(...) A WROGÓW JESZCZE BLIŻEJ
adres: http://hpforum.ok1.pl/viewtopic.php?t=229&postdays=0&postorder=asc&start=0
autor: itooshi
Rozdział I
Harry Potter.
Chłopiec, Który Przeżył.
Wybraniec.
Nadzieja Czarodziejskiego Świata.
Chłopiec, Którego Szlag Jasny Nie Chciał Trafić jak nazywał go w myślach Severus Snape idący korytarzem na pierwszą w tym roku lekcję. Ale już tylko rok… rok i pozbędzie się tego kretyna ze swoich lekcji. Złoty Chłopiec Gryffindoru nareszcie odejdzie z Hogwartu. Sam fakt, że Potter zaliczył SUM-a z Eliksirów na Wybitny i zdołał wytrwać na jego zajęciach poprzedni rok zadziwił Severusa jak nic innego… no, może poza najnowszym pomysłem Dumbledora, który miał polegać na obowiązkowej lekcji szydełkowania dla wszystkich. Na szczęście Snape z pomocną profesor McGonagall sprawnie mu to wyperswadował, zapewniając, że uczniowie będą na pewno zachwyceni, ale są tak zajęci nauką na inne, niezaprzeczalnie ważniejsze przedmioty, że nie będą mieli czasu na robienie szalików na drutach. Więc Albus dał sobie spokój…
Mistrz Eliksirów pchnął ciężkie drzwi prowadzące do klasy i obrzucił siedzących w pierwszych rzędach uczniów morderczym spojrzeniem. Czarne oczy uważnie mierzyły Gryfońską część klasy, a sarkastyczny uśmiech nie schodził z wąskich warg. Tak… siał grozę w całej szkole jako bezlitosny, pozbawiony uczuć drań. I było mu z tym dobrze.
Wyłowił wzrokiem młodego Pottera, który obojętnie rysował palcem po swojej ławce. Severusowi nie spodobały się zmiany na twarzy znienawidzonego ucznia, ale sam nie chciał tego przed sobą przyznać.
Zazwyczaj błyszczące radością, zielone oczy pałały przeraźliwym smutkiem, twarz chłopaka była niesamowicie blada. Niewątpliwie był chory. Nawet wiecznie rozczochrane, czarne włosy jakby oklapły.
- Witam po wakacyjnej przerwie – zaczął profesor nieco ironicznym tonem, nieśpiesznie manewrując między ławkami – mam nadzieję, że chociaż niektórzy z was sięgnęli po podręcznik od Eliksirów. Jesteście klasą, która w tym roku przystępuje do OWUTEM- ów z mojego przedmiotu. Wymagam na lekcji całkowitego skupienia i koncentracji. Wyrażam się jasno, panie Potter?
Harry spojrzał na niego przelotnie i skinął głową, prostując się powoli na krześle.
- Na tablicy wypisane są instrukcje potrzebne do uwarzenia Eliksiru Żywej Śmierci – kontynuował nauczyciel – Jako klasa zaawansowana z Eliksirów powinniście nie mieć problemów w jego uwarzeniu. Potraktujcie to jako test. Do roboty!
Uczniowie bez słowa wyciągnęli książki i składniki, po czym ze skupionymi minami rozpoczęli pracę. Wszyscy z wyjątkiem Harry’ego Potter’a. Gryfon z niezdecydowaną miną wstał z miejsca i podszedł do biurka znienawidzonego nauczyciela. Snape podniósł na niego wzrok zza „Proroka Codziennego” z nieco zmarszczonymi brwiami.
- Nie zrozumiałeś polecenia, Potter? – zapytał sarkastycznie, próbując nie zauważyć grymasu bólu na młodej twarzy.
- Czy.. mógłbym iść do Skrzydła Szpitalnego, profesorze? – szepnął słabym głosem Gryfon, opierając się ciężko o biurko. Severus uniósł brwi i prychnął z irytacją.
- Naprawdę sądzisz, że puszczę cię gdziekolwiek na MOJEJ lekcji, panie Potter?
Harry spojrzał na niego błagalnie, co jeszcze bardziej zdziwiło Mistrza Eliksirów. Gryfon nigdy, ale to nigdy go o nic nie prosił. I stanowczo nie spodobała mu się ta zmiana.
- Masz pięć minut – warknął w końcu, ponownie chwytając za „Proroka” i zagłębiając się pozornie w lekturze, kiedy tak naprawdę przyglądał się pracy uczniów. Odprowadził chwiejącego się lekko na nogach chłopaka wzrokiem, po czym prychnął, mrucząc coś do siebie.
Severus rzucał w stronę drzwi wściekłe spojrzenia, ale Pottera jak nie było, tak nie ma.
Wstał tak gwałtownie, że siedzący przed biurkiem uczniowie podskoczyli ze strachu.
- Zaraz wracam. Mam nadzieję, że nie wysadzicie pracowni podczas mojej nieobecności – syknął najbardziej lodowatym tonem na jaki było go stać i wyszedł z klasy. Gryfon siedział oparty o ścianę z głową opartą na kolanach i dyszał ciężko, jakby nie mógł złapać oddechu.
Trząsł się, jęczał co jakiś czas, chwytając w pięści swoje włosy.
Nagle podniósł głowę, patrząc prosto w oczy Severusowi.
- Przepraszam… wiem, że… miałem tylko.. pięć minut – wysapał, podnosząc się na nogi.
- Co się z tobą dzieje, Potter? – warknął Snape, uważnie mierząc wzrokiem ucznia. Harry patrzył na niego przez chwilę zamglonym wzrokiem, jakby nie wiedział co się z nim dzieje. Z jego ust wypłynął cichy syk, a zielone oczy w jednej chwili stały się szkarłatne niczym oczy Czarnego Pana. To właśnie najbardziej przeraziło Severusa. I tak szybko jak przyszło, tak szybko odeszło. Potter zachwiał się gwałtownie i z jękiem oparł się o Snape’a. Profesor podtrzymał go mocno, patrząc z rosnącym niepokojem na zmiany na twarzy młodego Gryfona. „Dyrektor” było pierwszym pomysłem, który przyszedł mu do głowy, ale zaraz odpędził od siebie tę myśl. Albusa nie było i nie będzie go do końca tygodnia. Skrzydło Szpitalne też odpadało. Poppy nafaszeruje chłopaka Eliksirem Pieprzowym, przetrzyma na noc w łóżku i wypuści, a sprawa wydawała się być poważna. Za poważna na Eliksir Pieprzowy…
- Możesz iść, Potter? – syknął Severus, nie patrząc na twarz ucznia.
- Chyba tak.
Harry puścił ramię profesora i potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić od siebie zmęczenie.
- Do mojego gabinetu – warknął Mistrz Eliksirów, idąc wolno korytarzem. Gryfiak stanowczo za bardzo się wlókł, więc Snape chwycił go za ramię i pociągnął, zmuszając do szybszego marszu.
Pchnął gwałtownie drzwi swojego gabinetu, posadził Pottera w fotelu i podszedł do kominka.
-Lupin! – warknął w stronę płomieniu, wrzucając w nie uprzednio garść zielonego proszku – Pozwól na chwilę.
Po kilku minutach na podłodze wylądował wątły mężczyzna w średnim wieku. Uśmiechnął się lekko do kolegi, nie zauważając siedzącego w fotelu ucznia.
- Coś się stało, Severusie? – zapytał Remus, otrzepując swoją szatę z popiołu.
- Mógłbyś zając się moją klasą przez chwilę? Muszę porozmawiać z Potterem – warknął Severus nie zawracając sobie głowy uprzejmościami. Wilkołak wreszcie zauważył Harry’ego po czym kiwnął głową i wyszedł. Mistrz Eliksirów zdębiał. Nie tego się spodziewał. Sądził raczej, że Lupin rzuci się na Gryfona z tysiącami pytań o jego zdrowie,a tymczasem… olał go totalnie, jeśli Severus miałby podkreślić powagę sytuacji tak prostackim wyrażeniem. Co się dzieje…?
Profesor usiadł naprzeciwko Gryfona, który wyglądał nieco lepiej niż przed paroma minutami. Choć nadal był chorobliwie blady, nie chwiał się niebezpiecznie i nie jęczał z bólu.
- Może mi wytłumaczysz co się z tobą dzieje, Potter? – zapytał, siląc się na spokój. Zielone oczy błysnęły niepokojem – tylko nie mów mi, że nic, bo i tak nie uwierzę.
- Ja… nie sypiam ostatnio dobrze – powiedział chrapliwym głosem, odwracając wzrok.
- Masz wizje?
- Nie… to raczej… wydaje mi się, że Voldemort mnie w jakimś stopniu kontroluje.
- Kontroluje… - powtórzył zamyślony – co chcesz przez to powiedzieć?
- To tak jakby wysyłał do mojego umysłu swoje własne myśli. Raz usłyszałem jego głos, tak wyraźnie jak pana teraz.
Snape wpatrywał się uważnie w chłopaka.
- A nie sądzisz, że trochę przesadzasz, Potter? – zapytał, uśmiechając się ironicznie, ale zaraz tego pożałował. Złoty Chłopiec posłał mu spojrzenie, jakim zwykle posługiwał się Czarny Pan. Mistrz Eliksirów zadrżał lekko.
- Dyrektor uważa tak samo – syknął wściekle – „Nie martw się, Harry. To na pewno nic takiego. Prześpij się trochę, a zobaczysz, że wszystko wróci do normy.”
Severus zmarszczył brwi.
- Nie tym tonem, Potter – rzucił lekceważąco, badawczo przypatrując się Gryfonowi – wciąż jestem twoim nauczycielem i wymagam odpowiedniego traktowania.
Chłopiec, Który Przeżył, ku najwyższemu zdziwieniu Snape’a , który oczywiście nie dał tego po sobie poznać, kiwnął pokornie głową mamrocząc jakieś liche przeprosiny.
- Tak lepiej – powiedział zimno profesor i potarł skronie, zastanawiając się nad właśnie podjętą decyzją – musisz wznowić lekcje Oklumencji. I nie interesuje mnie twoje zdanie na ten temat – dodał widząc sceptyczną minę chłopaka – jeśli to co robi z tobą Czarny Pan jest prawdą to stanowisz zagrożenie dla siebie i innych uczniów. A nie chcesz chyba mieć na sumieniu kolejnej śmierci, co?
Głos Severusa był przesiąknięty sarkazmem i zwykłą dla niego złośliwością. Chłopak zacisnął pięści, ale skinął posłusznie głową. Nie miał zamiaru kłócić się teraz ze Snape’m. Blizna paliła go żywym ogniem.
- Ledwo żyjesz, Potter – warknął lodowato profesor, przypatrując się uważnie chłopakowi – potrzebujesz snu. Idź do swojej wieży i prześpij się trochę. Jutro o dziewiętnastej widzę cię w moim gabinecie – nauczyciel uśmiechnął się krzywo – i sugeruję punktualność. Nie mam całego wieczoru na uczenie Złotego Chłopca.
Gryfon skrzywił się, ale nie ruszył się z miejsca.
- Coś jeszcze, panie Potter? – zapytał Snape pozornie łagodnym głosem, za którym w rzeczywistości czaiło się zniecierpliwienie.
- Dlaczego pan mi pomaga? – zapytał wreszcie Harry – przecież mnie pan nienawidzi.
- Istotnie.– odparł zimno Severus – I dlatego właśnie zaczynam myśleć, że jestem masochistą, skoro zgadzam się uczyć takiego kretyna jak ty.
Gryfon najeżył się i wstał gwałtownie z krzesła.
- Wcale o to pana nie proszę – warknął gniewnie.
- Więc nie chcesz zapanować na swoim umysłem? A może te wszystkie wizje zaczęły ci się podobać, co Potter? Przyznaj… podoba ci się jak Czarny Pan torturuje mugoli?
- NIE JESTEM TAKI JAK ON! – krzyknął Harry, patrząc z wściekłością na swojego Mistrza Eliksirów.
Snape cmoknął ze zniecierpliwieniem i irytacja.
- Minus pięć punktów od Gryffindoru za niesubordynację w stosunku do nauczyciela. A teraz, jeśli łaska, przestań zachowywać się jak idiota, kiedy ja proponuję ci pomóc.
Gryfon opadł z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
Snape przyjrzał mu się uważnie. Chłopak niewątpliwie zmienił się od kiedy widział go po raz ostatni. Urósł nieco, choć nadal był śmiesznie niski jak na swój wiek, nabrał trochę mięśni, dzięki czemu nie wyglądał już jak niedożywiony chuderlak, a zielone oczy, zwykle wesołe, pałały przeraźliwym smutkiem i rezygnacją.
- Idź do siebie, Potter – warknął w końcu nauczyciel i skrzywił się, kiedy ten przeklęty chłopak podniósł na niego wzrok.
Gryfon wzruszył ramionami i lekko się chwiejąc, wyszedł z gabinetu znienawidzonego nauczyciela mrucząc ciche pożegnanie.
Severus patrzył jak drzwi zamykają się za jego Nemezis i jęknął z frustracji. Irytujący dzieciak!
Brawo Snape! Będziesz teraz tracił swój czas na niańczenie Pottera.
Mistrz Eliksirów zamknął na chwilę oczy i odetchnął głośno. Jego wyobraźnia, działająca najwyraźniej przeciwko niemu, podsunęła mu widok zielonych oczy, w których czaiła się nadzieja na pomoc.
- Dlaczego cię nie ma, kiedy jesteś najbardziej potrzebny, Dumbledore – warknął do siebie Snape i wyszedł z gabinetu szybkim krokiem, śpiesząc się na kolejną lekcję.
- Podaj mi ziemniaki, Harry – poprosił Ron, nie odrywając wzroku od Hermiony, która z największym skupieniem czytała opartą o dzbanek z sokiem dyniowym książkę i nie zwracała uwagi na usilne starania zwrócenia na siebie uwagi rudowłosego chłopaka.
Harry mechanicznie podał mu półmisek z potrawą i ponownie spojrzał na leżącego przed nim tosta z najwyższą pogardą.
Ból zaatakował niespodziewanie. Złoty Chłopiec zwalił się z hukiem na ziemię dygocząc na całym ciele. Zielone oczy wywróciły się w głąb czaszki ukazując same białka, a z jego gardła wydobył się ostry krzyk. Harry nieświadomie miotał się po podłodze, nie zdając sobie sprawy z zamętu jaki wywołał jego atak. Teraz istniał tylko ten przeraźliwy ból i nieludzki, piskliwy chichot rozbrzmiewający w jego umyśle.
Jesteś mój, Harry. A ja się postaram żeby twoja śmierć była jak najbardziej bolesna.
Poczuł, że ktoś klęka przy nim, dotyka jego czoła, warcząc na otaczających go uczniów, następnie podnosi i wynosi z Sali. Przysunął się bliżej silnych ramion i jęknął, chowając twarz w czyichś szatach. Ból powoli przemijał.
- Zabij mnie – wyszeptał błagalnie – proszę, zabij mnie.
- Innym razem, panie Potter – rozległ się zimny głos. Gryfon zadrżał, kiedy lodowate powietrze musnęło jego odsłonięte ramiona i zemdlał.
Severus pchnął biodrem drzwi do swoich prywatnych kwater i ostrożnie położył chłopaka na kanapie. Przywołał do siebie kilka fiolek z eliksirami, by nafaszerować nimi Pottera i usiadł obok, czekając aż Złoty Chłopiec się obudzi. Koszulka ucznia była prawie całkowicie rozszarpana. Snape naprawił ją jednym ruchem różdżki, starając się nie patrzeć na odsłonięte ciało chłopaka.
- Wstawaj, Potter – syknął, kiedy Gryfon poruszył się lekko – nie będę czekał w nieskończoność.
Harry otworzył powoli oczy. Zielone tęczówki spotkały się z czarnymi oczami profesora błyszczącymi irytacją i złością.
- Wydaje mi się, że sytuacja robi się niebezpieczna i dla ciebie, i dla innych – powiedział Severus po chwili milczenia.
Irytujący bachor kiwnął głową.
- Nie wiem czemu, Potter, ale spodziewałem się po tobie bardziej rozwiniętej wypowiedzi – rzucił kąśliwie profesor – ale najwyraźniej się przeliczyłem.
Chłopiec, Który Przeżył By Irytować Severusa Snape’a Swoim Zachowaniem posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, Potter – syknął Mistrz Eliksirów – to ja wyniosłem cię z Wielkiej Sali, kiedy rzucałeś się na oczach całej szkoły, więc chyba jesteś mi winien jakieś podziękowania, nie sądzisz. Ale oczywiście nie spodziewam się, że padniesz na kolana i będziesz mi dziękował, choć nie powiem, że było by to całkiem interesujące.
Harry otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć i zamknął je z powrotem, gdy żaden dźwięk nie wydobył się z jego gardła. Wreszcie poczerwieniał gwałtownie. Severus zmarszczył brwi nie zauważając zmieszania Gryfona.
Gdzie do cholery jest Albus?!
- Dziękuję – powiedział w końcu dzieciak, nie patrząc profesorowi w oczy – ja.. ja dziękuję.
- Tak, tak – Snape machnął niecierpliwie ręką – domyślam się, że jesteś zmęczony, a twoi głupi przyjaciele nie dadzą ci spać. Możesz położyć się tutaj – jego czarne oczy zwęziły się lekko – ale jeśli ruszysz jakąkolwiek rzecz to się o tym dowiem, a wie pan, panie Potter, że nie lubię, kiedy ktoś narusza moją prywatność.
- Przecież już to zrobiłem – wymamrotał Harry, nie zwracając najmniejszej uwagi na groźny ton nauczyciela i podszedł do półki z książkami. Przejechał palcem po wystających grzbietach, zatrzymując go na jednej z woluminów o czarnej okładce. Zerknął na Snape’a, który z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrzył na niego szyderczo.
Z żalem porzucił tomiska, obrzucając je jeszcze jednym tęsknym spojrzeniem, po czym podszedł do niskiej kanapy i zwalił się na nią całym ciałem.
- Jestem zmęczony – mruknął sennie, zamykając oczy.
- Widzę – głos Severusa złagodniał nieco – śpij, Potter.
Harry uśmiechnął się lekko, westchnął z zadowoleniem. Sen spłynął na chłopaka po kilku chwilach.
Snape pokręcił głową z niedowierzaniem i podszedł bliżej. Usiadł na skraju czarnej kanapy i odgarnął kosmyk włosów z czoła siedemnastolatka, który zamruczał niewyraźnie przez sen. Drobna dłoń Gryfona chwyciła niespodziewanie długie palce byłego Ślizgona, przybliżając rękę profesora by wtulić w nią twarz. Severus delikatnie wysunął dłoń z uścisku, starając się uspokoić dzikie bicie serca.
- No i mamy problem – mruknął sam do siebie, po czym usiadł w fotelu obok i zamknął oczy.
CZĘŚĆ DRUGA
"Nienawidzę go" - pomyślał Mistrz Eliksirów, patrząc z niesmakiem na chłopaka leżącego na JEGO, Severusa Snape'a, PRYWATNEJ kanapie.
Potter poruszył się lekko przez sen, mrucząc coś pod nosem i uchylając lekko powieki. Rozglądnął się nieprzytomnie po pokoju, po czym jęknął, kiedy zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje.
- Długo spałem? – zapytał niemrawym głosem, przesuwając ręką po włosach i robiąc tym samym jeszcze większy nieład na głowie. Severus skrzywił się lekko i warknął oschle:
- Godzinę. Teraz możesz iść do siebie.
Potter wzruszył ramionami, wstał i posłusznie podszedł do drzwi. Odwrócił się jeszcze na chwilę, ale widząc zimne spojrzenie profesora, zrezygnował z podziękowania i wyszedł.
Snape odetchnął z ulgą.
Pokój Wspólny Gryfonów był jak zwykle zatłoczony. Kiedy wszedł do środka, wszystkie radosne chichoty i rozmowy ucichły. Szybko podszedł do stolika, przy którym siedzieli jego przyjaciele, odprowadzany zatroskanymi i przerażonymi spojrzeniami.
Ron lekko się do niego uśmiechnął.
- Wszystko w porządku, Harry? – zapytała z obawą Hermiona, robiąc bardzo zmartwioną minę.
- Tak, w porządku. Nic mi nie jest.
- Słyszałeś Sam - Wiesz – Kogo? – dopytywał się rudzielec, patrząc na niego z lekkim strachem.
- Nie – kłamstwa zawsze trudno przechodziły mu przez gardło – Snape szybko zareagował.
- Głupi, stary nietoperz – warknął Ron, nie zwracając uwagi na potępiające spojrzenie przyjaciółki.
- Ronaldzie Wearsley! Okaż trochę wdzięczności! Profesor Snape pomógł Harry'emu i powinniśmy mu podziękować
- Podziękować? Chyba oszalałaś!
Harry wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru dziękować Nietoperzowi, już nie. Myślał teraz tylko o ciepłej kąpieli i łóżku. Hermiona chyba zauważyła, że rzuca tęskne spojrzenia w kierunku schodów prowadzących do sypialni, bo matczynym gestem odgarnęła mu włosy z czoła, mówiąc:
- Wyglądasz okropnie. Powinieneś się wyspać przed jutrzejszymi lekcjami. McGonnagal nie spodoba się, jeśli przyśniesz na jej zajęciach. Naprawdę, nie wiem jak mogliśmy tego nie zauważyć.
- Ty byłaś zajęta czytaniem książki, a Ron wpatrywaniem się w ciebie, jak w Fleur Delacour na czwartym roku – Harry wzruszył ramionami, widząc szkarłatne rumieńce pojawiające się na twarzach przyjaciół, po czym wstał i raźnym krokiem ruszył po schodach do sypialni.
Rudowłosy chłopak przesunął ręką po włosach.
- Głupio wyszło – mruknął niewyraźnie, rumieniąc się jeszcze bardziej – ale nie sądziłem, że zaatakuje podczas kolacji.
- Ja też nie – westchnęła dziewczyna, tuląc się lekko do Rona – powinniśmy poświęcić mu więcej uwagi.
Wearsley kiwnął głową i uśmiechnął się uspokajająco do zmartwionej dziewczyny.
- Lupin!
Severus zmierzył pogardliwym spojrzeniem nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Przeklęty wilkołak, zdany na łaskę Albusa. Zdradzony przez pobratymców, musiał ukrywać się przed Czarnym Panem, a Hogwart doskonale nadawał się na kryjówkę. Snape coś o tym wiedział.
Remus uśmiechnął się lekko i skinął głową na powitanie.
- Wiesz, co jest twojemu ukochanemu uczniowi? – zapytał zimno Mistrz Eliksirów, patrząc na wilkołaka lodowato.
- Mówisz o Harrym?
- Nie… o Draconie Malfoy'u – rzucił złośliwie Severus - Oczywiście, że mówię o Potterze, Lupin.
- Nie mam pojęcia – powiedział szybko i odwrócił głowę, by nie patrzeć w oczy Snape'owi – ja…
- Boisz się go? – spytał lodowato i uśmiechnął się kąśliwie – och.. no tak. Tego się mogłem spodziewać po Huncwocie. Ucieczki i zostawianie innym zajmowanie się cholernym Złotym Chłopcem.
- Będziesz się nim zajmował, Snape? – mina Lupina wyrażała największe zdziwienie.
- To akurat może być całkiem ciekawe – mruknął Mistrz Eliksirów. – Zobaczymy, jak Potter długo wytrzyma psychicznie. Jak myślisz? Tydzień, dwa, miesiąc?
Remus zacisnął pięści.
- Ani mi się waż go tknąć – warknął zwykle spokojny nauczyciel – bo pożałujesz, że się urodziłeś.
Snape popukał się palcem w policzek, jakby zastanawiał się nad czymś głęboko. Jego wąskie wargi rozciągnął złośliwy uśmieszek. Pochylił się lekko w stronę wilkołaka i szepnął:
- Bo co mi zrobisz? Jeszcze niedawno nie obchodził cię stan jego zdrowia.
- Podobnie jak ciebie – odparował Gryfon. – Ty go nienawidzisz, Snape! A poza tym, martwię się o Harry’ego!
- Och… - Severus zrobił zdziwioną minę i dodał sarkastycznie. – Naprawdę?
Snape odwrócił się napięcie i odszedł, powiewając połami swojej czarnej szaty. Z jego twarzy nie schodził pogardliwy uśmiech. Taaak… zapowiadała się ciekawa zabawa. Jak znał Pottera, chłopak wybuchnie po kilku seriach obelg. Wychodząc zza zakrętu wpadł na małego, pulchnego Gryfona, Neville'a Longbottoma. Według Severusa bardzo przypominał Petera Pettigrew.
- Ja… ja… przepraszam, p-p-panie profes-s-sorze – wyjąkał chłopak, patrząc z przerażeniem na nauczyciela.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za niezdarność, Longbottom – warknął Mistrz Eliksirów, posyłając uczniowi lodowate spojrzenie.
Gryfon uciekł, na tyle szybko na ile pozwalały mu krótkie nóżki i zniknął za zakrętem. Severus ruszył dalej, mrucząc coś do siebie pod nosem.
Zszedł pośpiesznie po długich schodach, prowadzących do lochów i odetchnął, kiedy znalazł się z powrotem w swoich kwaterach. Teraz tylko marzył o szklaneczce swojej ukochanej sherry i dobrej lekturze.
Harry obudził gwałtownie. Drżał na całym ciele, a zimny pot pojawił się na jego czole. Chwytał łapczywie powietrze, starając się wymazać z pamięci koszmar, w którym Voldemort torturował jego przyjaciół, a on sam musiał stać i się temu przyglądać.
Potter wstał, starając się nie obudzić kolegów, chwycił swoją pelerynę niewidkę i wymknął się po cichu z dormitorium.
Na korytarzach było pusto i kojąco cicho, za co Gryfon dziękował w duchu.
Rozglądnął się na boki, wypatrując Filcha lub, co gorsza, Snape’a. Nie miał ochoty widzieć się z Mistrzem Eliksirów przez najbliższy tydzień. Może i okazał mu trochę pomocy, ale na pewno nie zrobił tego bezinteresownie.
- Minus trzydzieści punktów od Gryffindoru za szwendanie się po zamku o trzeciej nad ranem, panie Potter. A teraz ściągnij tą głupią rzecz. Nie będę rozmawiał z twoją stopą.
Harry powstrzymał jęk frustracji. Ten okrutny głos będzie prześladował go do końca życia.
Ściągnął pelerynę z bardzo niezadowoloną miną i skrzywił się, widząc szyderczy uśmieszek na wargach znienawidzonego nauczyciela.
Pięknie!
- Ach… nasz mały bohater nie może spać? – zadrwił Snape, obrzucając ucznia długim, złośliwym spojrzeniem.
- Nie, panie profesorze – zadrwił Harry – to tylko Ron i Dean urządzają sobie roundez-vous w naszej sypialni.
- Uważaj na słowa, Potter – warknął wściekle nauczyciel – bo jakieś miłe zaklęcie może cię skutecznie uciszyć.
Gryfon zadrżał lekko. Oczywiście wiedział, że Snape nie zrobi mu krzywdy, jednak groźby w jego wykonaniu brzmiały naprawdę przerażająco.
- Będę pamiętał – odparł w końcu, siląc się na spokój – panie profesorze.
Severus uśmiechnął się złośliwie.
- Nie wątpię, panie Potter. Co ci się śniło? – zapytał obojętnym tonem, tak jakby rozmawiali o pogodzie, a nie o koszmarach Złotego Chłopca. Harry wolałby porozmawiać na ten temat z Remusem, ale nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią najwyraźniej go unikał. Lupin okazałby przynajmniej trochę współczucia.
- Moje sny są moją prywatną sprawą, proszę pana – oznajmił zimno – nie…
Potter zachłysnął się powietrzem, czując jak Snape wdziera się brutalnie do jego umysłu i siłą wyciąga z niego koszmar z tej nocy. Chłopak zachwiał się, próbując ze wszystkich sił odeprzeć atak profesora, ale był zbyt przerażony i zszokowany by cokolwiek zrobić. Przed oczami ponownie ukazał mu się obraz okrutnie torturowanego Rona i łkającej Hermiony.
Wściekłość wypełniła całe jestestwo Gryfona. Moc o wiele potężniejsza od niego i Snape’a niespodziewanie przepłynęła przez jego ciało, dodając mu siły.
- NIE!
Zaklęcie uderzyło Mistrza Eliksirów w pierś i tym razem Harry oglądał wspomnienia profesora.
Gabinet dyrektora Hogwartu był przestronną, okrągłą komnatą. Siedzący za biurkiem starzec uśmiechnął się do wchodzącego do środka Snape’a, który z bardzo niezadowoloną miną usiadł naprzeciwko niego.
- Herbatki? Ciasteczko? – niebieskie oczy zamigotały lekko – dropsa?
- Nie, dziękuję – warknął Mistrz Eliksirów – po co mnie wezwałeś?
- Jak wiesz niedługo wyjeżdżam – Dumbledore umilkł na chwilę, jakby szukał odpowiednich słów. – Miej oko na Harry’ego i udziel mu pomocy jeśli coś się z nim działo. To dla mnie ważne.
- Dlaczego ja?! Dlaczego nie Lupin?! – złość aż promieniała od Ślizgona – Nie będę niańczył Pottera. Ja nawet go nie lubię, Albusie!
- Właśnie dlatego cię o to proszę …
Harry poczuł jak ktoś rozpaczliwie chce wyrzucić go z umysłu Snape’a. Zachwiał się lekko, ale uparcie przeglądał wspomnienia nauczyciela.
Wynoś się! Idź do diabła razem ze swoją pokręconą matką! Głupi dzieciak!
Severusie, schowaj się. Ojciec zaraz wróci.
Zostaw go! Słyszysz Tobiaszu?! Zostaw mojego syna!
Gryfon zachłysnął się powietrzem i opadł na podłogę z jękiem. Blizna paliła go żywym ogniem, tak jakby ktoś przykładał mu do czoła rozgrzany pręt.
- Potter! Wstawaj do cholery!
Harry otworzył powoli oczy, i napotykał wściekłe spojrzenie nauczyciela.
- Ja… ja…
- Zamknij się – warknął Snape, chwytając szaty ucznia i podnosząc go do góry. Czarne oczy ciskały błyskawice.
Gryfon otrząsnął się, i zaczął zaczął uważnie studiować swoje obuwie, jakby chciał wypatrzeć w nich coś interesującego. Nie miał odwagi spojrzeć na Snape’a.
Obcowanie z wściekłym Mistrzem Eliksirów bardzo przypominało styczność z rozszalałym hipogryfem, z czego Harry doskonale zdawał sobie sprawę.
- Masz mi coś do powiedzenia? – syknął Severus, patrząc na ucznia z pogardą.
Usta Pottera poruczyły się automatycznie, zanim zdążył pomyśleć.
- To pana wina.
Nozdrza nauczyciela rozszerzyły się lekko, a czarna brew uniosła się do góry w geście zdziwienia i irytacji.
- Moja wina? MOJA WINA, POTTER?! – wrzasnął Severus, zaciskając rękę na swojej różdżce.
- Tak! Pana wina! Kto dał panu prawo do grzebania w moim umyśle?! Dumbledore?! No jasne! Wszechmocny dyrektor Hogwartu, mający w dupie moją zgodę, rządzący moim życiem jak własnym!
- Nie obrażaj dyrektora w mojej obecności, Potter – powiedział Snape złowrogim szeptem – to prawda, że Profesor Dumbledore prosił mnie o pomoc, jeśli coś by się z tobą działo, a ja się zgodziłem i mam zamiar dotrzymać słowa. Więc, zatrzymaj swoje komentarze dla siebie i WSPÓŁPRACUJ!
- Będę robił co mi się żywnie podoba i nic ci do tego!
- Minus piętnaście punktów za ton w stosunku do nauczyciela! Uważaj. Na. Słowa. Bo. Będzie. Pięćdziesiąt – warknął Severus, dokładnie cedząc każde słowo.
Harry zmusił się do milczenia, zaciskając zęby. Nie słuchał, co mówi do niego Profesor, powtarzając w myślach jedno słowo, które pojawiło się niespodziewanie w jego umyśle.
Crucio, Crucio, Crucio.
- … więc będziesz musiał być mi posłusznym, bo dyrektor się o tym dowie i to ON będzie cię uczył…
Crucio, Crucio, Crucio.
- … a nie chcemy chyba, żeby kogoś spotkało to, co twojego ojca psiestnego, co Potter?
Gryfon rzucił profesorowi wściekłe spojrzenie, ale się nie odezwał i nie dał po sobie poznać, jak bardzo zabolała go ta uwaga.
- Powstrzymujemy temperament, panie Potter? – zadrwił nauczyciel, odwracając się do niego plecami – zmiataj do swojej wieży.
Harry odwrócił się na pięcie, wymruczał hasło i wszedł do Pokoju Wspólnego. Gdy tylko portret się za nim zatrzasnął, chłopak złapał stojący w pobliżu wazon z kwiatami i cisnął nim na ziemię z wściekłością.
Remus Lupin krążył po swoim gabinecie jak sęp. Myślami wciąż wracał do Harry’ego Pottera, syna jego najlepszego przyjaciela. Chłopak potrzebował pomocy, a on uciekał jak tchórz! Jednak, nic nie mógł poradzić na to, że się bał. W oczach Harry’ego pojawia się czasami taki dziwny błysk, że jego uśpiony do czasu pełni instynkt każe uciekać gdzie pieprz rośnie. I Remus posłusznie uciekał.
Jakim był głupcem!
Dumbledore chce dobra młodego Pottera i Lupin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale żeby opiekę nad Harry'm powierzać Severusowi to już przesada!
Musi porozmawiać z Albusem. To jedyne rozsądne rozwiązanie.
Starannie poprawione przez Seirę! Dzięki, o wielka! :D
Rozdział III
- Harry!
Gryfon odwrócił się zaskoczony, słysząc głos profesora Obrony Przez Czarną Magią. Remus Lupin zmierzał szybkim krokiem w jego stronę z niepewną miną, jednak pewna determinacja biła z jego postawy.
Uśmiechnął się do chłopaka, stając tuż przed nim.
- Masz ochotę na herbatę? Dawno nie rozmawialiśmy – zaproponował wilkołak, patrząc na Harry’ego niemal błagalnie.
"Ciekawe, dlaczego?" - pomyślał Potter, starając się nie uśmiechać ironicznie.
- Oczywiście, profesorze. Z miłą chęcią.
Razem ruszyli w kierunku gabinetu nauczyciela, nie odzywając się do siebie.
Lupin pchnął drzwi i gestem zaprosił chłopaka do środka. Był to dość duży pokój, o ścianach koloru jasnego brązu.
Na jednej z półek stała klatka zasłonięta ciemnym materiałem. Trzęsła się lekko, jakby coś bardzo chciało się z niej wydostać.
Harry usiadł w wygodnym fotelu naprzeciwko nauczyciela i spojrzał badawczo na Remusa. Mężczyzna był nieco spięty, kiedy zajął swoje miejsce i machnął różdżką, przywołując dzbanek z parująca herbatą, dwie filiżanki i talerzyk z ciasteczkami.
- Co u ciebie słychać, Harry? – zapytał Lupin, nalewając gorącego napoju do filiżanek. Jego ręce trzęsły się lekko, a kiedy Potter spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz z fazami księżyca, z przykrością zauważył, że za dwa dni będzie pełnia.
- W porządku, profesorze. – odparł niepewnie, patrząc uparcie w blat biurka.
Remus przykrył jego dłoń swoją.
- Masz jakieś problemy, Harry? Wiesz, że zawsze ci pomogę… Możesz mi zaufać – zapewnił nauczyciel, modląc się, by młody Potter opowiedział mu swoich wizjach, snach i wszystkim innym, co miało wpływ na jego stan.
Gryfon zamarł. Lupin wreszcie się obudził i zorientował, że Harry potrzebuje jego wsparcia? Dumbledore powiedział mu, że Lord Voldemort postanowił stopniowo wykańczać syna James Pottera? Czy dlatego Remus go unikał?
