Prorok
Odkąd jam
mocy Nieśmiertelnej
Wszechwiedzy posiadł dar proroczy,
Odtąd
już były mi czytelne
Grzechami lśniące ludzkie
oczy.
Głosić począłem był wyrazy
I prawdy
czystej i miłości:
Ciskali bliźni na mnie głazy,
Szalem
gniewem do wściekłości.
Popiołem osypawszy
włosy,
Uszedłem z miast z żebraczą laską;
W pustyni
mieszkam pod niebiosy,
Jak ptaki karmion Bożą łaską.
Tam
przestrzegając Wiecznej Woli,
Słucha mię wszelki żywot
ziemi,
I gwiazdy w świetnej aureoli
Za rozkazami idą
memi.
Lecz kiedy muszę grodem szumnym
Przez
jego mury iść z pośpiechem,
To starce dzieciom nierozumnym
Z
zadowolenia mówią, śmiechem:
"Patrzcie nań:
wzorem niech ran będzie!
Był dumny, z nami się nie
godził;
Głupiec! — przez jego ust narzędzie
Głos Boży
— twierdził — ku nam schodził.
Patrzcież więc
nań uważnie, dzieci,
Jak wasi gardzą nim rodzice,
Jak ma
wychudłe, chmurne lice,
Jaką nagością, nędzą
świeci!"
1890 r. 20 lipca.
Sławuta.
Żagiel
(tytuł oryginału - ros. "Парус")
Bieli
się żagiel samotny w dali
Pośród błękitnej morza
mgły!..
Czego on szuka śród cudzych krain?
Co on
zostawił w kraju swym?..
Słychać świst wichru - burzą
się fale,
Maszt ciągle skrzypi, reja się gnie...
Ach!
Szczęścia on nie szuka wcale,
I nie od szczęścia uciec on
chce!
Pod nim wytryska lazuru wzgórze,
Nad nim
słonecznych promieni pył...
A on, zuchwały, przyzywa
burzę,
Tak jakby w burzach pokój był!
Żagiel
Samotny
żagiel w niebios toni
Bieleje
na błękicie fal.
Skąd
płynie? dokąd? za czym goni;
Ku
jakim brzegom biegnie w dal?
Wrą
fale, wicher oszalały
Ze
skrzypem czoło masztu gnie...
I
nie od szczęścia żagiel biały
Ucieka,
nie ku szczęściu mknie !
Świetlisty
pod nim szlak się pali,
Słoneczny
z niebios pada pył;
On
burzy wzywa z mglistej dali,
Jak
gdyby w burzach spokój był.
tłumaczenie:
Tadeusz Szepniewski
Парус
Белеет
парус одинокой
В
тумане моря голубом. -
Что
ищет он в стране далекой?
Что
кинул он в краю родном?
Играют
волны, ветер свищет,
И
мачта гнется и скрыпит;
Увы!
- он счастия не ищет
И
не от счастия бежит! -
Под
ним струя светлей лазури,
Над
ним луч солнца золотой: -
А
он, мятежный, просит бури,
Как
будто в бурях есть покой!
BORODINO
„Dziaduniu,
powiedz, nie na próżno
Moskwę oddaliśmy
Francuzom,
Puszczając miasto z dymem?
Wszak były starcia
zagorzałe,
A powiadają, że niemałe!
Nie próżno pomną
w Rosji całej
Bitwę pod Borodinem!"
— Tak, byli
niegdyś bohaterzy:
Któż by się dzisiaj z nimi mierzył
Jak
oni w boju stanął!
Niedobry los był ich udziałem:
Z
pola powrócił zastęp mały...
Gdyby niebiosa tak nie
chciały,
Moskwy by nie oddano.
Ależ był dzionek! W
dymu chmurze
Francuzi rwali niby burze,
Lecz trwała wciąż
reduta.
Ułani z pstrymi proporcami,
Dragoni w kaskach i z
kitami
Przelatywali przed oczami,
Wszyscy walili
tutaj.
Walk takich oczy nie widziały!...
Godła jak cienie
wzlatywały,
Dział błyski w dymu chmurach,
Pałaszów
szczęk i świst kartaczy,
Grzązł bagnet, słabła dłoń
rębaczy,
A kulom kres w przelocie znaczy
Krwawiących
trupów góra.
W walce wręcz kładąc się pokotem,
Rosyjską
mógł bojową cnotę
Wróg poznać należycie!...
Ziemia
jak nasze piersi drżała,
Bój skłębił konie, ludzkie
ciała,
Salwa tysiąca dział się zlała
W jedno
przeciągłe wycie...
Zmierzchło się. Każdy był
gotowy
Nazajutrz bój rozpocząć nowy,
Do końca trwać w
szeregu...
Wtem uderzono w tarabany —
I odstąpili
bisurmany.
Jęliśmy wtedy liczyć rany,
Przeliczać swych
kolegów.
Ależ był dzionek! W dymu chmurze
Francuzi
rwali niby burze,
Lecz trwała wciąż reduta.
Ułani z
pstrymi proporcami,
Dragoni w kaskach i z kitami
Przelatywali
przed oczami,
Wszyscy walili tutaj.
Walk takich oczy nie
widziały!...
Godła jak cienie wzlatywały,
Dział błyski
w dymu chmurach,
Pałaszów szczęk i świst kartaczy,
Grzązł
bagnet, słabła dłoń rębaczy,
A kulom kres w przelocie
znaczy
Krwawiących trupów góra.
W walce wręcz kładąc
się pokotem,
Rosyjską mógł bojową cnotę
Wróg poznać
należycie!...
Ziemia jak nasze piersi drżała,
Bój
skłębił konie, ludzkie ciała,
Salwa tysiąca dział się
zlała
W jedno przeciągłe wycie...
