Sommer: Co zrobić, by Stadion Narodowy przestał być obciążeniem dla podatnika?
Najnowsza afera stadionowa, która wybuchła po tym, jak okazało się, że nawet do koncertu Madonny, który odbył się w zeszłym roku na Stadionie Narodowym, trzeba było dopłacić, i to prawie 5 milionów złotych – jest kolejnym dowodem na to, że przy obecnie stosowanym tam „modelu biznesowym”, a raczej „modelu rabunkowym” obiekt ten nigdy nie przyniesie ani złotówki dochodu. Za to straty wywołane jego działalnością będą rosły – zwłaszcza jeśli będą na nim organizowane jakieś imprezy. Podatnicy będą musieli dopłacać do niego do końca jego istnienia. A grupa cwaniaków, która na nim żeruje, będzie sobie przyznawać coraz większe premie – zgodnie z wynalezioną przez siebie genialną zasadą, którą ministra sportu Anna Mucha pozwoliła im wprowadzić w życie, że im mniejsze straty, tym większe premie (swoją drogą zasada jest cokolwiek nielogiczna, bo przecież zwiększenie premii wywołane zmniejszeniem strat spowoduje w takim układzie strat tych zwiększenie, więc przy odpowiedniej proporcji współczynników strata przemieni się w zysk, ale tylko w kieszeni zarządu – w dodatku w jego interesie jest, by te straty zawsze były!).
Co więc zrobić, by Stadion Narodowy przestał być obciążeniem dla podatnika? Jest to w gruncie rzeczy bardzo proste. Trzeba pozwolić, by obiekt został zagospodarowany przez rynek. Przed budową nowego stadionu, na gruzach starego przez lata doskonale funkcjonował największy w tej części Europy bazar. Działały na nim tysiące prywatnych przedsiębiorstw, zapewniając zaopatrzenie w najrozmaitszy towar. Niestety, któryś z kolejnych socjalistycznych prezydentów Warszawy postanowił zlikwidować tę oazę kapitalizmu i w efekcie zamiast sprawnie działającej mekki biznesu mamy teraz nierentownego molocha.
Czy
dzierżawca terenu planował, że stanie się organizatorem
największego w Polsce bazaru? Oczywiście nie. Na początku
przewidywał prowadzenie na terenie obiektu zupełnie innej
działalności, ale to rynek zadecydował, co się
tam działo.
I ten sam proces powinien zaistnieć teraz na Stadionie Narodowym. Najpierw więc trzeba rozprzedać przestrzeń handlową i ogromny niewykorzystany teren dookoła stadionu. Później zastanowić się, co zrobić z główną częścią – może znowu przerobić ją na bazar? Przecież już w tym tygodniu na obiekcie zaczynają się pierwsze wielkie targi książki.
A może najprościej spróbować poszukać kupca na cały obiekt i w ten sposób jednym ruchem zdjąć z podatnika ten ciężar? Możliwości jest wiele. A hamulce tylko dwa: po pierwsze – ideologia stadionu, głosząca, że musi on istnieć dla chwały piłki nożnej; po drugie – ludzie, którzy „dla dobra narodu” wcielają ją, na koszt tego narodu, w życie. Nie będzie więc żadnej zmiany, dopóki te hamulce nie zostaną zwolnione. A Stadion Narodowy to oczywiście najlepsza metafora całego polskiego państwa, które działa dokładnie w taki sam sposób jak stojący w centrum Warszawy nierentowny obiekt…
Tomasz Sommer