- Harry? Wszystko w porządku? – zapytał profesor po chwili milczenia, patrząc na niego z troską.
- Tak, proszę pana – mruknął Potter – Sądzę jednak, że wie pan, co się ze mną dzieje. Mam rację?
Mężczyzna westchnął ciężko.
- Wiem, że Voldemort może cię w jakimś stopniu kontrolować. Jednak dyrektor nie powiedział mi nic więcej i byłbym wdzięczny, gdybyś zwracał się do mnie po imieniu, kiedy jesteśmy sami.
Więc Harry mu powiedział. Opowiadał o snach, wizjach i wszystkim tym, co męczyło jego psychikę od lipca. Z każdą minutą czuł, jakby zrzucał z ramion wielki ciężar, a Remus był wspaniałym słuchaczem i rozmówcą.
- I nie chcę, żeby Snape mnie uczył. Nie ufam mu w pełni. Wiem, że dyrektorowi zależy na lekcjach Oklumencji, ale…
- Harry, musisz zrozumieć, że Profesor Snape jest w tej szkole najlepszym Legilimentą i Oklumentą, oczywiście zaraz po Albusie – przerwał mu Lupin pocieszającym tonem – i tylko on może cię tego nauczyć. A jeśli chodzi o zaufanie, to ja UFAM Severusowi Snape’owi, podobnie jak dyrektor, więc ty też powinieneś.
Potter westchnął ciężko. Zapowiadał się naprawdę ciężki okres. Zerknął na zegarek i z przerażeniem stwierdził, że przesiedział u Lupina trzy godziny, które powinien spędzić na pisaniu eseju na Eliksiry.
- Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść i porozmawiać, kiedy masz jakiś problem. Choć nie powiem, że miło by było, gdybyś wpadł czasem podyskutować o Quidittchu – Remus mrugnął do niego porozumiewawczo.
Potter podziękował za herbatę i rozmowę, pożegnał się i wyszedł. Ruszył w stronę biblioteki pogrążony we własnych myślach, nie zauważając przyglądającego mu się bacznie blondwłosego Ślizgona.
***
- Minerwo, nie zaczynaj – warknął Mistrz Eliksirów, gromiąc spojrzeniem nauczycielkę transmutacji, która nie pozostała mu dłużna – po raz setny mówisz mi, że źle traktuję twoich wychowanków, kochanych Gryfonów. A ja po raz setny powtarzam, że NA TO ZASŁUGUJĄ!
- Ale wytłumacz mi dlaczego, Severusie – warknęła McGonagall – Czy dlatego, że…
- Dlatego, że ich kompetencje z Eliksirów nie sięgają poziomu pięcioletniego dziecka – syknął lodowato, po czym dodał niechętnie – jedynie panna Granger wykazuje się jako taką wiedzą na moich lekcjach. A teraz bądź tak dobra i zostaw mnie w spokoju. Chciałbym napić się kawy, nie mając nad głową trajkoczącej kobiety.
Minerwa otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła i wyszła z pokoju nauczycielskiego, trzaskając drzwiami.
Severus uśmiechnął się triumfalnie, kiedy reszta obecnych nauczycieli zachichotała, choć wiedział, że będzie musiał jakoś ułaskawić surową panią Profesor - nie chciał mieć w niej wroga. Usiadł w swoim ulubionym fotelu w kącie pokoju i zmierzył wzrokiem Lupina, który właśnie wszedł do środka z kubkiem kawy w ręce. Wilkołak rozglądnął się po pomieszczeniu, szukając wolnego miejsca. Ruszył w stronę Severusa, widząc, że jedyny nie zajęty fotel stoi tuż obok Snape’a.
Usiadł ciężko i odetchnął, upijając spory łyk ze swojego kubka.
Mistrz Eliksirów skrzywił się pogardliwie i ponownie rozejrzał po pomieszczeniu.
Był to bardzo duży, przestronny pokój, wypełniony wygodnymi fotelami, stolikami zapełnionymi papierami i kilkoma regałami na książki.
Nauczyciele rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami - jedynie piskliwy głosik nauczyciela zaklęć był doskonale słyszalny.
- Rozmawiałem z Harrym – odezwał się Lupin, nie odrywając wzroku od gazety.
Snape spojrzał na niego z irytacją.
- Nie interesują mnie twoje pogaduszki ze Złotym Chłopcem – powiedział zimno, upijając łyk swojej kawy.
- Daj spokój, Severusie – westchnął Remus, składając „Proroka” na pół i przyglądając się Mistrzowi Eliksirów – jesteś teraz jego nauczycielem Oklumencji. Powinno interesować cię samopoczucie Harry’ego.
- Ale nie interesuje – warknął Snape – nie mam zamiaru myśleć o Potterze wtedy, kiedy nie jest to konieczne! I dobrze ci radzę… nie wtrącaj się w moje metody nauczania, Lupin.
Remus uśmiechnął się niewinnie, ale naraz spochmurniał.
- Wiedziałeś, że Harry słyszy głos Voldemorta? – spytał, nie zwracając uwagi na wyraźne wzdrygnięcie się Severusa na dźwięk imienia Czarnego Pana.
- Wiedziałem – powiedział lodowato, starając się uspokoić – A teraz, jeśli łaska, zostaw mnie w spokoju. Doprawdy, jesteś gorszy od Minerwy.
Nauczyciel Obrony wzruszył ramionami i zamilkł. Severus odchylił się wygodniej w fotelu, zamykając oczy. W głowie krążyła mu tylko jedna myśl – Potter.
***
- Harry! Harry, obudź się!
Potter powoli otworzył powieki i rozejrzał się nieprzytomnie po bibliotece. Spojrzał na ciężki wolumin, na którym zasnął i rozmasował zdrętwiałą szyję.
Obok siedziała Hermiona z bardzo zatroskaną miną.
- Dobrze się czujesz? – zapytała po chwili, patrząc jak Gryfon przeciera okulary.
- Tak, nic mi nie jest – mruknął zaspanym głosem – po prostu byłem zmęczony i zasnąłem. Nie martw się.
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.
- Napisałeś esej? – spytała, biorąc do ręki jego wypracowanie.
- Tak, chociaż ciężko cokolwiek znaleźć o belladonnie w podręczniku – westchnął Gryfon, patrząc nienawistnie na leżącą obok potężnego tomiszcza zatytułowanego „Najsilniejsze rośliny i ich magiczne właściwości” książkę.
- Mimo wszystko, wspaniale sobie poradziłeś. Snape powinien dać ci Powyżej Oczekiwań, ale…
- Ale Snape nigdy nie był sprawiedliwy dla Harry’ego – przerwał Ron, który zajął miejsce po prawej stronie Hermiony. – Co robicie?
- Właśnie przeglądam wypracowanie Harry’ego – odparła spokojnie dziewczyna, posyłając rudzielcowi znaczące spojrzenie – który w odróżnieniu od twojego eseju z transmutacji zdobędzie całkiem niezłą ocenę.
- Nie przesadzaj, Herm – mruknął Ron, po czym dodał cicho, starając się aby tylko Potter go usłyszał – i tak da mi później spisać od siebie.
Złoty Chłopiec pokręcił głową, kiedy Hermiona naskoczyła na przyjaciela i wytknęła mu lenistwo i posługiwanie się innymi w celu zdobycia lepszych ocen, a tak naprawdę byłby naprawdę niezłym uczniem gdyby się przyłożył. Rudzielec zaczerwienił się lekko, słysząc słowa przyjaciółki, wymamrotał coś pod nosem, po czym złapał podręcznik Harry’ego i ukrył się przed przeszywającym i pełnym wyrzutu spojrzeniem młodej czarownicy.
Potter zachichotał, zdając sobie sprawę, że jego przyjaciele wyraźnie mają się ku sobie. Cieszył się, że przynajmniej tych dwoje będzie szczęśliwych, jeśli szczęśliwym można nazwać życie w tak mrocznych i niepewnych czasach.
Przyjrzał się uważnie Hermionie. Właściwie, nigdy nie spojrzał na nią tak, jak na dziewczynę, jedynie jak na przyjaciółkę. Ale musiał przyznać, że Panna Granger była ładną, ba, nawet bardzo ładną przedstawicielką płci pięknej. Burza brązowych włosów okalała drobną twarzyczkę, a ciemne oczy lekko błyszczały. Rumieniec tylko dodawał dziewczynie uroku.
Jednak Harry nie czuł jakiegokolwiek pociągu do czarownicy. Owszem, kochał ją, ale była to miłość czysto przyjacielska, braterska.
- Wracajmy do wieży – powiedział w końcu, zbierając pergaminy, na których robił notatki. – Jestem trochę zmęczony, a jutro znowu czekają mnie eliksiry. Snape na pewno da nam popalić i nie zawaha się odebrać Gryffindorowi punktów za spanie na jego lekcji.
Panna Granger skinęła głową, złapała Rona pod ramię i wyszła z biblioteki, zapominając o kazaniu, które wygłaszała na temat rudzielca.
***
Severus Snape krążył po swoim gabinecie niczym sęp. Kłótnia z McGonnagal, rozmowa z Lupinem i lekcje z trzecimi klasami wyprowadziły go z równowagi, a jego ukochana sherry się skończyła.
Nie pozostało mu więc nic innego, jak wyładować swoją złość na biednym, niewinnym dywanie, chodząc po nim tam i z powrotem.
Już dawno powinien był złożyć rezygnację i doskonale o tym wiedział. Co go powstrzymywało? Prześwietny Albus Dumbledore, jednoosobowa fundacja charytatywna na rzecz byłych Śmierciożerców, a obecnych szpiegów! Och, niech go szlag jasny trafi!
Ale oczywiście Severus prędzej zwariuje, niż wyżej wspomniany „szlag” trafi Albusa.
Stary Drops dobrze się trzyma!
Mimo wszystkich uraz, jakie Mistrz Eliksirów odczuwał do obecnego dyrektora Hogwartu, musiał przyznać, że Dumbledore jest potężnym czarodziejem i wspaniałym przyjacielem… chociaż jego pomysły są niekiedy przerażające, tego nie da się ukryć.
No i kolejny problem Severusa… Mały Potty.
Któż nie kocha biednej sierotki, bohatera, Wybrańca? Oczywiście, że wszyscy! A kiedy Snape odważy się prychnąć, słysząc nazwisko jego Nemezis, czarodzieje wokół niego milkną i patrzą na niego ze zdziwieniem. Tylko w kręgu Śmierciożerców nie był narażony na tego typu spojrzenia.
Co nie wykluczało faktu, że prychał na słowo ‘Potter’ nawet w towarzystwie Ministra Magii.
Odrobina ironii nie zaszkodzi, prawda?
Kolejna sprawa… Czarny Pan. Lord Voldemort.
V jak.. Victoria!
Stary Jaszczur nieźle to sobie wykombinował!
Tym razem Severus darował sobie prychnięcie. Nie był na tyle głupi, żeby prychać przy imieniu drugiego najpotężniejszego czarodzieja świata. Ma odrobinę samokontroli. Chociaż nie wykluczał, że przy imieniu Czarnego Lorda miał ochotę prychać jak pani Norris!
"Zwariowałem" pomyślał Snape, siadając w końcu w fotelu. Nawet nie myśląc o tym, co robi, otworzył wszystkie szafki i z zadowoleniem stwierdził, że znalazł odrobinę koniaku.
Och nie, Severus nie był alkoholikiem, broń Boże!
Jednak szklaneczka czegoś mocniejszego nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie! Albus mu mówił, że to podobno wzmacnia serce.
- Więc mój ojciec miał BARDZO zdrowe serce – wycedził w tedy przez zaciśnięte zęby i pozwolił sobie łaskawie nalać brandy.
Następnego ranka postanowił nie pić więcej po spotkaniach z Albusem.
- Jesteś zmęczony, Severusie. To stąd te dziwne myśli – mruknął do siebie, wpatrując się w bursztynowy płyn i wypił go jednym haustem.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.
Na myśl, że jutro będzie mógł wyżyć się na Potterze podczas lekcji Eliksirów i Oklumencji, jego oczy stały się czarniejsze niż zwykle.
P-I-Ę-K-N-I-E!
Jego wargi wykrzywił wredny uśmieszek.
CZĘŚĆ CZWARTA
Severus Snape przekręcił się z cichym jękiem na bok i spojrzał z nienawiścią na zegarek stojący niewinnie na szafce nocnej. Ból niemal rozsadzał mu czaszkę, co potęgowały wskazówki pokazujące godzinę siódmą rano.
Mężczyzna westchnął ciężko, odwracając wzrok od tarczy zegara i pocierając zmęczone oczy.
Prywatne kwatery Mistrza Eliksirów były połączone z jego gabinetem krótkim, ciemnym korytarzem, co było bardzo wygodne w codziennym życiu.
Kwatery składały się z trzech dość dużych pomieszczeń. Jedno z nich, nieco mniejsze od reszty, służyło za salon, w którym Severus spędzał dużo czasu w towarzystwie ukochanej sherry.
Ściany pomalowano na oliwkową zieleń, ładnie współgrającą z czarną, wygodną skórzaną sofą i wysiedzianymi fotelami stojącymi naprzeciwko kominka, w którym beztrosko płonął ogień. Regały zawalone książkami rzucały długie cienie na podłogę, co nadawało pomieszczeniu nieco złowrogiej natury.
Sypialnia została urządzona skromniej i przytulniej. Komoda z ciemnego drewna, duże łoże, na którym aktualnie wylegiwał się Severus Snape, starający pozbyć się resztek snu, i szafki nocne stojące po obu stronach łóżka. Do łazienki prowadziły jasne drzwi, silnie kontrastujące z brązowym odcieniem ścian.
Łazienka Mistrza Eliksirów przypominała tą, którą posługiwali się prefekci. Nie była jednak aż tak luksusowa.
Podłoga i ściany wyłożone zostały białymi kafelkami, a na środku pomieszczenia umieszczono ogromną wannę, bardziej przypominającą basen, do której prowadziły trzy niskie stopnie. W rogu stała ładna, marmurowa umywalka, którą oblegały buteleczki różnych kosmetyków. Męskich, oczywiście.
Faktem było, że Severus bardzo, ale to bardzo lubił luksus, z którego nawet nie mógł się cieszyć. Lekcje, szlabany i coraz częstsze spotkania z Czarnym Lordem były zbyt męczące by zawracać sobie głowę korzystaniem z bardzo długiej, relaksującej kąpieli, ograniczając się do szybkiego prysznica i pójścia natychmiastowo do łóżka.
Severus westchnął po raz ostatni i wstał z ociąganiem. Ciemnozielona, satynowa pościel zsunęła się z cichym szelestem po torsie mężczyzny, który podniósł się do pozycji siedzącej, po czym postawił nogi na podłodze i wstał.
Cieniutka kołdra zsunęła się całkowicie z nagiego ciała, pozwalając by chłodne powietrze owionęło bladą skórę.
Mistrz Eliksirów potarł ramię, ziewnął i sięgnął po szlafrok. Owinął się nim szczelnie, po czym, dalej nieco zaspany, wszedł do łazienki zapalając machinalnie światło.
Severus stanął przed lustrem i spojrzał z dziwnym grymasem na swoje odbicie. Patrzył w czarne, zimne i puste oczy, na długi nos, lekko zapadnięte policzki, sięgające ramion, czarne włosy i wąskie usta, skrzywione w ironicznym grymasie.
Miał trzydzieści osiem lat i był emocjonalnym kaleką.
Rzeczywistość jest smutna, pomyślał sarkastycznie. Ale jestem już do tego przyzwyczajony.
Skończywszy poranną toaletę ubrał swoją czarną szatę i wyszedł z mieszkania. Zebrał z biurka w gabinecie zadania domowe i testy, które rozwiązywała poprzedniego dnia klasa trzecia Ravenclaw – Hufflepuff, które bardzo dobrze wpłynęły na samopoczucie Severusa. Wstawił bardzo dużo kiepskich ocen.
Po drodze do Wielkiej Sali w lochu, w którym odbywają się zajęcia, zostawił zadania domowe bałwanów, których zwą uczniami i w okropnym nastroju wszedł po schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Gwar dochodzący zza drzwi był swego rodzaju torturą dla uszu profesora.
Nigdy więcej koniaku od Lucjusza, nigdy więcej koniaku od Lucjusza…
Wszedł do środka bocznymi drzwiami i uśmiechnął się pogardliwie, kiedy część szkoły zamilkła na kilka sekund, by po chwili wrócić do swojego szczebiotania.
Minerwa zmarszczyła brwi, kiedy usiadł między nią a Lupinem, ale nie odezwała się ani słowem.
Remus przyjrzał się uważnie Severusowi i uśmiechnął się lekko.
- Ciężki dzień, profesorze? – zapytał, próbując się nie śmiać.
Snape rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Nie. Twoja. Sprawa – syknął wściekle, nalewając sobie do kubka gorącej kawy.
- Daj spokój, Severusie – wilkołak nie wyglądał na przerażonego tonem Mistrza Eliksirów. – Przecież to normalne, wstać rano z kacem. Naprawdę, nie masz się czego wstydzić.
Minerwa parsknęła cicho, ale zaraz się zreflektowała. Jej rozbawianie zdradzał tylko lekki rumieniec.
Snape spojrzał na Lupina całkowicie spokojnie, a głos jakim przemówił, był słodki i pozbawiony ironii. I to chyba najbardziej przeraziło kadrę nauczycielską.
- Radziłbym uważać, na to co pan mówi, profesorze Lupin. Nie jestem osobą, która lubi żarty, a już w szczególności TE dotyczące mojej osoby. Więc ZAMILCZ, parszywy wilkołaku, bo nie ręczę za siebie.
Mistrz Eliksirów wstał gwałtownie, odszedł kilka kroków, po czym zawrócił i pochylił się do zszokowanego Remusa.
- Nie lubię cię, Lupin. Trzymaj się ode mnie z daleka, bo gorzko tego pożałujesz – syknął mu do ucha, tonem od jakiego Neville Longbottom dostał by apopleksji, odwrócił się zamaszyście i wyszedł.
Żaden z uczniów nie zauważył starcia nauczycieli. Profesorowie patrzyli jeden na drugiego ze zdziwieniem. Severus Snape bardzo rzadko tracił nad sobą panowanie przy stole. Minerwa spojrzała ze współczuciem na Remusa, który siedział w dalszym ciągu jak spetryfikowany.
- Chyba muszę go przeprosić – wydusił cicho.
- NIE!
Na Sali zaległa cisza. Studenci patrzyli zaskoczeni na profesorów, a profesorowie z przerażeniem wlepiali wzrok w Lupina.
- Nie, nie, nie – powiedziała McGonagall. – Na miłość Boską, Remus! Daj mu kilka dni, niech ochłonie. Wtedy go przeprosisz. Nie chciałabym, żeby Albus wynosił stąd twoje zwłoki.
Wilkołak zaśmiał się nerwowo. Wstał jednak z miejsca i wyszedł szybko za Snape’m.
- Stawiam galeona, że ciśnie w niego urokiem – mruknął Flitwick.
- Ja stawiam trzy, że nikomu się nic nie stanie – odpowiedziała Profesor Sprout.
- Przyjmuję.
Uczniowie, widząc, ze nic się nie dzieje, wrócili do rozmów.
Czarnowłosy mężczyzna wyszedł szybkim krokiem na zewnątrz, kierując się ku wielkiej tafli jeziora. Krzak, który minął, zapłonął niebieskim ogniem.
Severus przeklinał głośno, chcąc odreagować, nie usłyszał zatem cichych, niepewnych kroków.
- Ekhm… Severusie?
Snape znieruchomiał. Po chwili odwrócił się powoli do wilkołaka. Na jego twarzy pojawił się grymas, powszechnie zwany „zimną furią”.
Remus cofnął się odruchowo.
- Czego chcesz? – warknął wściekle Mistrz Eliksirów. Ból dosłownie rozsadzał mu głowę. – Jeszcze ci mało? No dalej… poużywaj sobie jak twoi koledzy – nagle uśmiechnął się złośliwie. – Upss… ale oni przecież nie żyją.
Lupin zamknął na chwile oczy, oddychając powoli.
- Przepraszam – powiedział w końcu. Snape zamarł. Tego się nie spodziewał. Drwiny? Jasne. Wyzwisk? Oczywiście. Crucio w plecy? Jak najbardziej. Severus parsknął w duchu. Lupin i Niewybaczalne? Nie, tego nigdy nie zobaczy.
Co nie wyklucza faktu, że doczekał się przeprosin od Huncwota.
Parszywego wilkołaka, który go niemal ZABIŁ!
Przecież on nigdy nie cisnął w ciebie klątwą, odezwał się cichy głosik w głowie Mistrza Eliksirów. Nigdy nie wyzywał, ani nie pokazywał otwartej wrogości.
Ale był przy tym, pomyślał Severus. Był i nic nie zrobił!
- Nie powinienem był z ciebie żartować, to było głupie – wilkołak westchnął ciężko.
Mistrz Eliksirów poczuł jak irytacja znowu zajmuje swoje miejsce w tonie jego głosu.
- Daruj sobie, Lupin. Naprawdę sądzisz, że interesują mnie twoje przeprosiny? Jeśli tak, to się grubo przeliczyłeś. A teraz, zejdź mi z oczu.
Remus wypuścił cicho powietrze, ale nie odchodził.
- Jeszcze tu jesteś? – warknął Severus, mrożąc samym spojrzeniem.
- Dalej jesteś zły? – zapytał nieśmiało wilkołak.
Snape skrzywił się pogardliwie.
- Nie – Remus odetchnął z ulgą. – Jestem wściekły. A teraz zmiataj, bo tracę cierpliwość.
Lupin uśmiechnął się do pleców Mistrza Eliksirów.
- Do zobaczenia na obiedzie.
Severus burknął coś w odpowiedzi i odszedł.
Harry zerknął na zegarek i ziewnął nad miską owsianki. Hermiona przyjrzała mu się uważnie.
- Dobrze spałeś? – zapytała niepewnie.
Potter uśmiechnął się i kiwnął głową. Śniadanie skończyli w milczeniu. Ron oparł głowę na stole i trwał tak kilka minut z zamkniętymi oczami, do czasu, kiedy Harry szturchnął go przypominając o lekcji z McGonagall.
Rudzielec mruknął coś niewyraźnie, ale wstał z przyjaciółmi od stołu i razem wyszli z Sali. Przy drzwiach natknęli się na Remusa Lupina, który powitał ich lekkim uśmiechem.
Transmutacja była przedmiotem trudnym i wymagającym wiele skupienia. Tym razem zamieniali pióro w ptaka, co było, jak powiedziała McGonagall, jedynie treningiem przed dalszymi lekcjami. Nikt nawet wolał nie myśleć, co będą transmutować na kolejnych zajęciach.
Harry spojrzał zazdrością na siedzącego na palcu Hermiony kanarka, który śpiewał cienkim głosikiem, po czym skupił się na własnym piórku, zamykając oczy i machnął różdżką, mrucząc zaklęcie pod nosem.
Po chwili otworzył powoli jedną powiekę i z satysfakcją stwierdził, że jego kruk był o wiele ładniejszy niż wielokolorowa papużka Rona, która nie miała dzioba.
Czarny ptak zaskrzeczał głośno i uszczypnął Pottera, domagając się uwagi. Gryfon przeklął cicho, ssąc zakrwawiony palec, nie odwracając wzroku od czarnych, paciorkowatych oczu kruka.
Ptaszysko zakrakało ponownie, poderwało się nagle i usiadło na ramieniu Harry’ego.
- Ej! Dlaczego ja mam papugę a ty kruka, co? – zapytał zirytowany Ron, kiedy jego kolorowa papużka po raz kolejny okrążyła jego głowę.
Potter wzruszył ramionami.
- ‘Arry – zaskrzeczał jego kruk, czym zwrócił na siebie uwagę wszystkich uczniów. – ‘ARRY!
- Pięć punktów dla Gryffindoru, panie Potter – powiedziała Profesor McGonagall, patrząc na czarne ptaszysko – za poprawną transmutacje. Panna Granger również otrzymuje pięć punktów.
Hermiona uśmiechnęła się promiennie do Harry’ego, który odwzajemnił uśmiech.
Okazało się, że kruk za nic nie chciał opuścić Gryfona. Wreszcie McGonagall zrezygnowała z próby złapania ptaka i pozwoliła Harry’emu go zatrzymać.
Ptak siedział więc na ramieniu młodego Pottera, kracząc co chwile „’Arry!” prosto do jego ucha.
- Jak go nazwiesz? – zapytał Ron, kiedy po Historii Magii, udali się na obiad.
Uczniowie patrzyli zdziwieni na kruka.
- Nie wiem – mruknął Harry, patrząc jak kruk zanurza dziób w jego soku dyniowym.
- Hej, ty! – powiedział Ron do ptaka, który podniósł łebek i spojrzał na niego ciekawie. – Masz jakieś imię?
- Caz – zaskrzeczał ptak, ponownie siadając na ramieniu Pottera. – ‘ARRY!
- No i po problemie – mruknął Rudzielec, zabierając się za leżący na jego talerzu stek. – Nazwij go Caz.
Potter wzruszył ramionami, zgadzając się na propozycję Rona. Było mu z zasadzie obojętne czy ptak będzie się nazywał Caz czy jakkolwiek inaczej. Zaczynał go coraz bardziej irytować swoim krakaniem.
- Wiesz, czytałam kiedyś, że zwierzęta, które powstają dzięki transmutacji, posiadają magiczne właściwości – powiedziała Hermiona, belferskim tonem. Chłopak nic nie odpowiedział.
Gryfoni patrzyli rozbawieni na krążącego nad ich głowami kruka, który najwyraźniej był bardzo zadowolony, że jest w centrum uwagi.
Potter spojrzał na stół za którym siedzieli nauczyciele. Na samym końcu siedział Hagrid, rozmawiający z profesorem Flitwickiem, obok nauczyciela zaklęć siedziała McGonagall, która jadała w milczeniu, rzucając co chwilę dziwne spojrzenie na Snape’a. Mistrz Eliksirów zdawał się jednak tego nie dostrzegać. Obserwował Salę, nawet nie tknąwszy nic ze swojego talerza. Remus siedzący obok niego też wydawał się dziwnie przygaszony. Przy stole brakowało dyrektora i jeszcze kilku nauczycieli. Harry czuł się nieco zagrożony, nie widząc wśród profesorów srebrzystej brody Dumbledora. Dyrektor promieniał zaraźliwą pewnością siebie i optymizmem, którego teraz tak bardzo brakowało Potterowi.
Gryfon westchnął cicho, odwracając wzrok od stołu prezydialnego, i patrząc z lekką irytacją na krążącego mu nad głową Caza.
- Chodź tu – warknął do niego, wyciągając dłoń. Ptak posłusznie sfrunął na dół, wczepiając się pazurkami w rękę Harry’ego i przekrzywił głowę patrząc na niego uważnie. Przez chwilę chłopiec i jego kruk mierzyli się wzrokiem. W końcu ptak zakrakał „’ARRY!”, poderwał się do lotu i wyleciał z Wielkiej Sali. Ron gwizdnął cicho.
- Myślałem, że cię w końcu dziobnie – powiedział, patrząc na przyjaciela, który wpatrywał się z kolei w złoty puchar.
Skąd ten ptak wiedział, że w myślach kazał mu „spływać”?
To pewnie przypadek, podsumował Gryfon, otrząsając się z szoku. Zwykły przypadek.
Zaraz po obiedzie, razem z Hermioną, udał się do lochów, gdzie odbywały się eliksiry. Jedno spojrzenie skierowane na Snape’a i Harry wiedział, że nauczyciel jest w podłym nastroju. Jak zwykle.
Zajęli swoje miejsca na końcu Sali, wyciągnęli podręczniki i pióra, i czekali aż Mistrz Eliksirów zacznie lekcje.
- Przez następne pół roku będziecie zajmować się eliksirami leczniczymi – powiedział Profesor, kiedy wszyscy pozajmowali swoje stanowiska. Choć mówił cichym głosem, był doskonale słyszalny nawet w ostatnich ławkach. – Uwarzenie niektórych eliksirów wymaga skupienia, dlatego żywię nadzieję, że nikt nie wysadzi mojej klasy w powietrze. Chociaż wydaje mi się, że jest to złudna nadzieja – mówiąc to spojrzał na Harry’ego, który zacisnął zęby ze złości. – Dzisiaj zajmiecie się wywarem przeciwkrwotocznym. Nie jest zbyt skomplikowany, więc osoby które NAPRAWDĘ nie trafiły do tej klasy przypadkowo powinny sobie z nim poradzić. Ingrediencje macie na tablicy. Czas pracy wynosi czterdzieści pięć minut. Radzę go nie tracić.
Hermiona szybko zapaliła ogień pod kociołkiem i wzięła się do pracy. Potter przewrócił oczami, kiedy szturchnęła go boleśnie w bok i poszedł za jej przykładem.
Faktycznie, eliksir nie był trudny w uwarzeniu, ale trzeba było uważać na kolejność i ilość dodawanych składników.
Potter zerknął do swojego kociołka. Wywar miał lekko fioletowy kolor, podobnie jak eliksir Hermiony. Zadowolony zgasił ogień, odczekał aż napój ostygnie, przelał odrobinę do fiolki i pozwolił sobie na lekkie odprężenie. Spod przymkniętych powiek, obserwował Snape’a, który pochylał się nad kociołkiem jakiejś Krukonki, mówiąc coś do niej po cichu. Dziewczyna spuściła smętnie wzrok.
Potter poderwał się nerwowo, kiedy Mistrz Eliksirów skierował się w jego stronę.
Mężczyzna zerknął z pogardliwym uśmieszkiem do jego kociołka. Po chwili uśmieszek zniknął, pojawiło się jednak zmarszczenie brwi.
- Panie Potter – zaczął Snape, patrząc uważnie na chłopaka, który czuł, jakby nauczyciel wwiercał się w niego spojrzeniem. – Dlaczego pana eliksir jest idealną kopią eliksiru panny Granger?
Gryfon zamarł. On chyba nie sądzi, że…
- Panie profesorze! Harry nie ściągał, ja…
- Proszę zamknąć dziób, panno Granger – powiedział Mistrz Eliksirów, pozornie łagodnym głosem. – Więc, Potter?
Harry zacisnął pięści z bezsilnej złości.
- Nie ściągałem – warknął wściekle chłopak. – Ale pan i tak mi nie uwierzy!
- Gratuluję daru przewidywania, Potter. Jesteś lepszy niż Trelawney – zakpił Snape i odszedł, powiewając połami swojej czarnej szaty, po czym dodał głośno. - Minus pięć punktów za opryskliwy ton.
Harry powstrzymał ripostę cisnącą mu się na usta, złapał torbę, gdy tylko zabrzmiał dzwonek na przerwę i już miał wybiec z klasy, kiedy…
- Zostań, Potter.
Gryfon zgrzytnął zębami i podszedł do biurka nauczyciela, czekając aż reszta uczniów wyjdzie. Hermiona rzuciła mu współczujące spojrzenie, zamykając za sobą drzwi. Snape oparł się biodrami o biurko i założył ręce na piersi.
Harry czuł się skrępowany pod czujnym, pełnym złośliwości spojrzeniem profesora.
- Widzę cię dzisiaj o osiemnastej w moim gabinecie – powiedział w końcu Mistrz Eliksirów. – I radziłbym się nie spóźnić, panie Potter. Możesz odejść.
Gryfon skinął krótko głową, odwrócił się i wyszedł, czując na plecach wzrok profesora.
Punktualnie o szóstej wieczorem zapukał do gabinetu profesora, czując się coraz bardziej niepewnie. Czego ma się spodziewać po Nietoperzu?
Na pewno wrednych komentarzy, pomyślał.
Słysząc głośne „Wejść”, nacisnął klamkę i wsunął się do środka, zamykając za sobą drzwi.
Zadrżał niemal niezauważalnie na widok ohydnych, marynowanych zwierząt stojących w słoikach na półkach.
Snape siedział przy biurko, przeglądając jakieś papiery. Kiedy Harry wszedł do środka podniósł wzrok, uśmiechnął się złośliwie i wstał.
- Siadaj, Potter.
Gryfon usiadł posłusznie na krześle naprzeciwko biurka.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza.
- Wiesz dlaczego tu jesteś, panie Potter? – zapytał wreszcie nauczyciel, stając tuż za nim. Harry zadrżał, czując oddech mężczyzny muskający jego włosy.
- Żeby nauczyć się Oklumencji, panie profesorze – odparł, siląc się na uprzejmy ton.
- Zgadza się. Musisz być zatem uświadomiony, Potter, że nie będę tolerował twojego bezczelnego zachowania, czy to jasne?
Gryfon skinął głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa, kiedy gorący oddech pojawił się na jego szyji.
- Wstań.
Chłopak wykonał posłusznie polecenie, starając się nie wzdychać z ulgą, kiedy Profesor odsunął się nieco.
- Zobaczymy czy pamiętasz coś z piątej klasy – powiedział Snape, uśmiechając się wrednie. – Wyciągnij różdżkę. Liczę do trzech. Raz… dwa… trzy… Legilimens.
Wspomnienia napłynęły do umysłu chłopaka silną falą.
Widział siebie w komórce pod schodami, siebie uciekającego przed psem ciotki Marge, pierwsze zadanie, martwego Cerdika, Syriusza wpadającego za zasłonę ze zdziwionym wyrazem twarzy, Bellatrix udającą szczebiot małego dziecka…
- Dość!
Potter klęczał na podłodze w gabinecie Mistrza Eliksirów drżąc na całym ciele jak osika. Pod mocno zaciśniętymi powiekami zebrały się łzy.
Jęknął, kiedy czyjeś ramiona podniosły go z podłogi i posadziły na krześle.
Wszystkie mięśnie miał tak napięte, że odczuwał ból, dłonie poranił sobie wciśniętymi w skórę paznokciami.
Słyszał szybkie kroki, odgłos szperania i znowu kroki.
Ktoś siłą otworzył mu szczęki i wlał do ust cierpki w smaku eliksir.
- Poluźnij palce, Potter – odezwał się czyjś głos. Harry mocniej zacisnął powieki, starając się wypełnić polecenie.
Napięte mięśnie rozluźniały się stopniowo.
Chłopak odetchnął, czując, że ból mija i otworzył oczy.
Snape pochylał się nad nim z nieodgadnionym wyrazem twarzy, trzymając w ręce pustą fiolkę.
- Lepiej? – zapytał chłodno, choć bez ironii i odsunął się, kiedy Gryfon kiwnął głową.
Mężczyzna usiadł z biurkiem, patrząc z uwagą na ucznia.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać, panie Potter.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać, panie Potter.
Harry rzucił Mistrzowi Eliksirów zaintrygowane spojrzenie.
Poważnie porozmawiać?
Potter poczuł niemiłe ukłucie w żołądku.
Czy Snape natknął się na wspomnienie, które aż tak go zaciekawiło, że chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej? A może zobaczył coś, co kompromitowało Gryfona i szukał pretekstu, żeby go dodatkowo podręczyć?
- Mógłbyś mi opowiedzieć o pewnym wydarzeniu, mającym miejsce w Atrium Ministerstwa Magii, kiedy to poleciałeś ratować Black'a z opresji, narażając tym samym życie innych uczniów? – zapytał profesor zjadliwym głosem, zaciskając ręce na poręczy krzesła tak mocno, że pobielały mu knykcie. Jego czarne oczy błyszczały dziwnie.
- Zależy, o które chodzi – odparł Harry, patrząc wyzywająco na nauczyciela.
- O Crucio, które rzuciłeś na Bellatrix Lastarge! – chłopak aż podskoczył na krześle, słysząc pełen wściekłości krzyk mężczyzny – Czyś ty zwariował, głupi dzieciaku?! Nie rozumiesz, do czego prowadzą Zaklęcia Niewybaczalne?!
- Do Azkabanu – warknął Gryfon, mając gdzieś fakt, że jest niegrzeczny. – I co z tego? Jestem pewien, że byłby pan co najmniej usatysfakcjonowany, jeśli bym tam trafił, czyż nie?
