"Draco
Malfoy - Zdumiewająco Skoczny... Szczur?"
Wybór:
Toroj
Autorka:
Maya
Tłumaczenie:
NocnaMaraNM
Korekta:
Toroj
Tytuł
oryginalny: Draco Malfoy the Amazing Bouncing... Rat?
Oryginał:
http://www.schnoogle.com/authorLinks/Maya/Amazing_Bouncing_Rat/
Rozdział
pierwszy
Kawa
i Eliksir Wielosokowy
Najgorszy
dzień w życiu Draco Malfoya rozpoczął się zwyczajnie, od
przebudzenia. Chrapanie Crabbe`a i Goyle`a jak zawsze przypominało
odgłosy wydawane przez rozpędzoną lokomotywę Hogwart Ekspresu.
Draco
obudził się o szóstej rano, zlany potem. Śniło mu się, że
nadepnął na odwłok sklątki tylnowybuchowej. Kiedy zaplątał się
w prześcieradła i spadł z łóżka, szybko doszedł do wniosku, że
jednak nie działo się to naprawdę.
Takie
przebudzenia zdarzały mu się często podczas pierwszego roku.
Dobrze, że urósł od tamtej pory, więc odległość między
łóżkiem a podłogą była teraz zdecydowanie mniejsza.
Oczywiście
dobrze, że w ogóle urósł – życie erotyczne szóstoroczniaka o
wzroście nie przekraczającym stu dwudziestu centymetrów, byłoby
smutne, nudne i ograniczałoby się raczej do uprawiania miłości w
pojedynkę.
Z
drugiej
strony, niski wzrost był pożądaną cechą jeśli chodzi o
quidditcha. Najlepsi szukający byli drobni i mali, podobnie jak
mugole zawodowo jeżdżący na koniach… Dżokery, nie, chwileczkę,
to chyba figura w talii kart?
O
ile karty w ogóle posiadały talię.
Draco
usiłował przemyśleć sprawę jeszcze raz, ale nagle zdał sobie
sprawę, że natychmiast potrzebuje kofeiny.
Najlepiej
dożylnie.
Jestem
Malfoyem, pomyślał. Istotą mroku. Wczesny poranek zdecydowanie nie
jest moją porą.
W
porządku, wystarczy odrobina silnej
woli.
Obudź
się!
No
dobrze, może to zbyt minimalistyczna opcja.
No
więc, po kolei.
Mężnie
podczołgał się do miejsca, gdzie poprzedniego wieczoru porzucił
swoje szaty. Założył różne części garderoby na mniej więcej
odpowiednie części ciała, z trudem przyjął postawę właściwą
Homo Erectus i powlókł się do drzwi.
Czuł
się jak wampir na głodzie, a wyglądał, jakby właśnie wstał z
grobu.
Kawa!
Muszę… Kawy!
Zanim
doszedł do Wielkiej Sali, zyskał pewność, że została na niego
rzucona klątwa Strasznego Głodu Kofeinowego, która prawdopodobnie
dotknie także wszystkich jego potomków.
Ze
względu na absurdalnie wczesną porę dnia, Wielka Sala była prawie
pusta.
Przy
jednym stole dwoje Krukonów całowało się i uczyło jednocześnie
– typowo krukoński ideał romansu.
-
To powinno być zabronione – pomyślał głośno Draco. – Taki
widok odbiera apetyt.
-
Podobnie jak twój widok, odbiera go mnie, Malfoy.
Wspaniale.
Członek Hogwarckiej Drużyny Marzeń. Typowa ironia losu. Typowa
Hermiona Granger - wstaje o szóstej rano, żeby się uczyć.
-
Granger, samotna, z książką? Jakież to żałosne – i jakże
przewidywalne.
Zavadowała
go wzrokiem.
-
Malfoy, sam, bez Crabbe`a i Goyle`a? Czy szare komórki, które
dzielicie, nie obumrą, jeśli oddalicie się od siebie na zbyt
długo?
-
A gdzie Potter i Weasley? Oddają się na górze miłości, która
nie śmie wyjawić swego imienia?*
Nieco
zbyt gwałtownie przewróciła stronę.
-
Nie mów, że cytujesz Oscara Wilde`a. On był Mugolem.
-
Jesteś pewna? – uśmiechnął się złośliwie.
Westchnęła.
-
Fretka
– wymamrotała.
-
Szlama – Draco lubił mieć ostatnie słowo. Ta idiotka
zdecydowanie opóźniała realizację jego misji opatrznościowej.
Kawa…
Stół
Ślizgonów był pusty. Draco nie miał pojęcia, w jaki sposób
mógłby zdobyć kawę. A Draco absolutnie, bezwzględnie musiał
napić się kawy.
Granger
uniosła kubek do ust i wysączyła łyk cudownego płynu.
Draco
z trudem powstrzymał ogarniającą go dziką żądzę. Odetchnął
głęboko kilka razy, żeby się uspokoić.
Nie
użyję tortur, żeby wydobyć z niej informację. Nie wyrwę jej
tego kubka z ręki i nie będę usiłował wylizywać jego dna.
Zachowam przynajmniej resztki godności.
Chcę
kawy. Chcę. Kawy. Chcę kawy!
-
Och, Granger... – rzekł powoli, starając się, aby jego głos
brzmiał doskonale obojętnie. – Co trzeba zrobić żeby zostać
obsłużonym o tak idiotycznej porze?
Kawyyy!
- zawyło jego kompletnie rozpieszczone wewnętrzne dziecko. -
Teeeraz!
Popatrzyła
na niego z dezaprobatą.
-
W ciągu sześciu lat nie zdarzyło ci się wstać wcześniej, żeby
się trochę pouczyć? Jak, na Merlina, udało ci się zostać
prefektem?
Dlaczego
marnujesz mój czas, zła kobieto? Daj mi kawyyy!
-
Uczę się jak każdy normalny człowiek – wycedził przez
zaciśnięte zęby. – W nocy.
-
Taaak... Widać, że nie jesteś typem rannego ptaszka – prychnęła.
– Zdajesz sobie sprawę, w jakim stanie są twoje szaty? I że nie
wyszczotkowałeś włosów?
-
A jednak moja fryzura nadal wygląda lepiej niż twoja… Słuchaj,
Granger, nie mam na to czasu. Chcę tylko trochę kawy! Na całym
świecie nie ma teraz niczego, czego pragnąłbym bardziej, niż
odrobiny kawy! Jeśli miałbym teraz jedno, ostatnie życzenie,
poprosiłbym o kawę!
To
nie miało nic wspólnego z godnością.
Popatrzyła
na niego jak na wariata.
-
Po prostu zadzwoń tym małym dzwonkiem, który leży na stole.
Skrzaty domowe cię obsłużą. Co prawda nie powinny się pokazywać,
ale jest tak wcześnie… Oczywiście, to okropne że…
Podniósł
rękę, by powstrzymać ten potok słów.
-
Proszę, Granger, jestem zbyt zmęczony… Mógłbym zwymiotować,
słuchając twojego bełkotu o wszach…
Dopadł
stołu Slytherinu i zadzwonił.
-
Nie wszy! – krzyknęła za nim. – W.E.S.Z.-y! To skrót od Walka
o Emancypancję Skrzatów Zniewolonych!
Draco
usiadł przy stole i pozwolił swojej głowie opaść na blat.
-
I o tobie mówią, że jesteś inteligentna... – wymamrotał w
miarę wyraźnie. – Nie zauważyłaś, że ta nazwa jest
idiotyczna? Nie lepiej brzmiałoby S.O.S., Stowarzyszenie Obrony
Skrzatów, albo coś w tym stylu?
Dziewczyna
osłupiała i właśnie w tym momencie na scenie pojawił się
Zgredek - skrzat, który kiedyś pracował u Malfoyów.
Uszczęśliwiony
jego widokiem Draco pomyślał, że mógłby go ucałować. Mógłby,
gdyby w grę nie wchodziła tak duża różnica wzrostu, fakt, że
Draco był raczej członkiem opozycyjnej partii, oraz straszliwy brak
kofeiny, który odbierał mu zdolność wykonania
jakiegokolwiek ruchu.
W
każdym razie, Zgredek także wyglądał na uradowanego.
-
Panicz Malfoy! Zgredek szczęśliwy cię widzieć. Zgredek od kilku
miesięcy ma nadzieję panicza spotkać.
-
Tak, cóż, Draco był bardzo zajęty – powiedział Draco nie
podnosząc głowy ze stołu. – Draco obiecuje odwiedzać cię
częściej, jeżeli tylko Draco mógłby prosić, bardzo prosić, o
kawę, natychmiast. Draco cierpi na zbyt duże stężenie krwi w
systemie kofeinonośnym.
-
Oczywiście, oczywiście…
Zgredek
błyskawicznie zniknął z pola widzenia, a Draco poczuł, jak
ogarnia go wielka fala ulgi.
Która
natychmiast odpłynęła, gdy usłyszał irytujący głos szlamy.
-
Znasz Zgredka?
-
Mhm... pracował w moim domu przez pierwszych dwanaście lat mojego
życia – wymruczał Draco. – Praktycznie rzecz biorąc, to
skrzaty domowe wychowują szlachetnie urodzone dzieci czarodziejów…
no, ale skąd miałabyś o tym wiedzieć, szlamo.
-
Akurat wiedziałam. Czytałam wiele genealogii rodów „czystej
krwi” i wiem, że „szlachetnie urodzony” znaczy tyle samo co
„owoc chowu wsobnego”. Albo „niewdzięczny ciemiężca
skrzatów”.
-
Granger, po prostu weź tę książkę, którą czytasz i…
-
Pańska kawa, paniczu Malfoy!
Zgredek
biegł ku niemu truchtem, trzymając w ręce tacę ze śniadaniem i…
Draco wpił wzrok w jaśniejący boskim światłem dzbanek kawy.
Nie
odrywając zachłannych oczu od świętego naczynia, patrzył jak
Zgredek napełnia kubek…
-
Wyglądasz jak narkoman, Malfoy.
-
A ty jak bóbr, Granger.
Draco
rzucił się na kubek i błyskawicznie wchłonął jego zawartość.
Och, kawa, moja jedyna miłość! Kawa, moja wspaniała kawa, nikt
zabierać jej nie ma mi prawa. **
-
Zgredek pamiętał, że lubi panicz czarną, sir.
-
Taaa, dzięki. Jest świetna – uśmiechnął się Draco.
-
Czy panienka Hermiona
życzy sobie jeszcze czegoś?
-
Tylko głowy Malfoya, podanej na tacy. Dziękuję – wymruczała pod
nosem, jednak niewystarczająco cicho.
-
Mówiłaś, że się uczysz Granger, więc ucz się, zamiast mnie
zaczepiać.
-
Cóż, nie ma tu zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o rozmówców.
Ale masz rację, zrobię jak radzisz. Numerologia jest zdecydowanie
ciekawszym przedmiotem niż ty.
Mina
Zgredka wyrażała smutek i zakłopotanie.
-
Szczególnie Wzywanie Wyników – dodała wyniośle.
-
Dobra, teraz już wiem, że masz nie po kolei w głowie –
powiedział Draco. – Trygomancja jest daleko bardziej interesującą
dziedziną.
Smarując
tosta masłem, spoglądał spod oka na dziewczynę, która na
egzaminie z numerologii zdobyła o pięć nędznych punktów więcej
niż on. Ku jego wielkiemu zdumieniu, uśmiechnęła się promiennie.
Jej
zęby naprawdę były zdecydowanie mniejsze, niż na pierwszym roku.
-
Och, masz rację, jest fantastyczna! – zgodziła się
entuzjastycznie. – Powiedz, wolisz używać magoteorii czy rzucać
zaklęcia manualnie? To oczywiście zabiera więcej czasu, ale wydaje
mi się, że daje możliwość szerszego ogarnięcia zasad…
-
Oszalałaś? Jedynym zaklęciem, o którym warto wspomnieć, jest
Kalkulatus…
Po
wypiciu kawy, Draco zaczynał czuć się zdecydowanie lepiej. A
numerologia była jednym z jego
ulubionych przedmiotów.
-
Nigdy nie zaklęłam w ten sposób – wyznała Granger, jakby
wyjawiała mu jakiś wstydliwy sekret. Cóż, jakby nie było,
przeklinanie w miejscu publicznym nie należało do dobrego tonu.
-
Musisz być strasznie głupia jeśli tego nie robiłaś. Och, czekaj,
to pewnie właśnie dlatego. Zobacz, to proste.
Zgredek
oddalił się.
Przez
następną godzinę Draco i Granger prowadzili ożywioną dyskusję,
wykrzykując ze swoich miejsc argumenty dotyczące numerologii. W
końcu nawet Krukoni zwrócili na nich uwagę.
-
Słuchajcie – odezwał się chłopak. – Jeśli chcecie pogadać,
to usiądźcie razem.
-
Spadaj na bijącą wierzbę – zasugerował słodko Draco. –
Magoteoria jest mocno przeceniana, ty krzaczastowłosa kretynko.
Przez
jakiś czas „acciowali” sobie z Grangerówną diagramy na
serwetkach, gdy otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali.
-
Popatrz tutaj fretkowaty chłoptasiu, Magoteoretyczne Twierdzenie
Pitagorasa to klasyka – mówiła rozgorączkowana dziewczyna.
-
Chcesz powiedzieć, że jest stare i bezużyteczne, szlamo? Masz
rację.
-
Malfoy! Dlaczego zaczepiasz Hermionę?
Wspaniale.
Chłopiec Który Przeżył By Stać Się Pyszałkiem i Weasley
Indycze Jajo.
Granger
rozejrzała się i zamrugała.
-
Harry, Ron! Jak miło, że do nas dołączyliście!
-
Do nas? – powtórzył Wiewiór.
-
Do Granger i głosów w jej głowie – wyjaśnił wyniośle Draco. W
końcu przypomniał sobie o toście, który zdążył w tym czasie
zamienić się w zimny kamień. – Miałem zamiar coś zjeść, ale
wasz widok wzbudza we mnie odruch wymiotny...
-
A twój widok wyzwala
we mnie odruch Rozkwaszenia Twojej Ziemistej Gęby – warknął
Weasley.
-
Po pierwsze, nic nie robiłem, wiewiórowaty chłopcze, po drugie,
chciałbym to zobaczyć, a po trzecie, co masz na myśli mówiąc
„ziemistej”?
Draco
jednym rzutem oka ocenił swoje szanse i wstał. Mógłby pokonać
tego Udaję Że Jestem Czarodziejem Weasleya bez problemu, ale
Weasley z Potterem u boku... Hmm...
-
Nie warto, Ron - odezwała się Hermiona. – Szkoda twojego czasu na
tego narcystycznego Ślizgona...
-
Hm?
-
A co ma do tego matka Malfoya?
Draco
przewrócił oczami i wyszedł. Nic dziwnego, że Granger z taką
determinacją wciągała go w rozmowę. Pewnie tęskni czasem do
odrobiny inteligentnej konwersacji, skoro ma takich przyjaciół.
W
drodze do dormitoriów Slytherinu zastanawiał się, czy Crabbe i
Goyle są już gotowi, aby sprostać intelektualnemu wyzwaniu, jakim
jest nauka oddychania przez nos.
Draco
doszedł do wniosku, że eliksiry będą miłą odmianą po tak
koszmarnym śniadaniu.
Powinien
był pamiętać o prawach Murphy`ego, największego i najbardziej
pechowego Irlandzkiego czarodzieja swoich czasów.
(Irlanczyk-abstynent to bardzo niebezpieczne połączenie. Mógłby
zacząć myśleć. A w konsekwencji zawładnąć światem.)
Rozsiadł
się w ostatniej ławce i zaczął zastanawiać się, jaką
obrzydliwą rzecz mógłby wrzucić Longbottomowi za kołnierz. Wahał
się właśnie między ślimakami a świeżą skórą boomslanga, gdy
do sali wkroczył Snape.
Draco
lubił Snape`a. Naprawdę go lubił. Facet był zabawny, był dobrym
nauczycielem i trzymał stronę Slytherinu, przeciw – ech, całemu
światu. Zdaniem Draco, miał tylko dwie wady: widoczny brak dbałości
o higienę i oczywisty, permanentny PMS.***
Trudno
było coś wyczytać z twarzy profesora, zasłoniętej kurtyną
ciemnych włosów, ale Draco założyłby się o sto galeonów, że
mężczyzna miał groźne błyski w oczach.
Urodzony
morderca. Sprzedawca śmierci. Predator. Bezlitosny zabójca na misji
specjalnej.
-
Chcę przyczynić się do rozwoju współpracy i budowy harmonii
pomiędzy Domami...
Draco
zamrugał z wysiłkiem. Hm, może nie tym razem.
-
...dlatego doszedłem do wniosku, że każdy uczeń powinien pracować
nad eliksirem wielosokowym z partnerem z innego Domu.
Snape
odchylił się na krześle i wsłuchiwał w rozbrzmiewające na sali
głosy protestu, niczym Bóg w anielskie chóry.
Draco,
który do tej pory zdołał przypomnieć sobie o Murphy`m, i któremu
świat jawił się teraz w czarnych barwach, czekał.
-
Potter i Bulstrode.
Spanikowany
Potter rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Millicenty. Oblizała
usta.
Teraz
Harry wyglądał na bliskiego
ataku histerii.
Draco
nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Millicenta była skrycie,
ale szaleńczo zakochana w Potterze od piątego roku. Draco był
pewien, że nie przydarzyłoby się to komuś miłemu... Los był
sprawiedliwy jeśli chodzi o łączenie dusz w pary. Tym razem był
bezlitosny.
Wykazał
się perfekcjonizmem.
Kiedy
Millicenta zalotnie zatrzepotała rzęsami, w klasie rozległy się
chichoty. Potter wyglądał jakby chciał się zapaść pod ziemię.
Nawet
Weasley i Granger z trudem powstrzymywali się od śmiechu.
Draco
spojrzał na Granger, która właśnie wpychała sobie do ust rękaw
szaty. Biorę ją, pomyślał, jest jedynym Gryfonem posiadającym
coś w rodzaju mózgu. Pewnie się będzie wkurzała - to będzie
bardzo zabawne; a poza tym, nie dokończyliśmy dyskusji o
numerologii...
-
Crabbe i Longbottom.
-
Profesorze, próbuje pan połączyć w pary wszystkich, którzy darzą
się sekretnym uczuciem? – wycedził Draco.
Blaise
Zabini zaśmiał się tak, że spadł z krzesła. Oczy Snape`a
zwęziły się niebezpiecznie.
-
Widocznie tak,
Malfoy, ponieważ ty będziesz pracował z Weasleyem.
Ron
Weasley zbladł tak bardzo, że jego piegi zdawały się świecić
własnym światłem. Draco był zdegustowany, ale... cóż,
przerażenie Weasleya było zabawne, poza tym... cóż, sam się o to
prosił.
Oczywiście
nigdy nie pozwoliłby na coś takiego innemu nauczycielowi niż
Snape.
-
Jakim cudem odkrył pan naszą małą, nieprzyzwoitą tajemnicę? –
dopytywał się, podczas gdy Weasley wyglądał, jakby właśnie miał
zawał. – Wydawało nam się, że jesteśmy tacy ostrożni.
-
Goyle i Granger.
-
Aliteracja – stwierdził Draco. – Jakież to słodkie.
Obrzucił
groźnym wzrokiem Weasleya, nadal stężałego z wściekłości.
-
Nie zbliżaj się do mnie, misiu pysiu. Po prostu siedź tam i staraj
się nie emanować złą energią w kierunku mojego eliksiru –
rozkazał Draco tonem, którym Malfoyowie zmuszali niewolników do
ślepego posłuszeństwa, wrogów do desperackiej ucieczki, a kobiety
do... cóż, po prostu do płaczu.
Wyglądało
na to, że Weasleya natomiast doprowadził do szału.
-
To nasz wspólny
eliksir! – wybuchnął.
-
Zrujnujesz moją doskonałą reputację jeśli coś zawalisz – co
wydaje się być twoim przeznaczeniem w tej wielkiej loterii, którą
zwą życiem – wysyczał Draco. – Siadaj! Jeśli potrafisz nie
zepsuć chociaż tego.
-
Nie!
-
Panie i panowie,
Weasleyowie: stworzenia posiadające jeszcze mniej szarych komórek
niż galeonów – to matematyka na poziomie dwulatka.
-
Tak? No więc coś ci powiem, Malfoy...
-
Ron, zamknij się!
-
Hej... – wycedził Draco obracając się do Granger. – To była
moja kwestia!
W
drodze po jakiś składnik, dziewczyna zatrzymała się przy nich i
utkwiwszy w Ronie oczy jak sztylety**** kontynuowała, kompletnie
ignorując Ślizgona:
-
Nie jest tego wart.
-
W porządku, masz rację.
Pochyliła
się nad ławką, dotknęła wściekle rudych włosów Weasleya,
spojrzała mu głęboko w oczy i – ku wielkiemu zdumieniu Draco –
udało jej się przy tym nie zwymiotować.
-
Robi z siebie idiotę, traktując cię – traktując wszystkich –
w ten sposób. Musimy pogodzić się z myślą, że został tak
wytresowany, i że jest zbyt głupi, albo po prostu zbyt zepsuty,
żeby się temu sprzeciwić. Dlatego właśnie nie jest wart twojego
czasu i twojej złości.
-
Hej, ja tu jestem, szlamo!
Oczy
dziewczyny nawet nie drgnęły.
-
Nie jest wart nawet odrobiny uwagi.
-
Szkoda, że nie zauważyłaś tego kilka lat temu! – zawołał za
nią Draco, kiedy odchodziła. – Oszczędziłoby mi to bardzo
bolesnego uderzenia w twarz.
Granger
nie odwróciła się. Rozradowany Weasley usiadł.
-
No dalej, psuj eliksir, Malfoy – powiedział.
-
Tak się składa, że jestem dobry z eliksirów, Wiewióro, a tobie
nie udało się jeszcze nigdy przygotować żadnego. Nie czepiaj się
więc.
Zadowolona
mina Weasleya zirytowała Draco jeszcze bardziej. Właściwie poczuł
ulgę, gdy Gryfon zaczął się krzywić patrząc, jak ustawia
kociołek.
-
Hej, Malfoy, chcę cię o coś spytać.
-
Nie, jeśli chodzi o kolację przy świecach, Weasley.
-
Wiem że to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę uwarunkowania
genetyczne, ale czy mógłbyś przynajmniej spróbować nie być
takim palantem? Co, do diabła, robiliście z Hermioną dzisiaj rano?
-
Uprawialiśmy seks przez stoły. My, Malfoyowie jesteśmy wyjątkowo
utalentowanym rodem.
Weasley
zaniemówił z wściekłości. Ten widok wystarczająco wynagrodził
Draco cierpienie, które stało się jego udziałem, gdy przed chwilą
roztaczał tę obrzydliwą wizję.
-
Rozmawialiśmy o szkole, Żałosna Imitacjo Czarodzieja.
Wyraz
twarzy Weasleya był tak bezmyślny, że bił na głowę wszelkie
rekordy Crabbe`a i Goyle`a w tej dziedzinie.
-
O szkole?
-
Tak, o szkole. To taki cholernie duży budynek, w którym uczymy się,
w każdym razie niektórzy z nas się uczą, magii. Jeśli
wystarczająco mocno się skoncentrujesz, to może nawet dojdziesz do
wniosku, że to miejsce, w którym właśnie się znajdujemy.
-
Rozmawialiście z Hermioną o szkole?
-
O numerologii. Kojarzysz? To jeden z tych przedmiotów, na naukę
którego jesteś zbyt głupi.
-
No, to w takim razie lepiej z tego zrezygnuj.
-
Z czego? Z numerologii? Słuchaj, nawet jeśli zrezygnowałbym z tego
przedmiotu, moje świadectwo będzie o tyle lepsze od twojego, o ile
moja rodzina jest lepsza od twojej.
-
Zostaw Hermionę w spokoju! – warknął Wasley. – Nie będziesz
mi jej tyranizował.
-
Proszę, proszę, Ronuś się zakochał? Oh, jakież to słoooodkie!
Powiedz mi, Weasley, co otrzymamy gdy skrzyżujemy wiewiórę z
bobrem?
Twarz
Weasleya przybrała kolor tak jaskrawej czerwieni, że nawet ohydny
kolor jego włosów nie mógł równać się z jej intensywnością.
Gryfon wyglądał przy tym, jakby zaraz miał kogoś zabić.
-
Pamiętajcie, że pod koniec lekcji musicie wypić eliksir
wielosokowy partnera – przypomniał Snape.
Teraz
Weasley wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć z obrzydzenia.
-
Prędzej odbiorę sobie życie!
-
Przy okazji odbierz też moje – wymamrotał Draco. – Ale wiesz
co? Przynajmniej przestałeś czerwienić się jak pensjonarka. Och
nie, czekaj! Zobacz – znowu to samo...
-
Odwal się, Malfoy.
Obaj
byli tak pochłonięci sprzeczką, że nie zwracali uwagi na osoby
kręcące się w pobliżu ich stołu.
-
Dawaj kawałek tej odrażającej arlekińskiej peruki, którą
nazywasz włosami, Weasley – zakomenderował Draco. – Ja
wrzuciłem już swoje do twojej zlewki.
-
Czekaj, doszedłem do wniosku, że wolę umrzeć, niż zamienić się
w takiego albinotycznego dupka, jak ty.
-
Nie marudź Weasley, zawsze chciałeś być bogatym, przystojnym i
czarującym... no, po prostu mną...
-
Twój czar nie byłby w stanie zadziałać nawet na brodawki obdartej
ze skóry ropuchy, Malfoy...
Draco
ukradkiem przysunął się w stronę Rona, a gdy ten pochylił głowę,
wyrwał mu kilka włosów.
-
Ałć! To bolało!
Patrząc
na rozwścieczonego Gryfona, Draco rozważał, czy ten kretyn
zdecyduje się w końcu go uderzyć. Nie spuszczając z niego oka,
upuścił włosy.
Żaden
z nich nie zauważył, że włosy nie trafiły do zlewki i spadły
obok niej.
Żaden
z nich nie zauważył, że ktoś przemknął obok ich stołu,
wrzucając do naczynia Draco coś innego.
Żaden
z nich w ogóle nic nie zauważył. Każdy wypił swoją porcję
eliksiru, oczekując rezultatów, które jednak nie pojawiły się.
*
-
Jestem absolutnie rozczarowany!
– wrzasnął Snape. – Jakkolwiek – dodał patrząc na
Longbottoma – w przypadku niektórych z was, raczej niezmiernie
zaskoczony. Wręczyłem wam wyraźne czarokopie instrukcji warzenia
eliksiru wielosokowego, a jednak żadne z was nie było w stanie
poprawnie go przygotować. To tyle jeśli chodzi o twoją
inteligencję, panno Granger. Jeśli zaś chodzi o pana, Malfoy,
mniemam, że to pan Weasley był przyczyną tej porażki.
-
Właśnie, panie profesorze – Draco spokojnie przytaknął
nauczycielowi. – Rozpraszał mnie swoimi głupimi uwagami.
-
Gryffindor traci dziesięć punktów – powiedział ostro Snape.
Draco
przeciągnął się leniwie i ziewnął; czuł ten wspaniały, ciepły
dreszcz, którego źródłem była satysfakcja, że jest złośliwym
sukinsynem i duma, że jest w tym tak dobry.
Zauważył,
że Granger i Weasley avadują go wzrokiem. W odpowiedzi mrugnął do
nich porozumiewawczo. Weasley wyglądał jakby dostał apopleksji, a
Granger obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Potter
nadal wyglądał na zbyt roztrzęsionego bliskim spotkaniem z
Bulstrode, aby zwracać uwagę na ich milczący pojedynek.
Draco
poczuł, że jest mu niedobrze, ale mina śmiertelnie przerażonego
Pottera odwróciła jego uwagę od sensacji żołądkowych.
Przed
lekcją opieki nad magicznymi stworzeniami pójdzie chyba tam, gdzie
nawet czarodziej chodzi piechotą... uh, dwie godziny w otoczeniu
Gryfonów - nic dziwnego że miał mdłości.
Snape
nawrzeszczał na uczniów, wyzywając ich od idiotów, nieudaczników
i łajz. Stwierdził, że przynoszą hańbę swojemu gatunkowi, i że
nie nadają się do niczego, prócz usługiwania Filchowi, a już na
pewno nie są warci zaszczytu ponownego przekroczenia progów jego
świątyni w lochach (innymi słowy, poniżył ich tak jak zawsze).
Draco
skrzywił się w sposób, który był przyczyną plotek, jakoby
jednym z antenatów Malfoyów był wampir.
Co
nie było prawdą.
Chyba.
-
Dobrze się czujesz ? – chrząknął Crabbe.
-
Na pewno lepiej niż ty, jeszcze nie zadaję głupich pytań –
odpowiedział Draco sucho i władczym gestem strząsnął z ramienia
jego bochenkowatą rękę.
Wychodząc
z klasy, specjalnie zderzył się w drzwiach ze Świętą Trójcą.
-
Ojejku, jejku, czyżby biednemu małemu Malfoykowi było niedobrze? –
zaśmiał się Weasley. – Poproś Snape`a żeby zabrał cię do
łóżeczka i mocno utulił.
-
Nie jestem zainteresowany, Weasley.
W przeciwieństwie do ciebie.
Oddalając
się, usłyszał za plecami głos Granger.
-
Co ci się stało Harry? Wyglądasz na nieco... zmaltretowanego.
Mam
nadzieję, że Millicenta maksymalnie wykorzystała swoją szansę
obmacywania Pottera i że Potter skończy bełkocząc i śliniąc się
w szpitalu świętego Munga.
Pokonując
coraz większy ból żołądka, Draco błyskawicznie dopadł
łazienki.
Głupi
Weasley, jak na Merlina, udało mu się zepsuć eliksir? A może to
Granger zatruła jego kawę? Zdradzieckie napoje energetyzujące!
Wpadł
do kabiny i osunął się na podłogę.
Ból
był po prostu porażający. Zimne fale skurczów atakowały jego
żołądek, twarz pokrył lepki pot. Draco skrzywił się, czując
słony smak krwi płynącej z wargi, którą przygryzł zbyt mocno.
Kulił się w sobie, usiłując złagodzić następną falę
cierpienia. Pragnął zmniejszyć się, zdusić ten ból i...
Poczuł,
że naprawdę staje się mniejszy...
Ubranie
parzyło i ciążyło mu. Piszczał, gdy tkanina drażniła skórę.
Jego szaty wydawały się być...
Za
duże.
Zaraz.
Piszczał?
Malfoyowie
nie piszczą!
I
właśnie wtedy został połknięty przez masę czarnego materiału.
Opadła
na niego góra jedwabiu; otaczała go; przytłaczała. Swędzenie
wzmagało się coraz bardziej, jakby...
Jakby
rosło mu futro.
Znowu.
Draco
pamiętał to uczucie.
Tylko
nie to! Merlinie, nie pozwól, żeby ponownie się zdarzyło to, co
wtedy, z profesorem Moodym, dwa lata temu, proszę, proszę, nie...
-
Nie! – powiedział Draco.
Usłyszał
tylko pisk.
Wyprysnął
spod sterty swoich ubrań. Był zdecydowany uciec, zanim ktoś znowu
zacznie obijać nim o podłogę i sufit. Poprzysiągł zemścić się
na pierwszym członku Drużyny Marzeń, któremu cała ta sytuacja
wyda się choć odrobinę zabawna...
Wtedy
usłyszał odgłos czyichś stóp. Ktoś go ścigał!
Nie
dasz rady uciec przed człowiekiem, Draco. Bądź przebiegły. Bądź
Ślizgonem.
Zastygł
w bezruchu, jakby skamieniał z przerażenia. W tym przypadku akurat
nie było mu szczególnie trudno odegrać tę rolę.
Kiedy
ręka zbliżyła się do niego wystarczająco, ugryzł ją tak mocno,
że z rany trysnęła krew.
Potem
uciekał, uciekał, uciekał, czując wdzięczność wobec losu, że
drzwi były otwarte. Wypadł na korytarz, który nagle wydał mu się
nieprawdopodobnie olbrzymi. Pędząc na złamanie karku, zastanawiał
się, co powinien teraz zrobić, do diabła.
Nagle
wpadł na inne stopy i został pochwycony przez wielką rękę.
Coś
znajomego było w tych stopach, pomyślał. Nawet widziane z tej
perspektywy były nienormalnie duże...
-
Patrzcie! Jaki słodki szczurek!
„Słodkie
CO?” - to była pierwsza myśl, która przebiegła przez głowę
Draco. Zaraz potem pojawiła się następna. – „O, nie. Tylko nie
Weasley!”
Był
bezradnym gryzoniem w rękach Gryfonów.
*
“love that dare not speak its name.” – cytat z wiersza Bosiego
"Two Loves", użyty także przez jego kochanka, Oscara
Wilde`a, w “Portrecie Doriana Greya”
**
Cytat z piosenki Łona „Kawa”
***
PMT (Pre Menstrual Tension) = PMS – zespół napięcia
przedmiesiączkowego.
****
Trawestacja wyjątku z „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza- „Utkwiwszy
w Telimenie oczy jak sztylety” (Księga piąta ,„ Kłótnia” )
Rozdział
drugi
Puszek,
Magiczny Dra... Eee... Szczur
„Weasley,
ty niedorozwinięty, odrażający palancie! W tej chwili postaw mnie
z powrotem na ziemi!” - krzyknął Draco. – „Jestem w
straszliwym niebezpieczeństwie!”
Przepaskudne
ślepia przerośniętego Weasleya przybrały wyraz...
Przed
oczami Draco zjawił się obraz tego barbarzyńcy, Hagrida -
prymitywnego potwora, dla którego wyrażenie „drażnić dzikie
bestie”, było synonimem słowa „uczyć”.
Och
nie! - pomyślał, ten szaleniec w taki właśnie sposób patrzył na
swoje ukochane sklątki tylnowybuchowe!
-
Czyż nie jest śliczny? – zagruchał Weasley.
„Weasley,
puść mnie natychmiast! Nie chcę mieć nic do czynienia z twoją
zoofilią!”
Ron
huśtał nim, wywołując u Draco ataki choroby morskiej. Nagle w
polu jego widzenia pojawiły się poskręcane włosy Granger i
rozczochrane kłaki Pottera.
„Puść
mnie!” – zawył Draco. – „Nie jestem cholernym zawodnikiem
szczurzej drużyny quidditcha! Rzucę na ciebie najgorszą klątwę
Malfoyów, Weasley! Będziesz trząsł ze strachu tymi swoimi
żałosnymi portkami z lumpeksu jak... ooooch, zaraz zwymiotuję...”
Te
śmiertelne pogróżki ani trochę nie powstrzymały Weasleya, a głos
Pottera przyprawił Draco o jeszcze większe mdłości.
-
Tak... to... miły szczur, Ron, ale myślę, że on chce, żebyś go
puścił. Okropnie piszczy. Pewnie to dziki szczur.
-
I może być chory – dodała Granger.
„Tak
jak i ty, Granger”
– prychnął Draco.
-
Wcale nie. Zobaczcie, lubi mnie – bronił się Ron, przyciskając
Draco do piersi. – Nawet nie próbował mnie ugryźć.
„Nie
mam zamiaru się otruć! Puszczaj mnie, ty chory z urojenia idioto!”
Trójka
Gryfonów patrzyła na Draco, nieświadoma jego wściekłych
wrzasków.
-
Myślę, że powinieneś go wypuścić zanim pójdziemy na Opiekę
Nad Magicznymi Stworzeniami – powiedziała Granger tonem nie
znoszącym sprzeciwu.
-
A poza tym, nie pamiętasz co było z twoim ostatnim szczurem? –
Potter ściszył głos.
Ron
nadal tulił Draco w ramionach.
-
Harry, nie bądź paranoikiem. To po prostu mały szczurek, nawet
jeszcze nie dorosły. Czy kiedykolwiek w życiu widziałeś coś tak
słodkiego i bezbronnego?
„Dopadnę
cię za to, Weasley!” – wrzasnął Draco.
-
To... co? – zapytał
Harry. – Chcesz go zatrzymać?
-
Pokażę go najpierw Krzywołapowi – poddał się Ron.
„To
imię twojego ojca, Weasley?”
Draco
poważnie zaczął rozważać opcję ugryzienia Rona, gdy ten znowu
go pogłaskał.
Granger
zaczęła się niepokoić.
-
Chodźcie już, bo się spóźnimy! Porozmawiamy o tym po lekcjach...
W
ten sposób – w towarzystwie Trzech Muszkieterów, którzy od kilku
lat byli najgorszą zmorą jego życia, kołysząc się w rękach
cholernego Weasleya - Draco dostał się na zajęcia z szalonym
gajowym.
Prosto
w paszcze dzikich zwierząt.
Dzikich,
okrutnych bestii.
Potworów,
mogących zmiażdżyć szczura jednym ruchem szczęk.
Niech
cię piekło pochłonie, Murphy!
*
-
Powim ci, że to pikny okaz szczura – zahuczał Hagrid przysuwając
owłosioną twarz do Draco.
„Mam
dość uniesień na dzisiaj, ty zapluty półolbrzymie” –
prychnął Draco wyniośle. – „Trzymaj swoje brudne łapska z
dala ode mnie.”
-
Sprawdzę, czy to chłopaczek, czy dziewczynka – kontynuował
gajowy.
„Coooo
proszę?! Wybacz, ale co to, to nie! Ups! Nie! Przestań! Nie
widzisz, że jestem wyjątkowo męski w każdym moim doskonałym
detalu? Ej! Eeeej... to bardzo wrażliwe miejsce...”
-
Maluśki chłopaczek – oznajmił Hagrid oddając go Weasleyowi.
„Co
to znaczy malutki?”
– zaprotestował urażony Draco.
-
Dzięki, Hagridzie – uśmiechnął się Ron.
„Dzięki?!
Za co? Obelgi, molestowanie seksualne...”
-
Chciałbym, żeby był mój – ciągnął Weasley.
„Tak?
Możesz sobie tylko pomarzyć!”
-
Czemu by nie? Widzi mi się, że jest zdrowy. I czysty.
„Do
diabła, kąpię się częściej niż wy obaj!”
Twarz
Weasleya rozjaśniła się szerokim uśmiechu.
-
Prawda? I myślę, że mnie lubi. Jak sądzisz, jak powinienem go
nazwać?
-
Noo... Pomyślmy... Kogoś mi przypomina... – zastanawiał się
Hagrid. – Ten maluśki pyszczek...
„Draco”
- modlił się Draco. – „Draco Malfoya! Wiesz, twojego
najlepszego ucznia! Przypomina ci Malfoya!”
-
...Już wim! Wygląda zupełnie jak ten słodki trzygłowy psiaczek,
którego kiedyś miałem – dokończył gajowy.
„TY
KRETYNIE!”
-
Jesteś genialny Hagridzie. – Weasley popatrzył na Draco. Na jego
twarzy odmalował się niepokojąco ekstatyczny zachwyt. – Wiesz,
on rzeczywiście wygląda jak Puszek...
„PUSZEK?!”
Spuśćmy
zasłonę miłosierdzia na koniec tej sceny.*
-
W porząsiu. Grupa! – krzyknął Hagrid. – Teraz przejdziemy do
tych ładniutkich motylków szablozębnych, wicie, tych co to rosną
na półtora metra.
Uczniowie
jęknęli, a Hagrid zwrócił się do Rona.
-
Lepij weź swojego maluśkiego szczurka trochę dalij i zabaw się z
nim. Nie chciałbym, żeby został zjedzony.
“Co
dokładnie miałeś na myśli mówiąc zabaw
się z nim?”
– sarknął Draco, który w miarę jak zwiększał się dystans
dzielący go od niebezpieczeństwa, narzekał coraz odważniej.
*
Każdy
podstępny plan ucieczki, jaki uknuł Draco, był z góry skazany na
niepowodzenie z jednej, prostej przyczyny: Weasley miał prawie sto
dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a jego wielkie dłonie były
dla szczura niczym więzienne mury.
W
efekcie Ron zabrał go do wieży Gryffindoru. Miał teraz okienko i
chciał się wszystkim pochwalić swoim nowym zwierzątkiem.
Draco
zaczynał podejrzewać, że umarł i jest w piekle.
Z
drugiej jednak strony był pewien, że piekło wypełnione jest
istotami, które znacznie łatwiej polubić niż Gryfonów.
-
Jest najbardziej uroczym szczurkiem, jakiego
kiedykolwiek widziałam – gruchała Lavender Brown.
“Przykro
mi, że twój irlandzki chłopak nie jest w stanie cię zadowolić,
Brown, ale natychmiast zabieraj ode mnie te swoje gryfońskie
łapska.”
-
Patrzcie na niego - szczebiotała Parvati Patil. – Założę się,
że rozumie każde nasze słowo. Prawda, dziubasku?
„Nazywam
się Malfoy!”
Twarz
Weasleya jaśniała z dumy. Zabrał Draco z rąk dziewcząt, żeby go
trochę pomyziać.
-
Ma takie piękne futerko – zachwycała się Lavender. – Takie
niezwykłe – jak platynowe blond włosy.
“Przypomina
ci to kogoś?!” – wrzasnął Draco. – „Matoły! Durnie!
Przeklęci, cholerni Gryfoni!”
-
Już się do mnie przywiązał – oznajmił dumnie Ron.
“Przywiązał!
Porwałeś mnie!”
-
Co ty wyprawiasz?! – zapiszczała Lavender.
Draco
myślał przez chwilę, że w końcu ktoś go usłyszał.
Potem
zdał sobie sprawę, że do pokoju weszli Potter i Granger.
Dziewczyna niosła kota.
Jeśli
futro Draco nie byłoby już białe, to w tym momencie przybrałoby
barwę śniegu.
Och,
Merlinie –
pomyślał - Zaraz
zginę! Jestem zbyt młody i zbyt piękny, żeby umierać!
Poczuł,
że Weasley ściska go mocniej.
-
Tylko żeby się upewnić, Ron – powiedział Chłopiec, Który
Karmił Koty Swoimi Kolegami.
Weasley
przysunął okropnie piszczącego i wyrywającego się Draco do
Krzywołapa.
“Zabiję
cię, Weasley!” – ryknął Draco. – „Doniosę na ciebie do
TOMS-u!** Powiem tacie! Ugryzę cię, bardzo, bardzo mocno, poczekaj
tylko!”
To
nie w porządku. Lubił koty. Nawet tego karmił kilka razy i
głaskał. Nigdy by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że to kot
Granger.
Nigdy
by tego nie zrobił, gdyby wiedział, że ten kot go zje!
Kot
popatrzył na niego zmrużonymi ślepiami.
„Czy
nie ma tu zwierząt, które są prawdziwymi zwierzętami?” –
zapytał.
Draco
na moment osłupiał.
„Wiesz
kim jestem?”
„Oczywiście.
Jesteś tym miłym chłopcem od rybich głów. Draco Malfoyem. Tym,
który dokucza mojej pani. Wyglądasz trochę bardziej szczurowato
niż zwykle.
„Możesz
mi pomóc?”
No,
pięknie. Błaga o pomoc zwierzęta domowe – ciężki sprawdzian
dla godności Malfoya.
“A
niby jak?
Jestem tylko kotem. Zrobię co w mojej mocy, tak jak w przypadku
Syriusza, ale teraz, jeśli wybaczysz... byłem właśnie w trakcie
romantycznego spotkania z Panią Norris... prawdziwa lisiczka z tej
kotki...”
Krzywołap
wysunął się z ramion Granger i wybiegł z pokoju.
Syriusz
?
- pomyślał Draco. - Syriusz
Black? Ten kryminalista? Oczywiście! To on zamienił mnie w szczura,
a teraz pewnie chce zabić Pottera! Nie jest dobrze...
-
Widzicie? – triumfował Weasley. – Jest po prostu słodkim,
niewinnym, maleńkim szczurkiem.
“Och,
odwal się”.
Granger
pochyliła się, a jej włosy niemal musnęły Draco.
„Uważaj!”
Całkiem
przyjemny zapach ma ten szampon... Szkoda, że nie potrafi także
prostować włosów...
„Odcinasz
mi dopływ tlenu, pokręcona szlamo!”
Uśmiechnęła
się. Jej uśmiech nie był wcale taki okropny...
-
Jest rozkoszny – powiedziała.
“O
nie, jeszcze jedna! Czy wy, Gryfoni wszyscy jesteście tacy
niewyżyci? Hmm... głupie pytanie”.
Granger
zaczęła go głaskać.
