Jesteś mi winna noc poślubną

Sandra Brown

JESTEŚ MI WINNA NOC POŚLUBNĄ

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Denerwowała się.

- Jesteś śmieszna - mówiła do siebie. Przestań. - Niestety, świadomość wewnętrznego niepokoju nie przyczyniła się do jego zniknięcia. A gdy ktoś na dodatek zaczyna mówić do siebie, to już z nim niewesoło.

Jej spocone ręce drżały przy zamykaniu drzwi samochodu. Przejechała dłonią po jasnych włosach związanych na karku w kunsztowny węzeł - gdyby tak można było tym jednym gestem odpędzić lęk.

Wzięła głęboki oddech i poszła w stronę Elks Lodge. Z budynku dochodziły niskie tony perkusji. Już w progu jej .oczy poraziło światło z wirującej u sufitu lustrzanej kuli. Śmiech i gwar ożywionych rozmów popłynęły ku niej jak fala. Zatrzymała się niepewnie u wejścia.

- Dani! Wielkie nieba! To Dani! Dani Quinn! Siedząca za stołem kobieta zerwała się z miejsca i podbiegła do niej z otwartymi ramionami. Objęła Dani i przytuliła do bujnych piersi, które stanowiły przedmiot zazdrości wszystkich dziewcząt w klasie, a właściwie w całej szkole. Po serdecznym powitaniu właścicielka wydatnego biustu przyjrzała się Dani uważnie.

- Na Boga, nie cierpię cię. Nie przytyłaś ani funta przez te dziesięć lat. Jesteś wspaniała. Wspaniała! Dani roześmiała się.

- Cześć, Bulwa ... przepraszam, Rebecca.

- Dla przyjaciół wciąż Bulwa!

- To znaczy, że nadal lubisz frytki? Bulwa poklepała się po biodrach, których wymiary prześcignęły biust.

- Nie widać? Roześmiały się i znów uścisnęły.

- Nigdy się nie zmienisz, Bulwa. Cieszę się, że cię widzę.

- Ja też, choć często oglądam cię w gazetach z Dallas. Miałam nadzieję, że dojrzę z bliska jakieś zmarszczki. - Przyjrzała się uważnie. - Nie, i ani śladu operacji kosmetycznej. Naturalna młodość i uroda, cholera. Trzymaj się z dala od Jerry'ego - zażartowała.

- Wciąż jesteście razem?

- Tak, bo kto inny mógłby ze mną wytrzymać?

Jerry i Bulwa chodzili ze sobą od drugiej klasy. Dani zazdrościła im długiego, bezkonfliktowego związku.

- Macie dzieci?

- Czworo małych szatanów. Teraz są z opiekunką, więc mogę o nich zapomnieć na kilka godzin. - Wróciła na miejsce. - To kartka z twoim nazwiskiem, żebyś nie myślała, że o tobie zapomnieliśmy. Najpiękniejsza dziewczyna w klasie. Bulwa przyczepiła kartkę do jedwabnej sukienki przyjaciółki.

- Zawstydzasz nas, Dani. Spójrz tylko na siebie i na nas. - Zmierzyła przyjaznym wzrokiem zgrabną sylwetkę Dani o talii podkreślonej szerokim plecionym paskiem z mosiężną klamrą. Badawczo spojrzała na pantofelki z wężowej skóry dopasowane do torebki. - Neiman Marcus, prawda? Zawsze wyglądałyśmy przy tobie jak zacofane prowincjuszki.

- Czy powinnam była nosić dżinsy? Bulwa pogłaskała jej rękę.

- Kochanie, klasa i wdzięk są niezależne od ubrania. Równie dobrze wyglądałabyś w worku pokutnym. - Zniżyła głos. - Widziałaś go już? Dani zwilżyła wargi i odwróciła wzrok.

- Kogo?

- Och, Dani, przecież dobrze wiesz. Logana. Nareszcie było po wszystkim. Nie musiała się już niczego obawiać.

Od paru tygodni, odkąd dostała od Bulwy list zawiadamiający o klasowym spotkaniu, bała się usłyszeć to imię. A jednak teraz to przeżyła.

- Logan? Nie, nie widziałam go ... zaczekaj, niech pomyślę ... od dziesięciu lat. Przyszedł?

- Jasne. Nasz gospodarz, gwiazda reprezentacji szkolnej, bierze udział we wszystkim, co dzieje się w Hardwick. To najlepsza skrzynka kontaktowa. Pomógł mi spisać nazwiska wszystkich, gdy urządzaliśmy ten zjazd.

Dani sięgnęła drżącą dłonią do naszyjnika z malachitu, który miała na sobie.

- I jak? - Nie wierzyła, że oszuka Bulwę swoją udawaną obojętnością.

- Pytasz może, jak wygląda? - Rebecca roześmiała się. - Tak świetnie, iż ostrzegłam Jerry'ego, że jest trzech mężczyzn na świecie, dla których zaryzykowałabym dziesięć lat szczęśliwego małżeństwa za jedną wspólną noc. Dwaj z nich to Robert Redford i Richard Gere. Niestety, Logan zawsze uważał mnie za kumpla. - Chwyciła Dani za ramię i lekko popchnęła w stronę gości. - Idź, wypij jakiegoś drinka. Wiele osób chce cię zobaczyć. Potem pogadamy.

Z początku nieśmiało, lecz później, w miarę rozpoznawania przyjaciół z klasy, Dani włączyła się do zabawy z rosnącym entuzjazmem. Odnawiała stare znajomości, zdążyła wysłuchać różnych historii, które wydarzyły się w ciągu dziesięciu lat.

- Dani, kochanie, napijesz się czegoś? - Klasowy Romeo, nie zmieniony nawet po trzech nie­udanych małżeństwach, zajął się nią z ochotą.

- Whisky. Otworzył oczy ze zdumienia.

- Nasza Dani wreszcie pozbyła się skrupułów! Słyszałem, że na Greenvill Avenue w Dallas naprawdę umieją tańczyć. Nauczysz nas jakichś nowych kroków?

- Whisky i coca - cola, Al. Z lodem.

- Dobrze - powiedział wyraźnie zbity z tropu. - Zaczekaj tutaj.

Śmiejąc się spojrzała na kartkę, którą ktoś wsunął jej do ręki. Później mieli nagrodzić tego, kto najbardziej się zmienił lub został ojcem lub matką największej liczby dzieci albo przebył naj­dłuższą drogę na to spotkanie.

- Na kogo głosujesz?

Choć minęło dziesięć lat, natychmiast rozpoznała jego męski głos. Już wtedy osiągnął tę niską, dojrzałą barwę, gdyż jego właściciel był o dwa lata starszy od pozostałych osób w klasie. Boleśnie znajomy, prosto z jej marzeń.

Podniosła głowę, spojrzała na niego i zamarła z wrażenia.

Był jeszcze bardziej przystojny i atrakcyjny niż dawniej. Jego twarz, jakby wzięta z afisza reklamującego podróż po Skandynawii, dobrze zniosła upływ czasu. Lekkie zmarszczki w kącikach oczu i ust tylko dodawały mu uroku.

Jasne włosy, jak zwykle rozczochrane i nie poddające się żadnym zabiegom, opadały na szerokie czoło. Gęste brwi ocieniały błękitne oczy, usta pozostały nadal zmysłowe. Dołek w brodzie nadawał mu wygląd skorego do ciągłych żartów łobuziaka.

- Na kogo głosujesz?

Jej serce biło jak oszalałe. Oczy przesłoniła mgła, wszystko wokół zaczęło falować i rozmazywać się, tylko postać Logana rysowała się zaska­kująco wyraźnie. - Głosuję? W jakiej kategorii?

- „Największa niespodzianka - zobaczyć cię tutaj”. - Przyglądał się jej badawczo. - Myślałeś, że nie przyjadę? - Nie wierzyłem, że starczy ci odwagi.

Dani poczuła się dotknięta. Nim zdążyła odpowiedzieć, zjawił się Al, trzymając w ręce przepełnioną szklankę, z której wylewała się cola. - O, przepraszam, Dani. Cześć, Logan. - Masz serwetkę? - spytała, strząsając z ręki krople coli. - Serwetkę? - powtórzył bezmyślnie Al. - Och, nie. Logan sięgnął do kieszeni i wyjął białą złożoną chusteczkę· Podał ją Dani. - Dziękuję - odpowiedziała sztywno, wytarła rękę i oddała chusteczkę· - Miło cię widzieć, Al. Którą z żon dziś przyprowadziłeś?

- Bardzo śmieszne, Logan. - Al pociągnął whisky z ponurą miną. - Człowieku, oskubały mnie do cna. Płacę horrendalne alimenty. Dzieci potrzebują a to aparatów ortodontycznych, to znów lekcji tańca i Bóg wie jeszcze czego.

- Tak to jest, gdy się próbuje zwiększyć zaludnienie stanu Teksas. - Współczucie Logana nie było szczere.

- Ty miałeś lepszy pomysł. Kochaj i rzuć ... Cholera, przepraszam cię, Dani. W tej chwili pragnęła znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Było gorzej, niż przypuszczała. Ułożyła usta w wymuszony uśmiech.

- W porządku, Al.

- Tobie dobrze - ciągnął Al - pozostałeś kawalerem. Małżeństwo to cios między oczy.

- Małżeństwo czy rozwód? - spytał Logan.

- W moim przypadku wychodzi na jedno. - Logan roześmiał się, słysząc smutny głos kolegi; Dani mu zawtórowała.

- Kochanie, usycham z pragnienia. - Rudowłosa kobieta przytuliła się do Logana i objęła go w pasie. Jej biały atłasowy kostium nie nadawał się na tego rodzaju przyjęcie. Obcisła marynarka ledwie mieściła wydatne piersi. Ich brodawki przeświecały przez cienki materiał, co wcale jej nie peszyło. Spojrzenia mężczyzn sprawiały jej satysfakcję· Logan władczym gestem otoczył odsłonięte ramiona rudowłosej.

- Lana, przedstawiam ci Dani Quinn. Ala już znasz.

- Cześć - powiedziała nachmurzona i zwróciła błyszczące oczy na swego partnera. - Kochanie, umieram z pragnienia.

- Dobrze. - Gdy szli w stronę baru, Logan odwrócił się i rzucił przez ramię: - Później cię znajdę· - Webster zawsze miał szczęście do kobiet - mruknął Al. Dani patrzyła na znikającą w tłumie parę.

Logan był taki męski: szerokie ramiona zdawały się rozsadzać koszulę, zaś tors zwężał się ku wąskim biodrom. Na dodatek ten jego niedbały chód charakterystyczny dla rodowitych Teksańczyków. Rozkołysane biodra, lekko ugięte kolana, pozorna ociężałość - wszystko to czyniło go niezwykle pociągającym. Poruszający się w ten sposób mężczyźni zwykle nosili obcisłe dżinsy. Spodnie Logana przylegały do ciała, opinając jędrne pośladki i długie smukłe uda. - Nigdy nie mogłem tego pojąć. Głos Ala wyrwał ją z zamyślenia.

- Czego?

- Jak on mógł cię zostawić.

- To niezupełnie tak - odpowiedziała i zaciągnęła go na parkiet, chcąc uniknąć dalszej rozmowy na ten temat.

Dyrektor Hardwick High School stał teraz przy mikrofonie.

- Macie dziś szczęście ... - Cofnął się szybko, gdy w głośnikach zapiszczało. Po chwili znowu zbliżył się do mikrofonu, niwecząc nadzieję swych byłych uczniów, że skończył wreszcie prze­mówienie. - Macie szczęście, bo wasi ulubieńcy, Logan Webster i Dani Quinn, są tu z nami. Chciałbym ich prosić, by poprowadzili następny taniec. Wasza klasa była chlubą szkoły. Bawcie się dobrze i pamiętajcie, że jesteście zawsze mile widziani w Hardwick High School. Wśród brzęku kieliszków i gwaru rozmów rozległy się kurtuazyjne oklaski. Połowa zebranych patrzyła wyczekująco na Logana, połowa na Dani. Każdy bowiem pamiętał, jak Logan i Dani tańczyli razem na zabawach.

Dani spojrzała na Logana nonszalancko obejmującego swą partnerkę. W drugiej ręce trzymał butelkę piwa. Podniósł ją do ust, przechylił, pociągnął parę łyków i nie spuszczając wzroku z Dani, podał nadąsanej Lanie. Powolnym krokiem przeszedł przez parkiet i stanął tuż przed nią.

- Zatańczysz, Dani?

- Chyba nie mam wyboru.

Uniosła podbródek z wyzywającym błyskiem w oczach. Dostrzegł tę zmianę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszyscy zaczęli klaskać.

- No, dalej! Zaczynajcie! - wołała wesoło Bulwa. Rozległy się gwizdy, gdy Logan przytulił ją do siebie. Trzymał ją tak jak dawniej, mocno obejmując w talii.

- Lana patrzy.

- To co z tego, przecież to wolny taniec.

Czuła na włosach jego oddech. Jej zmysły niczym zbudzone z długiego snu pragnęły doświadczyć wszystkiego, co je ominęło. Zdawała sobie sprawę, że patrzy na niego prowokująco. - Dlaczego to miał być wolny taniec? - Głupie pytanie, Dani. - Wzmocnił uścisk. - Mogę cię objąć. Sprawdzić, czy się zmieniłaś.

- Pamiętasz?

- Pamiętam.

- I jaki wynik?

- Są pewne zmiany tu i tam. - Gdzie? - Uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Tu i tam. - Wymawiając te słowa, patrzył na jej piersi. Potem zachichotał. - Wstydzisz się? - Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.

- Wtedy byłem nieśmiałym chłopcem. Teraz jestem mężczyzną i mogę mówić to, co myślę· Po­dziwiam twoją dojrzałą figurę.

- I tak nigdy nie dorównam Bulwie. Roześmiał się.

- Biedny Jerry. Przejdzie przez życie wiedząc, że każdy chłopak w klasie wyłaził ze skóry, by poderwać jego żonę.

- Ty też to robiłeś?

- Chyba w ósmej klasie. Na moje zaloty Bulwa zareagowała uderzeniem w skroń. Przez tydzień widziałem gwiazdy i nie odważyłem się spróbować po raz drugi. Na parkiecie pojawiły się kolejne pary. - Ładnie wyglądasz, Dani.

- Dziękuję za uznanie.

- Nie kpij - syknął ze złością. - Nie prawię głupich i tanich komplementów. Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, dobrze wiesz, jak na mnie działasz. - Chcąc to okazać, przytulił ją mocniej. Muzyka umilkła. Próbowała uwolnić się z jego objęć, lecz jej nie puszczał.

- Logan, nie ma muzyki - powiedziała słabym głosem.

- Zaraz będą grać dalej.

- Ale twoja dziewczyna ... - przypomniała, gdy dźwięki następnej ballady wypełniły salę.

- Poczeka. Nic się nie stanie, nawet jeśli tego nie zrobi.

- Nie masz o niej pochlebnego zdania.

- Kiedy Lana wie, że będzie się dobrze bawić, można ją wynająć na całą noc - zakpił.

- Czyli tak teraz wyglądają twoje układy z kobietami?

- Oczywiście, przyjemnie i bez komplikacji. Co mam do stracenia?

- Nic, poza szacunkiem dla samego siebie. Roześmiał się ochryple, lecz w jego oczach nie zauważyła rozbawienia.

- Już dawno go straciłem, Dani. Kiedy ty ...

- Logan, proszę cię, nie.

Ton, jakim wypowiedziała jego imię, uspokoił go. Schyliła głowę i oparła o jego pierś. To zupełnie go rozbroiło. Gniew ustąpił miejsca pragnieniu, by mieć ją całą dla siebie, chronić i kochać. Zawsze tego chciał.

Spojrzał na jej jasne i lśniące jak blask księżyca zmieszany z miodem włosy i zapragnął złożyć na nich pocałunek.

Słyszał szelest sukni ocierającej się o jego ubranie, gdy kołysali się powoli w rytm muzyki. Pragnął ją zdjąć, by zobaczyć odcień opalonej skóry jej drobnego, sprężystego ciała.

Perfumy, jakich używała, miały słodki, mocny, odurzający go zapach. Zapragnął dotknąć wargami jej diamentowych kolczyków, poczuć językiem aksamitną brzoskwiniową skórę· Chciał smakować ją całą.

Odszukał jej rękę. Palce Dani wśliznęły się swobodnie w jego dłoń, by zbadać odciski i zgrubienia skóry.

- Nadal ciężko pracuję, Dani.

- N a farmie rodziców? - Niezupełnie. Ta sama ziemia, ale ... Jutro się przekonasz. Urządzamy tam piknik.

- Mieszkasz z rodzicami? Potrząsnął głową.

- Wyjechali do miasta. Mają tam mały domek.

- Nieźle ci się powodzi. Czytałam o tobie w „Texas Monthly”. Nigdy nie wątpiłam, że ci się powiedzie.

- Niestety, inni tak. Na przykład twoi rodzice - dodał z goryczą. Spuściła wzrok i to go rozgniewało.

- Powiedz, Dani, co by pomyśleli, gdyby zobaczyli nas teraz? W dalszym ciągu uważają, że ręce farmera są zbyt brudne, by cię dotykać?

- To było dawno, Logan. Poza tym to nigdy nie miało dla mnie znaczenia.

- Ależ miało - powiedział, pochylając się nad nią. - Gdy odkryliśmy karty, okazało się to bardzo istotne.

- Chcę już iść. - Odepchnęła go zmuszając, by ją puścił.

Zeszła z parkietu i odnalazła toaletę. Chciała pobyć parę chwil w samotności, nim ochłonie z emocji.

Taniec z Loganem przypomniał jej cudowne, dawne chwile. Z jedną tylko różnicą - nie byli już parą zakochanych dzieci. Miłosny zawód odebrał im niewinność. Dani przestała być romantyczną dziewczyną, wierzącą w szczęśliwe zakończenie ich związku.

Teraz stała się dojrzałą kobietą. Dawniej nie rozumiała porywów ciała, dziś wiedziała, czego chce. Pragnęła Logana.

Problem w tym, że nie mogła go mieć. W tej chwili wydawało się to jeszcze mniej realne niż wtedy. Gdy się uspokoiła, opuściła toaletę i szła pustym korytarzem do sali tanecznej. Mijając drzwi po lewej stronie, odruchowo je otworzyła. Mieścił się tu przytulny magazyn i takim go zapamiętała.

- Pokój finałowy.

Odwróciła się gwałtownie i ujrzała stojącego za sobą Logana. Podszedł energicznym krokiem, niemal wepchnął ją do małego pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. - Co powiedziałeś? - spytała bez tchu.

- Chłopcy tak go nazywali. Pokój finałowy. Zwabialiśmy tu nasze partnerki w czasie zabaw. Ciekawe, czy państwo Elk wiedzą, jaką historię ma ich magazyn? Uśmiechnęła się nieśmiało, mimo że zaschło jej w gardle, a serce tłukło się niespokojnie. - Dziewczyny wiedziały, co tu robicie.

- Naprawdę? Tak też sądziliśmy i dzięki temu była jeszcze lepsza zabawa. - Zbliżył się o krok. Ściana za plecami odcinała jej odwrót. - Miło znów cię zobaczyć, Logan, ale właśnie wychodziłam i...

- Czy pamiętasz, jak ostatni raz tu byliśmy?

- Co z Laną?

- O co chodzi? - spytał niecierpliwie.

- Będzie cię szukać.

- Nie. Dałem ją Alowi. - Podszedł bliżej. - Zapomnij o Lanie, o przyjęciu, o wszystkim. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w tym miejscu?

- Nie ... to znaczy, tak. Nie jestem pewna. Wychodzę, Logan. Dobranoc. Chwycił ją za ramię, gdy próbowała się koło niego prześliznąć, i przycisnął do ściany.

- Ja wszystko pamiętam. Miałaś na sobie różową sukienkę z odsłoniętymi ramionami i koronkową falbaną. - Przeciągnął dłonią po jej piersiach. Westchnęła. Dotknięte przez mężczyznę ciało wysyłało sygnały alarmowe. - Miałaś perłowe kolczyki i naszyjnik. - Przesunął palcami po jej szyi.

- Związałaś wówczas włosy, lecz wymykały się z nich loki i dotykały policzków, o, tutaj. - Pociągnął lekko pasma włosów wokół jej twarzy, które wysunęły się z gładkiego uczesania i opadły na policzki.

Wspomnienie powróciło z całą siłą, lecz nie przyznała się do tego.

- Nie pamiętam.

- Jestem pewien, że pamiętasz.

Odwróciła się do ściany, ale to go nie powstrzymało. Przysunął się tak blisko, że poczuła na karku jego oddech.

- Tańczyliśmy mocno przytuleni, prawie stopieni w jedno. Przyszliśmy tutaj i całowaliśmy się aż do bólu. Byłaś taka słodka i delikatna, nie mogłem się nasycić twoimi ustami. Chciałem, żebyś mnie dotknęła, więc uniosłaś moją koszulę i położyłaś dłonie na piersi.

- Przestań, Logan.

- Wtedy też tak mówiłaś. Gdy dotknąłem twych piersi, zaprotestowałaś, ale tak naprawdę nie chciałaś, bym przestał. Pieściłem cię, aż oboje zaczęliśmy płonąć. Pragnęłaś mnie tak jak ja ciebie.

- Nie rób tego - błagała. Schyliła głowę, a on pocałował ją w kark.

- Czemu nie? Chcę, żebyś pamiętała, jak bardzo byliśmy zakochani.

- Pamiętam.

- Tak? Więc czemu nie powiedziałaś rodzicom o naszym uczuciu? Odwróciła się gwałtownie.

- Zrobiłam to!

- Naturalnie nie dali się przekonać - warknął. - Wiesz, jak się czułem, gdy wybrałaś ich zamiast mnie?

- Nie miałam żadnego wyboru. - Mogłaś wybrać. Miałaś osiemnaście lat, byłaś pełnoletnia.

- Nie mogłam! - krzyknęła. Słowa zdawały się pobrzmiewać w powietrzu przez długą chwilę· - Wyjechałaś z nimi, ale teraz jesteś tu ze mną - powiedział powoli. Pochylił się nad nią· Błysk w niebieskich oczach przeraził ją, lecz próbowała udawać odważną.

- Puść mnie, Logan. Nie jesteśmy już nastolatkami ściskającymi się ukradkiem w magazynie.

- Masz rację, tylko że ja chcę od ciebie znacznie więcej niż parę pocałunków. - Próbowała się uwolnić, ale jego uścisk wcale nie zelżał. - Nie powinnaś była wracać, Dani, zanim nie zdecydo­wałaś się na zwrot długu. Strach chwycił ją za gardło.

- Jakiego długu? Czego ode mnie chcesz?

- Nie udawaj. Wiesz dobrze, czego chcę. - Pochylił się niżej i zbliżył usta do jej warg. - Jesteś mi winna noc poślubną.

ROZDZIAŁ DRUGI

Przez chwilę patrzyła na niego niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Gdy dotarła do niej treść wypowiedzianych słów, nie potrafiła logicznie myśleć.

- Nie mówisz tego poważnie - szepnęła.

- Oczywiście, że tak. W tej sprawie nie żartuję.

Modliła się w duchu, by sobie poszedł. Wtulał się w nią tak mocno, że przez jej ciało przebiegały fale ciepła. Tęskniła za pieszczotami, o których przez tyle lat próbowała zapomnieć, ale on nie mógł się o tym dowiedzieć.

- Logan, byliśmy dziećmi - rzekła poważnie.

- Nastolatkami, owszem, ale nie dziećmi. Dzieci nie wiedzą, co robią, natomiast my wiedzieliśmy, Dani. Dobrze wiedzieliśmy, co robimy i że chcemy siebie nawzajem.

Szukała odpowiedzi. Tę dyskusję prowadziła sama z sobą przez dziesięć lat i zawsze przegrywała. Czy z nim można wygrać?

- No dobrze, lecz nie zdawaliśmy sobie sprawy ...

- Gdybym chciał tylko cię posiąść, Dani, nie odmawiałbym sobie tego przez dwa lata, które spędziliśmy razem. - Wykrzywił usta w bolesnym uśmiechu. - Chodziłem z najpiękniejszą dziew­czyną w klasie, dla której każdy facet zrobiłby wszystko.

- Nie wiedziałam, że tak się poświęcałeś - rzekła sarkastycznie.

- Po prostu chciałem być z tobą za wszelką cenę.

- Więc dlaczego robisz mi teraz wyrzuty? Doprowadzała go do ostateczności.

- Bo chcę, żebyś zrozumiała, że nie ożeniłem się z tobą dla seksu. Kochałem cię, cholera. Ścisnął jej ramię.

- Gdy uciekliśmy, by szukać sędziego pokoju, nie chodziło mi wcale o noc poślubną. Myślałem o naszym wspólnym życiu. Uczestniczyłem w tej ceremonii, traktując bardzo poważnie przyrzeczenie, jakie sobie składaliśmy. To nie była dla mnie tylko czcza formułka, która miała zalegalizować pójście z tobą do łóżka. To znaczyło o wiele więcej. Oddychał ciężko.

- Czy wiesz, jakie to uczucie zostać aresztowanym? Na Boga, Dani, postaw się na moim miejscu. Spróbuj sobie wyobrazić, jakie to upokarzające.

Wspomnienie czerwonych i niebieskich świateł, hałasu i zamieszania, gniewu na twarzy rodziców i upokorzenia Logana podziałało na nią i osunęła się w jego ramiona.

- Przecież ja czułam to samo. Skoro tak dobrze wszystko pamiętasz, przypomnisz sobie zapewne, jak krzyczałam, gdy ciągnęli cię do samochodu, i błagałam, by nie robili tobie krzywdy.

- Widziałem tylko, że rodzice pocieszali ciebie, tak jakbym cię uprowadził czy wyrządził jakąś krzywdę.

- Mieli podstawy do niepokoju. Nasza ucieczka była rzeczywiście nieodpowiedzialnym wybrykiem.

- Więc wybaczyłaś ojcu, że kazał mnie aresztować za kradzież twego samochodu?

- Nie, nie - zaprzeczyła żałośnie. - To było podłe z jego strony, ale nie widział innego sposobu, by nas powstrzymać.

- Cóż, sposób okazał się niezwykle skuteczny. - Puścił jej ramiona. - Wycofał co prawda oskarżenie, lecz spędziłem kilka nocy w areszcie, podczas gdy oni zabrali cię do Dallas, by unie­ważnić nasz ślub.

Wspomnienie tych strasznych dni powróciło nagle. Płakała, błagała, groziła odejściem, a nawet samobójstwem, jeżeli nie pozwolą jej zobaczyć się z Loganem. Rodzice pozostali niewzruszeni. „On nie jest dla ciebie” - twierdzili. „Unieszczęśliwi cię. Nie zapewni ci poziomu życia, do jakiego przywykłaś.” Nie był w ich typie. Popadła na długie miesiące w całkowitą apatię.

- Pojechałem do Dallas, gdzie udało mi się zobaczyć z twoim ojcem - ciągnął Logan. - Byłaś wtedy z matką w Europie. Powiedział, że żałujesz tego, co zrobiłaś, i nie chcesz mnie już nigdy widzieć.

- Nigdy tego nie mówiłam - odpowiedziała szczerze. - A do wyjazdu zostałam zmuszona. Spędziłyśmy tam pół roku. Po powrocie zrozumiałam, że to beznadziejne. Znów wziął ją za ramiona i lekko potrząsnął.

