Księga uległości i zniewolenia - Cz. 1
Wprowadzenie
do „Księgi uległości”
Oddaję w ręce czytelników
moje opracowanie obejmujące subiektywne refleksje odnoszące się
bezpośrednio do mojej uległości i przyporządkowania swojej Pani.
Przeważająca część zaistniałych w nim okoliczności jest
prawdziwa i oparta na przeżytych przeze mnie faktach autentycznych,
aczkolwiek zostały przedstawione w nieco „fabularyzowanej”
formie. Moje wewnętrzne odczucia, doznania i psychiczne stany
świadomości są natomiast przedstawione jednostronnie,
nieobiektywnie a nieraz również tendencyjnie – tylko i wyłącznie
z mojego egoistycznego punktu widzenia. Jest to bowiem moje i tylko
moje „niewolnicze credo”.
Często w „Księdze
korzystam z fragmentów moich podań-próśb wysłanych w ciągu
ostatnich lat do Pięknych Władczych Pań, w tym w szczególności
do Mojej Prześlicznej Pani i Wspaniałej
Nauczycielki-Treserki.
Niestety ze względów technicznych
„Księga uległości” nie może być w tym miejscu „wzbogacona”
ilustracjami. Niewątpliwie psuje to efekt końcowy „dzieła”,
bowiem w rzeczywistości przykładowe reprodukcje powinny przeplatać
się z treścią „Księgi” i niejako symbolicznie przedstawiać
poszczególne akapity tekstu, co uczyniłoby „studium uległości”
bardziej przejrzyste i zrozumiałe.
Wiele z
przedstawionych form zniewalania, a przede wszystkim transformacji
doświadczyłem osobiście, choć z pewnością nie wszystkie w tak
radykalnych formach. Mimo czasami ich skomplikowanej i nadającej im
tajemniczości nazwy - oczywiście dla laików w bdsm (trochę w tym
zakresie się wymądrzam, przecież te fachowe nazwy i ich definicje
są łatwe do znalezienia w kompie) zapewniam, że są po niewielkiej
wprawie, proste w zastosowaniu i wypraktykowaniu.
W
sytuacji moich zainteresowań nietrudno jest zauważyć, iż nie
potrzeba wielu „rekwizytów”: sznury, taśmy klejące, apaszki,
szmatki do kneblowania, ewent. jakieś drążki, proste środki
dyscyplinujące, kobiece sukienki, spódniczki, fikuśna bielizna
itd. To wszystko bardzo łatwo zorganizować, samemu przygotować i
wykonać– z oczywistych względów odpowiednie „pomoce i
przyrządy naukowe” mam w swojej bogatej kolekcji narzędzi
poniżenia, przymusu i zniewolenia.
Integralną częścią
„Księgi” są „Przypisy”, które polecam, jako lekturę
uzupełniającą. Proszę je traktować zdecydowanie jako próbę
udowadniania, że zainteresowania uległością i dominacją, nie
muszą być do końca tak całkiem poważne, smutne, czy pozbawione
wątków humorystycznych. Jest tam również niejako podpowiedź,
wskazująca, że i z krzykliwą hałaśliwą koleżanką czy
przyjaciółką, nie wspominając już o żonie i kochance, z którymi
zupełnie brak porozumienia, też można sobie poradzić, choć
pewnie w sposób nie przewidziany przez największe feministyczne
autorytety – polecam również w tym przypadku analizę „Przypisu
nr 4 i 7”, w których można znaleźć „odpowiedź” na niektóre
problemy, jak również ewentualnie na niektóre zagadnienia
poruszane na „Forum”.
Z drugiej strony patrząc,
uprzejmie uprzedzam, iż zarówno obydwa „Przypisy” jak i przypis
nr 5 nie wnoszą z oczywistych względów żadnych ważnych i
istotnych treści czy przesłanek w zakresie faktycznych doznań i
refleksji na temat mojej uległości, a właściwie nie mają ich
wcale.
Stanowią tylko odautorski, zamierzony szyderczy śmiech
z własnych cudactw, dziwactw i nienormalności. Kpieniem samego z
siebie. Jednocześnie są tylko i wyłącznie informacją, iż swoją
uległość, w takim wydaniu naprawdę lubię i umiem się nią
cieszyć i radować. Nie jest dla mnie zmuszaniem się do nietypowych
czynów czy też nie odbieram jej jako martyrologię. Pogodziłem się
i nauczyłem żyć w takim wcieleniu swego ducha i psychiki i
nienajgorzej na razie sobie z tym radzę. Aczkolwiek czasami jednak
zbyt mocno absorbuje mój umysł. Proszę zatem tylko i wyłącznie
odebrać te mocno prześmiewcze teksty jako moje drwienie z tego
drugiego mojego ja.
Pamiętajmy, że w życiu ważne są,
co prawda chwile, i te chwile pozostają na zawsze w pamięci, ale na
codzień czeka nas zwykła proza życia.
Mottem przewodnim
mojej uległości stała się natomiast przesłanka sformułowana
kiedyś przez Moją Mądrą Panią „oczekiwanie na przyjemność
też jest przyjemnością”.
W tym miejscu chciałbym
dodatkowo podkreślić, iż wszystkie rozważania w „Księdze”
dotyczą tylko i wyłącznie mojej osoby w roli uległego,
przechodzącego wszelkiego rodzaju transformacje przedmiotowo -
zwierzęce i „odmężczyźniające”.
Zawsze
natomiast jest i z pewnością pozostanie dla mnie niezrozumiałe, iż
zamiast „podrywać” piękne Kobiety - wolę przebywać na
podłodze ciasno i bezwzględnie związany sznurami i pozbawiony
„paskudnym” kneblem prawa głosu. W takiej sytuacji zawsze się
jednak pocieszam na usprawiedliwienie mojego tak niepojętego hobby,
wchodząc na przeróżne strony internetu związane z bondage, gdzie
mogę sobie do woli „obserwować”, że nie tylko ja mam tak
osobliwego „konika” – strony „www”, na których
pierwszoplanową i fundamentalną rolę odgrywa opcja bezlitosnego
sznura i uciążliwego knebla, mimo a właściwie należałoby rzec
na szczęście, iż zdecydowana większość zdjęć przedstawia
skrępowane niewinne delikatne i wrażliwe istotki – kobietki.
Tak
naprawdę w czasie spotkań, zwłaszcza tych pierwszych nie jestem aż
tak śmiały i rezolutny jak można by ewentualnie wywnioskować z
lektury „Księga uległości”, ale myślę, że jest to
zrozumiałe. „Odwagi” nabiera się jednak zawsze w rzeczywistości
tylko po lepszym siebie poznaniu. Pewna anonimowość i dzieląca nas
komputerowa bariera niewidoczności pozwala mi w tym jednak miejscu
na większy luz i swobodę przekazywania myśli, doznań a także na
przekazanie wszelakich, najcudaczniejszych technik tresury i lekcji
poniżenia, które jednak w rzeczywistości przechodzę z Władczynią,
a o których nie miałbym odwagi tak od razu napomknąć w sytuacji
bezpośredniego spotkania twarzą w twarz.
Tekst „Księgi”
nie jest żadną próbą dostosowania się do niczyich oczekiwań, z
tej prostej przyczyny, że ich właściwie wcale nie znam, a każda
osoba czy to Lady czy też inny niewolnik ma swoje własne,
indywidualne. Z drugiej strony zauważam, po ilości zadawanych
pytań/problemów na wszelakich Forach związanych ze światem
dominacji i uległości, że jest wiele bardzo ciekawych korelacji
Lady-niewolnik i ich wzajemne współgranie.
Moja „odwaga”
ma również swoje źródło w fakcie, iż w przypadku negatywnego
spojrzenia ewentualnego czytelnika na zawarte w „Księdze
uległości” wartości mojego świata - niczym mi to raczej „nie
grozi”, oprócz oczywiście bardzo bolesnej utraty możliwości
nawiązania z przyjazną „duszą” jakiś więzi, bowiem tak w
rzeczywistości w dalszym ciągu pozostanę prawie bezimiennym, i
prawie anonimowym „gościem” – z wyłączeniem dla tych,
których dotychczas na swej niewolniczej drodze spotkałem i których
być może jeszcze spotkam oraz oczywiście dla tych nadmiernie
wścibskich.
Gdyby ktokolwiek miał chęć przedstawić
swoje zdanie na temat przedstawionych w „Księdze” moich
ukierunkowań, ale i również oczywiście swoich - niezmiernie
byłbym wdzięczny.
Życzę przyjemnej, choć miejscami
niełatwej i skomplikowanej lektury, z niedomówieniami i ukrytymi
aluzjami powodującymi, że nieraz będzie trzeba czytać „między
wierszami”. Jeżeli uśmiech zagości na czyjejkolwiek twarzy
(dotyczy to przede wszystkim Wspaniałych Pań), będzie to dla mnie
wystarczająca nagroda za te dni spędzone nad jej redagowaniem.
Jeżeli natomiast ktokolwiek będzie – mimo, że „Forum”
z samej definicji dotyczy wszelakich fetyszy i udziwnień związanych
ze sferą dominacji i uległości - zbulwersowany, oburzony, pogardzi
mną, nie uzna moich dziwnych preferencji a szczególnie będzie
mocno zawiedziony i rozczarowany moją „Księgą uległości i
zniewolenia” i przekazanymi w niej treściami – w pełni
zrozumiem taką postawę i nie będę miał absolutnie do nikogo
żalu, a tym bardziej pretensji.
Z dedykacją dla
wszystkich Pięknych Władczyń oraz wszelkiego typu i rasy psów i
niewolników – wielofunkcyjny piesek.
Ogólna
charakterystyka moich zainteresowań w zakresie uległości i
zniewolenia.
Przybliżając siebie i moje dotychczasowe
doświadczenia, chciałbym na wstępie uprzejmie poinformować, że
nie wszystko było od razu tak jak opisuję i można byłoby
wywnioskować z treści „Księgi” – są tam pewne dość
znaczne uproszczenia i uogólnienia a nawet podkoloryzowania
sytuacji. Wszystko docierało się w trakcie spotkań i wzajemnym
rozpoznaniu sytuacji „na polu walki”. Z tekstu wynika również
jednoznacznie, że jestem ciągle otwarty na wprowadzanie nieznanych
mi nowinek i ciekawostek w dziedzinie tresury i wprowadzania rygoru
posłuszeństwa i pokory – przecież tyle jeszcze ich jest
nieznanych dla mnie, a kto wie czy nie równie wartościowych i
przyjemnych dla ducha i psychiki.
Przechodzona przeze mnie
tresura ma przede wszystkim za zadanie udzielenie nieposłusznemu,
krnąbrnemu, a często i hardemu podwładnemu lekcji pokory i
uległości. Bym bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na kapryśną
łaską Pani, zakuty w jarzma niewoli, rzucony na podłogę u
czarownych stóp, nauczył się jak wielkim uwielbieniem powinienem
darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości służyć
u Jej stóp.
A funkcja nałożonych i egzekwowanych kar? –
no cóż – są nieodłącznie powiązane z egzystencją i
nieodzownym komponentem bytu niewolnika – w moim przypadku znając
ich znaczenie wiem jednocześnie, że jestem tym bardziej ważnym i
docenianym pieskiem w sforze Lady, która bardzo dba o moją właściwą
postawę oraz o szczególnie staranne wykształcenie w dziedzinie
pokory i wykorzystania swego ciała, duszy i rozumu w jedynie
słusznej sprawie, czyli służbie swej Pani i z pewnością bardzo
Ją niepokoi brak postępu w przyswajaniu wbijanych do głowy
niewolnika zasad i kanonów postępowania.
By trochę
bardziej naświetlić moją „karierę” uległego, w dalszej
części przedstawione zostały wybrane zagadnienia w zakresie moich
doświadczeń, ale przede wszystkim przemyśleń i rozterek w
sytuacji znalezienia się w położeniu uległego, choć nie zawsze
posłusznego, ciągle uczącego się i potrzebującego dalszej nauki
i tresury w zakresie szacunku i pokory wobec Kobiet, a przede
wszystkim wielbiącego swoją Władczą Panią.
Dość
szczegółowo omówiony został natomiast pewien szkic preferowanej
formy mojej tresury, wskazujący ogólny kierunek mojej uległości.
Oczywiście, jak najbardziej możliwe są - i są dokonywane
modyfikacje, udoskonalenia oraz wprowadzane innowacje do
proponowanych przeze mnie metod tresury.
Mając natomiast
na względzie moje zainteresowania niżej opisane, a zwłaszcza
przenikająca mnie chęć „prawdziwego” doznania odczucia
zniewolenia uważam, iż każde spotkanie okraszone moją tresurą
powinno trwać co najmniej kilka godzin, bowiem moim zdaniem tylko
dłuższe spotkanie pozwala pełniej zrozumieć i naświetlić istotę
zniewolenia.
W klimacie uległości nakierowany jestem
głównie na poniżenie i upokorzenie oraz całkowite uzależnienie
od woli Pani, czyli „utratę” własnej osobowości, natomiast w
zakresie fetyszyzmu fascynuje mnie: kobieca bielizna, pajęcze
pończoszki oraz zwiewne ciuszki (sukienki, spódniczki, bluzeczki),
Jej zapachy i smaki.
W toku spotkań wyobrażam sobie, że
udzielana lekcja przybiera formę swoistej zabawy pomiędzy
autokratyczną, władczą Piękną Królewną a jej niepokornym,
niezdyscyplinowanym i buntowniczym podkomendnym. Tresura ma na celu -
po schwytaniu rebelianta i jego uwięzieniu - złamanie jego oporu,
zarozumiałości i zuchwałości z użyciem środków represji i
odwetu, upokorzenie i poniżenie, pozbawienie honoru oraz wystawienie
na wstyd oraz skompromitowanie go w oczach
„pospólstwa”.
Przedstawiając bardziej symbolicznie -
jestem dla Pięknej Księżniczki, w tych pewnych okresach naszych
spotkań prawdziwie zniewolonym osobnikiem, w pełni zależnym od Jej
woli. Jak ma chęć to zamyka mnie związanego w łazience, w pokoju,
w kuchni, z „ohydnym” kneblem w ustach, „wsadzonego” do
worka, itp., a sama wykonuje inne czynności, nie zwracając (tak
przynajmniej mi się wydaje) absolutnie na mnie uwagi. Nie interesuje
Ją jak mocno zamotany jestem w sznurach, czy knebel nie jest zbyt
dokuczliwy, czy niewygodna pozycja zbyt mocno nie doskwiera – po
prostu jestem a jakby mnie nie było – jak powietrze, mebel,
zwierzątko w klatce. I mimo, że wiem, iż to wszystko nie będzie
trwało wiecznie, że to tylko gra – i nie muszę czekać na
prawdziwe uwolnienie, bo Władcza Pani i tak „zlituje się” w
końcu nade mną – to jednak niezatarte wrażenie prawdziwego
zniewolenia a przede wszystkim niepewności pozostaje i zaczyna
nabierać cech realnych.
Zatem moja uległość,
przynajmniej w mojej psychice, nie nosi charakteru „dobrowolnej”
postawy niewolnika, lecz zdecydowanie przybiera formę przymusu i
przemocy, czyli formę „brutalnego” zniewolenia.
Szczególnie
istotne jest dla mnie, by owe całkowite zniewolenie nosiło cechy
jak najbardziej zbliżone do rzeczywistego, poprzez założenie
bardzo mocnych niewolniczych więzów, wręcz wrzynających się w
ciało – pozbawiających wszelkich złudzeń, co do samodzielnego
uzyskania wolności, powodujących mocne ograniczenie, a wręcz
czasami uniemożliwiające jakiekolwiek poruszanie się,
przemieszczanie czy też unikanie nadchodzącego biegu
wydarzeń.
Równie ważne jest dla mnie bezwzględne,
dokuczliwe zakneblowanie wszelkimi rodzajami kneblami, bowiem to
właśnie ten tak niepozorny aparacik - knebel jest wg mnie
najważniejszym i najpełniejszym symbolem uzależnienia,
zniewolenia, bezradności i konieczności całkowitego
podporządkowania się woli swojej Pani. To on sprowadza mnie do roli
bezwładnego obiektu, przedmiotu, czy zwykłego eksponatu
pozbawionego własnej osobowości. Powoduje, że pozbawiony jestem
niejako własnej woli, idei, a „wolne” myśli pozostają spętane
w moim niewolniczym rozumie, bez szansy na wydostanie się z tej
swoistej klatki.
Zarówno więzy jak i knebel powinny być
więc stosowane w sposób praktycznie ciągły, przez cały okres
trwania tresury, a zdejmowane lub poluzowywane jedynie wtedy, gdy
jest to niezbędne w toku tresury dla realizacji niektórych zadań
postawionych przez Władczą Panią.
Opisując moje
„zainteresowania” chciałbym na wstępie oznajmić, iż w
klimacie uległości, fetyszyzmu i uwielbienia swojej Pani jak i w
sferze obejmującą takie formy jak: upokarzanie, poniżanie,
transformację „forced feminization”, zaznawanie rozkoszy w
cierpieniu w drodze do jak najsłuszniejszego nabrania przekonania,
jak wielkim uwielbieniem powinienem Panią darzyć a jednocześnie
uświadamianie, że moim miejscem jest tylko i wyłącznie podłoga u
stópek Pani mam bardzo duże doświadczenie i wszelkiego rodzaju
„przeżycia”, w tym również z Pięknymi Dominami, choć przede
wszystkim „stosuję” self-bondage.
Znam zatem swoje
miejsce i powinność wobec Pięknych Pań, jakim powinienem
uwielbieniem i szacunkiem je darzyć. Wiem też jak czerpać radość
z cierpienia i upokorzenia. Nie jest to forma przechwałki a jedynie
chęć przekazania, iż w powyższym zakresie, a zwłaszcza
dotyczącego wiązania, kneblowania, poniżania oraz fetyszyzmu
przekroczyłem już pewną barierę nowicjusza, a tym samym bez obaw
podchodzę do stosowanych wszelakich form więzów i knebli.
Przy
czym, co muszę mocno podkreślić – „kobiecy strój” pełni u
mnie głównie rolę poniżającą i upokarzającą, stwarzając
pewną „barierę psychologiczną”. Mam bowiem jednocześnie
świadomość groteski i karykatury swojego wyglądu jak i
niestosowności i nienaturalności noszenia przeze mnie tychże
„fikuśnych” fatałaszków oraz ich nieadekwatności do
szorstkiej, kanciastej włochatej męskiej postaci.
Szczegółowe studium mojej uległości i zniewolenia.
Moje
niewolniczo-poddańcze upodobania nie mają charakteru dynamicznego a
przybierają zdecydowanie formę statyczną, polegające na
unieruchomieniu, obezwładnieniu i sprowadzenie mnie do sytuacji
„beznadziejnej bezsilności” tj. na „siłowym” spacyfikowaniu
mojej niezależności. Mają charakter zdecydowanego przymusu i
bezwzględnego zniewolenia. Sprowadzony jestem de facto w tej
sytuacji do pozycji niewiele znaczącego przedmiotu, rekwizytu,
mebla, czy też nieszkodliwego, niehałaśliwego, ledwie
pomrukującego zwierzątka zamkniętego w klatce, która umieszczona
jest gdzieś w kącie pokoju czy też kuchni. Nieodzownym elementem
mojej tresury jest hańbiący, poniżający, przynoszący ujmę i
dyshonor trzyczęściowy „kostium niewolnika” składający się:
–
z groteskowych damskich fatałaszków (bielizny, pończoszek,
haleczki, sukienki),
– sznurów, łańcuchów oraz innych
okowów i pęt,
– knebla.
W takiej sytuacji
bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na łaską Pani, zakuty w
jarzma niewoli, w sznurach i zakneblowany, rzucony na podłogę u
stóp Pani, muszę przyswoić sobie jak wielkim uwielbieniem
powinienem darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości
jej służyć.
Powyższe „zainteresowania” można
sprowadzić do kilku zasadniczych kwestii opierających się na
podstawowej zasadzie, że światem rządzą kobiety, a mężczyzna
jest tylko nędznym dodatkiem, egzemplarzem wymagającym znacznej
„modernizacji i uwspółcześnienia” poprzez przeprowadzenie
tresury pokory i posłuszeństwa z zastosowaniem takich wstępnych
metod tresury jak:
1. zmuszenie, w tym również za pomocą
batów, do założenia damskiej bielizny, pończoszek, haleczki,
sukienki, spódniczki i innych damskich szmatek, mające na celu
podkreślenie mojej małości i nicości oraz upokorzenie mojego ego,
a konieczność noszenia tychże fatałaszków to poniżająca i
upokarzająca kara za męską zarozumiałość oraz szczególny powód
do wstydu i hańby. Przebrany groteskowo w uwłaczające kobiece
szmatki muszę mieć bowiem świadomość, że moją misją jest
służenie Pani, zwłaszcza pięknym nóżkom i realizowanie Jej woli
oraz oddawanie Jej należnej czci.
Sam widok przygotowanego
„niewolniczego kostiumu” składającego się z trzech wyżej
omówionych integralnych części od razu uświadamia mnie o
charakterze spotkania i mojej w nim roli - oto będę za chwilę
pozbawiony własnej tożsamości, osobowości sprowadzony do de facto
poniżającej roli niewiele znaczącego sfeminizowanego niewolnika.
Z
kolei przymus chodzenia w tychże ciuszkach, a właściwie
odrętwiałej bytności w nich oraz konieczność przebywania w nich
w obecności Pięknej Pani, jakże mocno podkreśla wielkość,
monarszy majestat i niedostępność dla niewolnika Dostojnej
Królewny a jednocześnie zatracenie poczucia własnej męskości, co
szczególnie podniecająco można odczuć w przypadku gdyby wolą
Pani byłoby wykonanie gwałtu analnego. Zdaję sobie sprawę -
pomijając inne utrudniające obronę czynniki takie jak:
zniewalające sznury uniemożliwiające podjęcie skutecznej akcji
obronnej, knebel uniemożliwiający hałaśliwy protest,
zapobiegający jednocześnie niepotrzebnym narzekaniom i lamentom,
czy też „groźba” otrzymania solidnego lania za przeciwstawianie
się woli Pani - że noszone przez mnie babskie szmatki nie
zapobiegną gwałtowi ani mnie prze nim nie ochronią, a podjęta
niezdarna próba bronienia się, poprzez zasłanianie swojego otworu
materią spódniczki lub sukienki, która w tym przypadku pełni rolę
tylko niestanowiącą żadnej przeszkody zasłonki, z góry jest
skazana na klęskę.
2. pozbawienie wolności, utrudnienie
a w ostateczności uniemożliwienie wszelkiego ruchu oraz poruszania
się i w ten sposób wyrabianie poczucia rozpaczliwej niemocy i
całkowitego podporządkowania się kaprysom Pani, poprzez ciasne i
mocne związanie sznurami oraz umieszczanie w różnego rodzaju
jarzmach i okowach - również w uciążliwych, niedogodnych i
represyjnych pozycjach, w tym:
związanie w „kołyskę” tj. ciasne przywiązanie z tyłu rąk do
kostek nóg + dodatkowo związanie rąk w łokciach oraz nóg w
kolanach i w ten sposób wymuszenie pozycji niejako wygiętej do tyłu
łuk (jest to szczególnie dla mnie „rozkoszna, wręcz podniecająca
pozycja”),
„ball-tie”
- czyli doprowadzenie niewolnika za pomocą sznurów do pozycji
embrionalnej – pozycja z pewnością mocno niewygodna i dokuczliwa,
ale kto mówi, że w toku pobierania lekcji ma być lekko, łatwo i
przyjemnie?,
„związanie
„w kij” tj. posadzenie delikwenta w kucki i przywiązanie rąk do
kostek. Pod kolanami umieszczony zostaje kij (np. rozpórka, trzonek
od miotły), całkowicie uniemożliwiający rozprostowania nóg –
szczególnie rygorystyczna, mocno trzymająca w karbach metoda
wiązania, pozbawiająca wszelakich szans obrony i możliwości
uwolnienia się oraz możliwości przemieszczania się umieszczonego
w tychże więzach niewolnika. Po takim związaniu niewolnik znajduje
się początkowo w dosyć „wygodnej” i nieuciążliwej pozycji i
ułożeniu. Tak naprawdę „schody” zaczynają się dopiero po
pewnym czasie, zwłaszcza, gdy niewolnik próbuje zmienić swoje
położenie i usytuowanie. A prawdziwe udręczenie zaczyna się w
momencie podjęcia przez tak związanego i wygodnie usadowionego
delikwenta próby uwolnienia się z gnębiących i krępujących go
pęt i sznurów, które w tym momencie dodatkowo zaciskają się i
wrzynają się w jego marne ciało przypominając mu, że owe
„kajdany” są mu nałożone z woli Pięknej Królewny,
strappado - związanie z tyłu rąk w przegubach oraz w łokciach
oraz ich podciągnięcie go góry i przymocowanie sznurem (łańcuchem)
do uchwytu (haka) umocowanego w suficie. Czyż niewolnik nie
przyjmuje w tej podwieszonej formie pokornej i uniżonej postawy
wobec Królewskiego Majestatu głęboko i pięknie Jej się
kłaniając? Przecież to właśnie taka postawa wobec Dostojności
Pani jest jak najbardziej właściwa i godziwa! Dodatkowo, każda
podejmowana próba uwolnienia się lub zmiana pozycji wywołuje w
przypadku zastosowania łańcuchów bardzo przyjemne dla ucha ich
„pojękiwanie” i brzęczenie metalowych ogniw stwarzając bardzo
niewolniczą atmosferę oraz nastrój.
Proszę przy tym
zauważyć, że w mojej sytuacji jakże „zdradziecką” rolę
pełnić będzie kobiecy ubiór. Zmuszony bowiem do głębokiego
pokłonu przed Panią, nie mam praktycznie innej alternatywy niż
patrzeć na swoją poniżającą i hańbiącą kreację i
jednocześnie dostrzegać jak spod sukienki (spódniczki) wychodzą
własne nogi „przystrojone” w pończoszki!!! Wstyd, upokorzenie,
dyshonor, bez żadnej możliwości zmiany sytuacji! W tym położeniu
zniewolony prezentuje również swoje pośladki mocno wypięte. A
czyż taka pozycja niewolnika nie zachęca również do gwałtu
analnego? Przecież jakiż w tym momencie jestem bezbronny, a
jednocześnie te damskie kreacje nic nie osłaniają, przez co ja (a
może już niewolnica?) czuję się nagi, jakby przygotowany do
określonych działań Królewny. Oczywiście, przy tak zawieszonym
niewolniku dla odpowiedniego wyeksponowania jego „kobiecości”
można jeszcze między jego nogi umocować dodatkowo rozpórkę
uniemożliwiają złączenie kończyn.
„zapakowanie do worka”, czy dodatkowo (po związaniu i
zakneblowaniu) na głowę (tułów) narzucony zostaje worek, który
odpowiednio przewiązujemy, zabezpieczając przed możliwością jego
pozbycia się. Wokół tylko ciemność. Niczym mózg pozbawiony
ciała, pływający w formalinie. Bezwładne, bezradne czy też
bezproduktywne szamotanie się, nie daje i tak żadnych szans na
odzyskanie wolności, czy choćby poluzowanie krępujących więzów.
Mogę w zasadzie tylko bezsilnie czekać na łaskę Pani, by w swej
łaskawości wyswobodziła mnie z owego gustownego opakowania,
inne wymyślne, uciążliwe, niedogodne wiązania, np.:
reverse-prayer - "tylna modlitwa", w której ręce są
skrępowane z tyłu, dość wysoko na plecach - nadgarstki stykają
się lub krzyżują między łopatkami. Ręce są dodatkowo
przywiązane z tyłu do obroży założonej na szyję (by zbytnio nie
uciskała krtani powinna być dość szeroka, można też użyć
apaszki zgrabnie umocowanej na szyi), lub innego oprzyrządowania
zmontowanego na karku – najczęściej przechodzącego jednocześnie
pod ramionami a nie umocowanego na szyi,
frog-tie - "na żabę": nogi zgięte w kolanach, lewa
kostka ciasno przywiązana do lewego uda, prawa - do prawego (czasami
obwiązuje się całą nogę od kolana do pachwiny). Pozycja dająca
pełen dostęp do jąder i pośladków niewolnika, bowiem tak
skrępowane nogi trudno jest zewrzeć,
elbow-tie - to po prostu związane za plecami łokcie. W toku
stosowania tych więzów najczęściej nadgarstki niewolnika
skrępowane są tak, by wewnętrzne strony dłoni skierowane były ku
sobie,
crotch-rope czyli
sznurek lub pasek ciasno przechodzący przez krocze, często
wzbogacony strategicznie umieszczonymi węzełkami lub podwójny -
wtedy można umieścić jądra niewolnika pomiędzy dwoma sznurkami –
każdy ruch powoduje dokuczliwe obcieranie sznura o jego „klejnoty”
oraz wciskanie się go (wraz z węzłami) w szparę pomiędzy
pośladkami,
3. rygorystyczne i nieodwołalne zabranie
prawa głosu buntowniczemu niewolnikowi za pomocą wszelkiego rodzaju
knebli, całkowicie uniemożliwiającymi swobodę wypowiedzi, ale
pozbawiające również możliwości błagania o litość, wyrażania
protestu czy też niepotrzebnych narzekań, lamentów i skarg, a
jednocześnie pełniące inne ważne funkcje „uspokajające” i
dyscyplinujące. Jednocześnie ten uciążliwy knebel sprawia, że
niewolnik mając świadomość, że pozbawiony został możliwości
zakomunikowania swojej Pani wprost czegokolwiek, ma poczucie
całkowitej bezradności i zależności od zachcianek
Księżniczki.
4. „zmuszanie” do wąchania stopek,
używanych majteczek czy pończoszek Pani,
Wszelkie
zastosowane techniki zniewolenia mają za zadanie przemówić mi do
rozsądku, że przebrany groteskowo w kobiece fatałaszki mogę, co
najwyżej pełnić rolę suki i być potraktowany jak dziwka (np. z
zastosowaniem gwałtu analnego), a dla Księżniczki jestem tylko
zabawką – przedmiotem. Bezsensowny opór w przyswajaniu treści
zawartych w tresurze, przełamywany jest zawsze odpowiednimi środkami
dyscyplinującymi.
I czasami taki niewolnik jak ja, o nie
jednokierunkowych zainteresowaniach, „fantazjuje”, że te
bezlitosne, bezpardonowe więzy, noszące charakter represyjnego i
dyscyplinującego skrępowania, nie pozwalające nawet na jakąkolwiek
obronę oraz dokuczliwe, uniemożliwiające prowadzenie jakichkolwiek
dyskusji czy też wydawania zrozumiałych dźwięków kneble, zachęcą
od czasu do czasu, by niewolnik w tych radykalnych pętach zapoznał
się w ramach lekcji-niespodzianki z surowością i bezwzględnością
swojej Pani, choćby poprzez zastosowanie jakiś, trudnych dla mnie
do określenia i zdefiniowania tortur.
Czyżby
pierwiastek masochizmu będący u mnie w postaci pączka czekał
jednak na swoje nieśmiałe rozwinięcie?.
A może to
tylko zwykła niewolnicza ciekawość by zobaczyć, co też może
spotkać psa krnąbrnego, psotnego lub nieposłusznego, gdy rozgniewa
i rozzłości swoją Panią?
