Włodzimierz Lenin
Marks o amerykańskim "czarnym podziale"
Napisane:
kwiecień 1905 r.
Źródło:
Lenin, Dzieła wszystkie, t. 10
Wydawca:
Książka i Wiedza, Warszawa 1985
Po
raz pierwszy opublikowane:
"Wpieriod" nr 15, 20 (7) kwietnia 1905 r.
Wersja
elektroniczna:
Polska
Sekcja MIA
- kwiecień 2002
Adaptacja:
Polska
Sekcja MIA
- kwiecień 2002
W numerze 12 gazety "Wpieriod" 1 przypomniano o wystąpieniu Marksa przeciw Kriegemu w związku z kwestią agrarną. Miało to miejsce nie w roku 1848, jak to błędnie podał w swym artykule tow. —b, lecz w roku 1846. Współpracownik Marksa, Hermann Kriege, który był wówczas jeszcze bardzo młodym człowiekiem, przeniósł się w 1845 roku do Ameryki i założył tam pismo "Volks-Tribun" ("Trybun Ludu") 2 w celu propagowania komunizmu. Poprowadził on jednak te propagandę w taki sposób, że Marks był zmuszony w imieniu komunistów niemieckich zdecydowanie wystąpić przeciw kompromitowaniu partii komunistycznej przez Hermanna Kriegego. Krytyka kierunku reprezentowanego przez Kriegego, ogłoszona drukiem w roku 1846 w "Westphälische Dampfboot" 3 i przedrukowana w drugim tomie mehringowskiego wydania dzieł Marksa, ma dla współczesnych socjaldemokratów rosyjskich olbrzymie znaczenie.
Rzecz w tym, że sam bieg przemian społecznych w Ameryce wysuwał wówczas kwestię agrarną na jedno z pierwszych miejsc, podobnie jak dzieje się to obecnie w Rosji, przy czym chodziło właśnie nie o rozwinięte społeczeństwo kapitalistyczne, lecz o stworzenie elementarnych, podstawowych warunków do prawdziwego rozwoju kapitalizmu. Ta ostatnia okoliczność jest szczególnie ważna dla przeprowadzenia paraleli między stosunkiem Marksa do amerykańskich idei "czarnego podziału" a stosunkiem socjaldemokratów rosyjskich do obecnego ruchu chłopskiego.
Kriege nic dawał w swoim piśmie żadnego materiału do zapoznania się z konkretnymi właściwościami społecznymi ustroju amerykańskiego, do wyjaśniania prawdziwego charakteru ówczesnego ruchu reformatorów agrarnych dążących do zniesienia renty. Za to (zupełnie tak samo jak nasi "socjaliści-rewolucjoniści") przyoblekał on kwestię rewolucji agrarnej w napuszone, szumne frazesy. "<<Każdy biedak — pisał Kriege — przeobrazi się natychmiast w pożytecznego członka społeczeństwa ludzkiego, gdy da mu się możność produktywnej pracy>>. [...] <<Możliwość taka będzie dlań raz na zawsze zapewniona, gdy społeczeństwo da mu kawałek ziemi, z którego mógłby wyżywić siebie i rodzinę [...] Jeśli ten ogromny obszar (1400 milionów akrów amerykańskich gruntów państwowych) zostanie wyłączony z obrotu i w ograniczonych ilościach przydzielony pracy 4, to za jednym zamachem położy się kres wszelkiemu ubóstwu w Ameryce.. >>" 6
Marks odpowiada na to: "Kriege nie może zrozumieć, że ustawodawcy nie są w stanie zahamować dekretami rozwoju miłych mu stosunków patriarchalnych w kierunku uprzemysłowienia ani wtrącić przemysłowych i handlowych stanów wschodniego wybrzeża Ameryki z powrotem w patriarchalne barbarzyństwo" 7.
