to w czasie ostatecznego ukształtowania się tego mitu ów element nabiera często cech grozy i przerażenia. Stykając się z czymś ukrytym i nietykalnym, świadomy umysł doznaje szczególnego rodzaju bojaźni - lęku przed światem nieznanym i zwodniczym.
Goethe w jednym z najmniej rozumianych fragmentów Fausta potraktował problem budzących grozę tajemniczych Matek w duchu bardzo przypominającym ujęcie Sofoklesa w Edypie w Kolonos.
Mefistofeles mówi:
Nierad tajemnic tych uchylam wieka. Boginie one królują w samotności. Przestrzeń Wokół nich nie istnieje, a czas? Czas mniej jeszcze. Rozmowa sama o nich już przejmuje dreszczem. A to są Matki!
Matki!
Straszno ci?
Matki! tak, Matki! - jak to dziwnie brzmi!
I jest nim też. Boginie obce wam,
Śmiertelnym. My zaś drżym na dźwięk ich imion sam. Tam, do mieszkania ich, w głąb możesz się dogrzebać, Tyś przecie winien sam, że ich pomocy trzebać .16
Tu także, jak w tragedii Sofoklesa, uczucie grozy i przerażenia wiąże się z wzmianką o boginiach, które należą do jakiegoś starożytnego świata, wyklętego obecnie ze światła dnia, ze świadomości.
Jak widzimy z tego krótkiego ustępu, Goethe wyprzedził teorię Bachofena; według dziennika Eckermanna (10 stycznia 1830 r.) Goethe wspomniał, iż czytając Plutarcha stwierdził, “że w greckiej starożytności mówiono o Matkach jako o bóstwach". Ów wyjątek z Fausta wydał się zagadkowy większości komentatorów, którzy usiłowali objaśniać Matki jako pewien symbol idei platońskich, bezkształtne królestwo wewnętrznego świata ducha itd. I istotnie, musi on pozostać zagadką, jeśli się go nie pojmuje w świetle odkryć Bachofena.
To właśnie w gaju tych “strasznych bogiń" Edyp, tułacz, może wreszcie spocząć i znaleźć prawdziwy dom. Edyp, jakkolwiek sam jest mężczyzną, należy do świata tych matriarchalnych bogiń i jego moc polega na zespoleniu się z nimi.
Przybycie Edypa do gaju bogiń, chociaż stanowi fakt o największej doniosłości, nie jest jedynym kluczem do zrozumienia jego stanowiska jako przedstawiciela porządku matriarchalnego. Sofokles czyni jeszcze jedną bardzo przejrzystą aluzję do matriarchatu, każąc Edypowi powołać się na matriarchat egipski 17, gdy mówi o swoich dwu córkach. A oto ten fragment:
Więc się wspierają na Egipcjan wzorze, Tamtym podobni myślą, życiem całym! Bo tam mężczyźni czas trawią w komorze I siedzą przędąc, a kobiet udziałem Około życia się krzątać zapasów. I z was ci, którym się trudzić przystało, Jak dziewki strzegą swej izby i wczasów, Wy zaś w ich miejscu nędz moich nawałą Tu się paracie. 18
Ten sam bieg myśli towarzyszy dalszym wypowiedziom Edypa, gdy porównuje on swe córki z synami. O Antygonie i Ismenie rzecze on:
W nich mam ja pokarm, w nich życia zadatek,
Męże to, nie zaś niewiasty w współtrudzie,
A wy nie moim, lecz innym posiewem! 19
Podnieśliśmy kwestię, czy jeśli zbrodnia Edypa sprowadzała się w swej istocie do kazirodztwa, dramat ów powinien mówić nam, iż zakochał się on w Jokaście nieświadomie. "W Edypie w Kolonos Sofokles każe odpowiedzieć na to pytanie samemu Edypowi. Małżeństwo z Jokastą nie wynikło z jego pragnienia i postanowienia; było natomiast jedną z nagród dla zbawcy miasta.
Nie mojej woli to dzieło.
Miasto zwikłało mnie w sieć mojej zguby,
W haniebne śluby. 20
Wskazaliśmy już na fakt, że główny temat całej trylogii, konflikt między ojcem a synem, pełny wyraz znajduje w Edypie w Kolonos; tutaj nienawiść między ojcem a synem nie jest, jak w Królu Edypie, nieświadoma; co więcej, Edyp zdaje sobie doskonale sprawę ze swej nienawiści do synów, których oskarża o pogwałcenie odwiecznego prawa natury. Twierdzi, iż jego przekleństwo ma większą moc niż modły zanoszone przez synów do Posejdona -
Jeżeli Dike 21 odwieczna użycza
Opieki Zeusa prastarym zakonom.22
Jednocześnie daje wyraz nienawiści wobec własnych rodziców, oskarżając ich o zamierzoną ofiarę z jego życia. W Edypie w Kolonos nic nie wskazuje na to, że wrogość, jaką synowie Edypa żywią względem swego ojca, wiąże się w jakiś sposób z motywem kazirodztwa. Jedyną pobudką, którą możemy znaleźć w tej tragedii, jest ich żądza władzy oraz rywalizacja z ojcem.
Zakończenie Edypa w Kolonos wyjaśnia jeszcze bardziej znaczenie powiązania Edypa z boginiami Ziemi.
Gdy już chór pomodlił się do “Pani niewidzialnej", “podziemnych dziew", wchodzi posłaniec, który opowiada, jak umarł Edyp. A więc pożegnał się z córkami i - w towarzystwie Tezeusza, nie prowadzony jednak przez niego - podąża do świętego miejsca bogiń. Zdaje się nie potrzebować żadnego przewodnictwa, ponieważ tu jest wreszcie u siebie i wie, którędy ma iść. Posłaniec widzi Tezeusza:
...jak wzrok swój przysłaniał
Dłonią przy głowie, jak gdyby mu groza Nazbyt dla oczu straszna się zjawiła. 23
Tu znowu akcent położony jest na to, co straszne i budzące grozę. Następujące po tej strofie wiersze ukazują w sposób jasny, jak pozostałości religii matriarchalnej zlewają się w jedno z panującym systemem patriarchalnym. Posłaniec opowiada, iż widział Tezeusza -
...jak w jednej Modlitwie uczcił i ziemię swym hołdem, I wielki Olimp, dom bogów w niebiosach. 24
Takie przemieszanie systemów patriarchalnego i matriarchalnego wykazuje również zakończenie opisu śmierci Edypa. Posłaniec ciągnie dalej:
Jakim on zgonem zakończył, nikt z ludzi
Rzec by nie umiał oprócz Tezeusza,
Bo go ni boga pokonał ognisty
Grom, ani burza od morza zerwana,
Która by nad nim zawrzała w tej chwili,
Ciemne, rozwarłszy się pod nim życzliwie?
Bo mąż ni jęcząc, ni morem znękany
Zeszedł ze świata, lecz godzien podziwu.
A jeśli myślisz, że szał ze mnie mówi,
Nie będę dalej rozprawiał daremnie.25
Posłaniec stoi przed zagadką; nie wie, czy Edyp zszedł z tego świata za sprawą bogów olimpijskich, czy też bogów podziemnych, czy kres jego istnieniu położył świat ojców, czy też świat matek. My jednak możemy być pewni, że w sformułowaniu, na które złożyły się całe stulecia, odkąd bogowie olimpijscy pokonali matki-boginie, ta wątpliwość może jedynie stanowić wyraz ukrytego przeświadczenia, że Edyp powrócił do miejsca, z którego pochodził, do Matek.
Jakże różni się zakończenie Edypa w Kolonos od końcowych fragmentów Króla Edypa, w tym ostatnim los Edypa wydawał się przypieczętowany jako tragiczny los przestępcy oderwanego na zawsze od rodziny i współtowarzyszy w wyniku popełnionej zbrodni, którego przeznaczeniem jest dola wygnańca, wzbudzającego w każdym odrazę, choć może i współczucie. W tym pierwszym umiera jako człowiek otoczony przez dwie kochające córki, przez nowych przyjaciół, których stał się dobroczyńcą, bez poczucia winy, lecz w przeświadczeniu o swej słuszności, nie jako banita, lecz jako ktoś, kto znalazł wreszcie swój dom rodzinny - przy ziemi i boginiach, które tam rządzą. Tragicznemu poczuciu winy, które przenikało Króla Edypa, położono teraz kres i tylko jeden konflikt nadal pozostał tak samo ostry i nie rozwiązany - zatarg między ojcem a synem.
Konflikt między zasadą patriarchalną i matriarchalną jest tematem trzeciej części trylogii, Antygony. Tutaj postać Kreona, która w dwu poprzednich tragediach rysowała się nieco mgliście, nabiera barwy i określoności. Został on władcą Teb po tym, jak legli w boju dwaj synowie Edypa - jeden szturmując miasto, aby zdobyć władzę, drugi zaś w obronie swego tronu. Kreon rozkazał, by prawowitego króla pogrzebano, ciału zaś współzawodnika odmówiono pogrzebu; największe to upokorzenie i krzywda, jaką według greckich pojęć można było człowiekowi wyrządzić. Zasada, którą Kreon reprezentuje, polega na supremacji prawa państwowego nad więzią krwi, posłuszeństwa wobec władzy nad wiernością naturalnemu prawu ludzkości. Antygona wzbrania się przed pogwałceniem praw pokrewieństwa i solidarności wszystkich istot ludzkich w imię jakiegoś autorytatywnego, hierarchicznego stanowiska.
To właśnie te dwie zasady, w których imieniu występują Kreon i Antygona, charakteryzował Bachofen jako zasadę patriarchalną w przeciwieństwie do matriarchalnej. Zasada matriarchalna polega na związku krwi jako zasadniczej i niezniszczalnej więzi, na równości wszystkich ludzi, poszanowaniu ludzkiego życia oraz na miłości. Zasada patriarchalną sprowadza się do tego, iż więź między mężczyzną a kobietą, między rządzącym a rządzonym ma pierwszeństwo przed więzią krwi. Jest to zasada rangi i władzy, posłuszeństwa oraz hierarchii.
Antygona reprezentuje zasadę matriarchalną, będąc w ten sposób bezkompromisową przeciwniczką przedstawiciela władzy patriarchalnej, Kreona. Ismena, na odwrót, pogodziła się z porażką i uznała zwycięski porządek patriarchalny; jest ona symbolem kobiet w warunkach zwierzchnictwa patriarchalnego. Sofokles nader jasno kreśli rolę Ismeny, każąc jej odezwać się do Antygony, która postanowiła się przeciwstawić rozkazowi Kreona, tymi słowy:
Zważ więc, że teraz i m y pozostałe
Zginiemy marnie, jeżeli wbrew prawu
Złamiemy wolę i rozkaz tyrana.
Baczyć to trzeba, że my przecie słabe,
Do walk z mężczyzną niezdolne niewiasty;
Że nam ulegać silniejszym należy,
Tych słuchać, nawet i sroższych rozkazów;
Ja więc, błagając o wyrozumienie
Z m a r ł y c h26, że muszę tak ulec przemocy,
Posłuszna będę władcom tego świata,
Bo próżny opór urąga rozwadze.27
Ismena uznała władzę mężczyzn za ostatecznie obowiązującą normę; pogodziła się z porażką kobiet, które nie są zdolne “do walki z mężczyzną". Jej lojalność wobec bogiń wyraża się jedynie w próbie błagania ich o wyrozumiałość, że pod presją władcy uległa.
