PORTRET PSZCHOLOGICYNY ELŻBIETY BIECKIEJ – cytaty:
„Elżbieta myślała o nim z zachwytem, w którym był smutek nie mający jakoby żadnej przyczyny. Bo ona nie marzyła kochając, o wzajemności, wcale jej nie pragnęła. Właśnie jedyny ratunek był w tym, że on jej nie kochał. Mimo to czasami wyobrażała sobie jaka szczęśliwa musi być jego żona […]. Jej miłość piętnastoletnia była sprawą ogromną i w życiu jedynie realną […]. Niestety ta sprawa ogromna i jedynie realna skończyła się dość prędko wielkim rozczarowaniem”. (Awaczewicz, stosunek do mężczyzn i wpływ zdarzenia na dorosłe życie – Elżbieta była ślepo zakochana w mężczyźnie, żyła wyobrażeniem o nim, a później to co odkryła odbiło się na jej późniejszym stosunku do mężczyzn, stała się nieufna wobec nich i nie pozwalała im się do siebie zbyt prędko zbliżyć).
,,Były okropne, ale całkowicie niewinne tego jakie są. Gdyż ich twarze – pokrzywione fałdami, gorzkie, fałszywie uśmiechnięte, ironiczne albo tragiczne – nie wyrażały żadnej prawdy ich charakterów”. (stosunek do kobiet, starszych kobiet – Elżbieta patrzyła na nie przez pryzmat ich starości, nie dostrzegała ich charakterów tylko cechy zewnętrzne, czuła do nich jakby niechęć, a ich starość wydawała jej się czymś dziwnym).
,,Myślała, że każdą z tych starych kobiet mogłaby być ona sama. Nie jest. Jest tylko sobą. Nazywa się Elżbieta Biecka, mówi o sobie: ja. Tu są one wszystkie, razem z ciotką Cecylią – a tu ona jedna osoba, skazana na siebie aż do końca. Jest to tylko przypadek, przerażający traf. I cały świat pełen jest takich przerażeń. Można by myśleć, że one należą do odrębnego, szczególnego gatunku ludzkiego, który temu podlega, że starość ich tylko jest udziałem. A przecież wystarczy czekać – i to przyjdzie. Wystarczy zwyczajnie żyć […] Elżbieta wiedziała, że starość jest tylko dalszym ciągiem młodości”. (stosunek do kobiet, do ciotki, do ich starości, kontemplacja przemijania).
,,Wyobrażał sobie tą Elżbietę jako pannę pewną siebie, oschłą i wyniosłą”. (osobowość)
,,Weszła żywo z uśmiechem mówiąc głośno od progu, jak jest zdziwiona, jak się cieszy. Nawet jak jest wdzięczna, że nie zapomniał. Wszystko to była jednak nieprawda, służąca do zajęcia miejsca w czasie, do zorientowania się w sytuacji”. (Elżbieta po przemianie, w dorosłym życiu, już nie jest tą samą oschłą osobą jaką była w dzieciństwie, udaje kogoś kim nie jest).
,,Pani Cecylia bała się, że ten Pan wytrwałymi swoimi zalotami może wreszcie dopiąć celu. Zwłaszcza, że Elżbieta na ogół nie lubiła towarzystwa i mało kogo widywała z tutejszych mężczyzn. Ale dowiedzieć się czegoś, a nawet mówić z nią o tym było niepodobieństwem”. (stosunek Elżbiety z ciotką – nie potrafiły się ze sobą porozumieć, nie potrafiły ze sobą rozmawiać o rzeczach ważnych; osobowość Elżbiety – nie lubiła towarzystwa, nie ulegała łatwo mężczyznom, musieli się o nią starać).
,,Jej usta były niezaradne w pocałunkach, jej ciało, które obejmował, nienawykłe do upojenia. - Dlaczego się bronisz? - zapytał”. (stosunek Elżbiety do mężczyzn, nie ufała im i nie łatwo ulegała).
,,- Nieraz sobie myślę, jak ty się nie brzydzisz, kiedy to wszystko robisz koło mnie. To co odczuwała Elżbieta nie było obrzydzeniem. Może jednak czymś gorszym […]. - A kto robił przy mnie wszystko, ile razy byłam chora, od samego dzieciństwa – nie ty? Gdy to powiedziała jej głos zadrżał i zakołysał się od wzruszenia. Ta tkliwość nie należała jednak do chwili obecnej i nie dotyczyła tej chorej kobiety. Pochodziła z innych zasobów. Elżbieta mianowicie pomyślała o matce, która nie pielęgnowała jej nigdy w chorobie”. (stosunek do ciotki Kolichowskiej – Elżbieta czuła do niej niechęć, była pomiędzy nimi jakaś bariera, ale mimo to Elżbieta była jej wdzięczna za to co dla niej zrobiła; stosunek do matki – Elżbieta miała żal do niej, brakowało jej matki, jej miłości której nigdy nie otrzymała).
