Teilhard de Chardin Rozważania

Pierre Teilhard de Chardin ROZWAśANIA NAD NAUKOWYM

PRAWDOPODOBIEŃSTWEM I RELIGIJNYMI KONSEKWENCJAMI RZECZYWISTOŚCI

PONAD LUDZKIEJ

I. NAUKOWE PRAWDOPODOBIEŃSTWO

I NATURA RZECZYWISTOŚCI

PONAD LUDZKIEJ

W ciągu historii myśli ludzkiej zachodzą okresowo pewne ogólne zmiany, spowodowane nagłym pojawieniem się nowych (pod takim czy innym względem) wymiarów wszechświata.

Pierwsze miejsce wśród tych przełomowych momentów przypada, jako najbardziej konkretnemu i efektownemu, pojawieniu się w polu naszego doświadczenia wielkości nieskończenie małych i nieskończenie duŻych we wszelkich realnych postaciach (liczbowych, czasowych i przestrzennych), ściśle ze sobą związanych. Weźmy, na przykład, niewiarygodnie wielkie zbiorowiska obiektów nieskończenie małych, często niewiarygodnie krótkotrwałych, w świecie niewiarygodnie wielkim.

Chciałbym tu w niewielu słowach zasygnalizować i omówić zjawisko w dziedzinie myśli, mniej rzucające się w oczy (bo mniej uchwytne), lecz bardziej rewolucyjne niŻ owe zmiany skali kosmicznej. W

następstwie tego zjawiska budzi się w nas właśnie świadomość trzech procesów tak powolnych, Że dotychczas uchodziły naszej uwagi, a zarazem tak powszechnych, Że dotyczą głębin naszego istnienia, uwaŻanych dotąd za najbardziej metafizyczne, a więc za najbardziej niezmienne.

Proces kosmiczny (czyli kosmogeneza), przybierający szczególną postać organiczną (biogeneza), który z kolei spełnia się w procesie refleksyjnym (antropogeneza).

Trzy procesy, powtarzam, albo raczej trzy fazy jednego i tego samego procesu przemian, których kolejne występowanie (wedle malejącej oczywistości i rosnącego uwewnętrznienia) moŻna opisać w sposób następujący:

A, Kosmiczny proces przemian (kosmogeneza)

Tak jak musielibyśmy sobie zadać gwałt, gdybyśmy mieli usiłować uznać gwiazdy za coś innego jak pyl słońc tak samo (choć specjalnie nie wystrzegaliśmy się tego) niepostrzeŻenie stało się dla nas niemoŻliwością patrzenie na otaczający nas świat jako na strukturę, ne varietur1 sztucznie zbudowana od jednego razu. W ciągu dwóch czy trzech stuleci, wskutek łącznego oddziaływania licznych czynników (przy czym wszystkie były związane ze zdominowaniem naszej wiedzy przez historię), nie moŻemy sobie wyobraŻać świata w postaci ustalonej harmonii, lecz jedynie w postaci układu podlegającego procesowi przemian. Nie pewien ład, lecz proces. Nie kosmos, lecz kosmogeneza.

Wiele osób wypowiada się jeszcze dziś, bez głębszego zastanowienia, za „ewolucją” i przeciwko

„ewolucji”, pojmując ją w sposób wąski i przestarzały jako „transformizm” (albo nawet, po prostu jako darwinizm). Raz jeszcze najgłośniej powtórzmy, ze ewolucja w szerokim i nowym znaczeniu tego słowa

