Gdy spotkam Boga, zapytam go co takiego jest ze mną nie tak.
Tym razem na powaznie. Straciłem juz chyba ostatni punkt zaczepienia. Budze się rano, w swoim łóżku, sam. Myje tylko uszy i zęby, bo nie mam czasu na prysznic. Nie pamietam, ile wczoraj wypiłem, wiem że ten bimber, o mocy jakis 85% mnie rozłozył. Nic się nie udało, plan miał byc zupełnie inny. Na zajęciach ledwo mogłem skupić wzrok na kartce papieru. Trzęsę się, nie wiem czy z zimna czy z przepicia.
Mam dziewczynę, od wczoraj. I coś czuję, że do dzisiaj. Nawet nie 24 godziny, nowy rekord. Nigdy nie byłem dobry w związkach, mój najdłuższy trwał 5 miesiecy. Tak przynajmniej kiedys powiedziała, bo ja pamietam że zerwałem z nią po miesiącu. Pięknie, kurwa, pieknie.
Nie licze się z konsekwencjami. O tym, że moja dziewczyna chce ze mną zerwac dowiedziałem sie przeglądając stare wiadomości na fejsie. Nie pamietałem tego.
Moja dziewczyna ma męża i dziecko w innym kraju.
Jakos tak przed południem zauwazyłem slad po papierosie na ramieniu. Ślady po, jak sadze paznokciach, na mojej klatce piersiowej zauwazyłem pare godzin później. Zgroza.
Nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie potrafię się zm
Nie potafię się zmienić. Dziwie się, że ludzie wciąz sie do mnie odzywają. Nie wszyscy oczywiście, a zwłaszcza ta na której, chyba mi zależy. Obudziłem się najebanny z lekka, ponownie – przeglad wiadomości z ostatniej nocy. Przeglad mojego ciała. Pamietam jak ciełem sie skalpelem, nie pamietam skąd te wszystkie siniaki, nie wiem co wczoraj odpierdalałem. Dzieje sie ze mną cos dziwnego, cos czego nie potrafię sobie wytłumaczyc. Spalam sie.
Nie kocham jej, chociaz bardzo bym tego chciał. Jestem pod tym wzgledem uposledzony, daleko w tyle. Spotykasz sie z kims kiedy twój najdłuzszy zwiazek trwał niecały miesiąc, a ona ma juz kilkuletni staz z kilkoma facetami, jakis kolo nawet sie jej oswiadczył. Ba, ona jest mężatką i ma dziecko.
Akceptuje to, nie przeszkadza mi to. Nic we mnie nie jest prawdziwe. Poza przyjażnią, chyba tylko po za tym. Nie kocham na serio, nie płacze serio, nie gniewam sie na powaznie, nawet jesli nienawidze, to nie jest to szczere. Kłamie cały czas, ale i tak nowo poznanym ludziom opowiadam najbardziej pojebane historie mojego zycia. Mimo to nie znam siebie, nie potrafię opisac samego siebie, wiec jak ktokolwiek moze powiedziec ze mnie zna? Maski, to wszystko to maski.
Nienawidze siebie i kocham zarazem. Mam ciągoty autodestrukcyjne. Jestem chory. Zbieram siły by wychlac ten pierdolony spirytus, opaśc w słodka niepamiec, nie musieć stawiac czoła nieuniknonemu.
To nie jest tak ze mam doła. Wrecz przeciwnie. Nawet troska o Nia jest.. Sztuczna. Jakby to nie pochodziło ode mnie. Nie potafie czuc naprawde.
Nawet nie rozumiem czym tak właściwie jest miłość. To mnie przerasta? Nie, raczej do mnie nie odciera. Moge sie tylko domyslac. I chyba nigdy nikogo nie kochałem naprawde
Nawet Gosi.
Nie mogę pic tego spirytusu, choc bardzo tego potrzebuję. Zaraz kaszle, mam spazmy, che mi sie rzygac.
Dlaczego akurat teraz te wszystkie sliczne dziewczeta kreca się wokół mnie? Jakby naprawdę mnie lubiły.
Tu mamy ideał. Wszystko na swoim miejscu. Ze Wschodu, te same kawałki, te same filmy, te same książki.