,,Matka była zdenerwowana, naprzód spieszyła się, a teraz czekała niecierpliwie. Lepiej było milczeć. Elżbieta z ciekawością przyglądała się jej sukni. Była z mszystej, mięciutkiej wełny białej i zapinała się na piersiach ukośnie na trzy guziki, trzy okrągłe kawałki różowego koralu. Na szyi nie było pereł tylko sznurek takich samych, trochę drobniejszych różowych korali […]. Była cała czysta, świeża, zbytkowna, gładka – bez jednej zmazy. Była czymś najpiękniejszym, co da się pomyśleć. Była bezużyteczna. Była tylko do ozdoby […]. Nie była matką. Była zwyczajnie drugą kobietą”. (stosunek Elżbiety do matki – patrzyła na nią przez pryzmat wyglądu, cech zewnętrznych, nie starała się jej poznać, wciąż tkwiło w niej zranienie z dzieciństwa).
,,Zenon zawdzięczał go (Tczewskiego), tak jak Mariana Chąśbę, Elżbiecie”. (Elżbieta pomagała ubogim, starała się znaleźć im pracę).
,,Cały świat jest taki. Od dzieciństwa męczyła się tym, że matka miała kochanków. Słuchała potem okropnych rozmów starszych kobiet o życiu, rozmów ciotki z panią Łucją o mężczyznach. Już dawno domyśliła się co to były te przedmioty w kasie wuje Kolichowskiego, znalezione przez żonę po jego śmierci. I wiedziała, na jaką chwilę trafiła, przychodząc za wcześnie do panny Wagner, gdy czerwony u jakby pijany cudowny Awaczewicz otwierał jej drzwi. Cały świat jest taki – życie dziejące się obok, za zasłoną. Jej wstręt dziecinny do tych spraw odrzucał ją zawsze gdzieś na ubocze istnienia”. (stosunek do mężczyzn i wpływ dzieciństwa na dorosłe życie – Elżbieta nie ufała mężczyznom, czuła do nich wstręt, na to wpłynęły romanse jej matki oraz sprawa z Awaczewiczem).
,,Schyliła się nad Justyną z bliska – w sposób siostrzany, w którym jednak nie było dobroci. Tylko zimno wewnętrzne i bicie serca z wysiłku […]. Elżbiecie zdawało się, że zobaczyła jej uśmiech. Jej duże oczy, bardziej niebieskie od płaczu, jej usta niemądre, z dziecinnie poderwaną górną wargą – to wszystko z każdą chwilą stawało się bardziej obelżywe. Była ładna we łzach, policzki miła różowe i gorące. Nie można było tego nie widzieć, nie można było o tym zapomnieć. Nie można było tego wytrzymać – jej rąk gołych po pachy, jej szyi grubej i okrągłej, jej nóg obutych tylko w białe płócienne pantofle”. (stosunek Elżbiety do Justyny – Elżbieta czuła niechęć, niemalże nienawiść do Justyny, zazdrościła jej nawet urody, była zazdrosna o męża).
,,Tak samo jak tamta kobieta w teatrze otarła się przelotnie policzkiem o rękę matki. Ale wiedziała, że ta chwila nie była zbliżeniem matki do dziecka. Nie była tym zwycięstwem wieloletniej dziecinnej tęsknoty, marzonym odwetem niekochanej, niepotrzebnej rodzicom dziewczynki”. (stosunek Elżbiety do matki, wpływ dzieciństwa na późniejsze życie – Elżbieta tęskniła za rodzicami, chciała być kochana, czuła się samotna i opuszczona przez nich).
,,Było ciężko dowiadywać się co dnia nowych szczegółów o jego zdradzie, zobaczyć tę Justynę, widząc jaka jest, usłyszeć od niej, wyrozumieć z jej słów, jak było naprawdę. To było ciężko. Ale wtedy jeszcze on mógł o każdej chwili przyjść, wtedy jeszcze był w tym samym mieście, co ona, wtedy jeszcze mimo wszystko ją kochał. Mógł przyjść! Mógł przyjść!...” (stosunek do Ziembiewicza – Elżbieta była zazdrosna o jego kochankę, ale nie mogła o nim zapomnieć, kochała go, chciała żeby ją zatrzymał; stosunek do Justyny – nie rozumiała jej, nie chciała uwierzyć w to co się stało).