- Nie było beznadziejne, nim się nie poddałaś. Gdybyś tylko ostrzej z nimi walczyła ...

- Nie mogłam. To byli moi rodzice.

- A ja byłem twoim mężem. Miałem pannę młodą, Dani, lecz nie żonę. Chcę dostać to, co mi się należy. Próbowała się uwolnić z jego objęć, na co jej niespodziewanie pozwolił.

- To niemożliwe. Roześmiał się lekko i musnął palcem jej dolną wargę.

- Tak uważasz? Jesteśmy parą zdrowych, dojrzałych, pasujących do siebie ludzi. Odsunęła jego ręce.

- Skąd wiesz, że nadal do siebie pasujemy?

- Czuję to - stwierdził z pewnością siebie, która ją rozzłościła. - Nie pojechałbym za tobą do Dallas, lecz teraz jesteś u mnie. Wszystko, co wkracza na moje terytorium, uważam za swoje.

- To brzmi jak groźba.

- Bo to jest groźba. Albo obietnica, zależy, jak na to spojrzysz.

- Dla mnie to czcze pogróżki, Logan. Wieczorem wracam do Dallas. Chwycił medalion na jej szyi i pociągnął. Wygięła głowę do tyłu. Jego usta znalazły się blisko jej warg.

- Chcesz znów okazać się tchórzem? Nie wierzę, Dani. Puścił ją.

- Do jutra. - Cofnął się o parę kroków, uśmiechając się przy tym bezczelnie, po czym wyszedł, zamykając drzwi.

- Cholera!

Dani cisnęła torebkę na łóżko w pokoju hotelowym i sama rzuciła się obok niej. Leżąc na plecach, zdjęła pantofle. Patrzyła w sufit, wspominając pożegnalny uśmiech Logana. Biła pięściami w materac. „Ze wszystkich aroganckich ...”

Ale jej wściekłość nie była szczera i Dani dobrze o tym wiedziała. Był arogancki, pewny siebie i jednocześnie wesoły i wielkoduszny. Domyślała się, że chciał ją zranić, niby w odwecie za przeszłość. Wiedziała jednak, że nie potrafiłby nikogo rozmyślnie skrzywdzić. I z tych właśnie powodów wciąż go kochała. ,,O Boże, co mam robić?”

Czyżby powrót do Hardwick okazał się błędem? Wielokrotnie przekonywała samą siebie, że nie powinna jechać na to spotkanie. Ciągnęła ją tam przemożna siła, masochistyczne wprost pragnienie zobaczenia, jak on wygląda, jak potoczyło się jego życie. Artykuły w prasie nie wspominały wprawdzie o pani Webster i dzieciach, lecz obawiała się, czy nie zastanie go szczęśliwie żonatego. Chyba oszalałaby z bólu.

Najlepszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła, byłby wyjazd. Jeśli to zrobi, wówczas zawiedzie wielu ludzi, którzy na nią postawili podczas ze brania komitetu, gdzie omawiano plany na weekend.

- Nie będzie mnie w piątek - oznajmiła Dani. - Jadę do Hardwick na spotkanie mojej dawnej klasy po dziesięciu latach.

- Hardwick? - przewodnicząca nadstawiła uszu. - To we wschodnim Teksasie, prawda?

- Trzy godziny jazdy samochodem. Mój ojciec miał tam kiedyś tartak.

Pani Meneffee podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła z niej mapę. Studiowała ją przez chwilę, po czym oznajmiła z ożywieniem: - Tak myślałam, Dani. Niedaleko Hardwick znajduje się ziemia, którą chcemy kupić, by urządzić tam obóz. Jej właściciel mieszka w tym mieście. - Przerzucała szybko kartki notesu. - O, mam. Logan Webster. Hodowca bydła, duży majątek. Kupił tę ziemię kilka lat temu, ale jeszcze jej nie zagospodarował. Napisaliśmy do niego w nadziei, że nam ją sprzeda. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.

Dani była jedną z założycielek Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, mającego na celu zwiększenie funduszy na pomoc dzieciom niepełnosprawnym. Od dawna marzyła o zorganizowaniu dla nich obozu letniego, gdzie mogłyby wypoczywać i bawić się.

- Znasz go? - spytała pani Meneffee.

- Tak. - Odchrząknęła. - Słyszałam o nim.

- Czy mogłabyś do niego zadzwonić, gdy tam będziesz? Może zdołasz go namówić do sprzedaży tej ziemi.

Kobieta nalegała, aż w końcu wymusiła na Dani obietnicę, że spotka się z Websterem podczas pobytu w Hardwick.

- Muszę z nim porozmawiać - powiedziała do swego odbicia w lustrze, gdy zaczęła się rozbierać. - Choć nie wygląda mi na specjalnie hojnego. Chciał tylko brać, nie dawać, a to, co chciał wziąć ...

Wkładając szlafrok, zerknęła na leżącą na stole kopertę. Podeszła i wyjęła z niej broszurę, którą ze sobą przywiozła.

Z licznych fotografii patrzyły na nią dzieci. Serce ścisnęło się jej z żalu. Ta praca była ważna, znacznie ważniejsza od problemów osobistych. Własne troski wydały jej się małe w porównaniu z trudnościami, z jakimi borykają się na co dzień te dzieci i ich rodziny.

Gasząc światło, wiedziała już, że pojedzie jutro do domu Logana. Na szczęście Bulwa dała jej mapę.

Obiecała porozmawiać z Loganem w sprawie ziemi. Co więcej, złożyła przed laty pewne ślubo­wanie. I nic, nawet groźby Logana nie powstrzymają jej od wypełnienia go.

- Nie cierpię cię, wiesz. - Bulwa chrupała chipsy. Roześmiana Dani siedziała naprzeciw niej przy ogrodowym stoliku ze szklanym blatem. Frędzle kolorowego parasola powiewały na ciepłym, letnim wietrze. - Spójrz na siebie. Nie pocisz się. Ona jest chyba nie z tego świata - stwierdziła Bulwa scenicznym szeptem do męża.

- Kto jest nie z tego świata? - Logan stanął za Bulwą w chwili, gdy mówiła te słowa.

- Dani. Nie poci się. Nigdy nie ma rozczochranych włosów, a właśnie pływała. Gdy ja wychodzę z basenu, wyglądam jak słoń morski. Ona wyłania się z wody jak baśniowa rusałka. Logan ugiął kolana, by dojrzeć Dani pod parasolem.

- Wygląda dość apetycznie - powiedział miękko.

Dani zarumieniła się pod słomkowym kapeluszem, a ciemne szkła jej słonecznych okularów ukryły spuszczone powieki. Gorące spojrzenie Logana parzyło jej ciało osłonięte plażową sukienką.

- Czy mogłabyś mi pożyczyć swoje smukłe ciało na dzisiejsze popołudnie? - spytała Bulwa. Dani wdzięczna za przerwanie niezręcznej ciszy spytała żartobliwie: - I co byś z nim zrobiła? - Biegałabym nago po plaży.

Logan gwizdnął i pochylił się, obejmując Bulwę. Szepnął lubieżnie do jej ucha: - Twoje ciało równie dobrze nadawałoby się do tego. Byłoby wspaniale zobaczyć cię wśród piasku i fal. Wyku­piłbym miejsce w pierwszym rzędzie. Bulwa otworzyła szeroko oczy.

- Naprawdę? Coś takiego - po tylu latach dowiaduję się, że Logan Webster pożądał mojego ciała! Logan uśmiechnął się zniewalająco.

- Wiele razy.

- Jerry, słyszysz go? Czy te słowa wzbudzają twoją zazdrość? - spytała Bulwa męża. - Jeszcze jaką. - pociągnął łyk ze swej szklanki. Siedzący przy sąsiednich stolikach zaczęli się śmiać. Jerry ciągnął dalej łagodnym głosem: - Nie mogę powiesić każdego faceta, który się za tobą oglądał, Bulwa. Nie dziwię się im, skoro się z tobą ożeniłem.

- Ale ... ale zawsze mówiłeś, że moje - zrobiła ruch ręką - moje, no wiesz, nie miały nic wspólnego z twoim uczuciem do mnie.

- Kłamałem. - Jerry uśmiechnął się z zażenowaniem.

- Jerry Perkins! To dlatego zawsze chciałeś siedzieć obok mnie w autokarze sportowym? Odpowiedział jej znaczącym uśmiechem.

- No cóż, ja nigdy ...

- Owszem, ty też - przypomniał Jerry, mrugając bezwstydnie. - Wiele razy. Zaczęła się śmiać.

- Ja też, prawda? Uwielbiałam każdą taką chwilę i nadal uwielbiam. - Mieliśmy świetny ubaw, gdy nasi liderzy wracali autokarem z meczów rozgrywanych poza miastem - rzekł jeden z byłych klasowych spor­towców.

- To były chwile, co? Przodowali Jerry i Bulwa. - Oraz Logan i Dani.

- Jasne. Websterowi zawsze się udawało zająć miejsce z tyłu.

- Zresztą zawsze się do siebie kleili aż do znudzenia. Spojrzenia Logana i Dani spotkały się nad stołem.

- Pamiętacie zawody w całowaniu w drodze z Lampasas?

- Francuskie pocałunki, inne się nie liczyły - przypomniała Bulwa.

- Kto wygrał?

- A jak myślicie? Logan i Dani. Oni mogli całować się bez końca, podczas gdy inni przerywali, by zaczerpnąć powietrza.

Wszyscy się roześmiali - oprócz tych dwojga, którzy wciąż na siebie patrzyli.

- Kto jeszcze brał w tym udział? Aha, Janey i P.J.

- Gdzie jest Janey? Myślałem, że tu będzie.

- Mieszka w Beaumont. Urodziła właśnie trzecie dziecko, więc nie mogła przyjechać.

- P.J. mieszka w Kalifornii, otworzył praktykę adwokacką. Ożenił się. Jego żona też jest pra­wnikiem.

- Żartujesz? Słowa przepływały obok Dani i Logana, nie zakłócając ich wzrokowego kontaktu.

- Pamiętacie Billy'ego Clyde'a ... jak on się nazywał? - Winslow.

- Właśnie, Billy Clyde Winslow. Wstąpił do wojska. Wyjechał do Kambodży i niedawno wrócił zupełnie nie do poznania - wrak człowieka.

- Narkotyki?

- Tak sądzę.

Logan patrzył na usta Dani. Czuła, jak uważnie studiuje je - nabrzmiałe pod tym palącym spojrze­niem. Sarna też przyglądała się jego wargom i dołkowi w brodzie, wspominała wieczory w autokarze sportowym. Chłodny wiatr dmuchał wtedy przez szyby, lecz nie czuła go wcale. Tulili się do siebie pod jego kurtką, całując do utraty tchu. Pieścił jej ciało, aż stawało się gorące i bolesne. Z niechęcią witali granicę miasta, pragnąc, by jazda nigdy się nie skończyła. Gdy żegnali się przed jej domem, była podniecona i pełna tęsknoty. Patrząc na niego w tej chwili, przeżywała wszystko od nowa.

- Logan? . Głos Lany wydał się Dani nieprzyjemnym zgrzytem.

- Al chce mnie natrzeć olejkiem do opalania. Nie wiesz, gdzie go zostawiłam? Miała na sobie szydełkowe bikini, które więcej odsłaniało niż przykrywało. Cienki złoty łańcuszek przylegał kusząco do bioder, tworząc ornament w kształcie ust tuż nad wzgórkiem łonowym. Logan patrzył na nią jak na intruza. Oficjalnie była jego dziewczyną na weekend, teraz pragnął, by szybko zniknęła. Jeśli zamierzała wzbudzić zazdrość Logana, narzucając się biednemu Alowi, traciła czas. Nie chciał jednak być niegrzeczny.

- Nie wiem, Lana. Sprawdź w przebieralni. - Gdy się odwrócił, Dani przeprosiła towarzystwo i poszła w stronę domu.

Weszła do dużej kuchni, zdjęła kapelusz i okulary przeciwsłoneczne. Przyłożyła dłonie do rozpa­lonych policzków, próbując je nieco ochłodzić.

Rozglądała się po pomieszczeniu, które ją zachwyciło, podobnie jak reszta domu. Dziesięć lat temu wiedziała tylko w przybliżeniu, gdzie znajduje się farma Webstera, choć Logan nigdy jej tam nie zabrał.

Ogromny dom zbudowany z kamienia i drewna cedrowego był cudem architektury. Podzwrot­nikowe rośliny i bujne kwiatowe grządki otaczały basen i przebieralnię. Za stajnią i innymi budyn­kami gospodarczymi rozpościerały się zielone pastwiska, przechodzące w gęsty sosnowy las. Pamiętała, jak Logan mówił jej, iż farma jego rodziców zajmuje zaledwie kilka akrów. Z tego, co zauważyła, widać było, że dokupił sporo okolicznej ziemi, zburzył stary dom i założył tu swoje własne królestwo.

Wnętrze było piękne. Posadzki wyłożone dywanami łączyły otwarte pokoje. Nowoczesne, wygodne meble, obite naturalnymi tkaninami, czyniły wnętrza przytulnymi mimo wysokich sufi­tów. W słonecznej kuchni panował teraz bałagan, albowiem po przyjęciu zostało mnóstwo śmieci. Dani zaczęła je wrzucać do dużego plastykowego worka.

- To musi być dla ciebie nowość. Spoglądając przez ramię, ujrzała stojącego w drzwiach Logana.

- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli.

- Sprzątanie. Nie masz służącej, która robi to za ciebie?

Zagryzła wargi, by powstrzymać cisnącą się na usta odpowiedź. W ciągu całego dnia ani przez chwilę nie byli sami. Teraz, gdy nadarzyła się ku temu okazja, umyślnie ją ranił, lecz musi to wytrzymać. Miała misję do spełnienia i zamierzała przekonać do niej lepszą część Loganowego „ja”.

Zaczęła płukać w zlewie szklanki i wkładać je do zmywarki.

- Nie, nie mam służącej. Mieszkam sama w małym mieszkaniu. Praca domowa nie zajmuje mi dużo czasu, więc po co mi pomoc?

- Nie masz służącej. Mieszkasz w małym mieszkaniu. Jeździsz skromnym buickiem. - Podszedł i schylił się nad nią; obcisłe spodnie podkreślały kształt jego ciała. - Czy twój były mąż nie płaci alimentów?

Podniosła głowę, a jej ręce znieruchomiały.

Ze szklanki, którą trzymała, prysnęło na podłogę parę kropel wody. Nie przypuszczała, że wie o jej małżeństwie. To nie jego sprawa i zamierzała mu to właśnie dobitnie powiedzieć. Widząc jego złośliwy uśmiech, postanowiła jednak, że nie da się sprowokować. Gdy schyliła się, by włożyć szklankę do zmywarki, niechcący dotknęła biodrem jego twardego uda.

- Nie chciałam. Nie chciałam od niego niczego. Nawet jego nazwiska.

- Twoje małżeństwa nie są trwałe, prawda? Czy ten drugi frajer chociaż przespał się z tobą, nim uciekłaś?

Zamknęła zmywarkę i odwróciła się do niego. Zacisnęła pięści, wbijając w ciało paznokcie. Hamując z trudem gniew, powiedziała:

- Moje małżeństwo ...

- Które?

- To prawdziwe.

- Nasze było prawdziwe.

- Dobrze, wobec tego to drugie - okazało się wielką pomyłką.

- Słyszałem, że miał w Turtle Creek dom wart pięć milionów dolarów, kolekcję starych teksaskich monet, członkostwo w najlepszych klubach i królestwo naftowe, które mogło wzbudzić zazdrość arabskiego szejka. To właśnie do ciebie pasuje, Dani, czyż nie?

Zranił ją do żywego. Naprawdę tak o niej myślał? Zmarszczyła brwi i z trudem otworzyła usta. - Pójdę już - oznajmiła cicho i odwróciła się, by odejść. Chwycił ją lekko za przegub dłoni i przyciągnął do siebie.

- Przepraszam, to było podłe. - Stała wciąż odwrócona tyłem. Przesunął palce na jej ramię i lekko je uścisnął. :.... Dani, spójrz na mnie. - Odwróciła się, ukazując załzawione oczy. - Przepraszam. - Nie jesteś w porządku, Logan. Innych traktujesz życzliwie, zaś ranisz tylko mnie. - Wiesz, dlaczego - odrzekł cicho. - Nie zmienimy przeszłości.

- Chcę spróbować.

Jego błękitne oczy były tak pełne żaru, że musiała odwrócić głowę, by nie stopnieć pod ich pa­lącym spojrzeniem. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszała cichy śmiech. - Nie martw się. Nie będę dochodził swych mężowskich praw siłą. Szczególnie wobec takiego audytorium. - Ruchem głowy wskazał na patio, gdzie pozostali goście świetnie się bawili, najwyraźniej nie odczuwając specjalnie ich nieobecności. - Chodź, wiem, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać. - Pociągnął ją w stronę drzwi.

- Dokąd idziemy?

- Tam, gdzie nikt nie będzie nas podsłuchiwał. A nawet jeśli przypadkiem coś usłyszą, nie powtórzą tego.

Supernowoczesny, świetnie utrzymany budynek trudno było nazwać stajnią. Logan otworzył wielkie drzwi i nim zorientowała się, co robi, wziął ją na ręce i wniósł do środka.

- Co robisz?

- Nie jesteś odpowiednio ubrana na zwiedzanie stajni. Nie chciałbym, byś natknęła się na jakąś „niespodziankę”. - Spojrzał na jej stopy w sandałach z cieniutkich rzemyków.

- Nie przesadzaj, tu jest czyściej niż w niejednym domu.

Nie próbowała się uwolnić. Czuła na plecach jego silne, twarde ramię. Drugą ręką obejmował jej odsłonięte nogi. Zarzuciła mu lekko ręce na szyję. Ich twarze były bardzo blisko siebie.

- Nie jestem zbyt ciężka? - spytała. Dotykała go piersiami i sprawiało jej to przyjemność.

- Nigdy nie byłaś.

Szedł teraz głównym przejściem, zatrzymując się przed każdym boksem i pokazując jej stojące tam konie. Gdy doszli do końca, postawił ją na skrzyni i cofnął się.

- Co o nich sądzisz? - Nie ukrywał dumy ze swoich koni.

- Są piękne.

Boże, to ona jest piękna” - pomyślał. Słońce wpadające przez małe okienko oświetlało jej mokre włosy, związane po kąpieli w koński ogon. Pyłki unoszące się w słonecznych smugach tańczyły wokół niej, zdając się zachwycać jej urodą. Skórę miała niemal przezroczystą, wyglądała jak prześwietlona słońcem.

Uśmiechali się, ciesząc swoim widokiem. Dani zauważyła jednak zmarszczkę między jego brwiami.

- Przed chwilą się uśmiechałeś. Teraz marszczysz brwi.

- Co stało się z twoim małżeństwem, Dani? Wzdychając oparła się o ścianę.

- Był taki, jakiego pragnęli rodzice.

- Domyślam się. A ty?

- Ja czułam się okropnie nieszczęśliwa i rozbita, z kolei on wesoły i czarujący. Myślałam, że rozrywki, jakie mi zapewniał, będą lekarstwem na moją depresję.

- Nie były?

- Nie.

- Dlatego się rozwiodłaś?

- Tak, i z wielu innych powodów. - Ton, jakim wypowiedziała te słowa, ucinał dalszą rozmowę· - Byłaś odtąd sama? - Starał się, by jego głos zabrzmiał obojętnie, lecz nie zdołał jej oszukać. - Jesteś ciekaw, czy miałam innych mężczyzn? Nie. A może teraz odwrócimy to pytanie? Jego oczy zabłysły, po czym przybrały zimny wyraz. Odwrócił głowę.

- Jestem mężczyzną, Dani.

- I to cię tłumaczy? Jesteś mężczyzną, więc masz prawo do erotycznych przygód? - Widząc, jak wzrusza ramionami, westchnęła. - Nieważne. Wiem o twoich seksualnych wybrykach. Koledzy z klasy, którzy nadal tu mieszkają, informują mnie na bieżąco. - Nie wierz we wszystko, co słyszysz. Większość z tego to plotki.

- Oparte na faktach?

- Oparte na faktach - przyznał niechętnie. Przyglądała mu się przez chwilę.

- Lubisz siebie takiego, jakim teraz jesteś, prawda, Logan? Rozważał przez chwilę jej słowa, po czym odrzekł:

- Tak. Domyślam się, że powinienem mieć wyrzuty sumienia, iż jestem dumny ze swoich osiągnięć, lecz ja nie odczuwam czegoś takiego. Nic nigdy nie przyszło mi łatwo. Stał przed nią gniewny.

- Byłem o dwa lata starszy od wszystkich w klasie, ale czy wiesz dlaczego? Ponieważ jako chłopak musiałem często zostawać w domu i pracować, bo czasami nie mieliśmy co jeść. Opuszczałem szkołę i nauczyciele przetrzymali mnie dwa lata, bym mógł nadrobić zaległości. Musiałem zostać dobrym sportowcem, dobrym uczniem, musiałem zdobyć uznanie. Jako biedak nie miałbym życia. Gdy ty chodziłaś na studenckie bale i prywatki, ja pracowałem, żeby opłacić studia i móc posyłać pieniądze do domu. Zrobiłem dyplom po pięciu latach. Gdy wróciłem, chciałem stać się kimś.

- Nie musiałeś niczego udowadniać, Logan. Zawsze byłeś nieprzeciętną osobą. Potrząsnął z uporem głową.

- Lecz nigdy kimś wystarczająco dobrym. Nie byłem dość dobry, by dostać kobietę, którą kochałem. - Nagłym ruchem uniósł do góry jej podbródek. - Pamiętasz tartak, który twój ojciec sprzedał przed wyjazdem do Dallas? Teraz ja jestem jego właścicielem i mam dwa razy większy dochód niż on. To dlatego przenieśliście się tutaj, prawda? Żeby twój ojciec mógł rozwinąć nową działalność?

- Tak. Ale to stara historia. Bardzo się cieszę z twojego sukcesu, Logan, choć nie jestem nim zaskoczona. Od dawna zapowiadałeś się na człowieka interesu.

- Tylko nie na odpowiedniego męża dla mojej żony.

- To nie ja tak myślałam, lecz moi rodzice.

- Ale posłuchałaś ich! - krzyknął.

- Byłam przerażona tym, co zrobiliśmy. Tak, wtedy ich posłuchałam.

- Och, Dani. - Zbliżył się i przyciągnął jej głowę do swej piersi. Pochylił się, muskając odsłonięte plecy. - Jak mogę cię winić za to, co zrobiłaś? Byłaś przecież tylko sobą. Nie znałaś biedy. Dla ciebie normalne było chodzenie na bale i zrobienie dyplomu z psychologii, który na nic ci się nie przyda.

- Przydaje się - mruknęła, lecz zdawał się jej nie słyszeć.

- Zrozum mnie. - Podniósł jej głowę. - Musiałem oszczędzać i walczyć o wszystko, co zdobyłem. - Pocałował ją lekko. - Wciąż walczę· Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

ROZDZIAŁ TRZECI

To było wspaniałe. Pocałunek. Jego usta, gorące i twarde, a przy tym jakże delikatne, muskały łagodnie jej wargi. Nie ogolony podbródek łaskotał ją. Zapach wody kolońskiej mieszał się z aromatem rozgrzanego siana. Czuła się mała i bezbronna w zetknięciu z jego silnym, muskularnym ciałem.

Drażnił jej usta lekkimi muśnięciami języka.

- Jesteś słodka, Dani. Tak dawno cię nie całowałem.

- Zbyt dawno.

- Pozwól mi więc znów cię smakować.

- Logan.

Otworzył jej wargi mocnym pchnięciem języka i wsunął go głęboko. Zatraciła się w tym pocałunku.

Jej ręce błądziły nieśmiało po jego ramionach, aż natrafiły na gęstwinę włosów na karku i zaczęły ją delikatnie burzyć.

Jęknął z rozkoszy. Chwycił ją w talii i zdjął ze skrzyni. Zaledwie dotknęła stopami ziemi, przy­ciągnął ją bliżej. Jedną ręką objął biodra i przycisnął je do swego ciała. Oddychała urywanie przez lekko rozchylone usta. Muskał jej twarz szybkimi pocałunkami.

- Powiedz, że jest ci dobrze - szepnął.

- Dobrze mi.

Znów ją pocałował, otaczając jej usta gorącymi wargami. Był śmiały i nienasycony, a gdy w końcu podniósł głowę, wiedziała, że to więcej niż pocałunek. Kochał ją ustami.

- Nie całowałeś mnie tak dziesięć lat temu - zamruczała.

- Nie śmiałbym. - Ocierał się o nią powolnymi ruchami, aż westchnęła z rozkoszy.

- Dlaczego?

- Bo wtedy nie mógłbym się powstrzymać.

- A teraz?

- Niczego nie obiecuję.

Znów ją pocałował, lecz drżenie jego głosu ostrzegało przed niebezpieczeństwem. Odwróciła głowę i trafił ustami poniżej ucha.

- Lepiej ... och, Logan ... chodźmy stąd. Ludzie będą się dziwić.

- Nie zwracaj na nich uwagi - szepnął niecierpliwie. - Zostań jeszcze przez chwilę ze mną.

- Nie mogę ... Ja... . Powstrzymał jej protest pocałunkiem.

Czy powinna zaczynać coś, czego nie będzie mogła kontynuować? Gdyby miała choć trochę rozumu, wsiadłaby do samochodu i wróciła do Dallas, nie myśląc więcej o tym człowieku. Ale jego pocałunki i pieszczoty odbierały jej cały rozsądek. Chciała zostać. Poza tym nie roz­mawiała z nim jeszcze w sprawie ziemi. „Jesteś głupia, Dani” - wyrzucała sobie, gdy Logan gładził jej nagie plecy i tulił ją, jakby chciał ochronić. Ukryła twarz w rozpięciu jego koszuli.

Złote kręcone włosy łaskotały ją w usta. Pachniał i smakował jak letnie powietrze. Miała istotny powód, by zostać. Obiecała porozmawiać z nim o ziemi, którą chciało kupić To­warzystwo. Czy nie było to wystarczające usprawiedliwienie?

Może tak, a może nie. Właściwie po co szukać usprawiedliwienia? Chciała zostać i tyle. Pieścił wargami jej szyję.

- Zostaniesz ze mną? - spytał.

Odchyliła się i spojrzała mu prosto w oczy. Czubkiem palca dotknęła śmiesznego dołka w podbródku.

- Zostanę ... ale tylko na chwilę.

- No, jak idzie? - Bulwa usiadła obok Dani na ogrodowym krześle.

- Niby co?

Oczarował ją widok Logana grającego w siatkówkę· Popołudniowe słońce rzucało blask na jego spoconą, opaloną skórę i lśniło we włosach przypominających teraz złoty hełm. Poruszał się z gracją, czym wzbudzał zachwyt, i Dani cieszyła się, że ogromny kapelusz i okulary przeciwsłone­czne pozwalają ukryć podziw, jaki w niej budzi.

- Jak idzie? - powtórzyła Bulwa, patrząc badawczo na przyjaciółkę. Pochyliła się i pomachała jej dłonią przed oczami. Dani zamrugała i odwróciła się. - Czy wasze wzajemne kontakty znów się ożywiły? Dani zarumieniła się.

- Ja ... my ...

- Nieważne - mruknęła Bulwa. - Nigdy nie opowiedziałaś mi ani jednego pikantnego epizodu z waszych randek. Jeśli umrę, zanim Logan mnie pocałuje, naturalnie w zastępstwie, będzie to twoja wina.

