The Winner's Crime 7

Czekał w holu, samotna figura pod rozległym sklepieniem pomieszczenia. Reprezentant Herrany był starszym mężczyzną, którego chuda postać opierała się ociężale na lasce.

Kestrel zachwiała się. Zbliżyła się znacznie wolniej. Nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć ponad jego ramieniem, szukając wzrokiem Arina.

Nie było go tam.

- Myślałem, że barbarzyńskie dni Valoriańskiego imperium już się skończyły - oznajmił sucho mężczyzna.

- Co? - zdziwiła się Kestrel.

- Jesteś boso.

Spojrzała w dół i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że zimno jej w stopy, i że zapomniała nawet o istnieniu butów, kiedy opuściła swoje komnaty i popędziła przez pałac, widoczna dla wszystkich, także dla Valoriańskich strażników towarzyszących im teraz w holu.

- Kim pan jest? - zażądała Kestrel.

- Tensen, Herrański minister rolnictwa.

- A gubernator? Gdzie on jest?

- Nie przyjedzie.

- Nie... - Kestrel przycisnęła dłoń do czoła. - Cesarz wydał rozkaz. Do osoby dzierżącej funkcję państwową. A Arin odmawia? - Jej gniew składał się z warstw tak wielu jak jej suknia balowa - gniew na Arina, i na to co robił, jakby chciał popełnić polityczne samobójstwo.

Gniew na samą siebie; na jej bose stopy, dowód - szczery, nagi, zimny dowód jej nadziei, jej potrzeby zobaczenia kogoś, o kim powinna zapomnieć.

Arin nie przyjechał.

- Widzę to rozczarowanie cały czas - oznajmił Tensen pogodnym tonem. - Nikt nigdy nie jest podekscytowany spotkaniem z ministrem rolnictwa.

Dopiero wtedy skupiła się na jego twarzy. Jego zielone oczy były małe, ale ich kolor czysty, pomarszczona skóra ciemniejsza od jej własnej.

- Napisał pan do mnie list. - Jej głos był napięty. - Mówił pan, że mamy wiele do omówienia.

- Ach, tak. - Tensen machnął lekceważąco ręką. Światło lampy zabłysło na zwykłym złotym pierścionku, który nosił. - Musimy porozmawiać o zbiorach orzechów. Później. – Spojrzał powoli na Valoriańskich żołnierzy stojących w holu, a następnie znów napotkał wzrok Kestrel i przytrzymał go. – Przydałby mi się wgląd w wiele spraw, dotyczących Herraninów, ale jestem już starym człowiekiem, moja pani, obarczonym zbyt wieloma sprawami. Myślę, że miło byłoby odpocząć trochę w zaciszu moich pokojów. Może mogłabyś mi pokazać gdzie one są?

Kestrel nie przegapiła ukrytej w tych słowach wiadomości. Nie była ślepa na sposób w jaki dał jej do zrozumienia, że ich rozmowa może być podsłuchana; nie była głucha na propozycję bardziej swobodnej rozmowy w przeznaczonym dlań apartamencie gościnnym. Ale toczyła właśnie walkę z bólem w gardle i była w stanie powiedzieć jedynie: - Twoja podróż była trudna?

- Tak.

- A śnieg? Nadal pada?

- Tak, moja pani.

- Górska przełęcz zostanie zamknięta.

- Tak - odpowiedział Tensen łagodnie; widział zbyt wiele. Kestrel mogła śmiało powiedzieć, że słyszał tę okropną nutę w jej głosie, i że rozpoznał brzmienie kogoś, kto walczy ze łzami. - Zgodnie z oczekiwaniami - dodał.

Ale nie oczekiwała tego: tej głupiej nadziei, tego karania jedyną osobą, na której ujrzenie tak długo czekała, ale która już była dla niej stracona? Co dobrego mogło jej to przynieść?

Nic.

Najwyraźniej Arin też to wiedział. Wiedział lepiej od niej; inaczej jego nadzieja, która dorównywała jej przygnałaby go tutaj.

Kestrel wyprostowała się. - Może pan sam znaleźć swoje pokoje, ministrze Tensen. Mam ważniejsze sprawy do załatwienia.

