Z nienawiści do eliksirów

„Z nienawiści do eliksirów!!!”

Prolog


Lochy, eliksiry, Snape. To mówi samo za siebie, a jeszcze na siódmym roku. Nawet Ślizgoni mieli już powoli dość. Nietoperz nie odpuszczał nikomu, a już szczególnie biednym Gryfonom. No ale żeby potwierdzić regułę przede wszystkim muszą się pojawić wyjątki. A i tu się takie znalazły. Dwa bardzo przystojne i pociągające wyjątki. Które budziły najbardziej kosmate myśli u żeńskiej części uczennic Hogwardu. Siedziały one w ostatniej ławce i robiły wszystko to co nie było związane z lekcją. Książęta Domu Węża, bo tak ich właśnie nazywano, kompletnie nie przejmowali się zbliżającymi egzaminami. W myśl idei "Kto nam, tu co może zrobić", po prostu zwyczajnie sobie wszystko olewali i jak twierdzili zajmowali się znacznie ciekawszymi rzeczami. A mianowicie Blaise Zabini z wielką konsternacją kreślił swoim piórem na pergaminie jakieś rysuneczki co chwile pokazując ja swojemu koledze Draconowi Malfoyowi, jakby to były największe arcydzieła sztuki. Ale ten nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, bo akurat przeszkadzano mu w zajęciu którym od kilku miesięcy się zajmował i opanował jej do perfekcji. Mianowicie ukradkowe obserwowanie pewnej uczennicy z domu Godryk'a Gryffindora.

-Stary dał byś już spokój!- Zaperzył się brunet, gdy kumpel po raz kolejny odgonił się rękami od jego "dzieł sztuki" w ogóle na nie, nie patrząc.- To już jest nudne.

-Zamknij się.

-Dlaczego do niej nie zagadasz jak do każdej?

-Czy ja Cię pytam o zdanie Zabini?

-Stary żyjesz w celibacie od kilku miesięcy, co się z Tobą dzieje. Wiesz ja już czasami się zastanawiam czy powinienem Ci podawać rękę. No bo wiesz.- Chłopak wykonał nieprzyzwoity ale sugestywny gest w okolicach swojego krocza.- Po za tym za ręcznym długo nie pojedziesz.

-Prosisz się abym dał Ci po ryju Diable.- Zagroził.

-Posłuchaj zabujałeś się w niej czy co!?- Zabini chyba powiedział to zbyt głośno, bo kilka par oczu, od razu spojrzało na nich jak na głupków. Nie licząc, że dziewczyny, które to usłyszały właśnie zaczęły się modlić do najróżniejszych bóstw,o to żeby to właśnie o nich rozmawiali dwaj Ślizgoni.

-Dzięki Blaise.- Skwitował jego zachowanie blondyn.

-Oj daj spokój nikt nie słyszał.- Przez chwile patrzył na niego dziwnie aż w końcu zapytał.-To co Smoku strzała amora trafiła w Malfoyowskie serduszko?- Chłopak zatrzepotał rzęsami jak pensjonarka.

-Od razu zabujał, weź ty się zastanów co bredzisz. Po prostu fascynuje mnie. Jest ładniutka.- Draco ponownie zwrócił swój wzrok w stronę Gryfonki.

-No nie powiem, że nie.- Zamyślił się Zabini równie przyglądając się dziewczynie, która niczego nieświadoma skrzętnie robiła notatki z lekcji.

-No i jakby nie patrzeć to nieliczna, która jeszcze się do mnie nie łasiła jak na przykład te o tam.- Wskazał na grupę rozchichotanych nastolatek, które omal nie zemdlały gdy uchwyciły ruch ręki Malfoya.

-No to ją dodatkowo punktuje.

-I wiesz jest inteligentna.

-Ale jest też strasznie pyskata i upierdliwa.

-Już ja bym utemperował ten języczek.- Blondyn uśmiechnął się sam do siebie, przywołując swoje kosmate myśli w których główną rolę odgrywa właśnie ta Gryfonka.

-Tylko mi nie mów o czym myślisz proszę Cię stary oszczędź mi.- Zarechotał Zabini.

-Po za tym jest seksowna...- Kontynuował Ślizgon.-..., ma ładne oczy, jest zaokrąglona tam gdzie trzeba, zobacz jak jest skoncentrowana to tak seksownie przygryza dolną wargę i marszczy nosek. Nawet te jej piegi są fajne takie dziewczęce. Ogólnie to jest inna, no wiesz jest taka niezdobyta, pewnie jeszcze dziewica. Taki zakazany owoc. I te jej włosy pamiętasz w pierwszej klasie to była jakaś wielka szopa siana. A teraz widzisz te piękne kasztanowe loki, jak gładko suną po jej plecach, jak...- Draco miał kontynuować swój jakże barwny opis Gryfonki, gdy nagle jego uwagę zwrócił duszący się ze śmiechu na ławce Zabini.- No i z czego rżysz bęcwale.

-Ja pierd***, ale Cię wzięło. Nie wierze Draco Lucjusz Malfoy. Największa Casanova jaką widział ten zamek się zabujał. Nie ja będę musiał to gdzieś zapisać. Który dzisiaj!?- Wrzasnął na całą klasę wstając z ławki.

-Siadaj debilu.- Malfoy zareagował momentalnie ściągając kumpla na ziemię. Czyli z powrotem sprowadzając go do pozycji siedzącej na jego krzesło. A ten tylko głupio się zacieszał. Po klasie rozległ się lekki szum i nawet Hermiona Granger odwróciła się, by zobaczyć co się dzieje. Zareagował też Snape.

-Wszystko w porządku Panie Zabini?- Zapytał z jak zwykle z wyniosłością, robiąc podejrzliwą minę.

-Ależ oczywiście Panie Profesorze.- Opowiedział, ale ciągle ironiczny uśmiech nie schodził z jego twarzy.

-Bo nie wygląda Pan.- Z kwitował jego odpowiedź nauczyciel.- Może Pan Malfoy powinien zaprowadzić Pana do Skrzydła Szpitalnego?- Ponownie zapytał i gdy już Zabini miał zreflektować się odpowiedzią nagle odezwała się Hermiona.

-Malfoy sam potrzebuje lekarza ale z tego co wiem na głupotę w Skrzydle Szpitalnym nie leczą.

Cała klasa ryknęła niepohamowanym śmiechem, nawet Ślizgoni dali się ponieść emocją. Draco spiorunował ją wzrokiem. Ale po chwili uśmiechnął się wrednie.

-Bardzo zabawne Granger. A z tego co ja wiem biblioteka urody również nie dodaje, więc na darmo tak codziennie tam latasz.

Po sali rozległy się cichy pomruk. Już wszyscy widzieli co jej grane znowu się zaczyna. Malfoy vs Granger, starcie kolejne. Nagle wszystkich wzrok znowu przeniósł się na Hermionę, która nagle tak po prostu zaczęła klaskać w ręce.

-Brawo fretko, ale wiesz nie tylko dlatego tam latam. Postanowiłam zabawić się w Siostrę Miłosierdzia i pomóc pewnemu idiocie znaleźć mózg, który zgubił tuż przy urodzeniu. Podobno tam widziano go ostatni raz. Więc nie masz się co martwić Malfoy jak go znajdę wtedy dam Ci znać abyś się po niego zgłosił.- Puściła mu perskie oko.

Klasa ryknęła śmiechem. Nawet Snape musiał odwrócić się twarzą do tablicy aby nie narazić zbytnio swojego autorytetu, by nie śmiać się jawnie z uczniami. Ale to jeszcze nie był koniec teraz piłeczka należała do Malfoya.

-Oj Granger, Grager...- Wstał z swojej ławki, ona również się podniosła. Zakładając ręce na piersi. Ślizgon był co raz bliżej niej.- Zgłosić to ja do Ciebie się mogę jedynie by...- Był już przy niej. Twarzą w twarz. Ale końcówkę swojego zdania dokończył bardzo po cichu tak aby tylko ona usłyszała.- ... dać Ci korki ze sztuki ars amandi.

Tego było za wiele. Niestety klasa nie dowiedziała się jak Malfoy odgryzł się Granger. Ale na pewno musiało być to coś co nieźle wkurzyło dziewczynę. Bo nim Ślizgon mrugnął został potraktowany silnym ciosem w prawy policzek. Widać było, że dziewczyna jest nieźle się wkurzyła bo aż Zabini musiał go potrzymać aby nie upadł.

I to już był koniec tego przedstawienia. Chodź gdyby nie zwlekana interwencja Snape'a na pewno znając tą dwójkę spektakl trwał by dalej.

-DOŚĆ TEGO!!! Malfoy, Granger. Na swoje miejsca natychmiast!!!

-Jak to tylko na swoje miejsca nie ukarze jej Pan!?- Oburzył się Draco ze sporym zaróżowieniem na twarzy.

-Jak bym ukarał ją tak samo musiał bym Ciebie. A bez winny nie jesteś. Bez powodu by Ci nie przyłożyła Dracon.- Ślizgonie byli w szoku nie mniejszym niż Gryfoni.

-Stary paskudnie to wygląda. Idź lepiej do Piguły bo siniak będzie schodził tygodniami.- Dodał cicho Blaise.- A swoją drogą, to tak to Ty jej nie zdobędziesz.

-Zamknij się!!!- Wysyczał blondyn. Próbując dotknąć dłoniom policzka, ale to wiązało się tylko z ostrym pieczeniem.

-Pan Zabini ma racje Panie Malfoy. Proszę iść do Skrzydła Szpitalnego.- Profesor uśmiechnął się do nich dziwnie.- Z tym drugim Pan Zabini też miał rację, to raczej głupia metoda.

-Jak on to słyszał?- Zapytał wręcz zszokowany Zabini.- Stary, ja...- Zaczął się tłumaczyć.

-Odwal się dobrze, jeśli nie chcesz bym Ci przyłożył, to się po prostu odwal.- Draco wstał z ławki zmierzając do wyjścia.

-Pan poczeka Panie Malfoy. Panna Granger w ramach zadośćuczynienia Pana odprowadzi.

-Ale dlaczego ja!?- Pisnęła oburzona Gryfonka.

-Jak już mówiłem w ramach zadośćuczynienia za spowodowane szkody na zdrowiu kolegi i może jeszcze w ramach integracji.

Dziewczyna z naburmuszoną miną wstała z ławki. Rzuciła jeszcze cicho do Harrego, by ją spakował i wyszła razem z Ślizgonem.


Szli korytarzem milcząc. Hermiona kontem oka spojrzała na chłopaka. Rzeczywiście nawet sama po sobie nie spodziewała się takiego uderzenia. Draco zauważył to spojrzenie.

-Podziwiasz swoje dzieło Granger?

-Należało Ci się.

-Ja Ci tylko zasugerowałem koleżeńska pomoc.

-Chcesz mieć drugi do kolekcji?- Zapytała szorstko już się nie odezwał.

Draco znowu próbował się dotknąć w feralne miejsce, ale efekt można było nazwać jeszcze gorszym niż na początku. Zasyczał z bólu.

-Mocno boli?- Zapytała po cichu.

-Nie wcale.- Zironizował.

Doszli właśnie do Skrzydła Szpitalnego.

-Przepraszam.- Wyszeptała cicho gdy chłopak wchodził do pomieszczenia. Ale usłyszał. Odwrócił się do niej powoli, uśmiechając się blado.

-Zasłużyłem sobie.- Spojrząła na niego dziwnie- Poczekasz?- Sam nie wiedział dlaczego się jej o to zapytał.

-Jak chcesz?

-Chcę.

-To poczekam.- Została na korytarzu.


Wyszedł bardzo szybko. Pielęgniarka dała mu tylko do wypicia jakiś obrzydliwy eliksir i opuchlizna zaraz razem z zaczerwieniem zeszła. Była pora obiadu więc razem w milczeniu ruszyli do wielkiej sali. Tak było lepiej, wygodniej pozostać w błogiej niezmąconej ciszy. Weszli do Wielkiej Sali i gdy już mieli rozdzielać się do swoich stołów doleciał do nich wściekły krzyk. Najpierw Rona Weasley'a.

-Dziękujemy Ci bardzo Hermiono. Naprawdę stokrotne CHOLERNE dzięki!!!

Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi jej przyjaciel wydziera się na nią przy wszystkich, a Harry nawet nie reaguje. A jego mina wcale nie jest najlepsza wręcz mierzył ją wściekłym spojrzeniem.

Nagle do krzyków Rona dołączył Zabini?

-Ależ nie Weasley podziękuj jeszcze Malfoy. Arystokraci od siedmiu boleści.- Teraz i Draco był w szoku.- Tak Malfoy naprawdę wielkie dzięki!!!

Ślizgon i Gryfonka spojrzeli po sobie nic z tego nie rozumieli. Dlaczego wszyscy cicho się śmieją zgodnie z Snapem na czele. A dlaczego wkurzeni są tylko Harry, Ron, Blaise i Crabbe?

-No i co się tak głupio patrzysz Malfoy!!!???- Wrzasnął na niego ponownie Zabini.

-Stary o co Ci...?- Próbował coś powiedzieć, ale tym razem Potter mu przerwał.

-Wiesz o co chodzi fretko. O to że przez wasz durny spektakl, kochany opiekun waszego domu...

-Minus 20 punktów Potter.- Zareagował ciągle dziwnie rozbawiony Snape. Ale Harry zbytnio tym się nie przejął.

-... to, że w ramach integracji jak to nazwał, grupy które były ustalone do zaliczenia końcowego. Zostały zmienione.

-Jakie zaliczenie?-Draco zapytał cicho Hermionę.

-Jak byś chodź raz zajął się lekcją Malfoy to byś wiedział. Chodzi o wymyślenie autorskiego eliksiru w trudnych warunkach, ale...

-Tak masz rację Granger!!!- Znowu zaczął krzyczeć Zabini.- I jak to dobrze stwierdził Potter w ramach integracji by dać przykład innych my dzięki wam właśnie stworzyliśmy taką grupę. WIELKIE DZIĘKI!!!

-Ale...

-Nie ma żadnych ale Granger.- Kontynuował Blaise.- Ku uciesze wszystkich, jutro wyruszamy na dwa tygodnie by zamieszkać w Zakazanym Lesie. Bo to właśnie miejsce wylosowała grupa. Nasza jakże wspaniała integracyjna Grupa!!!- Rzucił widelcem o talerz.

Teraz dopiero do Hermiony dotarła powaga sytuacji. Grupy zazwyczaj były podzielone domami i mimo trudnych zadań można było załapać dobrą ocenę. A ona nawet na taką nie liczyła. Nic innego poza wybitnym nie wchodziło w grę. A teraz w takiej grupie. Może sobie tylko pomarzyć o najlepszej ocenie i to przez kogo?

-To wszystko przez Ciebie!!!!- O dziwo krzyknęli równo to samo.


Tylko dlaczego to wszystko bawiło tak Severusa Snape'a?


**

Rozdział I (część pierwsza)


Hogwardzie błonia pewnego wiosennego poranka. Mimo tego, że większość uczniów smacznie jeszcze spała sobie w łóżeczkach, to szóstka pewnych uczniów cierpliwie czekała na jednego ze swoich „ulubionych” nauczycieli.


-Spóźnia się.- Warknął młody chłopak o marchewkowej czuprynie.


Nastroje niezbyt im dopisywały. Z boku wyglądało to dość komicznie, ponieważ każdy był jakby obrażony na każdego. Harry Potter z grobową miną siedział na pobliskiej ławeczce i piorunował każdego kto tylko raczy się na niego spojrzeć. Hermiona Granger stała z boku, a jej wzrok wędrował z od jednego chłopaka na drugiego. Ron Weasley tępo gapił się w ziemię, co jakiś czas nerwowo kopiąc nieopodal leżący kamień. Draco Malfoy nonszalandzko opierał się o pobliskie drzewo i zamyślony patrzył się w taflę jeziora. Jego wielce obrażony teraz przyjaciel leżał sobie po prostu na trawie nie przejmując się w ogóle niczym. Ale gdyby tylko ktoś teraz naruszył jego spokój zabił by chyba w kilka sekund. A Crabbe? On po prostu stał.


-Jak ja bym się tak spóźniał to już zarobił bym piękny widowiskowy szlaban.- Tym razem to Harry wyraził swoje pretensje dotyczące zachowania nauczyciela. Miał coś jeszcze dodać gdy…


-To akurat jest niekwestionowane Potter, ale na Twoje szczęście możesz nie otrzymać go za spóźnianie, tylko za bezmyślne uwagi. Co ty na to?- Oczywiście nauczyciel eliksirów pojawił się jakby z nikąd. Po prostu niczym nietoperz przyleciał ze swojej pieczary.


-Może zdziwię tym profesora ale jeśli ma mnie to uratować o tego zadania, to z przyjemnością.


-W Twoich snach Potter.- Odwarknął do niego Snape, poczym przemówił do wszystkich.- A więc widzę, że jesteśmy w komplecie. Panie Zabini może Pan nas zaszczycić swoją obecnością i wstać z ziemi.- Brunet podniósł się leniwie i podszedł z wielkim oporem do reszty grupy.- No tak już lepiej. Chciałbym… Tak Panno Granger?- Profesor na chwilę się zatrzymał widząc bardzo usilnie zgłaszającą się Hermionę


-Panie Profesorze ja jeszcze raz chciałam zaapelować, że dobranie takiej grupy jest wbrew regulaminowi. Do zaliczenia powinno się pracować w grupach wybranych między członkami domu. A tak to nie ma sensu. My się nie dogadamy. A co będzie jak nie uda nam się tego zaliczyć. To może całkowicie zrujnować nasze przyszłe wybory zawodowe. My…- Tu spojrzała po swoich towarzyszach, ale szczególnie zatrzymując się na Draconie.-… rozumiemy, że to w ramach kary, za nasze skandaliczne zachowanie na Panna lekcji, ale nie lepiej naszą dwójkę ukarać jakimś szlabanem. Nie potrzebnie mieszamy do tego innych uczniów, a przecież to bardzo ważne zaliczenie i nie powinno…


-Dobrze, dobrze Panno Granger…- Przerwał je.- … to było piękne przemówienie wręcz fenomenalne. Szkoda tylko że na darmo, marnujemy tylko przez Panią czas. A więc ruszamy w stronę Zakazanego Lasu.- Odwrócił się i wskazał ręką by szli za nim.


-Ale Profesorze!!! To wbrew regulaminowi.- Krzyknęła Hermiona.


-Panno Granger, a jak mam nazwać to jak wy się zachowujecie? Czy to jest zgodne z regulaminem?- Dziewczyna opuściła głowę w dół.- Też tak uważam. A po za tym dyrektor się zgodził wiec klamka zapadła. Przyda wam się taka szkoła życia i może w końcu czegoś to was nauczy. A teraz za mną!- Zatrzepotał szatą i razem z szóstką winowajców ruszył w stronę Zakazanego Lasu. Nieszczęsna szóstka ruszyła za nim z bardzo niewyraźnymi minami. Gdy przekroczyli próg Zakazanego Lasu, do każdego z nich dotarło, że to nie jest okropny sen, tylko nieszczęsna brutalna rzeczywistość.


Szli już dobre pół godziny w całkowitym milczeniu. Aż w końcu zatrzymali się na dość dziwnej i o dziwo jasne polanie.


-Jesteśmy na miejscu.- Objaśnił zadowolony Severus.- A teraz posłuchacie mnie uważnie, a pytania zadacie dopiero jak skończę. Zrozumieliśmy się Panno Granger.- Zwrócił się sugestywnie do podłamanej Hermiony.


-Tak Panie Profesorze.- Odrzekła z rezygnacją.


-Wyśmienicie.- Wysyczał.- A więc jak wiadomo wam od dawna. To całkowitego zaliczenia przedmiotu jakim są eliksir, potrzebne jest zaliczenie, że tak powiem z ćwiczeń. Jest ono bardzo ważne, a uzyskanie z niego oceny negatywnej wiąże się z niedopuszczeniem do głównego pisemnego egzaminu. Zaliczenie to jest bardzo specyficzne. Przystępują do niego tylko uczniowie siódmych klas, podzieleni między sobą na sześciu osobowe grupy losują miejsce w którym zamieszkają na dwa tygodnie by tam, że tak powiem z niczego wyczarować coś.- Zaśmiał się sam ze swojego żartu.- Wasza grupa, która jest jakże jedyna w swoim rodzaju wylosowała dość często powtarzające się miejsce jakim jest polana w Zakazanym Lesie. Jest to specjalnie wydzielony obszar otoczony zaklęciem, przez które nieprzebite się żadne niebezpieczne stworzenie, ale wy też jego nie opuścicie. Obszar ten obejmuje rzeczoną polanę, fragment lasu z niewielkim wodospadem w północnym kierunku i z pitnym źródełkiem w kierunku południowym.- Spojrzał na przerażona miny swoich uczniów i gdyby tylko mógł zaśmiał by się w głos śmiechem jak z horroru.- Głowicie się teraz pewnie gdzie będziecie, że tak powiem koczować przez te dwa tygodnie i czego kazano nam niczego ze sobą nie zabierać oprócz różdżki, a więc wyjaśniam. Będzie mieszkać w jednym wielkim namiocie.- Machnął różdżką, a przed nimi pojawiła się ogromna skrzynia.- Który naturalnie sami sobie rozbijecie. Gdy już to ukończycie w namiocie pojawią się odpowiednie rzeczy niezbędne do przetrwania i oczywiście do przygotowanie autorskiego eliksiru. Pojawią się też tam wasze niezbędne rzeczy osobiste, przeniesione z waszych dormitoriów. Pojawią się one w specjalnych niewielkich komodach, ale tylko wtedy gdy sami je złożycie, ku waszej radości tak samo jest z łóżkami. Więc ten kto chce spać, niestety. Dla informacji to są przedmioty na które zostało rzucone specjalne zaklęcie żebyście się trochę pomęczyli. Więc najprostsze zaklęcia na nie, nie poskutkują, trzeba posłużyć się jeszcze odrobina mugolskiego sprytu. To były by sprawy techniczne, przejdźmy teraz to tych najważniejszych. Jak już mówiłem eliksir jest całkowicie autorski, więc nie otrzymacie żadnych składników do jego przygotowania. Powstanie z tego co znajdziecie w lesie. Więc musicie się naprawdę postarać bo w brew pozorom to wcale nie jest takie łatwe. Przez te dwa tygodnie jesteście całkowicie na swoje łasce. Nikt was nie kontroluje, ale to nie znaczy że możecie się pozabijać. Jakieś pytania.- Ręka „pewnej” uczennicy wystrzeliła w górę.- Oh co za zaskoczenie. Słucham Panno Granger.


-A co z jedzeniem. Rozumiem, że wodę pewnie będziemy czerpać z tego źródełka, ale na tym przez dwa tygodnie nie pociągniemy.


-Jecie to co upolujecie.- W tym momencie Blaise Zabini omal nie zemdlał. Snape widząc swojego bladego wychowanka zaśmiał się cicho, ale od razu wyjaśnił.


-Jedzenie na dwa tygodnie zostanie tu tak samo przytransportowane jak wasze rzeczy. No ale po wybudowaniu oczywiście namiotu. No ale skoro widzę, że nie ma więcej pytań. Taaaak Panno Granger?


-A co z potrzebami typu higieny osobistej i spaniem, ja chciałam zauważyć, że jestem tu jedyną kobietą.


-No i?- Zapytał głupio Severus


-Jak to no i. Już pominę spanie bo na szczęście mamy osobne łóżka. Ale reszta, jak mam się przebierać? Przecież to niedorzeczne żeby się załatwić mam latać po krzakach, a co z kąpielą mam im wierzyć na słowo, że nie pójdą podglądać. Panie Profesorze!?- Zapytała z pretensją w głosie, dodając.- Profesor McGonagall na pewno się na to nie zgodziła!!!


-I tu muszę Panienkę zdziwić, a owszem, ona również jak zresztą całe grono pedagogiczne miała dosyć tych waszych idiotycznych kłótni. A po za tym, są tu przecież Pani przyjaciele…- Hermiona niewytrzymała, krzycząc i pokazując w stronę trójki Ślizgonów.


-Tak ale są też trzej Ślizgoni, z czego dwóch całkowicie niewyżytych!!!


-Panno Granger!!!


-No co!? Przecież to najświętsza prawda. Ja się nie zgadzam, ja, ja, ja…- Dziewczyna była na granicach ataku histerii.


-Oh zraniłaś moje uczucia Granger.- Zaśmiał się głupio Blaise łapiąc się za serce. Nawet Dracona to rozśmieszyło. A jego tok myślenia nagle całkowicie obrócił się o 180 stopni. Z początku był wściekły na wszystko i wszystkich, oraz nawet na siebie, że dał się w coś takiego zrobić. Ale spojrzał na to z drugiej strony, są tu sami, całkowicie sami.- Chytry uśmiech zagościł na jego twarzy.- Jeśli dobrze to rozegra, jeśli Blaise mu trochę pomorze, to u w tej dziczy może wydarzyć się coś naprawdę interesującego, bardzo interesującego.


-Zamknij się Zabini!!!- Spiorunowała go wzrokiem Gryfonka.


-Oj Granger, nie przesadzaj, nie masz przecież się czego obawiać. A może nawet bliżej się z nami zaprzyjaźnisz.- Malfoy puścił do niej perskie oczko.


-No i widzi Pan, on już zaczyna.- Hermiona wskazała palcem na blondyna.


-Nie wiem co zaczyna Pan Malfoy, ale nic nie stosownego w tym nie widzę. A Pani niech nie przesadza. Jak będziecie ze sobą współpracować to na pewno jakoś się dogadacie.


-Ale…- Dziewczyna jeszcze raz próbowała.


-Żadnych ale Panno Granger. Koniec już. Jak powiedziałem tak ma być żadnych, powtarzam żadnych zmian!!!- Krzyknął w stronę dziewczyny.- Gdy by coś się działo, bo znając was może dosłownie wszystko, wtedy wyślijcie do szkoły Patronusa. Mam nadzieję ze chociaż jedno z was to potrafi. A teraz bierzcie się do roboty i pamiętajcie jeżeli po dwóch tygodniach, gdy przybędziemy tu z dyrektorem, a zamiast polany będzie jedno pole bitwy, a wy nie będziecie mieli eliksiru, to nie chciał bym być w waszych skórach bo marny wasz los.- Zagroził.- A Ty Granger nie becz, tylko weź się w garść i do roboty!!!


Potem było tylko słychać cichy trzask i profesor zniknął.


A oni stali w milczeniu gapiąc się na siebie tępo. Hermiona tylko rozejrzała się po swoich towarzyszach i zrezygnowana osunęła się na ziemię.


-Nie no zabiję się, jak boga kocham się zabiję.- Załkała cicho.


-Granger…- Malfoy chciał coś powiedzieć. Chociaż najchętniej to by pobiegł i ją przytulił, no ale.


-Zamknij się kretynie!!! To wszystko Twoja wina!!! To wszystko przez Ciebie!!!


-Oh no oczywiście! Tylko ty tu jesteś święta i bez skazy!!!- Chciał dobrze, naprawdę chciał. A wyszło jak zwykle.


-Jak ja Cię nienawidzę!- Wysyczała w jego stronę, była wściekła i nic nie było w stanie ją teraz uspokoić.


-I z wzajemnością!- Odkrzyknął. Odwracając się na pięcie i idąc przed siebie.


-Smoku.- Zabini próbował go zatrzymać.


-Zostaw mnie ok!?- Draco odszedł kawałek, usiadł pod drzewem i zapalił papierosa. Jak na razie miał wszystko za przeroszeniem gdzieś. Jak nie chce jego pomocy to nie, niech się wypcha.


Podczas gdy Draco wściekły właśnie na cały świat użalał się na swoim losem pod pobliskim drzewem. Jego kumpel postanowił ostro wziąć sprawy w swoje ręce i przetłumaczyć „Pannie Mądralińskiej”, że po części nie ma racji.


-I co!? Zadowolona Granger!!??- Krzyknął w stronę siedzącej na trawie dziewczyny.


Hermiona już mu miała odpowiedzieć, gdy nagle dotąd obrażony na dziewczynę Harry stanął właśnie w jej obronie.


-Odczep się od niej Zabini!!!- Zagroził mu stając przed lekko oszołomioną dziewczyną.


-Bo co Potter!?


-Bo to Zabini.- Do Harrego dołączył Ron, który natomiast przykucnął i pomógł dziewczynie wstać. Co jeszcze bardziej ją zdziwiło. Rudzielec widząc jej spojrzenie powiedział tylko cicho.- Przecież nie zostawimy Cię na pastwę tych jaszczurek.- Uśmiechnął się lekko dając do zrozumienia, że obojgu im już przeszła złość. Dziewczyna już chciała coś odpowiedzieć gdy w jej słowo znowu wtrącił się wrzeszczący Zabini.


-Proszę znaleźli się obrońcy uciśnionych. A co Ty mi niby Rudy możesz zrobić!!?


-Chcesz się przekonać!?- Ron już sięgał do szaty po swoją różdżkę.


-Już nie mogę się doczekać.- Blaise sięgnął po swoją.


-RON!!!- Hermiona krzyknęła w stronę przyjaciela, podbiegając do niego i chwytając go za ramię.


-Hermiona odsuń się.- Brunet i rudy mierzyli się wściekłymi spojrzeniami.


-Ron nie warto, będziesz miał tylko kłopoty. Ron proszę.- Dodała cicho. Dobrze wiedziała, że Ron może i jest odważny sercem, ale porównując umiejętności jego, a sukcesy Zabiniego w klubach pojedynków. To sytuacja Gryfona nie przedstawiała się najlepiej.


-Uuuu księżniczka boi się o życie swojego księcia i masz rację. Ale jak sam się prosi.- Zabini już mierzył w Gryfona swoją różdżką.


-Harry no zrób coś proszę.- Potter długo nie czekając również doby swojej różdżki i wymierzył ją w stronę Ślizgona.


-Ja też się prosiłem i co teraz Zabini!?- Zapytał uśmiechając się jak nie on. Blaise już miał się zreflektować. Gdy do uszu trójki dobiegł charakterystyczny męski głos.


-Dwóch na jednego. Tak masz rację Potter to iście gryfońskie. Ale coś mi się wydaje, że tak będzie znacznie lepiej.- Zielonooki Gryfon poczuł jak czyjaś różdżka wbija mu się w łopatki. Odwrócił się, a tuż za nim stał pewien już i tak nieźle wkurzony blondyn.- I jak myślisz Diable?- Zwrócił się do kumpla, z chytrym uśmiechem.- Teraz jest znacznie lepiej.


-Tak masz racje Smoku. I wiesz co myślę, że najwyższy czas by pokazać kto jest lepszy.


-Ale co do tego i tak nie było wątpliwości, ale skoro uważasz.- Oboje uśmiechnęli się do siebie ironicznie.


-Natychmiast przestańcie!!!- Przerażona Hermiona krzyknęła w ich stronę. Wiedziała co się świeci, przecież oni się tam pozabijają.- Harry natychmiast przestańcie.- Nie podziałało.- MALFOY!!! ZABINI!!! będziecie mieli przesrane.- Tym bardziej nie podziałało.


Nagle dziewczyna zamarła. W zwolnionym tempie widziała jak Zabini otwiera usta i szepce jakieś zaklęcie. Już miał krzyknąć. Zrobić coś chodź nie wiedziała co, gdy nagle.


-Drętwota!!!


Zabini padł sztywno na ziemię. Ron spojrzał zdziwiony na Harrego, ale on też nie wiedział co się dzieje. Oboje przenieśli swój wzrok na Hermionę, ale ta też nie wiedziała co jest grane. Tak samo jak Malfoy, który zdziwiony rozglądał się po polanie. Nagle odwrócił się za siebie i jedyne co był wstanie zrobić to rozdziawić szeroko buzię. Trójka gryfonów podążyła za jego spojrzeniem i również doznali lekkiego szoku. Bo przed nimi stał Vincent Crabbe z wymierzoną różdżką w trójkę, a raczej czwórkę młodych mężczyzn.


-Widzisz Granger prośbami być nic nie zdziałała.- Zwrócił się basowym głosem w stronę Gryfonki. Niestety Hermiona była w zbyt dużym szoku, żeby wysilić się na jakąkolwiek odpowiedź. Pierwszy otrząsnął się Draco.


-Czy ty przypadkiem nie zapomniałeś z jakiego domu jesteś!?- Zapytał wściekle.


-Dobrze pamiętam Draco. Ale pamiętam też co mówił Snape. Może Tobie uśmiecha się powtarzanie roku ale nie mi. Wpakowaliśmy się w to wszyscy bez wyjątków. Więc może czas przestać robić z siebie debili. Tylko wziąć się do pracy!


Hermionie, aż z tego wszystkiego zaschło w gardle. Czyżby z tej całej bandy naładowanych testosteronem samców. Najmądrzejszy okazał się właśnie Crabbe?


-Nie no ja nie wierzę co słyszę!!!??- Krzyknął Zabini, który już powoli zaczął dochodzić do siebie.- Crabbe zgłupiałeś do reszty!!! Zresztą już nie żyjesz.- Zabini jednak zbyt za szybko się podniósł, bo jego organizm jeszcze całkowicie nie przestał być obojętny na działanie zaklęcia i z całą gracją runął na trawę.


-Ale macie kumpla.- Prychnął Harry.


-Mówiłeś coś Potter!?


I już wszystko zaczęło się od nowa. Hermiona załamał ręce. Nie pozostało jej nic innego jak użycie sposobu Crabbe’a. Lecz tym razem zaklęcie poleciało w kolegę z jej domu.


-Hermiona!?- Krzyknął oburzony Ron.


-No co!? Inaczej do was nie dociera.


-Ale…


-Nie Ron nie ma żadnych, ale. Przez myśl nawet wam nie przeszło, że on może mieć rację.


-Dzięki Granger.- Przytaknął jej Vincent. Malfoy omal nie zemdlał i nie dołączył do Pottera. Właśnie do niego doszło, że już Crabbe dogadał się prędzej z Granger od niego. Czy był, aż tak beznadziejny? Zapytał się w myślach. On istny gracki bóg, właśnie z kretesem przegrywa i to z kim. Tam ta da dam, z Vincentem Crabbem. APOKALIPSA!!!!


Blaise po raz kolejny podjął próbę podniesienia się i tym razem na szczęście mu się to udało. Ale nadal nie mógł jasno zrozumieć co się dzieje. W takiej samej sytuacji byli również jej kumple. Gdy właśnie jeden próbował podnieść drugiego.

-Co wy sobie wyobrażacie... - Zaczął swój wywód, lecz Hermiona po raz kolejny nie dała nikomu dojść do słowa.

-Raczej co Ty sobie wyobrażasz Zabini i nie tylko Ty.- Zmierzyła mrożącym wzrokiem Draco, ale również i swoich dwóch przyjaciół.- Ostrzegam, że nie mam zamiaru się powtarzać. Chociaż raz zachowajcie się jak dorośli. Jakoś Crabbe mógł zrozumieć to od razu, a wy. Jesteśmy skazani na siebie przez te dwa tygodnie i nic już nie poradzimy Ale zamiast snucie planów na to jak tu się wspólnie pozabijać, może zacznijmy współpracować. Zróbmy na złość Snapeowi i reszcie, i pokażmy, że potrafimy być dorośli, że nam się też może udać. To tylko dwa tygodnie później do jasnej cholery osobiście sama was wykończę, ale przez te dwa tygodnie zakopmy ten cholerny wojenny topór. Przecież nie musimy być dla siebie od razu mili, a tylko tolerancyjni. To aż tak wielki wysiłek nie jest. Po za tym tu również chodzi o przyszłość każdego z nas. Nie możemy zawalić tak ważnych spraw przez głupie, dziecinne kłótnie. Czy nawet już takich rzeczy nie możecie zrozumieć.- Skończyła, a oni stali we czwórkę i z tępymi minami przyglądali się sobie na wzajem.

-Dobra.- Wymamrotał coś pod nosem blondyn.

-Co!?- Zapytał dalej zdziwiony Harry.


-Gówno Potter! Niestety Twoja przyjaciółeczka i mój były już kumpel mają rację. Inaczej nie przeżyjemy. Niestety współpraca jest nieunikniona.- Niemalże wysyczał swoje zdania w jego kierunku.

Harry milczał. Ciągle mierzył się z Malfoyem wściekłymi spojrzeniami, aż w końcu zwrócił się do Panny Granger.

-To się źle skończy Hermiono.

-Chociaż spróbujcie.- Odpowiedziała proszącym tonem skierowanym do całej czwórki. Prze dłuższą chwilę panowało dość krępujące i oczekujące milczenie. Każdy w myślach analizował swoją sytuację i chodź argumentacja u każdego była inna, to wnioski wszędzie były takie same.

-Zgoda.- Ron pierwszy wyraził swoje zdanie, ale zrobił to najcichszym tonem głosu na jaki było go stać.

-Harry?- Hermiona oczekiwała odpowiedzi drugiego przyjaciela.

-Tylko na te dwa tygodnie. Później Cię załatwię Malfoy.

-Z przyjemnością Potter. Już się nie mogę doczekać.- Draco nie mógł pozwolić aby to Harrego zdanie pozostało na wierzchu.

-A Ty Zabini?- Tym razem odezwał się Vincent, co w sumie ucieszyło Hermionę, że chodź wśród tych Ślizgonów jest chociaż jeden z jako taka inteligencją.

-Robię to tylko dlatego by móc wam jawnie skopać tyłki za dwa tygodnie.- Zwrócił się morderczym głosem w stronę dwóch Gryfonów.- Na Tobie też się zemszczę Zdrajco.

-Tak Zabini jasne. Więc jak Granger co teraz proponujesz robić?- Crabbe zwrócił się do Hermiony.

-Eeee...- Dziewczyna zaczęła niczym Potter na eliksirach, ale nawet to nie mogło zostać pozostawione bez komentarza.

-Ale dlaczego Ty jej się w ogóle pytasz!? Co!? Nie przypominam sobie abyśmy wybrali ją aby nami dowodziła!- Oburzył się Diabeł.

-Zabini no!- Dziewczyna krzyknęła na niego.

-Co Mała władza Ci uderzyła już do głowy?- Zapytał ironicznie.

-Daj już spokój, on tylko zadał mi pytanie nikim nie dowodzę.

-Ha jeszcze! Bo niestety żaden z nas nie zamierza się ciebie słuchać Laleczko.

-Jeszcze raz nazwij mnie Laleczką!- Zagroziła.

-Bo co Granger przypominam Ci Słońce, że przez dwa tygodnie jestem nietykalny. Twoje postanowienia, no chyba żebyś chciała inaczej mnie skrzywdzić to...

-Zabini może byś się w końcu zamknął dobrze oboje wiemy, że Granger ma tu najwięcej do powiedzenia bo najwięcej wie. Wiec daj jej dojść do słowa.- Spokojny głos blondyna wtrącając się przerwał już i tak daleką od dobrego smaku wypowiedź Diabła. O ile poprzednia reakcja Crabba na kłótnie całej czwórki była dziwna to reakcja Malfoya omal nie zwaliła z nóg Pannę Granger. Ron wybałuszył tylko mocno oczy, a Harry pomyślał, że już całkowicie oszalał brakowało jeszcze tylko tego żeby ta dwójka pokłóciła się poniekąd bądź co bądź o Hermionę.


-Czy Ciebie…- Zabini już miał wykrzyczeć Draconowi wszystkie swoje żale. Że jak on w ogóle śmie go tak ośmieszać. Jakim prawem wstawia się za tą pyskatą Gryfonką, gdy nagle go olśniło. Z konsternacją spojrzał na Dracona przykładając mu się dłużej. Niebezpieczny błysk oka zaświecił się w jego miodowych tęczówkach. Chwilę jeszcze przyglądał się przyjacielowi, aż ponownie zwrócił skierował swoje spojrzenie na osobę Gryfonki. Wszystko zaczęło mu się układać w jasną, dopasowaną całość.


-Tak masz racje Smoku. Przepraszam Hermionko, więc od czego proponujesz zacząć.- Jego głos przybrał najsłodszy ton na jakikolwiek było stać Blaise.


-Hermionko?- Zapytał całkowicie zdębiały Ron.


-Zabini gorzej Ci!?- Niestety mina Hermiony niewiele odbiegała od miny rudego.


-Ale o co wam chodzi „drodzy koledzy”? Jak integracja to integracja.- Draco słysząc słowa kumpla nie mógł opanować parsknięcia śmiechem.- Oj Draconie proszę Cię trochę powagi.- Z udawaną powagą zwrócił się do Smoka. Lecz tym razem sam nie wytrzymał i zaczął się śmiać.-Dobra Granger sory. To więc skoro to Ty zostałaś już wybrana tą najbystrzejszą to od czego proponujesz zacząć.


-Zabini, Ty i te Twoje żarty! Oh wręcz brak słów!- Oburzyła, nerwowo wymachując rękami.- Możesz być chodź przez chwilę poważny!?


-Dla Ciebie wszystko.- Jak zwykle pełen kurtuazji.


-Dziękuję bardzo. Więc może byśmy pierw zobaczyli chociaż co jest w tej skrzyni, a potem zajęli się przygotowywaniem noclegu, bo chyba nikomu nie uśmiecha się nocowanie pod gołym niebem. Mam rację Zabini!?


-Co Tylko rozkażesz.


-Oh zamknij się już!- Odwarknęła mu i nawołując Harrego i Rona odwrócili się by przejść do miejsca, w którym stała dość spora drewniana skrzynia. Za nimi podążył również Crabbe. To samo miał również zrobić Draco gdy nagle został przytrzymany przez postawnego bruneta.



-Uprzedź mnie na drugi raz ok.!?


-Co!?


-Nie udawaj głupka Smoku. Nie jestem ślepy.


-O co Ci chodzi?- Zapytał zdezorientowany.


-O to, że ktoś tu zamierza nieźle wykorzystać okazję.- Zabini poruszył sugestywnie brwiami.


-Co?


-Nie udawaj, bo Ci to nie wychodzi Draco. A jak na drugi raz będziemy mieli odegrać scenkę Pt. „Odważny Książe Dracon, ratuje śliczną Lwiczkę, spod szpon złego Diabełka.” To chociaż nie wiem mrugnij okiem, wtedy wyszło by to bardziej przekonująco.


-Stary to nie tak.- Malfoy próbował się tłumaczyć jak pierwszoroczniak.


-Oj daj spokój już ja swoje wiem, a Ty się nie bój przy mojej pomocy Panienka niedostępna będzie Twoja szybciej niż Ci się to wydaje.- Zapewnił go ze znanym już błyskiem w oku.


-To trzeba rozegrać delikatnie.- Nagle wyszeptał cicho, co lekko zdziwiło Blaise.


-O no w końcu widzę konkrety. To mi się podoba. Mów dalej, mów dalej bo to zadanie coraz bardziej mi się podoba.


-Wszystko już sobie zaplanowałem, teraz trzeba to tylko dobrze rozegrać, a Bliznowaty i Rudy nam w tym pomogą.- Draco zaśmiał lekko. A ironia aż ciekła z jego słów.


Oboje równocześnie zwrócili swoje spojrzenia w kierunku mocującej się z wiekiem trójki Gryfonów.


-Już jest moja.- Powiedział sam do siebie Malfoy. On już wiedział dokładnie jakie będą jego kolejne kroki i wiedział o tym również Diabeł.


-Smoku?


-Tak.


-Ale to chyba coś poważniejszego prawda.- Zabini zapytał jakby poważniejszym tonem.


-Sam nie wiem. Od kilku miesięcy doprowadza mnie do szaleństwa. Więc na pewno jest to coś innego. A czy coś z tego będzie przekonam się jak spróbuję.- Skończył i zostawiając za sobą bruneta ruszył na polowanie.


„Oj przyjacielu, wzięło Cię jak cholera.” Dodał w myślach.


**

Rozdział I (część druga)


-Nie no we czwórkę nie damy rady. Nawet nie drgnęła.

-Bo może wypadało by użyć różdżki. I Ty niby taka mądra jesteś Granger.- Tuż po jej prawej stronie wyrósł postawny brunet machający jej koło nosa swoją różdżką.

-Oh no oczywiście proszę bardzo Panie Najmądrzejszy, proszę!- Osunęła się na bok dając Blaisowi wolne pole do działania. Ten rzucił pierwsze proste zaklęcie ale wieko nawet nie drgnęło. Potem kolejne nieco trudniejsze, i kolejne ale efekt był ten sam.

-Nie działa.- Stwierdził oburzonym tronem.

-No coś Ty!?- Zakpił z niego chłopiec w okularach.- Jak byśmy tego w ogóle nie próbowali.