Zmierzchło się.
Każdy był gotowy
Nazajutrz bój rozpocząć nowy,
Do
końca trwać w szeregu...
Wtem uderzono w tarabany —
I
odstąpili bisurmany.
Jęliśmy wtedy liczyć rany,
Przeliczać
swych kolegów.
Ależ był dzionek! W dymu
chmurze
Francuzi rwali niby burze,
Lecz trwała wciąż
reduta.
Ułani z pstrymi proporcami,
Dragoni w kaskach i z
kitami
Przelatywali przed oczami,
Wszyscy walili
tutaj.
Walk takich oczy nie widziały!...
Godła jak cienie
wzlatywały,
Dział błyski w dymu chmurach,
Pałaszów
szczęk i świst kartaczy,
Grzązł bagnet, słabła dłoń
rębaczy,
A kulom kres w przelocie znaczy
Krwawiących
trupów góra.
W walce wręcz kładąc się pokotem,
Rosyjską
mógł bojową cnotę
Wróg poznać należycie!...
Ziemia
jak nasze piersi drżała,
Bój skłębił konie, ludzkie
ciała,
Salwa tysiąca dział się zlała
W jedno
przeciągłe wycie...
Zmierzchło się. Każdy był
gotowy
Nazajutrz bój rozpocząć nowy,
Do końca trwać w
szeregu...
Wtem uderzono w tarabany —
I odstąpili
bisurmany.
Jęliśmy wtedy liczyć rany,
Przeliczać swych
kolegów.
Tak, byli niegdyś bohaterzy;
Zuchy! Któż
z nimi by się zmierzył,
Jak oni w boju stanął?
Niedobry
los był ich udziałem:
Z pola powrócił zastęp mały.
Gdyby
niebiosa nie zechciały,
Moskwy by nie oddano.
I NUDNO, I SMUTNO
I nudno, i smutno! — i ręki już nikt mi nie poda,
Gdy duszę rozterka ogarnie...
Pragnienia — cóż z pragnień i żalu wiecznego? Lat
szkoda...
Najlepsze przechodzą, mijają lak marnie!
Pokochać — lecz kogóż? — na chwilę nie warto; miłości
Wieczystej
ta ziemia nie sprzyja...
Czy
w siebie zajrzałeś? — tam nie ma już śladu przeszłości:
I radość, i męki, i wszystko przemija.
Namiętność — czy wcześniej, czy później z swym słodkim
urokiem
Zamilknie
na słowo rozsądku,
A
życie — jeżeli na zimno ogarniesz je wzrokiem —
To pusty i głupi był żart od początku!
Idę sam
wieczorem, tam gdzie droga
Idę sam wieczorem, tam
gdzie droga
W
lekkiej mgle krzemnisty błyszczy bór;
Milczy noc, pustynia
wzywa Boga,
Złotych gwiazd cichutko szepce chór.
Niebios
strop uroczo lśni i cudno!
Ziemia w tym odblasku modrym śpi...
Czemuż mi tak tęskno i tak nudno?
Pragnęż ja? czy
czegoś braknie mi?
Nie, ja już tych pragnień nie znam
roju,
Nie żal mi tych żądz przeżytych tchu;
Chciałbym
ja swobody i pokoju!
Chciałbym ja zapomnieć, zasnąć
tu!
Ale nie lodowym snem mogiły...
Takbym chciał
na wieki wieków spać,
W łonie mym by drgały życia siły,
Żeby pierś oddechem mogła grać;
Żeby dzień i
noc mój słuch poiła
Słodka pieśń miłosnych, wiecznych
dum,
Zieleń się nade mną wciąż chyliła,
I do snu
kołysał dębów szum. tłumaczenie: Bronisław Szwarce (1865)
Kroczę
znów samotną moją drogą
Kroczę
znów samotną moją drogą;
We
mgle lśni krzemienny twardy szlak.
Pusta
ziemia przysłuchuje się Bogu,
I
podaje gwiazda gwieździe znak.
Tam,
w niebiosach, cuda tryumfują,
Tu
w niebieskim blasku ziemia śpi.
Na
cóż czekam, czegoż ja żałuję?
Tak
boleśnie i tak trudno mi!...
Nie
mam na co czekać w życiu moim,
Wcale
nie żal mi minionych lat.
Szukam
jeno woli i spokoju!
Chciałbym
ciszy, zasnąć byłbym rad!
Lecz
nie tamtym zimnym snem mogiły -
Chciałbym
zasnąć, ale w takim śnie,
By
drzemały w piersi życia siły,
By
oddychać lekko było mnie.
Aby
cały dzień piosenką rzewną
I
noc całą słodki głos by brzmiał,
Aby
dąb zielony wstał nade mną
I,
szumiący, liśćmi ze mną grał.
tłumaczenie:
Anatol Niechaj (2009)
Выхожу
один я на дорогу
Выхожу
один я на дорогу;
Сквозь туман
кремнистый путь блестит.
Ночь тиха.
Пустыня внемлет богу,
И звезда с
звездою говорит.
В небесах
торжественно и чудно!
Спит земля в
сияньи голубом...
Что же мне так больно
и так чудно?
Жду ль чего? Жалею ли о
чем?
Уж не жду от жизни ничего я,
И
не жаль мне прошлого ничуть.
Я ищу
свободы и покоя!
Я б хотел забыться
и заснуть!
Но не тем холодным сном
могилы...
Я б желал навеки так
заснуть,
Чтоб в груди дремали жизни
силы,
Чтоб, дыша, вздымалась тихо
грудь,
Чтоб всю ночь, весь день,
мой слух лелея,
Про любовь мне сладкий
голос пел,
Надо мной чтоб, вечно
зеленея,
Темный дуб склонялся и
шумел.
1841