- Nie chodzi mi o to! – syknął Snape. – Cruciatus to Mroczne Zaklęcie, w dodatku Niewybaczalne. Każde takie Mroczne Zaklęcie powoli uzależnia i z każdym rzuconym Cruciatusem, bądź jakimkolwiek innym, jesteś coraz bliżej Czarnej Magii, aż w końcu odczuwasz przyjemność, widząc innego człowieka wijącego się z bólu i błagającego o śmierć - cieszy cię jego cierpienie, chcesz by wrzeszczał jeszcze głośniej. Rzucając to zaklęcie, wytworzyłeś Czarnemu Panu małą furteczkę do swojego umysłu, ty głupi chłopaku!
Harry zbladł. Nie pomyślał o tym, no bo kiedy miał? Nie wiedział, że pomoże tym samym Voldemortowi dostać się do swojego umysłu - nie jest cholernym jasnowidzem!
- Niby skąd miałem to wiedzieć?! – zapytał Potter, mrużąc wściekle oczy. – Nie wiedziałem, że coś takiego jest możliwe, a poza tym ta suka na to zasługiwała!
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, Potter. I nie przeklinaj w mojej obecności! – zagrzmiał nauczyciel, patrząc na niego groźnie, jednak Harry nie przejął się słowami Snape’a. Czerwona mgiełka przysłoniła mu wzrok a krew płynąca w żyłach wrzała z wściekłości.
- Tylko dwadzieścia? Och, panie profesorze, cóż się stało? Jest pan dziś niezmiernie miłosierny. Mam panu dziękować na kolanach? – zadrwił Gryfon. Całkowicie zapomniał do kogo mówi i co mówi -liczyła się tylko paląca gardło wściekłość - tak wielka że miał ochotę rzucić się na siedzącego naprzeciwko niego człowieka i zaatakować, zabić, zranić. Chciał usłyszeć jak krzyczy z bólu, jak błaga o litość...
Właśnie tak, Harry, mój przyjacielu. Zabij go. Potrafisz to zrobić. No dalej…
Jak przez mgłę słyszał głos mężczyzny, który potrząsał nim mocno.
Wreszcie poczuł silne uderzenie w policzek i oprzytomniał.
Czerwona mgiełka zniknęła, zastąpiona pulsującym bólem głowy i policzka, wściekłość minęła tak szybko, jak się pojawiła.
Zorientował się, że leży na ziemi i trzęsie się gwałtownie, a Snape szperał w szufladach, wyraźnie czegoś szukając. Podszedł do niego szybko i wlał do gardła jakiś eliksir. Potter zakrztusił się ciemnozielonym płynem, ale odetchnął z ulgą, kiedy poczuł, że ból i drgawki mijają.
- Ja… ja nie…
- Cicho bądź – warknął Snape, ciągnąc go za przód szaty, by pomóc mu wstać. – Wiem co się stało. Posłuchaj mnie teraz uważnie, Potter. Jeśli będziesz czuł, że Czarny Pan chce zapanować nad twoim umysłem, masz się od razu zgłosić do mnie, rozumiesz?
Gryfon zmarszczył lekko brwi.
- Skąd mogę wiedzieć, kiedy zaatakuje? – zapytał cicho, odwracając wzrok od poręczy krzesła, w którą się uparcie wpatrywał i przeniósł go na nauczyciela. Mistrz Eliksirów patrzył na niego przez chwilę w zamyśleniu, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do biurka, wyciągając z jednej z szuflad starą, pięknie zdobioną szkatułkę.
Bardzo delikatnie otworzył wieko, jakby bojąc się, że za chwilę szkatułka rozsypie się na proch. Sięgnął ręką do środka, a na jego dłoni pojawił się czarny, starannie wyszlifowany kamień, zawieszony na cieniutkim łańcuszku.
- Ten kamień służy do wykrywania w umyśle czyjejś obecności, masz więc mieć go zawsze przy sobie. Kiedy Czarny Pan wejdzie do „twojej głowy”, jak to określiłeś tłumacząc pannie Granger i panu Wearsley'owi swoje omdlenia i bóle, kamień zacznie mienić się różnymi kolorami.
- Skąd pan to ma? – spytał Harry, biorąc do ręki medalion. Snape skrzywił się lekko.
- Nie ważne. Pamiętaj, że masz go nie ściągać; nawet na chwilę. Możesz już iść.
Gryfon skinął lekko głową i wyszedł, żegnając się cichym „dobranoc”.
- Chciałeś zabić Snape’a? – szepnęła Hermiona, patrząc na niego z przerażeniem w oczach, kiedy wpadł do Pokoju Wspólnego i opowiedział przyjaciołom szeptem o tym, co wydarzyło się w gabinecie Mistrza Eliksirów.
Ron wydawał się jednak tym nie przejmować.
- Daj spokój, Harry. Przecież to normalne, że miałeś ochotę go zatłuc - to stary, wredny Nietoperz, pamiętasz? Też często mam ochotę go … - Rudzielec machnął pięścią w powietrzu tak, jakby zdzielał nią niewidzialnego przeciwnika.
- To nie jest normalne, Ron – mruknął Potter, wpatrując się uparcie w stos książek leżących na stoliku obok. Nagle poderwał się, jakby coś sobie przypomniał i pokazał przyjaciołom wisior z czarnym kamieniem. – Snape mi go dał. Powiedział, że kiedy Voldemort zacznie węszyć w moim umyśle, kamień zacznie mienić się kolorami.
Hermiona zrobiła wielkie oczy, patrząc z ekscytacją na medalion. Ron wzruszył jedynie ramionami.
- Słyszałam o tym – szepnęła. – To bardzo silny, magiczny artefakt. Pomaga odeprzeć atak Legilimencji, Harry. Profesor Snape traktuje twoje lekcje bardzo poważnie, skoro dał ci coś takiego, więc radziłabym ci się do nich przyłożyć.
Potter nachmurzył się lekko.
- Ja się staram, Hermiono. Ale nie potrafię NIE CZUĆ. „Pozbądź się emocji, Potter!”. Ja po prostu nie jestem w stanie tego zrobić.
Dziewczyna westchnęła jedynie, opierając się o ramię Rona, który uśmiechnął się lekko i musnął ustami jej włosy.
Chłopiec, który Przeżył zdenerwował się jeszcze bardziej. Nie chciał urazić swoich przyjaciół, więc nic nie powiedział i zapatrzył się w ogień, trzaskający wesoło w kominku, rozmyślając nad swoją sytuacją.
Faktem jest, ze jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny i opuszczony przez wszystkich, jak teraz. Dumbledora nie było, przyjaciele świata poza sobą nie widzą, Hagrid dostał kolejną misję, Remus zajęty był nauczaniem…
I wtedy Harry zauważył jedną, bardzo dziwną rzecz.
Osobą, która mu pomagała i okazała jakiekolwiek zainteresowanie, nie była jego przyjacielem, tylko wrogiem, najgorszym nauczycielem w szkole. Do cholery, ta osoba była Snape’m!
Stracił na chwilę oddech, przypominając sobie wszystkie te okropne rzeczy, które mówił o nim i jego ojcu profesor. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ON, nikt inny, zaproponował Harry’emu lekcje Oklumencji i to w dodatku bez polecenia Dumbledora.
Gryfon przeklął się w duchu za tak późne odkrycie tego szokującego faktu.
Nagle podniósł się i tłumacząc się zmęczeniem, poszedł do dormitorium, by pod ciepłą kołdrą szukać ukojenia i oderwać się od natrętnych myśli.
~~***~~
Kolejny dzień idealnie odzwierciedlał nastrój młodego Pottera - było mglisto, deszczowo i ponuro. Uczniowie snuli się otępiali po korytarzach, modląc się, by lekcje wreszcie się kończyły. Nauczyciele bezlitośnie odbierali domom więcej punktów niż zazwyczaj, jedynie Lupin tryskał humorem i starał się rozśmieszyć siódmą klasę Gryffindor – Slytherin zabawnymi anegdotkami. Nadaremnie. Wszyscy patrzyli na niego jak na przybysza z innej planety, zmuszając swoje mózgi do myślenia i zastanawiali się „o czym on do cholery właściwie mówi?”.
Około południa na ramię Harry’ego sfrunął czarny kruk, który pochylił małą główkę i musnął nią policzek chłopaka, co zapewne miało być pieszczotliwym przywitaniem.
Potter uśmiechnął się lekko widząc nowego towarzysza. Kruk najwyraźniej bardzo się do niego przywiązał, bo znowu za nic nie chciał opuścić jego ramienia.
Towarzyszył więc Gryfonom na każdej lekcji, podbijając serca nauczycieli swoim zachowaniem, dziobiąc ich pieszczotliwie w palec lub wykonując dziwne akrobacje w powietrzu.
- Nie jesteś taki zły - pomyślał Chłopiec, Który Przeżył ,obserwując uważnie poczynania ptaka podczas obiadu.
- Dzięki - powiedział ktoś w jego głowie, na co Harry zachłysnął się powietrzem i rozejrzał wokół. Kruk patrzył na niego przenikliwie, oczami bardzo podobnymi do oczu Snape’a.
- Zaczynam wariować - mruknął Potter w myślach, biorąc łyk soku dyniowego.
- Bynajmniej. Daj spokój, przecież wiesz, że to ja!
Gryfon opluł się swoim sokiem, co wywołało śmiech siedzących najbliżej osób.
- Caz?
- Bystry jesteś, Potty. A nie wyglądasz - powiedział ironicznie kruk, zanurzając dziób w jego pucharze.
- Ale… ale to niemożliwe.
- Telepatia, chłopcze. Jesteśmy połączeni umysłami, bo mnie wyczarowałeś. Gdybyś słuchał tej przemądrzałej dziewczyny z beznadziejną fryzurą, to nie byłbyś taki zdziwiony.
Harry parsknął głośno. Jeszcze nikt nie nazwał Hermiony „przemądrzałą dziewczyną z beznadzieją fryzurą”. Pokręcił głową z uśmiechem, nie odwracając wzroku od ptaka.
- Nie obrażaj moich przyjaciół - pomyślał z naganą, choć nie zdołał ukryć rozbawienia. - Nie znasz mojego nauczyciela od Eliksirów. To dopiero przemądrzały facet.
- Który to?
- Siedzi na końcu stołu, po lewej.
- Ach, tak… Nad ranem pogonił tą okropną, wyleniałą kotkę, która chciała sobie zrobić ze mnie śniadanie. Jest w porządku, to miły człowiek.
Gryfon ponownie parsknął. Snape, miły?!
Wiedział, że w przyrodzie występują wyjątki, ale na Boga, nie takie! Postanowił jednak nie kłócić się z nowym przyjacielem.
- Sprawdzę, czy mnie pozna - oznajmił Caz i poderwał się go lotu, zanim Harry zdążył go powstrzymać. Kruk podleciał do stołu prezydialnego i usiadł na poręczy krzesła profesor McGonagall, przekrzywiając lekko główkę i patrząc uporczywie na Snape’a.
Mężczyzna zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Potter, który uważnie obserwował tą konfrontację, zauważył na wargach nauczyciela coś na kształt uśmiechu.
- Caz, wracaj natychmiast!
- Nie lubicie się, prawda?
- To nie twoja sprawa! Wracaj!
- Więc po mnie przyjdź.
Potter rozglądnął się wkoło, jakby szukał pomocy, ale w końcu westchnął, wstał i ciężkim krokiem ruszył w kierunku stołu nauczycieli. Większość uczniów patrzyła na niego z zaciekawieniem.
- Caz – powiedział na głos, kiedy podszedł na tyle blisko, by Snape go zauważył. Harry widział, jak jego oczy zwężają się niebezpiecznie. – zostaw profesora w spokoju. Na pewno chciałby zjeść w spokoju. Przeproś i chodź.
Kruk zakrakał cicho, wskoczył na ramię profesora, potarł główką o jego policzek i podleciał do Harry’ego, wczepiając się posłusznie w jego ramię.
Snape patrzył na niego z niemym zdziwieniem.
- Przepraszam za niego, panie profesorze. To się więcej nie powtórzy – mruknął Potter, odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Odprowadzały go zdumione spojrzenia, jednak, nie zwracał na nie uwagi, wykłócając się telepatycznie z ironicznym ptaszyskiem.
"Całkiem jak Snape", pomyślał Harry, za co został mocno dziobnięty w policzek.
Rozdział 6
Nadeszła wiosna, a wraz z nią tak długo wyczekiwane przez uczniów Hogwartu słońce. Pogoda zbawiennie wpłynęła na samopoczucie wszystkich mieszkańców zamku... No, może nie do końca wszystkich...
Caz zakrakał głośno, zniżając lot i usiadł na jednym z kamiennych parapetów. Stojący obok mężczyzna spojrzał na niego z ukosa, mrucząc coś pod nosem.
Kruk przekrzywił główkę, patrząc na niego z uwagą. Snape odwrócił się bokiem do ptaka i już miał zamiar odejść, kiedy...
- Severusie! Mistrz Eliksirów zamarł, słysząc znajomy głos. Odwrócił się gwałtownie i zacisnął niezauważalnie pieści. Ku niemu kroczył wysoki, stary czarodziej, a jego długa, siwa broda lśniła lekko w promieniach słońca wpadających przez okna. Niebieskie oczy błyszczały łobuzersko, na wargach pojawił się wesoły uśmiech.
- Dzień dobry, chłopcze – powiedział Dumbledore, jakby całkowicie zapomniał, że zniknął na cały miesiąc, nic nie mówiąc żadnemu z profesorów.
- Dobry, jak się skończy. – Snape miał w tym momencie gdzieś to, że jest nieuprzejmy.
- Widzę, że jesteś niezadowolony, mój drogi. Coś się stało? – zapytał troskliwie dyrektor, nie odrywając roziskrzonego wzroku od Severusa, który poruszył się niespokojnie.
Och, nic się nie stało, nie licząc tego, że zniknąłeś na miesiąc, a ja przez to muszę robić za niańkę Pottera. Ale oczywiście co to dla mnie, Albusie. Może powinieneś zniknąć na trochę dłużej? Z pewnością sam poradzę sobie z Czarnym Panem siedzącym w umyśle twojej ukochanej maskotki.
- Wszystko w porządku, dyrektorze – odparł profesor, odwracając wzrok. – Długo pana nie było...
- Ach... – Dumbledore zdawał się już wszystko rozumieć. – Może wpadniesz dzisiaj do mnie na herbatkę? Wydaje mi się, że musimy coś przedyskutować.
Snape przełknął gulkę rosnącą mu w gardle na te słowa. Herbatki u Albusa nigdy nie zwiastowały niczego dobrego i Severus wiedział o tym najlepiej ze wszystkich. Kiwnął jednak głową, wiedząc że nie wygra z Dumbledorem. Odwrócił się napięcie i odszedł, a czarny kruk poszybował za nim jak duch.
- Dumbledore wrócił!
Harry poderwał wzrok znad „Historii Magii” i spojrzał oszołomiony na Seamusa, który wpadł do Pokoju Wspólnego jak burza, chcąc oznajmić wszystkim o powrocie dyrektora. Zaraz posypała się na niego lawina pytań, przez co Potter prawie nie dosłyszał odpowiedzi na zadane przez Hermionę pytanie. Podszedł bliżej i wytężył słuch.
- Tak, jestem pewny. Widziałem go dopiero co, na korytarzu na siódmym piętrze.
Harry cisnął książkę na stolik i wybiegł z Pokoju Wspólnego, kierując się we wskazanym kierunku. Musiał porozmawiać z dyrektorem na osobności, bo tylko on wiedział jak właściwie ma pokonać Voldemorta siedzącego w jego głowie!
Jednak zamiast dyrektora, Potter zobaczył Snape’a stojącego z rękami skrzyżowanymi na piersi i wpatrującego się w krążącego nad jego głową ptaka.
- Czemu się mnie czepiłeś? – warknął głośno nauczyciel, nie spuszczając z Caza wzroku. – Jesteś krukiem Pottera, więc zmiataj.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał w myślach Harry, patrząc z przerażeniem na różdżkę wystająca z kieszeni mężczyzny. Wiedział, że Caz igra z ogniem. Jeśli Snape się wkurzy, spopieli ptaka jednym machnięciem różdżki.
- Zobacz! On mnie lubi – odpowiedział kruk, siadając na ramieniu profesora. Harry zamarł widząc, zmarszczone brwi i dziwny grymas na jego twarzy.
- Mógłbyś zabrać swoją nową maskotkę, Potter? – zapytał wściekle mężczyzna, patrząc na stojącego w bezruchu chłopaka. Gryfon jedynie skinął głową, podszedł i wyciągnął rękę, a ptak natychmiast do niego podleciał, wyczuwając niezadowolenie Snape’a. Nauczyciel odwrócił się bez słowa i odszedł, kierując się do lochów.
- Ach, to ty, Severusie - powiedział Dumbledore, podnosząc wzrok znad jakiejś ciężkiej księgi.
Snape wszedł do środka, ignorując zaciekawione spojrzenia portretów wiszących na ścianach. Usiadł ciężko w fotelu naprzeciwko dyrektora i stłumił głośne westchnienie.
- Herbatki? - zapytał Albus i nie czekając na odpowiedź, wyczarował dzbanek z gorącym napojem oraz dwie ładnie zdobione filiżanki.
Severus wymamrotał pod nosem coś, co zapewne miało być podziękowaniem, po czym chwycił za delikatne uszko kubeczka i wpatrzył się w bursztynowy płyn.
- Więc, Severusie? Co chcesz mi powiedzieć? - zachęcił dyrektor, uśmiechając się po ojcowsku. Snape miał ochotę zedrzeć ten uśmieszek z jego twarzy.
- Potter został opętany przez Czarnego Pana. - Mistrz Eliksirów starał się wychwycić jakieś zmiany na twarzy mentora, ale nie zauważył nic.
- Czy to pewne? - zapytał cicho, uparcie wpatrując się w czarne oczy młodszego czarodzieja.
Snape jedynie skinął głową. Albus westchnął ciężko i przesunął dłońmi po twarzy. Wyglądał jeszcze starzej niż zwykle i Severus zaczął się zastanawiać ile czasu Dumbledore będzie jeszcze w stanie walczyć z Lordem Jaszczurem.
- Podjąłeś jakieś kroki? - zapytał dyrektor, lustrując uważnie twarz profesora, który poruszył się niezauważalnie, czując lekki dyskomfort pod tym spojrzeniem.
- Zacząłem uczyć go oklumencji - wycedził Snape przez zęby i zacisnął pięści, widząc jak na twarz starca powraca uśmiech, choć nieco smutniejszy niż zwykle.
- Bardzo mnie to cieszy, chłopcze. Narazie to musi wystarczyć, dopóki nie znajdę czegoś na ten temat w starych księgach. Musimy się dowiedzieć jak skuteczniej odpierać ataki Voldemorta.
Severus skinął głową, upijając łyk ze swojej filiżanki.
- Pozwolisz, że pójdę do siebie - powiedział wreszcie Mistrz Eliksirów wstając ze swojego miejsca. - Chciałbym jeszcze popracować.
- Zaczekaj, Severusie. - Snape starał się nie wzdychać z rozdrażnieniem co wyszło mu całkiem dobrze. - Dziękuję, że pomagasz Harry'emu. Wiem, że nie żywisz do niego żadnych pozytywnych uczuć, co bardzo mnie martwi, ale pomagasz mu. To dla mnie wiele znaczy... i dla niego zapewne też.
Snape burknął coś pod nosem i wyszedł z gabinetu szybkim krokiem.
Severus nigdy nie był miłym człowiekiem. Nawet kiedy był dzieckiem nie potrafił cieszyć się zabawą tak jak jego rówieśnicy. Zawsze to książki były jego pasją, a nauka przyjacielem.
I teraz, po wielu latach, niezmiennie było tak samo, chociaż mógł powiedzieć, że ma kilku dobrych znajomych wśród ludzi.
Wiedział, że ciężko było go polubić, ale ci, którym się to udało, nigdy nie żałowali swojej znajomości z zamkniętym w sobie Mistrzem Eliksirów. Był lojalnym, choć budzącym nieco dziwnego niepokoju przyjacielem. A co najważniejsze był cierpliwym słuchaczem.
Nigdy nie miał dla nikogo miłego słowa, zawsze ironiczny i złośliwy. Ale właśnie za to, Siergiej Niżegorodow, lubił Severusa Snape'a.
Niżegorodow był Rosjaninem, czarodziejem pracującym w Magicznym Instytucie Eliksirów i Wywarów, zajmującym się odkrywaniem nowych
magicznych napojów.
Siergiej doskonale wiedział o młodości Severusa Snape'a i nienawidził Jamesa Pottera ze wszystkich sił. Wiedział, że jego nienawiść jest bezpodstawna i głupia, ale nic nie mógł na to poradzić.
Niżegorodow uśmiechnął się do siebie, zamykając ciężki kufer.
Ale Severus się zdziwi, kiedy mnie zobaczy!
Faktem było, że nie widzieli się od bardzo dawna. Ani Siergiej, ani Severus nie mieli czasu na częste spotkania. Wynikiem tego sowy jednego i drugiego, kilka razy w tygodniu przemarzały odległość z Anglii do Rosji i na odwrót.
I pewnego dnia, Aaron, sowa Severusa, przyniosła niepokojącą wiadomość.
Snape potrzebował pomocy Niżegorodowa, a on nie miał w zwyczaju prosić kogokolwiek o cokolwiek. Najwyraźniej sprawa była poważna.
Siergiej westchnął zmniejszając zaklęciem kufer, rozglądnął się jeszcze raz po pokoju, upewniając się, że niczego nie zapomniał i aportował się, by pojawić się z cichym trzaskiem kilkaset kilometrów dalej, w miejscowości o wdzięcznej nazwie Hogsmade.
Severus nawet nie tknął obiadu. Wpatrywał się jedynie kątem oka w dyrektora, który jadł z wielkim apatytem, lustrując co kilka chwilę Wielką Salę z łagodnym, pokrzepiającym uśmiechem na ustach.
Nagle zmarszczył brwi i uniósł głowę wyżej.
- Oczekujesz kogoś, Severusie? – zapytał wreszcie, patrząc na młodszego nauczyciela z uwagą.
Snape zastanowił się przez chwilę, po czym na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, jakby za wszelką cenę chciał powstrzymać uśmiech.
- Siergieja Niżegorodowa, szefa Magicznego Instytutu Eliksirów i Wywarów. Nie sądziłem, że przybędzie tak szybko.
Oczy dyrektora zamigotały figlarnie, a po chwili drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Uczniowie wpatrywali się w stojącego w progu, dostojnego czarodzieja, który utkwił roziskrzone spojrzenie w Mistrzu Eliksirów.
Severus zdążył jedynie jęknąć w duchu, kiedy...
- SEVERUSIE! – wydarł się Rosjanin, idąc między stołami w kierunku stołu prezydialnego. Jego ciemnoczerwona szata falowała wokół kostek, a z przystojnej twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
Uwaga studentów błyskawicznie przeniosła się na profesora, który miał wielką ochotę wstać i wyjść.
Siergiej niemal podbiegł do niego, złapał za ramiona i patrzył przez chwilę w czarne oczy przyjaciela. W jego własnych, zielonych jak trawa oczach pojawiły się łzy.
- Severusie, przyjacielu – szepnął, po czym rzucił mu się na szyję i rozszlochał gwałtownie.
Snape, całkowicie zażenowany, wyprowadził go z Wielkiej Sali bocznym wejściem, którym zwykł wchodzić i wychodzić, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami uczniów.
- Widziałeś to? – mruknął zaskoczony Ron, wpatrując się tępo w zamykające się za profesorem drzwi. Harry otrząsnął się z szoku i burknął coś pod nosem. Nie spał tej nocy zbyt dobrze, a dodatkowe pytania Hermiony o jego zdrowie i samopoczucie dodatkowo potęgowały jego rozdrażnienie. Skronie pulsowały mu bólem, a wzrok rozmywał co jakiś czas, przez co ciągle myślał, że zaraz straci przytomność.
- Dobrze się czujesz, Harry? – zapytała Hermiona, rzucając mu badawcze spojrzenie zza książki.
Potter odburknął, że owszem, wstał i odszedł od stołu, tłumacząc się zmęczeniem. Ron najwyraźniej nie miał zamiaru mu towarzyszyć, za co był mu bardzo wdzięczny.
Na korytarzu, tuż obok wejścia do lochów, usłyszał stłumione głosy.
Wychwycił obcy akcent, podszedł więc bliżej i wychylił się zza rogu. Wstrzymał oddech widząc Mistrza Eliksirów odwróconego do niego tyłem i jego gościa.
- Daj spokój, Severusie – powiedział czarodziej, uśmiechając się szeroko – uczniom się podobało. Zawsze miałem talent aktorski. Chciałem nawet grac w mugolskich filmach.
Snape burknął coś, co brzmiało „ Już mi to mówiłeś”, po czym westchnął z rozdrażnieniem.
- Mogłeś mnie powiadomić o swoim przybyciu – warknął profesor, patrząc na przyjaciela dziwnym wzrokiem.
Siergiej zaśmiał się wdzięcznie.
- Ale wtedy nie byłoby niespodzianki – odparł całkowicie spokojnie, otrzepując szatę z nieistniejącego pyłku. – Nie cieszysz się z moich wcześniejszych odwiedzin?
Niżegorodow roześmiał się cicho, słysząc odpowiedź Snape’a, której Harry nie usłyszał, ale zaraz spoważniał. Cmoknął cicho i wpatrywał się w Severusa przez dłuższą chwilę, a kiedy się odezwał jego głos zmienił się w rzeczowy i twardy.
- O co chodzi, drużok? – zapytał, przestępując z nogi na nogę.
Mistrz Eliksirów mierzył go przez chwilę wzrokiem, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Chodzi o młodego Pottera – powiedział Snape, mrużąc wściekle oczy. - Nie poradzę sobie w pojedynkę z Czarnym Panem, dobrze o tym wiesz. Nie mogę ryzykować utraty stanowiska w Kręgu, a Jaszczur może wyciągnąć z Pottera, że uczę go oklumencji.
- Dlaczego nie poprosiłeś o to Dumbledora? Jest lepszym oklumentą niż ty czy ja.
Snape westchnął, tym razem ciężko i jakby z rezygnacją.
- Albus jest już stary, Siergiej. Wiem, że z chęcią pomógłby Potterowi, ale nie chcę obciążać go i tym. Ma na głowie cały Zakon.
Harry zmarszczył brwi, słysząc ton głosu Snape’a. Czyżby Mistrz Eliksirów martwił się o dyrektora?
Między dwoma czarodziejami zaległa ciężka cisza. Jeden wpatrywał się w drugiego z taką intensywnością, że Harry’emu zakręciło się w głowie. W końcu Rosjanin uśmiechnął się szeroko, a jego zielone oczy zalśniły radośnie.
- Zrobię wszystko, żeby uchronić cię przed Jaszczurem – szepnął uroczyście. – Jeśli pomaganie Potterowi może ci pomóc, zrobię to z wielką chęcią.
Snape skinął jedynie głową, po czym obaj odeszli w stronę lochów.
Rozdział 7
Harry Potter nie wiedział, co robić, zresztą nie po raz pierwszy w życiu - jednak było to uczucie, którego bardzo nie lubił. Czuł się wtedy zagubiony, bezbronny, jak małe dziecko, a przecież dzieckiem już nie był, tylko dorosłym czarodziejem. Kim był gość Snape’a? I dlaczego Nietoperz chce, żeby to właśnie jego przyjaciel pomógł mu uczyć Gryfona Oklumencji? Owszem, usłyszał, że profesor obawia się, iż Voldemort odkryje jego rolę podwójnego agenta, ale nadal nie mógł zrozumieć, czemu Snape’owi tak zależało na uczeniu znienawidzonego ucznia. I zdziwiła go troska o Dumbledora - Mistrz Eliksirów się martwił. To było coś nowego.
Harry po raz setny przemyślał słowa nauczyciela i musiał przyznać mu rację. Dyrektor wyglądał starzej od czasu ich ostatniego spotkania w czerwcu, co Potterowi bardzo się nie podobało. Zdał sobie sprawę, że Dumbledore nie będzie żył wiecznie. Wbrew swoim zasadom, iż nie można ufać nieznajomym, a tym bardziej przyjaciołom byłego Śmierciożercy, postanowił, że zgodzi się na lekcje z Rosjaninem. Nie mówił nic Hermionie i Ronowi, nie chciał ich denerwować a wiedział, że będą się o niego zamartwiać, gdyby Oklumencji uczył go ktoś obcy.
W czwartek wieczorem wyszedł ze swojego dormitorium, kierując się w stronę lochów. Czekał na ten moment przez całe trzy dni, chcąc poznać nieznajomego przyjaciela Snape’a. Harry zatrzymał się przez drzwiami gabinetu Mistrza Eliksirów i przełknął ślinę. Zapukał cicho i wszedł do środka, starając się nie patrzeć na słoiki stojące na półkach. Za biurkiem siedział Snape, Pisząc coś szybko na pergaminie, ładnym, ciasnym pismem.
- Siadaj – rzucił zimno, nie podnosząc wzroku znad kartki. Potter zajął posłusznie swoje miejsce i zadrżał lekko z zimna. Nienawidził lochów. Nauczyciel podpisał się krótkim „S”, wstał, zaklęciem rozpalił ogień w kominku, wziął do ręki szczyptę proszku Fiuu i rzucił go w płomienie.
-Kwatery gościnne, Siergiej Niżegorodow – warknął, po czym wrzucił wiadomość do środka. Kartka zniknęła. Snape odwrócił się twarzą do Gryfona i skrzywił się pogardliwie. Harry zacisnął zęby ze złości.
- Pan Potter – wycedził Mistrz Eliksirów. – Widzę, że się pan nie spóźnił. Jestem pełen podziwu.
Chłopak musiał powstrzymać się od ciętej odpowiedzi, słysząc złośliwy ton nauczyciela. Zaległa cisza, przerywana tylko trzaskaniem płomieni w kominku. Gryfon poruszył się lekko, odczuwając lekkie zdenerwowanie. Doskonale wiedział, że Snape lubi tak stresować swoich uczniów, żeby byli jeszcze bardziej przestraszeni. Wpuszczał ich do środka, mówił coś złośliwego, a potem czekał, aż uczeń lub uczennica okaże jakikolwiek objaw strachu. Sycił się ich niepewnością, jak wampir krwią i sprawiało mu to przyjemność.
Potter zacisnął ręce na poręczy krzesła, niemal słysząc drwiący, pełen wyższości uśmieszek nauczyciela.
- Przejdźmy do rzeczy. – Snape usiadł z powrotem za biurkiem i zetknął końce swoich długich, bladych palców ze sobą. Harry spostrzegł, że jego dłonie są ładnie wypielęgnowane i zadbane. – Nie mogę uczyć cię dłużej Oklumencji, a przynajmniej nie wtedy, kiedy pod tym względem jesteś na poziomie pierwszoklasisty. Dyrektor prosił mnie – te słowa najwyraźniej trudno było mu powiedzieć na głos – żebym pomógł ci się rozwinąć w dziedzinie Obrony Przed Czarną Magią. Nie rób takiej miny, Potter, mnie też się to nie podoba, ale taki jest rozkaz dyrektora i...
- Kto w takim razie będzie uczył mnie Oklumencji? – spytał szybko, zanim nauczyciel zdołał się rozkręcić. Snape rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Gdybyś mi nie przerwał, to byś się dowiedział – syknął groźnie. – Jak już mówiłem...
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka wślizgnął się wysoki mężczyzna w bordowej szacie. Uśmiechnął się do Severusa pogodnie i skinął Harry’emu głową, a jego zielone oczy błyszczały wesoło. Potter starał się nie wytrzeszczać oczu, kiedy czarodziej podszedł do Snape’a i zajrzał mu przez ramię, odgarniając przy okazji jego czarne włosy. Mistrz Eliksirów strząsnął jego rękę i rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Nie zaczynaj z tymi aktorskimi zagrywkami, to jest poważna sprawa – warknął cicho, ale nie na tyle cicho, żeby Harry tego nie usłyszał. Czarodziej jedynie wzruszył ramionami i przysiadł na biurku nauczyciela. Potter spodziewał się wybuchu ze strony Nietoperza, ale on całkowicie zignorował fakt, że ktoś siedzi na jego ukochanym, dębowym biurku. Gryfon potrząsnął niemal niezauważalnie głową, całkowicie rozbawiony i uśmiechnął się lekko do nowego nauczyciela Oklumencji. Mężczyzna odpowiedział mu uśmiechem i wyciągnął dłoń.
- Nazywam się Siergiej – powiedział, a jego rosyjski akcent sprawił, że Snape skrzywił się lekko. Doskonale wiedział, że jego przyjaciel może mówić tak, że nikt nie rozpozna w nim obcokrajowca. – Będę uczył cię Oklumencji.
- Miło mi pana poznać – odparł chłopak, ściskając dużą dłoń mężczyzny. Wzrok Rosjanina błądził po jego twarzy, jakby szukając czegoś szczególnego. Harry zauważył, że ani razu nie zatrzymał się na bliźnie. Coraz bardziej lubił tego faceta...
- Mów mi po imieniu. Nie jestem jeszcze taki stary, żeby zwracać się do mnie per „pan”. – Niżegorodow spojrzał znacząco na Snape’a, który jedynie uniósł jedną brew do góry. Siergiej roześmiał się beztrosko i zwrócił do profesora. – Uwielbiam, jak to robisz.
Mistrz Eliksirów burknął coś pod nosem, wstając ze swojego miejsca.
- Nie będę wam przeszkadzał – powiedział chłodno, rzucając przyjacielowi mordercze spojrzenie. Siergiej jedynie się uśmiechnął. – Możesz korzystać z mojego gabinetu.
Odwrócił się napięcie i wyszedł, a czarna szata załopotała za nim
złowieszczo. Drzwi zamknęły się w cichym trzaskiem i wzrok Siergieja spotkał się z oczami Pottera. Z ust Rosjanina nie schodził uroczy uśmiech.
- Severus to trudny człowiek – powiedział nagle, a przez jego twarz przemknęło coś na kształt smutku. – Ale jest moim przyjacielem.
- Jest raczej... przerażający – odparł Harry i uśmiechnął się, kiedy w ponurym gabinecie zabrzmiał śmiech mężczyzny.
- Odrobinę. Jednak, jestem pewien, że nie widziałeś go naprawdę wściekłego. Tylko raz spotkałem się z TAKIM Severusem. I nie chcę już nigdy więcej.
Potter jedynie kiwnął głową. Niżegorodow klasnął w dłonie i wyciągnął różdżkę. Gryfon odruchowo sięgnął po swoją i zarumienił się z zażenowania, widząc zdumioną minę czarodzieja.
- Nie mam zamiaru cię atakować – zapewnił i odgarnął z czoła ciemną grzywkę. – Więc... co wiesz o Legilimencji?
Harry zastanowił się przez chwilę.
- To zdolność magicznego penetrowania umysłu i odczytywania myśli.
- Zgadza się. A Oklumencja?
Potter przekrzywił lekko głowę.
- To zdolność zamykania umysłu przed osobami niepowołanymi – wyrecytował. Siergiej uśmiechnął się szerzej, uważnie patrząc na chłopaka.
- Tak. Jak pewnie wiesz, Legilimenta musi utrzymywać kontakt wzrokowy, by odczytać myśli, wspomnienia i uczucia danej osoby. Bez tego nic nie może zdziałać.
- A zaklęcie? Sna... Profesor Snape używał czaru Legilimens by zobaczyć moje wspomnienia.
Niżegorodow roześmiał się cicho, najwyraźniej czymś rozbawiony.
- Zaklęcie nie jest potrzebne, choć niewątpliwie pomaga w dostaniu się do czyjegoś umysłu. Severus pewnie nie chciał się nadwyrężać.
Gryfon wzruszył ramionami.