„Trzymaj
ręce przy sobie, waćpanno. Nalegam... Hej! Z włosem, nie pod
włos!”
Granger
głaskała go nadal. Przynajmniej miała delikatniejsze ręce niż
Lavender.
Usiadła
obok Weasleya, a Potter dołączył do nich, siadając na krześle
obok. Draco był niewymownie wdzięczny, że Potter do tej pory nie
uczynił żadnego gestu, aby go dotknąć.
-
Mogę potrzymać Puszka? – zapytała Granger.
Weasley
spęczniał z dumy.
-
Wiedziałem, że się do niego przekonasz. W końcu, lubisz wszystko,
co śliczne i słodkie, Hermiono – droczył się.
-
Po raz setny ci mówię, że nie! – powiedziała.
-
Po raz setny – powiedział i zakląskał – Lockheart!
“No
nie, Granger” – powiedział Draco. – „Nie stary Lok-lord!***
Ty też? Myślałem, że jesteś inteligentna!”
-
Miałam dwanaście lat! – zaperzyła się. – Teraz nie zwracam
uwagi jedynie na wygląd. Gdyby tak było, to koczowałabym teraz pod
drzwiami Ślizgonów z transparentem „KoHam cię, Draco Malfoy”.
Zaśmiała
się lekko. Twarze obu Gryfoni były zastygłymi z przerażenia,
upiornymi maskami.
-
Co?! – zabrzmiał unisono chór głosów zszokowanych Rona,
Harry’ego
i Draco.
Oczywiście
głos Draco rozbrzmiewał w jego własnej głowie.
Granger
była rozbawiona.
-
Och, dajcie spokój chłopcy. Sprawiacie wrażenie Skonfundusowanych.
Zapewniam was, że nie fantazjuję o fretkach, jeśli o to chodzi.
-
Fantazjuje... – wybulgotał
Weasley i zaniemówił z obrzydzenia.
“Weasley.
To wcale nie jest takie trudne słowo, a poza tym, właśnie siedzę
u ciebie na kolanach”.
-
Hermiona, chyba wiem dlaczego Ron wydaje te gulgoczące odgłosy.
Otóż przed chwilą dałaś właśnie do zrozumienia, że Malfoy
może wydawać się osobą w jakiś sposób atrakcyjną –
pospieszył z wyjaśnieniem Potter. – Ale jestem pewien, że nie
miałaś tego na myśli.
„Jestem
atrakcyjny na wszystkie sposoby!”
-
Harry, Ron. Jego osobowość jest bardziej pokręcona niż ogon
kołogonka. Jest patologicznie złośliwym, odpychającym
degeneratem. Chciałabym widzieć, jak smaży się w piekle. Ale
obiektywnie rzecz biorąc, musicie przyznać, że jest atrakcyjny.
“Cholerna
racja! Cała reszta jest nieistotnym dodatkiem”.
Nadal
byli kompletnie
głusi na jego rozsądny głos.
-
Nie mówisz poważnie, Hermiono – powiedział słabo Potter.
Bełkot,
który wydobywał się z Rona, brzmiał jak „paskudny, szczurzy
pysk”.
“Biorąc
pod uwagę aktualną sytuację, to wyjątkowo celne spostrzeżenie”
– przyznał Draco.
-
Parvati! Lavender! – zawołała Hermiona.
Dziewczęta
podeszły do nich i natychmiast skupiły się na Draco.
-
Draco Malfoy – powiedziała Granger.
-
Gdzie? – Lavender udała, że mdleje.
„Przestań
miętosić moje uszy, Weasley. To zaczyna być interesujące”.
-
Co o nim myślicie? Jeśli chodzi o fizjonomię oczywiście.
Lavender
i Parvati najwyraźniej nie myślały o niczym innym.
-
Jest cudowny – westchnęła Parvati. – To znaczy od piątego roku
– nie żeby wcześniej był zły, ale odkąd trochę urósł...
-
Nabrał mięśni... – dodała Lavender i posłała Potterowi
spojrzenie które sugerowało, że Finnigan miał konkurencję. –
Wszyscy szukający mają takie seksowne, dobrze umięśnione... pewne
części ciała.
Potter
poczerwieniał.
“No,
dalej, mów o mnie” - ponaglał Draco.
Parvati
nie potrzebowała zachęty.
-
Te, przenikliwe stalowe oczy...
-
...jedwabiste, perłowe włosy... – uzupełniła Lavender.
-
...pięknie zarysowane kości policzkowe... – kontynuowała
Parvati.
-
...idealna twarz...
-
...i ciało...
-
Słyszałam, że w jego żyłach płynie krew wili.
-
Założę się że w jego żyłach płynie krew wili!
“Ostrożnie!
Cieszę się, że mam swój fan club, ale strasznie się ślinicie, a
ja jestem bardzo małym szczurkiem”.
-
W zeszłym roku dostał sześćdziesiąt trzy śpiewające
walentynki. Mam nadzieję, że moja mu się podobała...
-
Zawsze uważnie przypatruję mu się podczas meczów quidditcha, –
rozpaczała Parvati - ale jak do tej pory, zawsze miał pod szatą
spodnie. A przecież nie wszyscy czarodzieje je zakładają.
-
Wygląda na to, że ostatnio większość tego nie robi –
stwierdziła Lavender.
Potter
spurpurowiał.
Draco
przysiągł sobie, że jeśli się stąd wydostanie, będzie musiał
ostrzec swoją drużynę.
-
Widziałam go raz bez koszulki – wyznała Parvati rozmarzonym
głosem.
„CO?”
– jęknął Draco, a Weasley solidarnie wyraził zgrozę na głos.
Granger
była przerażona.
-
Dziękuję, wystarczy. Nie musisz dzielić się swoimi...
-
Ale jest wstrętnym Ślizgonem – dodała szybko Parvati. – Uh,
Ślizgoni.
-
Taaaa... Ślizgoni – Lavender natychmiast się z nią zgodziła. –
Pieprzyć Ślizgonów. Eeee... zmieniając temat, muszę ci coś
powiedzieć, Parvati, chodź.
I
oddaliły się, chichocząc.
„Cóż,
to było... interesujące” – stwierdził Draco.
-
Cóż, to było... odstręczające – stwierdził Potter.
-
Już wiecie, co miałam na myśli? – zapytała Grager. – Chociaż
nie ujęłabym tego w ten sposób. On jest koszmarny i żadna
szanująca się dziewczyna nie chce mieć z nim nic do czynienia. Ale
fakt faktem, że jest nieprzyzwoicie przystojny – i jest także
tego świadomy.
“Wiesz,
tak
się składa, że mam dostęp do paru luster - trudno byłoby mi nie
zauważyć czegoś tak oczywistego”.
Draco
zapamiętał, by w wolnej chwili bliżej przyjrzeć się Gryfonkom.
Umawiał się już z kilkoma Krukonkami, ale z zasady trzymał się z
dala od dziewcząt z Hufflepuffu i Gryffindoru. No, ale skoro są tak
napalone na...
Potem
przypomniał sobie, że jest szczurem i jedyne, czym mógłby się
teraz bliżej zainteresować, była prawdopodobnie skórka od sera.
No,
po prostu świetnie.
Starając
się nie zwrócić na siebie uwagi, wysunął się ostrożnie z rąk
Weasleya i dosięgnął do kałamarza i pergaminu, które leżały na
małym stoliku obok sofy.
Weasley
nadal był zbyt zszokowany, by coś zauważyć.
Draco
zanurzył łapę w atramencie i zaczął pisać.
JESTEM
Nie
patrząc nawet, Weasley zgarnął go z powrotem na kolana.
-
Nie obchodzi mnie co mówisz. – stwierdził stanowczo. – Malfoy
jest ohydnym glutem i tak właśnie wygląda. Zgadzasz się ze mną
prawda Puszku ? Ti śliczna, słodka istotko...
„Całuj
gumochłona we wlot” – prychnął Draco. – „Puszczaj mnie!
Chcę ... hola! Co ty wyprawiasz Weasley? Bez dotykania miejsc
intymnych!”
Moje
życie jest skończone
- pomyślał Draco. - Jestem
szczurem, Gryfoni mnie uwielbiają, nie widzę żadnego wyjścia z
tej sytuacji, a Weasley usiłuje smyrać mnie po brzuchu. Wpadłem w
bagno.
-
Professor Flitwick wyjechał. Nie
mam dziś więcej lekcji. – oznajmił Weasley. – Pójdę na górę
i położę się na chwilę do łóżka. Chodź, Puszku.
Do
łóżka?!
A
teraz,
dla odmiany, wpadłem z deszczu pod rynnę -
pomyślał gorzko Draco.
*
Draco
nie mógł znaleźć żadnego racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego
Weasley miałby zabierać swojego szczura na trening quidditcha.
Chyba
że ten sadysta chciał przyprawić go o apopleksję.
Draco,
jako kapitan drużyny, miał osobną szatnię. I swój własny pokój.
I maksimum prywatności. I azyl, chroniący go przed widokiem
Crabbe’a i Goyle’a w przybrudzonych, adamowych strojach.
A
teraz...
Gryfoni.
Nadzy
Gryfoni.
I
to nawet nie rodzaju
żeńskiego.
Nie,
żeby chciał patrzeć, gdyby było inaczej.
Wcale.
“No
nie, Weasley, nie wierzę! Bielizna w różowe pufki?!”
Draco
odwrócił się godnie i niegodnie spadł z ławki.
„Potter!
No świetnie! Teraz oślepłem! Jestem ślepy i przeżyłem traumę!
Nawet mój ojciec nie będzie w stanie zapłacić rachunków terapię!
Nigdy nie dojdę do siebie po czymś takim!”
Obrócił
się.
Finnigan.
Thomas.
Jeśli
Longbottom też byłby w drużynie quidditcha, Draco z pewnością
popełniłby samobójstwo.
„Na
Merlina, fetyszyści! Wszyscy macie świra na punkcie różowych
pufków?!”
*
-
Hermiono zajmiesz Puszkiem, jak będę trenował? – zapytał
prosząco Weasley.
Draco
był zadowolony, widząc, że dziewczyna patrzy na rudzielca jak na
półwariata.
-
Chciałem zabrać go na miotłę – wyjaśnił trochę nadąsany –
ale Harry powiedział, że mógłby spaść.
„Jestem
wzruszony troską Pottera”.
-
Będziesz tęsknił za swoim tatuśkiem, prawda, Puszeczku?
„Zwariowałeś”
– lodowatym tonem poinformował go Draco. – I na pewno nie jesteś
moim ojcem. On jest bardzo majętnymmm...uh... o bogowie, Weasley, co
ty wyprawiasz!?”
Weasley
znowu patrzył na niego w ten obrzydliwie idiotyczny sposób i powoli
unosił go ku swojej twarzy.
„Czekaj.
Nie. Możemy to zrobić inaczej. Dam ci tyle pieniędzy ile będziesz
chciał. Nie. Przestań. Pomocy! Molestują mnie! Gwałcą!”
Granger
wyciągnęła rękę i zabrała Draco.
-
Ron, nawet nie myśl o tym, żeby całować swojego szczura na
pożegnanie. Jest prawdopodobnie zapchlony.
„Jak
śmiesz, ty ordynarna prostaczko! Myję się codziennie! Jestem
bardzo czysty i całuśny.”
Zastanowił
się, co właśnie powiedział.
„Ale
mogłyby mnie obleźć jego pchły”.
Czy
tak będzie wyglądało moje życie?
- pomyślał. - Niższy
nawet od Pottera, cały pokryty futrem; będę mieszkał w wieży
Gryffindoru i wiecznie opędzał się przed umizgami Weasleya?
Nie,
to zbyt straszne. Tak nie może być.
Uczynił
desperacki wysiłek, wyrwał się z rąk Granger, skoczył na ławkę
i dopadł leżącego obok dziewczyny pergaminu i atramentu.
Przewrócił
butelkę - nie było czasu na subtelności, tu chodziło o jego
życie! – i zanurzył łapę w atramentowej kałuży. Zaczął
pisać.
JESTEM
D
-
Ron! – krzyknęła Granger. – Ron, twój szczur robi coś
dziwnego!
O
nie, Weasley. Wraca jak zły sen – nic dziwnego, takie monstrum
pojawia się tylko w najgorszych
koszmarach.
Błysk
piekielnej czerwieni i Weasley znowu ściskał go w ręce.
-
Wiesz co to oznacza?! – ryknął, rozemocjonowany. – Moj szczur
jest...
„Draco
Malfoyem!” – wrzasnął Draco. – „Malfoy! Malfoy! Malfoy!”
-
...Magiczny! – rozpromienił
się Ron. – Fajnie, nie?
Draco
wywinął mu się z rąk i zaczął gorączkowo bazgrać.
TY
RUDY DUPKU, JESTEM
-
Chodźcie tu wszyscy! – zawołał Weasley. – Mam magicznego
szczura!
-
Wiedziałem, że coś z nim nie tak – powiedział Potter wychylając
się zza Hermiony i patrząc podejrzliwie na Draco.
Draco
poczuł się pokrzepiony tą odrobiną normalności w tym szalonym
świecie.
Voldemort
może dostać Order Merlina, a Dementor - Uśmiechu, ale Potter i on
zawsze będą się nienawidzić.
„Wiesz”
- rozżalił się – „ty przynajmniej nie jesteś mały i żałosny,
i zmuszony żeby mieszkać z Gryfonami, i pokryty włosami i...
hmm... chwileczkę...”
Draco
przynajmniej nie miał blizny.
*
Wiadomość,
że Weasley ma magicznego szczura, rozeszła się lotem błyskawicy.
Wystarczyło,
że Ron pochwalił się Parvati i nagle wszyscy o tym wiedzieli.
Korytarz
zapełnił się ludźmi odpychającymi Pottera, żeby zobaczyć Rona
Weasleya i jego Zdumiewającego Puszka.
“Łapy
precz, Puchoni!” – utyskiwał Draco. – „Nie tak brutalnie!
Weasley, ty imbecylu, upuszczą mnie! Mówię ci, skoro tak się
podniecają szczurem, ich życie musi być żałośnie puste...
zaraz, przecież chodzi o Puchonów. Dobra, zapomnij”.
Weasley
nadymał się jak maniakalny paw za każdym razem, gdy ktoś chciał
potrzymać Draco, a potem wzrokiem neurotycznego jastrzębia patrzył
im na ręce. Kiedy powstrzymał Longbottoma przed upuszczeniem Draco
na podłogę, chłopak uwierzył, że Weasley jest zdecydowanie
bardziej magicznie utalentowany, niż go o to podejrzewał.
Przez
to całe zamieszanie, Ron poważnie spóźniał się na każdą
lekcję.
Biegł
właśnie na Zielarstwo, kiedy zderzył się ze ścianą.
Zaraz,
nie, pomyślał Draco. Pomyłka.
To
był Crabbe i Goyle.
Ślizgoni
także wykazywali zainteresowanie magicznym szczurem.
Przerażony
Draco zastanawiał się czy to zainteresowanie będzie w miarę
nieszkodliwe. Zaklął dosadnie, gdy doszedł do wniosku, że ktoś,
kogo tresował przez tyle lat, nigdy nie będzie nieszkodliwy.
-
Oooo, Weasley – zapiał piskliwym dyszkantem Goyle. – Możemy się
trochę pobawić ze szczurem?
Goyle
miał dwa razy więcej szarych komórek niż Crabbe. Cóż, jakby nie
było, dwa razy jeden to dwa.
Crabbe
tylko chrząknął.
Wspaniale
-
pomyślał Draco. - Zostanę
zmiażdżony na śmierć przez moich własnych fagasów
O
gorzka ironio!
-
Nie – odpowiedział
Weasley.
Zwariował
czy co? W porządku, był wysoki i nienajgorzej zbudowany, ale Crabbe
i Goyle mogliby podrzucać nim, jak sałatą na sicie.
Co
prawdopodobnie właśnie zamierzali uczynić.
I
mną
- zmiarkował Draco i poczuł lodowaty powiew grozy.
Który
zamienił
się w huragan, gdy pięść Crabbe’a z siłą huraganu wylądowała
na twarzy Weasleya.
“Nie!”
– wrzasnął Draco. – „Używanie przemocy fizycznej jest jedną
z tych rzeczy, za które wywalą was ze szkoły, tępaki! Niczego was
nie nauczyłem?! Poza tym, to...”
Złe...
“Ja!”
Tej
pierwszej myśli po prostu nie było.
Weasley
upadł a Draco wysunął mu z rąk, pomiędzy Crabbe’a i Goyle’a,
wprost pod...
stopy
kogoś innego, ukrywającego się dotąd za rogiem.
Znam
te stopy! To te same, które były w łazience, kiedy się zmieniłem!
A
to znaczy, że...
Na
Merlina, co mam teraz zrobić?
Uderzyć
go bykiem w palec u nogi? Czy szczur może dostać wstrząsu mózgu,
waląc głową w but wroga?
Zatrważające.
Draco
poczekał, aż dłoń się do niego zbliżyła i zrobił coś, czego
przysięgał nigdy więcej nie robić.
Ugryzł.
Fuj,
fuj, smakuje plastikiem i mugolskimi rzeczami! Och, królestwo za
magodświeżający eliksir do ust!
Potem
uciekał, uciekał, uciekał korytarzami, dopóki nie poczuł, że
czyjaś ręka łapie go i unosi ku...
Zaniepokojona
twarz. Burza włosów.
-
Puszek? – zdziwiła się Granger.
Mógłby
ją ucałować.
Tyle
że w obecnej formie nie posiadał warg.
Otwierał
usta żeby ją zwymyślać i poskarżyć się jej na swoje życie –
ogólnie rzecz biorąc, ulżyć sobie.
„Chodź,
musisz pomóc Ronowi!”
Ta
wybitnie altruistyczna przemowa oczywiście niczego nie dała, bo
Hermiona nie miała pojęcia, co Draco do niej mówi.
-
Gdzie jest Ron? – zapytała zaambarasowanym tonem. – No cóż,
poszukajmy go.
Wyglądała,
jakby rozważała czy położyć go na ziemi.
Wspomniała
o Ronie w momencie, kiedy...
„Tak,
postaw mnie na podłodze” – popędził ją Draco. – „Wiem,
gdzie jest Ron”.
Zrobiła
to! I pobiegła za nim! Chociaż prawdopodobnie raczej dlatego, że
bała się zgubić ukochanego szczura Rona. Dotarli na miejsce w
chwili, gdy Crabbe i Goyle kopali Weasleya do nieprzytomności.
„Przestańcie!”
– wrzasnął Draco, typowym dla Malfoya, rozkazującym tonem.
Crabbe
i Goyle zawahali się na mgnienie oka. Zupełnie jakby podświadomie
usłyszeli jego głos.
-
Petrificus Totalus! – krzyknęła Granger, podbiegła do Rona i
klęknęła przy nim.
-
Och, Ron... co... dlaczego... Dlaczego nie broniłeś się magią?
-
Och, daj spokój Miona. Wyszedłbym na maminsynka, używając różdżki
podczas walki na pięści – wymamrotał Ron opuchniętymi wargami.
„Co
z tego?” – zirytował się Draco. – „Tylko ten, co walczy
nieczysto, przeżyje bitwę, by o niej kłamać”.
To
było motto Malfoyów, następne po „Grabić, Łupić, Palić!” i
„W imię Czarnego Pana, Lorda Tu-Wstaw-Odpowiednie-Imię!”
“Ty
głupi pacanie” – dodał.
-
Zaprowadzę cię do pani Pomfrey – powiedziała Granger. – Pewnie
zaciągnęli cię do komórki...
„Zaciągnęli
go na tył komórki, a potem pobili kubłami na śmieci, które tam
się znajdują” – uściślił Draco.
-
Czy Puszkowi nic się nie stało? – zapytał leżący na podłodze,
zakrwawiony Ron.
-
Nic mu jest. To on mnie tu przyprowadził – sapnęła Hermiona z
rozdrażnieniem.
Twarz
Rona rozjaśniła się w uśmiechu.
-
No i czyż on nie jest wspaniały?
*
Granger
częściej
głaskała Draco, odkąd ocalił Rona. Pani Pomfrey nie zgodziła się
na trzymanie szczura w skrzydle szpitalnym, ku oburzeniu ich obu
twierdząc, że szczury są niehigieniczne. Hermiona sama
zaoferowała, że zajmie się Draco, do czasu, kiedy Ron wróci do
wieży.
-
Dbaj o niego – pouczał ją na odchodnym zatroskany Ron. – Lubi
jak się go przytula.
„Cholernie
nie znoszę, Weasley”.
-
Potrzeba mu uczucia.
“A
tobie potrzeba dziewczyny”.
Granger
obiecała dobrze się nim zajmować i zabrała go do dormitorium
dziewcząt, gdzie – Uwaga! Niespodzianka! – zaczęła odrabiać
lekcje.
Położyła
Draco na stole i włączyła jakieś małe, piszczące urządzenie,
które stało obok.
-
Czy wierzysz, że są prawdy objawione?
„Tak,
doznałem objawienia, gdy jako dziecko, po raz pierwszy zobaczyłem
się w lustrze...’ – odpowiedział Draco.
-
Czy wierzysz, że to zdarzyć się może?
To
była... Muzyka. Jakiś rodzaj mugolskiej... muzyki.
Tylko,
że było inne niż muzyka, bardziej, jakby...
Wesołe.
Było
melodyjne i rytmiczne. Draco żałował że może potańczyć - był
całkiem niezłym tancerzem... w przeciwieństwie do Chłopca, Który
Miał Dwie Lewe Nogi.
Skoro
jednak Granger nie patrzyła...
Draco
stanął na tylnych łapach i zaczął przytupywać - częściowo dla
utrzymania równowagi, a trochę do taktu grającej mu w duszy
muzyki.
Wołajcie
innych do zabawy
Jeśli
to jeszcze jest zabawą, jest ****
Zaczynało
mu się to podobać.
Kiedy
otworzył swoje małe, niczego nie spodziewające się, szczurze
oczęta, zobaczył, że Hermiona, Parvati i Lavender gapią się na
niego, wytrzeszczając oczy.
Zachwycone.
Niech
to szlag.
-
Jak śliiicznie! – zakwiczała Lavender. – Niech zrobi to jeszcze
raz!
„Nikt
nie rozkazuje Malfoyowi, waćpanno” – poinformował ją wyniośle.
Miał
swoją godność. Mógł zostać złapany na potrząsaniu futerkiem w
rytm mugolskiej muzyki, ale nadal miał swoją godność...
Miał,
prawda?
-
Zatańcz dla nas, Puszku – prosiła go Parvati.
Ojciec
mu powiedział mu kiedyś, że nadejdzie taki dzień, gdy kobiety
będą go błagać. Nie wspomniał tylko, że Draco będzie wtedy
szczurem.
„Nigdy”.
Granger
przyglądała mu się z lekkim uśmiechem na twarzy.
-
Wiecie co? – powiedziała. – On jest naprawdę bardzo wyjątkowy.
Ze
szczurzej strony jednak, Draco miał naturę ekshibicjonisty. A skoro
zgromadzone wokół niego dziewczęta błagały, aby kręcił swoim
seksownymi ciałkiem, cóż... to będzie coś, o czym będą
opowiadały swoim wnukom.
Podniósł
się na tylne łapki.
Kiedy
dziewczyny krzyknęły z zadowolenia (Ha! Ojciec powiedział mu, że
poważnie wątpi, aby to kiedykolwiek nastąpiło, a patrzcie, to
było takie proste), Draco przypomniał sobie o Ronie.
Weasley.
Ron.
Tak
czy owak, nazywam go Ronem, odkąd upadł na podłogę. To, co
zrobił, było takie typowo gryfońskie i takie cholernie głupie –
dać się pobić Crabbe’owi i Goyle’owi – było takie...
miłe.
Draco
nie przepadał za miłymi rzeczami, ale rzadko kiedy ktoś robił dla
niego coś miłego z własnej woli. To nie było takie... całkiem
złe uczucie.
Poza
tym, chłopak miał teraz u niego dług wdzięczności. Nawet jeśli
był biedny, miał okropne włosy i coś w rodzaju obsesji na punkcie
gryzoni, to nie był takim złym facetem.
Crabbe
i Goyle będą w poważnych tarapatach, kiedy znowu będę sobą.
Malfoyem
Groźnym.
I
tak
- pomyślał Draco, ożywiając się - marnowałem
zbyt wiele czasu dręcząc Weasleya. Mogłem bardziej skoncentrować
się na Potterze. Z moim talentem i całą uwagą skupioną na nim
dwadzieścia cztery godziny na dobę, powinien wylądować w Świętym
Mungu jeszcze przed końcem roku.
Hahahaha.
„Draco,
ty geniuszu
zła” - powiedział do siebie i zawirował w rytmie „Jak
anioł”.*****
*
Mark Twain
**
TOMS – Towarzystwo Opieki nad Magicznymi Stworzeniami
***
Lok-lord – made by Toroj
****
Kult „Onyx”
*****
Kasia Kowalska
Kiedy
spadasz głową w dół
gdy
brakuje słów
jakiś
powód pewnie jest
kiedy
nagle lubisz mnie
bardziej
albo mniej
jakiś
powód zawsze jest
kiedy
masz serdecznie dość
gdy
za sobą palisz most
jakiś
powód pewnie jest
gdy
porażki gorzki smak
całą
noc nie daje spać
nie
załamuj się
(Natalia
Kukulska „O Zapamiętaj”)
Rozdział
trzeci
Chłopaki
to zwierzaki
Gdy
pozostający pod opieką Hermiony – um, Granger – Draco znowu
znalazł się w szatni, stanął przed zgoła innym problemem niż
poprzednio.
Nie
będę podglądał – powiedział do siebie. – To poniżej
godności Malfoya. Możemy gwałcić, grabić, łupić i palić, ale
nie jesteśmy psychopatycznymi podglądaczami.
Oprócz
wuja Hannibala. Ale o nim publicznie się nie wspomina.
A
już na pewno nie podglądamy
Gryfonów.
Bielizna
Parvati Patil minęła jego głowę o włos.
A
to co? Jakiś rodzaj striptizu? To zbyt silna pokusa... nie do
odparcia dla małego, słabego szczurka. Wszeteczni, sprośni
Gryfoni! To... perwersyjne! Powinni was za to zamknąć!
Ej...
to zoofilia! To wbrew prawom ludzkim i boskim!
No,
oczywiście bogowie wujka Hannibala mają inny system prawny, ale jak
już wspomniałem, o tym się głośno nie mówi.
Tak
jakby nie mogli zostawiać go na zewnątrz po lekcjach latania. Ale
nie, oni muszą zabierać swojego ukochanego Puszka ze sobą...
Przeklęty,
zniewalający urok Malfoyów. Gdyby tylko moja babcia nie była
Wilą...
-
Ups, spadł mi ręcznik – zachichotała Parvati.
Będę
silny
- mantrował w duchu Draco. Będę
silny.
-
Czy ktoś widział moją koszulkę? – dopytywała się Granger.
Do
diabła, nie chcę być silny... Patrzę. Och, jak patrzę!
Draco
odwrócił się i zobaczył Rona Weasleya.
Grrrrr!
-
Aaaaaaa! – zapiszczały dziewczyny.
-
Omrlnie – wystękał Pogromca Cnót Niewieścich, Ronald Weasley, a
jego twarz przybrała kolor wiśni. – Ja... Ja bardzo was
przepraszam... Hermiona... Parvati...
Hermiona
przyciskała do piersi swoją torbę. Parvati konwulsyjnie trzymała
ręcznik.
-
Właśnie wyszedłem ze skrzydła szpitalnego i eeee... Chciałem
zobaczyć Puszka...
Do
licha
- pomyślał
Draco. - On
mówi poważnie.
To
koniec. On jest gejem.
-
Zabieraj go i wynoś się! – warknęła Parvati.
Draco
był wściekły, że jego prywatny pokaz został przerwany, ale
jednocześnie dziwnie się wzruszył widząc, że ten wielki,
tyczkowaty gamoń ma się lepiej; i że po niego przyszedł. Nie
skrzeczał więc zbytnio, gdy Ron zabierał go z ławki.
-
Lubi oglądać Najsłabsze Ogniwo – wycedziła Hermiona przez
zaciśnięte zęby. – Ale ty przecież nie masz telewizora...
Draco
był zachwycony telewizją tak samo jak radiem.
A
niech to
- pomyślał. - Przegapię
moje seriale.
-
WYNOCHA! – wrzasnęły Gryfonki.
Draco
nie był tego do końca pewny, ale wydawało mu się, że Hermiona
posłała mu całusa na odchodnym...
*
-
O rany! To było żenujące – odezwał się Ron, wciąż jeszcze
zaróżowiony.
„Ty
skończony bałwanie” – powiedział z politowaniem Draco. – „To
były nagie dziewczęta. To było fajne. Wiesz, jeśli nie
przestaniesz być taki cnotliwy... No cóż, spójrzmy prawdzie w
oczy – nie masz wyglądu; nie masz pieniędzy; a twoje
doświadczenia erotyczne ograniczają się do jednej randki z Padmą
Patil, kilku spotkań z Granger i wpatrywania się w Delacour. Nikt
nie będzie się za tobą uganiać”.
-
Ron! Ron, zaczekaj!
„Hm...
chyba zbyt
szybko cię skreśliłem”.
Za
Ronem biegła gwiazda siódmego roku, seksowna maskotka Ravenclawu,
pustogłowa, lekkomyślna, kruczowłosa Krukonka, Cho „Czarująca”
Chang.
Nie,
żeby Draco tak dogłębnie znał wszystkie dziewczęta, ale z
opowiadań i zdjęć krążących w pokoju wspólnym Slytherinu,
wyłaniał się dość żywy obraz głupiej cizi. Zakochana w
bohaterskim nieboszczyku z Hufflepuffu dziewczyna i Potter, biegający
za nią jak osioł za marchewką, od trzech lat byli głównym
tematem plotek.
Draco
zaczął wątpić w swoją spostrzegawczość. Ron Weasley musiał
mieć w sobie coś, czego on nie zauważył.
Uszy
Rona pokraśniały z prędkością światła.
-
Ja eeeee... Cho!
„To
prawidłowa odpowiedź! Tak ma właśnie na imię” – potwierdził
Draco. – „Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru”.
Cho
Chang spojrzała na Rona pięknymi sarnimi oczami, zatrzepotała
rzęsami i uśmiechnęła się swymi zmysłowymi ustami.
Teraz
Ron był już całkowicie purpurowy.
-
Czy mogłabym się pobawić twoim...
„Opanuj
się, dziewczyno!” – zgorszył się Draco.
-
Szczurem?
– dokończyła Cho.
-
Uh... Tak. Tak, oczywiście – wymamrotał Ron. – Yyyy... nazywa
się Pupek. Puszek! Puszek!
„Pupek?!”
– powtórzył Draco groźnym tonem.
-
Wiem jak się nazywa – powiedziała Cho, biorąc do ręki Draco i
zaczynając go pieścić. Trochę zbyt brutalnie, jak na jego
upodobania. Miała ciężką rękę. – Wszyscy wiedzą o Ronie
Weasleyu i jego zdumiewającym szczurze.
-
Całujesz? Znaczy, żartujesz? – wykrztusił Ron.
„Ty,
złotousty w koszuli niezmienianej od dwóch tygodni”* –
powiedział Draco, przewracając oczami.
Cho
zbliżyła się do Rona.
-
Więc, jakie to uczucie – dołączyć do klubu Tych, Których
Imiona Wymawia Się Najczęściej? – westchnęła. – Nie jest to
takie miłe, jakby się mogło wydawać, prawda?
-
Ja... eeee... Spytaj lepiej Harry’ego – wydukał
Ron.
„No
nie, Weasley... Gdyby armia nagich wili wskoczyła ci do łóżka,
pytając czy jest cokolwiek, co mogłyby dla ciebie zrobić, to
pewnie też byś powiedział „Nie, ale spytajcie Harry’ego”...”
-
Jesteś skromny jak fiołek – Cho nie wydawała się być stropiona
jego odpowiedzią. – Nie, Harry zawsze był sławny... ale wiesz,
teraz wszystkie oczy zwróciły się na ciebie... stałeś się znany
– to nieco przytłaczające, prawda?
-
Cóż, to tylko szczur, a ciężar sławy nie jest jeszcze moim
utrapieniem – po raz pierwszy od początku rozmowy z Cho, Ronowi
udało się sklecić w miarę sensowne zdanie i, ku zadowoleniu ich
obojga, wypowiedzieć je płynnie.
-
Po prostu... - powiedziała niepewnie Cho. – Myślałam, że mnie
zrozumiesz... Wiesz, że w ciągu dwóch ostatnich lat nikt mnie nie
zaprosił na randkę? – poskarżyła się.
-
Prosię? - Ronowi ze zdumienia zaplatał się język.
„Baran!”
- jęknął zdruzgotany Draco.
-
Wszyscy myślą, że jestem przeznaczona Potterowi, albo... – Cho
spuściła oczy. – Jestem już tym znużona... Miałam po prostu
nadzieję, że mnie zrozumiesz...
„Jeśli
łudzisz się, że on zrozumie twój pokrętny sposób wyrażania
oczekiwań, to twoje nadzieje są płonne”.
-
Ja... oczywiście, że cię rozumiem – pospieszył z zapewnieniem
Ron.
Spojrzała
na niego uradowana i zaprezentowała olśniewający uśmiech, za
który Tygodnik Czarownica przyznałby jej zapewne pierwszą nagrodę.
-
W takim razie, jestem zadowolona z naszej rozmowy.
„To
był bardziej monolog” – zauważył Draco.
Delikatnie
położyła Draco na wyciągniętej dłoni Rona i nie cofając ręki,
spojrzała chłopakowi głęboko w oczy. Czas się zatrzymał, gdy
tak na siebie patrzyli.
„Ughhh...
Weasley! Naprawdę, cały jestem tylko twój, ale nie chcę być
miażdżony w namiętnym uścisku... Weź pod uwagę, że szczury...”
-
Ronald Weasley! Cho Chang!
Czyżby
profesor Żelazna Dziewica McGonagall?
Cho
spłonęła rumieńcem i odskoczyła od Rona.
Ron
wyglądał jak złapany na gorącym uczynku złodziej konfitur.
Minerwa
McPopsujZabawa była wyraźnie zbulwersowana.
Draco
zastanawiał się, czy ten złośliwy palant, Murphy, nienawidził
wszystkich ludzi.
*
Następnego
dnia, Ron wypłakiwał się w kamizelkę Draco.
„Zafunduj
sobie prawdziwe zwierzątko; znajdź dziewczynę; zacznij pisać
pamiętnik” – poradził mu Draco. – „Ale, na Merlina,
przestań zawracać mi głowę!”
-
Jak mogłem zrobić coś takiego? – lamentował po cichu Ron. –
Ja... cóż, tak naprawdę to nic nie zrobiłem! Przecież Harry to
mój najlepszy przyjaciel!
„Znajdź
sobie innego najlepszego przyjaciela” – stwierdził Draco. –
„Cho jest zdecydowanie ładniejsza od Pottera. A w dodatku, kto
wie, może to twoja jedyna szansa”.
Ron
rzucił okiem na Pottera i Hermionę, którzy w drugim końcu pokoju
grali w eksplodującego durnia.
-
Podoba mu się od trzech lat! – wymruczał nieobecnym
tonem.
„To
jego problem. A właściwie to jego dzika obsesja. Nie twoja”.
Draco
nie mógł zrozumieć tych wszystkich gryfońskich bzdur. Pomijając
fakt, że był Draco Malfoyem, tylko raz w całym swoim życiu miał
do czynienia ze słowem „moralność” – kiedy jego głupi
guwerner kazał mu je poprawnie przeliterować. Zupełnie przypadkiem
wiedział, że Weasley nie był na randce od początku piątego roku,
kiedy to Ron i Hermiona przeżyli bardzo przelotną i bardzo
powierzchowną miłostkę.
Nie,
żeby interesowały go takie sprawy – wcale, ale ciężko było nie
zauważyć, jak Granger podczas śniadania wybiega z Wielkiej Sali
wrzeszcząc, że nie będzie się więcej spotykała z Ronem, bo jest
zazdrosny, zaborczy, a ona ma już dość tych wszystkich kłótni.
Draco
miał swoją własną teorię na temat tego, o co jej tak naprawdę
chodziło. Jego zdaniem, nie mogła po prostu już patrzeć na te
koszmarne, rude włosy.
Nie,
żeby w ogóle o tym myślał.
Nigdy.
Nawet
przez moment.
-
Co ja mam robić? – rozpaczał Ron.
Do
pokoju wbiegła Parvati.
-
McGonagall chce widzieć wszystkich z piątego i szóstego roku,
natychmiast.
Rozwiązanie
nasuwało się samo: umrzeć ze wstydu.
-
Nie! – jęknął Ron. – Na Merlina! Co ona chce powiedzieć?
*
Wydawało
się, że odpowiedź brzmi: niewiele.
Profesor
McGonagall
wyglądała na bardziej zainteresowaną swoimi butami niż siedzącymi
przed nią uczniami.
-
Ja – ogłosiła. - Jesteście bardzo. To dobrze. Porozmawiać
chcieli. Może zapytać.
-
Co?! – zaszemrała siedząca koło brata Gina. Podniosła Draco,
przygarnęła go do piersi i zaczęła gładzić jego futerko.
„Ależ
ona ma duże niebieskie oczy! Jasnobrązowe... w każdym razie, coś
w tym stylu”.
-
Zdarzyło się coś, co sprawiło, że poczułam... eee... się
zmuszona do przemyślenia pewnych spraw – brnęła dalej
McGonagall.
To
samo wydarzenie sprawiło, że Ron na moment w ogóle przestał
myśleć.
-
Więc pomyślałam, że to może być niezła okazja... Ja...
Profesor Snape także uznał, że to dobry pomysł.
Draco
wyobraził sobie, jak opiekunka Gryfonów oświadcza się Snape’owi
i zostaje przyjęta. Potem ujrzał wizję ich nocy poślubnej. A
potem jego wyobraźnia zawyła, zwinęła się w kłębek i wpadła w
głęboką depresję.
-
Eeee... Tak... ekhem – zakaszlała elokwentnie profesor
ZłamanyJęzyk. – Tak, cóż... Matki opowiadały wam pewnie o
Magicznych Bocianach i Zaklęciach Kapustnych. Ale to, uh, nie do
końca...
W
oczach Gryfonów widniała pustka.
-
...prawda – wydusiła profesor Dysartia.
-
O czym ona, do diabła, mówi? – szepnął Ron, a Granger wzruszyła
ramionami.
Biedne,
niewinne Gryfoniątka zdawały się być kompletnie zagubione.
Na
szczęście, był z nimi Draco Malfoy. Jego umysł błądził nieco
innymi ścieżkami.
„Ona
mówi o seksie!” – wrzasnął.
Ten
okrzyk musiał przebić się do czyjejś podświadomości, podobnie
jak w przypadku Crabbe’a i Goyle’a, bo nagle jeden z obecnych
zerwał się na nogi.
-
Ona mówi o seksie! – wykrzyknął Chłopiec, Który Właśnie
Zrobił Z Siebie Idiotę.
Gina
Weasley otworzyła usta i zamarła.
Profesor
McGonagall spłoniła się jak pensjonarka.
-
Umm... Tak, panie Potter... Ma pan rację... Uh... proszę...
usiąść...
-
Czy ona naprawdę myśli, że jesteśmy nieuświadomieni? –
szepnęła Hermiona do Rona, który był bliski uduszenia się ze
śmiechu.
„Cóż,
jesteście przecież Gryfonami” – stwierdził Draco. – „Tak
czy owak, na oczy Longbottoma zadziała to niewątpliwie jak
otwieracz”.
Hermiona
podniosła rękę.
-
Pani profesor, czy mamy robić notatki? To będzie na egzaminie?
-
Ja... eeee... nie... – wymamrotała profesor TotalnieUpokorzona.
Dziewczyna
dopiero zaczynała rozwijać skrzydła.
-
A będzie demonstracja?
Ron
zakrztusił się i spadł z krzesła.
-
A ćwiczenia praktyczne? – drążyła Hermiona.
-
Ja... um... omówić sprawę... zaklęcia ochronnego – wybulgotała
profesor Udaję Że Tego Nie Słyszałam.
Ręka
Longbottoma wystrzeliła w górę.
-
To coś jak Patronus, pani profesor?
„Raczej
jak anty-Parentus”** – wymruczał Draco.
-
Tak... eee... Neville, ale... yyyy... trochę w innym celu... hmm...
Nie. – wystękała Mistrzyni Sylabizowania.
Uczniowie
zasypywali ją pytaniami.
-
Powiedziała pani kondor?
-
Przepraszam, byłem w łazience... różdżka, magiczny balonik... to
jakieś Zaklęcie Nadmuchujące?
-
Zabezpieczyć się, to znaczy użyć Protego?
Draco
uznał, że moment kulminacyjny nastąpił, gdy pytanie zadała
Parvati. Dziewczyna, która słuchała wszystkiego półuchem,
zapytała czy takie coś (tu wykonała małą pantomimę) jest w
ogóle wykonalne i czy McGonagall próbowała to robić.
Ron
leżał na podłodze i słabo pokwikiwał.
Potter
rumienił się za każdym razem, gdy spotykał spojrzeniem oczy
zerkającej na niego Giny.
Hermiona
wszystko skrzętnie notowała.
„Zaraz,
zaraz...!”– zawołał olśniony jakąś myślą Draco. – „W
takim razie Snape też musi...”
Ron
nagle podparł się łokciem.
-
Snape – sapnął, a na jego twarzy niedowierzanie mieszało się z
zachwytem. – Ej, Harry... Snape!
Potter
zrozumiał natychmiast.
-
Nie możemy... – uśmiechnął się mefistofelicznie.
„Ależ
oczywiście, że możecie” – powiedział Draco. – „Musicie!”
Hermiona,
Ron i Potter wyślizgnęli się z klasy.
Oczywiście
Ron zabrał ze sobą Puszka.
*
„Peleryna
niewidka?!” – wymruczał Draco. – „Wiedziałem, że to nie
mogły być lewitujące głowy! A zastanawiałem się, dlaczego nigdy
nie zostali złapani! Gryfońscy szczęściarze... peleryna
niewidka...”
Hermiona,
Ron i Potter musieli się mocno ścisnąć pod peleryną. Draco
zastanawiał się, czy którykolwiek z chłopców ma w sobie choć
szczyptę ślizgoństwa i wykorzysta tak wspaniałą okazję do
obmacywania.
Wątpił
w to.
Gryfoni
stanęli przed wejściem do lochów i zaczęli się szeptem
zastanawiać, jak wejdą do środka, nie znając hasła.
Typowo
gryfońskie: nigdy nic nie planuj.
-
Zmierzchnica trupia główka – próbowała Hermiona. – Heil
Voldemort. Salazar Slytherin.
Draco
zakaszlał.
„No,
zupełnie nieźle.. ale aktualne hasło brzmi ‘Blaise Zabini to
brzydal’. Właśnie jesteśmy w trakcie zmiany na coś bardziej
mrocznego!” – dodał szybko.
-
Blaise Zabini to brzydal – powtórzyła automatycznie Granger.
Drzwi
się otworzyły.
-
No, niezły strzał, Hermiono – powiedział głuPotter.
„Mam
tego dość. Nikt mnie nie docenia!”
Weszli
do środka i nieświadomie kierując się wskazówkami Draco, trafili
od razu pokoju wspólnego Slytherinu.
Gdzie
stał Snape. Jego okolona tłustymi włosami twarz płonęła
intensywną czerwienią.
-
Nie rozumiem profesorze – skomlał Crabbe.
-
Chyba pan to źle pokazuje? – dodał żałośnie Goyle.
Potter
musiał mocno przytrzymać trzęsącego się ze śmiechu Rona.
-
Oczywiście, że źle to pokazuje – wymruczał Zabini.
Millicenta
Bulstrode podniosła rękę.
-
Profesorze?
-
Tak, panno Bulstrode?
-
Gryfoni też się tego uczą, tak?
-
Tak, panno Bulstrode – odparł Snape znękanym tonem.
-
Harry Potter też? – upewniała się dziewczyna.
-
Tak, panno Bulstrode, po raz siódmy: tak.
-
Mmmm... – oczy Millicenty zamgliły
się pożądaniem – Łał!
Granger
musiała podtrzymać osłabłego z przerażenia Pottera.
-
Wracając do tematu – wycedził Snape. – Jeśli ktokolwiek ma
pytania, które nie dotyczą Harry’ego Pottera... albo Draco
Malfoya - to było do pana, panie Goyle...
