BDSM Księga uległości i zniewolenia

background image

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 1

Wprowadzenie

do

„Księgi

uległości”


Oddaję w ręce czytelników moje opracowanie obejmujące subiektywne refleksje odnoszące
się bezpośrednio do mojej uległości i przyporządkowania swojej Pani. Przeważająca część
zaistniałych w nim okoliczności jest prawdziwa i oparta na przeżytych przeze mnie faktach
autentycznych, aczkolwiek zostały przedstawione w nieco „fabularyzowanej” formie. Moje
wewnętrzne odczucia, doznania i psychiczne stany świadomości są natomiast przedstawione
jednostronnie, nieobiektywnie a nieraz również tendencyjnie – tylko i wyłącznie z mojego
egoistycznego punktu widzenia. Jest to bowiem moje i tylko moje „niewolnicze credo”.

Często w „Księdze korzystam z fragmentów moich podań-próśb wysłanych w ciągu ostatnich
lat do Pięknych Władczych Pań, w tym w szczególności do Mojej Prześlicznej Pani i
Wspaniałej

Nauczycielki-Treserki.


Niestety ze względów technicznych „Księga uległości” nie może być w tym miejscu
„wzbogacona” ilustracjami. Niewątpliwie psuje to efekt końcowy „dzieła”, bowiem w
rzeczywistości przykładowe reprodukcje powinny przeplatać się z treścią „Księgi” i niejako
symbolicznie przedstawiać poszczególne akapity tekstu, co uczyniłoby „studium uległości”
bardziej

przejrzyste

i

zrozumiałe.


Wiele z przedstawionych form zniewalania, a przede wszystkim transformacji doświadczyłem
osobiście, choć z pewnością nie wszystkie w tak radykalnych formach. Mimo czasami ich
skomplikowanej i nadającej im tajemniczości nazwy - oczywiście dla laików w bdsm (trochę
w tym zakresie się wymądrzam, przecież te fachowe nazwy i ich definicje są łatwe do
znalezienia w kompie) zapewniam, że są po niewielkiej wprawie, proste w zastosowaniu i
wypraktykowaniu.

W sytuacji moich zainteresowań nietrudno jest zauważyć, iż nie potrzeba wielu
„rekwizytów”: sznury, taśmy klejące, apaszki, szmatki do kneblowania, ewent. jakieś drążki,
proste środki dyscyplinujące, kobiece sukienki, spódniczki, fikuśna bielizna itd. To wszystko
bardzo łatwo zorganizować, samemu przygotować i wykonać– z oczywistych względów
odpowiednie „pomoce i przyrządy naukowe” mam w swojej bogatej kolekcji narzędzi
poniżenia,

przymusu

i

zniewolenia.


Integralną częścią „Księgi” są „Przypisy”, które polecam, jako lekturę uzupełniającą. Proszę
je traktować zdecydowanie jako próbę udowadniania, że zainteresowania uległością i
dominacją, nie muszą być do końca tak całkiem poważne, smutne, czy pozbawione wątków
humorystycznych. Jest tam również niejako podpowiedź, wskazująca, że i z krzykliwą
hałaśliwą koleżanką czy przyjaciółką, nie wspominając już o żonie i kochance, z którymi
zupełnie brak porozumienia, też można sobie poradzić, choć pewnie w sposób nie
przewidziany przez największe feministyczne autorytety – polecam również w tym przypadku
analizę „Przypisu nr 4 i 7”, w których można znaleźć „odpowiedź” na niektóre problemy, jak
również

ewentualnie

na

niektóre

zagadnienia

poruszane

na

„Forum”.


Z drugiej strony patrząc, uprzejmie uprzedzam, iż zarówno obydwa „Przypisy” jak i przypis
nr 5 nie wnoszą z oczywistych względów żadnych ważnych i istotnych treści czy przesłanek
w zakresie faktycznych doznań i refleksji na temat mojej uległości, a właściwie nie mają ich
wcale.
Stanowią tylko odautorski, zamierzony szyderczy śmiech z własnych cudactw, dziwactw i

background image

nienormalności. Kpieniem samego z siebie. Jednocześnie są tylko i wyłącznie informacją, iż
swoją uległość, w takim wydaniu naprawdę lubię i umiem się nią cieszyć i radować. Nie jest
dla mnie zmuszaniem się do nietypowych czynów czy też nie odbieram jej jako martyrologię.
Pogodziłem się i nauczyłem żyć w takim wcieleniu swego ducha i psychiki i nienajgorzej na
razie sobie z tym radzę. Aczkolwiek czasami jednak zbyt mocno absorbuje mój umysł. Proszę
zatem tylko i wyłącznie odebrać te mocno prześmiewcze teksty jako moje drwienie z tego
drugiego

mojego

ja.


Pamiętajmy, że w życiu ważne są, co prawda chwile, i te chwile pozostają na zawsze w
pamięci,

ale

na

codzień

czeka

nas

zwykła

proza

ż

ycia.


Mottem przewodnim mojej uległości stała się natomiast przesłanka sformułowana kiedyś
przez Moją Mądrą Panią „oczekiwanie na przyjemność też jest przyjemnością”.

W tym miejscu chciałbym dodatkowo podkreślić, iż wszystkie rozważania w „Księdze”
dotyczą tylko i wyłącznie mojej osoby w roli uległego, przechodzącego wszelkiego rodzaju
transformacje

przedmiotowo

-

zwierzęce

i

„odmężczyźniające”.



Zawsze natomiast jest i z pewnością pozostanie dla mnie niezrozumiałe, iż zamiast
„podrywać” piękne Kobiety - wolę przebywać na podłodze ciasno i bezwzględnie związany
sznurami i pozbawiony „paskudnym” kneblem prawa głosu. W takiej sytuacji zawsze się
jednak pocieszam na usprawiedliwienie mojego tak niepojętego hobby, wchodząc na
przeróżne strony internetu związane z bondage, gdzie mogę sobie do woli „obserwować”, że
nie tylko ja mam tak osobliwego „konika” – strony „www”, na których pierwszoplanową i
fundamentalną rolę odgrywa opcja bezlitosnego sznura i uciążliwego knebla, mimo a
właściwie należałoby rzec na szczęście, iż zdecydowana większość zdjęć przedstawia
skrępowane

niewinne

delikatne

i

wrażliwe

istotki

kobietki.

Tak naprawdę w czasie spotkań, zwłaszcza tych pierwszych nie jestem aż tak śmiały i
rezolutny jak można by ewentualnie wywnioskować z lektury „Księga uległości”, ale myślę,
ż

e jest to zrozumiałe. „Odwagi” nabiera się jednak zawsze w rzeczywistości tylko po lepszym

siebie poznaniu. Pewna anonimowość i dzieląca nas komputerowa bariera niewidoczności
pozwala mi w tym jednak miejscu na większy luz i swobodę przekazywania myśli, doznań a
także na przekazanie wszelakich, najcudaczniejszych technik tresury i lekcji poniżenia, które
jednak w rzeczywistości przechodzę z Władczynią, a o których nie miałbym odwagi tak od
razu

napomknąć

w

sytuacji

bezpośredniego

spotkania

twarzą

w

twarz.

Tekst „Księgi” nie jest żadną próbą dostosowania się do niczyich oczekiwań, z tej prostej
przyczyny, że ich właściwie wcale nie znam, a każda osoba czy to Lady czy też inny
niewolnik ma swoje własne, indywidualne. Z drugiej strony zauważam, po ilości zadawanych
pytań/problemów na wszelakich Forach związanych ze światem dominacji i uległości, że jest
wiele bardzo ciekawych korelacji Lady-niewolnik i ich wzajemne współgranie.
Moja „odwaga” ma również swoje źródło w fakcie, iż w przypadku negatywnego spojrzenia
ewentualnego czytelnika na zawarte w „Księdze uległości” wartości mojego świata - niczym
mi to raczej „nie grozi”, oprócz oczywiście bardzo bolesnej utraty możliwości nawiązania z
przyjazną „duszą” jakiś więzi, bowiem tak w rzeczywistości w dalszym ciągu pozostanę
prawie bezimiennym, i prawie anonimowym „gościem” – z wyłączeniem dla tych, których
dotychczas na swej niewolniczej drodze spotkałem i których być może jeszcze spotkam oraz
oczywiście

dla

tych

nadmiernie

wścibskich.


Gdyby ktokolwiek miał chęć przedstawić swoje zdanie na temat przedstawionych w

background image

„Księdze” moich ukierunkowań, ale i również oczywiście swoich - niezmiernie byłbym
wdzięczny.

Ż

yczę przyjemnej, choć miejscami niełatwej i skomplikowanej lektury, z niedomówieniami i

ukrytymi aluzjami powodującymi, że nieraz będzie trzeba czytać „między wierszami”. Jeżeli
uśmiech zagości na czyjejkolwiek twarzy (dotyczy to przede wszystkim Wspaniałych Pań),
będzie to dla mnie wystarczająca nagroda za te dni spędzone nad jej redagowaniem.
Jeżeli natomiast ktokolwiek będzie – mimo, że „Forum” z samej definicji dotyczy wszelakich
fetyszy i udziwnień związanych ze sferą dominacji i uległości - zbulwersowany, oburzony,
pogardzi mną, nie uzna moich dziwnych preferencji a szczególnie będzie mocno zawiedziony
i rozczarowany moją „Księgą uległości i zniewolenia” i przekazanymi w niej treściami – w
pełni zrozumiem taką postawę i nie będę miał absolutnie do nikogo żalu, a tym bardziej
pretensji.

Z dedykacją dla wszystkich Pięknych Władczyń oraz wszelkiego typu i rasy psów i
niewolników

wielofunkcyjny

piesek.



Ogólna charakterystyka moich zainteresowań w zakresie uległości i zniewolenia.

Przybliżając siebie i moje dotychczasowe doświadczenia, chciałbym na wstępie uprzejmie
poinformować, że nie wszystko było od razu tak jak opisuję i można byłoby wywnioskować z
treści „Księgi” – są tam pewne dość znaczne uproszczenia i uogólnienia a nawet
podkoloryzowania sytuacji. Wszystko docierało się w trakcie spotkań i wzajemnym
rozpoznaniu sytuacji „na polu walki”. Z tekstu wynika również jednoznacznie, że jestem
ciągle otwarty na wprowadzanie nieznanych mi nowinek i ciekawostek w dziedzinie tresury i
wprowadzania rygoru posłuszeństwa i pokory – przecież tyle jeszcze ich jest nieznanych dla
mnie, a kto wie czy nie równie wartościowych i przyjemnych dla ducha i psychiki.

Przechodzona przeze mnie tresura ma przede wszystkim za zadanie udzielenie
nieposłusznemu, krnąbrnemu, a często i hardemu podwładnemu lekcji pokory i uległości.
Bym bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na kapryśną łaską Pani, zakuty w jarzma niewoli,
rzucony na podłogę u czarownych stóp, nauczył się jak wielkim uwielbieniem powinienem
darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości służyć u Jej stóp.

A funkcja nałożonych i egzekwowanych kar? – no cóż – są nieodłącznie powiązane z
egzystencją i nieodzownym komponentem bytu niewolnika – w moim przypadku znając ich
znaczenie wiem jednocześnie, że jestem tym bardziej ważnym i docenianym pieskiem w
sforze Lady, która bardzo dba o moją właściwą postawę oraz o szczególnie staranne
wykształcenie w dziedzinie pokory i wykorzystania swego ciała, duszy i rozumu w jedynie
słusznej sprawie, czyli służbie swej Pani i z pewnością bardzo Ją niepokoi brak postępu w
przyswajaniu wbijanych do głowy niewolnika zasad i kanonów postępowania.

By trochę bardziej naświetlić moją „karierę” uległego, w dalszej części przedstawione zostały
wybrane zagadnienia w zakresie moich doświadczeń, ale przede wszystkim przemyśleń i
rozterek w sytuacji znalezienia się w położeniu uległego, choć nie zawsze posłusznego, ciągle
uczącego się i potrzebującego dalszej nauki i tresury w zakresie szacunku i pokory wobec
Kobiet,

a

przede

wszystkim

wielbiącego

swoją

Władczą

Panią.


Dość szczegółowo omówiony został natomiast pewien szkic preferowanej formy mojej

background image

tresury, wskazujący ogólny kierunek mojej uległości. Oczywiście, jak najbardziej możliwe są
- i są dokonywane modyfikacje, udoskonalenia oraz wprowadzane innowacje do
proponowanych

przeze

mnie

metod

tresury.


Mając natomiast na względzie moje zainteresowania niżej opisane, a zwłaszcza przenikająca
mnie chęć „prawdziwego” doznania odczucia zniewolenia uważam, iż każde spotkanie
okraszone moją tresurą powinno trwać co najmniej kilka godzin, bowiem moim zdaniem
tylko dłuższe spotkanie pozwala pełniej zrozumieć i naświetlić istotę zniewolenia.

W klimacie uległości nakierowany jestem głównie na poniżenie i upokorzenie oraz całkowite
uzależnienie od woli Pani, czyli „utratę” własnej osobowości, natomiast w zakresie
fetyszyzmu fascynuje mnie: kobieca bielizna, pajęcze pończoszki oraz zwiewne ciuszki
(sukienki,

spódniczki,

bluzeczki),

Jej

zapachy

i

smaki.


W toku spotkań wyobrażam sobie, że udzielana lekcja przybiera formę swoistej zabawy
pomiędzy autokratyczną, władczą Piękną Królewną a jej niepokornym, niezdyscyplinowanym
i buntowniczym podkomendnym. Tresura ma na celu - po schwytaniu rebelianta i jego
uwięzieniu - złamanie jego oporu, zarozumiałości i zuchwałości z użyciem środków represji i
odwetu, upokorzenie i poniżenie, pozbawienie honoru oraz wystawienie na wstyd oraz
skompromitowanie

go

w

oczach

„pospólstwa”.


Przedstawiając bardziej symbolicznie - jestem dla Pięknej Księżniczki, w tych pewnych
okresach naszych spotkań prawdziwie zniewolonym osobnikiem, w pełni zależnym od Jej
woli. Jak ma chęć to zamyka mnie związanego w łazience, w pokoju, w kuchni, z „ohydnym”
kneblem w ustach, „wsadzonego” do worka, itp., a sama wykonuje inne czynności, nie
zwracając (tak przynajmniej mi się wydaje) absolutnie na mnie uwagi. Nie interesuje Ją jak
mocno zamotany jestem w sznurach, czy knebel nie jest zbyt dokuczliwy, czy niewygodna
pozycja zbyt mocno nie doskwiera – po prostu jestem a jakby mnie nie było – jak powietrze,
mebel, zwierzątko w klatce. I mimo, że wiem, iż to wszystko nie będzie trwało wiecznie, że to
tylko gra – i nie muszę czekać na prawdziwe uwolnienie, bo Władcza Pani i tak „zlituje się”
w końcu nade mną – to jednak niezatarte wrażenie prawdziwego zniewolenia a przede
wszystkim

niepewności

pozostaje

i

zaczyna

nabierać

cech

realnych.


Zatem moja uległość, przynajmniej w mojej psychice, nie nosi charakteru „dobrowolnej”
postawy niewolnika, lecz zdecydowanie przybiera formę przymusu i przemocy, czyli formę
„brutalnego” zniewolenia.

Szczególnie istotne jest dla mnie, by owe całkowite zniewolenie nosiło cechy jak najbardziej
zbliżone do rzeczywistego, poprzez założenie bardzo mocnych niewolniczych więzów, wręcz
wrzynających się w ciało – pozbawiających wszelkich złudzeń, co do samodzielnego
uzyskania wolności, powodujących mocne ograniczenie, a wręcz czasami uniemożliwiające
jakiekolwiek poruszanie się, przemieszczanie czy też unikanie nadchodzącego biegu
wydarzeń.

Równie ważne jest dla mnie bezwzględne, dokuczliwe zakneblowanie wszelkimi rodzajami
kneblami, bowiem to właśnie ten tak niepozorny aparacik - knebel jest wg mnie
najważniejszym i najpełniejszym symbolem uzależnienia, zniewolenia, bezradności i
konieczności całkowitego podporządkowania się woli swojej Pani. To on sprowadza mnie do
roli bezwładnego obiektu, przedmiotu, czy zwykłego eksponatu pozbawionego własnej
osobowości. Powoduje, że pozbawiony jestem niejako własnej woli, idei, a „wolne” myśli

background image

pozostają spętane w moim niewolniczym rozumie, bez szansy na wydostanie się z tej swoistej
klatki.

Zarówno więzy jak i knebel powinny być więc stosowane w sposób praktycznie ciągły, przez
cały okres trwania tresury, a zdejmowane lub poluzowywane jedynie wtedy, gdy jest to
niezbędne w toku tresury dla realizacji niektórych zadań postawionych przez Władczą Panią.

Opisując moje „zainteresowania” chciałbym na wstępie oznajmić, iż w klimacie uległości,
fetyszyzmu i uwielbienia swojej Pani jak i w sferze obejmującą takie formy jak: upokarzanie,
poniżanie, transformację „forced feminization”, zaznawanie rozkoszy w cierpieniu w drodze
do jak najsłuszniejszego nabrania przekonania, jak wielkim uwielbieniem powinienem Panią
darzyć a jednocześnie uświadamianie, że moim miejscem jest tylko i wyłącznie podłoga u
stópek Pani mam bardzo duże doświadczenie i wszelkiego rodzaju „przeżycia”, w tym
również z Pięknymi Dominami, choć przede wszystkim „stosuję” self-bondage.

Znam zatem swoje miejsce i powinność wobec Pięknych Pań, jakim powinienem
uwielbieniem i szacunkiem je darzyć. Wiem też jak czerpać radość z cierpienia i upokorzenia.
Nie jest to forma przechwałki a jedynie chęć przekazania, iż w powyższym zakresie, a
zwłaszcza dotyczącego wiązania, kneblowania, poniżania oraz fetyszyzmu przekroczyłem już
pewną barierę nowicjusza, a tym samym bez obaw podchodzę do stosowanych wszelakich
form

więzów

i

knebli.


Przy czym, co muszę mocno podkreślić – „kobiecy strój” pełni u mnie głównie rolę
poniżającą i upokarzającą, stwarzając pewną „barierę psychologiczną”. Mam bowiem
jednocześnie świadomość groteski i karykatury swojego wyglądu jak i niestosowności i
nienaturalności noszenia przeze mnie tychże „fikuśnych” fatałaszków oraz ich
nieadekwatności do szorstkiej, kanciastej włochatej męskiej postaci.

Szczegółowe studium mojej uległości i zniewolenia.



Moje niewolniczo-poddańcze upodobania nie mają charakteru dynamicznego a przybierają
zdecydowanie formę statyczną, polegające na unieruchomieniu, obezwładnieniu i sprowadzenie
mnie do sytuacji „beznadziejnej bezsilności” tj. na „siłowym” spacyfikowaniu mojej niezależności.
Mają charakter zdecydowanego przymusu i bezwzględnego zniewolenia. Sprowadzony jestem de
facto w tej sytuacji do pozycji niewiele znaczącego przedmiotu, rekwizytu, mebla, czy też
nieszkodliwego, niehałaśliwego, ledwie pomrukującego zwierzątka zamkniętego w klatce, która
umieszczona jest gdzieś w kącie pokoju czy też kuchni. Nieodzownym elementem mojej tresury jest
hańbiący, poniżający, przynoszący ujmę i dyshonor trzyczęściowy „kostium niewolnika” składający
się:

z

groteskowych

damskich

fatałaszków

(bielizny,

pończoszek,

haleczki,

sukienki),

sznurów,

łańcuchów

oraz

innych

okowów

i

pęt,

knebla.


W takiej sytuacji bezradny, bezsilny i bezbronny, zdany na łaską Pani, zakuty w jarzma niewoli, w
sznurach i zakneblowany, rzucony na podłogę u stóp Pani, muszę przyswoić sobie jak wielkim
uwielbieniem powinienem darzyć Władczą Panią i jak bezgranicznie w przyszłości jej służyć.

Powyższe „zainteresowania” można sprowadzić do kilku zasadniczych kwestii opierających się na

background image

podstawowej zasadzie, że światem rządzą kobiety, a mężczyzna jest tylko nędznym dodatkiem,
egzemplarzem wymagającym znacznej „modernizacji i uwspółcześnienia” poprzez przeprowadzenie
tresury pokory i posłuszeństwa z zastosowaniem takich wstępnych metod tresury jak:

1. zmuszenie, w tym również za pomocą batów, do założenia damskiej bielizny, pończoszek, haleczki,
sukienki, spódniczki i innych damskich szmatek, mające na celu podkreślenie mojej małości i nicości
oraz upokorzenie mojego ego, a konieczność noszenia tychże fatałaszków to poniżająca i
upokarzająca kara za męską zarozumiałość oraz szczególny powód do wstydu i hańby. Przebrany
groteskowo w uwłaczające kobiece szmatki muszę mieć bowiem świadomość, że moją misją jest
służenie Pani, zwłaszcza pięknym nóżkom i realizowanie Jej woli oraz oddawanie Jej należnej czci.
Sam widok przygotowanego „niewolniczego kostiumu” składającego się z trzech wyżej omówionych
integralnych części od razu uświadamia mnie o charakterze spotkania i mojej w nim roli - oto będę za
chwilę pozbawiony własnej tożsamości, osobowości sprowadzony do de facto poniżającej roli
niewiele

znaczącego

sfeminizowanego

niewolnika.

Z kolei przymus chodzenia w tychże ciuszkach, a właściwie odrętwiałej bytności w nich oraz
konieczność przebywania w nich w obecności Pięknej Pani, jakże mocno podkreśla wielkość,
monarszy majestat i niedostępność dla niewolnika Dostojnej Królewny a jednocześnie zatracenie
poczucia własnej męskości, co szczególnie podniecająco można odczuć w przypadku gdyby wolą Pani
byłoby wykonanie gwałtu analnego. Zdaję sobie sprawę - pomijając inne utrudniające obronę
czynniki takie jak: zniewalające sznury uniemożliwiające podjęcie skutecznej akcji obronnej, knebel
uniemożliwiający hałaśliwy protest, zapobiegający jednocześnie niepotrzebnym narzekaniom i
lamentom, czy też „groźba” otrzymania solidnego lania za przeciwstawianie się woli Pani - że noszone
przez mnie babskie szmatki nie zapobiegną gwałtowi ani mnie prze nim nie ochronią, a podjęta
niezdarna próba bronienia się, poprzez zasłanianie swojego otworu materią spódniczki lub sukienki,
która w tym przypadku pełni rolę tylko niestanowiącą żadnej przeszkody zasłonki, z góry jest skazana
na

klęskę.


2. pozbawienie wolności, utrudnienie a w ostateczności uniemożliwienie wszelkiego ruchu oraz
poruszania się i w ten sposób wyrabianie poczucia rozpaczliwej niemocy i całkowitego
podporządkowania się kaprysom Pani, poprzez ciasne i mocne związanie sznurami oraz umieszczanie
w różnego rodzaju jarzmach i okowach - również w uciążliwych, niedogodnych i represyjnych
pozycjach,

w

tym:

związanie w „kołyskę” tj. ciasne przywiązanie z tyłu rąk do kostek nóg + dodatkowo związanie rąk w

łokciach oraz nóg w kolanach i w ten sposób wymuszenie pozycji niejako wygiętej do tyłu łuk (jest to
szczególnie

dla

mnie

„rozkoszna,

wręcz

podniecająca

pozycja”),

„ball-tie” - czyli doprowadzenie niewolnika za pomocą sznurów do pozycji embrionalnej – pozycja z

pewnością mocno niewygodna i dokuczliwa, ale kto mówi, że w toku pobierania lekcji ma być lekko,
łatwo

i

przyjemnie?,

„związanie „w kij” tj. posadzenie delikwenta w kucki i przywiązanie rąk do kostek. Pod kolanami

umieszczony zostaje kij (np. rozpórka, trzonek od miotły), całkowicie uniemożliwiający
rozprostowania nóg – szczególnie rygorystyczna, mocno trzymająca w karbach metoda wiązania,
pozbawiająca wszelakich szans obrony i możliwości uwolnienia się oraz możliwości przemieszczania
się umieszczonego w tychże więzach niewolnika. Po takim związaniu niewolnik znajduje się
początkowo w dosyć „wygodnej” i nieuciążliwej pozycji i ułożeniu. Tak naprawdę „schody” zaczynają
się dopiero po pewnym czasie, zwłaszcza, gdy niewolnik próbuje zmienić swoje położenie i
usytuowanie. A prawdziwe udręczenie zaczyna się w momencie podjęcia przez tak związanego i
wygodnie usadowionego delikwenta próby uwolnienia się z gnębiących i krępujących go pęt i
sznurów, które w tym momencie dodatkowo zaciskają się i wrzynają się w jego marne ciało
przypominając mu, że owe „kajdany” są mu nałożone z woli Pięknej Królewny,

strappado - związanie z tyłu rąk w przegubach oraz w łokciach oraz ich podciągnięcie go góry i

przymocowanie sznurem (łańcuchem) do uchwytu (haka) umocowanego w suficie. Czyż niewolnik nie

background image

przyjmuje w tej podwieszonej formie pokornej i uniżonej postawy wobec Królewskiego Majestatu
głęboko i pięknie Jej się kłaniając? Przecież to właśnie taka postawa wobec Dostojności Pani jest jak
najbardziej właściwa i godziwa! Dodatkowo, każda podejmowana próba uwolnienia się lub zmiana
pozycji wywołuje w przypadku zastosowania łańcuchów bardzo przyjemne dla ucha ich „pojękiwanie”
i brzęczenie metalowych ogniw stwarzając bardzo niewolniczą atmosferę oraz nastrój.

Proszę przy tym zauważyć, że w mojej sytuacji jakże „zdradziecką” rolę pełnić będzie kobiecy ubiór.
Zmuszony bowiem do głębokiego pokłonu przed Panią, nie mam praktycznie innej alternatywy niż
patrzeć na swoją poniżającą i hańbiącą kreację i jednocześnie dostrzegać jak spod sukienki
(spódniczki) wychodzą własne nogi „przystrojone” w pończoszki!!! Wstyd, upokorzenie, dyshonor,
bez żadnej możliwości zmiany sytuacji! W tym położeniu zniewolony prezentuje również swoje
pośladki mocno wypięte. A czyż taka pozycja niewolnika nie zachęca również do gwałtu analnego?
Przecież jakiż w tym momencie jestem bezbronny, a jednocześnie te damskie kreacje nic nie
osłaniają, przez co ja (a może już niewolnica?) czuję się nagi, jakby przygotowany do określonych
działań Królewny. Oczywiście, przy tak zawieszonym niewolniku dla odpowiedniego wyeksponowania
jego „kobiecości” można jeszcze między jego nogi umocować dodatkowo rozpórkę uniemożliwiają
złączenie

kończyn.

„zapakowanie do worka”, czy dodatkowo (po związaniu i zakneblowaniu) na głowę (tułów)

narzucony zostaje worek, który odpowiednio przewiązujemy, zabezpieczając przed możliwością jego
pozbycia się. Wokół tylko ciemność. Niczym mózg pozbawiony ciała, pływający w formalinie.
Bezwładne, bezradne czy też bezproduktywne szamotanie się, nie daje i tak żadnych szans na
odzyskanie wolności, czy choćby poluzowanie krępujących więzów. Mogę w zasadzie tylko bezsilnie
czekać na łaskę Pani, by w swej łaskawości wyswobodziła mnie z owego gustownego opakowania,

inne

wymyślne,

uciążliwe,

niedogodne

wiązania,

np.:

reverse-prayer - "tylna modlitwa", w której ręce są skrępowane z tyłu, dość wysoko na plecach -

nadgarstki stykają się lub krzyżują między łopatkami. Ręce są dodatkowo przywiązane z tyłu do
obroży założonej na szyję (by zbytnio nie uciskała krtani powinna być dość szeroka, można też użyć
apaszki zgrabnie umocowanej na szyi), lub innego oprzyrządowania zmontowanego na karku –
najczęściej przechodzącego jednocześnie pod ramionami a nie umocowanego na szyi,

frog-tie - "na żabę": nogi zgięte w kolanach, lewa kostka ciasno przywiązana do lewego uda, prawa

- do prawego (czasami obwiązuje się całą nogę od kolana do pachwiny). Pozycja dająca pełen dostęp
do jąder i pośladków niewolnika, bowiem tak skrępowane nogi trudno jest zewrzeć,

elbow-tie - to po prostu związane za plecami łokcie. W toku stosowania tych więzów najczęściej

nadgarstki niewolnika skrępowane są tak, by wewnętrzne strony dłoni skierowane były ku sobie,

crotch-rope czyli sznurek lub pasek ciasno przechodzący przez krocze, często wzbogacony

strategicznie umieszczonymi węzełkami lub podwójny - wtedy można umieścić jądra niewolnika
pomiędzy dwoma sznurkami – każdy ruch powoduje dokuczliwe obcieranie sznura o jego „klejnoty”
oraz

wciskanie

się

go

(wraz

z

węzłami)

w

szparę

pomiędzy

pośladkami,


3. rygorystyczne i nieodwołalne zabranie prawa głosu buntowniczemu niewolnikowi za pomocą
wszelkiego rodzaju knebli, całkowicie uniemożliwiającymi swobodę wypowiedzi, ale pozbawiające
również możliwości błagania o litość, wyrażania protestu czy też niepotrzebnych narzekań, lamentów
i skarg, a jednocześnie pełniące inne ważne funkcje „uspokajające” i dyscyplinujące. Jednocześnie ten
uciążliwy knebel sprawia, że niewolnik mając świadomość, że pozbawiony został możliwości
zakomunikowania swojej Pani wprost czegokolwiek, ma poczucie całkowitej bezradności i zależności
od

zachcianek

Księżniczki.


4.

„zmuszanie”

do

wąchania

stopek,

używanych

majteczek

czy

pończoszek

Pani,


Wszelkie zastosowane techniki zniewolenia mają za zadanie przemówić mi do rozsądku, że przebrany
groteskowo w kobiece fatałaszki mogę, co najwyżej pełnić rolę suki i być potraktowany jak dziwka

background image

(np. z zastosowaniem gwałtu analnego), a dla Księżniczki jestem tylko zabawką – przedmiotem.
Bezsensowny opór w przyswajaniu treści zawartych w tresurze, przełamywany jest zawsze
odpowiednimi

środkami

dyscyplinującymi.


I czasami taki niewolnik jak ja, o nie jednokierunkowych zainteresowaniach, „fantazjuje”, że te
bezlitosne, bezpardonowe więzy, noszące charakter represyjnego i dyscyplinującego skrępowania,
nie pozwalające nawet na jakąkolwiek obronę oraz dokuczliwe, uniemożliwiające prowadzenie
jakichkolwiek dyskusji czy też wydawania zrozumiałych dźwięków kneble, zachęcą od czasu do czasu,
by niewolnik w tych radykalnych pętach zapoznał się w ramach lekcji-niespodzianki z surowością i
bezwzględnością swojej Pani, choćby poprzez zastosowanie jakiś, trudnych dla mnie do określenia i
zdefiniowania

tortur.


Czyżby pierwiastek masochizmu będący u mnie w postaci pączka czekał jednak na swoje nieśmiałe
rozwinięcie?.