Dani roześmiała się i powróciła do oglądania meczu. Logan patrzył na nią. Nie zauważył piłki, która przeleciała mu nad głową, toteż koledzy z zespołu musieli przywołać go do porządku.

- Nigdy się po tym nie pozbierał - rzekła Bulwa obojętnie. Dani odwróciła się gwałtownie.

- Po czym?

- Po zdarzeniu, jakie miało miejsce w parę dni po rozdaniu dyplomów. Dani zbladła.

- Wiesz o tym? Bulwa pogłaskała ją uspokajająco.

- Nie denerwuj się. Jestem jedyną osobą, która wie o waszej ucieczce i o tym, co się stało później.

- Logan ci powiedział?

- Zupełnie przypadkowo. Przyjechał do domu na Boże Narodzenie i zaprosiliśmy go na obiad. Całkiem nieświadomie pokazałam mu wycinek prasowy informujący o twoim ślubie. Logan wyglądał, jak gdyby chciał zrzucić na podłogę moją wspaniałą zastawę. Obawiałam się też o nasze nowe meble. Wtedy opowiedział nam, używając niezbyt cenzuralnych słów, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Wzięła przyjaciółkę za rękę i uścisnęła ją.

- Znam Logana Webstera od wielu lat, ale nigdy nie widziałam go w takim stanie. W naszym domu zaczął pić i chyba trwało to kolejne trzy dni. Po skończeniu studiów i powrocie do Hardwick pracował jak niewolnik. Chciał mieć dużo pieniędzy. Jerry i ja myśleliśmy, że to ze względu na ciebie. Był twardszy, niż sądziliśmy, wiesz? Nie taki beztroski chłopak, za jakiego wszyscy go uważali. Tak czy inaczej, baliśmy się potem wspomnieć o tobie w jego obecności do czasu planowania zjazdu. Wówczas zainteresował się, czy miałam od ciebie jakieś wieści i czy przyje­dziesz.

Dani słuchała ze ściśniętym sercem. Czy Bulwa sugerowała, że złamała mu serce? Nie wyglądał na człowieka, który długo opłakuje utratę kobiety. Patrzyła na wyskok Logana do piłki. Znała go, lecz teraz oglądała nowymi oczami.

Jego ciało fascynowało ją i niepokoiło, odkąd jako szesnastolatka kibicowała mu w meczach koszykówki. Wciąż zaintrygowana, lecz już bez uczucia lęku, jaki budziła w niej odmienność płci, chciała zbadać go cal po calu, odkryć każdy skrawek jego ciała, dotknąć go i posmakować. Żaden inny mężczyzna nie budził w niej takich pragnień.

Lecz ile kobiet tak samo jak ona pożądało Logana? Spojrzała na brzeg basenu. Al i Lana pieścili się na ławce, nie przejmując się obecnością innych gości.

- Jestem pewna, że nawet jeśli cierpiał, to niedługo - powiedziała Dani. - Jego gwałtowna reakcja na wieść o moim małżeństwie wypływała bardziej z gniewu i zranionej dumy, niż żalu za utraconą miłością. Ile kobiet pokroju Lany koiło zadany przeze mnie ból? Bulwa spojrzała na Lanę i Ala.

- Nie sposób policzyć - odrzekła bezbarwnie. Dani gwałtownie odwróciła głowę, zdumiona jej bezpośredniością. Przyjaciółka uśmiechnęła się.

- Myślałaś, że złagodzę ten cios, prawda? Nic z tego. Miał wiele kobiet, właśnie takich jak Lana, ale żadnej z nich nie traktował poważnie. Był z każdą przez miesiąc czy dwa, po czym je porzucał. Ludzie różnie to komentowali, lecz Jerry i ja wiedzieliśmy, że w jego życiu istniała tylko jedna kobieta. Ty, kochanie.

- Wspaniałe przyjęcie, Bulwa. - Al podszedł do nich z Laną uczepioną do niego jak bluszcz. Lana i ja musimy już iść.

- Najwyższy czas - rzekła Bulwa nieuprzejmie. - To stawało się już żenujące. Al wyglądał na zmartwionego; Lana na zadowoloną z siebie.

- Miło było cię zobaczyć, Dani - powiedział. Może zadzwonię, gdy przyjadę kiedyś do Dallas.

- Chodź, kochanie - zagruchała Lana, ciągnąc go za rękę. - Idziemy.

- Zaproś mnie na następny ślub albo rozwód. Wszystko jedno - zawołała za nimi Bulwa. - Co ona miała na myśli, kochanie?

- Nic ważnego, Lana. Chodź, kochanie, tam stoi mój samochód.

Pozostali goście, po wymianie adresów i obietnic, że będą utrzymywać ze sobą kontakt do następnego spotkania, zaczęli się zbierać do odjazdu. Zmęczeni, lecz bardzo zadowoleni z udanej imprezy, brązowi od słońca szli powoli do swoich samochodów.

- Nie musisz tego robić, Bulwa - powiedział Logan. Zbierała właśnie na tacę resztki jedzenia i brudne naczynia, by zanieść je do domu.

- Użyczyłeś nam swego domu, więc chcę ci przynajmniej pomóc w ocaleniu go od dewastacji. Jako jednoosobowy komitet organizacyjny tej imprezy czuję się odpowiedzialna za wszystkie szkody. - Spojrzała na męża, który rozsiadł się w hamaku, dopijając drinka. - Jerry, chodź mi pomóc.

- Chyba mówiłaś o jednoosobowym komitecie - droczył się z nią.

- Lepiej byś się ruszył, mój panie. - Stanęła przed nim w wojowniczej pozie, wspierając dłonie na biodrach. - Wciąż jestem wściekła, że wobec wszystkich żartowałeś z moich piersi. Jerry wstał z hamaka i objął żonę serdecznie, próbując skraść całusa.

- Och, Bulwa, od kiedy to jest twój powód do zmartwień? Nim się zorientował, znalazł się w basenie. Pozostała trójka wybuchnęła śmiechem, widząc jego minę, gdy gramolił się na brzeg.

- Jeszcze cię dostanę, Bulwa - pogroził.

- Dajesz słowo? Wkrótce zdołali jakoś uporządkować patio i kuchnię. Przed odjazdem Bulwa uścisnęła Dani.

- Odezwij się od czasu do czasu.

- Dobrze. Bulwa spojrzała wyzywająco na Logana.

- Trzymaj ją za słowo.

- Postaram się.

Po ich odjeździe zapanowała głucha cisza. Letnia noc była spokojna. Dani położyła na miejsce poduszki, które ktoś zdjął z kanapy, i ułożyła przy kominku w salonie. Usłyszała ciche kroki Logana.

- Głodna? Potrząsnęła głową.

- Po tych wszystkich nachos? Nie.

- Napijesz się? - Odpowiedział na własne pytanie, przedrzeźniając ją: - Po tych wszystkich margaritas? - Pieścił kciukiem jej nadgarstek. - Upiłaś się?

- Trochę - przyznała z uśmiechem.

- Ja też. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale nie tequillą· Pocałował ją z czułością.

- Popływamy?

- Wolałabym tu zostać. Przyjemnie było patrzeć na jej uśmiech i czuć dotyk piersi. Jej ciało ...

- Chodź. Mam coś lepszego.

Poprowadził ją przed dom z powrotem do patio. Przeszli po kamiennych płytach do przebieralni. Księżyc wraz z błyszczącymi gwiazdami rzucał srebrzyste światło i spowijał wszystko w tajemniczym blasku.

Za przebieralnią stał wysoki płot. Logan przeszedł przez niego, wyjął klucz i otworzył furtkę. Dał Dani znak, by poszła za nim.

- Gorąca kąpiel! - wykrzyknęła z zachwytem. Woda bulgotała i pieniła się w drewnianej wannie, zapraszając do wspólnej zabawy.

- Podoba ci się?

- Co za pytanie! Czemu nie zaprosiłeś tu gości?

- Nie ma mowy. Zarezerwowane dla specjalnych osób. - Położył dłonie na jej ramionach i pocałował ją w szyję. - Pomóc ci w czymś? spytał, bawiąc się zapięciem jej kostiumu. Nie potrzebowała pomocy, lecz nie odrzuciła jej. Długo rozpinał zatrzaski zręcznymi palcami.

- Setki razy marzyłem, żeby cię ubierać i rozbierać. Jeszcze jeden mały mężowski obowiązek, którego nigdy nie mogłem wypełnić.

W samych słowach o rozpinaniu sukienki nie było nic dwuznacznego, lecz pod wpływem tonu, jakim Logan je wypowiedział, zrobiło jej się gorąco. Delektował się tą prostą czynnością, w końcu opuścił powoli ramiączka i sukienka opadła do stóp Dani, zostawiając ją w błękitnym bikini. Zdjął wstążkę, którą związała koński ogon; włosy rozsypały się na ramiona. Były takie, jak pamiętał - jedwabiste, gęste i piękne.

- Bałem się, że je ścięłaś. Potrząsnęła głową; włosy przesypywały się i lśniły między jego palcami.

- Nie, nie mogłabym się na to zdobyć. Zanurzył twarz w miękkiej gęstwinie.

- Cieszę się. To twoja chluba. Czy chcesz jeszcze coś zdjąć, nim wejdziesz? W tym momencie przypomniała sobie rzucone jej wyzwanie o nocy poślubnej. A więc chodziło mu tylko o spłatę długu. Ale ona miała jeszcze w sobie dość dumy, by nie pozwolić się w ten sposób wykorzystać. Odsunęła się od niego łagodnie, odwróciła i uśmiechnęła prowokująco.

- Tak. Sandały. Uśmiechnął się krzywo.

- Prawdę mówiąc, nie chodziło mi o sandały.

Usiadła na brzegu wanny, odpięła skórzane rzemyki wokół kostek i zdjęła buty. Potem zanurzyła się w kipiącą wodę. Wieczorne powietrze było chłodne i przyjemne.

- Och, Logan, to niewiarygodne uczucie. Podszedł do ściany i przytłumił światło. Dani przypominała teraz tańczącą nimfę wodną. Przekręcił drugi wyłącznik i nastrojowa muzyka wypełniła małe pomieszczenie, tworząc niepowtarzalny nastrój.

- Piętnaście minut? - spytał, ustawiając zegar podgrzewacza. Uniosła głowę i spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem.

- Co najmniej. Patrzyli na siebie i czuła, że jej krew zaczyna wrzeć podobnie jak otaczająca woda. Przyglądał jej się badawczo spod gęstych brwi.

Patrzyła jak zahipnotyzowana, gdy sięgnął do guzika przy szortach. Rozpiął je, ukazując kępkę włosów otaczającą pępek. Potem rozsunął zamek. Nie czuła już zmęczenia, jej serce biło gwał­townie. On nie może. Nie zrobi tego. A jednak zsunął szorty z bioder. Leżały teraz u jego stóp. Był nagi. Wyglądał wspaniale.

- Nie wstydzę się ciebie, Dani - powiedział spokojnie, widząc jej zmieszanie. - Chcę, byś na mnie patrzyła, poznawała. Jestem twoim mężem, pamiętasz?

- Byłeś moim mężem - sprostowała szorstko.

- Tylko formalnie.

Jego ciało, równie aksamitne jak głos, wśliznęło się do wody, która wchłaniała je cal po calu, zwilżając złote włosy, Dani była zafascynowana jego urodą do tego stopnia, że chciała położyć na nim dłonie i płakać.

- Wciąż uważam cię za swoją żonę, Dani. - Przyciągnął ją do siebie, a łagodne zetknięcie ich ciał wyzwoliło w niej łańcuch reakcji, których jeszcze nie znała.

- To było dawno. Zbyt wiele się od tamtego czasu wydarzyło.

- Chcę tylko tego, co mi się prawnie należy. Otoczył ją władczymi ramionami i zbliżył usta do jej warg. Przyklęknął, pociągnął ją za sobą. Głaskał jej plecy, biodra i uda. Objęła go w pasie nogami. Tonęła, lecz nie w wodzie. Pogrążała ją namiętność. Czuła się bezsilna wobec żądań swego ciała. By utrzymać równowagę, chwyciła go za włosy, gdy pochylił się i muskał wargami jej szyję.

- Logan, proszę, zaczekaj.

- Zbyt długo czekałem.

Zdjął górę jej bikini, która momentalnie znikła w wodzie. Jęknął z rozkoszy, a Dani mimowolnie mu zawtórowała, gdy ich piersi zetknęły się.

Wczepiła się mocniej w jego włosy, bo odnalazł jej pierś i zaczął pieścić. Pocierał wargami sutek, dopóki nie nabrzmiał. Wtedy otworzył usta i otoczył go, ssąc i muskając językiem. Czuła, że staje się gotowa do miłości. Tylko że to nie była miłość, a pożądanie, więc jeśli teraz go nie powstrzyma, zaraz będzie za późno.

- Logan ...

- Pragnę cię, Dani. - Ścisnął jej pośladki.

- Nie tak - jęknęła. Nie słyszał jej. Pociągnęła go boleśnie za włosy, aż podniósł głowę. - Nie, Logan - błagała. Pochylony nad nią oddychał chrapliwie.

- Dlaczego, Dani?

- Nie chcę być nagrodą pocieszenia.

- Przecież ty też mnie pragniesz. Nie próbuj zaprzeczać, czuję to. Wbiła paznokcie w jego barki, próbując nie stracić panowania nad sobą.

- To stało się zbyt szybko. Nie wiedziałam, co czujesz.

- Dobrze, więc teraz wiesz. W co ty się ze mną bawisz, Dani?

- To nie jest zabawa.

- Tylko co? Wiedziałaś, czego chcę. Przez cały dzień dawałaś mi podstawy, bym uwierzył, że się zgadzasz. Po co więc tu przyszłaś? Czemu nie pojechałaś do Dallas? Rozpaczliwie szukając wyjaśnienia, szepnęła:

- Muszę z tobą porozmawiać w sprawie ziemi.

Takiej odpowiedzi z pewnością nie oczekiwał. Zdziwiony odchylił głowę i zamrugał gwałtownie oczami. Zwolnił uścisk. Klęczała teraz przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Co powiedziałaś? - Był wyraźnie zaskoczony. Dani zwilżyła nerwowo usta. Moment nie był odpowiedni na podjęcie tematu i dobrze o tym. wiedziała, lecz nie miała wyboru. Zabrakło jej odwagi, by odłożyć wyjaśnienia na później.

- Ja ... działam w komitecie Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Może o nim słyszałeś. - Przerwała, patrząc na niego z wyczekującym uśmiechem, lecz nie złagodniał.

- Mów dalej.

- Zbieramy pieniądze na pomoc dzieciom upośledzonym umysłowo i fizycznie. Chcemy kupić teren z przeznaczeniem na obóz letni dla nich. Twoja posiadłość w Hancock Country świetnie nadaje się do tego celu. Nasza przewodnicząca, pani Meneffee, napisała do ciebie w tej sprawie parę tygodni temu. Ponieważ i tak miałam tu przyjechać, zaproponowałam, że pomówię z tobą o tym. - Przełknęła z trudem ślinę. Jaka jest twoja odpowiedź? Zgadzasz się?

Przez chwilę stał nieruchomo. Gorąca woda i ich nagość wydały mu się w tej chwili niesmacznym żartem. Nagle krzyknął i wyskoczył z wanny. Schylił się i chwycił ją za włosy. Kipiał z wściekłości.

- To znaczy, że przez cały dzień głaskałaś mnie, w przenośni i dosłownie, jedynie żeby poprosić o darowiznę?

- Nie!

- Ja tak to odbieram.

- Jak mogłeś coś takiego pomyśleć?

- A co innego według ciebie mogłem pomyśleć? Niech to szlag trafi! Chwycił ręcznik i owinął się nim, niedbale podwijając końce. Zdenerwowany chodził wzdłuż ogrodzenia.

- Sam nie wiem, dlaczego jestem taki zaskoczony. Przecież czegoś takiego mogłem się po tobie spodziewać, skoro nawet przysięga małżeńska niewiele dla ciebie znaczy. Dani, czy istnieje w two­im życiu coś naprawdę drogiego i świętego?

Tak! - chciała krzyknąć - Ślubowanie, którego nigdy nie zrozumiesz, Webster”. Ale nie będzie mu tego wyjaśniać, ponieważ posądził ją o wyrachowanie. Zmusiła się do spokojnej odpowiedzi:

- Nasza praca jest bardzo ważna, Logan.

- Nie przeczę, Dani. Wścieka mnie tylko, że damy z towarzystwa, takie jak ty, chcą manipulować ludźmi.

- Nie jestem damą z towarzystwa.

- Czytam gazety, Dani, i często widuję cię na zdjęciach z tych wszystkich balów, pokazów mody i turniejów golfowych, z których dochód idzie na waszą działalność. Odnoszę wrażenie, że więcej dla ciebie znaczą fotografie w prasie niż dzieło, które wspierasz.

- Jesteś snobem, Logan, wstrętnym, stukniętym snobem. Czy myślisz, że tylko biedni ludzie mają monopol na miłosierdzie?

Nie zważając na jej słowa, mówił dalej: - Na czym polega twoja praca - na współzawodnictwie z przyjaciółkami; która z was zdobędzie najwięcej pieniędzy? Może zbierasz dotacje jak skalpy i wieszasz przy swoich skórzanych paskach od Gucciego? Jak daleko się posuwasz, by zdobyć darowizny, Dani?

- Tak daleko, jak trzeba - odpowiedziała.

- Właśnie miałem tego przykład. - Spojrzał znacząco na jej piersi. - Co cię powstrzymało: strach czy sumienie? Czy mam obciąć kosmyk włosów, abyś mogła przekonać przyjaciół, jak bardzo potrafisz się poświęcać?

- Zapomnij o tym, Logan. Wyjeżdżam. Próbowała go ominąć, lecz chwycił ją i potrząsnął za ramiona.

- Chcesz mieć tę ziemię, Dani?

- Powiedziałam - zapomnij o tym.

- Pytałem cię o coś. Odpowiedz!

- Tak. Sprzedasz ją?

- Nie. - Upokorzona walczyła z nim, by się uwolnić. Jej wysiłki nie zdały się na nic, sprawiły tylko, że znalazła się jeszcze bliżej mężczyzny. Ale dam ci ją. Zamarła z wrażenia i podniosła wzrok. - Dasz mi ją?

- Nie za darmo.

- Myślałam, że ...

- Nie chodzi o pieniądze. Wiesz, czego chcę w zamian. Zrozumiała nagle i otworzyła usta.

- Chodzi ci...

- O noc poślubną - dokończył. - O jedną noc z tobą. Czy ofiarujesz samą siebie na tak ważny dla ciebie cel?

O Boże. Nie wiedział, co mówi. Setki twarzy migały jej przed oczami - twarzy, których nie mogła skojarzyć z imionami. Pięknych, brzydkich, smutnych. Wpatrzonych w nią z nadzieją. Przyrzekła im pomoc. Liczono na nią. Ale ...

Spędzić noc z Loganem. Jedną noc. Czy będzie umiała od niego odejść po tej nocy? Musi. Nie ma wyboru. Jedna noc. Z Loganem.

Spojrzała na niego. Czekał spokojnie na odpowiedź, nie zdradzając żadnych emocji. Dla niego to dobry interes - niech więc dostanie to, czego chce, w zamian za to, czego chce ona. Jednak dla niej będzie to przede wszystkim noc miłosna. Pozna wreszcie miłość Logana, siłę i pewność jego ramion. Przez jedną noc w życiu zatraci się w jego pieszczotach, usłyszy czułe słowa i poczuje, jak stają się jednością.

- Dobrze - odparła spokojnie. - W porządku. Jedna noc ze mną za akt własności ziemi. Czuła, jak opada z niego napięcie, bo przygarnął ją do siebie, muskając oddechem jej twarz.

- Przypieczętujemy tę umowę pocałunkiem. Jej usta rozwarły się bez oporu pod naciskiem jego warg. Muskał je leniwie językiem, pieścił i drażnił. Ręcznik spadł mu z bioder, lecz wcale tego nie zauważył. Przylgnął do niej całym ciałem.

Wziął ją lekko w ramiona i przeniósł przez patio do ciemnego domu. W milczeniu wszedł na schody. Jego spojrzenie, tak inne od tego sprzed paru chwil, obiecywało i kusiło. Paliło jej twarz, szyję i piersi.

Zaniósł ją do obszernej sypialni i położył na szerokim łóżku przykrytym miękką kapą. Zaczął namiętnie całować Dani.

Zdjął dół jej bikini; leżała teraz pod nim naga. Całował jej piersi i sunął dłońmi wzdłuż łydek i ud. Czuła je blisko, coraz bliżej miejsca tak bardzo pragnącego pieszczoty. Wygięła się w łuk na spotkanie obietnicy, którą miało spełnić jego ciało. Nieoczekiwanie Logan zdjął jej ramiona ze swej szyi i wyprostował się.

- Dobranoc, Dani. Poderwała się gwałtownie i usiadła na łóżku.

- Co to wszystko znaczy? Niedawno mówiłeś, że ... noc poślubna ...

- Och, nie mam ochoty z niej zrezygnować. Nie określiliśmy jednak limitu czasu, jaki mamy do dyspozycji. Na razie ... zostaniesz ze mną.

- Co ty sobie wyobrażasz? Na jak długo? Wzruszył ramionami.

- Dopóki nie będę w nastroju. - Zamknął za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gryzła palce ze złości, przeklinała, chodziła po pokoju ... aż w końcu usnęła. Była zbyt dumna, by wyjechać. I zbyt dumna, by domagać się, żeby Logan zwolnił ją z tej śmie­sznej „transakcji”, którą wymyślił. Zgodziła się na nią świadomie i nikogo prócz siebie nie mogła winić.

Słońce świeciło już, kiedy się obudziła. Wstała i zaczęła szukać czegoś do ubrania. Miała na sobie tylko majtki od kostiumu. Nie chciała, by wąski pasek materiału stanowił jej jedyne odzienie na wypadek spotkania z Loganem.

W przylegającej do pokoju komfortowej łazience znalazła płaszcz kąpielowy wiszący na drzwiach. Od razu poczuła się pewniej, gdy go włożyła.

Odrzuciła do tyłu włosy i uniosła wojowniczo podbródek. Wyszła na korytarz. W powietrzu unosił się kuszący zapach śniadania, zeszła więc na dół do słonecznej kuchni. Logan siedział przy okrągłym stole. Na podłodze pod krzesłem poniewierały się strzępy gazety, stanowiącej niedzielny dodatek miejscowego dziennika. Pił w roztargnieniu kawę, opierając bose stopy o stojące naprzeciw krzesło.

Miał na sobie postrzępione szorty i podkoszulek pamiętający lepsze dni. Jego podbródek ocieniał jednodniowy zarost. Włosy nie były uczesane.

Wyglądał wspaniale.

Gdy usłyszał jej kroki, odchylił róg trzymanej w ręku gazety. Spodziewała się drwin i ironicznego uśmieszku na jego twarzy.

Nie przypuszczała, że rzuci gazetę - do tego dział sportowy - wstanie, podejdzie i weźmie ją w ramiona, mówiąc: - Dzień dobry, kochanie.

Zbliżył usta do jej warg, żeby, jak oczekiwała, lekko pocałować ją na powitanie. Znów się myliła. Przywarł mocno do jej ust, otwierając je i wsuwając głęboko język. Zupełnie ją oszołomił. Spodziewała się, jeśli nie przelotnego całusa, to mocnego pocałunku zdobywcy, który przypie­czętowałby jego zwycięstwo. On zaś całował ją jak kochanek, czule i namiętnie.

- Czy dobrze spałaś?

Jego rzeczowy głos sprowadził ją na ziemię. Odsunęła się od niego, ściskając mocniej pasek płaszcza.

- Nie, wcale dobrze nie spałam! - krzyknęła ze złością. - Logan, twoja gra jest nikczemna! Nie możesz mnie tu trzymać ...

- To zabawne, gdy zaglądałem do ciebie, spałaś jak zabita. - Nie zwracając uwagi na jej opór, przyciągnął ją bliżej i połaskotał nosem w ucho. - Na dodatek - chrapiesz.

- Nieprawda!

- Kiedy to mi wcale nie przeszkadza. Podoba mi się, jak chrapiesz. Na pewno jesteś głodna. Śniadanie podgrzewa się w piekarniku. Kawa czy herbata? - Kawa - odpowiedziała szorstko. - Ze śmietanką. Bez cukru.

- Kto by przypuszczał - rzekł, odmierzając proporcje kawy i śmietanki - że po dziesięciu latach małżeństwa nie wiem, jaką pijasz kawę· Usiądź - poprosił, stawiając filiżankę na stole.

- Nie chcę siadać, Logan. Chcę porozmawiać.

- Nie możesz rozmawiać na siedząco?

- Nie bądź taki miły - warknęła. - Nie mogę siedzieć przy stole naprzeciw ciebie i rozmawiać tak, jak gdyby nic się nie stało.

- Przecież nic się nie stało - podkreślił. Uwierz mi, moje ciało jest pewne, że nic szczególnego się nie wydarzyło. Starała się nie zwracać uwagi na rumieniec, który zabarwił jej policzki.

- Niezręcznie się czuję.

- Z jakiego powodu?

- Po pierwsze, nie mam nic na sobie. To stawia mnie w niekorzystnym położeniu.

- Cóż, jeśli tylko o to chodzi. - Sięgnął do guzika przy spodenkach. - Też zdejmę ubranie i nie będziesz w tak nieko...

- Nie! - krzyknęła, wyciągając przed siebie rękę. Widząc jej reakcję, wygiął brwi w łuk, a lekki uśmiech zagościł na jego ustach.

- Czy mógłbyś przynieść moje bagaże z samochodu? Chcę się ubrać.

- Już dawno są na miejscu. Będziesz miała mnóstwo czasu na przebranie się po śniadaniu. Teraz usiądź. - Chcąc nie chcąc musiała go posłuchać. - Jesteś głodna? Umierała z głodu.

- Nie. - Jego łagodna twarz spochmurniała, więc pospieszyła z wyjaśnieniem: - Ale ty się nie krępuj. Na ogół nie jadam śniadań.

Otworzył piekarnik i wyjął dwa talerze z jajecznicą na bekonie. Gdy postawił je na stole, ślina napłynęła jej do ust.

- Lubisz jagodzianki? - spytał, wyjmując podgrzewacz do pieczywa i stawiając go obok. Zignorowała to pytanie, zadając inne: - Sam to wszystko zrobiłeś?

- Tylko jajecznicę i bekon, natomiast moja gospodyni upiekła jagodzianki.

- Gospodyni? - Rzuciła mu łobuzerskie spojrzenie. - O ile pamiętam, nie masz dobrego zdania o osobach zatrudniających służące.

- Jestem samotnym mężczyzną. Ponieważ nie mam żony - przerwał, by zaakcentować ostatnie słowo - która ze mną mieszka, muszę wynajmować kogoś, kto się o mnie zatroszczy.

- Myślałam, że to zadanie Lany. - Chciała usłyszeć zaprzeczenie, lecz odpowiedzią był spokojny, domyślny uśmiech.

- Zazdrosna?

- Oczywiście, że nie! Roześmiał się.

- Tak. Jesteś zazdrosna. - Chwycił ją za poły płaszcza kąpielowego, podniósł z krzesła, przyciągnął do siebie i pocałował. - Za to lubię cię jeszcze bardziej. A teraz jedz.

