The Winner’s Crime
1 |
S t r o n a
The Winner’s Crime
Marie Rutkoski
Nieoficjalne tłumaczenie waydale
Tłumaczenie w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie.
Tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym, służącym do promocji
autora. Tłumaczenie nie służy do otrzymania korzyści materialnych.
Proszę o nie udostępnianie tłumaczenia.
The Winner’s Crime
2 |
S t r o n a
1
Przecięła się, otwierając kopertę.
Kestrel była niecierpliwa, ogłupiała, wdzierając się w list tylko dlatego, że został
zaadresowany Herrańskim pismem. Nóż do papieru zsunął się. Kropelki krwi uderzyły o
papier i rozbłysły jasno.
Oczywiście nie był od niego. List był od nowego Herrańskiego ministra rolnictwa. Pisał,
żeby się przedstawić i nie mógł się doczekać spotkania. Wierzę, iż mamy wiele ze sobą
wspólnego i wiele do przedyskutowania, pisał.
Kestrel nie była pewna, co miał przez to na myśli. Nie znała go ani nawet o nim nie
słyszała. Pomimo iż przypuszczała, że będzie musiała ostatecznie spotkać się z ministrem –
była wszak imperialną ambasadorką obecnie niezależnego terytorium Herrany – Kestrel nie
oczekiwała spędzania czasu z ministrem rolnictwa. Nie miała nic do powiedzenia na temat
płodozmiany czy nawozu.
Kestrel wyłapała wyniosły ton własnych myśli. Poczuła, jak zacieśniają się jej usta. Zdała
sobie sprawę, że wścieka się na ten list.
Na samą siebie. Na to jak jej serce zaczęło galopować, by zobaczyć jej imię wypisane w
Herrańskim alfabecie na kopercie. Miała tak wielką nadzieję, że to będzie od Arina.
Ale nie miała od niego żadnego kontaktu od niemal miesiąca, odkąd zaoferowała mu
wolność jego kraju. I ta koperta nie była nawet zaadresowana jego dłonią. Znała jego pismo.
Znała palce, które trzymałyby pióro. Tępo ścięte paznokcie, srebrne blizny po starych
oparzeniach, stwardniałe powierzchnie dłoni, wszystko to bardzo w niezgodzie z jego
elegancką kursywą. Kestrel powinna była od razu wiedzieć, że ten list nie był od niego.
Ale jednak: szybkie cięcie papieru. Wciąż: rozczarowanie.
Kestrel odłożyła list na bok. Odciągnęła jedwabną szarfę od talii, odwlekając ją spod
sztyletu, który nosiła przy biodrze tak jak wszyscy Valorianie. Obandażowała szarfą
krwawiącą dłoń. Rujnowała jedwabną szarfę koloru kości słoniowej. Jej krew ją zakrapiała.
Ale zrujnowana szarfa nie miała znaczenia, nie dla niej. Kestrel była zaręczona z księciem
Verexem, dziedzicem Valoriańskiego imperium. Dowód tego był codziennie znaczony na jej
czole w naoliwionej, błyszczącej linii. Posiadała szarfy na szarfach, suknie na sukniach, rzekę
biżuterii. Była przyszłą cesarzową.
Lecz kiedy powstała ze swojego wyrzeźbionego hebanowego krzesła, była niespokojna.
Rozejrzała się po swoim gabinecie, jednym z wielu pokoi w jej apartamencie i drażniły ją
kamienne ściany, rogi uparcie wciśnięte pod idealnie prawidłowymi kątami, sposób w jaki
dwa wąski korytarze wchodziły do pomieszczenia. Powinno być to zrozumiałe dla Kestrel,
która wiedziała, iż pałac imperialny był także twierdzą. Ciasne korytarze były sposobem na
The Winner’s Crime
3 |
S t r o n a
zatkanie najeżdżającej siły. Jednak wyglądało tu nieprzyjaźnie i obco. Było tu tak inaczej niż w
jej domu.
Kestrel przypomniała sobie, iż jej dom w Herranie nigdy tak naprawdę nie należał do
niej. Mogła wychowywać się w tej kolonii, ale była Valorianką. Była tam, gdzie powinna. Tam,
gdzie wybrała.
Ranka przestała krwawić.
Kestrel zostawiła list i poszła przebrać dzienną suknię na kolacyjną. Takie było jej życie:
bogate tkaniny i jedwabne wykończenia. Kolacja z cesarzem… i księciem.
Tak, takie było jej życie.
Musiała się do niego przyzwyczaić.
***
Cesarz był sam. Uśmiechnął się, gdy weszła do jego kamiennej jadalni. Szare włosy
miał przycięte w ten sam militarny sposób, co jej ojciec, oczy ciemne i czujne. Nie wstał od
długiego stołu, żeby ją powitać.
- Wasza Wysokość. – Pochyliła głowę.
- Córko. – Jego głos odbił się echem po sklepionej sali. Rozdźwięczał na pustych talerzach
i kielichach. – Usiądź.
Ruszyła, żeby to zrobić.
- Nie – rzekł. – Tutaj, po mojej prawej.
- To miejsce księcia.
- Księcia, jak widać, tutaj nie ma.
Usiadła. Niewolnicy podali pierwsze danie. Polali białe wino. Mogłaby zapytać dlaczego
wezwał ją na kolację i gdzie podziewa się książę, ale Kestrel widziała, jak cesarz uwielbiał
wyżłabiać z ciszy narzędzie, które rozpatrywało niepokoje innych ludzi. Pozwoliła, aby cisza
rosła, aż była także i jej dziełem i odezwała się dopiero po trzecim daniu. – Słyszałam, że
kampania przeciwko wschodowi idzie dobrze.
- Tak pisze twój ojciec z frontu. Muszę nagrodzić go za doskonale prowadzoną wojnę. A
może, Lady Kestrel, to ciebie powinienem nagrodzić.
Napiła się ze swojego kielicha. – Nie brałam udziału w jego sukcesie.
- Nie? Ty nakłoniłaś mnie do zakończenia Herrańskiej rebelii, dając temu terytoriom
władzę pod moim prawem. Ty twierdziłaś, że w ten sposób umocnię wojskiem i pieniędzmi
The Winner’s Crime
4 |
S t r o n a
wschodnią wojnę i tak właśnie – machnął ręką – się stało. Co za błyskotliwa rada od kogoś
tak młodego.
Jego słowa ją niepokoiły. Gdyby znał prawdziwy powód, dla którego kłóciła się o
niezależność Herraninów, to zapłaciłaby za to. Kestrel skosztowała skrupulatnie
przygotowanego jedzenia. Były to łódki składające się z potrawki z mięsa, ryb i owoców, ich
żagle to czysta żelatyna. Jadła powoli.
- Nie smakuje ci? – zapytał cesarz.
- Nie jestem zbytnio głodna.
Zadzwonił złotym dzwoneczkiem. – Deser – powiedział do służącego, który natychmiast
się pojawił. – Przejdziemy od razu do deseru. Wiem, jak bardzo młode damy lubią słodycze. –
Ale kiedy chłopiec powrócił niosąc dwa małe talerze zrobione z porcelany tak cienkiej, iż
Kestrel widziała światło prześwitujące przez brzegi, cesarz rzekł – Dla mnie nie – i jeden
talerz został postawiony przed Kestrel razem z dziwnie lekkim oraz przejrzystym widelcem.
Uspokoiła się. Cesarz nie znał prawdy o dniu, kiedy naciskała o koniec rebelii
Herraninów. Nikt nie wiedział. Nawet Arin nie wiedział, że wykupiła mu wolność paroma
strategicznymi słowami… i obietnicą poślubienia następcy tronu.
Gdyby Arin wiedział, to by z tym walczył. Zniszczyłby samego siebie.
Gdyby cesarz wiedział dlaczego to zrobiła, to zniszczyłby ją.
Kestrel spojrzała na górę różowej bitej śmietany na swoim talerzu oraz czysty widelec,
jakby te porządkowały cały jej świat. Musi odzywać się ostrożnie. – Po co mi nagroda, kiedy
dał mi pan swojego jedynego syna?
- I wielka z niego nagroda. Jednak nadal nie mamy ustalonej daty ślubu. Kiedy to
powinno być? Milczałaś w tym temacie.
- Pomyślałam, żeby książę Verex zdecydował. – Gdyby wybór został pozostawiony
księciu, data ślubu zostałaby ustalona nigdy.
- Może my zdecydujemy?
- Bez niego?
- Moja kochana, jeśli nierzetelny umysł księcia nie potrafi zapamiętać czegoś tak
prostego, jak dzień i porę kolacji z własnym ojcem oraz damą, jak można się po nim
spodziewać, iż zaplanuje jakąkolwiek część najważniejszego wydarzenia państwowego od
kilku dekad?
Kestrel nic nie odpowiedziała.
The Winner’s Crime
5 |
S t r o n a
- Nie jesz – powiedział.
Zatopiła czysty widelec w śmietanie i uniosła ją do ust. Ząbki widelca roztopiły się na jej
języku. – Cukier – powiedziała zaskoczona. – Widelec zrobiony ze stwardniałego cukru.
- Smakuje ci deser?
- Tak.
- Więc musisz zjeść cały.
Ale jak dokończyć śmietanę, jeżeli widelec roztapiał się za każdym razem, gdy brała kęs?
Większość widelca pozostawała w jej ręce, ale to nie potrwa długo.
Gra. Deser był grą, rozmowa była grą. Cesarz chciał zobaczyć, jak ją rozegra.
Rzekł. – Myślę, że koniec tego miesiąca będzie idealny na ślub.
Kestrel zjadła więcej śmietany. Ząbki całkowicie zniknęły, zostawiając coś
przypominającego zaniechaną w robieniu łyżkę. – Zimowy ślub? Nie będzie kwiatów.
- Nie potrzebujesz kwiatów.
- Jeśli wie pan, że młode damy lubią desery, to musi pan również wiedzieć, iż lubią
kwiaty.
- A więc przypuszczam, że będziesz wolała wiosenny ślub.
Kestrel wzruszyła jednym ramieniem. – Lato nadawałoby się najlepiej.
- Na szczęście mój pałac ma cieplarnie. Nawet w zimie moglibyśmy pokryć wielką salę
płatkami kwiatów.
Kestrel w ciszy zjadła więcej deseru. Widelec zamienił się w płaski patyk.
- Chyba że chcesz przełożyć ślub – powiedział cesarz.
- Myślę o naszych gościach. Imperium jest olbrzymie. Ludzie przyjadą ze wszystkich
prowincji. Zima to okropna pora na podróżowanie, a wiosna niewiele lepsza. Pada. Drogi
mętnieją.
Cesarz oparł się na krześle, przyglądając się jej z rozbawioną miną.
- A także – powiedziała – nie chciałabym stracić okazji. Wie pan, że arystokraci i
gubernatorzy dadzą panu wszystko, co tylko mogą – przysługi, informacje, złoto – za
najlepsze miejsca na ślubie. Tajemnica tego, co założę i jaka muzyka zostanie zagrana
rozproszy uwagę imperium. Nikt by nie zauważył, gdyby podjął pan polityczną decyzję, która
w innym wypadku oburzyłaby tysiące ludzie. Na pana miejscu cieszyłabym się moimi długimi
zaręczynami. Wykorzystała je na tyle, ile są warte.
The Winner’s Crime
6 |
S t r o n a
Roześmiał się. – Och, Kestrel. Jaka cesarzowa z ciebie będzie. – Uniósł swój kielich. – Za
twój szczęśliwy związek w dzień Pierwszego Lata.
Musiałaby za to wypić, gdyby nie wszedł książę Verex i stanął, jak wryty, jego duże oczy
ukazywały każdą zmianę emocji: zaskoczenie, zranienie, gniew.
- Spóźniłeś się – powiedział jego ojciec.
- Wcale nie. – Verex zacisnął ręce.
- Kestrel udało się dotrzeć tutaj na czas. Czemu tobie nie?
- Bo podałeś mi złą godzinę.
