The Winner's Crime 8

Kestrel zapomniała. Była przekonana, że pamięta aż za dobrze rysy jego twarzy. Niespokojny sposób w jaki stał. Sposób w jaki patrzył jej w oczy, jakby każde spojrzenie było nieodwołalnym wyborem.

Czuła, jakby jej krew została połączona z czarnym prochem. Jak mogła zapomnieć poczucie płonięcia niczym lont, kiedy przed nim stała? Patrzył na nią i wiedziała, że tak naprawdę nie pamiętała zupełnie nic.

- Nie mogę być z tobą widziana - powiedziała.

Oczy Arina zabłysły. Chwycił zasłonę, a ona zamknęła się za nim. Odcięty od świata zewnętrznego balkon ogarnęła głęboka ciemność.

- Lepiej? - zapytał.

Kestrel cofała się, dopóki obcasy jej butów nie napotkały balustrady, a jej nagie łopatki nie dotknęły szkła. Powietrze się zmieniło. Teraz było ciepło. I pachniało, dziwnie, jakby solą.

- Morze - zdołała powiedzieć. - Przybyłeś morzem.

- To wydawało się rozsądniejsze od jazdy moim koniem prosto na pewną śmierć w górach.

- Moim koniem.

- Jeśli chcesz Javelina, przyjedź do domu i dochódz swoich praw.

Potrząsnęła głową.

- Nie mogę uwierzyć, że tutaj przyżeglowałeś.

- Technicznie rzecz biorąc, kapitan statku przyżeglował, przeklinając mnie cały czas. Wyjąwszy chwile, gdy miałem chorobę morską. Wtedy tylko się śmiał.

- Myślałam, że nie przyjedziesz.

- Zmieniłem zdanie.

Arin podszedł by oprzeć się o balustradę obok niej.

To było za dużo. Był za blisko.

- Będę wdzięczna za zachowanie dystansu.

- Ach, cesarzowa przemawia. Cóż, muszę być posłuszny. - Mimo to, nie poruszył się, nie licząc odwrócenia głowy w jej kierunku. Światło ze szpary między zasłonami przecinało cienka linią jego policzek, jak jasna blizna. - Widziałem cię. Z księciem. Wyglądał jakby przełknął właśnie gorzkie lekarstwo, pomimo wszystkich słodyczy imperium.

- Nic o nim nie wiesz.

- Wiem, że pomogłaś mu oszukiwać. Tak, obserwowałem cię. Widziałem jak grasz w Pogranicza. Inni może nie zauważyli, ale ja cię znam. - Jego głos stał się szorstki. - Bogowie, jak możesz szanować kogoś takiego? Zrobisz z niego głupca.

- Nie zrobiłabym tego.

- Jesteś kiepską kłamczuchą.

- Nie zrobię.

Arin zamilkł.

- Może nie będziesz miała takiego zamiaru. - Odsunął się, a linia światła już go nie dotykała. Jego postać była czystym cieniem. Ale jej wzrok się przystosował i zobaczyła, jak opiera tył głowy o okno. - Kestrel...

Przejęcie ścisnęło jej serce. Nękało ją w straszliwej ciszy. Ale nie powiedział nic więcej, tylko jej imię, jak gdyby nie było ono imieniem, tylko pytaniem. Lub, być może nie powiedział tego w ten sposób, a ona się myliła, i usłyszałaby pytanie tylko dlatego, że dźwięk jego głosu wymawiającego jej imię sprawił, iż pragnęła być jego odpowiedzią.

Coś rwało ją w środku. Rozdzierało jej duszę. Powiedz mu, mówiła część niej. On musi wiedzieć.

Jednak te słowa były przerażające. Jej umysł był zbyt ospały by pojąć dlaczego czuła taką pokusę, by powiedzieć Arinowi, że jej zaręczyny zostały przehandlowane w zamian za wolność Herraninów.

