Jak zacząć książkę, żeby jej nie zepsuć

Jak zacząć książkę, żeby jej nie zepsuć


Zastanawiasz się, co umieścić na początku opowieści? Nie wiesz, czy wybrać prolog, czy raczej opis pogody? Czytaj dalej – oto cała prawda podana w prostych, żołnierskich słowach. Bo filozofii tu na pewno nie ma.


Zapisanie pierwszego słowa opowieści jest jak skolonizowanie zupełnie nieznanej krainy. Oto wyruszyliśmy w niezwykłą, pełną niespodzianek podróż. Cóż może czekać za rogiem? Troll? Statek kosmiczny? Casanova? Dla niektórych twórców są to okoliczności tak przytłaczające, że czują się w obowiązku uprościć je czytelnikowi. Żeby się nie męczył, bidula.


Rozbudowane wstępy i wprowadzenia, prologi i długie opisy, mapki i rodowody – wszystko to straszy w dziełach autorów nie wierzących intelektowi czytelnika.


Czytaj dalej, a opiszę Ci najgorsze, najbardziej denne pomysły na rozpoczęcie opowieści. Wyjaśnię szczegółowo dlaczego dany sposób jest tak niewiarygodnie do bani. Na koniec podam prostą i łatwą do przyswojenia receptę na skuteczne początki.


I powiem otwarcie. Jeśli się ze mną nie zgadzasz i uważasz, że błędy, które wytykam, są w rzeczywistości zajebistymi sposobami na rozpoczęcie opowieści – dostaniesz solidnego kopa w dupę. Dlaczego? Bo potrzebujesz.

Prolog


Zacznijmy od klasyki. Bo ileż to książek zaczyna się od prologów? Mrowie! I do tego nobliwego grona zaliczają się prawdziwe arcydzieła. Cóż więc może pójść nie tak, jeśli napiszemy sobie mały prolożek na począteczku?


Podstawowym pytaniem, na które każdy pisarz powinien sobie odpowiedzieć przed rozpoczęciem pracy, jest: czy ja żyję w pieprzonym dziewiętnastym wieku? Łatwo to sprawdzić. Wystarczy złapać najbliższy sygnał WiFi i za jego pośrednictwem połączyć się z zasobami Internetu. Jeśli widzimy przede wszystkim zdjęcia kotów – nie mamy dziewiętnastego wieku. Ergo: nasz czytelnik prologów już nie łyka. Nie-ły-ka.


Co jest złego w prologu? Zacznijmy od tego, że z definicji jest to wydzielona, osobna historyjka, która wprowadza we właściwą fabułę. Powtórzę: jest to opowieść, która wprowadza w opowieść.


Na serio zastanów się, po co Ci takie cudo? Masz pomysł na dwie historie? Zajebiście, napisz dwa tomy, prequel i sequel. Zarobisz podwójnie! Dorzucisz jeszcze jeden, zamiast epilogu, i będzie trylogia. Co, że materiału nie starczy na to wszystko? Napisz opowiadanie. Na początku jednej opowieści nie musisz wstawiać innej, a jeśli chcesz sobie w ten sposób zrobić miejsce na prezentację tła – zapomnij. W prologu masz przecież na to mniej miejsca niż na przestrzeni reszty książki.


Jakby tego nie starczyło, większość prologów, z jakimi się zetknąłem, dotyczy zupełnie innego miejsca i czasu, niż główna opowieść. Siłą rzeczy, pojawiają się tam kompletnie odmienni bohaterowie. Pierwsze wrażenie czytelnika odnośnie powieści kształtowane jest więc przez coś, co z resztą tekstu nie za wiele ma wspólnego. To bardzo, bardzo źle, bo początek to naturalny moment na złożenie odbiorcom obietnicy. Jeśli ją przyjmą, będą czytać dalej. Ale jeśli prolog obieca jedno, a reszta jest o czymś innym – wyjdzie rozpierducha.


Oczywiście nie mówię, że prologu nie da się zrobić dobrze – na przykład, zgodnie z zasadami wyłuszczonymi pod koniec artykułu. Mówię tylko tyle, że prolog nie rozwiązuje żadnego problemu, z którym mierzysz się na początku opowieści, za to dodaje własną porcję komplikacji. Jest przestarzałą formą, która będzie wymagać dodatkowego wysiłku. Niczego nie gwarantuje. Niczego sama z siebie nie poprawia. Jeśli zastanawiasz się, jak sprawić, że pierwsze strony będą bardziej wciągające – „Wsadzę tu prolog” nie jest odpowiedzią.

Opisy


Skoro prolog odpada, dlaczego nie zacząć od sążnistych opisów? Biedny czytelnik jest przecież zupełnie zagubiony w opowieści. Trzeba mu dać solidne wprowadzenie. O, najlepiej zacząć od streszczenia historii świata, począwszy od czasów króla Ćwieczka. Albo – zmusić do czytania opisów przyrody, co by poczuł klimat. Świetny pomysł, prawda?