A może to tylko zwykła niewolnicza ciekawość by zobaczyć, co też może spotkać psa krnąbrnego,
psotnego

lub

nieposłusznego,

gdy

rozgniewa

i

rozzłości

swoją

Panią?


W płaszczyźnie fetyszu występuje u mnie pewne rozproszenie zainteresowań, by wymienić przede
wszystkim:

jakże dla mnie umiłowane i słodkie stópki Pani, i to zarówno „gołe” jak też w szczególności odziane

w

ujmującą

mgiełkę

pachnących

pończoszek

i

rajstopek,

niesłychanie ekscytującą bieliznę Pani - pachnące, nasączone aromatami majteczki, pończoszki i

rajstopki

itd.,

wprost związane z powyższymi fetyszami umiłowanie do słodkich zapachów i wszelkiego rodzaju

bukietu

aromatów

oraz

smaków

(jakże

urzekające

soki

Pani),


Nie chcę tu przedstawiać wszystkich szczegółów moich ewentualnych spotkań z Piękną Księżniczką,
pomysłów, technik i metod treningu niewolnika, jednak chciałbym w skrócie zaprezentować
syntetykę mojego zniewolenia, chyba dobrze określającą moje położenie w relacji Piękna Pani –
niewolnik:

zdolny jestem jedynie, „dzięki” bezlitośnie oplatających i wrzynających się w moje marne ciało

pętom, do niewiele więcej niż bezwładnego, niezdarnego pełzania po podłodze w drodze do
prześlicznych,

wspaniale

ukształtowanych

nóżek

swojej

Pani,

jestem w stanie co najwyżej, i to też nie zawsze (np. po zawiązaniu oczu, wsadzeniu „do worka”,

założeniu maski, itp.) widzieć „kurz” na podłodze, chyba że Pani w swej łaskawości pozwoli mi
czasami

na

dostrzeżenie

Jej

jakże

przepięknej

sylwetki,

jedyne co zdołam dać radę, to dotykanie językiem czegoś co bezlitośnie wbija się w moje usta, coś

co jest murem oddzielającym mnie nieodwołalnie od Władczej Pani, a pełni tylko i wyłącznie funkcję
bezlitosnego knebla, który mogę jedynie zagryzać zębami, zamykającym jednocześnie bezkonfliktowo
i nieodwołalnie wszelką dyskusję. A chciałoby się ucałować jakże słodkie usta Pani..... marzenia
pozostają jednak zamknięte przez ten „przeklęty” knebel we własnym umyśle niczym w swoistej
klatce...,

z danych mi wysublimowanych wrażeń, odczuwam, co najwyżej smak siłą wciśniętej do ust i

umocowanej tkaniny, apaszki, niezbyt świeżych, używanych Pani majteczek, rajstopek, pończoszek, a
nawet używanej kuchennej ścierki, czy też innej brudnej, czy też nasączonej moczem Pani szmaty, po
przeżuciu których podniebienie dalekie jest od odczuwania smaku ambrozji. O jakiejkolwiek
konwersacji czy dyspucie oczywiście nie ma mowy. Jeżeli do tego owe „znakomite ciasteczko-
knebelek” jest odpowiednio mocno umocowane i właściwie zabezpieczone przed wypluciem, bo to w
końcu niegrzecznie jest, by ktokolwiek pogardził „strawą” przygotowaną przez Królewnę, szybko z
pewnością nauczę się i przyswoję, że tenże knebel, gdyby nawet był nieznośny, nieprzyjemny a wręcz

background image

ohydny

i

odpychający,

jest

nieodłącznym

elementem

szkolenia

psa-niewolnika.

jedyne co mogę otrzymać w zakresie pieszczot to pewna dawka chłosty i klapsów, które muszą

zastąpić wszelkiego rodzaju czułości, przyjemność dotyku aksamitnego ciała, jego pieszczenia,
całowania.

Właściwe techniki i stosowane systemy więzów, pęt, oraz skuteczne i należycie pełniące powierzoną
im rolę kneble i kagańce, pozwalają w tym najeżonym różnymi trudnościami procesie tresury, nauki i
transformacji niewolnika, w moim wykonaniu i w moim wyobrażeniu, na bezkonfliktową i
przynoszącą efekty edukację, a także na prawidłowo przebiegające, choć często męczące,
niewygodne i uciążliwe procesy przystosowawcze niewolnika do przemiany - poprzez „zmuszenie”
(sam niewolnik jest na tyle nierozgarniętą istotą, że może nie rozumieć, że ta przemiana prowadzi go
wprost do szczytów rozkoszy i szczęścia) do założenia kobiecych ciuszków oraz noszenia i
przebywania w tychże hańbiących, kompromitujących i ośmieszających fatałaszkach, z nieprzyjaznej,
niekorzystnej męskiej powłoki w bardziej słuszną, właściwą i odpowiadającą delikatnej, subtelnej i
wrażliwej

naturze

Władczej

Pani,

niewolniczą

pseudo-kobiecą

formę.


Jeszcze raz podkreślę, że szczególne znaczenie dla mnie ma zwrócenie uwagi na autentyczność
zakładanych więzów i knebli, tzn. takie ich rzetelne i mocne założenie bym sam nie był w stanie z nich
się wyswobodzić, czy też pozbyć. To przecież tylko Pani ma prawo decydować i zarządzać moją
wolnością,

prawem

głosu

oraz

wszystkimi

moimi

zmysłami.


Oczywistym jest bowiem przy tym, że tak Piękna Kobieta, jaką niewątpliwie i bezsprzecznie jest
Księżniczka,

może

spowodować

czasem

„niezdrowe”

reakcje

niewolnika.


Zatem, biorąc powyższe pod uwagę, w toku tresury opanowuje mnie niepohamowana „żądza”
dotknięcia/ucałowania ciała Księżniczki w „zakazanej strefie” czy też choćby ujęcia rąbka Jej sukienki
czy też spódnicy. Muszę liczyć jedynie na Jej wyrozumiałość, oczywiście w relacji kobieca dominacja –
niewolnicza

uległość,

dla

moich

ewentualnych

powyższych

dążeń.


Ową tolerancję nie należy jednak rozumieć jako zgodę Księżniczki na pozwolenie niewolnikowi na
cokolwiek więcej niż poddańcze czynności przez Nią dopuszczalne i dozwolone. Wręcz przeciwnie,
stanowi ona tylko przyczynek i sygnał, że należy zastosować wobec niewolnika pewne dodatkowe
środki perswazji, przymusu, przemocy, a także wprowadzenia kobiecego ucisku i rygoru w zakresie, w
którym uzna Ona za niezbędny dla przywrócenia właściwych stosunków i proporcji w relacji Władcza
Królewna – zniewolony podwładny, choćby poprzez coraz to mocniej zaciśnięte pęta, wszelakie,
nawet bolesne czy też „niehumanitarne” związanie, uniemożliwiające, a nawet wyprzedzające
powyższe „patologiczne” reakcje niewolnika, czy też zostawienie go na jakiś czas związanego w
niedogodnej, a nawet uciążliwej pozycji, z dokuczliwym, irytującym i drażniącym kneblem, czy też z
zawiązanymi oczami, by miał poprzez całkowite odcięcie podstawowych zmysłów od bezpośredniego
kontaktu z Panią, czas na przemyślenie swoich błędów, wypaczeń a nawet niewolniczego
wykoślawienia.

Takie mocne i finezyjne wiązania, z całą pewnością nie robią mi żadnej krzywdy czy też nie powodują
żadnego uszczerbku na zdrowiu – a wręcz odwrotnie – powodują tak dla mnie miłe i najdroższe
poczucie pełnej zależności od kaprysów Mojej Pani oraz pełnej mojej przynależności do Niej.

Podobnie ma się sprawa z zakładanym (wepchniętym) kneblem. Tu również, w przypadku mocnego
przewiązania apaszki czy też innego materiału (szmaty) w koło głowy i zawiązaniu ciasnego supła na
karku niewolnika, nie ma się czego obawiać – z pewnością tenże knebel głowy mu nie odetnie, nie
wyrwie też szczęk z zawiasów. Co najwyżej niewolnik coś niezrozumiale jęknie, bez możliwości
wypowiedzenia komunikatywnych i jasnych słów. Pozbawiony przy tym zostaje sposobności
stosunkowo łatwego wypchnięcia czy też wyplucia knebla z ust, a nawet jego „samowypadnięcia”.

background image


Zdaję sobie w tym miejscu sprawę z mojej obsesji na temat więzów i kneblowania. Wynika to
poniekąd z faktu, o czym już wspominałem, że to właśnie knebel – poprzez choćby całkowite odcięcie
od możliwości nawiązania nie zawsze pożądanego kontaktu przez Panią - jest dla mnie szczególnym
symbolem uzależnienia, zniewolenia, bezradności i konieczności całkowitego podporządkowania się
woli

swojej

Pani.


W sytuacji ograniczeń związanych z oplatającymi ciało sznurami oraz zatkanymi w pewnych
sytuacjach nawet brudną szmatą (ścierką) ustami, bardziej muszę się skupić na odpowiednim
uregulowaniu oddechu – pozwalającym łatwiej znosić wszelkie utrapienia i udręki przygotowane
przez Panią, niż na próbie pozbycia się tegoż „gadżetu” w i ewentualnej chęci wyrażania jakiejś formy
protestu i dezaprobaty na działania mojej Monarchini. Zawsze bowiem może i ma Ona prawo
zrozumieć wypowiadane przez niewolnika słowa „mmhhmmm” jako wyrazy szczególnej radości,
szczęścia i wdzięczności za zaistniałą sytuację i położenie, w którym się znalazłem, niż jako głos
choćby

niewielkiego

kwestionowania

Jej

poczynań.


Takie położenie, w rzeczywistości niezbyt dokuczliwe fizycznie, wielce jest oddziaływujące na moją
psychikę. Z jednej bowiem strony staram się nie myśleć o spotkanej mnie karze i odpychającym,
obrzydliwym kneblu, choćby w celu osiągnięcia jakiegoś wewnętrznego spokoju, by móc względnie
swobodnie oddychać, a z drugiej strony, rozpuszczające się wraz ze śliną wszelkie nieczystości
zgromadzone w tymże wetkniętym gałganie, które, nie mając z wiadomych względów innego wyjścia,
wraz ze spływającą śliną będę musiał przełykać, nieustannie pobudzają rozum do „nieświeżych myśli”
dotyczących mojego nieszczęsnego położenia i rozmyślań o ewentualnym występku, przez który
„naraziłem”

się

na

gniew

Pani.


Odpowiednio mocne, a nawet niewygodne i dokuczliwe więzy mają dla mojego dobra trzymać mnie
w ryzach, bym nabrał refleksji, że nawet najmniejszy ruch w obecności Pani mogę wykonać tylko za
Jej wolą, a nieprzydatna i bezużyteczna szarpanina w pętach powoduje tylko niepotrzebne zużycie
energii,

którą

niewolnik

powinien

rozważnie

spożytkować

w

zupełnie

innym

celu.

Adekwatnie skuteczne i dobrane kneble to nie forma złośliwej tyranii Księżniczki, lecz bardzo
pożyteczna nauka, by nabrać w przyszłości właściwych niewolnikom nawyków należytego trzymania
„języka

za

zębami”.


Powyższe metody również skutecznie uświadamiają mnie, pełniącego zaszczytną rolę niewolnika
Pani, iż te lekkie, zwiewne kobiece ciuszki, sznury i kneble to stałe, nieodłączne a wręcz integralne
elementy

składające

się

na

mój

niewolniczy

kostium.


Odnosząc się do określenia pewnych granic tresury, szczególnemu omówieniu wymaga na początku
problematyka batów, tak z pewnością przydatnych i potrzebnych w procesie tresury niewolnika do
utrzymania go w pewnych w ryzach i w karności. W moim przypadku „wskazane jest” pewne
ograniczenie ich mocy. Oczywiście ślady, choćby zaczerwienienia są jak najbardziej dopuszczalne.

Uprzejmie informuję bowiem, że raczej jestem zwolennikiem cierpienia i czerpania rozkoszy z bólu
opartego na niedogodnych, dokuczliwych uciążliwych wiązaniach i kneblach niż na bólu bezpośrednio
związanego z silną chłostą, laniem czy batami, czy też ze szczególnie bolesnymi torturami.
Zatem niestety, ale w moim „repertuarze” zniewolenia nie przewiduję miejsca na stosowanie, takich
ewentualnie „hard” technik tresury jak: deptanie, mocne kopanie, opluwanie, nakłuwanie ciała, ostra
dyscyplina pejczem, biczem lub szpicrutą, przypalanie papierosem czy też jedzenia z podłogi, nie
wspominając o scat-kawior, itp. a także, co może wielu dziwić - zmuszanie do masturbacji
(onanizowanie

się),

Trudno mi jest natomiast wypowiadać się na temat dominacji medycznej, bo nigdy nie miałem z nią
do czynienia. Mając bowiem na względzie pewne moje sfeminizowanie, być może byłyby „ciekawe”

background image

doznania, dotyczące tzw. badań ginekologicznych, gdy leżę mocno związany i zakneblowany, bez
możliwości protestu czy jakiejkolwiek obrony i przeciwstawienia się a Władcza Pani majstrowałaby
coś

przy

moich

„klejnotach”.

W tym przypadku proszę zauważyć jak mocno owa metoda tresury jest skorelowana z moim „hobby”.
Sama ta technika przecież bezpośrednio kojarzy się z kobiecością. Zresztą i przyjęta w toku tychże
„badań” kobieca pozycja, z mocno rozłożonymi nogami, w momencie, gdy osadzony w takim ułożeniu
niewolnik zostanie jednocześnie bezlitośnie i ostatecznie umieszczony i umocowany za pomocą
pasów, taśm, sznurów, czy też innych krępulców, musi robić szczególne wrażenie. Jest to
jednocześnie bardzo dla niewolnika poniżające i upokarzające, kiedy z tak mocno rozłożonymi, w
„kobiecy” sposób nogami – gdy na dodatek jest jednocześnie jeszcze w jakiś tam sposób
sfeminizowany (np. przyodziany w damską bieliznę, nocną koszulkę, sukienkę), z podwiniętą do góry
kobiecą odzieżą - musi wystawić swoją „męskość” jak i całe swoje marne ciało na łaskę i niełaskę
Pani. W tej sytuacji Władcza Pani może według własnego uznania dowolnie się niewolnikiem
zabawiać jak i się nad nim znęcać, ku jego uprzykrzeniu. Niewolnik w takim położeniu jest całkowicie
bezradny i pozbawiony możliwości jakiejkolwiek obrony czy przeciwstawienia się działaniom Pani.
Tak ważne dla jego tężyzny a może i jego niewolniczej przyszłości badania, choć może i czasami
związane z bólem i cierpieniem przeprowadzone rączkami Pani, wymagają bowiem całkowitego
unieruchomienia, wprowadzenia w stan bezbronności i zakneblowania, by tylko chimeryczna wola
Pani Doktor decydowała o wariantach tresury, z których mogłaby ewentualnie czerpać satysfakcję. Z
pewnością zatem i buzia pacjenta-niewolnika musi być dokładnie zatkana jakimś „tamponem”, by
przypadkowo nie odgryzł sobie języka w trakcie przeprowadzanych nieodzownych, ale jednak
czasami bolesnych doświadczeń, lub też by nieodpowiedzialnymi i niepoważnymi krzykami nie
zdenerwował swojej sadystycznej Pani Doktor w toku tychże badań. Bowiem niedoświadczony
pacjent-niewolnik być może nie wie, że i tak w końcu znajdzie rozkosz w zadanym przez Panią Doktor
bólu a wszelkie ślady, zwłaszcza te w psychice, długo będą przypominały szczęśliwemu w
ostateczności niewolnikowi (niewolnicy?) o Pięknej Królewnie i Jej wszechwładnej władzy nad nim!
Nie ma bowiem niewolnik żadnej możliwości ukrycia czy też ochrony swoich jąder i członka, które są
w tym momencie mocno wyeksponowane i zdane na kaprysy Pani Doktor, w tym np. na podwiązanie
do

nich

ciężarków,

czy

inne

lecznicze

„przygody”.

W moim przypadku, takie właśnie obdarcie z intymności i wystawienie przyrodzenia „na widok
publiczny”

jest

bardzo

zawstydzające

i

uwłaczające.

Podobne wrażenia psychiczne (choć na mniejszą z pewnością skalę) uzyskuję, o czym już pisałem
wcześniej w przypadku np. gdy „zmuszony” jestem do ubrania w obecności Pięknej Pani sukienki czy
też spódniczki – bowiem także w tym przypadku czuję się jakbym był prawie nagi, bez jakiejkolwiek
osłony swojego przyrodzenia a założone ośmieszające kobiece szmatki nie stanowią, żadnej
utrudnienia chroniącego mnie przed ingerencją Pani, w tym np. analnym gwałtem, a wręcz
przeciwnie, ta tkanina tworzy w moim procesie myślowym haniebną kotarę psychicznych i fizycznych
tortur

w

sferze

poniżenia

i

upokorzenia.


Także mumifikacja jest niezbyt poznaną dotychczas przeze mnie formę tresury. Podobno, choć wiem
to tylko z opisów osób na kompie, które mumifikację przechodziły, że po pozbawieniu delikwenta
poszczególnych zmysłów tj. pozbawienia głosu poprzez knebel, wzroku poprzez opaskę a nawet
słuchu (np. włożenie do uszów waty) osobnik taki przechodzi ciekawe doznania dotyczące m.in.
zaburzeń błędnika, tracąc jakiekolwiek poczucie panowania nad własną równowagą i koordynacją
ruchów i tak już przecież mocno ograniczoną. Dodatkowe wrażenia są podobno w momencie, gdy
taki mumifikowany osobnik ma przez krótki czas (do momentu zrobienia przez osobę mumifikującą
otworu do oddychania przez nos ofoliowaną całą głowę. Pewnie coś na kształt nałożenia na głowę
foliowej

torby

-

hmmm...


Odnosząc się do ewentualnego pissingu, to uprzejmie komunikuję, że w przypadku chęci posłużenia
się tą metodą tresury przez Władczą Panią, najbardziej „adekwatną i pożądaną” dla mnie jako
niewolnika, jest specyficzna forma jego stosowania a mianowicie nie jako „zmuszenie” do

background image

bezpośredniego wypicia danej dawki moczu, lecz w formie pewnego poniżenia tj. np. w opisywanej
już uprzednio formule nasączonego nektarem Pani i wciśniętego do ust „szmacianego” knebla
(oczywiście jedną z przyjemniejszych form pissu jest na przykład nasikanie na knebel już umieszczony
w ustach niewolnika i w ten sposób znakomite jego nasączanie tym smakołykiem):
Taka

forma

knebla

(ciasteczko-knebelka)

pełni,

co

najmniej

trzy

role:

powoduje odczucie pełnej mojej zależności od woli Pani (brak możliwości wyrażania sprzeciwu,

oponowania

i

kwestionowania

poczynań

oraz

stosowanych

metod

tresury),

niewolnik, czy mu się to podoba czy nie, „zmuszony” jest zakosztować aromatycznych nektarów

Pani, nie mogąc przeciwstawić się konieczności przełykania śliny wraz z przekazaną mu ambrozją,

nasączona słodkim nektarem szmatka (apaszka, ściereczka) powoduje, że niewolnik dłużej odczuwa

smak Pani i dzięki temu dłużej ma okazję poznawać jakże Pani jest słodka, bowiem w sytuacji
konieczności przełykania śliny, kropla po kropli zgromadzona w kneblu ambrozja przedostaje się do
niewolniczego

wnętrza.


Udoskonaloną formą pissingu przedstawionego powyżej, jest zmuszenie do założenia przez
niewolnika „szaty pokutnej” (np. długiej damskiej koszulki nocnej, halki) oraz dodatkowe nałożenie
na głowę niewolnika płóciennego worka i nasikanie na odpowiednio przygotowaną „ofiarę” –
szczegółowy opis przedstawiony został w dalszej części "Księgi" w „Przypisie nr 2.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 3

Szczegółowe studium mojej uległości i zniewolenia - c.d.

Już wspominałem wielokrotnie, że uwielbiam poczucie, gdy w beznadziejnej bezsilności i
całkowitej bezbronności leżę u stópek Mojej Pani. Gdy, bez nieprzydatnej i rozpaczliwej
szarpaniny, z oczekiwanym utęsknieniem i w milczeniu (wymuszonym) czekam na swoją
Panią. Gdy bez żadnej nadziei na samowyswobodzenie i uwolnienie się, zdany jestem tylko i
wyłącznie na Jej „kapryśną wolę”.

Ś

wiadomość znalezienia się w przedstawionym powyżej położeniu poprzez choćby

bezwzględne związanie, bez szansy na samodzielne uwolnienie się (co łatwo można wyczuć i
stwierdzić już po paru bezskutecznych próbach uwolnienia się i bezproduktywnej szarpaninie
się w więzach), oraz bez możliwości pozbycia się tkwiącego w ustach knebla, pozbawia woli
walki czy też podejmowania kolejnych bezskutecznych prób oswobodzenia się,
przeciwstawiania się czekającego niewolnika losu czy też innych odruchów i działań
obronnych. Następuje pewna rezygnacja z walki o zmianę swego położenia, a narastające
zwątpienie dotyczące możliwości oswobodzenia się sprowadza w końcu zniewolonego do
tkwienia w stanie pewnej bezczynności. Z takim też stanem miałem w sytuacji pobierania
lekcji tresury nieraz do czynienia.
Pozostaje się jakby w pewnym zobojętnieniu na czekający bieg wydarzeń, odrętwieniu oraz w
sytuacji pogodzenia się ze swoim losem i beznadziejnością swego położenia. Pozwala to
doskonale zrozumieć stan, kiedy w sytuacjach nawet zagrożenia życia, gdy rozsądek
podpowiada, że ludzie powinni walczyć z całych sił o własne przetrwanie lub o zmianę swego
położenia, oni tymczasem jakby otępiali i otumanieni godzą się na czekającą ich nieuchronną
zgubę.

To Kobieta jest osobą silną, a ja kimś wymagającym dla minimalnej choćby egzystencji Jej
„opieki” i kurateli - jakąkolwiek nie przybrałyby one formy. Dodatkowym, a właściwie
wzmacniającym symbolem mierności niewolnika jest z pewnością nakaz założenia damskich
szmatek tj. bielizny, sukienki czy też spódniczki, które zawsze symbolizują kobiecą nie tylko
słabość, ale też delikatność, kruchość i finezyjność (no cóż kobieta jest istotą zwiewną jak

background image

puch), a takie cechy, noszące znamiona zniewieściałości, muszą oznaczać dla mężczyzny
dyshonor, upokorzenie i poniżenie.

Jak z powyższego wynika, tematami szczególnie wiodącymi w mojej uległości są: wiązanie,
kneblowanie i przebieranie w damskie ciuszki.

Natomiast specjalną u mnie rolę odgrywają również:

uwielbienie i poszanowanie dla kobiecych stópek,

przyjemność wynikającą z rozkoszowania się kobiecymi zapachami i smakami

przekazywanymi w różnej formie – zob. przypis nr 1 - 3.

Mężczyźni podchodzą i reagują zupełnie inaczej na owe zapachy, niż kobiety na męskie, co
jest całkowicie zrozumiałe. Zresztą zapach i smak kobiety to jest to na co reagują zazwyczaj
pozytywnie z pewnością prawie wszystkie samce, a w szczególnej formie - w mniejszej lub
większej skali niemal każdy niewolnik.

Czyż zatem wspaniałą i słodką nagrodą nie jest „zmuszanie” mnie do bezpośrednich
kontaktów i wąchania kobiecych majteczek czy pończoszek lub rajstopek, choćby poprzez
założenie ich na mojej głowie i odpowiednim przymocowaniu wkoło narządu węchu?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZYPIS NR 1

„Bliskie spotkania ze słodkimi zapachami.

Obezwładnionego niewolnika Dobra Władcza Pani nie pozostawia w poczuciu osamotnienia
czy też porzucenia. Również on ma bowiem prawo odczuwać zbawienny wpływ Jej
balsamów na samopoczucie i poprawę nastrojów Jej podwładnych:

1. By mógł w każdej chwili odczuwać Jej nieustanną bliskość, zainteresowanie jego marną
osobą i nie poddawał się zwątpieniom na jego głowę założone zostają niezwykle aromatyczne
majteczki Władczyni, np. w taki sposób by ich fragment mający bezpośredni kontakt z Jej
kroczem nachodził bezpośrednio na nos niewolnika, by mógł jak najbardziej odczuwać
otaczającą go aurę jego Władczyni. Na majteczki w celu ich prawidłowego umocowania i
zagwarantowania właściwego położenia zakładane są ciasne pończoszki. Niewolnik zaczyna
odczuwać wtedy jakby jego głowa znalazła się w jakimś imadle-chwytniku. Dodatkowo dla
„wzmocnienia” efektów, ażeby niewolnik mógł bez rozproszenia rozkoszować się Jej
nieziemskimi zapachami dobrze jest ciasno przewiązać jego usta apaszką z węzłem - z jednej
strony dla bezpieczeństwa pozostawia się mu możliwość oddychania również ustami, a z
drugiej strony te możliwości są na tyle ograniczone, że niewolnik musi, chcąc nie chcąc,
głęboko wciągać powietrze wraz z owymi słodkimi aromatami nosem. Powyższa maska
„przyozdobiona” zostaje dodatkowo haleczką, spódniczką nałożoną na głowę oraz
ewentualnie oczy niewolnika przewiązane zostają gustowną opaską z kobiecego staniku.
Powstaje niejako komplet damskiego ubioru zawieszonego na manekinie, w którym głowa
niewolnika pełni rolę kobiecej pupy.

2. Leżąc na podłodze niewolnik zakuty zostaje w dyby (ewentualnie w inny przemyślny
sposób) na brzuchu w sposób pozwalający mu tylko i wyłącznie patrzeć na podłogę i
obserwować na niej „kurz”. Nie ma możliwości uniesienia głowy czy też jej odwrócenia by

background image

ewentualnie mógł spoglądać w górę – leży jakby był umieszczony w bezlitosnym w imadle.
Niewolnik odczuwa bliską obecność swojej Pani, może jednak dostrzec jedynie Jej stópki
oraz nóżki, ale praktycznie tylko mniej więcej do Jej kolan. Nie ma de facto możliwości na
wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Tak umocowany niewolnik wie, że wystarczy unieść
głowę by ujrzeć swoją Panią w pełnej krasie pod spódniczką a jednocześnie dyby skutecznie
to uniemożliwiają. Widzi właściwie tylko (a może aż!) skraj sukienki/spódniczki swojej Pani,
część słodkich łydek i będące najbliżej jego oczu stópki. Poprzez dochodzące szmery, i jakieś
ruchy czuje, że jego Pani coś wykonuje, ale nie widzi co. Domyśla się coraz pewniej, że
chyba powoli zdejmuje swoją słodką bieliznę. Ukazują się niewolnikowi rajstopki
(pończoszki) okręcone wokół kostki Pani, które następnie zostają zdjęte i położone na
podłodze w zasięgu wzroku niewolnika. Domyśla się tylko z niektórych ruchów swojej Pani,
ż

e zdejmuje również swoje majteczki. Niewiele widzi, bowiem dość długa

spódniczka/sukienka Pani uniemożliwia dodatkowo ujrzenie czegokolwiek więcej. Po chwili
również owe pachnące majteczki lądują w pobliżu oczu i nosa niewolnika. Podobnie ma się z
Jej cudownym stanikiem. Niewolnik nie ma innej możliwości jak patrzeć na ową kupkę
nieziemskiej bielizny oraz wciągać i delektować się ich boskim zapachem „pełzającym”
wkoło niego. Wie przy tym i musi żyć z tą świadomością, że jego Pani nie ma już założonej
bielizny pod spódniczką/sukienką – ale nie może nic zrobić, nie ma żadnej możliwości Jej
dotknięcia a nawet ujrzenia czegokolwiek więcej – wszystko pozostaje tylko w wyobraźni
niewolnika, mocno pobudzając duchowe doznania i psychiczne fantazje. Nie ma nawet żadnej
możliwości dotknięcia owego mgielnego stosiku bielizny. Jednocześnie „zmuszony” jest cały
czas „tylko” do patrzenia na bezwładną powiewną materię Jej bielizny zostawionej
„przypadkowo” przy twarzy niewolnika, której wspaniałą woń, ze względu na brak innej
możliwości „musi” chłonąć.

3. analogiczna sytuacja całkowicie bezradnego i bezsilnego leżenia na podłodze jak
przedstawiona powyżej. Władcza Pani zamiast zdejmować bieliznę z siebie po prostu
przynosi kosz swojej brudnej bielizny i wysypuje wkoło obezwładnionego niewolnika mocno
„drażniąc” jego zmysły...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

O ile z pewnością dość zrozumiały może być fetysz związany z rozkoszowaniem się
kobiecymi aromatami i zapachami, jak i moje zamiłowanie do poniżającego dla mnie
feminizowania i chęci noszenia przez jakiś określony czas (w którym mogę przynajmniej
udawać, że jestem do tego „zmuszony”) kobiecych ciuszków, to z pewnością wielu dziwi, co
takiego może być w zamiłowaniu i upodobaniu do bycia związanym i zakneblowanym – a
jednak jest to coś, co mocno mnie pociąga, choć sam nie jestem w stanie tego sobie wyjaśnić.
Trudno bowiem jednoznacznie zrozumieć, co takiego tkwi w mojej głowie, że doznaję
szczególnej przyjemności z poczucia bezbronności, nieporadności czy całkowitego
niedołęstwa po narzuceniu mi przez Władczą Panią zniewalających jarzm i unieruchomienia
za pomocą mocnych więzów wrzynających się w ciało, co powoduje praktycznie całkowite
uzależnienie niewolnika od Jej kaprysów i zachcianek, gdy czuję, że może ze mną naprawdę
zrobić - gdyby tylko chciała - wszystko na co ma ochotę, a ja nic na to nie będę mógł
poradzić. Podobne doznania odczuwam w momencie, gdy otwieram usta, by cokolwiek
powiedzieć (z zasady jestem gadułą) a one zostają zatkane jakąś „szmatą czy też gałganem”,
którego w żaden sposób, bez pomocy z zewnątrz nie jestem w stanie sam się pozbyć. Jednak
dla mnie „czekanie na nadzieję” na uwolnienie mnie z krępujących, wrzynających się pęt i na
usunięcie z ust „uciążliwego” knebla jest jakże ekscytujące i pasjonujące – dlaczego tak jest –
tego jednak nie wiem.

background image


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZYPIS NR 2

„Nauka pływania” (kolejne bliskie i bezpośrednie spotkanie z zapachami i smakami Mojej
Pani)

Związany niewolnik jest wygodnie ulokowany w wannie. Po zatknięciu otworu odpływowego
Władcza Pani polewa niewolnika swoimi sikami (specyficzna forma pissingu). Dla
wzmocnienia efektów poniżenia i dłuższego utrzymania zapachów najczęściej niewolnik ma
założoną „pokutną szatę”. Dodatkowo można umieścić go jeszcze w worku (lub np. owinąć w
prześcieradło i omotać sznurami, taśmą klejącą, itp.)

