Landau, Tomaszewski Trudna niepodległość 1918 39


Zbigniew Landau Jerzy Tomaszewski

Trudna niepodległość

Rozważania o gospodarce Polski 1918-1939


Książka i Wie­dza", Warszawa 1978, Wyd. II.

Okładkę projektował Jerzy Rozwadowski

Redaktor

Stanisława Wieczorek

Redaktor techn. Jadwiga Pajewska

Korektor

Józef Lenarczyk

Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza “Prasa—Książka—Ruch" Wydawnictwo “Książka i Wiedza", Warszawa 1978

RSW “Książka—Ruch", Wydawnictwo “Książka i Wiedza", Warszawa, luty 1978 r. Wyd. II. Nakład 9 650+350 egz. Dziewięć tysięcy dziewięćset dwudziesta ósma publikacja “KiW"

Od autorów

Jesienią 1978 r. mija sześćdziesiąt lat od mo-I mentu odzyskania niepodległości przez Polską po przeszło wiekowej niewoli. Wielkie to wydarzenie historyczne rozbudziło w owym czasie nadzieje, że Odrodzona Rzeczpospolita przyniesie wolność nie tylko od ucisku narodowego, ale że będzie państwem prawdziwie demokratycznym, w którym zapanuje dla wszystkich sprawiedliwość społeczna. Nie wszystkie jednak marzenia zostały spełnione, "

Okres międzywojenny, zwany też okresem Drugiej Rzeczypospolitej, coraz bardziej staje się historią. Coraz mniej wśród żyjących jest uczestników ówczesnych wydarzeń, coraz mniej ludzi z własnych doświadczeń zna i pamięta tamte lata. A równocześnie znajomość tego okresu staje się niezwykle ważna dla oceny przemian, jakie miały miejsce w naszym kraju po II wojnie światowej. Bez poznania dziejów gospodarczych Drugiej Rzeczypospolitej nie sposób zrozumieć głębokości przeobrażeń dokonujących się w życiu ekonomicznym naszego kraju w okresie zapoczątkowanym przez wydanie w lipcu 1944 r. Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.

Dlatego celem autorów jest zobrazowanie zasadniczych procesów dokonujących się na ziemiach polskich między odzyskaniem niepodległości w 1918 r. a wybuchem wojny w 1939 r. W książce nie zamierzamy jednak ani dokonywać

opisu sytuacji gospodarczej kraju, ani też sporządzać wszechstronnego bilansu Drugiej Rzeczypospolitej we wszystkich dziedzinach życia społecznego i ekonomicznego. Pragniemy jedynie wskazać na pewne — naszym zdaniem kluczowe — problemy gospodarcze, główne tendencje rozwojowe i na tym tle podjąć niełatwą próbą zestawienia osiągnięć i niepowodzeń.

Próba takiego bilansu nie jest oczywiście zadaniem łatwym. Często brak bowiem w pełni zobiektywizowanych kryteriów niezbędnych dla dokonania ocen. Czasami znów niektóre grupy ludności odczuwały pewne zjawiska bardzo korzystnie, a inne — zdecydowanie ujemnie. Stąd sformułowanie oceny tak jeszcze przecież bliskiej epoki historycznej jest nie tylko skomplikowane, ale również w wielu wypadkach bardzo kontrowersyjne. Prawie każdy Czytelnik zainteresowany latami dzielącymi obie wojny światowe ma na temat rozwoju gospodarczego Polski własne poglądy i koncepcje. W momencie gdy spotyka się z inną oceną niż ta, do której przywykł, dość często odrzuca ją bez zastanowienia, twierdząc, że ma do czynienia z sądem błędnym, wypaczonym, lub po prostu zafałszowanym.

Trzeba jasno powiedzieć, że wśród części społeczeństwa — szczególnie tej, która z własnych doświadczeń nie zna warunków życia w Drugiej Rzeczypospolitej — istnieje czasami tendencja do pewnej idealizacji obrazu gospodarki polskiej lat 1918—1939. Nie miejsce tu na analizę przyczyn wskazanego zjawiska, wystarczy stwierdzenie, że istnieje. Książka nasza jest próbą polemiki z tym stanowiskiem i obiektywnego przedstawienia rozwoju gospodarki oraz warunków bytu podstawowych grup ludności. Jeżeli obraz zarysowany przez autorów nie będzie zgodny z mniej lub więcej zakorzenionymi poglądami, dotyczącymi pozytywów i negatywów gospodarki okresu międzywojennego, to niekoniecznie musi to oznaczać, że autorzy zlekceważyli prawdę historyczną. Może to też znaczyć, że prawda jest inna, niż się to na ogół wydaje.

Mamy nadzieję, że nasze rozważania ułatwią zrozumienie przemian, jakie dokonały się w Polsce w ciągu lat władzy ludowej. Reformy przeprowadzone po drugiej wojnie światowej nie były bowiem rezultatem teoretycznych spekulacji myślowych, lecz zmierzały do rozwiązania podstawowych problemów pozostałych w spadku po Drugiej Rzeczypospolitej, takich jak kwestia bezrobocia w miastach, przeludnienia agrarnego na wsi, braku perspektyw szybkiej industrializacji itd.

Czytając książkę należy jednak pamiętać, że dotyczy ona tylko wycinka rzeczywistości Polski międzywojennej. Nie ma więc ambicji sformułowania generalnej oceny tego okresu, a jedynie ocenę gospodarki. Problemy rozwoju politycznego, kulturalnego, oświatowego są w niej przedstawione tylko fragmentarycznie, bez próby bardziej generalnej charakterystyki. Książka jest bowiem pracą z zakresu historii gospodarczej i traktuje o sprawach gospodarczych. •'

W drugim wydaniu książki autorzy wprowadzili wiele zmian. Nie dotyczą one jednak ani zasadniczego układu i charakteru książki, ani też żadnych bardziej ogólnych ocen. W nowym wydaniu przede wszystkim rozwinięto niektóre wątki, zbyt wąsko potraktowane w wydaniu poprzednim. Wprowadzono np. specjalny rozdział traktujący o postępie • technicznym oraz rozdział poświęcony charakterystyce literatury dotyczącej gospodarki polskiej lat 1918—1939, która może Czytelnikom posłużyć do lepszego poznania i zrozumienia interesujących ich zagadnień. Szerzej w nowym wydaniu potraktowano też np. sprawy COP-u, oświaty itd. Uściślono — wykorzystując nowe opracowania — wiele sformułowań szczegółowych. Weryfikacji uległy również niektóre dane statystyczne.

Odzyskanie niepodległości

N;

r a przełomie XIX i XX w. odzyskanie niepodległości Polski wydawało się sprawą odległą. Aczkolwiek w niektórych państwach Europy zachodniej utrzymywały się sympatie dla narodów poddanych obcemu uciskowi, w gabinetach dyplomatycznych kwestię polską traktowano jako wewnętrzny problem Aus-tro-Węgier, Niemiec i Rosji. Chociaż we wszystkich środowiskach polskich marzenie o niepodległości pozostawało trwale w pamięci, to jednocześnie znaczna część ugrupowań politycznych (dotyczyło to zwłaszcza nurtów prawicowych i centrowych) odżegnywała się od tradycji powstańczych, głosząc potrzebę lojalności wobec rządów trzech państw zaborczych. Prawdą jest — jak przypomina Henryk Wereszycki — że w parlamencie pruskim w styczniu 1886 r. na ławach posłów polskich zapanowało wymowne milczenie, gdy kanclerz Otto von Bismarck oświadczył pod ich adresem: “proszę, niech któryś z panów zaprzeczy temu, że jeśli tylko rozpocznie się walka o niepodległość Polski, "to panowie pójdą do polskich szeregów, ale proszę zapewnić o tym słowem honoru". W praktyce jednak żaden z tych posłów, ani żaden z podobnie myślących polityków w innych zaborach, nie myślał wówczas o bezpośrednim działaniu na rzecz utworzenia w pełni niepodległego państwa polskiego.

Gdy w 1914 r. wybuchła wojna, nadzieje na odzyskanie

niepodległości stały się bliższe, ale też na ogół liczono co najwyżej na możliwość uzyskania mniej lub więcej rozległej autonomii w granicach jednego z państw zaborczych. Niektóre ugrupowania polityczne łączyły swe nadzieje z Austro-Węgrami, inne — z Rosją carską. Zdobycie autonomii w dziedzinie językowej, kulturalnej, stosunków we-wnętrznopolitycznych i gospodarczych prawie z reguły — przynajmniej na razie — traktowano jako górny pułap ustępstw możliwych do uzyskania od walczących mocarstw. Głównyniyprzedmiotem sporów była odpowiedź na pytanie: czy dla Polaków korzystniejsze będzie uzyskanie autonomii w granicach państwa Romanowych, Habsburgów czy też Hohenzollernów oraz które z tych państw powinni Polacy popierać w trakcie toczącej się zbrojnej konfrontacji. Radykalna lewica ruchu robotniczego wysuwała natomiast hasła obalenia całego systemu kapitalistycznego w wyniku światowej rewolucji socjalistycznej.

Wraz z przedłużaniem się wojny sytuacja ulegała szybkim zmianom. W wielu walczących krajach gwałtownie zaostrzały się trudności wewnętrzne. Wielkie i potężne w 1914 r. państwa okazywały się coraz słabsze. Niepowodzenia na frontach i pogłębiające się konflikty wewnętrzne powodowały, że szansę na odzyskanie niepodległości Polski i innych podbitych krajów stopniowo rosły. W społeczeństwie polskim narastały nastroje rewolucyjne, budziła się chęć walki o wyzwolenie narodowe. Szybko aktywizowały się elementy patriotyczne we wszystkich warstwach społecznych. Jednakże dopiero wybuch rewolucji rosyjskiej stworzył znacznie realniejsze podstawy dla tej kwestii. Władza rewolucyjna przyznała wszystkim narodom prawo do swobodnego decydowania o swoim losie, unieważniła traktaty, które doprowadziły do rozbiorów Polski, zrywając w ten sposób z tradycjami polityki caratu. Wydarzenia w Rosji stały się potężnym bodźcem wzrostu nastrojów rewolucyjnych na ziemiach sąsiednich krajów, w tym zwłasz-

cza Polski. Podłożem ich były nie rozwiązane kwestie społeczne i polityczne, wśród nich kwestia narodowa.

Deklaracja o prawie narodów do samostanowienia miała doniosłe moralne znaczenie i wskazywała kierunek polityki zagranicznej rewolucyjnej Rosji. Ale na arenie pozostawały jeszcze dwa państwa rozbiorowe — Austria i Niemcy — które w tym czasie panowały nad całym terytorium Polski. Jednakże zwycięstwo lewicy społecznej w Rosji miało istotny wpływ także i na ich stanowisko w kwestii polskiej. Państwa zachodnie, które do chwili wybuchu rewolucji pozostawały w ścisłym wojskowym i politycznym sojuszu z caratem, tak długo jak znajdował się on przy władzy, nie chciały popierać dążeń narodowych uciskanych przezeń narodów. Poparcie takie osłabiałoby bowiem sojusz, który był dla nich dogodny politycznie, gdyż pozwalał na oskrzydlenie Niemiec ze wschodu i z zachodu i zmuszał Cesarstwo do prowadzenia wojny na dwóch frontach. Kiedy jednak Rosja Radziecka zawarła separatystyczny pokój z Niemcami, wszystkie te względy odpadły. Doszły ponadto nowe powody, które przemawiały za celowością odbudowy niezależnych państw w Europie wschodniej: w ten sposób chciano zmniejszyć zasięg terytorialny panowania władzy radzieckiej. Stąd zrodziło się zainteresowanie dla utworzenia niepodległej Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, a nawet Ukrainy. Powstanie niepodległej Polski musiałoby się też przyczynić do osłabienia mocarstw centralnych. Pojawiły się więc różne enuncjacje polityczne przewidujące odbudowanie niepodległej Polski. Najbardziej znane jest tzw. 14 punktów Woodrowa Wilsona, ogłoszone przez prezydenta Stanów Zjednoczonych w styczniu 1918 r. i proklamujące jako jeden z wojennych celów Ententy odbudowę niepodległego państwa polskiego.

Punkty sformułowane były zresztą mało precyzyjnie, by pozwolić na różne interpretacje. W ciągu 1918 r. także politycy brytyjscy zdecydowali się na poparcie narodowowyzwoleńczych dążeń w Europie środkowej i wschodniej,

gdyż dyktowały im to względy taktyczne. Wielka Brytania nie miała jednak poważniejszych zainteresowań dla tej części kontynentu, chciała jedynie osłabić Austro-Węgry.

Na jesieni 1918 r. załamała się potęga mocarstw-centralnych na frontach, a znaczna część Europy środkowej i wschodniej znalazła się w ogniu walk rewolucyjnych i wyzwoleńczych. Radykalna lewica zmierzała do obalenia ustroju kapitalistycznego, ugrupowania umiarkowane walczyły o stworzenie nowych państw niepodległych, demokratyzację ustroju, częściowe reformy socjalne. Ostatecznie radykalny społecznie ruch rewolucyjny stłumiony został siłami wewnętrznymi oraz przy pomocy państw Ententy. Niemniej w niektórych krajach doszło do zastąpienia monarchii republiką, a na gruzach dawnych mocarstw powstały nowe państwa. W Europie środkowej i wschodniej dokonywał się zatem w 1918 r. doniosły przewrót, który doprowadził do zasadniczych zmian dotychczasowego porządku politycznego. Jednym z jego ogniw stało się odzyskanie niepodległości przez Polskę.

Na tę chwilę czekaliśmy przeszło 120 lat. Pięć pokoleń Polaków walczyło o tę sprawę na frontach całej Europy, w różnych powstaniach narodowych. Odzyskanie niezależności stanowiło cel walki w okresie powstania kościuszkowskiego w 1794 r. i listopadowego w 1830—1831 r., powstania krakowskiego w 1846 r. i Wiosny Ludów w 1848 r., powstania styczniowego 1863 r. oraz w pewnym stopniu rewolucji 1905 r. na ziemiach polskich. O niepodległości kraju myślał Henryk Dąbrowski tworząc legiony w odległej Lombardii i Jan Leon Kozietulski prowadząc szarżę na Hiszpanów broniących Somosierry. Cel ten przyświecał Polakom walczącym na Węgrzech w 1848 r., na barykadach Komuny Paryskiej w 1871 r., w Legionach Józefa Piłsud-skiego w latach pierwszej wojny światowej, w organizowanej w 1917 r. we Francji polskiej armii gen. Józefa Hallera. - Każdy jednak, a ściślej każda warstwa społeczna łączyła z odzyskaniem niepodległości inne nadzieje. Inaczej wy-

10

obrażał sobie niezależną ojczyznę chłop, inaczej zaś właściciel ziemski, inaczej robotnik i jeszcze inaczej fabrykant. Każdy chciał, aby niepodległość przyniosła nie tylko rozwój samodzielnego życia państwowego, ale w nie mniejszym stopniu umożliwiła realizację określonych" celów gospodarczych i społecznych.jTTiiopi pragnęli więc reformy rolnej i parcelacji ziemi obszarniczej, jak również stworzenia demokratycznego państwa, w którym staliby się pełnoprawnymi współgospodarzami; obszarnicy — wzmocnienia swego stanu posiadania oraz zachowania dotychczasowej roli politycznej; robotnicy domagali się poprawy warunków życiowych, zdobycia wpływu na przedsiębiorstwa, demokratyzacji stosunków politycznych; fabrykanci zaś chcieli utrzymać władzę i osiągnąć większe zyski.

Zanim powstało niepodległe państwo polskie, było już jasne, że nie zdoła ono spełnić wszystkich postulatów poszczególnych klas. Niepodległość mogła bowiem przynieść urzeczywistnienie wspólnego dla całego narodu dążenia do nieskrępowanego rozwoju oświaty, kultury oraz rozwiązanie niektórych problemów politycznych. Obok spraw jednoczących całe społeczeństwo były jednakże inne, nie mniej doniosłe, które każda klasa pragnęła rozwiązać inaczej. Zwycięstwo mogły odnieść bądź postulaty chłopstwa, bądź obszarników. Podobnie nie można było znaleźć rozwiązania zadowalającego zarówno robotników, jak i przedsiębiorców. Ktoś w nowo powstałym państwie musiał wygrać, a ktoś przegrać. Nie było żadnych możliwości, aby wygrali wszyscy; niezależnie od tego, kto stanąłby na czele państwa. Sprzeczności były tak poważne i dotyczyły tak żywotnych spraw, że nie mogły zostać rozwiązane metodą kompromisów. Dlatego Polska musiała powstać jako państwo klasowe — przy czym w chwili, gdy tworzyły się zręby niepodległości, sprawą otwartą było, jaka warstwa zdobędzie dominujący wpływ na ster rządów.

W nowym państwie dwie klasy podjęły próbę zdobycia władzy — proletariat i burżuazja. W listopadzie 1918 r.

11

kształtowały się w różnych regionach kraju niezależne ośrodki władzy. W Krakowie działała Komisja Likwidacyjna, przejmując z rąk austriackich władzę nad zachodnią częścią zaboru. Lokalne polskie ośrodki władzy powstały także w Cieszynie, Przemyślu i Lwowie. We wschodniej części zaboru austriackiego ukształtowała się jednak Za-chodnioukraińska Republika Ludowa, której wojska walczyły zarówno z oddziałami polskimi, jak i z ukraińskimi organami władzy rewolucyjnej. W Lublinie powstał — pod kierownictwem znanego galicyjskiego działacza socjalistycznego, Ignacego Daszyńskiego — rząd, który bez powodzenia usiłował podporządkować sobie ziemie zaborów austriackiego i rosyjskiego. W Warszawie utrzymywała się — powołana jeszcze pod auspicjami niemieckich okupantów — Rada Regencyjna. Po 10 listopada te różne organy władzy ustąpiły na rzecz Józefa Piłsudskiego, lub też uznały jego zwierzchnictwo jako naczelnika państwa. Poza zasięgiem wpływów utworzonego w Warszawie rządu (pod kierownictwem Jędrzeja Moraczewskiego) pozostał zabór pruski. Pod koniec grudnia 1918 r. wybuchło tam skierowane przeciw Niemcom powstanie, a na wyzwolonym obszarze władzę objęła Naczelna Rada Ludowa. Były zabór pruski wszedł w skład państwa polskiego dopiero na wiosnę 1920 r., lecz przez pewien czas zachował odrębne instytucje. Wreszcie w Paryżu działał kierowany przez en-deków Komitet Narodowy Polski, który pretendował do roli wyłącznej reprezentacji interesów Polski za granicą i uznał na zasadzie pewnego kompromisu rząd warszawski dopiero na początku 1919 r.

Tak stopniowo dokonywała się centralizacja władzy w Rzeczypospolitej Polskiej. Jednocześnie w wielu ośrodkach robotniczych powstały na jesieni 1918 r. Rady Delegatów Robotniczych. Zróżnicowane wewnętrznie, nie mające jednolitej, konsekwentnej koncepcji walki o władzę proletariatu w całym kraju, stopniowo uległy przewadze sił opowiadających się za demokracją burżuazyjną. Udaremnio-

12

ne zostały także próby utworzenia lokalnego rewolucyjnego organu władzy chłopskiej w powiecie tarnobrzeskim. Niepodległa Polska kształtowała się jako państwo burżu-azyjne.

Zaważyły na tym w dużej mierze nadzieje, które żywiła także znaczna część robotników i chłopów, że oparta na zasadach parlamentaryzmu i demokracji niepodległa Polska urzeczywistni sprawiedliwość społeczną. Wydawało się, że niepodległość otworzy szeroko drogę do zasadniczych reform, których pragnęli i domagali się ludzie pracy. Nastroje takie umacniał fakt, że pierwsze rządy Rzeczypospolitej proklamowały zamiar realizacji wielu takich reform, odraczając je jednak do czasu zwołania Sejmu. Gdy nastąpiło to w 1919 r., okazało się, że przewagę w parlamencie zyskały ugrupowania zachowawcze, które nie zamierzały iść drogą wskazywaną w listopadzie 1918 r.

Burżuazja ujęła władzę, lecz w pierwszym okresie rządów musiała zwycięstwo okupić szeregiem istotnych ustępstw na rzecz innych warstw i klas, przede wszystkim chłopstwa i proletariatu. Pamiętajmy, że rok 1918 stanowił okres rewolucji narastającej w wielu państwach sąsiadujących z Polską. Nastroje rewolucyjne były silne i u nas. Nie można ich przy tym oceniać tylko na podstawie dość skromnej liczby członków Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i łatwy, Polskiej Partii Socjalistycznej-Lewicy czy Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, bo — zwłaszcza wobec półlegalnego lub nielegalnego charakteru tych partii — nie stanowi ona żadnej miary istniejących nastrojów.

Sytuacja rewolucyjna wynikała przede wszystkim z atmosfery dokonujących się w Europie doniosłych przemian społecznych i politycznych, a także z braku pracy i chleba w kraju. Jeżeli w byłym Królestwie Polskim przemysł po wojnie zatrudniał tylko 14% liczby robotników z 1914 r., to można sobie wyobrazić warunki życia pozostałej części proletariatu. Paręset tysięcy bezrobotnych stano-iviło potencjalne źródło wybuchu konfliktów społecznych.

13

Mieli oni bowiem najmniej do stracenia, a najwięcej do zyskania. Tu więc, a nie tylko w liczbie członków lewicowych organizacji politycznych, tkwiły możliwości przewrotu społecznego. Bezrobotny lub źle uposażony robotnik wcale nie musiał być przekonany o wszystkich racjach politycznych komunistów, aby poprzeć ruch skierowany przeciwko istniejącej ówcześnie władzy. Chciał po prostu zdobyć środki utrzymania dla siebie i rodziny. Nic nie ryzykował popierając komunistów, którzy dążyli do zmiany ustroju nie zapewniającego owych środków utrzymania. Warstwy posiadające zdawały sobie sprawę z sytuacji i panujących wśród mas nastrojów. Świadczy o tym ówczesna prasa, literatura pamiętnikarska, przekazy dokumentalne zachowane w archiwach zarówno organizacji robotniczych, jak i rządowych. Dlatego warstwy posiadające starały się kokietować robotników. Były zbyt słabe, aby mogły od razu opanować sytuację przy użyciu przemocy. Dlatego w tyrn przełomowym okresie mógł dojść do władzy rząd Moraczewskiego, znanego działacza socjalistycznego-Sądzono, że umiarkowanie socjalistyczny gabinet ma znacznie większe szansę na rozładowanie rewolucyjnych nastrojów wśród mas niż jakikolwiek rząd kierowany przez człowieka centrum lub prawicy. Moraczewski był socjalistą, ale równocześnie zdecydowanym antykomunistą. Dążył do dokonania szeregu przeobrażeń społecznych w kraju, które doprowadziły w efekcie do uspokojenia nastrojów, co z kolei uniemożliwiło zasadniczy przewrót ustrojowy. Za najlepszą metodę pacyfikacji nastrojów wśród proletariatu uważał jak najszybszą poprawę jego warunków bytowych. Nie mając żadnych możliwości szybkiego uruchomienia przemysłu, który dałby pracę wszystkim bezrobotnym, rozbudował system zasiłków dla pozostających bez pracy. Nie mogąc doprowadzić do radykalnego zwiększenia płac — kraj był zniszczony, a przemysł znajdował się w rękach prywatnych — rozbudował ustawodawstwo socjalne.

Posunięcia te osłabiły nastroje rewolucyjne. Robotni-

14

cy — zarówno przemysłowi, jak i rolni — zaczęli liczyć, iż rząd stopniowo zaspokoi ich postulaty. Reformy uważano za początek kształtowania prawdziwie ludowego ustroju. W ten sposób Moraczewski, niezależnie od subiektywnych celów i zamiarów, umocnił pozycję klas posiadających, które były najbardziej zainteresowane w niedopuszczeniu do przewrotu społecznego. Zarazem jednak współdziałał w przeprowadzeniu reform, o których znaczeniu będziemy jeszcze pisać.i

Podobnie zresztą ofiarowanie najwyższej władzy w państwie Piłsudskiemu było spowodowane tym, że miał on wśród mas opinię zasłużonego działacza socjalistycznego i niepodległościowego. Tym też, a wcale nie osobistą sympatią, kierowały się wpływowe środowiska burżuazji i zie-miaństwa, lansując na stanowisko naczelnika państwa osobę daleką w wielu sprawach od ich własnych koncepcji politycznych i społecznych. Działały po prostu na zasadzie wyboru najmniejszego zła. Dlatego też w momencie gdy utrwaliły zdobytą władzę, podjęły starania o usunięcie Pił-sudskiego z zajmowanych stanowisk.

W 1919 r. pojawiły się nowe elementy, które zwiększyły szansę warstw posiadających na utrzymanie politycznej przewagi w państwie. Doszło do wojny z Rosją Radziecką. Mobilizacja objęła około miliona mężczyzn, co radykalnie ograniczyło bezrobocie, a więc zmniejszyło grupę ludności najbardziej podatnej na radykalne hasła lewicy społecznej. Co więcej, wojna doprowadziła do rozkołysania w kraju nie tylko nastrojów patriotycznych, gdyż te w Polsce miały długie i dawne tradycje, ale i tendencji nacjonalistycznych. W niektórych kręgach klasy robotniczej zaczęto utożsamiać komunizm z Rosją, a tym samym rewolucję społeczną uważano za drogę prowadzącą do włączenia czy też uzależnienia Polski od Rosji. Stąd hasła komunistyczne straciły dla wielu na atrakcyjności. Spora część robotników zaczęła uważać, że stoi przed nimi konieczność wyboru — albo niepodległa Polska, albo rewolucja społeczna; przeważnie nie

15

dostrzegano wówczas — oprócz przedstawicieli rewolucyjnej lewicy — że oba te cele wzajemnie się uzupełniają.

Na to potrzebne były późniejsze doświadczenia narodu. Wydaje się, że często podkreślane błędy popełnione przez Komunistyczną Partię Polski w kwestii narodowej odegrały znacznie mniejszą rolę. Zasadniczą sprawą była bardzo zręczna i giętka polityka klas posiadających, które umiejętnie rozegrały walkę o władzę. Niepodległa Polska powstała więc jako państwo, o którego obliczu klasowym zdecydowała burżuazja i ziemiaństwo.

Wskazanie na klasowy charakter państwa polskiego nie może oczywiście przesłaniać faktu, że odzyskanie niepodległości miało doniosłe znaczenie dla całego narodu polskiego. W zmienionych warunkach przeważająca większość ludności polskiej zyskała możliwość swobodnego rozwoju życia narodowego. Zlikwidowane zostały granice, które dzieliły kraj. Wszystko to ułatwiało przenikanie kultury i oświaty w ojczystym języku do mas ludowych, wpływało na rozwój życia politycznego.

Pierwsze problemy

W pierwszych tygodniach i miesiącach niepodległości Polska stanowiła dziwny twór państwowy. Wiadomo było, że istnieje, ale nie wiadomo było, gdzie się kończy, gdzie przebiegają jej granice, z czego się składa. Początkowo Polskę stanowiło Królestwo Polskie i zachodnia część Galicji. Później przyłączyła się Wielkopolska, ale zachowała dużą odrębność, tworząc własny quasi-rząd dzielnicowy, ustanawiając nawet cła na granicy z innymi obszarami kraju. Ostatecznie dopiero traktat wersalski z 1919 r. wytyczył granicę zachodnią, przy czym na obszarach Śląska oraz Warmii i Mazur ludność w plebiscytach miała wypowiedzieć się, czy chce należeć do Polski, czy do Niemiec. Ustalenie granicy południowej stało się przyczyną zatargu z Czechosłowacją, zwłaszcza o przynależność Śląska Cieszyńskiego, Spiszą i Orawy; wytyczenie granicy północno-wschodniej — konfliktu z Litwą o Wilno i Wileńszczyznę; na południowym wschodzie rozgorzała wojna z powstającym państwem ukraińskim; wreszcie linia granicy wschodniej została ustalona w wyniku wojny z republikami radzieckimi.

Rozliczne trudności spowodowały, że granice państwa ukształtowały się ostatecznie dopiero w połowie 1922 r., gdy do Polski powróciła część-Górnego Śląska, wywalczona w rezultacie trzeciego' powstania, śjąskiego. Wojna z Rosją zakończyła się już wcześniej traktatem podpisanym w Rydze

17

w marcu 1921 r., a spór z Litwą został prawem silniejszego wygrany przez Polskę, mimo że Litwini formalnie nie uznali istniejącego stanu rzeczy. Państwo polskie obejmowało w tym okresie obszar o powierzchni 388 tyś. km2.

Granice zostały ukształtowane w sposób zdecydowanie niefortunny. Pomijając ich długość (przeszło 5,5 tyś. km), •istotniejsze znaczenie miała okoliczność, że Polska prąc na wschód wchłonęła ogromną liczbę ludności niepolskiej — mianowicie Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Jednocześnie na zachodzie i północy duża liczba Polaków pozostała pod panowaniem Niemiec, zwłaszcza na terenie Prus Wschodnich i na całym obszarze Śląska. Tak ukształtowana linia graniczna sprzeczna była z lansowaną ówcześnie przez wielkie mocarstwa koncepcją budowania nowych państw na zasadzie etnicznej, a więc tak, aby grupowały tylko jedną narodowość.

Można zapytać, czemu zasada etnograficzna nie została zastosowana również w stosunku do Polski. Dlaczego powstała ona jako państwo wielonarodowe? Pamiętajmy, że wielkie mocarstwa dążyły do tego, aby i Polska była państwem możliwie jednonarodowym. Zrodziła się wtedy koncepcja angielskiego ministra spraw zagranicznych, lorda Curzona, aby granicę wschodnią oprzeć na Bugu, którego zasadniczy bieg rozdzielał terytoria zamieszkiwane przez Polaków i zaludnione przez Ukraińców i Białorusinów. Oczywiście i za Bugiem były ośrodki, w których dominowała ludność polska (np. Lwów, a także niektóre powiaty Podola, Wołynia i Wileńszczyzny), ale były to wyspy w morzu ludności niepolskiej. "Kierownicze koła polityczne państwa polskiego wysuwały względy etnograficzne jedynie przy dyskusjach w sprawie granic zachodnich, co do granic wschodnich natomiast podkreślano historyczne więzy łączące Białoruś, Litwę i Ukrainę z Polską. Kryły się za tym interesy klasowe warstw panujących, chęć zbrojnego pokonania rewolucji, rozszerzenia sfery władania na

18

wschodzie. Te przyczyny legły u podstaw wybuchu wojny z republikami radzieckimi, a także zajęcia przez gen. Lucjana Żeligowskiego ziemi wileńskiej i Wilna.

W rezultacie w Polsce niecałe 2/3 ludności było narodowości polskiej. Zdecydowanie polskie oblicze etniczne miały tylko województwa centralne i zachodnie. Według szacunków opartych na danych spisu ludności z 1931 r. na obszarze województw stanisławowskiego, wołyńskiego, tarnopolskiego i lwowskiego zamieszkiwało 4,7 min Ukraińców, tj. 57% ogółu ludności (oprócz tego 0,4 min Ukraińców żyło w woj. poleskim, lubelskim i krakowskim). W województwach poleskim, nowogródzkim i wileńskim liczba Białorusinów zbliżała się do 2 min, co również stanowiło 57% mieszkańców (Białorusini zamieszkiwali również woj. białostockie). Wśród pozostałych 43% wymienić należy Polaków, Żydów, Litwinów (w woj. wileńskim i białostockim), niewielkie grupy Niemców i Czechów (na Wołyniu) oraz Rosjan.

Włączenie w skład państwa polskiego dużej liczby ludności ukraińskiej i białoruskiej okazało się pyrrusowym zwycięstwem. Ludność ta uważała państwo polskie za zaborcę, odnosiła się do niego tak jak Polacy w latach zaborów do Prus i Rosji.

W województwach kresowych utrzymywała się atmosfera niepokoju. Wprawdzie udało się stłumić ruch partyzancki, który rozwinął się szczególnie w latach 1923—1924, lecz nie oznaczało to, że ludność miejscowa pogodziła się z losem i zrezygnowała ze swych aspiracji niepodległościowych. Władze administracyjne, chcąc zdusić niezadowolenie wśród mniejszości słowiańskiej, stosowały wobec niej najróżnorodniejsze formy przymusu, a czasami i terroru oraz dążyły do likwidacji jej odrębności przez poczynania w rodzaju zamykania szkół z językiem wykładowym ukraińskim i białoruskim, likwidację organizacji kulturalnych, gospodarczych, społecznych i politycznych itd. Podejmowano też próby kolonizacji tych obszarów przez ludność

19

polską. Szczególną uwagę zwracano na kolonizację miast, w których uprzywilejowywano Polaków, a utrudniano zdobycie pracy przedstawicielom mniejszości. Doszło do tego, że na sześć miesięcy przed wybuchem wojny rząd zajmował się sprawą polonizacji służby domowej na kresach wschodnich. Minister Marian Zyndram Kościałkowski w lutym 1939 r. pisał w dokumencie przedstawionym radzie ministrów: “... szczególne znaczenie ma szkolenie polskiej służby domowej, ponieważ na tym terenie (w woj. lwowskim) obecnie przeważa służba ukraińska".

Trudno oczywiście dziwić się, że w tych warunkach tendencje odśrodkowe nie malały, a rosły. Im bardziej dążono do zduszenia narodowego życia mniejszości, tym szybciej i silniej uświadamiała ona sobie własną odrębność narodową, tym mocniej nasilał się nacjonalizm. Nacjonalizm polski potęgował nacjonalizm mniejszości. Krótkowzroczność poczynań władz nie dała na siebie długo czekać — efektem były antypolskie, szowinistyczne ruchy pewnej części ludności ukraińskiej, która w nienawiści do wszystkiego, co polskie, dała się wykorzystać w latach drugiej wojny światowej przez hitlerowców, a po jej zakończeniu do akcji prowadzonych przez różne nacjonalistyczne organizacje ukraińskie, np. banderowców, Ukraińską Powstańczą Armię. Podobne tendencje można było obserwować również wśród Litwinów.

Przyłączenie na wschodzie terenów etnicznie niepolskich nic państwu — z punktu widzenia gospodarczego — nie dało. Były to obszary na ogół ekonomicznie zacofane, ubogie, wymagające stałego dofinansowywania ze strony władz centralnych. Nie było tam prawie żadnego przemysłu fabrycznego — wyjątek stanowiły rafinerie ropy w okręgu Drohobycza i dość słabo rozbudowane przetwórstwo drzewne i spożywcze. Lepiej rozwinięte rolnictwo było na Podolu i Wołyniu, gdzie dzięki urodzajnym glebom nawet przy niezbyt wysokiej kulturze rolnej plony kształtowały się wysoko.

20

Państwo polskie prąc na wschód chciało postawić się w możliwie korzystnej sytuacji strategicznej wobec Rosji. I to jednak, jak wykazały następnie doświadczenia września 1939 r., zawiodło. Co więcej, obawa przed występującymi wśród Białorusinów i Ukraińców dążeniami do zjednoczenia narodowego była ważnym argumentem stojącym na przeszkodzie temu, by którykolwiek ze stojących u władzy polityków zdecydował się na forsowanie nawiązania bliższych stosunków z ZSRR.

Praktycznie więc korzyści z przyłączenia ziem etnicznie obcych były z punktu widzenia interesu państwowego mniej niż skromne. Korzyści odnieśli jedynie niektórzy wielcy obszarnicy, których majątki leżały na Podolu, Wołyniu czy Wileńszczyźnie. Oczywiście nie należy tego rozumieć w tak prymitywny sposób, że wielcy właściciele nieomal przekupili rząd czy Piłsudskiego, aby podjął wojnę z Rosją. Mechanizm był znacznie bardziej skomplikowany. Wywierano nacisk powołując się na dawne racje historyczne. Wykorzystywano osobiste skłonności Piłsudskiego — pochodzącego z ziemi wileńskiej — w kierunku ekspansji na wschód. Niezbyt cenzuralnie, ale bardzo dobitnie zreferował poglądy Piłsudskiego na ten temat jeden z najbliższych mu ludzi, Kazimierz Switalski: “Stale w polityce zagranicznej Komendant uważa, że nasze pole działania jest na wschodzie — tam możemy być silni — i zawsze Komendant uważa za bezsensowne wdawanie się Polski zbyt skwapliwie w stosunki zagraniczne zachodnie dlatego, ponieważ tam nic innego nie może nas czekać, jak tylko wła-. żenię zachodowi w d... Natomiast na wschodzie zachód bę-, dzie zupełnym zerem, bo my mamy bagnety". Warto przypomnieć, że w wielu środowiskach polskich lansowano po pierwszej wojnie światowej koncepcję powrotu do granic sprzed pierwszego rozbioru w 1772 r., a hasło Polski od morza do morza traktowano jako program, którego realizację należałoby podjąć.

Zupełnie odmienne problemy polityczne stanęły przed

21

odrodzoną Polską na obszarze województw zachodnich. Mieszkała tam mniejszość niemiecka, która przez długi okres zaborów korzystała z daleko idącego poparcia władz pruskich. W jej rękach znajdowały się — zwłaszcza na Śląsku — kluczowe pozycje ekonomiczne. Odzyskanie niepodległości spowodowało w pierwszych latach exodus Niemców, zwłaszcza tych, których do osiedlenia się na ziemiach polskich skłoniły li tylko specjalne korzyści oferowane przez władze niemieckie. Wyjeżdżali więc niektórzy urzędnicy, nauczyciele, kolejarze, kupcy, a nawet część rolników. Zjawisko to zostało zahamowane po 1922 roku, gdy rząd niemiecki zorientował się, że odpływ ludności niemieckiej pozbawia Rzeszę istotnego argumentu na rzecz domagania'się ponownej aneks j i zachodnich ziem polskich. W rezultacie na Pomorzu i w Wielkopolsce pozostało w 1931 r. prawie 300 tyś. Niemców (9,3% ogółu ludności). Na Górnym Śląsku znajdowało się około 130 tyś. Niemców (około 10% ogółu ludności), a we wszystkich pozostałych województwach około 350 tyś. Rzeczywista rola ludności niemieckiej była jednak większa, niżby na to wskazywały przytoczone liczby. Na Górnym Śląsku w jej rękach znajdowały się wszystkie niemal większe przedsiębiorstwa przemysłowe. W Wielkopolsce i na Pomorzu Niemcy stanowili znaczny odsetek wielkich właścicieli ziemskich i dysponowali poważnymi kapitałami w bankach i udziałami w przemyśle spożywczym. Zarazem rząd Rzeszy wykorzystywał organizacje Niemców w Polsce dla prowadzenia walki przeciw naszemu państwu; miało to duże znaczenie zwłaszcza po dojściu Hitlera do władzy. Byłoby uproszczeniem twierdzenie, że wszyscy Niemcy w Polsce zajęli identyczne stanowisko. Jednakże znaczna ich część z tęsknotą wspominała lata, gdy zajmowali uprzywilejowaną pozycję. Istotnym problemem w stosunkach polsko-niemieckich stała się też wielka liczba ludności polskiej zamieszkującej ziemie pozostałe w granicach Niemiec. Polacy na Śląsku, Warmii i Mazurach nadal poddani byli uciskowi narodowe-

22

mu, a prawa ich pozostawały ograniczone. Dla jasności obrazu trzeba dodać, że położenie mniejszości niemieckiej w Polsce było bez porównania korzystniejsze pod każdym względem niż warunki bytu Polaków w Niemczech.

Wyżej omówione sprawy pozornie nie mają bezpośredniego związku z kwestiami gospodarczymi. Bez tych jednak — bardzo, siłą rzeczy, skrótowych i nie wyczerpujących — uwag nie sposób zrozumieć struktury gospodarczej Polski i polityki ekonomicznej rządów przedwrześniowych. To, że odrodzona Polska powstała jako państwo klasowe i wielonarodowa, w którym władzę objęły polskie warstwy posiadające, wywarło przeważający wpływ na wszystko, 'co działo się w gospodarce. Jasne jest bowiem, że rozwój kraju starano się podporządkować interesom tych, którzy nim rządzili, a więc sfer przemysłowych i wielkorolnych. Stąd rodziło się dążenie do wyboru takiego wariantu polityki ekonomicznej, który pozwoliłby na maksymalny wyzysk klasy robotniczej i chłopstwa. W jakim stopniu koncepcje te można było realizować w codziennej praktyce, zależało od bardzo wielu różnorodnych czynników — stanu zniszczeń wojennych, stopnia aktywności politycznej proletariatu, faz koniunktury gospodarczej, sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej itd. Polityka ekonomiczna w różnych okresach przybierała więc różne formy, nie zawsze bowiem można było dążyć do obranego celu w analogiczny sposób.