Tak więc mamy przed sobą prawdziwy plan amerykańskiego czarnego podziału: wyłączenie areału ziemi z obrotu handlowego, prawo do ziemi, ustalenie górnej granicy własności ziemi czy też użytkowania ziemi. I Marks od samego , początku występuje z trzeźwą krytyką utopizmu, wskazuje ! na nieuchronność przekształcenia się ustroju patriarchalnego w przemysłowy, tj., mówiąc językiem współczesnym, na nieuchronność rozwoju kapitalizmu. Byłoby jednak wielkim błędem sądzić, że utopijne marzenia uczestników ruchu skłaniają Marksa do negatywnego ustosunkowania się do samego ruchu jako takiego. Nic podobnego. Już wówczas, na samym początku swej działalności publicystycznej, Marks umiał odróżniać realną postępową treść ruchu od jego złudnej szaty ideologicznej. W drugim rozdziale swej krytyki, zatytułowanym: "Ekonomia [tj. ekonomia polityczna] <<Volks-Tribun>> i jego stanowisko wobec Młodej Ameryki", Marks pisał:
"Uznajemy w całej pełni historyczną rację amerykańskiego ruchu reformy. Wiemy, że ruch ten dąży do rezultatów, które chwilowo byłyby na rękę industrializmowi nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego. Jednakże rezultaty te jako wynik ruchu proletariackiego i jako zamach na własność ziemską w ogóle, a w warunkach panujących w Ameryce w szczególności, będą musiały prowadzić w dalszych konsekwencjach do komunizmu. Kriege, który wraz z komunistami niemieckimi w Nowym Jorku przyłączył się do ruchu przeciw rencie [Anti-Rent-Bewegung], przyobleka ten skromny fakt w swoje oklepane i napuszone frazesy o komunizmie, nie zastanawiając się w ogóle nad pozytywną treścią tego ruchu. W ten sposób dowodzi on, że ma bardzo mgliste pojęcie o związku między Młodą Ameryką a stosunkami amerykańskimi. Dla uzupełnienia przytoczonych wyżej cytatów weźmiemy jeszcze jeden przykład, pokazujący, jak Kriege przystraja agrarystyczny postulat parcelacji własności ziemskiej w Ameryce frazesami o szczęściu ludzkości.
W numerze 10, w artykule <<Czego chcemy>>, powiada się:
<<Oni>> — mianowicie zwolennicy reformy — <<uważają ziemię za wspólne dziedzictwo wszystkich ludzi [...] i żądają od władzy ustawodawczej narodu, aby przedsięwzięła środki zabezpieczające 1400 milionów akrów ziemi, która nie wpadła jeszcze w ręce grabieżczych spekulantów, jako niezbywalne wspólne dobro dla całej ludzkości>>.
Aby zachować to <<wspólne dziedzictwo), to <<niezbywalne wspólne dobro dla całej ludzkości>>, przyjmuje Kriege plan reformy: <<każdemu chłopu, niezależnie od tego, z jakiego pochodzi kraju, dać do dyspozycji 160 akrów ziemi amerykańskiej, która go będzie żywiła>>," albo, jak powiedziano w numerze 14, w <<Odpowiedzi Conzemu>>:
<<Z tego nie naruszonego jeszcze mienia narodu nikt nie powinien wziąć w posiadanie więcej niż 160 akrów, i to też tylko pod warunkiem, że będzie je sam uprawiał>>.
A więc owe ziemie mają pozostać <<niezbywalnym wspólnym dobrem>>, i to <<całej ludzkości>>, dzięki temu, że się je natychmiast zacznie dzielić; a przy tym Kriege wyobraża sobie, że może za pomocą ustaw powstrzymać nieuchronne skutki tego podziału: koncentrację, postęp przemysłowy itd. 160 akrów to dla niego miara stała i niezmienna, jakby wartość takiego obszaru nie była różna w zależności od gatunku ziemi. <<Chłopi>> będą musieli wymieniać ze sobą i z innymi, jeżeli nie ziemię, to płody ziemi, a kiedy do tego dojdzie, rychło jeden <<chłop>>, nawet bez kapitału, dzięki pracy i większej naturalnej urodzajności swoich 160 akrów, zamieni drugiego chłopa w swego parobka. Ostatecznie wszystko jedno, co <<wpadnie w ręce grabieżczych spekulantów>>: <<ziemia>> czy produkty ziemi.