Niestety, jeśli chcesz stworzyć drugie „Nad Niemnem” – nie potrafię Ci pomóc. Powiem nawet wprost: nie wiem co tutaj robisz, czytając instrukcje jak pisać dla współczesnego czytelnika. Bo prawda jest taka, że w naszych czasach ludzie nudzą się dużo szybciej niż kiedyś; w konfrontacji z długimi opisami po prostu zasypiają.


Wbrew pozorom to naprawdę kiepski pomysł, żeby zaczynać od zarysowania tła czy też pokazania panoramy wydarzeń. Mówię „wbrew pozorom”, ponieważ czytelnik chce się dobrze orientować w temacie i tak naprawdę lubi szczegóły. Po prostu nie chce dostać tego wszystkiego naraz. I na pewno nie chce tego dostać już na początku, zanim zdąży się przejąć losem bohaterów. Najlepszą strategią jest więc pokazywanie tła w miarę czytania, po kawałku. Gdy odbiorcy zżyją się z postaciami, wciągną się w fabułę, będą gotowi na wychwytywanie tak zwanego backstory. Dopiero wtedy – nie wcześniej!


Innym tragicznie złym wyborem jest rozpoczynanie opisem jakiegoś detalu, który nie jest kluczowy dla opowieści. Z niezrozumiałych powodów zazwyczaj takim detalem jest pogoda. „Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie”. „Sztorm szalał już trzeci dzień”. „Kałuże rosły w rzęsistym deszczu”. Gdyby słońce, sztorm i kałuże były bohaterami opowieści, które otwierają – niczego bym się nie czepiał! Ale nie są. Bohater, o ile w ogóle pojawia się tak szybko, musi czekać cierpliwie aż pogoda skończy zajmować pierwszy akapit.


To nie jest cool, to nie jest „wizja artystyczna” – to jest po prostu gówniana decyzja. Opowieść zaczęta od pogody to opowieść zaczęta z dupy strony. Czytelnik nie czyta dla malowniczych opisów opadających kropel deszczu. Czyta dla bohaterów, historii i świata. Dokładnie w tej kolejności. I dokładnie takie kwestie autor musi rozważyć, kiedy komponuje pierwszą scenę opowieści. Czy Twój bohater robi lub myśli coś ciekawego? Jeśli nie, to czy jest świadkiem ciekawych wydarzeń? Dopiero kiedy te dwa pytania są odhaczone, można się zastanowić nad opisami świata, czyli – na przykład – słonka świecącego na niebie.


I powiem wprost: jeśli rzeczywiście nic spektakularnego się nie dzieje, a bohater nic nie robi i nie myśli, więc z ciekawych rzeczy naprawdę zostaje pogoda – zaczynasz swoją opowieść w jej najsłabszym momencie.

Zaczynanie od początku


Opowieści są linearne. Wszystko zaczyna się w punkcie A, przechodzi przez B, kończy na C. Jasna sprawa. I właśnie dlatego niedoświadczeni pisarze tak często decydują się przekazać historię od jej najnudniejszego momentu – od początku.


Kojarzysz te dowcipy, w których jeden koleś pyta „Opowiedz mi o sobie, tak od początku”, a drugi odpowiada „Na początku była ciemność, a potem wielki wybuch, po którym atomy zaczęły łączyć się w pary i formować pył gwiezdny…”?


Kiedy decydujesz się rozpocząć swoją historię od jej najwcześniejszego momentu, jesteś jak ten typ, który pieprzy o początkach wszechświata, podczas gdy zapytano go – dajmy na to – o kwalifikacje do pracy. Nikogo to nie interesuje. Nikt się tym nie przejmie. Tak rozpoczęta opowieść jest na dobrych torach do przystanku „nuda”.


Nigdy nie zaczynasz ot tak, od najwcześniejszych wydarzeń! Zaczynasz w tym miejscu, które jest ciekawe, kluczowe dla opowieści i pozwoli nadać napięcia reszcie tekstu. Czasem taka scena pojawia się w miejscu, gdzie chronologicznie opowieść bierze zaczątek. Często nie.


Prawda jest taka, że choć opowieść biegnie liniowo – bo i czas tak upływa – Ty wcale nie musisz przedstawiać jej w takim porządku. Równie dobrze możesz zacząć na końcu. Albo w środku. Myślisz, że wtedy wszystko się rozjedzie? Spokojnie – masz od tego narzędzia: retrospekcje i retardacje. Są po to, żeby ich używać, a nie podziwiać w cudzych rękach.


Niechęć do takich zabiegów bierze się ze strachu przed skołowaniem czytelnika. To pożyteczny nawyk, ale co za dużo to niezdrowo. Współcześnie o wiele bardziej trzeba się bać tego, żeby czytelnika nie zanudzić. Bo jeśli się zgubi – najprawdopodobniej będzie czytać dalej, przynajmniej jeszcze trochę, w nadziei, że odnajdzie trop. Jeśli jednak się znudzi, po prostu rzuci książką w kąt. I nigdy nie przeczyta już niczego z Twoim nazwiskiem na okładce.


