BDSM Księga uległości i zniewolenia

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 1

Wprowadzenie do „Księgi uległości”

Oddaję w ręce czytelników moje opracowanie obejmujące subiektywne refleksje odnoszące się bezpośrednio do mojej uległości i przyporządkowania swojej Pani. Przeważająca część zaistniałych w nim okoliczności jest prawdziwa i oparta na przeżytych przeze mnie faktach autentycznych, aczkolwiek zostały przedstawione w nieco „fabularyzowanej” formie. Moje wewnętrzne odczucia, doznania i psychiczne stany świadomości są natomiast przedstawione jednostronnie, nieobiektywnie a nieraz również tendencyjnie – tylko i wyłącznie z mojego egoistycznego punktu widzenia. Jest to bowiem moje i tylko moje „niewolnicze credo”.

Często w „Księdze korzystam z fragmentów moich podań-próśb wysłanych w ciągu ostatnich lat do Pięknych Władczych Pań, w tym w szczególności do Mojej Prześlicznej Pani i Wspaniałej Nauczycielki-Treserki.

Niestety ze względów technicznych „Księga uległości” nie może być w tym miejscu „wzbogacona” ilustracjami. Niewątpliwie psuje to efekt końcowy „dzieła”, bowiem w rzeczywistości przykładowe reprodukcje powinny przeplatać się z treścią „Księgi” i niejako symbolicznie przedstawiać poszczególne akapity tekstu, co uczyniłoby „studium uległości” bardziej przejrzyste i zrozumiałe.

Wiele z przedstawionych form zniewalania, a przede wszystkim transformacji doświadczyłem osobiście, choć z pewnością nie wszystkie w tak radykalnych formach. Mimo czasami ich skomplikowanej i nadającej im tajemniczości nazwy - oczywiście dla laików w bdsm (trochę w tym zakresie się wymądrzam, przecież te fachowe nazwy i ich definicje są łatwe do znalezienia w kompie) zapewniam, że są po niewielkiej wprawie, proste w zastosowaniu i wypraktykowaniu.

W sytuacji moich zainteresowań nietrudno jest zauważyć, iż nie potrzeba wielu „rekwizytów”: sznury, taśmy klejące, apaszki, szmatki do kneblowania, ewent. jakieś drążki, proste środki dyscyplinujące, kobiece sukienki, spódniczki, fikuśna bielizna itd. To wszystko bardzo łatwo zorganizować, samemu przygotować i wykonać– z oczywistych względów odpowiednie „pomoce i przyrządy naukowe” mam w swojej bogatej kolekcji narzędzi poniżenia, przymusu i zniewolenia.

Integralną częścią „Księgi” są „Przypisy”, które polecam, jako lekturę uzupełniającą. Proszę je traktować zdecydowanie jako próbę udowadniania, że zainteresowania uległością i dominacją, nie muszą być do końca tak całkiem poważne, smutne, czy pozbawione wątków humorystycznych. Jest tam również niejako podpowiedź, wskazująca, że i z krzykliwą hałaśliwą koleżanką czy przyjaciółką, nie wspominając już o żonie i kochance, z którymi zupełnie brak porozumienia, też można sobie poradzić, choć pewnie w sposób nie przewidziany przez największe feministyczne autorytety – polecam również w tym przypadku analizę „Przypisu nr 4 i 7”, w których można znaleźć „odpowiedź” na niektóre problemy, jak również ewentualnie na niektóre zagadnienia poruszane na „Forum”.

Z drugiej strony patrząc, uprzejmie uprzedzam, iż zarówno obydwa „Przypisy” jak i przypis nr 5 nie wnoszą z oczywistych względów żadnych ważnych i istotnych treści czy przesłanek w zakresie faktycznych doznań i refleksji na temat mojej uległości, a właściwie nie mają ich wcale.
Stanowią tylko odautorski, zamierzony szyderczy śmiech z własnych cudactw, dziwactw i nienormalności. Kpieniem samego z siebie. Jednocześnie są tylko i wyłącznie informacją, iż swoją uległość, w takim wydaniu naprawdę lubię i umiem się nią cieszyć i radować. Nie jest dla mnie zmuszaniem się do nietypowych czynów czy też nie odbieram jej jako martyrologię. Pogodziłem się i nauczyłem żyć w takim wcieleniu swego ducha i psychiki i nienajgorzej na razie sobie z tym radzę. Aczkolwiek czasami jednak zbyt mocno absorbuje mój umysł. Proszę zatem tylko i wyłącznie odebrać te mocno prześmiewcze teksty jako moje drwienie z tego drugiego mojego ja.

Pamiętajmy, że w życiu ważne są, co prawda chwile, i te chwile pozostają na zawsze w pamięci, ale na codzień czeka nas zwykła proza życia.

Mottem przewodnim mojej uległości stała się natomiast przesłanka sformułowana kiedyś przez Moją Mądrą Panią „oczekiwanie na przyjemność też jest przyjemnością”.

W tym miejscu chciałbym dodatkowo podkreślić, iż wszystkie rozważania w „Księdze” dotyczą tylko i wyłącznie mojej osoby w roli uległego, przechodzącego wszelkiego rodzaju transformacje przedmiotowo - zwierzęce i „odmężczyźniające”.


Zawsze natomiast jest i z pewnością pozostanie dla mnie niezrozumiałe, iż zamiast „podrywać” piękne Kobiety - wolę przebywać na podłodze ciasno i bezwzględnie związany sznurami i pozbawiony „paskudnym” kneblem prawa głosu. W takiej sytuacji zawsze się jednak pocieszam na usprawiedliwienie mojego tak niepojętego hobby, wchodząc na przeróżne strony internetu związane z bondage, gdzie mogę sobie do woli „obserwować”, że nie tylko ja mam tak osobliwego „konika” – strony „www”, na których pierwszoplanową i fundamentalną rolę odgrywa opcja bezlitosnego sznura i uciążliwego knebla, mimo a właściwie należałoby rzec na szczęście, iż zdecydowana większość zdjęć przedstawia skrępowane niewinne delikatne i wrażliwe istotki – kobietki.
Tak naprawdę w czasie spotkań, zwłaszcza tych pierwszych nie jestem aż tak śmiały i rezolutny jak można by ewentualnie wywnioskować z lektury „Księga uległości”, ale myślę, że jest to zrozumiałe. „Odwagi” nabiera się jednak zawsze w rzeczywistości tylko po lepszym siebie poznaniu. Pewna anonimowość i dzieląca nas komputerowa bariera niewidoczności pozwala mi w tym jednak miejscu na większy luz i swobodę przekazywania myśli, doznań a także na przekazanie wszelakich, najcudaczniejszych technik tresury i lekcji poniżenia, które jednak w rzeczywistości przechodzę z Władczynią, a o których nie miałbym odwagi tak od razu napomknąć w sytuacji bezpośredniego spotkania twarzą w twarz.
Tekst „Księgi” nie jest żadną próbą dostosowania się do niczyich oczekiwań, z tej prostej przyczyny, że ich właściwie wcale nie znam, a każda osoba czy to Lady czy też inny niewolnik ma swoje własne, indywidualne. Z drugiej strony zauważam, po ilości zadawanych pytań/problemów na wszelakich Forach związanych ze światem dominacji i uległości, że jest wiele bardzo ciekawych korelacji Lady-niewolnik i ich wzajemne współgranie.
Moja „odwaga” ma również swoje źródło w fakcie, iż w przypadku negatywnego spojrzenia ewentualnego czytelnika na zawarte w „Księdze uległości” wartości mojego świata - niczym mi to raczej „nie grozi”, oprócz oczywiście bardzo bolesnej utraty możliwości nawiązania z przyjazną „duszą” jakiś więzi, bowiem tak w rzeczywistości w dalszym ciągu pozostanę prawie bezimiennym, i prawie anonimowym „gościem” – z wyłączeniem dla tych, których dotychczas na swej niewolniczej drodze spotkałem i których być może jeszcze spotkam oraz oczywiście dla tych nadmiernie wścibskich.

Gdyby ktokolwiek miał chęć przedstawić swoje zdanie na temat przedstawionych w „Księdze” moich ukierunkowań, ale i również oczywiście swoich - niezmiernie byłbym wdzięczny.

Życzę przyjemnej, choć miejscami niełatwej i skomplikowanej lektury, z niedomówieniami i ukrytymi aluzjami powodującymi, że nieraz będzie trzeba czytać „między wierszami”. Jeżeli uśmiech zagości na czyjejkolwiek twarzy (dotyczy to przede wszystkim Wspaniałych Pań), będzie to dla mnie wystarczająca nagroda za te dni spędzone nad jej redagowaniem.
Jeżeli natomiast ktokolwiek będzie – mimo, że „Forum” z samej definicji dotyczy wszelakich fetyszy i udziwnień związanych ze sferą dominacji i uległości - zbulwersowany, oburzony, pogardzi mną, nie uzna moich dziwnych preferencji a szczególnie będzie mocno zawiedziony i rozczarowany moją „Księgą uległości i zniewolenia” i przekazanymi w niej treściami – w pełni zrozumiem taką postawę i nie będę miał absolutnie do nikogo żalu, a tym bardziej pretensji.

Z dedykacją dla wszystkich Pięknych Władczyń oraz wszelkiego typu i rasy psów i niewolników – wielofunkcyjny piesek.


Ogólna charakterystyka moich zainteresowań w zakresie uległości i zniewolenia.

Przybliżając siebie i moje dotychczasowe doświadczenia, chciałbym na wstępie uprzejmie poinformować, że nie wszystko było od razu tak jak opisuję i można byłoby wywnioskować z treści „Księgi” – są tam pewne dość znaczne uproszczenia i uogólnienia a nawet podkoloryzowania sytuacji. Wszystko docierało się w trakcie spotkań i wzajemnym rozpoznaniu sytuacji „na polu walki”. Z tekstu wynika również jednoznacznie, że jestem ciągle otwarty na wprowadzanie nieznanych mi nowinek i ciekawostek w dziedzinie tresury i wprowadzania rygoru posłuszeństwa i pokory – przecież tyle jeszcze ich jest nieznanych dla mnie, a kto wie czy nie równie wartościowych i przyjemnych dla ducha i psychiki.

Przechodzona przeze mnie tresura ma przede wszystkim za zadanie udzielenie nieposłusznemu, krnąbrnemu, a często i hardemu podwładnemu lekcji pokory i uległości. Bym bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na kapryśną łaską Pani, zakuty w jarzma niewoli, rzucony na podłogę u czarownych stóp, nauczył się jak wielkim uwielbieniem powinienem darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości służyć u Jej stóp.

A funkcja nałożonych i egzekwowanych kar? – no cóż – są nieodłącznie powiązane z egzystencją i nieodzownym komponentem bytu niewolnika – w moim przypadku znając ich znaczenie wiem jednocześnie, że jestem tym bardziej ważnym i docenianym pieskiem w sforze Lady, która bardzo dba o moją właściwą postawę oraz o szczególnie staranne wykształcenie w dziedzinie pokory i wykorzystania swego ciała, duszy i rozumu w jedynie słusznej sprawie, czyli służbie swej Pani i z pewnością bardzo Ją niepokoi brak postępu w przyswajaniu wbijanych do głowy niewolnika zasad i kanonów postępowania.

By trochę bardziej naświetlić moją „karierę” uległego, w dalszej części przedstawione zostały wybrane zagadnienia w zakresie moich doświadczeń, ale przede wszystkim przemyśleń i rozterek w sytuacji znalezienia się w położeniu uległego, choć nie zawsze posłusznego, ciągle uczącego się i potrzebującego dalszej nauki i tresury w zakresie szacunku i pokory wobec Kobiet, a przede wszystkim wielbiącego swoją Władczą Panią.

Dość szczegółowo omówiony został natomiast pewien szkic preferowanej formy mojej tresury, wskazujący ogólny kierunek mojej uległości. Oczywiście, jak najbardziej możliwe są - i są dokonywane modyfikacje, udoskonalenia oraz wprowadzane innowacje do proponowanych przeze mnie metod tresury.

Mając natomiast na względzie moje zainteresowania niżej opisane, a zwłaszcza przenikająca mnie chęć „prawdziwego” doznania odczucia zniewolenia uważam, iż każde spotkanie okraszone moją tresurą powinno trwać co najmniej kilka godzin, bowiem moim zdaniem tylko dłuższe spotkanie pozwala pełniej zrozumieć i naświetlić istotę zniewolenia.

W klimacie uległości nakierowany jestem głównie na poniżenie i upokorzenie oraz całkowite uzależnienie od woli Pani, czyli „utratę” własnej osobowości, natomiast w zakresie fetyszyzmu fascynuje mnie: kobieca bielizna, pajęcze pończoszki oraz zwiewne ciuszki (sukienki, spódniczki, bluzeczki), Jej zapachy i smaki.

W toku spotkań wyobrażam sobie, że udzielana lekcja przybiera formę swoistej zabawy pomiędzy autokratyczną, władczą Piękną Królewną a jej niepokornym, niezdyscyplinowanym i buntowniczym podkomendnym. Tresura ma na celu - po schwytaniu rebelianta i jego uwięzieniu - złamanie jego oporu, zarozumiałości i zuchwałości z użyciem środków represji i odwetu, upokorzenie i poniżenie, pozbawienie honoru oraz wystawienie na wstyd oraz skompromitowanie go w oczach „pospólstwa”.

Przedstawiając bardziej symbolicznie - jestem dla Pięknej Księżniczki, w tych pewnych okresach naszych spotkań prawdziwie zniewolonym osobnikiem, w pełni zależnym od Jej woli. Jak ma chęć to zamyka mnie związanego w łazience, w pokoju, w kuchni, z „ohydnym” kneblem w ustach, „wsadzonego” do worka, itp., a sama wykonuje inne czynności, nie zwracając (tak przynajmniej mi się wydaje) absolutnie na mnie uwagi. Nie interesuje Ją jak mocno zamotany jestem w sznurach, czy knebel nie jest zbyt dokuczliwy, czy niewygodna pozycja zbyt mocno nie doskwiera – po prostu jestem a jakby mnie nie było – jak powietrze, mebel, zwierzątko w klatce. I mimo, że wiem, iż to wszystko nie będzie trwało wiecznie, że to tylko gra – i nie muszę czekać na prawdziwe uwolnienie, bo Władcza Pani i tak „zlituje się” w końcu nade mną – to jednak niezatarte wrażenie prawdziwego zniewolenia a przede wszystkim niepewności pozostaje i zaczyna nabierać cech realnych.

Zatem moja uległość, przynajmniej w mojej psychice, nie nosi charakteru „dobrowolnej” postawy niewolnika, lecz zdecydowanie przybiera formę przymusu i przemocy, czyli formę „brutalnego” zniewolenia.

Szczególnie istotne jest dla mnie, by owe całkowite zniewolenie nosiło cechy jak najbardziej zbliżone do rzeczywistego, poprzez założenie bardzo mocnych niewolniczych więzów, wręcz wrzynających się w ciało – pozbawiających wszelkich złudzeń, co do samodzielnego uzyskania wolności, powodujących mocne ograniczenie, a wręcz czasami uniemożliwiające jakiekolwiek poruszanie się, przemieszczanie czy też unikanie nadchodzącego biegu wydarzeń.

Równie ważne jest dla mnie bezwzględne, dokuczliwe zakneblowanie wszelkimi rodzajami kneblami, bowiem to właśnie ten tak niepozorny aparacik - knebel jest wg mnie najważniejszym i najpełniejszym symbolem uzależnienia, zniewolenia, bezradności i konieczności całkowitego podporządkowania się woli swojej Pani. To on sprowadza mnie do roli bezwładnego obiektu, przedmiotu, czy zwykłego eksponatu pozbawionego własnej osobowości. Powoduje, że pozbawiony jestem niejako własnej woli, idei, a „wolne” myśli pozostają spętane w moim niewolniczym rozumie, bez szansy na wydostanie się z tej swoistej klatki.

Zarówno więzy jak i knebel powinny być więc stosowane w sposób praktycznie ciągły, przez cały okres trwania tresury, a zdejmowane lub poluzowywane jedynie wtedy, gdy jest to niezbędne w toku tresury dla realizacji niektórych zadań postawionych przez Władczą Panią.

Opisując moje „zainteresowania” chciałbym na wstępie oznajmić, iż w klimacie uległości, fetyszyzmu i uwielbienia swojej Pani jak i w sferze obejmującą takie formy jak: upokarzanie, poniżanie, transformację „forced feminization”, zaznawanie rozkoszy w cierpieniu w drodze do jak najsłuszniejszego nabrania przekonania, jak wielkim uwielbieniem powinienem Panią darzyć a jednocześnie uświadamianie, że moim miejscem jest tylko i wyłącznie podłoga u stópek Pani mam bardzo duże doświadczenie i wszelkiego rodzaju „przeżycia”, w tym również z Pięknymi Dominami, choć przede wszystkim „stosuję” self-bondage.

Znam zatem swoje miejsce i powinność wobec Pięknych Pań, jakim powinienem uwielbieniem i szacunkiem je darzyć. Wiem też jak czerpać radość z cierpienia i upokorzenia. Nie jest to forma przechwałki a jedynie chęć przekazania, iż w powyższym zakresie, a zwłaszcza dotyczącego wiązania, kneblowania, poniżania oraz fetyszyzmu przekroczyłem już pewną barierę nowicjusza, a tym samym bez obaw podchodzę do stosowanych wszelakich form więzów i knebli.

Przy czym, co muszę mocno podkreślić – „kobiecy strój” pełni u mnie głównie rolę poniżającą i upokarzającą, stwarzając pewną „barierę psychologiczną”. Mam bowiem jednocześnie świadomość groteski i karykatury swojego wyglądu jak i niestosowności i nienaturalności noszenia przeze mnie tychże „fikuśnych” fatałaszków oraz ich nieadekwatności do szorstkiej, kanciastej włochatej męskiej postaci.

Szczegółowe studium mojej uległości i zniewolenia.



Moje niewolniczo-poddańcze upodobania nie mają charakteru dynamicznego a przybierają zdecydowanie formę statyczną, polegające na unieruchomieniu, obezwładnieniu i sprowadzenie mnie do sytuacji „beznadziejnej bezsilności” tj. na „siłowym” spacyfikowaniu mojej niezależności. Mają charakter zdecydowanego przymusu i bezwzględnego zniewolenia. Sprowadzony jestem de facto w tej sytuacji do pozycji niewiele znaczącego przedmiotu, rekwizytu, mebla, czy też nieszkodliwego, niehałaśliwego, ledwie pomrukującego zwierzątka zamkniętego w klatce, która umieszczona jest gdzieś w kącie pokoju czy też kuchni. Nieodzownym elementem mojej tresury jest hańbiący, poniżający, przynoszący ujmę i dyshonor trzyczęściowy „kostium niewolnika” składający się:
– z groteskowych damskich fatałaszków (bielizny, pończoszek, haleczki, sukienki),
– sznurów, łańcuchów oraz innych okowów i pęt,
– knebla.

W takiej sytuacji bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na łaską Pani, zakuty w jarzma niewoli, w sznurach i zakneblowany, rzucony na podłogę u stóp Pani, muszę przyswoić sobie jak wielkim uwielbieniem powinienem darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości jej służyć.

Powyższe „zainteresowania” można sprowadzić do kilku zasadniczych kwestii opierających się na podstawowej zasadzie, że światem rządzą kobiety, a mężczyzna jest tylko nędznym dodatkiem, egzemplarzem wymagającym znacznej „modernizacji i uwspółcześnienia” poprzez przeprowadzenie tresury pokory i posłuszeństwa z zastosowaniem takich wstępnych metod tresury jak:

1. zmuszenie, w tym również za pomocą batów, do założenia damskiej bielizny, pończoszek, haleczki, sukienki, spódniczki i innych damskich szmatek, mające na celu podkreślenie mojej małości i nicości oraz upokorzenie mojego ego, a konieczność noszenia tychże fatałaszków to poniżająca i upokarzająca kara za męską zarozumiałość oraz szczególny powód do wstydu i hańby. Przebrany groteskowo w uwłaczające kobiece szmatki muszę mieć bowiem świadomość, że moją misją jest służenie Pani, zwłaszcza pięknym nóżkom i realizowanie Jej woli oraz oddawanie Jej należnej czci.
Sam widok przygotowanego „niewolniczego kostiumu” składającego się z trzech wyżej omówionych integralnych części od razu uświadamia mnie o charakterze spotkania i mojej w nim roli - oto będę za chwilę pozbawiony własnej tożsamości, osobowości sprowadzony do de facto poniżającej roli niewiele znaczącego sfeminizowanego niewolnika.
Z kolei przymus chodzenia w tychże ciuszkach, a właściwie odrętwiałej bytności w nich oraz konieczność przebywania w nich w obecności Pięknej Pani, jakże mocno podkreśla wielkość, monarszy majestat i niedostępność dla niewolnika Dostojnej Królewny a jednocześnie zatracenie poczucia własnej męskości, co szczególnie podniecająco można odczuć w przypadku gdyby wolą Pani byłoby wykonanie gwałtu analnego. Zdaję sobie sprawę - pomijając inne utrudniające obronę czynniki takie jak: zniewalające sznury uniemożliwiające podjęcie skutecznej akcji obronnej, knebel uniemożliwiający hałaśliwy protest, zapobiegający jednocześnie niepotrzebnym narzekaniom i lamentom, czy też „groźba” otrzymania solidnego lania za przeciwstawianie się woli Pani - że noszone przez mnie babskie szmatki nie zapobiegną gwałtowi ani mnie prze nim nie ochronią, a podjęta niezdarna próba bronienia się, poprzez zasłanianie swojego otworu materią spódniczki lub sukienki, która w tym przypadku pełni rolę tylko niestanowiącą żadnej przeszkody zasłonki, z góry jest skazana na klęskę.

2. pozbawienie wolności, utrudnienie a w ostateczności uniemożliwienie wszelkiego ruchu oraz poruszania się i w ten sposób wyrabianie poczucia rozpaczliwej niemocy i całkowitego podporządkowania się kaprysom Pani, poprzez ciasne i mocne związanie sznurami oraz umieszczanie w różnego rodzaju jarzmach i okowach - również w uciążliwych, niedogodnych i represyjnych pozycjach, w tym:
związanie w „kołyskę” tj. ciasne przywiązanie z tyłu rąk do kostek nóg + dodatkowo związanie rąk w łokciach oraz nóg w kolanach i w ten sposób wymuszenie pozycji niejako wygiętej do tyłu łuk (jest to szczególnie dla mnie „rozkoszna, wręcz podniecająca pozycja”),
„ball-tie” - czyli doprowadzenie niewolnika za pomocą sznurów do pozycji embrionalnej – pozycja z pewnością mocno niewygodna i dokuczliwa, ale kto mówi, że w toku pobierania lekcji ma być lekko, łatwo i przyjemnie?,
„związanie „w kij” tj. posadzenie delikwenta w kucki i przywiązanie rąk do kostek. Pod kolanami umieszczony zostaje kij (np. rozpórka, trzonek od miotły), całkowicie uniemożliwiający rozprostowania nóg – szczególnie rygorystyczna, mocno trzymająca w karbach metoda wiązania, pozbawiająca wszelakich szans obrony i możliwości uwolnienia się oraz możliwości przemieszczania się umieszczonego w tychże więzach niewolnika. Po takim związaniu niewolnik znajduje się początkowo w dosyć „wygodnej” i nieuciążliwej pozycji i ułożeniu. Tak naprawdę „schody” zaczynają się dopiero po pewnym czasie, zwłaszcza, gdy niewolnik próbuje zmienić swoje położenie i usytuowanie. A prawdziwe udręczenie zaczyna się w momencie podjęcia przez tak związanego i wygodnie usadowionego delikwenta próby uwolnienia się z gnębiących i krępujących go pęt i sznurów, które w tym momencie dodatkowo zaciskają się i wrzynają się w jego marne ciało przypominając mu, że owe „kajdany” są mu nałożone z woli Pięknej Królewny,
strappado - związanie z tyłu rąk w przegubach oraz w łokciach oraz ich podciągnięcie go góry i przymocowanie sznurem (łańcuchem) do uchwytu (haka) umocowanego w suficie. Czyż niewolnik nie przyjmuje w tej podwieszonej formie pokornej i uniżonej postawy wobec Królewskiego Majestatu głęboko i pięknie Jej się kłaniając? Przecież to właśnie taka postawa wobec Dostojności Pani jest jak najbardziej właściwa i godziwa! Dodatkowo, każda podejmowana próba uwolnienia się lub zmiana pozycji wywołuje w przypadku zastosowania łańcuchów bardzo przyjemne dla ucha ich „pojękiwanie” i brzęczenie metalowych ogniw stwarzając bardzo niewolniczą atmosferę oraz nastrój.

Proszę przy tym zauważyć, że w mojej sytuacji jakże „zdradziecką” rolę pełnić będzie kobiecy ubiór. Zmuszony bowiem do głębokiego pokłonu przed Panią, nie mam praktycznie innej alternatywy niż patrzeć na swoją poniżającą i hańbiącą kreację i jednocześnie dostrzegać jak spod sukienki (spódniczki) wychodzą własne nogi „przystrojone” w pończoszki!!! Wstyd, upokorzenie, dyshonor, bez żadnej możliwości zmiany sytuacji! W tym położeniu zniewolony prezentuje również swoje pośladki mocno wypięte. A czyż taka pozycja niewolnika nie zachęca również do gwałtu analnego? Przecież jakiż w tym momencie jestem bezbronny, a jednocześnie te damskie kreacje nic nie osłaniają, przez co ja (a może już niewolnica?) czuję się nagi, jakby przygotowany do określonych działań Królewny. Oczywiście, przy tak zawieszonym niewolniku dla odpowiedniego wyeksponowania jego „kobiecości” można jeszcze między jego nogi umocować dodatkowo rozpórkę uniemożliwiają złączenie kończyn.
„zapakowanie do worka”, czy dodatkowo (po związaniu i zakneblowaniu) na głowę (tułów) narzucony zostaje worek, który odpowiednio przewiązujemy, zabezpieczając przed możliwością jego pozbycia się. Wokół tylko ciemność. Niczym mózg pozbawiony ciała, pływający w formalinie. Bezwładne, bezradne czy też bezproduktywne szamotanie się, nie daje i tak żadnych szans na odzyskanie wolności, czy choćby poluzowanie krępujących więzów. Mogę w zasadzie tylko bezsilnie czekać na łaskę Pani, by w swej łaskawości wyswobodziła mnie z owego gustownego opakowania,
inne wymyślne, uciążliwe, niedogodne wiązania, np.:
reverse-prayer - "tylna modlitwa", w której ręce są skrępowane z tyłu, dość wysoko na plecach - nadgarstki stykają się lub krzyżują między łopatkami. Ręce są dodatkowo przywiązane z tyłu do obroży założonej na szyję (by zbytnio nie uciskała krtani powinna być dość szeroka, można też użyć apaszki zgrabnie umocowanej na szyi), lub innego oprzyrządowania zmontowanego na karku – najczęściej przechodzącego jednocześnie pod ramionami a nie umocowanego na szyi,
frog-tie - "na żabę": nogi zgięte w kolanach, lewa kostka ciasno przywiązana do lewego uda, prawa - do prawego (czasami obwiązuje się całą nogę od kolana do pachwiny). Pozycja dająca pełen dostęp do jąder i pośladków niewolnika, bowiem tak skrępowane nogi trudno jest zewrzeć,
elbow-tie - to po prostu związane za plecami łokcie. W toku stosowania tych więzów najczęściej nadgarstki niewolnika skrępowane są tak, by wewnętrzne strony dłoni skierowane były ku sobie,
crotch-rope czyli sznurek lub pasek ciasno przechodzący przez krocze, często wzbogacony strategicznie umieszczonymi węzełkami lub podwójny - wtedy można umieścić jądra niewolnika pomiędzy dwoma sznurkami – każdy ruch powoduje dokuczliwe obcieranie sznura o jego „klejnoty” oraz wciskanie się go (wraz z węzłami) w szparę pomiędzy pośladkami,

3. rygorystyczne i nieodwołalne zabranie prawa głosu buntowniczemu niewolnikowi za pomocą wszelkiego rodzaju knebli, całkowicie uniemożliwiającymi swobodę wypowiedzi, ale pozbawiające również możliwości błagania o litość, wyrażania protestu czy też niepotrzebnych narzekań, lamentów i skarg, a jednocześnie pełniące inne ważne funkcje „uspokajające” i dyscyplinujące. Jednocześnie ten uciążliwy knebel sprawia, że niewolnik mając świadomość, że pozbawiony został możliwości zakomunikowania swojej Pani wprost czegokolwiek, ma poczucie całkowitej bezradności i zależności od zachcianek Księżniczki.

4. „zmuszanie” do wąchania stopek, używanych majteczek czy pończoszek Pani,

Wszelkie zastosowane techniki zniewolenia mają za zadanie przemówić mi do rozsądku, że przebrany groteskowo w kobiece fatałaszki mogę, co najwyżej pełnić rolę suki i być potraktowany jak dziwka (np. z zastosowaniem gwałtu analnego), a dla Księżniczki jestem tylko zabawką – przedmiotem. Bezsensowny opór w przyswajaniu treści zawartych w tresurze, przełamywany jest zawsze odpowiednimi środkami dyscyplinującymi.

I czasami taki niewolnik jak ja, o nie jednokierunkowych zainteresowaniach, „fantazjuje”, że te bezlitosne, bezpardonowe więzy, noszące charakter represyjnego i dyscyplinującego skrępowania, nie pozwalające nawet na jakąkolwiek obronę oraz dokuczliwe, uniemożliwiające prowadzenie jakichkolwiek dyskusji czy też wydawania zrozumiałych dźwięków kneble, zachęcą od czasu do czasu, by niewolnik w tych radykalnych pętach zapoznał się w ramach lekcji-niespodzianki z surowością i bezwzględnością swojej Pani, choćby poprzez zastosowanie jakiś, trudnych dla mnie do określenia i zdefiniowania tortur.

Czyżby pierwiastek masochizmu będący u mnie w postaci pączka czekał jednak na swoje nieśmiałe rozwinięcie?.

A może to tylko zwykła niewolnicza ciekawość by zobaczyć, co też może spotkać psa krnąbrnego, psotnego lub nieposłusznego, gdy rozgniewa i rozzłości swoją Panią?