W płaszczyźnie fetyszu
występuje u mnie pewne rozproszenie zainteresowań, by wymienić
przede wszystkim:
jakże
dla mnie umiłowane i słodkie stópki Pani, i to zarówno „gołe”
jak też w szczególności odziane w ujmującą mgiełkę pachnących
pończoszek i rajstopek,
niesłychanie ekscytującą bieliznę Pani - pachnące, nasączone
aromatami majteczki, pończoszki i rajstopki itd.,
wprost związane z powyższymi fetyszami umiłowanie do słodkich
zapachów i wszelkiego rodzaju bukietu aromatów oraz smaków (jakże
urzekające soki Pani),
Nie chcę tu przedstawiać
wszystkich szczegółów moich ewentualnych spotkań z Piękną
Księżniczką, pomysłów, technik i metod treningu niewolnika,
jednak chciałbym w skrócie zaprezentować syntetykę mojego
zniewolenia, chyba dobrze określającą moje położenie w relacji
Piękna Pani – niewolnik:
zdolny jestem jedynie, „dzięki” bezlitośnie oplatających i
wrzynających się w moje marne ciało pętom, do niewiele więcej
niż bezwładnego, niezdarnego pełzania po podłodze w drodze do
prześlicznych, wspaniale ukształtowanych nóżek swojej Pani,
jestem w stanie co najwyżej, i to też nie zawsze (np. po zawiązaniu
oczu, wsadzeniu „do worka”, założeniu maski, itp.) widzieć
„kurz” na podłodze, chyba że Pani w swej łaskawości pozwoli
mi czasami na dostrzeżenie Jej jakże przepięknej sylwetki,
jedyne co zdołam dać radę, to dotykanie językiem czegoś co
bezlitośnie wbija się w moje usta, coś co jest murem oddzielającym
mnie nieodwołalnie od Władczej Pani, a pełni tylko i wyłącznie
funkcję bezlitosnego knebla, który mogę jedynie zagryzać zębami,
zamykającym jednocześnie bezkonfliktowo i nieodwołalnie wszelką
dyskusję. A chciałoby się ucałować jakże słodkie usta
Pani..... marzenia pozostają jednak zamknięte przez ten „przeklęty”
knebel we własnym umyśle niczym w swoistej klatce...,
z danych mi wysublimowanych wrażeń, odczuwam, co najwyżej smak
siłą wciśniętej do ust i umocowanej tkaniny, apaszki, niezbyt
świeżych, używanych Pani majteczek, rajstopek, pończoszek, a
nawet używanej kuchennej ścierki, czy też innej brudnej, czy też
nasączonej moczem Pani szmaty, po przeżuciu których podniebienie
dalekie jest od odczuwania smaku ambrozji. O jakiejkolwiek
konwersacji czy dyspucie oczywiście nie ma mowy. Jeżeli do tego owe
„znakomite ciasteczko-knebelek” jest odpowiednio mocno umocowane
i właściwie zabezpieczone przed wypluciem, bo to w końcu
niegrzecznie jest, by ktokolwiek pogardził „strawą”
przygotowaną przez Królewnę, szybko z pewnością nauczę się i
przyswoję, że tenże knebel, gdyby nawet był nieznośny,
nieprzyjemny a wręcz ohydny i odpychający, jest nieodłącznym
elementem szkolenia psa-niewolnika.
jedyne co mogę otrzymać w zakresie pieszczot to pewna dawka chłosty
i klapsów, które muszą zastąpić wszelkiego rodzaju czułości,
przyjemność dotyku aksamitnego ciała, jego pieszczenia,
całowania.
Właściwe techniki i stosowane systemy
więzów, pęt, oraz skuteczne i należycie pełniące powierzoną im
rolę kneble i kagańce, pozwalają w tym najeżonym różnymi
trudnościami procesie tresury, nauki i transformacji niewolnika, w
moim wykonaniu i w moim wyobrażeniu, na bezkonfliktową i
przynoszącą efekty edukację, a także na prawidłowo
przebiegające, choć często męczące, niewygodne i uciążliwe
procesy przystosowawcze niewolnika do przemiany - poprzez „zmuszenie”
(sam niewolnik jest na tyle nierozgarniętą istotą, że może nie
rozumieć, że ta przemiana prowadzi go wprost do szczytów rozkoszy
i szczęścia) do założenia kobiecych ciuszków oraz noszenia i
przebywania w tychże hańbiących, kompromitujących i
ośmieszających fatałaszkach, z nieprzyjaznej, niekorzystnej
męskiej powłoki w bardziej słuszną, właściwą i odpowiadającą
delikatnej, subtelnej i wrażliwej naturze Władczej Pani,
niewolniczą pseudo-kobiecą formę.
Jeszcze raz
podkreślę, że szczególne znaczenie dla mnie ma zwrócenie uwagi
na autentyczność zakładanych więzów i knebli, tzn. takie ich
rzetelne i mocne założenie bym sam nie był w stanie z nich się
wyswobodzić, czy też pozbyć. To przecież tylko Pani ma prawo
decydować i zarządzać moją wolnością, prawem głosu oraz
wszystkimi moimi zmysłami.
Oczywistym jest bowiem przy
tym, że tak Piękna Kobieta, jaką niewątpliwie i bezsprzecznie
jest Księżniczka, może spowodować czasem „niezdrowe” reakcje
niewolnika.
Zatem, biorąc powyższe pod uwagę, w toku
tresury opanowuje mnie niepohamowana „żądza”
dotknięcia/ucałowania ciała Księżniczki w „zakazanej strefie”
czy też choćby ujęcia rąbka Jej sukienki czy też spódnicy.
Muszę liczyć jedynie na Jej wyrozumiałość, oczywiście w relacji
kobieca dominacja – niewolnicza uległość, dla moich ewentualnych
powyższych dążeń.
Ową tolerancję nie należy jednak
rozumieć jako zgodę Księżniczki na pozwolenie niewolnikowi na
cokolwiek więcej niż poddańcze czynności przez Nią dopuszczalne
i dozwolone. Wręcz przeciwnie, stanowi ona tylko przyczynek i
sygnał, że należy zastosować wobec niewolnika pewne dodatkowe
środki perswazji, przymusu, przemocy, a także wprowadzenia
kobiecego ucisku i rygoru w zakresie, w którym uzna Ona za niezbędny
dla przywrócenia właściwych stosunków i proporcji w relacji
Władcza Królewna – zniewolony podwładny, choćby poprzez coraz
to mocniej zaciśnięte pęta, wszelakie, nawet bolesne czy też
„niehumanitarne” związanie, uniemożliwiające, a nawet
wyprzedzające powyższe „patologiczne” reakcje niewolnika, czy
też zostawienie go na jakiś czas związanego w niedogodnej, a nawet
uciążliwej pozycji, z dokuczliwym, irytującym i drażniącym
kneblem, czy też z zawiązanymi oczami, by miał poprzez całkowite
odcięcie podstawowych zmysłów od bezpośredniego kontaktu z Panią,
czas na przemyślenie swoich błędów, wypaczeń a nawet
niewolniczego wykoślawienia.
Takie mocne i finezyjne
wiązania, z całą pewnością nie robią mi żadnej krzywdy czy też
nie powodują żadnego uszczerbku na zdrowiu – a wręcz odwrotnie –
powodują tak dla mnie miłe i najdroższe poczucie pełnej
zależności od kaprysów Mojej Pani oraz pełnej mojej
przynależności do Niej.
Podobnie ma się sprawa z
zakładanym (wepchniętym) kneblem. Tu również, w przypadku mocnego
przewiązania apaszki czy też innego materiału (szmaty) w koło
głowy i zawiązaniu ciasnego supła na karku niewolnika, nie ma się
czego obawiać – z pewnością tenże knebel głowy mu nie odetnie,
nie wyrwie też szczęk z zawiasów. Co najwyżej niewolnik coś
niezrozumiale jęknie, bez możliwości wypowiedzenia komunikatywnych
i jasnych słów. Pozbawiony przy tym zostaje sposobności stosunkowo
łatwego wypchnięcia czy też wyplucia knebla z ust, a nawet jego
„samowypadnięcia”.
Zdaję sobie w tym miejscu sprawę
z mojej obsesji na temat więzów i kneblowania. Wynika to poniekąd
z faktu, o czym już wspominałem, że to właśnie knebel –
poprzez choćby całkowite odcięcie od możliwości nawiązania nie
zawsze pożądanego kontaktu przez Panią - jest dla mnie szczególnym
symbolem uzależnienia, zniewolenia, bezradności i konieczności
całkowitego podporządkowania się woli swojej Pani.
W
sytuacji ograniczeń związanych z oplatającymi ciało sznurami oraz
zatkanymi w pewnych sytuacjach nawet brudną szmatą (ścierką)
ustami, bardziej muszę się skupić na odpowiednim uregulowaniu
oddechu – pozwalającym łatwiej znosić wszelkie utrapienia i
udręki przygotowane przez Panią, niż na próbie pozbycia się
tegoż „gadżetu” w i ewentualnej chęci wyrażania jakiejś
formy protestu i dezaprobaty na działania mojej Monarchini. Zawsze
bowiem może i ma Ona prawo zrozumieć wypowiadane przez niewolnika
słowa „mmhhmmm” jako wyrazy szczególnej radości, szczęścia i
wdzięczności za zaistniałą sytuację i położenie, w którym się
znalazłem, niż jako głos choćby niewielkiego kwestionowania Jej
poczynań.
Takie położenie, w rzeczywistości niezbyt
dokuczliwe fizycznie, wielce jest oddziaływujące na moją psychikę.
Z jednej bowiem strony staram się nie myśleć o spotkanej mnie
karze i odpychającym, obrzydliwym kneblu, choćby w celu osiągnięcia
jakiegoś wewnętrznego spokoju, by móc względnie swobodnie
oddychać, a z drugiej strony, rozpuszczające się wraz ze śliną
wszelkie nieczystości zgromadzone w tymże wetkniętym gałganie,
które, nie mając z wiadomych względów innego wyjścia, wraz ze
spływającą śliną będę musiał przełykać, nieustannie
pobudzają rozum do „nieświeżych myśli” dotyczących mojego
nieszczęsnego położenia i rozmyślań o ewentualnym występku,
przez który „naraziłem” się na gniew Pani.
Odpowiednio
mocne, a nawet niewygodne i dokuczliwe więzy mają dla mojego dobra
trzymać mnie w ryzach, bym nabrał refleksji, że nawet najmniejszy
ruch w obecności Pani mogę wykonać tylko za Jej wolą, a
nieprzydatna i bezużyteczna szarpanina w pętach powoduje tylko
niepotrzebne zużycie energii, którą niewolnik powinien rozważnie
spożytkować w zupełnie innym celu.
Adekwatnie skuteczne i
dobrane kneble to nie forma złośliwej tyranii Księżniczki, lecz
bardzo pożyteczna nauka, by nabrać w przyszłości właściwych
niewolnikom nawyków należytego trzymania „języka za zębami”.
Powyższe metody również skutecznie uświadamiają
mnie, pełniącego zaszczytną rolę niewolnika Pani, iż te lekkie,
zwiewne kobiece ciuszki, sznury i kneble to stałe, nieodłączne a
wręcz integralne elementy składające się na mój niewolniczy
kostium.
Odnosząc się do określenia pewnych granic
tresury, szczególnemu omówieniu wymaga na początku problematyka
batów, tak z pewnością przydatnych i potrzebnych w procesie
tresury niewolnika do utrzymania go w pewnych w ryzach i w karności.
W moim przypadku „wskazane jest” pewne ograniczenie ich mocy.
Oczywiście ślady, choćby zaczerwienienia są jak najbardziej
dopuszczalne.
Uprzejmie informuję bowiem, że raczej
jestem zwolennikiem cierpienia i czerpania rozkoszy z bólu opartego
na niedogodnych, dokuczliwych uciążliwych wiązaniach i kneblach
niż na bólu bezpośrednio związanego z silną chłostą, laniem
czy batami, czy też ze szczególnie bolesnymi torturami.
Zatem
niestety, ale w moim „repertuarze” zniewolenia nie przewiduję
miejsca na stosowanie, takich ewentualnie „hard” technik tresury
jak: deptanie, mocne kopanie, opluwanie, nakłuwanie ciała, ostra
dyscyplina pejczem, biczem lub szpicrutą, przypalanie papierosem czy
też jedzenia z podłogi, nie wspominając o scat-kawior, itp. a
także, co może wielu dziwić - zmuszanie do masturbacji
(onanizowanie się),
Trudno mi jest natomiast wypowiadać się
na temat dominacji medycznej, bo nigdy nie miałem z nią do
czynienia. Mając bowiem na względzie pewne moje sfeminizowanie, być
może byłyby „ciekawe” doznania, dotyczące tzw. badań
ginekologicznych, gdy leżę mocno związany i zakneblowany, bez
możliwości protestu czy jakiejkolwiek obrony i przeciwstawienia się
a Władcza Pani majstrowałaby coś przy moich „klejnotach”.
W
tym przypadku proszę zauważyć jak mocno owa metoda tresury jest
skorelowana z moim „hobby”. Sama ta technika przecież
bezpośrednio kojarzy się z kobiecością. Zresztą i przyjęta w
toku tychże „badań” kobieca pozycja, z mocno rozłożonymi
nogami, w momencie, gdy osadzony w takim ułożeniu niewolnik
zostanie jednocześnie bezlitośnie i ostatecznie umieszczony i
umocowany za pomocą pasów, taśm, sznurów, czy też innych
krępulców, musi robić szczególne wrażenie. Jest to jednocześnie
bardzo dla niewolnika poniżające i upokarzające, kiedy z tak mocno
rozłożonymi, w „kobiecy” sposób nogami – gdy na dodatek jest
jednocześnie jeszcze w jakiś tam sposób sfeminizowany (np.
przyodziany w damską bieliznę, nocną koszulkę, sukienkę), z
podwiniętą do góry kobiecą odzieżą - musi wystawić swoją
„męskość” jak i całe swoje marne ciało na łaskę i niełaskę
Pani. W tej sytuacji Władcza Pani może według własnego uznania
dowolnie się niewolnikiem zabawiać jak i się nad nim znęcać, ku
jego uprzykrzeniu. Niewolnik w takim położeniu jest całkowicie
bezradny i pozbawiony możliwości jakiejkolwiek obrony czy
przeciwstawienia się działaniom Pani. Tak ważne dla jego tężyzny
a może i jego niewolniczej przyszłości badania, choć może i
czasami związane z bólem i cierpieniem przeprowadzone rączkami
Pani, wymagają bowiem całkowitego unieruchomienia, wprowadzenia w
stan bezbronności i zakneblowania, by tylko chimeryczna wola Pani
Doktor decydowała o wariantach tresury, z których mogłaby
ewentualnie czerpać satysfakcję. Z pewnością zatem i buzia
pacjenta-niewolnika musi być dokładnie zatkana jakimś „tamponem”,
by przypadkowo nie odgryzł sobie języka w trakcie przeprowadzanych
nieodzownych, ale jednak czasami bolesnych doświadczeń, lub też by
nieodpowiedzialnymi i niepoważnymi krzykami nie zdenerwował swojej
sadystycznej Pani Doktor w toku tychże badań. Bowiem
niedoświadczony pacjent-niewolnik być może nie wie, że i tak w
końcu znajdzie rozkosz w zadanym przez Panią Doktor bólu a
wszelkie ślady, zwłaszcza te w psychice, długo będą przypominały
szczęśliwemu w ostateczności niewolnikowi (niewolnicy?) o Pięknej
Królewnie i Jej wszechwładnej władzy nad nim!
Nie ma bowiem
niewolnik żadnej możliwości ukrycia czy też ochrony swoich jąder
i członka, które są w tym momencie mocno wyeksponowane i zdane na
kaprysy Pani Doktor, w tym np. na podwiązanie do nich ciężarków,
czy inne lecznicze „przygody”.
W moim przypadku, takie
właśnie obdarcie z intymności i wystawienie przyrodzenia „na
widok publiczny” jest bardzo zawstydzające i uwłaczające.
Podobne
wrażenia psychiczne (choć na mniejszą z pewnością skalę)
uzyskuję, o czym już pisałem wcześniej w przypadku np. gdy
„zmuszony” jestem do ubrania w obecności Pięknej Pani sukienki
czy też spódniczki – bowiem także w tym przypadku czuję się
jakbym był prawie nagi, bez jakiejkolwiek osłony swojego
przyrodzenia a założone ośmieszające kobiece szmatki nie
stanowią, żadnej utrudnienia chroniącego mnie przed ingerencją
Pani, w tym np. analnym gwałtem, a wręcz przeciwnie, ta tkanina
tworzy w moim procesie myślowym haniebną kotarę psychicznych i
fizycznych tortur w sferze poniżenia i upokorzenia.
Także
mumifikacja jest niezbyt poznaną dotychczas przeze mnie formę
tresury. Podobno, choć wiem to tylko z opisów osób na kompie,
które mumifikację przechodziły, że po pozbawieniu delikwenta
poszczególnych zmysłów tj. pozbawienia głosu poprzez knebel,
wzroku poprzez opaskę a nawet słuchu (np. włożenie do uszów
waty) osobnik taki przechodzi ciekawe doznania dotyczące m.in.
zaburzeń błędnika, tracąc jakiekolwiek poczucie panowania nad
własną równowagą i koordynacją ruchów i tak już przecież
mocno ograniczoną. Dodatkowe wrażenia są podobno w momencie, gdy
taki mumifikowany osobnik ma przez krótki czas (do momentu zrobienia
przez osobę mumifikującą otworu do oddychania przez nos ofoliowaną
całą głowę. Pewnie coś na kształt nałożenia na głowę
foliowej torby - hmmm...
Odnosząc się do ewentualnego
pissingu, to uprzejmie komunikuję, że w przypadku chęci posłużenia
się tą metodą tresury przez Władczą Panią, najbardziej
„adekwatną i pożądaną” dla mnie jako niewolnika, jest
specyficzna forma jego stosowania a mianowicie nie jako „zmuszenie”
do bezpośredniego wypicia danej dawki moczu, lecz w formie pewnego
poniżenia tj. np. w opisywanej już uprzednio formule nasączonego
nektarem Pani i wciśniętego do ust „szmacianego” knebla
(oczywiście jedną z przyjemniejszych form pissu jest na przykład
nasikanie na knebel już umieszczony w ustach niewolnika i w ten
sposób znakomite jego nasączanie tym smakołykiem):
Taka forma
knebla (ciasteczko-knebelka) pełni, co najmniej trzy role:
powoduje odczucie pełnej mojej zależności od woli Pani (brak
możliwości wyrażania sprzeciwu, oponowania i kwestionowania
poczynań oraz stosowanych metod tresury),
niewolnik, czy mu się to podoba czy nie, „zmuszony” jest
zakosztować aromatycznych nektarów Pani, nie mogąc przeciwstawić
się konieczności przełykania śliny wraz z przekazaną mu
ambrozją,
nasączona
słodkim nektarem szmatka (apaszka, ściereczka) powoduje, że
niewolnik dłużej odczuwa smak Pani i dzięki temu dłużej ma
okazję poznawać jakże Pani jest słodka, bowiem w sytuacji
konieczności przełykania śliny, kropla po kropli zgromadzona w
kneblu ambrozja przedostaje się do niewolniczego
wnętrza.
Udoskonaloną formą pissingu przedstawionego
powyżej, jest zmuszenie do założenia przez niewolnika „szaty
pokutnej” (np. długiej damskiej koszulki nocnej, halki) oraz
dodatkowe nałożenie na głowę niewolnika płóciennego worka i
nasikanie na odpowiednio przygotowaną „ofiarę” – szczegółowy
opis przedstawiony został w dalszej części "Księgi" w
„Przypisie nr 2.
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 3
Szczegółowe
studium mojej uległości i zniewolenia - c.d.
Już
wspominałem wielokrotnie, że uwielbiam poczucie, gdy w
beznadziejnej bezsilności i całkowitej bezbronności leżę u
stópek Mojej Pani. Gdy, bez nieprzydatnej i rozpaczliwej szarpaniny,
z oczekiwanym utęsknieniem i w milczeniu (wymuszonym) czekam na
swoją Panią. Gdy bez żadnej nadziei na samowyswobodzenie i
uwolnienie się, zdany jestem tylko i wyłącznie na Jej „kapryśną
wolę”.
Świadomość znalezienia się w przedstawionym
powyżej położeniu poprzez choćby bezwzględne związanie, bez
szansy na samodzielne uwolnienie się (co łatwo można wyczuć i
stwierdzić już po paru bezskutecznych próbach uwolnienia się i
bezproduktywnej szarpaninie się w więzach), oraz bez możliwości
pozbycia się tkwiącego w ustach knebla, pozbawia woli walki czy też
podejmowania kolejnych bezskutecznych prób oswobodzenia się,
przeciwstawiania się czekającego niewolnika losu czy też innych
odruchów i działań obronnych. Następuje pewna rezygnacja z walki
o zmianę swego położenia, a narastające zwątpienie dotyczące
możliwości oswobodzenia się sprowadza w końcu zniewolonego do
tkwienia w stanie pewnej bezczynności. Z takim też stanem miałem w
sytuacji pobierania lekcji tresury nieraz do czynienia.
Pozostaje
się jakby w pewnym zobojętnieniu na czekający bieg wydarzeń,
odrętwieniu oraz w sytuacji pogodzenia się ze swoim losem i
beznadziejnością swego położenia. Pozwala to doskonale zrozumieć
stan, kiedy w sytuacjach nawet zagrożenia życia, gdy rozsądek
podpowiada, że ludzie powinni walczyć z całych sił o własne
przetrwanie lub o zmianę swego położenia, oni tymczasem jakby
otępiali i otumanieni godzą się na czekającą ich nieuchronną
zgubę.
To Kobieta jest osobą silną, a ja kimś
wymagającym dla minimalnej choćby egzystencji Jej „opieki” i
kurateli - jakąkolwiek nie przybrałyby one formy. Dodatkowym, a
właściwie wzmacniającym symbolem mierności niewolnika jest z
pewnością nakaz założenia damskich szmatek tj. bielizny, sukienki
czy też spódniczki, które zawsze symbolizują kobiecą nie tylko
słabość, ale też delikatność, kruchość i finezyjność (no
cóż kobieta jest istotą zwiewną jak puch), a takie cechy, noszące
znamiona zniewieściałości, muszą oznaczać dla mężczyzny
dyshonor, upokorzenie i poniżenie.
Jak z powyższego
wynika, tematami szczególnie wiodącymi w mojej uległości są:
wiązanie, kneblowanie i przebieranie w damskie ciuszki.
Natomiast
specjalną u mnie rolę odgrywają również:
uwielbienie i poszanowanie dla kobiecych stópek,
przyjemność wynikającą z rozkoszowania się kobiecymi zapachami i
smakami przekazywanymi w różnej formie – zob. przypis nr 1 -
3.
Mężczyźni podchodzą i reagują zupełnie inaczej na
owe zapachy, niż kobiety na męskie, co jest całkowicie zrozumiałe.
Zresztą zapach i smak kobiety to jest to na co reagują zazwyczaj
pozytywnie z pewnością prawie wszystkie samce, a w szczególnej
formie - w mniejszej lub większej skali niemal każdy
niewolnik.
Czyż zatem wspaniałą i słodką nagrodą nie
jest „zmuszanie” mnie do bezpośrednich kontaktów i wąchania
kobiecych majteczek czy pończoszek lub rajstopek, choćby poprzez
założenie ich na mojej głowie i odpowiednim przymocowaniu wkoło
narządu węchu?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 1
„Bliskie spotkania ze słodkimi zapachami.
Obezwładnionego niewolnika Dobra Władcza Pani nie
pozostawia w poczuciu osamotnienia czy też porzucenia. Również on
ma bowiem prawo odczuwać zbawienny wpływ Jej balsamów na
samopoczucie i poprawę nastrojów Jej podwładnych:
1. By
mógł w każdej chwili odczuwać Jej nieustanną bliskość,
zainteresowanie jego marną osobą i nie poddawał się zwątpieniom
na jego głowę założone zostają niezwykle aromatyczne majteczki
Władczyni, np. w taki sposób by ich fragment mający bezpośredni
kontakt z Jej kroczem nachodził bezpośrednio na nos niewolnika, by
mógł jak najbardziej odczuwać otaczającą go aurę jego
Władczyni. Na majteczki w celu ich prawidłowego umocowania i
zagwarantowania właściwego położenia zakładane są ciasne
pończoszki. Niewolnik zaczyna odczuwać wtedy jakby jego głowa
znalazła się w jakimś imadle-chwytniku. Dodatkowo dla
„wzmocnienia” efektów, ażeby niewolnik mógł bez rozproszenia
rozkoszować się Jej nieziemskimi zapachami dobrze jest ciasno
przewiązać jego usta apaszką z węzłem - z jednej strony dla
bezpieczeństwa pozostawia się mu możliwość oddychania również
ustami, a z drugiej strony te możliwości są na tyle ograniczone,
że niewolnik musi, chcąc nie chcąc, głęboko wciągać powietrze
wraz z owymi słodkimi aromatami nosem. Powyższa maska
„przyozdobiona” zostaje dodatkowo haleczką, spódniczką
nałożoną na głowę oraz ewentualnie oczy niewolnika przewiązane
zostają gustowną opaską z kobiecego staniku. Powstaje niejako
komplet damskiego ubioru zawieszonego na manekinie, w którym głowa
niewolnika pełni rolę kobiecej pupy.
2. Leżąc na
podłodze niewolnik zakuty zostaje w dyby (ewentualnie w inny
przemyślny sposób) na brzuchu w sposób pozwalający mu tylko i
wyłącznie patrzeć na podłogę i obserwować na niej „kurz”.
Nie ma możliwości uniesienia głowy czy też jej odwrócenia by
ewentualnie mógł spoglądać w górę – leży jakby był
umieszczony w bezlitosnym w imadle. Niewolnik odczuwa bliską
obecność swojej Pani, może jednak dostrzec jedynie Jej stópki
oraz nóżki, ale praktycznie tylko mniej więcej do Jej kolan. Nie
ma de facto możliwości na wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Tak
umocowany niewolnik wie, że wystarczy unieść głowę by ujrzeć
swoją Panią w pełnej krasie pod spódniczką a jednocześnie dyby
skutecznie to uniemożliwiają. Widzi właściwie tylko (a może aż!)
skraj sukienki/spódniczki swojej Pani, część słodkich łydek i
będące najbliżej jego oczu stópki. Poprzez dochodzące szmery, i
jakieś ruchy czuje, że jego Pani coś wykonuje, ale nie widzi co.
Domyśla się coraz pewniej, że chyba powoli zdejmuje swoją słodką
bieliznę. Ukazują się niewolnikowi rajstopki (pończoszki)
okręcone wokół kostki Pani, które następnie zostają zdjęte i
położone na podłodze w zasięgu wzroku niewolnika. Domyśla się
tylko z niektórych ruchów swojej Pani, że zdejmuje również swoje
majteczki. Niewiele widzi, bowiem dość długa spódniczka/sukienka
Pani uniemożliwia dodatkowo ujrzenie czegokolwiek więcej. Po chwili
również owe pachnące majteczki lądują w pobliżu oczu i nosa
niewolnika. Podobnie ma się z Jej cudownym stanikiem. Niewolnik nie
ma innej możliwości jak patrzeć na ową kupkę nieziemskiej
bielizny oraz wciągać i delektować się ich boskim zapachem
„pełzającym” wkoło niego. Wie przy tym i musi żyć z tą
świadomością, że jego Pani nie ma już założonej bielizny pod
spódniczką/sukienką – ale nie może nic zrobić, nie ma żadnej
możliwości Jej dotknięcia a nawet ujrzenia czegokolwiek więcej –
wszystko pozostaje tylko w wyobraźni niewolnika, mocno pobudzając
duchowe doznania i psychiczne fantazje. Nie ma nawet żadnej
możliwości dotknięcia owego mgielnego stosiku bielizny.
Jednocześnie „zmuszony” jest cały czas „tylko” do patrzenia
na bezwładną powiewną materię Jej bielizny zostawionej
„przypadkowo” przy twarzy niewolnika, której wspaniałą woń,
ze względu na brak innej możliwości „musi” chłonąć.
3.
analogiczna sytuacja całkowicie bezradnego i bezsilnego leżenia na
podłodze jak przedstawiona powyżej. Władcza Pani zamiast zdejmować
bieliznę z siebie po prostu przynosi kosz swojej brudnej bielizny i
wysypuje wkoło obezwładnionego niewolnika mocno „drażniąc”
jego zmysły...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
O
ile z pewnością dość zrozumiały może być fetysz związany z
rozkoszowaniem się kobiecymi aromatami i zapachami, jak i moje
zamiłowanie do poniżającego dla mnie feminizowania i chęci
noszenia przez jakiś określony czas (w którym mogę przynajmniej
udawać, że jestem do tego „zmuszony”) kobiecych ciuszków, to z
pewnością wielu dziwi, co takiego może być w zamiłowaniu i
upodobaniu do bycia związanym i zakneblowanym – a jednak jest to
coś, co mocno mnie pociąga, choć sam nie jestem w stanie tego
sobie wyjaśnić.
Trudno bowiem jednoznacznie zrozumieć, co
takiego tkwi w mojej głowie, że doznaję szczególnej przyjemności
z poczucia bezbronności, nieporadności czy całkowitego niedołęstwa
po narzuceniu mi przez Władczą Panią zniewalających jarzm i
unieruchomienia za pomocą mocnych więzów wrzynających się w
ciało, co powoduje praktycznie całkowite uzależnienie niewolnika
od Jej kaprysów i zachcianek, gdy czuję, że może ze mną naprawdę
zrobić - gdyby tylko chciała - wszystko na co ma ochotę, a ja nic
na to nie będę mógł poradzić. Podobne doznania odczuwam w
momencie, gdy otwieram usta, by cokolwiek powiedzieć (z zasady
jestem gadułą) a one zostają zatkane jakąś „szmatą czy też
gałganem”, którego w żaden sposób, bez pomocy z zewnątrz nie
jestem w stanie sam się pozbyć. Jednak dla mnie „czekanie na
nadzieję” na uwolnienie mnie z krępujących, wrzynających się
pęt i na usunięcie z ust „uciążliwego” knebla jest jakże
ekscytujące i pasjonujące – dlaczego tak jest – tego jednak nie
wiem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 2
„Nauka pływania” (kolejne bliskie i bezpośrednie
spotkanie z zapachami i smakami Mojej Pani)
Związany
niewolnik jest wygodnie ulokowany w wannie. Po zatknięciu otworu
odpływowego Władcza Pani polewa niewolnika swoimi sikami
(specyficzna forma pissingu). Dla wzmocnienia efektów poniżenia i
dłuższego utrzymania zapachów najczęściej niewolnik ma założoną
„pokutną szatę”. Dodatkowo można umieścić go jeszcze w worku
(lub np. owinąć w prześcieradło i omotać sznurami, taśmą
klejącą, itp.)
Tak przystrojonego i oblanego niewolnika
zostawia się na jakiś czas w kąpieli, by się popluskał (można
oczywiście dolać jeszcze trochę wody oraz dolać aromatu z
kobiecych soczków wcześniej już nagromadzonych). Można dodatkowo
wyłączyć światło w łazience by „pływak” mógł rozkoszować
się w ciszy i skupieniu tym, co go nadzwyczajnego spotkało i
odpowiednio ćwiczyć pływanie. Wanna natomiast niczym kieliszek
napełniony aromatycznym koniakiem, będzie zatrzymywać cudowny
bukiet zapachów Pani.
