IWASZKIEWICZ JAROSŁAW
...
OTWIERALES
SZEROKO NA OGROD OKNO
ZA CIASNO BYLO PIERSIOM TWOIM, KRZYSIU,
JAK CIE TERAZ CISNIE MOGILA OKROPNA,
I W ZIEMI CO TOBIE
SNI SIE?
BEZ TRUMNY LEZYSZ I WSTANIESZ BEZ TRUMNY
BOS
SIE ZE SMIERCIA UGODZIL.
OTWORZYSZ JAK OKNO RAMIONA, O DUMNY,
ZE WIERSZ SIE ZE SMIERCI URODZIL
SPOTKANIE
NA
ULICY NA SZARYM ROGU SIE SPOTKALI,
WIATR ROZWIEWAL IM FALDY
WLOCZKOWYCH SZALIKOW,
SZOPEN MIAL OCZ EMALIE NA KSZTALT
MEDALIKOW
CZESTOCHOWSKICH;PAN JULIUSZ ZRENICE ZE STALI.
SLOWACKI, ZE TO WIATR MU WYRWAL POLE Z REKI
ZATRZYMAL
SIE PLASZCZ PRAGNAC NACIAGNAC NA RAMIE,
I NAGLE GO PORWALO
WSPOMNIENIE - TE DZWIEKI.
SZOPEN SZUKAL NAZWISKA, CZYLI MU NIE
SKLAMIE
PAMIC, CO MU SIE ZDALA JAK STARTA PALETA.
STALI
TAK.MOZE NAWET NIE PRZESZLA SEKUNDA.
SZOPEN SOBIE PRZYPOMNIAL
- ACH, TO TEN...POETA
BEZ TALENTU. SLOWACKI
WESTCHNAL:MORIBUNDA,
KTORY Z NAS POJDZIE PIERWEJ...TAM? -
MYSLELI WIESZCZE.
I MINELI SIE. DZISIAJ MIJAJA SIE JESZCZE.
AMORE
PROFANO
KOTARA
DA NAM ŚWIATŁO ZIELONE JAK WODA.
SMUGA SŁOŃCA NAM POWIE,
ŻE JEST NIESKOŃCZONOŚĆ,
SPOKOJNEGO ODBLASKU TWARDAWA
ŁAGODA
SPŁYNIE NA TWOJE CIAŁO JAK JASNA ZIELONOŚĆ.
NA
SINYM AKSAMICIE BĘDZIESZ JAK MORELA,
WYŁUSKANA Z SZAT
WSZELKICH, SPOKOJNIE OKRĄGŁA.
PRZYŁOŻĘ DO TWYCH PIERSI
GESTEM MENESTRELA RĘKĘ,
A PIERŚ TWA ZADRŻY JAK STRUNA
POCIĄGŁA.
GDY PALCEM ZNAJDĘ UST TWYCH JEDWABNĄ
OPONĘ,
GOŁĘBIE ZŁOTYCH BLASKÓW PRZELECĄ SUFITEM
I
ROZTOPIĄ SIĘ W OKNIE - PACHNĄCYM BŁĘKITEM.
ZIELENIĄ
ZADUMANĄ I ŻÓŁCIĄ KARMIONE.
WRESZCIE NA BLADYCH OKIEN
WODNISTE ZASŁONY
UPADNIE SINY WIECZÓR W CZARNĄ NOC
ZMIENIONY
DO PRAWNUCZKI
TEN KWIAT, CO LECI W GÓRZE I WIEJE SKRZYDŁAMI,
TO MOTYL. SŁOWO OBCE, NIE WIESZ, CO TO ZNACZY,
TERAZ NIE MA MOTYLI. TEN JEST JEDYNAKIEM.
ZA CHWILĘ MOŻE I JEGO NIE BĘDZIE.
NIE MYŚL O TYM. PATRZ, NIEBO JEST TAKIE NIEBIESKIE,
PO NIEBIE CHMURKI LECĄ, TO JASNE, TO CIEMNE.