-Potter!!!- Wysyczał przez zęby.

-Ej, ej już spokój.- Między nich wtargnęła Hermiona- Obiecaliście coś, jak dobrze sobie przypominam. Więc teraz każdy trzy głębokie wdechy i wspólnie zastanówmy się co z tym zrobić ok?

Każdy z nich w milczeniu wpatrywał się skrzyni. Ale nikomu nie przychodziło nic konkretnego do głowy. Nic co mogło by pomóc w przesunięcia ogromnego wieka.

Draco uważnie przyglądał się drewnianej zagwozdce, aż nagle w milczeniu podszedł do ich wspólnego "utrapienia". Okrążył ją gładząc swoją dłonią wieko, w końcu przystanął przy jej poziomej stronie. Przykucnął i nagle uśmiechnął się sam do siebie, przyglądając się pewnej rzeczy. Po chwili podniósł swój wzrok wprost na Hermionę.

-Chodź coś zobaczysz!- Gestem ręki zawołał ją by podeszła.

Gryfonka nieźle się zdziwiła, ale coś jej poopowiadało żeby nie komentować jego ostatniego zachowania. Szybkim krokiem okrążyła skrzynię i kucnęła tuż koło Malfoya.

-Widzisz.- Wskazał dłonią na wyryty w drewnie herb szkoły. Hermionie nagle wszystko się rozjaśniło. Przecież to było oczywiste, że do otwarcia tego cholerstwa będzie na pewno wystarczyło tylko coś przycisnąć. A oni jak te głupki męczyli się nie wiadomo po co.

-No tak, przecież to oczywiste.- Pacnęła się ręką lekko w czoło

-No tak...- Nagle zobaczył , że dziewczyna wyciąga dłoń by przycisnąć drewniany herb.- ...ale nie poczekaj.- Niestety było już za późno.- PADNIJ!!!

No może i było ale, nie dla Dracona Malfoya. O co chodzi? O to, że owy Ślizgon wszystko sobie zaplanował. Dobrze wiedział co się stanie po naciśnięciu herbu. W domu miał podobną i gdy tylko spostrzegł, że to ten sam typ, dokładnie sobie wszystko obmyślił i doszedł do wniosku, że to najlepszy moment do tego aby wprowadzić jego chytry plan w życie. Dobrze wiedział, ze dziewczyna gdy tylko zobaczy od razu będzie próbowała nacisnąć guzik, a że jemu to aktualnie było w graj, więc nie miał najmniejszego zamiaru ją w tym powstrzymywać.

Gdy tylko Hermiona nacisnęła przycisk, uruchomił się cały mechanizm skrzyni. Wszystko trwało dokładnie tylko kilka sekund. Nastąpił zgrzyt, a Draco reagując błyskawicznie rzucił się na dziewczynę przygważdżając ją do ziemi i osłaniając własnym ciałem. Po dosłownie sekundzie wieko skrzyni rozsunęło się, a z wnętrza niczym tajfun wyłoniła się wystrzelając w górę ogromna kilkudziesięciu metrowa płachta z grubego materiału. Materiał uleciał na kilka metrów w górę, a potem z całym impetem opadł przysłaniając wszystko co znajdowało się w jego zasięgu. Między innymi grupę nastolatków. Ale na tym się nie skończyło. Tuż po płachcie z skrzyni zaczęły wręcz wyskakiwać przeróżne drewniane skrzyneczki różnych rozmiarów, które dzięki sile grawitacji po swoim widowiskowy wyskoku opadały na ziemię gdzie tylko popadnie. Taki pokaz trwał może z minutę. Nie obyło się oczywiście bez wrzasków i tym podobnych. Wywołał niezły szok u szóstki uczniów.

Czy krzyczała, o tak krzyczała. Była w zbyt wielkim roztrzęsieniu żeby nie krzyczeć. Powieki miała zaciśnięte i za żadne skarby świata nie chciała ich otworzyć. Nie teraz gdy wyczuwała, że odległość między nimi nie ma wymiarów nawet kilku centymetrów.

-Hej Granger, żyjesz!? Hej!?- Jak za mgły dochodził do niej ściszony męski głos.- Granger wszystko w porządku!?

Ponowne pytanie, wiedziała, że teraz już musi odpowiedzieć dalsze milczenie było by zbyt krępujące.

-Żyje Malfoy, żyje.- Wyszeptała z lekkim strachem w głosie.

"No i czego się denerwujesz!?" Skarciła się w myślach. "Tylko Malfoy na Tobie leży, wielkie mi halo. No właśnie, nic nie robi tylko leży. No może nie do końca bo jedna jego dłoń spoczywa na twoim tyłku, a druga obejmuje Cię w pasie. W dodatku jesteście przykryci jakimś cholerstwem ale to nic. Przecież to nie koniec świata. NIE TO JEST KONIEC ŚWIATA!!!"

Między czasie gdy Hermiona wręcz popełniała myślami samobójstwo na wszystkie możliwe sposoby. Draco mógł dokładnie zanalizować sytuację, by zacząć wprowadzać kolejny punkt swojego planu w życie. Bo nic co tu się wydarzyło nie było dziełem nieszczęśliwego przypadku. Z ogromną premedytacją specjalnie rzucił się na nią tak by jego dłonie znalazły się na jednych z najbardziej strategicznych miejsc dziewczęcego ciała. W sumie był trochę zawiedziony bo według niego dość średnio mu to wyszło. No ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. A jakby nie patrzeć takie miejsca Draco też lubił. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Blondyn wręcz dokładnie mógł policzyć piegi nie jej uroczym lekko zadartym nosku. No i jeszcze te rumieńce. Gdyby teraz tylko mógł najchętniej ucałował by oba policzki, na których one wykwitły. "No ale nie czas teraz na romantyczne głupoty, czas działać." No i zaczął działać.

-Eeee Granger możesz otworzyć oczy?

-Co!?- Pisnęła.

-No oczy, otwórz oczy.- Powtórzył, ale tym razem w jego głosie można było wyczuć nutę rozbawienia.

Hermiona słysząc te słowa i ton głosu chłopaka zarumieniła się jeszcze bardziej.

"Masakra!!!" Przeszło jej przez myśl, ale drzemiąca gryfońska duma nie pozwoliła jej się tak łatwo poddać. Szybko otworzyła oczy, co jak później w jej mniemaniu okazało się jej największym życiowym błędem, bo jej brązowe oczęta dostrzegły właśnie najpiękniejszy odcień błękitu jakikolwiek widział świat. Na chwilę jej mózg całkowicie się wyłączył, a ona dała się całkowicie zatopić w tej bezkresnej barwie.

-Granger!!! Ziemia do Granger!!!- No ale oczywiście znalazł się ktoś kto nie dał jej utonąć w tej błękitnej toni. Owy "ratownik", a za razem i sam właściciel, dość brutalnie wyrwał ją z jakże cudownej zadumy.

-Czego do cholery!?- Krzyknęła na niego. To wszystko było zbyt piękne aby mogło być prawdziwe.

-No pięknie mi dziękujesz. Ja tu narażam własne zdrowie, ba nawet życie. A tu proszę, piękna wdzięczność.- Zironizował, ale cały czas nieprzystawalnie patrzył jej głęboko w oczy.

-A od kiedy ty jesteś taki szlachetny. Co Malfoy!?

-Od dzisiaj, a co?- Podjął grę.

-Nie ważne. Więc skoro tak bardzo już tego chcesz . To dziękuję Ci ogromnie za Twoją szlachetność, ale mógłbyś już, no wiesz?- Zamachał dziwnie rękami. Dobrze wiedział o co jej chodzi, w głębi duszy nawet się ucieszył, że w końcu zwróciła na to uwagę i zaczęła reagować, no bo ile miał jeszcze czekać.

-Co mógłbym?- Zapytał głupio.

-Malfoy!?

-No co? Nie rozumiem o co Ci teraz chodzi Granger?- Oh, ależ on był świetnym aktorem.

-Wrrr!!! Dobra i chciej tu być subtelnym…- Powiedziała jakby sama do siebie.-… Mówiąc najkrócej. Zabieraj łapska Malfoy. Dotarło!?- Zapytała szorstko.

-Eeee nie za bardzo możesz sprecyzować?- Uśmiechnął się paskudnie.

-Nie no trzymajcie mnie bo nie wytrzyma.- Dziewczyna uniosła oczy ku „niebu”. Lecz i ten słowa zostały odebrane przez Dracona zbytnio nie po jej myśli.

-Aha! Ok. Pozwól, że zacytuję Zabiniego: „Co tylko rozkażesz”. Mówią to jeszcze mocniej przylgnął do dziewczyny.

-Malfoy!!!

-No co przecież sama chciałaś…

-Oh! Już ja dobrze wiem co ja chciałam. A teraz z łaski swojej przestań się już wydurniać.- Oburzyła się uderzając go swoją małą piąstką w ramie.

-Ałaaaa!!! To bolało.- Tak na pewno mocno go to zabolało.- Granger teraz będziesz musiała pomasować.- Rzekł z rozbrajającą szczerością.

-Nie no nie wytrzymam. Malfoy do cholery jasnej, idioto jeden, odbiło Ci już całkowicie!?

O dziwo chłopaka wcale te słowa nie rozśmieszyły. Wręcz przeciwnie dość mocno rozśmieszyły. Roześmiał się swoim donośnym męskim głosem, co jeszcze bardziej zdziwiło Gryfonkę

-Jesteś taka śmieszna jak się złościsz.- Puścił do niej figlarne oczko.

-Malfoy? Czy Ty zemną flirtujesz?- Nagle zapytała pewnie.

No to go zagięła.

-Eeee Co?

-Zamieniasz się w Harrego?- Nie mogła sobie podarować.- Pytałam czy się do mnie zaleczasz o czcigodny arystokrato.

-Uważasz, że jestem godny czci?- Próbował odbiec od tematu. Ale nie te sztuczki z Hermioną Granger, nie takie rzeczy już przerabiała.

-Nie odwracaj kota ogonem.

-Żadnego kota nie widzę.- „No to gramy!” Krzyknął w myślach patrząc jej wyzywająco w oczy. Ale jej spojrzenie było równie silne.

-Podobam Ci się?- Zapytała, przez chwile chodź nie dał po sobie tego poznać, po raz kolejny go zamurowało. Czyżby ona miała zamiar go pokonać jego własną bronią. Lub czy ta Gryfonka okazała się być łatwiejsza niż mu się wydawało.

-Czy Ty zemną flirtujesz Granger?

-Pytałam pierwsza.- Albo mu się wydawało albo słyszał delikatne mruczenie w jej głosie. Nie, nie wydawało mu się. Tak o to właśnie chodziło o TO. Już był tak blisko, już tak blisko… Gdy…

-SMOKU!!!!- Męski głos „łudząco” podobny do Blaisa Zabiniego.

-MIONA!!!- Dwa męskie głosy „łudząco” podobne do dwóch Gryfonów.

-Kur**- Zaklął pod nosem blondyn. Na co Panna Granger zareagowała przeuroczym (bo tak uważał Draco) chichotem.

-Przyjaciel Cię woła.

-Ciebie też.- Odbił piłeczkę.

-Nie odpowiesz mu?

-Nie odpowiesz im?- Kochał się z nią przedrzeźniać.

-Harry nic mi nie jest żyję!!!- No i popsuła całą zabawę.

-MIONA!!! MY JUŻ WYSZLIŚMY SPOD TEGO CHOLERSTWA. DASZ RADĘ SAMA!!!???

-Potter!!! Twoja przyjaciółeczka nie jest już dzieckiem, wydaje mi się, w takich sprawach już sobie potrafi poradzić.

-MALFOY TKNIJ JĄ, A JUŻ NIE ŻYJESZ!!!

-No i co ja znów takiego zrobiłem?- Zapytał Hermionę.

-Oh domyśl się.- Przewróciła oczami.- Ale teraz zejdź już zemnie, bo powinniśmy chyba wyjść.

-Pierw skończymy.- Stwierdził pewnie przytrzymując ją mocniej gdy chciała się sprytnie spod niego wysunąć.

-Wydaje mi się, że już skończyliśmy.

-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

-Ty też.

-A jakbym Ci odpowiedział, że TAK.- Zazwyczaj to ona zbijała go z tropu, teraz było odwrotnie. Ale czy na długo?

-W tedy odpowiedziałabym Ci, że masz pecha.- No i jednak nie trwało to długo.

-A czemuż to?- No i znowu do siebie szeptali. „Zwariuję przez nią!!!” Krzyczał w myślach.

-Bo…- Jej dłoń zmysłowym ruchem powędrowała do jego karku. Wykonała kilka delikatnych ruchów gładząc jego napiętą skórą, przyprawiając go tym samym o gęsią skórkę, by zaraz zjechać na okryty materiałem bluzy tors. Cały czas sugestywnie patrząc mu prosto w oczy jakby chciała, aby zatopił się w jej tęczówkach o odcieniu płynnej, mlecznej czekolady. Bardzo słodkiej czekolady. I nagle przybliżyła swoje usta do jego i gdy ich wargi delikatnie się o siebie ocierały, bardzo zmysłowo wyszeptała.- …możesz sobie tylko pomarzyć Malfoy o czymkolwiek zechcesz, ale pamiętaj. To i tak pozostaną tylko marzenia.

-A wiesz, że marzenia często się sprawdzają.

-Nie w tym przypadku Malfoy.- Tym razem pozwolił by go z siebie zepchnęła. Powoli oboje podnieśli się do pozycji siedzących, na tyle ile pozwalał im materiał.

Draco nie spuszczał wzroku z dziewczyny i nie wiadomo czego cieszył się do siebie jak głupi.

-Mogę wiedzieć co jest powodem Twojej radości.

-Nic.- Odpowiedział przyglądając się swoim dłonią.- Tylko zastanawia mnie to, że ja zawsze dostaję to czego chcę, a moje marzenia jakoś też zawsze się spełniają.

-No więc będziesz miał o to pierwszy dowód, który obali Twoją teorię.- Odpyskowała pewnie.

-Dwa tygodnie Złotko. Dwa tygodnie podczas, których nie będziesz w stanie mi się oprzeć.- Stwierdził szczerym, pewnym siebie głosem.

-Tak stawiasz sprawę?

-Stwierdzam tylko fakt. Nie lubię grać nie czysto, więc po co miałbym Cię okłamywać.

-Więc wiesz co ja Ci powiem Malfoy. Owszem to będą dwa tygodnie. Dwa tygodnie podczas, których poznasz co to pokora i wstrzemięźliwość. Dwa tygodnie podczas których na własnej skórze poczujesz co to znaczy obejść się smakiem. A po tych dwóch tygodniach będziesz skamlał na kolanach w Wielkiej Sali o to bym Cię pocałowała. I to wszystko w dwa tygodnie.- Odwróciła się do niego tyłem. Specjalnie perfidnie przed nim wypięta swoją jakże zgrabną częścią na, której się siedzi powoli niczym kotka, zaczęła wyczołgiwać się z pod materiału, zmierzając w kierunku z którego wcześniej dolatywał głos Harrego. Reakcją Dracona na owy widok było jedynie głośne przełknięcie śliny. Teraz już nie widział innego wyjścia. Wręcz tylko upewnił się. Jeżeli to Gryfonka nie będzie jego to albo wymorduje pół Hogwardu, albo zamkną go w Mungu.

-Ekh ładny widok Granger!

-Powinieneś się cieszyć, że pozwoliłam Ci osłaniać swoje tyły.

„ Już jestem trupem!”


Hermiona pierwsza wyślizgnęła się spod płachty. Gdy tylko dostrzegli ją przyjaciele momentalnie stawili się obok nie pomagając wstać. Tuż za nią wyłonił się Malfoy.

-Na Merlina! Miona co wy tam robiliście?- Zapytał zdenerwowany Ron.

-Ron proszę Cię? Po prostu nie mogliśmy się z tego wyczołgać, wszędzie coś leżało. Przecież wyszliśmy chwilę o was, a Ty coś insynuujesz od razu.- Na jej słowa Draco rozdziawił swoją „smoczą paszczę”.

„Mała Kłamczucha!” Zakrzyczał w myślach. „Seksowna, mała kłamczucha…”

-To co! Proponuję zabrać wszystkie skrzynki do kupy, a potem zastanowimy się co z resztą.- Wtrącił Zabini zaczesując do tyłu swoje jakże zdrowe i pełne blasku włosy.

-Dobra, to co Hermiono od tamtej strony.- Zapytał Weasley swojej przyjaciółki wskazując prawą stronę tak.

-Ok. może być. Crabbe pomożesz nam.

-Ok.

-Super. To wy zacznijcie od tamtej. Jest tam mniej rzeczy więc powinniście sobie poradzić.- Rozkazała i odeszła na swoją stronę.

-No to może teraz mi powiesz co tak naprawdę robiliście przez te pół godziny?- Zapytał Zabini. Lecz mimo tego, że Draco usłyszał pytanie, to w tym momencie było ono akurat mało istotne bo właśnie z konsternacją obserwował balansujące w seksownym rytmie biodra Panny G.

-Nie było nas, aż pół godziny?- Zapytał nie odrywając wzroku od dziewczyny

-No tak…- Blais już był lekko zirytowany.-… ale co tam z nią robiłeś?- Zapytał dobitniej.

-Osłaniałem jej tyły.

Zabini spojrzał się na niego jak na wariata, ale gdy podążył za jego wzorkiem i zobaczył jak Brunetka schyla się po jakąś skrzynkę. Dokładnie zrozumiał zdanie kumpla, przytakując mu.

-Całkiem fajne ma te tyły.

* * * * * *

Rozdział II (część pierwsza)



Głośny trzask. Przewrócony kociołek i rozdarta książka.

-Jak ja Cię nienawidzę Draconie Malfoy!!!

Damski pisk rozszedł się po całej przestrzeni obszernego namiotu. Po chwili dołączył do niego dźwięk tłuczonej menzurki, rzuconej właśnie o podłogę .

-Bo ja się pytam po jaką cholerę Ty się tak zmieniłeś i dlaczego właśnie ja!?- Mówiła do rozbitego szklanego naczynia, dość histerycznym i rozbawionym głosem.

Po kilku minutach gdy się już trochę uspokoiła, biorąc dwa głębokie oddechy, znowu przemówiła do rozrzuconych odłamków szkła.-Jeszcze tydzień Hermiono. Jeszcze tydzień. A potem chodź byś musiał go oszołomić jakimś eliksirem miłosnym to mu ulegniesz i dasz się uwieść. Ale to za tydzień, za tydzień.

Wzięła do ręki zmiotkę i "starym" mugolskim sposobem, zaczęła usuwać zniszczenia, starając się by jej myśli zajmowało wszystko tylko nie pewien blondyn.

* * * * *

-Wrr!!! Aaaa!!!- Potężny męski ryk obudził drzemiącego pod drzewem Blaise Zabiniego.Zszokowany momentalnie poderwał się na równe nogi, by po chwili obdarzyć autora owego wrzasku oskarżającym spojrzeniem.

-Czy..

-Jaka ona jest cholernie nieznośna!!!

Blaise podniósł ozy ku niebu. O nic więcej nie musiał pytać.

-Wykorzystuje mnie rozumiesz. Ona mnie. nie ja ją, ONA MNIE. I z dnia na dzień robi to coraz bardziej perfidnie.A najgorsze jest to, że z dnia na dzień ona coraz bardziej mi się podoba. Dasz wiarę? I coraz bardziej się od niej uzależniam.


Tak mniej więcej wyglądały, a raczej kończyły się przeróżne spotkania na osobności, czy też w otoczeniu świadków tej jakże "wspaniałej" dwójki. A dzieło się wtedy wiele. I o dziwo cierpliwość obojga głównych bohaterów była wtedy mocno wystawiana na przeróżne próby. Chodź były również momenty przełomowe, to jednak zacięcie i upartość obojga brała górę. I mimo tego, że piękne chwile głęboko odcisnęły swoje pozytywne piętno w życiu obojga. I mimo tego, że wszystko się wtedy zmieniło, i że powoli uświadamiali sobie oboje, że stają się dla siebie bardzo ważni. To jednak żadne nie chciało odpuścić drugiemu. Żadne nie chciało poddać się bez walki, zrezygnować z rzuconego wcześniej wyzwania.


A zaczęło się bardzo niewinnie:


* Pośrednia gra wstępna*

O dziwo im się udało. Chodź nie do końca jeszcze mogli w to uwierzyć, to właśnie stali w szóstkę przed ogromnym namiotem, podobnym do tych, które posiadają żołnierze polowi. Wprawdzie musieli się z tym trochę pomęczyć, ale opłacało się. W końcu żadnemu z nich nie uśmiechało się nocować pod gołym niebem. Najgorzej było im ustawić główny stelaż bez użycia magii. Nie obyło się bez zażartych kłótni i wyzwisk. Ale i nawet przez to udało im się przebrnąć, bez większych starć fizycznych. Namiot był dość duży w środku znajdowało się już małe laboratorium i kilka mebli. Jedyne co im pozostało to rozpakowanie reszty skrzyń i poskręcanie łóżek i komód z ich rzeczami osobistymi. Ale na razie sycili oczy ich wspólnym nowo powstałym dziełem.

-W życiu się tyle nie nadźwigałem co dzisiaj.- Stwierdził Diabeł rozmasowujący właśni swój lekko zesztywniały kark.

-Trzeba przyznać, że Snape przeszedł samego siebie.- Zawtórował mu Ron, nie do końca świadomy do kogo to mówi i z kim się zgadza.

-Jestem wykończony.- Jęknął pierworodny Lucjusza M. siadając, a raczej z impetem walając się na ziemi.

-Na tak, pewnie Zacznijcie teraz jeszcze wszyscy jęczeć.- Stwierdziła Hermiona, wręcz zdruzgotana ich, przynajmniej według niej niemęskim zachowanie.- MALFOY!!!

Chłopak uniósł ku niej swoje urocze oczęta.

-Natychmiast wstawaj i bierz się z resztą za wnoszenie tych skrzyń.- Wskazała palcem stojącą obok nich sporą kupkę.

Na jej słowa chłopka tylko ironicznie się roześmiał.

-Nie ma mowy Złotko. A jeśli już tak bardzo chcesz to możesz ewentualnie mnie za godzinę o to poprosić. Używając przy tym, że tak powiem "jednoznacznych" argumentów.

-Malfoy!- Warknęła ostro.- Jeśli natychmiast nie podniesiesz się z tej ziemi. To ja, że tak powiem...

-Hermiona...- Harry kładąc dłoń na jej ramieniu, uspokajający tonem zaczął.- ...wydaje mi się, że ona ma troszkę racji.

-Co!?

-Chodzi mi o to, że co nam szkodzi odpocząć tą godzinkę czy tam pół.

-No nie następny.Harry, a mi się wydaje, że zaraz się zacznie ściemniać I ciekawa jestem jak wtedy sobie tym wszystkim poradzimy.

-Ale...- Próbował zacząć tym razem Ron.

-Nie ma żadnego ale! Natychmiast macie się wziąć do roboty! Ron! Vincen! Zabini! Harry i Ty Jaszczurko też!

No i niestety młodzieńcom nie pozostało nic innego jak tylko ruszyć za Panną Granger w kierunku skrzynek. No oczywiście wszystkim oprócz Szanownego Arystokraty, który tym razem postanowi nie odpuścić. Może mu się podoba, ale to nie oznacza tego, że będzie na darmo dźwigał, jak jest zmęczony, bez obietnicy żadnej nagrody.

Tym czasem piątka uczniów zabrała się za wykonywanie rozkazów Gryfonki.

-Ron, Crabbe! Zabierzcie ze sobą każdy po trzy z tej kupki. A wy...- Wskazał na Pana P. który nadal był w lekkim szoku po tym jak jego przyjaciółka właśnie na niego nawrzeszczała i Pana Z, który do tej pory nie mógł uwierzyć jakim cudem on się jej posłuchał.- Przygotujcie kolejne porcje.

-Czyli, że co Pani Samozwańcza Koordynatorko Głowna?- Pytanie Zabiniego wręcz ociekało sarkazmem.

-Czyli masz je posegregować ciołku, według rozmiaru.- Wyjaśniła dodają sama do siebie, gdy już odchodziła z wyznaczoną dójką swoich tragarzy do ich tymczasowego lokum.- Tragedia, poste polecenia trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku.

-Słyszałem!!!- Krzyknął za nią

-No i dobrze!

Gdy Blaise uznał, że Hermiona jest już dostatecznie daleko, jak gdyby nigdy nic zwrócił się do Chłopca z Blizną. Wdrażając kolejny z punktów planu swojego przyjaciela w życie.

-Jak Ty z nią wytrzymujesz Potter?

-Co?

-Pytam się jak możesz się przyjaźnić z taką modliszką. Nawet ja nie mogę pojąc jak udała jej się mnie zaciągnąć do roboty. A jak sobie pomyśle, że wy z nią tak na co dzień.

-Jesteś pokręcony Zabini.- Stwierdził Harry w spokoju zabierając się za przerwaną segregację.- Owszem Hermion lubi sobie porządzić, ale czy Ty myślisz, że ona taka jest na co dzień? Zastanów się? Ona po prostu lubi gdy wszystko jest dograne. Jest perfekcjonistką nie lubi fuszerki. Czasami owszem za bardzo się nakręca, ale taka już jest. Zresztą co ja Ci tu będę Ci tu gadał.

Harry wrócił do swojego poprzedniego zajęcia, a Blaise dalej z miną wskazującą na ostre zaangażowanie w proces zwany myśleniem ponownie zapytał.

-Czyli na co dzień dla was, to znaczy dla Gryfonów, ona jest zupełnie inna?

Harry wziął dwa głęboki wdechy i wydechy.

-Dobra, a teraz bez owijania w bawełnę Zabini.

-Eeee... Co!?- Blaise zabłysną błyskotliwością.

-Po prostu powiedz mi co Malfoy chce o niej wiedzieć, a ja w miarę postaram Ci się a, te pytania odpowiedzieć. Chodź najlepiej by było gdy osobiście się do niej zgłosił.

-Coś Ty sobie ubzdurał Potter?- Ślizgon grając na czas próbował zwieść Gryfona z tropu.

Harry roześmiał się sam do siebie.

-Raczej powinieneś, zapytać o to zapytać swojego przyjaciela? Nawet ślepy zauważy jak Malfoy od początku roku wodzi wzrokiem za Mioną. I raczej nie jest to wzrok wskazujący, że jest ona mu obojętna.- Właśnie w Harrym obudziła się i dała o sobie znać jego zagłuszona, ale mimo wszystko obecna Ślizgońska natura.

-To, to aż tak widać... Eee to znaczy...- Zabini zaczął się lekko mieszać w zeznaniach.- Kur** Potter Ty przebiegła szujo!

-Jakbyś nie zauważył rozmawiasz, ze Złotym Chłopcem. To, co? Może teraz powiesz, że nie ma racji, że Twój kumpel zresztą raczej z wzajemnością nie poczuł mięty do mojej przyjaciółki.

-Z wzajemnością?

-Błagam Cię Zabini! ty naprawdę jesteś aż tak ślepy.

-A Ty sobie nie za dużo pozwalasz Potter!?

-Ja ależ czemu?- Odparł Harry z ironicznym Uśmiechem na ustach.

-To co proponujesz?

-Nie wtrącać się. Przynajmniej jawnie.

-Czyli?

-Dajmy im wolną rękę, ale tylko żeby oni myśleli, że tak jest?

-Dalej Cię nie jarze. Gadaj do cholery jaśniej!

-Mówię, o tym genialnym planie Twojego kumpla. Że niby ja i Ron...- Blaise robiąc zdziwione oczy nie dał mu skończyć przerywając w połowie zdania.

-Ale skąd Ty?... Jak?

-Stary gadżet Weasleyów.- Odpowiedział obojętnie.

-Zastanawiałeś się czasem na zmianą domu?- Zapytał poważnym tonem Ślizgon.

-Czy Ty mnie podrywasz Zabini?

-Maż sobie dalej Bliznowaty!

-Dobra wiec co, chyba chcąc nie chcąc, będziemy musieli pomóc tj dwójce.- Stwierdził Harry przyglądając się owej parze, która aktualnie robiła to co robili najlepiej i najczęściej czyli kłócili się.

-Niestety wydaje mi się, że te sierotki bez naszej pomocy sobie raczej nie poradzą Potter.

-No i kto by pomyślał Zabini. Ja i Ty jako swatki.

-Wiesz wolałbym określenie dobroczyńcy zapobiegający katastrofie, która może dosięgnąć Hogawrd, gdy tych dwoje się nie spiknie. Uwierz zakochany Malfoy to już nieszczęście, a nie daj Merlinie nieszczęśliwe zakochany. To już prawdziwa tragedia.- Stwierdził wpatrując się jak właśnie Hermiona niemal siłą próbuje podnieść Dracona, a ten wykorzystując jej "ufność" i słabość, sprowadza ja do swojego poziomu, czyli tak by na nim leżała. Z oddali słychać tylko dziewczęcy pisk. "Zabieraj łapy, Ty obślizgła fretko!!!".

-To będzie trudne Potter, dasz sobie radę?

-Wprawdzie Voldemort, przy Hermionie to mały pikuś. Ale czy mamy inne wyjście Zabini?

-Obawiam się, że nie.

No i niestety nie pozostało im nic innego jak wykonać swoją powinność.


*Bo Tym razem to ona będzie go uwodzić*


Niestety było by zbyt pięknym gdyby wszytko udało się od razu. No i niestety nie udało się i nie było pięknie. A mianowicie:

W namiocie rozpakowali wszystko i prawie wszystko udało im się złożyć, no właśnie prawie. "Bo tych pieprzonych łóżek.: Jak to raczył z niezwykłą dokładnością określić Diabeł, nie udało im się poskręcać. Poradzili sobie dosłownie ze wszystkim tylko nie z łóżkami. Ze stolikiem, komodami, krzesłami itp, ale nie z łóżkami. W namiocie ku wyraźnej uciesze wszystkich znalazł się nawet magiczna toaleta. W prawdzie nie były to jakiś luksusy tylko zwykły kibelek, ale zawsze coś. Bo nikomu nie uśmiechało się biegać po krzakach, już i tak z kąpielą mieli nie lada problem. Dla Hermiony był to nade życie podwójny luksus bo z owej toalety zrobiła sobie również przebieralnię. Dziwne tylko było, że z tego pomysłu raczej nie ucieszyli się chłopcy. No ale niestety na taki luksus jak sapnie w mięciutkich łóżkach na dzisiejszą noc nie było ich stać. A co się z tym wiązało? Noc w śpiworach na mało wygodnej podłodze. Bardzo niewygodnej podłodze.


Gryfonka z wypisanym grymasem na twarzy przekręciła się właśnie na drugi bok. O tak, co jaka co ale Panna Granger nie była zwolenniczką spania na twardej powierzchni. Zrezygnowana wiedząc, że już raczej nie da rady usnąć podniosła się przecierając zaspane oczy. Rozejrzała się wkoło. Spała pomiędzy dwojgiem swoich przyjaciół. Obok nich, a dokładniej obok Harrego ulokował się Crabbe, a obok niego Zabini i zakańczający rząd Malfoy. No właśnie Malfoy. Sama nie wiedział czemu, ale uśmiechnęła się wspominając wczorajszy dzień i wieczór. Musiała przyznać, że nieźle się uśmiała gdy Malfoy przez niemal godzinę zanim zasnął przeżywał, że będzie musiał spać na podłodze. On najwspanialszy ze wspaniałych- na podłodze.

Odwróciła się za siebie spoglądając na biała poduszkę z wyhaftowanymi inicjałami "DM".

"Tyle się nawrzeszczał, na odgrażał." Ale gdy tylko usłyszał, a raczej podsłuchał w rozmowie między notabene jej przyjaciółmi, że jej poduszka gdzieś zaginęła, nie wiedząc czemu oddał jaj swoją. Nic nie powiedział zupełnie nic. Po prostu gdy się kładła ona leżała już na jej rzeczach przygotowanych do spania. Dobrze wiedziała, e nie zrobił tego bezinteresownie, co to, to nie. Na pewno chciał jej oś pokazać. Ale tak było to miłe. Powoli bezszelestnie wysunęła się ze swojego śpiwora. poprawiła jeszcze swoje krótkie spodenki i koszulką na szerokich ramiączkach w których spałą i na palcach przeskakując między śpiącym chłopcami, udałą się do tego co spał na samym końcu. Ukucnęła nad śpiącym blondynem. Wyglądał jak aniołek gdy spał. Chodź nie lubiła tego określenie musiała przyznać, że gdy tak spokojnie leży, to jest naprawdę "słodki" . Nie mogła się powstrzymać i delikatnie wierzchem swojej małej dłoni pogłaskał jego blady policzek. pod wpływam jej dotyku chłopak przewrócił się na plecy, ale nie wycofała ręki. Powoli zaczęła wsuwać swoją dłoń pod jego głowę, by za chwilę unieść ja delikatnie. Drugą ręką wsunęła pod jego głowę poduszkę i gdy już zabierała ręką on otworzył oczy. Obudził się. Kilka sekund przyglądał jej się , by zaraz uśmiechną się lekko ironicznie.

-Kotku chyba umawialiśmy się inaczej, to ja Cię uwodzę i wykorzystuję, a nie Ty mnie.

Nie odpowiedział chciała w milczeniu wstać i odejść, ale nie pozwolił jej na to. Sprawnie uchwycił jej chude ręce w nadgarstkach i przyciągnął ją do siebie, tak że zaskoczona upadł wprost na niego.

-Mal...!!!- pisnęła, ale zaraz się opanowała zdając sobie sprawę, że może obudzić swoim krzykiem resztę. A owa reszta zastanie ich w dość dziwnej i zarazem jednoznacznej sytuacji. "I po co tu lazłaś?" Zapytała się w myślach.- Puść mnie.- Dodała szeptem.

-O widzę ze ktoś tu zmienił nastawienie.

-Nie wydurniaj się tylko mnie puść. Oni zaraz wstaną chcesz żeby nas tak zobaczyli.

-No.- Odpowiedział szczerze.

-Malfoy proszę Cię.- Z trudem jej głos przybrał ton błagalny. Ah, ta duma.

-Ależ proś o co tylko zechcesz. Tylko pamiętaj użyj odpowiedniej perswazji.

-Już ja Ci zaraz pokażę odpowiednią perswazję.- Warknęła przez zaciśnięte zęby.

-No więc pokaż.- Sugestywnie i perfidnie swoje spojrzenie skierował na jej odkryty dekolt.

-Świnia.

-Oh! Tak Maleńka mów tak do mnie jeszcze.- Wymruczał jak zadowolony kocur.

-Perwersyjna świnia.

-Hhmm i pomyśleć, że masz na tą Świnię, aż taką ochotę.

-Wrrr...- Warknęła i już miała wysłać w jego kierunku kolejną obelgę, gdy mała żaróweczka. zaświeciła się w jej uroczej główce. Po krótkim zastanowieniu ponownie spojrzała chłopakowi głęboko w oczy. Robiąc usta w lekki dzióbek łagodnym przesłodzonym tonem zapytała.- I widzisz jaki Ty jesteś?

-Ja?- Zdziwił się.

-Tak Ty...- Delikatnie wyswobodziła swoje ręce z jego uścisku i zaczęła przeczesywać jego włosy.- ... chciałam Ci podziękować. Za to, że oddałeś mi swoją poduszkę, a przez to sam się tak męczyłeś.

Pewniej ulokowała się na jego młodzieńczym ciele. Przełknął głośno ślinę gdy jej dziewczęce, aksamitne uda mocniej zacisnęły się na jego biodrach.

Gdyby teraz ich ktoś zobaczył nie miał by wątpliwości, że jest to dość jednoznaczna pozycja.

Ponowie uśmiechnęła się do niego lubieżnie , a on odwzajemnił się jej tym samym. Przecież na da po sobie poznać, że doprowadza go do szaleństwa. A na jej pieszczoty też nie będzie obojętny.

-No i co ja mam z Tobą zrobić Granger?- Zapytał ośmielając się wsunąć swoje dłonie delikatnie pod jej bawełnianą koszulkę.

Poczuła jego smukłe palce na swojej rozgrzanej, chodź nie chciała się do tego przyznać skórze. Jego dotyk był cudowny i ku jej przerażeniu działał na nią. Jeszcze żaden Facet tak na nią nie działał, a jemu się to udała temu zakichanemu arystokracie.

Ale mimo wszystko, przecież nie da mu tak łatwo wygrać. O co to , to nie! Obiecał mu, ze nauczy go pokory, wiec go nauczy.

-Co tylko chcesz.- Wyszeptała tuż nad jego ustami.

"Blefuje, blefuje, coś kombinuje. Tak na pewno."

Myślał intensywnie, ale gdy tylko poczuł, e ona również wsuwa, swoja smukłą dłoń pod materiał jego śpiwora, jak i koszulki. I oferuje mu to co on jej przed chwilą. Momentalnie przestał myśleć. Zatopił się w jej czekoladowych oczach. Już był jej.

-Obiecałam Ci coś pamiętasz?- Jej usta ocierały się o jego policzek.

-Ehym..- To było jedyne co mu w tej chwieli do głowy przychodziło.

-Więc pozwól, że Ci to jeszcze raz przypomnę. Bo jak już mówiłam nie zawsze dostajemy to co chcemy...- Pocałowała delikatnie wrażliwe miejsce ze jego lewym uchem.- ...i często bywa tak...- Perfidnie przesunęła się tak by poczuł wyraźnie jak jej ciało ociera się o jego.- ...że przychodzą chwile...- Jej kasztanowe loki łaskotały jego szyję.- ...że musimy obejść się smakiem.- Uśmiechnęła się szyderczo.

Gdy już miał, to zrobić, gdy ich usta po raz pierwszy miały się spotkać, miały po raz pierwszy razem zatańczyć...

To ona szybkim i zwinnym ruchem podniosła się i uciekła, do wspólnej toalety, która aktualnie posłużyła za jej przebieralnie i za schronienie przed urokiem młodego Malfoya. Jedyne czym go obdarzyła to niewinny całus w policzek. Nawet nie dała mu okazji by mógł chociaż spróbować ją zatrzymać. Nawet na to mu nie pozwoliła. Zostawiła go. Całkowicie rozbudzonego i co gorsze rozpalonego. Z jej dziewczęcym melodyjnym głosem grającym wciąż w jego uszach, jedną okrutną melodię, jeden okrutny wers.

"..Obejść się smakiem..."

-Granger!!!- Krzyknął zapominając, ze nie jest sam. A trzeba zaznaczyć, ze krzyknąć to on sobie potrafił. Oj potrafił.

-Co się dziej!?- Wybudzony rudzielec poderwany na równe nogi, Widowiskowo wyskoczył ze śpiwora mierząc różdżką na oślep.

-Ej, ej spokojnie Weasley schowaj ten paty no jeszcze komuś oczy wydłubiesz.- Uspokoił go przeciągający się Vincent.

-Wszystko w porządku Smoku?- Zapytał podejrzanie Zabini. Lecz owy Smok nie raczył w ogóle odpowiedzieć. Zakrywając się szczelnie śpiworem, przewrócił na drugi bok. Jedyne co dało się usłyszeć to wysyczane dość niestosowne przekleństwo.

Zabini zaśmiał się cicho pod nosem. Powoli wstają do łazienki. Przechodząc koło Pottera cicho stwierdził jeden fakt.

-Mówiłem Ci to modliszka.

Dziwnie uradowany doszedł do drzwi i na jego nieszczęście wprost za nich usłyszał ową modliszkę.

-ZAJĘTE!!!

-No nie jeszcze ta. Wyłaź Granger!!!- Ryknął waląc w drewniane drzwi.

-Poczekaj na swoją kolej.

-No ja to może i poczekam, ale mój pęcherz już nie! Wyłaź ile można!?

-Cierpliwość jest cnotą!- Za drzwi dobiegał uroczy ale jakże wredny chichot.

-Więc jeśli chcesz ją jeszcze zachować to natychmiast wyłaź! Ostrzegam!

Nie odpowiedziała. Co jeszcze bardziej rozzłościło Diabła, ba naprawdę było mu pilno.

-Granger!!!

-Granger!!! Do cholery jasnej!!! Uwierz mi jak tam wtargnę siłą to nie będę za miły!!!

-Oh! Ale się przestraszyłam!- Drzwi otworzyły się gwałtownie co Blaise omal nie odczuł na swoim nosie. - Tylko się pospiesz bo inni czekają, a śniadanie robimy wspólnie.

-No i co jeszcze.- Warknął przepychając się z nią w drzwiach po czym z impetem zatrzasnął ja tuż przed jej tym razem nosem.

-Cham!!

-Też Cie kocham! Ale z seksem musisz poczekać do ślubu. Takie mam zasady wybacz!!!

-Oh!...- Lecz tym razem się nie odgryzła. Dumnym krokiem ruszyła do ich prowizorycznej kuchni. Przechodzą miedzy rozłożonymi śpiworami. Specjalnie przeszła koło tego jednego szczególnego.

Słyszał jej kłótnie z Zabinim. Oj już on utemperuje ten języczek. To ona wykonała pierwszy ruch, ale do niego będzie należał ostatni. Zaczęła ich grę, ale to on ją zakończy. W bardzo miły sposób ja skończy. Uśmiechnął się sam do siebie, gdy poczuł jak coś... Kopie go w tyłek?

-Wstawaj Malfoy! Dzisiaj już nie wymigasz się do pracy. Trzeba jeszcze skręcić łóżka i zacząć myśleć nad eliksirem.

Odwrócił się w jej stronę, ale nie zdążył już nic powiedzieć bo ona i jej rozkołysane, seksowne biodra, krzątały się po kuchni rozkładając talerze daleko od niego. Już niedługo będą to tylko jego biodra.

-Diabeł wyłaź!- Wrzasnął odwracając się w stronę toalety.

-Spieprzaj!!!- Krótko i treściwie.

*_*_*_*_*_*_*_*


Rozdział II (część druga)



Cisza.

Zjawisko wbrew pozorom bardzo ciekawe. I posiadające wiele postaci. Wyróżniamy ciszę przed burzą, głuchą ciszę (o ile taka w ogóle istnieje), ciszę nocną, ciszę akustyczną, martwą ciszę, ciszę radiową i wyborczą. „ Cisza” to także tytuł filmu Michała Rosy, lub jak kto woli albumu Budki Suflera.

Ale jaką postać miała TA cisza, ich cisza?


-Jakieś propozycje?- Nurtujące pytanie dziewczyny postanowiło podjąć wyznanie. Stanęło do walki. Lecz nasza cisza nie dała za wygraną, mimo chwilowej słabości wynikającej zapewne z tymczasowej dezorientacji, znów objęła prowadzenie. Całkowicie opanowując „nędznych” (biorąc pod uwagę oczywiście chwilowy stan ich umysłu, a nie zawartość kąt, bo u kilku przecież widniała dość spora sumka) graczy drużyny przeciwnej.

-Więc naprawdę nic wam nie przychodzi, do głowy! Nie macie żadnych propozycji!?- Panna Granger przeszła do ofensywy, ale cisza się nie poddaje, o nie co to, to nie.

Od ponad godziny cała magiczna szóstka siedziała przed swoim tymczasowym lokum czyli namiotem, na polanie „rozmyślając”, chodź to za dużo powiedziane bo tylko jedna osoba z owej szóstki wykonywała tą czynność, nad zadaniem które mają do wykonania. Lecz niestety wymyślenie czegokolwiek co pomogłoby im stworzyć swój eliksiry okazało się znacznie trudniejsze niż ktokolwiek przewidywał. Jednym słowem nie mieli jeszcze nic, a czas wciąż uciekał. Minął już tydzień, a jak na razie to jedyne przejęcie wykazywała Panna Granger, a i jej cierpliwość miała swoje granice. O ile jako tak udawało jej się znieść panującą ciszę, to przerywających ją słów Blaisa Zabiniego już nie.

-To co idziemy coś zjeść. Strasznie zgłodniałem od tego myślenia. A może potem partyjka pokera, co ty na Smoku?

No i nastała tragedia. Tak długo trenowaną cierpliwość „Diabli” wzięli.

-Tego już za wiele…- Warknęła Hermiona gwałtownie podnosząc się z pięknej zielonej trawki.

-Eee co jej jest?- Zapytał szeptem Blais siedzącego obok niego Pottera.

-… To już przekracza wszelkie granice przyzwoitości…- Kontynuowała Panna G.- … O nie tak, nie będzie!!! Mam tego dość!!!- Rozwścieczona młoda kobieta żwawym krokiem ruszyła w stronę lasu.