Bezsilny, obezwładniony czy też
całkowicie bezradny niewolnik „skazany” jest na bezpośredni
kontakt ze słodkim, odurzającym „napojem” Pani. Przez wiele
minut nie ma innego wyjścia jak wdychać balsamiczny zapach
otaczający go ze wszystkich stron a do tego najczęściej bardzo mu
„bliski” dzięki narzuconej i umocowanej na jego głowie
zasłonie. Inny mocno przesiąknięty materiał, bądź to wcześniej
zanurzony w aromatycznych sokach Władczej Pani, bądź to nasączony
spadającym złotym deszczykiem bezpośrednio na twarz niewolnika,
wciśnięty wcześniej między jego zęby, i „chroniony”
przewiązaną wkoło głowy opaską, bez możliwości jego pozbycia
się zmusza niewolnika - niejako wbrew jego woli - do przełykania
tych cennych słodkich kropli. Zauważyć bowiem trzeba, że
naturalnych potrzeb i odruchów oddychania – w tym przypadku
powietrzem nasyconym rozprzestrzeniającą się wonią złotego
deszczyka, jak i przełykania śliny - wraz ze smakiem i kroplami
słodkawego moczu, nie da się z pewnością powstrzymać. I tylko
„przypadkowo” ów wepchnięty materiał służy dodatkowo jako
knebel. I w tym przypadku szczególnie ważne są odpowiednio silne
wszelkie umocowania, zarówno knebla jak i więzów.
Jak
„wielką i doniosłą” rolę ów knebel spełnia można
perfekcyjnie przekonać się szczególnie w momencie gdy z wnętrza
Władczej Pani wydobywa się przesłodki, ciepły aromatyczny złoty
gejzerek wprost na omawiany „gałganek” tworząc niesamowicie
pyszne i aromatyczne „ciastko-knebelek”. Niewolnik bezpośrednio
odczuwa, zaznaczam z wielką rozkoszą i delektowaniem się, jak
omawiane złote nektary „magazynują się w ciasteczku”, by za
chwilę - kropla po kropli, nieodwołalnie, bez możliwości
powstrzymania ich - przedostawać się wprost do niewolniczego
żołądka. Powyższa tresura i nauka stwarza wyjątkową szansę
„pływakowi” długiego zapoznawania się zarówno ze smakiem jak
i zapachem soczków Władczej Pani, które w odpowiednich ilościach
przez omawianą nasączoną szmatkę dozowane, wyjątkowo pozytywnie
wpływają na podniebienie niewolnika. Podobna zresztą sytuacja
występuje po odpowiednim „podlaniu” pływaka zgromadzoną już
wcześniej ambrozją.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 3
„Zapoznanie się niewolnika ze znakomitą „kuchnią”
Pani”
Władcza Pani po przebraniu niewolnika w suknię,
związuje go w pokoju, np. „w kołyskę” tzn. ręce z tyłu
przywiązuje do kostek nóg (zawija w prześcieradło i przewiązuje
taśmą klejącą) oraz knebluje (czymś „przyjemnym” tj.
apaszką, ball-gagiem), nieraz również zawiązuje oczy. Sama
przenosi się do kuchni, by np. zaparzyć sobie kawę, przygotować
posiłek itp. Każe wtedy niewolnikowi dopełznąć do siebie - do
Jej stópek. Na tym etapie tresury niewolnik pełni rolę froterki do
podłogi (dla lepszego efektu założona przez niewolnika suknia
polewana jest czasami wodą). Po mozolnym dotarciu do prześlicznych
stópek, Pani wyjmuje niewolnikowi knebel (choć nie zawsze –
stwarzając tym samym dodatkową barierę - jakby lizanie cukierka
przez szybę) i pozwala niewolnikowi ucieszyć się Jej nóżkami,
wypieścić je i ucałować. Aby jednak niewolnik zbytnio nie wpadł
w nadmierny zachwyt i uwielbienie w pewnym momencie Władcza Pani
„brutalnie” przerywa owe nieziemskie doznania, wciskając
niewolnikowi do ust brudną, smakującą „stęchlizną” ścierkę
i odpowiednio ją zabezpieczając przed wypluciem lub wypchaniem
językiem. Radykalnie tym samym zmieniając niewolnikowi słodkie
dotychczas odczucia i najprzyjemniejsze wrażenia na skrajnie
przeciwne. Nieporadne próby przeciwstawienia się przez niewolnika
czekającego go koszmarnego losu na nic się zdają – bowiem Pani
choćby przez zatkanie nosa bezwzględnie wymusza na niewolniku
otwarcie ust – jakby proszącego wtedy o „ciasteczko”. Z tymże
odpychającym już „ciastkiem-knebelkiem” w ustach niewolnik musi
poprzez uciążliwe i mozolne czołganie dotrzeć z powrotem do
pokoju, by dopiero tam doznać ewentualnej ulgi i wyswobodzenia od
ohydnego zmysłu smaku. O ile Władczyni ma na to
ochotę....
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odnosząc
się zatem do instalowanego knebla przypomnieć muszę, iż tak
naprawdę wszystko odbywa się na zasadzie „nie chcę, ale i tak
muszę, bo taka jest wola Pani” uwzględniającą w tym momencie
również sytuację, gdy mając związane ręce, bez możliwości
obronnej reakcji na kaprysy Mojej Pani, nie mam możliwości
przewidzieć, na jakie pomysły wpadnie moja uwielbiana Lady, a tym
bardziej im się przeciwstawić, choćby w zakresie kneblowania.
Mając tym samym na myśli, że jeżeli jest taka Jej wola to „mogę,
co najwyżej poznawać smak wepchniętej w usta i umocowanej szmaty –
płótna, apaszki, ale gdyby był taki kaprys Pani również –
niezbyt świeżych, wielodniowych majteczek, znoszonych rajstopek a
nawet używanej kuchennej ścierki”.
Zauważyć przy tym
chcę, że wszelkiego rodzaju kneble, które być może jednoznacznie
wydają się niemiłe, obmierzłe, koszmarne, nieprzyjemne,
odpychające czy nawet obrzydłe, przybierają u mnie specjalne
funkcje. Oczywiście pod warunkiem, że będą miały związek (choć
nie zawsze bezpośredni) z Władczą Panią. Uwzględniając przy tym
moje niewolnicze „zainteresowania” nie może być absolutnie mowy
bym brzydził się czymkolwiek, co ma z Moją Panią cokolwiek
wspólnego, a tym bardziej, co jest Nią choć odrobinę
przesiąknięte i nasycone. Proszę nie zrozumieć powyższego, że
rozkoszuję się i delektuję owymi wstrętnymi smakami „nieświeżej
cuchnącej wilgotności” zawartymi w stosowanym ohydnym kneblu –
nic bardziej błędnego. Karny, represyjny i poniżający charakter
takiego knebla jest zachowany a właściwie jeszcze bardziej
zaakcentowany, sprowadzając mnie do „bezgranicznego upodlenia”.
Bowiem bardzo odczuwam obrzydliwy smak np. ścierki kuchennej czy
jakiejś zabrudzonej szmaty i mocno przeżywam fakt, że
rozpuszczające się w ślinie nieczystości, nie mając innego
wyjścia muszę połykać i trawić w swoim żołądku.
Szczególną
uwagę proszę zwrócić na fakt, iż owa przywoływana już „brudna
szmata”, (używana ścierka kuchenna) mogąca za chwilę pełnić
rolę „obrzydliwego” knebla, która „przypadkowo” znalazła
się pod ręką czy też na podłodze, w momencie unieszkodliwiania i
obezwładniania niepokornego poddanego doskonale wkomponowuje się w
moją przytaczaną już zasadę jak najdoskonalszego odzwierciedlenia
rzeczywistego przebiegu pojmania, uwięzienia i w końcu mojego
zniewolenia.
Znakomicie pomaga odgrywać rolę dodatkowego,
bardzo przygnębiającego upokorzenia a nawet upodlenia „schwytanego”
poddanego-buntownika, poprzez uświadomienie mu jak marny jest jego
„koniec”, jak niewiele tak naprawdę znaczy. Każdy „nieświeży”
gałgan, ubabrana szmata czy ścierka, np. w wyniku wykorzystania jej
przez ileś tam dni do wycierania rączek, czy innych części
delikatnego i wypielęgnowanego ciała Pani, może za chwilę
wylądować w niewolniczych ustach. I nie mogąc uniknąć
czekającego zgotowanego przez Władczą Panią losu, niewolnik
będzie musiał na ów przyszły knebel patrzeć, i zdawać sobie
sprawę, że niedługo ta właśnie nieczysta, być może pachnąca i
smakująca moczem Pani szmata za chwilę będzie umieszczona w jego
ustach, jako główne danie podane do przeżuwania na podwieczorek i
już niedługo będzie mógł tylko i wyłącznie zapoznawać się z
jej obrzydliwym, wstrętnym smakiem i bezpośrednio go odczuwać.
A
jednocześnie tych swoich okropnych, koszmarnych wrażeń i doznań
niewolnik nie będzie miał żadnych możliwości uzewnętrznić.
Będzie musiał pozostać z nimi sam na sam.
Podkreślić
trzeba, że przecież w „realu” osoba obezwładniająca jakiegoś
delikwenta, stara się zrobić to jak najszybciej i najsprawniej. Nie
prosi obezwładnianego, by poczekał z krzykami i wołaniem o pomoc,
aż znajdzie się stosowny, czysty, sterylny knebel, czy też wyprana
i wyprasowana apaszka, tylko „chwyta wszystko, co ma najbliżej pod
ręką” a może przyczynić się do skutecznego, a zwłaszcza jak
najszybszego zniewolenia danego osobnika, w tym w szczególności
efektywnego jego uciszenia.
Nie pyta również
delikwenta, czy jest mu wygodnie w założonych pętach, czy jest
zadowolony z materiału, który ma służyć jako knebel, a przede
wszystkim czy odpowiada mu smak i zapach wetkniętego knebla.
Choć
również w rzeczywistości każda sytuacja jest możliwa, w tym
odpowiednio wcześniejsze przygotowanie zarówno sznurów jak i
przedmiotów służących do kneblowania.
Każdy człowiek
w normalnych warunkach, gdy styka się z nieświeżym zapachem,
stęchlizną czy też fetorem zatyka nos, starając się przekazać
informację wszystkim wkoło, przynajmniej za pomocą jednoznacznych
słów i gestów. Gdy zetknie się z nieprzyjemnym smakiem również
swoją gestykulacją, znakami czy odpowiednio dobranym słownictwem
dzieli się swoimi spostrzeżeniami i uwagami z pozostałymi osobami,
i jest to naturalny odruch każdego człowieka (w końcu istoty
stadnej).
Ja w przedstawionej powyżej sytuacji
„bezgranicznego upodlenia” i całkowitego obezwładnienia, ze
swoimi cierpiętniczymi rozmyślaniami, odczuciami i odpychającymi
doznaniami smakowymi pozostaję sam na sam – nie mam żadnych
możliwości ich uzewnętrznić. Nie mam żadnej możliwości
podzielenia się z kimkolwiek, choćby za pomocą gestów czy słów
doznawanym wstrząsem.
Tak naprawdę jedynym kontaktem z
otoczeniem, który mi pozostał jest kontakt wzrokowy – o ile i
tego Władcza Pani mnie nie pozbawi poprzez założenie opaski czy
narzuconym workiem. A samymi oczami trudno jest przecież przekazać
swoje okropne wewnętrzne przeżycia, choć i da się wyrazić wiele
ze swoich odczuć np.: strach, obawę, lęki. Można w pewnych
sytuacjach próbować nawiązać jakiś mimiczny kontakt ze swoim
„oprawcą” – ale tylko pod warunkiem chęci czynnego
uczestnictwa w tymże kontakcie tej drugiej osoby. Pozbawiony jestem
nie tylko możliwości prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji, rozmowy
czy choćby wyartykułowania zrozumiałych słów, ale przede
wszystkim możliwości przekazania na zewnątrz w danym momencie
swoich myśli i odczuć.
A cóż warte są moje myśli i
odczucia, gdy nie mam żadnych możliwości przekazania ich innym
osobom, – gdy głos chcący je przekazać utknie w zatkanym gardle,
a na zewnątrz wydobywa się cichy, niezrozumiały i nikogo nie
interesujący bełkot-pomruk – w rzeczywistości sprowadzony jestem
do roli przedmiotu, a co najwyżej nieporadnego, nieszkodliwego
pełzającego i wijącego się po podłodze zwierzątka - - i tak
właśnie ja to swoje zniewolenie w tym momencie odczuwam.
Oczywiście wszystko to odbywa się w mojej psychice, w
ograniczonym zakresie, wynikającym choćby z mojej wewnętrznej
potrzeby znalezienia się w konkretnych okolicznościach, a przede
wszystkim traktowaniu całej tresury jako niezapomnianej, pełnej
„intryg” zabawy dorosłych osób tworzących swoisty teatr dwóch
aktorów.
Zatem, moim zdaniem, to - knebel jest
najbardziej zręcznym „przebiegłym” i przemyślnym aparatem
ucisku i ciemiężenia niewolnika. Zauważyć bowiem trzeba, że
przed jego umocowaniem (wepchnięciem do ust) niewolnik nie ma
powodów by się skarżyć na jego uciążliwość, odpychający
zapach czy też nieprzyjemny smak, albowiem nie wie tak naprawdę, co
go nieprzyjemnego a nawet koszmarnego czeka. Szczególnie
dostrzegalne jest to w przypadku, gdy wcześniej ma dodatkowo
zawiązane oczy. Natomiast już po faktycznym umocowaniu knebla w
ustach, niewolnik natychmiast i nieodwołalnie jest pozbawiony
wszelkiego prawa do złożenia skargi, wyrażenia swojego sprzeciwu,
dezaprobaty czy też protestu, co do jakości, smaku i uciążliwości
założonego knebla.
Bywa, że niewolnik nie tylko
odczuwa nieprzyjemny smak, ale na dodatek Piękna Władczyni
informuje go z „sadystyczną” satysfakcją i „drwiącym”
śmiechem, jakim „przyjemnym” poczęstunkiem go uraczyła. I tak
naprawdę niewolnik nie wie wtedy tak do końca, co w ostateczności
Władcza Pani wcisnęła do jego ust. Musi żyć w świadomości, że
jest to coś obrzydliwego, choćby nawet w rzeczywistości tak
niezupełnie było.
Niewolnik nie ma też żadnej
sposobności dania wyrazu swojej dezaprobaty co do zastosowanego
wobec niego upokorzenia. Na zewnątrz przedostają się tylko
przyciszone, niewyraźne, nieartykułowane, nic nie znaczące słowa
„mghmhmghmmh”.
Nie należy zapominać również o
jakże ważnym – również psychicznym posłannictwie „brudnego”
knebla tj. dodatkowego poniżenia niewolnika poprzez wymuszenie na
nim nieodwołalnego zapoznania się bezpośrednio z koszmarnie
smakującą szmatą, służącą przecież do całkiem innych – nie
zawsze higienicznych celów.
Głośny krzyk „rozpaczy”
grzęźnie w kłębie obrzydliwych szmat, których niewolnik nie ma
żadnych możliwości pozbycia się. Bez żadnego merytorycznego
uzasadnienia wydaje mu się wtedy, że z każdą próbą wydobycia
tegoż krzyku na zewnątrz, na skutek podejmowanych kolejnych prób,
wrzaskliwy krzyk gromadzi się i kumuluje w owym tkwiącym kneblu,
przyczyniając się w końcu do jego wypchnięcia, wyplucia z
umęczonych ust – to jednak nigdy nie następuje, ale czyż
powyższe doznania nie są również istotą przymusowego
zniewolenia???
W tej sytuacji również możliwa jest
sytuacja, że zakneblowanie niewolnika odbywa się „siłowo” tj.
np. poprzez wymuszenie otwarcia ust poprzez zatknięcie nosa, mocnego
nacisku na szczęki a czasami wiszącą „groźbą” jakiejś
srogiej kary, której będąc solidnie i rzetelnie skrępowany nie ma
możliwości uniknąć. Muszę w tej sytuacji zdać sobie powoli
sprawę i pogodzić się z faktem, że nie zdołam i tak obronić się
przed zakneblowaniem, gdy będę próbować przeciwstawić się woli
Pięknej Władczyni, a w przyszłości, w związku ze stawianym
oporem może czekać na mnie reprymenda i kara przejawiająca się
czymś znacznie gorszym, boleśniejszym niż tylko pozbawienie prawa
głosu poprzez dokuczliwą, czasami nieprzyjemną „szmatę”,
wciśniętą do ust, wędzidło, kołek, itd., a przed kneblem i tak
w końcu w moim „tragicznym” położeniu nie zdołam przecież
się uchylić.
Inną, szczególnie dla mnie istotną i
niebagatelną rolą knebla, której absolutnie nie mogę pomijać w
sytuacji moich żywotnych zainteresowań i zamiłowań dotyczących
kobiecych zapachów i aromatów jest fakt, iż za jego pomocą - w
mniejszym lub większym stopniu zatykane są dolne drogi oddechowe,
utrudniając oddychanie. Czasami usta niewolnika są tak mocno
„zakorkowane” wepchniętym kneblem, „obwiązane”, czy
zaklejone taśmą, że wciągnięcie nimi jakiejkolwiek dawki
powietrza jest całkowicie lub prawie całkowicie niemożliwe. Zmusza
to do dokonywania przez niewolnika czynności wdechu jak i wydechu
przede wszystkim górnymi drogami oddechowymi - nosem. Następuje
początkowo znaczne przyśpieszenie oddechu poprzez szybkie wciąganie
małych dawek tlenu – to efekt zwiększonej adrenaliny i pewnego
stresu związanego z radykalną zmianą i pogorszeniem swego
położenia i usytuowania - niezgodnego z naturą oraz zwyczajnym,
nabytym, wyuczonym trybem życia, ale przede wszystkim przymusowym
odcięciem (wyeliminowaniem) niektórych zmysłów i organów. Po
pewnym czasie następuje jednak ustabilizowaniu oddechu i wewnętrzne
uspokojenie. Chcąc nasycić swoje płuca właściwą dawką tlenu,
niewolnik przechodzi na długie, rytmiczne oddechy, przy czym
powietrze (często nasycone słodkimi zapachami kobiety) jest
wciągane z oczywistych powodów - głęboko nosem. Powoduje to
zwielokrotnienie i wzmocnienie doznań związanych z bezpośrednim
kontaktem z „podarowanymi” przez Władczynię zapachami, bowiem
to przecież właśnie nos odpowiada za wszelkie doznania związane z
zapachami i wszelkimi
woniami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 4
Doceniając tak znamienitą rolę knebla nie sposób
zauważyć, iż nasuwa się refleksja, że gdyby knebel był
powszechnie dostępny (przecież występuje ogromne zróżnicowanie,
co do jego formy – od najprostszej, łatwej w zastosowaniu, a nawet
wykonaniu do nieco bardziej skomplikowanej – z szeregiem uprzęży
i pasków), tani (co przy masowej produkcji z pewnością jest łatwe
do osiągnięcia), możliwy do nabycia w każdym sklepie razem z
innymi towarami pierwszej potrzeby (byłby popyt byłaby i podaż) to
ludzie używaliby go z pewnością na co dzień, przy każdej okazji
i spotkaniach towarzyskich, biznesowych oraz debatach
społeczno-politycznych a świat zdecydowanie byłby wtedy
łagodniejszy, bardziej sobie przychylny. Ludzie wobec siebie byliby
bardziej pobłażliwi i wyrozumiali. Na naszych ulicach panowałaby
wzajemna życzliwość, dobroduszność i poczciwość. Ale niestety
tak się nie dzieje – ciekawe dlaczego? Ten tak w końcu prosty
instrument powszechnej „sympatii” i uszanowania nie jest
doceniany i masowo używany. Może brakuje stosownej reklamy,
rozpropagowania w mediach publicznych, na ulicach, w rozmowach,
debatach publicznych – nie wiem tak do końca. Sporą wadą i z
pewnością hamulcem przeszkadzającym w powszechnym wdrożeniu
wynalazku przyczyniającego się do polepszenia ludzkiego bytu jest
fakt, iż człowiek nie jest tak do końca istotą rozumną i nie
umie (nie chce) docenić wszystkich dobroci knebla. Jest istotą
zawistną i egoistyczną. Jedni ludzie nie pragną by inni mieli
szczególne powody do radości i masowego szczęścia – człowiek
człowiekowi wilkiem. Z pewnością wiele osób żyje w
nieświadomości i umysłowej niedojrzałości, nie potrafiąc
docenić przełomowe i epokowe znaczenie knebla. W myśl zasady –
na złość mamie odmrożę sobie uszy znaczna część
uszczęśliwionych kneblem osobników chciałaby podrażnić tych
światłych obywateli - ukradkiem i w niezrozumiałym pośpiechu
pozbyć się tegoż drobiazgu, choćby tylko z tej przyczyny by inni
obywatele- ci zdecydowanie bardziej oświeceni i mądrzy nie zaznali
jakichkolwiek objawów zbawiennego wpływu knebla na globalny
liberalizm i tolerancję. Dlatego też niezbędne jest z pewnością
zsynchronizowanie powyższej metody uszczęśliwiania ludzkości z
innymi technikami „uspokajającymi” (zob. przypisy 5 i 7).
Powyżej omawiany rewelacyjny aparacik globalnego
szacunku i poważania, ze zrozumiałych względów szczególnie
chętnie i radośnie powinien być używany przez wszystkie piękne
Panie oraz noszony przez nie dumnie i wyniośle – z pewnością
nadałby im z powrotem należne miejsce i poważanie w
społeczeństwie, utracone nieopatrznie przez niepotrzebną nikomu
feministyczną walkę o wydumane prawa. Jednak i znaczna część
mężczyzn nie powinna być pozbawiona możliwości korzystania z
tegoż epokowego
wynalazku!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reasumując
- to knebel ma dla mnie niepodważalne i bezsprzecznie jedno z
najważniejszych znaczeń dla osiągnięcia pod względem
psychologicznym wspaniałych efektów zniewolenia.
Z
dotychczasowych rozważań łatwo można by wysnuć wniosek, iż w
moim przypadku problem drugiej strony, gdybym chciał bardzo brzydko
to nazwać - w zasadzie nie występuje. Ale tak nie jest. Bowiem
zawsze uważałem i uważam, że jedynie wzajemny szacunek i
poważanie oraz wzajemne zrozumienie oraz zaufanie, a przede
wszystkim „dogadanie się”, czyli coś, co nazywam „nićmi
porozumienia” są nieodzownym i niezbędnym warunkiem czerpania
przyjemności nie tylko ze spotkań, ale z całości tak przecież
złożonej problematyki uległości i powstania harmonii na linii
Lady-niewolnik.
Aczkolwiek moja sytuacja pozwala mi jednak na
dość sporą dawkę egoizmu. Spotkania z „profesjonalną dominą”
ułatwiają bowiem „realizowanie” i wdrażanie w toku
przechodzonej przeze mnie tresury takich technik i metod szkolenia
niewolnika, które de facto są dość mocno skorelowane z moimi
oczekiwaniami, wyrażanymi w przekazywanych prośbach-podaniach do
Lady, a które być może nigdy w ramach spotkań z „amatorką”
nie wyszłyby poza ramy moich „fantazji”. Mogłyby być zatem
rozważane przeze mnie tylko jako niespełnione, wymyślne
bajkopisanie, a nie spełnianiem w jakimś stopniu moich marzeń i
pragnień w relacji Pani-niewolnik.
Zdaję sobie sprawę
również z mojego egoizmu, przejawiającego się pewnym narzucaniem
Władczej Pani najbardziej mi odpowiadającej formy dominacji i
uległości, znowu muszę wtrącić – czyż porcja krnąbrności,
nieposłuszeństwa i zarozumialstwa a nawet pyszałkowatości nie
jest również częścią „zabawy” i integralną częścią
składową niewolnictwa – dającą Władczej Pani pole do popisu i
szansę ukrócenia, przytępienia a nawet odrąbania wyrastających
mi różków niezdyscyplinowania i niepodporządkowywania się Jej
woli?!!!
Innym przejawem mojego egoizmu jest „wymuszanie”
na Władczej Pani pewnego stylu ubierania się przez Nią na czas
udzielania „lekcji”. Bowiem wnoszę również prośbę-podanie:
„czy mógłbym prosić, by Pani była ubrana tak naprawdę „po
kobiecemu” tj. np. w zwiewną sukienkę, spódniczkę, bluzeczkę,
pończoszki, gorsecik, szpileczki itp., a nie w skóry, latex, itd?”.
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 4
Feminizacja
Zachodzi
w tym miejscu pytanie – a gdzie tu miejsce na nawiązanie kontaktu
i nici porozumienia tak nieodzownego w korelacji Pani-niewolnik. I na
pierwszy rzut oka pytający ma rację. Zdaję sobie bowiem sprawę,
że preferowana przeze mnie forma spotkań musi się wydawać po
pobieżnej analizie i nieznajomości całokształtu tresury mocno
nieatrakcyjna, niepociągająca a wręcz nudna.
Ale zapewniam,
że tak w rzeczywistości nie jest a czas tresury szybko mija,
zdecydowanie zbyt szybko.....
Bowiem tak w rzeczywistości
spotkanie nie polega tylko i wyłącznie na związaniu niewolnika i
trzymaniu w pętach oraz zakneblowanego np. przez bite trzy godziny
(choć i taka sytuacja może się zdarzyć przy dłuższych
spotkaniach).
Owszem, ja jako niewolnik jestem przeważnie
związany w różny sposób i często kneblowany, ale faktycznie
tresura nabiera jednak w dłuższym okresie czasu charakteru
„SPOTKANIA PRZY KAWIE” - czyli coś na kształt (mając na uwadze
moje kobiece przebranie) PRZYJACIELSKICH BABSKICH POGADUSZEK. A że w
tym momencie moje niewolnicze usytuowanie (tzn. przeważnie na
podłodze) jest radykalnie inne niż Władczej Pani – cóż z
pewnością nie przeszkadza to owym rozmowom.
Oczywistym
jest jednak, że może dojść w toku rozmów do sytuacji, że
Władcza Pani umiejętnie i chętnie użyje również knebla do
pokazania choćby, kto w dalszym ciągu „rządzi”. Są to dla
mnie jednak bardzo ciekawe doznania, gdy często w najmniej
spodziewanym momencie moje rozdziawione usta są zatykane odpowiednim
„korkiem”, w sytuacji, gdy np. chciałbym Władczej Pani jeszcze
coś „bardzo ważnego” przekazać, a głos nie ma możliwości
opuszczenia gardła a jedynie „magazynuje się” w szmacianym
kneblu.
Zatem knebel pełni w tym momencie niejako rolę
„sterownika rozmów”. W momencie, gdy się Pani „znudzę”
swoją paplaniną, lub np. ma „inne” zajęcia lub potrzebuje
spokoju po prostu zatyka mnie na jakiś czas. Natomiast, gdy Piękna
Pani czuje potrzebę konwersacji i prowadzenia dialogu i dysput
niejako wyjmuje „zatyczkę” i w ten sposób uruchamia strumień
słów, słówek, dyskusji, a nawet polemik.
Zauważyć
łatwo, że w tych momentach moja rola sprowadza się niejako do
pozycji króliczka cierpliwie i cicho czekającego w swojej klatce
(czytaj: ulokowanego „wygodnie” w pętach i dzięki kneblowi
wydającemu tylko niezrozumiałe, wyciszone dźwięki uhgrrmmmmrr) aż
jego Pani będzie miała ochotę, a przede wszystkim czas nieco się
nim zająć i zabawić.
Aby jednak być w jakiejś mierze
zgodnym z własnym sumieniem muszę się dobrowolnie przyznać, że w
jednym przypadku z pewnością przekroczyłem pewną ustaloną
wcześniej przeze mnie granicę. Z pewnością łatwo można się
domyśleć, że chodzi o moją feminizację.
W zasadzie,
gdy decyduję się na pobieranie lekcji tresury u Władczej Pani mam
również na myśli „zmuszenie” mnie do założenia damskich
ciuszków. Nie przeczę i nigdy nie ukrywałem, że ta forma
fetyszyzmu sprawia mi jedną z większych przyjemności, mimo (a może
dzięki temu?), że zawsze traktowałem powyższy „przymus” jako
specyficzną formę poniżenia i upokorzenia niewolnika oraz
przyczynę wewnętrznego przeżywania wstydu, dyshonoru a nawet
doznawania uczucia szczególnej hańby.
Nie jestem bowiem
przykładowym transwestytą, nie chodzę na co dzień w kobiecych
ubraniach, ani się w nie nie przebieram.
Właściwie
początkowo kobiece ciuszki zakładałem tylko w sytuacji, gdy np. w
pracy posprzeczałem się lub pokłóciłem z jakąś panią,
dziewczyną, a nawet pomniejszałem jej znaczenie i inteligencję.
Traktowałem zatem „przymus” założenia tychże ciuszków jakby
dobrowolne poddanie się bardzo uwłaczającej i obelżywej karze,
nałożonej na mnie przez kobiety za moje zarozumialstwo i
niepotrzebne wywyższanie.
I właśnie temu mojemu
fetyszyzmowi Moja Pani nadała całkowicie prekursorski wymiar.
Oczywiście powyższe doznawania wstydu i poniżenia pozostały
również i to na wcale nie na mniejszym poziomie, zwłaszcza na
etapie wstępnego oczekiwania na lekcje tresury.
Ale
doszły przede wszystkim całkowicie nowe wrażenia i odczucia,
odkrywcze, związane już nie tylko ze zwykłym założeniem
kobiecych ciuszków, ale praktycznie z pełną feminizacją, a
właściwie przygotowaniem niewolnika do spotkania z Lady.
W
toku spotkań dochodzi bowiem do całego „ceremoniału” mającego
na celu przygotowanie mnie do rozmów-audiencji z Moją Panią,
mające na celu podkreślić - po uwzględnieniu poprzedzającą ową
audiencję tresurę niewolnika, w tym moje oczekiwanie w więzach,
poniżanie, zabranie głosu poprzez kneblowanie, pełzanie po
podłodze do nóżek Pani, kąpiel w nektarach Pani itp. –
„doniosłość i królewskość” tejże audiencji. Następuje
wówczas przekształcenie z poniżonego niewolnika w osobnika
gotowego do odbycia „spotkania towarzyskiego” z Piękną ale
Władczą Panią. Oczywistym jest, że musi nastąpić przeistoczenie
niewolnika poprzez feminizację w osobę wartą takiego spotkania.