Ale to i tak inny swiat.
Nie mój.
Normalnośc jest tak daleko ode mnie... chyba jestem bliski odpowiedzi, ja nie pragne normalnego zwiazku. Chce burzy a nie slonca, chce cierpiec takze psychicznie, masochizm dla duszy. By tworzyc potrzebuje kryzysów. Siegnąc dna. Nie potrafię byc szczesliwy i jednoczesnie pisac. Musi mnie prygniesc ciezar istnienia.
Zaplanowałem juz własne samobójstwo. Dalekie od mojego wymarzonego skoku do wulkanu w wieku 98 lat. Ale i tak zadawalające.
Masz 50 lat i w oczach ludzi jestes stary. Pozyjesz jeszcze kolejne 20, 30, 50.
Mam 22 lata. Nie przezyłem wielu rzeczy, wielu nie poznałem. Nie potafię nie ranić. Czasem chciałbym wiedziec co jest nie tak.
Podobno jestem inteligenty, elokwenty, ciekawy. No dobra, wiem ze jestem. Mam potencjał, duży.
I nic z nim nie robie. Nie mozna oceniać ludzi za potencjał. Geniusz, który mógłby wymyslic lekarstwo na raka pasie owce gdzieś w Kazachstanie.
Nic co mówie, robie nie jest na powaznie.
To nieChyba ze jestem najebany. Wtedy jestem prawdziwy.
Podobno substancje psychoaktywne mogą uaktywniać, wydobyc na wierzch różnorakie zabuzenia psychiczne. Cóż... chyba to sie dzieje. No i ostatnio mam naprawdę za grubo. Halucyjnacje, drżące dłonie... Ale to nie o ciało sie martwie. To jest gra o moja dusze. Jesli jednak dusza to nie umysł, to nie swiadomosc, to nie wiem co to jest. Czym może byc. Nie czuje jej w takim razie.
Jestem za miły dla idiotek, zbyt chamski dla fajnych babek. Świetnie. Zajebiście po prostu.
I nikt nigdy nie dowie sie ajki jestem naprawdę. Płosze ludzi. "Bądź sobą", kurwa najgłupsza rada swiata. Gdybym był naprawdę soba, naprawdę wolny...
Ale nie jestem. Moze to i dobrze. Chciałbym się znaleźć na dobrze zaopatrzonej bezludnej wyspie.
Internet mi w zupełnosci wystarcza, do komunikowania sie z ludźmi. Tam wszystko jest żartem, tam zbliżam sie do mojego 'ja'.
Oczywiscie rozumiem, że łamanie powrzechnie przyjetych norm w danej społeczności jest zbrodnia przeciwko cywilizacji.
Mimo to modle się o wojne nuklearna. Kompletny reset.
Zniknąc gdzies na jakis czas. Niech uznają mnie za zaginionego, urządą symboliczny pogrzeb.
Jestem bezwartościowy. Nie odkryje penicyliny, bateri do pilota.
Nic po mnie nie pozostanie.
Petroniusz zginął piekną smiercia. Tez takbym chciał, ale niestety nie mam z kim ucztowac. To moja zona, ta która 'zgwałcila' mnie gdy miała 13 lat, to własnie ona miała popełnic samobójstwo z mojej reki. Nie ja.
Jestem niezdolny do miłosci. Mam skłonnosci do autodestrukcji. Odpierdalałem ostro prrzed 15 rokiem zycia. Śiwetnie kłamię. Brak mi empatii.
Jestem socjopatą. Kiedy przepraszam, robie tak tylko dlatego, ze wypada. Nawyk taki. Dzieci sa okrutne, a ja nigdy nie przestałem byc dzieckiem.
To czym tak własciwie jestem, mim sie stałem, to nie wpływ środowiska, złe wychowanie ani nic takiego. Sam się takim ukształtowałem. To nielogiczne, ze tyle nad soba pracujac nie potrfie nazwac tego, czym sie stalem.
Jak wyrznolem glowa w kaloryfer, tak ze nigdy pozniej nie widzialem wiecej swojej juchy, tak że została mi blizna ktra nosze z duma, i bede nosic do konca zycia, własnie wtedy, a wlasciwe potem, nikt mnie nie zbadał pod wzgledem ewentualnych niescislosci w mózgu
Innymi slowy, jestem pojebany bo walnąłem sie w głowę.