-Ale Hermiono!!!- Krzyknął za nią Ron próbując ją nawrócić.- HERMIONO! No nie bądź taka!

Ale niestety ona właśnie taka była i nic, ani nikt w tej chwili nie był wstanie ją zmienić. No chyba, że…

-To jest TO.- Wyszeptał Gryfon do Ślizgona.

-Co jest TO!?- Zapytał mało zorientowany Ślizgon, a Gryfon tylko lekko skinął głowę na zamyślonego Malfoya. Lecz Ślizgon dalej nie wiedział o co chodzi, zrobił tylko głupią minię i wzruszył ramionami. Gryfon nie mogąc zrozumieć braku rozgarnięcia u Ślizgonów przewrócił swoimi zielonymi ślepkami i niemal, że dobitnie „wywarczał”

-Niech on się ruszy i za nią idzie.

-No taaaak.- I w końcu nastała jasność.

Zabini w końcu zaskoczył. Podszedł do Malfoya i skinął na niego głową aby ten wstał i podszedł do niego „na słówko”.

-No i nic nie zrobisz?

-A co według Ciebie mam zrobić?- Draco zapytał głupio.

-No idź za nią matole.

-Ej tylko nie matole!

-Idziesz, czy nie!?

-Ale po co?

-Po kobyle cacko. Ale ok., nie to nie. Weasley na pewno lepiej się nią od Ciebie zajmie.- Stwierdził beznamiętnie Zabini, spoglądając niby od niechcenia w stronę zagajnika, w którym już zniknęła Hermiona, i w którego stronę właśnie zamierzał wybrać się Ron. Malfoyowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Już go nie było, Blaise widząc zachowanie przyjaciela zaśmiał się chytrze. „No to zabawę czas zacząć".

-Tylko jeszcze został ten Rudy.- Wymruczał sam do siebie, no ale już to nie była jego działka tylko Pottera.

W tym samym czasie wspomniany Rudy wielce się zbulwersował widząc, że za jego drogą przyjaciółką rusza nie kto inny jak przebrzydła w jego mniemaniu fretka.

-Ej Malfoy!!! A Ty gdzie!? Zostaw Mionę w spokoju!

-Ron…- Harry przejął pałeczkę.-… Daj spokój przecież on jej nic nie zrobi.- Poklepał przyjaciela po ramieniu.

-CO!?- Zbulwersował się Ronald.

-Ja za nimi pójdę, spokojnie Stary mi przecież ufasz.- Zapewnił spokojnie Gryfon.

-Idę z Tobą.

-Nie Rudy ja z nim idę, a Ty z Crabbem pilnujcie naszego dobytku. Nara!- Blaise pociągnął Golden Boya za kaptur i szybko ruszył przed siebie w stronę lasu by owy Rudy nie zdążył za nimi podążyć.

-Może byś mnie tak już łaskawie puścił. Ja umiem chodzić!- Oburzył się Potter. Taki sposób przemieszczanie zdecydowanie mu się nie podobał. On nie był jednym z tych co lubią być podduszani.

-CO!?

-Puść mnie! Kur** jego mać Zabini!- Harremu wyraźnie nie służył zbyt długi brak tlenu.

-I to niby Ślizgoni są pozbawieni kultury.- Diabeł puścił w końcu lekko sinego już Harrego. Ten od razu odetchnął z ulgą rozmasowując szyję.

-Oj już nie przesadzaj Potter, aż tak mocno Cię nie ciągnąłem.

-Nie w ogóle.- Odwarknął okularnik.

-To co śledzimy ich.- Oboje stanęli przy skraju lasku.

-No, a widzisz inne wyjście.?

-W sumie. Smok nie wziął różdżki, Twoja Złośnica chyba też. Więc się raczej nie pozbijają.

-Ja jednak wolę mieć na nich oko.

-No trzeba było od razu powiedzieć, że lubisz podglądać współżyjące pary.- Blaise uśmiechnął się chytrze.

-Goń się Czubie. Wziąłeś różdżkę?

-Tak Skarbie!- Diabeł puścił mu figlarne oczko.

-Jesteś obleśny wiesz.- Stwierdził z pogardą Gryfon, by później zapytać się sam siebie.- Z kim ja muszę pracować?

-Oh Kotku…

W tym samym czasie gdzieś w głębi lasu…

Jak ona nienawidziła Ślizgonów. Po co w ogóle Bóg stworzył coś takiego jak Ślizgoni. Przecież oni do niczego nie są przydatni. No chyba, że jesteś ładną kobietą i masz ochotę na dziki seks, lub jeśli jesteś facetem, który nie ma co zrobić z zapasem Ognistej, to owszem wtedy do czegoś Ślizgoni na pewno są niezwykle przydatni.

Szła przez las, jakąś ścieżką, chodź kompletni w tej chwili nie interesowało ją dokąd ona prowadzi. Była zbyt wściekła żeby się nad tym zastanawiać. Od razu wiedziała, że tak będzie. Że nie będzie żadnego wspólnego robienia eliksiru. Oni będą mieli dwutygodniowe wakacje, a ona sama będzie się głowić i troić by chociaż zdobyć zaliczenie by mogła podejść do dalszych egzaminów.

-Oh! Przeklęci Ślizgoni!

-Kretyni…- Kopnęła bogu ducha winny kamień.

-…alkoholicy…- Teraz oberwało się bezbronnej gałązce.

-…hazardziści, prostacy…- Znowu kamyczek.

-…gbury, egoiści, erotomani...

-I niezwykle uroczy chłopcy..- Cichy szept doleciał do jej ucha.

-AAAAA!!!!- Odwróciła się gwałtownie w stronę napastnika. Ale to nie było zbyt mądre posunięcie, straciła równowagę i wielkim impetem wylądowała swoją szanowną częścią ciała w kałuży błota.- TY KRETYNIE!!! Wrrrrr!!!

-Jeny Granger bo jeszcze mnie pogryziesz.- Stwierdził rozbawiony.- Choć to by było całkiem ciekawe.

-Zobacz co narobiłeś idioto!!!

-Ja!?- Wskazał palcem na siebie, starając się powstrzymać śmiech.- Ja! Cię nawet nie dotknąłem kobieto. Moja wina, że chodzisz jak kaleka!?

-Nie Twoja!? Po co za mną lazłeś co!? Prosił Cię ktoś?- Gdyby teraz w zasięgu Hermiony znalazła się jakaś góra lodowa, to Tytanic pływał by zapewne do tej pory. Wręcz ciskała ona grzmotami.

-Ja z czystej troski Słonko.- Gdyby nie ta ironia w jego głosie, to zdanie może by było uznać za wzruszające i pełne romantyzmu.

Draco stał, nad wręcz wściekłą Hermioną. Ten widok był przezabawny, ale tylko dla niego.

-No i na co się tak gapisz?- Warknęła.

-Ślicznie Ci w tym błocie.- Mrugnął do niej, rozbrająco się uśmiechając. W blond główce zawitała właśnie świetna myśl.

-Spadaj. Lepiej pomóż mi wstać.- Wyciągnęła do niego ubłoconą brudną rączkę.

-Co ja się z Tobą mam Granger?- Zapytał sam siebie podając jej swoją dłoń. Czego zaraz dość boleśnie pożałował. Bo wściekła Gryfonka, to wredna Grfonka. Gdy tylko Hermiona uchwyciła rękę chłopaka, został on siłą szarpnięty tak, że wylądował obok niej również kałuży błota. Tylko, że nie swoim arystokratycznym tyłkiem, a swoją arystokratyczną, w stu procentach szlachecką twarzą.

-KUR**!!! – Wrzasnął najgłośniej jak mógł, płosząc przy okazji wszystkie możliwe ptaki.- Przegięłaś.- Wysyczał. Już się podnosił, gdy Hermiona zwinnie się na nim opierając, przez co znowu jego twarz wylądowała w brudnej mazi, podniosła się i rozbawiona biegiem puściła się jeszcze głąbiej w las. Na koniec krzycząc mu jeszcze wesoło.

-Ślicznie Ci w tym błocie Malfoy!- I już jej nie było.

Wygramolił się z kałuży bardzo powoli.

-Cholerna Granger- Zaklął. Nie mając pod ręką nic czym mógł by wytrzeć twarz, wytarł ją niezdarnie skrawkiem koszuli. Oczywiście różdżki ze sobą nie wziął, bo po co? Nie da się opisać jaki był w tej chwili wściekł. Nawet Hermiona przy nim to był teraz mały pikuś.

-A więc tak chcesz się bawić Złotko. No to się pobawimy.

Szybkim krokiem ruszył w stronę w którą uciekła Gryfoka.

W tym samym czasie w pobliskich krzakach…

Harry Potter mierzył pogardliwym spojrzeniem, niemalże duszącego się tłumionym śmiechem Blaisa Zabiniego, który tej chwili niemal, że w konwulsjach tarzał się po ziemi.

-Ogarnij się chłopie.

-O nie, nie mogę…- Zabini znów zarżał jak głupi.- Nie no widziałeś to, ona jest rozbrajająca. O kurdę, nie mogę. Nie no boska jest.

-Niezmiernie mnie cieszy, że zacząłeś ubóstwiać moją przyjaciółkę, ale zbierz już swój tyłek z ziemi, bo musimy iść, za nimi.

-Ale go załatwiła, ja pierniczę. Ma dziewczyna temperament.- Stwierdził Ślizgon zabierając z ziemi swój tyłek.

Już mieli wyruszyć dalej, gdy Blaise nagle stanął intensywnie się na czymś zamyślając.

-Co z tobą Zabini?- Zapytał lekko już poirytowany Harry.

-Eee co? A nic, tak sobie po prostu pomyślałem, że jak ona teraz już dość specyficznie go traktuje, to jak będzie go traktować w łóżku?- Ku nieszczęściu i niedowierzaniu Harrego, Diabeł zapytał całkiem poważnie. Chłopakowi w tym momencie właśnie ręce dosłownie opadły.

-Ty naprawdę Zabini powinieneś się udać do psychiatry.

-A kto to?

-Lekarz.

-Aha. A od czego?

-Błagam zabierzcie go ode mnie.- Złoty Chłopiec uniósł oczy ku niebu.

-I po co mi on właściwie.


* * * * * *

„ Tu mnie nie znajdzie” Pomyślała chowając się za jednym z drzew. Miała już usiąść na ziemi gdy przypomniało jej się o jej małym wypadku. Niezdarnie obejrzał się za siebie.

-Super oczywiście różdżka został w namiocie.- Próbowała się otrzepać. Lecz jej wysiłki spłynęły na panewce. Zrezygnowana upadła gładko na trawę. oparła głowę o konar drzewa i przymknęła oczy. Postanowiła, że posiedzi jeszcze tu chwilę by zgubić Malfoya, a później uda się powrotem do ich obozu by się przebrać. A tak chciała sobie spokojnie pochodzić po lesie i wszystko przemyśleć.

A tym czasem dwaj hogwardzcy tajni agenci…

-Nie no jak tak on jej będzie szukał, to do końca świata jej nie znajdzie.

-No co ty nie powiesz Zabini.

Harry i Blaise bezradnie za krzaków obserwowali jak dalej wściekły Draco stara się znaleźć „Nieznośną Granger”.

-Nie, nie w lewo, w prawo, w PRAWO. No i polazł w lewo.

-Tłuk.

-Wybacz mi Smoku co teraz powiem, ale mimo z Twoich wszystkich niezliczonych zalet. To tropiciel z Ciebie, jak z koziej dupy trąba.

Harry spojrzał na niego dziwnie.

-No co?

-Nic jeny już się patrzeć na Ciebie nie można.

-Wiem, że Ci się podobam, ale proszę Cię sprawy naszego związku zostawmy na później. Pierw zajmijmy się nimi.

-Chciałbyś.- Harry ku swojemu zdziwieniu całkowicie przyzwyczaił się do głupich tekstów Diabła i już nawet na nie, nie reagował.- No to proszę, więc się nimi zajmuj geniuszu.

-Co ja?- Zabini wskazał na siebie, patrząc się na Pottera jak na ostatniego idiotę

-No, a co ja mam cały czas tylko myśleć. Po za tym skąd Ty wiesz, że Hermiona poszła właśnie tam.

-Widzę, że mamy tu kolejnego mistrza przetrwania. Krzaki kretyni, my tam nie chodziliśmy, on też nie, a są wygniecione, tak jakby ktoś się przez nie przedzierał. A wiesz co to oznacza?

-Dobrze to teraz powiedz to swojemu kumplowi.

-Niby jak? Nagle wyskoczę do niego i powiem: „Słuchaj Stary, Granger poszła tamtędy, nie pytaj skąd wiem po prostu siedzę z Potterem w krzakach i was szpiegujemy, więc jest git” Albo wiem lepiej wyślijmy mu Patronusa, żeby mu wskazał drogę.- Ah jak Blaise kochał sarkazm.

-No co ty nie powiesz. Zamiast się wydurniać…

-Wiem!- Blaise prawie krzyknął.

-Zamknij się idioto usłyszy Cię.

-Patrz i ucz się Potter.- Wyszeptał

Diabeł z iście diabelską miną zarzucił sobie kaptur od bluzy na głowę i czołgając się po ziemi, niemal, że bezszelestnie udał się w stronę krzaków, przez które miał przedzierać się Gryfonka. Poczekał chwilę i gdy tylko wychwyciła moment, że Draco patrzy się w jego stronę (to znaczy w stronę zarośli). Zaczął nimi z całej siły poruszać. By zaraz poderwać się i uciec.

-Dureń.- Wyszeptał Harry, ale widząc że Draco zmierza w właściwą stronę dodał.- Dureń, nie dureń, ale podziałało.

I niczym zawodowy szpieg podążył za nim.

-I co Potter, kto jest mistrzem?- Ironiczne pytanie wraz za zziajanym pytającym, który pojawił się wręcz znikąd doleciało do uszu Gryfona.

-Nazwijmy to zwykłym fartem, a teraz zamiast chrzanić głupoty, pospiesz się bo tym razem my ich zgubimy tym razem.

* * * * * *

-Tu jesteś. No proszę odpoczywamy sobie.- Stał w ukryciu obserwując, jak siedzi pod drzem, rozkoszując się pięknem przyrody i odpoczywając. W końcu ją znalazł. Trochę zdziwiło go to, że tak spokojnie siedzi i w ogóle nie jest zmęczona. Po przed chwilą wydawało mu się, że ją gonił, a ona przecież nie wyglądała jakby przed chwilą biegała. „Ma kondycję bestia” Stwierdził i więcej sobie tym głowy nie zaprzątał.

Po cichu, niczym tygrys skradający się by dorwać swoją ofiarę, ruszył w jej stronę. Śmiał się w duchu sam z siebie. Bo gdyby, ktoś parę lat temu powiedziałby mu, że będzie się uganiał po lesie cały w błocie za Granger. To chyba by go śmiechem zabił. A tu proszę robił to całkowicie dobrowolnie i na dodatek sprawiało mu to przyjemność

Podszedł już bardzo blisko, wciąż go nie zauważyła wsłuchana w śpiew ptaków, z zamkniętymi oczami niczego się nie spodziewała. A tym bardziej nie jego i tego co zrobi.

O tak Draco Malfoy był draniem i za swoją zniewagę zamierzał bardzo dotkliwie ukarać tą pyskatą dziewuchę. Ukucnął obok niej najciszej jak mógł i nie siląc się na zbędne ceregiele, dotknął jej ust swoimi. Lecz nie był to pocałunek, bo gdy tylko jego usta zaledwie delikatnie, wręcz ledwo wyczuwalnie musnęły jej wargi dziewczyna migiem otworzyła zdziwione oczy i odepchnęła intruza od siebie.

-Co Ty wyprawiasz!?

-Mszczę się.- Odpowiedział spokojnie.

-Raczej Ci odbija.- Próbowała się nie roześmiać, ale gdy tylko zobaczyła jego całą ubrudzoną buźkę i przybrudzone blond pasemka włosów na czole wręcz nie mogła opanować niestosownego (przynajmniej w mniemaniu Dracona) parsknięcia śmiechem. Oj nie powinna ona tego robić, nie powinna. Chciała wstać z trawy ale ją przytrzymał.

-A Ty dokąd?

-Jak najdalej od Ciebie.

-Jak Ty jesteś zabawna Granger. Myślisz, że Ci tak łatwo odpuszczę.

-Malfoy przestań to dziecinne. Pobawiliśmy się w chowanego i było fajnie, ale teraz puść mnie bo chcę już wracać.

-Wepchnęłaś mnie twarzą prosto w kałuże błota.- Wysyczał.

-Już mówiłam do twarzy Ci w nim.- Odpyskowała.

-Tak? To teraz ja pokażę w czym Ci jest do twarzy Granger.- Draco nie czekając za długo…

-Malfoy, co Ty… MALFOY!!!- Pisnęła. Gdy chłopak jak gdyby nigdy nie podniósł ją z ziemi i tak jakby była przysłowiowym workiem kartofli przerzucił ją sobie przez ramię.

-Malfoy na tych miast postaw mnie na ziemię!- Starał się wierząc nogami, ale niestety zostały unieruchomione przez Dracona, więc do dyspozycji zostały jej tylko ręce. I tak właśnie oto piąstkami okładała jego plecy, co raczej nie przynosiło mu zbytniego cierpienia, a raczej jeszcze bardziej go rozśmieszyły.

-Nie wierć się tak.- Zganił ją niosąc w sobie tylko znanym kierunku.

-Malfoy gdzie Ty idziesz!?- Krzyknęła przerażona, nie od dziś jej było wiadomo, że Malfoy to psychopata, a gdy jeszcze kilka dni temu ten psychopata oznajmił jej w dość niekonwencjonalny sposób ma zamiar ją uwieść. Oj nie robiło się za ciekawie.- No gdzie Ty idziesz do cholery!?

-Słownictwo Granger. A gdzie idę? W ustronne miejsce gdzie będę mógł Cię zgwałcić.- Dziewczyna zesztywniała.

-Merlinie, jaka Cie łatwo nabrać Granger. Ale przynajmniej się uspokoiłaś.

-No bardzo śmieszne. Możesz mnie postawić na ziemi!?

-Nie.- Odpowiedział szorstko.

-Draco, Proszę.- Spróbował słodkim głosikiem, na który już nie raz od kiedy zaczęli to okropne zadanie udało jej się go złapać.

-W tej chwili to na mnie całkowicie nie działa.- I jakby na potwierdzenie swoich słów Draco niby niechcący ominął jedno drzewo tak, że Hermiona oberwała gałęzią po tyłku.

-Ej! Uważaj trochę!- Zganiła go, na jej nieszczęście ta cała sytuacja zaczynała ją powoli bawić.- Powierz mi w końcu gdzie idziemy.

-Gdzie ja idę niosąc Ciebie.- Poprawił ją.

-No wybacz. Gdzie idziesz, porywając mnie przy okazji!- Ah ten jej cięty język.

-Snape mówił, że gdzieś tu jest jakieś niewielkie jeziorko, czy mały wodospad, gdzie można się wykąpać…

-O NIE!!!- Przerwała mu stanowczo zgłaszając sprzeciw.

-O tak Skarbie.

-Ty Zboczeńcu! Nie zgadzam się.

-Jak by Ci to powiedzieć Słońce nie masz zbyt wiele do gadania bo właśnie jesteśmy na miejscu- Powiedział Draco stawiając ją gładko na ziemi, wrednie się przytym uśmiechając.

-Nie ośmielisz się!

-A żebyś wiedziała, że się ośmielę. No to co mała wyskakuj z tych ubłoconych ciuszków.- Uśmiechnął się poruszając sugestywnie brwiami.

* * * * * *

-O tak dziękować Merlionowi, wrócił mój Stary dobry przyjaciel. Tak Draco, tak trzymać. No dalej ogierze pokaż co potrafisz.

I w tym momencie zdegustowanemu Harremu zabrakło słów aby określić tego jakże niesfornego Ślizgona.


**

Rozdział II (część trzecia)


-A żebyś wiedziała, że się ośmielę. No to co mała wyskakuj z tych ubłoconych ciuszków.- Uśmiechnął się poruszając sugestywnie brwiami.

Gdy Hermiona nie była właśnie sparaliżowana szokiem jakie wywołało u niej ostatnie zdanie Dracona. To pewnie zwróciła by uwagę na okolicę, w której właśnie się znaleźli. Bo to miejsce, na cały ten zapyziały las było wyjątkowo piękne. Nie była to wprawdzie jakaś cudowna laguna, ale niewielki wodospad z jeziorkiem i pięknymi skałkami na które padały przedzierające się przez korony drzew promienie słońca. Niewątpliwie to miejsce miało swój klimat i magiczny urok. Ale w tej chwili jakoś mało to obchodziło Hermionę w tej chwili bardziej obchodził ją ten porąbany i nieobliczalny Ślizgon.

-Malfoy to przestaje być śmieszne!!!- Krzyknęła przerażona, nie na żarty.

-No coś ty, a mnie to bawi coraz bardziej.- Zarechotał, uśmiechając się lubieżnie.

-Nienawidzę Cię, wiesz?!!!- Wykrzyczała, niemalże zdzierając swoje gardło. Draco skrzywił się nieco zatykając swoje jakże szlacheckie uszy. Gdy już odzyskał jako tako słuch odpowiedział na zadane przez Gryfonkę pytanie.

-A ja za to lubię Cię co raz bardziej, ale dość tych głupot Granger, radzę Cie dobrowolnie zdjąć swoje błocone rzeczy, bo jak ja się za to zabiorę to może nie być miło. Ostrzegam Cię po dobroci.- Wyjaśnił tajemniczym wręcz celowo zniżonym głosem.

-Że co proszę!? Po dobroci?! Posłuchaj mnie ty napuszony kretynie…- Oj tak była już ona nieźle rozjuszona. Podeszła do chłopaka bardzo blisko i stukając palcem wskazującym w jego pierś zaczęła dość dobitnie i głośno wyjaśniać.- Ja nie jestem jakąś tępą kretynką na którą ty kiwniesz palcem, a ona przyleci. Nie jestem jedną z tych idiotek, które na twój rozkaz „Rozbieraj się”, robią to. Nie jestem…- Nie dał jej skończyć chwytając mocno za rękę którą w niego mierzyła w okolicy nadgarstka, by zachwalę jednym zwinnym ruchem obrócić ją tak by stała plecami do niego opierając się o jego klatkę. Był na tyle silny, że unieruchomienie jej jedną ręką było wręcz łatwizną. Zaniemówiła. Czyżby Malfoy był zdolny do … ?

* * * * * *

-Pottuś...

-Merlin mi świadkiem, że za chwilę Cię strzelę Zabini.

-Oh, daj spokój przecież wiem, że Ci się to podoba.- Ślizgon szturchnął Gryfona łokciem.- Ale teraz nie o tym. Mogę Ci zadać jedno pytanie?

-Jeśli musisz.- Harry odpowiedział z rezygnacją, wciąż dokładnie obserwując czy Malfoy aby w swoich poczynaniach nie posuwa się za daleko. No bo mimo tego, że chciał ich wyswatać, to jednak instynkt złego starszego brata wciąż w nim drzemał. Oj biedny byłby Malfoy, gdyby tylko w jakikolwiek sposób skrzywdził tę dziewczynę.

Ale jak na razie na to się nie zanosiło, więc mógł na chwilę przerwać swoją wnikliwą obserwację, by wysłuchać niezwykle wnikliwe pytanie Zabiniego.

-Czy nie normalnym będzie pojawianie się świadomość, która powoduje u mnie podniecenie tym, że za chwilę mogę zobaczyć nagą Granger?

Harry bardzo powoli zwrócił swój wzrok w stronę Balise, który wyglądał jakby zapytał się go o najbardziej normalną rzecz na świecie.

-No co?- Diabeł nie mógł zrozumieć dziwnego milczenia swojego wspólnika i tego, że właśnie patrzy się na niego jak na idiotę.

-To byłoby normalne...

-Serio?

-Owszem, dopóki mi tego nie powiedziałeś. Teraz już takie nie jest.- Wyjaśnił Pan Potter z iście stoickim spokojem, by za chwilę dodać.- Tobie naprawdę jest potrzebny jakiś medyk.

-Przestań ja się pytam poważnie.

-I to jest najgorsze. Gdybyś się wydurniał byłoby to jeszcze jakoś do wyjaśnienia, a tak?

-Potter, ale czyż nie jest to zwykła reakcja młodego, zdrowego mężczyzny na fajną laskę.

-Nie mieszaj mnie w swoje zboczenia.- Harry wrócił do obserwacji.

-Jakie zboczenia, Pottuś...

-Zabini!!!- Okularnik niczym prawdziwy gryfoński lew zawarczał w stronę "niesfornego" Ślizgona.

-Ok, ok ale nie powiesz mi, że nigdy nie miałeś o swojej przyjaciółeczce świńskich myśli.- Diabeł zapytał podchwytliwie.

-Owszem, nigdy nie miałem.

-Nigdy!?

-Nigdy.

-Kłamiesz.- Blaise, stwierdził krótko.- Jak można nie fantazjować o takiej dziewczynie?

-No jak widać można.- I jakby na "potwierdzenie" swoich słów, Harry rozkosznie się zaczerwienił.

-Oho, ktoś tu nam widowiskowo kłamie w żywe oczy. Jesteśmy niegrzeczni co Pottuś?

-Ty powalony, kretynie. Nie rozumiesz, że nie mogłem mieć takich myśli. Bo to było by tak jakbyś Ty miał zboczone myśli o Malfoyu.

-A skąd wiesz, że takich nie miałem?- Intrygujące pytanie wręcz, powaliło psychicznie Harrego. Jego jedyną odpowiedzią było wyciągnięcie ręki i...

-Dziesięć metrów ode mnie i tylko zmniejsz tą odległość.

-O Merlinie, ja myślałem że tylko Granger jest taka cnotliwa, a tu proszę Złota Chłopina również.- Diabeł już nie wytrzymał i ponownie tego dnia wręcz tarzał się na ziemi ze śmiechu.- Jeny Potter, pożartować już nie można. Na gacie Salazara, kto jak kto ale ja w stu procentach jestem hetero.- Zapewnił, by za chwilę dodać.- Raczej.

-No wybacz ale po Tobie to się można wszystkiego spodziewać.

-Potraktuję to jako komplement.

-Dobra koniec tematu, nie jesteśmy tu po to by leczyć Twoje zaburzenia psychiczne, tylko po to by ich mieć na oku.- Zdezorientowany Harry kiwnął głową w stronę pary stojącej nad wodospadem.

-No masz rację Pottuś. W końcu zaczyna się jakaś akcja.- Skomentował Zabini widząc jak Malfoy obejmuje dziewczynę wpół odwracając ja plecami do siebie.- Ale na serio Potter, o Malfoyu nie miałem świńskich myśli. Co to, to nie. O pewnym Gryfonie owszem, ale nie o Malfoyu.

-Dziesięć metrów Zabini!

* * * * * *

-No i co teraz już nie jesteśmy tacy odważni.

-Malfoy, skończ zanim zrobisz coś czego później gorzko pożałujesz.- Zagroziła, szarpiąc się.

-Wiesz, wydaje mi się, że raczej będę później gorzko żałowała jak tego nie zrobię.

To mówiąc jego wolna dłoń powędrowała prosto do metalowej klamry od jej skórzanego paska.

-Malfoy!!!

-Nie krzycz mi do ucha kobieto.- Zaśmiał się, a jego palce zręcznie już poradziły sobie z zapięciem. Teraz przyszła pora na guzik od spodni.

-Malfoy STÓJ!!! Słyszysz STOP. Ok! Ok, co Ty chcesz mi zrobić!?- Zapytała siląc się na spokojny ton, w celu jak można się łatwo domyśleć zagrania na zwłokę.

-Jak to co chcę zrobić!?- Jego uścisk lekko zelżał, ale wciąż ją trzymał.

-No bo...

-Jeny kobieto Ty myślisz, że ja naprawdę zaciągnąłem Cię tutaj by Cię zgwałcić w najbliższych krzakach?- Zapytał z szczerym niedowierzaniem. Jak ona mogła sobie tak w ogóle o nim pomyśleć?

-No to po co te całe przedstawienia.

-No jak proszę Cię po dobroci, abyś się rozebrała...- Przerwała mu piskliwie krzycząc.

-No właśnie!!!

-Dasz mi skończyć.- Tym razem puścił ją stając na wprost niej twarzą w twarz.-Ty myślisz, że ja byłbym zdolny Ci zrobić jakąś krzywdę zmusić do rzeczy których byś nie chciała.

-Tak.- Wypaliła za szybko. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Najgorsze jednak było to, że wbrew wszystkiemu ta odpowiedz go zabolała.

-No świetnie, że dowiedziałem się jakie masz o mnie mniemanie.- Odpowiedział jej szorstkim, lodowatym tonem.

Hermiona mogła przysiąc, że przez dosłownie ułamek sekundy widziała zawód na jego twarzy. A ona przecież, aż tak dosadnie o nim nie myślała.

-Malfoy...

-Daruj sobie.- Chłopak ominął ją by usiądź na brzegu jeziorka.

* * * * * *

-Ona zawsze musi wszystko popsuć.

-Zamknij się Zabini!

-Ale...

-Po prostu milcz!

-No dobra.

* * * * * *

Zrobiło jej się przykro. Bardzo przykro. Nie chciała go urazić. No bo, to tak tylko głupio wyszło. A teraz?

-No bo to wszystko Twoja winna!- Krzyknęła w stronę pleców chłopaka.

-Moja wina!- Odwrócił się w jej stronę, również krzycząc.

-No, a kto mi powiedział jak utknęliśmy pod materiałem na namiot, że mnie tu...- Zamilkła głupio było jej o tym tak łatwo mówić.-... zresztą Ty już dobrze wiesz co!

-Oh, ale Ty też mi coś powiedziałaś!- Odpyskował jej ściągając swoją ubłoconą bluzę i rzucając ja na ziemię.

-No dobrze, a kto daje mi się za każdym razem prowokować!!! Kto daje się podpuszczać!!!- Kompletnie nie zwróciła uwagi na to, że tuż obok ubłoconej bluzy wylądowały również jego spodnie, razem z podkoszulką. W ogóle nie obchodziło ją teraz, że stoi przednią w samych bokserkach. No i jeszcze butach, ale to też było chwilowe bo wylądowały one obok całej reszty jego rzeczy.

-To po jaką cholerę mnie podpuszczasz i prowokujesz!!!- Wykrzyczał intensywnie gestykulując rękami.

-Oh! No bo...- No i właśnie kompletnie nie wiedziała co powiedzieć.

-No co!?

-No bo...

-No...- Kompletnie nie ułatwiał jej tego zadania.

-No bo, to jest moja sprawa!!!- Wykrzyczała. Dopiero po chwili do niej doszło, że to zdanie nie dość, że jest kompletnie nie gramatyczne, to na dodatek jest totalnie idiotyczne.

-Tak rzeczywiście idealna wymówka. A nie robisz tego przypadkiem by nauczyć mnie pokory i czekaj jak Ty to powiedziałaś. "Byś poczuł co to znaczy obejść się smakiem".- Zakpił.- Już sama się gubisz w tym co robisz Kotku. Jakieś małe rozdwojenie jaźni? Raz wyzywamy Malfoya, później podrywamy Malfoya, a za chwilę zmyślamy Malfoya od gwałcicieli. Zdecyduj się może łaskawie!!!

-Taaak, a więc to co Ty robisz to co to jest!?- Zaczęła go przedrzeźniać.- Raz upokarzamy Granger, raz wyzywamy Granger, a za chwilę uwodzimy Granger, by za kolejną jeszcze chwilę mścić się Granger porywając ją nad jakiś wodospad by nie wiadomo co z nią zrobić!!! O tak Malfoy to jest rzeczywiście normalne!!!

* * * * * *

-Wiesz Pottuś...- Mrożący wzrok Harrego mówił sam za siebie.

-Przywalę Ci. Obiecuję.

-Sorry, zapomniałem się. Wiesz Potter trochę inaczej sobie wyobrażałem tą ich kąpiel. Myślałem...

-Tak wiem co myślałeś, nie musisz mi tego relacjonować.

-Ale...

-Naprawdę nie musisz, spędziłem z Tobą niecałe dwie godziny i doskonale zdaję sobie sprawę o czym możesz myśleć.

-Jeny Pottuś to Ty już mnie bez słów rozumiesz.

-No i doigrałeś się.- W tym momencie szukający Grifindoru nie wytrzymał. Biedny Ślizgon został przyduszony do ziemi.

I Gdyby nie to, że Panna Granger i Pan Malfoy byli aktualnie zajęci dość ostrą wymianą zdań to na pewno intensywnie zainteresował by ich widok dziwnie ruszających się krzaków.

* * * * * *

-Co to było?- Zapytała Hermiona, zaintrygowana dziwnym hałasem. Lecz Draco Malfoy skutecznie, całkowicie oczywiście nie świadomy oderwał jej uwagę od "tarmoszących" się w krzakach uroczych młodzieńców.

-Co, już mamy omamy słuchowe!? Granger.

-Raczej wzrokowe.- Gryfonka dopiero teraz zwróciła uwagę na jego wygląd.- I Ty mi mówisz, że nie chciałeś mi zrobić nic złego!?- Znowu zaczęła na niego krzyczeć.- A to, co to niby oznacza!!!- Wskazała na niego ręką.

-Cholera jasna!!! Czy Ty nie możesz pojąć, że ja przyszedłem tutaj z Tobą tylko i jedynie po to by się umyć, bo oboje jesteśmy cali w błocie. Zresztą na własne życzenie. A przy okazji wypralibyśmy nasze rzeczy, bo jakbyś nie zauważyła oboje nie mamy różdżek, a przy takim słońcu wyschły by one w niecałe pół godziny. A my byśmy miło spędzili czas!!!

-Chciałeś się umyć i wyprać rzeczy!?- Zapytała z niedowierzaniem.

-Nie, rozebrałem się byś mogła sobie na mnie popatrzeć.- Zironizował.- Bokserki, też mam jeszcze ściągnąć czy to Ci wystarczy!?

-Ty nie chciałeś tu... Że niby zemsta... za to że Cię pchnęłam w to błoto...

-Naprawdę, aż tak niskie masz o mnie mniemanie?- Zapytał ponownie lecz tym razem już na nią nie krzycząc.- Zresztą nie odpowiadaj, teraz to już nie jest ważne.

Nie czekając na jej odpowiedź Draco zsunął się z kamieni wchodząc do nagrzanej od słońca wody. Nie patrząc w ogóle na Gryfonkę, zaczął płynąć przed siebie.

„Co Ty robisz dziewczyno!!!”

Hermiona skarciła się w myślach. Jej wzrok przeniósł się na rozrzucane przy brzegu brudne rzeczy Malfoya.

-Tak zdecydowanie Hermiono, od tych książek całkowicie Cię już porąbało.- Powiedziała sam do siebie, poczym nie wiele się zastanawiając zsunęła ze swoich stup buty razem ze skarpetkami. Po chwili koło nich na ziemi wylądowały jej już i tak rozpięte dżinsy i błękitny podkoszulek na krótki rękaw. Stanęła przy brzegu skałek ubrana jedynie w skromną, a wręcz „dziewiczo” białą bieliznę. Wzięła kolejny głęboki oddech i tak jak Draco wcześniej również zsunęła się do ciepłej wody.

* * * * * *

-Cicho!- Wysyczał przygnieciony przez Harrego do ziemi Blaise.

-Co?- Harry nagle otrząsnął się z wymierzania swojej zemsty.

-Słyszałem coś.- Dodał z konsternacją Diabeł.- A po za tym to siedzisz na mnie Potter.

Do Harrego dopiero teraz dotarło jak to musi wyglądać. Zabini leży na ziemi, on na nim siedzący okrakiem, z rękami zaciśniętymi na jego szyi. Tym razem to on podduszał Diabła, a nie odwrotnie. Lecz dla obserwatora patrzącego z boku wyglądało to bardziej jednoznacznie, niż było w rzeczywistości. Zielonooki jak oparzony zerwał się za Ślizgona i całkowicie przypadkiem zerknął w stronę gdzie jeszcze niedawno kłóciła się pewna para. Doznał niemego szoku, bo owej pary tam nie było

-Nie ma ich.- Powiedział sam do siebie.

-Co!?- Zabini podniósł się z ziemi, by sprawdzić co tak zainteresowało "Pottusia".

-No nie ma ich.- Kontynuował Harry spoglądając podejrzanie na Blaisa.- Ty myślisz, że oni…

-Jeśli mnie nie myli wzrok, a tam naprawdę leżą ich rzeczy. To tak myślę, że oni…

Harry skierował swój wzrok w stronę gdzie wskazywał Zabini. Chwilę się przyglądał, a potem nie zostało mu nic innego jak przyznać Ślizgonowi rację.

-Tam leżą ich rzeczy Zabini.

-Jej też?- Dopytywał się zaintrygowany Diabeł.

-Raczej tak.

-Bielizna?

-Co!?

-No czy leży też tam jej bielizna, nie rozumiesz po ludzku. Pottuś?

-Jeszcze raz tak mnie nazwiesz…

-Dobra teraz nie ważne. Pomyślmy co robić. Gdzie będzie najlepszy widok.- Zabini zastanawiał się głośno.

-Najlepszy widok!?- Harry nie do końca wiedział o co może mu chodzić.

-Ha! wiem tamte skałki.

-Zabini na co Ci najlepszy widok!?

-No ty chyba nie myślisz, że ja zmarnuję taką okazję. Naga Granger zdarza się tylko raz w życiu.- Ku przerażeniu Harrego, Blaise znów nie żartował.

-Ty się słyszysz!?

-No co później będzie nietykalna bo będzie z Malfoyem. Trzeba kuć żelazo póki gorące Pottuuuuuueeeeer!- Blaise szybko się zreflektował, a anielska mina która mu towarzyszyła, była tak niewinna, że aż niemożliwa..- Nie czepiaj się bo się poprawiłem.

Już miał odchodzić na wskazane przez siebie wcześniej skałki, gdy wpadł mu do głowy kolejny genialny, diabelski plan. Wyciągnął swoją różdżkę i skierował za krzaków w stronę leżących brudnych ubrań.

-Wingardium Leviosa!

Nie minęło kilka sekund, a ubrania Ślizgona i Gryfonki przylewitowały, wprost pod jego nogi.

-Kurdę, a jednak bielizny nie ściągnęła.- Stwierdził z zawiedzeniem.

-I po cholerę to zrobiłeś!?

-Będzie zabawniej.

-Ale jak oni… Ty naprawdę zwariowałeś kretynie.

-Przestań Pottuś, złość piękność szkodzi. Zresztą nie marnujmy już czasu, chodź idziemy na skałki.- Zabini chciał już podążyć w stronę skałek przy wodospadzie, ale został na swoje nieszczęście dość skutecznie zatrzymany.

-Oszalałeś, a jeśli oni no wiesz, na serio to robią.

-To co?- Blaise nie widział, żadnego problemu, w tym czym widział go Harry. No ale co się dziwić ich wewnętrzne systemy wartości lekko się różniły. Ale tylko lekko.

-No to chyba należy im się trochę prywatności.

-Przestań Potter, trochę popatrzeć nam nie zaszkodzi. To będzie…- Diabeł musiał się przez chwilę zastanowić.-… uwieńczenie naszego sukcesu. Przynajmniej będziemy mieli pewność, że nam się udało.- Chłopak skończył wypowiadać swoje zdanie i korzystając z chwilowej dezorientacji Gryfona udało mu się uwolnić ramię z jego uścisku i wymknąć się bocznymi krzakami prosto na wcześniej wspominane skałki. Zabierając wcześniej ubrania pary.

-Zabini!- Harry próbował cicho krzycząc nawrócić „nienormalnego” w jego mniemaniu Ślizgona, ale było już za późno. Nie pozostało mu nic innego jak tylko ruszyć zanim.

-To się źle skończy…

* * * * * *

Chłopak pływał już daleko od niej. Wciąż był odwrócony tyłem więc nie miał szans by zobaczyć jak drobna dziewczyna cicho do niego podpływa i gdyby nie to że je smukła dłoń delikatnie dotknęła jego ramienia, na pewno by jej nie zobaczył. Gdy poczuł jej dotyk na swojej nagiej skórze gwałtownie się odwrócił. Już miał posłać jakąś kąśliwą uwagę w jej kierunku, ale widok jaki przed nim stanął przyprawił go o chwilowy zanik takiej czynności jaką jest mówienie. Była naprawdę śliczna. Jej lekko zmoczone włosy poskręcały się w jeszcze większe loczki. Zanurzona była w wodzie po same barki, ale dzięki dość czystej, a wręcz kryształowej wodzie Draco mógł dostrzec, że ma na sobie kuplet białej bielizny. I gdyby nie to, że był w tej chwili na nią obrażony, na pewno zrobiłby coś więcej niż tylko stanie i patrzenie się prosto w jej brązowe oczy.

-No i po co to zrobiłaś? Teraz się nie boisz, że Cię zgwałcę.- Nie mógł dłużej znieść tej ciszy. Odezwał się pierwszy.

- Ok. zachowałam się jak idiotka, ale może teraz darować sobie już te złośliwości i wysłuchać co mam Ci do powiedzenia.

-Może.- Nie mógł sobie darować. Hermiona wzięła głęboki oddech , ale nie wiele jej to pomogło i jedyny na co ją w tej chwili było stać to zwykłe…

-Przepraszam.- Wyszeptane bardzo cichutko.

-Wybacz, ale nie dosłyszałem.

-Sorry Malfoy! Pasuje!?- Naprawdę chciała by wyszło miło, to on znów zaczął.

-Tamto pierwsze było ładniejsze.- Stwierdził z miną zbitego szczeniaka. Rozśmieszył ją,

-A przecież tego pierwszego nie dosłyszałeś?- Na początku miał się oburzyć, ale po chwili śmiał się razem z nią.

* * * * * *

-No i o co było tyle afery Pottuś, przecież nawet się nie całują. Nie bój się jak będą sceny dla dorosłych to zasłonie Ci oczy.

„Pottuś” nie miał już siły odpowiadać na ten jakże błyskotliwy komentarz.

* * * * * *

<<muzyka>>

Śmiali się tak jeszcze dłuższą chwilę. Tak zupełnie szczerze, tak naturalnie.

-Ja chyba też powinienem Cie przeprosić Granger.- Tego się po nim nie spodziewała. Malfoy i przeprosiny?

Nie odpowiedziała.

-Zachowałem się jak dupek?

-Trochę, ale ja nie mniej.

-Naprawdę myślałaś, że mogę Ci zrobić krzywdę.

-Nie ale…

Uśmiechnął się sam do siebie.

-Chyba powoli nam się to wymyka wszystko spod kontroli?- Lekko się wahał, aż w końcu pozwolił sobie odgarnąć mokry kosmyk włosów z jej czoła.

-No trochę. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy tak samo uparci i tak samo zawzięci, to wkrótce to naprawdę może mieć zły finał.

-Więc chyba powinniśmy to jakoś skoczyć?

-Ale wtedy i tak jedno będzie musiało przegrać.- Stwierdziła zarzucając mu swoje ręce na szyję. Jego dłonie delikatnie powędrowały pod wodę prosto do je tali. Przyciągnął ją bliżej do siebie.

-No i powrotem jesteśmy w punkcie wyjścia.- Zaśmiała się delikatnie gładząc jego kark.

-A może pójdziemy na kompromis?- Zapytał szepcząc tuż nad jej ustami.

-Co proponujesz.

-Zrywamy tą kretyńską umowę.- Jego nos delikatnie ocierał się o jej nosek.

-I…?

-I cieszymy się życiem, ale…- Jego usta były coraz bliżej.

-Ale…?- Ponownie zapytała.

-Ale na tylko na Twoich warunkach, ja nie mam nic dopowiedzenia.- Z każdym wypowiadanym słowem, jego wargi delikatnie ocierały się o jej.

-To trochę masochistyczne zachowanie.- Stwierdziła rozkosznie się uśmiechając.

-Oh uwierz mi sam się sobie dziwię, że to powiedziałem, ale no cóż, czego się nie robi z…

-Ciiii… nic nie mów.- Przytaknęła mu palec do ust.

-Na moich warunkach?- Ponownie zapytała.

-Na Twoich.- Przytaknął.

-Wiesz, że nie będzie tak łatwo.

-No znając Ciebie Granger.

-I nie odpuszczę Ci tej Wielkiej Sali.

-Mam jeszcze trochę czasu więc powiedzmy, że będę starał się Ci to wyperswadować. Więc tą kwestię zostawmy jeszcze do omówienia.

Zachichotała.