Humanistyczną zasadę świata matriarchalnego, z właściwym jej akcentowaniem wielkości i godności człowieka, pięknie i przekonywająco wyraża chór wysławiając potęgę człowieka:
Siła jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga
Dziwy człowieka potęga.
Bo on prze śmiało poza sine morze,
Gdy toń się wzdyma i kłębi,
I z roku na rok swym lemieszem porze
Konflikt między tymi dwiema zasadami ujawnia się w toku dalszego rozwoju wydarzeń w sztuce. Antygona podkreśla, że prawo, któremu okazuje posłuszeństwo, nie jest prawem bogów olimpijskich. Jej prawa “są wieczne i trwają od wieku, że ich początku nikt zbadać nie może" 30; a możemy dodać, prawo grzebania zwłok, powrotu ciała do matki-ziemi tkwi korzeniami w zasadach religii matriarchalnej. Antygona staje w obronie solidarności człowieka oraz zasady wszechogarniającej miłości macierzyńskiej.
Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić.31
Dla Kreona zaś posłuszeństwo wobec władzy jest najwyższą wartością: ludzka solidarność i miłość, jeśli kolidują z posłuszeństwem, muszą ustąpić. Musi on pokonać Antygoną, ażeby podtrzymać władzę patriarchalną, a wraz z nią swój męski autorytet.
Więc nie ja mężem, lecz ona by była, Gdyby postępek ten jej uszedł płazem.32
Kreon niedwuznacznie formułuje autorytatywną patriarchalną zasadę:
O! tak, mój synu, być zawsze powinno,
Zdanie ojcowskie ponad wszystko waży'
Przecież dlatego błagają ojcowie,
Aby powolnych synów dom ich chował,
Którzy by krzywdy od wrogów pomścili,
A równo z ojcem uczcili przyjaciół.
Kto by zaś płodził potomstwo nic warte,
Cóż by on chował, jak troski dla siebie,
A wobec wrogów wstyd i pośmiewisko?
Synu, nie folguj więc żądzy, nie porzuć
Dla marnej dziewki rozsądku, wiedz dobrze,
Że nie ma bardziej mroźnego uścisku,
Jak w złej kobiety ramionach; bo trudno
większą klęskę jako zły przyjaciel,
Przeto ze wstrętem ty porzuć tę dziewkę,
Aby w Hadesie innemu się dała.
Bo skórom poznał, że z całego miasta
Ona jedyna oparła się prawu,
Nie myślę stanąć wszem wobec jak kłamca,
Ale ją stracę; rodzinnego Zeusa
Niechby błagała; jeśli wśród rodziny
Nie będzie ładu, jak obcych poskromię?
Bo kto w swym domu potrafi się rządzić,
Ten sterem państwa pokieruje dobrze.
Kto zaś zuchwale przeciw prawu działa
I
tym, co rządzą, narzucać chce wolę,
Ten nie doczeka się
mego uznania.
Wybrańcom ludu posłusznym być trzeba
W
dobrych i słusznych, nawet w innych'
sprawach. Takiego męża rządom bym zaufał,
Po takim służby wyglądał ochotnej,
taki by w starciu oszczepów i w walce
Wytrwał na miejscu, jak dzielny towarzysz.
Nie ma zaś większej klęski od nierządu,
On gubi miasta, on domy rozburzą,
On wśród szeregów roznieca ucieczkę.
Zaś pośród mężów, powolnych rozkazom,
Za życia puklerz stanie posłuszeństwo.
Tak więc wypada strzec prawa i władzy
nie ulegać niewiast samowoli.
Jeżeli upaść, to z ręki paść męskiej,
Bo hańba doznać od niewiasty klęski.33
Władza w rodzinie i władza w państwie - to dwie powiązane ze sobą najwyższe wartości, których rzecznikiem jest Kreon. Synowie są własnością swych ojców, mają im być użyteczni, na tym polega ich funkcja. Patris potestas w rodzinie jest odpowiednikiem władzy panującego w państwie. Obywatele są własnością państwa i jego władcy.
Nie ma zaś większej klęski od nierządu.34
Hajmon, syn Kreona, reprezentuje zasady, w imię których walczy Antygona. Chociaż próbuje on najpierw ułagodzić i przekonać ojca, otwarcie wyraża swój sprzeciw, gdy widzi, że ten nie odstąpi od swego zamiaru. Hajmon polega na rozumie, który ceni jako najwyższy dar łaski bogów u człowieka, i na woli ludu. Kiedy Kreon oskarża Antygonę o to, iż splamiła się chorobą nieposłuszeństwa, Hajmon odpowiada buntowniczo:
Przeczy głos ludu, co mieszka w Teb grodzie.
Kreon
Więc lud mi wskaże, co ja mam zarządzać?
Hajmon
Marne to państwo, co li panu służy.
i dalej:
Pięknie byś wtedy rządził... na pustyni35
Kreon przywodzi znowu cały spór do punktu krytycznego, mówiąc:
niski duchu, na służbie kobiety!
I dalej:
Cała twa mowa jej sprawy ma bronić.
Hajmon zaś odwołując się do bogiń matriarchalnych, odpowiada:
Twej sprawy, mojej i podziemnych bogów.36
Te dwie zasady zostały wyrażone z całkowitą jasnością i zakończenie tragedii jest jedynie momentem ostatecznego rozstrzygnięcia akcji. Kreon każe Antygonę pogrzebać żywcem w jaskini - znowu symboliczny wyraz jej powiązania z boginiami Ziemi. Wróżbita Tyrezjasz, który w Królu Edypie ułatwił Edypowi uświadomienie sobie zbrodni, tym razem pojawia się na nowo, aby uprzytomnić Kreonowi jego zbrodnię. Owładnięty paniką Kreon ustępuje i próbuje uratować Antygonę. Pospiesza do jaskini, która jest dla niej grobowcem, lecz Antygona już nie żyje. Hajmon porywa się z mieczem na ojca; chybia, lecz odbiera sobie życie. Żona Kreona, Eurydyka, słysząc o losie syna, rzuca przekleństwo na męża-dzieciobójcę i popełnia samobójstwo. Kreon przyznaje się do całkowitej ruiny swego świata i klęski swych zasad. Uznaje własne bankructwo moralne i cała sztuka kończy się jego wyznaniem:
O, biada! win mi nie ujmie nikt inny,
Nie ujmie męki ni każni.
Ja bo nieszczęsny, ja twej śmierci winny.
Nuże, o słudzy, wiedźcie mnie co raźniej,
Stąd mnie zabierzcie; niech moim obliczem
Nie mierżę, ja, co mniej jestem, jak niczym.
Wiedźcie mnie, sługi, uchodźcie stąd ze mną,
Mnie, który syna zabiłem wbrew woli
tamtą. Biada! aż w oczach mi ciemno.
Dokąd się zwrócić, gdzie spojrzeć w niedoli?
Wszystko mi łamie się w ręku,
Los mnie powalił, pełen burz i lęku.37
Spróbujmy odpowiedzieć teraz na postawione wcześniej pytania: Czy mit o Edypie, tak jak przedstawił go Sofokles w swej trylogii, ześrodkowuje się wokół występku kazirodztwa? Czy morderstwo dokonane na ojcu stanowi symboliczny wyraz nienawiści wynikający z zazdrości? Chociaż zakończenie Króla Edypa nasuwa w tej mierze wątpliwość, rozprasza się ona chyba całkowicie pod koniec Antygony. Nie Edyp, lecz Kreon ponosi ostateczną klęską, a wraz z nim załamuje się zasada autorytatywności, męskiego zwierzchnictwa nad ludźmi, panowania ojca nad synem i władzy dyktatora nad ludem. Jeśli uznamy teorię matriarchalnych form społeczeństwa i religii, wówczas istotnie nie będzie chyba wątpliwości, iż Edyp, Hajmon oraz Antygona są przedstawicielami dawnych zasad matriarchatu, równości i demokracji, w przeciwieństwie do Kreona, który reprezentuje patriarchalne zwierzchnictwo oraz posłuszeństwo.38
Nasza interpretacja wymaga jednak uzupełnienia pod innym jeszcze względem. Chociaż konflikt między Edypem, Antygoną i Hajmonem z jednej strony a Kreonem z drugiej mieści w sobie wspomnienie konfliktu, jaki rozegrał się między zasadą patriarchalną a matriarchalną, w szczególności zaś jego elementów mitycznych, należy go także pojmować w kategoriach specyficznej sytuacji politycznej i kulturalnej czasów Sofoklesa oraz jego reakcji na tę sytuację.
Wojna peloponeska, stanowiąca groźbę dla politycznej niezawisłości Aten, oraz zaraza, która spustoszyła miasto na początku wojny, sprzyjały wykorzenieniu dawnych tradycji religijnych i filozoficznych. Ataki wymierzone przeciw religii nie były właściwie nowością, lecz osiągnęły punkt szczytowy w naukach sofistów, przeciwników Sofoklesa. Przeciwstawiał się on szczególnie tym sofistom, którzy nie tylko opowiadali się za despotyczną władzą elity intelektualnej, lecz jako zasadę moralną pochwalali także nieograniczony egoizm. Etyka egoistycznych nadludzi, głoszona przez to skrzydło sofistów, oraz ich amoralny oportunizm były absolutnym przeciwieństwem filozofii Sofoklesa. W postaci Kreona Sofokles uosobił szkołę sofistyczną; jego mowy zarówno w formie, jak i w wyrazie naśladują sofistów.39
W argumentach, jakie Sofokles wytacza przeciw sofistom, sięga on do starych tradycji religijnych ludu z ich akcentowaniem zasad miłości, równości oraz sprawiedliwości. “Postawa religijna Sofoklesa... wiąże się zasadniczo nie z oficjalną religią państwa, lecz z tymi pomocnymi drugorzędnymi mocami, które zawsze były bliższe wierze szerokich mas niż arystokratyczni bogowie olimpijscy i do których lud zwrócił się znowu wśród niebezpieczeństw wojny peloponeskiej."40 Te “drugorzędne moce", które różniły się od “arystokratycznych bogów olimpijskich", dają się z łatwością utożsamić jako boginie świata matriarchalnego.
Widzimy zatem, iż zapatrywania Sofoklesa, wyrażone w trylogii o Edypie, należy pojmować jako pewne przemieszanie sprzeciwu wobec współczesnej mu sofistyki z sympatią, jaką żywił dla dawnych, nieolimpijskich wyobrażeń religijnych. 41 W imię obu tych odczuć głosił on zasadę, iż godność człowieka i święte więzi międzyludzkie nigdy nie powinny być uzależnione od niehumanitarnych autorytatywnych roszczeń państwa lub od oportunistycznych względów. 42
2. MIT O STWORZENIU ŚWIATA
Babiloński mit o stworzeniu świata (Enuma elisz) - opowiada nam o zwycięskim buncie bogów przeciw Tiamat - Wielkiej Matce, która rządziła wszechświatem. Zawarli oni przeciw niej przymierze i wodzem w tej walce obrali Marduka. W srogich zmaganiach ginie Tiamat, a z jej ciała powstają niebo i ziemia, którymi zawładnął Marduk jako najwyższy bóg.