- Nie chcę rozmawiać o twoim narzeczonym. - Arin odepchnął się od balustrady i wyprostował się, dość wysoki by rzucać na nią cień, gdyby było tu choć trochę światła. - Szukam informacji.

- Plotki, Arinie? - powiedziała lekko, bawiąc się naszyjnikiem w ciemnościach, aż jego niespokojne klekotanie sprawiło, że go puściła.

- Szukam Herrańskiego służącego. Zaginął.

Wspomnienie Thrynne'a wychynęło na powierzchnię. Powiedz mu. Musi wiedzieć. Takie były słowa torturowanego mężczyzny.

- Kim dla ciebie był? - zapytała Kestrel.

- Przyjacielem.

- Mógłbyś zapytać pałacowego zarządcy.

- Pytam ciebie.

Nie mogła w to uwierzyć. Zwykła okoliczność pytającego Arina była tak bardzo lekkomyślna. Nie ważne, że jego zaufanie nie rozciągało się na tyle daleko by wyjaśnić całą sytuację: że Thrynne był szpiegiem wysłanym do gromadzenia informacji na temat imperium i przypuszczalnie musiał zostać złapany. To było przecież jasne, że Arin był tym typem osoby, która roztrzaska bezpieczeństwo na kawałki. Nikt z choć odrobiną instynktu samozachowawczego nie pytałby o miejsce pobytu swojego szpiega przyszłej, według prawa, córki cesarza, która raz już go zdradziła.

Ale instynkt samozachowawczy nigdy nie był mocną strona Arina.

Co zrobiłby, gdyby znał prawdę o zaręczynach Kestrel?

Gdzie jest w tym wszystkim mój honor? zapytał ją kiedyś. Nie wiedziała czym był dla niego honor. Sądziła, że nie tym samym co dla jej ojca: olbrzymia marmurową formą. Nie, honor Arina był żywy. Instynktownie rozumiała jego rodzaj. Nie mogła zobaczyć oblicza tego honoru - może miał ich wiele - ale wierzyła, że honor Arina był czymś co wstrzymywałoby oddech i przygryzało wargi dopóki nie zaczęłyby krwawić.

Gdyby powiedziała Arinowi prawdę, zaprzepaściłby pokój, który kupiła. Prawie nie miało znaczenia czy ją kochał. Arin nie pozwoliłby dać ją uwięzić po to, żeby on miał wolność. Znalazłby sposób na zakończenie jej zaręczyn... A ona pozwoliłaby mu na to.

Czuła to wcześniej, czuła to teraz: pragnienie, by spotkać się z nim, zapaść się w nim, by móc zatracić sens samej siebie.

To byłby skandal, a wtedy wybuchłaby wojna.

Kestrel musiała zachować swój sekret. Będzie musiała kłamać całą sobą. Mogła być zimna. Mogła być odległa. Nawet przy nim.

A jeśli chodziło o Thrynne'a... Miała plan.

- Wspaniale - powiedziała Kestrel. - Powiedz mi, jak twój przyjaciel miał na imię. Wtedy podzielę się z tobą tym, co wiem. To będzie moje podziękowanie za twoją ochronę podczas Rebelii Pierwszego Dnia Zimy. Valorianka spłaca swoje długi.

Arin stał w martwej ciszy. – Nie zdawałem sobie sprawy, że zrobiłem coś, co błagałoby o spłatę długu. To, co zrobiłem, zrobiłem dla ciebie.

- Właśnie. Więc pytaj. Ja będę odpowiadać. Będziemy kwita.

- Kwita? Jeśli upierasz się widzieć sprawy w ten sposób, ty i ja nigdy nie zlikwidujemy naszych długów.

- Chcesz informacji czy nie?

- Czego chcę... - wymamrotał te słowa. Następnie jego głos wzmocnił się i zabrzmiał czysto. - Mój przyjaciel nazywa się Thrynne. Sprząta. Głównie myje podłogę. - Arin opisał jego wygląd.