-Ok. więc jak na moich warunkach to…- I w tym momencie zaskakując go całkowicie zanurkowała pod wodę. Na początku nie wiedział co robić. Nawet lekko zwątpił czy przed chwilą się znowu z niego nie nabijała. Lecz nagle poczuł jak coś szarpie go za rękę. Nie wiele rozumiał z jej zachowania, ale tą aluzję pojął i również zanurkował pod wodę.

Znowu stali bardzo blisko siebie, tylko że tym razem oboje otoczenie lazurową tonią. Uśmiechała się, on również. Ponownie zarzuciła mu ręce na szyję, a on ponownie ją do siebie blisko pociągnął. Lecz tu nie mogli ze sobą rozmawiać. Tu mogli robić tylko jedną rzecz. Jej rozpływające się w koło brązowe loki, wręcz mieszały się jego blond kosmykami. Przybliżyła swoją twarz do jego, on również nie pozostawał bierny. Przymknęli oczy, a już po niecałej sekundzie ich usta złączyły się ze sobą, dając sobie to na co oboje tak długo czekali, to czego oboje od dawna ta bardzo pragnęli.

Ich pierwszy pocałunek.

Pierwszy, który ze względu na swoją magię miejsca nigdy nie będzie zapomniany.

Bo pierwszy, bo najwspanialszy, najbardziej niezwykły, najbardziej magiczny. Bo ICH.

Bo płynący z głębi serca.

Bo był to pocałunek będący, pierwszym krokiem do jednej z najpiękniejszych rzeczy jaka może się człowiekowi przydarzyć.

* * * * * *

-Eeeee…- Blaise zbytnio nie wiedział co się aktualnie dzieje.- Co oni tam do cholery robią!?

Harry uśmiechnął się sam do siebie.

-Nic co powinno by Cię interesować Zabini.

* * * * * *

Wynurzyli się oboje jednocześnie spod wody gwałtownie łapiąc oddech. Oddychali płytko, co było spowodowane chwilowy niedoborem tlenu, ale i oczywiście czymś jeszcze.

Nie wiedział co powiedzieć. Jedyne co by wstanie zrobić to mocno się do niej przytulić. Nawet nie zauważyli jak pod wpływem lekkich ruchów wody znaleźli się tuż przy jednej ze skałek. Ręce Dracona powędrowały wprost do jej bioder podnosząc ją lekko by usiadła na kamieniu. Po chwili wyskoczył i usadowił się obok niej. Gdy już koło niej siedział, zamknął w swojej dłoni jej małą rączkę. Uśmiech nie schodził ani z jej, ani z jego twarzy.

-To było coś niesamowitego.- Czuł się jak zwykły nastolatek, który w ogóle po raz pierwszy całował się z dziewczyną, a przecież tak nie było.

-Wiem.

-Wiesz, jak długo na to czekałem.

-Wyobrażam sobie. Draco.

-Ślicznie wypowiadasz moje imię.

Zaśmiała się perliście.

-Jesteś niesamowita.- Nie mógł się oprzeć znów ją pocałował.

* * * * * *

-Ah! jakie to jest romantyczne.- Westchnął teatralnie Zabini łapiąc się za serce.

-Dałbyś już spokój.

-Ale wiesz co Potter, jedno to trzeba przyznać tej Twojej przyjaciółce. Ciałko to ona ma niezłe.

Harry nie odpowiedział. Zdębiał i na dodatek nie z powodu widoku romantycznych uniesień blondyna i brunetki. On się nawet w tamtą stronę nie patrzał. On patrzył w głąb lasku. A to co zobaczył w stu procentach nie było romantyczne.

-Potter co się stało, coś Ty taki… O KUR**!!!

-WIEJEMY!!!

Nie wiele się zastanawiając pochwycili oni część rzeczy Hermiony i Dracona i pędem z ogromnym wrzaskiem wybiegli wprost na całującą się parę.

-AAAAAAAAAaaaaaaaaaaaa!!!

Granger słysząc przeraźliwy ryk momentalnie odskoczyła od równie zdezorientowanego Malfoya. Patrzyli zdziwieni jak w ich stronę niczym szaleńcy biegną Potter i Zabini? Z ich ciuchami?

-Harry!?- Krzyknęła z niedowierzaniem, nie pojmując obecności przyjaciela.

-Diabeł!?- Zawtórował jej równie zdziwiony Draco.

-Co wy tu …- Zaczęli razem lecz…

-O MÓJ BOŻE!!!

-CHOLERA JASNA!!!

-UCIEKAJCIE!!!

Nie było dane im skończyć, gdy tuż za dwójką uciekających z lasu wprost na nich wytoczył się ogromy, paranormalnie ogromy, obślizgły, ohydny na dodatek rozwścieczony Troll.

Draco nie czekając ani chwili dłużej, mocno chwycił dziewczynę za ramię, podnoszą z ziemi. Na ich wspólne szczęście koło wodospadu dostrzegł niewielką grotę, do której jedynie człowiek wejdzie. Zareagował natychmiastowo.

-Do tamtej groty, szybko już!!!

-A chło…

-Potter!!! Zabini!!! Tędy!!! Hermiona no biegnij!!!- Krzyknął na nią.

Bestia wydała z siebie ogromny ryk. Była nich coraz bliżej.

Malfoy niemal siłą wrzucił brunetkę prosto to groty, by wskoczyć zaraz za nią. Brakowało zaledwie kilka sekund.

-Harry!- Hermiona krzyknęła rozpaczliwie. Draco przytrzymał ją mocno w pasie by przypadkiem nie przyszło jej do głowy w histerii wybiegnięcie do nich.

Zwierzę było nich coraz bliżej.

Jeszcze kilka sekund i…

Kamienne gruzy pod wpływem uderzenia zwierzęcia o skalną ścianę zawaliły się torując wejście do groty. W powietrzu unosił się duszący pył, gdzie niegdzie obsypywały się jeszcze drobne kamyczki. Blondyn leżał na brunetce przysłaniając ją własnym ciałem. Powoli dochodził do siebie z szoku. Ale w tej chwili nie za bardzo interesowało go jego własne zdrowie. Ważne było czy jej nic nie jest.

-Miona, hej Miona.- Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy.- Miona, nic Ci nie jest.

-Harry, gdzie Harry…

Wciąż była przerażona i wyobrażała sobie najgorsze. Lecz na szczęście najgorsze nie zdarzyło się tym razem.

-Spoko Granger.- To zdecydowanie nie był głos Harrego.- Twój Złoty Chłopiec żyje. I ja też, więc nie masz co się o mnie martwić.- Spod kłębu dymu wynurzył się cały umorusany, teraz już całkowicie podobny bo diabła, Blaise, mruczący pod nosem.

-Wszystkie groźne zwierzęta wyłapane, będziecie bezpieczni. Tak Snape, Troll wielkości stadionu to bardzo bezpieczne zwierzę!

-Miona…- O tak ten głos należał do Harrego. On również zaraz za Diabłem wywlókł się za gruzowiska.

Dziewczyna ze łzami szczęścia w oczach rzuciła się na Gryfona.

-Boże nic Ci nie jest? Tak się przestraszyłam.

-No, a na mnie to tak się nie rzuciła, a pierwszy wyszedłem.- Zabini wyżalił swoją skargę Malfoyowi. Ten tylko słysząc owe słowa uśmiechnął się ironicznie.- Ej, a mnie to kto przytuli.- Diabeł się nie poddawał, a w odpowiedzi zamiast uścisku od Panny Granger, otrzymał przeraźliwy ryk, dochodzący za zawalonego wejścia.

-Masz odpowiedź Zabini.- Odpowiedziała Hermiona, odklejając się od Harrego.

-Ty Granger nie bądź taka mądra bo Ci stanik spadnie.

Hermiona już miała się odciąć, lecz dopiero teraz do niej doszło, że stoi przed trójką facetów w dość niereprezentatywnym stroju, i że dwójka z nich nie wyjaśniła jeszcze w jakich okolicznościach oni się tu znaleźli i dlaczego mieli ich rzeczy. Bądź co bądź było to zadziwiająco dziwne i na pewno nie kryły się za tym jakieś wyższe intencje.

-Zabini!!!- Warknęła w stronę Ślizgona.

-Oj nie podoba mi się ten ton.- Blaise jak na prawdziwego mężczyznę przystało, schował się za swoim przyjacielem. W myśli nadziei, że jak całowała się z Malfoyem, to jemu nic nie zrobi.

-A Ty się Harry tak głupio nie ciesz. Skoro już wszyscy żyjemy to może nam łaskawie wyjaśnicie, co robiliście w tamtych krzakach w dodatku z naszymi ubraniami.

-Eeeee- Harry próbował stosować swój znany trik z eliksirów, który został opatentowany już w klasie pierwszej, ale nie był w tym jakoś przekonywujący, więc do ofensywy wkroczył Zabini, wychylający się za ramienia Dracona.

-A uwierzysz, że łapaliśmy motyle.- Diabeł postanowił wykorzystać jedyną linię obrony jaka mu w tej chwili przyszła na myśl.

*****

Rozdział III (część pierwsza)



Leśny zagajnik, a po środku niego niewielki akwen wodny z równie niewielkim wodospadem powstałym ze źródła bijącego u zbocz skalnej równiny.

A przed nim wściekły, w ogóle nie pasujący do klimatu miejsca górski troll, czatujący przed wejściem do jednej z niewielkich grot, aktualnie zasypanych przez stertę kamieni. A w środku zimnej, wilgotnej i ciemnej groty, którą oświetla jedynie kilka promyków słońca przedostających się przez szczeliny skalne, ONI.


-A uwierzysz, że łapaliśmy motyle?- Diabeł postanowił wykorzystać jedyną linię obrony jaka mu w tej chwili przyszła na myśl.

-Zabini!?- Brunet skrzywił się lekko, ten ton głosu zdecydowanie nie należał do najmilszych.- Czy ja wyglądam na idiotkę?- Diabeł odpowiedział sobie w myślach na to pytanie. Jednak nie uwierzy.

-Oj no co!? Pożartować nie można?- "Żeby facet bał się baby?" Zapytał się w myślach z ogromną pogardą dla samego siebie, cały czas dzielnie chowając się przed rozwścieczoną niczym górski troll Gryfonką, za plecami swojego przyjaciela. Zastanawiał się nawet, czy spotkanie z trollem nie będzie miej bolesne, niż tłumaczenie się Granger. Najgorsze było jednak to, że doszedł do wniosku, że troll który czyha za zawalonym wejściem groty, jest znacznie bezpieczniejszy i przyjaźniej nastawiony niż żądająca racjonalnych wyjaśnień Hermiona. Na domiar nieszczęść jego wyjaśnieniom daleko było do czegokolwiek co jest racjonalne. Bo jak on mógł powiedzieć cokolwiek racjonalnego, ja ona stała przed nim w samej, dziewiczo białej bieliźnie! Już samo to było istną torturą, dla każdego mężczyzny, a ona jeszcze życzy sobie rozsądnych odpowiedzi, których on w tej chwili nie może udzielić za żadne skarby świata. Dlaczego? Bo nie mówił by do jej oczu tylko do jej opiętych, białą koronką piersi. Nie myśląc o tym co gada, tylko o jej biuście. A to by zdecydowanie jej się nie spodobało.


Cała ta kłótnia, a szczególnie zachowanie Diabła i Hermiony, strasznie bawiło Malfoya. Przerażony Zabini to rzadkość, a Zabini bojący się kobiety...

Tak, zdecydowanie to był przekomiczny widok.


-Wiesz co Granger? Naprawdę w samej bieliźnie bardzo Ci do twarzy, ale nie sądzisz Słońce, że to jest lekko krępujące. Może pójdziemy sobie w jakiś ciemny zakątek tej groty i tam skończymy te... Ała!- Zabini złapał się za prawe żebra i przesłał oskarżycielskie spojrzenie plecom Dracona. Przecież się tylko zgrywa. Merlinie jak już jest zazdrosny o taką głupotę to co będzie dalej. Nie będzie mógł oddychać tym samym powietrzem co ona.- Przesłuchanie...- Skończył mimo wszystko swoje zdanie, ale widząc, że łokieć Malfoya znów zmierza w jego stronę momentalnie się zreflektował.- ...ale jak nie chcesz to ok. Możemy dalej uprawiać nasze małe sadomaso przy świadkaaaaach!- Zasyczał z bólu.- Oddam Ci.- Ostrzegł przez zęby Malfoya. No tego już było za wiele, żeby go bezpodstawnie deptać. No to już przegięcie.

-Daruj sobie te durne uwagi! Tylko wytłumacz mi co tam robiliście!?- Nie odpuści to było pewne.

-Jesteś zwolenniczką negliżu?

-Nie mydl mi tu oczu!- Zagroziła.

-Dobra! Ok. bez nerwów. Wkurzyłaś się tan polanie więc Malfoy poszedł za Tobą. Więc drogą dedukcji...- Zrobił krótką przerwę starając się ułożyć sobie jak najbardziej wiarygodne kłamstwo.- ... ja i Potter...- Spojrzał sugestywnie na Harrego, a jego mina wyrażała jedno. "Siedzimy w tym razem, więc może byś pomógł."

-Postanowiliśmy pójść z Zabinim za wami. Wiesz, tak na wszelki wypadek aby Malfoy Ci nic nie zrobił, lub żebyście się na wzajem nie pozabijali. Ale nie mogliśmy was znaleźć, wiec błądziliśmy trochę po lesie, aż w końcu wpadliśmy na tego trolla. Zaczęliśmy uciekać i natknęliśmy się na was. Podczas ucieczki zabraliśmy wasze rzeczy. To cała prawda Miona.

Diabeł odetchnął głęboko nie kryjąc swojej ulgi.

-Powiedz mi Harry dlaczego Ci nie wierzę?- Zapytała Gryfonka mrużąc swoje brązowe oczy.

-Mionuś mi nie wierzysz!?

-Wiesz Tobie może i bym uwierzyła, ale ma to związek z Zabinim i jakoś na kilometr mi to śmierdzi kłamstwem.

-No nie przesadzaj już Granger! Postaw się w naszej sytuacji. Masz pojęcie jak ciężko jest się tłumaczyć kobiecie, która się przed Tobą obnaża.

-Oh! Zamknij się już i nie pogrążaj się więcej! Teraz lepiej zastanówmy się co robimy?

Powiedzmy, że uwierzyła i mimo wszystko postanowiła jednak zakryć swoje wdzięki. Bądź co bądź stanie przed trójką facetów pół nago było dla niej poniekąd lekko krępujące. - Harry daj nam nasze rzeczy.- Wyciągnęła rękę w stronę Gryfona. Chłopak milcząc podał jej najpierw rzeczy Ślizgona, które ta odrzuciła gładko Malfoyowi.

-Dzięki.- Podziękował mimo wszystko z lekko irytacją w głosie gdy jego brudne dżinsy wylądowały prosto na jego twarzy. Hermiona zdecydowanie nie należała do osób o zbyt precyzyjnym celu.

-Nie ma za co.- Odpowiedziała ponownie wyciągając ręce by otrzymać tym razem swoje ubrania.

No właśnie jej ubrania.

Najpierw buty, potem spodnie i ...

10 sekund...

15 sekund...

20 sekund...

25...

30...

-Harry możesz mi podać moją bluzkę?

Cisza, a Złoty Chłopiec zdecydowanie nie był już złoty. Teraz bardziej pasowało do niego określenie "Blady Chłopiec".

-Harry nie wygłupiaj się tylko daj mi tą bluzkę!

-Mionuś, jakby Ci to wytłumaczyć... - Zaczął najdelikatniejszym głosem na jaki było go stać.- ... bo widzisz...- Niestety nie pozostało mu nic innego jak tylko ...

-Bo to Zabini zabrał wasze rzeczy, on je tu zabrał i to on zgubił Twoją bluzkę i bluzę!- Krzyknął oskarżycielsko pokazując palcem w stronę Zabiniego.

-Co!? Ty, ty...- Zaperzył się Blaise wyskakując za Malfoya machając rękami na wszystkie strony.- Ty zdrajco.- Wysyczał wciąż dziwnie gestykulując. Mimo, że Potter nie kłamał bo to podczas ucieczki rzeczy Hermiony zabrał Zabini to i tak w jego mniemaniu był "zdrajcą".

-Nie no super! Pełnia szczęścia po prostu.- Załamana i przy okazji wściekła Gryfonka z ogromnym plaskiem, dosłownie kłapnęła na ziemi.- Merlinie czemu faceci to tacy idioci, wy to naprawdę chyba macie uwarunkowane genetycznie!?

-Oo wypraszam sobie!- Po rekonesansie, że Granger już bądź co bądź jemu nie przyłoży Draco postanowił zabrać głos, wyrażając sprzeciw co do teorii Gryfonki.- Ja Ci ciuchów nie zabrałem więc mnie tu tak bezpodstawnie nie osądzaj...

-Wy wszyscy jesteście tacy sami więc się nie odzywaj ok! To nie Ty będziesz tu zamarzał tylko ja! I to nie Ty będziesz skazany na zboczone spojrzenie tego idioty.- Wskazała na Zabiniego. No to go zaskoczyła. Była zdenerwowana, rozumiał to ale jednak przecież parę minut temu w jeziorku... Czuł, że coś było nie tak. A po za tym kwestia o "zboczonym spojrzeniu Zabiniego" zdecydowanie mu się nie spodobała.

-Oh! Granger daj spokój to przecież żaden problem już jak tak bardzo chcesz to Cię rozgrzeję.- Diabeł już podchodził z rozpartymi rękami do dziewczyny, gdy ta iście lodowatym, a wręcz morderczym głosem ostudziła jego "gorące" zapały.

-Daj mi swoją różdżkę Harry i jak własną matkę kocham uczynię przysługę światu i trzepnę tego osła porządną klątwą.

Diabeł jak na zawołanie stanął jak spetryfikowany.

-No to ja sobie postoję tu gdzie stoję.- Kulturalnie się wycofał, by wyszeptać do Dracona, tak żeby tylko on słyszał.- To Twoja dziewczyna, sam się nią zajmuj.

-Ej zaraz...- Wykrzyczał uradowany Draco jakby dostał nagle jakiegoś olśnienia.-Przecież macie różdżki!?- A jednak dostał olśnienia.

-No właśnie, Malfoy jesteś genialny!- Hermiona ekspresowo poderwała się ziemi, by zaraz rzucić się Ślizgonowi na szyję.

Tak spontaniczna reakcja spotkała się ze zdziwieniem Pottera i cichym komentarzem Blaisea.

-O proszę?

Malfoy nie ukrywał zbytnio swojego miłego zaskoczenia spowodowanego zachowaniem Hermiony. Lecz nie długo mógł szczerzyć się głupio sam do siebie bo po niecałej minucie koło ucha usłyszał.

-Ee, możesz mnie już puścić Malfoy?- Zdecydowanie w jej zachowaniu było coś nie tak.

-Tak jasne.- Odpowiedział lekko zmieszany.

-Super.- Powiedziała cicho do siebie.- Dobra, to problem mamy rozwiązany. Mamy różdżki więc...

Nie zdążyła skończyć bo Blaise wszedł jej w słowo.

-Staniemy do walki z trollem!- Wykrzyczał z dzikim błyskiem w oczach. Zabini uwielbiał pojedynki. W końcu był w nich jednym z najlepszych.

-Nie!- Zaprzeczyła stanowczo.- Jak Ty coś powiesz Zabini to naprawdę. Snape zaznaczył, że w ekstremalnie kryzysowych sytuacjach mamy wysłać do szkoły Patronusa. A to bez wątpienia jest kryzysowa sytuacja, w lesie w którym miało nie być żadnych dzikich zwierząt pojawił się rozwścieczony górski troll, to przecież nie nasza winna.

-Ale może byśmy tak spróbowali...

-Nie! Diable, ona ma świętą rację nie poniesiemy przecież z tego powodu żadnych konsekwencji. No już Potter wysyłaj tego Patronusa.

Blaise spojrzał na kolegę z domu jak na wariata, a jego zachowanie skwitował mrucząc sobie pod nosem: Pantoflarz.

Draco nie zbyt się tym przejął ich sytuacja rzeczywiście nie wyglądał najciekawiej. A po za tym chyba jednak nie do końca wyjaśnił sobie pewne kwestie z Granger.

Harry wyciągnął ze swojej tylnej kieszeni różdżkę. Zamachnął się wykonując płynny ruch nadgarstkiem, wypowiadając:

-Ekspekto Patronum!

Cisza. Nic się nie wydarzyło. Żadnego błysku, żadnego strumienia światła. Po prostu nic.

Zdezorientowany Harry wpatrywał się z niedowierzanie w swoją różdżkę. Coś było nie tak.

-Harry?- Hermionie również dość niepokojące wydawało owe zjawisko. Przecież Harry nie miał nigdy problemów by wyczarować swojego Patronusa.- Wszystko w porządku?

-Tak.- Odpowiedział, niestety niezbyt pewnie.- Ekspekto Patronum!- Ponownie spróbował wypowiedzieć zaklęcie i ponownie nie otrzymał żądanego efektu.

-Harry, chyba jednak nie wszystko jest w porządku.

-Raczej wszystko jest w porządku. Po prostu Złoty Chłopiec nie jest taki złoty, bo nie umie wyczarować prostego "zwierzaka"- Malfoy zarzucił żartem, z którego sam się roześmiał. W jego mniemaniu owy komentarz był niezwykle zabawny. Lecz znacznie inaczej było w mniemaniu Hermiony.

-Harry potrafił wyczarować Patronusa już na trzecim roku. Ty pewnie w ogóle jeszcze nie wiedziałeś, że coś takiego istnieje. Więc się nie odzywaj.

Draco zrobił wielkie oczy ze zdziwienia. Zażartował sobie tylko, a ona opierniczyła go co najmniej jakby kogoś zabił.

Dziewczyna w tym czasie podeszła do Pottera i chwyciła jego różdżkę.

-Ekspekto Patronum!

Nic żadnej reakcji.

Spojrzała wyzywająco na Malfoya, rzucając mu bez ostrzeżenia różdżkę Harrego.

-Spróbuj jak jesteś taki mądry.

Draco mimo zaskoczenia, zręcznie złapał drewniany przedmiot.

-Nie muszę. No to nieźle nas załatwiły stare pierniki.

-Zaraz bo ja tu chyba czegoś nie rozumiem.- Błyskotliwość Blaisea Zabiniego potrafiła niekiedy porazić każdego.- Nie możemy czarować w tej grocie!?

-Na to wygląda, że nie.- Odpowiedział mu spokojnie Gryfon.

-To przepraszam, jak my się z stąd wydostaniemy. Jak nie dość, że jedyne wejście jest zawalone, a nawet jakby nie było to waruje przednim rozwścieczone trollowate coś.

I po raz kolejny już na potwierdzenie swoich słów, Diabeł otrzymał odpowiedź od "trollowatego czegoś". Za skalnych ścian wydobył się donośny ryk, wraz z potężnym uderzeniem w kamienną ścianę. Siła uderzenia była na tyle mocna, że aż wywołała zatrzęsieni się ziemi po ich nogami i lekkie oberwanie się sufitu. Drobny strumień kamyczków i kurzu spadł im na głowy.

-O nie, nie i jeszcze raz, o nie.- Nie to żeby Diabeł wpadał w lekką histerię, ale?- Zginiemy tu!!!- Krzyknął przeraźliwie chodząc od ściany do ściany.

-Zabini trochę godności.- Hermionę mocno zdegustowało zachowanie Ślizgona.

-Wiesz co Granger jak na razie to ja swoją godność mogę schować w kieszeń. Bo co mi po niej jeśli umrę z głodu i wycieńczenia w jakiejś zapyziałej grocie, w której jedyną laską jesteś Ty w dodatku zajęta!!!- Wykrzyczał. Machnął na wszystko ręką odchodzą kilka metrów w drugi kąt groty.

Hermiona nie wiedziała co powiedzieć.

-Sam jesteś zajęty!- Wykrzyczała za odchodzącym Ślizgonem. Lecz sama musiała przed sobą przyznać, że to co odpyskowała nie do końca było błyskotliwe.

-I co teraz?- Zapytała lekko przestraszona. Bo nikt nie mówił, że panika może nie być zaraźliwa.

-Jedyne co nam pozostaje to czekać.- Mimo, że ton głosu Pottera był spokojny, to on sam raczej taki nie był.- Miejmy nadzieję, że Ron i Crabbe szybko domyślą się, że coś jest nie tak. I w miarę prędko wezwą pomoc.

Harry chyba sam do końca nie był przekonany o tym co mówi. Hermiona zrobiła jeszcze bardziej przerażoną minę.

-Ty to potrafisz pocieszyć Potter.- Tym razem, komentarz Dracona był jak najbardziej na miejscu.


* * * * * *


-Sprawdzam.

-Kolor.

-Eh, przykro mi to mówić Weasley, ale cóż takie jest życie. Nadjeżdża do Ciebie przecudowna kareta.- Pucułowaty Ślizgon uśmiechnął się chytrze.

-Cholera jasna, na gacie Marlina.- Ron zaklął wściekle rzucając kartami o stół stojący w centrum ich dużego namiotu, przy którym oboje siedzieli.

-Nie masz coś ręki do kart Weasley.- Stwierdził Vincent popijając sok porzeczkowy.

-Odegram się tym razem.- Rudy zaczął ponownie tasować karty. Zapowiadała się okropnie długa gra.


* * * * * *


O ile sytuacja w tymczasowy "domu" naszej wspaniałej szóstki wyglądała dość ciekawie i rozrywkowo, bo znajdująca tam się dwójka oddawała się właśnie zdradliwemu nałogowi. To sytuacja w jaskini gdzie ukrywała się pozostała czwórka nie była już tak rewelacyjna.

Chociaż nie dla wszystkich.

-I co Potter co widzisz?

-Nic do cholery jestem za nisko!

-To wejdź wyżej!

-Sam sobie wejdź! Myślisz, że to... łooo- Gryfon zaczął dziwnie się chwiać i...- Aaaaaaa!- Harry spróbował wejść wyżej jeszcze kilka centymetrów ale kamień na której postawił swoją stopę obluzował się razem z nią. Co w efekcie spowodowało, że Złoty Chłopiec bardzo widowiskowo spadł na marudzącego, upierdliwego Diabła.


Siedząca w kącie Hermiona z daleka przyglądała się jak Ślizgon z Gryfonem za wszelką cenę próbują wspiąć się po kamieniach, które przywaliły wejście do jaskini. Nawet się lekko uśmiechała chodź jej samopoczucie za wesołe nie było. Ale widząc jak chłopcy zamiast dostawać się coraz wyżej to im wychodzi na odwrót i spadają na siebie z co raz to mniejszych odległosci. Nie można było się nie uśmiechać.

-Trzymaj.- Znajomy głos oderwał ja od obserwowanego widoku, a wprost na jej kolana poleciała męska, nieco ubłocona, ciemno zielona bluza.- Ubierz się bo zamarzniesz tu jeszcze, a Twojego przyjaciela raczej to nie interesuje...- Przykucnął koło niej, by również usiąść pod wcześniej wspominaną ścianą.- ...więc jesteś skazana na moją pomoc.

-No nie patrz się tak na mnie tylko ubieraj. No chyba, że nie przeszkadza Ci jak Zabini obłapia Cię wzrokiem.

-Dzięki.

-Nie ma za co.

Odpowiedział jej. Hermiona ubrała bluzę, którą jej dała. Chciała jakoś zacząć rozmowę, ale on był szybszy

-Możesz mi powiedzieć na czym stoję?

-Nie rozumiem.- Kłamstwo. Rozumiała, doskonale rozumiała.

-Potter i Diabeł są aktualnie zajęci przygniataniem siebie nawzajem, więc możemy przez chwilę spokojnie pogadać.

Wtedy właśnie jak na życzenie, Zabini ześlizgnął się ze skałek prosto na próbującego uciekać Pottera.

-Dalej nie wiem o co Ci chodzi?

Draco westchnął głęboko. Nie chciał się denerwować niepotrzebnie ale chyba nie miał innego wyjścia.

-O to.- W tym momencie przybliżył swoją twarz do jej. Chciał ją pocałować, ale nie zdążył.

-Oszalałeś!- Pisnęła cicho odsuwając go od siebie.

-Właśnie wydaje mi się, że tak. I chyba na dodatek mam omamy wzrokowe i słuchowe. Bo jakąś godzinę temu zachowywałaś się zupełnie inaczej. Więc tak masz rację oszalałem, bo próbuję sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć Twoje zachowanie, ale nie mogę...


* * * * * *


-Kłócą się.- Wyszeptał Zabini do próbującego się ponownie wspiąć Harrego


-Słyszę.- Odpowiedział zziajany i próbujący się skoncentrować Gryfon.

-Pewnie chce aby wyjaśniła mu swoje zachowanie.- Kontynuował Ślizgon, podsadzając swojego towarzysza.

-Kurdę myślałem, że tamten etap już im minął, a oni z jednym krokiem do przodu robią dwa do tyłu.

-Merlinie Potter co za przenośnie, ale bez urazy Smok wciąż idzie do przodu to Twoja przyjaciółeczka się cofa.- Jęknął Zabini gdy Harry stanął mu na barku opierając na nim cały ciężar swojego ciała.

-Odczep się od Miony bez powodu tego nie robi.

-Oczywiście, przecież ona zawsze jest taka miła i sympatyczna dla wszystkich.- Zironizował.

-Zabini!

-No co!?

-W tej chwili to nie jest istotne, bo wiesz...- Złoty Chłopiec lekko się zasapał.-... jakby Ci to delikatnie powiedzieć... ja... spad...

W tym momencie jedyne do było słuchać, to lekki huk i soczyste przekleństwo wypływające z ust czarnowłosego Ślizgona.

-Kur**


* * * * * *


-Przecież ja wciąż normalnie się zachowuję! O co Ci chodzi Malfoy!?

- O to, że jakąś godzinę temu potrafiłaś się do mnie zwrócić po imieniu.

-To nie tak.- Nagle ściszyła głos. Niemalże do szeptu.

-A jak? Mieliśmy przecież spróbować, skończyć z tymi grami.- Również szeptał.

-Sam powiedziałeś, że na moich warunkach.

-Ale ich jeszcze nie postawiłaś.- Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz nagle coś go oświeciło.- Czekaj! Zaraz, zaraz chcesz przez to powiedzieć...

-Nikt nie może wiedzieć.- Wtrąciła mu się.

-Nie tak to sobie wyobrażałem.- Odpowiedział szczerze. To on się powinien jej wstydzić, a nie ona jego. To on był arystokratą, a ona szlamą. Wprawdzie nie miało to dla niego żadnego znaczenia, ale czegoś takiego w życiu się nie spodziewał. Przewidywał wszystko tylko, nie tego że ma to być tajemnicą. Nie chodziło mu o to, że będą się z tym zbytnio odnosić, ale o jakieś normalne stosunki, a nie o chowanie po krzakach, jak gówniarze.

-Zgodziłeś się więc nie powinieneś mieć do mnie pretensji. Ale jeśli Ci to nie odpowiada w każdej chwili możemy z tym skończyć.

-Szantażujesz mnie.- Stwierdził fakt.

-Nie.- Prychnęła, lekko.

-Szantażujesz, ale w porządku co tylko chcesz. Nikt się nie dowie.-Odpowiedział szorstko podnosząc się ziemi i ruszając w kierunku "walczących z wiatrakami" Zabinim i Potterem.- Zobaczymy tylko jak długo.- Pomyślał.



* * * * * *

Nastała noc zagarniając w swe objęcia całą dolinę Zakazanego Lasu. Sen zmorzył wszystkich.

Prawie wszystkich.

Jeden taki blondyn siedział samotnie na kamieniach, który zasypały im drogę wyjścia na świat zewnętrzny. Zamyślony chłopak, błędnym wzrokiem w szczelinę przez, którą wpadało światło łuny księżyca, która była jedynym źródłem jakiegokolwiek oświetlenia. Blask księżyca dokładnie oświetlał jego bladą twarz. Ale nie tylko jego. Padał również, na śpiącą pod ścianą dwójkę przyjaciół. Chłopak obejmował dziewczynę, której główka delikatnie spoczywała na jego torsie.

Szczęściarz.

-Masz jakieś fajki?- Z rozmyślań wyrwał go męski głos zadający dość absurdalne pytanie. Omal nie podskoczył, gdy usłyszał jak ktoś się za nim skrada.

-Osz rzesz kur**!- Zmielił w ustach przekleństwo.- Powaliło Cię już do reszty po cholerę się tak skradasz?

-Nie skradałem się. To nie moja wina, że zapominasz o bożym świecie myśląc o Granger 24 godziny na dobę.

-Zamknij się.

-Zamknij się.- Przedrzeźniał go naśladując ton jego głosu by usiąść na przeciwko nie niego.- To co masz jakieś fajki?

-A skąd niby miałbym Ci je wytrzasnąć?

-Nie wiem pytam profilaktycznie.- Diabeł wzruszył ramionami. Oboje milczeli dłuższą chwilę. Aż w końcu brunet przerwał tą jakże błogą ciszę.

-No to jaka ona w końcu jest?- Zapytał chytrze się uśmiechając. Granger nie zda mu relacji z ich pierwszego pocałunku, ale jego przyjaciel.

-Widziałeś, więc po co się pytasz.

-No sory, ta woda w tym bajorze jest czysta ale aż tak bardzo by dokładnie zobaczyć co się dzieje pod nią. Że też ta Mała ma pomysły.- Pokiwał głową w geście niedowierzania.

-Po co za nami polazłeś, ciągnąc jeszcze ze sobą Pottera. I nie ściemniaj mi tamtej bajki co wcisnąłeś Granger. Znam Cię Zabini i w życiu nie uwierzę w Twoje bezinteresowne intencje.

-No i o to chodzi przecież wiesz, że nie zhańbiłbym się czymś takim. - Sarkastyczny uśmieszek wymalował się na jego buźce. Wiedział, że prędzej czy później Malfoy zacznie coś podejrzewać i będzie musiał mu powiedzieć, ale reasumując nie było to aż tak niebezpieczne, niż to jakby na taki nius zareagowała Gryfonka.

-Pamiętasz jak na samym początku, tego przecudownego biwaku powiedziałeś, że trzeba wszystko wykombinować tak, aby Potter i Weasley nieświadomie pomogli Ci wygrać, ten Twój dość osobliwy zakład z Granger?

-To nie był zakład.- Sprostował blondyn.

-Mniej ważne, no i Ci pomagają. To znaczy bardziej Potter, a w sumie to najbardziej ja ale to już mniej ważne.

-Wiesz nie wiem, czy chcę do końca wiedzieć coś wymyślił Diable.

-Przestań, stary znamy się nie od dziś. A gwarantować Ci mogę, że moja pomoc jest wręcz niewinna.

-Taaa, bo ty jesteś niezmiernie niewinny.- Komentarz Dracona, rozbawił ich obojga.

Niewinny i czysty Diabeł, cóż za cudny oksymoron.

-No wiesz co jak możesz wątpić w moją niewinność?

-To pytanie retoryczne?

-Oh, niech Ci będzie...- Zabini westchnął ciężko.- ...masz rację nie jestem niewinny, bałamuciłem Pottera.- Odpowiedział tonem pełnym skruchy, a dla lepszego efaktu złapał się ze wzruszeniem za serce.

-Co robiłeś!?- Draco w ogóle nie zamierzał kryć swojego niedowierzania.

-No wiesz, to znaczy on jest przekonany, że ja go uwodzę. Ale kurde nie masz pojęcia, jaka to frajda gdy facet peszy się jak dziewica, słysząc teksty na które lecą dziewczyny. Zajebi*** zabawa. A gdybyś widział jak się wkurza ja mówię do niego per "Pottuś". Kurczę, czasami chyba już ostro przeginam, bo on patrzy wtedy na mnie z takim przerażeniem, jakbym na serio był gejem.

-Ty jesteś chory Zabini.- Draco, zarechotał starając się stłumić swój gromki śmiech. Brakowało mu tego dawno już nie gadał szczerze z przyjacielem. A Zabini mimo, że był na pierwszy rzut oka dość dziwny. To mimo wszystko nie można było mieć lepszego kumpla niż on.- Potter będzie miał teraz przez Ciebie uraz do końca życia.

-Jakbyś wiedział coś co ja wiem, to nie stawał byś tak hardo w jego obronie.- Stwierdził tajemniczo.

-Niby co?


-Wiesz, że naszemu Złotemu Chłopcu zdarzało się czasem mieć świńskie myśli o Twojej małej Gryfoneczce.- Oczy Diabła błysnęły niebezpiecznie.

-A Tobie się nie zdarzało?

-Ba! I to żeby raz. Ale ja to ja, a Potter to Potter.

-To jest to samo ciołku, który zdrowy facet nie będzie myślał o różnych świńskich rzeczach patrząc na nią?- Malfoy, kiwnął lekko głową w stronę Gryfonki śpiącej w jego bluzie przytulonej mocno przez Pottera.


-Nie wkurza Cię to?- Zapytał zaciekawiony brunet.


-Cholernie, ale co mam zrobić rzucać Avadą, na każdego faceta co na nią spojrzy?

-Może?


-Jakbym miał tak robić to już byś nie żył.- Blaise momentalnie zmienił zdanie.

-Tak masz rację to głupi pomysł.

Znowu przez chwilę zapadła głucha cisza. Malfoy ponownie zapatrzył się na oświetloną przez księżyc twarz śpiącej dziewczyny.

-To jak to właściwie teraz z wami jest?- Zabini zapytał również przyglądając się Gryfonce.

-Nijak.- Odpowiedział szczerze, by za chwilę oderwać wzrok od dziewczyny i ponownie patrzeć na kumpla.

-To znaczy?

-Diable. Dobrze wiem, że dokładnie wiesz co się wydarzyło nad jeziorem.

-No i chyba raczej to był przełom nie. Tego oczekiwałeś.

-Tak, oczekiwałem tego, a i owszem był to krok na przód. Lecz wiesz jeden krok w przód dwa do tyłu.

Ktoś już tak powiedział. Pomyślał Blaise.

-No to o co się pokłóciliście?

-O nic. Po prostu dała mi warunek. Kończymy z tą głupią grą...

-Ale?

-Ale nikt nie może się dowiedzieć.

-Co!?

-To co słyszysz.

-Przesrane.- Draco zawsze cenił u Blaise nie zmącą niczym, a czasem wręcz dobitną szczerość

-Dobitniej niestety nie da się tego określić.

-I co z tym zrobisz?

-Nic. Jedyne co mogę zrobić to przeczekać, aż minie jej ta głupia faza.

-Wiesz co?- Zabini ponownie zaczął wpatrywać się w dziewczynę.- Baby to są jednak durne. Za cholerę im nie dogodzisz. Choćbyś nie wiem co robił to i tak nie spełnisz oczekiwań. Ale najgorsze jest to, że choćbyś nie wiem jak się wzbraniał i upierał, to i tak im ulegniesz. Każdej, a zwłaszcza takiej wrednej małpie jaką jest Granger.


* * * * * *


Gadali jeszcze około godziny, aż w końcu Zabini spasował. Poszedł również usiąść pod ścianę. Przez dłuższą chwilę toczył walkę z wszelakimi niewygodami swojej pozycji, aż w końcu, po ciężkich bojach po prostu padł, zasypiając z głową spuszczoną w dół.


Draconowi często zdarzało się cierpieć na swego rodzaju bezsenność. Szczególnie wtedy gdy coś leżało mu na sercu, lub gdy coś go wkurzyło. W tym przypadku wszystko nasiliło się na raz. Było pewne, że tej nocy nie uśnie. W dodatku był głodny, miał na sobie brudne ciuchy, było mu zimno i nienawidził pomieszczeń w których było nadmierne stężenie wilgoci. Sam się zastanawiał jak on zdołał wytrzymać te siedem lat w tych obskurnych lochach, a przecież był rasowym Ślizgonem. Broń boże aby ktoś się dowiedział.

Kontynuował swoje rozmyślania nad temat tego w czym jeszcze nie jest podobnym to typowego szablonu Ślizgona, gdy nagle poczuł jak czyjeś dłonie zasłaniają mu oczy.

-Blaise! Ja nie Twój Pottuś. Na mnie Twoje sztuczki nie działają.

-A od kiedy to Harry jest Blaisea?- Pytanie wypowiedziane aksamitnym głosem, rozbrzmiewało koło jego ucha.

A jednak. Jesteś nieobliczalna Granger.

Odsłoniła mu oczy siadając naprzeciwko niego. Bardzo blisko niego.

-Czy ja o czymś nie wiem? Czyżby Zabini ukrywał swoje drugie oblicze i bardziej darzył sympatią chłopców niż dziewczynki?

-Oh, uwierz mi Blaise w stu procentach jest hetero. Nie musisz się martwić o swojego przyjaciela. Po co przyszłaś?- Zapytał najchłodniejszym tonem na jaki go było stać.

-Chciałam Ci jakoś wynagrodzić to co przeżyłeś w dzień i to że oddałeś mi swoją bluzę.- Odpowiedziała figlarnie.

-Już mówiłem, nie ma za co.

-Oj jest. No nie bądź już taki...- Przybliżyła swoją twarz do jego, tak że jej gorące oddech owiewał jego usta.-...przecież wiem, że tego chcesz.

-Nie bądź taka pewna siebie. I wcale nie wiesz czego chcę.- Mimo, że twardo nie zgadzał się z jej zdaniem, nie odsunął się od niej.

-Jesteś strasznie nieznośny.

-A ty jesteś rozkapryszoną smarkulą.

-Jesteś rozkoszny jak się obrażasz.- Dalej się przekomarzała.

-Sama się obrażasz.

W pewnym momencie próbowała go pocałować by skończyć tą dziecinną kłótnie, ale tak jak ona wcześniej tak tym razem on odsunął ją od siebie.

-Ktoś może zobaczyć i wtedy to nie będzie już tajemnicą, a tak przecież Ci na tym zależy?- Zironizował.

-W porządku.- Wyprostowała się dumnie.- Nie to nie.- I tak wiedziała, że postawi na swoim.

-No i nie.- Odpyskował jej podnosząc się z kamieni, na których siedział zostawiając ja tam samą. Zaczął odchodzić by położyć się gdzie niedaleko Diabła.



5..., 4..., 3... Odliczała w myślach. 2..., 1... i....


I nie wytrzymał. W ciągu kilku sekund znalazł się przy niej przygniatając jej drobne ciało do skalnej ściany swoim.

Jego usta bardzo szybko znalazły drogę do jej.

Pocałunek był głęboki i intensywny ale niezwykle krótki jak dla niego. To ona go przerwała, nie mogła sobie darować ostatniej kąśliwej uwagi.

-A przecież tego nie chciałeś?- Zapytała wrednie się uśmiechając. Chłopak przerzucił z lekką frustracją oczami, by za chwilę zapytać.

-Wiesz co Granger?

-Hhmm?

-Zamknij się.

Ponownie ją pocałował.


Całe zdarzenie z półprzymkniętych oczy obserwował pewien młody mężczyzna.

Wiedziałem, że jej ulegniesz Smoku. Zawsze będziesz jej ulegał...


Rozdział III (część druga)



Nad Zakazanym Lasem powoli swoje ramiona rozpościerało wczesne czerwone słońce. Promyki ciepłego światła wkradały się gdzie tylko się dało, budząc powtórnie do życia wszystko co żywe.

I w taki właśnie sposób został obudzony Vincent Crabbe, który po burzliwej nocy w stylu Las Vegas zasnął na siedząco z głową ułożoną na blacie stołu. Podniósł się leniwie i niezdarnie próbując złapać równowagę na krześle. Przecież nie tknął z Weasleyem ani kropli alkoholu, bo skąd? A czuł się jak po jednej ze słynnych imprez w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Gdy już jako tako ogarnął rzeczywistość, uświadomił sobie że jednak nie grał wczoraj sam.

-Gdzie ryży?- Zapytał sam siebie rozglądając na boki. Nie było go w zasięgu jego wzroku. Nie spał na stole, ani też na żadnym z sześciu łóżek. No właśnie sześć łóżek.

-O cholera!? Weasley!!!- Zawołał.- Weasley gdzie żeś polazł!?

W odpowiedzi usłyszał jedynie przeraźliwe, "kulturalne" i zarazem porządne chrapnięcie. Podniósł zielony obrus i schylił się by spojrzeć pod stół, skąd właśnie wydobywał się owy dźwięk.

-Nie no boski jesteś Ronaldinio.- Zachichotał Ślizgon widząc smacznie śpiącego Rona owiniętego dość nienaturalnie wkoło nogi od stołu. Jeszcze chwilę ponabijał się z tego co zobaczył, aż w końcu nie siląc się na specjalnie delikatną pobudkę...