„Bleeee!!!!”
-
Tak, panie Zabini?
-
A może dotyczyć Harry’ego Pottera I Draco Malfoya, sir?
„BLEEEEE!!!!!!”
-
Absolutnie nie!
„Chodźmy
stąd” – nalegał Draco. – „Przyszedłem tu, żeby się
pośmiać, a nie żeby przeżyć traumę...”
-
Profesorze, a jakby wziąć ropuchę i...
-
To nielegalne panie Nott... Tak, nawet w Szwecji! Czy nikt z mojego
domu nie jest zainteresowany normalnymi, zdrowymi związkami?
-
Panie profesorze?
-
Tak, panie Zabini?
-
Co pan robi po tych zajęciach?
Z
zapchanych pięścią ust rudzielca wydobył się zduszony pisk.
Potter
i Granger odholowali Rona do wyjścia.
*
Następnego
dnia były normalne lekcje.
W
każdym razie miały być normalne.
Profesor
McGonagall podeszła do katedry i wzięła do ręki książkę.
Wtedy
właśnie Draco zdecydował się wprowadzić w czyn swój podstępny
plan sprawdzenia umiejętności oddziaływania na czyjąś
podświadomość.
„Eeej,
McGonagall...“– zawołał.
-
Otwórzcie podręczniki na stronie trzydziestej drugiej –
powiedziała nauczycielka szorstko.
„Pamiętasz
o czym wczoraj opowiadałaś tym dzieciakom?”
McGonagall
lekko się zaróżowiła.
„Oni
też o tym pamiętają...”
-
Panno Granger, proszę otworzyć okno...
„Myślą
o tym nawet teraz! Nie mogą przestać o tym myśleć! Patrzą na
ciebie!”
-
Na co się pan tak gapi, Longbottom? Och... Przepraszam, proszę mi
wybaczyć...
„A
szczególnie chłopcy” – bezlitośnie kontynuował Draco –
„Znasz chłopców... Napalone, niewyżyte, nieobliczalne bestie...
Uruchomiłaś zapalnik i teraz ta seks-bomba wybuchnie... Nie możesz
im ufać. Nawet nie wiesz, o czym myślą nastolatki. Albo raczej,
dobrze wiesz o czym myślą...”
McGonagall
popatrzyła groźnie na wielce skonsternowanego Seamusa Finnegana.
„To
mali, sprośni erotomani!”
-
Erotomani... – wymamrotała nauczycielka, ocierając pot z czoła.
-
Przepraszam,
pani profesor? – powiedział Ron.
„Słyszeli
cię...” – mruczał Draco. – „Hahahaha! Słyszeli cię!
Chłopaki to zwierzaki!”
Profesor
McGonagall wybiegła z klasy.
Wolną
lekcję uczniowie spędzili bardzo miło, głównie na dopieszczaniu
uroczego Puszka.
Draco
rozkoszował się czułym dotykiem Granger.
W
każdym razie
– uśmiechnął się pod nosem – niektórzy
nimi są.
*
Czesław Miłosz
**
od parens (łac.) - ojciec, matka
Rozdział
czwarty
Maskotka
Gryffindoru
Wszystko
zaczęło się podczas śniadania.
Draco
pożądliwie patrzył na ręce Rona, który, rzucając nerwowe
spojrzenia w stronę Hermiony, starał się ukradkiem spełnić
życzenie swego pupila, trzęsącego się z
pragnienia kofeiny.
-
Przestań Ron! – westchnęła dziewczyna. – Zabijesz go. Jestem
pewna, że on tego nie lubi.
“Cicho
bądź, kobieto” - rozkazał Draco, starając się przy okazji nie
wpaść do filiżanki. - „Co ty wiesz o zabijaniu?” - powiedział
lekceważąco.” - Ja to uwielbiam! To czysta rozkosz.” Dopiero po
tym czuję, że żyję.”
Mmmm,
kawa... Eliksir życia.
Kilka
dni temu Ron zobaczył, jak doprowadzony do ostateczności Draco
rzucił się na filiżankę Hermiony i usiłował wyssać resztki
płynu ze znajdujących się na dnie naczynia fusów. Od tamtej pory
Hermiona prowadziła ostrą kampanię antykofeinową i robiła
wszystko, aby powstrzymać Rona przed wydaniem ostatniego knuta na
nałóg jego ulubieńca.
„Dolej
mi trochę mleka” – zażądał Draco imperiusowym tonem.
Ron
uniósł
kartonik z mlekiem i...
Draco
wpadł do filiżanki.
Ze
zdjęcia na kartonie mleka patrzył na niego... on sam. W całej
swojej idealnej okazałości.
Wysoki,
jasnowłosy, w eleganckiej czarnej szacie; z różdżką trzymaną
niedbale w smukłych palcach; z wdzięcznie przechyloną głową i
miną, która (zdaniem Draco) sprawiała, że wyglądał absolutnie
zabójczo.
Co
oczywiście nie było żadnym zaskoczeniem.
Ron
patrzył na zdjęcie z zachwytem, którego powód wydawał się Draco
oczywisty, dopóki Weasley się nie odezwał.
-
Malfoy jeszcze się nie znalazł – oznajmił, jakby mówił, że
właśnie został mianowany kapitanem drużyny quidditcha.
Hermiona
spojrzała na zdjęcie.
-
Myślałam, że jest w którejś letnich rezydencji należących do
jego rodziny?
-
Nie – Ron wyglądał, jakby miał zaraz wykonać dziki taniec
radości. – To ojciec Malfoya powiedział Dumbledorowi, że
prawdopodobnie jest w którejś z ich letnich rezydencji. Wyobraź
sobie, nawet nie chciało mu się tego sprawdzać! Jak Snape to
usłyszał, strasznie się wkurzył i poleciał go szukać. Ten facet
zawsze potrafi popsuć mi radość, gdyby nie on, nikt by nie
wiedział, że Malfoy zaginął.
Hermiona
zmarszczyła nos.
-
Zaginął? Tak po prostu? Nie ma go? Zniknął? Ale to już prawie
trzy tygodnie!
-
Najwspanialsze trzy tygodnie mojego życia
– westchnął Ron z błogim uśmiechem na twarzy.
-
Ale przecież mogło mu się stać coś strasznego.
-
Hermiona, nie rób mi nadziei. Rozczarowanie mogłoby mnie zabić.
Hermiona
wzruszyła ramionami i zajęła się jedzeniem. Draco był zszokowany
taką obojętnością na jego tragiczny los.
Z
drugiej strony, dlaczego miałaby się przejmować? Skoro jego
ojciec...
Jest
bardzo zajęty
– przekonywał sam siebie. – Zawsze
jest bardzo zajęty. Poza tym, tylko Mugole i robactwo takie jak
Weasleyowie, rozczulają się nad dziećmi niczym Hagrid nad
sklątkami. Przecież daje mi prezenty, prawda?
Uczucie
to marny substytut bogactwa. Reguła 328 Kodeksu Malfoyów.
A
on spędza ze mną dużo czasu. Namawia mnie, bym wstąpił
do Voldemortjugend, i takie tam...
Co
oznacza, że jest tak bezduszny i egocentryczny, że nie zauważyłby
mojej śmierci, nawet gdyby moje zwłoki wpadły mu do herbaty.
Niech
to szlag...
-
Ojjjjj, Puszku, ty flejtuszku! – krzyknął Ron. – Uświniłeś
sobie całe futerko kawą. Chodź, musimy cię wykąpać.
„Nie
będziesz mnie kąpał, Ron! Nie! Mówię poważnie! Trzymaj ręce
przy sobie!”
Hermiona
ze stoickim spokojem jadła swoje jajko, podczas gdy Ron chwycił
Draco w kleszczowy uścisk i obdarzył go jedną z tych swoich
brutalnych, ostrych pieszczot.
Robactwo
takie jak Weasleyowie...
Draco
zamrugał oczami. Nie wiedzieć dlaczego, poczuł się trochę
nieswojo.
Gdy
Ron wynosił go z jadalni, Draco rozchmurzył się trochę na widok
Lavender i Parvati.
Dziewczyny
zjadły już swoje porcje zupy mlecznej, tosty namoczone w mleku,
popiły to wszystko kilkoma kubkami mleka, a teraz robiły głośną
rozgrzewkę do damskich zapasów, w których główną nagrodą był
pusty kartonik po mleku.
Podejrzewał,
że zwyciężczyni przyczepi sobie potem jego zdjęcie nad łóżkiem.
*
Ron
owinął mokrego i zdegustowanego Draco w swoją koszulkę i niósł
go korytarzem, gdy dość raptownie wszedł w bliski kontakt z ciałem
Cho Chang.
-
Eeghhumaj – powiedział. Zupełnie nie przypominało to przemowy,
którą ćwiczył przedtem z Draco, niezbyt szczęśliwym z
obsadzenia go w roli Cho.
Cho
uśmiechnęła się, jak gdyby usłyszała wyjątkowo błyskotliwy
dowcip.
-
Och Ron! Nie zauważyłam cię... Właśnie cię szukałam.
„Nic
dziwnego że Krukoni są tak beznadziejni w quidditchu” –
stwierdził Draco. – „ Ich szukający zdecydowanie ma problemy ze
wzrokiem”.
Ron
odgarnął włosy z czoła w geście zakłopotania i przy okazji
wsadził sobie rękę do oka.
-
Achgrrrreee!
Draco
przewrócił oczami.
-
Ja... tak sobie pomyślałam, czy mógłbyś odprowadzić mnie do
klasy? – zagadnęła Cho nieśmiało, lekko się czerwieniąc.
“Zupełnie
nie wiesz jak tam dojść, prawda?” – wymruczał słodko Draco. –
„A mówią że Krukoni są mądrzy”.
-
Ja... eee... oczywiście. Gdzie? – wydukał Ron.
„Z
taką gadką, pewnie musisz opędzać się od dziewczyn miotłą” –
podsumował Draco.
Cho
wsunęła swoją drobną dłoń w wielką rękę Rona, a firanki jej
długich czarnych rzęs zafalowały jak pod dotknięciem Zefira. Ron
głośno przełknął ślinę. Był purpurowy i jednocześnie
wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
-
Pokażę ci.
“Niegrzeczna
dziewczynka” – surowo zganił ją Draco. – „ Korytarz to nie
miejsce na pokazywanie”.
-
Uh... Ja... ja... świetnie – wyjąkał Ron. Nagle rumieniec
podniecenia i zakłopotania zniknął z jego twarzy. – Ja....
Czekaj... Harry...
„Ona
ma na imię Cho” – podpowiedział mu Draco.
-
Cho... on jest moim najlepszym przyjacielem.
„Przeprosisz
go, jak będziesz już miał za co!” – zawył Draco. – „Nie.
Nie wierzę, że to robisz. Nie pozwolę ci na to. Nie rozumiesz, że
to może być twoja jedyna szansa? Potem możesz... uff, pogrążyć
się w goryczy i umrzeć ze smutku, w towarzystwie swego jedynego
przyjaciela, szczura. Hmm... to mogłoby być nawet zabawne, gdybym
to nie ja był tym szczurem”.
-
Muszę... – zaczął żałośnie ale stanowczo Ron.
“Pocałuj
ją” – rozkazał Draco.
Ronowi
słowa zamarły na ustach. Zagapił się na Cho, a jego uszy nagle
poczerwieniały.
Draco
poczuł przypływ natchnienia.
“Wpij
się w jej wargi. Otocz jej usta swoimi. Zafunduj jej amatorską
tonsylektomię. Daj się ponieść uczuciom, weź ją w ramiona,
spójrz jej głęboko w oczy i powiedz ‘Ty jesteś najważniejsza,
do diabła z innymi’. Pocałuj ją mocno, zachłannie i... Ech, te
aluzje”.
Ron
pochylił się ku Cho, wyraźnie nie do końca przekonany czy to
dobry pomysł; tak jakby oczekiwał, że Cho krzyknie i uderzy go w
twarz... ale na twarzy miał wypisane, że bardzo, ale to bardzo
chciałby to zrobić.
Cho
zarumieniła się i zbliżyła do niego.
Ron
zawahał się.
“No!
Już! Dotknij jej!”
I
Ron to zrobił.
Po
krótkiej chwili zakłopotania, Ron otoczył ramionami drobną
brunetkę i przygarnął ją do siebie.
Potem
nastąpiła długa chwila wymownej ciszy.
“...
nie mogę oddychać... zmiażdżony” – pisnął cienki głosik,
którego nikt nie usłyszał. – „...umrę z braku cholernego
tlenu, Weasley, ty samolubny draniu...”
Cho
objęła go za szyje.
„...oczywiście,
ty też tak możesz....” – dodał Draco.
Ron
jęknął, a Cho zaczęła całować go za uchem.
„Drażnij...”
– instruował mistrz całowania, Draco Malfoy.
Zsunęła
usta na jego szyję.
„Oooo,
spryciula!”
I
znowu połączyli swe usta w namiętnym pocałunku.
„...zgnieciony
na szczurzą papkę...” – Draco usiłował zaczerpnąć
powietrza. – „... słodkie, ale... dobrze, już wystarczy,
przestańcie już dzieci, czas iść na lekcje. Nie chciałbym się
spóźnić, te fascynujące Magiczne Stworzenia nie będą czekać
wiecznie. A przeklęte sklątki tylnowybuchowe pewnie już płaczą z
tęsknoty”.
Draco
zaczął w myślach błagać wszystkie siły opatrzności, aby
zdarzyło się coś, co przerwie te pieszczoty.
Prawo
Finagle'a – Murphy był optymistą.*
Zza
rogu wyłonił się Harry Potter – Chłopiec, Który Przeżył –
Fatalny Pech!
-
Ron, spóźnisz się na...
„Przeklęty
Finagle!” – złorzeczył wściekły Draco.
Potter
zdębiał. Cho i Ron odskoczyli od siebie. Cała trójka stała
wpatrując się w siebie bez słowa.
“A
niech mnie, ale wpadka” – zauważył radośnie Draco.
-
Eeee... Harry.... – zaczął nieskładnie Ron. – Ja wcale...
“Jej
nie całował” – wyjaśnił Draco rozsądnie. - „Po prostu
zgubiła coś eee... w ustach, a on pomagał jej tego szukać”.
Ron
zamilkł i spochmurniał myśląc o czymś intensywnie.
-
Och, nie przeszkadzajcie sobie – odezwał się Potter dziwnie
piskliwym głosem. – Wyglądacie na bardzo zajętych.
Wykonał
błyskawiczny w tył zwrot i odsuwając obraz, z którego pięknie
wyglądała zaciekawiona Gruba Dama, wszedł do dormitoriów.
Ron
popatrzył na Cho z wyrazem przerażenia malującym się na twarzy.
-
O Merlinie, Cho! – krzyknął. – Zupełnie nie wiem dlaczego to
zrobiłem.
„Masz
do wyboru trzy odpowiedzi: a) z powodu burzy hormonalnej,
b) naprawdę ci się podoba i jest dla ciebie kimś szczególnym, c)
opętał cię zły, szalony szczur”.
-
Chyba po prostu.... Ja... Naprawdę bardzo, bardzo mi się podobasz,
ale...
“To
zła odpowiedź! Ron, jesteś Najsłabszym Ogniwem! Do widzenia!” –
podsumował Draco, który naoglądał się zbyt wielu teleturniejów.
-
Ja... Przykro mi Ron – powiedziała Cho, obróciła się na pięcie
i pobiegła korytarzem.
"Idź
za dziewczyną! Za dziewczyną!” – nalegał Draco. – “Przecież
nie będziesz się całował z Potterem... Bleeee... Cholerna
wyobraźnia!”
Ron
westchnął, spuścił głowę i wszedł do pokojów Gryffindoru.
Finagle,
ty draniu!
Biorąc
pod uwagę szczęście, jakie ostatnio miał Draco, wcale nie było
wykluczone, że Ron nie zacznie się całować z Potterem.
*
Harry
Potter, Chłopiec, Który Się Czaił, stał w pokoju wspólnym
Gryfonów.
„Zobacz,
czatuje na ciebie” – zauważył Draco. – „Zrobi ci scenę.”
-
Słuchaj, Harry... – zaczął Ron. – Chcę cię przeprosić... to
był wypadek...
-
Och? Potknąłeś się i upadłeś na jej usta? – zapytał chłodno
Harry. – A może ktoś rzucił na ciebie klątwę Imperiusa? Jakiś
zboczeniec opętany pragnieniem ujrzenia widoku dwojga młodych ludzi
w namiętnym uścisku? To pewnie jakiś nikczemny plan Voldemorta.
“Możliwe”
– przytaknął szybko Draco. – “Nawet bardzo możliwe. Albo Cho
spoiła go piwem kremowym zaprawionym Zapominajką”.
-
Nie – wymamrotał żałośnie Ron. – Nie, posłuchaj... To nie
tak. Ona naprawdę mi się podoba...
-
Och, oczywiście – syknął Harry. – Tak jak podobała ci się
Fleur, i Padma Patil,
i Lavender, i Hermiona...
„Don
Juan de Weasley” – podsumował Draco i otrząsnął się. –
„Och, Merlinie, nigdy więcej takich myśli!”
-
Słuchaj Harry, to że nie mam na jej punkcie świra od trzech lat,
wcale nie oznacza, że mi na niej nie zależy – warknął Ron. –
A to, że podoba się tobie, nie jest powodem, dla którego nie
miałaby się z nikim spotykać.
-
Nie – powiedział gorzko Harry – ale myślałem, że mój
najlepszy przyjaciel będzie się od niej trzymał z daleka, choćby
dlatego, żeby uszanować moje uczucia. Czy w ogóle pomyślałeś o
mnie choć przez chwilę?
„Jak
całował się z Cho?” – zdumiał się Draco. – “To by była
perwersja”.
-
Harry... Nie chciałem cię zranić...
Potter,
Chłopiec, Który Przeżył Zawód Miłosny, nie zwracał na niego
uwagi.
-
Ron... ty masz wspaniałą rodzinę, jesteś szczęśliwy, masz
wszystko. Nie mógłbyś zostawić choć jednej rzeczy dla mnie?
-
Kobiety to nie rzeczy! – powiedział Ron, najwyraźniej nieświadomy
istnienia Reguły 117 Kodeksu Malfoyów.
Harry
zacisnął usta w cienką linię.
-
Wiesz co, Ron? Może Malfoy miał rację, mówiąc, że nie warto się
z tobą przyjaźnić.
“Nie
miałem!” – wrzasnął Draco. – “Czasami sam nie wiem co
mówię!”
Na
Merlina, co ja mówię!?
-
Nie chce mi się z tobą gadać – dokończył Harry lodowatym
tonem.
-
A kiedy ci się zachce? – zapytał Ron.
-
Nigdy.
“Hm...”
– zastanawiał się Draco. – “Czy ja wiem, Ron? Może, to i
lepiej?”
-
Harry, nie bądź idiotą... jutro gramy mecz ze Slytherinem...
Krótkowzroczny
Potter łypnął na niego zza szkieł swoich okularów.
-
W takim razie, będę się do ciebie odzywał tylko w razie
absolutnej konieczności... Obrońco.
Odwrócił
się i zniknął na schodach.
Ron
oparł czoło o ścianę.
„Nie
przejmuj się, poszło ci zupełnie nieźle” – pocieszył go
Draco.
*
Następnego
dnia Draco miał zbyt dużo własnych problemów, aby przejmować się
Ronem.
“Siedzę
na trybunach Gryfonów – złościł się – i patrzę na Malcolma
- Cholernego - Baddocka, który jest szukającym zamiast mnie. Równie
dobrze mógłbym być Gryfonem. Stop.
Moment. Wróć. Nigdy
więcej
takich myśli!”
Siedzący
na kolanach u Hermiony, Draco stwierdził nagle, że pieszczoty
Lavender i Parvati, zajmujących miejsca obok, stają się coraz
bardziej nachalne.
„Nie
tak ostro, dziewczęta. Dajcie mi chwilę odetchnąć” –
wymruczał Draco. – „My, Malfoyowie, jesteśmy przyzwyczajeni, że
kobiety łaszą się do nas jak marcowe kotki, ale co za dużo to
niezdrowo”.
-
Tititi cukiereczku – gruchała Lavender. – Ty słodka, maleńka
istotko.
“Jest
mi niezmiernie przykro, że w dzieciństwie ktoś nieumiejętnie
lewitował ciężkie przedmioty nad twoją głową”– fuknął
Draco, starając się wywinąć spod jej ręki.
Aczkolwiek,
nie miałby nic przeciwko gdyby Hermiona poświęciła mu nieco
więcej uwagi. Była zupełnie nieobecna. Wyraźnie przejmowała się
tym, co zaszło między Ronem a Chłopcem, Który Przeżył By
Zatruwać Innym Życie.
-
Słuchaj, Hermiona, czy to prawda, że Ron i Cho... – zaczęła
Parvati, ale przerwały jej wrzaski chłopaka, który przepychał się
do Hermiony.
Na
szyi wisiał mu aparat, więc Draco rozpoznał go dość łatwo. To
był ten Gryfon, który niedawno został oficjalnym fotografem
drużyny. Nazywał się Goblin Grizzly czy jakoś tak.
-
Hermiona! Hermiona! – wydzierał się. – Wezmę Puszka. Musisz
tam iść i coś zrobić. To wszystko moja wina. Wspomniałem o Cho
Chang i teraz Harry i Ron się tłuką. A zaraz zaczyna się mecz!
Wiadomość
ta wstrząsnęła trybunami Gryffindoru. Wszyscy obecni byli bardzo
poruszeni.
-
Och, nie! – krzyknęła Hermiona. – I co ja mam teraz zrobić?
„Mój
ślizgoński makiawelizm podpowiada mi, że powinnaś grać na
zwłokę” – zasugerował Draco – „ale nie mówi mi jak to
zrobić”.
-
Muszę grać na zwłokę – zdecydowała Hermiona. – ale... Wiem!
Puszek!
„Co?
Ja? Co?”
Hermiona
wstała z miejsca.
-
Accio mikrofon! Accio radio!
Oba
przedmioty wyrywały się z rąk zaskoczonej Millicenty Bulstrode i
kołysząc się w powietrzu, popłynęły w kierunku sektora
Gryffindoru.
Od
jakiegoś czasu Millicenta relacjonowała mecze quidditcha, zamiast
Lee Jordana. Nigdy wcześniej sprawozdania nie zawierały tak
dokładnych i entuzjastycznych opisów wyglądu Harry`ego Pottera,
jego ruchów i układu jego szaty przy każdym zwrocie miotły. Draco
uważał, że dziewczyna ma wielki talent - była zabójczą bronią
w rękach Ślizgonów.
-
Panie i panowie, i ci, którzy siedzą na trybunach Slytherinu –
krzyknęła Hermiona. – Ja... eee... Zanim zacznie się mecz,
proszę o chwilę uwagi. Za chwilę wystąpi przed państwem... nowa
maskotka Gryffindoru!
“Ty
przeklęta wiedźmo!” – powiedział Draco z głębokim
przekonaniem.
Teraz
był w drużynie cholernych Gryfonów.
-
Zatańczy dla nas Puszek, Magiczny Szczur – ogłosiła Hermiona.
„Taaaak?
Jesteś pewna?” – powiedział Draco. – Nie mam zamiaru zostać
członkiem drużyny Gryfonów, a już na pewno nie będę szczurzym
substytutem gryfońskiej cheerleaderki”.
Wtedy
Hermiona włączyła radio i nagłośniła je zaklęciem. Z radia
popłynęły dźwięki jednej z piosenek Bryczesów, czy może raczej
Butelsów...
To
była ulubiona piosenka Draco!
“Och,
ty podstępna lisico” – zagderał Draco.
Lucy
in the sky with diamonds...
- zawodziło radio.
No
cóż, może tylko kilka kroczków... No dobra, tylko kilka machnięć
ogonkiem... Ooooooch, tłum szaleje!
I
zupełnie zatracił się w rytmie muzyki.
„Tak!
Tak!” – krzyczał Draco, gdy skończył swój bisowy pokaz do
dźwięków “Hey Jude”. – „Kochają mnie! Uwielbiają!”
Był
nieco rozczarowany, kiedy drużyna Gryfonów w końcu wybiegła na
boisko. Ron paradując z modnie rozciętą wargą, zatrzymał się na
moment przy trybunach, żeby podziękować Hermionie i pozachwycać
się Draco.
-
No, mój mały mądrasku – kadził mu Ron. – Skoro jesteś teraz
maskotką Gryffindoru...
“I
po co te obelgi?”– powiedział sucho Draco.
-
...powinieneś latać z nami – ciągnął Ron wkładając Draco do
swojej kieszeni.
-
Ron nie! – zaprotestowała Hermiona.
„Ron,
ty idioto, rzucę na ciebie najgorszą klątwę Malfoyów!” –
skrzeczał Draco. – „Nie! Nie zrobisz tego! Nalegam, żebyś tego
nie robił. Ron, zapłacisz mi za to! Ponure demony wyrecytują w
mroku przekleństwa z Księgi Bólu... tylko mnie wsadź do tej
kieszeni, zobaczysz gdzie cię ugryzę! Ron, jestem małym
szczurkiem, jeśli spadnę rozbryzgam się na boisku...
Ron
wystartował w bezmierną przestrzeń.
Jestem
maskotką Gryfonów
– pomyślał Draco – Rodzina
mnie nie kocha. Jestem szczurem. Zaraz zginę. Cóż takiego
uczyniłem, aby sobie na to zasłużyć?
Hmm,
no tak, ale oprócz tego wszystkiego?
*
Panika
opuściła Draco. Miał zimne łapki i było mu bardzo niewygodnie w
kieszeni Rona. Do tego wszystkiego, Ślizgoni przegrywali dwadzieścia
do stu osiemdziesięciu. Jedynym pocieszeniem było to, że Potter
wyglądał okropnie; jego podbite oko zaczynało przybierać barwę
dojrzałej śliwki.
Mmmm,
zemsta ma smak czekoladowej żaby...
Kiedy
Draco wystawił głowę, aby jeszcze raz nacieszyć oczy widokiem
pognębionego wroga, miotła Rona podskoczyła tak gwałtownie, że o
mało co całkiem nie wypadł z kieszeni.
Panika
wróciła z krótkiej przerwy na papierosa.
„Ty
niezdaro! Uważaj!”
Ron
złapał się ręką za kieszeń, a jego miotła zaczęła wykonywać
w powietrzu niebezpieczne ewolucje.
„Obie
ręce na miotle albo zginiemy!” – wrzasnął Draco, kiedy świat
zawirował mu przed oczami. Gdy wszystko chwilowo wróciło na swoje
miejsce, Draco ujrzał, że twarz Pottera przybrała barwę popiołu,
a Hermiona i chłopak z aparatem wpatrują się w Rona ze zgrozą.
Miotła
przechyliła się niebezpiecznie i Ron puścił kieszeń, aby złapać
stylisko i wyrównać lot.
I
wtedy Draco wypadł.
Iiiii!
Ja latam!” –
ucieszył się niedorzecznie.
A
potem dotarło do niego, że za chwilę zmieni się w Draco Malfoya,
Zdumiewająco Rozpłaszczonego Szczura.
Ron
krzyknął coś niezrozumiale i z zawrotną prędkością zaczął
pikować w dół.
Rozległ
się głuchy odgłos uderzenia.
Draco
wylądował na czymś miękkim. Rudzielec idealnie wycyrklował swój
upadek.
-
Ron! – wrzasnęli jednocześnie przerażeni Potter i Hermiona.
A
Draco, który nigdy wcześniej
nie martwił się o niczyje życie, wpatrywał się ze strachem w
bladą, nieruchomą twarz Rona.
„Czy
on nie żyje? Och, Merlinie, czy on nie żyje?” – wydyszał.
Potter
wylądował przy Ronie z takim impetem, że cudem tylko nie stał się
ofiarą kolejnego wypadku. Oszołomiony Draco spojrzał na niego i
zobaczył, że Harry płacze.
Nagle
nawiedziła Draco irracjonalna myśl: czy kiedykolwiek w życiu,
zdarzyło mu się płakać z czyjegoś powodu...?
-
Rooon – zawodził Potter. – Och, Ron, przepraszam, tak bardzo mi
przykro. Prooooszę, tylko nie umieraj. Nie obchodzi mnie Cho, nic
mnie nie obchodzi...
Powieki
Rona lekko się uniosły.
Draco
poczuł falę ulgi.
-
Opiekuj się Puszkiem – wycharczał chłopak, gdy pomocnicy madame
Pomfrey wbiegli na boisko, żeby go zabrać.
„W
porządku
Ron” - powiedział Draco. – „Jestem pewien, że bardzo mocno
uderzyłeś się w głowę, ale...”
-
Oczywiście, oczywiście – obiecywał Harry, chwytając Draco w
swoje brudne łapska. – Ron, wyjdziesz z tego... Wszystko będzie
dobrze...
Możliwe.
Ale nie dla Draco.
Był
przeklętym szczurem, cholerną maskotką diabelskiego Gryffindoru, a
teraz w dodatku znalazł się w rękach swego największego wroga...
Przyszłość
malowała się w śmierciożerczych barwach.
Dorwę
was, Murphy i Finagle! A
kiedy dostanę was w swoje ręce, umrzecie powoli i w strasznych
mękach.
*
Prawo Finagle'a (znane także jako Komentarz O`Toole`a) brzmi “Murphy
był optymistą.” Finagle to jeden z bohaterów opowiadań Larrego
Nivena, złośliwy bożek, którego prorokiem był Murphy.
Weź
moje serce jeśli chcesz
I
tak go nie używam...
Rozdział
piąty
Chłopiec,
Który Nie Był Właściwie Taki Zły
“Puść
mnie, Potter” - zażądał Draco. - „Ty beznadziejny, kompletnie
skretyniały kretynie. Przestań mnie tak ściskać i miętosić!
Robisz to podejrzanie gorliwie. Ja chcę do Hermiony. Ona mnie lubi.
Pozwala mi oglądać moje ulubione seriale, i słuchać muzyki, i
mnie nie otruje”.
Harry
Potter, bohater, który pokonał Czarnego Pana, a który nie potrafił
wykonać nawet najprostszego polecenia, nadal trzymał Draco w
obezwładniającym uścisku.
-
Nie ufam ci – wyszeptał. – Ale zrobię to, o co prosił mnie
Ron.
„Potter,
twoja niewolnicza uległość w stosunku do Weasleya nie świadczy
dobrze o twoim guście. A w ogóle to co z tobą, ty durny paranoiku?
Nie ufasz mi? Cierpisz na manię prześladowczą? Jestem tylko
malutkim, słabiutkim szczurkiem. Jakie są szanse, że kolejne
zwierzątko Weasleya jest tak naprawdę złośliwym potworem?”
No,
chyba żeby brać pod uwagę to, że nasikał do szuflady z bielizną
Pottera.
Och,
nie, wcale nie zamierzał tego zrobić. To wszystko przez jego
postępujące zezwierzęcenie. Co prawda plany zemsty na Potterze,
jakie snuł Voldemort były wyjątkowo żałosne, ale nawet on nie
wymyśliłby nic takiego. A Malfoyowie posiadali tyle godności, że
nigdy żaden z nich nie wpadłby na pomysł użycia bieliźniarki
swego wroga jako toalety.
No
dobrze, z wyjątkiem wuja Hannibala.
Draco
usiłował odsunąć od siebie obraz Voldemorta, skradającego się
do komody Pottera i sikającego na slipy Chłopca, Który Przeżył.
Podczas
gdy Draco zajęty był walką ze swoją wyobraźnią, Hermiona
zdążyła zejść z trybun i podbiec do nich.
-
Wszystko z nim w porządku? – zapytała nerwowo.
-
O, t... – zaczął
Harry.
-
Wygląda dobrze – oceniła Hermiona. – Och, dziubasku, nic ci się
nie stało? Powiedz coś do cioci Hermionki. Tak się przestraszyłam,
kiedy spadłeś!
„Mówisz
do mnie, kobieto?” – oburzył się Draco.
-
Mówisz do szczura, Hermiono? – oburzył się Potter.
Hermiona
zarumieniła się.
-
Jest taki słodki – broniła się.
„Wcale
nie” – zaprotestował Draco gderliwie. – „Po prostu jestem
bardzo pociągający, bo posiadam magnetyczny seksapil... no cóż,
obecnie raczej zwierzęcy magnetyzm”.
-
Wezmę go – zaproponowała Hermiona. – Parvati i Lavender też go
ubóstwiają. Chciałabym go mieć. Poza tym, bardzo lubi telenowele.
-
Nie, nie – sprzeciwił się Potter Wielki Głupek. – Ron kazał
się nim opiekować i tak też się stanie.
-
Ale Harry... Ja... Wydaje mi się, że Puszek za tobą nie przepada –
powiedziała Hermiona niepewnie.
„Jesteś
kobietą o olbrzymiej intuicji i inteligencji – poinformował ją
Draco. – Twój cięty języczek doprowadza mnie do szczytu rozkoszy
duchowej. A teraz, walnij tego idiotę tłuczkiem, ukryj zwłoki pod
trybunami Hufflepuffu i ucieknijmy razem do twojej wieży”.
-
Och, na różdżkę Merlina! Czy wyście wszyscy powariowali?
Przecież to tylko szczur! – zagrzmiał Harry i runął do wyjścia
unosząc ze sobą ciskającego się Draco.
Do
pioruna! Czy te obelgi
nigdy się nie skończą?
*
Gdy
Potter wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów, Gina błyskawicznie
uniosła głowę. Cóż, najmłodsza pociecha Weasleyów była jak
tresowany na Pottera niuchacz. Wyczuwała jego obecność na kilometr
i reagowała instynktownie.
-
Cześć Harry! – powitała go radośnie i gdyby miała ogon,
zapewne zaczęłaby nim merdać.
-
Cześć, Ginny – odpowiedział Potter prezentując uśmiech numer
42 „Jestem morowym facetem, przyłącz się do mojego fan klubu”.
Draco
otrząsnął się ze wstrętem.
Zaraz,
zaraz, Gina ma imię Ginny? Cholera! Pewnie zaraz się dowiem, że
bliźniacy Weasleyowie nie nazywają się Fred i Barney!
Ginny
podeszła do Pottera.
-
Co z Ronem? – szepnęła.
„Myślałby
kto, że cię to tak interesuje” – prychnął Draco. –
„Przyznaj się, że pod pozorem szeptania, chcesz się po prostu
zbliżyć do Pottera. I w dodatku nie robisz tego tak jak trzeba.
Jesteś dość atrakcyjną dziewczyną, jeśli komuś podobają się
rude, ale chłopcy lubią wyzwania. Zagadnij go o Seamusa Finnigana”.
Ginny
przechyliła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
-
Wyjdzie z tego – odparł Harry z obłudnym uśmiechem numer 78
„Jestem zacnym chłopcem, mogę cię jakoś pocieszyć, panienko?”
Ginny
uśmiechnęła się niewinnie i czarująco.
-
Tak się cieszę, że Ron ma takiego przyjaciela jak ty, Harry.
Jesteś taki... koleżeński. – W jej głosie wyraźnie brzmiały
nuty lekceważenia. – A przy okazji, widziałeś gdzieś Seamusa?
Świetnie grał, prawda? Ścigający są tacy gibcy, nie uważasz?
Oddaliła
się z wdziękiem.
Draco
spojrzał za nią z uznaniem.
Mądra
dziewczynka. Zdolna. W niektórych Gryfonach naprawdę tkwi duży
potencjał. Szkoda, że wszyscy tu są tacy drętwi. To pewnie przez
to, że mieszkają na wieży. –
stwierdził. – Wysokie
piętro – wysoki poziom moralności.
Muszą
tacy być, chcąc nie chcąc; po prostu trudniej im się wymykać na
nocne eskapady, obfitujące w udane podboje miłosne. A jednak, Draco
był zdumiony, że Gryfoni byli aż tak niewinni. Blaise Zabini na
przykład, codziennie siał prawdziwy pogrom wśród męskiej
populacji uczniów, a podczas pełni księżyca wśród żeńskiej.
Potter
gapił się za Ginny z otwartymi ustami.
“Nie
przejmuj się Potter” – pocieszył go Draco. – „Myślę, że
Finnigan spotyka się z Lavender Brown. A jeśli nie to... ups,
fatalnie ci poszło... Hehehehe”.
Oooooch,
to będzie świetna zabawa.
*
“Zawsze
wiedziałem, że jesteś nieznośnie nudny” – oświadczył Draco.
– „Siedzisz tu, zamartwiasz się i już pięć godzin gapisz
bezsensownie w okno. Wygląda na to, że jesteś nieźle zdruzgotany
tym upadkiem z piedestału, ty powalony skretyniały czubku”.
Potter
siedział przy oknie, trzymając w dłoniach wielką księgę. Nie
otworzył jej jednak; wpatrywał się tylko w bezkresną, wyjątkowo
nieciekawą pustkę.
Draco
myszkował w rzeczach Pottera.
Do
tej pory zdążył już porwać pelerynę niewidkę, wpełznąć pod
nią i powiewając jej połami, biegać w kółko skrzecząc: „Jestem
SuperDraco!”. Poza tym zrobił bałagan w skarpetkach Pottera i
obejrzał zdjęcia na jego biurku.
“Matka
była ruda, ta? Ginny Weasley będzie miała szczęście, jeśli to
nie kompleks Edypa” – gadał sobie bez sensu. – „O, ładne
zdjęcie Hermiony. I koszmarne Rona... oczy ma idealnie pod kolor
włosów. Dlaczego, na Bogina, masz zdjęcie psa? Który w dodatku
wygląda jak ponurak? Brrr... będę miał przez to koszmary. Ty
pewnie i tak masz koszmary, nie? Że ściga cię Sam Wiesz Kto, że
Śmierciożercy cię przeklinają, że Millicenta Bulstrode cię
napastuje...”
Teraz
Draco grzebał pod łóżkiem Pottera. Ależ ten muł był brudasem –
walały się tam zmięte kawałki pergaminu; pogniecione płachty
Proroka Codziennego; brudne skarpetki i kłęby kurzu. Leżało tam
także strasznie uświnione zdjęcie w tanich ramkach. Draco
zastanawiał się, czy to aby nie wizerunek sekretnej miłości
Pottera.
Podczołgał
się bliżej, rzucił okiem, zapiszczał przerażająco i wystrzelił
spod łóżka, jakby go sam diabeł ściągał. Uciekając, wpadł
wprost w ręce Pottera.
„Aaaaa,
piekło i szatani, to straszne, to straszne, mówię ci! Coś
różowego, wielkiego i makabrycznie ohydnego patrzyło na mnie
obrzydliwymi świńskimi oczkami! To była jakaś piekielna locha, w
potwornej peruce! To było nieludzkie! To nie człowiek! To zbyt
obleśne, niedobrze mi!”
Zaskoczony
Potter pogłaskał Draco (co za koszmar!).
-
No już dobrze, już dobrze, Puszku. Przestraszyłeś się zdjęcia
Dudleya?
„Dudley?”
– zapytał podejrzliwie Draco. – „Potter, ale to nie twój
kochanek? Bo jeśli tak, to słuchaj uważnie, bo nie będę
powtarzać: stać cię na więcej. Nawet Hagrid jest lepszy!”
-
Założę się, że każdy z twoich krewnych jest o niebo
przystojniejszy – ciągnął Harry nieobecnym głosem.
„To
twój krewny?” – wykrztusił Draco. – „Och, Potter, musisz to
magicznie powiększyć i koniecznie powiesić nad stołem
Gryffindoru.”
Swoją
drogą, Potter miał rację. Nawet najbrzydszy z krewnych Draco był
sto razy piękniejszy niż TO. Narcyza Malfoy była swego rodzaju
trofeum, symbolem pięknej żony. Olśniewała swoją cudowną urodą,
która to cecha była charakterystyczna dla jej rodziny. Jego
niezwykle przystojny ojciec był wspaniały na ten zimno drański
sposób, tak charakterystyczny dla całej jego rodziny.
Nawet
wuj Hannibal był urodziwy, jeśli pominąć ten błysk szaleństwa w
oczach i czerwone spodnie klauna.
-
Aczkolwiek, niektórzy z moich krewnych wyglądają lepiej –
kontynuował Harry otwierając książkę.
Okazało
się, że to album, w którym znajdują się zdjęcia jego
nieżyjących rodziców.
Bla,
bla bla, skończ z tymi wspominkami, Potter, co ty jesteś, jakiś
Wierzb Płaczący czy co?
Znudzony
Draco miał się właśnie chyłkiem wycofać i kontynuować swoją
misję wywlekania brudnych sekretów wielkiego bohatera, kiedy coś
mokrego spadło mu na futerko.
Draco
spojrzał w górę.
Harry
Potter płakał.
O
nie. Ktokolwiek był odpowiedzialny za porządek tego świata,
zapewne dostał pomieszania zmysłów!
Harry
Potter nie powinien płakać. Powinien szczerzyć się, jak na
reklamie Magicznie Wybielającej Pasty Do Zębów, tym
przyprawiającym o mdłości uśmiechem wielkiego bohatera. A
przynajmniej powinien groźnie marszczyć brwi i rzucać spojrzenia
mówiące: „Zwyciężę ciemną stronę mocy, a to znaczy ciebie,
Malfoy”.
Absolutnie
nie powinien
wzruszać się, myśląc o swoich rodzicach. Powinien pławić się w
blasku swojej sławy i chwały, i z rozkoszą nurzać w
pochlebstwach.
Powinien
to uwielbiać.
Nadal
płakał.
Ku
swemu wielkiemu przerażeniu, Draco poczuł, że budzi się w nim...
obrzydliwe... mdlące... ściskające gardło i absolutnie
nienaturalne uczucie...
Tak,
jakby prawie... Och nie, Salazarze!... współczuł Potterowi.
To
jasne, że ktokolwiek był odpowiedzialny za porządek na tym
świecie, wziął sobie dzisiaj wolne.
Potter
musiał
przestać płakać. Potem on przestanie mu współczuć i świat
znowu będzie normalnie szalony.
“No
już, przestań, nie jest tak źle” – powiedział Draco
pocieszająco. – „Uszy do góry, pierś do przodu, morda w
kubeł”.
Nie
wyglądało na to, żeby Potter poczuł się lepiej. Sam nie wierząc
w to, co czyni, Draco zaczął się ocierać o jego rękaw.
„Pomyśl
o czymś przyjemnym” – poradził mu. – „Jesteś bogaty i
sławny. Jesteś ulubieńcem nauczycieli. Eeeee... Ta piersiasta,
rudowłosa tygrysica ma na ciebie ochotę?”
Potter
pociągnął nosem i pogłaskał Draco.
„Wiedziałem,
że to zadziała”.
-
Ech, ty – westchnął Harry. – Jesteś w sumie zupełnie miły,
wiesz?
„Nie!
I nie myśl, że mnie tym zdobędziesz. Taki bajer to my, a nie nam”.
Harry
podniósł się.
-
Chodź, skombinujemy dla ciebie trochę kawy.
Do
diabła, teraz Potter znał jego największą słabość. No i jak
miałby się temu oprzeć?
„Ty
podstępny draniu!”
Niech
to avada! I co teraz? Ma polubić Pottera? Cholera, pewnie niedługo
poczuje pełny uwielbienia respekt w stosunku do
Longbottoma.
No
cóż, jeśli rekompensatą miałaby być działka kofeiny...
„Potrójne
espresso dla mnie”.
*
Tym
razem Ron dość szybko opuścił skrzydło szpitalne. Był
zachwycony, gdy po powrocie odkrył, że stosunek Harry`ego do Puszka
zmienił się tak diametralnie.
-
Pewnie ma wyrzuty sumienia przez tę całą sprawę z Cho –
wyszeptał do Draco.
„Nie
bądź śmieszny, Weasley” – wyśmiał go Draco. – „Po prostu
padł na kolana, porażony moim urokiem. Był na to skazany. To nie
miało nic wspólnego z tobą, czy twoją dziewczyną”.
Ron
i Cho obrzucali się z daleka ukradkowymi spojrzeniami. To był
kompletny absurd! Draco przechodził do konkretów dużo szybciej i
nigdy nie musiał w tym celu podejmować tak skomplikowanych
zabiegów.
Ale,
skoro jest się na tyle głupim, by zawracać sobie głowę
emocjonalnym zaangażowaniem, trzeba ponieść tego konsekwencje. Już
w wieku trzech lat Draco postanowił, że będzie unikał tych
wszystkich uczuciowych bzdur i jak do tej pory, wychodziło mu to na
zdrowie.