— stała się dla nauki czymś zupełnie innym, czymś znacznie donioślejszym i pewniejszym. Jest ona odbiciem strukturalnej zasady („bytu” i poznania), w myśl, której nic, absolutnie nic nie moŻe się pojawić w naszym Życiu i w naszym obrazie świata inaczej jak wskutek narodzin2, co jest równoznaczne — mimo odmiennej terminologii — z czasoprzestrzennym „wszechzwiązkiem” zjawisk. Idea ewolucji dawno juŻ

przestała być hipotezą (choć są tacy, co jeszcze ględzą na ten temat). W szerokim znaczeniu, czyli jako kosmogeneza, wyznacza ona jedyne ramy pojęciowe, w których moŻemy korzystać z naszej zdolności myślenia, poszukiwania i tworzenia. A zatem rozpatrywana, podkreślam raz jeszcze, na pierwszym poziomie, czyli jako „uświadomienie sobie procesu przemian kosmicznych” powinna być uwaŻana za pewną. Ponadto zaś naleŻałoby patrzeć z poŻałowaniem na tych, co nie widzą, Że stanowi ona dziś tworzywo wszystkich poglądów, które uwaŻamy za bezsporne.

B. Organiczny proces przemian (biogeneza)

1 niezmienną, nie podlegającą zmianom

2 Czyli w zaleŻności od antecedensów, które są z kolei związane ze wszystkimi poprzedzającymi je stanami wszechświata.

1

Kosmogeneza — sama przez się i sama w sobie — moŻe przybierać róŻne formy. Wolno nam ją sobie, na przykład, wyobraŻać a priori jako bezładną ruchliwość, pociągającą za sobą rozproszenie („pseudogeneza kosmiczna”) albo, przeciwnie, jako proces ukierunkowany („eugeneza kosmiczna”), ten zaś z kolei moŻe jak promieniowanie w środowisku amorficznym) zmierzać w dowolnym kierunku, albo teŻ (jak światło w środowisku anizotropowym) być spolaryzowanym zgodnie z pewnymi uprzywilejowa-nymi osiami.

Z którym z tych typów ewolucji mamy do czynienia w empirycznie dostępnej rzeczywistości?

Nie wydaje się, by nauka zajęła jednoznaczne i definitywne stanowisko, co do tej waŻnej kwestii (która wkrótce musi zostać rozstrzygnięta). Wydaje mi się jednak rzeczą niewątpliwą, Że nie wyraŻając tego jeszcze wprost i jasno, zmierza rzucając na szalę cały swój autorytet do uznania i wzięcia pod uwagę kosmogenezy ukierunkowanej, to znaczy z góry wyznaczonej przez główną oś złoŻoności-świadomości (czy „korpuskulizacji”), której naturę chciałbym raz jeszcze wyjaśnić.

Pierwszą reakcją naszego umysłu na określenie: „kosmogeneza ukierunkowana” jest myśl o imponującym „masowym” dryfcie, pod którego wpływem rozproszona materia, posłuszna siłom grawitacji zwija się spiralnie tworząc galaktyki, a następnie skupia się w przestrzeni w postaci określonych gwiazd. Główna oś świata podlegającego procesowi przemian. MoŻe raczej linia wiodąca od atomów do gwiazd?

Temu „astronomicznemu” widzeniu rzeczywistości przeciwstawia się po trochu, jeśli się nie mylę, zupełnie inny obraz, który je wkrótce wyprze, a mianowicie biologiczny obraz zjawiska organizującej kompleksyfikacji, nie zaś skupiającej grawitacji. Na początku — wciąŻ jeszcze — to, co skrajnie proste, skrajnie małe i (być moŻe) skrajnie krótkotrwałe. JednakŻe po tych wspólnych początkach inne, zupełnie odmienne odgałęzienie nie wznosi się ku ogromom gwiezdnym, lecz zmierza — poprzez budowanie cząstek złoŻonych z coraz bardziej niewiarygodnej liczby tomów — do stworzenia komórki i wielokomórkowców, łącznie z człowiekiem. Oś wiodąca juŻ nie od nieskończenie małego do nieskończenie wielkiego pod względem gęstości i masy, lecz od najprostszego do nieskończenie zło-

Żonego.