- Oppungo!

Stado wściekłych kanarków zaatakowało rudego dziobiąc go w co tylko się dało.

-AAaa!!! MIONA ZWARIOWAŁAŚ!!! AAaa!!! ODWOŁAJ JE!!!- Zerwał się jak oparzony widowiskowo wrzeszcząc i równie widowiskowo uderzając głową o spód stołu.

-HERMIONA DO CHOLERY!!!!

Ron wygramolił się w końcu w szaleńczym tempie spod mebla i niezdarnie odganiając od siebie złowieszcze ptaki.

Crabbe omal nie spadł z krzesła obserwując poczynania Gryfona. W końcu postanowił się nad nim zlitować i jednym machnięciem różdżki odwołał zaklęcie. Ale wciąż dusił się ze śmiechu pokładając na stole. Weasley zdezorientowany stał na środku namiotu i kompletnie nie wiedział co się dzieje. Vincent po chwili jako tako się uspokoił i dopiero wtedy zabrał się za wyjaśnianie.

-Oh, żebyś ty się widział Weasley. Uuu! To było dobre. Na serio.

-Czy tobie do końca odbiło!!!- Wrzasnął na niego.- Pożałujesz tego ślizgoński padalcu!!!

-Dobra, dobra już tak się nie unoś Ronaldi. Jakoś nie mogłem się powstrzymać.- Ślizgon wciąż naśmiewał się w najlepsze.

-Ta rzeczywiście to było prze śmieszne. No bardzo. Palant.- Ron zaczął niezdarnie ogarniać swoje poczochrane i sterczące w każdą stronę włosy. Ze złości zrobił się cały czerwony co wyśmienicie kontrastowało się z jego płomienistą szopą na głowie.

-Oh, nie znasz się na żartach. Wy Gryfoni jesteście tacy drętwi.

-Za to Ślizgoni, rozrywką za nas nadrabiają. Odwal się ok.

-Ok, ok ale robię to tylko dla tego bo chyba mamy jakiś problem.

-Co znowu!?- Rudy zapytał wściekle.

-No nie zauważyłeś?

-Niby czego!?

-No!?- Crabbe kiwnął głową wskazując puste łóżka.

-Co no?- Ah, ta ronowska bystrość.

-Zabini, Malfoy, Granger i Potter.- Wymienił po kolei wskazując dobitnie dłonią ich zaścielone i nie ruszone od wczoraj posłania.

-O cholera!!!

-No cholera!!!

* * * * * *

Potężny wstrząs, głośny ryk i dziwne uczucie. Jakby coś w rodzaju grubo ziarnistego kurzu spadało na głowę. Obudziła się. Jej pobudka w odróżnieniu od Vincenta Crabbea nie była tak miła. Ją nie obudziło miłe i ciepłe słoneczko. Ją obudził jakiś ryczący przeraźliwie, chory psychicznie troll i walący się na głowę sufit. Jęknęła rozpaczliwie podnosząc się ziemi. Była cała obolała, brudna, niewyspana i na dodatek mimo ciepła które panowało na dworze zmarznięta. Opatuliła się mocniej malfoyowską bluzą i zaczęła rozglądać w poszukiwaniu trójki jej towarzyszów niewoli. Dostrzegła ich stali przy zawalonym głazami wejściu do groty i nad czymś nerwowo dyskutowali. Nie wiele myśląc postanowiła do nich podejść. Uszła kilka kroków gdy znów pojawił się potężny wrzask i trzęsąca się pod nogami ziemia. Po raz kolejny też drobne kamyczki zaczęły sypać się z sufitu jaskini. Zakasła, ukrywając twarz w dłoniach by ochronić się od duszącego popiołu.

-Miona uważaj!- Harry w ostatniej chwili odsunął ją przed spadającym na nią kawałkiem ściany. Wprawdzie by on ją nie zabił , ale mógł zrobić sporą krzywdę.

-Dzięki.- Podziękowała przyjacielowi wyswobodziwszy się z jego objęć.

-Musisz uważać bo...- Przerwał gdy ponownie coś wstrząsnęło grotą.

-Co się dzieje?- Zapytała zdezorientowana.

-Nasza bestyjka chyba ma jakiś atak furii.- Wyjaśnił zagadkowo Zabini.

-Co!?

-Od jakiegoś kwadransa ten wściekły troll próbuje najprawdopodobniej... Uwaga!- Tym razem Draco osunął Hermionę by nic spadającego ze skamieniałego "nieba" jej nie uszkodziło.-... najprawdopodobniej próbuje rozwalić to zawalone wejście by się do nas dobrać.- Skończył spokojnie blondyn.

-Nie no super. Jeszcze tego nam do szczęścia brakowało.- Stwierdziła lekko histerycznie.

-Ej Miona, przede wszystkim nie możemy popadać w panikę.

Dziewczyna jakoś nie za bardzo dała się przekonać Potterowi, a przy najmniej na taką nie wyglądała.

-No Granger nie maż się, Potti ma rację.- Zabini lekko poklepał ją po plecach.

-No więc co robimy?- Zapytała, nawet nie zwracając uwagi na gest Zabiniego. Bo przecież w normalnych okolicznościach po prostu dostał by po łbie.- Przecież Snape powinien już się dawno tu zjawić, albo jakiś inny nauczyciel. Ron i Crabbe już dawno musieli zauważyć, że nas niema. Ile może trwać wysłanie Patronusa, no nie przesadzajmy.- Wzięła się w garść i zaczęła racjonalnie myśleć.

-Słonko...- Zwrócił się do niej Zabini za co otrzymał w prezencie wściekłe spojrzenie Malfoya. Zignorował je.- Czy ty myślisz, że tych dwóch Don Juanów, tak szybko przejęło się naszym zniknięciem i tak szybko oboje wpadli na to żeby wysłać Patronusa po jakiegoś nauczyciela? Bo coś się mogło stać.- Zapytał ironicznie, sugestywnie unosząc brwi.- Mogę się założyć o cały swój majątek, że dopiero teraz rano skapnęli się, że coś jest nie tak. I mało tego, gwarantuję ci, że pierwsze co zrobią to nie będzie to Patronus do Snapea, tylko wyruszenie nam na ratunek. A to oznacza, że wpadniemy w jeszcze większe kłopoty niż teraz jesteśmy. Niestety nie oszukujmy się kochanie, ryży i nasz pulchniutki kolega, wyruszający razem, na akcję ratunkową? - Wymieniał.- To zdecydowanie nie jest nic dobrego.

Hermiona zbladła. Ale nie tylko ona Malfoyowi i Potterowi również się udzieliło.

-Nie ma co Diable, potrafisz pocieszyć człowieka. Jak cholera.

Na potwierdzenie jego słów, troll ponownie postanowił przypomnieć o swojej obecności. Tylko że tym razem kawałek ściany, który wyważył był dość sporawy. Za bardzo sporawy.

-No to robi się coraz ciekawiej.- Skomentował Zabini podziwiając metrową dziurę, która powstała przy granicy sufitu, a ściany groty.

* * * * * *

-Nie wrócili na noc.

-Na to wygląda.- Odpowiedział mu Crabbe pakujący do swojego plecaka najpotrzebniejsze do wędrówki rzeczy.

-Musiało coś się stać. Miona w życiu nie dopuściła by do noclegu w lesie z dwoma takimi kretynami jak Malfoy i Zabini.- Ron robił to samo ze swoim plecakiem.

-Nie zapominaj, że był tam też twój kumpel.

-No właśnie. Harry tym bardziej by do tego nie dopuścił.- Rudy skończył pakowanie zapinając bagaż.- Gotowy.

-Ja też.- Opowiedział Vincent chowając różdżkę w tylną kieszeń swoich dżinsów.

-Merlinie dlaczego to zawsze mnie spotyka. W pierwszej klasie Puszek, śmiercionośne szachy, na drugim roku krwiożercze pająki, na trzecim Parszywek i wilkołak, na czwartym...- Wyliczał rozpaczliwie. I gdyby nie Crabbe dalej by kontynuował swój wywód.

-Ej, ej Roni spokojnie. Jeszcze ty mnie tu nie potrzebnie nie stresuj.

-Sory. Ale nie masz pojęcia w ile ja kłopotów się wpakowałem podczas tych siedmiu lat.

Oboje wyszli z namiotu i ruszyli, równym marszem w stronę leśnego zagajnika.

-No w końcu przyjaźń ze szlachetnym Złotym Chłopcem do czegoś zobowiązuje nie Weasley. Ale nie masz co się martwić z Malfoyem i Zabinim też jest czasem wesoło.

-Taaa.

-Ty, a powiedz, ty mi właściwie Weasley dlaczego tak nawoływałeś Granger jak atakowały cię kanarki rzucone przeze mnie?

-Szósty rok, po wygranym meczu z wami, wściekła jak osa Hermiona. Do tej pory nie wiem o co. Ale uraz pozostał.

-No tak temperament to ona ma.

-No.

Odpowiedział przekraczając próg lasku. Brygada ratunkowa wyruszyła.

* * * * * *

-Uwaga! Na lewo!!!- Krzyknął ciemnowłosy Ślizgon i razem z czwórką młodych ludzi rzucił się jak najdalej w lewy róg jaskini unikając ciosu kolejnym już z kolei rzuconym w ich stronę dość ciężkim głazem.- Uuu, no trzeba przyznać, że ma bestyjka zacięcie.- Stwierdził gdy resztki pyłu po ostatnim rzucie zaczęły powoli opadać.

-Ta ściana długo tak nie wytrzyma.- Harry ocenił sytuacją przyglądając się wybitej jednaj czwartej części zawalonego głazami wejścia do groty.- W końcu się tu przebije, a wtedy nie będzie już tak wesoło. Musimy raczej szybko coś wymyślić, jeżeli w planach mamy skończenie tej szkoły.

-Chyba się zmęczył.- Opowiedział podnoszący się z ziemi Zabini, dając wyraźnie do zrozumienia, że raczej nie słuchał Gryfona.

-Zabini! Ośle!- Warknął.

-Tak tygrysku.- Dał znak, że słucha. Od samego rana wszyscy byli śmiertelnie poważni. "To aż nie zdrowo." Stwierdził w myślach, a gdyby tak rozbawić towarzystwo?

Harry westchnął ciężko, brak już mu były słów, by w jakikolwiek sposób określić Blaisa. Hermiona zachichotała zasłaniając usta dłonią okrytą przydługą bluzą Malfoya.

-Znaczy się nie! Nie tygrysku. Lwiaczku...- Chwilę się zastanowił.-... lewku. Albo nie, nie już mam, lwiąteczku...

Hermiona zaczęła jeszcze mocniej chichotać.

-Lewiąteczku?

Harry, aż poczerwieniał ze złości. Blaise wymieniał zdrobnienia z taką powagą i przejęciem. Draco nie mógł już wytrzymać patrząc na minę kumpla. Wykorzystując okazję ukrył twarz, dusząc się ze śmiechu w zgięciu szyi Gryfonki. O dziwo, nie został odtrącony, ani zrugany. Dziewczyna być może nie do końca świadoma tego co robi mocniej wtuliła się w chłopaka, dając upływ emocją. Teraz już bezwstydnie śmiała się na głos.

-Nie żyjesz Zabini.- Harry również podniósł się z kamienistego podłoża.

-O! To jest dobre Lewkuniuniu.- Diabeł w końcu zorientował się, że wściekły Gryfon zmierza w jego kierunku. Nie zapowiadało to nic dobrego.- Oj nie POTTUŚ!!! Nie znasz się na żartach!!!- Odkrzyknął uciekając, przed żądnym mordu "Pottusiem".

-Zamorduję!!!

Hermiona na chwilę oprzytomniała ale widząc ganiających się po dość nikłych rozmiarów pomieszczeniu młodzieńców. Ponownie zaczęła szaleńczo się śmiać.

-O nie. Patrz, patrz!- Szturchnęła rozbawiona Malfoya, by również nie stracił tego widowiska. Draco podniósł głowę znad ramienia dziewczyny.

-Coś nam kondycja nie dopisuje!- Krzyknął Zabini wykonując sprytny unik przed Harrym. Ale to nie zraziło Gryfona. Pobiegli dalej.

-No to sobie Diabeł nagrabił.- Skomentował na pół siedzący, na pół leżący blondyn.

-On jest słodki.

-Taa... Co!? Kto!?- Nagle się otrząsnął. Co ona powiedziała? O kim ona to powiedziała?

-No Zabini.- Odpowiedziała szczerze, nie odrywając wzroku o chłopców "bawiących" się właśnie w berka.- Jest naprawdę uroczy. Ma świetne poczucie humoru.

No chyba się przesłyszał.

-A przepraszam. Od kiedy ci się jego poczucie humoru tak podoba co?- Podniósł się na łokciach.

-Od zawsze.

-Od zawsze!?- Zakpił. Nie, nie był zazdrosny. Ale żeby mówić o Blaisie, że jest słodki? W klasyfikacji wartości i ogólnemu mniemaniu społeczeństwa, jakim powinna się posługiwać potencjalna kandydatka, na dziewczynę w której Draco Malfoy się zakocha, o ile jeszcze tego nie zrobił, ale za żadne skarby świata na razie się do tego nie przyzna. Określenie "słodkim" i "uroczym" innego mężczyznę, nawet przyjaciela było stanowczo niegodziwe, niedopuszczalne, a wręcz zabronione.

-No tak od zawsze. Tylko nie wypadało mi się do tego przyznawać. Ale teraz. Kto wie? To fajny chłopak.- Uśmiechnęła się chytrze. Mogła przysięgnąć na czym świat stoi, że jak zaczynała tę rozmowę, nie miała żadnego sprecyzowanego celu na myśli. On sam podłapał to zagadnienie, a ona teraz tylko skorzysta sytuacji. Naprawdę nie miała żadnych nieczystych zamiarów. To jego wina mógł po prostu przemilczeć jej komentarz, a teraz ma za swoje.

-Nie wypadało ci się do tego przyznawać?- Przedrzeźniał jej ton.- Też mi coś!- Podniósł się do pozycji całkowicie siedzącej. Nie chciał zawistnie patrzeć na kumpla ale jakoś tak samo mu wychodziło.

Widziała w jaki sposób mierzy wzrokiem przyjaciela. Korzystając z okazji, że tamta dwójka wciąż jest zajęta sobą, a troll, który ich nękał na razie zafundował sobie prawdopodobnie odpoczynek, przybliżyła się do Dracona i jak gdyby nigdy nic pocałowała go delikatnie w policzek. Chłopak dostał niemego szoku. Spojrzał na nią wybałuszając oczy.

-A to za co?- Zapytał mile zdziwiony.

-Z tobą też nie wypada mi się całować, a jednak to robię.- Powiedziała tajemniczo, pocierając delikatnie swój nos o jego.

-Oj Granger, Granger.- Zacmokał przekornie wsuwając delikatnie swoją dłoń pod bluzę, którą jej dał.

-Oj Malfoy, Malfoy.- Złapała go za nadgarstek i zabrała jego rękę ze swojego brzucha, odkładając ją na jego kolano.

-Tu.- Wskazała na nią palcem.

-Ee! Wolę tam.- Uśmiechnął się przekornie. Tym razem to on delikatnie musnął swoimi wargami jej policzek.-Wiesz, tak szczerze mówiąc to ja jednak wolę jak mnie inaczej całujesz.- Zbliżył swoje usta do jej i bezwstydnie pocałował wsuwając jeżyk między jej wargi.- O właśnie tak i tak...- Kolejny pocałunek tym razem jeszcze bardziej namiętny.- ... i jeszcze tak...- Zmysłowo przygryzł jej dolną wargę.-... i tak...

Już miał ją ponownie pocałować gdy znowu ściany groty zatrzęsły się złowrogo, a tuż przed nimi wylądował kolejny kamień.

Hermiona cicho krzyknęła. Draco momentalnie zagarnął dziewczynę w swoje ramiona przytulając do siebie. Tym razem wstrząs był znacznie silniejszy.

-Nic ci nie jest?- Zapytał troskliwie, całkowicie nie w malfoyowskim stylu.

-Nie wszystko ok.- Chciała odgarnąć z czoła kosmyki przykurzonych włosów, ale nie pozwolił jej na to robiąc to za nią.

-Jesteś cała umorusana.- Zachichotał jadąc lekko palcem po obwodzie je twarzy.

-Ty bardziej.- Zreflektowała się równie uroczym komplementem.

Na jej słowa uśmiechnął się tylko ironicznie. Już miał skończyć to co zaczął przed chwilą, lecz ty razem nie przeszkodził mu żaden wstrząs lub tym podobne sprawy, tylko sam Blaise Zabini, który niczym jak grom z jasnego nieba, zziajany opadł prosto koło nich. Hermiona momentalnie odskoczyła od Dracona odsuwając go gwałtownie od siebie. To już mu się nie spodobało, ale co zrobić sam zgodził się na jej idiotyczne warunki.

Blaise dobrze wiedział jaką czynność im właśnie przerwał. Ale niestety musiał bo to co znalazł z Potterem, biorąc pod uwagę w jakiej właśnie sytuacji się znajdują, było o wiele ważniejsze. Lecz nie mógł sobie podarować.

-Przeszkodziłem w czymś, moje kochane gołąbeczki?- Cwaniacki, a zarazem diabelski uśmiech zagościł na jego twarzy. Puścił zadziorne oczko Hermionie.

-Odwal się pacanie!- Dziewczyna gwałtownie podniosła się z ziemi. Gdy tylko wiedziała, że jedyną osobą przed, którą ukrywa relację jaką łączą ją ze blondwłosym Ślizgonem jest ona sama.

-Oh, ale czego się tak burzysz Gran...

-Powiedziała odwal się. Przeliterować!?

"A przed chwilą nazywała go "słodkim" Nie wiarygodne." Mimo wszystko to jak Granger potraktowała Zabiniego ucieszyło go.

-Uwielbiam się z tobą kłócić złośnico, ale teraz nie mamy na to czasu. Więc wybacz.- Ukłonił jej się nisko po czym kontynuował.- Nie uwierzycie co znalazłem z Potterem?- Zrobił przerwę wyczekując, aż zaczną zgadywać.

-Diable powiesz w końcu co?- Malfoy patrzył na niego dziwnie.

-Nie będziecie zgadywać!?- Zrobił zrezygnowaną minę.

-Raczej nie.- Odpowiedziała dobitnie Gryfonka.

-Nie umiecie się bawić.- Skomentował.

-Zabini powiesz w końcu!- Cierpliwość Hermiony kończyła się równie szybko co cierpliwość nieugiętego trolla, który ponownie wznowił swój szturm.

-Dobra nie ma czasu chodźcie.- Ktuszący się popiołem Ślizgon wstał z ziemi. Draco i Hermiona podążyli za nim. Nie było czasu, a ten atak trolla był wyjątkowo udany bo odłamki sufitu znacznie intensywniej niż dotychczas zaczęły spadać im na głowy.

-Gdzie idziemy? Diable!?

Musieli się skulić i iść w miarę szybko, bo grota zaczęła się stopniowo zawalać.

-Tam jest tunel.- Wskazał ręką.- Wpadliśmy na niego przypadkiem z Potterem. To znaczy ja wpadłem jak próbowałem się ukryć za tym stalagmitem.

-Dokąd prowadzi?

-A skąd ja mam to wiedzieć. Nie wystarczy ci, że go znalazłem Granger?

-Bardzo zabawne Zabini.- Odpyskowała.

-No nareszcie!- Wykrzyknął zniecierpliwiony już Harry.- Dłużej się nie dało!? Dobra nie ważne idziemy.

-Ej nie, zaraz. Nie mamy pojęcia dokąd on prowadzi. To może być niebezpieczne!

-No biorąc pod uwagę naszą sytuację Granger to chyba wszystko jest bezpieczniejsze, niż rozwścieczony troll, który chce sobie z nas zrobić obiad.

-Ale…

-Miona, Zabini to kretyn ale ma rację.

-No dzięki za wsparcie Potter!- Odkrzyknął oburzony.- Zresztą róbcie jak chcecie. Ja nie po to męczyłem się te siedem lat, żeby teraz nie skończyć tej budy. Jak już mówiłem, nie mam zamiaru być obiadem. Nara!

-Dobra Zabini daruj już sobie. I tak wiesz, że pójdziemy tam wszyscy bo nie mamy żadnego innego wyjścia.

-No coś ty Granger?

-A jeszcze jedno niestety muszę cię zmartwić, bo jak na razie szanse twoje jak i nas wszystkich na ukończenie siódmego roku są znikome. Bo to tego trzeba zaliczyć ćwiczenia z eliksirów, na które my nie mamy jeszcze nic, mimo tego, że jest to już czwarty dzień tych ćwiczeń. Bo zamiast pracować nad eliksirem, łazimy po jakiś grotach uciekając przed wściekłym trollem!!!- Wykrzyczała.

Żaden z chłopców nie odważył jej się odpowiedzieć. Może i poniekąd miała rację, ale przecież to nie ich wina, że nagle w lesie, w którym miało nie być żadnego niebezpiecznego zwierzęcia znalazł się ten durny troll.

-No to jak idziemy?- Zapytała już spokojniej Hermiona, starając się jako tako ogarnąć swoje niesforne włosy. Wyrzuciła z siebie to co ją gryzło i było jej już lepiej.

-No to może zróbmy tak. Tam jest dość ciemno więc najlepiej będzie jak złapiemy, się wszyscy za ręce. Nie możemy rzucić żadnego zaklęcia, więc to chyba jedyne co nam pozostaje.

-Niech będzie Malfoy.- Stwierdziła zrezygnowana Hermiona.

Ale jakoś dziwnie tak się złożyło, że mimo tego, że stała koło Harrego, przeszła na stronę Draco i to właśnie jego pierwszego chwyciła za dłoń.

„No proszę?” Zachichotał w myślach Draco.

Zaraz gdy Granger uchwyciła się Malfoya, jej drugą dłoń złapał Zabini. Nawet nie zdążyła zaprotestować, a męska dłoń bruneta zacisnęła się lekko na niej.

Został jeszcze Harry. No właśnie pan Potter.

Zabini uśmiechnął się do niego chytrze i niemalże niewinnie niczym anioł... - Potti.- Poruszył sugestywnie brwiami, wyciągając swoją dłoń w jego stronę.

-Nie ma mowy!- Gryfon prawie pisnął, wyrażając swój protest.

-Ranisz moje uczucia…

-Zamknij się ok.!?

-Oj Harry przestań przecież wiesz, że o to mu chodzi. Chce cię sprowokować. Bądź ponad to i złap go za rękę.

Harry krzywił się jeszcze chwilę, aż w końcu przełamał się i uchwycił dłoń Zabiniego, nie szczędząc sobie przy tym teatralnych min przedstawiających obrzydzenie. Ale Blaise zbytnio się tym nie przejął, puścił tylko Gryfonowi oczko i stwierdził.

-Jakie ty masz miękkie dłonie Pottuś.

Draco zarechotał dość dziwacznie, Hermiona zachichotała. Tylko Harremu nie było w tym wypadku do śmiechu. Nie skomentował genialnego komentarza Zabbiniego. Ciągnąc za sobą rozbawioną trójkę ruszył w głąb ciemnego tunelu.

* * * * * *

-Postój.

-Co!?

-Crabbe postój.

-Co tam mamroczesz?

-Postój do cholery.- Ron nie siląc się na żadną grację. Całym swoim ciężarem klapnął na pokrytą zielonym mchem ziemię.

-Trzeba było mówić tak od razu.

-Mówiłem!!!

-Dobra, ok!- Vincent usiadł naprzeciwko niego.- Nie musisz się tak drzeć.- Odpowiedział mu swoim basowym głosem.

Przez chwilę w ogóle się do siebie nie odzywali. Ron patrzył się tępo w ziemię, a Crabbe rozglądał po okolicy.

-To bezsensu.- Zaczął Ron.- Mam złe przeczucia. Bardzo złe.

-Nie histeryzuj Weasley.

-Coś się stało. To nie możliwe, żaby tak nagle zniknęli całą czwórką. Nie z Mioną. Ona jest za rozsądna.

-Może i masz rację, ale nie możemy tu przecież siedzieć i czekać bezczynnie.

-No nie. Ale włóczenie po tych chaszczach też jest mało przydatne!

Crabbe przeczesał pucułowatą dłonią, swoją czarną czuprynę.

-Może są przy tym źródle z wodospadem?

-Jakim źródle?

-Snape na samy początku mówił coś o jakimś niewielkim jeziorze, może tam właśnie są?

- No ale gdzie jest to jezioro.

-Czy ja wyglądam jak twoja przyjaciółka? Skąd mam to wiedzieć!?

-Dobra szkoda czasu.- Ron podniósł się z ziemi.- Chodźmy szukać tego źródła.

I poszli szukać.

* * * * * *

Człowiek to podobno jedna z najlepiej rozwiniętych istot na ziemi. Przynajmniej sam tak twierdzi. Ale mimo tego, że my ludzie posiadamy coś takiego jak mózg i nie kiedy nawet udaje nam się z niego dobrze korzystać, to niestety inne nasze zmysły i umiejętności w porównaniu ze zmysłami zwierząt totalnie leżą. Bo nie mamy przecież takiego słuchu jak nietoperz. Nie potrafimy z ogromnych odległości odbierać różnych bodźców tak jak odbierają je np. delfiny. Nasz węch w porównaniu z węchem psa to przecież istna parodia. Nie potrafimy latać jak ptaki. Nie potrafimy żyć pod wodą. Nawet nasz wzrok jest bardzo daleko w tyle i mimo starań nie możemy dorównać niektórym zwierzętom. I nie chodzi tu w cale o widzenie na dalekie odległości. Nie otrzymaliśmy nawet odrobiny talentu kota, nietoperza, rekina czy też wielu innych stworzeń, które potrafią widzieć w ciemności. Niestety człowiek jako istota myśląca, żyjąca cały czas w przekonaniu swojej idealności, przekonuje się w sytuacjach ekstremalnych, że chyba nie jest tak idealna jak jej się powszechnie wydaje.

-Ał! Kur**!

-Malfoy!- Zganiła go Hermiona. Lecz po chwili sama przekonała się na własnej skórze, jak denerwujące może być uczucie ciągłego potykania się i wpadania na nieznane"coś".

-Ałć!- Pisnęła.

-Granger możesz nie włazić mi na plecy! Wiem, że przyciągam kobiety jak magnes, no ale nie przesadzajmy.

-To po co mnie wyprzedasz!- Odpyskowała Zabiniemu, pomijając jego końcową uwagę, by nie dać się za bardzo sprowokować Ślizgonowi. Nie jej winna, że go nie zauważyła. Jak go w ogóle miała zobaczyć w tej ciemności.

-Moja wina, że nie możesz dotrzymać mi kroku!

-A moja wina, że opóźnia mnie Malfoy, który rozbija się o każdą ścianę.

-Mnie w to nie mieszajcie, a jak jesteś taka mądra to sama idź po tej stronie, ja się chętnie zamienię.

-Oh, no jasne lepiej żebym to ja się rozbijała tak!?

-Lepiej o ścianę niż o moje plecy.

-Jesteś prawdziwym dżentelmenem Zabini.

-To miał być komplement?- Mimo, że nie widziała jego twarzy mogła dać sobie rękę uciąć, że Blaise szczerzy się sam do siebie niezwykle ironicznie.

-Dureń.- Wyszeptała sama do siebie.

-Słyszałem.

-No i miałeś słyszeć. Ała!- Po raz kolejny wpadła na Ślizgona. Lecz tym razem nie ze swoje winy. Diabeł specjalnie się zatrzymał, by zrobić jej na złość.

-N0 i znowu to zrobiłaś. Jeny Granger, jeśli chcesz się po miziać, to ja chętnie. Wystarczy poprosić, a nie stosować takie... Aaaa!!!

-No i czego się drzesz!?- Hermiona nie miała pojęcia co się dzieje.

-Zadziwiające jakaś ściana kopnęła mnie w tyłek. Niesamowite.- Zironizował.

-To była ostrzegawcza ściana.- Opowiedział mu Draco.

-W takim razie przekaż tej ścianie, że niech tylko znajdziemy się na teranie gdzie będę coś widział to tak jej oddam, że popamięta mnie do końca życia.

Ponad pół godzinę wędrowali ciemnym tunelem. Widoczność była dosłownie zerowa. Nie widzieli nawet zarysów swoich sylwetek. Czy chcieli czy nie musieli trzymać się za ręce, bo inaczej mimo, że tunel był dość wąski, znając ich talenty, na pewno by się pogubili. Podczas ich krótkiej wędrówki, Draco, Hermiona i Blaise wręcz nie mogli zamknąć sowich jadaczek. Przekrzykiwali się nawzajem, dogryzając sobie z byle powodu. Tylko Harry szedł milcząc, na przedzie ciągnąc za sobą Zabiniego i resztę. Ale i jego cierpliwość miała swoje granice. Stanął gwałtownie, nie minęło kilka sekund i od jego pleców odbił się Zabini.

-Mogę wiedzieć czemu stajesz Poterr?- Zapytał oburzony.

-A ja mogę wiedzieć, dlaczego nie możecie, chociaż na chwilę się uspokoić i zacząć iść jak normalni ludzie?

-Tak masz racji jesteśmy okropni, źli Ślizgoni, źli.- Blaise nagle puścił Gryfonkę i Gryfona zapominając na chwilę, że gest, który właśnie wykonał i tak nikt nie zobaczy.

-Zabini!- Krzyknęła Hermiona.

-No co znowu!?

-Coś ty zrobił!

-O cholera.

-Pięknie.- Szepnął sam do siebie Harry.- Nie ruszajcie się tylko teraz!

-Za późno.

-Blaise!- Krzyknął z rezygnacją Malfoy, mocniej ściskając dłoń Hermiony.

-Dobra bez paniki.- W Harrym obudził się duch przywódcy stada.- Zabini daleko się ruszyłeś?

-Jakieś kilka kroków.

-Do przodu czy do tyłu?

-Do tyłu.

-Dobra więc musisz teraz złapać Malfoya, a ja Hermionę.

-Za co?- Zapytał roześmianym tonem.

-Co, za co?

-No za co mam złapać Malfoya?- Nie ma to jak blaisowskie poczucie humoru. Hermiona roześmiała się głośno.

-Za...!!!- Harry już mu miał powiedzieć za co. Ale z racji na to, że była w ich towarzystwie dziewczyna, pohamował się.

-Oh, tam to tylko ciebie Potti.- Harry wziął trzy głębokie oddechy, policzył do dziesięciu i całą siłą woli powstrzymał od udzielenia odpowiedzi Diabłowi.- Dobra, uwaga idę.

Brunet wyciągnął ręce przed siebie i powoli sunąc krok, po kroku zaczął iść przed siebie.

10 sekund...

15...

23...

i...

Kobiecy pisk rozszedł się po ciemnym tunelu tworząc zabawne echo.

-O chyba na coś trafiłem...Ups!

-Ja ci dam "ups" Zabini!- Warknęła Hermiona z całej siły łapiąc rękę chłopaka w nadgarstku i zabierając ze swojego biustu. Gdyby nie ta ciemność trójka młodych mężczyzn mogła by podziwiać jej zaróżowione policzki.

-Oj, to było nie chcący, przysięgam.- Tłumaczył się niewinnym tonem, za nie winnym.

Draco zazgrzytał zębami.

-Jasne, tam jest Malfoy.- Przesunęła, jego rękę w kierunku Draco.

-Aha tu...

-Zabini!- Ponownie pisnęła. Tym razem Diabeł z premedytacją uszczypnął ją w pośladek drugą wolną ręką.

-No co, ciemno jest.- Tłumaczył się żarliwie, aż poczuł jak ktoś jeszcze szarpie go za rękę. Był to jego przyjaciel, który raczej nie był zadowolony z "pomyłek" kumpla.

-Tu jestem Zabini.- Wysyczał przez zęby.

-Oh, no rzeczywiście.- Zabini z premedytacją "troszkę" mocniej szturchnął łokciem blondyna między żebrami, pod nosem mamrocząc.- To za tego kopniaka.

-No dobra ja już jestem zainstalowany!- Odkrzyknął dziwnie zadowolony.- Teraz ty Potter.

Harry w odróżnieniu od Blaisa bez problemu znalazł Hermiony dłoń i właściwie się jej złapał.

-Dobra no to idziemy. Im szybciej stąd wyjdziemy tym lepiej.

Harry ponownie pociągnął za sobą trójką towarzyszy. Mimo tego, że niekiedy niektórym wciąż co róż zdarzało się na coś wpadać to tym razem ich wędrówka wyglądała znacznie inaczej. Była bardziej płynna i znacznie szybsza.

Blaise cały czas szedł za Draconem, trzymając go oczywiście za ramię. Z Potterem mógł się powygłupiać, lecz z Malfoyem to było całkowicie co innego.

-Nie możesz, na każdy żart reagować jak wściekły bulterier.- Wyszeptał tak cicho, że tylko Draco usłyszał. Blondyn nic mu nie odpowiedział.

-Ja rozumiem jesteś o nią zazdrosny, ale to powoli zaczyna się ci wymykać spod kontroli. Przecież gadaliśmy o tym niedawno, ale jak widzę w ogóle się tą rozmową nie przejąłeś.

Znowu nic mu nie odpowiedział.

-Po za tym ona to doskonale widzi i świetnie wykorzystuje.

-Co?- Tym razem zwrócił uwagę.

-Dobrze ci radzę jak nie chcesz tego schrzanić to się pilnuj.

Nagle Harry ponownie gwałtownie się zatrzymał.

-Stójcie.- Powiedział cicho, dziwnie zamyślonym głosem.

Tym razem każdy zdążył się zatrzymać w odpowiedniej chwili.

-Czujecie?- Zapytał Harry.

-To nie ja.

-Zabini jak Boga kocham. Jak tylko stąd wyjdziemy i wrócimy do Hogwartu to załatwię ci wizytę u psychiatry.

-Dobra, dobra już mi to kiedyś mówiłeś.

-Ale na serio nic nie czujecie?- Harry zapytał ponownie.

-No nic tylko ten lekki wiatr, a tak to nic. Zaraz, zaraz...- Hermiona chwilę się zastanowiła.

-No właśnie!- Ponaglił ją Gryfon, ale tym razem to Draco pierwszy zaskoczył.

-Skoro jest tu wiatr, to znaczy, że gdzieś blisko jest wyjście!

-No właśnie! Idziemy.- Potter mocniej pociągnął Hermionę i resztę. Teraz całą czwórką, całkowicie nie przejmując przeszkodami, biegli prosto przed siebie. Nareszcie znaleźli jakieś wyjście.

* * * * * *

-I jak Hagridzie?

-Ani śladu żywego ducha dyrektorze.- Odpowiedział pół olbrzym kończący przeczesywać teren w koło namiotu uczniów.- Musieli pójść do, którego z lasku. Ta na pewno poszli do któregoś z lasku.- Zacmokał sam do siebie.

Dyrektor już miał mu coś opowiedzieć, gdy w zdanie wtrąciła mu się zdenerwowana McGonagall, za którą biegł równie przejęty Severus.

-Mamy złe wieści dyrektorze.

-Nie wiem jakim cudem im się to udało ale czwórka z nich opuściła zabezpieczony teren.- Snape dokończył za nauczycielkę transmutacji.

-Czwórka, czyli dwoje z nich jeszcze tu jest?- Zapytał zaniepokojony dyrektor.

-Tak Weasley i Crabbe. Ale Potter, Granger, Malfoy i Zabini gdzieś przepadli.

-O cholibka, miejmy nadzieję, że Kłaczek jeszcze ich nie dostał.

-W taki razie, ty Minervo razem z Hagridem, poszukacie pana Weasleya i pana Crabba. Odtransportujecie ich do Hogwartu. Potem zajmiecie się Kłaczkiem.- Dumbledore zarządził spokojnym tonem.- Ja z Severusem zajmę się poszukiwaniem reszty naszych delikwentów.

-A nie mówiłam, że przydzielanie do zadania najbardziej kłócących się ze sobą uczniów to będzie zły pomysł. Ale jak zwykle ty Severusie byłeś mądrzejszy.

-I dalej twierdzę, że to dobry pomysł. Przynajmniej się gówniarze życia nauczą!

Gajowy Hogwartu zaśmiał się cicho odwracając wzrok od twarzy wściekłej jak stado os wicedyrektorki.

Dumbledore tylko delikatnie odchrząknął, tłumiąc w sobie łagodny chichot.


**


Rozdział IV (część pierwsza)


Zbieg okoliczności?

Nie raczej nie.

Więc jak to było możliwe? Jak?

Każdy z nich pytało się o to w myślach. To, że wplątali się w niezłe kłopoty wiedzieli już wcześniej. Ale teraz? Było już pewnym. Hogwart na długie lata będzie miał nową legendę mówiącą o tym jak skończyło się wspólne ważenie autorskiego eliksiru przez Ślizgonów i Gryfonów. I w żadnym wypadku nie skończyło się ono żadnym eliksirem.

-Eee...- Blaise za bardzo nie wiedział co powiedzieć. Podrapał się tylko po swojej czuprynie udając głębokie zastanowienie.

-To nie możliwe.- Złoty Chłopiec również nie za bardzo wierzył, że to co właśnie widzą jego bohaterskie oczy jest prawdą.

-To jest możliwe Harry.-Stwierdziła dobitnie Hermiona. To było możliwe tylko jak? Jakim cudem?

Jak to mogło się stać, że tunel jaskini nagle zaczął się dziwnie zmieniać. Najpierw pojawiły się jakieś drewniane schody. Zeszli nimi, ostrożnie uważając na każdy stopień, trzymając się dość niepewnie wyglądającej balustrady. Schody zaprowadziły ich do pomieszczenia, wyglądającego jak stara piwnica. Potem były kolejne schody tym razem prowadzące w górę. Wspięli się po nich. Na samym szczycie czekały na nich drewniane drzwi, które zostały pchnięte przez Harrego ukazując to co kryło się za nimi. A kryło się sporo.

-To nie możliwe.- Powtórzył Gryfon.

-Harry! To jest do jasnej cholery możliwe.- Krzyknęła na niego Hermiona.

-I co teraz?- Zapytał lekko zdezorientowany Draco. Lecz jak na razie nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.

-No to żeśmy naważyli sobie piwa. Iście londyńskiego piwa.- Zabini miał niezwykły talent do tworzenia bardzo dosadnych porównań, które sytuację realną odzwierciedlały w stu procentach.

Oj naważyli sobie piwa.


* * * * * *

-Powiedz mi Weasley, dlaczego się ciebie posłuchałem?

Cisza.

-No właśnie . Też się nad tym zastanawiam. Ale na tą chwile mogę gwarantować ci jedno już nigdy, ale to nigdy więcej.

Znów cisza.

-Milczysz? Ha! Oczywiście, tak milcz. Ale jakąś godzinę temu nie byłeś do tego taki skory. Pozwól, że zacytuję...

-Tr...

-..."Crabbe jestem Gryfonem, ja mam wrodzoną zdolność do odnajdywania zagubionych. Jak ci mówię, że to źródło jest tam no to nie ma innej opcji, aby go tam nie było."...

-Tro...

-... Ta jasne jak widzisz ja tu jak na razie żadnego źródła nie widzę, a tym bardziej nie widzę Malfoya, Zabiniego, ani twoich znajomych. Bo jakże...

-Tro...

-Co ty tam do cholery jąkasz po nosem!?

Blady jak kartka papieru Ron, przełknął głośno i ostatkiem sił i zdrowych nerwów zdołał odpowiedzieć.

-Troll.

-Niby gdzie!?

-Przy źródle.- Wysapał jeszcze na koniec. I sztywny niczym kłoda drzewa osunął się na ziemię. Crabbe nie dokładnie usłyszał, co mówi ten jakże odważny Gryfon. Więc odwrócił się za siebie by na własne oczy...

-Yhhrr!!!- Wciągnął w nienaturalny sposób powietrze. Na wysokość jego oczu znajdowało się coś, nienaturalnie dużego, zgniło zielonego i włochatego.- Mamo.- Sparaliżowany strachem uniósł oczy ku górze. Jego największe w tej chwili obawy się sprawdziły. To ohydne, zielone "coś" miało na zakończeniu swojego ciała głowę, z ogromną paszczą, z której wydzielał się nie za bardzo przyjemny aromat. Na dodatek owe "coś" dziwnie kłapnęło szczęką. A jednak Weasley miał rację. Przemknęło mu na chwilę przez myśl. Wiedział już z tej sytuacji jest tylko jedno wyjście.

-POMOCY!!! MAMO!!!

-Petrifikus Totalus!!!

Strumień porażającego zaklęcia uderzył i oszołomił skutecznie bestię nim ta zdążyła wykonać jakikolwiek ruch. Z petryfikowane zwierzę opadło z hukiem na ziemię, a trwający w szoku Ślizgon odwrócił się za siebie by zobaczyć kto jest ich wybawcą.

-Mama.

Wyszeptał i zrównał się poziomem z rudym i trollem.


* * * * * *


W życiu podobno nie ma sytuacji bez wyjścia, są tylko takie, na które jeszcze nie znaleziono rozwiązania. Więc logicznie rzecz biorąc, kiedyś na pewno musi pojawić się osoba, która daną sytuację rozwiąże. Pytanie pozostaje tylko kiedy? I czy dane rozwiązanie nas zadowoli.

Nie zdawali sobie kompletnie sprawy jak śmiesznie muszę wyglądać stojąc w szeregu z otwartymi na oścież buziami, na jednej z uliczek Londynu. Przechodnie ich mijający zerkali co róż na nich dziwnie, szepcząc sobie do ucha przeróżne komentarze. O ile ich zachowanie można było jeszcze jako tako zrozumieć bo przecież turyści różnie reagują na widok "Wielkiego Bena". To ich wygląd zewnętrzny i strój już raczej nie.

Z niezdrowo wyglądającego zdziwienia wyrwał ich jakiś dość charakterystyczny dźwięk. Draco spojrzał w dół, a tuż pod jego nogami leżała jakaś stara puszka, do której jakiś przechodzień wrzucił najprawdopodobniej w geście miłosierdzia kilka pensów.

-He!- Blondyn zrobił głupią miną. Jego zdegustowany wzrok wędrował to z puszki, to za oddalając się starszą panią, która najprawdopodobniej wzięła ich za kogoś delikatnie mówiąc innego.

-Wzięła nas za żebraków.- Stwierdził Blaise.- Za żebraków.- Zaakcentował oburzony.

-No jak tak na ciebie patrzę Zabini, to się wcale jej nie dziwię.- Harry postanowił poprawić sobie humor nabijając się z Diabła.

Biedna kobieta nie wiedziała co uczyniła. Bo przecież istną zbrodnią jest branie, Dracona Lucjusza Anastazego Malfoya, za żebraka. A taka zniewaga wymagała pomszczenia. Młody Malfoy nie wiele myśląc podniósł ziemi puszkę i już miał pokazać bogu ducha winnej kobiecinie co o niej myśli, gdy w ostatniej chwili został powstrzymany przez jako tako racjonalnie myślącego Harrego.

-No wiesz co Malfoy w staruszkę.

-Ja jej...

-Ej dobra spokój, Malfoy.

Draco słysząc nieco chłodny ton dziewczyny z bastował i odrzucił niechlubny przedmiot na ziemię.

-Wiecie co ja nie chcę się wtrącać wasze romanse ale...

-Zabini!- Ponownie warknęła Hermiona

-...ale ludzie zaczynają się na nas dziwnie patrzeć.- Kiwnął delikatnie głową na przechodniów. Rzeczywiście, chcąc nie chcą zaczęli wzbudzać coraz to większą sensację.

-Dobra.- Zaczęła Hermiona zaczesując swoje potargane włosy za uszy.- Musimy jak najszybciej coś wy myśleć. Jakieś propozycje.

-Musimy powiadomić Snape lub kogokolwiek z Hogwartu gdzie jesteśmy. Najlepiej by było sową ale wątpię czy mugole hodują... ał! Granger.

-Nie hodują dla twojej informacji Zabini.

-Więc za co dostałem?

-Za to co chciałeś zapewne jeszcze dodać.

-A skąd ty...

-Bo wiem.

-No patrzcie ją jaka mądra.- Zakpił brunet.- No dobra niech ci będzie. To wracając do tematu...

-Możemy po sowę udać się do mnie albo do Zabiniego.- Zaskoczył Draco. Pomysł na pierwsze kilka sekund wydawał się nawet dobry, ale...

-A czym się tam dostaniemy? Przecież żaden z was nie mieszka w Londynie. Możemy spróbować tam dojść ale to może zając nam nawet kilka dni.- Wyjaśniła zrezygnowana Hermiona.

