Reinterpretacja mitu o Dedalu i Ikarze
W pewnym, bardzo bogatym i pełnym przepychu domu, mieszkała sympatyczna rodzinka ? mama, tata, dwójka dzieci i ich pies. Mieli mnóstwo pieniędzy, dzięki czemu dzieci uczestniczyły na wiele pozalekcyjnych zajęć w prywatnych szkołach całego miasta. Mieli też pracowitego i zaufanego kamerdynera ? Dariusza, który zostawiony przez niewierną żonę pozostał sam z synem, Ireneuszem. Obydwaj mocno zaprzyjaźnili się z rodziną, co dawało im wielkie nadzieje na wyjście na prostą, samodzielną już drogę.
Dariusz pracował dla państwa Minoszyńskich od 8 lat, jego syn chodził do szkoły razem z córką pracodawców swego ojca. Żyło im się naprawdę dobrze, wygodnie, nie doskwierały im żadne problemy. Tym bardziej, że Dariusz był prawdziwą złotą rączką ? zawsze wszystko naprawił, jak była potrzeba ? to i wystrugał z drewna, i ulepił z gliny, a nawet niekiedy napisał świetny wiersz. Jego sumienność i obowiązkowość dawały zaufanie Minoszyńskich, a to, co kwartał przekładało się na wysokie podwyżki.
Ale rodzina miała też pewne tajemnice, z których zwierzyła się swoim współlokatorom podczas bożonarodzeniowego
obiadu. Dotyczyły one zarówno sposobów, w jaki zdobywali pieniądze, jak i tego, kto pomagał im w niecnych podstępach. Od tamtej pory służący i jego syn nie mogli sami wychodzić poza granice przydomowego ogrodu ? stali się pewnego rodzaju zagrożeniem dla gospodarzy. Nie mieli możliwości robienia zakupów ani spotkań ze znajomymi. Znaleźli się w samym centrum domowego więzienia.
Prosto w oczy nikt im tego powiedział, ale sami świetnie wyczuwali sytuację. Byli osaczani, zadręczani dziwnymi pytaniami i regularnie przekazywani w ręce znajomego psychologa pana Minoszyńskiego.
Jednak to wszystko nie powstrzymywało ich od marzeń, które w ich głowach siedziały już od dłuższego czasu. Dariusz marzył, aby udać się w pełną wrażeń podróż dookoła świata. Dręczyła go chęć poznania innych kultur, języków? W ten sposób chciał też nauczyć swojego potomka wytrwałości w dążeniu do celu i spełniania nawet najgłębszych zachcianek. Ale było to trudne, kiedy każdy ich krok śledziły ukryte w kwiatach, szafach, a nawet łazienkach, kamery. Musieli więc znaleźć sposób, aby wydostać się ze "złotej klatki".
Całe
szczęście, że Dariusz był pomysłowy, sprytny i zwinny.
Wieczorem, kiedy państwo Minoszyńscy i ich dzieci już spali, wpadł
na genialny pomysł. Irka poprosił o pomoc. Musieli zachowywać się
cicho, bowiem pod drzwiami ich sypialni leżał czujny buldog. Z
koszul, które znaleźli w zabytkowym kufrze za komodą, uszyli
całkiem spory latawiec. Za szkielet posłużyła rama łóżka.
Uchwyty na ręce zrobili ze skórzanych pasków znalezionych na dnie
szafy. Cała konstrukcja wyglądała naprawdę nieźle, jak na
wykonaną przez amatorów w ciągu zaledwie trzech godzin.
O
piątej rano gotowi byli "chwycić" wolność "za
rogi". Okno na strychu pięciopiętrowego domu było
wystarczająco duże, aby Darek i Irek przecisnęli się przez nie
wraz ze swoim latawcem. Wyszli na sam szczyt dachu. Pełni dumy ze
swojego dzieła i szczęśliwi, że nareszcie będą mogli zasmakować
życia w skromnym rodzinnym gronie. Tuż przed wylotem ojciec
powiedział do syna, aby ten zbyt mocno nie napinał skórzanych
trzymadeł, gdyż pod jego ciężarem mogą pęknąć. Należało
trzymać je delikatnie, ale w taki sposób, aby oplatały palce
dookoła. Do plecaków spakowali tylko najpotrzebniejsze rzeczy i?
ruszyli.
Ostrożnie wybili się z brzegu dachu wprost na pastwę powietrza. I szybowali pod niebem rozradowani i WOLNI ! Nie opuszczały ich też wspaniałe wrażenia, oczy cieszyły się pięknymi widokami na miasta i wsie.
Zamieszkać mieli w chatce w lesie, która po rozwodzie Dariusza z żoną została przydzielona właśnie jemu. Tak na razie, dopóki nie znajdą czegoś lepszego.
Już zbliżali się na miejsce, kiedy Irek zaczął się osuwać. Nie posłuchał ojca i złapał paski wpół, naprężając je ze wszystkich sił. Zmęczone ręce zaczynały się pocić, a miejsca, w których trzymadła zszyte były jedwabną nicią ? powoli puszczały.
I
stało się to, czego nikt nie chciałby przeżyć. Nieposłuszny i
próżny chłopak spadł prosto do jeziora znajdującego się na
olbrzymiej polanie. Zdezorientowany mężczyzna wylądował przy
brzegu i ze łzami w oczach skoczył do wody. Ale nie udało mu się
uratować syna. Wyłowił go bladego z sinymi ustami. Nie było już
żadnej szansy na ocalenie. Zrozpaczony doniósł ciało do chaty. Po
kilku dniach wyprawił kameralny pogrzeb za część pieniędzy,
które zarobił u państwa Minoszyńskich. Resztę przeznaczył na
założenie fundacji charytatywnej, której został prezesem.
Szanowany przez wszystkich, godny i honorowy, dożył wielu lat. Na
miejscy chaty stanął pomnik upamiętniający odważnego i
dobrodusznego
"bohatera".
Dedal (Dajdalos) był rzemieślnikiem artystą na dworze króla Krety, Minosa. Mówiono, że w swe posągi Dedal potrafi tchnąć życie – tak były doskonałe. Wykonywał nie tylko statuy, ale wynalazł świder, grundwagę, był też architektem. Król Minos zlecił Dedalowi wykonanie labiryntu dla Minotaura – potwornego królewskiego syna, pół-byka i pół-człowieka. Dedal nie pochodził z Krety, tęsknił za swoją ojczyzną – Atenami. Król jednak, z przywiązania do przyjaciela, i z obawy przed jego wiedzą o tajemnicach państwowych, zabronił Dedalowi opuszczać wyspę. Rzemieślnik wymyślił sposób ucieczki. Z ptasich piór sklejonych woskiem sporządził skrzydła dla siebie i swego syna Ikara. Przed odlotem ojciec przestrzegł młodego chłopaka, aby leciał równo między niebem a ziemią, bo inaczej albo wosk się stopi, albo pióra nasiąkną wodą. Jednak Ikar, zachwycony lotem, wspaniałością przygody, zapomniał o radach ojca, wleciał zbyt wysoko i spadł do morza, gdy jego skrzydła się rozpadły. Zrozpaczony ojciec znalazł zwłoki syna, wyspę nazwał Ikarią, a morze – Ikaryjskim. Dedal zatrzymał się na Sycylii, został tam nadwornym budowniczym. Po kilku latach król Minos zaatakował Sycylię, upominając się o Dedala. W walce jednak Minos poległ, a Dedal żył jeszcze długo w poważaniu wszystkich mieszkańców.