Tak przystrojonego i oblanego niewolnika zostawia się na jakiś czas w kąpieli, by się
popluskał (można oczywiście dolać jeszcze trochę wody oraz dolać aromatu z kobiecych
soczków wcześniej już nagromadzonych). Można dodatkowo wyłączyć światło w łazience by
„pływak” mógł rozkoszować się w ciszy i skupieniu tym, co go nadzwyczajnego spotkało i
odpowiednio ćwiczyć pływanie. Wanna natomiast niczym kieliszek napełniony
aromatycznym koniakiem, będzie zatrzymywać cudowny bukiet zapachów Pani.

Bezsilny, obezwładniony czy też całkowicie bezradny niewolnik „skazany” jest na
bezpośredni kontakt ze słodkim, odurzającym „napojem” Pani. Przez wiele minut nie ma
innego wyjścia jak wdychać balsamiczny zapach otaczający go ze wszystkich stron a do tego
najczęściej bardzo mu „bliski” dzięki narzuconej i umocowanej na jego głowie zasłonie. Inny
mocno przesiąknięty materiał, bądź to wcześniej zanurzony w aromatycznych sokach
Władczej Pani, bądź to nasączony spadającym złotym deszczykiem bezpośrednio na twarz
niewolnika, wciśnięty wcześniej między jego zęby, i „chroniony” przewiązaną wkoło głowy
opaską, bez możliwości jego pozbycia się zmusza niewolnika - niejako wbrew jego woli - do
przełykania tych cennych słodkich kropli. Zauważyć bowiem trzeba, że naturalnych potrzeb i
odruchów oddychania – w tym przypadku powietrzem nasyconym rozprzestrzeniającą się
wonią złotego deszczyka, jak i przełykania śliny - wraz ze smakiem i kroplami słodkawego
moczu, nie da się z pewnością powstrzymać. I tylko „przypadkowo” ów wepchnięty materiał
służy dodatkowo jako knebel. I w tym przypadku szczególnie ważne są odpowiednio silne
wszelkie umocowania, zarówno knebla jak i więzów.

Jak „wielką i doniosłą” rolę ów knebel spełnia można perfekcyjnie przekonać się szczególnie
w momencie gdy z wnętrza Władczej Pani wydobywa się przesłodki, ciepły aromatyczny
złoty gejzerek wprost na omawiany „gałganek” tworząc niesamowicie pyszne i aromatyczne
„ciastko-knebelek”. Niewolnik bezpośrednio odczuwa, zaznaczam z wielką rozkoszą i
delektowaniem się, jak omawiane złote nektary „magazynują się w ciasteczku”, by za chwilę
- kropla po kropli, nieodwołalnie, bez możliwości powstrzymania ich - przedostawać się
wprost do niewolniczego żołądka. Powyższa tresura i nauka stwarza wyjątkową szansę
„pływakowi” długiego zapoznawania się zarówno ze smakiem jak i zapachem soczków
Władczej Pani, które w odpowiednich ilościach przez omawianą nasączoną szmatkę
dozowane, wyjątkowo pozytywnie wpływają na podniebienie niewolnika. Podobna zresztą
sytuacja występuje po odpowiednim „podlaniu” pływaka zgromadzoną już wcześniej
ambrozją.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

background image

PRZYPIS NR 3

„Zapoznanie się niewolnika ze znakomitą „kuchnią” Pani”

Władcza Pani po przebraniu niewolnika w suknię, związuje go w pokoju, np. „w kołyskę”
tzn. ręce z tyłu przywiązuje do kostek nóg (zawija w prześcieradło i przewiązuje taśmą
klejącą) oraz knebluje (czymś „przyjemnym” tj. apaszką, ball-gagiem), nieraz również
zawiązuje oczy. Sama przenosi się do kuchni, by np. zaparzyć sobie kawę, przygotować
posiłek itp. Każe wtedy niewolnikowi dopełznąć do siebie - do Jej stópek. Na tym etapie
tresury niewolnik pełni rolę froterki do podłogi (dla lepszego efektu założona przez
niewolnika suknia polewana jest czasami wodą). Po mozolnym dotarciu do prześlicznych
stópek, Pani wyjmuje niewolnikowi knebel (choć nie zawsze – stwarzając tym samym
dodatkową barierę - jakby lizanie cukierka przez szybę) i pozwala niewolnikowi ucieszyć się
Jej nóżkami, wypieścić je i ucałować. Aby jednak niewolnik zbytnio nie wpadł w nadmierny
zachwyt i uwielbienie w pewnym momencie Władcza Pani „brutalnie” przerywa owe
nieziemskie doznania, wciskając niewolnikowi do ust brudną, smakującą „stęchlizną” ścierkę
i odpowiednio ją zabezpieczając przed wypluciem lub wypchaniem językiem. Radykalnie tym
samym zmieniając niewolnikowi słodkie dotychczas odczucia i najprzyjemniejsze wrażenia
na skrajnie przeciwne. Nieporadne próby przeciwstawienia się przez niewolnika czekającego
go koszmarnego losu na nic się zdają – bowiem Pani choćby przez zatkanie nosa
bezwzględnie wymusza na niewolniku otwarcie ust – jakby proszącego wtedy o „ciasteczko”.
Z tymże odpychającym już „ciastkiem-knebelkiem” w ustach niewolnik musi poprzez
uciążliwe i mozolne czołganie dotrzeć z powrotem do pokoju, by dopiero tam doznać
ewentualnej ulgi i wyswobodzenia od ohydnego zmysłu smaku. O ile Władczyni ma na to
ochotę....

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Odnosząc się zatem do instalowanego knebla przypomnieć muszę, iż tak naprawdę wszystko
odbywa się na zasadzie „nie chcę, ale i tak muszę, bo taka jest wola Pani” uwzględniającą w
tym momencie również sytuację, gdy mając związane ręce, bez możliwości obronnej reakcji
na kaprysy Mojej Pani, nie mam możliwości przewidzieć, na jakie pomysły wpadnie moja
uwielbiana Lady, a tym bardziej im się przeciwstawić, choćby w zakresie kneblowania. Mając
tym samym na myśli, że jeżeli jest taka Jej wola to „mogę, co najwyżej poznawać smak
wepchniętej w usta i umocowanej szmaty – płótna, apaszki, ale gdyby był taki kaprys Pani
również – niezbyt świeżych, wielodniowych majteczek, znoszonych rajstopek a nawet
używanej kuchennej ścierki”.

Zauważyć przy tym chcę, że wszelkiego rodzaju kneble, które być może jednoznacznie
wydają się niemiłe, obmierzłe, koszmarne, nieprzyjemne, odpychające czy nawet obrzydłe,
przybierają u mnie specjalne funkcje. Oczywiście pod warunkiem, że będą miały związek
(choć nie zawsze bezpośredni) z Władczą Panią. Uwzględniając przy tym moje niewolnicze
„zainteresowania” nie może być absolutnie mowy bym brzydził się czymkolwiek, co ma z
Moją Panią cokolwiek wspólnego, a tym bardziej, co jest Nią choć odrobinę przesiąknięte i
nasycone. Proszę nie zrozumieć powyższego, że rozkoszuję się i delektuję owymi wstrętnymi
smakami „nieświeżej cuchnącej wilgotności” zawartymi w stosowanym ohydnym kneblu –
nic bardziej błędnego. Karny, represyjny i poniżający charakter takiego knebla jest
zachowany a właściwie jeszcze bardziej zaakcentowany, sprowadzając mnie do
„bezgranicznego upodlenia”. Bowiem bardzo odczuwam obrzydliwy smak np. ścierki
kuchennej czy jakiejś zabrudzonej szmaty i mocno przeżywam fakt, że rozpuszczające się w

background image

ś

linie nieczystości, nie mając innego wyjścia muszę połykać i trawić w swoim żołądku.


Szczególną uwagę proszę zwrócić na fakt, iż owa przywoływana już „brudna szmata”,
(używana ścierka kuchenna) mogąca za chwilę pełnić rolę „obrzydliwego” knebla, która
„przypadkowo” znalazła się pod ręką czy też na podłodze, w momencie unieszkodliwiania i
obezwładniania niepokornego poddanego doskonale wkomponowuje się w moją przytaczaną
już zasadę jak najdoskonalszego odzwierciedlenia rzeczywistego przebiegu pojmania,
uwięzienia i w końcu mojego zniewolenia.
Znakomicie pomaga odgrywać rolę dodatkowego, bardzo przygnębiającego upokorzenia a
nawet upodlenia „schwytanego” poddanego-buntownika, poprzez uświadomienie mu jak
marny jest jego „koniec”, jak niewiele tak naprawdę znaczy. Każdy „nieświeży” gałgan,
ubabrana szmata czy ścierka, np. w wyniku wykorzystania jej przez ileś tam dni do
wycierania rączek, czy innych części delikatnego i wypielęgnowanego ciała Pani, może za
chwilę wylądować w niewolniczych ustach. I nie mogąc uniknąć czekającego zgotowanego
przez Władczą Panią losu, niewolnik będzie musiał na ów przyszły knebel patrzeć, i zdawać
sobie sprawę, że niedługo ta właśnie nieczysta, być może pachnąca i smakująca moczem Pani
szmata za chwilę będzie umieszczona w jego ustach, jako główne danie podane do
przeżuwania na podwieczorek i już niedługo będzie mógł tylko i wyłącznie zapoznawać się z
jej obrzydliwym, wstrętnym smakiem i bezpośrednio go odczuwać.

A jednocześnie tych swoich okropnych, koszmarnych wrażeń i doznań niewolnik nie będzie
miał żadnych możliwości uzewnętrznić. Będzie musiał pozostać z nimi sam na sam.

Podkreślić trzeba, że przecież w „realu” osoba obezwładniająca jakiegoś delikwenta, stara się
zrobić to jak najszybciej i najsprawniej. Nie prosi obezwładnianego, by poczekał z krzykami i
wołaniem o pomoc, aż znajdzie się stosowny, czysty, sterylny knebel, czy też wyprana i
wyprasowana apaszka, tylko „chwyta wszystko, co ma najbliżej pod ręką” a może przyczynić
się do skutecznego, a zwłaszcza jak najszybszego zniewolenia danego osobnika, w tym w
szczególności efektywnego jego uciszenia.

Nie pyta również delikwenta, czy jest mu wygodnie w założonych pętach, czy jest
zadowolony z materiału, który ma służyć jako knebel, a przede wszystkim czy odpowiada mu
smak i zapach wetkniętego knebla.
Choć również w rzeczywistości każda sytuacja jest możliwa, w tym odpowiednio
wcześniejsze przygotowanie zarówno sznurów jak i przedmiotów służących do kneblowania.

Każdy człowiek w normalnych warunkach, gdy styka się z nieświeżym zapachem, stęchlizną
czy też fetorem zatyka nos, starając się przekazać informację wszystkim wkoło, przynajmniej
za pomocą jednoznacznych słów i gestów. Gdy zetknie się z nieprzyjemnym smakiem
również swoją gestykulacją, znakami czy odpowiednio dobranym słownictwem dzieli się
swoimi spostrzeżeniami i uwagami z pozostałymi osobami, i jest to naturalny odruch każdego
człowieka (w końcu istoty stadnej).

Ja w przedstawionej powyżej sytuacji „bezgranicznego upodlenia” i całkowitego
obezwładnienia, ze swoimi cierpiętniczymi rozmyślaniami, odczuciami i odpychającymi
doznaniami smakowymi pozostaję sam na sam – nie mam żadnych możliwości ich
uzewnętrznić. Nie mam żadnej możliwości podzielenia się z kimkolwiek, choćby za pomocą
gestów czy słów doznawanym wstrząsem.

Tak naprawdę jedynym kontaktem z otoczeniem, który mi pozostał jest kontakt wzrokowy –

background image

o ile i tego Władcza Pani mnie nie pozbawi poprzez założenie opaski czy narzuconym
workiem. A samymi oczami trudno jest przecież przekazać swoje okropne wewnętrzne
przeżycia, choć i da się wyrazić wiele ze swoich odczuć np.: strach, obawę, lęki. Można w
pewnych sytuacjach próbować nawiązać jakiś mimiczny kontakt ze swoim „oprawcą” – ale
tylko pod warunkiem chęci czynnego uczestnictwa w tymże kontakcie tej drugiej osoby.
Pozbawiony jestem nie tylko możliwości prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji, rozmowy
czy choćby wyartykułowania zrozumiałych słów, ale przede wszystkim możliwości
przekazania na zewnątrz w danym momencie swoich myśli i odczuć.
A cóż warte są moje myśli i odczucia, gdy nie mam żadnych możliwości przekazania ich
innym osobom, – gdy głos chcący je przekazać utknie w zatkanym gardle, a na zewnątrz
wydobywa się cichy, niezrozumiały i nikogo nie interesujący bełkot-pomruk – w
rzeczywistości sprowadzony jestem do roli przedmiotu, a co najwyżej nieporadnego,
nieszkodliwego pełzającego i wijącego się po podłodze zwierzątka - - i tak właśnie ja to swoje
zniewolenie w tym momencie odczuwam.

Oczywiście wszystko to odbywa się w mojej psychice, w ograniczonym zakresie,
wynikającym choćby z mojej wewnętrznej potrzeby znalezienia się w konkretnych
okolicznościach, a przede wszystkim traktowaniu całej tresury jako niezapomnianej, pełnej
„intryg” zabawy dorosłych osób tworzących swoisty teatr dwóch aktorów.

Zatem, moim zdaniem, to - knebel jest najbardziej zręcznym „przebiegłym” i przemyślnym
aparatem ucisku i ciemiężenia niewolnika. Zauważyć bowiem trzeba, że przed jego
umocowaniem (wepchnięciem do ust) niewolnik nie ma powodów by się skarżyć na jego
uciążliwość, odpychający zapach czy też nieprzyjemny smak, albowiem nie wie tak
naprawdę, co go nieprzyjemnego a nawet koszmarnego czeka. Szczególnie dostrzegalne jest
to w przypadku, gdy wcześniej ma dodatkowo zawiązane oczy. Natomiast już po faktycznym
umocowaniu knebla w ustach, niewolnik natychmiast i nieodwołalnie jest pozbawiony
wszelkiego prawa do złożenia skargi, wyrażenia swojego sprzeciwu, dezaprobaty czy też
protestu, co do jakości, smaku i uciążliwości założonego knebla.

Bywa, że niewolnik nie tylko odczuwa nieprzyjemny smak, ale na dodatek Piękna Władczyni
informuje go z „sadystyczną” satysfakcją i „drwiącym” śmiechem, jakim „przyjemnym”
poczęstunkiem go uraczyła. I tak naprawdę niewolnik nie wie wtedy tak do końca, co w
ostateczności Władcza Pani wcisnęła do jego ust. Musi żyć w świadomości, że jest to coś
obrzydliwego, choćby nawet w rzeczywistości tak niezupełnie było.

Niewolnik nie ma też żadnej sposobności dania wyrazu swojej dezaprobaty co do
zastosowanego wobec niego upokorzenia. Na zewnątrz przedostają się tylko przyciszone,
niewyraźne, nieartykułowane, nic nie znaczące słowa „mghmhmghmmh”.

Nie należy zapominać również o jakże ważnym – również psychicznym posłannictwie
„brudnego” knebla tj. dodatkowego poniżenia niewolnika poprzez wymuszenie na nim
nieodwołalnego zapoznania się bezpośrednio z koszmarnie smakującą szmatą, służącą
przecież do całkiem innych – nie zawsze higienicznych celów.

Głośny krzyk „rozpaczy” grzęźnie w kłębie obrzydliwych szmat, których niewolnik nie ma
ż

adnych możliwości pozbycia się. Bez żadnego merytorycznego uzasadnienia wydaje mu się

wtedy, że z każdą próbą wydobycia tegoż krzyku na zewnątrz, na skutek podejmowanych
kolejnych prób, wrzaskliwy krzyk gromadzi się i kumuluje w owym tkwiącym kneblu,
przyczyniając się w końcu do jego wypchnięcia, wyplucia z umęczonych ust – to jednak

background image

nigdy nie następuje, ale czyż powyższe doznania nie są również istotą przymusowego
zniewolenia???

W tej sytuacji również możliwa jest sytuacja, że zakneblowanie niewolnika odbywa się
„siłowo” tj. np. poprzez wymuszenie otwarcia ust poprzez zatknięcie nosa, mocnego nacisku
na szczęki a czasami wiszącą „groźbą” jakiejś srogiej kary, której będąc solidnie i rzetelnie
skrępowany nie ma możliwości uniknąć. Muszę w tej sytuacji zdać sobie powoli sprawę i
pogodzić się z faktem, że nie zdołam i tak obronić się przed zakneblowaniem, gdy będę
próbować przeciwstawić się woli Pięknej Władczyni, a w przyszłości, w związku ze
stawianym oporem może czekać na mnie reprymenda i kara przejawiająca się czymś znacznie
gorszym, boleśniejszym niż tylko pozbawienie prawa głosu poprzez dokuczliwą, czasami
nieprzyjemną „szmatę”, wciśniętą do ust, wędzidło, kołek, itd., a przed kneblem i tak w końcu
w moim „tragicznym” położeniu nie zdołam przecież się uchylić.

Inną, szczególnie dla mnie istotną i niebagatelną rolą knebla, której absolutnie nie mogę
pomijać w sytuacji moich żywotnych zainteresowań i zamiłowań dotyczących kobiecych
zapachów i aromatów jest fakt, iż za jego pomocą - w mniejszym lub większym stopniu
zatykane są dolne drogi oddechowe, utrudniając oddychanie. Czasami usta niewolnika są tak
mocno „zakorkowane” wepchniętym kneblem, „obwiązane”, czy zaklejone taśmą, że
wciągnięcie nimi jakiejkolwiek dawki powietrza jest całkowicie lub prawie całkowicie
niemożliwe. Zmusza to do dokonywania przez niewolnika czynności wdechu jak i wydechu
przede wszystkim górnymi drogami oddechowymi - nosem. Następuje początkowo znaczne
przyśpieszenie oddechu poprzez szybkie wciąganie małych dawek tlenu – to efekt
zwiększonej adrenaliny i pewnego stresu związanego z radykalną zmianą i pogorszeniem
swego położenia i usytuowania - niezgodnego z naturą oraz zwyczajnym, nabytym,
wyuczonym trybem życia, ale przede wszystkim przymusowym odcięciem
(wyeliminowaniem) niektórych zmysłów i organów. Po pewnym czasie następuje jednak
ustabilizowaniu oddechu i wewnętrzne uspokojenie. Chcąc nasycić swoje płuca właściwą
dawką tlenu, niewolnik przechodzi na długie, rytmiczne oddechy, przy czym powietrze
(często nasycone słodkimi zapachami kobiety) jest wciągane z oczywistych powodów -
głęboko nosem. Powoduje to zwielokrotnienie i wzmocnienie doznań związanych z
bezpośrednim kontaktem z „podarowanymi” przez Władczynię zapachami, bowiem to
przecież właśnie nos odpowiada za wszelkie doznania związane z zapachami i wszelkimi
woniami.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 4

Doceniając tak znamienitą rolę knebla nie sposób zauważyć, iż nasuwa się refleksja, że gdyby
knebel był powszechnie dostępny (przecież występuje ogromne zróżnicowanie, co do jego
formy – od najprostszej, łatwej w zastosowaniu, a nawet wykonaniu do nieco bardziej
skomplikowanej – z szeregiem uprzęży i pasków), tani (co przy masowej produkcji z
pewnością jest łatwe do osiągnięcia), możliwy do nabycia w każdym sklepie razem z innymi
towarami pierwszej potrzeby (byłby popyt byłaby i podaż) to ludzie używaliby go z
pewnością na co dzień, przy każdej okazji i spotkaniach towarzyskich, biznesowych oraz
debatach społeczno-politycznych a świat zdecydowanie byłby wtedy łagodniejszy, bardziej
sobie przychylny. Ludzie wobec siebie byliby bardziej pobłażliwi i wyrozumiali. Na naszych
ulicach panowałaby wzajemna życzliwość, dobroduszność i poczciwość. Ale niestety tak się
nie dzieje – ciekawe dlaczego? Ten tak w końcu prosty instrument powszechnej „sympatii” i
uszanowania nie jest doceniany i masowo używany. Może brakuje stosownej reklamy,

background image

rozpropagowania w mediach publicznych, na ulicach, w rozmowach, debatach publicznych –
nie wiem tak do końca. Sporą wadą i z pewnością hamulcem przeszkadzającym w
powszechnym wdrożeniu wynalazku przyczyniającego się do polepszenia ludzkiego bytu jest
fakt, iż człowiek nie jest tak do końca istotą rozumną i nie umie (nie chce) docenić wszystkich
dobroci knebla. Jest istotą zawistną i egoistyczną. Jedni ludzie nie pragną by inni mieli
szczególne powody do radości i masowego szczęścia – człowiek człowiekowi wilkiem. Z
pewnością wiele osób żyje w nieświadomości i umysłowej niedojrzałości, nie potrafiąc
docenić przełomowe i epokowe znaczenie knebla. W myśl zasady – na złość mamie odmrożę
sobie uszy znaczna część uszczęśliwionych kneblem osobników chciałaby podrażnić tych
ś

wiatłych obywateli - ukradkiem i w niezrozumiałym pośpiechu pozbyć się tegoż drobiazgu,

choćby tylko z tej przyczyny by inni obywatele- ci zdecydowanie bardziej oświeceni i mądrzy
nie zaznali jakichkolwiek objawów zbawiennego wpływu knebla na globalny liberalizm i
tolerancję. Dlatego też niezbędne jest z pewnością zsynchronizowanie powyższej metody
uszczęśliwiania ludzkości z innymi technikami „uspokajającymi” (zob. przypisy 5 i 7).

Powyżej omawiany rewelacyjny aparacik globalnego szacunku i poważania, ze zrozumiałych
względów szczególnie chętnie i radośnie powinien być używany przez wszystkie piękne
Panie oraz noszony przez nie dumnie i wyniośle – z pewnością nadałby im z powrotem
należne miejsce i poważanie w społeczeństwie, utracone nieopatrznie przez niepotrzebną
nikomu feministyczną walkę o wydumane prawa. Jednak i znaczna część mężczyzn nie
powinna być pozbawiona możliwości korzystania z tegoż epokowego wynalazku!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Reasumując - to knebel ma dla mnie niepodważalne i bezsprzecznie jedno z najważniejszych
znaczeń dla osiągnięcia pod względem psychologicznym wspaniałych efektów zniewolenia.


Z dotychczasowych rozważań łatwo można by wysnuć wniosek, iż w moim przypadku
problem drugiej strony, gdybym chciał bardzo brzydko to nazwać - w zasadzie nie występuje.
Ale tak nie jest. Bowiem zawsze uważałem i uważam, że jedynie wzajemny szacunek i
poważanie oraz wzajemne zrozumienie oraz zaufanie, a przede wszystkim „dogadanie się”,
czyli coś, co nazywam „nićmi porozumienia” są nieodzownym i niezbędnym warunkiem
czerpania przyjemności nie tylko ze spotkań, ale z całości tak przecież złożonej problematyki
uległości i powstania harmonii na linii Lady-niewolnik.
Aczkolwiek moja sytuacja pozwala mi jednak na dość sporą dawkę egoizmu. Spotkania z
„profesjonalną dominą” ułatwiają bowiem „realizowanie” i wdrażanie w toku przechodzonej
przeze mnie tresury takich technik i metod szkolenia niewolnika, które de facto są dość
mocno skorelowane z moimi oczekiwaniami, wyrażanymi w przekazywanych prośbach-
podaniach do Lady, a które być może nigdy w ramach spotkań z „amatorką” nie wyszłyby
poza ramy moich „fantazji”. Mogłyby być zatem rozważane przeze mnie tylko jako
niespełnione, wymyślne bajkopisanie, a nie spełnianiem w jakimś stopniu moich marzeń i
pragnień w relacji Pani-niewolnik.

Zdaję sobie sprawę również z mojego egoizmu, przejawiającego się pewnym narzucaniem
Władczej Pani najbardziej mi odpowiadającej formy dominacji i uległości, znowu muszę
wtrącić – czyż porcja krnąbrności, nieposłuszeństwa i zarozumialstwa a nawet
pyszałkowatości nie jest również częścią „zabawy” i integralną częścią składową
niewolnictwa – dającą Władczej Pani pole do popisu i szansę ukrócenia, przytępienia a nawet
odrąbania wyrastających mi różków niezdyscyplinowania i niepodporządkowywania się Jej
woli?!!!

background image


Innym przejawem mojego egoizmu jest „wymuszanie” na Władczej Pani pewnego stylu
ubierania się przez Nią na czas udzielania „lekcji”. Bowiem wnoszę również prośbę-podanie:
„czy mógłbym prosić, by Pani była ubrana tak naprawdę „po kobiecemu” tj. np. w zwiewną
sukienkę, spódniczkę, bluzeczkę, pończoszki, gorsecik, szpileczki itp., a nie w skóry, latex,
itd?”.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 4

Feminizacja

Zachodzi w tym miejscu pytanie – a gdzie tu miejsce na nawiązanie kontaktu i nici
porozumienia tak nieodzownego w korelacji Pani-niewolnik. I na pierwszy rzut oka pytający
ma rację. Zdaję sobie bowiem sprawę, że preferowana przeze mnie forma spotkań musi się
wydawać po pobieżnej analizie i nieznajomości całokształtu tresury mocno nieatrakcyjna,
niepociągająca a wręcz nudna.
Ale zapewniam, że tak w rzeczywistości nie jest a czas tresury szybko mija, zdecydowanie
zbyt szybko.....
Bowiem tak w rzeczywistości spotkanie nie polega tylko i wyłącznie na związaniu niewolnika
i trzymaniu w pętach oraz zakneblowanego np. przez bite trzy godziny (choć i taka sytuacja
może się zdarzyć przy dłuższych spotkaniach).

Owszem, ja jako niewolnik jestem przeważnie związany w różny sposób i często
kneblowany, ale faktycznie tresura nabiera jednak w dłuższym okresie czasu charakteru
„SPOTKANIA PRZY KAWIE” - czyli coś na kształt (mając na uwadze moje kobiece
przebranie) PRZYJACIELSKICH BABSKICH POGADUSZEK. A że w tym momencie moje
niewolnicze usytuowanie (tzn. przeważnie na podłodze) jest radykalnie inne niż Władczej
Pani – cóż z pewnością nie przeszkadza to owym rozmowom.

Oczywistym jest jednak, że może dojść w toku rozmów do sytuacji, że Władcza Pani
umiejętnie i chętnie użyje również knebla do pokazania choćby, kto w dalszym ciągu
„rządzi”. Są to dla mnie jednak bardzo ciekawe doznania, gdy często w najmniej
spodziewanym momencie moje rozdziawione usta są zatykane odpowiednim „korkiem”, w
sytuacji, gdy np. chciałbym Władczej Pani jeszcze coś „bardzo ważnego” przekazać, a głos
nie ma możliwości opuszczenia gardła a jedynie „magazynuje się” w szmacianym kneblu.
Zatem knebel pełni w tym momencie niejako rolę „sterownika rozmów”. W momencie, gdy
się Pani „znudzę” swoją paplaniną, lub np. ma „inne” zajęcia lub potrzebuje spokoju po
prostu zatyka mnie na jakiś czas. Natomiast, gdy Piękna Pani czuje potrzebę konwersacji i
prowadzenia dialogu i dysput niejako wyjmuje „zatyczkę” i w ten sposób uruchamia strumień
słów, słówek, dyskusji, a nawet polemik.

Zauważyć łatwo, że w tych momentach moja rola sprowadza się niejako do pozycji króliczka
cierpliwie i cicho czekającego w swojej klatce (czytaj: ulokowanego „wygodnie” w pętach i
dzięki kneblowi wydającemu tylko niezrozumiałe, wyciszone dźwięki uhgrrmmmmrr) aż jego
Pani będzie miała ochotę, a przede wszystkim czas nieco się nim zająć i zabawić.

Aby jednak być w jakiejś mierze zgodnym z własnym sumieniem muszę się dobrowolnie
przyznać, że w jednym przypadku z pewnością przekroczyłem pewną ustaloną wcześniej
przeze mnie granicę. Z pewnością łatwo można się domyśleć, że chodzi o moją feminizację.

W zasadzie, gdy decyduję się na pobieranie lekcji tresury u Władczej Pani mam również na

background image

myśli „zmuszenie” mnie do założenia damskich ciuszków. Nie przeczę i nigdy nie
ukrywałem, że ta forma fetyszyzmu sprawia mi jedną z większych przyjemności, mimo (a
może dzięki temu?), że zawsze traktowałem powyższy „przymus” jako specyficzną formę
poniżenia i upokorzenia niewolnika oraz przyczynę wewnętrznego przeżywania wstydu,
dyshonoru a nawet doznawania uczucia szczególnej hańby.

Nie jestem bowiem przykładowym transwestytą, nie chodzę na co dzień w kobiecych
ubraniach, ani się w nie nie przebieram.

Właściwie początkowo kobiece ciuszki zakładałem tylko w sytuacji, gdy np. w pracy
posprzeczałem się lub pokłóciłem z jakąś panią, dziewczyną, a nawet pomniejszałem jej
znaczenie i inteligencję. Traktowałem zatem „przymus” założenia tychże ciuszków jakby
dobrowolne poddanie się bardzo uwłaczającej i obelżywej karze, nałożonej na mnie przez
kobiety za moje zarozumialstwo i niepotrzebne wywyższanie.

I właśnie temu mojemu fetyszyzmowi Moja Pani nadała całkowicie prekursorski wymiar.
Oczywiście powyższe doznawania wstydu i poniżenia pozostały również i to na wcale nie na
mniejszym poziomie, zwłaszcza na etapie wstępnego oczekiwania na lekcje tresury.

Ale doszły przede wszystkim całkowicie nowe wrażenia i odczucia, odkrywcze, związane już
nie tylko ze zwykłym założeniem kobiecych ciuszków, ale praktycznie z pełną feminizacją, a
właściwie przygotowaniem niewolnika do spotkania z Lady.