- A twoja gospodyni? - spytała z ustami pełnymi jedzenia. - Jak zareaguje, gdy zastanie nas tutaj?

- Dałem jej parę dni urlopu.

- Kiedy?

- Zadzwoniłem dziś rano.

- Skąd wiedziałeś, że zostanę?

- Przecież chciałaś tego, prawda?

- To nie jest kwestia chcenia. Ty ustaliłeś warunki transakcji.

- Ty z kolei mogłaś odmówić, a nie zrobiłaś tego. Nie chciała okazać się zbyt uległa.

- Mogę jeszcze zmienić zdanie.

- Ale nie zmienisz. Zbyt ci zależy na tej ziemi.

- Czy nie pomyślałeś, że mogę mieć inne zobowiązania?

- Ktoś w Dallas czeka na twój powrót? Spuściła wzrok. Mogła skłamać i powiedzieć „tak”, lecz cóż by jej z tego przyszło? I tak nie zamierzał jej stąd wypuścić.

- Nie. Nikt.

Odpowiedź ta zadowoliła go, lecz nie okazał tego po sobie.

- Świetnie poradziłaś sobie z tym jak na kogoś, kto nie był głodny i na ogół nie jada śniadań. - Rozbawiony wskazał ruchem głowy jej pusty talerz.

- Miałam większy apetyt, niż sądziłam przyznała ponuro.

- Ja mam ogromny apetyt - rzekł stłumionym głosem. - Na ciebie. Poczuła na sobie lekkie dotknięcie warg.

- Czy nigdy mnie nie pragnęłaś, Dani? Czy w ciągu tych dziesięciu lat ani razu nie pomyślałaś o naszych pocałunkach i rozpalonych ciałach? Delikatne muśnięcia jego ust odbierały jej zdolność myślenia, zdołała jednak wyszeptać: Parę razy.

- A ja cały czas, dniem i nocą. Pamiętałem, że na pierwszych randkach nie całowałem cię, bo nie chciałem wystraszyć. Gdy to wreszcie zrobiłem, poczułem się jak w niebie, mimo że nie śmiałem otworzyć ust. Ale najcudowniejszy był dzień, kiedy po raz pierwszy językiem posmakowałem cię naprawdę.

Jęczała cicho, co zachęciło go do dalszej akcji.

Drażnił jej wargi, aż poddała się i zarzuciła mu ręce na szyję. Oddawała pocałunki, uczestnicząc wraz z nim w radości ponownego poznawania.

- Podniecała mnie sama myśl o twoich pocałunkach - mruknął.

- Logan!

- Nie udawaj zgorszonej. Powinnaś o tym wiedzieć.

- Porządne dziewczyny nie myślą o takich sprawach.

- Kłamiesz.

Nie mogła powstrzymać śmiechu, wspominając wszystkie popołudnia, kiedy zamiast uczyć się, rozmyślała o nie znanej męskości Logana. Zanurzył twarz między poły płaszcza i smakował językiem gładką skórę dekoltu.

- Czy kiedykolwiek kochałaś się na kuchennym krześle zaraz po śniadaniu?

- Nie - zaprzeczyła rozmarzonym głosem.

- No więc, jeśli nie przestaniesz wiercić się na moich kolanach, zostaniesz do tego zmuszona.

- Och! - krzyknęła, zrywając się gwałtownie. Jej policzki płonęły z gniewu i wstydu.

- Nie. Ja ...

- Chciałem cię tylko przestrzec - wstał i objął ją. - Nie mówiłem, że jest mi źle.

- Rozumiem. - Odsunęła się od niego i próbowała udawać, że w pełni panuje nad sytuacją· - Czy mam ci pomóc w zmywaniu? Z trudem stłumił śmiech, lecz przyjął pro pozycję równie poważnie, jak została wypowiedziana.

- Byłbym ci wdzięczny. Dziękuję.

Kiedy uporali się z naczyniami, zaprowadził ją na górę do pokoju znajdującego się naprzeciw sypialni, w której spała.

- To apartament gospodarza - oznajmił. Pokój był ogromny, z wielkim łóżkiem przy ścianie i niezliczonymi półkami, na których znajdował się sprzęt video, zestaw stereofoniczny i książki. Przed mosiężnym kominkiem w rogu pokoju stały dwa krzesła. Za oknami zajmującymi całą ścianę roztaczał się widok na pastwisko i las sosnowy.

- Co sądzisz o tym pokoju?

J ej wzrok przyciągnęła futrzana narzuta na łóżku. Musiała przyznać, że tak jak inne rzeczy w pokoju, zdradzała dobry gust właściciela.

- Jest... bardzo ładny.

- Czyżbym słyszał w twoim głosie wahanie? - Uśmiechnął się.

- Nie, naprawdę mi się podoba. Tylko - zatoczyła ręką łuk - jest taki duży.

- Został zaprojektowany na dwie osoby.

- Widzę - odrzekła spokojnie.

- Tu jest twój bagaż. - Podniósł dwie walizki.

- Wyjąłem klucz z twej torebki, by otworzyć samochód. Kładę go z powrotem.

- Dziękuję. - Tylko tyle mogła powiedzieć, biorąc torebkę i idąc za nim. Zostawił jej rzeczy w pokoju gościnnym.

- Wydaje mi się, że w łazience niczego nie brakuje, lecz jeśli nie będziesz mogła czegoś znaleźć, zawołaj mnie.

- Dobrze.

Miękki, gruby dywan pieścił jej bose stopy. Piersi nabrzmiały i sprawiały ból przy dotyku. Jej serce biło niespokojnie. A on zostawił ją samą.

- Do diabła z nim i jego głupią grą - mruknęła do czterech ścian i poszła do łazienki. Gdy weźmie prysznic i ubierze się, powie mu wprost, co myśli o jego propozycji, a potem wróci do Dallas. Lecz gdy weszła do łazienki, ujrzała ciężki kryształowy wazon wypełniony żółtymi rozkwitającymi pąkami róż. Obok leżała kartka: „Na twoim śpiącym ciele są niewiarygodnie wrażliwe miejsca.” Ogarnęła ją fala gorąca. Spała nago, mając na sobie tylko wilgotny dół od bikini. Śniła o jego pocałunkach i pieszczotach. Czyżby te fantazje nie były snem, a rzeczywistością? Nawę zimny prysznic nie mógł jej orzeźwić. Rozsądek nakazywał jej, żeby się ubrać i jak najszybciej stąd wyje­chać. Ale gdy spojrzała na kwiaty i kartkę, westchnęła i wiedziała już, że zostanie, choćby miała tego żałować do końca życia. Usiadła przed toaletką ubrana w stanik i figi.

Światła otaczające lustro sprzyjały robieniu makijażu. Zastanawiała się, ile kobiet, rozgrzanych i zadowolonych po nocy spędzonej z Loganem, przeglądało się w tym lustrze. Nie miała czasu na dalsze rozważania, bo nagle otworzyły się drzwi i wszedł uśmiechnięty Logan, ubrany tylko w slipy. Domyśliła się, że również brał prysznic. Miał wilgotną skórę i włosy. - Powinieneś zapukać. - Odruchowo przykryła dłońmi ledwo mieszczące się w skąpym staniku piersi.

- Przepraszam. - Jego uśmiech mówił, że wyrzuty sumienia są ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili odczuwa. - Tyle razy wyobrażałem sobie, że jesteśmy małżeństwem i ubieramy się razem, że wydawało mi się naturalne wejść bez pukania. Jednak w żadnym z moich marzeń nie próbowałaś się zakrywać. Na te słowa opuściła rękę i wzięła ołówek do brwi, chcąc rozpocząć makijaż.

- Sądzę, że poważnie nurtuje cię pewien ukrywany problem psychologiczny. Widzę u ciebie wyraźną skłonność i upodobanie do zdejmowania ubrań i paradowania nago.

- Mój głęboko ukryty problem psychologiczny, jak to określiłaś, wywodzi się stąd, że mieszkałem w małym domu z rodzicami, siostrą i bratem. Nie było zbyt wiele miejsca na skromność. Miała ochotę ugryźć się w język. Chcąc naprawić swoją gafę, powiedziała: - Kwiaty są piękne.

- Tak samo jak ty, gdy śpisz. Z trudem przełknęła ślinę.

- Więc ty ... no ...

- Tak. Dotykałem cię wszędzie i zupełnie bezwstydnie. - Odsunął się od drzwi i podszedł do niej. Oparł świeżo wygolony podbródek o jej ramię, przytulił policzek do twarzy i patrzył na ich odbicie w lustrze oczyma pełnymi pożądania.

- Czy moja nagość cię obraża?

- Nie. Zupełnie nie. Uśmiechnął się z ulgą.

- Cóż, twoja nadal mnie urzeka z taką samą siłą co dawniej. - Zsunął dłonie z jej ramion na piersi. - Jesteś ... jesteś cudowna, Dani.

Koronkowy stanik nie zniechęcił go i z łatwością wyłuskał jej piersi. Ścisnął je delikatnie. Cał­kowicie wypełniały mu dłonie. Dani jak zauroczona śledziła palce głaszczące jej ciało. Powoli. Szybciej. Z góry na dół. Naokoło. Aż do całkowitego pobudzenia.

Opuściła ramiona i opadła na jego pierś; zamknęła oczy i rozchyliła wargi, oddychając urywanie. Ołówek do brwi wysunął się z bezwładnych palców i upadł bezszelestnie na dywan.

- Dobrze ci?

- Tak.

- Delikatniej? Mocniej?

- Nie ... nie ... tak ... tak jak teraz. Szeptał do ucha nie słyszane nigdy słowa o jej piersiach. .

- Delikatne, a jednocześnie macierzyńskie. Mogłabyś w jednej chwili skusić kochanka, a w następnej nakarmić dziecko.

Nie mogąc już wytrzymać, zwróciła twarz do niego. Złączyli się w głębokim pocałunku, podczas gdy on wciąż ją pieścił dłońmi. Wtulił twarz w jej szyję.

- Jesteś moją żoną, Dani. Słyszysz? Moją żoną. - Przez długą chwilę trzymał ją w mocnym uścisku, jakby bał się ją stracić.

Gdy w końcu ją puścił, oboje milczeli zakłopotani tym wybuchem namiętności. Dani odwróciła się zmieszana do lustra i poprawiła bieliznę· Stał za nią, uśmiechając się lekko. Przyciskał do brzucha jej głowę i łaskotał podbródek, dopóki nie odważyła się spojrzeć w jego oczy w lustrze.

- Dałem się ponieść emocjom - powiedział łagodnie. - Ubierz się teraz, żebyśmy się nie spóźnili.

- Spóźnili? Czyżbyś miał jakiś plan na dzisiaj?

- Jeśli się nie pospieszysz, nie zdążymy na jedenastą.

- Dokąd się wybieramy?

- Dziś jest niedziela. Idziemy do kościoła. Logan poprowadził ją główną nawą do trzeciego rzędu.

- To moje stałe miejsce.

Pozdrowił przechodzącego kościelnego, który uścisnął mu wylewnie dłoń i wręczył książeczkę z tekstami liturgicznymi.

- Często tu przychodzisz?

- W każdą niedzielę : - powiedział poważnie.

- A ty nie chodzisz do kościoła?

- Owszem, chodzę regularnie. Uniósł w lekkim uśmiechu kąciki ust.

- Cieszę się, że wyznajesz pokrewne mi zasady.

- Jesteś hipokrytą - szepnęła, obciągając spódnicę, by zakryć kolana.

- Skąd ta myśl?

- Ciekawe, co zebrani tu ludzie pomyśleliby o warunkach zaproponowanej przez ciebie transakcji?

- Prawdopodobnie uznaliby mnie za bardzo pomysłowego faceta.

- O tak! Szczególnie, gdyby wiedzieli, że nocowałam u ciebie! A może są już przyzwyczajeni do bywających u ciebie młodych dam i dlatego nikt się nie dziwi? Spojrzał na nią rozbawiony.

- Szszsz, msza się zaczyna.

Przyglądała mu się ukradkiem, kiedy stał obok niej. Był taki przystojny w granatowym garniturze skrojonym ręką świetnego krawca. Wystające mankiety białej, wykrochmalonej koszuli kontrastowały z opalonymi dłońmi. Pachniał mydłem, wodą kolońską i miętową pastą do zębów. Kiedy złożyli ręce do modlitwy, ogarnęło ją uniesienie, jakiego nigdy przedtem nie zaznała. Odkąd samochód szeryfa zabrał go z jej życia, co wieczór prosiła Boga o błogosławieństwo dla niego. Teraz wiedziała, że Logan zanosi do nieba te same modlitwy co ona. Po mszy przedstawił ją swoim znajomym. Nietrudno było dostrzec, iż cieszy się wielkim poważaniem.

W drodze do samochodu zatrzymało ich troje hałaśliwych dzieci, które z entuzjazmem rzuciły się na Logana. Przywitał je radośnie. Bulwa podeszła do nich, trzymając czwarte dziecko na ręku. Jerry ze swoim poczciwym uśmiechem dreptał za nią jak posłuszny szczeniak. Po powitaniu Dani poznała imiona dzieci.

- Czy zostaniesz dłużej, Dani? - spytała złośliwie Bulwa.

- Zostanie - odparł za nią Logan, obejmując jej ramiona.

- A gdzie się zatrzymasz? W motelu?

- Do widzenia, Bulwa - rzucił Logan przez ramię. Dani chichotała.

Nim doszli do samochodu, Jerry próbował umieścić rodzinę w swoim wozie. Bulwa protestowała, niemowlę wrzeszczało, a trójka starszych dzieci zabawiała się wymierzaniem sobie szturchańców. Logan i Dani śmiali się głośno, gdy samochód ruszał z miejsca.

- Co robimy? Masz do wyboru - bufet w klubie lub sandwicze z tuńczykiem na moim basenie? - Sandwicze.

- Będziesz musiała mi przy nich pomóc - ostrzegł.

- To mnie nie przeraża.

Popołudnie było pogodne. Nie pamiętała równie słonecznego pięknego dnia. Sałatkę z tuńczyka przyrządziła inaczej niż gospodyni, lecz Logan zapewniał ją, że bardzo mu smakuje. Po lekkim lunchu pływali i wygrzewali się w słońcu. Zdrzemnęła się; zbudziły ją dłonie nacierające jej uda olejkiem.

- Żebyś się zanadto nie opaliła - powiedział, gdy uniosła głowę i spojrzała na niego.

- Dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

Jej też było przyjemnie, gdy gładził jej skórę w sposób niezwykle zmysłowy. Dotykał sekretnych, wrażliwych sfer ciała, z których istnienia nie zdawała sobie dotąd sprawy. Nagle Logan zaklął i skoczył do basenu, by ochłonąć. Pocieszyła się, że on też cierpi i nie tylko jej ciało płonie z pożądania.

O zachodzie słońca, gdy zeszła na dół po prysznicu, rozpalał właśnie węgiel w grillu na dworze. Opalone na brąz ciało prześwitywało przez cienką koszulę wsuniętą w szorty.

- Masz ochotę na kebab? - spytał.

- To brzmi wspaniale.

- Ty jesteś wspaniała - powiedział ochrypłym głosem. Założyła luźną suknię koloru brzoskwini, która sięgała do kostek, lecz z przodu miała głębokie wycięcie. Cienki materiał podkreślał smukłą figurę. Jej włosy spadały do połowy pleców w miękkich, ciężkich pasmach i odsłaniały uszy przyozdobione wielkimi, złotymi kołami. W tym stroju przypominała mu jakąś pogańską kapłankę.

- Ponadziewam mięso i warzywa, jeśli ugotujesz ryż.

- Świetnie.

Przygotowała też sałatkę i polała ją sosem z przyprawami, które znalazła w jego dobrze za­opatrzonej spiżarni. Zanurzyła palec w misce i oblizała go.

Logan podszedł do niej: - Daj mi też spróbować. Bez słowa ponownie włożyła palec do miski i podniosła do jego ust. Zlizał delikatnie mieszaninę octu i oliwy.

- Rewelacyjne - mruknął, przytrzymując jej rękę. Wysunął język i oblizał czubek jej palca, aż poczuł delikatny smak skóry.

Dani śledziła każdy jego ruch, lecz nie była przygotowana na to, co zrobił. Chwycił jej palec wargami i wessał w głąb ust.

Kiedy w końcu puścił go, przyciągnął ją bliżej i wyszeptał do ucha:

- To tylko przedsmak tego, co nas czeka, Dani.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Podczas kolacji prowadzili banalną rozmowę. Choć próbowali zachowywać się naturalnie, dało się wyczuć panujące między nimi napięcie.

- Nie jesteś już głodna? - spytał, wskazując na jej talerz. Ze zdumieniem stwierdziła, że zjadła prawie całą porcję, choć nie pamiętała smaku potrawy .

- Nie. Pyszne.

- Chcesz jeszcze wina? - Nie czekając na odpowiedź, przechylił schłodzoną butelkę i napełnił jej szklankę. - Weźmy to ze sobą na patio.

- Logan, jak ślicznie! - krzyknęła, gdy wyszli przez szklane drzwi. Na powierzchni basenu lśniły dziesiątki świateł.

- Podoba ci się?

- Och, to ... piękne. Jak w bajce. - Małe migoczące płomyki wyglądały jak robaczki świętojańskie tańczące na lustrzanej tafli.

Poprowadził ją na brzeg, usiadł, zdjął sandały i zanurzył stopy w wodzie. Dani zrobiła to samo, podwijając brzeg sukni powyżej kolan. Odwrócił się do niej i podniósł szklankę.

- Za miesiąc miodowy po dziesięciu latach. Z uśmiechem trącili się szklankami i wypili po łyku doskonałego wina. - Wątpię, czy byłabyś taką odprężoną panną młodą dziesięć lat temu. Mu­siałbym poświęcić kilka nocy, nim zdołałbym cię przekonać do uroków aktu małżeńskiego.

- Naprawdę tak o mnie myślałeś?

- Czyżbym się mylił?

- Wyobraź sobie, że tak. - Zdziwiony spojrzał na nią badawczo. - To znaczy, bałam się trochę, ale nie ciebie, tylko tego nieznanego. - Spuściła skromnie wzrok. - Utraty dziewictwa, bólu. Ale chciałam ... kochać się z tobą, Logan.

- Z pewnością nie tak bardzo jak ja z tobą. Spojrzała na baśniową scenerię, którą przygotował na jej cześć.

- Jeśli będziemy dłużej o tym rozmawiać, zaczniemy się kłócić, a tego bym nie chciała. Nie dzisiaj. Dzień był zbyt piękny.

- Masz rację. Porozmawiajmy o czymś innym. - Zapadła długa cisza, w czasie której dopili wino.

- W twojej obecności nie mogę wymyślić innego tematu rozmowy.' Działasz na mnie tak, że chcę cię stale pieścić.

- Nie jestem typem dziewczyny, która by to odwzajemniała w każdej chwili.

- O, do diabła. - Wyglądał na zmieszanego.

- Wciąż jeszcze? Spojrzała na jego usta i oczy jej zabłysły.

- Jednak nie poddawaj się tak łatwo.

Tylko takiej zachęty potrzebował. Wstał i pociągnął ją za sobą. Zaprowadził do hamaka i po raz drugi tego dnia wziął na kolana. Kładąc ręce na jej ramionach, przechylił ją lekko, aż znalazła się pod nim i objęła go nogami.

- Wygodnie?

Ujęła w dłonie jego głowę. Jej palce bawiły się złotymi włosami, potem ześliznęły się, by zbadać lekko wystające kości policzkowe, twardy zarys szczęki, długość nosa i dołek w brodzie. Gdy dotarła do ust, poczuła na palcach jego oddech.

Dotknął wargami jej ust i zmusił, by się rozchyliły. Przesunął uważnie dłonią po jej ciele. Westchnął z zadowoleniem, gdy potwierdził swoje przypuszczenie.

- Nie masz dziś stanika?

- Nie.

- Dlaczego zawsze go nosiłaś, gdy chodziliśmy ze sobą?

- Nie było tak źle, skoro parę razy udało ci się go sforsować. - Wtuliła nieśmiało twarz w je go szyję.

- Tak - westchnął. - Ale o ile jest łatwiej bez tych wszystkich klamerek i haczyków, a już twoje staniki zaprojektowano specjalnie po to, by udaremniać moje zamiary.

Stłumił pocałunkiem jej śmiech. Całował ją raz po raz, pieszcząc palcami czubki piersi przez cienki materiał.

- Słodka, słodka ... - Schylił głowę i chwycił ustami jej sutek. Muskał go językiem i kąsał lekko zębami.

Powoli traciła panowanie nad sobą, czując wzbierającą w niej rozkosz. Zanurzyła palce w jego włosach.

- Logan, płonę przez ciebie.

Wsunął dłoń pod suknię Dani i pieścił smukłe, jedwabiste uda. Głaskał jej płaski brzuch, dotykając trójkąta majteczek.

- Niczego w świecie nie da się porównać z twoją skórą.

- Czy naprawdę byłeś przy mnie ostatniej nocy, gdy spałam?

- Tak.

- Czułam to, choć myślałam, że śnię.

- Ja też.

Całowali się namiętnie zachłannymi ustami. Gdy się odsunął, spytał:

- Czy jesteś gotowa iść na górę?

Skinęła głową. Wówczas on zdjął ją z kolan i postawił na podłodze. Przytuliła się i objęła go w pasie. W milczeniu doszli do pokoju gościnnego.

Przylgnęła do jego ciała wygięta w łuk. Czuła drżenie jego ramion, gdy wzmocnił uścisk. Pod­niosła na niego błyszczące oczy i w tym momencie ją puścił.

- A teraz pora na sen. Dobranoc. Nie mogła uwierzyć! Naprawdę opuścił ręce i cofnął się w stronę schodów.

- Dokąd idziesz? - spytała, tracąc resztki godności.

- Pozmywać naczynia. Wbiła paznokcie w dłonie z wściekłości.

- Dobranoc - odrzekła ostro. Zatrzasnęła za sobą drzwi.

Niech go szlag trafi! Nie zrobi mi tego. Nie pozwolę· Za kogo on mnie uważa?” - Chodziła po pokoju, zrzucając ubranie. Jej kroki słychać było mimo grubego dywanu. „Wyjeżdżam”. Weszła do łazienki, zaczęła zbierać swoje rzeczy i wrzucać je do walizki. Wtedy przyszło jej na myśl, że jeśli wyjedzie teraz tak wzburzona, Logan będzie wiedział, jak bardzo zależało jej na tym, by się z nią przespał. Zatrzymała się i wyczerpana usiadła na krześle.

Zawarła umowę i musi jej dotrzymać. Jak sam to określił, znajdowała się na jego terytorium, gdzie on dyktował warunki.

Z westchnieniem włożyła koszulę nocną i weszła do łóżka. Leżąc sama w ciemności, znów przeklinała go za to, że tak rozpalił jej ciało. Wciąż jeszcze nie ochłonęła.

Logan pochylił się lekko, zwieszając głowę między ramiona i oparł się o biurko. Oddychał nierówno i ciężko.

- Ty przeklęty, uparty idioto - mamrotał do siebie. Zacisnął powieki aż do bólu.

Nad sobą słyszał odgłos jej gniewnych kroków. Była wściekła, bo sądziła, że padła ofiarą jakiejś szatańskiej gry.

Nie, Dani, to nie dlatego nie jestem teraz z tobą.” Ona była w jego domu. W jego łóżku. Dani.

Jego Dani. Płonęła z pożądania. Przytulała się do niego tak zachęcająco, że tylko głupiec by się wycofał. Odpowiadała na jego pocałunki. Jej ramiona, jej piersi, jej skóra ...

- Czemu jej nie wziąłeś? - spytał głośno sam siebie.

Boże, chciał być z nią w łóżku. Ale pragnął czegoś więcej. I nim nie zyska pewności, że to do­stanie, będzie się męczył w swoim prywatnym piekle.

Dani próbowała odpędzić rękę łaskoczącą ją w ucho.

- Delikatne jak płatek róży.

Z trudem otworzyła oczy. Słońce prześwitywało przez cienkie zasłony na oknach. Obecność mężczyzny obok niej koiła i pokrzepiała. Przysuwając się bliżej, ziewnęła i znów zamknęła oczy. Wtedy poczuła na szyi wilgotne usta. Odwróciła się i momentalnie otrzeźwiała.

- Co tu robisz?

- Mieszkam tutaj. - Czarujący uśmiech rozjaśnił mu twarz.

- Czy twoi goście nie mają prawa do zachowania intymności?

Trzymaną w ręku różą połaskotał jej ucho, dotknął policzka i powiódł kwiat do rozcięcia koszuli nocnej.

- Wciąż jesteś na mnie zła?

- Nie jestem zła! - Ton, jakim wypowiedziała te słowa, przeczył ich treści.

- Zmartwiłaś się, że nie spałem z tobą ostatniej nocy?

- Co ty sobie wyobrażasz! - Chciała, żeby wstał z łóżka. Materac uginał się pod jego ciężarem, przez co staczała się wbrew swej woli w jego stronę· Wziął w dłonie jej włosy i przesypywał je między palcami.

- Nie kochałem się z tobą, bo chciałem, by nasze zbliżenie było czymś więcej niż załatwieniem transakcji. Rozumiesz mnie?

- Tak - przyznała niechętnie.

. - Teraz wstawaj, zaplanowałem kolejny wspaniały dzień. Ubierz coś zwykłego. Masz może dżinsy?

- Przywiozłam jedną parę. W jakim celu mam je założyć?

- Pomyślałem, że będziesz chciała zobaczyć ziemię, na której tak bardzo ci zależy. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać.

W pół godziny później spotkała się z nim w kuchni, ubrana tak, jak jej radził - w dżinsy i luźną ba­wełnianą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, związaną w talii na węzeł. Włosy uczesała w koński ogon.

- Nawet w zwykłym ubraniu wyglądasz jak modelka z katalogu Sakowitza. Wstał. Patrzyła na bawełnianą bluzę, obcisłe spłowiałe dżinsy z postrzępionymi końcami i znoszone kowbojskie buty. Wyglądał wspaniale; mówiły mu o tym jej błyszczące oczy.

- Boże, gdy tak na mnie patrzysz, doprowadzasz mnie do szaleństwa. - Podszedł do dziewczyny i pocałował ją, tym razem tylko w policzek. - Czy przed wyjazdem zdołasz zjeść pół tuzina jagodzianek?

- Tylko pół? - spytała z łobuzerskim uśmiechem.

- Nic innego nie ma na śniadanie.

- Gotowa? - spytał po chwili. Skinęła głową, oblizując palce po jagodziankach. Patrząc na nią, roześmiał się i klepnął ją w pośladek, gdy ruszyła do drzwi .

Do kościoła jechali smukłą srebrną sevillą, natomiast dziś środkiem transportu był białoniebieski ford - furgonetka, która przebyła sporo kilometrów.

- Powóz zajechał, księżniczko. Czeka cię przeżycie, o którym będziesz długo opowiadać przyjaciółkom z Dallas.

- Jazda furgonetką w dzisiejszych czasach to doprawdy szczyt elegancji - odparła uroczystym głosem.

Byli w nastroju do żartów i śmiali się, gdy zjeżdżał fordem na autostradę. Znała drogę do Hancock Country, lecz on wybrał trasę okrężną, chcąc pokazać jej swoje inwestycje. Przejeżdżali obok tar­taku należącego kiedyś do firmy jej ojca, potem przez gęsty las stanowiący jego własność i rozległe pastwiska z pasącymi się stadami bydła. Skręcił w wąską drogę przechodzącą niemal w wyboistą ścieżkę.