Myśli
Draco zboczyły z kursu, gdy jego wzrok napotkał zbliżających się
Hermionę i Harry`ego.
Zaskakujące,
jak bardzo ucieszył się na ich widok.
Nagle
na drodze Hermiony stanął mały chłopak. Zatoczył się i wpadł
na nią tak gwałtownie, że przez chwilę nie mogła złapać tchu.
Draco
rozpoznał
intruza. Był to Edmund Baddock, młodszy brat Malcolma. Uczył się
na pierwszym roku.
Wyglądał
na wielce urażonego i bardzo zniesmaczonego, gdy Hermiona odezwała
się do niego:
-
Może byś tak przeprosił?
Edmund
zmarszczył brwi.
-
Może byś tak patrzyła gdzie idziesz... szlamo – odciął się.
Oho!
- pomyślał Draco. Kiedyś Hermiona przyłożyła mu za coś
takiego. Edmund Baddock był na tyle mały, że mogła go kopnąć
jak mugolską piłkę. Miała wybujały temperament - czasami nie
panowała nad sobą. Kto wie, co teraz
zrobi...
Rozpłakała
się.
Ron
i Harry wzięli sprawy w swoje ręce.
Chwycili
Hermionę i odholowali do pokoju wspólnego Gryffindoru. Usadzili ją
na kanapie, podali chusteczki i herbatę, włożyli jej do rąk Draco
i patrzyli na nią wyczekująco.
-
Zabiję go, jeśli chcesz – zaproponował zrozpaczony Ron.
„Niech
ktoś coś zrobi!” – denerwował się Draco. – „Znowu
przecieka... uh, robię się wilgotny”.
-
Co się z tobą dzieje? – wybuchnął Harry. – Przecież to zero!
Jest nikim! To tylko śmierdzący Ślizgon!
Hermiona
zaniosła
się płaczem.
-
Przestań! – krzyknęła. - Nie mów tak!
Harry,
Ron i Draco przez chwilę patrzyli na nią w osłupiałym milczeniu.
-
Och, Merlinie – wychlipała Hermiona. – To właśnie... To
właśnie... nie widzicie... o to właśnie chodzi. To zamknięty
krąg nienawiści. To się zawsze kończy tak samo, to jest jak Ku
Klux Klan...
-
Co?! – zawołali Draco i Ron.
-
I Voldemort – ciągnęła. – I to wszystko zaczyna się właśnie
tu, między ludźmi takimi jak my, w szkole. Między rówieśnikami.
Dzieci bezmyślnie powtarzają słowa dorosłych, mówią „szlama”
albo „śmierdzący Ślizgon”, a potem zaczynają się
nienawidzić, a potem dorastają i zaczynają się zabijać i żaden
z nich nie pomyśli nawet, dlaczego to robi!
Ron
pomachał jej przed nosem chusteczką w taki sposób, w jaki
prawdopodobnie jego matka machała łyżeczką zupki, przed nosem
małego dziecka, mówiąc „Ciuch, ciuch, ciuchcia jedzie!”
-
Ten dzieciak mnie nie posłucha. – Hermiona pociągnęła nosem. –
I założę się, że jego rówieśnicy z innych domów też go
znienawidzą i będą go przezywali. On też będzie ich nienawidził
i będzie im oddawał, tak jak my zawsze nie cierpieliśmy Malfoya i
jego przyjaciół, podobnie jak wszyscy Gryfoni ich nie znoszą.
“Nie
tak prędko” – zaoponował Draco. – „Połowa Gryfonów
wyraźnie mnie pożąda, nie pamiętasz? Raczej wątpię, czy
chcieliby mnie zakuć w łańcuchy i biczować... chyba że są
jeszcze bardziej wynaturzeni niż myślałem”.
-
Ale Malfoy to wrzód na dupie! – zaprotestował Ron.
„Wielkie
dzięki”.
-
Widzicie? – jęknęła Hermiona. – Nienawidzimy się. I do czego
nas to doprowadzi? Zaczyna się od głupich dzieciaków, które
powtarzają wszystko jak papugi, a my nie zwracamy im uwagi, że to
źle, nie dajemy dobrego przykładu, będziemy się tak nawzajem
nienawidzić i skończy się to rozlewem krwi. Sam mówiłeś Harry,
że to od Hagrida usłyszałeś, że Slytherin jest gorszy od innych
domów, i że Malfoyowie są źli.
„Wiesz,
nie jest obiektywny, od czasu, kiedy zdarzył się ten mały wypadek,
w który byli zamieszani jego pies i wuj Hannibal. Och, i odkąd mój
ojciec wsadził go do Azkabanu”.
Hermiona
była bardzo blada. Wyglądała, jakby jej było niedobrze.
-
Nigdy nie próbowaliśmy go przekonać, prawda? Wściekamy się, że
ktoś ma inne poglądy, mówimy, że są złe, a nigdy nie
przyjrzeliśmy się sobie... jesteśmy siebie warci.
-
Nigdy nie zaczynaliśmy z Malfoyem, to on zaczął! – bronił się
Harry.
-
Ale też nigdy tego nie zakończyliśmy! – wrzasnęła Hermiona. –
To nie tak, że lubię Ślizgonów, uważam, że to beznadziejne
dupki, ale czy to wszystko będzie wiecznie trwać? Czy nie znajdzie
się nikt, zupełnie nikt, kto mógłby dowieść, że... że...
Hermiona
ukryła twarz w dłoniach.
-
Nie wierzę, że oni wszyscy są źli – szepnęła. – Może jest
wśród nich ktoś, kto zastanowi się nad tym, czy mugolaki to
naprawdę hołota. Och, czy nie ma sposobu, aby przerwać ten
przeklęty krąg nienawiści?
Niewiele
jest osób, które to w ogóle obchodzi
- pomyślał Draco. - Ale
Hermiona jest mądra. Hermiona widzi rzeczy, których inni nie
dostrzegają, stara się uczynić świat lepszym i... niektóre jej
argumenty były przekonywujące.
-
Przestaliśmy już nawet postrzegać siebie jako ludzi – westchnęła
znużona. – Czy choćby jeden Ślizgon, z całej szkoły, przejąłby
się widząc, że płaczę?
„Ja”-
powiedział Draco.
A
niech mnie cholera!
Był
w większych tarapatach niż sądził.
Rozdział
szósty
Pierwsze
pocałunki
Ron
musiał wrócić do skrzydła szpitalnego na badania kontrolne, więc
Harry zabrał Draco i poszli go odwiedzić.
-
Jak się masz, kumplu? - zapytał Ron, drapiąc Draco za uszami.
I
pomyśleć, że nadszedł taki dzień, kiedy mu to nie
przeszkadzało...
„Och,
wiesz jak jest” – odparł Draco. – „Ten tutaj wymaga stałej
opieki, co chwilę rozbija sobie okulary, zapomina się uczesać, i
nie ma telewizora. Tak ogólnie to nieźle sobie radzimy, ale ulży
mi, kiedy w końcu wrócisz i przejmiesz nad nim nadzór”.
-
Bardzo o niego dbam – zapewnił Harry.
„Jeśli
o mnie dbasz, jako mu powiadasz, to czemu, kretynie, kofeiny mi
odmawiasz” – wymamrotał Draco, wyraźnie rozgoryczony.
-
I... słuchaj – dodał Harry z zakłopotaniem. – Myślałem o...
Cho.
„I
doszedłem do pewnych wniosków: komu ona w ogóle potrzebna? Chodź,
pobaraszkujemy na tym łóżku, moja ty wspaniała rudowłosa gorąca
laleczko”.
Obserwowanie
min, które robili, wierząc, że sami myślą o takich rzeczach,
było fantastyczną zabawą.
Tak,
był wredny. Był geniuszem zła.
-
Miałem na jej punkcie świra – tłumaczył się Harry. – Ale nie
można kogoś zmusić do miłości. Chcę tylko, żeby Cho była
szczęśliwa. I chcę, żebyś ty też był szczęśliwy. Kiedy
zobaczyłem jak leżysz tam na ziemi, nagle... wszystko zrozumiałem.
Jeśli oboje tego pragniecie, to powinniście być razem. Ja... Ja
nigdy nie chciałem stanąć ci na drodze do szczęścia. Jesteśmy
przecież najlepszymi przyjaciółmi, prawda? I nic tego nie zmieni.
„Tak,
tak, a teraz przyjacielski, „Hej! Wygraliśmy W Quidditcha”,
uścisk dwóch heteryków*”.
Draco
zastanawiał się, czy Gryfoni mają jakieś swoje własne, zbereźne
myśli, czy też może jedyne tego rodzaju wywoływał w nich ten
cyniczny, wewnętrzny Ślizgon.
-
Harry... – zaczął Ron i zarumienił się. Widocznie krępowała
go rozmowa z wieloletnim przyjacielem na temat dziewczyn.
Od
cnoty Gryfonów, kretynizmu Puchonów i wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy
Krukonów, chroń nas Slytherinie.
Słynna
modlitwa Ślizgonów.
-
Harry,
nigdy nie zamierzałem cię skrzywdzić...
Harry
dotknął ramienia Rona.
-
Wiem, Ron. Właśnie dlatego. Właśnie dlatego.
Nagle
otworzyły się drzwi i do Sali weszła Cho. W rękach trzymała
wielki bukiet kwiatów.
Gdy
zobaczyła Harry`ego, zaczerwieniła się jak poinsecja, którą
niosła. Harry natomiast, uśmiechnął się do niej.
Cholera
– pomyślał Draco. – Gryfonistyczna
propaganda nie kłamała. Ci dranie są naprawdę odważni,
szlachetni i dobrzy. W czym tkwi haczyk?
-
Właśnie skończyliśmy – powiedział spokojnie Harry. – Cieszę
się, że cię widzę, Cho... chociaż sądzę, że Ron cieszy się
jeszcze bardziej.
Prawie
udało mu się zażartować. Cho chyba poczuła ulgę... choć nadal
była nieco zakłopotana.
Ron
aż drżał z emocji.
-
Cóż, w takim razie pójdziemy już... – ciągnął Harry,
zabierając Draco i powoli się wycofując.
„Zostaw
mnie, ty pacanie! Nie widziałeś go nigdy z dziewczyną, on mnie
potrzebuje!”
Harry
wybrał akurat ten moment, aby go nie słuchać. Przeklęci Gryfoni.
Gdy
wychodzili, Draco ujrzał jeszcze, jak Cho siada na posłaniu Rona.
„A
zresztą, nieważne. Chang ma teraz dokładnie to, czego chciała –
bezbronnego Rona w łóżku. Dobrze, że ci z nią nie wyszło,
Potter... wygląda na bardzo wymagającą i zaborczą. Ron sobie
poradzi... jest duży... wiesz...”
Harry
potrzasnął
głową, jakby chciał odpędzić dręczące go myśli.
Draco
był prawie wzruszony, gdy ujrzał zbierające się w jego oczach
łzy.
Co
oczywiście nie znaczyło, że gdyby nie był tak zezwierzęcony,
Draco nie zagrałby głównej roli w burlesce pod tytułem „Harry
Potter - Chłopiec, Który Przegrał Miłość”.
„Nie,
nie, źle mnie zrozumiałeś” – tłumaczył Draco łagodnie. –
„Chodziło mi o to, że potrzebujesz czegoś mniej absorbującego,
no wiesz, czegoś młodego, uroczego i... rudowłosego”.
No
nie, jakim cudem Gryfonom
radzili sobie ze swoim życiem miłosnym, gdy go przy nich nie było?
Och,
zaraz, przecież to Gryfoni. Oni nie mają żadnego...
W
pokoju wspólnym siedziały Ginny i Hermiona. Draco spokojnie mógł
powiedzieć, że obie były śliczne, bo i tak nikt nie słyszał
tego, co mówi. Opowiadały coś sobie i chichotały. Wyglądały
przy tym tak niewinnie... Draco rzadko miał okazję oglądać takie
widoki w lochach.
To
była całkiem przyjemna... odmiana.
-
Hej, dziewczyny – zwrócił się do nich Harry. – Jeśli chcecie
odwiedzić Rona, dajcie mu pięć minut.
„To
wstrętne insynuacje, Potter!” – oburzył się Draco. – „Dajcie
mu przynajmniej dziesięć”.
-
Cho u niego jest – wyjaśnił Harry.
Hermiona
natychmiast bardzo się przejęła. Draco uważał, że jest zbyt
miła, żeby wyszło jej to na zdrowie.
-
Um... Harry, jak się czujesz? – zapytała ostrożnie.
“Właściwie
to dobrze. Zaskakująco wspaniale. Znaczące spojrzenie w stronę
Ginny”.
-
Właściwie to dobrze. Zaskakująco wspaniale – powtórzył Harry,
patrząc wymownie na Ginny.
A
potem, zdumiony,
usiłował spojrzeć na własne usta.
“Och,
jestem boski!” – pochwalił się Draco.
-
Och jestem... - Harry powstrzymał się w ostatniej chwili.
Ginny
obrzuciła go nieufnym, pełnym zachwytu spojrzeniem. Hermiona
najwyraźniej rozważała, czy nie powinna się niepostrzeżenie
wycofać.
Zakłopotany
Harry zupełnie przypadkiem wziął straszliwy odwet. Chciał
zabłysnąć dowcipem i w żartobliwy sposób rozładować napięcie,
wrzucił więc Draco Hermionie pod szatę.
-
Aaaaaa!!!!
“Aaaaa!!!
Potter, ty debilu, zabiję cię!” – wydarł się Draco. –
„Ciemność, widzę ciemność! Ciemność widzę!”
Draco
był oszołomiony. Nie mógł znaleźć drogi do wyjścia. Zaraz, to
rękaw?... nie, to raczej jakaś tasiemka... cholera, a cóż to za
pagórek po którym się zsuwa...? Wow, wow, co to było?
Ach..
ACH!
“Albo
raczej cię ozłocę”.
Oj,
chwileczkę, był przecież Malfoyem, a takie podstępne chwyty
były...
Tak,
bardzo w ich stylu, ale...
Hermiona
nie ma pojęcia, że... a wykorzystywanie nieświadomych kobiet
jest...
No
dobrze, bardzo powszechną praktyką wśród Ślizgonów, ale...
Och,
do licha, ci cholerni Gryfoni są zaraźliwi albo coś...
„Potter?
Jestem w lewej miseczce. Wydostań mnie stąd”.
Draco
dość szybko uświadomił sobie konsekwencje własnego żądania.
Kiedy Harry usiłował spełnić rozkaz, zszokowana Hermiona zaczęła
piszczeć.
Draco
nie mógł powstrzymać chichotu.
-
Harry! – krzyknęły obie dziewczyny.
-
Ja... uh... ach...
Draco
absolutnie nie podobał się ten idiotyczny ton w głosie Pottera.
Jeśli lekarstwem na miłość do Cho miała być Hermiona
to...
Cóż,
po prostu nie w porządku, to wszystko. Był dla niej za... niski.
Wyglądaliby śmiesznie.
Przecież
to nie Draco ustalał zasady...
“Łapy
precz, Potter. Weasley, weź sprawy w swoje ręce...”
W
końcu Draco został wyplątany. Hermiona i Harry byli
purpurowi.
-
Muszę iść eeee... po książkę... – oświadczyła nagle
Hermiona i ulotniła się.
-
Powinniśmy na nią poczekać? – zastanowił się Harry.
„Nie,
nie. Ona lubi ksiązki. Nigdy nie ma ich dość. Prawdopodobnie
właśnie przegapiasz szczególny moment!” – powiedział Draco z
naciskiem.
Już
on przypieczętuje tę sprawę z Ginny i Harrym.
Draco
Malfoy, najsprytniejszy swat we wsi.
Och,
no cóż, trzeba jakoś przecież wypełnić te nudne godziny
pomiędzy zwiedzaniem wnętrz damskiej bielizny...
„No,
sprawa Chłopca, Który Miał Długie Ręce, rozwiązana” –
stwierdził Draco.
-
No, sprawa Chłopca, Który Miał Długie Ręce, rozwiązana –
powtórzyła Ginny i uśmiechnęła się bezczelnie.
Draco
był trochę zaskoczony.
Był
także trochę pod wrażeniem.
No,
no... nigdy nie ufaj rudym,
zawsze mogą cię zaskoczyć.
-
Właściwie to muszę iść do pokoju, po płaszcz – oznajmiła
Ginny.
-
Och, odprowadzę cię – zaofiarował się Harry.
Nie
proponował, że odprowadzi Hermionę. Barrrdzo interresujące!
Wewnętrzny
erometr ciśnienia seksosferycznego, który Draco odziedziczył po
swoich przodkach, wilach, wskazywał na nadciąganie wyżu
erotycznego.
Bardzo
możliwe, że pozostawieni samym sobie Harry i Ginny, mogliby dojść
do sedna sprawy po jakichś kilkunastu latach przyjaźni, logopatii,
nigdy-głośnego-nie-wspominania niespodziewanych spotkań pod
jemiołą, przypadkowego deptania sobie po piętach; po okropnie
niezręcznych zaręczynach; i po obowiązkowym ślubie w bieli.
Draco
zamierzał po prostu nieco przyspieszyć ten cały proces.
W
iście ślizgońskim stylu.
*
-
No więc, jesteś załamany po tej sprawie z Cho?
„Wielkie
dzięki, ty skrząca niedomówieniami mistrzyni suspensu” –
podziękował Draco. –„Barrrdzo ułatwiasz mi sprawę. A już
myślałem, że jesteś wystarczająco niegryfońskopodobna, by
posiadać hormony”.
Harry
Potter, Chłopiec, Który Zawsze Był W Centrum Uwagi, z
zakłopotaniem zmarszczył brwi i spuścił oczy.
-
No... Przecież mówiłem, że wszystko jest OK, i tak właśnie jest
– odparł krótko.
“Och,
i to wszystko?” – zaskrzeczał Draco. – „I ja mam z czymś
takim pracować? Ty tchórzem podszyty cholerny tchórzu –
zapomnij!”
Sądząc
po minie, Ginny myślała dokładnie o tym samym.
Draco
kombinował jak oszalały.
“Dobra,
mam pomysł. Może to było tylko zwykłe zauroczenie. Powiedz to!
Powiedz!”
-
Może... – Harry zaciął się na koszmarnie długą chwilę.
Ooooch,
wyglądał przy tym tak aseksualnie, jak Chłopiec, Który Powstał
Przez Pączkowanie.
-
Może to było tylko zwykłe zauroczenie – dokończył Harry.
„Tak!
Tak! Potter, jesteś wspaniały!”
Na
Merlina,
MUSI uciec od tych Gryfonów, bo inaczej nie gwarantuje, że nie
przyłączy się do potterystycznego fanklubu.
Nie.
Draco poprzysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie,
wybierze honorową śmierć przez samobójstwo.
„Spróbuj
tak” – zasugerował.
– „Szukałem miłości... ale zaczynam podejrzewać, że szukałem
jej nie tam gdzie trzeba”.
Draco
zdawał sobie sprawę, że to jest nieprawdopodobnie ckliwe, ale
dziewczyny łykały takie kawałki.
Poza
tym, Harry Bohaterski Potter i tak nie zmiażdżyłby Ginny w
namiętnym uścisku i nie wydyszał jej do ucha: “Jeśli mam na coś
ochotę, po prostu to biorę – na podłodze jeśli trzeba – ty
gorąca, seksowna tygrysico.”
Zresztą
– pomyślał Draco dumnie – to
i tak działa tylko w moim przypadku.
-
Szukałem miłości, ale zaczynam podejrzewać, że szukałem jej nie
tam gdzie trzeba.
Oczy
Harry`ego błyszczały, gdy to mówił. Zupełnie jakby... Zaczynał
w to wierzyć.
Nie
no, tu nie było miejsca na szczerość! Draco próbował uwieść
kogoś czyimiś ustami i nie życzył sobie dodatkowych
komplikacji!
Jak
na przykład przesadnie zaangażowanego Harry`ego.
Jednak
wyglądało na to, że Ginny też to kupiła. No, przynajmniej tyle
dobrego.
-
Och, Harry – wyszeptała.
-
Tak Ginny? – zapytał Chłopiec, Który Ostatecznie Może Jednak
Nie Był Gejem, pochylając się ku niej.
Och,
dzięki ci Merlinie!
– pomyślał Draco. – Nareszcie!
-
To sypialnia dziewcząt – odparła Ginny, uchylając się i
zamknęła mu drzwi przed nosem.
Wredny,
zły rudzielec.
Draco
naprawdę był pod wrażeniem. Zaczynał się nawet zastanawiać, czy
ta dziewczyna nie jest za dobra dla Pottera.
Oczywiście,
inną opcją była Hermiona.
„Do
dzieła, bracie!” – zakomenderował Draco. – „Kończ waść!
Wstydu oszczędź! Jesteś facetem czy c... dobra, nie mieszajmy w to
niczego, co ma futerko. Rusz tyłek, albo w końcu Finnigan świśnie
ci dziewczynę sprzed... nosa”.
Harrym
wyraźnie targały sprzeczne uczucia. Prawdopodobnie wślizgiwanie
się do żeńskich dormitoriów było czynem niezgodnym z gryfońskim
etosem.
Draco
nawet podobały się sypialnie Ślizgonek. Krukońskie też były
niczego sobie.
„Może
się przebiera?” – zasugerował.
Harry
przezornie odsunął się od drzwi.
Może
jednak Draco zbyt pochopnie założył, że ten chłopak interesuje
się kobietami.
Naprawdę,
gdyby Tiara Przydziału była na tyle pogięta, żeby skierować
Draco do Gryffindoru, zapewne uciekłby stąd z wrzaskiem, gubiąc po
drodze rozum.
W
ciągu sześciu lat nie zaliczyć żadnej... Trzeba skończyć z tymi
rycerskimi obyczajami.
Za
drzwiami rozległ się głośny rumor.
Dzięki
Salazarowi!
– pomyślał Draco, gdy Harry wtargnął do środka.
Ginny
Weasley, nieco speszona, stała przed swoją garderobą. Połowa
zawartości szafy leżała na podłodze.
No
tak, Ron nie posiadał monopolu na Weasleyowską niezdarność.
Potykanie się o wystające korzenie, lawiny różnych rzeczy
wypadające z każdego schowka...
Nie
ma czasu na załamywanie rąk nad pechowymi genami Weasleyów! Do
ataku! Zniewalać! Uwodzić! Bałamucić!
-
Ja... myślałem, że znajdujesz się w jakimś niebezpieczeństwie –
wydukał Harry.
-
I przybyłeś mi na ratunek... – dokończyła Ginny w upojeniu.
-
Jeśli byłabyś w potrzebie – głos Harry`ego słabł z każdą
chwilą, gdy Ginny się do niego zbliżała. – Na... Na pewno
przyszedłbym ci z pomocą...
-
Naprawdę? – szepnęła Ginny.
„No
już!” – denerwował się Draco. – „A może mam ci to
przeliterować? Ona na to czeka! Pocałuj ją! P jak Patil, O jak
Oliver Wood...”
Draco
zawsze później podejrzewał, że to Ginny wykonała pierwszy ruch.
Nie
żeby Harry dobrze się nie bawił.
„Teraz
nareszcie do czegoś dochodzimy! Grzeczne dzieci” – pochwalił
ich Draco. –„Wspaniale. Sam nie zrobiłbym tego... No dobra,
kłamałem, ja zrobiłbym to o niebo lepiej, ale dziewczyna wydaje
się być zadowolona”.
Harry
oderwał się na moment od ust Ginny.
-
To czego szukałem... – wyszeptał – było chyba dużo bliżej,
niż myślałem...
Ja
nie miałem nic wspólnego z tą ostatnią, straszliwie ckliwą
wypowiedzią[i/] – pomyślał Draco. – [i]Sam to wymyślił.
Może
jest naturszczykiem.
Na
szczęście Ginny szybko zamknęła mu usta.
Chwilę
później, Draco zaczął się niecierpliwić.
„Dobrze....
dobrze, myślę, że na razie starczy tego dobrego, prawda?”
Ani
Ginny, ani Harry nie zwracali na niego uwagi.
„Macie
teraz lekcje!” – wrzasnął. – “Edukacja to podstawa! Wiedza
to potęga!”
Żadne
z nich się nie poruszyło, a okulary Harry’ego zaczynały bardzo
szybko pokrywać się mgłą.
„Och,
lepiej przenieście się do jakiegoś sypialni” – poradził Draco
subtelnie. – „Zaraz, przecież to właśnie jest sypialnia. A
niech to!”
Hermiona
wybrała najlepszy moment, aby wkroczyć do pokoju.
-
Wydawało mi się, że słyszałam... Och! Ohmrnie! Przepraszam!
Draco
zastanawiał się, dlaczego do cholery wszyscy czepiają się jej
włosów. Miała piękne włosy! Wspaniałe włosy! Dzięki nim
wyglądała jak szatyński promyk słońca, gdy wpadła do środka!
No
dobrze, ten histeryczny bełkot był prawdopodobnie wynikiem nagłego
odprężenia po chwilach olbrzymiego napięcia.
*
Symultaniczne
niemalże połączenie Rona z Cho i Harry`ego z Ginny, wywołało
wybuch czegoś dalece bardziej przerażającego i obrzydliwego niż
to, co Draco mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Gryfońska
Przedwalentynkowa Parada Miłości.
Sześć
lat tłumienia hormonów, rzucania nieśmiałych uśmiechów w stronę
obiektów swoich westchnień, obyczajnego i cnotliwego zachowania -
to wszystko, musiało znaleźć jakieś ujście. I w końcu
eksplodowało.
Jednakże,
była to specyficzna gryfońska eksplozja. Draco mógłby znieść
namiętne pocałunki i obściskiwania.
Ale
kiedy wszyscy zaczęli przytrzymywać drzwi swoim wybrankom, kiedy
zaczęli robić kartki świąteczne, przy których Słynna
Walentynkowa Kartka Ginny Weasley mogła się schować, kiedy Harry z
ogniem w oczach ofiarował Ginny kwiaty... to był horror!
Lavender
i Seamus wyszli z komórki i błyskawicznie zamknęli się w niej z
powrotem.
Dość
wymowne.
Szczególnie,
jeśli brać pod uwagę hałasy, które zaraz zaczęły stamtąd
dobiegać.
Ron
z Cho i Ginny z Harrym trzymali się za ręce i uśmiechali z
rozmarzeniem, a sensacje wybuchały wokół nich niczym bomby.
Wyglądało na to, że Dean Thomas umawiał się z obiema
bliźniaczkami Patil i był chyba nieco przytłoczony nadmiarem
uczuć.
Pojawiły
się nawet plotki o Colinie Creevey i Blaise Zabinim, ale Draco
stwierdził, że to chore.
Kiedy
Neville zaczął interesować się Hermioną, miarka się przebrała.
Draco
był pewien, że więcej nie zdzierży.
Na
szczęście, Hermiona wydawała się opierać temu szalejącemu
huraganowi hormonów. Nie była tym wszystkim szczególnie zachwycona
i spoglądała na przyjaciół z odrobiną politowania. Wokół niej
ludzie chichotali, szeptali coś do siebie i obmacywali się, a ona
przeważnie czytała coś w pokoju wspólnym Gryffindoru, głaszcząc
siedzącego jej na kolanach Draco.
Draco
uznał, że to bardzo dojrzałe zachowanie.
-
Więc eee.... Hermiono – odezwał się Neville – lubisz gwiazdy,
prawda?
“Nie,
nie lubi. Spływaj”.
-
Owszem – odpowiedziała Hermiona zamiast tego. – A co?
Draco
wolał swoją wersję.
-
Tak sobie pomyślałem, że... może eee... moglibyśmy popatrzeć na
nie z Wieży Astronomicznej?
Nagle
cała uwaga obecnych skupiła się na nich.
„Wieża
Astronomiczna!” – zawył Draco oburzony. – „ Ty...! To
siedlisko grzechu, to gniazdo rozpusty, to teren Blaise Zabiniego!
Ona nie jest TAKA!”
Hermiona
uśmiechnęła się.
Nie
powinna się TAK uśmiechać do Longbottoma.
A
na dodatek go nie kopnęła!
To
było złe posunięcie
– pomyślał Draco. – I
mogło zostać źle odczytane...
-
Jestem trochę zmęczona, Neville – odparła. – Chyba się
położę. Może innym razem.
„Tak,
kiedy piekło zamarznie, a wszystkie małe demoniczki zaczną ramię
w ramię jeździć na łyżwach, kręcąc ósemki do dźwięków
pieprzonej harmonii sfer”.
-
Ron, mogę wziąć ze sobą Puszka? – kontynuowała Hermiona.
Ron
oderwał się od bardzo trudnego zadania, jakim było pisanie
kolejnego listu do Cho.
-
Hm? Ach tak, oczywiście, dobrze.
„Prawie
nie zwracasz
na mnie uwagi, odkąd pojawiła się ta Chang” – zganił go Draco
surowo. – „Musisz się bardziej starać, bo inaczej opuszczę cię
i zamieszkam z Hermioną. Zobaczysz, potem będziesz żałował. A
masz jeszcze zadanie z Eliksirów do napisania, wiesz?”
Niemniej
jednak był bardzo zadowolony, kiedy Hermiona zabrała go na górę.
Hermiona miała radio i telewizor.
Włączyła
radio i weszła do łóżka, układając Draco na poduszce. Jej
włosy, cokolwiek inni by o nich nie mówili, pięknie pachniały i
były jedwabiście miękkie.
Hermiona,
która wcale nie wyglądała na śpiącą, zamyśliła się i zaczęła
głaskać Draco.
-
To nie to, że jestem zazdrosna – odezwała się. – Bardzo się
cieszę, że są szczęśliwi. Naprawdę.
”I
cóż powiem w tej ciszy: że kocham
pył
zostanie ze skrzydeł motyla...”
- grało cicho Radio.
-
Ja tylko... też chciałabym być szczęśliwa – wyszeptała
Hermiona. – Wiem co wszyscy mówią: Hermiona Granger, dziewczyna,
którą bardziej interesują książki niż chłopcy.
„Ale
książki też mogą być fajne” – wtrącił Draco
entuzjastycznie. – „Jest taka szczególna półka, w Dziale Ksiąg
Zakazanych i tam... eeee... zapomnij. To był tylko sen. I właściwie
nie mój, tylko Zabiniego. A w ogóle to lepiej zejdźmy z tego
tematu”.
-
A ja kocham książki, ale... jestem żywym człowiekiem. Wiktor był
słodki...
„Jeśli
lubi się facetów, którzy chodzą jak KACZKI! On w ogóle jest
bardziej ptakiem niż człowiekiem”.
-
Ale nie byłam nim zainteresowana w ten sposób. A Ron, cóż, kocham
Rona, oczywiście, ale on jest taki nieprzewidywalny, i potrafi być
taki zazdrosny. Nie podobało mu się, że nadal pisujemy do siebie z
Wiktorem. Nie mógł się z tym pogodzić.
„Nikt
nie powinien...” – uspokajał ją Draco. - „Zaraz, co?! Nadal
pisujecie do siebie z tym kaczym kuprem? Czyś ty zgłupiała
kobieto?!”
„I
znów
będą wieczory samotne
i
znów będzie ptak gadał dziwaczny...”
-
Lubię Neville’a, ale szczerze mówiąc... Wiem, że nie jestem
zbyt ładna, ale... Czy naprawdę nie ma nikogo, kto... Ja po
prostu... chciałabym kogoś mieć.
„Zrywać
kwiaty znów będą czyjeś ręce
w
oczach które pokochać pragnąłem...”
Draco
spojrzał na Hermionę. Leżała przytulona do poduszki. Patrzył na
jej słodką, owalną, smutną twarz, na ciepłe błyski w jej
brązowych, półprzymkniętych oczach. Nawet jeżeli była
nieszczęśliwa, wciąż była dobrą dziewczyną i bardzo ładną, i
inteligentną, no i może trochę zbyt niewinną.
Sprzeczała
się o Numerologię, stworzyła ten ruch ochrony skrzatów, chociaż
nikt inny się nimi nie przejmował, złościła się i właściwie
nawet go uderzyła z powodu jakiegoś głupiego zwierzaka, płakała
przez Edmunda-Cholernego-Baddocka i miała takie delikatne ręce.
I...
było coś jeszcze...
Och,
wielki Merlinie.
„A
te cienie któż zmyje sprzed oczu ...”
“Masz
mnie” – wyszeptał Draco. – “Jeśli... Jeśli tylko
zechcesz”.
Hermiona
uśmiechała się łagodnie w przyćmionym świetle lampki.
-
No cóż, mam ciebie, prawda, Puszku?
Zasnęła,
oddychała głęboko, miarowo i och... jej oddech brzmiał tak
spokojnie wśród nocnej ciszy pokoju.
„Na
to wygląda” – powiedział do siebie poruszony Draco, wpatrując
się bezmyślnie w ciemność.
„Twoje
usta rzeźbione są zmierzchem
„Księżyc
zaszedł za oczy bezdźwięcznie...”**
*
Na
nieszczęście, Gryfońskie Bachanalia miały daleko większy zasięg
i dużo poważniejsze konsekwencje. Nie ograniczyły się tylko do
tego, że wszyscy zostali w szkole, chcąc spędzić święta ze
swoimi misiami-pysiami i iść na Bal Bożonarodzeniowy. Dumbledore
starał się dostarczać swoim uczniom coraz tonowych rozrywek, więc
Impreza odbywała się corocznie, od wznowienia rozgrywek Turnieju
Trójmagicznego.
W
każdym razie, stały się przyczyną kłopotów, z jakimi musiał
zmierzyć się Draco.
Ronowi
nagle przyszło do głowy, że Draco czuje się samotny, więc
postanowił zeswatać go ze szczurzycą Hanny Abbot!
Puchońska
szczurzyca! To nieludzkie!
Wstrętna,
brązowa, pospolita, zezwierzęcona szczurzyca.
Która
miała straszną ochotę na Draco.
Draco
nie mógł jej za to winić, ale było to absolutnie niemożliwe -
Malfoyowie byli bardzo wybredni. Jeśli jednak szczurzyca chciała
jednego z nich, powinna wyglądać u swoich
drzwi wujka Hannibala.
Bleeeee.
Draco
długo nie mógł zapomnieć tych chwil, gdy czując na plecach
gorący oddech szczurzycy, pędził po podłodze w szaleńczych
podskokach, krzycząc: „Pomóż mi Weasley, ty stuknięty
szajbusie!” i jak w rozpaczliwej próbie ucieczki usiłował
wskoczyć Longbottomowi do łóżka.
Tylko
interwencja Rona powstrzymała Draco przed wrzaśnięciem “Żegnaj
okrutny świecie” i rzuceniem się z Wieży Gryffindoru.
Cała
ta żałosna sprawa miała jednak swoją dobrą stronę. Longbottom
był tak oczarowany Hanną, że nawet właśnie teraz był w trakcie
pisania do niej listu miłosnego.
Longbottom
i Puchonka!
Niech
ktoś pomyśli, co może się z tego urodzić!
Draco
rozciągnął się wygodnie na kolanach Hermiony i doszedł do
wniosku, że w sumie to nie jego problem. Hermiona siedziała przy
ogniu, trzymając w zasięgu jego pyszczka filiżankę z kawą, którą
co jakiś czas go częstowała. Harry czasami wyciągał rękę i
drapał go za uszami.
Ron
siedział
pogrążony w pracy nad pisaniem zadania z eliksirów. Dzięki Draco,
który co jakiś czas zaglądał mu przez ramię i szeptał do ucha
podpowiedzi, szło mu bardzo szybko.
-
Zaczynam to łapać! Naprawdę, zaczynam to łapać! – krzyczał
triumfalnie Ron w przerwach pomiędzy pisaniem.
Pozostawało
mu tylko współczuć.
Ale
Draco zaczął znacznie bardziej współczuć sobie, kiedy odkrył,
że skończyła się kawa i grozi mu hypokofemia. Wystarczyło jednak
jedno słowo, a wyjątkowo podatny na sugestię Longbottom
błyskawicznie rozwiązał ten problem
-
Ahahahaha! Wszyscy nieświadomie jesteście moimi niewolnikami” –
zarechotał Draco, sącząc świeżą porcję kawy.
Na
obliczu opiekającego nad ogniem kromkę chleba Harry`ego ukazał się
nieświadomy uśmiech. Podobny pojawił się na twarzy
zaczytanej Hermiony.
Było
tak ciepło i... okropnie oczywiście, ale naprawdę, tak...
przytulnie.
Pokój
wspólny Slytherinu był inny.
Draco
ziewnął. Ron zerwał się od stołu.
-
Puszek jest wykończony. Zresztą ja też. Idziemy do łóżka.
“Nie
możesz się doczekać, żeby być ze mną sam na sam Weasley” –
ponuro skwitował Draco.
-
Ooooo, ja go dzisiaj wezmę, Ron – sprzeciwiła się Hermiona.
-
Ciągle go bierzesz! – narzekał Harry. – To ja się nim
opiekowałem, kiedy Ron był chory. Mnie też lubi, wiesz?
„No,
dalej!
Pobijcie się o mnie” - zagrzewał ich Draco. - „Poczuję się
wtedy taki wyjątkowy!”
-
Przepraszam, ale to mój szczur! – stwierdził Ron w myśl
przysłowia „mówiły jaskółki, że niedobre są spółki” i
opuścił pokój, triumfalnie unosząc Draco.
Draco
znowu ziewnął.
To nie były w sumie... złe dzieciaki. Żadne z nich nie było złe.
Właściwie
to prawie... lubił ich wszystkich.
Nawet
tego wielkiego rudowłosego gamonia, który obejmował go nieco zbyt
mocno i brał sobie do łóżka.
Draco
nie przeszkadzały pieszczoty. Nadal był rozgrzany i trochę
rozleniwiony... nie zauważył nawet, gdy w sypialni pojawiła się
reszta chłopców.
Było
mu... błogo. Błogo jak dziecku, pieszczonemu przez rodzica.
Nie
żeby jego rodzice okazywali uczucia. Nie byli przytulaśnymi typami.
I właściwie nigdy o to nie dbał, ale...
To
nie było... nieprzyjemne.
Czuł
się prawie... szczęśliwy.
-
Wiesz, Puszku – wymamrotał Ron sennie. – Wszystko tak wspaniale
się układa, odkąd cię znalazłem. To tak... jakbyś przynosił
szczęście. Mój szczęśliwy, magiczny
szczurek... To cudowne.
“Rumienię
się przez ciebie” – wymruczał Draco. – “Hmm... pod
futerkiem”.
-
Dobranoc – wyszeptał Ron i pocałował go w czubek głowy.
Draco
miał właśnie zauważyć, że to niehigieniczne, i że Hermionie na
pewno by się to nie podobało, i że osobiście za tym nie przepada,
ale...
Poczuł
nagły, silny ból promieniujący z krzyża, aż do końca każdego
włoska na jego futerku; rozlewający się po całej skórze i
przeszywający ciało. Zwinął się w spazmie agonii, skurczył w
cierpieniu, zacisnął pięść i...
Zacisnął
pięść?
Od
kiedy to miał...
W
ciemności ujrzał błyszczące, rozszerzone z przerażenia oczy
Rona. Wydawały się o wiele mniejsze niż ostatnio.
Och
nie! Cholera!
Obaj
chłopcy w tym samym momencie uświadomili sobie straszliwą prawdę.
Draco
Malfoy leżał nago w łóżku Rona.
Obaj
wrzasnęli.
I
stała się światłość.
*heteryk
– heteroseksualista.
**„Rzeźbione
zmierzchem” - Muzyka Grzegorz Turnau, słowa Kazimierz Mikulski
Rozdział
siódmy
Humilitus*
Totalus
I
stał się chaos.
W
mgnieniu oka, dormitorium Gryffindoru zamieniło się w pandemonium.
Ze
wszystkich stron dobiegały przerażone głosy.
-
To Malfoy! – zawył Neville Longbottom i zanurkował pod łóżko.
-
Ron! Powiedz, że to nie TO! – krzyknął Seamus Finnigan
histerycznie.
-
Och Merlinie – powtarzał Dean Thomas żarliwie. – Och
Merlinie... Och Merlinie...
Harry
wyglądał jak spetryfikowany. Jego twarz zastygła w maskę
przerażenia.
-
Dawaj prześcieradło! – wrzasnął Draco rozdzierająco. –
Natychmiast!
Ron
po prostu siedział i wpatrywał się w Draco jak cielę w malowane
wrota.
-
Puszek? – wykrztusił w końcu. – Puszek?
Seamus
zaczął się trząść.
-
Proszę, proszę, żeby to tylko nie było imię tego zwierzaka...
-
Och Merlinie! – powiedział Dean jeszcze żarliwiej.
-
Próbuj dalej Thomas, jestem pewien, że kiedyś w końcu cię
usłyszy. – Draco ściągnął prześcieradło z łóżka Rona i w
końcu okrył swój wstyd. Widocznie jednak nie dość szybko.
Gryfoni nadal nieprzyzwoicie
wlepiali w niego oczy.
Jakby
wciąż był nagi.
-
Malfoy...? – odezwał się w końcu Harry.
Draco
spojrzał na niego i zauważył, że chłopak jest strasznie blady.
-
Nie musisz mdleć, Potter. Nie zamierzam wepchnąć ci różdżki do
gardła.
-
A komu? - w głosie Seamusa zabrzmiała panika.
-
Och Merlinie – jęknął Dean.
Wszyscy
nadal gapili się na Draco, który zaczął zawiązywać w pasie
prześcieradło.
Zacznij
myśleć. Zacznij kombinować.
Po
pierwsze: Znowu jestem człowiekiem. To dobrze. To zdecydowanie
dobrze.
Po
drugie: Jestem w Wieży Gryffindoru. Niedobrze, bardzo niedobrze. A
nawet jeszcze gorzej.
Po
trzecie: Byłem nagi w łóżku Weasleya. Mogę się myć i myć, a i
tak nie będę czysty. I nigdy nie pozbędę się etykietki, którą
mi przylepią.
Po
czwarte: Ubranie.
Muszę zdobyć jakieś ciuchy.
-
Coś ty zrobił! – wydarł się Ron i rzucił się na Draco, który
skupiony na swoich rozważaniach, kompletnie się tego nie
spodziewał.
Zaskoczony
Draco zwalił się na ziemię jak kłoda. Ron skoczył na niego i
zaczęli tarzać się po podłodze.
-
To niedźwiedzie zaloty! – ton głosu Seamusa wskazywał, że
chłopak znajdował się w stanie silnego wstrząsu emocjonalnego. –
Brutalne gry wstępne, oni...
-
Seamus! – przerwał mu Harry ostro. – Nie pomagasz.
Widocznie
jednak szok spowodował u Seamusa chwilową głuchotę.
-
On na nim siedzi, on go zmusza do...
-
Och Merlinie – Dean zaciął się niczym zdarta płyta.
-
Złaź ze mnie! – wydyszał Draco, który zaczynał obawiać się o
całość okrywającego go prześcieradła. – To wszystko twoja
wina, Weasley. Gdybyś mnie nie pocałował...
Po
piąte: Czy ja to powiedziałem?
Po
szóste: Tak.
Patrz:
Thomas – Och Merlinie!
-
Och, proszę – jęknął Seamus. – Tylko bez szczegółów.
Błagam was.
-
Seamus! – wycharczał Ron. – Chyba nie myślisz, że ja... Nie
wyobrażasz sobie, że ja...
-
Spokojnie, jestem pewien, że można znaleźć jakieś rozsądne
wyjaśnienie i zupełnie niewinną przyczynę tego, że byłeś... w
łóżku z nagim Malfoyem – zaczął słabo Harry. – Ja... Ja...
To musi być rodzaj jakiejś zbiorowej halucynacji. Och, tak! Na
pewno wzięliśmy przypadkiem jakieś leki.
-
Może ty sobie wziąłeś, ale mnie w to nie mieszaj! – prychnął
Draco.
Najwyraźniej
jakaś dziwna wizja pojawiła się w skołatanym mózgu Seamusa i
zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że Gryfon spadł z łóżka.
-
Niewinne... – wyszeptał Harry nieprzytomnie. – Och, żebym mógł
znaleźć choć jedną...
-
Malfoy ubrany w prześcieradło, Ron nie chce z niego zejść... Ron
cały spocony, oszalały, opanowany żądzą... – mamrotał
siedzący na podłodze Seamus, kiwając w tył i w przód.
-
Na wrota Azkabanu, Finnigan, powinieneś częściej wychodzić –
podsumował Draco. – A ty Weasley, powinieneś ze mnie zejść!