W płaszczyźnie fetyszu występuje u mnie pewne rozproszenie zainteresowań, by wymienić przede wszystkim:
jakże dla mnie umiłowane i słodkie stópki Pani, i to zarówno „gołe” jak też w szczególności odziane w ujmującą mgiełkę pachnących pończoszek i rajstopek,
niesłychanie ekscytującą bieliznę Pani - pachnące, nasączone aromatami majteczki, pończoszki i rajstopki itd.,
wprost związane z powyższymi fetyszami umiłowanie do słodkich zapachów i wszelkiego rodzaju bukietu aromatów oraz smaków (jakże urzekające soki Pani),

Nie chcę tu przedstawiać wszystkich szczegółów moich ewentualnych spotkań z Piękną Księżniczką, pomysłów, technik i metod treningu niewolnika, jednak chciałbym w skrócie zaprezentować syntetykę mojego zniewolenia, chyba dobrze określającą moje położenie w relacji Piękna Pani – niewolnik:
zdolny jestem jedynie, „dzięki” bezlitośnie oplatających i wrzynających się w moje marne ciało pętom, do niewiele więcej niż bezwładnego, niezdarnego pełzania po podłodze w drodze do prześlicznych, wspaniale ukształtowanych nóżek swojej Pani,
jestem w stanie co najwyżej, i to też nie zawsze (np. po zawiązaniu oczu, wsadzeniu „do worka”, założeniu maski, itp.) widzieć „kurz” na podłodze, chyba że Pani w swej łaskawości pozwoli mi czasami na dostrzeżenie Jej jakże przepięknej sylwetki,
jedyne co zdołam dać radę, to dotykanie językiem czegoś co bezlitośnie wbija się w moje usta, coś co jest murem oddzielającym mnie nieodwołalnie od Władczej Pani, a pełni tylko i wyłącznie funkcję bezlitosnego knebla, który mogę jedynie zagryzać zębami, zamykającym jednocześnie bezkonfliktowo i nieodwołalnie wszelką dyskusję. A chciałoby się ucałować jakże słodkie usta Pani..... marzenia pozostają jednak zamknięte przez ten „przeklęty” knebel we własnym umyśle niczym w swoistej klatce...,
z danych mi wysublimowanych wrażeń, odczuwam, co najwyżej smak siłą wciśniętej do ust i umocowanej tkaniny, apaszki, niezbyt świeżych, używanych Pani majteczek, rajstopek, pończoszek, a nawet używanej kuchennej ścierki, czy też innej brudnej, czy też nasączonej moczem Pani szmaty, po przeżuciu których podniebienie dalekie jest od odczuwania smaku ambrozji. O jakiejkolwiek konwersacji czy dyspucie oczywiście nie ma mowy. Jeżeli do tego owe „znakomite ciasteczko-knebelek” jest odpowiednio mocno umocowane i właściwie zabezpieczone przed wypluciem, bo to w końcu niegrzecznie jest, by ktokolwiek pogardził „strawą” przygotowaną przez Królewnę, szybko z pewnością nauczę się i przyswoję, że tenże knebel, gdyby nawet był nieznośny, nieprzyjemny a wręcz ohydny i odpychający, jest nieodłącznym elementem szkolenia psa-niewolnika.
jedyne co mogę otrzymać w zakresie pieszczot to pewna dawka chłosty i klapsów, które muszą zastąpić wszelkiego rodzaju czułości, przyjemność dotyku aksamitnego ciała, jego pieszczenia, całowania.

Właściwe techniki i stosowane systemy więzów, pęt, oraz skuteczne i należycie pełniące powierzoną im rolę kneble i kagańce, pozwalają w tym najeżonym różnymi trudnościami procesie tresury, nauki i transformacji niewolnika, w moim wykonaniu i w moim wyobrażeniu, na bezkonfliktową i przynoszącą efekty edukację, a także na prawidłowo przebiegające, choć często męczące, niewygodne i uciążliwe procesy przystosowawcze niewolnika do przemiany - poprzez „zmuszenie” (sam niewolnik jest na tyle nierozgarniętą istotą, że może nie rozumieć, że ta przemiana prowadzi go wprost do szczytów rozkoszy i szczęścia) do założenia kobiecych ciuszków oraz noszenia i przebywania w tychże hańbiących, kompromitujących i ośmieszających fatałaszkach, z nieprzyjaznej, niekorzystnej męskiej powłoki w bardziej słuszną, właściwą i odpowiadającą delikatnej, subtelnej i wrażliwej naturze Władczej Pani, niewolniczą pseudo-kobiecą formę.

Jeszcze raz podkreślę, że szczególne znaczenie dla mnie ma zwrócenie uwagi na autentyczność zakładanych więzów i knebli, tzn. takie ich rzetelne i mocne założenie bym sam nie był w stanie z nich się wyswobodzić, czy też pozbyć. To przecież tylko Pani ma prawo decydować i zarządzać moją wolnością, prawem głosu oraz wszystkimi moimi zmysłami.

Oczywistym jest bowiem przy tym, że tak Piękna Kobieta, jaką niewątpliwie i bezsprzecznie jest Księżniczka, może spowodować czasem „niezdrowe” reakcje niewolnika.

Zatem, biorąc powyższe pod uwagę, w toku tresury opanowuje mnie niepohamowana „żądza” dotknięcia/ucałowania ciała Księżniczki w „zakazanej strefie” czy też choćby ujęcia rąbka Jej sukienki czy też spódnicy. Muszę liczyć jedynie na Jej wyrozumiałość, oczywiście w relacji kobieca dominacja – niewolnicza uległość, dla moich ewentualnych powyższych dążeń.

Ową tolerancję nie należy jednak rozumieć jako zgodę Księżniczki na pozwolenie niewolnikowi na cokolwiek więcej niż poddańcze czynności przez Nią dopuszczalne i dozwolone. Wręcz przeciwnie, stanowi ona tylko przyczynek i sygnał, że należy zastosować wobec niewolnika pewne dodatkowe środki perswazji, przymusu, przemocy, a także wprowadzenia kobiecego ucisku i rygoru w zakresie, w którym uzna Ona za niezbędny dla przywrócenia właściwych stosunków i proporcji w relacji Władcza Królewna – zniewolony podwładny, choćby poprzez coraz to mocniej zaciśnięte pęta, wszelakie, nawet bolesne czy też „niehumanitarne” związanie, uniemożliwiające, a nawet wyprzedzające powyższe „patologiczne” reakcje niewolnika, czy też zostawienie go na jakiś czas związanego w niedogodnej, a nawet uciążliwej pozycji, z dokuczliwym, irytującym i drażniącym kneblem, czy też z zawiązanymi oczami, by miał poprzez całkowite odcięcie podstawowych zmysłów od bezpośredniego kontaktu z Panią, czas na przemyślenie swoich błędów, wypaczeń a nawet niewolniczego wykoślawienia.

Takie mocne i finezyjne wiązania, z całą pewnością nie robią mi żadnej krzywdy czy też nie powodują żadnego uszczerbku na zdrowiu – a wręcz odwrotnie – powodują tak dla mnie miłe i najdroższe poczucie pełnej zależności od kaprysów Mojej Pani oraz pełnej mojej przynależności do Niej.

Podobnie ma się sprawa z zakładanym (wepchniętym) kneblem. Tu również, w przypadku mocnego przewiązania apaszki czy też innego materiału (szmaty) w koło głowy i zawiązaniu ciasnego supła na karku niewolnika, nie ma się czego obawiać – z pewnością tenże knebel głowy mu nie odetnie, nie wyrwie też szczęk z zawiasów. Co najwyżej niewolnik coś niezrozumiale jęknie, bez możliwości wypowiedzenia komunikatywnych i jasnych słów. Pozbawiony przy tym zostaje sposobności stosunkowo łatwego wypchnięcia czy też wyplucia knebla z ust, a nawet jego „samowypadnięcia”.

Zdaję sobie w tym miejscu sprawę z mojej obsesji na temat więzów i kneblowania. Wynika to poniekąd z faktu, o czym już wspominałem, że to właśnie knebel – poprzez choćby całkowite odcięcie od możliwości nawiązania nie zawsze pożądanego kontaktu przez Panią - jest dla mnie szczególnym symbolem uzależnienia, zniewolenia, bezradności i konieczności całkowitego podporządkowania się woli swojej Pani.

W sytuacji ograniczeń związanych z oplatającymi ciało sznurami oraz zatkanymi w pewnych sytuacjach nawet brudną szmatą (ścierką) ustami, bardziej muszę się skupić na odpowiednim uregulowaniu oddechu – pozwalającym łatwiej znosić wszelkie utrapienia i udręki przygotowane przez Panią, niż na próbie pozbycia się tegoż „gadżetu” w i ewentualnej chęci wyrażania jakiejś formy protestu i dezaprobaty na działania mojej Monarchini. Zawsze bowiem może i ma Ona prawo zrozumieć wypowiadane przez niewolnika słowa „mmhhmmm” jako wyrazy szczególnej radości, szczęścia i wdzięczności za zaistniałą sytuację i położenie, w którym się znalazłem, niż jako głos choćby niewielkiego kwestionowania Jej poczynań.

Takie położenie, w rzeczywistości niezbyt dokuczliwe fizycznie, wielce jest oddziaływujące na moją psychikę. Z jednej bowiem strony staram się nie myśleć o spotkanej mnie karze i odpychającym, obrzydliwym kneblu, choćby w celu osiągnięcia jakiegoś wewnętrznego spokoju, by móc względnie swobodnie oddychać, a z drugiej strony, rozpuszczające się wraz ze śliną wszelkie nieczystości zgromadzone w tymże wetkniętym gałganie, które, nie mając z wiadomych względów innego wyjścia, wraz ze spływającą śliną będę musiał przełykać, nieustannie pobudzają rozum do „nieświeżych myśli” dotyczących mojego nieszczęsnego położenia i rozmyślań o ewentualnym występku, przez który „naraziłem” się na gniew Pani.

Odpowiednio mocne, a nawet niewygodne i dokuczliwe więzy mają dla mojego dobra trzymać mnie w ryzach, bym nabrał refleksji, że nawet najmniejszy ruch w obecności Pani mogę wykonać tylko za Jej wolą, a nieprzydatna i bezużyteczna szarpanina w pętach powoduje tylko niepotrzebne zużycie energii, którą niewolnik powinien rozważnie spożytkować w zupełnie innym celu.
Adekwatnie skuteczne i dobrane kneble to nie forma złośliwej tyranii Księżniczki, lecz bardzo pożyteczna nauka, by nabrać w przyszłości właściwych niewolnikom nawyków należytego trzymania „języka za zębami”.

Powyższe metody również skutecznie uświadamiają mnie, pełniącego zaszczytną rolę niewolnika Pani, iż te lekkie, zwiewne kobiece ciuszki, sznury i kneble to stałe, nieodłączne a wręcz integralne elementy składające się na mój niewolniczy kostium.

Odnosząc się do określenia pewnych granic tresury, szczególnemu omówieniu wymaga na początku problematyka batów, tak z pewnością przydatnych i potrzebnych w procesie tresury niewolnika do utrzymania go w pewnych w ryzach i w karności. W moim przypadku „wskazane jest” pewne ograniczenie ich mocy. Oczywiście ślady, choćby zaczerwienienia są jak najbardziej dopuszczalne.

Uprzejmie informuję bowiem, że raczej jestem zwolennikiem cierpienia i czerpania rozkoszy z bólu opartego na niedogodnych, dokuczliwych uciążliwych wiązaniach i kneblach niż na bólu bezpośrednio związanego z silną chłostą, laniem czy batami, czy też ze szczególnie bolesnymi torturami.
Zatem niestety, ale w moim „repertuarze” zniewolenia nie przewiduję miejsca na stosowanie, takich ewentualnie „hard” technik tresury jak: deptanie, mocne kopanie, opluwanie, nakłuwanie ciała, ostra dyscyplina pejczem, biczem lub szpicrutą, przypalanie papierosem czy też jedzenia z podłogi, nie wspominając o scat-kawior, itp. a także, co może wielu dziwić - zmuszanie do masturbacji (onanizowanie się),
Trudno mi jest natomiast wypowiadać się na temat dominacji medycznej, bo nigdy nie miałem z nią do czynienia. Mając bowiem na względzie pewne moje sfeminizowanie, być może byłyby „ciekawe” doznania, dotyczące tzw. badań ginekologicznych, gdy leżę mocno związany i zakneblowany, bez możliwości protestu czy jakiejkolwiek obrony i przeciwstawienia się a Władcza Pani majstrowałaby coś przy moich „klejnotach”.
W tym przypadku proszę zauważyć jak mocno owa metoda tresury jest skorelowana z moim „hobby”. Sama ta technika przecież bezpośrednio kojarzy się z kobiecością. Zresztą i przyjęta w toku tychże „badań” kobieca pozycja, z mocno rozłożonymi nogami, w momencie, gdy osadzony w takim ułożeniu niewolnik zostanie jednocześnie bezlitośnie i ostatecznie umieszczony i umocowany za pomocą pasów, taśm, sznurów, czy też innych krępulców, musi robić szczególne wrażenie. Jest to jednocześnie bardzo dla niewolnika poniżające i upokarzające, kiedy z tak mocno rozłożonymi, w „kobiecy” sposób nogami – gdy na dodatek jest jednocześnie jeszcze w jakiś tam sposób sfeminizowany (np. przyodziany w damską bieliznę, nocną koszulkę, sukienkę), z podwiniętą do góry kobiecą odzieżą - musi wystawić swoją „męskość” jak i całe swoje marne ciało na łaskę i niełaskę Pani. W tej sytuacji Władcza Pani może według własnego uznania dowolnie się niewolnikiem zabawiać jak i się nad nim znęcać, ku jego uprzykrzeniu. Niewolnik w takim położeniu jest całkowicie bezradny i pozbawiony możliwości jakiejkolwiek obrony czy przeciwstawienia się działaniom Pani. Tak ważne dla jego tężyzny a może i jego niewolniczej przyszłości badania, choć może i czasami związane z bólem i cierpieniem przeprowadzone rączkami Pani, wymagają bowiem całkowitego unieruchomienia, wprowadzenia w stan bezbronności i zakneblowania, by tylko chimeryczna wola Pani Doktor decydowała o wariantach tresury, z których mogłaby ewentualnie czerpać satysfakcję. Z pewnością zatem i buzia pacjenta-niewolnika musi być dokładnie zatkana jakimś „tamponem”, by przypadkowo nie odgryzł sobie języka w trakcie przeprowadzanych nieodzownych, ale jednak czasami bolesnych doświadczeń, lub też by nieodpowiedzialnymi i niepoważnymi krzykami nie zdenerwował swojej sadystycznej Pani Doktor w toku tychże badań. Bowiem niedoświadczony pacjent-niewolnik być może nie wie, że i tak w końcu znajdzie rozkosz w zadanym przez Panią Doktor bólu a wszelkie ślady, zwłaszcza te w psychice, długo będą przypominały szczęśliwemu w ostateczności niewolnikowi (niewolnicy?) o Pięknej Królewnie i Jej wszechwładnej władzy nad nim!
Nie ma bowiem niewolnik żadnej możliwości ukrycia czy też ochrony swoich jąder i członka, które są w tym momencie mocno wyeksponowane i zdane na kaprysy Pani Doktor, w tym np. na podwiązanie do nich ciężarków, czy inne lecznicze „przygody”.
W moim przypadku, takie właśnie obdarcie z intymności i wystawienie przyrodzenia „na widok publiczny” jest bardzo zawstydzające i uwłaczające.
Podobne wrażenia psychiczne (choć na mniejszą z pewnością skalę) uzyskuję, o czym już pisałem wcześniej w przypadku np. gdy „zmuszony” jestem do ubrania w obecności Pięknej Pani sukienki czy też spódniczki – bowiem także w tym przypadku czuję się jakbym był prawie nagi, bez jakiejkolwiek osłony swojego przyrodzenia a założone ośmieszające kobiece szmatki nie stanowią, żadnej utrudnienia chroniącego mnie przed ingerencją Pani, w tym np. analnym gwałtem, a wręcz przeciwnie, ta tkanina tworzy w moim procesie myślowym haniebną kotarę psychicznych i fizycznych tortur w sferze poniżenia i upokorzenia.

Także mumifikacja jest niezbyt poznaną dotychczas przeze mnie formę tresury. Podobno, choć wiem to tylko z opisów osób na kompie, które mumifikację przechodziły, że po pozbawieniu delikwenta poszczególnych zmysłów tj. pozbawienia głosu poprzez knebel, wzroku poprzez opaskę a nawet słuchu (np. włożenie do uszów waty) osobnik taki przechodzi ciekawe doznania dotyczące m.in. zaburzeń błędnika, tracąc jakiekolwiek poczucie panowania nad własną równowagą i koordynacją ruchów i tak już przecież mocno ograniczoną. Dodatkowe wrażenia są podobno w momencie, gdy taki mumifikowany osobnik ma przez krótki czas (do momentu zrobienia przez osobę mumifikującą otworu do oddychania przez nos ofoliowaną całą głowę. Pewnie coś na kształt nałożenia na głowę foliowej torby - hmmm...

Odnosząc się do ewentualnego pissingu, to uprzejmie komunikuję, że w przypadku chęci posłużenia się tą metodą tresury przez Władczą Panią, najbardziej „adekwatną i pożądaną” dla mnie jako niewolnika, jest specyficzna forma jego stosowania a mianowicie nie jako „zmuszenie” do bezpośredniego wypicia danej dawki moczu, lecz w formie pewnego poniżenia tj. np. w opisywanej już uprzednio formule nasączonego nektarem Pani i wciśniętego do ust „szmacianego” knebla (oczywiście jedną z przyjemniejszych form pissu jest na przykład nasikanie na knebel już umieszczony w ustach niewolnika i w ten sposób znakomite jego nasączanie tym smakołykiem):
Taka forma knebla (ciasteczko-knebelka) pełni, co najmniej trzy role:
powoduje odczucie pełnej mojej zależności od woli Pani (brak możliwości wyrażania sprzeciwu, oponowania i kwestionowania poczynań oraz stosowanych metod tresury),
niewolnik, czy mu się to podoba czy nie, „zmuszony” jest zakosztować aromatycznych nektarów Pani, nie mogąc przeciwstawić się konieczności przełykania śliny wraz z przekazaną mu ambrozją,
nasączona słodkim nektarem szmatka (apaszka, ściereczka) powoduje, że niewolnik dłużej odczuwa smak Pani i dzięki temu dłużej ma okazję poznawać jakże Pani jest słodka, bowiem w sytuacji konieczności przełykania śliny, kropla po kropli zgromadzona w kneblu ambrozja przedostaje się do niewolniczego wnętrza.

Udoskonaloną formą pissingu przedstawionego powyżej, jest zmuszenie do założenia przez niewolnika „szaty pokutnej” (np. długiej damskiej koszulki nocnej, halki) oraz dodatkowe nałożenie na głowę niewolnika płóciennego worka i nasikanie na odpowiednio przygotowaną „ofiarę” – szczegółowy opis przedstawiony został w dalszej części "Księgi" w „Przypisie nr 2.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 3

Szczegółowe studium mojej uległości i zniewolenia - c.d.

Już wspominałem wielokrotnie, że uwielbiam poczucie, gdy w beznadziejnej bezsilności i całkowitej bezbronności leżę u stópek Mojej Pani. Gdy, bez nieprzydatnej i rozpaczliwej szarpaniny, z oczekiwanym utęsknieniem i w milczeniu (wymuszonym) czekam na swoją Panią. Gdy bez żadnej nadziei na samowyswobodzenie i uwolnienie się, zdany jestem tylko i wyłącznie na Jej „kapryśną wolę”.

Świadomość znalezienia się w przedstawionym powyżej położeniu poprzez choćby bezwzględne związanie, bez szansy na samodzielne uwolnienie się (co łatwo można wyczuć i stwierdzić już po paru bezskutecznych próbach uwolnienia się i bezproduktywnej szarpaninie się w więzach), oraz bez możliwości pozbycia się tkwiącego w ustach knebla, pozbawia woli walki czy też podejmowania kolejnych bezskutecznych prób oswobodzenia się, przeciwstawiania się czekającego niewolnika losu czy też innych odruchów i działań obronnych. Następuje pewna rezygnacja z walki o zmianę swego położenia, a narastające zwątpienie dotyczące możliwości oswobodzenia się sprowadza w końcu zniewolonego do tkwienia w stanie pewnej bezczynności. Z takim też stanem miałem w sytuacji pobierania lekcji tresury nieraz do czynienia.
Pozostaje się jakby w pewnym zobojętnieniu na czekający bieg wydarzeń, odrętwieniu oraz w sytuacji pogodzenia się ze swoim losem i beznadziejnością swego położenia. Pozwala to doskonale zrozumieć stan, kiedy w sytuacjach nawet zagrożenia życia, gdy rozsądek podpowiada, że ludzie powinni walczyć z całych sił o własne przetrwanie lub o zmianę swego położenia, oni tymczasem jakby otępiali i otumanieni godzą się na czekającą ich nieuchronną zgubę.

To Kobieta jest osobą silną, a ja kimś wymagającym dla minimalnej choćby egzystencji Jej „opieki” i kurateli - jakąkolwiek nie przybrałyby one formy. Dodatkowym, a właściwie wzmacniającym symbolem mierności niewolnika jest z pewnością nakaz założenia damskich szmatek tj. bielizny, sukienki czy też spódniczki, które zawsze symbolizują kobiecą nie tylko słabość, ale też delikatność, kruchość i finezyjność (no cóż kobieta jest istotą zwiewną jak puch), a takie cechy, noszące znamiona zniewieściałości, muszą oznaczać dla mężczyzny dyshonor, upokorzenie i poniżenie.

Jak z powyższego wynika, tematami szczególnie wiodącymi w mojej uległości są: wiązanie, kneblowanie i przebieranie w damskie ciuszki.

Natomiast specjalną u mnie rolę odgrywają również:
uwielbienie i poszanowanie dla kobiecych stópek,
przyjemność wynikającą z rozkoszowania się kobiecymi zapachami i smakami przekazywanymi w różnej formie – zob. przypis nr 1 - 3.

Mężczyźni podchodzą i reagują zupełnie inaczej na owe zapachy, niż kobiety na męskie, co jest całkowicie zrozumiałe. Zresztą zapach i smak kobiety to jest to na co reagują zazwyczaj pozytywnie z pewnością prawie wszystkie samce, a w szczególnej formie - w mniejszej lub większej skali niemal każdy niewolnik.

Czyż zatem wspaniałą i słodką nagrodą nie jest „zmuszanie” mnie do bezpośrednich kontaktów i wąchania kobiecych majteczek czy pończoszek lub rajstopek, choćby poprzez założenie ich na mojej głowie i odpowiednim przymocowaniu wkoło narządu węchu?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZYPIS NR 1

„Bliskie spotkania ze słodkimi zapachami.

Obezwładnionego niewolnika Dobra Władcza Pani nie pozostawia w poczuciu osamotnienia czy też porzucenia. Również on ma bowiem prawo odczuwać zbawienny wpływ Jej balsamów na samopoczucie i poprawę nastrojów Jej podwładnych:

1. By mógł w każdej chwili odczuwać Jej nieustanną bliskość, zainteresowanie jego marną osobą i nie poddawał się zwątpieniom na jego głowę założone zostają niezwykle aromatyczne majteczki Władczyni, np. w taki sposób by ich fragment mający bezpośredni kontakt z Jej kroczem nachodził bezpośrednio na nos niewolnika, by mógł jak najbardziej odczuwać otaczającą go aurę jego Władczyni. Na majteczki w celu ich prawidłowego umocowania i zagwarantowania właściwego położenia zakładane są ciasne pończoszki. Niewolnik zaczyna odczuwać wtedy jakby jego głowa znalazła się w jakimś imadle-chwytniku. Dodatkowo dla „wzmocnienia” efektów, ażeby niewolnik mógł bez rozproszenia rozkoszować się Jej nieziemskimi zapachami dobrze jest ciasno przewiązać jego usta apaszką z węzłem - z jednej strony dla bezpieczeństwa pozostawia się mu możliwość oddychania również ustami, a z drugiej strony te możliwości są na tyle ograniczone, że niewolnik musi, chcąc nie chcąc, głęboko wciągać powietrze wraz z owymi słodkimi aromatami nosem. Powyższa maska „przyozdobiona” zostaje dodatkowo haleczką, spódniczką nałożoną na głowę oraz ewentualnie oczy niewolnika przewiązane zostają gustowną opaską z kobiecego staniku. Powstaje niejako komplet damskiego ubioru zawieszonego na manekinie, w którym głowa niewolnika pełni rolę kobiecej pupy.

2. Leżąc na podłodze niewolnik zakuty zostaje w dyby (ewentualnie w inny przemyślny sposób) na brzuchu w sposób pozwalający mu tylko i wyłącznie patrzeć na podłogę i obserwować na niej „kurz”. Nie ma możliwości uniesienia głowy czy też jej odwrócenia by ewentualnie mógł spoglądać w górę – leży jakby był umieszczony w bezlitosnym w imadle. Niewolnik odczuwa bliską obecność swojej Pani, może jednak dostrzec jedynie Jej stópki oraz nóżki, ale praktycznie tylko mniej więcej do Jej kolan. Nie ma de facto możliwości na wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Tak umocowany niewolnik wie, że wystarczy unieść głowę by ujrzeć swoją Panią w pełnej krasie pod spódniczką a jednocześnie dyby skutecznie to uniemożliwiają. Widzi właściwie tylko (a może aż!) skraj sukienki/spódniczki swojej Pani, część słodkich łydek i będące najbliżej jego oczu stópki. Poprzez dochodzące szmery, i jakieś ruchy czuje, że jego Pani coś wykonuje, ale nie widzi co. Domyśla się coraz pewniej, że chyba powoli zdejmuje swoją słodką bieliznę. Ukazują się niewolnikowi rajstopki (pończoszki) okręcone wokół kostki Pani, które następnie zostają zdjęte i położone na podłodze w zasięgu wzroku niewolnika. Domyśla się tylko z niektórych ruchów swojej Pani, że zdejmuje również swoje majteczki. Niewiele widzi, bowiem dość długa spódniczka/sukienka Pani uniemożliwia dodatkowo ujrzenie czegokolwiek więcej. Po chwili również owe pachnące majteczki lądują w pobliżu oczu i nosa niewolnika. Podobnie ma się z Jej cudownym stanikiem. Niewolnik nie ma innej możliwości jak patrzeć na ową kupkę nieziemskiej bielizny oraz wciągać i delektować się ich boskim zapachem „pełzającym” wkoło niego. Wie przy tym i musi żyć z tą świadomością, że jego Pani nie ma już założonej bielizny pod spódniczką/sukienką – ale nie może nic zrobić, nie ma żadnej możliwości Jej dotknięcia a nawet ujrzenia czegokolwiek więcej – wszystko pozostaje tylko w wyobraźni niewolnika, mocno pobudzając duchowe doznania i psychiczne fantazje. Nie ma nawet żadnej możliwości dotknięcia owego mgielnego stosiku bielizny. Jednocześnie „zmuszony” jest cały czas „tylko” do patrzenia na bezwładną powiewną materię Jej bielizny zostawionej „przypadkowo” przy twarzy niewolnika, której wspaniałą woń, ze względu na brak innej możliwości „musi” chłonąć.

3. analogiczna sytuacja całkowicie bezradnego i bezsilnego leżenia na podłodze jak przedstawiona powyżej. Władcza Pani zamiast zdejmować bieliznę z siebie po prostu przynosi kosz swojej brudnej bielizny i wysypuje wkoło obezwładnionego niewolnika mocno „drażniąc” jego zmysły...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

O ile z pewnością dość zrozumiały może być fetysz związany z rozkoszowaniem się kobiecymi aromatami i zapachami, jak i moje zamiłowanie do poniżającego dla mnie feminizowania i chęci noszenia przez jakiś określony czas (w którym mogę przynajmniej udawać, że jestem do tego „zmuszony”) kobiecych ciuszków, to z pewnością wielu dziwi, co takiego może być w zamiłowaniu i upodobaniu do bycia związanym i zakneblowanym – a jednak jest to coś, co mocno mnie pociąga, choć sam nie jestem w stanie tego sobie wyjaśnić.
Trudno bowiem jednoznacznie zrozumieć, co takiego tkwi w mojej głowie, że doznaję szczególnej przyjemności z poczucia bezbronności, nieporadności czy całkowitego niedołęstwa po narzuceniu mi przez Władczą Panią zniewalających jarzm i unieruchomienia za pomocą mocnych więzów wrzynających się w ciało, co powoduje praktycznie całkowite uzależnienie niewolnika od Jej kaprysów i zachcianek, gdy czuję, że może ze mną naprawdę zrobić - gdyby tylko chciała - wszystko na co ma ochotę, a ja nic na to nie będę mógł poradzić. Podobne doznania odczuwam w momencie, gdy otwieram usta, by cokolwiek powiedzieć (z zasady jestem gadułą) a one zostają zatkane jakąś „szmatą czy też gałganem”, którego w żaden sposób, bez pomocy z zewnątrz nie jestem w stanie sam się pozbyć. Jednak dla mnie „czekanie na nadzieję” na uwolnienie mnie z krępujących, wrzynających się pęt i na usunięcie z ust „uciążliwego” knebla jest jakże ekscytujące i pasjonujące – dlaczego tak jest – tego jednak nie wiem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZYPIS NR 2

„Nauka pływania” (kolejne bliskie i bezpośrednie spotkanie z zapachami i smakami Mojej Pani)

Związany niewolnik jest wygodnie ulokowany w wannie. Po zatknięciu otworu odpływowego Władcza Pani polewa niewolnika swoimi sikami (specyficzna forma pissingu). Dla wzmocnienia efektów poniżenia i dłuższego utrzymania zapachów najczęściej niewolnik ma założoną „pokutną szatę”. Dodatkowo można umieścić go jeszcze w worku (lub np. owinąć w prześcieradło i omotać sznurami, taśmą klejącą, itp.)

Tak przystrojonego i oblanego niewolnika zostawia się na jakiś czas w kąpieli, by się popluskał (można oczywiście dolać jeszcze trochę wody oraz dolać aromatu z kobiecych soczków wcześniej już nagromadzonych). Można dodatkowo wyłączyć światło w łazience by „pływak” mógł rozkoszować się w ciszy i skupieniu tym, co go nadzwyczajnego spotkało i odpowiednio ćwiczyć pływanie. Wanna natomiast niczym kieliszek napełniony aromatycznym koniakiem, będzie zatrzymywać cudowny bukiet zapachów Pani.