Zanim jednak obrano go wodzem, Marduk musiał przejść pewną próbę, która w kontekście całej opowieści wydaje się nieznacząca i zagadkowa, a mimo to stanowi, jak spróbuję wykazać, klucz do zrozumienia mitu. A oto opis tej próby:
Położyli tedy wpośród siebie odzienie
rzekąc Mardukowi, najpierw z nich zrodzonemu:
“Zaprawdę, o panie, twe przeznaczenie urasta najwyżej pośród bogów.
Rozkaż «rozpadnij się i powstań na nowo» [a] musi się to stać!
Niech przez słowo z twoich ust przepadnie to odzienie,
Rozkaż znowu i przywróć te szaty w całości!"
Nakazał on swymi ustami, a odzienie rozpadło się,
I znowu rozkazał, a odzienie ukazało się na powrót.
Kiedy bogowie, jego ojcowie, ujrzeli skuteczność jego słowa,
Uradowali się [i] złożyli mu pokłon [mówiąc] “Marduk jest królem! 43
Jakie znaczenie ma ta próba? Czy nie brzmi to raczej jak jakaś trywialna sztuczka magiczna niż przełomowa próba, która ma rozstrzygnąć, czy Marduk potrafi pokonać Tiamat?
Ażeby zrozumieć znaczenie tej próby, musimy przypomnieć sobie, co powiedzieliśmy o problemie matriarchatu rozpatrując mit o Edypie. W sposób całkiem wyraźny mit babiloński relacjonuje konflikt między patriarchalnymi a matriarchalnymi zasadami społecznej organizacji i religii. Panowaniu Wielkiej Matki rzucają wyzwanie jej synowie. Ale jakże mogą zwyciężyć, gdy pod podstawowym względem ustępują kobietom. Mają one bowiem dar naturalnego tworzenia, mogą rodzić dzieci. Mężczyźni są pod tym względem jałowi. (To prawda, że sperma męska jest równie niezbędna do poczęcia dziecka jak żeńskie komórki, ale wypowiedź taka nosi raczej charakter naukowego stwierdzenia wobec możliwości oczywistego rozpoznania faktu ciąży czy porodu. Ponadto udział ojca w powołaniu do życia dziecka kończy się na akcie zapłodnienia, podczas gdy rola matki, rozpoczynająca się od ciąży, rozciąga się następnie na urodzenie dziecka oraz pielęgnowanie go.) W całkowitym przeciwieństwie do założeń Freuda, iż “zazdrość o penis" stanowi naturalne zjawisko w formowaniu się psychiki kobiecej, istnieją wszelkie powody, aby przypuszczać, że zanim ustanowiono męskie zwierzchnictwo, występowała u mężczyzn “zazdrość o ciążę", z którą nawet dzisiaj wielokrotnie możemy się zetknąć. Chcąc pokonać matkę, mężczyzna musi dowieść, że jej nie ustępuje, że ma dar tworzenia. Ponieważ nie może rodzić za pomocą macicy, musi tworzyć w inny sposób; czyni to swymi ustami, słowem, myślą. Takie jest zatem znaczenie tej próby: Marduk może pokonać Tiamat dopiero wtedy, kiedy udowodni, iż potrafi być stwórcą, choćby nawet w odmienny sposób. Próba ta ukazuje nam głęboki antagonizm między pierwiastkiem męskim a żeńskim; stanowi to podłoże zmagań między Tiamat a Mardukiem i istotny punkt sporny w walce między płciami. W wyniku zwycięstwa Marduka ustala się zwierzchnictwo męskie, naturalna płodność kobiet traci swą poprzednią rangę i mężczyzna rozpoczyna panowanie oparte na zdolności do tworzenia za pomocą potęgi myśli - jest to forma twórczości, która tkwi u podstaw rozwoju ludzkiej cywilizacji. Mit biblijny zaczyna się tam, gdzie kończy się mit babiloński. Ustala się zwierzchnictwo bóstwa męskiego i nie pozostaje prawie żadnego śladu po uprzednim stadium matriarchalnym. Próba Marduka stała się głównym tematem biblijnej opowieści o stworzeniu świata. Bóg stwarza świat słowem; kobieta i jej siły twórcze nie są już konieczne. Nawet ten naturalny bieg wydarzeń, iż kobiety rodzą mężczyzn, ulega odwróceniu. Ewa rodzi się z żebra Adama (podobnie jak Atena z głowy Zeusa). Usunięcie wszelkich wspomnień o zwierzchnictwie matriarchalnym nie jest jednakże zupełne. W postaci Ewy widzimy kobietę, która góruje nad mężczyzną. To ona występuje z inicjatywą, aby spożyć zakazany owoc; nie radzi się Adama, lecz po prostu daje mu ów owoc do zjedzenia, on zaś, złapany na gorącym uczynku, usprawiedliwia się w sposób raczej niezdarny i niedorzeczny. I dopiero po upadku ustala się jego panowanie. Bóg mówi Ewie: “I pod mocą będziesz mężową, a on będzie panował nad tobą." To ustanowienie męskiego zwierzchnictwa wskazuje w przejrzysty sposób na poprzednią sytuację, w której mężczyzna nie sprawował władzy. Jedynie na podstawie tego i całkowitej negacji twórczej roli kobiety możemy odkryć ślady ukrytego motywu dominującej roli matki, który wchodzi w skład powszechnie znanej wersji mitu babilońskiego.
Mit ten w znakomity sposób ilustruje mechanizm zniekształceń oraz cenzury, które tak znaczną rolą odgrywają we Freudowskiej interpretacji snów i mitów. Wspomnienia o dawnych społecznych i religijnych zasadach występują jeszcze w micie biblijnym. Ale w czasie jego powstawania, jak to wiemy obecnie, te dawniejsze zasady znalazły się w tak jaskrawym przeciwieństwie do dominujących poglądów, że nie mogły być wyraźnie ujawnione. Obecnie ślady dawnego systemu odnajdujemy jedynie w drobnych szczegółach 44, przesadnych reakcjach, niekonsekwencjach oraz powiązaniach późniejszego mitu ze starszymi wariantami tego samego tematu.
3. BAJKA O CZERWONYM KAPTURKU
Bajka o Czerwonym Kapturku stanowi dobrą ilustrację poglądów Freuda, zarysowując jednocześnie pewien wariant motywu konfliktu pierwiastków męskiego i żeńskiego, jaki wykryliśmy w trylogii o Edypie oraz w micie o stworzeniu świata.
A oto owa bajka:
“Była sobie raz milutka, mała dziewczynka kochana przez każdego, kto tylko na nią spojrzał, a już najbardziej przez swą babcię, i nie było nic takiego, czego by ta babcia dziecku nie podarowała. Pewnego razu dała jej kapturek z czerwonego aksamitu, w którym tak bardzo dziewczynce było do twarzy, iż nie chciała już nigdy nosić innego; tak więc zwano ją zawsze «Czerwonym Kapturkiem*.
Pewnego dnia matka powiedziała do niej: - Chodź no, Czerwony Kapturku, masz tu kawałek placka i butelkę wina; zanieś je swej babci, jest bowiem chora i słaba, a to wszystko jej pomoże. Musisz wyruszyć, zanim zrobi się upał, a gdy już będziesz w drodze, idź grzecznie i spokojnie i nie odbiegaj od ścieżki, bo inaczej możesz upaść i stłuc butelkę, a wtedy twoja babcia nic nie dostanie; a gdy wejdziesz do jej pokoju, nie zapomnij powiedzieć dzień dobry i nie zerkaj po kątach.
- Będę bardzo uważać - powiedział Czerwony Kapturek do swej matki i dał jej na to słowo.
Babcia mieszkała w lesie, o pół mili od wioski, i skoro tylko Czerwony Kapturek wkroczył do lasu, napotkał go wilk. Czerwony Kapturek nie wiedział, co to było za złośliwe stworzenie, i wcale się go nie przestraszył.
- Jak się masz, Czerwony Kapturku - powiedział wilk.
- Kłaniam się uprzejmie, wilku.
- Dokąd to zmierzasz tak z rana, Czerwony Kapturku?
- Do swojej babci.
- Co masz w fartuszku?
- Placek i wino; wczoraj go piekliśmy, by biedna chora babunia zjadła coś dobrego i nabrała sił.
- A gdzie mieszka twoja babcia, Czerwony Kapturku?
- Jeszcze o dobre ćwierć mili stąd, w lesie; jej dom stoi pod trzema wielkimi dębami, a dołem oplatają go leszczyny; znasz go z całą pewnością - odpowiedział Czerwony Kapturek.
Wilk pomyślał sobie: “Cóż to za delikatne, młode stworzenie! Jakiż to byłby smaczny, tłuściutki kąsek - o wiele lepszy do zjedzenia niż staruszka. Muszę chytrze zadziałać, by schwycić obie.” Kroczył więc jakiś czas obok Czerwonego Kapturka i niebawem rzekł: - Spójrz, Czerwony Kapturku, jak ślicznie kwitną wokół te kwiaty - dlaczego się nie rozglądasz? Sądzę także, iż nie słyszysz, jak słodko wyśpiewują ptaszki; podążasz z taką poważną miną, jakbyś szedł do szkoły, podczas gdy wszystko w lesie się weseli.
Czerwony Kapturek podniósł oczy, a gdy zobaczył, jak promienie słońca pląsają tu i tam w listowiu drzew, a wszędzie rosną śliczne światy, pomyślał: - “A może bym zaniósł babci świeży bukiet? To by jej także sprawiło przyjemność. Jest przecież dopiero wczesny ranek, z pewnością więc zdążę na czas.” Tak więc dziewczynka zboczyła ze ścieżki w las, szukając kwiatów. A ilekroć zerwała jakiś, kwiatek, zdawało jej się, że widzi dalej jeszcze ładniejszy, i tak coraz bardziej zagłębiała się w las.
Tymczasem wilk popędził prosto do domku bab i zastukał do drzwi.
- Kto tam?
- To ja, Czerwony Kapturek - odpowiedział wilk - Przynoszę placek i wino; otwórz drzwi.
- Podnieś zasuwkę - zawołała babcia - czuj się zbyt słaba i nie mogę wstać.
Wilk podniósł zasuwkę, drzwi rozwarły się szeroko, on zaś, nie mówiąc ani słowa, podszedł prosto do łóżka babci i pożarł ją. Potem nałożył na siebie jej strój, przywdział czepek, położył się do łóżka i zaciągnął firanki.
Czerwony Kapturek natomiast biegał to tu, to tam, zrywając kwiaty, a gdy uzbierał ich tyle, że nie mógł już więcej objąć rękoma, przypomniał sobie o swej babci i ruszył dalej w drogę.
Będąc już u celu, że zdziwieniem stwierdził, że drzwi do chatki stoją otworem, a gdy wszedł do pokoju, poczuł się tak nieswojo, iż rzekł do siebie:
Ojej! jaki niepokój odczuwam dzisiaj, a dotąd tak bardzo lubiłam przebywać z babcią. - Dziewczynka zawołała: Dzień dobry, lecz nie usłyszała żadnej odpowiedzi; podeszła więc do łóżka i rozsunęła firanki. Leżała tam jej babcia w czepku naciągniętym na twarz, a wyglądała bardzo dziwnie.
