Część Dwudziesta Czwarta - Never Ending Story
W stumilowym lesie było cicho.
Drzewa szeptały coś do siebie, gdy wiatr szeleścił ich liśćmi.
Pod dużym dębem mieszkał sobie Kubuś Puchatek. Z wewnątrz jego
domku dochodził miarowy łomot sprawiający, że garnczki z miodem
podskakiwały w kredensie. Przez okno zajrzało popołudniowe słońce.
W jego świetle Puchatek ponownie wzniósł siekierę i opuścił ją
z impetem na strzępki pozostałe po zwłokach Krzysia.
-
Dlaczego...on...się...nie...mieści... - sapnął do siebie Miś,
znowu tnąc resztki. Obok znajdował się mały kopczyk ziemi, a obok
niego dziura, zakryta ulubionym dywanikiem Puchatka. Krzyś, ten
samolubny smarkacz, nie mieścił się do wykopanej dziury, więc,
zamiast ją poszerzyć, Kubuś zdecydował się odrąbać dzieciakowi
nogi.
- To o wiele rozsądniejsze - stwierdził Miś i zamruczał
sobie piosenkę, odcinając ostatnie ścięgna i upychając resztę
ciała w dziurze, nakrywszy ją na koniec dywanikiem.
- Zawsze
musiał mną rządzić - pomyślał Puchatek - Zawsze mną rządził,
zawsze ciągnął mnie za łapę i mówił: "No, Misiu, chodźmy
na Wyprawę" albo "Poczciwy, głupi Misiu!" tym swoim
afektowanie słodziutkim dziecięcym głosikiem, i te jego głupie
spodenki - bękart!
Przez calutkie popołudnie Kubuś czekał,
aż wpadnie do niego Krzyś. Mruczał przy tym do siebie prostą,
niemelodyjną piosenkę, gapił się bezmyślnie w ogień i bawił
się drewnianą rękojeścią siekierki. Gdy Krzyś nareszcie się
pokazał i zaskrzeczał: "No dalej, Kubusiu! Otwieraj!"
Puchatek zachowywał się tak, jak zazwyczaj. Wpuścił małego,
porozmawiał z nim o pogodzie, później zaś poszedł do kredensu i
przyniósł siekierę. Krzyś usiadł sobie przy stole i paplał o
tym, jakim to głupiutkim Misiem był Puchatek i jak mało miał
mózgu. Ten zaś zebrał w sobie wszystkie siły, wzniósł wysoko
siekierę i opuścił ją z satysfakcją. Ostrze niemalże
przepołowiło czaszkę chłopca, która trzymała się tylko na
kilku nitkach mięśni, a oczy Krzysia zastygły rozszerzone
przerażeniem, że to Puchatek, że kochany Kubuś mógł zrobić
taką rzecz! Miś zachichotał cienko i starł trzęsącą się łapą
nieco śliny z pyszczka. Później, spokojnie, jak gdyby nigdy nic,
wytarł krew, umył siekierę i zaczął kopać dziurę.
Prosiaczek,
zdziwiony, dlaczego Kubuś nie wpadł do niego na swoją herbatę i
biszkopciki, zdecydował się odwiedzić Misia. Podczas drogi
podziwiał krwistoczerwony zachód słońca i słuchał śpiewu
ptaków. Puchatek obserwował zbliżającego się Prosiaczka, a potem
zagłębił świder.
Prosiaczek nie miał czasu, by zorientować
się, co zaszło - świder przebił jego czaszkę i przepiękna
fontanna krwi trysnęła na pomarańczowe futerko Misia. Rozcierając
ją po sobie Kubuś chłeptał łapczywie czerwony płyn. Później
wciągnął Prosiaczka do domu i wsadził do spiżarki. Strzykawka
leżała na kredensie; Puchatek podniósł ją trzęsącymi się
łapami i wypełnił roztworem śmiesznego, białego proszku, który
dostał od ledwie przytomnego Królika. W pierwszym momencie dawał
niespotykany efekt: Kubusiowi wydawało się, że widzi różne
rzeczy, ale później doświadczył uczucia mocy i siły. Nieco go to
zdenerwowało, ale przecież Krzyś i Prosiaczek wiedzieli co ich
czekało, w to nie wątpił. Kiedy zapadła ciemna noc, Puchatek
wyciągnął ich ciała na zewnątrz i pochował je w prowizorycznym
grobie.