Spróbujmy potraktować poważnie podarunek Kriegego dla ludzkości.
1400 milionów akrów ziemi należy zachować <<jako niezbywalne wspólne dobro dla całej ludzkości>>. A to tak, że każdemu <<chłopu>> przydzieli się 160 akrów. Można więc obliczyć, ile osób liczy mała ludzkość>> Kriegego: wypada dokładnie 8 3/4 miliona <<chłopów>>; przy założeniu, że przeciętna rodzina składa się z pięciu osób, otrzymujemy ogółem 43 3/4 miliona ludzi. Można też obliczyć, jak długo trwać będą <<wieczne czasy>>, w ciągu których <<proletariat w swym charakterze ludzkości>> ma <<władać całą ziemią>>, przynajmniej całą ziemią Stanów Zjednoczonych. Jeśli ludność Stanów Zjednoczonych będzie wzrastała w tym samym tempie co dotychczas (czyli że podwoi się w ciągu 25 lat), te <<wieczne czasy>> nie potrwają nawet 40 lat; w ciągu tego okresu rozdałoby się rzeczone 1400 milionów akrów, i przyszłe pokolenia nie miałyby już nic do wzięcia we władanie>>. Ponieważ jednak bezpłatny rozdział ziemi poważnie wzmógłby imigrację, <<wieczne czasy>> Kriegego skończyłyby się znacznie wcześniej. Przy czym warto zwrócić szczególną uwagę na to, że obdzielenie ziemią 44 milionów ludzi nawet dziś nie rozładowałoby całkowicie istniejącego pauperyzmu europejskiego, jako że w Europie co dziesiąty człowiek jest pauprem; na samych wyspach brytyjskich jest ich 7 milionów. Podobną naiwność ekonomiczną znajdujemy w numerze 13, w artykule <<Do kobiet>>, gdzie Kriege powiada, że gdyby miasto Nowy Jork rozdało swoje 52 000 akrów z Long Island, uwolniłoby się ono <<raz na zawsze>> od wszelkiego pauperyzmu, nędzy i przestępstwa.
Gdyby Kriege potraktował był ruch o wyzwolenie ziemi jako konieczną w określonych warunkach pierwszą formę ruchu proletariackiego, jako ruch przekształcający się nieuchronnie, dzięki dynamice sytuacji życiowej klasy, która go zrodziła, w ruch komunistyczny, gdyby był wykazał, że tendencje komunistyczne w Ameryce muszą z początku występować w tej agrarystycznej, pozornie sprzecznej z wszelkim komunizmem postaci, nie można by mu było nic zarzucić. Ale zamiast tego przedstawia on pewną drugorzędną formę ruchu rzeczywistych, konkretnych ludzi jako sprawę ludzkości w ogóle, robi z niej, na przekór swojej lepszej wiedzy, najwyższy cel wszelkiego ruchu w ogóle i w ten sposób przekształca określone cele ruchu w patetyczne bzdury.
I niczym nie zrażony śpiewa dalej w tymże artykule (nr 10) swój hymn triumfalny:
<<Spełniłyby się więc nareszcie stare marzenia Europejczyków, że po tej stronie oceanu czeka na nich ojczyzna, którą wystarczy wziąć w posiadanie i użyźnić pracą swych rąk, aby móc rzucić w twarz wszystkim tyranom świata dumne słowa: oto moja chata, którejś nie budował, oto moje ognisko, którego żaru zazdrościsz mi>>.
Do tego mógłby dodać: Oto mój śmietnik, który uczyniłem ja wraz z moją żoną i dziećmi, z moim parobkiem, dziewką i bydłem. Co to za Europejczycy, których <<marzenia>> mają tu się spełnić? To nie komunistyczni robotnicy, lecz zbankrutowani kramarze i majstrowie tudzież zrujnowane kmiotki, dla których wymarzonym szczęściem jest stać się w Ameryce znów drobnymi burżua czy chłopami. Co to za <<marzenia>>, które mają się spełnić dzięki podzieleniu 1400 milionów akrów ziemi? O nic innego tu nie chodzi, tylko o przekształcenie wszystkich ludzi w prywatnych właścicieli — marzenie równie realne i równie komunistyczne jak chęć uczynienia ze wszystkich ludzi cesarzy, królów i papieży" 8.