-Więc się tam teleportujmy. Przecież ja i Potter mamy różdżki.- Na dowód Blaise wyciągnął swoją z kieszeni brudnych dżinsów.

-A masz zezwolenie Zabini.

-No nie. Ale to wyjątkowa...

-Jak chcesz to proszę, ale mnie w to nie wciągaj i tak bez tego mamy gigantyczne kłopoty.

-Bo ty to zawsze Granger musisz znaleźć jakiś minus.

-Ona ma rację Diable. To bez sensu, daj spokój.

-Malfoy ma rację, ale ten pomysł tak do końca nie jest bezsensu.- Harry Potter dostał nagłego olśnienia.- Trzeba go tylko odpowiednio zreformować.

-Możesz jaśniej Potti.

Gryfon całkowicie zignorował Blaise. Spojrzał się tylko tajemniczo na swoją koleżankę z rodzimego domu.

-Hermiono, ty też przecież masz w domu sowę, dostałaś ją od Ginny na urodziny.

-O nie Harry, Harry nie...- Dziewczyna uświadomiła sobie właśnie co te złote dziecię kombinuje.

-Hermiono, mieszkasz w Londynie

-Harry proszę powiedz, że o tym nie myślisz. Harry nie!

-Hermiono.

-Ej bo ja nie za bardzo kumam. O co im chodzi?- Zapytał zdezorientowany blondyn. Ale Diabeł w odróżnieniu od niego bardzo ale to bardzo dobrze "kumał" o co im może chodzić. I to mu się bardzo podobało.

-Jak to o co. Idziemy do Granger!!!- Zapiszczał uradowany Diabeł. Trzeba podkreślić, że piekielnie dziwnie uradowany Diabeł.

-Co!?- Nie mógł uwierzyć, on Draco Malfoy, do mugoli?

-Jedziemy Zabini.- Wysyczała Hermiona.

-Co!?- Zapytał głupio, lekko zaskoczony.

-Jedziemy.- Powtórzyła spokojnie, podnosząc z ziemi monety, które wcześniej wysypały się na chodnik. Rozejrzała się w koło, aż w końcu dostrzegła na drugiej stronie ulicy budkę telefoniczną.

-Jedziemy.- Tym razem powiedziała sama do siebie, przechodząc przez jezdnię. Uświadomiła sobie dobitnie na co tak naprawdę się zgodziła. Teraz mogło wydarzyć się wszystko.

-Gdzie ona idzie?- Zapytał Malfoy.

-Zatelefonować.- Odpowiedział spokojnie Harry.

-Co sobie będzie robić?

Gryfon przewrócił swoimi zielonymi oczami. No to rodzice Hermiony się ucieszą.


* * * * * *


-Granger, czy to jest aby na pewno bezpieczne?

-Zabini zapytaj mnie się o to jeszcze raz. Naprawdę jeszcze raz.- Zagroziła. Oj humoru to ona za dobrego nie miała. Ale co się dziwić, nie ma to jak wpuścić wroga do swojego domu. Nie było innego wyjścia, wiedzieli to wszyscy. To dla dobra sprawy. Wmawiała sobie. Ta dla dobra sprawy wpuszcza niedźwiedzia do ulu pełnego miodu.

Siedzieli na jednym z autobusowych przystanków, już jakiś piętnaście minut. Zdążyło już przejechać kilka autobusów, lecz oni do żadnego nie wsiedli, bo na żaden nie czekali.

-Merlinie w życiu nie byłem tak głodny jak teraz.- Na potwierdzenie swoich słów, diabłowe kiszki wzorowo zagrały dając o sobie znać.- Mam nadzieję Granger, że uraczysz nas czymś u siebie. Co Gryfoneczko?

-Oh, nie martw się Bonzo na pewno podzieli się z tobą swoją miską.

-Kto to Bonzo!?- Zapytał zainteresowany Draco. Jemu jak i pozostałym również żołądek dawał o sobie znać, a nawet najgłupsza rozmowa była dobrym sposobem by na chwilę zapomnieć o dokuczliwym ssaniu w trzewiach.

-Bonzo to pies Hermiony- Zachichotał Harry, patrząc na krzywiącego się Blaisea.

-No bardzo jesteś dowcipna Granger.

-Na głupie pytania są głupie odpowiedzi. Ale teraz na poważnie. Proszę was o jedno, to się tyczy głównie ciebie Malfoy i Zabiniego. Moi rodzice to mugole, a ja dobrze wiem co wy na ich temat sądzicie.

-Gra...

-Nie przerywaj mi Malfoy. Mimo wszystko proszę was abyście zachowywali się w miarę przyzwoicie i z szacunkiem, to są moi rodzice.- Zaakcentował stanowczo.

-Nie ma obaw mała.

-Nie świruj mi tu Zabini, przekonamy się w domu. I gwarantuję ci, zachowaj się jakoś nie tak w stosunku do mojej mamy czy taty, a nawet do psa. Nie ręczę za siebie. Zrozumiałeś?

-Się robi.- Brunet uśmiechnął się w uroczy sposób, odgarniając swoją przykurzoną grzywkę z czoła.- A wody też na użyczysz?

Już miała mu kąśliwie odpowiedzieć, gdy w słowa wszedł jej dźwięk klaksonu zagłuszając jej słowa.

Cała czwórka nerwowo spojrzała przed siebie. W czarnej taksówce otworzyło się okno, a za niego wychylił kierowca.

-Ktoś tu zamawiał taksówkę z kursem na Long Street 14!?

-Lucy!- Radośnie krzyknęła Hermiona i podbiegła do pojazdu. "Jej" mężczyźni nie ruszyli się z miejsca. Patrzyli na siebie dziwnie, pytając wzrokiem siebie na wzajem: Ale o co chodzi?

Z samochodu wysiadła starsza kobieta ubrana dość na sportowo. Na głowie, założoną miała bejsbolową czapkę, spod której uciekały już gdzieniegdzie siwe, kręcone włosy. Gdy tylko Hermiona do niej podbiegła ta uchwyciła ją mocno w ramiona, przytulajac z całej siły.

-Matko Boska! Mionka, a ty tutaj co!?- Kobieta odsunęła od siebie dziewczynę, przy przyjrzeć się jak wyglądowi.- Jak słodkiego Lennona kocham, świeć Panie nad jego duszą. Jak ty dziecino wyglądasz!? No w gruncie rzeczy nie taka dziecino, ale Boże broń, tyś się po poligonie czołgała czy co!?

-To długa historia ciociu.

-No podejrzewam, że bardzo. I zapewne też bardzo ciekawa, patrząc na tych twoich kawalerów.- Kobieta uśmiechnęła się i puściła oczko zaciekawionym chłopcom. Blaise zdębiał momentalnie, Harry jak to Harry próbował coś powiedzieć ale mu nie wyszło, a Malfoy po prostu uśmiechnął się. Dość nie naturalnie ale się uśmiechnął.

-Ciociu!

-Oh, nie ciociuniuj mi już tutaj. Może chociaż w większym skrócie wyjaśnisz mi chociaż w co się wpakowałaś, a raczej wpakowaliście? Ty i te twoje orły.

Hermiona wzięła głęboki oddech i zaczęła się nieporadnie tłumaczyć

-Musieliśmy w szkole wykonać pewne zadanie. I jakoś tak wyszło, że coś poszło nie tak i znaleźliśmy się tutaj. Najgorsze jest to, że nikt nie wie, że tu jesteśmy. Musimy jak najszybciej powiadomić nauczycieli, ale tym "naszym" sposobem. Dla tego muszę dostać się do domu, aby...

-Dobra już to mi wystarczy, coś mi się wydaje, że lepiej będzie jeśli nie będę wiedziała nic więcej. Ja zawsze mówiłam Jane, że ta twoja "inna" szkoła jest dziwna. Ale mniej ważne. To co nie traćmy czasu. Wsiadać do auta koguciki!- Wykrzyknęła zagarniając młodzież do samochodu.

Blaise dość sceptycznie podchodził do tego czarnego wynalazku, ale w końcu jeśli Potter wsiadł to on przecież nie będzie gorszy.

Hermiona usiadła z przodu, a trójka ogierów z tyłu w szyku: Malfoy, Zabini, Potter. Gryfonka stłumiła śmiech przyglądając się ich niewyraźnym miną. Wyglądali dosłownie jak siedem nieszczęść, a i ona nie lepiej, lecz nic nie było wstanie powstrzymać jej cichej radości.

-No to w drogę moje gołąbeczki.- Ciocia Lucy gwałtownie dodała gazu i ruszyła przed siebie z piskiem opon.


* * * * * *

Ciocia Lucy, to był dopiero kierowca. Nie żeby jeździła wbrew przepisom, ale miała ona niezwykłe zacięcie do szybkiej jazdy. I dla nowicjusza na pewno było to niezwykłę przeżycie.

-No to jesteśmy na miejscu.

-Na gacie Merlina!- Zabini wydał z siebie dziwny odgłos.- Prosze mnie przepuścić.- Tak bardzo pchał się do wyjścia, że niemal wywalił Dracona z samochodu spychjąc go z siedzenia.

-Nigdy więcej nie wsiądę do takiego potwora.

-Mam nadzieję, że mówisz o samochodzie kochaneczku.

-Aaaa!- Zabini tak jak szybko wypadł z samochodu na ziemie tak szybko się z niej podniósł ukrywając się za nie wiele lepiej wyglądającym Potterem.

-Oh! tylko nadzieję Mionuś, że żadne z tych trzęsących się kogucików nie jest twoim chłopaczkiem co!?- Wykrzyczała kobieta, gdy Hermiona wysiadała z samochodu i szła się z nią pożegnać.

-Spokojna głowa ciociu. Mogę ci przysięgać, że żaden.

-Ale ten kanareczek jest niczego sobie.

-Ciociu!

-Oj, daj spokój przecież wiesz, że żartuję.- Kobieta wychylając się przez szybę przytuliła, Hermionę.- Trzymaj się malutka i nie pakuj się już w żadne kłopoty. No chyba, że z tym kanarkiem.-Szepnęła jej do ucha.

-Trzymajcie się chłopaczki!-Odkrzyknęła i odjechała.

A gdy już jej nie było Hermiona zwróciła się do swoich towarzyszy.

-Co, jazda się nie podobała!?

-Zamilcz Granger. Zamilcz i daj zapomnieć o tym koszmarze.- Tylko Draco był w stanie odpowiedzieć na zadane przez dziewczynę pytanie. Jego odpowiedź wywołała u niej gromkie salwy śmiechu.

-To była twoja ciotka.

-Tak. Coś ci się nie podoba Zabini.

-Nie, no skądże. Mam tylko jedno pytanie. Czy ona ma jakąś manie jeśli chodzi o ptaki?

Granger już miała odpowiedzieć, gdy przerwał jej głośny kobiecy krzyk.

-NA BOGA! HERMIONKO!- Nie minęło kilka sekund, a brunetka została zagarnięta w ramiona przez niemalże swoją kopię, tylko że starszą. Kobieta była szczupła, wysoka i miała identyczne włosy co jej córka. Też były długie, koloru mlecznej czekolady i pokręcone w niesforne oczki. Tylko oczy miała inne. Oczy mamy Hermiony, były koloru, coś podobnego do Blaisea, tylko mniej intensywnie zielone. Ubrana była w cienką, błękitną prostą sukienkę i pantofle, na bardzo wysokim obcasie.

-Mamo.

-Dziecko, zlituj się! Jak ty wyglądasz!? Co ty, że robiła!?

-Mamo...

-Jesteś cała brudna. Co ty w ogóle masz na sobie? Czy to jest męska bluza!?- Zaczęła troskliwie, po czym jej głos zmienił swój ton na nieco ostrzejszy. Gdy spojrzała, kto stoi za jej córką. A widok trzech młodych chłopców, którzy byli w podobnym stanie co Hermiona, nie budziło zbytniego zaufania. - Hermiona, w coś ty się znowu wpakowała!? Co to za chłopcy?

-Dzień dobry pani Granger.- Przywitał się Harry, który znał już rodziców Hermiony i widział się z nimi kilka razy.

-Mamo, to nie tak...- Gryfonka próbowała się wytłumaczyć

-Pani pozwoli, że ja to wszystko wytłumaczę. Draco Malfoy.- Blondyn wyciągnął dłoń w stronę mamy Hermiony, ta odwzajemniła gest i uścisnęła dłoń.

-Na samy początku warto dodać, że to nie jest nasza wina.

-O mój boże, a jednak jest jakaś wina. Jednak coś przeskrobaliście? O boże!

-Nie, nie proszę pani to nie tak.

-A jak!?

-Pani wybaczy. Blaise Zabini.-Ślizgon, również przywitał się z kobietą.

Chłopcy nie na wyjaśniali się za dużo, bo nagle pod dom, koło którego stali podjechał ciemnozielony samochód.

-Hermiona!!!- Z samochodu wyleciał postawny mężczyzna. O ciemnych oczach i włosach, które gdzieniegdzie prześwitywały siwymi pasmami. On również zagarnął Hermionę w swoje ramiona.- Dziecko, nic ci nie jest. Gdy mama do mnie zadzwoniła... A co to za młodzieńcy!? Co wyście zrobili mojej córce!?- Ojciec Hermiony gwałtownie ją puścił i ruszył w stronę zdezorientowanych chłopców i chyba nie miał w stosunku co do nich najczulszych zamiarów.

-Nie tato zaczekaj.-Hermiona w ostatniej chwili odciągnęła ojca od przerażonego Blaisea, który w duchu współczuł Draconowi takiego teścia.

-Dlaczego jak coś złego to zawsze ja?- Zapytał cicho Pottera.

-Czy możecie mnie chodź przez chwilę posłuchać!?- Brunetka już nie wytrzymała.- Mamo, tato przejdźmy może do domu, bo zapewniamy sąsiadom darmowe widowisko. Wszystko wam zaraz wyjaśnimy, tylko proszę dopuście mnie do słowa.


* * * * * *

Wyjaśnienia trwały prawie, godzinę. W końcu dało się przekonać rodziców Hermiony, że tak naprawdę to nie ich wina, że znaleźli się Londynie i nie uciekli ze szkoły i że Hermiona nie została porwana przez Zabiniego i Malfoya, jak twierdził nadopiekuńczy tata panny G. Gdy już wszystko było mniej więcej jasne. Mama Hermiony zaprosiła młodzież do kuchni i tam uraczyła ich jakimś obiadem. Na szczęście Blaisea nie musiał dzielić miski z Bonzem, bernardynem państwa Granger. Hermionę natomiast zaskoczyło, podejście i zachowanie Zabiniego i Malfoya. Byli nadzwyczaj kulturalni i uprzejmi, a szczególnie Zabini. Dziewczyna miała nawet czasem wrażenie, że Blaise zaczyna delikatnie adorować jej mamę prawiąc jej co raz to bardziej wyszukane komplementy.

-Więc musimy teraz jak najszybciej zawiadomić waszego dyrektora.- Stwierdziła mama Hermiony, gdy córka skończyła jej opowiadać na czym miało polegać ich zadanie egzaminacyjne.

-No właśnie mamo, dlatego zadzwoniłam po ciocię by nas tu przywiozła. Potrzebna nam jest Gortmilda. Gdzie ona jest?

-Twoja sowa?

-Tak tato.

-Jak ciebie nie ma, nie trzymamy jej w klatce robi za duży hałas. Wypuszczamy ją by sobie latała. W domu zjawia się co drugi, co trzeci dzień by się napić lub najeść jak sobie czegoś nie upolowała.

-Czyli teraz jej nie ma?- Zapytała dziewczyna, podchodząc do leżącego w kojcu psa.

-Pojawiła się chyba wczoraj. Więc najprawdopodobniej powinna zjawić się jutro z rana lub popołudniu.- Wyjaśnił jej ojciec, który mimo wszystko wołał mieć tą trójkę męskich delikwentów na oku.

-Oh, dobrze dość już tych dyskusji. Skoro już wszystko wiemy, a pewnym jest że będziecie musieli zostać tu na noc, to nie ma co tu zbytnio siedzieć i gdybać. Teraz musicie się przede wszystkim umyć, przebrać w jakieś czyste rzeczy i wypocząć. Bez dyskusji Hermiono.- Pani Granger zareagowała natychmiast widząc, że jej córka już chce coś dodać.

-Mamo, ale jeśli Gortmilda przyleci!?- Dziewczyna cały czas pieszczotliwie drapała bernardyna za uszami.

-Córuś, to okropne ptaszysko jak już mówił twój ojciec, było tu wczoraj w nocy. Więc jeśli się zjawi to raczej nie dzisiaj. Więc teraz już nie marudź. Hhmm gdzie by was tu rozlokować?

-Jak to rozlokować!?- Pisnęła Hermiona.

-Kochanie, przecież nie będziecie całą noc siedzieć i czuwać. Położycie się i spokojnie prześpicie.

-Tato.- Jęknęła.

Ale jej rodzice już nie zwracali na nią większej uwagi.

-Hermiona będzie spała u siebie. A chłopców położymy w pokoju gościnnym. Jest tam łóżko i kanapa. Dostawi się tam tylko polówkę i będzie w sam raz. No, jedną noc mogą trochę się przemęczyć.- Zwróciła się kobieta do męża.

-Ależ proszę pani, w porównaniu do poprzedniej nocy, to będzie istny luksus. Ja nawet jakbym miał spać na podłodze i miałbym tylko jedną poduszkę i koc. To byłbym prze szczęśliwy.- Odpowiedział jak zwykle kurtuazyjnie Zabini.

-Oh, jesteś niezwykłym dżentelmenem chłopcze.

Mama Hermiony była naprawdę całkowicie poddana urokowi Blaisea i Malfoya. Co doprowadzało Gryfonkę do istnego rozstroju żołądka. Sama już nie wiedział, czy nie wolałaby aby Ślizgoni byli nie mili, niż przesadnie uprzejmi. Najgorsze było to, że te dwa głupki naprawdę zachowywały się niezwykle uroczo i nawet sama Hermiona łapała się na tym, że delikatnie się uśmiecha patrząc to na jednego to na drugie. Szczególnie na tego drugiego.

-Ok. Skoro już wszystko ustaliśmy to ja wracam do pracy.- Mężczyzna pocałował żonę w policzek, a córkę jak to zwykle robi pieszczotliwy ojciec w czoło.

-Do zobaczenia.

-Pa! tato.

Na chwilę zapanowała cisza. W końcu można było jeszcze usłyszeć jak pan Granger zamyka drzwi i jak odjeżdża spod domu samochodem.

-W porządku, skoro już się najedliście. To teraz wszyscy na górę. Hermiono pokażesz chłopcom ich pokój i łazienkę. W komodzie na korytarzu na piętrze powinny być jakieś rzeczy po twoich kuzynach, niech sobie coś wybiorą i niech się przebiorą. Odpocznijcie sobie trochę, a ja w tym czasie pojadę kupić coś na kolację.- Jane wydawała polecenia biegając po całej kuchni, pakując do swojej torebki różne rzeczy.- Ah, brudne ubrania złóżcie w koszach. Przez noc się wypiorą i wysuszą. Dobra to ja znikam. Wypoczywajcie. Pa, córciu.- Tak jak to zrobił pan Granger tak również pani Granger pocałowała Hermionę w czoło.- Na razie chłopcy! Czujcie się jak u siebie. Pa!- I wybiegła. Hermiona zawsze podziwiała swoją matkę, że ona jeszcze nigdy nie zabiła się przez te swoje kolosalnie długie szpilki. Osobiście nie cierpiała chodzić w takich typu butach. Co innego jej mama, dla której żaden obcas nie był wyzwaniem. Po kilku sekundach z dworu dało się usłyszeć, warkot rozgrzewającego się silnika i pisk opon ruszającego samochodu.

-Wiesz co Granger. Nigdy nie sądziłem, że powiem coś takiego. Ale twoja mamuśka jest naprawdę gorąca.- Hermiona myślała, że szlak ją trafi. Gdyby nie skuteczny refleks Dracona, Diabeł najzwyczajniej w świecie, oberwał by w głowę ceramicznym kubkiem.

-Szkoda kubka.- Stwierdził żartobliwe, Draco odkładając rękę Hermiony na stół i zabierając od niej narzędzie mordu. Po czym spojrzał z dezaprobatą na przyjaciela i popukał się palcem w głowę.

Wciąż wściekła Gryfonka wstała w końcu od stołu, gwałtownie odsuwając krzesło.

-Chodźcie pokażę wam wasz pokój.

Chłopcy ruszyli za nią na piętro.

-Tu będziecie spać.- Otworzyła drzwi do pokoju gościnnego, wpuszczając ich do środka. Pokój był dość duży. Stało tam jedno łóżko, kanapa, szafa i komoda z jasnego drewna. Utrzymany był w jasnych neutralnych kolorach.- Polówka dla jednego z was jest za szafą. Łazienkę macie tam.- Pokazała na jasne drzwi.- Zanim pójdziecie się ogarnąć, wybierzcie sobie jakieś rzeczy, które są w komodzie stojącej na korytarzu. Mój pokój jest obok, ale to jest wam raczej do niczego nie potrzebne. Tak więc rozgłoście się.- Odpowiedziała zmierzając do wyjścia.

-Oh! Granger, wiedza gdzie jest twoja sypialnia jest bardzo nam potrzebna.

-Boże daj mi cierpliwość na tego osła!- Krzyczała wychodząc.

-O tak!!! Daj jej cierpliwość!!!- Przedrzeźniał ją. Odpowiedzi udzieliły mu jedynie trzaskające za dziewczyną drzwi.- Nie no stary...- Zwrócił się do Malfoya.-... ona jest prze urocza.- Nagle coś szczególnego zwróciło jego uwagę.- O nie!!! Nawet o tym nie myśl Potter!!! Wypad na kanapę!!!

-Spadaj Zabini kto pierwszy ten lepszy!

-Nie ma mowy! Łóżko jest moje!!!- Wykrzyczał wściekły Diabeł, rzucając się na posłanie, na którym i tak już leżał Harry.

-Aa!!! Zabini popaprańcu, spieprzaj!!!

Podczas gdy chłopcy toczyli zawziętą walkę, o to kto ma gdzie spać, Draco korzystając z okazji udał się do łazienki. Miał ochotę na bardzo długą i ciepłą kąpiel.


* * * * * *


Wykąpany i wypachniony Blaise Zabini ostatni wyszedł z łazienki. Wszedł do ich pokoju z dumną, a zarazem irytującą jak dla niektórych miną zwycięzcy. Widząc leżącego na kanapie Pottera uśmiechnął się jeszcze szerzej. O tak to on był zwycięzcą wielkiej wojny o wygodne i mięciutkie łóżeczko. Argumentem, który przeważył ostateczną bitwę było stwierdzenie Zabiniego, że nawet jeśli Potterowi uda się go zepchnąć, to on i tak obiecuje mu, że w nocy do niego przyjdzie i chodź w tej chwili bardziej interesują go kobiety, to z racji na "starą, dobrą" znajomość się do niego dobierze. Harry mimo, że wiedział iż Blaise blefuje, profilaktycznie wolał nie ryzykować.

Ubrany w rzeczy jednego z kuzynów Hermiony Diabeł walnął się na swoje trofeum, na której aktualnie spoczywał, bawiący się różdżką Zabiniego, Draco .

-N-U-D-A! Nuuddaaa!- Stwierdził przeciągając się leniwie na niebieskiej pościeli, by na koniec dodać.- Nuda.

-Żeś odkrył Amerykę Zabini.

-Ty tam Potter siedź cicho. Bo to, że śpisz na kanapie jeszcze nic nie oznacza. Tam też spokojnie mogą się zmieścić dwie osoby. A nóż najdzie mnie ochota.

Harry lekko się skrzywił, a Draco zaśmiał pod nosem. To się nazywa nie wybredne poczucie humoru towarzysza Zabiniego.

-Dobra moje panie. Wy jak chcecie to sobie tu siedźcie. Ja nie zamierzam w tak porywająco interesujący sposób marnować swojego czasu tutaj.- To mówiąc zszedł z łóżka.

-Co ty bredzisz?

-Nic co by cię interesowało Potti.- Opowiedział mu wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi.

Zapanowała cisza. Potter i Malfoy patrzyli na siebie dziwne, ale żaden nie zhańbił się by zapytać drugiego: O co chodziło Zabiniemu i gdzie się udał? Odpowiedź nasunęła im się sama.

-Zabini!!!- Za drzwi doleciał ich głośny i kobiecy pisk.- Wypad z mojego łóżka gnomie.

Słysząc z ust Granger jak w jednym zdaniu wypowiada "łóżko" i "Zabini", Draco poderwał się szybko do pozycji stojącej.

-Wiesz co Potter sądzę, że jak ja tam pójdę będzie najlepiej. Zabini prędzej opanuje się jak ja tam będę niż...

Blondyn już był przy drzwiach.

-Tak, tak Malfoy. Nie mam nic przeciwko...- Drzwi dość głośno się zatrzasnęły.- Idź.- Dokończył Harry, po czym odłożył książkę i zakładając ręce za głowę udał się na drzemkę.

*

Na szczęście dla Blaisea widok jaki zastał Draco, gdy wtargnął do sypialni Gryfonki, był w miarę tolerancyjny. Diabeł leżał na łóżko dziewczyny, przeglądając jakąś książkę, czy album, a zła Hermiona stała na środku pokoju i wyrzucała z siebie wszystkie jej znane obelgi.

-Natychmiast to odłóż.

-Granger jak byłaś mała, byłaś równie urocza, tak jak teraz. Oczywiście jak się nie złościsz. O! Draco dobrze, że jesteś widziałeś kiedyś Granger umazaną czekoladą. Jeśli nie to masz okazję.- To mówiąc odwrócił album pokazując blondynowi. Zdjęcie uroczej dziewczynki, uczesanej w dwie kiteczki z brązową buzią, umazaną od czekoladowego loda.

Draco mimowolnie się zaśmiał.

-No rzeczywiście bardzo zabawne. Oddawaj to!- Próbowała zabrać chłopakowi album, ale ten wstał i zręcznie uniknął jej chwytu.

-O to jest uroczę, taki mały smutasek.- Stanął koło Malfoya podsuwając mu pod nos kolejne zdjęcie.- Ooo! I nawet takie masz zdjęcia.- Zabini na chwilę przestał przewracać kartki i zaczął przyglądać się brunetce.- No muszę szczerze stwierdzić, że pupę to ty miałaś od małego zgrabną.

-Zabini!!!

-Dobra Blaise, daj spokój.- Draco w końcu się opamiętał i zabrał Diabłowi album, zamykając go i oddając Gryfonce.

-Dzięki.- Nie spodziewała się takiego gestu, to było miłe. Podziękowała i podeszła regału z książkami by odłożyć album między inny laktury.

-Ale wy jesteście, nie umiecie się bawić. Granger przecież każdy ma takie zdjęcia jak był mały.

-Ale nie każdy musi ich oglądać.

-No daj spokój. One były urocze.- Blaise ponownie zaczął się przechadzać po pokoju Hermiony poszukując wzrokiem, jakiś fajnych, najlepiej zawstydzających rzeczy.

-Blaise mój pokój to nie muzeum. Więc z łaski swojej może przestań go już zwiedzać.

-Jeny ale ty jesteś. Chcę po prostu zobaczyć jak mieszkasz.

-Zobaczyłeś już więc wypad.

-Dobra, dobra już wychodzę. Zostawiam was samych.- Mrugnął sugestywnie do Hermiony i zaczął zbliżać się drzwi.

-Nie zostawisz na samych bo Malfoy również wychodzi.

-Ależ oczywiście Słoneczko, ależ oczywiście.

Blaise uśmiechając się sam do siebie, nie wiadomo czemu. W końcu opuścił pokój panny Granger.

*

Och, jesteś okropnie niegrzeczny Diable. Tak, samo niegrzeczny jak seksowny. No to gołąbki mamy już z głowy. Pomyślał wchodząc do swojego pokoju.

-Potti!!! Wróciłem!!!

*

-Masz fajny pokój.- Stwierdził po chwili milczenia blondyn. Przyglądając się jej zdjęciom stojącym na komodzie.

-Malfoy, proszę. Chociaż raz byś nie kłamał w żywe oczy.- Prychnęła.

-Ale ja mówię poważnie. Serio, podoba mi się.

-Taa, jasne.- Hermiona usiadła na zaścielonym łóżku. Draco wciąż stał do niej tyłem, przyglądając się ramkom z fotografiami.

-To jest ładne.- W końcu wziął jedno i usiadł koło dziewczyny pokazując jej.- Gdyby tylko nie było na nim tych dwóch kołków...- Wskazał na Rona i Harrego.-... to by było perfekcyjne.

-Oh, tak oczywiście. Głupek z ciebie.- Zabrała mu ramkę i postawiła na parapecie, by zaraz położyć się wygodnie na łóżku. Draco nie wiele myśląc położył się obok niej.

Milczeli, patrząc się w biały sufit. To blondyn pierwszy postanowił przerwać ten melancholijny nastrój.

-Ale byłem idiotą.

-Hhhmm?- Spojrzała na niego, on również przechylił głowę w jej stronę.

-Przez ostanie sześć lat. Byłem totalnym idiotą.

-Nie byłeś.- Zrobił pytającą minę.- Ty wciąż nim jesteś.- Zaśmiała się wrednie.

-Wiesz, co stanowczo za dużo czasu spędzasz w towarzystwie Zabiniego. Stanowczo za dużo.- Odgryzł się jej równie złośliwie. By zaraz dodać całkowicie szczerze.- Mówiłem poważnie Granger i...

-Wiem.- Przerwała mu.- Nie musisz kończyć bo ja to wiem. Ale jak sam już zauważyłeś to już nie jesteś w pewnym sensie oczywiście, ale nie jesteś. Nie roztrząsajmy przeszłości skoro jest dobrze tak jak jest.

-Masz rację, jest dobrze.- Uśmiechnął się ironicznie. Przekręcił się na bok, pochylając nad nią.- Pamiętasz co mówiłaś tydzień temu?

-Że ci nie ulegnę.

-Yhm. Patrz to już tydzień. Wytrzymałaś cały tydzień.

-No cały przez cały ten tydzień doprowadzałam do tego, że omal nie trafił cię szlak.- Zrobiła pauzę by wziąć głębszy oddech.- Kłamałam.

-Co?- Zapytał rozbawiony, gładząc dłonią jej ramię.

-Kłamałam, chodź się nie chciałam do tego przyznać, to kłamałam ci w żywe oczy zapewniając, że ci nie ulegnę. Ale wytrzymałam cały tydzień i obiecałam cię nauczyć pokory i wydaje mi się, że chodź trochę nauczyłam.

-Oj nauczyłaś wredna małpo. Byłaś cholernie dobrą i okrutną nauczycielką.- Zakpił z ironicznym uśmiechem na ustach, tym razem bawiąc się jej włosami.

-Więc możemy uznać remis?

-No jakby nie patrzeć.- Przytaknął wciąż głęboko patrząc jej w oczy.- Tylko to chore udawanie.- Powiedział z pretensją odsuwając się od niej z powrotem kładąc na plecy.

-Sam się zgodziłeś.

-Bo mnie zaszantażowałaś.- Albo jej się wydawało, albo wyczuła lekką irytację w jego głosie.- Dlaczego nie może być normalnie?- Zapytał już nieco łagodniej. Przeszywał ją spojrzeniem. Odwróciła swój wzrok. Czego ona się tak bała? No czego? Za dużo pytań. Zdecydowanie za dużo.

-Nie rozmawiajmy teraz o tym.

-A kiedy?

-Kiedy indziej.- Podniosła się do pozycji siedzącej. Nie wiele myśląc uniosła się jeszcze nieco wyżej, by za chwile opaść na Malfoyu, który teraz też podniósł się do pozycji siedzącej.- Kiedy indziej.- Powtórzyła przybliżając swoją twarz do twarzy chłopaka. O nie, on chciał rozmawiać teraz, teraz póki są sami, teraz...

Tylko, że teraz znów jej uległ. Znów poddał się jej magicznym ustom. Znów ona wygrała.

Oj starzejesz się Malfoy, starzejesz...

Uchwyciła jego twarz w swoje dłonie, a on przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej jak tylko się dało. W końcu wykonał zwinny ruch, tak że to dziewczyna leżała pod nim, przygnieciona lekko do materaca.

-Jesteś okropny wiesz!?- Zapytała łapiąc oddech między kolejnymi pocałunkami.

-Yhm i dobrze mi z tą wiedzą.

Łagodnie kąsał swoimi wargami jej szyję, a jego ręce powoli z ramion zsunęły się na biodra dziewczyny. Jęknęła delikatnie, gdy zimne dłonie chłopaka wsunęły się pod jej koszulę.

-Nie za dobrze sobie poczynasz?- Zapytała puki jeszcze jako tako kontaktowała. Nie przeszkadzało jej to w żadnym wypadku, ale droczenie się z Malfoyem, zwłaszcza w takich sytuacjach było wręcz przyjemnością.

-Źle ci?- Zapytał szeptem, by zaraz namiętnie ją pocałować. Odpowiedział mu jedynie stłumiony jęk przyjemności.- No właśnie.- Stwierdził zaraz jak się od niej odsunął.

-Mówiłam ci już, że jesteś okropny?

-Bo to raz.

Jego dłonie coraz śmielej poczynały sobie pod jej bluzką i gdy już miał znowu zacząć obdarzać Hermionę, kolejną porcją "niewinnych" pieszczot. Za drzwi usłyszeli wołanie.


-Hermiono, chłopcy kolacja!!! Chodźcie!!!


Draco skrzywił się. Postanowił jeszcze raz spróbować, lecz dziewczyna była stanowcza. Zrzuciła go z siebie, poprawiając guziki od swojej niebieskiej koszuli.

-Nie idźmy.- Jeszcze raz spróbował przysuwając do siedzącej tyłem do niego dziewczyny.- Powiemy, że nam się przysnęło.

-Nie kuś.

-Kuszę.- Szeptał do jej ucha.

-Nie ma takiej opcji. Ciekawe jestem jakbym wytłumaczyła mamie, że dziwnym trafem przysnęło nam się oboje i to w mojej sypialni. Jak już mówiłam nie mam mowy.- Odchyliła lekko głowę całując, go przelotnie w policzek.- Po za tym Harry może sobie coś pomyśleć- Draco słysząc te słowa przewrócił tylko znacząco oczami.

-A skąd twoja mama niby będzie wiedzieć, że jestem u ciebie?

- Moja mama na pewno by przyszła sprawdzić czy wszystko w porządku. I wątpię czy by się spodobał jej widok, który by tu zastała.

-Przesadzasz.

-O tak zapewne!- Zachichotała.- A teraz już nie świruj, tylko wychodź ja zaraz dojdę.

-No tak zapomniałem.- Posłuchał jej podnosząc się gwałtownie z łóżka.- Przecież nawet na pustym korytarzu nie możemy pokazać, że idziemy obok siebie.

-Draco?

-Nie zaczynaj.

-Draco...

-Przestań jeszcze ktoś usłyszy, a nawet i zobaczy.- Zakpił rozgoryczony.

Wyszedł z jej pokoju. A jej przez myśl po raz kolejny przeszło pytanie. Czy aby na pewno robi dobrze?

Nie wiele myśląc, złapała leżącą na toaletce frotkę do włosów i również wyszła z pokoju. W drzwiach natknęła się na Blaisea.

-Bardziej polecałbym rozpuszczone włosy niż kitkę.

-Co!?- Zdziwiła się.

Ale nie dane było jej już usłyszeć odpowiedzi. Bo Diabeł jak nagle się pojawił, tak szybko się zmył.

O co mu chodziło?

Oczywiście nawet przez myśl nie przeszło jej aby go posłuchać, aż do momentu gdy przeszła obok wiszącego na ścianie lustra. I ku jej grozie okazało się że Zabini ma rację. Rozpuszczone włosy znacznie dokładniej ukryją malinkę na jej szyi niż kitka. Zdecydowanie.

-Świetnie.- Warknęła sama do siebie, ściągając gumkę z włosów i rozrzucając jej na ramionach.- Po prostu świetnie.


* * * * * *

Kolacja minęła im w dość miłej i przyjemnej atmosferze. Najlepiej chyba bawił się Blaise, który zabawiał rozmową rodziców Hermiony, co chwila zaczepiając to ich córkę to Pottera. Draco mało odzywał się podczas posiłku. Oczywiście śmiał się z dowcipów kolegi z domu. Ale mimo tego był jakiś dziwnie zamyślony i tak jakby nie obecny. Hermiona zachowywała się podobnie.

Po kolacji państwo Granger pożegnali się s młodymi udając się do swojej sypialni. Nie wiele myśląc Hermiona zrobiła to samo rzucając chłopakom tylko ciche.

-Dobranoc.

I zamknęła się w swoim pokoju.

Londyn zapadł w sen. Ale co tam cały Londyn, jak nie śpi najbardziej piekielne stworzenie wszechświata, bardzo mocno zirytowane stworzenie.

No śpi sobie najzwyczajniej w świecie śpi. Taka okazja, a on śpi. No kretyn. Prawdziwy kretyn. Jemu naprawdę już na mózg padło do tej miłości. Zamiast kombinować jak by tu się dostać do jej sypialni, to on sobie po prostu śpi. DO JASNEJ CHOLERY ŚPI!!!!

Krzyczał w myślach Geniusz zła, pan Z. Obserwując swojego całkowicie bezmyślnego przyjaciela, który po prostu spokojnie spał sobie spokojnie na nawet dość wygodnym polowym łóżku.

O nie, nie po to on teraz odwalał cały ten cyrk z Potterem, aby ten dureń, który notabene mianuję się jego przyjacielem, odwalał takie coś.

-Długo będziesz jeszcze sobie spał.- Wywarczał przez zęby. Wiedział, że nie przyniesie to żadnego efektu, ale czuł ogromną potrzebę aby to powiedzieć.

-Co? Długo tak będziemy robić z siebie głupka i czekać na cud, aż może księżniczce się odwidzi i nie daj Merlina...

-Zabini ja nie śpię i dokładnie słyszę co bredzisz. Więc radzę ci pohamuj się.- Przerwał tyradę Zabiniego. Nie otworzył oczu, a nawet się do niego nie odwrócił. Chciał po prostu spać. Najlepiej z nią spać.

-Mogę ci zadać kluczowe pytanie Smoku?

-Nie.

-Co ty tu do cholery jeszcze robisz?

-Śpię.

-No właśnie gamoniu. A gdzie powinieneś być?

-Zabini daj mi spokój.- Oj nie, nie miał on zamiaru dać mu spokoju.

-Idź do niej.

-Niby po co.- Draco wciąż mamrotał pod nosem, nie racząc się nawet odwrócić przodem do swojego rozmówcy.

-Bo ja do niej pójdę. Mam różdźkę i...

-Twoje żarty nie są wcale śmieszne i naprawdę możesz za nie dostać.

-Ale ja nie żartuje Draco. Inaczej nie zmuszę cię abyś zabrał swój tyłek i do niej polazł. Nie wiem co się między wami wydarzyło. O co się tym razem do cholery pożarliście. Ale sądząc po malince na je szyi...

-Co!?

-I po tym jak zachowywaliście się się na kolacji, to musiało być ostro. Więc nie mam pojęcia na co czekasz?

-Nie chce mi się z nią rozmawiać.

-Jasne. Kogo ty oszukujesz?

-Siebie samego.- Dopiero teraz się do niego odwrócił.

-No właśnie. Smoku, idź do niej i wiesz, że nie chodzi mi tu... Po prostu do niej idź. To twoja szansa, wasza szansa.

-Boże Zabini ja nie sądziłem, że ty kiedykolwiek będziesz potrafił powiedzieć coś tak... kurczę sam nawet nie wiem jak to określić.- Zakpił, ironicznie się śmiejąc.

-Dobra zamknij się już bo kopa zaraz dostaniesz. Dobrze wiesz o co mi chodzi, filozofem nie jestem więc mądrzej ci tego nie powiem. No leziesz do niej?

Draco ponownie zaśmiał się wrednie.

-No to idę.

-W końcu jeszcze chwilę, a gwarantuję, że sam bym cię stąd wywalił.

-Nie wątpię.

-Poczekaj.- Zabini wychylił się za łóżko szykując czegoś w kieszeni swoich dżinsów.-Masz, może ci się przydać.- Rzucił mu swoją różdżkę.

-Dzięki.- Prychnął.

-Wiesz co Malfoy?

-Hm?

-Ty się na serio w niej zabujałeś. Na maksa wpadłeś.

-Dobra nie smęć już, bo tym razem to ja mogę ci przyłożyć.- Rzucił na do widzenia cicho otwierając drzwi od ich pokoju.

-A najśmieszniejsze jest to, że ją trafiło tak samo.

Draco odwrócił się do niego i popukał się palcem do czole, po czym wyślizgnął się cicho na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

-Poszedł?- Zapytał szeptem zaspany Harry

-No.

-Niech on jej tylko coś zrobi Zabini. Zabiję jego i ciebie przy okazji.

-Oczywiście Potti. Oczywiście.- Blaise przewrócił się na drugi bok, odwracając głową do ściany.


* * * * * *


Najciszej jak potrafił tworzył drzwi od sypialni Hermiony. W pokoju panował półmrok. Delikatne światło lampki nocnej odbijało swoje czerwone światło o ścianę pokoju. Łóżko, które stało przy oknie było rozświetlane przez delikatny blask księżyca. Spała. Oddychała spokojnie. Leżała na boku, zwinięta w kłębek niczym małe dziecko. Włosy, które opadały na jej twarz były jeszcze trochę wilgotne. Prawdopodobnie jeszcze raz umyła głowę, ale już jej nie suszyła.

Delikatnie przysiadł na brzegu łóżka. Powoli, tak by jej nie obudzić odchylił rąbek kołdry by się pod nią wsunąć.

-Silienco.- Wyszeptał, gdy leżał już koło niej. Otoczył pokój zaklęciem wyciszającym i rzucił różdżkę Blaisea na podłogę.

Była tak blisko niego. Teraz dokładnie czuł intensywny zapach rumianku, którym najprawdopodobniej pachniały jej włosy, mieszający się z brzoskwiniowym płynem do kąpieli.

"Najsłodsza istota na ziemi." Przeszło mu przez myśl. Wolno odgarnął włosy opadające na jej policzki. Sam nie wiedział czy chciał aby się obudziła, czy aby po prostu dalej tak uroczo spała. Była przy nim, bardzo blisko więc...

Nagle poczuł, jak dziewczyna odwraca się w jego stronę i delikatnie wtula swoje ciało w jego.

-Myślałam, że jesteś na mnie obrażony?- Zapytała cicho wciąż nie otwierając oczu.

-Bo jestem.

-Więc po co przyszedłeś?- Jeszcze mocniej się do niego przytuliła. Tak na wszelki wypadek by się nie rozmyślił, by już jej nie uciekł.

-Chciałem ci zrobić na złość. Ale widzę, że raczej jest odwrotnie.

Zaśmiała się cicho słysząc jego odpowiedź.

-Wiesz co Granger?

-Tak.

-Ładnie pachniesz.

Delikatnie uniósł jej podbródek do góry, dopiero teraz otworzyła oczy. W świetle księżyca, błyszczały się one takim nieokreślonym blaskiem. Nachylił się nad nią i delikatnie pocałował. Niespiesznie pieścił jej usta, tak aby jak najlepiej zapamiętać ich smak.

-Jeśli mój ojciec cię tu nakryje...- Zrobiła delikatną przerwę bo ponownie ją pocałował przewracając ją na plecy i układając się nad nią.-... uwierz mi nie przeżyjesz tego spotkania.

-Mówi się trudno.- Opowiedział przekornie schodząc swoimi pocałunkami prosto na jej szyję.- A co tu taj mamy? Czyżbyś mnie zdradzała gryfońska kujonko?- Zapytał się, uśmiechając się niezwykle zadziornie, a zarazem czule patrząc jej w oczy.

-Powinieneś za to dostać.

-Ja!? A to ja zrobiłem?

-Nie święty Mikołaj.

-A kto go tam wie. Ale nie wiedziałem, że gustujesz w starszych, aż w tak starszych.

-Oh, jakiś ty mądry.

-Się wie.

Delikatnie pogłaskała go po twarzy, odgarniając opadającą na czoło grzywkę.

-Wiesz, że masz śliczne oczy?

-Nie.

-Nie kokietuj Malfoy. Na mnie to i tak nie robi większego wrażenie. Ale twoje oczy naprawdę są ładne. Bardzo ładne.

-Dziękuję. Ale to ja raczej powinienem ci mówić takie rzeczy.