W toku spotkań dochodzi bowiem do całego „ceremoniału” mającego na celu przygotowanie
mnie do rozmów-audiencji z Moją Panią, mające na celu podkreślić - po uwzględnieniu
poprzedzającą ową audiencję tresurę niewolnika, w tym moje oczekiwanie w więzach,
poniżanie, zabranie głosu poprzez kneblowanie, pełzanie po podłodze do nóżek Pani, kąpiel w
nektarach Pani itp. – „doniosłość i królewskość” tejże audiencji. Następuje wówczas
przekształcenie z poniżonego niewolnika w osobnika gotowego do odbycia „spotkania
towarzyskiego” z Piękną ale Władczą Panią. Oczywistym jest, że musi nastąpić
przeistoczenie niewolnika poprzez feminizację w osobę wartą takiego spotkania. Wymaga to
wielu przygotowań i przemian poczynając od przebrania go w eleganckie i gustowne kobiece
ciuszki, jakie wypada założyć na okoliczność szczególnie ważnej wizyty, założenia kobiecych
pantofelków a kończąc np. na malowaniu i makijażu. Można w tym momencie faktycznie
czuć się jak kobieta przygotowująca się do wizyty na wyjątkową uroczystość, co zresztą
zgrabnie i zręcznie jest przez moją Panią akcentowane poprzez takie usadowienie mnie (na
kobiecy sposób tzn. np. nóżka na nóżkę) na stołeczku, naprzeciw ale w pewnej odległości od
Mojej Pani. Jakże to wspaniale podkreśla „ważność i majestatyczność” tejże rozmowy, jak
znakomicie uwidacznia, że tylko osoba o „nienagannej prezentacji”, po starannym
przygotowaniu, i przeistoczeniu w „kobiecy egzemplarz” ma zaszczyt móc rozmawiać z
Władczą Panią w czasie tresury. Zostałem pierwszorzędnie uświadomiony, że nieoświecony,
niewyrobiony osobnik „wprost z ulicy” nie ma prawa dostąpić zaszczytu i honoru do takowej
rozmowy z Najpiękniejszą Panią. Do tego potrzeba bowiem długiej i mozolnej pracy i
zdobyciu pewnej „specjalizacji”, przeżyć długą drogę cierpienia i poniżenia, przejść
konieczną szkołę pokory i posłuszeństwa by po zdobyciu odpowiednich kwalifikacji w
zakresie stosownego ubioru, właściwych zachowań i postępowań móc stanąć twarzą w twarz
z Księżniczką.
Te czynności, tak bardzo kobiece, przekształcenia nic nie wartego niewolnika w osobnika
odpowiednio przygotowanego do odbycia niezapomnianej „wizyty” u swojej Pani
pozostawiają u mnie niezatarte wrażenia. A jakże podnoszą jeszcze rangę tychże rozmów a w

background image

szczególności podkreślają „wielkość”, „monarszy majestat” i „niedostępność” dla zwykłego
niewolnika owej Najpiękniejszej Księżniczki. Jednocześnie feminizacja niewolnika i
wszystkie podjęte w związku z tym czynności przygotowawcze, pozwalają mi uzmysłowić i
zachować dystans dzielący mnie od Pani i „powagę” tychże bliskich spotkań. W tym
momencie mogę namacalnie czuć się, jakbym autentycznie przygotowywał się, jako
niewolnik szczególnie wyróżniony spośród innych niewolników do audiencji u Księżniczki.
Wszelkie czynności przyczyniają się do przemiany we względnie dobrze przygotowaną do
audiencji osobę, poczynając od założenia „szykownej i eleganckiej” bielizny: koronkowych
majteczek, staniku, gorsetu, haleczki, pończoszek wraz ze stosownym pasem, wytwornej
sukienki (czy też białej bluzki i „odświętnej” czarnej spódniczki), zgrabnych kobiecych
pantofelków, nie zapominając oczywiście na pomalowaniu paznokci i makijażu, i
odpowiednich „kobiecych piersiach”. Wszystko to dodatkowo okraszone zostaje kobiecymi
ozdobami m.in. naszyjnikami, klipsami, obrączkami, apaszką zawiązaną gustownie na szyi.
Nie zapomina Moja Pani również by przyjęty(a) na audiencję zadbał(a) przede wszystkim o
właściwą kobiecą postawę, czy to w trakcie siedzenia i prowadzenia konwersacji z Piękną
Panią, czy w przypadku „przechadzania się”. W tym momencie faktycznie zatracam poczucie
własnej „męskości” i dosłownie czuję wewnętrzne dreszcze, związane z przeobrażaniem się
w faworyzowaną przez Nią niewolnicę.

Wielce uwłaczające są przy tym dla mnie bardzo kobiece czynności w sytuacji „przymusu”
przebywania w tychże „wytwornych” kreacjach, jak np. obowiązek wygładzanie fałd
założonej sukienki czy też spódniczki oraz wyrównywania położenia założonych pończoszek,
ale przede wszystkim konieczność unoszenia i trzymania w palcach ręki fałd ubranej długiej,
sięgającej podłogi sukni w czasie „eleganckiego” przechadzania się po „salonach” – czyli
czynności, które mężczyzna, w związku ze swoim ubraniem w rzeczywistości nigdy nie
wykonuje. W toku tejże czynności przeżywam „prawdziwy dramat”, związany z faktem, iż
dodatkowo (z pewnością dla podkreślenia stanu poniżenia i mojej nicości) narzucony mi
zostaje obowiązek dbania o stan oraz do okazywania „szacunku i poważania” tym ubranym,
ku mojemu pohańbieniu, kieckom – myślę, że wielu z czytelników rozumie moje „katusze”
związane z wyżej omówionymi sytuacjami wykonywania przeze mnie tak bardzo kobiecych
wyspecjalizowanych czynności oraz o moim poczuciu zażenowanie i wstydliwości oraz
pogłębiającym się przekonaniu o „obrazie” męskości!!!

Przymus noszenia damskich ciuszków jak i pantofelków na wysokim obcasie (szpilek), w
których zdaję sobie oczywiście sprawę, że wyglądam bardzo groteskowo i cudacznie, a w
których jest z pewnością bardzo „twarzowo” pięknym Paniom, pozwalają mi za to pełniej
docenić istotę kobiecości. Moje upokorzenie przekłada się na wyrabianie świadomości jak
wiele dzieli rodzaj męski i żeński, a tym samym na jeszcze większe uwielbienie oraz na
szczególne docenienie gracji, wdzięku i powabu kobiet.
Ponadto pozwalają chyba mi uzmysłowić, dlaczego dziewczynki w przeciwieństwie do
chłopaków są takie grzeczne i ułożone – to z pewnością sam fakt bycia ubranym w takie
zwiewne fatałaszki oraz pantofelki wybija z głowy wszelkie pomysły o niekulturalnym
zachowaniu, zaczepianiu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek napastliwości.
Ubrany w fikuśną damską bieliznę, zwiewną sukienkę czy też spódniczkę staję się
nieprawdopodobnie taktowny, łagodny oraz pozbawiony wewnętrznej agresji. Nie w głowie
mi wtedy „atakowanie” Pań. Nie mam tu jednak oczywiście na myśli, że nie reaguję na ich
urodę czy też ich kobiecość.

I chyba dlatego, że i kobiety coraz częściej noszą spodnie wzrasta również w nich
agresywność, kłótliwość i awanturnictwo – szkoda....

background image


Co chciałbym jeszcze dodać to fakt, że tak naprawdę myślę, iż prawie żaden mężczyzna nie
jest przyzwyczajony i chyba już nigdy nie będzie do chodzenia w pantofelkach na wysokim
obcasie – a na pewno nie ja. Nie tylko chodzenie w nich sprawia sporo problemów, ale nawet
samo ich założenie i trzymanie na nogach powoduje dziwne uczucie niewygody i
nieporęczności. I nic tego raczej nie zmieni. Nigdy bowiem raczej się do tego dziwnego
obuwia nie przyzwyczaję, bowiem na co dzień nie mam z czymś takim do czynienia. Jedynie
co mogę, to podziwiać Was Kobiety jeszcze bardziej, że sobie z tym tak dobrze radzicie, nie
mówiąc o wspaniałym wyglądzie Waszym nóżek. Z pewnością Wy Kobiety macie inną
budowę tychże słodkich nóżek, a być może nieustanny trening od młodych lat powoduje, że
posiadłyście te umiejętności zgrabnego poruszania się na wysokich obcasach. Chociaż i
Kobiety nieraz przecież narzekacie, że nóżki jednak czasami Was bolą i musicie sobie od
wysokich obcasów odpocząć. Tak więc łatwo można wyobrazić sobie jak szybko musi mnie
brać owa boleść – wcale nie muszę nawet w tych pantofelkach długo chodzić.

Inna sprawa, że tak naprawdę, to każda część kobiecego stroju jest jakimś tam narzędziem
tortur (pomijam oczywiście sprawę mojego poniżenia związaną z ich założeniem, czy też ich
rolę w unieszkodliwianiu „przeciwnika” czyli posłużeniem się damską bielizną i
pończoszkami do krępowania i kneblowania „wroga”). Głównie jest to związane z pewnością
z ich rozmiarami, ale nie tylko. A to uciskające zbyt ciasne kobiece majteczki, gdzieś tam z
tyłu wciskające się nie wiadomo gdzie, a z przodu nic nie przytrzymujące, a to uciskający
gorset czy też stanik niemiłosiernie gdzieś tam pod bokiem uwierający i ściskający żebra.
Pończoszki czy też rajstopki, w których jest jednocześnie i gorącą i przewiewnie, do tego
mocno w pewnych miejscach ściskające i powodujące dziwne wrażenia w nogach, a do tego
pas do pończoch żłobiący w biodrach ślady ucisku. Również sukienki, czy też spódniczki,
które wydawałoby się powinny być wygodne niczym okrywająca lekka materia, w pewnych
okolicznościach gdzieś tam „piją” w pachwie, cisną bezlitośnie na klatkę piersiową itp. Jak
Wy kobiety to wszystko wytrzymujecie, to pozostaje tylko Waszą tajemnicą.
Chyba jednak męskie ubrania są dużo wygodniejsze, bo mnóstwo kobiet przerzuciło się do
noszenia spodni, czy też sportowego obuwia, a w odwrotnym kierunku to jest do noszenia, na
co dzień spódniczek czy też sukienek, nie wspominając już o zakładaniu szpileczek raczej
ż

aden z mężczyzn się nie kwapi.


A najdziwniejsze w tym wszystkim jest poczucie wszechogarniającej wstydliwej nagości i
obnażenia, mimo przecież zdawałoby się „kompletnego ubrania”. To odczucie występuje
zwłaszcza w sytuacji, gdy „zmuszony” jestem do założenia spódniczki (sukienki) o
klasycznej długości tj. kończącą się tuż przed kolanami, nie wspominając o sytuacji ubrania
mnie w minispódniczkę. Jednak w sytuacji założenia również długich sukien czy spódnic
odczucie nagości jest niewiele mniejsze – jest to dla mnie niezrozumiałe i niepojęte.

Wynika to chyba z męskiej fizjonomii a jednocześnie z kształtu i lekkości (zwiewności)
kobiecych ciuszków, które sprawiają, ze „od dołu” zawsze czuję, jakby mi czegoś brakowało,
coś co przytrzymywałoby moją „męskość”.

Ciekawe czy i kobiety chodząc w spódniczkach i sukienkach odczuwają także taką dziwną
nagość – chyba jednak nie?

I dręcząca mnie problematyka do ewentualnego rozwiązania i dysput: co w Kobietach jest
takiego potężnego, co sprawia, że owinięty w koło ich bioder kawałek materiału
zdefiniowany jako spódniczka lub sukienka jest takim fetyszem, że nabiera rangi niejako

background image

„świątyni” skrywającej najcenniejsze skarby? Co sprawia, że dotknięcie choćby rąbka tej tak
w końcu prostej, choć czasami ozdobionej fikuśnymi falbankami, koronkami, czy też tiulami,
zwiewnej materii, radośnie owijającej się wokół kobiecych nóżek, jest marzeniem, którego
spełnienie nabiera nieomal obsesji? A jej realizacja powoduje entuzjastyczne bicie serca oraz
owacyjne podniesienie „gorączki” mózgownicy”. Chyba coś w tej misternie ułożonej i
radośnie wirującej i plączącej się tkaninie coś jest. Nie na darmo mówi się przecież o
„gonieniu za spódniczką” lub „schowaniu za spódniczką”! I nie ma w tym momencie
decydującego znaczenia fakt, że spódniczka czy sukienka jest mini czy też trochę dłuższa, czy
jest wykonana z delikatnego, letniego materiału czy też z nieco bardziej „szorstkiego”. Czy to
schowane pod tym kawałkiem materiału przepiękne, wonne, „świeże” ciało, czy moje -
męskie fantazje o „świątyni kobiecego ciała”, a może zgromadzone pod tym „kloszem”
kobiece ciepło wraz z rozkosznymi i niebiańskimi zapachami i aromatami, a może wrodzona
gracja, wdzięk i połączenie z fantastycznymi kobiecymi kształtami, dodatkowo
podkreślonymi wspaniałymi nóżkami w szpilkach, sprawia, że tym ciuszkom mającym
bezpośredni kontakt z pachnącym ciałem oddaje się uwielbienie niczym narodowym
symbolom? A może to fakt, iż ta zwiewna tkanina, pełniąca raczej funkcję zdobniczą i
dekoracyjną, w postaci finezyjnej i wysmakowanej zasłonki, niż ochronną, która tak
naprawdę nie powinna skutecznie i efektywnie bronić dostępu do największych kobiecych
skarbów i klejnotów, jest w rzeczywistości barierą nie do pokonania i tyko w sferze umysłu
pozostaje możliwość jej przekroczenia i pokonania. Podobnie zresztą ma się sprawa z
wszystkimi innymi damskimi szmatkami.
Coś o niedoskonałej roli ochronnej kobiecych ciuszków wiem – bo nieraz przecież miałem w
czasie tresury do czynienia z sytuacją, gdy założona sukienka nie stanowiła żadnej
przeszkody chroniącej mnie przed „gwałtem”.
A może to wytwór naszych czasów, gdy kobiety stały się silne, samodzielne, pełne inwencji i
niezależności sprawia, że kobiety jakby „mężnieją” a jednocześnie nie ma społecznej zgody
na zniewieścienie mężczyzn. Niby kobiety są subtelnymi, delikatnymi, pełnych zwiewności
istotami, a jednak, gdy one założą spodnie to ich ranga nic na tym nie cierpi (chociaż dla mnie
osobiście to już nie jest to samo). I odwrotnie – założenie sukienki/spódniczki oraz innych
części kobiecej garderoby, jak również elementów pełniących u kobiet funkcje ozdobne, jak
np. apaszki, wstążki, chustki na głowę, peruki, powoduje u mężczyzn poczucie wstydu i
dyshonoru, by przypadkowo nie ujrzeć pełnej groteski i karykatury człowieka. Czy zwiewne,
lekkie, delikatne w dotyku materiały, czy tkaniny są nieodłącznie związane z kobiecym
temperamentem i mentalnością? A każdy element kobiecej odzieży jest mimo wszystko
swoistym symbolem tak niemęskich cech jak: wiotkości, kruchości, delikatności, subtelności,
powiewności, filigranowości, lekkości, słabości? Z całą pewnością odpowiedź w tym
przypadku musi być twierdząca, ale przecież jeszcze w XVI czy XVII wieku mężczyźni
ubierali się w tak samo wymyślne stroje jak kobiety. To przecież najpierw mężczyźni zaczęli
nosić jedwabne pończochy, czy też podwiązki, nie zapominając o bardzo delikatnych
muślinowych, z mnóstwem koronek koszulach, by wspomnieć w tym miejscu właśnie modę
francuzką, rozprzestrzenioną na całą Europę.
A może to wszystko razem i jeszcze coś wpływa na mój „kult” dla kobiecego stroju? Nie
wiem, nie jestem w stanie sam sobie udzielić odpowiedzi.

Tak na marginesie, chciałbym na końcu dodać, iż w ciągu tych wielu lat nagromadziłem dość
pokaźną „kolekcję” damskich ciuszków. W moich zbiorach są również oczywiście niezbędne
apaszki, kobiece gadżety (naszyjniki, klipsy, bransolety), worki, prześcieradła i liczne skrawki
tkanin i płótna mogące w każdej chwili pełnić różne funkcje gnębiących przyrządów
naukowych itd.
Tak naprawdę to w mojej „kolekcji” brakuje mi chyba tylko stroju pokojówki „sissi maid”, o

background image

którym trochę marzę – chyba trzeba byłoby takowy „kostium” zamówić u krawca. Na razie
nie mam jednak aż takiej odwagi.
Z pewnością i taki ubiór w dalszej perspektywie zdobędę, by w przyszłości móc służyć swojej
Pani w schludnej i w miarę eleganckiej, odpowiadającej wadze i randze tejże służby kreacji.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 5

Nie będzie odkrywczym, iż w tak znamienity, wytworny mundurek „sissi maid” składający
się ze zwiewnych sukni, spódnic powinni być ubrani wszyscy mężczyźni. Nadałby on
bowiem, poprzez swój przepych a jednocześnie reprezentacyjność, wspaniałego im wyglądu.
Przestaliby chodzić ubrani niechlujnie, niemodnie i bezgustownie, a ulice naszych miast
zapełniłyby się samymi paradnymi osobnikami o wzorcowym stylu. Taki strój, wymagający
staranności i odpowiedniego zachowania mężczyzn zdecydowanie przyczyniłby się do
salonowych, dystyngowanych zachowań. Z pewnością mężczyźni doceniając swoją
szykowność umieliby zachować klasę i wysoki poziom kultury. Do powszechnego zwyczaju
weszłaby elegancja zachowań i zmiana jakości życia. Do tego doszłoby uwielbienie oraz
poszanowanie Kobiet. Jedynym zarzewiem konfliktów z pewnością byłaby zazdrość
osobników o jeszcze bardziej wykwintny strój konkurenta. Ale w tych konfliktowych
sytuacjach z pewnością rolę znakomitych rozjemców pełniłyby obiektywne, posiadające
znakomite rozeznanie w powyższej materii Panie. Piękne Panie chcąc np. zmobilizować
mężczyzn do godnych i szlachetnych zachowań mogłyby wprowadzić pewne
współzawodnictwo, gdzie najlepsi nagradzani byliby awansem, np. po trzech - pięciu latach
nienagannej postawy, „sissi maid” mógłby osiągnąć kolejny szczebel kariery i od tej pory
wyróżniony prymus miałby prawo do noszenia „sukni damy dworu”, a po następnym okresie
pięcioletnim nawet uzyskać najwyższy zaszczyt noszenia „sukni ślubnej”. Ze względu na
niesamowite zasługi w dziedzinie wzorowego i nieposzlakowanego zachowania, na
indywidualny wniosek Władczyni, miałby możliwość uzyskać awans w trybie uproszczonym.
Niestety, za zachowania niezgodne z etykietą (np. nie dbanie o staranny strój, o jego
schludność, czy czystość, a nawet jego pogniecenie, czy też w skrajnych przypadkach
zniszczenie sukni) czekałyby również należne kary w tym najsurowsza – degradacja na niższy
poziom, a nawet utrata prawa do noszenia stroju „sissi maid”. Zmotywowałoby to z
pewnością wszystkich osobników płci męskiej do jak najstaranniejszego dbania o szykowną,
wytworną kreację i zachowania wszelkich reguł savoir vivre, w tym do zgrabnego unoszenia
w dłoniach długich sukni w toku odbywanych przechadzek.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Moja trudna i wyboista droga do zdobycia niektórych kobiecych umiejętności, uwidacznia mi
niedwuznacznie ile mam jeszcze braków w niewolniczym wykształceniu – chociażby w
umiejętności zrozumienia kobiecej natury, a wręcz istoty kobiecości!!! A przecież
powinienem już nawet względnie składnie poruszać się również w tych uwierających,
cisnących, a często niewygodnych kobiecych ciuszkach – nie wspominając już o fakcie, iż
powinienem przyzwyczajać się, iż jest to mój stały „roboczy” strój, nieodłącznie związany z
moim niewolniczym życiem.
Dzięki niemu, poprzez swój żenujący, śmieszny wygląd łatwiej przychodzi mi zrozumieć
swoją żałosną, a jednocześnie śmieszną pozycję oraz jak wielkim uwielbieniem powinienem
darzyć każdą kobietę. Powoli poznaję również ten wspaniały, piękny i czarujący, ale również
pełen sprzeczności i trudu świat kobiet.
Zaczynam też rozumieć, ile mozołu wymagają codzienne, zwyczajne czynności kobiet, by
mogły cieszyć oczy innych swoją urodą, gracją i wdziękiem. Zapoznaję się przy tym, iż nawet

background image

Wasze ciuszki, które wydają się takie urocze, gdy je macie na sobie, w rzeczywistości mogą
pełnić złośliwą i dokuczliwą funkcję, będąc jednocześnie utrapieniem dla niedostosowanych
niewolników. Ileż więc jeszcze czeka mnie nauk, by poznać choć część tajemnicy kobiecości?

A mimo wszystko na dzień dzisiejszy kobiety wydają mi się ciągle śmiesznymi i zabawnymi
istotami, nie przystosowanymi należycie do życia....takie pewne psychiczne rozdwojenie
jaźni....

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 5

„Wspomagacze” mojego zniewolenia

Przedstawione dotychczas moje doznania i doświadczenia w płaszczyźnie uległości i
fetyszyzmu obejmujące przede wszystkim cztery sfery tj. przebieranie, wiązanie, kneblowanie
oraz wąchanie kobiecych zapachów to zdecydowanie preferowane przeze mnie wątki
zniewolenia. Są jednak niejako przedstawione jak zupa bez przypraw. Zdaję sobie sprawę, iż
dla uzyskania jej lepszego smaku potrzebne są różnego rodzaju dodatki, o których sporo, choć
marginalnie wspominałem opisując swoje doznania zarówno fizyczne jak i przede wszystkim
psychiczne. Coś, co stanowi sól niezbędną dla uzyskania właściwego smaku potrawy. Ale
owa sól jest bezsprzecznie za każdym razem dodawana. Przejawia się ona poprzez
wprowadzanie ciągle uzupełnień, rozszerzeń, nowych eksperymentów do stosowanych metod
tresury, upokorzenia i nauki pokory a nawet wydawałoby się na pierwszy rzut oka dokładania
nieistotnych „suplementów”. W szczególnych przypadkach zaczyna się powolne
przekraczanie osiągniętych dotychczas granic. Następuje poszukiwanie - poprzez powolną
ewolucje a nie rewolucję - nowych możliwości w zakresie mojej uległości i zniewolenia.

Nie będę ich opisywał szczegółowo a jedynie pobieżnie wymienię niektóre z nich.

Przede wszystkim takim ważnym dodatkiem jest lanie i czasami baty (niezbyt radykalne)
uświadamiające mnie jednak, że mam jeszcze ciągle braki w starannym wykształceniu w
zakresie względnie zadawalającego Władczą Panią niewolnika. Ponadto jednoznacznie
wskazują na „przymusowy” charakter stosowania niektórych metod i technik nauki
poprawnego niewolnictwa.

Innym istotnym elementem tresury może być wspominany już strap-on stosowany w
przeróżnych okolicznościach, czasami polewanie woskiem oraz niewielkie i niezbyt
dokuczliwe przypalanie, zakładanie ciężarków na jądra, czy ich obwiązywanie, a także
zastosowanie sznurów ciasno przechodzących przez krocze (crotch-rope) - czyli elementy
powodujące dodatkowe utrudnienia w poruszaniu się. A metoda polegająca na przymusowym
pełzaniu do znacznie oddalonej Pani (por. przypis nr 3) jest stosowana nie bardzo często.

Takimi elementami tresury jest też skrępowanie niewolnika w pozycji w kucki – zamieniając
go za pomocą prostej transformacji w skoczka lub królika – i krótkimi skokami kazać mu
przemierzać pomieszczenie. Dodatkowo, przedtem dobrze jest zmusić niewolnika do
założenia bardzo długiej sukni (spódnicy), która skutecznie będzie utrudniać i przeszkadzać w
owych skokach – niewolnik mocno musi wtedy uważać by się nie wywrócić. Gdy niewolnik
ma ponadto zawiązane oczy, nie ma możliwości by nie stracił orientacji i nie „wywalił” orła.
Gdy za łaską Władczej Pani uda się w końcu dotrzeć do przesłodkich nóżek, w nagrodę za
wszelkie trudy istnieje możliwość ucałowania ich i popieszczenia (co jest z pewnością
niezwykłą przyjemnością i rozkoszą). Gdy Władcza Pani, chcąc niewolnika dodatkowo
poniżyć „zapomni” wyjąć mi knebel, wtedy, mając związane na plecach ręce, niewolnik może

background image

tylko zaznawać przyjemności „lizania cukierka przez szybę”.

Czasami, gdy Władcza Pani się „zmęczy” pewnie raczy sobie odpocząć robiąc z niewolniczej
twarzy „stołeczek”. Niewolnik ma wtedy niepowtarzalną możliwość zapoznania się z
niesamowicie kształtnymi, cudownie pachnącymi tylnymi pagórkami. Doznania psychiczne
są wtedy niemożliwe do wyrażenia na piśmie. Z jednej strony brak prawie oddechu a z
drugiej jednocześnie przenika słodki, tętniący świeżością zapach Jej kobiecości (wzmocniony
wszechogarniająca wonią Jej rajstopek i odczuciem ich przyjemnej szorstkości na
niewolniczej twarzy). Bywa, że to niewolnik ma na głowie założone rajstopy/pończochy lub
zatkane w inny sposób usta – powtarza się opisywana już sytuacja lizania cukierka przez
szybę.
Na tak wyrafinowane i słodkie nagrody niewolnik musi jednak „ciężko” zapracować
wytrzymałością i cierpliwością – np. poprzez intensywne pełzanie i podskoki – per aspera ad
astra.

Odnosząc się w tym miejscu ponownie do stosowanego ewentualnego pissingu to chciałbym
wyjaśnić, iż klasyczny pissing polegający na przekazywaniu moczu bezpośrednio do ust
przeżyłem tylko dwa razy. Same „wrażenia artystyczne” wynikające ze zbliżania się
przepięknej różowej „muszeleczki” Władczyni, z której za chwilkę leje się ciepły, słodkawy
nektar są z pewnością „warte zachodu”. Przekonałem się jednak, że na bezpośrednie wypicie
takiej dawki moczu, nawet o wyjątkowym smaku, nie jestem gotów. Nie byłem w stanie
traktować powyższej ambrozji jako szczególnej nagrody. Jednak obecnie wiem, że pissing po
pewnej modyfikacji może być przyczynkiem na fantastyczny pomysł mojego poniżenia. Stąd
też moje podanie i forma pissingu przedstawiona szczegółowo w „przypisie Nr 2 – Nauka
pływania”. I to był z pewnością „strzał w dziesiątkę”. Dzięki temu do tej pory chcę i mogę z
największą przyjemnością rozkoszować się niesamowitymi smakami wypływającymi wprost
z wnętrz mojej Cudnej Władczyni.

Innym ważkim elementem stosowanym w zniewalaniu to z pewnością łańcuchy, które choćby
z pomocą kłódek powodują przekonanie zakucia „pojmanego” w kajdany niewoli. O ile
sznury, taśma klejąca, wiązanie apaszkami są dla mnie niepodważalnym symbolem
zniewolenia, to jednak jednoznacznie kojarzą się ze zniewoleniem „czasowym”,
krótkookresowym, które w świadomości pozostają jako przejściowa (czasami oczywiście
dokuczliwa i uciążliwa) utrata mojej wolności.
Z łańcuchami jest zupełnie inaczej. To w mojej świadomości pełna niewola, bez perspektywy
wyzwolenia się „kiedykolwiek’ od nieograniczonych wpływów Władczyni. Do tego, owe
przekonanie mocno podkreślają i akcentują metaliczne odgłosy brzęczących stalowych ogniw
– bezlitośnie docierających do uszu niewolnika jakby nieubłaganie drwiły i radowały się, że
trzymają delikwenta w swoich jarzmach. W wyniku tego brzęku zaczyna się wydawać, iż
niczym złoczyńca niewolnik znalazł się w jakimś karcerze czy też obozie karnym.

Bardzo przyjemny bywa spacerek pieska, który odbywa się przy nóżkach Władczyni. Piesek
ma wtedy zakładaną obrożę, smycz oraz kaganiec lub wkładane między zęby wędzidło.
Wynika to z pewnością z mojego „nieopatrznie” zredagowanego kiedyś podziękowania-
podania po pierwszym spacerku:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 6

„Przepięknie stópki w szpileczkach oraz przecudne, pięknie się układające łydeczki –

background image

pychotka. Aż się chciało zanurzyć w tych łydeczkach swoje psie zęby, by je zakosztować – z
tego też względu dla swojego bezpieczeństwa (wymagają tego również przepisy dotyczące
wyprowadzania piesków na spacer) powinna Pani założyć niepewnemu (a może i
niebezpiecznej rasy?) pieskowi kaganiec, wędzidło, czy też przewiązać ciasno pysk pieskowi
kawałkiem materiału. Będzie z tego również taki pożytek, że zgodnie z wolą Pani będzie
mógł tylko radośnie poszczekiwać na chwałę swojej Pani.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tymże kagańcu czy też wędzidle:
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„faktycznie agresja dotycząca Pani przepięknych łydeczek osłabła – no cóż zęby psa zostały
unieszkodliwione i nie było większych możliwości zanurzenia ich w tych cudownych
nóżkach – trochę szkoda, ale przecież bezpieczeństwo Pani jest najważniejsze! A i piesek
uczy się powoli szczekać przyjaźnie na swoją Panią.”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo ważnym zadaniem wdrażanym przez Władcze Panie, o czym już znacznie wcześniej
była mowa, jest przechodzenie przez feminizowanego niewolnika szkolenia w zakresie
właściwego dla Kobiecych Istot zachowania się, ubierania i noszenia kobiecej bielizny,
sukienki, spódniczki i innych kobiecych „gadżetów”. Poruszania się i siedzenia w tych
osobliwych ciuszkach jest, co po raz kolejny mocno podkreślam, z jednej strony bardzo
poniżające a z drugiej mocno ekscytujące i fascynujące.

Z pewnością nie zawsze jednak Władcza Pani jest z zadowolona z osiągniętych efektów, a
czasami uznaje, że „niewolnica” uwsteczniła się i z powrotem zaczyna nabierać zbyt męskich
cech. Jej niewolniczy krok stał się z powrotem ciężki, mało sprężysty, bez nieodzownego
„niewolnicy” wdzięku i subtelności. „Niewolnica” utraciła przy tym, z takim mozołem
przerabianą na lekcjach, lekkość i grację siedzenia, tj. nabytą i wyćwiczoną powinność tak
nieodzowną w obecności Władczyni. Konieczna jest zatem korekta ćwiczeń oraz powrót do
okresu wstępnych nauk.

Dobry efekt może przynieść zmuszenie niewolnika do włożenia genitalii za uda i związanie
nóg w kolanach. Efekt jest całkiem interesujący. Zamiast dumnie prężącego się „ptaka”,
niewolnik nabierze cech „dziewicy” - po podniesieniu sukienki Władcza Pani jednoznacznie i
stanowczo stwierdza po prostu, że z przodu..... nic nie ma. Związane kolana uniemożliwiają
zademonstrowanie tak ważnego dla mężczyzny organu.
W przypadku, gdy niewolnik jest jeszcze zakneblowany, ze związanymi z tyłu rękami, nie ma
ż

adnej możliwości by przekonać swoją Panią, że nie jest zwykłą suką i dysponuje stosownym

narządem. Jest to szczególnie upokarzające i umożliwia całkiem uzasadnione wyśmiewanie
się Władczej Pani z powodu nabrania przez niewolnika - tak opornego w przyswajaniu
właściwych postaw - w pełni kobiecych cech na poziomie swojego łona.
Taka metoda potraktowania niewolnika jest przydatna przede wszystkim w sytuacji nauki
lekkich, drobnych, nadobnych kroczków stosownym „prawdziwym niewolnicom” i
właściwego, pełnego „wdzięku i piękna” chodzenia w kobiecych pantofelkach na wysokich
obcasach. Więzy umieszczone na wysokości kolan umożliwiają, bowiem „niewolnicy”
jedynie na robienie bardzo drobnych kroków. Gdy do tego niewolnik ma jeszcze związane z
tyłu ręce (najlepiej w łokciach – co wydatnie przyczynia się do zachowania przez niego
wyprostowanej pozycji – z pewnością wielu pamięta również z dzieciństwa, gdy w celu
przeciwdziałania „garbienia się” kazano chodzić z kijem z tyłu pleców), zmusza to do
szczególnej staranności w wykonywaniu powierzonego zadania, by nie utracił równowagi.
Takie ćwiczenia są zatem jak najbardziej wskazane do nauki chodzenia z odpowiednim
wdziękiem, gdy dotychczasowe metody wbijania tychże niezbędnych umiejętności zawiodły,

background image

a „normalne chodzenie” w pantofelkach na wysokich obcasach niezbyt niewolnikowi
wychodzi.