Albo Cho dowie się o wszystkim.
Ron
spojrzał na niego z niewymownym zdumieniem.
-
Skąd wiesz...
A
potem, prawie nieświadomie, ale ku olbrzymiej uldze Draco, Ron w
końcu spełzł z niego.
Draco
wstał, poprawił prześcieradło i spojrzał na obecnych z
wyższością, w typowo ślizgońskim stylu. Wiedział, że ta
wyniosła, pogardliwa mina robi znacznie większe wrażenie, kiedy
jest ubrany. To był jeden z warunków do uzyskania pełnego efektu.
-
Malfoy! – oprzytomniał Harry, a w jego głosie obudziły się w
końcu Bohaterskie Nuty Sprawiedliwego Gniewu. – Żądam wyjaśnień!
Co robiłeś w łóżku Rona?!
-
Tylko nie opowiadaj
zbyt obrazowo – poprosił Seamus.
-
Nic nie robiłem! – odparł Draco ostro.
Od
strony Seamusa dobiegł gulgot, coś jakby „I bez szczegółów”.
-
Słuchajcie, to proste. Byliśmy w łóżku... nie, zaraz... potem
mnie pocałował... chwilę, to było później, po tym jak... moje
ubrania zostały w łazience... ale to nieważne i... swoją drogą,
nie miałem ich na sobie od wieków...
-
Och Merlinie!
-
Zamknij się, Thomas. A potem popchnął mnie na podłogę i rzucił
się na mnie, ale czekajcie... wcale nie miałem na myśli...
opuściłem to ze szczurem...
-
I zwierzęta! Jak mogłeś, Ron! – zaskowyczał Seamus.
-
Nie, nie, spokojnie, wszystko w porządku. To nie tak. Nigdy
wcześniej nie byłem w łóżku Rona... to znaczy spaliśmy razem od
tygodni... kiedy nie spałem z Harrym albo z Hermioną... O słodki
Voldemorcie! Czy nikt mnie nie powstrzyma?!
Po
raz pierwszy w życiu, Draco Malfoy poczuł, że stracił władzę
nad własnym językiem.
Rozejrzał
się i ujrzał zszokowane, pobladłe twarze, na których malował się
wstręt.
-
No – podsumował
inteligentnie. – Mam nadzieję, że już wszystko jasne. A teraz
pozwolicie, że już nigdy nie wrócimy do tego tematu.
-
Malfoy, jesteś zupełnie obłąkaną, najpodlejszą, najbardziej
kłamliwą, nagą istotą – stwierdził Harry z głębokim
przekonaniem.
-
Muszę
iść pod prysznic! – wykrzyknął nagle Ron.
-
TY musisz iść pod prysznic? – rzucił Draco. – Wyobraź sobie,
że przez kilka tygodni całe twoje mycie sprowadza się do
wylizywania.
-
Och... łeeee... – przerażenie Seamusa sięgnęło w końcu pułapu
i chłopak zaczął emitować dźwięki nie słyszalne dla innych.
-
Co się stało z twoimi włosami? – dopytywał się Neville, który
siedząc pod łóżkiem, nie nadążał widać za rozwojem sytuacji.
Draco
zaczął podejrzewać najgorsze. Krew zastygła mu w żyłach, a na
karku poczuł krople
zimnego potu.
Jego
włosy! Były nie wyszczotkowane! Bez żelu! Były zaniedbane!
Jak
on wyglądał! Stojąc przed Gryfonami!
Miał
dość tego wszystkiego. To, że był goły, to jedno. Ale to, że
był tak strasznie zapuszczony, to było zupełnie co innego!
-
Idę
do domu – ogłosił.
-
Och, dzięki Merlinie – powiedział Dean, urozmaicając nieco
formułkę.
-
Nigdzie nie idziesz! – wrzasnął Ron.
Z
ust Seamusa wyrwał się jęk zgrozy.
-
Słuchaj, nie możesz tak... czekaj... byłeś w moim łóżku! –
krzyknął Ron. – To znaczy... ukradłeś mi szczura! Molestowałeś
seksualnie! Zhańbiłeś!
-
Chciałbyś – prychnął Draco.
-
Malfoy – wtrącił ostro Harry. – Musisz to wyjaśnić. Myślę,
że jesteś nam coś winien.
Wstał.
Draco mógłby mu powiedzieć, że przybranie władczej postawy,
kiedy jest się ubranym jedynie w przymały dół od piżamy, wygląda
dość dwuznacznie, ale biorąc pod uwagę, że sam był tylko
owinięty prześcieradłem, wolał zachować milczenie.
-
I dostaniecie wszystko, na co zasługujecie – odpowiedział
spokojnie. – Jutro.
Nie
powinien był tego robić. Ale do diabła, był przecież Malfoyem,
nie mógł się powstrzymać.
To
wszystko przez geny.
Mrugnął
do Rona zalotnie.
-
Do zobaczenia, kochanie.
Wychodząc
z dormitorium, usłyszał zbiorowy jęk wydobywający się z ust
Gryfonów i uśmiechnął się pod nosem. Uśmiechnął się jeszcze
szerzej, kiedy dotarł do niego zalękniony głos Longbottoma:
„Poszedł sobie?”
Jego
uśmiech zgasł dopiero, gdy uświadomił sobie, że powinien był
wyprosić, albo zwinąć jakieś ubranie.
A
niech to! Miał na sobie tylko prześcieradło.
Och,
Salazarze, proszę, spraw, żebym na nikogo nie wpadł!
Pewnie
wyglądam jak ostatni błazen.
*
Hermiona
sięgnęła po książkę, którą zostawiła wcześniej w pokoju
wspólnym, podniosła głowę i zobaczyła go.
Stał
u szczytu schodów, jak promień księżyca rozjaśniając mrok nocy
swą srebrzystą poświatą; niczym miecz gwiezdny, pałający zimnym
płomieniem; podobny perłowej plamie światła. Włosy, jasne jak
kędziory niewinnego dziecięcia, kaskadą loków opadały mu na
szyję oraz policzki. Wypełnione lekkim zaskoczeniem, oczy lśniły
blaskiem klejnotów, mieniących się w bezdennej toni szarości.
Wyglądał jak posąg greckiego boga, wykuty ręką renesansowego
mistrza - każdy detal jego twarzy był idealnie ukształtowany i
precyzyjnie dopracowany. Zarys szczęki i kości policzkowych zdawał
się być gładzony diamentowym ostrzem. Formowane w ciągu wielu
wieków przez pokolenia arystokracji, nos, policzki i czoło
odznaczały się tymi samymi eleganckimi liniami, co ornamenty
zdobiące najwytworniejsze siedziby książąt.
Jego
skóra miała barwę najbielszego alabastru, a kolor ten jeszcze
wyraźniej podkreślał obrys sylwetki, będący kompozycją konturów
szyi, klatki piersiowej i ramion. Stworzony z doskonałej harmonii;
kuros rzeźbiony dłutem Pigmaliona; kwintesencja siły zamknięta w
formie kruchej, niczym drogocenny kryształ. Kunsztownie żłobione
wklęsłości u podstawy długiej szyi, cudownie wysklepione
obojczyki i proste, wspaniale toczone ramiona, były ucieleśnieniem
absolutu piękna.
Śnieżna
tkanina miękko opływała krzywiznę jego bioder. Ten stój zdawał
się być stworzony tylko dla niego; podkreślał ulotność tej
magicznej chwili, migoczącej srebrnymi refleksami, niczym drżący
płomień świecy.
Zmrużyła
oczy porażona tym księżycowym światłem i skupiła wzrok, aby z
tych rozmytych ekstatycznym doznaniem estetycznym, opalizujących
kawałków, złożyć obraz.
I
rozpoznała w końcu jego twarz. To był...
Draco
Malfoy.
Cholera
jasna!
Hermiona
podskoczyła, jakby użądliła ją sklątka.
-
Malfoy!
Zszedł
ze schodów, przytrzymując prześcieradło z nonszalancką gracją
młodego imperatora.
Zaraz...
Prześcieradło?!
Draco
starał się łagodnie uśmiechać, co w jego wykonaniu wyglądało
bardzo, bardzo dziwacznie.
-
Hermiono...
W
jego ustach brzmiało to tak nienaturalnie, że Hermiona musiała
pomyśleć dobrych kilka minut, zanim zdała sobie sprawę, że to,
co przed chwilą usłyszała, to jej imię, i że zwracano się
właśnie do niej.
-
Co ty tu robisz? Co to ma znaczyć? Dlaczego wychodzisz z ...
sypialni chłopców... w gryfońskim prześcieradle? Po co tam
poszedłeś? Nie, nie odpowiadaj... Malfoy, nie było cię ponad
miesiąc! Wszyscy myśleli, że zaginąłeś!
Malfoy
bezradnie wzruszył ramionami.
-
Hm... Słuchaj, jest coś, o czym muszę...
-
Brałeś coś? – spytała ostro Hermiona. – Rzucałeś urok na
Harry`ego? Stosowałeś Niewybaczalne? Masz... romans... z Nevillem
Longbottomem?
Malfoy
prawie wyskoczył z prześcieradła.
-
Ej, ej, to niewybaczalne insynuacje! Stać mnie na coś lepszego niż
Longbottom! – był wyraźnie zdegustowany. – Mam nadzieję, że
mógłbym liczyć przynajmniej
na Deana Thomasa.
-
Czy to było wyznanie?
-
Eeeeeeej! – Malfoy zaczął głęboko oddychać, żeby się
uspokoić. – Absolutnie nie! Co ty? Czytasz pornosy ukryte w
okładce Historii Hogwartu? Bo jak na taką zdeklarowaną kujonkę,
to masz bardzo lubieżne myśli. Najpierw fascynacja profesorem
Lok-lordem, a teraz...
Hermiona
zakryła usta dłonią.
-
Wiedziałam, że powiesz coś ohydnego, Malfoy.
-
Cieszę się, że cię nie rozczarowałem.
-
Ale... zaraz... Skąd wiesz, że czytałam Historię Hogwartu?
Malfoy
zrobił
przebiegłą minę. Hermiona była zadowolona, widząc ten tak
normalny, znajomy wyraz twarzy.
-
Hmmm... a jest ktoś, kto jej nie czytał?
-
Cóż Malfoy, nie sądziłam, że potrafisz czytać.
-
Hej, nie wszystkie moje oceny są wynikiem czarowania nauczycieli
moimi pięknymi oczami – szydził. – Nie mam tyle czasu. Jeśli
zaś chodzi o Flitwicka... to nie mam tyle samozaparcia.
Hermiona
nigdy nie zwracała uwagi jak Malfoy radzi sobie w szkole.
Aczkolwiek, biorąc pod uwagę wiedzę, którą wykazywał się na
eliksirach i numerologii... poza tym, wcale nie była tym
zainteresowana.
Potem,
niczym pokaz sztucznych ogni Filibustera, błysnęła jej w głowie
myśl. Natychmiast musiała coś wyjaśnić.
-
A tak w ogóle skąd wiesz, że podobał mi się Profesor Lockhart?
Nie żeby to była prawda, oczywiście – dodała szybko. – I
nadal nie wytłumaczyłeś swojego zniknięcia i tego... stroju...
-
Eeee... umm... a jest ktoś, komu nie podobał się profesor
Lockhart?
-
Co ty masz z tym kimś?
I dlaczego właśnie wychodziłeś z sypialni chłopców? Zaczynam
dochodzić...
Tak
naprawdę, Hermionie zaczynało to sprawiać coraz większą
przyjemność. Drażnienie chłopców wychodziło jej zupełnie
nieźle, a przyciśnięty do muru Malfoy zaczynał się miotać jak
Ron, który nie chciał przyznać, że nie odrobił lekcji.
Nagle
Draco Malfoy przypomniał sobie, że w końcu jest Draco Malfoyem.
-
Bardzo chciałbym postać sobie tutaj i przegadać całą noc –
zaironizował. – Ale to prześcieradło bardzo mnie drażni. Na
dodatek drżę na samą myśl o tym, co mogłaby sobie wyobrazić
Profesor Obrończyni-Cnoty-Niewieściej McGonnagal, gdyby wpadła tu
i zastała nas w takich strojach. Wiesz, co to by oznaczało dla
mojej reputacji?
W
tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że ubrana jest w koszulę
nocną, a biorąc pod uwagę to, że on był owinięty tylko
prześcieradłem, sytuacja wyglądała dość dwuznacznie.
Och
Merlinie, spraw, żebym się nie zaczerwieniła.
Rozpaczliwie
usiłowała odzyskać równowagę, wyglądać choć w części tak
statecznie jak Malfoy, który wydawał się absolutnie niewzruszony
faktem, że okryty jest jedynie kawałkiem pościeli. Malfoy
potrafiłby stać pewnie i z niezachwianym spokojem przeklinać
szaleńca, nawet jeśli ten zamieniłby go we fretkę i podrzucał
nim po całym pokoju.
Czasami
nie można było go nie podziwiać... głupi pacan.
-
Oczywiście – ciągnął Malfoy, a jego głos zmienił się w syk –
jeśli miałbym wybierać między plotkami o nas, a pogłoskami o
mnie i Longbotomie...
Zaczął
powoli iść w jej kierunku. Hermiona zastygła, zmrożona lodowatym
tonem jego głosu i spłonęła rumieńcem, gdy jego oczy objęły ją
gorącym spojrzeniem.
Przez
moment był tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, aby
dotknąć jego nagiej piersi.
Oczywiście,
nie miała zamiaru robić nic w tym rodzaju.
-
Malfoy, co ty robisz? – wykrztusiła.
Uśmiechnął
się do niej, w ten charakterystyczny dla Malfoya sposób.
-
Jeszcze nic. Ale poczekaj chwilę.
-
Uh... Malfoy, czy wspominałam już, że jesteś odrażający?
-
To dlatego masz takie problemy z oddychaniem?
Cholera.
-
No, Hermiona... – zaczął Malfoy miękko – A gdzie twoja
gryfońska chęć niesienia pomocy? Nie chcesz chyba, żeby
przypadkowe nadszarpnięcie cnoty Longbottoma zszargało moją
opinię?
Przysunął
się bliżej.
Hermiona
wpadła w panikę i odepchnęła go. Oczywiście, nie dało się tego
zrobić bez dotknięcia jego nagiego ciała. To był zdecydowanie
bliższy kontakt fizyczny, niż kiedykolwiek chciała mieć z
Malfoyem.
Nawiedziły
ją też jakieś dziwne, niepokojące myśli o prężących się pod
miękką skórą mięśniach, delikatnych dłoniach i niewątpliwie
jedwabistych włosach, które opadały na czyjeś oczy, ale Hermiona
złożyła je na karb szoku, wynikłego z całej tej obleśnej
sytuacji.
Malfoy
uniósł ręce w geście niewinności, który w jego wykonaniu był
równie absurdalny jak pociągający.
-
Wynoś się! – syknęła Hermiona rozpaczliwie.
Wzruszył
ramionami, wywołując tym samym denerwującą grę mięśni pod
skórą.
-
Jak sobie życzysz – powiedział i opuścił pokój.
W
chwilę po jego wyjściu, Hermiona zorientowała się, że nie
odpowiedział na żadne istotne pytanie, które mu zadała.
Cholera.
Cholera. Cholera.
*
Taaak,
stwierdził Draco, wszystko poszło idealnie.
Jeśli
planowałby najgorszy idiotyzm na całym świecie...
Akurat
kiedy znów go zobaczyła, był ubrany w prześcieradło.
Prześcieradło!
Nadal
nie mógł w to uwierzyć. Powinien właściwie cieszyć się, że
nie padła i nie zaczęła tarzać się ze śmiechu. I co go napadło,
żeby przystawiać się do tej gryfońskiej, cnotliwej dziewczyny w
skromnej koszulce nocnej... Nie dotknąłby jej nawet...
Po
prostu starał się odwieść ją od zadawania niewygodnych pytań i
poniosło go.
Och
Salazarze, pomyślał. Nie zniosę już więcej żadnej żenującej
sytuacji. Pozwól mi tylko dojść do mojego rozkosznie wygodnego
łóżka. Resztą zajmę się jutro.
-
Blaise Zabini to brzydal – wyszeptał i przejście się otworzyło.
Z
ust Malcolma Baddocka wyrwał się niecenzuralny okrzyk.
Draco
przeklął Murphy`ego i wszystkich Ślizgonów, włącznie z
profesorem Snape`em w puszystych bamboszach (ich widok nieco osłodził
Draco tę chwilę), którzy nagle pojawili się przy wejściu.
I
gapili się. Gapili...
Niektóre
dziewczęta wpatrywały się w Draco w sposób, który wzbudził nim
zaniepokojenie.
Blaise
Zabini tak intensywnie wlepiał wzrok w węzeł przytrzymujący jego
prześcieradło, że Draco wpadł w panikę.
Pansy
Parkinson rzuciła się na niego, sprawiając, że Draco poczuł się
niczym ofiara gwałtu.
-
Och, Draco! – wykrzyknęła. – Och Merlinie, tak bardzo się o
ciebie martwiliśmy!
-
Eee... to miło... uważaj na prześcieradło...
Zarzucili
go pytaniami i przyglądali mu się z wielkim zainteresowaniem.
-
Gdzie byłeś? – niecierpliwie dopytywała się Pansy.
-
Co robiłeś? – zapytał Goyle.
-
Co się z tobą działo? – chciał wiedzieć Snape.
-
Czy to prześcieradło z Gryffindoru? – Blaise był zdecydowanie
zbyt spostrzegawczy.
Draco
popatrzył na otaczające go zmartwione, pytające, zaciekawione
twarze i zdusił w sobie pragnienie natychmiastowej ucieczki.
-
Wszystko wam wyjaśnię – obiecał.
Nastąpiła
chwila wyczekującego milczenia.
-
Rano – dodał i w prawdziwie Malfoyowym stylu wymknął się,
pozostawiając za sobą zdumionych Ślizgonów.
*Humilitas
z łac. – upokorzenie
Rozdział
ósmy
„Draco
Malfoy: Powrót”
Drogi
ojcze,
Ponieważ
przerażony moim zniknięciem niewątpliwie szalałeś ze
zmartwienia, profesor Dumbledore zasugerował, abym napisał ten list
i poinformował Cię, że jestem cały i zdrowy. Rozumiem, że tylko
nawał spraw życia i śmierci, takich jak uczestniczenie w
spotkaniach śmierciożerców i bywanie na przyjęciach,
uniemożliwiły ci wzięcie czynnego udziału w poszukiwaniach mojej
osoby. Oczywiście, jako Twój syn i dobry Malfoy, nigdy nie śmiałbym
podważać słuszności twoich decyzji w tej, ani w żadnej innej
kwestii.
Przez
pewien czas znajdowałem się pod wpływem zaklęcia. Teraz, gdy
zostałem spod niego uwolniony, koncentruję się na gorliwym
poszukiwaniu jego sprawcy. Byłem ofiarą okrutnych tortur, ale
zniosłem je godnie, jak na Malfoya przystało. Nie wątpię, iż
byłbyś ze mnie dumny, wiedząc przez co przeszedłem i co byłem
zmuszony robić.
Przekaż,
proszę, moje gorące pozdrowienia Czarnemu Panu, a także matce.
Twój
syn
Draco
Malfoy
P.S.
Cała szkoła aż huczy od plotek o moim skandalicznym romansie z
Ronem Weasleyem.
Miłego
dnia.
Draco
odchylił się na krześle i przez chwilę podziwiał swoje dzieło.
Wiadomość była wystarczająco czytelna i wyrażona pięknymi
słowami.
Oczywiście,
mógł wysłać treściwego – “Pieprzę
cię, ojcze!”
– wyjca, ale uznał, że byłoby to nietaktowne.
Nagle
ożyły w nim wydarzenia dzisiejszego poranka.
Wyrwano
go ze snu o szóstej rano, a następnie zawleczono – kopiącego,
przeklinającego i mamroczącego niezliczone uwagi, że seksualna
deprawacja ma wpływ na zły nastrój o poranku – do gabinetu
Dumbledore’a.
Profesor
McGonagall była strasznie sfatygowana, gdy w końcu zostawiła go w
pokoju dyrektora.
Dumbledore
spojrzał na Draco i spokojnie zapytał:
-
Jak wyjaśnisz swoją przedłużającą się nieobecność?
Draco
milczał przez chwilę, targany wątpliwościami, które z możliwych
wyjaśnień powinien przedstawić. Część jego duszy wyła, aby
powiedzieć Dumbledore’owi, że został porwany, związany i
zmuszony seksualnego niewolnictwa. Inna dyskretnie sugerowała, że
powinien opowiedzieć jak przechodził śmierciożerczą inicjację i
jak został naznaczony mrocznym znakiem w miejscu, o którym głośno
się nie wspomina.
Mała
cząstka jego jestestwa chciała wyznać, że był zajęty ocalaniem
świata w iście Harro-Potterowskim stylu, ponieważ poczuł nagle,
że jego obowiązkiem jest chronić niewinnych. Potem mógłby
patrzeć jak staruszek umiera na serce.
Ostatecznie
zrobił coś, co na wieki wieków okryło hańbą imię Malfoyów.
Powiedział
całą prawdę.
-
Byłem szczurem – wyznał.
Widok
miny Dumbledore’a był czymś, co Draco postanowił przechowywać w
pamięci niczym największy skarb.
A
Gryfoni byli przekonani o
jego nieomylności... pomimo, że do jego świętych zwyczajów
należało opuszczanie swoich uczniów w największej potrzebie i
zatrudnianie kolegów Voldemorta w charakterze nauczycieli.
Draco
opowiadał długo, z detalami, ilustrując wszystko bardzo wymownymi
gestami.
Nie,
nie ma pojęcia, kto mu to zrobił. Nie, nie wie w jaki sposób ktoś
doprawił Eliksir Wielosokowy, żeby zmienić jego działanie. Nie,
naprawdę nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego tańczył.
Tak,
bardzo stara się mówić tonem skrzywdzonego dziecka.
Draco
nie miał pojęcia dlaczego opowiada o tym wszystkim akurat
dyrektorowi. Przecież nigdy nie lubił tego człowieka – podobnie
jak Dumbledore nie lubił Draco, odkąd miał z nim pierwszy kontakt.
Ale... nie było nikogo innego, komu mógłby o tym wszystkim
powiedzieć.
Jedynym
pocieszeniem było to, że Dumbledore podczas całej rozmowy
marszczył brwi, widząc jego typowo Malfoyowate zachowanie.
-
Jak sądzę, panie Malfoy, za to wszystko obwinia pan Gryfonów? Może
pan Weasley majstrował coś przy eliksirze? – podsumował
dyrektor.
Draco
potrząsnął głową.
-
Na sto cholernych procent - nie!
-
Och?
-
Żadne z nich nie miało z tym nic wspólnego!
-
Naprawdę?
Draco
spojrzał na Dumbledore’a. Oczy starego człowieka były szeroko
otwarte i wypełnione czystą niewinnością.
Draco
nagle zaczął podejrzewać, że ktoś tu go nabiera.
Skrzywił
usta w drwiącym uśmiechu.
-
Czy naprawdę sądzi pan, że Weasley jest na tyle inteligentny, żeby
udało mu się zrobić cokolwiek z eliksirem?
Dumbledore
wstał z błogim uśmiechem na obliczu.
-
Panie Malfoy, rozmowa z panem była prawdziwą przyjemnością. Jeśli
kiedykolwiek poczuje pan potrzebę spotkania się ze mną, proszę
się nie krępować. Czy wspominałem już, że przypomina mi pan
jednego z moich dawnych uczniów?
-
Och, jakie to wzruszające – zadrwił Draco. – Pewnie
zreformowanego śmierciożercę, profesora Snape’a? Rany, cóż za
zaszczyt. Już widzę wszystkie błędy swojej młodości. Będzie
pan moim nowym mistrzem?
Zawiesił
na moment głos.
-
A mojej higienie osobistej nic nie można zarzucić, wielkie dzięki
– prychnął.
-
Myślałem raczej o panu Blacku – odparł Dumbledore.
-
Och... Co?! Przypominam panu tego mordercę? Nie powinien pan ten
sposób mówić do uczniów! To niezbyt budujące. “Widzę, przed
panem wspaniałą przyszłość, panie Malfoy – w Azkabanie!”
Jakież to typowe dla prawych ludzi. Trochę oszukuję w quidditchu i
od razu wszyscy wytykają mnie pacami szepcząc “Oszust, zakała
Hogwartu, nałogowy śmiercioholik!”, a ja tylko...
...stoję
tutaj...
...wrzeszczę
na dyrektora i wygrażam mu pięściami...
...i
jestem na najlepszej drodze do wydalenia ze szkoły.
-
Eeee... najmocniej pana przepraszam, dyrektorze. Ta cała szczurza
sprawa była... dla mnie traumatycznym przeżyciem. Po prostu, ech...
po prostu zapomnijmy o tym, dobrze? Eeee...
Draco
puścił Dumbledore’a i ostrożnie wygładził zmięty przód jego
szaty.
Dyrektor
wyciągnął do niego rękę.
-
Jak już mówiłem, rozmowa z panem była prawdziwą przyjemnością,
panie Malfoy.
Ten
akt pokory nie poprawił nastroju Draco. Spojrzał na wyciągniętą
rękę i wymownie skrzyżował ręce na piersiach.
Zmierzył
Dumbledore’a zimnym spojrzeniem.
Mężczyzna
nadal się uśmiechał!
Draco
odwrócił się i wyszedł.
W
chwilę później drzwi otworzyły się ponownie i pojawiła się w
nich zmierzwiona blond czupryna.
-
I widziałem zdjęcie Blacka i jego koszmarnych włosów – dodał
Draco. – Ty draniu!
Kiedy
usłyszał, że Dumbledore się śmieje, z całej siły trzasnął
drzwiami.
Draco
miał ochotę trzasnąć kolejnymi drzwiami, kiedy oddawał list
swojemu puchaczowi, Burkowi. (Kiedyś usłyszał jak ktoś krzyczał
„Bierz ich Burek, zabij!” i bardzo mu się to spodobało.)
W
tym momencie do pokoju wspólnego weszli Crabbe i Goyle.
Draco
spojrzał na nich i wyszczerzył zęby w szerokim, radosnym uśmiechu.
-
Tak się cieszę, że was widzę – wycedził – moi drodzy
przyjaciele.
Crabbe
i Goyle zgłupieli.
Ale
nikt nie był na tyle głupi, żeby, widząc Malfoya w tym
szczególnym „odkryłem-nowe-sposoby-straszliwych-tortur”
nastroju, nie poczuć nieodpartej chęci znalezienia się w innej
galaktyce.
Draco
wstał, objął ich za szyje i zaczął ciągnąć w stronę
dormitorium.
Ściskał
ich przy tym bardzo czule i po przyjacielsku, co spowodowało, że
twarze obu chłopców przybrały barwę fioletową, a z ust zaczął
dobywać się charkot.
-
Chodźcie, usiądziemy sobie razem i przeprowadzimy męską rozmowę
na temat znęcania się nad zwierzętami – kusił, a jego oblicze
jaśniało najbardziej niewinnym i najczarowniejszym uśmiechem,
nadającym mu wygląd szatańskiego ministranta.
Zawlókł
ich do sypialni i zamknął za sobą
drzwi.
Bierz
ich Puszek, zabij!
Jego
uśmiech był słodki i zabójczy jak trucizna.
-
Pogawędźmy sobie.
*
-
Ciiiicho, Ron – uspokajała chłopca Hermiona. – Wiem że to było
okropne, ale zjedz sobie pysznego tościka i nie myśl już o tym.
Ten zły człowiek cię tu nie dosięgnie.
Ron
ostrożnie podniósł ukrytą w ramionach głowę.
Draco
Malfoy przechylił się pomiędzy Lavender i Parvati, żeby sięgnąć
do stołu Gryffindoru.
Głowa
Rona opadła na blat.
-
Okłamałaś mnie – oświadczył stłumionym głosem, patrząc z
wyrzutem na Hermionę.
-
Malfoy! – syknęła oburzona. – Idź stąd!
Draco
uśmiechnął się do niej anielsko.
-
Przyszedłem tylko po swoją kawę.
-
Twoją... czy zdajesz sobie sprawę, że Seamus Finnigan jest na
środkach uspokajających? – zapytała tonem oskarżenia.
Malfoy
roześmiał się perliście i beztrosko. Lavender i Parvati
westchnęły chóralnie.
-
Nie? Poważnie?
Hermiona
była już przyzwyczajona do widoku cherubinowych loków Malfoya i
dokładnie wiedziała jak bardzo ten śliczny chłopiec potrafi być
wredny. Prychnęła tylko i odwróciła wzrok.
Kiedy
Malfoy zabrał ze stołu kawę, Ron zerwał się z krzesła i złapał
go za szatę.
Draco
spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem i pogardą.
-
Tak?
-
Czy nie powinieneś mi czegoś wyjaśnić? – warknął Ron.
Jedna
z jasnych brwi
uniosła się ku górze.
-
Cóż, faktycznie. Kiedy mówiłem, że będę cię traktował z
atencją również rano, kłamałem.
Połowa
Gryfonów zaczęła się krztusić.
Hermiona
chwyciła Rona za ramię.
-
Nie zabijaj go...
-
Jestem taki wzruszony. Nie sądziłem, że ci na mnie zależy.
-
...bo cię wywalą ze szkoły – dokończyła nieporuszona Hermiona.
-
Żądam wyjaśnień – denerwował się Ron. – Przecież po coś
tu przyszedłeś...
Malfoy
z łatwością uwolnił się od Rona.
-
Tylko po to – odparł unosząc filiżankę z kawą i... ups! cóż
za niezręczność... strategicznie wychlapał kilka gorących kropli
napoju. Czule poklepał Rona po twarzy. – I żeby się z tobą
przywitać, kochanie.
Hermiona
zawisła całym ciężarem na ramieniu Rona.
Malfoy
odwrócił się, nadal głośno się śmiejąc.
I
stanął
twarzą w twarz z Ginny i Harrym, którzy właśnie weszli do
Wielkiej Sali.
Oczy
Harry’ego zabłysły i przyjął postawę bojową – bohater,
gotowy na walkę ze złem.
W
oczach Malfoya zamigotały złośliwe iskierki.
-
Och, zakochane gołąbeczki – zagruchał. – Powiedz Harry,
zacząłeś już pisać swoją walentynkę? Co powiesz na „Jej oczy
są brązowe jak peklowana ropucha nie pierwszej świeżości”?
Twarze
Ginny i Harry’ego zgodnie przybrały szkarłatny odcień.
Chwileczkę,
pomyślała Hermiona. Od kiedy to Malfoy mówi Harry’emu
po imieniu?
Rozbawiony
Malfoy odpłynął w kierunku swojego stołu, gdzie Ślizgoni
powitali go jak bohatera.
Książę
Slytherinu powrócił.
Jednak
było coś co... zastanawiało Hermionę. Tak, nadal był Malfoyem,
nadal był denerwująco złośliwym, złotoustym, hardym nicponiem,
który przechadzał się jak paw, przekonany, że cały świat należy
do niego. Nadal był irytującym dupkiem, o języku ostrym jak
maczeta.
Ale...
czegoś w tym wszystkim brakowało.
Jakby...
złej woli.
Malfoy
śmiał się z czegoś przy swoim stole i Hermiona rozpoznała w tym
śmiechu czyste rozbawienie, żartobliwy ton, coś takiego, co
usłyszała w nim przed chwilą.
Zupełnie,
jakby nadal prowadził jakąś grę.
Pytanie
brzmiało: jaką grę?
Jej
spojrzenie napotkało jego chłodne, szare oczy. Malfoy mrugnął do
niej porozumiewawczo.
Bezczelny
hultaj.
*
Tego
wieczoru, przy kolacji, Dumbledore wstał od stołu i ogłosił, co
przydarzyło się Draco Malfoyowi.
-
Pan Malfoy – oznajmił – znajdował się pod wpływem zaklęcia.
To oburzający akt agresji i godne potępienia usiłowanie przejęcia
kontroli nad niewinnym dzieckiem.
Wszystkie
oczy zwróciły się na niewinne dziecko, które aktualnie obejmowało
jedną ręką Pansy Parkinson, drugą Blaise Zabiniego i miało minę,
jakby właśnie odkryło sposób w jaki został popełniony grzech
pierworodny i zamierzało go z rozkoszą popełnić kolejny raz.
Hermiona
była przekonana, że zrobił to specjalnie.
-
To gorszący delikt użycia czarnej magii – kontynuował Dumbledore
– i jego sprawca musi zostać ukarany. Nie pozwolę na takie ataki
w mojej szkole. Nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek tutaj nastawał
na życie innej osoby. Jeśli ktoś posiada informacje, mogące pomóc
w rozwiązaniu tej sprawy, powinien się przyznać, albo stanie się
współwinnym niewybaczalnego przestępstwa.
Kiedy
wszyscy spoważnieli, uśmiechnął się i wyciągnął z zanadrza
zwinięty pergamin.
-
Pan Malfoy zwrócił się do mnie z prośbą, abym przeczytał ten
list, który jest eee... wyrazem jego uczuć. Jest adresowany do jego
napastnika. Brzmi następująco:
„Pożałujesz,
że się w ogóle urodziłeś. Dopadnę cię i wypruję ci flaki, a
potem owinę je wokół drzewa tak, że w końcu pękną jak cienka
nitka. Urwę ci przyrodzenie, usmażę na wolnym ogniu, a następnie
każę ci je zjeść z dodatkiem ostrego sosu. Rozszarpię cię atom
po atomie i nagram twoje wrzaski, aby odtworzyć je potem twoim
rodzicom, a na koniec namówię Blaise Zabiniego, żeby rozpuścił o
tobie obsceniczne plotki. Nie będę miał litości, tak jak ty nie
będziesz miał przede mną ucieczki. Lepiej od razu wypraw sobie
pogrzeb - oszczędzisz wszystkim czasu i kłopotu. Dziękuję za
uwagę.”
Hermiona
rozejrzała się wokół. Na wszystkich twarzach malował się
zachwyt lub przerażenie.
Nikt
nie mógł pozostawać obojętny na wielki styl Draco Malfoya.
Wiedziała o tym bardzo dobrze. Harry usiłował ignorować go przez
kilka lat - bez powodzenia. Draco nie mógł grać drugich skrzypiec,
nie dawał obsadzać się w drugoplanowych rolach.
W
całym Hogwarcie nie było osoby, która by go nie znała.
Pierwszoroczni pytali kim jest, niemal zaraz przybyciu do szkoły.
Każdy był w stanie dać im odpowiedź i nigdy nie było to rzucone
obojętnym głosem imię i nazwisko. Nieważne, czy mówili „To
Draco Malfoy, kompletny palant” czy „To Draco Malfoy. Czyż nie
jest wspaniały?” - obie reakcje w pełni oddawały sprawiedliwość
jego nieprzeciętnemu charakterowi.
Hermiona
zawsze uważała, że jest strasznie denerwujący. Jednak nagle zdała
sobie sprawę, że na całej Sali nie ma osoby podobnej do niego, tak
jak on nie był podobny do nikogo z obecnych.
Oczywiście,
pomyślała, Hitler też był nieprzeciętny i miał silną
osobowość.
Wyjątkowość
Malfoya nie oznaczała, że nie był czarnym charakterem.
-
Pan Malfoy – dodał Dumbledore, a jego oczy jak zwykle zamigotały
tak, jakby wiedział o czymś, o czym inni nie mieli pojęcia –
prosił także, żebym w jego imieniu podziękował Gryfonom, którzy
traktowali go niezwykle dobrze, gdy pozostawał wśród nich.
Przy
stole Gryfonów zapanował straszny chaos.
Harry
i Ginny zaczęli głośno pytać, co to mogło oznaczać. Dean w
ostatniej chwili zapobiegł straszliwej zbrodni, powstrzymując Rona
przed rzuceniem się w kierunku stołu Slytherinu. Lavender i Parvati
chichotały histerycznie. Neville zanurkował pod stół,
najwyraźniej przekonany, że to zapowiedź kolejnego diabolicznego
planu Malfoya.
Hermiona
milczała, stojąc nieruchomo pomiędzy rozhisteryzowanymi Gryfonami
i patrzyła na stół Ślizgonów.
Wszyscy,
oprócz Malfoya, wrzeszczeli.
Siedział
tam, spokojny; z rękami skrzyżowanymi na piersiach i z wysoko
uniesioną głową; przyglądając się zamieszaniu, którego był
sprawcą, zuchwale i z rozbawioną miną; gotów stawić czoła
całemu światu.
Uczniowie
powoli uspokajali się, aż w końcu oczy wszystkich zwróciły się
na niego.
Malfoy
wstał i skłonił się wokół.
Ogarnął
wzrokiem zdumione twarze, a wyglądał przy tym, jakby ledwo
powstrzymywał się od głośnego śmiechu. Zamiast tego jednak
obdarzył wszystkich typowym dla niego, drwiącym uśmiechem i
opuścił salę.
Należało
się nad tym poważnie zastanowić.
*
Sensacyjne
przemówienie Dumbledore’a wywołało w wieży Gryffindoru ogromne
zamieszanie. Następnego dnia, Hermiona z utęsknieniem czekała na
rozpoczęcie lekcji numerologii, na której nie było innych
Gryfonów. Gdyby usłyszała jeszcze jedną wariację na temat
Malfoya, której motywem przewodnim była fraza
„Jak-ja-nienawidzę-tego-dupka”, prawdopodobnie zaczęłaby
krzyczeć.
Oczywiście,
Malfoy także chodził na numerologię. Zawsze jednak zajmował
miejsce z dala od niej, tak, że rozdzielało ich morze głów
Krukonów i przeważnie ograniczał się do pyskówek na poważne
tematy, ściśle związane z przedmiotem zajęć.
Hermiona
miała nadzieję, że w klasie się zrelaksuje.
Z
całą pewnością, nie spodziewała się tego...
Draco
Malfoy zdążył rozłożyć już swoje notatki i siedział teraz w
ławce, opierając swoją jasną głowę na książce
do numerologii.
Draco
Malfoy siedział w JEJ ławce!
Rozpierał
się tak, jakby to była rzecz najnormalniejsza w świecie; jakby
miał do tego pełne prawo, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że
to JEJ ławka!
Rozpromienił
się na widok Hermiony.
-
Cześć – odezwał się. – Pomyślałem, że razem będzie nam
raźniej.
-
Nie jestem głupia, Malfoy – powiedziała powściągliwie, kładąc
książki na blacie. – Wytłumacz mi, co tutaj robisz, a potem
znikaj.
Spojrzał
na nią. Jego szare oczy srebrzyły się i lśniły niczym
zwierciadła, które odbijały udoskonalony obraz jej samej. Obraz,
jaki Lustro Ain Eingarp pokazałoby komuś, dla kogo najważniejszą
w świecie rzeczą jest uroda.
-
Próbuję zwrócić twoją uwagę - wyjaśnił spokojnie.
Hermiona
stała i gapiła się na niego, dopóki do sali nie weszła profesor
Vector. Wtedy błyskawicznie wślizgnęła się swoje miejsce.
Zaraz
potem uświadomiła sobie, że siedzi w ławce z Malfoyem.
Do
jasnej, ciężkiej cholery.
-
No to ci się udało – syknęła. – Zawsze udaje ci się to
udaje, prawda? Tak samo, jak na trzecim roku, gdy uderzyłam cię w
twarz... tego właśnie chcesz?
-
Na wrota Azkabanu, Granger, ty bestyjko – wymruczał Malfoy.
Hermiona
starała się swoim wybuchem wściekłości nie przeszkadzać innym.
Zniżyła
głos i siliła się na spokój.
-
Malfoy.
Czego ty właściwie chcesz?
-
Och, no wiesz. Wody kolońskiej o zapachu skoncentrowanych męskich
feromonów. Imperium, którym mógłbym władać. Haremu pełnego
najpiękniejszych kobiet Wschodu – na moment zawiesił glos i
uśmiechnął się. – A, i pokoju na świecie.
-
Pytałam poważnie!
-
Proszę o spokój, panno Granger – zwróciła jej uwagę profesor
Vector. – Możecie sobie z panem Malfoyem szeptać czułe słówka
po mojej lekcji.
Hermiona
spurpurowiała. Malfoy przybrał minę niewiniątka i zagłębił się
w książce.
I
to, ku oburzeniu Hermiony, było wszytko. Malfoy nie starał się już
jej denerwować, ani rozmawiać z nią – co właściwe wychodziło
na to samo. Wyglądał na kompletnie zaabsorbowanego numerologią.
A
jego twarz jaśniała zadowoleniem. Zbyt mocno.
Przyciągał
uwagę, jak pojedynczy punkt, błyszczący na horyzoncie. Hermiona
próbowała skupić się na Wzywaniu Wyników, ale jego
wcale-nie-aż-tak-przystojna twarz, o zdecydowanie zbyt jasnej cerze
tak ją dekoncentrowała, że w końcu zupełnie się pogubiła, a
Wyniki zaczęły jej tańczyć przed oczami.
Jedyną
rzeczą, która rozpraszała Draco, był pojedynczy kosmyk jasnych,
lśniących włosów, który ciągle opadał mu na oczy. Za każdym
razem odgarniał go coraz bardziej niecierpliwym ruchem.
Pod
koniec tej najgorszej lekcji numerologii
wszech czasów, wstał i natychmiast, chyba po raz tysięczny, musiał
odsunąć irytujący pukiel włosów.
Przewrócił
oczami.
-
Muszę je obciąć. To beznadziejne.
-
Och, i znowu będziesz nakładał tonę żelu? To dopiero
beznadziejne – prychnęła Hermiona. - Tak
jest o wiele lepiej.
Powinna
była sobie odgryźć język.
Malfoy
uniósł brwi.
-
Będę miał to na uwadze, Granger. Czuję się mile połechtany.
Uśmiechnął
się znowu, a Hermiona poczuła nieodparte pragnienie, żeby go
trzepnąć.
Powoli
odwrócił się i odszedł.
Hermiona
zapragnęła nagle poszukać jakiegoś Gryfona i w końcu normalnie
porozmawiać.
Jak
ja nienawidzę tego dupka.
*
Draco
usłyszał kiedyś, że w każdym człowieku toczy się wewnętrzna
walka pomiędzy jego Dobrą i Złą stroną.
Przyjrzał
się temu zagadnieniu ze wszystkich stron i doszedł do wniosku, że
istotą sprawy jest stopniowanie opisowe. Na przykład, w przypadku
Harry’ego Pottera walczącymi stronami były Dobry-Harry i
Czasem-Nachodzi-Mnie-Ochota-Zwinięcia-Ciasteczka-Harry.
Draco
nazwał swoje Zły-Draco
i Straszny-Sukinsyn-Draco.
Zwykle
działali wspólnie i zawsze sprzymierzali się przeciw innym.
Teraz
był trochę skłócony ze sobą i z nimi. Przypuszczał, że to
wszystko przez zły wpływ Gryfonów.
Nie
pozwolił Złemu-Draco zabawiać się z nieodpowiednimi dziećmi.
Przestał
też wypowiadać na głos jego myśli.
-
Cześć Draco – zagruchała Pansy, gdy przechodził przez pokój
wspólny.
-
Odczep się, nie podobasz mi się.
No
dobrze, dobrze, w każdym razie, czasem
pomijał je milczeniem. Ale jednak.
Draco
zamknął się w swojej łazience i otworzył swój sekretny schowek.
Wypadająca z niego lawina produktów do pielęgnacji włosów niemal
go zabiła.
Draco
przysiadł na umywalce i spojrzał na otaczające go morze butelek.
–
Cóż za człowiek posiada taką masę produktów do pielęgnacji
włosów, że jej ciężar przekracza wagę jego ciała?
– zapytał Zły-Draco.
–
Taki, który dba o siebie. Poza tym, spójrz na efekty!
- pospieszył z odpowiedzią Staszny-Sukinsyn-Draco.
Tak,
ale...
Czy
warto było się tak starać przez cały ten czas? Owszem, jego włosy
lekko, leciutko kręciły się na końcach. I co z tego? Czy
ktokolwiek zwracał na to uwagę?
”Tak
jest o wiele lepiej...”
Draco,
ty beznadziejny idioto, co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz z tą
dziewczyną?
Draco
obrócił się i stanął oko w oko z lustrem.
-
Cześć przystojniaku, tęskniłem za tobą – powiedziało
zwierciadło.
Draco
był już znużony tym całym melodramatem. No, pięcioma minutami
tego melodramatu. Ślizgoni zdecydowanie preferowali skomplikowaną
intrygę i podstępne działanie.