Krytyka Marksa jest zjadliwa i pełna sarkazmu. Biczuje on Kriegego za te właśnie cechy jego poglądów, które obserwujemy obecnie u naszych "socjalistów-rewolucjonistów":
panoszenie się frazesu, drobnomieszczańskie utopie przedstawiane jako wyższego typu rewolucyjny utopizm, brak rozumienia realnych podstaw współczesnego ustroju gospodarczego oraz jego rozwoju. Marks, który dopiero miał się stać ekonomistą, z niezwykłą przenikliwością wskazuje na rolę wymiany, gospodarki towarowej. Jeśli nie ziemię — mówi on — to płody ziemi będą chłopi między sobą wymieniać, a w powiedzeniu tym zawarte jest już wszystko! Całe to ujęcie zagadnienia pod wieloma, ale to bardzo wieloma względami da się zastosować do rosyjskiego ruchu chłopskiego i do jego drobnomieszczańskich "socjalistycznych" ideologów.
Jednakże Marks daleki jest zarazem od zwykłej "negacji" tego drobnomieszczańskiego ruchu, od doktrynerskiego ignorowania go, od właściwej wielu scholastykom bojaźni zbrukania sobie rąk przez styczność z rewolucyjną drobnomieszczańską demokracją. Wyśmiewając bezlitośnie niedorzeczność szaty ideologicznej ruchu, Marks stara się trzeźwo, materialistycznie określić jego rzeczywistą treść historyczną, jego nieuniknione następstwa, które muszą wystąpić pod wpływem obiektywnych warunków, niezależnie od woli i świadomości, marzeń i teorii tych czy innych osób. Dlatego Marks nie gani, lecz całkowicie aprobuje popieranie tego ruchu przez komunistów. Stojąc na gruncie dialektyki, tj. rozpatrując ruch wszechstronnie, biorąc pod uwagę zarówno przeszłość, jak i przyszłość, Marks dostrzega rewolucyjną stronę ataku na własność ziemi, Marks uznaje ruch drobnomieszczański za swoistą, zaczątkową formę ruchu proletariackiego, komunistycznego. Tego, co pragniecie przez ten ruch osiągnąć, mówi Marks pod adresem Kriegego, nie osiągniecie: zamiast braterstwa nastąpi drobnomieszczańska izolacja, zamiast niezbywalności chłopskich nadziałów — wciągnięcie ziemi do obrotu handlowego, zamiast uderzenia w grabieżczych spekulantów — rozszerzenie bazy rozwoju kapitalizmu. Ale to zło kapitalistyczne, o którym na próżno sądzicie, że uda się wam go uniknąć, okazuje się historycznym dobrem, ponieważ przyspieszy ogromnie rozwój społeczny i wielokrotnie przybliży nowe, wyższe formy ruchu komunistycznego. Cios zadany własności ziemskiej ułatwi nieuchronnie dalsze ciosy, wymierzane we własność w ogóle; rewolucyjne wystąpienie klasy niższej o przeobrażenia, czasowo dające skromniutki dostatek bynajmniej nie wszystkim, ułatwi nieuchronne dalsze rewolucyjne wystąpienie najniższej klasy o przeobrażenia, które naprawdę zagwarantują pełnię ludzkiego szczęścia wszystkim ludziom pracy.