Brutalnie.
"I hate myself and I wanna to die"
Sid i Nancy.
Kurt nad Courtney.
Przemek i Katiusza.
Życie i śmierć.
A trzeba było urodzic się kaczką. Albo mrówka. Kurwa, tasiemcem.
Tasiemce nie maja uczuc, szczęściaże.
Ja też nie mam, ale się tego odemnie wymaga. Nikt nie wymaga od tasiemca, zeby kochał swojego gospodarza. Piekny układ.
Niestety nie jestem nihilistą, chodź wiele rzeczy mnie nie obchodzi, nie potrafie olac wszystkiego A chciałbym.
"Tylko tracąc wszystko, mozna robic wszystko"
Przypalałem sie rozgrzanymi iglami na długo przed tym jak czytałeś wszystkie te bluźniercze ksiegi.
Tak ciężko jest przepraszać, kieddy się nie pamieta za co. Ciężko jest szczerze przepraszać.
Mogę komuś oddac swoje caiło, dosłownie, ale z sercem jest znacznie gorzej.
Ono umarło. Przecierpiało tak wiele, ze tym razem nie wytrzymało. Jest co najmniej nieprzytomne. To jest chore.
I wierz tu człowieku w instytucję małżeństwa. No ja pierdolę.
Coś czuję że nawet własnego dziecka bym nie polubił.
Gdyby mi sie urodziło jakies. Sam moment narodzin. Czy poczułbym cokolwiek?
Jestem pustą skorupą. Chyba jednak nie mam juz duszy. Dusza była tym czego mi brakuje. Sprzedałem ją diabłu za butelkę wódki.
Tęsknię za czyms czego nigdy nie poznałem.
Jestem Przemek. Mam 22 lata, studiuje historię. Powiedzmy. Mam dziewczynę, od niedzieli. Moja dziewczyna ma meża i dziecko na Ukrainie. Jesteśmy ze sobą 3 dni.
Nawet jej jeszcze nie przeruchałem. Nie to, żebyśmy nie chcieli. Ale bywam ostatnio zbyt najebany zeby mi stanął. Bywa
Mam 22 lata i wzrok starca. Powykręcany kręgosłup. Narośle chrzęstno-kostne na rece, na nodze.
Masę różnorakich blizn, ukruszony ząb.
Zapadniete co poniektóre żyły.
Ale po chuj sie zadręczam. To nie jest prawdziwe. Nie ma sensu sie w to bawić.
Teraz już wiem, ze ta moja druga połówka po prostu nie istnieje.
"Everything it's ok".
Słyszałem to chyba z 30 razy, albo i więcej. Za kazdym kolejnym razem coraz bardziej w to watpie.
Strasznie to wzystko toksyczne. W sumie to chyba zaluje ze nie pojechalem do domu, chocby na te noc, na sobote, wrociłbym w niedziele.
Słodkie słówka, którymi staramy przykryc całe to gówno. Tydzien temu gadalo nam sie tak zajebiscie, bo bylem na chacie? Bo mnie nie znała? Bez sensu.
Chorych psychiczne nalezy izolowac.
Empati toto u mnie nie za wiele zamartwiam sie jakimis glupotami. Urodzilem sie w zlych czasach, powinienem byc z jakas blizej nieokreslona Nia, razem plonac i razem umrzec. Jak Sid i Nancy. Mniej więcej.
Nie potrafie i nie cgce sie uspokoic. Jestem masochista, ale przypalanie sie to nic nie znaczace igraszki. Ja chce cierpiec psychicznie, byc nieszczesliwy, rozpaczac. Nie rzez caly czas, ale potrzebuje tego przynajmniej raz w roku.
Teraz moja dziewczyna płacze u siebie i chce sie upic, a ja nie moge jej w tym pomoc, bo nie mam ani alkoholu, ani forsy na niego. Naprawde bardzo uzyteczny jestem, kurwa mac. Nie wiem co ona we mnie wdzi, nie rozumiem czego ona ode mnie chce, nie pojmuje, czy lubi sie mna po prostu bawic?