- Och, babciu - powiedziała dziewczynka - jakie ty masz wielkie uszy!
- Żeby cię lepiej słyszeć, moje dziecko - brzmiała odpowiedź.
- Ależ, babciu, jakie ty masz duże oczy! - rzekła dziewczynka.
- Żeby cię lepiej widzieć, moje kochanie.
- Lecz, babciu, jakie ty masz wielkie ręce!
- Żeby cię lepiej uściskać.
- Ach! ale, babciu, jakie ty masz straszne, wielkie usta!
- Żeby cię lepiej zjeść!
I ledwo wilk to powiedział, wyskoczył jednym susem z łóżka i połknął Czerwonego Kapturka.
Kiedy wilk zaspokoił swój apetyt, położył się z powrotem do łóżka, zasnął i zaczął bardzo głośno chrapać. Przechodził akurat koło tego domku myśliwy i pomyślał sobie: “Jak ta staruszka chrapie! Muszę się przecież upewnić, czy jej czegoś nie brakuje.” Wszedł więc do pokoju, a gdy podszedł do łóżka, ujrzał, że leży w nim wilk. - A jednak znajduję cię tu, ty łajdaku! - powiedział myśliwy. - Już od dawna cię szukałem! - Po czym, w chwili gdy zamierzał strzelić do niego, przyszło mu do głowy, iż wilk mógł pożreć babcię i że można by ją jeszcze ocalić, nie wystrzelił więc, lecz wziął nożyce i zaczął rozcinać brzuch śpiącego wilka. Kiedy ciachnął nimi dwa razy, zauważył czerwień kapturka, z kolei zrobił jeszcze dwa cięcia i dziewczynka wyskoczyła wołając: - Ach, jakże się bałam! Jak ciemno było wewnątrz wilka! - Potem sędziwa babunia wydostała się także żywa, chociaż ledwo dysząc. Czerwony Kapturek szybko przydźwigał wielkie kamienie, którymi napełnili brzuch wilka, a gdy ten się przebudził i chciał umknąć, kamienie tak mu ciążyły, iż runął na ziemię i zdechł.
Potem cała trójka wielce się radowała. Myśliwy ściągnął z wilka skórę i udał się z nią do domu; babcia zjadła placek i wypiła wino, które jej przyniósł Czerwony Kapturek, i wróciła do sił, lecz dziewczynka pomyślała sobie: «Póki żyję, nigdy sama nie zejdę ze ścieżki, aby wejść do lasu, gdyż moja matka zakazała mi tak postępować."
W większości symbolikę tej bajki można zrozumieć bez trudu. “Kapturek z czerwonego aksamitu" jest symbolem menstruacji. Dziewczynka, o której przygodach słyszymy, teraz już jako dojrzała kobieta stanęła przed problemem płci.
Przestroga “nie odbiegaj od ścieżki", abyś “nie upadła i nie stłukła butelki", stanowi najwyraźniej ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem seksu i utraty dziewictwa.
Widok dziewczynki wzbudza u wilka pożądanie j seksualne, wobec czego próbuje ją uwieść, sugerując, by “rozejrzała się wokół i posłuchała, jak słodko wyśpiewują ptaki". Czerwony Kapturek “podnosi oczy" i idąc za sugestią wilka pogrąża się “coraz głębiej w las". Czyni to, włączając charakterystyczny mechanizm racjonalnej argumentacji: aby przekonać siebie, iż nie ma w tym nic złego, snuje rozważania, że babcia byłaby uszczęśliwiona, gdyby wnuczka przyniosła jej kwiaty.
Ale to zboczenie z prostej ścieżki cnoty zostaje surowo ukarane. Wilk w przebraniu babci połyka niewinnego Czerwonego Kapturka. A gdy zaspokoił apetyt, zasnął.
Jak dotychczas, osnową tej bajki wydaje się być jeden prosty, moralistyczny motyw, niebezpieczeństwo seksu. Lecz jest ona bardziej skomplikowana, niż wynikałoby to z tego stwierdzenia. Jaka jest rola mężczyzny i jak określa się tu seks?
Mężczyzna został sportretowany jako bezlitosne i chytre zwierzę, a akt seksualny przedstawiono jako swego rodzaju akt kanibalistyczny, w trakcie którego mężczyzna pożera kobietę. Poglądu tego nie podzielają kobiety, które lubią mężczyzn i rozkoszują się seksem, Stanowi on bowiem wyraz głębokiego antagonizmu wobec mężczyzn i seksu. Ale nienawiść i uprzedzenie do mężczyzn przejawiają się jeszcze wyraźniej pod koniec opowiadania. Znowu, jak w przypadku mitu babilońskiego, musimy pamiętać, iż przewaga kobiet polega na ich zdolności do rodzenia dzieci. Jak zatem wystawia się wilka na pośmiewisko? - przez ukazanie, iż próbował grać rolę brzemiennej kobiety, nosząc w swym brzuchu żywe istoty. Czerwony Kapturek wkłada mu do brzucha kamienie, symbol bezpłodności, po czym wilk pada i zdycha. Jego uczynek, zgodnie z prymitywnym prawem odwetu, zostaje ukarany stosownie do popełnionej przez niego zbrodni (o śmierć przyprawiają go kamienie, symbol bezpłodności), wyszydzony za uzurpowanie sobie roli brzemiennej kobiety.
Bajka ta, w której głównymi postaciami są trzy pokolenia kobiet (myśliwy przy końcu - to konwencjonalna postać ojca, bez większego znaczenia), świadczy o konflikcie między pierwiastkiem męskim i żeńskim; jest to opowieść o triumfie święconym przez nienawidzące mężczyzn kobiety, kończąca się ich zwycięstwem, zupełne przeciwieństwo mitu o Edypie, w którym pozwala się na to, by mężczyzna wyszedł z tej walki zwycięsko.
4. RYTUAŁ SZABATU
Symbole, z jakimi dotychczas mieliśmy do czynienia, są obrazowymi bądź też słownymi przedstawieniami oznaczającymi jakąś ideę, uczucie lub myśl. Ale istnieje jeszcze inny rodzaj symboli, których znaczenie w dziejach człowieka jest chyba nie mniej wielkie niż waga tych symboli, które występują w marzeniach sennych, mitach czy baśniach. Mam na myśli rytuał symboliczny, gdzie jakiś czyn, nie zaś słowo czy obraz, oznacza wewnętrzne doświadczenie. Wszyscy stosujemy takie symboliczne obrządki w życiu codziennym. Jeśli zdejmujemy kapelusz na znak szacunku, jeśli skłaniamy głowę na znak poważania, jeżeli ściskamy sobie dłonie, dając wyraz przyjaznym uczuciom, zamiast mówić - działamy symbolicznie. Symbole tego rodzaju jak wymienione są proste i łatwo zrozumiałe; podobnie jak i niektóre sny zrozumiałe są dla każdego bez potrzeby dalszego ich wyjaśniania. Istnieje także wiele równie prostych symboli religijnych, na przykład stary hebrajski zwyczaj rozdzierania szat na znak żałoby. Spotykamy jednak wiele innych obrządków, jak rytuał szabatu, które są równie skomplikowane - i tak samo wymagają interpretacji jak język symboliczny w snach oraz mitach.
Reguły przestrzegania szabatu zajmują wybitne miejsce w Starym Testamencie; jest to w istocie rzeczy jedyny nakaz odnoszący się do rytuału, o którym wzmiankuje Dekalog. “Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe prace. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci twego Boga - Jahwe. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. Bo w sześciu dniach uczynił Jahwe niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Jahwe dzień szabatu i uznał go za święty." (Księga Wyjścia, 20 : 8-11) W drugiej wersji dziesięciorga przykazań (w Księdze Powtórzonego Prawa, 5 : 12-15) nakazuje się znowu przestrzeganie szabatu, jakkolwiek tu wspomina się nie o Bożym odpoczynku w dzień siódmy, lecz o wywędrowaniu z Egiptu: “Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd twój Bóg, Jahwe, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem: przeto ci nakazał twój Bóg, Jahwe, strzec szabatu."
Dla współczesnej umysłowości instytucja szabatu nie stanowi żadnego zagadnienia. Idea, że człowiek powinien odpoczywać po pracy jeden dzień w tygodniu, brzmi w naszych uszach jako coś oczywistego, jest to społeczno-higieniczny środek zaradczy, mający przynieść człowiekowi fizyczne i duchowe wytchnienie oraz tak mu potrzebne odprężenie, aby nie przytłoczyła go codzienna praca. W tym względzie wyjaśnienie to jest niewątpliwie prawdziwe, lecz nie odpowiada na niektóre pytania, jakie się wyłaniają, gdy zwracamy baczniejszą uwagę na biblijne prawo szabatu, w szczególności zaś na rytuał szabatu, jaki rozwinął się w tradycji postbiblijnej.
Dlaczego to społeczno-higieniczne prawo uzyskało tak duże znaczenie, że znalazło się pośród dziesięciorga przykazań, które skądinąd jedynie ustalają fundamentalne zasady religijne i etyczne? Czemuż to dzień siódmy określa się jako Boży odpoczynek i co właściwie ów odpoczynek znaczy? Czy Bóg już w tym stopniu przedstawiony jest w postaci antropomorficznej, że po sześciu dniach ciężkiej pracy potrzebny mu jest odpoczynek? Dlaczego w .drugiej wersji dziesięciorga przykazań objaśnia się szabat w kategoriach wolności raczej niż Bożego odpoczynku? Jaki jest wspólny mianownik tych dwu wyjaśnień? Ponadto - a jest to być może najdonioślejsza kwestia - jak mamy zrozumieć zawiłości rytuału szabatu w świetle nowożytnej, społeczno-higienicznej interpretacji wypoczynku? W Starym Testamencie człowiek “zbierający drzewo" (Księga Liczb, 15 :32 i nast.) uchodzi za gwałciciela prawa szabatu i karze się go śmiercią. W toku dalszego rozwoju zakazowi podlega nie tylko praca w naszym współczesnym rozumieniu, lecz i takie czynności, jak rozniecanie ognia, chociażby nawet czyniono to dla wygody i bez żadnego fizycznego wysiłku, uszczknięcie, choćby jednego źdźbła trawy czy też kwiatu, noszenie przy sobie czegokolwiek, nawet czegoś tak lekkiego jak chusteczka. Wszystko to nie oznacza pracy w sensie fizycznego wysiłku; uchylanie się od niej sprawia często więcej kłopotu i niewygód niż sprawiłoby jej wykonanie. Czy mamy tu do czynienia z przesadnym i narzuconym spotęgowaniem pierwotnie sensownego rytuału, czy też może nasze rozumienie tego obrządku jest wadliwe i wymaga rewizji?
Bardziej szczegółowa analiza symbolicznego znaczenia rytuału szabatu wykaże, iż mamy do czynienia nie z obsesyjnym przerostem skrupulatności, lecz z pewnym pojęciem pracy i wypoczynku, różniącym się od naszych pojęć nowożytnych.
Zaczynając od istotnego punktu - pojęcia pracy tkwiącego u podstaw biblijnej, później zaś talmudycznej koncepcji - należy stwierdzić, iż nie oznacza ono po prostu wysiłku fizycznego, lecz może być zdefiniowane w ten sposób: Praca jest to wszelka ingerencja człowieka - bez względu na to, czy konstruktywna, czy też destruktywna - w sprawy świata fizycznego.