-Nie musisz, wolę jak nie wypowiadasz się na temat mojej osoby- W jej wypowiedzi dało się wyczuć lekką ironię. Nie przestawała swoją dłonią jeździć po gładkim policzku.

-Dlaczego?

-Po prostu wolę jak mi to pokazujesz.

-A chcesz abym ci teraz to pokazał?- Zapytał mrucząc jej do ucha delikatnie je muskając.

-Chcę...


Bardzo się starała jakoś ukryć drżenie swojego głosu. On w tym czasie ponownie ją pocałował, przyciskając ją do siebie mocniej. Jej ciałem, ale również i duszą targały bardzo różne emocje. Bałą się, a jednocześnie pragnęła. Jedna wielka sprzeczność.

Nie kończąc pocałunku przewrócił siebie i dziewczynę, tak aby to on leżał na plecach, a ona na nim. Po chwili podniósł siebie i ją, kołdra którą byli przykryci opadła skotłowana na podłogę. Oplotła go w pasie swoimi nogami. Tym razem to ona uczyniła pierwszy krok. Zsunęła swoje dłonie na jego brzuch i powoli zaczęła podwijać do góry czarny podkoszulek w którym miał spać. Pomógł jej ciągnąć go przez głowę.

-Hermiona...- Wyszeptał niezwykle zachrypniętym, męskim głosem.

-Nic nie mów. Pokazuj.

Pocałował ją pieszczotliwie w czoło, zamknięte powieki, nos i lekko rozchylone usta. Po czym delikatnie odwrócił jej ciało, tak aby siedziała między jego nogami odwrócona do niego plecami.

-Co robisz?- Odchyliła lekko głowę w bok by na niego spojrzeć.

-Nie bój się, nic złego.- Jego usta musnęły jej policzek.

Przestała się bać, teraz tylko pragnęła.

Przesunął swoje dłonie po jej nogach. W prost od kostek zmierzając coraz wyżej. W końcu dotarł do ud i zakończenia jej bawełnianej nocnej koszuli. Przez chwilę wahał się. Przez umysł przeleciała mu seria pytań. Czy na pewno tego chce? Czy ona tego chce? Przecież to może wszystko zniszczyć, lub wprost przeciwnie. Nie przyszedł tu po to?


Więc po co przyszedłeś Draconie Malfoy?

Przyszedłem do niej. By być z nią.

Więc po prostu bądź. Tak jak jeszcze z żadną nie byłeś. Bądź w stu procentach.

Co cholery jasnej nie jestem pewny czy...

Jesteś.


Ponownie głęboko spojrzał w jej oczy.

-Draco?

Uśmiechnął się. Jak zwykle z ironicznym grymasem, ale tym razem niezwykle ciepło


Jestem!


-Draco!?

Wciąż się uśmiechając ucałował ją w kawałek odkrytego ramienia. Nie rozumiała jego zachowania i nie wiedziała też do końca czy chce je rozumieć. Ty czasem blondyn zaczął kończyć to co zaczął. Wsunął swoje smukłe, lekko chłodne dłonie pod jej piżamę, podwijając ją coraz to wyżej. W końcu jej koszula podzieliła los jego t-shirtu.

Była cała jego. Dziewczyna mimo, że siedziała plecami do blondyna zawstydziła się. Uświadomiła sobie, że właśnie Malfoy jest pierwszym mężczyzną, który widzi ją nagą. Czerwony rumieniec oblał jej policzki. Założyła ręce na dekolt. Zakrywając swoje piersi.

-Jesteś śliczna.

Odgarnął włosy z jej pleców zarzucając wszystkie na jej lewe ramię. Pocałował jej kark. Swoimi pocałunkami wodził po całej jej siły.

-Nie kokietuj.- Ledwo mówiła. Jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Odchyliła głowę do tyłu umożliwiając mu pogłębianie swoich pieszczot.

Jego dłonie zacisnęły się na jej ramionach delikatnie je masując, usta wciąż błądziły po jej szyi. Chciał, pragnął dać jej jak najwięcej. Jak najwięcej. Niespiesznie jego ręce zaczęły zsuwać się w dół. Delikatnie przesunął swoje dłonie wprost na jej. Przymknęła oczy. Wszystko co się teraz między nimi działo było magiczne, zakazane i niepowtarzalne.

-Chyba cię kocham Granger.- Cichy szept, niczym dzwon na kościelnej wieży rozbrzmiał tuż koło jej ucha. Błyskawicznie otworzyła oczy. Zaschło w jej gardle. Dosłownie czuła jak jej żołądek wywraca się na lewą stronę, a serce lata w górę to w dół wzdłuż jej kręgosłupa.

-Hermiono.- Kontynuował. Czuł, że chyba coś jest nie tak. Brunetka stała sie nagle mocno spięta.- Hermiono?

A jednak jej się nie wydawało. Powiedział to. Wyznał. Kocha. Sama nie do końca zdawała sobie sprawę ale świat zawirował jej przed oczami. Niepokój odszedł w siną dal.

Otworzyła oczy. Czuła jak jego dłonie odruchowo zaciskają się na jej. Musiał poczuć się nie pewnie widząc jej reakcję.

-Hermiono?- Powtórzył pytanie. Milczała. Zamiast wypowiadać zbędne słowa, które i tak nie oddały by namiastki emocji jakie w niej są, delikatnie zabrała jego i swoje dłonie odsłaniając swoje piersi.

-Miona.- Jego głos był tak elektryzujący.

Powoli odwróciła się do niego przodem. Głęboko spojrzała w jego szare oczy.


Jesteś pewna Hermiono?

Jestem.


Delikatnie przejechała swoją dłonią po jego torsie. Teraz słowa nie były potrzebne. Złączyła swoje wargi z jego i delikatnie pchając położyła na łóżko.

Nie musiała odpowiadać słowami na jego wyznanie. Wiedział że czuje to samo. Czuł, że jej serce bije tak samo mocno jak jego. Czuł, że oba narządy grają w tej samej orkiestrancie i wygrywają tą samą melodię.

Jedną dłoń wplątał w jej brązowe loki, które teraz delikatnie łaskotały jego klatkę piersiową. Druga dłoń, zsunęła się na jej biodra zahaczając o pasek białych majteczek w których spała. Ściągnął je. Ponownie delikatnie zainicjował zmienienie pozycji. Ułożył ją na poduszkach. Obchodził się z nią jakby była ze szkła. Jakby była makiem, którego czerwone płatki można łatwo strącić niszcząc cały kwiat. Nie chciał tego. Jedyne czego teraz pragnął, to tego aby jej nie skrzywdzić. Sam nie wiedział jak to się stało. Dlaczego nagle jej potrzeby zaczęły być ważniejsze od niego. Przecież nazywa się Malfoy. Dla niego zawsze najważniejszy był on sam. A teraz?


Teraz najważniejsza jest ta kujonka Granger.


-My naprawdę...

-Nie chcę nikogo innego.- Przerwała mu, wchodząc w zdanie.- Chcę ciebie.- To mówiło mu dosłownie wszystko. Rozwiało wszystkie wątpliwości.

Tak jak on to zrobił wcześniej tak i ona ściągnęła teraz jego bieliznę. Na wyprostowanych ramionach zawisł nad jej ciałem tak aby jej nie przygnieść.

-Mówiłem ci już, że jesteś śliczna?- Zapytał podobnie, jak kiedyś ona jego.

-Bo to raz.- Roześmiał się delikatnie całując jej obojczyk. Jego usta błądziły co raz niżej. Doprowadzając do wariacji ciało Gryfonki. Najpierw całował piersi, potem brzuch, a potem najczulszy punkt jej ciała.

Nie pytał się, ale miał pewność, że jej będzie to pierwszy raz. To jeszcze bardziej mobilizowało go do tego aby było cudownie. Aby ona czuła się cudownie. Mimo, że pragnął jej jak żadnej innej. Mimo, że każda komórka jego ciała pragnęła natychmiastowej bliskości tej dziewczyny, pragnęła jej dotyku, jej ust. To potrafił się powstrzymać.

Wyczuwał, że ona również jest podniecona i podekscytowana tak jak on. Nie zaprzestając pieszcząc jej ciała ułożył się wygodnie miedzy jej nogami.

-Hermiono?

-Wiem Draco i tego chcę.

Naprawdę chciała. Bardzo mocno go pragnęła. Pragnęła jego. Tego zakichanego dupka, arystokratę od siedmiu boleści, tego egoistę.

Zarzuciła swoje ręce na jego szyję, cały czas patrząc mu w oczy. On również nie odrywał od niej wzroku. W końcu powolnymi i łagodnymi ruchami zaczął wsuwać się do jej wnętrza. Mimo wszystko zabolało. Zacisnęła powieki. Gwałtownie przytulił się do jej ciała.

-Her...

-Cii... Jest dobrze Draco. Jest dobrze. Nie przerywaj. Proszę nie przerywaj.- Uśmiechnęła się blado.

Spełnił jej prośbę. Zaczął się powoli poruszać. Sprawiając, że przez ciało Hermiony zaczęły przechodzić fale przyjemnych dreszczy, zastępujące ból. Nie minęło kilka sekund, a zarówno na jego jak i na jej twarzy rozkwitł błogi uśmiech. Czuła się jak w niebie i to dzięki niemu. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i to dzięki jej.


Po prostu byli razem.



<<muzyka>>


Mimo, że dopiero była godzina piąta oni nie spali. Pływali lekko na jawie, ale nie spali. Tak jakby się bali, że jak zasną to tej drugiej osoby już nie będzie. Leżeli nadzy w skotłowanej pościeli. Przyciśnięci do siebie tak ciasno jak tylko się dało. Obejmował ją w pasie swoim ramieniem, trzymając w lekkim uścisku jej dłoń. Mimo, że lekko drzemał nie zaprzestawał kciukiem delikatnie pieścić jej nadgarstków.

Czuła jego gorący oddech, który owiewał jej szyję. Niespiesznie muskała swoją stopą jego łydkę.


-Draco?

-Hhmm?

- Ja ciebie też.

Fala nieokreślonego ciepła popłynęła z jego serca, rozchodząc się po całym ciele.

-Wiem.- Odpowiedział całując jej łopatkę.

Ponownie leżeli w milczeniu ciesząc się błogą ciszą. Gdy nagle jak przez mgłę usłyszał.

-Żadnego udawania.

Momentalnie szerzej otworzył oczy, a brunetka w tym czasie przewróciła się na drugi bok mocniej wtulając w jego ciepły tors.

-Niech się dzieje co chce. Ale żadnego udawania Draco. Czy tego chcesz czy nie. Żadnego udawania.

Zaśmiał się cicho, po czym czule pocałował jej czoło i jeszcze mocniej co siebie przytulił.

*

Draco wchodząc do pokoju Hermiony pamiętał bardzo dobrze o tym by wyciszyć pomieszczenie. Ale nie pamiętał o tym by je dobrze zamknąć. A klucz przecież leżał sobie spokojenie na toaletce dziewczyny.

Gdyby tylko któreś z nich spojrzało teraz w stronę drzwi, na pewno zobaczyło by jak złota klamka niebezpiecznie obniża się. I robi to tylko w jednym celu.


*

Rozdział IV (część druga)


Powoli otwierał oczy. Mrugał powiekami, a obraz wciąż nie odzyskiwał swoich pierwotnych kształtów. Jednym słowem świat wirował. Koła były kwadratami, a kwadraty trójkątami. Na dodatek wszystko różowe.

-Mamo?

-Panie Crabbe! No dałby już pan z tym spokój.- Basowy głos przywrócił równowagę w galaktyce. Świat nabrał normalnych szarych, szpitalnych barw. Zdecydowanie Rubeus Hagrid miał dość odgrywania roli rodzicielki pulchnego Ślizgona.

A więc byli w szkole. Skrzydło szpitalne. Wszystko już było jasne.

-No w końcu wrócił pan do żywych. Jeszcze został tylko ten rudasek o Weasleyów.

Siostra Pomfrey zniknęła za białym parawanem.

-Cholibka chłopcze tyś to masz wybujałą wyobraźnię.

-To my żyjemy?- Zapytał, jeszcze średnio kontaktujący Vincent.

-A no, żyjecie łobuzy. Ale strachu to żeście nam napędzili.- Zaśmiał się Hagrid.

-A gdzie reszta?- Crabbe wyjątkowo dziś wolno kojarzył.

-O resztę ty się nie martw złociutki.- Za parawanu wyszła Poppy wtrącając swoje trzy grosze, do tej jakże interesującej dyskusji. Nie siląc się na większe sentymenty, wepchnęła młodzieńcowi termometr do ust.- Nie odzywa się teraz! A jak już wcześniej wspominałam, o przyjaciół bać się nie musi. Wprawdzie narobili większego ambarasu niż wy, ale dyrektor Dumbledore i profesor Snape już po nich wyjechali.

-Jłaaaaa…tło…wyłe…chłali!?- Mówienie z termometrem w ustach było nie lada sztuką

-Mówiłam żeby się nie odzywał! A no wyjechali, aż w Londynie się znaleźli, tak to się zintegrowali. Zresztą podziwiam geniusza, który wpadł na pomysł Ślizgoni i Gryfoni: Razem! SAMI! PRZEZ DWA TYGODNIE!

-Oj do mnie nie miej pretensji Pomponio. Severusa się czepiaj. Severusa.

-No tak oczywiste, nawąchał się tam bóg wie czego w tej pracowni, a potem doznaje olśnienia. Wizje ma!- Zakpiła pielęgniarka przyglądając się termometrowi.- Już rodzice, tych dzieciaków mu pokażą wizje.- Dodała pod nosem.

* * * * * *


[...] Draco wchodząc do pokoju Hermiony pamiętał bardzo dobrze o tym by wyciszyć pomieszczenie. Ale nie pamiętał o tym by je dobrze zamknąć. A klucz przecież leżał sobie spokojnie na toaletce dziewczyny.

Gdyby tylko któreś z nich spojrzało teraz w stronę drzwi, na pewno zobaczyłoby jak złota klamka niebezpiecznie obniża się. I robi to tylko w jednym celu.


Jeszcze kilka sekund i do uszu obojga doleciał niebezpieczny zgrzyt. Hermiona na początku myślała, że jej się wydaje, lecz gdy zobaczyła jak drzwi od jej pokoju powoli się uchylają.

-O cholera.- Malfoy wydobył z siebie dość nie naturalny i dziwny dźwięk.

Nie mieli zbyt wiele czasów. W geście totalnej desperacji Hermiona zrobiła to co jedyne jej przyszło do głowy, czyli zarzuciła na Dracona kołdrę i przygniotła go jedną z poduszek. Zdążyła zarzucić na siebie nocną koszulę poczym odwróciła się gwałtownie drzwi były już otwarte na oścież. A przez głowę mknęło milion bezsensownych i głupich myśli. Żadnej konkretnej wymówki, która była w tej sytuacji tak bardzo potrzebna. Potrzebna do tego, by… by zaśmiewać się pod nosem w najlepsze?

Nie żeby było mu jakoś zbytnio komfortowo, ale żaby się od razu z niego nabijać i to w takiej sytuacji. Jak właśnie... Zaraz, zaraz no właśnie. Przecież nie wydawało mu się. Wyraźnie widział jak ktoś wchodzi do pokoju Gryfonki. Teraz powinien słyszeć rozmowę. Jakieś dociekliwe pytania, tłumaczenia dziewczyny. A w zamian tego on jedynie słyszy jej tłumiony śmiech.

Chrząknął znacząco przypominając o swojej obecności.

-Zobacz kto złożył nam wizytę?

-Co!?- Zapytał głupio. Aktualnie jedyne co widział to… Nie zaraz on nic nie widział bo był przygnieciony pościelą.

-No zobacz.- Hermiona ściągnęła kołdrę z jego arystokratycznej czupryny.- Kto do nas przyszedł .

Podniósł się na łokciach, by zobaczyć owego osobnika który aktualnie siedział na podłodze przy łóżku dziewczyny. Był przygotowany na najgorsze a tu…

-Na seledynowe gacie Merlina!- Opadł z powrotem na poduszki, z wypisanym na twarzy wyrazem głębokiej ulgi. Hermiona roześmiała się.

-Oj mordeczko ty moja ależ nam strachu napędziła.- Uklękła na łóżku, pochylając się nad z pozoru groźnie wyglądającym bernardynem.

-Jak on tu wlazł?- Draco ponownie podniósł się z łóżka siadając tuż za Hermionią.

-On zawsze tu wchodził. Naciska łapą klamkę, a łbem przesuwa drzwi. Prawda? Jestem takim mądrym pieskiem.- Mówiła do czworonoga drapiąc go za uchem.- A skoro już zaczęliśmy temat drzwi.- Łypnęła groźnie na chłopaka siedzącego za nią.

-Nie rozumiem.- Jakoś średnio wychodziło Malfoyowi tłumaczenie się.

-Teraz nie rozumiesz. Tak? To ciekawa jestem jakbyś to wytłumaczył mojemu ojcu.- Wstała z łóżka. Podeszła do stojącej nieopodal toaletki i zabrała leżący na jej blacie klucz. Podeszła do drzwi i zamknęła je.

-Ale na szczęście nie wszedł tu twój szanowny rodziciel, ale twój pupil…- Pies patrzył się na niego dziwnie.- …który chyba mnie nie lubi.- Bonzo kłapnął paszczą i wskoczył dwoma przednimi łapami na łóżko, tak jakby specjalnie chciał przestraszyć młodego dziedzica fortuny Malofyów.- Aaaaaa!!!- Wrzasnął Draco.

-Cii! Możesz tak łaskawi nie wrzeszczeć.- Uciszyła go.

-Ale on…- Draco Malfoy z zasady niczego tak naprawdę się nie boi, ale ten bernardyn miał naprawdę ogromną szczękę.

-No co on?- Nie żeby jakoś bawiło ją jego przerażenie, ale z drugiej strony.

-No jak to co!? Gapi się.- Odpowiedział głosem pełnym wyrzutów.

-Oh, ubierz spodnie to przestanie.

-No wiesz co, ależ ty jesteś miła.- Profilaktycznie naciągnął na swój zgrabny tyłek bokserki.- A mnie na serio twój pies lekko przeraża. Jakby chciał to odgryzł by mi rękę i nie tylko.- Na samą myśl się wzdrygnął, tego to mu bardzo będzie brakować.

-Draconie Malfoy, czy ty największy macho jaki ten magiczny świat widział, właśnie chcesz mi oznajmić, że się czegoś boisz?- Zapytała wślizgując się z powrotem na łóżko, zganiając gestem dłoni psa na podłogę. Ukucnęła naprzeciwko Draco.- Leżeć Bonzo. No panie Malfoy jak to z panem jest?

Czyżby ona zaczynała sobie z niego kpić? O nie ta zniewaga krwi wymaga, a że Ślizgon do mściwych należał.

-Już ja ci pokażę, wredna kujonko jak to zemną jest.- Roześmiała się. Ta jego udawana powaga i groźba. A może właśnie o to jej chodziło. Bo przecież już dawano sama przed sobą przyznała, że im bardziej Malfoy jest groźny, tym bardziej jest seksowny. Nie żeby jej jakoś przeszkadzało to, że chłopak stał się bardziej pod jej względem uległy. O nie co to, to nie. Ale lubiła te jego humory, ten wrodzony sarkazm i egoizm. Przecież nie zakochała się w nim dopiero wtedy jak stał się dla niej miły, tylko już dużo, dużo wcześniej. Już wtedy, kiedy ten arystokrata był po prostu wrednym dupkiem.

A co teraz robił ten wredny dupek?

Ten wredny dupek, właśnie bezczelnie delikatnie ją całował, znęcając się w najbardziej wyrafinowany sposób na świecie. Bo gdy ona tylko chciała przyspieszyć tempo ich pocałunku on uśmiechając się złowieszczo odsuwał się od niej. Próbowała go nawet objąć, ale to też jej uniemożliwił delikatnie przygważdżając jej nadgarstki do materaca swoimi.

-Jesteś okrutny.- Kosmyki jego blond czupryny łaskotały ją w szyję.- Draco błagam cię. Jeśli zobaczę na swojej szyi jeszcze jedną malinkę, to cię zamorduję.

Przerwał, zrównując swoją twarz z jej.

-Doprawdy?- Pocałował ją w nos.

-Zdecydowanie.- Zapewniła.

-Granger, z twoich cudownych rączek nawet śmierć była by seksowna.- Delikatnie przygryzł jej dolną wargę.- A teraz zanim zaczniemy się dalej bawić, odwołaj swoje słowa o moim domniemanym tchórzostwie.

-A będziemy się bawić jak równy z równym.

-Ty złą kobietą jesteś.- Wyszczerzył się do niej wrednie.- Ale ok. jak równy z równym.

-Więc odwołuję.

Tym razem dał się jej pocałować i to tak głęboko i gwałtownie jak ona chciała. A ona wykorzystując jego chwilowe roztargnienie, przewróciła go na plecy, siadając na niego okrakiem.

-Hhhmm widzę, że się rozkręcamy.- Wsunął dłoń pod jej piżamę, ale gdy tylko pies Hermiony zaszczekał momentalnie ją zabrał.

-Bonzo! No wiesz co!? Do kojca już!- Pies ze skulonym łbem udał się pod biurko dziewczyny.

Draco ponownie próbował sowich sztuczek, ale czworonóg nie spuszczał z niego swoich psich ślepi. Jakoś dziwnie go to krępowało.

-Wybacz kotku, ale. No gapi się. Nie mogę jak…

-No tak, a przy kolegach to jakoś wątpię byś się tak krępował.

-No Zabini raczej to by mi nic nie odgryzł.

-I to podobno kobiety to słaba płeć.- Wystarczyło jedno spojrzenie Hermiony, a markotny i zdominowany pies musiał potulnie odwrócić się tyłem do zakochanej i napalonej na siebie pary.

-Czy tak lepiej.- Gryfonka pochyliła się nad Ślizgonem, zniżając seksownie głos. A ten oblizał seksownie spierzchłe wargi kącikiem języka odpowiadając.

-Zdecydowanie.

I znów. Pieszczotom miało niebyt końca, a szaleńczy pocałunek nim się kończył miał zaczynać następny. Już jej dłonie sunęły po jego smukłym brzuchu. Już zahaczały o krawędź materiału bokserek.

Wszystko miało być tak piękne, gdyby nie ten dzwonek do drzwi, wymieniający się nawzajem z pukaniem, a raczej waleniem pięściami. Ktoś zdecydowanie tu był zdecydowanie bardzo niecierpliwy.

Oderwali się od siebie.

-To chyba nie do twojego pokoju.- Zapytał szeptem

-Nie to frontowe drzwi, ale…- Spojrzała na zegarek. Było dokładnie w pół do szóstej.-… o tej porze.- Skończyła.

-To co robimy?

-Nie mam pojęcia.

Pukanie wciąż nie ustawało. Na dodatek bernardyn zaczął nerwowo szczekać tuż pod samymi drzwiami.

-Bonzo cicho!

Zarwała się z łóżka. Chłopak wstał za nią. Za drzwi było słychać jak ktoś biegnie po korytarzu.

-Bonzo!- Ponownie uciszyła bernardyna.

-Już, już spokojnie Hermiono, już idę otworzyć.- Usłyszeli oboje za drzwi. Był to ojciec Hermiony.

-To twój tata.

-Tak i to też jedyna okazja abyś wyszedł.

Szybko otworzyła drzwi, przekręcając klucz w zamku. Bernardyn wybiegł pierwszy, drepcząc w kierunku schodów by zobaczyć co to za zamieszanie dzieje się pod drzwiami domu jego państwa. Za nim już wychodził Draco.

-Poczekaj, różdżka Zabiniego.- Cofnęła się podnosząc własność Blaisea z ziemi, po czym wcisnęła ją blondynowi w dłoń.- To czyste szaleństwo.- Atak śmiechu był w tej sytuacji całkowicie nie na miejscu, ale co mogła zrobić. Co mogła zrobić, że w tym całym zabieganiu, wyglądała tak pociągająco. No co ona biedna mogła zrobić?

Nic aktualnie, bo została przygnieciona do ściany tuż obok otwartych na oścież drzwi i szaleńczo całowana przez Dracona. No co ta biedna Gryfoneczka mogła zrobić? Mogła po prostu z równym zaangażowaniem oddać pieszczotę.

Odsunął się od niej po kilku sekundach. Oddychał szybko.

-Wybacz. Wiem, że to raczej nie odpowiednia chwila ale cóż nie mogłem się oprzeć.

-Jesteś niereformowalny ale za to cię kocham. Idź już.

Ale on nie wyszedł, a czas pędził jak oszalały.

-Zdajesz sobie sprawę, że powiedziałaś to pełnym wyrazem po raz pierwszy.- Miał rację, rzeczywiście powiedziała to po raz pierwszy.

-Wiem, ale idź już Draco.- Próbowała go wypchnąć, ale nie dał się. Ucieszony jak głupi do sera cmoknął ją szybko usta.

-Powiedziałaś to.

-Wynocha.

W końcu jej się udało. Po raz ostatni ją pocałował, poczym odwrócił się na pięcie by w końcu opuścić jej pokój. Gdy przypomniał sobie o podkoszulku, w którym w nocy przywędrował.

-Koszulka!

-Nie no super. Oh!- Podbiegła do łóżka, zabrała t-shirt.- Masz i mam nadzieję, że to już wszy…- Nie skończyła. Stała osłupia z wyciągniętą w powietrzu ręką z ubraniem Draco. Oj nie miał on za dobrych przeczuć. Coś mu podpowiadało, że za jego plecami nie znajduje się nic względnie dobrego.

-Hermiono czy…- Dziewczyna nieznacznie przygryzła dolną wargę, i kiwnęła potwierdzająco głową. Zmielił pod nosem, bezgłośnie przekleństwo.

-Radziłabym ci młoda damo…

-Mama ale to nie tak jak myślisz.- Tuż za Draconem w bordowym szlafroku z froty, stała bardzo zaciekawiona całym wydarzeniem, mama Gryfonki.

-…abyś mi teraz nie przerywała.- Dokończyła kobieta.- I aby twój KOLEGA, ubrał się i w ciągu kilku sekund naprawdę opuścił twój pokój. Bo jak twój ojciec go nakryje, to będzie biedny.- Draco nieźle zdziwiony przyglądał się matce Hermiony.- No nie patrz tak na mnie chłopcze, tylko zmykaj stąd czym prędzej.- Jane starała się nie uśmiechać ale jakoś średnio jej to wychodziło. Już wiadomo po kim podobną cechę odziedziczyła Hermiona.

-Dziękuję panie Granger, jest pani…- Szybo założył na siebie czarny podkoszulek.

-Już mi tu nie czaruj chłopcze, tylko uciekaj. Rozmowa i tak cię nie o minie.

-I tak dziękuję.

Tym razem udało mu się wyjść z pokoju. Wyszedł, aż na korytarz. Zapytać można ale dlaczego tylko na korytarz. Bo prawdziwa afera dopiero miała się zacząć O tak ten poranek młody Malfoy, oraz pozostali goście znajdujący się w domu państwa Granger będą długo wspominali…

-DRACONIE LUCJUSZU MALFOY!!!- Skądś znał ten głęboki, ostry baryton. Odwrócił się w kierunku schodów od których dochodził. Jego najczarniejszy sen zaczął się sprawdzać.- Masz trzy sekundy na wytłumaczenie mi i twojej matce tego co robisz tutaj w domu tych mugoli!!!- Postać w czarnym płaszczu, długich blond włosach i czerwonej od wściekłości twarzy stała nad bogu ducha winnym młodzieńcem i wrzeszczała na niego ile tylko sił miała w płucach. Tam, da, dam!!! Lucjusz Malfoy we własnej osobie.

-Jednak Severus mówił prawdę!!! Masz natychmiast mi wyjaśnić, swoją obecność tutaj!

-Co ty…- Niestety Draconowi nie dano do końca nadziwić się z powodu niespodziewanych odwiedzin ojca.

-Ja bardzo pana przepraszam ale jakim prawem wpada pan do mojego domu i się tu wydziera!!!- Zaraz za Lucjuszem na piętro wpadł w gustowniej i szykownej piżamie w biało-niebieskie paski, sam gospodarz domu.

-Będę się wydzierał jak mi się podoba to mój syn i mam do tego prawo!!!

-O nie proszę pana, to mój dom, a ja nie wyrażam zgody!!! Zaraz młody człowieku czemu ty znajdujesz się w pobliżu pokoju mojej córki, a nie!? OŻ TY!!!

W ostatniej chwili z pokoju dziewczyny wybiegła matka Hermiony wraz z córką powstrzymując swojego męża przed mordem na niewinnym młodzieńcu.

-Uspokój się mamy gości, jak ty się zachowujesz, Albercie!?

-Jakich gości, ten mężczyzna wtargnął tu jak do siebie, że niby my jego syna tu przetrzymujemy. Wyobrażasz sobie!? My jego syna!!! Ja dopiero pokażę temu jemu synalkowi.

-Albercie!?- Skarciła męża.

-Tato przestań, przecież on nic nie zrobił.- Hermiona musiał wtrącić swoje trzy grosze, stając po stronie aktualnie lekko skołowanego młodego Malfoya.

-Nie wtrącaj się Hermiono!!!

-Ale tato!?

-Ależ oczywiście, że nic nie zrobił.- Po, krótkiej przerwie głos zabrał ponownie Lucjusz.- Oczywistym, że to winna pańskiej córki. Uwiodła mojego syna aby podstępem wkupić się do naszego szlacheckiego rodu!?

-O wypraszam sobie!!! Moja córka jest nikim innym jaką ofiarą w tej sprawie.

Hermiona myślała, że się przesłyszała. Jakby nie patrzeć temat dyskusji diametralnie się zmienił. Teraz tatusiowie młodych ustalali, które dziecko uwiodło, a które zostało uwiedzione. Jednym słowem cyrk na kółkach.

-Ja przepraszam bardzo ale może ktoś pozwoli mi i Hermionie przedstawić swoje zdanie!?- Draco podjął próbę negocjacji ale co do pozbawienia go tego prawa, obaj ojcowie byli bardzo zgodni.

-MILCZ GÓWNIARZU!!!

-Ja bardzo przepraszam…

-Nie wtrącaj się Jane!!!

-OH!!!

-A może ja się wtrącę co Lucjuszu!?

-Mamo i ty też!?- Draco nie mógł uwierzyć własnym oczom.- Co to jest zajazd rodziny, czy co?

-Tak Draco ja też.

-Narcyzo co ty tu robisz miałaś czekać na dole!?- Malfoy senior nie oszczędził swojego ostrego tonu nawet swojej szanownej małżonce.

-Tak i spokojnie patrzeć, na to piekło. Jaką ty nam tworzysz opinię na samy wejściu Lucjuszu?

-Lepszą w porównaniu do tych mugoli. Wyobraź sobie, że ich córka…

-O wypraszam sobie. To pański syn…

No i znowu się zaczęło.

* * * * * *

-I co wychodzimy?- Zapytał z przytkniętym uchem do drzwi Harry.

-Daj spokój. Niegdzie nie idę ty wiesz jaka teraz tam jest jadka.- Odpowiedział mu Blaise, który znajdował się w podobnej pozycji co Gryfon.

-Skąd stary Malfoya się dowiedział, że on tu jest?

-Oj uwierz mi Potti, on już ma te swoje metody. Magiczne makatki, wstążeczki i tym podobne.

-Ale kiedyś i tak będziemy musieli wyjść.

-Cicho, cicho. Ty chyba ktoś jeszcze przyszedł.

-Kto?

-Cicho Potti bo nic nie słyszę.- Zganił go.- Przestali się kłócić. Ktoś chyba… AAaa!!!- Zabini upadł z hukiem na podłogę. Jego los również podzielił Potter. Fakt był jeden. Ktoś otworzył raptownie od zewnątrz drzwi. Harry szybko się otrząsnął, podnosząc swój wzrok ku górze.

-Dyrektor Dumbledore?- Poczciwy staruszek, głaszcząc się po swojej pokaźnej, siwej brodzie, stał tuż nad leżącymi na podłodze młodzieńcami, jak zwykle uśmiechając się tajemniczo.

-Witaj Harry. Przyszedłem zaprosić pana i pana Zabiniego do salonu państwa Granger na małą herbatkę i śniadanie.

-Eeee…- Nie mogło zabraknąć ulubionego tekstu chłopca z blizną.

-A starzy Smoka?- Diabeł był bardziej konkretny.

-Jeżeli chodzi panu, panie Zabini o rodziców Draco, to już tam są i tak jak wszyscy czekają na wyjaśnienia, których niestety nie możemy zacząć bez obydwu panów. Więc już moi drodzy wstajemy z podłogi i idziemy do salonu.

Gdy tylko dyrektor zniknął z pola widzenia obu chłopców, Diabeł stwierdził na głos.

-Nie no Potti. Jaja jak berety. Nie ma co, zapowiada się wyśmienite śniadanie. Wyśmienite

-Nie filozofuj Zabini.

-Że co robię?

-Filozofujesz.*

-No wiesz co Potti. Hello, a podobno to ja jestem zboczony?

-Co!?

-Już ja dobrze wiem co i powiem ci jedno. Niedoczekanie twoje.

-Ale co ty bredzisz!?

Diabeł przybliżył się do zdezorientowanego okularnika i wyszeptał mu na ucho.

-No wiesz, przynajmniej nie tak przy ludziach. Ale na osobności. Mogę ci co nieco pokazać.- Puścił mu figlarne oczko. Harry wciąż nie za bardzo wiedział o co chodzi temu Ślizgonowi.- No wiesz, na przykład mojego małego diabełka.

Zdegustowany Potter momentalnie odsunął się od Ślizogona.

-Jesteś pieprznięty.- Stwierdził całkiem poważnie, a Blaise kompletnie nie przejmując się jego słowami wciąż szczerzył się do niego iście szatańsko.- Jesteś cholernie pieprznięty. Powinieneś się leczyć wiesz. Na serio idź się leczyć.

-Ale czyż nie za to właśnie mnie kochasz?

-Oh, weź się w końcu odwal.

-Ależ Potti?

-Na serio nie zbliżaj się do mnie Zabini.

-POTTI!- Niestety błagania nie pomogły. Diabła nic ani nikt nie mógł powstrzymać.




*Gra słów, wystarczy odpowiednio zrymować


**

Rozdział V


A gdyby tak zniknąć. Pozwolić słońcu by roztopiło twoje ciało, niczym mleczną czekoladę. Zamienić się w największą słodkość jaką widział świat. Poczuć ją w najczystszej postaci.

Hm…

Nie raczej, nie. To zdecydowanie głupi pomysł.

Lepiej pozwolić na to jemu. Niech on się tym zajmie. Sprawi by każdy zmysł odczuł najbardziej rozkoszną słodycz.

Niech zajmą się tym jego zimne usta, drżące wargi…

Jego gładkie dłonie…

Jego…


- Można wiedzieć, do kogo ty się tak szczerzysz Granger?

Otworzyła oczy. No tak. Owszem, stał nad nią książę ale raczej nie z jej bajki.

- Do słońca, które aktualnie mi zasłaniasz swoją szanowną…- Zakreśliła w powietrzu przysłowiowy cudzysłów.-… facjatą.

Ponownie przymknęła powieki.

Szeroki uśmiech wymalował się na jego twarzy. Nie wiele myśląc położył się tuż obok niej, na świeżo zielonej trawie. Wokoło nich ponownie zapanowała błoga cisza. Delikatnie przerywana jedynie, szumiącymi, zielonymi liśćmi drzew i ćwierkającymi gdzieś w ich koronach ptakami. Promyki ciepłego letniego słońca ogrzewały ich twarze. Tego lata błonia szkoły magii prezentowały się naprawdę pięknie i aż zachęcały do tego by się na nich wylegiwać.

Leżeli tak przez niecałe pięć minut, zanim odezwała się ponownie.

- Która godzina?

Otworzył oczy i podniósł rękę by spojrzeć na zegarek. Uśmiechnął się sam do siebie.

- Łał co za wyczucie Granger. Jest dokładnie 13.13. Spójrz.- Podsunął jej zegarek pod same oczy.

- Dureń.- Stwierdziła z rozbawianiem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Zaczęła poprawiać swój letni szkolny mundurek i lekko rozczochrane włosy.

- Ej! No wiesz co!?- Oburzył się, również podnosząc się do pionu.

- No co?

- Za dużo przebywasz z moim przyjacielem Granger. Zdecydowanie. Już wcześniej byłaś pyskata, ale teraz. Przebijasz samą siebie.

- Blaise, kotku. Jakby ci to wytłumaczyć.- Usiadła po turecku naprzeciw niego i zaczęła wyjaśniać jak małemu dziecku.- Jeżeli chłopczyk…- Wskazała najpierw na niego, a potem na siebie.- … i dziewczynka się bardzo, ale to bardzo lubią. To chcą ze sobą spędzać jak najwięcej czasu. Bez osób trzecich. Bo każdy chłopczyk, musi dbać o swoją kochaną dziewczynkę.- Skończyła uśmiechając się przesadnie słodko.

- Ale cię rozpuścił.- Brunet pokiwał z niedowierzaniem głową.

- Co!?

- Nie nic. Po prostu wasza miłość jest, jest… jest niesamowita.- Wykrztusił.

- Łgarz i kłamca.

- Ale czyż nie za to mnie uwielbiasz baby?

- Oh!- Podniosła się z ziemi.- Dobra dość już tego gadania. Chodź poczekasz ze mną na chłopaków przed wejściem do zamku.

- Niech ci będzie.- Stęknął podnosząc się z ziemi i dorównał kroku Gryfonce. Po czym zaczął sobie wesoło pogwizdywać. W pewnym momencie wyczuł jednak, że dziewczyna dziwnie mu się przygląda.

- Coś nie tak z moją twarzą?- Zapytał mrużąc brwi.

- Przecież ty też pisałeś dziś egzamin z eliksirów.

- No, dość szybko to zauważyłaś.

Zatrzymali się przy schodach prowadzących do wejściowych drzwi. Hermiona oparła się o kamienny murek, a Blaise usiadł na jednym ze stopni.

- Więc co ty tu robisz?- Nie kryła przepełniającego ją zdziwienia.

- To samo co ty.- Odpowiedział, szukając czegoś po kieszeniach.

- Chyba mi nie powiesz, że skończyłeś wcześniej? Geniuszu.

- Dokładnie skarbie.- W końcu wyciągnął paczkę fasolek wszystkich smaków. Otworzył ją i poczęstował dziewczynę.

- Nie wierzę. Dzięki.- Wzięła jedną, o smaku migdałów jak się później okazało.

- No ba, kochana! Zabini…- Podrzucił fasolkę, która gładko wpadła do jego przystojnej „paszczy”.-… Blaise Zabini ma wiele ukrytych talentów.

- I między innymi jednym z nich są właśnie eliksiry.- Zironizowała.

- Miedzy innymi. Mam do tego wrodzony talent, którego jak widać nie mają twój chłopak i nasz przecudowny Złoty Boy, bo jeszcze pocą się nad tym jakże prościutkim testem.- Przeczesał palcami swoją gęstą czuprynę.- Więc radziłbym ci się dobrze zastanowić Granger. Jeszcze możesz rzucić Malfoya i…- Wskazał na siebie.

- Nie dziękuję, raczej zostanę przy moim chłopaku, który nie ma talentu do eliksirów, ale za to ma inne równie dorodnie talenty co ty.

- I tu bym polemizował. Chociaż gdyś miała porównanie.- Uśmiechnął się chytrze.

- Zapomnij.- Tym razem sama poczęstowała się fasolkami Zabiniego.

- Nie wiesz co tracisz.- Prychnął.

- Jakoś to przeżyję. A wracając to twojego talentu do eliksirów Zabini. Jak biwakowaliśmy w Zakazanym Lesie, gdzie mieliśmy sporządzać swój własny eliksir. Jakoś zbytnio się ujawniałeś ze swoim darem.

- Bo to znowuż nazywa się słynną skromnością Zabinich.

- Jasne.

- No tak!- Zaperzył się.- Po za tym wtedy miałem znacznie inną, ważniejszą misję.

- Owszem omal nie zapomniałam. Bawiłeś się z Harrym w kupidynów.

Ślizgon słysząc to, roześmiał się donośnie.

- I co cię tak bawi?

- Właśnie wyobraziłem sobie Pottiego w stroju kupidyna.- Ponownie zarechotał.- Z takim małymi, puchatymi skrzydełkami, złotym łukiem i strzałkami w kształcie serduszek.- Hermiona przyglądała się mu lekko się krzywiąc. Niby gadanie takich nienormalnych rzeczy, było w stylu Zabiniego i łatwo było przewidzieć, że coś takiego może palnąć. Lecz wciąż miała lekkie problemy by się do tego przyzwyczaić.- O! I jeszcze w takiej białej pieluszce… No co się tak znowu na mnie dziwnie patrzysz!?

- Jesteś nienormalny.- Szturchnęła go w ramię siadając na schodku obok niego. Zmęczyło już ją to stanie.- Zdajesz sobie sprawę jak to wszystko mogło się skończyć i jakie mieliśmy szczęście.

- No przecież dobrze się skończyło.- Blaise wciąż cieszył się sam do siebie, rozmasowując ramię, w które uderzyła go Hermiona.

- Tak, ale gdyby nie Dumbledore…

- Gdyby nie starzy twoi i Malfoya.- Przerwał jej złośliwie.

- I tak czy siak powinniśmy dziękować Merlinowi, za to że jakimś cudem Snape dopuścił nas do tego egzaminu, bez eliksiru.- Pominęła jego ostatnią uwagę.

- Jasne, Merlinowi.- Zakpił.- Dziękuj raczej swojemu ojcu i Smoka. Bo to chyba ich dość dobitne, ze skierowaniem na „bitne” argumenty zaważyły o naszym losie, a także…- Diabeł powstrzymywał się aby nie wybuchnąć śmiechem przed dokończeniem swojej jakże genialnej myśli.- … o waszej małżeńskiej przyszłości.- Uf, udało mu się. Teraz może zacząć pokładać się ze śmiechu. I tak właśnie uczynił.

- Błagam nie przypominaj mi tego.- Jęknęła przeraźliwie Hermiona, chowając zażenowaną twarz w swoich dłoniach.

- Daj spokój Gryfiaczku.- Diabeł podsunął dziewczynie pod nos paczkę fasolek na otuchę i poprawienie nastroju.- Ale jak tylko przypomnę sobie to śniadanie.

- O NIE!!!

A miał co sobie poprzypominać.

~

Salon w rodzinnym domu państwa Granger. Do tej pory żadne większe wydarzenia nie miały tu miejsca. Parę rodzinnych obiadów, czy uroczystych kolacji, to wszystko. Do dziś. Dziś przez to miejsce miał przejść prawdziwy kataklizm. Przy dużym okrytym kremowym obrusem stole zasiadło jakieś dwadzieścia minut temu dziesięć osób. Patrząc na nich można by rzec że przestrzeń w pokoju została automatycznie podzielona na dwa obozy i sędziów, który jeden jak się ma później okazać zostanie ogłoszony prowokatorem i winowajcą, który spowodował całą tą sytuację. Po krótszych brzegach stołów zasiedli sędziowie. Od wejściowych drzwi najukochańszy nauczyciel w szkole magii profesor S. Snape, a od strony drzwi prowadzących na taras, z którego bezpośrednio można przejść na ogród, dyrektor Hogwartu. Po jego prawicy siedział Harry, obok niego Hermiona, jej mama i tata. Zaś po drugiej stronie naprzeciwko nich, zasiadło dwóch Ślizgonów Blaise i Draco, oraz starsi tego ostatniego.

- No i tak by to wyglądało. Na szczęście młodzież wyszła z całej sytuacji obronną ręką.- I tak właśnie Dumbledore skończył relacjonować zgromadzonym wydarzenia minionych niepełnych dwóch tygodni.- Pani Granger naprawdę pyszne rogaliki i herbatka.

- Um, bardzo dziękuję dyrektorze. Cała przyjemność po mojej stronie. Może jeszcze herbaty?

- Tak po proszę.

- A może pani jeszcze.- Jane Granger obsłużyła dyrektora, poczym z delikatnym niepokojem ale mimo wszystko kulturalnie poczęstowała Narcyzę Malfoy. I ku jej zdziwieniu…

- Tak, proszę.- Narcyza odpowiedziała nawet miło.

- A może małżonek…- Mina Lucjusza mówiła sama za siebie.- Nie, małżonek raczej nie.- Pani Granger odstawiła imbryk i usiadła powrotem na swoje miejsce.

Młodzież wciąż milczała. Siedzieli spięci, wymieniając ze sobą nerwowe spojrzenia.