Jak
wiadomo, Gryfoni woleli czystą akcję.
Nie,
żeby właśnie tak chciał się zachowywać, ale...
W
tym momencie mogłoby to przynieść choć małą, niewielką ulgę.
Draco
zważył butelkę w dłoni.
A
potem zaczął rzucać.
Ciskał
butelkę za butelką na dziedziniec pod oknem; miotał nimi z dziką
pasją, a potem z satysfakcją przysłuchiwał się odgłosom
rozbijającego się o kamień szkła.
Nagle
usłyszał głośny skrzek i zaraz potem lament Argusa Filcha:
-
Ktoś rzucił czymś w mojego kota!
Draco
rzucił
się na podłogę.
Do
łazienki wszedł zdezorientowany Crabbe. Draco wskazał na okno.
Crabbe
podszedł i wychylił się.
-
Ty! To ty! – zawył Filch. – Zabiję cię za to!
Crabbe
osłupiał i struchlał.
Draco,
krztusząc się ze śmiechu, wyczołgał się z łazienki.
Gdy
tylko wyprostował się i wszedł do pokoju wspólnego, znowu dopadł
go ten bezsensowny melodramatyczny nastrój.
W
przeciwieństwie do tego, w co wierzyli Gryfoni, Ślizgoni nie
spędzali swojego całego wolnego czasu na składaniu Czarnemu Panu
ofiar z małych puszystych zwierzątek. Blaise, Pansy i Goyle grali w
karty.
Tak,
owszem, to był rozbierany poker. Ale jednak poker.
Ślizgoni
- Draco pochlebiał sobie, że jeśli o to chodzi, był jedynym
ekstra wyjątkiem - nie mieli serc z czystego zła. Byli zabójczo
lojalni wobec siebie. Zdawali sobie sprawę z tego, że inne Domy
sprzysięgły się przeciwko nim.
Szeptali:
„mroczni czarodzieje”, „lepszy każdy inny Dom niż Slytherin”,
„banda oszustów”.
Tak,
ale jednak ktoś stworzył ten dom, by stworzyć najbardziej
morderczych przyjaciół. Tiara Przydziału widocznie zapomniała o
tym wspomnieć.
Draco
był usatysfakcjonowany posiadaniem takich kolegów, a tych, z
których nie był zadowolony, wykorzystywał w inny sposób. Bardzo
tęsknił za nimi wszystkimi, gdy był w wieży Gryffindoru.
Ale...
W
tych lochach było cholernie zimno.
A
bogato rzeźbione krzesła były strasznie niewygodne.
Draco
zapatrzył się w ogień.
No
cóż. Przynajmniej jestem bardzo przystojnym bohaterem tragicznym.
*
Hermiona
rozejrzała się po pokoju wspólnym, wyraźnie skonsternowana.
Gryfoni
byli – nie można było w inny sposób tego określić –
przybici.
Harry
i Ginny pogrążyli się głęboko w leniwej konwersacji i rumienili
się, krążąc wokół krępujących tematów. Seamus nadal nie do
końca odzyskał równowagę i trochę niespokojnie kiwał się w tył
i w przód.
Dean
Thomas zabrał z pokoju swoją gitarę i przeglądał nuty do
melodii, którą kiedyś planował uświetnić następny występ
Puszka. Wyglądał na zbyt przygnębionego, żeby zagrać choć jeden
akord.
Parvati
i Lavender
pocieszały się pustymi kartonikami po mleku.
Neville
zrobił kawę i strapiony wpatrywał w kubek napoju, którego nie
znosił.
To
chyba przez tę pogodę, pomyślała Hermiona. Na zewnątrz jest
wilgotno i mglisto, prawdopodobnie dlatego wszyscy mają takie ponure
nastroje. Pewnie dlatego też pokój wspólny wydawał się taki...
pusty, pozbawiony... iskry życia.
Ron
siedział z głową ukrytą w ramionach.
-
Może powinieneś iść do łóżka – zasugerowała delikatnie
Hermiona.
-
Nie! – na twarzy Rona widniało przerażenie. – Nigdy więcej nie
położę się w tym łóżku! To łóżko jest przeklęte, zostało
skalane! To łóżko musi zostać spalone!
-
Eeee... Masz rację... - pocieszająco położyła rękę na ramieniu
Rona.
-
I nie mogę sobie poradzić z tym zadaniem z eliksirów! – krzyknął
Ron. – Dlaczego to wszystko nagle stało się takie trudne?
-
Nie mam pojęcia.
-
I dlaczego wszystko jest takie nudne? – denerwował się Ron. –
Co się ze wszystkimi dzieje?
Rona
zbyt łatwo było przejrzeć. Nie mógł ukryć swoich uczuć przed
innymi, nawet jeśli ukrywał je sam przed sobą.
-
Ron, tego nikt nie wie – uspokajała go Hermiona. – To nic złego,
że tęsknisz...
-
Za nim? – wrzasnął Ron, reagując zbyt emocjonalnie jak na
bezpodstawny zarzut. – Tęsknić za tym perfidnym łotrem?! Za tym
wężem w skórze szczura? Wcale za nim nie tęsknię, ja...
Głosy
wokół Rona powoli zamierały, cisza stawała się coraz głębsza,
gęstniała, aż w końcu zapadło głuche milczenie. Zdumieni
Gryfoni wpatrywali się w punkt ponad jego ramieniem. Wszyscy
czekali, co się zaraz zdarzy.
A,
faktycznie, było na co czekać.
-
Powinniście częściej zmieniać hasło – wycedził Draco Malfoy.
– Bo inaczej mógłby tu wejść jakiś perfidny łotr.
A
wszyscy chłopcy mówią: kiedy on stąd pójdzie?
A
dziewczęta mówią: Merlinie, kiedy on tu przyjdzie...
Rozdział
dziewiąty
Mój
przyjaciel Draco
Hermiona
była osobą, która każdy przedmiot studiowała bardzo szczegółowo.
Najdokładniej
studiowała oczywiście księgi, ponieważ były one tym, co kochała
najbardziej.
Tylko
dwóch chłopców kochała na tyle, żeby gruntownie zgłębić
tajniki ich osobowości - Harry`ego i Rona znała już praktycznie na
pamięć. Poza tym żywiła ciepłe uczucia w stosunku do kilku
innych osób - ciemne strony ich psychiki analizowała z tą samą
skrupulatnością, z jaką wczytywała się w przypisy – taką
osobą był na przykład profesor Lupin.
Jak
do tej pory znalazł się tylko jeden człowiek, któremu przyglądała
się z wielką uwagą wyłącznie dlatego, że go nie lubiła.
Owszem,
profesor Snape był personą wyjątkowo antypatyczną, ale nie
zatruwał jej życia. Crabbe’a i Goyle’a dało się przejrzeć
bardzo szybko. Byli prości niczym książeczki dla dzieci –
krótkie słowa i nieciekawa treść.
Draco
Malfoy był inny.
Gdyby
był książką, przypominałby pewnie jeden z tych potwornych
podręczników Hagrida – niemożliwy do przeczytania i często
bardzo złośliwy. Jeśli z wielkim trudem udawało się go w końcu
otworzyć i rzucić okiem do wnętrza, wydawało się ono pełne
sprośnych treści, niezrozumiałych zdań spisanych zatrutym piórem
i pozostawiało w przekonaniu, że istota rzeczy została zakodowana.
Próbowała
go rozszyfrować, bo ten drań cały czas ich prześladował. Z
codziennych obserwacji wynikało, że jest próżny, złośliwy i
zdecydowanie zbyt przystojny, żeby mogło mu to wyjść na dobre.
Czytając jednak między wierszami, dowiedziała się kilku innych
rzeczy.
Ten
chłopak był ekshibicjonistą.
Był
zepsuty do szpiku kości. Jeśli chciał czyjejś uwagi, po prostu
przyciągał ją przemocą. Harry nie musiał się starać o to, żeby
ludzie go dostrzegali i zawsze wprawiało go to w zakłopotanie. Ron
rozpaczliwie pragnął znaleźć się w centrum zainteresowania, ale
nie miał pojęcia jak do tego doprowadzić i jak się potem
zachować.
Draco
Malfoy potrafił sprawić, że każdy go znał; był w stanie przykuć
wzrok wszystkich obecnych, a kiedy na niego patrzyli, przyodziewał
się w ich spojrzenia z nonszalancją godną wielkiego księcia
zakładającego jeden z setek swoich płaszczy.
Hermiona
pamiętała, jak żywiołowo kpił z Harry`ego przy stole Slytherinu
i jak jego wystąpienie przyciągnęło uwagę Krukonów i Puchonów.
Nie mogła zapomnieć tej chwili, gdy zaczął odczytywać artykuł
Rity Skeeter i lżył Harry`ego, a na dźwięk jego donośnego głosu
obróciły się ku niemu wszystkie twarze. Nadal rozbrzmiewał jej w
głowie ten ton, którym wabił tłumy, zawsze i wszędzie.
Wiedziała, że swoją osobą Draco jest w stanie przyćmić
wszystko. Cokolwiek by nie robił – udawał, że został
śmiertelnie raniony przez hipogryfa, drwił głośno z walentynek
czy po prostu przechadzał się po szkole w ten szczególny
To-Wielki-Zaszczyt-Dla-Ziemi-Że-Kalam-Nią-Me-Stopy sposób -
skupiał na sobie całą uwagę.
Właśnie
tak jak teraz, gdy stał w pokoju wspólnym i z wyraźnym
rozbawieniem przyglądał się osłupiałym Gryfonom.
-
Malfoy! – wybuchnął Ron, wychodząc nagle ze stuporu. – Co ty
tu robisz?
Ślizgon
zwrócił się do Rona.
-
Cóż, miałem nadzieję, że złapię Pottera pod prysznicem i
poprzytulam się trochę do niego – ironizował. – Mam zamiar
zaliczyć po kolei wszystkich chłopców z Gryffindoru, nie
wiedziałeś?
W
głębi pokoju rozległ się rumor. Kilka osób spojrzało w tę
stronę.
-
Jak mogłeś, Malfoy! – krzyknęła zrozpaczona Hermiona. –
Seamus jest taki wrażliwy.
-
Och, Irlandczycy
są twardzi jak skała – odparł Malfoy lekceważąco. – Nic ich
nie dobije. Poznałem paru zeszłego lata.
-
Lavender! – syknęła Hermiona.
-
Co? Ach... – Lavender z trudem oderwała wzrok od Malfoya i
pospieszyła na pomoc swojemu chłopakowi.
Seamus
upadł i nawet nie próbował wstać. Leżał na podłodze popiskując
słabo i bełkocząc coś niezrozumiale.
-
Więc, nie ma dzisiaj szans na Pottera? – dopytywał się Malfoy. –
Kto więc zaspokoi moje przemożne pragnienie posiadania własnego
gryfońskiego termoforu? Ostrzegam, bez tego nie pójdę spać.
Dzięki, Longbottom.
Na
szczęście dla zdrowia psychicznego wszystkich zainteresowanych,
Malfoy nie wyrażał Neville’owi swojej wdzięczności za
zgłoszenie się na ochotnika do roli termoforu.
Zaskoczony
Neville spojrzał
na swoje puste ręce. Przyczyną jego zdumienia mógł być fakt, że
kawa, którą trzymał, zniknęła, lub też to, że Malfoy właśnie
mu podziękował.
Draco
napił się kawy i powiódł niewinnym spojrzeniem po twarzach
otaczających go osób.
Zafascynowani
Gryfoni
wpatrywali się w niego z otwartymi ustami.
Jakby
był co najmniej noworocznym pokazem sztucznych ogni Filibustera,
pomyślała Hermiona, zirytowana.
Najgorsze
jednak, że cała ta sytuacja była dużo bardziej interesująca od
snucia tęsknych wspomnień o szczurze.
Malfoy
podszedł do kominka i wyciągnął się przed nim wygodnie; zupełnie
jakby był u siebie w domu. Hermiona oczekiwała, że ktoś (khem,
Ron, khem) zareaguje i wywali (albo wykopie) go stamtąd. Widocznie
jednak, jego absolutnie bezwstydnie, bezceremonialne zachowanie
spowodowało chwilowy niedowład mięśni u większości Gryfonów.
Na
dodatek zdradziecki kot Hermiony błyskawicznie usadowił się na
brzuchu Malfoya, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć głośno
jak Hogwart Express.
Połowa
dziewcząt w pokoju patrzyła na zwierzaka z szaloną zazdrością.
-
Krzywołapek! – wrzasnęła Hermiona.
Malfoy
uniósł brew.
-
Masz kłopoty z nazywaniem rzeczy po imieniu, prawda Hermiono? Biedny
kotek. Dobry kotek. Tak, jesteś ślicznym kotkiem.
I
pomyśleć, że nadszedł dzień kiedy Hermiona zobaczyła jak Malfoy
pieści jej kota!
Aczkolwiek
ze sposobu, w jaki to samo zdanie wypowiedział Harry, można by
wnioskować, że chłopcy ujrzeli coś znacznie bardziej potwornego.
-
Lubię koty – mówił Malfoy łagodnym głosem. Sprawiał przy tym
wrażenie, jakby był zupełnie nieświadomy faktu, że wszyscy
obecni gapią się na niego. – Krzywołapek i ja mieliśmy okazję
poznać się dość dobrze, gdy byłem szczurem. Jest świetnym
gawędziarzem. Słyszeliście o jego nieszczęsnej pomyłce, która
zdarzyła się, gdy spotkał profesor McGonagall w jej animagicznej
postaci?
W
tle rozległy się szepty i chichoty, więc Hermiona w końcu
zareagowała.
-
Zmyślasz, Malfoy – prychnęła wściekle.
-
Czy te oczy mogą kłamać ? Chyba nie. Czy ja mógłbym...
Hermiona
zakrztusiła się ze złości.
-
Zupełnie jak w M jak Miłość – szepnęła nagle Lavender do
Parvati. – Wiesz, wtedy jak Piotr wrócił do domu i zastał Madzię
i Kamila razem.
Podekscytowany
Malfoy chwycił krzesło i usadowił się między nimi.
-
Madzia i Kamil są razem? – zapytał. – A co z Pawłem?
-
Paweł zamieszkał w klubie, razem z Piotrkiem – odparła Parvati,
nieco zakłopotana.
-
Ale Piotrek jest z Kingą! – zawołał Malfoy, wyraźnie poruszony.
-
Dziwisz się? Przecież Kinga zdradza go z Adamem – wyjaśniła
rozsądnie Parvati, z rosnącym entuzjazmem.
-
To Adam nie sypia z Olą?
-
Tak, ale też ją zdradza. A Madzia musiała wyjść za Saszę, bo
chciała studiować psychologię.
-
Ach, więc to dlatego jej ojciec znalazł u niej w pokoju męską
bieliznę! A tyle się nagłowiłem, skąd ona ma nagle tyle
pieniędzy.
Kiedy
Hermiona wybłagała pozwolenie na posiadanie telewizora, żeby
oglądać wiadomości ze świata mugolskiego, nie spodziewała się,
że jej koleżanki z pokoju uzależnią się od popapranych mydlanych
oper.
A
już na pewno nie podejrzewała, że uzależni się od nich Malfoy.
Wszyscy
obecni obserwowali jak Malfoy z wielkim zaangażowaniem, żywo
gestykulując, dyskutuje na temat obscenicznych, wyuzdanych związków.
Cóż,
wszyscy wiedzieli, że Ślizgoni uwielbiają tego rodzaju rzeczy.
Ron
stęknął z obrzydzeniem i wrócił do bezmyślnego gapienia się w
zadanie z eliksirów.
Malfoy
niebezpiecznie przechylił się na krześle i zajrzał mu przez
ramię.
-
Musisz dodać do tego skórę boomslanga – łaskawym tonem udzielił
mu wskazówki. – Inaczej umrzesz.
-
Nie potrzebuję
twojej pomocy – zdenerwował się Ron.
-
Owszem Weasley, potrzebujesz jej bardzo. Jesteś żywym przykładem
słownikowej definicji wyrazu „nieporadny”.
-
I przestań mi przeszkadzać!
-
Och, za nic nie chciałbym być przeszkodą na twojej drodze
szkolnych niepowodzeń.
-
Zostaw Rona w spokoju – prychnęła Hermiona, a Seamus histerycznie
przytaknął – i powiedz, co ty tu właściwie robisz?
-
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, pani – odparł Malfoy. –
Przyszedłem aby się zemścić. I aby wynieść stąd tyle trofeów
myśliwskich, ile tylko zdołam.
Gryfoni
osłupieli.
Draco
doszedł do wniosku, że to u nich dość częsty stan.
-
Reasumując – powiedział, wyraźnie uszczęśliwiony. – To ja
byłem szczurem. Tra la la... I kto by się tego spodziewał po małym
Draco? Tak czy inaczej, spędzałem czas w otoczeniu moich sług,
haremowych niewolników i... och, zapomniałbym... śmiertelnych
wrogów. Hm... to dość skomplikowane.
-
Może Ślizgoni w końcu doszli do wniosku, że muszą się ciebie
pozbyć – zasugerowała Hermiona. – Świetnie ich rozumiem.
Malfoy
zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym co powiedziała.
-
Nie – powiedział pewnym głosem. – My, Ślizgoni, jesteśmy
szczerymi i prostymi ludźmi. Po co zawracać sobie głowę
transfiguracją, skoro istnieje coś takiego jak morderstwo
doskonałe?
Właściwie,
im dłużej Hermiona go słuchała, tym bardziej zaczynała jej się
podobać ta druga opcja.
Malfoy
rozparł się na krześle i przeciągnął leniwie. Wszystkie kobiety
w pokoju wyciągnęły szyje, żeby mieć na niego
lepszy widok.
Hermiona
rzuciła Ginny potępiające spojrzenie. Ginny wzruszyła ramionami.
No
naprawdę, rude to wredne jędze.
-
Trochę się tutaj pokręcę – stwierdził Draco radośnie. –
Wniosę nieco słońca do waszego ponurego życia. Przyozdobię ten
niegustownie urządzony pokój wspólny. I będę knuł plany
zniewolenia i torturowania jednego z was.
Ręka
Deana Thomasa drgnęła nerwowo, trącając struny – gitara
zareagowała, wydając wyjątkowo nieharmonijny akord.
Podekscytowany
Malfoy zerwał się z krzesła.
Hermiona
była zła na siebie, że nie uszło jej uwadze, z jakim wdziękiem
to zdobił. Doszła do wniosku, że nikt w tych czasach nie potrafi
już w tak wyrafinowany i pełen gracji sposób poderwać się z
krzesła.
-
Oooo! To mugolski instrument? Taki, na którym można grać mugolską
muzykę? Taki jak mają Butelsi?
Hermiona
pomyślała, że błędnie wypowiedział nazwę zespołu.
Dean
ostrożnie skinął głową.
-
Wspaniale! – ucieszył się Draco. – Naucz mnie jak sprawić,
żeby wydawał dźwięki.
*
I...
tak się zaczęło.
Parvati
i Lavender bujały w różowych obłokach, odurzone oparami
szczęścia. Ginny (Jędza!) wyglądała, jakby się nieźle bawiła.
Dean wydawał się niemal zaprzyjaźniony z Malfoyem. (Nigdy nie ufaj
gitarzyście.) Neville został jego chłopcem na posyłki.
Harry
był zszokowany, a Ron modlił się z zamkniętymi oczami, żeby to
wszystko już się skończyło. Seamus brał Prozac, który
przysyłali mu z domu.
Hermiona
go obserwowała.
Malfoy
rozkładał się w jej sypialni i, leżąc w otoczeniu
rozchichotanych dziewcząt, z zafascynowaniem oglądał kolejne
odcinki „M jak miłość”.
Włączenie
muzyki powodowało u niego atak wariackiego szczęścia.
Radośnie
zwinął Deanowi gitarę i nauczył się na niej grać w ciągu
tygodnia. Potem absolutnie nie zgodził się jej oddać.
Kiedy
zauważył plakaty Deana, torturował postaci futbolistów - wbijał
w nie pinezki, żeby zaczęły piszczeć.
Gdy
grał w eksplodującego durnia, nie starał się nawet ukryć, że
oszukuje. Nawet po setkach prób wyjaśnienia mu, co oznacza gra fair
play, nie potrafił zrozumieć, o co w tym
chodzi.
Potem
wyzwał Rona na pojedynek na szachy czarodziejów i wygrał. Przez
cały czas piał peany na swoją cześć, aż w końcu Ron zdzielił
go szachownicą.
Zwędził
Harry`emu egzemplarz „Quidditcha przez wieki”, przeczytał go od
deski do deski, a następnie zażarcie dyskutował z Harrym na temat
Zwodu Wrońskiego. W końcu wymiana zdań zmieniła się w wymianę
ciosów i przerodziła w bitwę na miotły.
Widząc
to, Seamus zaczął bełkotać o symbolach fallicznych i wybiegł z
pokoju, żeby zażyć dodatkową porcję Prozacu.
Ślizgoni
byli bardzo zadowoleni, że ich kapitan dzielnie walczy na linii
frontu, doprowadzając Gryfonów do utraty ich małych rozumków.
Hermiona
stwierdziła, że zachowanie Malfoya jest skandaliczne, i że
prawdopodobnie jest on najbardziej denerwującym człowiekiem na
całym świecie.
Była
przerażona, gdy uświadomiła sobie, że zaczyna się do niego
przyzwyczajać.
*
-
Wytłumacz mi, dlaczego paradujesz w samej bieliźnie?
Ten
nieprawdopodobnie malfoistyczne pytanie zostało zadane przez jedyną
latorośl tego przeklętego rodu. Draco - z Krzywołapkiem zwiniętym
na piersi – leżał w swoim zwykłym miejscu przy kominku. (To
szczyt wszystkiego! Żeby Malfoy miał tu swoje miejsce!)
Dean
Thomas spojrzał na swoje dżinsy, a potem, nieco zdumiony, na
rozmówcę.
-
Eeee...
brałeś Prozac Seamusa? Bo wiesz, eee... te leki czasem mogą
zaszkodzić.
-
Ale jaki odlot! – odparł Draco. – Tak czy inaczej, ten samolubny
irlandzki dupek nie pozwala mi się nawet do siebie zbliżyć.
Pytałem po prostu, dlaczego chodzisz nie ubrany?
-
Nie ubrany?
-
Jeśli chcesz, żeby kobiety na twój widok dostawały paroksyzmów
żądzy, lepiej zainwestuj w Eliksir Wielosokowy i zapłać mi
olbrzymią kwotę za kilka moich włosów.
-
Malfoy, przestań bredzić – niemal grzecznie zwrócił mu uwagę
Potter.
Czy
ktoś
w ogóle uświadamia sobie, co się tu dzieje? - oburzyła się
Hermiona w myślach. To się rozprzestrzenia i daje przerzuty! Ten
chłopak jest wysokim, blondwłosym, zabójczym, złośliwym
nowotworem.
-
Nie rozumiem o co ci chodzi – zastanawiał się Dean. – Ach...
dostałem od mamy na urodziny nowe Levisy. Chodzę w nich w pokoju
wspólnym.
Malfoy
wybuchnął tym swoim czarującym... obrzydliwym!... śmiechem.
-
Tak. Levisy. Coś takiego nie istnieje.
To
samo powiedział wczoraj o „moralności”.
To
właśnie Hermiona zorientowała się w końcu, o co mu chodzi.
-
To mugolskie spodnie – wyjaśniła. - Pamiętasz jak ludzie byli
ubrani podczas finału mistrzostw świata w quidditchu?
Najwidoczniej
Malfoyowie nie kłopotali się stosowaniem tego rodzaju wybiegów.
Hermiona przypomniała sobie czarodzieja, który na mistrzostwa
przebrał się w sukienkę. Wysoko urodzeni czarodzieje mieli
skrzywiony obraz świata mugoli.
-
Mugole chodzą po ulicach w bieliźnie? Toż to musi być
skandaliczne miejsce... pełne publicznego obnażania się i
orgiastycznych zabaw! – podsumował tęsknie Draco. – Chciałbym
to zobaczyć.
-
Nigdy nie byłeś w mugolskim świecie? – zapytał Ron, porzucając
udawanie, że nie przysłuchuje się rozmowie.
-
Oczywiście, że nigdy nie byłem w mugolskim świecie! –
poinformował go Draco wyniośle. – To absolutnie... Moi rodzice
umarliby chyba ze strachu.
Ron
wyglądał jakby mu współczuł.
-
Wiem coś o tym. Moi nawet Percy`emu nie pozwalają jeszcze chodzić
po Nokturnie.
-
Po
Nokturnie? Czarujące miejsce. Grywałem tam w kulki jak byłem mały.
-
Spreparowanymi czaszkami, jak na Malfoya przystało? – wtrąciła
Hermiona sarkastycznie.
Malfoy
uśmiechnął się rozmarzony.
-
Uwielbiam tę grę.
-
Słuchaj, ja wcale nie noszę bielizny! – krzyknął Dean. –
Ee... To znaczy chciałem powiedzieć...
-
Wygląda jak bielizna – stwierdził Draco.
-
A jaką ty nosisz bieliznę? – zapytał Harry zaintrygowany.
U
Seamusa, który właśnie wchodził do pokoju, natychmiast pojawiły
się objawy napadu lęku, z hiperwentylacją włącznie.
-
No wiesz... Normalną – odparł Draco. – Ineksprymable*.
Ron
zakaszlał.
Dean
potrząsnął głową.
-
Hej, ja nic nie mówię, że wy, Gryfoni, nosicie koszmarne
podkoszulki w hipcie, albo te bieliźniane dżinny - powiedział
Draco sucho.
-
To nie jest bielizna – prychnął Dean. – Słuchaj, to śmieszne.
Chodź do mojego pokoju. Eeee... będziesz mógł się pozbyć tych
gaci.
Zaciekawiony
Draco podążył za nim.
W
momencie, kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Seamus zemdlał i
upadł na podłogę.
Lavender
podnosiła go właśnie, kiedy Draco Malfoy wrócił, ubrany w czarny
podkoszulek i dżinsy.
Seamus
wypadł jej z rąk.
-
Ummm... Na Deanie tak nie wyglądają – wymruczała Parvati.
-
Uhm – jęknęła Lavender bliska omdlenia.
Ginny
zamknęła oczy i zaczęła żarliwie mamrotać pod nosem mantrę
„Kocham Harry`ego”. Brzmiało to dość rozpaczliwie.
Istotnie,
różnica pomiędzy chudym i nieco tyczkowatym Deanem, a szczupłym i
harmonijnie umięśnionym Draco, była olbrzymia.
Draco
spojrzał po sobie.
-
Trochę dziwnie – powiedział, pochylając głowę. Grzywa jasnych
włosów opadła mu na twarz. – Jakoś tak... nieprzyzwoicie. Co ma
swoje dobre strony, oczywiście.
Poruszał
się trochę na próbę.
-
Achhh... – jęknęła Lavender.
-
W porządku – powiedział Dean. – Teraz już wierzysz, że to nie
bielizna? No, to możesz je ściągnąć.
Parvati
wyglądała jakby przysięgała wszystkim bogom, że jeśli to zrobi,
to ona do końca życia będzie grzeczna.
-
Myślę – odparł Draco przyglądając się badawczo twarzom
dziewcząt – że na razie je zatrzymam.
-
Wyskakuj ze spodni, Malfoy!
Seamus
otworzył na moment oczy i zemdlał znowu.
-
Ponoszę je tylko trochę, tylko małą chwileczkę – przyrzekał
Draco solennie.
W
ten sposób Dean został pozbawiony spodni, podobnie jak wcześniej
gitary.
-
Hermiona? – odezwał
się Harry zaniepokojonym tonem. – Dobrze się czujesz? Jesteś
cała czerwona...
-
Tak! Świetnie! Nigdy nie czułam się lepiej! – odpowiedziała
Hermiona szybko, ukrywając twarz w książce. – Absolutnie
dżinsowo. Znaczy, morowo!
*
Podczas
obiadu dżinsy Draco wzbudziły wielką sensację.
Kilka
dziewcząt zaczęło pisać walentynki (piętnastego grudnia!). Pansy
Parkinson była zachwycona, a przy tym nieco zdumiona, że te
wszystkie ofiary z dzieci ostatecznie przyniosły efekt.
Trochę
mniej entuzjastycznie zareagowała profesor McGonagall.
-
Panie Malfoy! A cóż to za przebranie?
Malfoy
obrzucił ją kryształowo niewinnym spojrzeniem srebrzystych oczu.
-
Mój mundurek - odparł dumnie.
-
Proszę?!
-
Według przepisów, szata szkolna może zostać zmodyfikowana, w
zależności od preferencji ucznia – wyjaśnił Draco niewinnie. –
Sprawdziłem.
McGonagall
wbiła wzrok w czerń jego koszulki i spodni.
Draco
posłał jej zwycięskie spojrzenie.
Profesor
Nagle-Uderzona-Tym-Kolorystycznym-Podobieństwem-Do-Snape`a odwróciła
się z godnością i odeszła.
-
Och, jakże mój męski urok jest skuteczny – stwierdził Draco. –
Longbottom, kawa.
Jego
kawa już od pewnego czasu stała przygotowana, obok Neville’a,
który z zainteresowaniem obserwował to decydujące starcie. Chłopak
odwrócił się, by po nią sięgnąć i potrącił kubek łokciem.
Wszyscy
spojrzeli w tę stronę.
A
było na co popatrzeć.
Rozlana
na obrusie kawa niespodziewanie wypaliła w nim dziurę.
-
Wygląda na to, że jakiś gryfoński figlarz wybrał jednak opcję
morderstwa – odezwał się Draco, przerywając nieprzyjemną ciszę.
– Longbottom, inna kawa. I nie tak szatańska.
-
Eee... naprawdę zrobiłeś sobie ubranie ze szkolnej szaty? –
zapytał Neville, rozpaczliwe chcąc nawiązać dialog.
-
Czy ja wyglądam na skrzata domowego? – odparł Draco i z
niewzruszonym spokojem odszedł w stronę swojego stołu.
Hermiona,
której było niedobrze ze strachu, opanowała się na tyle, żeby
obrzucić go w końcu odpowiednio drwiącym spojrzeniem.
No
dobrze, może przy okazji nieco obmacała go wzrokiem. Tylko troszkę.
Przecież
była tylko człowiekiem.
Ale
zupełnie nie obchodziło jej, że mogło mu się coś stać. W
ogóle.
-
Chciałbym, żeby go szlag trafił – powiedział Ron.
-
Yyyy, tak – zgodziła się Hermiona. – Ja też.
*
Tego
wieczoru Draco nie pojawił się w pokoju wspólnym
Gryffindoru.
W
pięć minut po czasie, kiedy zwykle się pojawiał, wybuchła
panika.
-
To tylko mały szczurek! – krzyczał Ron. – Na pewno zrobili mu
coś strasznego!
Zrozpaczona
Lavender głośno wycierała nos w chusteczkę.
-
Nie można ufać tym Ślizgonom – ponuro stwierdził Harry.
-
To bardzo źli ludzie – wtrąciła płaczliwie Parvati.
-
Czy wyście wszyscy powariowali? – oburzyła się Hermiona. – To
Malfoy! Znany jako gwiazda Slytherinu, sprawca strasznych rzeczy, zły
człowiek, który mniej złych ludzi zjada na śniadanie!
-
Pamiętam jak wsadzał swoje maleńkie łapki do kawy – powiedział
Ron bliski płaczu.
-
I jak ruszał tym swoim noskiem – dodał Harry.
Seamus
dostał drgawek.
-
Jest taki słodki i taki bezbronny – chlipnęła Lavender.
–
Czy tu wszyscy zażywają
Prozac Seamusa?!
Ron
spojrzał na Hermionę z wyrzutem.
-
Musimy coś zrobić – odezwał się. – Harry, weźmiemy twoją
pelerynę niewidkę i pójdziemy wydostać biednego Puszka z tej
jaskini zła i rozpusty.
-
Słuchaj, skoro jest w jaskini zła i rozpusty, prawdopodobnie
wścieknie się, że mu przeszkadzacie!
-
Niektórym to na niczym nie zależy – odrzekł Ron jadowicie.
W
końcu Hermiona zdecydowała się im towarzyszyć. Nie żeby choć
trochę się niepokoiła. Ale ktoś musiał pilnować, żeby chłopcy
nie wpakowali się w jakieś tarapaty.
*
Draco
spokojnie balansował na krawędzi snu.
Jestem
małym ciasteczkiem w piekarniku, pomyślał. Słodkim, ciepłym i...
cóż, może nie posmarowanym czekoladą i bitą śmietaną, ale proś
o co chcesz.
Niektóre
rzeczy musisz zdobyć, kiedy inni nie patrzą.
Był
już bliski zapadnięcia w słodki sen, kiedy nagle zaalarmowały go
głosy, dochodzące zza drzwi. Ktoś próbował włamać się
ukradkiem, ale robił to bardzo nieudolnie.
Na
pewno nie Ślizgoni. To pewnie tylko sen.
-
Gdzie idziemy?
-
No, do jego sypialni...
-
Wiedziałam, że to był zły pomysł...
-
Spdjestd – powiedział Draco, jednakże ten wulgarny wyraz irytacji
był nieco stłumiony. Głupi sen. Dlaczego miał taki głupi sen? U
wuja Hannibala też się zaczęło od głupich snów...
Harry,
Ron i Hermiona
wtargnęli do pokoju.
A
potem miał halucynacje na jawie...
-
O, cześć Malfoy – przywitał się Harry. – Eeee.... przyszliśmy
tylko sprawdzić czy żyjesz.
Zaraz,
ta debilna przemowa musiała wyjść z ust Gryfona.
Draco
chwycił kołdrę i podciągnął ją pod brodę.
-
Hermiona! – krzyknął przerażony. – Wyjdź stąd! Jestem nie
ubrany!
Harry
popatrzył na niego.
-
Przecież masz na sobie całkiem przyjemną piżamę – zdziwił
się.
-
No właśnie!
Hermiona,
którą dziwnie rozproszył widok uroczo... znaczy, koszmarnie!
rozczochranego, odzianego w piżamę Draco, w końcu pozbierała się
i obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.
-
Gdzie byłeś młody człowieku? – zapytała głosem nie znoszącym
sprzeciwu.
-
Och, nie! – błagał Draco. – Mówisz zupełnie jak profesor
McGroźna. Bolała mnie głowa, więc się położyłem. To
prawdopodobnie najbardziej niewinna rzecz, jaką w życiu zrobiłem.
Co wy tu robicie?
-
Eeee...
-
Martwili się o ciebie – wyjaśniła oschle Hermiona.
-
Och, ty też tu jesteś – odciął się Harry.
-
Martwiliście się... – powtórzył Draco matowym głosem.
-
Cóż, to niebezpieczne miejsce – mruknął Harry.
-
A ja jestem niebezpiecznym człowiekiem – powiedział zadowolony z
siebie Draco. – I mieszkam tu prawie siedem lat! Głupki.
Draco
nie mógł uwierzyć w
takie brednie.
Bo
to brednie. Zaraz się zemści, aż im w pięty pójdzie.
-
Wiecie co? Jesteście żałośni – kontynuował radośnie. – Nie
możecie wytrzymać beze mnie jednej nocy? Cóż to za nagłe
szaleństwo na moim punkcie?
Harry,
nie kryjąc obrzydzenia, myślał oczywiście nad szczerą
odpowiedzią.
-
Chyba... i nie myśl, że nie biorę pod uwagę tej twojej
wypowiedzi... możliwe, że po tej całej szczurzej sprawie i w
ogóle, poniekąd polubiliśmy cię... jakby... trochę –
zakończył.
Stalowe
oczy Ślizgona rozszerzyły się ze zdumienia.
-
Och.
Draco
zaniemówił, a Hermiona chciała wykorzystać tę rzadką chwilę,
gdy nie mógł wydobyć z siebie głosu i podjęła próbę, aby w
jakiś w miarę wiarygodny sposób zaprzeczyć temu szokującemu
wyznaniu.
Nie
potrafiła.
Cholera.
Kiedy
wszystko inne zawodzi, postaw na umysł i instynkt. To broń
niebezpieczna i zabójcza. - No cóż, nawet jeśli cię... no wiesz
– odezwała się – musimy zadać ci kilka pytań.
Draco
był podejrzliwy.
-
To coś jak egzamin? Będę musiał przygotować jakiś projekt? –
zapytał ostrożnie.
Gryfoni
przysiedli na jego łóżku.
-
Och, czujcie się jak u siebie w domu. W ogóle nie zamierzałem iść
spać.
-
Tylko, żeby sprawdzić czy nie jesteś zły – uspokoił go Harry.
Draco
obrzucił go zdumionym spojrzeniem.
-
Co? Ja jestem zły,
Potter! Haloooo. Gdzieś ty do tej pory był?
-
Tak Malfoy, wiemy, że jesteś kłamliwym, pozbawionym moralności
dupkiem – zapewniła go Hermiona.
Draco
był wyraźnie usatysfakcjonowany.
-
Sprawdzimy tylko, czy nie jesteś sługą Czarnego Pana.
-
Malfoyowie
nie są sługami ciemności – mruknął Draco. - Malfoyowie są
oficerami w służbie złych mocy.
-
Khem... – zaczęła Hermiona. – Jeśli twój ojciec kazałby ci
czołgać się w pyle pod stopami twojego pana, zrobiłbyś to...?
-
W moim nowym ubraniu? Chyba śnisz!
-
Jeśli kazałby ci odprawić mroczny rytuał, zrobiłbyś to...?
-
Zapomnij o tym i skoczmy na drinka. Jestem za młody na takie zabawy.
-
Uważasz, że Mroczny Znak jest...?
-
Och, paskudny i zupełnie nie przerażający. Czy zło nie mogłoby
być trochę bardziej gustowne? A poza tym, cóż, czy tacy ludzie w
ogóle mogą mienić się złymi i podstępnymi? Popatrzcie na te
rzucające się w oczy, wielkie znaki na ich ramionach. Zupełnie
niepozorne, ha ha! I oni nazywają siebie Ślizgonami! Ha!
-
I ostatnie pytanie. Najważniejsze – rzekł z naciskiem Harry. –
Jeśli kazaliby ci obciąć sobie rękę na rozkaz Voldemorta...
-
Miałbym się oszpecić? Jesteś zboczonym świrem, Potter!
Gryfoni
zamilkli i spojrzeli po sobie.
-
No cóż... – podsumowała Hermiona. – Praktycznie rzecz biorąc,
zdał. Ale to są złe odpowiedzi.
Draco
dumnie wypiął pierś.
Harry
nakrył ręką jego dłoń.
-
Witamy w drużynie – oznajmił z chłopięcym uśmiechem.
-
Nie ma potrzeby, żebyś mnie dotykał, Potter – powiedział
groźnie Draco, nieco spłoszony. – To był taki żart, prawda? A
teraz, czy bylibyście tak uprzejmi i zeszli z mojego łóżka?
-
To oznacza, że teraz musisz być dobry – wyjaśnił Ron.
-
Ha! Czekaj tatka latka!
-
Albo przynamniej trochę mniej zły – ustąpiła Hermiona.
-
Czy będę mógł iść spać, jeśli się zgodzę?
-
Tak!
-
A dostanę pensję?
-
Nie!
-
Hmm... no dobrze.
-
Widzisz, Draco? – powiedział Harry serdecznie. – Czy to nie jest
przyjemne? A przecież mogło tak być od razu. Gdybyś kilka lat
temu, w pociągu, nie był takim dupkiem!
-
Nie byłem dupkiem! – oburzył się Draco. - Ten rudowłosy gamoń
wyśmiewał się z mojego imienia! Musiałem mu dać nauczkę!
Gryfoni
spojrzeli na niego ze zdumieniem.
-
Cóż, jestem nieco drażliwy, jeśli chodzi o moje imię – burknął
Draco. – Jest w szkolnym motcie, wiecie. Najpierw dali mi takie
imię, a potem kazali się tu uczyć. Rodzice potrafią być naprawdę
okrutni. Dlaczego nie nazwali mnie od razu Neville Longbottom Malfoy?
Nie musieli się aż tak wysilać...
Ron
najwidoczniej mu nie współczuł. Nieczuły typ.
-
Więc przez całe siedem lat zamieniałeś nasze życie w piekło
tylko dlatego, że jesteś przewrażliwiony na punkcie swojego
imienia?
-
My, Malfoyowie, jesteśmy mściwym rodem – odparł Draco.
-
Jesteś chory... – stwierdziła Hermiona, gdy wychodzili z pokoju.
Ostatnią
rzeczą jaką ujrzała, była ta okropnie denerwująca mina
zadowolonego z siebie Draco.
Kiedy
zamykali za sobą drzwi, jedynie Hermiona była ukryta pod peleryną.
Harry i Ron odwrócili się, napotykając zdumiony wzrok kogoś
stojącego w głębi korytarza.
-
Cześć – powiedział Harry z niewinnym uśmiechem. – Właśnie
odwiedzaliśmy Draco. Nie wchodziłbym tam na twoim miejscu. Jest w
łóżku.
Kilka
minut później Ślizgoni starali się ze wszystkich sił powstrzymać
Pansy Parkinson przed popełnieniem samobójstwa.
Następnie
zaapelowali o natychmiastowe dostarczenie Seamusowego Prozacu.
Harry,
Ron i Hermiona wyszli na korytarz i spojrzeli po sobie.
-
Więc... to znaczy, że lubimy Malfoya? – zapytał Ron niepewnie.
-
Na to wygląda – odparł Harry.
Milczenie.
-
Więc – dopytywał się Ron – czy w takim razie w lecie spadnie
śnieg? I mamy teraz miodowy miesiąc?
-
Jestem pewna, że usłyszymy o tym w prognozie pogody – powiedziała
Hermiona.
*
Wkrótce
zaczęły się spekulacje na temat meczu Gryffindor kontra Ravenclaw.
Wszyscy
zastanawiali się, czy Ron będzie kibicował swojemu najlepszemu
przyjacielowi, czy też swojej najlepszej dziewczynie. Mieliby niezłą
zabawę, obserwując jak lata z jednego końca boiska na drugi,
wykrzykując „Dalej Harry!” albo „Dalej kotku!”.
Wszyscy
zastanawiali się także, czy Draco Malfoy będzie siedział w
sektorze Ślizgonów, czy raczej z Gryfonami, z którymi ostatnio
spędzał dużo czasu.
Niemniej
interesującą kwestią było to, czy Draco włoży swoje dżinsy.
Włożył.
Profesor
Snape nazwał go plamą na nazwisku Slytherina. Blaise Zabini nazwał
go seksownym króliczkiem.
Draco
zdecydował, że obaj przegięli.
Hermiona
wcale nie była zaskoczona, widząc jak Draco, wymachując wielką
zielono srebrną flagą, wspina się na trybunę Gryffindoru.
-
W imieniu Slytherina
obejmuję to miejsce w posiadanie – ogłosił, siadając obok niej.
– Cześć, kochanie.
-
Witaj, Malfoy - odpowiedziała Hermiona. – Szukałam czegoś na
temat Eliksiru Wielosokowego.
-
Intelektualistki są bardzo atrakcyjne – pochwalił ją Draco. –
Nie mogłabyś zdobyć gdzieś pary takich małych okularków w
złotych oprawkach?
Hermiona
spojrzała na niego spod oka. Wydawał się tym zupełnie nie zbity z
tropu.
Oczywiście,
nawet osoby, które obnażają się w żeńskich klasztorach wykazują
więcej poczucia przyzwoitości niż Malfoy.
-
Wygląda na to, że problem, który pojawia się podczas użycia
eliksiru do przemiany w zwierzę, można wykorzystać, aby uczynić
ten stan permanentnym – albo przynajmniej, żeby trwał, dopóki
zaklęcie nie zostanie złamane w, um, tradycyjny
sposób poprzez...
-
Tak, tak – przerwał jej Draco. – Proszę, pomiń tę kwestię.
-
Ale to byłoby bardzo trudne – powiedziała poważnie. – Nie znam
osoby na tyle dobrej w eliksirach, żeby potrafiłaby to zrobić... z
wyjątkiem ciebie, mnie i Blaise Zabiniego.
-
Cóż, to na pewno nie był Blaise – odparł z niezachwianą
pewnością. – On uważa, że jestem seksownym króliczkiem. A ty
jesteś kobietą, więc prawdopodobnie podzielasz jego zdanie.
Hermiona
się zakrztusiła.
-
Żebym tylko mógł sobie przypomnieć jakiś szczegół dotyczący
tego człowieka – mruknął pod nosem, machinalnie klepiąc ją po
plecach.
Myślał.
