The Winner's Crime 11

Kestrel odstawiła kubek na spodek. - Nie prosiłam o widzenie się z tobą - powiedziała.

- Szkoda. - Arin zajął krzesło naprzeciwko jej stolika w bibliotece z manierą nieznośnie podobną do jej. Jakby to krzesło od zawsze należało do niego.

Zgarbił się na siedzeniu, odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią spod opuszczonych powiek. Poranne światło oświetlało jego profil. - Zmartwiona, Lady Kestrel? - Mówił po Valoriańsku, jego akcent uczynił głos szorstkim. Zawsze wymawiał „r” za nisko w gardle, więc kiedy mówił w jej języku wszystko przechodziło w miękkie mruczenie. - Lękasz się tego co powiem... czy zrobię? - Uśmiechnął się wisielczym uśmiechem. - Nie ma potrzeby. Będę idealnym dżentelmenem. - Pociągnął za swoje mankiety. Tylko dlatego Kestrel zauważyła, że były za krótkie i ukazywały jego nadgarstki.

Bolało ją to, że widzi jego nieśmiałość, to jak nagle się ujawnia. W tym świetle jego szare oczy były zbyt czyste. Jego postawa była dumna. Jego słowa miały ostre krawędzie. Ale jego oczy były niepewne. Arin znów zaczął majstrować przy mankietach, jak gdyby było z nimi coś nie tak - coś nie tak z nim. Nie, mogłaby powiedzieć. Jesteś doskonały, chciałaby powiedzieć. Wyobraziła sobie to: jak sięga ręką by dotknąć nagiego nadgarstka Arina.

Nie mogło to prowadzić do niczego dobrego.

Była nerwowa, była zimna. W jej żołądku panowała śnieżyca.

Opuściła ręce na suknię.

- Nikogo tu nie ma - powiedział Arin. - A bibliotekarze są przy regałach. Jesteś wystarczająco bezpieczna.

Było za wcześnie by jakikolwiek dworzanin pojawił się w bibliotece. Kestrel brała to pod uwagę, i to, że gdyby ktokolwiek się tu zjawił, widząc ją na spotkaniu z Herrańskim ministrem rolnictwa okazałby nikłe zainteresowanie.

Jednak z Arinem, oczywiście, była to zupełnie inna historia. To było frustrujące: jego tajemnicza umiejętność zakłócania jej planów - i w ogóle jej jestestwa. Powiedziała: - Wciskanie się tam gdzie nie jesteś proszony wydaje się być twoim przyzwyczajeniem.

- A twoim pokazywanie ludziom gdzie ich miejsce. Ale ludzie nie są pionkami w grze. Nie możesz ustawiać ich tak, jakby ci odpowiadało.

Bibliotekarz zakaszlał.

- Ścisz głos - syknęła Kestrel. - Przestań być taki...

- Uciążliwy?

- Szczerze, tak.

Jego uśmiech powrócił: bystry, szczery, zaskoczony sam przez siebie. Potem zmieniony, leniwy. - Mógłbym być gorszy.

- Jestem tego pewna.

- Mógłbym ci powiedzieć jak.

- Arinie, jak ci tutaj, w stolicy?

Przytrzymał jej spojrzenia. - Wolałbym porozmawiać o tym, o czym mówiliśmy.

Ułożyła palce wzdłuż gwoździ, które przyczepiały zieloną skórę do blatu. Dotknęła każdego zimnego, twardego gwoździa. Cisza w niej była właśnie, jak one. To co ściągało ją w dół było czymś bardzo prostym: uczuciem jak delikatny jedwab, falujący w rytm jego głosu.

Gdyby ona i Arin porozmawiali znów o tym, o czym mówili wcześniej, jedwab mógłby się rozedrzeć. Uniósłby się. Złapałby światło i schwytał wszystkie kolory cieni.

Jaki miałby kolor, zastanawiała się Kestrel, jedwab jej uczuć?

Jak by to było go wypuścić, pozwolić by utworzył nad nią baldachim.