Ku zjednoczeniu kraju

Spróbujmy analizę ewolucji gospodarczej Polski zacząć od zagadnienia chyba stosunkowo najmniej kontrowersyjnego. Do nie kwestionowanych pozytywów gospodarki międzywojennej należy zaliczyć przede wszystkim osiągnięcia w zakresie ekonomicznej konsolidacji kraju.

W chwili gdy Polska odzyskała niepodległość, nie stanowiła jednolitego organizmu gospodarczego. Przeszło stuletnie rozerwanie ziem polskich wywarło silne piętno na rozwoju każdej dzielnicy. Procesy rozwoju gospodarczego (a przecież w ciągu XIX w. ziemie polskie przeszły od feu- • dalizmu do kapitalizmu) doprowadziły do ukształtowania się związków między zaborami a państwami rozbiorowymi. Rządy tych państw nie były zainteresowane w tym, aby ziemie naszego kraju tworzyły jakąkolwiek całość gospodarczą, choć postanowienia przyjęte w 1815 r. na Kongresie Wiedeńskim (który ponownie podzielił ziemie polskie między zaborców) przewidywały swobodę obrotu towarowego i żeglugi w granicach Rzeczypospolitej z 1772 r. Odwrotnie — wszystkie trzy monarchie dążyły do jak najściślejszego powiązania zabranych obszarów z metropoliami. Stąd w ekonomice Polski istniały wyraźne tendencje odśrodkowe. Każda z dzielnic ciążyła gospodarczo nie ku pozostałym dzielnicom, lecz ku państwu zaborczemu: zabór

24

pruski — ku Prusom, Królestwo Polskie — ku Rosji, Galicja — ku Austrii.

Według obliczeń znanego ekonomisty Henryka Tennen-bauma przed 1914 r. 90% wywozu i niemal 60% przywozu Królestwa Polskiego stanowiły obroty z Cesarstwem Rosyjskim. Inny ekonomista, Adam Rosę, szacował, że dla zaboru pruskiego (wraz z Górnym Śląskiem) handel z resztą obszaru państwa niemieckiego obejmował niemal 70% wywozu i 66% przywozu, podczas gdy obroty z zaborami austriackim i rosyjskim łącznie wynosiły odpowiednio 10% i 9%. Analogicznie kształtował się handel zaboru austriackiego.

Oczywiście, istniały pewne więzy międzydzielnicowe, ale raczej słabe. Ziemie polskie były bowiem rozdzielone granicami celnymi utrudniającymi wymianę towarową między poszczególnymi częściami kraju. Mimo wszystko występowało zjawisko przepływu siły roboczej z Galicji i Królestwa na Śląsk i do Wielkopolski. Górny Śląsk ciążył wyraźnie w kierunku pozostałych ziem polskich, a nie ku państwom Rzeszy Niemieckiej; obszary polskie stanowiły również naturalne zaplecze portu gdańskiego. Siłą rzeczy związki te były poważnie utrudnione i w sumie zabór pruski stanowił rolnicze zaplecze Niemiec, a przemysł Królestwa produkował na rynek rosyjski.

Nie mniej ważne było, że na obszarze każdego zaboru obowiązywały inne przepisy prawne, obiegały różne waluty, istniały odmienne systemy podatkowe, celne, komunikacyjne. Listę różnic można by znacznie wydłużyć. To, co na terenie jednego zaboru stanowiło przestępstwo, na terenie drugiego nie pociągało za sobą żadnych sankcji karnych. Gdy na obszarze jednego zaboru zakazany był import jakiegoś wyrobu, mógł on być nie tylko dozwolony, ale nawet popierany na terenie drugiego. Koszty produkcji kształtowały się różnie na różnych obszarach. Stąd zjednoczenie państwa mogło doprowadzić do upadku na pewnych obszarach szeregu dziedzin przemysłu, jeżeli produkowały

25-

drożej niż w dzielnicach poprzednio odgrodzonych granicą celną. Różnice występowały w wysokości zarobków, cenach artykułów rolniczych i przemysłowych, kosztach utrzymania itd.

Aby uzmysłowić zasięg rozbieżności, zacytujemy drobny przykład dotyczący, zdawałoby się, tak prostej i łatwej do uregulowania sprawy, jak kwestia organizacji komunikacji kolejowej. Pisał o tym inżynier kolejowiec: “Pociąg biegnący z Warszawy do Zebrzydowic znajdował się najpierw przez 300 km pod opieką kodeksu Napoleona i przepisów prawa rosyjskiego; na Śląsku podpadał przez 60 km prawodawstwu niemieckiemu, wreszcie ostatnie 40 km przebywał w sferze prawodawstwa austriackiego. Mniej więcej analogicznie wyglądała administracja, eksploatacja i przepisy techniczne. O trzech odrębnych sposobach sygnalizacji i urządzeń zabezpieczających, o trzech systemach hamulca zespolonego (nie pozwalającego łączyć w jedną całość taboru osobowego z trzech zaborów), o 160 typach parowozów... wspominamy tylko dla pamięci".

Każdy z dawnych zaborów wniósł do nowo powstałego państwa inne przepisy i miał odmienny system organizacji aparatu gospodarczego. A były i inne, głębsze różnice, wynikające z niejednakowego tempa rozwoju. W nowym państwie znalazł się jeden z większych europejskich okręgów przemysłowych — Górny Śląsk, obok jednego z najbardziej zacofanych regionów — Polesia i Wileńszczyzny. Na Śląsku i w Wielkopolsce mieliśmy rozwinięte stosunki kapitalistyczne, rozwiniętą mechanizację, na wsi poleskiej zaś dominowała gospodarka naturalna, oparta w ogromnym stopniu na zaspokajaniu wszystkich potrzeb własną produkcją. Tam najnowocześniejsza technika i elektryczność, tu kurna chata, socha i łuczywo. Co więcej, gospodarka drobnoto-warowa, słabo tylko powiązana z rynkiem dominowała w przeważającej części gospodarstw chłopskich Polski wschodniej, centralnej i południowej.

Jako przybliżony miernik rozpiętości rozwoju gospodar-

czego w rolnictwie mogą służyć informacje o przeciętnych plonach uzyskiwanych z jednego hektara. Gdy w pięcioleciu poprzedzającym pierwszą wojnę światową w Poznańskiem zbierano 17,2 q żyta i 144,3 q ziemniaków, to w Królestwie uzyskiwano odpowiednio już tylko 10,5 q żyta i 94,4 q ziemniaków, w Galicji — 11,2 q i 111,2 q, a na kresach wschodnich najmniej, zaledwie 7,8 q żyta i 67,4 q ziemniaków. A więc plony na krańcach wschodnich wynosiły 45% plonów osiąganych na zachodzie kraju. Świadczy to pośrednio o rozpiętości w stopniu zamożności poszczególnych dzielnic i ich mieszkańców.

Dla przemysłu pośrednim wskaźnikiem może być produkcja energii elektrycznej. W 1938 r. (a więc dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości) w woj. śląskim wyprodukowano 1895 kWh na jednego mieszkańca (przyjmując za podstawę dane spisu z 1931 r.), a w woj. poleskim — 8,5 kWh na jednego mieszkańca.

Tak poważne rozpiętości miały bardzo ujemne następstwa. Przemysł mógł bowiem rozwijać się wtedy, gdy miał chłonny rynek zbytu, a rynek powstawał wówczas, gdy w kraju istniały rozwinięte stosunki kapitalistyczne. Tymczasem w Polsce znaczna część chłopstwa brała tylko minimalny udział w obrocie towarowym. Zbywała jedynie tyle produktów, ile było trzeba do uzyskania środków na opłatę podatków, zakup soli, gwoździ, zapałek. Nie miała pieniędzy na jakiekolwiek zakupy droższych wyrobów przemysłowych. W tym stanie rzeczy przemysł musiał napotykać poważne trudności ze zbytem produktów.

Świadczą o tym liczby obrazujące rozmiary sprzedaży węgla w przeliczeniu na jednego mieszkańca. W 1937 r. w województwach nowogródzkim, poleskim, wileńskim i wołyńskim sprzedano przeciętnie 72 kg, podczas gdy w woj. pomorskim i poznańskim — 497 kg.

Wymienione tu czynniki odmienności poszczególnych dzielnic wskazują na skalę trudności, jakie miało państwo polskie. Ale nie wyczerpuje to jeszcze całokształtu zagad-

27

nienia. Trzeba bowiem dodać, że wielkość i struktura wytwórczości nie były dostosowane do potrzeb nowego organizmu państwowego. Wiele produktów wytwarzanych na ziemiach polskich przeznaczano przed 1914 r. na wywóz do zaborczych metropolii; tam szła na przykład większość cukru i spirytusu z zaboru pruskiego, wyrobów włókienniczych i metalowych z Królestwa, ropy naftowej z Galicji itp. Po wojnie możliwości te bądź odpadły, bądź też bardzo się skurczyły, zwłaszcza na rynkach wschodnich. Jednocześnie rynek wewnętrzny nie mógł wchłonąć istniejących nadwyżek. Z drugiej strony w Polsce w ogóle nie wytwarzano wielu różnych wyrobów, które dotychczas bez żadnych trudności sprowadzano z państw zaborczych. Na przykład prawie zupełnie nie istniał przemysł zbrojeniowy, gdyż państwa zaborcze wolały go tu nie lokalizować. Słabo rozwinięty był przemysł elektrotechniczny i chemiczny, brakło wytwórni motoryzacyjnych i lotniczych, fabryk parowozów itp. Przemysł na ziemiach polskich powstawał nie w wyniku podziału pracy wewnątrz jednolitego państwa, lecz przez sto lat kształtował się jako fragment struktury przemysłowej państw zaborczych. Stąd wynikło jego niedostosowanie do nowych potrzeb i nowych zadań.

Przed krajem piętrzyły się więc ogromne trudności. Co więcej, nie można było ich rozwiązywać kolejno, ale — ze względu na pilność — należało zajmować się właściwie wszystkim naraz. A więc unifikacją waluty, zmianami przepisów prawa, ujednoliceniem transportu, uruchamianiem wytwórni niezbędnych do celów wojskowych itd. Wszystko to musiało dokonywać się w okresie, gdy równocześnie wytyczano granice państwowe, podjęto odbudowę zniszczeń i prowadzono wojnę na wschodzie. Dołączyły się do tego pewne różnice polityczne i odrębne nawyki wykształcone w czasie stu lat niewoli. Ludność zaboru pruskiego wykazywała na przykład duże poszanowanie dla przepisów prawa, gdy mieszkańcy Królestwa raczej starali się je omijać. Co nie mniej ważne, między Polakami mie-

28

szkającymi w różnych dzielnicach — mimo łączącej ich miłości do kraju — występowały pewne antagonizmy mię-dzydzielnicowe, które utrudniały konsolidację.

Na ogół niechętnie spoglądano na przybyszów z innych zaborów, którzy obejmowali odpowiedzialne stanowiska w administracji. Krążyły złośliwie anegdotki, których bohaterami byli mieszkańcy innych ziem, do niedawna odciętych granicami.

Tego rodzaju antagonizmy regionalne — nieraz znacznie ostrzejsze — nie były zjawiskiem wyjątkowym. Spotykamy je również dziś we Francji, RFN, Włoszech i w innych krajach. Dla narodu, który dopiero niedawno uzyskał niepodległość, nie miał ciągłości własnego bytu państwowego i zmierzał do rzeczywistego zjednoczenia, konflikty dzielnicowe mogły okazać się niebezpieczne. Przezwyciężenie ich wymagało rozwagi ze strony polityków i odpowiedniego postępowania. W skład rządu na przykład powinni byli wejść przedstawiciele różnych dzielnic, w przeciwnym bowiem razie groziłby rządowi bojkot w tych częściach kraju, z których zabrakło przedstawicielstwa.

W warunkach gospodarki kapitalistycznej rozwiązywanie wielu problemów unifikacji napotykało poważne trudności. Wynikały one z istnienia prywatnej własności środków produkcji. Państwo nie mogło przedsiębiorcy niczego nakazać ani zakazać. Jeżeli nie chciał, mógł nie uruchamiać produkcji; jeżeli chciał, mógł ją podejmować, ale produkował nie towary najbardziej potrzebne ze względów gospodarczych czy społecznych, ale takie, które zapewniały największe zyski. Państwo było w stanie tylko pośrednio oddziaływać na kierunki produkcji — obniżając lub podwyższając podatki, obniżając lub podwyższając cła, udzielając kredytów i lokując zamówienia. Oddziaływanie pośrednie dawało jednak skromniejsze rezultaty niż bezpośrednie kierownictwo. Co więcej, w ówczesnych warunkach gospodarki kapitalistycznej niemożliwe było jakiekolwiek centralne zarządzanie ekonomiką czy ustalanie chociażby

głównych kierunków rozwoju lub właściwych proporcji j produkcji. O wszystkim decydowały żywiołowe prawa ryn- i ku, a w ostatniej instancji — wysokość zysku. Stąd koszty j ujednolicania gospodarki były wysokie. Wiele poczynań okazało się chybionymi lub błędnymi, ale na to nie było praktycznie żadnej rady. Jedynym rozwiązaniem byłaby nacjonalizacja przemysłu, a to w warunkach zdobycia władzy przez zwolenników gospodarki kapitalistycznej nie mogło być brane pod uwagę.

Zestawiając wykaz problemów gospodarczych, wymagających unifikacji, z tempem jej dokonywania, należy stwierdzić, że mimo licznych trudności przebiegała na ogół sprawnie. Najszybciej doszło do ujednolicenia waluty i ceł, następnie zaczęły wyrównywać się koszty utrzymania, wytwarzać jednolity system organizacji aparatu gospodarczego. Później doszło do wykształcenia się jednolitego i przystosowanego do potrzeb nowego państwa układu komunikacji kolejowej i drogowej. Wymagało to jednak budowy wielu nowych linii kolejowych, które wiązały ośrodki i obszary dotychczas pozbawione bezpośredniego połączenia. Rozbudowa kolei pozwoliła na ożywienie wymiany towarowej między różnymi dawnymi dzielnicami. Wyroby przemysłu Górnego Śląska zaczęły docierać nie tylko na obszar byłego zaboru pruskiego, ale coraz dalej w głąb kraju. Podobnie produkty innych dzielnic przemieszczały się swobodnie. Doprowadziło to do pewnego wyrównywania cen, standardów oraz wewnętrznej konsolidacji przemysłu. Jeśli do 1919 r. przemysł każdego zaboru związany był odrębnymi porozumieniami kartelowymi z przemysłem państw zaborczych, to po wojnie zaczęły się tworzyć nowe ogólnopolskie związki monopolowe grupujące wytwórców z różnych dzielnic kraju.

Kształtowanie się jednolitego rynku oraz nowej struktury przemysłu, dostosowanej do jego potrzeb, przebiegało jednakże z pewnymi trudnościami. Zwłaszcza przemysł włókienniczy przeżywał kłopoty związane z niedostatecz-

80

nym kręgiem nabywców. W dalszym ciągu handel wiązał nasz kraj przede wszystkim z Niemcami oraz sukcesorami monarchii habsburskiej (Austria, Czechosłowacja, Węgry). W 1923 r. aż 57% polskiego przywozu pochodziło z tych krajów, a kierowało się tam 67% wywozu. Istotne zmiany nastąpiły dopiero w wyniku gospodarczego konfliktu polsko-niemieckiego po 1925 r., a zwłaszcza w latach wielkiego kryzysu 1930—1935; w 1932 r. już tylko 30% ogólnej wartości importu pochodziło z wymienionych państw, a lokowano tam 33% eksportu. Mimo więc dokonujących się zmian, historycznie ukształtowane powiązania zewnętrzne pozostały ciągle jeszcze silne.

Potrzeby życia gospodarczego i sprawnego zarządu państwem zmuszały do unifikacji przepisów prawa. Stosunkowo łatwo uporano się z ujednoliceniem ceł na różnych granicach oraz z ujednoliceniem ustawodawstwa ochronnego dla robotników (odrębność zachował tylko Górny Śląsk).

Natomiast pozostałe działy prawa poddawały się zabiegom unifikacyjnym ze stosunkowo dużymi oporami. Na przykład podatek gruntowy przez długi okres oparty był w każdym dawnym zaborze na zupełnie innych zasadach wymiaru. Przeciętne obciążenie z tytułu tego podatku układało się różnie na różnych obszarach. Na przykład z jednego hektara gruntu obciążenie w przeliczeniu na złote franki wynosiło w 1913 r. na kresach wschodnich 0,32, w zaborze pruskim — 0,94, w Galicji — 1,18, a w Królestwie Polskim — 1,36. Wprowadzenie jednolitej stawki na terenie całego kraju było trudne, ponieważ wskutek tego pewne dzielnice zyskałyby, a inne straciły. Mogłoby to zachwiać istniejącą w rolnictwie kalkulację. Gdyby za podstawę przyjęto stawkę najniższą, to zmniejszyłyby się wpływy podatkowe, co przyjęte zostałoby ze zrozumiałym zadowoleniem przez płatników, ale zachwiałoby systemem finansowym państwa i samorządów. Reformując podatki państwo w ówczesnej sytuacji musiało liczyć się nie tylko z własnymi interesami fiskalnymi, ale i z wieloma innymi

31

okolicznościami, a więc z reperkusjami politycznymi podejmowanych reform, z koniecznością takiego ustawienia stawek, aby zapewniały prywatnym producentom dostatecznie duży margines zysku. Pozostawiając zaś podatek w wymiarze ustalonym przez zaborców, siłą rzeczy preferowano by rolnictwo dzielnic, w których stawki ukształtowały się na najniższym poziomie. Słowem, problem był niezmiernie trudny do rozwiązania. Dlatego też jednolity dla całej Polski wymiar podatku gruntowego wprowadzono dopiero w 1936 r. Analogiczne lub podobne trudności występowały i w wielu innych sprawach.

Pod koniec okresu międzywojennego na ogół wszystkie zasadnicze działy prawa były już zunifikowane.

Jedna tylko sprawa, ale o niezwykle wysokim ciężarze gatunkowym, nie doczekała się rozwiązania. Chodzi tu o wyrównywanie się poziomu gospodarczego między różnymi obszarami kraju. Z wagi tego zagadnienia władze zdawały sobie sprawę. Różny poziom ekonomiczny stanowił bowiem poważny hamulec w rozwoju gospodarczym całego państwa. Chłonność obszarów zacofanych była prawie równa zeru. O różnicach w poziomie gospodarczym wspominaliśmy już porównując wydajność z hektara. W okresie międzywojennym różnice te uległy pewnemu zmniejszeniu, ale nadal bardzo wyraźnie odcinał się poziom tak zwanej Polski A, grupującej obszary o wyższym stopniu rozwoju (zachód i centrum kraju), od tak zwanej Polski B, pozostającej na znacznie niższym poziomie gospodarowania (wschód i południe). Dawało to znać o sobie przy porównywaniu wysokości produkcji, w strukturze zawodowej ludności, jak też w rozmiarach konsumpcji.

Sądzimy, że ta ostatnia sprawa szczególnie dobitnie wskazuje na występujące różnice. I tak w 1937 r. spożycie cukru na jednego mieszkańca w województwach zachodnich wyniosło na przykład 17,8 kg, w centralnych — 12,9 kg, w południowych — 8,4 kg, a we wschodnich 6,1 kg; spożycie tytoniu odpowiednio przedstawiało wartość 25 zł

32

na zachodzie, 13 zł w centrum, 16 zł na południu i 7 zł na wschodzie. Również w dziedzinie wytwórczości różnice pozostawały ogromne. Zmniejszyła się rozpiętość w wydajności z hektara w produkcji rolnej, ale praktycznie nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o rozmieszczenie przemysłu. Dopiero w 1937 r. podjęto próbę rozwinięcia wytwórczości na obszarach tzw. Centralnego Okręgu Przemysłowego, leżącego na zacofanych przeważnie obszarach części województw krakowskiego, lubelskiego, lwowskiego i kieleckiego. Ale nawet ta udana inicjatywa nie mogła zmienić rolniczego charakteru objętych nią ziem na przemysłowy lub przemysłowo-rolniczy. Inna rzecz, że realizacja COP została przerwana przez napad Niemiec hitlerowskich w 1939 r., trudno więc oceniać perspektywy dalszego rozwoju, snuć można jedynie dość dowolne horoskopy. Na całych kresach wschodnich, od Wileńszczyzny na północy, do Za-leszczyk na południu, przemysł do ostatnich dni Drugiej Rzeczypospolitej praktycznie nie istniał.

Wprawdzie wydawać się mogło, że osiągnięto znaczny postęp pod względem rozmiarów zatrudnienia robotników w województwach wschodnich, gdyż w 1938 r. w województwach nowogródzkim, poleskim, wileńskim i wołyńskim liczba pracujących w średnim i wielkim przemyśle wzrosła do 30,8 tyś. w porównaniu z 18,4 tyś. w 1928 r. Wzrost wynosił więc aż 67%. Jednak w stosunku do liczby mieszkańców wymienionych województw robotnicy ci stanowili w 1928 r. zaledwie około 0,33%, a w 1938 r. — 0,55%. Rzeczywiste znaczenie zmian było więc znikome. Dla porównania dodajmy, że w woj. śląskim odsetek robotników (bez rodzin) wynosił w 1938 r. niemal 11% ludności.

Dysproporcje odziedziczone po zaborcach — mimo pewnych prób ich zatarcia — nadal więc pozostały. Nie mogły one zostać radykalnie zniesione, czy nawet zmniejszone, ze względu na ówczesną politykę gospodarczą. Kapitalista prywatny tam lokował przedsiębiorstwo, gdzie był blisko

33

rynek zbytu i rynek surowców, gdzie była rozbudowana infrastruktura w postaci sieci kolejowej i drogowej, instalacji energetycznych i wodociągowych itd. Stąd nowe zakłady prawie z reguły lokalizowano w tradycyjnych okręgach przemysłowych. Państwo przez długi czas (oprócz okresu wojny polsko-radzieckiej) niemal nie włączało się w bezpośrednią działalność wytwórczą. Dopiero po wielkim kryzysie lat 1929—1935, kiedy rozpoczęto nakręcanie koniunktury w drodze inwestycji, rząd zaczął budować nowe fabryki, m. in. na obszarach dotychczas zacofanych, głównie na terenach Centralnego Okręgu Przemysłowego i w Gdyni. Zachęcał również do tego prywatnych kapitalistów obniżając podatki tym, którzy podjęli inwestycje w Centralnym Okręgu Przemysłowym. Zachętą była też rozwijana przez rząd na koszt państwa budowa infrastruktury, jak i tworzący się tam na skutek industrializacji rynek zbytu. Prywatny kapitał sam jednak nie podjąłby takich inwestycji, gdyż przynosiły mniejsze dochody niż analogiczne inwestycje dokonywane w innych ośrodkach. Stąd też dopiero gdy rząd włączył się do bezpośredniej działalności inwestycyjnej na większą skalę, pojawiły się pewne tendencje do wyrównywania dysproporcji regionalnych w rozmieszczeniu zakładów przemysłowych.

Nie dotyczyło to jednak województw wschodnich. Ograniczone środki, którymi dysponowało państwo, oraz niezbyt zachęcające dla prywatnych przedsiębiorców warunki miejscowe spowodowały, że tereny te pozostały na uboczu przedsięwzięć inwestycyjnych. Nie wynikało to z chęci utrwalenia zacofania gospodarczego ziem zachodniej Białorusi i Ukrainy, lecz z niemożliwości jednoczesnego rozwiązywania wszystkich problemów. Rząd na plan pierwszy wysunął zadania, które traktował jako najbardziej pilne. Oczywiście, dla mieszkańców najbardziej upośledzonych województw, żyjących często w skrajnej nędzy, motywy decyzji były obojętne. Trudne warunki życia i brak skutecznej pomocy przyczyniały się do potęgowania wro-

34

giego stosunku do państwa polskiego, reprezentującego obce Białorusinom i Ukraińcom interesy.

Sumując nasze rozważania możemy stwierdzić, że w okresie międzywojennym dokonano wielkiego kroku naprzód w realizacji bardzo trudnego zadania, polegającego na zjednoczeniu gospodarczym kraju. Zaczęły obowiązywać wspólne przepisy, działać wspólne instytucje, ukształtowała się ogólnopaństwowa sieć komunikacyjna. Wytworzyły się więzy gospodarcze, a zwłaszcza handlowe, których nie było w 1914 r. Natomiast nie udało się, mimo pewnych prób, zatrzeć głębokich, odziedziczonych po zaborcach różnic w poziomie rozwoju poszczególnych regionów. Charakter tych dzielnic — rolniczy lub przemysłowy — ich udział w produkcji ogólnokrajowej na ogół utrzymały się na mało zmienionym poziomie. Obszary, które w 1918 r. weszły w skład państwa polskiego jako zacofane, pozostały nimi nadal w 1939 r., te zaś, które miały już wcześniej wyższy poziom rozwoju, nadal utrzymały swój prymat. Wobec tego, że szczególnie zacofaną dzielnicą były kresy wschodnie, potwierdza to tezę, że ich włączenie do Polski nie było rozwiązaniem korzystnym dla kraju.

Społeczeństwo

M!

[ieliśmy już okazję wspomnieć, że przeszło trzecia część ludności państwa polskiego nie była narodowości polskiej. W województwach wschodnich zwarty obszar zamieszkiwali Białorusini i Ukraińcy, w województwach zachodnich rozproszona była ludność niemiecka, w miastach województw centralnych, południowych i wschodnich znaczny odsetek stanowili Żydzi, mniejsze grupy osób innych narodowości występowały w różnych regionach. Jednakże struktura narodowościowa stanowiła tylko jeden z elementów charakteryzujących oblicze naszego społeczeństwa. Postaramy się obecnie zarysować najważniejsze problemy struktury społecznej, wykorzystując przede wszystkim spis ludności z 1931 r.

W końcu 1924 r. państwo polskie zamieszkiwało 28,8 min osób. Liczba ta dość szybko wzrastała, w dniu spisu (9. XII. 1931 r.) osiągnęła 32,1 min, a w końcu 1938 r. 35,1 min (w tym jednak 0,2 min na obszarze tzw. Zaolzia, zajętym przez Polskę jesienią 1938 r.). Większość ludności kraju zamieszkiwała na wsi i utrzymywała się z rolnictwa. W 1931 r. odsetek ludności miejskiej wynosił 27%, co oznaczało wzrost o 2,0% w porównaniu z 1921 r.; do wybuchu wojny urbanizacja postępowała nadal naprzód. W 1931 r. z rolnictwa utrzymywało się 19,3 min osób, a dalsze 0,2 min ze zbliżonych pod względem charakteru pracy — rybactwa, leśnictwa i ogrodnictwa. Tym samym tylko 39% mieszkań-

36

ców Polski utrzymywało się z dochodów osiąganych poza rolnictwem (w tym 19% z pracy w przemyśle i górnictwie). I ten odsetek w ciągu lat międzywojennych wzrastał.

Powyższe wskaźniki charakteryzują w pewnym przybliżeniu poziom rozwoju gospodarczego. Im więcej bowiem ludności żyło z zajęć nierolniczych, tym bardziej był rozwinięty przemysł, co oczywiście świadczyło o wyższym stopniu rozwoju ekonomicznego kraju. Wśród państw europejskich (pomijamy ZSRR ze względu na całkowicie odmienną strukturę ekonomiczną) mniejszy odsetek ludności nierolniczej miały Bułgaria i Jugosławia, zbliżony — Finlandia, Litwa, Estonia i Rumunia, wyższy natomiast Węgry, Grecja, Włochy, Portugalia, Hiszpania, Czechosłowacja, nie mówiąc oczywiście o państwach takich, jak Francja, Wielka Brytania lub Niemcy; ten ostatni kraj miał w 1933 r. 66% ludności utrzymującej się z zajęć pozarolniczych.

Rozmieszczenie ludności rolniczej na terytorium państwa było w najwyższym stopniu nierównomierne. Rolnicy stanowili przytłaczającą większość w województwach wschodnich (w woj. nowogródzkim i poleskim przeszło 80%). Zbliżony charakter miały również województwa lubelskie i białostockie. Na przeciwległym krańcu znajdowało się woj. śląskie, mające zaledwie 12% rolników. Na pozostałych obszarach odsetek ludności rolniczej wahał się od 48 do 60%.

Przyjrzyjmy się ludności, którą w skrócie nazwaliśmy rolnikami. Wśród nich aż 85% (16,5 min osób) stanowili właściciele lub dzierżawcy gospodarstw rolnych oraz ich rodziny; robotników rolnych z rodzinami było prawie 15% (2,8 min osób), niewielką resztę (37 tyś. osób) stanowili pracownicy umysłowi. Wśród właścicieli gospodarstw znajdowali się zarówno posiadacze gospodarstw poniżej l ha, jak też Karol książę Radziwiłł, który miał 155 tyś. ha w województwach poleskim i nowogródzkim. Wśród 3 310 tyś. gospodarstw rolnych w 1931 r. 16,2 tyś. dysponowało obszarem ponad 50 ha. Z dochodów płynących z tych majątków

37

utrzymywało się około 60 tyś. osób, t j. minimalny odsetek ludności Polski.

Nie wszystkich właścicieli wielkich majątków można by zaliczyć do ziemiaństwa, warstwy wywodzącej się jeszcze z czasów feudalnych; np. nie należeli do niej nieliczni obszarnicy narodowości ukraińskiej lub żydowskiej. Jednocześnie ludzie związani z ziemiaństwem odgrywali istotną rolę w innych dziedzinach życia — dyplomacji, wojsku, polityce, administracji, dziennikarstwie itp. Wielu ziemian związało się z burżuazją, uczestnicząc w firmach przemysłowych, bankowych lub handlowych.

Wśród wielkiej rzeszy drobnych rolników przytłaczająca większość reprezentowała gospodarkę drobnotowarową, to znaczy byli to producenci opierający swój byt na pracy własnej i członków rodziny w posiadanym gospodarstwie. Obok nich istniała niezbyt liczna warstwa drobnych kapitalistów wiejskich, którzy korzystali także z dochodów płynących z cudzej pracy (zatrudnianie siły najemnej, udzielanie pożyczek itp.). Trudno jest przeprowadzić ścisłą granicę między tymi dwoma typami gospodarowania. Pewną orientację w tej dziedzinie dają dane o zatrudnianiu robotników.

W całej Polsce w 1931 r. zaledwie 9% gospodarstw o powierzchni poniżej 50 ha korzystało z pracy najemnej. Były wśród nich wprawdzie także niewielkie gospodarstwa należące np. do wdów, które nie mogły same uprawić posiadanej ziemi i których nie możemy traktować jako drobnych kapitalistów. Z drugiej jednak strony, niektórzy rolnicy nie zatrudniali parobków, choć zajmowali się np. lichwiar-stwem i byli bez wątpienia reprezentantami warstwy drobnej burżuazji wiejskiej. Uwzględniając te zastrzeżenia możemy stwierdzić, że grupa drobnych kapitalistów wiejskich liczyła nie więcej niż 250 tyś. osób. Największy odsetek gospodarstw tej kategorii był na zachodzie kraju (20— 23%), podczas gdy na wschodzie wynosił poniżej 9%.

W okresie międzywojennym w całym kraju występowa-

38

ły dwie tendencje. Jedna to wybijanie się spośród rzeszy drobnoto war owych producentów jednostek, które zdołały zgromadzić pewien kapitał i stawały się drobnymi kapitalistami wiejskimi. Jednakże proces ten pozostawał w cieniu dokonującego się rozdrabniania gospodarstw i ubożenia wsi. W rezultacie zmniejszał się odsetek osób, które można by zaliczyć do warstwy drobnych kapitalistów, natomiast wzrastał udział grup najuboższych. Mieczysław Mieszczan-kowski, który analizował zmiany struktury agrarnej Polski międzywojennej, doszedł do wniosku, że “na wsi polskiej dokonywał się rozwój kapitalizmu, dokonywały się procesy koncentracji; procesy dekoncentracji brały jednak nad nimi górę, przy czym w przeobrażeniach tych dominowały procesy proletaryzacji, tzn. dominował bezwzględnie proces zwiększania się liczby gospodarstw niesamowystarczal-nych, gospodarstw biedoty wiejskiej". Przyczyny tego zjawiska tkwiły w ograniczonych możliwościach odchodzenia ludności ze wsi do miasta, w głodzie ziemi, zmniejszeniu emigracji. Ważnym momentem stała się także pogarszająca się od końca 1928 r. do 1935 r. koniunktura rolna.

Już z przytoczonych danych o zróżnicowaniu struktury ludności rolniczej między województwami wynika, że na zachodzie państwa rolnictwo miało charakter bardziej kapitalistyczny. Nic dziwnego, że w województwach poznańskim i pomorskim zamieszkiwało aż 21% ogólnej liczby robotników rolnych. Województwa północno-wschodnie. miały zaś przede wszystkim charakter drobnochłopski; w woj. białostockim, wileńskim, nowogródzkim i poleskim żyło zaledwie 10% ogółu robotników rolnych.

Powoli przeprowadzana parcelacja wielkiej własności ziemskiej nie mogła zahamować procesu rozdrabniania gospodarstw chłopskich. Nie miała ona większego znaczenia dla Białorusinów i Ukraińców, gdyż władze państwowe dążyły do osadzania w województwach wschodnich przede wszystkim osadników Polaków w celu zmiany oblicza narodowego wsi w tej części państwa. Proces rozdrabniania

39

gospodarstw był więc szczególnie widoczny na ziemiach białoruskich; rolnicy ukraińscy zdołali natomiast nieco powiększyć swój stan posiadania, wykupując ziemię z rąk polskich.

Z odmiennego charakteru gospodarowania wynikało też szereg odmiennych zjawisk w strukturze społecznej ludności. W województwach zachodnich warstwa robotników rolnych zdołała wytworzyć silne więzy klasowe i wykształcić swoistą dumę zawodową. Natomiast na ziemiach białoruskich świadomość społeczeństwa wykazywała jeszcze ciągle silne przeżytki feudalne. Żywe pozostawały tradycje podziału stanowego — na szlachtę, chłopów i mieszczan — choć przedstawiciele tych trzech stanów często nie różnili się pozycją majątkową, religią, mową, a tylko pochodzeniem ginącym w pomroce wieków. Wielka własność ziemska zachowywała tam tradycje Rzeczypospolitej szlacheckiej także i w stosunku do chłopów. Zatrudniano w dużym stopniu robotników sezonowych rekrutowanych spośród drobnych rolników, podczas gdy mniejsze znaczenie mieli stali robotnicy rolni. Wśród tych ostatnich utrzymywały się nadal więzy łączące ich ze wsią, byli oni nie tyle częścią klasy robotniczej, co zubożałymi chłopami.

Wśród 12,3 min osób utrzymujących się w 1931 r. z zajęć nierolniczych niemal połowa utrzymywała się z górnictwa i przemysłu. Pozostałe główne grupy zawodowe to: handel i ubezpieczenia, komunikacja i transport, służba publiczna i kościół, służba domowa, szkolnictwo i kultura oraz lecznictwo i profilaktyka; nieco ponad l min osób utrzymywało się bez pracy (emeryci, rentierzy, osoby wykolejone itp.).

Kierowniczą rolę w polityce i gospodarce kraju odgrywały klasy posiadające. Według szacunku wybitnego ekonomisty, żyjącego przed wojną, Ludwika Landaua w 1927 r. korzystający z zysku przedsiębiorcy stanowili około 3,6% ogółu ludności poza rolnictwem, czyli 386 tyś. osób. Naszym zdaniem obliczenie to jest nieco zbyt wysokie, a w

40

1931 r. drobna, średnia i wielka burżuazja w Polsce liczyła wraz z rodzinami nie więcej niż 300 tyś. osób (2,4% ludności poza rolnictwem). Rzecz zrozumiała, że zaledwie niewielka część tych ludzi wywierała rzeczywisty wpływ na życie polityczne i ekonomiczne. Większość stanowili przecież różnorodni drobni i średni przedsiębiorcy. Wielki kapitał w Polsce był w znacznej mierze podporządkowany zagranicznym ośrodkom dyspozycyjnym.

Do kierowniczej grupy burżuazji zwanej oligarchią finansową należały w końcu lat dwudziestych w Polsce zaledwie 92 osoby. Łączyły one w swych rękach zarówno wielkie kapitały, jak i zarząd wieloma przedsiębiorstwami. Na liście tych 92 nazwisk przedstawicieli polskiej oligarchii finansowej stosunkowo dużą część stanowili cudzoziemcy lub Polacy ściśle związani z interesami obcego kapitału. Przedstawiciele oligarchii finansowej odgrywali też dużą rolę w życiu politycznym kraju, piastując często stanowiska ministerialne, zasiadając w obu izbach parlamentu i uczestnicząc w różnych ciałach doradczych rządu.

Drugą warstwę utrzymującą się z zajęć %ierolniczych, która dysponowała własnymi środkami produkcji, stanowiło tzw. drobnomieszczaństwo, czyli przedsiębiorcy typu drobnotowarowego (rzemieślnicy, kupcy detaliczni itp.). Trudno jest przeprowadzić granicę między drobnym kapitalistą a przedsiębiorcą drobnotowarowym, zwłaszcza że w różnych okresach pewne grupy osób mogły przechodzić z jednej kategorii do drugiej. Niewątpliwie jednak do gospodarki drobnotowarowej można włączyć wszystkich przedsiębiorców nie zatrudniających pracowników (handel, rzemiosło) oraz niektórych rzemieślników zatrudniających niewielu czeladników. Z szacunkowych obliczeń wynika, że w całej Polsce z gospodarki drobnotowarowej utrzymywało się nieco ponad 25% ludności nierolniczej. Wśród rzemieślników dla tej warstwy najbardziej charakterystyczną postacią był krawiec lub szewc; inne kategorie zawodowe — mniej liczne — stanowili stolarze, cieśle, kowale, ślu-

41

sarze, piekarze. Sytuacja wielu z nich zbliżała się do położenia robotników. Zwłaszcza wśród krawców i szewców często można było spotkać właścicieli warsztatów, którzy pracowali na zlecenie przedsiębiorców dostarczających surowiec i organizujących sprzedaż. W handlu typowymi przedstawicielami tej warstwy byli kupcy, prowadzący swe “przedsiębiorstwa" w pomieszczeniach “nie posiadających ani wyglądu, ani charakteru pokoju" (są to słowa ustawy określającej, jakie przedsiębiorstwa wykupywały IV kategorię świadectw przemysłowych); w 1931 r. 40% wszystkich sklepów w Polsce odpowiadało tej definicji.

Statystyki podatkowe wskazują, że pod koniec lat dwudziestych udział przedsiębiorstw drobnotowarowych wśród ogółu przedsiębiorstw polskich stopniowo malał; wpłynęła na to pomyślna koniunktura gospodarcza. Od 1930 r. jednakże rozpoczął się wzrost odsetka przedsiębiorstw drobnotowarowych. Proces ten najwyraźniej wystąpił w handlu, gdyż w 1938 r. już niemal 73% sklepów zaliczano do najbardziej prymitywnej kategorii. Pozwala to sformułować opinię, że okres międzywojenny przyniósł rozwój liczebny drobnomieszczaństwa, choć zarazem jego pauperyzację.

W województwach zachodnich warstwa ta była stosunkowo bardziej zamożna i miała wyższe kwalifikacje zawodowe. Obok drobnomieszczaństwa polskiego z okresu żabo- j ru przetrwało także drobnomieszczaństwo niemieckie; obydwie te grupy toczyły zaciętą walkę konkurencyjną, zapoczątkowaną przez Polaków jeszcze przed 1914 r., jako jeden z elementów oporu przed germanizacją.

W województwach centralnych i wschodnich wielki odsetek drobnomieszczaństwa stanowili Żydzi. Przeważali oni w handlu, szewstwie i krawiectwie. Splot przyczyn obyczajowych, ekonomicznych i politycznych uniemożliwiał im przejście do pracy w przemyśle, choć wymienione wyżej zajęcia przynosiły skrajnie niskie zarobki większości zatrudnionych w nich osób.