Nie ma forsy, jakims Adonisem nie jestem, brak mi ogłady. Pisze ciagle ze swoim mezem, dla jakis kolesi jest milsza nizli dla mnie. Poi mnie alkoholem, daje faji, ale mimo to i tak mnie wkurwia.
Pisze ze potrzebuje mojego wsparcia, a zaraz potem ze nie potrafie jej pomoc, bo ona nie potrfi pomoc sobie. Skad ja to znam. Pisze, ze chce umrzec. To bya moja kwestia. To ja mialem umrzec. Chyba tylko dla niej sie nie zabilem. By jej nie ranic. Mnie mozna ranic. Mówiła mi o swoim dziecku, o tym ze to jej skarb. Ona ma po co zyc. Ja jak sie okazuje, juz nie.
Dzieki Bogu, nareszcie płacze. W koncu, p chyba 2 tygodniach. Po prostu leca mi kojace lzy. Nie schlocham, orzezwiajace lzy, jak wiosenny deszcz. I placze z powodow egoistycznych, a jakze. Bo to ja chce umrzec.
Pięknie, jeszcze faktycznie sie zabije i wszyscy beda mnie o to obwiniac. Zajebiscie. Coz, niezaleznie od tego, to juz chyba ostatecznie koniec. Jednak, nawet nie tydzien. Cos tak czulem w kosciach. Trudno. Wiedzialem, ze pakuje sie w niezle bagno, bez perspektyw. I odpowiadalo mi to, z tym ze okazalo sie ze to smety jakes i ciagle problemy. Jakbym nie mial swoich.
Chcialbym potrafic wylaczac uczucia, stawac sie pusta skorupa. Bezdusznym, chcialbym aby splywalo to po mnie jak po kaczce. Musze zabic w sobie jakielkolwiek uczucia wobec niej. Te pozytywne, by chronic siebie i negatywne, by chronic ją.
Coz, o tej godzinie latwo sie pisze te slowa(4:47), kiedy ona prawdopodobnie ryczy a ja nie mam do niej kontaktu. Kiepski ze mnie pocieszyciel, kiepskie pogotowie ratunkowe.
I ze niby a jestem 'idealnym'.
Przyda mi się jakieś hobby.
To było 2 tygodnie temu, dzień po tym jak wywalono mnie z roboty nawet zanim fakycznie rozpoczołem szkolenie. Stwierdziłem, ze wiecej nie pije. Nie na zawsze oczywiscie, po prostu chcialem zrobić sobie dłuższą przerwę. Czulem, ze dobiłem do momentu w którym to nawet ja stwierdziłem, ze to za daleko. Przesadziłem. Dzien wczesniej mialem nadzieje skonczyc tylko na 4 piwach.
Kocahm ją, choc ta miłość pali mnie kwasem w przełyku. Ja chciałem umrzec – żyłem tylko chwilą. Gdyby ten jebany mandat przybył 2, 3 tygodnie wczesniej, juz bym nie żył.
Popełniłbm samobójstwo i zraniłbym wszystkich moich bliskich, ale o przynajmniej jedną osobę mniej. Może wiecej, ale to nic z czym by sonie nie poradzili
A teraz, kurwa mać zaczeło mi zalezeć. W innym czasie, w innym miejscu w kurwa innej rzeczywsitosci – bylibysmy dla siebie idealni. Wbrew pozorom, wbrem temu co twierdizłem zaslepiony zauroczeniem, to jednaknigdy nie spotkałem tak idealnej jak ona.
A teraz... To juz koniec.
Koniec.
Podświadom osc m i to mówiła od dawan. Moze i sam tego wyczekiwałem, ale to i tak musiało nadjeśc. Każde inne zakończenie było by idiotyczne.
A więc jednak to. Wolalbym jednak jej nie znac. Zbyt wiele bólu.
Choć jest teraz właściwie jedyną osoba, która mnie tu teraz trzyma, żałuję że ją poznałem. Gdybym tak tylko mógł przejmowac się sobą, byłbym chyba... nie szczęsliwy, o nie. Ale szczęsliwszy, to pewnne.