Cesarz cmoknął niezadowolony. – Źle zapamiętałeś.
- Specjalnie sprawiasz, bym wyszedł na głupca!
- Ja nie robię nic takiego.
Verex zamknął usta. Jego głowa szarpnęła się na tęgiej szyi, jak coś złapane w nurcie.
- Chodź – odezwała się łagodnie Kestrel. – Zjedz z nami deser.
Spojrzenie, które jej posłał powiedziało Kestrel, iż mógł nienawidzić gierek ojca, ale
bardziej nienawidził jej litości. Opuścił pędem pokój.
Kestrel bawiła się końcówką cukrowego widelca. Nawet po tym, jak głośne przejście
korytarzem księcia popadło w ciszę, wiedziała, żeby lepiej się nie odzywać.
- Spójrz na mnie – powiedział cesarz.
Uniosła wzrok.
- Nie chcesz letniego ślubu ze względu na kwiaty, gości czy politykę – rzekł. – Chcesz go
odłożyć na tak długo, jak to możliwe.
Kestrel ścisnęła mocno widelec.
- Dam ci to, co chcesz, w granicach rozsądku – powiedział – i powiem ci czemu. Ponieważ
nie obwiniam cię, biorąc pod uwagę twojego pana młodego. Ponieważ nie jęczysz o to, czego
pragniesz, ale starasz się to wygrać. Tak, jak ja bym to zrobił. Gdy na mnie patrzysz, widzisz
kim się staniesz. Przywódczynią. Wybrałem cię, Kestrel, i zrobię z ciebie taką osobę, jaką mój
syn nie potrafi być. Kimś dopasowanym do zastąpienia mnie.
Kestrel patrzyła i jej wzrok stał się spojrzeniem, które szukało swojej przyszłości w
starszym mężczyźnie zdolnym do okrucieństwa wobec własnego syna.
Uśmiechnął się. – Jutro chciałbym, abyś spotkała się z kapitanem gwardii cesarskiej.
The Winner’s Crime
7 |
S t r o n a
Nigdy wcześniej nie spotkała kapitana, ale była wystarczająco zaznajomiona z jego rolą.
Oficjalnie był odpowiedzialny za osobiste bezpieczeństwo cesarza. Nieoficjalnie ten
obowiązek rozszerzał się do innych rzeczy, o których nikt nie mówił. Nadzór. Zabójstwa.
Kapitan był dobry w sprawianiu, by ludzie znikali.
- Ma ci coś do pokazania – powiedział cesarz.
- Co takiego?
- Niespodziankę. A teraz rozwesel się, Kestrel. Daję ci wszystko, czego mogłabyś chcieć.
Czasami cesarz był hojny. Widziała u niego audiencje, gdzie dawał senatorom prywatne
tereny w nowych koloniach albo potężne posady w kworum. Ale widziała również, jak jego
hojność kusiła innych do proszenia o trochę więcej. Wtedy jego powieki stawały się ciężkie,
jak u kota, i widziała, jak jego podarunki sprawiały, że ludzie ukazywali, czego tak naprawdę
chcieli.
Niemniej, nie mogła powstrzymać nadziei, że może ślub można odłożyć jeszcze dalej.
Pierwszy dzień lata był lepszy od następnego tygodnia, oczywiście, ale nadal za szybko. O
wiele za szybko. Czy cesarz zgodzi się na rok? Więcej? Odezwała się. – Pierwszy dzień lata…
- To idealna data.
Kestrel opuściła wzrok na zamkniętą dłoń. Rozchyliła się ze słodkim zapachem i oparła
pusta na stole.
Cukrowy widelec zniknął na gorącym wnętrzu jej dłoni.
The Winner’s Crime
8 |
S t r o n a
2
Arin był w gabinecie swojego ojca, o którym chyba nigdy nie będzie myślał, jak o
własnym, nieważne, jak stare będą duchy jego zmarłej rodziny.
Był czysty dzień. Widok z okna gabinetu ukazywał szczegółowo miasto z łatami
zniszczenia pozostawionymi po rebelii. Blada warstwa zimowego słońca dawała
Herrańskiemu portowi niewyraźny blask.
Arin o niej nie myślał. Nie myślał. Myślał o tym, jak wolno odbudowywano mury miasta.
O tym, że wkrótce na południowej wsi będzie trzeba zebrać orzechy ajlantolistne, a to
przyniesie do Herrany nieodzowne jedzenie i handel. Nie myślał o Kestrel ani o ostatnim
miesiącu oraz tygodniu nie myślenia o niej. Ale nie myślenie było niczym noszenie płyt
kamienia, a on był tak rozproszony tym obciążeniem, iż nie usłyszał, jak Sarsine wchodzi do
pokoju ani nie zauważył swojej kuzynki, dopóki nie pchnęła w niego otwartym listem.
Przełamana pieczęć pokazywała symbol skrzyżowanych mieczów. List od Valoriańskiego
cesarza. Twarz Sarsine mówiła Arinowi, że nie spodoba mu się to, co zaraz przeczyta.
- Co to? – zapytał. – Kolejny podatek? – Potarł oczy. – Cesarz musi wiedzieć, że nie
możemy zapłacić, nie znowu, nie tak szybko po ostatnim podatku. To jest zgubne.
- No to teraz widzimy dlaczego cesarz tak miło oddał Herranę Herraninom.
Już o tym rozmawiali. To wyglądało na jedyne wyjaśnienie na tak nieoczekiwaną decyzję.
Przychody z Herrany kiedyś szły prosto w kieszenie Valoriańskich arystokratów, którzy ją
skolonizowali. Potem nadeszła Rebelia Pierwszego Dnia Zimy i dekret cesarza, a ci arystokraci
powrócili do stolicy, stratę ich ziemi nazwano kosztem wojny. Teraz cesarz mógł osuszyć
Herranę poprzez podatki, na które Herraninie nie mogli zaprotestować. Bogactwo terytorium
płynęło bezpośrednio do kaset imperialnych.
Pokrętny ruch. Ale Arina najbardziej martwiło dokuczające poczucie, że czegoś tu nie
widział. Trudno mu było myśleć tego dnia, kiedy Kestrel podała mu ofertę i żądania cesarza.
Trudno było widzieć cokolwiek prócz złotą linię, która znaczyła jej czoło.
- Po prostu powiedz, ile tym razem będzie nas kosztować – powiedział do Sarsine.
Zasznurowała usta. – To nie podatek. Zaproszenie. – Opuściła pokój.
Arin rozłożył papier. Znieruchomiały mu ręce.
Jako gubernator Herrany, Arin został poproszony o wzięcie udziału w balu w
Valoriańskiej stolicy. Na cześć zaręczyn Lady Kestrel z Następcą Tronu Księciem Verexem,
pisał list.
The Winner’s Crime
9 |
S t r o n a
Sarsine nazwała to zaproszeniem, ale Arin rozpoznawał, co to tak naprawdę było:
rozkazem, którego nie mógł zlekceważyć, chociaż ponoć nie był już niewolnikiem.
Arin uniósł wzrok znad kartki i rzucił wzrokiem na port. Gdy Arin pracował na dokach,
jeden z innych niewolników był znany, jako Stróż Przysług.
Niewolnicy nie mieli żadnych własności, a przynajmniej nic, co ich Valoriańscy zdobywcy
mogliby czymś takim nazwać. Nawet, gdyby Arin posiadał coś swojego, nie miał kieszeni, w
których mógłby to trzymać. Ubrania z kieszeniami mieli jedynie domowi niewolnicy. Taka
była miara życia dla Valorianów: iż Herraninie znali swoje miejsce zgodnie z tym czy posiadali
kieszenie i złudzeniem posiadania w nich czegoś osobistego.
Jednak niewolnicy nadal mieli walutę. Wymieniali się przysługami. Dodatkowym
jedzeniem. Grubszą paletą. Luksus paru minut odpoczynku, kiedy ktoś inny odpoczywał. Jeśli
niewolnik na dokach czegoś potrzebował, prosił o to Stróża Przysług, najstarszego Herranina
wśród nich.
Stróż Przysług trzymał kulę nici z innym kolorem sznurka dla każdego człowieka. Gdyby
Arin miał prośbę, jego sznurek zostałby nawinięty i napleciony na kolejny, być może żółty, a
ten żółty sznurek może owinąłby się wokół zielonego, zależy od tego, kto był winien co.
Węzeł Stróża Przysług zapisywał wszystko.
Lecz Arin nie miał żadnego sznurka. O nic nie prosił. Nie dał nic. Będąc już wtedy młodym
mężczyzną nie cierpiał myśli o posiadaniu u kogoś długu.
Teraz przyglądał się listowi Valoriańskiego cesarza. Był pięknie zapisany. Pomysłowo
wyrażony. Dobrze pasował do otoczenia Arina, do glazury biurka jego ojca oraz ołowiowych
szklanych okien, które przelewały zimowe światło do gabinetu.
Światło sprawiało, iż słowa cesarza zbyt łatwo się czytało.
Arin zgniótł papier w pięści i mocno ścisnął. Zażyczył sobie Stróża Przysług. Porzuciłby
swoją dumę, by stać się prostym sznurkiem, gdyby tylko mógł mieć to, czego pragnął.
Arin wymieniłby swoje serce za splątany węzeł nitki, jeśli oznaczałoby to, że już nigdy
więcej nie musi widzieć Kestrel.
***
Skonsultował się z Tensenem. Starszy mężczyzna przyjrzał się rozwiniętemu i
rozprostowanemu zaproszeniu, jego bladozielone oczy lśnią. Położył grubą, pomarszczoną
kartkę na biurku Arina i stuknął w pierwsze zdanie wysuszonym palcem. – To – rzekł – jest
doskonała okazja.
- Więc pojedziesz – powiedział Arin.
The Winner’s Crime
10 |
S t r o n a
- Oczywiście.
- Beze mnie.
Tensen zacisnął usta. Posłał Arinowi te nauczycielskie spojrzenie, które dobrze mu
służyło, jako korepetytor Valoriańskich dzieci. – Arinie. Nie bądźmy dumni.
- Nie jestem dumny. Mam dużo spraw na głowie. Będziesz reprezentował Herranę na
balu.
- Nie sądzę, że cesarz będzie zadowolony ze zwykłego ministra rolnictwa.
- Nie obchodzi mnie zadowolenie cesarza.
- Posłanie mnie samego obrazi cesarza albo ukaże mu, iż jestem ważniejszy niż się
wydaje. – Tensen potarł się po siwej brodzie, przyglądając Arinowi. – Musisz jechać. To część,
którą musisz rozegrać. Jesteś dobrym aktorem.
Arin potrząsnął głową.
Tensenowi pociemniały oczy. – Byłem tam tamtego dnia.
W dzień zeszłego lata, kiedy Kestrel go kupiła.
Arin znowu czuł pot ściekający mu po plecach, kiedy czekał w prowizorycznej zagrodzie
pod dołem, gdzie odbywała się aukcja. Struktura była pokryta dachem, co oznaczało, iż Arin
nie widział tłumu Valorianów mieszczących się na poziomie parteru, tylko Krętacza w
centrum dołu.
Arin czuł smród własnej skóry, czuł piasek pod bosymi stopami. Był obolały. Kiedy
słuchał unoszącego się i opadającego głosu Krętacza w melodyjny, doświadczony licytatorski
sposób, przycisnął niepewnie palce do posiniaczonego policzka. Twarz miał, jak zgniły owoc.
Krętacz był na niego wściekły tamtego poranka. – Dwa dnia – warczał. – Wypożyczam cię
tylko na dwa dni, a ty wracasz w takim stanie. Co jest takiego trudnego w wykładaniu drogi i
trzymaniu gęby na kłódkę?
Czekając w zagrodzie, nie całkiem słuchając hałasów aukcji, Arin nie chciał myśleć o biciu
i wszystkim, co do niego doprowadziło.