Inną okolicznością, by zrobić z niewolnika „dziewicę” występującą w toku szkolenia, a
wpływającą na jego lepsze samopoczucie jest sytuacja, gdy Pani zaplanowała i wdraża w
ż

ycie ukołysanie niewolnika tj. związuje go ciasno w pozycji hog-tied, („w kołyskę”). Dzięki

właściwemu „umieszczeniu narządów” niewolnik nie jest wtedy zmuszony do leżenia na
swoich, trochę nabrzmiałych jądrach,... bo ich tam po prostu nie ma!, co zdecydowanie
przynosi mu ulgę a wręcz powoduje odczucie komfortu i wygody leżenia na swoim płaskim
brzuchu. Brakuje mu tylko poduszeczki i kołderki do snu.

By niewolnik nie wpadł oczywiście zbyt długo w błogi stan – można zastosować specyficzną
formę związania „w kołyskę”, czyli po zgięciu nóg w kolanach przywiązuje się je nie
bezpośrednio do rąk, ale sznurkiem łączy się stopy z jego genitaliami i do tak
skonstruowanych pęt dowiązywane są również ręce. Niech niewolnik spróbuje teraz się
przemieścić lub pełznąć – gwarantuję, że z pewnością mocno się spoci, by swoich
„klejnotów” nie nadwerężyć.

Wspomnę również o sposobie zawiązywania oczu za pomocą używanych pachnących rajstop.
Z przodu na nasadzie nosa umieszczona zostaje szersza część rajstop tzn. tą, w której mieści
się „raj” tj. pupcia i różowa muszelka Pani, a nogawki, czyli części gdzie mieszczą się
„stopy” okręcamy kilka razy dość ciasno wkoło głowy na wysokości oczu, mocno je
rozciągając, wykorzystując sprężystość materiału, z którego są wykonane i oczywiście
związujemy je ze sobą. Tak zawiązanych oczu nie sposób otworzyć, nie sposób pozbyć się
również samodzielnie tej swoistej, ale skutecznej opaski. Na dodatek zwisająca z przodu
część „raju” zakrywa luźno nos i usta niewolnika tworząc niecodzienną zasłonę, niczym
noszone przez kobiety-arabki na twarzy przesłony, wyzwalając przy tym dodatkowe, ze
względu na ukryty w niej zapach doznania, ale i powodując pewne „niedogodności”.
Szczególnie dokuczliwe, ale całkowicie niegroźne a wręcz przyjemne jest to w przypadku
założenia niewolnikowi knebla, gdy musi on oddychać głównie nosem. Mimo, że tak
unieszkodliwiony niewolnik stara się jak może pozbyć tej specyficznej firanki, złośliwa i
szydercza materia wraca zawsze na swoje miejsce.


Moje niektóre dziwne fantazje

Marzenia – z pewnością być uległym na co dzień, zmuszanym do zakładania kobiecych
ciuszków, poniżanym, zniewalanym i zakuwanym w jarzma i umieszczanym w pętach,
pozbawiany prawa głosu, móc służyć codziennie kobiecie w stroju „sissi maid”, pokojówki
czy też kelnerki wraz z założonym fartuszkiem, karany za nieposłuszeństwo a nawet tylko z
powodu „widzimisię” Władczyni. Zdaję jednocześnie sprawę z nierealności takiego życia,
niemożliwością wdrożenia moich „fantazji”. Zresztą sądzę, że nikt tak naprawdę nie ma szans
na dłuższą metę „wytrzymać” taki tryb życia i prędzej czy później takie osoby tj. dominująca
i uległy znudzą się sobą, nie będą mogły dłużej ze sobą wytrzymać. I mimo, że takie życie
jest niezwykle ekscytujące, podniecające, wciągające, to jednak z w/w powodów nie
potrafimy zerwać ze swoim dotychczasowym trybem – zwycięża strach przed tym nowym,
nieznanym, bez perspektyw. Może gdyby od początku takie osoby się z sobą poznały... A
może w jakiejś przyszłości, gdy rozwiążą się problemy dnia codziennego...

Moje absurdalne i nieziszczalne fantazje przybierają zatem dziwną postać np. zbuntowania się

background image

mojej „damskiej załogi” i siłowego przebrania mnie w uwłaczającą sukienkę, związania,
zakneblowania a w dalszej części pewnego pastwienia się nade mną za wszystkie moralne
„krzywdy”, które je ode mnie spotkały i moje niezrozumienie ich egzystencji oraz
niedoceniania ich wartości intelektualnych. A także uwięzienia oraz przetrzymywania w
pętach w jakimś lochu czy też piwnicy i przechodzenia intensywnej
wielodniowej/wielotygodniowej niewolniczej tresury w zakresie pokory posłuszeństwa oraz
nabywania szacunku i dostosowywania się „pod potrzeby kobiet”. Czy też np. w innej wersji:
podanie mnie przez moje „gnębione” kobiety do feministycznego sądu i wydanie przezeń
wyroku w związku z moim niestosownym zachowaniem wobec nich, zobowiązującego oraz
zmuszającego mnie do chodzenia publicznie ubranego w sukienkę, pończoszki, noszenia
szpilek, oraz służenia Kobietom przebrany w stroju „pokojówki”, bym w końcu zrozumiał, że
ż

ycie kobiet naprawdę nie jest łatwe czy też związane tylko z przyjemnościami.


Te ostatnie „fantazje” wynikają z pewnością z faktu, że takie wyroki skazujące niektórych
osobników na noszenie damskich ubiorów wydawano w okresie średniowiecza. Miały one na
celu z oczywistych względów pohańbienie i poniżenie skazanych, co w tamtych czasach, w
których kobiety odgrywały marginalną, z góry określoną rolę w społeczeństwie, z pewnością
było bardzo surową i „niehumanitarną” karą.


I jeszcze dwie sytuacje dotyczące pewnych form podduszania - nigdy przez mnie nie
praktykowane i nie doświadczane, ale kto wie, co mnie czeka w przyszłości...:

Pierwsza dotyczy mojego ulubionego wiązania, tj. w pozycji hog-tied, czyli po prostu: „w
kołyskę”, „w łódkę” lub „na wieprza”.
Chodzi mi o ekstremalny „hog-tied” stosowany przez „zawodowych zabójców” dla zadania
szczególnie męczeńskiej śmierci w finezyjny sposób czyli poprzez powolne, ale
systematyczne jego duszenie (nawet przez wiele godzin, a bywało i parę dni) osobom, które
się komuś bardzo naraziły i zostały „przeznaczone do odstrzału”. Oczywiście nie chodzi mi
aż o taką drastyczność a jedynie o ogólną formę związania na jakiś, niezbyt w końcu długi
czas.

Mówiąc w skrócie: nogi zgięte w kolanach łączymy ze sznurem z pętlą, którą z kolei
narzucamy na szyję „skazańca”. Do tego sznura przymocowujemy również skrępowane z tyłu
ręce. Powstaje całkiem udana „kołyska”. Im sznur z pętlą krótszy i nogi mocniej zgięte, tym
„kołyska” jest bardziej „widowiskowa” a efekt końcowy uzyskujemy szybciej. Podobnie ma
się z założonymi pętami – im mocniej więzy zaciśnięte i więcej jest ich nałożonych np.
dodatkowe spętanie łokci, kolan, tym szybciej następuje pewne odrętwienie poszczególnych
kończyn. Tylko przez niewielki upływ czasu „skazaniec” może się łudzić, że wytrzyma w
całkowitym bezruchu aż do momentu swego wyzwolenia. Po pewnym czasie, bowiem każdy
uwięziony i tak skrępowany, odruchowo a przede wszystkim mimowolnie i bezwiednie
będzie się starać zmienić (co po pewnym czasie nadchodzi nieuchronnie) swoje beznadziejne
położenie. Każda próba wyprostowania nienaturalnie zgiętych i powoli pozbawianych czucia
nóg, a nawet najmniejszy ich ruch powoduje niewielkie, lecz nieustanne zaciskanie się pętli
narzuconej na szyję „skazańca” i powolne jego duszenie – i nic nie może on w takiej sytuacji
na to poradzić.
Wepchnięty do ust uciążliwy knebel dodatkowo potęguje poczucie powolnej utraty
możliwości swobodnego oddychania i całkowitej bezsilności. Pętla zarzucona na szyję
utrudnia przy tym również przełykanie śliny, co jeszcze wzmaga świadomość duszenia się.

background image

Czas działa przeciwko tak obezwładnionemu „przeciwnikowi”, bowiem po upływie dość
krótkiego czasu, górę zawsze zaczynają brać odruchy bezwarunkowe. Nikt bowiem nie jest w
stanie zbyt długo wytrzymać w takiej pozycji i z tak założonymi pętami, w całkowitym
bezruchu – a każde poruszenie nóg powoduje kolejne zaciśnięcie pętli.
Każde poruszenie rękami czy też nawet innych części zniewolonego ciała powoduje poprzez
system więzów również niekontrolowany i nie do opanowania ruch nóg, a to z kolei kolejne
zaciśnięcie się pętli. Bezlitośnie skrępowane ciało po pewnym czasie zdaje się, że wymyka
spod kontroli gnębionego osobnika. Nie jest on w stanie w żaden sposób powstrzymać się
przed koniecznością zmiany swojego położenia i poprawy swego beznadziejnego losu lub
choćby nawet tylko usytuowania swoich kończyn, czyli następuje kolejne „wtrącenie się
skazańca w przepaść”. Pętla bowiem nigdy nie wraca do poprzedniego położenia. Coraz
bardziej „skazaniec” czuje, jak zaciska się ona bezlitośnie na jego szyi, i coraz bardziej
utrudnia oddychanie. Podejmowana próba uwolnienia się lub tylko ulżenia swojej
nieszczęsnej doli powoduje kolejny niepotrzebny ruch. Każda chwila to tylko przedłużanie
swojego nieszczęsnego położenia, z którego i tak nie ma wyjścia, a koniec wydaje się może
być tylko jeden.....
Dodatkowo dochodzi w tym momencie świadomość swojej bezradnej samotności w
szamotaninie o własne życie. Być może słyszy nawet głosy osób za cienką ścianą czy
drzwiami mogących pospieszyć z niechybnym ratunkiem, ale tkwiący w ustach bezlitosny
knebel, mimo podejmowania wysiłków uniemożliwia wezwanie pomocy, a nawet
jakiekolwiek zasygnalizowanie, że jest się w ogromnych opałach.

Ponadto jego kreacja uzmysławia mu, że nawet „po śmierci” będzie wystawiony na
pośmiewisko i hańbę, bowiem znajdą go przebranego w damską bieliznę i w kobiecej
sukience. Może tylko obserwować w szyderczo ustawionym lustrze swoją powolną „zagładę i
unicestwienie”.

Oczywiście w bardziej „humanitarnej” formie, pętla powinna być zrobiona z apaszki dla
złagodzenia skutków duszenia i uniknięcia obtarć na szyi, nie zawsze pożądanych przez
„ofiary”.

W drugiej sytuacji również delikwent jest radykalnie związany w sposób pozbawiający go
jakichkolwiek możliwości samowyswobodzenia się. Duszenie polega na narzuceniu
niespodziewanie dla niego - wręcz z zaskoczenia - foliowej torby na jego głowę i jej
zabezpieczeniu przed przedwczesnym zrzuceniem choćby poprzez przewiązaniu jej na szyi
„skazańca”. Oczywiście w ustach musi tkwić brutalny knebel zapobiegający przegryzieniu
przez „ofiarę” tegoż opakowania. Dopiero po pewnym czasie (w jakim? - to niestety
pozostaje kwestią wyczucia) w tejże torbie Władcza Pani przebija otwór umożliwiający
dopływ świeżego powietrza, lub całkowicie zrywa z głowy „ofiary”. Myślę, że nie trzeba
szerzej opisywać powyższej „przerażającej” techniki, bo jest powszechnie znana.

Wiem i zdaję sobie sprawę, iż są to bardzo niebezpieczne a nawet faktycznie zagrażające
ż

yciu metody ekstremalnego zniewolenia i oddania się całkowicie na łaskę i

spostrzegawczość Władczej Pani. Wymagające zachowania bardzo szczególnej uwagi oraz
ostrożności w toku ich wdrażania, a przede wszystkim przestrzegania wszystkich zasad
bezpieczeństwa. Łatwo bowiem zauważyć, iż „ofiara” w tych przypadkach w stu procentach
złożyła swoje życie i bezpieczeństwo na ręce swojego „kata” i jest od niego całkowicie i
bezwzględnie zależna.

Niewątpliwie Władcza Pani musi umieć zachować umiar i mieć wewnętrzny „budzik”

background image

informujący, kiedy należy przerwać powyższe „psoty” – i to jest z pewnością podstawowy
problem w powszechnym stosowaniu tychże technik.

Inna sprawa, iż w przypadku popełnienia przez Władczą Panią błędu lub zaniedbania, tj. zbyt
późnego przerwania omawianych eksperymentów to w ostatecznym rozrachunku tylko Ona
będzie miała do końca swojego żywota kłopot, ponieważ tak skrępowany i „zapomniany”
delikwent stając się naprawdę ofiarą, będzie w tym momencie miał wszystkie problemy już za
sobą...

Ciekawą formą tresury wydaje się być też podwieszanie za ręce bez dotykania nogami
podłoża – czyli sprowadzenie niewolnika do bezwładnie wiszącego „mięsa”, albo ledwie
dotykającego palcami stóp podłogi, lub w innej wersji za nogi. A może podwieszanie za ręce i
nogi jednocześnie? Ciekawe jak długo można wytrzymać? Jak długo można próbować
uwolnić się i stawiać opór? Kiedy traci się czucie i staje się całkowicie bezwolnym, biernie
czekającym na nieodgadnioną przyszłość „workiem treningowym”? Szereg podobnych pytań
ciśnie się na usta – odpowiedź, jak w przypadku każdego radykalnego związania i
całkowitego obezwładnienia jest prosta - z pewnością wyróżniony taką tresurą „zawodnik”,
biorący udział w danej konkurencji bdsm, nie jest w stanie samodzielnie zrezygnować z
dalszego uczestnictwa i kontynuowania czynnego udziału w danej specjalizacji, zatem
oczywistym jest, że musi tak długo wytrzymać aż Organizatorka zawodów zechce uwolnić go
z tychże uchwytów lub wyswobodzić z pęt – bo co innego ma adept sztuk bondage w takiej
bezsilnej sytuacji zrobić?!

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 6

Niecodzienna – rewelacyjna metoda ujarzmiania niewolnika

Nieco szerzej chciałbym omówić niepoślednią rolę „związania w kij” niepokornego,
nieposłusznego krnąbrnego niewolnika w programie wdrażania pożądanych wierno-
poddańczych cech.

Jest to bowiem bardzo „uspokajająca” metoda przygotowania niewolnika do spotkania z
Panią, przy tym bardzo łatwa do stosowania. Ręce niewolnika po związaniu mocno z przodu,
tak by ramiona obejmowały kolana, przywiązane zostają dodatkowo do kostek nóg. Ponadto,
pod kolanami niewolnika, dla uniemożliwienia nadmiernych ruchów oraz dla pozbawienia
możliwości wyprostowania nóg, przeciągany jest drążek, np. rozpórka lub trzonek od miotły.

Ta metoda ujarzmiania niewolnika i pozbawiania go „głupich myśli” dotyczących uwolnienia
się spod Pani wpływów, jest bardzo skuteczna. Niewolnik nie ma w tej sytuacji nawet
najmniejszych szans na niewielkie przemieszczanie się i błąkanie po „królewskich salonach”
w czasie trwania tresury i całą uwagę musi skupić na przyswajaniu wartości przekazywanych
przez Królewnę w toku zajęć. Powyższa metoda ma przynajmniej dwa wstępne zastosowania:
a) w trakcie przebywania niewolnika w „poczekalni” – gdy czeka na Pani audiencję i
rozpoczęcie tresury właściwej. Wtedy zazwyczaj, by w ciszy i skupieniu oczekiwał na swoją
ulubioną Panią, elementem uzupełniającym jest odpowiedni knebel,
b) w trakcie przeprowadzania „przesłuchania” tzn. np. gdy Pani ma ochotę na
przeprowadzenie niczym nie zakłóconych swobodnych rozmów na wiele interesujących
zarówno Panią jak i ewentualnie niewolnika tematów – wtedy owa metoda jest stosowana
raczej bez elementu uzupełniającego gdy rozmowa ma mieć charakter dialogu, bądź z
użyciem owego elementu – knebla, gdy Pani chciałaby by niewolnik w ciszy i bez
przerywania Pani miał wysłuchać wielce interesującego wykładu o wyższości kultury

background image

kobiecej nad męską.

Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłe wyrafinowanie przy zastosowaniu
powyższej metody (bardzo podobne jak w przypadku mocnego związania metodą „w
kołyskę”). Otóż przy każdej podjętej próbie oswobodzenia się lub zmianie pozycji na bardziej
mu odpowiadającą, niewolnik popada w jeszcze większe tarapaty i niewygodę, a założone
więzy, przy każdej próbie poprawy swego losu przez umieszczonego w nich delikwenta, dają
się jeszcze bardziej we znaki. Powrozy, którymi ma spętane ręce i nogi skrzypią i rozciągają
się, ale z pewnością nie pękną.

A oto moje argumenty by ową technikę zdyscyplinowania zastosować wobec przyjmowanego
przez Królewski Majestat w niezwykłej gościnie, niezbyt umiejącego się zachować przed
Dostojnym Obliczem poddanego-niewolnika:

1. proszę zauważyć, iż dzięki owej technice przyjmowany z honorem gość niejako zmuszony
jest do uszanowania niewolniczego, zwiewnego stroju, nie narażając go na ewentualne
zniszczenie i zabrudzenie poprzez „nieodpowiedzialne” szorowanie w tychże szmatkach po
podłodze. Niewolnik może bowiem nie zdawać sobie sprawy, iż jego „kostium” nie jest
uszyty z drelichu czy innej odpornej na podarcie tkaniny lecz z lekkiego, powiewnego
materiału. Nie zużywa w sytuacji tejże metody również niepotrzebnie swojej energii na
bezużyteczne błąkanie się po dostojnym salonie i ewentualne poczynienie szkód w
zgromadzonym przez Panią kruchym sprzęcie znajdującym się w wytwornej, „klimatycznej”
bawialni. Taki wielce szanowny „gość” siedzi sobie natomiast wygodnie ulokowany w
pętach, w wyznaczonej pozycji, spokojnie relaksując się np. pięknymi widokami, choćby
wiszącymi łańcuchami, batami i innymi „gadżetami” służącymi do „zabawy dorosłych”, czy
też zapachami i aromatami Pani, w pełnej radości i szczęściu czekając na przyjście
Uwielbianej Księżniczki.
Niewątpliwie Pani ma prawo również, w celu zabezpieczenia „luksusowej kreacji” przed
ewentualnym zniszczeniem, zabrudzeniem czy też tylko zakurzeniem, zapakować wytworną
sukienkę do worka – a że przypadkowo w tej sukience siedzi zaplątany w nią niewolnik – to
przecież nie problem Pani.....

2. Istotna jest estetyka czekającego „gościa”. Jak bowiem żałosny musiałby być widok i
niegodny Jej Majestatu, gdyby w podartych pończoszkach i zabrudzonej sukience oczekiwał
na przesłodki uśmiech Księżniczki. Istotne jest również, iż niewolnik w sytuacji związania w
kij składa skromnie, ale z „uświęceniem” swoje ręce do „modlitwy” - z pewnością jako wyraz
podziękowania za czekającą go ucztę, składającą się ze znakomitych ciasteczek-knebelków,
pochodzących wprost z Królewskiej kuchni.

Jedyne, co można zarzucić w tej sytuacji postawie „gościa” to fakt, iż w momencie wejścia
długo oczekiwanej Ważnej Ślicznej Gospodyni nie wstaje i nie podaje Jej ręki tak jak
wymagają tego zasady dobrego zachowania, oraz niepisane normy zachowania się wobec
Damy. Bez wątpienia, wbijane mu do głowy zasady postępowania jasno określone w
„protokole dyplomatycznym” nie zostały jeszcze właściwie przyswojone przez krnąbrnego i
psotnego poddanego. A może świadczą o jego pysze hardości wobec Majestatu i jego
niepokornym charakterze? Z pewnością ta jego niegodna postawa wymaga nie tylko dalszych
sprostowań poprzez udzielenie stosownych tresur, ale przede wszystkim również należnej
kary, by mu uzmysłowić niestosowność jego zachowań wobec Władczyni, zgodnie z zasadą
„jest przewinienie musi być też nieuchronna kara”.

background image

Ponadto proszę zwrócić uwagę na doznania zmysłowe, praktycznie i wygodnie usadowionego
i ułożonego „gościa”, by nadmienić:

• zmysł dotyku. Tak zgrabnie i „ekonomicznie” posadzony „gość” musi obejmować i dotykać
(przytulać?) nogi obleczone w pajęczą nić pończoszek – i nie są to dla niego niestety śliczne,
zgrabne nóżki jego Pani, ale własne, włochate i kanciaste odnóża. Czasami uda mu się
dotknąć leciutką materię sukienki, lecz...., jakaż spotyka go przykrość, również w tym
przypadku jest to tylko i wyłącznie wstydliwy, niecny element składający się na jego
„kostiumu niewolnika”.

• zmysł wzroku. Zmysł wzroku „gościa” doznaje znacznego „rozczarowania”, ponieważ w
sytuacji, w której się znalazł musi oglądać, (o ile Pani na to pozwoli, nie zawiązując mu
przepaską oczów) ku swojemu zmartwieniu tylko - mocno zbliżone - swoje kolana „odziane”
w mgielną tkaninę pończoszek a w najlepszym dla niego przypadku, ale równie poniżającym i
wstydliwym i hańbiącym – własne nogi okryte powiewną materią sukienki lub spódniczki.

• zmysł smaku. „Gość”, po skorzystaniu z zaproszenia, zajął już najbardziej odpowiadające
jego randze wygodne miejsce siedzące. Bezsprzecznym jest, że tak Znamienita i Dobra
Gospodyni nie pozostawi „gościa” bez godziwego, obfitego poczęstunku a zwłaszcza, że nie
wypuści „zaproszonego”, zanim nie skosztuje przygotowanych przez Nią aromatycznych
ciasteczek-knebelków. Znając gościnność i hojność Pani zaproszony do stołu „gość”, oprócz
bardzo sympatycznego przyjęcia, może liczyć przede wszystkim na wszelkie doznania
smakowe związane z przygotowaną przez Panią ucztą. Z pewnością, wiedząc, że zrobi Pani
wszystko by nie uchybić zasadzie gościnności, niewolnik-poddany może liczyć, że
nieustannie (zob. na wstępie tego punktu) trwająca „modlitwa” o obfitość poczęstunku, ale
również o wszelakie doznania smakowe, w tym związanych z nafaszerowanymi wonnymi
soczkami i olejkami Pani „ciasteczkami” zostanie wysłuchana.

• zmysł węchu. Nie jest tajemnicą, iż powonienie „gościa” nie jest w położeniu, w którym się
znalazł, przyjemnie podrażniane boskim zapachem Przesłodkiej Pani, lecz jedynie własną,
jakże nędzną i przykrą wonią, wydobywającą się z blisko umieszczonych koło nosa własnych
kolan. I jedynie może wtedy w tym swoistym położeniu „prosić” w głębi swojego umysłu, o
łaskawość Pani, która tylko w przypadku ewentualnej własnej „słabości” obdarzy niewolnika
możliwościami zapoznawania się i rozkoszowania Jej słodyczami, zawartymi i
zgromadzonymi w jakiejś tkaninie należącej do Pani i mającej z Panią bliską więź (w
uzewnętrznieniu próśb o urzekający zapach przeszkadza omówione powyżej konsumowane
wielosmakowe ciasteczko-knebelek).

• zmysł słuchu. „Gość” pozostawiony chwilowo sam przez zapracowaną i zabieganą
Księżniczkę musi z pewną cierpliwością oczekiwać na Jej przybycie, gdy tylko Pani znajdzie
chwilę czasu. Oczywistym jest, że z ogromnym biciem serca przebywając sam w „salonie”
nasłuchuje ekscytującego tupotu delikatnych stópek o parkiet, mogących świadczyć o
zbliżaniu się z jakimż z utęsknieniem i tęsknotą Cudnej Pani. Czasami zresztą może spotkać
go „rozczarowanie”. Zwłaszcza w sytuacji, gdy chwilowo „utracił kontrolę” nad innymi
swoimi zmysłami.

• W celu zaangażowania dodatkowych „zmysłów” rozleniwionego „gościa” bardzo korzystne
jest umieszczenie w jego otworze (niestety, mimo, że poddany nabiera kształtów niewolnicy
to drugiej dziurki mu nie przybyło) odpowiedniego strap-ona (dilda), na którym może (a
raczej musi!) „spokojnie” sobie usiąść i jak należy wbijać go sobie w owy posiadany otwór.

background image

W jego sprawnym umieszczenia we właściwym miejscu z pewnością, oprócz przyjętej przez
„gościa” „kulistej” postawy, znacznie pomoże również „kij” przechodzący pod kolanami,
bowiem znacznie ułatwia on odpowiednie obracanie „gościem” i przyjęcie przez niego
wpierw postawy „otwartej” na przyjęcie do swego wnętrza ciała obcego - poprzez obrócenie
go w położenie leżenia na plecach i odpowiednim „wyeksponowaniu” otworu, by potem po
ulokowaniu tegoż ciała obcego, z powrotem przekręcić „gościa”, a zatem ku jego
„zadowoleniu” i wprawieniu w błogi stan, ponownym zajęciu pozycji siedzącej, to jest m.in.
pomagającej utrwalić owe ciało obce w tym wnętrzu. Z pewnością niewolnik trochę będzie
odczuwał rozkosz niczym nadziewany na pal Azja Tuchajbejowicz z „Pana
Wołodyjowskiego.

3. O ile powyższe argumenty mogły jeszcze kogoś nie przekonać, to z pewnością względy
naukowe nie pozostawią cienia wątpliwości o interdyscyplinarnym znaczeniu owego cudu
techniki.

Nie będę w tym przypadku szerzej pisał o wkładzie techniki wiązania w kij w rozwój
wszystkich nauk – poprzestanę tylko przy dwóch, czyli fizyce i biologii:

3.1. związany w ten naukowy sposób niewolnik oraz jego, o naukowym zacięciu Pani, może
bezpośrednio doświadczać, badać oraz wgłębiać się w skutki działających sił przyciągania
ziemskiego a także obserwować podstawowe zasady zachowania ciała w warunkach
przeciążeń grawitacyjnych. Wgryzając się w szczegóły, zauważyć można, iż ciało niewolnika
w tym „eksperymentalnym wiązaniu” zaczyna nabierać masy kilku ton, którą to masę z
wielkim trudem może on jedynie z niewielkim skutkiem przesuwać „po torze”. Każda z jego
kończyn zaczyna ważyć setki kilogramów, zatem po znacznej mordędze udaje się je oderwać
od podłoża na zaledwie kilka/kilkanaście milimetrów. O swobodnym przemieszczaniu się,
podskokach, a tym bardziej susach nie ma mowy, a gigantyczne tarcie nie pozwala mu nawet
na ruch poślizgowy po podłodze, mimo przyjęcia „opływowej” sylwetki.

Dokonane przez Władczą Panią spostrzeżenia dotyczące zachowania się ciała w warunkach
przeciążenia ziemskiego może w przyszłości mieć z niepodważalnych względów,
niebagatelne znaczenie dla przebiegu dalszego procesu szkolenia niewolnika. Powyższe
obserwacje są bowiem bardzo przydatne przy badaniu, prowadzeniu eksperymentów i
innowacji a w końcu wdrażaniu przedmiotu szkolenia wielofunkcyjnego pieska w zakresie
nabywania i wyuczeniu u niego odruchów warunkowych, bardzo przydatnych przy dalszych
pracach nad właściwym ułożeniem niewolnika, jego postawą i nastawieniem do
wprowadzanych zasad uległości, wcieleniem w życie niezbędnych reguł posłuszeństwa i
pokory, nabycia przez niego trwałej chęci i czerpania niewypowiedzianej rozkoszy ze
służenia u stópek Pani oraz bezgranicznego uwielbienia dla Pani.

3.2. Nieposłuszny, buntowniczy niewolnik-piesek, jak każda żywa istota reaguje
bezwarunkowo na bodźce zewnętrzne (widok, dotyk, zapach, smak Pięknej Pani) jak i
wewnętrzne (doznania psychiczne, rozważania filozoficzne, tkwiąca w mózgu niezatarta
pamięć o Pani). W najczystszej formie odruchy bezwarunkowe przejawiają się w postaci np.
nieodpartej chęci („konieczności”) spotkania się i ujrzenia Władczej Księżniczki, obejmującej
swym zakresem również część przygotowawczą do tegoż spotkania, nieustanne dążenie,
poprzez pełzanie do jak najszybszego znalezienia się u Jej stópek w sytuacji pełnego
przywdziania „trzyczęściowego niewolniczego kostiumu”, o którym była wcześniej już
mowa, niepohamowane pragnienie choćby dotknięcia Jej Królewskiego ciałka, w tym
również jak najbardziej „zakazanej strefy” oraz niesamowita radość z możliwości dotykania,

background image

pieszczenia a także wąchania, lizania Jej słodkich stópek oraz ewentualnie innych pachnących
części Jej ciałka w zakresie, jaki jest mu dany przez Panią. Wszystkie te odruchy pieska mają
wspólny mianownik, a mianowicie są bezpośrednio związane fizyczną obecnością Pani.
Odruchy bezwarunkowe, aczkolwiek w zdecydowanej większości pożądane, a w przypadku
ich szkodliwości możliwe w jakiejś formie do okiełznania (za pomocą sznura i knebla) nie
pozwalają na pełne panowanie nad reakcjami buntowniczego poddanego, wyrabianiu u niego
posłuszeństwa, pokory, czy też potulności.

Niezbędne wydaje się zatem, dla prawidłowego przebiegu procesu jego tresury, by schwytany
w niewolę poddany nabył oraz wyuczył się metodą eksperymentów i doświadczeń (prób i
błędów), niezbędnych dla dalszego rozwoju jego niewolniczej kariery i pozycji uległego oraz
całkowicie oddanego swojej Księzniczki pieska - pewnych odruchów warunkowych, niczym
pies Pawłowa. Nabyte odruchy warunkowe pozwolą w przyszłości na mądre i skuteczne
pokierowanie działaniami niewolnika, panowaniem nad jego reakcjami i posunięciami, pełną
kontrolę jego wciąż jeszcze „nieodpowiedzialnych” zachowań oraz pełne „uzależnienie” od
zachcianek i kaprysów swojej Pani, a w dalszym etapie dalszego jego rozwoju psychicznego i
intelektualnego – czyli elementów prowadzących wprost do uzyskania przez niego pełni
szczęścia.