SŁOŃCE CO RANO WSTAJE, CO WIECZÓR ZAPADA.
ŚWIAT BĘDZIE ZAWSZE PIĘKNY, LUDKO. I BEZE MNIE.
DO PRZYJACIELA WROGA
SIEDZIMY DZIŚ WSPÓLNIE PRZY STOLE,
DZIELIMY SIĘ CHLEBEM I WINEM,
I WIELKICH IMIONA MÓWIMY
GŁOSEM ŚCISZONYM, WZRUSZONYM.
SCHODZI POMIĘDZY NAS POKÓJ
WIELKIEJ I ŚWIĘTEJ WIARY,
JESTEŚMY LUDŹMI, PRZYJACIÓŁMI,
JESTEŚMY POETAMI.
KRĄG ZŁOTY WINA W KIELISZKU
POGAŃSKIM SIĘ STAJE SYMBOLEM
I DZWONI SZKŁO JAK DZWONY
NAD WIELKIM I ŻYZNYM POLEM.
OCZY MAM PEŁNE JESZCZE
JESIENNEJ MELANCHOLII
I WIEM - ŻE MOC I PRZYJAŹŃ,
I WIELKIE SŁOWO BOLI.
PATRZYMY NA SINĄ MGLISTOŚĆ,
KTÓRA W ODDALI ZBIERA,
I ZIMNA RZECZYWISTOŚĆ
NA USTACH NAM ZAMIERA.
MYŚLIMY, ŻE PRZEZ WINNICE,
WZIĄWSZY SIĘ KRĘGIEM ZA RĘCE,
AŻ W NASZE OKOLICE
PÓJDZIEMY PRZY PIOSENCE.
ACH, PIEŚNI ŚPIEWAĆ MOŻEMY,
MOŻEMY POETÓW CZYTAĆ
I SERCEM ŚCIŚNIĘTYM ZACHÓD
NA SZAREJ WODZIE WITAĆ.
I LIŚCIE SPLATAĆ W WIEŃCE,
I BŁĄDZIĆ W WYSOKIM LESIE,
I CHWYTAĆ WSZYSTKO W RĘCE,
CO MŁODOŚĆ NAM PRZYNIESIE.
LECZ JEŚLI KIEDY STANIEMY
NAPRZECIW SIEBIE Z ORĘŻEM,
PAMIĘTAJ, ŻE BĘDZIEMY
JA MĘŻEM I TY MĘŻEM.
I ŻE ZA NAMI STANĄ
WIELKIE LEGENDY I KRÓLE,
I NASZE WIELKIE NARODY,
I NASZE WIELKIE BÓLE.
ŚMIERTELNY POTOK ŻYCIA
UCZUCIA NASZE ZAMROCZY
I SPOJRZĄ KU SOBIE BEZWŁADNIE
NASZE NIE NASZE OCZY.
W ZDERZENIU PIORUNOWYM
MIŁOŚĆ SIĘ NASZA ZIŚCI -
PAMIĘTAJ - WIĘKSZA SIŁA
JEST ZAWSZE W NIENAWIŚCI.
POWRÓT DO EUROPY 1931
EROTYK
WIĘC PLAMIĄC MOJEJ PSYCHE NADWIŚLAŃSKI GOTYK,
JAK JASKRAWE BAROKKO WYKWITŁ W NIEJ EROTYK.
LECZ ZARAZ WSZYSTKIE PAZIE Z OBRAZÓW VAN DYCKA,
KŁANIAJĄC SIĘ UPRZEJMIE, RZEKŁY, ŻE TO BAJKA.
I WIONĄWSZY BŁĘKITNYM STRUSICH PIÓR TRZĘSIENIEM,
ŻE COKOLWIEK POMYŚLĘ - JEST TYLKO MARZENIEM.
A POTEM, GDY UCZUŁEM NA USTACH UST DOTYK,
ŻE WSZYSTKO, CO WYMARZĘ - TO TEN TU EROTYK.