Bezsilny, obezwładniony czy też całkowicie bezradny niewolnik „skazany” jest na bezpośredni kontakt ze słodkim, odurzającym „napojem” Pani. Przez wiele minut nie ma innego wyjścia jak wdychać balsamiczny zapach otaczający go ze wszystkich stron a do tego najczęściej bardzo mu „bliski” dzięki narzuconej i umocowanej na jego głowie zasłonie. Inny mocno przesiąknięty materiał, bądź to wcześniej zanurzony w aromatycznych sokach Władczej Pani, bądź to nasączony spadającym złotym deszczykiem bezpośrednio na twarz niewolnika, wciśnięty wcześniej między jego zęby, i „chroniony” przewiązaną wkoło głowy opaską, bez możliwości jego pozbycia się zmusza niewolnika - niejako wbrew jego woli - do przełykania tych cennych słodkich kropli. Zauważyć bowiem trzeba, że naturalnych potrzeb i odruchów oddychania – w tym przypadku powietrzem nasyconym rozprzestrzeniającą się wonią złotego deszczyka, jak i przełykania śliny - wraz ze smakiem i kroplami słodkawego moczu, nie da się z pewnością powstrzymać. I tylko „przypadkowo” ów wepchnięty materiał służy dodatkowo jako knebel. I w tym przypadku szczególnie ważne są odpowiednio silne wszelkie umocowania, zarówno knebla jak i więzów.

Jak „wielką i doniosłą” rolę ów knebel spełnia można perfekcyjnie przekonać się szczególnie w momencie gdy z wnętrza Władczej Pani wydobywa się przesłodki, ciepły aromatyczny złoty gejzerek wprost na omawiany „gałganek” tworząc niesamowicie pyszne i aromatyczne „ciastko-knebelek”. Niewolnik bezpośrednio odczuwa, zaznaczam z wielką rozkoszą i delektowaniem się, jak omawiane złote nektary „magazynują się w ciasteczku”, by za chwilę - kropla po kropli, nieodwołalnie, bez możliwości powstrzymania ich - przedostawać się wprost do niewolniczego żołądka. Powyższa tresura i nauka stwarza wyjątkową szansę „pływakowi” długiego zapoznawania się zarówno ze smakiem jak i zapachem soczków Władczej Pani, które w odpowiednich ilościach przez omawianą nasączoną szmatkę dozowane, wyjątkowo pozytywnie wpływają na podniebienie niewolnika. Podobna zresztą sytuacja występuje po odpowiednim „podlaniu” pływaka zgromadzoną już wcześniej ambrozją.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZYPIS NR 3

„Zapoznanie się niewolnika ze znakomitą „kuchnią” Pani”

Władcza Pani po przebraniu niewolnika w suknię, związuje go w pokoju, np. „w kołyskę” tzn. ręce z tyłu przywiązuje do kostek nóg (zawija w prześcieradło i przewiązuje taśmą klejącą) oraz knebluje (czymś „przyjemnym” tj. apaszką, ball-gagiem), nieraz również zawiązuje oczy. Sama przenosi się do kuchni, by np. zaparzyć sobie kawę, przygotować posiłek itp. Każe wtedy niewolnikowi dopełznąć do siebie - do Jej stópek. Na tym etapie tresury niewolnik pełni rolę froterki do podłogi (dla lepszego efektu założona przez niewolnika suknia polewana jest czasami wodą). Po mozolnym dotarciu do prześlicznych stópek, Pani wyjmuje niewolnikowi knebel (choć nie zawsze – stwarzając tym samym dodatkową barierę - jakby lizanie cukierka przez szybę) i pozwala niewolnikowi ucieszyć się Jej nóżkami, wypieścić je i ucałować. Aby jednak niewolnik zbytnio nie wpadł w nadmierny zachwyt i uwielbienie w pewnym momencie Władcza Pani „brutalnie” przerywa owe nieziemskie doznania, wciskając niewolnikowi do ust brudną, smakującą „stęchlizną” ścierkę i odpowiednio ją zabezpieczając przed wypluciem lub wypchaniem językiem. Radykalnie tym samym zmieniając niewolnikowi słodkie dotychczas odczucia i najprzyjemniejsze wrażenia na skrajnie przeciwne. Nieporadne próby przeciwstawienia się przez niewolnika czekającego go koszmarnego losu na nic się zdają – bowiem Pani choćby przez zatkanie nosa bezwzględnie wymusza na niewolniku otwarcie ust – jakby proszącego wtedy o „ciasteczko”. Z tymże odpychającym już „ciastkiem-knebelkiem” w ustach niewolnik musi poprzez uciążliwe i mozolne czołganie dotrzeć z powrotem do pokoju, by dopiero tam doznać ewentualnej ulgi i wyswobodzenia od ohydnego zmysłu smaku. O ile Władczyni ma na to ochotę....

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Odnosząc się zatem do instalowanego knebla przypomnieć muszę, iż tak naprawdę wszystko odbywa się na zasadzie „nie chcę, ale i tak muszę, bo taka jest wola Pani” uwzględniającą w tym momencie również sytuację, gdy mając związane ręce, bez możliwości obronnej reakcji na kaprysy Mojej Pani, nie mam możliwości przewidzieć, na jakie pomysły wpadnie moja uwielbiana Lady, a tym bardziej im się przeciwstawić, choćby w zakresie kneblowania. Mając tym samym na myśli, że jeżeli jest taka Jej wola to „mogę, co najwyżej poznawać smak wepchniętej w usta i umocowanej szmaty – płótna, apaszki, ale gdyby był taki kaprys Pani również – niezbyt świeżych, wielodniowych majteczek, znoszonych rajstopek a nawet używanej kuchennej ścierki”.

Zauważyć przy tym chcę, że wszelkiego rodzaju kneble, które być może jednoznacznie wydają się niemiłe, obmierzłe, koszmarne, nieprzyjemne, odpychające czy nawet obrzydłe, przybierają u mnie specjalne funkcje. Oczywiście pod warunkiem, że będą miały związek (choć nie zawsze bezpośredni) z Władczą Panią. Uwzględniając przy tym moje niewolnicze „zainteresowania” nie może być absolutnie mowy bym brzydził się czymkolwiek, co ma z Moją Panią cokolwiek wspólnego, a tym bardziej, co jest Nią choć odrobinę przesiąknięte i nasycone. Proszę nie zrozumieć powyższego, że rozkoszuję się i delektuję owymi wstrętnymi smakami „nieświeżej cuchnącej wilgotności” zawartymi w stosowanym ohydnym kneblu – nic bardziej błędnego. Karny, represyjny i poniżający charakter takiego knebla jest zachowany a właściwie jeszcze bardziej zaakcentowany, sprowadzając mnie do „bezgranicznego upodlenia”. Bowiem bardzo odczuwam obrzydliwy smak np. ścierki kuchennej czy jakiejś zabrudzonej szmaty i mocno przeżywam fakt, że rozpuszczające się w ślinie nieczystości, nie mając innego wyjścia muszę połykać i trawić w swoim żołądku.

Szczególną uwagę proszę zwrócić na fakt, iż owa przywoływana już „brudna szmata”, (używana ścierka kuchenna) mogąca za chwilę pełnić rolę „obrzydliwego” knebla, która „przypadkowo” znalazła się pod ręką czy też na podłodze, w momencie unieszkodliwiania i obezwładniania niepokornego poddanego doskonale wkomponowuje się w moją przytaczaną już zasadę jak najdoskonalszego odzwierciedlenia rzeczywistego przebiegu pojmania, uwięzienia i w końcu mojego zniewolenia.
Znakomicie pomaga odgrywać rolę dodatkowego, bardzo przygnębiającego upokorzenia a nawet upodlenia „schwytanego” poddanego-buntownika, poprzez uświadomienie mu jak marny jest jego „koniec”, jak niewiele tak naprawdę znaczy. Każdy „nieświeży” gałgan, ubabrana szmata czy ścierka, np. w wyniku wykorzystania jej przez ileś tam dni do wycierania rączek, czy innych części delikatnego i wypielęgnowanego ciała Pani, może za chwilę wylądować w niewolniczych ustach. I nie mogąc uniknąć czekającego zgotowanego przez Władczą Panią losu, niewolnik będzie musiał na ów przyszły knebel patrzeć, i zdawać sobie sprawę, że niedługo ta właśnie nieczysta, być może pachnąca i smakująca moczem Pani szmata za chwilę będzie umieszczona w jego ustach, jako główne danie podane do przeżuwania na podwieczorek i już niedługo będzie mógł tylko i wyłącznie zapoznawać się z jej obrzydliwym, wstrętnym smakiem i bezpośrednio go odczuwać.

A jednocześnie tych swoich okropnych, koszmarnych wrażeń i doznań niewolnik nie będzie miał żadnych możliwości uzewnętrznić. Będzie musiał pozostać z nimi sam na sam.

Podkreślić trzeba, że przecież w „realu” osoba obezwładniająca jakiegoś delikwenta, stara się zrobić to jak najszybciej i najsprawniej. Nie prosi obezwładnianego, by poczekał z krzykami i wołaniem o pomoc, aż znajdzie się stosowny, czysty, sterylny knebel, czy też wyprana i wyprasowana apaszka, tylko „chwyta wszystko, co ma najbliżej pod ręką” a może przyczynić się do skutecznego, a zwłaszcza jak najszybszego zniewolenia danego osobnika, w tym w szczególności efektywnego jego uciszenia.

Nie pyta również delikwenta, czy jest mu wygodnie w założonych pętach, czy jest zadowolony z materiału, który ma służyć jako knebel, a przede wszystkim czy odpowiada mu smak i zapach wetkniętego knebla.
Choć również w rzeczywistości każda sytuacja jest możliwa, w tym odpowiednio wcześniejsze przygotowanie zarówno sznurów jak i przedmiotów służących do kneblowania.

Każdy człowiek w normalnych warunkach, gdy styka się z nieświeżym zapachem, stęchlizną czy też fetorem zatyka nos, starając się przekazać informację wszystkim wkoło, przynajmniej za pomocą jednoznacznych słów i gestów. Gdy zetknie się z nieprzyjemnym smakiem również swoją gestykulacją, znakami czy odpowiednio dobranym słownictwem dzieli się swoimi spostrzeżeniami i uwagami z pozostałymi osobami, i jest to naturalny odruch każdego człowieka (w końcu istoty stadnej).

Ja w przedstawionej powyżej sytuacji „bezgranicznego upodlenia” i całkowitego obezwładnienia, ze swoimi cierpiętniczymi rozmyślaniami, odczuciami i odpychającymi doznaniami smakowymi pozostaję sam na sam – nie mam żadnych możliwości ich uzewnętrznić. Nie mam żadnej możliwości podzielenia się z kimkolwiek, choćby za pomocą gestów czy słów doznawanym wstrząsem.

Tak naprawdę jedynym kontaktem z otoczeniem, który mi pozostał jest kontakt wzrokowy – o ile i tego Władcza Pani mnie nie pozbawi poprzez założenie opaski czy narzuconym workiem. A samymi oczami trudno jest przecież przekazać swoje okropne wewnętrzne przeżycia, choć i da się wyrazić wiele ze swoich odczuć np.: strach, obawę, lęki. Można w pewnych sytuacjach próbować nawiązać jakiś mimiczny kontakt ze swoim „oprawcą” – ale tylko pod warunkiem chęci czynnego uczestnictwa w tymże kontakcie tej drugiej osoby. Pozbawiony jestem nie tylko możliwości prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji, rozmowy czy choćby wyartykułowania zrozumiałych słów, ale przede wszystkim możliwości przekazania na zewnątrz w danym momencie swoich myśli i odczuć.
A cóż warte są moje myśli i odczucia, gdy nie mam żadnych możliwości przekazania ich innym osobom, – gdy głos chcący je przekazać utknie w zatkanym gardle, a na zewnątrz wydobywa się cichy, niezrozumiały i nikogo nie interesujący bełkot-pomruk – w rzeczywistości sprowadzony jestem do roli przedmiotu, a co najwyżej nieporadnego, nieszkodliwego pełzającego i wijącego się po podłodze zwierzątka - - i tak właśnie ja to swoje zniewolenie w tym momencie odczuwam.

Oczywiście wszystko to odbywa się w mojej psychice, w ograniczonym zakresie, wynikającym choćby z mojej wewnętrznej potrzeby znalezienia się w konkretnych okolicznościach, a przede wszystkim traktowaniu całej tresury jako niezapomnianej, pełnej „intryg” zabawy dorosłych osób tworzących swoisty teatr dwóch aktorów.

Zatem, moim zdaniem, to - knebel jest najbardziej zręcznym „przebiegłym” i przemyślnym aparatem ucisku i ciemiężenia niewolnika. Zauważyć bowiem trzeba, że przed jego umocowaniem (wepchnięciem do ust) niewolnik nie ma powodów by się skarżyć na jego uciążliwość, odpychający zapach czy też nieprzyjemny smak, albowiem nie wie tak naprawdę, co go nieprzyjemnego a nawet koszmarnego czeka. Szczególnie dostrzegalne jest to w przypadku, gdy wcześniej ma dodatkowo zawiązane oczy. Natomiast już po faktycznym umocowaniu knebla w ustach, niewolnik natychmiast i nieodwołalnie jest pozbawiony wszelkiego prawa do złożenia skargi, wyrażenia swojego sprzeciwu, dezaprobaty czy też protestu, co do jakości, smaku i uciążliwości założonego knebla.

Bywa, że niewolnik nie tylko odczuwa nieprzyjemny smak, ale na dodatek Piękna Władczyni informuje go z „sadystyczną” satysfakcją i „drwiącym” śmiechem, jakim „przyjemnym” poczęstunkiem go uraczyła. I tak naprawdę niewolnik nie wie wtedy tak do końca, co w ostateczności Władcza Pani wcisnęła do jego ust. Musi żyć w świadomości, że jest to coś obrzydliwego, choćby nawet w rzeczywistości tak niezupełnie było.

Niewolnik nie ma też żadnej sposobności dania wyrazu swojej dezaprobaty co do zastosowanego wobec niego upokorzenia. Na zewnątrz przedostają się tylko przyciszone, niewyraźne, nieartykułowane, nic nie znaczące słowa „mghmhmghmmh”.

Nie należy zapominać również o jakże ważnym – również psychicznym posłannictwie „brudnego” knebla tj. dodatkowego poniżenia niewolnika poprzez wymuszenie na nim nieodwołalnego zapoznania się bezpośrednio z koszmarnie smakującą szmatą, służącą przecież do całkiem innych – nie zawsze higienicznych celów.

Głośny krzyk „rozpaczy” grzęźnie w kłębie obrzydliwych szmat, których niewolnik nie ma żadnych możliwości pozbycia się. Bez żadnego merytorycznego uzasadnienia wydaje mu się wtedy, że z każdą próbą wydobycia tegoż krzyku na zewnątrz, na skutek podejmowanych kolejnych prób, wrzaskliwy krzyk gromadzi się i kumuluje w owym tkwiącym kneblu, przyczyniając się w końcu do jego wypchnięcia, wyplucia z umęczonych ust – to jednak nigdy nie następuje, ale czyż powyższe doznania nie są również istotą przymusowego zniewolenia???

W tej sytuacji również możliwa jest sytuacja, że zakneblowanie niewolnika odbywa się „siłowo” tj. np. poprzez wymuszenie otwarcia ust poprzez zatknięcie nosa, mocnego nacisku na szczęki a czasami wiszącą „groźbą” jakiejś srogiej kary, której będąc solidnie i rzetelnie skrępowany nie ma możliwości uniknąć. Muszę w tej sytuacji zdać sobie powoli sprawę i pogodzić się z faktem, że nie zdołam i tak obronić się przed zakneblowaniem, gdy będę próbować przeciwstawić się woli Pięknej Władczyni, a w przyszłości, w związku ze stawianym oporem może czekać na mnie reprymenda i kara przejawiająca się czymś znacznie gorszym, boleśniejszym niż tylko pozbawienie prawa głosu poprzez dokuczliwą, czasami nieprzyjemną „szmatę”, wciśniętą do ust, wędzidło, kołek, itd., a przed kneblem i tak w końcu w moim „tragicznym” położeniu nie zdołam przecież się uchylić.

Inną, szczególnie dla mnie istotną i niebagatelną rolą knebla, której absolutnie nie mogę pomijać w sytuacji moich żywotnych zainteresowań i zamiłowań dotyczących kobiecych zapachów i aromatów jest fakt, iż za jego pomocą - w mniejszym lub większym stopniu zatykane są dolne drogi oddechowe, utrudniając oddychanie. Czasami usta niewolnika są tak mocno „zakorkowane” wepchniętym kneblem, „obwiązane”, czy zaklejone taśmą, że wciągnięcie nimi jakiejkolwiek dawki powietrza jest całkowicie lub prawie całkowicie niemożliwe. Zmusza to do dokonywania przez niewolnika czynności wdechu jak i wydechu przede wszystkim górnymi drogami oddechowymi - nosem. Następuje początkowo znaczne przyśpieszenie oddechu poprzez szybkie wciąganie małych dawek tlenu – to efekt zwiększonej adrenaliny i pewnego stresu związanego z radykalną zmianą i pogorszeniem swego położenia i usytuowania - niezgodnego z naturą oraz zwyczajnym, nabytym, wyuczonym trybem życia, ale przede wszystkim przymusowym odcięciem (wyeliminowaniem) niektórych zmysłów i organów. Po pewnym czasie następuje jednak ustabilizowaniu oddechu i wewnętrzne uspokojenie. Chcąc nasycić swoje płuca właściwą dawką tlenu, niewolnik przechodzi na długie, rytmiczne oddechy, przy czym powietrze (często nasycone słodkimi zapachami kobiety) jest wciągane z oczywistych powodów - głęboko nosem. Powoduje to zwielokrotnienie i wzmocnienie doznań związanych z bezpośrednim kontaktem z „podarowanymi” przez Władczynię zapachami, bowiem to przecież właśnie nos odpowiada za wszelkie doznania związane z zapachami i wszelkimi woniami.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 4

Doceniając tak znamienitą rolę knebla nie sposób zauważyć, iż nasuwa się refleksja, że gdyby knebel był powszechnie dostępny (przecież występuje ogromne zróżnicowanie, co do jego formy – od najprostszej, łatwej w zastosowaniu, a nawet wykonaniu do nieco bardziej skomplikowanej – z szeregiem uprzęży i pasków), tani (co przy masowej produkcji z pewnością jest łatwe do osiągnięcia), możliwy do nabycia w każdym sklepie razem z innymi towarami pierwszej potrzeby (byłby popyt byłaby i podaż) to ludzie używaliby go z pewnością na co dzień, przy każdej okazji i spotkaniach towarzyskich, biznesowych oraz debatach społeczno-politycznych a świat zdecydowanie byłby wtedy łagodniejszy, bardziej sobie przychylny. Ludzie wobec siebie byliby bardziej pobłażliwi i wyrozumiali. Na naszych ulicach panowałaby wzajemna życzliwość, dobroduszność i poczciwość. Ale niestety tak się nie dzieje – ciekawe dlaczego? Ten tak w końcu prosty instrument powszechnej „sympatii” i uszanowania nie jest doceniany i masowo używany. Może brakuje stosownej reklamy, rozpropagowania w mediach publicznych, na ulicach, w rozmowach, debatach publicznych – nie wiem tak do końca. Sporą wadą i z pewnością hamulcem przeszkadzającym w powszechnym wdrożeniu wynalazku przyczyniającego się do polepszenia ludzkiego bytu jest fakt, iż człowiek nie jest tak do końca istotą rozumną i nie umie (nie chce) docenić wszystkich dobroci knebla. Jest istotą zawistną i egoistyczną. Jedni ludzie nie pragną by inni mieli szczególne powody do radości i masowego szczęścia – człowiek człowiekowi wilkiem. Z pewnością wiele osób żyje w nieświadomości i umysłowej niedojrzałości, nie potrafiąc docenić przełomowe i epokowe znaczenie knebla. W myśl zasady – na złość mamie odmrożę sobie uszy znaczna część uszczęśliwionych kneblem osobników chciałaby podrażnić tych światłych obywateli - ukradkiem i w niezrozumiałym pośpiechu pozbyć się tegoż drobiazgu, choćby tylko z tej przyczyny by inni obywatele- ci zdecydowanie bardziej oświeceni i mądrzy nie zaznali jakichkolwiek objawów zbawiennego wpływu knebla na globalny liberalizm i tolerancję. Dlatego też niezbędne jest z pewnością zsynchronizowanie powyższej metody uszczęśliwiania ludzkości z innymi technikami „uspokajającymi” (zob. przypisy 5 i 7).

Powyżej omawiany rewelacyjny aparacik globalnego szacunku i poważania, ze zrozumiałych względów szczególnie chętnie i radośnie powinien być używany przez wszystkie piękne Panie oraz noszony przez nie dumnie i wyniośle – z pewnością nadałby im z powrotem należne miejsce i poważanie w społeczeństwie, utracone nieopatrznie przez niepotrzebną nikomu feministyczną walkę o wydumane prawa. Jednak i znaczna część mężczyzn nie powinna być pozbawiona możliwości korzystania z tegoż epokowego wynalazku!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Reasumując - to knebel ma dla mnie niepodważalne i bezsprzecznie jedno z najważniejszych znaczeń dla osiągnięcia pod względem psychologicznym wspaniałych efektów zniewolenia.


Z dotychczasowych rozważań łatwo można by wysnuć wniosek, iż w moim przypadku problem drugiej strony, gdybym chciał bardzo brzydko to nazwać - w zasadzie nie występuje. Ale tak nie jest. Bowiem zawsze uważałem i uważam, że jedynie wzajemny szacunek i poważanie oraz wzajemne zrozumienie oraz zaufanie, a przede wszystkim „dogadanie się”, czyli coś, co nazywam „nićmi porozumienia” są nieodzownym i niezbędnym warunkiem czerpania przyjemności nie tylko ze spotkań, ale z całości tak przecież złożonej problematyki uległości i powstania harmonii na linii Lady-niewolnik.
Aczkolwiek moja sytuacja pozwala mi jednak na dość sporą dawkę egoizmu. Spotkania z „profesjonalną dominą” ułatwiają bowiem „realizowanie” i wdrażanie w toku przechodzonej przeze mnie tresury takich technik i metod szkolenia niewolnika, które de facto są dość mocno skorelowane z moimi oczekiwaniami, wyrażanymi w przekazywanych prośbach-podaniach do Lady, a które być może nigdy w ramach spotkań z „amatorką” nie wyszłyby poza ramy moich „fantazji”. Mogłyby być zatem rozważane przeze mnie tylko jako niespełnione, wymyślne bajkopisanie, a nie spełnianiem w jakimś stopniu moich marzeń i pragnień w relacji Pani-niewolnik.

Zdaję sobie sprawę również z mojego egoizmu, przejawiającego się pewnym narzucaniem Władczej Pani najbardziej mi odpowiadającej formy dominacji i uległości, znowu muszę wtrącić – czyż porcja krnąbrności, nieposłuszeństwa i zarozumialstwa a nawet pyszałkowatości nie jest również częścią „zabawy” i integralną częścią składową niewolnictwa – dającą Władczej Pani pole do popisu i szansę ukrócenia, przytępienia a nawet odrąbania wyrastających mi różków niezdyscyplinowania i niepodporządkowywania się Jej woli?!!!

Innym przejawem mojego egoizmu jest „wymuszanie” na Władczej Pani pewnego stylu ubierania się przez Nią na czas udzielania „lekcji”. Bowiem wnoszę również prośbę-podanie: „czy mógłbym prosić, by Pani była ubrana tak naprawdę „po kobiecemu” tj. np. w zwiewną sukienkę, spódniczkę, bluzeczkę, pończoszki, gorsecik, szpileczki itp., a nie w skóry, latex, itd?”.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 4

Feminizacja

Zachodzi w tym miejscu pytanie – a gdzie tu miejsce na nawiązanie kontaktu i nici porozumienia tak nieodzownego w korelacji Pani-niewolnik. I na pierwszy rzut oka pytający ma rację. Zdaję sobie bowiem sprawę, że preferowana przeze mnie forma spotkań musi się wydawać po pobieżnej analizie i nieznajomości całokształtu tresury mocno nieatrakcyjna, niepociągająca a wręcz nudna.
Ale zapewniam, że tak w rzeczywistości nie jest a czas tresury szybko mija, zdecydowanie zbyt szybko.....
Bowiem tak w rzeczywistości spotkanie nie polega tylko i wyłącznie na związaniu niewolnika i trzymaniu w pętach oraz zakneblowanego np. przez bite trzy godziny (choć i taka sytuacja może się zdarzyć przy dłuższych spotkaniach).

Owszem, ja jako niewolnik jestem przeważnie związany w różny sposób i często kneblowany, ale faktycznie tresura nabiera jednak w dłuższym okresie czasu charakteru „SPOTKANIA PRZY KAWIE” - czyli coś na kształt (mając na uwadze moje kobiece przebranie) PRZYJACIELSKICH BABSKICH POGADUSZEK. A że w tym momencie moje niewolnicze usytuowanie (tzn. przeważnie na podłodze) jest radykalnie inne niż Władczej Pani – cóż z pewnością nie przeszkadza to owym rozmowom.

Oczywistym jest jednak, że może dojść w toku rozmów do sytuacji, że Władcza Pani umiejętnie i chętnie użyje również knebla do pokazania choćby, kto w dalszym ciągu „rządzi”. Są to dla mnie jednak bardzo ciekawe doznania, gdy często w najmniej spodziewanym momencie moje rozdziawione usta są zatykane odpowiednim „korkiem”, w sytuacji, gdy np. chciałbym Władczej Pani jeszcze coś „bardzo ważnego” przekazać, a głos nie ma możliwości opuszczenia gardła a jedynie „magazynuje się” w szmacianym kneblu.
Zatem knebel pełni w tym momencie niejako rolę „sterownika rozmów”. W momencie, gdy się Pani „znudzę” swoją paplaniną, lub np. ma „inne” zajęcia lub potrzebuje spokoju po prostu zatyka mnie na jakiś czas. Natomiast, gdy Piękna Pani czuje potrzebę konwersacji i prowadzenia dialogu i dysput niejako wyjmuje „zatyczkę” i w ten sposób uruchamia strumień słów, słówek, dyskusji, a nawet polemik.

Zauważyć łatwo, że w tych momentach moja rola sprowadza się niejako do pozycji króliczka cierpliwie i cicho czekającego w swojej klatce (czytaj: ulokowanego „wygodnie” w pętach i dzięki kneblowi wydającemu tylko niezrozumiałe, wyciszone dźwięki uhgrrmmmmrr) aż jego Pani będzie miała ochotę, a przede wszystkim czas nieco się nim zająć i zabawić.

Aby jednak być w jakiejś mierze zgodnym z własnym sumieniem muszę się dobrowolnie przyznać, że w jednym przypadku z pewnością przekroczyłem pewną ustaloną wcześniej przeze mnie granicę. Z pewnością łatwo można się domyśleć, że chodzi o moją feminizację.

W zasadzie, gdy decyduję się na pobieranie lekcji tresury u Władczej Pani mam również na myśli „zmuszenie” mnie do założenia damskich ciuszków. Nie przeczę i nigdy nie ukrywałem, że ta forma fetyszyzmu sprawia mi jedną z większych przyjemności, mimo (a może dzięki temu?), że zawsze traktowałem powyższy „przymus” jako specyficzną formę poniżenia i upokorzenia niewolnika oraz przyczynę wewnętrznego przeżywania wstydu, dyshonoru a nawet doznawania uczucia szczególnej hańby.

Nie jestem bowiem przykładowym transwestytą, nie chodzę na co dzień w kobiecych ubraniach, ani się w nie nie przebieram.

Właściwie początkowo kobiece ciuszki zakładałem tylko w sytuacji, gdy np. w pracy posprzeczałem się lub pokłóciłem z jakąś panią, dziewczyną, a nawet pomniejszałem jej znaczenie i inteligencję. Traktowałem zatem „przymus” założenia tychże ciuszków jakby dobrowolne poddanie się bardzo uwłaczającej i obelżywej karze, nałożonej na mnie przez kobiety za moje zarozumialstwo i niepotrzebne wywyższanie.

I właśnie temu mojemu fetyszyzmowi Moja Pani nadała całkowicie prekursorski wymiar. Oczywiście powyższe doznawania wstydu i poniżenia pozostały również i to na wcale nie na mniejszym poziomie, zwłaszcza na etapie wstępnego oczekiwania na lekcje tresury.

Ale doszły przede wszystkim całkowicie nowe wrażenia i odczucia, odkrywcze, związane już nie tylko ze zwykłym założeniem kobiecych ciuszków, ale praktycznie z pełną feminizacją, a właściwie przygotowaniem niewolnika do spotkania z Lady.