Kestrel udawała, że się zastanawia. - Nie. Przepraszam. Nie przypominam sobie, bym widziała kogoś podobnego do niego.

- Może jeśli będziesz miała więcej czasu do namysłu...

- Wątpliwe. W pałacu są setki służących i niewolników. Jak mam znać ich wszystkich?

- Więc nic mi nie dajesz.

- Czy kiedykolwiek coś ci dałam?

Arin powiedział miękko: - Raz, dałaś mi bardzo wiele.

- Cóż, jakkolwiek przyjemna nie byłaby ta rozmowa, chciałabym wrócić na swoje przyjęcie. - Postąpiła krok w kierunku zasłony.

Jego ruch był szybki. Zagrodził jej drogę, kładąc ręce po obu jej stronach, tak by przyszpilić ją do balustrady. Nie dotykał jej, ale był na tyle blisko, że mogła zauważyć ciemny kształt jego ust, i gniewny błysk w oczach. Odezwał się: - To nie wszystko po co przyszedłem.

Mogła poczuć zapach morza na jego skórze, teraz silniejszy; słony i przenikliwy.

- Kestrel, to nie jesteś ty.

Wcisnęła się z powrotem w zimne szkło. - Nie wiem, co masz na myśli.

- Ten głos, którego używasz, ten radosny ton... Myślisz, że go nie rozpoznaję? To dźwięk ciebie rozkładającej pułapkę. Ciebie, chowającej się za własnymi słowami. I wiem, że sposób w jaki mówisz, to nie ty. Mów co chcesz o mnie, o tym, co zaszło między nami, o kształcie słońca i kolorze trawy i wszystkich innych prawdach na tym świecie, którym chcesz zaprzeczać. Zaprzeczaj wszystkiemu, aż powalą cię bogowie. Ale nie możesz powiedzieć, że cię nie znam. - Był teraz wystarczająco blisko, by powietrze pomiędzy nimi było żywe tuż obok jej skóry. - Ja... Myślałem o tobie. – Zniżył głos. - Myślałem o tym, jak nigdy nie byłaś ze mną nieszczera.

Śmiech Kestrel był pozbawiony tchu. Krótki i niedowierzający.

- Pozwól, że się poprawię - powiedział Arin. - Może i mnie oszukiwałaś. Ale byłaś szczera wobec siebie. Czasem nawet wobec mnie. Nigdy nie byłaś fałszywa.

- Zapomniałeś o tym, jak wysłałam armię mojego ojca, by zniszczyła twoją?

- Wiedziałem, że to zrobisz. Ty wiedziałaś, że ja wiedziałem. Gdzie w tym kłamstwo? Nigdy nie czułem, że na twoich ustach czai się kłamstwo. Proszę, Kestrel. Proszę. Nie kłam.

Chwyciła się twardego kamienia poręczy balustrady.

Zapytał: - Wiesz coś o Thrynne?

- Nie. Teraz pozwól mi przejść.

- Nie skończyłem. Kestrel... Czy ty naprawdę chcesz poślubić księcia?

- Myślałam, ze nie chcesz o nim rozmawiać.

- Chcieć, a musieć to nie to samo. - Jego usta unosiły się nad jej ustami. - Powiedz mi. Czy te zaręczyny to naprawdę twój wybór? Ponieważ ja w to nie wierzę. Nie, dopóki nie usłyszę tego od ciebie.

Szkło za jej plecami było tak zimne, że aż parzyło. Zadrżała. Był tak blisko. Wszystko co musiała zrobić, to zabrać ręce z balustrady i przylgnąć do niego. To wydawało się nieuniknione, jak przepełniona szklanka, gotowa do rozlania.

Musnął ją zarostem nieogolonego policzka.. – A więc? - zapytał. – Pragniesz go?

- Tak.

- Udowodnij - wyszeptał jej do ucha. Jego ciepło osiadło na niej. Jego dłoń wydała piszczący dźwięk na szkle obok jej głowy.