- Dlatego wziąłem wóz terenowy - wyjaśnił, gdy stanęli przed ogromną, żelazną bramą. Dani wysiadła, by ją otworzyć, i Logan wjechał do środka. Po chwili dotarli do opuszczonych zabudowań. - Logan, ależ to wspaniałe! - krzyknęła, wyskakując z samochodu. Patrzył z niedowierzaniem. Dla niego w tych zniszczonych budynkach nie było nic pociągającego.

- Och, ile tu można zmienić! Tak, tak - powiedziała radośnie, ciągnąc go za rękę za sobą· Z tej starej kaplicy można zrobić świetlicę i warsztat rzemieślniczy, tamten budynek przeznaczyć na stołówkę. Obejrzyjmy teraz kwatery.

Przez następną godzinę przypatrywali się budynkom, w których od lat nikt nie mieszkał. Basen porastały różne gatunki grzybów, a na rozległych polach panoszyły się chwasty sięgające do pasa.

- Co chciałeś z tym zrobić?

- Poczekać ze sprzedażą, aż wzrośnie wartość ziemi. Jesteś pewna, że z tym można coś zrobić?

- Przy odpowiednich dotacjach. na materiały budowlane wyjdzie z tego prawdziwe cacko. Jasne, że to wymaga olbrzymiej pracy, ale tylko efekt się liczy.

Uściskała go i ruszyła do dalszego zwiedzania. - Nie mogę się doczekać - wyznała oglądając się, gdy w końcu odjechali. - Chcę, żeby wszystko było gotowe do przyszłego lata, wtedy zaczniemy realizować nasz obozowy program. Patrzył na nią przez długą chwilę.

- To dla ciebie wiele znaczy, prawda? Odwróciła się; jej radosne podniecenie minęło.

- Zgadza się - odparła szczerze. - Czy to ciebie dziwi, Logan? Podchodzę do pracy rzeczowo, nie emocjonalnie, po prostu ją wykonuję i cieszy mnie, że jestem potrzebna.

- Trudno mi jest wyobrazić sobie dziewczynę taką jak ty, która otrzymała twoje wychowanie, po­chodzącą z uprzywilejowanej sfery, identyfikującą się z biednymi, upośledzonymi dziećmi, i to w takim stopniu. Wypisać czek, to rozumiem, ale angażować się w pracę, przy której naprawdę brudzisz sobie ręce?

- Nie wszystkie dzieci są biedne. Niektóre pochodzą z bogatych rodzin. Rozszczepienie kręgosłupa i zespół Downa nie znają różnic klasowych. - Dajesz mi do zrozumienia, że ja je stwarzam?

- N a to wygląda.

- Przepraszam, Dani. - Odwrócił się do niej, prosząc uśmiechem o wybaczenie. - Chyba masz rację. Jestem snobem.

- I tak cię lubię. - Pogłaskała go po włosach. Schylił się i pocałował ją w policzek.

- Mam ogromny apetyt. Co powiesz na lunch?

- Lunch! - Odepchnęła go obrażona.

- Wyobrażasz sobie romantycznego kochanka z pustym żołądkiem? Bo ja nie.

- Widać za wiele wymagam od ciebie, a już myślałam, że dorosłeś. Co przewidujesz na deser?

- Chciałbym omówić to z tobą - spojrzał na zegarek - lecz jeśli się nie pospieszymy, spóźnimy się· Zahamował po chwili.

- Gdzie jesteśmy? - spytała Dani, gdy pomógł jej wysiąść. - Myślałam, że ... Czy to koń? Logan kiwnął głową na widok zwierzęcia przywiązanego do dolnych gałęzi drzewa.

- Według mnie jest to z całą pewnością koń. Ale to tylko moje zdanie, rozumiesz?

- Och, ty! - Uderzyła go żartobliwie i podeszła do konia. - Kto go przywiązał na tym pustkowiu? Skąd się wziął koszyk z prowiantem u jego nóg?

- Dobrze płacę niektórym pracownikom.

- Nikogo nie widzę. - Rozejrzała się wokół.

- Dlatego tyle zarabiają - powiedział z przebiegłym uśmiechem. - Przyzwoicie się spisali. Chciałem, żeby było tak jak na filmach: koszyki z prowiantem pojawiające się nie wiadomo skąd, dźwięki skrzypiec spływające z nieba. Coś w tym rodzaju. Była zupełnie oczarowana.

- Ale ci czarodziejscy pracownicy o czymś zapomnieli. Jest tylko jeden koń.

- Przeciwnie, takie właśnie było moje życzenie. Musisz jechać ze mną.

- Widzę. - Spojrzała na konia. - Kto będzie mnie trzymał w czasie jazdy na oklep? Uśmiechnął się lubieżnie.

- Będę cię trzymał tak, że nie spadniesz.

- A koszyk?

- To twoje zadanie w czasie, gdy moje ręce będą zajęte ...

- ... trzymaniem mnie, bym nie spadła - dokończyła za niego.

- Coś w tym rodzaju.

Jechali przez słoneczny las. Logan zgodnie z obietnicą świetnie prowadził wierzchowca, ściskając kolanami jego boki, żeby ręce mogły swobodnie działać. Protestowała przeciw śmiałym pie­szczotom, lecz nie dość przekonująco.

Przybyli na zieloną polanę otoczoną wysokimi sosnami. Logan rozpostarł na trawie znaleziony w koszyku koc. Potem wyjęli jedzenie.

Nie był to zwykły piknik. Jedli sezamowe bułki z pieczonym kurczakiem, sałatkę ziemniaczaną, jajka, ogórki i oliwki, a na deser ciastka z orzechami, popijając białym winem.

- Nie masz racji - westchnęła Dani z zadowoleniem, opierając się o drzewo. - To lepsze niż w filmie. Tam nie jedzą takich smakołyków.

Włożyła do ust ostatnią oliwkę i gryzła ją leniwie, patrząc na wyciągniętego na kocu Logana. Podejrzewała, że upiła się trochę winem, słońcem i bliskością Logana. Nie walczyła z ogarniającym ją błogim zmęczeniem.

- Zawsze tak dobrze się odżywiasz? W ogóle nie widać tego po tobie.

- Uważasz, że jestem ładnie zbudowany? Przysunęła się i uniosła psotnym ruchem jego koszulę, zerkając pod nią ciekawie.

- Jesteś w sam raz - stwierdziła, lecz gdy podniosła głowę i ich oczy spotkały się, wstrzymała oddech. We wzroku Logana nie dostrzegła rozbawienia, lecz rosnącą namiętność.

- Dotknij mnie, Dani.

Przestraszył ją, gdyż wypowiedział głośno jej pragnienie. Potrząsnęła odmownie głową, nie spu­szczając z niego wzroku. Wcześniej na jego prośbę rozpuściła włosy, które skupiały teraz promienie słońca. Czuła na plecach ich ciepło. A może to z podniecenia?

- Dotknij mnie - powtórzył ochryple. - Chcę, żebyś się ośmieliła, Dani. - To było wyzwanie, któ­remu nie umiała się sprzeciwić.

Potulnie położyła dłonie na jego piersi, pocierając ją delikatnie. Wtedy, nie spuszczając z niego wzroku, zaczęła rozpinać guziki koszuli. Kontakt palców z ciepłą owłosioną skórą poruszył ją do głębi. Gdy rozpięła wszystkie guziki, zdjęła koszulę.

Nie mogła powstrzymać pomruku aprobaty na widok jego nagiego ciała. Uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęła go dotknąć.

Miękkie, kręcone włosy wiły się na szerokiej, muskularnej piersi. Zachłannie przeczesywała je palcami, czując ciepło skóry i bicie serca mężczyzny.

Ciemne brodawki jego piersi były płaskie, lecz gdy musnęła je czubkami palców, od razu za­reagowały na pieszczotę. Westchnął, a gdy spojrzała na jego twarz, dostrzegła malujące się na niej napięcie. Miał zamknięte oczy.

- Mam przestać?

- Dobry Boże, nie. Doprowadź do końca, Dani, chcę tego. Spraw, bym oszalał z pożądania. Dobrze, zrobi to, Logan zakończy to wspaniałe popołudnie kochając się z nią. Przełamując ostatnie opory, schyliła głowę. Jej włosy opadły na nagle skórę jak jedwabny szal. Jęcząc wziął je w dłonie. Przesuwała nieśmiało usta po jego szyi i piersi, obsypując je delikatnymi pocałunkami. Potem odnalazła brodawki piersi. Czy odważy się dotknąć ich językiem? Odważyła się.

- Och, Dani - wzdychał.

- Dobrze czy źle? Logan nie był zdolny do myślenia, tylko mocniej wczepił dłonie w jej włosy.

- Dobrze, Dani. Cholernie dobrze. Policzkiem zaczęła gładzić jego brzuch, który unosił się i opadał w coraz szybszym oddechu. Wargami skubała kępkę złotobrązowych włosów otaczających pępek, po czym podrażniła go lekko językiem.

Zamknęła oczy. Zawsze chciała go pieścić, lecz brakowało jej odwagi. Atrybuty męskości in­trygowały ją, ale wciąż pozostawały tajemnicą. Teraz chciała odkryć jej istotę, poznać źródło jego siły i witalności.

Jej ręka ześliznęła się z paska na zapięcie dżinsów. Wstrzymała oddech i śmiałym ruchem położyła tam dłoń. Mijały pełne napięcia sekundy. Złożyła wilgotny, gorący pocałunek na jego brzuchu. Nie wiedziała, czy szepcze modlitwy, czy przekleństwa. Nakrył jej dłoń i pogładził.

- Zrobiłaś to, Dani. - Usiadł z wysiłkiem. Ujmując w dłonie jej twarz, powiedział: - Doprowadziłaś mnie do granicy spełnienia. Nie mogę dłużej czekać. Wracamy do domu.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wracali do domu w milczeniu. Logan wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować z wielką siłą. Dani wyczuwała jego wymuszony spokój.

- Pomyślałem, że zjemy spóźniony obiad. Otworzył drzwi wejściowe i wpuścił ją przed sobą.

- Dziękuję, nie jestem głodna.

- Ja ... mam coś do zrobienia na dole, zanim ... Może pójdziesz na górę, a ja wkrótce do ciebie dołączę.

- Dobrze. Dotknął jej policzka.

- To nie potrwa długo.

Gdy szła na górę, ponownie przemknęła jej myśl o wyjeździe. Zamknęła drzwi do pokoju i oparła się o nie, nie wiedząc, czy starczy jej na to sił.

Tak bardzo chciała zostać, kochać się z Loganem i ofiarować mu wraz z ciałem całą dziesię­cioletnią miłość.

Jednak musi go opuścić. On ma swoje życie tutaj; ona w Dallas. Nie mogła tego poświęcić nawet dla Logana.

On nie był już młodzieńczym Romeo, żarliwie zakochanym w swojej Julii, ani panem młodym niecierpliwie oczekującym nocy poślubnej.

Znał wiele kobiet. Romansował z nimi i porzucał bez skrupułów. Dla niego nie byłaby to noc miłości, lecz spłata zaległego długu. Czuła, że rozżalenie zmienia się w gniew i ucieszyło ją to. Gniew da jej impuls niezbędny do zrobienia tego, co konieczne. Zbierając rzeczy i wrzucając je do walizek, przekonywała samą siebie o słuszności podjętej przed chwilą decyzji. Czy Logana naprawdę nie obchodził los nieszczęśliwych dzieci? Może w końcu przejrzy na oczy i zobaczy tę głupią transakcję taką, jaką była w rzeczywistości. Jeśli nie sprzeda jej ziemi, z której i tak sam nie zamierza korzystać, nie chce go znać.

Gdy skończyła się pakować, otworzyła ostrożnie drzwi i nasłuchiwała. Panowała cisza. To do­brze, bo nie chciała się z nim spotkać. Wymykając się cicho z domu, nie myślała o bólu serca ani o mężczyźnie, którego opuszczała. Skupiła się na tym, by uciec bez niepotrzebnych scen.

Jak ubiera się dżentelmen składający późnym popołudniem wizytę w pokoju damy?” - zastanawiał się Logan.

Uśmiechnął się do siebie, wyjmując z szafki bawełniane spodnie. Dani też pewnie zastanawia się, co na siebie włożyć. Czy wystąpi w negliżu'? Prostej koszuli nocnej? A może będzie czekała na niego w łóżku zupełnie naga?

Ta myśl sprawiła, że jego ciało, które dopiero co było pod prysznicem, zaczęło się pocić. Spry­skał się wodą kolońską, by ochłonąć. Wspominał pocałunki Dani i ręce drżały mu, gdy niecierpliwie szczotkował wilgotne włosy.

Chciał, by wszystko wypadło bez zarzutu. Nie słyszał nigdy o panu młodym, który musiał czekać na noc poślubną dziesięć lat.

Podszedł do lodówki zaopatrzonej zwykle w piwo i napoje dla gości. Teraz wypełniały ją róże, które ogrodnik przyniósł poprzedniego ranka. Wyjął z wazonu najpiękniejszy kwiat, a z półki na drzwiach butelkę szampana. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i wyjął następną.

- Zapowiada się wyczerpująca noc i trzeba będzie wielokrotnie gasić pragnienie - szepnął. Omal nie upuścił ciężkich butelek, idąc przez patio. Czuł się dość niezręcznie. Zachowywał się niczym niewinny pan młody idący do dziewiczej narzeczonej. Rzeczywiście, choć było to śmieszne, myślał z lękiem o czekającej go nocy. Ale miłość usprawiedliwia niemądre zachowanie. Zakochani są zawsze trochę ...

Zamarł bez ruchu. Nie czuł, że rozgrzane słońcem płyty parzą jego bose stopy. Zobaczył Dani idącą do samochodu z walizkami i torebką. Odniósł wrażenie, że robi to ukradkiem. Patrzył, jak otwiera drzwiczki, niedbale wrzuca bagaże i szybko wskakuje za nimi do środka. Usłyszał warkot silnika. Pod kołami zachrzęścił żwir. Widział, jak odjeżdża, zostawiając za sobą obłok kurzu. Nie wołał jej. Stał jak skamieniały. Radość i uniesienie zgasło jak róża, która więdła w żarze zachodzącego słońca.

Ludzie widzieli oczy Logana Webstera patrzące chłodno, z gniewem, iskrzące się ciepło radością lub zamglone ze współczucia. Nikt dotąd nie widział ich zalanych łzami.

Dani sięgnęła do telefonu i podniosła słuchawkę.

- Słucham? To nie był Logan. Pani Meneffee dzwoniła z Dallas.

- Kochanie, niepokoiłam się o ciebie. Myślałam, że wrócisz wcześniej.

- Przepraszam. Powinnam była zadzwonić.

- Czy coś się stało? Masz jakieś kłopoty z samochodem? Boże, jak okropnie bolała ją głowa ...

- Nie, nic takiego. Postanowiłam zostać trochę dłużej, to wszystko.

- Dzwonię do ciebie od kilku dni. - W głosie kobiety zabrzmiał lekki wyrzut. Innym razem Dani ostro zareagowałaby na tę delikatną próbę wtargnięcia w jej prywatne życie, teraz była zbyt otępiała, by się tym przejmować.

- Zatrzymałam się u przyjaciół - wyjaśniła bezbarwnym głosem - dlatego wracam dopiero dziś wieczorem.

- Widziałaś się z panem Websterem?

Logan grający w siatkówkę. Logan w gorącej kąpieli. Logan przy stole w jadalni. Logan rozciąg­nięty na kocu pod drzewem, z włosami błyszczącymi w słońcu.

- Tak, spotkałam się z nim - rzekła ochryple.

- I co? - nalegała niecierpliwie pani Meneffee. - Wspomniałam mu o naszej propozycji.

- A co on na to? Czy mam żebrać o odpowiedź, Dani?

- Przepraszam. Potwornie boli mnie głowa. Spałam, gdy pani zadzwoniła, więc proszę wybaczyć, że jestem trochę nie w formie. - Kłamała zręcznie, lecz jednocześnie rozpaczliwie poszukiwała właściwej odpowiedzi. Co ma przekazać pani Meneffee: tę gorzką prawdę, że zawiodła jej oczekiwania?

- Tak mi przykro, kochanie. Gdyby sprawa nie była nagląca, poczekałabym z rozmową do twego powrotu.

- Jakieś zmiany?

- Towarzystwo chce jutro zaapelować do miejscowych biznesmenów o dotacje. Pragniemy zrobić, co w naszej mocy. Jeśli rzucę parę znanych nazwisk, może to ich zachęci do większej hojności.

- Rozumiem.

- Nawiasem mówiąc, Dani, odwiedziłam dziś centrum opieki. - Rok temu Dani zorganizowała ośrodek pomocy rodzinom dzieci upośledzonych. Było to miejsce, gdzie dzieci mogły bawić się po lekcjach w szkole specjalnej, by ich matki mogły pracować w tym czasie bez obaw. - Wystarczyło tylko wspomnieć o twoim pomyśle urządzenia obozu letniego, a rodzice i nauczyciele poparli go entuzjastycznie.

- Och, niepotrzebnie to pani zrobiła! Zbyt wcześnie teraz o tym mówić. Nie chcę ich rozczarować, jeśli nic z tego nie wyjdzie.

- Dani, kochanie, jesteś zbyt surowa. Pracujesz bez wytchnienia i nie chcesz czerpać z tego żadnych korzyści. Rozumiem, że wolałabyś jeszcze tego nie rozgłaszać. Skłonić pana Webstera do sprzedaży ziemi to dopiero pierwszy krok. Jaka była jego odpowiedź?

- On ... nie powiedział właściwie: „Nie” - odrzekła wymijająco.

Przez krótką chwilę żałowała, że wszystkie projekty udawało jej się realizować. Tak wielu ludzi liczyło na jej kolejny sukces. Musi coś wymyślić. Może poprosi ojca, by odstąpił część nie używanej ziemi.

- Cudownie. Wiedziałam, że możemy na ciebie liczyć. Muszę już kończyć. Dobranoc. Dani powoli odłożyła słuchawkę na widełki.

Nie skłamała, tylko powiedziała pół prawdy. Po powrocie do Dallas wymyśli jakąś historyjkę o Loganie i przedstawi plan alternatywny, który powinien usatysfakcjonować komitet. Nie mogła zawieść dzieci ani ich rodzin.

Gdy wśliznęła się z powrotem do łóżka, zastanawiała się, czy powinna wrócić do Hardwick. Raz już dostała za to po nosie. Lekcja była ostra, ale teraz wiedziała - przeszłość należy zostawić w spokoju.

Otworzyła oczy, słysząc zgrzytanie zamka w drzwiach. Był ranek. Słońce wyglądało zza wy­blakłych hotelowych zasłon.

- Pokojówka? - spytała zaspanym głosem. - Później, proszę.

W tej samej chwili łańcuch zabezpieczający drzwi został wyrwany z futryny mocnym kopnięciem. Do pokoju wtargnął Logan.

- Nie, to nie pokojówka i nie „później”, ale zaraz. Dani zerwała się, chcąc wyskoczyć z łóżka.

- Nie rób sobie kłopotu. Jesteś tam, gdzie należy. Wściekły wszedł do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Dani podciągnęła kołdrę pod brodę, zdając sobie jednocześnie sprawę z bezsensowności tego. - Co to znaczy? Nie masz prawa przychodzić ...

- Mam i przyszedłem. Stał w nogach łóżka i patrzył na nią tak, że poczuła się jak mała bezbronna dziewczynka.

- Żądam wyjaśnień, Logan. Natychmiast. Udawała opanowanie i odważnie, choć drżała ze strachu. Nigdy nie widziała go tak wzburzonego. - I kto to mówi? - warknął. - Przeczytaj ten artykuł i wytłumacz mi, co to wszystko znaczy. To ja żądam wyjaśnień.

Wyjął z kieszeni gazetę i rzucił na łóżko. Rozłożyła ją i od razu ujrzała swoje zdjęcie. Gdy przeczytała nagłówek i kilka pierwszych zdań, pociemniało jej w oczach.

- Nikomu nic nie mówiłam - szepnęła, przebiegając wzrokiem struny. Każda linijka podkreślała znaczenie jej pracy, lecz w tych okolicznościach brzmiało to jak oskarżenie. Szczególnie wychwalaniu jej ostatnie osiągnięcie; nabycie ziemi od pana Logami Webstera z Hardwick. Odłożyła gazetę i spojrzała niepewnie na mężczyznę.

- Nie powiedziałam im tego.

- W takim razie oni są jasnowidzami? - stwierdził z ironią w głosie.

- ... Wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie przewodnicząca, pani Meneffee. To właśnie ona prosiła mnie, bym z tobą porozmawiała. Chciała wiedzieć, czy zgodziłeś się sprzedać tę ziemię.

- A ty wspaniałomyślnie potwierdziłaś tę wiadomość, by mogli mnie pochwalić w dzisiejszej gazecie.

- Nie. - Potrząsnęła głową, rozsypując przy tym włosy na ramiona. Wczorajszy ból głowy jeszcze nie minął. - Nie czułam się dobrze i nie miałam ochoty na długie wyjaśnienia. Żeby zagrać na zwłokę, powiedziałam o pewnych szansach na pomyślne załatwienie sprawy. Spojrzała na jego ściągniętą twarz. Nie wierzył jej.

- Przysięgam, Logan. Nie przyszło mi do głowy, że natychmiast pobiegnie z tym do gazety!

- Nie jesteś tym zbyt zmartwiona, prawda? Zrobili z ciebie wielką bohaterkę.

- Nie kpij ze mnie. Mówisz tak, bo jesteś zły, że musisz teraz poświęcić akr swojej cennej ziemi, do której, jak pamiętam, doszedłeś z takim trudem.

- Doprowadzasz mnie do szału, Dani - powiedział nieoczekiwanie łagodnym głosem i zaczął powoli rozpinać koszulę.

- Co robisz? - spytała, wstrzymując oddech.

- Chcę odebrać dług. - Koszula była już rozpięta. - Osiągnęłaś swój cel, Dani. Muszę oddać tę ziemię - czy chcę czy nie. Teraz ty powinnaś dotrzymać umowy. - Zdjął pasek i rozpiął zamek od spodni.

- Nie - szepnęła, wciskając się w łóżko. - Logan, nie mówisz poważnie. Rozumiem, jesteś wzburzony. Przykro mi, że tak się stało.

- Mnie też. Nie tak to sobie wyobrażałem, ale przeżyję. Nie zniosę natomiast tego, że po odejściu zdobyłaś się na tak podstępną sztuczkę. - Wskazał ręką na gazetę. - Od początku mówiłem, że nie pozwolę sobą manipulować. Ty jednak to zrobiłaś. Ale, na Boga, teraz mi nie uciekniesz. Podszedł do łóżka.

- Nie rób tego, Logan. - Odsunęła się na drugą stronę, lecz chwycił ją za brzeg nocnej koszuli. - Znienawidzisz siebie za to, Logan.

- Już siebie nienawidzę, ponieważ przez dziesięć lat byłem głupcem. Na pewno będę żałował, ale chcę wreszcie z tym skończyć. Potem mogę o tobie zapomnieć.

- Potem, to znaczy po gwałcie?

- Tak to nazywasz?

- Tak, bo będę walczyć i krzyczeć.

- Wątpię, czy chciałabyś robić z siebie widowisko.

- Wszyscy w mieście się dowiedzą. Pomyśl o tym.

- Gwiżdżę na to. Byłem cierpliwy przez dziesięć lat, ale teraz koniec.

Chwycił ją w talii i upadł wraz z nią na zmiętą pościel. Unieruchomił biodra swymi udami. Dani krzyknęła z przerażenia, gdy rozdarł jej koszulę.

- Logan, przestań. To nie może się stać. Proszę cię, nie w ten sposób.

Nie słyszał jej próśb. Miażdżył ustami jej wargi. Chwycił ją za nadgarstki i odrzucił ręce za głowę· Rozwarł kolanami jej uda, zaś ręką odszukał piersi. Agresywne palce boleśnie gniotły brodawki, póki te nie nabrzmiały. Zdrada własnego ciała budziła w niej wstręt.

Zaprzestał dzikich, zapierających dech pocałunków i zniżył głowę do jej piersi, trąc językiem sutki. Przyciskał je! swym ciałem, rozdrażniony rozdzielającym ich ubraniem. Zaczął się rozbie­rać.

- Logan. Proszę.

Rozpacz i gorycz, z jakimi wyszeptała jego imię, odniosły niespodziewany skutek. Przestał ją brutalnie całować. Nie musiał już krępować jej nadgarstków, bo nie stawiała oporu. Już nie walczyła. Leżała z rozłożonymi udami, nawet nie próbując się przed nim zasłonić.

Podniósł głowę i spojrzał na jej twarz. Miała zamknięte oczy, lecz spod zaciśniętych powiek spływały łzy. Ujrzał całe jej ciało, tak bezbronne i uległe - i zdał sobie sprawę ze swojej brutalności.

Przytłoczył go żal i poczucie winy. Położył się na niej, ale inaczej - jakby chciał ją ochronić. Głaskał długie włosy, chowając twarz na jej piersi.

- Dani, Dani - powtarzał z bólem. - Boże, co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? Gardził sobą. Wyciągnął rękę i okrył ostrożnie jej piersi strzępami koszuli. Wzdrygnęła się przed jego dotknięciem, przez co serce omal mu nie pękło z rozpaczy.

Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Usłyszał, że Dani wstaje. Zebrał odwagę, by spojrzeć jej w twarz. Wpatrywała się w niego z twarzą mokrą od łez.

- Z pewnością mnie nienawidzisz, Dani, ale ja nienawidzę siebie jeszcze bardziej. Ja ...

- Lepiej nic nie mów. - Naciągnęła na piersi koszulę, przyciskając ją rękami.

- Byłem szalony z gniewu, Dani. Przysięgam, nie wiedziałem, co robię. To znaczy, tak, ale ... - - Szukał odpowiedzi, wpatrując się w sufit. Wreszcie rozłożył ręce. - Nigdy bym nie uwierzył, że mogę ciebie skrzywdzić. Ciebie. Uwielbiam każdy skrawek twego ciała. - Głos mu się załamał. - Jak mogłem ...

- Logan, proszę cię, to nam nic nie da. Chyba będzie najlepiej, jeśli się pożegnamy i zostawisz mnie samą.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Instynktownie wyczuwała złe wieści. Cokolwiek jednak miał jej do powiedzenia, nie chciała tego słuchać.

- Zanim tu przyszedłem, pod moimi drzwiami kłębił się tłum reporterów. Widocznie radio podchwyciło te informacje i nadało je w całym stanie. Przybyli z różnych miast - jeden z Houston, dwaj z Dallas, jeden z Austin. Miała wrażenie, że dzisiejszego dnia rozpruł się worek z wszystkimi nieszczęściami.

- Po to, byś potwierdził tę informację?

- Chciał zrobić z nami wywiad. Zamknęła oczy.

- O, nie, wówczas wszyscy się dowiedzą o moim pobycie w twoim domu. Pomyślą, że śpię z mężczyznami, by zdobyć dotacje. - Ujrzała przekreślone lata ciężkiej pracy i utracony szacunek ludzi.

- Nic się nie martw. Napomknąłem im o Bulwie, a ona z całą pewnością przysięgnie na Biblię, że od chwili przyjazdu byłaś pod jej dachem i w zasięgu jej wzroku.

- Sądzisz, że ci uwierzyli? Wyraz jego twarzy starczył za odpowiedź.