Najliczniejszą grupę wśród ludności nierolniczej stano-

42

wiła klasa robotnicza. Gdy o niej mowa, najczęściej myślimy o zatrudnionych w wielkim przemyśle górnikach, hutnikach, włókniarzach lub też np. kolejarzach. Ta część klasy robotniczej była jednakże w Polsce międzywojennej stosunkowo nieliczna. W grudniu 1931 r. wśród 1,2 min robotników pracujących w przemyśle i górnictwie zaledwie połowę zatrudniały zakłady o co najmniej 20 pracownikach.

Do robotników wielkich zakładów pracy zaliczyć też należy pracowników kolei, komunikacji miejskiej, poczty; stanowili oni w 1931 r. 0,2 min osób. Łącznie więc robotników zatrudnionych w wielkich i średnich przedsiębiorstwach było około 0,8 min. W drobnych zakładach pracy zarobkowało 0,6 min robotników przemysłowych, 0,2 min robotników handlu; w zbliżonej sytuacji społecznej znajdowało się jeszcze 0,4 min służby domowej oraz 0,3 min robotników w innych działach. Łącznie więc 1,5 min robotników zarobkowało w różnorodnych drobnych zakładach pracy, a oprócz nich około 0,6 min pozostawało bez pracy.

Jak wynika z powyższych liczb, proletariat wielkoprzemysłowy stanowił mniejszość wśród polskiej klasy robotniczej. Główne gałęzie, w których były wielkie przedsiębiorstwa, to górnictwo, hutnictwo, przemysł włókienniczy i metalowy. Robotnicy zatrudnieni w drobnych zakładach pracowali przede wszystkim w przemyśle odzieżowym, spożywczym, budownictwie, handlu. Do tej samej kategorii zaliczyć też trzeba woźnych, sprzątaczki, dozorców itp., a także służbę domową. Ta ostatnia grupa w grudniu 1931 r. niemal dorównywała liczbie robotników wielkiego i średniego przemysłu przetwórczego (bez górnictwa i hutnictwa)!

W okresie międzywojennym wzrastała liczebność klasy robotniczej, wzrastał także, choć powoli, jej odsetek wśród ogółu ludności Polski. Jednocześnie wśród robotników utrzymywała się bez większych zmian (jeśli pominiemy wahania koniunkturalne) liczba zatrudnionych w wielkim

43

i średnim przemyśle, podczas gdy wzrastała liczba bezrobotnych oraz liczba zatrudnionych w małych zakładach pracy.

Według przybliżonych obliczeń w 1938 r. było w Polsce nieco ponad 5 min robotników (nie licząc rodzin), z tego niecałe 1,3 min czerpało środki utrzymania z pracy w rolnictwie, leśnictwie, ogrodnictwie i rybactwie. W wielkim i średnim przemyśle pracowało 800 tyś. robotników, na kolejach i na poczcie około 200 tyś. Bez pracy pozostawało blisko 700 tyś. robotników.

Charakterystycznym zjawiskiem było, że skład narodowy klasy robotniczej wiązał się w znacznej mierze z podziałem na robotników wielkoprzemysłowych oraz zatrudnionych w małych zakładach pracy. W celu przedstawienia tego problemu posłużyć się musimy danymi o strukturze wyznaniowej, gdyż innych nie ma; oczywiście pamiętać należy, iż struktura wyznaniowa tylko częściowo informuje nas o strukturze narodowościowej w przemyśle. W 1931 r. aż 81% robotników wyznania mojżeszowego prace-wało w zakładach najmniejszych, podczas gdy wśród robotników katolików odsetek ten wynosił 42%. Na przeszło 150 tyś. kolejarzy Żydzi stanowili mniej niż 0,5 tyś. Zjawisko to wynikało z szeregu przyczyn historycznych, obyczajowych, a także i religijnych; niemałe znaczenie miało też nastawienie części przedsiębiorców i prawicowych polityków. Podobnie stosunkowo niewielu Białorusinów i Ukraińców znaleźć można było wśród robotników wielkich i średnich przedsiębiorstw. Pracowali oni zwłaszcza w tych działach, gdzie nie wymagano zbyt wysokich kwalifikacji. Odmiennie natomiast kształtowała się sytuacja wśród robotników niemieckich. Za czasów zaborów znajdowali się oni w pozycji uprzywilejowanej, toteż stosunkowo wyższy odsetek wśród nich niż wśród Polaków stanowili wykwalifikowani rzemieślnicy, majstrowie, sztygarzy itp. W okresie międzywojennym uprzywilejowane stanowisko Niemców ulegało osłabieniu, natomiast nie zmie-

44

niła się w istotny sposób struktura zatrudnienia innych grup narodowych.

Dotychczasowe rozważania prowadzą do wniosku, że w Polsce międzywojennej istniały znaczne różnice struktury społecznej między poszczególnymi grupami narodowymi. Próbę odrębnego oszacowania struktury społecznej ludności polskiej podjął historyk Janusz Żarnowski. Według niego wśród osób poczuwających się do przynależności do narodu polskiego i żyjących w granicach państwa polskiego chłopi stanowili 46%, robotnicy 35% (w tym robotnicy rolni 10%), drobnomieszczaństwo 6%. Według naszych szacunków wśród Białorusinów było 7,4% robotników, wśród Ukraińców 12,7% (w obydwu wypadkach przeważali robotnicy rolni), wśród Żydów 19,2% (niemal wyłącznie poza rolnictwem), wśród Niemców 20%.

Odrębną grupę społeczną tworzyła inteligencja. W 1931 r. pracownicy umysłowi wraz z przedstawicielami wolnych zawodów stanowili (wraz z rodzinami) około 12% ogółu ludności nierolniczej. Warstwa ta była bardzo zróżnicowana wewnętrznie. Z jednej strony trudno byłoby przeprowadzić wyraźną granicę między górnymi jej grupami a klasami posiadającymi (łączyły je więzy rodzinne, towarzyskie i zawodowe), z drugiej zaś strony — niższe jej warstwy przeplatały się z drobnomieszczaństwem i klasą robotniczą. Inteligencja stanowiła warstwę, która w okresie międzywojennym szybko się rozwinęła. Niepodległe państwo musiało rozbudować własny aparat administracyjny, wojsko, szkolnictwo.

Zwłaszcza ta ostatnia dziedzina miała wielkie społeczne znaczenie. Według danych spisu ludności z 1921 r. aż 33% osób w wieku 10 lat i więcej nie umiało czytać ani pisać. Odsetek ten wahał się od 2,6% w woj. śląskim do 71,0% w woj. poleskim. W ciągu krótkiego czasu po odzyskaniu niepodległości trzeba było stworzyć nowy system oświatowy, zastępując szkoły niemieckie i rosyjskie polskimi, a w niektórych regionach zakładając je tam, gdzie dotąd

45

szkolnictwo praktycznie nie istniało. Wymagało to nie tylko wielkiego wysiłku organizacyjnego i finansowego, lecz także poświęcenia ze strony nauczycieli, którzy musieli podejmować pracę w odciętych od świata okolicach i prowadzić ją w trudnych warunkach materialnych, ucząc dzieci nieraz pozbawione nawet elementarnych przyborów szkolnych.

W 1924/1925 r. nauczaniem początkowym objęto 79,5% dzieci w wieku szkolnym, w 1928/1929 już 93,3%. Ocenić to należy jako duże osiągnięcie, mimo licznych niedostatków systemu nauczania. Wielki kryzys gospodarczy odbił się jednak ujemnie na stanie oświaty w Polsce. W rezultacie w 1938/1939 r. tylko 90,6% dzieci w wieku od 7 do 13 lat uczęszczało do szkoły. Stan taki wynikał zarówno z niewystarczających sum przeznaczonych w budżecie państwa i samorządów na oświatę, jak też z powodu nędzy wsł. W niektórych regionach dzieci z najuboższych rodzin — zwłaszcza na wsi — nie mogły chodzić do szkoły z powodu braku obuwia i ubrania.

Podane wskaźniki nie wystarczają jednak do oceny stanu oświaty. Mimo dużej poprawy w latach dwudziestych większość dzieci uczęszczała tylko do szkół nisko zorganizowanych, które nie dawały możliwości uzyskania pełnego wykształcenia podstawowego ani dostępu do szkół średnich. W 1927/1928 r. zaledwie 28% uczniów ukończyło najwyżej zorganizowane siedmioklasowe szkoły powszechne (na wsi odsetek ten wynosił tylko 10%).

Szkoły średnie ogólnokształcące kończyło niewielu uczniów. W 1922/1923 r. świadectwa dojrzałości otrzymało 8,1 tyś. absolwentów, w 1934/1935 r. — 13,7 tyś. (zmiana ustroju szkół utrudnia porównania z okresem późniejszym).

Specyficznym zagadnieniem było nauczanie w języku ojczystym dla tzw. mniejszości narodowych. W 1929/1930 r. wśród 3,7 min uczniów szkół powszechnych (w 1937/1938 r. 4,9 min) do szkół z ukraińskim językiem nauczania uczęszczało 93,6 tyś., czyli 2,5% (w 1937/1938 r. 58,8 tyś., czyli

46

1,2%), białoruskim — 2,0 tyś., czyli 0,1% (w 1937/1938 r. takich szkół nie było); do szkół dwujęzycznych polsko-ukraińskich chodziło 332,0 tyś. dzieci, czyli 9,0% (w 1937/ 1938 r. 474,4 tyś., czyli 9,8%), do polsko-białoruskich 6,2 tyś., czyli 0,2% (w 1937/1938 r. 0,8 tyś., czyli 0,02%). Liczby te wymownie świadczą, że szkoły powszechne służyły jako instrument polonizacji Białorusinów i Ukraińców. Dobrze natomiast było rozbudowane szkolnictwo niemieckie, a w pewnej mierze także żydowskie.

Stosunkowo mało było szkół zawodowych na poziomie średnim lub niższym. Szybciej natomiast rozwijały się szkoły wyższe. W 1924/1925 r. wszystkie wyższe uczelnie miały 38,0 tyś. słuchaczy i wydały 2,9 tyś. dyplomów. W 1936/1937 r. liczby te wzrosły do 48,2 tyś. i 6,1 tyś. Wśród studentów przeważali słuchacze kierunków humanistycznych, podczas gdy mniej osób kończyło studia politechniczne i rolnicze.

Rozbudowa szkolnictwa prowadziła do wzrostu liczby inteligencji. Deficyt kadr urzędniczych, oświatowych, technicznych, medycznych itp., który występował w początkowym okresie niepodległości, został w krótkim czasie przezwyciężony. Jednak możliwości wzrostu liczby pracowników o średnim i wyższym wykształceniu hamowała niepomyślna sytuacja gospodarcza kraju. Mimo niedostatecznej rozbudowy szkół podstawowych w latach trzydziestych doszło do zjawiska zwanego nadprodukcją inteligencji. Według przybliżonych szacunków Tadeusza Czajkowskiego w latach 1930—1933 przeciętnie rocznie otrzymywało pracę około 14 tyś. nowych pracowników umysłowych (część w rezultacie zwalniania pracowników starszych wiekiem), natomiast przeciętna roczna liczba absolwentów szkół średnich i wyższych wynosiła około 33 tyś. Duża ich część pomnażała więc szeregi bezrobotnych.

Koniunktura

I!

"lekroć wypada nam jakieś spotkanie z oso-Lbami interesującymi się okresem międzywojennym, tylekroć po wszystkich wywodach i omówieniach zawsze pada jedno i to samo pytanie — czy koniec końców gospodarka Polski rozwinęła się w latach 1918— 1939, czy też upadła, bądź znalazła się w stanie stagnacji nie wykazując ani postępu, ani regresu. W pytaniu tym, w pełni zresztą usprawiedliwionym i ważnym, brak jednego istotnego elementu, a mianowicie określenia, o jaki okres pytającemu chodzi. Słuchacz lub czytelnik przyzwyczajony do stałego wzrostu gospodarczego Polski Ludowej, gdzie różnice między poszczególnymi latami ograniczają się jedynie do zmian w tempie rozwoju, zupełnie zapomina, że rozwój krajów kapitalistycznych w okresie międzywojennym dokonywał się na odmiennych zasadach. Sytuacja w różnych okresach zależała przede wszystkim od ustawicznie zmieniających sią faz koniunktury. Po okresach bardzo wysokiego rozwoju następowały okresy równie głębokich załamań. Zmienność faz była przy tym niezwykle szybka — żadna w interesującym nas okresie nie trwała w Polsce dłużej niż 3—4 lata.

Stąd właśnie wynika zasadnicza trudność w udzieleniu jednoznacznej odpowiedzi na stawiane pytanie. Inaczej bowiem będziemy musieli ocenić sytuację gospodarczą Polski

48

w latach depresji i kryzysu, inaczej zaś w okresie wzrostu koniunktury.

Zanim więc spróbujemy przedstawić nasze stanowisko w wymienionej kwestii, musimy scharakteryzować przebieg koniunktury w Polsce. Jest to niezwykle ważne, gdyż znajomość jej zmian pozwala na uzmysłowienie sobie, przez jaki okres panowały w gospodarce polskiej korzystne, a przez jaki — niekorzystne stosunki. Dopiero w tym świetle będą miały sens dalsze rozważania o osiągniętym poziomie wytwórczości, będzie można orientować się, czy uzyskane osiągnięcia miały długotrwały charakter, czy też były sukcesami krótkotrwałymi. Trzeba też przypomnieć, że zmienność cyklu koniunkturalnego dotyczyła nie tylko globalnej wielkości produkcji przemysłowej, ale również wielu innych spraw, np. poziomu zatrudnienia, wysokości zarobków, spożycia, oszczędności itp.

Poprawa koniunktury oznaczała zwiększenia zatrudnionych w przemyśle

Wzrost liczby pracujących w miastach i ich rosnące zarobki oddziaływały na zwiększenie konsumpcji m. in. artykułów rolnych, dzięki czemu zwyżkowały ceny towarów zbywanych przez rolników. Dobra koniunktura w przemyśle oddziaływała więc i na poprawę położenia wsi. Również przedstawiciele klas posiadających czerpali znacznie większe zyski w okresach, gdy przemysł i rolnictwo rozwijały się dobrze. A więc globalny wzrost produkcji przemysłowej, mimo że pozornie wydawał się bardzo odległy od spraw bytowych każdego człowieka z osobna, miał na jego życie wpływ zasadniczy. W znacznym stopniu bowiem decydował nie tylko o poziomie warunków bytu robotników i urzędników zatrudnionych w fabrykach, ale oddziaływał też na położenie prawie całej ludności kraju. Oczywiście w stopniu tym większym, im bardziej ludność ta związana była ze stosunkami rynkowymi, z wymianą towarową. Spadek koniunktury powodował zmniejszenie produkcji

49fabryk czy ich zamykanie, a tym samym oddziaływał na wzrost bezrobocia. Malała też liczba ludzi mogących dokonywać zakupów wyrobów przemysłu i rolnictwa. Co więcej, im bardziej rosła liczba bezrobotnych, tym silniej zniżkowały płace robocze. Pracodawca mógł bowiem na miejsce zwolnionego pracownika przyjąć za niższą opłatą innego. Bezrobotny, nie mający żadnych środków, aby zapewnić mieszkanie i wyżywienie sobie i rodzinie, gotów był podjąć pracą za każde, nawet najniższe wynagrodzenie, często zupełnie nie licząc się, że w ten sposób pozbawia pracy innych i powoduje obniżkę płac. Zatrudnieni robotnicy, broniąc się przed redukcjami, siłą rzeczy musieli godzić się na niższe wynagrodzenie.

A więc bezrobocie powodowało nie tylko zmniejszenie potencjalnej liczby nabywców, ale również ograniczało zdolność nabywczą pozostałych pracowników. Malały zakupy. Nie mogło to pozostać bez wpływu na poziom cen, zwłaszcza artykułów rolnych. Chłop sprzedając swe produkty mógł w okresie kryzysu otrzymać jedynie część tego, co dostałby sprzedając tę samą ilość plonów w okresie dobrej koniunktury. Jeżeli zaś otrzymywał mniej pieniędzy, mógł kupić znacznie mniej wyrobów przemysłowych czy brakującej mu żywności. A gdy potrzebował pieniędzy na zapłacenie podatków czy spłatę długów — musiał zwiększać ilość sprzedawanych produktów. W gospodarstwach mało-i średniorolnych z reguły dokonywało się to poprzez u-szczuplanie własnej konsumpcji. Chłop nie mógł dowolnie zwiększać produkcji, a kiedy musiał więcej towarów sprzedawać, mniej jadł.

Dotychczas zwracaliśmy uwagę na niektóre gospodarcze aspekty zmian koniunktury. Nie wyczerpuje to jednakże sprawy. Przebieg koniunktury odbijał się również na całym życiu politycznym kraju. Nieomal regułą była następująca zależność: im lepsza stawała się sytuacja gospodarcza państwa, z tym większych swobód demokratycznych społeczeństwo mogło korzystać. Oczywiście występowały

50

pewne wyjątki, jednakże nie podważały one reguły, która sprawdzała się nie tylko dla Polski, ale i dla znacznej części krajów europejskich. Zarówno Mussolini, jak i Hitler doszli właśnie do władzy w okresie rosnących trudności gospodarczych Włoch i Niemiec. Jest to zresztą zrozumiałe. Korzystna koniunktura stwarzała ludności lepsze warunki bytowania, stąd słabło jej dążenie do zmiany panującego systemu kapitalistycznego. Siłą rzeczy rządy mogły w tym okresie dawać społeczeństwu większą swobodę, gdyż nie obawiały się, że zostanie ona wykorzystana dla obalenia panowania klas rządzących. Odwrotnie działo się wtedy, gdy trudności gospodarcze rosły. Automatycznie powodowały one wzrost nastrojów niechętnych rządowi, czy nawet panującemu ustrojowi. Stąd nasilenie dążeń do ograniczenia praw ludności.

Omawiane prawidłowości prześledzić można wyraźnie w naszym kraju w okresie po dojściu Piłsudskiego do władzy w wyniku zamachu stanu w maju 1926 r. Dość powszechnie lansowany w niektórych opracowaniach naukowych i publicystycznych pogląd głosił, że od tego czasu rozpoczęła się w Polsce era rządów faszystowskich. Trudno jednak zgodzić się z tym, o ile przez wspomniane określenie rozumieć będziemy ustrój państwa. Piłsudski przez długi czas tolerował zastany system polityczny nie próbując dokonać zasadniczych jego zmian czy modyfikacji, nie rozwiązał nawet Sejmu, który istniał w momencie przeprowadzania zamachu. Tolerował tak długo wyraźnie opozycyjny Sejm wybrany w 1928 r., jak długo panowała w kraju korzystna koniunktura. Piłsudski zdawał sobie doskonale sprawę, że narastająca od początku 1926 r. poprawa sytuacji gospodarczej i tak jedna mu zwolenników, bądź neutralizuje wpływy przeciwników. Wiele osób znajdujących się pod ideologicznym czy propagandowym wpływem obozu pomajowego wiązało bowiem poprawę sytuacji gospodarczej kraju z faktem dokonania przewrotu. Nie odpowiadało to rzeczywistości, gdyż dobra koniunktura zaczęła już

51

narastać od lutego 1926 r., a więc na cztery miesiące przed przewrotem. Wiedzieli o tym ekonomiści, ale w wielu kręgach społeczeństwa zasługę przypisywano obozowi sanacyjnemu.

Ostra zmiana polityki nastąpiła dopiero w momencie, gdy pod wpływem zmian dokonujących się w całym świecie kapitalistycznym w Polsce zaczęła się psuć koniunktura. Cytowany już K. Switalski referując jedną z rozmów przeprowadzonych z Piłsudskim w początkach narastania trudności gospodarczych stwierdzał: “Ogólnie oceniłem sytuację w sposób następujący: jeżeli po Maju 1926 r. opinię za rządem określiłem sumą 100, to dzisiaj można by ją określić na 70, przy czym te 30% straconych wpływów są wynikiem rozczarowania społeczeństwa... Komendant nie sprzeciwił się wyrażonej w ten sposób przeze mnie opinii". A omawiając inną naradę notował: “Komendantowi chodziło przede wszystkim o rozstrzygnięcie, czy należy w obecnym roku kalendarzowym decydować się na bardziej decydującą rozgrywkę, czy też można sprawę tę odroczyć. Wszyscy my trzej [tzn. Switalski, Prystor i Sławek] zgodnie byliśmy zdania, że należałoby raczej rozgrywkę przyspieszyć ze względu na to, że czas nie pracuje dla nas".

Następstwem przeprowadzonej analizy było rozwiązanie Sejmu, aresztowanie niektórych czołowych posłów opozycyjnych i osadzenie ich w więzieniu w twierdzy brzeskiej. Rozpoczęły się rządy terroru, ale i w stosunku do nich używanie określenia “faszystowskie" nie jest jeszcze w pełni uzasadnione. Niewątpliwe elementy faszyzmu pojawiły się w ustroju państwa polskiego po śmierci Piłsudskiego w 1935 r., gdy kierowany przezeń obóz polityczny ostatecznie stracił poparcie wśród zdecydowanej większości społeczeństwa. Łączyło się to z katastrofalnymi skutkami wielkiego kryzysu, który kraj przeżywał w latach 1929—1935. Obawa przed utratą władzy pchnęła niektóre grupy sanacyjne w kierunku prób stosowania pewnych metod faszystowskich. Im słabszy czuł się rząd, tym chętniej uciekał się do

52

stosowania metod skrajnych, obliczonych na zastraszenie ludności. Jednakże obrona władzy za pomocą ograniczania swobód obywatelskich powodowała na ogół wzrost nastrojów opozycyjnych, którym żaden terror nie był w stanie przeciwdziałać. Dopiero poprawa sytuacji gospodarczej mogła złagodzić rozbieżności między rządem a masami. Nie zawsze jednak przestraszona władza zdawała sobie z tego sprawę i umiała to wykorzystać.

Dotychczas ograniczyliśmy się do przedstawienia znaczenia fluktuacji koniunkturalnych dla całokształtu życia społeczeństwa. Nie pokazaliśmy jednak, jaki przebieg miały fazy cyklu koniunkturalnego w Polsce międzywojennej, tym samym nie zbilansowaliśmy liczby lat “chudych" i “tłustych". Spróbujmy to uczynić.

Przemysł i rolnictwo Królestwa Polskiego i Galicji wyszły z wojny bardzo zniszczone. Ewakuacja fabryk przez Rosjan, a następnie dewastacja zakładów łódzkich i Zagłębia Dąbrowskiego przez Niemców, zniszczenie w wyniku działań wojskowych okręgu naftowego w Galicji spowodowały gwałtowny spadek zdolności produkcyjnej przemysłu. Co więcej, wiele nawet nie zniszczonych zakładów nie mogło podjąć produkcji, gdyż brakowało surowców, opału bądź pewnych niezbędnych elementów wyposażenia technicznego. Również rolnictwo obu wymienionych dzielnic wyszło z wojny z bardzo poważnie uszczuplonym inwentarzem, odczuwało zwłaszcza deficyt siły pociągowej (koni). W wyniku działań wojennych część ziemi uprawnej zamieniła się w ugory. W lepszej sytuacji znalazło się jedynie rolnictwo Polski zachodniej, które nie odczuło bezpośrednich zniszczeń wojennych. Również przemysł zachodni, a przede wszystkim Górnego Śląska, miał w latach wojny warunki do rozwoju, rosły bowiem zamówienia rządowe związane z potrzebami wojska.

W tym stanie rzeczy wytwarzana na ziemiach polskich bezpośrednio po zakończeniu wojny produkcja nie wystarczała na pokrycie zapotrzebowania, mimo że zasadnicza

53

część ludności musiała wobec zubożenia bardzo ograniczyć swe potrzeby. Zakupy tej części ludności kształtowały się na poziomie daleko niższym niż w okresie przedwojennym. Oprócz ludności poważnym nabywcą wyrobów przemysłowych stały się podejmujące odbudowę przemysł i rolnictwo oraz państwo, które przystąpiło do organizacji armii.

Poziom ówczesnej produkcji, mimo że popyt został poważnie ograniczony, nie wystarczał na zaspokojenie potrzeb. Powodowało to kształtowanie się dobrej koniunktury dla życia gospodarczego. Towar stał się poszukiwany, a tym samym produkcja przynosiła rosnące zyski. Mimo to pry-. watni przedsiębiorcy obawiali się inwestować we własne zakłady pracy. Nie wyjaśniona sytuacja polityczna Polski, zarówno zewnętrzna, jak i wewnętrzna, budziła niepokój, czy dokonane inwestycje nie przepadną. W kołach burżu-azji bardzo silne były wówczas obawy przed możliwością wybuchu rewolucji w Polsce. Bano się, aby przykład Rosji Radzieckiej nie wpłynął na aktywizację polskiej klasy robotniczej. Obok tego na niechęć do inwestowania wpływały też hasła programowe rządu Moraczewskiego, który zapowiadał możliwość przejęcia przez rząd części przemysłu, jeśli Sejm Ustawodawczy uchwaliłby ustawę nacjonalizacyjną. W tym stanie rzeczy ciężar uruchomienia przemysłu musiał przejąć rząd, bądź obejmując w bezpośredni zarząd nieczynne zakłady, bądź finansując prywatnych wytwórców. Rząd był zainteresowany w uruchamianiu produkcji, gdyż dzięki temu mógł wpłynąć na zmniejszenie liczby bezrobotnych oraz na poprawę zaopatrzenia kraju w potrzebne artykuły przemysłowe. Szczególnie istotne znaczenie miało szybko rosnące zapotrzebowanie organizowanej wówczas armii na wszelkie produkty fabryczne. Wojsko potrzebowało bowiem nie tylko broni i amunicji, ale również mundurów, butów, koców, środków transportowych, łopat, uprzęży itd. Stopniowo, gdy sytuacja polityczna zaczęła się wyjaśniać i uspokajać, kapitał prywatny przejął od państwa swe zakłady, z reguły jednak zwracając tylko

część kosztów związanych z ich odbudową i uruchomieniem.

Podejmowanie produkcji przez fabryki powodowało wzrost zatrudnienia, a napięta sytuacja w ośrodkach przemysłowych przyczyniała się do podwyższania zarobków. Rosnąca siła nabywcza ludności oddziaływała na wzrost popytu, co dodatnio wpływało na koniunkturę. Z ożywienia korzystało oczywiście i rolnictwo, tym bardziej że wobec występującego zawsze po wojnie deficytu żywności ceny jej kształtowały się na wysokim i bardzo korzystnym dla wsi poziomie.

l Do połowy 1921 r. koniunktura rosła przede wszystkim dzięki dużemu zapotrzebowaniu na rynku wewnętrznym. Od drugiej połowy tego roku sytuacja uległa pewnej zmia-.nie. Nasilająca się inflacja zaczęła powodować początkowo powolny, a następnie coraz szybszy spadek realnej wartości zarobków. Robotnik mógł kupować coraz mniejszą ilość wyrobów. A jednocześnie inflacja ułatwiała wywóz wyrobów przemysłu krajowego na obce rynki. Polskie produkty — ze względu na niższe w porównaniu ze światowymi koszty wytwarzania — można było sprzedawać tam po konkurencyjnie niskich cenach. To spowodowało, że przemysł nadal rozwijał produkcję i zwiększał zatrudnienie. W tej sytuacji nawet włączenie w połowie 1922 r. Górnego Śląska do Polski nie spowodowało większych trudności z ulokowaniem jego wytwórczości, czego się poprzednio obawiano.

h W drugiej połowie 1923 r. inflacja przerodziła się w hi-J perinflację. Oznaczało to, że tempo wzrostu obiegu pienięż-L nego zaczęło zwiększać się niezwykle szybko, znacznie

szybciej, niż miało to miejsce w okresie inflacji. 1 Po okresie malejącego bezrobocia, wzrostu produkcji, po-§ stepującej odbudowy zniszczeń wojennych nastąpiło j gwałtowne załamanie kursu marki polskiej. Wywołało to i tak silny spadek realnej wartości płac, że mimo wzrostu liczby pracujących, popyt na rynku wewnętrznym zaczął

55

maleć. Mechanizm oddziaływania hiperinflacji na rozliczenia zagraniczne wpływał na ograniczenie eksportu. Po raz pierwszy po wojnie wystąpiło wyraźnie zjawisko nadprodukcji przemysłowej, mimo że w 1923 r. poziom wytwór--czości pozostawał poniżej wielkości produkcji przedwojennej osiągając 70% stanu z 1913 r. Nadprodukcja oznaczała produkcję większej ilości towarów, niż można było aktualnie sprzedać. Zaczęły spadać ceny, co obniżało zyski przedsiębiorców, a nawet przynosiło im straty. Dlatego przedsiębiorcy zaczęli ograniczać produkcję i redukować personel. Przemysł polski wkroczył w pierwszy kryzys okresu Drugiej Rzeczypospolitej.

Hiperinflacja i kryzys gospodarczy stanowiły duży wstrząs dla całego społeczeństwa. Położenie proletariatu uległo pogorszeniu. Rzecz polegała nie tylko na zmniejszeniu realnych dochodów, ale także na niepewności, czy posiadana gotówka — wobec szybko potęgującej się pod wpływem hiperinflacji zwyżki cen — wystarczy w dniu następnym na zakup chleba. Gospodarka kraju ulegała dezorganizacji. Te przyczyny spowodowały na jesieni 1923 r. ponowny wzrost nastrojów opozycyjnych wobec panującego systemu. W wielu miastach doszło do ostrych starć robotników z policją, a w Krakowie tłum rozbroił nie tylko wysłaną przeciwko niemu policję, ale również skierowane na pomoc oddziały wojska.

Od jesieni 1923 r. Polska weszła w okres kryzysu przemysłowego. Został on pogłębiony przez dokonaną na początku 1924 r. reformę walutową, której autorem był premier i minister skarbu Władysław Grabski. Stabilizacja wartości pieniądza spowodowała wzrost kosztów produkcji w kraju w porównaniu z zagranicą, co uniemożliwiało intensyfikację eksportu. Do trudności ze zbytem wewnątrz kraju dołączyły się więc jeszcze trudności z wywozem. Kryzys narastał powoli. Jednak w jego zasięgu znajdowała się coraz większa liczba rodzin robotników i urzędników, którzy w wyniku ograniczenia produkcji tracili zajęcie.

56

Wytwórczość przemysłowa w 1925 r. spadła w porównaniu z 1922 r. o około 25%. Pewna poprawa rozpoczęła się dopiero na początku 1926 r. Mechanizm jej był dość prosty. Kryzys przeżywany przez Polskę nie był jakąś prawidłowością ogólnoświatową czy ogólnoeuropejską. Dotknął wyłącznie kraje, które w 1923 r. przeżywały hiperinflację, tzn. Polskę, Niemcy, Austrię. Dlatego mógł być przezwyciężony przez stopniową aktywizację eksportu oraz wzrost spożycia na rynku wewnętrznym. Przy zmniejszeniu produkcji w latach 1924—1925 zapasy zostały stopniowo wyprzedane i fabryki mogły znów zwiększać wytwórczość.

Istotne znaczenie dla ożywienia koniunktury miało też załamanie się kursu złotego w wyniku reformy pieniężnej z 1924 r. Ułatwiało ono zwiększenie wywozu na rynki zagraniczne, gdyż ceny towarów polskich zaczęły być znowu konkurencyjne w porównaniu z cenami wyrobów pochodzących z krajów o ustabilizowanej walucie.

Od 1926 r. Polska wkroczyła w okres dobrej koniunktury. Produkcja przemysłowa aż do 1929 r. szybko rosła w górę. Przyjmując poziom wytwórczości przemysłowej w 1925 r. za 100, w 1929 r. wynosił on już 144, t j. roczny przeciętny przyrost produkcji osiągnął około 11%. Był to wskaźnik wysoki. Przedsiębiorcy podejmowali nowe inwestycje, chłonny rynek zbytu zapewniał bowiem możliwości lokowania na nim dużych ilości wyrobów, a to gwarantowało pokaźne zyski. Poziom życiowy wsi wykazywał również wyraźną i odczuwalną poprawę. Ceny płodów rolnych szybko zwyżkowały. Zachęcało to zarówno wielkich właścicieli, jak i chłopów do podejmowania prób intensyfikacji procesów agrotechnicznych.

Tendencja do wzrostu gospodarczego była wspólna wszystkim państwom kapitalistycznym. Sytuacja wyglądała tak optymistycznie, że wielu ekonomistów zaczęło głosić teorię, iż kapitalizm przezwyciężył ostatecznie swe sła-

57

bości i sprzeczności uzewnętrzniające się w formie wybuchających co kilka czy kilkanaście lat kryzysów. Optymizm zapanował i w Polsce.

Jednakże już od jesieni 1928 r. nad gospodarką światową zaczęły gromadzić się chmury. Po zbiorach rozpoczął sią powolny spadek cen artykułów rolnych. Sezonowe zmniejszenie produkcji fabrycznej zimą 1928/1929 r. okazało się bardzo głębokie, a poprawa wiosną 1929 r. nie objęła całego przemysłu. Mimo utrzymującego się wzrostu produkcji spadały obroty hurtu, w handlu rosły zapasy nie sprzedanych towarów. Nie było już wątpliwości — nadchodzi} kryzys. Nie oszczędził on Polski, mimo że w fazę pomyślnej koniunktury weszła dopiero w 1926 r., a więc znacznie później niż większość państw kapitalistycznych. Załamanie w Polsce było nawet głębsze niż w wielu innych państwach. Przeciętna produkcja przemysłowa na świecie (bez ZSRR) zmalała o 33%, w Polsce zaś — w zależności od stosowanej metody obliczeń w granicach 36—46%. Kryzys dotknął nie tylko przemysł, ale i wieś. Ta ostatnia szczególnie silnie odczuła stopniowo pogłębiający się spadek cen na swoje produkty. W 1935 r. rolnik za sprzedawane wyroby otrzymywał zaledwie Vs tego, co w 1929 r.

W krajach przemysłowych dno kryzysu przypadło na 1932 r., a już od 1933 r. nastąpiły wyraźne objawy poprawy koniunktury. Natomiast w krajach rolniczych i rolniczo--przemysłowych wskutek zniżkowej tendencji cen artykułów zbożowych i hodowlanych kryzys przeciągnął się aż do 1935 r., mimo że przemysł zaczął wykazywać oznaki poprawy już od 1933 r. W Polsce, gdzie przeszło 60% ludności żyło z rolnictwa, gdzie wieś dawała ogromną część całego dochodu narodowego, nie można było mówić o wyjściu z kryzysu tak długo, jak długo rolnictwo znajdowało się w jego zasięgu. Stąd kryzys trwał u nas o dwa lata dłużej niż w większości krajów europejskich. Był więc nie tylko głębszy, ale i dłuższy.

Polska — obok Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Ka-

58

nady — należała do grupy państw, w których kryzys wystąpił najsilniej. Świadczyła o tym zarówno wielkość spadku produkcji przemysłowej (silniejsza od przeciętnej światowej i europejskiej) oraz głębsze załamanie cen rolnych. Jednocześnie Polska stosunkowo (obok Holandii) najwolniej odrabiała straty spowodowane przez załamanie gospodarcze. Powstaje oczywiście pytanie, czym tłumaczyła się ta wyjątkowa ostrość i przewlekłość załamania.

Różni autorzy kładli nacisk na różne przyczyny. Wymieniali na przykład kapitalistyczny charakter gospodarki polskiej, jej zależność od kapitału zagranicznego, wysoki stopień monopolizacji, słabość aparatu kredytowego, błędy polityki gospodarczej rządu czy ostrość kryzysu agrarnego. Pierwsza z wymienionych, to znaczy kapitalistyczny charakter gospodarki polskiej, niczego nie wyjaśnia. Wszystkie bowiem państwa w tym okresie (oprócz ZSRR) były państwami kapitalistycznymi, a mimo to rozwijały się w różnym tempie. Trzeba więc szukać powodów tego zjawiska w samym mechanizmie funkcjonowania kapitalistycznej ekonomiki.

Rację mają niewątpliwie badacze, którzy jako przyczynę trudności gospodarczych Polski podają jej dużą zależność od kapitałów zagranicznych. W latach kryzysu obcy kapitał zaczął wycofywać ulokowane wcześniej w Polsce środki finansowe. Konieczność ich zwrotu w okresie trudności ekonomicznych musiała ujemnie wpłynąć na sytuację poszczególnych dotkniętych tym przedsiębiorstw, a pośrednio i całego przemysłu. Odpływ kapitałów zagranicznych z przemysłu i instytucji kredytowych oznaczał zmniejszenie własnych środków obrotowych, sum przeznaczonych na inwestycje itp. Powodowało to wzrost kosztów produkcji (brak dostatecznych własnych środków zmuszał do pożyczania ich na wysoki procent) i uniemożliwiało modernizację zakładów przez podejmowanie nowych inwestycji. Przemysł polski napotkał więc trudności w przezwyciężaniu załamania przez obniżkę kosztów produkcji,

59

co pozwoliłoby na szersze wyjście na rynek światowy z produkcją skalkulowaną po cenach konkurencyjnych.

W pewnym stopniu trudności kryzysowe pogłębiała też -monopolizacja wytwórczości, chociaż dalecy bylibyśmy od — dość często występującego w różnych opracowaniach — negowania potrzeby kartelizacji przemysłu polskiego w warunkach, gdy proces ten obejmował wszystkie kraje. Trzeba pamiętać, że wpływ kartelizacji na przebieg i natężenie kryzysu był dwukierunkowy. Z jednej strony kartelizacja utrudniała dostosowywanie cen artykułów zmonopolizowanych do zmian zachodzących na rynku wewnętrznym pod wpływem działania prawa podaży i popytu. W związku z tym ceny artykułów skartelizowanych były zawyżane, co wobec zubożenia nabywców pociągało za sobą spadek rozmiarów zbytu, a zarazem pośrednio wpływało na pogłębianie kryzysu. Z drugiej strony kartelizacja stanowiła istotny warunek eksportu, gdyż pojedynczy przedsiębiorcy nie byli w stanie skutecznie walczyć o utrzymanie się na rynkach zagranicznych. Trudno bez specjalnych badań ustalić, w jakim stopniu zalety i wady kartelizacji wzajemnie się kompensowały.

Na sytuację gospodarczą kraju ujemnie oddziaływała też polityka finansowa stosowana przez rząd polski w latach 1930—1935. Utrudniała ona zarówno przezwyciężanie skutków załamania na rynku wewnętrznym, jak i walkę o wzmocnienie wywozu.

Można jednak sądzić, że wszystkie wymienione powyżej czynniki nie miały zasadniczego wpływu na głębokość załamania kryzysowego przeżywanego przez nasz kraj. Autorzy przychylają się do poglądu, że pierwszoplanowy wpływ na głębokość załamania przemysłowego wywarła w Polsce ostrość kryzysu rolnego, który dotknął prawie dwie trzecie ludności Polski i ograniczył'w niezwykle silnym stopniu jej — i tak dość niską — siłę nabywczą. Wieś w swej masie przestała kupować artykuły fabryczne, co spowodowało

60

,

rozbicie gospodarki kraju na dwa dość luźno jedynie powiązane układy — kapitalistyczny w mieście i drobnotowa-rowy na wsi. Każdy z nich zaczął się rządzić własnymi prawami. Doprowadziło to do takiego stanu, w którym z usług przemysłu korzystały tylko inne jednostki związane z układem kapitalistycznym, a prawie nie korzystał z jego produkcji układ drobnotowarowy w rolnictwie. W rezultacie -tego przemysł krajowy, działający w izolacji od rolnictwa, zareagował na kryzys dokładnie tak samo jak przemysł krajów, w których w całej gospodarce dominował już system kapitalistyczny.

Dopiero od 1936 r. kraj ponownie wkroczył w okres dobrej koniunktury. Dla przemysłu trwała ona już nieprzerwanie aż do wybuchu wojny. Szybko zwiększała się nie tylko wytwórczość, ale — co ważniejsze — podjęto wiele nowych ważnych inwestycji. W rolnictwie koniunktura trwała do 1938 r., kiedy to pod wpływem spadku cen na rynku światowym również w Polsce ceny płodów rolnych wykazały pewną tendencję zniżkową. Zniżka była jednak znacznie słabsza niż w latach wielkiego kryzysu. Z tym że poziom cen na produkty rolne po kryzysie lat 1930—1935 nie wzrósł już nigdy do stanu przedkryzysowego, co spowodowało spadek dochodów osiąganych przez rolnictwo.

