SZAMPAN
Rozważania po noworocznym przepiciu
Nie ufajcie szampanowi... Skrzy się jak diament, jest przezroczysty niby strumyk leśny, słodki jak nektar; ceni go się wyżej od pracy robotnika, pieśni poety, pieszczoty kobiecej, ale... z daleka od niego! Szampan — to olśniewająca kokota, która łączy urok z kłamstwem i bezczelnością Gomory; to pozłacana trumna, pełna spróchniałych kości i wszelakiego bezeceństwa. Człowiek pije go tylko w chwilach smutku, przygnębienia i ułudy optycznej.
Pije go, kiedy jest bogaty, przesycony, czyli wtedy, kiedy tak trudno przedostać się do światła, jak wielbłądowi przez ucho igielne. Jest to wino kasjerów-defraudantów, alfonsów, rozwydrzonych lampartów, kokot... Gdzie tylko hula pijacka orgia, rozpusta, nabijanie bliźniego w butelkę, tryumf geszeftu, tam przede wszystkim szukajcie szampana. Płaci się za niego nie zapracowanym groszem, lecz pieniędzmi, które wpadły fuksem, nieprzewidzianymi, szalonymi, częstokroć cudzymi...
Wkraczając na śliską ścieżkę, kobieta zaczyna zawsze od szampana — dlatego też syczy on jak wąż, co skusił Ewę!
Pije się go na zaręczynach i ślubach, kiedy w zamian za parę ułud człowiek bierze na siebie ciężkie kajdany na całe życie. Pije na jubileuszach, rozwadniając pochlebstwem i rozwlekłym ględzeniem za zdrowie jubilata, tkwiącego już zazwyczaj jedną nogą w grobie.
Po twoim, czytelniku, zgonie będą go pili krewni z radości, że zostawiłeś im spadek.
Piją go witając Nowy Rok: z pucharem w ręku krzyczą na jego cześć ,,hura", przekonani najzupełniej, że po dwunastu miesiącach dadzą mu po karku i poślą do wszystkich diabłów. Słowem, gdziekolwiek panuje radość na zamówienie, kupiony zachwyt, pochlebstwo, puste gadanie, gdzie przesyt, próżniactwo i świństwo — tam zawsze znajdziecie wdowę Cliquot. Nie, lepiej z dala od szampana!