- Adios, drodzy przyjaciele - zachichotał Kubuś -
Wiele rzeczy zmieni się w Stumilowym Lesie, kiedy ja zacznę tu
rządzić. Śmiejąc się histerycznie, Miś wrócił do swej
chatki.
Następnego dnia Tygrysek i Maleństwo radośnie wybrali
się do Puchatka, by zapytać się go, gdzie też mogą się
podziewać Krzyś i Prosiaczek. Nikt nie widział ich od dnia
poprzedniego. Tygrysek był pewien, że Kubuś coś o nich wie, gdyż
rano miał grać z Krzysiem w Misie-Patysie, a później wypić
herbatkę z Prosiaczkiem.
Kiedy doszli do chatki, jej drzwi były
szeroko otwarte, a Puchatka nigdzie nie było. Tygrysek i Maleństwo
pokręcili się trochę wewnątrz. Zauważyli tam ogromną dziurę w
podłodze, a także notatkę, przytwierdzoną do ściany kroplą
gęstniejącego miodu. Można było na niej wyczytać: "WY
SZEDŁEMK PO SYMOKA" (ortografia nigdy nie była mocną stroną
Puchatka).
- To dziwne - pomyślał Tygrys - W Stumilowym Lesie
nie ma smoków, są tylko Jentyki. Co znowu wymyślił ten głupi
Misiek?!
Nawet jednak Tygrys nie odgadłby, co naprawdę
zamierzał w tym momencie Puchatek. Tego ranka, gdy Kubuś się
obudził, poczuł, że głowa mu pęka, a nos ma zasmarkany. Wziął
więc dużą dawkę białego proszku, a w chwilę później wpadł na
genialny pomysł! Trzymając pod pachą pojemnik opisany dużymi,
czerwonymi literami ŚRODEK OWADOBÓJCZY podreptał do ulubionej kępy
ostu Kłapouchego.
- To dobrze posłuży temu
maniakalno-depresyjnemu osłu - zaśmiał się głośno Puchatek -
Zawsze oszukiwał w Misie-Patysie, no a wiadomo, że oszustwo nigdy
nie popłaca.
Później ukrył się za drzewem i patrzył, jak
niczego nie spodziewający się osiołek zażera się na śmierć.
Czysto poetycka sprawiedliwość, pomyślał Kubuś, wrzucając
prawie martwe ciało Kłapouchego do tego samego grobu, co Krzysia i
Prosiaczka.
- Nie powinieneś był oszukiwać, co? - krzyknął
Puchatek, gdy oczy osła wpatrzyły się w niego z niedowierzaniem.
-
Bądź szczęśliwy, że nie posiekałem cię na kawałki i nie
nakarmiłem tobą Tygryska! - zarechotał Miś, zakopując
prowizoryczny grób.
Przez cały ranek Miś był nieprzytomny,
więc wrócił do domu dopiero w porze obiadowej. Był w paskudnym
nastroju, toteż do szaleństwa doprowadził go widok Tygryska i
Maleństwa brykających przed jego chatką i śpiewających: Hopsa,
hopsa, hej, hej, hej, cudownie...
- Cudownie?! - pomyślał na
głos Puchatek - Rany, autor tej zasranej historyjki naprawdę mógłby
wymyślić lepszą piosenkę. I pomyśleć tylko, że nagrali ścieżkę
dźwiękową na album; to czyste zdzierstwo - ta myśl nieco
pocieszyła Kubusia, ale było to chwilowe.
- Co takiego
powiedziałeś? - zapytało Maleństwo.
- Boże, czy on nigdy
nie przestaje zadawać żałosnych pytań?! - pomyślał wściekły
Puchatek - Z tymi smarkaczami też trzeba będzie skończyć. Czy w
tym miejscu nie ma już nikogo myślącego z wyjątkiem
mnie?