- Dobrze –kontynuował Rosjanin. – Na trzy spróbuję wejść do twojej głowy. Na razie, nie musisz się bronić, nie będę przeglądał twoich wspomnień. Chcę ci jedynie pokazać, jak to jest dzielić z kimś umysł.
Chłopiec skinął głową, ale bez przekonania. Obawiał się tego, choć nie tak bardzo, jak obawiał się „wizyt” Snape’a w swojej głowie. Patrzył, jak czarodziej unosi różdżkę i postarał się nie zamknąć oczu. Po chwili poczuł muśnięcie obcej świadomości w swoim umyśle i odprężył się, kiedy usłyszał cichy głos mężczyzny, nakazujący mu się rozluźnić. Czuł się dziwnie, ale nie nieprzyjemnie. Nagle połączenie skończyło się, a Siergiej uśmiechnął się, choć nieco sztucznie.
- Dobrze. Teraz spróbuj wyrzucić mnie ze swojego umysłu. Mam dla ciebie małą wskazówkę - wyobraź sobie jakiś mur obronny, otaczający twoje myśli, uczucia i wspomnienia. Myślę, że będzie ci w tedy łatwiej odeprzeć atak.
Potter kiwnął krótko, po czym wyobraził sobie ogromny, wysoki mur. Uśmiechnął się lekko i ponownie skinął głową.
- Na trzy... raz... dwa... trzy, Legilimens!
Harry zacisnął zęby. Czuł jak Rosjanin szuka jakiejś luki w jego murze, chcąc dostać się do środka. Po czole chłopaka spłynęła kropelka potu. W pewnym momencie zobaczył swoje własne wspomnienia i wiedział, że przegrał.
Widział siebie uciekającego przed psem ciotki Marge, patrzył na siebie samego po raz pierwszy na miotle, widział komórkę pod schodami i swój cichy płacz w całkowitych ciemnościach. Rosjanin wycofał się z jego umysłu, a Harry zamknął oczy, nie chcąc widzieć jego pełnego współczucia wzroku.
- Harry?
Potter podniósł wzrok. W zielonych oczach czarodzieja nie dostrzegł litości, tylko ból i smutek.
- Sądzę, że skończymy na dzisiaj. Opierałeś się dość długo, ale musisz nauczyć się stwarzać lepszą ochronę. Proszę cię tylko, żebyś codzienne przed snem wyobrażał sobie mur, tak jak dzisiaj.
Gryfon skinął głową, pożegnał się z Siergiejem i wyszedł. Rosjanin patrzył przez chwilę na zamknięte drzwi, a po jego policzku spłynęła jedna łza.
~~***~~
Severus wszedł do swojego gabinetu, kiedy Potter zniknął za zakrętem. Uniósł brew do góry, widząc swojego przyjaciela, który szybko otarł płynącą po policzku łzę. Jednak, nie zbyt szybko...
Mistrz Eliksirów zatrzymał się naprzeciwko niego i zmrużył oczy, widząc jak Rosjanin spuszcza głowę, uparcie patrząc w podłogę. Chwycił jego podbródek i uniósł do góry. W zielonych oczach ponownie zalśniły łzy.
- Co się stało? – zapytał Severus.
- Ileż ten chłopak wycierpiał, Severusie – wyszeptał Siergiej, jakby nie słysząc pytania przyjaciela. – Jak można tak traktować małe dziecko...
- Siergiej, do cholery! – syknął Snape. – O co chodzi?
- Widziałeś jego wspomnienia? – zapytał nagle Rosjanin. – Widziałeś, jak ci mugole go traktowali? Jak śmiecia, jak kogoś niepotrzebnego, nie mającego prawa żyć... przez całe życie nie miał nikogo, dopiero Hogwart stał się dla niego domem.
- Jesteś straszne sentymentalny – prychnął Mistrz Eliksirów. Zamilkł jednak, widząc pełen wściekłości wzrok czarodzieja.
- Jak możesz? Teraz, kiedy poznałem tego chłopaka, nie rozumiem, jak możesz go nienawidzić. On i James są dwiema różnymi osobami, a ty i on... jesteście tak bardzo do siebie podobni.
Profesor wzdrygnął się z obrzydzeniem. Jego czarne oczy ciskały błyskawice i Rosjanin zoriętował się, że popełnił błąd.
- Nie mów o sprawach, których nie rozumiesz– warknął wściekle. – Potter to nadęty dzieciak, mający gdzieś przepisy i wszystko, co się wokół niego dzieje. Jest zapatrzonym w siebie, rozpuszczonym bachorem, który myśli, że mu wszystko wolno i...
- Wiesz, że spał w komórce pod schodami? – przerwał mu cicho Niżegorodow. – W małej, ciemnej, pełnej pająków komórce. Przypomina ci to coś?
Rosjanin wyszedł cicho, a Severus patrzył za nim przez chwilę z dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili mały słoiczek uderzył w drzwi, a czerwony atrament rozlał się, udając krew.
~~***~~
Draco Malfoy nienawidził jesieni. Nienawidził opadających liści i zimnego wiatru, zwiastującego nadchodzącą zimę. Nienawidził deszczu, błota i wszystkiego, co wiązało się z brudem. Ale jeszcze bardziej od jesieni nienawidził Harry’ego Pottera. Chłopaka, który wsadził do Azkabanu jego ojca. Chłopaka, który nim pogardzał, Malfoy’em z krwi i kości! Ślizgon patrzył szarymi, zimnymi oczami, jak Potter wychodzi z korytarza prowadzącego do lochów i idzie w kierunku Wielkiej Sali, by po chwili skręcić w prawo i ruszyć do góry dużymi, marmurowymi schodami. Malfoy zacisnął pięści. Wiedział, że Potter zapłaci za wszystko, co mu zrobił, prędzej czy później. I wiedział, że to on, Draco Malfoy, będzie tym, który go zabije.
~~***~~
Harry zatrzymał się przed drzwiami gabinetu Lupina. Było już dobrze po dziewiątej wieczorem i powinien być już w Pokoju Wspólnym, ale miał nieodpartą ochotę, żeby odwiedzić profesora. Po chwili wahania zapukał do drzwi i odsunął się o krok.
- Wejść. – Harry pchnął drzwi i wszedł do środka. Remus siedział za biurkiem i czytał Proroka Codziennego. Uniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się szeroko, widząc Pottera.
- Harry! Jak miło cię widzieć! Siadaj! Czego się napijesz? Herbaty, kawy, soku z dyni? – Entuzjazm Lupina zaskoczył młodego Gryfona. Uśmiechnął się jedynie i potrząsnął głową.
- Nie dziękuję, profesorze. Przyszedłem tylko porozmawiać.
Czarodziej odwzajemnił uśmiech.
- Więc, co u ciebie, Harry? – spytał, biorąc ze swojej filiżanki mały łyk.
- W porządku. Na szczęście, Voldemort odpuścił sobie w ostatnim tygodniu, więc zdołałem się nawet wyspać.
Nauczyciel posłał mu smutne spojrzenie i westchnął ciężko.
- Może powinieneś poprosić Madam Pomfrey o Eliksir Bezsennego Snu? Gdybyś miał wizje, to powinno ci pomóc.
Potter pokręcił głową. Rozmawiali jeszcze chwilę o Quidditchu i nowych postanowieniach Ministerstwa, a potem Lupin spojrzał na zegar i westchnął.
- Chyba musisz już iść, Harry. Zaraz zacznie się cisza nocna, a profesor McGonagall prosiła, żeby żaden uczeń nie kręcił się po szkole w nocy.
Potter wstał, pożegnał się z nauczycielem i wyszedł a lekki uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Rozdział 8
- Raport, Lucjuszu.
Malfoy senior wystąpił z szeregu Śmieriożerców i stanął przed Czarnym Panem. Jego zimne, szare oczy zabłysły lekko z pełnym uwielbieniem.
- Ministerstwo już wcześniej wiedziało o ataku na mugolską wioskę, mój panie. Knot nie wie, skąd i od kogo wyszła informacja o przebiegu i miejscu akcji. Do Azkabanu trafił tylko jeden z naszych, reszta zdołała aportować się, zanim aurorzy rzucili zaklęcie antydeportacyje.
Lord wstał ze swojego czarnego tronu i podszedł do Malfoy’a.
Jego szkarłatne oczy nie wyrażały nic, a na twarzy - tak podobnej do pyska węża - pojawił się dziwny grymas.
- Dobrze się spisałeś, mój wierny przyjacielu – powiedział wolno Voldemort. – Jednak, z twojego raportu wynika, że wśród nas jest zdrajca.
Krąg Śmieriożerców zafalował lekko i dało się słyszeć stłumione szepty. Kto był na tyle głupi, żeby zdradzić Czarnego Lorda, najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów?
- A ja – kontynuował Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, jakby nie zauważył poruszenia wśród swoich sług – bardzo nie lubię, kiedy ktoś chce okazać się sprytniejszy ode mnie, prawda, Severusie?
Snape skłonił się z szacunkiem, czując jak krew zamarza mu w żyłach.
- Oczywiście, mój panie.
Voldemort patrzył przez chwilę w czarne oczy Mistrza Eliksirów, starając się odczytać cokolwiek z jego twarzy -na daremnie. Snape był jak lodowa statua, całkowicie pozbawiony jakichkolwiek uczuć.
Jednak, tak się tylko Czarnemu Panu wydawało.
Tak naprawdę, to wewnątrz Severus czuł ból od każdego napiętego do granic możliwości mięśnia. I choć jego twarz pozostała niewzruszona, bał się jak cholera.
- Koniec zebrania – powiedział nagle Czarnoksiężnik. Śmierciożercy skłonili się z szacunkiem i znikali jeden z drugim.
Siergiej krążył po gabinecie Mistrza Eliksirów niczym sęp, obgryzając ze zdenerwowania paznokcie. Severus powinien zjawić się pół godziny temu, a mijała już druga godzina,odkąd go nie ma.
Nagle, drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wszedł Snape. Wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego, kiedy rzucił na biurko swój czarny płaszcz Śmierciożercy i usiadł ciężko w fotelu. Niżegorodow prawie natychmiast podał mu szklankę sherry, a w jego spojrzeniu wyrażnie widoczna była troska.
- Nie patrz tak na mnie – warknął Severus, pociągając spory łyk alkoholu. – Wiesz, że tego nie lubię.
Siergiej uśmiechnął się smutno.
- To źle, że się o ciebie martwię? – zapytał przekornie, próbując choć odrobinę rozładować napięcie.
Mistrz Eliksirów nie odpowiedział. Odchylił się do tyłu, opierając się wygodnie o oparcie fotela i westchnął ciężko. Siergiej zmrużył lekko oczy.
- Ciężkie spotkanie? – spytał, siadając na biurku.
Severus pokręcił głową.
- Nie, nie było tak źle. Nie oberwałem dzisiaj żadnym zaklęciem – mruknął, patrząc na bursztynowy płyn w swojej szklance. Niżegorodow odetchnął z ulgą. – Byłem u dyrektora, dlatego się spóźniłem.
Niżegorodow kiwnął wolno głową na znak, że rozumie.
- No... Jesteś już bezpieczny, więc mogę być spokojny. Zobaczymy się jutro. – Snape mruknął coś pod nosem. – Dobranoc, Severusie.
Mistrz Eliksirów nie odpowiedział.
***
Harry wstrzymał oddech, kiedy Siergiej przeszedł obok niego, pogwizdując cicho. Choć był ukryty pod peleryną niewidką nie czuł się zbyt bezpiecznie.
Rosjanin zatrzymał się nagle i spojrzał przez ramię. Potter zastanawiał się, czy mężczyzna aby nie widzi przez peleryny niewidki, ale zaraz odsunął od siebie tę myśl.
Czarodziej stał jeszcze przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w Gryfona i nim Harry zdążył się zorientować, wyciągnął różdżkę celując nią w chłopaka.
- Kim jesteś? – zapytał Siergiej władczym tonem. – Pokaż się.
Potter westchnął głośno, co nie umknęło uwadze gotowego na atak Rosjanina i ściągnął pelerynę.
Mężczyzna stał przez chwilę zdezorientowany, ale zaraz uśmiechnął się szeroko.
- Wystraszyłeś mnie jak diabli – powiedział wesoło, podchodząc do Gryfona. Schował różdżkę do kieszeni i przechylił lekko głowę w prawo, patrząc na Harry’ego z figlarnym błyskiem w oku.
Potter wzruszył ramionami.
- Nie chciałem pa... cię przestraszyć – powiedział. – Przepraszam.
- Ależ nie ma za co! – Rosjanin roześmiał się gardłowo. – Trochę adrenaliny nie zaszkodzi.
Gryfon uśmiechnął się lekko i oparł o ścianę. Siergiej poruszył się, jakby chciał do niego podejść, ale rozmyślił się i jedynie westchnął ciężko.
Harry patrzył na niego zza okularów i mężczyzna poczuł, że robi mu się gorąco. Obserwował jak język Gryfona wysuwa się w ust, by zwilżyć wargi i siłą powstrzymał jęk.
Co się z nim dzieje, do cholery?!
- Więc – zaczął, modląc się, by jego głos nie drżał – co tu robisz?
- Nie mogłem spać – wyjaśnił chłopak, ściągając okulary z nosa i czyszcząc szkła o rękaw swojej bluzy.
Rosjanin wpatrywał się jak zahipnotyzowany w zielone oczy Pottera. Przysunął się o jeden krok, nie odrywając od nich wzroku.
- Koszmary? – zapytał cicho, przybliżając się jeszcze bliżej. Chłopak najwyraźniej nic nie zauważył. No tak... nie miał okularów.
- Można tak powiedzieć – mruknął obojętnie Harry, wzruszając ramionami.
Rosjanin stał teraz tak blisko niego, że poczuł zapach młodego Gryfona. Pachniał miętą i czymś jeszcze - czymś co pobudzało wszystkie zmysły mężczyzny. Harry poruszył się niepewnie, założył okulary i spojrzał w oczy starszego czarodzieja.
Siergiej pochylił się lekko, chwytając podbródek Pottera i musnął delikatnie wargami jego usta.
Harry zamarł. Niżegorodow przysunął się jeszcze bliżej. Teraz stykali się ciałami, a jego dłoń zacisnęła się na biodrze chłopaka.
- Co ty...? – Zamilkł, kiedy gorące usta ponownie zaatakowały jego wargi, tym razem nieco pewniej.
Palce Pottera zacisnęły się na szacie mężczyzny, jakby chłopak chciał odepchnąć od siebie Rosjanina, ale nie miał na to siły.
Czuł język mężczyzny przesuwający się po jego ustach.
- Proszę – wyszeptał mężczyzna. – Tylko jeden raz.
Harry rozchylił lekko usta i jęknął, kiedy język Siergieja wsunął się do środka, pieszcząc podniebienie i zmuszając go do oddania pieszczoty.
Palce Rosjanina wplotły się we włosy chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej ciepłych ust.
Wreszcie oderwali się od siebie, dysząc ciężko. Niżegorodow zamknął oczy i oparł się czołem o czoło Gryfona.
- Przepraszam – powiedział cicho Rosjanin, choć tak naprawdę wcale nie było mu przykro.
- Ja... um... nie ma za co... to... to było dobre. – Siergiej roześmiał się cicho i odsunął się niechętnie od ciepłego ciała młodzieńca.
- Chyba powinieneś iść do swojej wieży – powiedział, dotykając opuszkami palców policzka Gryfona. Harry skinął lekko głową i schylił się by podnieść pelerynę niewidkę. Spojrzał jeszcze raz na mężczyznę i zniknął pod płaszczem.
***
- Harry, co się z tobą dzieje? – zapytała Hermiona, siadając obok niego przy stole podczas obiadu. Potter spojrzał na nią zdezorientowany, najwyraźniej wyrwany z własnych myśli.
- Co?
- Cały dzień chodzisz jak struty – powiedziała dziewczyna, patrząc mu w oczy z wyrzutem. – Powiedz mi, co się gnębi.
Chłopak skrzywił się lekko.
- Myślę o teście z transmutacji – wymyślił na poczekaniu. Tak jak się spodziewał, Gryfonka spojrzała na niego z politowaniem.
- Nawet kłamać nie potrafisz – mruknęła z rozbawieniem. – No... mów. Rona tutaj nie ma.
Potter pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
- Ktoś mnie pocałował – powiedział wreszcie. Panna Granger patrzyła na niego przez chwilę w całkowitym szoku, po czym pisnęła cicho z radości.
- Kto?! Kiedy? Gdzie?!
-Wczoraj w nocy, na korytarzu – wyjaśnił chłopak, chowając twarz za wielkim tomiszczem o Quidditchu.
Dziewczyna klasnęła w dłonie.
- Kto? – zapytała, patrząc na niego z wyraźnym podekscytowaniem w brązowych oczach.
Potter zawahał się. Wiedział, że powinien powiedzieć Hermionie o tym co się wydarzyło, ale nie mogło mu to przejść przez gardło. W końcu, czerwony jak burak, wydukał cicho.
- Siergiej Niżegorodow.
Dziewczyna zamarła.
- Co takiego?
- To, co słyszałaś – mruknął chłopak, przewracając stronę w książce. – Pocałował mnie facet.
Hermiona upuściła widelec, który z głośnym brzdękiem odbił się od talerza.
Błyskawicznie odwróciła się w kierunku stołu prezydialnego i popatrzyła na gościa profesora Snape’a. Kiedy jego wzrok skrzyżował się z jej spojrzeniem udał, że jest wyraźnie zainteresowany zawartością swojego talerza.
- TEN Siergiej Niżegorodow? – zapytała cicho, nie odrywając wzroku od czarodzieja.
- A znasz jeszcze jakiegoś? – Chłopak warknął zdenerwowany i westchnął cicho. – Tak, właśnie ten.
Gryfonka wzruszyła ramionami i odwróciła się z powrotem, patrząc spokojnie na chłopaka.
- No i? – spytała, spokojnie zabierając się za swój obiad. Potter spojrzał na nią, jak na wariatkę.
- Hermiono, to jest facet – powiedział cicho. Wyglądał na wstrząśniętego słowami przyjaciółki.
- Ale bardzo przystojny facet – sprecyzowała, nalewając sobie soku z dyni. – Daj spokój... jesteś dorosły, masz już siedemnaście lat, a on nie może mieć więcej niż trzydzieści. Poza tym, nie jest twoim profesorem, więc możesz spokojnie...
- Mnie nie interesują mężczyźni – mruknął rozeźlony Gryfon.
Dziewczyna rzuciła mu powątpiewające spojrzenie.
- To czemu ciągle na niego zerkasz? – zapytała niewinnie, choć nie zdołała ukryć lekkiego uśmieszku.
Harry natychmiast oderwał wzrok od dłoni Rosjanina i spojrzał oszołomiony na dziewczynę.
- Wcale nie! – zaprotestował gorąco.
Gryfonka pokiwała głową.
- Tak, tak... daj spokój, Harry. To normalne, że podoba ci się ktoś tej samej płci. To wcale nie znaczy, że jesteś gejem. Nie oglądasz się przecież za innymi mężczyznami. Tylko on wywołał u ciebie takie emocje i nie widzę w tym nic złego.
Potter zamrugał kilka razy. Co takiego?!
- Czy... Hermiono, czy ty...?
Panna Granger uniosła brwi w geście zdumienia, po czym roześmiała się głośno.
- Ja? Oczywiście, że nie. Nie całowałam się z żadną dziewczyną i naprawdę nie mam zamiaru tego robić. Wolę męskie usta.
Tym razem Harry musiał się roześmiać. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem, widząc uśmieszek przyjaciółki.
- Co się z tobą, do cholery, dzieje? – zapytał zdenerwowany Severus, patrząc na Siergieja z góry. Rosjanin spojrzał na niego zdezorientowany.
- Ze mną?
Snape uniósł brwi.
- Nie, ze mną. Nie zauważyłeś? To ja się w ogóle nie odzywam, choć zwykle gadam jak najęty i chodzę jak w transie – powiedział sarkastycznie profesor i usiadł obok przyjaciela.
Niżegorodow wzruszył ramionami i otworzył „Makbeta” na przypadkowej stronie, pozornie zgłębiając się w lekturze.
- Mów – zażądał Mistrz Eliksirów.
- Pocałowałem Pottera – wyrzucił Siergiej na wydechu i zamknął oczy czekając na wybuch. Nie czekał zbyt długo.
- CO ZROBIŁEŚ?!
Rosjanin wzdrygnął się, kiedy Snape zerwał się z krzesła i ponownie stanął nad nim jak kat. Właściwie, nie powinien być zdziwiony... właśnie takiej reakcji się spodziewał.
- Jestem pewien, że dobrze słyszałeś – mruknął niechętnie Niżegorodow, nie odrywając wzroku od tekstu w książce.
Snape wydał z siebie dziwny dźwięk i zaczął krążyć po gabinecie. Rosjanin odważył się podnieść na niego wzrok i spotkał się z wściekłym spojrzeniem czarnych oczu.
- On jest uczniem – powiedział wreszcie Mistrz Eliksirów, siląc się na spokój, choć aż drżał ze złości.
Siergiej pokręcił przecząco głową.
- Twoim, nie moim – powiedział cicho, chcąc uciec jak najdalej od przeszywającego i pełnego wyrzutu spojrzenia przyjaciela.
- No właśnie! Jest moim uczniem, a ty moim przyjacielem i do tego gościem Albusa! – warknął Snape. – Pomyślmy, co jeszcze.. ach, no tak, zapomniałem, że chłopak jest opętany przez Czarnego Pana, który z łatwością może wyciągnąć od niego, kto jest dla niego ważny, a po tym co zrobiłeś na pewno nie jesteś mu obojętny!
Rosjanin patrzył na Severusa w osłupieniu.
Nauczyciel się martwił... martwił się, że Voldemort dowie się o jego pocałunku z Potterem, wyciągnie błędne wnioski, że oni... że oni są razem i może zachce pozbawić młodego Gryfona domniemanego kochanka.
Niżegorodow roześmiał się głośno.
- Nic mi nie będzie, Severusie – powiedział, wstając z krzesła i położył dłoń na ramieniu profesora. Snape strząsnął jego rękę i odwrócił się do niego plecami.
Rosjanin uśmiechnął się smutno i objął przyjaciela w pasie, opierając głowę w miejscu, gdzie przed chwilą spoczywała jego dłoń.
- Nic mi nie będzie, słyszysz? – mruknął, zwiększając uścisk, kiedy Severus chciał się odsunąć. – Potrafię o siebie zadbać, przecież wiesz.
Profesor burknął coś pod nosem i rozluźnił się nieco. Stali przez chwilę w milczeniu. Ciepły oddech Rosjanina poruszał czarnymi włosami Severusa, który westchnął w końcu ciężko.
- Po prostu na siebie uważaj – powiedział nie patrząc na drugiego mężczyznę, wysunął się z jego objęć i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.
***
Harry poczuł się senny. Wstał z fotela stojącego przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i poszedł do dormitorium, odprowadzany zatroskanym spojrzeniem Hermiony. Nie trudząc się przebieraniem w piżamę, położył się na łóżku i zamknął oczy.
Nawet nie wiedział, kiedy zapadł w głęboki sen.
***
- Spójrz tutaj, Harry.
Gryfon odwrócił się do mężczyzny, który wypowiedział te słowa i zamarł.
Lord Voldemort stał kilka kroków przed nim, wyciągając zachęcająco dłoń.
- Spójrz, to wszystko jest dla ciebie.
Potter podszedł bliżej i wydał z siebie głośny jęk rozpaczy.
Mała wioska płonęła a ludzie, którzy nie spalili się w ogniu, błagali o litość śmiejących się Śmieriożerców.
- Podoba ci się? – zapytał Czarny Pan, a jego wężową twarz wykrzywił zimny uśmieszek.
Gryfon poczuł, jak po jego policzkach płyną łzy.
- Pamiętasz co powiedziałem ci sześć lat temu, kiedy pozbawiłeś mnie Kamienia Filozoficznego?
- „Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga... I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę...” – powiedział po chwili Harry, czując jak wściekłość zastępuje rozpacz.
- Zapamiętałeś – mruknął Voldemort głosem pełnym aprobaty.
- Takich głupot się nie zapomina – powiedział Gryfon. – Ja wiem, że dobro istnieje. I już niedługo i ty się o tym przekonasz! Zapłacisz za śmierć tych wszystkich osób, choćbym miał umrzeć razem z tobą!
Czarny Pan patrzył na niego przez chwilę swoimi szkarłatnymi oczami, po czym uśmiechnął się krzywo.
- Jesteś bardzo odważny – rzekł powoli. – Właśnie takich ludzi brakuje mi w moich zastępach. Ale ty jesteś za bardzo przesiąknięty ideami starego Dumbla o pokoju na świecie i dobroci ludzi.
Gryfon wyprostował się dumnie.
- Tak. I to się nie zmieni – rzucił zaborczo. Voldemort kiwnął wolno głową.
- Więc umrzesz... teraz... w tym miejscu, z dala od przyjaciół. Szkoda... dla ciebie.
Harry zamknął oczy.
Nagle poczuł w swoim umyśle czyjąś obecność. Potter! Potter, musisz się obudzić! Słyszysz?! Obudź się, głupi dzieciaku!
Gryfon otworzył oczy i spojrzał w czarne oczy Snape’a. Usłyszał jeszcze w umyśle wściekły wrzask Voldemorta, a ostry ból przeszedł przez jego kręgosłup, rozchodząc się po całym ciele.
Zacisnął oczy, aby nie krzyknąć.
- Rozluźnij się – rozkazał Mistrz Eliksirów, patrząc z ulgą na chłopaka. – No, dalej.
Potter powoli dochodził do siebie, choć głowa nadal pulsowała mu tępym bólem. Poczuł jak Snape wlewa w niego jakieś eliksiry i odetchnął, kiedy przestał drzeć.
- Co się stało? – wydukał słabo, podnosząc się na łokciach. Za plecami profesora zobaczył przerażoną Hermionę, która przymała za dłoń bladego jak śmierć Rona. Dean, Seamus i Neville, którzy stali w drzwiach, patrzyli na niego ze strachem.
- Wydaje mi się, że doskonale wiesz – mruknął Snape, odgarniając z twarzy czarne włosy.
Nagle odwrócił się do tyłu, spojrzał na Rona i Hermionę, po czym przeniósł wzrok na trzech pozostałych chłopców.
- Jeśli ktoś się o tym dowie, Gryffindor straci wszystkie punkty – powiedział złowrogo. – Wynocha.
- Mógł mnie zabić we śnie? – zapytał Potter, kiedy chłopcy wyszli.
Snape rzucił mu dziwne spojrzenie.
- Nie do końca. Mógł tylko zabić twoją świadomość, ale twoje ciało nadal by żyło – wyjaśnił nauczyciel, swoim zwyczajnym, sarkastycznym tonem.
Potter zadrżał, a Hermiona wydała z siebie cichy jęk strachu.
- Coś jak... Pocałunek Dementora? Zamieniłbym się w... w roślinkę? – wydukał cicho, zaciskając dłonie w pieści.
Mistrz Eliksirów kiwnął głową.
- Dokładnie – Mruknął i dał Harry’emu fiolkę z jakimś błękitnym napojem. – To Eliksir Bezsennego Snu. Wypij to. Oczekuję cię jutro w moim gabinecie, zaraz po śniadaniu. Musimy coś przedyskutować.
Nauczyciel odwrócił się na pięcie i wyszedł, a czarna szata zawirowała wokół jego kostek.
Potter przechylił fiolkę i wypił duszkiem roztwór. Skrzywił się lekko i spojrzał na swoich przyjaciół.
Hermiona usiadła obok niego, kładąc dłoń na jego policzku.
- Cieszę się, że nic ci nie jest – powiedziała cicho i przytuliła się do niego z cichym szlochem. Ron kiwnął powoli głową.
- Taak. Napędziłeś nam niezłego strachu, stary – mruknął. – Dobrze, że Hermiona poszła sprawdzić, czy wszystko jest z tobą w porządku. Zanim się zdążyłem zorientować, wybiegła z Pokoju Wspólnego, jakby goniło ją stado rozszalałych hipogryfów. Wróciła ze Snape’m, a on od razu wbiegł do naszego dormitorium. Rzucił na ciebie ‘Eneverate’, ale tylko otworzyłeś powieki, nawet się nie budząc. Patrzył ci przez chwilę w oczy, aż w końcu się ocknąłeś. Co się stało?
- To Voldemort – wyjaśnił krótko Harry, czując jak eliksir zaczyna działać. – Pokazał mi płonącą wioskę i powiedział, że to dla mnie...
- Cii – mruknęła Hermiona, widząc jak powieki Chłopca, Który Przeżył opadają. – Jutro nam opowiesz. Śpij.
Potter westchnął ciężko i zamknął oczy, pogrążając się w spokojnym śnie.
Rozdział 9
Hermiona Granger była zaniepokojona. Chociaż słowo"zaniepokojona" nie pasowowało do sytuacji - była poprostu przerażona.
Co chwilę zerkała na śpiącego spokojnie czarnowłosego chłopaka, jakby bała się, że ten za chwilę przestanie oddychać.
Ron westchnął, ziewnął i podrapał się po karku. Dochodziła szósta rano. Był niewyspany, zły i wystraszony, a oprócz tego martwił się o Hermionę. Dziewczyna była blada ze strachu o przyjaciela i co chwilę mocniej przytulała się do piersi rudzielca, szukając pocieszenia.
Czekali.
Pierwszym, co ujrzał Harry zaraz po przebudzeniu, była burza brązowych włosów i zatroskane spojrzenie panny Granger. Uśmiechnął się słabo, kiedy zza jej ramienia wyjrzała głowa Rona.
- Żyję – poinformował ich, siadając z cichym stęknięciem na łóżku. Gryfonka poczerwieniała ze złości.
- To nie jest śmieszne – warknęła, gdy rudy chłopak zachichotał. – Na pewno nic ci nie jest, Harry? Może powinieneś zostać dzisiaj w dormitorium? Powiem nauczycielom, że jesteś chory.
Potter pokręcił przecząco głową, schodząc z łóżka. Czuł się wyspany i odprężony - po raz pierwszy od kilku miesięcy.
- Muszę iść do Snape’a – mruknął z niezadowoleniem, wciągając przez głowę swoją szkolną szatę. – Nic mi nie jest, Hermiono.
- Mogłeś umrzeć – powiedziała cicho dziewczyna, a w jej brązowych oczach zalśniły łzy. Chłopiec, Który Przeżył spojrzał na nią z konsternacją, a po chwili objął ją lekko, patrząc przez jej ramię na przyjaciela. Ron uśmiechnął się blado.
- Martwiliśmy się o ciebie, stary – wydusił, po czym podszedł bliżej i położył dłoń na jego ramieniu. Potter zamknął oczy, rówierz się uśmiechając.
Miał kogoś, kto się o niego troszczył. Kogoś, kto nie zostawi go bez względu na okoliczności... To było cudowne uczucie - wiedzieć, że jest kilka osób bliskich jego sercu, które martwią się o niego. Tak jak Syriusz...
Harry odsunął się od Hermiony, a jego zielone oczy zabłysły lekko.
- Muszę lecieć – rzucił, patrząc na zegarek stojący na szafce. – Snape będzie wściekły, jeśli się spóźnię. Spotkamy się na śniadaniu.
Wybiegł z dormitorium, zostawiając zakochanych samych sobie.
****
Chociaż na dworze mocno świeciło słońce, ocieplając mury zamku, w lochach jak zwykle panował ziąb.
Gryfon zapukał do drzwi i przestąpił z nogi na nogę. Odpowiedziała mu cisza. Coraz bardziej niezadowolony, zapukał ponownie, jednak nikt nie otworzył. Przeklął cicho i już miał odejść od drzwi, kiedy usłyszał stłumione głosy dochodzące z gabinetu Mistrza Eliksirów. Zaciekawiony nacisnął klamkę, która o dziwo ustąpiła i zajrzał do środka. Pomieszczenie było puste.
Harry spojrzał w ciemny, wąski korytarz za regałem na książki. Marszcząc brwi, podszedł bliżej. Wcześniej nawet nie zauważył tego przejścia...
- Severusie, błagam!
Potter wyjrzał zza rogu i siłą powstrzymał chichot. Siergiej wisiał na klamce jakiś jasnych drzwi, zza których dochodził odgłos lejącej się wody. Harry domyślił się, że musi to być łazienka Snape’a.
- Praszu, Sevierusie! – zawył mężczyzna, nadając swojemu głosowi rosyjski akcent. Potter zamarł, słysząc stłumiony przez drzwi śmiech Mistrza Eliksirów. – Toż ja się zaraz zeszczam!
- Poczekaj, Siergiej! – krzyknął Snape rozbawionym tonem. – Jestem pewien, że wytrzymasz.
- Zasikam ci podłogę – wrzasnął czarodziej brzmiąc na zdesperowanego.
Mistrz Eliksirów zaśmiał się jeszcze głośniej, ale odgłos lejącej się wody ucichł i po chwili mężczyzna wyszedł z łazienki. Czarne, mokre włosy przykleiły się do jego lekko zarumienionych od gorąca policzków, zazwyczaj zimne oczy błyszczały rozbawieniem...
Ale nie to zszokowało młodego Gryfona. Harrego zamurowało, ponieważ profesor wyszedł z łazienki prawie nagi! Miał na sobie biały, puszysty ręcznik owinięty wokół jego szczupłych bioder. I to wszystko.
Harry poczuł, że robi mu się gorąco, ale nie wiedział, czy to z zażenowania czy z czegoś innego...
Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że nie może oderwać wzroku od ciemnej linii włosków na podbrzuszu nauczyciela. Siłą woli zmusił się do oderwania wzroku od tego miejsca, i spojrzał w górę.
Snape był bardzo szczupły, chociaż "niedożywiony" byłoby prawdopodobnie lepszym określeniem. Jednak miał ładne, silne barki, a jego tors zdobiło kilka płytkich blizn. Skóra mężczyzny była jasna - tylko jego dłonie i twarz miały trochę ciemniejszy odcień. To pewnie przez te wszystkie okropne eliksiry - pomyślał zjadliwie.
Gryfon spojrzał na przedramię profesora i zadrżał. Mroczny Znak, otoczony magią, odcinał się silną czernią na tle bladej skóry.
Nagle, profesor złapał się przerażony za rękę i rozglądnął dziko po pokoju. W tym samym czasie Rosjanin wyszedł z łazienki, pogwizdując wesoło. Zamarł, widząc swojego przyjaciela trzymającego się za przedramię i podszedł do niego szybkim krokiem.
- Wzywa cię? – zapytał cicho, kładąc dłoń na nagim ramieniu. Snape zaprzeczył, kręcąc głową.
- On tu jest – wyszeptał, ponownie rozglądając się wkoło. Niżegorodow wyciągnął różdżkę, prostując się.
- To niemożliwe – powiedział z mocą, stając obok Mistrza Eliksirów, jakby chciał go bronić.
- Wiem – warknął nauczyciel. Jego oczy zabłysły zrozumieniem. – POTTER!
Harry przełknął ciężko. Mógłby jeszcze wymknąć się nie spostrzeżenie; przecież Snape nie wie, gdzie jest...
O cholera, pomyślał z rozpaczą, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Po chwili, ktoś pociągnął go brutalnie za kołnierz i wciągnął do pokoju.
Siergiej rozluźnił się i uśmiechnął do Gryfona. Harry spróbował odpowiedzieć uśmiechem, ale mięśnie jego twarz odmówiły posłuszeństwa i wykrzywiły się w dziwnym grymasie. Złoty Chłopiec siłą woli zmusił się by spojrzeć na nauczyciela... i pożałował tego.
Profesor był wściekły. Jego czarne oczy ciskały błyskawice, pobielałe z wściekłości wargi zacisnął w wąską linię, a palce zginały się i rozprostowywały, jakby chciał chwycić go za gardło i udusić.
- Co... ty... tu... robisz? – wysyczał wściekle, podchodząc krok bliżej. Potter cofnął się odruchowo.
- J-ja.. – Gryfon przełknął ślinę, starając się zwilżyć nagle wyschnięte gardło. – Kazał pan mi przyjść i ja...