OKTOSTYCHY 1919
JESIEŃ W WARSZAWIE
W ALEJACH BIAŁE OBSERWUJĄC PIESKI,
OGLĄDAM SPADAJĄCE CHRUPLIWE KASZTANY,
KTÓRYMI SIĘ ZACHWYCAŁ GDZIEŚ TAM MIŁASZEWSKI.
GDYBYŻ PARK NA BŁĘKITNO BYŁ POMALOWANY!
ULTRAMARYNY DRESZCZE NA SZARYM ASFALCIE!
SZARO SIĘ PODESŁAŁA POD STOPY ULICA.
ĆMY ZŁOTYCH LIŚCI, TYLKO SIĘ NIE SPALCIE:
STOLICA!
MGLISTE ALEJE I MIĘKKIE FUTERKA,
NISKIE OBŁOKI, SMAK WĘGIERKI CHŁODNEJ.
CHODNIKI: DZIWNA DYMÓW, SERC ROZTERKA.
O JAKIŻ JESTEM GŁODNY!
POMIĘDZY JUŻ NADPSUTE ZABŁĄKANE DALIE
RZYMIANKA-WARSZAWIANKA, JAK Z CHATY EWANDRA1,
SYN ŻOŁNIERZA WITA, PRZEGINAJĄC TALIĘ
NA POSINIAŁYM PLACU SZARO - ALEKSANDRA2.
ZA CHWILĘ ZNOWU JESIEŃ I NOWY ŚWIAT W MGŁACH,
WĄSKA, WĄSKA, TASIEMNA ULICA.
KAMERALNE KONCERTA GRYWAĆ BĘDZIE BACH.
STOLICA - HA, STOLICA.
GDZIEŻ TU ZASADZIĆ WSZYSTKIE SWOJE KWIATY
MIĘDZY ZIEMIAŃSKĄ, KRUCZĄ A BELFERKĄ3,
ZACZAROWANE UCIEKAJĄC LATO
ZAKLĘŁO W PRZEDMIOT MARZEŃ PRZELOTNĄ KASJERKĘ.
CÓŻEM CI, O WARSZAWO, TY WIEDEŃSKI DWORCZE,
UCZYNIŁ SZAROBURY, ŻEŚ WSKAZAŁ GODZINĘ,
GDY WSZYSTKIE MOJE MYŚLI BUJNE I DOZORCZE
SPŁYNĘŁY I SAMOTNĄ ODKRYŁY GŁĘBINĘ.
"MAJ" SIĘ MÓJ GDZIEŚ W KIJOWIE MIĘDZY OKTOSTYCHY
PŁONĄCY WYDAŁ - ZASIĘ ŚMIESZYŁ W PICADORZE.
NOWOGRODZKIEJ ULICY RÓW SINAWO-CICHY
CZASAMI TYLKO W GŁĘBI DAJE ŻÓŁTE ZORZE.
ROZSTĄPCIE SIĘ, O DOMY, ROZJEDŹCIE, TRAMWAJE,
PRZEZ TRZECIOMOSTU WIADUKT PRZEJRZYSTY I MIODNY.
ZEJDŹ MI Z OCZU, WIDOKU SIWY I ŁAGODNY.
DĄŻĄCEMU PRZEZ DZIWNIE POJMOWANE KRAJE.
CÓŻ WY MI PORADZICIE, NA POMNIKACH WIESZCZE?
O DZIEWCZYNKI, MARZĄCE O SREBRNEJ EPOLET!
ZA MNĄ WROTA, PRZEDE MNĄ NIESKOŃCZONE WROTA
OTWORZĄ SIĘ NA BŁĘKIT, NA SINOŚĆ, NA FIOLET!!...
NIECH SIĘ RAZ PRZECIE ŚMIGA Z PAJĘCZYN ODMOTA,
NIECH PALMY ZŁOTOWONNE, NIECH OBUDZI STRUSIE,
RÓŻOWY ŻAGIEL WZNIECI NA MORZA OBRUSIE,
PRECZ MI WSZYSTKO, CO MĘSTWO TAMUJE I GNĘBI!