W toku spotkań dochodzi bowiem do całego „ceremoniału” mającego na celu przygotowanie mnie do rozmów-audiencji z Moją Panią, mające na celu podkreślić - po uwzględnieniu poprzedzającą ową audiencję tresurę niewolnika, w tym moje oczekiwanie w więzach, poniżanie, zabranie głosu poprzez kneblowanie, pełzanie po podłodze do nóżek Pani, kąpiel w nektarach Pani itp. – „doniosłość i królewskość” tejże audiencji. Następuje wówczas przekształcenie z poniżonego niewolnika w osobnika gotowego do odbycia „spotkania towarzyskiego” z Piękną ale Władczą Panią. Oczywistym jest, że musi nastąpić przeistoczenie niewolnika poprzez feminizację w osobę wartą takiego spotkania. Wymaga to wielu przygotowań i przemian poczynając od przebrania go w eleganckie i gustowne kobiece ciuszki, jakie wypada założyć na okoliczność szczególnie ważnej wizyty, założenia kobiecych pantofelków a kończąc np. na malowaniu i makijażu. Można w tym momencie faktycznie czuć się jak kobieta przygotowująca się do wizyty na wyjątkową uroczystość, co zresztą zgrabnie i zręcznie jest przez moją Panią akcentowane poprzez takie usadowienie mnie (na kobiecy sposób tzn. np. nóżka na nóżkę) na stołeczku, naprzeciw ale w pewnej odległości od Mojej Pani. Jakże to wspaniale podkreśla „ważność i majestatyczność” tejże rozmowy, jak znakomicie uwidacznia, że tylko osoba o „nienagannej prezentacji”, po starannym przygotowaniu, i przeistoczeniu w „kobiecy egzemplarz” ma zaszczyt móc rozmawiać z Władczą Panią w czasie tresury. Zostałem pierwszorzędnie uświadomiony, że nieoświecony, niewyrobiony osobnik „wprost z ulicy” nie ma prawa dostąpić zaszczytu i honoru do takowej rozmowy z Najpiękniejszą Panią. Do tego potrzeba bowiem długiej i mozolnej pracy i zdobyciu pewnej „specjalizacji”, przeżyć długą drogę cierpienia i poniżenia, przejść konieczną szkołę pokory i posłuszeństwa by po zdobyciu odpowiednich kwalifikacji w zakresie stosownego ubioru, właściwych zachowań i postępowań móc stanąć twarzą w twarz z Księżniczką.
Te czynności, tak bardzo kobiece, przekształcenia nic nie wartego niewolnika w osobnika odpowiednio przygotowanego do odbycia niezapomnianej „wizyty” u swojej Pani pozostawiają u mnie niezatarte wrażenia. A jakże podnoszą jeszcze rangę tychże rozmów a w szczególności podkreślają „wielkość”, „monarszy majestat” i „niedostępność” dla zwykłego niewolnika owej Najpiękniejszej Księżniczki. Jednocześnie feminizacja niewolnika i wszystkie podjęte w związku z tym czynności przygotowawcze, pozwalają mi uzmysłowić i zachować dystans dzielący mnie od Pani i „powagę” tychże bliskich spotkań. W tym momencie mogę namacalnie czuć się, jakbym autentycznie przygotowywał się, jako niewolnik szczególnie wyróżniony spośród innych niewolników do audiencji u Księżniczki. Wszelkie czynności przyczyniają się do przemiany we względnie dobrze przygotowaną do audiencji osobę, poczynając od założenia „szykownej i eleganckiej” bielizny: koronkowych majteczek, staniku, gorsetu, haleczki, pończoszek wraz ze stosownym pasem, wytwornej sukienki (czy też białej bluzki i „odświętnej” czarnej spódniczki), zgrabnych kobiecych pantofelków, nie zapominając oczywiście na pomalowaniu paznokci i makijażu, i odpowiednich „kobiecych piersiach”. Wszystko to dodatkowo okraszone zostaje kobiecymi ozdobami m.in. naszyjnikami, klipsami, obrączkami, apaszką zawiązaną gustownie na szyi. Nie zapomina Moja Pani również by przyjęty(a) na audiencję zadbał(a) przede wszystkim o właściwą kobiecą postawę, czy to w trakcie siedzenia i prowadzenia konwersacji z Piękną Panią, czy w przypadku „przechadzania się”. W tym momencie faktycznie zatracam poczucie własnej „męskości” i dosłownie czuję wewnętrzne dreszcze, związane z przeobrażaniem się w faworyzowaną przez Nią niewolnicę.

Wielce uwłaczające są przy tym dla mnie bardzo kobiece czynności w sytuacji „przymusu” przebywania w tychże „wytwornych” kreacjach, jak np. obowiązek wygładzanie fałd założonej sukienki czy też spódniczki oraz wyrównywania położenia założonych pończoszek, ale przede wszystkim konieczność unoszenia i trzymania w palcach ręki fałd ubranej długiej, sięgającej podłogi sukni w czasie „eleganckiego” przechadzania się po „salonach” – czyli czynności, które mężczyzna, w związku ze swoim ubraniem w rzeczywistości nigdy nie wykonuje. W toku tejże czynności przeżywam „prawdziwy dramat”, związany z faktem, iż dodatkowo (z pewnością dla podkreślenia stanu poniżenia i mojej nicości) narzucony mi zostaje obowiązek dbania o stan oraz do okazywania „szacunku i poważania” tym ubranym, ku mojemu pohańbieniu, kieckom – myślę, że wielu z czytelników rozumie moje „katusze” związane z wyżej omówionymi sytuacjami wykonywania przeze mnie tak bardzo kobiecych wyspecjalizowanych czynności oraz o moim poczuciu zażenowanie i wstydliwości oraz pogłębiającym się przekonaniu o „obrazie” męskości!!!

Przymus noszenia damskich ciuszków jak i pantofelków na wysokim obcasie (szpilek), w których zdaję sobie oczywiście sprawę, że wyglądam bardzo groteskowo i cudacznie, a w których jest z pewnością bardzo „twarzowo” pięknym Paniom, pozwalają mi za to pełniej docenić istotę kobiecości. Moje upokorzenie przekłada się na wyrabianie świadomości jak wiele dzieli rodzaj męski i żeński, a tym samym na jeszcze większe uwielbienie oraz na szczególne docenienie gracji, wdzięku i powabu kobiet.
Ponadto pozwalają chyba mi uzmysłowić, dlaczego dziewczynki w przeciwieństwie do chłopaków są takie grzeczne i ułożone – to z pewnością sam fakt bycia ubranym w takie zwiewne fatałaszki oraz pantofelki wybija z głowy wszelkie pomysły o niekulturalnym zachowaniu, zaczepianiu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek napastliwości.
Ubrany w fikuśną damską bieliznę, zwiewną sukienkę czy też spódniczkę staję się nieprawdopodobnie taktowny, łagodny oraz pozbawiony wewnętrznej agresji. Nie w głowie mi wtedy „atakowanie” Pań. Nie mam tu jednak oczywiście na myśli, że nie reaguję na ich urodę czy też ich kobiecość.

I chyba dlatego, że i kobiety coraz częściej noszą spodnie wzrasta również w nich agresywność, kłótliwość i awanturnictwo – szkoda....

Co chciałbym jeszcze dodać to fakt, że tak naprawdę myślę, iż prawie żaden mężczyzna nie jest przyzwyczajony i chyba już nigdy nie będzie do chodzenia w pantofelkach na wysokim obcasie – a na pewno nie ja. Nie tylko chodzenie w nich sprawia sporo problemów, ale nawet samo ich założenie i trzymanie na nogach powoduje dziwne uczucie niewygody i nieporęczności. I nic tego raczej nie zmieni. Nigdy bowiem raczej się do tego dziwnego obuwia nie przyzwyczaję, bowiem na co dzień nie mam z czymś takim do czynienia. Jedynie co mogę, to podziwiać Was Kobiety jeszcze bardziej, że sobie z tym tak dobrze radzicie, nie mówiąc o wspaniałym wyglądzie Waszym nóżek. Z pewnością Wy Kobiety macie inną budowę tychże słodkich nóżek, a być może nieustanny trening od młodych lat powoduje, że posiadłyście te umiejętności zgrabnego poruszania się na wysokich obcasach. Chociaż i Kobiety nieraz przecież narzekacie, że nóżki jednak czasami Was bolą i musicie sobie od wysokich obcasów odpocząć. Tak więc łatwo można wyobrazić sobie jak szybko musi mnie brać owa boleść – wcale nie muszę nawet w tych pantofelkach długo chodzić.

Inna sprawa, że tak naprawdę, to każda część kobiecego stroju jest jakimś tam narzędziem tortur (pomijam oczywiście sprawę mojego poniżenia związaną z ich założeniem, czy też ich rolę w unieszkodliwianiu „przeciwnika” czyli posłużeniem się damską bielizną i pończoszkami do krępowania i kneblowania „wroga”). Głównie jest to związane z pewnością z ich rozmiarami, ale nie tylko. A to uciskające zbyt ciasne kobiece majteczki, gdzieś tam z tyłu wciskające się nie wiadomo gdzie, a z przodu nic nie przytrzymujące, a to uciskający gorset czy też stanik niemiłosiernie gdzieś tam pod bokiem uwierający i ściskający żebra. Pończoszki czy też rajstopki, w których jest jednocześnie i gorącą i przewiewnie, do tego mocno w pewnych miejscach ściskające i powodujące dziwne wrażenia w nogach, a do tego pas do pończoch żłobiący w biodrach ślady ucisku. Również sukienki, czy też spódniczki, które wydawałoby się powinny być wygodne niczym okrywająca lekka materia, w pewnych okolicznościach gdzieś tam „piją” w pachwie, cisną bezlitośnie na klatkę piersiową itp. Jak Wy kobiety to wszystko wytrzymujecie, to pozostaje tylko Waszą tajemnicą.
Chyba jednak męskie ubrania są dużo wygodniejsze, bo mnóstwo kobiet przerzuciło się do noszenia spodni, czy też sportowego obuwia, a w odwrotnym kierunku to jest do noszenia, na co dzień spódniczek czy też sukienek, nie wspominając już o zakładaniu szpileczek raczej żaden z mężczyzn się nie kwapi.

A najdziwniejsze w tym wszystkim jest poczucie wszechogarniającej wstydliwej nagości i obnażenia, mimo przecież zdawałoby się „kompletnego ubrania”. To odczucie występuje zwłaszcza w sytuacji, gdy „zmuszony” jestem do założenia spódniczki (sukienki) o klasycznej długości tj. kończącą się tuż przed kolanami, nie wspominając o sytuacji ubrania mnie w minispódniczkę. Jednak w sytuacji założenia również długich sukien czy spódnic odczucie nagości jest niewiele mniejsze – jest to dla mnie niezrozumiałe i niepojęte.

Wynika to chyba z męskiej fizjonomii a jednocześnie z kształtu i lekkości (zwiewności) kobiecych ciuszków, które sprawiają, ze „od dołu” zawsze czuję, jakby mi czegoś brakowało, coś co przytrzymywałoby moją „męskość”.

Ciekawe czy i kobiety chodząc w spódniczkach i sukienkach odczuwają także taką dziwną nagość – chyba jednak nie?

I dręcząca mnie problematyka do ewentualnego rozwiązania i dysput: co w Kobietach jest takiego potężnego, co sprawia, że owinięty w koło ich bioder kawałek materiału zdefiniowany jako spódniczka lub sukienka jest takim fetyszem, że nabiera rangi niejako „świątyni” skrywającej najcenniejsze skarby? Co sprawia, że dotknięcie choćby rąbka tej tak w końcu prostej, choć czasami ozdobionej fikuśnymi falbankami, koronkami, czy też tiulami, zwiewnej materii, radośnie owijającej się wokół kobiecych nóżek, jest marzeniem, którego spełnienie nabiera nieomal obsesji? A jej realizacja powoduje entuzjastyczne bicie serca oraz owacyjne podniesienie „gorączki” mózgownicy”. Chyba coś w tej misternie ułożonej i radośnie wirującej i plączącej się tkaninie coś jest. Nie na darmo mówi się przecież o „gonieniu za spódniczką” lub „schowaniu za spódniczką”! I nie ma w tym momencie decydującego znaczenia fakt, że spódniczka czy sukienka jest mini czy też trochę dłuższa, czy jest wykonana z delikatnego, letniego materiału czy też z nieco bardziej „szorstkiego”. Czy to schowane pod tym kawałkiem materiału przepiękne, wonne, „świeże” ciało, czy moje - męskie fantazje o „świątyni kobiecego ciała”, a może zgromadzone pod tym „kloszem” kobiece ciepło wraz z rozkosznymi i niebiańskimi zapachami i aromatami, a może wrodzona gracja, wdzięk i połączenie z fantastycznymi kobiecymi kształtami, dodatkowo podkreślonymi wspaniałymi nóżkami w szpilkach, sprawia, że tym ciuszkom mającym bezpośredni kontakt z pachnącym ciałem oddaje się uwielbienie niczym narodowym symbolom? A może to fakt, iż ta zwiewna tkanina, pełniąca raczej funkcję zdobniczą i dekoracyjną, w postaci finezyjnej i wysmakowanej zasłonki, niż ochronną, która tak naprawdę nie powinna skutecznie i efektywnie bronić dostępu do największych kobiecych skarbów i klejnotów, jest w rzeczywistości barierą nie do pokonania i tyko w sferze umysłu pozostaje możliwość jej przekroczenia i pokonania. Podobnie zresztą ma się sprawa z wszystkimi innymi damskimi szmatkami.
Coś o niedoskonałej roli ochronnej kobiecych ciuszków wiem – bo nieraz przecież miałem w czasie tresury do czynienia z sytuacją, gdy założona sukienka nie stanowiła żadnej przeszkody chroniącej mnie przed „gwałtem”.
A może to wytwór naszych czasów, gdy kobiety stały się silne, samodzielne, pełne inwencji i niezależności sprawia, że kobiety jakby „mężnieją” a jednocześnie nie ma społecznej zgody na zniewieścienie mężczyzn. Niby kobiety są subtelnymi, delikatnymi, pełnych zwiewności istotami, a jednak, gdy one założą spodnie to ich ranga nic na tym nie cierpi (chociaż dla mnie osobiście to już nie jest to samo). I odwrotnie – założenie sukienki/spódniczki oraz innych części kobiecej garderoby, jak również elementów pełniących u kobiet funkcje ozdobne, jak np. apaszki, wstążki, chustki na głowę, peruki, powoduje u mężczyzn poczucie wstydu i dyshonoru, by przypadkowo nie ujrzeć pełnej groteski i karykatury człowieka. Czy zwiewne, lekkie, delikatne w dotyku materiały, czy tkaniny są nieodłącznie związane z kobiecym temperamentem i mentalnością? A każdy element kobiecej odzieży jest mimo wszystko swoistym symbolem tak niemęskich cech jak: wiotkości, kruchości, delikatności, subtelności, powiewności, filigranowości, lekkości, słabości? Z całą pewnością odpowiedź w tym przypadku musi być twierdząca, ale przecież jeszcze w XVI czy XVII wieku mężczyźni ubierali się w tak samo wymyślne stroje jak kobiety. To przecież najpierw mężczyźni zaczęli nosić jedwabne pończochy, czy też podwiązki, nie zapominając o bardzo delikatnych muślinowych, z mnóstwem koronek koszulach, by wspomnieć w tym miejscu właśnie modę francuzką, rozprzestrzenioną na całą Europę.
A może to wszystko razem i jeszcze coś wpływa na mój „kult” dla kobiecego stroju? Nie wiem, nie jestem w stanie sam sobie udzielić odpowiedzi.

Tak na marginesie, chciałbym na końcu dodać, iż w ciągu tych wielu lat nagromadziłem dość pokaźną „kolekcję” damskich ciuszków. W moich zbiorach są również oczywiście niezbędne apaszki, kobiece gadżety (naszyjniki, klipsy, bransolety), worki, prześcieradła i liczne skrawki tkanin i płótna mogące w każdej chwili pełnić różne funkcje gnębiących przyrządów naukowych itd.
Tak naprawdę to w mojej „kolekcji” brakuje mi chyba tylko stroju pokojówki „sissi maid”, o którym trochę marzę – chyba trzeba byłoby takowy „kostium” zamówić u krawca. Na razie nie mam jednak aż takiej odwagi.
Z pewnością i taki ubiór w dalszej perspektywie zdobędę, by w przyszłości móc służyć swojej Pani w schludnej i w miarę eleganckiej, odpowiadającej wadze i randze tejże służby kreacji.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 5

Nie będzie odkrywczym, iż w tak znamienity, wytworny mundurek „sissi maid” składający się ze zwiewnych sukni, spódnic powinni być ubrani wszyscy mężczyźni. Nadałby on bowiem, poprzez swój przepych a jednocześnie reprezentacyjność, wspaniałego im wyglądu. Przestaliby chodzić ubrani niechlujnie, niemodnie i bezgustownie, a ulice naszych miast zapełniłyby się samymi paradnymi osobnikami o wzorcowym stylu. Taki strój, wymagający staranności i odpowiedniego zachowania mężczyzn zdecydowanie przyczyniłby się do salonowych, dystyngowanych zachowań. Z pewnością mężczyźni doceniając swoją szykowność umieliby zachować klasę i wysoki poziom kultury. Do powszechnego zwyczaju weszłaby elegancja zachowań i zmiana jakości życia. Do tego doszłoby uwielbienie oraz poszanowanie Kobiet. Jedynym zarzewiem konfliktów z pewnością byłaby zazdrość osobników o jeszcze bardziej wykwintny strój konkurenta. Ale w tych konfliktowych sytuacjach z pewnością rolę znakomitych rozjemców pełniłyby obiektywne, posiadające znakomite rozeznanie w powyższej materii Panie. Piękne Panie chcąc np. zmobilizować mężczyzn do godnych i szlachetnych zachowań mogłyby wprowadzić pewne współzawodnictwo, gdzie najlepsi nagradzani byliby awansem, np. po trzech - pięciu latach nienagannej postawy, „sissi maid” mógłby osiągnąć kolejny szczebel kariery i od tej pory wyróżniony prymus miałby prawo do noszenia „sukni damy dworu”, a po następnym okresie pięcioletnim nawet uzyskać najwyższy zaszczyt noszenia „sukni ślubnej”. Ze względu na niesamowite zasługi w dziedzinie wzorowego i nieposzlakowanego zachowania, na indywidualny wniosek Władczyni, miałby możliwość uzyskać awans w trybie uproszczonym. Niestety, za zachowania niezgodne z etykietą (np. nie dbanie o staranny strój, o jego schludność, czy czystość, a nawet jego pogniecenie, czy też w skrajnych przypadkach zniszczenie sukni) czekałyby również należne kary w tym najsurowsza – degradacja na niższy poziom, a nawet utrata prawa do noszenia stroju „sissi maid”. Zmotywowałoby to z pewnością wszystkich osobników płci męskiej do jak najstaranniejszego dbania o szykowną, wytworną kreację i zachowania wszelkich reguł savoir vivre, w tym do zgrabnego unoszenia w dłoniach długich sukni w toku odbywanych przechadzek.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Moja trudna i wyboista droga do zdobycia niektórych kobiecych umiejętności, uwidacznia mi niedwuznacznie ile mam jeszcze braków w niewolniczym wykształceniu – chociażby w umiejętności zrozumienia kobiecej natury, a wręcz istoty kobiecości!!! A przecież powinienem już nawet względnie składnie poruszać się również w tych uwierających, cisnących, a często niewygodnych kobiecych ciuszkach – nie wspominając już o fakcie, iż powinienem przyzwyczajać się, iż jest to mój stały „roboczy” strój, nieodłącznie związany z moim niewolniczym życiem.
Dzięki niemu, poprzez swój żenujący, śmieszny wygląd łatwiej przychodzi mi zrozumieć swoją żałosną, a jednocześnie śmieszną pozycję oraz jak wielkim uwielbieniem powinienem darzyć każdą kobietę. Powoli poznaję również ten wspaniały, piękny i czarujący, ale również pełen sprzeczności i trudu świat kobiet.
Zaczynam też rozumieć, ile mozołu wymagają codzienne, zwyczajne czynności kobiet, by mogły cieszyć oczy innych swoją urodą, gracją i wdziękiem. Zapoznaję się przy tym, iż nawet Wasze ciuszki, które wydają się takie urocze, gdy je macie na sobie, w rzeczywistości mogą pełnić złośliwą i dokuczliwą funkcję, będąc jednocześnie utrapieniem dla niedostosowanych niewolników. Ileż więc jeszcze czeka mnie nauk, by poznać choć część tajemnicy kobiecości?

A mimo wszystko na dzień dzisiejszy kobiety wydają mi się ciągle śmiesznymi i zabawnymi istotami, nie przystosowanymi należycie do życia....takie pewne psychiczne rozdwojenie jaźni....

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 5

Wspomagacze” mojego zniewolenia

Przedstawione dotychczas moje doznania i doświadczenia w płaszczyźnie uległości i fetyszyzmu obejmujące przede wszystkim cztery sfery tj. przebieranie, wiązanie, kneblowanie oraz wąchanie kobiecych zapachów to zdecydowanie preferowane przeze mnie wątki zniewolenia. Są jednak niejako przedstawione jak zupa bez przypraw. Zdaję sobie sprawę, iż dla uzyskania jej lepszego smaku potrzebne są różnego rodzaju dodatki, o których sporo, choć marginalnie wspominałem opisując swoje doznania zarówno fizyczne jak i przede wszystkim psychiczne. Coś, co stanowi sól niezbędną dla uzyskania właściwego smaku potrawy. Ale owa sól jest bezsprzecznie za każdym razem dodawana. Przejawia się ona poprzez wprowadzanie ciągle uzupełnień, rozszerzeń, nowych eksperymentów do stosowanych metod tresury, upokorzenia i nauki pokory a nawet wydawałoby się na pierwszy rzut oka dokładania nieistotnych „suplementów”. W szczególnych przypadkach zaczyna się powolne przekraczanie osiągniętych dotychczas granic. Następuje poszukiwanie - poprzez powolną ewolucje a nie rewolucję - nowych możliwości w zakresie mojej uległości i zniewolenia.

Nie będę ich opisywał szczegółowo a jedynie pobieżnie wymienię niektóre z nich.

Przede wszystkim takim ważnym dodatkiem jest lanie i czasami baty (niezbyt radykalne) uświadamiające mnie jednak, że mam jeszcze ciągle braki w starannym wykształceniu w zakresie względnie zadawalającego Władczą Panią niewolnika. Ponadto jednoznacznie wskazują na „przymusowy” charakter stosowania niektórych metod i technik nauki poprawnego niewolnictwa.

Innym istotnym elementem tresury może być wspominany już strap-on stosowany w przeróżnych okolicznościach, czasami polewanie woskiem oraz niewielkie i niezbyt dokuczliwe przypalanie, zakładanie ciężarków na jądra, czy ich obwiązywanie, a także zastosowanie sznurów ciasno przechodzących przez krocze (crotch-rope) - czyli elementy powodujące dodatkowe utrudnienia w poruszaniu się. A metoda polegająca na przymusowym pełzaniu do znacznie oddalonej Pani (por. przypis nr 3) jest stosowana nie bardzo często.

Takimi elementami tresury jest też skrępowanie niewolnika w pozycji w kucki – zamieniając go za pomocą prostej transformacji w skoczka lub królika – i krótkimi skokami kazać mu przemierzać pomieszczenie. Dodatkowo, przedtem dobrze jest zmusić niewolnika do założenia bardzo długiej sukni (spódnicy), która skutecznie będzie utrudniać i przeszkadzać w owych skokach – niewolnik mocno musi wtedy uważać by się nie wywrócić. Gdy niewolnik ma ponadto zawiązane oczy, nie ma możliwości by nie stracił orientacji i nie „wywalił” orła. Gdy za łaską Władczej Pani uda się w końcu dotrzeć do przesłodkich nóżek, w nagrodę za wszelkie trudy istnieje możliwość ucałowania ich i popieszczenia (co jest z pewnością niezwykłą przyjemnością i rozkoszą). Gdy Władcza Pani, chcąc niewolnika dodatkowo poniżyć „zapomni” wyjąć mi knebel, wtedy, mając związane na plecach ręce, niewolnik może tylko zaznawać przyjemności „lizania cukierka przez szybę”.

Czasami, gdy Władcza Pani się „zmęczy” pewnie raczy sobie odpocząć robiąc z niewolniczej twarzy „stołeczek”. Niewolnik ma wtedy niepowtarzalną możliwość zapoznania się z niesamowicie kształtnymi, cudownie pachnącymi tylnymi pagórkami. Doznania psychiczne są wtedy niemożliwe do wyrażenia na piśmie. Z jednej strony brak prawie oddechu a z drugiej jednocześnie przenika słodki, tętniący świeżością zapach Jej kobiecości (wzmocniony wszechogarniająca wonią Jej rajstopek i odczuciem ich przyjemnej szorstkości na niewolniczej twarzy). Bywa, że to niewolnik ma na głowie założone rajstopy/pończochy lub zatkane w inny sposób usta – powtarza się opisywana już sytuacja lizania cukierka przez szybę.
Na tak wyrafinowane i słodkie nagrody niewolnik musi jednak „ciężko” zapracować wytrzymałością i cierpliwością – np. poprzez intensywne pełzanie i podskoki – per aspera ad astra.

Odnosząc się w tym miejscu ponownie do stosowanego ewentualnego pissingu to chciałbym wyjaśnić, iż klasyczny pissing polegający na przekazywaniu moczu bezpośrednio do ust przeżyłem tylko dwa razy. Same „wrażenia artystyczne” wynikające ze zbliżania się przepięknej różowej „muszeleczki” Władczyni, z której za chwilkę leje się ciepły, słodkawy nektar są z pewnością „warte zachodu”. Przekonałem się jednak, że na bezpośrednie wypicie takiej dawki moczu, nawet o wyjątkowym smaku, nie jestem gotów. Nie byłem w stanie traktować powyższej ambrozji jako szczególnej nagrody. Jednak obecnie wiem, że pissing po pewnej modyfikacji może być przyczynkiem na fantastyczny pomysł mojego poniżenia. Stąd też moje podanie i forma pissingu przedstawiona szczegółowo w „przypisie Nr 2 – Nauka pływania”. I to był z pewnością „strzał w dziesiątkę”. Dzięki temu do tej pory chcę i mogę z największą przyjemnością rozkoszować się niesamowitymi smakami wypływającymi wprost z wnętrz mojej Cudnej Władczyni.

Innym ważkim elementem stosowanym w zniewalaniu to z pewnością łańcuchy, które choćby z pomocą kłódek powodują przekonanie zakucia „pojmanego” w kajdany niewoli. O ile sznury, taśma klejąca, wiązanie apaszkami są dla mnie niepodważalnym symbolem zniewolenia, to jednak jednoznacznie kojarzą się ze zniewoleniem „czasowym”, krótkookresowym, które w świadomości pozostają jako przejściowa (czasami oczywiście dokuczliwa i uciążliwa) utrata mojej wolności.
Z łańcuchami jest zupełnie inaczej. To w mojej świadomości pełna niewola, bez perspektywy wyzwolenia się „kiedykolwiek’ od nieograniczonych wpływów Władczyni. Do tego, owe przekonanie mocno podkreślają i akcentują metaliczne odgłosy brzęczących stalowych ogniw – bezlitośnie docierających do uszu niewolnika jakby nieubłaganie drwiły i radowały się, że trzymają delikwenta w swoich jarzmach. W wyniku tego brzęku zaczyna się wydawać, iż niczym złoczyńca niewolnik znalazł się w jakimś karcerze czy też obozie karnym.

Bardzo przyjemny bywa spacerek pieska, który odbywa się przy nóżkach Władczyni. Piesek ma wtedy zakładaną obrożę, smycz oraz kaganiec lub wkładane między zęby wędzidło. Wynika to z pewnością z mojego „nieopatrznie” zredagowanego kiedyś podziękowania-podania po pierwszym spacerku:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 6

„Przepięknie stópki w szpileczkach oraz przecudne, pięknie się układające łydeczki – pychotka. Aż się chciało zanurzyć w tych łydeczkach swoje psie zęby, by je zakosztować – z tego też względu dla swojego bezpieczeństwa (wymagają tego również przepisy dotyczące wyprowadzania piesków na spacer) powinna Pani założyć niepewnemu (a może i niebezpiecznej rasy?) pieskowi kaganiec, wędzidło, czy też przewiązać ciasno pysk pieskowi kawałkiem materiału. Będzie z tego również taki pożytek, że zgodnie z wolą Pani będzie mógł tylko radośnie poszczekiwać na chwałę swojej Pani.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tymże kagańcu czy też wędzidle:
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„faktycznie agresja dotycząca Pani przepięknych łydeczek osłabła – no cóż zęby psa zostały unieszkodliwione i nie było większych możliwości zanurzenia ich w tych cudownych nóżkach – trochę szkoda, ale przecież bezpieczeństwo Pani jest najważniejsze! A i piesek uczy się powoli szczekać przyjaźnie na swoją Panią.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo ważnym zadaniem wdrażanym przez Władcze Panie, o czym już znacznie wcześniej była mowa, jest przechodzenie przez feminizowanego niewolnika szkolenia w zakresie właściwego dla Kobiecych Istot zachowania się, ubierania i noszenia kobiecej bielizny, sukienki, spódniczki i innych kobiecych „gadżetów”. Poruszania się i siedzenia w tych osobliwych ciuszkach jest, co po raz kolejny mocno podkreślam, z jednej strony bardzo poniżające a z drugiej mocno ekscytujące i fascynujące.

Z pewnością nie zawsze jednak Władcza Pani jest z zadowolona z osiągniętych efektów, a czasami uznaje, że „niewolnica” uwsteczniła się i z powrotem zaczyna nabierać zbyt męskich cech. Jej niewolniczy krok stał się z powrotem ciężki, mało sprężysty, bez nieodzownego „niewolnicy” wdzięku i subtelności. „Niewolnica” utraciła przy tym, z takim mozołem przerabianą na lekcjach, lekkość i grację siedzenia, tj. nabytą i wyćwiczoną powinność tak nieodzowną w obecności Władczyni. Konieczna jest zatem korekta ćwiczeń oraz powrót do okresu wstępnych nauk.

Dobry efekt może przynieść zmuszenie niewolnika do włożenia genitalii za uda i związanie nóg w kolanach. Efekt jest całkiem interesujący. Zamiast dumnie prężącego się „ptaka”, niewolnik nabierze cech „dziewicy” - po podniesieniu sukienki Władcza Pani jednoznacznie i stanowczo stwierdza po prostu, że z przodu..... nic nie ma. Związane kolana uniemożliwiają zademonstrowanie tak ważnego dla mężczyzny organu.
W przypadku, gdy niewolnik jest jeszcze zakneblowany, ze związanymi z tyłu rękami, nie ma żadnej możliwości by przekonać swoją Panią, że nie jest zwykłą suką i dysponuje stosownym narządem. Jest to szczególnie upokarzające i umożliwia całkiem uzasadnione wyśmiewanie się Władczej Pani z powodu nabrania przez niewolnika - tak opornego w przyswajaniu właściwych postaw - w pełni kobiecych cech na poziomie swojego łona.
Taka metoda potraktowania niewolnika jest przydatna przede wszystkim w sytuacji nauki lekkich, drobnych, nadobnych kroczków stosownym „prawdziwym niewolnicom” i właściwego, pełnego „wdzięku i piękna” chodzenia w kobiecych pantofelkach na wysokich obcasach. Więzy umieszczone na wysokości kolan umożliwiają, bowiem „niewolnicy” jedynie na robienie bardzo drobnych kroków. Gdy do tego niewolnik ma jeszcze związane z tyłu ręce (najlepiej w łokciach – co wydatnie przyczynia się do zachowania przez niego wyprostowanej pozycji – z pewnością wielu pamięta również z dzieciństwa, gdy w celu przeciwdziałania „garbienia się” kazano chodzić z kijem z tyłu pleców), zmusza to do szczególnej staranności w wykonywaniu powierzonego zadania, by nie utracił równowagi. Takie ćwiczenia są zatem jak najbardziej wskazane do nauki chodzenia z odpowiednim wdziękiem, gdy dotychczasowe metody wbijania tychże niezbędnych umiejętności zawiodły, a „normalne chodzenie” w pantofelkach na wysokich obcasach niezbyt niewolnikowi wychodzi.