Wymaga to wielu przygotowań i przemian poczynając od przebrania go
w eleganckie i gustowne kobiece ciuszki, jakie wypada założyć na
okoliczność szczególnie ważnej wizyty, założenia kobiecych
pantofelków a kończąc np. na malowaniu i makijażu. Można w tym
momencie faktycznie czuć się jak kobieta przygotowująca się do
wizyty na wyjątkową uroczystość, co zresztą zgrabnie i zręcznie
jest przez moją Panią akcentowane poprzez takie usadowienie mnie
(na kobiecy sposób tzn. np. nóżka na nóżkę) na stołeczku,
naprzeciw ale w pewnej odległości od Mojej Pani. Jakże to
wspaniale podkreśla „ważność i majestatyczność” tejże
rozmowy, jak znakomicie uwidacznia, że tylko osoba o „nienagannej
prezentacji”, po starannym przygotowaniu, i przeistoczeniu w
„kobiecy egzemplarz” ma zaszczyt móc rozmawiać z Władczą
Panią w czasie tresury. Zostałem pierwszorzędnie uświadomiony, że
nieoświecony, niewyrobiony osobnik „wprost z ulicy” nie ma prawa
dostąpić zaszczytu i honoru do takowej rozmowy z Najpiękniejszą
Panią. Do tego potrzeba bowiem długiej i mozolnej pracy i zdobyciu
pewnej „specjalizacji”, przeżyć długą drogę cierpienia i
poniżenia, przejść konieczną szkołę pokory i posłuszeństwa by
po zdobyciu odpowiednich kwalifikacji w zakresie stosownego ubioru,
właściwych zachowań i postępowań móc stanąć twarzą w twarz z
Księżniczką.
Te czynności, tak bardzo kobiece,
przekształcenia nic nie wartego niewolnika w osobnika odpowiednio
przygotowanego do odbycia niezapomnianej „wizyty” u swojej Pani
pozostawiają u mnie niezatarte wrażenia. A jakże podnoszą jeszcze
rangę tychże rozmów a w szczególności podkreślają „wielkość”,
„monarszy majestat” i „niedostępność” dla zwykłego
niewolnika owej Najpiękniejszej Księżniczki. Jednocześnie
feminizacja niewolnika i wszystkie podjęte w związku z tym
czynności przygotowawcze, pozwalają mi uzmysłowić i zachować
dystans dzielący mnie od Pani i „powagę” tychże bliskich
spotkań. W tym momencie mogę namacalnie czuć się, jakbym
autentycznie przygotowywał się, jako niewolnik szczególnie
wyróżniony spośród innych niewolników do audiencji u
Księżniczki. Wszelkie czynności przyczyniają się do przemiany we
względnie dobrze przygotowaną do audiencji osobę, poczynając od
założenia „szykownej i eleganckiej” bielizny: koronkowych
majteczek, staniku, gorsetu, haleczki, pończoszek wraz ze stosownym
pasem, wytwornej sukienki (czy też białej bluzki i „odświętnej”
czarnej spódniczki), zgrabnych kobiecych pantofelków, nie
zapominając oczywiście na pomalowaniu paznokci i makijażu, i
odpowiednich „kobiecych piersiach”. Wszystko to dodatkowo
okraszone zostaje kobiecymi ozdobami m.in. naszyjnikami, klipsami,
obrączkami, apaszką zawiązaną gustownie na szyi. Nie zapomina
Moja Pani również by przyjęty(a) na audiencję zadbał(a) przede
wszystkim o właściwą kobiecą postawę, czy to w trakcie siedzenia
i prowadzenia konwersacji z Piękną Panią, czy w przypadku
„przechadzania się”. W tym momencie faktycznie zatracam poczucie
własnej „męskości” i dosłownie czuję wewnętrzne dreszcze,
związane z przeobrażaniem się w faworyzowaną przez Nią
niewolnicę.
Wielce uwłaczające są przy tym dla mnie
bardzo kobiece czynności w sytuacji „przymusu” przebywania w
tychże „wytwornych” kreacjach, jak np. obowiązek wygładzanie
fałd założonej sukienki czy też spódniczki oraz wyrównywania
położenia założonych pończoszek, ale przede wszystkim
konieczność unoszenia i trzymania w palcach ręki fałd ubranej
długiej, sięgającej podłogi sukni w czasie „eleganckiego”
przechadzania się po „salonach” – czyli czynności, które
mężczyzna, w związku ze swoim ubraniem w rzeczywistości nigdy nie
wykonuje. W toku tejże czynności przeżywam „prawdziwy dramat”,
związany z faktem, iż dodatkowo (z pewnością dla podkreślenia
stanu poniżenia i mojej nicości) narzucony mi zostaje obowiązek
dbania o stan oraz do okazywania „szacunku i poważania” tym
ubranym, ku mojemu pohańbieniu, kieckom – myślę, że wielu z
czytelników rozumie moje „katusze” związane z wyżej omówionymi
sytuacjami wykonywania przeze mnie tak bardzo kobiecych
wyspecjalizowanych czynności oraz o moim poczuciu zażenowanie i
wstydliwości oraz pogłębiającym się przekonaniu o „obrazie”
męskości!!!
Przymus noszenia damskich ciuszków jak i
pantofelków na wysokim obcasie (szpilek), w których zdaję sobie
oczywiście sprawę, że wyglądam bardzo groteskowo i cudacznie, a w
których jest z pewnością bardzo „twarzowo” pięknym Paniom,
pozwalają mi za to pełniej docenić istotę kobiecości. Moje
upokorzenie przekłada się na wyrabianie świadomości jak wiele
dzieli rodzaj męski i żeński, a tym samym na jeszcze większe
uwielbienie oraz na szczególne docenienie gracji, wdzięku i powabu
kobiet.
Ponadto pozwalają chyba mi uzmysłowić, dlaczego
dziewczynki w przeciwieństwie do chłopaków są takie grzeczne i
ułożone – to z pewnością sam fakt bycia ubranym w takie zwiewne
fatałaszki oraz pantofelki wybija z głowy wszelkie pomysły o
niekulturalnym zachowaniu, zaczepianiu, nie mówiąc już o
jakiejkolwiek napastliwości.
Ubrany w fikuśną damską
bieliznę, zwiewną sukienkę czy też spódniczkę staję się
nieprawdopodobnie taktowny, łagodny oraz pozbawiony wewnętrznej
agresji. Nie w głowie mi wtedy „atakowanie” Pań. Nie mam tu
jednak oczywiście na myśli, że nie reaguję na ich urodę czy też
ich kobiecość.
I chyba dlatego, że i kobiety coraz
częściej noszą spodnie wzrasta również w nich agresywność,
kłótliwość i awanturnictwo – szkoda....
Co chciałbym
jeszcze dodać to fakt, że tak naprawdę myślę, iż prawie żaden
mężczyzna nie jest przyzwyczajony i chyba już nigdy nie będzie do
chodzenia w pantofelkach na wysokim obcasie – a na pewno nie ja.
Nie tylko chodzenie w nich sprawia sporo problemów, ale nawet samo
ich założenie i trzymanie na nogach powoduje dziwne uczucie
niewygody i nieporęczności. I nic tego raczej nie zmieni. Nigdy
bowiem raczej się do tego dziwnego obuwia nie przyzwyczaję, bowiem
na co dzień nie mam z czymś takim do czynienia. Jedynie co mogę,
to podziwiać Was Kobiety jeszcze bardziej, że sobie z tym tak
dobrze radzicie, nie mówiąc o wspaniałym wyglądzie Waszym nóżek.
Z pewnością Wy Kobiety macie inną budowę tychże słodkich nóżek,
a być może nieustanny trening od młodych lat powoduje, że
posiadłyście te umiejętności zgrabnego poruszania się na
wysokich obcasach. Chociaż i Kobiety nieraz przecież narzekacie, że
nóżki jednak czasami Was bolą i musicie sobie od wysokich obcasów
odpocząć. Tak więc łatwo można wyobrazić sobie jak szybko musi
mnie brać owa boleść – wcale nie muszę nawet w tych
pantofelkach długo chodzić.
Inna sprawa, że tak
naprawdę, to każda część kobiecego stroju jest jakimś tam
narzędziem tortur (pomijam oczywiście sprawę mojego poniżenia
związaną z ich założeniem, czy też ich rolę w unieszkodliwianiu
„przeciwnika” czyli posłużeniem się damską bielizną i
pończoszkami do krępowania i kneblowania „wroga”). Głównie
jest to związane z pewnością z ich rozmiarami, ale nie tylko. A to
uciskające zbyt ciasne kobiece majteczki, gdzieś tam z tyłu
wciskające się nie wiadomo gdzie, a z przodu nic nie
przytrzymujące, a to uciskający gorset czy też stanik
niemiłosiernie gdzieś tam pod bokiem uwierający i ściskający
żebra. Pończoszki czy też rajstopki, w których jest jednocześnie
i gorącą i przewiewnie, do tego mocno w pewnych miejscach
ściskające i powodujące dziwne wrażenia w nogach, a do tego pas
do pończoch żłobiący w biodrach ślady ucisku. Również
sukienki, czy też spódniczki, które wydawałoby się powinny być
wygodne niczym okrywająca lekka materia, w pewnych okolicznościach
gdzieś tam „piją” w pachwie, cisną bezlitośnie na klatkę
piersiową itp. Jak Wy kobiety to wszystko wytrzymujecie, to
pozostaje tylko Waszą tajemnicą.
Chyba jednak męskie ubrania
są dużo wygodniejsze, bo mnóstwo kobiet przerzuciło się do
noszenia spodni, czy też sportowego obuwia, a w odwrotnym kierunku
to jest do noszenia, na co dzień spódniczek czy też sukienek, nie
wspominając już o zakładaniu szpileczek raczej żaden z mężczyzn
się nie kwapi.
A najdziwniejsze w tym wszystkim jest
poczucie wszechogarniającej wstydliwej nagości i obnażenia, mimo
przecież zdawałoby się „kompletnego ubrania”. To odczucie
występuje zwłaszcza w sytuacji, gdy „zmuszony” jestem do
założenia spódniczki (sukienki) o klasycznej długości tj.
kończącą się tuż przed kolanami, nie wspominając o sytuacji
ubrania mnie w minispódniczkę. Jednak w sytuacji założenia
również długich sukien czy spódnic odczucie nagości jest
niewiele mniejsze – jest to dla mnie niezrozumiałe i
niepojęte.
Wynika to chyba z męskiej fizjonomii a
jednocześnie z kształtu i lekkości (zwiewności) kobiecych
ciuszków, które sprawiają, ze „od dołu” zawsze czuję, jakby
mi czegoś brakowało, coś co przytrzymywałoby moją
„męskość”.
Ciekawe czy i kobiety chodząc w
spódniczkach i sukienkach odczuwają także taką dziwną nagość –
chyba jednak nie?
I dręcząca mnie problematyka do
ewentualnego rozwiązania i dysput: co w Kobietach jest takiego
potężnego, co sprawia, że owinięty w koło ich bioder kawałek
materiału zdefiniowany jako spódniczka lub sukienka jest takim
fetyszem, że nabiera rangi niejako „świątyni” skrywającej
najcenniejsze skarby? Co sprawia, że dotknięcie choćby rąbka tej
tak w końcu prostej, choć czasami ozdobionej fikuśnymi falbankami,
koronkami, czy też tiulami, zwiewnej materii, radośnie owijającej
się wokół kobiecych nóżek, jest marzeniem, którego spełnienie
nabiera nieomal obsesji? A jej realizacja powoduje entuzjastyczne
bicie serca oraz owacyjne podniesienie „gorączki” mózgownicy”.
Chyba coś w tej misternie ułożonej i radośnie wirującej i
plączącej się tkaninie coś jest. Nie na darmo mówi się przecież
o „gonieniu za spódniczką” lub „schowaniu za spódniczką”!
I nie ma w tym momencie decydującego znaczenia fakt, że spódniczka
czy sukienka jest mini czy też trochę dłuższa, czy jest wykonana
z delikatnego, letniego materiału czy też z nieco bardziej
„szorstkiego”. Czy to schowane pod tym kawałkiem materiału
przepiękne, wonne, „świeże” ciało, czy moje - męskie
fantazje o „świątyni kobiecego ciała”, a może zgromadzone pod
tym „kloszem” kobiece ciepło wraz z rozkosznymi i niebiańskimi
zapachami i aromatami, a może wrodzona gracja, wdzięk i połączenie
z fantastycznymi kobiecymi kształtami, dodatkowo podkreślonymi
wspaniałymi nóżkami w szpilkach, sprawia, że tym ciuszkom mającym
bezpośredni kontakt z pachnącym ciałem oddaje się uwielbienie
niczym narodowym symbolom? A może to fakt, iż ta zwiewna tkanina,
pełniąca raczej funkcję zdobniczą i dekoracyjną, w postaci
finezyjnej i wysmakowanej zasłonki, niż ochronną, która tak
naprawdę nie powinna skutecznie i efektywnie bronić dostępu do
największych kobiecych skarbów i klejnotów, jest w rzeczywistości
barierą nie do pokonania i tyko w sferze umysłu pozostaje możliwość
jej przekroczenia i pokonania. Podobnie zresztą ma się sprawa z
wszystkimi innymi damskimi szmatkami.
Coś o niedoskonałej
roli ochronnej kobiecych ciuszków wiem – bo nieraz przecież
miałem w czasie tresury do czynienia z sytuacją, gdy założona
sukienka nie stanowiła żadnej przeszkody chroniącej mnie przed
„gwałtem”.
A może to wytwór naszych czasów, gdy kobiety
stały się silne, samodzielne, pełne inwencji i niezależności
sprawia, że kobiety jakby „mężnieją” a jednocześnie nie ma
społecznej zgody na zniewieścienie mężczyzn. Niby kobiety są
subtelnymi, delikatnymi, pełnych zwiewności istotami, a jednak, gdy
one założą spodnie to ich ranga nic na tym nie cierpi (chociaż
dla mnie osobiście to już nie jest to samo). I odwrotnie –
założenie sukienki/spódniczki oraz innych części kobiecej
garderoby, jak również elementów pełniących u kobiet funkcje
ozdobne, jak np. apaszki, wstążki, chustki na głowę, peruki,
powoduje u mężczyzn poczucie wstydu i dyshonoru, by przypadkowo nie
ujrzeć pełnej groteski i karykatury człowieka. Czy zwiewne,
lekkie, delikatne w dotyku materiały, czy tkaniny są nieodłącznie
związane z kobiecym temperamentem i mentalnością? A każdy element
kobiecej odzieży jest mimo wszystko swoistym symbolem tak niemęskich
cech jak: wiotkości, kruchości, delikatności, subtelności,
powiewności, filigranowości, lekkości, słabości? Z całą
pewnością odpowiedź w tym przypadku musi być twierdząca, ale
przecież jeszcze w XVI czy XVII wieku mężczyźni ubierali się w
tak samo wymyślne stroje jak kobiety. To przecież najpierw
mężczyźni zaczęli nosić jedwabne pończochy, czy też podwiązki,
nie zapominając o bardzo delikatnych muślinowych, z mnóstwem
koronek koszulach, by wspomnieć w tym miejscu właśnie modę
francuzką, rozprzestrzenioną na całą Europę.
A może to
wszystko razem i jeszcze coś wpływa na mój „kult” dla
kobiecego stroju? Nie wiem, nie jestem w stanie sam sobie udzielić
odpowiedzi.
Tak na marginesie, chciałbym na końcu dodać,
iż w ciągu tych wielu lat nagromadziłem dość pokaźną
„kolekcję” damskich ciuszków. W moich zbiorach są również
oczywiście niezbędne apaszki, kobiece gadżety (naszyjniki, klipsy,
bransolety), worki, prześcieradła i liczne skrawki tkanin i płótna
mogące w każdej chwili pełnić różne funkcje gnębiących
przyrządów naukowych itd.
Tak naprawdę to w mojej „kolekcji”
brakuje mi chyba tylko stroju pokojówki „sissi maid”, o którym
trochę marzę – chyba trzeba byłoby takowy „kostium” zamówić
u krawca. Na razie nie mam jednak aż takiej odwagi.
Z
pewnością i taki ubiór w dalszej perspektywie zdobędę, by w
przyszłości móc służyć swojej Pani w schludnej i w miarę
eleganckiej, odpowiadającej wadze i randze tejże służby
kreacji.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 5
Nie będzie odkrywczym, iż w tak znamienity,
wytworny mundurek „sissi maid” składający się ze zwiewnych
sukni, spódnic powinni być ubrani wszyscy mężczyźni. Nadałby on
bowiem, poprzez swój przepych a jednocześnie reprezentacyjność,
wspaniałego im wyglądu. Przestaliby chodzić ubrani niechlujnie,
niemodnie i bezgustownie, a ulice naszych miast zapełniłyby się
samymi paradnymi osobnikami o wzorcowym stylu. Taki strój,
wymagający staranności i odpowiedniego zachowania mężczyzn
zdecydowanie przyczyniłby się do salonowych, dystyngowanych
zachowań. Z pewnością mężczyźni doceniając swoją szykowność
umieliby zachować klasę i wysoki poziom kultury. Do powszechnego
zwyczaju weszłaby elegancja zachowań i zmiana jakości życia. Do
tego doszłoby uwielbienie oraz poszanowanie Kobiet. Jedynym
zarzewiem konfliktów z pewnością byłaby zazdrość osobników o
jeszcze bardziej wykwintny strój konkurenta. Ale w tych
konfliktowych sytuacjach z pewnością rolę znakomitych rozjemców
pełniłyby obiektywne, posiadające znakomite rozeznanie w powyższej
materii Panie. Piękne Panie chcąc np. zmobilizować mężczyzn do
godnych i szlachetnych zachowań mogłyby wprowadzić pewne
współzawodnictwo, gdzie najlepsi nagradzani byliby awansem, np. po
trzech - pięciu latach nienagannej postawy, „sissi maid” mógłby
osiągnąć kolejny szczebel kariery i od tej pory wyróżniony
prymus miałby prawo do noszenia „sukni damy dworu”, a po
następnym okresie pięcioletnim nawet uzyskać najwyższy zaszczyt
noszenia „sukni ślubnej”. Ze względu na niesamowite zasługi w
dziedzinie wzorowego i nieposzlakowanego zachowania, na indywidualny
wniosek Władczyni, miałby możliwość uzyskać awans w trybie
uproszczonym. Niestety, za zachowania niezgodne z etykietą (np. nie
dbanie o staranny strój, o jego schludność, czy czystość, a
nawet jego pogniecenie, czy też w skrajnych przypadkach zniszczenie
sukni) czekałyby również należne kary w tym najsurowsza –
degradacja na niższy poziom, a nawet utrata prawa do noszenia stroju
„sissi maid”. Zmotywowałoby to z pewnością wszystkich
osobników płci męskiej do jak najstaranniejszego dbania o
szykowną, wytworną kreację i zachowania wszelkich reguł savoir
vivre, w tym do zgrabnego unoszenia w dłoniach długich sukni w toku
odbywanych przechadzek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Moja
trudna i wyboista droga do zdobycia niektórych kobiecych
umiejętności, uwidacznia mi niedwuznacznie ile mam jeszcze braków
w niewolniczym wykształceniu – chociażby w umiejętności
zrozumienia kobiecej natury, a wręcz istoty kobiecości!!! A
przecież powinienem już nawet względnie składnie poruszać się
również w tych uwierających, cisnących, a często niewygodnych
kobiecych ciuszkach – nie wspominając już o fakcie, iż
powinienem przyzwyczajać się, iż jest to mój stały „roboczy”
strój, nieodłącznie związany z moim niewolniczym życiem.
Dzięki
niemu, poprzez swój żenujący, śmieszny wygląd łatwiej
przychodzi mi zrozumieć swoją żałosną, a jednocześnie śmieszną
pozycję oraz jak wielkim uwielbieniem powinienem darzyć każdą
kobietę. Powoli poznaję również ten wspaniały, piękny i
czarujący, ale również pełen sprzeczności i trudu świat kobiet.
Zaczynam też rozumieć, ile mozołu wymagają codzienne,
zwyczajne czynności kobiet, by mogły cieszyć oczy innych swoją
urodą, gracją i wdziękiem. Zapoznaję się przy tym, iż nawet
Wasze ciuszki, które wydają się takie urocze, gdy je macie na
sobie, w rzeczywistości mogą pełnić złośliwą i dokuczliwą
funkcję, będąc jednocześnie utrapieniem dla niedostosowanych
niewolników. Ileż więc jeszcze czeka mnie nauk, by poznać choć
część tajemnicy kobiecości?
A mimo wszystko na dzień
dzisiejszy kobiety wydają mi się ciągle śmiesznymi i zabawnymi
istotami, nie przystosowanymi należycie do życia....takie pewne
psychiczne rozdwojenie jaźni....
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 5
„Wspomagacze”
mojego zniewolenia
Przedstawione dotychczas moje doznania
i doświadczenia w płaszczyźnie uległości i fetyszyzmu obejmujące
przede wszystkim cztery sfery tj. przebieranie, wiązanie,
kneblowanie oraz wąchanie kobiecych zapachów to zdecydowanie
preferowane przeze mnie wątki zniewolenia. Są jednak niejako
przedstawione jak zupa bez przypraw. Zdaję sobie sprawę, iż dla
uzyskania jej lepszego smaku potrzebne są różnego rodzaju dodatki,
o których sporo, choć marginalnie wspominałem opisując swoje
doznania zarówno fizyczne jak i przede wszystkim psychiczne. Coś,
co stanowi sól niezbędną dla uzyskania właściwego smaku potrawy.
Ale owa sól jest bezsprzecznie za każdym razem dodawana. Przejawia
się ona poprzez wprowadzanie ciągle uzupełnień, rozszerzeń,
nowych eksperymentów do stosowanych metod tresury, upokorzenia i
nauki pokory a nawet wydawałoby się na pierwszy rzut oka dokładania
nieistotnych „suplementów”. W szczególnych przypadkach zaczyna
się powolne przekraczanie osiągniętych dotychczas granic.
Następuje poszukiwanie - poprzez powolną ewolucje a nie rewolucję
- nowych możliwości w zakresie mojej uległości i
zniewolenia.
Nie będę ich opisywał szczegółowo a
jedynie pobieżnie wymienię niektóre z nich.
Przede
wszystkim takim ważnym dodatkiem jest lanie i czasami baty (niezbyt
radykalne) uświadamiające mnie jednak, że mam jeszcze ciągle
braki w starannym wykształceniu w zakresie względnie zadawalającego
Władczą Panią niewolnika. Ponadto jednoznacznie wskazują na
„przymusowy” charakter stosowania niektórych metod i technik
nauki poprawnego niewolnictwa.
Innym istotnym elementem
tresury może być wspominany już strap-on stosowany w przeróżnych
okolicznościach, czasami polewanie woskiem oraz niewielkie i niezbyt
dokuczliwe przypalanie, zakładanie ciężarków na jądra, czy ich
obwiązywanie, a także zastosowanie sznurów ciasno przechodzących
przez krocze (crotch-rope) - czyli elementy powodujące dodatkowe
utrudnienia w poruszaniu się. A metoda polegająca na przymusowym
pełzaniu do znacznie oddalonej Pani (por. przypis nr 3) jest
stosowana nie bardzo często.
Takimi elementami tresury
jest też skrępowanie niewolnika w pozycji w kucki – zamieniając
go za pomocą prostej transformacji w skoczka lub królika – i
krótkimi skokami kazać mu przemierzać pomieszczenie. Dodatkowo,
przedtem dobrze jest zmusić niewolnika do założenia bardzo długiej
sukni (spódnicy), która skutecznie będzie utrudniać i
przeszkadzać w owych skokach – niewolnik mocno musi wtedy uważać
by się nie wywrócić. Gdy niewolnik ma ponadto zawiązane oczy, nie
ma możliwości by nie stracił orientacji i nie „wywalił” orła.
Gdy za łaską Władczej Pani uda się w końcu dotrzeć do
przesłodkich nóżek, w nagrodę za wszelkie trudy istnieje
możliwość ucałowania ich i popieszczenia (co jest z pewnością
niezwykłą przyjemnością i rozkoszą). Gdy Władcza Pani, chcąc
niewolnika dodatkowo poniżyć „zapomni” wyjąć mi knebel,
wtedy, mając związane na plecach ręce, niewolnik może tylko
zaznawać przyjemności „lizania cukierka przez szybę”.
Czasami,
gdy Władcza Pani się „zmęczy” pewnie raczy sobie odpocząć
robiąc z niewolniczej twarzy „stołeczek”. Niewolnik ma wtedy
niepowtarzalną możliwość zapoznania się z niesamowicie
kształtnymi, cudownie pachnącymi tylnymi pagórkami. Doznania
psychiczne są wtedy niemożliwe do wyrażenia na piśmie. Z jednej
strony brak prawie oddechu a z drugiej jednocześnie przenika słodki,
tętniący świeżością zapach Jej kobiecości (wzmocniony
wszechogarniająca wonią Jej rajstopek i odczuciem ich przyjemnej
szorstkości na niewolniczej twarzy). Bywa, że to niewolnik ma na
głowie założone rajstopy/pończochy lub zatkane w inny sposób
usta – powtarza się opisywana już sytuacja lizania cukierka przez
szybę.
Na tak wyrafinowane i słodkie nagrody niewolnik musi
jednak „ciężko” zapracować wytrzymałością i cierpliwością
– np. poprzez intensywne pełzanie i podskoki – per aspera ad
astra.
Odnosząc się w tym miejscu ponownie do
stosowanego ewentualnego pissingu to chciałbym wyjaśnić, iż
klasyczny pissing polegający na przekazywaniu moczu bezpośrednio do
ust przeżyłem tylko dwa razy. Same „wrażenia artystyczne”
wynikające ze zbliżania się przepięknej różowej „muszeleczki”
Władczyni, z której za chwilkę leje się ciepły, słodkawy nektar
są z pewnością „warte zachodu”. Przekonałem się jednak, że
na bezpośrednie wypicie takiej dawki moczu, nawet o wyjątkowym
smaku, nie jestem gotów. Nie byłem w stanie traktować powyższej
ambrozji jako szczególnej nagrody. Jednak obecnie wiem, że pissing
po pewnej modyfikacji może być przyczynkiem na fantastyczny pomysł
mojego poniżenia. Stąd też moje podanie i forma pissingu
przedstawiona szczegółowo w „przypisie Nr 2 – Nauka pływania”.
I to był z pewnością „strzał w dziesiątkę”. Dzięki temu do
tej pory chcę i mogę z największą przyjemnością rozkoszować
się niesamowitymi smakami wypływającymi wprost z wnętrz mojej
Cudnej Władczyni.
Innym ważkim elementem stosowanym w
zniewalaniu to z pewnością łańcuchy, które choćby z pomocą
kłódek powodują przekonanie zakucia „pojmanego” w kajdany
niewoli. O ile sznury, taśma klejąca, wiązanie apaszkami są dla
mnie niepodważalnym symbolem zniewolenia, to jednak jednoznacznie
kojarzą się ze zniewoleniem „czasowym”, krótkookresowym, które
w świadomości pozostają jako przejściowa (czasami oczywiście
dokuczliwa i uciążliwa) utrata mojej wolności.
Z łańcuchami
jest zupełnie inaczej. To w mojej świadomości pełna niewola, bez
perspektywy wyzwolenia się „kiedykolwiek’ od nieograniczonych
wpływów Władczyni. Do tego, owe przekonanie mocno podkreślają i
akcentują metaliczne odgłosy brzęczących stalowych ogniw –
bezlitośnie docierających do uszu niewolnika jakby nieubłaganie
drwiły i radowały się, że trzymają delikwenta w swoich jarzmach.
W wyniku tego brzęku zaczyna się wydawać, iż niczym złoczyńca
niewolnik znalazł się w jakimś karcerze czy też obozie karnym.
Bardzo przyjemny bywa spacerek pieska, który odbywa się
przy nóżkach Władczyni. Piesek ma wtedy zakładaną obrożę,
smycz oraz kaganiec lub wkładane między zęby wędzidło. Wynika to
z pewnością z mojego „nieopatrznie” zredagowanego kiedyś
podziękowania-podania po pierwszym
spacerku:
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 6
„Przepięknie stópki w szpileczkach oraz
przecudne, pięknie się układające łydeczki – pychotka. Aż się
chciało zanurzyć w tych łydeczkach swoje psie zęby, by je
zakosztować – z tego też względu dla swojego bezpieczeństwa
(wymagają tego również przepisy dotyczące wyprowadzania piesków
na spacer) powinna Pani założyć niepewnemu (a może i
niebezpiecznej rasy?) pieskowi kaganiec, wędzidło, czy też
przewiązać ciasno pysk pieskowi kawałkiem materiału. Będzie z
tego również taki pożytek, że zgodnie z wolą Pani będzie mógł
tylko radośnie poszczekiwać na chwałę swojej
Pani.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W
tymże kagańcu czy też wędzidle:
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„faktycznie
agresja dotycząca Pani przepięknych łydeczek osłabła – no cóż
zęby psa zostały unieszkodliwione i nie było większych możliwości
zanurzenia ich w tych cudownych nóżkach – trochę szkoda, ale
przecież bezpieczeństwo Pani jest najważniejsze! A i piesek uczy
się powoli szczekać przyjaźnie na swoją Panią.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo
ważnym zadaniem wdrażanym przez Władcze Panie, o czym już
znacznie wcześniej była mowa, jest przechodzenie przez
feminizowanego niewolnika szkolenia w zakresie właściwego dla
Kobiecych Istot zachowania się, ubierania i noszenia kobiecej
bielizny, sukienki, spódniczki i innych kobiecych „gadżetów”.
Poruszania się i siedzenia w tych osobliwych ciuszkach jest, co po
raz kolejny mocno podkreślam, z jednej strony bardzo poniżające a
z drugiej mocno ekscytujące i fascynujące.
Z pewnością
nie zawsze jednak Władcza Pani jest z zadowolona z osiągniętych
efektów, a czasami uznaje, że „niewolnica” uwsteczniła się i
z powrotem zaczyna nabierać zbyt męskich cech. Jej niewolniczy krok
stał się z powrotem ciężki, mało sprężysty, bez nieodzownego
„niewolnicy” wdzięku i subtelności. „Niewolnica” utraciła
przy tym, z takim mozołem przerabianą na lekcjach, lekkość i
grację siedzenia, tj. nabytą i wyćwiczoną powinność tak
nieodzowną w obecności Władczyni. Konieczna jest zatem korekta
ćwiczeń oraz powrót do okresu wstępnych nauk.
Dobry
efekt może przynieść zmuszenie niewolnika do włożenia genitalii
za uda i związanie nóg w kolanach. Efekt jest całkiem
interesujący. Zamiast dumnie prężącego się „ptaka”,
niewolnik nabierze cech „dziewicy” - po podniesieniu sukienki
Władcza Pani jednoznacznie i stanowczo stwierdza po prostu, że z
przodu..... nic nie ma. Związane kolana uniemożliwiają
zademonstrowanie tak ważnego dla mężczyzny organu.
W
przypadku, gdy niewolnik jest jeszcze zakneblowany, ze związanymi z
tyłu rękami, nie ma żadnej możliwości by przekonać swoją
Panią, że nie jest zwykłą suką i dysponuje stosownym narządem.
Jest to szczególnie upokarzające i umożliwia całkiem uzasadnione
wyśmiewanie się Władczej Pani z powodu nabrania przez niewolnika -
tak opornego w przyswajaniu właściwych postaw - w pełni kobiecych
cech na poziomie swojego łona.