Nam, socjaldemokratom rosyjskim, ujęcie zagadnienia przez Marksa w jego wystąpieniu przeciw Kriegemu winno służyć za wzór. Rzeczywisty drobnomieszczański charakter obecnego ruchu chłopskiego w Rosji nie ulega wątpliwości; winniśmy wyjaśniać to z całą mocą i bezwzględnie, winniśmy toczyć nieubłaganą walkę ze wszelkimi co do tego złudzeniami wszelkich "socjalistów-rewolucjonistów", czy też prymitywnych socjalistów". Szczególna organizacja samodzielnej partii proletariatu, zmierzającej poprzez wszystkie przewroty demokratyczne ku pełnej rewolucji socjalistycznej, winna być naszym stałym celem, którego ani na chwilę nie wolno tracić z oczu. Jednakże odwracanie się z tego powodu od ruchu chłopskiego byłoby najbardziej beznadziejnym filisterstwem i pedanterią. Nie, rewolucyjno-demokratyczny charakter tego ruchu jest niewątpliwy i powinniśmy ze wszystkich sił popierać go, rozwijać, czynić go politycznie świadomym i określonym klasowo, popychać go do przodu, iść razem z nim, ramię przy ramieniu do końca — my bowiem idziemy znacznie dalej, niż sięga wszelki ruch chłopski, idziemy tam, gdzie kończy się w ogóle wszelki podział społeczeństwa na klasy. Nie ma chyba na świecie drugiego takiego kraju, w którym by chłopstwo przeżywało takie cierpienia, taki ucisk i gdzie by tak nim poniewierano jak w Rosji. Im bardziej zaś bezwzględny był ten ucisk, tym bardziej potężne będzie teraz przebudzenie się chłopstwa, tym bardziej niezwyciężony będzie jego napór rewolucyjny. Zadaniem świadomego rewolucyjnego proletariatu jest ze wszystkich sił wesprzeć ten napór, by nie pozostawił kamienia na kamieniu ze starej, przeklętej, pańszczyźniano-samowładczej niewolniczej Rosji, by stworzył on nowe pokolenie wolnych i odważnych ludzi, by stworzył nowy, republikański kraj, w którym rozwinie się swobodnie nasza proletariacka walka o socjalizm.
Przypisy
1 Patrz “O naszym programie agrarnym (List do III Zjazdu)". W: Dzieła wszystkie, t. 9. Warszawa 1985, s. 342.
2 “Der FoIks-Tribun" — gazeta tygodniowa założona w Nowym Jorku przez niemieckich “prawdziwych socjalistów". Ukazywała się w okresie od 5 stycznia do 31 grudnia 1846 roku.
3 “Das Westphalische Dampfboot” — miesięcznik, organ jednego z kierunków niemieckiego socjalizmu drobnomieszczańskiego, czyli “prawdziwego". Wydawany był w Bielefeldzie i Paderbomie (Niemcy) w okresie od stycznia 1845 do marca 1848 roku. Lenin pisze tu o pracy K. Marksa i F. Engelsa “[Okólnik przeciw Kriegemu]" (patrz K. Marks, F. Engels: Dzieła, t. 4. Warszawa 1962, s. 3—20).
4 Przypomnijcie sobie, co od numeru 8 poczynając pisała “Biewolucyonnaia Rossija" 5 o przechodzeniu ziemi z rąk kapitału do rąk ludzi pracy, o znaczeniu ziem państwowych w Rosji, o równościowym użytkowaniu ziemi, o burżuazyjne] idei wprowadzenia ziemi do obrotu handlowego itp. Zupełnie tak samo jak Kriege!
5 “Riewolucyonnaja Rossija" — nielegalna gazeta eserowców, wydawana w Rosji od końca 1900 roku przez Związek Socjalistów-Rewolucjonistów (nr 1, z datą 1900 roku, faktycznie ukazał się w styczniu 1901 roku). Od stycznia 1902 do grudnia 1905 roku gazeta wychodziła w Genewie jako oficjalny organ partii socjalistów-rewolucjonistów..
6 K. Marks, F. Engels: “[Okólnik przeciw Kriegemu]". W: K. Marks, P. Engels: Dzieła, t. 4. Warszawa 1962. s. 5—6.
7 K. Marks, F. Engels: “[Okólnik przeciw Kriegemu]". W: K. Marks, P. Engels: Dzieła, t. 4. Warszawa 1962. s. 6.
8 K. Marks, F. Engels: “[Okólnik przeciw Kriegemu]". W: K. Marks, P. Engels: Dzieła, t. 4. Warszawa 1962. s. 8—11