- To nie było fałszywe pytanie - powiedziała cicho. - Myślę, że stolica musi być dla ciebie dziwaczna.

Arin studiował jej twarz, teraz zamyślony. – Czy tak jest dla ciebie?

- Nie powinno być.

- Dorastałaś w Herranie. To nie jest twój dom.

- Ale mój kraj.

Twarz Arina zamknęła się wzdłuż rys, które tak dobrze znała. Wzruszył ramionami, ruch był nieznaczny i krótki. Wspomógł się łykiem herbaty.

Niepewnie, Kestrel zapytała: - Są tu dla ciebie dobrzy?

Wzrastająca wstęga pary zakręciła się wokół niego. Napił się z kubka i odstawił go, gestem płynnym jak u arystokraty. Ale jego dłoń był dłonią robotnika, a porcelana w malowane kwiaty i skąpana w złocie, wydawała się być nie na miejscu. Zmarszczył brwi patrząc na kubek. - Czasem myślę, że łatwiej było być ignorowanym. Tutaj nikt mnie nie ignoruje. A nawet jeśli mnie ignorują, to i tak mnie nie ignorują, nie naprawdę. Sposób w jaki nie patrzą, odczuwam jakby się gapili. Kiedy byłem niewolnikiem w Herranie, nikt nigdy na mnie nie spojrzał. Nikt nie spojrzał na niewolnika. - Arin odstawił kubek na spodeczek z głośnym kliknięciem. - Kestrel, kiedy to zrobiłem? Wciąż zadaję sobie pytanie, kiedy zrobiłem coś, czego nie mogłaś zrozumieć. Czy była jakaś jedna, konkretna rzecz, która sprawiła, że uznałaś, iż to za dużo, żeby mi wybaczyć? Kłamstwa...

- Ja także bym kłamała.

- Herrańska rebelia. Knułem miesiącami. Knułem przeciwko tobie.

- Rozumiem dlaczego.

- A więc twoi przyjaciele. Twoi ludzie. Trucizna. Śmierć Benixa. Choroba Jess. To była moja wina. Winisz mnie.

Kestrel potrząsnęła głową - nie by zaprzeczyć jego słowom, ale dlatego, że to nie było takie proste jak mówił. - Czasami wyobrażam sobie, że jestem tobą. Wyobrażam sobie twoje życie. Co zrobiliśmy. I wiem czym ty się odpłaciłeś. Więc tak, winię cię... I nie winię. Gdybym była tobą, postąpiłabym tak samo. Może nawet gorzej.

- Więc czego nie możesz zrozumieć? - Jego głos stał się ochrypły. - Czy to był... pocałunek? W mojej kuchni. Czy to była ta niewybaczalna rzecz?

- Arin.

- Nie powinienem tego zrobić.

- Arin.

- Przepraszam, Kestrel. Przepraszam. Powiedz, co mogę powiedzieć.

To nie nieszczęście sprawiło, że umilkła. To był jego głos. To było to, co leżało pod jego głosem: podziemna rzeka pieśni, która zawsze była obecna, którą próbował odgrodzić, zablokować i zniszczyć. To był jego sekret. Gdy go kupiła, czuła jak nawet wtedy ten sekret przenika. Arin był śpiewakiem. Jednak wypierał się tego, ukrywał to. Jego sekret wydawał się być taki istotny, tak zaciekle utrzymywany w tajemnicy, że Kestrel nigdy nie zmuszała go do ujawnienia się, i nie pytała, czy Arin ukrywał coś jeszcze.

Czeka, aż się odezwie. Biblioteczny zegar wybił godzinę. Dźwięk wyciągnął ją ze wspomnień. Nowa myśl ukłuła jej skórę strachem.

Nawet jeśli Arin nie znał jej sekretów, wyczuwał je. Jakby mógł je usłyszeć szeleszczące w ciemnościach jej serca. Kestrel zdecydowała, że nigdy mu nie powie. Jeszcze chwilę temu mówiła zbyt otwarcie, jak ktoś, kto ma nadzieję, że on domyśli się jakie dokładnie są jej sekrety.