Odpoczynek jest stanem pokoju między człowiekiem a naturą. Człowiek musi pozostawić naturę w stanie nie tkniętym, nie powinien zmieniać jej w jakikolwiek sposób, ani przez tworzenie, ani też przez niszczenie czegokolwiek; nawet najdrobniejsza zmiana dokonana przez człowieka w procesie naturalnym stanowi pogwałcenie wypoczynku. Szabat jest dniem pojednania między człowiekiem a naturą; praca - to wszelkiego rodzaju zakłócenie równowagi natury i człowieka. Na podstawie tej ogólnej definicji możemy zrozumieć rytuał szabatu. W istocie uprawa ziemi czy budowa jest ciężką pracą, zarówno w ówczesnym, jak i w naszym współczesnym odczuciu. Ale zapalanie zapałki i zrywanie źdźbła trawy, chociaż są to czynności nie wymagające wysiłku, stanowią symbol ludzkiej ingerencji w procesy naturalne, są naruszeniem pokoju między człowiekiem a naturą. Na przykładzie tej zasady zrozumiemy także talmudyczny zakaz noszenia przy sobie czegokolwiek. W istocie, przenoszenie czegoś, jako takie, nie jest zabronione. Mogę przenosić jakieś ciężary wewnątrz swego domu czy w jego obrębie, nie zakłócając w niczym rytuału szabatu. Ale nie wolno mi do innej sfery przenieść nawet chusteczki, na przykład z prywatnego domu na publiczną ulicę. Prawo to stanowi rozciągnięcie idei pokoju z królestwa natury na dziedzinę społeczną. Podobnie jak nie wolno człowiekowi ingerować w naturalną równowagę ani też jej zmieniać, musi on także powstrzymać się od zmieniania porządku społecznego. Oznacza to nie tylko wstrzymanie się od prowadzenia interesów, lecz także unikanie owej najprymitywniejszej formy przenoszenia własności, mianowicie przenoszenia jej poza obręb dotychczasowego miejsca.
Szabat symbolizuje stan całkowitej harmonii między człowiekiem a naturą oraz między człowiekiem a człowiekiem. Nie pracując - to znaczy nie biorąc udziału w procesie zmian przyrodniczych i społecznych - człowiek przynajmniej na jeden dzień w tygodniu wyzwala się z więzów natury i okowów czasu.
Pełne znaczenie tej idei można pojąć jedynie w kontekście biblijnej filozofii mówiącej o stosunku między człowiekiem a naturą. Przed upadkiem Adama - to jest, zanim posiadł on rozum - człowiek żył z naturą w całkowitej harmonii; pierwszy akt nieposłuszeństwa, będący także początkiem ludzkiej wolności, otworzył mu oczy; potrafił teraz osądzać dobro i zło, stał się świadomy samego siebie i swych bliźnich, takich samych, a już jednak niepowtarzalnych, połączonych więzami miłości, a jednak samotnych. Zaczęła się historia ludzkości. Za nieposłuszeństwo Bóg go wyklął. Cóż to za przekleństwo? Wrogość i walka mają - jak rzecze Bóg - zapanować między człowiekiem a zwierzętami (“położę nieprzyjaźń między tobą [wężem] a między niewiastą i między potomstwem twoim a potomstwem jej; ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej"), pomiędzy człowiekiem a ziemią (“przeklęta będzie ziemia w dziele twoim; w pracach jeść z niej będziesz po wszystkie dni żywota twego. Ciernie i osty rodzić ci będzie, a ziele ziemi jeść będziesz. W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż się wrócisz do ziemi, z którejś wzięty"), między mężczyzną a kobietą (“i pod mocą będziesz mężową, a on będzie panował nad tobą"), między kobietą a jej własną naturalną funkcją (“w bólach rodzić będziesz dziatki"). Pierwotna, przedindywidualistyczna harmonia ustąpiła miejsca konfliktowi oraz walce.45
Co zatem jest - zdaniem proroków - celem człowieka? Żyć na nowo w pokoju i harmonii ze swymi bliźnimi, ze zwierzętami, z ziemią. Ta nowa harmonia różni się od rajskiej. Człowiek może ją osiągnąć dopiero wtedy, gdy rozwijając się stanie się w pełni istotą prawdziwie ludzką, gdy pozna prawdę i będzie postępował sprawiedliwie, gdy władzę swego rozumu doprowadzi do granic, gdzie będzie mógł się uwolnić od więzów nałożonych przez człowieka i od więzów irracjonalnych konieczności. Opisy proroków obfitują w symbole tej idei. Ziemia zaowocuje znowu bez miary, miecze przekuje się na lemiesze, lew i jagnię będą żyć razem w zgodzie, nie będzie już nigdy wojny, kobiety będą rodzić dzieci bez bólu (Talmud), cały rodzaj ludzki zjednoczy się w prawdzie i miłości. Ta nowa harmonia, której osiągnięcie stanowi cel procesu historycznego, znajduje symboliczny wyraz w postaci Mesjasza.
Na tej podstawie możemy w pełni zrozumieć znaczenie rytuału szabatu. Szabat jest antycypacją czasu mesjanicznego, podobnie jak okres mesjaniczny zwie się czasem nieustającego szabatu. W istocie rzeczy szabat jest nie tylko symboliczną antycypacją czasu mesjanicznego, lecz uchodzi za jego rzeczywistego zwiastuna. Jak głosi Talmud: “Gdyby tak całe plemię izraelskie przestrzegało w pełni szabatu chociażby raz jeden, byłby pośród nas Mesjasz."
Odpoczynek, czyli czas nie wypełniony żadną pracą, różni się znaczeniem od nowożytnego pojęcia odprężenia. W stanie wypoczynku człowiek antycypuje stan ludzkiej wolności, który kiedyś ma się spełnić. Związek człowieka z naturą oraz człowieka z człowiekiem jest stosunkiem harmonii", pokoju, nieingerencji. Praca jest symbolem konfliktu i dysharmonii; odpoczynek jest wyrazem godności, pokoju i wolności.
W świetle takiej interpretacji odnajdujemy odpowiedzi na niektóre uprzednio postawione pytania. Rytuał szabatu zajmuje tak centralne miejsce w religii biblijnej, ponieważ oznacza coś więcej niż dzień wypoczynku w znaczeniu współczesnym; stanowi bowiem symbol zbawienia oraz wolności. Takie jest także znaczenie odpoczynku Boga; odpoczynek ten nie jest Bogu potrzebny z racji jego utrudzenia, lecz wyraża ideę, iż jakkolwiek wielkie jest dzieło stworzenia, większym i wieńczącym ten trud dziełem jest pokój; praca Boża jest aktem łaskawości: Bóg musi odpocząć nie dlatego, że się zmęczył, lecz dlatego że dopiero wówczas gdy przestał pracować, mógł stać się w pełni wolnym Bogiem. Także człowiek dopiero wówczas w pełni staje się człowiekiem, gdy nie pracuje, kiedy żyje w zgodzie z naturą i swymi bliźnimi; oto dlaczego przykazanie dotyczące szabatu raz uzasadnia się odpoczynkiem Boga, innym zaś razem uwolnieniem z niewoli egipskiej. Oba te stwierdzenia znaczą to samo i wzajemnie się potwierdzają: wypoczynek jest wolnością.
Wolałbym nie porzucać tego tematu, nie wspominając pokrótce o niektórych innych aspektach rytuału szabatu, istotnych dla jego pełnego zrozumienia.
Szabat był, jak się zdaje, starym świętem babilońskim, obchodzonym co siódmy dzień (Shapatu). Różnił się on jednak zupełnie swym znaczeniem od szabatu biblijnego. Babilońskie Shapatu było dniem żałoby i kary. Był to ponury dzień, poświęcony planecie Saturn. Nasza sobota (po angielsku Sathurday) jest dotychczas w swej nazwie przypisana Saturnowi. Gniew jej chciano ułagodzić przez zadawanie sobie różnych kar. Powoli święto zmieniało swój charakter. Nawet w Starym Testamencie straciło ono cechy umartwiania i żałoby; nie jest już dniem złym, lecz dniem pomyślnym, którego przeznaczeniem jest nieść człowiekowi szczęście. W toku dalszego rozwoju szabat przekształca się coraz bardziej w absolutne przeciwieństwo złowieszczego Shapatu. Szabat staje się dniem radości i przyjemności. Jedzenie, picie, śpiew, rozkosz, poza studiowaniem Pisma Świętego i późniejszych pism religijnych, znamionowały na przestrzeni ostatnich dwu tysięcy lat żydowskie świętowanie szabatu. Tu także z dnia poddania się złym mocom Saturna szabat przemienił się w dzień wolności i radości. Tę zmianę nastroju i znaczenia można w pełni pojąć dopiero po rozważeniu znaczenia Saturna. W dawnej tradycji astrologicznej i metafizycznej Saturn symbolizuje czas. Jako bóg czasu jest on także bogiem śmierci. Ponieważ człowiek jest podobny do Boga, który obdarzył go duszą, rozumem, miłością i wolnością, nie podlega czasowi, czyli śmierci. Ale ponieważ człowiek jest także zwierzęciem mającym ciało podlegające prawom natury, jest niewolnikiem czasu oraz śmierci. Umartwiając się Babilończycy usiłowali ułagodzić władcę czasu. Biblia - na przykład - wychodząc od pojęcia szabatu, podejmuje całkowicie nową próbę rozwiązania tego problemu: przez jeden dzień wstrzymuje ingerencję w sprawy natury, wyłączając czas; tam gdzie nie ma żadnych zmian, gdzie nie ma oznak żadnej pracy, żadnej ludzkiej ingerencji, nie istnieje czas. W miejsce dotychczasowego szabatu, w trakcie którego człowiek bił pokłony przed władcą czasu, szabat biblijny symbolizuje zwycięstwo człowieka nad czasem; czas ulega zawieszeniu, Saturn zostaje zdetronizowany w poświęconym mu dniu, właśnie w dniu Saturna.
8. PROCES KAFKI
Znakomitym przykładem dzieła sztuki pisanego językiem symbolicznym jest Proces Kafki. Podobnie jak w tylu marzeniach sennych mamy tu do czynienia z wydarzeniami, z których każde jest konkretne i realistyczne, całość jednak jest nieprawdopodobna i fantastyczna. Aby zrozumieć tą powieść, należy ją odczytywać tak, jakbyśmy słuchali jakiegoś marzenia sennego - długiego, zawikłanego snu, w którym zewnętrzne wydarzenia dzieją się w przestrzeni i czasie, będąc odpowiednikiem myśli i uczuć śniącego, w tym przypadku bohatera powieści - Józefa K.
Powieść rozpoczyna się od nieco sensacyjnego stwierdzenia: “Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K», bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany." 46
K., jak moglibyśmy powiedzieć, rozpoczyna marzenie senne od uświadomienia sobie, że jest zatrzymany. Co to znaczy zatrzymany? Jest to interesujące słowo, które ma podwójne znaczenie. To, że jesteśmy zatrzymani, może znaczyć, iż znaleźliśmy się pod nadzorem funkcjonariuszy policji, lecz zatrzymanie może również znaczyć zahamowanie możliwości rozwoju. Oskarżony jest aresztowany przez policję, zahamowany jest normalny rozwój jego organizmu. W jawnej warstwie opowieści używa się wyrażenia “zatrzymany" w pierwszym rozumieniu. Natomiast jej symboliczne znaczenie zawarte jest w tym drugim. K. ma świadomość, iż jest aresztowany i zahamowany w swym własnym rozwoju.