Wyszła z sali. Marmurowa podłoga z wyrytymi słojami była lodowata pod jej stopami: mroźne jezioro z pęknięciami, o które nie dbała.

Odeszła. Nic ją nie obchodziło.

Nic.

***



Jess poprawiła suknię balową, w którą ubrana była Kestrel, cofnęła się o krok, przechyliła głowę i spojrzała na nią.

- Jesteś zdenerwowana - oznajmiła. - Prawda? Twoja twarz wygląda na wynędzniałą.

- Nie spałam dobrze w nocy.

To była prawda. Kestrel poprosiła Jess by ta przybyła wcześniej ze swojego domu w mieście i spędziła noc przed balem w pałacu. Kestrel i Jess dzieliły łóżko, jak to robiły czasem w Herranie, kiedy były jeszcze małymi dziewczynkami, i potrafiły gadać dopóki lampa całkiem się nie wypaliła.

- Chrapałaś - oznajmiła Kestrel.

- Nie chrapałam.

- Chrapałaś. Chrapałaś tak głośno, że nawet ludzie w moich snach się skarżyli.

Jess się roześmiała i Kestrel była zadowolona ze swojego małego, głupawego kłamstwa. Śmiech złagodził rysy Jess, wypełnił zapadnięte policzki. Odwrócił uwagę od ciemnych półksiężyców pod jej brązowymi oczami. Jess nigdy nie wyglądała dobrze. Już nie, nie odkąd została otruta w noc Herrańskiej rebelii.

- Mam coś dla ciebie. - Jess otworzyła sakiewkę i wyjęła aksamitne zawiniątko. - Prezent zaręczynowy. - Jess rozpakowała paczkę. - Zrobiłam to dla ciebie. - Aksamit skrywał naszyjnik z kwiatów nawleczonych na czarną wstążkę, duże płatki, w pełnym rozkwicie, ukształtowane z oszlifowanych kawałków bursztynu z cienkimi jak loki rogami. Kolory były przytłumione, ale rozmiar i rozłożystość kwiatów sprawiała, że wyglądały niemal jak dzikie.

Jess zawiązała wstążkę na szyi Kestrel. Kwiaty obijały się o siebie, układając się nisko nad dekoltem sukienki.

- Jest piękny - powiedziała Kestrel.

Jess poprawiła naszyjnik.

- Rozumiem, dlaczego jesteś zdenerwowana.

Trzaskanie kwiatów przeszło w ciszę. Kestrel uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech.

- Nie powinnam tego mówić. - Jess wbiła spojrzenie w Kestrel. Jej oczy były twarde, nie błyszczały. – Nie podoba mi się, że dołączasz do cesarskiej rodzin. Nienawidzę tego, że prosto z tego pokoju idziesz na swój bal zaręczynowy. Z księciem. Powinnaś być moją siostrą. Powinnaś być żoną Ronana.

Kestrel nie widziała Ronana od Rebelii Pierwszego Dnia Zimy. Pisała do niego listy, a potem je paliła. Wysłała zaproszenie na dwór. Zostało zignorowane. Jess powiedziała, że jest on teraz w mieście. Wpadł w złe towarzystwo. Następnie zrobiła się małomówna i nie chciała powiedzieć nic więcej - a Kestrel, która kochała Ronana tak mocno jak tylko mogła, nie śmiała pytać.

Kestrel powoli odpowiedziała Jess:

- Mówiłam ci już wcześniej. Cesarz złożył mi ofertę małżeństwa z jego synem. Nie mogłam odmówić.

- Nie mogłaś? Wszyscy wiedzą, że przyniosłaś imperialnej armii zwycięstwo w bitwie z Herraną. Mogłaś poprosić cesarza o wszystko.

Kestrel milczała.

- Nie odmówiłaś, ponieważ nie chciałaś odmówić - powiedziała Jess. - Nigdy nie robisz czegoś, czego nie chcesz zrobić.

- To polityczne małżeństwo. Dla dobra imperium.

- A co każe ci myśleć, że to ty jesteś tym, co dobre dla imperium?

Kestrel jeszcze nigdy nie widziała w oczach Jess takiej urazy. Cicho odpowiedziała:

- Ronan i tak nie chce mieć już ze mną nic wspólnego.