Inną okolicznością, by zrobić z niewolnika „dziewicę” występującą w toku szkolenia, a wpływającą na jego lepsze samopoczucie jest sytuacja, gdy Pani zaplanowała i wdraża w życie ukołysanie niewolnika tj. związuje go ciasno w pozycji hog-tied, („w kołyskę”). Dzięki właściwemu „umieszczeniu narządów” niewolnik nie jest wtedy zmuszony do leżenia na swoich, trochę nabrzmiałych jądrach,... bo ich tam po prostu nie ma!, co zdecydowanie przynosi mu ulgę a wręcz powoduje odczucie komfortu i wygody leżenia na swoim płaskim brzuchu. Brakuje mu tylko poduszeczki i kołderki do snu.

By niewolnik nie wpadł oczywiście zbyt długo w błogi stan – można zastosować specyficzną formę związania „w kołyskę”, czyli po zgięciu nóg w kolanach przywiązuje się je nie bezpośrednio do rąk, ale sznurkiem łączy się stopy z jego genitaliami i do tak skonstruowanych pęt dowiązywane są również ręce. Niech niewolnik spróbuje teraz się przemieścić lub pełznąć – gwarantuję, że z pewnością mocno się spoci, by swoich „klejnotów” nie nadwerężyć.

Wspomnę również o sposobie zawiązywania oczu za pomocą używanych pachnących rajstop. Z przodu na nasadzie nosa umieszczona zostaje szersza część rajstop tzn. tą, w której mieści się „raj” tj. pupcia i różowa muszelka Pani, a nogawki, czyli części gdzie mieszczą się „stopy” okręcamy kilka razy dość ciasno wkoło głowy na wysokości oczu, mocno je rozciągając, wykorzystując sprężystość materiału, z którego są wykonane i oczywiście związujemy je ze sobą. Tak zawiązanych oczu nie sposób otworzyć, nie sposób pozbyć się również samodzielnie tej swoistej, ale skutecznej opaski. Na dodatek zwisająca z przodu część „raju” zakrywa luźno nos i usta niewolnika tworząc niecodzienną zasłonę, niczym noszone przez kobiety-arabki na twarzy przesłony, wyzwalając przy tym dodatkowe, ze względu na ukryty w niej zapach doznania, ale i powodując pewne „niedogodności”. Szczególnie dokuczliwe, ale całkowicie niegroźne a wręcz przyjemne jest to w przypadku założenia niewolnikowi knebla, gdy musi on oddychać głównie nosem. Mimo, że tak unieszkodliwiony niewolnik stara się jak może pozbyć tej specyficznej firanki, złośliwa i szydercza materia wraca zawsze na swoje miejsce.


Moje niektóre dziwne fantazje

Marzenia – z pewnością być uległym na co dzień, zmuszanym do zakładania kobiecych ciuszków, poniżanym, zniewalanym i zakuwanym w jarzma i umieszczanym w pętach, pozbawiany prawa głosu, móc służyć codziennie kobiecie w stroju „sissi maid”, pokojówki czy też kelnerki wraz z założonym fartuszkiem, karany za nieposłuszeństwo a nawet tylko z powodu „widzimisię” Władczyni. Zdaję jednocześnie sprawę z nierealności takiego życia, niemożliwością wdrożenia moich „fantazji”. Zresztą sądzę, że nikt tak naprawdę nie ma szans na dłuższą metę „wytrzymać” taki tryb życia i prędzej czy później takie osoby tj. dominująca i uległy znudzą się sobą, nie będą mogły dłużej ze sobą wytrzymać. I mimo, że takie życie jest niezwykle ekscytujące, podniecające, wciągające, to jednak z w/w powodów nie potrafimy zerwać ze swoim dotychczasowym trybem – zwycięża strach przed tym nowym, nieznanym, bez perspektyw. Może gdyby od początku takie osoby się z sobą poznały... A może w jakiejś przyszłości, gdy rozwiążą się problemy dnia codziennego...

Moje absurdalne i nieziszczalne fantazje przybierają zatem dziwną postać np. zbuntowania się mojej „damskiej załogi” i siłowego przebrania mnie w uwłaczającą sukienkę, związania, zakneblowania a w dalszej części pewnego pastwienia się nade mną za wszystkie moralne „krzywdy”, które je ode mnie spotkały i moje niezrozumienie ich egzystencji oraz niedoceniania ich wartości intelektualnych. A także uwięzienia oraz przetrzymywania w pętach w jakimś lochu czy też piwnicy i przechodzenia intensywnej wielodniowej/wielotygodniowej niewolniczej tresury w zakresie pokory posłuszeństwa oraz nabywania szacunku i dostosowywania się „pod potrzeby kobiet”. Czy też np. w innej wersji: podanie mnie przez moje „gnębione” kobiety do feministycznego sądu i wydanie przezeń wyroku w związku z moim niestosownym zachowaniem wobec nich, zobowiązującego oraz zmuszającego mnie do chodzenia publicznie ubranego w sukienkę, pończoszki, noszenia szpilek, oraz służenia Kobietom przebrany w stroju „pokojówki”, bym w końcu zrozumiał, że życie kobiet naprawdę nie jest łatwe czy też związane tylko z przyjemnościami.

Te ostatnie „fantazje” wynikają z pewnością z faktu, że takie wyroki skazujące niektórych osobników na noszenie damskich ubiorów wydawano w okresie średniowiecza. Miały one na celu z oczywistych względów pohańbienie i poniżenie skazanych, co w tamtych czasach, w których kobiety odgrywały marginalną, z góry określoną rolę w społeczeństwie, z pewnością było bardzo surową i „niehumanitarną” karą.


I jeszcze dwie sytuacje dotyczące pewnych form podduszania - nigdy przez mnie nie praktykowane i nie doświadczane, ale kto wie, co mnie czeka w przyszłości...:

Pierwsza dotyczy mojego ulubionego wiązania, tj. w pozycji hog-tied, czyli po prostu: „w kołyskę”, „w łódkę” lub „na wieprza”.
Chodzi mi o ekstremalny „hog-tied” stosowany przez „zawodowych zabójców” dla zadania szczególnie męczeńskiej śmierci w finezyjny sposób czyli poprzez powolne, ale systematyczne jego duszenie (nawet przez wiele godzin, a bywało i parę dni) osobom, które się komuś bardzo naraziły i zostały „przeznaczone do odstrzału”. Oczywiście nie chodzi mi aż o taką drastyczność a jedynie o ogólną formę związania na jakiś, niezbyt w końcu długi czas.

Mówiąc w skrócie: nogi zgięte w kolanach łączymy ze sznurem z pętlą, którą z kolei narzucamy na szyję „skazańca”. Do tego sznura przymocowujemy również skrępowane z tyłu ręce. Powstaje całkiem udana „kołyska”. Im sznur z pętlą krótszy i nogi mocniej zgięte, tym „kołyska” jest bardziej „widowiskowa” a efekt końcowy uzyskujemy szybciej. Podobnie ma się z założonymi pętami – im mocniej więzy zaciśnięte i więcej jest ich nałożonych np. dodatkowe spętanie łokci, kolan, tym szybciej następuje pewne odrętwienie poszczególnych kończyn. Tylko przez niewielki upływ czasu „skazaniec” może się łudzić, że wytrzyma w całkowitym bezruchu aż do momentu swego wyzwolenia. Po pewnym czasie, bowiem każdy uwięziony i tak skrępowany, odruchowo a przede wszystkim mimowolnie i bezwiednie będzie się starać zmienić (co po pewnym czasie nadchodzi nieuchronnie) swoje beznadziejne położenie. Każda próba wyprostowania nienaturalnie zgiętych i powoli pozbawianych czucia nóg, a nawet najmniejszy ich ruch powoduje niewielkie, lecz nieustanne zaciskanie się pętli narzuconej na szyję „skazańca” i powolne jego duszenie – i nic nie może on w takiej sytuacji na to poradzić.
Wepchnięty do ust uciążliwy knebel dodatkowo potęguje poczucie powolnej utraty możliwości swobodnego oddychania i całkowitej bezsilności. Pętla zarzucona na szyję utrudnia przy tym również przełykanie śliny, co jeszcze wzmaga świadomość duszenia się.

Czas działa przeciwko tak obezwładnionemu „przeciwnikowi”, bowiem po upływie dość krótkiego czasu, górę zawsze zaczynają brać odruchy bezwarunkowe. Nikt bowiem nie jest w stanie zbyt długo wytrzymać w takiej pozycji i z tak założonymi pętami, w całkowitym bezruchu – a każde poruszenie nóg powoduje kolejne zaciśnięcie pętli.
Każde poruszenie rękami czy też nawet innych części zniewolonego ciała powoduje poprzez system więzów również niekontrolowany i nie do opanowania ruch nóg, a to z kolei kolejne zaciśnięcie się pętli. Bezlitośnie skrępowane ciało po pewnym czasie zdaje się, że wymyka spod kontroli gnębionego osobnika. Nie jest on w stanie w żaden sposób powstrzymać się przed koniecznością zmiany swojego położenia i poprawy swego beznadziejnego losu lub choćby nawet tylko usytuowania swoich kończyn, czyli następuje kolejne „wtrącenie się skazańca w przepaść”. Pętla bowiem nigdy nie wraca do poprzedniego położenia. Coraz bardziej „skazaniec” czuje, jak zaciska się ona bezlitośnie na jego szyi, i coraz bardziej utrudnia oddychanie. Podejmowana próba uwolnienia się lub tylko ulżenia swojej nieszczęsnej doli powoduje kolejny niepotrzebny ruch. Każda chwila to tylko przedłużanie swojego nieszczęsnego położenia, z którego i tak nie ma wyjścia, a koniec wydaje się może być tylko jeden.....
Dodatkowo dochodzi w tym momencie świadomość swojej bezradnej samotności w szamotaninie o własne życie. Być może słyszy nawet głosy osób za cienką ścianą czy drzwiami mogących pospieszyć z niechybnym ratunkiem, ale tkwiący w ustach bezlitosny knebel, mimo podejmowania wysiłków uniemożliwia wezwanie pomocy, a nawet jakiekolwiek zasygnalizowanie, że jest się w ogromnych opałach.

Ponadto jego kreacja uzmysławia mu, że nawet „po śmierci” będzie wystawiony na pośmiewisko i hańbę, bowiem znajdą go przebranego w damską bieliznę i w kobiecej sukience. Może tylko obserwować w szyderczo ustawionym lustrze swoją powolną „zagładę i unicestwienie”.

Oczywiście w bardziej „humanitarnej” formie, pętla powinna być zrobiona z apaszki dla złagodzenia skutków duszenia i uniknięcia obtarć na szyi, nie zawsze pożądanych przez „ofiary”.

W drugiej sytuacji również delikwent jest radykalnie związany w sposób pozbawiający go jakichkolwiek możliwości samowyswobodzenia się. Duszenie polega na narzuceniu niespodziewanie dla niego - wręcz z zaskoczenia - foliowej torby na jego głowę i jej zabezpieczeniu przed przedwczesnym zrzuceniem choćby poprzez przewiązaniu jej na szyi „skazańca”. Oczywiście w ustach musi tkwić brutalny knebel zapobiegający przegryzieniu przez „ofiarę” tegoż opakowania. Dopiero po pewnym czasie (w jakim? - to niestety pozostaje kwestią wyczucia) w tejże torbie Władcza Pani przebija otwór umożliwiający dopływ świeżego powietrza, lub całkowicie zrywa z głowy „ofiary”. Myślę, że nie trzeba szerzej opisywać powyższej „przerażającej” techniki, bo jest powszechnie znana.

Wiem i zdaję sobie sprawę, iż są to bardzo niebezpieczne a nawet faktycznie zagrażające życiu metody ekstremalnego zniewolenia i oddania się całkowicie na łaskę i spostrzegawczość Władczej Pani. Wymagające zachowania bardzo szczególnej uwagi oraz ostrożności w toku ich wdrażania, a przede wszystkim przestrzegania wszystkich zasad bezpieczeństwa. Łatwo bowiem zauważyć, iż „ofiara” w tych przypadkach w stu procentach złożyła swoje życie i bezpieczeństwo na ręce swojego „kata” i jest od niego całkowicie i bezwzględnie zależna.

Niewątpliwie Władcza Pani musi umieć zachować umiar i mieć wewnętrzny „budzik” informujący, kiedy należy przerwać powyższe „psoty” – i to jest z pewnością podstawowy problem w powszechnym stosowaniu tychże technik.

Inna sprawa, iż w przypadku popełnienia przez Władczą Panią błędu lub zaniedbania, tj. zbyt późnego przerwania omawianych eksperymentów to w ostatecznym rozrachunku tylko Ona będzie miała do końca swojego żywota kłopot, ponieważ tak skrępowany i „zapomniany” delikwent stając się naprawdę ofiarą, będzie w tym momencie miał wszystkie problemy już za sobą...

Ciekawą formą tresury wydaje się być też podwieszanie za ręce bez dotykania nogami podłoża – czyli sprowadzenie niewolnika do bezwładnie wiszącego „mięsa”, albo ledwie dotykającego palcami stóp podłogi, lub w innej wersji za nogi. A może podwieszanie za ręce i nogi jednocześnie? Ciekawe jak długo można wytrzymać? Jak długo można próbować uwolnić się i stawiać opór? Kiedy traci się czucie i staje się całkowicie bezwolnym, biernie czekającym na nieodgadnioną przyszłość „workiem treningowym”? Szereg podobnych pytań ciśnie się na usta – odpowiedź, jak w przypadku każdego radykalnego związania i całkowitego obezwładnienia jest prosta - z pewnością wyróżniony taką tresurą „zawodnik”, biorący udział w danej konkurencji bdsm, nie jest w stanie samodzielnie zrezygnować z dalszego uczestnictwa i kontynuowania czynnego udziału w danej specjalizacji, zatem oczywistym jest, że musi tak długo wytrzymać aż Organizatorka zawodów zechce uwolnić go z tychże uchwytów lub wyswobodzić z pęt – bo co innego ma adept sztuk bondage w takiej bezsilnej sytuacji zrobić?!

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 6

Niecodzienna – rewelacyjna metoda ujarzmiania niewolnika

Nieco szerzej chciałbym omówić niepoślednią rolę „związania w kij” niepokornego, nieposłusznego krnąbrnego niewolnika w programie wdrażania pożądanych wierno-poddańczych cech.

Jest to bowiem bardzo „uspokajająca” metoda przygotowania niewolnika do spotkania z Panią, przy tym bardzo łatwa do stosowania. Ręce niewolnika po związaniu mocno z przodu, tak by ramiona obejmowały kolana, przywiązane zostają dodatkowo do kostek nóg. Ponadto, pod kolanami niewolnika, dla uniemożliwienia nadmiernych ruchów oraz dla pozbawienia możliwości wyprostowania nóg, przeciągany jest drążek, np. rozpórka lub trzonek od miotły.

Ta metoda ujarzmiania niewolnika i pozbawiania go „głupich myśli” dotyczących uwolnienia się spod Pani wpływów, jest bardzo skuteczna. Niewolnik nie ma w tej sytuacji nawet najmniejszych szans na niewielkie przemieszczanie się i błąkanie po „królewskich salonach” w czasie trwania tresury i całą uwagę musi skupić na przyswajaniu wartości przekazywanych przez Królewnę w toku zajęć. Powyższa metoda ma przynajmniej dwa wstępne zastosowania:
a) w trakcie przebywania niewolnika w „poczekalni” – gdy czeka na Pani audiencję i rozpoczęcie tresury właściwej. Wtedy zazwyczaj, by w ciszy i skupieniu oczekiwał na swoją ulubioną Panią, elementem uzupełniającym jest odpowiedni knebel,
b) w trakcie przeprowadzania „przesłuchania” tzn. np. gdy Pani ma ochotę na przeprowadzenie niczym nie zakłóconych swobodnych rozmów na wiele interesujących zarówno Panią jak i ewentualnie niewolnika tematów – wtedy owa metoda jest stosowana raczej bez elementu uzupełniającego gdy rozmowa ma mieć charakter dialogu, bądź z użyciem owego elementu – knebla, gdy Pani chciałaby by niewolnik w ciszy i bez przerywania Pani miał wysłuchać wielce interesującego wykładu o wyższości kultury kobiecej nad męską.

Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłe wyrafinowanie przy zastosowaniu powyższej metody (bardzo podobne jak w przypadku mocnego związania metodą „w kołyskę”). Otóż przy każdej podjętej próbie oswobodzenia się lub zmianie pozycji na bardziej mu odpowiadającą, niewolnik popada w jeszcze większe tarapaty i niewygodę, a założone więzy, przy każdej próbie poprawy swego losu przez umieszczonego w nich delikwenta, dają się jeszcze bardziej we znaki. Powrozy, którymi ma spętane ręce i nogi skrzypią i rozciągają się, ale z pewnością nie pękną.

A oto moje argumenty by ową technikę zdyscyplinowania zastosować wobec przyjmowanego przez Królewski Majestat w niezwykłej gościnie, niezbyt umiejącego się zachować przed Dostojnym Obliczem poddanego-niewolnika:

1. proszę zauważyć, iż dzięki owej technice przyjmowany z honorem gość niejako zmuszony jest do uszanowania niewolniczego, zwiewnego stroju, nie narażając go na ewentualne zniszczenie i zabrudzenie poprzez „nieodpowiedzialne” szorowanie w tychże szmatkach po podłodze. Niewolnik może bowiem nie zdawać sobie sprawy, iż jego „kostium” nie jest uszyty z drelichu czy innej odpornej na podarcie tkaniny lecz z lekkiego, powiewnego materiału. Nie zużywa w sytuacji tejże metody również niepotrzebnie swojej energii na bezużyteczne błąkanie się po dostojnym salonie i ewentualne poczynienie szkód w zgromadzonym przez Panią kruchym sprzęcie znajdującym się w wytwornej, „klimatycznej” bawialni. Taki wielce szanowny „gość” siedzi sobie natomiast wygodnie ulokowany w pętach, w wyznaczonej pozycji, spokojnie relaksując się np. pięknymi widokami, choćby wiszącymi łańcuchami, batami i innymi „gadżetami” służącymi do „zabawy dorosłych”, czy też zapachami i aromatami Pani, w pełnej radości i szczęściu czekając na przyjście Uwielbianej Księżniczki.
Niewątpliwie Pani ma prawo również, w celu zabezpieczenia „luksusowej kreacji” przed ewentualnym zniszczeniem, zabrudzeniem czy też tylko zakurzeniem, zapakować wytworną sukienkę do worka – a że przypadkowo w tej sukience siedzi zaplątany w nią niewolnik – to przecież nie problem Pani.....

2. Istotna jest estetyka czekającego „gościa”. Jak bowiem żałosny musiałby być widok i niegodny Jej Majestatu, gdyby w podartych pończoszkach i zabrudzonej sukience oczekiwał na przesłodki uśmiech Księżniczki. Istotne jest również, iż niewolnik w sytuacji związania w kij składa skromnie, ale z „uświęceniem” swoje ręce do „modlitwy” - z pewnością jako wyraz podziękowania za czekającą go ucztę, składającą się ze znakomitych ciasteczek-knebelków, pochodzących wprost z Królewskiej kuchni.

Jedyne, co można zarzucić w tej sytuacji postawie „gościa” to fakt, iż w momencie wejścia długo oczekiwanej Ważnej Ślicznej Gospodyni nie wstaje i nie podaje Jej ręki tak jak wymagają tego zasady dobrego zachowania, oraz niepisane normy zachowania się wobec Damy. Bez wątpienia, wbijane mu do głowy zasady postępowania jasno określone w „protokole dyplomatycznym” nie zostały jeszcze właściwie przyswojone przez krnąbrnego i psotnego poddanego. A może świadczą o jego pysze hardości wobec Majestatu i jego niepokornym charakterze? Z pewnością ta jego niegodna postawa wymaga nie tylko dalszych sprostowań poprzez udzielenie stosownych tresur, ale przede wszystkim również należnej kary, by mu uzmysłowić niestosowność jego zachowań wobec Władczyni, zgodnie z zasadą „jest przewinienie musi być też nieuchronna kara”.

Ponadto proszę zwrócić uwagę na doznania zmysłowe, praktycznie i wygodnie usadowionego i ułożonego „gościa”, by nadmienić:

• zmysł dotyku. Tak zgrabnie i „ekonomicznie” posadzony „gość” musi obejmować i dotykać (przytulać?) nogi obleczone w pajęczą nić pończoszek – i nie są to dla niego niestety śliczne, zgrabne nóżki jego Pani, ale własne, włochate i kanciaste odnóża. Czasami uda mu się dotknąć leciutką materię sukienki, lecz...., jakaż spotyka go przykrość, również w tym przypadku jest to tylko i wyłącznie wstydliwy, niecny element składający się na jego „kostiumu niewolnika”.

• zmysł wzroku. Zmysł wzroku „gościa” doznaje znacznego „rozczarowania”, ponieważ w sytuacji, w której się znalazł musi oglądać, (o ile Pani na to pozwoli, nie zawiązując mu przepaską oczów) ku swojemu zmartwieniu tylko - mocno zbliżone - swoje kolana „odziane” w mgielną tkaninę pończoszek a w najlepszym dla niego przypadku, ale równie poniżającym i wstydliwym i hańbiącym – własne nogi okryte powiewną materią sukienki lub spódniczki.

• zmysł smaku. „Gość”, po skorzystaniu z zaproszenia, zajął już najbardziej odpowiadające jego randze wygodne miejsce siedzące. Bezsprzecznym jest, że tak Znamienita i Dobra Gospodyni nie pozostawi „gościa” bez godziwego, obfitego poczęstunku a zwłaszcza, że nie wypuści „zaproszonego”, zanim nie skosztuje przygotowanych przez Nią aromatycznych ciasteczek-knebelków. Znając gościnność i hojność Pani zaproszony do stołu „gość”, oprócz bardzo sympatycznego przyjęcia, może liczyć przede wszystkim na wszelkie doznania smakowe związane z przygotowaną przez Panią ucztą. Z pewnością, wiedząc, że zrobi Pani wszystko by nie uchybić zasadzie gościnności, niewolnik-poddany może liczyć, że nieustannie (zob. na wstępie tego punktu) trwająca „modlitwa” o obfitość poczęstunku, ale również o wszelakie doznania smakowe, w tym związanych z nafaszerowanymi wonnymi soczkami i olejkami Pani „ciasteczkami” zostanie wysłuchana.

• zmysł węchu. Nie jest tajemnicą, iż powonienie „gościa” nie jest w położeniu, w którym się znalazł, przyjemnie podrażniane boskim zapachem Przesłodkiej Pani, lecz jedynie własną, jakże nędzną i przykrą wonią, wydobywającą się z blisko umieszczonych koło nosa własnych kolan. I jedynie może wtedy w tym swoistym położeniu „prosić” w głębi swojego umysłu, o łaskawość Pani, która tylko w przypadku ewentualnej własnej „słabości” obdarzy niewolnika możliwościami zapoznawania się i rozkoszowania Jej słodyczami, zawartymi i zgromadzonymi w jakiejś tkaninie należącej do Pani i mającej z Panią bliską więź (w uzewnętrznieniu próśb o urzekający zapach przeszkadza omówione powyżej konsumowane wielosmakowe ciasteczko-knebelek).

• zmysł słuchu. „Gość” pozostawiony chwilowo sam przez zapracowaną i zabieganą Księżniczkę musi z pewną cierpliwością oczekiwać na Jej przybycie, gdy tylko Pani znajdzie chwilę czasu. Oczywistym jest, że z ogromnym biciem serca przebywając sam w „salonie” nasłuchuje ekscytującego tupotu delikatnych stópek o parkiet, mogących świadczyć o zbliżaniu się z jakimż z utęsknieniem i tęsknotą Cudnej Pani. Czasami zresztą może spotkać go „rozczarowanie”. Zwłaszcza w sytuacji, gdy chwilowo „utracił kontrolę” nad innymi swoimi zmysłami.

• W celu zaangażowania dodatkowych „zmysłów” rozleniwionego „gościa” bardzo korzystne jest umieszczenie w jego otworze (niestety, mimo, że poddany nabiera kształtów niewolnicy to drugiej dziurki mu nie przybyło) odpowiedniego strap-ona (dilda), na którym może (a raczej musi!) „spokojnie” sobie usiąść i jak należy wbijać go sobie w owy posiadany otwór.
W jego sprawnym umieszczenia we właściwym miejscu z pewnością, oprócz przyjętej przez „gościa” „kulistej” postawy, znacznie pomoże również „kij” przechodzący pod kolanami, bowiem znacznie ułatwia on odpowiednie obracanie „gościem” i przyjęcie przez niego wpierw postawy „otwartej” na przyjęcie do swego wnętrza ciała obcego - poprzez obrócenie go w położenie leżenia na plecach i odpowiednim „wyeksponowaniu” otworu, by potem po ulokowaniu tegoż ciała obcego, z powrotem przekręcić „gościa”, a zatem ku jego „zadowoleniu” i wprawieniu w błogi stan, ponownym zajęciu pozycji siedzącej, to jest m.in. pomagającej utrwalić owe ciało obce w tym wnętrzu. Z pewnością niewolnik trochę będzie odczuwał rozkosz niczym nadziewany na pal Azja Tuchajbejowicz z „Pana Wołodyjowskiego.

3. O ile powyższe argumenty mogły jeszcze kogoś nie przekonać, to z pewnością względy naukowe nie pozostawią cienia wątpliwości o interdyscyplinarnym znaczeniu owego cudu techniki.

Nie będę w tym przypadku szerzej pisał o wkładzie techniki wiązania w kij w rozwój wszystkich nauk – poprzestanę tylko przy dwóch, czyli fizyce i biologii:

3.1. związany w ten naukowy sposób niewolnik oraz jego, o naukowym zacięciu Pani, może bezpośrednio doświadczać, badać oraz wgłębiać się w skutki działających sił przyciągania ziemskiego a także obserwować podstawowe zasady zachowania ciała w warunkach przeciążeń grawitacyjnych. Wgryzając się w szczegóły, zauważyć można, iż ciało niewolnika w tym „eksperymentalnym wiązaniu” zaczyna nabierać masy kilku ton, którą to masę z wielkim trudem może on jedynie z niewielkim skutkiem przesuwać „po torze”. Każda z jego kończyn zaczyna ważyć setki kilogramów, zatem po znacznej mordędze udaje się je oderwać od podłoża na zaledwie kilka/kilkanaście milimetrów. O swobodnym przemieszczaniu się, podskokach, a tym bardziej susach nie ma mowy, a gigantyczne tarcie nie pozwala mu nawet na ruch poślizgowy po podłodze, mimo przyjęcia „opływowej” sylwetki.

Dokonane przez Władczą Panią spostrzeżenia dotyczące zachowania się ciała w warunkach przeciążenia ziemskiego może w przyszłości mieć z niepodważalnych względów, niebagatelne znaczenie dla przebiegu dalszego procesu szkolenia niewolnika. Powyższe obserwacje są bowiem bardzo przydatne przy badaniu, prowadzeniu eksperymentów i innowacji a w końcu wdrażaniu przedmiotu szkolenia wielofunkcyjnego pieska w zakresie nabywania i wyuczeniu u niego odruchów warunkowych, bardzo przydatnych przy dalszych pracach nad właściwym ułożeniem niewolnika, jego postawą i nastawieniem do wprowadzanych zasad uległości, wcieleniem w życie niezbędnych reguł posłuszeństwa i pokory, nabycia przez niego trwałej chęci i czerpania niewypowiedzianej rozkoszy ze służenia u stópek Pani oraz bezgranicznego uwielbienia dla Pani.

3.2. Nieposłuszny, buntowniczy niewolnik-piesek, jak każda żywa istota reaguje bezwarunkowo na bodźce zewnętrzne (widok, dotyk, zapach, smak Pięknej Pani) jak i wewnętrzne (doznania psychiczne, rozważania filozoficzne, tkwiąca w mózgu niezatarta pamięć o Pani). W najczystszej formie odruchy bezwarunkowe przejawiają się w postaci np. nieodpartej chęci („konieczności”) spotkania się i ujrzenia Władczej Księżniczki, obejmującej swym zakresem również część przygotowawczą do tegoż spotkania, nieustanne dążenie, poprzez pełzanie do jak najszybszego znalezienia się u Jej stópek w sytuacji pełnego przywdziania „trzyczęściowego niewolniczego kostiumu”, o którym była wcześniej już mowa, niepohamowane pragnienie choćby dotknięcia Jej Królewskiego ciałka, w tym również jak najbardziej „zakazanej strefy” oraz niesamowita radość z możliwości dotykania, pieszczenia a także wąchania, lizania Jej słodkich stópek oraz ewentualnie innych pachnących części Jej ciałka w zakresie, jaki jest mu dany przez Panią. Wszystkie te odruchy pieska mają wspólny mianownik, a mianowicie są bezpośrednio związane fizyczną obecnością Pani. Odruchy bezwarunkowe, aczkolwiek w zdecydowanej większości pożądane, a w przypadku ich szkodliwości możliwe w jakiejś formie do okiełznania (za pomocą sznura i knebla) nie pozwalają na pełne panowanie nad reakcjami buntowniczego poddanego, wyrabianiu u niego posłuszeństwa, pokory, czy też potulności.

Niezbędne wydaje się zatem, dla prawidłowego przebiegu procesu jego tresury, by schwytany w niewolę poddany nabył oraz wyuczył się metodą eksperymentów i doświadczeń (prób i błędów), niezbędnych dla dalszego rozwoju jego niewolniczej kariery i pozycji uległego oraz całkowicie oddanego swojej Księzniczki pieska - pewnych odruchów warunkowych, niczym pies Pawłowa. Nabyte odruchy warunkowe pozwolą w przyszłości na mądre i skuteczne pokierowanie działaniami niewolnika, panowaniem nad jego reakcjami i posunięciami, pełną kontrolę jego wciąż jeszcze „nieodpowiedzialnych” zachowań oraz pełne „uzależnienie” od zachcianek i kaprysów swojej Pani, a w dalszym etapie dalszego jego rozwoju psychicznego i intelektualnego – czyli elementów prowadzących wprost do uzyskania przez niego pełni szczęścia.