Moim skromnym zdaniem metoda przedstawiona poniżej będzie bardzo efektywna i wydajna.
Szybko i skutecznie przyniesie pożądane przez Panią, przynajmniej wstępne rezultaty. Jej
zaletą jest także możliwość stałego jej modernizowania, unowocześniania i wprowadzania
dodatkowych, niezbędnych elementów tresury, które w wyniku bacznego czuwania i
wyciągania prawidłowych wniosków nad przebiegiem doświadczania, w skutek przemyśleń
Pani nasuną się do wdrożenia i wprowadzenia do programu szkolenia.
Metoda ta polega na prostej zasadzie udzielania nagród w przypadku osiągnięcia celu lub kar,
gdy niewolnik nie wywiąże się z postawionego przed nim zadania.

W pierwszym etapie prowadzonego doświadczenia wiążemy ciasno, przy jednej ze ścian
„bawialni” niewolnika w kij, Jednocześnie dbamy o jego staranne zakneblowanie. Po
przeciwnej stronie królewskiej „bawialni” (w znacznej odległości od usadzonego „wygodnie”
niewolnika) Władcza Pani zawiesza, pozostawia w twórczym nieładzie lub „przypadkowo”
zostawia na widoku - na wysokości wzroku niewolnika tj. ok. 1 - 1,2m nad powierzchnią
podłogi, jedną z części swojej eterycznej bielizny.

Na początku tresury, gdy niewolnik nie nabył jeszcze pierwszych, wstępnych odruchów
warunkowych, ja proponowałbym zdecydowanie, by funkcję bardzo silnego bodźca pełnił
pachnący stanik Pięknej Pani. A dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego kształt
odziaływujący niepodważalnie na umysł każdego psa-niewolnika, jednoznacznie kojarzony z
kobiecością, a jednocześnie niepozostawiający złudzeń, co on pieścił, chronił i
przetrzymywał. Tym samym już sam jego widok - w pewnej odległości od „siedzącego”
niewolnika, niesamowicie pobudza niewolniczą psychikę i drąży niczym świder jego umysł.
Mając również na względzie, iż z tą niezwykłą częścią kobiecej garderoby mamy w toku
tresury bezpośrednio bardzo rzadko do czynienia, jak i uwzględniając fakt jego
niedostępności i w zasadzie braku jakiejkolwiek możliwości styczności z nim, tenże niewielki
skrawek materiału o rajskim kształcie, z pewnością pobudzi niewolniczą wyobraźnię oraz
wszelkie bodźce na niewyobrażalny poziom.

Następnie Władcza Pani daje niewolnikowi czas ok. 10-15 minut na dotarcie do tego
słodkiego przedmiotu i jego „zdobycie”, a sama w tym momencie może pójść np. zaparzyć

background image

sobie kawę lub wykonywać inne niezbędne czynności.

W przypadku osiągnięcia przez niewolnika celu, „zdobycz”’ staje się swoistą, bezcenną
nagrodą za jego trud i przedsiębiorczość.
W przypadku nie osiągnięcia celu niewolnika czeka kara.

Zarówno nagroda jak i czekająca go ewentualna surowa kara powinna być przed
przystąpieniem do doświadczenia znana niewolnikowi, by tym bardziej pobudzić go do
wysiłku i heroicznych czynów.

Niewolnika starającego się bezwzględnie osiągnąć postawione przez Władczą Panią cele,
przede wszystkim ze względu na możliwość zdobycia bezcennej nagrody, spotka w tym
momencie „niemiła” niespodzianka. Zapozna się on bowiem z bezwzględnymi prawami
fizyki przedstawionymi szerzej w pkt 3.1, dotyczącymi powszechnej „grawitacji ziemskiej”.
Owa „grawitacja” w najlepszym przypadku pozwoli tylko na bardzo powolne milimetr po
milimetrze przemieszczanie się niewolnika po wyznaczonej orbicie w drodze do
wyznaczonego celu. Szansa dotarcia „zawodnika” do tego celu w wyznaczonym czasie jest z
pewnością mniejsza niż parę procent.
W przypadku, gdyby jednak niewolnikowi udałoby się dotrzeć w pobliże czekającego
trofeum, to i tak złożone do „modlitwy” ręce, przymocowane dodatkowo sznurem do kostek
nóg oraz kij przechodzący pod kolanami, zmuszający niewolnika do zachowania stałej
pozycji w „kucki” udaremniają osiągnięcie drogocennej nagrody, umieszczonej na pewnej
wysokości. Niewolnik nie ma bowiem nawet możliwości poruszania dłońmi wyżej niż tylko
kilkadziesiąt centymetrów (20-30) od podłogi, a tym bardziej jakiegokolwiek podskoczenia
czy zrobienia fikołka w górę by osiągnąć zamierzony, upragniony cel. Skuteczny knebel
całkowicie uniemożliwi mu natomiast ewentualne sięgnięcie ustami do owej frapującej
nagrody i ewentualne ściągnięcie jej zębami w dół.

Taka forma tresury związana również z ewentualną możliwością utraty przez Panią jakże
cennej, osobistej części ubioru, może być i będzie z pewnością również dla Władczej Pani
bardzo inspirująca. Bowiem, mimo wszystko istnieje jakiś cień szansy, że pomyli się Ona w
swoim doświadczeniu i niewolnik jakimś cudem poluzuje więzy lub pozbędzie się
uciążliwego knebla. Takie zagrożenie utraty własnej części garderoby niejako „wymusza” na
Władczej Pani zastosowanie ścisłych „procedur” związanych z przeprowadzonym
doświadczeniem, czyli dokładne i mocne umieszczenie niewolnika w więzach „w kij” a każde
odstępstwo od ustanowionych norm wiązania w kij lub „chwila słabości Pani” może grozić
nieokreślonymi konsekwencjami.

A zatem powyższe doświadczenie staje się również swoistą grą pomiędzy Królewną a
zniewolonym poddanym. Ogromna przewaga jest oczywiście po stronie Władczyni i tak
powinno być. Tym niemniej zniewolony poddany walcząc o swoją wolność, a zwłaszcza
bezcenną zdobycz, w swoim rozumku czuje, że nie jest całkowicie pozbawiony jakichkolwiek
szans. Zarówno ten nikły cień szansy na zdobycie bezcennej nagrody jak i jej nieustanny,
niesamowicie apetyczny widok (niczym klucz do jego kajdan) roztaczający się przed oczami
zniewolonego poddanego pobudza go do nie ustawania w wysiłku jak i niepowstrzymanego
dążenia do słodkiego celu.

Głównym celem powyższego doświadczenia jest oczywiście wyrobienie u zniewolonego
odruchów warunkowych (niezbędnych każdemu pieskowi), polegających początkowo na
wyuczeniu i na nabyciu przez niego, a w pełni kontrolowanym przez Władczą Panią

background image

prawidłowym nawyku reagowania na osobiste rzeczy związane bezpośrednio z Nią. Po
wyuczeniu (czeka go jednak bardzo długa i żmudna droga) niewolnik będzie z pewnością
potrafił właściwie i kompetentnie reagować (w wielkim uszanowaniu i uwielbieniu) na sam
widok lub zapach czegokolwiek związanego z Piękną Panią, nawet w sytuacji, gdy w jego
pobliżu Władczej Królewny nie będzie, a jedynie (aż) Jej pozostawiony ślad. W przyszłości
złe nawyki pieska znajdą się w ścisłym jarzmie, nad którym będzie Władcza Pani swobodnie
panować, a wszelkie odruchy niewolnika będą pod ścisłym Jej nadzorem i kierownictwie.

Ubocznym, ale bardzo ważnym skutkiem powyższej tresury jest zmotywowanie
zniewolonego, upokorzonego poddanego do działań i aktywności nawet w sytuacjach
„beznadziejnych”, gdy pozostaje w poczuciu całkowitej bezsilności i bezbronności. Bowiem z
pewnością nie może Władczą Panią zadawalać niewolnik anemiczny, cherlawy, mizerny, nie
zdolny do jakiejkolwiek mobilizacji a tym bardziej przedsiębiorczości – oczywiście wszystko
pod nadzorem Władczej Pani – stąd również konieczność nabycia przez niego wielu
pożytecznych odruchów warunkowych.

Dodatkowo wywieszona w „salonie” intymna nagroda, jak i ewentualnie inne przypadkowo
porozrzucane części damskiego ubioru nada również, oprócz klimatycznego charakteru
pomieszczenia również „bardziej ludzki” jego wymiar. Taka porozrzucana damska garderoba
spowoduje bowiem, iż królewska „bawialnia”, w której niewolnik będzie przebywać nabierze
również nieco cech kobiecej przebieralni. Tym samym w moim trochę sfeminizowanym
wyobrażeniu znajdę się niejako jakby w centrum tak bardzo fascynującej, a dla mnie w
zasadzie niedostępnej typowo damskiej garsonierze.

Oczywiście, w toku pierwszej lekcji tresury w zakresie przebywania w pozycji związanego
„w kij”, będącej być może również dla Władczej Pani prekursorką i nowatorską metodą, by
uzyskać „zadawalające” wszystkich efekty, czyli przede wszystkim skuteczne i efektywne
wiązanie, jak najbardziej odzwierciedlające faktyczne zniewolenie pieska w niezwykle
ciekawej pozycji „w kij”, utrudniające, jednocześnie ile się da osiągnięcie przez pieska
wyznaczonego celu, zasadna jest wzajemna współpraca dotycząca samej techniki wiązania.
Decyzję o mocy zakładanych więzów należy pozostawić jednak Władczej Pani – odrobinkę
adrenalinki związanej możliwością, (co prawda z nikłą, ale jednak) utraty tak osobistej części
garderoby z pewnością również Pięknej Pani się przyda.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZYPIS NR 7 (nawiązujący do opisanej uniwersalnej metody „wiązania w kij”)

Proszę zauważyć, iż podobnie jak w omawianych w innym miejscu znamienitej i nie do
przecenienia roli knebla oraz strojach: „sissi maid”, „sukni damy dworu” oraz „sukni ślubnej”
w czynieniu powszechnej „miłości” i tolerancji na świecie oraz łagodzeniu panujących
obyczajów, podobnie, ale na jeszcze większą skalę mielibyśmy do czynienia w przypadku
zastosowania techniki „wiązania w kij” w masowej skali i w formie rozpowszechnionej
zarówno wśród bogatych jak i biednych.
Z pewnością, gdyby udało się wdrożyć powyższą metodę w stosunku nie tylko do wszystkich
mężczyzn, ale także kobiet a nawet młodzieży, udałoby się uniknąć przeogromnej ilości
antagonizmów rodzinnych, społecznych a nawet globalnych. Moglibyśmy prawie zapomnieć
o waśniach, niesnaskach a nawet rozbojach i awanturach. Ludzie, a zwłaszcza mężczyźni
staliby się bardzo łagodni i bezkonfliktowi. Do tego posłuszni, pokorni i zdyscyplinowani.
Matki, żony i kochanki mieliby z nich ogromny pożytek, bo nie błąkaliby się z kumplami po
barach, pubach czy też nieinteresujących nikogo mecze piłki nożnej. Staliby się towarzyscy i

background image

mocno przywiązani do domowego ogniska, chętnie oglądając wraz z kobietami wspaniałe
romantyczne telenowele, ucząc się i dowiadując jak powinna wyglądać prawdziwa wierność
umiłowanej kobiecie. Swoje praktyczne, wygodne legowiska opuszczaliby, aczkolwiek
bardzo niechętnie, tylko po wspólnym uzgodnieniu z drugą stroną. Jednym słowem
zapanowałaby powszechna idylla, sielanka i wszechogarniające szczęście.
I do tego, co jest również istotne, to metoda czynienia powszechnego szczęścia w
przeciwieństwie do dwóch pozostałych, o których mowa powyżej jest całkowicie samodzielna
– nie potrzebuje (aczkolwiek jest to wskazane) współgrać z innymi technikami czy też
dodatkowych motywacji, bowiem przy tej metodzie od razu każdy staje się świadomym
obywatelem, znającym swoje miejsce i nadrzędność zamierzonego celu, czyli wdrożenia
krainy wiecznej szczęśliwości jak najszybciej i najsprawniej już na Ziemi.
Do powszechnie funkcjonujących kanonów weszłoby globalne używanie magicznych słów:
„proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” wypowiadane na całym świecie w międzynarodowym
języku: „mmghm”, „ghmmmhg”, „hmmgh”. Prawdopodobnie po pierwszych, być może
nieśmiałych i niezbyt efektownych początkach, powyższa technika czynienia pokoju i
powszechnego szczęścia zdobyłaby tak wielką popularność, że przed stanowiskami
wdrażającymi przedmiotową technikę ustawiałyby się niezliczone tłumy chcące przejść na tę
„drugą stronę”. Po pewnym czasie w każdym mieście, miasteczku instalowane byłyby
maszyny przerabiające kłębiące się, niespokojne i czasami awanturujące się masy w potulne,
łagodne, o gołębim sercu istoty. Automatyzacja techniki „wiązania w kij” spowodowałaby
urozmaicenie i zhierarchizowanie form „wypuszczanych” z maszyny osobników. Od tych
najmniej zasłużonych pozbawionych wszelkich strojów i innych przydatnych gadżetów, aż do
osobników najbardziej wybitnych i prominentnych, ubranych przede wszystkim w najbardziej
eleganckie i paradne kreacje („sissi maid”, „suknie damy dworu” oraz w „suknie ślubne”)
oraz najbardziej przemyślne kneble. Tak uwiadomione społeczeństwo zrezygnowałoby z
presji konsumpcyjnej, i zaniechałoby śmiesznego, lecz przy tym żałosnego i nagannego parcia
na dobra materialne. Popyt wzrósłby i to jest godne pochwały, jedynie na stroje, o których
mowa powyżej oraz ewentualnie na drążki (drewniane, metalowe, z tworzyw sztucznych),
sznury i niezbędne do „korkowania” płótno – a i to niekoniecznie, uwzględniając całokształt
sytuacji społecznej oraz świadome obywatelskie postawy przedstawione dość szczegółowo w
pkt 1) opisu techniki „wiązania w kij”
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Niestety jest też jeden, jedyny słaby punkt moich genialnych pomysłów. Z pewnością, gdy
zostanie rozwiązany, natychmiast będę nominowany do wszelkich nagród, w tym pokojowej
Nobla i oczywiście wszystkie laury, ze względu na nie do podważenia przeogromne
znaczenie, epokowość, ponadczasowy, ogólnoświatowy, globalny charakter moich pomysłów
i wynalazków, a jednocześnie ich prostotę i ogólnodostępność, będą mi przyznane przez
aklamację. Świat stanie się wreszcie wspaniały i doskonały w swojej prostocie – wonderfull
live.

Na razie jednak z przykrością muszę zauważyć, iż w wyniku stosowania powyższych
„genialnych pomysłów” niewolnik w sytuacji „zakneblowania”, „założenia wytwornej,
oszałamiającej kreacji” czy też „związania w kij”, korzystając ze swojej wygody i
korzystnego położenia - podarowanego mu przez Dobrą Władczynię, swojej wrodzonej
skłonności do „nic nie robienia” a przede wszystkim niepojętego i niczym nie uzasadnionego
przyzwyczajenia się do życia w komforcie i przepychu, całkiem się rozleniwi. Nie tylko nie
będzie podejmować jakichkolwiek prób i czynności, by w jak największym stopniu zadowolić
Piękną Władczyni, spełniać Jej wszelkie kaprysy i zachcianki, ale nawet może niezbyt być
gotowy do oddanej służby u cudownych stópek Pani, a w skrajnym przypadku nawet o tym

background image

pewnie nie pomyśli. Z pewnością ciągle brakuje mu nabytej umiejętności okazywania
wdzięczności za dobroć i szlachetność Pięknej Władczyni. Nie wspominam już o fakcie, że
tak przywiązanego do luksusów i zbytków niewolnika nic i nikt nie zmusi do ich porzucenia
oraz sprawienia by zniknął z salonów Władczyni. Chyba tylko stanowcza i zdecydowana
postawa Jego Władczyni..... czyż, Władczyni zawiedziona i zniesmaczona jego postawą nie
powinna udzielić mu właściwej lekcji tresury i należnej kary?!!! A może wtedy wszelkie
ułomności tychże genialnych pomysłów zostaną przezwyciężone...

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 7

Refleksje i przemyślenia niewolnika

Ujmując syntetycznie przekazywana i wbijana z mozołem lecz nieustannie przez Władczą
Panią wiedza teoretyczna i praktyczna powinna obejmować takie przedmioty ogólne jak:

uległość, pokora i posłuszeństwo wobec Władczej Pani,

poważanie i szacunek dla Pięknej i Mądrej Pani, w tym:

• trwałe nabycie przekonania się jak wielkim uwielbieniem i mirem powinienem darzyć swoją
Panią,
• oczarowanie i bezmierny zachwyt Kobiecym pięknem, urodą, lekkością delikatnością,
zwiewnością, subtelnością i wdziękiem,
• podziw i rozległy szacunek Kobiecą mądrością, inteligencją, wyczuciem, intuicją,
inspiracją,
• szczególne i bezgraniczne umiłowanie do przeuroczych stópek i nóżek Władczej Pani,
• adoracja i pieszczenie tychże nóżek oraz nabywanie gotowości do oddanej służby u stópek
Władczej Pani,
• fascynacja niesłychanie ekscytującą bielizną i strojami Władczej Pani - pachnącymi,
nasączonymi aromatami majteczkami, pończoszkami, rajstopkami ale również częściami
ubioru składającymi się na Jej „zewnętrzną” kreacją – spódniczki, bluzeczki, sukienki,
gorseciki, itd.,
• nieustanne pragnienie zapoznawania się z urzekającymi zapachami, zniewalającymi
aromatami oraz słodkimi smakami soków Władczej Pani,
• wyrabianie niezmierzonej chęci do spełniania kaprysów i zachcianek Władczej Pani,
• poprawność zachowań wobec i w obecności Władczej Pani,
• nabycie trwałej pamięci o Władczej Pani,

psychologiczne oddziaływania w zakresie czerpania „przyjemności z oczekiwania na

przyjemność”,

wyrabianie pragnień w zakresie poniżania, upokarzania oraz upodlenia,

umiejętność „wkomponowania się”, przebywania i poruszania w „kostiumie niewolnika”

składającego się z trzech integralnych części tj.: kobiecych zwiewnych fatałaszków, sznurów i
knebla,

tresura w zakresie czerpania rozkoszy z bólu, cierpienia i upokorzenia,

wbijanie do świadomości niewolnika, o jedynie słusznym i naturalnym quasi-kobiecym

modelu wzorcowego niewolnika,

nabieranie trwałych i nierozłącznych cech zwierzęco-przedmiotowych,


Są to oczywiście główne, podstawowe przedmioty, w których nabywałem (i mam nadzieję
będę w dalszym ciągu nabywał) staranne wykształcenie. Przedmioty ogólne są w ciągu „roku
szkolnego” uzupełniane o przedmioty „kierunkowe” dopełniające i bardziej przybliżające
moją ogólną wiedzę, by wymienić choćby:

przekształcanie niewolnika w wielofunkcyjnego pieska,

background image

umiejętność pełzania i czołgania w „kostiumie niewolnika” do prześlicznych nóżek

Władczej Pani,

naukę „pływania” wraz z całą filozoficzną i psychiczną otoczką,

psychologiczne i fizyczne „odgradzanie” niewolnika od niesamowitych doznań związanych

z możliwością choćby dotknięcia ubioru, ciałka a nawet nóżek Władczej Pani,

niezbędną niewolnikowi umiejętność (przeważnie nabywana za pomocą odpowiedniej

„wkładki doustnej”) trzymania języka za zębami,

nabywanie umiejętności cierpliwego i wytrwałego, ale jakże rozkosznego wyczekiwania na

przybycie Władczej Pani, a w szczególnych przypadkach na Jej litość i łaskę,

cierpliwość i „spokój” w zakresie oczekiwania na nagrody i kary,

nabywanie umiejętności w zakresie odpowiedniego przygotowania się i odrabiania lekcji na

następne zajęcia w dziedzinie tresury,

wielokierunkowe zapoznawanie się ze słodkimi sokami i aromatami Władczej Pani

podawanymi w przeróżnych postaciach i formach oraz nabywanie umiejętności jak
najdłuższego delektowania się nimi,

umiejętność zachowania właściwej etyki „przy stole” w obecności Pani,

nabywanie umiejętności właściwej i należnej postawy oraz poprawności zachowań w

trakcie niezwykłych (danych tylko wybranym niewolnikom) audiencji u Władczej Pani
nierozerwalnie związanych z procesem „ukobiecania” niewolnika czyli przede wszystkim:
• przejście procesu „oczyszczenia” poprzez zażywanie właściwej kąpieli,
• dobranie „szykownej i eleganckiej” bielizny, wytwornej kreacji wraz z pantofelkami -
odpowiadającej tej niezwykłej okoliczności bliskiej wizyty u Władczej Pani oraz dobór
stosownej biżuterii i innych gadżetów podkreślających wagę uroczystości,
• przyjęcie należytej – jak najbliższej ideału, tj. „kobiecej” postawy, w obliczu tak ważkiego
spotkania z Najdostojniejszym Majestatem, w tym szczególne zadbanie o „skromną” pozę w
trakcie siedzenia wraz z odpowiednim ułożeniem nóg, zadbanie o wyrównanie i ugładzenie
założonej, wyszukanej kreacji, oraz umiejętność poruszania się z pewną właściwą
„ukobieconemu” modeli niewolnika lekkością, subtelnością a nawet gracją i nadobnością,
• inne niezbędne czynności przewidziane w „protokole spotkania”.

nabywanie biegłości i sprawności w zakresie kształtnego i zgrabnego zapakowania

niewolnika (niewolnicy) „do worka” i jego powrotne metamorfozy,

Jak widać moje kształcenie i przebieg tresury obejmuje całą gamę przedmiotów. Po
ukończeniu tychże studiów z pewnością moje wykształcenie w zakresie uległości i pokory
będzie na jak najwyższym poziomie. Zdaję natomiast sobie mocno sprawę ze swoich ciągłych
braków i luk w tresurze jak i z problemami związanymi z zaliczeniem niektórych
przedmiotów na zadawalającym Władczą Panią poziomie.

Wiem też, że spotkania ze mną są z pewnością dla Władczej Pani, z punktu widzenia
realizacji założonego „programu lekcji tresury” dość trudne i niewdzięczne - ze względu na
fakt, iż moje upodobania do bdsm, oraz fetyszyzmu, jednoznacznie ukierunkowane są na
płaszczyznę satysfakcji emocjonalnej oraz umysłowej, czyli na obszar duchowy a nie
spełnienie seksualne. Jest to na pewno płaszczyzna mniej „widowiskowa” czy też mniej
efektowna oraz trudniejsza do „zmierzenia” niż płaszczyzna zaspokojenia seksualnego, gdy
niewolnik po widocznym gołym okiem „spełnieniu się” właściwie może już iść do domu, nie
obciążony żadnym „szarpaniem duszy i myśli”.

Z pewnością mój świat uległości nie jest jednak wcale tak „różowy”, jaki być może wynika z
dotychczasowych moich rozważań. Z pewnością jest pełen rozterek, wahań a przede
wszystkim ciągłych poszukiwań właściwej drogi w labiryncie uległości i dominacji.

background image


Z mojego punktu widzenia tenże świat nie jest też i nie musi być przygnębiający, smutny
pełen patosu, a przy tym dodatkowo tylko i wyłącznie kojarzony z niewyobrażalnym
męczeństwem, cierpieniem i bólem. Ponadto jest też ogromny obszar świata fetyszyzmu –
wymownie kojarzony raczej tylko z doznawaniem i odczuwaniem przyjemności a nawet
osiągania bram szczęścia i odurzenia, – jaką postać one by nie przyjęły. A jeżeli jest ból i
cierpienie to i z niego należy i można czerpać przyjemność i radość – wtedy z pewnością
zamieni się w doznawanie szczególnej rozkoszy. Podobno pesymistą jest tylko ten, kto z
dwojga złego wybierze obydwa!!!

Mam zatem nadzieję, że w toku czytania moich „genialnych pomysłów” pojawiły się radosne
uśmiechy, – przy czym mam nadzieję, że były to uśmiechy pewnej do mnie życzliwości i
zrozumienia moich dziwactw.

Przedstawione bowiem w Przypisach nr 4, 5 oraz 7 niezwykłe „projekty i wynalazki”
przedstawiają tylko świadomy drwiący śmiech niewolnika z własnych dziwactw. Śmiech
samego z siebie. Są, jak już wspominałem na wstępie „Księgi” informacją, iż w jakiś sposób
koegzystuję ze swoją uległością, która stanowi dla mnie jakby przejście na „drugą stronę
lustra”. Umiem też radować się przechodzoną tresurą i nauką pokory, a przede wszystkim
uwielbienia dla Pięknych Władczych Pań. Przechodzona tresura nie jest dla mnie formą
zmuszania się do niekonwencjonalnych zachowań czy też nie odbieram jej jako udręki i
szczególnych stanem męki. Pobratałem się również w jakiś sposób z tym moim drugim ego
tkwiącym we mnie i tak sobie w rozdwojeniu wspólnie przechodzimy przez życie. I tylko
czasami, gdy ta druga osobowość zbyt mocno bierze górę występują pewne, aczkolwiek
możliwe do przezwyciężenia kłopoty i problemy. Z powodu choćby, że te przeciwne moje
„ego” nie wykazuje się nadmierną inteligencją, a właściwie w stanie niewolniczej utraty
kontroli nie tylko nad swoim ciałem, ale przede wszystkim umysłu nie musi tejże inteligencji
posiadać zbyt dużo, te wielce szydercze treści należy traktować jako moje drwienie z tej
właśnie mojej drugiej tożsamości.


Przedstawione dotychczas metody tresury z pewnością mają na celu uświadomienie
niewolnikowi, iż nic w życiu, co jest cenne i ważne nie przychodzi z łatwością i jest łatwo
dostępne. Zrozumiałe przy tym jest, że narzucone przez Mądrą Panią wobec niewolnika
ograniczenie różnego rodzaju swobody zarówno w poruszaniu się jak i w formułowaniu oraz
słownym przekazywaniu nie do końca „lotnych” a nawet swawolnych niewolniczych myśli,
ma na celu wyrugowanie wszelkich przejawów krnąbrności, buntowniczości i ewentualnego
niezadowolenia. Zdaję również sobie sprawę, że celem tychże metod, wyznaczonym przez
kaprysy Pani, będzie uzyskanie w ostateczności w miarę doskonałego (doskonałym żaden
męski niewolnik nie będzie z pewnością nigdy), posłusznego i oddanego swej Pani, ale za to z
odpowiednimi kwalifikacjami, niezmiernie szczęśliwego i zadowolonego pieska, który po
przejściu „ukobiecającej” transformacji będzie choć w części „obiektem” budzącym na tyle
zainteresowanie i zaciekawienie, że Władcza Pani wyrazi chęć prowadzenia z nim dalszych
eksperymentów i doświadczeń.

To, że warto takie tresury przejść w drodze do tejże niewolniczej doskonałości uświadamiają
mnie - gdy oczywiście jest taka wola, chęć i kaprys a zwłaszcza możliwości Mojej Pani -
udzielane przez Nią bezcenne nagrody, by wymienić choćby możliwość oddania hołdu
przesłodkim i urzekającym nóżkom czy też pośredni a może też czasami bezpośredni kontakt
z frapującymi zapachami, urzekającymi aromatami oraz smakami nektarów Cudnej Pani,

background image

ukrytymi również w każdym kawałku materiału i tkaniny, który miał kiedykolwiek z Nią do
czynienia.

Nie jest przy tym tak, że określony przeze mnie scenariusz musi być i jest realizowany w
całości – jest to bowiem tylko ogólny szkic tresury, bez uwzględnienia choćby wszelkich
niuansów i czynników wpływających na atmosferę i klimat odbywanych lekcji pokory.
Pewne odchylenia od przyjętego „planu lekcji” są „mile widziane. Władcza Pani ma jednak
czas na ewentualne przygotowanie zaskoczenia. Inna sprawa, że sporo niespodzianek
powstaje z pewnością bezwiednie już w toku prowadzonej tresury, na skutek „nagłych
pomysłów”.
Z tego powodu proszę traktować opisywane przeze mnie techniki i metody tresury jako
generalny trend i moje preferencje a nie nienaruszalne reguły i żelazne zasady każdej lekcji
uległości. Faktem natomiast jest, że w toku każdej sesji tresury wszystkie trzy elementy
zniewolenia tj. przebieranie, wiązanie i kneblowanie oraz elementy fetyszyzmu tj.
zapoznawanie się ze słodkimi aromatami Mojej Pani zawsze i obligatoryjnie powinny
wystąpić - w różnych konfiguracjach, układach i zestawach.

Niektóre Dominy, z którymi się przedtem spotykałem miały dość poważne problemy z
solidnym wiązaniem. Chciały często używać „babskich materiałów” jak np. wstążki,
delikatnych opasek, zdumiewając się przy tym, że ja uwielbiam i preferuję pełną naturalność i
realność pęt. Do tego nie wiem, czemu (chyba z filmów) upierały się, by przede wszystkim
wiązać ręce z przodu – dziwiąc się potem, że tak łatwo się i szybko z więzów uwalniałem i
pozbywałem knebla, lub go po prostu wypluwałem a to w moim odczuciu zdecydowanie
osłabiało w danym momencie całkowity i ostateczny efekt zniewolenia. Fakt, jak mi zawsze
potem wyjaśniały, że w rzeczywistości większości niewolnikom wystarczają więzy udawane,
pozorne, pełniące jedynie funkcje fasadowe. Niewolnicy w przeważającej mierze lubią
odczuwać tylko fikcyjność swego zniewolenia i pewne złudzenie zależności i całkowitego
podporządkowania się woli swej Pani. Władcze Panie nie miały zatem możliwości
wypróbowania na modelu i wypraktykowania prawdziwych niewolniczych więzów. Takich,
wrzynających się w zniewolone ciało, powodujących pewne odrętwienie, a nawet zsinienie i
jednoznacznie pozbawiających złudzeń, co do możliwości uwolnienia się i pozbycia się
nałożonych pęt bez pomocy drugiej osoby.

Nigdy nie miałem o to zresztą do Pań, z którymi się spotykałem jakiś pretensji czy też
roszczeń. Starałem się po prostu „współpracować” w powyższym zakresie, by owe
niewolnicze pęta „zadawalały” w toku tresury obydwie strony, a jednocześnie dobrze pełniły
przypisane im funkcje i zadania a nie tylko były upiększającym dodatkiem.

Z reguły, co dla mnie jest trochę dziwne, nigdy nie było natomiast problemów z moim
fetyszyzmem związanym z przebieraniem w kobiece ciuszki.