Podliczmy teraz, przez ile lat panowała dobra, a przez ile zła koniunktura. W ciągu 21 lat — 8 lat przypadało na kryzysy (1924—1925 i 1930—1935). Przez pozostałe 13 lat koniunktura była w zasadzie dobra. Z tego jednak należy jeszcze odliczyć lata 1918—1920, które stanowiły nie tylko okres początków odbudowy, ale i nowych poważnych zniszczeń na wschodzie spowodowanych działaniami wojennymi przeciw republice zachodnioukraińskiej, a następnie przeciwko Armii Czerwonej. W sumie więc dokładnie połowa okresu międzywojennego przypadała na okresy istotnych trudności gospodarczych.

Poprzedziliśmy omówienie wyników gospodarczych lat

61

1918—1939 charakterystyką zmian dokonujących się w rozwoju koniunktury, dlatego że inne wnioski wynikają z analizy lat “tłustych", inne — z analizy lat “chudych". Zdarzało się, że w publikacjach nie uwzględniano tego faktu i dokonywano zbyt optymistycznych lub zbyt pesymistycznych ocen. I jedne, i drugie dalekie były od rzeczywistości.

Stagnacja przemysłu

"Jednym z zasadniczych i chyba na j ważnie j-J szych mierników postępu gospodarczego w nowożytnych społeczeństwach jest rozwój przemysłu. Nowoczesne cywilizacje są przede wszystkim cywilizacjami przemysłowymi, a kraje, które nie nadążają w światowym wyścigu przemysłowym, pozostają w tyle nie tylko pod względem gospodarczym, ale tracą również znaczenie polityczne. Tempo rozwoju wytwórczości fabrycznej odgrywa pierwszoplanową rolę we wzroście dochodu narodowego, a tym samym w poprawie warunków życiowych społeczeństwa. Możliwości intensyfikacji wytwórczości rolnej są ograniczone przez warunki naturalne — klimat oraz glebę — i dlatego kraje rolnicze nie mogą uzyskiwać szybkich zmian w poziomie produkcji. Inaczej rzecz się ma z przemysłem, tu możliwości są znacznie większe — gdyż czynniki naturalne odgrywają znacznie mniejszą rolę, wzrost produkcji może następować nawet bardzo szybko, w tempie niedostępnym dla rolnictwa. Zarazem rozbudowa przemysłu umożliwia unowocześnienie rolnictwa oraz zwiększenie jego produkcji, dostarczając niezbędnych ku temu wyrobów i stwarzając rynek zbytu.

Nie chcemy przez to powiedzieć, że przemysł można tworzyć wszędzie i zawsze i że zależy to jedynie od zrozumienia konieczności jego rozwoju. W warunkach gospodarki

63

kapitalistycznej przemysł powstawał jedynie tam, gdzie inwestor mógł liczyć na zbyt swych wyrobów w takich rozmiarach, które zapewniałyby mu wysokie zyski. A więc lokalizacja przemysłu zależała w pierwszym rzędzie od analizy przewidywanej dochodowości. Stąd zasadnicze znaczenie miała zamożność kraju. W państwie bogatym wytwórca mógł liczyć na duże obroty, w państwie biednym natomiast — na znacznie mniejsze. Kalkulował więc, czy niższe koszty wytwarzania w kraju słabo rozwiniętym będą rekompensatą za straty spowodowane przez ograniczony zbyt. Z reguły jednak okazywało się, że decydującą rolę odgrywały nie niższe koszty wytwarzania, ale większe możliwości sprzedaży. Dlatego też na ogół w okresie międzywojennym inwestycje były dokonywane przede wszystkim w krajach już rozwiniętych przemysłowo, gdzie istniał rozbudowany i chłonny rynek zbytu.

Polska do tych państw nie należała. Rynek zbytu na skutek bardzo słabego rozwoju gospodarki towarowej na wsi był mało chłonny. Ogromna część rolników prawie nie liczyła się jako nabywcy. Przemysłowcom brakło więc odpowiednich bodźców, aby na większą skalę budować nowe fabryki czy też rozbudowywać stare. Tworzyło się błędne koło — przemysł rozwijał się słabo, bo istniało małe zapotrzebowanie na artykuły przemysłowe, a większe zapotrzebowanie nie mogło powstać, bo kraj był biedny i tylko w wyniku forsownej industrializacji mógłby podnieść swój poziom życiowy, który z kolei wpłynąłby na wzrost zapotrzebowania na wyroby fabryczne.

Z istniejącego dylematu zdawano sobie w Polsce sprawę. Stąd właśnie stopniowo rosły tendencje do zwiększania w gospodarce roli państwa i włączania się go w bezpośrednią działalność inwestycyjną i produkcyjną. Gospodarka państwowa odgrywała też w Polsce coraz większą rolę, dzięki niej podjęto budowę Gdyni, Centralnego Okręgu Przemysłowego oraz niektórych innych obiektów, istotnych dla zapewnienia obronności kraju.

64

Jednakże państwo kapitalistyczne nie zdołało rozwiązać zasadniczej trudności wynikającej z niskiego poziomu życiowego wsi. Stąd inwestycje przemysłowe dokonywane przez rząd w znacznym stopniu przeznaczone były na zaspokajanie potrzeb wojska, a nie na potrzeby szerokiego rynku. Rząd dysponował przy tym tylko bardzo ograniczonymi środkami finansowymi na rozwój życia gospodarczego. Forsowna industrializacja wymagała ogromnych sum pieniędzy, aby je zdobyć, skarb państwa musiałby zwiększać podatki. W efekcie powodowałoby to dalszy spadek zamożności ludności i zmniejszało dokonywane przez nią zakupy. Również podwyższenie podatków płaconych przez prywatnych przedsiębiorców mogłoby obniżyć zyski w takich rozmiarach, że produkcja przestałaby się im opłacać, w wyniku czego poziom wytwórczości zamiast rosnąć — malałby. Zdobycie funduszy na aktywizację gospodarczą kraju w warunkach istnienia gospodarki kapitalistycznej wcale nie było rzeczą łatwą i prostą, co oczywiście musiało poważnie ograniczać zasięg inwestycji rządowych. Trzeba też uzmysłowić sobie, że Polska jako kraj słaby gospodarczo miała trudności z uzyskaniem pożyczek zagranicznych. Stąd to źródło środków na cele inwestycyjne odgrywało bardzo niewielką rolę w uprzemysławianiu kraju.

Prywatny kapitał, który decydował w gospodarce, inwestował u nas w zasadzie jedynie w okresie dobrej koniunktury lat 1921—1923, 1926—1929 i — w mniejszym już stopniu — 1936—1939. Ale inwestycje te miały dość skromne rozmiary. Polscy przedsiębiorcy nie rozporządzali dużymi możliwościami finansowymi, a zagraniczni niezbyt interesowali się naszym rynkiem, z jednej strony bowiem od inwestowania odstraszało ich położenie międzynarodowe kraju, z drugiej zaś — mała chłonność rynku. W tym stanie rzeczy słaby rozwój przemysłu nie był przypadkiem, a logiczną konsekwencją ówczesnej sytuacji. Wynikał nie z .błędnej oceny sytuacji, ale z całkowitej niemożności jej zmiany w ówczesnych warunkach.

65

Oczywiście nie oznacza to, że w Polsce międzywojennej w ogóle nie powstawały nowe fabryki. Powstawały, i to nie tylko pojedyncze zakłady, ale całe nowe gałęzie produkcji. Powstał przemysł zbrojeniowy, lotniczy, elektrotechniczny, radiowy i optyczny, rozbudowywała się chemia. W istniejących zakładach dokonywały się procesy modernizacyjne. Na przykład w warszawskim okręgu przemysłowym wzrosła w ciągu lat międzywojennych czterokrotnie (w stosunku do 1911 r.) liczba zainstalowanych maszyn elektrycznych, a ich moc wzrosła nawet ośmiokrotnie; zużycie energii elektrycznej przez przemysł zwiększyło się siedmiokrotnie. Natomiast moc maszyn parowych spadła do poziomu z 1903 r. Była to jednakże zbyt mała skala poczynań. Nie mogły one wpłynąć na zmianę struktury gospodarczej Polski, na uczynienie z naszego rolniczego kraju — kraju przemysłowego. Wskazywaliśmy na to już przy omawianiu struktury ludnościowej, gdzie zwracaliśmy uwagę, że w ciągu całego dwudziestolecia udział procentowy robotników w składzie społeczeństwa wykazywał tylko nieznaczną tendencję wzrostową.

Nasze dotychczasowe rozważania nie zawierały jednak odpowiedzi na pytanie, czy przemysł w okresie międzywojennym rozwinął się, czy też nie. Aby wyjaśnić tę sprawę, musimy sięgnąć do statystyk. Na ogół o tempie rozwoju przemysłu sądzimy na podstawie zmian zachodzących w tak zwanym ogólnym wskaźniku produkcji przemysłowej. Wskaźnik ten zbudowany jest w taki sposób, że do wspólnego mianownika sprowadza produkty różnych działów przemysłu — węgiel, stal, lokomotywy, radia, materiały włókiennicze, żarówki, zapałki itd. itp. Oczywiście jest on miarą tylko przybliżoną, a więc niezbyt dokładną, ale w praktyce jedyną, która uwzględnia większość wytwarzanych w państwie istotnych artykułów przemysłowych. Ogólny wskaźnik produkcji przemysłowej można konstruować w różny sposób. Dla Polski międzywojennej mieliśmy zasadniczo dwa takie wskaźniki — jeden raczej nieco zani-

żał poziom wytwórczości, drugi zaś nieco zawyżał. Dyskusja w kwestii wskaźników nie jest jeszcze zakończona, aby więc nie spotkać się z zarzutem czarnowidztwa, skorzystamy ze wskaźnika bardziej “optymistycznego". Okazuje się, że produkcja globalna w 1938 r. (dla 1939 r. brak danych) nie osiągnęła poziomu 1913 r. Zabrakło 2%, a przecież rok 1938 stanowił moment najwyższego wzniesienia się poziomu wytwórczości przemysłowej w całym okresie międzywojennym. Poprzednio wspominaliśmy, że zastosowany wskaźnik tylko w sposób przybliżony charakteryzował poziom wytwórczości, nie można więc wykluczyć, że w badanym roku produkcja przekroczyła poziom przedwojenny, zwłaszcza że powstały nowe gałęzie przemysłu, których produkcję dość trudno zestawiać z produkcją w 1913 r.

Samo zestawienie poziomu produkcji globalnej w latach 1913 i 1938 sprawy nie wyczerpuje. Trzeba bowiem pamiętać, że po pierwsze w latach 1913—1938 poważnie wzrosła liczba ludności (z 30,3 min do 35,1 min, a więc o 15%). Innymi słowy, wytwórczość na jednego mieszkańca spadła, a właśnie ten wskaźnik jest najbardziej miarodajnym miernikiem postępu gospodarczego. Według obliczeń dokonanych przez zespół pracowników Zakładu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk w 1938 r. produkcja przemysłowa przypadająca na jednego mieszkańca była aż o 18% niższa niż w 1913 r. A trzeba przecież pamiętać, że rok 1938 był najlepszym rokiem gospodarczym, przez pozostałe 19 lat produkcja zawsze utrzymywała się na niższym poziomie, przy czym nie odnosiło się to tylko do okresów kryzysowych. A więc jeżeli nawet w szczytowym momencie globalna wytwórczość przemysłu osiągnęła poziom 1913 r., to produkcja na jednego mieszkańca pozostawała jeszcze poniżej tego punktu. Nie pozwala to na optymistyczną ocenę rozwoju przemysłu.

Czytelnik może oczywiście zapytać, jak to się stało, że powstały nowe działy fabrykacji, budowano nowe obiekty, a produkcja stała właściwie w miejscu. Trzeba uwzględnić

67

tu dwie istotne okoliczności. Pierwszą stanowił fakt, że przemysł dawnego Królestwa Polskiego i dawnej Galicji poniósł w latach pierwszej wojny światowej poważne straty: start odbywał się więc nie z poziomu 1913 r., ale z poziomu znacznie niższego. Drugą okoliczność stanowiło to, że wiele tradycyjnych gałęzi wytwórczości, na skutek zerwania powiązań z dawnymi państwami zaborczymi, nie mogło ani w kraju, ani za granicą znaleźć odpowiednich nowych rynków zbytu, które zastąpiłyby stracone. Musiały więc ograniczać produkcję. Wówczas gdy jedne gałęzie przemysłu dynamicznie się rozwijały, inne przeżywały nie tylko stagnację, ale wyraźny regres. Dla zobrazowania powstałej sytuacji zestawmy więc w dwie tablice produkcję najważniejszych wyrobów przemysłowych w latach 1913 i 1938. Uwzględnione towary reprezentowały około 40% wartości produkcji brutto całego przemysłu w 1938 r., przy czym miały zasadnicze znaczenie, gdyż z reguły stanowiły punkt wyjścia do wyrobu innych artykułów.

Z danych obu tablic wynika, że nasze górnictwo w zakresie wielu podstawowych wyrobów, a zwłaszcza węgla, ropy naftowej, gazu ziemnego oraz rud ołowiu i cynku, nie osiągnęło w 1938 r. poziomu przedwojennego. Przekroczono natomiast, i to dość znacznie, wydobycie soli potasowych, soli kamiennej oraz rudy żelaza. Dwa główne tradycyjne 'przemysły kraju — hutniczy i włókienniczy — pozostały pod względem wielkości produkcji zdecydowanie w tyle. Rozwinęła się natomiast produkcja energii elektrycznej, koksu oraz cementu, przędzy, papieru i nawozów sztucznych. W sumie spadek wykazała produkcja wielu artykułów o decydującym znaczeniu dla rozwoju kraju. Niski poziom produkcji hutniczej świadczył pośrednio o słabym tempie rozwoju wytwórczości przemysłu metalowego, a ten miał decydujące znaczenie dla całej gospodarki narodowej. Nastąpiło natomiast pewne przesunięcie w kierunku uszlachetnienia produkcji — świadczy o tym powstanie przemysłu zbrojeniowego, elektrotechnicznego, precyzyjnego,

68

Wykaz produktów, których wytwórczość wzrosła w latach 1913—1938

ArtykuJ


Jednostka


Produkcja


Stosunek produkcji




miary


1913


1938


1938:1913


Sól potasowa


tyś. t


14


567


4050


Elektryczność


mlnkWh


660


3977


603


Papier


tyś. t


65


243


374


Sól


tyś. t


189


643


341


Cement


tyś. t


665


1719


259


Koks


tyś. t


918


2291


250


Rudy żelaza


tyś. t


493


872


177


Nawozy sztuczne


tys.t


400


498"


124


Kwas siarkowy


tyś. t


256


289


113


Przędza


tys.t


127


138"


109


a Dane dla roku 1937

* Dane dla roku 1912

Wykaz produktów, których wytwórczość zmalala w latach 1913—1938

Artykuł


Jednostka


Produkcja


Stosunek produkcji




miary


1913


1938


1938:1913


Rudy cynku


tyś. t


502


498


99


Węgiel kamienny


min t


41


38


93


Wyroby walcowane


tyś. t


1244


1074


86


Cukier biały


tyś. t


571


491


86


Stal


tyś. t


1677


1441


86


Gaz ziemny


min m3


687


584


85


Surówka żelaza


tyś. t


1055


879


83


Rudy ołowiu


tyś. t


57


44


77


Tkaniny


tyś. t


1436


96"


67


Cynk


tyś. t


192


108


56


Ropa naftowa


tyś. t


1114


507


46


Przeróbka ropy


tyś. t


1025


481


47


Ołów


tyś. t


45


20


44


Spirytus


tyś. M


2207


860"


39


a Dane dla roku 1937

* Dane dla roku 1912

69

optycznego. Jednak i tu osiągnięcia były raczej skromne, co można najlepiej zaobserwować analizując strukturę eksportu. W 1938 r. udział wyrobów w stanie daleko posuniętej obróbki wynosił tylko 15% całego wywozu, resztę zaś stanowiły surowce, artykuły rolnicze i nisko przerobione półprodukty.

Mimo więc że w latach 1936—1939 rząd podjął duży wysiłek w celu przyspieszenia rozwoju przemysłu, że rozpoczął budowę nowego okręgu przemysłowego na terenie COP, że skupił tam większość posiadanych środków finansowych, to jednak aż do końca okresu międzywojennego nie udało się uzyskać w dziedzinie przemysłu zasadniczego przełomu, chociaż produkcja w latach 1932—1938 wzrosła o 86%. W znacznym stopniu zwiększenie wytwórczości w tych latach opierało się na uruchomieniu zakładów wyłączonych z produkcji w okresie kryzysu, a nie na inwestycjach. Porównanie bowiem poziomu wytwórczości lat 1928 i 1938 wykazuje, że przy bardziej “optymistycznym" wariancie wskaźnika produkcja przemysłowa wzrosła w 1938 r. w porównaniu z 1928 r. jedynie o 19%, a przy bardziej “pesymistycznym" — nie osiągnęła nawet poziomu z 1928 r.

Kilka słów poświęcić warto największemu zespołowi inwestycji przemysłowych podjętych przez rząd w okresie pokryzysowym. W latach 1936—1937, jak już wspominaliśmy, zaczęto przecież rozbudowywać nowe centrum przemysłu, znane jako Centralny Okręg Przemysłowy.

Centralny Okręg Przemysłowy, którego rozwój łączy się z nazwiskiem wicepremiera i ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego, obejmował 15% ogólnej powierzchni Polski i 18% jej ludności. Nie był to obszar gospodarczo jednolity. Podzielono go więc w zależności od specyfiki na trzy rejony: surowcowy (kielecki), aprowizacyjny (lubelski) i przemysłu przetwórczego (sandomierski). W języku potocznym dość często COP utożsamiano tylko z rejonem przemysłowym, zlokalizowanym w widłach Wisły, Sanu i Dunajca.

70

W Centralnym Okręgu Przemysłowym rząd podjął lub zainicjował budowę wielu obiektów przemysłowych. Do najważniejszych należały elektrownie: w Rożnowie (wodna), w Stalowej Woli (cieplna), w Myczkowcach (wodna). Podjęto też rozbudowę elektrowni istniejących już przy niektórych zakładach przemysłowych. Plany przewidywały budowę dalszych elektrowni wodnych w Czchowie, So-linie i Lesku. Jednocześnie rozbudowywano linie przesyłowe wysokiego i średniego napięcia oraz rozbudowywano system gazociągów.

Ważnym ośrodkiem przemysłowym, stawało się nowo zbudowane osiedle Stalowa Wola, gdzie rozpoczęto budowę zakładu hutniczego oraz fabryki broni. Rozbudowa objęła także fabryki broni istniejące już w Radomiu i Starachowicach. Wśród innych inwestycji szczególne znaczenie miały budowa fabryk silników lotniczych i reflektorów w Rzeszowie, samolotów w Mielcu i samochodów ciężarowych w Lublinie. W COP dużą uwagę zwrócono też na rozbudowę przemysłu chemicznego. Zbudowano fabrykę celulozy w Niedomicach, a w Dębicy budowano kombinat mający dostarczać sztucznego kauczuku oraz przetwory z niego. Nakłady inwestycyjne poniesione na obszarze COP do chwili wybuchu wojny wyniosły prawdopodobnie około 400 min zł. Większość wznoszonych inwestycji nie została jednak ukończona przed wrześniem 1939 r.

Mimo ogromnej — jak na możliwości państwa —'koncentracji środków pieniężnych na rozbudowę COP powstający tam przemysł nie był w stanie zatrudnić istniejącej tam nadwyżki siły roboczej. Wszystkie wznoszone inwestycje mogły bezpośrednio i pośrednio stworzyć nowe miejsca pracy tylko dla 107 tyś. pracowników, podczas gdy nadwyżka wolnej siły roboczej szacowana była na 400— 700 tyś. osób.

Sumując rozważania w tym rozdziale należy stwierdzić, że globalna produkcja przemysłowa państwa polskiego nie wykazała w badanym okresie jakiegoś wyraźnego wzrostu

71

ponad poziom osiągnięty już w 1913 r., jakkolwiek powstały niektóre nowoczesne gałęzie przemysłu. Trzeba więc uznać, że znalazła się w stanie stagnacji. Jeżeli badać będziemy produkcję nie całościowo, a w przeliczeniu na jednego mieszkańca, trzeba we wnioskach pójść nieco dalej i stwierdzić, że w dziedzinie poziomu produkcji nastąpił nawet pewien regres. Oczywiście istotny wpływ na powstały stan rzeczy miały czynniki obiektywne — jednym z nich były zniszczenia wojenne. Ale poważną rolę odegrały również czynniki subiektywne, na przykład obawa przed dokonywaniem jakichkolwiek bardziej radykalnych reform, które mogłyby doprowadzić do wzrostu siły nabywczej wsi, a przez to i do rozwinięcia rynku wewnętrznego, gdyż musiałoby się to dokonać kosztem interesów obszarnictwa, które wielostronnie było związane z rządem.

Analiza przyczyn nie może jednak wpłynąć na samo sformułowanie wniosku, a mianowicie: przemysł nie rozwijał się proporcjonalnie do wzrostu liczby ludności.

Rozwój rolnictwa

Przejdźmy obecnie do analizy sytuacji w rolnictwie, które było zasadniczą gałęzią gospodarki Polski międzywojennej. Rolnictwo dawało w 1929 r. 68% wartości całego dochodu narodowego, t j. prawie dwa i pół rażą więcej niż przemysł i dwa razy więcej niż przemysł i górnictwo razem wzięte.

Na wstępie rozważań można stwierdzić, że sytuacja w rolnictwie kształtowała się korzystniej niż w przemyśle. Przez cały badany okres obserwowaliśmy tendencję do wzrostu produkcji globalnej w tej dziedzinie. Pewne załamania wytwórczości związane były nie ze zmianami koniunktury, lecz z niejednakowymi warunkami klimatycznymi w poszczególnych latach. Rolnictwo inaczej niż przemysł reagowało na kryzysy. Fabryki w latach kryzysu redukowały wytwórczość, wieś odwrotnie — starała się nie zmniejszać, lecz zwiększać produkcję, aby w ten sposób nadrobić straty spowodowane przez spadek cen. Nawet w okresie wielkiego kryzysu lat 1929—1935, gdy przemysł hamował wytwórczość, zbiory rosły.

Różnice w reakcji wynikały z innej formy stosunków ekonomicznych panujących w obu działach gospodarki narodowej. W przemyśle mieliśmy do czynienia z gospodarką kapitalistyczną, nastawioną na zysk. Gdy produkcja przestawała przynosić dochody, przedsiębiorca zamykał zakład lub zmieniał asortyment produktów. W rolnictwie nato-

73

miast dominowały stosunki drobnotowarowe. Zasadniczym celem wytwórcy było zapewnienie sobie środków do życia, a nie produkcja na sprzedaż. Stąd drobnotowarowy rolnik nie uzależniał swych decyzji wytwórczych od sytuacji na rynku. Produkował, aby mieć co jeść, a część swej produkcji zbywał, bo do życia oprócz własnych wyrobów potrzebował również pewnych artykułów przemysłowych, bo musiał płacić podatki i ubezpieczenia. Sprzedawał niezależnie od opłacalności. Sprzedawał, bo musiał. Im niższe były ce-' ny, tym więcej zbywał swych produktów, a tym samym więcej musiał wytwarzać.

W rezultacie tego globalna produkcja rolnictwa nie wykazywała załamań spowodowanych cyklami koniunktury, wykazywała natomiast zmiany, które były rezultatem suszy, powodzi, gradobicia czy zarazy. Aby przy badaniu wysokości produkcji rolniczej wyeliminować wpływ przypadkowych czynników przyrodniczych, posługujemy się zwykle danymi przeciętnymi obliczanymi dla okresów pięcioletnich. Dzięki temu eliminujemy przypadkowe skoki w poziomie zbiorów w dół lub w górę i możemy śledzić zasadnicze tendencje rozwoju produkcji. Przeciętne dla pięcioleci poprzedzających pierwszą oraz drugą wojnę światową wykazują, że zbiory 4 podstawowych' zbóż wzrosły w Polsce o 7%, w tym pszenicy o 23%, żyta o 13%, przy jednoczesnym spadku zbiorów jęczmienia o 5% i owsa o 9%. Zbiory ziemniaków miały rekordowy wzrost — aż o 41%, spadły natomiast zbiory buraków cukrowych o 32%.

Wnioski płynące z tych liczb są bardziej optymistyczne niż wnioski, które musieliśmy sformułować odnośnie do przemysłu. W rolnictwie produkcja globalna wyraźnie rosła, chociaż nie dotyczyło to wszystkich upraw. Sytuacja w hodowli kształtowała się również pomyślnie. Liczba owiec zmalała co prawda o 24%, ale koni zwiększyła się o 12%, bydła rogatego o 22%, a trzody chlewnej o 37%. Hodowla stanowiła więc najbardziej dynamiczny dział gospodarki narodowej.

74

Ale i w rolnictwie można było zaobserwować pewne niepokojące zjawiska. Tempo wzrostu produkcji zbożowej na przykład nie nadążało za wzrostem ludności kraju, a zatem na jednego mieszkańca produkcja zboża stosunkowo malała. Niepokojącym zjawiskiem była również stagnacja plonów osiąganych z hektara. Świadczyło to o braku intensyfikacji procesów agrotechnicznych i osiąganiu wzrostu plonów głównie dzięki powiększaniu areału upraw. A taka forma zwiększania zbiorów ma swe wyraźne granice. W pewnym momencie po prostu zabrakłoby nowych obszarów nadających się do uprawy. Dlatego problem intensyfikacji odgrywał tak istotną rolę.

Gdy porównujemy zbiory osiągane z hektara w latach 1909—1913 i 1934—1938, okazuje się, że poziom zbiorów żyta i jęczmienia wykazywał zupełną stagnację. Zbiory pszenicy spadły o 50 kg z hektara, buraków cukrowych o 2 900 kg, wzrosły natomiast przeciętne plony owsa o 120 kg i ziemniaków o l 800 kg. Spadek plonów z hektara wykazywały więc uprawy wymagające większej pielęgnacji i staranniejszego nawożenia. Na wielkość tych wskaźników wpłynął niewątpliwie spadek plonów z hektara na obszarach Polski zachodniej, gdzie przed 1914 r. istniała najwyższa kultura rolna, oraz niewielki wzrost przeciętnych plonów na obszarach Polski wschodniej.

Jednocześnie rolnictwo polskie, chociaż zwiększało produkcję globalną, pozostawało w tyle za zmianami dokonującymi się na świecie. Świadczą o tym dane dotyczące przeciętnych plonów z hektara na naszej wsi i w innych krajach. Najlepsze osiągnięcia mieliśmy w dziedzinie uprawy żyta. Udział naszego żyta w produkcji światowej wzrósł. Dlatego w porównaniach uwzględniliśmy właśnie to zboże. 4 W Polsce przeciętne zbiory żyta wynosiły w 1937 r. 9,9 q z ha, gdy w Austrii — 11,9 q, w Czechosłowacji — 15,3 q, we Francji — 11,2 q, na Litwie — 11,9 q, w Niemczech — 16,6 q, w Rumunii — 10,3 q, w Stanach Zjednoczonych — 8,1 q i na Węgrzech — 10,0 q. A więc znaleźliśmy się pra-

75

wie na końcu tabeli światowej. Podobnie sytuacja wyglądała i w dziedzinie innych upraw, a także hodowli.

Trzeba jednak podkreślić, że niektóre gospodarstwa folwarczne, zajmujące się produkcją nasion lub hodowlą zarodową, uzyskiwały poważne sukcesy. Polskie odmiany pszenicy i żyta wyparły w latach międzywojennych nasiona odmian importowanych. Wysoką jakość osiągnęły przetwory owocowe i warzywne z Pudliszek i Dwikóz. Hodowla -koni arabskich należała do najwyżej cenionych w świecie. Wyhodowano nową rasę świń — puławską — odporną na choroby i trudne warunki bytowe.

Większości tych i innych osiągnięć nie udało się jednak upowszechnić. Wzorowe gospodarstwa pozostały nieliczne i często borykały się z poważnymi kłopotami finansowymi. Na wsi dominowała zacofana gospodarka drobnotowarowa.

Można zapytać, jakie były tego powody. Odpowiedź jest trudna, nie można wskazać jakiejś jednej zasadniczej przyczyny. Było ich wiele. Wyliczymy tylko kilka, naszym zdaniem, najważniejszych.

Po pierwsze, niskie dochody większości chłopów nie wystarczały na dokonywanie nakładów umożliwiających podniesienie wydajności gospodarstw. Nakłady takie byłyby w latach dobrej koniunktury opłacalne, ale chłop nie miał na nie środków, był po prostu za biedny, uzyskanie zaś kredytu bankowego napotykało duże trudności.

Po drugie, niekorzystne dla wsi (oprócz okresu bezpośrednio powojennego) były relacje cen między artykułami rolnymi a przemysłowymi. Ceny pierwszych kształtowały się stosunkowo nisko, o ich poziomie decydowała bowiem wolna gra rynkowa, wzajemny stosunek podaży i popytu. Ceny drugich — wysoko. Przemysł był w poważnym stopniu skartelizowany i działające w nim organizacje producentów nie dopuszczały do zniżek cen, nawet gdy zapotrzebowanie pozostawało daleko w tyle za możliwościami wytwórczymi. Kartele w podobnej sytuacji dążyły raczej do

76

ograniczania produkcji niż do obniżenia cen. Dlatego rolnikowi często nie opłacał się zakup nawozów sztucznych; ewentualny wzrost plonów nie pokrywał nawet wydatków na chemikalia. Podobnie było ze stosowaniem maszyn, nasion kwalifikowanych, udoskonalonych odmian zwierząt gospodarskich.

Brakło więc bodźców ekonomicznych do intensyfikacji produkcji. W lepszej sytuacji znalazło się ziemiaństwo, które mogło dokonywać zakupów w większych partiach, korzystając przy tym z pewnej bonifikaty cen i ulgowych taryf przewozowych.

Po trzecie, istotne znaczenie miały historycznie ukształtowane drogi rozwoju polskiego rolnictwa, w którym utrzymały się poważne pozostałości gospodarki epoki feudalnej. Większość rodzin chłopskich nie miała dosyć ziemi, aby móc utrzymywać się z niej przy prowadzeniu gospodarki ekstensywnej. A rząd nie był specjalnie zainteresowany w dokonaniu masowej parcelacji ziemi należącej do wielkiej własności obszarniczej. Na małych skrawkach gruntów stosowanie nowoczesnych zabiegów agrotechnicznych nie było w ogóle możliwe.

Po czwarte, dużą rolę odgrywał niedorozwój przemysłu i słabe tempo industrializacji. W krajach rozwijających się przemysł i miasta stanowią zwykle ujście dla zwiększającej się w drodze przyrostu naturalnego ludności wiejskiej. Natomiast w Polsce w skali bardziej masowej chłopi nie mogli przechodzić ze wsi do miast, gdyż często brakło tam pracy nawet dla ich dotychczasowych mieszkańców. Do wybuchu wielkiego kryzysu w 1929 r. pewna część ludności rolniczej z najbardziej przeludnionych województw kierowała się za granice kraju, na emigrację do Francji, Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Ameryki Południowej. Gdy wybuchł kryzys, możliwości emigracji zostały praktycznie zlikwidowane. Rosła na wsi liczba ludności, która była zbędna, ale nie miała żadnych szans przejścia do innej pracy. Po-

77

wodowało to konieczność dalszego rozdrabniania gospodarstw, tworzenia coraz mniejszych zagród, a tym samym potęgowało pauperyzację ludności chłopskiej.

W rezultacie sytuacja wsi polskiej w latach trzydziestych była niezmiernie trudna. Tak oceniali ją nie tylko ludzie o poglądach postępowych lub działacze polityczni zwalczający sanację. Obraz taki z trybuny sejmowej przedstawił w grudniu 1935 r. wicepremier i minister skarbu, E. Kwiat-kowski. Stwierdził on, że pod wpływem wielkiego kryzysu gospodarczego “...wieś polska w XX wieku powróciła prawie do gospodarki naturalnej. Zamiast rozwijać swą pojemność, jako naturalny i niewyczerpany wprost rynek zbytu, wieś staje się pod każdym względem tylko skromnym i ciasnym dodatkiem do rynku miejskiego... Szereg potrzeb wsi zaspokaja się dziś w sposób anormalny i niezwykle prymitywny, zapałki dzieli się na części, wraca się do łuefy%a, a transport pieszy i kołowy na znaczne nawet odległości przyszedł ponownie — po przerwie od końca XIX wieku — do znaczenia. Obciążenia wsi, które niedawno jeszcze nie odgrywały poważniejszej roli i posiadały pełne rzeczowe usprawiedliwienie — jak opłaty rogatkowe, postojowe, weterynaryjne, ubojowe — stały się dziś jak gdyby granicą celną i polityczną pomiędzy wsią i najbliższym miastem".

Bez forsownej industrializacji nie można było rozwiązać problemu nędzy wsi. Rozbudowujący się przemysł wchłaniałby nadwyżki wolnej siły roboczej; zwiększające się zatrudnienie powodowałoby wzrost zapotrzebowania na artykuły rolnicze, co z kolei oddziaływałoby korzystnie na poziom cen; rozbudowujące się fabryki produkujące w skali masowej wyroby potrzebne wsi — wpływałyby na ich potanienie, a tym samym na opłacalność stosowania nawozów sztucznych, maszyn, chemicznych środków ochrony roślin itd. W warunkach gospodarki kapitalistycznej w Polsce problem ten nie mógł być rozwiązany. Niski poziom rolnic-

78

twa hamował rozwój przemysłu, a z kolei słabość przemysłu uniemożliwiała poprawę sytuacji wsi. Był to splątany węzeł wzajemnych zależności, którego rozsupłanie przekraczało możliwości ówczesnego ustroju, i to nie dlatego, że nie zdawano sobie sprawy z istnienia problemu czy nie widziano jego negatywnych skutków, ale dlatego, że bez naruszenia samej istoty kapitalistycznych stosunków w Polsce problem ten nie mógł zostać ówcześnie rozwiązany.

Transport

Trzecim działem gospodarki narodowej, któremu warto poświęcić nieco więcej uwagi, był transport i komunikacja. Mogliśmy w tej dziedzinie poszczycić się stosunkowo poważnymi osiągnięciami. Choć i tu nie dało się uniknąć pewnych dysproporcji: z jednej strony szybko rozwijała się komunikacja kolejowa, z drugiej zaś — praktycznie nie było prawie motoryzacji. Podobnie przy wielkich osiągnięciach w rozbudowie portu w Gdyni — morska flota handlowa znajdowała się dopiero w powijakach.

Zacznijmy od analizy zjawisk pozytywnych. Jak już wspominaliśmy, sieć kolejowa, którą państwo polskie zastało na swych obszarach, nie była dostosowana do potrzeb nowo powstającego organizmu. Kraje zaborcze budowały linie kolejowe tak, aby zapewniały możliwie najlepsze połączenia zabranej dzielnicy z metropolią. Kwestia powiązania między sobą różnych terytoriów polskich była w ogóle poza zasięgiem zainteresowań. Stąd brakło na przykład bezpośrednich połączeń między Warszawą a Lwowem, Śląskiem i morzem, kresami wschodnimi i zagłębiem węglowym itd. Natomiast istniały linie kolejowe łączące Galicję z Austrią, Królestwo Polskie z Rosją. Warto zanotować, że między Galicją a Austro-Węgrami funkcjonowało osiem różnych połączeń kolejowych, natomiast między Galicją i Królestwem Polskim tylko dwa. Podobnie na prze-

80

l

szło 50 linii austriackich i niemieckich, dochodzących do' granicy ziem polskich przyłączonych do Rosji, tylko 10 miało przedłużenie poza granice w kierunku Cesarstwa. W rezultacie sieć istniejąca w latach 1918—1920 była przypadkowymi fragmentami trzech odśrodkowo zorientowanych systemów kolejowych.

Było to dla państwa wyraźnie niekorzystne zarówno ze względów gospodarczych, jak i militarnych. Kolej stanowiła bowiem zasadniczy system przesuwania nadwyżek towarowych z jednych regionów do innych. Bez sprawnego systemu połączeń nie było możliwe szybkie wykształcenie się ogólnokrajowego rynku wewnętrznego. Sprawność kolei decydowała też o możliwościach mobilizacyjnych, o szybkości przerzucania wojska na odcinki najbardziej w danym okresie zagrożone. Budowa linii kolejowych spełniała jeszcze jedną istotną, a na ogół mało podkreślaną funkcję, którą można określić jako funkcję polityczną. Pozwalała bowiem na zatrudnianie przy robotach ziemnych i montażowych dużej liczby bezrobotnych, dzięki czemu osiągano pewne osłabienie napięcia społecznego.

Budowę nowych szlaków podjęto już w 1919 r. W całym okresie międzywojennym zbudowano ich l 770 km, tj. zwiększono długość linii o około 10%. Liczby to może niezbyt imponujące, ale nowe linie pozwoliły na scalenie systemu kolejowego. Do najważniejszych osiągnięć należy zaliczyć zbudowanie magistrali węglowej Śląsk—Gdynia, dzięki której skrócono znacznie czas przebiegu towarów na tej trasie, co przy masowości ładunków istotnie obniżyło koszty transportu. Nie udało się jednakże zagęścić sieci w takim stopniu, aby wyrównać dysproporcje istniejące na różnych obszarach państwa. Stosunkowo najsłabiej rozbudowana była kolej na wschodzie, co odbijało się m.in. na cenach artykułów zbywanych przez tamtejszych chłopów. Im wieś leżała dalej od kolei, tym niżej kształtowały się ceny płodów rolnych i tym wyżej kształtowały się ceny artykułów przemysłowych. Utrudnione było również po-

81

dejmowanie przez rolników dorywczych zajęć w pobliskich przedsiębiorstwach, jeśli chłopi nie mieli czym dojeżdżać do pracy. Brak połączeń komunikacyjnych wpływał więc na pogorszenie warunków bytowych ludności najbardziej zacofanych regionów. Dla porównania możemy dodać, że w 1938 r. na 100 km2 przypadało w woj. poznańskim 10,1 km linii kolejowych, a w woj. poleskim 2,9 km.

Poważne osiągnięcia uzyskano w rozwoju przewozów kolejowych, zwłaszcza w okresie pierwszego dziesięciolecia niepodległości. W 1929 r. przewozy towarów i bagaży (w min ton) wzrosły przeszło dwukrotnie w porównaniu z rokiem 1922. Natomiast w drugim dziesięcioleciu, w wyniku wielkiego kryzysu światowego, wielkość przewozów bardzo spadła. Do końca 1938 r. nie osiągnęły nawet poziomu z 1929 r. Potwierdza to sformułowany poprzednio pogląd o stagnacji gospodarczej panującej w przemyśle, gdyż rozwój przewozów pośrednio obrazował sytuację w dziedzinie produkcji. Tylko znikoma część wyrobów przemysłowych wytwarzana była całkowicie z miejscowych surowców i w całości konsumowana w okręgu produkcji. Natomiast ogromna większość produktów fabrycznych wymagała dowiezienia surowców i wywiezienia gotowych artykułów na mniej lub więcej odległe rynki zbytu. Jeżeli więc przewozy wykazywały stagnację, oznaczało to również stagnację produkcji fabrycznej.

Drugim istotnym — obok rozwoju transportu kolejowego — sukcesem było zbudowanie portu i miasta w Gdyni. Obiekt ten, podobnie jak późniejszy Centralny Okręg Przemysłowy, stanowił jedno z najbardziej widocznych osiągnięć gospodarki międzywojennej Polski.