Aby dostrzec ten nowy główny wektor kosmiczny, nauka musiała przekroczyć dwa progi. Pierwszy szczebel — to, po pierwsze, uznanie genetycznego związku w świecie molekuł z jednej strony i pomiędzy gatunkami Żyjącymi z drugiej (cały dorobek analityczny i systematyczny XIX. wieku!), a następnie —

przejście od domniemania do przekonania o oczywistości tego, Że jest moŻliwe połączenie obydwu odcinków krzywej. Drugi szczebel — to oswojenie się z myślą, Że w zjawisku tak (na pozór) wyjątkowym jak Życie moŻna powaŻnie upatrywać ostateczny i swoisty cel powszechnych procesów fizykochemicznych.

W punkcie, do którego doszliśmy, nie moŻna jeszcze twierdzić, Że to podwójne wyzwolenie intelektualne dokonało się juŻ ostatecznie w umysłach wszystkich specjalistów od materii organicznej czy nieorganicznej. Choć co do samej realności ewolucji panuje całkowita zgodność poglądów (gdyŻ w przeciwnym razie nie moŻna by się wzajemnie zrozumieć ani pracować), to jednak stanowisko wielu uczonych wobec takiego czy innego obrazu tego doniosłego procesu jest chwiejne. Przypuszczam jednak, Że wypływa to nie tyle z głębszej niepewności, co z powściągliwości czy nieśmiałości w formułowaniu sądów.

W rzeczywistości, niezaleŻnie od tego, co się na ten temat mówi, idea wszechświata, zmierzającego (co stanowi jego podstawową i swoistą właściwość) ku stanom superorganizacji dającym się wymierzyć w bezwzględnych wielkościach przyrostu interioryzacji i ześrodkowania psychicznego, idea takiego wszechświata, powiadam, niewątpliwie rośnie, poniewaŻ nieustannie znajduje wyraz w niepowstrzymanym procesie, który najpierw doprowadził do scalenia fizyki z chemią, a teraz, gdy tylko pojawi się nowy znamienny fakt, zbliŻa do siebie nieco bardziej dwie dziedziny: zewnętrzną i wewnętrzną („obiektywną” i

„subiektywną”), czyli materię i psychizm.

Dlatego wskutek naturalnego i logicznego, niemal niedostrzegalnego przesunięcia się punktu cięŻkości problemu, istotną, Żywotną i palącą kwestią nasuwającą się nauce w związku z koncepcją ewolucji, jest juŻ pytanie nie tyle o to, czy kosmogeneza jest w swej istocie biogenezą, ile o to, czy moŻna znaleźć główną oś owej biogenezy, przechodzącą przez fenomen człowieka.

C. Związany z refleksją proces przemian (antropogeneza)

RozwaŻmy to, co w nas i wokół nas dzieje się w sposób naturalny z ludzkimi cząstkami, czyli najbardziej (w zasięgu nauki) zaawansowanymi na kosmicznej osi złoŻoności-świadomości. Tylko wskutek 2

paraliŻującego nasz umysł przyzwyczajenia3 nie dostrzegamy osobliwej i wspaniałej zdolności tych

„molekuł obdarzonych refleksją” do grupowania się, pod wpływem ogólno ziemskiego spręŻenia, w taki sposób, Że tworzy się pewien układ, pozostający stale w stanie superrefleksji. Jest to, rzecz oczywista, skutek socjalizacji, czyli przedłuŻenie — w sferze zhominizowania — wspólnej właściwości wszelkiej uorganizowanej materii PrzedłuŻenie to (tak jak sama refleksja w stosunku do prostej świadomości istot przedludzkich) osiąga jednak granicę oddzielającą dwa porządki rzeczywistości.

Jestem głęboko przekonany, Że w obliczu wielkiego wydarzenia, jakim jest w aspekcie biologicznym totalizacja ludzkości, nauka będzie wkrótce musiała się zdobyć na kolejny, trzeci krok (najpowaŻniejszy ze wszystkich) ku jak najbardziej zwartej i precyzyjnej ewolucji.