Napotkała jego niespokojne oczy. Myślała o gwoździach w stole i sile, która została użyta by je tam wbić. Myślała o pokusie i mądrej rzeczy, i o tym, że przez siedemnaście lat przed spotkaniem Arina zawsze wiedziała, co wybrać. - Wybaczam ci. - Kestrel uczyniła swój ton bezceremonialnie miłym, znudzonym nawet. - Teraz czujesz się lepiej? Moja decyzja by poślubić księcia nie ma nic wspólnego z obwinianiem cię. Tu w ogóle nie chodzi o ciebie. Po prostu chciałam czegoś innego.

Patrzył na nią bez słowa.

- Naprawdę, Arinie. Mam szansę by pewnego dnia rządzić połową znanego świata. To nie jest trudne do zrozumienia.

Odwrócił się, by spojrzeć za okno. Światło było teraz silniejsze, wybielało jego twarz.

- Skoro już jesteśmy tacy szczerzy - powiedziała. - Chciałabym, żebyś mi powiedział czemu przyszedłeś zamiast Tensena. Wysłał cię?

- Nigdy nie przeczytał twojej notatki - powiedział Arin do okna. - Rozpoznałem twoją pieczęć. Otworzyłem list.

- Przypuszczam, że powinnam cię za to skarcić. - Wzruszyła elegancko ramionami. – Choć równie dobrze mogę powiedzieć to tobie.

Teraz Arin odwrócił się do niej. - Powiedzieć co?

- To, że nie będę dłużej imperialnym ambasadorem Herrany.

- Ale się zgodziłaś. To była część paktu, który podpisał cesarz. Który ja podpisałem. To prawo.

- Prawo jest spisane przysięgą. To cesarz trzyma przysięgę, nie ty, i jeśli mówi, że nie jestem już obarczona ciążącym na mnie stanowiskiem, kimże jesteśmy by się nie zgodzić? Nie sprzeczajmy się już. Herbata jest dobra, prawda? Choć trochę za mocna, jak dla mnie. Chyba jej nie skończę.

Ekspresja Arina stała się niebezpieczna. - Więc mówimy o herbacie?

- Wolałbyś o czekoladzie?

- A kiedy zobaczę cię następnym razem, powinienem skomplementować twoje olśniewające buty i irchowe rękawiczki? Bo o czym innym moglibyśmy dyskutować? Czy życie w świecie, którym niedługo będziesz rządzić cię nie nudzi? - Arin gwałtownie przeszedł na Herrański, ale nigdy nie słyszała by brzmiał tak, jak teraz. Jego głos był uszczypliwy, afektowany. To był kpina ze sposobu, w jaki mówili arystokraci. - Może będziemy omawiać nad herbatą najnowsze zbrodnie twojego ukochanego imperium? Może będę podziwiać wymyślne małe formy z cukru i podam ci niewielkiego, słodkiego łabędzia na łyżeczce. Zatopisz go w swoim kubku, udając, że masakra na wschodzie nigdy się nie wydarzyła. Ja zwrócę uwagę na to, że ludzie z południowych wysp wciąż są niewolnikami, a zakładnicy z północnej tundry od dawna są na skraju wycieńczenia. Ty powiesz, że los południowych niewolników jest lepszy pod skrzydłami imperium, niż gdyby byli wolni. Popatrz na tą całą czystą wodę, sprowadzoną z gór za pomocą imperialnych akweduktów, powiesz. Czyż nie jest wspaniała? A co do północnych więźniów, nigdy nie było ich tu zbyt wielu.

Jego głos był napięty. Kpina zniknęła. - A ja może powiem, że Herrana jest bliska zagłodzenia. Jesteśmy biedni, Kestrel. Mamy co jeść dzięki skromnym dostawom zboża i czekamy na zbiory orzechów, i na wieści ile z nich pragnie zagarnąć cesarz. A co gdy zapytam cię, czy wiesz ile? Prawdopodobnie powiesz, że pamiętasz jak twoja Herrańska opiekunka piekła ci z tych orzechów chleb. Może nawet byłaś na południowym cyplu Herrańskiego półwyspu, gdzie rosną drzewa orzechowe, i pamiętasz że jest tam gorąco, a słońce świeci cały rok. Powiesz to wszystko łagodnym tonem, jak gdyby coś nas łączyło, podczas gdy jedyne co nas łączy to to, co twoi ludzie ukradli moim.