Prawdę mówiąc siniaki niczego nie zmieniały. Arin nie mógł się łudzić, że Krętacz
kiedykolwiek zdoła sprzedać go do Valoriańskiego gospodarstwa. Valorianom zależało na
wyglądzie swoich domowych niewolników i Arin do tego nie pasował, nawet kiedy połowa
jego twarzy nie była pokryta różnymi odcieniami fioletu. Wyglądał jak robotnik. Był
robotnikiem. Robotników nie wprowadzało się do domu, a to w domach Krętacz musiał
podstawić niewolników poświęconych rebelii.
The Winner’s Crime
11 |
S t r o n a
Arin oparł głowę o szorstkie drewno ściany zagrody. Walczył z frustracją.
W dole nastąpiła długa cisza. Wyciszenie oznaczało, iż Krętacz sfinalizował aukcję,
podczas gdy Arin nie skupiał uwagi i wszedł do domu aukcyjnego na przerwę.
Wtem: z tłumu dobiega hałas podobny do szarańczy. Krętacz wraca do dołu, staje blisko
bloku, gdzie stanie kolejny niewolnik.
Do swojej widowni Krętacz rzekł. – Mam dla was coś bardzo wyjątkowego.
Każdy niewolnik w zagrodzie wyprostował się. Popołudniowe odrętwienie zniknęło.
Nawet staruszek, który na imię miał, jak później Arin się dowie, Tensen, stał się bardzo
czujny.
Krętacz odezwał się kodem. „Coś bardzo wyjątkowego” przekazywało tajemne znaczenie
niewolnikom: szansę na zostanie sprzedanym na sposób by przyczynić się do rebelii. Do
szpiegostwa. Kradzieży. Może morderstwa. Krętacz miał wiele planów.
To te bardzo, które wypowiedział Krętacz sprawiło, że Arinowi zrobiło się niedobrze,
ponieważ te słowo oznaczało najważniejszą sprzedaż ze wszystkich, tę na którą czekali:
okazję, żeby bunt umieścić w domu generała Trajana.
Kto tam był, w tłumie Valorianów?
Sam generał?
I Arin, głupi Arin, strwonił swoją szansę na zemstę. Krętacz nigdy nie wybierze go na
sprzedaż.
Jednak, kiedy licytator odwrócił się do zagrody, spojrzał prosto na Arina. Krętacz dwa
razy pstryknął palcami. Sygnał.
Arin został wybrany.
- Tamten dzień – powiedział Arin do Tensena, kiedy siedzieli w zimowym świetle w
gabinecie jego ojca – był inny. Wszystko było inne.
- Naprawdę? Wtedy byłeś gotowy zrobić dla swoich ludzi wszystko. Teraz jest inaczej?
- To bal, Tensen.
- To okazja. Przynajmniej moglibyśmy wykorzystać ją, by dowiedzieć się, ile cesarz
planuje zabrać zebranych orzechów.
Żniwa wkrótce będą. Ich ludzie mocno potrzebowali ich do jedzenia i wymiany. Arin
przycisnął koniuszki palców do czoła. Pod oczami czuł narastający ból głowy. – Co trzeba nam
wiedzieć? Cokolwiek weźmie, to będzie za dużo.
The Winner’s Crime
12 |
S t r o n a
Przez moment Tensen nic nie powiedział. Potem ponuro: - Od tygodni nie usłyszałem nic
od Thrynne’a.
- Może nie mógł wydostać się z pałacu do miasta, żeby dojść do naszego kontaktu.
- Być może. Ale mamy kilka cennych źródeł w imperialnym pałacu. To ryzykowny czas.
Elita imperium wylewa złoto, by przygotować się na najhojniejszą zimę w Valoriańskiej
historii przez te całe zaręczyny. A osadnicy, którzy kiedyś mieszkali w Herranie robią się coraz
bardziej zgorzkniali. Nie podobało im się oddawanie nam skradzionych domów. Stanowią
mniejszość, a wojsko trzyma się z cesarzem, więc może ich zignorować. Ale wszystkie znaki
wskazują na to, że dwór to nieprzewidywalne miejsce i nigdy nie możemy zapomnieć, że
jesteśmy na łasce cesarza. Kto wie, co postanowi zrobić następnie? Albo jak to na nas
wpłynie? To – Tensen wskazał na zaproszenie – byłby dobry sposób na sprawdzenie ciszy
Thrynne’a. Arinie, słuchasz? Nie możemy sobie pozwolić na stratę dobrze umieszczonego
szpiega.
Tak jak Arin był dobrze umieszczony. Umiejętnie umieszczony. Nie był pewien, tamtego
dnia na targu, skąd Krętacz wiedział, że Arin był idealnym niewolnikiem do postawienia.
Krętacz miał wprawę do spostrzegania słabości. Oko do pragnień. Jakimś sposobem zaglądał
w serce licytantki i wiedział, jak nią zagrać.
Arin początkowo jej nie zobaczył. Słońce go oślepiło, kiedy wszedł do dołu. Nastąpił
wybuch śmiechu. Nie widział masy Valorian nad sobą. Jednak ich słyszał. Nie przejmował się
wstydem, który szczypał go w skórę. Tak sobie wmawiał. Nie przejmował się tym, co mówili
ani tym, co słyszał.
Potem widział wyraźnie. Odmrugał słońce. Zobaczył dziewczynę. Uniosła rękę, że
postawić.
Jej widok był atakiem. Nie całkiem dostrzegał jej twarz – nie chciał widzieć jej twarzy, nie
kiedy wszystko inne w niej sprawiało, że chciał zamknąć oczy. Wyglądała bardzo Valoriańsko.
Złote barwy. Niemal lśniące, jak broń uniesiona do światła. Trudno było mu uwierzyć, że ona
jest żywa.
I była czysta. Czystość skóry oraz formy. Przez czuł się obleśny. Na moment odwróciło to
jego uwagę od faktu, że dziewczyna była mała. Niewielka.
Absurd. Absurdem była myśl, iż ktoś taki mógłby mieć nad nim jakąkolwiek władzę.
Jednak miałaby, gdyby wygrała aukcję.
Chciał, żeby wygrała. Ta myśl zmiotła Arina z bezlitosną, brzydką radością. Nigdy
wcześniej jej nie widział, ale zgadywał kim była: Lady Kestrel, córka generała Trajana.
Tłum usłyszał jej ofertę. I choć raz wydawało się, że w końcu Arin jest coś wart.
The Winner’s Crime
13 |
S t r o n a
Arin zapomniał, że siedział przy biurku ojca, dwie pory roku później. Zapomniał, że
Tensen czekał, aż ten coś powie. Arin znowu znajdował się w dole. Przypomniał sobie, jak
wpatruje się w dziewczynę, czując nienawiść tak mocną, jak była czysta.
Diament.
The Winner’s Crime
14 |
S t r o n a
3
Kestrel postanowiła ubrać się ekstrawagancko na spotkanie z kapitanem cesarskiej
gwardii. Wybrała śnieżno-złotą brokatową suknię, za którą ciągnął się długi rąbek. Jak zawsze
przypięła ostrożnie sztylet, ale tego ranka bardziej zacisnęła klamry. Kilkakrotnie
rozwiązywała je i przywiązywała.
Kapitan posłał po nią w jej apartamencie, kiedy kończyła poranną filiżankę
przyprawionego mleka. Odmówił spoczęcia, gdy piła. Gdy zamrugał na jej suknię i ukrył
krótki uśmieszek, Kestrel wiedziała, że nie spodoba się jej miejsce, do którego pójdą. Kiedy
nie zasugerował, żeby się przebrała w coś, co łatwo się nie pobrudzi, wiedziała, że nie lubi
jego.
- Gotowa? – zapytał kapitan.
Popijała z filiżanki, przyglądając mu się. Był ciężkim człowiekiem, twarz miał oszpeconą
przez wargę. Szczękę miał złamaną; wystawała na lewo. Kapitan posiadał niespodziewanie
dobry, prosto nosy profil, ale widziała go tylko przez chwilę, kiedy rozejrzał się po salonie,
aby upewnić się, że są sami. Był kimś, kto wolał wpatrywać się w twarz. Wtedy wszystkie
jego rysy były zniekształcone.
Zastanawiała się, co by zrobił, gdyby wiedział, że nie była wcale takim niechętnym
jeńcem w domu Arina po rebelii Herraninów.
Odstawiła pustą filiżankę na mały stolik. – Gdzie idziemy?
Jego uśmieszek powrócił. – Odwiedzić kogoś.
- Kogo?
- Cesarz zabronił mówić.
Kestrel uniosła podbródek i spojrzała na kapitana. – A co z podpowiedziami? Czy cesarz
zabronił ci dawać podpowiedzi, nawet malutkie?
- Cóż…
- A potwierdzanie przypuszczeń? Na przykład – wystukała arpeggio na brzegu
hebanowego stolika – sądzę, że idziemy do więzienia.
- Nieszczególnie jest to trudne przypuszczenie, moja pani.
- Mam spróbować czegoś bardziej wyzywającego? Twoje ręce są czyste, ale buty brudne.
Lekko ochlapane. Miejscami błyszczące; ostatnio wyschnięte. Krew?
Teraz był rozbawiony. Podobała mu się ta gra.
The Winner’s Crime
15 |
S t r o n a
- Widzę, że dziś wstałeś jeszcze wcześniej ode mnie – powiedziała Kestrel. – I byłeś
zajęty. Jednak dziwnie jest widzieć krew na twoich butach i czuć coś wokół ciebie tak
ładnego… subtelny zapach. Wetiweria pachnąca. Droga. Dawka ambry. Mała szczypta
pieprzu. Och, kapitanie. Czyżbyś… pożyczał perfumowane olejki cesarza?
Już nie wyglądał na rozbawionego.
- Pomyślałabym, że takie dobre przypuszczenie zasługuje na podpowiedź, Kapitanie.
Westchnął. – Zabieram cię do Herrańskiego więźnia.
Mleko zsiadło się w żołądku Kestrel. – Mężczyzna czy kobieta?
- Mężczyzna.
- Czemu to ważne, bym go zobaczyła?
Kapitan wzruszył ramionami. – Cesarz nie powiedział.
- Ale kto?
Kapitan zaszurał ciężkimi stopami.
- Nie lubię niespodzianek – powiedziała Kestrel – tak jak cesarz nie lubi dzielić się swoimi
olejkami.
- Jest nikim. Nawet nie znamy jego imienia.
To nie Arin. Tylko o tym mogła myśleć Kestrel. To nie mógł być on – gubernator Herrany
nie był nikim. Uwięzienie go mogłoby wywołać nowy konflikt.
Jednak więzienie kogoś przetrzymywało.
Słodki posmak mleka skwaśniał w ustach Kestrel, ale Kestrel uśmiechnęła się, wstając. –
Chodźmy.
***
Więzienie w stolicy znajdowało się poza murami pałacu, usytuowane trochę niżej na
górze po drugiej stronie miasta w naturalnym leju krasowym, który został powiększony,
umocniony i zbudowano w nim pozornie nieskończenie długie schody. Było małe – więzienie
wschodniego imperium rzekomo było tak duże, jak podziemne miasto – ale jego wielkość
pasowała do Valoriańskiego cesarza. Większość kryminalistów wysyłano do łagru w
kopalniach zamarzniętej północy. Ci, których zostawiano byli najgorsi i szybko ich skazywano
na śmierć.
Lampy naftowe były zapalone i kapitan zaprowadził Kestrel pierwszą czarną, duszną
klatką schodową. Ciągnący się za nią materiał sukni syczał. Trudno było nie wyobrażać sobie,
The Winner’s Crime
16 |
S t r o n a
że była więźniem prowadzonym do celi. Kestrel oszukiwał jej własny rytm serca; szarpał się
na myśl o przyłapaniu na gorącym uczynku, o zamknięciu w ciemności.
Minęli celę. Palce zawinęły się niczym białe robaczki poprzez pręty małego okienka celi.
Głos chrypnął coś w języku, którego Kestrel nie rozpoznawała. Miał sepleniącą cechę, której
nie potrafiła rozgryźć, aż zdała sobie sprawę, że tak musiał brzmieć ktoś, kto nie miał zębów.