PRECZ, PRZYJAŹNI: JA W KRWI CHCĘ PRZEPAŚCISTĄ GŁĄB
IZOCHIMENÓW ZAMKNĄĆ TĘCZOWE WIDOKI!
O MORZA, MORZA, MORZA ZIĄB -
I CZARNA PIANO GORĄCEJ POSOKI!
DIONIZJE 1922
JESIEŃ W WARSZAWIE - PRZYPISY
1. POSTAĆ Z MITOLOGII; ZAŁOŻYŁ OSADĘ W MIEJSCU, GDZIE PÓŹNIEJ POWSTAŁ RZYM; WG LEGENDY PRZYNIÓSŁ DO
LATIUM ZNAJOMOŚĆ PISMA I MUZYKI
2. PRZED I WOJNĄ ŚWIATOWĄ TAK NAZYWAŁ SIĘ PLAC TRZECH KRZYŻY
3. IWASZKIEWICZ ZARABIAŁ W MŁODOŚCI JAKO NAUCZYCIEL DOMOWY
OGRODNICZKI
PANIENECZKI, MIESZCZANECZKI PODLEWAJĄ OGRÓDECZKI,
POSYPUJĄ ŻÓŁTYM PIASKIEM DROBNE, KRĘTE, WĄSKIE STECZKI,
PANICZYKI (OCH, OKRZYKI!), CYNIE, FUKSJE I GWOŹDZIKI,
REZEDOWE WONNE GRZĄDKI, PIESKI, KOTKI I KRÓLIKI.
ZAKASAWSZY SWE SPÓDNICZKI, Z FALBANKAMI PERLICZKAMI,
PANIENECZKI - MIESZCZANECZKI, PANIENECZKI - OGRODNICZKI.
ZA SZTACHETĄ KTOŚ KARETĄ PRZYBYŁ. CZARNE STOJĄ KONIE,
STOI RYCERZ CZARNY, W MASCE, W CZARNYM PŁASZCZU, Z KOSĄ W DŁONI.
OKTOSTYCHY 1919
SZCZĘŚCIE
JAK KROPLĘ CZUĆ NA WARDZE SMAK KAŻDEJ CICHEJ CHWILI,
ROZCINAĆ MOCNYM NOŻEM WELINU BIAŁE KARTKI.
GŁASKAĆ JEDWABIEM RĘKI WSZELAKI PŁOMIEŃ ŻARTKI,
CZUĆ, JAK SIĘ RUMAK WARTKI POD JARZMEM DŁONI CHYLI.
CZEKAĆ, AŻ SŁOŃCA ŚWIATŁO BIEL KWIETNYCH DRZEW PRZYKŁONI,
PRZYKRÓCAĆ I POPUSZCZAĆ RUMAKOM SWOIM WODZE.
SMAKOWAĆ KAŻDY KROK SWÓJ PO BIAŁEJ TWARDEJ DRODZE,
JAK KRYSZTAŁ SZKLANEJ KULI CZUĆ DNIE WE WNĘTRZU DŁONI.
OKTOSTYCHY 1919
WŁÓCZĘGA
POWIAŁ OD PÓL WIOSENNYCH WIATR MOJEJ WŁÓCZĘGI,
WZYWAJĄ MNIE MEJ DROGI ŚCIEŻKI POGMATWANE.
SAMOTNOŚCI WIECZYSTEJ TAJEMNE POTĘGI
MÓWIĄ, ŻE NIE ZBUDUJĘ, CO NIE ZBUDOWANE.
PÓJDĘ PRZEZ ODMŁODZONE PO ŁĄKACH BADYLE,
OBŁĘDNIE WIRUJĄCA, NIEBIESKA KOMETA,
JAK ŁOWCA, CO W LWIE SIECI UŁOWI MOTYLE,
MIAST WIELKIEJ TAJEMNICY POSIADŁSZY - SEKRETA.