Myśl o budowie własnego portu powstała wtedy, gdy okazało się, że Gdańsk, któremu traktat wersalski nadał status wolnego miasta, nie zamierza lojalnie współpracować z Polską. Posiadanie portu było koniecznością nie tylko gospodarczą, ale i polityczną. W pewnych wypadkach droga morska mogła okazać się jedyną możliwą drogą do-

82

wozu zaopatrzenia dla armii. Pamiętajmy, że Polska była skłócona prawie ze wszystkimi sąsiadami (wyjątek stanowiły Łotwa i Rumunia). Na wypadek wojny należało liczyć się z możliwością sabotażu przez kraje sąsiedzkie dostaw z państw sojuszniczych (przede wszystkim z Francji). Dlatego wyjście na Bałtyk mogło rozstrzygać o problemie: być albo nie być.

Prace przy budowie Gdyni podjęto już w 1920 r. W 1923 r. do portu zawinął pierwszy statek oceaniczny. Jednakże dopiero po 1926 r. budowa ruszyła szybko naprzód, a w 1939 r. Gdynia była już jednym z największych portów na Bałtyku, odgrywała też dominującą rolę w polskim handlu zagranicznym. Przechodziła przez nią większa część obrotów towarowych z innymi krajami. Jeśli w 1930 r. wartość eksportu i importu przeładowanego przez Gdynię wynosiła zaledwie 5%, to w 1938 r. już 48%, a więc prawie połowę całego polskiego handlu zagranicznego. Słabością portu w Gdyni było jednak to, że przeładowywał przede wszystkim ładunki masowe. Np. wśród wywiezionych przez Gdynię w 1937 r. 7,3 min ton ładunku aż 88% stanowił węgiel i koks. Jednocześnie port w Gdańsku w większym stopniu pośredniczył w obrotach towarami o wyższej wartości.

Obok portu rozbudowywało się miasto. W 1920 r. była tam jeszcze tylko mała osada rybacka, w 1939 r. Gdynię zamieszkiwało już blisko 100 tyś. mieszkańców. Rozwój portu nie szedł w parze z rozbudową floty handlowej. W 1939 r. Polska dysponowała statkami o łącznej pojemności 102 tyś. BRT. Była to flota niezmiernie mała. Dla porównania można podać, że ogólny tonaż światowy kształtował się w tym roku na poziomie 67,8 min ton, a więc udział nasz wynosił zaledwie około 0,15%. Odpowiednio w międzynarodowych obrotach towarowych Polska osiągała 1% ogólnej wartości wymiany. Znacznie lepiej rozwinięta została flotylla pasażerska, która chlubiła się nowoczesnymi motorowcami — Batorym, Piłsudskim i Pułaskim. Jej budowa wiązała się z dużym ruchem migracyjnym między Pal-

83

ską a portami krajów zaoceanicznych, w których znajdowała się liczna polska emigracja zarobkowa.

Stosunkowo pomyślnie rozwijała się komunikacja lotnicza. Została ona powołana do życia w 1922 r. i w tymże roku przewiozła zaledwie l tyś. pasażerów w 712 lotach. W 1938 r. wykonano już blisko 10 tyś. lotów, przewieziono 35 tyś. pasażerów oraz przeszło l 000 ton różnych przesyłek. Linie lotnicze obsługiwały 7 regularnych połączeń komunikacyjnych o łącznej długości przeszło 6 tyś. km. Dla porównania można podać, że lotnictwo polskie nie ustępowało, jeżeli chodzi o wielkość świadczonych usług, np. lotnictwu belgijskiemu czy szwajcarskiemu. A więc reprezentowało średnią ówczesną klasę europejską.

I znów od pozytywów musimy przejść do negatywów, tak bowiem wyglądała ówczesna polska rzeczywistość. Na jednych odcinkach można było obserwować osiągnięcia, wyrównywanie do poziomu krajów bardziej rozwiniętych, na innych zaś — nienadążanie. Regułę stanowiło, że tam gdzie rząd, państwo, mógł interweniować bezpośrednio, w jakimś stopniu udawało się nadrabiać zacofanie (przykłady: rozbudowa kolei i lotnictwa, budowa Gdyni). W tych dziedzinach zaś, gdzie rozwój zależał przede wszystkim od zamożności społeczeństwa, od jego siły nabywczej — osiągnięcia były już znacznie mniejsze. Kraj należał do stosunkowo słabo rozwiniętych, miał niski dochód narodowy, w wyniku czego i przychody ludności kształtowały się nisko.

Niskie dochody ludności rzutowały na jej zdolność nabywczą. W dziedzinie transportu odbijało się to szczególnie ostro na poziomie motoryzacji kraju. W 1939 r. w całym kraju zarejestrowano 8,6 tyś. samochodów ciężarowych, 2 tyś. autobusów, 5,2 tyś. taksówek i 24,6 tyś. samochodów osobowych. Było jeszcze 12 tyś. motocykli. Rozmieszczenie pojazdów kształtowało się niejednolicie na obszarze państwa. Koncentrowały się one głównie w dzielnicach zamożniejszych. Jeżeli w Warszawie zarejestrowano

84

9,7 tyś. samochodów, w woj. poznańskim — 5,2 tyś., w pomorskim — 5,1 tyś., w śląskim — 4,8 tyś., to na wschodzie w woj. poleskim tylko 358 sztuk, w nowogródzkim — 420, tarnopolskim — 350, wileńskim — 546.

Powyższe liczby niewiele jeszcze mówią. Dopiero ich zestawienie z danymi z innych krajów pokazuje nienadążanie Polski za ogólnymi tendencjami rozwojowymi. U nas na 10 tyś. mieszkańców przypadało 12,1 samochodów, a w Anglii — 511, we Francji — 523, w Niemczech i Austrii — 251, we Włoszech — 100, Irlandii — 210, Finlandii — 110, Stanach Zjednoczonych — 2 288 itd. Polskę wyprzedzały również Brazylia, Rumunia, Portugalia itd. W komunikacji na bliższe, a nawet średnie odległości dominował ciągle jeszcze koń i woźnica. Niezmiernie tania praca chłopa i jego stały pościg za dorobieniem chociażby kilku złotych powodowały, że trakcja konna zwyciężała w pojedynku z motoryzacją. W latach wielkiego kryzysu transport konny w niektórych wypadkach konkurował z powodzeniem na krótszych odcinkach także z koleją.

Poważną przeszkodą w rozwoju motoryzaji był zły stan dróg, który w latach trzydziestych uległ dalszemu pogorszeniu. I w tym wypadku występowały duże różnice regionalne. Polska miała w 1938 r. 63,2 tyś. km dróg o twardej nawierzchni, z czego w latach 1924—1938 wybudowano lub przebudowano 20,2 tyś. km. Przeważnie były to zatem drogi zbudowane dość dawno, nie najlepiej konserwowane. Na 100 km2 powierzchni przypadało w woj. poznańskim 32,3 km dróg o twardej nawierzchni, a woj. poleskim zaledwie 2,9 km. W tym ostatnim przeważały drogi gruntowe, nieraz przejezdne tylko podczas zimy lub suchego lata, gdyż w pozostałych okresach zmieniały się w topiel.

Ograniczenie wydatków w latach kryzysu spowodowało, że część dróg uległa dewastacji z powodu braku prac konserwacyjnych. Dopiero od 1935 r. zwiększono wydatki na te cele, lecz nie udało się do wybuchu wojny nadrobić skutków ograniczenia robót drogowych w poprzednich latach.

85

Postęp techniczny

Przemysł, rolnictwo i transport ziem polskich pozostały na ogół w latach pierwszej wojny światowej w tyle za postępem techniki innych krajów lub nawet się cofnęły. Ewakuacja największych zakładów przemysłowych Królestwa Polskiego w głąb Rosji, dewastacja wielu fabryk przez niemieckie władze okupacyjne, ograniczenie remontów w czynnych przedsiębiorstwach powodowały zmniejszenie wartości majątku trwałego i pogorszenie stanu technicznego urządzeń. W okręgu warszawskim np. pod koniec wojny stan wyposażenia technicznego cofnął się do poziomu sprzed pół wieku. Poważne zniszczenia objęły także przemysł galicyjski.

W najlepszej sytuacji znalazł się przemysł zaboru pruskiego i Górnego Śląska. Koniunktura wojenna pozwoliła tu przedsiębiorstwom górniczym, hutniczym i metalowym zwiększyć produkcję. Tak np. stało się w poznańskich zakładach H. Cegielskiego. Jednocześnie zaniedbanie robót przygotowawczych w górnictwie i odraczanie remontów w wielu innych zakładach odbiło się niekorzystnie na stanie technicznym fabryk i kopalń. Jedyną poważną i nowoczesną inwestycją były zakłady związków azotowych w Chorzowie, wybudowane przez władze niemieckie dla potrzeb wojskowych, przejęte następnie przez państwo polskie i — mimo licznych trudności — rozbudowane pod kierownictwem prof. Ignacego Mościckiego i inż. Eugeniusza

86

Kwiatkowskiego, by zaopatrzyć rolnictwo w nawozy azotowe.

Jeszcze poważniejsze skutki niż zniszczenia i dewastacja miało pozostanie ziem polskich na uboczu rozwoju techniki, który nastąpił w latach wojny. Wiązał się on wprawdzie z potrzebami militarnymi, lecz spowodował również doniosłe konsekwencje gospodarcze. W Niemczech np. szybko rozbudowywano przemysł chemiczny, którego produkty zastępowały importowane dotąd surowce. Rozwinęło się lotnictwo oraz wytwórczość pojazdów mechanicznych. Przemysł ziem polskich nie uczestniczył w tym postępie, co dało się odczuć po odzyskaniu niepodległości.

Również rolnictwo dotknęły skutki wojny. Zmniejszyło się stosowanie nawozów sztucznych, regres dotyczył używania maszyn, wyginęły niektóre stada zarodowe i stadniny. I w tym wypadku w stosunkowo mniejszym stopniu ucierpiał zabór pruski.

Odzyskanie niepodległości otwierało nowe perspektywy. Do kraju wracali uczeni i technicy, których warunki polityczne zmusiły poprzednio do szukania pracy na obczyźnie. Wśród wielu innych powrócił znany w Europie specjalista budownictwa wodnego (głównie elektrowni wodnych), profesor politechniki w Zurychu Gabriel Narutowicz. Uczestniczył początkowo w pracach nad regulacją dróg wodnych, następnie objął tekę ministra robót publicznych, inicjując m.in. prace nad elektryfikacją kraju. Wybrany prezydentem, w grudniu 1922 r. zginął z ręki zamachowca, z moralnej inspiracji narodowej demokracji. Z Niemiec przyjechał inż. Adam Kręglewski, zasłużony później przy rozbudowie przemysłu taboru kolejowego. Z Rosji wrócił inż. Kazimierz Szpotański, któremu wiele zawdzięcza polski przemysł elektrotechniczny.

Marzenia i projekty zmierzające do unowocześnienia kraju rozbijały się jednak o brak kapitałów, nieraz o obawy przedsiębiorców przed ryzykownymi, śmiałymi przedsięwzięciami. Odbudowa przemysłu na początku lat dwudzie-

87

stych dokonywała się bardzo często przy wykorzystaniu tradycyjnej techniki. Korzystniejsze warunki dla postępu technicznego powstały w okresie poprawy koniunktury w latach 1926—1929, a także w ostatnich latach przed wybuchem wojny.

Mimo przeszkód i trudności inicjowano badania i prace konstrukcyjne, nieraz w prymitywnych warunkach. Niestety nieliczne tylko wyniki tych prac znalazły szersze zastosowanie praktyczne.

Oryginalnym wynalazkiem był pomysł inż. Tadeusza Sę-dzimira walcowania ciągłego blachy stalowej. Pierwsze niewielkie urządzenie jego konstrukcji oddano do użytku w 1935 r. w hucie Pokój, lecz wynalazek zrobił światową karierę dopiero podczas drugiej wojny światowej w Stanach Zjednoczonych.

Liczne oryginalne prace powstały dzięki pracom konstruktorów lotniczych. Wielkie sukcesy osiągnęły samoloty sportowe RWD. Wśród samolotów wojskowych, których właściwości co najmniej dorównywały produktom innych krajów, wymienić należy bombowiec “Łoś", lekki bombowiec “Sum", samolot myśliwski “Jastrząb". Wyprodukowano jednak niewiele egzemplarzy, nie wszystkie typy wprowadzono nawet do produkcji przed wybuchem drugiej wojny światowej.

Już na początku lat dwudziestych powstały pierwsze polskie konstrukcje samochodów, lecz nawet najlepsze z nich wyprodukowano zaledwie w kilku egzemplarzach. Większe znaczenie praktyczne miała późniejsza produkcja modeli zakupionych w innych krajach (“Polski Fiat", “Opel", “Chevrolet" i inne), lecz najczęściej był to montaż z części importowanych. Nowe konstrukcje krajowe, opracowane krótko przed wybuchem wojny, nie zostały już wprowadzone do produkcji.

Wymienić wreszcie należy zalążki przemysłu stoczniowego. Pierwsza stocznia powstała w Gdyni w 1927 r., lecz przetrwała krótko i wykonywała wyłącznie prace remon-

88

towe. Pod koniec tego roku powstała firma “Stocznia Gdyńska", lecz i ona prowadziła remonty, budując jedynie dwie niewielkie jednostki (w 1931 r. statek sanitarny, w 1935 r. poławiacz min). Dopiero uruchomiona krótko przed wybuchem wojny Nowa Stocznia Gdyńska wybudowała pierwszy pełnomorski statek towarowy “Olza", który we wrześniu 1939 r. znajdował się jeszcze na pochylni.

Przykłady oryginalnych wynalazków, nowych konstrukcji i przedsięwzięć, które albo w ogóle nie zostały zrealizowane, albo też wprowadzono je w życie na bardzo skromną skalę, można mnożyć. Zasługują na pamięć nie tylko jako świetne karty z dziejów polskiej myśli naukowej i technicznej. Praca nad nimi odegrała dużą rolę w kształceniu kadr uczonych, konstruktorów i robotników, którzy w Polsce Ludowej tworzyli podstawy nowoczesnej gospodarki. Jakkolwiek wiele wysiłków podjętych w latach międzywojennych nie przyniosło bezpośrednich efektów, to przecież bez nich rozwój naszego kraju po 1944 r. byłby o wiele trudniejszy.

Chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę przede wszystkim na te dziedziny, w których w latach międzywojennych postęp techniczny miał największe bezpośrednie znaczenie. Rozpocząć należy od produkcji i zastosowania energii elektrycznej.

U progu okresu międzywojennego w przemyśle dominowała para, oświetlenie było naftowe, gazowe, na wsi posługiwano się nieraz łuczywem. Jeszcze w 1931 r. zaledwie 38% budynków w Polsce miało instalację elektryczną (odsetek ten w miastach powyżej 20 tyś. mieszkańców wynosił 53%, w pozostałych — 28%). Jeszcze w 1936 r. w zakładach przemysłowych zaliczonych od I do VII kategorii (a więc bez drobnego rzemiosła) pracowały silniki elektryczne o łącznej mocy 1072 tyś. KM, natomiast zainstalowane w nich turbiny parcwe, maszyny parowe i lokomo-blie miały moc l 124 tyś. KM. Para niepodzielnie panowała w transporcie kolejowym.

89

stych dokonywała się bardzo często przy wykorzystaniu tradycyjnej techniki. Korzystniejsze warunki dla postępu technicznego powstały w okresie poprawy koniunktury w latach 1926—1929, a także w ostatnich latach przed wybuchem wojny.

Mimo przeszkód i trudności inicjowano badania i prace konstrukcyjne, nieraz w prymitywnych warunkach. Niestety nieliczne tylko wyniki tych prac znalazły szersze zastosowanie praktyczne.

Oryginalnym wynalazkiem był pomysł inż. Tadeusza Sę-dzimira walcowania ciągłego blachy stalowej. Pierwsze niewielkie urządzenie jego konstrukcji oddano do użytku w 1935 r. w hucie Pokój, lecz wynalazek zrobił światową karierę dopiero podczas drugiej wojny światowej w Stanach Zjednoczonych.

Liczne oryginalne prace powstały dzięki pracom konstruktorów lotniczych. Wielkie sukcesy osiągnęły samoloty sportowe RWD. Wśród samolotów wojskowych, których właściwości co najmniej dorównywały produktom innych krajów, wymienić należy bombowiec “Łoś", lekki bombowiec “Sum", samolot myśliwski “Jastrząb". Wyprodukowano jednak niewiele egzemplarzy, nie wszystkie typy wprowadzono nawet do produkcji przed wybuchem drugiej wojny światowej.

Już na początku lat dwudziestych powstały pierwsze polskie konstrukcje samochodów, lecz nawet najlepsze z nich wyprodukowano zaledwie w kilku egzemplarzach. Większe znaczenie praktyczne miała późniejsza produkcja modeli zakupionych w innych krajach (“Polski Fiat", “Opel", “Chevrolet" i inne), lecz najczęściej był to montaż z części importowanych. Nowe konstrukcje krajowe, opracowane krótko przed wybuchem wojny, nie zostały już wprowadzone do produkcji.

Wymienić wreszcie należy zalążki przemysłu stoczniowego. Pierwsza stocznia powstała w Gdyni w 1927 r., lecz przetrwała krótko i wykonywała wyłącznie prace remon-

88

towe. Pod koniec tego roku powstała firma “Stocznia Gdyńska", lecz i ona prowadziła remonty, budując jedynie dwie niewielkie jednostki (w 1931 r. statek sanitarny, w 1935 r. poławiacz min). Dopiero uruchomiona krótko przed wybuchem wojny Nowa Stocznia Gdyńska wybudowała pierwszy pełnomorski statek towarowy “Olza", który we wrześniu 1939 r. znajdował się jeszcze na pochylni.

Przykłady oryginalnych wynalazków, nowych konstrukcji i przedsięwzięć, które albo w ogóle nie zostały zrealizowane, albo też wprowadzono je w życie na bardzo skromną skalę, można mnożyć. Zasługują na pamięć nie tylko jako świetne karty z dziejów polskiej myśli naukowej i technicznej. Praca nad nimi odegrała dużą rolę w kształceniu kadr uczonych, konstruktorów i robotników, którzy w Polsce Ludowej tworzyli podstawy nowoczesnej gospodarki. Jakkolwiek wiele wysiłków podjętych w latach międzywojennych nie przyniosło bezpośrednich efektów, to przecież bez nich rozwój naszego kraju po 1944 r. byłby o wiele trudniejszy.

Chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę przede wszystkim na te dziedziny, w których w latach międzywojennych postęp techniczny miał największe bezpośrednie znaczenie. Rozpocząć należy od produkcji i zastosowania energii elektrycznej.

U progu okresu międzywojennego w przemyśle dominowała para, oświetlenie było naftowe, gazowe, na wsi posługiwano się nieraz łuczywem. Jeszcze w 1931 r. zaledwie 38% budynków w Polsce miało instalację elektryczną (odsetek ten w miastach powyżej 20 tyś. mieszkańców wynosił 53%, w pozostałych — 28%). Jeszcze w 1936 r. w zakładach przemysłowych zaliczonych od I do VII kategorii (a więc bez drobnego rzemiosła) pracowały silniki elektryczne o łącznej mocy 1072 tyś. KM, natomiast zainstalowane w nich turbiny parowe, maszyny parowe i lokomo-blie miały moc l 124 tyś KM. Para niepodzielnie panowała w transporcie kolejowym.

89

W ciągu okresu międzywojennego stopniowo wzrastała produkcja energii elektrycznej, a tendencji tej nie przerwał nawet wielki kryzys gospodarczy. Gdy w 1925 r. w całym państwie istniało 835 elektrowni (razem z pracującymi wyłącznie dla własnych potrzeb przedsiębiorstw przemysłowych), w 1938 r. liczba ich wzrosła do 3 198. Produkcja energii zwiększyła się w tym czasie z l 800 min kWh do 3 977 min kWh. Prawda, postęp dotyczył przede wszystkim województw najbardziej rozwiniętych gospodarczo. Prawda też, że w dalszym ciągu większość mieszkańców wsi i małych miast nie mogła korzystać z elektryczności, a zresztą nie miałaby nawet pieniędzy na opłacenie rachun--ków. Łatwo też można dostrzec, że w latach kryzysu gospodarczego w wielkich ośrodkach miejskich nastąpił spadek zużycia energii elektrycznej przez gospodarstwa domowe (np. w Krakowie z 57,1 kWh w 1928 r. na jednego mieszkańca do 41,2 w 1933 r.). Utrzymały się więc olbrzymie kontrasty, lecz nie mniej widoczny był rozwój tej gałęzi gospodarki, szczególnie ważnej dla wszystkich pozostałych dziedzin.

Nie posiadamy wystarczających danych dla przedstawienia procesu elektryfikacji przemysłu, lecz przytoczone wyżej liczby świadczą dowodnie, że nie został on przerwany przez załamanie koniunktury.

Wzrastała także produkcja przemysłu elektrotechnicznego. Należał on do nielicznych, dynamicznie rozwijających się gałęzi. Przed 1918 r. niemal nie istniał, lecz po odzyskaniu niepodległości powstały zakłady, do dziś mające istotne znaczenie gospodarcze. W 1920 r. założono niewielką firmę Zakłady Elektromechaniczne w Ustroniu, która podjęła produkcję silników elektrycznych na licencji francuskiej. W 1919 r. powstała Spółka Akcyjna Przemysłu Elektrycznego “Czechowice", dostarczająca urządzeń instalacyjnych. W 1918 r. utworzono Polskie Towarzystwo Elektryczne S.A. produkujące silniki i inne urządzenia elektryczne. W 1918 r. powstała Fabryka Aparatów Elektrycznych

90

K. Szpotański i Ska S.A., której konstrukcje urządzeń elektrycznych niejednokrotnie okazały się lepsze od importowanych. W 1923 r. w Żychlinie rozpoczęły pracę Polskie Zakłady Elektryczne Brown-Boveri S.A., korzystające z licencji szwajcarskich. Uruchamiano fabryki żarówek, kabli i inne. Przeważnie były to zakłady niewielkie, lecz niektóre osiągnęły duże znaczenie.

Przemysł elektrotechniczny był gałęzią rozwijającą się szczególnie szybko. W latach 1928—1938 zatrudnienie wzrosło w nim niemal trzykrotnie, lecz nie należy zapominać, że w strukturze polskiej gospodarki mimo to odgrywał rolę nieznaczną. W 1938 r. w tej gałęzi produkcji pracowało 2,2% ogółu robotników wielkiego i średniego przemysłu.

Duży postęp dokonał się w przemyśle chemicznym. Podstawą tego były m.in. osiągnięcia nauki polskiej zapoczątkowane badaniami prowadzonymi jeszcze przed 1918 r. Rozwinięto zwłaszcza produkcję związków azotowych, wykorzystując m.in. wyniki badań I. Mościckiego. W 1929 r, rozpoczęła produkcję wytwórnia nawozów azotowych w Mościcach (dziś przedmieście Tarnowa). Uruchomiono zakłady przemysłu gumowego w kilku miejscowościach, a krótko przed wybuchem wojny w Dębicy rozpoczęła pracę niewielka wytwórnia sztucznego kauczuku. Do postępu chemii przyczynił się m.in. Chemiczny Instytut Przemysłowy, założony we Lwowie w 1922 r. i kilka lat później przeniesiony do Warszawy. Przez pewien czas kierował nim prof. Wojciech Swiętosławski.

Zatrudnienie w wielkich i średnich zakładach przemysłu chemicznego wzrosło w latach 1928—1938 o 24%, lecz i ta gałąź produkcji nie odgrywała zbyt wielkiej roli w gospodarce polskiej. W 1938 r. pracowało w niej 5,9% ogółu robotników.

Wreszcie wymienić należy postęp w dziedzinie komunikacji kolejowej. Zakłady H. Cegielskiego w Poznaniu — na zlecenie państwa — uruchomiły na podstawie własnej

8i

dokumentacji produkcję parowozów. Kilka lat później rozpoczęto tam również wytwarzanie wagonów kolejowych. Natomiast te same zakłady wstrzymały w latach trzydziestych produkcję maszyn rolniczych, gdyż nie znajdowały one zbytu.

W latach trzydziestych rozpoczęły się także prace nad elektryfikacją kolei polskich. Do wybuchu wojny oddano do użytku wykonane przez firmy brytyjskie urządzenia węzła warszawskiego.

Podsumowując osiągnięcia techniki Polski międzywojennej, zarysowane tutaj tylko na podstawie wybranych przykładów, zwrócić należy przede wszystkim uwagę na dysproporcje między nowymi rozwiązaniami technicznymi i wynikami badań naukowych a ich praktyczną realizacją. Najbardziej efektowny postęp dokonał się w gałęziach o nader małych w omawianym okresie rozmiarach produkcji. Oczywiście modernizacja następowała także w innych dziedzinach, o czym świadczą choćby dane o wzroście produkcji energii elektrycznej. Nie to jednak decydowało o obliczu całego przemysłu, w którym przecież wielkość inwestycji była przez cały okres międzywojenny nieproporcjonalnie mała w stosunku do potrzeb społecznych.

Zdarzało się i tak, że technika bardziej prymitywna brała górę. Tak więc w latach kryzysu gospodarczego jedna z polskich hut żelaza nabywała ubogą rudę darniową wydobywaną przez chłopów i dostarczaną furmankami. Niska cena — spowodowana głodowymi zarobkami dostawców — rekompensowała z nadwyżką inne niedostatki tej formy zaopatrzenia. W wielu fabrykach i w budownictwie nie dokonywano mechanizacji procesów wytwórczych, gdyż wobec taniości siły roboczej byłoby to dla właściciela ekonomicznie nieopłacalne.

Znacznie korzystniejsze warunki rozwoju znajdowały te dziedziny nauki, które były bardziej odległe od praktyki gospodarczej, ich postęp nie wymagał inwestycji, wydatki zaś na prowadzenie badań pozostawały stosunkowo skrom-

92

ne. Dotyczyło to różnorodnych gałęzi nauk humanistycznych, które znajdują się poza zakresem naszych rozważań. Dotyczyło to również matematyki, w której w owym czasie najważniejszym instrumentem badawczym był ołówek i kartka papieru. W 1919 r. matematycy warszawscy (Wacław Sierpińskł i inni) założyli czasopismo “Fundamenta Mathematicae", które wkrótce zdobyło sobie autorytet światowy. Sławę zdobyła lwowska szkoła matematyczna, gdzie wielką rolę odegrał Stefan Banach. Czasopismo “Studia Mathematica", wydawane przez lwowski ośrodek, zyskało również uznanie w świecie. Poważne osiągnięcia mieli fizycy, zwłaszcza zajmujący się niektórymi problemami teoretycznymi. W Warszawie kontynuował badania nad promieniotwórczością uczeń Marii Curie-Skło-dowskiej, Ludwik Wertenstein. Inny z fizyków — Leopold Infeld — przez pewien czas współpracował z Albertem Einsteinem.

Na drodze do sukcesów stanęła jednak niedostateczna rozbudowa studiów politechnicznych, matematycznych i przyrodniczych. W latach 1928/1929 — 1937/1938 liczba słuchaczy uczelni technicznych wzrosła z 6,3 tyś. do 7,6 tyś. (czyli z 14,4% do 15,8% ogółu studentów, podczas gdy na wydziałach filozoficznych studiowało odpowiednio 31,2% i 25,0%). W 1936/1937 dyplomy ukończenia studiów technicznych otrzymało 667 osób (warto zaznaczyć, że aż 43,5% absolwentów studiowało 9 lat i więcej). Czyż jednak w kraju o niedostatecznie rozwiniętej gospodarce była możliwa inna sytuacja? Przecież i tak, jak już wspominaliśmy, część osób kończących studia nie znajdowała odpowiedniej pracy.

Położenie robotników

Pisaliśmy już, że państwo polskie odzyskało niepodległość w wyniku przewrotu o charakterze rewolucyjnym, który dokonał się w Europie środkowej i wschodniej. Jedną z jego konsekwencji — niezależnie od klasowego charakteru powstającego państwa — musiała być zmiana położenia proletariatu. Klasy posiadające, które ujęły ster rządów po 1918 r., pod naciskiem, sytuacji rewolucyjnej nie mogły uniknąć reform, niekiedy nawet dość daleko idących. Tylko bowiem kosztem ustępstw w konkretnych sprawach można było ocalić sprawę najważniejszą — własne panowanie klasowe. Nic dziwnego, że w pierwszym okresie powojennym powstał rozbudowany system prawa pracy, który śmiało zaliczyć możemy do przodującego w tym czasie w świecie; co więcej, do dziś dnia niektóre zamożne państwa kapitalistyczne pozostają pod tym względem w tyle za zniszczoną przez wojnę Polską lat dwudziestych.

Powiedzieliśmy, że zmiany nastąpiły pod wpływem sytuacji politycznej. Dzięki niej ludzie skupieni wokół Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, wśród których było wiele osób związanych ideowo z lewicą, pracujących z oddaniem dla dobra społecznego mogli zrealizować myśl rozbudowy ochrony prawnej dla robotników. Przez cały okres międzywojenny zdobycze pierwszych lat niepodległości —

94

mimo wprowadzonych później ograniczeń — wywierały pozytywny wpływ na położenie robotników.

Pierwszą — i chyba najważniejszą — zmianą, jaka nastąpiła po powstaniu państwa polskiego, było uznanie na terenie całego państwa organizacji zawodowych robotników jako reprezentacji ich interesów i pełnoprawnego uczestnika różnorodnych konferencji i narad decydujących o sprawach świata pracy. Nastąpił szybki rozwój ruchu zawodowego. Niejednokrotnie sami robotnicy przejmowali inicjatywę tworzenia nowych praw i podejmowali wprowadzanie ich w życie jeszcze przed uchwałami rządu (np. w sprawie ustanowienia 8-godzinnego dnia pracy). Starano się realizować zasadę, aby w ramach obowiązujących ustaw szczegółowe warunki pracy i płacy kształtowały umowy zbiorowe, zawierane między przedstawicielami robotników i przedsiębiorców. Szczególnie doniosłe było wprowadzenie ustawodawstwa pracy oraz zasady zawierania umów zbiorowych w rolnictwie. Oznaczało to bowiem ograniczenie wywodzącej się z czasów feudalnych władzy właściciela ziemskiego nad pracownikami; pogardzany dotąd rataj zasiadał do stołu narad z przedstawicielami arystokracji i stawiał żądania. Wspomnieć warto, że niejednokrotnie największy opór ziemian wzbudzała właśnie ta ostatnia kwestia — nie chcieli zgodzić się na zasiadanie przy wspólnym stole z “własnymi" parobkami.

Dalsze istotne zdobycze lat powojennych to wprowadzenie 8-godzinnego dnia pracy (w sobotę 6 godzin) w przemyśle i handlu, organizacja obowiązkowego ubezpieczenia na wypadek choroby (60% składek wpłacali pracodawcy), rozbudowa przepisów o bezpieczeństwie i higienie pracy, ustanowienie Inspekcji Pracy nadzorującej wykonywanie przepisów prawa pracy. Wszystkich istotnych zmian nie dałoby się zresztą tutaj wymienić. Szereg ważnych problemów miało zostać uregulowane ustawami, nad którymi trwała praca.

Jakkolwiek wysoko należy ocenić zmiany ustawodawcze,

95

to nie możemy zapominać o różnorodnych ograniczeniach i niekonsekwencjach, narzuconych nieraz przez sytuacją polityczną i gospodarczą, a często też przez skromne możliwości zniszczonego wojną kraju, który dopiero tworzył własny aparat administracyjny i nabierał doświadczenia. W rolnictwie poza zasięgiem wprowadzonego ustawodawstwa pozostali robotnicy gospodarstw mniejszej własności. Robotnicy folwarczni nie zostali zrównani w prawach z robotnikami zatrudnionymi poza rolnictwem. Podobnie odrębne ustawodawstwo regulowało położenie pracowników umysłowych, stwarzając dla nich szereg przywilejów. W mieście w gorszym położeniu znaleźli się robotnicy małych zakładów, z których część nie podlegała nawet nadzorowi Inspekcji Pracy. Wreszcie szereg spraw regulowały nadal ustawy państw rozbiorowych, odmienne w poszczególnych dzielnicach. Zwłaszcza wyróżniał się pod tym względem Górny Śląsk, włączony do Polski dopiero w połowie 1922 r., gdzie powojenne ustawodawstwo niemieckie (również opracowywane pod naciskiem nastrojów rewolucyjnych społeczeństwa) wprowadziło m.in. reprezentację robotniczą w postaci rad załogowych, nie znanych w innych dzielnicach państwa.

Po 1921 r., gdy bezpośrednie niebezpieczeństwo “niepokojów socjalnych" — jak wówczas mówiono — minęło, działalność ustawodawcza uległa osłabieniu. Jedynymi istotnymi zdobyczami były: ustawa o urlopach w 1922 r., a w 1924 r. przepisy o ochronie pracy młodocianych i kobiet oraz ubezpieczenie na wypadek braku pracy; nie dotyczyły one rolnictwa.

Dalsze zmiany okazały się możliwe dopiero po zamachu majowym, gdy ludzie związani z lewicą sanacyjną uzyskali na krótki okres pewną swobodę działania. Piłsudskiemu zależało na pozyskaniu sobie mas robotniczych. W związku z tym, że sytuacja gospodarcza kraju uległa wówczas poprawie, również przedsiębiorcy nie przeciwstawili się zdecydowanie dalszej rozbudowie prawa pracy. W latach

96

1927—1928 dokonano przede wszystkim uporządkowania dotychczasowego stanu prawnego oraz uzupełniono istniejące luki (m. in. ukazał się dekret o Inspekcji Pracy, szereg przepisów regulujących zasady zawierania umowy o pracę, dekret o bezpieczeństwie i higienie pracy). Działo się to z jednej strony w warunkach poprawy koniunktury, z drugiej zaś jako wynik pracy osób związanych z lewicą, zatrudnionych w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej.

Już jednak na wiosnę 1929 r. sytuacja zmieniła się. Wyrazem tego stało się mianowanie płka Aleksandra Prystora, oddanego współpracownika Józefa Piłsudskiego, na stanowisko ministra pracy i opieki społecznej. Zaniechano wówczas korzystnego dla pracowników projektu scalenia ustawodawstwa o ubezpieczeniach społecznych, przygotowanego za czasów poprzedniego ministra, Stanisława Jurkiewi-cza, przygotowano natomiast nowy projekt. Ustawa “scaleniowa", uchwalona w 1933 r., pozbawiła niektóre kategorie robotników (m. in. robotników rolnych) ochrony, obniżyła świadczenia i ograniczyła wpływ ubezpieczonych na funkcjonowanie instytucji Kasy Chorych, zwiększyła wysokość składek płaconych przez robotników na rzecz instytucji ubezpieczeniowych, obniżając składki pracodawców. Jednocześnie ustawa “scaleniowa" wprowadziła pewne zmiany korzystne dla klasy robotniczej. Rozszerzyła zakres osób objętych ubezpieczeniem od wypadków przy pracy, a co najważniejsze, wprowadziła ubezpieczenia emerytalne, dawniej obejmujące tylko nieliczne grupy robotników. Miały one tę istotną wadę, że wypłacane emerytury nie wystarczały na pokrycie nawet najniżej obliczanych kosztów utrzymania, jednakże i takie były lepsze niż żadne.

Szkicowy przegląd ewolucji ustawodawstwa pracy pozwala na stwierdzenie, że zasadniczy przełom dokonał się w okresie powstawania państwa polskiego. Reformy przeprowadzone w późniejszych latach miały wprawdzie istotne znaczenie, jednakże nie dorównywały osiągnięciom początkowego okresu niepodległości. Od 1929 r. rozpoczęło się

97

nawet ograniczanie praw politycznych i ekonomicznych klasy robotniczej. Proces ten dokonywał się wbrew silnemu oporowi zainteresowanych, postępował też stopniowo, w rezultacie więc także i w 1939 r. polskie ustawodawstwo pracy w całości było bez porównania korzystniejsze dla robotników niż przepisy państw rozbiorowych przed 1914 r. Nadal też pod wieloma względami wyprzedzało ustawodawstwo innych państw kapitalistycznych.

Rzecz oczywista, że nawet najlepsza ustawa nie mogła rozwiązać wszystkich problemów, gdyż wiele zależało od jej realizacji. Wspomnieliśmy już wyżej, że większość drobnych zakładów pracy nie podlegała Inspekcji Pracy, toteż w nich najczęściej naruszano prawo. Zdarzało się to także, choć rzadziej, w przedsiębiorstwach większych. Wysiłki inspektorów nie zawsze przynosiły pożądane rezultaty, gdyż sądy często ograniczały się do karania winnych przedsiębiorców karą grzywny, niewspółmiernie małą w porównaniu z zyskami płynącymi z łamania obowiązujących przepisów.

Ciekawa była geografia tych wykroczeń. Stosunkowo rzadko zdarzały się one na zachodzie kraju, gdzie nie tylko kontrola mogła być skuteczniejsza, lecz i klasa robotnicza przedstawiała znaczną siłę polityczną dzięki swej liczebności oraz organizacjom politycznym i zawodowym. W mniejszych ośrodkach, a zwłaszcza na wschodzie, nieprzestrzeganie prawa pracy miało charakter nagminny.

Pierwsze dziesięciolecie niepodległego państwa przyniosło stopniową poprawę w dziedzinie przestrzegania ustaw*. Przede wszystkim coraz skuteczniej działały organizacje robotnicze, wykorzystując do walki o swe prawa wszelkie formy, aż do strajku włącznie. Od 1926 r. następowała stopniowa poprawa koniunktury i zmniejszanie bezrobocia, co stawiało robotników w korzystniejszej sytuacji względem przedsiębiorców. Jednocześnie Inspekcja Pracy zdobywała doświadczenie i coraz lepiej wykonywała obowiązki. Doświadczenie to uzyskiwali jednakże i pracodawcy, ucząc się

98

wykorzystywania wszelkich luk i -niedomówień w ustawodawstwie.

Oczywiście tendencja do poprawy nie przebiegała bez zakłóceń. Realizacja ustaw zależała przecież w dużym stopniu od wzajemnego układu sił klasowych w społeczeństwie. Nie brakowało więc momentów, gdy następowały wyłomy w prawach robotniczych (np. przejściowe przedłużenie czasu pracy w hutach i kopalniach śląskich w latach 1924— 1928).

Wielki kryzys gospodarczy, który rozpoczął się na jesieni 1929 r., spowodował znaczne niekorzystne zmiany. Wobec rosnącego bezrobocia robotnicy musieli coraz częściej godzić się na uszczuplanie swych praw w praktyce, a jednocześnie pewnemu uwstecznieniu uległo i samo ustawodawstwo.

Drugie kluczowe zagadnienie, od którego zależało położenie robotników, to stan zatrudnienia. Sprawy te są dziś bardzo odległe i trudno jest uświadomić sobie, jak wielkim problemem — zwłaszcza w latach trzydziestych — było znalezienie pracy. Przypomnijmy więc, że w 1931 r. według spisu ludności aż 600 tyś. robotników poza rolnictwem pozostawało bez pracy.

Ustalenie dynamiki bezrobocia w Polsce napotyka wielkie trudności. Statystyka urzędowa podawała tylko liczbę poszukujących pracy zarejestrowanych w urzędach pośrednictwa pracy, która jednak odbiegała od rzeczywistego stanu bezrobocia. Różnice te kształtowały się rozmaicie. W okresach pomyślnej koniunktury, gdy o pracę było łafrt-wiej, stan rejestracji — jak możemy się domyślać — zbliżał się do rzeczywistości. Kiedy jednak bezrobocie rosło, nadzieje na znalezienie zajęcia za pośrednictwem urzędu malały, wówczas i liczby zarejestrowanych poszukujących pracy coraz bardziej odbiegały od rzeczywistych rozmiarów bezrobocia. Nie rejestrowano też osób, które poszukiwały pracy, lecz nigdy jeszcze nie pracowały: innymi słowy, młodzież pozbawiona pracy nie figurowała w statystykach.

99

Co więcej, władze państwowe w latach kryzysu wywierały nacisk na urzędy pośrednictwa, by wykazywały mniejsze stany osób zarejestrowanych, co miało przynieść korzyści propagandowe. Dlatego też posługiwać się musimy hipotezami i obliczeniami szacunkowymi.