- To prawda. - Jess wydawała się żałować swoich twardych słów, a potem żałować, że ich żałuje. Jej głos pozostał twardy. - Cieszę się, że go tu nie będzie. Jak cesarz może zapraszać Herraninów na bal?

- Tylko jednego. Jednego Herranina.

- To obrzydliwe.

- Oni już nie są niewolnikami, Jess. Są niezależnymi członkami imperium.

- Więc nagradzamy morderców, dając im wolność? Ci rebelianci zabili Valorianów. Zabili naszych przyjaciół. Nienawidzę cesarza za ten edykt.

Niebezpieczne słowa. - Jess...

- On nie wie. Nie widział brutalności niewolników. Ja widziałam. Ty widziałaś. Ten niby gubernator trzymał cię jak jakąś zabawkę...

- Nie chcę o tym teraz rozmawiać.

Jess spojrzała gniewnie na podłogę. Cicho powiedziała: - Nigdy nie chcesz.

***



Kestrel stała obok Verexa za zamkniętymi drzwiami sali balowej, wsłuchując się w głos cesarza. Kestrel nie mogła rozróżnić słów, ale słyszała pewny rytm. Cesarz był utalentowanym mówcą.

Verex miał głowę opuszczoną, ręce trzymał w kieszeniach. Ubrany był w formalnym, militarnym stylu: cały na czarno ze złotą lamówką, jak odbicie złotej linii nad brwiami Kestrel. Jego przypięty do pasa, wysadzany kamieniami sztylet był dopasowany do jej sztyletu. Cesarz w końcu dał go Kestrel, tak jak obiecał, i to rzeczywiście wspaniale wykonany; wysadzany diamentami z niewiarygodnym ostrzem. Był za ciężki. Z trudem nosiła go na biodrze.

Życzyła sobie, żeby cesarz przestał przemawiać. Jej żołądek kurczył się i rozciągał wraz z tonem jego głosu. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.

Verex zaszurał butem.

Zignorowała go. Dotknęła szklanego płatka przy naszyjniku. Wydawał się taki kruchy.

Głos cesarza zamilkł. Drzwi do sali balowej otworzyły się z impetem.

To było jak halucynacja: tłum skąpany w kolorach, ferwor, aplauz, fanfary.

Wtedy gwar umilkł, ponieważ cesarz znów zaczął przemawiać, jednak musiał przestać, bo Kestrel usłyszała głuchą ciszę na chwilę przed tym, jak Verex ją pocałował.

Jego wargi były suche. Taktowne.

Wiedziała, że to nastąpi, że to wszystko było zaplanowane, i że zrobiła wszystko co mogła by, gdy to się wydarzy, być najbardziej odległą jak to tylko możliwe. Ale jej umysł nie mógł pozostawać między snem a jawą na zawsze. Nakazywał jej, żeby pozostała w miejscu, nie wzdrygała się, bo to nie było takie złe, pocałunek był tylko rzeczą, pustą rzeczą, jak niezapisany skrawek papieru. Jednak Kestrel była na jawie i poznawała smak swoich własnych kłamstw.

- Przepraszam - powiedział cicho Verex, gdy już się odsunął. A potem zatańczyli przed wszystkimi.

Pocałunek sprawił, że była odrętwiała. Na początku nie zarejestrowała słów Verexa. Kiedy już do niej dotarły, wydawały się być jej własnymi słowami, słowami tej jej, która porzuciła Arina. Przepraszam, powiedziała do siebie. Wybacz mi, powiedziała. Kestrel myślała, że wie, ile będą ją kosztować jej wybory, ale gdy książę ją pocałował, pojęła z całą gwałtownością, iż będzie za to płacić przez resztę życia.

- Kestrel?

- Przepraszam - powtórzyła Kestrel, kiedy wirowali poprzez całą salę balową. Książę nie miał naturalnego talentu do tańca, ale był ponuro zdolny w sposób, jaki byłby ktoś, gdyby jego tancmistrz przychodził na lekcje zaopatrzony we włącznik.

- Zachowywałem się niewybaczalnie - powiedział Verex. - To dlatego wyglądasz na tak nieszczęśliwą?

Kestrel studiowała złotą lamówkę na jego kurtce.