- Więc trzeba było czekać pod drzwiami, a nie wchodzić nieproszony do czyjegoś mieszkania! – wysyczał nauczyciel i uśmiechnął się złośliwie. – A może po prostu chciałeś sobie pooglądać nagiego profesora, co?
Harry spłonął rumieńcem, usilnie starając się znaleść jakieś wiarygodne wytłumaczenie.
Z opresji wybawił go radosny chichot Rosjanina.
- Daj spokój, drużok – powiedział wesoło, ponownie kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. – Harry na pewno nie miał na myśli nic złego. Idź się ubierz, bo zdemoralizujesz nam młodzież.
Snape rzucił mężczyźnie miażdżące spojrzenie.
- A ty, jak zwykle, trzymasz stronę śliczniutkich, młodych chłopców, co? – warknął ze złością i zniknął za drzwiami.
Siergiej potrząsnął głową ze zrezygnowaniem i spojrzał na ucznia.
Harry zagryzł wargę, wpatrując się uparcie w podłogę. Czuł, że się wygłupił... I miał ochotę walić głową w ścianę.
Wzdrygnął się, kiedy poczuł delikatny dotyk na ramieniu. Spojrzał w górę i napotkał zielone, pełne troski oczy Rosjanina.
- Nic się nie stało, Harry – powiedział cicho. – Severus zaraz się uspokoi.
Potter lekko przytaknął.
Kiedy profesor ponownie wszedł do pokoju, ubrany w swoją zwyczajną, czarną szatę, Gryfon ponownie utkwił przeniósł wzrok w podłodze.
- Proszę pana – zaczął cicho, czując na sobie wzrok mężczyzny. – Przepraszam. Nie powinienem był...
- Zamilcz, Potter – rzucił nauczyciel. – Nie odzywaj się, bo nie ręczę za siebie.
Chłopak skinął głową.
- Idziemy do dyrektora - syknął Snape i szybko przeszedł obok ucznia, znikając w wąskim korytarzyku. Złoty Chłopiec westchnął ciężko, posłał Rosjaninowi lekki uśmiech i ruszył za Mistrzem Eliksirów.
***
Albus Dumbledore uśmiechnął się radośnie na widok dwóch bardzo drogich mu osób wchodzących do gabinetu. Severus wygląda,ł jakby chciał kogoś udusić gołymi rękami, a Harry jakby bardzo usilnie się modlił, żeby to nie on został ofiarą przerażającego nauczyciela.
- Dzień dobry, profesorze – wymamrotał Gryfon i odsunął się odrobinę od Mistrza Eliksirów.
- Witaj, Harry – przywitał się radośnie starzec, a jego niebieskie oczy zamigotały irytująco. – Siadajcie.
Snape niechętnie zajął jedno z krzeseł stojących naprzeciwko biurka i rzucił Potterowi nienawistne spojrzenie, kiedy ten usiadł obok niego.
Albus zdusił uśmiech cisnący mu się na usta, jednak zaraz spoważniał wiedząc, jaki cel ma wizyta tej dwójki w jego gabinecie.
- Profesor Snape poinformował mnie dzisiaj rano o pewnym incydencie, który miał miejsce w nocy – zaczął dyrektor, patrząc uważnie na Chłopca, Który Przeżył, prostującego się na krześle. – Opowiedz mi wszystko, Harry.
Gryfon westchnął ciężko i ze szczegółami opowiedział swój sen. Kiedy skończył, dyrektor patrzył na niego przez chwilę w zamyśleniu, po czym przeniósł spojrzenie na profesora.
Snape poruszył się lekko.
- Profesorze Dumbledore? – zaczął niepewnie chłopak, czym przykuł uwagę obu mężczyzn. – Jak to możliwe? Czy Vol... – przerwał widząc morderczy wyraz twarzy nauczyciela – ON może mnie zabić... we śnie?
Z upokorzeniem zdał sobie sprawę, że jego głos załamał się lekko przy ostatnim słowie.
Starzy czarodziej pogładził swoją długą brodę i zamyślił się na chwilę.
- Jest pewne zaklęcie – zaczął po dłuższej chwili, wstając i podchodząc do żerdzi na której siedział Fawkes. – To bardzo złożona, starożytna magia. Czarna Magia.
Pozwala na wdarcie się do umysłu osoby, z którą jesteśmy połączeni krwią.
- Jak to działa? – zapytał wyraźnie zaintrygowany Snape. Harry dostrzegł w jego oczach błysk fascynacji i wzdrygnął się lekko. Albus z powrotem usiadł w swoim fotelu, biorąc cytrynowego dropsa z małego talerzyka leżącego na biurku. Zmęczenie na jego twarzy pogłębiło się jeszcze bardziej.
- To coś podobnego do Pocałunku Dementora, a osoba, która je stworzyła prawdopodobnie na tym się bazowała. Wysysa duszę z atakowanego, zostawiając wciąż żyjące ciało, jednakże osoba, która rzuca to zaklęcie, musi zapłacić straszliwą cenę, by mogła mieć możliwość jego zastosowania...
Dyrektor sięgnął po księgę, leżącą na biurku i otworzył ją na zaznaczonej stronie. Papier tomiszcza wydawał się być niemal przeźroczysty, a litery przemieszczały się cały czas, by w końcu ułożyć się w zrozumiałe dla nich słowa.
Harry pochylił się i zaczął czytać.
"...Jeśli czytasz tą księgę, mając na celu śmierci zadanie - poświęcisz coś więcej niż pieniądze twoje, a połowę duszy chętnie oddasz. Magia przeze mnie stworzona nie karmi się złotem ani diamentami, lecz potęgą i mocą przez twą duszę płynącą i służyć ci będzie przez wieki całe.... „
Potter oderwał wzrok od tekstu i spojrzał na dyrektora. Dumbledore wyglądał na jeszcze starszego niż zwykle, kiedy w zamyśleniu patrzył na delikatne przedmioty stojące na biurku.
Snape oparł się wygodniej w fotelu z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, który szybko zniknął, zastąpiony kamienną maską nie do odgadnięcia.
- Więc.. nie mogę spać? – Chłopak, chociaż wcale nie było mu do śmiechu, starał się, żeby zabrzmiało to żartobliwie.
Starzec pokręcił głową, spojrzał przenikliwie na Gryfona i uśmiechnął się uspokajająco.
- Spokojnie, Harry. Chyba mam pewien pomysł. – Jego niebieskie oczy zamigotały psotnie. – Możesz zostawić mnie i profesora Snape’a samych?
Potter skinął głową i wyszedł, czując złość, że znowu nie mówią mu o rzeczach, które dotyczą jego osoby.
***
Zaraz po tym, jak Potter sztywno wymaszerował z gabinetu, Snape wiedział, że szykuje się coś, co mu się nie spodoba.
Niebieskie oczy Albusa błyszczały irytująco, zdradzając, iż ten właśnie wpadł na jakiś genialny pomysł, a to zwykle oznaczało kłopoty.
- Severusie – ostrożnie zaczął, sięgając po herbatnika. – Wiesz, że jesteś osobą, której ufam najbardziej. – Snape powstrzymał prychnięcie. – A ja wiem, jak ważny dla ciebie jest honor. Dlatego...
- O, nie... – powiedział nagle Mistrz Eliksirów, podnosząc się gwałtownie z fotela. – Nawet tego nie mów. Nie pozwolę, żeby twój Złoty Chłopiec kręcił się po moich lochach! Nie ma mowy!
- Severusie, przecież jesteś rozsądnym mężczyzną. Harry potrzebuje pomocy i wsparcia, a mieszkanie z tobą...
- ZE MNĄ?! – krzyknął z niedowierzaniem nauczyciel, zaciskając pięści. – Nie, nie, nie i po stokroć nie!
Twarz dyrektora przybrała surowy wyraz.
- To moja osobista prośba, profesorze Snape.
Mistrz Eliksirów wciągnął powietrze przez zęby.
- Świetnie – wysyczał. – Do widzenia, dyrektorze.
Drzwi zamknęły się z głośnym hukiem. Albus westchnął ciężko.
- Profesorze? – dobiegł go niepewny głos zza drzwi i starzec uśmiechnął się z rezygnacją.
- Wejdź, Harry. Musimy porozmawiać...
**********
Harry z agresją kopnął stojącą pod ścianą zbroję, która z ogromnym rumorem spadła na kamienną posadzkę. Gryfona w tej chwili nie obchodziło, że może zostać złapany przez rozjuszonego Filcha, czy jakiegokolwiek profesora. Był tak wściekły, że to niemal bolało, a umysł przyćmiewała tak silna nienawiść do Dumbledora, że sam był tym zdziwiony.
On miał mieszkać z tym... z tym... obślizgłym Ślizgonem?! Po jego trupie! Nikt nie zmusi go, żeby przeniósł się do lochów.
- Jesteś zdenerwowany? – Potter podniósł głowę, napotykając czarne spojrzenie wiszącego nad jego twarzą kruka. Rzucił mu nieodgadnione spojrzenie i ruszył dalej.
- Gdzie byłeś przez cały czas? – zapytał mentalnie Harry, ignorując przechodzące obok Puchonki, które zachichotały na jego widok.
- Krążyłem tu i tam – odparł ptak, zataczając małe kółka w powietrzu. Złoty Chłopiec przystanął i oparł się o jeden z kamiennych parapetów. Spojrzał na Zakazany Las, majaczący w oddali.
- Gdzieś tam jest Voldemort i czeka na mnie – powiedział po chwili jakby do siebie. Kruk przysiadł obok niego i przechylił główkę wpatrując się w niego ciekawością – a oni każą mi mieszkać w jednych kwaterach ze Śmierciożercą!
- Mówiłeś o tym dyrektorowi? – spytał Caz, chowając głowę pod skrzydło.
Harry westchnął ciężko.
- Oczywiście. Tylko, że on ufa temu... – zamilkł, szukając odpowiedniego słowa.
- Mordercy - wysyczał nienawistnie.
Ptak, chcąc dodać mu otuchy, uszczypnął go pieszczotliwie w palec. Potem zerwał się do lotu i zniknął za oknem.Potter zmarszczył brwi, zastanawiając się nad pośpiesznym zniknięciem czarnopiórego towarzysza, jednak po chwili poczuł, że czyjeś ręce oplatają go w pasie. Poczuł miły zapach cynamonu.
- Coś się stało? – zapytał Rosjanin, opierając głowę na jego ramieniu. Ciepły oddech połaskotał szyję Gryfona, który zacisnął dłonie w pięści.
- Dumbledore każe mi mieszkać ze Snape’m – mruknął, starając się ukryć swoją złość. Nie chciał sprawiać Siergiejowi przykrości, mówiąc źle o jego - pożal się Merlinie -przyjacielu. Niżegorodow jedynie westchnął, odsunął się i stanął obok chłopaka. Harry spojrzał na niego kątem oka. Ciemna grzywka opadała nonszalancko na czoło mężczyzny a zielone oczy lekko błyszczały w rozbawieniu.
- Więc to dlatego zdemolował swój gabinet – powiedział jakby do siebie, ale Potter doskonale wiedział, że zrobił to, żeby go rozśmieszyć. Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu, który uwolnił się z jego ściśniętego złością gardła. Napięte mięśnie rozluźniły się lekko, gdy duże, ciepłe dłonie Rosjanina zajęły się masowaniem jego ramion.
- Wiem, że Severus to trudny człowiek, ale ci pomoże – wymruczał cicho, zataczając kciukami małe kręgi na łopatkach chłopca. – Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Chcę, żebyś był bezpieczny.
Potter kiwnął niechętnie głową. Odwrócił się i uśmiechnął lekko, widząc rozmarzony wyraz twarzy Siergieja. Mężczyzna pochylił się, a jego usta przywarły do warg Gryfona w delikatnym pocałunku.
- Spotkamy się później – wyszeptał Niżegorodow i szybkim krokiem oddalił się w kierunku Wielkiej Sali.
Harry patrzył za nim, aż nie zniknął za rogiem i wciąż niezadowolony, powlókł się do Pokoju Wspólnego, by spakować swoje rzeczy.
****
Severus dawno nie był taki rozeźlony, nie licząc oczywiście dzisiejszego poranka, w którym to Potter wszedł do jego komnat bez zaproszenia i widział go NAGIEGO! No, może pół-nagiego, ale to nie zmienia faktu, że ten dzieciuch robił, co chciał i nawet nie został za to ukarany! Ale to się niedługo zmieni. Już Snape się o to postara, żeby uprzykrzyć Potter'owi życie. Jeszcze będzie uciekał z krzykiem z jego komnat.
Mistrz Eliksirów wparował do klasy, powiewając szatami i uciszając ostatnie rozmowy wściekłym spojrzeniem. Ślizgon i Gryfoni z czwartego roku pochylili lekko głowy, nie chcąc patrzeć na Naczelny Postrach Hogwartu dłużej, niż to było konieczne. Właśnie zaczynała się jedna z najgorszych lekcji eliksirów w ich życiu...
****
Siergiej usiadł wygodnie w fotelu stojącym przed kominkiem w kwaterach swojego przyjaciela i przelotnie spojrzał na poprawiającego wypracowania nauczyciela. Dłoń trzymająca czarne pióro przesuwała się szybko po pergaminie, kiedy pisał złośliwe uwagi krwistoczerwonym atramentem, a jego wąskie wargi wykrzywiały się w pełen satysfakcji uśmieszek. Niżegorodow nie raz zastanawiał się, jak można być przez cały czas tak zgorzkniałym i nieprzyjemnym. Nigdy, absolutnie nigdy, nie widział uśmiechu na twarzy swojego przyjaciela – osoby, za którą oddałby życie, gdyby musiał.
- Sevey – zajęczał Rosjanin, kładąc nogi na poręczy fotela.
Mistrz Eliksirów, nie przerywając pracy, mruknął pod nosem na znak, że słyszy. Siergiej zmarszczył brwi. Severus nie zareagował na to pieszczotliwe skrócenie jego imienia? Zazwyczaj warczał...
- Nie nazywaj mnie tak – warknął nauczyciel, stawiając krwistoczerwone T w rogu pergaminu.
Niżegorodow wyszczerzył zęby w uśmieszku i podrapał się po nosie.
- Nudzi mi się – burknął zrzędliwie, moszcząc się wygodniej w miękkim fotelu. Snape nie zaszczycił go nawet pogardliwym spojrzeniem. Nie podnosząc wzroku, sięgnął po leżącą na biurku książkę i rzucił nią w kierunku Rosjanina, który złapał ją w ostatnim momencie, a jego zielone oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Severus Snape rzucający książką w swojego najlepszego przyjaciela? Pustymi fiolkami, kubkiem od kawy, a raz nawet kociołkiem - owszem. Ale żeby książką?!
- Masz, i się zamknij, zanim stracę cierpliwość – wysyczał profesor, chwytając koleje wypracowanie i pochylając się nad nim, by odczytać koślawe pismo.
Chwilę później rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Severus podniósł wzrok, rzucił Rosjaninowi mordercze spojrzenie i warknął jadowite „Wejść”.
Harry Potter wyglądał, jakby chciałby być wszędzie, włączając pełną smoków Rumunię, byleby tylko nie stanąć twarzą w twarz ze znienawidzonym profesorem, którego okrutny uśmieszek bynajmniej nie pomagał.
Siergiej zerwał się na równe nogi, podszedł do Gryfona i objął go, całując leciutko w policzek, co wywołało różowe rumieńce na twarzy chłopaka.
- Może moglibyście obściskiwać się gdzieś indziej? – warknął Snape, mrużąc wściekle oczy.
Niżegorodow wzruszył jedynie ramionami, mrugając porozumiewawczo do Harry’ego.
- Twój pokój jest tam, Potter. Twoje rzeczy już tam są. – powiedział Mistrz Eliksirów, ruchem głowy wskazując brązowe drzwi. – Wróć tutaj, kiedy skończysz się rozpakowywać.
Gryfon skinął głową i zniknął za wskazanymi drzwiami. Pokój był pomalowany na przyjemnie jasną zieleń. W rogu stało małe, dębowe biurko, szafa i stolik nocny z jasnego drewna.Harry dotknął lekko satynowej pościeli na łóżku, mającą kolor głębokiego brązu, przechodzącego niemal czerń, i usiadł, starając się opanować pędzące myśli.
Wiedział, że musi spodziewać się najgorszego – on i Snape nienawidzili się od pierwszego spotkania na pierwszym roku, a co za tym idzie, mieszkanie razem będzie przypominało koszmar.
Potter otrząsnął się z ponurych myśli i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy.
****
Siergiej był zadowolony. Nawet więcej niż zadowolony – był szczęśliwy. Miał teraz Pottera na wyciągnięcie ręki. I tak większość czasu spędzał w kwaterach Severusa, nie licząc oczywiście nocy, kiedy to wracał do pokoi dla gości, mógł więc widywać chłopaka częściej niż zwykle.
Ach, Severus nie zdawał się podzielać jego entuzjazmu.
- Um... – Mistrz Eliksirów podniósł na niego zaciekawiony wzrok i uniósł irytująco brew. – Mam pytanie.
- No nie mów – powiedział sarkastycznie profesor, przesuwając placem po nóżce kielicha wypełnionego czerwonym winem.
Siergiej zignorował tą uwagę i spojrzał zamyślony na drzwi od pokoju Gryfona.
- Masz zamiar być dla niego tak wredny, jak zazwyczaj? – spytał wreszcie, dziwiąc się, jak ostro zabrzmiał jego głos. Snape jedynie prychnął pogardliwie, ale Niżegorodow zdołał zauważyć złośliwy uśmieszek, przemykający przez jego twarz.
- Świetnie – kontynuował Rosjanin. – Jednak, jako twój przyjaciel proszę cię, Severusie, żebyś zrozumiał, że dla niego ta sytuacja jest jeszcze bardziej kłopotliwa niż dla ciebie, i żaden z was o nią nie prosił.
- Mam być miły? – wycedził profesor. – Chyba zwariowałeś. Ja nie jestem miły i nigdy nie będę, a już w szczególności dla Pottera.
- Wiem – powiedział Niżegorodow, wzruszając ramionami. – I zważ proszę, że on nie jest...
- Swoim ojcem – dokończył Harry. Stał w drzwiach od swojego pokoju i wpatrywał się nienawistnie w nauczyciela. Jego zielone oczy ukryte za szkłami okularów lśniły tak silną niechęcią, że Rosjanin wzdrygnął się mimowolnie.
- Och, naprawdę? – spokojnie zapytał profesor, ale jego czarne oczy błysnęły niebezpiecznie. – Więc może oświecisz mnie, Potter, czym się różnisz od swojego ojca? Może tym, że nie jesteś nadętym dzieciakiem, który potrafi tylko wywijać fikołki na swojej miotle? Zaraz, przecież właśnie nim jesteś! A może tym, że wszelkie krytyczne uwagi na twój temat odbijają się od ciebie jak groch o ścianę? Toż to sama prawda, panie Patrzcie – I – Podziwiajcie – Jestem – Złotym – Chłopcem – Potter.
- Wystarczy, Severusie – szepnął prosząco Rosjanin, widząc jak Gryfon powstrzymuje się przed sięgnięciem po różdżkę.
- Dopiero się rozkręcam – odwarknął mu Snape, wstając ze swojego miejsca. Dwoma długimi krokami znalazł się przy chłopaku, pochylił się i szepnął mu do ucha:
- Wiesz co, Potter? Szkoda, że nie wdałeś się w swoją matkę. Ona przynajmniej miała jakiekolwiek pojęcie o przyzwoitości.
Rosjanin zerwał się na równe nogi, kiedy obaj wyszarpnęli swoje różdżki i staneli naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem pełnym nienawiści.
- WYSTARCZY! – krzyknął Siergiej, po czym odwrócił się przodem do Harry’ego i spojrzał mu w oczy. Uspokajającym gestem odgarnął mu włosy w czoła i pocałował delikatnie bliznę w kształcie błyskawicy. – Idź do pokoju, zaraz do ciebie przyjdę.
Potter zacisnął zęby, ale skinął głową i zniknął za drzwiami. Niżegorodow spojrzał na Severusa, który ponownie usiadł w swoim fotelu.
- Nie sądziłem, że jesteś takim draniem – powiedział cicho. Snape uniósł brew.
- Witamy w prawdziwym świecie – odparł, krzywiąc wargi w paskudnym uśmieszku. Rosjanin miał wielka ochotę potrząsnąć nim, żeby się opamiętał.
- Nie mam pojęcia, jak możesz mówić takie rzeczy do syna kobiety, która kiedyś była twoim jedynym przyjacielem. – Siergiej odwrócił się i wszedł do pokoju Pottera, zamykając za sobą drzwi.
****
Harry leżał na łóżku, putym wzrokiem wpatrując się w sufit. Twarz starszego czarodzieja złagodniała, kiedy zielone spojrzenie chłopaka skrzyżowało się z jego własnym. Przysiadł na miękkim materacu, a Gryfon podniósł się do siadu, spojrzał niepewnie na Rosjanina, po czym przysunął się bliżej i oparł głowę na jego braku.
Niżegorodow uśmiechnął się czule, chwycił ramiona siedemnastolatka i wciągnął go na swoje kolana.
Gryfon zarumienił się lekko, ale z wdzięcznością wtulił się w szeroką pierś mężczyzny. Siedzieli przez chwilę w ciszy, napawając się swoją bliskością. Rosjanin oparł podbródek na głowie Gryfona i zaczął kołysać się lekko, mrucząc pod nosem rosyjską kołysankę.
- Łożkoj snjeg mjeszaja, nocz idjet bołszaja,
czto że ti, głuiszka, nje spisz?
Spjat twoi sosjedi – bełe medwedi.
Spi skorej i ti, mapisz.
Mi pliwem na łdine, kak na brigantine,
po sedim surowim morjam.
I wsju noc sosjedi – zwezdnie medwedi,
swejat dalnim korabljam.*
Siergiej spojrzał na śpiącego chłopaka i uśmiechnął się lekko. Delikatnie ściągnął go ze swoich kolan, położył na łóżku i przykrył brązową kołdrą. Gryfon zwinął się w kłębek, nogami i rękami oplatając pościel, mruknął coś przez sen i znieruchomiał.
Niżegorodow pochylił się nad nim, obserwując szczupłą twarz w kształcie trójkąta, pochylił się, by pocałować lekko rozchylone wargi młodzieńca i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Severus nadal siedział w fotelu, patrząc w płomienie trzaskające wesoło w kominku. Rosjanin przysiadł na poręczy wygodnego mebla i przekrzywił głowę, by spojrzeć na twarz swojego przyjaciela. Gdy rzucił mu obojętne spojrzenie, Siergiej nie potrafił zinterpretować miny Mistrza Eliksirów.
- Jakie masz plany względem Harry’ego? – zapytał w końcu, bawiąc się kosmykiem czarnych włosów nauczyciela.
- Nie myślałem o tym – odpowiedział głosem wypranym z emocji.
- Kłamiesz.
Snape odwrócił się z powrotem do kominka a jego dłoń mocniej zacisnęła się na nóżce kielicha.
- Musi nauczyć się zaawansowanej Oklumencji. To, co do tej pory z nim przerabiałeś jest niewystarczające. – oznajmił profesor – I musi nauczyć się obrony przed mrocznymi klątwami. Jeśli ten dzieciak ma być Wybawicielem, to osobiście wytrenuje go na maszynę do zabijania. – dodał ironicznie.
***
- Harry, wstawaj.
Potter zamachnął się lekko ręką, odtrącając natręta i ponownie wtulił twarz w poduszkę.
- Zostaw mnie, Ron – wymruczał sennie w pościel.
- Nie wiem, w jakim stopniu przypominam ci pana Weasley’a, ale mogę się przefarbować, jeśli lubisz rudych – ktoś odezwał się tuż przy jego uchu. Gryfon poderwał się nagle, przez co stoczył się z łóżka i spadł z hukiem na ziemię. Rosjanin wybuchnął śmiechem.
- Bardzo śmieszne – burknął Gryfon, wstając z podłogi. Jego ubranie było pogięte, twarz blada i wciąż zaspana, czarne włosy jeszcze bardziej rozczochrane, ale zielone oczy rozglądały się czuje wokół, jakby szukając potencjalnego wroga.
- Skoro udało mi się wyciągnąć cię z łóżka, to zapraszam na śniadanie – powiedział wesoło mężczyzna i zachichotał, widząc zdezorientowaną minę chłopaka. – Spałeś tak mocno, że nie dałem rady obudzić cię na śniadanie w Wielkiej Sali, więc będziesz musiał jakoś znieść moje towarzystwo.
Harry uśmiechnął się lekko. Brwi Rosjanina uniosły się psotnie.
- Potrzebujesz pomocy przy ubieraniu? – wymruczał zachęcająco, zbliżając się do Gryfona.
- Nie, dziękuję – odpowiedział Potter, chwytając mężczyznę za ramię i zaczął ciągnąć go w stronę drzwi. – Zaraz przyjdę, a teraz wyjdź.
- Ale Haaaarrrrryyy – zawył starszy czarodziej, a na jego przystojnej twarzy pojawiła się mina zbitego psa. – A buzi na dzień dobry?
Gryfon zamknął mu drzwi przed nosem, przeklinając zdradziecki rumieniec wpełzający na jego policzki.
Chłopiec, Który Przeżył wyszedł niepewnie ze swojego pokoju i zacisnął pięści, widząc Mistrza Eliksirów siedzącego na krześle przy stole i pijącego poranną kawę. Profesor spojrzał na niego zza gazety i uniósł wyzywająco brew.
- Dzień dobry, panie Potter. – powiedział wreszcie, ponownie chowając się za „Prorokiem Codziennym”.
- Dzień dobry, profesorze. – odparł Gryfon, starając się, by zabrzmiało to jadowicie. Najwyraźniej mu nie wyszło, bo nauczyciel nawet nie zareagował.
Siergiej wyszedł z pomieszczenia, który służył za małą kuchnią; lewitując tosty, dżem i dwa kubki mocnej herbaty.
- Zjesz z nami, Sevey? – zapytał Rosjanin, dzięki czemu zarobił wyjątkowo mordercze spojrzenie ze strony przyjaciela.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie tym okropnym przezwiskiem, wyrwę ci język i postawię na półce w moim gabinecie – warknął nauczyciel i wstał. – Już jadłem. Mam coś do załatwienia na Pokątnej, wrócę popołudniu. Miej oko na Pottera.
Harry odprowadził go wzrokiem do drzwi, starając się nie krzywić niechętnie, a kiedy drzwi zamknęły się za Mistrzem Eliksirów, odetchnął z ulgą. Uniknęli kłótni, chociaż Snape najwyraźnie usilnie powstrzymywał się od rzucenia jakiegoś komentarza.
- No, zajadaj – zachęcił go Siergiej, pociągając spory łyk ze swojego kubka. – Nie po to biegałem do kuchni, żebyś teraz tylko patrzył na jedzenie.
Harry westchnął z rezygnacją i wziął się za śniadanie.
***
Severus nie przepadał za zakupami na Pokątnej. Tłum czarodziejów i czarownic drażnił go i wprawiał w zły humor, jednak dzisiejszego dnia nie miał innego wyjścia, jak tylko zacisnąć zęby i jak najszybciej pozałatwiać swoje sprawy.
Szybko i zwinnie przemieszczał się pomiędzy kręcącymi się od sklepu do sklepu ludźmi. Naglę, czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Odwrócił się błyskawicznie, wyciągając z kieszeni różdżkę i wycelował w natręta.
Rozbawiony Lucjusz Malfoy uśmiechnął się obłudnie i uniósł dłonie do góry.
- Spokojnie, Severusie, bo wydłubiesz komuś tym oko. – rzucił, a jego szare i zimne jak lód oczy zalśniły pogardliwie. Snape, prostując się, zmierzył go obojętnym spojrzeniem.
- Witaj, Lucjuszu. – przywitał się cicho.
- Tak, tak – mruknął blondwłosy czarodziej, przesuwając palcem po swojej czarnej lasce, której koniec zdobiła paszcza węża – Co cię sprowadza na Ulicę Pokątną, stary przyjacielu?
- Zakupy – rzucił prosto z mostu.
- Ach, rozumiem. – Uśmieszek na jego twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. – A więc, może napiłbyś się ze mną czegoś mocniejszego w Malfoy Manor? Tak dawno nie rozmawialiśmy...
- Niestety, nie mam czasu – wycedził Mistrz Eliksirów. – Dumbledore czeka.
Malfoy roześmiał się szyderczo, a blond kosmyki jego długich włosów opadły mu na skronie.
- No cóż, miło się rozmawiało, Severusie – powiedział cicho i odszedł. Snape patrzył za nim przez chwilę, mrużąc oczy. Chwilę potem odwrócił się i zniknął wśród tłumu, zastanawiając się nad tryumfalnym wyrazem twarzy Lucjusza Malfoy’a.
Snape, tak jak zapowiedział, wrócił popołudniu, obładowany paczkami. Siergiej rzucił się, by mu pomóc, ale ten tylko warknął, że jeśli ośmieli się choćby dotknąć jakiegoś pakunku pełnego kryształowych fiolek, to osobiście wsadzi mu kociołek tam, gdzie światło słoneczne nie dochodzi. Rosjanin odsunął się gwałtownie od zakupów nauczyciela i uśmiechnął szeroko.
Severus rzucił mu pytające spojrzenie.
- Gdzie Potter? – zapytał podejrzliwie, mrużąc lekko oczy.
- Kąpie się. – odparł wesoło Siergiej, obserwując profesora zmierzającego w kierunku swojego laboratorium z naręczem paczek z zakupami.
- Wolę nie myśleć, co mu zrobiłeś, kiedy mnie nie było. – burknął Mistrz Eliksirów, delikatnie wyjmując fiolki z pudełek.
Niżegorodow parsknął, obrażony.
- No wiesz! To zabrzmiało, jakbym molestował każdego ładnego chłopca, którego spotkam. – Snape rzucił mu spojrzenie mówiące „przecież tak właśnie jest”. Rosjanin wzruszył ramionami i wyszedł, pogwizdując wesoło.
Severus pokręcił głową z rezygnacją, wypakował resztę zakupów i wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi zaklęciem.
Potter stał przed Rosjaninem, wycierając włosy ręcznikiem i słuchał z uwagą słów starszego czarodzieja. Po chwili, na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech, który szybko zniknął, kiedy zauważył Mistrza Eliksirów.
- Mamy do omówienia kilka spraw, Potter. – powiedział szorstko nauczyciel. – Po pierwsze, nie masz prawa wchodzić do mojego laboratorium. Po drugie, wszystko co znajduje się w tych komnatach, jest moje. Jeśli chcesz przeczytać którąkolwiek z ksiąg, które stoją na półce, musisz mnie najpierw zapytać o pozwolenie. Po trzecie, żadnych innych Gryfonów ani nikogo innego w moim mieszkaniu. Wystarczy, że muszę się użerać z tobą. Czy wszystko jest jasne?
Harry zacisnął zęby i tylko skinął głową. Siergiej rzucił przyjacielowi potępiające spojrzenie, ale jego uwaga szybko przeniosła się na siedemnastolatka.
- Słyszałem, że jesteś świetnym szukającym. – zaczął, wpatrując się w zielone oczy dzieciaka. – Dzisiaj jest sobota, pogoda dopisuje, więc może pogralibyśmy przez chwilę?
Potter uśmiechnął się szeroko i machnięciem różdżki przywołał swoją miotłę.
- Tylko się nie pozabijajcie. – mruknął do siebie Severus, siadając za biurkiem, by posprawdzać te wypracowania, które zostały mu z wczorajszego wieczoru. – Albus urwie mi łeb, jeśli Złotemu Chłopcu coś się stanie.
*"Kolysanka dla Umki"
Łyżką śnieg mieszając, noc idzie wielka,
Dlaczego głuptasku jeszcze nie śpisz?
Śpią twoi sąsiedzi – białe niedźwiedzie,
Śpij szybko i ty, maleńki!
Pływamy na krze jak na brygantynie,
Po siwych surowych morzach.
I całą noc sąsiedzi- gwiaździste niedzwiedzie
Świecą odległym statkom.
Tekst piosenki pochodzi ze strony http://www.zseu.gliwice.pl/Rosyjskie/24.html#4.
Z alfabetu rosyjskiego na alfabet nasz przełożyłam ja xD dlatego przepraszam za nieścisłości xD nie znam rosyjskiego, ale bardzo lubię ten język.
* * *
Harry uwielbiał latać. Pęd wiatru we włosach i swoista ekstaza towarzysząca dosiadaniu miotły uspokajał go i napawał radością.
Caz śmigał obok niego, złowieszcząc w umyśle młodego Pottera na zbyt mocne podmuchy powietrza, które zrzucały go co chwilę z kursu, posyłając w lewo lub prawo, jak bezwładną lalkę.
Gryfon słyszał śmiech Rosjanina lecącego tuż za nim. Bardzo lubił tego radosnego, beztroskiego mężczyznę, ale czy było to uczucie na większą skalę? Harry spojrzał przez ramię. Niżegorodow wisiał do góry nogami, rękoma trzymając się trzonka Nimbusa 2001 i śmiał się głośno z zamkniętymi oczyma, wystawiając twarz w kierunku słońca.
Chłopiec, Który Przeżył zaczynał podejrzewać, że starszemu mężczyźnie na nim zależy. Było to uczucie bardzo miłe, ale czy Harry na pewno chciał, aby czarodziej stał się kimś więcej niż tylko przyjacielem?
Cóż, już jest, pomyślał cierpko Harry, wspominając ich krótkie, przelotne pocałunki.
Radosny humor zaczynał powoli opadać. Potter zwolnił lekko, oparł łokieć na trzonku i pochylił się, kładąc podbródek na dłoni. Jego nogi dyndały w powietrzu, jak u dziecka siedzącego na drzewie.
Siergiej podniósł się do góry, siadając na miotle w normalnej pozycji. Jego zielone oczy skupiły się na lecącym przed nim chłopcu. Harry Potter. Przystojny, bogaty młody mężczyzna, o dużych zielonych oczach i czuprynie czarnych, rozczochranych włosów. Jak tu takiego nie uwielbiać?
Uwielbiać to jedno, pomyślał Siergiej, mrużąc powieki. A kochać to drugie.
- Możemy wracać? – zapytał Harry niespodziewanie, odwracając miotłę w miejscu. – Jestem zmęczony.
Niżegorodow uśmiechnął się i skinął głową.
Nawet jeśli Harry nie jest mu pisany, Siergiej zrobi wszystko, by go chronić. Tego był pewien.
Gdy tylko zeskoczyli ze swoich mioteł, Caz zakrakał cicho, siadając na ramieniu młodego Gryfona.
Ktoś się zbliża, ‘Arry.
Potter dyskretnie wsunął dłoń do kieszeni szaty i zacisnął ją dookoła różdżki. Postać odziana w butelkowo-zieloną szatę szła szybko w ich stronę, a jej peleryna powiewała za nią, jak skrzydła olbrzymiego owada.
- Panie Potter!
Gryfon odetchnął lekko, wyciągając rękę z kieszeni. Profesor McGonnagal oddychała szybko i nierówno, kiedy w końcu zatrzymała się przed Siergiejem. Kosmyki jej czarnych, długich włosów wymknęły się z ciasno związanego koka, a blade policzki nabrały nieco koloru po żwawym marszu.
- Dyrektor chcę się z wami widzieć. Natychmiast – rzuciła na tyle ostro, na ile pozwalał jej przyśpieszony z wysiłku oddech i odwróciła się, kierując z powrotem w stronę zamku.
Harry spojrzał pytająco na Siergieja, ale twarz mężczyzny wyrażała takie samo zaciekawienie, które zapewne zdobiło oblicze młodego Gryfona. Szybkim krokiem ruszyli do zamku, a Caz, niczym cień, wzbił się w powietrze, zatoczył lekki krąg nad ich głowami i odleciał, kierując się do okna najwyższej wieży.
* * *
- Severusie.