Bezpośrednio po powstaniu państwa polskiego bardzo wysokie początkowo bezrobocie szybko uległo zmniejszeniu. Uruchamiano fabryki, a zarazem wzrastała liczebność armii. Dopiero zawarcie pokoju w Rydze i demobilizacja wpłynęły na zwiększenie liczby osób poszukujących pracy. Poprawa koniunktury, uruchamianie dalszych zakładów przemysłowych ponownie złagodziły kwestię bezrobocia. Kryzys zapoczątkowany w 1923 r. spowodował spadek zatrudnienia, który trwał do pierwszych miesięcy 1926 r. Następnie rozpoczął się ponowny wzrost liczby pracujących, która osiągnęła maksimum w letnich miesiącach 1928 i 1929 r.

Wskazanie na letnie miesiące nie jest przypadkowe. Otóż jeśli mówimy o ogólnych tendencjach zmian zatrudnienia, musimy pamiętać, że obok wahań spowodowanych zmianami koniunktury, czy też przyczynami tkwiącymi w strukturze gospodarczej i społecznej Polski, istniały nieustanne wahania powodowane sezonowym zawieszaniem lub podejmowaniem niektórych prac. Na przykład typowo sezonowym przemysłem było budownictwo, które wstrzymywało działalność w miesiącach zimowych. Normalnym więc zjawiskiem było zmniejszanie się zatrudnienia pod koniec jesieni, a ponowny wzrost od wczesnej wiosny. Przy ocenie zasadniczych kierunków zmian położenia robotników abstrahujemy od sezonowych wahań zatrudnienia.

Liczba bezrobotnych w letnich miesiącach 1928—1929 r. wahała się w granicach około 100 tyś. osób. Wkrótce jednak kryzys przyniósł niezmiernie szybki wzrost bezrobocia, które osiągnęło maksimum w latach 1934—1935. Ogólną liczbę osób pozbawionych pracy poza rolnictwem obliczano wówczas na około milion osób. W połowie lat trzydzies-

100

tych szacowano, że corocznie dorasta do wieku podejmowania pracy około 300 tyś. młodych ludzi. Jednocześnie na po-ziom.bezrobocia w miastach istotny wpływ wywierał na-. pływ do nich ludności wiejskiej, która nie mogła znaleźć zatrudnienia w rolnictwie.

Zmianę na lepsze przyniosła poprawa koniunktury, lecz wówczas nawet nie zbliżono się do sytuacji z lat dwudziestych. W 1938 r. poza rolnictwem bez pracy pozostawało zapewne jeszcze ciągle około 700 tyś. osób. Duże bezrobocie w okresie dobrej koniunktury wynikało z szybszego wzrostu liczby ludności w porównaniu z przyrostem nowych miejsc pracy. Nie doliczono tu jeszcze osób tylko częściowo bezrobotnych, a więc takich, które zamiast przez 6 dni w tygodniu zatrudniano przez krótszy czas. Rozmiary zjawiska były bardzo duże, bo np. w przemyśle włókienniczym ponad połowa robotników pracowała w tyrn okresie przez niepełny tydzień. Łączny zasięg bezrobocia całkowitego i częściowego w przemyśle charakteryzowały informacje o liczbie przepracowanych roboczogodzin. W porównaniu z 1929 r. była ona mniejsza w 1932 r. o 45%. Oznaczało to, że zapotrzebowanie na pracę spadło w fabrykach prawie o połowę.

Rozmiary bezrobocia nie są wystarczającym wskaźnikiem dla oceny położenia ogółu robotników; musimy ustalić także zmiany liczby pracujących, co również nastręcza szereg trudności. Urzędowa statystyka podawała — ze względów technicznych — liczbę robotników w górnictwie, hutnictwie oraz w większym i średnim przemyśle przetwórczym (zakłady zatrudniające co najmniej 20 robotników). Najwyższa liczba robotników pracowała w 1929 r. — niemal 860 tyś. osób (jest to przeciętna dla całego roku). W 1938 r. osiągnęła ona 810 tyś osób, co wynosiło wprawdzie mniej niż w 1928 r., jednakże stanowiło olbrzymią poprawę w porównaniu z okresem dna kryzysu. Wolniejszy wzrost liczby zatrudnionych w porównaniu z tempem wzrostu produkcji przemysłowej wynikał z modernizacji

101

przedsiębiorstw. Im bardziej nowoczesnym wyposażeniem dysponowała fabryka, tym mniej zatrudniała pracowników. Obliczano, że postęp techniczny i zwiększenie wydajności pracy w latach kryzysu doprowadziły do zmniejszenia zapotrzebowania na pracę 100 tyś. robotników. Unowocześnienie przedsiębiorstw było w zasadzie procesem pożądanym ze względów gospodarczych, jednakże w warunkach niedostatecznego rozwoju produkcji zaostrzało problem braku miejsc pracy.

Liczba 810 tyś. robotników zatrudnionych w 1938 r. obejmowała tylko część zatrudnionych poza rolnictwem. Przybliżony szacunek pozwala przypuszczać, że w rzeczywistości pracowało poza rolnictwem około 17% robotników więcej niż w 1929 r. Stanowiło to wzrost, jakkolwiek dość nieznaczny, zwłaszcza jeśli porównać go z równocześnie dokonującym się zwiększeniem bezrobocia. Gdy ponadto uzmysłowimy sobie, że liczba osób pracujących w wielkim i średnim przemyśle dorównywała liczbie osób pozbawionych pracy w tymże czasie, możemy stwierdzić, że w latach trzydziestych głównym czynnikiem wpływającym na warunki bytowe klasy robotniczej stało się bezrobocie.

Znaczna, część bezrobotnych nie miała żadnych stałych dochodów; różne formy zasiłków oraz praca przy robotach publicznych dotyczyły tylko niewielkiej grupy osób potrzebujących pomocy. Pozostawała więc opieka społeczna, dobroczynność — z tych form pomocy korzystało we wrześniu 1937 r. w całym kraju 61 tyś. rodzin; szerszy zakres miała pomoc zimowa (w marcu 1938 r. 328 tyś. rodzin). Stwierdzić trzeba, że klęska bezrobocia wyzwoliła w szerokich kręgach społeczeństwa dużą solidarność i współczucie dla potrzebujących. Niejednokrotnie robotnicy, którzy zachowali pracę, zgadzali się na zmniejszenie liczby dni pracy w tygodniu, by w ten sposób ich towarzysze znaleźli choć Częściowe zatrudnienie. Powstawały różnorodne żywiołowe fołmy pomocy, np. zapraszanie na obiady dzieci rodzin

102

bezrobotnych przez pracujących robotników i pracowników umysłowych.

Mimo to sytuacja rodzin bezrobotnych była niezwykle ciężka. Świadczą o tym np. dane dotyczące odżywiania dzieci, które należały do najlepiej odżywianych członków rodzin bezrobotnych, gdyż rodzice swoim kosztem starali się dożywić najmłodszych. A mimo to 24% badanych dzieci z rodzin bezrobotnych nie jadało śniadań przed pójściem do szkoły, 18% nie dostawało kolacji, 15% nie jadało obiadów, a dla dalszych 55% obiad składał się wyłącznie z zupy. Do niedostatecznie odżywianych należało trzy czwarte dzieci w wieku przedszkolnym i przeszło cztery piąte szkolnych. W rezultacie niemowlęta w rodzinach bezrobotnych wykazywały niedobór wagi o pół kilograma i niedobór wzrostu o 2 cm, dzieci w wieku od 2 do 7 lat odpowiednio niedobór l kg i 4 cm, a w wieku szkolnym — 2 kg i 3 cm.

Według badań przeprowadzonych w Warszawie różne formy pomocy dostarczały w 1935 r. około 35% ogólnych dochodów rodzin bezrobotnych. Prawie takie same efekty przynosiły różnorodne dorywcze zajęcia, resztę zaś osiągano ze sprzedaży rzeczy, pomocy rodziny itp. W sumie przeciętne przychody rodzin bezrobotnych pozostawały niższe o połowę od przychodów rodzin, w których znajdowały się osoby pracujące.

Tragicznego losu pozbawionych pracy nie mogą jednakże oddać liczby. Nie chodzi przecież tylko o obniżenie poziomu życia. Olbrzymie znaczenie miał także fakt, że wielu robotników przez długie lata żyło dosłownie z dnia na dzień, nie mając pewności, czy za kilka dni będą mieli co jeść i gdzie mieszkać. Wszelkie dorywcze zarobki tym się przecież charakteryzowały, że nie można było przewidzieć, czy uda się je uzyskać. Istotne znaczenie miało też bezrobocie dla psychiki osób pozbawionych pracy, dla losu ich rodzin, a zwłaszcza dzieci, które często musiały przerywać naukę w szkole, nie mając odpowiedniej odzieży, książek, zeszytów.

103

Skrajną konsekwencją bezrobocia była deklasacja części robątników, przez szereg lat pozbawionych pracy. W zimie na porządku dziennym było np. okradanie wagonów z węglem; do kradnących strzelała policja, nie rzadko były ofiary śmiertelne. Prasa donosiła o samobójstwach osób pozbawionych pracy i środków do życia. Tę beznadziejną atmosferę malują wydane przed wojną przez Instytut Gospodarstwa Społecznego “Pamiętniki bezrobotnych". Książka ta wznowiona została w 1967 r. przez Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne.

Niezmiernie istotnym czynnikiem określającym położenie robotników jest poziom zarobków. Zmiany zarobków oceniać należy zarówno z punktu widzenia wielkości wypłat, jak też poziomu cen artykułów niezbędnych do życia.

Okres wojny charakteryzował się istotnym spadkiem realnych zarobków robotniczych w porównaniu z latami przedwojennymi. Od momentu odzyskania niepodległości poziom wynagrodzeń zaczął wzrastać. Ścisłe określenie rozmiarów tego zjawiska jest niemożliwe, gdyż inflacja oraz brak materiałów statystycznych stanowią zasadnicze trudności przy wszelkich porównaniach. Niemniej jednak stwierdzić możemy, że do lata 1921 r. dokonywał się stopniowy wzrost zarobków. W wielu zawodach przekroczyły one poziom z 1914 r., w niektórych innych jeszcze go nie osiągnęły. Uwzględniając bardzo niski punkt wyjścia w 1918 r. poprawa płac była znaczna i odczuwalna przez zatrudnionych. Od połowy 1921 r. do końca 1923 r. notujemy załamanie tendencji wzrostowej zarobków. To właśnie stało się bezpośrednią przyczyną ponownego narastania na jesieni 1923 r. fali rewolucyjnej w Polsce.

Stabilizacja waluty przyniosła krótkotrwałą poprawę, lecz zniweczył ją kryzys lat 1924—1925. Zdecydowaną zmianę na lepsze przyniosła dopiero poprawa koniunktury w 1926 r. Wartość realna płac roboczych (tzn. z uwzględnieniem zmian poziomu cen) w 1928 r. przekroczyła poziom przedwojenny. Oczywiście mówimy o przeciętnym

104

poziomie, w poszczególnych bowiem zawodach była dość znaczna poprawa, w innych zaś stan przedwojenny nie został osiągnięty.

Wybuch kryzysu nie zahamował tendencji do wzrostu realnej wartości indywidualnych zarobków. Jeśli zatem realną wartość płacy roboczej w 1928 r. przyjmiemy za 100, to w 1939 r. wzrosła ona o przeszło 40%. W latach kryzysu płace nominalne co prawda spadały, lecz jeszcze szybciej zniżkowały ceny artykułów spożywczych. Wobec dość niskiego poziomu życia społeczeństwa podstawową część wydatków rodziny robotniczej stanowiła żywność, a więc spadek cen produktów rolnych decydował w znacznym stopniu o wartości realnej płac. W latach tych mógł więc wystąpić pewien wzrost indywidualnych płac realnych. Nie można stąd jednak wysnuć wniosku o poprawie położenia klasy robotniczej. Jednocześnie nasilało się przecież bezrobocie. Wzrastała więc wprawdzie realna wartość płac, jaką otrzymywał pracujący robotnik, ale tych, którzy nie utracili zatrudnienia, było coraz mniej. Dodać należy także, iż coraz większy odsetek robotników pracował przez niepełny tydzień, a więc za odpowiednio zmniejszone wynagrodzenie.

Różne instytucje podejmowały próby szacunku zmian realnej wartości całości wypłat otrzymywanych przez klasę robotniczą, a nie tylko przez poszczególnych pracowników. Pozwalało to uwzględnić wpływ zmniejszenia zatrudnienia na poziom życia proletariatu. Według tych obliczeń w latach 1932—1933, najgorszych z punktu widzenia warunków bytowych, realna wartość funduszu płac (czyli po uwzględnieniu skutków spadku cen) zmalała w porównaniu z 1928 r. o 34%. Oznaczało to więc, że robotnicy mogli zakupić o 1/3 mniej towarów niż 4—5 lat wcześniej. Dopiero poprawa koniunktury po 1935 r. spowodowała ponowny wzrost realnej wartości funduszu płac. W 1938 r. poziom z 1929 r. został przekroczony o 13%.

Do tego szacunku należy jednak podejść z pewną nie-

105

ufnością. Obliczenia dotyczyły tylko przemysłu wielkiego i średniego; nie objęły innych działów gospodarki. Tymczasem, jak wiemy, objęci badaniem robotnicy stanowili tylko część polskiej klasy robotniczej, której większość zatrudniona była właśnie poza wielkim i średnim przemysłem. Jeżeli przyjrzeć się uważnie danym szczegółowym, to można zobaczyć, że niemal wszystkie gałęzie produkcji, w których dominowały drobne zakłady, ujawniały tendencje znacznie mniej korzystne od przeciętnych. Na przykład wskaźnik wartości realnej sum wypłaconych robotnikom przemysłowym w 1938 r. w porównaniu z 1929 r. wynosił dla przemysłu budowlanego 69%, spożywczego 93%, odzieżowego 97% i drzewnego 98%. Możemy stąd wnioskować, że w drobnych zakładach pracy poziom płac kształtował się mniej pomyślnie dla robotników.

Nie mamy oczywiście możliwości dokonania szacunku zmian wypłat w drobnych zakładach pracy. Możemy tylko sądzić, że w 1938 r. w porównaniu z 1928 r. pogłębiły się różnice w zarobkach robotników przemysłu wielkiego i drobnego na niekorzyść tych ostatnich, a co za tym idzie, wzrost sumy wypłat realnych w 1938 r. w porównaniu z 1929 r. wynosił mniej niż 13%.

Trzeba też pamiętać, że w latach 1928—1938 liczebność klasy robotniczej w Polsce wzrosła o około 17%; zwiększona suma wypłat przypadała więc na większą liczbę osób.

Zmiany zachodzące w położeniu klasy robotniczej w okresie międzywojennym możemy więc w skrócie podsumować następująco:

Nastąpiła wówczas, w porównaniu ze stosunkami przed odzyskaniem niepodległości, istotna poprawa ustawodawstwa pracy oraz rozwój systemu ubezpieczeń społecznych. To niewątpliwe osiągnięcie odrodzonej Polski było rezultatem zaciętych bojów klasowych, podlegało też nieustannym atakom klas posiadających. Mimo ograniczeń w latach kry-

106

zysu, prawo pracy i system ubezpieczeniowy wpływały dodatnio na położenie robotników, nie podlegały też tak ostrym fluktuacjom jak poziom płac. Przez cały okres międzywojenny realna wartość płac i zarobków zależała od przebiegu cyklów koniunkturalnych. W okresie poprawy koniunktury zarobki wzrastały, przekraczając (zwłaszcza w latach 1921, 1928—1929 i 1938—1939) poziom przedwojenny. W innych okresach, gdy produkcja spadała, malały także płace.

Istotny wpływ na położenie robotników miało bezrobocie. Zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu wycisnęło ono głębokie piętno na codziennym życiu proletariatu. Wewnątrz klasy robotniczej pogłębiło się zróżnicowanie pod względem warunków materialnych. Dla niektórych grup zatrudnionych nastąpiła w 1938 r. niewątpliwa — i to dość znaczna — poprawa w porównaniu z rokiem 1928, a także ze stanem przedwojennym. Jednakże dla pozostających bez pracy i dla wielu zatrudnionych w drobnych zakładach, warunki życiowe uległy widocznemu pogorszeniu.

Położenie chłopów

Lata inflacji po pierwszej wojnie światowej przyniosły szybką poprawę warunków bytowych na wsi. Były oczywiście okolice szczególnie zniszczone podczas wojny, gdzie wioski z trudem i powoli odbudowywały się, a niszczące skutki wojny dawały się we znaki jeszcze w dziesięć lat po umilknięciu dział. Jednakże w przeważającej części państwa spadek wartości pieniądza i wzrost cen, a zwłaszcza cen artykułów żywnościowych, przyniosły korzystne skutki dla chłopów i ułatwiły odbudowę.

Przede wszystkim zmniejszyło się obciążenie podatkowe. Wprawdzie rząd usiłował podnosić podatki w miarę postępów inflacji, jednakże nie udawało się jej dogonić; zmiana podatków wymagała decyzji Sejmu, a zanim ona zapadła, zanim zakończyły się dyskusje w komisjach i na posiedzeniach plenarnych, wartość pieniądza spadała do tego stopnia, że podwyższone stawki znów okazywały się zbyt małe. Wybitny socjolog Ludwik Krzywicki pisał: “Zwłaszcza podatki bezpośrednie kurczyły się skandalicznie w swojej realnej wartości i bywały chwile, kiedy minister Steczkow-ski miał prawo żartować, iż siedziarka miejska, mająca w Warszawie ruchomy stragan z wodą sodową, opłaca zeń więcej podatku aniżeli włościanin posiadający 10 morgów gruntu". Publicyści zastanawiali się, jaka część jajka wystarczyła na zapłacenie rocznych podatków od hektara zie-

108

mi. Podobnie zmniejszyło się realne znaczenie długów ciążących na gospodarstwach rolnych (o ile nie zostało zastrzeżone, że zwrot nastąpi według wartości złota), toteż w latach 1919—1923 w wyniku inflacji nastąpiło oddłużenie wsi. Chłopi bowiem masowo spłacali w zdeprecjonowanych walutach obiegowych zaciągnięte wcześniej kredyty. Straty wynikające ze spadku wartości nabywczej pieniądza ponosił w tym wypadku wierzyciel.

Jednocześnie ceny żywności kształtowały się wysoko, rolnik zatem dysponujący nadwyżką produktów na sprzedaż mógł osiągnąć wysokie dochody. Do 1921 r. nie dotyczyło to Wielkopolski i Pomorza, gdzie handel artykułami rolnymi objęty był monopolem państwowym; w pozostałych częściach kraju istniał obok reglamentacji pokaźny margines wolnego handlu. Po 1921 r. wszakże ograniczenia handlowe zostały zniesione.

Korzyści płynące z wysokich cen produktów rolnych rozkładały się oczywiście nierównomiernie na poszczególne warstwy wsi. Korzystali z nich ci, którzy osiągali dostatecznie wysokie plony, by oferować część ich na sprzedaż. Im zamożniejszy był rolnik, tym więcej mógł zyskać. Natomiast biedota wiejska, która na przednówku dokupywała żywność, znalazła się w położeniu upośledzonym.

Były oczywiście także ujemne skutki zjawisk inflacyjnych, nawet dla najzamożniejszych. Realna wartość oszczędności trzymanych w markach polskich lub walucie krajów zaborczych spadła niemal do zera, jednakże w wielu okolicach oszczędności przechowywano w “banku ziemskim", tj. w zakopanym w ogrodzie garnku złotych monet lub dolarów. Ważnym problemem stało się jak najszybsze wydawanie pieniędzy otrzymanych ze sprzedaży produktów, ponieważ w krótkim czasie wartość ich spadała.

W sumie jednak, mimo strat poszczególnych osób, wieś jako całość zyskiwała. Za przykład niech służą wspomnienia działacza ludowego Jana Madejczyka. Kupił on w 1920 r. 5 morgów gruntu za 36 tyś. marek polskich, zaciągając

109

kredyt w banku. Gdy w 1924 r. nastąpiła reforma walutowa, pożyczona suma przedstawiała wartość dwóch groszy, czyli pudełka zapałek.

Czasy inflacji skończyły się wiosną 1924 r. Wówczas też wieś została obciążona podatkami, które po latach nieznacznych tylko obowiązków płatniczych wydawały się szczególnie ciężkie. Co więcej, narastał kryzys gospodarczy, który odczuwało również rolnictwo. Okres ten trwał stosunkowo krótko. Od 1926 r. rozpoczęła się przecież poprawa koniunktury i wzrost cen artykułów rolnych, szybszy niż podwyżka cen artykułów przemysłowych. Jeżeli przyjmiemy za 100 poziom cen w pierwszej połowie 1925 r., to ceny artykułów rolnych na początku 1926 r. wahały się około 100, pod koniec tego roku wzrosły do 144, a w połowie 1927 r. do 155. W tych samych okresach ceny towarów przemysłowych wynosiły 122, 140, 150. Oznaczało to więc wzrost realnych dochodów wsi.

Pomyślna koniunktura rolna zakończyła się już w 1928 r. Jeżeli za punkt wyjścia przyjmiemy teraz ceny z tego roku, okaże się, że w wyniku ich systematycznego spadku za produkty rolne w 1935 r. płacono rolnikom przeciętnie O 67% mniej, natomiast ceny artykułów przez nich nabywanych zmalały tylko o 34%. Realne dochody wsi spadały. Proces ten był szczególnie dotkliwy dlatego, że wśród wyrobów przemysłowych najmniejszy spadek cen wykazywały m. in. sól, zapałki, nafta i szereg innych artykułów niezbędnych w gospodarstwie wiejskim. Obrazowo zmiany relacji cen artykułów rolnych i przemysłowych przedstawiano jako rozwieranie się nożyc.

Gdyby wieś w Polsce prowadziła gospodarkę w pełni naturalną, obywała się bez zakupów i sprzedaży, wówczas rozwieranie się nożyc cen nie miałoby większego znaczenia. W rzeczywistości jednak nawet w najbardziej zapadłych wioskach kresów wschodnich, nie mówiąc o towarowym rolnictwie wielkopolskim, trzeba było sprzedawać, aby zapłacić podatki, długi zaciągane w latach pomyślnej koniun-

110

ktury na zakup ziemi i spłaty spadkowe, a wreszcie nabywać niektóre — choćby w minimalnych rozmiarach — artykuły przemysłowe. W owym właśnie czasie dzielono przysłowiową zapałkę, aby oszczędzić wydatków; a w niektórych okolicach powrócono do hubki i łuczywa.

Wymiar podatków w złotych pozostawał przy tym na niemal nie zmniejszonym poziomie. W 1928 r. wieś miała zapłacić 70 min zł podatku gruntowego (stanowiło to wówczas równowartość 171 tyś. ton żyta), a w 1935 r. — 68 min zł (tj. po ówczesnych cenach 511 tyś. ton żyta). Nie zmniejszało się też zadłużenie. W 1933 r. całość należności przypadających do zapłacenia z tytułu najrozmaitszych długów wynosiła 2,2 mld zł, podczas gdy wartość towarowej (tzn. przeznaczonej na sprzedaż) produkcji rolnej osiągnęła tylko 1,5 mld zł.

Nie trzeba chyba cytować więcej liczb, by zrozumieć ogrom nędzy wsi w latach kryzysu. Przytoczymy tylko, aby unaocznić codzienne warunki bytu, relację Jerzego Micha-łowskiego, ówczesnego badacza problemów wiejskich: “Średniorolny gospodarz chodzi dziś obdarty, w tej samej zawsze, dokładnie obłatanej parze butów, w jednej, wieczorami pranej koszuli. Z innych dawno zrobiono sukienki dzieciom... Ubranie jest jedno, toteż dzieci najdotkliwiej odczuwają skutki braku odzieży. W lecie jest łatwiej, ale w zimie w północnej części powiatu [rzeszowskiego] spotkać można w chałupach dzieci, które zawiązywane są na cały dzień po szyję do worków z sieczką, gdyż bez ubrania zamarzłyby w zimnej, nie opalonej izbie".

Po dalsze relacje odsyłamy Czytelników do licznych wspomnień, a zwłaszcza do sławnych dwóch tomów “Pamiętników chłopów" wydanych przed wojną przez Instytut Gospodarstwa Społecznego.

Okres po 1935 r. przyniósł pewną, niestety niewielką, poprawę. Ceny hurtowe artykułów rolnych wzrosły w 1937 r. o 23% w porównaniu z 1935 r., jednakże w 1938 r. znów zaczęły spadać; w marcu 1939 r. (na przednówku!) były

lii

już tylko o 9% wyższe niż w 1935 r. Mniej korzystnie kształtowały się ceny płacone rolnikom (w marcu 1939 r. były wyższe o 6% niż w 1935 r.). Zmalały wprawdzie ciężary finansowe spoczywające na rolnikach w wyniku obniżenia podatków oraz rozłożenia spłat długów na szereg lat i obniżki oprocentowania, lecz była to raczej próba (zresztą niewystarczająca) urealnienia zobowiązań chłopskich, a nie rzeczywiste rozwiązanie palących problemów. Część rolników nadal głodowała; określenie to należy traktować dosłownie, a nie tylko jako literacką przenośnię. Corocznie rząd musiał podejmować akcję pomocy dla głodujących; zwłaszcza niezbędna była ona dla ludności województw północno-wschodnich.

Jeśli nawet pominiemy skrajne wypadki klęsk głodowych, na które wpływały także powodzie i nieurodzaje, trzeba stwierdzić, że niedojadanie stało się na wsi w latach trzydziestych zjawiskiem częstym. Chłop musiał wszelkimi siłami trzymać się ziemi, gdyż nie miał szans na zdobycie innej pracy; przypominamy, że w miastach panowało chroniczne bezrobocie. Aby uchronić się przed egzekucją należności (czasem sprzedażą całego gospodarstwa za długi), by zapłacić podatki, musiał zbywać swe produkty po takich cenach, jakie były. W latach kryzysu oznaczało to niejednokrotnie, że na sprzedaż przeznaczano także produkty niezbędne do wyżywienia rodziny, która potem cierpiała niedostatek; zjawisko to nazywano podażą głodową.

Spadek cen produktów rolnych powodował więc zwiększenie podaży na rynku. Wzrastająca masa towarowa nie znajdowała odbiorców, gdyż dochody ludności miejskiej również spadły. Potęgowało to tendencję spadkową cen produktów rolnych. Wprawdzie od 1929 r. rząd rozpoczął premiowanie wywozu niektórych produktów rolnych i skup nadwyżek zbożowych, lecz środki, którymi dysponowano na ten cel, okazały się niewystarczające i nie udało się skutecznie oddziałać na sytuację rynkową.

Jeżeli spojrzeć na cały okres niepodległości Drugiej

112

Kzeczypospolitej, zwraca uwagę fakt, że prawie połowa — od końca 1928 r. do klęski wrześniowej (z przerwą w okresie 1936/1937) — przypadła na lata ostrego i wyczerpującego kryzysu agrarnego. Pozostawił on niezatarte skutki społeczne i polityczne na wsi polskiej.

Skutki kryzysu dla rolników różnych regionów państwa okazały się różne. Nie możemy tu oczywiście szczegółowo analizować przebiegu koniunktury w poszczególnych województwach, ani też przedstawić ich specyficznych cech. Poprzestaniemy więc tylko na stwierdzeniu, że największa nędza panowała wśród chłopów w województwach wschodnich i południowych, natomiast największy kontrast między pomyślnymi latami 1927/1928 a dnem kryzysu ujawnił się w stosunkowo zamożnych wsiach Wielkopolski i Pomorza.

Lata kryzysu dotknęły wszystkie warstwy społeczne wsi, zarówno biedotę, jak i posiadaczy większych gospodarstw. Wystąpił więc proces powszechnego zubożenia rolników. Szczególnie tragiczna stała się jednak sytuacja średnich i drobnych gospodarzy, nad którymi zaciążyło największe przekleństwo wsi i największy problem społeczny Polski międzywojennej — przeludnienie agrarne.

Zjawisko przeludnienia wsi znane było w niektórych regionach ziem polskich już od dawna. W końcu XIX w. z zaboru austriackiego rozpoczęła się wędrówka chłopów polskich i ukraińskich w poszukiwaniu pracy. Jedni wyjeżdżali na sezonowe roboty do Królestwa, a nawet do Niemiec, inni szukali stałej pracy w hutach i kopalniach Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego, najbardziej zdeterminowani wyjeżdżali za ocean, by w ciężkim trudzie tworzyć własne gospodarstwa w Brazylii, lub też pracować w fabrykach państw Ameryki Północnej. Mniejsze rozmiary przybrała emigracja z pozostałych zaborów. Zjawisko to spowodowane zostało głodem ziemi oraz niedostateczną rozbudową przemysłu na ziemiach polskich. Chłop, który nie mógł się utrzymać z niewielkiego skrawka ziemi, szu-

113

kał pracy poza rolnictwem, jeśli jej nie znajdował w kraju, wyjeżdżał za granicę.

W 1921 r. znany ekonomista Zdzisław Ludkiewicz szacował, że wśród polskich rolników przeszło 2 miliony osób faktycznie nie ma pracy. Utajone bezrobocie polegało na tym, że w drobnych gospodarstwach chłopskich nie wykorzystywano w pełni możliwości wytwórczych wszystkich dorosłych członków rodziny. Nie mogli oni znaleźć też zatrudnienia poza gospodarstwem. Oczywiście jakieś za-, jecie znalazło się zawsze. Taki “zbędny" pracownik pilnował jednej krowy na łące, szedł nieraz wiele kilometrów piechotą do miasta, by coś sprzedać lub kupić, robił sprzęty domowe itp. Oszczędzało to wydatków na przejazd, na zakup niektórych przedmiotów. Niewątpliwie, gdyby obliczać czas zużyty na tego rodzaju zajęcia według stawek przyjętych w przemyśle, okazałoby się, iż wszystkie te czynności nie opłacały się z punktu widzenia racjonalnej gospodarki społecznej. Jednakże w drobnym gospodarstwie liczono inaczej. Nie można było znaleźć innej pracy zarobkowej, a więc czas domowników nie miał żadnej wartości. Należało go wykorzystać tak, aby oszczędzić choćby najdrobniejszych wydatków. Wszyscy więc mieli pełne ręce roboty, tylko że ze społecznego punktu widzenia było to marnotrawstwo ludzkiego wysiłku, który można by przy pewnych nakładach pieniężnych spożytkować znacznie korzystniej. Gdyby “zbędny" domownik mógł znaleźć zatrudnienie w fabryce (i współtworzyć dochód narodowy), odszedłby z gospodarstwa bez uszczerbku dla jego funkcjonowania. To, co robił w gospodarstwie, można by niewielkim groszem opłacić.

W latach pomyślnej koniunktury utajone bezrobocie nie dawało o sobie znać zbyt ostro. Wszyscy wprawdzie wiedzieli, że w Galicji chłopi żyją w nędzy, ale przyzwyczajono się do tego jeszcze w XIX w. Przeludnienie łagodziła możliwość uzyskania różnych dorywczych zarobków, emigracja sezonowa, a wreszcie nadal trwająca -emigracja za-

114

morska. Położenie pozostałych w kraju krewnych poprawiały niekiedy pieniądze przysyłane przez emigrantów. Liczba osób “zbędnych" wzrastała wówczas powoli. Po 1929 r. sytuacja uległa radykalnej zmianie. Wychodźstwo stałe praktycznie zanikło, gdyż w krajach zaoceanicznych wprowadzono ograniczenia dla przybyszów. Emigracja sezonowa systematycznie malała, w dużej mierze z przyczyn politycznych, np. Niemcy ograniczały liczbę robotników polskich dopuszczonych do prac rolnych. Możliwości zarobku w kraju poza własnym gospodarstwem zostały znacznie zmniejszone. Praktycznie niemal cały przyrost naturalny wsi pozostać musiał w gospodarstwach rodzinnych. Przeludnienie szybko wzrastało.

Oczywiście wszelkie obliczenia nadmiaru ludności na wsi mają charakter przybliżony. W 1935 r. jeden z polskich ekonomistów szacował, że w rolnictwie jest 8 milionów osób zbędnych, zakładał jednakże przy tych obliczeniach przebudowę struktury agrarnej i racjonalne wykorzystanie siły roboczej. Jeśli jednakże przyjąć — co wydaje się właściwsze — że nie zmieniłaby się ani struktura agrarna, ani też technika rolna, to według bardziej prawdopodobnych szacunków w 1935 r. mogło odejść ze wsi bez szkody dla produkcji rolnej około 2,4 miliona osób. Gdyby dodatkowo założyć, iż czas pracy pozostałych zostałby racjonalnie wykorzystany (co również było możliwe bez zasadniczej przebudowy stosunków społecznych), wówczas dodatkowo zwolniłyby się ręce 2,1 miliona osób. A więc jako miarę przeludnienia wsi w Polsce 1935 r. uznać możemy liczbę 4,5 miliona ludzi, którzy faktycznie byli bezrobotni. Tragizm położenia pogłębiał fakt, iż w latach trzydziestych wzrostowi przeludnienia towarzyszył spadek dochodów ludności rolniczej. Wzrastająca liczba osób musiała się utrzymać ze zmniejszonych przychodów.

Nędza i przeludnienie wsi kontrastowały z warunkami życia rodzin ziemiańskich. Współczesny turysta podziwia wspaniałe urządzenia i zbiory sztuki pałacu w Łańcucie.

115

Przepych ten służył jednej tylko rodzinie, podczas gdy w sąsiednich wioskach chłopi głodowali na przednówku. Nic dziwnego, że zwłaszcza w latach trzydziestych zaostrzyły się na wsi konflikty klasowe między chłopami a ziemiaństwem; program reformy rolnej stawał się coraz bardziej powszechnym hasłem w kraju. Na ziemiach białoruskich i ukraińskich była to walka nie tylko o ziemię, lecz także o wyzwolenie narodowe, przy czym polski ziemianin symbolizował nie tylko nierówność społeczną i wyzysk, lecz także ucisk narodowy.

Problem reformy rolnej został podjęty w przełomowych latach tworzenia zrębów niepodległej Polski. Sejm niejednokrotnie zabierał głos w tej sprawie. Charakterystycznym faktem jest, że stosunkowo daleko idące decyzje podejmowano wówczas, gdy panowanie klasowe ziemiaństwa było zagrożone. Ustawa uchwalona w lecie 1920 r. przewidywała nie tylko przymusowe wywłaszczenie obszarników, lecz także określała wysokość wypłacanego im odszkodowania na 50% wartości majątku. Był to okres ofensywy Armii Czerwonej. Już w kilka miesięcy później postanowienie to zostało zakwestionowane jako sprzeczne z konstytucją, a kolejna ustawa z 1925 r. nosiła nazwę “O parcelacji i osadnictwie", zrywając nawet z samym pojęciem reformy rolnej. Tak zresztą było w rzeczywistości. Właściciele ziemscy otrzymywali pełne odszkodowanie, parcelacji dokonywać miano stopniowo, przez wiele lat, w sumie ustawa ujmowała w ramy prawne żywiołowy proces parcelacji ziemi, który dokonywał się z przyczyn ekonomicznych. Wprawdzie ustalono roczne minimum parcelowanego obszaru oraz możliwość stosowania przymusu przy wykupie, jednakże przez wiele lat wyznaczonego minimum nie osiągano i w latach 1919—1938 rozparcelowano w sumie 2,7 min ha ziemi. Proces ten był tak powolny, że nie zdołał nawet zrównoważyć postępującego rozdrobnienia gospodarstw chłopskich. Mimo że obszar zajęty przez drob-

116

ne gospodarstwa ulegał zwiększeniu, zmniejszała się ich przeciętna powierzchnia.

Zilustrujemy ten proces kilkoma liczbami. W latach 1921—1938 liczba gospodarstw o powierzchni od O do 2 ha wzrosła o 36%, a ich obszar zaledwie o 25%. Liczba gospodarstw o powierzchni od 2 do 5 ha zwiększyła się o 34%, a areał ziemi tylko o 22%; odpowiednie wielkości dla grupy gospodarstw średniorolnych o powierzchni od 5 ha do 10 ha wynosiły 25% i 16%. Sytuacja chłopstwa ulegała więc wyraźnemu pogorszeniu.

Ustawę o parcelacji i osadnictwie wykorzystano natomiast dla polityki polonizacyjnej kresów wschodnich. Władze administracyjne na ziemiach białoruskich i ukraińskich popierały osadnictwo chłopów polskich na terenie parcelowanych majątków, utrudniając nabywanie ziemi przez Białorusinów i Ukraińców.

Położenie inteligencji

Odzyskanie niepodległości w 1918 r. stworzyło zupełnie nową sytuację dla polskiej inteligencji. W zaborze pruskim aparat urzędniczy składał się niemal w całości z Niemców, a w zaborze rosyjskim — z Rosjan. Podobne stosunki panowały w szkolnictwie, w sądownictwie i w innych zależnych od państwa dziedzinach. Co więcej, do obsadzenia stanowisk na ziemiach polskich kierowano często ludzi o wątpliwych kwalifikacjach moralnych i fachowych. Rosyjski urzędnik lub nauczyciel prawdziwą karierę mógł zrobić w Petersburgu, a nie w Warszawie czy Kielcach. Niemiecki sędzia związany był z Berlinem lub Magdeburgiem, a nie z Poznaniem. Na ziemie polskie przyjeżdżali więc ludzie, którzy nie mieli większych szans osiągnięcia awansu w swym rodzinnym kraju. W zaborze pruskim inteligencja polska była stosunkowo mało liczna; znajdowała środki utrzymania w wolnych zawodach, prywatnych i spółdzielczych przedsiębiorstwach polskich, szkolnictwie prywatnym. Ograniczone pole działania skłaniało wielu do podejmowania samodzielnej działalności gospodarczej. Tak właśnie uczynił nauczyciel gramatyki, Hipolit Cegielski, gdy stracił możliwość pracy w szkolnictwie. Z jego warsztatu “machin i narzędzi rolniczych" wyrósł dziś jeden z największych w Polsce zakładów przemysłowych. Na Górnym Śląsku zawody inteligenckie niemal bez wyjątku wykonywali Niemcy, inteli-

118

gencja polska nie miała tu czego szukać nawet w prywatnych przedsiębiorstwach, które należały do kapitału niemieckiego. W zaborze rosyjskim inteligencja polska była znacznie liczniejsza, lecz wynikało to nie z liberalizmu władz carskich, a z rozwoju krajowego przemysłu. Przedsiębiorstwa dostarczały środków utrzymania urzędnikom, prawnikom, inżynierom itd. Po rewolucji 1905 r. z inicjatywy społecznej powstawały polskie szkoły średnie, a nawet wyższe uczelnie. Liczne instytucje i organizacje społeczne również stały się polem pracy dla inteligencji polskiej.

W zaborze austriackim inteligencja polska składała się nie tylko z wymienionych wyżej grup zawodowych (które zresztą odgrywały stosunkowo ograniczoną rolę, gdyż rozwój gospodarczy Galicji pozostawał znacznie w tyle za Kongresówką), lecz także miała możliwości pracy na posadach państwowych (Polaków spotykamy tu także wśród ce-sarsko-królewskich ministrów) oraz w szkolnictwie wszystkich szczebli.

Ograniczone możliwości nauki i pracy w podzielonej Polsce powodowały, że przedstawiciele inteligencji rozproszyli się po całym świecie. Inżynierowie, uczeni, publicyści, pisarze mieszkali i pracowali we Francji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Belgii. Także i w granicach państw zaborczych, lecz poza ziemiami polskimi, nie brakowało Polaków. Przede wszystkim jednak rozmaite regiony Rosji gościły przedstawicieli polskiej inteligencji, których nie brakło w żadnym chyba zawodzie. Wielu znalazło się poza krajem, a zwłaszcza na Syberii, po wyrokach za działalność przeciwko caratowi. Wielu musiało szukać pracy poza Królestwem, bo na polskich ziemiach nie było jej dla nich. Nazwiska Tadeusza Zielińskiego, Aleksandra Czekanowskiego, Bronisława Piłsudskiego, Benedykta Dybowskiego i wielu innych znane są z badań, jakie prowadzili nad nieznanymi ludami i terenami. Inni dzięki wysokim kwalifikacjom fachowym kierowali zakładami przemysłowymi, budowali mosty i koleje, dochodzili do wysokich stanowisk w wojsku.