Verex odezwał się: - Może jest tu ostateczny powód, dla którego jesteś tak zdeterminowana by mnie poślubić.

Smyczek skrzypaczki opadł w dół poprzez struny.

- Mój ojciec wykorzystuje coś przeciwko tobie - oznajmił Verex.

Kestrel spojrzała w górę, po czym szybko odwróciła wzrok. Verex przycisnął ich złączone dłonie do swojej klatki piersiowej. Tłum zaszemrał i westchnął.

Wzruszył ramionami. - Mój ojciec już taki jest. Ale co on...?

- Verexie, naprawdę jestem takim złym materiałem na żonę?

Uśmiechnął się lekko. Taniec się kończył. - Nie takim złym.

- Chyba się zgadzamy, że musimy zrobić to, co najlepsze - powiedziała Kestrel.

Verex ukłonił się, i zanim Kestrel mogła zdecydować czy to było jego tak, czy zwykła sugestia, że taniec się skończył, przekazał jej rękę senatorowi. Później przyszli inni senatorowie i inne tańce, podczas których wirowała w ramionach urzędników.

Po tym twarze i tytuły nie miały już większego znaczenia.

W końcu z rozmysłem źle stąpnęła, wskutek czego jej partner nadepnął jej na palce. Przyjęła przeprosiny swojego przerażonego partnera, ale poprosiła o odpoczynek i widocznie dokuśtykała do kącika gier.

Kestrel wybrała ozdobne krzesło, stojące w oddaleniu od reszty, choć przypuszczała, że nie minie wiele czasu, zanim ktoś zajmie krzesło obok, a ona będzie musiała rozmawiać i się uśmiechać, nawet kiedy mięśnie policzków zaczną ją boleć, jakby ktoś je ściskał.

Niepotrzebnie się martwiła. Oczy wszystkich pozostawały skupione na księciu, który siedział przy stole do gry w Pogranicza, wraz ze stojącym wysoko w rankingu graczy, kapitanem straży.

Gra zmierzała ku upokarzającemu dla księcia końca. Kapitan zdążył już zbić wiele pionków Verexa, ustawiając zielone figury w rzędzie. Generał Verexa został oddzielony od jego wojska i otoczony przez wojsko kapitana. Marmurowe figury stukały przemierzając swoja drogę, zbijając się wzajemnie.

Verex podniósł wzrok i jego oczy napotkały jej, gdy spojrzał poprzez pomieszczenie. Trzymał niepewnie palec nad pionkiem ze swojej piechoty.

To była tylko gra. Co złego mogłoby się stać, gdyby Verex popełnił błąd i przegrał?

Jednak Kestrel pomyślała o Arinie, który nie odpowiedział na polecenie cesarza, i była ciekawa co Arin przegra z tego powodu.

Myślała o możliwości zawarcia pokoju z Verexem.

Przytrzymała spojrzenie księcia i potrząsnęła głową - najbardziej nieznaczny gest, zwykłe poruszenie podbródka.

Podniósł palec z piechoty i przeniósł go na kawalerię.

Kestrel użyła dwóch palców, by wygładzić niewidzialną zmarszczkę na swojej sukni, ruszając błyskawicznie ręką do przodu, z dala od swojego ciała.

Verex przesunął kawalerię dwa pola do przodu.

Gdy tylko to zrobił, zadowolony wyraz zszedł z twarzy kapitana, bo armia Verexa poczyniła znaczący postęp i zlikwidowała kluczowe postacie. Verex spojrzał na swojego ojca, który pojawił się na skraju grupy. Kiedy jego pytające spojrzenie powróciła do Kestrel i zobaczyła nadzieję rozświetlającą jego twarz, nie mogła się wycofać. Zaoferowała mu milczące sugestie. Skorzystał z nich.

Zielony generał zbił czerwonego.

Tłum zawył, dopingując księcia. Cesarz założył ręce i zakołysał się na piętach, jego twarz wyrażała rozbawienie z syna.

Ale nie potępienie.