Odskoczyła do tyłu.
- Proszę trzymać się z dala od prętów – powiedział kapitan. – Tędy – dodał, jakby była
jakakolwiek inna droga niż w dół.
Gdy w klatce w końcu skończyły się schody, Kestrel zbiło z tropu stanięcie na stabilnej
ziemi. Korytarz śmierdział mokrą skałą i ściekami.
Kapitan otworzył celę i zaprowadził Kestrel do środka. Chwilę się wahała, od razu i dziko
pewna, że zamierza ją tam złapać w pułapkę. Skierowała rękę do sztyletu u biodra.
Kapitan zachichotał. Ten dźwięk uruchomił metaliczny zgrzyt w kącie celi i kapitan uniósł
lampę, żeby oświecić siedzącego człowieka naprężającego łańcuchy osadzone w ścianie.
Nagimi piętami szorował nierówną podłogę, kiedy próbował się odsunąć, daleko od
kapitana.
- Nie martw się – powiedział kapitan do Kestrel. – Jest nieszkodliwy. Proszę. – Podał jej
lampę, po czym pociągnął za luźny koniec łańcucha, by przyciągnąć więźnia mocno do ściany.
Mężczyzna zadygotał i zaszlochał. Zaczął modlić się do wszystkich setek Herrańskich bożków.
Nie rozpoznała go. Ulga. Potem nadszedł lepki wstyd. Jakie miało to znaczenie czy go
znała, czy nie? Ten więzień będzie cierpiał. Dostrzegała jego agonię wypisaną w oświetlonych
lampą oczach kapitana.
Kestrel nie zostanie. Nie będzie na to patrzeć. Odwróciła się do drzwi.
- To wbrew zasadom cesarza – powiedział do niej kapitan. – Powiedział, że masz tutaj
być przez cały czas. Powiedział, że jeśli odmówisz współpracy, to mam odciąć temu
człowiekowi palce zamiast skóry.
Modlitwa więźnia ustała. Drżąco zaczęła się ponownie.
Kestrel czuła się, jak ten cienki, lamentujący głos. Jak dźwięk mocno nakręconego koła
zębatego, a potem puszczonego. – Nie należę tutaj – rzekła.
- Jesteś moją przyszłą cesarzową – powiedział kapitan. – Należysz. A może myślałaś, że
rządzenie oznacza jedynie suknie i bale? – Sprawdził czy łańcuch jest naprężony. Mężczyzna
zawisł na swoich więzach. – Lampa, moja pani. – Kapitan przywołał ją bliżej.
The Winner’s Crime
17 |
S t r o n a
Więzień uniósł głowę. Światło lampy odbiło się od jego oczu i chociaż Kestrel wiedziała,
że ten złamany mężczyzna nie był Arinem – więzień był zbyt stary, jego rysy zbyt delikatne –
ścisnęło ją serce. To były zwykłe oczy dla Herraninów. Ale szare i czyste, takie jak Arina. I
nagle zdawało się, że to Arin dukał imię boga litości, że to on błagał ją o coś, czego nie miała
pojęcia, jak mu dać.
- Lampa – powtórzył kapitan. – Tak szybko zamierzasz sprawiać takie trudności, Lady
Kestrel?
Podeszła do przodu. Wtedy zobaczyła zarys wiadra blisko więźnia wypełnionego po
brzegi kałem i moczem, i że prawa dłoń mężczyzny była cała owinięta gazą.
Kapitan ją zdarł. Więzień zakrztusił się swoimi modlitwami.
Na trzech palcach nie było skóry.
Kestrel dostrzegła różowe mięśnie i kremowe, lśniące pasma ścięgien. Ścisnęło ją w
żołądku. Kapitan wysunął mały stolik z ciemnego kąta celi i położył na nim dłoń mężczyzną,
wnętrzem do góry.
- Jak się nazywasz? – zapytał go kapitan. Kiedy nie nastąpiła odpowiedź, Valorian
wyciągnął swój sztylet i wbił go w czwarty palec więźnia. Wytrysnęła się krew.
- Przestań – poprosiła Kestrel. – Przestań.
Więzień rzucał się, ale był przyciśnięty przez nadgarstek. Kapitan raz jeszcze uniósł
sztylet.
Kestrel chwyciła go za ramię. Wbiła w nie palce i twarz kapitana zdawała się otworzyć –
niemal łapczywie, ze lśnieniem, które mówiło, iż czekał na jej porażkę. Bo tym właśnie to
było. Kestrel nie zdawała testu cesarza, nawet nie znając jego kryterium. Każde zawahanie
było czarnym znakiem przeciwko niej. Każda oznaka litości była liczona przez kapitana,
gromadzona by potem zostać wylana przed cesarzem, Proszę spojrzeć, co to za żałosna
dziewucha. Jak słabą ma wolę. Nie ma sił do rządów.
To prawda. Nie, jeśli to właśnie oznaczało rządzenie imperium.
Nie była pewna, co zrobiłaby następnie, gdyby więzień nie znieruchomiał. Wpatrywał się
w Kestrel. Jego oczy były szeroko otwarte, silne. Oszołomione. Rozpoznał ją. Ona go nie
znała. Jednakże nagłość jego wyrazu twarzy należała do kogoś, kto znalazł znajomy klucz do
pudełka, który rozpaczliwie chce otworzyć.
- Nazywam się Thrynne – szepnął do niej po Herrańsku. – Powiedz mu, że ja…
The Winner’s Crime
18 |
S t r o n a
Kapitan strząsnął słabnący uchwyt Kestrel i natarł na więźnia. – Sam mi powiesz. –
Kapitan mówił po Herrańsku z ciężko akcentowaną płynnością. – Dobrze, że jesteś gotów
mówić. A teraz, Thrynne. Co mówiłeś? Co mi powiesz?
Usta więźnia poruszały się bezdźwięcznie. Krew spływała po stole. Ostrze kapitana
zalśniło.
Kestrel była już spokojna. To przez to, jak patrzył na nią więzień – jakby była ciosem
dobrego szczęścia. Nie mogła tego zdradzić, nawet jeśli tego nie rozumiała. Da sobie radę. Da
sobie radę z tym, o co wyraz jego twarzy prosił ją, żeby dała sobie radę.
- Nie pamiętam – odrzekł Thrynne.
- Powiedz, bo cię ogołocę.
- Kapitanie – powiedziała Kestrel. – Jest zdezorientowany. Daj mu chwilę…
- Ty jesteś zdezorientowana, jeśli chcesz przeszkodzić mi w przesłuchaniu. Jesteś tu, by
słuchać. Thrynne, zadałem ci pytanie. Przestań na nią patrzeć. Ona nie jest ważna. Ja jestem.
Thrynne patrzył pomiędzy nimi. Wydał gardłowy dźwięk, nagły i szorstki z lekkim jękiem
utemperowanego bólu. Skupił się na Kestrel. – Błagam – powiedział ochryple – on musi
wiedzieć.
Kapitan zdarł kawałek skóry i wrzucił go do wiadra.
Thrynne wrzasnął. Wrzask rozbity wsysanymi oddechami, rozbił się echem w głowie
Kestrel.
Wyciągnęła rękę do kapitana. Próbowała złapać dłoń trzymającą sztylet. Łatwo ją
odepchnął, nawet nie patrząc, i upadła.
- Nie odmawiaj mi, Thrynne – rzekł kapitan. – „Nie” już nie istnieje. Tylko „tak”.
Rozumiesz?
Krzyk się urwał. – Tak.
Kestrel podniosła się. – Kapitanie…
- Cisza. Tylko pogarszasz sprawę. – Do Thrynne powiedział. – Co robiłeś podsłuchując
pod drzwiami prywatnego spotkania między cesarzem a przywódcą senatu?
- Nic! Sprzątałem. Ja sprzątam.
- Dla mnie to brzmi jak „nie”.
- Nie! To znaczy tak, tak, zamiatałem podłogę. Sprzątam. Jestem służącym.
The Winner’s Crime
19 |
S t r o n a
- Jesteś niewolnikiem – poprawił go kapitan, choć cesarz ogłosił dekret wyzwalający
Herraninów. – Nieprawdaż?
- Tak. Jestem.
Kestrel cicho wysunęła swój sztylet. Jeśli kapitan nadal będzie stał do niej plecami, to
może będzie w stanie coś zrobić. Nie ma znaczenia, że jej umiejętności bojowe są żałosne.
Może go powstrzymać.
Być może.
- A dlaczego – zapytał kapitan łagodnie Thrynne’a – dlaczego podsłuchiwałeś pod tymi
drzwiami?
Sztylet zadrżał w ręce Kestrel. Wyczuła perfumowany olejek cesarza na kapitanie.
Zmusiła się, by podejść bliżej. Śniadaniowe mleko podeszło jej do gardła.
Thrynne oderwał wzrok od kapitana, żeby na nią spojrzeć. – Pieniądze – powiedział. – To
jest rok pieniędzy.
- Ach – rzekł kapitan. – Teraz doszliśmy do tego. Zapłacono ci za podsłuchiwanie,
prawda?
- Nie…
Nóż kapitana opadł w dół. Kestrel zwymiotowała, jej sztylet zniknął gdzieś w cieniach.
Dźwięk tego, jak uderza o kamienie zatracił się we wrzaskach Thrynne’a. Wytarła usta
rękawem; nie patrzyła, przyciskała ręce do uszu. Ledwie usłyszała pytanie kapitana. – Kto?
Kto ci zapłacił?
Ale nie było odpowiedzi. Thrynne zemdlał.
***
Kestrel zabrano do jej pokojów, jak kogoś chorego. Zakażonego. Kąpała się, dopóki
nie poczuła się, jakby się ugotowała. Zostawiła zrujnowaną suknie tam gdzie leżała, zwiniętą
na łazienkowej podłodze. Potem weszła do łóżka z włosami mokrymi i rozpuszczonymi, i
myślała.
A przynajmniej próbowała myśleć. Próbowała myśleć o tym, co powinna zrobić. Potem
zauważyła, iż pierzasty koc, gruby jednak lekki, dygotał jak żywa rzecz. Drżała.
Przypomniała sobie Krętacza, przywódcę Herraninów. Arin odpowiadał przed nim,
podążał za nim. Kochał go. Jednak wiedziała, że Arin go kochał.
Krętacz zawsze groził dłoniom Kestrel. Że je połamie, obetnie palce, zmiażdży je
własnymi. Wydawał się mieć na ich punkcie obsesję, aż zaczął mieć na jej punkcie obsesję w
The Winner’s Crime
20 |
S t r o n a
inny sposób. Znowu to poczuła: te chłodne przerażenie, kiedy zaczęła rozumieć, czego chciał
i co zrobi, żeby to dostać.
Teraz był martwy. Arin go dźgnął. Kestrel to widziała. Patrzyła na śmierć Krętacza i
przekonywała samą siebie, że nie zrobi jej krzywdy. Kestrel przyglądała się swoim dłoniom,
całym i niezniszczonym. Nie były obranym i krwawiącym mięsem. Były szczupłe, paznokcie
krótko przycięte do gry na pianinie. Skóra gładka. Małe znamię blisko nasady kciuka.
Przypuszczała, że miała ładne ręce. Rozłożone na kocu zdawały się wysoce bezużyteczne.
Co mogła zrobić?
Pomóc w ucieczce więźniowi? To wymagałoby strategii zależnej od zwerbowania innych
do pomocy. Kestrel nie miała dość wpływu na kapitana. Nikt w stolicy nie był jej winien
przysług. Nie znała sekretów dworu. Była nowa w pałacu i nie miała tutaj żadnych lojalności,
nie dla pomocy z tak szalonym planem.
A gdyby została złapana? Co by cesarz z nią zrobił?
A gdyby nic nie zrobiła?
Nie mogła zrobić nic. Nie zrobienie nic w więzieniu już kosztowało zbyt wiele.