- Teraz widzisz, jak puściłam to cło prasy rzekła z niechęcią.

- Czy narażałabym się na taką antyreklamę? Wyglądał na zupełnie skruszonego.

- Lepiej się ubierz - zaproponował po chwili z wahaniem.

- Dlaczego?

- Oni czekają cierpliwie na konferencję prasową, której nie mogłem zapobiec.

- O Boże! - Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. - Jak to się mogło stać taką sensacją?

- Jesteś znana w swoim kręgu, Dani.

- Ty też ostatnio żyłeś w świetle jupiterów, a gdyby nie ta twoja nikczemna transakcja, nic by się nie stało.

Zdobyła kolejny punkt. Wiedział, że mówi prawdę i nie mógł znaleźć żadnej rozsądnej odpowiedzi. Zapiął koszulę i włożył ją w spodnie. Podszedł do drzwi. Dani siedziała na brzegu łóżka; wyglądała na zupełnie zagubioną i załamaną.

- Reporterzy czekają w moim biurowcu. Pamiętasz, pokazywałem ci wczoraj ten budynek.

- A jeśli tam nie pójdę.

- Pomyślą, że mamy coś do ukrycia.

- A nie mamy? - spytała zjadliwie, podnosząc głowę.

- Ja tak. Ty nie. - Zrobił krok w jej stronę .Dani, ja ... Nic, co powiem, nie może ci wynagrodzić ... - Zaklął cicho. - Nie chcę byś znów była sama po tej konferencji, naprawę.

- Nie będę. Natychmiast wyjeżdżam.

- Żałujesz, że wróciłaś? - W jego głosie brzmiał ból. Opuściła głowy. Milczała. Gdy ją podniosła, już go nie było.

Specjalnie nie martwiąc się spóźnieniem, wzięła długi prysznic i umyła głowę. Umalowała się starannie, tuszując widoczne cienie pod oczami. Potem włożyła jedwabną sukienkę koloru miodu, która w niezwykły sposób podkreślała jej cerę. Dziś jednak musiała użyć różu, by osiągnąć pożądany efekt. Włożyła te same pantofle, które miała pierwszego wieczoru na spotkaniu. Wilgotne jeszcze włosy związała w luźny węzeł. Była gotowa.

Spakowała walizki, wrzuciła je do samochodu, zapłaciła za hotel i pojechała znajomymi ulicami do budynku, o którym Logan wspomniał. „Webster Industries, Inc.” - przeczytała na obrotowych drzwiach.

Wewnątrz panował ożywiony ruch. Reporterzy i mieszkańcy zwabieni zamieszaniem krążyli zaaferowani, głośno rozmawiając. Już w drzwiach rozpoznano Dani, toteż została zaraz otoczona tłumem reporterów zasypujących ją gradem pytań.

- Chodziła pani do szkoły razem z Loganem Websterem, prawda, pani Quinn?

- Czy zjazd klasowy się udał?

- Dlaczego prowadzi pani tak intensywną działalność charytatywną?

- Pani Quinn i ja również odpowiemy na wasze pytania nie na korytarzu, ale w auli. Starczy tam miejsca dla wszystkich.

Logan utorował sobie drogę przez tłum i objął ją opiekuńczym ruchem. Oparła się z wdzięcznością o jego twarde, cieple ciało.

- Dobrze się czujesz? - spytał cicho, idąc do imponującej sali, gdzie naprzeciw stołu znajdowały się rzędy składanych krzeseł.

- Na razie nieźle. Dziękuję za pomoc.

- To nic takiego. Dostałaś coś do jedzenia? Kawy?

- Nie, nic.

- Zaraz powiem sekretarce, żeby coś przyniosła.

Posadził ją za stołem. Uśmiechnęła się do zebranych osób. Rozpoznała reporterów z Dallas i pozdrowiła ich, mając nadzieję, że zachowuje się naturalnie. Logan dał jej czas na wypicie paru łyków kawy, po czym rozpoczął spotkanie.

- Naprawdę mam z tym niewiele wspólnego - powiedział do mikrofonu. Słysząc burzę protestów, podniósł ręce, by je uciszyć. - Panna Quinn, moja koleżanka z klasy, jest jedyną osobą, której zawdzięczamy to święto. Zwróciła się do mnie i przedstawiła projekt obozu letniego tak prze­konująco, że z radością udostępniłem ziemię na ten szlachetny i pożyteczny cel. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Z takim wystąpieniem mógłby kandydować na prezydenta. Nawet ona mu uwierzyła.

- Zaraz sama wszystko wam opowie. - Odwrócił się do Dani, podsuwając mikrofon. Odpowiadając na pytania, udzielała bardzo skromnych informacji. Dala im do zrozumienia, że jej powściągliwość wynika z chęci zachowania tajemnicy. W rzeczywistości nie wiedziała, ile dzieci mogliby przyjąć i jaki program im zapewnić. Nie miała jeszcze żadnych pomysłów dotyczących transportu, opłaty i opieki na miejscu.

- Wasze pytania są przedwczesne - oponowała z bezradnym uśmiechem - przecież, jak wiecie, dopiero dostaliśmy tę ziemię! - Śmiali się razem z nią. - Teraz najważniejsze są plany budowy, a później - zobaczymy.

Reporter siedzący przy końcu stołu spytał: Czy będę niedyskretny pytając, ile Towarzystwo Przyjaciół Dzieci zapłaciło panu Websterowi za ziemię?

Boże! Ile zapłacili panu Wehsterowi za ziemię? Jedyna cena, jaką ustaliłam z Loganem ... O Boże!”

- Nie sądzę ...

- Mam rachunek - powiedział Logan wstając. Spojrzała na niego. Pokazał reporterom urzędowy druk. - Z adnotacją: całkowicie opłacone.

- A ... ale nic ci nie zapłaciliśmy! - bezwiednie zawołała wprost do mikrofonu, który wciąż trzymała przy ustach.

- Właśnie, pani Quinn. - Logan wręczył jej rachunek razem z aktem własności wypisanym na Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. - To wszystko, co za to chcę. Rozległy się spontaniczne oklaski. Trudno byłoby o bardziej efektowne zakończenie. Gdy dum zaczął się przerzedzać, do Logana podeszła siwowłosa dama i wsunęła mu do ręki kartkę papieru.

- Nie mogłam w to uwierzyć - oznajmiła. Logan pospiesznie przedstawił ją Dani jako swoją sekretarkę. - Myślałam, że tu żart, ale potem sam ze mną rozmawiał.

- Kto? - spytał Logan podnieconą kobietę.

- Gubernator. - Promieniała dumą. - Proszę przeczytać. Rozwinął kartkę i przeczytał krótki tekst.

- Jesteśmy zaproszeni na dzisiejszy obiad do gubernatora i jego żony.

Wśród reporterów, którzy usłyszeli ostatnią nowinę, zapanowało poruszenie. Nie co dzień dowiadują się o takich wydarzeniach.

- Co mam odpowiedzieć, Dani? - spytał Logan.

- Nie wiem - odrzekła. - Czy to daleko?

- Dwie godziny lotu.

- A samochodem?

- Za długo. Wezmę samolot.

Niepewność widoczną na jej twarzy sprawiała mu ból. „Czego oczekujesz, durniu'! Przecież omal jej nie zgwałciłeś”

- Gubernator Hyatt jest moim przyjacielem, Dani. Nie obrazi się jeśli zadzwonię i powiem, że nie możemy skorzystać z zaproszenia. Znajdę jakieś wytłumaczenie, odpowiada ci to? Pani Menetlee miałaby jej za złe do końca życia, gdyby odrzuciła zaproszenie gubernatora. Poza tym jej odmowa zostałaby odpowiednio skomentowana w wieczornym wydaniu gazet. Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco.

- To bardzo miło ze strony państwa Hyatt, że przysłali zaproszenie. Oczywiście, pojadę z przyjemnością. Logan odwrócił się i rzekł do mikrofonu. - Myślę, że nam wybaczycie. - Uśmiechnął się czarująco.

- Dziękuję za przybycie.

Nim Dani się; zorientowała, Logan wyprowadził ją z tłumu do windy. Zatrzymali się na trzecim piętrze. Poprowadził ją na koniec korytarza i otworzył drzwi do pomieszczeń biurowych.

- O, proszę bardzo - powiedziała sekretarka. - Dobrze, że państwo już są bo kawa stygnie. Podeszła do ściany. Na małym stoliku czekał na nich przygotowany posiłek. Była tam owocowa sałatka z kiwi, melona, truskawek i orzecha kokosowego; do tego kanapki z sałatką z jajek, pączki w czekoladzie, kawa i sok pomarańczowy.

- Zrobiłam to naprędce, gdy pan Webster powiedział, że pani nie jadła śniadania. Kiwi są świeże, prosto z Valley, a sałatkę z jajek zrobiła Meg. Sama ją jem, więc z całą odpowiedzialnością mogę polecić.

Dani uśmiechnęła się do niej ciepło.

- To wygląda wspaniale. Rzeczywiście umieram z głodu. Nie wiem, kiedy zdążyła pani wszystko przygotować. Kobieta podała jej talerz.

- Proszę sobie nałożyć solidną porcję, kochanie.

Godzinę temu Dani mogłaby przysiąc, że już nigdy nie tknie jedzenia. Ale teraz poczuła głód i szybko napełniła talerz.

- Nie podnoszę słuchawki - rzekł Logan, jedząc soczystą truskawkę, gdy zadzwonił telefon. Zrobiła to sekretarka. - Jeśli pozwolisz, Dani, pójdę się przebrać. - Na konferencji prasowej wystąpił w garniturze i krawacie. Przypuszczała, że zabrał eleganckie ubranie, jadąc do hotelu.

- Co włożysz? Czy ja też powinnam się przebrać?

- Jeśli dobrze się w tym czujesz, nie musisz. Ja włożę dżinsy. Jestem pewien, że na przyjęcie w domu Charley ubierze dżinsy, zresztą nie wyobrażam sobie prowadzenia samolotu w garniturze. Poza tym oni nawet nie zauważą mnie ani tego, co mam na sobie. - Spojrzał na nią z czułością· - Prześlicznie dziś wyglądasz. Odwróciła się onieśmielona.

- Dziękuje.

Patrzył na nią przez chwilę z uwagą. Potem pogłaskał jej dłoń i wstał od stołu.

- Dobrze. Zaraz wracam. - Po dziesięciu minutach wyszedł ze swego gabinetu. W dżinsach, sportowej koszuli i kurtce wyglądał nie mniej atrakcyjnie. - Może zostawisz samochód na par­kingu? Będzie bezpieczniejszy niż na ulicy.

- Tak, chyba masz rację.

- Chodź ze mną. Drogę do jego domu przeszli w rekordowym czasie. Wsiedli do samochodu. Logan zawiózł ją do hangaru, gdzie czekała, aż skończy przegląd samolotu. Zadzwonił do najbliższego portu lotniczego i spytał o rozkład lotów. Po chwili zapinał jej pasy.

- Kiedy nauczyłeś się pilotażu? - spytała, gdy wystartowali.

- Na drugim roku studiów. Poleciałem któregoś wieczoru z przyjacielem. Wypił o kilka piw za dużo i zdołał mnie, młodego i głupiego, namówić na lot. Byłem zachwycony; pomyślałem, że jeśli ten pajac może latać na wpół pijany, to ja z pewnością mógłbym na trzeźwo. Lekcje były drogie, więc ustaliłem z instruktorem, że spłacę je, wykonując różne dodatkowe prace na lotnisku.

- Zawsze byłeś przedsiębiorczy. Pamiętam, jak pracowałeś po treningach piłkarskich. Zaśmiał się krótko.

- Szkoda mówić, ile galonów przepompowałem na stacji Grady'ego. Ale stary Grady dawał mi zniżkę na olej i benzynę, więc mogłem w weekendy zabierać cię samochodem. Uśmiechnął się do niej, po czym twarz mu spoważniała.

- Chciałem kupować ci prezenty, robić niespodzianki. Zazdrościłem facetom, którzy zabierali swoje dziewczyny do najlepszych lokali. Doprowadzało mnie do szału to, że mogę ci zafundować tylko hamburgera.

- Logan ... - Nim się zorientowała, położył dłoń na jej ręce. Patrzyła na nią oszołomiona. Ściskał palcami jej przedramię, śmiało i namiętnie.

- Co chciałaś powiedzieć?

- Tylko to, że nie miało dla mnie znaczenia, dokąd chodziliśmy. Cieszyłam się, że jestem z tobą Podniósł jej dłoń do ust. Ucałował ją z czułością i powiedział:

- Proszę, wybacz mi dzisiejszy ranek, Dani. Chcę, byś wiedziała, jak bardzo tego żałuję. Oddałbym dziesięć lat życia, żeby go wykreślić. Nie chcę siebie usprawiedliwiać, ale wpadłem w rozpacz, gdy wyjechałaś. Na dodatek, ten artykuł w gazecie, który odebrałem jako chęć zakpienia sobie ze mnie. To mnie rozwścieczyło. Nie umiem tego inaczej wyjaśnić.

Odwróciła głowę i wyjrzała przez okno. Dzień był bezchmurny. Ziemia pod nimi wyglądała jak zielono - żółta szachownica.

- Nigdy nie zakpiłabym z niczego, co nas łączy, Logan.

- Teraz już wiem i dlatego to wyłącznie moja wina. Powiedz, że mi wybaczasz.

- Muszę ci wybaczyć - odrzekła miękko. Jeżeli to się stało dlatego, że pragnęliśmy się wzajemnie, jestem równie winna jak ty. - Odważyła się spojrzeć mu w oczy. - Gdybym miała twoje muskuły, w ciągu ostatnich dni niejeden raz próbowałabym cię zgwałcić. Tym razem uścisnął mocniej jej rękę. Puścił ją tylko na chwilę, gdy wykonywał manewr lądowania.

Gubernator Charley Hyatt czekał na lotnisku, chcąc osobiście zawieźć gości do swojej posesji.

- Margaret i dzieci wyczekują z niecierpliwością, by znów ciebie zobaczyć, Logan. I, naturalnie, poznać panią, pani Dani.

- Ja również chciałabym ich poznać. Proszę mówić mi Dani.

- A jemu Charley - Logan wskazał ruchem gospodarza. - Przekonałem się, że to jedyny sposób na dogadanie się z nim.

- Jak to się stało, że jesteś na ty z gubernatorem? - spytała, przechylając kokieteryjnie głowę· - Poprosiłem go o akces do naszej komisji energetycznej - odpowiedział gubernator za Logana. - Nim się zorientowałem, przejął ją.

- To do niego podobne.

- Dziękuję - odparł Logan wesoło, rozmyślnie biorąc jej przytyk za komplement.

- Niech ci nie imponuje moje stanowisko, Dani - rzekł Charley. - Zanim zająłem się polityką , pasałem krowy. I wiesz co? W porównaniu z Teksaską Izbą Ustawodawczą wypas krów jest dziecinną zabawą.

Reszta rodziny okazała się również serdeczna jak gubernator. Dani od razu poczuła sympatię do pani Hyatt, pulchnej i zadowolonej z życia kobiety, która niezależnie odciętych, błyskotliwych wypowiedzi męża w każdej sprawie miała własne sprecyzowane zdanie. Była też czarującą gospo­dynią i wspaniałą matką.

- Bóg pobłogosławił nas trzema zdrowymi chłopcami i codziennie mu za nich dziękuję - powiedziała do Dani. - Twoja praca na rzecz chorych dzieci jest wspaniała, naprawdę. Gdy prze­czytałam rano artykuł o projekcie obozu, powiedziałam Charleyowi, że chcę zaprosić was na kolację, bym mogła osobiście pogratulować i udzielić poparcia. Charley junior, zdejmij, proszę łokieć, ze stołu.

- Czy dobrze się bawiłaś? - spytał Logan, gdy wsiadali już do samolotu.

- Tak, zwłaszcza że spodziewałam się zupełnie czegoś innego.

- To znaczy?

- Oficjalnego zachowania, sztywnych manier. Urzekła mnie ta rodzinna atmosfera, dzieci. Wyczuł szczególny ton, jakim wypowiedziała te słowa.

- Żałujesz, że nie masz dzieci, Dani? Pytanie zaniepokoiło ją. Poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Tak - odrzekła ochryple. - Oczywiście, myślałam o tym.

- Z wiekiem coraz częściej o tym myślę - odrzekł Logan. - Pamiętasz nasze spotkania nad je­ziorem? Wiele razy rozmawialiśmy o naszym małżeństwie. O dzieciach. Pamiętasz? Popatrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła wzrok. Szafirowy zmierzch miał tę samą łagodność co letnie wieczory sprzed lat.

- Pewnie, że pamiętam.

- Zastanawialiśmy się ile dzieci chcemy mieć, jakie damy im imiona. Gdybyśmy byli małżeństwem z dziesięcioletnim stażem, nasze dzieci byłyby już duże, chodziły do szkoły i na pewno miałyby jasne włosy, prawda?

- Logan, proszę - szepnęła z wysiłkiem, chcąc ukryć wzruszenie.

- To dla mnie bardzo ważna sprawa. Wciąż mnie to interesuje.

Zapadła cisza. Szum silników działał na Dani usypiająco; zasnęła głęboko i nie zbudziła się nawet w czasie lądowania. Otworzyła oczy, gdy Logan potrząsał ją lekko za ramię.

- Jesteśmy w domu, Dani - szepnął.

- Już?

- No, po zaledwie dwóch godzinach lotu - zażartował.

- Przepraszam. - Zawstydzona podniosła się z fotela. - Nie chciałam ...

- Nic się nie stało. Patrz pod nogi. - Pomógł jej wysiąść.

- Logan? - Stała wyprostowana pod ścianą hangaru. - Gdzie jest. .. mhm ... toaleta? Z uśmiechem wziął ją za rękę i poprowadził w stronę samochodów.

- Najbliższa jest w stajni. Mam zaczekać?

Szybko siadła za kierownicą, zapaliła silnik i była już w połowie drogi, nim zdążył się odwrócić. Czekał, aż wyjdzie z małej toalety.

- Lepiej?

- O wiele - westchnęła, strzepując z rąk krople wody. - Co to było? Chyba słyszałam jakiś hałas. - Wskazała ręką w stronę boksów.

- Sprawdźmy.

Z haczyka na ścianie zdjął latarkę i zapalił ją. Idąc głównym przejściem, wpuszczał snop światła do każdej przegrody. Dani dreptała za nim na wysokich obcasach.

- Zniszczysz swoje piękne buty.

- Nieważne. Nie chcę zostać sama, jeśli tu straszy.

Zachichotał i dalej sprawdzał kolejne boksy. - Wszystko w porządku. Konie śpią. - Odwrócił się. Stała tak blisko, że wpadł na nią. Chwycił ją za ramiona, by nie straciła równowagi. Zesztywniała pod jego dotknięciem.

- Dani - spytał ze skruchą - wciąż się mnie boisz? Usłyszała w jego głosie nutę rozpaczy, więc pospieszyła z zapewnieniem.

- Nie, Logan, nie. Nie myśl tak. Naprawdę.

- Jednak wzdrygasz się, gdy cię dotykam. Dlaczego, Dani?

- Nie wzdrygam się. - Oczarowana srebrnym blaskiem księżyca w jego włosach wyciągnęła rękę. - Zawsze drżałam pod twoim dotknięciem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gładził jej ramiona. Ostrzegał sam siebie, by niczego się w jej słowach nie doczytywać.

- Co masz na myśli, Dani? - Nie śmiał łudzić się nadzieją.

- Odkąd pamiętam, twoje ciało, nawet sama myśl o nim, wzbudzało moje pożądanie.

- Dani, co za radość słyszeć takie słowa padające z twoich ust.

- Nie zrobiłbyś tego, co zamierzałeś dziś rano - powiedziała spokojnie. Patrzyła mu w oczy błyszczące w świetle księżyca. - Jesteś zbyt dobry i nikogo byś nie skrzywdził, zwłaszcza osobę, na której ci kiedyś zależało.

- Nie zasługuję na te słowa. Potrząsnęła głowę.

- Czułeś się słusznie urażony i szukałeś ujścia dla swego gniewu. Skierowałeś go na mnie, ale nigdy byś mnie nie skrzywdził, Logan. Wiem o tym.

- Dziękuję ci, że we mnie wierzysz, tylko w jednym się mylisz.

- W czym?

- Mówiąc, że jesteś osobą, na której mi kiedyś zależało. Teraz też ogromnie mi na tobie zależy. Dani, niezależnie od tego, co się zdarzyło przed dziesięciu laty. Byłaś i jesteś jedyną kobietą, którą kocham. Ujął jej dłonie w swoje ręce.

- Czemu wczoraj wyjechałaś, Dani?

- Nie chciałam, aby wspólna noc była dla nas tylko zakończeniem rozgrywki. Pragnęłam czegoś więcej. Puścił jej dłonie i pogłaskał po policzku.

- Przyznaję, że byłem przykry, gdy zobaczyłem cię na przyjęciu. Może chciałem przelać na ciebie część gniewu i upokorzenia, jakich doznałem w noc naszej ucieczki. Ale przeszło mi to, gdy tylko wziąłem cię w ramiona i zaczęliśmy tańczyć. Mimo twego wykwintnego stylu życia i pozycji społecznej pozostałaś wciąż moją słodką Dani. Piękną, inteligentną, czarującą, niezwykle zmysłową. Próbowałem wszystkiego, chcąc dać ci do zrozumienia, co czuję. Nadal nie wiem, dlaczego chciałem znaleźć się z tobą w łóżku? Oparła się o niego.

- Chyba już wiem, ale powiedz mi to sam. Chcę się upewnić.

- Dobrze - szepnął. - Kocham cię, Danielle Elizabeth Quinn.

Gładził jej plecy, przesuwał dłonie po talii i biodrach. Jego ruchy były powolne, łagodne. Nie chciał znów jej przestraszyć.

- Pokochałam cię w chwili, gdy jako nowa uczennica weszłam na lekcję historii panny Pritikin, a ty zaproponowałeś mi miejsce obok siebie. Podniósł głowę i spojrzał na nią.

- Już wtedy?

- Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zbliżył usta do jej warg. Muskał je tylko lekko i owiewał swym oddechem. Po chwili podniosła głowę. Przebierała palcami w jego włosach.

- Czemu jesteś taki nieśmiały?

- Nie chciałbym cię spłoszyć. Pieściła jedwabiste, falujące włosy miękkimi palcami.

- Masz moje pozwolenie.

- Na co? - spytał ochryple. Czuł, jak nabrzmiewa jego ciało. Boże! Chyba jest bestią! - Na co dajesz mi pozwolenie?

- Na spłoszenie mnie. Tak jak teraz. - Dmuchnęła w jego wargi. Otworzyły się posłusznie i wsunęła między nie delikatny język, smakując wnętrze ust.

Przytulił ją gwałtownie. Ale to było za mało. Całował ją namiętnie, delektując się jej wargami jak soczystym, słodkim miąższem najlepszego owocu. Przerwali pocałunek, by zaczerpnąć powietrza.

- Pragnę cię, Dani. Całą. Uczyń mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.

- Tak, Logan, tak. - Otarła się o niego brzuchem.

- O Boże, zabijesz mnie. Nie wiem, jak dojdę do domu - jęknął.

- Zostańmy tutaj.

Tutaj? Na sianie? - spojrzał zdumiony. Roześmiała się głośno.

- Czy masz coś przeciwko temu?

- Kochanie, jestem gotów na wszystko. Zupełnie mnie zdobyłaś. Myślę tylko o tobie. Uwolniła się z jego ramion i odwróciła plecami. Urzeczony patrzył na nią, jak zdejmowała korale i położyła je na wąskim parapecie. To samo zrobiła z resztą biżuterii.

Potem rozpuściła włosy. Opadły bujną falą na plecy i z trudem powstrzymał się od zanurzenia w nich dłoni. Ale to był jej spektakl, a ona była w nim gwiazda. Później będzie miał czas, by poznać palcami każde ich cudowne pasmo.

Zrzuciła pantofle i zerknęła na niego spod rzęs, nim podniosła spódnicę i odpięła podwiązki od pończoch.

Logan Webster, uwodziciel z Hardwick, stał jak przykuty do miejsca. Jego ciało płonęło. Uwodziła go kobieta, o której marzył na jawie i w snach. Uwodziła go i to wprawiało go w zachwyt.

- Czy jest tu koc? - spytała Dani cicho. Skinął głową i zmusił się, by pójść do magazynu po wielką starą kołdrę. Rozłożył ją w jednym z pustych boksów oświetlonych przez księżyc. Wciąż oszołomiony wyciągnął do niej rękę. Podeszła do niego z prowokującym uśmiechem. Chwycił ją w ramiona i całował, upajając się dotknięciem jedwabistych włosów.

- Mam się rozebrać? - spytała.

- Ja chciałbym to zrobić. Uśmiechnęła się.

- Miałam nadzieję, że tak odpowiesz.

Stali naprzeciw siebie na środku kołdry. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował w usta, potem w szyję. - Cudownie pachniesz i smakujesz. - Wtulił usta w wycięcie jej sukni. Wyprostował się, spojrzał jej w oczy, po czym zaczął rozpinać guziki przodu jej sukienki. Szybko ustępowały pod zręcznymi palcami i suknia rozchyliła się· - Wierz mi, teraz chciałbym się znaleźć na tylnym siedzeniu chevroleta rocznik 1962. Roześmiała się wraz z nim.

- W tej chwili denerwuję się bardziej niż kiedykolwiek na tylnym siedzeniu twego samochodu.

- Ja też - przyznał. - Oboje wiemy, jakie to ma dla nas znaczenie. Chcę, byś czuła się jak w niebie. Wsunął dłonie za stanik sukni i zdjął go powoli z jej ramion. Wyjęła ręce z rękawów i czekała aż położy dłonie na jej biodrach i opuści suknię do dołu. Gdy to zrobił, wyswobodziła się z niej oparta lekko o jego ramię. Kosztowny strój leżał teraz rzucony niedbale na pachnące siano.

- Jesteś wspaniała, Danielle Elizabeth.

Nie znał nazwy tej części garderoby, wiedział tylko, że bardzo mu się podoba i powinna ją nosić każda kobieta w Ameryce. Służył jako biustonosz, majtki i pasek do pończoch jednocześnie. Musiała być z jedwabiu, gdyż przylegała do ciała jak druga skóra, ciepła i miękka. Nie mógł się powstrzymać i dotknął materiału. Tak, na pewno jedwab. Pierś Dani wypełniała mu dłoń słodkim ciężarem. Przez cienki materiał z zadowoleniem dostrzegł rezultat swej pieszczoty. Ręka mężczyzny wędrowała po ciele Dani i ześliznęła się na jej biodro i koronkę otaczającą udo; przez moment dotknęła przyciągającego trójkąta. Zmusił się, by odwrócić od niego wzrok i zaznajomił z jej smukłymi udami, wokół których kusząco powiewały koronkowe podwiązki. Wziął jedną z nich, naciągnął na całą długość i spojrzał z łobuzerskim uśmieszkiem.

- Jeśli to zrobisz, pożałujesz - zagroziła.

- Jak mnie ukarzesz? Jej oczy zwęziły się w szparki.

- Zdejmę z ciebie całe ubranie. Puszczona gwałtownie podwiązka strzeliła w jej udo. Dziewczyna podskoczyła z głośnym piskiem.

- Dobrze. Ostrzegałam cię - powiedziała wesoło.