119

Powstanie niepodległego państwa spowodowało masowy exodus inteligencji niemieckiej (inteligencja rosyjska emigrowała już w latach 1914—1915), która piastowała na ziemiach polskich posady rządowe. Równocześnie kształtował się polski aparat administracyjny, szkolnictwo, wojsko, sądownictwo. Powoli także zaczęło się zmieniać oblicze narodowe urzędników i inżynierów zatrudnionych w przedsiębiorstwach niemieckich. Polacy, którzy do tej pory musieli szukać chleba na obczyźnie lub emigrowali z przyczyn politycznych, wracali, pragnąc współpracować w budowie niepodległej Rzeczypospolitej. Niemała część inteligencji związana była ideowo z lewicą — dotyczyło to zwłaszcza wracających z Rosji, którzy niejednokrotnie brali udział w tworzeniu władzy radzieckiej.

Powrót dokonywał się stopniowo, tymczasem potrzeby powstającego państwa trzeba było zaspokoić szybko. Zresztą, liczba wracających fachowców nie mogła wystarczyć do obsadzenia wszystkich stanowisk. W administracji w szerokim zakresie wykorzystywano doświadczenie fachowe byłych urzędników austriackich. Zatrudniono też liczną rzeszę osób, które bardziej mogły wykazać się dobrymi chęciami niż przygotowaniem fachowym. W zaborze pruskim zatrzymano nawet przejściowo część dawnych urzędników niemieckich.

Ogólnie rzecz biorąc, dla inteligencji polskiej niepodległość oznaczała nie tylko realizację dążeń narodowych, uwolnienie od ucisku, lecz także możliwość znalezienia pracy we własnym kraju.

Rzecz oczywista, ludzie ze środowiska inteligencji rosyjskiej i niemieckiej znaleźli się w sytuacji niepewnej. Ci nawet, którzy okazali się niezbędni, zdawali sobie sprawę, że trudno im oczekiwać sympatii ze strony społeczeństwa polskiego, któremu przypominali niedawne czasy niewoli narodowej — i że są tylko czasowo tolerowani. Wystąpiły jednocześnie objawy upośledzenia inteligencji ukraińskiej, która w znacznej mierze była związana z pokonaną przez

120

Polskę w 1919 roku Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Panowało przekonanie — zresztą słuszne — że ludzie ci dążyć będą do odbudowy niepodległości Ukrainy, toteż odsuwano ich od stanowisk państwowych.

Położenie materialne inteligencji było bardzo zróżnicowane. Były grupy bardzo wysoko uposażone obok części inteligencji o dochodach mniej niż skromnych. Do pierwszej kategorii należeli wyżsi urzędnicy w instytucjach rządowych, a głównie w przedsiębiorstwach prywatnych, starsi stopniem wojskowi, przedstawiciele niektórych wolnych zawodów. Sytuacja nauczycieli wiejskich i niższych urzędników była zdecydowanie trudna.

O rozpiętości płac przedstawicieli różnych grup inteligencji mogą świadczyć poniższe przykłady. Dyrektor naczelny Centralnego Związku Przemysłu Polskiego Andrzej Wierzbicki otrzymywał w 1932 r. — a był to już okres kryzysu i związanych z nim. obniżek poborów — wynagrodzenie roczne 299 tyś. zł, a dodatkowo jako dyrektor Towarzystwa Wielkich Pieców — dalsze 72 tyś. zł; dyrektor Banku Handlowego w Warszawie A. Goldklang otrzymywał wynagrodzenie roczne 216 tyś. zł, a dyrektor naczelny Huty “Pokój" i Zarządu Zakładów Ballestrema A. Lewal-ski 269 tyś. zł. Oznaczało to, że ich przeciętne miesięczne wynagrodzenie mieściło się w granicach 18—31 tyś. zł miesięcznie. Jednocześnie kancelista zarabiał od 182 do 257 zł miesięcznie, naczelnik wydziału od 645 do 758 zł, a dyrektor departamentu od 787 do 975 zł. Przy tym podobnie jak położenie innych warstw ludności, sytuacja inteligencji zmieniała się w różnych okresach.

Warstwa ta szczególnie dotkliwie odczuła skutki wojny w postaci zmniejszenia realnej wartości płac. W pierwszych latach po wojnie zarobki urzędnicze wzrastały wolniej niż płace robotników, toteż zmniejszały się różnice w położeniu materialnym między niższymi warstwami inteligencji a klasą robotniczą. Najwyżej wykwalifikowani robotnicy otrzymywali płace lepsze od niższych kategorii

121

urzędników. Początkowo jednakże kwestia warunków materialnych pozostawała na dalszym planie, gdyż zasadnicze znaczenie miała możliwość zdobycia pracy w kraju, a nie Jia obczyźnie.

Od 1924 r., po przeprowadzeniu reformy walutowej, zarysowała się wyraźna poprawa, widoczna jeszcze bardziej w latach 1928—1929. Niemniej jednak zrodziło się już wówczas zjawisko bezrobocia wśród inteligencji. Nie dotyczyło ono na ogół ludzi o fachowym przygotowaniu, a zwłaszcza z dyplomem wyższej uczelni. Od 1923 r. podjęto próby usprawnienia aparatu administracyjnego w drodze podnoszenia kwalifikacji urzędników. Powstawały projekty wprowadzenia minimum kwalifikacji niezbędnych do piastowania poszczególnych stanowisk. Rozpoczęła się redukcja pracowników; dotknęła ona osoby o najsłabszym przygotowaniu, -toteż trudno im było znaleźć inną pracę.

W latach trzydziestych wystąpiły dwie przeciwstawne tendencje. W okresie kryzysu wartość realna płac indywidualnych (mimo obniżania wysokości płacy nominalnej) wzrastała, gdyż ceny spadały. Zwłaszcza w zestawieniu z nędzą wsi położenie urzędników czy też nauczycieli, nawet najniższych stopni służbowych, wydawało się bardzo korzystne. Pracownik państwowy miał bowiem zagwarantowaną comiesięczną wypłatę pensji, za którą na wsi — wobec powszechnych trudności zbytu i poszukiwania gotówki — można było stosunkowo nieźle żyć. Rzecz zrozumiała, jeśli mówimy o “niezłych" warunkach życia, należy to rozumieć tylko względnie, w porównaniu do otaczającej nędzy chłopskiej. W rzeczywistości bowiem płace na najniższych stanowiskach z trudnością wystarczały na utrzymanie. W jeszcze mniej korzystnej sytuacji znajdowali się pracownicy różnorodnych przedsiębiorstw prywatnych, które w związku z kryzysem przeprowadzały nie tylko obniżki płac, lecz także zwalniały z pracy dużą część zatrudnionych.

Bezrobocie wśród pracowników umysłowych wzrastało

122

przede wszystkim jednak nie z powodu redukcji, lecz w wyniku wkraczania na rynek pracy kolejnych roczników absolwentów różnego typu szkół. Jeśli w początkowych latach niepodległego państwa brakowało specjalistów we wszelkich dziedzinach, to w latach trzydziestych mówiono i pisano o “nadprodukcji inteligencji". W dniu spisu ludności z grudnia 1931 r. w Polsce poza rolnictwem było pozbawionych pracy 78 tyś. pracowników umysłowych, co stanowiło około 12% ich ogólnej liczby. W latach 1932— 1933 bez zatrudnienia pozostawało już około 160 tyś. pracowników umysłowych.

W porównaniu z bezrobociem wśród robotników odsetek ten był niezbyt duży, jednakże ulegał w następnych latach zwiększeniu. Nie mogła tego wykazać statystyka, gdyż bezrobocie inteligencji dotyczyło w dużej mierze ludzi, którzy nigdy jeszcze nie pracowali, a więc formalnie nie uważano ich za bezrobotnych (pracy nie stracili). Co więcej, żadna statystyka nie mogła wykazać zjawiska faktycznego pozostawania bez pracy części przedstawicieli wolnych zawodów, zwłaszcza tych, którzy dopiero usiłowali rozpocząć praktykę.

Słowa “nadprodukcja inteligencji" ujęliśmy w cudzysłów nie tylko dla podkreślenia ich specyficznego znaczenia. Zjawisko powyższe miało w rzeczywistości nader względny charakter. W porównaniu ze stopniem zaspokojenia potrzeb społecznych w najrozmaitszych dziedzinach należało raczej mówić o niedostatku inteligencji. W dalszym ciągu potrzeby w zakresie ochrony zdrowia pozostawały olbrzymie. W 1938 r. w województwach lubelskim, nowogródzkim, poleskim i wołyńskim na 10 tyś. mieszkańców przypadało mniej niż 2 lekarzy (przeciętna ogólnopolska wynosiła wówczas 3,7, natomiast w 1975 r. — 17,0). W tymże roku w całym kraju niemal 10% dzieci w wieku od 7 do 13 lat pozostawało poza szkołą (w województwie wołyńskim odsetek ten wynosił aż 28%). Na wsi około 25% uczniów uczęszczało do szkół z jednym nauczycielem.

123

Wszystko to stanowiło i tak niewątpliwy postęp w porównaniu z okresem przed odzyskaniem niepodległości, jednakże dowodziło rozmiarów nie zaspokojonych potrzeb społecznych.

Analogicznie przedstawiała się sytuacja w przemyśle. Pisaliśmy już, że przemysł był niedostatecznie rozwinięty, a dla jego rozbudowy potrzebni byli inżynierowie. Ale nowych przedsiębiorstw powstawało niewiele, toteż absolwenci uczelni technicznych (zaliczanych do najlepszych w świecie) często pozostawali bez zajęcia (to samo dotyczyło przedstawicieli innych zawodów). Inżynierowie, często o bardzo wysokich kwalifikacjach, podejmowali najdziwniejsze przedsięwzięcia, by zdobyć zarobek. Zdarzało się, że inżynier po utracie pracy tworzył efemeryczne przedsiębiorstwo dla eksploatacji jakiegoś ulepszenia, czy nawet wynalazku, i jakoś z trudem wiązał koniec z końcem, korzystając z pożyczek bankowych, aż do dnia bankructwa. Wykwalifikowani fachowcy trafiali się także wśród korzystających z dobroczynności publicznej.

Mimo wszystko położenie pracującej inteligencji było zdecydowanie lepsze niż warunki bytu robotników i chłopów. Świadczy o tym porównanie wydatków rodzin robotniczych i urzędniczych. Jeśli na przykład czteroosobowa rodzina pracującego robotnika wydawała przeciętnie miesięcznie 175 zł (rodzina bezrobotnego tylko 77 zł), to czteroosobowa rodzina pracownika umysłowego wydawała 514 zł, a więc niemal trzykrotnie więcej. Trudne położenie inteligencji wyrażało się przede wszystkim w braku perspektyw, niemożliwości znalezienia zajęcia przez młodzież wchodzącą w życie. Był to jeden z elementów składających się na całokształt położenia ludności Polski. W tych wa-( runkach narastało niezadowolenie z istniejącego stanu rze-' czy, potęgowane polityką władz sanacyjnych.

Rząd polski zdawał sobie sprawę z konieczności rozwiązania skomplikowanych problemów społecznych. Podejmowane inwestycje — np. Centralny Okręg Przemysłowy

124

i Gdynia — wystarczyć jednak nie mogły. Doraźne zarządzenia, np. wcześniejsze przenoszenie na emeryturę, zwalnianie z pracy zamężnych nauczycielek (sławny celibat nauczycielski), które miały zwiększyć liczbę miejsc pracy, wytwarzały nastroje goryczy, a w praktyce niewiele dawały.

Ewolucja położenia inteligencji w ciągu okresu międzywojennego rozwiała szereg złudzeń żywionych w chwili powstawania państwa. Rozwiała się legenda “szklanych domów" Żeromskiego. Okazało się, że niepodległość — jakkolwiek stanowiła ogromne osiągnięcie dla całego społeczeństwa — nie rozwiązała automatycznie wszystkich problemów w życiu narodu. Stwarzało to przesłanki do przemian w świadomości politycznej środowisk inteligenckich i coraz głębszego rozumienia potrzeby zasadniczych zmian ustrojowych.

Specyficzny problem stanowiła sprawa dostępu do zawodów inteligenckich młodzieży z innych warstw społecznych. Obiektywne warunki ekonomiczne powodowały, że młodzież wiejska i robotnicza musiała wcześnie przerywać naukę i szukać zarobku. Nauka w gimnazjum i studia były kosztowne i długotrwałe. Stąd udział młodzieży robotniczej i chłopskiej był w szkołach średnich znacznie niższy niż w podstawowych (zwanych wówczas powszechnymi), a na uczelniach znów niższy niż w średnich. Nic dziwnego, że tylko najbardziej wytrwałe i zdolne jednostki ze środowiska chłopskiego lub robotniczego potrafiły pokonać bariery ekonomiczne i środowiskowe, ukończyć studia i wejść w szeregi inteligencji. Pamiętajmy zresztą, że otrzymanie dyplomu nie rozwiązywało problemu. Wobec “nadprodukcji inteligencji" niełatwo było o pracę. Wielkie znaczenie miało więc poparcie środowiska: synowi wziętego adwokata łatwiej przychodziło np. założenie własnej kancelarii niż absolwentowi wydziału prawa, który pochodził ze wsi.

125

Polska i świat

dy analizujemy kierunek zmian, które dokonywały się w gospodarce polskiej między wojnami, nasuwa się pytanie, jak było w innych państwach. Czy zjawiska i tendencje, które ujawniły się w naszym kraju, miały charakter wyjątkowy, czy też przeciwnie — spotkać je można także w pozostałych krajach? Pytanie jest w pełni uzasadnione. Inaczej bowiem musi wypaść ogólna ocena gospodarki Polski międzywojennej wówczas, gdyby w świecie występował wyraźny regres, inaczej zaś — gdyby nastąpił ogólny postęp. Z porównania tego wyłączymy jednakże Związek Radziecki, gdyż ustrój socjalistyczny wpłynął na zasadniczo odmienne cechy jego rozwoju. Porównywanie Polski międzywojennej i Związku Radzieckiego, państw o odmiennym ustroju społecznym, przywieść by nas mogło jedynie do wniosku o wyższości systemu socjalistycznego nad kapitalistycznym. Tymczasem nie rozważamy teraz tego zagadnienia, interesuje nas kwestia, jak przedstawiał się rozwój naszego kraju na tle innych krajów, o podobnym ustroju. Czy sytuacja Polski była typowa dla państw kapitalistycznych, czy też stanowiła wyjątek, a w każdym razie, jakie miejsce zajmowało państwo polskie w świecie kapitalistycznym między wojnami?

Wszelkie porównania, jakich będziemy dalej dokonywać, mają tylko charakter przybliżony. Przede wszystkim

126

pamiętać musimy, że między poszczególnymi państwami istniały różnice w metodach zbierania i opracowywania danych statystycznych, które niejednokrotnie uniemożliwiały zestawienie w skali międzynarodowej niektórych informacji; dodać trzeba, że poziom polskiej statystyki był wysoki w porównaniu z innymi państwami. Ponadto nie dysponujemy wiadomościami dotyczącymi wszystkich interesujących nas dziedzin.

Przede wszystkim spróbujemy ustalić pozycję Polski w gospodarce światowej pod względem rozmiarów produkcji przemysłowej i rolniczej. Najbardziej syntetycznym wskaźnikiem był szacunek łącznej produkcji rolniczej, górniczej i przemysłowej na jedną osobę. W 1929 r. przeciętna światowa wynosiła 740 zł. Sytuacja poszczególnych krajów była jednak wybitnie zróżnicowana. W krajach o wysokim poziomie rozwoju wskaźnik powyższy osiągnął 2490 zł — do tej grupy zaliczano m. in. Stany Zjednoczone, Niemcy, Anglię, Francję, Belgię, Holandię, Kanadę, Argentynę, Włochy i Japonia wykazywały przeciętną wartość produkcji na jedną osobę w wysokości 680 zł; zbliżała się do nich Polska z kwotą 610 zł. Wśród państw o podobnej do nas strukturze gospodarczej wyższą wartość produkcji miały republiki nadbałtyckie (1040 zł); Węgry (830 zł); Hiszpania (750 zł); Polska natomiast prześcignęła w Europie Rumunię, kraje bałkańskie i Portugalię.

Pod względem poziomu samej produkcji przemysłowej na jedną osobę pozostawaliśmy w tyle nie tylko za państwami wysoko rozwiniętymi, ale również za krajami nadbałtyckimi, Węgrami, Hiszpanią i Portugalią, natomiast dość znacznie wyprzedzaliśmy kraje bałkańskie. Rzecz zrozumiała, że porównania z krajami przodującymi pod względem rozwoju przemysłu, jak Wielka Brytania, Niemcy, Stany Zjednoczone, Francja czy sąsiadująca z Polską Czechosłowacja, wypadały zdecydowanie na naszą niekorzyść.

W dziedzinie rolnictwa przeciętna wartość produkcji roślinnej i zwierzęcej na jednego mieszkańca Polski przewyż-

127

szała wskaźnik obliczany dla całego świata. Wśród krajów o zbliżonej strukturze gospodarczej taką samą wartość produkcji roślinnej na osobę miały kraje nadbałtyckie, niższą — państwa bałkańskie i Portugalia, wyższą natomiast — Węgry, Rumunia, Hiszpania. Pod względem wartości produkcji hodowlanej na osobę przewyższaliśmy kraje bałkańskie i Półwyspu Pirenejskiego, prześcigały nas natomiast republiki nadbałtyckie, Węgry i Rumunia.

Rzecz oczywista, że ogólny wskaźnik wartości produkcji nie wyjaśnia szeregu szczegółowych zagadnień. Pamiętać należy, że jest to przeciętna bardzo wielu dziedzin produkcji, w których relacje mogły się kształtować dość rozmaicie. Na przykład Rumunia była najpoważniejszym producentem ropy naftowej w Europie, Polska zaś w tej dziedzinie odgrywała rolę niewielką. Należeliśmy natomiast do największych dostawców rud cynku oraz surowego cynku, podczas gdy w tej dziedzinie Rumunia nie liczyła się zupełnie.

Przytoczone informacje dają pewien obraz miejsca Polski w świecie, nie mogą jednakże odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie, czy dystans dzielący nas od państw bardziej rozwiniętych ulegał zmniejszeniu, czy też przeciwnie — rósł.

Należałoby tu postawić dwa pytania. Pierwsze z nich brzmi: czy Polska w ciągu 21 lat niepodległości zwiększyła swój udział w produkcji światowej? Jako punkt wyjścia przyjmiemy rolę ziem polskich w produkcji światowej w 1913 r., gdyż uwzględnianie stanu bezpośrednio po wojnie byłoby nieprawidłowe, ze względu na konsekwencje wojenne. Dysponujemy danymi tylko dla 14 produktów, jednakże wśród nich są wyroby o zasadniczym znaczeniu dla całej gospodarki, toteż mogą służyć jako orientacyjny wskaźnik. W omawianym okresie spadł udział Polski w światowej produkcji węgla, ropy naftowej, rud ołowiu i cynku, surówki żelaza, stali, cynku i ołowiu, superfosfatu

128

i cukru. Wzrósł natomiast nasz udział w produkcji soli, koksu, cementu i papieru.

Zestawienie to pozwala domniemywać, że rola Polski w gospodarce światowej w 1938 r. w porównaniu z 1913 r. uległa zmniejszeniu.

Można jednak temu porównaniu postawić dwa zarzuty. Pierwszy z nich to ten, że zestaw artykułów jest dość ograniczony i nie obejmuje tych produktów, których wytwarzanie w Polsce zwiększało się najszybciej (przemysł elektrotechniczny). Ale nowe gałęzie produkcji w 1939 r. nie odgrywały jeszcze w naszej gospodarce dużej roli. Po drugie, w pierwszym dziesięcioleciu niepodległości gospodarka polska musiała szczególnie dotkliwie odczuwać skutki wojny, a także konieczność przebudowy struktury gospodarczej. Spróbujmy przeto zastanowić się nad zmianami zachodzącymi w latach 1928—1938, dzięki czemu wyeliminujemy przynajmniej częściowo skutki procesów zapoczątkowanych wojną i zmianami politycznymi po jej zakończeniu.

Najbardziej syntetycznym obrazem są ogólne wskaźniki produkcji przemysłowej, które przytaczamy w tablicy poniżej.

Wskaźniki produkcji przemysłowej Polski i świata 1929—1938 (1928 r. = 100)

Wyszczególnienie


1929


1930


1931


1932


1933


1934


1935


1936


1937


1938


Świat (bez ZSRR)


105


91


79


67


76


82


91


102


107


98


Świat (z ZSRR)


106


94


84


74


83


91


102


118


127


119


Polska —






















wskaźnik I


102


90


78


64


70


79


85


94


111


119


Polska —






















wskaźnik II


100


82


69


54


56


63


66


72


85


92


Oczywiście wnioski oparte na analizie okresu dziesięcioletniego, a więc stosunkowo krótkiego, muszą być formułowane ostrożnie.

129

Z tablicy wynika, że — jeśli weźmiemy pod uwagę 'wskaźnik I — Polska doścignęła tempo wzrostu produkcji "światowej (bez ZSRR) w 1937 r. Gdy natomiast naszą opinię oprzemy na wskaźniku II, to stwierdzimy, że przez cały czas nie była w stanie osiągnąć przeciętnego tempa produkcji światowej. Jak już wspominaliśmy, wskaźnik I nieco przesadnie przedstawiał tempo rozwoju przemysłu polskiego, podczas gdy wskaźnik II szacował je zbyt nisko. Prawda leżała pośrodku.

Biorąc nawet pod uwagę “optymistyczny" wskaźnik I — okazuje się, że Polska światowe tempo wzrostu produkcji przemysłowej osiągnęła na rok przed wybuchem wojny. Jeśli natomiast uwzględnić również dane o produkcji ZSRR, to i w tym roku nie zrównaliśmy się ze światowym poziomem przyrostu produkcji przemysłowej. Trzeba jednak przypomnieć, że w 1938 r. w niektórych państwach pojawiły się już objawy nadchodzącego nowego kryzysu gospodarczego, co oczywiście spowodowało spadek aktywności gospodarczej w wielu krajach i siłą rzeczy odbiło się na wielkości wskaźników produkcji przemysłowej. Nie ulega też wątpliwości, że na położenie przemysłu polskiego w przeddzień agresji hitlerowskiej zaczęły oddziaływać przygotowania wojskowe.

Interesujące będzie także zorientowanie się w rozmiarach przyrostu produkcji przemysłowej poszczególnych krajów. Na tej podstawie bowiem można określić miejsce zajmowane przez Polskę wśród innych państw. Zestawienie, które mogliśmy sporządzić, zawiera jednakże szereg luk spowodowanych niedostatkami statystyki. Objęto nim wszystkie kraje, które uwzględniał rocznik statystyczny Ligi Narodów. Dla porównań przyjmujemy najkorzystniejszy dla Polski rok 1938, to znaczy jedyny rok, w którym wskaźnik produkcji przemysłowej w Polsce zrównał się ze wskaźnikiem światowym. O kolejności miejsca w tablicy decydowała wysokość osiągniętego wzrostu produkcji.

130

Wskaźnik produkcji przemysłowej niektórych państw w 1938 r. (1929 r. = 700)

Państwo


Wskaźnik


Państwo


Wskaźnik


ZSRR


413


Meksyk


124"


Japonia


175


Polska —




Łotwa


175


wskaźnik I


119


Grecja


165


W. Brytania


116


Finlandia


156


Holandia


104


Szwecja


146


Włochy


99


Estonia


146


Czechosłowacja


96"


Chile


137


Polska —




Dania


136


wskaźnik 11


92


Rumunia


133


Kanada


90


Norwegia


129


Stany Zjednoczone


80


Węgry


127


Belgia


79


Niemcy


126


Francja


76


a Rok 1937.

Porównanie tempa rozwoju gospodarczego Polski z innymi krajami pozornie wygląda dość korzystnie, gdyż kraj nasz prześcignął szereg wysoko uprzemysłowionych państw. Ale — jak postaramy się wykazać — nie był to powód do szczególnego optymizmu. Aby w dalszych rozważaniach uniknąć ciągłego powoływania się na dwa wskaźniki, przyjmiemy na ich miejsce wskaźnik “kompromisowy", stanowiący średnią arytmetyczną dotychczas stosowanych; wyniesie on dla 1938 r. 106. Miejsce Polski przesunęłoby się na pozycję między Wielką Brytanią i Holandią, co zresztą nie wpływa w zasadniczy sposób na obraz zawarty w tablicy.

Przytoczone liczby ujawniają pewną istotną prawidłowość. Otóż niemal wszystkie państwa wysoko uprzemysłowione znalazły się na końcu tablicy; jedynie Niemcy, które w tym czasie prowadziły forsowne zbrojenia, trafiły do grupy środkowej. Natomiast kraje zapóźnione gospodarczo

131

i dopiero wchodzące na drogę industrializacji ulokowały się na czele tablicy. Było to konsekwencją faktu, że nawet jednakowy ilościowy przyrost produkcji w państwach o różnym poziomie wyjściowym dawał inne efekty w wyrażeniu procentowym. Na przykład wzrost produkcji stali w Indiach o 1,94 min ton (z 60 tyś. w 1913 r. do 2 min w 1938 r.) oznaczał zwiększenie o 1666%. W Stanach Zjednoczonych w ciągu analogicznego okresu wytwórczość stali wzrosła tylko o 50%, lecz w liczbach absolutnych stanowiło to 16,1 min ton (z 31,8 min ton do 47,9 min ton).

W tak zarysowanym układzie miejsce Polski było zdecydowanie niekorzystne. Ze względu na strukturę ekonomiczną, jej pozycja winna była wypaść znacznie wyżej, tam gdzie znajdowały się kraje o przewadze rolnictwa w gospodarce narodowej. Z państw o zbliżonej strukturze prześcignęliśmy jedynie Włochy, wszystkie zaś pozostałe wyprzedziły Polskę, na ogół dość znacznie. Wśród państw górujących nad naszym krajem pod względem dynamiki przyrostu produkcji przemysłowej znalazły się m. in. Grecja i Rumunia, a więc państwa zdecydowanie słabsze ekonomicznie.

Analiza liczb dowodzi więc, że zwiększyła się rozpiętość dzieląca Polskę od przeciętnego tempa wzrostu produkcji przemysłowej. Zjawisko to, szczególnie wyraźne w dziesięcioleciu 1918—1928, w następnych latach miało tendencję malejącą, jednakże do 1938 r. ciągle pozostawaliśmy w tyle. Na tle rozwoju innych krajów stagnacja przemysłu polskiego oznaczała cofanie się.

Spróbujmy jeszcze określić miejsce Polski w rozwoju światowej produkcji rolniczej. W tym celu dokonamy porównania zmian, jakie zaszły w latach 1909—1913 i 1934— 1938 w wytwórczości czterech podstawowych zbóż, ziemniaków i buraków cukrowych.

* Pamiętać należy, że w Polsce w latach 1934—1938 przeciętna roczna produkcja rolnictwa wzrosła w stosunku do

132

Udział produkcji rolnej Polski w produkcji światowej w latach 1909—1913 i 1934—1938



1909—1913


1934—1938




Produkcja




Produkcja








w min q —




w min q —




Zmiany udziału




przeciętne


Udział


przeciętne


Udział


Polski




roczne


Polski


roczne


Polski


w pro-


Produkty






w pro-






w pro-


dukcji








dukcji






dukcji


świata








świata






świata


1909




świat


Polska


w%


świat


Polska


w%


-1913
















= 100


Cztery zboża


2514


117


4,65


2900


125


4,31


92,69


w tym:
















pszenica


1 029


17


1,63


1389


21


1,48


90,79


żyto


450


57


12,67


463


65


13,97


110,26


jęczmień


380


15


3,92


412


14


3,42


87,24


owies


656


28


4,28


636


26


4,02


93,92


Ziemniaki


1488


248


16,65


2268


350


15,43


92,76


Buraki cukrowe


543


41


7,56


739


28


3,80


50,26


poziomu z lat 1909—1913. A jednak nie dorównywaliśmy tempu przyrostu światowego. Z sześciu najważniejszych produktów roślinnych tylko produkcja jednego na ziemiach polskich rosła szybciej niż produkcja światowa, chodzi mianowicie o żyto — t j. zboże, które traciło znaczenie w gospodarce światowej. Udział Polski w produkcji pozostałych produktów uległ zmniejszeniu. Nie dysponujemy niestety porównywalnymi danymi dotyczącymi hodowli.

Tak więc zarówno w przemyśle, jak i w rolnictwie sytuacja gospodarki polskiej na tle gospodarki światowej kształtowała się podobnie. W obu wypadkach rozwój naszego kraju był wolniejszy niż przeciętnie na świecie. Zdawano sobie z tego sprawę już w okresie międzywojennym. W grudniu 1935 r. wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski konstatował w Sejmie: “Fakt, że pozostaliśmy dość znacznie w tyle w tym wyścigu pracy narodów, jest już u nas powszechnie uświadomiony. Nikt u nas nie może się uwol-

133

nić od uczucia szczególnej depresji psychicznej, gdy przegląda się —r- kartka za kartką — liczby porównawcze w naszym Roczniku Statystycznym*", a w innym miejscu: “Nie możemy być szóstym państwem w Europie — czy pod względem liczby mieszkańców, czy jako dynamiczny element w polityce, a piętnastym — pod względem ekspansji gospodarczej".

Hamulce rozwoju

R c c

ozwój gospodarki kapitalistycznej zależy -od trzech podstawowych czynników: kapitału, rynków zbytu oraz siły roboczej. Powstające państwo polskie znalazło się w 1918 r. w obliczu wielkich potrzeb inwestycyjnych, a brakowało niezbędnych środków. Mówimy — państwo, pamiętać jednak należy, iż przytłaczająca większość przedsiębiorstw we wszystkich dziedzinach gospodarki (oprócz transportu) należała do osób prywatnych. Podstawowym więc zagadnieniem była kwestia, czy osoby prywatne, kapitaliści, właściciele środków produkcji mają odpowiednie środki finansowe dla odbudowy zniszczeń wojennych. Było to szczególnie istotne w byłym zaborze rosyjskim, który został najbardziej wyniszczony nie tylko wskutek działań wojennych, lecz także w wyniku polityki okupacyjnych władz niemieckich. Kongresówka stanowiła zarazem jedyny region ziem polskich, gdzie przed 1913 r. zdołał się ukształtować stosunkowo silny kapitał polski. Innymi słowy, wojna spowodowała bardzo poważne osłabienie kapitałów krajowych, podczas gdy obronną ręką wyszedł z niej przemysł górnośląski, należący niemal bez wyjątku do przedsiębiorców niemieckich.

Nie można oczywiście powiedzieć, by polskie klasy posiadające zostały w latach 1914—1918 całkowicie pozbawione kapitałów. Jednakże na stosunki w pierwszych latach niepodległości wielki wpływ wywierała także sytuacja po-

135

lityczna. Przewrót, który dokonał się wówczas w Europie środkowej, musiał doprowadzić do zmiany warunków działalności gospodarczej. Dopóki nie było stabilizacji granic i stosunków politycznych, trudno było przewidzieć okoliczności, w jakich przyjdzie przedsiębiorstwom funkcjonować. Co więcej, istniała realna groźba, że przewrót nie ograniczy się tylko do zmiany granic, powstania nowych państw oraz odmiennych form ustroju politycznego. Wydarzenia w Rosji i na Węgrzech, rozwój ruchu rewolucyjnego w Niemczech, Austrii i w Polsce pozwalały spodziewać się, że rewolucja może objąć także ziemie polskie. Wywłaszczenie kapitału w Rosji skłaniało finansjerę do dużej ostrożności.

Wymienione czynniki występowały we wszystkich państwach środkowoeuropejskich, ale w Polsce odgrywały szczególnie dużą rolę. Dochodziła do nich groźba ze strony Niemiec, których propaganda głosiła tezę o sezonowości państwa polskiego i konieczności ponownej rewizji granic, w celu zdobycia przez Niemcy utraconych posiadłości na wschodzie.

Nie należy zapominać o różnorodnych innych przyczynach, które również mogły zniechęcać do inwestycji. Szalejąca w Polsce inflacja nakazywała daleko idącą ostrożność w podejmowaniu jakichkolwiek przedsięwzięć zakrojonych na dalszą metę. Na Górnym Śląsku przedsiębiorcy niemieccy stanęli wobec możliwości przymusowego wykupu ich majątku na mocy postanowień umów międzynarodowych. ,

Wielki kapitał był niezmiernie wrażliwy na ryzyko, na ogół też wolał lokaty mniej zyskowne, ale bezpieczne. Nawet cień możliwości, że poniesione nakłady mogą być zagrożone lub przyniosą straty, skłaniał przedsiębiorców do zaniechania transakcji. Oczywiście istniały też kapitały skłonne ponosić nieraz nawet duże ryzyko, ale wówczas oczekiwały nieproporcjonalnie wysokich zysków. Powojenna Polska była krajem o nie wyjaśnionych perspektywach politycznych i gospodarczych, nie rokowała też mo-

136

żliwości osiągania jakichś nadzwyczajnych zysków. Stąd nawet ci przedsiębiorcy polscy, którzy dysponowali gotówką, woleli wykorzystać ją w operacjach zagranicznych niż ryzykować w niepewnych interesach. Do lokat w Polsce nie kwapili się też kapitaliści zagraniczni, nawet z państw zaprzyjaźnionych. Wielki przemysł górnośląski starał się wszelkimi metodami (także i sprzecznymi z prawem) rozbudowywać zakłady znajdujące się po niemieckiej stronie granicy, kosztem dochodów płynących z przedsiębiorstw znajdujących się w Polsce.

Pociągnęło to za sobą niezmiernie ważne skutki. Gdy w sąsiedniej Czechosłowacji okres powojennej niepewności został wykorzystany przez burżuazję czeską dla przejmowania przedsiębiorstw z rąk austriackich, niemieckich lub węgierskich (przy czym płacono za wykupywane udziały ceny znacznie niższe od ich przedwojennej wartości), w Polsce możliwości te nie zostały wykorzystane, a odbudowa zniszczeń wojennych dokonywała się z trudem, przy wykorzystaniu kredytów państwowych.

Udział kapitałów zagranicznych w gospodarce polskiej, odziedziczony po latach zaborów, pozostał więc bardzo wysoki. Górnośląski przemysł nadal znajdował się niemal w całości w posiadaniu kapitału niemieckiego, obok niego znacznie mniejszą, ale też poważną rolę odgrywali kapitaliści francuscy, włoscy, a później amerykańscy. Przemysł naftowy znajdował się w posiadaniu przedsiębiorców francuskich, angielskich i austriackich. W bankach południowej Polski przeważały wpływy wiedeńskie (w niektórych wypadkach zastąpione po wojnie przez wpływy czeskie). W przemyśle byłego zaboru rosyjskiego — obok kapitału krajowego — utrzymywały się wpływy niemieckie, francuskie, angielskie, włoskie, belgijskie i inne.

Wzrost zainteresowania kapitałów zagranicznych gospodarką Polski przypadł na lata 1926—1928. Polska odczuła wówczas napływ stosunkowo znacznych środków w formie pożyczek krótkoterminowych, natomiast w mniejszym

137

stopniu w postaci kredytów długoterminowych lub udziałów w kapitałach przedsiębiorstw. W tej strukturze napływających środków finansowych widoczny był nadal brak zaufania międzynarodowych kół finansowych do naszego kraju — wybierano takie formy inwestycji, które pozwalały na stosunkowo szybkie i łatwe wycofanie wkładów.

Według oficjalnych danych w 1929 r. w Polsce działało ogółem 1614 spółek akcyjnych (tę formę prawną przybierały z reguły największe przedsiębiorstwa), które posiadały 6 mld zł własnych kapitałów. Wśród nich 430 spółek miało udziały zagraniczne na sumę 2,4 mld zł. Rozmiarów kapitałów ulokowanych w przedsiębiorstwach w formie pożyczek nie można ściśle określić.

Dane powyższe nie oddają jednakże w pełni wpływów zagranicznych w gospodarce polskiej, dlatego też podkreśliliśmy, że są to dane oficjalne. Przede wszystkim pamiętać musimy, że część wielkich przemysłowców górnośląskich przyjęła obywatelstwo polskie (a więc w statystyce figurowali jako przedstawiciele kapitału krajowego), choć w rzeczywistości nadal pozostali związani z niemieckimi ośrodkami finansowymi i politycznymi. Ponadto ujawnione były tylko powiązania bezpośrednie, polegające na tym, że zagraniczny obywatel posiadał akcje przedsiębiorstw polskich. Jeśli natomiast przedsiębiorstwo zależne od zagranicy nabyło większość akcji innej firmy, to taka pośrednia zależność nie mogła być uchwycona przez statystykę. Wreszcie pamiętać należy, że kapitał zagraniczny lokował się przede wszystkim w największych przedsiębiorstwach, które dysponowały wielkim wpływem na całość polskiej gospodarki.

W latach kryzysu 1930—1935 rozpoczął się odpływ kapitałów obcych z Polski. Spowodowany został przede wszystkim trudnościami finansowymi, które przeżywały wszystkie państwa kapitalistyczne, wkrótce jednak do motywów ekonomicznych dołączyły się także polityczne. Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech międzynarodowa sytuacja

138

polityczna zaczęła się komplikować. Przyspieszony proces remilitaryzacji, coraz bardziej rozpalany nacjonalizm, a wreszcie podjęcie polityki aneksji (zajęcie Austrii, a następnie rozbiór Czechosłowacji) świadczyły o zbliżającej się w tej części Europy groźbie konfliktu zbrojnego, którego ofiarą nieuchronnie musiała paść Polska. W tych warunkach przedsiębiorcy obawiali się lokować kapitały w kraju, który mógł zostać objęty wojną. W dalszym ciągu starali się wycofywać kredyty i udziały, choć wprowadzone wówczas (1936 r.) w kraju ustawodawstwo dewizowe ograniczało swobodę przekazywania pieniędzy za granicę.

Jeżeli zestawimy dane za lata 1924—1937 (dla pozostałych lat brak odpowiednich statystyk), okaże się, że odpływ kapitałów z zagranicy przeważał nad ich przypływem. Przeciętne roczne obciążenie gospodarki polskiej z tytułu działalności kapitałów obcych wynosiło co najmniej pół miliarda złotych. Uświadomimy sobie wagę tej liczby, gdy stwierdzimy, że w latach 1934—1939 wysokość rocznego budżetu państwa wynosiła przeciętnie 2 do 2,5 mld zł. A przecież do obciążeń na rzecz kapitałów obcych wykazanych przez statystykę należy dodać jeszcze sumy, których wysokości nie znamy, wywożone za granicę za pomocą różnego rodzaju nieuchwytnych dla sprawozdawczości transakcji, niekiedy nielegalnych, niekiedy dokonywanych w pełnym majestacie prawa. Zdarzało się na przykład, że polska filia zagranicznego koncernu nabywała od macierzystego zakładu półprodukty po tak wysokich cenach, że w rocznych bilansach nie ujawniał się żaden zysk. W rzeczywistości zyski kryły się w nadmiernie wygórowanych cenach i figurowały w bilansach centrali. Podobnych przykładów można by przytoczyć wiele.

Jest rzeczą oczywistą, że odpływ kapitałów osłabiał gospodarkę polską, pogłębiał bowiem' niedostatek środków na inwestycje. Był to w rezultacie jeden z zasadniczych czynników hamujących rozwój przemysłu. Bez usunięcia

139

gospodarczej zależności od zagranicy trudno było przezwyciężyć stagnację.

Problem "rynków zbytu także niełatwo przychodziło rozwiązać. Kwestia wiązała się z zadaniem gospodarczego zjednoczenia kraju. W procesie przebudowy struktury gospodarczej następowało dostosowanie produkcji do potrzeb społeczeństwa. Jednakże wewnętrzne spożycie pozostawało bardzo ograniczone. Opisywane w poprzednich rozdziałach wzrost bezrobocia, przeludnienie wsi, ciężkie położenie ludności powodowały, że po krótkotrwałym wzroście spożycia wewnętrznego w latach 1926—1929 nastąpił ponowny jego spadek. Dotyczyło to przede wszystkim artykułów przemysłowych. Na przykład zużycie węgla na cele opałowe w 1938 r. spadło w porównaniu z 1928 r. o 3% (zarazem zapotrzebowanie przemysłu spadło o 19%), sprzedaż żelaza (którą możemy traktować jako orientacyjny wskaźnik zbytu wyrobów żelaznych) spadła w tym czasie o 27%, spożycie nafty na jednego mieszkańca — o 7%. Jednocześnie wystąpiło zjawisko przenoszenia popytu z artykułów o wyższej jakości na gorsze. Spadła sprzedaż soli jadalnej, wzrosła natomiast sprzedaż soli bydlęcej, stosowanej na wsi także do przyprawiania potraw; gorsze gatunki wyrobów tytoniowych wypierały lepsze; sacharyna stała się niebezpieczym konkurentem cukru. Spadło spożycie artykułów o charakterze bardziej luksusowym, np. piwa, tytoniu, wódki. Szczególnie gwałtownie spadło zużycie zapałek; w 1938 r. w porównaniu z 1929 r. dokładnie o 50% na jednego mieszkańca. W niejednej rodzinie wiejskiej, zwłaszcza na kresach wschodnich, powrócono do starożytnego obyczaju przechowywania żaru w popiele, by zaoszczędzić wydatków na zapałki.