Snape uniósł głowę znad kociołka, spoglądając z płomienie z których dochodził głos Albusa. Twarz dyrektora tkwiąca w zielonym ogniu zdawała się być bardzo stara i zmęczona.
- Pozwól do mojego gabinetu. Mamy mały problem.
- Zaraz tam będę, dyrektorze. – Dumbledore skinął lekko głową i zniknął z cichym „pop”. Severus zgasił płomienie pod kociołkiem gwałtownych szarpnięciem różdżki i mamrocząc pod nosem wyszedł ze swojego laboratorium, dokładnie zabezpieczając drzwi zaklęciami, przez które sam Voldemort miałby problem przejść.
Korytarze były pełne uczniów, którzy szybko schodzili Mistrzowi Eliksirów z drogi. Odprowadzany pełnymi nienawiści spojrzeniami Puchonów, Gryfonów i Krukonów, Snape zatrzymał się przed chimerą strzegącą gabinetu dyrektora.
Diabelskie nasienie, pomyślał Severus, kiedy chimera mrugnęła do niego lekko, w dziwny sposób poruszając szponami. Tak samo zwariowana, jak jej pan.
- Fistaszki – warknął nauczyciel, a chimera obróciła się, ukazując schody. Severus wskoczył zgrabnie na pierwszy stopień i schody ruszyły do góry. Mistrz Eliksirów sam nie chciał się przed sobą przyznać, ale uwielbiał te schody. Notując w pamięci, że musi sobie takie sprawić, wszedł do gabinetu Albusa. Skrzywił się, widząc Pottera siedzącego w fotelu obok bladego jak śmierć Siergieja. Zazwyczaj tępa, w mniemaniu nauczyciela, twarz Gryfona wyglądała jeszcze bardziej idiotycznie.
- Ach, już jesteś Severusie. Usiądź, proszę. – Śmierciożerca posłusznie wykonał polecenie, patrząc na dyrektora z zaciekawieniem błyszczącym w czarnych oczach. – Jak już mówiłem, zamian przybył Severus, Voldemort wysłał swoich ludzi, by odszukali i namówili do przyłączenia się do Ciemnej Strony Servi Ignis*.
Severus zbladł momentalnie.
No to jesteśmy udupieni. Może mam jeszcze czas na zmianę strony?
- Przepraszam, ale ja nie mam najmniejszego pojęcia, o czym pan mówi, panie dyrektorze – rozległ się jazgot Pottera, a Severus zamknął oczy, masując skronie i myśląc gorączkowo.
- Legenda głosi, że Servi Ignis to grupa wojowników licząca ponad dwadzieścia tysięcy żołnierzy, Harry – powiedział Dumbledore, przenosząc zmęczone spojrzenie na młodego Gryfona.- Czarodzieje, którzy wierzą w ich istnienie, nazywają ich Głosicielami Apokalipsy, gdyż wszędzie, gdzie się pojawią, zostawiają zgliszcza i ruiny. Zgodnie z opowieściami, Servi Ignis są lojalni jedynie wobec najpotężniejszego czarodzieja świata i wykonują jego rozkazy bez wahania.
- Więc, jeśli Voldemort ich odnajdzie – odezwał się Potter, a Severus niemal widział trybiki i kółeczka obracające się w jego głowie – będzie władał najpotężniejszą armią świata. – Dumbledore skinął głową. – No to jesteśmy udupieni – dodał cicho Gryfon, ale nikt nie miał głowy by zganić go za słownictwo. Severus uniósł brew.
- Nie zapominajmy jednak – mruknął Albus, a figlarne błyski wróciły do jego spojrzenia – że Harry „ma moc, której Czarny Pan nie zna”.
Snape poderwał się z krzesła tak szybko, że obaj siedzący po jego prawej stronie mężczyźni podskoczyli. Jedynie dyrektor siedział spokojnie, wbijając swoje roziskrzone spojrzenie w Severusa.
- Ty chyba żartujesz, Dumbledore! – warknął, opierając dłonie o biurko swojego mentora. – Nie możesz wysłać dzieciaka na poszukiwanie tych świrów. Zrobią z niego sieczkę, zanim dotrze do Aži Dahaka.
- Severus ma rację, Albusie – odezwał się Siergiej drżącym głosem. - Aži Dahak to wcielony potwór. Nie będzie służył siedemnastoletniemu chłopcu!
- Kim jest…? – zaczął Harry, zwracając się do Dumbledore’a
- Aži Dahak to przywódca Servi Ignis – odpowiedział Severus, nie odwracając spojrzenia od dyrektora. – Najokrutniejsza i najpodlejsza istota o jakiej świat kiedykolwiek słyszał. Nic dziwnego, że Jaszczur chce go po swojej stronie.
- Aži Dahak stworzył również Księgę Płomieni, z której pochodzi zaklęcie, jakim posłużył się Voldemort by zaatakować Harry’ego we śnie. Tylko on zna przeciwzaklęcie. Na szczęście – ciągnął Dumbledore – dowiedziałem się, że klątwa Somni Mortis zabiera wiele energii, dlatego jestem pewien, że Voldemort nie będzie w stanie ponownie zaatakować Harry’ego w najbliższym czasie.
- O, radości – warknął Severus, krążąc po gabinecie jak rozwścieczony tygrys zamknięty w klatce. – Świetny pomysł, Albusie! Odnajdziemy Servi Ignis, namówimy Aži Dahaka, żeby współpracował z nami, pomimo tego, że Jaszczur ma do zaoferowania tyle krwi i śmierci ile zapragnie i poprosimy, żeby łaskawie uwolnił Pottera od klątwy. Wtedy, trzymając się za rączki, wrócimy do Hogwartu, zabijemy Czarnego Pana i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie, a Servi Ignis założą w Hogsmeade kwiaciarnię!
- Dokładnie tak, drogi chłopcze – odpowiedział zadowolony dyrektor, zerkając na młodszego czarodzieja zza okularów połówek. Harry i Siergiej siedzieli cicho, obserwując krążącego w kółko, wściekłego czarodzieja.
- To się nie uda – syknął Snape, wyłamując sobie palce z trzaskiem. – Nie wszystko jest takie kolorowe i łatwe, Dumbledore. Servi Ignis to demony! Zabiją go i cały plan ratowania Czarodziejskiego Świata szlag jasny trafi!
- Pamiętaj, że Aži Dahak musi służyć…
- Najpotężniejszemu czarodziejowi na świecie, ja o tym WIEM, Albusie! – Snape podszedł do Harry’ego, chwycił go za podbródek i, nim Gryfon zdążył jakkolwiek zareagować, potrząsnął nim, odwracając jego twarz w kierunku dyrektora.
- Spójrz na niego, Dumbledore – powiedział Mistrz Eliksirów śmiertelnie cicho. – To tylko siedemnastoletni dzieciak, a na dodatek Potter! Nie pozwolę, żeby wszystkie plany i całe moje starania, by wygrać tę wojnę dały w łeb, bo ty wysłałeś Wybrańca na pewną śmierć. Zamknij się, Potter! – krzyknął, kiedy Harry otworzył usta, by zaprotestować. – Obiecałem Lily, że będę chronił tego irytującego dzieciaka i, niech cię ręka Boska broni, Albusie, nie pozwolę ci posłać go do gniazda tych przeklętych świrów.
W gabinecie zapadła cisza. Harry wpatrywał się zszokowany w swojego nauczyciela Eliksirów, podobnie jak Siergiej, który przez całą rozmowę siedział jak na szpilkach.
Dumbledore zmarszczył brwi, patrząc uważnie na szpiega. Snape zdawał się drżeć ze złości. Dłonie zacisnął tak mocno, że jego kostki pobielały, a czarne oczy ciskały błyskawice.
- Severusie, wiesz, że nie mam…
- Nie pieprz mi tu o braku ‘innego wyjścia’, Albusie – szepnął złowrogo Snape, siadając wreszcie na swoim miejscu. – Zawsze jest inne wyjście.
- Zrobię to – odezwał się Harry i zbladł momentalnie, widząc spojrzenie Mistrza Eliksirów. – N-naprawdę, nie boję się. Zrobię to.
- Tu nie chodzi o to, czy się boisz czy nie, Potter – powiedział Severus, czując jak cała złość wyparowuje z niego, zastąpiona przez nagłe zmęczenie. – Tu chodzi o przyszłość każdego czarodzieja zamieszkującego tą planetę. Nie możemy ryzykować.
- Ale jeśli Voldemort zdobędzie tak liczną armię i tak nie będziemy mieli z nim szans – powiedział Gryfon, czując się coraz pewniej. – A gdyby Servi… coś tam… się do nas przyłączyli, mielibyśmy szansę wygrać.
Snape pokręcił głową z rezygnacją. Albus i tak zrobi swoje, widział to w tych przeklętych, niebieskich oczach. Nie ważne co powie, wszystko zostało postanowione.
- Siergieju, Severusie. – Obaj mężczyźni unieśli głowy i spojrzeli na dyrektora. – Chcę, żebyście towarzyszyli Harry’emu do Midas Ignis**.
Obaj bez wahania skinęli głowami bez słowa i Gryfon odetchnął z ulgą.
- Możecie iść – powiedział cicho dyrektor. – Przygotujcie się, wyruszacie za dwa dni.
Severus zawahał się w drzwiach.
- Co z moimi lekcjami? – zapytał ostro, łypiąc na Dumbledore’a.
- Jestem pewien, że znajdę jakieś zastępstwo na czas twojej nieobecności.
Snape skinął powoli głowa, po czym szybko wyszedł z gabinetu. Harry i Siergiej ruszyli jego śladem.
* * *
- Servi Ignis – powtórzyła Hermiona po raz setny, a jej brązowe oczy zrobiły się wielkie jak spodki. – Według legendy, są to nie-ludzie, stworzenia nie znające strachu ani głodu. Servi Ignis, z łaciny „Służebnicy Ognia”, obiecali lojalność tylko najpotężniejszemu czarodziejowi świata. W „Przeklętych Legendach” napisano, że ich rumakami są Ignis Equus, Ogniste konie***, mogące posługiwać się tylko im znanym rodzajem magii.
- Skoro ci Servi… coś tam – powiedział Ron, wzruszając ramionami – są tylko legendą, to po co się tak martwić? Sami-Wiecie-Kto naczytał się bajek i posłał swoich Śmierciożerców na darmo. Zagramy w szachy, Harry?
- W każdej legendzie jest ziarno prawdy, Ronaldzie Weasley! – naskoczyła na niego Hermiona ze stanowczym wyrazem twarzy. – A co jeśli Servi Ignis naprawdę istnieją? Z tego co czytałam, ta dwudziestotysięczna armia może zmiażdżyć każdego wroga jak robaka! Jeśli Voldemort zdobędzie ich lojalność to…
- Jesteśmy udupieni – wtrącił Harry, układając się wygodniej w fotelu. – Wiem, Hermiono. Dlatego muszę odnaleźć tego Aži Dahaka i przekonać go, że Lord Jaszczur to świr. Snape i Siergiej pójdą ze mną.
Panna Granger zagryzła wargę i Harry wiedział, o czym myśli. Poderwał się gwałtownie na nogi, potrząsając głową.
- Nie, Hermiono – powiedział stanowczo, patrząc poważnie na dziewczynę. – To zbyt niebezpieczne. Nie pójdziecie z nami.
- Ale, Harry – zaprotestował Ron, który dotychczas bezwiednie bawił się czarnym pionkiem. – Zawsze wszystko robimy razem!
Potter zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo, jak wybrnąć z tej nieprzyjemnej sytuacji.
- Nie ma mowy. Poza tym, Dumbledore nigdy się na to nie zgodzi.
Hermiona wstała z miejsca. Jej brązowe oczy wypełniły się łzami.
- Masz rację – powiedziała cicho, pociągając nosem. W ramionach trzymała wielkie tomiszcze zatytułowane „Przeklęte Legendy” jakby z niego czerpała pocieszenie. – Tylko uważaj na siebie, dobrze?
- Zawsze, Hermiono.
* * *
- Zabiją go!
- Wiem, Severusie…
- Zdepczą jak robaka!
- Wiem, Severusie…
- Poszatkują na kawałki, a resztki rzucą tym swoim przeklętym koniom na pożarcie!
- SEVERUSIE, ja wiem! – krzyknął Siergiej, tracąc cierpliwość. Wstał z miejsca, chwycił Mistrza Eliksirów za ramiona i siłą posadził na ciemnozielonej kanapie.
Snape spojrzał na niego z dziwną bezradnością, tak rzadko goszczącą w czarnych oczach.
Jego pięści były zaciśnięte tak mocno, że Siergiej bał się, że Severus połamie sobie palce.
- Obiecałem Lily, że będę chronił jej syna, a teraz pozwalam Albusowi wysłać go na pewną śmierć – powiedział nauczyciel cicho, przyjmując bez słowa szklankę szkockiej od rosjanina. – Dlaczego ten cholerny Jaszczur musi wszystko komplikować?
Siergiej nie odpowiedział. Jego myśli pędziły jak szalone, a jednocześnie jego umysł pozostał pusty i żaden pomysł nie przychodził mu do głowy.
- Musimy czekać – odprał po chwili cicho, siadając obok przyjaciela i zamykając oczy.
*Servi Ignis - Służebnicy Ognia (z łac. Servi - sługa; Ignis - ogień)
** Midas Ignis - siedziba "Głosicieli Apokalipsy"
*** Ignis Equus - Ogniste Konie, rumaki Servi Ignis (z łac. Equus - koń)
"Przeklęte Legendy" podobnie jak Servi Ignis i wszystko co z nimi związane, oprócz Aži Dahaka, są moim wymysłem xD mam takie dziwne zboczenia na przeklęte armie ^^
Albus Dumbledore uśmiechnął się promiennie do trzech mężczyzn, którzy stali przed nim. Severus Snape, stojący z rękami skrzyżowanymi na piersi oraz ubrany w swoje zwyczajowe czarne szaty, patrzył na niego z takim wyrzutem, że dyrektor unikał jego spojrzenia najlepiej jak mógł. Siergiej, stojący po lewej stronie Mistrza Eliksirów był zajęty obgryzaniem paznokci i nie zwracał uwagi na to, co się dzieje wokół niego, a Harry Potter, ostatni z „Cudownej Trójki”, jak żartobliwie nazywał ich w myślach Dumbledore, wyglądał jeszcze bardziej blado niż zwykle i co chwilę posyłał Snape’owi pełne oburzenia spojrzenia, rozcierając zaczerwienione ucho.
Albus uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc złośliwy uśmieszek, który profesor posłał w stronę swojego „ulubionego” ucznia.
– Myślę, że wywlekanie Harry’ego z łóżka za ucho nie było dobrym pomysłem, Severusie – mruknął Siergiej, który uniósł wzrok znad swoich paznokci. Mistrz Eliksirów warknął na niego, a Rosjanin dodał szybko: – Chociaż nie powiem, całkiem skutecznym.
Harry rzucił mu urażone spojrzenie, na które Siergiej zareagował zduszonym jękiem i ukrył twarz w dłoniach, mamrocząc coś, co brzmiało jak „żadnemu nie dogodzę”.
Albus zachichotał, a jego oczy zalśniły jeszcze bardziej.
– Mógłbyś z łaski swojej przestać świecić na nas oczyma, Albusie, i powiedzieć, dokąd zabierze nas świstoklik? – burknął Severus, niecierpliwie stukając palcami o swoje ramię.
– Naturalnie, mój drogi chłopcze – odparł Dumbledore, kierując się w stronę drzwi wejściowych. „Cudowna Trójka” podążyła za nim w milczeniu. – Osobiście zaczarowałem świstoklik tak, żeby zabrał was jak najbliżej Midas Ignis, więc wylądujecie gdzieś w Ameryce Południowej. Następnie musicie kierować się na północ i odnaleźć bramę prowadzącą do miasta.
– Świetnie – warknął Snape, wyciągając rękę po niewinnie wyglądający, zardzewiały czajnik, który dyrektor trzymał w dłoni, po czym spojrzał na dwójkę swoich towarzyszy z rozdrażnieniem. – Idziemy. Im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy.
Siergiej wzruszył ramionami, ale pobladł wyraźnie na twarzy. Harry spojrzał na niego ze współczuciem i sięgnął, by uścisnąć jego rękę, spoczywającą na ramieniu młodego Gryfona. Snape odwrócił od nich wzrok, zaciskając bezwiednie dłonie w pieści. Dumbledore obserwował całą scenę ze ściągniętymi brwiami, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, po czym, napotykając pytające spojrzenie nauczyciela eliksirów, uśmiechnął się dobrodusznie.
– Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze, chłopcy – powiedział stanowczo, cofając się o krok, kiedy trójka mężczyzn zbliżyła się do zardzewiałego czajnika. – Powodzenia – dodał po chwili cicho. „Cudowna Trójka” zniknęła z błoni Hogwartu w przeciągu sekundy.
***
Harry wylądował z głośnym łupnięciem na twardą ziemię i jęknął głośno, kiedy przygniotło go ciężkie ciało odziane w... czarną szatę?
– Niech cię szlag, Siergiej – burknął Snape, zamykając oczy, by nie patrzeć w zaskoczoną twarz swojego ucznia... leżącego pod nim.
Severus zacisnął zęby i rzucił Gryfonowi spojrzenie, mówiące wyraźnie: Odezwij-Się-A-Zrobię-Ci-Z-Życia-Piekło. Siergiej odchrząknął cicho, otrzepując swoją żółto-czarną szatę (którą włożył na znak protestu przeciwko dyskryminacji Puchonów), a Harry spłonął rumieńcem. Mistrz Eliksirów podniósł się szybko na nogi, nie patrząc na zaróżowioną twarz Złotego Chłopca.
– Przepraszam, że cię popchnąłem, Sev – powiedział wesoło Rosjanin, uśmiechając się szeroko.
Czarnowłosy czarodziej warknął na niego, rozglądając się w koło. Wylądowali na małej, porośniętej wysoką trawą polance po środku czegoś, co wyglądało na las tropikalny.
– Cudownie – mruknął, popychając palcem lianę zwisającą z wysokiego na jakieś trzydzieści stóp drzewa, która zakołysała się lekko, trzeszcząc.
Potter uniósł brwi, po czym zerknął na Rosjanina, który patrząc na poczynania swojego przyjaciela, niemal dusił się ze śmiechu.
– To... co teraz? – zapytał niepewnie Gryfon i zarumienił się lekko, kiedy dwie pary oczu, jedna zielona, a druga czarna, spojrzała na niego równocześnie.
– Na północ, Potter, na północ – burknął Mistrz Eliksirów. – Chyba, że jesteś tak tępy, że nie potrafisz odróżnić kierunków.
Harry zacisnął dłonie w pięści i policzył w myślach do dziesięciu. Odkrył, że to był najlepszy sposób, by nie wybuchnąć i przekląć Snape’a tak, że chociaż raz w życiu zapomniałby języka w gębie...
Chociaż to byłaby całkiem miła odmiana.
***
Harry przeklął pod nosem, kiedy kolejna gałąź trafiła go prosto w twarz. Przed sobą widział odziane w czerń plecy Mistrza Eliksirów, który różdżką odchylał rośliny, by zapewnić sobie przejście... po czym kolejnym machnięciem sprawiał, że gałęzie uderzały w Gryfona.
Siergiej nucił pod nosem, rozglądając się na boki i z zainteresowaniem przyglądając się różnym roślinom, mamrocząc do siebie nazwy jakiś nieznanych Harry’emu eliksirów.
Gryfon westchnął głośno, szurając niechętnie butami.
Harry...
Zatrzymał się gwałtownie, czując niemiły dreszcz przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa. Chwilę później, ktoś położył rękę na jego ramieniu, ale nie czuł samego dotyku, nie słyszał słów Siergieja, chociaż widział, jak porusza ustami.
Palce Rosjanina zapłonęły nagle, parząc skórę Gryfona przez materiał ubrania, i Potter wrzasnął z bólu, próbując się uwolnić.
Harry, Harry, Harry, Harry, Harry...
W końcu przytrzymujące go ręce zniknęły i rzucił się do przodu, próbując pozbyć się bólu. Wpadł na jakiś czarny, zamazany kształt i ponownie poczuł ramiona przytrzymujące go w miejscu.
– Potter, co się dzieje?
Harry...
– Głos... – wymamrotał chłopak, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem.
– Co mówi? Potter, co mówi ten głos?! Odpowiadaj, Potter, do diabła!
– Imię... moje imię... wciąż i wciąż...
Usłyszał ciche „O Boże” i czyjeś ciepłe ciało przytuliło się do jego pleców i rozluźnił się momentalnie. Palący ból minął, gdy nagle fala spokoju pojawiła się w jego umyśle.
Nie!
– Walcz z nim, Potter! – rozległ się kolejny, głęboki głos w jego umyśle.
Nie schowasz się przede mną! Zawszę cię znajdę...
– Harry – wyszeptał mu do ucha Siergiej, ściskając jego dłoń. – Słyszysz mnie? Jesteśmy w... cóż, jesteśmy gdzieś, ty, ja i Severus. Nikt cię nie skrzywdzi, Harry. Odepchnij go, wiem, że potrafisz.
Chłopiec, Który Przeżył zamrugał gwałtownie. Stojący przed nim Snape, który wpatrywał się w jego oczy i trzymał jego głowę w jednym miejscu jak imadło, odsunął się gwałtownie.
– Nareszcie, Potter – burknął niechętnie, po czym odwrócił się i ruszył dalej przed siebie. Gryfon patrzył za nim ze zdziwieniem. Czy mu się wydawało, czy widział błysk ulgi w czarnych oczach nauczyciela?
Nie dane mu było dłużej zastanowić się nad tym zjawiskiem. Silne ramiona Rosjanina pochwyciły go w niedźwiedzim uścisku, a zielone oczy, zupełnie inne od jego własnych, były pełne troski.
– Napędziłeś nam niezłego stracha, Harry – mruknął mężczyzna, patrząc kątem oka na stojącego w pobliżu Severusa. Plecy nauczyciela były nienaturalnie proste, dłonie zaciśnięte w pięści.
Siergiej poczuł, jak Harry mocniej się w niego wtula i uśmiechnął się, chowając twarz w niesfornych, rozwichrzonych włosach.
– Siergiej... – Głos Gryfona był przytłumiony, więc Rosjanin musiał się pochylić, by go usłyszeć. – Wiesz... Bardzo cię lubię, ale ja nie wiem...
Uśmiech mężczyzny poszerzył się nieznacznie, kiedy Harry urwał, najwyraźniej zakłopotany.
– Rozumiem, oczywiście – mruknął spokojnie, zezując na Severusa. Snape niecierpliwie przytupywał nogą, patrząc na nich z niesmakiem... A może z zazdrością? – Ja czuję to samo.
Gryfon westchnął sennie, zamykając oczy.
– Naprawdę? – mruknął ze zmęczeniem, czując jak jego ciało rozluźnia się jeszcze bardziej.
– Tak. Idź spać, Harry, padasz z nóg. Poniosę cię.
Ale Chłopiec, Który Przeżył go nie słuchał – zasnął.
***
– Nic mu nie będzie.
Severus burknął coś pod nosem i usiadł ciężko na trawie. Przecież nawet nie pytał o Pottera, więc, po co Siergiej...
Nie ważne.
Teraz liczyło się tylko dotarcie do Minas Ignis i przekonanie Aži Dahaka o
„nie-aż-tak-pewnym-jak-myśli-Dumbledore” zwycięstwie Jasnej strony.
Snape westchnął. Bolały go nogi, był zmęczony i czuł początki migreny, a do tego Siergiej zmusił go, żeby pilnował Pottera, gdy on sam kręcił się bez celu po lesie, szukając rzadkich roślin. To Severus powinien to robić. W końcu on był Mistrzem Eliksirów, do diabła!
Profesor odetchnął głęboko kilka razy, zamykając oczy. Mieli przed sobą jeszcze długą drogę, a on już miał dość Pottera, Siergieja i całej tej pokręconej wyprawy. Może żołnierze z Midas Ignis złapią ich niedługo i ukrócą jego męki?
Nagle Potter jęknął przez sen i otworzył powoli oczy.
Severus odwrócił wzrok, kiedy Gryfon podniósł się do siadu i przeciągnął jak kot. Jego ręka błądziła przez chwilę dookoła niego, aż w końcu natrafiła na okulary, które wepchnął sobie na nos.
Chłopak rozejrzał się, rozcierając bezwiednie czoło. Kiedy jego spojrzenie padło na siedzącego nieopodal Snape’a, zarumienił się lekko i spuścił głowę.
– Gdzie jest Siergiej, profesorze? – zapytał cicho, podnosząc się na nogi.
Severus wskazał głową na pobliskie zarośla.
– Szuka rzadkich ziół – mruknął niechętnie, rozcierając sobie skronie.
Harry spojrzał ze zdziwieniem. Snape nie rzucający żadnych ciętych uwag? Świat się kończy...
Gryfon patrzył, jak jego profesor wyciąga z kieszeni fiolkę z zielonym eliksirem i wypija go jednym haustem, a na jego twarzy momentalnie pojawia się wyraz ulgi.
– Nie wpatruj się we mnie jak sroka w gnat, Potter – warknął mężczyzna, podnosząc się na nogi. Złoty Chłopiec wzruszył ramionami. Snape zmarszczył brwi, a Harry’emu zdawało się przez chwilę, że się z jakiegoś powodu zawahał.
– Jak się czujesz? – zapytał po chwili Mistrz Eliksirów, brzmiąc jakby się dusił.
Gryfon zamrugał. Co do...?
– W-w porządku, dziękuję, profesorze – odparł po chwili, zdając sobie sprawę, że znowu się gapi.
Snape ponownie sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej tym razem fiolkę z niebieskim płynem, po czym podał ją zszokowanemu chłopakowi.
– Wypij. To na dreszcze.
Potter zerknął na swoje dłonie, zauważając, że istotnie drżały niekontrolowanie. Wypił posłusznie eliksir, czując na sobie palące spojrzenie Snape’a, po czym westchnął z zadowoleniem.
– Dziękuję, sir – mruknął, siadając z powrotem na śpiworze, który wyczarował dla niego Siergiej.
Severus nie odpowiedział, zamykając oczy i opierając się o pień drzewa. Przez chwilę słyszał tylko szum wiatru i świergot ptaków, aż w końcu Gryfon odchrząknął cicho.
– Profesorze... – Severus otworzył jedno oko, patrząc na Pottera morderczym wzrokiem. – Bo ja...
Chłopak zawahał się.
– Wyduś to z siebie wreszcie, chłopcze – warknął po chwili nauczyciel.
Harry westchnął.
– Przepraszam – szepnął ostatecznie. Snape zesztywniał. Wiedział, o co Potter przeprasza - o myślodsiewnię i wydarzenia, których doświadczył, wpychając swój nochal w nie swoje sprawy.
Mistrz Eliksirów przyjrzał się uważnie swojemu uczniowi. Chłopak wyglądał na przybitego – jego oczy patrzyły na Severusa błagalnie, a palce zacisnęły się na kępkach trawy – a jego przeprosiny brzmiały szczerze.
Raz kozie śmierć...
– Zapomnij o tym, Potter – burknął Severus, ponownie zamykając oczy. Usłyszał westchnienie ulgi, ciche „Dziękuję, profesorze” i niemal się uśmiechnął.
Niemal.
***
Severus stwierdził, że gdyby Potter nie był takim idiotą, byłby nawet znośny. Oczywiście w przypadku zignorowania faktu, że jest nadętym, rozpieszczonym bachorem, zupełnie jak jego ojciec. Nie inaczej.
Ale dlaczego Siergiej go tak lubił, Severus nie miał pojęcia.
Może przez te świdrujące, zielone oczy, które zdawały się zaglądać prosto na dno duszy; może to wina tych rozczochranych, gęstych włosów, które sprawiały, że chciało się wsunąć w nie dłoń i poczuć miękkie kosmyki przesuwające się pod palcami; albo szczupłe ciało, na widok którego miało się ochotę wziąć je w ramiona i trzymać przy sobie, czerpać z niego ciepło.
Severus nie wiedział dlaczego. I to był powód, dla którego zaczął obserwować Pottera. Chłopak zdawał się potykać o własne nogi, co było zadziwiające – podczas meczów quidditcha, dzieciak latał z gracją i precyzją zawodowego gracza. Kiedy Potter się śmiał, jego policzki przybierały lekko różowy odcień, a oczy rozjaśniały się radośnie.
Snape lubił na niego patrzeć... Chociaż sam jeszcze tego nie wiedział.
Siergiej zdawał się nie krepować obecnością nauczyciela. Jego dłoń co chwilę muskała rękę Gryfona, kiedy szli obok siebie wąską ścieżką, rozmawiając cicho i śmiejąc się z anegdot Rosjanina, a jego oczy ani na chwilę nie opuszczały twarzy Wybrańca.
Severus rzucił im najpaskudniejsze spojrzenie, na jakie było go stać, i przyśpieszył, ucinając gałęzie różdżką. Doprawdy! Ten cały romansik, jaki łączył jego przyjaciela oraz Pottera zaczął się robić mdły i nudny. Ile można rzucać sobie ukradkowe spojrzenia i słodkie słówka?
– Severusie – mruknął Rosjanin tuż przy jego uchu i profesor podskoczył lekko, zaciskając dłonie w pięści, jakby powstrzymywał się przed sięgnięciem po różdżkę.
– Czego chcesz? – warknął Snape, strzepując dłoń przyjaciela ze swojego ramienia jak natrętną muchę. Niżegorodow zmarszczył brwi.
– Ranisz moje uczucia, Sev – powiedział płaczliwym głosem, kładąc rękę na piersi. Jego oczy błyszczały przekornie. Mistrz Eliksirów spojrzał na niego obojętnie i mina drugiego czarodzieja natychmiast przybrała poważny wyraz.
– Co się stało? – zapytał na tyle cicho, by Potter nie usłyszał ich rozmowy.
– Nic – burknął Snape nieprzyjemnie, mocniej oplatając się swoimi czarnymi szatami. – Lepiej wracaj do Pottera. Wygląda jakby nie miał nic do roboty, a przecież nie możemy pozwolić, żeby nasz Wybraniec pogrążył się w czymś tak przyziemnym jak nuda.
Siergiej spojrzał z urazą, kiedy profesor odwrócił się do niego plecami.
– Wiesz co? Gdybyś tylko postarał się poznać tego chłopca, wiedziałbyś, że nie jest nawet w najmniejszym stopniu jak James Potter. – Severus spojrzał na niego przez ramię, unosząc brew. Po chwili jego wzrok powędrował do stojącego kilkadziesiąt metrów od nich chłopaka, a w oczach Snape’a pojawił się ogień.
– Od kiedy niby wiesz, jakim człowiekiem był James Potter? – powiedział Snape, nie odwracając wzroku od Gryfona, który właśnie pochylał się nad ładnym kwiatem o fioletowych płatkach.
– Od kiedy mi o nim opowiedziałeś – warknął Siergiej, zaciskając dłonie w pięści. – Znęcasz się nad Harrym od pierwszej klasy. Za każdym razem, kiedy o nim mówisz, nie słyszę nic oprócz obelg. I to tylko dlatego, że James był w szkole twoim wrogiem. – Zielone oczy Rosjanina zapłonęły wściekłością. – Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale nie jesteś lepszy od swojego ojca.
Snape spojrzał na niego szybko i zbladł. Po chwili ciszy oczy Siergieja rozszerzyły się z szoku, a jego dłoń przykryła usta, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Patrzyli na siebie w ciszy, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
– Severusie, ja... – powiedział wreszcie Rosjanin, kładąc rękę na przedramieniu przyjaciela. – Nie wiem, co mnie napadło... Ja...
Mistrz Eliksirów wyrwał się z uścisku przyjaciela, nadal patrząc na niego w szoku.
– Severusie, posłuchaj... – zaczął w popłochu zielonooki czarodziej, patrząc jak Snape odsuwa się od niego i wyciągnął rękę, by ponownie go chwycić.
– Nie dotykaj mnie – syknął nauczyciel, po czym odwrócił się napięcie i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
Rosjanin postawił krok do przodu, jakby chciał pobiec za przyjacielem, ale zatrzymała go dłoń na jego ramieniu. Spojrzał do tyłu, napotykając zaciekawione spojrzenie Chłopca, Który Przeżył.
– Coś się stało? – zapytał cicho Gryfon, patrząc na wykrzywioną w bólu przystojną twarz mężczyzny.
Czarodziej potrząsną bezwiednie głową i – ku przerażeniu Harry’ego – w jego zielonych oczach pojawiły się łzy.
– Powiedziałem coś niewybaczalnego – wymamrotał, bardziej do siebie niż do chłopaka. Potter przekrzywił głowę na bok, po czym ostrożnie objął Rosjanina za szyję, chowając twarz w połach jego szaty. Poczuł, że mężczyzna wtula się w niego – ramiona Siergieja zatrzęsły się, jakby szlochał bezgłośnie. Harry mamrotał do niego uspokajająco, przesuwając dłonią po jego plecach w pocieszającym geście.
Po kilku chwilach czarodziej odsunął się i uśmiechnął słabo, parząc z góry na młodszego mężczyznę.
– Dzięki, Harry – powiedział cicho.
Gryfon skinął głową bez słowa.
***
Lucjusz wykrzywił twarz w okropnym grymasie, patrząc na zabłocony skraj swojej drogiej, nowiutkiej butelkowozielonej szaty zdobionej srebrną nicią na rękawach i kołnierzu. Malfoy senior rozglądnął się wkoło i westchnął ciężko, rozcierając przedramię.
Na lewo – zielono.
Na prawo – zielono.
Na wprost – zielono.
Z tyłu – jeszcze bardziej zielono!
Po raz pierwszy w życiu Lucjusz Malfoy, Ślizgon z krwi i kości, stwierdził, że ma tego koloru powyżej swoich arystokratycznych uszu.
Z kolei Avery zdawał się być w swoim żywiole. Jego niebieskie oczy lśniły chorobliwie, kiedy patrzył jak wielka mucha wpada w sieć jeszcze większego pająka, szamocąc się gwałtownie i brzęcząc bezradnie, próbując wydostać się z pułapki, a jego dłonie zaciskały się i rozwierały, jakby miał zaraz pochwycić owada i wepchnąć sobie w usta.
Lucjusz pokręcił głową, po czym spojrzał na stojącego obok chłopaka. Dzieciak rozglądał się wokół, patrząc na wszystko z zimnym zainteresowaniem, ale kiedy jego spojrzenie padło na Lucjusza, jego miodowe oczy rozjaśniały się dziwnym blaskiem.
Aiden Vane nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Jego twarz miała typowo chłopięcy, niewinny wyraz, ale w jego oczach płonął ogień, który sprawiał, że ten młokos był jednym z najlepszych sług Lorda Voldemorta.
Żądza, pasja i determinacja – te trzy rzeczy pchnęły go między śmierciożerców, by z kolejną akcją i kolejnym mordem wspiął się powoli po szczeblach hierarchii, aż do Wewnętrznego Kręgu.
Malfoy odwrócił wzrok, kiedy spojrzenie chłopaka zrobiło się zbyt natarczywe. Jego preferencje nigdy nie odbiegały w tę stronę. Może i był draniem, ale kochał swoją żonę i nigdy by jej nie zdradził. A już na pewno nie z Aidenem, ani żadnym innym mężczyzną... czy kobietą, jeśli o tym mowa.
Nagle nad jego głową rozległ się szelest liści i przed twarzą zdziwionego Lucjusza pojawił się małpi pysk. Szare oczy czarodzieja rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy zwierzę podrapało się po wydętym brzuchu i – wciąż zwisając do góry nogami na lianie – wydało się z siebie odgłos przypominający wrzask.
Malfoy odskoczył gwałtownie, potykając się, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie absolutnej wściekłości. Jakim prawem to obrzydliwe zwierzę śmiało sobie z niego kpić?!
Czarodziej szybkim ruchem odgarnął połę swojej szaty, by sięgnąć po...
Gdzie jego różdżka...?