- Powiem powiedz mi. Powiedz mi, do kiedy uda nam się przeżyć, po dziesięcinie cesarza. Powiesz, że nie wiesz. Że nie masz pojęcia.

Kestrel podniosła się z krzesła.

- Wtedy umilknę - rzekł Arin. - A ty zamieszasz herbatę. Obje napijemy się herbaty. Tyle. Czy tak właśnie będzie?

Kestrel kręciło się w głowie. - Odejdź - wyszeptała, mimo że to ona stała. Arin nie ruszył się od stolika. Wpatrywał się w nią zaciskając szczęki, i nie mogła zrozumieć jak to mogło być cały czas wypisane na jego twarzy: usilne oczekiwanie, zaciekła wiara. Nie oszukuj mnie, mówiły jego oczy, nie oszukuj siebie.

Opuściła stolik.

- Jesteś lepsza niż to wszystko – zawołał za nią. Bibliotekarz odstąpił od regałów by go uciszyć. Kestrel odeszła.

Zapytał: - Jak to możliwe, że błahość twojego życia cię nie zawstydza?

Zapytał: - Jak to możliwe, że nie czujesz się pusta?

Czuję się, pomyślała popychając drzwi do biblioteki i pozwalając by zatrzasnęły się za nią. Czuję.

***

Kestrel drżała, gdy siadała przy swojej toaletce. Przeklęty Tensen. Niech go szlag weźmie, że nie zbiera swoich listów albo śpi do późna, podczas gdy Arin sobie je przeglądał. Była dyskretna pisząc list - to był imperialny dwór, i samo spisanie sekretów na papierze oznaczało, że staną się one plotkami - ale co by się stało, gdyby nie była? Lepiej będzie, jeśli zrewiduje swój plan. Nie mogła ufać, że Tensen utrzyma Arina w ryzach. Była głupia choćby rozważając zostanie nowym szpiegiem ministra rolnictwa. Jaki mistrz szpiegów dopuszcza by jego listy były przez kogoś czytane?

Jednakże, jaki przyszły szpieg oznacza listy swoją pieczęcią? Co za głupi błąd.

Kestrel spojrzała na buteleczki stojące na jej toaletce, i zastanowiła się, jaki dźwięk by wydały, gdyby posłała jej wszystkie by roztrzaskały się na kamiennej podłodze. Głośny, satysfakcjonujący trzask. Ale minęła chwila, potem następna i się uspokoiła. Sięgnęła ostrożnie po słoik skryty za innymi na toaletce.

Kestrel wydawało się, że naczynie w jej rękach jest o wiele bardziej odległe niż w rzeczywistości.

Jesteś lepsza niż to wszystko, powiedział Arin.

Zacisnęła palce na zakrętce słoika. Uniosła je bliżej. Uśmiechnęła się twardo, tak wąsko jak szkło pod jej paznokciami.

Larwy zamaskowanych ciem tkwiły już w kokonach. Były podłużne, podobne do kulek i zajmowały cała powierzchnię tego, co zostało z jedwabiu.

Kestrel odłożyła naczynie na miejsce. Poczeka, aż larwy się wyklują. To nie potrwa długo. A wtedy wykona swój ruch.

***

Udawała lekko chorą. Przeziębioną wskutek zbyt długiego przesiadywania w Zimowym Ogrodzie po balu. Verex nie przyszedł, ale przysłał miły list wraz z fiolką lekarstwa.

Cesarz nie wysłał ani słowa.

Kestrel napisała do Jess: dokuczliwy list, wypełniony wesołymi frazesami, w których beształa Jess za porzucenie jej. Było tu zbyt wiele przyjęć, zbyt wielu nudnych ludzi. Jess zostawiła ją bezbronną.