To jest rok pieniędzy, powiedział Thrynne. Wypowiedział te słowa, jakby były
przeznaczone dla niej. Dziwny zwrot. Jednak znajomy. Może było tak, jak przypuszczał
kapitan: Thrynne ujawniał, że zapłacono mu za zebranie informacji. Cesarz miał mnóstwo
wrogów, nie wszyscy byli zagraniczni. Rywal w senacie mógł zatrudnić Thrynne’a.
Ale kiedy pierzasty koc znieruchomiał, zmieniając się w szpiczaste pole śniegu nad
uniesionymi kolanami Kestrel, przypomniała sobie jak jej Herrańska opiekunka mówiła. - To
jest rok gwiazd.
Kestrel była mała. Enai nachylała się nad jej obtartym kolanem. Kestrel nie była
niezdarną dziewczynką, ale zawsze starała się zbyt mocno z przewidywalnie posiniaczonymi
oraz krwawiącymi wynikami. – Uważaj – powiedziała Enai, zawijając gazę. – To jest rok
gwiazd.
Zdawała się to być taka ciekawa rzecz do powiedzenia. Kestrel zapytała o wyjaśnienie. –
Wy, Valorianie, oznaczacie lata numerami – rzekła Enai – ale my oznaczamy je naszymi
bogami. Krążymy przez panteon, jeden bóg z setki na każdy rok. W tym roku rządzi bóg
gwiazd, więc musisz uważać na stopy i wzrok. Ten bóg uwielbia wypadki. Piękno także.
Czasami, kiedy ta bogini jest zirytowana albo po prostu znudzona, to postanawia, że
najpiękniejszą rzeczą jest katastrofa.
Kestrel powinna uważać to za głupotę. Valorianie nie mieli bożków. Nie było życia po
śmierci ani innych Herrańskich przesądów. Jeśli Valorianie cokolwiek czcili, to chwałę. Ojciec
The Winner’s Crime
21 |
S t r o n a
Kestrel śmiał się z idei przeznaczenia. Był cesarskim generałem; gdyby wierzył w
przeznaczenie, mawiał, to siedziałby w swoim namiocie i czekałby, aż kraj Herrana poda mu
się w ładnym kryształowym pucharze. Zamiast tego zawładnął nim. Jego zwycięstwa, mówił,
należały do niego.
Lecz w dzieciństwie Kestrel była oczarowana wyobrażeniem bogów. Tworzyli dobre
historyjki. Prosiła Enai, aby nauczyła ją imion setki i czym rządzili. Pewnego wieczoru na
kolacji, kiedy ojciec rozbił kruchy półmisek nożem, powiedziała żartobliwie. – Ostrożnie,
ojcze. To jest rok gwiazd. – Znieruchomiał. Kestrel przeraziła się. Może jednak bogowie byli
prawdziwi. Ta chwila była katastrofą. Zobaczyła katastrofę we wściekłych oczach ojca.
Zobaczyła ją na ramieniu Enai następnego dnia w formie siniaka: fioletowa, szeroka
bransoleta zrobiona przez dużą dłoń.
Kestrel przestała pytać o bożków. Zapomniała o nich. Pewnie istniał bóg pieniędzy. Być
może to był ten rok. Nie była pewna. Nie rozumiała, co oznaczała ta fraza dla Thrynne’a.
Powiedz mu, powiedział Thrynne. On musi wiedzieć. Kapitan przypuścił, że Thrynne’owi
chodziło o niego. Może tak było. Ale Kestrel przypomniała sobie szare oczy więźnia i jak
wydawał się ją znać. Oczywiście, był służącym w pałacu. Służący wiedzieli kim była, a ona nie
musiała znać ich wszystkich twarzy i imion. Ale to był Herranin.
Powiedzmy, że był nowy w pałacu. Powiedzmy, że rozpoznał ją z życia w Herranie, kiedy
wszystko było serią kolacji, balów i herbatek, gdzie jej największym zmartwieniem było to jak
przebrnąć przez pragnienie jej ojca, aby dołączyła do wojska i jego nienawiść do jej muzyki.
A może Thrynne rozpoznał ją po tym, kiedy wszystko się zmieniło. Po Rebelii Pierwszego
Dnia Zimy. Gdy Herraninie zaatakowali stolicę i Arin przywłaszczył ją dla siebie.
On musi wiedzieć, powiedział Thrynne.
Powoli, jakby przesuwając maleńkie części niebezpiecznej maszyny, Kestrel zastąpiła
jedno słowo imieniem.
Arin musi wiedzieć.
Ale co wiedzieć?
***
Kestrel miała własne pytania do Thrynne’a. Odnajdzie sposób, aby mu pomóc i
zrozumieć, co powiedział – ale to oznaczało zobaczenie się z Thrynnem sam na sam… a to
wymagało pozwolenia cesarza.
- Wstyd mi za siebie – powiedziała cesarzowi następnego poranka. Znajdowali się w jego
osobistym skarbcu. Jego notatka akceptująca jej prośbę o zobaczenie się z nim i wyznaczenie
tego pomieszczenia na spotkanie zdawały się być wykonane z chęcią. Ale teraz milczał,
The Winner’s Crime
22 |
S t r o n a
przyglądając się szufladzie wysuniętej ze ściany poprzecinanej nimi od podłogi do sufitu. Był
skupiony na zawartości szuflady, której Kestrel nie dostrzegała.
- Zachowałam się źle w więzieniu – powiedziała Kestrel. – Tortura…
- Przesłuchanie – powiedział do szuflady.
- Przypomniała mi się Rebelia Pierwszego Dnia Zimy. To… co przeżyłam.
- Co przeżyłaś. – Cesarz uniósł wzrok znad szuflady.
- Tak.
- Nigdy nie przedyskutowaliśmy w pełni tego, co przeżyłaś, Kestrel. Powinienem myśleć,
że cokolwiek to było, sprawiłoby to, że zachęcałabyś kapitana w przebiegu wydarzeń zamiast
zagrażać jego pytaniom. Czy może mamy inne zrozumienie tego, co wycierpiałaś w rękach
Herrańskich buntowników? Czy muszę ponownie rozmyślać nad historią córki generała, która
uciekła z niewoli i przepłynęła przez sztorm, żeby ostrzec mnie o rebelii?
- Nie.
- Myślisz, że imperium przetrwa bez paru brudnych metod? Myślisz, że cesarzowa ich
uniknie?
- Nie.
Zamknął szufladę. Kliknięcie było głośne niczym strzał. – Więc co nam pozostaje do
omówienia oprócz mego rozczarowania? Mego głębokiego rozczarowania? Myślałem o tobie
lepiej.
- Proszę pozwolić mi się zrehabilitować. Proszę. Bardzo dobrze mówię po Herrańsku, a
moja obecność sprawiła, że więzień był gotów mówić. Gdybym to ja go przesłuchiwała…
- Nie żyje.
- Co?
- Martwy razem z jakimikolwiek informacjami jakie mógł ze sobą mieć.
- Jak?
Cesarz machnął niecierpliwie dłonią. – Zakażenie. Gorączka. Wiadro na odchody.
- Nie rozumiem.
- Więzienie jest zaprojektowane tak, by nie dopuścić do samobójstw. Ale ten człowiek –
Thrynne – był bystry. Oddany. Zdesperowany. Każda ilość cech, która może sprawić, iż ktoś
postanowi zainfekować otwarte rany, wsadzając je do wiadra na odchody.
The Winner’s Crime
23 |
S t r o n a
Mdłości Kestrel groziły powrotem. I poczucie winy: zły posmak na tyle gardła.
Cesarz westchnął. Usadowił się na krześle i pokazał Kestrel, żeby usiadła na tym
naprzeciw niego. Opadła na niego. – Znasz ten rodzaj, Kestrel. Uważasz, że ktoś taki, jak on
uciekłby się do takich środków, by ochronić Valoriańskiego senatora, który zapłacił mu, żeby
dowiedzieć się, jak ma zagłosować?
- Nie – odpowiedziała. Inna odpowiedź wydawałaby się fałszywa.
- Jak myślisz, kto go zatrudnił?
- Być może wschód. Muszą mieć wśród nas szpiegów.
- Och, na pewno. – Cesarz podtrzymał jej wzrok w sposób, który nie czekał na
odpowiedź, ale czekał, żeby zobaczyć czy powie to, w co już wierzył.
- Pracował dla Herrany – powiedziała powoli Kestrel.
- Oczywiście. Powiedz, czy ich przywódca to inspirujący człowiek? Nigdy go nie
poznałem. Ale byłaś jego więźniem. Powiedziałabyś, że ten nowy gubernator ma…
charyzmę? Rodzaj przyciągania i władzę, które zachęcają ludzi do podejmowania
ekstremalnego ryzyka w jego imieniu?
Przełknęła ciężko ślinę. – Tak.
- Mam ci coś do pokazania. – Wskazał na szufladę, którą już zamknął. – Przynieś to, co
leży wewnątrz.
Była to złota moneta ostemplowana profilem cesarza.
- Kazałem wybić tę serię dla uczczenia twoich zaręczyn – powiedział. – Obróć monetę.
Kestrel obróciła. To co zobaczyła przeraziło ją. Był to symbol skrzyżowanych drutów.
- Wiesz co to?
Kestrel odpowiedziała dopiero po chwili. – Znak Jadis.
- Tak. Sądzę, że to idealna historia, która cię zaprezentuje.
Jadis była wojowniczką ze starożytnej Valoriańskiej legendy. Porucznikiem. Jej armia
została pokonana i została uwięziona przez wrogiego gubernatora wojskowego, który dodał
ją do swojego haremu. Lubił wszystkie swoje kobiety, ale szczególnie spodobała mu się
Valorianka. Jednakże nie był głupi. Wzywał ją do swojego łóżka nagą, żeby nie miała szans na
ukrycie broni. Kazał ją również związywać, przynajmniej na początku. Nie ufał jej dłoniom.
Ale Jadis była słodka i łatwa, a kiedy czas mijał i obóz gubernatora podróżował zauważył,
że zaprzyjaźniła się z resztą kobiet w jego haremie. Nauczyły ją robienia na drutach. Czasami,
The Winner’s Crime
24 |
S t r o n a
kiedy nie był na bitwie, widywał ją poza namiotem kobiet, jak robiła na drutach coś
bezkształtnego. Bawiła go świadomość, iż reputacja Valoriańskiego okrucieństwa była
jedynie mitem. Jaka domowa była ta jego mała wojowniczka!
- Co to? – zapytał.
- Dla ciebie – powiedziała Jadis. – Spodoba ci się, zobaczysz.
Wełniana rzecz rosła przez miesiące. Stała się prywatnym żartem między nimi. On pytał
czy to ma być skarpeta, tunika, płaszcz. Jej odpowiedź zawsze była taka sama: „Spodoba ci
się, zobaczysz.”
Pewnej nocy, w namiocie gubernatora, długo po tym jak przestał kazać wiązać jej dłonie,
spojrzał na nią. – Wiesz, jaka jest jutro bitwa?
- Tak – odparła Jadis. Gubernator planował zaatakować serce Valorii. Prawdopodobnie
odniesie sukces.
- Musisz mnie za to nienawidzić.
- Nie.
Te słowo przywołało łzy do jego oczu. Chciał zapłakać w jej skórę. Nie wierzył jej.
- Mój kochany – powiedziała – już prawie skończyłam twój prezent. Pozwól, że porobię
go tutaj przy tobie. Przyniesie ci szczęście na bitwie.
Doprowadziło go to do śmiechu, ponieważ nie umiał sobie wyobrazić, jak oczekiwała, że
ubierze tę brzydką, obszerną masę wełny. Ucieszył się, kiedy przypomniał sobie, jaka oddana
była swojej nieszczęsnej robótce. No i co, jeśli nie miała do tego umiejętności? To był dowód
jej oddania.
Podszedł do wejścia namiotu i kazał przynieść jej koszyk z robótkami.
Postawił go obok łóżka i raz jeszcze się nią nacieszył. Potem robiła na drutach obok
niego. Na gubernatora cichy szmer drutów działał uspokajająco. – Nie skończyłaś jeszcze? –
droczył się.