Ślizgon spojrzał w popłochu w dziwnie zadowolone oblicze szympansa przyglądającego się dokładnie wypolerowanej różdżce z drzewa wiśni i włosem jednorożca. Malfoy przełknął głośno ślinę, kiedy zwierzę złapało za dwa końce różdżki i nacisnęło lekko, jakby chciało sprawdzić, czy się złamie. Najwyraźniej zadowolone z rezultatów podciągnęło się na lianie, oplatając ją nogami. Czarne, inteligentne oczy małpy spojrzały badawczo na Lucjusza, a jej pysk ułożył się w dzióbek, jakby miała zamiar pocałować czarodzieja.
Avery odwrócił wzrok od konsumowanej przez pająka muchy i spojrzał na zastygłego w miejscu Lucjusza i Aidena, który przyglądał się sytuacji z wyraźnym rozbawieniem. Po chwili kontemplacji jego spojrzenie powędrowało do zwisającej z liany małpy i Avery zamrugał gwałtownie, pocierając oczy.
– Aiden – syknął Lucjusz, nie chcąc wystraszyć zwierzęcia, które właśnie machało jego różdżką, podskakując i wydając siebie pełne zadowolenia odgłosy. – Unieruchom ją, do diabła!
Młody czarodziej skierował na blondyna obojętne spojrzenie i wyciągnął własną różdżkę z rękawa szaty.
– Avada Kedavra – powiedział stanowczo i zielona błyskawica wystrzeliła w kierunku małpy.
Zwierzę spadło bezwładnie na ziemię, a różdżka Malfoya potoczyła się prosto pod nogi swojego właściciela. Lucjusz schylił się z gracją i podniósł swoją własność, ale jego szare spojrzenie były utkwione w Aidenie.
W oczach chłopaka pojawiła się chorobliwa fascynacja i przyjemność, jakby odbieranie życia, nie ważne czy człowiekowi, czy zwierzęciu, wprawiało go w ekstazę.
Lucjusz wzdrygnął się lekko – taki wyraz widywał jedynie na twarzy Czarnego Pana i to chyba wstrząsnęło nim tak bardzo.
– Pasuje? – zapytał cicho Aiden, patrząc na Malfoya spod rzęs.
Lucjusz jedynie skinął głową.
Jeszcze nigdy w ciągu swojego trzydziestodziewięcioletniego życia Severus Snape nie był tak wściekły. Owszem, zdarzało mu się, że był wyjątkowo zły (raz nawet rzucił słoiczkiem z łuskami salamandry w ucznia), ale jeszcze nigdy wściekłości nie napędzało tak ogromne poczucie zdrady. I to przez przyjaciela - najlepszego, jakiego kiedykolwiek miał.
Severus szedł sztywno - ciężko, ale szybko stawiając kroki. Jego ubłocone czarne buty przemokły zupełnie i z każdym krokiem skarpety jeszcze bardziej nasiąkały wodą.
Jak on mógł?! Ten cholerny, zboczony... Ten ruski, napalony na wszystko, co się rusza... Stop!
Severus zatrzymał się, opierając dłoń na pniu pobliskiego drzewa.
Jesteś taki sam jak twój ojciec...
Wcale nie.
Taki sam jak twój ojciec...
Nie, to nieprawda. Nigdy nie podniosłem ręki na dziecko.
Jak twój ojciec...
Ty nędzna podróbko człowieka! Weź się do roboty, smarkaczu! I żebym więcej nie widział tych twoich cholernych ksiąg, bo zobaczysz, co to prawdziwe lanie. Eileen! Zabieraj tego gówniarza sprzed moich oczu, bo oboje pożałujecie, że w ogóle się urodziliście!
Zielone oczy Pottera wpatrujące się w niego z wściekłością, tak bardzo podobne do oczu Lily... Tak pełne nienawiści.
Jesteś tylko nędzną podróbką czarodzieja, Potter. Zejdź mi z oczu, bo pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś!
Severus zamknął oczy. Obrazy z dzieciństwa przesuwały się pod jego powiekami – okrutne słowa ojca, które sprawiały mu więcej bólu niż lanie – a on nie mógł zrobić nic, by je zatrzymać.
Jego ojciec – wysoki, czarnowłosy mugol, tak strasznie podobny do niego – krzyczący na matkę Severusa, tłukący ze wściekłości talerze, wymachujący po pijaku nożem w kierunku kobiety starającej się go uspokoić, idący w kierunku syna z pasem w ręku...
- Severusie.
Snape odwrócił się gwałtownie, wyciągając równocześnie różdżkę. Siergiej był blady, a jego zielone oczy pełne smutku... błagające o wybaczenie.
- Czego chcesz? – zapytał Mistrz Eliksirów. Jego głos, mimo wszelkich starań, zabrzmiał chrapliwie i żałośnie cicho.
- Wybacz mi, drużok – powiedział Siergiej, chwytając przyjaciela za ramię. – Błagam cię, wybacz mi. Wcale nie myślę, że jesteś...
- Że jestem jaki? – warknął czarodziej, wyszarpując rękę z uścisku drugiego mężczyzny. – Że jestem draniem, zupełnie jak mój ojciec? Pozbawionym skrupułów śmierciożercą, który zasługuje na pocałunek dementora? Nietoperzem z lochów, który znęca się nad swoimi uczniami? Wiadomość z ostatniej chwili, Siergiej. Ja JESTEM taki! Jestem draniem i jestem śmierciożercą. Znęcam się nad uczniami. A wiesz dlaczego? BO TO LUBIĘ!
Rosjanin pokręcił głową. Smutek na jego twarzy pogłębił się jeszcze bardziej.
- Nie, to nieprawda i wiesz o tym doskonale. Nie lubisz być śmierciożercą. Nienawidzisz tego. Nienawidzisz torturować i zabijać niewinne dzieci, kobiety czy mężczyzn. Nienawidzisz kłaniać się przed Voldemortem, bo jesteś zbyt dumny, by kłaniać się przed kimkolwiek. Nie lubisz znęcać się nad uczniami ani być draniem. – Severus rzucił mu niedowierzające spojrzenie, a jego wargi wykrzywiły się złośliwie. Siergiej zachichotał. – No dobra, to akurat uwielbiasz. Jesteś złośliwy i wredny. Czasami mam nawet wrażenie, że jesteś po prostu zły. Ale nie jesteś okrutny, Severusie.
- Dziękuję za tak świetną psychoanalizę, Siergiej – powiedział Mistrz Eliksirów. – Ale nie masz racji. Gdybym nie był, nie zgodziłbym się szpiegować. Nie zgodziłbym się zabijać, tylko zginąłbym sam - nieważne, czy z ręki innego śmierciożercy, czy Czarnego Pana. Nie pozwoliłbym...
Siergiej chwycił go gwałtownie za ramiona i przyciągnął do siebie, niemal miażdżąc w uścisku.
- Robisz to, żeby chronić syna osoby, którą kochałeś całym sercem – wyszeptał Severusowi do ucha, tłumiąc szloch narastający w jego wnętrzu. – Szpiegując pomagasz synowi swojej przyjaciółki, która była dla ciebie jak siostra. Harry cię potrzebuje, Severusie. I ja też. Nie zamieniaj się w swojego ojca tylko po to, by utrzymać maskę zimnego śmierciożercy na usługach Voldemorta.
Snape stał nieruchomo w objęciach przyjaciela, nie zwracając uścisku, ale też się nie odsuwając. Jego czarne oczy wpatrywały się w punkt ponad ramieniem Rosjanina, puste i zimne jak dwa czarne, bezdenne tunele.
Nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz, Siergiej. Dla mnie nie ma już ratunku.
- PROFESORZE!
Severus szarpnął się gwałtownie do tyłu i odwrócił, patrząc na przedzierającego się przez krzaki Gryfona. Potter rzucił Siergiejowi niepewny uśmiech, wyciągając liście z włosów, a Snape pomyślał nagle, że chłopak wygląda uroczo.
Uroczo?!
- O co chodzi, Potter? – warknął Severus, otrzepując bezwiednie szatę. – Nie mam całego dnia.
Harry wzruszył ramionami.
- Może to nic ważnego, ale chyba widziałem czerwonego konia.
Mistrz Eliksirów zamrugał szybko.
- Co widziałeś, Potter?
Gryfon przestąpił z nogi na nogę, pocierając nerwowo dłonie.
- No... konia. Takie... duże zwierzę z czterema nogami i kopyta...
- Wiem, jak wygląda koń, idioto! – syknął mężczyzna, posyłając chichoczącemu Rosjaninowi jadowite spojrzenie. - Chodzi mi o to, jaki miał kolor. Widziałeś kiedyś czerwonego konia, Potter?
Gryfon zamyślił się przez chwilę. Jego zielone oczy nabrały wyrazu koncentracji, a czoło ozdobione sławetną blizną zmarszczyło się. Chłopak milczał przez chwilę, po czym pokręcił głową.
- No nie – przyznał cicho, patrząc na swoje dłonie. Severus westchnął z rezygnacją.
- Uwaga, Potter, skup się. Jeśli kiedykolwiek zobaczysz coś, czego nigdy w życiu nie widziałeś ani o tym nie słyszałeś, co jest bardzo prawdopodobne, bo znając twój stosunek do nauki, zwyczajnie nie będziesz wiedział, czym jest coś, co zobaczyłeś, masz natychmiast zgłosić się do czarodzieja o wiele mądrzejszego i inteligentniejszego od siebie, czyli krótko mówiąc, do mnie. Ro-zu-miesz?
Harry uniósł głowę i zamrugał powoli.
- Hę?
Siergiej wybuchnął śmiechem, opierając się dłonią o ramię przyjaciela i zgiął się w pół, dusząc i starając powstrzymać chichot pod pełnym pogardy spojrzeniem Snape’a.
Mistrz Eliksirów wywrócił oczami.
- Doprawdy, Siergiej. Żeby tak śmiać się z czyjejś tępoty prosto w twarz. – Nauczyciel uśmiechnął się złośliwie. – Bardzo ślizgońsko.
Potter jedynie prychnął.
***
Kochany braciszku!
Po fiasku z Potterem, cała szkoła nadal uważa mnie za ofiarę losu. Nie rozumiem, jak mogło mi się nie udać uwiedzenie tego naiwnego, łatwowiernego, tępego głupca! Nasz Pan był bardzo niezadowolony z mojego niepowodzenia. Jestem pewna, że nie kazał mnie zabić tylko z twojego powodu.
Wyobraź sobie, braciszku, jakie ciężkie życiem mam teraz tu, w Hogwarcie. Wszystkie Gryfonki, których zaufanie próbowałam zdobyć, śmieją się ze mnie za moimi plecami. Nie potrafi poderwać chłopca, mówią. Wygląda na to, że nie jest taka piękna, za jaką się uważa.
Och, to wszystko wina tej Granger, szlamy, o której ci opowiadałam. Wtykała swój okropny nos w nieswoje sprawy i przez nią Potter wywinął mi się z rąk!
Wyobraź sobie tylko, braciszku, jak bardzo nasz Pan byłby ze mnie zadowolony, gdybym przyprowadziła mu Chłopca, Który Przeżył. Dzięki temu i ty zdobyłbyś większe zaufanie Lorda.
Drogi braciszku, gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że dorwiesz Pottera i oddasz w ręce Czarnego Pana. Czas leci, a On nie lubi czekać.
Twoja siostra,
Romilda.
Aiden złożył starannie list i schował go do wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Sowa siedząca na gałęzi wyglądała na zmęczoną tak długim lotem, ale młody śmierciożerca odprawił ją gwałtownym machnięciem ręki, nie kłopocząc się nawet uraczeniem ptaka sowim przysmakiem, które zawsze trzymał w kieszeni dla swojej płomykówki, Hadesa.
Mężczyzna zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze. Rozkoszował się przez chwilę odgłosami zwierząt, którymi rozbrzmiewała dżungla, dopóki nie przerwało mu głośne przekleństwo dochodzące z miejsca, w którym siedział Lucjusz. Aiden odwrócił się powoli, patrząc na odpędzającego się od komarów arystokratę.
- Najwidoczniej jesteś słodki – powiedział młody śmierciożerca swoim chrapliwym głosem, podchodząc bliżej. Malfoy spojrzał na niego pytająco, nadal machając ręką koło swojej twarzy. Palce Aidena chwyciły delikatnie kosmyk blond włosów starszego mężczyzny, po czym chłopak przysunął je do swojej twarzy, pocierając nimi swoje usta.
- Twoja krew musi być słodka, skoro tak bardzo im smakujesz – wyjaśnił Aiden, rozwierając palce. Kosmyk włosów Lucjusza wysunął się powoli z delikatnego uścisku i wróciły na swoje miejsce na ramieniu mężczyzny.
Malfoy patrzył na odchodzącego śmierciożercę w szoku.
Co to, do cholery, miało być?
- MALFOY!
Lucjusz odwrócił się gwałtownie, by spojrzeć na Avery’ego. Mężczyzna wskazywał na coś drżącym palcem. Stalowy wzrok Malfoya powędrował w kierunku, który wskazywał jego towarzysz i zamarł.
- Ignis Equus! – wykrzyknął, patrząc na ogromnego rumaka stąpającego powoli wąską ścieżką kilkadziesiąt stóp od nich. Koń był podobny do testrala – tak samo przeraźliwe chudy – ale jego sierść miała ognisto-czerwoną barwę, a grzywa, podobnie jak ogon, była żywym płomieniem, falującym i trzaskającym cicho. Umięśnione nogi konia były zakończone kopytami wielkimi jak talerze.
Lucjusz cofnął się lekko, kiedy żółte oczy zwierzęta zwróciły się w jego kierunku, a ogon zafalował wściekle.
- Chyba czas się wycofać – mruknął do siebie Lucjusz, po czym odwrócił się i popędził przed siebie, chowając do kieszeni Malfoyowską dumę. Słyszał za sobą szybkie kroki Aidena i dyszenie Avery’ego, ale wyglądało na to, że Ignis Equus nie miał ochoty ich ścigać.
(Był jeden mały szczegół – Lucjusz zapomniał, że Ignis Equus są magicznymi stworzeniami. A szkoda... Przynajmniej oszczędziłby sobie zadyszki.)
Zanim Malfoy zdążył zorientować się, co się dzieje, padł na ziemię jak długi, pogrążony w głębokim śnie, podobnie jak dwójka jego towarzyszy.
***
Harry przekręcił się na bok, starając się ułożyć wygodniej na twardej ziemi. Nic z tego – coś wbijało mu się boleśnie w plecy, nie dając spać. Siergiej już dawno chrapał w najlepsze, owinięty w jeden z puchatych śpiworów, które wyczarował Snape.
Potter odrzucił własne okrycie i wstał niezdarnie, otrzepując spodnie z trawy. Rozejrzał się wkoło, po czym spojrzał w górę. Oddech ugrzązł mu w piersi, kiedy stał nieruchomo i wpatrywał się w miliony gwiazd widocznych na granatowym niebie.
- Miałeś spać, Potter.
Gryfon podskoczył lekko, słysząc za sobą głos Mistrza Eliksirów, i odwrócił się napięcie.
- Eee... ja właśnie... Nie mogłem zasnąć i...
Nauczyciel machnął ręką, opierając się plecami o pień drzewa, nie spuszczając z chłopaka wzroku. Jego czarne oczy zdawały się wwiercać w czaszkę Gryfona. Harry zadrżał.
Stali w milczeniu, bez ruchu.
Severus patrzył na chłopaka, którego zawsze nienawidził i którego skóra zdawała się lśnić w świetle księżyca, a jego oczy błyszczały jak dwa szmaragdy. Czarne, rozczochrane włosy były niemal niewidoczne na tle granatowego nieba i Snape musiał zwalczyć ochotę sprawdzenia czy nadal tam są.
Harry z kolei nie miał pojęcia, dlaczego się gapi. Oczy Mistrza Eliksirów przyciągały go, wabiły jak muchę, tylko po to, by go zniewolić, pożreć, wciągnąć w tą czarną otchłań i nigdy nie puścić. Dłonie nauczyciela spoczywające na piersi zdawały się być jeszcze bledsze, subtelniejsze, delikatniejsze na czarnym tle jego szat. A jego usta... Jego usta nie były zaciśnięte w wąską linię, ani wykrzywione w drwiącym grymasie. Wyglądały... niemal normalnie.
- Gapisz się, Potter – mruknął Snape i ten głos, Merlinie drogi, ten głos wywołał gwałtowne dreszcze przechodzące przez plecy Harry’ego, jak prądy elektryczne. Natychmiast spuścił wzrok, gwałtownie przełykając ślinę.
Odwrócił się gwałtownie, słysząc cichy szelest liści. Już miał krzyknąć, kiedy ciepła, duża dłoń zasłoniła mu usta, a w jego uchu rozległ się mroczny szept:
- Ani słowa, Potter.
Harry kiwnął głową, nie spuszczając wzroku z czerwonego rumaka przemieszczającego się między drzewami. Czuł gorący oddech Snape’a na swojej szyi, usta niemal dotykające jego ucha i prawie jęknął, kiedy dłonie nauczyciela zacisnęły się na jego biodrach.
- Cii – mruknął Snape, nie spuszczając wzroku z konia. Po chwili zwierzę zniknęło w gęstwinie, cicho i szybko.
Mężczyzna i chłopak stali przez chwilę nieruchomo, wciąż przyciśnięci do siebie. Severus przekręcił głowę na bok w taki sposób, że jego nos dotykał skóry na szyi Gryfona. Śmierciożerca wciągnął głęboko powietrze, rozkoszując się zapachem młodego ciała, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na biodrach Pottera.
Tym razem Harry jęknął naprawdę, odchylając głowę na bok. Niemal krzyknął, kiedy usta Mistrza Eliksirów przywarły do jego szyi i...
- Ekhm...
Snape odskoczył od Harry’ego jak oparzony, zwracając się w kierunku Siergieja, który stał za nimi, z zaskoczeniem. Rosjanin patrzył na przyjaciela z nieczytelnym wyrazem twarzy, po czym uśmiechnął się do siebie ukradkiem, kiedy był pewny, że jego twarz została ukryta w cieniu.
- To moja kolej stania na warcie. Odpocznij, Severusie.
Mistrz Eliksirów odwrócił się na pięcie i odszedł, a Harry'emu wydawało się, że profesor unikał jego spojrzenia, jakby bał się na niego popatrzeć.
Nagle Snape zwrócił się ponownie w ich kierunku , a szata zawirowała lekko wokół jego kostek.
- I nie myśl, że ci wybaczyłem, Siergiej - powiedział sucho, unosząc brew.
- Nawet o tym nie śniłem - mruknął mężczyzna z rozbawieniem, kiedy nauczyciel oddalił się, rzucając przedtem Potterowi przeciągłe spojrzenie.
Harry uśmiechnął się szeroko.
***
Snape krzyczał, kiedy Walden McNair precyzyjnymi ruchami wydłubywał mu oczy.
Harry zaszlochał cicho, próbując zasłonić uszy dłońmi, ale nie mógł – jego nadgarstki były przykute łańcuchami do ściany, a metal ocierał się boleśnie o skórę.
Voldemort zachichotał, kiedy krzyki Mistrza Eliksirów zmieniły się w pełne bólu wycie. Jeden z jego długich, bladych palców dotknął twarzy Harry’ego, a szkarłatne oczy zalśniły chorobliwym blaskiem.
- Harry – mruknął Czarny Pan. – Spójrz, co zrobiłeś, Harry. Skazałeś swojego profesora na cierpienie. Nieładnie, mój chłopcze, nieładnie.
Potter jęknął, zaciskając oczy, kiedy McNair przesunął sztyletem po zalanej krwią twarzy Snape’a. Nauczyciel szarpnął się w więzach i jęknął głośno, po czym jego głowa opadła na pierś.
- Spójrz na niego, Harry – mruknął Voldemort, odwracając twarz chłopaka w stronę Mistrza Eliksirów. Wbrew sobie, Potter spojrzał. – Zabiłeś go.
- Nie – jęknął Gryfon. Łańcuchy wokół jego nadgarstków zniknęły, pozwalając, by opadł bezwładnie na ziemię. – Nie, nie...
- Ależ tak. – Czarny Pan zaśmiał się, podchodząc wolnym krokiem do Snape’a. – Popatrz tylko, co zrobiłeś.
Blada dłoń czarodzieja chwyciła czarne włosy Mistrza Eliksirów i odchyliła do tyłu jego głowę.
Na widok pustych, zalanych krwią oczodołów i twarzy wykrzywionej w cierpieniu, Harry zaczął krzyczeć.
*
Severus poderwał głowę, słysząc nieludzki wrzask.
Zerwał się z miejsca, wyszarpując z kieszeni szaty różdżkę i rozejrzał się dziko, szukając potencjalnego wroga. Jego wzrok spoczął na leżącym kilka metrów od niego chłopaku.
Potter rzucał się w swoim śpiworze, trzymając się za bliznę i wrzeszczał jak zarzynane zwierzę.
Snape trzema długimi krokami pokonał dzielącą ich odległość i chwycił Harry’ego za ramiona, potrząsając nim mocno.
- Potter! Potter, obudź się!
Gryfon zaczął szlochać, próbując odepchnąć od siebie profesora.
- Nie! Nienienienie! Przepraszam, przepraszam! Ja nie chciałem, nie chciałem! Błagam, przestań!
- POTTER! – wrzasnął Mistrz Eliksirów, zaniepokojony.
Oczy chłopaka otworzyły się gwałtownie i Severus poczuł, jak powietrze grzęźnie mu w gardle na widok przerażenia w zielonych tęczówkach Gryfona.
- Spokojnie, Potter – mruknął nauczyciel, odsuwając dłonie dzieciaka od jego czoła. Blizna w kształcie błyskawicy krwawiła obficie.
- Żyjesz – powiedział nieprzytomnie Harry, po czym chwycił Mistrza Eliksirów za ramiona i przyciągnął do siebie, oplatając jego szyję rękoma i szlochając w zagłębienie szyi. – O Boże, myślałem, że cię zabił, wydłubał ci oczy, a ja nie mogłem nic zrobić, wybacz mi, przepraszam, o Boże, przepraszam...
Snape zesztywniał, czując trzęsące się ciało Gryfona, mocno do niego przyciśnięte. Po chwili jednak jego własne ramiona uniosły się i oplotły szlochającego chłopaka, przyciągając go bliżej. Dłoń wsunęła się w sztywne, czarne kosmyki, głaskając uspokajająco.
- Nic mi nie jest, Potter. Uspokój się. To był tylko sen – mruknął cicho, ale Potter zaszlochał jeszcze głośniej.
Severus siedział bez ruchu, nie bardzo wiedząc, co robić. Nie licząc Siergieja, nigdy nikogo nie pocieszał, nie miał więc w zasadzie pojęcia, co mówi się w takiej sytuacji. "Wszystko będzie dobrze" brzmiało banalnie i Snape prędzej połknąłby własny język niż to powiedział.
Jego dłoń kontynuowała głaskanie rozczochranych włosów Pottera, który pociągał cicho nosem, wciąż drżąc na całym ciele jak osika. Snape skrzywił się, wyobrażając sobie, co chłopak musiał zobaczyć w swoich koszmarach i niemal zrobiło mu się go szkoda.
Dzieciak był zbyt młody, by choćby myśleć o takich rzeczach, a co dopiero widzieć je na własne oczy, nawet jeśli tylko w snach. Severus wiedział, że Potter był pieprzonym Wybawicielem i powinien znać możliwości Voldemorta, ale nie za cenę własnego zdrowia psychicznego.
Snape odwrócił czujnie głowę w lewo, słysząc trzask gałęzi. Po chwili na małą polanę wszedł Siergiej, mamrocząc pod nosem. Uniósł brwi na widok uczepionego nauczyciela Harry’ego.
- Koszmar – mruknął do niego Severus i zielone oczy natychmiast wypełniły się troską. Rosjanin kucnął koło nich, dotykając ręką ramienia chłopaka... który wzdrygnął się i mocniej wtulił twarz w ramię Snape’a, oddychając szybko.
Siergiej odsunął się z zaskoczeniem, a na jego przystojnej twarzy pojawił się wyraz bólu.
- Potter, uspokój się – warknął Severus, ciągnąc lekko za odstające we wszystkie strony kosmyki. – To tylko Siergiej.
- Siergiej – powtórzył cicho Harry, po czym rozszlochał się ponownie, odsunął od profesora i rzucił Rosjaninowi na szyję, mamrocząc coś przez łzy. Silne ramiona czarodzieja złapały go i przyciągnęły mocno do piersi, a jego dłoń zataczała małe koła na plecach chłopaka.
Snape patrzył z osłupieniem, jak Rosjanin szepcze cicho do ucha Gryfona, a jego usta raz po raz składały na jego twarzy lekki pocałunek, zapewniając go, że wszystko jest w porządku, że jest bezpieczny.
Severus usłyszał coś, co brzmiało jak "wydłubali mu oczy" i gwałtowny wdech Siergieja, który mocniej przytulił chłopaka. Potter zdawał się jednak uspokoić na tyle, by odsunąć się od Rosjanina i otrzeć zapłakane oczy. Snape poczuł, że jego serce zaciska się boleśnie na ten widok.
- Przepraszam, że pana obudziłem, profesorze – mruknął cicho Gryfon, rumieniąc się z zażenowaniem.
Mistrz Eliksirów uniósł brew.
- Doprawdy, Potter – odchrząknął, wstając. – Chyba ci się nie wydaje, że spałem. Ktoś tu musi trzymać wartę.
Siergiej zmarszczył brwi.
- Przecież ja...
- Daj spokój – przerwał mu Severus, unikając zaciekawionego spojrzenia chłopaka. – Oboje wiemy, że przez cały czas spałeś jak niemowlę.
Rosjanin zarumienił się odrobinę, chowając twarz we włosach Gryfona. Harry zachichotał słabo. Po chwili znowu spoważniał.
- Mimo wszystko przepraszam, sir – powiedział. – I dziękuję, że mnie pan obudził.
- Idź spać, Potter – mruknął Snape i odwrócił się, idąc w kierunku drzewa, pod którym siedział.
Zacisnął pięści, słysząc cichy głos Harry’ego proszący Siergieja, by z nim posiedział, dopóki nie zaśnie.
Czyżbyś był zazdrosny, Snape?
Zamknij się.
Chciałbyś teraz trzymać go w ramionach, tak jak Siergiej? Szeptać mu do ucha, rozkoszować się drżeniem jego szczupłego ciała...
Powiedziałem, żebyś się zamknął!
Znowu poczuć jedwabistą gładkość, zapach i smak jego skóry...
Severus oparł się plecami o drzewo, zamykając oczy. Kąciki jego ust uniosły się lekko na wspomnienie przyciskającego się do niego nastolatka, a kiedy powieki uniosły się ponownie, czarne oczy błysnęły złowrogo.
Potter będzie mój.
*
Lucjusz jęknął cicho, unosząc się lekko na łokciach.
Jego szare oczy zwęziły się niebezpiecznie na widok leżącego obok niego Aidena. Chłopak albo spał, albo był nieprzytomny – nie żeby Lucjusz miał zamiar go budzić – ale jego ramię obejmowało blondyna w talii, a twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko twarzy drugiego śmierciożercy.
Malfoy westchnął, rozglądają się po nieznanym mu pokoju, w którym stało jedynie podwójne, niewygodne, trzeszczące łóżko i mały stolik z butelką czegoś, co wyglądało jak woda.
Avery leżał na podłodze, chrapiąc głośno.
Gdzie my, do diabła, jesteśmy?
Lucjusz wywinął się sprawnie z objęć młodego mężczyzny i podszedł niepewnie do ciemnobrązowych drzwi. Położył dłoń na klamce i, wziąwszy głęboki oddech, otworzył gwałtownie drzwi i wyskoczył naprzód, gotowy do walki.
Nikogo nie było.
Malfoy wyprostował się dumnie, rozglądając ukradkiem po kamiennym, oświetlonym pochodniami korytarzem. Jego dłoń powędrowała dyskretnie do kieszeni szaty i odetchnął głośno, czując dodającą odwagi obecność różdżki.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał kobiecy głos i Malfoy odwrócił się szybko z różdżką w dłoni.
Kobieta zamrugała szybko, unosząc lekko brwi. Miała długie, rude włosy (Weasleyowie, pomyślał z niesmakiem Lucjusz) i...
- Och, Merlinie – mruknął Malfoy, wpatrując się z zaskoczeniem w żółte oczy dziewczyny.
- Wystarczy Anette. – Uśmiechnęła się, kłaniając lekko. – Lucjuszu.
- Skąd...
- Anette, chyba nie kłopoczesz naszego gościa – odezwał się kolejny głos, tym razem męski.
Z ciemnego kąta wyszedł ubrany w czarne, obcisłe spodnie półnagi mężczyzna. Jego ruchy były miękkie, niemal kocie, kiedy podchodził powoli do kobiety, ale jego żółte oczy były utkwione w szarych tęczówkach Lucjusza.
Malfoy zadrżał, czując przemożną ochotę, żeby wsunąć dłoń w jego długie, czarne włosy lub dotknąć umięśnionej klatki piersiowej, na której widniał czerwony tatuaż przedstawiający smoka. Uczucie to minęło, gdy nieznajomy odwrócił spojrzenie.
Anette spuściła pokornie wzrok, kiedy mężczyzna zatrzymał się przed nią, chwytając delikatnie kosmyk ognistych włosów i owijając go sobie wokół palca.
- Oczywiście, że nie, Fuego – powiedziała kobieta, uśmiechając się lekko. – Nie śmiałabym.
Fuego odwzajemnił uśmiech i skinął łagodnie głową, po czym zwrócił się do Lucjusza.
- Chodź za mną, czarodzieju – powiedział cicho. – Mój pan cię oczekuje.
*
- Panie Potter.
Harry uniósł wzrok, patrząc na Mistrza Eliksirów. Snape siedział naprzeciwko niego z kubkiem herbaty w ręce i patrzył z nieczytelnym wyrazem twarzy.
Gryfon spojrzał pytająco.
- Drżysz – powiedział nauczyciel, wskazując wzrokiem na trzęsące się ręce chłopaka. Harry zarumienił się, wsuwając dłonie w rękawy szaty.
- Zimno jest – mruknął wymijająco, pociągając nosem.
Severus zmarszczył brwi. Faktycznie, wiał delikatnie chłodny wiatr, ale nie było aż tak zimno.
- Bezwiedne drżenie rąk to też wynik Cruciatusa, Potter – powiedział i pociągnął łyk ciepłej herbaty. Harry zarumienił się jeszcze bardziej. Severus wstał z miejsca, odstawił kubek i okrążył palenisko, nad którym kołysał się lekko mały, miedziany czajnik, po czym usiadł obok swojego ucznia, wyciągając dłonie w jego kierunku.
- Daj ręce – zażądał, ale w jego głosie nie było złośliwości. Harry był tak zdziwiony, że wykonał polecenie.
Snape chwycił mniejsze dłonie Pottera w swoje delikatnie, acz stanowczo. Uśmiechnął się złośliwie w myślach, widząc szkarłatny rumieniec na bladych policzkach młodzieńca.
- Cieplej? – zapytał cicho, pocierając lekko drżące palce ucznia. Harry pokiwał lekko głową, odwracając z zażenowaniem wzrok. Czuł na sobie spojrzenie profesora i jedyne, o czym mógł myśleć, był dotyk tych ust na jego szyi, ciepły oddech i te dłonie zaciskające się na biodrach, kiedy ocierał się nieświadomie o ciało nauczyciela poprzedniej nocy.
Harry przełknął głośno ślinę, czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w jego żyłach na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Snape trzymający go w miejscu, dotykający szyi, niemal całujący...
- Zawsze czujesz na sobie zaklęcia Czarnego Pana, kiedy śnisz, Potter? – zapytał cicho, Mistrz Eliksirów, wciąż trzymając dłonie chłopaka.
Harry kiwnął głową.
- Jego Crucio jest gorsze niż wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłem – mruknął Gryfon, nie zastanawiając się nad tym, co i do kogo mówi.
Spojrzał w górę, kiedy duże, ciepłe dłonie Snape’a ścisnęły jego palce odrobinę mocniej.
Czarne oczy nauczyciela błysnęły lekko, ale Harry nie potrafił zgadnąć, o czym pomyślał nauczyciel.
- Wiem, Potter. Wiem.
Mężczyzna o imieniu Fuego prowadził Lucjusza przed wąskie, długie korytarze oświetlone jedynie płomieniami pochodni. Śmierciożerca mocno ściskał różdżkę w dłoni, rzucając plecom swojego przewodnika rozeźlone spojrzenie. Bolały go nogi, kosmyki blond włosów przylepiały się irytująco do bladego, spoconego czoła, a buty – jego piękne buty ze smoczej skóry najlepszego gatunku – były upaprane jakimś obrzydliwym śluzem.
Malfoy westchnął w duchu.
Dlaczego to zawsze jemu Czarny Pan przydzielał najpaskudniejsze misje? Przecież był idealnym sługą: lojalnym, posłusznym, okrutnym, no i – nie ukrywajmy – bajecznie bogatym oraz przystojnym.
Mógłby mieć wszystko! Knot tak się do niego przymilał, że gdyby poprosił bez wahania zostałby mianowany Ministrem Magii, a ten idiota, Korneliusz, jeszcze by mu za to podziękował.
Ale nie! Bo Czarny Pan sobie inaczej wszystko zaplanował! Kiedy Malfoy odwalał brudną robotę i paprał w błocie swoje najlepsze szaty, kretyni typu Crabbe’a i Goyle’a siedzieli na tyłkach i pochłaniali tony jedzenia...
Życie jest niesprawiedliwe.
Fuego zatrzymał się nagle przed wysokimi na dwadzieścia stóp drzwiami wykonanymi z niemal czarnego drewna. Lucjusz dotknął ręką szczęki – chwała Merlinowi, że ogolił się przed przygodą z Ignis Equus. Jeśli już miał stawić czoło najokrutniejszej istocie na Ziemi, musiał wyglądać przyzwoicie.
Fuego spojrzał na niego przez ramię i uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Spokojnie. – Jego głos był miękki, niemal hipnotyzujący. – W najgorszym wypadku powiesi cię za żebra pod sufitem komnaty.
Oczy Malfoya rozszerzyły się gwałtownie, ale zanim zdążył odpowiedzieć, Fuego pchnął ręką potężne wrota i ruchem głowy nakazał Lucjuszowi wejść do środka.
Śmierciożerca przełknął ślinę.
Ja, Lucjusz Malfoy, świadomy podejmowanych czynności, oświadczam, iż wolą moją jest powołanie do całości spadku mojego syna, Dracona Lucjusza Adonisa Malfoya oraz małżonki Narcyzy Druelli Malfoy z domu Black...
*
– Niech. To. SZLAG!
Siergiej warknął do siebie ze złością, wyszarpując z ziemi prymitywnie skonstruowaną dzidę. Snape spojrzał na niego znad małej, czarnej książki, która z łatwością zmieściłaby się do kieszeni jego szaty, i uśmiechnął się złośliwie.
– Doprawdy, Siergiej. Gdybym nie wiedział lepiej, pomyślałbym, że nie wytrzymałeś presji i zwariowałeś.
Rosjanin rzucił mu wściekłe spojrzenie, ale powstrzymał się od komentarza. Dawno nie widział Severusa w tak dobrym nastroju (czytaj: nie warczącego na wszystko, co się rusza) i nie miał zamiaru tego zepsuć swoimi żalami. Westchnął ciężko, zerkając na pochylającego się nad małym strumieniem chłopaka.
Harry wpatrywał się w płynącą wodę niewidzącym wzrokiem. Jego szczupła twarz w kształcie trójkąta była nienaturalnie blada, usta mocno zaciśnięte w wąską linię, a zielone oczy puste, pozbawione wyrazu.
– Harry! – zawołał Siergiej i zmarszczył brwi, kiedy chłopak podskoczył gwałtownie i odwrócił głowę, odruchowo sięgając po różdżkę. – Pomóż mi, Haaaarry – jęknął głośno mężczyzna.