Wcześniej zdjął kurtkę, więc zaczęła od koszuli. Zdejmowała je! równie powoli i starannie, jak on jej sukienkę. Wreszcie odsłoniła jego pierś i pieściła ją teraz nienasyconymi dłońmi.

- Lubię dotykać tych włosów. To takie przyjemne.

- Naprawdę! - mruknął. - Cieszy mnie to. Postaram się, by wyrosło ich jeszcze więcej.

Jedno ramiączko jej body opadło i zwisało wokół łokcia. Pierś usilnie starała się wyskoczyć z delikatnej miseczki. Przytrzymywał ją tylko spiczasty koniuszek.

Dani uklękła.

- Uwielbiam dżinsy. - Głaskała dłońmi twarde mięśnie brzucha. - Lubię dolną połowę męskiego ciała. - To mnie najbardziej w mężczyźnie pociąga.

- Przypuszczam, że podziwiałaś ich wiele. - Oddychał urywanie. Rozpięła pasek od spodni, a teraz powoli rozsuwała zamek.

- Niestety, na ogół bywa zaniedbana i zmarniała. Lecz gdy jest twarda i pełna, osłonięta włosami jak u ciebie, uważam ją za najpiękniejszą rzecz, jaką stworzył Bóg.

Zanurzył dłonie w jej włosach, przeczesując je i gładząc.

- Mam odmienne zdanie. Co najmniej połowa ludzkości nie zgodziłaby się z tobą. Niemniej jestem zachwycony, że patrzysz na mnie z przyjemnością.

- Wcześniej też tak patrzyłam. Na przykład w tamtą noc, gdy się kąpaliśmy. To było zuchwałe z twojej strony.

- Chciałem przyciągnąć twoją uwagę.

- Udało ci się. Patrzyłam.

- Ale mnie nie dotykałaś - szepnął.

- Nie. Wtedy nie.

Stał bez słowa, gdy ściągała mu z bioder dżinsy i spodenki. Potem ujęła jego męskość dłonią. Dotknięcie to napełniło go siłą. Jej pieszczota nie była samolubna, lecz pełna miłości. Pożądanie w nim narastało. Potem objęła ramionami jego uda i ścisnęła dłońmi pośladki.

- Logan. - Jej oddech owionął go. Przylgnęła policzkiem do muskularnego uda. Później złożyła trzy lekkie, skrzydlate pocałunki. Poruszyła głową, pieszcząc jego skórę włosami. - Kochaj mnie, Logan. Kochaj mnie.

Odsunął ją lekko od siebie, po czym zdjął buty, skarpetki i resztę ubrania. Gdy przyklęknął na kołdrze, Dani leżała na plecach z rękami wyciągniętymi za głową, całkowicie bezwolna. Jej nogi - długie, smukłe, gładkie - lśniły w świetle księżyca. Piersi wznosiły się i opadały w nierównym oddechu.

- Będziesz musiał ... - wskazała dolną część swego ciała.

Krew uderzyła mu do głowy, gdy uświadomił sobie, o co jej chodzi. Znalazł ukryte zatrzaski i rozpiął je, próbując powstrzymać drżenie rąk. Rozebrał ją całkowicie.

- Boże, Dani! Jesteś skończoną pięknością· - Widok jej kobiecego nagiego ciała oszołomił go i zachwycił. Chciał delektować się każdym szczegółem - doskonałością jej skóry, kuszącym, brązowym futerkiem.

Jej pępek zdawał się klejnotem mrugającym do niego, gdy zdejmował osłaniającą go bieliznę; zaś piersi deserem, który prosił, by go posmakować.

Usiadła, a wtedy jej włosy opadły na ramiona. Zawahał się pełen obaw, że przyciskając je do pościeli, przywoła wspomnienie dzisiejszego ranka i Dani wycofa się w ostatniej chwili. Jego oba­wy pierzchły, gdy sama położyła mu dłonie na ramionach i przyciągnęła do siebie.

- Połóż się na mnie, Logan. Przykryj sobą, uwięź na zawsze.

Te pospieszne słowa napełniły go nieokreślonym pragnieniem zaopiekowania się nią· Chciał, by wiedziała, jak bardzo ją kocha.

Położył się na niej, lecz uczynił to powoli i ostrożnie. Pozwolił jej ciału przyjąć jego ciężar i oswoić się z nim. Czuł, że mogliby pozostać tak na zawsze, zwłaszcza gdy jej usta są tak hojne, tak otwarte na pocałunki i gwałtowne pieszczoty języka.

Zanurzył się na moment w jej wilgotne ciepło twardą, pulsującą, gorącą męskością· Podniósł głowę, by zobaczyć, jak na to zareagowała. Jej półotwarte oczy błyszczały.

- Nigdy nie byłam naprawdę kochana, Logan. Nigdy. Pozwól mi doświadczyć tego uczucia. - Podnosząc lekko głowę dotknęła językiem dołka w jego podbródku. - Chcę go znowu poczuć w sobie.

Okrywał pocałunkami jej szyję i piersi. Urzeczona magiczną siłą jego ust, patrzyła jak przyssał się do sutka i pociągnął go.

Opadła z okrzykiem na posłanie. Pieścił ją dalej, a przy każdym ruchu jego warg czuła wzbierającą w swym łonie rozkosz. Kędzierzawe włosy łaskotały jej uda. To było tylko jedno z miliona elektryzujących doznań, jakie niosła ich nagość, rozbudzając tęsknotę za spełnieniem. Ich zachłanne ręce nie mogły się nasycić pieszczotami ani zarejestrować wszystkich wrażeń. Palce Logana ześliznęły się między jej uda. Była jak wilgotny aksamit. Była kobietą gotową na przyjęcie mężczyzny.

Wchodził w nią powoli. Rytmicznymi ruchami poznawał najgłębiej ukryte sekrety jej kobiecości. Była mała, wąska, pełna życia; wchłaniała go w mleczną doskonałość swego ciała. Przyglądał się jej twarzy.

To była prawdziwa kobieta. Kobieta stworzona wyłącznie dla niego. Na całym świecie nie znalazłby innej, która tak by do niego pasowała. Ich rytmiczne powolne ruchy stały się szybsze, potem jeszcze szybsze - w miarę jak wzrastała temperatura krwi - aż wreszcie wspólnie osiągnęli rozkosz.

- Dani, Dani - szeptał jej do licha. - Tak bardzo cię kocham, najdroższa. Ukochana.

- Naprawdę słyszałaś jakiś hałas, czy była to tylko uwodzicielska kobieca sztuczka?

Uderzyła go lekko po ręce.

- Oczywiście, że słyszałam. A ty czemu nie zapaliłeś światła - spytała, wskazując na rząd lamp biegnący wzdłuż stajni - zamiast brać latarkę ze słabą baterią?

Noc była ciepła, a oni leżeli spleceni w uścisku na miękkiej kołdrze, dotykając się i bawiąc z sobą leniwie, jak zaspokojeni chwilowo kochankowie.

Obrócił się, by ją pocałować.

- Zawsze umiałaś być sprytna. Splotła dłonie z tyłu głowy. - Czego się nie robi, chcąc zdobyć ukochanego mężczyznę· Leniwie rysował palcem kółka na jej piersi, lecz brwi miał zmarszczone. - Dani, mówiłaś przedtem, że nie byłaś przez nikogo tak naprawdę kochana. A twój mąż? - Masz zamiar wtrącać się w moje prywatne sprawy?

- Tak, teraz mam do tego prawo.

- To nie była miłość, Logan. Wciąż kochałam ciebie. A Phil... Cóż, on kocha tylko siebie. Uprawialiśmy coś w rodzaju gimnastyki seksualnej, nigdy nie kochaliśmy się naprawdę i z odda­niem. Pocałował ją w skroń i mruknął.

- Widujesz go czasami?

- Sporadycznie. Czasem wpadamy na siebie i mówimy „dzień dobry” jak uprzejmi znajomi. Rozstanie było przykre. - Odwróciła się do niego. - Wolałabym o nim nie mówić. Nie chcę, by wspomnienia zmąciły moją radość przebywania z tobą. Przyjmij po prostu, że po raz pierwszy w życiu naprawdę się kochałam.

- Ja też, Dani.

- Wszystkie inne kobiety ... Potrząsnął głową.

- Gimnastyka seksualna. Skryła twarz w jego owłosionej piersi.

- Jedno muszę ci przyznać - jesteś w tym dobry.

- Ty też nie jesteś zła. - Odnalazł dłonią jej pośladki.

- Idziesz do domu? Moglibyśmy tam jeszcze trochę poćwiczyć.

- Muszę się ubrać? - spytała kapryśnym głosem.

- W żadnym razie.

- Jak mam się dostać do domu, zachowując pozory przyzwoitości?

Wstał i pociągnął ją za sobą.

- Masz - rzekł, rzucając jej koszulę.

- Ja włożę dżinsy, twoją ulubioną część garderoby - rozmyślnie przeciągał słowa.

- Mogłam zmienić zdanie - uśmiechnęła się kokieteryjnie. Szli w tę ciepłą noc, szepcząc czułe słowa i pieszcząc, aż dotarli do patio.

- Uważaj na szkło - ostrzegł ją w porę.

Nawet w ciemności dostrzegła dwie strzaskane butelki i ich rozlaną zawartość. Obok leżały płatki i łodyga róży.

- Co to takiego? - wykrzyknęła. - Ja ... hmm ... poniosło mnie - wyjaśnił zmieszany. Spojrzała na niego rozszerzonymi z lęku oczami.

- Wczoraj, gdy wyjechałam? Skinął głową.

- Och, Logan. - Zarzuciła mu ręce na szyję, całując go w szeroką pierś. - Przepraszam. Wino, róża - to było dla mnie?

- To nie było wino, tylko szampan z dobrego rocznika - powiedział z dziecinnym rozdrażnieniem, które ją rozbawiło. Pogładziła ręką jego policzek. - Zabierz mnie na górę i dziś będzie tak, jak miało być wczoraj.

Wczesnym rankiem zadzwonił telefon. Logan wyrwany z głębokiego, spokojnego snu zaklął pod nosem i sięgnął szybko po słuchawkę, żeby nie zbudzić Dani. Podniósł ją do ucha i warknął:

- Oby to była sprawa życia i śmierci.

- Ładnie witasz starą przyjaciółkę· - Do diabła! - Opadł z powrotem na poduszkę· Dani przysunęła się do niego i spytała ziewając:

- Kto to?

- Bulwa. Uśmiechnęła się, kryjąc twarz pod jego ciepłym ramieniem.

- Domyślam się, że nie jesteś sam - rzekła Bulwa konspiracyjnym tonem. - Czy to Dani?

- Zgadłaś.

- Och! - krzyknęła. - Tak się cieszę. - Stłumionym głosem przekazała nowinę dalej. - Dani jest z nim, Jerry, i chyba zadzwoniliśmy nie w porę. Może i lepiej.

- Bulwa! - wrzasnął Logan do słuchawki. - Wyjaśnij mi, o co chodzi. Masz dziesięć sekund.

- Chcę sprawdzić, co się dzieje.

- Dużo rzeczy. Do widzenia.

- Poczekaj! Chcę znać szczegóły. Co działo się wczoraj i jak było u gubernatora? Logan splótł ich nogi pod kołdrą. Uda Dani rozchyliły się pod naporem jego ciała. Przełożyła ramię przez jego pierś. Przytrzymał słuchawkę ramieniem, by mieć wolne ręce. Odgarnął teraz włosy z jej policzków i zsunął kołdrę. Widok ich splecionych ciał był równie przyjemny jak uczucie ich złączenia.

- Masz na myśli konferencję prasową? Skąd o tym wiesz?

- Całkiem przypadkowo. Zabrałam Paulette do dentysty i akurat trafiłam na całe to zamieszanie z moimi kumplami - Loganem i Dani - w rolach głównych. A wtedy taki pajac z jednej z pro­wincjonalnych gazet we wschodnim Teksasie podbiegł do mnie i spytał, czy pani Quinn zatrzymała się w moim domu. Powiedziałam, że tak. Czy dobrze zrobiłam? - Odwaliłaś kawał dobrej roboty, Bulwa. Zasłużyłaś na ekstra lunch.

- Cóż, mogłeś mnie uprzedzić.

- Nie miałem okazji opowiedzieć ci szczegółów. Sama zresztą widziałaś, co się działo. Miałem pełne ręce roboty.

- Tak jak w tej chwili. - No właśnie, więc mi nie przeszkadzaj.

Bulwa westchnęła teatralnie.

- Zdążycie wygrzebać się z łóżka do lunchu? Będziecie w stanie chodzić?

- Nie jestem pewien.

- Logan - powiedziała Bulwa z irytacją przyjedziecie na lunch czy nie? Jerry piecze właśnie żeberka, więc chciałabym wiedzieć. - Przyjedziemy - odrzekł do słuchawki.

- Nie przerywajcie sobie.

- Taki mamy zamiar. Do zobaczenia. - Podał słuchawkę Dani, choć wciąż słyszeli paplanie Bulwy. Położyła ją na widełki. - Chyba wspomniała jedenastą trzydzieści - mruknął Logan i zagłębił usta między piersi Dani.

- Więc lepiej się pospieszmy.

Przesunął rękę z jej brzucha między uda. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przymknęła oczy. - Wydajesz najsłodsze dźwięki, gdy cię tu całuję - szepnął.

- Naprawdę?

- Zaraz się o tym przekonamy. Wsunął głębiej palce.

- Logan - jęknęła z rozkoszy - nie mamy czasu.

- Poczekają. - Muskał teraz językiem jej pępek.

- Aha - chcesz zaliczyć szybki numerek? - powiedziała żartobliwie. - Czyż chłopcy nie wymyślili takiego określenia?

Zsunął usta niżej, a ona oddała się całkowicie rosnącej fali rozkoszy.

W chwilę później podniósł głowę. Dani otworzyła ciężkie powieki i ujrzała w jego oczach dia­belskie ogniki.

- My, chłopcy nadal tak to nazywamy.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Co to jest? - mruknął Logan, wskazując na talerz najmłodszej latorośli Bulwy, gdy razem z Dani niósł jedzenie z kuchni na patio. - Dzieciak tego nie znosi. Pluje tym dookoła.

- To są przetarte jarzyny. Bardzo zdrowe i smaczne. Podejrzliwie powąchał talerz z zachwalanym jedzeniem.

- Czymś podobnym upstrzony był kurnik mojego ojca.

- Logan! - W głosie Dani brzmiała nagana, lecz patrzyła na niego z uwielbieniem. Całując go w policzek, potargała mu lekko włosy. Logan posadził ją sobie na kolanach. Mrucząc zabawnie z zachwytu, łaskotał ją w brzuch.

- Bulwa, czy reszta jedzenia gotowa? - zawołał Jerry. - Bo żeberka są już dobre.

- Więc możesz je przynieść. Jeżeli Dani i Logan się rozgrzeją, będziemy musieli wysłać dzieci do domu.

Jedli przy wtórze paplaniny dzieci sięgających po jedzenie i rozrzucających je wokół. Dani i Logan siedzieli blisko siebie, karmiąc się wzajemnie i całując między kolejnymi kęsami.

- Chciałam, żebyście się ponownie zeszli, ale, szczerze mówiąc, przyprawiacie mnie o mdłości - zauważyła Bulwa. Niemowlę siedzące na wysokim krzesełku waliło kubkiem w plastykową tacę· Starsze dzieci pobiegły się bawić. Dani i Logan nie zwracali na nic uwagi, całując się namiętnie.

- Daj im spokój - powiedział Jerry do żony.

- Właśnie, daj nam spokój - powtórzył jak echo Logan. - Co takiego się stało? Już dawniej widziałaś nie raz, jak to robiliśmy.

- Kiedyś na nasze podwójne randki chodziły lekkomyślne dzieci, z których wyrośli odpowiedzialni ludzie. Wypada zachowywać się odpowiednio do wieku.

- W tej chwili myślę o rzeczy dozwolonej od lat osiemnastu. Jerry zachichotał.

- Lepiej uważaj, Bulwa. Mamy zaszczyt gościć wielkie znakomitości w naszych niskich progach. Logan odwrócił się do przyjaciela.

- Masz nas na myśli?

- We wczorajszej gazecie wieczornej jest reportaż z pewnej konferencji prasowej. Nie widzieliście go? - zdziwił się Jerry.

- Nie, nie czytaliśmy wieczorem gazety.

- Nie bądź naiwny, kochanie - rzekła Bulwa.

- Oczywiście, że nie czytali gazety.

- No więc, jeśli cię to interesuje - ciągnął Jerry nie zrażony - jesteś tam opisany jako drugi Carnegie rozdający ziemię.

- To nic wielkiego - mruknął Logan skromnie.

- Może dla ciebie - zadrwił przyjaciel. - Gazeta podaje, że towarzystwo, z którym związana jest Dani, chciało od ciebie kupić grunty.

Dani przysunęła się bliżej do Logana. A propos, czemu nam ją podarowałeś, Logan? Czy ze względu na wydarzenia wczorajszego ranka?

- A co się zdarzyło? - spytała Bulwa z zainteresowaniem, opierając się o stół. Fascynowała ją każda historyjka.

- Nie, Dani - szepnął Logan. - Nie myśl, że kupiłem twoje przebaczenie.

- Przebaczenie? - spytała Bulwa równie zdziwionego męża. - Co miała mu wybaczyć? Jerry wzruszył ramionami.

- Więc dlaczego? - spytała Dani cicho.

- Ponieważ mnie o to prosiłaś. - Wziął jej dłoń i podniósł do ust, całując kolejno każdy palec. - Postanowiłem dać ci tę ziemię, jeszcze zanim ...

- Zanim co? - Chciała wiedzieć Bulwa.

- Zanim zawarłem z tobą umowę ...

- Jaką umowę?

- ... postanowiłem podarować ci tę ziemię.

- Dlaczego? - W oczach Dani błysnęły łzy.

- Ponieważ było to pragnienie, które mogłem zrealizować. Zawsze musiałaś zadowalać się jedynie sokiem wiśniowym, podczas gdy inni chłopcy kupowali swym dziewczynom lody z bitą śmietaną i bakaliami. Żeby kupić ci bukiecik na zabawę, nie jadłem lunchu przez tydzień, a i tak były to tylko goździki, nie orchidee, na które zasługiwałaś. Teraz miałem wreszcie coś odpowiedniego dla ciebie. Czy nie rozumiesz, jaki byłem szczęśliwy, że mogłem ci to dać?

- Dlatego, że mnie kochasz?

- Właśnie.

Przypieczętowali to wyznanie czułym pocałunkiem, lecz rozdzielił ich odgłos tłumionego szlochu. Spojrzeli przez stół na Bulwę, która bezskutecznie próbowała powstrzymać potok łez papierową chusteczką. Jerry głaskał jej ramiona.

- Bulwa, co ...

- Bo to takie piękne.

Roześmiali się, gdy przestała płakać. Zakłopotana tym sentymentalnym wybuchem wstała i zaczęła zbierać resztki jedzenia.

- Tak się cieszę. Powinniście byli przeżyć razem te dziesięć lat. Nadróbcie to jak najprędzej, z moim błogosławieństwem. Logan pogłaskał Dani po pośladkach w obcisłych dżinsach i szepnął jej do ucha:

- Ja - chętnie. - Pocałował ją i pospieszył pomóc Jerry'emu schować rożen do magazynku. Nikt nie zauważył wyrazu twarzy Dani. Czuła się, jakby ktoś wyrwał ją z pięknego snu, chlusta­jąc w twarz wiadrem zimnej wody.

- Widzę po tobie, że coś się stało. Jesteś dziwnie milcząca i twoje oczy już nie błyszczą. Na dodatek nie pocałowałaś mnie od dwudziestu dwóch minut i sześciu sekund, czyli od kiedy po­żegnaliśmy Bulwę i Jerry'ego. Czekam, a ty nawet tego nie zauważyłaś.

Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego.

- Mogę to naprawić.

Pocałowali się zachłannie. Potem otoczył ją od tyłu ramieniem, oparł podbródek na czubku jej głowy i patrzył wraz z nią na zieleń za oknem.

- Ten pocałunek może mi starczyć do następnej przerwy, ale nadal nie wiem, co cię martwi. Oparła się o niego, ciesząc się siły jego ciała i uściskiem ramion dających bezpieczne schronienie.

- Jestem po prostu zmęczona. Jeszcze nie wypoczęłam po ostatniej nocy.

- Ja też jestem zmęczony. - Przesunął dłońmi po jej piersiach. Podnieciło go odkrycie, że nie ma stanika pod luźną bawełnianą bluzką· Musnął wargami jej ucho. - Masz ochotę iść na górę i zdrzemnąć się'?

- Niezły pomysł - odpowiedziała - ale może trochę później? Logan natychmiast opuścił ręce i odwrócił ją do siebie.

- Co z tobą Dani?

Podniosła śmiało oczy. Mimo że przygotowała się do tej rozmowy, poczuła nieznany bliżej strach. Wiedziała, że nie będzie ona łatwa .

- Jak sobie wyobrażasz naszą przyszłość, Logan? Pogładził ją po włosach.

- W najbliższej przyszłości pójdziemy odwiedzić moją rodzinę. - Zaśmiał się krótko. - Dzwonili rano, gdy byłaś pod prysznicem. Czytali gazetę i chcą cię zobaczyć.

- Ja również. - Odwróciła się plecami. - Ale nie to miałam na myśli, tylko ogólnie.

- Żeby rozwiać twe wątpliwości, to zamierzam cię poślubić czy też odnowić ślub, najszybciej jak tylko można. Chcę, żebyśmy tu zamieszkali, wychowywali dzieci, kochali się co noc, wreszcie dożyli wspólnej starości. Czy o to ci chodziło? W jego głosie brzmiał cień zgryźliwości, który potwierdził przeczucia Dani.

- Gdyby ... gdyby tak się stało ...

- Czy mogłabyś odwrócić się twarzą do mnie, gdy mówisz? - przerwał jej. Jeśli to zrobi, podda się, a tego nie chciała. Spełniła jednak prośbę, choć starała się unikać jego wzroku.

- Gdybyśmy przez cały ten czas byli małżeństwem, może tak by to wyglądało. Stało się jednak inaczej. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co wtedy.

- Ja jestem. Wciąż cię kocham i pragnę jak zawsze, a nawet bardziej.

- Ale ja się zmieniłam - powiedziała sztywno. - Zrozumiałam, że życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Zdarzają się różne nieprzewidziane rzeczy. Nie mogę nagle przestać być sobą i stać się kimś innym, na miarę twoich pragnień.

- Chyba potrzebuję drinka. - Podszedł do barku i wlał do szklanki trochę szkockiej. - Uważasz, że nie byłabyś szczęśliwa, mieszkając tu ze mną jako moja żona.

- Byłabym bardzo szczęśliwa, Logan - zapewniła z powagą. Na jej rzęsach błysnęły łzy.

- Więc skąd ta różnica zdań? Do tej pory zgadzaliśmy się we wszystkim.

- Po prostu mam zobowiązania, których nie mogę nie spełnić. Logan skrzyżował ramiona i oparł się o barek.

- Porzuciłaś mnie dziesięć lat temu. Czy tak trudno ci do mnie wrócić, że inne sprawy przedkładasz nad nasz związek'! Spojrzała na niego zrozpaczona.

- Nie wyrzucaj mi tego, Logan. Wtedy nie mogłam cię poślubić i teraz również. Z innych, co prawda, powodów, ale nie mniej ważnych. Z trudem zdołał się opanować.

- Pytam jeszcze raz - o co ci chodzi? - Spojrzał jej prosto w oczy.

- Żeby zostało tak, jak jest. Będziemy się widywać w miarę możliwości.

- Jak kochankowie spotykający się ukradkiem? Nie podobał jej się bezceremonialny ton głosu i wyraz jego twarzy, lecz odpowiedziała:

- Coś w tym rodzaju.

- Nie ma mowy. - Nalał sobie następnego drinka i wychylił go jednym haustem. - Pragnę, byś została moją żoną, nie kochanką na niedzielę. Gdybym jej koniecznie potrzebował, na pewno nie zwróciłbym się do ciebie.

- Czyli wszystko albo nic, bez żadnego kompromisu?

- Zawsze tak było - powiedział spokojnie.

- Mógłbyś zrobić wyjątek - rzekła z wyrzutem. - Przyjeżdżałabym tu często. Ty też odwiedzałbyś mnie w Dallas, przylatując swoim fantastycznym samolotem i ...

- Stanowił atrakcję dla twoich przyjaciół z towarzystwa? Bratał się z ludźmi pokroju twego byłego męża? To nie dla mnie, kochanie. Gdybyś mnie lepiej znała, nie proponowałabyś czegoś takiego, Dani. Nie zmieniłem się mimo wysokiego konta w banku. Wciąż należę do tej ziemi, tego miasta, ludzi pokroju Jerry'ego i Bulwy prostych, pracowitych, z klasy średniej, Amerykanów z krwi i kości.

- Nie chodzi tu o ludzi ani o klasy społeczne. Chodzi o mnie. Mam poważne obowiązki, Logan.

- Jasne. Bale i przyjęcia.

- Ty widzisz tylko przyjęcia, Logan, nic innego. Ale one przynoszą pieniądze, które są naprawdę ważne.

- Nie przeczę. Jeśli to tyle dla ciebie znaczy, będę dumny, gdy podejmiesz podobną pracę tutaj.

- Zrozum, że jeszcze nie skończyłam tej w Dallas. - I ona jest ważniejsza ode mnie? Od naszej miłości i wspólnego życia? Spuściła wzrok pod jego przytłaczającym spojrzeniem. Nie mogła powstrzymać łez. Kochała Logana każdą cząstkę swego ciała, ale wiele lat temu złożyła ślubowanie. Też z miłości, tylko innego rodzaju. Czy musi koniecznie dokonać wyboru?

On nigdy tego nie zrozumie. Będzie próbował zmienić jej decyzję, skłonić do kompromisu. Na­tomiast ona przyrzekła nigdy nie złamać przysięgi. Wzięła głęboki oddech.

- Tak, moja praca jest ważniejsza ponad wszystko.

Postawił szklankę na barku. Zacisnął palce na szkle i nie rozluźnił uchwytu, nim nie zbielały. Gdy spojrzał na nią, zadrżała.

- Że też przyszło mi uczestniczyć w tak wspaniałej zabawie. - Naprawdę, Dani, mogłabyś bardziej uważać - upomniała ją pani Meneffee. Dani poprawiła się na krześle. - Myślałam ... Przepraszam, o co pani pytała?

- Ile autobusów do Camp Webster trzeba zamówić na przyszły weekend? - Przypuszczam, że dwa, bo niektórzy pojadą własnymi samochodami.

- A ilu osób należy się spodziewać?

- Około dwustu pięćdziesięciu. Przewodnicząca zwróciła się do drugiej członkini komitetu.

- Czy może pani zamówić jedzenie i picie na taką ilość osób? Coś prostego. Najlepiej ciastka i poncz.

Zwolniona chwilowo z obowiązku, Dani znów pogrążyła się w rozmyślaniach. Trudno uwierzyć, że upłynęły już dwa miesiące, odkąd opuściła dom Logana. Czy ból może trwać tak długo i nie tracić na sile? Chwilami sądziła, że ją to zabije, jednak trzymała się jakoś. Wyczerpująca praca, w której uczestniczyła w ostatnich tygodniach, nie przytłumiła wspomnień.

- To cudowny człowiek, prawda, Dani? Pytanie pani Meneffee dotarło do Dani po chwili.

- Co? Kto?