- Tak. Właśnie teraz skończyłam.
- Ale co to jest?
- Nie widzisz? Nie podoba ci się? Spójrz bliżej, mój kochany.
Spojrzał i Jadis wbiła druty w jego gardło.
Moneta leży ciężko na dłoni Kestrel. Cały oddech ją opuścił.
Cesarz rzekł. – Wcześniej rozmawialiśmy o twojej niewoli u Arina.
The Winner’s Crime
25 |
S t r o n a
- To nie było tak. – Zacisnęła palce na monecie. – Nie jestem Jadis.
- Nie? Gubernator, słyszałem, jest atrakcyjnym mężczyzną.
- Nie sądzę. – Nie sądziła, nie na początku. Jakie to nieszczęśliwe, że nie widziała, kim był
Arin, jak o wiele gorsze, kiedy to zrozumiała i jak idealnie okropne teraz, gdy był dla niej
stracony i cesarz pytał o jej sekrety. – Nigdy nie był moim kochankiem. Nigdy.
Taka była prawda. Dźwięk jej głosu musiał przekonać cesarza albo sposób, w jaki ściskała
monetę. Jego odpowiedź była łagodna: - Wierzę ci. Ale co, jeśli by tak nie było? Czy miałoby
to znaczenie, gdyby niewolnik dzielił z tobą łoże? Och, Kestrel. Nie patrz na mnie z takim
szokiem. Myślisz, że jestem pruderyjny? Słyszałem plotki. Wszyscy słyszeli. – Wstał i podszedł
do niej, żeby postukać pięść, którą zacisnęła na monecie. – Dlatego potrzebujesz Jadis. To
prezent. Jeżeli stolica myśli, że faworyzowałaś gubernatora Herrany, to niech myślą, że to
było celowe.
- Podjęłaś decyzję, gdy stanęłaś przede mną i poprosiłaś o niezależność Herraninów.
Wybrałaś mojego syna. Wybrałaś moją sprawę. – Wzruszył ramionami. – Jestem
pragmatykiem. Nie mam ochoty na babranie się w bitwie z Herraną, kiedy wschód kusi.
Twoje rozwiązanie – nowy status Herrany, jako niezależny obszar imperium – było
politycznie kosztowne pod pewnymi względami… ale cenne pod innymi. I wojskowo
niezbędne. Dodatkowa korzyść? Wojsko teraz mnie uwielbia, kiedy córka generała poślubi
mego syna.
- Myślę, że rozumiemy się nawzajem, prawda? Dostaję córkę na tyle inteligentną, by
pewnego dnia rządzić imperium, a w międzyczasie mogę liczyć na dobrą wolę żołnierzy jej
ojca. Ty dostajesz koronę i rozgrzeszenie z jakichkolwiek minionych… nieroztropności.
Kestrel opuściła rękę, rozluźniła pięść, ale nie na tyle, że wypuścić monetę.
- Twój sztylet, proszę, Kestrel. – Wyciągnął rękę.
- Co takiego?
- Oddaj mi swój sztylet. – Gdy nadal się nie ruszyła, powiedział. – Jest zbyt prosty. Panna
młoda mojego syna musi mieć coś wykwintniejszego.
- Mój ojciec mi go dał.
- Czy ja także nie będę twoim ojcem?
Cesarz właśnie uniemożliwił Kestrel odmowę bez urażenia go. Wyciągnęła sztylet,
którego uwielbiała. Przycisnęła raz kciuk do rubinu wysadzonego w rękojeści sztyletu i
wyrzeźbionej jej pieczęci; szponów drapieżnego ptaka. Przycisnęła na tyle mocno, by
zabolało. Potem oddała broń cesarzowi.
The Winner’s Crime
26 |
S t r o n a
Wsadził go do szuflady, w której była moneta i zamknął ją. Przyjrzał się Kestrel, jego
własny sztylet lśnił mu na biodrze. Dotknął złotej linii na jej czole, która oznaczała ją jako
zaręczoną kobietę. – Mam twoją lojalność wobec imperium, prawda?
- Oczywiście. – Starała się zignorować nieważkość swej pochwy na sztylet.
- Dobrze. A przeszłość zostaje w przeszłości, tak?
- Tak.
Cesarz wyglądał na zadowolonego. – Nie będzie żadnych oznak sympatii, którą możesz
żywić wobec Herrany – albo jej gubernatora. Jeśli jakąś masz, musisz się jej pozbyć. Jeżeli
tego nie zrobisz, nie spodobają ci się konsekwencje. Rozumiesz?
Rozumiała. Kestrel widziała teraz, że cesarz nie chciał, by jej wizyta w więzieniu była
zaledwie testem czy lekcją. Było to ostrzeżenie tego, co czeka tych, którzy mu się
przeciwstawią.
The Winner’s Crime
27 |
S t r o n a
4
Kestrel nosiła ze sobą wszędzie monetę Jadis. Była w kieszeni w dzień, kiedy
zaskoczyła księcia w jej pokoju muzycznym.
Stanęła nagle na widok księcia Verexa siedzącego przy stoliku zastawionego częściami
wschodniej gry. Zerknął na nią, po czym przeniósł wzrok na marmurowe kawałki. Rumieniec
wykwitł na jego policzkach. Bawił się miniaturową armatą.
- Pogranicza to gra przeznaczona dla dwóch graczy – odezwała się Kestrel. – Czekasz na
mnie?
- Nie. – Opuścił pionka i schował dłonie pod ramionami. – Czemu miałbym czekać?
- Cóż, to mój pokój.
W ciągu jej pierwszych dni w pałacu cesarz podarował Kestrel nowy fortepian i kazał
postawić go tutaj w cesarskim skrzydle, mówiąc, że akustyka tego pomieszczenia jest
doskonała. To nie była prawda. W pokoju było zbyt wielkie echo. Dźwięki brzmiały głośniej
niż były w rzeczywistości. Jego kamienne ściany były nagie, meble sztywne. Półki były ledwie
udekorowane przedmiotami, które nie miały nic wspólnego z muzyką: astrolabia, gry,
gliniany żołnierz, złożone teleskopy.
- Twój pokój – powtórzył Verex. – Przypuszczam, że wszystko w pałacu jest dla ciebie do
wzięcia. Mój ojciec oddaje ci imperium. Równie dobrze możesz wziąć sobie mój stary pokój
zabaw. – Wzruszył ramionami z napięciem.
Kestrel znów spojrzała na glinianego żołnierzyka. Zobaczyła jego odłupaną farbę, jego
prestiżowe miejsce na środku półki. W pokoju było zimno, nie było to przyjemne miejsce dla
dziecka. Przypomniała sobie, że Verex także stracił matkę w młodym wieku.
Kestrel usiadła naprzeciwko niego. – Twój ojciec nie dał mi tego pokoju – powiedziała. –
Pewnie miał nadzieję, że będziemy dzielić tę przestrzeń i spędzimy więcej czasu razem.
- Chyba w to nie wierzysz.
- Ale jesteśmy tu razem.
- Nie powinnaś tutaj być. Zapłaciłem jednej z twoich dam. Powiedziała, że planujesz
spędzić popołudnie w bibliotece.
- Jedna z moich służących ci donosi?
- Wygląda na to, że córka generała, pomimo swojej reputacji bycia bardzo bystrą, myśli,
że jest odporna na małostkowe szpiegostwa, do których zdolny jest dwór. Nie jesteś tak
naprawdę bystra, prawda?
The Winner’s Crime
28 |
S t r o n a
- Zdecydowanie bystrzejsza od kogoś, kto postanawia ujawnić, że zatrudnił jej
pokojówkę. Może jeszcze powiesz mi, którą pokojówkę, Verexie, i dopełnisz swojego błędu?
Przez moment myślała, że przewróci stół i rozrzuci pionki Pogranicza. Zdała sobie wtedy
sprawę, co robił, kiedy siedział sam przed Pograniczami, grą, która była bardzo popularna na
dworze. Pionki były ułożone we wzorze początkującym. Verex ćwiczył.
Zdawało się, że zranione rysy jego twarzy mówiły w najczystszych słowach.
- Nienawidzisz mnie – powiedziała Kestrel.
Zapadł się na krześle. Jego potargane, jasne włosy opadły do przodu i potarł oczy, jak
ktoś kto obudził się za wcześnie. – Nie, naprawdę nie. Nienawidzę tego. – Wskazał ręką na
pokój. – Nienawidzę tego, że wykorzystujesz mnie, aby dostać koronę. Nienawidzę tego, że
mój ojciec uważa, iż to wspaniały pomysł.
Kestrel dotknęła pionka gry Pogranicza. To był skaut. – Mógłbyś mu powiedzieć, że nie
chcesz się ze mną ożenić.
- Och, powiedziałem.
- Może żadne z nas nie ma większego wyboru w tej sprawie. – Zobaczyła jego szybką
ciekawość i pożałowała swych słów. Przesunęła skauta bliżej generała. – Lubię tę grę.
Sprawia, iż myślę, że wschodnie imperium docenia dobrą historię, tak jak i bitwę.
Rzucił jej spojrzenie zauważające ostrą zmianę tematu, ale powiedział jedynie. –
Pogranicza to gra, a nie książka.
- Pogranicza mogłyby być książką, gdyby były w niej ciągle zmieniające się możliwości
innych zakończeń, a postaci mogłyby zbaczać z kursu by zrobić coś niespodziewanego.
Pogranicza są także podstępne. Nakłaniają gracza do myślenia, iż zna historię swojego
przeciwnika. Weźmy historię niedoświadczonego gracza. Początkujący, który nie widzi
zastawianych pułapek. – Mina Verexa złagodniała, więc Kestrel ustawiła pionki Pogranicza w
pierwszym ruchu i przesunęła je w inne wzory gry dwóch przeciwników, wyjaśniając jak
spostrzegawczy początkujący może wygrać grę poprzez celowe nabranie się na pułapkę, żeby
zastawić własną. Gdy zielony generał w końcu przewrócił czerwonego, Kestrel rzekła. –
Możemy razem poćwiczyć.
Duże oczy Verexa nagle stały się zbyt lśniące. – Poprzez „ćwiczenie” masz na myśli
„uczenie”.
- Przyjaciele ciągle grają razem w gry bez myślenia o tym, jak o ćwiczeniu, uczeniu,
wygrywaniu czy przegrywaniu.
- Przyjaciele.
The Winner’s Crime
29 |
S t r o n a
- Nie mam ich wielu. – Miała jedną. Okropnie tęskniła za Jess. Jess wyjechała na
południowe wyspy razem z rodziną dla zdrowia. W przeszłości Jess wybrałaby się do
uroczego domku nad morzem, który posiadała jej rodzina na ciepłym południowym czubku
Herrany, ale dekret zimowy rozkazał Valoriańskim kolonistom oddać całą własność w
Herranie. Koloniści otrzymali odszkodowanie od cesarza i rodzice Jess zakupili nowy dom na
wyspach. Ale Kestrel odczytywała nostalgię w listach Jess. Kestrel odpisywała. Często pisały,
ale listy nie wystarczyły.
Verex szturchnął leżącego czerwonego generała swoim zielonym, słuchając szturchnięcia
marmuru o marmur. – Być może zostalibyśmy przyjaciółmi, gdybyś wyjaśniła dlaczego ty nie
powiesz mojego ojcu, że nie chcesz za mnie wyjść.
Ale Kestrel nie mogła tego wyjaśnić.
- Nie chcesz mnie – powiedział Verex.
Nie mogła skłamać.
- Twierdziłaś, że nie masz wyboru – powiedział. – Co miałaś na myśli?
- Nic. Naprawdę chcę za ciebie wyjść.
Jego gniew powrócił. – A więc zliczmy powody. – Odliczał na palcach. – Pragniesz
imperium i męża, którym będziesz mogła manipulować równie łatwo, jak tymi pionkami.
- Nie – powiedziała, ale czemu Verex miałby nie wierzyć w ten portret, który sobie z niej
stworzył: spragnionej władzy, nieczułej? W to właśnie wierzył Arin.