Gryfon uśmiechnął się lekko, kiedy Rosjanin rzucił mu proszące spojrzenie i podszedł do niego wolnym krokiem.
– Co się stało? – zapytał Harry, patrząc ze zdziwieniem na ostro zakończony patyk w ręce mężczyzny. Czarodziej wyszczerzył się, ale zanim zdążył odpowiedzieć, podszedł do nich Snape, zatrzymując się za Potterem.
– Siergiej postanowił pobawić się w buszmena, Potter, i zamiast zdobyć jedzenie jednym machnięciem różdżki, pozwala mu uciec – powiedział Mistrz Eliksirów i chłopak zadrżał lekko, słysząc jego głos tak blisko swojego ucha.
– Ej! – oburzył się Siergiej. – Wcale nie pozwalam! To nie moja wina, że te cholerne zające odskakują, kiedy już prawie je mam!
Severus uniósł brwi.
– Myślałeś, że będą stały w miejscu? Poza tym, to nie są zające, tylko Jaguarondi.
Siergiej machnął ręką.
– Co za różnica? Mięso to mięso, a mi już obrzydły te twoje diabelskie mikstury, które niby wspomagają organizm.
Czarne oczy Snape’a błysnęły niebezpiecznie.
– Zobaczymy jak będziesz śpiewał, kiedy zaczniesz błagać mnie o te „diabelskie mikstury” po jednej ze swoich popijaw.
Siergiej burknął coś pod nosem i odwrócił wzrok. Harry zachichotał cicho, przypatrując się „przyjacielskiej” wymianie zmian, po czym zmarkotniał, przypominając sobie Rona i Harmionę.
Nie sądził, że będzie tęsknił za przyjaciółmi aż tak bardzo...
Harry podniósł wzrok, czując na swoich barkach czyjeś dłonie. Spojrzał przez ramię i zarumienił się, patrząc Mistrzowi Eliksirów prosto w oczy.
– Lepiej, żebyś z nim poszedł, Potter – mruknął cicho nauczyciel. – Jeszcze coś sobie zrobi podczas tego... polowania.
Gryfon kiwnął głową i odsunął się, podążając za oddalającym się Siergiejem. Rosjanin uśmiechnął się do niego pogodnie, chwycił za rękę i przyciągnął do siebie, obejmując ramionami. Jego „dzida” znalazła swoje miejsce na ziemi, kiedy Harry zaśmiał się cicho i głowa chłopca opadła na ramię starszego czarodzieja.
Rosjanin oparł podbródek na czubku głowy chłopaka i kątem oka spojrzał na Severusa.
Snape patrzył na nich z nieczytelnym wyrazem twarzy, ale jego dłonie były zaciśnięte w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie. Siergiej wyszczerzył się do siebie w duchu. Gdyby nie był przyjacielem nauczyciela, jego wnętrzności zapewne wylądowałby w jednym ze słojów, w których Mistrz Eliksirów trzymał rzadkie składniki.
Siergiej przyciągnął Harry’ego bliżej. Dlaczego Severus nic nie robił? Przecież Rosjanin doskonale wiedział, że profesor jest zazdrosny o młodego Gryfona. Więc dlaczego...
Oczy czarodzieja rozszerzyły się lekko.
Czyżby Snape nie chciał interweniować właśnie dlatego, że Siergiej był jego przyjacielem?
Rosjanin ponownie zerknął na Severusa i uśmiechnął się lekko.
Nie.
Nie ma mowy, żeby Mistrz Eliksirów odpuścił.
W końcu był Ślizgonem.
*
Albus Dumbledore uśmiechnął się promiennie do siedzącego na jego biurku kruka. Ptak zdawał się rozglądać po gabinecie z ciekawością – jego mała główka przekręcała się z boku na bok, a czarne oczy mierzyły każdy przedmiot uważnym spojrzeniem.
Caz zerknął na uśmiechającego się starca, a następnie rzucił Fawkesowi siedzącemu na żerdzi mordercze spojrzenie. Gdyby nie jego Harry, na pewno nie przyleciałby do tego wariata i jego złoto-czerwonego kurczaka z własnej woli. Ale tytuł „zwierzątka” zobowiązywał – nie mógł przecież zostawić swojego Harry’ego na pastwę losu, samego w dziczy.
Gdyby nie to, że Snape towarzyszył Gryfonowi, Caz już dawno wyruszyłby w pościg za swoim młodym panem. Jednak od kilku dni kruk czuł się jakoś... dziwnie.
Nie miał ochoty jeść ani pić, a co najważniejsze, nie chciało mu się flirtować z Hedwigą, która najwyraźniej przyjęła te straszne wieści z ulgą. Coś się działo i Caz wiedział, że to „coś” jest powiązane w jakiś sposób z jego Harrym.
Dumbledore odchrząknął.
– Więc...
Caz spojrzał na niego.
– Czy coś się stało, Caz?
Kruk pokiwał głową.
– Chodzi o Harry’ego?
Kolejne kiwnięcie.
– To coś złego?
Caz nie poruszył się – nie wiedział.
Dumbledore zastanowił się przez chwilę.
– Chcesz go odnaleźć?
Caz przytaknął. Albus westchnął.
– I nic cię nie powstrzyma, prawda?
Dokładnie tak, stary wariacie.
Czarodziej pogładził swoją długą brodę z zamyślonym wyrazem twarzy.
– W porządku – powiedział w końcu. – Wyślę cię do niego. Ale będziesz musiał użyć świstoklika. Nie wiem, czy zwierzęta mogą go używać, więc jest ryzyko, że...
Caz przerwał mu głośnym kraknięciem.
Daruj sobie, starcze. Rób to swoje hokus-pokus i pożegnajmy się bez kłótni.
Dumbledore westchnął.
– Jak sobie życzysz. – Dyrektor wyciągnął z szuflady przy biurku kawałek sznurka i wycelował w niego różdżką. – Portus.
Caz chwycił sznurek w dziób i spojrzał z wdzięcznością na Dumbledore’a.
– Powodzenia, mój drogi.
Po chwili, ptak zniknął.
*
Harry wrzasnął, kiedy coś puchatego i czarnego wylądowało na jego głowie.
Możesz się zamknąć, idioto?! Ała... moja głowa. Nienawidzę świstolików...
Potter zamrugał szybko i schylił się. Czarne stworzenie zsunęło się z jego włosów na dłonie i rozłożyło skrzydła.
– Caz!
Kruk otrzepał się gwałtownie i łypnął na Harry’ego.
To wszystko przez ciebie, kretynie! Musiałeś wyjeżdżać beze mnie?! Zostawiłeś mnie samego w tym przeklętym zamku, z tym przeklętym starcem i jego przeklętym feniksem! NIGDY. CI. NIE. WYBACZĘ!
Harry spojrzał na ptaka, marszcząc brwi. Po chwili uśmiechnął się szeroko.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedział cicho, pochylił się i musnął ustami czarną główkę kruka. Caz prychnął.
Ktoś musi się przecież tobą zająć.
Gryfon zachichotał, unosząc rękę, by Caz mógł wskoczyć na jego ramię.
– Chodź. Snape pewnie ucieszy się na twój widok.
Harry odwrócił się i szybkim krokiem wrócił do miejsca, w którym zatrzymali się po całym dniu wyczerpującej wędrówki. Siergiej leżał na boku, patrząc jak Snape wyćwiczonymi ruchami rozciera zioła, które następnie wylądowały w małym kociołku.
Rosjanin rozejrzał się w koło, wstał, podszedł do wyjątkowo gęstej ściany roślin i urwał coś, co przypominało brązową gałązkę. Podszedł z powrotem do Severusa i podał mu swoją zdobycz.
– Wanilia. Będzie lepiej smakować.
Snape warknął na niego.
- Nie jestem kucharzem, Siergiej, tylko Mistrzem Eliksirów.
Harry podszedł do nich szybko i usiadł koło Rosjanina. Caz natychmiast zleciał z jego ramienia i podskoczył do nauczyciela, kracząc głośno. Czarna brew uniosła się w górę ze zdziwienia.
– Skąd on się tu wziął, Potter? – zapytał ostro, ale jego długie palce delikatnie przesunęły się po grzbiecie ptaka.
Dumbledore przysłał mnie świstoklikiem, powiedział Caz do Harry’ego. Gryfon powtórzył jego wiadomość.
Snape zmarszczył brwi.
– Może zostać – powiedział w końcu, odwracając wzrok. – Ale lepiej, żeby nie sprawiał kłopotu. Wnętrzności magicznych zwierząt często przydają się do eliksirów.
Harry przełknął ślinę, bezwiednie opierając się o Rosjanina ramieniem. Czarne oczy Snape’a zwęziły się niebezpiecznie, ale tego Harry nie zauważył.
*
Obudziwszy się w nocy, Harry miał dziwne przeczucie, że ktoś go obserwuje. Leżał przez chwilę z zamkniętymi oczami, słuchając równomiernego oddechu Siergieja leżącego kilka metrów dalej.
Harry, głos Caza rozległ się w jego umyśle. Otwórz oczy, Harry!
Zielone oczy otworzyły się gwałtownie, po czym rozszerzyły ze strachu i zdziwienia.
Ostatnim, co zobaczył, zanim poczuł gwałtowny ból w okolicach skroni, była para złotych oczu i grzywa długich rudych włosów.
____________________
Harry jęknął głośno, kiedy ktoś gwałtownie potrząsnął jego ramieniem.
- Potter, jeśli natychmiast nie otworzysz oczu, przeklnę cię tak, że nie będziesz w stanie spać przez następny tydzień! - powiedział ktoś chłodno, a zimne palce uderzyły lekko w policzek Gryfona.
- Spokojnie, Severusie, bo znowu skoczy ci ciśnienie - odezwał się drugi, wesoły głos. Harry był pewny, że skądś go znał...
Otworzył powoli oczy. Znajdował się w okrągłym pokoju, bardzo przypominającym wielkością gabinet Dumbledore'a. Kamienne ściany wyglądały na wilgotne, co nieprzyjemnie przypominało Harry'emu lochy w Hogwarcie, a ciemne wnętrze komnaty było rozświetlone jedynie mdłymi płomieniami świec. W pokoju nie znajdowało się nic poza ogromnym łóżkiem, na którym obecnie leżał Gryfon, i szafki nocnej.
Snape pochylał się nad nim z nieczytelnym wyrazem twarzy. Siergiej stał po drugiej stronie komnaty, przyglądając się zamkniętym drzwiom.
Harry podniósł się na łokciach, przez co jego i Severusa twarz dzieliło zaledwie kilka cali. Gryfon przełknął ślinę. Dlaczego Snape się nie odsunął? Dlaczego patrzył na niego w taki sposób...?
Czarne oczy nauczyciela, wciąż wpatrujące się bez mrugnięcia w zielone tęczówki chłopaka, zabłysły lekko. Potter zacisnął palce na białym prześcieradle, którym był przykryty. Ciepły oddech profesora musnął jego usta, ale zanim Harry pozwolił sobie zapomnieć, kim był ten mężczyzna i dotknąć jego wąskich, bladych warg, Snape wyprostował się i odsunął.
Harry potrząsnął głowa, jakby próbował otrząsnąć się z transu.
- Nareszcie, Potter - powiedział Mistrz Eliksirów, wygładzając szatę. Następnie spojrzał na Siergieja. - Jak ci idzie z drzwiami?
Rosjanin spojrzał na niego kpiąco i nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się bezgłośnie.
- Bułka z masłem - skomentował czarodziej, przyglądając się z zadowolonym uśmieszkiem swoim paznokciom. Zerknął na Snape'a. - Masz obcinaczki?
Severus uniósł brew.
- Ależ oczywiście - zadrwił. - Zawsze noszę ze sobą zestaw do manicure.
Siergiej wzruszył ramionami.
- Tylko zapytałem - mruknął cicho. Jego zielone oczy przeniosły się na Harry'ego, który właśnie wstawał z łóżka. - Jak się czujesz, lwie?
Gryfon uśmiechnął się lekko.
- Boli mnie głowa - odparł, dotykając skroni. Syknął cicho, kiedy jego palce natrafiły na dużego guza.
- Dostałeś całkiem mocno - powiedział Siergiej, podchodząc do niego. Popchnął go z powrotem na łóżko i odchylił jego głowę do tyłu, by móc bliżej przyjrzeć się żółknącemu tumorowi. - Severusie, możesz na to spojrzeć?
Odziany w czarne szaty mężczyzna zbliżył się ponownie, odepchnął lekko Rosjanina, klęknął na łóżku i chwycił podbródek Harry'ego, by przytrzymać jego głowę w miejscu.
Chłodne palce nacisnęły delikatnie na wrażliwą skórę dookoła guza. Potter skrzywił się lekko, ale zaraz zapomniał o bólu, kiedy nauczyciel pochylił się nad nim, by lepiej przyjrzeć się małemu rozcięciu na skroni chłopaka. Zielone oczy Harry'ego przymknęły się lekko, kiedy zapach ziół i czegoś, czego nie potrafił zidentyfikować, dostał się do jego nozdrzy.
Snape spojrzał na Gryfona ze zdziwieniem. Co, do diabła...?
- Potter - powiedział ostro. Harry otworzył gwałtownie oczy i spojrzał w popłochu na Severusa.
Mężczyzna wstrzymał oddech. Zielone tęczówki Gryfona błyszczały za szkłami okularów, a na blade policzki wstąpił lekki rumieniec. Chłopak oblizał nerwowo wargi. Zadrżał, kiedy czarne oczy nauczyciela błysnęły mrocznym blaskiem. Palce Snape'a zacisnęły się na podbródku Pottera, przyciągając jego twarz w górę.
- I jak? Wszystko w porządku z tym guzem? - zapytał Siergiej, siadając obok nich na łóżku. Severus zerknął przelotnie na przyjaciela, po czym ponownie utkwił wzrok w niemal leżącym pod nim młodzieńcu. Jego czarne oczy przesunęły się po sławnej bliźnie, nosie i kształtnych, rozchylonych lekko ustach, zanim podniósł się i wyprostował.
- Przeżyje - skwitował profesor, podchodząc do drzwi. - Masz swoją różdżkę, Siergiej?
Rosjanin poklepał kieszenie swojej szaty i kiwnął głową. Snape zacisnął palce na swojej i wychylił się ostrożnie zza drzwi, by wyjrzeć na pusty korytarz.
- Idziemy - warknął na przyglądających mu się mężczyzn i wyszedł z pokoju. Harry i Siergiej podążyli jego śladem.
*
Lucjusz przełknął ślinę.
Komnata, w której się znajdował, była ogromna. Wysokie, marmurowe kolumny sięgały niemal sufitu, na którym namalowano ogromnego, złotego smoka, a w granitowej posadzce odbijało się światło świec wiszących na ścianach. Mimo że szedł raczej ciężko, a jego buty mocno uderzały o podłogę, odgłos kroków był niesłyszalny.
Malfoy rozejrzał się. Ściany zdobiły malowidła przedstawiające sceny bitew – wszystkie były krwawe, a tkwiące na nich postacie wiły się w agonii. Przed nim, na czymś, co przypominało stertę miękkich poduch i koców, leżał mężczyzna. Zdaniem śmierciożercy, mógł mieć nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Wyraz jego twarzy był zupełnie pusty, jakby nosił maskę, ale zmarszczki wokół oczu i ust zdradzały tendencję do częstego uśmiechania się. Miał, podobnie jak Fuego i Anette, żółte oczy, ale jego krótkie włosy, których kosmyki opadały nonszalancko na czoło, miały białą barwę. Na szyi miał wytatuowane znaki, których Malfoy nigdy wcześniej nie widział.
- Lucjusz Malfoy - powiedział mężczyzna, a jego głos zabrzmiał w komnacie jak ryknięcie. Śmierciożerca klęknął przez "tronem" i pochylił głowę, wpatrując się podłogę.
- Mój panie.
Mężczyzna roześmiał się cicho.
- Czy to nie Lord Voldemort jest twoim panem, Lucjuszu?
Malfoy zadrżał.
- Tak, mój panie. Lecz mój mistrz uważa cię za równego sobie, mój panie.
- Rozumiem. - Mężczyzna zachichotał i wstał ze swojego miejsca. Lucjusz nie podniósł głowy dopóki nie poczuł dłoni dotykającej jego włosów. Zdziwiony, uniósł wzrok. Żółte tęczówki Aži Dahaka wpatrywały się w niego z zainteresowaniem, a jego wąskie usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Powiedz więc, Lucjuszu, co Lord Voldemort może mi zaoferować?
*
Harry skrzywił się. Zdawało mu się, że brodzi w szlamie, mimo tego, iż podłoga była czysta i sucha. Zimne, wilgotne ściany korytarza zdawały się ociekać jakąś lepką, cuchnącą substancją, ale Potter postanowił, że nie chce wiedzieć, czym właściwie była.
Czarodzieje poruszali się w milczeniu, idąc tak cicho, na ile pozwalała im kamienna posadzka.
Zatrzymali się, gdy za jednym z zakrętów natrafili na drzwi.
Snape zerknął do tyłu na przypatrujących mu się Siergieja i Gryfona, po czym położył dłoń na klamce, wciąż trzymając różdżkę w ręce, pchnął mocno, aż drzwi otworzyły się z cichym jękiem. Zmrużyli oczy, kiedy oślepiło ich jasne światło.
Harry uniósł brwi, widząc rozgrywającą się przed nim scenę. Około pięćdziesięciu półnagich młodych mężczyzn stało w równym szeregu, wykonując kilka ruchów długimi, drewnianymi mieczami treningowymi. Przed nimi, również odziany jedynie w skórzane spodnie, stał mężczyzna o długich do pasa, czarnych włosach. Na jego piersi widniał tatuaż przedstawiający czerwonego smoka.
- A niech mnie Merlin brodą popieści - szepnął Siergiej, wpatrując się w ćwiczących młodzieńców.
Snape spojrzał pytająco, kiedy Rosjanin złapał go za łokieć. Jego zielone oczy błyszczały.
- Trafiliśmy do męskiego haremu, Severusie - powiedział rozmarzony czarodziej, uśmiechając się błogo.
Potter nie mógł się powstrzymać - parsknął śmiechem, widząc wyraz twarzy przyjaciela.
To był błąd - żołnierze, jak jeden mąż, zamarli i odwrócili głowy w ich kierunku. Mężczyzna z tatuażem spojrzał na nich przez ramię. Jego usta rozszerzyły się w lekkim uśmiechu.
- Ach, czarodzieje - zawołał, a wśród ćwiczących rozległy się szepty niedowierzania. Czarnowłosy rzucił im ostre spojrzenie i wszelkie rozmowy ucichły. Następnie znów spojrzał na Snape'a, Harry'ego i Siergieja. - Proszę, wybaczcie im. Nigdy wcześniej nie widzieli maga.
Rosjanin wyszczerzył się niczym wygłodniały wilk i puścił oczko jednemu z młodych żołnierzy. Chłopak zarumienił się gwałtownie, ale na jego urodziwej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Harry zachichotał, za co zarobił mocne trzepnięcie w tył głowy od Snape'a.
- Nie zapominaj, gdzie jesteśmy - warknął, kiedy Potter rzucił mu urażone spojrzenie. Gryfon skinął krótko głową.
Mężczyzna z tatuażem ruchem ręki rozkazał żołnierzom ćwiczyć dalej i podszedł do trójki czarodziei kocim krokiem. Siergiej poruszył brwiami, lustrując jego umięśnioną sylwetkę wzrokiem.
- Nazywam się Fuego - powiedział czarnowłosy, a jego spojrzenie zatrzymało się na Rosjaninie. Coś błysnęło w jego żółtych oczach, jednak zanim Siergiej zdążył zorientować się, co to było, mężczyzna odwrócił wzrok.
- Przybyliśmy do Minas Ignis, by mówić z twoim panem - powiedział sucho Snape, zaciskając palce na ramieniu Harry'ego. Fuego patrzył na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
- Oczywiście. Niestety, mój pan jest obecnie zajęty rozmową z innym czarodziejem. Jeśli się nie mylę, miał na imię Malfoy. - Zmarszczył brwi, widząc spojrzenia trzech czarodziei. - Znacie go, mości magowie?
- Cholerny śmierciożerca - syknął Siergiej, zaciskając pięści. Zamrugał i spojrzał na Severusa. - Bez urazy, stary.
Snape zbył jego słowa machnięciem ręki.
- Był z nim ktoś jeszcze? - zapytał Mistrz Eliksirów, przenosząc spojrzenie na Fuego.
- Tak. Mężczyzna o imieniu Avery i młodzieniec zwany Aiden Vane.
Severus zaklął. Aiden Vane mógł stanowić problem - był bystry i bardzo niebezpieczny. Zerknął na Pottera. Lepiej, żeby ta dwójka nie stanęła sobie na drodze, albo wszystkie plany szlag trafi - Vane zabiłby dzieciaka w ciągu kilku minut.
- Anette - zawołał Fuego. Po chwili u jego boku pojawiła się dziewczyna o rudych włosach i żółtych oczach. Harry był pewien, że skądś ją zna...
Kobieta spojrzała na niego z troską, po czym podeszła bliżej i przyjrzała się żółtemu guzowi na skroni chłopaka.
- Och, mój ty biedaku - powiedziała przepraszająco. - Przepraszam, że uderzyłam cię tak mocno. Czasami zapominam o własnej sile. - Harry wzdrygnął się, gdy jej gorące palce dotknęły bolącego miejsca. - Nie ruszaj się, kochaneczku.
Syknął, kiedy mała ranka na jego skroni zapłonęła na chwilę. Kiedy dotknął miejsca, gdzie przed chwilą znajdował się guz, zorientował się, że po zranieniu nie było śladu. Kobieta, którą Fuego nazywał Anette, uśmiechnęła się do niego szeroko i poklepała mocno po ramieniu. Potter sapnął, kiedy ugięły się pod nim kolana. Rudowłosa zachichotała.
- Wybacz.
Siergiej zerknął przelotnie na Fuego. Mężczyzna przyglądał się Anette z pobłażliwym uśmiechem na twarz, co jedynie dodawało mu uroku.
Rosjanin nigdy nie widział nikogo tak pięknego - klatka piersiowa czarnowłosego była umięśniona i blada, nieskalana żadną blizną; włosy, gęste i długie, muskały delikatnie napiętą skórę jego pleców.
Fuego miał ostre rysy twarzy, duże, intrygujące żółte oczy i pełne usta, które zdawały się być wręcz stworzone do całowania...
- Caz!
Siergiej odwrócił wzrok, słysząc wybuch Harry'ego.
Gryfon zorientował się, że wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem i zaczerwienił się gwałtownie.
- W-widział pan gdzieś mojego kruka? - zapytał Harry, kierując pytanie do przyglądającego się mu Fuego. - Był z nami, ale w komnacie, w której się obudziliśmy...
Fuego uśmiechnął się uspokajająco. Odwrócił się do trenujących żołnierzy i krzyknął krótko. Jeden z nich natychmiast odłożył miecz treningowy i podszedł do czarnowłosego.
- Przynieś kruka tego młodzieńca - powiedział Fuego. Żołnierz skinął szybko głową, pstryknął palcami i zniknął. Harry zamrugał szybko.
Po kilku sekundach rozległ się głośny skrzek i czarna kulka pierza wpadła Potterowi w ręce.
Niewdzięczny bachorze! Nigdy, powtarzam, nigdy więcej nie uratuję ci tyłka. Taka niewdzięczność!
- Też się cieszę, że cię widzę, Caz - mruknął Harry, unosząc ptaka na wysokość swoich oczu.
Daruj sobie, fuknął kruk, ale jego czarna główka potarła policzek Gryfona. I nigdy więcej nie waż się mnie tak straszyć. Myślałem, że ta ruda ździra cię zabiła, a ja trafiłem do niewoli na plantacji kawy.
Harry roześmiał się głośno.
- Potrzebujemy Księgi Płomieni - powiedział nagle Snape. Fuego spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Po cóż wam księga mojego pana, magowie? - zapytał ostro.
Snape położył dłoń na ramieniu Harry'ego i ścisnął lekko. Harry spojrzał na niego, nie wiedząc, o co chodzi.
- Ten dzieciak został przeklęty przez Voldemorta.
Twarz Fuego wykrzywiła się we wściekłym grymasie, który jednak szybko ustąpił miejsca lekkiemu uśmiechowi.
- Czym?
Snape spojrzał na niego poważnie.
- Somni Mortis.
Fuego wciągnął powietrze przez zęby. Jego żółte oczy zapłonęły.
- Anette, zajmij się treningiem. - Kobieta skinęła głową, pomachała Harry'emu na pożegnanie i odeszła. - Chodźcie za mną. Zaprowadzę was do mojego pana.
- Gdzie my w ogóle idziemy?
Severus westchnął, słysząc to pytanie po raz czwarty. Siergiej doprawdy nie potrafił się zamknąć nawet w sytuacji, w której w każdej chwili ktoś mógł wyskoczyć zza rogu i zaciachać ich ostrymi jak brzytwa mieczami. Wystarczyłoby jedno skinienie głowy tego czarnowłosego bubka, który co chwilę posyłał Rosjaninowi krótkie spojrzenia, i bach!... Dumbledore mógłby zacząć szukać nowego Wybrańca.
Zerknął kątem oka na idącego obok dzieciaka. Potter był blady, ale twarz miała zacięty wyraz, a oczy błyszczały determinacją. Dłoń Snape'a wciąż spoczywała na jego ramieniu, choć zdawał się tego nie zauważać - po grymasach, w które co chwilę wykrzywiała się jego twarz, można było wywnioskować, że prowadził zażartą, mentalną kłótnię ze swoim pierzastym przyjacielem. Kruk siedział na głowie Gryfona i raz po raz ciągnął go za włosy - dość mocno, by z zaciśniętych ust chłopaka wydobyło się ciche syknięcie.
Snape odwrócił głowę, kiedy ktoś wymierzył mu kuksańca w bok. Siergiej wyszczerzył się i mrugnął porozumiewawczo, patrząc sugestywnie na rękę Ślizgona spoczywającą na ramieniu Pottera. Mistrz Eliksirów posłał mu pogardliwe spojrzenie mówiące: "Spróbuj się odezwać, a zamorduję" i Rosjanin wycofał się, chichocząc.
- To gdzie idziemy? - zapytał Siergiej, uśmiechając się szeroko. Fuego spojrzał na niego przez ramię, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec na widok uśmiechu czarodzieja.
- Zaprowadzę was do mojego pana - odpowiedział beztrosko, choć w jego głosie pobrzmiewała twarda nuta. - Nikt, ale to nikt oprócz mistrza nie ma prawa korzystać z zaklęć Księgi Płomieni, nawet Voldemort.
Harry podniósł głowę, słysząc imię Czarnego Pana.
- Fuego? - zagadnął nieśmiało. Czarnowłosy wojownik spojrzał na niego pytająco. - Czy twojemu panu odpowiadają metody Voldemorta?
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie, ale jego oczy przybrały poważny wyraz.
- Nie wiem tego, Harry Potterze. Nie wiem również, czy zgodzi się wam pomóc. Wiem jednak, że mimo krwawej reputacji w świecie czarodziejów, mój pan nie jest taki zły, za jakiego go mają - zniżył głos do szeptu, pochylając się lekko w stronę Gryfona. - W tajemnicy powiem ci, że uwielbia wszelkiego rodzaju piękno. To wrażliwy człowiek, mimo że na takiego nie wygląda.
Severus powstrzymał śmiech. Wrażliwy? Morderca tysięcy ludzi - WRAŻLIWY? Czy świat całkowicie oszalał, czy to Snape zaczynał tracić zmysły?
Spojrzał ponownie na zielonookiego potwora idącego obok i poczuł falę gorąca opływającą jego ciało. Już prawie go miał, wtedy na polanie. Jeszcze trochę i zasmakowałby tych kształtnych ust... Gdyby nie ten przeklęty Rusek...
Snape potrząsnął głową, próbując pozbyć się natrętnych myśli.
Zdecydowanie tracił zmysły.
*
Aiden Vane nienawidził, kiedy go lekceważono. A to właśnie zrobił Lucjusz, kiedy po cichu wymknął się z komnaty, w której obudził się młody śmierciożerca. Zrobił to także Azi Dahak, sądząc, że Vane będzie posłusznie siedział w miejscu i nie spróbuje się wydostać z małego więzienia.
Aiden spojrzał beznamiętnie na drewniane, ciężkie drzwi i nacisnął klamkę. Zamek szczęknął cicho, ale drzwi pozostały zamknięte. Przeklął głośno, po czym zerknął na nieprzytomnego Avery'ego. Nigdy nie lubił tego pyszałka. Tak słaby... niegodny służenia Czarnemu Panu. Uśmiechnął się do siebie. Przecież nikt nie będzie wiedział, więc dlaczego nie? Zawsze będzie mógł zrzucić winę na wojowników Servi Ignis. Wyciągnął różdżkę.
- Avada Kedavra.
Błysnęło zielonym światłem. Ciało Avery'ego poruszyło się spazmatycznie jeden jedyny raz, po czym znieruchomiało.
Vane uśmiechnął się i ponownie spojrzał na drzwi. Musiał się stamtąd jeszcze tylko wydostać...
*
Lucjusz westchnął błogo, opadając na miękkie poduszki. Alkohol przyjemnie szumiał mu w głowie, sprawiając, że wszystkie członki stały się niewładne. Nie był w stanie choćby poruszyć palcem, a co dopiero wstać i walczyć, gdyby zaszła taka potrzeba.
Czuł na sobie spojrzenie Azi Dahaka, ale nie przeszkadzało mu to. Jego powieki przymknęły się, a z piersi wyrwał cichy pomruk, kiedy dłoń starszego mężczyzny dotknęła delikatnie jego włosów.
- Tak piękny - szepnął Azi Dahak, przysuwając do twarzy kosmyk długich blond włosów. - Tak wspaniały.
Malfoy słyszał słowa swojego towarzysza, ale nie był w stanie ich zrozumieć. Tkwił jeszcze przez chwilę w tym transie, dopóki nie ocuciło go mocne uderzenie w twarz. Nie na tyle mocne, by go poważnie zranić, oczywiście, ale wystarczające, by poderwał się do pozycji siedzącej.
Azi Dahak uśmiechnął się drapieżnie.
- Wielka szkoda, że nie jesteś kobietą - powiedział wesoło, unosząc do ust kieliszek wina. - Z taką urodą zostałbyś pewnie moją branką.
Lucjusz zbladł i spojrzał w dół. Jego szata była rozpięta na piersi, odsłaniając bladą skórę. Poruszył się lekko. Odetchnął z ulgą, nie czując żadnego dyskomfortu. Władca Servi Ignis roześmiał się głośno. W tym samym czasie drzwi komnaty otworzyły się z trzaskiem.
Szare oczy śmierciożercy rozszerzyły się gwałtownie.
*
- Fuego. - Wojownik klęknął przed "tronem" swojego władcy, pochylając głowę. Gestem dał swoim towarzyszom do zrozumienia by zrobili to samo. - Kogo sprowadzasz, mój wierny sługo?
Mężczyzna podniósł głowę, patrząc w żółte tęczówki Azi Dahaka.
- Oto trzej czarodzieje, mój panie, wysłannicy Albusa Dumbledore'a: Harry Potter, profesor Severus Snape oraz Siergiej Niżegodorow.
Władca Servi Ignis spojrzał na przybyszów z zainteresowaniem, po czym jego oczy zabłysły.
- Albus? Ach, dawno nie widziałem tego starego pryka. Pamiętam, że zawsze był świetny w szachy i nigdy nie udawało mi się z nim wygrać. Może następnym razem. - Mężczyzna zamyślił się na chwilę, jakby rozpracowywał strategię kolejnej gry, po czym potrząsnął lekko głową i usiadł wygodniej na poduszkach. - Widzę, że coś cię trapi, mój drogi Fuego.
Czarnowłosy kiwnął głową.
- Tak, mój panie. - Jego żółte oczy przesunęły się na Harry'ego. - Ten chłopiec został przeklęty przez Lorda Voldemorta.
- I?
- Użył zaklęcia zamieszczonego w Księdze Płomieni.
W sali tronowej zapadła cisza tak gęsta, że zdawała się być niemal namacalna. Twarz Azi Dahaka nie wyrażała już uprzejmego zainteresowania - blada i wykrzywiona we wściekłym grymasie przeraziła nawet Fuego, który widział wiele obliczy swojego władcy.
- Lucjuszu - odezwał się po dłuższej chwili siwowłosy mężczyzna. Śmierciożerca podniósł na niego wzrok. - Dlaczego mnie o tym nie poinformowałeś? Sądziłem, że masz zamiar wyjawić mi cały plan twojego pana.
Malfoy przełknął ślinę, zerkając na Pottera. Pierwszym odruchem, kiedy tylko zobaczył tego przeklętego bachora było sięgnięcie po różdżkę. Powstrzymał się dosłownie w ostatniej chwili, widząc, że Snape już zaciskał palce na swojej, patrząc na niego z niemym ostrzeżeniem.
- Nie wiedziałem o tym, panie - odparł zgodnie z prawdą, patrząc w zimne, okrutne oczy Azi Dahaka, który jeszcze niedawno rozmawiał z nim jak równy z równym. - Czarny Pan nie informuje mnie o wszystkich swoich poczynaniach.
- Rozumiem. - Azi Dahak wstał i podszedł do Pottera, który bezwiednie cofnął się o krok. Oczy Malfoya rozszerzyły się ze zdziwieniem, kiedy Snape wysunął się na przód, zasłaniając chłopaka własnym ciałem. Azi Dahak zatrzymał się przed nim i w ciszy zmierzył go spojrzeniem.
- Chcesz, bym ściągnął zaklęcie z tego chłopca? - zapytał głosem na tyle cichym, by tylko Harry i Severus usłyszeli jego słowa.
- Tak. - Głos Mistrza Eliksirów brzmiał twardo i zdecydowanie. Jego czarne oczy wpatrywały się bez strachu w żółte tęczówki władcy Servi Ignis.
- Chcesz, by przestał cierpieć?
- Tak.
- Więc odsuń się.
Snape zawahał się i spojrzał przez ramię. Gryfon patrzył na niego bez słowa, a w jego oczach błyszczał strach. Blade dłonie chłopaka zacisnęły się mocno szacie nauczyciela, po czym puściły go i Severus odsunął się na bok.
Azi Dahak delikatnie chwycił głowę Harry'ego. Na jego ustach pojawił się uspokajający uśmiech.
- Będzie bolało.
Gryfon skinął głową, zerkając na Mistrza Eliksirów, który stał obok Rosjanina. Ręka Siergieja spoczywała na ramieniu przyjaciela, jak gdyby powstrzymując go od podejścia do Pottera.
Azi Dahak zaczął szeptać coś w obcym języku, jego palce mocniej zacisnęły się na głowie Gryfona, by przytrzymać go w miejscu.
Harry krzyknął głośno. Wydawało mu się, że w jego żołądku ktoś rozniecił ogień, który powoli spalał wszystkie wnętrzności. Szarpał się rozpaczliwie, próbując uwolnić z uścisku Azi Dahaka, ale mężczyzna był zbyt silny.
Z każdą chwilą ból nasilał się, aż w końcu stał się tak wielki, że Harry wrzeszczał non stop. Po jego policzkach spływały łzy, ręce zaciskały konwulsyjnie na przedramionach siwowłosego władcy.
Jak przez mgłę widział stojącego nieopodal Snape'a i wyciągnął rękę w jego stronę, błagając o pomoc. Zawył, widząc jak nauczyciel stawia krok w jego kierunku, ale trzymający Severusa Siergiej ani myślał go puszczać.
Nagle wszystko się skończyło. Ból zmalał, zamieniając się w tępe pulsowanie, a dłonie Azi Dahaka poluźniły uchwyt na jego głowie.
Harry osunął się na kolana i zwymiotował gwałtownie. Z jego ust wyciekła czarna, smolista substancja. Potter uniósł wzrok, czując czyjąś dłoń spoczywającą na jego ramieniu.
Ostatnim, co widział, były czarne, wpatrujące się w niego oczy. Potem nastała ciemność.