Taka metoda potraktowania
niewolnika jest przydatna przede wszystkim w sytuacji nauki lekkich,
drobnych, nadobnych kroczków stosownym „prawdziwym niewolnicom”
i właściwego, pełnego „wdzięku i piękna” chodzenia w
kobiecych pantofelkach na wysokich obcasach. Więzy umieszczone na
wysokości kolan umożliwiają, bowiem „niewolnicy” jedynie na
robienie bardzo drobnych kroków. Gdy do tego niewolnik ma jeszcze
związane z tyłu ręce (najlepiej w łokciach – co wydatnie
przyczynia się do zachowania przez niego wyprostowanej pozycji – z
pewnością wielu pamięta również z dzieciństwa, gdy w celu
przeciwdziałania „garbienia się” kazano chodzić z kijem z tyłu
pleców), zmusza to do szczególnej staranności w wykonywaniu
powierzonego zadania, by nie utracił równowagi. Takie ćwiczenia są
zatem jak najbardziej wskazane do nauki chodzenia z odpowiednim
wdziękiem, gdy dotychczasowe metody wbijania tychże niezbędnych
umiejętności zawiodły, a „normalne chodzenie” w pantofelkach
na wysokich obcasach niezbyt niewolnikowi wychodzi.
Inną
okolicznością, by zrobić z niewolnika „dziewicę” występującą
w toku szkolenia, a wpływającą na jego lepsze samopoczucie jest
sytuacja, gdy Pani zaplanowała i wdraża w życie ukołysanie
niewolnika tj. związuje go ciasno w pozycji hog-tied, („w
kołyskę”). Dzięki właściwemu „umieszczeniu narządów”
niewolnik nie jest wtedy zmuszony do leżenia na swoich, trochę
nabrzmiałych jądrach,... bo ich tam po prostu nie ma!, co
zdecydowanie przynosi mu ulgę a wręcz powoduje odczucie komfortu i
wygody leżenia na swoim płaskim brzuchu. Brakuje mu tylko
poduszeczki i kołderki do snu.
By niewolnik nie wpadł
oczywiście zbyt długo w błogi stan – można zastosować
specyficzną formę związania „w kołyskę”, czyli po zgięciu
nóg w kolanach przywiązuje się je nie bezpośrednio do rąk, ale
sznurkiem łączy się stopy z jego genitaliami i do tak
skonstruowanych pęt dowiązywane są również ręce. Niech
niewolnik spróbuje teraz się przemieścić lub pełznąć –
gwarantuję, że z pewnością mocno się spoci, by swoich
„klejnotów” nie nadwerężyć.
Wspomnę również o
sposobie zawiązywania oczu za pomocą używanych pachnących
rajstop. Z przodu na nasadzie nosa umieszczona zostaje szersza część
rajstop tzn. tą, w której mieści się „raj” tj. pupcia i
różowa muszelka Pani, a nogawki, czyli części gdzie mieszczą się
„stopy” okręcamy kilka razy dość ciasno wkoło głowy na
wysokości oczu, mocno je rozciągając, wykorzystując sprężystość
materiału, z którego są wykonane i oczywiście związujemy je ze
sobą. Tak zawiązanych oczu nie sposób otworzyć, nie sposób
pozbyć się również samodzielnie tej swoistej, ale skutecznej
opaski. Na dodatek zwisająca z przodu część „raju” zakrywa
luźno nos i usta niewolnika tworząc niecodzienną zasłonę, niczym
noszone przez kobiety-arabki na twarzy przesłony, wyzwalając przy
tym dodatkowe, ze względu na ukryty w niej zapach doznania, ale i
powodując pewne „niedogodności”. Szczególnie dokuczliwe, ale
całkowicie niegroźne a wręcz przyjemne jest to w przypadku
założenia niewolnikowi knebla, gdy musi on oddychać głównie
nosem. Mimo, że tak unieszkodliwiony niewolnik stara się jak może
pozbyć tej specyficznej firanki, złośliwa i szydercza materia
wraca zawsze na swoje miejsce.
Moje niektóre dziwne
fantazje
Marzenia – z pewnością być uległym na co
dzień, zmuszanym do zakładania kobiecych ciuszków, poniżanym,
zniewalanym i zakuwanym w jarzma i umieszczanym w pętach, pozbawiany
prawa głosu, móc służyć codziennie kobiecie w stroju „sissi
maid”, pokojówki czy też kelnerki wraz z założonym fartuszkiem,
karany za nieposłuszeństwo a nawet tylko z powodu „widzimisię”
Władczyni. Zdaję jednocześnie sprawę z nierealności takiego
życia, niemożliwością wdrożenia moich „fantazji”. Zresztą
sądzę, że nikt tak naprawdę nie ma szans na dłuższą metę
„wytrzymać” taki tryb życia i prędzej czy później takie
osoby tj. dominująca i uległy znudzą się sobą, nie będą mogły
dłużej ze sobą wytrzymać. I mimo, że takie życie jest niezwykle
ekscytujące, podniecające, wciągające, to jednak z w/w powodów
nie potrafimy zerwać ze swoim dotychczasowym trybem – zwycięża
strach przed tym nowym, nieznanym, bez perspektyw. Może gdyby od
początku takie osoby się z sobą poznały... A może w jakiejś
przyszłości, gdy rozwiążą się problemy dnia codziennego...
Moje absurdalne i nieziszczalne fantazje przybierają
zatem dziwną postać np. zbuntowania się mojej „damskiej załogi”
i siłowego przebrania mnie w uwłaczającą sukienkę, związania,
zakneblowania a w dalszej części pewnego pastwienia się nade mną
za wszystkie moralne „krzywdy”, które je ode mnie spotkały i
moje niezrozumienie ich egzystencji oraz niedoceniania ich wartości
intelektualnych. A także uwięzienia oraz przetrzymywania w pętach
w jakimś lochu czy też piwnicy i przechodzenia intensywnej
wielodniowej/wielotygodniowej niewolniczej tresury w zakresie pokory
posłuszeństwa oraz nabywania szacunku i dostosowywania się „pod
potrzeby kobiet”. Czy też np. w innej wersji: podanie mnie przez
moje „gnębione” kobiety do feministycznego sądu i wydanie
przezeń wyroku w związku z moim niestosownym zachowaniem wobec
nich, zobowiązującego oraz zmuszającego mnie do chodzenia
publicznie ubranego w sukienkę, pończoszki, noszenia szpilek, oraz
służenia Kobietom przebrany w stroju „pokojówki”, bym w końcu
zrozumiał, że życie kobiet naprawdę nie jest łatwe czy też
związane tylko z przyjemnościami.
Te ostatnie „fantazje”
wynikają z pewnością z faktu, że takie wyroki skazujące
niektórych osobników na noszenie damskich ubiorów wydawano w
okresie średniowiecza. Miały one na celu z oczywistych względów
pohańbienie i poniżenie skazanych, co w tamtych czasach, w których
kobiety odgrywały marginalną, z góry określoną rolę w
społeczeństwie, z pewnością było bardzo surową i
„niehumanitarną” karą.
I jeszcze dwie sytuacje
dotyczące pewnych form podduszania - nigdy przez mnie nie
praktykowane i nie doświadczane, ale kto wie, co mnie czeka w
przyszłości...:
Pierwsza dotyczy mojego ulubionego
wiązania, tj. w pozycji hog-tied, czyli po prostu: „w kołyskę”,
„w łódkę” lub „na wieprza”.
Chodzi mi o ekstremalny
„hog-tied” stosowany przez „zawodowych zabójców” dla
zadania szczególnie męczeńskiej śmierci w finezyjny sposób czyli
poprzez powolne, ale systematyczne jego duszenie (nawet przez wiele
godzin, a bywało i parę dni) osobom, które się komuś bardzo
naraziły i zostały „przeznaczone do odstrzału”. Oczywiście
nie chodzi mi aż o taką drastyczność a jedynie o ogólną formę
związania na jakiś, niezbyt w końcu długi czas.
Mówiąc
w skrócie: nogi zgięte w kolanach łączymy ze sznurem z pętlą,
którą z kolei narzucamy na szyję „skazańca”. Do tego sznura
przymocowujemy również skrępowane z tyłu ręce. Powstaje całkiem
udana „kołyska”. Im sznur z pętlą krótszy i nogi mocniej
zgięte, tym „kołyska” jest bardziej „widowiskowa” a efekt
końcowy uzyskujemy szybciej. Podobnie ma się z założonymi pętami
– im mocniej więzy zaciśnięte i więcej jest ich nałożonych
np. dodatkowe spętanie łokci, kolan, tym szybciej następuje pewne
odrętwienie poszczególnych kończyn. Tylko przez niewielki upływ
czasu „skazaniec” może się łudzić, że wytrzyma w całkowitym
bezruchu aż do momentu swego wyzwolenia. Po pewnym czasie, bowiem
każdy uwięziony i tak skrępowany, odruchowo a przede wszystkim
mimowolnie i bezwiednie będzie się starać zmienić (co po pewnym
czasie nadchodzi nieuchronnie) swoje beznadziejne położenie. Każda
próba wyprostowania nienaturalnie zgiętych i powoli pozbawianych
czucia nóg, a nawet najmniejszy ich ruch powoduje niewielkie, lecz
nieustanne zaciskanie się pętli narzuconej na szyję „skazańca”
i powolne jego duszenie – i nic nie może on w takiej sytuacji na
to poradzić.
Wepchnięty do ust uciążliwy knebel dodatkowo
potęguje poczucie powolnej utraty możliwości swobodnego oddychania
i całkowitej bezsilności. Pętla zarzucona na szyję utrudnia przy
tym również przełykanie śliny, co jeszcze wzmaga świadomość
duszenia się.
Czas działa przeciwko tak obezwładnionemu
„przeciwnikowi”, bowiem po upływie dość krótkiego czasu, górę
zawsze zaczynają brać odruchy bezwarunkowe. Nikt bowiem nie jest w
stanie zbyt długo wytrzymać w takiej pozycji i z tak założonymi
pętami, w całkowitym bezruchu – a każde poruszenie nóg powoduje
kolejne zaciśnięcie pętli.
Każde poruszenie rękami czy też
nawet innych części zniewolonego ciała powoduje poprzez system
więzów również niekontrolowany i nie do opanowania ruch nóg, a
to z kolei kolejne zaciśnięcie się pętli. Bezlitośnie skrępowane
ciało po pewnym czasie zdaje się, że wymyka spod kontroli
gnębionego osobnika. Nie jest on w stanie w żaden sposób
powstrzymać się przed koniecznością zmiany swojego położenia i
poprawy swego beznadziejnego losu lub choćby nawet tylko usytuowania
swoich kończyn, czyli następuje kolejne „wtrącenie się skazańca
w przepaść”. Pętla bowiem nigdy nie wraca do poprzedniego
położenia. Coraz bardziej „skazaniec” czuje, jak zaciska się
ona bezlitośnie na jego szyi, i coraz bardziej utrudnia oddychanie.
Podejmowana próba uwolnienia się lub tylko ulżenia swojej
nieszczęsnej doli powoduje kolejny niepotrzebny ruch. Każda chwila
to tylko przedłużanie swojego nieszczęsnego położenia, z którego
i tak nie ma wyjścia, a koniec wydaje się może być tylko
jeden.....
Dodatkowo dochodzi w tym momencie świadomość
swojej bezradnej samotności w szamotaninie o własne życie. Być
może słyszy nawet głosy osób za cienką ścianą czy drzwiami
mogących pospieszyć z niechybnym ratunkiem, ale tkwiący w ustach
bezlitosny knebel, mimo podejmowania wysiłków uniemożliwia
wezwanie pomocy, a nawet jakiekolwiek zasygnalizowanie, że jest się
w ogromnych opałach.
Ponadto jego kreacja uzmysławia
mu, że nawet „po śmierci” będzie wystawiony na pośmiewisko i
hańbę, bowiem znajdą go przebranego w damską bieliznę i w
kobiecej sukience. Może tylko obserwować w szyderczo ustawionym
lustrze swoją powolną „zagładę i unicestwienie”.
Oczywiście
w bardziej „humanitarnej” formie, pętla powinna być zrobiona z
apaszki dla złagodzenia skutków duszenia i uniknięcia obtarć na
szyi, nie zawsze pożądanych przez „ofiary”.
W
drugiej sytuacji również delikwent jest radykalnie związany w
sposób pozbawiający go jakichkolwiek możliwości samowyswobodzenia
się. Duszenie polega na narzuceniu niespodziewanie dla niego - wręcz
z zaskoczenia - foliowej torby na jego głowę i jej zabezpieczeniu
przed przedwczesnym zrzuceniem choćby poprzez przewiązaniu jej na
szyi „skazańca”. Oczywiście w ustach musi tkwić brutalny
knebel zapobiegający przegryzieniu przez „ofiarę” tegoż
opakowania. Dopiero po pewnym czasie (w jakim? - to niestety
pozostaje kwestią wyczucia) w tejże torbie Władcza Pani przebija
otwór umożliwiający dopływ świeżego powietrza, lub całkowicie
zrywa z głowy „ofiary”. Myślę, że nie trzeba szerzej opisywać
powyższej „przerażającej” techniki, bo jest powszechnie znana.
Wiem i zdaję sobie sprawę, iż są to bardzo
niebezpieczne a nawet faktycznie zagrażające życiu metody
ekstremalnego zniewolenia i oddania się całkowicie na łaskę i
spostrzegawczość Władczej Pani. Wymagające zachowania bardzo
szczególnej uwagi oraz ostrożności w toku ich wdrażania, a przede
wszystkim przestrzegania wszystkich zasad bezpieczeństwa. Łatwo
bowiem zauważyć, iż „ofiara” w tych przypadkach w stu
procentach złożyła swoje życie i bezpieczeństwo na ręce swojego
„kata” i jest od niego całkowicie i bezwzględnie zależna.
Niewątpliwie Władcza Pani musi umieć zachować umiar i
mieć wewnętrzny „budzik” informujący, kiedy należy przerwać
powyższe „psoty” – i to jest z pewnością podstawowy problem
w powszechnym stosowaniu tychże technik.
Inna sprawa, iż
w przypadku popełnienia przez Władczą Panią błędu lub
zaniedbania, tj. zbyt późnego przerwania omawianych eksperymentów
to w ostatecznym rozrachunku tylko Ona będzie miała do końca
swojego żywota kłopot, ponieważ tak skrępowany i „zapomniany”
delikwent stając się naprawdę ofiarą, będzie w tym momencie miał
wszystkie problemy już za sobą...
Ciekawą formą
tresury wydaje się być też podwieszanie za ręce bez dotykania
nogami podłoża – czyli sprowadzenie niewolnika do bezwładnie
wiszącego „mięsa”, albo ledwie dotykającego palcami stóp
podłogi, lub w innej wersji za nogi. A może podwieszanie za ręce i
nogi jednocześnie? Ciekawe jak długo można wytrzymać? Jak długo
można próbować uwolnić się i stawiać opór? Kiedy traci się
czucie i staje się całkowicie bezwolnym, biernie czekającym na
nieodgadnioną przyszłość „workiem treningowym”? Szereg
podobnych pytań ciśnie się na usta – odpowiedź, jak w przypadku
każdego radykalnego związania i całkowitego obezwładnienia jest
prosta - z pewnością wyróżniony taką tresurą „zawodnik”,
biorący udział w danej konkurencji bdsm, nie jest w stanie
samodzielnie zrezygnować z dalszego uczestnictwa i kontynuowania
czynnego udziału w danej specjalizacji, zatem oczywistym jest, że
musi tak długo wytrzymać aż Organizatorka zawodów zechce uwolnić
go z tychże uchwytów lub wyswobodzić z pęt – bo co innego ma
adept sztuk bondage w takiej bezsilnej sytuacji zrobić?!
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 6
Niecodzienna
– rewelacyjna metoda ujarzmiania niewolnika
Nieco
szerzej chciałbym omówić niepoślednią rolę „związania w kij”
niepokornego, nieposłusznego krnąbrnego niewolnika w programie
wdrażania pożądanych wierno-poddańczych cech.
Jest to
bowiem bardzo „uspokajająca” metoda przygotowania niewolnika do
spotkania z Panią, przy tym bardzo łatwa do stosowania. Ręce
niewolnika po związaniu mocno z przodu, tak by ramiona obejmowały
kolana, przywiązane zostają dodatkowo do kostek nóg. Ponadto, pod
kolanami niewolnika, dla uniemożliwienia nadmiernych ruchów oraz
dla pozbawienia możliwości wyprostowania nóg, przeciągany jest
drążek, np. rozpórka lub trzonek od miotły.
Ta metoda
ujarzmiania niewolnika i pozbawiania go „głupich myśli”
dotyczących uwolnienia się spod Pani wpływów, jest bardzo
skuteczna. Niewolnik nie ma w tej sytuacji nawet najmniejszych szans
na niewielkie przemieszczanie się i błąkanie po „królewskich
salonach” w czasie trwania tresury i całą uwagę musi skupić na
przyswajaniu wartości przekazywanych przez Królewnę w toku zajęć.
Powyższa metoda ma przynajmniej dwa wstępne zastosowania:
a) w
trakcie przebywania niewolnika w „poczekalni” – gdy czeka na
Pani audiencję i rozpoczęcie tresury właściwej. Wtedy zazwyczaj,
by w ciszy i skupieniu oczekiwał na swoją ulubioną Panią,
elementem uzupełniającym jest odpowiedni knebel,
b) w trakcie
przeprowadzania „przesłuchania” tzn. np. gdy Pani ma ochotę na
przeprowadzenie niczym nie zakłóconych swobodnych rozmów na wiele
interesujących zarówno Panią jak i ewentualnie niewolnika tematów
– wtedy owa metoda jest stosowana raczej bez elementu
uzupełniającego gdy rozmowa ma mieć charakter dialogu, bądź z
użyciem owego elementu – knebla, gdy Pani chciałaby by niewolnik
w ciszy i bez przerywania Pani miał wysłuchać wielce
interesującego wykładu o wyższości kultury kobiecej nad męską.
Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłe
wyrafinowanie przy zastosowaniu powyższej metody (bardzo podobne jak
w przypadku mocnego związania metodą „w kołyskę”). Otóż
przy każdej podjętej próbie oswobodzenia się lub zmianie pozycji
na bardziej mu odpowiadającą, niewolnik popada w jeszcze większe
tarapaty i niewygodę, a założone więzy, przy każdej próbie
poprawy swego losu przez umieszczonego w nich delikwenta, dają się
jeszcze bardziej we znaki. Powrozy, którymi ma spętane ręce i nogi
skrzypią i rozciągają się, ale z pewnością nie pękną.
A
oto moje argumenty by ową technikę zdyscyplinowania zastosować
wobec przyjmowanego przez Królewski Majestat w niezwykłej gościnie,
niezbyt umiejącego się zachować przed Dostojnym Obliczem
poddanego-niewolnika:
1. proszę zauważyć, iż dzięki
owej technice przyjmowany z honorem gość niejako zmuszony jest do
uszanowania niewolniczego, zwiewnego stroju, nie narażając go na
ewentualne zniszczenie i zabrudzenie poprzez „nieodpowiedzialne”
szorowanie w tychże szmatkach po podłodze. Niewolnik może bowiem
nie zdawać sobie sprawy, iż jego „kostium” nie jest uszyty z
drelichu czy innej odpornej na podarcie tkaniny lecz z lekkiego,
powiewnego materiału. Nie zużywa w sytuacji tejże metody również
niepotrzebnie swojej energii na bezużyteczne błąkanie się po
dostojnym salonie i ewentualne poczynienie szkód w zgromadzonym
przez Panią kruchym sprzęcie znajdującym się w wytwornej,
„klimatycznej” bawialni. Taki wielce szanowny „gość” siedzi
sobie natomiast wygodnie ulokowany w pętach, w wyznaczonej pozycji,
spokojnie relaksując się np. pięknymi widokami, choćby wiszącymi
łańcuchami, batami i innymi „gadżetami” służącymi do
„zabawy dorosłych”, czy też zapachami i aromatami Pani, w
pełnej radości i szczęściu czekając na przyjście Uwielbianej
Księżniczki.
Niewątpliwie Pani ma prawo również, w celu
zabezpieczenia „luksusowej kreacji” przed ewentualnym
zniszczeniem, zabrudzeniem czy też tylko zakurzeniem, zapakować
wytworną sukienkę do worka – a że przypadkowo w tej sukience
siedzi zaplątany w nią niewolnik – to przecież nie problem
Pani.....
2. Istotna jest estetyka czekającego „gościa”.
Jak bowiem żałosny musiałby być widok i niegodny Jej Majestatu,
gdyby w podartych pończoszkach i zabrudzonej sukience oczekiwał na
przesłodki uśmiech Księżniczki. Istotne jest również, iż
niewolnik w sytuacji związania w kij składa skromnie, ale z
„uświęceniem” swoje ręce do „modlitwy” - z pewnością
jako wyraz podziękowania za czekającą go ucztę, składającą się
ze znakomitych ciasteczek-knebelków, pochodzących wprost z
Królewskiej kuchni.
Jedyne, co można zarzucić w tej
sytuacji postawie „gościa” to fakt, iż w momencie wejścia
długo oczekiwanej Ważnej Ślicznej Gospodyni nie wstaje i nie
podaje Jej ręki tak jak wymagają tego zasady dobrego zachowania,
oraz niepisane normy zachowania się wobec Damy. Bez wątpienia,
wbijane mu do głowy zasady postępowania jasno określone w
„protokole dyplomatycznym” nie zostały jeszcze właściwie
przyswojone przez krnąbrnego i psotnego poddanego. A może świadczą
o jego pysze hardości wobec Majestatu i jego niepokornym
charakterze? Z pewnością ta jego niegodna postawa wymaga nie tylko
dalszych sprostowań poprzez udzielenie stosownych tresur, ale przede
wszystkim również należnej kary, by mu uzmysłowić niestosowność
jego zachowań wobec Władczyni, zgodnie z zasadą „jest
przewinienie musi być też nieuchronna kara”.
Ponadto
proszę zwrócić uwagę na doznania zmysłowe, praktycznie i
wygodnie usadowionego i ułożonego „gościa”, by nadmienić:
•
zmysł dotyku. Tak zgrabnie i „ekonomicznie” posadzony „gość”
musi obejmować i dotykać (przytulać?) nogi obleczone w pajęczą
nić pończoszek – i nie są to dla niego niestety śliczne,
zgrabne nóżki jego Pani, ale własne, włochate i kanciaste odnóża.
Czasami uda mu się dotknąć leciutką materię sukienki, lecz....,
jakaż spotyka go przykrość, również w tym przypadku jest to
tylko i wyłącznie wstydliwy, niecny element składający się na
jego „kostiumu niewolnika”.
• zmysł wzroku. Zmysł
wzroku „gościa” doznaje znacznego „rozczarowania”, ponieważ
w sytuacji, w której się znalazł musi oglądać, (o ile Pani na to
pozwoli, nie zawiązując mu przepaską oczów) ku swojemu
zmartwieniu tylko - mocno zbliżone - swoje kolana „odziane” w
mgielną tkaninę pończoszek a w najlepszym dla niego przypadku, ale
równie poniżającym i wstydliwym i hańbiącym – własne nogi
okryte powiewną materią sukienki lub spódniczki.
•
zmysł smaku. „Gość”, po skorzystaniu z zaproszenia, zajął
już najbardziej odpowiadające jego randze wygodne miejsce siedzące.
Bezsprzecznym jest, że tak Znamienita i Dobra Gospodyni nie
pozostawi „gościa” bez godziwego, obfitego poczęstunku a
zwłaszcza, że nie wypuści „zaproszonego”, zanim nie skosztuje
przygotowanych przez Nią aromatycznych ciasteczek-knebelków. Znając
gościnność i hojność Pani zaproszony do stołu „gość”,
oprócz bardzo sympatycznego przyjęcia, może liczyć przede
wszystkim na wszelkie doznania smakowe związane z przygotowaną
przez Panią ucztą. Z pewnością, wiedząc, że zrobi Pani wszystko
by nie uchybić zasadzie gościnności, niewolnik-poddany może
liczyć, że nieustannie (zob. na wstępie tego punktu) trwająca
„modlitwa” o obfitość poczęstunku, ale również o wszelakie
doznania smakowe, w tym związanych z nafaszerowanymi wonnymi
soczkami i olejkami Pani „ciasteczkami” zostanie wysłuchana.
•
zmysł węchu. Nie jest tajemnicą, iż powonienie „gościa” nie
jest w położeniu, w którym się znalazł, przyjemnie podrażniane
boskim zapachem Przesłodkiej Pani, lecz jedynie własną, jakże
nędzną i przykrą wonią, wydobywającą się z blisko
umieszczonych koło nosa własnych kolan. I jedynie może wtedy w tym
swoistym położeniu „prosić” w głębi swojego umysłu, o
łaskawość Pani, która tylko w przypadku ewentualnej własnej
„słabości” obdarzy niewolnika możliwościami zapoznawania się
i rozkoszowania Jej słodyczami, zawartymi i zgromadzonymi w jakiejś
tkaninie należącej do Pani i mającej z Panią bliską więź (w
uzewnętrznieniu próśb o urzekający zapach przeszkadza omówione
powyżej konsumowane wielosmakowe ciasteczko-knebelek).
•
zmysł słuchu. „Gość” pozostawiony chwilowo sam przez
zapracowaną i zabieganą Księżniczkę musi z pewną cierpliwością
oczekiwać na Jej przybycie, gdy tylko Pani znajdzie chwilę czasu.
Oczywistym jest, że z ogromnym biciem serca przebywając sam w
„salonie” nasłuchuje ekscytującego tupotu delikatnych stópek o
parkiet, mogących świadczyć o zbliżaniu się z jakimż z
utęsknieniem i tęsknotą Cudnej Pani. Czasami zresztą może
spotkać go „rozczarowanie”. Zwłaszcza w sytuacji, gdy chwilowo
„utracił kontrolę” nad innymi swoimi zmysłami.
•
W celu zaangażowania dodatkowych „zmysłów” rozleniwionego
„gościa” bardzo korzystne jest umieszczenie w jego otworze
(niestety, mimo, że poddany nabiera kształtów niewolnicy to
drugiej dziurki mu nie przybyło) odpowiedniego strap-ona (dilda), na
którym może (a raczej musi!) „spokojnie” sobie usiąść i jak
należy wbijać go sobie w owy posiadany otwór.
W jego sprawnym
umieszczenia we właściwym miejscu z pewnością, oprócz przyjętej
przez „gościa” „kulistej” postawy, znacznie pomoże również
„kij” przechodzący pod kolanami, bowiem znacznie ułatwia on
odpowiednie obracanie „gościem” i przyjęcie przez niego wpierw
postawy „otwartej” na przyjęcie do swego wnętrza ciała obcego
- poprzez obrócenie go w położenie leżenia na plecach i
odpowiednim „wyeksponowaniu” otworu, by potem po ulokowaniu tegoż
ciała obcego, z powrotem przekręcić „gościa”, a zatem ku jego
„zadowoleniu” i wprawieniu w błogi stan, ponownym zajęciu
pozycji siedzącej, to jest m.in. pomagającej utrwalić owe ciało
obce w tym wnętrzu. Z pewnością niewolnik trochę będzie odczuwał
rozkosz niczym nadziewany na pal Azja Tuchajbejowicz z „Pana
Wołodyjowskiego.
3. O ile powyższe argumenty mogły
jeszcze kogoś nie przekonać, to z pewnością względy naukowe nie
pozostawią cienia wątpliwości o interdyscyplinarnym znaczeniu
owego cudu techniki.
Nie będę w tym przypadku szerzej
pisał o wkładzie techniki wiązania w kij w rozwój wszystkich nauk
– poprzestanę tylko przy dwóch, czyli fizyce i biologii:
3.1.
związany w ten naukowy sposób niewolnik oraz jego, o naukowym
zacięciu Pani, może bezpośrednio doświadczać, badać oraz
wgłębiać się w skutki działających sił przyciągania
ziemskiego a także obserwować podstawowe zasady zachowania ciała w
warunkach przeciążeń grawitacyjnych. Wgryzając się w szczegóły,
zauważyć można, iż ciało niewolnika w tym „eksperymentalnym
wiązaniu” zaczyna nabierać masy kilku ton, którą to masę z
wielkim trudem może on jedynie z niewielkim skutkiem przesuwać „po
torze”. Każda z jego kończyn zaczyna ważyć setki kilogramów,
zatem po znacznej mordędze udaje się je oderwać od podłoża na
zaledwie kilka/kilkanaście milimetrów. O swobodnym przemieszczaniu
się, podskokach, a tym bardziej susach nie ma mowy, a gigantyczne
tarcie nie pozwala mu nawet na ruch poślizgowy po podłodze, mimo
przyjęcia „opływowej” sylwetki.
Dokonane przez
Władczą Panią spostrzeżenia dotyczące zachowania się ciała w
warunkach przeciążenia ziemskiego może w przyszłości mieć z
niepodważalnych względów, niebagatelne znaczenie dla przebiegu
dalszego procesu szkolenia niewolnika. Powyższe obserwacje są
bowiem bardzo przydatne przy badaniu, prowadzeniu eksperymentów i
innowacji a w końcu wdrażaniu przedmiotu szkolenia wielofunkcyjnego
pieska w zakresie nabywania i wyuczeniu u niego odruchów
warunkowych, bardzo przydatnych przy dalszych pracach nad właściwym
ułożeniem niewolnika, jego postawą i nastawieniem do wprowadzanych
zasad uległości, wcieleniem w życie niezbędnych reguł
posłuszeństwa i pokory, nabycia przez niego trwałej chęci i
czerpania niewypowiedzianej rozkoszy ze służenia u stópek Pani
oraz bezgranicznego uwielbienia dla Pani.
3.2.
Nieposłuszny, buntowniczy niewolnik-piesek, jak każda żywa istota
reaguje bezwarunkowo na bodźce zewnętrzne (widok, dotyk, zapach,
smak Pięknej Pani) jak i wewnętrzne (doznania psychiczne,
rozważania filozoficzne, tkwiąca w mózgu niezatarta pamięć o
Pani). W najczystszej formie odruchy bezwarunkowe przejawiają się w
postaci np. nieodpartej chęci („konieczności”) spotkania się i
ujrzenia Władczej Księżniczki, obejmującej swym zakresem również
część przygotowawczą do tegoż spotkania, nieustanne dążenie,
poprzez pełzanie do jak najszybszego znalezienia się u Jej stópek
w sytuacji pełnego przywdziania „trzyczęściowego niewolniczego
kostiumu”, o którym była wcześniej już mowa, niepohamowane
pragnienie choćby dotknięcia Jej Królewskiego ciałka, w tym
również jak najbardziej „zakazanej strefy” oraz niesamowita
radość z możliwości dotykania, pieszczenia a także wąchania,
lizania Jej słodkich stópek oraz ewentualnie innych pachnących
części Jej ciałka w zakresie, jaki jest mu dany przez Panią.
Wszystkie te odruchy pieska mają wspólny mianownik, a mianowicie są
bezpośrednio związane fizyczną obecnością Pani. Odruchy
bezwarunkowe, aczkolwiek w zdecydowanej większości pożądane, a w
przypadku ich szkodliwości możliwe w jakiejś formie do okiełznania
(za pomocą sznura i knebla) nie pozwalają na pełne panowanie nad
reakcjami buntowniczego poddanego, wyrabianiu u niego posłuszeństwa,
pokory, czy też potulności.
Niezbędne wydaje się
zatem, dla prawidłowego przebiegu procesu jego tresury, by schwytany
w niewolę poddany nabył oraz wyuczył się metodą eksperymentów i
doświadczeń (prób i błędów), niezbędnych dla dalszego rozwoju
jego niewolniczej kariery i pozycji uległego oraz całkowicie
oddanego swojej Księzniczki pieska - pewnych odruchów warunkowych,
niczym pies Pawłowa. Nabyte odruchy warunkowe pozwolą w przyszłości
na mądre i skuteczne pokierowanie działaniami niewolnika,
panowaniem nad jego reakcjami i posunięciami, pełną kontrolę jego
wciąż jeszcze „nieodpowiedzialnych” zachowań oraz pełne
„uzależnienie” od zachcianek i kaprysów swojej Pani, a w
dalszym etapie dalszego jego rozwoju psychicznego i intelektualnego –
czyli elementów prowadzących wprost do uzyskania przez niego pełni
szczęścia.