W krótkim, mistrzowsko nakreślonym fragmencie Kafka wyjaśnia, dlaczego aresztowano Józefa K. Oto jego sposób życia: “Tej wiosny zwykł był K. spędzać wieczory w ten sposób, że po pracy, jeśli to jeszcze było możliwe - siedział w biurze przeważnie do dziewiątej godziny - szedł na przechadzkę, sam lub z urzędnikami, a później wstępował do piwiarni, gdzie zasiadał przy jednym stole ze starszymi przeważnie panami... Zdarzały się jednak wyjątki od takiego rozkładu dnia, jeśli dyrektor banku, który wysoko cenił K. jako zdolnego pracownika i człowieka godnego zaufania, zaprosił go na przejażdżkę automobilem lub do swej willi na kolację. Oprócz tego raz w tygodniu odwiedzał K. pewną dziewczynę imieniem Elza, która przez całą noc do późnego rana była zajęta jako kelnerka w winiarni, a w dzień przyjmowała wizyty leżąc w łóżku." 47
Było to puste, zrutynizowane życie, egzystencja jałowa, wyzbyta miłości i elementów twórczych. Istotnie był on zatrzymany i słyszał, jak głos sumienia informuje go o zatrzymaniu i o niebezpieczeństwie zagrażającym jego osobowości.
Drugie zdanie mówi nam, że “kucharka, pani Grabach, jego gospodyni, przynosząca mu śniadanie codziennie około ósmej godziny rano, tym razem nie przyszła. To się dotychczas nigdy nie zdarzyło."48 Ten szczegół wydaje się małoznaczny. W istocie rzeczy wspomnienie o tak błahym szczególe jak o nie-przyniesieniu śniadania po zaskakującej wieści o jego aresztowaniu razi brakiem konsekwencji; lecz, tak jak i w marzeniach sennych, ów pozornie nieistotny szczegół zawiera ważną informację o charakterze Józefa K. Był on człowiekiem o “orientacji odbiorczej". Otrzymywać od innych - nigdy zaś dawać czy też tworzyć 49 - to był kierunek wszelkich jego dążeń.
Inni powinni go karmić, troszczyć się o niego i osłaniać przed światem, od nich się uzależnił. Był wciąż dzieckiem szukającym pomocy matki - oczekującym od niej wszystkiego, wykorzystującym ją i zręcznie nią kierującym. Jak u wszystkich ludzi o podobnym nastawieniu starania jego obracały się głównie wokół miłego i sympatycznego sposobu bycia, tak by ludzie, zwłaszcza zaś kobiety, dawali mu to, czego potrzebuje; największym lękiem napawała go okoliczność, że ludzie mogliby się rozgniewać i zaniechać świadczeń. W jego przekonaniu źródło wszelkiego dobra znajdowało się na zewnątrz, a problem życia sprowadzał się do unikania ryzyka utraty łask, które z niego płynęły. Wynika stąd brak poczucia własnej siły i dojmujący lęk przed groźbą porzucenia go przez osobę czy też osoby, od których jest uzależniony.
K. nie wiedział, kto go oskarżył, ani też, co mu się właściwie zarzuca. Zadawał sobie pytanie: “Co to byli za ludzie? O czym mówili? Jakiej władzy podlegali?" Trochę później, gdy rozmawiał z nadzorcą, człowiekiem stojącym wyżej w hierarchii sądu, głos stał się nieco wyraźniejszy. K. zadawał mu wszelkiego rodzaju pytania nie mające nic wspólnego z główną kwestią, o co się go właściwie oskarża; w odpowiedzi nadzorca uczynił uwagę zawierającą jedno z najdonioślejszych i najwnikliwszych spostrzeżeń, jakie w tym momencie można było przekazać K., jak i - powiedzmy to sobie - każdemu, kto popadł w tarapaty i szuka pomocy. Nadzorca rzekł: “Chociaż nie odpowiem na pańskie pytanie, to jednak radzę panu mniej zajmować się nami i tym, co się z panem stanie, natomiast więcej myśleć o sobie."50 K. nie zrozumiał znaczenia wypowiedzi nadzorcy. Nie dostrzegał, że cały problem tkwi w nim samym, że jest on jedynym człowiekiem, który może siebie ocalić, i fakt, iż nie mógł pójść za radą nadzorcy, dowodził jego ostatecznej porażki.
Tę pierwszą scenę powieści zamyka inne oświadczenie nadzorcy, które rzuca wiele światła na naturę oskarżenia oraz aresztowania. “Przypuszczam, że zechce pan teraz pójść do banku.
- Do banku? - spytał K. - Sądziłem, że jestem aresztowany... Jak mogę pójść do banku, skoro jestem aresztowany?
- Ach tak - rzekł nadzorca już w drzwiach - pan mnie źle zrozumiał. Pan jest aresztowany, pewnie, ale nie powinno to panu przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia.
- W takim razie nie jest tak straszną rzeczą być aresztowanym - powiedział K. i przystąpił blisko do nadzorcy.
- Nigdy nie byłem innego zdania - odpowiedział on.
- Wobec tego zdaje mi się, że i zawiadomienie mnie o uwięzieniu nie było tak bardzo konieczne - rzekł K. i podszedł jeszcze bliżej."51
W realnym życiu nie mogłoby się to chyba przytrafić. Jeśli człowiek jest aresztowany, nie wolno mu prowadzić nadal zwykłym trybem swych spraw urzędowych ani też kontynuować, jak, zobaczymy później, żadnej ze swych codziennych czynności. To osobliwe zarządzenie wyrażało w sposób symboliczny fakt, iż jego czynności urzędowe oraz wszelkie inne poczynania były tego rodzaju, że zaaresztowanie go jako istoty ludzkiej nie wpłynęło właściwie na ich przebieg. Z ludzkiego punktu widzenia był on niemal martwy, lecz mógł mimo to wieść nadal życie urzędnika bankowego, ponieważ działalność ta nie miała nic wspólnego z jego człowieczą egzystencją.
K. miał mglistą świadomość tego, iż trwoni swe życie i ulega szybkiemu wewnętrznemu rozpadowi. Odtąd już cała powieść traktuje o jego reakcji na tę świadomość i o staraniach, jakie podejmuje, aby obronić i ocalić samego siebie. Wynik okazał się tragiczny; chociaż K. słyszał głos swego sumienia, nie rozumiał go jednak. Zamiast pokusić się o zrozumienie prawdziwej przyczyny swego aresztowania, przejawiał skłonność do ucieczki od wszelkiej świadomości. Zamiast pomóc samemu sobie w jedyny możliwy sposób - uznając prawdę i próbując się zmienić - szukał pomocy tam, gdzie nie można jej było znaleźć-- na zewnątrz; szukał wsparcia u innych, u sprytnych adwokatów, u kobiet, których koneksje mógł wykorzystać, zapewniając zawsze uroczyście o swej niewinności i zagłuszając głos mówiący mu, iż jest winny.
Być może mógłby to jakoś rozwiązać, gdyby nie fakt, iż jego zmysł moralny popadł w niejakie pomieszanie. Znał on tylko jednego rodzaju prawo moralne: zasadę ścisłego autorytetu, którego zasadnicze przykazanie brzmiało: “Musisz być posłuszny." Znał jedynie “sumienie autorytatywne", dla którego posłuszeństwo jest największą cnotą, nieposłuszeństwo zaś największą zbrodnią. Nie bardzo wiedział, że istnieje innego rodzaju sumienie - sumienie humanistyczne - które jest naszym własnym głosem, przywołującym nas z powrotem do samych siebie. 52
W powieści tej znajdują symboliczny wyraz oba rodzaje sumienia: sumienie humanistyczne reprezentuje nadzorca, później zaś ksiądz; sumienie autorytatywne uosabia sąd, sędziowie, strażnicy, nieuczciwi adwokaci oraz wszyscy inni związani ze sprawą. Tragiczna pomyłka K. polegała na tym, że chociaż słyszał on głos swego sumienia humanistycznego, brał go błędnie za głos sumienia autorytatywnego i bronił się przed zarzutami ze strony władz, częściowo się poddając, częściowo zaś buntując, podczas gdy powinien walczyć o siebie w imię swego sumienia humanistycznego.
Sąd jest tu przedstawiony jako organ despotyczny, sprzedajny i niegodziwy; jego procedura nie opiera się na rozumnym argumentowaniu czy też sprawiedliwości. Księgi prawnicze, jakich używali sędziowie (pokazane mu przez żonę woźnego), stanowiły symboliczny, wyraz tej korupcji. Były to stare książki o pozaginanych rogach, jedna okładka była w połowie prawie złamana, strzępy trzymały się tylko na nitce.
“- Jak brudno tu wszędzie - rzekł K. potrząsając głową.
Nim zdążył wziąć książki, kobieta powierzchownie starła fartuchem kurz. K. otworzył pierwszą książkę, ukazał się nieprzyzwoity obrazek. Mężczyzna i kobieta siedzieli nadzy na kanapie; lubieżna intencja rysownika występowała wyraźnie, ale jego nieudolność była tak wielka, że ostatecznie widać było tylko mężczyznę i kobietę, którzy wyłaniali się z obrazu nazbyt cieleśnie, siedzieli nadmiernie sztywno i wskutek złej perspektywy z trudem zwracali się do siebie. K. nie kartkował już dalej, tylko otworzył jeszcze kartę tytułową drugiej książki. Była to powieść pod tytułem: Plagi, jakie musiała znosić Małgosia od swego męża Jasia.
- Oto księgi ustaw, które się tu studiuje - rzekł K. - i tacy ludzie mają mnie sądzić." 53
Jeszcze jednym dowodem tej korupcji był fakt, iż żona woźnego zaspokajała seksualne potrzeby jednego z sędziów i jednego ze studentów prawa i że ani jej, ani też jej mężowi nie wolno było się sprzeciwić. Postawa K. wobec sądu zawiera pewien element buntowniczości; głęboką sympatię budzi też woźny sądowy, który “spojrzał na K. pełnym zaufania wzrokiem, jakim dotychczas, mimo całej swej uprzejmości, nie patrzał", a potem dodał: “Więc zawsze się buntujemy." Ale ta buntowniczość przeplatała się z uległością. Nigdy nie zaświtała mu w głowie myśl, że reprezentantem prawa moralnego nie jest autorytatywny sąd, lecz jego własne sumienie.
Stwierdzenie, iż ta idea nigdy nie świta mu w głowie, nie byłoby całkiem poprawne. Raz jeden, pod koniec swej wędrówki, dane mu było tak bardzo zbliżyć się do prawdy, jak nie zdarzyło mu się to nigdy. Posłyszał głos swego sumienia humanistycznego, wyrażał je ksiądz spotkany w katedrze. K. udał się tam, aby spotkać się z pewnym klientem banku, którego miał oprowadzić po mieście, ale człowiek ten nie dotrzymał umówionego terminu i K. znalazł się w katedrze samotny, trochę opuszczony i zakłopotany, gdy usłyszał jednoznaczne i nie dopuszczające nawet myśli o ucieczce wołanie: “Józefie K.!"