- Pan Webster, oczywiście. - Pozostałym osobom wyjaśniła: - Oddał się temu projektowi ciałem i duszą. Osobiście nadzoruje remont budynków i sam wykonuje część prac ciesielskich. Gdy rozmawiałam z nim przez telefon, zapewnił mnie, że wszystko będzie gotowe do przyszłego tygodnia. Dani, powiadomiłaś telewizję i gazety?

- Wątpię, czy będziemy w telewizji, pani Meneffee - powiedziała ostrożnie - ale wysłałam in­formację do wielu gazet.

- To dobrze. - Przewodnicząca zakończyła zebranie i na moment zatrzymała dziewczynę. - Jestem zaskoczona, że przerzuciłaś na innych większość pracy, jaka jest do zrobienia w Camp Webster, moja droga.

- Byłam zajęta swoimi sprawami - odparła Dani lodowato.

- Oczywiście, kochanie. - Pani Meneffee uspokajająco pogładziła ją po dłoni. - Nie miałam nic złego na myśli.

- Oczywiście - odrzekła Dani.

Drżały jej ręce, gdy wkładała kluczyk do stacyjki auta. Prowadziła mechanicznie, zaciskając gniewnie zęby. Gniew podziałał na nią mobilizująco. Był uczuciem, które mogło ją wyrwać z cał­kowitej apatii.

Pani Meneffee miała trochę podstaw do niezadowolenia. Odkąd Dani wróciła z aktem własności ziemi w ręku, większość obowiązków rozdysponowała między współpracowników. Świadomie usunęła się w cień. Do wyjazdów wytypowała inne osoby. Słyszała, że Logan osobiście zaangażował się w pracę, nie chciała więc ryzykować spotkania z nim - ani w Dallas, ani w terenie. W żaden sposób nie mogła jednak uniknąć wyjazdu w przyszłym tygodniu. Dzieci wiedziały, że zapowiada się coś niezwykłego. Były równie podniecone jak rodzice, toteż nie chciała ich zawieść.

Wolałaby nie spotkać Logana, gdyż nie była do końca przekonana, czy zrozumiałby, dlaczego się tego podjęła. Jej mąż i rodzice nigdy nie zrozumieli.

Przypomniała jej się wizyta, którą złożyła w ubiegłym tygodniu i reakcja matki.

- Dani, jesteś bardzo blada, kochanie. Czy coś ci dolega?

- Nie spałam dobrze.

- To z pewnością wina kofeiny. Powinnaś odstawić kawę i herbatę, oczywiście, nie w tej chwili. Matka podała jej filiżankę letniej herbaty, której nie cierpiała. Stanowiło to już niemal rytuał, że gdy przychodziła z obowiązkową wizytą, musiała ją wypić w pokoju gościnnym. Pani Quinn popijała herbatę, patrząc krytycznie na córkę znad filiżanki.

- Odkąd wróciłaś z tej ohydnej mieściny, nie jesteś sobą. Nie mam ci tego za złe, bo znam to miejsce. Znienawidziłam je, gdy tylko ojciec nas tam sprowadził.

- Mnie było tam dobrze. Lubię małe miasta.

- Nie miało nawet prywatnej szkoły.

- W tamtejszej szkole państwowej upłynęły moje dwa najszczęśliwsze szkolne lata.

- Przypuszczam, że widziałaś się z nim. Takie krótkie uwagi matka zwykła nieoczekiwanie wtrącać do rozmowy, wytrącając z równowagi córkę.

- Owszem - przytaknęła Dani, odstawiając filiżankę i patrząc spokojnie. - Jest jeszcze bardziej przystojny niż wtedy. Zmężniał. I wciąż rozpaczliwie go kocham.

- Nie mów jak idiotka, Danielle - warknęła matka. - Ojciec i ja zrobiliśmy dla ciebie to, co najlepsze.

- Nieprawda, postąpiliście w sposób odpowiadający jedynie wam, nie mnie. Ja nigdy nie przestałam go kochać, mamo. Jest jedynym mężczyzną w moim życiu.

- Ten nieokrzesany zuchwalec? Tak, czytałam o nim. Dorobił się trochę pieniędzy i szasta nimi jak głupiec. Gardzę takimi dorobkiewiczami.

Dani rozejrzała się po salonie, którego wystrój zmienił się trzykrotnie w ciągu czterech lat, i nic nie powiedziała.

- Skoro go widziałaś i wciąż żywisz te śmieszne nadzieje, czy znów muszę się obawiać, że będzie się koło ciebie plątał? Ojciec dostanie zawału - ciągnęła matka. - Nie, mamo. Możecie spać spokojnie. To jest skończone na zawsze. - Teraz, gdy jest taki rozchwytywany, pewnie nie miał dla ciebie czasu. - Przeciwnie - powiedziała Dani wstając - prosił, bym znów za niego wyszła.

- Ty mu odmówiłaś? Dlaczego?

Spojrzała na matkę i zrobiło jej się przykro, że w dalszym ciągu nie potrafią się porozumieć. Tak było zawsze i już się nie zmieni. - Nie powinnaś o to pytać, mamo.

Pani Quinn upiła łyk herbaty.

- Twój ojciec i ja wybieramy się do Camp Webster na zaproszenie pani Meneffee. Dzwoniła dzisiaj.

Cóż za przygnębiająca nowina” - pomyślała Dani, wprowadzając samochód do garażu przy domu. Nie zdziwiła się, że rodzice przyjęli zaproszenie pani Meneffee. Nie przepuściliby okazji na­ocznego sprawdzenia, jak nieokrzesany, zuchwały i bogaty jest obecnie Logan.

Zobaczył ją w chwili, gdy wychodziła ze zwykłego szkolnego autobusu. Wyglądała pięknie, choć zeszczuplała i była trochę zmęczona. Na beżową sukienkę narzuciła brązowy blezer. Sczesała włosy do tyłu, podkreślając trójkątny zarys twarzy. Trzymała za rękę niepełnosprawne dziecko, pomagając mu zejść ze stopni autobusu. Chłopczyk, ujrzawszy powie­wające flagi i balony oraz inne dzieci bawiące się na trawniku, uśmiechnął się do Dani w podzięce za nieoczekiwaną niespodziankę. Gdy szepnęła mu parę słów zachęty, podszedł do pozostałych, siedzących przy stole z napojami i ciastkami. Logan stał za drzewami i nie zauważony obserwował dziewczynę.

Wołali ją i pozdrawiali bogaci i biedni, ofiarodawcy i obdarowani. Tuliła wszystkie dzieci bez wyjątku, a wielu rodziców podchodziło, by zamienić z nią choć parę słów. Widać było, że ją uwielbiają.

W zamieszaniu jedno z dzieci wylało niechcący szklankę czerwonego ponczu na śliczną sukienkę Dani i wybuchnęło z tego powodu rozpaczliwym płaczem. Dani wzięła ze stołu serwetkę i przyklękła, lecz nie po to, by wytrzeć plamę. Ocierała łzy dziecka, dopóki znów nie zaczęło się uśmiechać.

W sercu Logana zaczęło świtać niejasne przeczucie. Mylił się!

Następny autobus zaparkował pod drzewami. Na mechanicznym podnośniku kierowca spuścił fotel na kółkach z siedzącą na nim dziewczynką. Całe ciało miała zdeformowane. Dani podeszła i przykucnęła obok, wówczas dziecko wyciągnęło zniekształconą, kościstą rękę i dotknęło jej złotych włosów. Niesprawne palce wyszarpnęły kilka pasemek i zniszczyły fryzurę. Dani zdawała się tego nie zauważać, zajęta rozmową z dziewczynką.

Sięgnęła do kieszeni swetra i wyjęła chusteczkę. Logan zobaczył, że przykłada ją do zaślinionych ust dziecka. Zrobiła to spontanicznie, z czułością, bez wahania. Nie odczuwała żadnego wstrętu. Otarła dziewczynce usta i dalej z nią rozmawiała, śmiejąc się wesoło.

Po chwili z autobusu wyszła para, wyglądająca na zagubioną i onieśmieloną· Dani pozdrowiła ich serdecznie i wskazała na budynki. Ojciec zaczął popychać wózek w tym kierunku. Dziecko wciąż się uśmiechało i usiłowało pomachać jej na pożegnanie.

Twarz Dani promieniała szczęściem, jak gdyby czerpała największą satysfakcję z niezgrabnego ruchu chorego dziecka. Jak gdyby ... „Mój Boże!” - krzyknął bezgłośnie i pobiegł w stronę dziewczyny.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Dani.

Mimo wszystko zdziwiła się, słysząc jego głos. Wciąż nie była przygotowana na to, że znów go zobaczy. Odwróciła się i spojrzała na niego.

- Cześć, Logan.

Patrzył na nią pełnym napięcia wzrokiem. Domyśliła się, że tłumi jakieś uczucie, którego nie potrafiła określić. . Splotła nerwowo dłonie.

- Dziękuję, Logan. Poczyniłeś tu prawdziwe cuda. Wszystko wygląda wspaniale. Dzieci są..

- Masz dziecko, prawda? Skurczyła się, jakby otrzymała silny cios. - Miałam - odrzekła na pozór spokojnie. - Umarło. Wiadomość wywarła na nim ogromne wrażenie, lecz przykre napięcie zaczęło powoli z niego opadać.

- Opowiedz mi o tym - poprosił cicho. Teraz, gdy już wiedział, pragnęła podzielić się z nim dręczącą tajemnicą. Dotąd z nikim nie rozmawiała o przyczynie swego oddania się sprawie. Wzięła go za rękę i poprowadziła do jednego z otwartych pawilonów, które miały służyć do obozowych ćwiczeń rehabilitacyjnych. Usiadła na końcu ławki.

- Moja córeczka, Mandy, urodziła się upośledzona fizycznie i umysłowo - zaczęła. - Bardzo poważnie. To cud, że przeżyła poród.

- Nie wiedziałem, że miałaś dziecko. Uśmiechnęła się smutno.

- Mało kto wiedział. Byłam załamana, gdy zaszłam w ciążę. Zerwałam wówczas wszystkie kontakty towarzyskie. Kiedy Mandy się urodziła, Phil był przerażony jej widokiem, podobnie jak nasi rodzice. Nie chciał nawet zabrać jej ze szpitala. A potem pragnął ukryć ją w domu, zamknąć, odciąć od świata. Wspomnienia sprawiały jej ból, o czym świadczyły kredowobiałe kostki zaciśniętych dłoń.

- Wszyscy byli przeciw mnie. Musiałam stoczyć walkę o zabranie dziecka do domu. - Podniosła na niego wilgotne oczy. - Kochałam ją, Logan, była moja i taka bezbronna, tak bardzo spragniona miłości.

- Mów dalej - powiedział ochryple.

- Było coraz gorzej. Wycofałam się z życia towarzyskiego, by opiekować się Mandy. To roz­wścieczyło Phila. Wreszcie postawił ultimatum albo dziecko, albo on. - Zaśmiała się smutno. Nie domyślał się nawet, jak mi ulżyło, że chce rozwodu. Nie mogłam na niego patrzeć, wiedząc, co czuje do własnej córki.

Skubała brzeg sukienki, milcząc przez chwilę. - Phil zostawił mnie zabezpieczoną materialnie - wkład gotówkowy i dom. Rodzice nie rozmawiali ze mną przez wiele miesięcy po rozwodzie, lecz nie przejmowałam się tym. Miałam inne zmartwienie - Mandy poczuła się gorzej. W ciągu roku musiała przejść trzy ciężkie operacje. Nie będę cię zanudzać szczegółami ...

- Chcę znać szczegóły - wtrącił cicho.

- Moja córeczka nie była ubezpieczona, rodzice nie zgodzili się płacić za jej leczenie. Otarła wierzchem dłoni spływające łzy. - Chcieli, by umarła, żeby nie musieli się jej dłużej wstydzić. Phil również. Sprzedałam dom, większość biżuterii i innych cennych rzeczy, by opłacić lekarzy, ale ... - Głos jej się załamał i z trudem przełknęła ślinę. - Nie mogli jej uratować. Pewnej nocy, we śnie, po prostu przestała oddychać.

Siedzieli w przytłaczającej ciszy. Hałaśliwa uroczystość odbywająca się tuż obok zdawała się być odległa o tysiące mil. W końcu Dani powiedziała: - W dniu jej pogrzebu ślubowałam Bogu, że będę pracować z dziećmi specjalnej troski, ofiarowując im miłość, troskę i pomoc, jakiej nie mogłam dać Mandy.

Logan wstał i podszedł do jednego z cedrowych filarów wspierających dach pawilonu. Oparł się o niego ramieniem i patrzył niewidzącym wzrokiem na rosnące w oddali drzewa. - Przepraszam cię Dani. Przepraszam za wszystko. - Zaklął cicho i uderzył pięścią w drewno. - Boże, gdy pomyślę o tym, co ci mówiłem ...

- Nie wiedziałeś, Logan.

- Ale powinienem był, prawda? - krzyknął, odwracając się do niej i patrząc jej w oczy. - Jak mogłem być taki ślepy wobec kogoś, kogo kocham! Jestem przeklętym głupcem.

- Nie mów tak - zaprotestowała gwałtownie, podchodząc do niego. - Kocham cię, a przecież nie darzyłabym uczuciem przeklętego głupca.

- Dani. - Tulił ją w gorącym uścisku, pochylając nisko głowę. - Dlaczego, kochanie, dlaczego do mnie nie przyszłaś? Gdy pomyślę, że sama tak długo męczyłaś się z tym problemem ... Czemu nie pozwoliłaś, bym dzielił twe cierpienie?

- Chciałam - westchnęła. - Za każdym razem, gdy nie wiedziałam, do kogo się zwrócić. Po­trzebowałam cię, lecz nie byłam pewna twoich uczuć. Zostawiłam cię przecież na łasce szeryfa, pamiętasz?

- Mogę to zrozumieć, choć powinnaś była znać mnie lepiej. Ale później wielokrotnie miałaś okazję, by mi o tym powiedzieć.

- Bałam się, że będziesz próbował odwieść mnie od tego, co robię. Poza tym nie chciałam litości.

- To nie litość. Masz moją dozgonną miłość.

- Ale chciałeś się ożenić i mieć dzieci. Wiedząc o Mandy, mógłbyś bać się ryzyka ... Położył palec na jej ustach.

- Nawet tak nie myśl. Jeżeli za mnie wyjdziesz i urodzisz dziecko, Dani, to będę je kochał jakie by nie było. Ze wzruszenia z trudem mogła mówić.

- Kocham cię jeszcze bardziej za te słowa. Pocałował ją z czułością.

Smutek, który przytłaczał ją przez tygodnie, znikł bez śladu. Pod jego pocałunkami rodziła się na nowo.

- Wyjdź za mnie, Dani.

- Chciałabym bardzo.

- Więc to zrób.

- Ale nadal jestem zaangażowana w swoją pracę.

- Jedno nie przeszkadza drugiemu, przecież twoje ślubowanie na rzecz tych dzieci wcale nie przeszkadza naszej miłości.

- Będę musiała często jeździć do Dallas. Nie wiem, czy to zaakceptujesz. - Nawet sam cię tam zawiozę, kiedy tylko będziesz chciała. Pomyśl, jak dogodnie będzie nam doglądać Camp Webster. - Podniósł jej głowę, podtrzymując palcami podbródek. - Więc chcesz czy nie chcesz mnie poślubić? Ścisnęła dłońmi jego policzki i przybliżyła usta. - Chcę. Mówiłam ci to już dziesięć lat temu.

- Tym razem trzymam cię za słowo.

Wyszli z pawilonu przepełnieni radością i wtedy na tknęli się na jej rodziców. Stali sztywno wyprostowani.

- Witajcie - rzekła Dani spokojnie. - Oczywiście, pamiętacie Logana. - Dzień dobry państwu - powiedział Logan z szacunkiem, lecz bez serdeczności. - Macie okazję pierwsi nam pogratulować. Logan i ja pobieramy się, po raz drugi. Zapadła lodowata cisza, którą przerwał pan Quinn.

- Czy to ma być zemsta na nas za wydarzenia sprzed dziesięciu lat?

- Przeciwnie, ojcze. Robimy to z tego samego powodu co wtedy: z miłości.

- Czy on wie o twoim dziecku? - spytała matka. Dani znieruchomiała na moment z oburzenia.

- Tak, wie. Wie również, że dzięki Mandy odważyłam się uwolnić od waszej tyranii, od mał­żeństwa, którego od początku nie chciałam, i samodzielnie stanąć na nogi. Pobieramy się, a wy nie możecie nam już w tym przeszkodzić.

Logan objął ją ramieniem, co od razu ją uspokoiło. Oparła się o niego z ufnością. Rodzice ukochanej wzbudzali w nim współczucie. Nie wiedzieli nic o miłości i radości, wszystko w życiu mierzyli pieniędzmi. Bogu dzięki, że Dani się tego od nich nie nauczyła.

- Zawiadomimy was o ślubie. Dani i ja chcielibyśmy, żebyście przyszli. Teraz musimy was przeprosić. Pani Meneffee wzywa nas do reporterów.

- Nie rozumiem całego zamieszania wokół tej sprawy - powiedział Jerry Perkins, rozluźniając węzeł krawata i kładąc nogi na stoliku do kawy. Pociągnął ze szklanki łyk schłodzonego szam­pana.

Bulwa usiadła w rogu kanapy, zrzuciła pantofle i podwinęła pod siebie nogi. - Pewnie musieli się pobrać - zażartowała, wskazując na parę tulącą się na drugiej kanapie. Logan oderwał wzrok od żony i spojrzał na Bulwę· - Nie, nie musieliśmy. - Po czym patrząc na Dani spytał: - Prawda? Roześmiała się i wtuliła nos w jego szyję.

- Prawda, choć żałuję, że tak się nie stało. Nie mogę się doczekać, kiedy będę nosić twoje dziecko. Pocałował ją szepcząc:

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

Ślub odbył się zaledwie w trzy dni po otwarciu imprezy w Camp Webster. Były to męczące dni, w czasie których przewozili rzeczy Dani do domu Logana. Postanowili zatrzymać jej mieszkanie, by móc z niego korzystać w czasie pobytu w Dallas.

Ceremonia odbyła się późnym popołudniem. Na ślub kościelny zaprosili tylko kilkoro najbliższych przyjaciół, choć całe miasteczko szalało od plotek. Później goście zostali zaproszeni na przyjęcie do domu państwa młodych. Bulwa i Jerry zabrali się energicznie do pracy, pomagając gospodyni Logana w przygotowaniach.

Panna młoda w jedwabnej sukni koloru bursztynu, podkreślającej barwę jej oczu, wyglądała na zmęczoną, gdy przytulała się do ramienia męża. Wyjął szpilki z jej włosów i głaskał teraz długie, lśniące pasma.

- Cóż, zjedliśmy wasze jedzenie, wypiliśmy szampana i sprzątnęliśmy śmieci - oznajmiła Bulwa. - Czy mamy jeszcze coś do roboty?

- Nie - mruknął Logan pomiędzy kolejnymi pocałunkami. - Możecie sobie iść. Bulwa wyprostowała się na kanapie.

- Jaki z niego impertynent!

- Chodź, kochanie - powiedział Jerry, odstawiając szklankę. - Mam wrażenie, że nadużywamy gościnności gospodarzy. - Podniósł żonę z jej miejsca. - Nie zapomnij pantofli. Cała ta gadanina o ślubach i dzieciach wprawiła mnie w romantyczny nastrój.

- Zawsze jesteś w romantycznym nastroju stwierdziła sucho Bulwa, opierając się o jego ramię, by utrzymać równowagę przy wkładaniu butów. - Lepiej nie myśl o dzieciach. Jeśli znów zajdę w ciążę, zabiję cię.

. - Nie zrobisz tego - przeciągał słowa. - Kto kochałby ciebie tak jak ja? - Pocałował ją z głośnym cmoknięciem; zachichotała. Pożegnali się szybko i wyszli objęci.

- Po tylu wspólnych latach są szczęśliwi, prawda? - powiedziała cicho Dani, gdy za przyjaciółmi zamknęły się drzwi.

- Nie bardziej niż ja.

- Czuję się dziś tak wspaniale, że mogłabym podzielić się swoim szczęściem z całym światem. Zanurzając dłonie we włosach, przyciągnął ją do siebie. Gdy się rozdzielili, zdyszana oparła głowę na jego ramieniu.

- Zmęczona? - Odrzucił na bok jej włosy i pogłaskał kark. Jego palce wiedziały, jak uczynić najprostszą pieszczotę podniecającą.

- Tylko nieco senna.

- Czy zbyt senna, by się ruszyć?

- Zależy, co masz na myśli - odpowiedziała kokieteryjnie, skubiąc palcami włosy na jego piersi. - Spełnienie jednego z moich życiowych pragnień: kochania się na kanapie w salonie. Śmiejąc się podniosła głowę· - Żartujesz? Dlaczego?

- Pamiętasz, zawsze robiliśmy dużo hałasu, gdy odwoziłem cię do domu - tak, by twoi rodzice nas usłyszeli. Szłaś na górę, a po dziesięciu minutach wymykałaś się do salonu, gdzie na ciebie czekałem.

- Nie wierzę, że miałam tyle zimnej krwi.

- A co powiesz o mnie? Nie chcieli, bym się z tobą spotykał, a co dopiero pieścił na kanapie w ich salonie. Gdyby nas przyłapali, zastrzeliliby mnie. - Pogłaskał jej policzek. - Ciekawe, co teraz myślą o swym zięciu.

- Prawdopodobnie są zadowoleni. Tak właśnie uważa reszta świata, a to, co sądzi reszta świata, bardzo wiele znaczy dla moich rodziców. - Nie osądzaj ich tak surowo, Dani. Będą się cieszyli. Zdobędę ich swoim wdziękiem.

- A jeśli nie?

- Nie będziemy się tym martwić. - Dotknął jej włosów i pocałował z czułością - Ale zmieniasz temat. Mówiliśmy o igraszkach na kanapie w salonie. Co ty na to, żeby powtórzyć dawne, dobre czasy?

- Naprawdę?

- Mhm. - Wtulił ją głęboko w poduszki i wyciągnął się na niej, nie zważając, że gniecie ubranie. - Chcę cię mieć, tu, w tym miejscu.

- Nie stawiałabym dużego oporu. - Rozpięła mu koszulę, gdy unosił się nad nią oparty na wy­prostowanych rękach.

- Teraz mi to mówisz. - Rozpiął jej suknię i stanik. Rozchylając ubranie, delektował się widokiem. Zniżał się powoli, aż ich spragnione usta zetknęły się. Pocałunek był namiętny, ich wargi i języki łapczywe i śmiałe.

- Och, Dani, tak cudownie smakujesz. Pieścił ją coraz czulej, masując łagodnie piersi. Palcami dotykał lekko brodawek. Chwycił jedną z nich ustami i pocierał językiem. Dani wygięła ciało w łuk.

- Nie każ mi czekać, Logan.

Westchnął i wsunął dłoń pod spódnicę, pieszcząc smukłe, aksamitne uda. Znalazł brzeg pończoch i przesuwał teraz palec w górę po gładkiej skórze. Jej figi były tak skąpe, jakby wcale nie miała ich na sobie. Chwycił w palce koronkę, którą były obszyte, i uniósł ją.

- O, tak. - Zadrżała.

Lekkie delikatne muśnięcia. Pocałunki i pieszczoty. Zdjął szybkim ruchem jej majtki, a sam zmienił pozycję.

Całował atłasową różę na jej pasku od po­ńczoch. Całował miękkie włosy między udami. Jego język doprowadzał ją do ekstazy. Zdjął ubranie i znów się na niej położył. Przywarła do jego ciała, obejmując je mocno. - Dani. - Wszedł w nią głęboko, szepcząc do ucha słowa pełne miłości i oddania. Przez długą chwilę leżeli złączeni, nieruchomo. Czas przestał istnieć.

Wtedy zaczął się poruszać, początkowo powoli, później - coraz szybciej i szybciej. Namiętność ogarniała ich falami. Jego przepełniony bólem i radością krzyk przyspieszył jej spełnienie i ich głosy zlały się w cudownej chwili miłości. Po długim czasie Dani poruszyła się pod nim. - Jestem dla ciebie zbyt ciężki? - spytał.

- Trochę· Podniósł się i usiadł. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

- Logan, ty jeszcze ...

- To twoja wina, rozpustnico. Zarumieniła się, jak przystało pannie młodej.

- Przepraszam. Roześmiał się głośno.

- Nie. Miałem różne fantazje. - Otoczył ją mocnym ramieniem, wziął na kolana i zaczął całować. Westchnęła.

- Rozumiem, że nie masz nic przeciwko temu - powiedział ochrypłym głosem. Zsunął wargi na jej szyję i piersi.

- Nie, Logan, na pewno nie.

Schylił się i przylgnął chciwymi ustami do jej piersi. Dyszała ciężko, wczepiając palce w jego włosy.

- Lubisz tak, kochanie? - zamruczał. W odpowiedzi zaczęła rytmicznie poruszać biodrami.

Ich ubrania leżały rozrzucone po całym pokoju. Leżeli na kanapie nadzy, złączeni w uścisku tak blisko siebie, że słyszeli nawzajem bicie swoich serc.

- Rozumiem, że przyzwoity pan młody zaniósłby teraz żonę do łóżka - zaryzykował Logan. - Tak mi się wydaje.

- Cóż, zawsze uważałem się za dość przyzwoitego - powiedział wstając i pomagając jej podnieść się z kanapy. - Chodźmy. Objęci i przytuleni wchodzili powoli po schodach.

- Nie mogę doczekać się ranka - powiedział. - Przez dziesięć lat marzyłem, by zbudzić się z tobą jako moją żoną, śpiącą u mego boku. - Pocałował ją lekko w czubek głowy.

- Czy to znaczy, że nasza noc poślubna już się skończyła? Zatrzymał się i spojrzał na nią.

Uśmiechała się do niego z udaną skromnością, choć jej ręka błądząca po jego ciele zaprzeczała wrażeniu niewinności.

- Jeśli tylko chcesz ... Z westchnieniem zaczął schodzić z powrotem.

- Dokąd idziesz? - spytała.

- Po słoik witamin.

- Witamin?

- Albo butelkę szampana, zależy, co znajdę pierwsze.

Roześmiała się i oparła o ścianę. Patrzyła, jak schodzi, zachwycając się smukłą linią jego pleców, wąskimi, biodrami, kształtem ud. Jego nagością. Kołyszącym krokiem kowboja. Zachwycała się człowiekiem, który został jej mężem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brown Sandra Jesteś mi winna noc poślubną
Noc poślubna?warda i?lli (fanfick odlat!!!) cz[1] I [Z]
Noc Poślubna, Twilight
Noc poślubna cz. 4 i 5
DAJ MI TĘ NOC
Noc poślubna oczami Edwarda
Noc poślubna?warda i?lli (oczami?lli) cz 1
Noc poślubna z perspektywy?warda
teksty z akordami (ponad 300), DAJ MI TĘ NOC, DAJ MI TĘ NOC
DAJ MI TĘ NOC
NOC POŚLUBNA
Daj mi tę noc, Teksty piosenek, TEKSTY
noc poślubna oczami edwarda
daj mi te noc
noc poślubna cz. 1-3
26 - DAJ MI TĘ NOC, Teksty piosenek
noc poślubna?lli i?warda cz I
Noc poślubna Edwarda i Belli (oczami edwarda), twilight rozne
Noc poślubna Edwarda i Belli (fanfick od 18lat!!!) cz.I(1)

więcej podobnych podstron