Ze zdumieniem nader często jeszcze stwierdzamy, Że nawet specjaliści od Życia i paleontologii naiwnie uwaŻają człowieka za gatunek, który zatrzymał się w martwym punkcie i nie moŻe przekroczyć pewnego pułapu rozwoju, albo teŻ, co najwyŻej, za byle jakie filum, przedłuŻające się linearnie jak filum koni czy słoni.

Tą właśnie płaską, statyczną wizją wstrząsnęła niedawno świeŻa jeszcze (jakŻe jednak Żywotna!) idea grupy zoologicznej człowieka, która nie tylko nie jest zwykłym odgałęzieniem końcowym, lecz przejawem wskazującym na to, Że przekraczając pewien próg, ewolucja nagle oŻywa, co jest i osobliwe i niesie z sobą pewne przemiany. Zostaje osiągnięty najwyŻszy typ i najwyŻszy poziom kosmicznego uporządkowania, na którym, dzięki swoistym właściwościom refleksyjnego środowiska psychicznego zbieŻność wypiera dywergencję łusek ewolucyjnych, tak iŻ korpuskulizacja materii dokonuje się na tym poziomie nie tylko przez grupowanie się atomów, molekuł czy komórek, ale i przez syntezę całych „jednostek obdarzonych zdolnością refleksji” prowadzącą do ultrarefleksji.

Nie będę wchodził w szczegóły faktów, uzasadniających wobec nauki tę hipotezę kontynuacji i uogólnienia — poprzez człowieka — kosmicznego prawa złoŻoności-świadomości, co się przejawia w coraz wyraźniej widocznej indywidualizacji, ekspansji i konsolidacji ziemskiej noosfery oraz w towarzyszącym tym zjawiskom tworzeniu się systemu autoewolucji zdolnej do inwencji. Jest to rzeczywiste osiągnięcie — dzięki skupieniu się i współdziałaniu umysłów — nowych szczebli świadomości (jak, na przykład, to, które polegało na przyjęciu uogólnionej koncepcji kosmogenezy itp.).

Z całym naciskiem muszę jednak podkreślić nieuchronność i wagę przeobraŻenia czy mutacji psychicznej, która sprawi, Że dzięki lepszemu poznaniu fenomenu człowieka, wszyscy i to wkrótce będziemy patrzyli jak na sprawę powszechną, codzienną, na ultraewolucję Życia ziemskiego zmierzającą do lepszego uorganizowania i rosnącego uwewnętrznienia. Przed nami w czasie — juŻ nie tylko większa liczba ludzi, nie tylko większe natęŻenie relacji międzyludzkich, lecz po prostu scalenie wszystkiego, co ludzkie, w jeden układ o rozmiarach ogólno ziemskich, zdolny do korefleksji.

Antropogeneza, ukryta oś biogenezy, przemieszczająca się” jak wiązka zbieŻnych promieni w stronę jakiegoś rozŻarzonego Ogniska. Rzeczywistość ludzka przemieniająca się w jakiś sposób, stopniowo przez ultrahominizację — w jedną gigantyczną supermolekułę...

Oczywiście nie śmiałbym twierdzić, Że taka ewentualność brana jest powszechnie pod uwagę.

Nie wyobraŻam sobie jednak, Że moglibyśmy tego uniknąć nie ściągając na siebie zarzutu, Że naszej nauce brak koherencji. Nie moŻemy teŻ zapobiec zaburzeniom, jakie niemal niedostrzegalne narastanie tej pewności wywoła tymczasem w dawnych, tradycyjnych oddziaływaniach sił religii w głębi naszych serc.