Kestrel usłyszała jak Verex wymawia się od rozegrania kolejnej partii. Teraz skoro przedstawienie było zakończone, uwaga tłumu mogła niedługo skierować się ku niej. Przy stoliku niedaleko, także w Pogranicza grały córka senatora i Risha, wschodnia księżniczka, która została porwana jako małe dziecko i dorastała w pałacu, jako rozpieszczany zakładnik. Kestrel przypuszczała, że Risha mogłaby być dobrym graczem w Pogranicza, ale z tego co Kestrel widziała, księżniczka kultywowała decyzję bycia przeciętną w tej grze. Przy tym stoliku nie działo się nic ekscytującego. Nieco dalej rozgrywał się mecz między Herrańskim ministrem - Tensenem, zapamiętała jego imię - a bardzo młodym Valoriańskim baronem, który prawdopodobnie zniżył się do zagrania z Tensenem, tylko dla przyjemności pobicia go przed tłumem. Wiele ludzi patrzyło radośnie, gdy Tensen zapominał jak pionki się ruszają, albo gdy wydawało się, że zasypia w przerwach między swoimi ruchami. Ta farsa mogła przyciągnąć zainteresowanie ludzi, ale nie na długo.

A wtedy mogliby przyjść do niej.

Kestrel ścisnęło w gardle, kiedy pomyślała o udawaniu radości ze swoich zaręczyn. Jednak będzie musiała to robić. Będzie musiała tańczyć całą długą noc, aż do szarych godzin świtu, aż ostatni gość opuści salę balową, jej buty będą wyniszczone, a serce w strzępach.

Kestrel wstała. Cesarz nie patrzył na nią, przynajmniej nie teraz. Jego oczy spoczywały na synu. Odwracała od siebie uwagę ludzi, mówiąc każdej osobie, która ją zatrzymywała, że obiecała już taniec komuś innemu. Sala balowa była zatłoczona przez zbyt wielu ludzi. Skupione twarze odwracały się za nią, jak dziecięce lalki na patykach.

Jakoś im uciekła i wymknęła się na korytarz, gdzie powietrze było lepsze. Nikt się tu nie kręcił. Nie było tu nic do zobaczenia, nic do zrobienia. To pomieszczenie było używane tylko podczas ładnej pogody, kiedy balkony do niego przylegające były otwarte, ukazując pałacowe ogrody poniżej. Te balkony były teraz zasłonięte kurtyną ze strony korytarza, i Kestrel wiedziała, że szklane okiennice zostały przymocowane do balustrad na balkonie, umocnione i przygotowane na zimę. Mimo wszystkich prób pozbycia się zimna, ono i tak przeciskało się pod aksamitnymi zasłonami. Docierało do obutych w pantofle stóp Kestrel.

Rzucając szybkie spojrzenie za siebie, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu, i nie została przez nikogo zauważona, odsunęła zasłonę i przeszła przez nią, zasuwając z powrotem.

Balkon był pudełkiem, a jego szklane ściany jak czarny lód: tafla przecinająca noc na zewnątrz. Światło z korytarza przeciskało się przez szwy w zasłonach i jarzyło delikatną poświatą, ale Kestrel ledwo mogła dostrzec własne ręce.

Dotknęła szyby. Te okna będą otwarte w dniu jej ślubu. Drzewa poniżej będą w pełnym rozkwicie, powietrze przesycone zapachem kwiatów woskówki.

Zadławiła się tym wyobrażeniem. Kestrel wiedziała, że będzie nienawidzić zapachu tych kwiatów do końca życia, gdy będzie panować nad imperium, gdy będzie rodzić swojemu mężowi dzieci. Gdy będzie się starzeć, a widma jej wyborów będą ją prześladowały.

Rozległ się nagły dźwięk. Przesuwanie się drewnianych żabek zasłon na karniszu. Światło za nią nasiliło się.

Ktoś przechodził przez aksamit.

Na powrót zasuwał zasłonę, wchodził na balkon Kestrel - blisko, coraz bliżej, aż odwróciła się, a kurtyna zakołysała się, po czym zatrzymała. Przyczepił aksamit do framugi. Ogarnął wzrokiem wszystko, co było na poziomie jego szarych oczu, które były srebrne w ciemności.

Był tutaj. Przyjechał.

Arin.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Winner s Crime 8
The Winner s Crime 12
The Winner s Crime rozdziały 1 6

więcej podobnych podstron