Moim skromnym zdaniem metoda przedstawiona poniżej będzie bardzo efektywna i wydajna. Szybko i skutecznie przyniesie pożądane przez Panią, przynajmniej wstępne rezultaty. Jej zaletą jest także możliwość stałego jej modernizowania, unowocześniania i wprowadzania dodatkowych, niezbędnych elementów tresury, które w wyniku bacznego czuwania i wyciągania prawidłowych wniosków nad przebiegiem doświadczania, w skutek przemyśleń Pani nasuną się do wdrożenia i wprowadzenia do programu szkolenia.
Metoda ta polega na prostej zasadzie udzielania nagród w przypadku osiągnięcia celu lub kar, gdy niewolnik nie wywiąże się z postawionego przed nim zadania.

W pierwszym etapie prowadzonego doświadczenia wiążemy ciasno, przy jednej ze ścian „bawialni” niewolnika w kij, Jednocześnie dbamy o jego staranne zakneblowanie. Po przeciwnej stronie królewskiej „bawialni” (w znacznej odległości od usadzonego „wygodnie” niewolnika) Władcza Pani zawiesza, pozostawia w twórczym nieładzie lub „przypadkowo” zostawia na widoku - na wysokości wzroku niewolnika tj. ok. 1 - 1,2m nad powierzchnią podłogi, jedną z części swojej eterycznej bielizny.

Na początku tresury, gdy niewolnik nie nabył jeszcze pierwszych, wstępnych odruchów warunkowych, ja proponowałbym zdecydowanie, by funkcję bardzo silnego bodźca pełnił pachnący stanik Pięknej Pani. A dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego kształt odziaływujący niepodważalnie na umysł każdego psa-niewolnika, jednoznacznie kojarzony z kobiecością, a jednocześnie niepozostawiający złudzeń, co on pieścił, chronił i przetrzymywał. Tym samym już sam jego widok - w pewnej odległości od „siedzącego” niewolnika, niesamowicie pobudza niewolniczą psychikę i drąży niczym świder jego umysł. Mając również na względzie, iż z tą niezwykłą częścią kobiecej garderoby mamy w toku tresury bezpośrednio bardzo rzadko do czynienia, jak i uwzględniając fakt jego niedostępności i w zasadzie braku jakiejkolwiek możliwości styczności z nim, tenże niewielki skrawek materiału o rajskim kształcie, z pewnością pobudzi niewolniczą wyobraźnię oraz wszelkie bodźce na niewyobrażalny poziom.

Następnie Władcza Pani daje niewolnikowi czas ok. 10-15 minut na dotarcie do tego słodkiego przedmiotu i jego „zdobycie”, a sama w tym momencie może pójść np. zaparzyć sobie kawę lub wykonywać inne niezbędne czynności.

W przypadku osiągnięcia przez niewolnika celu, „zdobycz”’ staje się swoistą, bezcenną nagrodą za jego trud i przedsiębiorczość.
W przypadku nie osiągnięcia celu niewolnika czeka kara.

Zarówno nagroda jak i czekająca go ewentualna surowa kara powinna być przed przystąpieniem do doświadczenia znana niewolnikowi, by tym bardziej pobudzić go do wysiłku i heroicznych czynów.

Niewolnika starającego się bezwzględnie osiągnąć postawione przez Władczą Panią cele, przede wszystkim ze względu na możliwość zdobycia bezcennej nagrody, spotka w tym momencie „niemiła” niespodzianka. Zapozna się on bowiem z bezwzględnymi prawami fizyki przedstawionymi szerzej w pkt 3.1, dotyczącymi powszechnej „grawitacji ziemskiej”. Owa „grawitacja” w najlepszym przypadku pozwoli tylko na bardzo powolne milimetr po milimetrze przemieszczanie się niewolnika po wyznaczonej orbicie w drodze do wyznaczonego celu. Szansa dotarcia „zawodnika” do tego celu w wyznaczonym czasie jest z pewnością mniejsza niż parę procent.
W przypadku, gdyby jednak niewolnikowi udałoby się dotrzeć w pobliże czekającego trofeum, to i tak złożone do „modlitwy” ręce, przymocowane dodatkowo sznurem do kostek nóg oraz kij przechodzący pod kolanami, zmuszający niewolnika do zachowania stałej pozycji w „kucki” udaremniają osiągnięcie drogocennej nagrody, umieszczonej na pewnej wysokości. Niewolnik nie ma bowiem nawet możliwości poruszania dłońmi wyżej niż tylko kilkadziesiąt centymetrów (20-30) od podłogi, a tym bardziej jakiegokolwiek podskoczenia czy zrobienia fikołka w górę by osiągnąć zamierzony, upragniony cel. Skuteczny knebel całkowicie uniemożliwi mu natomiast ewentualne sięgnięcie ustami do owej frapującej nagrody i ewentualne ściągnięcie jej zębami w dół.

Taka forma tresury związana również z ewentualną możliwością utraty przez Panią jakże cennej, osobistej części ubioru, może być i będzie z pewnością również dla Władczej Pani bardzo inspirująca. Bowiem, mimo wszystko istnieje jakiś cień szansy, że pomyli się Ona w swoim doświadczeniu i niewolnik jakimś cudem poluzuje więzy lub pozbędzie się uciążliwego knebla. Takie zagrożenie utraty własnej części garderoby niejako „wymusza” na Władczej Pani zastosowanie ścisłych „procedur” związanych z przeprowadzonym doświadczeniem, czyli dokładne i mocne umieszczenie niewolnika w więzach „w kij” a każde odstępstwo od ustanowionych norm wiązania w kij lub „chwila słabości Pani” może grozić nieokreślonymi konsekwencjami.

A zatem powyższe doświadczenie staje się również swoistą grą pomiędzy Królewną a zniewolonym poddanym. Ogromna przewaga jest oczywiście po stronie Władczyni i tak powinno być. Tym niemniej zniewolony poddany walcząc o swoją wolność, a zwłaszcza bezcenną zdobycz, w swoim rozumku czuje, że nie jest całkowicie pozbawiony jakichkolwiek szans. Zarówno ten nikły cień szansy na zdobycie bezcennej nagrody jak i jej nieustanny, niesamowicie apetyczny widok (niczym klucz do jego kajdan) roztaczający się przed oczami zniewolonego poddanego pobudza go do nie ustawania w wysiłku jak i niepowstrzymanego dążenia do słodkiego celu.

Głównym celem powyższego doświadczenia jest oczywiście wyrobienie u zniewolonego odruchów warunkowych (niezbędnych każdemu pieskowi), polegających początkowo na wyuczeniu i na nabyciu przez niego, a w pełni kontrolowanym przez Władczą Panią prawidłowym nawyku reagowania na osobiste rzeczy związane bezpośrednio z Nią. Po wyuczeniu (czeka go jednak bardzo długa i żmudna droga) niewolnik będzie z pewnością potrafił właściwie i kompetentnie reagować (w wielkim uszanowaniu i uwielbieniu) na sam widok lub zapach czegokolwiek związanego z Piękną Panią, nawet w sytuacji, gdy w jego pobliżu Władczej Królewny nie będzie, a jedynie (aż) Jej pozostawiony ślad. W przyszłości złe nawyki pieska znajdą się w ścisłym jarzmie, nad którym będzie Władcza Pani swobodnie panować, a wszelkie odruchy niewolnika będą pod ścisłym Jej nadzorem i kierownictwie.

Ubocznym, ale bardzo ważnym skutkiem powyższej tresury jest zmotywowanie zniewolonego, upokorzonego poddanego do działań i aktywności nawet w sytuacjach „beznadziejnych”, gdy pozostaje w poczuciu całkowitej bezsilności i bezbronności. Bowiem z pewnością nie może Władczą Panią zadawalać niewolnik anemiczny, cherlawy, mizerny, nie zdolny do jakiejkolwiek mobilizacji a tym bardziej przedsiębiorczości – oczywiście wszystko pod nadzorem Władczej Pani – stąd również konieczność nabycia przez niego wielu pożytecznych odruchów warunkowych.

Dodatkowo wywieszona w „salonie” intymna nagroda, jak i ewentualnie inne przypadkowo porozrzucane części damskiego ubioru nada również, oprócz klimatycznego charakteru pomieszczenia również „bardziej ludzki” jego wymiar. Taka porozrzucana damska garderoba spowoduje bowiem, iż królewska „bawialnia”, w której niewolnik będzie przebywać nabierze również nieco cech kobiecej przebieralni. Tym samym w moim trochę sfeminizowanym wyobrażeniu znajdę się niejako jakby w centrum tak bardzo fascynującej, a dla mnie w zasadzie niedostępnej typowo damskiej garsonierze.

Oczywiście, w toku pierwszej lekcji tresury w zakresie przebywania w pozycji związanego „w kij”, będącej być może również dla Władczej Pani prekursorką i nowatorską metodą, by uzyskać „zadawalające” wszystkich efekty, czyli przede wszystkim skuteczne i efektywne wiązanie, jak najbardziej odzwierciedlające faktyczne zniewolenie pieska w niezwykle ciekawej pozycji „w kij”, utrudniające, jednocześnie ile się da osiągnięcie przez pieska wyznaczonego celu, zasadna jest wzajemna współpraca dotycząca samej techniki wiązania. Decyzję o mocy zakładanych więzów należy pozostawić jednak Władczej Pani – odrobinkę adrenalinki związanej możliwością, (co prawda z nikłą, ale jednak) utraty tak osobistej części garderoby z pewnością również Pięknej Pani się przyda.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 7 (nawiązujący do opisanej uniwersalnej metody „wiązania w kij”)

Proszę zauważyć, iż podobnie jak w omawianych w innym miejscu znamienitej i nie do przecenienia roli knebla oraz strojach: „sissi maid”, „sukni damy dworu” oraz „sukni ślubnej” w czynieniu powszechnej „miłości” i tolerancji na świecie oraz łagodzeniu panujących obyczajów, podobnie, ale na jeszcze większą skalę mielibyśmy do czynienia w przypadku zastosowania techniki „wiązania w kij” w masowej skali i w formie rozpowszechnionej zarówno wśród bogatych jak i biednych.
Z pewnością, gdyby udało się wdrożyć powyższą metodę w stosunku nie tylko do wszystkich mężczyzn, ale także kobiet a nawet młodzieży, udałoby się uniknąć przeogromnej ilości antagonizmów rodzinnych, społecznych a nawet globalnych. Moglibyśmy prawie zapomnieć o waśniach, niesnaskach a nawet rozbojach i awanturach. Ludzie, a zwłaszcza mężczyźni staliby się bardzo łagodni i bezkonfliktowi. Do tego posłuszni, pokorni i zdyscyplinowani. Matki, żony i kochanki mieliby z nich ogromny pożytek, bo nie błąkaliby się z kumplami po barach, pubach czy też nieinteresujących nikogo mecze piłki nożnej. Staliby się towarzyscy i mocno przywiązani do domowego ogniska, chętnie oglądając wraz z kobietami wspaniałe romantyczne telenowele, ucząc się i dowiadując jak powinna wyglądać prawdziwa wierność umiłowanej kobiecie. Swoje praktyczne, wygodne legowiska opuszczaliby, aczkolwiek bardzo niechętnie, tylko po wspólnym uzgodnieniu z drugą stroną. Jednym słowem zapanowałaby powszechna idylla, sielanka i wszechogarniające szczęście.
I do tego, co jest również istotne, to metoda czynienia powszechnego szczęścia w przeciwieństwie do dwóch pozostałych, o których mowa powyżej jest całkowicie samodzielna – nie potrzebuje (aczkolwiek jest to wskazane) współgrać z innymi technikami czy też dodatkowych motywacji, bowiem przy tej metodzie od razu każdy staje się świadomym obywatelem, znającym swoje miejsce i nadrzędność zamierzonego celu, czyli wdrożenia krainy wiecznej szczęśliwości jak najszybciej i najsprawniej już na Ziemi.
Do powszechnie funkcjonujących kanonów weszłoby globalne używanie magicznych słów: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” wypowiadane na całym świecie w międzynarodowym języku: „mmghm”, „ghmmmhg”, „hmmgh”. Prawdopodobnie po pierwszych, być może nieśmiałych i niezbyt efektownych początkach, powyższa technika czynienia pokoju i powszechnego szczęścia zdobyłaby tak wielką popularność, że przed stanowiskami wdrażającymi przedmiotową technikę ustawiałyby się niezliczone tłumy chcące przejść na tę „drugą stronę”. Po pewnym czasie w każdym mieście, miasteczku instalowane byłyby maszyny przerabiające kłębiące się, niespokojne i czasami awanturujące się masy w potulne, łagodne, o gołębim sercu istoty. Automatyzacja techniki „wiązania w kij” spowodowałaby urozmaicenie i zhierarchizowanie form „wypuszczanych” z maszyny osobników. Od tych najmniej zasłużonych pozbawionych wszelkich strojów i innych przydatnych gadżetów, aż do osobników najbardziej wybitnych i prominentnych, ubranych przede wszystkim w najbardziej eleganckie i paradne kreacje („sissi maid”, „suknie damy dworu” oraz w „suknie ślubne”) oraz najbardziej przemyślne kneble. Tak uwiadomione społeczeństwo zrezygnowałoby z presji konsumpcyjnej, i zaniechałoby śmiesznego, lecz przy tym żałosnego i nagannego parcia na dobra materialne. Popyt wzrósłby i to jest godne pochwały, jedynie na stroje, o których mowa powyżej oraz ewentualnie na drążki (drewniane, metalowe, z tworzyw sztucznych), sznury i niezbędne do „korkowania” płótno – a i to niekoniecznie, uwzględniając całokształt sytuacji społecznej oraz świadome obywatelskie postawy przedstawione dość szczegółowo w pkt 1) opisu techniki „wiązania w kij”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Niestety jest też jeden, jedyny słaby punkt moich genialnych pomysłów. Z pewnością, gdy zostanie rozwiązany, natychmiast będę nominowany do wszelkich nagród, w tym pokojowej Nobla i oczywiście wszystkie laury, ze względu na nie do podważenia przeogromne znaczenie, epokowość, ponadczasowy, ogólnoświatowy, globalny charakter moich pomysłów i wynalazków, a jednocześnie ich prostotę i ogólnodostępność, będą mi przyznane przez aklamację. Świat stanie się wreszcie wspaniały i doskonały w swojej prostocie – wonderfull live.

Na razie jednak z przykrością muszę zauważyć, iż w wyniku stosowania powyższych „genialnych pomysłów” niewolnik w sytuacji „zakneblowania”, „założenia wytwornej, oszałamiającej kreacji” czy też „związania w kij”, korzystając ze swojej wygody i korzystnego położenia - podarowanego mu przez Dobrą Władczynię, swojej wrodzonej skłonności do „nic nie robienia” a przede wszystkim niepojętego i niczym nie uzasadnionego przyzwyczajenia się do życia w komforcie i przepychu, całkiem się rozleniwi. Nie tylko nie będzie podejmować jakichkolwiek prób i czynności, by w jak największym stopniu zadowolić Piękną Władczyni, spełniać Jej wszelkie kaprysy i zachcianki, ale nawet może niezbyt być gotowy do oddanej służby u cudownych stópek Pani, a w skrajnym przypadku nawet o tym pewnie nie pomyśli. Z pewnością ciągle brakuje mu nabytej umiejętności okazywania wdzięczności za dobroć i szlachetność Pięknej Władczyni. Nie wspominam już o fakcie, że tak przywiązanego do luksusów i zbytków niewolnika nic i nikt nie zmusi do ich porzucenia oraz sprawienia by zniknął z salonów Władczyni. Chyba tylko stanowcza i zdecydowana postawa Jego Władczyni..... czyż, Władczyni zawiedziona i zniesmaczona jego postawą nie powinna udzielić mu właściwej lekcji tresury i należnej kary?!!! A może wtedy wszelkie ułomności tychże genialnych pomysłów zostaną przezwyciężone...

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 7

Refleksje i przemyślenia niewolnika

Ujmując syntetycznie przekazywana i wbijana z mozołem lecz nieustannie przez Władczą Panią wiedza teoretyczna i praktyczna powinna obejmować takie przedmioty ogólne jak:
uległość, pokora i posłuszeństwo wobec Władczej Pani,
poważanie i szacunek dla Pięknej i Mądrej Pani, w tym:
• trwałe nabycie przekonania się jak wielkim uwielbieniem i mirem powinienem darzyć swoją Panią,
• oczarowanie i bezmierny zachwyt Kobiecym pięknem, urodą, lekkością delikatnością, zwiewnością, subtelnością i wdziękiem,
• podziw i rozległy szacunek Kobiecą mądrością, inteligencją, wyczuciem, intuicją, inspiracją,
• szczególne i bezgraniczne umiłowanie do przeuroczych stópek i nóżek Władczej Pani,
• adoracja i pieszczenie tychże nóżek oraz nabywanie gotowości do oddanej służby u stópek Władczej Pani,
• fascynacja niesłychanie ekscytującą bielizną i strojami Władczej Pani - pachnącymi, nasączonymi aromatami majteczkami, pończoszkami, rajstopkami ale również częściami ubioru składającymi się na Jej „zewnętrzną” kreacją – spódniczki, bluzeczki, sukienki, gorseciki, itd.,
• nieustanne pragnienie zapoznawania się z urzekającymi zapachami, zniewalającymi aromatami oraz słodkimi smakami soków Władczej Pani,
• wyrabianie niezmierzonej chęci do spełniania kaprysów i zachcianek Władczej Pani,
• poprawność zachowań wobec i w obecności Władczej Pani,
• nabycie trwałej pamięci o Władczej Pani,
psychologiczne oddziaływania w zakresie czerpania „przyjemności z oczekiwania na przyjemność”,
wyrabianie pragnień w zakresie poniżania, upokarzania oraz upodlenia,
umiejętność „wkomponowania się”, przebywania i poruszania w „kostiumie niewolnika” składającego się z trzech integralnych części tj.: kobiecych zwiewnych fatałaszków, sznurów i knebla,
tresura w zakresie czerpania rozkoszy z bólu, cierpienia i upokorzenia,
wbijanie do świadomości niewolnika, o jedynie słusznym i naturalnym quasi-kobiecym modelu wzorcowego niewolnika,
nabieranie trwałych i nierozłącznych cech zwierzęco-przedmiotowych,

Są to oczywiście główne, podstawowe przedmioty, w których nabywałem (i mam nadzieję będę w dalszym ciągu nabywał) staranne wykształcenie. Przedmioty ogólne są w ciągu „roku szkolnego” uzupełniane o przedmioty „kierunkowe” dopełniające i bardziej przybliżające moją ogólną wiedzę, by wymienić choćby:
przekształcanie niewolnika w wielofunkcyjnego pieska,
umiejętność pełzania i czołgania w „kostiumie niewolnika” do prześlicznych nóżek Władczej Pani,
naukę „pływania” wraz z całą filozoficzną i psychiczną otoczką,
psychologiczne i fizyczne „odgradzanie” niewolnika od niesamowitych doznań związanych z możliwością choćby dotknięcia ubioru, ciałka a nawet nóżek Władczej Pani,
niezbędną niewolnikowi umiejętność (przeważnie nabywana za pomocą odpowiedniej „wkładki doustnej”) trzymania języka za zębami,
nabywanie umiejętności cierpliwego i wytrwałego, ale jakże rozkosznego wyczekiwania na przybycie Władczej Pani, a w szczególnych przypadkach na Jej litość i łaskę,
cierpliwość i „spokój” w zakresie oczekiwania na nagrody i kary,
nabywanie umiejętności w zakresie odpowiedniego przygotowania się i odrabiania lekcji na następne zajęcia w dziedzinie tresury,
wielokierunkowe zapoznawanie się ze słodkimi sokami i aromatami Władczej Pani podawanymi w przeróżnych postaciach i formach oraz nabywanie umiejętności jak najdłuższego delektowania się nimi,
umiejętność zachowania właściwej etyki „przy stole” w obecności Pani,
nabywanie umiejętności właściwej i należnej postawy oraz poprawności zachowań w trakcie niezwykłych (danych tylko wybranym niewolnikom) audiencji u Władczej Pani nierozerwalnie związanych z procesem „ukobiecania” niewolnika czyli przede wszystkim:
• przejście procesu „oczyszczenia” poprzez zażywanie właściwej kąpieli,
• dobranie „szykownej i eleganckiej” bielizny, wytwornej kreacji wraz z pantofelkami - odpowiadającej tej niezwykłej okoliczności bliskiej wizyty u Władczej Pani oraz dobór stosownej biżuterii i innych gadżetów podkreślających wagę uroczystości,
• przyjęcie należytej – jak najbliższej ideału, tj. „kobiecej” postawy, w obliczu tak ważkiego spotkania z Najdostojniejszym Majestatem, w tym szczególne zadbanie o „skromną” pozę w trakcie siedzenia wraz z odpowiednim ułożeniem nóg, zadbanie o wyrównanie i ugładzenie założonej, wyszukanej kreacji, oraz umiejętność poruszania się z pewną właściwą „ukobieconemu” modeli niewolnika lekkością, subtelnością a nawet gracją i nadobnością,
• inne niezbędne czynności przewidziane w „protokole spotkania”.
nabywanie biegłości i sprawności w zakresie kształtnego i zgrabnego zapakowania niewolnika (niewolnicy) „do worka” i jego powrotne metamorfozy,

Jak widać moje kształcenie i przebieg tresury obejmuje całą gamę przedmiotów. Po ukończeniu tychże studiów z pewnością moje wykształcenie w zakresie uległości i pokory będzie na jak najwyższym poziomie. Zdaję natomiast sobie mocno sprawę ze swoich ciągłych braków i luk w tresurze jak i z problemami związanymi z zaliczeniem niektórych przedmiotów na zadawalającym Władczą Panią poziomie.

Wiem też, że spotkania ze mną są z pewnością dla Władczej Pani, z punktu widzenia realizacji założonego „programu lekcji tresury” dość trudne i niewdzięczne - ze względu na fakt, iż moje upodobania do bdsm, oraz fetyszyzmu, jednoznacznie ukierunkowane są na płaszczyznę satysfakcji emocjonalnej oraz umysłowej, czyli na obszar duchowy a nie spełnienie seksualne. Jest to na pewno płaszczyzna mniej „widowiskowa” czy też mniej efektowna oraz trudniejsza do „zmierzenia” niż płaszczyzna zaspokojenia seksualnego, gdy niewolnik po widocznym gołym okiem „spełnieniu się” właściwie może już iść do domu, nie obciążony żadnym „szarpaniem duszy i myśli”.

Z pewnością mój świat uległości nie jest jednak wcale tak „różowy”, jaki być może wynika z dotychczasowych moich rozważań. Z pewnością jest pełen rozterek, wahań a przede wszystkim ciągłych poszukiwań właściwej drogi w labiryncie uległości i dominacji.

Z mojego punktu widzenia tenże świat nie jest też i nie musi być przygnębiający, smutny pełen patosu, a przy tym dodatkowo tylko i wyłącznie kojarzony z niewyobrażalnym męczeństwem, cierpieniem i bólem. Ponadto jest też ogromny obszar świata fetyszyzmu – wymownie kojarzony raczej tylko z doznawaniem i odczuwaniem przyjemności a nawet osiągania bram szczęścia i odurzenia, – jaką postać one by nie przyjęły. A jeżeli jest ból i cierpienie to i z niego należy i można czerpać przyjemność i radość – wtedy z pewnością zamieni się w doznawanie szczególnej rozkoszy. Podobno pesymistą jest tylko ten, kto z dwojga złego wybierze obydwa!!!

Mam zatem nadzieję, że w toku czytania moich „genialnych pomysłów” pojawiły się radosne uśmiechy, – przy czym mam nadzieję, że były to uśmiechy pewnej do mnie życzliwości i zrozumienia moich dziwactw.

Przedstawione bowiem w Przypisach nr 4, 5 oraz 7 niezwykłe „projekty i wynalazki” przedstawiają tylko świadomy drwiący śmiech niewolnika z własnych dziwactw. Śmiech samego z siebie. Są, jak już wspominałem na wstępie „Księgi” informacją, iż w jakiś sposób koegzystuję ze swoją uległością, która stanowi dla mnie jakby przejście na „drugą stronę lustra”. Umiem też radować się przechodzoną tresurą i nauką pokory, a przede wszystkim uwielbienia dla Pięknych Władczych Pań. Przechodzona tresura nie jest dla mnie formą zmuszania się do niekonwencjonalnych zachowań czy też nie odbieram jej jako udręki i szczególnych stanem męki. Pobratałem się również w jakiś sposób z tym moim drugim ego tkwiącym we mnie i tak sobie w rozdwojeniu wspólnie przechodzimy przez życie. I tylko czasami, gdy ta druga osobowość zbyt mocno bierze górę występują pewne, aczkolwiek możliwe do przezwyciężenia kłopoty i problemy. Z powodu choćby, że te przeciwne moje „ego” nie wykazuje się nadmierną inteligencją, a właściwie w stanie niewolniczej utraty kontroli nie tylko nad swoim ciałem, ale przede wszystkim umysłu nie musi tejże inteligencji posiadać zbyt dużo, te wielce szydercze treści należy traktować jako moje drwienie z tej właśnie mojej drugiej tożsamości.


Przedstawione dotychczas metody tresury z pewnością mają na celu uświadomienie niewolnikowi, iż nic w życiu, co jest cenne i ważne nie przychodzi z łatwością i jest łatwo dostępne. Zrozumiałe przy tym jest, że narzucone przez Mądrą Panią wobec niewolnika ograniczenie różnego rodzaju swobody zarówno w poruszaniu się jak i w formułowaniu oraz słownym przekazywaniu nie do końca „lotnych” a nawet swawolnych niewolniczych myśli, ma na celu wyrugowanie wszelkich przejawów krnąbrności, buntowniczości i ewentualnego niezadowolenia. Zdaję również sobie sprawę, że celem tychże metod, wyznaczonym przez kaprysy Pani, będzie uzyskanie w ostateczności w miarę doskonałego (doskonałym żaden męski niewolnik nie będzie z pewnością nigdy), posłusznego i oddanego swej Pani, ale za to z odpowiednimi kwalifikacjami, niezmiernie szczęśliwego i zadowolonego pieska, który po przejściu „ukobiecającej” transformacji będzie choć w części „obiektem” budzącym na tyle zainteresowanie i zaciekawienie, że Władcza Pani wyrazi chęć prowadzenia z nim dalszych eksperymentów i doświadczeń.

To, że warto takie tresury przejść w drodze do tejże niewolniczej doskonałości uświadamiają mnie - gdy oczywiście jest taka wola, chęć i kaprys a zwłaszcza możliwości Mojej Pani - udzielane przez Nią bezcenne nagrody, by wymienić choćby możliwość oddania hołdu przesłodkim i urzekającym nóżkom czy też pośredni a może też czasami bezpośredni kontakt z frapującymi zapachami, urzekającymi aromatami oraz smakami nektarów Cudnej Pani, ukrytymi również w każdym kawałku materiału i tkaniny, który miał kiedykolwiek z Nią do czynienia.

Nie jest przy tym tak, że określony przeze mnie scenariusz musi być i jest realizowany w całości – jest to bowiem tylko ogólny szkic tresury, bez uwzględnienia choćby wszelkich niuansów i czynników wpływających na atmosferę i klimat odbywanych lekcji pokory. Pewne odchylenia od przyjętego „planu lekcji” są „mile widziane. Władcza Pani ma jednak czas na ewentualne przygotowanie zaskoczenia. Inna sprawa, że sporo niespodzianek powstaje z pewnością bezwiednie już w toku prowadzonej tresury, na skutek „nagłych pomysłów”.
Z tego powodu proszę traktować opisywane przeze mnie techniki i metody tresury jako generalny trend i moje preferencje a nie nienaruszalne reguły i żelazne zasady każdej lekcji uległości. Faktem natomiast jest, że w toku każdej sesji tresury wszystkie trzy elementy zniewolenia tj. przebieranie, wiązanie i kneblowanie oraz elementy fetyszyzmu tj. zapoznawanie się ze słodkimi aromatami Mojej Pani zawsze i obligatoryjnie powinny wystąpić - w różnych konfiguracjach, układach i zestawach.

Niektóre Dominy, z którymi się przedtem spotykałem miały dość poważne problemy z solidnym wiązaniem. Chciały często używać „babskich materiałów” jak np. wstążki, delikatnych opasek, zdumiewając się przy tym, że ja uwielbiam i preferuję pełną naturalność i realność pęt. Do tego nie wiem, czemu (chyba z filmów) upierały się, by przede wszystkim wiązać ręce z przodu – dziwiąc się potem, że tak łatwo się i szybko z więzów uwalniałem i pozbywałem knebla, lub go po prostu wypluwałem a to w moim odczuciu zdecydowanie osłabiało w danym momencie całkowity i ostateczny efekt zniewolenia. Fakt, jak mi zawsze potem wyjaśniały, że w rzeczywistości większości niewolnikom wystarczają więzy udawane, pozorne, pełniące jedynie funkcje fasadowe. Niewolnicy w przeważającej mierze lubią odczuwać tylko fikcyjność swego zniewolenia i pewne złudzenie zależności i całkowitego podporządkowania się woli swej Pani. Władcze Panie nie miały zatem możliwości wypróbowania na modelu i wypraktykowania prawdziwych niewolniczych więzów. Takich, wrzynających się w zniewolone ciało, powodujących pewne odrętwienie, a nawet zsinienie i jednoznacznie pozbawiających złudzeń, co do możliwości uwolnienia się i pozbycia się nałożonych pęt bez pomocy drugiej osoby.

Nigdy nie miałem o to zresztą do Pań, z którymi się spotykałem jakiś pretensji czy też roszczeń. Starałem się po prostu „współpracować” w powyższym zakresie, by owe niewolnicze pęta „zadawalały” w toku tresury obydwie strony, a jednocześnie dobrze pełniły przypisane im funkcje i zadania a nie tylko były upiększającym dodatkiem.

Z reguły, co dla mnie jest trochę dziwne, nigdy nie było natomiast problemów z moim fetyszyzmem związanym z przebieraniem w kobiece ciuszki.