II. RELIGIJNE KONSEKWENCJE

ISTNIENIA

RZECZYWISTOŚCI PONADLUDZKIEJ:

CHRYSTOGENEZA ŁĄCZĄCA

DĄśENIE WZWYś Z DĄśENIEM NAPRZÓD

Przekonanie, Że wszechświat przemieszcza się ewolucyjnie ku jakiemuś szczytowi świadomości, Że posiada „głowę”, ma nie tylko ogromne znaczenie „fizyczne” (gdyŻ ukazuje się nam moŻliwość fizykopsychicznych układów nieznanego jeszcze rzędu) i nie tylko wielkie znaczenie metafizyczne (poniewaŻ akt refleksji nie jest juŻ tylko jednostkową operacją myślową, lecz przybiera postać histo-rycznego procesu o zasięgu kosmicznym4). Nawet (i zwłaszcza) w dziedzinie mistyki niedawne poznanie 3 Łączy się ono z przesądem mocno zakorzenionym zarówno wśród „materialistów”, jak i „teologów”, zgodnie z którym biologia nie moŻe przekraczać granicy świata ludzkiego.

4 Dlatego teŻ myśl przemienia się w noogenezę dokładnie tak samo jak kosmos w kosmogenezę, a człowiek w antropogenezę.

3

procesu ontologicznej zbieŻności nieuchronnie musiało wywołać niepokoje i pociągnąć za sobą potrzebę głębokich zmian.

Oto dlaczego:

Dotychczas idea ducha kojarzyła się w ludzkiej świadomości z jakimś dąŻeniem wzwyŻ, wiodącym duszę ku niebu przez zaprzeczenie wartości ziemskich, lub co najmniej przez wzgardę dla nich. Wobec tego dla „doskonałych” boskość (bez względu na jej postać bezosobową czy osobową, immanentną czy transcendentną) zawsze kojarzyła się z jakąś rzeczywistością ponadziemską. Aby jej dosięgnąć, trzeba było,

„na mocy samej definicji” uwolnić się od uwarunkowań i od ponęt rzeczy cielesnych, w których tkwimy.

Wskutek cefalizacji ewolucji na linii prostopadłej do kierunku, w którym się znajduje tradycyjne ognisko sublimacji i świętości, zaczynamy właśnie dostrzegać z pewnym zdziwieniem drugie ognisko uduchowienia i przebóstwienia. Duch — juŻ nie w sprzeczności, ale w zgodzie z wyŻszym uporządkowaniem mnogości zjawiskowej! Wyjście juŻ nie u góry, nad nami, w jakiejś transcendentnej rzeczywistości nadprzyrodzonej, lecz przed nami w immanencji rzeczywistości ponad ludzkiej.

Innymi słowy — pozorny konflikt dwóch obrazów Boga: tego, da którego trzeba zmierzać wzwyŻ

i tego, do którego naleŻy zdąŻać naprzód.

Jestem głęboko przekonany, Że to właśnie jest schematycznie przedstawiona głębsza przyczyna niepokojów religijnych, jakie dziś przeŻywamy.

Ludzkość, której w nazbyt wielkim i nazbyt organicznym świecie chwilowo zagubił się jej Bóg...

Aby połoŻyć kres temu rozdwojeniu, pewien uparty nadnaturalizm nie cofnąłby się zapewne przed ideą wszechświata dwugłowego, gdzie człowiek miałby moŻność wyboru między dwoma spełnieniami się świata (przyrodzonym i nadprzyrodzonym). Co do mnie, podobny „dynamiczny dualizm”

— wskutek duŻej domieszki arbitralności (by nie rzec niezborności) i ogromnych strat energii, jakie by za sobą pociągnął, wydaje się bezuŻyteczny i nie do przyjęcia.

Gdyby natomiast, zgodnie z naszym rozumowaniem, kosmogeneza zbieŻna miała w przyszłości stanowić integralną i istotną część psychicznego dziedzictwa ludzkości, nic nie wydawałoby mi się łatwiejsze do przeprowadzenia i bardziej płodne (a więc i bardziej nieuchronne) niŻ synteza dąŻenia wzwyŻ i dąŻenia naprzód w postaci „chrystycznego” stawania się, w którym dostęp do ponad osobowej transcendencji okazałby się uwarunkowanym wcześniejszym osiągnięciem przez ludzką świadomość krytycznego punktu korefleksji. Rzeczywistość nadprzyrodzona nie wyklucza wówczas, lecz, wręcz przeciwnie, domaga się, jako przygotowania, całkowitej dojrzałości rzeczywistości ludzkiej.5