- Chcesz się pośmiać. A więc na naszym balu zaręczynowym będziesz patrzeć, jak
przegrywam na Pograniczach, kiedy każdy arystokrata i gubernator imperium będzie śmiał
się razem z tobą.
- Bal? Wszyscy gubernatorzy? Jesteś pewien? Nikt mi o tym nie powiedział.
- Mój ojciec mówi ci wszystko.
- Nie powiedział. Przysięgam, nic nie wiem o balu.
- Więc z tobą także pogrywa. Mój ojciec jest dwulicowy, Kestrel. Jeśli myślisz, że cię
uwielbia, to lepiej pomyśl nad tym dwa razy.
Kestrel wyrzuciła ręce do góry. – Jesteś niemożliwy. Nie możesz winić mnie za jego
przychylność i twierdzić, że jestem dla niego jedynie zabawką. – Wstała i skierowała się do
drzwi, bo zobaczyła, iż krótki spokój między nimi rozpadł się, i zaczęło kręcić jej się w umyśle.
Bal zaręczynowy. Ze wszystkimi gubernatorami. Arin przybędzie. Arin tutaj będzie.
The Winner’s Crime
30 |
S t r o n a
- Ciekawe dlaczego ojciec ci nie powiedział – rzekł Verex. – Może dlatego, że zaskakując
cię mógłby obserwować, co dokładnie leży między tobą, a nowym gubernatorem Herrany?
Kestrel zatrzymała się, odwróciła. – Między nami nic nie ma.
- Widziałem monetę Jadis. Słyszałem plotki. Przed rebelią był twoim ulubionym
niewolnikiem. Walczyłaś dla niego w pojedynku.
Niemal sięgnęła do regału, żeby złapać równowagę. Czuła się, jakby miała upaść.
- Wiem, dlaczego za mnie wychodzisz, Kestrel. Żeby wszyscy zapomnieli, iż po rebelii nikt
nie wsadził ciebie do więzienia, nie tak jak innych Valorianów w Herrańskim mieście. Byłaś
wyjątkowa, prawda? Bo byłaś jego. Wszyscy wiedzą kim byłaś.
Zawroty głowy zniknęły. Porwała glinianego żołnierzyka z półki.
Natychmiast zobaczyła po minie Verexa, że trzymała coś, co wielbił. Rozbije to, rozbije to
o podłogę. Złamie Verexa tak, jak złamał go ojciec.
Tak jak ona złamała własne serce. Kestrel niespodziewanie poczuła kawałki własnego
serca, jakby miłość była przedmiotem, czymś tak kruchym, jak jajko ptaka, jego skorupa
niemożliwie chmurnym różem. Zobaczyła wstrząs jego krwawiącego żółtka. Poczuła odłamki
skorupy kłujące ją w gardło i płuca.
Kestrel odstawiła żołnierzyka z powrotem na półkę. Upewniła się, że głos ma wyraźny,
kiedy wymówiła ostatnie słowa zanim opuściła pomieszczenie. – Jeśli nie będziesz moim
przyjacielem, pożałujesz bycia moim wrogiem.
***
Kestrel wróciła do swojego apartamentu i odesłała swoje pokojówki. Już żadnej nie
ufała. Usiadła przy maleńkim oknie, które dawało słabe światło. Gdy wyciągnęła Jadis z
kieszeni, wyglądała matowo na jej dłoni.
To jest rok pieniędzy, przypomniała sobie. Rzeczywiście planowała iść dziś wcześniej do
biblioteki, tak jak pokojówka poinformowała Verexa. Miała nadzieję na wyszukanie
informacji o Herrańskich bogach, a potem się opamiętała. Biblioteka posiadała śmiesznie
małą kolekcję książek; był to przeważnie reprezentacyjny pokój, gdzie czasami spotykali się
dworzanie na cichą herbatę albo gdzie wojskowi oficerowie mogliby skonsultować jedną z
tysiąca map. Biblioteka pasowałaby Kestrel, gdyby chciałaby znaleźć mapę albo się
uspołecznić… albo gdyby chciała, żeby członkowie dworu zobaczyli, jak przeszukuje
Herrańskie książki.
Odwróciła się od grubych drzwi biblioteki.
The Winner’s Crime
31 |
S t r o n a
Teraz kuliła się w aksamitnym fotelu, próbując skoncentrować się na rzeczywistych
słowach rozmowy z Verexem zamiast na ich podłożu emocjonalnym. Przewracała monetą w
tę i z powrotem. Cesarz. Jadis. Cesarz. Jadis. Jest dwulicowy, powiedział o swoim ojcu Verex.
Kestrel myślała o tym zdaniu, kiedy przyglądała się obu strono monety. Dwulicowy: słowo
zarzuciło hak w ciemną studnię jej pamięci. Za coś złapało.
Herraninie wierzyli, że bóg rządził nie tylko jedną rzeczą, ale całą dziedziną powiązanych
myśli, akcji, rzeczy. Bóg gwiazd był bogiem gwiazd, tak, ale także bogiem wypadków, piękna i
katastrof. Bóg dusz… Kestrel zaschło w gardle, kiedy przypomniała sobie Arina odwołującego
się do tego boga, który rządził miłością. Moja dusza należy do ciebie, rzekł. Wiesz o tym. Jego
twarz była taka otwarta, taka szczera. Nawet przerażona tym, co mówił. I ona także była
przerażona tym, jak wymówił to, co ona czuła. Wciąż ją to przerażało.
Moneta. Kestrel zmusiła się do skupienia uwagi na monecie.
Nie było niczego uczciwego w bogu pieniędzy. Teraz o tym pamiętała. Ten bóg był
dwulicowy, jak ta moneta. Czasami mężczyzna, czasami kobieta. Rządzi kupowaniem i
sprzedawaniem, mówiła Enai, co oznacza, że rządzi negocjacją. I ukrytymi rzeczami. Nie
możesz zobaczyć obu stron jeden monety naraz, prawda, dziecko? Bóg pieniędzy zawsze
ukrywa sekret.
Bóg pieniędzy był także bogiem szpiegów.
The Winner’s Crime
32 |
S t r o n a
5
Arin przypomniał sobie.
Początkowo było to łatwe, obietnica, że będzie szpiegiem Krętacza. – Tobie ufam
najbardziej – mruknął do ucha Arina przywódca rebelii po jego sprzedaży córce generała. –
Jesteś moim zastępcą, chłopcze, i razem sprawimy, że Valorianie padną na kolana.
Wszystko miało swoje miejsce wśród dobrze naoliwionej rutynie.
Poza…
Poza.
Córka generała zainteresowała się Arinem. Była to okazja dana przez bogów, jednak
nawet podczas tych początkowych dni, jako jej niewolnik, Arin nosił obawę – nieswoją, niską,
elektryczną, jak iskry ścierane z ubrania zimą – iż jej zainteresowanie doprowadzi do jego
zguby.
A Arin był Arinem: popychał swoje szczęście, tak jak zawsze.
Jego nawyk był gorszy w jej obecności. Mówił rzeczy, których nie powinien mówić. Łamał
zasady, a ona na to patrzyła i nie wspominała o łamaniu.
Zdecydował, iż było tak dlatego, że nie obchodziło ją, co robił.
Wtedy nadszedł impuls, którego niebezpieczeństwo powinien był dostrzec –
dostrzegłby, gdyby był w stanie przyznać samemu sobie, co sprawiło, iż chciał rozbudzić ją
potrząśnięciem, chociaż oczy miała otwarte.
Czemu miałoby ją obchodzić, co wyprawiał niewolnik?
Arin sprawi, że będzie ją to obchodzić.
***
Arin przypomniał sobie.
Jak nie mógł zasnąć nocą w kwaterach niewolników przez muzykę, która przewijała się
przez ciemność, przez błonie generała z willi, gdzie dziewczyna grała i grała, i nie obchodziło
ją, iż był zmęczony, ponieważ nie wiedziała, że był zmęczony, ponieważ wcale o nim nie
myślała.
Wychłostał mu plecy jej Valoriański zarządca za jakąś niewielką obelgę. Następnego dnia
rozkazała, aby eskortował ją na przyjęcie z herbatką. Duma powstrzymywała go od
krzywienia się podczas ruchu. Płomienne pasy na jego plecach rozdarły się i krwawiły. Ona
nie zobaczy, on nie pozwoli, żeby zobaczyła, nie da jej tej satysfakcji.
The Winner’s Crime
33 |
S t r o n a
Niemniej szukał znaku, że w ogóle usłyszała o chłoście. Przyglądał się jej twarzy,
odnajdując jedynie dyskomfort, że tak się jej przypatrywał.
Nie wiedziała. Był pewien, że poznałby gdyby wiedziała. Nie była dobra w ukrywaniu
poczucia winy.
Po drugiej stronie pomieszczenia, gdzie siedziała na brokatowej sofie, trzymając w
rękach filiżankę i spodek, odwróciła od niego wzrok, obróciła się do lorda i roześmiała z
czegoś, co powiedział.
Jej niewinność doprowadzała do szału.
Powinna wiedzieć. Powinna wiedzieć, co zrobił jej zarządca. Powinna wiedzieć, iż to była
jej wina bez względu na to czy wydała rozkaz, czy nie – i bez względu na to czy wiedziała, czy
nie. Niewinna? Ona? Nigdy.
Podciągnął wysoki kołnierzyk koszuli wyżej, aby ukryć pręgę, która sięgała jego szyi.
Nie chciał, żeby wiedziała.
Nie chciał, żeby zobaczyła.
Ale:
Popatrz na mnie, zaczął myśleć do niej wściekle. Popatrz na mnie.
Uniosła oczy i popatrzyła.
***
Wspomnienia były dziwne, były siecią uderzeń ułożonych jedno na drugim, palącymi
się śladami, które mogłyby przypominać wzór, gdyby nie było oczywiste, iż zostały wykonane
oszalałą ręką bez oporów. Uderzenia były rozpalone uczuciem.
A jego paliło i paliło z bólu.
- Arinie – odezwał się Tensen podczas ich spotkania z Herrańskim skarbnikiem, który był
jeszcze bardziej ponury niż zwykle – gdzie twoja głowa? Nie usłyszałeś nic z tego, co
powiedziałem.
- Powtórz.
- Cesarz nakazał wyrobić nową monetę, aby uczcić zaręczyny.
Arin nie chciał słuchać o zaręczynach.
- Myślę, że powinieneś ją zobaczyć – rzekł Tensen.
Arin wziął monetę i nie dostrzegł tego, co Tensen chciał, by dostrzegł.
The Winner’s Crime
34 |
S t r o n a
Tensen opowiedział mu historię Jadis.
Arin upuścił monetę.
Przypomniał sobie.
Przypomniał sobie zmianę.
Widział, jak Kestrel daje kwiatuszka dziecku, które wszyscy inni ignorowali. Obserwował
jej wesołą przegraną z Valoriańską staruszką, z której naśmiewało się społeczeństwo, nie
starając się nawet ściszać głosów, bo dla nich był zbyt zniedołężniała, żeby cokolwiek
zrozumieć.
Arin stał za Kestrel podczas tamtej gry karcianej. Widział jej władczość.
Widział jej szczerość wobec niego. Oferowała ją, jak kubek czystej wody, którą pił do
dna.
Jej łzy lśniące w ciemności.
Zażartą istotę jej umysłu: elegancką, o ostrych pazurach i niechcącą zostać złapaną.
Arin widział, jak Kestrel stanęła pomiędzy nim, a karą, jakby to nic nie znaczyło, gdy było
wręcz przeciwnie.
- Arin? – Tensen zawołał przez wspomnienia.
Arin przypomniał sobie ponure dni po tym, jak widział ją po raz ostatni, po tym jak
wręczyła mu cesarski dekret o wolności Herraninów i powiedziała mu o swoich zaręczynach.
– Pogratuluj mi – powiedziała. Nie wierzył w to. Błagał. Ona nie słuchała. – Och, Arinie –
rzekła do niego Sarsine w czasie, kiedy nie chciał opuścić pokojów, w których mieszkała
Kestrel. – Czego się spodziewałeś?