Najbardziej wkurwia mnie to, jak pusty sie czuje. Dla glupiej podfujary potrafiłem nie jeśc i nie spac. No dobra, nie dla n iej. Przez nia. A teraz... Wydaje mi się to wszystko sztuczne, ze juz przesrałem byc prawdziwy, ze płonąłem, palime sie jasnym plomieniem wydzielając trujacy dym.
Czemu to nie jest zdemoralizowana punkówa, która w dupie ma przyszłosc w mysl 'no future'?
Czemu to nie jest 15-letnia ucikierka z domu, ktora prowokowana burza hormonów poklocila sie ze starymi, i spierdolila z chaty?
Katiusza jest ode mnie młodsza, i to chyba o jakies 3 lata.
A i tak zawsze mysle ze jest starsza ode mnie
no, ale ja jestem wiecznie młody. Dobry biznes.
Unikałem cierpienia juz od dawien dawna, mam na nie wyjebane, i chocby najseksowniejsza z najsekownieszych kokietowała mnie, olalbym ją. Ufam tylko pewnym, staroswieckim eklaracjom.
Nie jestem jedbanym zdobywcom. Nienawidze rywalizjacji, Średnio znosze kooperacje. I jestem zbyt leniwy na indywidualizm. I naprawde, naprawdę nie mam pojecia kim jestem, czego chce i doką zmierzam.
A co jesli to wszystko z Katiusza to d=tylko dlatego ze w sumie to nigdy nie mogłm powiedzieć przed kimkoliwke, - "oto m oja dziewczyna?"
ze to wszystko tylko z żalu i ropaczy? Ze chce sonie odrobic na swoim zjebanym(pod tym wzgledem tylko!) dziecisntiwe, ze teraz jestem az tak zdesperowany ze pozwalam na...
No właśnie. Pomiatanie? Bycie w ostawce?
To głupie. Nie mam forsy, ni dałem jej orgazmu, obraziłem ją wiekokrotnie – a ona wciąz mnie lubi.
Mysl o tym, ze lubi bawic sie ludzkimi uczucuiami, jest dla mnie zbyt przykra
Ogarnia mnie smutek, kiedy mysle jk bardzo nie mzemy byc szczesliwi. Czy byl taki dzien?
Nie
z pwnoscia nie
Lissa. To jedno imię, z jebanego wczoraj upwniło mnie w tym że to ta jedyna. Jeszcze rano, zjaebany chyba tm byłem..
tak byłem, jeszcze wieczorem. Jak nieiwleie potrzeba by raj przemienił sie w piekło. Jak tu byc pewnym czegokoliek?
Jak długo czułem sie z nia(ook niej?) szczesliwy, naprawde, szczęsliwy? 3 godziny? - max.
A cierpiec będe znowu długo. Mozliwe, że już do końca.
Kazdy. Pierdolony każdy, chocby skończony cwel, zna Katiuszę. Kiedy tylko pomnachałem zaomej, ona zaraz udawała focha. A kazdym wieczorem ona wiesza sie na szyji kogos innego. To ona, nie ja, tylko ona spytała czy nie chce byc jej chłopakiem. Czy n ie che zeby ona była moja dziewczyna. To ona, n ie ja.
Co ona widzi takiego we mnie? Nie mam pojecia. Nie jestem przystojny, wysportowany to na pewno nie jestem.
Intelek jest, ale ona i tak za słqbo mnie zna by wiedziec, że moja intelignecja~=madrośc wybija sie troche ponać przeciętnośc.
Potenjał. Nie należy oceniac ludzi za potencjał .
Jak narazie to nie wydaje mi się, zeby była dzięki mnie bardziej szczęśliwa. Nie mam sobą nic do zaoferowania.
Bo po prosyu nie wiem. Dlaczego wybacza mi tle gówna.
Serio, czego ona chce? Mam jej nnie kochac, mam sie w niej n ie zakochiwac, ok – zrobi sie.
Ale wkuriwm mnie niemiłosiernie kiedy ja przychodze z nia - czemu nie ciagnie mnie tam sil?
Ale ona tk tanczy amam, zawsze, wiec chunnia
.
Power rangers.
Moc.
Chcałęm sie palac dp suranej smierci, ale teraz je spalam, czasem zjem.