Nie poszukiwałem jednak nigdy Władczej Pani-omnibusa – zdecydowanie bardziej „preferuję” Panią otwartą na propozycje, nowe (nawet dla niej nie znane) eksperymenty, doświadczenia, ciekawej i chętnej do wdrażania w toku tresury nieznanych lub zmodernizowanych metod, skorej do rozwijania swoich oraz moich zainteresowań w zakresie dominacji i władania nad niewolnikiem. Proszę wziąć przede wszystkim pod uwagę specyfikę moich zainteresowań. Jestem bowiem świadomy ich unikalności i rzadkości występowania w tak skumulowanej formie. Trudno zatem bym wymagał od Władczej Pani znajomości wszelkich tajników swego psychologicznego zniewolenia, jak i znajomości wszelkich technik i metod zniewalania, obezwładniania, unieszkodliwiania i podporządkowania woli Pani za pomocą opcji sznura i knebla.

Rozterki Władczych Pań dotyczą z pewnością nie tylko sposobu i skuteczności uciszania niewolnika, w tym mocy i efektywności umocowywania knebla, ale również, co w tej jego „buzi” może się znaleźć, by wspomnieć choćby wątpliwości mogące dotyczyć „zabrudzonych majteczek”, używanej ścierki czy innej „nieczystej” szmaty i możliwości wystąpienia odruchów wymiotnych, czy też obawy dotyczące możliwości zadławienia się niewolnika. Oczywiście te kontestacje dotyczące powyższych środków uspokajających i obezwładniających są całkowicie zrozumiałe. W końcu bowiem to i tak przecież Władczyni bierze na siebie całkowitą odpowiedzialność za bezradnego i bezbronnego niewolnika. Tak naprawdę to nigdy Ona do końca nie wie, czy zastosowane środki nie są w rzeczywistości zbyt nadmierne i przesadne (mimo mojej aprobaty i zachęt do ich stosowania).

O ile zatem mogę zrozumieć obawy dotyczące kneblowania – czyli bezpieczeństwa niewolnika, zawsze ciekawiło mnie z czego wynikają obawy Kobiet przed mocnym skrępowaniem swojego niewolnika.

Zawsze służę jednak propozycją współdziałania w zakresie silnych, mocnych więzów oraz skutecznego ale bezpiecznego kneblowania, choćby poprzez dzieleniem się swoimi wieloletnimi doświadczeniami i ich samorealizację.

To wszystko dociera się w toku kolejnych spotkań, po wzajemnym poznawaniu siebie i swoich skłonności. Zdaję sobie przecież również sprawę, że najczęściej Piękne Władcze Panie nigdy nie były po tej drugiej - niewolniczej strony (tak zresztą jak i dla mnie strona dominacji jest mi bezpośrednio nieznana).

Oczywiście, oprócz sznurów chętnie poddaję się związaniu taśmami samoklejącymi, wiązaniu rajstopami i pończoszkami – jest niesamowicie skuteczne i efektywne, apaszkami, chustami czy też kawałkami płótna (tzw. scarf- bondage) – które, po odpowiednim zwinięciu i mocnym zaciśnięciu węzłów są na tyle mocne, ze nie da je się i tak zerwać. Ta moja miłość do tak w końcu kobiecej odmiany związania, wynika z pewnością z moich skłonności do feminizacji i moimi przyjemnościami wynikającymi z kontaktu z damskimi szmatkami, tkaninami i dodatkami – ale ten sposób skrępowania jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Pewnie pod względem szczególnej ochoty do bycia beznadziejnie skrępowanym jestem jednak ewenementem i niezbyt liczebnym precedensem...


W tym miejscu dodam jeszcze, że tkwi we mnie niepohamowane pragnienie nieustannego podejmowania wysiłku w celu uwolnienia się z nałożonych na mnie niewolniczych więzów i zrzucenia krępujących pęt. I o ile, ze względów na potrzeby tresury z bezspornych względów daję sobie związać ręce i nogi (a nawet ewidentnie w tym zakresie współpracuję dla „dobra sprawy” – przecież nie będziemy w tym momencie siłować się i udowadniać, kto jest górą, bo nie o to w tym wszystkim chodzi) to w dalszych czynnościach (gdy widoczna jest już zdecydowana przewaga Władczyni) często chcę stawiać czynny, choć z pewnością w tym momencie już beznadziejny, nie rokujący szans powodzenia opór. Dość łatwo zresztą owy opór może być w tych okolicznościach sytuacji przełamany przez Piękną Lady, np. w momencie chęci do dalszego, bardziej jeszcze ujarzmiającego czy też karnego krępowania, unieszkodliwiania. Dochodzi w końcu do uwielbianej przeze mnie sytuacji, gdy chcę się uwolnić i nie mogę, pozostaje tylko leżące w bezwładzie na podłodze moje ciało, które w swojej bezradności i braku komunikacji z własnym mózgiem może jedynie wić się w poczuciu całkowitej bezsilności i własnego niedołęstwa po podłodze przy pięknych, słodkich stopach.

Zauważyć również proszę, że sytuacja bezbronności i bezsilności, w której się w toku spotkań znajduję (mocne więzy, kneble) wręcz prowokują do eksperymentów i udręk i zachęcają do wdrażania pewnych męczarni zniewolonego.

Napomknąć warto w tym miejscu, iż w mojej sytuacji możliwa jest także tresura „pod nieobecność” Władczyni tj. w sytuacji, gdy np. na ileś minut lub nawet godzin zachodzi potrzeba wyjścia Władczej Pani na miasto np. na przyjacielskie plotki, na zakupy czy też inne zajęcia lub ewentualnie w sytuacji, gdyby Władczyni miała chęć wykonywać pilne domowe prace, a także musiała w skupieniu przygotowywać się na zajęcia, lub po prostu w spokoju miała chęć pogrzebać w komputerze, poczytać kobiece czasopisma czy pooglądać w telewizji pasjonujące serialowe romansidełka.

Bardzo przydatne wtedy jest wyszkolenie w zakresie nabycia przez niewolnika odruchów warunkowych omówionej wcześniej w niniejszej „Księdze” techniki „wiązania w kij” czy też „związania w kołyskę”. Albowiem niewolnik tak ulokowany „wygodnie” i bezpiecznie w więzach, bez narażenia się na uszczerbek na zdrowiu nie tylko cierpliwie i niestrudzenie oraz w należytym milczeniu czekałby na swoją Panią, ale również absolutnie nie przeszkadzałby Jej w wykonywaniu obowiązków domowych i zawodowych. Dodatkowo, dla uprzyjemnienia mu pobytu Dobra i Litościwa Władczyni może zawsze pozostawić mu w miejscu widocznym, lecz absolutnie dla niego niedostępnym, swoje ślady w postaci pachnących majteczek, pończoszek, stanika, gorseciku, albo: powieszonej sukienki, garsonki, bluzeczki, czy innych części Jej garderoby, bez przerwy przypominających mu o swojej Pani.

W szczególnych okolicznościach, uwzględniając wszelkie dobrodziejstwa wynikające ze „związania w kij”, w tym dotyczących faktyczną względną wygodę ulokowanego w tychże pętach, nie ma problemu z pozostawieniem pieska-niewolnika nawet na czas wykonywania przez Piękną Władczynię tak przyziemnych czynności jak pójście do przyjaciółki na bardzo istotne „babskie pogawędki”.

Jedynym problemem jest niezawodny, ale bezpieczny knebel, niezbędny by psotny piesek nie poobgryzał mebli, czy też kabli, lub też swoim hałaśliwym szczekaniem nie denerwował sąsiadów – ale ten problem przestaje istnieć, gdy zastosuje się knebel np. w postaci wędzidła, drewnianego kołka czy też przewiązanej wokół głowy niewolnika i ciasno zawiązanej na jego karku apaszką (kawałkiem tkaniny, płótna) ze zrobionym pośrodku węzłem, który z kolei zostaje wciśnięty pomiędzy jego „groźne” zęby. Z jednej strony taki „przyjemny” knebel powstrzymuje wydawanie zbyt głośnych głosów i daje gdzie „spocząć” zębom niewolnika, które zgodnie z naturalnymi właściwościami szczęk, muszą się na takim kneblu zaciskać (knebel pełni zatem funkcję specyficznego kagańca) a z drugiej strony taka forma jarzma umożliwia całkiem swobodne oddychanie, w tym również wdychanie i wydychanie powietrza ustami.

Podobna sytuacja może wystąpić, gdyby Władczyni chciała skorzystać z przyjemnego i głębokiego słodkiego snu, po męczącym i przydługim dniu.
Również w tym przypadku niezastąpiona może się okazać metoda „związania w kij”. Pewnie i niewolnik korzystając z tak wygodnego ułożenia i pozy chętnie skorzysta z ożywczego snu – choć pewnie w jego przypadku będą to raczej często przerywane pewnym odrętwieniem lekkie drzemki.
Ale to wszystko obraca się w ostateczności na jego korzyść, bo ze względu na szalenie monotonną, bez końca ciągnącą się noc, całe jego własne doczesne, uległe życie wyda mu się znacząco przedłużone.

Te dwa ostatnie pomysły, ze względu na ich „rozmach”, powinienem jednak raczej umieścić w dziale FANTAZJE.
Aczkolwiek muszę się „pochwalić”, iż odbyte do tej pory ćwiczenia oraz tresury w pełni potwierdziły wszystkie moje teoretyczne rozważania - przedstawione w części, w której omawiałem wszelkie zalety metody „związania w kij” - w tym niezawodność a jednocześnie bezpieczeństwo tejże metody oraz wykazały, że tego rodzaju pęta są mimo wszystko dość „wygodne” i da się w nich „wytrzymać” bez specjalnych problemów znacznie dłużej, co „rokuje” na przyszłość szansę na intensyfikację przeprowadzonych doświadczeń.

Jeszcze raz odnosząc się do nieśmiertelnej problematyki zakładanych więzów, pęt i niewolniczych jarzm. Z jednej strony odczuwam ich uciążliwość, dokuczliwość a nawet ból i cierpienie, sprawiające, że pozbawiony jestem zdolności do władania swoimi kończynami, a nawet całym swoim ciałem. Założone pęta sprawiają, że nogi stają się tylko zbędnym, bezużytecznym balastem, który muszę ciągnąć bezwładnie za sobą pełzając po podłodze a ręce są tylko niejako nierozwiniętymi odnóżami przytwierdzonymi bezwładnie do mego tułowia, bez możliwości posłużenia się nimi lub wykorzystania do ludzkich „zachowań”. A z drugiej jakże jest dla mnie miłe odczuwanie tychże więzów na sobie. Podobnie jest z wetkniętym w usta kneblem, który uniemożliwia mi „zademonstrowanie swego człowieczeństwa”. Knebel jest dokuczliwy, niewygodny, czasami odpychający i brzydko smakujący, a z drugiej jakże przyjemne jest dla mnie fakt jego posiadania, gdy bezwzględnie jest wciśnięty w moje usta.

W rzeczy samej opisałem tylko te najbardziej charakterystyczne, wiodące cechy mojej uległości, upokorzenia i uwielbienia Kobiet. Niełatwo jest przelać wszystkie swoje wewnętrzne odczucia na papier. Chyba jednak najbardziej można się zrozumieć tylko w toku wspólnych rozmów i doświadczeń.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 8

Niewolnicze rozważania trochę sentymentalne, trochę psychologiczno-filozoficzne

Tak naprawdę „zabawę” w uległość a właściwie przebieranie się w damskie ciuszki (choć do dnia dzisiejszego nie jestem typowym transwestytą, raczej fetyszystą), samozwiązywanie się oraz kneblowanie rozpocząłem w wieku ok. 13-14 lat, czyli przeszło 30 lat temu. Początkowo, tak mniej więcej do 25 roku życia próbowałem nawet nieudolnie walczyć ze swoimi nienormalnościami. Później się jednak z tym pogodziłem i w jakiś sposób dostosowałem do mojej zwariowanej psychiki. Z czego te błądzenie ducha wynika – tak naprawdę to nie wiem – z pewnością jedną z przyczyn mógł być fakt, że ze względu na ciasnotę, mieszkałem w dzieciństwie w jednym pokoju z czteroma siostrami. Łatwo można się domyśleć, że nastoletnie siostry bez przerwy pozostawiały rozrzucone części swojej garderoby i bielizny. Właściwie nie było możliwości uniknięcia bezpośredniego zetknięcia się z nimi – może to był prapoczątek, może.....

To nie jest tak, że żyję beztrosko, swawolnie, lekko, bez żadnych obciążeń psychicznych, a tym samym bez żadnych wewnętrznych wątpliwości, co do normalności moich zaciekawień. Nie jest mi przecież lekko w życiu codziennym z moją uległością. Zdaję sobie przecież sprawę z własnej ekscentryczności, osobliwości, zaburzeń i nieprawidłowości umysłowych – odbieranych powszechnie za coś nienormalnego a nawet zboczonego, perwersyjnego. W moim umyśle bez przerwy toczy się wewnętrzna walka. Nieraz, co wyżej zaznaczyłem, podejmowałem z samym sobą walkę wewnętrzną – podejmowałem próby zerwania z moją uległością, prowadzenia nowego życia – coś na wzór walki z nałogiem. Wytrzymywałem góra pół roku a potem z powrotem wracałem, początkowo nieśmiało, do swojego dziwnego hobby. Po pewnym czasie ok. 15-20 lat temu doszedłem do wniosku, że tej „walki” nie wygram – nie mam odwrotu od psychicznej niewoli uległości. Poddałem się. Od ok. trzech lat zacząłem nawiązywać także kontakty z profesjonalnymi dominami (tak było zdecydowanie łatwiej). Co najwyżej uznawały, że przedstawiane przeze mnie „scenariusze” dominacji ich nie interesują. Niektóre z pośród dominujących Pań zdecydowanie odrzuciły moje podania a nawet odpowiednio „skomentowały”. Nie z wszystkimi ostatecznie nawiązałem kontakt, nie z wszystkimi mogłem też w toku spotkań „dogadać się” – zatem do następnych spotkań już nigdy nie doszło, a niektóre - przykro przyznać, ale po prostu oszukało mnie, bo o dominacji to nie miały bladego pojęcia, ale przede wszystkim nie miały żadnego zamiaru wywiązać się w toku spotkań z przyjętego „zlecenia”.

Spotkałem też się z ciekawym odzewem na moją prośbę: „chcesz mi służyć – wpłać pieniądze na moje konto w banku”. Przyznaję, że w odpowiedzi „pojechałem” sobie ostro po tej Pani. Choć dzisiaj przyznaję, że niesłusznie i jest mi trochę głupio. Bowiem z perspektywy czasu i obiektywnie patrzeć, przecież owa Pani była jednak uczciwa wobec mnie i jednoznacznie wskazała swoje oczekiwania jako Domina. To, że mi taka forma uległości i służenia Pani, polegająca na bezproduktywnym pozbywaniu się gotówki nie odpowiadała to przecież zupełnie inna sprawa – czyż omawiana Pani w czymkolwiek nadużyła mojego zaufania lub nie miała ochoty do realizacji obiecywanego „programu zajęć”??? Przecież teraz już wiem, że są najprzeróżniejsze oblicza uległości i dominacji – nie tylko takie, które mi odpowiadają. Z pewnością są też fani pozbywania się bez celu środków finansowych i być może tylko takie zachowania, dla postronnych wydające się „głupie i niedorzeczne” przynoszą tymże uległym psychiczną ulgę i rozkosz ciała – kto wie.... Przecież i Rydzykówko zostało zbudowane na amatorach bezwzględnej i ewidentnej finansowej uległości, to dlaczego nie mogliby istnieć amatorzy służalczego pozbywania się pieniążków na rzecz bądź co bądź całkiem ładnej dziewczyny?!!! (By nie było nieporozumień - nie mam żadnych negatywnych obiekcji, co do osoby stwarzającej owe „imperium”, pozytywnych zresztą też, choćby z tego powodu, że nigdy nie miałem z nim bezpośrednio do czynienia a opierać się na medialnych, subiektywnych opiniach i przekazach, pisanych na zamówienie osób uważających się za posiadaczy jedynie słusznej racji i politycznej poprawności, nie mam zamiaru).

Utrzymywałem też swego czasu z jedną z Pań znajomość wirtualną. Nie była to jednak relacja Lady-niewolnik w potocznym jej znaczeniu. Fakt, występowała Ona w roli osoby dominującej a ja uległego, ale w listach do siebie wymienialiśmy się tylko swoimi opiniami, poglądami przemyśleniami, prowadziliśmy również pewne dysputy filozoficzno-psychologiczne dotyczące wzajemnych relacji Pani-niewolnik itd. Wydawało mi się, że w jakimś sensie rozumiemy się i mogą nas połączyć pewne wzajemne nici porozumienia, że być może znalazłem przyjazną duszę. Kogoś, z kim można się podzielić swoimi nietypowymi myślami, doznaniami odczuciami, mimo, że od początku zdawałem sobie sprawę jak wiele nas różniło i to nie w przestrzeniach dominująca-uległy, bo te akurat pozwalają nie tylko na ewentualne podzielenie się tymi jakże odmiennymi stanami świadomości, ale są ze sobą nierozerwalnie połączone. Każda z nich nie może przecież egzystować oraz istnieć bez drugiej. I wszystko byłoby pewnie piękne i sympatycznie, gdyby po wielotygodniowych wymianach poglądów, oraz wielomiesięcznej wirtualnej znajomości, w której powolutku „niczym spadające milimetr po milimetrze satynowe prześcieradło z ciała kobiety” uchylaliśmy przed sobą własne tajemnice, nie doszło wreszcie do próby nawiązania bezpośredniego kontaktu. Spotkanie miało polegać tylko i wyłącznie na rozmowie, wymianie poglądów, próbie nawiązania pewnej przyjaźni oraz służyć wymianie doświadczeń. Absolutnie nie miało mieć charakteru „komercyjnego” czy też polegającego na przeprowadzeniu jakiś praktyk bdsm. Jednak do tego spotkania nigdy nie doszło. Stawiłem się o określonej porze i w ustalonym miejscu, gdy otrzymałem wpierw sms, że Pani się spóźni, by po pewnym czasie uzyskać informację „przepraszam, nie czekaj i nie telefonuj” – koniec, żadnych więcej wyjaśnień.

Oczywiście nie narzekam i nie skarżę się. Nie mam też absolutnie do nikogo pretensji czy żalu, zwłaszcza, że na początku mojej „publicznej” kariery niewolnika poszukiwałem mocno na oślep i wydawało mi się, że wszechstronność Pięknych Pań może być atutem a nie deklaracją na wyrost. Wiem, że były to koszty moich poszukiwań i osobliwych zainteresowań – ce la vie. Również do mojej „przyjaznej duszy”, mimo tak radykalnego, niczym nie wytłumaczonego zerwania znajomości nie miałem i nie mam pretensji. Nie wiem bowiem jakimi motywami się kierowała, co było przyczynkiem tak gwałtownego odwrócenia sytuacji. Może miała mnie dosyć i nasza znajomość mocno już Jej ciążyła? A może wystarczyła Jej świadomość, że jest zdolna „zapakować” uległego do pociągu? A może potrzebowała tylko dla zaspokojenia własnych potrzeb ujrzenia gdzieś z ukrycia cudaka, który w rzeczywistości zupełnie Jej nie odpowiadał?! A może były zupełnie inne, bardzo istotne (lub przyziemne) a nieznane mi powody, może....

I tylko szkoda mi było utraconej szansy spotkania w życiu kogoś przyjaźnie i życzliwie nastawionego do mojej osoby i moich odmienności...

Przy czym zaznaczyć muszę i szczególnie podkreślić, iż nie zdarzyło się, by jakiekolwiek zawirowania dotyczyły Władczych Pań, które, jak wynikało z ogłoszeń prowadziły uczelnię, posiadający tylko i wyłącznie wydział w zakresie dominacji i tresury niewolników. Nigdy się na nich nie zawiodłem, co najwyżej okazywało się, że nie nadaję się, by kontynuować studia na zaproponowanym mi kierunku bdsm. Z pewnością opuszczenie przeze mnie kolejnych zajęć to tylko i wyłącznie moje przewinienie dotyczące niewywiązania się ze szkolno-niewolniczych obowiązków.

Była też bowiem znakomita część Władczych Pań, z którymi wydawało się, że umiem znaleźć wspólny język, ale tak jakoś wyszło, że spotkałem się z nimi raz czy dwa a do dalszego zacieśniania relacji Pani-niewolnik nie doszło.... z pewnością w znacznej mierze z mojej winy.

W tym kontekście, do dnia dzisiejszego dręczą mnie wyrzuty sumienia i wiele razy świdruje mój mózg świadomość, iż nadużyłem kiedyś zaufania jednej, bardzo mi życzliwej, niezwykle sympatycznej i przyjaznej a przy tym bardzo ładnej Władczej Pani. I mimo, że minęło od tego zdarzenia (a właściwie mojego zaniechania) już wiele, wiele czasu i Ona z pewnością już mnie nie pamięta, to jest mi ciągle niezmiernie przykro i nieswojo, zwłaszcza, gdy spotykam Jej anonse na stronach internetu i widzę Jej zdjęcia, jakże zawsze dla mnie w pewnym okresie przychylnej mi osoby. Przed sobą mam wtedy tkwiący w moim mózgu obraz nieco zamyślonej twarzy, na której odbija się nieco melancholii, jakby zasmucenia z nieodpowiedzialnego i niewiarygodnego niewolnika, który, mimo wielkiej przychylności Pani, zawiódł pokładane w nim nadzieje.

Rozumiem też, iż Władcze Panie, jako osoby dominujące, dyktatorskie, nie dające sobie „dmuchać w kaszę”, pozostawiają często scenariusz tresury całkowicie sobie, nie uwzględniając moich sugestii. Z pewnością podejście Władczych Pań do tematyki jest słuszne, zresztą nieraz techniki i metody szkolenia są wielce interesujące i niestereotypowe, lecz pozostawało to małe ale.....

W życiu bowiem jest jednak inaczej. Zwłaszcza w sytuacji tak specyficznych, nietypowych, osobniczych zainteresowaniach. Nie można opierać się tylko na własnym wrażeniach i własnej intuicji. Specyficzna „zabawa” Pani-niewolnik nosi bowiem charakter zbliżony do występów na scenie teatru. I bierze w niej udział dwóch aktorów. Co prawda o wszystkim w ostateczności decyduje Władcza Pani jako faktyczny reżyser i autor scenariusza według własnego pomysłu i adaptacji „tekstu” pod potrzeby sztuki. Jednak ja, jako mający odgrywać jedną z głównych ról aktor, mogę nie widzieć siebie w narzuconej mi roli. Mogę zatem zrezygnować z narzuconej mi obsady w sztuce oraz zrejterować z teatru wydarzeń.

Narzuca się w tym miejscu pytanie: „skoro potrafiłem sam wdrażać w życie swoje zniewolenie tj. niejako „sam się zaspakajać”, to po co jeszcze szukam swojej Treserki i Władczyni?”.

Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana.

Przebrać w kobiece ciuszki, zakneblować – nawet całkiem skutecznie oraz związać (z jakimś tam mniej lub bardziej udanym efektem) mogę się w ostateczności zawsze sam (co zresztą przez wiele, wiele lat praktykowałem i w „wolnych” chwilach nieraz jeszcze się w to „bawię”). Nie jest to oczywiście to samo, a tym bardziej tak samo skuteczne, co bezpośrednio z inną osobą, brak też niemało dodatkowych elementów. Przyznać jednak trzeba, że w ostateczności jakiś tam substytut zniewolenia i poniżenia by był..... Ale obecność drugiej osoby-kobiety w toku zniewolenia i Jej bezpośredni w tym udział jest nie do przecenienia. Nie chodzi tu tylko o konkretną osobę jako tako (chodź akurat to z pewnością jest dla mnie niepodważalnie najważniejsze), ale przede wszystkim o całą otoczkę związaną z obecnością kobiety. I to dotyczącą bezpośredniej fizycznej bytności Kobiety, czyli wszystkim, co jest związane choćby z Jej widokiem, ale również, a właściwie przede wszystkim bardziej metafizycznym odczuwaniem Jej obecności, czyli zapachy, aromaty, unoszące się i spływające z każdego miejsca pomieszczenia lub ulokowane i nagromadzone w Jej pończoszkach, majteczkach, czy innych elementach Jej garderoby – tego nie można rzecz jasna niczym zrekompensować, uzupełnić, podrobić. Do tego dochodzące dźwięki stukotania kobiecych nóżek/pantofelków o podłogę, czy też inne głosy, szelesty a nawet śmiech dobiegający gdzieś z oddali, świadczące o Jej bliskiej obecności są niesamowicie ekscytujące i przenoszą moje emocje w zupełnie inny wymiar. Samo uzmysłowienie, że jest się „w niewoli” kruchej istoty - kobiety i świadomość Jej bliskiej w końcu obecności podnoszą „rangę” każdego spotkania i nadają mu swoistego klimatu oraz otoczki.

Uwypuklić również trzeba istotne dla mnie znaczenie „komnaty”, w którym ta swoista „zabawa” się odbywa. Kobiece pokoje zawsze kojarzyły mi się z pewną tajemniczością, dyskrecją, subtelnością i specyficznym klimatem, poprzez swoją jakąś eteryczną magię i atmosferę. Oprócz oczywiście swoistego umeblowania i wyposażenia w różnego rodzaju kobiece gadżety, zawsze się może zdarzyć, iż przytrafiają się w nim „przypadkowo” porozrzucane części typowo damskiego ubioru nadające również, oprócz „klimatycznego” charakteru wnętrza, także jego „bardziej ludzki” wymiar. Taka „porozrzucane” czy też wiszące w najlepszym porządku, ale na widocznym miejscy damskie spódniczki, sukienki, bluzeczki, a przede wszystkim części Jej bielizny, haleczka, czy też rajstopki i pończoszki powodują bowiem, iż „bawialnia”, w której ewentualnie przebywam nabiera również cech damskiej przebieralni. Tym samym w moim trochę sfeminizowanym wyobrażeniu znajduję się w centrum tak bardzo fascynującej, z pewnością podniecającej (a dla mnie niedostępnej) i trochę niepokojącej typowo damskiej garsonierze, w której przebywa niedefiniowalny „kobiecy duch”.

Jak w życiu przekłada się moja uległość. Pytanie jest tak w swej płaszczyźnie obszerne, że trudno jednoznacznie dać odpowiedź. Myślę, że nie stać mnie na razie z zerwaniem ze swoim „normalnym” życiem – pozostaje pewne oszukiwanie się, udawanie, podwójne życie. Jak długo wytrzymam – nie wiem. Nie jest jednak łatwo tak ciągnąć „ten wózek”.

W życiu codziennym nie uzewnętrzniamy się również zbyt łatwo, staramy się skrywać swoje zainteresowania, swoje odczucia czy przemyślenia, zwłaszcza w tak delikatnej sferze jak własna psychika. Boimy się choćby tego, że inni ludzie źle nas odbiorą, niewłaściwie zrozumieją a końcu potraktują jako dziw natury, coś nienormalnego, niezgodnego z normalnym bytem. Boimy się, że staniemy się prowincją społeczeństwa. I tylko w tym zakresie komputerowa „anonimowość” jest przydatna. Pomaga oczywiście nawiązać kontakty z osobami o zbliżonych zamiłowaniach. W sytuacji nieporozumienia i niezgodności „charakterów”, pozwala wycofać się, bez uszczerbku dla własnej tożsamości.

Istnieje oczywiście możliwość zajścia mylnych wzajemnych pojęciach o sobie, o swoich i innych rzeczywistych zainteresowaniach a w końcu do przekłamań i przedstawiania siebie w innym świetle (przeważnie znacznie lepszym niż w rzeczywistości). Zatem komputerowa znajomość powinna być tylko drogą do celu a nie celem. Ale wędrówka tą drogą może być też w jakimś sensie fascynująca, a w czasie tejże wędrówki można spotkać wiele frapujących osób..., choć nie wszyscy muszą przecież nas ostatecznie zainteresować. Nie zawsze też uda nam się tą drogę zakończyć poprzez osiągnięcie celu. Występują też często zabłądzenia na skrzyżowaniach różnych dróg, wahania co do podjęcia ostatecznej decyzji a nawet obawy przed podjęciem pewnych prób – poprzez choćby paraliżujący strach, że znowu się zawiodę, że wypadnę blado i niezgodnie z oczekiwaniami drugiej osoby, a może przez własne kompleksy, które dość łatwo ukryć w świecie wirtualnym...

Życie każdego z nas jest tak naprawdę pełne wszelakich zakrętów i wzajemnych uzależnień, choćby środowiskowych, związanych z wykonywaną pracą czy też rodziną i nikt raczej nie zaryzykuje jego destabilizacji, bez jakichkolwiek gwarancji, co do przyszłości – a takich nikt nie może chyba dać.

Ja też żyje przecież w danym środowisku, wykonuję konkretny zawód. Istnieją przeróżne uwarunkowania społeczne, zawodowe i osobiste tworzące pewna pajęczą sieć powiązań, w których niełatwo się poruszać a tym bardziej ujawniać choćby w niewielkim stopniu swoje „zainteresowania”. Nie da się ukryć, że żyję w pewnej „konspiracji”, ukryciu swoich słabości – czyli z punktu widzenia ideologa-etyka – w pewnym fałszu. A do tego ciągły ogarniający mnie lęk, obawy o nadciągającej nieuchronnej katastrofie, wpadki, która przewróci całkowicie moje „spokojne” i dość nieźle ułożone dotychczasowe życie, powodując niejako moją samozagładę. Przecież wystarczy, że moje słabości wyjdą na zewnątrz, choćby w mojej pracy i jestem całkowicie „spalony” na swoim terenie.

Pewne formy uległości próbowałem wprowadzić jednak w pracy. Skutki i efekty były dosyć „kłopotliwe” – ale o tym chyba na razie nie napiszę – taka mała „tajemnica” krnąbrnego niewolnika...

Wyrzuty sumienia – są bez przerwy, dręczą, nie dają często nadziei na lepszą „wymarzoną” przyszłość. Wiem przecież o swoim rozdwojeniu jaźni, nieprawdziwości swego codziennego życia. Z jednej strony chciałbym żyć „normalnie” jak mocno przeważająca większość społeczeństwa, a z drugiej strony zdecydowanie bardziej pociąga mnie tylko i wyłącznie to drugie moje ja. Nie chcę już bowiem z moich zainteresowań rezygnować.