Nie poszukiwałem jednak nigdy Władczej Pani-omnibusa – zdecydowanie bardziej
„preferuję” Panią otwartą na propozycje, nowe (nawet dla niej nie znane) eksperymenty,
doświadczenia, ciekawej i chętnej do wdrażania w toku tresury nieznanych lub
zmodernizowanych metod, skorej do rozwijania swoich oraz moich zainteresowań w zakresie
dominacji i władania nad niewolnikiem. Proszę wziąć przede wszystkim pod uwagę specyfikę
moich zainteresowań. Jestem bowiem świadomy ich unikalności i rzadkości występowania w
tak skumulowanej formie. Trudno zatem bym wymagał od Władczej Pani znajomości
wszelkich tajników swego psychologicznego zniewolenia, jak i znajomości wszelkich technik
i metod zniewalania, obezwładniania, unieszkodliwiania i podporządkowania woli Pani za

background image

pomocą opcji sznura i knebla.

Rozterki Władczych Pań dotyczą z pewnością nie tylko sposobu i skuteczności uciszania
niewolnika, w tym mocy i efektywności umocowywania knebla, ale również, co w tej jego
„buzi” może się znaleźć, by wspomnieć choćby wątpliwości mogące dotyczyć „zabrudzonych
majteczek”, używanej ścierki czy innej „nieczystej” szmaty i możliwości wystąpienia
odruchów wymiotnych, czy też obawy dotyczące możliwości zadławienia się niewolnika.
Oczywiście te kontestacje dotyczące powyższych środków uspokajających i
obezwładniających są całkowicie zrozumiałe. W końcu bowiem to i tak przecież Władczyni
bierze na siebie całkowitą odpowiedzialność za bezradnego i bezbronnego niewolnika. Tak
naprawdę to nigdy Ona do końca nie wie, czy zastosowane środki nie są w rzeczywistości
zbyt nadmierne i przesadne (mimo mojej aprobaty i zachęt do ich stosowania).

O ile zatem mogę zrozumieć obawy dotyczące kneblowania – czyli bezpieczeństwa
niewolnika, zawsze ciekawiło mnie z czego wynikają obawy Kobiet przed mocnym
skrępowaniem swojego niewolnika.

Zawsze służę jednak propozycją współdziałania w zakresie silnych, mocnych więzów oraz
skutecznego ale bezpiecznego kneblowania, choćby poprzez dzieleniem się swoimi
wieloletnimi doświadczeniami i ich samorealizację.

To wszystko dociera się w toku kolejnych spotkań, po wzajemnym poznawaniu siebie i
swoich skłonności. Zdaję sobie przecież również sprawę, że najczęściej Piękne Władcze
Panie nigdy nie były po tej drugiej - niewolniczej strony (tak zresztą jak i dla mnie strona
dominacji jest mi bezpośrednio nieznana).

Oczywiście, oprócz sznurów chętnie poddaję się związaniu taśmami samoklejącymi, wiązaniu
rajstopami i pończoszkami – jest niesamowicie skuteczne i efektywne, apaszkami, chustami
czy też kawałkami płótna (tzw. scarf- bondage) – które, po odpowiednim zwinięciu i mocnym
zaciśnięciu węzłów są na tyle mocne, ze nie da je się i tak zerwać. Ta moja miłość do tak w
końcu kobiecej odmiany związania, wynika z pewnością z moich skłonności do feminizacji i
moimi przyjemnościami wynikającymi z kontaktu z damskimi szmatkami, tkaninami i
dodatkami – ale ten sposób skrępowania jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Pewnie pod względem szczególnej ochoty do bycia beznadziejnie skrępowanym jestem
jednak ewenementem i niezbyt liczebnym precedensem...


W tym miejscu dodam jeszcze, że tkwi we mnie niepohamowane pragnienie nieustannego
podejmowania wysiłku w celu uwolnienia się z nałożonych na mnie niewolniczych więzów i
zrzucenia krępujących pęt. I o ile, ze względów na potrzeby tresury z bezspornych względów
daję sobie związać ręce i nogi (a nawet ewidentnie w tym zakresie współpracuję dla „dobra
sprawy” – przecież nie będziemy w tym momencie siłować się i udowadniać, kto jest górą, bo
nie o to w tym wszystkim chodzi) to w dalszych czynnościach (gdy widoczna jest już
zdecydowana przewaga Władczyni) często chcę stawiać czynny, choć z pewnością w tym
momencie już beznadziejny, nie rokujący szans powodzenia opór. Dość łatwo zresztą owy
opór może być w tych okolicznościach sytuacji przełamany przez Piękną Lady, np. w
momencie chęci do dalszego, bardziej jeszcze ujarzmiającego czy też karnego krępowania,
unieszkodliwiania. Dochodzi w końcu do uwielbianej przeze mnie sytuacji, gdy chcę się
uwolnić i nie mogę, pozostaje tylko leżące w bezwładzie na podłodze moje ciało, które w

background image

swojej bezradności i braku komunikacji z własnym mózgiem może jedynie wić się w
poczuciu całkowitej bezsilności i własnego niedołęstwa po podłodze przy pięknych, słodkich
stopach.

Zauważyć również proszę, że sytuacja bezbronności i bezsilności, w której się w toku spotkań
znajduję (mocne więzy, kneble) wręcz prowokują do eksperymentów i udręk i zachęcają do
wdrażania pewnych męczarni zniewolonego.

Napomknąć warto w tym miejscu, iż w mojej sytuacji możliwa jest także tresura „pod
nieobecność” Władczyni tj. w sytuacji, gdy np. na ileś minut lub nawet godzin zachodzi
potrzeba wyjścia Władczej Pani na miasto np. na przyjacielskie plotki, na zakupy czy też inne
zajęcia lub ewentualnie w sytuacji, gdyby Władczyni miała chęć wykonywać pilne domowe
prace, a także musiała w skupieniu przygotowywać się na zajęcia, lub po prostu w spokoju
miała chęć pogrzebać w komputerze, poczytać kobiece czasopisma czy pooglądać w telewizji
pasjonujące serialowe romansidełka.

Bardzo przydatne wtedy jest wyszkolenie w zakresie nabycia przez niewolnika odruchów
warunkowych omówionej wcześniej w niniejszej „Księdze” techniki „wiązania w kij” czy też
„związania w kołyskę”. Albowiem niewolnik tak ulokowany „wygodnie” i bezpiecznie w
więzach, bez narażenia się na uszczerbek na zdrowiu nie tylko cierpliwie i niestrudzenie oraz
w należytym milczeniu czekałby na swoją Panią, ale również absolutnie nie przeszkadzałby
Jej w wykonywaniu obowiązków domowych i zawodowych. Dodatkowo, dla uprzyjemnienia
mu pobytu Dobra i Litościwa Władczyni może zawsze pozostawić mu w miejscu widocznym,
lecz absolutnie dla niego niedostępnym, swoje ślady w postaci pachnących majteczek,
pończoszek, stanika, gorseciku, albo: powieszonej sukienki, garsonki, bluzeczki, czy innych
części Jej garderoby, bez przerwy przypominających mu o swojej Pani.

W szczególnych okolicznościach, uwzględniając wszelkie dobrodziejstwa wynikające ze
„związania w kij”, w tym dotyczących faktyczną względną wygodę ulokowanego w tychże
pętach, nie ma problemu z pozostawieniem pieska-niewolnika nawet na czas wykonywania
przez Piękną Władczynię tak przyziemnych czynności jak pójście do przyjaciółki na bardzo
istotne „babskie pogawędki”.

Jedynym problemem jest niezawodny, ale bezpieczny knebel, niezbędny by psotny piesek nie
poobgryzał mebli, czy też kabli, lub też swoim hałaśliwym szczekaniem nie denerwował
sąsiadów – ale ten problem przestaje istnieć, gdy zastosuje się knebel np. w postaci wędzidła,
drewnianego kołka czy też przewiązanej wokół głowy niewolnika i ciasno zawiązanej na jego
karku apaszką (kawałkiem tkaniny, płótna) ze zrobionym pośrodku węzłem, który z kolei
zostaje wciśnięty pomiędzy jego „groźne” zęby. Z jednej strony taki „przyjemny” knebel
powstrzymuje wydawanie zbyt głośnych głosów i daje gdzie „spocząć” zębom niewolnika,
które zgodnie z naturalnymi właściwościami szczęk, muszą się na takim kneblu zaciskać
(knebel pełni zatem funkcję specyficznego kagańca) a z drugiej strony taka forma jarzma
umożliwia całkiem swobodne oddychanie, w tym również wdychanie i wydychanie powietrza
ustami.

Podobna sytuacja może wystąpić, gdyby Władczyni chciała skorzystać z przyjemnego i
głębokiego słodkiego snu, po męczącym i przydługim dniu.
Również w tym przypadku niezastąpiona może się okazać metoda „związania w kij”. Pewnie
i niewolnik korzystając z tak wygodnego ułożenia i pozy chętnie skorzysta z ożywczego snu –
choć pewnie w jego przypadku będą to raczej często przerywane pewnym odrętwieniem

background image

lekkie drzemki.
Ale to wszystko obraca się w ostateczności na jego korzyść, bo ze względu na szalenie
monotonną, bez końca ciągnącą się noc, całe jego własne doczesne, uległe życie wyda mu się
znacząco przedłużone.

Te dwa ostatnie pomysły, ze względu na ich „rozmach”, powinienem jednak raczej umieścić
w dziale FANTAZJE.
Aczkolwiek muszę się „pochwalić”, iż odbyte do tej pory ćwiczenia oraz tresury w pełni
potwierdziły wszystkie moje teoretyczne rozważania - przedstawione w części, w której
omawiałem wszelkie zalety metody „związania w kij” - w tym niezawodność a jednocześnie
bezpieczeństwo tejże metody oraz wykazały, że tego rodzaju pęta są mimo wszystko dość
„wygodne” i da się w nich „wytrzymać” bez specjalnych problemów znacznie dłużej, co
„rokuje” na przyszłość szansę na intensyfikację przeprowadzonych doświadczeń.

Jeszcze raz odnosząc się do nieśmiertelnej problematyki zakładanych więzów, pęt i
niewolniczych jarzm. Z jednej strony odczuwam ich uciążliwość, dokuczliwość a nawet ból i
cierpienie, sprawiające, że pozbawiony jestem zdolności do władania swoimi kończynami, a
nawet całym swoim ciałem. Założone pęta sprawiają, że nogi stają się tylko zbędnym,
bezużytecznym balastem, który muszę ciągnąć bezwładnie za sobą pełzając po podłodze a
ręce są tylko niejako nierozwiniętymi odnóżami przytwierdzonymi bezwładnie do mego
tułowia, bez możliwości posłużenia się nimi lub wykorzystania do ludzkich „zachowań”. A z
drugiej jakże jest dla mnie miłe odczuwanie tychże więzów na sobie. Podobnie jest z
wetkniętym w usta kneblem, który uniemożliwia mi „zademonstrowanie swego
człowieczeństwa”. Knebel jest dokuczliwy, niewygodny, czasami odpychający i brzydko
smakujący, a z drugiej jakże przyjemne jest dla mnie fakt jego posiadania, gdy bezwzględnie
jest wciśnięty w moje usta.

W rzeczy samej opisałem tylko te najbardziej charakterystyczne, wiodące cechy mojej
uległości, upokorzenia i uwielbienia Kobiet. Niełatwo jest przelać wszystkie swoje
wewnętrzne odczucia na papier. Chyba jednak najbardziej można się zrozumieć tylko w toku
wspólnych rozmów i doświadczeń.

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 8

Niewolnicze rozważania trochę sentymentalne, trochę psychologiczno-filozoficzne

Tak naprawdę „zabawę” w uległość a właściwie przebieranie się w damskie ciuszki (choć do
dnia dzisiejszego nie jestem typowym transwestytą, raczej fetyszystą), samozwiązywanie się
oraz kneblowanie rozpocząłem w wieku ok. 13-14 lat, czyli przeszło 30 lat temu.
Początkowo, tak mniej więcej do 25 roku życia próbowałem nawet nieudolnie walczyć ze
swoimi nienormalnościami. Później się jednak z tym pogodziłem i w jakiś sposób
dostosowałem do mojej zwariowanej psychiki. Z czego te błądzenie ducha wynika – tak
naprawdę to nie wiem – z pewnością jedną z przyczyn mógł być fakt, że ze względu na
ciasnotę, mieszkałem w dzieciństwie w jednym pokoju z czteroma siostrami. Łatwo można
się domyśleć, że nastoletnie siostry bez przerwy pozostawiały rozrzucone części swojej
garderoby i bielizny. Właściwie nie było możliwości uniknięcia bezpośredniego zetknięcia się
z nimi – może to był prapoczątek, może.....

To nie jest tak, że żyję beztrosko, swawolnie, lekko, bez żadnych obciążeń psychicznych, a
tym samym bez żadnych wewnętrznych wątpliwości, co do normalności moich zaciekawień.
Nie jest mi przecież lekko w życiu codziennym z moją uległością. Zdaję sobie przecież

background image

sprawę z własnej ekscentryczności, osobliwości, zaburzeń i nieprawidłowości umysłowych –
odbieranych powszechnie za coś nienormalnego a nawet zboczonego, perwersyjnego. W
moim umyśle bez przerwy toczy się wewnętrzna walka. Nieraz, co wyżej zaznaczyłem,
podejmowałem z samym sobą walkę wewnętrzną – podejmowałem próby zerwania z moją
uległością, prowadzenia nowego życia – coś na wzór walki z nałogiem. Wytrzymywałem
góra pół roku a potem z powrotem wracałem, początkowo nieśmiało, do swojego dziwnego
hobby. Po pewnym czasie ok. 15-20 lat temu doszedłem do wniosku, że tej „walki” nie
wygram – nie mam odwrotu od psychicznej niewoli uległości. Poddałem się. Od ok. trzech lat
zacząłem nawiązywać także kontakty z profesjonalnymi dominami (tak było zdecydowanie
łatwiej). Co najwyżej uznawały, że przedstawiane przeze mnie „scenariusze” dominacji ich
nie interesują. Niektóre z pośród dominujących Pań zdecydowanie odrzuciły moje podania a
nawet odpowiednio „skomentowały”. Nie z wszystkimi ostatecznie nawiązałem kontakt, nie z
wszystkimi mogłem też w toku spotkań „dogadać się” – zatem do następnych spotkań już
nigdy nie doszło, a niektóre - przykro przyznać, ale po prostu oszukało mnie, bo o dominacji
to nie miały bladego pojęcia, ale przede wszystkim nie miały żadnego zamiaru wywiązać się
w toku spotkań z przyjętego „zlecenia”.

Spotkałem też się z ciekawym odzewem na moją prośbę: „chcesz mi służyć – wpłać pieniądze
na moje konto w banku”. Przyznaję, że w odpowiedzi „pojechałem” sobie ostro po tej Pani.
Choć dzisiaj przyznaję, że niesłusznie i jest mi trochę głupio. Bowiem z perspektywy czasu i
obiektywnie patrzeć, przecież owa Pani była jednak uczciwa wobec mnie i jednoznacznie
wskazała swoje oczekiwania jako Domina. To, że mi taka forma uległości i służenia Pani,
polegająca na bezproduktywnym pozbywaniu się gotówki nie odpowiadała to przecież
zupełnie inna sprawa – czyż omawiana Pani w czymkolwiek nadużyła mojego zaufania lub
nie miała ochoty do realizacji obiecywanego „programu zajęć”??? Przecież teraz już wiem, że
są najprzeróżniejsze oblicza uległości i dominacji – nie tylko takie, które mi odpowiadają. Z
pewnością są też fani pozbywania się bez celu środków finansowych i być może tylko takie
zachowania, dla postronnych wydające się „głupie i niedorzeczne” przynoszą tymże uległym
psychiczną ulgę i rozkosz ciała – kto wie.... Przecież i Rydzykówko zostało zbudowane na
amatorach bezwzględnej i ewidentnej finansowej uległości, to dlaczego nie mogliby istnieć
amatorzy służalczego pozbywania się pieniążków na rzecz bądź co bądź całkiem ładnej
dziewczyny?!!! (By nie było nieporozumień - nie mam żadnych negatywnych obiekcji, co do
osoby stwarzającej owe „imperium”, pozytywnych zresztą też, choćby z tego powodu, że
nigdy nie miałem z nim bezpośrednio do czynienia a opierać się na medialnych,
subiektywnych opiniach i przekazach, pisanych na zamówienie osób uważających się za
posiadaczy jedynie słusznej racji i politycznej poprawności, nie mam zamiaru).

Utrzymywałem też swego czasu z jedną z Pań znajomość wirtualną. Nie była to jednak relacja
Lady-niewolnik w potocznym jej znaczeniu. Fakt, występowała Ona w roli osoby
dominującej a ja uległego, ale w listach do siebie wymienialiśmy się tylko swoimi opiniami,
poglądami przemyśleniami, prowadziliśmy również pewne dysputy filozoficzno-
psychologiczne dotyczące wzajemnych relacji Pani-niewolnik itd. Wydawało mi się, że w
jakimś sensie rozumiemy się i mogą nas połączyć pewne wzajemne nici porozumienia, że być
może znalazłem przyjazną duszę. Kogoś, z kim można się podzielić swoimi nietypowymi
myślami, doznaniami odczuciami, mimo, że od początku zdawałem sobie sprawę jak wiele
nas różniło i to nie w przestrzeniach dominująca-uległy, bo te akurat pozwalają nie tylko na
ewentualne podzielenie się tymi jakże odmiennymi stanami świadomości, ale są ze sobą
nierozerwalnie połączone. Każda z nich nie może przecież egzystować oraz istnieć bez
drugiej. I wszystko byłoby pewnie piękne i sympatycznie, gdyby po wielotygodniowych
wymianach poglądów, oraz wielomiesięcznej wirtualnej znajomości, w której powolutku

background image

„niczym spadające milimetr po milimetrze satynowe prześcieradło z ciała kobiety”
uchylaliśmy przed sobą własne tajemnice, nie doszło wreszcie do próby nawiązania
bezpośredniego kontaktu. Spotkanie miało polegać tylko i wyłącznie na rozmowie, wymianie
poglądów, próbie nawiązania pewnej przyjaźni oraz służyć wymianie doświadczeń.
Absolutnie nie miało mieć charakteru „komercyjnego” czy też polegającego na
przeprowadzeniu jakiś praktyk bdsm. Jednak do tego spotkania nigdy nie doszło. Stawiłem
się o określonej porze i w ustalonym miejscu, gdy otrzymałem wpierw sms, że Pani się
spóźni, by po pewnym czasie uzyskać informację „przepraszam, nie czekaj i nie telefonuj” –
koniec, żadnych więcej wyjaśnień.

Oczywiście nie narzekam i nie skarżę się. Nie mam też absolutnie do nikogo pretensji czy
ż

alu, zwłaszcza, że na początku mojej „publicznej” kariery niewolnika poszukiwałem mocno

na oślep i wydawało mi się, że wszechstronność Pięknych Pań może być atutem a nie
deklaracją na wyrost. Wiem, że były to koszty moich poszukiwań i osobliwych zainteresowań
– ce la vie. Również do mojej „przyjaznej duszy”, mimo tak radykalnego, niczym nie
wytłumaczonego zerwania znajomości nie miałem i nie mam pretensji. Nie wiem bowiem
jakimi motywami się kierowała, co było przyczynkiem tak gwałtownego odwrócenia sytuacji.
Może miała mnie dosyć i nasza znajomość mocno już Jej ciążyła? A może wystarczyła Jej
ś

wiadomość, że jest zdolna „zapakować” uległego do pociągu? A może potrzebowała tylko

dla zaspokojenia własnych potrzeb ujrzenia gdzieś z ukrycia cudaka, który w rzeczywistości
zupełnie Jej nie odpowiadał?! A może były zupełnie inne, bardzo istotne (lub przyziemne) a
nieznane mi powody, może....

I tylko szkoda mi było utraconej szansy spotkania w życiu kogoś przyjaźnie i życzliwie
nastawionego do mojej osoby i moich odmienności...

Przy czym zaznaczyć muszę i szczególnie podkreślić, iż nie zdarzyło się, by jakiekolwiek
zawirowania dotyczyły Władczych Pań, które, jak wynikało z ogłoszeń prowadziły uczelnię,
posiadający tylko i wyłącznie wydział w zakresie dominacji i tresury niewolników. Nigdy się
na nich nie zawiodłem, co najwyżej okazywało się, że nie nadaję się, by kontynuować studia
na zaproponowanym mi kierunku bdsm. Z pewnością opuszczenie przeze mnie kolejnych
zajęć to tylko i wyłącznie moje przewinienie dotyczące niewywiązania się ze szkolno-
niewolniczych obowiązków.

Była też bowiem znakomita część Władczych Pań, z którymi wydawało się, że umiem
znaleźć wspólny język, ale tak jakoś wyszło, że spotkałem się z nimi raz czy dwa a do
dalszego zacieśniania relacji Pani-niewolnik nie doszło.... z pewnością w znacznej mierze z
mojej winy.

W tym kontekście, do dnia dzisiejszego dręczą mnie wyrzuty sumienia i wiele razy świdruje
mój mózg świadomość, iż nadużyłem kiedyś zaufania jednej, bardzo mi życzliwej, niezwykle
sympatycznej i przyjaznej a przy tym bardzo ładnej Władczej Pani. I mimo, że minęło od tego
zdarzenia (a właściwie mojego zaniechania) już wiele, wiele czasu i Ona z pewnością już
mnie nie pamięta, to jest mi ciągle niezmiernie przykro i nieswojo, zwłaszcza, gdy spotykam
Jej anonse na stronach internetu i widzę Jej zdjęcia, jakże zawsze dla mnie w pewnym okresie
przychylnej mi osoby. Przed sobą mam wtedy tkwiący w moim mózgu obraz nieco
zamyślonej twarzy, na której odbija się nieco melancholii, jakby zasmucenia z
nieodpowiedzialnego i niewiarygodnego niewolnika, który, mimo wielkiej przychylności
Pani, zawiódł pokładane w nim nadzieje.

background image

Rozumiem też, iż Władcze Panie, jako osoby dominujące, dyktatorskie, nie dające sobie
„dmuchać w kaszę”, pozostawiają często scenariusz tresury całkowicie sobie, nie
uwzględniając moich sugestii. Z pewnością podejście Władczych Pań do tematyki jest
słuszne, zresztą nieraz techniki i metody szkolenia są wielce interesujące i niestereotypowe,
lecz pozostawało to małe ale.....

W życiu bowiem jest jednak inaczej. Zwłaszcza w sytuacji tak specyficznych, nietypowych,
osobniczych zainteresowaniach. Nie można opierać się tylko na własnym wrażeniach i
własnej intuicji. Specyficzna „zabawa” Pani-niewolnik nosi bowiem charakter zbliżony do
występów na scenie teatru. I bierze w niej udział dwóch aktorów. Co prawda o wszystkim w
ostateczności decyduje Władcza Pani jako faktyczny reżyser i autor scenariusza według
własnego pomysłu i adaptacji „tekstu” pod potrzeby sztuki. Jednak ja, jako mający odgrywać
jedną z głównych ról aktor, mogę nie widzieć siebie w narzuconej mi roli. Mogę zatem
zrezygnować z narzuconej mi obsady w sztuce oraz zrejterować z teatru wydarzeń.

Narzuca się w tym miejscu pytanie: „skoro potrafiłem sam wdrażać w życie swoje
zniewolenie tj. niejako „sam się zaspakajać”, to po co jeszcze szukam swojej Treserki i
Władczyni?”.

Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana.

Przebrać w kobiece ciuszki, zakneblować – nawet całkiem skutecznie oraz związać (z jakimś
tam mniej lub bardziej udanym efektem) mogę się w ostateczności zawsze sam (co zresztą
przez wiele, wiele lat praktykowałem i w „wolnych” chwilach nieraz jeszcze się w to
„bawię”). Nie jest to oczywiście to samo, a tym bardziej tak samo skuteczne, co bezpośrednio
z inną osobą, brak też niemało dodatkowych elementów. Przyznać jednak trzeba, że w
ostateczności jakiś tam substytut zniewolenia i poniżenia by był..... Ale obecność drugiej
osoby-kobiety w toku zniewolenia i Jej bezpośredni w tym udział jest nie do przecenienia.
Nie chodzi tu tylko o konkretną osobę jako tako (chodź akurat to z pewnością jest dla mnie
niepodważalnie najważniejsze), ale przede wszystkim o całą otoczkę związaną z obecnością
kobiety. I to dotyczącą bezpośredniej fizycznej bytności Kobiety, czyli wszystkim, co jest
związane choćby z Jej widokiem, ale również, a właściwie przede wszystkim bardziej
metafizycznym odczuwaniem Jej obecności, czyli zapachy, aromaty, unoszące się i
spływające z każdego miejsca pomieszczenia lub ulokowane i nagromadzone w Jej
pończoszkach, majteczkach, czy innych elementach Jej garderoby – tego nie można rzecz
jasna niczym zrekompensować, uzupełnić, podrobić. Do tego dochodzące dźwięki stukotania
kobiecych nóżek/pantofelków o podłogę, czy też inne głosy, szelesty a nawet śmiech
dobiegający gdzieś z oddali, świadczące o Jej bliskiej obecności są niesamowicie ekscytujące
i przenoszą moje emocje w zupełnie inny wymiar. Samo uzmysłowienie, że jest się „w
niewoli” kruchej istoty - kobiety i świadomość Jej bliskiej w końcu obecności podnoszą
„rangę” każdego spotkania i nadają mu swoistego klimatu oraz otoczki.

Uwypuklić również trzeba istotne dla mnie znaczenie „komnaty”, w którym ta swoista
„zabawa” się odbywa. Kobiece pokoje zawsze kojarzyły mi się z pewną tajemniczością,
dyskrecją, subtelnością i specyficznym klimatem, poprzez swoją jakąś eteryczną magię i
atmosferę. Oprócz oczywiście swoistego umeblowania i wyposażenia w różnego rodzaju
kobiece gadżety, zawsze się może zdarzyć, iż przytrafiają się w nim „przypadkowo”
porozrzucane części typowo damskiego ubioru nadające również, oprócz „klimatycznego”
charakteru wnętrza, także jego „bardziej ludzki” wymiar. Taka „porozrzucane” czy też
wiszące w najlepszym porządku, ale na widocznym miejscy damskie spódniczki, sukienki,

background image

bluzeczki, a przede wszystkim części Jej bielizny, haleczka, czy też rajstopki i pończoszki
powodują bowiem, iż „bawialnia”, w której ewentualnie przebywam nabiera również cech
damskiej przebieralni. Tym samym w moim trochę sfeminizowanym wyobrażeniu znajduję
się w centrum tak bardzo fascynującej, z pewnością podniecającej (a dla mnie niedostępnej) i
trochę niepokojącej typowo damskiej garsonierze, w której przebywa niedefiniowalny
„kobiecy duch”.

Jak w życiu przekłada się moja uległość. Pytanie jest tak w swej płaszczyźnie obszerne, że
trudno jednoznacznie dać odpowiedź. Myślę, że nie stać mnie na razie z zerwaniem ze swoim
„normalnym” życiem – pozostaje pewne oszukiwanie się, udawanie, podwójne życie. Jak
długo wytrzymam – nie wiem. Nie jest jednak łatwo tak ciągnąć „ten wózek”.

W życiu codziennym nie uzewnętrzniamy się również zbyt łatwo, staramy się skrywać swoje
zainteresowania, swoje odczucia czy przemyślenia, zwłaszcza w tak delikatnej sferze jak
własna psychika. Boimy się choćby tego, że inni ludzie źle nas odbiorą, niewłaściwie
zrozumieją a końcu potraktują jako dziw natury, coś nienormalnego, niezgodnego z
normalnym bytem. Boimy się, że staniemy się prowincją społeczeństwa. I tylko w tym
zakresie komputerowa „anonimowość” jest przydatna. Pomaga oczywiście nawiązać kontakty
z osobami o zbliżonych zamiłowaniach. W sytuacji nieporozumienia i niezgodności
„charakterów”, pozwala wycofać się, bez uszczerbku dla własnej tożsamości.

Istnieje oczywiście możliwość zajścia mylnych wzajemnych pojęciach o sobie, o swoich i
innych rzeczywistych zainteresowaniach a w końcu do przekłamań i przedstawiania siebie w
innym świetle (przeważnie znacznie lepszym niż w rzeczywistości). Zatem komputerowa
znajomość powinna być tylko drogą do celu a nie celem. Ale wędrówka tą drogą może być
też w jakimś sensie fascynująca, a w czasie tejże wędrówki można spotkać wiele frapujących
osób..., choć nie wszyscy muszą przecież nas ostatecznie zainteresować. Nie zawsze też uda
nam się tą drogę zakończyć poprzez osiągnięcie celu. Występują też często zabłądzenia na
skrzyżowaniach różnych dróg, wahania co do podjęcia ostatecznej decyzji a nawet obawy
przed podjęciem pewnych prób – poprzez choćby paraliżujący strach, że znowu się zawiodę,
ż

e wypadnę blado i niezgodnie z oczekiwaniami drugiej osoby, a może przez własne

kompleksy, które dość łatwo ukryć w świecie wirtualnym...

Ż

ycie każdego z nas jest tak naprawdę pełne wszelakich zakrętów i wzajemnych uzależnień,

choćby środowiskowych, związanych z wykonywaną pracą czy też rodziną i nikt raczej nie
zaryzykuje jego destabilizacji, bez jakichkolwiek gwarancji, co do przyszłości – a takich nikt
nie może chyba dać.

Ja też żyje przecież w danym środowisku, wykonuję konkretny zawód. Istnieją przeróżne
uwarunkowania społeczne, zawodowe i osobiste tworzące pewna pajęczą sieć powiązań, w
których niełatwo się poruszać a tym bardziej ujawniać choćby w niewielkim stopniu swoje
„zainteresowania”. Nie da się ukryć, że żyję w pewnej „konspiracji”, ukryciu swoich słabości
– czyli z punktu widzenia ideologa-etyka – w pewnym fałszu. A do tego ciągły ogarniający
mnie lęk, obawy o nadciągającej nieuchronnej katastrofie, wpadki, która przewróci
całkowicie moje „spokojne” i dość nieźle ułożone dotychczasowe życie, powodując niejako
moją samozagładę. Przecież wystarczy, że moje słabości wyjdą na zewnątrz, choćby w mojej
pracy i jestem całkowicie „spalony” na swoim terenie.

Pewne formy uległości próbowałem wprowadzić jednak w pracy. Skutki i efekty były dosyć
„kłopotliwe” – ale o tym chyba na razie nie napiszę – taka mała „tajemnica” krnąbrnego

background image

niewolnika...

Wyrzuty sumienia – są bez przerwy, dręczą, nie dają często nadziei na lepszą „wymarzoną”
przyszłość. Wiem przecież o swoim rozdwojeniu jaźni, nieprawdziwości swego codziennego
ż

ycia. Z jednej strony chciałbym żyć „normalnie” jak mocno przeważająca większość

społeczeństwa, a z drugiej strony zdecydowanie bardziej pociąga mnie tylko i wyłącznie to
drugie moje ja. Nie chcę już bowiem z moich zainteresowań rezygnować.

Od mniej więcej półtora roku mam moją Najcudowniejszą Uwielbianą Lady!!!