Moim skromnym zdaniem metoda przedstawiona
poniżej będzie bardzo efektywna i wydajna. Szybko i skutecznie
przyniesie pożądane przez Panią, przynajmniej wstępne rezultaty.
Jej zaletą jest także możliwość stałego jej modernizowania,
unowocześniania i wprowadzania dodatkowych, niezbędnych elementów
tresury, które w wyniku bacznego czuwania i wyciągania prawidłowych
wniosków nad przebiegiem doświadczania, w skutek przemyśleń Pani
nasuną się do wdrożenia i wprowadzenia do programu
szkolenia.
Metoda ta polega na prostej zasadzie udzielania
nagród w przypadku osiągnięcia celu lub kar, gdy niewolnik nie
wywiąże się z postawionego przed nim zadania.
W
pierwszym etapie prowadzonego doświadczenia wiążemy ciasno, przy
jednej ze ścian „bawialni” niewolnika w kij, Jednocześnie dbamy
o jego staranne zakneblowanie. Po przeciwnej stronie królewskiej
„bawialni” (w znacznej odległości od usadzonego „wygodnie”
niewolnika) Władcza Pani zawiesza, pozostawia w twórczym nieładzie
lub „przypadkowo” zostawia na widoku - na wysokości wzroku
niewolnika tj. ok. 1 - 1,2m nad powierzchnią podłogi, jedną z
części swojej eterycznej bielizny.
Na początku
tresury, gdy niewolnik nie nabył jeszcze pierwszych, wstępnych
odruchów warunkowych, ja proponowałbym zdecydowanie, by funkcję
bardzo silnego bodźca pełnił pachnący stanik Pięknej Pani. A
dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego kształt odziaływujący
niepodważalnie na umysł każdego psa-niewolnika, jednoznacznie
kojarzony z kobiecością, a jednocześnie niepozostawiający
złudzeń, co on pieścił, chronił i przetrzymywał. Tym samym już
sam jego widok - w pewnej odległości od „siedzącego”
niewolnika, niesamowicie pobudza niewolniczą psychikę i drąży
niczym świder jego umysł. Mając również na względzie, iż z tą
niezwykłą częścią kobiecej garderoby mamy w toku tresury
bezpośrednio bardzo rzadko do czynienia, jak i uwzględniając fakt
jego niedostępności i w zasadzie braku jakiejkolwiek możliwości
styczności z nim, tenże niewielki skrawek materiału o rajskim
kształcie, z pewnością pobudzi niewolniczą wyobraźnię oraz
wszelkie bodźce na niewyobrażalny poziom.
Następnie
Władcza Pani daje niewolnikowi czas ok. 10-15 minut na dotarcie do
tego słodkiego przedmiotu i jego „zdobycie”, a sama w tym
momencie może pójść np. zaparzyć sobie kawę lub wykonywać inne
niezbędne czynności.
W przypadku osiągnięcia przez
niewolnika celu, „zdobycz”’ staje się swoistą, bezcenną
nagrodą za jego trud i przedsiębiorczość.
W przypadku nie
osiągnięcia celu niewolnika czeka kara.
Zarówno
nagroda jak i czekająca go ewentualna surowa kara powinna być przed
przystąpieniem do doświadczenia znana niewolnikowi, by tym bardziej
pobudzić go do wysiłku i heroicznych czynów.
Niewolnika
starającego się bezwzględnie osiągnąć postawione przez Władczą
Panią cele, przede wszystkim ze względu na możliwość zdobycia
bezcennej nagrody, spotka w tym momencie „niemiła”
niespodzianka. Zapozna się on bowiem z bezwzględnymi prawami fizyki
przedstawionymi szerzej w pkt 3.1, dotyczącymi powszechnej
„grawitacji ziemskiej”. Owa „grawitacja” w najlepszym
przypadku pozwoli tylko na bardzo powolne milimetr po milimetrze
przemieszczanie się niewolnika po wyznaczonej orbicie w drodze do
wyznaczonego celu. Szansa dotarcia „zawodnika” do tego celu w
wyznaczonym czasie jest z pewnością mniejsza niż parę procent.
W
przypadku, gdyby jednak niewolnikowi udałoby się dotrzeć w pobliże
czekającego trofeum, to i tak złożone do „modlitwy” ręce,
przymocowane dodatkowo sznurem do kostek nóg oraz kij przechodzący
pod kolanami, zmuszający niewolnika do zachowania stałej pozycji w
„kucki” udaremniają osiągnięcie drogocennej nagrody,
umieszczonej na pewnej wysokości. Niewolnik nie ma bowiem nawet
możliwości poruszania dłońmi wyżej niż tylko kilkadziesiąt
centymetrów (20-30) od podłogi, a tym bardziej jakiegokolwiek
podskoczenia czy zrobienia fikołka w górę by osiągnąć
zamierzony, upragniony cel. Skuteczny knebel całkowicie uniemożliwi
mu natomiast ewentualne sięgnięcie ustami do owej frapującej
nagrody i ewentualne ściągnięcie jej zębami w dół.
Taka
forma tresury związana również z ewentualną możliwością utraty
przez Panią jakże cennej, osobistej części ubioru, może być i
będzie z pewnością również dla Władczej Pani bardzo
inspirująca. Bowiem, mimo wszystko istnieje jakiś cień szansy, że
pomyli się Ona w swoim doświadczeniu i niewolnik jakimś cudem
poluzuje więzy lub pozbędzie się uciążliwego knebla. Takie
zagrożenie utraty własnej części garderoby niejako „wymusza”
na Władczej Pani zastosowanie ścisłych „procedur” związanych
z przeprowadzonym doświadczeniem, czyli dokładne i mocne
umieszczenie niewolnika w więzach „w kij” a każde odstępstwo
od ustanowionych norm wiązania w kij lub „chwila słabości Pani”
może grozić nieokreślonymi konsekwencjami.
A zatem
powyższe doświadczenie staje się również swoistą grą pomiędzy
Królewną a zniewolonym poddanym. Ogromna przewaga jest oczywiście
po stronie Władczyni i tak powinno być. Tym niemniej zniewolony
poddany walcząc o swoją wolność, a zwłaszcza bezcenną zdobycz,
w swoim rozumku czuje, że nie jest całkowicie pozbawiony
jakichkolwiek szans. Zarówno ten nikły cień szansy na zdobycie
bezcennej nagrody jak i jej nieustanny, niesamowicie apetyczny widok
(niczym klucz do jego kajdan) roztaczający się przed oczami
zniewolonego poddanego pobudza go do nie ustawania w wysiłku jak i
niepowstrzymanego dążenia do słodkiego celu.
Głównym
celem powyższego doświadczenia jest oczywiście wyrobienie u
zniewolonego odruchów warunkowych (niezbędnych każdemu pieskowi),
polegających początkowo na wyuczeniu i na nabyciu przez niego, a w
pełni kontrolowanym przez Władczą Panią prawidłowym nawyku
reagowania na osobiste rzeczy związane bezpośrednio z Nią. Po
wyuczeniu (czeka go jednak bardzo długa i żmudna droga) niewolnik
będzie z pewnością potrafił właściwie i kompetentnie reagować
(w wielkim uszanowaniu i uwielbieniu) na sam widok lub zapach
czegokolwiek związanego z Piękną Panią, nawet w sytuacji, gdy w
jego pobliżu Władczej Królewny nie będzie, a jedynie (aż) Jej
pozostawiony ślad. W przyszłości złe nawyki pieska znajdą się w
ścisłym jarzmie, nad którym będzie Władcza Pani swobodnie
panować, a wszelkie odruchy niewolnika będą pod ścisłym Jej
nadzorem i kierownictwie.
Ubocznym, ale bardzo ważnym
skutkiem powyższej tresury jest zmotywowanie zniewolonego,
upokorzonego poddanego do działań i aktywności nawet w sytuacjach
„beznadziejnych”, gdy pozostaje w poczuciu całkowitej
bezsilności i bezbronności. Bowiem z pewnością nie może Władczą
Panią zadawalać niewolnik anemiczny, cherlawy, mizerny, nie zdolny
do jakiejkolwiek mobilizacji a tym bardziej przedsiębiorczości –
oczywiście wszystko pod nadzorem Władczej Pani – stąd również
konieczność nabycia przez niego wielu pożytecznych odruchów
warunkowych.
Dodatkowo wywieszona w „salonie” intymna
nagroda, jak i ewentualnie inne przypadkowo porozrzucane części
damskiego ubioru nada również, oprócz klimatycznego charakteru
pomieszczenia również „bardziej ludzki” jego wymiar. Taka
porozrzucana damska garderoba spowoduje bowiem, iż królewska
„bawialnia”, w której niewolnik będzie przebywać nabierze
również nieco cech kobiecej przebieralni. Tym samym w moim trochę
sfeminizowanym wyobrażeniu znajdę się niejako jakby w centrum tak
bardzo fascynującej, a dla mnie w zasadzie niedostępnej typowo
damskiej garsonierze.
Oczywiście, w toku pierwszej
lekcji tresury w zakresie przebywania w pozycji związanego „w
kij”, będącej być może również dla Władczej Pani prekursorką
i nowatorską metodą, by uzyskać „zadawalające” wszystkich
efekty, czyli przede wszystkim skuteczne i efektywne wiązanie, jak
najbardziej odzwierciedlające faktyczne zniewolenie pieska w
niezwykle ciekawej pozycji „w kij”, utrudniające, jednocześnie
ile się da osiągnięcie przez pieska wyznaczonego celu, zasadna
jest wzajemna współpraca dotycząca samej techniki wiązania.
Decyzję o mocy zakładanych więzów należy pozostawić jednak
Władczej Pani – odrobinkę adrenalinki związanej możliwością,
(co prawda z nikłą, ale jednak) utraty tak osobistej części
garderoby z pewnością również Pięknej Pani się przyda.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS
NR 7 (nawiązujący do opisanej uniwersalnej metody „wiązania w
kij”)
Proszę zauważyć, iż podobnie jak w omawianych
w innym miejscu znamienitej i nie do przecenienia roli knebla oraz
strojach: „sissi maid”, „sukni damy dworu” oraz „sukni
ślubnej” w czynieniu powszechnej „miłości” i tolerancji na
świecie oraz łagodzeniu panujących obyczajów, podobnie, ale na
jeszcze większą skalę mielibyśmy do czynienia w przypadku
zastosowania techniki „wiązania w kij” w masowej skali i w
formie rozpowszechnionej zarówno wśród bogatych jak i biednych.
Z
pewnością, gdyby udało się wdrożyć powyższą metodę w
stosunku nie tylko do wszystkich mężczyzn, ale także kobiet a
nawet młodzieży, udałoby się uniknąć przeogromnej ilości
antagonizmów rodzinnych, społecznych a nawet globalnych. Moglibyśmy
prawie zapomnieć o waśniach, niesnaskach a nawet rozbojach i
awanturach. Ludzie, a zwłaszcza mężczyźni staliby się bardzo
łagodni i bezkonfliktowi. Do tego posłuszni, pokorni i
zdyscyplinowani. Matki, żony i kochanki mieliby z nich ogromny
pożytek, bo nie błąkaliby się z kumplami po barach, pubach czy
też nieinteresujących nikogo mecze piłki nożnej. Staliby się
towarzyscy i mocno przywiązani do domowego ogniska, chętnie
oglądając wraz z kobietami wspaniałe romantyczne telenowele, ucząc
się i dowiadując jak powinna wyglądać prawdziwa wierność
umiłowanej kobiecie. Swoje praktyczne, wygodne legowiska
opuszczaliby, aczkolwiek bardzo niechętnie, tylko po wspólnym
uzgodnieniu z drugą stroną. Jednym słowem zapanowałaby powszechna
idylla, sielanka i wszechogarniające szczęście.
I do tego,
co jest również istotne, to metoda czynienia powszechnego szczęścia
w przeciwieństwie do dwóch pozostałych, o których mowa powyżej
jest całkowicie samodzielna – nie potrzebuje (aczkolwiek jest to
wskazane) współgrać z innymi technikami czy też dodatkowych
motywacji, bowiem przy tej metodzie od razu każdy staje się
świadomym obywatelem, znającym swoje miejsce i nadrzędność
zamierzonego celu, czyli wdrożenia krainy wiecznej szczęśliwości
jak najszybciej i najsprawniej już na Ziemi.
Do powszechnie
funkcjonujących kanonów weszłoby globalne używanie magicznych
słów: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”
wypowiadane na całym świecie w międzynarodowym języku: „mmghm”,
„ghmmmhg”, „hmmgh”. Prawdopodobnie po pierwszych, być może
nieśmiałych i niezbyt efektownych początkach, powyższa technika
czynienia pokoju i powszechnego szczęścia zdobyłaby tak wielką
popularność, że przed stanowiskami wdrażającymi przedmiotową
technikę ustawiałyby się niezliczone tłumy chcące przejść na
tę „drugą stronę”. Po pewnym czasie w każdym mieście,
miasteczku instalowane byłyby maszyny przerabiające kłębiące
się, niespokojne i czasami awanturujące się masy w potulne,
łagodne, o gołębim sercu istoty. Automatyzacja techniki „wiązania
w kij” spowodowałaby urozmaicenie i zhierarchizowanie form
„wypuszczanych” z maszyny osobników. Od tych najmniej
zasłużonych pozbawionych wszelkich strojów i innych przydatnych
gadżetów, aż do osobników najbardziej wybitnych i prominentnych,
ubranych przede wszystkim w najbardziej eleganckie i paradne kreacje
(„sissi maid”, „suknie damy dworu” oraz w „suknie ślubne”)
oraz najbardziej przemyślne kneble. Tak uwiadomione społeczeństwo
zrezygnowałoby z presji konsumpcyjnej, i zaniechałoby śmiesznego,
lecz przy tym żałosnego i nagannego parcia na dobra materialne.
Popyt wzrósłby i to jest godne pochwały, jedynie na stroje, o
których mowa powyżej oraz ewentualnie na drążki (drewniane,
metalowe, z tworzyw sztucznych), sznury i niezbędne do „korkowania”
płótno – a i to niekoniecznie, uwzględniając całokształt
sytuacji społecznej oraz świadome obywatelskie postawy
przedstawione dość szczegółowo w pkt 1) opisu techniki „wiązania
w
kij”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Niestety
jest też jeden, jedyny słaby punkt moich genialnych pomysłów. Z
pewnością, gdy zostanie rozwiązany, natychmiast będę nominowany
do wszelkich nagród, w tym pokojowej Nobla i oczywiście wszystkie
laury, ze względu na nie do podważenia przeogromne znaczenie,
epokowość, ponadczasowy, ogólnoświatowy, globalny charakter moich
pomysłów i wynalazków, a jednocześnie ich prostotę i
ogólnodostępność, będą mi przyznane przez aklamację. Świat
stanie się wreszcie wspaniały i doskonały w swojej prostocie –
wonderfull live.
Na razie jednak z przykrością muszę
zauważyć, iż w wyniku stosowania powyższych „genialnych
pomysłów” niewolnik w sytuacji „zakneblowania”, „założenia
wytwornej, oszałamiającej kreacji” czy też „związania w kij”,
korzystając ze swojej wygody i korzystnego położenia -
podarowanego mu przez Dobrą Władczynię, swojej wrodzonej
skłonności do „nic nie robienia” a przede wszystkim niepojętego
i niczym nie uzasadnionego przyzwyczajenia się do życia w komforcie
i przepychu, całkiem się rozleniwi. Nie tylko nie będzie
podejmować jakichkolwiek prób i czynności, by w jak największym
stopniu zadowolić Piękną Władczyni, spełniać Jej wszelkie
kaprysy i zachcianki, ale nawet może niezbyt być gotowy do oddanej
służby u cudownych stópek Pani, a w skrajnym przypadku nawet o tym
pewnie nie pomyśli. Z pewnością ciągle brakuje mu nabytej
umiejętności okazywania wdzięczności za dobroć i szlachetność
Pięknej Władczyni. Nie wspominam już o fakcie, że tak
przywiązanego do luksusów i zbytków niewolnika nic i nikt nie
zmusi do ich porzucenia oraz sprawienia by zniknął z salonów
Władczyni. Chyba tylko stanowcza i zdecydowana postawa Jego
Władczyni..... czyż, Władczyni zawiedziona i zniesmaczona jego
postawą nie powinna udzielić mu właściwej lekcji tresury i
należnej kary?!!! A może wtedy wszelkie ułomności tychże
genialnych pomysłów zostaną przezwyciężone...
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 7
Refleksje
i przemyślenia niewolnika
Ujmując syntetycznie
przekazywana i wbijana z mozołem lecz nieustannie przez Władczą
Panią wiedza teoretyczna i praktyczna powinna obejmować takie
przedmioty ogólne jak:
uległość, pokora i posłuszeństwo wobec Władczej Pani,
poważanie i szacunek dla Pięknej i Mądrej Pani, w tym:
•
trwałe nabycie przekonania się jak wielkim uwielbieniem i mirem
powinienem darzyć swoją Panią,
• oczarowanie i bezmierny
zachwyt Kobiecym pięknem, urodą, lekkością delikatnością,
zwiewnością, subtelnością i wdziękiem,
• podziw i
rozległy szacunek Kobiecą mądrością, inteligencją, wyczuciem,
intuicją, inspiracją,
• szczególne i bezgraniczne
umiłowanie do przeuroczych stópek i nóżek Władczej Pani,
•
adoracja i pieszczenie tychże nóżek oraz nabywanie gotowości do
oddanej służby u stópek Władczej Pani,
• fascynacja
niesłychanie ekscytującą bielizną i strojami Władczej Pani -
pachnącymi, nasączonymi aromatami majteczkami, pończoszkami,
rajstopkami ale również częściami ubioru składającymi się na
Jej „zewnętrzną” kreacją – spódniczki, bluzeczki, sukienki,
gorseciki, itd.,
• nieustanne pragnienie zapoznawania się z
urzekającymi zapachami, zniewalającymi aromatami oraz słodkimi
smakami soków Władczej Pani,
• wyrabianie niezmierzonej
chęci do spełniania kaprysów i zachcianek Władczej Pani,
•
poprawność zachowań wobec i w obecności Władczej Pani,
•
nabycie trwałej pamięci o Władczej Pani,
psychologiczne oddziaływania w zakresie czerpania „przyjemności z
oczekiwania na przyjemność”,
wyrabianie pragnień w zakresie poniżania, upokarzania oraz
upodlenia,
umiejętność „wkomponowania się”, przebywania i poruszania w
„kostiumie niewolnika” składającego się z trzech integralnych
części tj.: kobiecych zwiewnych fatałaszków, sznurów i knebla,
tresura w zakresie czerpania rozkoszy z bólu, cierpienia i
upokorzenia,
wbijanie do świadomości niewolnika, o jedynie słusznym i
naturalnym quasi-kobiecym modelu wzorcowego niewolnika,
nabieranie trwałych i nierozłącznych cech
zwierzęco-przedmiotowych,
Są to oczywiście główne,
podstawowe przedmioty, w których nabywałem (i mam nadzieję będę
w dalszym ciągu nabywał) staranne wykształcenie. Przedmioty ogólne
są w ciągu „roku szkolnego” uzupełniane o przedmioty
„kierunkowe” dopełniające i bardziej przybliżające moją
ogólną wiedzę, by wymienić choćby:
przekształcanie niewolnika w wielofunkcyjnego pieska,
umiejętność pełzania i czołgania w „kostiumie niewolnika” do
prześlicznych nóżek Władczej Pani,
naukę „pływania” wraz z całą filozoficzną i psychiczną
otoczką,
psychologiczne i fizyczne „odgradzanie” niewolnika od
niesamowitych doznań związanych z możliwością choćby dotknięcia
ubioru, ciałka a nawet nóżek Władczej Pani,
niezbędną niewolnikowi umiejętność (przeważnie nabywana za
pomocą odpowiedniej „wkładki doustnej”) trzymania języka za
zębami,
nabywanie umiejętności cierpliwego i wytrwałego, ale jakże
rozkosznego wyczekiwania na przybycie Władczej Pani, a w
szczególnych przypadkach na Jej litość i łaskę,
cierpliwość i „spokój” w zakresie oczekiwania na nagrody i
kary,
nabywanie umiejętności w zakresie odpowiedniego przygotowania się
i odrabiania lekcji na następne zajęcia w dziedzinie tresury,
wielokierunkowe zapoznawanie się ze słodkimi sokami i aromatami
Władczej Pani podawanymi w przeróżnych postaciach i formach oraz
nabywanie umiejętności jak najdłuższego delektowania się nimi,
umiejętność zachowania właściwej etyki „przy stole” w
obecności Pani,
nabywanie umiejętności właściwej i należnej postawy oraz
poprawności zachowań w trakcie niezwykłych (danych tylko wybranym
niewolnikom) audiencji u Władczej Pani nierozerwalnie związanych z
procesem „ukobiecania” niewolnika czyli przede wszystkim:
•
przejście procesu „oczyszczenia” poprzez zażywanie właściwej
kąpieli,
• dobranie „szykownej i eleganckiej” bielizny,
wytwornej kreacji wraz z pantofelkami - odpowiadającej tej
niezwykłej okoliczności bliskiej wizyty u Władczej Pani oraz dobór
stosownej biżuterii i innych gadżetów podkreślających wagę
uroczystości,
• przyjęcie należytej – jak najbliższej
ideału, tj. „kobiecej” postawy, w obliczu tak ważkiego
spotkania z Najdostojniejszym Majestatem, w tym szczególne zadbanie
o „skromną” pozę w trakcie siedzenia wraz z odpowiednim
ułożeniem nóg, zadbanie o wyrównanie i ugładzenie założonej,
wyszukanej kreacji, oraz umiejętność poruszania się z pewną
właściwą „ukobieconemu” modeli niewolnika lekkością,
subtelnością a nawet gracją i nadobnością,
• inne
niezbędne czynności przewidziane w „protokole spotkania”.
nabywanie biegłości i sprawności w zakresie kształtnego i
zgrabnego zapakowania niewolnika (niewolnicy) „do worka” i jego
powrotne metamorfozy,
Jak widać moje kształcenie i
przebieg tresury obejmuje całą gamę przedmiotów. Po ukończeniu
tychże studiów z pewnością moje wykształcenie w zakresie
uległości i pokory będzie na jak najwyższym poziomie. Zdaję
natomiast sobie mocno sprawę ze swoich ciągłych braków i luk w
tresurze jak i z problemami związanymi z zaliczeniem niektórych
przedmiotów na zadawalającym Władczą Panią poziomie.
Wiem
też, że spotkania ze mną są z pewnością dla Władczej Pani, z
punktu widzenia realizacji założonego „programu lekcji tresury”
dość trudne i niewdzięczne - ze względu na fakt, iż moje
upodobania do bdsm, oraz fetyszyzmu, jednoznacznie ukierunkowane są
na płaszczyznę satysfakcji emocjonalnej oraz umysłowej, czyli na
obszar duchowy a nie spełnienie seksualne. Jest to na pewno
płaszczyzna mniej „widowiskowa” czy też mniej efektowna oraz
trudniejsza do „zmierzenia” niż płaszczyzna zaspokojenia
seksualnego, gdy niewolnik po widocznym gołym okiem „spełnieniu
się” właściwie może już iść do domu, nie obciążony żadnym
„szarpaniem duszy i myśli”.
Z pewnością mój świat
uległości nie jest jednak wcale tak „różowy”, jaki być może
wynika z dotychczasowych moich rozważań. Z pewnością jest pełen
rozterek, wahań a przede wszystkim ciągłych poszukiwań właściwej
drogi w labiryncie uległości i dominacji.
Z mojego
punktu widzenia tenże świat nie jest też i nie musi być
przygnębiający, smutny pełen patosu, a przy tym dodatkowo tylko i
wyłącznie kojarzony z niewyobrażalnym męczeństwem, cierpieniem i
bólem. Ponadto jest też ogromny obszar świata fetyszyzmu –
wymownie kojarzony raczej tylko z doznawaniem i odczuwaniem
przyjemności a nawet osiągania bram szczęścia i odurzenia, –
jaką postać one by nie przyjęły. A jeżeli jest ból i cierpienie
to i z niego należy i można czerpać przyjemność i radość –
wtedy z pewnością zamieni się w doznawanie szczególnej rozkoszy.
Podobno pesymistą jest tylko ten, kto z dwojga złego wybierze
obydwa!!!
Mam zatem nadzieję, że w toku czytania moich
„genialnych pomysłów” pojawiły się radosne uśmiechy, –
przy czym mam nadzieję, że były to uśmiechy pewnej do mnie
życzliwości i zrozumienia moich dziwactw.
Przedstawione
bowiem w Przypisach nr 4, 5 oraz 7 niezwykłe „projekty i
wynalazki” przedstawiają tylko świadomy drwiący śmiech
niewolnika z własnych dziwactw. Śmiech samego z siebie. Są, jak
już wspominałem na wstępie „Księgi” informacją, iż w jakiś
sposób koegzystuję ze swoją uległością, która stanowi dla mnie
jakby przejście na „drugą stronę lustra”. Umiem też radować
się przechodzoną tresurą i nauką pokory, a przede wszystkim
uwielbienia dla Pięknych Władczych Pań. Przechodzona tresura nie
jest dla mnie formą zmuszania się do niekonwencjonalnych zachowań
czy też nie odbieram jej jako udręki i szczególnych stanem męki.
Pobratałem się również w jakiś sposób z tym moim drugim ego
tkwiącym we mnie i tak sobie w rozdwojeniu wspólnie przechodzimy
przez życie. I tylko czasami, gdy ta druga osobowość zbyt mocno
bierze górę występują pewne, aczkolwiek możliwe do
przezwyciężenia kłopoty i problemy. Z powodu choćby, że te
przeciwne moje „ego” nie wykazuje się nadmierną inteligencją,
a właściwie w stanie niewolniczej utraty kontroli nie tylko nad
swoim ciałem, ale przede wszystkim umysłu nie musi tejże
inteligencji posiadać zbyt dużo, te wielce szydercze treści należy
traktować jako moje drwienie z tej właśnie mojej drugiej
tożsamości.
Przedstawione dotychczas metody
tresury z pewnością mają na celu uświadomienie niewolnikowi, iż
nic w życiu, co jest cenne i ważne nie przychodzi z łatwością i
jest łatwo dostępne. Zrozumiałe przy tym jest, że narzucone przez
Mądrą Panią wobec niewolnika ograniczenie różnego rodzaju
swobody zarówno w poruszaniu się jak i w formułowaniu oraz słownym
przekazywaniu nie do końca „lotnych” a nawet swawolnych
niewolniczych myśli, ma na celu wyrugowanie wszelkich przejawów
krnąbrności, buntowniczości i ewentualnego niezadowolenia. Zdaję
również sobie sprawę, że celem tychże metod, wyznaczonym przez
kaprysy Pani, będzie uzyskanie w ostateczności w miarę doskonałego
(doskonałym żaden męski niewolnik nie będzie z pewnością
nigdy), posłusznego i oddanego swej Pani, ale za to z odpowiednimi
kwalifikacjami, niezmiernie szczęśliwego i zadowolonego pieska,
który po przejściu „ukobiecającej” transformacji będzie choć
w części „obiektem” budzącym na tyle zainteresowanie i
zaciekawienie, że Władcza Pani wyrazi chęć prowadzenia z nim
dalszych eksperymentów i doświadczeń.
To, że warto
takie tresury przejść w drodze do tejże niewolniczej doskonałości
uświadamiają mnie - gdy oczywiście jest taka wola, chęć i kaprys
a zwłaszcza możliwości Mojej Pani - udzielane przez Nią bezcenne
nagrody, by wymienić choćby możliwość oddania hołdu przesłodkim
i urzekającym nóżkom czy też pośredni a może też czasami
bezpośredni kontakt z frapującymi zapachami, urzekającymi
aromatami oraz smakami nektarów Cudnej Pani, ukrytymi również w
każdym kawałku materiału i tkaniny, który miał kiedykolwiek z
Nią do czynienia.
Nie jest przy tym tak, że określony
przeze mnie scenariusz musi być i jest realizowany w całości –
jest to bowiem tylko ogólny szkic tresury, bez uwzględnienia choćby
wszelkich niuansów i czynników wpływających na atmosferę i
klimat odbywanych lekcji pokory. Pewne odchylenia od przyjętego
„planu lekcji” są „mile widziane. Władcza Pani ma jednak czas
na ewentualne przygotowanie zaskoczenia. Inna sprawa, że sporo
niespodzianek powstaje z pewnością bezwiednie już w toku
prowadzonej tresury, na skutek „nagłych pomysłów”.
Z tego
powodu proszę traktować opisywane przeze mnie techniki i metody
tresury jako generalny trend i moje preferencje a nie nienaruszalne
reguły i żelazne zasady każdej lekcji uległości. Faktem
natomiast jest, że w toku każdej sesji tresury wszystkie trzy
elementy zniewolenia tj. przebieranie, wiązanie i kneblowanie oraz
elementy fetyszyzmu tj. zapoznawanie się ze słodkimi aromatami
Mojej Pani zawsze i obligatoryjnie powinny wystąpić - w różnych
konfiguracjach, układach i zestawach.
Niektóre Dominy,
z którymi się przedtem spotykałem miały dość poważne problemy
z solidnym wiązaniem. Chciały często używać „babskich
materiałów” jak np. wstążki, delikatnych opasek, zdumiewając
się przy tym, że ja uwielbiam i preferuję pełną naturalność i
realność pęt. Do tego nie wiem, czemu (chyba z filmów) upierały
się, by przede wszystkim wiązać ręce z przodu – dziwiąc się
potem, że tak łatwo się i szybko z więzów uwalniałem i
pozbywałem knebla, lub go po prostu wypluwałem a to w moim odczuciu
zdecydowanie osłabiało w danym momencie całkowity i ostateczny
efekt zniewolenia. Fakt, jak mi zawsze potem wyjaśniały, że w
rzeczywistości większości niewolnikom wystarczają więzy udawane,
pozorne, pełniące jedynie funkcje fasadowe. Niewolnicy w
przeważającej mierze lubią odczuwać tylko fikcyjność swego
zniewolenia i pewne złudzenie zależności i całkowitego
podporządkowania się woli swej Pani. Władcze Panie nie miały
zatem możliwości wypróbowania na modelu i wypraktykowania
prawdziwych niewolniczych więzów. Takich, wrzynających się w
zniewolone ciało, powodujących pewne odrętwienie, a nawet
zsinienie i jednoznacznie pozbawiających złudzeń, co do możliwości
uwolnienia się i pozbycia się nałożonych pęt bez pomocy drugiej
osoby.
Nigdy nie miałem o to zresztą do Pań, z którymi
się spotykałem jakiś pretensji czy też roszczeń. Starałem się
po prostu „współpracować” w powyższym zakresie, by owe
niewolnicze pęta „zadawalały” w toku tresury obydwie strony, a
jednocześnie dobrze pełniły przypisane im funkcje i zadania a nie
tylko były upiększającym dodatkiem.