Od mniej więcej półtora roku mam moją Najcudowniejszą Uwielbianą Lady!!!

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 9

Moja Pani

Wiem, że Piękna Pani jest osobą dominującą a ja tylko marnym uległym. Ale nawet niedoskonały niewolnik, powinien choć odrobinę poznać „swoją Panią....Przecież nie oznacza to tylko pchaniem zwykłą ciekawością. Jest to bowiem coś więcej – przede wszystkim staraniem się by nawiązać nici porozumienia a nawet pewnej przyjaźni. Bardzo w tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim mi życzliwym Władczym Paniom, a przede wszystkim Mojej Pani za wszelkie prowadzone rozmowy i niejako „otwarcie się” na moje zainteresowanie.

Z drugiej strony, ja jako uległy - choć z licznych postów na przeróżnych portalach wynika, że dotyczy to znacznej części niewolników – próbuję posłużyć się pewną formą „nacisku” a nawet narzucenia swej woli i tylko własnych oczekiwań w relacjach Pani-niewolnik. Jest to jakby próba „okiełznania” Władczej Pani, poprzez założenie Jej chomąta swojego punktu widzenia na świat dominacji i uległości, wędzidła utrudniającego Władczej Pani wyrażania własnych opinii i zdań dotyczących własnych oczekiwań oraz uprzęży naprowadzającej na jedyną „słuszną”, ale tylko z mojego egoistycznego punktu widzenia - drogę wzajemnych relacji.

Jest to jednak, zapewniam z całą stanowczością, w moim wykonaniu jakby bezwiedne, niezależne od moich intencji. Coś co wynika z niewolniczego stanu podekscytowania a jednocześnie ogromnej wewnętrznej radości i wewnętrznych, prawie nie do opanowania emocji, z faktu, że oto spotkało się naprawdę „przyjazną duszę”, z którą można podzielić się swoimi zainteresowaniami. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że owa gorączka mózgu z pewnością obraca się przeciwko mnie.

Wracając natomiast do słowa „okiełznanie”, które wcześniej użyłem w stosunku do Pięknej Władczej Pani.

Ciekawe to sformułowanie, mając na względzie, iż w rzeczy samej to ja jestem uległy i poprzez właśnie „okiełznanie” (za pomocą bezlitosnych sznurów i knebli oraz poniżającego stroju) podporządkowuję się w ostateczności woli swojej Władczyni.
„Okiełznanie” jednoznacznie kojarzy mi się bowiem z pozbawienie kogoś własnej woli i niejako „wypraniem mu mózgu”, by tym chętniej i radośniej służył u stópek swojej Pani, a jednocześnie by był przeświadczony, że to jest nie tylko dla jego dobra, jego misja i przeznaczenie, ale jest to przede wszystkim zgodne z jego pragnieniami i marzeniami.
To przecież, by nawiązać w tym miejscu do „dzikiego zachodu”, przede wszystkim „dzikie, wolne mustangi, czujące wiatr w swoich grzywach” poprzez okiełznanie (najpierw złapanie na lasso, potem założenie pęt i wędzidła oraz uzdy, chomąta, lejc a na końcu powolne ujeżdżanie) były doprowadzone do roli potulnych, uległych, bezwolnych koni, do końca życia już tylko prowadzonych na wodzy – czyż to nie jest obrazowe przedstawienie mojej uległości.

Myślę, że powyższe, często podejmowane przez niewolników przymiarki do narzucenia Władczym Paniom tylko i wyłącznie swego punktu widzenia mogą być ciekawym tematem do wszelkich rozważań filozoficzno-psychologicznych dotyczących relacji Pani-niewolnik, bowiem ścierają się tu jakby dwie, a właściwie aż cztery przeciwstawne osobowości.

Tylko trzeźwemu i realnemu spojrzeniu Pięknej Pani na sytuację, nasze relacje toczą się po właściwych torach – i za to bardzo chciałbym Jej podziękować i jestem jeszcze bardziej zobowiązany. A jednocześnie tym większy zdobyła Słodka Pani u mnie szacunek i poważanie. Tym bardziej przeto - dzięki takiej realistycznej i zasadniczej postawie Mojej Pani – pragnę utrzymać i nawiązywać z Nią przyjazne nici porozumienia.

Przepraszam zatem Moją Panią bardzo za swoje niewolnicze zarozumialstwo oraz pyszałkowatość. Jednocześnie dziękuję za wszelką pobłażliwość i zrozumienie dla moich słabości i pokus oraz odpowiednie ich stonowanie do właściwej płaszczyzny.

Cóż, Piękna Pani jest Kobietą, którą, mimo kontaktów tylko w jednej dość specyficznej płaszczyźnie, bardzo szanuję i podziwiam za „rozumną inteligencję”, a ja niestety jestem tylko marnym niewolnikiem, często niepotrzebnie rozgorączkowanym, którego nieraz jeszcze będzie Pani musiała z pewnością „sprowadzać na ziemię”.

Pomijam przy tym oczywistą i omawianą już poprzednio utratę zdolności do jasnego, trzeźwego a nade wszystko rozsądnego sposobu myślenia przez niewolnika w sytuacjach „potrzeby chwili”. Zauważyć jednak muszę i jak najbardziej przyznać, że nieraz dostaję małpiego rozumu – bo czyż normalne są moje zainteresowania i ich wdrażanie w życie.

Czyż prawidłowa i zgodna z męską osobowością jest chęć do bycia poniżanym i upokarzanym poprzez przymus przebywania w obecności Niezwykle Pięknej Pani w uwłaczającej sukience, spódniczce, damskiej bieliźnie. Z jednej strony odczuwam niesamowity wstyd, skrępowanie, zakłopotanie, a z drugiej uwielbiam odczuwać na sobie i nosić te fikuśne szmatki.
Czyż zgodne z ludzką naturą i daną nam inteligencją, jest moja niepohamowana ochota do leżenia u stóp Władczej Pani, będąc ciasno związany sznurami w niewygodnych, często karnych i uciążliwych pozycjach (a zatem pozbawiony pierwotnych właściwości poruszania się), albo niewytłumaczalna skwapliwość do bycia beznadziejnie zakneblowanym, a zatem egzotyczne samodążenie do utraty możliwości skorzystania z daru danego tylko homo sapiens, czyli wydawania mądrych, zrozumiałych i inteligentnych dźwięków, a tym samym pozbawienie wbrew samemu sobie, sposobności przekazania swoich myśli, idei, przemyśleń?. W takiej sytuacji całkowicie traci znaczenie fakt, czy tak zniewolony osobnik ma dość wysoką inteligencję czy też inteligencję na poziomie niedorozwiniętego umysłowo. Bowiem mój byt ograniczony jest w tej sytuacji niejako do wegetacji i ledwo co egzystencji, zależnej tylko i wyłącznie od drugiej osoby – niczym zamknięte zwierzątko w klatce. Jedynym instynktem, opanowującym cały mój zniewolony umysł jest dzika potrzeba uwolnienia się z krępujących więzów oraz pozbycia odczłowieczającego knebla. Wszystko inne zdaje się nie istnieć, jest nieważne, niepotrzebne. Świat materialny rządzący ludzkością jest nieprzydatny, zbędny – coś co istnieje zupełnie w innym wymiarze, niczym w jakiejś innej, nierealnej przestrzeni. Głośny krzyk „pomocy! - przecież jestem też człowiekiem, istotą rozumną, nie może mnie Pani tak bezlitośnie traktować, poniżać, upokarzać” pozostaje jednak uwięziony w pętach i w kłębie szmat wciśniętych w usta. Tym samym jest to niczym nie wytłumaczone dążenie przeze mnie do osiągnięcia w pewnym sensie pozycji bezrozumnego zwierzęcia (przedmiotu), którego ciało stało się „wiotkie i bezwładne”, pozbawione ludzkich cech. Ale czyż udomowionej małpki nie przebiera się również często w dziwne ubranka, sukienki???... A czyż małpka nie przechodzi czasami tresury pozwalającej na wykonywanie niektórych czynności usługowych na rzecz Władczej Pani, a także mających sprawić, by w przyszłości pełniła rolę pewnej żywej maskotki, mającej zabawiać Władczą Panią i sprawiać Jej wiele radości i uciech???

Mój świat uległości jest bowiem bardzo zakręcony, a Słodkiej Pani - zdaje się dużo bardziej ułożony, przemyślany rozważny. Zdaje się bowiem, że ma Ona jednoznacznie wytoczoną drogę, bez żadnych poboczy, rozwidleń, „niebezpiecznych” skrzyżowań.

Ja natomiast często opieram się niestety – choć ja osobiście akurat to „uwielbiam” - na wciąż nowych pomysłach zakwitających w mojej głowie, które nie do końca są mądre, sensowne, czy też przynoszące jakieś trwałe, racjonalne efekty. Jest to zatem pewna spontaniczność, polegająca na dość ślepym, przypadkowym szukaniu właściwych dróg w mojej uległości mimo, iż na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jednak zaplanowane, zamierzone, celowe. Powoduje to, że zdolny jestem do podejmowania pewnego „ryzyka”, aby tylko sprawdzić, co jest za tym zakrętem psychicznego zniewolenia.

Prawdą jest, że nie chodzi mi w toku spotkań o zaspokojenie seksualne lecz przede wszystkim doznania wewnętrzne – i w tym zakresie nic się u mnie nie zmienia. Nie należy jednak tego rozumieć jako całkowitą obojętność na „płciowość” spotkań, czy też doznawania nawet dość silnych napięć seksualnych. Jest to bowiem w mojej sytuacji całkowicie niezależne od mojej woli i często trudne do opanowania. W czasie spotkań nigdy nie mam jednak chęci praktykować takich form jak masturbacja, onanizowanie się czy też usilne dążenie do orgazmu jako takiego. W tym zakresie moim celem jest dojście do euforycznego orgazmu rozumianego jako bardzo silne doznania zachodzące w moim umyśle. Ta sytuacja wbrew pozorom nie jest wcale łatwa i w zasadzie nie daje mi szans na dłuższą metę kiedykolwiek do ostatecznego ukontentowania swego niepokornego i samowolnego ducha oraz doznania ostatecznego stanu błogości i końcowego szczęścia. Wiem, że będę „wiecznym” poszukującym, spragnionym przeżywania ciągle tego samego a jednocześnie trochę innego i nietypowego.

Ale to tylko pewne uproszczenie tematu i jego spłycenie. Bowiem w drodze do owych doznań nieodzowne są dla mnie pewne gadżety używane w toku spotkań, bez których nie wyobrażam sobie mojego świata uległości – zwane przeze mnie kostiumem niewolnika. Przypomina to w swej formie konieczność zakładania przez aktorów właściwych kostiumów w czasie występów, stosowania pewnych efektów specjalnych i trików, powodujących, że graną sztukę odbieramy „realnie”, że nią żyjemy, jakbyśmy byli w środku sztuki, epoki, przedstawienia. Nie jest bowiem tak, że wszystko odbywa się tylko i wyłącznie w moim umyśle i w mojej psychice. Trudno mi bowiem, bez pewnych środków „przemocy i poniżenia” wczuć się w rolę uległego. I w tym zakresie nie różnię się zbytnio od niewolników traktujących bdsm jak eksperyment seksualny bo to „fajna zabawa".

W jakiejś części jestem też typem niewolnika otwartym i zdanym na łaskę Pani oraz Jej podporządkowanym. Bowiem, jak już nieraz informowałem, owe podporządkowanie i zdanie się na łaskę Pani następuje poprzez „pozbawienie możliwości wszelkiego ruchu i wolności i w ten sposób wyrabianie poczucia „beznadziejnej bezsilności” i całkowitego podporządkowania się kaprysom Pani”. Nie jest to jednak bezwarunkowe podporządkowanie się Władczej Pani w sensie psychicznym, bowiem „moja uległość, nie nosi charakteru „dobrowolnej” postawy niewolnika, lecz przybiera formę przymusu i przemocy, czyli formę „siłowego” zniewolenia” poprzez „mocne, bezwzględne związanie sznurami (taśmami klejącymi a nawet łańcuchami) oraz umieszczanie niewolnika w różnego rodzaju jarzmach i okowach - również w uciążliwych, niedogodnych czy represyjnych pozycjach” a tym samym fizyczne podporządkowanie się woli Pani. Owe podporządkowanie jest również spowodowane „rygorystycznym i nieodwołalnym zabraniem prawa głosu niewolnikowi za pomocą wetkniętego knebla, uniemożliwiającego swobodę wypowiedzi, błagania o litość, wyrażania protestu czy też artykułowania niepotrzebnych narzekań, lamentów i skarg, a jednocześnie pełniącego inne ważne funkcje dyscyplinujące.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że moje spotkania z Piękną Panią są tylko pewnym substytutem (bardzo przepraszam za brzydkie słowo, całkowicie nie pasujące do Prześlicznej Mojej Pani, ale innego na dzień dzisiejszy nie umiem znaleźć) moich poszukiwań. Jakby chwilowym przystankiem dla moich skołatanych myśli i trwającej wciąż burzy w mózgu. Mam też świadomość pewnej namiastki doznawanych przeżyć i realizacji „zaciekawień”, oraz jej chwilowości. Jednak nasze spotkania pozwalają odetchnąć mi i przeżyć coś na miarę moich marzeń. Zresztą Piękna Pani nie daje mi w toku spotkań w żaden sposób odczuć, że to tylko komercja, wyuczona „teatralna” rola. A takie chwile „występów na scenie bdsm” są mi w tej chwili chyba jednak niezbędne, by dojść do siebie, oprzytomnieć i wrócić na jakiś czas do normalnego, toczącego się wkoło nas życia. Pewnie w jakimś stopniu również się od nich uzależniłem.

Zawsze zdawałem sobie oczywiście sprawę z komercyjnego charakteru naszych spotkań. Na taki charakter tychże „schadzek” w końcu sam się zdecydowałem. Jednak w czasie tychże spotkań styl Mojej Pani i sposoby przeprowadzanych tresur, pełne kobiecego wdzięku i uśmiechu jak i realizowane przez Nią zasady postępowania nie pozwalają odczuć, a zwłaszcza pamiętać, że te spotkania noszą właśnie taki, wynikający z góry określonych reguł, charakter. Wręcz przeciwnie, w moim pokręconym umyśle odczuwam i zawsze traktuję nasze spotkania, jako pewne, co prawda bardzo udziwnione, a nawet groteskowe, ale jednak „towarzysko-partnerskie” spotkania – i po prostu wolę by tak odczuwane pozostały.

Dzięki temu mam poczucie, że jest w świecie osoba, która rozumie moje dziwactwa, pozwala mi i pomaga w ich realizacji a tym samym niejako wpływa na uspokojenie mojego, mocno rozchwianego wnętrza.

To bowiem Moja Pani nie musiała, ale jednak zawsze okazywała mi tolerancję i wyrozumiałość dla moich udziwnień, cudactw i nienormalnych, z pewnością dla większości całkowicie niepojętych, wręcz „okropnych” zainteresowań. Nigdy nie doznałem od Mojej Pani pogardy czy poczucia, że jestem kimś gorszym, że moje wewnętrzne odczucia doznawane w trakcie tresury świadczą o skrzywieniach czy też zaburzeniach psychiki – aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że coś z tą moją psychiką do końca nie jest w porządku – ale Moja Pani jednoznacznie jasno, z wdziękiem uświadomiła mnie, że o ile nikogo nie krzywdzę i nie przynoszę nikomu szkody to jest to moja i tylko moja sprawa, że jest to pewna i dana mi, nierozłączna część mojej osobowości.
To Moja Pani swoim usposobieniem, kulturą, inteligencją oraz podejściem do mojej tresury, a także otwartością na różne moje pomysły i propozycje, które z daną tylko sobie swobodą i lekkością odpowiednio modernizowała i dostosowywała do „potrzeby chwili”, sprawiła, że lekcje uległości wdrażane na mojej osobie, mimo, że w jakiejś części wyreżyserowane, nie sprowadzają się do oschłych i bezdusznych godzin, lecz pozwoliły zawrzeć specyficzną, jedyną w swoim rodzaju „więź” okraszoną wzajemnym dialogiem, między Panią a uległym wielofunkcyjnym pieskiem.

Chciałbym zwrócić również szczególną uwagę, iż tresura w moim odczuciu i wykonaniu nie zamyka się na tych paru godzin spotkań. Już mniej więcej tydzień przed zamierzonym spotkaniem umawiam się przecież z Moją Panią, by ustalić wygodny dla obydwu stron termin i ewentualnie złożyć prośbą-podanie o jakiś nowe eksperymenty i doświadczenia, lub o „zmodernizowanie” dotychczas stosowanej metody tresury. Oczywiście nigdy nie jest tak, że zgłaszany przeze mnie scenariusz jest w 100% wdrażany i realizowany – są to bowiem ogólne zarysy, występujące zawsze odchylenia od ogólnych norm oraz zaskoczenia są zawsze dopuszczalne a nawet mile widziane.

Już co najmniej tydzień przed spotkaniem trwają u mnie przygotowania do kolejnej tresury, m.in. przygotowanie hańbiącego „kostiumu niewolnika” czy też ewentualnie innych „przyrządów naukowych” mogących się przydać w toku tresury. Jazda samochodem do Pięknej Pani trwa ok. 3 godzin. W czasie tejże jazdy cały czas nie daje spokoju dość ekscytująca w głowie pamięć o Mojej Pani, niepełna wiedza, co może mniej więcej się wydarzyć, pytania – jakie nowe zaskoczenia Moja Pani mi przygotowała oraz świadomość, że oto sam przeciwko sobie wiozę w bagażniku samochodu instrumenty mojego poniżenia, zniewolenia czy też upokorzenia.

Przypomina to trochę (w mojej głowie) sytuację w starożytnym Rzymie, gdy skazańcy sami musieli nosić swoje krzyże, w tamtych czasach będącymi symbolami hańbiącej kary i niehonorowego zakończenia żywota.

Nie jest również tak, iż moja wiedza, choć niepełna o czekających mnie najbliższych godzinach, pozwala mi na pełną śmiałość, swobodę i rozluźnienie. Za każdym razem, bowiem gdy już znajduję się przed drzwiami mieszkania Władczej Pani, stanowią one cały czas dla mnie tajemnicze wrota do zupełnie innego, ciągle dla mnie tajemniczego świata. Gdy po chwili słyszę wielce fascynujące odgłosy zbliżających się szpileczek stukających po podłodze ogarnia mnie zawsze pewien paraliż ciała i umysłu spowodowany wszechogarniającą mnie tremą i lękiem. Ten paraliż, jak i niczym nie wyjaśniony strach, mimo już tylu spotkań, jak i dość zaawansowanego zaplanowania przebiegu tresury - w stosunku do moich pierwszych spotkań zelżał na sile tylko w niewielkim stopniu. A przecież dobrze wiem, że nic „złego” mi się przecież nie stanie, a wręcz przeciwnie wiem przecież, że czeka mnie tylko i wyłącznie miłe i niezwykłe ugoszczenie przez bardzo sympatyczną Lady, przyjemność wynikająca z leżenia i służenia Jej słodkim nóżkom, jak i rozkosz wynikająca z delektowania się Jej widokiem, słodkimi woniami i smakami przenikającymi dosłownie do mojego wnętrza.

W toku prowadzonych już zajęć oczywiście rozluźniam się nieco i jestem znacznie swobodniejszy. Tym niemniej przed każdym następnym spotkaniem sytuacja tremy i onieśmielenia powtarza się.

Zdaję sobie przy tym sprawę, że zachodzi również sprzeczność pomiędzy „skłonnościami” (jak najbardziej przeze mnie chwalonymi i całkowicie zrozumiałymi) Przepięknej Pani do elegancji, zachowania całkowitej higieny i czystości oraz estetyki i dbałości o strój, a moimi skłonnościami do zapoznawania się z zapachami kobiecości zmagazynowanymi w Jej majteczkach czy pończoszkach.

Proszę jednak zauważyć, iż zawsze składam uprzejmą prośbę o udzielenie mi kolejnej lekcji pokory i nauki uwielbienia Kobiet sporo dni przed każdym spotkaniem, więc zawsze mam nadzieję że coś dla mnie Moja Pani przygotuje i nagromadzi. Ma Pani też czas na ewentualne zaplanowanie „niespodzianki”. Inna sprawa, że sporo niespodzianek powstaje bezwiednie już w toku prowadzonej tresury, na skutek „zaistniałej sytuacji” – i za to również jestem Mojej Pani bardzo wdzięczny i zobowiązany.

Droga powrotna okraszona jest bardzo świeżymi i ogromnie przyjemnymi wspomnieniami z dopiero co odbytej tresury.

Odczuwanie zniewolenia nie kończy się zaraz po wyjściu od Władczej Pani. W sytuacji, gdy w toku nauk często umieszczany jestem w niewygodnych pętach, pewne „łamanie w kościach” jest odczuwane przez parę dni, a i bolące, rozciągane w toku tresury przez dręczący knebel mięśnie szczęk nie dają łatwo o sobie zapomnieć. Dodatkowo po powrocie muszę przywrócić do ładu (choćby wyprać) przywiezione części mojego „kostiumu niewolniczego” często zabrudzonego i zmoczonego oraz wykonać, zrealizować zadanie domowe zlecone mi przez Moją Panią – to wszystko niejako „wymusza” wspomnienia i przypomina bezustannie o konieczności wielbienia Swojej Pani. Pomijam przy tym oczywiście fakt, że i tak wizerunek Jej subtelnej, niezwykle kobiecej postaci oraz przeuroczy uśmiech tkwi nieustannie w pamięci.

By pamięć o Pięknej Pani była jeszcze bardziej trwała, Jej imię wprowadziłem jako hasło do mojego komputera – „zmusza” to mnie do nieustannego przypominania sobie o Mojej Pani, i konieczności przygotowywania się do kolejnych „nauk” mającej na celu zdobycie przeze mnie mistrzowskiego kunsztu uległości.

A jak w życiu codziennym, w pracy??? Tu z pewnością jestem typowo podręcznikowym przykładem niewolnika.

Głęboko bowiem skrywam (przynajmniej w moim rozumowaniu) swoją uległość pod płaszczem pewnej surowości, zdecydowania czy też stanowczości. Moje zachowania często przypominają działania despoty, rygorysty, samodzielnie podejmującego nawet niepopularne decyzje. Jest to czasami zastosowanie nadmiernych i srogich środków decyzyjnych w stosunku do rzeczywistych potrzeb. A muszę w tym miejscu dodać, że środowisko, w którym poruszam się w pracy zawodowej jest w znacznej części sfeminizowane. Być może przypomina to zakładanie nadmiernie jaskrawych i rzucających się w oczy kobiecych ubiorów przez transwestytów, którym w ten sposób „wydaje” się, że poprzez taki strój jak najbardziej upodobniają się do Kobiet i wczuwają się w kobiecą rolę. U mnie istnieje wszystko na odwrót. Poprzez swoje zachowania za wszelka cenę „odsuwam” od siebie ewentualne podejrzenia dotyczące swoich „słabości i zainteresowań”.

Żyję zatem w podwójnym świecie – pewnie wielu doda - zafałszowanym, nieprawdziwym, ale czyż mam inne wyjście??? – proszę tak naprawdę uczciwie odpowiedzieć.

Zresztą i mój świat uległości jest „podwójny”. Nie popieram z jednej strony jakiś publicznych występów w stylu „Parada równości” czy też innych feministyczno-gejowskich show (w kwestii seksualności jestem zdecydowanie hetero – i w tym sensie dopuszczam tylko i wyłącznie relacje Pani-niewolnik, w ogóle nie wyobrażam sobie i nie dopuszczam w moim świecie relacji Master-niewolnik), a z drugiej „marzy mi się” coś tak kompletnie nierealnego jak przymus założenia przeze mnie kobiecych ciuszków i konieczność przebywania w nich w obecności osób trzecich.

Mimo wszystko trzeba być tolerancyjnym i z pewnym pobłażaniem patrzeć na słabości innych, nawet tych nieznanych a nie tylko głośno wymagać i żądać zrozumienia swoich. Jednak ja uznaję tylko i wyłącznie tolerancję, która obowiązuje obydwie strony a nie tylko jako wyraz żądania nowych przywilejów, uprawnień i konieczności dostosowywania się innych do moich preferencji. Tolerancja rozumiana bezwzględnie i skierowana w obydwie strony, jako „wolność nasza jest ograniczona wolnością drugiego człowieka”. Niezrozumiałe zatem są dla mnie krzykliwe i przejaskrawione żądania wszelakich mniejszości (do których przecież i ja w jakiejś strefie należę), by wszyscy pozostali, choćby byli w przeważającej przewadze dostosowywali się do ich światopoglądów, przekonań, zachowań. By ludzie nie uznający lub nie rozumiejący moich zainteresowań (czy to z niewiedzy czy też braku chęci) zmuszani byli do liberalizacji własnych zapatrywań. Każdy, nawet wydający nam się zacofany, skostniały zaściankowy a nawet ostatnio bardzo popularnie tytułowany „moherowiec” ma prawa do własnego życia i własnych wartości świata – i nic mi do tego, choćby mi to nie odpowiadało i stało niejako w sprzeczności z moim prywatnym interesem.

Ja będąc pilnym uczniem nauki pokory i uległości oraz wszelakiego wielbienia dla swojej Pani przeżywam wspaniałe chwile. Co z tego, że są one dla innych niezrozumiałe, kuriozalne a nawet cudaczne. Ja nie muszę ich przecież uzewnętrzniać wszystkim. Nie każę również innym ich naśladować czy też akceptować - są w tym momencie tylko i wyłącznie moimi doznaniami (i mojej Pani). Po to jest stworzone choćby forum „FETYSZ” byśmy my - wszelkiego typu fetyszyści i miłośnicy bdsm uzewnętrzniali na nim swoje potrzeby i zainteresowania, dzielili się doświadczeniami i przemyśleniami z osobami o zbliżonych zaciekawieniach. Każdy, kto wchodzi na powyższe strony jednoznacznie określone i nazwane, wie czego może się spodziewać – i w tym sensie niezrozumiałe byłyby słowa wielkiego oburzenia i zgorszenia. Nikt jednak odrobinę inteligentny czy rozsądny nie może żądać, by i inne strony internetu przeznaczone do wyrażania innych, często całkiem odmiennych wartości i potrzeb życiowych, równie liberalnie przyjmowały nasze rozprawki.


Zakończenie

W podsumowaniu mojego „studium zniewolenia” chciałbym podkreślić, iż wszystkie przedstawione rozważania dotyczą tylko i wyłącznie mojej osoby w roli uległego, przechodzącego wszelkiego rodzaju przeobrażenia i przeistoczenia.

Są z pewnością wynikiem moich ciągłych rozterek emocjonalnych wynikających z faktu, że tak naprawdę trudno jest mi się określić: nie jestem bowiem typowym, w 100% zadeklarowanym masochistą, fetyszystą czy też transwestytą wszystkiego jest we mnie po trochu, z lekką zapewne przewagą fetyszyzmu. Żadne z moich „upodobań” nie jest raczej ukierunkowane bezpośrednio na sferę seksualną. W toku spotkań w zasadzie nie przeżywam jakiś uniesień seksualnych na niebotycznym poziomie. Owszem, tego wątku nie mogę, bez wątpienia całkowicie pomijać. Jednak moje „zamiłowania” co już wielokrotnie podkreślałem, ukierunkowane są przede wszystkim na zaspokojenie sfery emocjonalnej, psychicznej, a także duchowego doznania. Wszystko praktycznie odbywa się w mojej psychice i to mój duch oraz psyche są przyjemnie podrażniane i zmuszane do aktywacji. Zatem spotkania z Lady nie mają dla mnie charakteru „wyżycia seksualnego”, którego celem jest dążenie do orgazmu. Nie dostaję, zatem wytrysku tylko z tego powodu, że założę kobiece szmatki (przepraszam za brzydką otwartość). Podobnie jest w sytuacji, gdy mam kontakt z kobiecymi zapachami (w tym z Jej bielizną, pończoszkami), czy też możliwość adorowania Jej pięknym stópkom, jak i w położeniu, gdy ktoś mnie zwiąże czy zaknebluje. Owszem, cały czas trwania spotkania towarzyszą mi silne bodźce i napięcie seksualne – ale są one dodatkiem a nie celem przeżywanych doświadczeń i stosowanych metod tresury. Istotne dla mnie są przede wszystkim odczucia wewnętrzne, może nie tak widoczne i nie tak na pierwszy rzut oka „efektowne”, ale jakże dla mnie ważne! Choć wiem i domyślam się, że dla większości niewolników to właśnie przeżycie orgazmu stanowi meritum całości tresury.

Jak z pewnością wszyscy zauważyli, w zasadzie jestem dość „prostym” statycznym niewolnikiem, bez żadnych fajerwerków i jakiś wyskoków, wszystko wydaje się u mnie stabilne, w pewnym sensie przewidywalne i z góry ułożone. Można by powiedzieć, że głównie jestem niewolnikiem swojej psychiki. Nie zmienia to oczywiście w żaden sposób faktu, że również jestem ciekawy nowych, nieznanych mi doznań, doświadczeń czy też „obudzenia” innych stron mojej uległości. Tym niemniej ogólny zarys i trendy mojego niewolnictwa rozumianego jako spotkania z Władczynią jest w zasadzie całkowicie ukształtowany i nie podlega raczej przewrotowi a jedynie pewnej, choć ciągłej ewolucji a również przeobrażaniu (choćby przypadek feminizowania).

Mam przy tym głęboką nadzieję na kolejne spotkania pogłębiające moje wyszkolenie w roli niewolnika, w których to bezpośrednich spotkaniach będziemy mogli o wiele łatwiej określać te „niewidzialne”, ale wciąż przekraczane granice dominacji i uległości.

- wielofunkcyjny piesek.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BDSM Księga uległości i zniewolenia
101 Garb zniewolenia sowieckiegoid 11503 ppt
Zachowania niewerbalne a uleglosc 12
20 Księga Przypowieści Salomona
31 Księga Abdiasza (2)
Access 2002 Projektowanie baz danych Ksiega eksperta ac22ke
1 Księga Rodzaju
Jak rozliczyć w księgach rachunkowych darowiznę w postaci usług
zielona ksiega K2HHJSHOJH2WI6CEC7LSEDKHWNOUJJUDXNP2PYA
12 Księga II Królewska
Mahabharata Księga I (Adi Parva) str 73 136
Apollodoros Bibliotheke ksiega I id 67143 (2)

więcej podobnych podstron