Według statystyki wzrosło natomiast spożycie mięsa (o blisko 20%), jednakże dane te nie dotyczą wsi, t j. nie uwzględniają dalszego ograniczenia spożycia mięsa we własnym gospodarstwie.

Przykłady, które obrazują kurczenie się rynku wewnę-

140

trznego w Polsce w latach trzydziestych, można poprzeć także informacjami o spadku obrotów w handlu detalicznym. W latach kryzysu “w dwóch dużych wsiach, w których zbadałem dokładnie tę sprawę — pisał J. Michałowski w książce Wieś nie ma pracy — okazało się z książek sklepików, że na 5000 mieszkańców zakupiono w lipcu 1934 r.: l kosę, 6 guzików nicianych, kubek aluminiowy i 10 dkg gwoździ. Ogółem wpływy gotówkowe... wyniosły z terenu wsi powyższych 5,35 zł".

Szczególnie doniosłe znaczenie dla ograniczenia rynku wewnętrznego miała więc nędza wsi. Przypominamy, że kilka milionów osób było w rolnictwie zbędnych. Jeśliby otrzymali oni normalną pracę, normalne zarobki, wówczas stworzyliby popyt zarówno na artykuły spożywcze, jak i przemysłowe. Z drugiej zaś strony ich praca tworzyłaby nowe wartości. Problem przeludnienia wsi pozostał więc najbardziej podstawowym zagadnieniem dla wszelkich programów zmierzających do rozszerzenia rynku wewnętrznego.

Obok rynku wewnętrznego istniał jednakże eksport. Wspominaliśmy już, że do 1929 r. Polska pozostawała nadal silnie związana poprzez wymianę towarową z krajami, z którymi poprzednio znajdowała się w związku państwowym. Istotne osłabienie tych więzi nastąpiło pod naciskiem kryzysu gospodarczego, gdy rynki zagraniczne coraz bardziej zamykały się przed polskimi towarami. Zmalał przede wszystkim handel z Niemcami, i tak już ograniczony od 1925 r. pod wpływem zatargu gospodarczego pol-sko-niemieckiego. Zmniejszyły się obroty z krajami sukcesyjnymi monarchii habsburskiej. Tendencje te wyraziły się zarówno w liczbach bezwzględnych, jak też w procentowym udziale obrotów z wymienionymi państwami w całości polskiego handlu zagranicznego. Utracone rynki z trudem zastępowano nowymi. Przemysł polski stosował w tym celu niejednokrotnie eksport dumpingowy (tzn. sprzedaż poniżej kosztów produkcji), gdyż w ten sposób można było

141

sfinansować import niezbędnych surowców i maszyn, a przede wszystkim zdobyć środki dewizowe na pokrywanie gwałtownego odpływu kapitałów obcych z Polski.

Aktywną rolę odegrała w tym względzie także polityka państwa, które stosowało różnorodne formy pomocy finansowej dla eksporterów. Sprawa ta miała duże znaczenie, trzeba było bowiem zrównoważyć bilans płatniczy, obciążony dodatkowo ucieczką kapitałów z kraju.

Eksport polski miał przy tym w przeważającej mierze charakter rolny i surowcowy, podczas gdy ceny tych kategorii towarów szczególnie spadały na rynkach światowych. Jednocześnie ceny gotowych produktów importowanych przez nas pozostawały na stosunkowo wyższym poziomie. Zjawisko to — występujące również we współczesnym świecie — jest obecnie jedną z zasadniczych przyczyn trudności, jakie przeżywają kraje rozwijające się w dążeniu do przełamania swego zacofania.

Niejednokrotnie w literaturze ekonomicznej podnoszono problem, że Polska nie wykorzystała szansy zwiększenia eksportu na wschód, do Związku Radzieckiego. Udział handlu z ZSRR w zagranicznych obrotach towarowych Polski był rzeczywiście niewielki. W 1928 r. wywoziliśmy tam 1,5% wartości naszego eksportu (w 1938 r. — 0,1%), natomiast przywoziliśmy 1,2% wartości importu (1938 r. — 0,7%). Był to odsetek nieznaczny, zwłaszcza jeśli uwzględnić, że przed 1914 r. pokaźna część wyrobów przemysłu Królestwa Polskiego znajdowała odbiorców w głębi imperium rosyjskiego. Ale rozbudowujący szybko swój przemysł Związek Radziecki potrzebował przede wszystkim artykułów dla celów inwestycyjnych, natomiast oferował przeważnie artykuły spożywcze, surowce, a nawet towary luksusowe (np. futra). W tym stanie rzeczy możliwości handlu polsko-radzieckiego pozostawały dość ograniczone, przemysł polski mógł bowiem dostarczać przede wszystkim wyroby włókiennicze i inne o podobnym charakterze, natomiast wytwarzał ograniczony asortyment maszyn

142

i urządzeń. Już tylko ten fakt powodował, że w okresie międzywojennym Polska miała ograniczone znaczenie dla ZSRR jako partner handlowy.

Jeśli stwierdzamy, że wymiana z naszym wschodnim sąsiadem nie mogła osiągnąć takich rozmiarów jak przed 1914 r., nie znaczy to, abyśmy uważali, że wykorzystano wszystkie istniejące przed wojną możliwości. Przemysł górnośląski potrzebował rud żelaza, których dostarczała radziecka Ukraina. Z kolei ZSRR potrzebował szeregu wyrobów wytwarzanych na Górnym Śląsku. Był nawet dość krótki okres, że dostawy dla ZSRR podtrzymywały produkcję górnośląską, mimo rozpoczynającego się już światowego kryzysu gospodarczego. Dwie przyczyny zadecydowały o zmarnowaniu tych możliwości. Przede wszystkim był to antagonizm polityczny, który skłaniał rząd polski do hamowania rozwoju stosunków gospodarczych ze Związkiem Radzieckim. Po drugie zaś w warunkach powszechnego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych przemysł polski nie mógł oferować kredytów na dłuższe terminy, a na takie terminy udzielał ich przemysł niemiecki. W rezultacie silniejszy konkurent zwyciężył, a handel polsko-radziecki uległ dalszemu zmniejszeniu.

Ograniczony rynek wewnętrzny oraz rosnące trudności w handlu zagranicznym stały się doniosłymi czynnikami hamującymi rozbudowę przemysłu polskiego. Prywatny inwestor budował wtedy, gdy przewidywał możliwości zbytu, a więc zyski. Gdy nabywców znajdowano z trudnością, inwestycje były hamowane.

W latach poprzedzających wybuch drugiej wojny światowej rząd polski zmierzając do rozwiązania, a przynajmniej złagodzenia istniejących problemów ekonomicznych, społecznych i politycznych podjął wysiłki w celu rozbudowy przemysłu. Z przedstawionych wyżej przyczyn nowe inwestycje powstawały w zasadzie z inicjatywy i przy wykorzystaniu środków państwa. Jednakże — jak w każdym państwie kapitalistycznym — przemysł znajdował się

143

niemal wyłącznie w rękach prywatnych, a dochody budżetu pochodziły przede wszystkim z podatków. Nawet przy największym wysiłku finansowym możliwości inwestycyjne ze środków publicznych pozostawały więc niewystarczające. Co więcej, zbudowane zakłady z trudem rozwiązywały zagadnienie rynków zbytu.

Niedostatek kapitału oraz brak rynku zbytu powodowały w Polsce nadmiar nie wykorzystanej siły roboczej.

Jeśli jednak stwierdzamy, że Polska dysponowała nadmiarem siły roboczej, wielomilionową rezerwową armią pracy, nie znaczy to, aby i w dziedzinie zatrudnienia sytuacja była prosta. Nowoczesny przemysł wymagał zarówno kadry specjalistów — inżynierów, ekonomistów — jak i fachowych robotników oraz techników. Polska w latach trzydziestych miała wprawdzie fachowców z różnych dziedzin, którzy daremnie szukali zatrudnienia, jednakże był to nadmiar względny — w stosunku do ówczesnego stanu gospodarki. Rozbudowa przemysłu wymagałaby o wiele liczniejszej rzeszy kadr z wyższym i średnim wykształceniem.

Wśród osób pozostających bez pracy w rolnictwie i przemyśle olbrzymia większość — zwłaszcza na wsi — nie miała żadnych kwalifikacji fachowych. Brak ludzi o minimalnym choćby przygotowaniu do pracy w przemyśle był jedną z przyczyn utrudniających rozwój gospodarczy województw wschodnich i południowych. Fachowców sprowadzano więc z województw zachodnich, a zwłaszcza ze Śląska, gdzie nie znajdowali pracy.

Rozwój gospodarczy Polski wymagał więc nie tylko rozwiązania dwóch podstawowych problemów: niedostatku kapitałów oraz braku rynków zbytu. Konieczne było także podniesienie ogólnej kultury technicznej społeczeństwa, rozwój oświaty ogólnej, a zwłaszcza szkolnictwa zawodowego. '

Bilans

Zza liczb ogłaszanych przez Główny Urząd Statystyczny, zza faktów, wyłania się obraz Polski międzywojennej. Trudno już dziś uprzytomnić sobie — nieraz nawet świadkom minionych wydarzeń — jak olbrzymi skok nastąpił w rozwoju naszego kraju od 1945 r. To, co działo się przed trzydziestu lub więcej laty, przesłaniają w pamięci tragiczne dzieje okupacji hitlerowskiej. Niejednokrotnie więc we wspomnieniach jesteśmy skłonni upiększać odległe lata. Liczby i fakty mówią zaś, że w okresie 1918—1939 r. — mimo wysiłku polskiego robotnika, chłopa i inteligenta — dominującą cechą gospodarki kraju była stagnacja.

Niewątpliwie na poszczególnych odcinkach nastąpiły korzystne zmiany. Budowa portu w Gdyni, podjęcie inwestycji w Centralnym Okręgu Przemysłowym, rozbudowa elektrowni, stworzenie nowych działów przemysłu stanowiły bezsporne osiągnięcia. Szereg sukcesów odnosiła polska myśl naukowa i techniczna. Jako symbol można potraktować fakt, że przed agresją hitlerowską polscy konstruktorzy stworzyli znakomite samoloty oraz nowoczesną broń. Dokonał się niewątpliwie wielki postęp na trudnej drodze jednoczenia kraju z trzech oderwanych od siebie przez długie dziesięciolecia części. Niemniej jednak produkcja przemysłu i rolnictwa (oprócz hodowli) nie nadążała za wzrostem liczby ludności, a coraz większy odsetek mieszkańców

145

wsi i miast daremnie poszukiwał pracy i zarobku. Osiągnięcia w poszczególnych dziedzinach nie zdołały rozwiązać podstawowych problemów Drugiej Rzeczypospolitej.

Z wagi zagadnień, które należało rozwiązywać, zdawało sobie sprawę wielu polityków i ekonomistów. Dostrzegali oni, że nie rozwiązane kwestie społeczne pociągają za sobą skutki polityczne zarówno w stosunkach wewnętrznych, jak i zagranicznych. Nie można stawiać generalnego zarzutu, że mężowie stanu często reprezentujący stanowisko polskich klas posiadających nie podejmowali prób naprawy. Zwłaszcza w ostatnich latach przed wybuchem drugiej wojny światowej widoczne były wysiłki w celu przezwyciężenie zacofania. Wszelkie próby okazały się jednak niewystarczające, gdyż powodzenie ich uniemożliwiła sytuacja, w jakiej znajdowała się niepodległa Polska.

Przypomnijmy jeszcze raz wnioski wypływające z naszych rozważań. Rozwój gospodarki polskiej zależał m. in. od rozwiązania kwestii kapitałów oraz kwestii rynków. Tymczasem warunki polityczne i ekonomiczne w Europie środkowej ułożyły się tak, że kapitał prywatny — zarówno polski, jak i obcy — nie chciał i nie mógł przyczynić się do odbudowy naszej gospodarki, a uzależnienie od zagranicy pociągnęło w ostatecznym rezultacie odpływ części środków wygospodarowanych w Polsce. Trudno byłoby zresztą mieć pretensje o taką postawę do przedstawicieli świata interesów. Gospodarką świata kapitalistycznego rządziło i rządzi prawo zysku, a ten, kto wyłamywał się z ustawicznej pogoni za dochodem i walki o korzystniejszą pozycję, skazany był na pokonanie przez bardziej przezornych i szczęśliwszych konkurentów. Inna postawa przedstawicieli sfer gospodarczych wobec interesów polskiej gospodarki, niż zajęli w latach międzywojennych, byłaby raczej zaskakująca.

Dodatkowym zgubnym dla nas faktem było, że poważne pozycje gospodarcze w niepodległej Polsce pozostały w rę-

146

kach kapitału niemieckiego, związanego ściśle z imperialis-tyczną polityką Rzeszy.

Rząd, reprezentujący interesy klas posiadających, powiązany współpracą polityczną z czołowymi państwami kapitalistycznymi świata (Francja, Wielka Brytania), mógł stworzyć warunki zachęcające do inwestycji, wykorzystać wszelkie sprzyjające okoliczności dla popierania przejęcia przedsiębiorstw przez kapitalistów krajowych, wreszcie podjąć inwestycje na własną rękę. Wysiłki szły we wszystkich wymienionych kierunkach. Próbowano stosować różnorodne metody polityki gospodarczej zachęcające do inwestowania w Polsce zarówno kapitał krajowy, jak i zagraniczny. Próbowano ograniczyć wpływy kapitału nie-' mieckiego. Podejmowano inwestycje państwowe. Okazało się jednakże, że wszystko to było rozwiązaniem częściowym, którego pozytywne wyniki mogły ujawnić się dopiero po wielu latach, bezpośrednie zaś skutki pozostały niewielkie.

Najbardziej radykalna i skuteczna droga do podporządkowania przemysłu interesom społeczeństwa — nacjonalizacja przedsiębiorstw — w ówczesnych stosunkach była, nie do pomyślenia, gdyż oznaczała rewolucję społeczną i obalenie panowania właśnie tej klasy, która stanowiła oparcie rządu. Trzeba pamiętać, że fakt podejmowania samodzielnych inwestycji przez państwo wzbudzał sprzeciw i oburzenie niektórych kół przemysłowców; ze szczerym oburzeniem i nie mniejszą przesadą nazywano nieraz te poczynania rządu — bolszewizmem.

Rozbudowa przemysłu wymagała równoczesnego rozwiązania problemu rynków, tj. przede wszystkim poprawy położenia wsi. Kolejne rządy popierały stopniową parcelację folwarków za odszkodowaniem dla ich właścicieli, usiłowały w latach wielkiego kryzysu gospodarczego złagodzić ciężar długów spoczywających na barkach rolników, ale zabiegów tych nie można nazwać nawet połowicznymi. Je-, dynym ich efektem stało się częściowe zahamowanie pro-

147

cesu pauperyzacji wsi. Parcelacja folwarków przebiegała zbyt wolno, aby powstrzymać proces rozdrabniania gospodarstw i wzrost przeludnienia. Oddłużenie wsi i inne próby zwiększenia jej siły gospodarczej były prowadzone na zbyt słabą skalę, aby mogło to dać odczuwalną poprawę położenia rolników. W rezultacie możliwości nabywcze ludności pozostawały nadal ograniczone.

Jedyna radykalna droga wiodła poprzez konsekwentną reformę rolną, przeprowadzoną w krótkim czasie. Wyrażało to lapidarnie hasło, głoszone w latach trzydziestych przez polską lewicę: robotnik nie ma pracy, bo chłop nie ma ziemi. Znaczenie podziału ziemi folwarcznej między drobnych rolników rozumiał także wybitny, związany z ugrupowaniami prawicowymi, polityk i ekonomista, prof. Władysław Grabski, dostrzegał on również polityczną doniosłość tego problemu dla istnienia Polski. Jednakże gdy sformułował swe postulaty w publicznym odczycie, spotkał go zarzut szerzenia idei bolszewickich. Dla większości przedstawicieli interesów politycznych polskich klas posiadających “bol-szewizmem" nazywało się to wszystko, co choć w najmniejszym stopniu mogło zagrozić ich doraźnym, krótkowzrocznym interesom. W społeczeństwie opartym na zasadzie własności prywatnej środków produkcji, w którym warstwa ziemiańska oraz ludzie ideowo z nią związani zajmowali wpływowe pozycje polityczne, przeprowadzenie reformy rolnej wymagało przemian bez przesady rewolucyjnych.

Krytycy reformy rolnej, wywodzący się ze środowiska ziemiańskiego, zwracali uwagę, że w latach trzydziestych nawet podział całej ziemi obszarniczej między chłopów nie mógł zaspokoić istniejących potrzeb. W 1931 r. na 37,9 min ha ogólnej powierzchni gospodarstw rolnych, posiadłości, powyżej 50 ha oraz majątki państwowe, samorządowe i kościelne zajmowały 16,1 min ha, w tym 6,1 min ha stanowiły użytki rolne. W tym czasie w całej Polsce było 0,7 min

148

gospodarstw o obszarze poniżej 2 ha oraz 1,1 min o powierzchni od 2 do 5 ha. Gdyby nawet założyć całkowitą parcelację (co przecież nie było możliwe, gdyż trzeba utrzymać gospodarstwa nasienne, doświadczalne itp.), wówczas w najlepszym razie można by utworzyć gospodarstwa dla pozbawionych pracy — w wyniku parcelacji folwarków — robotników rolnych oraz powiększyć najdrobniejsze gospodarstwa, lecz nadal utrzymałoby się pewne przeludnienie wsi. Wkrótce zaś — w wyniku przyrostu naturalnego — ponownie wystąpiłaby konieczność dzielenia gospodarstw i ponownie wzrosłoby utajone bezrobocie.

Powyższe zastrzeżenia oraz szereg innych o mniejszym znaczeniu były całkowicie słuszne, jeśli reformę rolną trak-' tować w izolacji od całości gospodarki. Nawet częściowe poprawienie doli chłopa, oddanie mu na własność dodatkowej ilości ziemi, musiałoby w bezpośrednim efekcie doprowadzić do rozszerzenia wewnętrznego rynku zbytu dla artykułów przemysłowych i stworzyć silny bodziec dla inwestycji pozarolniczych. W przemyśle polskim bezrobocie panowało nie dlatego, że był on nadmiernie rozbudowany, lecz z powodu nędzy wsi. Poprawa położenia wsi spowodowałaby wkrótce niedostatek towarów. Z kolei rozbudowujący się przemysł tworzyłby nowe miejsca pracy dla ludzi, którzy okazaliby się zbędni w gospodarce rolnej. Te wzajemne zależności obserwujemy teraz w procesie rozwoju Polski Ludowej.

Nawet najbardziej radykalna reforma rolna nie mogła oczywiście rozwiązać wszystkich problemów społecznych i gospodarczych wsi; jednakże reforma powiązana z intensywną rozbudową przemysłu stanowiła jedyną szansę rozwoju naszego kraju. Stosunki kapitalistyczne stały jednakże na przeszkodzie realizacji obydwóch zadań.

Państwo polskie znalazło się w okresie międzywojennym w sytuacji bez przesady tragicznej. Obiektywne warunki w postaci utrzymywania się systemu kapitalistycznego

149

i określona przez ten system polityka klas posiadających uniemożliwiały osiągnięcie szybkiego postępu gospodarczego, bez czego okazało się niemożliwe umocnienie niepodległości. Panujący ustrój stał się przyczyną tego, że twórcze zdolności społeczeństwa, patriotyzm i inicjatywa mas pracujących nie mogły w pełni ujawnić się i niejednokrotnie szły na marne. Jedyna perspektywa na przyszłość wiązała się ze zwycięstwem programu reprezentowanego przez siły demokratyczne, a zwłaszcza przez rewolucyjny ruch robotniczy.

Ł,

Oczywiście nie oznacza to usprawiedliwienia dla wszystkich polityków Drugiej Rzeczypospolitej, którzy przecież nie mogli realizować programu sprzecznego z interesami reprezentowanych przez siebie klas; nawet w bardzo trudnej sytuacji można wybierać między polityką przynoszącą wyłącznie złe skutki oraz taką, która dawała szansę choćby częściowej poprawy. Z tym większym jednak szacunkiem należy patrzeć na działaczy, którzy podejmowali dramatyczne często wysiłki, aby przezwyciężyć przeszkody, przełamać konserwatywny sposób myślenia i wąski egoizm klasowy ziemiaństwa i burżuazji, którzy próbowali rozwiązać palące problemy; do ludzi tych można zaliczyć np. premiera i ministra skarbu W. Grabskiego czy wicepremiera i ministra skarbu E. Kwiatkowskiego.

Rozbieżność między marzeniami mas ludowych a rzeczywistością stała się źródłem rosnącego niezadowolenia z istniejącego przed 1939 r. porządku rzeczy. Jednocześnie narastała groźba agresji ze strony Niemiec. Dążenia do naprawy Rzeczypospolitej wiązały się ściśle z pragnieniem obrony jej niepodległości. W chwili gdy hitlerowska Rzesza zagroziła istnieniu Polski, społeczeństwo niepomne na dzielące je różnice, na panującą w kraju niesprawiedliwość społeczną, wyzysk, błędy rządu — stanęło w jednym szeregu dla obrony przed najazdem. Związany z rewolucyjnym nurtem naszej kultury poeta pisał:

150

Są w Ojczyźnie rachunki krzywd, Obca dłoń ich też nie przekreśli, Ale krwi nie odmówi nikt: Wysączymy ją z piersi i z pieśni.

W latach okupacji bojownicy ruchu oporu walczyli o odrodzenie niepodległej Polski w nowych formach ustrojowych, aby nie dopuścić do ponownego zaprzepaszczenia wysiłków narodu. Historyczne doświadczenia legły u podstaw programu sformułowanego przez lewicę społeczną. Objęcie w 1944 r. władzy w Polsce przez masy pracujące pozwoliło na realizację tych zadań, których nie potrafiły osiągnąć rządy klas posiadających. Reforma rolna, nacjonalizacja przemysłu, wkroczenie na drogę przemian socjalistycznych, a wreszcie zasadniczy zwrot w polityce zagra-Jiicznej — sojusz z ZSRR — pozwoliły na szybki i wszechstronny rozwój całego kraju. Nowy ustrój wyzwolił w pełni twórcze zdolności, patriotyzm i inicjatywę mas ludowych.

Zamiast bibliografii

U by maksymalnie ułatwić czytanie książki, zrezygnowaliśmy z przypisów, w których podaje się źródła, z jakich autorzy czerpali informacje. Tym samym jednak utrudniliśmy kontrolę słuszności naszych wywodów, prawidłowości wnioskowania oraz wiarygodności przytaczanych faktów i danych statystycznych. Rozumiemy, że wielu Czytelnikom takie rozwiązanie może nie odpowiadać i że chcieliby przeczytać także inne prace, których lektura umożliwiłaby im wyrobienie sobie własnego, bardziej pogłębionego poglądu na omawiane kwestie. Aby to ułatwić, postaramy się — w miarę zwięźle — wskazać najważniejsze publikacje, które mogłyby służyć temu celowi. Z góry jednak chcemy się zastrzec i uprzedzić Czytelników, że nie wszystkie poglądy zawarte w naszej książce będą zgodne z prezentowanymi w innych opracowaniach. Wiele bowiem spraw dotyczących gospodarki okresu Drugiej Rzeczypospolitej jest ciągle jeszcze przedmiotem sporów wśród historyków i ekonomistów.

Prezentację podstawowej literatury (głównie książkowej) będziemy się starali dostosować do układu tematycznego rozdziałów naszej książki.

Zaczniemy więc od prac poświęconych odzyskaniu przez Polskę niepodległości i warunkom startu nowego państwa. Wobec tego, że jest ich już bardzo wiele, musimy ograniczyć się do wskazania tylko kilku najważniejszych, a rów-

152

nocześnie ujętych w miarę popularnie. Są nimi książki: H. Jabłońskiego, Narodziny Drugiej Rzeczypospolitej 1918—1939 (Warszawa 1962) i A. A j n e nki e l a, Od “Rządów Ludowych" do przewrotu majowego. Zarys dziejów politycznych Polski 1918—1926 (Warszawa 1964). Interesującą całościową panoramę losów politycznych Drugiej Rzeczypospolitej prezentuje H. Zieliński w pracy Historia Polski 1864—1939 (Warszawa 1969). Monografia A. Próchnika, Pierwsze piętnastolecie Polski niepodległej. Zarys dziejów politycznych (Warszawa 1957) jest obecnie już przestarzała, gdyż była pisana jeszcze w latach trzydziestych, a od tego czasu bardzo rozwinęła się nasza wiedza o tym okresie.

Kwestiami struktury społecznej Polski międzywojennej w sposób najbardziej całościowy zajmuje się J. Żarno-wski. Wyniki badań przedstawił w formie bardziej popularnej w serii “Omega" w pracy zatytułowanej: Społeczeństwo Polski międzywojennej (Warszawa 1969), a w wersji znacznie szerszej i pogłębionej pt. Społeczeństwo II Rzeczypospolitej 1918—1939 (Warszawa 1973). Wiele opracowań dotyczy też struktury poszczególnych klas i grup społecznych. Na ogół prace te mają już bardziej specjalistyczny charakter. Strukturze społecznej Wielkopolski poświęcona została monografia S. Kowala, Struktura społeczna Wielkopolski w międzywojennym dwudziestoleciu 1919—1939 (Poznań 1974).

Kwestie ewolucji koniunktury gospodarczej nie doczekały się jeszcze specjalnych opracowań książkowych. Jest jednak wiele publikacji, w których temat ten został przez autorów silnie wyeksponowany. Można tu wymienić np. pracę Z. Landaua i J. Tomaszewskiego, Zarys historii gospodarczej Polski 1918—1939 (Wyd. 3, Warszawa 1971), będącą syntetycznym wykładem zasadniczych tendencji rozwojowych gospodarki Drugiej Rzeczypospolitej w przekroju chronologicznym. Szerzej zagadnienia tendencji rozwojowych gospodarki polskiej potraktowano w pra-

153

cach tychże autorów poświęconych zbadaniu sytuacji ekonomicznej kraju w latach 1918—1923 (Z. L a n d a u, J. Tomaszewski, W dobie inflacji 1918—1923, Warszawa 1967) oraz 1924—1929 (Z. L a n d a u, J. Tomaszewski, Od Grabskiego do Piłsudskiego. Okres kryzysu poinflacyjnego i ożywienia koniunktury 1924—1929, Warszawa 1971). O latach wielkiego kryzysu gospodarczego w Polsce traktuje — już dziś przestarzała w znacznym stopniu — książka L. Grosfelda, Polska w latach kryzysu gospodarczego 1929—1933 (Warszawa 1952), a o okresie prób nakręcania koniunktury monografia M. Dróż-dowskiego, Polityka gospodarcza rządu polskiego 1936—1939. Pewne informacje na temat rozwoju koniunktury zawarte są też w publikacji R. Gradowskiego, Polska 1918—1939. Niektóre zagadnienia kapitalizmu monopolistycznego (Warszawa 1966).

Zagadnienia przemysłu nie doczekały się dotychczas bardziej całościowego opracowania. Najogólniej o kwestiach tych pisali A. Jezierski i S. Zawadzki w: Dwa wieki przemyslu w Polsce. Zarys dziejów (Warszawa 1966). Natomiast jest wiele książek omawiających sytuację czy to poszczególnych działów wytwórczości, czy to traktujących o historii poszczególnych fabryk. Górnictwem zajęła się praca zbiorowa: Zarys dziejów górnictwa na ziemiach polskich (t. II, Katowice 1961), górnictwem węglowym — J. J a r o s (Historia górnictwa węglowego w Zagłębiu Górnośląskim w latach 1914—1945, Katowice 1969), przemysłem ciężkim na Śląsku — J. Popkiewicz i F. Ryszka (Przemysł ciężki Górnego Śląska w gospodarce Polski międzywojennej 1922—1939j Opole 1959), włókiennictwem — K. Bajer (Przemysł włókienniczy na ziemiach polskich od początku XIX wieku do 1939 r. Czynniki rozwoju i zagadnienia lokalizacyjne, Warszawa 1957), przemysłem rolno-spożywczym — M. Eckert (Przemysł rolno-spożywczy w Polsce 1918—1939, Poznań 1974), cukrowniczym — B. Wykrętowicz (Przemysł

154

cukrowniczy w Zachodniej Polsce w latach 1919—1939, Poznań 1962), drzewnym — M. Eckert (Przemysł drzewny Polski Zachodniej w latach 1918—1939, Poznań 1967). To oczywiście tylko przykładowe prace. Pełna bibliografia publikacji dotyczących historii przemysłu ogłoszona została w dwóch dotychczas wydanych pod redakcją I. P i e -trzak-Pawłowskiej zbiorach prac (Zakłady przemysłowe w Polsce XIX i XX wieku, Wrocław 1967; Uprzemysłowienie ziem polskich w XIX i XX wieku, Wrocław 1970).

Dzieje rolnictwa doczekały się również wielu publikacji, przede wszystkim artykułowych. Kwestie produkcyjne najszerzej przedstawione zostały w pracy zbiorowej: Zarys historii gospodarstwa wiejskiego w Polsce (t. III, Warszawa 1970). O polityce polskiego rządu pisał J. C i e p i e -1 e w s k i (Polityka agrarna rządu polskiego w latach 1929—1915, Warszawa 1968), a wpływem kryzysu na produkcję zajmował się J. Orczyk (Produkcja rolna w latach wielkiego kryzysu gospodarczego 1929—1935, Poznań 1971).

O dziejach transportu dużą pracę ogłosił A. Wielo-polski (Zarys dziejów transportu, Szczecin 1969). Główna uwaga autorów koncentrowała się jednak przede wszystkim na sprawach transportu morskiego i wybrzeża. Można tu przykładowo wskazać na przeglądową książkę D. Steyera, Półwiecze Polski na morzu (Gdańsk 1970), monografię W. Czerwińskiej, Polska żegluga morska w latach Drugiej Rzeczypospolitej (Gdańsk 1971) i tejże autorki, Rola państwa w polskiej gospodarce morskiej 1919—1939 (Gdańsk 1975).

Problemy warunków bytu robotników mają już ogromną liczbę różnych publikacji i są chyba obecnie stosunkowo najlepiej zbadanym wycinkiem dziejów Polski międzywojennej. Podstawowym opracowaniem w tym zakresie jest książka Z. Landaua i' J. Tomaszewskiego, Robotnicy przemysłowi w Polsce. Materialne warunki bytu

155

1918—1939 (Warszawa 1971) oraz liczne studia zamieszczone w wielotomowym zbiorze rozpraw Polska klasa robotnicza (Warszawa 1970), wydawanym pod redakcją S. Kalabińskiego przez Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk. Ogłoszono również drukiem liczne książki, których przedmiotem jest np. analiza rozwoju prawa pracy (M. Święcicki, Instytucje polskiego prawa pracy w latach 1918—1939, Warszawa 1960), ochrony kobiet i dzieci w przemyśle (J. Jończyk, Ochrona pracy kobiet i młodocianych w polskim przemyśle w latach 1918—1939, Warszawa 1961), ubezpieczeń brackich (M. Wanatowicz, Ubezpieczenia brackie na Górnym Śląsku w latach 1922— 1939, Warszawa 1973), kształtowania się płac (H. Ję-druszczak, Płace robotników w Polsce 1924—1939, Warszawa 1963), położenia klasy robotniczej po 1929 r. (M. Ciechocińska, Położenie klasy robotniczej w Polsce 1929—1939. Studia i materiały, Warszawa 1965), wielkości bezrobocia i metod walki z nim (M. Ciechocińska, Próby walki z bezrobociem w Polsce międzywojennej, Warszawa 1965). Bardzo rozbudowane są też studia o charakterze regionalnym poświęcone strukturze i położeniu klasy robotniczej w różnych okręgach kraju. Na przykład o klasie robotniczej Warszawy pisali M. Dróż-dowski (Klasa robotnicza Warszawy 1918—1939. Skład i struktura społeczna, Warszawa 1968), J. Ławnik (Położenie klasy robotniczej Warszawy w latach 1926—1929, Warszawa 1972), o Śląsku — H. Zieliński (Położenie i walka górnośląskiego proletariatu w latach 1918—1922, Warszawa 1957), o Zagłębiu Dąbrowskim — A. Kreta e n d a (Klasa robotnicza Zagłębia Dąbrowskiego w latach 1929—1933. Położenie i walka robotników Zagłębia Dąbrowskiego w łatach kryzysu gospodarczego, Katowice

1969), o Gdyni — M. Widernik (Główne problemy gos-podarczo-społeczne Gdyni w latach 1926—1939, Gdańsk

1970) i D. Steyer (Problemy robotnicze Gdyni, Gdańsk 1959), o Kielcach — J. Naumiuk (Robotnicze Kielce

156

1918—1939, 1975), o Wielkopolsce — H. Maciejewski (Położenie robotników przemysłowych w Wielkopolsce w latach 1929—1939, Warszawa 1964) itd.

Położenie chłopstwa cieszyło się znacznie mniejszym zainteresowaniem niż sytuacja robotników przemysłowych. Dwie zasadnicze pozycje dotyczą zmian w strukturze agrarnej (M. Mieszczankowski, Struktura agrarna Polski międzywojennej, Warszawa 1960) i realizacji reformy rolnej (C z. M a d a j c z y k, Burżuazyjno-obszarnicza, reforma rolna w Polsce 1918—1939, Warszawa 1956). Materiały o sytuacji wsi w okresie kryzysu zebrał i opracował J. Ciepielewski (Wieś polska w latach wielkiego kryzysu 1929—1935. Materiały i dokumenty, Warszawa 1965). Kwestie przeludnienia agrarnego badali M. Stańczyk (Przeludnienie agrarne w Polsce kapitalistycznej, “Ekonomista" 1955 nr 1) i M. Mieszczankowski (jw. oraz O przeludnieniu agrarnym II Rzeczypospolitej, “Zagadnienia Ekonomiki Rolnej" 1975 nr 4). Ten ostatni ogłosił też ciekawe studium o obciążeniu wsi podatkami (Podatki rolne w Polsce międzywojenne j. “Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego" 1961 nr 3). A. A j n e n k i e l badał kwestie położenia prawnego robotników rolnych (Położenie prawne robotników rolnych w Polsce 1918—1939, Warszawa 1962), a S. Warkoczewski zajmował się ich sytuacją w Wielkopolsce (Położenie robotników rolnych w Wielkopolsce w latach 1929—1939, Warszawa 1965).

Zagadnieniami inteligencji zajmował się J. Ż a r n o w -s k i, który ogłosił na ten temat obszerne studium pt. Struktura społeczna inteligencji w Polsce w latach 1918— 1939 (Warszawa 1964).

Badania nad miejscem Polski w gospodarce światowej są dopiero w powijakach. Nie powstała na ten temat żadna większa publikacja. Dysponujemy jedynie kilku artykułami np. Z. L a n d a u, Gospodarka Polski na tle gospodarki światowej 1913—1938 (“Przegląd Historyczny" 1968 nr 2), R. Gradowskiego, Rola i miejsce Polski burżuazyjno-

157

obszarniczej w systemie kapitalizmu światowego (“Ekonomista" 1955 nr 3).

Bardziej zaawansowane są studia poświęcone roli kapitału zagranicznego w Polsce, którego działalność wielu historyków gospodarczych i ekonomicznych uważa za jedną z istotniejszych przyczyn słabego rozwoju gospodarczego Drugiej Rzeczypospolitej. Traktuje o tym np. syntetycznie ujęty szkic Z. L a n d a u a, Wpływ kapitałów obcych na gospodarkę Polski 1918—1939. Uwagi ogólne (“Finanse" 1965 nr 1). Zbiór dokumentów o roli kapitałów obcych w Polsce ogłosili Z. Landau i J. Tomaszewski (Kapitały obce w Polsce 1918—1939. Materiały i dokumenty, Warszawa 1964), a w pracy Anonimowi władcy. Z dziejów kapitału obcego w Polsce 1918—1939 (Warszawa 1968) przedstawili w formie popularnej różne aspekty jego działalności. Wiele publikacji dotyczy też roli pożyczek zagranicznych dla Polski, np. Z. L a n d a u a, Polskie zagraniczne pożyczki państwowe 1918—1926 (Warszawa 1961) i tegoż, Plan stabilizacyjny 1927—1930. Geneza, założenia, wyniki (Warszawa 1965).

Istotnym hamulcem rozwoju gospodarczego Polski były też błędy polityki gospodarczej rządu. Wiele informacji na temat polityki gospodarczej władz państwowych można znaleźć w pracach: T. Grabowskiego, Rola państwa w gospodarce Polski międzywojennej 1918—1928 (Warszawa 1967) i Inwestycje zbrojeniowe w gospodarce Polski międzywojennej (Warszawa 1963), J. Tomaszewskie-g o, Stabilizacja waluty w Polsce. Z badań nad polityką gospodarczą rządu polskiego przed przewrotem majowym (Warszawa 1961), K. Knakiewicz, Deflacja polska 1930—1935 (Warszawa 1967).

Wyliczone pozycje mają oczywiście tylko charakter przykładowy. Oprócz wymienionych jest wiele innych cennych opracowań dotyczących różnych aspektów życia gospodarczego II Rzeczypospolitej. Ich bibliografię doprowadzoną do 1969 r. opracował Z. Landau (Gospodarka polska lat

158

1918—1939 w publikacjach powojennych, “Kwartalnik Historyczny" 1962 nr 1; Przegląd publikacji z Zakresu historii gospodarczej II Rzeczypospolitej z lat 1962—1969, tamże 1970 nr 4). Nowsze wydawnictwa rejestruje na bieżąco “Przegląd Bibliograficzny Piśmiennictwa Ekonomicznego". Tam też musimy odesłać Czytelników, którzy chcieliby znaleźć bardziej szczegółowe informacje bibliograficzne.

Spis treści

Od autorów . 3

Odzyskanie niepodległości . 7

Pierwsze problemy ... 17

Ku zjednoczeniu kraju .. 24

Społeczeństwo 36

Koniunktura . 48

Stagnacja przemysłu ... 63

Rozwój rolnictwa 73

Transport . 80

Postęp techniczny ... 86

Położenie robotników .. 94

Położenie chłopów.. 108

Położenie inteligencji118

Polska i świat . 126

Hamulce rozwoju. . 135

Bilans 145

Zamiast bibliografii 152



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4 Test Polska 1918-39 lic, gimnazjum i liceum
Żarnowski J Polska niepodległa 1918 1939
Żarnowski J Polska niepodległa 1918 1939
Dzienniki (1918 39) Dąbrowska(1)
59 Odzyskanie niepodległości w 1918, Kształtowanie się centralnych organów państwa
HISTORIA POLSKI 1918 39
Historia RN 1918 39
Zarnowski Janusz Polska niepodlegla 1918 1939
Żarnowski Janusz Polska niepodległa 1918 1939
Z DZIEJÓW GOSPODARCZYCH POLSKI LAT 1918 39
Żarnowski Janusz Polska niepodległa 1918 1939
Tekst nr 60 Polska Niepodległa (1918 1923)word
LISTOPADOWE REFLEKSJE esej o odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku
Dziennik Praw 1918 nr 17 poz 39
39 Pan Samochodzik i Wynalazek Inżyniera Rychnowskiego Tomasz Olszakowski
niepodleg pl 1918
Rewolucje niepodleglosciowe w Europie Środkowej na przelomie 1918 1919 geneza, charakter, skutki
Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918–1989 streszczenie rozdziałów 1 4

więcej podobnych podstron