Z reguły, co dla
mnie jest trochę dziwne, nigdy nie było natomiast problemów z moim
fetyszyzmem związanym z przebieraniem w kobiece ciuszki.
Nie
poszukiwałem jednak nigdy Władczej Pani-omnibusa – zdecydowanie
bardziej „preferuję” Panią otwartą na propozycje, nowe (nawet
dla niej nie znane) eksperymenty, doświadczenia, ciekawej i chętnej
do wdrażania w toku tresury nieznanych lub zmodernizowanych metod,
skorej do rozwijania swoich oraz moich zainteresowań w zakresie
dominacji i władania nad niewolnikiem. Proszę wziąć przede
wszystkim pod uwagę specyfikę moich zainteresowań. Jestem bowiem
świadomy ich unikalności i rzadkości występowania w tak
skumulowanej formie. Trudno zatem bym wymagał od Władczej Pani
znajomości wszelkich tajników swego psychologicznego zniewolenia,
jak i znajomości wszelkich technik i metod zniewalania,
obezwładniania, unieszkodliwiania i podporządkowania woli Pani za
pomocą opcji sznura i knebla.
Rozterki Władczych Pań
dotyczą z pewnością nie tylko sposobu i skuteczności uciszania
niewolnika, w tym mocy i efektywności umocowywania knebla, ale
również, co w tej jego „buzi” może się znaleźć, by
wspomnieć choćby wątpliwości mogące dotyczyć „zabrudzonych
majteczek”, używanej ścierki czy innej „nieczystej” szmaty i
możliwości wystąpienia odruchów wymiotnych, czy też obawy
dotyczące możliwości zadławienia się niewolnika. Oczywiście te
kontestacje dotyczące powyższych środków uspokajających i
obezwładniających są całkowicie zrozumiałe. W końcu bowiem to i
tak przecież Władczyni bierze na siebie całkowitą
odpowiedzialność za bezradnego i bezbronnego niewolnika. Tak
naprawdę to nigdy Ona do końca nie wie, czy zastosowane środki nie
są w rzeczywistości zbyt nadmierne i przesadne (mimo mojej aprobaty
i zachęt do ich stosowania).
O ile zatem mogę zrozumieć
obawy dotyczące kneblowania – czyli bezpieczeństwa niewolnika,
zawsze ciekawiło mnie z czego wynikają obawy Kobiet przed mocnym
skrępowaniem swojego niewolnika.
Zawsze służę jednak
propozycją współdziałania w zakresie silnych, mocnych więzów
oraz skutecznego ale bezpiecznego kneblowania, choćby poprzez
dzieleniem się swoimi wieloletnimi doświadczeniami i ich
samorealizację.
To wszystko dociera się w toku kolejnych
spotkań, po wzajemnym poznawaniu siebie i swoich skłonności. Zdaję
sobie przecież również sprawę, że najczęściej Piękne Władcze
Panie nigdy nie były po tej drugiej - niewolniczej strony (tak
zresztą jak i dla mnie strona dominacji jest mi bezpośrednio
nieznana).
Oczywiście, oprócz sznurów chętnie poddaję
się związaniu taśmami samoklejącymi, wiązaniu rajstopami i
pończoszkami – jest niesamowicie skuteczne i efektywne, apaszkami,
chustami czy też kawałkami płótna (tzw. scarf- bondage) –
które, po odpowiednim zwinięciu i mocnym zaciśnięciu węzłów są
na tyle mocne, ze nie da je się i tak zerwać. Ta moja miłość do
tak w końcu kobiecej odmiany związania, wynika z pewnością z
moich skłonności do feminizacji i moimi przyjemnościami
wynikającymi z kontaktu z damskimi szmatkami, tkaninami i dodatkami
– ale ten sposób skrępowania jest wyjątkiem potwierdzającym
regułę.
Pewnie pod względem szczególnej ochoty do
bycia beznadziejnie skrępowanym jestem jednak ewenementem i niezbyt
liczebnym precedensem...
W tym miejscu dodam
jeszcze, że tkwi we mnie niepohamowane pragnienie nieustannego
podejmowania wysiłku w celu uwolnienia się z nałożonych na mnie
niewolniczych więzów i zrzucenia krępujących pęt. I o ile, ze
względów na potrzeby tresury z bezspornych względów daję sobie
związać ręce i nogi (a nawet ewidentnie w tym zakresie
współpracuję dla „dobra sprawy” – przecież nie będziemy w
tym momencie siłować się i udowadniać, kto jest górą, bo nie o
to w tym wszystkim chodzi) to w dalszych czynnościach (gdy widoczna
jest już zdecydowana przewaga Władczyni) często chcę stawiać
czynny, choć z pewnością w tym momencie już beznadziejny, nie
rokujący szans powodzenia opór. Dość łatwo zresztą owy opór
może być w tych okolicznościach sytuacji przełamany przez Piękną
Lady, np. w momencie chęci do dalszego, bardziej jeszcze
ujarzmiającego czy też karnego krępowania, unieszkodliwiania.
Dochodzi w końcu do uwielbianej przeze mnie sytuacji, gdy chcę się
uwolnić i nie mogę, pozostaje tylko leżące w bezwładzie na
podłodze moje ciało, które w swojej bezradności i braku
komunikacji z własnym mózgiem może jedynie wić się w poczuciu
całkowitej bezsilności i własnego niedołęstwa po podłodze przy
pięknych, słodkich stopach.
Zauważyć również proszę,
że sytuacja bezbronności i bezsilności, w której się w toku
spotkań znajduję (mocne więzy, kneble) wręcz prowokują do
eksperymentów i udręk i zachęcają do wdrażania pewnych męczarni
zniewolonego.
Napomknąć warto w tym miejscu, iż w mojej
sytuacji możliwa jest także tresura „pod nieobecność”
Władczyni tj. w sytuacji, gdy np. na ileś minut lub nawet godzin
zachodzi potrzeba wyjścia Władczej Pani na miasto np. na
przyjacielskie plotki, na zakupy czy też inne zajęcia lub
ewentualnie w sytuacji, gdyby Władczyni miała chęć wykonywać
pilne domowe prace, a także musiała w skupieniu przygotowywać się
na zajęcia, lub po prostu w spokoju miała chęć pogrzebać w
komputerze, poczytać kobiece czasopisma czy pooglądać w telewizji
pasjonujące serialowe romansidełka.
Bardzo przydatne
wtedy jest wyszkolenie w zakresie nabycia przez niewolnika odruchów
warunkowych omówionej wcześniej w niniejszej „Księdze”
techniki „wiązania w kij” czy też „związania w kołyskę”.
Albowiem niewolnik tak ulokowany „wygodnie” i bezpiecznie w
więzach, bez narażenia się na uszczerbek na zdrowiu nie tylko
cierpliwie i niestrudzenie oraz w należytym milczeniu czekałby na
swoją Panią, ale również absolutnie nie przeszkadzałby Jej w
wykonywaniu obowiązków domowych i zawodowych. Dodatkowo, dla
uprzyjemnienia mu pobytu Dobra i Litościwa Władczyni może zawsze
pozostawić mu w miejscu widocznym, lecz absolutnie dla niego
niedostępnym, swoje ślady w postaci pachnących majteczek,
pończoszek, stanika, gorseciku, albo: powieszonej sukienki,
garsonki, bluzeczki, czy innych części Jej garderoby, bez przerwy
przypominających mu o swojej Pani.
W szczególnych
okolicznościach, uwzględniając wszelkie dobrodziejstwa wynikające
ze „związania w kij”, w tym dotyczących faktyczną względną
wygodę ulokowanego w tychże pętach, nie ma problemu z
pozostawieniem pieska-niewolnika nawet na czas wykonywania przez
Piękną Władczynię tak przyziemnych czynności jak pójście do
przyjaciółki na bardzo istotne „babskie pogawędki”.
Jedynym
problemem jest niezawodny, ale bezpieczny knebel, niezbędny by
psotny piesek nie poobgryzał mebli, czy też kabli, lub też swoim
hałaśliwym szczekaniem nie denerwował sąsiadów – ale ten
problem przestaje istnieć, gdy zastosuje się knebel np. w postaci
wędzidła, drewnianego kołka czy też przewiązanej wokół głowy
niewolnika i ciasno zawiązanej na jego karku apaszką (kawałkiem
tkaniny, płótna) ze zrobionym pośrodku węzłem, który z kolei
zostaje wciśnięty pomiędzy jego „groźne” zęby. Z jednej
strony taki „przyjemny” knebel powstrzymuje wydawanie zbyt
głośnych głosów i daje gdzie „spocząć” zębom niewolnika,
które zgodnie z naturalnymi właściwościami szczęk, muszą się
na takim kneblu zaciskać (knebel pełni zatem funkcję specyficznego
kagańca) a z drugiej strony taka forma jarzma umożliwia całkiem
swobodne oddychanie, w tym również wdychanie i wydychanie powietrza
ustami.
Podobna sytuacja może wystąpić, gdyby Władczyni
chciała skorzystać z przyjemnego i głębokiego słodkiego snu, po
męczącym i przydługim dniu.
Również w tym przypadku
niezastąpiona może się okazać metoda „związania w kij”.
Pewnie i niewolnik korzystając z tak wygodnego ułożenia i pozy
chętnie skorzysta z ożywczego snu – choć pewnie w jego przypadku
będą to raczej często przerywane pewnym odrętwieniem lekkie
drzemki.
Ale to wszystko obraca się w ostateczności na jego
korzyść, bo ze względu na szalenie monotonną, bez końca ciągnącą
się noc, całe jego własne doczesne, uległe życie wyda mu się
znacząco przedłużone.
Te dwa ostatnie pomysły, ze
względu na ich „rozmach”, powinienem jednak raczej umieścić w
dziale FANTAZJE.
Aczkolwiek muszę się „pochwalić”, iż
odbyte do tej pory ćwiczenia oraz tresury w pełni potwierdziły
wszystkie moje teoretyczne rozważania - przedstawione w części, w
której omawiałem wszelkie zalety metody „związania w kij” - w
tym niezawodność a jednocześnie bezpieczeństwo tejże metody oraz
wykazały, że tego rodzaju pęta są mimo wszystko dość „wygodne”
i da się w nich „wytrzymać” bez specjalnych problemów znacznie
dłużej, co „rokuje” na przyszłość szansę na intensyfikację
przeprowadzonych doświadczeń.
Jeszcze raz odnosząc się
do nieśmiertelnej problematyki zakładanych więzów, pęt i
niewolniczych jarzm. Z jednej strony odczuwam ich uciążliwość,
dokuczliwość a nawet ból i cierpienie, sprawiające, że
pozbawiony jestem zdolności do władania swoimi kończynami, a nawet
całym swoim ciałem. Założone pęta sprawiają, że nogi stają
się tylko zbędnym, bezużytecznym balastem, który muszę ciągnąć
bezwładnie za sobą pełzając po podłodze a ręce są tylko
niejako nierozwiniętymi odnóżami przytwierdzonymi bezwładnie do
mego tułowia, bez możliwości posłużenia się nimi lub
wykorzystania do ludzkich „zachowań”. A z drugiej jakże jest
dla mnie miłe odczuwanie tychże więzów na sobie. Podobnie jest z
wetkniętym w usta kneblem, który uniemożliwia mi „zademonstrowanie
swego człowieczeństwa”. Knebel jest dokuczliwy, niewygodny,
czasami odpychający i brzydko smakujący, a z drugiej jakże
przyjemne jest dla mnie fakt jego posiadania, gdy bezwzględnie jest
wciśnięty w moje usta.
W rzeczy samej opisałem tylko
te najbardziej charakterystyczne, wiodące cechy mojej uległości,
upokorzenia i uwielbienia Kobiet. Niełatwo jest przelać wszystkie
swoje wewnętrzne odczucia na papier. Chyba jednak najbardziej można
się zrozumieć tylko w toku wspólnych rozmów i doświadczeń.
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 8
Niewolnicze
rozważania trochę sentymentalne, trochę
psychologiczno-filozoficzne
Tak naprawdę „zabawę” w
uległość a właściwie przebieranie się w damskie ciuszki (choć
do dnia dzisiejszego nie jestem typowym transwestytą, raczej
fetyszystą), samozwiązywanie się oraz kneblowanie rozpocząłem w
wieku ok. 13-14 lat, czyli przeszło 30 lat temu. Początkowo, tak
mniej więcej do 25 roku życia próbowałem nawet nieudolnie walczyć
ze swoimi nienormalnościami. Później się jednak z tym pogodziłem
i w jakiś sposób dostosowałem do mojej zwariowanej psychiki. Z
czego te błądzenie ducha wynika – tak naprawdę to nie wiem – z
pewnością jedną z przyczyn mógł być fakt, że ze względu na
ciasnotę, mieszkałem w dzieciństwie w jednym pokoju z czteroma
siostrami. Łatwo można się domyśleć, że nastoletnie siostry bez
przerwy pozostawiały rozrzucone części swojej garderoby i
bielizny. Właściwie nie było możliwości uniknięcia
bezpośredniego zetknięcia się z nimi – może to był
prapoczątek, może.....
To nie jest tak, że żyję
beztrosko, swawolnie, lekko, bez żadnych obciążeń psychicznych, a
tym samym bez żadnych wewnętrznych wątpliwości, co do normalności
moich zaciekawień. Nie jest mi przecież lekko w życiu codziennym z
moją uległością. Zdaję sobie przecież sprawę z własnej
ekscentryczności, osobliwości, zaburzeń i nieprawidłowości
umysłowych – odbieranych powszechnie za coś nienormalnego a nawet
zboczonego, perwersyjnego. W moim umyśle bez przerwy toczy się
wewnętrzna walka. Nieraz, co wyżej zaznaczyłem, podejmowałem z
samym sobą walkę wewnętrzną – podejmowałem próby zerwania z
moją uległością, prowadzenia nowego życia – coś na wzór
walki z nałogiem. Wytrzymywałem góra pół roku a potem z powrotem
wracałem, początkowo nieśmiało, do swojego dziwnego hobby. Po
pewnym czasie ok. 15-20 lat temu doszedłem do wniosku, że tej
„walki” nie wygram – nie mam odwrotu od psychicznej niewoli
uległości. Poddałem się. Od ok. trzech lat zacząłem nawiązywać
także kontakty z profesjonalnymi dominami (tak było zdecydowanie
łatwiej). Co najwyżej uznawały, że przedstawiane przeze mnie
„scenariusze” dominacji ich nie interesują. Niektóre z pośród
dominujących Pań zdecydowanie odrzuciły moje podania a nawet
odpowiednio „skomentowały”. Nie z wszystkimi ostatecznie
nawiązałem kontakt, nie z wszystkimi mogłem też w toku spotkań
„dogadać się” – zatem do następnych spotkań już nigdy nie
doszło, a niektóre - przykro przyznać, ale po prostu oszukało
mnie, bo o dominacji to nie miały bladego pojęcia, ale przede
wszystkim nie miały żadnego zamiaru wywiązać się w toku spotkań
z przyjętego „zlecenia”.
Spotkałem też się z
ciekawym odzewem na moją prośbę: „chcesz mi służyć – wpłać
pieniądze na moje konto w banku”. Przyznaję, że w odpowiedzi
„pojechałem” sobie ostro po tej Pani. Choć dzisiaj przyznaję,
że niesłusznie i jest mi trochę głupio. Bowiem z perspektywy
czasu i obiektywnie patrzeć, przecież owa Pani była jednak uczciwa
wobec mnie i jednoznacznie wskazała swoje oczekiwania jako Domina.
To, że mi taka forma uległości i służenia Pani, polegająca na
bezproduktywnym pozbywaniu się gotówki nie odpowiadała to przecież
zupełnie inna sprawa – czyż omawiana Pani w czymkolwiek nadużyła
mojego zaufania lub nie miała ochoty do realizacji obiecywanego
„programu zajęć”??? Przecież teraz już wiem, że są
najprzeróżniejsze oblicza uległości i dominacji – nie tylko
takie, które mi odpowiadają. Z pewnością są też fani pozbywania
się bez celu środków finansowych i być może tylko takie
zachowania, dla postronnych wydające się „głupie i niedorzeczne”
przynoszą tymże uległym psychiczną ulgę i rozkosz ciała – kto
wie.... Przecież i Rydzykówko zostało zbudowane na amatorach
bezwzględnej i ewidentnej finansowej uległości, to dlaczego nie
mogliby istnieć amatorzy służalczego pozbywania się pieniążków
na rzecz bądź co bądź całkiem ładnej dziewczyny?!!! (By nie
było nieporozumień - nie mam żadnych negatywnych obiekcji, co do
osoby stwarzającej owe „imperium”, pozytywnych zresztą też,
choćby z tego powodu, że nigdy nie miałem z nim bezpośrednio do
czynienia a opierać się na medialnych, subiektywnych opiniach i
przekazach, pisanych na zamówienie osób uważających się za
posiadaczy jedynie słusznej racji i politycznej poprawności, nie
mam zamiaru).
Utrzymywałem też swego czasu z jedną z
Pań znajomość wirtualną. Nie była to jednak relacja
Lady-niewolnik w potocznym jej znaczeniu. Fakt, występowała Ona w
roli osoby dominującej a ja uległego, ale w listach do siebie
wymienialiśmy się tylko swoimi opiniami, poglądami przemyśleniami,
prowadziliśmy również pewne dysputy filozoficzno-psychologiczne
dotyczące wzajemnych relacji Pani-niewolnik itd. Wydawało mi się,
że w jakimś sensie rozumiemy się i mogą nas połączyć pewne
wzajemne nici porozumienia, że być może znalazłem przyjazną
duszę. Kogoś, z kim można się podzielić swoimi nietypowymi
myślami, doznaniami odczuciami, mimo, że od początku zdawałem
sobie sprawę jak wiele nas różniło i to nie w przestrzeniach
dominująca-uległy, bo te akurat pozwalają nie tylko na ewentualne
podzielenie się tymi jakże odmiennymi stanami świadomości, ale są
ze sobą nierozerwalnie połączone. Każda z nich nie może przecież
egzystować oraz istnieć bez drugiej. I wszystko byłoby pewnie
piękne i sympatycznie, gdyby po wielotygodniowych wymianach
poglądów, oraz wielomiesięcznej wirtualnej znajomości, w której
powolutku „niczym spadające milimetr po milimetrze satynowe
prześcieradło z ciała kobiety” uchylaliśmy przed sobą własne
tajemnice, nie doszło wreszcie do próby nawiązania bezpośredniego
kontaktu. Spotkanie miało polegać tylko i wyłącznie na rozmowie,
wymianie poglądów, próbie nawiązania pewnej przyjaźni oraz
służyć wymianie doświadczeń. Absolutnie nie miało mieć
charakteru „komercyjnego” czy też polegającego na
przeprowadzeniu jakiś praktyk bdsm. Jednak do tego spotkania nigdy
nie doszło. Stawiłem się o określonej porze i w ustalonym
miejscu, gdy otrzymałem wpierw sms, że Pani się spóźni, by po
pewnym czasie uzyskać informację „przepraszam, nie czekaj i nie
telefonuj” – koniec, żadnych więcej wyjaśnień.
Oczywiście
nie narzekam i nie skarżę się. Nie mam też absolutnie do nikogo
pretensji czy żalu, zwłaszcza, że na początku mojej „publicznej”
kariery niewolnika poszukiwałem mocno na oślep i wydawało mi się,
że wszechstronność Pięknych Pań może być atutem a nie
deklaracją na wyrost. Wiem, że były to koszty moich poszukiwań i
osobliwych zainteresowań – ce la vie. Również do mojej
„przyjaznej duszy”, mimo tak radykalnego, niczym nie
wytłumaczonego zerwania znajomości nie miałem i nie mam pretensji.
Nie wiem bowiem jakimi motywami się kierowała, co było
przyczynkiem tak gwałtownego odwrócenia sytuacji. Może miała mnie
dosyć i nasza znajomość mocno już Jej ciążyła? A może
wystarczyła Jej świadomość, że jest zdolna „zapakować”
uległego do pociągu? A może potrzebowała tylko dla zaspokojenia
własnych potrzeb ujrzenia gdzieś z ukrycia cudaka, który w
rzeczywistości zupełnie Jej nie odpowiadał?! A może były
zupełnie inne, bardzo istotne (lub przyziemne) a nieznane mi powody,
może....
I tylko szkoda mi było utraconej szansy
spotkania w życiu kogoś przyjaźnie i życzliwie nastawionego do
mojej osoby i moich odmienności...
Przy czym zaznaczyć
muszę i szczególnie podkreślić, iż nie zdarzyło się, by
jakiekolwiek zawirowania dotyczyły Władczych Pań, które, jak
wynikało z ogłoszeń prowadziły uczelnię, posiadający tylko i
wyłącznie wydział w zakresie dominacji i tresury niewolników.
Nigdy się na nich nie zawiodłem, co najwyżej okazywało się, że
nie nadaję się, by kontynuować studia na zaproponowanym mi
kierunku bdsm. Z pewnością opuszczenie przeze mnie kolejnych zajęć
to tylko i wyłącznie moje przewinienie dotyczące niewywiązania
się ze szkolno-niewolniczych obowiązków.
Była też
bowiem znakomita część Władczych Pań, z którymi wydawało się,
że umiem znaleźć wspólny język, ale tak jakoś wyszło, że
spotkałem się z nimi raz czy dwa a do dalszego zacieśniania
relacji Pani-niewolnik nie doszło.... z pewnością w znacznej
mierze z mojej winy.
W tym kontekście, do dnia
dzisiejszego dręczą mnie wyrzuty sumienia i wiele razy świdruje
mój mózg świadomość, iż nadużyłem kiedyś zaufania jednej,
bardzo mi życzliwej, niezwykle sympatycznej i przyjaznej a przy tym
bardzo ładnej Władczej Pani. I mimo, że minęło od tego zdarzenia
(a właściwie mojego zaniechania) już wiele, wiele czasu i Ona z
pewnością już mnie nie pamięta, to jest mi ciągle niezmiernie
przykro i nieswojo, zwłaszcza, gdy spotykam Jej anonse na stronach
internetu i widzę Jej zdjęcia, jakże zawsze dla mnie w pewnym
okresie przychylnej mi osoby. Przed sobą mam wtedy tkwiący w moim
mózgu obraz nieco zamyślonej twarzy, na której odbija się nieco
melancholii, jakby zasmucenia z nieodpowiedzialnego i niewiarygodnego
niewolnika, który, mimo wielkiej przychylności Pani, zawiódł
pokładane w nim nadzieje.
Rozumiem też, iż Władcze
Panie, jako osoby dominujące, dyktatorskie, nie dające sobie
„dmuchać w kaszę”, pozostawiają często scenariusz tresury
całkowicie sobie, nie uwzględniając moich sugestii. Z pewnością
podejście Władczych Pań do tematyki jest słuszne, zresztą nieraz
techniki i metody szkolenia są wielce interesujące i
niestereotypowe, lecz pozostawało to małe ale.....
W
życiu bowiem jest jednak inaczej. Zwłaszcza w sytuacji tak
specyficznych, nietypowych, osobniczych zainteresowaniach. Nie można
opierać się tylko na własnym wrażeniach i własnej intuicji.
Specyficzna „zabawa” Pani-niewolnik nosi bowiem charakter
zbliżony do występów na scenie teatru. I bierze w niej udział
dwóch aktorów. Co prawda o wszystkim w ostateczności decyduje
Władcza Pani jako faktyczny reżyser i autor scenariusza według
własnego pomysłu i adaptacji „tekstu” pod potrzeby sztuki.
Jednak ja, jako mający odgrywać jedną z głównych ról aktor,
mogę nie widzieć siebie w narzuconej mi roli. Mogę zatem
zrezygnować z narzuconej mi obsady w sztuce oraz zrejterować z
teatru wydarzeń.
Narzuca się w tym miejscu pytanie:
„skoro potrafiłem sam wdrażać w życie swoje zniewolenie tj.
niejako „sam się zaspakajać”, to po co jeszcze szukam swojej
Treserki i Władczyni?”.
Odpowiedź nie jest zbyt
skomplikowana.
Przebrać w kobiece ciuszki, zakneblować –
nawet całkiem skutecznie oraz związać (z jakimś tam mniej lub
bardziej udanym efektem) mogę się w ostateczności zawsze sam (co
zresztą przez wiele, wiele lat praktykowałem i w „wolnych”
chwilach nieraz jeszcze się w to „bawię”). Nie jest to
oczywiście to samo, a tym bardziej tak samo skuteczne, co
bezpośrednio z inną osobą, brak też niemało dodatkowych
elementów. Przyznać jednak trzeba, że w ostateczności jakiś tam
substytut zniewolenia i poniżenia by był..... Ale obecność
drugiej osoby-kobiety w toku zniewolenia i Jej bezpośredni w tym
udział jest nie do przecenienia. Nie chodzi tu tylko o konkretną
osobę jako tako (chodź akurat to z pewnością jest dla mnie
niepodważalnie najważniejsze), ale przede wszystkim o całą
otoczkę związaną z obecnością kobiety. I to dotyczącą
bezpośredniej fizycznej bytności Kobiety, czyli wszystkim, co jest
związane choćby z Jej widokiem, ale również, a właściwie przede
wszystkim bardziej metafizycznym odczuwaniem Jej obecności, czyli
zapachy, aromaty, unoszące się i spływające z każdego miejsca
pomieszczenia lub ulokowane i nagromadzone w Jej pończoszkach,
majteczkach, czy innych elementach Jej garderoby – tego nie można
rzecz jasna niczym zrekompensować, uzupełnić, podrobić. Do tego
dochodzące dźwięki stukotania kobiecych nóżek/pantofelków o
podłogę, czy też inne głosy, szelesty a nawet śmiech dobiegający
gdzieś z oddali, świadczące o Jej bliskiej obecności są
niesamowicie ekscytujące i przenoszą moje emocje w zupełnie inny
wymiar. Samo uzmysłowienie, że jest się „w niewoli” kruchej
istoty - kobiety i świadomość Jej bliskiej w końcu obecności
podnoszą „rangę” każdego spotkania i nadają mu swoistego
klimatu oraz otoczki.
Uwypuklić również trzeba istotne
dla mnie znaczenie „komnaty”, w którym ta swoista „zabawa”
się odbywa. Kobiece pokoje zawsze kojarzyły mi się z pewną
tajemniczością, dyskrecją, subtelnością i specyficznym klimatem,
poprzez swoją jakąś eteryczną magię i atmosferę. Oprócz
oczywiście swoistego umeblowania i wyposażenia w różnego rodzaju
kobiece gadżety, zawsze się może zdarzyć, iż przytrafiają się
w nim „przypadkowo” porozrzucane części typowo damskiego ubioru
nadające również, oprócz „klimatycznego” charakteru wnętrza,
także jego „bardziej ludzki” wymiar. Taka „porozrzucane” czy
też wiszące w najlepszym porządku, ale na widocznym miejscy
damskie spódniczki, sukienki, bluzeczki, a przede wszystkim części
Jej bielizny, haleczka, czy też rajstopki i pończoszki powodują
bowiem, iż „bawialnia”, w której ewentualnie przebywam nabiera
również cech damskiej przebieralni. Tym samym w moim trochę
sfeminizowanym wyobrażeniu znajduję się w centrum tak bardzo
fascynującej, z pewnością podniecającej (a dla mnie niedostępnej)
i trochę niepokojącej typowo damskiej garsonierze, w której
przebywa niedefiniowalny „kobiecy duch”.
Jak w życiu
przekłada się moja uległość. Pytanie jest tak w swej
płaszczyźnie obszerne, że trudno jednoznacznie dać odpowiedź.
Myślę, że nie stać mnie na razie z zerwaniem ze swoim „normalnym”
życiem – pozostaje pewne oszukiwanie się, udawanie, podwójne
życie. Jak długo wytrzymam – nie wiem. Nie jest jednak łatwo tak
ciągnąć „ten wózek”.
W życiu codziennym nie
uzewnętrzniamy się również zbyt łatwo, staramy się skrywać
swoje zainteresowania, swoje odczucia czy przemyślenia, zwłaszcza w
tak delikatnej sferze jak własna psychika. Boimy się choćby tego,
że inni ludzie źle nas odbiorą, niewłaściwie zrozumieją a końcu
potraktują jako dziw natury, coś nienormalnego, niezgodnego z
normalnym bytem. Boimy się, że staniemy się prowincją
społeczeństwa. I tylko w tym zakresie komputerowa „anonimowość”
jest przydatna. Pomaga oczywiście nawiązać kontakty z osobami o
zbliżonych zamiłowaniach. W sytuacji nieporozumienia i niezgodności
„charakterów”, pozwala wycofać się, bez uszczerbku dla własnej
tożsamości.
Istnieje oczywiście możliwość zajścia
mylnych wzajemnych pojęciach o sobie, o swoich i innych
rzeczywistych zainteresowaniach a w końcu do przekłamań i
przedstawiania siebie w innym świetle (przeważnie znacznie lepszym
niż w rzeczywistości). Zatem komputerowa znajomość powinna być
tylko drogą do celu a nie celem. Ale wędrówka tą drogą może być
też w jakimś sensie fascynująca, a w czasie tejże wędrówki
można spotkać wiele frapujących osób..., choć nie wszyscy muszą
przecież nas ostatecznie zainteresować. Nie zawsze też uda nam się
tą drogę zakończyć poprzez osiągnięcie celu. Występują też
często zabłądzenia na skrzyżowaniach różnych dróg, wahania co
do podjęcia ostatecznej decyzji a nawet obawy przed podjęciem
pewnych prób – poprzez choćby paraliżujący strach, że znowu
się zawiodę, że wypadnę blado i niezgodnie z oczekiwaniami
drugiej osoby, a może przez własne kompleksy, które dość łatwo
ukryć w świecie wirtualnym...
Życie każdego z nas jest
tak naprawdę pełne wszelakich zakrętów i wzajemnych uzależnień,
choćby środowiskowych, związanych z wykonywaną pracą czy też
rodziną i nikt raczej nie zaryzykuje jego destabilizacji, bez
jakichkolwiek gwarancji, co do przyszłości – a takich nikt nie
może chyba dać.
Ja też żyje przecież w danym
środowisku, wykonuję konkretny zawód. Istnieją przeróżne
uwarunkowania społeczne, zawodowe i osobiste tworzące pewna pajęczą
sieć powiązań, w których niełatwo się poruszać a tym bardziej
ujawniać choćby w niewielkim stopniu swoje „zainteresowania”.
Nie da się ukryć, że żyję w pewnej „konspiracji”, ukryciu
swoich słabości – czyli z punktu widzenia ideologa-etyka – w
pewnym fałszu. A do tego ciągły ogarniający mnie lęk, obawy o
nadciągającej nieuchronnej katastrofie, wpadki, która przewróci
całkowicie moje „spokojne” i dość nieźle ułożone
dotychczasowe życie, powodując niejako moją samozagładę.
Przecież wystarczy, że moje słabości wyjdą na zewnątrz, choćby
w mojej pracy i jestem całkowicie „spalony” na swoim
terenie.
Pewne formy uległości próbowałem wprowadzić
jednak w pracy. Skutki i efekty były dosyć „kłopotliwe” –
ale o tym chyba na razie nie napiszę – taka mała „tajemnica”
krnąbrnego niewolnika...