Tragedia wisiała w powietrzu, a napięcie które ją poprzedzało było istną torturą. Szczególnie dla najmłodszych.

- Czyli kwestią końca. Mam nadzieję, że uspokoiłem państwa. Młodzieży się nic nie stało, a to chyba najważniejsze. W prawdzie nie zaliczyli oni testu praktycznego, bo nie stworzyli żadnego eliksiru, ale biorąc bo uwagę sytuację w jakiej się znaleźli…

- Przepraszam dyrektorze, że panu przerwę ale mam jedno pytanie. W kwestii upewnienia.

- Tak Lucjuszu?

- Oni sami…- Wskazał na swojego pierworodnego i resztę.- Nie podzielili się taki sposób. Mieli inne grupy. A to szkoła w ramach integracji podzieliła ich właśnie tak?- Chłodny i nadzwyczaj spokojny ton Malfoya seniora nie wróżył nic dobrego. Draco doskonale znał go i wiedział, że jeśli ojciec zaczyna mówić w ten sposób to zaraz wybuchnie. I albo zabije jego, albo wszystkich dookoła.

Dumbledore wymienił porozumiewawcze spojrzenia ze Snapem. Tym razem to on zabrał głos.

- Nie do końca.

- Że co!?- Lucjusz trzasnął pustą filiżanką o porcelanowy talerzyk, a matka Hermiony zaczęła się modlić, aby to dobry Bóg uratował jej ukochany i drogi jak cholera serwis.- Możesz powtórzyć Severusie?

- Owszem podzieliłem ich w taki sposób w ramach integracji…

- Ty podzieliłeś?- Warknął długowłosy blondyn. Jego żona mogła dokładnie zobaczyć jak nerwowa żyłka pulsuje mu nad okiem.

- Tak w ramach integracji jak powiedział dyrektor, ale i w ramach kary.

- Przepraszam jakiej kary?- W końcu zabrał głos ojciec Hermiony.

- Niech pana córka na to pytanie panu odpowie.

- Mogłem się tego spodziewać.- Prychnął pod nosem Lucjusz, za co jego żona zmiażdżyła go spojrzeniem.

- Wasz syn Narcyzo też brał w tym udział.- Czy ktoś wątpił, że Snape nie jest wredny i okrutny.

- To było do przewidzenia. Ale cóż jaki ojciec taki syn.- Ojciec Hermiony zakrył dłonią usta udając że kaszle.

- Przepraszam mówił pan coś do mnie!?

- Nie skądże.- Zapewnił sztucznie pan Granger, po czym szorstko zapytał się swojej córki.- Masz mi coś do powiedzenia młoda damo?

Hermiona szukała jeszcze jakiegoś psychicznego, metafizycznego wsparcia u Harrego, ale gdy go nie znalazła, zmieszana odpowiedziała.

- Pokłóciłam się z Draco na eliksirach u profesora Snape, tym samym rozwalając mu część lekcji.

- Hermiona no wiesz co!?

- Tato.- Dziewczyna przewróciła zrezygnowana oczami.

- E tam.- Blaise machnął ręką.- Tym to akurat pan się nie powinien przejmować. Dzień wcześniej na transmutacji niby niechcący zamieniała go w stonogę tylko że bez nóg. A tydzień wcześniej gdy on uszczypnął ją w tyłek, na zaklęciach rozkwasiła mu nos podręcznikiem. A na tych eliksirach to tylko dostał z liścia bo proponowała jej korki z ars… Aa ehm…- Diabeł rozejrzał się po z gromadzonych i sugerując się ich minami w końcu domyślił się że:- To ja może skosztuję jeszcze tej przepysznej sałatki.

- Hermiono czy to prawda?

- Tato, Blaise koloryzuje.- Średnio wyszło jej to kłamstwo.

- Hermiono! Pytam po raz ostatni. Czy prawdą jest co ten gówniarz ci robił!?- Wskazał na blondyna…


~

Patrzyła z wyrzutem, na rozpromienioną twarz Ślizgona.

- To było niezłe.- Zarechotał.

- Niezłe? Nie Zabini to nie było „niezłe”, tylko tragiczne.

- Nie przesadzaj.

- Oh! Nie zacieszaj już tak tej niewyparzonej gęby.

- No nie bocz się już.- Szturchnął ją delikatnie.- To przecież było nic. Najlepsze dopiero przed nami…

~

- To nie dopuszczalne!!! I pan jeszcze ma czelność twierdzić, że to wina mojej córki. Jak pan do cholery wychował syna!!!

- Tak!!! A jak pan wychował swoją zarozumiałą, pyskatą i nie okrzesaną córeczkę.

- Lucjuszu po raz ostatni cię proszę.

- Nie wtrącaj się! Załatwię to sam.

- Dość!- Pani Granger zapomniała na chwilę jak ważna dla niej jest jej porcelanowa zastawa i trzasnęła talerzem o stół. Na szczęście nic mu się nie stało, ale kłócących się mężczyzn również nie uciszyło.

Zacięta awantura trwała dalej. A pan Granger i pan Malfoy coraz to wymyślniej przekrzykiwali się za stołu.

- Nie ja już tego dłużej nie wytrzymam. Wychodzę. Słyszysz Albercie wychodzę. No oczywiście to byłby zbytek szczęście gdybyś mnie usłyszał.- Mówiła sama do siebie, wychodząc z jadalni.

- Nie no super, mamo!- Krzyknęła za nią córka, ale kobiety już nie było.

- Spokojnie Hermiono nie denerwuj się.- Zwrócił się do niej nadzwyczaj spokojnie Dumbledore przeczesując swoją siwą brodę i zajadając się którymś już z kolei rogalikiem.- Uwierz mi to długo nie potrwa.

W tym momencie Draco naprawdę zaczął wątpić w mądrość tego szalonego staruszka. W między czasie jego oburzona matka również wstała od stołu i udała się w ślad za matką Hermiony. Kłócący się ojcowie, dalej nie przejmowali się nikim innym, co powoli zaczynało nudzić Blaise Zabiniego, bo zaczęli już oni powtarzać się w swoich argumentach. Nie wiele myśląc Ślizgon nalał sobie kolejną filiżankę herbaty. Gdy skończył rozejrzał się badawczo po stole.

- Hej Granger możesz mi podać jednego rogalika?

A w dziewczynę jakby piorun strzelił. Z furią w oczach złapała pierwsze co leżało pod ręką. Na jej własne nieszczęście okazał się to półmisek z dżemem morelowym. Już miał on wyfrunąć w kierunku twarzy Diabła, gdy w ostatniej chwili Harry powstrzymał jego tor lotu. Kilka sekund później, nie żałował niczego w życiu bardziej jak tego.

Mrożąca krew w żyłach cisza zaległa w salonie. Jedyne co było słychać to brzdęk opadającego na dywan talerzyka. Pewnym było, że Lucjusz Malfoy nie obróci tego incydentu w żart, czy nieszczęśliwy zbieg okoliczności.


W tym samym czasie w kuchni państwa Granger


Jane Granger nerwowo szukała czegoś po górnych szafkach kuchennych.

- Ykhm! Przepraszam.- Usłyszała za swoimi plecami.

- Tak? O to pani. Jeszcze raz bardzo przepraszam za zachowanie swojego męża.

- Da pani spokój, a mój to niby jest święty.

- Mimo wszystko przepraszam. O tu jest.

W końcu udało jej się znaleźć obiekt jej poszukiwań. Postawiła na blacie kryształową karafkę z domowej roboty porzeczkową nalewką. Jakoś mało już ją obchodziło jak wypadnie przy swoim gościu. Jej mąż i tak robi już wystarczające show.- Szuka pani toalety?- Pytała tym razem poszukując kieliszków.

- Właściwie to…

- A może na piję się pani?- Jane już było w zasadzie wszystko jedno. Co miała do stracenia, reputacja jej rodziny i tak poszła się… wiadomo gdzie poszła.

- A co mi tam. Niech pani częstuję. Już i tak mam zszargane nerwy.- Blondynka odsunęła jedno z kuchennych krzeseł.- Można?

- Oczywiście.

Mama Hermiony postawiła na środek stołu butelkę i dwie szklanki.

- Wybaczy pani, że taka zastawa…- Tłumaczyła nalewając.-… ale kieliszki trzymamy w barku w salonie, a ja nie mam ochoty tam teraz wracać i oglądać przedstawienia mojego męża.

- Doskonale panią rozumiem. Narcyza.- Wniosła szklankę czyniąc honory. To samo uczyniła jej gospodyni.

- Jane.

I obie upiły spory łyk, by zaraz sekundę potem najzwyczajniej w świecie się roześmiać. Ach, ciężki los kobiety, gdy ma się męża furiata.



Ale wróćmy może do salonu.

- Ja bardzo przepraszam.

- MILCZEĆ!!! Ty, ty…- Usta Malfoya seniora ledwo się poruszały. Oddychał szybko i płytko, a zgromadzeni w salonie mogli usłyszeć jak zgrzytają mu ze złości zęby.- Ty nieokrzesana, niewychowana, zarozumiała, prostacka, głupia DZIEWUCHO!!!

Szaleńczo wściekły wzrok Lucjusza, zmroził nawet Alberta Granger.

- Czy ty sobie wyobrażasz ile ten garnitur kosztował… Draco co ty robisz?- Starszy blondyn był w takim amoku, że dopiero teraz zauważył, że jego syn wstał od stołu.

- Wychodzę.

- Co!?

- Chodź Hermiona idziemy.- Złapał dziewczynę za rękę i ruszył w stronę wyjścia.

- No to my też już się będziemy zbierać. Zabini.- Skinął głową na wyjście.

- Natychmiast wracaj na miejsce! Draco, powtarzam to po raz ostatni!

- Nie! Wychodzę, bo tak jak wszyscy mam dość już tego cyrku. Z całym szacunkiem dla pana, panie Granger, ale ani ja, ani Hermiona, ani moi koledzy…- Harry zrobił jednocześnie głupią i zdziwioną minę. Od kiedy to on jest kolegą Malfoya? Ale w tej chwili to było mało ważne .-… nie mamy zamiaru tego dłużej wysłuchiwać, tak jak wy nie słuchacie nas. Chyba dyrektor i profesor Snape, nie przybyli tu z wami by dochodzić, jakiś teorii spiskowych i rozstrzygać relacje moje i Hermiony. Zamiast jak na przykładnych ojców przystało zajmować się naszym wykształceniem i wstawić się u dyrektora i profesora Sanpea, aby dopuścili nas do końcowych egzaminów. To wy dywagujecie, przekrzykując się nawzajem na temat:, czy to ona uwiodła mnie, by przywłaszczyć sobie rodzinny majątek, lub czy to ja połasiłem się na jej cnotę.- Blaise nie wytrzymał i zachichotał cicho pod nosem. Za co dostał kuksańca w żebra od Pottera. W sumie po części to drugie było prawdą. No ale oczywiście tylko po małej części.- To chyba już lekka przesada prawda!? I to my niby jesteśmy niewychowani, chamscy i dziecinni.- Kontynuował Draco.- Nawet nie zauważyliście, że wasze żony gdzieś zniknęły. To już jest chyba lekkie przegięcie. Nie sądzisz tato!?- Skończył swój krótki monolog.

- Hermiono, gdzie jest mama?

- Nie super. Szybki jesteś tato.

- Rzeczywiście zniknęły.- Stwierdził Lucjusz Malfoy rozglądając się po salonie.

I ponownie zaległa głucha cisza.

~

- To było dobre. Najlepszy monolog, jaki w życiu słyszałem. Normalnie Szekspir.

- A ty niby skąd znasz Szekspira, Zabini?

- Mówiłem ci już coś chyba o ukrytych talentach Blaise Zabiniego.

- Ah, no tak zapomniałam.- Roześmiała się. Akurat wspomnienia z tamtej chwili były bardzo miłe. Bo jakby nie patrzeć jej książę zachował się jak na rycerza przystało.

~

Zrezygnowany ojciec Hermiony opadł na krzesło. Nawet do starszego Malfoya powili zaczynało docierać, że chyba trochę przegiął. Że oboje przegięli. Zachowali się jak dzieciaki. Stworzyli aferę, wojnę tak naprawdę nie wiadomo o co. O to, że ich dzieci mniej lubi bardziej się polubiły. Przecież oboje w młodości nie byli aniołkami, sami powinni wiedzieć jak to jest. Zamiast być dumnym ze swoich pociech, jak mądrze zachowali się w tak trudnej sytuacji. Jak odpowiedzialnie i bohatersko wspólnymi siłami wyszli z opresji, bez większego szwanku. Paradoksem jest to, że oni przecież się na to właśnie wściekli. Na to, że ich dzieci zjednali siły, przestali się nienawidzić. Że ich dzieci dorosły.

Albert Granger zaczął się przyglądać swojej córce. Swojej małej dziewczynce, która nie jest już małą dziewczynką. Jego Hermionka. Najukochańsza córeczka, teraz stoi trzymana za rękę przez młodego mężczyznę. I jak na jego nieszczęście jest szczęśliwa z tym mężczyzną. Właśnie sobie uświadomił, że jego aniołek wyfruwa z gniazda.

Starał się. Lucjusz naprawdę się starał. Lecz po prostu nie mógł sobie tego jakoś racjonalnie wyobrazić. Jego syn, pierworodny, dziedzic, krew z jego krwi z najzwyklejszą w świecie czarownicą z mugolskie rodziny. Za co? Za jakie grzechy? No w sumie trochę ich było. Ale to i tak niesprawiedliwa kara. W dodatku zgubił gdzieś swoją małżonkę. I to przez kogo? Tego gówniarza, który jest tak podobny do niego. Gołym okiem Malfoy widział jak jego syn wpadł po uszy. Wyglądał dokładnie tak samo jak on kilkanaście lat temu. Blondyn dobrze wiedział, że z tego nie będzie już odwrotu. Jedyne co mu pozostało to znaleźć plusy tej obrzydliwie szczęśliwej sytuacji. Oraz kozła ofiarnego, który za to odpowie. Tak czy siak na kimś musi się wyżyć. A że nie przystoi mu na ojcu swojej synowej. No cóż ktoś inny zostanie tym szczęśliwcem.

- No i jak panowie. Wydaje mi się, że już sobie wszystko wyrzuciliście, wyjaśniliście i przemyśleliście mam rację.- Zapytał dyrektor patrząc to na jednego to na drugiego.

Pierwszy odezwał się ojciec Hermiony. Wstał i przemówił.

- Bardzo przepraszam dyrektorze.- Przez chwilę zastanawiał się jak wypowiada się nazwisko tego szalonego staruszka. W końcu jednak z tego zrezygnował.- W każdym bądź razie proszę wybaczyć…- Spojrzał na kompana swojej awantury.-… nam obu, za to nietypowe dość przedstawienie. A pana, panie Malfoy przepraszam za zachowanie mojej córki. Ale to był po prostu nieszczęśliwy wypadek. Jeszcze raz przepraszam dyrektora.


"Z nienawiści do eliksirów!!!!" Rozdział 5 i ostani. czII


- Oh, naprawdę nie ma za co.- Zapewnił staruszek, machając ręką.- Dawno tak się dobrze nie bawiłem. A wy kochani nie stójcie tak progu tylko wracajcie na miejsce.

- To może ja pójdę po jakiś ręcznik, by pan wytarł tą plamę po dżemie.- Mówiła nie pewni przyglądając się swojemu ekstrawaganckiemu, na marynarce ojca Draco.

- Nie dziękuję.- Blaise omal nie zemdlał. Uprzejmy Lucjusz. Koniec Świata jest bliski.- Tak się składa, że czarodzieje nie muszą do takich rzeczy używać ręczników. Wystarczy proste zaklęcie. Ale z taką średnią ocen powinnaś to wiedzieć.- No i wszystko wróciło na swoje miejsce. Jedno machnięcie różdżki i plama zniknęła. Draco, Hermiona, Blaise i Harry ponownie zasiedli na swoich krzesłach.

- Pozwoli pan, że ja zacznę panie Granger.- Za wysiłek, który włożył w ten zwrot grzecznościowy, Malfoy powinien dostać Nobla.

- Proszę bardzo.

- Myślę, że kwestię naszych dzieci omówi innym razem. W bardziej kameralnych okolicznościach. A teraz zajmiemy się sprawami bieżącymi, bardziej istotnymi.

- Masz na myśli Lucjuszu, zbliżający się egzamin z eliksirów.- Severus S. wrócił do gry.

- Dokładanie, dyrektorze?

- Decyzja należy do profesora Snapea.

- W regulaminie szkoły wyraźnie jest napisane. Aby dopuścić ich do egzaminu potrzebny jest ich autorski eliksir, a takiegoż o tuż nie ma.

- A niby jak go mieli zrobić, jak aktualnie byli zajęci uciekaniem przed tą bestią!?

- To był troll panie Granger.

- No właśnie troll. Dziękuję Harry.

- Nie ma za co.

- Owszem, ale o ile dobrze pamiętam troll obudził się i zaatakował ich dopiero w połowie drugiego tygodnia. Co robili wcześniej? Tego nie wiem, ale na pewno wiem, że to nie było związane z eliksirami.- Zmierzył podejrzliwie czwórkę uczniów.- Półtora tygodnia to dość czasu by mogli już przedstawić choć minimalne wyniki. A oni nie zrobili nic. W takim wypadku…

- W takim wypadku bez mrugnięcia okiem dopuścisz ich do egzaminu, uwzględniając traumatyczne przeżycia, przez jakie musieli przejść.- Lucjusz mówił, a w zasadzie cedził słowa niebezpiecznie spokojnie.

- Wybacz Lucjuszu, ale co ty do cholery bredzisz?

Czy wspominane było już, że Lucjusz zamierza się na kimś wyżyć. Jeśli tak to teraz tylko przypominam.

Właśnie w tym momencie mężczyzna zarwał się z krzesła. Wykonał szybki obrót, chwyt i mistrz eliksirów w żelaznym uścisku został przygwożdżony do ściany. Ręce blondyna zacisnęły się na szyi Snapea skutecznie i miarowo blokując dopływ powietrza.

- O mój Boże!- Pisnęła Hermiona.

- Lucjuszu!!!- Tym razem Dumbledore musiał zareagować.- Nie zmuszaj mnie do użycia czarów i opanuj się!!!

Ale mężczyzna w ogóle go nie słuchał, a tym bardziej nie zamierzał się opanować.

- Naprawdę mam dzisiaj bardzo, ale to bardzo zły dzień Severusie. I tak się składa, że to wszystko przez ciebie.

- Co ty…

- Mimo, że jesteś ojcem chrzestnym Draco i moim starym przyjacielem, to uwierz mi mam ochotę cię zabić. A wiesz dlaczego? Dlatego, że jestem wręcz pewny, że wszystko zaplanowałeś, prawda? Mój syn i kujonica Granger.- Severus mimo, że powoli robił się siny, wykrzywił usta w grymasie uśmiechu.

- Z całym szacunkiem dyrektorze, nie żebym darzył profesora jakąś sympatią, ale czy nie powinniśmy mu pomóc?- Zapytał Potter.

- Spokojnie chłopcze.

- Tato, a ty nic nie zrobisz!?

- Wyjątkowo zgadzam się w stu procentach z ojcem tego twojego kolegi.

Oczywiście, że Albert się zgadzał. Jeśli to przez tego podobnego do nietoperza mężczyznę, jego kochana córcia wpadła w ramiona tego tlenionego gagatka, to on też chciał go zabić.

- A jak Severusie. Mam rację czy nie? Idealna zemsta nie prawdaż.

- Wyborna.- Wyjęczał Snape.

- Tylko może mi powiesz za co do cholery?

- Puść mnie.

- Niech pan go nie puszcza!- Wzburzył się pan Granger.- Niech pierw obieca, że dopuści ich do egzaminów.

- Pokerowe zagranie.- Skomentował Blaise.

- Słuszna uwaga. To jak będzie Severusie?

- Przecież dobrze wiesz.- Zakpił.- Jak bym mógł pozwolić, że twój syn i synowa nie zdobędą pełnego wykształcenia. Przecież to nie dopuszczalne Lu.

- Dość już Lucjuszu Malfoy, jako twój były dyrektor upominam cię!

W końcu Lucjusz puścił Severusa. Poprawił swoją marynarkę, krawat. Odetchnął kilka razy i policzył do dziesięciu, dochodzą do wniosku, że później zamorduje wrednego nietoperza. Jak już nie będzie żadnych świadków.

- No to najważniejsze mamy już z głowy. Dyrektorze, myślę, że czas najwyższy aby skończyć to niezwykle przyjemne przyjęcie. I w końcu zabierze pan powrotem swoich uczniów do szkoły. Gdzie w końcu zajmą się tym co powinni, czyli nauką. A z tobą Draco jeszcze sobie porozmawiam. I nie patrz się tak na mnie dziwnie młoda damo bo ciebie też ta rozmowa nie ominie. Ale to już załatwimy razem z twoim ojcem.

- Niestety chyba nie mamy innego wyjścia.- Przyznał rację ojciec Hermiony.

- Co, ale tato!?

- Nie ważne.

Ani Hermiona, ani Draco nie mieli zielonego pojęcia o co tym razem może chodzić ich staruszką. Ale po próbce ich możliwości jedno było pewne: To na pewno nie będzie nic normalnego i racjonalnego.

- Masz przerąbane, stary.- Zabini udał, że kaszle i szepnął Draconowi na ucho swoją genialną myśl.- Jak nic w wakacje, razem z naszą uroczą Gryfoneczką spotkacie się pod ołtarzem.

- Walnę ci.

- A będę twoim drużbą, Potter może być druhną. Ślicznie by mu było w różowym.

Żarty Blaise nie robiły na Malfoyu żadnego wrażenia. Jemu w przeciwieństwa do Diabła wcale nie było do śmiechu.

- No i co moi drodzy nie było tak źle. Wszystko skończyło się dobrze. Ale co tu dużo gadać, czas się zbierać.- Dyrektor podniósł się i wygramolił za stołu.- No Draco, Hermiono pożegnajcie się z rodzicami.

- Hermiono gdzie jest mama?

- Nie wiem może poszła do kuchni z matką Draco.

Brunetka wyszła z salonu, a za nią pozostali goście. W pokoju został tylko dwóch „lordów ciemności”.

- Może mi teraz powiesz dlaczego to zrobiłeś?

- Co zrobiłem?- Zapytał głupio „nietoperz”.

- Przecież dobrze wiem, że podzieliłeś ich tak specjalnie, Ta kara to był tylko pretekst. Podczas twoich lekcji robili większe numery, a ty nawet szlabanu im nie wlepiłeś. Więc teraz czemu miałoby być inaczej.

- Oh daj spokój Lucjuszu. Miłość nie wybiera. Przecież nie podtrułem ich eliksirem miłosnym. Widocznie Panna Wszystkowiedząca była przeznaczona naszemu Draco. A ta kara tylko pomogła im się do siebie zbliżyć.

- Dlaczego?- Po raz kolejny zapytał dobitnie.

- Pamiętasz jak trzy tygodnie temu spotkaliśmy się na drinku w Wrzeszczącej Chacie. Graliśmy w tedy w pokera.

- Oczywiście, że to pamiętam. Przegrałeś zemną 2000 galeonów.

- No właśnie. A ty nie umorzyłeś mi tego długo.

- I DLATEGO!!! Czyś ty do reszty oczadział!? Jak mogłeś mi to zrobić!?

- No cóż.- Severus wzruszył ramionami.- Ty nie umorzyłeś mi długu, więc ja ci ochajtałem syna. Myślę, że jesteśmy kwita.

- ZABIJĘ…

- Przepraszam panie Malfoy?

- Czego Zabini!?

- Myślę, że na chwilę powinien pan odłożyć, mordowanie profesora Snapea i zajrzeć do kuchni.

- Co!?

- W kuchni, pańska żona…- Nim Blaise skończył opowiadać Malfoya seniora już nie było.- Ale może pan dokończyć to zabijanie przed egzaminami. Nikt się nie obrazi za to niewielkie opóźnienie.

- Zabini!

- Nie, niech się pan nie przejmuję. Ja tak tylko żartowałem. My uczniowie bardzo pana kochamy.

- Daruj sobie.- Snape udał się w ślady Malfoya.

- Ale ja tak na serio! Profesorze z pana największe ciacho Hogwartu!!! No proszę się nie obrażać!!!- Krzyczał za oddalającym się nauczycielem.

~

- Na serio mu tak powiedziałeś!?

- No, a co ty myślałaś. Nie powiesz mi chyba, że Snape nie jest gorący?

- Głupek.- Roześmiała się donośnie.

- Daj spokój. Jak na jego wiek…

Nie mogła już tego wytrzymać. Jeszcze chwila i była gotowa popłakać się ze śmiechu. Już miała skomentować poglądy Blaisea, gdy nagle poczuła jak ktoś zasłania jej oczy. Dokładniej czyjeś, miękkie i chłodne dłonie.

- Zgadnij kto to?- Delikatny oddech owiał jej szyję. Uśmiechnęła się sama do siebie. Dobrze znała zapach tej wody kolońskiej.

- Jakaś podpowiedź.

- Hm. Zniewalająco przystojny, zniewalająco seksowny.- Szeptał tuż obok jej lewego ucha.- Zniewalająco inteligentny i boski w łóżku.- Dodał ciszej.

- Zapomniałeś jeszcze dodać, że zniewalająco irytujący. Siadaj Smoku i nie rżnij pawiana.

Draco wyprostował kiwając z dezaprobatą głową. I bądź tu romantyczny przy Zabinim. Zabrał ręce z oczu dziewczyny i usiadł na stopniu za nią.

- Cześć kochanie.- Pocałował ją delikatnie. Chciał jeszcze raz trochę głębiej, gdy do akcji znowu wkroczyło potworne diablisko.

- Dobra dość tego. Byście się trochę powstrzymywali. Jesteście w szkole.- Skarcił ich doskonale naśladując strażniczkę cnoty wszystkich Gryfonek, profesor McGonagall.

- Diable mam dla ciebie świetną metodę aby ci to przestało przeszkadzać.- Blondyn mocniej objął swoja ukochaną.- Znajdź sobie dziewczynę i przestań być zazdrosny. Po sprawie.

- Chcesz fasolkę?- Zapytała Granger jednocześnie wyciągając w kierunku jego ust dłoń z cukierkiem.

- Bo się zwymiotuję. I pomyśleć, że to ja was swatałem.- Brunet wzniósł oczy ku niebu.

- Powiedziałem ci już coś. Znajdź sobie dziewczynę.- Przeliterował.

- Tylko, że widzisz Smoku ja już znalazłem. Lecz to bardzo nieszczęśliwa miłość. O!!! Cześć kochanie!- Zabini nagle się rozpromienił, a jego wkurzona „dziewczyna”, której cierpliwość naprawdę miała swoje granicę, zwróciła się do Draco.

- Malfoy ty jesteś w tym oblatany. Ile mi grozi lat w Azkabanie za popełnienie zabójstwa w afekcie?

- Jeżeli zamierzasz zabić Zabiniego. To osobiście dostaniesz moje alibi. A jeśli to nie pomoże, to wpłacę za ciebie kaucję.

- Bo przyjaciół ma się na całe życie.- Stwierdził filozoficznie Blaise,

- Oh! Dajcie już spokój. Opowiadajcie lepiej jak poszły testy?- Zapytał pełna ekscytacji Gryfonka. No cóż Hermiona Granger, to po prostu Hermiona Granger.

A co do odpowiedzi na jej pytanie, trójka mężczyzn była wyjątkowo zgodna. Jednocześnie odpowiedzieli pannie Granger, jednym wielkim grupowym jękiem.

- O matko, a ta to jak zwykle.

- Ej, no co. Przecież to ciekawa rzecz i ważna sprawa.

- Niezmiernie ważna kochanie.- Przytaknął jej Draco, bawiąc się jej dłonią. Uwadze Hermiony nie uszło, że coś on się dzisiaj wyjątkowo przymila.- Ale wiesz ja mam do obgadania ciut ważniejszą. To był ostatni egzamin, więc może byśmy to jakoś uczcili?- Zapytał bardzo niewinnie, a dziewczyna przesłała mu podejrzliwe spojrzenie.

- O nie ci znowu zaczynają.- Jęknął Blaise.

- Zabini!- Draco zdecydowanie niecierpliwość odziedziczył po sowim kochanym tatusiu.- Wkurzasz mnie.

- Mów mi tak dalej, a na pewno będziesz miał na dziś wieczór wolne dormitorium, cukiereczku.

- Ty…

- Cześć Hermiono! Cześć Harry!

- Ron mów jak testy?- Odezwała się podekscytowana brunetka. Liczyła na to, że chociaż rudy przyjaciel wymieni z nią kilka swoich uwag i spostrzeżeń na ten jakże ciekawy temat.

- Testy? Hm, jak to testy. Skończyły się dziesięć minut temu i niech już tak zostanie Hermiś.- Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę.- Harry idę wysłać list do mamy, a ty miałeś tam jakąś paczkę Georga. Więc idziesz?

- Ta jasne.- Harry zabrał z murku swoje rzeczy.

- Wiecie co jesteście okropni!

- Wybacz Mionuś, obiecuję ci, że przy obiedzie porozmawiamy o testach. Chodź Ron idziemy.

- Czekajcie moje Gryfiaczi podążam z wami.

- Nawet się nie waż Zabini!- Zagroził mu rudy.

Niestety tylko Harry wyczuł tą delikatną aluzję by zostawić „młodą parę” sam na sam. Nie wiedział dlaczego, ale obiecał już Malfoywoi, że dziś przenocuje Zabiniego, tak by ten miał wolny pokój. Jednym słowem mięknął na starość, ten nasz złoty chłopaczek.

- Nie warto Ron, on i tak nie odpuści. Chodź łajzo, tylko mnie nie dotykaj.- Zastrzegł.

Całą trojką ruszyli do sowiarni, zostawiając zakochanych samych. Z oddali dało się jeszcze tylko słyszeć dziki wrzask Harrego. Cóż Blaise widocznie w dalekim poszanowaniu miał jego groźby.

- No i zostaliśmy sami.- Draco korzystając z okazji, przesiadł się o schodek niżej. Nie zastanawiając się długo, czym prędzej obdarował swoją dziewczynę, tak długo wyczekiwanym namiętnym całusem.

- Hola, hola. Pierw proszę mi się tu wyspowiadać co to za plany z tym wolnym pokojem.- Hermiona była nieugięta.

- Tam zaraz plany.- Łgał w żywe oczy. Już on sobie wszystko dokładnie zaplanował.- Po prostu kameralnie uczcimy, koniec egzaminów szkoły i takie tam.

- Takie tam?

- No takie tam.- Przekornie, zaczął ją czule głaskać po kolanie, śmiejąc się zadziornie i lekko wrednie.

- Więc Zabini, Harry czy nawet Ron też mogą być obecni na tym twoim małym party.

- Czy ty chcesz mnie doprowadzić, do frustracji Granger?- W odpowiedzi po prostu go pocałowała. Po kilku niezwykle przyjemnych minutach Draco znów wrócił do tematu.

- No więc sprawa załatwiono. Od razu po kolacji zabieram cię do siebie.

- Ale ja się jeszcze nie zgodziłam.

- Trudno to porwę cię siłą.- Wzruszył ramionami.

- Myślisz, że podam się bez walki?

- Zastanówmy się. Tak właśnie tak myślę.

- No wiesz co?- Uderzyła go w ramię.- Jesteś tak samo głupi jak Zabini.

- Pięknie, teraz się jeszcze obraź bo chciałem ci dać prezent i zrobić niespodziankę!- Odkrzyknął z wyrzutem. Czasami jego dziewczyna wybitnie go irytowała. Ale czyż nie za to ją kochał.

- Niespodzianka? Nie mówiłeś nic o żadnej niespodziance.

- Bo z zasady o niespodziankach się raczej nie mówi. W tym cały urok niespodzianki.

Właśnie w takich chwilach jak ta, przypominała sobie jaką jest szczęściarą.

- Przepraszam, już nie będę. Obiecuję, że po kolacji grzecznie pójdę z tobą do twojego dormitorium.- Pogłaskał go po bladym policzku.

- No już, aż tak grzeczna to być nie musisz. Jak jesteś niegrzeczna to też cię lubię.- Puścił jej perskie oko i szybko cmoknął w usta.

- No dobrze Zabini rozumiem, że idzie do…

- Poprosiłem Pottera, aby go przenocował. A Crabbe wyjechał zaraz po testach, żegnałaś się z nim przecież wczoraj.

- No tak.

-Z drugiej strony nie jest taki głupi jakby się wydawało. Stypendium w Rumunii, kurs na opiekuna smoków. To się nam grubasek wybił.

- Widzisz. Jest takie piękne przysłowie. „Nie oceniaj książki po okładce”

- Mniej ważne moliku. Vincenta nie ma. Zabini ulokowany u Pottiego. Mamy całą sypialnię dla siebie.- Wymruczał jej zalotnie do ucha.

- A od kiedy ty żyjesz z Harrym w takiej komitywie? Czyżbyście się zaprzyjaźnili?

- Nie wyobrażaj sobie za dużo. W życiu się z nim nie zaprzyjaźnię. Jedyny interes jaki nas łączy to twoje dobro kochanie.

- Dobra, dobra. Nie świruj już tylko chodź na ten obiad, a przy okazji opowiesz mi jak ci poszły testy.- Wstała poprawiając spódniczkę od mundurka.

- Wyglądasz strasznie seksownie w tym letnim mundurku wiesz.

- Nie zmieniaj tematu.

- A ja mówię świętą prawdę.

Również się podniósł. Objął ją nonszalancko ramieniem i razem ruszyli do zamku.

Mimo, że od jakiś dwóch miesięcy byli ze sobą i nawet publicznie się pokazywali. Hogwart, a dokładniej jego uczniowie nie mogli przestać o nich plotkować. W końcu naczelną parą szkoły zostaje się raz w życiu.

- Kochanie?

- Tak.

- Jak czekałaś na mnie, był z tobą Zabini tak?

- Yhm. Podobno skończył wcześniej bo jest geniuszem z eliksirów.

- Bo jest.- Spojrzała na niego dziwnie.- A co ty myślałaś Granger, że niby obijaliśmy się te całe siedem lat, tylko dlatego, że mieliśmy fory u Snapea?

- No raczej tak.

- No i się pomyliłaś. Zabini ma szósty zmysł jeśli chodzi o eliksiry.

- Ok. On może i ma, ale ty?- Nie lubił tych jej podchwytliwych, a zarazem oczywistych pytań.

- A ja umiem świetnie ściągać, ale gdy jest to konieczne. I były to tylko wyjątkowe sytuacje.

- Oczywiście.

- Pewnie. Ale ja chciałem cię zapytać o coś innego. O czym wy właściwie rozmawialiście?

- Wspominaliśmy ten dzień, kiedy oficjalnie staliśmy się parą. W sensie, że ty i ja, oczywiście.

- Delikatnie powiedziane.- Prychnął, śmiejąc się pod nosem.

- No to jakbyś to inaczej określił, cwaniaku.

Zamyślił się i dopiero po chwili odpowiedział.

- Była by to złożona, kilku członowa nazwa. Pozwól, że zademonstruję. Dzień, w którym twoja mama nakryła mnie w twojej sypialni w dość oczywistej sytuacji. Dzień w którym nasi ojcowie pokłócili się, rozpętali niezłą aferę, omal nie zabili Snapea i na końcu postanowili nas jak najszybciej chajtnąć. Dzień, w którym po raz pierwszy powiedziałaś mi, że mnie kochasz...

- Ty to wszystko pamiętasz?- Mocniej się do niego przytuliła.

- Cicho! Nie przerywaj mi.- Zganił ją, bo przecież właśnie intensywnie myślał.- A i dzień, w którym nasze matki…

~

- Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć. To się nie dzieję naprawdę.- Szeptała zrezygnowana Gryfonka.

Do zgromadzonych przy drzwiach od kuchni, dobiegł Blaise.

- I co? Nie mówiłem panie Malfoy, że niezłe jaja nie?

- Jeszcze jedno słowo Blaisie Zabini, a popamiętasz mnie do końca swojego jakże marnego życia.

Blaise wymamrotał pod nosem jakieś niezgrabne, jak zwykle zresztą pokręcone przeprosiny i profilaktycznie odsunął się od starszego Malfoya na jakieś kilka metrów.

- No i co teraz?- Zapytał zrezygnowany Draco. I nie wiele myśląc objął dziewczynę ramieniem. Trudno, raz się żyję. Wprawdzie ojciec Hermiony właśnie dostał zawału no ale cóż.

- Nic.- Odpowiedziała Granger.- Przynajmniej one się jakoś dogadały.

O tak panie bardzo się dobrze dogadały.

- Bo widzisz Jane ja to sobie wyobrażam tak.- Narcyza upiła ostatni łyk swojej porcji i podsunęła szklankę pod nos swojej towarzyszki. Ta bez mrugnięcia okiem dopełniła honorów. Trzeba też zauważyć, że butelka nalewki została już dawno opróżniona. Teraz rozpracowywały jedno zachomikowane gdzieś w kuchennym kredensie czerwone winno.- Przede wszystkim wiosna.

- Dokładnie Narcyzo wiosna.

- Ogród.

- Dokładnie Narcyzo ogród.- Jane dolała sobie wina.

- Wynajmiemy jakiś pałacyk za miastem!- Pisnęła blondynka.- Cena nie gra roli w końcu to nasz jedyny syn, a wasza córeczka.

- A pewnie jak się bawić to się bawić. A ogród przystroimy tysiącem…

- Białych róż!

- O tak!- Czknęła brunetka.- Nasza Hermionka, wasz syneczek w tysiącach pięknych róż.

Wzniosły toast i wypiły do dna. Po czym szlochając ze szczęścia rzuciły się w sobie w ramiona.

- Już nie mogę się doczekać twojego wesela Hermiono.- Stwierdził szeptem stojący za nią Harry.- Zapowiada się wyjątkowo ciekawie.

~

- Tysiąc róż. Moja matka to jest szalona.

- Obie są szalone.- Przytaknęła mu Hermiona. Stanęli prze wyjściu do Wielkiej Sali.

- Do mnie czy do ciebie?

Hermiona rozejrzała się wkoło.

- Blaise i tak już molestuje przy naszym stole Harrego, więc co za różnica.

Już chciała iść dalej, lecz on wciąż stał i tylko głupio się uśmiechał.

- No chodź.- Pociągnęła go za rękę. Mimo wszystko dalej stał nie wzruszony.- No Draco chodź! Co ty?- Była lekko zdezorientowana. Co on kombinował? Jaki znowu genialny plan narodził się w tej blond łepetynie.

- Wiesz co?- Zapytał tajemniczo.

Dobrze znała ten pewny siebie, ironiczny uśmiech. Jednym zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie. Wykonał obrót i schował ich oboje za filarem.

- Draco, co ty robisz?

- A chciałabyś tak?

- Jak?

- Wśród tysiąca róż.

- Może.- Odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo.

- Może?

- Malfoy czy ty mi się przypadkiem nie oświadczasz?

- Może.- Delikatnie musnął ustami jej wargi. Raz, drugi, trzeci, aż w końcu nie sama nie wytrzymała i wpiła się w jego usta. Tak, ta błoga słodycz, którą tak uwielbiała. Tylko on potrafił jej to dać.

- Tak chciałabym.

Uśmiechnął się niezwykle czule i łagodnie.

- Chciałabym wśród tych tysiącach róż, ale tylko z tobą.

- Więc będziesz to miała. Tylko ty.- Uchwycił jej dłonie i przyłożył do swojej klatki piersiowej w miejscu gdzie było serce. Wyraźnie czuła jak mocno bije. Chodź tego nie chciała, oczy delikatnie jej się zaszkliły.- Tylko ty. Bo tylko ciebie kocham Granger.

Jednomyślnie odpuścili sobie obiad.


I co tu dużo mówić. Czy można być bardziej szczęśliwym?

Pewnie jedni powiedzą, że tak. Bo dla każdego szczęście, jest mierzone inną miarą.

Ale teraz to się nie liczyło. Nie dla nich. Dla nich największe szczęście właśnie trwało tu i teraz. Nic nie mogło zmącić piękna tej cudowniej w swojej prostocie chwili.

I można by na milionie kartek, używając miliarda słów starać się opisać ich uczucia. Opisać ich miłość. Opisać to co było dalej.

Lecz po co?

Liczy się przecież tylko to czy byli szczęśliwi.

A oni mimo wszystko. Mimo wzlotów i upadków. Mimo kłótni i awantur.

Byli już na zawsze razem.

Byli po prostu szczęśliwi.




KONIEC.




- Minęło już pół godziny. No gdzie oni są.- Zniecierpliwiony Ron co chwila patrzył to na zegarek, to na drzwi Wielkiej Sali.- Nie załapią się na obiad jeśli zaraz się nie zjawią.

- Coś mi się wydaje, że oni już swój obiadek spożywają.- Stwierdził Blaise, zajadając się drugą porcją dyniowego ciasta.

- Co ty tam bredzisz Zabini?

- Wytłumacz mu Potti.

Harry wzdychając wyjaśnił to co następuje Ronowi.

- Blaise sugeruje, że Hermiona i Malfoy widocznie odpuścili sobie obiad i najprawdopodobniej odpuszczą też kolację.

- Że co!?

- To Ronaldi, że dziś w nocy, nad Hogwartem zostaną rozproszone fluidy namiętności.- Opowiedział uwodzicielko, poruszając sugestywnie brwiami i oblizując swoją łyżeczkę.

- Harry co on…

- Uwierz mi Ron nie chcesz tego wiedzieć.


DEFINITYWNY KONIEC:)


Epilog

(Przed przeczytaniem, zaleca się zaaplikowanie dużej dawki pigułek barwnej wyobraźni.)


RODZINNY ALBUM PAŃSTWA MALFOY:

Zdjęcie 1:


- Czy ty Draconie Malfoy…

- Tak.

- No cóż widzę, że komuś tu się nieźle śpieszy. Więc nie przedłużając. Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.


<pstryk>

Wśród tysiąca róż.


Zdjęcie 13:


- Gorzko! Gorzko! No dalej Potti? Co z tobą, chociaż na weselu swojej przyjaciółki byś się wyluzował? No dalej!

- A zresztą co mi tam. Dawaj wskakujemy na krzesła Zabini. Gorzko!

- No taką zabawę to ja rozumiem! Gorzko! Gorzko!


Gorzko! Gorzko!


Uuuu!!! Tak!!! Brawo!!! Wiwat młoda para!!! Wiwat…


<pstryk>

Wśród tysiąca róż.


Zdjęcie 38:


- I co!? I co?

- Spokojnie Narcyzo już jadą. Lucjusz dzwonił dwadzieścia minut temu, że właśnie wyjechali ze szpitala. Cała trójka.

- Mój Boże będę babcią.

- Obie będziemy.

*

- No, już jesteśmy. Narcyza, Jane! Chodź Hermiono.

- To był twój dziadek Lucjusz, a to są babcia Narcyza i Jane. A tam jest dziadek Albert.

- Hermionko kochanie.

- Dziecko moje drogie.

- Mamo, błagam nie płacz.

- Ale to takie wzruszające, pierwsze chwile naszego aniołka w domu. Albercie daj szybko aparat.

- A może poczekacie jeszcze na tatusia tego aniołka. Cześć tato, mamo i cześć mamo.

- No już Draco nie ociągaj się, stawaj koło Hermiony. Albert weź od niego to nosidełko i uwaga kochani…


<pstryk>


I żyli długo i szczęśliwie wśród tysiąca pięknych róż.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
53 z nienawiści do eliksirów hgdm
Z nienawiści do eliksirów (Dramione)
Nienawiść do Polski i Polaków
nienawiść do zachodu
Ogólna nienawiść do okupanta, szkoła
Nienawiść do PiS u
Koran Nienawiść do niemuzułmanów, ISLAM
Żydowska nienawiść do Polski iPolakow(1), ZYDZI W HISTORII POLSKI
zydowska nienawisc do zydowskich ofiar wojennych, ZYDZI W HISTORII POLSKI
Żydowska nienawiść do Polski i
Nienawiść do Polski i Polaków
Nienawiść do kobiet
Zabic coacha O milosci i nienawisci do autorytetow w Polsce zabcoa
Żydowska nienawiść do Jezusa Chrystusa
2014 10 07 Chorzy z nienawiści do kazirodców
Zabic coacha O milosci i nienawisci do autorytetow w Polsce
2015 01 18 W Polsce bezkarnie można szerzyć nienawiść do gejów I nic się nie zmieni
Zabic coacha O milosci i nienawisci do autorytetow w Polsce zabcoa

więcej podobnych podstron