Wtedy,
gdy ugryzł tego człowieka...
Czuł
jakiś smak...
Jakiś...
Nie był w stanie go nazwać... Ale mógłby go rozpoznać, gdyby
znowu go poczuł.
-
Przestań... mnie... walić... po... plecach... – wykrztusiła
Hermiona.
Draco
Malfoy wstał i głośno oznajmił:
-
Muszę polizać każdego Gryfona!
Rozległ
się odgłos głuchego uderzenia, coś jakby jakiś ścigający spadł
z miotły.
Jeśli
tak dalej pójdzie, mózg Seamusa ulegnie trwałemu uszkodzeniu.
*
Kalesony
I
jak to być mogło
Że
ona i on
Razem
przez tyle lat
Żyli
nie z sobą
Lecz
całkiem obok
No
jak, jak to się mogło stać?
Powiedz
mi jak, powiedz mi jak
To
się mogło stać
No
jak?*
Rozdział
dziesiąty
Kobiety,
wino(wajcy) i śpiew
Kiedy
Madam Pomfrey wybiegła na boisko, żeby pomóc Seamusowi, Hermiona
starała się opanować Draco.
-
Siadaj i zamknij się!
Draco
potrząsnął głową, a kosmyki jego platynowych włosów opadły mu
na twarz. Ton jego głosu zmienił się jednak, gdy zauważył, że
Hermiona trzyma go za rękę.
Zręcznie
wywijając palce, schwycił jej dłoń i zszokowana Hermiona odkryła
nagle, że patrzy w parę stalowych, rozmarzonych oczu,
spoglądających na nią znad ich złączonych rąk.
-
Nie martw się – wymruczał Draco miękko. – Jesteś pierwsza na
mojej liście.
Hermiona
pomyślała, że ludzie posiadający tak boską aparycję jak Malfoy,
powinni przechodzić obowiązkowe testy, zanim dostaną prawo
chodzenia po ulicy.
Pomyślała
także, że Malfoy w nigdy życiu nie zdałby takiego testu, a
następnie bezwstydnie starałby się uwieść egzaminatora.
Rozważania
te pochłonęły ją tak bardzo, że zupełnie zaniedbała
wyswobodzenie ręki.
Poważny
błąd.
W
momencie, kiedy zdała sobie z tego sprawę, na wewnętrznej stronie
dłoni poczuła jego usta, a coś gorącego i wilgotnego przesunęło
się wzdłuż jej linii życia.
Osłupiała,
wpatrywała się w Draco. Jego oczy migotały pomiędzy kosmykami
włosów jak roztańczone w smugach światła pyłki.
Uwaga
wszystkich
obecnych odwróciła się nagle od boiska.
Draco
puścił jej dłoń sekundę wcześniej, niż miała szanse
wyszarpnąć mu ją z oburzeniem.
-
Nie, to nie ty – powiedział. – O rany. Zapowiada się długi i
pracowity dzień. Kto następny? Jacyś ochotnicy?
Hermiona
została niemal na śmierć stratowana przez pędzące ku niemu
tłumy.
Harry
Potter, Chłopiec, Który Wcale Nie Był Tym Wszystkim Rozbawiony,
musiał ogłosić krótką przerwę, aby przekonać Draco, że w ten
sposób nie znajdzie sprawcy przestępstwa.
Parvati
i Lavender
nie odzywały się potem do niego przez kilka tygodni.
Millicenta
Bulstrode tak rozpływała się w zachwytach nad władczą naturą
Harry’ego, że chłopak w końcu musiał zażyć Prozac Seamusa.
Potem
do końca meczu chwiał się trochę na miotle.
*
Hermiona
opędzała się od nagabujących ją Lavender i Parvati, więc
poczuła wielką ulgę, gdy Lavender poszła do skrzydła
szpitalnego, żeby odwiedzić Seamusa.
-
Ale Hermiona... – jęczała Parvati. – Powiedz mi tylko jak...
-
Nie! – odparła Hermiona zirytowana.
Ona,
Harry, Ron i Ginny siedzieli przy stole i pisali list do pani
Weasley. Hermiona starała się sprawiać wrażenie
Naprawdę-Zbyt-Zajętej-Aby-Rozmawiać-O-Malfoyu.
Tak-Nawet-O-Tym-Jak-Pachnie,-Parvati.
Czyjaś
ręka trąciła ją w ramię.
-
No dobrze! – zezłościła się Hermiona. – Dobrze! Pachnie jak
pomarańcze, jeśli musisz wiedzieć. Jak pomarańcze i mroźne
zimowe noce i...
-
Nie przerywaj sobie – powiedział Draco troskliwym głosem. – To
bardzo interesujące.
Hermiona
zamilkła.
-
Co porabiacie, moje małe Gryfogłąbki? – zagadnął ich
przyjaźnie Draco i przysunął sobie krzesło.
-
Piszemy razem list do mojej mamy – odparł ostrożnie Ron,
przebiegając myślami pięćdziesiąt tysięcy obelg, którymi Draco
obrzucał jego rodzinę.
Jednak
pamięć Draco zdawała się szwankować w innych sprawach niż
słodycze.
Jeśli
chodzi o to, była niezawodna.
-
Mówisz o tej kobiecie, która w zeszłym tygodniu przysłała ci te
wspaniałe ciastka do kawy? Były wyśmienite.
-
Naprawdę? A skąd niby mielibyśmy to wiedzieć, skoro wszystkie
zjadłeś sam? – zapytał Harry.
-
Możesz napisać coś od siebie, jeśli chcesz – zaproponowała
Ginny, która zdawała się mieć słabość do Malfoya.
Hermiona
często zastanawiała się, dlaczego otacza się rudzielcami.
Końcówka
listu do pani Weasley wprawiła ją w oszołomienie i przerażenie.
Kochana
Mamo,
Tu
Ron i Ginny!
Jeśli
chodzi o pytanie, które zadawałaś w pięciu swoich ostatnich
listach to tak, Ron naprawdę ma dziewczynę. Poważnie.
Ginny
Ginny
i Harry są razem, ale żadne z nich nie zaplanowało jeszcze imion
dla twoich przyszłych wnucząt. Przykro mi.
Ron
Twoje
ciastka były na pewno przepyszne, ale zjadła je sowa.
Jeśli
chodzi o artykuły w Proroku Codziennym, na temat szalonych orgii
odbywających się w dormitoriach chłopców z Gryffindoru, to była
lekka przesada.
Ginny
Totalne
kłamstwa!
Ron
A
nawet jeśli nie byłyby to kłamstwa, na pewno nie miałyby nic
wspólnego ze mną.
Ron
Przyślij
mi jeszcze jedno prześcieradło. Moje ktoś zabrał.
Ron
Jednak
plotki o tym, że Gryfoni są na lekach, mają w sobie ziarno prawny.
Nazywa się Seamus Finnigan.
Ginny
Nie
mogę przywieźć na ferie Puszka, żeby ci go pokazać.
Potrzebowałby osobnego łóżka, a i tak jego ojciec wpadłby do
naszego domu i wszystkich pozabijał.
Ron
To
skomplikowane.
Puszek właśnie pisze do ciebie postscriptum.
Ginny
Było
nam bardzo przykro, gdy napisałaś w liście, że szóstoroczni
Gryfoni mają gorszą reputację niż Ślizgoni. Jest na to bardzo
proste wyjaśnienie. Jak już wspomnieliśmy, pisze do ciebie
postscriptum.
Nie
zapomnij powiedzieć sąsiadom, że mam dziewczynę!
Ron
Pozdrawiamy
Ginny
i Ron
P.S.
Droga pani Weasley, bardzo dziękuję za sweter. Wygrałem mój
999-ty mecz quidditcha. Jeszcze nie pokonałem Czarnego pana, ale
pracuję nad tym. Moje zamiary wobec pani córki są jak najbardziej
czyste. Jestem pewien, że smakowałyby mi te ciastka, ale ktoś je
upuścił. Harry
P.P.S.
Droga pani Weasley, nadal jestem najlepsza na roku. Dziękuję za
zainteresowanie, ciężko na to pracuję. Jednak naprawdę nie musi
mnie pani umawiać z Percym na Bal Noworoczny. Napisałabym więcej,
ale siły mroku szarpią mnie za łokieć.
Hermiona
P.P.P.S.
Witam. Tu Draco Malfoy. Pamięta mnie Pani? Widzieliśmy się cztery
lata temu, kiedy Pani mąż siedział okrakiem na moim ojcu. Bardzo
mi smakowały ciastka od Pani i oddam Ronowi jego prześcieradło.
Jestem w trakcie procesu deprawowania wszystkich, którzy mieszkają
w wieży, w tym dwójki pani najmłodszych dzieci.
Więęęęc...
ma Pani siedmioro dzieci? Wow, pan Weasley musi być niezły w te
klocki.
Draco
Do
listu dołączyli zdjęcie. Kiedy pani Weasley zobaczyła stojącego
po lewej stronie blondwłosego ancymonka w czarnych dżinsach i
okularach słonecznych, prawie spadła z krzesła.
*
-
To odpowiedź od pani Weasley – oznajmił Harry. – I polecenie,
żebyś trzymał się z daleka od jej dzieci, adresowane imiennie do
ciebie.
-
Miło jest być docenianym – wymruczał Draco. – Gdyby raz
dziennie ktoś mnie nie przeklął, czułbym, że tracę skuteczność.
W
tej krytycznej chwili do pokoju weszła Hermiona i obrzuciła ich
oszalałym spojrzeniem.
Ujrzała
skupionych przy ogniu chłopców. Harry leżał na boku trzymając
przed sobą książkę „Quidditch przez wieki”. Neville zajęty
był robieniem kawy. Ron z zaciętą miną rozkładał szachy, a
Malfoy siedział rozparty na krześle z gracją platynowego kocura.
Długie nogi w obcisłych dżinsach wyciągnął przed siebie.
Przechodząc
obok, pożegnała ich nieobecnym głosem.
-
Do zobaczenia, Harry.
-
Baw się dobrze, Ron.
-
Dobranoc, Neville.
-
Spadaj, Malfoy.
-
Lubię myśleć, że łączy nas coś wyjątkowego – zauważył
Draco, przeciągając się uroczo.
Hermiona,
głośno tupiąc, udała się do sypialni dziewcząt i trzasnęła
drzwiami.
-
Nie przejmuj się nią – powiedział Harry. – To jej normalne
zachowanie w tej sytuacji. Kończą się ferie świąteczne, a ona
jeszcze nie zaczęła uczyć się do semestru letniego.
-
No, Malfoy – odezwał się Ron ponuro. – Zobaczymy kto jest
Mistrzem Szacho...
Szachownica
spadła ze stołu, strącona przez zaalarmowaną i spanikowaną blond
błyskawicę.
-
Na Merlina! – krzyknął
Draco. – Ona ma rację! O czym ja myślałem? Och, założę się,
że wszyscy już się uczą! Przeklęci, podstępni Krukoni!
-
Eeee... – wydukał Neville i zamrugał oczami.
-
Nie ma czasu na szachy, ty rudy imbecylu! Nie ma czasu na oddychanie!
Och, och, śmierć, klęska, katastrofa edukacyjna!
Draco
Malfoy wybiegł, jakby go furie ścigały.
Ron
zamrugał, otrząsając się z zaskoczenia.
-
To było... przeraźliwie zatrważające.
*
-
Nie rozumiecie? – zapytała Hermiona nieco histerycznie. –
Kolorowe tablice poglądowe to jedyny sposób, żeby się wszystkiego
nauczyć! Bez tego nigdy nam się nie uda!
-
Cicho bądź – rozzłościła się Parvati. – Madzia będzie
miała dziecko.
-
Nic mnie to nie obchodzi!
Dziewczyny
nazwały ją zdrajczynią.
Hermiona
pozostała
niewzruszona i zaczęła układać notatki w porządku alfabetycznym.
Musiała szybko przygotować kolorowe tablice. Powinna to była
zrobić już kilka tygodni temu! Naprawdę działo się z nią coś
niedobrego. Te wszystkie szczury, zamieniające się wokół w
chłopców, bardzo ją rozpraszały... ale nauczyciele nie
zaakceptują Draco Malfoya jako wymówki dla jej pogarszających się
wyników w nauce.
Parvati
i Lavender próbowały tego w zeszłym roku.
Tak,
to koniec, obiecywała sobie Hermiona. Nie zbliżę się do niego.
Nie będę na niego patrzyła nawet na korytarzach.
Drzwi
otworzyły się i wszedł Draco.
W
pokoju podniosły się głosy oburzenia.
-
Malfoy! – pisnęła Parvati. – To sypialnia dziewcząt! Mogłyśmy
być nagie!
Malfoy
przygryzł wargę.
-
Może następnym razem.
Zwrócił
się do Hermiony, która chłodno patrzyła na niego znad notatek.
-
Cześć – przywitał ją. – Pomyślałem, że moglibyśmy pouczyć
się razem.
Hermiona
uniosła brwi.
-
Nie mam pojęcia, co ty sobie myślisz, Malfoy, ale ja takie sprawy
traktuję poważnie i...
-
Wiem, wiem – przerwał jej wyraźnie zaambarasowany Draco i gestem
wyrażającym strapienie odgarnął włosy z czoła. – Ja nie
traktuję tego poważnie. Strasznie się zaniedbałem przez tę
sprawę ze szczurem. Krukoni prawdopodobnie uczą się już od
miesięcy, ale musimy zrobić to, co musimy. Wszystko, co mogłem
wymyślić, to dodatkowe, bardziej szczegółowe dopiski na naszych
notatkach z lekcji, najlepiej z odsyłaczami do obszerniejszych
źródeł, i oczywiście...
Odwrócił
się i sięgnął po coś.
-
Kolorowe tablice poglądowe.
Hermiona
spojrzała na niego przeciągle.
-
No dobrze – zdecydowała. – Możemy spróbować.
-
Draco, ale Madzia będzie miała dziecko! – zaprotestowała
Parvati.
Draco
wskoczył na łóżko Hermiony.
Kiedy
zdobył już to, czego chciał, odwrócił się, przyciskając do
uszu dwie poduszki i spojrzał z wyrzutem na Parvati.
-
Nie kuś mnie tym swoim syrenim śpiewem, kobieto! – powiedział, a
następnie zwrócił się do Hermiony. – No. Weźmy się za
numerologię.
*
-
Możesz uwierzyć, że Hagrid znowu nie ustalił spisu
lektur!?
-
To bezczelność – odparł Draco. – To po co spędziłem tyle
czasu, robiąc notatki z podręcznika “Fantastyczne zwierzęta i
jak je znaleźć”?!
-
Zniechęca cię to?
-
Tak, bardzo.
Hermiona
nigdy tak dobrze nie bawiła się poza biblioteką.
Malfoy
leżał na jej łóżku, podpierając ręką głowę, i za pomocą
flamastra robił niesamowite rzeczy z jej notatkami z numerologii.
Kiedy
tylko skończył się odcinek „M jak miłość”, wszyscy opuścili
pokój, uciekając od pary szalonych naukowców.
Hermiona
miała właśnie podjąć temat zaklęć, kiedy Malfoy spojrzał na
nią znowu.
-
Wiesz – powiedział zamyślony - sposób, w jaki marszczysz nos,
gdy jesteś podekscytowana, jest naprawdę niesamowicie ponętny.
To
łóżko było zdecydowanie za małe!
Hermiona
starała się udawać, że nic nie słyszała.
-
Rumienisz się – stwierdził po chwili demon-Draco.
-
Zawsze się rumienię podczas nauki – odpowiedziała Hermiona
sztywno i bez sensu. W tej chwili bardzo chciała uciec z tego łóżka,
nie pokazując przy okazji, że nie panuje nad sobą.
I
nagle uświadomiła sobie, że ten okropny chłopak tak naprawdę
dzielił z nią łóżko nie pierwszy raz. Właściwie to
przypomniała sobie tę noc, kiedy opowiadała Puszkowi o... swoich
porażkach miłosnych...
O
Merlinie!
Hermiona
padła twarzą w poduszkę.
Po
chwili
poczuła rękę gładzącą jej włosy.
-
To, że zamieniłem się w szczura, a potem przyszedłem do wieży
Gryffindoru... zrobiłem to, żeby być z tobą – powiedział
spokojnie Draco. – Co jeszcze mam zrobić?
-
Zostałeś zamieniony w szczura przez jakiegoś szaleńca, wbrew
swojej woli – odpowiedziała zduszonym głosem.
-
Tak, owszem. Czy zawsze musisz być taka dokładna? Pytałem cię o
coś. Co jeszcze mam zrobić?
Hermiona
uniosła głowę i ujrzała, że jego szare oczy znajdują się
niepokojąco blisko.
-
Nic nie możesz zrobić – powiedziała ostro. – Odpowiedź brzmi:
nie.
Malfoy
pochylił się ku niej.
Hermiona
uderzyła go w twarz.
-
Powiedziałam NIE!
Draco
uśmiechnął się i odsunął.
-
No cóż. Zawsze to jakiś kontakt fizyczny.
Hermiona
wpatrywała się w swoją rękę. Nigdy nie była gwałtowną osobą.
Nigdy dotąd nikogo nie uderzyła.
Nikogo
innego.
Nie
znoszę nie panować nad sobą, pomyślała.
-
Wynoś się.
-
Jeśli pójdę, zabiorę ze sobą tablice.
I
kto tu mówił o syrenich śpiewach?
-
Och... – westchnęła Hermiona ze złością. – Dobrze. Ale weź
sobie krzesło.
Draco
wyciągnął się wygodniej.
-
Po co? Tu mi jest bardzo wygodnie.
Grrrr...
*
Hermiona
zawsze miała w planach poważny związek. Posiadała ścisły umysł
i zaplanowała swoje życie dokładnie tak, jak planowała swój czas
na naukę.
Jej
przyszłość wyglądała jak kolorowa tablica poglądowa.
Nawet
pełen miłości dom Weasleyów był zbyt przepełniony i nie
poukładany jak na jej gust, a pani Weasley za bardzo ekscentryczna
jak na panią domu, jaką Hermiona chciałaby być. Hermiona pragnęła
mieć dom jak z obrazka: z klinicznie czystą, białą kuchnią, psem
labradorem, białym płotkiem, dwojgiem uroczych dziećmi i
kochającym partnerem, na którym mogłaby polegać i który
rozumiałby jednakowo kulturę mugoli i czarodziejów.
Odrzuciła
Rona, bo był zbyt żywiołowy. Hermiona czekała na ideał.
A
jej hipotetyczny ideał nie miał nic z Draco Malfoya.
Hermiona
wymyśliła sobie, że jej partner idealny będzie miał brązowe
oczy, będzie lubił zwierzęta... i w ogóle będzie taki, jaki
Draco Malfoy nie był w najmniejszym stopniu.
Draco
Malfoy, hipokryta, narcyz, nasienie Śmierciożercy. Draco
Przepraszam-Byłem-W-Łazience-Gdy-Przydzielali-Moralność Malfoy.
Zbyt przystojny, aby był bezpieczny; zbyt zakochany w sobie, by go
pokochać; zbyt typowy Malfoy, żeby na nim polegać.
Draco
Malfoy był dokładnym przeciwieństwem mężczyzny, o jakim marzyła
Hermiona. Dlatego też, zdecydowała się ignorować tę nową
koncepcję, ten szalony pomysł związania się z nim. Miała
nadzieję, że w końcu to do niego dotrze; powiedziała sobie, że
jest bardzo dojrzała; była pewna, że cokolwiek by nie zrobił, ona
nie zmieni zdania.
Z
drugiej strony, Draco Malfoy w ogóle nie planował swojej
przyszłości.
Był
przyzwyczajony, że zawsze dostaje to, czego pragnie. I nie był
przyzwyczajony do odmowy, po prostu nie przyjmował jej do
wiadomości.
*
Następnego
dnia Hermiona rozkoszowała się panującym wokół niej spokojem.
Draco nie nalegał na wspólną naukę, nie zmuszał jej do oglądania
kretyńskich programów i nie wszczynał wokół żadnych awantur.
Przestał
ją molestować. Wszystko wróciło do normy.
To
było bardzo miłe. I wcale nie była zirytowana czy roztargniona,
Harry Potterze, wielkie dzięki!
Jeśli
ten chłopak jeszcze raz powie coś takiego, ciśnie w niego
widelcem.
Hermiona
rzuciła okiem na stół Ślizgonów – tylko tak, żeby się
upewnić, czy Malfoy siedzi na swoim miejscu! Tylko dlatego, że...
Nie
było go tam.
Pełna
złych przeczuć, Hermiona poczuła lęk, gdy w wielkim holu zgasły
wszystkie światła. Uczucie to było bardzo intensywne i
specyficzne.
-
A teraz – ogłosił Dumbledore – pan Malfoy, który wyraził
życzenie zabawienia nas piosenką we własnym wykonaniu.
W
Wielkiej Sali pojawił się Draco. Szedł wolno, niosąc w ręku
gitarę Deana. Światło odbijało się od jego włosów, tworząc
wokół jego głowy świetlistą aureolę.
Spod
tej księżycowej poświaty szatańsko błyskały jego oczy.
Setka
dziewcząt głośno wciągnęła powietrze. Na sali niemal zabrakło
tlenu.
Gdy
pochylił się nad gitarą, cienie długich rzęs podkreśliły
piękny kształt jego kości policzkowych.
Hermiona
była wściekła, gdy uświadomiła sobie, że jest niemal
zahipnotyzowana tym widokiem.
Och,
nie, och proszę, niech on nie będzie taki...
Był
coraz bliżej, zmierzał prosto ku miejscu, gdzie siedziała. Jego
oczy, wpatrzone tylko w nią, lśniły... demonicznie.
Wiedział,
że tego nie chciała! I wiedział, przeklęty, wiedział dokładnie,
jak bardzo jej uwaga skupiona jest na nim! I wiedział też, że nie
zamierzała wyjść!
Zaczął
śpiewać, trącając palcami struny, głosem dużo niższym i
bardziej chrapliwym, niż ten, którym zwykle mówił.
Przerażona
Hermiona poczuła, że dygoce.
Wszyscy
siedzieli wpatrzeni w niego, zafascynowani, drżąc jak struny pod
jego dłonią. Był Draco Malfoyem, nieprzeciętnym manipulatorem.
A
potem kilka głów podskoczyło, rozpoznając co śpiewa.
Zszokowana
Hermiona głośno wciągnęła powietrze.
Draco
patrzył na nią i dla niej śpiewał.
Dam
Ci naszą piosenkę -
Tylko
na to mnie stać,
Bo
cóż, moja maleńka,
Cóż
Ci więcej mogę dać?
W
Sali rozległy się krótkie westchnienia. Hermiona niemal
uśmiechnęła się, widząc jego opanowanie oraz determinację i
przypomniała sobie, gdy leżąc na jej łóżku mówił „Co
jeszcze mam zrobić?”
Wszystkie
kwiaty na łące,
Żebyś
mogła je rwać.
Dam
wieczory i noce,
Bo
cóż Ci więcej mogę dać?
Dotyk
jego ust na jej dłoni podczas meczu quidditcha.
Draco
na numerologii, mówiący „Chcę zwrócić twoją uwagę”.
Dam
księżyca Ci srebro
I
gwiazd sypnę Ci garść.
I
to już jest na pewno
Wszystko,
co Ci mogę dać.
Draco
pochylający się teraz ku niej i w nieprawdopodobny wręcz sposób
ignorujący resztę obecnych w Sali osób. Draco Malfoy, dokładnie
taki, jakiego nie powinna chcieć, zarozumiały, niegodny zaufania i
zepsuty – próbujący zdobyć to, czego zapragnął.
Starczy
nam dawać siebie,
Ważne
jest tylko jedno:
Że
mi źle jest bez Ciebie...**
Hermiona
patrzyła w te chłodne, szare oczy, starając się wymyślić...
cokolwiek.
Kiedy
ten syreni głos umilkł, nastąpiła chwila ciszy. Draco stał przed
nią, jasne włosy opadały mu na twarz. Oczekiwał na jej reakcję.
Ale
Malfoy nigdy nie czeka zbyt długo.
Posłał
jej całusa i opuścił salę, nie czekając na aplauz.
Zamiast
tego, oklaski rozległy się wokół niej - kakofonia dźwięków,
wśród której usiłowała pozbierać myśli. Chwyciła się blatu,
wciąż drżąc i nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało.
W końcu zrozumiała jedno.
Malfoyowie
nigdy się nie poddają.
*
Draco
siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu i wpatrywał
się w płomienie.
Ta
cała sprawa z bohaterem tragicznym była, co prawda - odkąd to on
nim był - bardzo malownicza, ale stawała się absurdalna.
Generalnie,
całe życie stawało się absurdalne.
Zaprzyjaźniony
z Gryfonami. Odrzucony przez kobietę.
I
to nie tylko przez kobietę. Przez TĘ kobietę. Jedyną, na której
mu zależało.
Właściwie
to, że w ogóle zależało mu na jakiejś kobiecie, też było
absurdem. To wbrew wszelkim zasadom Kodeksu Malfoyów.
Ale...
tak właśnie było.
Draco
starał się o tym nie myśleć za bardzo.
Próbował
także nie zastanawiać się, jak zareagowałby na to jego ojciec.
Oczywiście,
Prorok Codzienny zrobił już wywiad z Pansy Parkinson i Seamusem
Finniganem i cała historia „Harry Potter/Ron Weasley/Draco Malfoy”
wypłynęła już w zeszłym tygodniu.
Do
Draco napisała matka, ponieważ Lucjusz Malfoy był przekonany, że
gdyby zrobił to sam, dostałby wylewu. Portret Draco został
powieszony w sali tortur, obok wizerunku wuja Hannibala.
Tyle,
że było jeszcze tyle rzeczy, które ojciec mógł mu zrobić.
Draco
próbował odsunąć te wizje, myśląc o czymś przyjemniejszym.
Na
przykład o tym, kto próbował go zabić.
To
było nieco irytujące.
Jeśli
ten ktoś zatruł kawę, zapewne był psychopatą. Nie było dla
niego nic świętego!
Na
pewno nie mieszkał też w pokojach Gryfonów z szóstego roku, bo
bez problemu dopadłby Draco w którejś z ich sypialni.
Ale
na pewno był Gryfonem, to nie podlegało dyskusji. Musiał być to
ktoś na tyle zaprzyjaźniony z szóstorocznymi Gryfonami, by
siedzieć blisko nich przy stole. Tylko taki wtedy miałby szanse
zatruć jego kawę...
Ale
nikt w szkole, oprócz Blaise, Hermiony i
jego samego, nie był tak dobry z eliksirów, żeby udało mu się
zmienić działanie mikstury.
Już
wiem, pomyślał Draco. To pewnie Niewidzialny Człowiek.
Buhahahaa...
Musiał
także już wcześniej czynić próby, aby dorwać Draco. Kto
ostatnio w jego pobliżu wywoływał jakieś zamieszanie...?
I
co to był, do diabła, za smak, który Draco poczuł, gdy go ugryzł?
Plastik.
Kto nosi w rękach coś, co zrobione jest z mugolskiego plastiku?
Coś
zaczynało mu świtać. Wyprostował się na krześle, a jego mina
wyrażała skupienie. Pomarańczowe płomienie oświetlały jego
twarz i odbijały się w oczach.
Na
drugim końcu pokoju rozmarzona Pansy Parkinson westchnęła,
podparła rękami brodę i pogrążyła się w kontemplacji tego
uroczego obrazu.
No,
dalej, myślał Draco. Potrzebuję jeszcze jednego kawałka tej
układanki. Potrzebuję jeszcze tylko...
Tylko...
Klik.
Kto
przybiegł na trybuny, żeby powiadomić Hermionę o bójce Harry`ego
i Rona? I kto zaoferował, że potrzyma Draco?
O
kim krążyły plotki, że spotyka się z Zabinim? Zabinim, który
nie tylko jest wybitny z eliksirów, ale także chodzi na te zajęcia
razem z Draco?
Kto
siedział na tyle blisko, żeby zatruć kawę? I kto cały czas nosi
mugolski przedmiot w swoich brudnych łapskach?
Ku
wielkiemu rozczarowaniu Pansy, Draco nagle wstał.
-
Zabiję
go – oznajmił.
*
Harry
i Ron grali w szachy, gdy nagle do pokoju wszedł Draco i skierował
się wprost do dormitoriów. Jego czy przypominały dwa kawałki
zimnej stali.
-
Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę niszczyć.
Szachownica
spadła na ziemię z głośnym łoskotem.
---
*
Anita Lipnicka „Historia jednej miłości”
**
Czerwone Gitary „Cóż Ci więcej mogę dać”
Rozdział
jedenasty
Fatalny
romans, słodka zemsta i seria niefortunnych zdarzeń
Ron
i Harry wpadli w niekontrolowany poślizg, starając się zatrzymać
przed drzwiami pokoju, w którym Draco zdybał Colina.
-
Draco! – wydyszał Harry. – Pomyśl. Zastanów się. Przestań.
Opamiętaj się.
Draco
doszedł do wniosku, że to wyjątkowo dziwne rady jak na Gryfona.
Niemniej
jednak, wziął głęboki oddech.
Potem
jeszcze cztery.
-
Masz rację Harry – zgodził się. – Tak zrobię.
Harry
i Ron odetchnęli z ulgą.
-
Zaraz po tym jak go zabiję – dokończył Draco.
-
Nienienie! Nie wolno ci! – szarpał go za ramię Ron. – I
dlaczego myślisz, że zrobił to Colin?
W
tym momencie rozległ się cienki głosik Colina Creeveya:
-
Bo zrobiłem!
Harry
zamrugał.
-
Hm. Cóż, to przesądza sprawę... tak.
-
Jego los jest przesądzony! – wrzasnął Draco. – Puszczaj
Weasley! Praw swoje morały tym, którzy tego chcą, ja mam na to
alergię. Tak, więc na czym skończyliśmy? A, tak. Ostatnie słowo
skazańca, Creevey!
-
Aaaj!
Harry
złapał Draco za drugie ramię.
-
Jestem pewien, że Colin może to jakoś wyjaśnić – powiedział
uspokajająco.
-
Usiłowanie morderstwa?!
-
Wszyscy czasem mamy gorsze dni.
-
Ja nie wpadam w psychotyczny amok! – Draco przerwał i zastanowił
się. – A nawet jeśli, to nie ma nic do rzeczy.
-
Nie jestem wariatem! – odpyskował Colin ewidentnie rozwścieczonemu
Ślizgonowi.
Zupełnie
jakby chciał zaprzeczyć temu, co właśnie powiedział.
-
Ja tylko opowiedziałem się po silniejszej stronie – kontynuował.
– To jasne, że mroczna strona jest najpotężniejsza.
-
Może to dlatego, że jako dziecko był ofiarą przemocy, albo
dlatego, że inne dzieci na każdym kroku wytykały go palcami? –
dumał Harry. – Ej, zaraz. Co ty powiedziałeś?
-
Zawsze fascynowała mnie potęga – odparł Colin. – Przez jakiś
czas ty byłeś przedmiotem mojej admiracji, Harry.
Draco
przewrócił oczami.
-
Wiemy, wiemy. O twojej niewolniczej, fanatycznej miłości plotkowała
cała szkoła.
-
Ale nawet w walentynki nie udało mi się zwrócić twojej uwagi...
-
To byłeś ty? – zdumiał się Harry. – Uwłeee!
-
Czy teraz mogę go zabić? – dopytywał się Draco.
-
Nie! – stanowczo zaooponował Ron.
-
Może... – powiedział Harry.
Colin
kontynuował swoją spowiedź. Czarne charaktery zwykle umierały
wprost z pragnienia, żeby wyjawić innym swoje nikczemne plany.
Draco
nie mógł tego zrozumieć. Z niego nigdy nie zdołali wyciągnąć
zeznań, dopóki nie wspomnieli o żelaznej dziewicy.
-
Dlatego postanowiłem związać się z kimś silniejszym...
-
Proszę, tylko nie Dumbledore – jęknął Ron. – Nie mów, że
wysłałeś walentynkę Dumbledore`owi!
-
Nie – prychnął Colin. – Czarnemu Panu. Czy ty mnie w ogóle
słuchasz? Ja tu odkrywam mroczne sekrety, opowiadam o szatańskim
spisku!
-
Przepraszam. Masz rację. To wszystko przez to, że dziewczyny mają
teraz aerobik na boisku. Wiesz, obcisłe stroje i... nie. Kontynuuj.
Naprawdę. Już cię słucham.
-
No, więc Czarny Pan był bardzo zadowolony, gdy oddałem mu się bez
reszty – oznajmił Colin.
-
A co napisałeś w walentynce? – zapytał Draco unosząc brew. –
„Czerwone róże jak oczy twoje, dla ciebie śmierć jak kromka
chleba...”
-
Musicie ciągle mi przerywać? – zdenerwował się Colin. – To
poważna sprawa!
-
Hm. O tak. Oczywiście. Zgadzam się z tobą całkowicie –
przytaknął Harry, gapiąc się za okno.
-
Chciałem należeć do Wewnętrznego Kręgu, żeby być jak najbliżej
mojego Pana. Więc stwierdziłem, że najlepszym sposobem, aby tam
się znaleźć, będzie drobna wymiana grzeczności z jednym z
najbardziej wpływowych Śmierciożerców. Niewielka przysługa, w
zamian
za jego syna.
-
Zaraz, porwanie czyjegoś dziecka miało uczynić cię zaufanym sługą
i zapewnić tak silną pozycję? – zapytał Harry.
Draco
wzruszył ramionami.
-
Standard.
-
A ludzie się zastanawiają na przyczynami upadków Imperiów Zła...
-
Ponieważ syn był nieco gwałtowny i porywczy w swojej ludzkiej
postaci, zdecydowałem się nadać mu bardziej stosowną dla niego
formę.
-
Gwałtowny i porywczy? Gwałtowny i... Ja ci dam gwałtowność i
porywczość, ty mały robaku. Zaraz ci pokażę gwałt i porywczość,
ty...
-
Oj, przestań Draco – przerwał mu Ron. – Musisz przyznać, że
trafił w sedno.
Draco
oklapł.
-
Cóż, to prawda. Co nie zmienia faktu, że to obelgi, do cholery! Ja
też mam uczucia! – Na moment zamilkł na widok ich nieufnych min.
– Mógłbym mieć uczucia – ustąpił zrzędliwie. – Jakbym
chciał, to bym je miał.
-
To było trudne – Colin podniósł glos. – Musiałem być bardzo
przebiegły. Musiałem uwieść Blaise Zabiniego!
Draco
znowu przewrócił oczami.
-
I odważnie sięgnąć po to, co wcześniej było udziałem mężczyzn,
kobiet i zwierząt domowych.
-
Musiałem wyciągnąć z niego wiedzę na temat eliksirów i
przekonać go, żeby wlał miksturę do twojego kociołka. Nie
wiedział, że zmodyfikowałem eliksir tak, aby dawał trwały efekt.
Był przekonany, że to zwykły kawał!
Colin
wybuchnął
salwą teatralnego, diabolicznego śmiechu.
Wszyscy
stali i patrzyli na niego, czekając, aż mu przejdzie.
-
To był genialny pomysł – tłumaczył się. – Tylko, że on mnie
ugryzł. A potem Ron go zabrał, a potem wszystkie plany, które
uknułem, żeby go odzyskać, jak napuszczenie na Rona Crabbe`a i
Goyle`a, i...
-
Właściwie to mógłbyś go zabić – zmienił zdanie Ron.
-
Eee... no, nie powiodły się – podsumował Colin ze złością. –
Raz włamałem się nawet do sypialni chłopców z szóstego roku,
ale wtedy akurat spał z Hermioną. Więc zatrzymałem się tylko na
chwilę, żeby przy okazji zrobić śpiącemu Harry`emu kilka zdjęć
i wyszedłem.
-
Uh, to obrzydliwe – wyjęczał Harry.
-
Dlaczego po prostu nie poszedłeś po mnie do sypialni dziewcząt? –
zdziwił się Draco.
-
Malfoy!
– Colin spojrzał na niego potępiająco. – Zdaję sobie sprawę,
że jestem sługą Ciemności, ale wkradanie się w nocy do sypialni
dziewcząt jest po prostu... złe.
Harry
i Ron, zszokowani tym pomysłem, energicznie mu przytaknęli.
Draco
stwierdził, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć Gryfonów.
-
A potem Ron zdjął z niego zaklęcie w iście bajkowym stylu...
-
Pomiń ten fragment – poprosił Ron.
-
Tak. Więc wiedziałem, że muszę pozbyć się Malfoya, zanim on
zorientuje się, że to ja. Nie mogłem ryzykować wpadki, więc
postanowiłem go zabić. Ale ten plan także się nie powiódł.
Harry
był wyraźnie skołowany.
-
Skoro tak bardzo zależało ci na tym, żeby nikt nie dowiedział
się, że to ty, dlaczego tak po prostu powiedziałeś nam o
wszystkim?
Colin
zamrugał.
-
No tak. Cholera.
-
No dobrze – ożywił się Draco. – Teraz do rzeczy. Skoro już
wszyscy są przekonani o jego winie, poddam go wymyślnym torturom,
aż umrze powoli i w cierpieniach. Ze względu na was zrobię to
szybko i bezboleśnie.
-
Nie, nie możesz tego zrobić! – krzyknął Ron. – Harry, pomóż
mi! To by było złe!
-
Taaa... złe – powtórzył Harry nieco rozżalony.
-
Przypadkiem wiem, że te zdjęcia odkupiła od niego Millicenta
Bulstrode. Są teraz ozdobą jej specjalnej kolekcji – judził
Draco.
-
Nie, nie – odparł Harry, dobywając resztek swojego heroizmu. –
Musimy zaprowadzić go do Dumbledore`a.
-
A co on zrobi, da mu szlaban? – wrzasnął Draco. – Nie! Chcę go
zabić! Chcę zemsty! Jestem Malfoyem, pragnę krwi! Dajcie mi...
krwi... niech was piekło pochłonie przeklęci
Gryfoni... krwi... krwi... mordu...
-
On tak zawsze? – przestraszył się Colin.
-
Jak rano nie dostanie kawy, jest gorszy – odparł Harry. – Ale
nie martw się, mały sługo zła. Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić.
Draco
wyrywał się i próbował gryźć. Bardzo trudno było go utrzymać
w ryzach.
Kiedy
nieszczęsny Seamus wrócił w końcu ze skrzydła szpitalnego, jego
oczom ukazała się potworna scena. Spocony, szarpiący się i
gryzący Draco, przytrzymywany był z wysiłkiem przez dwóch
chłopców, podczas gdy Colin Creevey kryjąc się za ich plecami
popiskiwał żałośnie jak przerażony szczeniak.
Seamus
resztę dnia przesiedział z głową pod kocem.
*
Dumbledore
był nieco zaskoczony, gdy Ron i Harry wpadli do jego biura, wlokąc
pomiędzy sobą, niczym jeńca wojennego, Draco Malfoya.
-
Co zrobił pan Malfoy? – zapytał dyrektor łagodnie.
-
Nic! – krzyknął Draco rozgoryczony.
Dumbledore
spojrzał pytająco na Harry`ego.
-
Mówi prawdę, proszę pana – odparł Harry.
-
Tak? To... zaskakujące.
Draco
w napadzie furii wyrwał się z rąk
Gryfonów.
-
To Colin Creevy! – wrzasnął, ogarnięty szałem. – Próbował
mnie zabić! Zatruł moją kawę! Pokrył futrem moją piękną,
cudowną twarz! Żądam, aby został wydalony ze szkoły! Żądam,
aby został ukarany! Żądam, żeby został zabity tak, by żałował
swego czynu do końca życia!
Dumbledore
odłożył pióro i pochylił się, patrząc poza wzburzonego Draco.
-
A gdzie jest pan Creevy?
Harry
i Ron rozejrzeli się nieprzytomnie.
-
Eee... - odezwał się Harry. – Przed chwilą tu był...
-
Prawdę mówiąc, panie profesorze... – wtrącił się Ron. –
Byliśmy trochę zajęci Draco...
-
Pozwoliliście mu uciec?! – zawył Draco. – Wy totalni,
beznadziejni, kompletni kretyni! Wy... wy cholerni Gryfoni!
-
Proszę go nie słuchać – powiedział Harry.
-
Tak – potwierdził Ron. – Tak, jest trochę podenerwowany...
-
Nie jestem podenerwowany! Jestem w najwyższym stopniu zdenerwowany!
– wydarł się Draco. – Was dwóch powinni utopić zaraz po
urodzeniu! A ty... ty... dlaczego nie wezwiesz aurorów?! Morderca
jest na wolności! Ty stary, zramolały...
mmmhmmmhm...
Harry,
wykazując się wielką przytomnością umysłu, rzucił się na
Draco i zakrył mu usta dłonią.
-
Jest trochę wyprowadzony z równowagi – wyjaśnił szybko, kiedy
Draco, tocząc pianę z ust, próbował mu się wyrwać. – Jak się
go bliżej pozna, jest całkiem... Ron, pomóż mi!
Ron
włączył się do akcji. Chłopcy przewrócili na podłogę i
przydusili wściekle szamotającego się Ślizgona. Spomiędzy palców
Harry`ego wydostawały się zduszone bełkoty o żądzy krwi. W
pewnej chwili Draco niemal im się wyrwał i w efekcie wszyscy, wśród
dźwięków zjadliwych przekleństw, tarzali się po podłodze,
tworząc plątaninę kończyn.
Dumbledore
spokojnie przetarł okulary.
-
Draco!- wrzasnął Ron. – Uspokój się, to będziemy mogli
zatrzymać Colina!
Draco
nie słuchał. Usilnie starał się wyrwać Ronowi ramię.
-
Draco! – błagał Harry. – Niszczysz sobie fryzurę!
Draco
zamarł.
-
...Naprawdę? – pisnął.
-
Nie – uspokoił go Harry. – Powiedziałem tak, bo chciałem cię
zranić.
-
...Moje włosy są w porządku?
-
Eee... tak. Będziesz teraz dobrym chłopcem?
-
Ha! Chciałbyś!
-
Harry pytał tylko, czy nie będziesz próbował nam powyrywać
kończyn?
-
Nic nie obiecuję – mruknął Draco buntowniczo.
-
Przez następne pięć minut?
-
A, tak, dobrze. Złaźcie ze mnie, obaj.
Wreszcie
wszyscy trzej stanęli na nogach.
Draco
skrzyżował ręce na piersiach, jasno dając do zrozumienia, że
jest wielce urażony.
-
Precz mi z oczu, niekompetentni idioci – rozkazał. - Zawiedliście
mnie, jestem bardzo rozgniewany.
-
Proszę mu wybaczyć, panie profesorze – zwrócił się Harry do
dyrektora. – Czasem zapomina, że ludzie to nie skrzaty domowe.
-
Nie pyskuj mi tu! – fuknął Draco – Wypuściliście Creeveya,
durnie. Opuście ten pokój natychmiast, albo wasze uszy znajdą się
w piekarniku! No już, mówię poważnie. Fora ze dwora!
Dumbledore
odprawił chłopców taktownym skinieniem głowy.
Kiedy
zamknęły się za nimi drzwi, Draco skierował wzrok na dyrektora.
Zmarszczył brwi i spoglądał na profesora, jakby miał przed sobą
krnąbrnego skrzata domowego z przerostem
brody.
-
Cieszę się, widząc, że pozostaje pan w tak dobrych stosunkach z
Gryfonami – odezwał się Dumbledore serdecznym tonem.
-
Och tak, zamiast ścigać mordercę, lepiej podyskutujmy na temat
mojego życia towarzyskiego – zauważył Draco ozięble.
-
Jestem po prostu zadowolony, że znalazł sobie pan przyjaciół –
powiedział Dumbledore spokojnie.
-
I prawdopodobne także z tego, że przy okazji zostałem
wydziedziczony – dodał Draco ponuro. Biorąc pod uwagę wszystkie
za i przeciw, wolałby być torturowany. – Dlaczego w ogóle
zawraca pan sobie mną głowę? Proszę mi zaufać, lepiej niech pan
pilnuje tego swojego złotego chłopca. Ja nie jestem nawet
pozłacany.
Dumbledore
uśmiechnął się.
-
Cóż, praktycznie rzecz biorąc jesteśmy rodziną. Och, o niczym
pan nie wie? Mój brat, Aberforth i pański wujek Hannibal
zdecydowali się razem zamieszkać. Wesele odbędzie się tego lata.
Tylko
kilka rzeczy mogło sprawić, żeby Malfoyowie zapomnieli o zabójczej
furii.