“K. stanął jak wryty i patrzał przed siebie na ziemię. Na razie był jeszcze wolny, mógł iść dalej i wymknąć się przez jedne z trzech małych drzwi drewnianych, które były niedaleko przed nim. Znaczyłoby to, że nie rozumiał albo że zrozumiał wprawdzie, lecz nie troszczy się o to. W razie gdyby jednak się odwrócił, byłby schwytany, bo przyznałby się tym samym, że dobrze zrozumiał, że rzeczywiście jest tym wzywanym i że chce usłuchać. Gdyby ksiądz jeszcze raz zawołał, K. byłby na pewno wyszedł, ale ponieważ mimo wyczekiwania wszędzie panowała cisza, odwrócił trochę głowę, gdyż chciał zobaczyć, co teraz ksiądz robi. Stał spokojnie na ambonie jak poprzednio, było jednak wyraźnie widać, że zauważył zwrot jego głowy. Wyglądałoby to na dziecinną ciuciubabkę, gdyby się K. teraz całkowicie nie odwrócił. Odwrócił się i ksiądz dał kiwnięciem palca znak, by się zbliżył. A że teraz już mogło się dziać wszystko otwarcie, więc pobiegł - zrobił to z ciekawości, a także, by skończyć z tą sytuacją - długimi lotnymi krokami do ambony. Przy pierwszych ławkach zatrzymał się, lecz księdzu wydała się ta odległość jeszcze za wielka, wyciągnął rękę i surowym gestem wskazał palcem miejsce tuż przed amboną. K. i tym razem posłuchał. Musiał z tego miejsca przeginać głowę daleko wstecz, aby jeszcze widzieć księdza.
- Tyś jest Józef K. - powiedział ksiądz i podniósł jedną rękę z poręczy jakimś nieokreślonym gestem.
- Tak jest - powiedział K., pomyślał przy tym, jak śmiało zawsze wymawiał dawniej swoje nazwisko, ale od jakiegoś czasu stało mu się ono ciężarem; znali teraz jego nazwisko nawet ludzie, z którymi stykał się po raz pierwszy. Jak pięknie to było przedstawić się najpierw i tak dopiero dać się poznać.
- Jesteś oskarżony - powiedział ksiądz niezwykle cicho.
- Tak - rzekł K. - powiadomiono mnie o tym.
- Więc jesteś tym, którego szukam - rzekł ksiądz. - Jestem kapelanem więziennym.
- Ach tak - powiedział K.
- Nie wiedziałem tego - rzekł K. - przyszedłem tu, aby jakiemuś Włochowi pokazać katedrę.
- Zostaw wszystko, co uboczne - powiedział ksiądz. - Co trzymasz w ręku? Czy to modlitewnik?
- Nie - odpowiedział K. - to album osobliwości tego miasta.
- Odłóż go - rzekł ksiądz. K. odrzucił go tak gwałtownie, że otworzył się i ze zmiętymi kartkami potoczył się po ziemi.
- Czy wiesz, że twój proces wygląda źle? - spytał ksiądz.
- Tak i mnie się zdaje - powiedział K. - Zadałem sobie wiele trudu, ale dotychczas bez powodzenia. Zresztą nie mam jeszcze gotowego podania.
- Jak sobie wyobrażasz koniec? - spytał duchowny.
- Przedtem myślałem, że wszystko musi się dobrze skończyć - rzekł K. - Teraz sam w to nieraz wątpię. Nie wiem, jak to się skończy. Czy ty wiesz?
- Nie - powiedział duchowny - lecz obawiam się, że skończy się źle. Uważają cię za winnego. Twój proces może nawet nie wyjdzie poza niższy sąd. Jak dotychczas, uważa się twoją winę za udowodnioną.
- ludźmi, jeden jak drugi.
- Słusznie - powiedział duchowny - ale tak zwykli mówić winni.
- Czy także ty masz uprzedzenie do mnie?
- Ja nie mam żadnego uprzedzenia do ciebie - rzekł ksiądz.
- Dziękuję ci - powiedział K. - Ale wszyscy inni, którzy biorą udział w postępowaniu sądowym, mają do mnie uprzedzenie. Wpajają je także w nie-zainteresowanych. Moja sytuacja staje się coraz cięższa.
- Źle rozumiesz fakty - powiedział ksiądz. - Wyrok nie zapada nagle, samo postępowanie przechodzi powoli w wyrok.
- Więc to tak - powiedział K. i schylił głowę. - Chcę jeszcze szukać pomocy - powiedział i podniósł głowę, by zobaczyć, co o tym sądzi ksiądz. - Są jeszcze pewne możliwości, których nie wyzyskałem.
- Szukasz za wiele obcej pomocy - powiedział ksiądz z przyganą - a zwłaszcza u kobiet. Czy nie widzisz, że to nie jest prawdziwa pomoc?
- Nieraz i nawet często mógłbym ci przyznać rację - powiedział K. - ale nie zawsze. Kobiety mają wielką moc. Gdybym mógł kilka kobiet, które znam, do tego skłonić, by dla mnie wspólnie coś zrobiły, musiałbym dopiąć swego. Zwłaszcza w tym sądzie, który składa się prawie tylko z samych kobieciarzy. Pokaż z daleka kobietę sędziemu śledczemu, a obali on stół trybunału i oskarżonego, byle tylko do niej na czas zdążyć.
Ksiądz schylił głowę na balustradę, teraz bodaj dopiero przytłoczyło go sklepienie ambony. Co za słota musiała rozpętać się na dworze! To nie był już pochmurny dzień, to była głęboka noc. Żaden witraż wielkich okien nie był w stanie przerwać ciemnej ściany bodaj najsłabszym połyskiem. I właśnie teraz zaczął zakrystian gasić na wielkim ołtarzu świece jedna za drugą.
- Gniewasz się na mnie? - spytał K. księdza. - Może nie wiesz, jakiemu sądowi służysz.
Nie dostał żadnej odpowiedzi.
- Są to przecież tylko moje doświadczenia - powiedział.
Na górze wciąż jeszcze panowało milczenie.
- Nie chciałem cię obrazić - powiedział K. Wówczas krzyknął ksiądz do K.:
- Czyż nie widzisz nic na dwa kroki od siebie? Krzyknął to w gniewie, ale równocześnie jak ktoś,
kto widzi czyjś upadek, a ponieważ sam się przestraszył, nieostrożnie, mimo woli podnosi krzyk." 54
Ksiądz wiedział, o co właściwie oskarżono K., i wiedział także, iż cała ta sprawa skończy się źle. W tym momencie K. miał sposobność wejrzenia w siebie samego i stwierdzenia, co mu się właściwie zarzuca, lecz trzymając się konsekwentnie swej uprzedniej orientacji, interesował się jedynie ustaleniem, skąd może oczekiwać większego wsparcia. Kiedy kapłan powiedział z przyganą, że “szuka za wiele obcej pomocy", jedyną reakcją K. była obawa, że ksiądz się gniewa. Teraz ksiądz rzeczywiście wpadł w gniew, ale był to gniew zrodzony z miłości, odczuwany przez człowieka, który widzi czyjś upadek, wiedząc, że jednostka ta może się spodziewać pomocy tylko od samej siebie, że nie można jej pomóc z zewnątrz. Niewiele już ponadto mógł mu kapłan powiedzieć. Gdy K. podążył w kierunku drzwi wejściowych, ksiądz zapytał go: “Czy chcesz już odejść?
Mimo, że K. nie myślał o tym właśnie w tej chwili, odpowiedział natychmiast:
- Oczywiście, muszę odejść, jestem prokurentem banku, czekają na mnie, przyszedłem tu tylko, b; pokazać zagranicznemu klientowi katedrę.
- Wobec tego - powiedział ksiądz i podał K. rękę - idź.
- Nie mogę się jednak w ciemności sam zorientować - rzekł K."55
W przypadku K. był to istotnie tragiczny dylemat osoby, która nie może się sama zorientować w ciemności i która obstaje przy tym, iż tylko inni mogą ją poprowadzić. Szukał pomocy, lecz odrzucił jedyną pomoc, jaką ksiądz mógł mu ofiarować. Pochłonięty własnym dylematem K. nie potrafił zrozumieć księdza. Spytał: “Czy nie chcesz jeszcze czego ode mnie?
- Nie - rzekł ksiądz.
- Przedtem byłeś dla mnie taki dobry - powiedział K. - i wszystko mi wyjaśniłeś, a teraz pozwalasz mi odejść, jakby ci nic na mnie nie zależało.
- Musisz przecież odejść - powiedział ksiądz.
- No, tak - rzekł K. - chciej to zrozumieć.
- Zrozum ty wpierw, kim ja jestem - powiedział ksiądz.
- Ty jesteś kapelanem więziennym - rzekł K. i podszedł bliżej do księdza; jego natychmiastowy powrót do banku nie był tak konieczny, jak to przedstawił, mógł całkiem dobrze jeszcze tu zostać.
- Należę tedy do sądu - powiedział ksiądz. - Dlaczego więc miałbym czegoś chcieć od ciebie. Sąd niczego od ciebie nie chce. Przyjmuje cię, gdy przychodzisz, wypuszcza, gdy odchodzisz." 56
Kapłan najwyraźniej dał do zrozumienia, że jego postawa jest obca postawie autorytatywnej. Chociaż chciał pomóc K. przez wzgląd na miłość bliźniego, sam w wynik sprawy się nie angażował. Problem K. - zdaniem księdza - był wyłącznie jego własną sprawą. Jeśli nie chciał przejrzeć, musi pozostać ślepy, ponieważ nikt nie dostrzeże prawdy poza nim samym.
W opowieści tej myli brak stwierdzenia, iż prawo moralne reprezentowane przez księdza i prawo reprezentowane przez sąd różnią się od siebie. W jawnej warstwie powieści ksiądz, będący kapelanem więziennym, jest nawet częścią systemu sądowego. Ale ta plątanina wątków symbolizuje chaos panujący w sercu K. Dla niego te dwie zasady stanowią jedność i właśnie dlatego, że nie potrafi ich rozróżnić, daje się uwikłać w walkę z sumieniem autorytatywnym i nie może zrozumieć samego siebie.
Rok już upłynął od czasu, jak w świadomości K. zakiełkowało pierwsze niejasne podejrzenie, iż jest aresztowany. Był właśnie wieczór poprzedzający jego trzydzieste pierwsze urodziny i sprawa była przegrana. Przybyli dwaj mężczyźni, aby poprowadzić go na stracenie. Pomimo szaleńczych starań, nie zadał stosownego pytania. Nie wykrył, o co go oskarżano, kto go oskarżał i jakim sposobem mógłby się ocalić.