Wyrzuty sumienia – są bez
przerwy, dręczą, nie dają często nadziei na lepszą „wymarzoną”
przyszłość. Wiem przecież o swoim rozdwojeniu jaźni,
nieprawdziwości swego codziennego życia. Z jednej strony chciałbym
żyć „normalnie” jak mocno przeważająca większość
społeczeństwa, a z drugiej strony zdecydowanie bardziej pociąga
mnie tylko i wyłącznie to drugie moje ja. Nie chcę już bowiem z
moich zainteresowań rezygnować.
Od mniej więcej półtora
roku mam moją Najcudowniejszą Uwielbianą Lady!!!
Księga uległości i zniewolenia - Cz. 9
Moja
Pani
Wiem, że Piękna Pani jest osobą dominującą a ja
tylko marnym uległym. Ale nawet niedoskonały niewolnik, powinien
choć odrobinę poznać „swoją Panią....Przecież nie oznacza to
tylko pchaniem zwykłą ciekawością. Jest to bowiem coś więcej –
przede wszystkim staraniem się by nawiązać nici porozumienia a
nawet pewnej przyjaźni. Bardzo w tym miejscu chciałbym podziękować
wszystkim mi życzliwym Władczym Paniom, a przede wszystkim Mojej
Pani za wszelkie prowadzone rozmowy i niejako „otwarcie się” na
moje zainteresowanie.
Z drugiej strony, ja jako uległy -
choć z licznych postów na przeróżnych portalach wynika, że
dotyczy to znacznej części niewolników – próbuję posłużyć
się pewną formą „nacisku” a nawet narzucenia swej woli i tylko
własnych oczekiwań w relacjach Pani-niewolnik. Jest to jakby próba
„okiełznania” Władczej Pani, poprzez założenie Jej chomąta
swojego punktu widzenia na świat dominacji i uległości, wędzidła
utrudniającego Władczej Pani wyrażania własnych opinii i zdań
dotyczących własnych oczekiwań oraz uprzęży naprowadzającej na
jedyną „słuszną”, ale tylko z mojego egoistycznego punktu
widzenia - drogę wzajemnych relacji.
Jest to jednak,
zapewniam z całą stanowczością, w moim wykonaniu jakby bezwiedne,
niezależne od moich intencji. Coś co wynika z niewolniczego stanu
podekscytowania a jednocześnie ogromnej wewnętrznej radości i
wewnętrznych, prawie nie do opanowania emocji, z faktu, że oto
spotkało się naprawdę „przyjazną duszę”, z którą można
podzielić się swoimi zainteresowaniami. Jednocześnie zdaję sobie
sprawę, że owa gorączka mózgu z pewnością obraca się przeciwko
mnie.
Wracając natomiast do słowa „okiełznanie”,
które wcześniej użyłem w stosunku do Pięknej Władczej
Pani.
Ciekawe to sformułowanie, mając na względzie, iż
w rzeczy samej to ja jestem uległy i poprzez właśnie „okiełznanie”
(za pomocą bezlitosnych sznurów i knebli oraz poniżającego
stroju) podporządkowuję się w ostateczności woli swojej
Władczyni.
„Okiełznanie” jednoznacznie kojarzy mi się
bowiem z pozbawienie kogoś własnej woli i niejako „wypraniem mu
mózgu”, by tym chętniej i radośniej służył u stópek swojej
Pani, a jednocześnie by był przeświadczony, że to jest nie tylko
dla jego dobra, jego misja i przeznaczenie, ale jest to przede
wszystkim zgodne z jego pragnieniami i marzeniami.
To przecież,
by nawiązać w tym miejscu do „dzikiego zachodu”, przede
wszystkim „dzikie, wolne mustangi, czujące wiatr w swoich
grzywach” poprzez okiełznanie (najpierw złapanie na lasso, potem
założenie pęt i wędzidła oraz uzdy, chomąta, lejc a na końcu
powolne ujeżdżanie) były doprowadzone do roli potulnych, uległych,
bezwolnych koni, do końca życia już tylko prowadzonych na wodzy –
czyż to nie jest obrazowe przedstawienie mojej uległości.
Myślę,
że powyższe, często podejmowane przez niewolników przymiarki do
narzucenia Władczym Paniom tylko i wyłącznie swego punktu widzenia
mogą być ciekawym tematem do wszelkich rozważań
filozoficzno-psychologicznych dotyczących relacji Pani-niewolnik,
bowiem ścierają się tu jakby dwie, a właściwie aż cztery
przeciwstawne osobowości.
Tylko trzeźwemu i realnemu
spojrzeniu Pięknej Pani na sytuację, nasze relacje toczą się po
właściwych torach – i za to bardzo chciałbym Jej podziękować i
jestem jeszcze bardziej zobowiązany. A jednocześnie tym większy
zdobyła Słodka Pani u mnie szacunek i poważanie. Tym bardziej
przeto - dzięki takiej realistycznej i zasadniczej postawie Mojej
Pani – pragnę utrzymać i nawiązywać z Nią przyjazne nici
porozumienia.
Przepraszam zatem Moją Panią bardzo za
swoje niewolnicze zarozumialstwo oraz pyszałkowatość. Jednocześnie
dziękuję za wszelką pobłażliwość i zrozumienie dla moich
słabości i pokus oraz odpowiednie ich stonowanie do właściwej
płaszczyzny.
Cóż, Piękna Pani jest Kobietą, którą,
mimo kontaktów tylko w jednej dość specyficznej płaszczyźnie,
bardzo szanuję i podziwiam za „rozumną inteligencję”, a ja
niestety jestem tylko marnym niewolnikiem, często niepotrzebnie
rozgorączkowanym, którego nieraz jeszcze będzie Pani musiała z
pewnością „sprowadzać na ziemię”.
Pomijam przy tym
oczywistą i omawianą już poprzednio utratę zdolności do jasnego,
trzeźwego a nade wszystko rozsądnego sposobu myślenia przez
niewolnika w sytuacjach „potrzeby chwili”. Zauważyć jednak
muszę i jak najbardziej przyznać, że nieraz dostaję małpiego
rozumu – bo czyż normalne są moje zainteresowania i ich wdrażanie
w życie.
Czyż prawidłowa i zgodna z męską
osobowością jest chęć do bycia poniżanym i upokarzanym poprzez
przymus przebywania w obecności Niezwykle Pięknej Pani w
uwłaczającej sukience, spódniczce, damskiej bieliźnie. Z jednej
strony odczuwam niesamowity wstyd, skrępowanie, zakłopotanie, a z
drugiej uwielbiam odczuwać na sobie i nosić te fikuśne szmatki.
Czyż zgodne z ludzką naturą i daną nam inteligencją, jest
moja niepohamowana ochota do leżenia u stóp Władczej Pani, będąc
ciasno związany sznurami w niewygodnych, często karnych i
uciążliwych pozycjach (a zatem pozbawiony pierwotnych właściwości
poruszania się), albo niewytłumaczalna skwapliwość do bycia
beznadziejnie zakneblowanym, a zatem egzotyczne samodążenie do
utraty możliwości skorzystania z daru danego tylko homo sapiens,
czyli wydawania mądrych, zrozumiałych i inteligentnych dźwięków,
a tym samym pozbawienie wbrew samemu sobie, sposobności przekazania
swoich myśli, idei, przemyśleń?. W takiej sytuacji całkowicie
traci znaczenie fakt, czy tak zniewolony osobnik ma dość wysoką
inteligencję czy też inteligencję na poziomie niedorozwiniętego
umysłowo. Bowiem mój byt ograniczony jest w tej sytuacji niejako do
wegetacji i ledwo co egzystencji, zależnej tylko i wyłącznie od
drugiej osoby – niczym zamknięte zwierzątko w klatce. Jedynym
instynktem, opanowującym cały mój zniewolony umysł jest dzika
potrzeba uwolnienia się z krępujących więzów oraz pozbycia
odczłowieczającego knebla. Wszystko inne zdaje się nie istnieć,
jest nieważne, niepotrzebne. Świat materialny rządzący ludzkością
jest nieprzydatny, zbędny – coś co istnieje zupełnie w innym
wymiarze, niczym w jakiejś innej, nierealnej przestrzeni. Głośny
krzyk „pomocy! - przecież jestem też człowiekiem, istotą
rozumną, nie może mnie Pani tak bezlitośnie traktować, poniżać,
upokarzać” pozostaje jednak uwięziony w pętach i w kłębie
szmat wciśniętych w usta. Tym samym jest to niczym nie wytłumaczone
dążenie przeze mnie do osiągnięcia w pewnym sensie pozycji
bezrozumnego zwierzęcia (przedmiotu), którego ciało stało się
„wiotkie i bezwładne”, pozbawione ludzkich cech. Ale czyż
udomowionej małpki nie przebiera się również często w dziwne
ubranka, sukienki???... A czyż małpka nie przechodzi czasami
tresury pozwalającej na wykonywanie niektórych czynności
usługowych na rzecz Władczej Pani, a także mających sprawić, by
w przyszłości pełniła rolę pewnej żywej maskotki, mającej
zabawiać Władczą Panią i sprawiać Jej wiele radości i
uciech???
Mój świat uległości jest bowiem bardzo
zakręcony, a Słodkiej Pani - zdaje się dużo bardziej ułożony,
przemyślany rozważny. Zdaje się bowiem, że ma Ona jednoznacznie
wytoczoną drogę, bez żadnych poboczy, rozwidleń,
„niebezpiecznych” skrzyżowań.
Ja natomiast często
opieram się niestety – choć ja osobiście akurat to „uwielbiam”
- na wciąż nowych pomysłach zakwitających w mojej głowie, które
nie do końca są mądre, sensowne, czy też przynoszące jakieś
trwałe, racjonalne efekty. Jest to zatem pewna spontaniczność,
polegająca na dość ślepym, przypadkowym szukaniu właściwych
dróg w mojej uległości mimo, iż na pierwszy rzut oka wszystko
wydaje się jednak zaplanowane, zamierzone, celowe. Powoduje to, że
zdolny jestem do podejmowania pewnego „ryzyka”, aby tylko
sprawdzić, co jest za tym zakrętem psychicznego
zniewolenia.
Prawdą jest, że nie chodzi mi w toku
spotkań o zaspokojenie seksualne lecz przede wszystkim doznania
wewnętrzne – i w tym zakresie nic się u mnie nie zmienia. Nie
należy jednak tego rozumieć jako całkowitą obojętność na
„płciowość” spotkań, czy też doznawania nawet dość silnych
napięć seksualnych. Jest to bowiem w mojej sytuacji całkowicie
niezależne od mojej woli i często trudne do opanowania. W czasie
spotkań nigdy nie mam jednak chęci praktykować takich form jak
masturbacja, onanizowanie się czy też usilne dążenie do orgazmu
jako takiego. W tym zakresie moim celem jest dojście do euforycznego
orgazmu rozumianego jako bardzo silne doznania zachodzące w moim
umyśle. Ta sytuacja wbrew pozorom nie jest wcale łatwa i w zasadzie
nie daje mi szans na dłuższą metę kiedykolwiek do ostatecznego
ukontentowania swego niepokornego i samowolnego ducha oraz doznania
ostatecznego stanu błogości i końcowego szczęścia. Wiem, że
będę „wiecznym” poszukującym, spragnionym przeżywania ciągle
tego samego a jednocześnie trochę innego i nietypowego.
Ale
to tylko pewne uproszczenie tematu i jego spłycenie. Bowiem w drodze
do owych doznań nieodzowne są dla mnie pewne gadżety używane w
toku spotkań, bez których nie wyobrażam sobie mojego świata
uległości – zwane przeze mnie kostiumem niewolnika. Przypomina to
w swej formie konieczność zakładania przez aktorów właściwych
kostiumów w czasie występów, stosowania pewnych efektów
specjalnych i trików, powodujących, że graną sztukę odbieramy
„realnie”, że nią żyjemy, jakbyśmy byli w środku sztuki,
epoki, przedstawienia. Nie jest bowiem tak, że wszystko odbywa się
tylko i wyłącznie w moim umyśle i w mojej psychice. Trudno mi
bowiem, bez pewnych środków „przemocy i poniżenia” wczuć się
w rolę uległego. I w tym zakresie nie różnię się zbytnio od
niewolników traktujących bdsm jak eksperyment seksualny bo to
„fajna zabawa".
W jakiejś części jestem też
typem niewolnika otwartym i zdanym na łaskę Pani oraz Jej
podporządkowanym. Bowiem, jak już nieraz informowałem, owe
podporządkowanie i zdanie się na łaskę Pani następuje poprzez
„pozbawienie możliwości wszelkiego ruchu i wolności i w ten
sposób wyrabianie poczucia „beznadziejnej bezsilności” i
całkowitego podporządkowania się kaprysom Pani”. Nie jest to
jednak bezwarunkowe podporządkowanie się Władczej Pani w sensie
psychicznym, bowiem „moja uległość, nie nosi charakteru
„dobrowolnej” postawy niewolnika, lecz przybiera formę przymusu
i przemocy, czyli formę „siłowego” zniewolenia” poprzez
„mocne, bezwzględne związanie sznurami (taśmami klejącymi a
nawet łańcuchami) oraz umieszczanie niewolnika w różnego rodzaju
jarzmach i okowach - również w uciążliwych, niedogodnych czy
represyjnych pozycjach” a tym samym fizyczne podporządkowanie się
woli Pani. Owe podporządkowanie jest również spowodowane
„rygorystycznym i nieodwołalnym zabraniem prawa głosu
niewolnikowi za pomocą wetkniętego knebla, uniemożliwiającego
swobodę wypowiedzi, błagania o litość, wyrażania protestu czy
też artykułowania niepotrzebnych narzekań, lamentów i skarg, a
jednocześnie pełniącego inne ważne funkcje dyscyplinujące.
Zdaję
sobie oczywiście sprawę, że moje spotkania z Piękną Panią są
tylko pewnym substytutem (bardzo przepraszam za brzydkie słowo,
całkowicie nie pasujące do Prześlicznej Mojej Pani, ale innego na
dzień dzisiejszy nie umiem znaleźć) moich poszukiwań. Jakby
chwilowym przystankiem dla moich skołatanych myśli i trwającej
wciąż burzy w mózgu. Mam też świadomość pewnej namiastki
doznawanych przeżyć i realizacji „zaciekawień”, oraz jej
chwilowości. Jednak nasze spotkania pozwalają odetchnąć mi i
przeżyć coś na miarę moich marzeń. Zresztą Piękna Pani nie
daje mi w toku spotkań w żaden sposób odczuć, że to tylko
komercja, wyuczona „teatralna” rola. A takie chwile „występów
na scenie bdsm” są mi w tej chwili chyba jednak niezbędne, by
dojść do siebie, oprzytomnieć i wrócić na jakiś czas do
normalnego, toczącego się wkoło nas życia. Pewnie w jakimś
stopniu również się od nich uzależniłem.
Zawsze
zdawałem sobie oczywiście sprawę z komercyjnego charakteru naszych
spotkań. Na taki charakter tychże „schadzek” w końcu sam się
zdecydowałem. Jednak w czasie tychże spotkań styl Mojej Pani i
sposoby przeprowadzanych tresur, pełne kobiecego wdzięku i uśmiechu
jak i realizowane przez Nią zasady postępowania nie pozwalają
odczuć, a zwłaszcza pamiętać, że te spotkania noszą właśnie
taki, wynikający z góry określonych reguł, charakter. Wręcz
przeciwnie, w moim pokręconym umyśle odczuwam i zawsze traktuję
nasze spotkania, jako pewne, co prawda bardzo udziwnione, a nawet
groteskowe, ale jednak „towarzysko-partnerskie” spotkania – i
po prostu wolę by tak odczuwane pozostały.
Dzięki temu
mam poczucie, że jest w świecie osoba, która rozumie moje
dziwactwa, pozwala mi i pomaga w ich realizacji a tym samym niejako
wpływa na uspokojenie mojego, mocno rozchwianego wnętrza.
To
bowiem Moja Pani nie musiała, ale jednak zawsze okazywała mi
tolerancję i wyrozumiałość dla moich udziwnień, cudactw i
nienormalnych, z pewnością dla większości całkowicie
niepojętych, wręcz „okropnych” zainteresowań. Nigdy nie
doznałem od Mojej Pani pogardy czy poczucia, że jestem kimś
gorszym, że moje wewnętrzne odczucia doznawane w trakcie tresury
świadczą o skrzywieniach czy też zaburzeniach psychiki –
aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że coś z tą moją psychiką do
końca nie jest w porządku – ale Moja Pani jednoznacznie jasno, z
wdziękiem uświadomiła mnie, że o ile nikogo nie krzywdzę i nie
przynoszę nikomu szkody to jest to moja i tylko moja sprawa, że
jest to pewna i dana mi, nierozłączna część mojej osobowości.
To
Moja Pani swoim usposobieniem, kulturą, inteligencją oraz
podejściem do mojej tresury, a także otwartością na różne moje
pomysły i propozycje, które z daną tylko sobie swobodą i
lekkością odpowiednio modernizowała i dostosowywała do „potrzeby
chwili”, sprawiła, że lekcje uległości wdrażane na mojej
osobie, mimo, że w jakiejś części wyreżyserowane, nie
sprowadzają się do oschłych i bezdusznych godzin, lecz pozwoliły
zawrzeć specyficzną, jedyną w swoim rodzaju „więź” okraszoną
wzajemnym dialogiem, między Panią a uległym wielofunkcyjnym
pieskiem.
Chciałbym zwrócić również szczególną
uwagę, iż tresura w moim odczuciu i wykonaniu nie zamyka się na
tych paru godzin spotkań. Już mniej więcej tydzień przed
zamierzonym spotkaniem umawiam się przecież z Moją Panią, by
ustalić wygodny dla obydwu stron termin i ewentualnie złożyć
prośbą-podanie o jakiś nowe eksperymenty i doświadczenia, lub o
„zmodernizowanie” dotychczas stosowanej metody tresury.
Oczywiście nigdy nie jest tak, że zgłaszany przeze mnie scenariusz
jest w 100% wdrażany i realizowany – są to bowiem ogólne zarysy,
występujące zawsze odchylenia od ogólnych norm oraz zaskoczenia są
zawsze dopuszczalne a nawet mile widziane.
Już co
najmniej tydzień przed spotkaniem trwają u mnie przygotowania do
kolejnej tresury, m.in. przygotowanie hańbiącego „kostiumu
niewolnika” czy też ewentualnie innych „przyrządów naukowych”
mogących się przydać w toku tresury. Jazda samochodem do Pięknej
Pani trwa ok. 3 godzin. W czasie tejże jazdy cały czas nie daje
spokoju dość ekscytująca w głowie pamięć o Mojej Pani, niepełna
wiedza, co może mniej więcej się wydarzyć, pytania – jakie nowe
zaskoczenia Moja Pani mi przygotowała oraz świadomość, że oto
sam przeciwko sobie wiozę w bagażniku samochodu instrumenty mojego
poniżenia, zniewolenia czy też upokorzenia.
Przypomina
to trochę (w mojej głowie) sytuację w starożytnym Rzymie, gdy
skazańcy sami musieli nosić swoje krzyże, w tamtych czasach
będącymi symbolami hańbiącej kary i niehonorowego zakończenia
żywota.
Nie jest również tak, iż moja wiedza, choć
niepełna o czekających mnie najbliższych godzinach, pozwala mi na
pełną śmiałość, swobodę i rozluźnienie. Za każdym razem,
bowiem gdy już znajduję się przed drzwiami mieszkania Władczej
Pani, stanowią one cały czas dla mnie tajemnicze wrota do zupełnie
innego, ciągle dla mnie tajemniczego świata. Gdy po chwili słyszę
wielce fascynujące odgłosy zbliżających się szpileczek
stukających po podłodze ogarnia mnie zawsze pewien paraliż ciała
i umysłu spowodowany wszechogarniającą mnie tremą i lękiem. Ten
paraliż, jak i niczym nie wyjaśniony strach, mimo już tylu
spotkań, jak i dość zaawansowanego zaplanowania przebiegu tresury
- w stosunku do moich pierwszych spotkań zelżał na sile tylko w
niewielkim stopniu. A przecież dobrze wiem, że nic „złego” mi
się przecież nie stanie, a wręcz przeciwnie wiem przecież, że
czeka mnie tylko i wyłącznie miłe i niezwykłe ugoszczenie przez
bardzo sympatyczną Lady, przyjemność wynikająca z leżenia i
służenia Jej słodkim nóżkom, jak i rozkosz wynikająca z
delektowania się Jej widokiem, słodkimi woniami i smakami
przenikającymi dosłownie do mojego wnętrza.
W toku
prowadzonych już zajęć oczywiście rozluźniam się nieco i jestem
znacznie swobodniejszy. Tym niemniej przed każdym następnym
spotkaniem sytuacja tremy i onieśmielenia powtarza się.
Zdaję
sobie przy tym sprawę, że zachodzi również sprzeczność pomiędzy
„skłonnościami” (jak najbardziej przeze mnie chwalonymi i
całkowicie zrozumiałymi) Przepięknej Pani do elegancji, zachowania
całkowitej higieny i czystości oraz estetyki i dbałości o strój,
a moimi skłonnościami do zapoznawania się z zapachami kobiecości
zmagazynowanymi w Jej majteczkach czy pończoszkach.
Proszę
jednak zauważyć, iż zawsze składam uprzejmą prośbę o
udzielenie mi kolejnej lekcji pokory i nauki uwielbienia Kobiet sporo
dni przed każdym spotkaniem, więc zawsze mam nadzieję że coś dla
mnie Moja Pani przygotuje i nagromadzi. Ma Pani też czas na
ewentualne zaplanowanie „niespodzianki”. Inna sprawa, że sporo
niespodzianek powstaje bezwiednie już w toku prowadzonej tresury, na
skutek „zaistniałej sytuacji” – i za to również jestem Mojej
Pani bardzo wdzięczny i zobowiązany.
Droga powrotna
okraszona jest bardzo świeżymi i ogromnie przyjemnymi wspomnieniami
z dopiero co odbytej tresury.
Odczuwanie zniewolenia nie
kończy się zaraz po wyjściu od Władczej Pani. W sytuacji, gdy w
toku nauk często umieszczany jestem w niewygodnych pętach, pewne
„łamanie w kościach” jest odczuwane przez parę dni, a i
bolące, rozciągane w toku tresury przez dręczący knebel mięśnie
szczęk nie dają łatwo o sobie zapomnieć. Dodatkowo po powrocie
muszę przywrócić do ładu (choćby wyprać) przywiezione części
mojego „kostiumu niewolniczego” często zabrudzonego i zmoczonego
oraz wykonać, zrealizować zadanie domowe zlecone mi przez Moją
Panią – to wszystko niejako „wymusza” wspomnienia i przypomina
bezustannie o konieczności wielbienia Swojej Pani. Pomijam przy tym
oczywiście fakt, że i tak wizerunek Jej subtelnej, niezwykle
kobiecej postaci oraz przeuroczy uśmiech tkwi nieustannie w
pamięci.
By pamięć o Pięknej Pani była jeszcze
bardziej trwała, Jej imię wprowadziłem jako hasło do mojego
komputera – „zmusza” to mnie do nieustannego przypominania
sobie o Mojej Pani, i konieczności przygotowywania się do kolejnych
„nauk” mającej na celu zdobycie przeze mnie mistrzowskiego
kunsztu uległości.
A jak w życiu codziennym, w
pracy??? Tu z pewnością jestem typowo podręcznikowym przykładem
niewolnika.
Głęboko bowiem skrywam (przynajmniej w moim
rozumowaniu) swoją uległość pod płaszczem pewnej surowości,
zdecydowania czy też stanowczości. Moje zachowania często
przypominają działania despoty, rygorysty, samodzielnie
podejmującego nawet niepopularne decyzje. Jest to czasami
zastosowanie nadmiernych i srogich środków decyzyjnych w stosunku
do rzeczywistych potrzeb. A muszę w tym miejscu dodać, że
środowisko, w którym poruszam się w pracy zawodowej jest w
znacznej części sfeminizowane. Być może przypomina to zakładanie
nadmiernie jaskrawych i rzucających się w oczy kobiecych ubiorów
przez transwestytów, którym w ten sposób „wydaje” się, że
poprzez taki strój jak najbardziej upodobniają się do Kobiet i
wczuwają się w kobiecą rolę. U mnie istnieje wszystko na odwrót.
Poprzez swoje zachowania za wszelka cenę „odsuwam” od siebie
ewentualne podejrzenia dotyczące swoich „słabości i
zainteresowań”.
Żyję zatem w podwójnym świecie –
pewnie wielu doda - zafałszowanym, nieprawdziwym, ale czyż mam inne
wyjście??? – proszę tak naprawdę uczciwie odpowiedzieć.
Zresztą
i mój świat uległości jest „podwójny”. Nie popieram z jednej
strony jakiś publicznych występów w stylu „Parada równości”
czy też innych feministyczno-gejowskich show (w kwestii seksualności
jestem zdecydowanie hetero – i w tym sensie dopuszczam tylko i
wyłącznie relacje Pani-niewolnik, w ogóle nie wyobrażam sobie i
nie dopuszczam w moim świecie relacji Master-niewolnik), a z drugiej
„marzy mi się” coś tak kompletnie nierealnego jak przymus
założenia przeze mnie kobiecych ciuszków i konieczność
przebywania w nich w obecności osób trzecich.
Mimo
wszystko trzeba być tolerancyjnym i z pewnym pobłażaniem patrzeć
na słabości innych, nawet tych nieznanych a nie tylko głośno
wymagać i żądać zrozumienia swoich. Jednak ja uznaję tylko i
wyłącznie tolerancję, która obowiązuje obydwie strony a nie
tylko jako wyraz żądania nowych przywilejów, uprawnień i
konieczności dostosowywania się innych do moich preferencji.
Tolerancja rozumiana bezwzględnie i skierowana w obydwie strony,
jako „wolność nasza jest ograniczona wolnością drugiego
człowieka”. Niezrozumiałe zatem są dla mnie krzykliwe i
przejaskrawione żądania wszelakich mniejszości (do których
przecież i ja w jakiejś strefie należę), by wszyscy pozostali,
choćby byli w przeważającej przewadze dostosowywali się do ich
światopoglądów, przekonań, zachowań. By ludzie nie uznający lub
nie rozumiejący moich zainteresowań (czy to z niewiedzy czy też
braku chęci) zmuszani byli do liberalizacji własnych zapatrywań.
Każdy, nawet wydający nam się zacofany, skostniały zaściankowy a
nawet ostatnio bardzo popularnie tytułowany „moherowiec” ma
prawa do własnego życia i własnych wartości świata – i nic mi
do tego, choćby mi to nie odpowiadało i stało niejako w
sprzeczności z moim prywatnym interesem.
Ja będąc
pilnym uczniem nauki pokory i uległości oraz wszelakiego wielbienia
dla swojej Pani przeżywam wspaniałe chwile. Co z tego, że są one
dla innych niezrozumiałe, kuriozalne a nawet cudaczne. Ja nie muszę
ich przecież uzewnętrzniać wszystkim. Nie każę również innym
ich naśladować czy też akceptować - są w tym momencie tylko i
wyłącznie moimi doznaniami (i mojej Pani). Po to jest stworzone
choćby forum „FETYSZ” byśmy my - wszelkiego typu fetyszyści i
miłośnicy bdsm uzewnętrzniali na nim swoje potrzeby i
zainteresowania, dzielili się doświadczeniami i przemyśleniami z
osobami o zbliżonych zaciekawieniach. Każdy, kto wchodzi na
powyższe strony jednoznacznie określone i nazwane, wie czego może
się spodziewać – i w tym sensie niezrozumiałe byłyby słowa
wielkiego oburzenia i zgorszenia. Nikt jednak odrobinę inteligentny
czy rozsądny nie może żądać, by i inne strony internetu
przeznaczone do wyrażania innych, często całkiem odmiennych
wartości i potrzeb życiowych, równie liberalnie przyjmowały nasze
rozprawki.
Zakończenie
W podsumowaniu
mojego „studium zniewolenia” chciałbym podkreślić, iż
wszystkie przedstawione rozważania dotyczą tylko i wyłącznie
mojej osoby w roli uległego, przechodzącego wszelkiego rodzaju
przeobrażenia i przeistoczenia.
Są z pewnością
wynikiem moich ciągłych rozterek emocjonalnych wynikających z
faktu, że tak naprawdę trudno jest mi się określić: nie jestem
bowiem typowym, w 100% zadeklarowanym masochistą, fetyszystą czy
też transwestytą wszystkiego jest we mnie po trochu, z lekką
zapewne przewagą fetyszyzmu. Żadne z moich „upodobań” nie jest
raczej ukierunkowane bezpośrednio na sferę seksualną. W toku
spotkań w zasadzie nie przeżywam jakiś uniesień seksualnych na
niebotycznym poziomie. Owszem, tego wątku nie mogę, bez wątpienia
całkowicie pomijać. Jednak moje „zamiłowania” co już
wielokrotnie podkreślałem, ukierunkowane są przede wszystkim na
zaspokojenie sfery emocjonalnej, psychicznej, a także duchowego
doznania. Wszystko praktycznie odbywa się w mojej psychice i to mój
duch oraz psyche są przyjemnie podrażniane i zmuszane do aktywacji.
Zatem spotkania z Lady nie mają dla mnie charakteru „wyżycia
seksualnego”, którego celem jest dążenie do orgazmu. Nie
dostaję, zatem wytrysku tylko z tego powodu, że założę kobiece
szmatki (przepraszam za brzydką otwartość). Podobnie jest w
sytuacji, gdy mam kontakt z kobiecymi zapachami (w tym z Jej
bielizną, pończoszkami), czy też możliwość adorowania Jej
pięknym stópkom, jak i w położeniu, gdy ktoś mnie zwiąże czy
zaknebluje. Owszem, cały czas trwania spotkania towarzyszą mi silne
bodźce i napięcie seksualne – ale są one dodatkiem a nie celem
przeżywanych doświadczeń i stosowanych metod tresury. Istotne dla
mnie są przede wszystkim odczucia wewnętrzne, może nie tak
widoczne i nie tak na pierwszy rzut oka „efektowne”, ale jakże
dla mnie ważne! Choć wiem i domyślam się, że dla większości
niewolników to właśnie przeżycie orgazmu stanowi meritum całości
tresury.
Jak z pewnością wszyscy zauważyli, w zasadzie
jestem dość „prostym” statycznym niewolnikiem, bez żadnych
fajerwerków i jakiś wyskoków, wszystko wydaje się u mnie
stabilne, w pewnym sensie przewidywalne i z góry ułożone. Można
by powiedzieć, że głównie jestem niewolnikiem swojej psychiki.
Nie zmienia to oczywiście w żaden sposób faktu, że również
jestem ciekawy nowych, nieznanych mi doznań, doświadczeń czy też
„obudzenia” innych stron mojej uległości. Tym niemniej ogólny
zarys i trendy mojego niewolnictwa rozumianego jako spotkania z
Władczynią jest w zasadzie całkowicie ukształtowany i nie podlega
raczej przewrotowi a jedynie pewnej, choć ciągłej ewolucji a
również przeobrażaniu (choćby przypadek feminizowania).
Mam
przy tym głęboką nadzieję na kolejne spotkania pogłębiające
moje wyszkolenie w roli niewolnika, w których to bezpośrednich
spotkaniach będziemy mogli o wiele łatwiej określać te
„niewidzialne”, ale wciąż przekraczane granice dominacji i
uległości.
- wielofunkcyjny piesek.