- Arin. - Ledwie zdołała to wypowiedzieć. - Przepuść mnie.

Jego usta dotknęły podstawy jej szyi, skierowały się w górę. - Udowodnij, że go pragniesz - powiedział w jej włosy. Przesunął wargami po jej policzku. Dotknął jej czoła, zatrzymując się na złotej linii, która oznajmiała, że jest zaręczona.

- Pragnę - powiedziała, ale jej głos brzmiał, jakby tonęła.

Jego pocałunek był tuż obok, czekał blisko jej ust. - Kłamczucha - odetchnął.

Wsunęła pomiędzy nich rękę i pchnęła. Była roztrzęsiona, zaskoczona tym, jak go pchnęła. Poczuła się nagle okrutnie zagłodzona - i zła na siebie za ten głód, który sama stworzyła. - Powiedziałam puść mnie. Czy będziesz mnie tu trzymał wbrew mojej woli?

Wzdrygnął się. Jego buty cofnęły się, szurając. Nie mogła widzieć jego miny, jedynie sposób w jaki przygarbił ramiona i jak sztywno stanął. Schował twarz, jak gdyby nie była już dostatecznie ukryta przez ciemność. Mruknął coś w dłonie, po czym je opuścił.

- Przepraszam - powiedział. Szarpnięciem rozpostarł zasłonę i zniknął.

Światło raniło oczy Kestrel. Zamrugała, jej rzęsy były mokre, obraz zbyt jasny, rozmyty.

Kiedy jej puls się uspokoił i znów mogła patrzeć i oddychać, wyszła nieśmiało na korytarz.

Był pusty. Słyszała stąd muzykę. Nie cierpiała jej dźwięku. Cała jej przyszłość zawierała się w tej pozbawionej powietrza sali balowej. Zastanawiała się, czy ten ból głowy kiedykolwiek zniknie - i czy nie poczuje się gorzej nawet jeśli tak się stanie.

Musiała wrócić na bal. Pewnie już została uznana za zaginioną. Cesarz pewnie zastanawia się gdzie jest.

Kestrel wolno przeszła przez hol ku sali balowej.

Prawie do niej dotarła, kiedy ktoś wyszedł przez otwarte drzwi. Tensen rzucił jej spojrzenie. Jego oczy rozszerzyły się i potrząsnął głową, kierując się ku niej z natarczywością zaprzeczającą jego wiekowi i sprawiając, że jego laska wydawała się bezużyteczna.

- Nie możesz tam wejść - powiedział.

- Muszę.

- Nie, musisz znaleźć lustro. W prywatnym miejscu. Ponieważ Arin właśnie wparował do sali. Jego usta błyszczały. Może ludzie pomyślą, że to od wina, nie błyszczącego oleju, ale nie zrobią tego, jeśli ciebie też zobaczą.

Palce Kestrel powędrowały do jej czoła i narzeczeńskiej linii, którą Arin całował chwilę temu. Dotknęła swoich włosów, poluzowanych splotów.

Jak ona wyglądała? Jak ktoś kto przeżywa zakazany romans?

- Właśnie - powiedział ponuro Tensen.

- Chodź - powiedziała Kestrel, odwracając się, by oddalić się od sali balowej.

- Z tobą?

- Musimy porozmawiać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Winner s Crime 12
The Winner s Crime 7
The Winner s Crime rozdziały 1 6
The Winner s Crime 11
Abba The Winner Takes It All Sheet Music (Piano)
Abba The winner takes it all(2)
Abba The winner takes it all
The winner
Abba The Winner Takes It All
Chomsky Preventive war, the supreme crime
Write the Perfect Crime Novel
the petty crime
Abba The Winner Takes It All Sheet Music (Piano)
The winner takes it all
The Winner Takes It All
Abba The Winner Takes It All
Crime Fighter The Awful Eight
02 Crime Of The?ntury
Juvenile Psychopaths The Super Predator of Crime

więcej podobnych podstron