Opowieść kończy się, jak wiele marzeń sennych, dręczącym koszmarem. Ale podczas gdy oprawcy odbywali groteskowe ceremonie przygotowując noże, K. zyskał po raz pierwszy wgląd w swój własny problem. “Zawsze pragnąłem dwudziestoma rękami naraz chwytać świat, i to nawet dla niesłusznego celu. To było mylne; czy mam teraz pokazać, że nawet jednoroczny proces nie zdołał mnie niczego nauczyć? Czy mam odejść jak człowiek niepojętny? Czy mam pozwolić, by mówiono o mnie, że na początku procesu chciałem go ukończyć, a teraz, na jego końcu, znowu go zacząć? Nie chcę, by tak mówiono." 57Po raz pierwszy K. zdał sobie sprawę ze swej zachłanności i z jałowości swego życia. Po raz pierwszy mógł dostrzec możliwość przyjaźni i ludzkiej solidarności:
“Jego wzrok padł na najwyższe piętro graniczącego z kamieniołomem domu. Jak błyska światło, tak rozwarły się skrzydła jakiegoś okna: jakiś człowiek, słaby i nikły w tym oddaleniu i na tej wysokości, wychylił się jednym rzutem daleko przez okno i wyciągnął jeszcze dalej ramiona. Kto to był? Przyjaciel? Dobry człowiek? Ktoś, kto współczuł? Ktoś, kto chciał pomóc? Byłże to ktoś jeden? Czy byli to wszyscy? Byłaż jeszcze możliwa pomoc? Istniały jeszcze wybiegi, o których się zapomniało? Na pewno istniały. Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był sędzia, którego nigdy nie widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł wszystkie palce." 58
Chociaż przez całe swe życie K. próbował znaleźć owe odpowiedzi czy też raczej usłyszeć je od innych, w tym momencie zadawał on pytania, i to właściwe pytania. Dopiero w obliczu śmierci przerażenie wlało w niego moc pozwalającą mu uświadomić sobie możliwość przyjaźni i miłości, i - co paradoksalne - w chwili śmierci po raz pierwszy uwierzył w życie.
1 Powyższą interpretacją zaczerpnięto z: E. Fromm, The Oedipus Complerr and the Oedipus Myth, w: Ruth Nanda An-shen, The Family: Its Functton and Destiny, New York 1948
2 Sofokles, Król Edyp, w: Tragedie, Warszawa 1969, s. 293.
3 S. Freud, Die Traumdeutung, Leipzig 1919, F. Deutićke, s. VIII, 474, Cyt. wg The Interpretatlon of Dreams, w: The Basic Writlngs of Sigmund Freud, New York 1938, s. 308.
4 Por. C. Robert, Oedipus, Berlin 1915.
5 Chociaż prawdą jest, że trylogia ta nie była pisana w tej kolejności, i jakkolwiek niektórzy uczeni mogą mieć rację, przypuszczając, że Sofokles nie projektował tych trzech tragedii jako trylogii, niemniej należy wszystkie trzy interpretować jako pewną całość. Założenie, iż Sofokles opisał los Edypa i jego dzieci w trzech tragediach nie mając na względzie wewnętrznego powiązania tej całości, nie ma większego sensu.
6 Sofokles, Edyp w Kolonos, w: Tragedie, s. 511.
7 J. J. Bachofen, Der Mythus von Orient und OHzident, MUnich 1926, s. 14 i nast.
8 Tamże, s . 15,16.
9 Tytułem próby - w swej pracy Systems of Consanoui-nity and Afflnlty, 1871, a w sposób bardziej sprecyzowany w Ancient Socjety, Chicago 1877.
10 R. Briffault, The Mothers, New York 1927
11 Por. F. W. Schneidewin, Die Sagę vom Oedipus, w: Abhandlung der Geschichte der W. z. Gott, V, 1852, s. 192. « Por. C. Roberts, cyt. wyd., s. 1 i nast. " Tamże, s. 31.
12 Ich interpretacja mitu o Sfinksie różni się jednak od przytoczonego tu wyjaśnienia. Bachofen kładł nacisk na istotę pytania, stwierdzając, że Sfinks określa człowieka w kategoriach jego ziemskiej, materialnej egzystencji, to znaczy w terminach matriarchalnych. Freud przyjmował, że zagadka ta stanowi symboliczny wyraz seksualnej ciekawości dziecka.
13 Sofokles, cyt. wyd., s. 453-454. Podkreślenie E. F.
14 W przekładzie angielskim brzmi to: “królowe o przerażającym wyglądzie". Następnego określenia: “straszne bóstwa" nie ma w przekładzie polskim - (przyp. tłum.).
15 Tamże, s. 455. Podkreślenie E. F.
16 J. W. Goethe, Faust, Warszawa 1962, s. 310. 206
17 Sofokles prawdopodobnie powołuje się tu na pewien fragment z Herodota, II, 35.
18 Sofokles, cyt. wyd., s. 465. Podkreślenie E. F
19 Tamże, s. 521-522.
20 Tamże, s. 511. Podkreślenie E. F.
21 Bogini sprawiedliwości, która ochrania odwieczne prawo więzi naturalnych, nie zaś ustanowione przez człowieka uprawnienia syna pierworodnego.
22 Tamże, s. 511.
23 Tamże, s. 521. Podkreślenie E. F.
24 Tamże, s. 521-522
25 Tamże, s. 522. Podkreślenie E. F.
26 W przekładzie angielskim wyrażenie to ma inne i bardziej odpowiadające intencjom Fromma brzmienie: “Duchy podziemne". (Przyp. tłum.)
27 Sofokles, cyt. wyd., s. 103. Podkreślenie E. F.
28 znowu przekład angielski nadaje temu wyrażeniu pełniejszy sens: “Ziemię, najstarszą z bogów." (Przyp. tłum.)
29 Tamże, s. 114. Podkreślenie E. F
30 Tamże, s. 118.
31 Tamże, s. 121
32 Tamże, s. 119. Podkreślenia E. F.
33 Tamże, s. 126-128. Podkreślenia E. F
34 Tamże, s. 127. *' Tamże, s. 130.
35 Tamże, s. 130.
36 Tamże, s. 131. Podkreślenie E. F
37 Tamże, str.131.
38 Hegel widział konflikt przedstawiony w Antygonie w podobnym świetle na wiele lat przed Bachofenem. Mówi on o Antygonie: “bogowie jednak, którym oddaje ona część, to podziemne bóstwa Hadesu, wewnętrzne bóstwa uczuć, miłości, związków krwi, a nie jawni bogowie wolnego, samowied-nego życia narodu i państwa." (Hegel, Wykłady o estetyce, t. II, s. 63; por. także Filozofię religii.) Hegel w tym oświadczeniu stoi tak bardzo po stronie państwa i praw nim rządzących, że określa zasadę Kreona jako normę “wolnego życia narodu i państwa" pomimo niezaprzeczalnego świadectwa, że Kreon nie reprezentuje wolności, lecz dyktaturę. Zważywszy tę stronniczą sympatię Hegla, tym bardziej znacząca okazuje się jego wypowiedź, stwierdzająca wyraźnie, iż Antygona występuje w obronie zasad miłości, związków krwi i uczuć, które Bachofen uważał później za charakterystyczne zasady świata matriarchalnego. Podczas gdy sympatia Hegla dla zasad patriarchalnych nie budzi zdziwienia, zaskakuje nas ona w pismach Bachofena. A jednak stanowisko Bachofena wobec społeczeństwa matriarchalnego okazało się całkiem ambiwalentne. Wydaje się, że kochał matriarchat i nienawidził zasad patriarchalnych, lecz ponieważ był także pobożnym protestantem i człowiekiem wierzącym w postęp rozumu, wierzył zarazem w supremację zasady patriarchalnej nad matriarchalrią. W większości jego prac spotykamy się z sympatią dla zasady matriarchalnej. W innych partiach, a odnosi się to do jego krótkiej interpretacji mitu o Edypie (Mutter-recht Bachofena, w: Der Mythos vom Orient and Okzident, cyt. wyd., s. 259 i nast.), Bachofen, tak jak i Hegel, opowiada się po stronie zwycięskich bogów olimpijskich. Edyp stoi - według niego - na granicy między światem matriarchalnym a patriarchalnym. Fakt, iż nie zna on swego ojca, wskazuje na pochodzenie matriarchalne, w którym Jedynie matka jest znana. Ale okoliczność, iż wykrywa w końcu, kto jest jego prawdziwym ojcem, wyznacza - zdaniem Bachofena - początek rodziny patriarchalnej, w której również ojciec jest znany. “Edyp - mówi on - wyraża postęp wiodący na wyższy szczebel istnienia. Jest on jedną z tych wielkich postaci, których cierpienia i trudy prowadzą do świetniejszej formy ludzkiej cywilizacji; jednym z tych, co zakorzenieni wciąż w starym porządku rzeczy, są Jednocześnie składani w ofierze, stając się w ten sposób założycielami nowej epoki" (tamże, s. 266). Bachofen podkreśla fakt, że budzące grozę matki-boginie, Erynie, podporządkowały się światu apoliń-skiemu i że powiązanie z nimi Edypa oznacza zwycięstwo zasady patriarchalnej. Wydaje mi się, że interpretacja Bachofena nie daje należytego pojęcia o fakcie, iż Kreon, chociaż jest jedynym bohaterem, który pozostaje fizycznie przy życiu, symbolizując zwycięstwo świata patriarchalnego Jest właśnie tym człowiekiem, który poniósł moralną klęskę. Można przypuszczać, że Sofokles zamierzał tym sposobem wyrazić ideę, iż świat patriarchalny święci triumfy, lecz ulegnie zagładzie, jeżeli nie przyswoi sobie humanistycznych zasad starszego porządku matriarchalnego.
39 Por.: Kallikles w Gorgiaszu Platona oraz Trazymaeh w jego Państwie.
40 Wilhelm Schmid, Geschichte der grlechischen Literatur, 1 Tell, 2 Band, Munich 1934.
41 Warto zauważyć, że to samo przemieszanie postępowych idei politycznych z sympatią do mitycznych zasad matriar-chalnych można znaleźć ponownie w dziewiętnastym wieku w pracach Bachofena, Engelsa oraz Morgana. (Por. moją rozprawę Zur Rezeption der Mutterrechtstheorie w “Zeit-schrift fur Sozialforschung", III, 1934.)
42 Por. także Wilhelm Nestle, Sophokles und dle Sophtatik, Chicago 1910, vol. 5, II, s. 129. Problem wrogości między ojcem a synem także poważnie zaważył na prywatnym życiu poety. Jofont, jego syn, oskarżył swego sędziwego ojca o niepoczytalność, chcąc pozbawić go w drodze wyroku sądowego prawa zarządzania majątkiem; z procesu Sofokles wyszedł zwycięsko.
43 Enuma ellsz, tabliczka IV, wg Aleksandra Heidela, The Babylonian Genesis, Chicago 1942.
44 Babilońska Tiamat pojawia się prawdopodobnie w opowieści biblijnej Tehom, otchłani, nad którą zalega ciemność.
45 Por. E. Fromm, Ucieczka od wolności, Warszawa 1970, S. 277.
46 F. Kafka, Proces, Warszawa 1971, s. 5
47 Tamże, s. 22.
48 Tamże, s. 5
49 Por. określenie orientacji odbiorczej w: E. Fromm, Mart for Himself, New York 1947.
50 F. Kafka, Proces, s. 8, 17.
51 Tamże, s. 19-20.
52 Por. rozdział o sumieniu humanistycznym i autorytatywnym w: Man for Himself, cyt. wyd.
53 F. Kafka, Proces, s. 59.
54 Tamże, s. 230-233
55 Tamże, s. 243.
56 Tamże, s. 244
57 Tamże, s. 247.
58 Tamże, s. 249-250.