Potrzebuję mojej przyjaciółki, napisała Kestrel. Wtedy ujrzała niepokój w swoim kanciastym piśmie. Kestrel poczuła gryzący strach, że była opuszczona, że nieświadomie uraziła Jess.

Widziałam go, powiedziała Jess. Widziała Aria na balu. Ale potem przylgnęła do dłoni Kestrel w ciemności. Nie zrobiłaby tego, gdyby domyślała się, co Kestrel i Arin robili podczas, gdy inni tańczyli.

Może widok Arina przeraził Jess? Kestrel nie mogłaby jej winić. Jess była świadkiem rzeczy, których Kestrel nie widziała w noc Rebelii Pierwszego Dnia Zimy. I Jess wiedziała, że to Arin je spowodował.

Kestrel wymazała ostatnią linijkę listu.

Tęsknię za tobą, siostrzyczko, napisała zamiast tego.

Odpowiedź Jess nie nadeszła szybko. A gdy dotarła, była krótka. Jess była zmęczona, list wyjaśniał, że z jej zdrowiem było gorzej niż sądzono.

Do czasu gdy otrzymasz ten list, my ponownie odjedziemy już na południe, napisała Jess. Cała rodzina pojechała. Jess przepraszała.

List był rodzajem wyjaśnienia. Ale Kestrel przyłapała się na ponownym czytaniu wiadomości w pustym salonie, szukając znaków zapewniających o miłości, jak gdyby mogły się kryć w podwójnych kropkach nad i, albo ozdobnym zawijasie ostatniego słowa w ostatnim zdaniu Jess. Papier wydawał się cienki w ręce Kestrel.

Niespokojnie kruszyła w palcach wosk, którym zapieczętowano list. Starała się nie myśleć o tym, jak nie zdoła raz jeszcze zobaczyć Jess. Starała się nie myśleć o tym, jak pusty pokój nagle zaczął jej się zdawać jeszcze bardziej opuszczony.

***

Kestrel siedziała w częściach apartamentu, które były niezaprzeczalnie prywatne: w sypialnii i garderobie. Pewnego dnia, chociaż nie było nawet możliwości by usłyszeć trzepot tak malutkich skrzydełek, Kestrel odwróciła głowę, podeszła szybko do toaletki, i odkręciła pokrywkę naczynia by zobaczyć zamaskowane ćmy wylegujące się w swoim słoiku. Kilka uwolniło się już z kokonów. Inne dzwoniły w szkło swoimi przejrzystymi skrzydełkami albo gromadziły się do góry nogami na dnie naczynia i przybrały brązowy kolor.

Kestrel zapaliła świeczkę. Gdy wszystkie ćmy już się wykluły a świeczka prawie cała wypaliła, Kestrel wylała roztopiony wosk w miejscu nakrycia słoika z ćmami. Zapieczętowała je dokładnie, tak, by powietrze nie mogło dostać się do środka naczynia.

W ciągu doby ćmy zdechły. A wtedy, Kestrel oznajmiła swoim pokojówkom, że czuje się znacznie lepiej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Winner s Crime 8
The Winner s Crime 12
The Winner s Crime 7
The Winner s Crime rozdziały 1 6
TOU Flo Fly To The Blue Mai 11
Gimznazjum Sprawdziany angielski Winners 2 Tests 9 11
Abba The Winner Takes It All Sheet Music (Piano)
Abba The winner takes it all(2)
Abba The winner takes it all
The winner
Abba The Winner Takes It All
Chomsky Preventive war, the supreme crime
Write the Perfect Crime Novel
the petty crime
Abba The Winner Takes It All Sheet Music (Piano)
OKŁADKA NA CD;Energy 2000 – KOH The Prophet (25 11 11) PIANTEK
12 WoW Night of The Dragon (2008 11)
Rachel Haimowitz & Heidi Belleau The Flesh Cartel 11 Permanent Record
The winner takes it all

więcej podobnych podstron