Nietrudno zauwaŻyć, jak korzystne dla przyszłości energii ludzkiej byłoby podobne przeobraŻenie antropogenezy, która by w końcu, w ostatniej analizie, utoŻsamiła się z chrystogenezą. Z jednej strony ustałyby niepokoje, wypływające z niepełnej i podzielonej adoracji. Z drugiej strony ustąpiłyby lęki, związane z przebudzeniem się refleksji w świecie obojętnym i zamkniętym. Zamiast tych cieni — potęŻna światłość.

Mówiłem to juŻ sto razy. Trzeba to jednak powtarzać nieustannie.

Tym, na co człowiek dziś oczekuje, i umrze, jeśli tego nie znajdzie wśród otaczających go rzeczy, jest pełnowartościowy pokarm, który by zasilał namiętne pragnienie bycia czymś więcej, czyli ewolucji.

OtóŻ we wszechświecie wprawianym w ruch i oŻywianym przez chrystogenezę, dzięki przyznaniu najwyŻszej wartości siłom porządkującym i największych moŻliwości siłom adoracji, właśnie ta namiętność zostaje doprowadzona do paroksyzmu.

„Doprawdy, im głębiej się zastanawiamy nad zharmonizowaniem i współbrzmieniem róŻnych istotnych składowych (fizycznych i psychicznych) kosmogenezy wokół pewnej ludzko-chrześcijańskiej osi, któremu to zharmonizowaniu niepodobna juŻ dziś powaŻnie przeczyć, tym bliŻsi jesteśmy przekonania, Że zjawiskiem znamiennym dla naszych czasów bynajmniej nie jest (co jeszcze się słyszy) zmierzch Boga w naszych umysłach i w naszych sercach, lecz przeciwnie, bliskie Jego odrodzenie się w e wszechświecie w formie miłości jako postaci energii, a to dzięki temu, Że materia stała się dla nas siedliskiem i wyrazem zbieŻnej rzeczywistości ewolucyjnej.

Wskutek dynamicznego spotkania w ludzkiej świadomości (po milionie lat myślenia refleksyjnego!) Nieba i Ziemi, które nareszcie zostały wprawione w ruch, świat nie tylko ma zapewnione dalsze Życie. Ten świat się rozpłomienił.”

W ParyŻu, podczas świąt Wielkiej Nocy l951 r.

5 Autor nawiązuje tu do bliskiej mu doktryny św. Ireneusza: w ciągu historii Bóg stopniowo podnosi wartość człowieka. „Potrzebne to było, aby najpierw człowiek został stworzony, aby potem wzrastał, aby następnie stał się człowiekiem, i kolejno mnoŻył się, rósł w siły, osiągnął chwałę i na koniec ujrzał swego Nauczyciela” (Demonstratio praedicationis apostolicae, księga IV, rozdz. 38).

4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Teilhard de Chardin O szczęściu cierpieniu miłości
Pierre Teilhard de Chardin O szczęściu cierpieniu miłości
Teilhard de Chardin Jaka jest moja wiara
de Chardin Rozwazania
Pierre Teilhard de Chardin O szczęściu cierpieniu miłości
Chardin Pierre Teilhard de O szczęściu, cierpieniu, miłości
Karol de Foucauld rozważania różańcowe
Via Crucis Rozważania Drogi Krzyżowej (Plinio Correa De Oliveira)
Brasil Política de 1930 A 2003
TEMPETE DE GLACE
FGAG explained 2003 11 17 de
De Sade D A F Zbrodnie miłości
Detector De Metales
madame de lafayette princesse de cleves
Dicionário de Latim 3
BSA Tarjeta de Instrucciones de Funcionamiento Ingles 3399
Cómo se dice Sugerencias y soluciones a las actividades del manual de A2

więcej podobnych podstron