,,Wbrew temu co mówiono Justyna jeszcze przed ślubem Zenona i Elżbiety zaczęła pracować jako ekspedientka w sklepie bławatnym Torucińskiego […]. Prawda była jednak tak, że zawdzięczała owo miejsce Elżbiecie […] przywykła do myśli, że zagadnienie Justyny jest skończone. Myślała nawet, że sama Justyna gdzieś wyjechała, że nie mam jej w mieście w ogóle. A oto wracała nagle gotowa u tylko czekająca swej pory. I trzeba było jej sprawę podjąć w tym samym miejscu gdzie została przerwana, podjąć razem z nim, jak się wyraził ,,nieść”. (stosunek Elżbiety do Justyny i do Ziembiewicza oraz do ubogich – Elżbieta pomagała ubogim, w tym wypadku Justynie, mimo że Justyna ją skrzywdziła to Elżbieta jej pomogła, zrobiła to na prośbę Ziembiewicza, dla niego była w stanie zrobić wszystko, nawet pomóc jego kochance, była ślepo zakochana).
,,- Chcę panu to jeszcze powiedzieć – wróciła do tamtej sprawy Elżbieta – że ona ma dobre warunki na ekspedientkę. Jest młoda, zdrowa, zręczna Jest uprzejma i przystojna...
Mówiąc tak myślała, że robi dobrze, że tak właśnie trzeba. Dlatego, że to było trudne”. (Stosunek do Justyny – Elżbieta pomagała jej, ale tylko dlatego, że myślała, że tak trzeba, robiła to raczej dla męża, dla Ziembiewicza; poglądy Elżbiety na życie – myślała, że trzeba robić to co jest trudne, że trzeba się ze wszystkim godzić, że to co trudne jest najważniejsze, że powinna robić to co wydawało jej się właściwe, że trzeba wszystkim pomagać).
,,- Czy tęskniłaś? - upewniał się żądając by odpowiedziała mu słowami. - Kochasz?
Mówiła to czego chciał. Od tych słów, powiedzianych jeszcze raz, gorąco przenikało jej ciało. Chwytała oddech, wyłamując się z jego objęć”. (stosunek do Ziembiewicza – Elżbieta mówiła mu to co chciał usłyszeć, ale nie ulegała mu we wszystkim).
,,- To było szaleństwo wtedy ją wzywać – powiedział nieoczekiwanie podniesionym głosem, prawie krzyknął. - Nigdy właściwie nie rozumiałem, dlaczego to zrobiłaś. Co miałaś na celu, co chciałaś przez to osiągnąć?
- Jak to Zenonie, ty się pytasz, ty...
- Przecież nie mówiłaś mi wcale, że chcesz to zrobić.
Powiedziała ciszej, jakby przywołując go do porządku:
- Wyrzekłam się ciebie dla niej. Powiedziałam jej, że jesteś wolny.
- Widzisz! Widzisz!
- Nie rozumiem. Musiałam chyba wiedzieć, przed czym mam ustąpić.
I ciszej dodała:
- Nie rozumiem. Musiałam chyba wiedzieć, przed czym mam ustąpić.
I ciszej dodała:
- Nie mogłam inaczej...
Zatrzymał się przed nią.
- Robiłaś wszystko, żeby być ze sobą w porządku. A widzisz to nie o to chodzi. Cierpienie wcale nie jest usprawiedliwieniem.
- Zenonie, robiłam co myślałam, że trzeba, co było najtrudniejsze.
- Tak się zawsze wydaje, że to co trudne jest właśnie dobre. A tymczasem dotąd przecież dla niej samej nic nie zrobiliśmy. Dotąd właściwie w tym wszystkim wciąż siebie mieliśmy na uwadze.
- Nie ja. Nie ja. - broniła się, po raz pierwszy zrywając z nim solidarność.
- Ty także. Poczekaj, przecież myśmy niczego się nie wyrzekli, myśmy zachowali wszystko. Ale to na jej zniszczeniu wyrosło to, co jest między nami. Tak to było i tak jest do dziś.
Zdawało się, że zrozumiała wreszcie. Wstała , jak gdyby miała odejść, popatrzyła na niego i zawahała się. Nie szukała odpowiedzi ani nawet ratunku. Nie było o co się spierać, nie było ważne, z czyjej winy, wynikało to co jest.
(stosunek Elżbiety do sytuacji z Justyną – Elżbieta próbuje się usprawiedliwiać, nie widzi swojej winy w śmierci Justyny. Po raz pierwszy nie zgadza się z Ziembiewiczem).
,,Po śmierci Ziembiewicza wdowa wyjechała do rodziny za granicę, pozostawiając syna pod opieką babki”. (wpływ dzieciństwa na dorosłe życie – Elżbieta powieliła schemat matki i opuściła swojego syna).