Żal. To wszystko doprowadziło do żalu.
- Arinie – powtórzył Tensen i Arin nie mógł już go ignorować. – Pytam po raz ostatni,
jedziesz do stolicy czy nie?
The Winner’s Crime
35 |
S t r o n a
6
Urzędnicy i arystokraci zaczęli przybywać do stolicy w oczekiwaniu na bal. Każdego
dnia więcej wspaniałych koni wprowadzano do cesarskiej stajni, kulejących po gorzkiej
jeździe zimowymi drogami. Choć Kestrel wytknęła trudności kiepskich warunków do podróży
dla ich gości, cesarz najwyraźniej sądził, iż było to nieważne. Zaprosił ich; musieli przybyć.
Kominki rozpalano, żeby rozgrzać apartamenty gościnne w pałacu, w których ci będą
przebywać przez trochę czasu: po balu odbywać się będą przyjęcia i wydarzenia aż do
wesela.
Pewnego popołudnia Kestrel wzięła powóz poprzez miasto do doków, obok niej była
dygocząca pokojówka. Nie było powodu dlaczego ta dziewczyna miałaby nie być na usługach
Verexa, ale Kestrel rozłożyła futra na ich kolanach i przekonała pokojówkę, żeby przysunęła
stopy bliżej gorącej cegły na podłodze powozu.
Droga przez miasto była wolna. Dróżki były strome oraz wąskie, stworzone nie dla
wygody społeczeństwa, ale dla celu spowolnienia wroga po wzgórzach do pałacu.
Nie przypłynęły żadne nowe statki. Kestrel i tak nie powinna była się spodziewać, że
zobaczy Herrański statek. Był sezon zielonych sztormów. Żadna zdrowa umysłowo osoba nie
płynęłaby między półwyspem Herrany a stolicą.
Dokowy wiatr osuszył wargi Kestrel.
- Co tu robimy? – zapytała pokojówka przez szczękające zęby.
Kestrel nie mogła powiedzieć, że szukała statku, którym przypłynął Arin. Uciekał mu
czas, żeby zrobić dłuższą, ale bezpieczniejszą wędrówkę przez przełęcz, która została
oczyszczona, gdy traktat z Herraną został podpisany. Bal był pod koniec tygodnia. Większość
gości już przyjechało. Ale nie on.
- Nic takiego – odpowiedziała Kestrel. – Chciałam popatrzeć. – Dziewczyna zamrugała:
jedyna oznaka zirytowania, że została zaciągnięta do portu. Ale Kestrel nie wolno było
podróżować bez eskorty. Dostała setki prezentów z okazji zaręczyn – pióro wykonane z kości
rogatego wieloryba, rubinową kostkę do gry od lorda, który słyszał o uwielbienia Kestrel do
gier, nawet sprytną składaną tiarę do podróży… Lista ładnych prezentów była długa, ale
Kestrel z radością wymieniłaby je wszystkie dla jednego godziny prywatności poza pałacem.
- Chodźmy – powiedziała i nie wróciła już do portu.
***
Jadała posiłki z senatorami. Ponad brzegiem czary z winem Kestrel przyglądała się
przywódcy senatu, który wyglądał na dziwnie opalonego jak na zimę, a w tej chwili mruczał
coś do cesarza.
The Winner’s Crime
36 |
S t r o n a
Co robiłeś, przypomniała sobie, jak kapitan pytał Thrynne’a w więzieniu, podsłuchując
pod drzwiami prywatnego spotkania między cesarzem a przywódcą senatu?
Nagle zdawało się, że czara Kestrel nie była pełna wina, ale krwi.
Cesarz uniósł wzrok i przyłapał Kestrel na przypatrywaniu się jemu i przywódcy senatu.
Uniósł brew.
Kestrel odwróciła wzrok. Wypiła wino do cna.
***
Jej ojciec wysłał przeprosiny. Nie mógł przybyć na bal. Utkwił w walce blisko granicy
ze wschodnimi równinami. Przepraszam, napisał generał Trajan, ale mam rozkazy.
Kestrel przestała czytać w kółko niewielkie czarne litery. Zamiast tego wpatrywała się na
całą pustą przestrzeń na kartce papieru. Jej biel kłuła ją w oczy. Upuściła list.
Nigdy nie brała pod uwagę możliwości, że ojciec przybędzie – aż do chwili, kiedy złapała
jego list i go otworzyła.
Ta oślepiająca nadzieja. Która zmieniła się w rozczarowanie. Powinna była wiedzieć
lepiej.
Przypomniała sobie ostatnie słowo na liście: rozkazy. Kestrel zastanawiała się, jak daleko
zajdzie posłuszeństwo jej ojca wobec cesarza. Co zrobiłby generał w celi Thrynne’a? Czy jego
nóż ciąłby tak łatwo, jak kapitana czy gorzej, czy może wcale?
Ale kiedy pomyślała o ojcu i wyobraziła go sobie w roli kapitana, w jej umyśle to nie
Thrynne był w celi. To ona była skuta. Co robiłaś, pytał generał, pertraktując z cesarzem o
życie niewolnika?
Kestrel potrząsnęła głową i nie widziała już więzienia ani ojca. Wypatrywała przez okno
w jednym ze swoich pokoi, wysoko nad wewnętrznym skrzydłem pałacowym, wyglądającym
na barbakan, którędy wchodzili goście.
Starła dłonią mróz na oknie. Brama barkanu była zamknięta.
Odejdź od okna, usłyszała rozkaz swego ojca.
Stała nieruchomo. Szkło pokryło się parą.
- „Nie” nie istnieje, Kestrel. Tylko „tak”.
Widok ogarnęła para.
Opuściła okno. I tak nie było co oglądać.
***
The Winner’s Crime
37 |
S t r o n a
Dni się ciągnęły.
Na dworze był występ. Herrański śpiewak. Głos miał znośny. Ale wyższy od Arina.
Cieńszy. Kestrel wściekała się na to, jak głos tego nieznanego człowieka sięgał dna jego
możliwości. Ta muzyka była niskiej jakości, czymś słabym. Nie miała siły Arina, jego giętkiej
odporności.
Kestrel przywołała wspomnienie pieśni Arina. Był to miód w ulu jej serca. Gdy występ
trwał Kestrel zaczęła się niepokoić, iż muzyka, którą teraz słyszała zastąpi głos Arina, który
zapamiętała. On już nigdy dla niej nie zaśpiewa. Co jeśli nie będzie już nawet pamiętać, jak
kiedyś dla niej zaśpiewał? Zacisnęła mocno palce na brzegu krzesła.
Występ nareszcie dobiegł końca. Widownia spotkała się z ciszą śpiewaka własną ciszą.
Nikt nie klaskał – nie dlatego, że wszyscy inni byli w stanie osądzić jakość muzyki i uznali ją za
wybrakowaną, ale dlatego, iż nie widzieli sensu w oklaskiwaniu niewolnika, nawet po
przypomnieniu sobie, że niewolnikiem już nie był. A Kestrel, która nigdy nie zapomniała kim
był i kim nie był ten człowiek, zdecydowanie również nie miała zamiaru mu klaskać.
***
Jej muzyka także była problemem. Fortepian dawał niewiele pocieszenia – a te
pocieszenie, które dawał okazywało się być fałszywe. Kestrel zaczęła tworzyć coś, co uważała
za improwizację, i było to tak trudne, jak tylko była w stanie zrobić. Wtem nuty się rozwaliły,
na powrót splątały i pozostawiły przestrzenie, których nie potrafiła wypełnić.
To nie była improwizacja. Improwizacje były dla solistów. To był duet.
Nie, nie całkiem duet… tylko jego połowa.
Kestrel opuściła pokrywę na klawisze.
***
Wymyśliła pasjansową wersję Gryz i Żądło. Grała przeciwko duchowi. Grała przeciwko
sobie. Cmentarz – stos kart pozostawiony na stoliku po tym jak gracze rozgrywali swoje
kolejki – zmniejszał się do zera, aż wszystkie karty były odwrócone do góry, jak ostateczna
prawda, którą powinna była rozszyfrować. Tygrys szczerzył kły. Pająk tkał sobie pajęczynę.
Mysz, szkaradnica, żmija, osa… czarne grafiki na kartach koloru kości słoniowej stały się nagle
ostre w definicji, a potem zamazały jej przed oczami.
Kestrel przetasowała karty i spróbowała raz jeszcze.
***
The Winner’s Crime
38 |
S t r o n a
Zaprosiła Jess na bal. Jej list praktycznie błagał Jess, żeby przyjechała. Nadeszła
odpowiedź Jess: będzie tam, oczywiście, że będzie. Obiecała, że zostanie z Kestrel na
przynajmniej tydzień. Kestrel odczuła niesamowitą ulgę.
Nie trwała ona długo.
***
Pijała herbatę w salonach pałacowych razem z córkami i synami oficerów na wysokich
stanowiskach. Jadała tartinki na modnym białym chlebie, który smakował okropnie, bo jego
kolor pochodził ze sproszkowanej kredy. Kestrel udawała przed samą sobą, iż suchość i ścisk
w gardle były związane z chlebem, a nie z narastającym rozczarowaniem każdego dnia, w
którym Arin się nie pojawiał.
***
Ostatniego poranka przed balem, kiedy obserwatorzy pogody w pałacu przewidzieli,
iż burza tworząca się nad górami zamknie przejście do Herrany śniegiem zanim jeszcze dzień
dobiegnie końca, Kestrel stała na bloczku, podczas gdy krawcowa przypinała srebrną koronkę
do jej sukni balowej.
Był to ostatni dodatek. Kestrel wpatrywała się w warstwy materiału. Kolor atłasowej
podstawy był niepewny. Czasami przypominał perłę wyskrobaną z wnętrza muszli. Wtedy
światło dobywające się z okna przygasało i suknia stawała się ciemna, pełna cieni.
Kestrel była zmęczona długimi godzinami na bloczku krawcowej, zmęczona myśleniem o
tych wszystkich spojrzeniach, które będą w niej utkwione przy wejściu na salę balową, o
wszystkich plotkach, które przewijały się przez pałac na temat szczegółów tak drobnych, jak
wybór jej sukni. Słyszała, że zakładano się. Całe majątki mogą być wygrane lub przegrane
według tego, co ubierze.
Uniosła wzrok z sukni, żeby spojrzeć na tworzące się na niebie chmury ciężkie od śniegu.
Przyglądała się, jakby okno było jej ostatnią ucieczką, a każda chmura kamieniem ułożonym,
aby je zburzyć.
Krawcowa była Herraninką. Została uwolniona razem z resztą jej ludu, kiedy cesarz
wydał swój dekret niemal dwa miesiące temu. Dlaczego Deliah została w stolicy zamiast
wrócić do Herrany, tego Kestrel nie wiedziała. Nie pytała, a Deliah rzadko kiedy się odzywała.
Dzisiejszego dnia też nic nie mówiła – początkowo. Przypinała szpilki w cichej precyzji. Ale jej
szare oczy uniosły się raz, żeby zerknąć na Kestrel.
Kestrel dostrzegła pewną ciekawość w tym, jak na nią spojrzała. Oczekiwanie,
zastanowienie.
- Deliah, o co chodzi?
The Winner’s Crime
39 |
S t r o n a
- Nie słyszałaś?
- Słyszałam o czym?
Deliah szarpnęła za brzeg sukni. – Przybył Herrański przedstawiciel.
- Co?
- Przybył dziś rano na koniu. Przejechał przez przełęcz w ostatniej chwili.
- Zdejmij tę suknię.
- Ale nie skończyłam, moja pani.
- Ściągnij.
- Tylko kilka…
Kestrel zdarła materiał z ramion. Zlekceważyła cichy okrzyk Deliah, ukłucia szpilek, cichy
odgłos jak upadły na kamienną podłogę. Kestrel zdjęła suknię, założyła swoje dzienne
ubrania i wybiegła z pokoju.