Księga uległości i zniewolenia - Cz. 9

Moja Pani

Wiem, że Piękna Pani jest osobą dominującą a ja tylko marnym uległym. Ale nawet
niedoskonały niewolnik, powinien choć odrobinę poznać „swoją Panią....Przecież nie oznacza
to tylko pchaniem zwykłą ciekawością. Jest to bowiem coś więcej – przede wszystkim
staraniem się by nawiązać nici porozumienia a nawet pewnej przyjaźni. Bardzo w tym
miejscu chciałbym podziękować wszystkim mi życzliwym Władczym Paniom, a przede
wszystkim Mojej Pani za wszelkie prowadzone rozmowy i niejako „otwarcie się” na moje
zainteresowanie.

Z drugiej strony, ja jako uległy - choć z licznych postów na przeróżnych portalach wynika, że
dotyczy to znacznej części niewolników – próbuję posłużyć się pewną formą „nacisku” a
nawet narzucenia swej woli i tylko własnych oczekiwań w relacjach Pani-niewolnik. Jest to
jakby próba „okiełznania” Władczej Pani, poprzez założenie Jej chomąta swojego punktu
widzenia na świat dominacji i uległości, wędzidła utrudniającego Władczej Pani wyrażania
własnych opinii i zdań dotyczących własnych oczekiwań oraz uprzęży naprowadzającej na
jedyną „słuszną”, ale tylko z mojego egoistycznego punktu widzenia - drogę wzajemnych
relacji.

Jest to jednak, zapewniam z całą stanowczością, w moim wykonaniu jakby bezwiedne,
niezależne od moich intencji. Coś co wynika z niewolniczego stanu podekscytowania a
jednocześnie ogromnej wewnętrznej radości i wewnętrznych, prawie nie do opanowania
emocji, z faktu, że oto spotkało się naprawdę „przyjazną duszę”, z którą można podzielić się
swoimi zainteresowaniami. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że owa gorączka mózgu z
pewnością obraca się przeciwko mnie.

Wracając natomiast do słowa „okiełznanie”, które wcześniej użyłem w stosunku do Pięknej
Władczej Pani.

Ciekawe to sformułowanie, mając na względzie, iż w rzeczy samej to ja jestem uległy i
poprzez właśnie „okiełznanie” (za pomocą bezlitosnych sznurów i knebli oraz poniżającego
stroju) podporządkowuję się w ostateczności woli swojej Władczyni.
„Okiełznanie” jednoznacznie kojarzy mi się bowiem z pozbawienie kogoś własnej woli i
niejako „wypraniem mu mózgu”, by tym chętniej i radośniej służył u stópek swojej Pani, a
jednocześnie by był przeświadczony, że to jest nie tylko dla jego dobra, jego misja i
przeznaczenie, ale jest to przede wszystkim zgodne z jego pragnieniami i marzeniami.
To przecież, by nawiązać w tym miejscu do „dzikiego zachodu”, przede wszystkim „dzikie,
wolne mustangi, czujące wiatr w swoich grzywach” poprzez okiełznanie (najpierw złapanie
na lasso, potem założenie pęt i wędzidła oraz uzdy, chomąta, lejc a na końcu powolne

background image

ujeżdżanie) były doprowadzone do roli potulnych, uległych, bezwolnych koni, do końca życia
już tylko prowadzonych na wodzy – czyż to nie jest obrazowe przedstawienie mojej uległości.

Myślę, że powyższe, często podejmowane przez niewolników przymiarki do narzucenia
Władczym Paniom tylko i wyłącznie swego punktu widzenia mogą być ciekawym tematem
do wszelkich rozważań filozoficzno-psychologicznych dotyczących relacji Pani-niewolnik,
bowiem ścierają się tu jakby dwie, a właściwie aż cztery przeciwstawne osobowości.

Tylko trzeźwemu i realnemu spojrzeniu Pięknej Pani na sytuację, nasze relacje toczą się po
właściwych torach – i za to bardzo chciałbym Jej podziękować i jestem jeszcze bardziej
zobowiązany. A jednocześnie tym większy zdobyła Słodka Pani u mnie szacunek i
poważanie. Tym bardziej przeto - dzięki takiej realistycznej i zasadniczej postawie Mojej Pani
– pragnę utrzymać i nawiązywać z Nią przyjazne nici porozumienia.

Przepraszam zatem Moją Panią bardzo za swoje niewolnicze zarozumialstwo oraz
pyszałkowatość. Jednocześnie dziękuję za wszelką pobłażliwość i zrozumienie dla moich
słabości i pokus oraz odpowiednie ich stonowanie do właściwej płaszczyzny.

Cóż, Piękna Pani jest Kobietą, którą, mimo kontaktów tylko w jednej dość specyficznej
płaszczyźnie, bardzo szanuję i podziwiam za „rozumną inteligencję”, a ja niestety jestem
tylko marnym niewolnikiem, często niepotrzebnie rozgorączkowanym, którego nieraz jeszcze
będzie Pani musiała z pewnością „sprowadzać na ziemię”.

Pomijam przy tym oczywistą i omawianą już poprzednio utratę zdolności do jasnego,
trzeźwego a nade wszystko rozsądnego sposobu myślenia przez niewolnika w sytuacjach
„potrzeby chwili”. Zauważyć jednak muszę i jak najbardziej przyznać, że nieraz dostaję
małpiego rozumu – bo czyż normalne są moje zainteresowania i ich wdrażanie w życie.

Czyż prawidłowa i zgodna z męską osobowością jest chęć do bycia poniżanym i
upokarzanym poprzez przymus przebywania w obecności Niezwykle Pięknej Pani w
uwłaczającej sukience, spódniczce, damskiej bieliźnie. Z jednej strony odczuwam
niesamowity wstyd, skrępowanie, zakłopotanie, a z drugiej uwielbiam odczuwać na sobie i
nosić te fikuśne szmatki.
Czyż zgodne z ludzką naturą i daną nam inteligencją, jest moja niepohamowana ochota do
leżenia u stóp Władczej Pani, będąc ciasno związany sznurami w niewygodnych, często
karnych i uciążliwych pozycjach (a zatem pozbawiony pierwotnych właściwości poruszania
się), albo niewytłumaczalna skwapliwość do bycia beznadziejnie zakneblowanym, a zatem
egzotyczne samodążenie do utraty możliwości skorzystania z daru danego tylko homo
sapiens, czyli wydawania mądrych, zrozumiałych i inteligentnych dźwięków, a tym samym
pozbawienie wbrew samemu sobie, sposobności przekazania swoich myśli, idei, przemyśleń?.
W takiej sytuacji całkowicie traci znaczenie fakt, czy tak zniewolony osobnik ma dość
wysoką inteligencję czy też inteligencję na poziomie niedorozwiniętego umysłowo. Bowiem
mój byt ograniczony jest w tej sytuacji niejako do wegetacji i ledwo co egzystencji, zależnej
tylko i wyłącznie od drugiej osoby – niczym zamknięte zwierzątko w klatce. Jedynym
instynktem, opanowującym cały mój zniewolony umysł jest dzika potrzeba uwolnienia się z
krępujących więzów oraz pozbycia odczłowieczającego knebla. Wszystko inne zdaje się nie
istnieć, jest nieważne, niepotrzebne. Świat materialny rządzący ludzkością jest nieprzydatny,
zbędny – coś co istnieje zupełnie w innym wymiarze, niczym w jakiejś innej, nierealnej
przestrzeni. Głośny krzyk „pomocy! - przecież jestem też człowiekiem, istotą rozumną, nie
może mnie Pani tak bezlitośnie traktować, poniżać, upokarzać” pozostaje jednak uwięziony w

background image

pętach i w kłębie szmat wciśniętych w usta. Tym samym jest to niczym nie wytłumaczone
dążenie przeze mnie do osiągnięcia w pewnym sensie pozycji bezrozumnego zwierzęcia
(przedmiotu), którego ciało stało się „wiotkie i bezwładne”, pozbawione ludzkich cech. Ale
czyż udomowionej małpki nie przebiera się również często w dziwne ubranka, sukienki???...
A czyż małpka nie przechodzi czasami tresury pozwalającej na wykonywanie niektórych
czynności usługowych na rzecz Władczej Pani, a także mających sprawić, by w przyszłości
pełniła rolę pewnej żywej maskotki, mającej zabawiać Władczą Panią i sprawiać Jej wiele
radości i uciech???

Mój świat uległości jest bowiem bardzo zakręcony, a Słodkiej Pani - zdaje się dużo bardziej
ułożony, przemyślany rozważny. Zdaje się bowiem, że ma Ona jednoznacznie wytoczoną
drogę, bez żadnych poboczy, rozwidleń, „niebezpiecznych” skrzyżowań.

Ja natomiast często opieram się niestety – choć ja osobiście akurat to „uwielbiam” - na wciąż
nowych pomysłach zakwitających w mojej głowie, które nie do końca są mądre, sensowne,
czy też przynoszące jakieś trwałe, racjonalne efekty. Jest to zatem pewna spontaniczność,
polegająca na dość ślepym, przypadkowym szukaniu właściwych dróg w mojej uległości
mimo, iż na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jednak zaplanowane, zamierzone, celowe.
Powoduje to, że zdolny jestem do podejmowania pewnego „ryzyka”, aby tylko sprawdzić, co
jest za tym zakrętem psychicznego zniewolenia.

Prawdą jest, że nie chodzi mi w toku spotkań o zaspokojenie seksualne lecz przede wszystkim
doznania wewnętrzne – i w tym zakresie nic się u mnie nie zmienia. Nie należy jednak tego
rozumieć jako całkowitą obojętność na „płciowość” spotkań, czy też doznawania nawet dość
silnych napięć seksualnych. Jest to bowiem w mojej sytuacji całkowicie niezależne od mojej
woli i często trudne do opanowania. W czasie spotkań nigdy nie mam jednak chęci
praktykować takich form jak masturbacja, onanizowanie się czy też usilne dążenie do
orgazmu jako takiego. W tym zakresie moim celem jest dojście do euforycznego orgazmu
rozumianego jako bardzo silne doznania zachodzące w moim umyśle. Ta sytuacja wbrew
pozorom nie jest wcale łatwa i w zasadzie nie daje mi szans na dłuższą metę kiedykolwiek do
ostatecznego ukontentowania swego niepokornego i samowolnego ducha oraz doznania
ostatecznego stanu błogości i końcowego szczęścia. Wiem, że będę „wiecznym”
poszukującym, spragnionym przeżywania ciągle tego samego a jednocześnie trochę innego i
nietypowego.

Ale to tylko pewne uproszczenie tematu i jego spłycenie. Bowiem w drodze do owych doznań
nieodzowne są dla mnie pewne gadżety używane w toku spotkań, bez których nie wyobrażam
sobie mojego świata uległości – zwane przeze mnie kostiumem niewolnika. Przypomina to w
swej formie konieczność zakładania przez aktorów właściwych kostiumów w czasie
występów, stosowania pewnych efektów specjalnych i trików, powodujących, że graną sztukę
odbieramy „realnie”, że nią żyjemy, jakbyśmy byli w środku sztuki, epoki, przedstawienia.
Nie jest bowiem tak, że wszystko odbywa się tylko i wyłącznie w moim umyśle i w mojej
psychice. Trudno mi bowiem, bez pewnych środków „przemocy i poniżenia” wczuć się w
rolę uległego. I w tym zakresie nie różnię się zbytnio od niewolników traktujących bdsm jak
eksperyment seksualny bo to „fajna zabawa".

W jakiejś części jestem też typem niewolnika otwartym i zdanym na łaskę Pani oraz Jej
podporządkowanym. Bowiem, jak już nieraz informowałem, owe podporządkowanie i zdanie
się na łaskę Pani następuje poprzez „pozbawienie możliwości wszelkiego ruchu i wolności i
w ten sposób wyrabianie poczucia „beznadziejnej bezsilności” i całkowitego

background image

podporządkowania się kaprysom Pani”. Nie jest to jednak bezwarunkowe podporządkowanie
się Władczej Pani w sensie psychicznym, bowiem „moja uległość, nie nosi charakteru
„dobrowolnej” postawy niewolnika, lecz przybiera formę przymusu i przemocy, czyli formę
„siłowego” zniewolenia” poprzez „mocne, bezwzględne związanie sznurami (taśmami
klejącymi a nawet łańcuchami) oraz umieszczanie niewolnika w różnego rodzaju jarzmach i
okowach - również w uciążliwych, niedogodnych czy represyjnych pozycjach” a tym samym
fizyczne podporządkowanie się woli Pani. Owe podporządkowanie jest również
spowodowane „rygorystycznym i nieodwołalnym zabraniem prawa głosu niewolnikowi za
pomocą wetkniętego knebla, uniemożliwiającego swobodę wypowiedzi, błagania o litość,
wyrażania protestu czy też artykułowania niepotrzebnych narzekań, lamentów i skarg, a
jednocześnie pełniącego inne ważne funkcje dyscyplinujące.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że moje spotkania z Piękną Panią są tylko pewnym
substytutem (bardzo przepraszam za brzydkie słowo, całkowicie nie pasujące do Prześlicznej
Mojej Pani, ale innego na dzień dzisiejszy nie umiem znaleźć) moich poszukiwań. Jakby
chwilowym przystankiem dla moich skołatanych myśli i trwającej wciąż burzy w mózgu.
Mam też świadomość pewnej namiastki doznawanych przeżyć i realizacji „zaciekawień”,
oraz jej chwilowości. Jednak nasze spotkania pozwalają odetchnąć mi i przeżyć coś na miarę
moich marzeń. Zresztą Piękna Pani nie daje mi w toku spotkań w żaden sposób odczuć, że to
tylko komercja, wyuczona „teatralna” rola. A takie chwile „występów na scenie bdsm” są mi
w tej chwili chyba jednak niezbędne, by dojść do siebie, oprzytomnieć i wrócić na jakiś czas
do normalnego, toczącego się wkoło nas życia. Pewnie w jakimś stopniu również się od nich
uzależniłem.

Zawsze zdawałem sobie oczywiście sprawę z komercyjnego charakteru naszych spotkań. Na
taki charakter tychże „schadzek” w końcu sam się zdecydowałem. Jednak w czasie tychże
spotkań styl Mojej Pani i sposoby przeprowadzanych tresur, pełne kobiecego wdzięku i
uśmiechu jak i realizowane przez Nią zasady postępowania nie pozwalają odczuć, a
zwłaszcza pamiętać, że te spotkania noszą właśnie taki, wynikający z góry określonych reguł,
charakter. Wręcz przeciwnie, w moim pokręconym umyśle odczuwam i zawsze traktuję nasze
spotkania, jako pewne, co prawda bardzo udziwnione, a nawet groteskowe, ale jednak
„towarzysko-partnerskie” spotkania – i po prostu wolę by tak odczuwane pozostały.

Dzięki temu mam poczucie, że jest w świecie osoba, która rozumie moje dziwactwa, pozwala
mi i pomaga w ich realizacji a tym samym niejako wpływa na uspokojenie mojego, mocno
rozchwianego wnętrza.

To bowiem Moja Pani nie musiała, ale jednak zawsze okazywała mi tolerancję i
wyrozumiałość dla moich udziwnień, cudactw i nienormalnych, z pewnością dla większości
całkowicie niepojętych, wręcz „okropnych” zainteresowań. Nigdy nie doznałem od Mojej
Pani pogardy czy poczucia, że jestem kimś gorszym, że moje wewnętrzne odczucia
doznawane w trakcie tresury świadczą o skrzywieniach czy też zaburzeniach psychiki –
aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że coś z tą moją psychiką do końca nie jest w porządku – ale
Moja Pani jednoznacznie jasno, z wdziękiem uświadomiła mnie, że o ile nikogo nie krzywdzę
i nie przynoszę nikomu szkody to jest to moja i tylko moja sprawa, że jest to pewna i dana mi,
nierozłączna część mojej osobowości.
To Moja Pani swoim usposobieniem, kulturą, inteligencją oraz podejściem do mojej tresury, a
także otwartością na różne moje pomysły i propozycje, które z daną tylko sobie swobodą i
lekkością odpowiednio modernizowała i dostosowywała do „potrzeby chwili”, sprawiła, że
lekcje uległości wdrażane na mojej osobie, mimo, że w jakiejś części wyreżyserowane, nie

background image

sprowadzają się do oschłych i bezdusznych godzin, lecz pozwoliły zawrzeć specyficzną,
jedyną w swoim rodzaju „więź” okraszoną wzajemnym dialogiem, między Panią a uległym
wielofunkcyjnym pieskiem.

Chciałbym zwrócić również szczególną uwagę, iż tresura w moim odczuciu i wykonaniu nie
zamyka się na tych paru godzin spotkań. Już mniej więcej tydzień przed zamierzonym
spotkaniem umawiam się przecież z Moją Panią, by ustalić wygodny dla obydwu stron termin
i ewentualnie złożyć prośbą-podanie o jakiś nowe eksperymenty i doświadczenia, lub o
„zmodernizowanie” dotychczas stosowanej metody tresury. Oczywiście nigdy nie jest tak, że
zgłaszany przeze mnie scenariusz jest w 100% wdrażany i realizowany – są to bowiem ogólne
zarysy, występujące zawsze odchylenia od ogólnych norm oraz zaskoczenia są zawsze
dopuszczalne a nawet mile widziane.

Już co najmniej tydzień przed spotkaniem trwają u mnie przygotowania do kolejnej tresury,
m.in. przygotowanie hańbiącego „kostiumu niewolnika” czy też ewentualnie innych
„przyrządów naukowych” mogących się przydać w toku tresury. Jazda samochodem do
Pięknej Pani trwa ok. 3 godzin. W czasie tejże jazdy cały czas nie daje spokoju dość
ekscytująca w głowie pamięć o Mojej Pani, niepełna wiedza, co może mniej więcej się
wydarzyć, pytania – jakie nowe zaskoczenia Moja Pani mi przygotowała oraz świadomość, że
oto sam przeciwko sobie wiozę w bagażniku samochodu instrumenty mojego poniżenia,
zniewolenia czy też upokorzenia.

Przypomina to trochę (w mojej głowie) sytuację w starożytnym Rzymie, gdy skazańcy sami
musieli nosić swoje krzyże, w tamtych czasach będącymi symbolami hańbiącej kary i
niehonorowego zakończenia żywota.

Nie jest również tak, iż moja wiedza, choć niepełna o czekających mnie najbliższych
godzinach, pozwala mi na pełną śmiałość, swobodę i rozluźnienie. Za każdym razem, bowiem
gdy już znajduję się przed drzwiami mieszkania Władczej Pani, stanowią one cały czas dla
mnie tajemnicze wrota do zupełnie innego, ciągle dla mnie tajemniczego świata. Gdy po
chwili słyszę wielce fascynujące odgłosy zbliżających się szpileczek stukających po podłodze
ogarnia mnie zawsze pewien paraliż ciała i umysłu spowodowany wszechogarniającą mnie
tremą i lękiem. Ten paraliż, jak i niczym nie wyjaśniony strach, mimo już tylu spotkań, jak i
dość zaawansowanego zaplanowania przebiegu tresury - w stosunku do moich pierwszych
spotkań zelżał na sile tylko w niewielkim stopniu. A przecież dobrze wiem, że nic „złego” mi
się przecież nie stanie, a wręcz przeciwnie wiem przecież, że czeka mnie tylko i wyłącznie
miłe i niezwykłe ugoszczenie przez bardzo sympatyczną Lady, przyjemność wynikająca z
leżenia i służenia Jej słodkim nóżkom, jak i rozkosz wynikająca z delektowania się Jej
widokiem, słodkimi woniami i smakami przenikającymi dosłownie do mojego wnętrza.

W toku prowadzonych już zajęć oczywiście rozluźniam się nieco i jestem znacznie
swobodniejszy. Tym niemniej przed każdym następnym spotkaniem sytuacja tremy i
onieśmielenia powtarza się.

Zdaję sobie przy tym sprawę, że zachodzi również sprzeczność pomiędzy „skłonnościami”
(jak najbardziej przeze mnie chwalonymi i całkowicie zrozumiałymi) Przepięknej Pani do
elegancji, zachowania całkowitej higieny i czystości oraz estetyki i dbałości o strój, a moimi
skłonnościami do zapoznawania się z zapachami kobiecości zmagazynowanymi w Jej
majteczkach czy pończoszkach.

background image

Proszę jednak zauważyć, iż zawsze składam uprzejmą prośbę o udzielenie mi kolejnej lekcji
pokory i nauki uwielbienia Kobiet sporo dni przed każdym spotkaniem, więc zawsze mam
nadzieję że coś dla mnie Moja Pani przygotuje i nagromadzi. Ma Pani też czas na ewentualne
zaplanowanie „niespodzianki”. Inna sprawa, że sporo niespodzianek powstaje bezwiednie już
w toku prowadzonej tresury, na skutek „zaistniałej sytuacji” – i za to również jestem Mojej
Pani bardzo wdzięczny i zobowiązany.

Droga powrotna okraszona jest bardzo świeżymi i ogromnie przyjemnymi wspomnieniami z
dopiero co odbytej tresury.

Odczuwanie zniewolenia nie kończy się zaraz po wyjściu od Władczej Pani. W sytuacji, gdy
w toku nauk często umieszczany jestem w niewygodnych pętach, pewne „łamanie w
kościach” jest odczuwane przez parę dni, a i bolące, rozciągane w toku tresury przez dręczący
knebel mięśnie szczęk nie dają łatwo o sobie zapomnieć. Dodatkowo po powrocie muszę
przywrócić do ładu (choćby wyprać) przywiezione części mojego „kostiumu niewolniczego”
często zabrudzonego i zmoczonego oraz wykonać, zrealizować zadanie domowe zlecone mi
przez Moją Panią – to wszystko niejako „wymusza” wspomnienia i przypomina bezustannie o
konieczności wielbienia Swojej Pani. Pomijam przy tym oczywiście fakt, że i tak wizerunek
Jej subtelnej, niezwykle kobiecej postaci oraz przeuroczy uśmiech tkwi nieustannie w
pamięci.

By pamięć o Pięknej Pani była jeszcze bardziej trwała, Jej imię wprowadziłem jako hasło do
mojego komputera – „zmusza” to mnie do nieustannego przypominania sobie o Mojej Pani, i
konieczności przygotowywania się do kolejnych „nauk” mającej na celu zdobycie przeze
mnie mistrzowskiego kunsztu uległości.

A jak w życiu codziennym, w pracy??? Tu z pewnością jestem typowo podręcznikowym
przykładem niewolnika.

Głęboko bowiem skrywam (przynajmniej w moim rozumowaniu) swoją uległość pod
płaszczem pewnej surowości, zdecydowania czy też stanowczości. Moje zachowania często
przypominają działania despoty, rygorysty, samodzielnie podejmującego nawet niepopularne
decyzje. Jest to czasami zastosowanie nadmiernych i srogich środków decyzyjnych w
stosunku do rzeczywistych potrzeb. A muszę w tym miejscu dodać, że środowisko, w którym
poruszam się w pracy zawodowej jest w znacznej części sfeminizowane. Być może
przypomina to zakładanie nadmiernie jaskrawych i rzucających się w oczy kobiecych
ubiorów przez transwestytów, którym w ten sposób „wydaje” się, że poprzez taki strój jak
najbardziej upodobniają się do Kobiet i wczuwają się w kobiecą rolę. U mnie istnieje
wszystko na odwrót. Poprzez swoje zachowania za wszelka cenę „odsuwam” od siebie
ewentualne podejrzenia dotyczące swoich „słabości i zainteresowań”.

Ż

yję zatem w podwójnym świecie – pewnie wielu doda - zafałszowanym, nieprawdziwym,

ale czyż mam inne wyjście??? – proszę tak naprawdę uczciwie odpowiedzieć.

Zresztą i mój świat uległości jest „podwójny”. Nie popieram z jednej strony jakiś publicznych
występów w stylu „Parada równości” czy też innych feministyczno-gejowskich show (w
kwestii seksualności jestem zdecydowanie hetero – i w tym sensie dopuszczam tylko i
wyłącznie relacje Pani-niewolnik, w ogóle nie wyobrażam sobie i nie dopuszczam w moim
ś

wiecie relacji Master-niewolnik), a z drugiej „marzy mi się” coś tak kompletnie nierealnego

jak przymus założenia przeze mnie kobiecych ciuszków i konieczność przebywania w nich w

background image

obecności osób trzecich.

Mimo wszystko trzeba być tolerancyjnym i z pewnym pobłażaniem patrzeć na słabości
innych, nawet tych nieznanych a nie tylko głośno wymagać i żądać zrozumienia swoich.
Jednak ja uznaję tylko i wyłącznie tolerancję, która obowiązuje obydwie strony a nie tylko
jako wyraz żądania nowych przywilejów, uprawnień i konieczności dostosowywania się
innych do moich preferencji. Tolerancja rozumiana bezwzględnie i skierowana w obydwie
strony, jako „wolność nasza jest ograniczona wolnością drugiego człowieka”. Niezrozumiałe
zatem są dla mnie krzykliwe i przejaskrawione żądania wszelakich mniejszości (do których
przecież i ja w jakiejś strefie należę), by wszyscy pozostali, choćby byli w przeważającej
przewadze dostosowywali się do ich światopoglądów, przekonań, zachowań. By ludzie nie
uznający lub nie rozumiejący moich zainteresowań (czy to z niewiedzy czy też braku chęci)
zmuszani byli do liberalizacji własnych zapatrywań. Każdy, nawet wydający nam się
zacofany, skostniały zaściankowy a nawet ostatnio bardzo popularnie tytułowany
„moherowiec” ma prawa do własnego życia i własnych wartości świata – i nic mi do tego,
choćby mi to nie odpowiadało i stało niejako w sprzeczności z moim prywatnym interesem.

Ja będąc pilnym uczniem nauki pokory i uległości oraz wszelakiego wielbienia dla swojej
Pani przeżywam wspaniałe chwile. Co z tego, że są one dla innych niezrozumiałe, kuriozalne
a nawet cudaczne. Ja nie muszę ich przecież uzewnętrzniać wszystkim. Nie każę również
innym ich naśladować czy też akceptować - są w tym momencie tylko i wyłącznie moimi
doznaniami (i mojej Pani). Po to jest stworzone choćby forum „FETYSZ” byśmy my -
wszelkiego typu fetyszyści i miłośnicy bdsm uzewnętrzniali na nim swoje potrzeby i
zainteresowania, dzielili się doświadczeniami i przemyśleniami z osobami o zbliżonych
zaciekawieniach. Każdy, kto wchodzi na powyższe strony jednoznacznie określone i
nazwane, wie czego może się spodziewać – i w tym sensie niezrozumiałe byłyby słowa
wielkiego oburzenia i zgorszenia. Nikt jednak odrobinę inteligentny czy rozsądny nie może
żą

dać, by i inne strony internetu przeznaczone do wyrażania innych, często całkiem

odmiennych wartości i potrzeb życiowych, równie liberalnie przyjmowały nasze rozprawki.


Zakończenie

W podsumowaniu mojego „studium zniewolenia” chciałbym podkreślić, iż wszystkie
przedstawione rozważania dotyczą tylko i wyłącznie mojej osoby w roli uległego,
przechodzącego wszelkiego rodzaju przeobrażenia i przeistoczenia.

Są z pewnością wynikiem moich ciągłych rozterek emocjonalnych wynikających z faktu, że
tak naprawdę trudno jest mi się określić: nie jestem bowiem typowym, w 100%
zadeklarowanym masochistą, fetyszystą czy też transwestytą wszystkiego jest we mnie po
trochu, z lekką zapewne przewagą fetyszyzmu. Żadne z moich „upodobań” nie jest raczej
ukierunkowane bezpośrednio na sferę seksualną. W toku spotkań w zasadzie nie przeżywam
jakiś uniesień seksualnych na niebotycznym poziomie. Owszem, tego wątku nie mogę, bez
wątpienia całkowicie pomijać. Jednak moje „zamiłowania” co już wielokrotnie podkreślałem,
ukierunkowane są przede wszystkim na zaspokojenie sfery emocjonalnej, psychicznej, a także
duchowego doznania. Wszystko praktycznie odbywa się w mojej psychice i to mój duch oraz
psyche są przyjemnie podrażniane i zmuszane do aktywacji. Zatem spotkania z Lady nie mają
dla mnie charakteru „wyżycia seksualnego”, którego celem jest dążenie do orgazmu. Nie
dostaję, zatem wytrysku tylko z tego powodu, że założę kobiece szmatki (przepraszam za
brzydką otwartość). Podobnie jest w sytuacji, gdy mam kontakt z kobiecymi zapachami (w

background image

tym z Jej bielizną, pończoszkami), czy też możliwość adorowania Jej pięknym stópkom, jak i
w położeniu, gdy ktoś mnie zwiąże czy zaknebluje. Owszem, cały czas trwania spotkania
towarzyszą mi silne bodźce i napięcie seksualne – ale są one dodatkiem a nie celem
przeżywanych doświadczeń i stosowanych metod tresury. Istotne dla mnie są przede
wszystkim odczucia wewnętrzne, może nie tak widoczne i nie tak na pierwszy rzut oka
„efektowne”, ale jakże dla mnie ważne! Choć wiem i domyślam się, że dla większości
niewolników to właśnie przeżycie orgazmu stanowi meritum całości tresury.

Jak z pewnością wszyscy zauważyli, w zasadzie jestem dość „prostym” statycznym
niewolnikiem, bez żadnych fajerwerków i jakiś wyskoków, wszystko wydaje się u mnie
stabilne, w pewnym sensie przewidywalne i z góry ułożone. Można by powiedzieć, że
głównie jestem niewolnikiem swojej psychiki. Nie zmienia to oczywiście w żaden sposób
faktu, że również jestem ciekawy nowych, nieznanych mi doznań, doświadczeń czy też
„obudzenia” innych stron mojej uległości. Tym niemniej ogólny zarys i trendy mojego
niewolnictwa rozumianego jako spotkania z Władczynią jest w zasadzie całkowicie
ukształtowany i nie podlega raczej przewrotowi a jedynie pewnej, choć ciągłej ewolucji a
również przeobrażaniu (choćby przypadek feminizowania).

Mam przy tym głęboką nadzieję na kolejne spotkania pogłębiające moje wyszkolenie w roli
niewolnika, w których to bezpośrednich spotkaniach będziemy mogli o wiele łatwiej określać
te „niewidzialne”, ale wciąż przekraczane granice dominacji i uległości.

- wielofunkcyjny piesek.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BDSM Księga uległości i zniewolenia
101 Garb zniewolenia sowieckiegoid 11503 ppt
Zachowania niewerbalne a uleglosc 12
20 Księga Przypowieści Salomona
31 Księga Abdiasza (2)
Access 2002 Projektowanie baz danych Ksiega eksperta ac22ke
1 Księga Rodzaju
Jak rozliczyć w księgach rachunkowych darowiznę w postaci usług
zielona ksiega K2HHJSHOJH2WI6CEC7LSEDKHWNOUJJUDXNP2PYA
12 Księga II Królewska
Mahabharata Księga I (Adi Parva) str 73 136
Apollodoros Bibliotheke ksiega I id 67143 (2)
kusmierek ksiega rodzaju
Księga Sofoniasza
Komentarz do kodeksu prawa kanonicznego, tom II 1, Księga II Lud Boży , cz 1 Wierni chrześcijanie, P
2 Księga Samuela
4 Księga Ezdrasza w polskiej literaturze XIX wieku (E Orzeszkowa oraz M Konopnicka i S Witwicki)
10 Zlota Ksiega Uzdrawiania

więcej podobnych podstron