Skoro zaś nie można zaczynać na początku, nie można prologiem i nie można długaśnymi opisami, to…

Jak zaczynać?


Patentów na udane początki jest tak wiele, że trudno mi je sklasyfikować. Zamiast tego zrobię więc coś lepszego: dam Ci prostą listę tego, co dobre rozpoczęcie powinno zawierać. Każde dobre rozpoczęcie – bez wyjątków.


1. Wprowadź czytelnika w to, co się dzieje tu i teraz. Nie kiedyś albo gdzieś indziej. Pierwsze słowa opowieści powinny być ściśle związane z jej pierwszą sceną. Natomiast pierwsza scena powinna mieć kluczowe znaczenie dla całości historii. Czy jest to moment, który popycha bohaterów do działania, czy też tylko jeden ze zwrotów akcji – początek musi pokazywać czytelnikowi, czego może spodziewać się po reszcie tekstu.


2. Przedstaw bohaterów jak najprędzej. Najlepiej w pierwszym zdaniu. To nie znaczy, że musisz koniecznie rozpoczynać – dajmy na to – od podania imienia postaci. Z całą pewnością jednak osoba bohatera musi być obecna w narracji od razu. Możesz zacząć od tego, co postać robi. Możesz – od tego, co myśli. Jeśli opowiadasz w pierwszej osobie, we wczesnych słowach zawrzyj coś charakterystycznego odnośnie tego, jak postać mówi lub postrzega świat. Tak czy siak, pozwól odbiorcom zrozumieć bohaterów choć trochę, zanim na dobre rozkręcisz akcję.


3. Pokaż czytelnikowi, dlaczego ma się tym wszystkim przejąć. Jeśli bohater budzi sympatię – niech wpadnie w tarapaty, i to solidne. Jeśli postać jest antypatyczna – niech ma przynajmniej charakter, który zagwarantuje niezłą drakę. Czytelnik już na początku powinien dostać jasny powód, żeby zainwestować czas i emocje w opowieść. Powinien wiedzieć, o co ma się martwić i dlaczego. W duchu powinien już teraz uśmiechać się na myśl o przyszłych przygodach. Początek opowieści to najlepszy moment, żeby przemówić do odbiorców na podstawowym, emocjonalnym poziomie. Chcesz ich złapać w swoją sieć – więc muszą wierzyć, że czeka ich ciekawe doświadczenie, a nie nudny wykład.


Dobre rozpoczęcie opowieści będzie zawierać wszystkie te elementy. Można je streścić w trzech słowach: akcja, bohater, emocje. Żadnego z tych haseł nie musisz traktować dosłownie. Akcja może wystąpić pod postacią scen walki albo dynamicznego pościgu, ale może też być subtelna, wyrażona w dialogu lub psychologicznej grze między postaciami. Bohater może być herosem albo łotrem, gwiazdą albo szarakiem. Natomiast emocje, o ile przywołujesz je świadomie, mogą być dowolne i dotyczyć czegokolwiek. Najważniejsze to pamiętać o tych elementach i uwzględnić jakiś ich aspekt już na starcie opowieści.


Bez tego wyjdzie kupa.


Warto więc wyryć sobie w pamięci dość banalną prawdę: kilka pierwszych słów sprzedaje następne sześćset stron. Jeśli to spieprzysz, pałace Twojej wyobraźni pozostaną puste. Jeśli zrobisz to dobrze… cóż, może faktycznie ktoś doczyta do końca.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Żeby jej nie zawieść
Od złotówki do stówki Jak zacząć zarabiać nie mając pracy ani pieniędzy!
jak nie zepsuc prezentacji
jak nie zepsuc prezentacji
Czyszczenie laptopa – jak to zrobić żeby nie zniszczyć komputera
Od złotówki do stówki Jak zacząć zarabiać nie mając pracy ani pieniędzy! Proste pomysły na własny Bi
Jak zacząć pisać
Jak wybielić swoje zęby sposobami domowymi(1)
JAK ZACZĄĆ
JAK ZACZĄĆ I ZAKOŃCZYĆ PRACĘ Z KOMPUTEREM
Druga pensja z sieci Jak rozpoczac i rozwinac dzialalnosc w internecie nie rezygnujac z aktualnej pr
Jak powstaje książka, Informacje i Ciekawostki
057 Jak powstaje książka Iid 6044
Jak wejść na konto administratora nie znając hasła w Windowsie XP, Systemy operacyjne i sieci komput
Kaczka z jabłkami jak u babci, książka kucharska
FOREX – podstawy, czyli jak zacząć zarabiać na giełdzie walutowej(1)
Jak zacząć poszukiwania
jak przemawiac do ludzi (jakies referaty jak czytac itp zeby bylo ciekawie) otworz za pomoca ADOBE R

więcej podobnych podstron