Maleństwo musiało już iść do domu na swoją
popołudniową drzemkę, pozostawiając swojego przyjaciela na łasce
i niełasce Misia. Co więcej, Tygrysek zaproponował Kubusiowi
wspólną grę w Misie-Patysie; na to Puchatek zgodził się i
uśmiechnął się przebiegle, podczas gdy nowy pomysł formował się
w jego nadmiernie aktywnym umyśle.
- Co za okazja - szeptał do
siebie, idąc za niewinnym Tygryskiem w stronę mostu.
Gdy już
dotarli na miejsce i rozpoczęła się raczej bezcelowa gra, Kubuś
pomyślał, że wolałby raczej wetknąć swój patyk w dupę
Tygryska niż wrzucić kijek do strumienia. Tygrysek przechylał się
właśnie przez poręcz mostu wypatrując własnego patyczka. Nie
zauważył więc szerokiego, przerażającego uśmiechu Puchatka,
który wyciągnął swoje łapy i podążył w kierunku Tygryska,
zamierzając zepchnąć go do strumienia.
- Koty nienawidzą
wody, hie, hie, utopi się.
Rozległ się głośny plusk. To
Tygrysek wpadł do wody i zaczął rozpaczliwie walczyć o utrzymanie
się na powierzchni. Wkrótce jednak jego głowę zaczęła zalewać
woda, więc dławił się i prychał. Miś trzymał się poręczy
mostu, aż podskakiwał z podniecenia i radośnie krzyczał do
tonącego Tygryska.
- Dlaczego? - parsknął Tygrysek,
zaczynając powoli niebieszczeć z zimna. Puchatek uznał to za
niemożliwie komiczne, no bo dajcie spokój, niebieski tygrys? Ależ
to głupie.
- Powiem ci dlaczego, ty gnojku! - wrzasną Kubuś -
Zasłużyłeś sobie na to, chowałeś się za drzwiami i przerażałeś
wszystkich na śmierć.
Ale Tygrysek nie usłyszał już tej
repliki, płynął bowiem w strumieniu twarzą w dół, martwy.
-
Spadówa, krzyżyk na drogę! - zaśmiał się Miś i spojrzał na
zegarek - Wciąż mam jeszcze czas, żeby dorwać tego małego dupka,
Maleństwo, zanim się obudzi.
Puchatek podkradł się ostrożnie
do śpiącej Kangurzycy i zobaczył ucho Maleństwa wystające z jej
kieszeni.
- Teraz cię mam, gówniarzu! - pomyślał
uśmiechnięty Miś i nawlókł na igłę wyjątkowo mocną
bawełnianą nić. Był niezwykle wdzięczny Prosiaczkowi za jego
lekcje szycia, gdyż teraz mógł gładko i równo zaszyć Maleństwo
w kieszeni, aby nie mogło się stamtąd wydostać, ani żeby jego
mama nie mogła go wyratować. Powoli i bardzo starannie Kubuś
zaczął zaszywać Maleństwo w jego kieszeni, aby w ten sposób
zadusić denerwującego przygłupa.
Po zakończeniu swojej
czynności Puchatek z powrotem powędrował do chatki, zastanawiając
się, jak też zniesie Kangurzyca śmierć Maleństwa. Miał
nadzieję, że źle. Nie mógł się powstrzymać od kaszlu i czuł
mdłości.
Zanim dotarł do domu, zwymiotował już kilka razy i
desperacko potrzebował jeszcze trochę roztworu białego proszku.
Trzęsąc się, podniósł strzykawkę i wziął ostatnią pozostałą
dawkę. Strasznie dużą dawkę, jak na takiego małego misia jak
Kubuś. Tak naprawdę za dużą. Puchatek zmarł z przedawkowania,
ale przynajmniej z uśmiechem na twarzy: śnił o tym, że był
jedynym sprytnym pluszowym misiem i o tym jak pewnego dnia zaskoczył
Kłapouchego - ale to już zupełnie inna opowieść.