To
właśnie była jedna z nich.
-
A-Aberforth Dumbledore? – powiedział
Draco słabo. – Ten, o którym pisały gazety w związku z tym
obscenicznym skandalem z... capami?
-
Dokładnie - potwierdził Dumbledore. - Słyszałem, że suknia
ślubna Hannibala jest niezwykle piękna.
Draco
zastygł na moment w kompletnym bezruchu.
Potem
powiedział bardzo wolno i z wyraźnym wyrzutem:
-
Teraz wyjdę. I bardzo proszę, aby postarał się pan nie spowodować
u mnie żadnego urazu psychicznego, gdy będę opuszczał gabinet.
Harry
i Ron byli nieprawdopodobnie zaskoczeni, gdy Draco wypadł z gabinetu
dyrektora, krzycząc histerycznie.
-
Co on powiedział? – spytał Harry, gdy dziki wrzask odbił się
echem w korytarzach.
-
Eeee... „niech szlag trafi system edukacyjny”? – odparł Ron
niepewnie.
-
Uch – Harry zamrugał. – Czasem poważnie się niego martwię.
-
No, może skończyć tak samo jak jego wujek.
-
Och, Hannibal Malfoy?
-
Słyszałeś o nim? – Ron wydawał się lekko zdziwiony. –
Przecież ty nigdy o niczym nie wiesz.
-
A kto nie słyszał o Hannibalu?
*
Harry`emu
i Ronowi udało się w końcu dopaść Draco. Chłopak był nadal
śmiertelnie blady i trząsł się.
-
Odwalcie się! – rzucił. – Chcę być teraz sam, do cholery. A
jeśli i tak nie macie zamiaru sobie iść, dajcie mi przynajmniej
lusterko. Chcę zobaczyć czy wszystko w porządku z moją fryzurą.
Harry
i Ron chwycili go z dwóch stron.
-
Och, znowu to samo – jęknął Draco. – Jestem uczniem, nie
kryminalistą!
Żaden
Malfoy nie był kryminalistą.
Praktycznie
rzecz biorąc, nikt nie był kryminalistą, dopóki nie został
złapany.
-
Nie, nie, zobaczysz, to ci się spodoba – obiecał Harry. –
Wyjrzyj przez okno, tam przy jeziorze... widzisz? Colin chce się
przeprawić na drugi brzeg!
Patrzyli
na małą figurkę, która zepchnęła na wodę łódź i zaczęła
wiosłować w kierunku Hogsmeade.
Obserwowali
jak przed łódką leniwie wynurza się olbrzymia kałamarnica.
Słyszeli dobiegający z oddali pisk przerażonego Colina, gdy potwór
oplótł go mocno swoimi mackami i wymachiwał nim w powietrzu.
Draco
przeciągnął się z rozkoszą, wychylił przez okno i wybuchnął
złośliwym śmiechem.
Żałujcie,
żałujcie, wy, którzy zadzieracie z Malfoyami, albowiem zaprawdę
powiadam wam, są oni okrutnymi, bezlitosnymi sukinsynami.
-
Chyba pójdę na małą przechadzkę nad jezioro – oznajmił
niewinnie. – No wiecie. Podziwiać widoki.
*
-
Draco proszę, przestań tak szatańsko radośnie chichotać.
-
Przepraszam Hermiono, boli cię głowa?
-
Nie, po prostu strasznie mnie to rozprasza...
Draco
leżał przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryffindoru i przeglądał
zdjęcia, które zrobił popołudniu nad jeziorem. Po raz setny
patrzył, jak Colin rozpaczliwie usiłuje dopłynąć do brzegu.
Z
jakiegoś powodu wcale nie był tym znudzony.
Jeszcze
raz zerknął na zdjęcia, by nasycić oczy tym słodkim widokiem
grozy i przerażenia, po czym odłożył je i zwrócił się do
Hermiony.
-
Opowiedz mi
o tym zaklęciu, które sprawia, że twój telewizor może tutaj
działać – poprosił ze swoim najbardziej czarującym uśmiechem.
Hermiona
nigdy nie potrafiła oprzeć się żądzy wiedzy. Odwróciła się i
zaczęła mówić. Draco słuchał uważnie.
Ginny,
Harry i Dean zauważyli,
jak dziewczyna pochyla głowę ku siedzącemu na podłodze Draco i
oboje pogrążają się w cichej, niezrozumiałej dyskusji. Cała
trójka wymieniła między sobą zadowolone uśmiechy.
Ooooch,
mówiły ich znaczące spojrzenia. Czyż intelektualiści nie są
słodcy?
-
To świetnie, że ocaliłeś aparat fotograficzny Colina, Draco –
odezwał się głośno Ron Nic-Nie-Kapujący – Chciałbym mieć
jakieś zdjęcia z balu. Z Cho.
Ginny
zasłoniła usta ręką, by stłumić jęk potępienia.
-
Hej, Draco! – powtórzył głośniej Ron. – A z kim ty i...
Harry, dlaczego walisz głową w stół?
-
A walę? – zapytał Harry. – Nie zauważyłem.
Draco
posłał Ronowi Mordercze Spojrzenie (opatentowane przez Malfoyów w
roku 1783).
-
Och, jeszcze nie wiem – odpowiedział flegmatycznie. – Na pewno
nie ze Ślizgonką. Mają wiele zalet, ale na czwartym roku Pansy
Parkinson nie chciała przyjąć do wiadomości mojej odmownej
odpowiedzi. Pomimo, że byłem ubrany jak ksiądz... Choć był to
drastyczny sposób, jak dla kogoś, kto składał śluby nie-ubóstwa
i nie-czystości i nie-posłuszeństwa.
Rozejrzał
się obojętnie po pokoju.
-
Oczywiście, jeśli ktoś z obecnych potrzebuje partnera, byłbym
zaszczycony... zjeżdżaj Patil, nie ciebie miałem na myśli. Możesz
wyjść zza kanapy, Finnigan, mam pewne wymagania.
-
Lepiej zachowaj siebie
i swoje śluby nie-czystości dla jakiejś Puchonki, która
potrafiłaby to docenić – powiedziała Hermiona beznamiętnie.
Draco
wydął wargi.
Parvati
Patil musiała położyć się na chwilę, żeby ochłonąć.
-
Czekaj, przecież Hermiona nie ma z kim iść – zauważył Ron
błyskotliwie. - Ginny, dlaczego gryziesz ołówek?
Ginny
przegryzła ołówek na pół.
-
Eee... to taki tik nerwowy.
-
Słuchaj Harry – zagadnął go Ron od niechcenia. – Mógłbyś
pożyczyć mi Mapę Huncwotów na wypadek... eee gdybyśmy z Cho
chcieli porozmawiać gdzieś sam na sam?
-
Oczywiście – zgodził się Harry skwapliwie. – Nie będę jej
potrzebował.
Ginny
wyrwała mu mapę z ręki.
-
Ja ci dam „nie będę”!
Od
strony Draco Malfoya dobiegł pomruk „podstępna lisica!”, a
następnie chłopak z zainteresowaniem spojrzał na mapę.
-
Macie mapę, która och..., pokazuje wszystko co się dzieje w
szkole?! – Był wyraźnie zakłopotany.
-
Tak, dostałem ją na trzecim roku...
-
Ach... – Draco się zarumienił. – No cóż. Eeee tak... Wtedy
gdy eeee... mogliście mnie widzieć na Wieży Astronomicznej, z tymi
trzema dziewczynami... chciałbym, żebyście wiedzieli, że to były
spotkania koła naukowego.
-
Taaak? – zapytał Ron. – Oddawaliście się szczegółowym
badaniom gwiazdozbioru Dra...
-
Zamknij się, Weasley!
*
Hermiona
pomyślała, że Harry wyraźnie czuje się winny, jakby był sprawcą
jakiegoś niecnego czynu. Zupełnie jak gdyby podstępem wkradł się
do dormitorium dziewcząt, chociaż przecież został tam zaproszony.
Spojrzał
na porzucone na podłodze rajstopy Parvati jak na coś skandalicznie
nieprzyzwoitego.
-
Chciałeś ze mną porozmawiać, Harry? – ponagliła go Hermiona.
-
Chcieliśmy – powiedziała Ginny, przejmując pałeczkę, bo Harry
z obawą rzucał okiem na łóżka, jakby podejrzewał, że ukrywają
się pod nimi półnagie bajadery.
Harry
otrząsnął się z przerażających myśli.
-
Draco to fajny gość – odezwał się nagle żarliwym tonem.
-
Poza tym, że regularnie wpada w amok, że nie ma w sobie krzty
moralności, i że sadystycznie dręczył nas przez ponad pięć lat,
tak?
Harry
zamrugał.
-
No, cóż... Tak.
Ginny
chrząknęła.
-
Pomijając te drobne wady, Draco ma wiele zalet.
-
Jest inteligentny – potwierdził Harry.
-
Świetnie śpiewa.
-
Doskonale gra w szachy.
-
Lubi książki.
-
Jest zabawny.
-
I ma te dżinsy.
-
Ta, jest bardzo przystojny.
Eee... Słyszałem, jak Parvati tak mówiła.
Hermiona
osłupiała.
-
Słuchajcie, czy zdajecie sobie sprawę, że próbujecie umówić
mnie ze Ślizgonem? Z kimś z domu Slytherina! To ten dom, gdzie pija
się krew dziewic – odezwała się w końcu.
-
Och, ale Draco jest inny.
-
Tak, jest ich przywódcą! Prawdopodobnie jest uzależniony od
dziewiczej krwi! Skoro myślicie, że jest taki wspaniały, sami
idźcie z nim na bal.
-
Ja idę z Harrym.
-
Ja z Ginny.
-
Harry, nie mówiłam do ciebie.
-
Ach.
-
Nie mam zamiaru wrócić
do domu na wakacje, oznajmiając rodzicom, że mój chłopak zaraz tu
będzie, tylko musi skończyć zamęczać bezbronnego szczeniaka,
którego znalazł na ulicy.
-
Jestem pewna, że Draco nie skrzywdziłby nawet muchy – odparła
Ginny, po krótkiej konsultacji z innymi, czy Neville Longbottom też
się liczy.
Hermiona
z wściekłością rzuciła książkę na podłogę.
-
Czy wyście wszyscy zupełnie powariowali? Czy jestem jedyną osobą
w tym towarzystwie, która zachowała trzeźwe spojrzenie na Draco
„Jestem geniuszem zła. Hahaha!” Malfoya? To, że wydaje mu się,
że może się tutaj paradować z tymi swoimi włosami, i dżinsami,
i śpiewami, i dowcipami, i dżinsami, i... na czym to ja skończyłam?
-
Na dżinsach – podpowiedzieli jej chórem Ginny i Harry.
-
Nigdy do tego nie dotarłam. To znaczy... czuję się bardzo
szczęśliwa sama i nie torturowana. Więc możecie sobie lecieć na
ten Bal, i możecie sobie wszyscy być razem, a ja będę sama i
jednocześnie spełniona, podczas gdy ty masz Harry`ego, a Ron ma
Cho, a Draco Malfoy ma swoje...
-
Możliwości
wyboru z olbrzymiego haremu zakochanych we mnie niewolnic?
Ten
niespodziewany, przeciągły głos spowodował, że znajdujące się
w pokoju dziewczęta zapiszczały.
Harry
był wyraźnie zakłopotany.
Hermiona
wlepiała oczy w znajdującą się za oknem twarz
Draco.
-
Co ty wyprawiasz?
-
Och – Draco uśmiechnął się ujmująco. – Wspiąłem się do
twojego okna po bluszczu. To bardzo romantyczny i niezwykły wyczyn,
tak myślę. Poprosiłbym cię, o możliwość wspięcia się tu po
twoich włosach, ale cóż, są nieco zbyt puszyste i na pewno się
elektryzują...
-
Draco. Tam nie ma żadnej rośliny.
Draco
wzmocnił swój uśmiech o kilka stopni, z Ujmującego do Przemożnie
Czarującego.
-
Teraz już jest.
Hermiona
podbiegła do okna.
-
Wyhodowałeś bluszcz?
Ponad
jej głową Harry i Ginny pokazywali Draco ręce z kciukami
uniesionymi do góry.
-
Ależ to musiało ci zająć kilka godzin... pewnie opuściłeś
zajęcia...
-
Och, nie – uspokoił ją Draco. – Zmusiłem Longbottoma, żeby to
zrobił.
Kiedy
okno zamknęło się z hukiem, przytrzaskując mu palce, Draco
odniósł dziwne wrażenie, że nadal robi coś źle.
*
Następnego
ranka Draco ponuro wpatrywał się w kawę i dumał nad swoją
aktualną sytuacją.
Zło
zostało pokonane. Co było zaskakująco pozytywną rzeczą, bo –
tym razem – to nie on był czarnym
charakterem.
Wynik:
Malfoy – jeden. Murphy (a masz, ty draniu!) – zero.
Ale
teraz...
Teraz
miał problemy ze swoim życiem uczuciowym. Miał problem ze
zdobyciem dziewczyny.
To
wydawało się takie... nienormalne.
A
Chłopiec,
Który Przeżył, Ale No Cóż, Właściwie Nie Miał TEGO Rodzaju
Życia, usiłował skojarzyć go ze swoją przyjaciółką. Ha! Harry
Potter, ten, który nie rozpoznałby pikantnej sytuacji, nawet gdyby
nago wskoczyła mu do łóżka!
Gdyby
tylko wiedział, co robi źle.
Zachmurzył
się. Nadal był bogaty, prawda? O, tak, był bardzo bogaty. Mmmm...
hmmm. Tak, właśnie tak, sekretne konto w szwajcarskim oddziale
banku Gringotta, tak proszę, pomnażaj mój majątek, jeszcze,
jeszcze, ooo taaaak.
Nadal
był czarującym, dowcipnym, seksownym draniem. Na drugim końcu
stołu Blaise Zabini i Pansy właśnie układali o tym wiersz.
I
nadal był zachwycający. Prawda? Prawda, że tak?
Chociaż,
jeśli o tym mowa, już kwadrans minął, odkąd po raz ostatni
sprawdzał czy wszystko w porządku z jego fryzurą.
Uniósł
łyżkę na wysokość oczu.
Nie,
nadal cudowny. O tak. Czy jego rysy twarzy mogły być bardziej
idealne? Nie. Chyba, że opisałby je Homer.
Więc
w czym tkwi problem?
Draco
westchnął ciężko. Najwyraźniej był już czas na radykalne
posunięcia.
Utkwił
w Hermionie Ogniste Spojrzenie. Pokładał w nim wielkie nadzieje.
Trenował je ostatniej nocy na Pansy, która krzyknęła omdlewająco,
zachwiała się i wczepiła się w jego ubranie.
Kilka
razy musiał wrzasnąć „Zły dotyk!” zanim ktoś przyszedł mu
na ratunek.
Jeszcze
bardziej wzmocnił Ogniste Spojrzenie. Jak tylko na niego popatrzy,
planował posłać jej uśmiech „Molestuj mnie”.
Nie
popatrzyła! Dalej czytała gazetę.
Była
kobietą zimną jak stal.
Draco
czule przytulił do siebie kubek z kawą. Achhh, słodka
wierna kofeinowa kochanko. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.
Kiedy
pojawiła się jego sowa, drgnął nerwowo i oblał sobie koszulkę.
Wczoraj
Lucjusz Malfoy w końcu napisał list do syna. Surowo zabraniał mu w
nim zapraszać na bal Rona Weasleya.
Nie
mógłby znieść niczego więcej.
Crabbe
chwycił kopertę, zanim wleciała do talerza Draco.
-
Co to? – głucho zapytał Draco.
-
Wygląda jak... zaproszenie na ślub – odparł Goyle. – Eee...
Draco... Dlaczego dźgasz się nożem do masła?
-
Zabij mnie – jęknął Draco. – Wyświadczysz mi przysługę.
Odrzucony
przez kobietę. Zaraz przeczyta najbardziej makabryczny dokument w
swoim krótkim życiu.
I
och, Merlinie, Edmund Mały-Wstrętny-Palant Baddock właśnie
zderzył się z Hermioną. Znowu.
A
na dodatek ta kawa na jego koszulce.
-
Et tu Brute! – wymamrotał, oszalały.
Draco
– jeden. Murphy – 17.842.
Draco
zaczął się zastanawiać jak ukraść Seamusowi Prozac.
W
ciemność za oknem wbijając wzrok
Spowity
w aksamitu mrok
Stałeś
wsłuchany w oddechów rytm
A
ja wiedziałam, żeś grzechem mym.
Aksamit
czarny i twych ramion moc,
Aksamit
czarny jak bezgwiezdna noc,
W
której odkryłam przyszłość mego serca
W
Twego uśmiechu aksamitnych więzach.
(Visperas
„Noc i Aksamit” ze zbioru „Szały tekstylne”)
Rozdział
dwunasty
Bal
Bożonarodzeniowy
Zaproszenie
na ślub leżało obok jego talerza.
Kawa
tworzyła malowniczą plamę na jego koszulce.
W
jego głowie
rozlegały się dźwięki alarmowych dzwonków i szaleńczego
chichotu.
A
Edmund Baddock skrzywił się i powiedział:
-
Z drogi, szlamo.
Jedyną
sensowną rzeczą, którą mógł zrobić w tym momencie, to
ześlizgnąć się z krzesła pod stół i cicho skomleć.
Oczywiście
Malfoyowie nie skamleli, ale pomyślał, że może jakieś męski
bełkot uszedłby mu na sucho.
Jakim
cudem znalazł się nagle na nogach, przyciskając Edmunda do
najbliższej ściany, stanowiło dla niego wielką zagadkę.
Ogarnięty
morderczą furią, jak przez mgłę usłyszał pomruk Seamusa “Och,
Merlinie, pedofilia” i odgłos ciała spadającego z krzesła.
-
Nigdy więcej tak do niej nie mów.
Nie
rozumiał, absolutnie nie mógł zrozumieć, czym było to uczucie.
-
Nie waż się jej tak nazywać. Bo to oznacza, że ona jest kimś
gorszym od ciebie, a ty powtarzasz tylko śpiewkę Śmierciożerców
i nawet nie zastanawiasz się nad sensem tego, co mówisz!
A
potem to samo powtórzył sobie. I znowu, i jeszcze raz.
-
I nie mów mi o czystej krwi – usłyszał swój warkot. – Popatrz
na nich – wskazał głową w stronę Crabbea i Goyle`a. – Spójrz
na nich, a potem na nią i zastanów się – przemyśl to bardzo
dokładnie – zanim kiedykolwiek nazwiesz kogoś szlamą.
A
potem przestał krzyczeć. A wszyscy obecni na Wielkiej Sali
wpatrywali się w niego. A on właśnie wygłosił płomienne
przemówienie, będące przejawem świętego oburzenia, ukazujące
jego postawę moralną, a na jego koszulce była kawa, i było jasne,
że zrobił z siebie kompletnego idiotę.
Co
sobie pomyśli Hermiona?
Draco
zaczął rozważać opcję poddania się eutanazji.
*
-
Cóż, to było zabawne – stwierdził Draco, idąc korytarzem ramię
w ramię z Harrym. – Już widzę te kretyńskie listy pierwszaków
„Kochana mamusiu, dzisiaj podczas obiadu Draco Malfoy urządził
swoje cotygodniowe przedstawienie pod tytułem Kompletny Kretyn
Szalejący Na Punkcie Dziewczyny, Która Go Nie Lubi”.
-
Ona cię lubi – pocieszył go Harry. – Tylko nie chce się z tobą
umówić.
-
Ale dlaczego? – lamentował Draco. – Jestem wspaniały, i uroczy,
i perfekcyjny w każdym calu!
Harry
zamrugał.
-
I porażająco skromny.
-
Cóż... – stwierdził skromnie Draco.
-
Może miałbyś większe szanse u Hermiony, gdybyś nie flirtował z
każdą kobietą, na którą spojrzysz – zasugerował Harry.
Draco
wydawał się bardzo urażony.
-
Nic takiego nie robię! Hej, witam, Szalenie Ponętna Damo.
Harry
chrząknął, a Gruba Dama zachichotała i otworzyła przejście.
-
A teraz, skoro jestem już pewien, że w głębi duszy jesteś bardzo
porządnym...
-
Potter!
-
Naprawdę głębokiej głębi...
-
Próbuj dalej
-
Piekielnej głębi.
-
Twoja niezachwiana wiara w dobro tego świata wywołuje we mnie
mdłości.
-
Skoro wiem, że nie jesteś... Voldemortem w przebraniu...
-
Skąd wiesz? – zapytał Draco. – Ble!
Harry
westchnął.
-
Może nie chce się z tobą umówić dlatego, że nie potrafisz
normalnie rozmawiać?
-
Do głowy przychodzą mi same złote myśli, nie umiem inaczej. Nic
nie mogę na to poradzić, taki się urodziłem. W naturze musi być
jakaś równowaga.
Harry
był wyraźnie zbity z
tropu.
-
Już teraz jestem oszałamiający, inteligentny i charyzmatyczny –
wyjaśnił Draco. – Wyobraź sobie, co by było, gdybym na dodatek
był słodki i myślał dyskursywnie. To byłby kompletny chaos.
Brodziłbym po kolana w mdlejących kobietach i w efekcie nigdy nie
mógłbym do niczego dojść.
-
Przypomnij mi, dlaczego zostaliśmy twoimi przyjaciółmi...
-
Niedługo będą moje urodziny – odparł Draco. – Wymyśliłem,
że w ten sposób dostanę więcej prezentów.
Ron
spojrzał na wchodzących do pokoju wspólnego chłopców.
-
Będziesz musiał nam coś podpowiedzieć – powiedział. –
Pamiętaj, że odkąd cię polubiliśmy, planujemy kupić ci na
urodziny obrożę.
Z
drugiego końca pokoju dobiegł ich głuchy odgłos upadającego
ciała.
-
Tego już za wiele, teraz ty zaczynasz dręczyć Seamusa?! –
wrzasnęła Lavender.
*
Na
górze, w dormitorium dziewcząt, Hermiona leżała z głową opartą
na kolanach Ginny.
-
Nigdy nie sądziłam... że zrobi coś takiego – odezwała się
przytłumionym głosem.
-
Tak, szkoda, że Colin nie zrobił mu zdjęcia – odparła Ginny i
zachmurzyła się. – To głupie, że został sługą zła i siedzi
teraz w azkabańskim poprawczaku dla młodocianych Śmierciożerców.
-
Och Merlinie, co za koszmar! – Hermiona ukryła twarz w dłoniach.
– I co ja mam teraz zrobić?
-
Cóż, mogłabyś go wykorzystać w jakiś przyjemny sposób.
-
Ginny. To co zrobił było takie... wspaniałe.
-
Skoro tak uważasz, mogłabyś mu to jakoś okazać. Może jakieś
szybkie bzykanko?
-
Ginny! – Hermiona była oburzona. – Ty podstępna lisico!
Ginny
sprawiała wrażenie mile połechtanej.
-
A jeśli ci się to nie uda, mogłabyś chociaż iść z nim na Bal.
-
Ja... cóż... on mnie wcale nie zaprosił?
Ginny
spojrzała w dół, na twarz Hermiony.
-
Nie zaprosił – rzekła Hermiona zdecydowanym tonem. – A ja... O
rany, to idiotyczne... jego ojciec próbował cię zabić...
Ginny
lekceważąco machnęła ręką.
-
Przestań żyć przeszłością.
-
I jest amoralny, i denerwujący, i... blondyni mi się nawet nie
podobają!
-
Nonsens! – zaprzeczyła Ginny energicznie. – Wszystkim podobają
się blondyni!
Hermiona
osłupiała.
-
Wszystkim oprócz mnie – dodała Ginny szybko. – Ja kocham
Harry`ego.
Hermiona
odetchnęła i postanowiła zignorować poprzednią uwagę
przyjaciółki.
-
Posłuchaj... nie można wiązać się z kimś tylko dlatego, że
jest bardzo atrakcyjny. Ten ktoś musi do ciebie pasować. Nigdy nie
byłabym w stanie zaakceptować jego charakteru... on jest
niebezpieczny. Nie da się go nawet lubić.
Ginny
opadły ręce.
-
Powiedz mi jedno Hermiono. Czy tobie w ogóle na nim nie zależy?
Hermiona
przygryzła wargę.
-
Oczywiście,
że mi na nim zależy! – odparła. – I w tym właśnie problem.
*
Hermiona
podejrzewała, że Ginny nikczemnie ją zdradziła.
Wyglądało
na to, że nagle cały świat wie, że poszłaby na bal z Malfoyem,
jeśliby ją o to poprosił.
I
cały świat wydawał się ją obwiniać.
Naturalnie
wszystkie te zarzuty były bez sensu.
Hermiona
skupiła się na odrabianiu zadania z numerologii.
Draco
nadal nie zaprosił jej na bal.
Oczywiście
był teraz bardzo zaabsorbowany wieścią o eee... ślubie w swojej
rodzinie.
Podobnie
jak reszta Malfoyów. Lotem sowy rozniosły się wieści, że Lucjusz
Malfoy, odkąd usłyszał tę wiadomość, bierze jakiś dziwny
mugolski lek, Prozac.
Co
nie powstrzymało go przed wysyłaniem do Draco wyjców,
rozkazujących mu nie zapraszać Rona ani Harry`ego
na bal.
Tego
dnia Draco wypił kawę wprost z dzbanka.
Więc
był bardzo zaaferowany i zestresowany całą tą sytuacją. Na pewno
zamierza ją zaprosić. Szaleje na jej punkcie.
Oczywiście
odrzucała go dość regularnie.
I
tak naprawdę, czy krzaczastowłosy mól książkowy mógł być
przedmiotem zainteresowania najbardziej boskiego, platynowego
blondyna w obcisłych dżinsach?
A
jednak... odrzucał wszystkie inne zaproszenia. Na pewno zamierza...
Hermiona
uniosła wysoko głowę.
Wcale
jej nie zależało. A w ogóle to wcale nie chciała iść na ten
bal. I tak zamierzała wykorzystać ten czas, żeby w spokoju się
pouczyć. Zdecydowanie nie miała ochoty iść na bal z Draco
Malfoyem.
Cały
czas powtarzała to sobie po cichu. W dzień balu, ku konsternacji
osób, które były wtedy w pobliżu, powiedziała to sobie głośno.
-
Z tobą? – zdumiał się Seamus. – A niby dlaczego Malfoy miałby
iść na bal z tobą?
Hermiona
rzuciła mu Mordercze Spojrzenie i wybiegła z pokoju.
-
Przecież ty jesteś – wymamrotał Seamus w ślad za nią –
dziewczyną.
*
W
przeddzień balu Draco dostał z domu paczkę.
Zawierała
czarne aksamitne szaty oraz surowe przykazanie od ojca, że ma je
założyć i natychmiast przestać zabawiać się w te gorszące
mugolsko-ubraniowe przebieranki.
Rozkazał
mu także przestać zabawiać chłopów z Gryffindoru w swojej
sypialni.
Draco
zmarszczył nos, odczytując te wszystkie wykrzykniki. Nie miał
wątpliwości, skąd ojciec czerpie takie informacje i pomyślał, że
Pansy kompletnie wypuściła z rąk wodze swojej wyobraźni.
Ta
miłosna obsesja na punkcie przystojnego chłopaka z pewnością
zaszkodziła jej na głowę.
A
te szaty... Draco spojrzał na nie i zrobił przerażoną minę.
Były
fatalne. Ich fason w ogóle nie podkreślał kształtów. Nie żeby
mu na tym zależało z jakichś egoistycznych powodów. Po prostu
wszystkie dziewczęta w Hogwarcie liczyły na niego. Oczekiwały, że
zadba o ich rozrywki.
To
byłoby wobec nich nie w porządku.
-
Do kogo jest ten list? – zapytała złowieszcza sylwetka w
kapturze, pojawiając się nagle tuż przed nim.
Draco
obojętnie spojrzał na intruza.
-
Do mnie.
-
Adresują do ciebie listy, pisząc na nich DEMONOM? Cóż, to dość
akuratne.
Draco
zarumienił się.
-
To dlatego, że nazywam się Draco Eros Magnus Optimus Narcissus
Ortus Malfoy! A w ogóle to ktoś ty?
Zapytał
raczej z niewielkim zainteresowaniem, tak po prostu. Tajemnicze,
zakapturzone postaci, kręcące się po pokoju wspólnym Slytherinu,
były czymś tak oczywistym jak słońce na niebie.
Jedynym
powodem, dla którego szybko odsunął się od tej sączącej krew
jednorożca, czarno odzianej figury, było podejrzenie, że to Pansy
Parkinson.
-
Blaise – powiedział chrapliwy głos spod kaptura.
-
Blaise? – Draco zmrużył oczy. – Och. Och, rozumiem. Pełnia?
Fatalnie. Wyjaśniłeś to osobie, z którą idziesz na bal?
-
Biorę Lavender Brown i Seamusa Finnigana – odpowiedział Blaise
zsuwając kaptur i uśmiechając się demonicznie. – Ona już wie.
Była nieco oszołomiona, ale wyraźnie zadowolona. A on był chyba
zbyt naćpany, żeby zareagować.
-
Mogłeś go zabić – zauważył Draco pogodnie.
-
Nie byłby pierwszym, którego zabiłem – uśmiechnął się
Blaise.
Ani
pierwszą kobietą. Ani pierwszym zwierzakiem domowym.
Ze
względu na poczucie wspólnoty ślizgońskiej, Draco nie wyrzekł
swoich myśli na głos.
Blaise
usiadł koło niego.
-
Mówiłem już, jak jest mi przykro z powodu tej błahostki z
eliksirem? Wiesz przecież, że nigdy z premedytacją nie zrobiłbym
nic, co mogłoby cię uszkodzić, ty mój wspaniały, seksowny
cukiereczku.
-
Eeee... W porządku. Przeprosiny przyjęte. Mógłbyś nie siedzieć
tak blisko?
Blaise
westchnął.
-
Colin mnie wystawił. Nie zależało mu na mnie. Nawet to, że jestem
biseksołakiem* nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Wciąż
szukam kogoś odpowiedniego... chciałbym mieć kilka osób, tylko
dla siebie. – Ożywił się nagle. – A, jeśli chodzi o bal...
może się do nas przyłączysz?
-
To by zabiło Finnigana – odparł zamyślony Draco. – A poza tym,
idę z Hermioną Granger.
Blaise
oklapł i zabrał rękę z kolana Draco.
-
Nie wiedziałem.
-
Ona też nie wie.
-
Chcesz powiedzieć, że jeszcze jej nie zaprosiłeś? Skąd wiesz, że
z tobą pójdzie?
Draco
milczał przez chwilę.
-
Ba! O to właśnie chodzi. Nie wiem.
Ta
niepewność była dla niego czymś zupełnie nowym. Ale miało to
swoje dobre strony.
Nawet
jeśli istniała szansa, że pójdzie sam, przynajmniej będzie
odpowiednio ubrany.
Draco
spojrzał na aksamitną szatę i nagle wpadł na fantastycznie
szatański pomysł.
Zawołał
skrzata domowego.
*
Wieczorem,
przed balem, Hermiona ucałowała wszystkich na pożegnanie. Obie
pary zaoferowały, żeby poszła z nimi, ale zdecydowanie odmówiła.
-
Jak chcesz – zgodził się szybko Ron, rzucając okiem na Cho. –
Myślę, że to będzie mój szczęśliwy wieczór.
Harry`emu
zaparło dech z oburzenia.
-
Chodź z nami Hermiono. My na pewno nie będziemy robić nic
nieprzyzwoitego.
-
Tylko mu się tak wydaje – wymamrotała pod nosem Ginny.
Podstępna
lisica.
Hermiona
uśmiechnęła się i ponagliła ich do wyjścia. Poprosiła jeszcze
tylko, żeby ktoś zrobił zdjęcie Seamusowi, gdy w holu spotka się
ze
swoimi partnerami.
Wcale
nie miała ochoty iść na ten głupi bal.
Ubrała
się w swoją milusią wygodną piżamę, założyła na nogi
puszyste bambosze i zaparzyła sobie kawę. Jedyne czego pragnęła,
to spokojnie się pouczyć.
I
było jej absolutnie obojętne, że wszyscy inni świetnie się
bawią.
I
oczywiście wcale nie obchodziło jej, z kim Draco Malfoy pójdzie na
bal. O, na pewno nie. I miała gdzieś, co i z kim będzie robił. I
nigdy nie była tym zainteresowana, nawet przez chwilę. I byłaby
najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby już nigdy go nie
zobaczyła.
Draco
Malfoy stał w drzwiach.
Uśmiechał
się w taki sposób, że gwałt na nim każdy sąd uznałby za czyn
całkowicie usprawiedliwiony. Światło pochodni okalało jego głowę
nimbem boskości, a oczy błyszczały mu jak upadłemu aniołowi.
Ubrany
był w... coś, co przypominało niezwykle dopasowany futerał z
czarnego aksamitu. Aksamitu, który otaczał jego ramiona, mocno
obejmował tors i przyciskał się do jego bioder jak zafascynowany
kochanek. Aksamitu, który podkreślał kolor spoczywających na nim
włosów tak, że lśniły niczym srebrne światło. Aksamitu, który
sprawiał, że Draco wyglądał szczupło, oszałamiająco i
rozkosznie grzesznie.
Uśmiechnął
się znowu, tym razem leniwie i mefistofelicznie – jak ktoś, kto
doskonale zdaje sobie sprawę, że osoba stojąca przed nim
rozpaczliwie usiłuje powstrzymać się od bezprawnego ograniczenia
jego wolności osobistej.
-
Cześć, Hermiono.
*
Pięć
minut wcześniej, przed wejściem do pokoju wspólnego, Draco Malfoy
przeżył najbardziej nieswoisty atak
paniki.
Przypomniał
sobie, że na cześć balu, Gryfoni postanowili zmienić hasło... a
on nie znał nowego.
Cholera.
Nawet
teraz Murphy go prześladował!
Stał
tam, w swoim nowym ubraniu, po trzech godzinach spędzonych przed
lustrem na układaniu włosów, gotowy na podjęcie emocjonalnego
wyzwania. (Wbrew jednej z najważniejszych zasad Kodeksu Malfoyów -
paragraf 33: Nigdy się nie angażuj. Naprawdę. Nigdy!)
Stał
tam, zamyślony, samotny i mówił do siebie.
-
Jak mam przejść koło Grubej Damy... och, chwileczkę! To przecież
Gruba Dama. Dama. To kobieta! A ja jestem Draco Malfoyem! No dobrze,
więc problem rozwiązany.
Oczywiście,
rozmowa z samym sobą może czasem doprowadzić do rozwiązania
pewnych kwestii.
Jeśli
jest się zabójczo seksowym.
Draco
wygładził swoje i tak nieskazitelne szaty, odrzucił do tyłu włosy
i uśmiechnął się tak, jak nauczyła go babka wila; w sposób,
który powodował, że lustra, spadając ze ścian, składały mu
niedwuznaczne propozycje.
Oparł
się o ścianę i wpił płomienny wzrok w portret Grubej
Damy.
-
Co taka dziewczyna jak ty robi tutaj, wisząc przy takim wejściu jak
to?
*
-
D... Draco!
Oczywiście,
jąkam się, pomyślała Hermiona. Oniemiałam. Każdy by oniemiał.
Tak samo zareagowałabym, gdyby pojawił się tu nagle Filch w
czarnym aksamicie.
Draco
był wytrącony z równowagi, widząc wyraz czystej odrazy,
przebiegający przez twarz Hermiony.
W
końcu udało jej się opanować i odpędzić od siebie irytującą
wizję.
-
Co ty tu robisz?
Draco
ruchem głowy odrzucił do tyłu włosy.
-
Ach. Miałem nadzieję, że uczynisz mi ten honor i przyjmiesz moją
propozycję towarzyszenia ci na balu.
Hermiona
uniosła brwi.
-
A dlaczego przyszedłeś zaprosić mnie tak późno?
Draco
nieco spanikował.
-
Ja... eee...
I
nagle furia, która czaiła się w Hermionie przez kilka ostatnich
dni, zerwała się na równe nogi i skoczyła mu do gardła.
-
Och, okazało się, że nie masz z kim iść, więc raczyłeś się
pojawić. Tak?! Ktoś cię odrzucił, a ty pomyślałeś sobie, że
najbezpieczniej będzie zaprosić biedną, samotną Hermionę?! No
cóż, teraz wiem, że jesteś...
-
Przepraszam bardzo! – przerwał jej Draco. – Nie, nie jestem. A
ty nic nie wiesz! Jesteś pozbawioną uczuć psychopatką! Na
Merlina! Śpiewałem dla ciebie cholerną piosenkę. Kobieto, co mam
zrobić, żebyś mi uwierzyła? Pełny striptiz na środku Wielkiej
Sali?
To
było bardzo sugestywne. Ale Draco wrzeszczał nadal.
-
Odtrąciłaś mnie tyle razy, że mam cholerne zawroty głowy, ty
głupia Gryfonko, a teraz przyszedłem tu znowu, nie zważając na
to, jak żenujące byłoby dla mnie, gdybyś mi znowu odmówiła, bo
myślałem, że jeśli z nikim się nie umówię, to zdołam cię
przekonać, że jedyną osobą, z którą chciałbym iść, jesteś
ty!
-
Och...
-
I jak śmiesz insynuować, że ktokolwiek mnie odrzucił! –
dorzucił oburzony. – Mnie! Nie bądź śmieszna!
Hermiona
stłumiła śmiech. Nie zamierzała mu pozwolić na siebie krzyczeć
tylko dlatego, że był przy tym tak zabawny.
Zresztą,
uciekanie się w tej sytuacji do humoru byłoby tanim chwytem.
-
Powiedz mi Draco,
dlaczego właściwie chcesz iść ze mną? – zapytała oficjalnym
tonem.
Nie
odpowiedział.
Spojrzała
na niego ostro, a potem podążyła za jego zafascynowanym wzrokiem,
skupionym na jej kubku z kawą.
-
Draco!
Zamrugał.
-
Hę? Och, tak. Przepraszam. O co pytałaś?
-
Dlaczego. Chcesz. Iść. Ze. Mną... och, na wrota Azkabanu, wypij tę
cholerną kawę, jeśli tak bardzo musisz.
Nigdy
nie widziała, żeby ktoś poruszał się tak szybko.
Między
jednym a drugim łykiem kawy Draco powiedział coś jakby „kocham
cię”, ale brzmiało to bardzo niewyraźnie, a Hermiona nie
wierzyła niczemu, co mówił uzależniony, który znajdował się w
szponach swojego nałogu.
-
Chcę iść z tobą bo... – Draco przerwał na moment – jesteś
słodka?
-
Postaraj się. Bardziej.
-
Ja... bo... och, posłuchaj, Hermiono! Jestem Malfoyem! Nie okazujemy
nic w rodzaju szczerych emocji, a tym bardziej uczuć. Nie jestem
nawet pewien, czy uznajemy za legalne małżeństwa z miłości. Nie
moglibyśmy po prostu... przyjmij do wiadomości fakt, że gdy nic
nie mówię, to ty wiesz, że... mówię właśnie te rzeczy, jakie
mówią ludzie, którzy są...
-
Normalni?
Hermiona
odsunęła krzesło i wstała. W tym samym momencie zauważyła, że
blask ognia zaczął odbijać się w plastikowych oczach jej bamboszy
w kształcie króliczków.
-
Powiedz mi Draco.
Dlaczego to, że jesteś Malfoyem, miałoby być powodem, dla którego
powinnam traktować cię wyjątkowo?
Spojrzała
na stojący na stole pusty kubek, a gdy podniosła głowę, twarz
Draco znajdowała się bardzo blisko.
Oszołomiona,
patrzyła prosto w jego oczy. Widziała swój własny obraz
odbijający się w taflach roztopionego srebra.
Draco
był nieco zdenerwowany, nie mógł złapać oddechu i wyglądał
cholernie seksownie.
-
Cóż. Malfoyowie posiadają pewne zalety, które rekompensują
niewielkie niedogodności.
Nie
uderzyła
go.
Zamierzała
go uderzyć, właśnie w chwili, kiedy poczuła jego usta na swoich.
Zamierzała uderzyć go tak mocno, żeby zobaczył wszystkie
gwiazdy... zaraz po tym jak wyplącze dłonie z jego włosów, zaraz
po tym jak uwolni się spod tych gorących, namiętnych,
utalentowanych warg, zaraz po tym jak przestanie wydawać ten
żenujący odgłos, gdy popchnął ją na stół i..
Odsunął
się. Hermiona poczuła się dotknięta.
-
I co powiesz na to?
-
...ardz... - Hermiona wzięła się w garść. - Musisz się bardziej
postarać – oznajmiła chłodno. – I proszę, użyj słów.
Draco
czuł się kompletnie wykończony. Po mistrzowsko wykonanym pokazie
talentów Malfoyów (choć od wieków nie był prawiczkiem), nie był
w stanie skonstruować żadnego logicznego zdania.
Poza
“weź mnie tu i teraz”.
Czasami
poważnie zastanawiał się, czy aby naprawdę nie przynosi hańby
swojemu nazwisku.
-
To dlatego, że... ty... jesteś taka inteligentna, ale masz te
wszystkie zasady, których ja w ogóle nie rozumiem, ale z jakiegoś
powodu uważam, że są bardzo pociągające...
Hermiona
złagodniała.
-
Chcesz powiedzieć, że dzięki mnie stajesz się lepszym
człowiekiem?
Draco
skrzywił się.
-
Coś w tym sensie. Proszę, nie mów o tym nikomu.
Najwyraźniej
każdy Malfoy miał określony limit, powyżej którego nie mógł
już znieść większej dawki moralności.
-
Jeśli się zgodzisz – powiedział nagle Draco – to niczego nie
będę żałował. Tej sprawy ze szczurem. Tego, że nazwisko
Malfoyów zostało zhańbione. Tego, że mojemu ojcu grozi zawał.
Nawet... tego ślubu. Niczego. Bo wtedy to wszystko będzie miało
jakiś sens... jeśli tylko się zgodzisz.
-
A jeśli nie?
Draco
wykrzywił usta.
-
Wtedy, pomimo wszystko, będę zmuszony podjąć próbę zdybania
Pottera pod prysznicem.
Hermiona
się roześmiała.
I
zrobiła
strasznie głupią i wyjątkowo nietypową rzecz. Ale Draco stał
tam, wyglądając absolutnie cudownie. Wyraźnie czuł się tak
niepewnie, i wcale nie zachowywał jak klasyczny Ślizgon.
I
po raz pierwszy stwierdziła, że nie robi tego specjalnie.
Wyciągnęła
rękę.
-
Pójdę z tobą.
Draco
uśmiechnął się.
-
Eeee... Ale muszę się przebrać.
-
Nie musisz tego robić dla mnie – zapewnił ją Draco. – Jeśli
chcesz, mogę przez całą noc tańczyć z tobą, ubraną w piżamę.
Ale jeśli uważasz, że skąpy negliż byłby bardziej odpowiedni na
taką okazję...
Pacnęła
go podręcznikiem.
-
Bądź grzeczny. Założę się, że jesteś fatalnym tancerzem.
-
Jestem wspaniałym tancerzem – oburzył się.
-
Nawet gdy nie jesteś szczurem?
Draco
spojrzał na nią z wyrzutem. I nagle coś sobie przypomniał.
-
Eeee.. Hermiona... Myślę, że lepiej będzie, jak poczekam na
ciebie na zewnątrz. Bo wiesz, byłem zmuszony użyć bardzo
przekonującej perswazji, żeby się tu dostać i... Myślę, że
Gruba Dama nie byłaby zbyt szczęśliwa, widząc mnie z inną
kobietą...
Hermiona
była rozdarta pomiędzy uczuciem zgrozy i zachwytu.
-
Chcesz powiedzieć, że uwiodłeś... portret? Jak to w ogóle
możliwe? Czy portrety mają hormony?
Draco
podniósł wysoko głowę.
-
Jeśli chodzi o Malfoyów, wszyscy mają hormony.
Tym
razem nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-
Draco... ty zwierzaku.
KONIEC
*
biseksołak – twór chorych wyobraźni tłumacza i Susie. Ponieważ
płeć Blaise Z. jest poniekąd problematyczna, należało w końcu
rozwiać wątpliwości. Diagnoza została poparta drobiazgowymi
badaniami i ostatecznie rozwiązuje kwestię płci Blaise.
Od
redakcji:
Utwór
został napisany w czasie, gdy jeszcze płeć Blaise Zabiniego nie
została jednoznacznie określona przez Rowling. T.